2 minute read
Do zadka se ten róg
Czyli o mojej (nie)chęci do jednorożców słów kilka(naście)
Hefajstos – Mający trzy dekady na karku cynik. Kinowy fanatyk, miłośnik lukrecji, drugi redakcyjny mistrz sucharów. Zbieracz konsol, które na ogół same zbierają kurz. Jeśli chodzi o fandom MLP, wie, jak Applejack wygrała wojnę.
Advertisement
Nie lubię piasku. Jest szorstki, irytujący i dostaje się wsz... Momencik, to nie ta bajka! No to jeszcze raz. Nie lubię jednorożców. Są mdłe, irytujące i dodają je wszędzie. Tak, od razu lepiej!
Nie będę ukrywał, że z całej fantastycznej menażerii jednorożce to (obok małych humanoidalnych mutantów) najbardziej znienawidzony przeze mnie gatunek istot. Nie ma w ich wyglądzie niczego wymyślnego (o jerzu nie wytrzymam ze śmiechu, koń se roga na czoło przykleił), moce są sztampowe (wow, leczenie! wow, spełnianie życzeń!) a motyw że trzeba mieć krystalicznie czyste serce by do nich podejść, zasługuje na przerobienie ich (i fanów) na klej. Zatem w przeciwieństwie do mojego redakcyjnego kolegi Ghatorra, wiadomość o tematyce numeru przyjąłem nagłym atakiem próchnicy.
Dlatego też przez lata jedyną akceptowalną formą jednorożców były dla mnie jednostki w popularnej serii „Heroes of Might and Magic“ – głównie dlatego, że i tak na ogół ich nie rekrutowałem, za to chętnie przerabiałem na papkę. Irracjonalne? Zapewne. Cóż poradzić, gdy popkultura lat 80. i 90. zdołała mi je skutecznie obrzydzić. Do tego stopnia, że wejście w nowy wiek i zmiany jakie to przyniosło traktowałem z dużą dozą nieufności.
Zaczęło się od „Charlie the Unicorn“, czyli prostej i z pozoru niewinnej animacji flashowej (łezka). Tytułowy Charlie to jednorożec, z którym może utożsamiać się wielu z nas – lubi spędzać czas na spaniu i oglądaniu seriali. Sielankę jego egzystencji burzą dwa specyficzne jednorożce – Roffle (różowy) i Lolz (niebieski). Proste z początku historie szybko przechodzą w tony brutalniejsze i schizowe, łamiąc stereotyp pełnych dobra stworzeń. No, ale przecież jedna jaskółka wiosny nie czyni, prawda?
Kolejny znaczącym punktem były „Wodogrzmoty Małe“, gdzie przy magii będącej ważną częścią świata pojawić się musiały jednorożce. Przedstawicielka tej rasy, Celestabellebethabelle (spróbujcie to wymówić trzy razy, za każdym razem szybciej!) z pozoru wydaje się być istotą sztampową. Szybko jednak wychodzi na jaw jej pospolitość i gorsza część natury, czego kulminacją jest prosty Mabel wymierzony w ten jakże uroczy pysk. Tak, proszę o więcej bru... Znaczy zmiany statusu quo koni z rogami. T
rzecim znaczącym punktem na drodze zmiany trendu jest seria komiksów Dany Simpson o wdzięcznej nazwie „Fibi i Jednorożec“ (w oryginale „Phoebe and Her Unicorn“). Tak, jednorożce wciąż są tu magiczne i cudowne. Tak, wciąż ludzie się nimi zachwycają. Nie są jednak pozbawione emocji i wad. Tytułowy (a raczej tytułowa) Jednorożec to Marigold Niebiańskie Chrapy – próżna klacz, którą dziewięcioletnia Fibi uwalnia z jeziora uderzeniem kamieniem. To przypadkowe spotkanie staje się początkiem przyjaźni i wielu przygód. Dość powiedzieć, że takie przedstawienie nudnej istoty dostarcza niesamowitej porcji rozrywki, ale też głębokich pokładów serducha.
Trochę się rozpisałem, a nic poza narzekaniem (i ekspozycją) z tego nie wyszło. Cóż, taki urok felietonów, że człowiek czasem traktuje je bardziej jak pamiętnik niż redaktorską formę przekazu. Pozwolę sobie zakończyć krótkim uderzeniem się w pierś, że te jednorożce to jednak aż takie złe nie są i można je w ciekawy sposób przedstawić. Byle nie robić tego bezpłciowo i słodko-mdło.
*Ale małe humanoidalne mutanty powinny płonąć...