ECHO CHOCZEWSKIE Biuletyn Klubu Radnych „Dla Dobra Gminy Choczewo’’
Historia pewnej skrzyneczki Od wielu lat mieszkańcom naszej gminy towarzyszy biuletyn pt. „Wieści Choczewskie”. Wcześniej spełniał on ważną rolę w informowaniu mieszkańców o tym, co dla nich ważne, jak pracuje Rada Gminy, relacjonował uroczystości, opisywał wydarzenia w szkołach i przedszkolach, przedstawiał osiągnięcia sportowe. Tak było do końca 2010 roku. Potem przyszło nowe. Gdy w styczniu 2011 r. redaktorem gazetki została szwagierka Przewodniczącego Rady Krzysztofa Łasińskiego całkowicie zniszczono niezależność tego tytułu. Rozpoczęła się epoka propagandy i umieszczania tylko tych tekstów, które pochodziły od „grupy trzymającej władzę”. Wielokrotnie przekazywaliśmy do druku teksty naszego klubu czy poszczególnych radnych, ale były one odrzucane przez „kogoś”. Trudno było ustalić kto tak naprawdę odpowiada za wydawnictwo, bo pytany o to przewodniczący rady mówił o wójcie, a ten o przewodniczącym. Maszyna tak napędzana stała się tubą propagandową i miejscem pomówień i oszczerstw bez możliwości ich sprostowania bądź przedstawienia innego niż władzy punktu widzenia. Jest to tym bardziej perfidne, że na mniej wtajemniczonym w mechanizm czytelniku wywoływało wrażenie o prawdzie zawartej w tekstach, bo skoro nikt nie zaprzecza to jest to prawda. Tylko, jak zaprzeczać skoro teksty prawdziwe były blokowane i wrzucane do kosza? Sytuacja stała się tak zła, że wieloletni wydawca, po kolejnych szkalujących i obraźliwych tekstach, z obawy o pozwanie go do odpowiedzialności sądowej za treści artykułów, wycofał się ze współpracy. Od tej pory wydawcą była gmina. Miało to jednak istotne znaczenie finansowe, bo od tamtej pory za biuletyn naliczany jest wyższy VAT - zamiast 8%, jak poprzednio, teraz jest 23%. Tylko z tego powodu wydatki wzrosły o około 3 tys. zł rocznie.
Ale co tam - to przecież nie wójta pieniądze, a o budżet i nieuzasadnione wydatki „władza” się nie martwi. Przez te lata uzbierała się pokaźna sumka którą zamiast na podatek rozsądniej można byłoby wydać na przykład na stypendia dla naszych uczniów. Skoro jesteśmy przy pieniądzach, to należy podkreślić, że do końca 2010 roku biuletyn (o większej ilości stron) kosztował około 20 tysięcy zł, a teraz jego koszty wzrosły do blisko 35 tysięcy zł. Ile z tych pieniędzy to wynagrodzenie przychylnych władzy osób tworzących biuletyn? Pamiętacie państwo skrzyneczkę na listy propagowaną przez wydawców? I co, znaleźliście w gazetce jakieś wasze teksty, przekazywane za pośrednictwem tej skrzynki? Jedyne, jakie się ukazały, to te chwalące władzę, a pozostałe trafiały do kosza. Jako perfidną kpinę należy uznać odpowiedz na nasze pytanie dotyczące tego - kto ma klucz i kto rejestruje pisma? Najpierw miał to być wójt. Potem powiedziano nam, że przewodniczący, potem, że redaktorka, a na koniec że klucz zaginął. Tak z Państwa krytycznych tekstów uczyniono wiedzę tajemną, dostępną tylko władzy i dającą jej przewagę, bo wiedziała, co kogo boli i jakie są problemy. Dzięki temu mogła się przygotować na te sprawy i zawczasu udawać, że je rozwiązuje. Co teraz się dzieje ze skrzyneczką? Czyżby mieszkańcy pisali zbyt krytycznie? A może już mieli dość? A może ze skrzyneczką jest podobnie, jak z poniedziałkowym przyjmowaniem petentów? Na początku ludzie przychodzili i wójt obiecywał, obiecywał, a teraz mieszkańcy przestali przychodzić, bo okazało się, że wójt tylko obiecuje i kłamie. Tylko dlaczego jedna grupa bezwzględnie oczernia, pomawia za nasze wspólne pieniądze? Dlaczego wykorzystuje gminne wydawnictwo do własnej kampanii wyborczej? Hola panowie! Sięgnąć do własnych pieniędzy i wydawać propagandę. Bo szczytem nieprzyzwoitości jest sięgać bez umiaru i opamiętania do społecznej kasy.
Nasz biuletyn wydajemy z własnych środków i niech to będzie dla was wzór do naśladowania. Mieliśmy nadzieję, że czasy propagandy niszczącej ludzi już minęły. *****
Jedna droga jeden chodnik Droga z Borkowa do Zwartowa została przejęta od Powiatu Wejherowskiego na początku 2010 roku w związku z planowanym przez gminę remontem tej drogi. Inwestycja miała się odbyć w ramach tzw „schetynówek” i w tym celu został w latach 2009-2010 wykonany projekt przebudowy skrzyżowania z drogą wojewódzką w Borkowie, remont drogi z Borkowa do Zwartowa i wykonanie chodników i drogi w Borkowie. Uzyskane pozwolenie na budowę dołączono do wniosku, który został złożony w Urzędzie Marszałkowskim we wrześniu 2010 roku. Nasz wniosek uzyskał bardzo wysoką ocenę, jednak środki przeznaczone dla województwa wystarczyły tylko na kilka projektów składanych przez powiaty. Była realna szansa na uzyskanie dofinansowania w roku 2011. Warto się było o to starać, bo 50% kosztów w takich projektach pokrywa budżet państwa, po 25% - starostwo powiatowe i gmina. Trzeba było wykorzystać taką szansę. Niestety wójt pomimo naszych wezwań i zapytań, przez cztery lata ani razu nie złożył gotowego wniosku. Wystarczyło zmienić datę i podpis. Do chwili obecnej nie uzyskaliśmy odpowiedzi, dlaczego zmarnowano taką szansę? Jedyne, co ciągle słyszeliśmy, to opowieść o jakimś inwestorze od wiatraków, który rzekomo miał wyremontować drogę z Borkowa do Zwartowa. Problem polegał na tym, że wójt podał nazwę jakiejś firmy, a w tej samej chwili okazało się że firma ta wycofała się z inwestycji. Zarząd Dróg Powiatowych zniecierpliwiony pogarszającym się, fatalnym stanem drogi, pomimo przekazywania gminie pieniędzy na remont i utrzymanie drogi, odebrał ją gminie niejako „karnie” z dniem 01.07.2014 roku. Z rezerwy budżetowej powiat przeznaczył 300 tysięcy zł na natychmiastowy remont odebranej gminie
drogi. Chwalenie się przez obecnego wójta tym remontem należy potraktować jedynie jako kłamliwą kampanię wyborczą, bo w żaden sposób nie przyczynił się do tego remontu. Może z braku inwestycji i jakichkolwiek „sukcesów” okaże się, że naprawa zwykłego kurnika przez mieszkańców, też będzie propagandowym sukcesem wójta. Radna i zarazem sołtys Kurowa i Choczewka pani Sylwia Kropidłowska wielokrotnie zwracała się do wójta z prośbą o zajęcie się sprawą chodnika w Kurowie. Czyniła to na sesjach Rady Gminy, jak również zniecierpliwiona brakiem reakcji, skierowała w tej sprawie pismo do wójta. Wójt odpowiedział na piśmie, że sprawa została skierowana do Zarządu Dróg Powiatowych. Mijał czas, lecz decyzji co do chodnika nie było. Poproszony o pomoc został Radny Powiatowy, jednak również bez skutku. Po dwóch latach radna Kropidłowska poprosiła o pomoc byłego wójta Jacka Michałowskiego, w wyniku czego, już po trzech dniach, do Kurowa przyjechał Kierownik Rejonu Dróg Powiatowych. W trakcie wizji lokalnej potwierdzono konieczność budowy chodnika dla zapewnienia bezpieczeństwa mieszkańcom. Z rozmów wynikało jednoznacznie, że Gmina Choczewo NIGDY nie wystąpiła w tej sprawie do Zarządu Dróg! Ustalono potrzebę niezwłocznego pisemnego wystąpienia w tej sprawie już bezpośrednio przez panią radną Kropidłowską do Zarządu, co natychmiast uczyniła. Błyskawicznie (po kilku dniach) nadeszła odpowiedz, że Zarząd Dróg Powiatowych przychylił się do wniosku i zapewnił środki a budowa chodnika zostanie wykonana w 2015 roku. Można? Można! Tylko dlaczego przez tyle lat obecny wójt nie zrobił nic w tej sprawie? Teraz, gdy wie o jej załatwieniu chodzi i opowiada, że to jego sukces i to on „załatwił budowę”. *****
Pradolina Łeby i „dolne” Choczewo Pod koniec maja tego roku nowo wybrany Przewodniczący Rady Gminy Bronisław Nowak wraz z Zastępcą Wójta Robertem Lorbieckim spotkali się w Gniewinie z Prezesem
–2–
Lokalnej Grupy Rybackiej „Pradolina Łeby”. W trakcie spotkania Prezes LGR zapytał Przewodniczącego RG Nowaka, o to dlaczego Gmina Choczewo nie składa wniosków o dofinansowanie projektów? Do rozdysponowania pozostało jeszcze 1,3 mln złotych, a Gmina Choczewo jako jedyna nie złożyła do tej pory ŻADNEGO wniosku. W dalszej rozmowie okazało się, że wójt podjął decyzję o nieubieganiu się o te środki z sobie tylko znanych powodów. Aby pieniądze te nie przepadły bezpowrotnie w miejsce Choczewa dwa wnioski złożył Burmistrz Łeby. Obecny wójt zaprzecza, że było to z nim uzgodnione, ale takie właśnie informacje do nas dotarły. Wtedy też okazało się, że władza gminna miała zamiar użyć projekt remontu kotłowni w Żelaznej i na jego podstawie ubiegać się o środki na budowę jakiegoś obiektu za stacją paliwową w Choczewie na potrzeby kół gospodyń wiejskich. Projekt ten jednak zaniechano i przestano się interesować środkami z „Pradoliny Łeby”. Po tych informacjach rozpętała się burza, bo nasz Klub Radnych nie mógł się pogodzić z utratą tak znacznych środków unijnych. Władze gminne były w rozterce, bo nie miały pomysłu i przygotowanej inwestycji, a termin składania wniosków upływał za cztery dni(!). My wskazaliśmy na dwie: 1/ budowę dróg i chodników na dolnym Choczewie, jako kontynuację inwestycji z poprzedniej kadencji na ul. Kościuszki /wyróżniona przez Urząd Marszałkowski - czy ktoś przeczytał o tym w Wieściach Choczewskich?/ i 2/ remont drogi w Słajszewie do morza (jako trzeci dostęp do morza w gminie). Alarmowa sytuacja nie byłaby potrzebna, gdyby postąpiono zgodnie z wypowiedzią byłego wójta Jacka Michałowskiego na sesji Rady Gminy w styczniu 2014. Zaapelował on wówczas do natychmiastowego opracowania planów, na podstawie których gmina w końcu mogłaby ubiegać się o środki unijne. Choczewo jako jedyna gmina nie złożyła żadnego wniosku w roku 2013 i z tego powodu nie rozdysponowano ponad jednego miliona złotych, a terminy na rok 2014 są już coraz krótsze i może nastąpić całkowita utrata pieniędzy unijnych. Był to głos osoby dobrze zorientowanej, bo pan Mi-
chałowski był wówczas wiceprzewodniczącym komitetu oceniającego wnioski w LGR. Jednak głos ten pozostał bez echa, bo gmina nadal pozostawała kompletnie nieprzygotowana, a wójt w podróży. Na szczęście Łeba wycofała swoje projekty, co dało nam szanse na to, aby pośpiesznie złożony (niekompletny) wniosek przeszedł do oceny w Urzędzie Marszałkowskim. Dlaczego zmarnowano tyle czasu i brak było woli rozwiązania problemów mieszkańców dolnego Choczewa? Mamy uzasadniony żal do naszych koleżanek i kolegów radnych wspierających wójta o to, że sprawa ta ich nie interesowała i nie wykazali jakiejkolwiek inicjatywy, aby ją załatwić. Tradycyjnie - wójt już odtrąbił sukces i wypiął pierś do orderów za nie swoje zasługi. Wiele jeszcze pracy nad inwestycją, bo jak głosi obecny wójt dopiero dobiegają końca prace nad projektem. A gdzie pozwolenie na budowę, przetargi, podpisanie umowy? Zima i wiosna to nie pora na takie budowy, a inwestycję będzie trzeba zakończyć i rozliczyć już w czerwcu 2015 roku. Następca będzie miał poważny problem do rozgryzienia i potrzebna mu będzie do tego wiedza i umiejętności. Bo obecny wójt tego nie udźwignie. *****
Kurowo - jak łatwo przypisać sobie cudzy sukces Obecny wójt wielokrotnie, przy każdej okazji, chwali się „swoim” sukcesem, jakim ma być budowa kanalizacji z Kurowa do Przebendowa podkreślając, że jest to pierwsza inwestycja kanalizacyjna w historii gminy. Chciałoby się powiedzieć, że „ogarnęła go jakaś pomroczność”: ciemna bądź jasna, jednakże jest to chyba zwykły brak wiedzy oraz kontaktu z gminą. Ostatnio wójt nie wiedział, w którym roku Polska stała się członkiem Unii Europejskiej i od kiedy możemy ubiegać się o środki z jej budżetu. Bo według niego środki przedakcesyjne, pieniądze od wojewody czy z urzędu marszałkowskiego lub agencji państwowych są mniej ważne od wójtowych „grantów”. Polska o środki z budżetu Unii Europejskiej mogła ubiegać się od roku 2008 w ramach
–3–
różnych funduszy rozwojowych na lata 20072013. Z tej szansy do końca 2010 roku nasza gmina korzystała wielokrotnie, a ilość inwestycji, jak na możliwości naszego budżetu, była duża. Zgodnie z danymi zawartymi w „Panoramie Powiatu Wejherowskiego” we wrześniu i październiku 2010 roku, byliśmy w czołówce powiatu pod względem nakładów inwestycyjnych w odniesieniu do budżetu oraz na jednego mieszkańca. Aby ubiegać się o środki pomocowe należało wykonać wiele analiz i projektów. Między innymi, to w roku 2009 wykonano projekt kanalizacji dla Kurowa, a w połowie 2010 roku na wniosek byłego wójta Jacka Michałowskiego uzyskano pozwolenie na budowę. W roku 2011 projekt miał być złożony o dofinansowanie i rozpoczęta inwestycja. Dlaczego aż cztery lata czekano ze złożeniem wniosku, przesunięto termin rozpoczęcia inwestycji? Wytłumaczeniem nie może być bajka o „prostowaniu” gminnych funduszy, bo każdy kto choć trochę zna się na budżecie nawet domowym potrafi właściwie ocenić, że to obecny wójt doprowadził gminę do zapaści. Ale ponieważ na potrzeby kampanii wyborczej potrzebny był chociaż jeden, nawet najmniejszy, sukcesik, więc coś zaczęło się dziać. Szkoda, że nie jest to sukces własny wójta, no ale niezorientowanych łatwo można wprowadzać w błąd. Jest w tej sprawie jeszcze jeden chwyt wyborczy obecnego wójta. Opowiada on mieszkańcom Kurowa, że „załatwił” z dyrektorem Gminnego Zakładu Gospodarki Komunalnej zniesienie opłat za przyłącza. Zapytany o to na sesji Rady Gminy, zaczął się wykręcać i twierdzić, że takich obietnic nie składał, a zainteresowani mogą ubiegać się o pomoc z opieki społecznej. Przypomnijmy, że w poprzednich kadencjach inwestycje były prowadzone w taki sposób, że wykonanie przyłączy spoczywało na wykonawcy i mieszkańcy za to nic nie płacili. Do tej zasady należy natychmiast powrócić. A gdzie są nowe projekty? Przecież jesteśmy w przeddzień ubiegania się o kolejne pieniądze na lata 2014-2020. Jesteśmy nieprzygotowani, bez pomysłów i projektów. Czas ucieka, a my daleko w tyle. Jak przyciągnąć inwestorów i tworzyć nowe miejsca pracy? Śpiąc i opowiadając bajki do snu nie da się wykorzystać możliwości i szans.
Jak papierowym vat-em załatano budżet W ostatnich dniach listopada 2013 roku na sesji Rady Gminy dokonano zmiany budżetu przez dopisanie do niego wpływów z zamiaru odzyskania podatku VAT. Budziło to nasze wątpliwości z kilku powodów. Kwota ta jeszcze do budżetu nie wpłynęła, dodatkowo gmina miała za złożenie wniosku w urzędzie skarbowym zapłacić jakiejś firmie, wytypowanej przez wójta bez przetargu, kwotę ponad 120 tysięcy zł. A co najważniejsze - według naszej wiedzy gminie za wykonane inwestycje taki zwrot się nie należał. Ustawa o zwrocie VAT dla gmin obowiązuje dopiero od 2011roku, tak więc poprzednicy, wbrew twierdzeniom wójta, nie mogli wcześniej wykorzystać tej szansy. Przepisy mówią wprost – istnieje możliwość zwrotu podatku VAT jeżeli dofinansowanie inwestycji ze środków zewnętrznych nie przekraczało 40%. Inwestycje wykazane przez wójta we wniosku były dofinansowane i to nawet w większym stopniu, dlatego też taki zwrot Gminie Choczewo w ogóle się nie należał. Dlaczego zatem wójt i sowicie wynagradzana firma o tym nie wiedzieli i wprowadzili wszystkich w błąd? Z prostej przyczyny - dla „papierowego” uratowania budżetu gminy na koniec 2013 roku. Kwota 1,6 mln zł wprowadzona do budżetu dała fałszywy obraz finansów gminy i uratowała władze przed wejściem zarządu komisarycznego. Dzięki temu manewrowi na papierze zadłużenie gminy spadło do około 55%, gdy tak faktycznie przekroczyło już grubo ponad 60%. Rok mija, a pieniędzy tych jak nie było, tak nie ma. W tym przypadku po raz kolejny posłużono się sprawdzoną metodą przymuszania radnych do głosowania „za”, bo wpisano jednocześnie podział tych pieniędzy na różne działania krzycząc, że kto jest „przeciw” ten jest przeciw rozwojowi gminy. Ważne jest również to, że zrealizowane inwestycje od których miał nastąpić zwrot podatku VAT to zasługa i dokonania poprzedniej rady i poprzedniego wójta. Tak więc, jest to dowód na to, że poprzednicy działali, a nie jak to teraz opowiada obecny wójt – że nie było inwestycji. Inna sprawa to to, ile obietnic wójta miało być zrealizowane
–4–
z pieniędzy z odzyskanego podatku VAT. Pewnie i podwojenie tej kwoty by nie wystarczyło. *****
Oczyszczalnia w Choczewie - trabant w cenie mercedesa Rozpoczęta w poprzedniej kadencji budowa nowej oczyszczalni ścieków w Choczewie miała być najważniejszą inwestycją w gminie. Poprzednia Rada Gminy i wójt wykonali projekt tej inwestycji w oparciu o wykonaną wcześniej „Koncepcję Gospodarki Ściekowej w Gminie Choczewo”. Założono w nim, jaki będzie rozwój gminy i wzrost liczby mieszkańców w poszczególnych rejonach. Pod te wyliczenia i potrzeby zaprojektowano dużą, nowoczesną oczyszczalnię choczewską. Od 2011 roku tempo prac zamarło z winy gminy i doprowadzono do rozwiązania umowy z wykonawcą z powodu jego upadłości. Jedną z przyczyn upadłości tej firmy było to, że gmina nie wystawiła - według słów właściciela firmy - w przewidzianym czasie tzw. Gwarancji Płatności, do czego była zobowiązana. Wypowiedzenie umowy nastąpiło we wrześniu 2012 roku, a czas na zakończenie inwestycji i jej całkowitą zapłatę mijał 15.12.2012r. W znany tylko sobie sposób wójt znalazł firmę z Wejherowa i zataił przed radnymi fakt, że ta firma też jest w upadłości i zgodnie z przepisami nie można było podpisać z nią umowy. Mimo to umowa taka została zawarta i przystąpiono do działania. W grudniu 2012 roku według protokołów i „na papierze” inwestycja została zakończona, a tak naprawdę nadal trwała aż do marca - kwietnia 2013 r. W grudniu 2012 roku wykonawcy wypłacono wszystkie pieniądze, łącznie z kaucją gwarancyjną, a gdy to nastąpiło przedsiębiorstwo natychmiast ogłosiło UPADŁOŚĆ znikając z horyzontu. Tak więc nowa budowa została pozbawiona gwarancji, bo wykonawca już nie istnieje! Poprzedni wykonawca ustalił i posiada materiał dowodowy na to, że zmieniono technologię i zastosowano gorsze urządzenia o mniejszej wydajności. Potwierdził ten fakt zapytany o to na sesji Rady Gminy (wypowiedz w protokole z sesji) obecny Dyrektor Gminnego Zakładu Gospodarki
Komunalnej. ZAPROJEKTOWANO MERCEDESA A WYKONANO TRABANTA. Niby też jedzie, ale jak długo? A skoro zbudowano trabanta, to czemu zapłacono, jak za mercedesa? Przy całej tej sprawie jest jeszcze jeden niesamowity wątek powiązania wójta z firmą kończącą budowę. Okazało się bowiem, że firma ta żwir do budowy brała z nielegalnej żwirowni w Starbieninie, należącej do obecnego wójta, który za taki proceder został ukarany ponownie. Pytany o to na sesji Rady Gminy, wójt najpierw zasłaniał się niepamięcią (to chyba pierwszy karany, który zapomina o takim fakcie), a potem oświadczył, że była to DAROWIZNA. Bez wątpienia to pierwszy przypadek, kiedy wykonawca wielomilionowej inwestycji od zleceniodawcy-wójta otrzymuje darowiznę i to taką! Jakoś nie słyszeliśmy o tym, że w związku z darowizną obniżono koszty budowy. W 2013 roku dokończenie budowy przerzucono na barki Gminnego Zakładu Gospodarki Komunalnej. Ponadto, zwiększono wydatki na to zadanie o blisko 50 tysięcy zł i dodatkowo wynajęto kolejną firmę – tym razem z Tczewa. Na nasze liczne zapytania w tej sprawie wójt odpowiedział, że firma ta usuwa usterki i prowadzi naprawy. A gdzie gwarancja? Gdzie jest wykonawca? Poza tym nie wyglądało to jak usuwanie usterek, lecz jako kontynuacja budowy. Problemem tak przeprowadzonej inwestycji jest jej niewydolność i zbyt mała przepustowość. Zwalanie winy na poprzedników ma na celu ukrycie własnej niekompetencji, braku wiedzy i gospodarności. Powstaje pytanie: skoro teraz wydajność jest zbyt mała, to do czego podłączymy Kurowo i inne miejscowości? Kto pokryje koszty modernizacji zgodne z projektem i potrzebami? Znów mieszkańcy! Finansowanie tej inwestycji przez poprzedników było przygotowane perfekcyjnie. Uzyskano 4 miliony zł z funduszy unijnych i pożyczkę z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska w kwocie 2,6 mln zł. Koszt budowy to ok. 6,6 mln zł. Kosztem gminy miała być częściowa spłata pożyczki od WFOŚ, bo przy prawidłowo i terminowo prowadzonej inwestycji mogliśmy ubiegać się o umorzenie 40% zaciągniętych zobowiązań. Jednak pieniądze otrzymywane z Urzędu Marszałkowskiego były
–5–
trwonione i nie szły na terminowe spłaty pożyczki. Z tego powodu gmina odroczyła termin spłaty zobowiązania i następnie zaciągnęła w WFOŚ kolejną pożyczkę na spłatę tej pierwszej. To z kolei przekreśliło szanse na ubieganie się o częściowe 40% umorzenie. I tak przepadł ponad 1 milion złotych. Zaciągane więc były kolejne kredyty pod pretekstem kontynuacji budowy. To ile w końcu wszyscy zapłacimy za nieudolność obecnego wójta? *****
Kredyt konsolidacyjny sposobem na ratunek
ca 2010 roku. Wtedy zadłużenie gminy z tytułu kredytów wynosiło około 29% - 170 tysięcy zł to tak zwane zobowiązania wymagalne na ZUS w szkołach i płatności za roboty z roku 2010, ustalone i zapewnione w budżecie na 2011 rok to 1,5 mln zł. Należy jednak przypomnieć, że zgodnie ze złożonymi wcześniej wnioskami na początku 2011 roku z Urzędu Marszałkowskiego gmina otrzymała blisko 1 milion zł, co wystarczało na regulowanie płatności. Ciągła nagonka na poprzedników po czterech latach już nikogo nie przekonuje. *****
Wójt od dłuższego czasu zabiegał o wyrażenie zgody przez Radę Gminy na zaciągnięcie kredytu konsolidacyjnego. Czynił to wielokrotnie a kolejne projekty uchwał nie uzyskiwały naszej zgody. Posłużył się sprawdzoną metodą i połączył sprawę kredytu konsolidacyjnego z wprowadzeniem zmian w budżecie dotyczącym spraw społecznych wymuszając w ten sposób przyjęcie uchwały stosując sprawdzoną metodę - kto „przeciw” ten jest przeciwny rozwojowi. Wskazana data ma również znaczenie dla ustalenia wysokości zobowiązań po poprzednikach i obecnych. Na koniec grudnia 2013 „stare” kredyty to 1,6 mln zł, a „nowe” pobrane w ciągu ostatnich dwóch lat to 5 milionów zł. Jaki więc był cel zaciągnięcia takiego kredytu? Co z prowizją bankową od udzielonego kredytu? Jakie gmina poniosła koszty? Skoro wydłużono termin spłaty to odsetki od tej kwoty również powiększają znacząco koszty kredytu konsolidacyjnego. Odpowiedzi na te pytania należy szukać w budżecie gminy, który na obsługę długu w roku 2014 przewiduje zaledwie 200 tysięcy zł, w 2015 około 340 tysięcy zł, natomiast należność główna przesunięta została do spłaty na lata następne. Dopiero od 2016 roku spłacać będziemy raty po około 1 milion złotych rocznie. W tej sytuacji nasuwa się tylko jedna odpowiedź - w ten sposób odroczono problemy finansowe gminy i w gorącym czasie wyborów można mówić o „rzekomym ich uzdrowieniu i wyjściu na prostą”. Mieszkańcy naszej gminy wprowadzani są w błąd co do sytuacji finansowej gminy z koń-
kto utracił 65 tysięcy złotych Często opowiadanym pomówieniem o poprzedniej władzy jest historia rozliczenia budowy Centrum Informacji Turystycznej w Choczewie. Obiekt, na budowę którego uzyskano dofinansowanie z pieniędzy unijnych, został wykonany przez poprzednią ekipę. Zrealizowano go w całości, a przed upływem kadencji brakowało jedynie odbioru budowlanego. Wszystkie wpływy pieniędzy z Urzędu Marszałkowskiego za poszczególne etapy budowy były osiągane bez problemu po udzieleniu odpowiedzi na pytania, jakie zawsze ten urząd przy rozliczeniach zadawał. Nagle utracono 65 000 zł z ostatniego rozliczenia, obarczając winą za to poprzedniego wójta. Tylko jak można tak mówić, skoro wniosek o płatność końcową składał obecny wójt i to on w terminie 7 dni nie odpowiedział na zadane pytania, bo nie umiał, a kompetentnych pracowników mających pojęcie o rozliczaniu wniosków, zwolnił z pracy? Po prostu nie wiedział, gdzie znajdują się teczki z dokumentacją. Według byłego zastępcy wójta, to właśnie obecny wójt uznał, że nie ma potrzeby odpisywania do Urzędu Marszałkowskiego, bo nic nam nie zrobią, a nawet jeżeli, to zwali się winę na poprzedniego wójta. To jest cała prawda o utracie tak znacznej kwoty. Na sesji Rady Gminy były wójt Jacek Michałowski, w związku z licznymi pomówieniami i rozpowszechnianiem nieprawdziwych informacji o nim i jego działalności, zwrócił się do ówczesnego Przewodniczącego Rady Gminy, Krzysz-
–6–
tofa Łasińskiego z wnioskiem o to, by wystąpił on do Najwyższej Izby Kontroli o przeprowadzenie kontroli w Urzędzie Gminy za lata 20062013. Uzasadnienie było proste: skoro kontrola przeprowadzona przez Regionalną Izbę Obrachunkową za lata 2006-2010 wykazała staranne, zgodne z prawem, gospodarne i oszczędne działanie wójta Michałowskiego, to na jakiej podstawie za przyzwoleniem Przewodniczącego Łasińskiego rozpowszechniane są (również i na sesjach) nieprawdziwe informacje o Jacku Michałowskim. Regionalna Izba Obrachunkowa po skontrolowaniu zaledwie trzech tygodni działalności wójta Gębki podjęła decyzję o rozszerzeniu kontroli do lipca 2011 i stwierdziła liczne poważne nieprawidłowości, co znalazło się w treści protokołu pokontrolnego! Dlaczego Przewodniczący Łasiński nie podjął żadnych działań, czego się obawiał? Ponieważ Michałowski nie ma nic do ukrycia, sam złożył wniosek o spowodowanie tak ważnej kontroli.
katy” zostały przy najbliższej zmianie regulaminu – zlikwidowane. Pomimo, że wszystkie te działania uzasadnione były zawsze oszczędnościami, środki przeznaczane na wynagrodzenia wcale nie zmalały. Przeciwnie – w naszej ocenie wzrosły, bo zwalnianym pracownikom należało wypłacić niejednokrotnie 6-miesięczne wynagrodzenia, co łącznie daję kwotę przekraczającą 100 tys. złotych. O dziwo, konserwator obiektów sportowych jest obecnie zatrudniony w urzędzie, dzięki czemu można oszukiwać mieszkańców stwierdzeniem, że koszty utrzymania obiektów sportowych spadły, bo nie są wykazywane tam gdzie powinny, lecz w urzędzie. Wspomnieć warto, że oprócz tego, iż wójt Gębka zwolnił z pracy osoby, które zatrudniane były przez poprzednich wójtów, to w ciągu ostatnich, niecałych 4 lat, zdążył wymienić również i takich pracowników, których zatrudniał osobiście, w tym: dwóch zastępców wójtów, 1 kierownika referatu oraz 1 szeregowego urzędnika.
*****
*****
Zatrudnienie w choczewskim urzędzie
dlaczego jesteśmy przeciwni prywatyzacji
W jednym z piątkowych wydań „Gryfa Wejherowskiego” (dodatek do „Dziennika Bałtyckiego”) obecny wójt gminy do „sukcesów” swojego rządzenia zalicza likwidację 11 stanowisk pracy w Urzędzie Gminy Choczewo. Jednak po wnikliwej analizie dokumentu pod nazwą: „Regulamin Organizacyjny Urzędu Gminy Choczewo” stwierdzić należy, że wójt Gębka podał w tym artykule nieprawdziwe informacje. Otóż – w okresie od 25 lutego 2011r. do 30 maja 2014r. obecny wójt aż 11 razy zmieniał zatrudnienie w urzędzie, w wyniku czego: - zlikwidował 10 stanowisk, - utworzył 12 stanowisk. W efekcie końcowym tych licznych zmian w choczewskim urzędzie w chwili obecnej są 33 stanowiska pracy i zatrudnionych jest 30 osób. Z kolei w roku 2010, tj. na koniec kadencji wójta Jacka Michałowskiego, w urzędzie było 31 stanowisk pracy (wszystkie obsadzone). Dodać należy, że wójt Gębka w międzyczasie utworzył 4 stanowiska, które jako tzw. „wa-
Wiele zamętu w ostatnim czasie wywołały wymyślone i forsowane przez obecnego wójta plany prywatyzacji Gminnego Ośrodka Zdrowia i Gminnego Zakładu Gospodarki Komunalnej. Jesteśmy przeciwni tym planom, ponieważ: -/ wójt nie był w stanie powiedzieć, o jaką prywatyzację mu chodzi, jakie to mają być spółki, a możliwości jest kilka -/ nie potrafił wiarygodnie przedstawić, co przez takie zmiany chce osiągnąć, ani wyliczyć skutków finansowych dla gminy i mieszkańców -/ takie zmiany nie były konsultowane z ogółem mieszkańców -/ gmina utraci kontrolę nad tymi podmiotami, a wójt będzie zwolniony z odpowiedzialności i pracy na rzecz tych jednostek -/ na obie jednostki gmina w ostatnim czasie poniosła największe nakłady wykonując liczne inwestycje i nie można teraz oddać ich w inne ręce do eksploatacji
–7–
-/ kto będzie prowadził inwestycje skoro gmina sprywatyzuje te jednostki, a szczególnie kto wybuduje oczyszczalnie północną i sieć kanalizacyjną? -/ jesteśmy za dotowaniem z budżetu gminy Gminnego Ośrodka Zdrowia i Gminnego Zakładu Gospodarki Komunalnej, bo to zapewnia mieszkańcom lepszą opiekę zdrowotną i niższe ceny za wodę i ścieki, Po prywatyzacji takie dofinansowanie będzie niemożliwe i obciąży mieszkańców. Nasze zastrzeżenia i uwagi pozostały bez odpowiedzi, dlatego jako odpowiedzialni radni jesteśmy przeciwni proponowanej prywatyzacji. W poprzedniej kampanii, jak i po wyborach, obecny wójt gorąco zapewniał o swojej niechęci do prywatyzacji. Co wpłynęło na zmianę poglądu? Chęć pozbycia się problemu i odpowiedzialności? *****
Nasze plany Część z nas ponownie ubiega się mandat radnego w swoich okręgach, inni przytłoczeni poziomem mijającej kadencji, poczuli się wypaleni i ustępują miejsca nowym kandydatom. Zawsze przyświecała nam podstawowa zasada: DZIAŁAMY DLA DOBRA GMINY CHOCZEWO I JEJ MIESZKAŃCÓW. Nikt z nas nie załatwił sobie mieszkania, pracy dla dzieci, zleceń na podwykonawstwo robót na rzecz gminy, zleceń dla firm w których pracujemy. Działaliśmy uczciwie i z przekonaniem, że służymy mieszkańcom gminy, bo to oni obdarzyli nas zaufaniem i nas wybrali. Nie byliśmy „radnymi wójta”, wójta działającego na szkodę gminy. Na początku kadencji miał on przewagę i skoro był, według własnego mniemania, tak dobry, to dlaczego zamiast przekonać nas do siebie, utracił przewagę a teraz walczy o przetrwanie? Najważniejsze wyzwania dla nasz wszystkich na najbliższą przyszłość, to: 1/ Dbałość o sprawy i potrzeby wszystkich mieszkańców,
2/ Natychmiastowe referendum wśród mieszkańców w sprawie budowy elektrowni atomowej tak, aby radni przyszłej kadencji jasno wiedzieli, jakie w tej sprawie jest stanowisko MIESZKAŃCÓW i takie stanowisko reprezentowali 3/ Dbałość o oświatę i kulturę, jako motywacja dla młodych i szansa ich rozwoju 4/ Pełna i wnikliwa analiza prawdziwej sytuacji finansowej i wdrożenie projektu naprawy finansów publicznych 5/ Wdrożenie projektu budżetu obywatelskiego, w przygotowaniu którego i jego realizacji większy udział będą mieli mieszkańcy 6/ Natychmiastowe ustalenie planów inwestycyjnych i przygotowanie dokumentacji dla ich przeprowadzenia. 7/ Powrót, tak jak w poprzedniej kadencji, do realizacji wspólnych projektów naprawy dróg 8/ Inwestycje kanalizacyjne i wodociągowe, w szczególności dla pasa nadmorskiego
Z OSTATNIEJ CHWILI Podczas sesji Rady Gminy w dniu 27 października 2014 roku przedstawiono sprawozdanie z oceny oświadczeń majątkowych radnych, zastępcy wójta, skarbnika kierowników jednostek organizacyjnych. Poza niewielkimi uchybieniami w niektórych z nich, nie stwierdzono nieprawidłowości. Nie dotyczy to oświadczenia majątkowego wójta. Podczas prowadzonej przez Wojewodę Pomorskiego kontroli uznano za konieczne skierowanie tego oświadczenia do Urzędu Kontroli Skarbowej w celu przeprowadzenia wnikliwej oceny. Można się domyślać, że musiało ono budzić poważne zastrzeżenia. Był już minister, który „zapomniał” w swoim oświadczeniu o zegarku wartym 40 tys zł przez co stracił funkcję i odpowiada przed sądem. O czym „zapomniał” wójt i czy podzieli losy ministra?
WYBORY SAMORZĄDOWE 16 LISTOPADA 2014 - nie zmarnuj swojego głosu