2 minute read
Fibi i Jednorożec
Jednorożce – nieśmiertelne, piękne istoty o niezwykłych mocach, które przyciągają osoby o czystym sercu. Dzieci – małe toto, czasem złośliwe, czasem urocze, odrobinę nieogarniające życia, patrzące na świat ze świeżą, radosną perspektywą… A gdyby tak to połączyć, wymieszać i przelać farbą na papier?
~Ghatorr
Advertisement
Tak szczerze, to nie jestem pewien, jakim cudem wpadłem na ten komiks. Może mignął mi w reklamie? Albo przypadkowo go wyszperałem, gdy przeszukiwałem sklep internetowy po zobaczeniu materiału o roli jednorożcach w kulturze nowoczesnej? Ewentualnie zauważyłem go w takim prawdziwym sklepie z komiksami, gdzieś pomiędzy Supermanami, Asterixami i Dragon Ballami. Nieważne – to, co ma znaczenie, to fakt, że od pierwszej chwili zapałałem do niego ciepłymi uczuciami.
„Fibi i jednorożec“ to seria komiksów dla dzieci o – jak bardzo łatwo się domyślić – dziewczynce imieniem Fibi oraz jednorożcu imieniem Marigold Niebiańskie Chrapy. Cała historia zaczyna się w banalnie prosty sposób – od kamienia, którym jedna z naszych bohaterek postanawia puścić kaczkę. (Nie)szczęśliwie ten improwizowany pocisk trafia tkwiącego po drugiej stronie jeziorka jednorożca, ale ten, zamiast się obrazić za przywalenie mu w nos, ogłasza dziewczynkę wybawicielką, dzięki której oderwała w końcu wzrok od swojego odbicia w wodzie. W zamian oferuje spełnienie jednego życzenia – a że nieskończone bogactwo czy supermoce odpadają, to Fibi decyduje się na prośbę, by zostały przyjaciółkami. Tak oto zaczyna się seria przygód, która przeprowadzi je przez letnie obozy, utarczki z goblinami, halloweenowe zbieranie cukierków od smoka czy wspólne czytanie „Naszej kobyły“.
Sama Fibi jest, jaka jest – ot, dziewięcioletnie dziecko z wybujałą wyobraźnią, trochę typ kujonicy, nad którą w szkole znęca się wredna młodociana samica alfa. Dzieci w jej wieku pewnie mogą łatwo się z nią utożsamiać, do tego jest czasem uroczo niewinna i/ lub entuzjastyczna. Ważniejszą postacią jednak jest Marigold – bezczelnie zakochany w sobie jednorożec, który wymaga fizycznej interwencji po zapatrzeniu się we własne odbicie, radzi sobie z problemami z użyciem sporych ilości magii i w rozbrajający sposób nie rozumie ludzkiego społeczeństwa – nie przejmując się tym jednak za bardzo, bo jest na to za fajna. Bohaterka jest przy tym na tyle sprawnie napisana, by jej samozachwyt nie budził irytacji czytelnika. Mamy też wiele innych postaci, mniej lub bardziej rozwiniętych, z których przede wszystkim rozczulił mnie ojciec Fibi – ale to może dlatego, że rzuca informatycznymi sucharami i opowiada córce o rzeczach, które dla niego były elementem dzieciństwa, a dla niej stanowią historię antyczną.
Do gustu mi przypadł aspekt edukacyjny – na końcu każdego tomiku znajdują się dodatkowe materiały, takie jak choćby poradnik rysowania postaci (w tym instrukcje, jak ładnie oddać ich mimikę, przydatna rzecz!) czy słowniczek pozwalający dzieciakom poszerzyć słownictwo. Do tego w samym komiksie od czasu do czasu przemknie jakieś przyjemne nawiązanie historyczne lub naukowe, jak na przykład Marigold wspominająca Marco Polo. „Fibi i jednorożec“ bawiąc uczy!
Ogólnie jest to zaskakująco przyjemna seria komiksowa o prostym humorze, który może przypaść do gustu zarówno starym, jak i młodym. Estetyczne obrazki cieszą oko, a krótkie przygody – ot, choćby wypad na jednorożcowe urodziny czy nieoczekiwane problemy ze sprzątaniem pokoju – potrafią w zabawny sposób zaskoczyć. Niestety, nie spodobał mi się tomik szósty, w całości opisujący jedną, dłuższą przygodę – w takiej formie ucierpiał zarówno humor, jak i dynamika. Mimo tego potknięcia liczę, że część siódma, gdy zostanie wydana w Polsce, dostarczy mi sporo radości. Polecam spróbować – szczególnie że paski wychodzą też na stronie internetowej tego dziełka, czyli można rzucić okiem kompletnie za darmo.
Źródło grafiki tytułowej: https://www.columbian.com/news/2015/mar/29/columbian-phoebe-her-unicorn-comics/