3 minute read
mroczna historia masarza Biagio
Od setek lat wycieczki po Wenecji rozpoczynają się w tym samym miejscu. Choć turyści nie zawsze dojeżdżali do miasta pociągiem, to plac przed dzisiejszym dworcem kolejowym niezmiennie oferuje piękny widok na początek Canal Grande. Podróżni wsiadający do tramwaju wodnego płyną zazwyczaj w okolice mostu Rialto, omijając początkowe przystanki. A to błąd – warto wysiąść trochę wcześniej, na Riva de Biasio, i poznać nieco inną historię miasta, mniej pocztówkową, bardziej mroczną. Adres ten zna każdy wenecjanin, bo przypomina o makabrycznych wydarzeniach sprzed ponad pięciu wieków.
Advertisement
XVI wieku popularnością w Wenecji cieszyły się tawerny oferujące proste, mięsne dania, często prowadzone przez rzeźników. Na istniejącym do dziś Campo San Zan Degolà lokal tego typu prowadził luganegher Biagio Cargnio, który trudnił się produkcją kiełbas. Tradycyjną potrawą ówczesnej kuchni było sguazeto, rodzaj mocno przyprawionego gulaszu z kiełbasą (różne warianty przetrwały do dziś pod nazwą guazzetto i można je spróbować we włoskich restauracjach).
Przepis serwowany przez Biagia zyskał taką sławę, że jego lokal był zwykle pełen gości, czekających w kolejce na specjał w dobrej cenie –knajpę upodobali sobie zwykli trafiali też kupcy, tłumnie przybywający z Padwy i Treviso. Dzięki reputacji sguazeto alla Biagio, które było często pierwszym celem w mieście po przepłynięciu laguny, historycy przypisują dziś nazwę adresu owej tawernie. Pewnego dnia jeden z klientów, ku swojemu przerażeniu, wyłowił z potrawki kawałek kości do złudzenia przypominającej ludzki palec. Zaniepokojony, zawiadomił strażników, którzy natychmiast przeszukali przybytek Biagia i znaleźli na zapleczu ludzkie szczątki, co szybko powiązano z serią zaginięć w okolicy m.in. dzieci. Masarz trafił pod sąd, a następnie został skazany na śmierć w typowej weneckiej egzekucji, zarezerwowanej dla największych zbrodniarzy.
Jak podaje rejestr straconych,
18 listopada 1503 roku Cargnio został zawleczony z więzienia do swojej tawerny, gdzie obcięto mu ręce, a następnie doprowadzono na plac św. Marka. Tam, między słynnymi kolumnami, zgodnie ze zwyczajem, stracił głowę, a ciało poćwiartowano i wywieszono publicznie na hakach. Prawo nakazywało wówczas wystawienie zwłok w czterech kierunkach – Padwy, Mestre, Chioggi i Lido. Dwa haki przetrwały do dzisiaj, można je zobaczyć przed kościołem San Canciano. W historii Riva de Biasio obecny jest też polski wątek – pod tym adresem ostatnie lata życia spędziła Teresa Kunegunda Sobieska, polska królewna i księżna bawarska, córka Jana III Sobieskiego. Po śmierci męża, Maksymiliana II Emanuela, opuściła
Bawarię i przeprowadziła się do Wenecji, gdzie zmarła 10 marca 1730 roku. Po śmierci ciało zawieziono do Monachium, ale jej wnętrzności pozostały w Wenecji, złożone pod ołtarzem zakrystii w kościele S. Simeon Grande.
Podanie o Biagio Cargnio wciąż robi wrażenie, choć zwielokrotnione przez setki lat przekazy utrudniają dotarcie do źródeł – część informacji pochodzi z wtórnych kronik, a zapisy dzielą nierzadko dwa wieki. Znany jest inny rejestr straconych, który potwierdza dzień egzekucji, ale zmienia rok na 1520. Rozbieżności skłoniły Giuseppe Tassiniego, słynnego weneckiego historyka z XIX wieku, do dalszych badań, które zakończyły się odnalezieniem jeszcze starszego spisu kryminalistów. Tam również pojawia się imię skazanego Biagio, ale nota jest datowana na 6 czerwca 1395 roku. Zawiłości nie zmieniają jednak znaczenia podania, które na zawsze wsiąkło w świadomość mieszkańców miasta. Tawernę mordercy zrównano z ziemią, ale o czynach przypomina nie tylko adres i nazwa przystanku; na sąsiadującym kościele do dziś widać relief z odciętą głową, który – choć przedstawia Jana Chrzciciela – wciąż jest przez wenecjan nazywany Biagiem. Obrazu masarza w kulturze dopełnia spopularyzowana w XIX wieku rymowanka dla najmłodszych, przestrzegająca przed mordercą. Przetrwała do dziś – dorastając w Wenecji można poznać tą makabryczną opowieść już w dzieciństwie.
JAK UŻYWAĆ SZCZOTECZKI?
mieszkańcy, szczególnie w przerwach od pracy. W późniejszych kronikach można też przeczytać o ,,wszystkich łodziach płynących od Mestriny, które cumowały przy karczmie Biagio. I rzeczywiście, do lokalu regularnie
Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z jogą?
Jogę praktykuję od 16 lat. Weszłam na tę ścieżkę w okresie, gdy pracowałam w świecie korporacyjnym. Zależało mi wtedy, by znaleźć dla siebie formę ruchu, która spełni mnie nie tylko w aspekcie fizycznym, ale też umysłowym, psychicznym i duchowym. Inne formy ruchu, które testowałam w tamtym czasie, dość szybko mnie nudziły. Dodatkowo czułam, że moja głowa wcale nie odpoczywa, tylko jeszcze bardziej się nakręca. Gdy 16 lat temu trafiłam na jogę, od razu po pierwszych zajęciach wiedziałam, że to jest to. Od tamtego momentu zaczęłam ćwiczyć bardzo regularnie pod opieką nauczycieli. Bardzo szybko doświadczyłam też dobrego wpływu, jaki wywarła na mnie regularna praktyka jogi. Okazało się, że dobrze czułam się nie tylko na poziomie mojego ciała, ale też emocji.
A co dokładnie zmieniło się w Twoim ciele, odkąd zaczęłaś praktykować jogę?
Na samym początku przestały mnie boleć lędźwie, czyli dolny odcinek kręgosłupa, co jest zmorą wielu osób pracujących na siedząco. Gdy wychodziłam z zajęć, odnosiłam wrażenie, jakbym była wyższa i lżejsza. Moje ciało było dużo bardziej sprężyste, gotowe do tego, by stawiać czoła codzienności. Joga oznaczała dla mojej głowy totalny odpoczynek, przy czym nie odczuwałam tego czasu spędzonego na praktyce jak ucieczki od rzeczywistości. Czas poświęcony na jogę to była bardzo ważna praca z ciałem, obserwowanie go, ustawienie w różnych pozycjach, ustawienie oddechu w określonym wzorcu oraz koncentracja.
Na czym polega filozofia jogi?
W najogólniejszym podejściu można powiedzieć, że joga to system