FANFIK
TWÓRCZOŚĆ
Władcy Wiatru Verlax
XIV
Ametyn Platinum był zmuszony wypić jeden kielich wina, by łatwiej zasnąć. Spał słabo, bo nie mógł przestać myśleć. Arlette wiedziała – obserwował reakcje możnych w trakcie kłótni na coraz to nowe rewelacje i niespotykane odkrycia. Arlette dobrze stwarzała pozory zdumienia oraz nawet kompletnego braku kooperacji ze swoim synem, ale nie umiała przekonująco udawać, że nie wiedziała, że za „Lazarem“ krył się jego starszy syn. Było dla niego oczywiste, że Ira specjalnie się podłożył – im dłużej nad tym myślał, tym większy sens miała cała ta wielka intryga.
Następnego dnia wcześnie rano został dosyć niespodziewanie obudzony przez swego kanclerza.
– Sir, Jej Wysokość wzywa.
– Ona? – zapytał mrugając intensywnie, wciąż niewyspany.
Gryf przytaknął. Ametyn powoli wstał z łóżka w swym namiocie.
– Dobrze – mruknął. – Podaj wiadro.
Siegfried to zrobił i po szybkim przepłukaniu twarzy zimną wodą już czuł, że nie śni. Ubrał się i wraz z kanclerzem udali się, by spotkać się z Tą, Która Lśni. Jej pałac jeszcze nie był gotowy, co budziło zrozumiałą irytację lordów krainy – zamiast móc przenocować w zamku z dala od mieszczan, albo wynajmowali pokojowe w tawernach, albo rozstawiali miasteczka namiotowe pod miastem. Tymczasową siedzibą Celestii była więc warownia, będąca na skraju kamiennego muru – około dwa, trzy razy większa od typowej wieży. Przed wejściem stali jej gwardziści – kompletnie niepotrzebnie. Celestia utrzymywała ją tylko z prestiżu władcy, ponieważ „każdy król Equestrii winien mieć gwardię“. Ta, Która Lśni była jednak Nieśmiertelnym i ni magia, ni trucizna, ni mijające wieki mogły jej cokolwiek zrobić. Jego praprzodek Epiles II, który był tak bliski unifikacji Equestrii pod swoim kopytem, bardzo dobrze się o tym przekonał. Czekała na niego na samym szczycie warowni, na szczycie wieży. Po wejściu po kamiennych schodach dostrzegł, że jest odwrócona do niego tyłem i używa magii. Rześkie poranne powietrze było zimne.
– Wasza Wysokość – powiedział sucho, by zwrócić jej uwagę.
– Och, podejdź, podejdź – odpowiedziała, nie odwracając się. Ametyn postanowił zignorować, w jaki lekceważący sposób go potraktowała. Dopiero gdy się zbliżył, zobaczył, co ona właściwie robi. Celestia rozrzucała magią okruszki chleba i karmiła mrowie ptactwa, jakie teraz oblepiało blanki wieży. Ametyn stanął tuż obok niej, próbując nie przeszkadzać. Ptactwo składało się głównie z kruków, ale też wróbli i nielicznych jaskółek.
40
– Z jakiego powodu mnie wzywasz? – zapytał bezpośrednio.