„Anna Wazówna, choć dorastała w Szwecji, związana była mocno z ziemią golubską i brodnicką. Przeszła na luteranizm, przez co nie mogła przebywać na królewskim dworze, dlatego rezydowała właśnie w naszym regionie. W 1604 r. została starościną brodnicką, a 7 lat później golubską. Interesowała się przyrodą i sztuką, wspierała więc naukowców i artystów”.
W
ramach
projektu
„Anna
Wazówna
kobieta
niepospolita” realizowanym w 2018 roku przez Brodnickie Stowarzyszenie Kultury uczniowie klas VII c, VI c, V c, IV d, IV e Szkoły Podstawowej Nr 2 im. Polskich Olimpijczyków w Brodnicy napisali wiersze, rymowanki i opowiadania związane z życiem i działalnością Anny Wazówny.
2
Wiersz o Annie Wazównie Anna Wazówna w Szwecji urodzona, kobieta stanowcza i wykształcona. Córka Jagiellonki i króla Wazy, w Zamku Golubskim malowano jej obrazy. Zwykle daleko od królewskiego dworu, w Brodnicy i Golubiu czuła się jak w domu. Ogrody i zielniki zakładała, w których kwiaty i zioła hodowała. Z ziół lekarstwa sporządzała i ubogim pomagała. Dobra była dla miejscowej ludności, gdyż sama cierpiała na dotkliwe dolegliwości. Wiedzę posiadała nie jednego botanika, dowód? – wydanie zielnika. Znała sześć języków, uczyła się od medyków. Na organach pięknie grała, muzykę kochała. Protestantyzm wyznawała, nigdy się tego nie wyrzekała. Ludzkie losy Annę interesowały, jej starostwa nie jednemu azyl dały. Nie spoczęła na królewskim Wawelu, sprzeciwiło się temu wielu. Ciało królewny złożono w sarkofagu, postawiono w piwnicy w zamku miasta Brodnicy. W toruńskim kościele pochowano. Na ten cel mauzoleum wzniesiono, z pomnikiem grobowym w stylu barokowym. Wiktor Ewertowski kl. VI c
3
Rymowanki o Annie Wazównie
Anna Wazówna to królewna szwedzka, Dziś jej pomnik zdobi część naszego miasteczka.
Czy ktoś słyszał? Czy ktoś wie? Że Anna Wazówna zielarstwem interesowała się. Miała też króla brata, którego wspierała przez lata.
Iga Komasara kl. IV e
Anna Wazówna w Brodnicy i w Golubiu mieszkała. Piękne ogrody przy nich uprawiała. Zamek w Golubiu miała, w którym przez zimę i jesień czas spędzała. Na wiosnę i lato do Brodnicy przyjeżdżała.
Zuzanna Domżalska kl. IV e
4
Anna Wazówna ze Szwecji pochodzi, a teraz po Brodnicy chodzi. Od brata te piękne miasto dostała i w nim zamieszkała.
Weronika Ostrowska kl. VI c
Anna po zioła chodziła do lasu, by leczyć ludzi zawczasu. Wanda Laskowska kl. VI c
Duch Anny Wazówny odziany w białą szatę, odwiedza niejedną pałacową komnatę.
Amelia Górska kl. VI c
Królewna Anna mądra była, bo z rodziny Wazów pochodziła.
Zuzanna Werner kl. VI c
5
Anna Wazówna dla swojego ludu lekarstwa robiła i groźne choroby leczyła.
Królewna Anna nasze miasto pokochała i w brodnickim zamku zamieszkała.
W Brodnicy i Golubiu swe rezydencje miała, bo od swego brata miano starościny otrzymała.
Maja Grajewska kl. VI c
Królewna Anna na zamku mieszkała, w wolnej chwili zielarstwem się zajmowała.
Julia Piotrowska kl. IV e
Anna Wazówna ludzi kochała, pomagać im chciała, a w swym ogródku zioła hodowała.
W Brodnicy swój pałac miała i często do niego przyjeżdżała. Golub też polubiła, więc czasami tam gościła. Maria Tupytyńska kl. VI c
6
Królewna Anna w Brodnicy zamieszkała , gdzie wielką sławę zyskała. Na wieży często bywała i na Brodnicę spoglądała.
Anna zamek posiadała, w nim czasami zasiadała. Świetnie nim zarządzała i piękne kwiaty hodowała.
Szymon Wrzesiński kl. VI c
Anna Wazówna Brodnicę kochała, wiosną i latem tu przebywała, w swoich ogrodach zioła lecznicze hodowała.
Mądrą kobieta Wazówna była i w sześciu językach mówiła.
Tulipany, róże, bratki to ulubione królewny kwiatki. Zofia Konicka kl. IV d
7
Opowiadania „Moje spotkanie z Anną Wazówną”. Był to dla mnie dzień niezwykle ważny. Przez wiele lat szukałem sensu życia studiując najpierw filozofię, później dużo podróżowałem i dopiero kiedy spędziłem długi czas w ogrodach leczniczych w Ausburgu, Heidelbergu i Moguncji, wpadłem na pomysł, że tak naprawdę chcę zostać chemikiem, aby odkryć właściwości lecznicze tych wspaniałych roślin, które mnie otaczały. Udało mi się ukończyć studia w Krakowie i przyznaję, że najciekawsze zajęcia prowadził profesor Szymon Syreński, który wykładał przedmiot o właściwościach chemicznych związków występujących w roślinach leczniczych. To właśnie on ukierunkował moje zainteresowania, aby tym się zająć. Syreniusz – bo tak go nazywaliśmy - pokazywał nam swoje notatki, które zbierał do zielnika i razem próbowaliśmy tworzyć nowe receptury leków, ale i przepisów dla kucharzy, gdyż dla nas gotowanie to również była dziedzina chemii. Po pewnym czasie szczerze zaprzyjaźniłem się z moim nauczycielem. Pewnego dnia kiedy odwiedziłem Syreniusza, rzekł do mnie: Mój drogi chłopcze, mam dla ciebie dobrą nowinę, jedziemy do Brodnicy na zaproszenie księżniczki Anny Wazówny. Cóż za zaszczyt profesorze-odparłem, ale zaraz dodałem: -Jaki właściwie jest powód tego wyjazdu? Mój drogi Janie-odparł Syreniusz - Anna tak samo jak my interesuje się botaniką i od wielu lat koresponduję z nią, a ponieważ jestem coraz starszy, a podróż jest już dla mnie męcząca, chcę ją odwiedzić teraz i pokazać moje dotychczasowe zbiory. Dobrze – odparłem - szykujmy się do drogi. Kiedy po długiej podróży, dotarliśmy do Brodnicy, zaskoczyło mnie serdeczne powitanie ze strony księżniczki. Potraktowała nas jak starych przyjaciół i w czasie rozmowy wcale nie odczuwałem tak wielkiej różnicy pochodzenia, która przecież istniała.
8
Początkowo księżniczka rozmawiała dużo z Syreniuszem, później jednak on poczuł się bardzo zmęczony i poszedł na spoczynek. Zostaliśmy sami. Księżniczka powiedziała do mnie: - Skoro ty, Janie nie jesteś jeszcze zbyt zmęczony, oprowadzę cię po moich ogrodach, gdzie sadzimy wiele roślin, które na pewno już znasz, ale zobaczysz jak pięknie tutaj rosną. - Wyszliśmy na zewnątrz wzniosłego pałacu i byłem zadziwiony jak pięknie i mądrze rośliny były porozsadzane. Księżniczka z wielkim zapałem opowiadała mi, które zioła lubią miejsca nasłonecznione, które wolą cień. W każdym jej słowie czuć było prawdziwą pasję: Zobacz, tu rosną słoneczniki, których nasiona niedawno przywieziono mi z Ameryki, a tu na podmokłym kawałku ogrodu posadziłam tatarak, to wspaniała roślina z Azji, ale zobacz sam jak pięknie się tu zaaklimatyzowały. W tym momencie zrozumiałem, że to jest moje miejsce, gdzie chciałbym pozostać jak najdłużej, bo było tu tak pięknie. Nie wiedziałem jak, ale zebrałem się na odwagę i zapytałem wprost: Księżniczko, czy mógłbym tu zostać i pomóc ci przy pozyskiwaniu wyciągów z tych wszystkich roślin? przecież znam się na tym jak mało kto. Właściwie, czemu nie? - odrzekła. - Znajdę dla ciebie jakąś wolną izdebkę u zaprzyjaźnionych rolników, a w pałacu wygospodarujemy pomieszczenie, w którym stworzymy prawdziwe laboratorium. Poczułem się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, wiedząc, że wreszcie będę mógł naprawdę realizować moje marzenia i to przy wsparciu tak wspaniałej i mądrej kobiety, jaką była księżniczka.
Jan Olszewski kl. VII c
9
„Moje spotkanie z Anną Wazówną” Zdarzyło się to w piątek popołudnie. Wchodząc do domu, zauważyłam, że nikogo w nim nie ma. Po przywitaniu z moim czworonożnym przyjacielem rozebrałam kurtkę i buty. - Rodzice pewnie pojechali na zakupy, a mi zostawili gotowy obiad - pomyślałam i ruszyłam w stronę kuchni. Jedyne co w niej zastałam, to nieumyte naczynia i pustą lodówkę. Zawiedziona i głodna poszłam do swojego pokoju. Wydawał mi się inny niż przedtem. Moją uwagę przykuł na ścianie obraz Anny Wazówny,, którego dotychczas nie było. Z każdą minutą coraz bardziej się niepokoiłam, gdyż mój pies z podniesionymi uszami cały czas wpatrywał się w portret Anny. Położyłam się na lóżko i zamknęłam oczy. Po kilku minutach obudziły mnie czyjeś kroki. Na krześle przy biurku siedziała jakaś kobieta. Była ubrana w szarą, długą suknie. Wyglądała schludnie i niegroźnie, ale w myślach krążyły mi tylko te same słowa: - Co się dzieje?! Co się dzieje ?! - Cześć. Jestem Anna Wazówna. Jestem tu, ponieważ chcę ci opowiedzieć historię o Brodnicy i o mnie. Nie bój się mnie, jestem tylko duchem, który pragnie przekazywać swoją wiedzę. Ty
za to - również na dzisiejszy dzień staniesz się
duchem, Zaufaj mi i chodź za mną. Niewiele myśląc, ruszyłam za duchem. Prawdopodobnie zrobiłam to ze strachu. Minęła niemal sekunda i znalazłyśmy się w parku Anny Wazówny. Kobieta ta, okazała się być bardzo sympatyczna i miła. Prosiła mnie, abym opowiedziała jej coś o sobie. Czułam, że mogę zaufać Annie, więc przedstawiłam się jej i powiedziałam kilka słów o sobie. Następnie ruszyłyśmy alejami do jej pałacu. Opowiadała mi wiele ciekawych historii związanych z tym miastem oraz pobliskim - Golubiem Dobrzyniem. Pokazywała miejsca gdzie miała swoje ogrody i gdzie przesiadywała w wolnych chwilach. Dowiedziałam się przede wszystkim, że interesowała się religią i zmarła mając pięćdziesiąt siedem lat w zamku , który znajdował się nieopodal pałacu. Bardzo podobała mi się ta podróż, ale moja towarzyszka stwierdziła, że to już czas, w którym musi wracać do świata zmarłych, bo już niedługo czekają ją kolejne wizyty.
10
Od razu po tym jak pożegnałam się z Anną, znalazłam się w swoim łóżku. Idąc na śniadanie i witając się z mamą, ta powiedziała do mnie: - Spałaś jak zabita! Nie mogłam cię dobudzić! - Zmieszana jej słowami stwierdziłam, że to był tylko sen. Bardzo rzeczywisty sen.
Paulina Grabowska kl. VII c
11
„Spotkanie z Anną Wazówną”. W pewien czwartek jak zwykle byłam w szkole na tych samych, nudnych lekcjach. Cały czas pocieszałam się myślą, że do wakacji zostały już tylko cztery miesiące. Dopadło mnie zmęczenie po nieprzespanej nocy. Na początku dawałam sobie z tym radę. Jednak z każdą lekcją chęć spania narastała coraz bardziej. Kontrolowałam to aż do lekcji historii. Może dlatego, że była to ostatnia lekcja. Oczy zamykały mi się same. Oparłam rękę na ławce i pogrążyłam się we śnie. Przyśniło mi się, że zwiedzam królewski zamek. Wydawał mi się nadzwyczaj dziwny. Na ścianach było pełno obrazów. Wszystkie obrazy były piękne, lecz jeden z nich najbardziej przykuł moją uwagę. Na tym malowidle znajdowała się piękna kobieta. Spytałam stojącego obok strażnika, kim jest ta zacna dama. Już miał odpowiedzieć, gdy usłyszałam głos kobiety dobiegający z obrazu. Oniemiałam. - Nazywam się Anna Wazówna. Może zwiedzimy razem zamek? - zaproponowała. Oczywiście zgodziłam się i zaczęliśmy zwiedzanie. Wreszcie dotarliśmy do komnaty, w której za życia mieszkała. Pokazała mi swój pamiętnik z dzieciństwa. Oddałam się lekturze. W taki sposób dowiedziałam się o ważnych wydarzeniach z jej życia. Jej dzieciństwo bardzo przypominało moje. Później poszliśmy do pobliskiego ogrodu, w którym Anna spędzał dużo czasu, gdy była małą dziewczynką. Po kilku godzinach rozmowy na łonie natury okazało się, że jesteśmy takie same. Wazówna była moją bratnią duszą, najlepszą przyjaciółką. Zwierzałam się jej z kłopotów, spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu, bawiłyśmy się. Przeżyłyśmy dużo śmiesznych sytuacji. Pewnego dnia jak zwykle poszłam po przyjaciółkę. Nie było jej i nikt nie chciał mi powiedzieć, gdzie jest. Wydało mi się to dziwne. Wróciłam do domu i szybko zapomniałam o tej sytuacji. Na następny dzień znowu poszłam po Annę, ale wciąż jej nie było. Postanowiłam szukać jej na własną rękę. Przeszukałam wszystkie miejsca, w których Ania uwielbiała spędzać czas. Nigdzie jej nie było. Nastała ciemność, więc musiałam już wracać do domu, bo rodzice się o mnie martwili. Całą noc myślałam, gdzie Wazówna może się podziewać. Nagle przypomniało mi się, że w jej pamiętniku było napisane, że jak jest niegrzeczna, rodzice wysyłają ją na wieś do babci. Niestety, nie pamiętałam, jak ta miejscowość się nazywała. Musiałam odnaleźć jej zapiski. 12
Wdrapałam się po linie do jej pokoju i odszukałam pamiętnik. Od razu wyruszyłam w podróż. Była to daleka wyprawa. Wreszcie ujrzałam domek jej babci. Nagle zobaczyłam też Anię. Na naszych twarzach namalował się uśmiech. Pomogłam przyjaciółce wypełnić jej obowiązki i z powrotem zabrałam ją do zamku. Chciałam dowiedzieć się, co było powodem takiej decyzji jej rodziców. Najlepsza przyjaciółka zaczęła mi się zwierzać. Nagle usłyszałam krzyk nauczycielki historii. Było mi bardzo głupio, lecz nie żałuję, bo był to wspaniały sen. Jestem bardzo ciekawa dalszego ciągu tej przygody. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze mi się to przyśni i dowiem się, co było dalej. Jestem pełna nadziei, że w prawdziwym życiu znajdę taką samą przyjaciółkę jak Anna Wazówna.
Aleksandra Nizgorska kl. VII c
13
„Spotkanie z Anną Wazówną”.
Pewnego dnia, gdy tylko usłyszałam dźwięk dzwoniącego budzika, otworzyłam zaspane oczy, przeciągnęłam się i wstałam . W pierwszej chwili ujrzałam drobną kobietę, siedząca w rogu mojego łóżka. Była ubrana w śnieżno białą suknię do kostek, ozdobioną kremowymi falbanami i bufiastymi rękawami. Na nogach miała kremowe botki na obcasach. Włosy jej były związane w wysoko upiętego koka. Kobieta, gdy zauważyła, że się obudziłam posłała mi ciepły, a zarazem nieśmiały uśmiech, po czym odezwała się aksamitnym głosem: - Witaj, Natalio jestem Anna Wazówna, mogę z tobą spędzić jeden dzień, lecz ty panienko decydujesz o naszym czasie, sama piszesz scenariusz na dzisiejszy dzień. Dama nadal siedziała na skraju mojego łóżka, a ja z zakłopotaniem zaczęłam bawić się wystającą nitką z mojej poduszki. Po chwili ciszy oznajmiłam kobiecie, że idę do toalety. Zrzuciłam z siebie żółtą kołdrę, po czym wstałam, ubrałam kapcie i ze spuszczoną głową ruszyłam szybkim krokiem w kierunku łazienki. Po wykonaniu porannych czynności i ubraniu się w beżową sukienkę oraz spięciu długich falowanych, lekko rudych włosów w warkocza, wyszłam z łazienki i wróciłam z powrotem do swojej sypialni. - Co chciałaby Pani najpierw robić, może zechciałaby Pani zjeść śniadanie? – zapytałam, zamykając za sobą drzwi do swojego pokoju. - Nie, dziękuję poczekam tutaj, a ty idź coś zjeść.- oznajmiła kobieta. Przeszła przez cały pokój i stanęła przy oknie obserwując co się dzieje za szybą. Stała do mnie odwrócona tyłem. Gdy wychodziłam z pokoju, rzuciła przez ramie, abym się pospieszyła. Zbiegłam po schodach, weszłam do kuchni, wyciągnęłam z lodówki jogurt i szybko go zjadłam. Zrobiłam szybko dwa kubki kakao i zaniosłam je do pokoju, w którym siedzi Dama. - Pani Anno, przyniosłam kakao. Wypije je Pani ze mną?- zadałam nieśmiało pytanie. Kobieta nic nie odpowiedziała, tylko zerknęła w moją stronę i powolnym krokiem podeszła do mnie i chwyciła za kubek z kakao. Usiadła naprzeciwko mnie na ozdobnej kanapie i przyglądała mi się z zaciekawieniem.
14
- Czym się interesujesz?- spytała nagle, a w pokoju nastała chwilowa cisza. - Jeżdżę konno oraz interesuję się fotografią - oznajmiłam nieśmiale. - To wspaniale, drogie dziecko, ja w młodości jeździłam konno. Masz może swojego konia? Przecząco pokiwałam głową, na co kobieta lekko zmarszczyła brwi. - Jeździsz konno i nie masz własnego konia? W moich czasach każdy jeździec musiał mieć własnego wierzchowca, ale rozumiem, nie każdego w tych czasach stać. Ja kiedyś bardzo, bardzo dawno temu , gdy byłam jeszcze dzieckiem, miałam swoją klacz hanowerską Sephorę, była ze mną tak naprawdę od początków mojej nauki, dlatego była dla mnie szczególnie ważna. Jednak pewnego dnia mój ojciec postanowił, że pożyczy ją na polowanie. Ale... ona nie wróciła, okazało się bowiem, że została tak bardzo zraniona w czaszkę, że nie było sensu jej sprowadzać z powrotem do domu - kobieta zamilkła, a po jej prawym policzku spłynęła jedna wielka kropla wody. Bez namysłu podałam jej chusteczkę, którą ode mnie przyjęła. Spojrzała na mnie oczami pełnymi wdzięczności, mimo iż dałam jej zwykłą nic nie znaczącą chusteczkę do wycierania nosa. - No, pora już abyśmy przestały siedzieć tutaj tak bezczynnie i zaczęły coś robić oznajmiła kobieta. - Skoro jeździła pani kiedyś konno, to czy nie miałaby Pani ochoty znów wsiąść na konia? - Panienko, to przecudowny pomysł, lecz czy ja nie jestem zbyt stara na taką rozrywkę? - powiedziała rozpromieniona, a po chwili zachichotała. - Na tak aktywnie spędzany czas nigdy nie jest za późno - oznajmiłam i uśmiechnęłam się radośnie. - Dobrze, w takim razie gdzie jest ta stajnia, do której chcesz mnie zabrać? - Znajduje się niedaleko, widzi Pani to wzgórze po prawej stronie? - zadałam pytanie, podchodząc do okna i wskazując ręką niewielkie zielone pole porośnięte trawą. Kobieta kiwnęła głową. - Tam jest niewielka stadnina, w której jeżdżą okoliczne dzieciaki i młodzież. Czy Pani ma zamiar jeździć w tej długiej sukni? – zapytałam, zerkając na strój damy. -
Oczywiście, że tak. Jazda konna w takiej sukni jest również możliwa .
15
Kobieta odsunęła się od okna i oznajmiła, że będzie powoli szła w stronę stajni, a ja mam iść przebrać w strój jeździecki, jeżeli w ogóle go posiadam. Biegiem udałam się do garderoby, wyciągnęłam parę sztybletów, bryczesy i kask, po czym szybko udałam się do łazienki, aby się przebrać. Gdy już byłam gotowa, zbiegłam na parter po schodach i zatrzaskując za sobą drzwi frontowe, wyszłam na świeże powietrze. Starsza kobieta szła wolnym krokiem pod górkę, nie zawadzała nogami o długą sukienkę, szła wyprostowana, pełna gracji - Ta kobieta jest jak jedna wielka zagadka - pomyślałam i biegiem rzuciłam się w stronę kobiety, aby ją dogonić. Gdy znalazłam się u boku Panny Anny ,spojrzała na mnie przez ramię. Szłyśmy jeszcze jakieś cztery minuty, aż w końcu znalazłyśmy się na podwórku państwa Michalskich. W progu drzwi do stajni stała owa właścicielka posiadłości. - Witaj, Natalio dzisiaj jedziesz w teren czy zostajesz na ujeżdżalni? - zapytała pogodnie. - Pojadę w teren. Czy mogłaby Pani dopasować konia do Pani Anny? - wskazałam na drobną sylwetkę niewysokiej kobiety stojącej za mną. W odpowiedzi ujrzałam skinienie głowy. Pani Wazówna udała się za Panią Moniką, a gdy zniknęły z mojego pola widzenia, poszłam do siodlarni po sprzęt dla konia, wzięłam między innymi kantar, aby sprowadzić konia z pastwiska. Po oporządzeniu mojego ulubionego tarantowatego wałacha skierowałam się tam gdzie Pani Anna miała przygotowanego gniadego ogiera. - Jest Pani gotowa na to, aby ponowne wsiąść na koński grzbiet? -zapytałam podchodząc ze swoim rumakiem do kobiety. - Nie jestem pewna, że sobie poradzę. Lecz zawsze warto próbować - uśmiechnęła się słabo, chwyciła za wodze, włożyła lewą nogę w strzemię i za jednym podskokiem wsiadła w siodło. Ja zrobiłam to samo, lecz moje nogi znajdowały się po obu stronach końskiego mostku, a Panny Anny znajdowały się z jednej strony. Otóż kiedyś kobiety nie mogły jeździć w takiej pozycji jak ja teraz, gdyż suknie im by zbyt przeszkadzały na przykład w galopie. Na początek się nie spieszyłyśmy, szłyśmy wolno stępem, tak, aby kobieta mi towarzysząca mogła się obeznać z jazdą na nowo. Po jakimś czasie Pani Anna uznała, że czuje się już pewniej na koniu i zaproponowała, abyśmy zakłusowały. Gdy mijałyśmy podczas naszej przejażdżki interesujące, kolorowe miejsca. Robiłam
16
jak najbardziej ujmujące zdjęcia, abym mogła później z nich zrobić album. W pewnej chwili uznałyśmy z Panną Anną, iż najlepiej już będzie wracać, ponieważ powoli zaczęło zachodzić słońce. Po odprowadzeniu rumaków do stadniny, zapłaciłam za nasze jazdy i wraz z kobietą udałam się w kierunku domu. Gdy już byłyśmy na miejscu, przez kolejne trzy godziny grałam z Panią Anną w różne gry planszowe, obejrzałyśmy bardzo ciekawy film przyrodniczy oraz zostałam nauczona kilku akordów gry na gitarze. Jednak rozstanie zbliżało się nieubłaganie. Tuż przed położeniem się spać, wydrukowałam dzisiaj zrobione zdjęcia i wkleiłam je do bardzo wzorzystego albumu, to był jedyny album jaki znalazłam w swoim pokoju. Dzisiejszy dzień był bardzo męczący. Pani Anna siedziała tak jak dziś rano na skraju mojego łóżka i uśmiechała się promiennie, mimo późnej pory nie było widać u niej zmęczenia. Nagle zza pleców wyciągnęła małą paczuszkę, podała mi ją i nakazała otworzyć. Zrobiłam to o co prosiła kobieta, po otwarciu pokrywki z pudełeczka moim oczom ukazał się złoty łańcuszek z inicjałami: N+A, oraz staromodna bransoletka, której koraliki były rzeźbione z drewna. Nie wiedziałam co powiedzieć. To co dostałam, było piękne. Po chwili przypomniałam sobie, że przecież ja też mam prezent dla Panny Anny. Wstałam z łóżka, podeszłam do biurka i z jednej z szuflad wyciągnęłam kolorowy album. Podpisałam się w jego rogu czarnym flamastrem i podałam Pani Annie. Kobieta ze wzruszeniem przeglądała zdjęcia. W pewnym momencie przestała przewracać kartki, a w kącikach jej oczu zaczęły zbierać się łzy. Gdy to zauważyłam bez namysłu podeszłam do kobiety i ją przytuliłam. Ta mocniej się wtuliła w moje ramiona i wtedy usłyszałam ciche podziękowanie. Po paru minutach nastała dwudziesta trzecia. Kobieta ze smutkiem spojrzała na zegar i oznajmiła: - Nadszedł mój czas, muszę już wracać. Panienko, pamiętaj, abyś nigdy nie wątpiła w swoje cele i marzenia, nigdy na nic nie jest za późno, jak to sama ujęłaś. Ja nie odezwałam się ani słowem, tylko pokiwałam głową. Pani podeszła do mnie, ucałowała w czoło i chwyciwszy w ręce album opuściła pokój. Z ciekawości wyszłam za nią zobaczyć, skąd przybyła. Na palcach skradłam się za kobietą, która wcale nie wychodziła z mojego domu, tylko kierowała się do salonu. Tam w magiczny sposób weszła do obrazu i została w takiej pozie jak na namalowanym płótnie. Podeszłam
17
coraz bliżej do obrazu. Gdy stałam przed nim, spojrzałam na obojętny wyraz twarzy kobiety. Po chwili dostrzegłam jak Pani Anna Wazówna zerknęła po raz ostatni w moją stronę, puściła mi oczko i uśmiechnęła się, Jednak po chwili na obrazie ujrzałam już tylko zwykły portret, a nie osobę z którą spędziłam tak wspaniały dzień, z którą robiłam to, co ma dla mnie największe znaczenie.
Natalia Kowalska kl. VII c
18
„Jeden dzień z Anną Wazówną”.
W piątek wróciłem ze szkoły i byłem taki zmęczony, że udałem się na małą drzemkę. Nagle poczułem, że ktoś mnie budzi. Stała nade mną kobieta w dziwnej, długiej sukni i jeszcze dziwniejszej fryzurze. Uśmiechała się i wyciągnęła do mnie rękę. Nic nie mówiła, ale czułem, że muszę za nią iść. Okazało się, że jesteśmy w Brodnicy i idziemy ulicą Zamkową. Wyglądała ona nieco inaczej, nie było asfaltu ani chodników, jakoś pusto, Kauflandu też nie widziałem. Stał za to zamek i zobaczyłem pałac. Wiedziałem, że nosi imię Anny Wazówny, ale go nie przypominał. Wokół było dużo zieleni i dziwnie ubranych ludzi. Nigdzie nie widziałem samochodów, to musiały być inne czasy, dużo wcześniejsze od tych, w których żyłem. Średniowiecze jakieś? Szkoda, że nie uważałem na historii. Weszliśmy do środka. Wtedy kobieta się odezwała. - Jestem Anna – powiedziała – z rodu Wazów. - Anna Wazówna? – zdziwiłem się. - Tak, mieszkam tu. Chodź pokażę ci moje komnaty. Byłem bardzo zdziwiony, ale poszedłem, bo czułem jakieś ciepło płynące z jej twarzy. Pamiętałem też z historii, że królewna była dobrą kobietą. Troszczyła się o swoich poddanych, a nie lubiła oszustów i plotkarzy. Tych wyrzucała ze swojego starostwa. Weszliśmy do pomieszczenia, w którym był kominek, stało też duże łoże i klęcznik. Trochę zimno mi było. Pałac nie był taki przytulny, jak go pamiętam z wycieczek szkolnych. - Usiądź – powiedziała. - Co ja tu robię? – zapytałem i usiadłem na dużym drewnianym krześle. - Masz okazję popatrzeć na zamek, bo w twoich czasach już go nie ma, została tylko wieża, prawda? - Tak, to co jest teraz, jest dla mnie inne. Nie pamiętam tego. - Ale znasz wiele historii o mnie i mojej rodzinie. Wiesz, że nie byłam katoliczką i leczyłam ludzi, miałam także starostwo w Golubiu. - Wiem, byłem tam na zamku. Moja babcia mieszka w Golubiu – Dobrzyniu, bo tak
19
się dziś nazywa miasto. Długo rozmawialiśmy. Zadawałem wiele pytań. Królewna opowiadała mi sporo ciekawych historii ze swojego życia. Mówiła, że czeka na swojego brata Zygmunta, miał bowiem ją odwiedzić. Była naprawdę bardzo miła, dobrze nam się rozmawiało. Poczęstowała mnie ziołową herbatą, miała ona niezwykły smak. W domu takich nie piję. Nagle poczułem szarpnięcie i zobaczyłem mamę nad sobą. „Tymek! Pobudka. Masz jeszcze pracę do napisania na poniedziałek”. Otworzyłem oczy i wiedziałem już, o czym będę pisał.
Tymoteusz Salej kl. VII C
20
„Czasokwiat”
Był piękny, słoneczny, czerwcowy poranek. Spokojnie spałam, kiedy nagle obudziły mnie dziwne szmery. Myśląc, że to mój budzik odruchowo wyciągnęłam rękę, aby go wyłączyć, ale wtedy coś włochatego trąciło moją dłoń. Stanęłam na równe nogi, a moim oczom ukazało się całe stado owiec. Nie zdając sobie sprawy z sytuacji, zaczęłam wołać moich rodziców, lecz nikt mi nie odpowiedział. Odwróciłam się i zorientowałam, że spałam na sianie, byłam w samej piżamie, znajdowałam się w jakiejś stodole i wokół mnie beczały, muczały i ryczały zwierzęta gospodarskie. Postanowiłam wyjaśnić, co się właściwie stało. „Może to rodzice zrobili mi jakiś kawał?” - pomyślałam i ostrożnie ruszyłam do wyjścia. Pierwsze, co zobaczyłam, to duży, piaszczysty plac, naokoło którego stały gliniane chaty pokryte strzechą. Przed domkami biegały uśmiechnięte od ucha do ucha, bawiące się dzieci. W izbach ujrzałam kobiety przygotowujące posiłki w glinianych misach, a w oddali mężczyzn pracujących w polu z pomocą wołów. „Jestem w renesansie?! Nie, nie, nie! To niemożliwe! Gdzie mój telefon? I laptop? Ja nie przeżyję tu bez INTERNETU!!!”. W głowie plątały mi się miliony myśli. „Jak teraz wrócę do domu?”- pytałam sama siebie zrozpaczona. Rozejrzałam się i dostrzegłam dwóch rycerzy wsiadających na swe konie, co utwierdziło mnie w przekonaniu, co do tego w jakiej epoce się znajduję. Mieli srebrne, połyskujące zbroje, jednoręczne miecze, a ich wysokie, kare, zapewne bojowe ogiery, sprawiały wrażenie wielkich niczym baśniowe smoki. Podbiegłam do nich i przedstawiłam się: - Chciałabyś, żebyśmy zabrali cię do Brodnicy?- zapytali mnie- Księżna ucieszyłaby się z nowej, młodej dwórki. - Księżna, jaka księżna?- wtem przypomniałam sobie ostatnią lekcję historii- ach, czyżby księżna Anna Wazówna? - Oczywiście, akurat przebywa w swojej letniej rezydencji w Brodnicy- odpowiedział starszy, posiwiały już rycerz. - Z chęcią cię do niej zabierzemy- dodał drugi rycerz.
21
- Bardzo wam dziękuję, ale na czym i w czym właściwie będę jechać? Raczej nie mogę się tak pokazać księżnej. - Nie martw się zaraz coś na to poradzimy, a po drodze oswoimy cię jeszcze z dworskimi obyczajami, abyś wiedziała, jak masz się zachowywać. Starszy rycerz zawołał swojego pachołka, aby przyprowadził dla mnie konia i przyniósł szaty, w które mogłam się przebrać. Były to jedwabna, żółta opaska, długa suknia w kolorze wina i jasnobrązowe, skórzane trzewiki. Ponadto gościnni wieśniacy przed wyprawą zaprosili mnie na posiłek i wręczyli mały bukiecik polnych kwiatów. Koń, a właściwie konik, na którym jechałam, nie był małym, kudłatym, gniadym łakomczuchem, ale niezwykle zwinnym i szybkim rumakiem. Z taką „odprawą” wyruszyliśmy w drogę. Po wjeździe do miasta, moim oczom ukazały się liczne dachy domów, kościół oraz bardzo dużo mieszczan. Po chwili jazdy „główną” ulicą, dotarliśmy do miejsca pobytu księżnej. Przed wejściem rycerze udzielili mi jeszcze paru porad, po czym pierwsi weszli do pałacu, aby przedstawić mnie Annie Wazównie. Następnie ja mogłam dostąpić tego zaszczytu spotkania z nią. Ostrożnie weszłam, ukłoniłam się i przedstawiłam. Po paru minutach rozmowy kobieta zaproponowała mi przejście do głównej komnaty, na co ja z chęcią się zgodziłam. Usiadłyśmy obie wygodnie przy wielkim stole, gdzie księżna zadała mi dziwne, choć dla mnie zbawienne pytanie: - Józefino, wiem, dlaczego do mnie przyjechałaś. Nie jesteś z naszych czasów, prawda? - Ale… ale skąd księżna wie? - Muszę przyznać, że wiem, dlaczego się tu znalazłaś - odpowiedziała mi księżna niedawno odkryłam nowy gatunek rośliny, który potrafi przenosić ludzi w czasie. Ze względu na jej niezwykłe działanie nazwałam ją
Pruninus padus- co oznacza
Czasokwiat. Niestety, ale nie odkryłam na razie, jak ją kontrolować i wpływać na przenoszenie w czasie, a ty możesz mi w tym pomóc, jeśli zechcesz. Z początku oszołomiona nie mogłam wydusić z siebie najmniejszego słówka. Jednak potem zdołałam zebrać wszystkie myśli i odpowiedziałam księżnej: - Ależ ja nie znam się ani na roślinach ani na przenoszeniu w czasie… Naprawdę pani sądzi, że to ja mogę pomóc?
22
- Wystarczy, że opowiesz mi co robiłaś zanim położyłaś się spać, co jadłaś, czytałaś. - Jeśli dobrze pamiętam, to czytałam książkę „Infantka Szwecji i Polski. Anna Wazówna- legenda i rzeczywistość”, a mama opowiadała mi o jakimś nowym przepisie na pieczone prosię. - Hurra! Dziękuje ci Józefinko! Wiem już co wpływa na podróże w czasie!wykrzyknęła uradowana Anna Wazówna. - I wie już pani jak „odesłać” mnie do domu?! - Oczywiście, chodź za mną, Józefinko. Szybko, szybko, pospiesz się - poganiała mnie księżna.
Po przejściu długiego korytarza, dotarłyśmy do niewielkiego ogródka, gdzie pośrodku, pod szklaną kopułą rósł Czasokwiat. Księżna podniosła go, a wtedy mogłam obejrzeć cały jego majestat. Mienił się wszystkimi kolorami tęczy. Jego ogromne kwiatostany pachniały tak intensywnie i słodko, że aż kręciło mi się w głowie, a unoszący się od
23
niego złoty pył wytwarzał niesamowitą atmosferę. Byłam pod wielkim wrażeniem jego wyglądu. Nie mogłam uwierzyć w to, że taka piękna roślina wprowadza taki harmider. Po dokładnym obejrzeniu Czasokwiatu księżna zwróciła się do mnie: - Józefino, a teraz musisz pomyśleć o swoich czasach, o swojej rodzinie, szkole, przyjaciołach, a Czasokwiat wyczuje to i cię tam przeniesie. Zrobiłam tak jak kazała mi Anna Wazówna. Postanowiłam się jeszcze tylko pożegnać z nią i rycerzami. Stanęłam obok kwiatu, przypomniałam sobie moich rodziców i przyjaciół. Wkoło zaczął unosić się gęsty dym, zamknęłam oczy i słyszałam tylko jakby silne podmuchy wiatru, a kiedy ustały, byłam już w domu. Rozejrzałam się naokoło. Tak to był mój dom, mój pokój, moja szafa, biurko, łóżko. Byłam również z powrotem w piżamie. Zeszłam na dół po schodach. W kuchni zastałam rodziców, mocno ich wyściskałam i wybiegłam z domu, aby zobaczyć się z moją przyjaciółką. Kiedy wróciłam do domu, umyłam się i położyłam spać. Po takiej dawce emocji pragnęłam o odpoczynku. Ta przygoda nauczyła mnie przede wszystkim wyciszania się przed snem, aby unikać przenoszeń w czasie.
Julia Kleczka kl. VII c
24
„Mój dzień z Anną Wazówną”
Był pogodny, letni dzień. Wstałam bardzo wcześnie, gdyż jechaliśmy z rodzicami do Pałacu, lub jak to lubią nazywać inni Brodnickiego Pałacu Anny Wazówny. Nie wiedziałam dlaczego musimy wstawać aż tak wcześnie, byłam zła na moich rodziców i myślałam, że zmarnuję cały dzień i tak krótkich wakacji. Wyjechaliśmy o godzinie dziewiątej mimo iż od celu dzieliło nas dziesięć minut jazdy. Przed budynkiem, który z zewnątrz widziałam już wiele razy, stała wysoka kobieta, bardzo elegancko ubrana, była to pani Katarzyna - nasza przewodniczka po domu kultury. - Naprawdę do takiego małego miejsca potrzeba przewodnika? Przecież tu nawet nie ma żadnych ważnych eksponatów! - myślałam bardzo uprzedzona. Pani Kasia oprowadzała nas bardzo dokładnie, trwało to wieki, a nasz obchód zdawał się nie kończyć. Gdy weszliśmy do jednej z większych sali, ujrzałam naturalnych rozmiarów posąg.
25
- To nasz nowy nabytek - mówiła uśmiechnięta przewodniczka - Anna Wazówna... jesteśmy z niej bardzo dumni. Figura zahipnotyzowała mnie. Nigdy nie sądziłam, że zobaczę tu coś co mnie zaintryguje. Całe to pomieszczenie wydawało mi się takie... magiczne. - Jeśli chcesz możesz tu zostać, a my pójdziemy dalej. Widzę, że ci się tu spodoba zaproponowała pani Katarzyna. - Jeśli mogę... to chętnie! - odpowiedziałam z niewytłumaczalnym entuzjazmem. Po chwili dorośli wyszli, a ja dalej wpatrywałam się w posąg. Nagle posąg mrugnął! Przetarłam oczy z niedowierzaniem i cofnęłam się lekko. Kolejne mrugnięcie. Chciałam krzyczeć, lecz zamarłam w strachu. Figura była przepiękna. Elegancko upięte, brązowe włosy i różowawa, rozkloszowana suknia. Eksponat poruszył się, lecz nie jak uformowany kamień, tylko jak dostojna kobieta. Upadłam. Byłam zbyt wystraszona by wstać. W tym samym czasie Anna Wazówna rozglądała się naokoło, a gdy dostrzegła mnie, spytała: - Kim żeś jest? - Eee... Oliwia - odpowiedziałam niepewnie. - A to miejsce... wydaje mi się znajome - rozglądała się dalej księżna. - Z tego, co słyszałam, kiedyś tu mieszkałaś... - byłam przerażona i nie byłam pewna, czy mam z nią rozmawiać, jeśli w ogóle można nazwać to osobą żywą. - Zmieniło się tu... - stwierdziła. - Nie jestem pewna... który mamy rok? - Dwa tysiące osiemnasty... - odpowiedziałam posłusznie na następne pytanie. - Dwa tysiące?! – zakrzyknęła. – Przeklęta wiedźma… Gdybym tylko… - Jaka wiedźma?! – przerwałam jej. Księżna spojrzała na mnie zdziwiona moją zuchwałością, lecz po chwili zaczęła opowiadać: - Pewnego dnia, tysiąc sześćset ósmego roku pewna księżniczka wybrała się do wróżki znanej na całym Pomorzu… Poprosiła ją o wieczną młodość, nie wiedziała jednak jak wróżka wypełni swe zadanie. Najwyraźniej zapewniła jej reinkarnację w dalekiej przyszłości… Tą księżniczką byłam ja… - Nie… Nie wiem co powiedzieć… - zareagowałam na opowieść szczerym smutkiem. - Gdzie ty się teraz podziejesz?
26
- Nie jestem pewna, lecz usiłuję znaleźć przejście… To chyba to pomieszczenie – mówiła, dokładnie przeszukując pokój. – Znalazłam! W tym momencie uniosła deskę, a raczej trzy deski, które znajdowały się w rogu pokoju i moim oczom ukazało się ciemne przejście, schody sięgające głęboko w dół. - Jak to możliwe, że nikt tego nie znalazł?! – mówiłam w myślach, gdy Anna powoli kierowała się w dół schodów. -
Idziesz ze mną? – spytała mnie i skinęła lekko głową.
-
Ja.. Ja nie wiem… - odpowiedziałam zmieszana.
- Jeśli taka twoja wola – wzruszyła ramionami i zaczęła schodzić niżej. - Czekaj! Pójdę z Tobą – pobiegłam za nią zastawiając przejście deskami. Schody były nieskończone i bardzo strome, nie było widać końca. Gdy jednak moim oczom ukazał się długi, prosty korytarz, odetchnęłam z ulgą. Zbudowany był z czerwonej cegły, a po obu stronach podpierały go łukowate kolumny. Echo roznosiło dźwięk naszych kroków. Czułam się jak księżniczka z tamtych odległych czasów. W pewnej chwili znalazłyśmy się w dużej sypialni. Meble były poniszczone. Mimo upływu bardzo wielu lat, dało się jeszcze z nich skorzystać. - Tu się zatrzymam – stwierdziła księżna, kładąc się na jedwabnej pościeli łóżka, stojącego na środku pomieszczenia. - Co to za miejsce? – rozglądałam się w około. – Jak tu pięknie… - To była niegdyś moja sypialnia… I jednocześnie schron. Nikt nigdy nie znalazł tego przejścia – tłumaczyła. - Tak czy siak, nie możesz tu zostać… nie przeżyjesz tu długo – zmartwiłam się - Oliwio, ja nie przeżyję w twoich czasach… To tu czuję ducha mojej teraźniejszości… - przejęła się moim smutkiem. – Tylko tu czuję się jak w domu… - Wiem o tym, ale… nie mogę cię tu zostawić! – wybuchłam płaczem. - Uspokój się, dziewczyno! – zdenerwowała się Anna Wazówna, nie chciałam, byś płakała. Rozpaczałam dalej. Znałam ją krótko, ale wiedziałam, że tu nie ma szans na przeżycie. Zgodziła się. Wyruszyłyśmy w dalszą drogę po mrocznych korytarzach. Fascynowało mnie to, że pod drogami, którymi każdy szedł nie raz ciągnie się sieć korytarzy. Moje rozmyślania przerwała mi chwila wejścia do wielkiej sali jadalnej. Przy wejściu ludzki
27
szkielet spał snem wiecznym i spokojnym. Przeraził mnie ten widok. Razem z księżną usiadłyśmy do stołu i oddałyśmy się rozmowie. Poruszała bardzo ciekawe tematy. Opowiadała o swoich czasach i zachłannie słuchała moich opowieści o nowinkach techniki. Co jakiś czas dotykała wszystkich mebli i ścian ze słowami: - Zachowały się ślicznie przez tyle lat… Fascynujące… rzekłabym nawet magiczne! A ja śmiałam się tylko i patrzyłam na Annę z dużo większą sympatią niż przed poznaniem. Czasami nie warto ludzi oceniać na podstawie tego, co mówią o nich inni. Do końca życia zapamiętam nasze zabawy w chowanego i długie spacery po korytarzach i między salami. Z końcem dnia księżna posmutniała, lecz nie chciała powiedzieć mi dlaczego. Było to na pewno coś bardzo ważnego, gdyż zaczęła się denerwować i rozglądać z każdą minutą coraz częściej. - Jaki jest czas? – spytała szybko. - Osiemnasta trzydzieści – sprawdziłam godzinę na moim telefonie, a Anna uśmiechnęła się, widząc kolejny przykład rozwoju techniki. Uśmiech jej jednak nie trwał długo. Nagle bardzo źle się poczuła, zachwiała i przysiadła pod jedną z kolumn. - Co się dzieje?! – rzuciłam się jej na pomoc. - Dobrze… powiem… Ta wróżka powiedziała, że jeśli tego dnia, w którym doznam reinkarnacji o godzinie dziewiętnastej nie będę w tym miejscu, w którym na początku dnia… Umrę – powiedziała słabo. - A jeśli wrócisz na tamten postument? – próbowałam pozbierać myśli. - Na powrót stanę się posągiem… - wyjaśniała księżna. - A więc nie ma szansy byś została ze mną? – moje oczy napełniły się łzami. Anna nie odpowiedziała, lecz wiedziałam, że podświadomie mówi ,,Tak’’ - Więc chodźmy – pomogłam jej wstać i ruszyłyśmy w stronę schodów, którymi zeszłyśmy na dół. Droga na górę była znacznie gorsza niż w dół. Widok miałam przesłonięty przez łzy. Pokochałam osobę Anny Wazówny i miałam nadzieję, że jeszcze nie raz się zobaczymy, lecz wiedziałam, że to niemożliwe. Chwilę zajęła nam droga na górę, a następną próba zdjęcia desek. Nareszcie udało nam się. Zegar wskazywał godzinę osiemnastą pięćdziesiąt siedem.
28
- Za trzy minuty… Koniec – myślałam, obserwując nową przyjaciółkę, która z każdą chwilą stawała się coraz słabsza. Przytuliła mnie i ucałowała w policzek. Obie płakałyśmy. Pomogłam jej wdrapać się na postument. - Dziękuję… za to, że mogłam cię poznać – mała łezka spłynęła po policzku Anny Wazówny, a chwilę później jej twarz stała się zupełnie kamienna. Rzuciłam się przed postument i zaczęłam płakać. - Oliwia! – usłyszałam krzyk mojej mamy – wstawaj, za chwilę jedziemy! Obudziłam się zdezorientowana w swoim własnym łóżku. - Gdzie ja jestem? – spytałam jakby sama siebie. - W domu. Ubieraj się! Za chwilę jedziemy do domu Pałacu Anny Wazówny. To będzie bardzo emocjonujący dzień! – odpowiedziała mi mama i wyszła z pokoju. - Więc to był tylko sen? Taki rzeczywisty? – wstałam leniwie z łóżka. – Nieważne czy wydarzyło się to naprawdę, czy było to tylko wytworem mojej wyobraźni… Stwierdzam, że był to najlepszy dzień w moim życiu! Oliwia Leszczyńska kl. VII c
29