2 minute read

Ostatni Jednorożec

Nie wiem, ilu z Was kojarzy film „Ostatni Jednorożec“, nie mam pojęcia, jaka jest jego popularność w Polsce. Ja za dzieciaka nigdy o nim nie słyszałam, a po raz pierwszy zetknęłam się z tym tytułem będąc starą babą przeglądającą YouTube’a. Ten seans to bez wątpienia jedno z dziwniejszych kinowych doświadczeń, jakie przeżyłam. Czemu? Tego się dowiecie z tej recenzji.

~Cahan

Advertisement

Zacznijmy od tego, że film powstał w 1982 roku na podstawie książki Petera Beagle’a (1968 rok) o tym samym tytule. Jak wierną jest adaptacją – nie wiem, bo książki nie czytałam. Produkcja jest amerykańsko-japońsko-brytyjsko-niemiecka, a za reżyserię odpowiadają Arthur Rankin Jr. oraz Jules Bass. Widowisko trwa 84 minuty i należy do gatunku fantasy. Wśród aktorów głosowych znalazły się nawet takie gwiazdy jak Christopher Lee czy Mia Farrow. Produkcja nie jest skierowana do dzieci, a do kogo… Trudno powiedzieć, bo to mimo wszystko klasyka dzieciństwa wielu osób. Pewnie dlatego, że jeśli coś jest animacją, to musi być skierowane do najmłodszych.

Historia opowiada o jednorogini, która, jak na jednorożca przystało, nie ma imienia. Bohaterka pewnego dnia podsłuchuje, że jej gatunek wyginął, więc postanawia to sprawdzić i dowiedzieć się, co się stało. Jest przy tym cudownie nieludzka, obca i zimna. Zapewniam, że nie jest to postać, z którą się utożsamicie. Od tego są ludzcy bohaterowie, którzy krzyżują z nią ścieżki, pomagają jej lub wprost przeciwnie. Jednorogini jest ideą czegoś magicznego, czegoś odległego i nieuchwytnego, uczucia tęsknoty oraz dawnych marzeń. To opowieść o ludziach, którzy młodość mają już za sobą. Pokręcona i symboliczna podróż, którą każdy może interpretować na swój własny sposób, bo „Ostatni Jednorożec“ nie jest od dawania jasnych odpowiedzi.

„Ostatni Jednorożec“ to mroczne i melancholijne widowisko, które określiłabym jako baśniowe. Podobnie jak w baśni, wiele rzeczy nie ma tu sensu, ale nie z powodu dziur fabularnych, tylko przyjętej konwencji. Jeśli szukacie radosnych kolorów, humoru i szczęśliwych zakończeń, wybierzcie inny film. Ten jest smutny i kojarzy się z zimnym, deszczowym, listopadowym dniem. No i ma interesującą estetykę, która dla wielu będzie zwyczajnie brzydka. Z jednej strony twórcy inspirowali się późnogotycką serią arrasów „Polowanie na jednorożca“, a z drugiej… Z drugiej niektóre elementy wyglądają jakby zwiały z filmów Don Blutha. Natomiast ludzie są brzydcy jak noc, co też buduje specyficzny klimat.

https://dotandline.net/the-script-for-the-last-unicorn-still-sparkles/

O pewnych decyzjach twórców najprościej powiedzieć, że są kontrowersyjne – jak choćby gruczoły mlekowe pewnej harpii, niektóre brutalne sceny… A o innych nie da się powiedzieć inaczej niż „zabijcie to zanim złoży jaja“. Mam na myśli zjaranego motylka oraz bardzo napaloną panią drzewo. Jak do tego doszło? Nie wiem. Ale taki właśnie jest ten film – dziwny.

Nawet jeśli nie zamierzacie dać szansy całemu filmowi, to powinniście zobaczyć samą czołówkę. Jest pięknie animowana, a w tle leci piosenka „The Last Unicorn“ zespołu America, który razem z Jimmym Webbem i Londyńską Orkiestrą Symfoniczną odpowiada za ścieżkę dźwiękową. W ogóle muzyka jest taka jak cała produkcja, czyli melancholijna. Ale całkiem ładna.

Naprawdę nie wiem, czy poleciłabym ten film, mimo że osobiście go lubię i szanuję. Jest w nim coś fascynującego, coś nieuchwytnego, brudnego i zimnego. W brzydocie kryje się pewne piękno. Co jakiś czas do niego wracam, mimo że nie mogę powiedzieć bym kochała tę produkcję. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy puściłabym ją dziecku, które jej zwyczajnie nie zrozumie. Jeśli szukacie czegoś oryginalnego, swego rodzaju mrocznej, filozoficznej baśni, to może ta produkcja jest dla Was. Jedno jest pewne – „Ostatni Jednorożec“ jest niepowtarzalny i drugiego takiego widowiska nie będzie.

Źródło grafiki tytułowej: https://www.imdb.com/title/tt0084237/mediaviewer/rm2371685376/

This article is from: