Wybór i opracowanie Ewa Dudzińska Iwona Kaliszewska – Czupryńska Marzanna Kłosowska Rok szkolny 2008/2009
Wstęp Rok szkolny 2008/2009 jest dla osób związanych ze Szkołą Podstawową Nr 2 wyjątkowy. Już w maju tego roku odbędzie się uroczystość nadania naszej szkole imienia Polskich Olimpijczyków. Jest to wydarzenie na tyle znaczące, że każdy uczeń stara się angażować w przygotowania do uroczystości i w organizowane w związku z tym wydarzeniem konkursy. W niniejszym, pamiątkowym tomiku tekstów o tematyce sportowej uczniowie klas IV, V i VI wybierali spośród dwóch wypowiedzi szwedzkiego myśliciela - Hammarskjolda: „Tylko ten, kto sięga wzrokiem daleko, znajduje właściwą drogę” oraz „Jeśli stanąłeś na starcie, to już zwyciężyłeś, choćbyś był ostatni...”Hasła te każdy z uczniów zrozumiał i rozwinął inaczej tworząc bardzo ciekawe
i
często
wzruszające
pokonywanie
własnych
poszukiwanie
i
słabości,
odnajdywanie
historie
ludzi,
wytrwałe
słusznej
dla
dążenie
drogi
w
których do
celu,
życiu
jest
priorytetem. Oddajemy w Państwa ręce zbiór tekstów, które przypominają nam, że sport czyni nasze życie pełniejszym i piękniejszym. I nie dotyczy to tylko sportowców, lecz wszystkich ludzi. Pamiętajmy o
najważniejszych
opanowaniu
wartościach
własnych
słabości,
samodoskonaleniu, prawości,
tolerancji,
prawdomówności,
uczciwości i szacunku nie tylko w sporcie, ale przede wszystkim w życiu codziennym
Iwona Kaliszewska – Czupryńska 2
Spis treści:
1. Borowska Martyna, Historia pływaka
..........................................................................
4
2. Deja Julia, Bieg po ostatnie miejsce ................................................................................5 3. Górna Agata, Pamiętnik Sary .......................................................................................................6 4. Iwański Tomasz, Jeśli stanąłeś na starcie to już zwyciężyłeś – choćbyś był ostatni 5. Krajnik Karolina, List do Janka
................................
10
............................................................................................
12
6. Marszałek Małgorzata, Historia Ani i Marysi 7. Mikołajczyk Nikola, Kryształowe marzenia
................................................
14
..........................................................
18
8. Nowiński Oskar, Tylko ten, kto wzrokiem sięga daleko znajdzie właściwą drogę 9. Ochlak Marta, Pamiętnik Ani 10. Płachetko Zuzanna, List do Oli 11. Słembarska Paulina, Kasia
44
.............................................................................................
48
............................................................................................................
49
............................................................................
.............................................................................................................................
14. Wietecha Patryk, Martin i David 15. Wietecha Dominik, Kris i Kevin
.................................................................................
54
55 56
........................................................................................
16. Wiśniewski Bartosz, Stadion Olimpijski
3
38
.............................................................................................
12. Trzcińska Natalia, List do Agnieszki 13. Wajda Piotr, Zawody
..............................
59
.................................................................
62
Historia pływaka
Znam pewnego pływaka. Ma na imię Paweł. Opowiem wam jego historię. Gdy Paweł miał 6 lat, trenował pływanie, jeździł na basen, startował w konkursach pływackich. Pewnego dnia pojechał na taki konkurs. Gdy już miał startować złapał go skurcz w rękę .Ten konkurs był dla niego bardzo ważny, więc nie przejmował się tym. Gdy już płynął, ciągle bolała go ręka, zaczął tonąć. Wszyscy nie przejmowali się Pawłem płynęli dalej. Ratownik nie zauważył tego, a Paweł tak długo był pod wodą, że zemdlał. Wtedy wszyscy go zobaczyli. Stan Pawła był tak ciężki, że musiał być
w szpitalu. Po wyjściu z niego Paweł 15 lat nie
pływał. Dopiero, gdy miał 21 lat, spróbował jeszcze raz. Od tamtej pory Paweł uważa na skurcze, no a dziś to słynny pływak Paweł Korzeniowski.
Martyna Borowska kl. IV c
4
„BIEG PO OSTATNIE MIEJSCE”
Mieszkam w bardzo przyjaznej okolicy. Mam tu wielu miłych sąsiadów. Jednym z nich jest mój przyjaciel Michał. Jego największym hobby jest sport. Uczestniczył w wielu zawodach, grał w piłkę i jeździł na rowerze. Był pogodnym i wesołym chłopcem, aż do chwili, gdy zdarzył się tragiczny wypadek. Wracając ze szkoły na przejściu dla pieszych uderzył w niego samochód. Mój przyjaciel trafił
d
szpitala
w
bardzo
ciężkim
stanie.
Gdy
odzyskał
przytomność dowiedział się, że już nigdy nie będzie chodził. Chłopiec załamał się. Ja z innymi kolegami próbowaliśmy go pocieszyć. Z dnia na dzień czuł się coraz lepiej i wierzył w to, że zacznie znowu chodzić. Michał nie poddał się. Gdy wyszedł ze szpitala zaczęła się trudna rehabilitacja. Po wielu miesiącach stał się cud i Michał powoli zaczął chodzić. Po jakimś czasie poszedł do szkoły. Gdy odbywały się zajęcia w-fu, Michał siedział na ławeczce i oglądał ćwiczących kolegów. Na jednej z lekcji odbywały się biegi. Michał bardzo chciał pobiec wraz ze swoimi kolegami. Poprosił pana od, w-fu, aby mu pozwolił. Po wielu prośbach nauczyciel zgodził się. Michał, chociaż dobiegł ostatni do mety, był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Cała klasa biła mu brawo, a on popłakał się ze szczęścia.
5
Na przykładzie mojego kolegi możemy zobaczyć jak ważna jest wiara we własne możliwości. Choć dobiegł do mety jako ostatni, był to jego osobisty sukces.
Julia Deja kl. V c
6
PAMIĘTNIK SARY ,„Jeśli stanąłeś na starcie to już zwyciężyłeś, choćbyś był ostatni.” 12.06.08.r Drogi Pamiętniku! Dzisiaj
mija
pół
roku
od
mojego
nieszczęśliwego
wypadku
samochodowego. Stało się to, kiedy wracałam ze szkoły busem. Nagle wpadliśmy w poślizg. Dalej już nic nie pamiętam...Od tamtego czasu spędzam całe dnie na wózku, a moje życie całkiem się zmieniło. Dawni przyjaciele odwrócili się ode mnie, wciąż jestem od kogoś zależna, a przede wszystkim nie mogę pogodzić się z tym, że uniemożliwiło mi to trenowanie gry w koszykówkę, która była dla mnie wszystkim. Nie dostrzegam sensu życia.
14.06.08.r Tata ma dla mnie jakąś niespodziankę, ale pokaże mi ją dopiero jutro. Ciekawe, co znowu wymyślił...
16.06.08.r Niespodzianką
okazała
się
wycieczka
na
halę
sportową
w Warszawie, gdzie odbywał się trening koszykówki dla osób jeżdżących na wózkach. Rozmawiałam z trenerem. Znał już moje
7
osiągnięcia i zaproponował mi miejsce w drużynie. Uzgodniliśmy, że kiedy to przemyślę, dam znać.
17.06.08.r Długo zastanawiałam się nad propozycją trenera. Tęsknię za grą w koszykówkę, uczuciem zmęczenia i rywalizacją, lecz nie wiem, czy jestem gotowa na powrót do rzeczywistości... Muszę kończyć. Spodziewamy się odwiedzin babci.
18.06.08.r Wczorajszego dnia odbyłam z babcią długą, poważną rozmowę. Stwierdziła, że nie powinnam bać się zmian, które nadejdą prędzej czy później. Przed wyjściem babcia powiedziała mi zdanie, które dało mi wiele do myślenia: „Jeśli stanąłeś na starcie, to już zwyciężyłeś, choćbyś był ostatni.”
18.06.08.r (w nocy) Nie mogłam zasnąć. Wtedy dotarło do mnie znaczenie tego zdania. Po wypadku poddałam się i nie miałam ochoty walczyć, wszystko było mi obojętne. Teraz chcę wrócić na start i rozpocząć nowe życie, poczuć radość z pokonywania własnych słabości. Nie chcę się rozczulać nad sobą, chcę być kimś, sam fakt, że rozpoczęłam walkę jest dla mnie wygraną! 8
Po paru tygodniach Teraz wszystko się zmieniło. Stałam się szczęśliwą i pełną radości dziewczyną. Zdanie to stało się moim mottem. Rano, wstając z łóżka, wyobrażam sobie, że każdy dzień jest walką z własnymi słabościami. Podejmuję ją każdego dnia. Wczoraj odbyły się zawody. Niestety nie udało się nam ich wygrać. Moja najlepsza przyjaciółka była smutna. Wtedy powiedziałam jej, że wygrana nie jest najważniejsza. Liczy się odwaga. Nie bałyśmy się stanąć na boisku i rozpocząć grę z rywalkami. Już jesteśmy zwycięzcami. Mamy radość z tego, co robimy. Jestem wdzięczna babci, że powiedziała mi to zdanie. Podjęłam słuszną decyzję.
Agata Górna kl. VI b
9
„Jeśli stanąłeś na starcie to już zwyciężyłeś – choćbyś był ostatni.”
Pewnego razu czwarta klasa miała się przygotowywać do zawodów. Pani nauczycielka wybierała do wyścigu kolarskiego i w eliminacjach na trzydzieści kilometrów zwyciężył Jacek. Jacek był średniego wzrostu, ale nie najwyższy spośród swoich kolegów. Prowadził nieśmiały tryb życia. Gdy dowiedział się, że ma jechać na zawody zaczął protestować i nalegać, aby ktoś inny pojechał za niego, lecz pani nauczycielka nie ustąpiła. Wiedział, zatem, że to on weźmie udział w zawodach kolarskich. Miał tremę, że mu coś nie wyjdzie albo upadnie i zepsuje rower szkolny. Pani tylko mu powiedziała, że nieważne czy wygra, czy przegra, ważne, że weźmie w nich udział. Po tych słowach nabrał odwagi. Gdy poznał dokładną datę to poczuł, że ma jeszcze szansę na zwycięstwo. Dlatego zaraz po lekcjach zaczął trenować. Robił tak codziennie, aż do dnia zawodów. Kiedy dowiedział się z iloma uczestnikami będzie rywalizował, zaczął się martwić, że przegra. Uczestników zawodów było trzydziestu. Dla dodania sobie odwagi, powtarzał sobie słowa wypowiedziane przez panią nauczycielkę. Kiedy wystartowali zauważył, że bez trud wszystkich wyprzedza. Od tej chwili nie martwił się, że przegra. Pod koniec wyścigu to
10
wrażenie zniknęło, bo wszyscy zaczęli go doganiać. Utrzymał swoją pozycję aż do ostatniej prostej. Wtedy wszyscy zostali znowu w tyle z wyjątkiem jednego uczestnika. Trzymał się cały czas z tyłu i się ciągle przybliżał. Gdy zostało zaledwie dziesięć metrów Wojtek (tak miał na imię uczestnik doganiający Jacka) przewrócił się i zepsuł sobie rower. Wtedy Jacek wpadł w panikę. Zastanawiał się czy zsiąść z roweru
i pomóc Wojtkowi czy jechać dalej
i zwyciężyć. Pomyślał, że lepiej by było pomóc koledze i tak zrobił. Zsiadł z roweru i podszedł do Wojtka, pomógł mu wstać i dał mu swój rower. Jacek poszedł na metę piechotą. W ten sposób zdobył srebrny medal, a Wojtek złoty. Wojtek jednak nie przyjął złotego medalu tylko dał go Jackowi. Natomiast Wojtek mianował się srebrnym medalistą. W taki sposób podziękował Jackowi za jego poświęcenie. W sporcie nie liczą się tylko medale i nagrody, ale również zabawa z przyjaciółmi. Jeśli się stanie na starcie, to tak jakby się zwyciężyło. Nie trzeba mieć pierwszego miejsca, by być zwycięzcą.
Tomasz Iwański kl. VI b
11
Brodnica, 2.06.09r.
Drogi Janku! Na początku tego listu chciałabym Ci się przedstawić. Zapewne mnie nie znasz. Nazywam się Karolina Krajnik, chodzę do klasy VI b. Pewnie myślisz, że piszę ten list, aby się z Ciebie naśmiewać. Nic z tego, proszę, przeczytaj ten list. Widziałam wczorajsze zawody. Wiem, że też brałeś w nich udział. Niestety, wiem też, że dobiegłeś do mety ostatni. Bardzo mi przykro z tego powodu, ale jeszcze bardziej mi przykro, że koledzy z naszej szkoły i, co najgorsze, z Twojej klasy tak bardzo się z Ciebie naśmiewali. Nie wiem, co w nich wstąpiło, ale chcę, żebyś wiedział, jaką odwagą się wykazałeś. Stanąłeś na starcie, co wcale nie było łatwe. Po tylu miesiącach przygotowań zdecydowałeś się wystąpić, a to nie była łatwa decyzja. Wiedziałeś, że jeśli przegrasz, koledzy ze szkoły będą się z Ciebie naśmiewać, ale nie myślałeś zapewne, że zrobią to także koledzy z klasy, a nawet Twój najlepszy przyjaciel. Powiem Ci jednak, że ten przyjaciel śmiał się pewnie tylko dla towarzystwa. Wiem, że teraz czujesz się okropnie, ale nie martw się. Czy myślisz, że ci tchórze, którzy się z Ciebie naśmiewali mieliby odwagę wystąpić na tak wielkich zawodach przed ogromną publicznością? Ja Ci już teraz mogę powiedzieć, że tym niewłaściwym zachowaniem pokazali, jak wielkimi są tchórzami. 12
To nie oni trenowali miesiące, żeby wystąpić na ważnych zawodach, to nie oni tam biegli, to nie oni wykazali się wielką odwagą i co najważniejsze, to nie oni stanęli na starcie. Wiem, że pewnie nie będziesz chciał przyjść jutro do szkoły, ale powiem Ci jedno: masz wielką odwagę i nie zmarnuj jej. Stań przy wejściu do szkoły, jakby był to start i przezwycięż naśmiewanie się Twoich kolegów. Pomyśl, że stoisz na mecie. I pamiętaj: nie jest ważna wygrana, istotne jest by stanąć na starcie.
Twoja koleżanka Karolina Krajnik
Karolina Krajnik kl. VI b
13
Historia Ani i Marysi W małym miasteczku, niedaleko Torunia, mieszkały dwie przyjaciółki Marysia i Ania. Dziewczynki chodziły do jednej szkoły, a nawet siedziały razem w ławce. Ania i Marysia miały po 14 lat. Chodziły do 2 klasy gimnazjum. Było to gimnazjum nr 13. w Dąbiu im. Marii Skłodowskiej Curie. Marysia była bardzo wysportowana, jeździła na różne zawody, a Ania smuciła się, że nie może kibicować przyjaciółce na zawodach. Marysia zawierała na zawodach różne znajomości. Ania była troszkę zazdrosna o nowe koleżanki Marysi, lecz na początku nie zwracała na to uwagi. Marysia spędzała coraz więcej czasu z nowymi koleżankami.
Pewnego
dnia
Ania
zwróciła
uwagę
swojej
przyjaciółce, że spędza więcej czasu z nowymi koleżankami a na nią prawie w ogóle nie zwraca uwagi. Marysia wzięła sobie to do serca i gdy udało jej się spotkać wszystkie swoje koleżanki z zawodów, zapoznała je z Anią. Od tamtej pory wszystkie dziewczynki trzymają się razem. Maria nadal jeździ na różne zawody. Ania zawsze stara się kibicować jej i swoim nowym koleżankom. Pewnego dnia Ania zaprosiła do domu na piżamową imprezę swoje nowe koleżanki i oczywiście swoją przyjaciółkę. Jak to na piżamowej imprezie dziewczyny rozmawiały o chłopcach i swoich problemach. Gdy przyszła kolej na Anię dziewczynka zwierzyła się koleżankom, że trochę jej przykro, gdy one jeżdżą na zawody a ona zostaje 14
w szkole sama. Dziewczyny zastanowiły się trochę nad tym, co powiedziała Ania i następnego dnia postanowiły porozmawiać ze swoim trenerem. Spytały go czy nie mógłby potrenować ich przyjaciółki Ani. Trener zastanowił się trochę i po 2 min namysłu postanowił potrenować Anię. Dziewczęta natychmiast pobiegły do Ani z nową nowiną. Ania bardzo się ucieszyła i już następnego dnia miała trening z koleżankami. Okazało się, że Ania bardzo dobrze biega na długi dystans. Ania nigdy nie spóźniała się na treningi, trenowała wcześnie rano, gdy jej koleżanki jeszcze smacznie spały. Po tygodniu treningów, trener oświadczył, że za trzy tygodnie są zawody w sztafecie drużynowej na 800m. wszystkie dziewczęta się bardzo ucieszyły, gdy to usłyszały oprócz
Ani, która wręcz
przeciwnie się zmartwiła. Sama nie wierzyła w swoje możliwości. Po treningu wszystkie dziewczyny pobiegły szybko do szatni oprócz biednej, zmartwionej Ani. Trener podszedł do dziewczynki, która wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać i zapytał dlaczego się smuci
przecież
świetnie
biega
na
długie
dystanse.
Ania
odpowiedziała, że już jej lepiej i dołączyła do swoich koleżanek. Od tamtej pory wszystkie dziewczyny wstawały raniutko i biegały wszystkie razem. Anię wspierali także rodzice, którzy ogromnie się cieszyli, że ich córka jest szczęśliwa. Dziewczęta coraz ciężej trenowały i Ania stawała się coraz lepsza i lepsza i coraz mocniej w siebie wierzyła. Dziewczynki coraz więcej trenowały lecz i spędzały wiele czasu na wspólnych wycieczkach do miasta. 15
Tygodnie mijały bardzo szybko. Nagle z trzech tygodni zostały tylko trzy dni. Była sobota, w poniedziałek były zawody. Wszyscy byli bardzo nerwowi, więc rodzice Ani postanowili zabrać ją wraz z jej koleżankami na sztuczne lodowisko, aby pojeździć na łyżwach. Sztuczne lodowisko znajdowało się pół godziny od domu Ani. Po wypożyczeniu łyżew wszyscy z lekkim strachem weszli na lód. Po chwili
miłej jazdy nagle stało się coś strasznego Ania się
przewróciła. Gdy dziewczynka zaczęła krzyczeć zebrało się wokół niej tłum ludzi a w samym środku ona sama. Gdy jej mama usłyszała rozpaczliwy krzyk od razu zerwała się i podjechała do swojej córki. Z wielkim przerażeniem mama zapytała Anię, co się stało. Dziewczynka odpowiedziała, że się przewróciła i bardzo boli ją noga. Mama Ani natychmiast kazała zadzwonić po karetkę. Po 5 min. karetka była już na miejscu. Od razu zabrano Anię do szpitala a mama dziewczynki wsiadła do karetki zrazem z nią. Zaś Tata dziewczynki i odwiózł jej koleżanki bezpiecznie do domu i zaraz dołączył do Ani i jej mamy. W szpitalu okazało się, że Ania ma złamaną nogę i wyzdrowieje dopiero za 2 miesiące. Rodzice Ani nocowali całą noc w szpitalu. Następnego dnia w odwiedziły ją jej przyjaciółki wraz z trenerem. Koleżanki pocieszały ją, że wszystko będzie dobrze i na pewno wyzdrowieje. Po dwóch miesiącach leżenia w szpitalu Ania wróciła do zdrowia i znowu uczęszczała na treningi. Wszyscy bardzo się ucieszyli z powrotu Ani a szczególnie Marysia. Po około 6 tygodniach trener znowu oświadczył, że za 16
2 tygodnie są następne zawody, w tym momencie Ania nagle upadła, lecz zaraz obudziła i zaczęła mówić, że ona nie może iść na te zawody, bo na pewno znowu coś się stanie, że złamie sobie znowu nogę. Ania bardzo się bała tego, że coś znowu jej się stanie. Dziewczynka długo myślała nad tym czy startować w zawodach czy nie. Tydzień mijał po tygodniu i zawody były coraz bliżej a Ania denerwowała się coraz bardziej i powtarzała sobie: będzie dobrze na pewno wszystko będzie dobrze. Wreszcie nadszedł dzień zawodów, Marysia zaproponowała Ani, że pójdzie z nią na stadion i tam spotkają się z innymi koleżankami. Jeszcze przed startem wszystkim dziewczynkom trzęsły się nogi ze strachu, a Ani nawet i szczęka drżała. Ania tuż przed startem chciała zrezygnować z biegu. Jej przyjaciółki wspierały ją jak mogły i Ania stanęła na starcie i doskonale pobiegła. Dzięki wsparciu koleżanek Ania się nie poddała i dziewczyny zajęły pierwsze miejsce. Ania jeździła jeszcze na różne zawody i już się tak bardzo nie bała. Od tamtej pory nigdy w siebie nie zwątpiła.
Małgorzata Marszałek kl. V c
17
„Kryształowe Marzenia”
Rozdział I Amy siedziała jak zwykle na parapecie swego pokoju, okrutny los wyrwał z jej życia szansę na przyszłość. Jej łzy kapały cichutko do gorącej czekolady, a kruczoczarne włosy zakrywały jej zapłakaną twarz. - Och! Dlaczego właśnie mnie to spotkało? Czy naprawdę jestem gorsza
od
nich?!
-
Miałam
ochotę
zniszczyć
cały
świat!
- Słonko? – Oo, tak! Tego mi właśnie było trzeba, jeszcze mama musiała się w to mieszać! - Skarbie, naprawdę nie musisz się tym aż tak przejmować, ważne, że masz nas! Pamiętaj, że ja i Marc zawsze ci pomożemy! - Nie zapominaj o tacie- burknęłam - On także ma coś do powiedzenia w związku ze mną jak mniemam... - O... Tak, tak. Dobrze mniemasz! Oczywiście ma coś do powiedzenia, w końcu to twój ojciec...- ostatnie słowa wypowiedziała z wielką trudnością. Od ich rozwodu minęły już 4 lata, lecz ból ciągle pozostaje... Pamiętam ten moment jakby działo się to w tej chwili... Sąd. Puste korytarze, którymi krążyły różne, zgłuszone rozmowy. Wtem rozlega się głos sędziny... „ Sprawa Lilianny Rinder, z domu Clar oraz James'a Rinder.”. Przeraźliwy pisk zardzewiałego krzesła mógłby obudzić nawet zmarłego. Moja matka ruszyła
18
dumnym krokiem w kierunku sali rozpraw, za nią jak gdyby nigdy nic poczłapał mój ojciec, któremu jak widać było wszystko jedno. Na dworze szalała burza, i naprawdę myślałam, że całe dobro uciekło ze świata! - Tak, to mój ojciec... Ten sam ojciec, który w piątek o 13.00 po mnie przyjeżdża! - Och, rzeczywiście! Z tego całego zamieszania programem zupełnie o tym zapomniałam! - Dzięki za przypomnienie! - odpowiedziałam ironiczną uwagą. - Córeczko! Przecież wiesz, że było minęło! Nie przywrócisz już tamtego dnia, i tak zaśpiewałaś najlepiej jak mogłaś! Po prostu oni potrzebują innego poziomu...- Teraz to naprawdę przesadziła! Inny poziom? Ona chce inny poziom? Ja jej dam! Mogła bym wyśpiewać jej wszystkie powody dla których jeszcze nie uciekłam od niej do taty i to na wysokim C! Nie, spokojnie Amy - wrzuć na luz! - Mamo ja to wiem, lecz czy ty to wiesz?- Uhu! Teraz dałam do pieca... Ona wspomniała mi nieudany występ, a ja jej nieudany pokaz! Jak to mówią „ Każdy medal ma dwie strony” czy coś takiego... - O nie mała! Tak rozmawiać nie będziemy! Czy ty teraz wiesz, że ranisz moje uczucia? Jest mi bardzo przykro, że twoja wygoda jest dla ciebie ważniejsza od mego szczęścia! Jeśli nie potrafisz ze mną rozmawiać to marsz do …- nie mogła dokończyć wyrazem „swojego pokoju” ponieważ właśnie w nim byłam! - Dobra, Dobra! Już się uspokajam...- usiadłam na pufie i wzięłam do 19
ręki „YouYougStyle” -Okej.. to o kim dzisiaj piszą w „News”? O! Amelia Murien! Co? Kolejna operacja plastyczna?! Ludzie przecież ona już 4 razy zmieniała ten nos! Jak Ci bogaci ludzie mają dobrze! A co piszą o tej głupiej dziedziczce linii hotelowych Karro? O! Przefarbowała się?! E, nie ten ognisty rudy nie pasuje do jej karnacji. O, gdybym to ja wygrała „SzuperSztara” byłoby
świetnie!
To
o
mnie
pisaliby
w
każdym
numerze
„YouYoungStyle”, to ja byłabym twarzą stacji telewizyjnej „Kuna”, miałabym własną willę
z basenem, super przyjaciół i jedną
najważniejszą rzecz, własnego, przystojnego
najlepiej o zielonych
oczach... Jeśli nie wiecie o czym mowa, to marzę o „młodym osobniku płci męskiej. Ohm..- Zamarzyłam się, bo kto o normalnych zmysłach i umyśle chciałby umówić się z głupią Amy, córką Super Modelki i mechanika samochodowego... Zakochaną po uszy w muzyce typu metro. Z małpką Gogo w czerwonych porciętach i kapelusiku z piórem bażanta. O, tak! To było pewne, mam bujną wyobraźnię! Mam nadzieję że będę umiała ją dobrze wykorzystać! A co mi tam! Muszę
wstać
i
ćwiczyć
dalej
jeśli
chcę
się
zapisać
do
„SzuperSztara”, może tym razem mnie przyjmą- pomyślałam. Gdy skończyłam koncertować moja mama weszła do pokoju i powiedziała „ Przestań już wyć, gaś światło i idź do łóżka”, a więc by nie doprowadzać jej do stanu twarzowej czerwoności posłużyłam się jej „wskazówkami” i poszłam spać. 20
Rozdział II
Następnego
ranka
wszystko
szło
nie
tak!
Ekipa
od
przeprowadzki spóźniła się o dwie godziny, mama zgubiła torebkę z dokumentami i paszportami, a ja nie mogłam znaleźć dla siebie miejsca. - Tak, tak Pani Kelinski, już jesteśmy spakowani! Tak, oczywiście wiemy, że jest Pani w ciąży i że musimy przyjechać jak najszybciej, bo w każdej chwili może Pani urodzić! Och! Uwaga z tym pianinem to antyk! O, nie proszę Pani to nie było do Pani. Tak, będzie lepiej, jeśli porozmawiamy na miejscu. Do widzenia!- Taką o to zaciętą dyskusję prowadziła moja mama od dwunastej po południu. Na jedno ucho ze sprzedawcą domu, a na drugie z ekipą. Myślałam, że wybuchnę! Byłam
W mojej głowie mieściło się tyle emocji, tyle uczuć!
bardziej
zestresowana
niż
najbardziej
zestresowany
człowiek na świecie! Od rozsadzenia całkowitego powstrzymywała mnie tylko myśl, że strasznie bym nabrudziła -
a mama i tak
kazałaby mi to posprzątać. W końcu po kilku godzinach męki, mogłyśmy wyruszać do Nowego Yorku. Przez całą drogę rozmyślałam o tym, jakich tam przyjaciół spotkam, i czy w ogóle jakiś spotkam. Nowa szkoła, nowi ludzie. Miałam tylko nadzieję że nie będzie tam pani Abrasco z jej „diabelnym aniołkiem” w postaci Cynthii- jej córki. Nienawidziłam jej od pierwszej klasy podstawówki. Musiała 21
się wpakować z tymi swymi kryształkami. Chodzi o doświadczenie. Musieliśmy „wyhodować” kryształy solne na biologię. Ja nad moimi się bardzo starałam i muszę skromnie powiedzieć, że wyszły całkiem dobrze. Ale ona! Prawie w ogóle nic nie miała! Lecz oczywiście Cynthia nie-mogę-dostać-oceny-poniżej - 5+ od razu wykombinowała jakiś sposób. Bym ja nie dostała oceny wyższej niż ona, (co by było cudem, ponieważ z biologii jestem cienka ja patyk). Kiedy szłam do biurka nauczycielki z moimi błękitnymi kryształkami, użyłam błękitnej farby, (och gdyby nie to nic by się nie stało!), i właśnie miałam dostać okrąglutką cyferkę 6, ona nagle powiedziała „Proszę pani! Przecież nie można używać barwników”! Oczywiście, ona dostała 5+ za to, że jako jedyna nie użyła barwnika! Od tamtej pory uznałam ją za osobę „widzialnie niewidzialną! A więc gdy tak jechałyśmy, i rozmawiałyśmy o Nowym Yorku droga minęła bardzo szybko. Gdy przyjechałyśmy te 300 km, zobaczyłam prawdziwe cudo! Potężny budynek, z basenem i jacuzzi stał przede mną otworem! - To nasz dom mała! Uwierzysz?- Tak, uwierzę, lecz nienawidzę, gdy ktoś mówi do mnie mała, w końcu mam 164 cm wzrostu! - Jakoś wierzę ehh. - Co się stało skarbie? - Po prostu nie mogę sobie wyobrazić życia w tym miejscu, przynajmniej w tej chwili. - Spokojnie mała, jak wy to mówicie „ wrzuć na luz!”- Owszem, my 22
(czyli osobniki obu płci w przedziale wiekowym 5-19) tak mówimy, ale czy 36 – letniej kobiecie wypada tak mówić? - Oczywiście, że nie! - Mamo, proszę! - Ojejku, no dobrze przepraszam. To, co oprowadzić Cię po naszej willi? - Bardzo chętnie! - Po tych słowach ruszyłyśmy lekkim krokiem w stronę ”pałacu”. Dom był cudowny! Kremowo- Biały, z wielkimi, jasnobrązowymi drzwiami. Okna były ogromne, i prawie całkowicie odsłaniały wnętrze. Jako pierwsza przekroczyłam próg, lecz nagle się zatrzymałam. Przed moimi oczami rozchodził się widok, jakiego pozbawiona byłam w naszym starym domu. Ogród. Z sztucznym wodospadem, pięknymi kwiatami i cudną ławką pośrodku altanki. Prawdziwy raj na ziemi. Wbiegłam po schodach na górę by zobaczyć mój pokój, moje własne miejsce! Jak zwykle, zatrzymałam się gdy tylko weszłam do środka. Cudna szaroczarna tapeta z „gotyckimi” wzorami, czarny wykładzinodywan (dywan, lecz zakrywający prawie całą podłogę). W pokoju znajdowała się para drzwi. Jedne prowadziły do łazienki, a drugie do kolejnego wielkiego pokoju. Spytałam się mamy czy to jest jej pokój, lecz ona zaprzeczyła. Jej pokój znajdował się naprzeciwko. Wyjaśniła mi, że pokój, który oglądałam będzie moją garderobą. Ucieszyłam się, ale ekipa już przyjechała i czas było się rozpakować. 23
Rozdział III
Gdy tylko rano się obudziłam, usłyszałam śpiew skowronka (a może to był słowik?) i pomyślałam jaki to świat jest piękny! Niestety, moja mama od razu przywróciła mnie do rzeczywistości. - Amy! Wstawaj ty leniuszku! Dziś zaczynasz szkołę! Kto wie? Może spotkasz tam swego kolegę?- Oczywiście nie mogła sobie darować, więc ja muszę teraz wyjaśnić. Wczoraj, gdy już się częściowo rozpakowałyśmy, ja musiałam wyjść z psem na spacer. Gdy tak błądziłyśmy po parku mała zerwała mi się ze smyczy i pobiegła do innego psa. Pobiegłam po nią, i to samo zrobił pan tego drugiego psa. Zauważyłam tylko jego blond włosy świecące w ciemnościach, lecz nie zdążył mi się przedstawić, myślę, że zauważył, że nasze psy gdzieś nam uciekły, ponieważ tak jak ja zaczął je gonić. Powiedział tylko: „Przepraszam za Lubbe, ona uwielbia się bawić!”, a ja odparłam że nie musi przepraszać, bo to nie jego wina. Zaśmiał się, lecz to nie był zwyczajny chłopięcy śmiech. On śmiał się tak ciepło, tak czule... Czułam jakby jego śmiech obejmował mnie. Nie wiem czy na zewnątrz, ale w duszy byłam czerwona jak dojrzały pomidor. Ktoś za nami zawołał: „Blondasie! Wracaj do domu! Zaczyna się mecz!”. „Blondas” pożegnał się i powiedział, że ma nadzieję mnie jeszcze spotkać. Opowiedziałam o tym wszystkim mamie, bo myślałam, że mnie zrozumie, lecz ona powiedziała tylko, że jeśli mam nadzieję, to ma duże szanse, że to osiągnie. 24
- Mamo, ale... - Żadne ale! Do szkoły musisz iść, czy chcesz czy nie! - No dobrze, ale ze szkoły pójdę do miasta. Muszę kupić jakieś ciuchy, żeby się wtopić w tłum. - Okay!
Ale
weź
swoją
kartę
kredytową,
a
nie
moją!
- Dobrze, dobrze! Wrzuć na luz!- Obie zaczęłyśmy się śmiać. Gdy mama wyszła z pokoju, ja poszłam wziąć prysznic, i ogólnie wykonać toaletę poranną. Jeśli o mnie chodzi, to uwielbiam prysznic, ponieważ jest komfortowy, i nie trzeba w nim długo siedzieć. Nienawidzę za to wanien, nie lubię długo siedzieć w wodzie, znaczy lubię - ale na basenie! Wolę się szybko wykąpać, wyjść na mój minisalon. Jest wspaniały, ponieważ cały jest oszklony. Uwielbiam w nim siedzieć podczas deszczu. Słyszę wtedy krople, i widzę wspaniały krajobraz,
a jednocześnie jest mi ciepło. Mam tam telewizor,
kanapę i regał na książki. Uwielbiam czytać książki! Najlepiej jakieś przygodowe, lub Science-Fictsion. Moimi ulubionymi autorami są Eleonora Kapciuszek i Krzysztof Zwój. A więc gdy tak siedzę sobie z dobrą książką, lub telewizją pod ręką lubię czasem coś podjeść. Najczęściej przygotowuję sobie pełen bufet. W jego skład wchodzą dwie sałatki, sos 1000 wysp, frytki z kuleczkami drobiowymi, oraz duży napój. A więc, po wzięciu prysznica wyprostowałam włosy, i założyłam moją ulubioną opaskę z cekinami. Następnie ubrałam się i poszłam zjeść śniadanie. Moja mama, może jest trochę wredna, ale za gotowanie potraw mogłaby zdobyć medal! Na śniadanie 25
przygotowała tosty z serem i majonezem przygotowała tosty z serem i majonezem w połączeniu z kilkoma plastrami bekonu. Zjadłam to wszystko w mgnieniu oka i pobiegłam po skuter. Mój tata kupił mi go na 15 urodziny. Śliczny, biało-czarny, z srebrną koroną namalowaną na bagażniku, a na przedzie napis „Punk Princess”, czyli punkowa księżniczka. Gdy wsiadłam na mojego Orlanda, (nazwałam go tak na cześć Orlanda Groma) zauważyłam, że nie mam kasku, więc musiałam jeszcze raz wrócić się do garażu i wziąć go. Gdy już wzięłam mój biały „hełm” mogłam ruszać. Minęłam jedną ulicę, drugą, trzecią, aż w końcu dojechałam. Szkoła, ach! Wielki, czerwony budynek z boiskiem do koszykówki, siatkówki, piłki nożnej i sama nie wiem, czego jeszcze! Gdy weszłam do środka moim oczom ukazało się istne zoo! Po lewej, tak zwane „lalki”, czyli dziewczyny, które znają tylko 3 cyfry, ale za to wszystkie marki ubrań, i kosmetyków. Po prawej Sportowcy, czyli chłopcy, dla których nie liczy się nauka, ale strzały, gole i trafienia
w meczu!
Bardziej na środku znajdowała się grupa odmienna od tamtych, czyli ci, dla których nauka jest najważniejszą rzeczą w świecietzw. kujony. A więc pora zrobić pierwszy krok. Ruszyłam dumnie ku gabinetu dyrektora, zrobiłam pierwszy krok, i... Bum! Poślizgnęłam się na podłodze i wpadłam na rusztowanie (malarze malowali na szkole jej godło), ono się zachwiało, farba wylała na szkołę. Jednym słowem wielka, totalna porażka! Dyrektorka od razu przybiegła, i już, pierwszego dnia, miałam zostać po lekcjach, aby zamalować 26
czerwoną farbą tę rozlaną, żółto-niebieską farbę. Lekcje minęły szybko, zapoznałam się z jedną dziewczyną, lecz każda godzina zbliżała mnie do klęski. Na długiej przerwie, osamotniona udałam się na rusztowanie, gdzie czekała moja „towarzyszka karna” w stylu lalki.
Rozdział IV
Siedział tam, na ławce. On naprawdę tam siedział! Mój wzrok skupił się tylko na jednym punkcie. Nie mogłam w to uwierzyć! To naprawdę był on! - Blondas – westchnęłam. - Co ty gadasz kruku?- oczywiście, moja „towarzyszka karna” - E, nic, nic!- zamyśliłam się. On naprawdę tam był! Czytał książkę historyczną jak sądzę. - Halo, Panie Blondasie! Jak tam Lubba?- krzyknęłam. Roześmiał się, przynajmniej tak to wyglądało, bo jak się jest z jakieś 8/9 metrów nad ziemią to nie widać tak dobrze. - Pozdrawia Lady. A co u jego pani ? - Równie dobrze, ha ha ha! – Zaczęliśmy się śmiać. Nagle ktoś nam przerwał. 27
- Jak śmiesz rozmawiać z moim chłopakiem! Ty, ty... Głupko!- Po tych słowach rzuciła się na mnie, podarła mi bluzkę, a potem popchnęła mnie tak, że wypadłam z rusztowania. Krzyczałam, Pomocy! Na szczęście on mnie złapał. Wtuliłam się w jego ramiona, dopiero teraz mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Miał szarozielone oczy, szarmancki uśmiech i cudne, półdługie blond włosy. Wyszeptałam mu do ucha, „ Dziękuję!” a on odparł że to była dla niego przyjemność. Niestety, w końcu musiał mnie postawić na ziemię, a ja udałam się do klasy, ponieważ zadzwonił dzwonek. Mieliśmy właśnie Chemię. W poprzedniej szkole nienawidziłam tego przedmiotu, bo uczyła go Abrasco. Przezywana przez nas Potwór Zębol, ponieważ kiedyś Marek (mój kolega) zrobił jej zdjęcie jak wyjmowała z kanapki protezę. Ale był śmieszny widok! A więc, poszłam na Chemię i usiadłam w ławce. Chemię prowadziła tym razem pani Barnlak. Powiedziała, że musimy poczekać jeszcze na jednego ucznia, dziwne, bo nazwała go „tym najważniejszym”. Kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi, ale jakoś to zniosłam. Uświadomiłam sobie, że „najważniejszy” uczeń będzie siedział ze mną, ponieważ tylko przy moim stanowisku było wolne miejsce. Gdy drzwi się otworzyły usłyszałam ten miękki, ciepły głos. - Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem zmyć farbę z koszuli bo ... - Och, spokojnie Dylan, nic się nie stało. Siadaj tutaj z Amandą – w tej chwili podniosłam się z miejsca. 28
- Amy. Proszę niech mówi pani do mnie Amy – uśmiechnęłam się. - O, tak przepraszam, Amy ładne imię! - Dziękuję – odparłam i usiadłam zanurzyć się w lekturze podręcznika. - Czy tutaj jest wolne, Amy ? – zapytał, równie czule - Oczywiście, siadaj blondasie! – szepnęłam. - No tak, tak mówi na mnie mój brat,. A w ogóle, czy nie wydaje ci się, że mnie skądś znasz? - Eee, nie. Nic mi nie przychodzi do głowy. - A oglądasz telewizję „KidTeenager”? - Nie, mama uważa, że jestem za stara na takie programy. Chociaż, jak jestem u mojej kuzynki na wakacjach to oglądamy „Gryca i Druca”. Znasz to? - O tak! Znam, znam! To moja ulubiona kreskówka - Fajnie,
a
słuchaj...
Chcesz
siedzieć
ze
mną
na
reszcie
przedmiotów? - Czyli na chemii, matmie i polskim? - Tak, przecież tylko te przedmioty mamy razem! - No fakt. Słuchaj, ja nie rozumiem tego zadania! w ogóle jestem cienki z chemii. - No ja z Chemii jestem całkiem dobra, ale w poprzedniej szkole miałam taką nauczycielkę, że każdemu by się odechciało jej uczyć. - I zaczęłam mu opowiadać, co tam Potwór Zębol zrobił, czego nie zrobił i dlaczego jej nie lubiłam. 29
- A masz jakieś marzenie? - zapytał. - O tak! Zawsze marzyłam, że zostanę gwiazdą muzyki pop/rock. To moje największe marzenie! Obiecywałam sobie, że pokocham każdego, kto mi pomoże je spełnić.- Uśmiechnął się. Uśmiechnął się tak jakbym to jemu to obiecała. Być może tak pomyślał, ale jedno jest pewne. Nikt na świecie nie uśmiecha się ładniej, czulej i cieplej od cudownego, i zabawnego Dylana... Przeleciała nam cała lekcja chemii, i czas był na matematykę. Nauczycielka była miła, lecz ja niestety z matematyki jestem jak... No, nie znajdę porównania. Ale na szczęście Dylan był świetnym matematykiem, więc zaproponował mi korepetycje, w zamian tego ja pomogę mu w chemii.
Rozdział V
Następnego dnia zadzwoniłam do Dylana i umówiliśmy się w cukierni (to nie była randka). Założył krótkie spodenki w kolorze khaki oraz cudowną czarną koszulkę w czaszki. Ja byłam ubrana podobnie. Białe rybaczki z wspaniale dobraną czerwono –pomarańczową bluzką. Na początku zamówiliśmy szarlotkę z lodami i bitą śmietaną, następnie koktajl arbuzowy, a na koniec wielki puchar lodów. Oczywiście za wszystko płacił Dylan, ponieważ kiedy wyciągałam portfel on, położył już swoją kartę na ladę i położył mi palec na 30
wargach mówiąc „ Nie płać, ja jako dżentelmen muszę się tak zachowywać”. I rzeczywiście, zachował się jak dżentelmen. Płacił za każdą moją zachciankę! Czułam się trochę niekomfortowo, ponieważ żaden chłopak, nigdy nie płacił za mnie, ale on... Wystarczy jeden jego uśmiech, i od razu w duszy mi gra... Ja się chyba... Zakochałam! Tak, to musi być to! Och! Jakie to cudowne uczucie! Ale wróćmy do korepetycji. Dyl, (bo tak kazał mi na siebie mówić) był taki spokojny, wszystko tłumaczył z wielką cierpliwością, co przy mnie jest wielkim wyczynem. Jedyną osobą, która może ze mną wytrzymać jest mój ojciec. On zawsze mnie wysłucha, zrozumie- tak jak Dylan teraz! Nie mogłam uwierzyć... Pierwszy raz w życiu, chociaż było już wielu... Pierwszy raz tak naprawdę się zakochałam. W sumie to jak można mi się dziwić? On jest taki cudowny! Nawet jak kicha, to tak czule, jakby chciał kichnąć najładniej w świecie i... Boże! Co ja wygaduję? Zaczynam mówić, od rzeczy! Przecież nie możliwym jest to żeby ktoś o takim wyglądzie jak Dylan chodził z kimś o takiej brzydocie jak ja! No, ale zawsze można pomarzyć... Ach... Marzenia! Mogę sobie wyobrazić jakby to było... A w ogóle jak to ładnie brzmi. Amy Soul. Dylan ma na nazwisko Soul, czyli dusza... Pewnie, dlatego że wszystkim dziewczynom gra w duszy, kiedy przechodzi obok. - Wiesz Amy, chciałbym się z tobą gdzieś dziś wieczorem spotkać... 31
- Może w kinie? - Ale, przecież w kinie jest ciemno i nie da się uczyć...- udawałam, że nie wiem o co chodzi, jeśli chce mnie zaprosić na randkę to niech to zrobi w prawidłowy sposób. - Nie o to mi chodzi... Ja chciałbym cię spytać czy nie spotkałabyś się ze mną bardziej prywatnie? - Chodzi ci o randkę?- krążyłam wokół jednego tematu, musi sam wypowiedzieć to słowo... - Taaak. - No nie wiem czy twoja dziewczyna nie będzie miała nic przeciwko. - Kurcze! Dla wszystkich potrafię być miła, ale dla mojego jedynego muszę coś palnąć! - Mówisz o Shirley? Och, zerwałem z nią po tym, co ci zrobiła!- te słowa przepełniły kielich. Zerwał z nią. Zerwał jakby dla mnie. Myślałam, że zaraz się na niego rzucę i go pocałuję. Powstrzymała mnie tylko myśl, jakby to wyglądało. Więc byliśmy umówieni. Założyłam długie białe rurki, czarny top i zwiewny szaliczek. Gdy przyszedł po mnie, z zamrożoną różą, pocałowałam go w policzek i poszliśmy. Pozwolił mi wybrać film. Chciałam obejrzeć „Mróz na Saharze”, lecz Dylan zapierał się, że nie, ponieważ nie będzie mi się ten film podobał. Po długich namowach w końcu wyszło na moje. Mieliśmy miejsca na samym końcu sali, więc było najlepiej widać. Nagle zobaczyłam to. On tam był! Grał w tym filmie! Dylan był głównym bohaterem! To, dlatego nie chciał go oglądać! Wybiegłam 32
z sali tak szybko jak tam weszłam. On zawołał Amy! Lecz ja nie słuchałam,
nie
chciałam
tam
być,
musiałam
uciec!
Inaczej
zemdlałabym tam, nie mogłam w to uwierzyć! - Jedyny przyjaciel... oh nie wiem co o tym wszystkim myśleć!
Rozdział VI
- Okłamał mnie! Nie powiedział, że jest sławny! To, dlatego pytał się mnie czy oglądam tą telewizję! To, dlatego pytał się mnie czy kogoś mi nie przypomina! Jak mogłam być taka głupia?- płakałam na poduszce, mama siedziała przy mnie. Głaskała mnie po głowie i przytulała, co okazywało, że jest... Miła! - Córeczko! Pewnie chciał żebyś lubiła jego, a nie pieniądze, które wydaje i dostaje! - Ale mamo! On mówił, że jestem niezwykła! Ja naprawdę wierzyłam, że mogę z nim być. - Ja naprawdę wierzyłam, że mogę z nim być. - Tak samo wierzyłaś, że wygrasz konkurs... - Nie pomagasz... - usiadłam i odwróciłam się do niej plecami - A właśnie córeczko! Zapomniałam Ci powiedzieć. Dziś przyszło to pocztą do ciebie, myślę, że się ucieszysz!- Zdziwiona powoli zaczęłam otwierać starannie zaklejoną kopertę. Gdy wyjęłam zawartość, omal nie zemdlałam. W liście było napisane słowo w słowo: 33
„Szanowna Panna Amy Rinder”
Informujemy, że została pani przyjęta do konkursu dla utalentowanej wokalnie młodzieży „SzuperSztar”. Dowiedzieliśmy się o Pani historii od Pana Dylana Soul'a. Wiemy, że brała pani udział
w castingach do poprzedniej edycji programu, lecz tym
razem wystąpi pani od razu. Żadnych castingów, jedynie będzie musiała pani wypełnić formularz, oraz uzyskać zgodę rodzica, lub opiekuna prawnego.
Serdecznie pozdrawiamy
-Przyjęli mnie! Naprawdę mnie przyjęli! Mamo! Przyjęli mnie! O tak! Tak! - Zaczęłyśmy skakać po podłodze. Nagle mama się odezwała. - Kochanie, więc zacznij próby! To już w następnym tygodniu! Masz szczęście, że właśnie zaczęły się ferie zimowe! - Wiem mamo! Kocham Cię - Uściskałyśmy się nawzajem. Od następnego ranka zaczęłam próby. Szło mi świetnie! Destiny (moja przyjaciółka, nazwałam ją tak, ponieważ nasze spotkanie było jak przeznaczenie) przyszła po południu i rozmawiałyśmy bardzo długo. Potem moja mama zrobiła obiad, i poszłyśmy posiedzieć trochę w basenie. Następnie poćwiczylyśmy na silowni i byłam gotowa do prób. - Dobra Am! I teraz! 34
- I giotta say, that i do – oo ! - Świetnie! - Jesteś gotowa na ten konkurs, na pewno wszystkich zwali z nóg! - Taak, mam nadzieję! O Boże! - Co?!- krzyknęły równo, z moją mamą. - Ale ja przecież nie mam się w co ubrać! I nie mam zamówionego fryzjera! I nie wiem, jaką piosenkę zaśpiewam!!!- Zaczęłam panikować! Biegałam po pokoju, i szukałam komórki, aby się skontaktować ze stylistką
mamy.
Na
szczęście
nie
była
zajęta.
Nazajutrz
przyjechała z całą ekipą. Wszyscy biegali wokół mnie. Fryzjerka zrobiła mi cudowną fryzurę! Włosy były spięte w coś podobnego do koka. Po na ramiona opadało mi kilka pasem poskręcanych włosów. Kosmetyczka na sam początek zrobiła mi maseczkę z alg morskich. Następnie pomalowała mnie szaro-brązowym cieniem, a usta musnęła błyszczykiem. Stylistka mamy pomogła mi wybrać ubranie. Założyłam czarne długie rurki, cienkie kozaki, białą bluzkę z „szelkami” i napisem „Żyć, nie umierać”. Jako dodatki wybrałam czapkę i
bransoletki.
Wyszykowałyśmy tylko
jeszcze mamę
i Destiny, i mogłyśmy jechać. Zakończenie
Reflektor punktowy. Publiczność ginie w ciemnościach, widać tylko jedną znajomą twarz. Dylan. Przyjechał tu by mnie zobaczyć! 35
Ale, przecież mnie oszukał! Nie mogę teraz o nim myśleć. Nagle z głośników rozlega się głos prowadzącego. -Panie i Panowie! Witam wszystkich w kolejnej edycji sławnego programu wokalnego dla młodzieży „SzuperSztar”. Przed nami nowa uczestniczka! Amy Rinder! Gratulacje!- Gdy tylko usłyszałam moje imię, serce podskoczyło mi do gardła. Niemal, że czułam wzrok wszystkich ludzi. To była moja chwila! Nie mogłam teraz zawieść. Raz. Dwa. Trzy. Muzyka zaczęła grać. Zaczęłam śpiewać. Słychać było aplauz widzów. Ja nie śpiewałam! Ja po prostu śniłam na jawie! - It's time to go-oooo! - długie zakończenie. Kocham to! Wreszcie! Osiągnęłam to, co miałam do osiągnięcia! Wszyscy biją mi brawa! Myślałam, że zaraz tam zemdleję! To było cudowne uczucie. -To była ostatnia kandydatka! Czas teraz, aby jury wygłosiło werdykt.- Prowadzący, Collin Grabbek wygłosił tak zwaną mowę końcową. Zaczyna się. Główny juror podniósł się i zaczął czytać. - III miejsce, 100 dolarów i wywiad z gazetą „YouYoungStyle” otrzymuje... Hanna Wirkuś! Gratulacje.- Hanka wyszła na środek sceny, ukłoniła się, odebrała bukiet kwiatów i uciekła za kulisy. – II miejsce, 1000 dolarów, oraz sesje zdjęciową z Miley Circus otrzymuje... Angelina Holmie! Gratulacje!- Angelina zrobiła to samo, co jej poprzedniczka i uciekła ze sceny. - Nadszedł czas na najważniejszą chwilę programu. I miejsce, 10000 dolarów, sesje zdjęciową z Jackiem Runem oraz kontrakt 36
płytowy
w wytwórni HollyTree Records otrzymuje....-Serce
zaczęło mi bić jak dzwon kościelny, publiczność wzięła głęboki wdech. Moje dwie rywalki popatrzyły na mnie jak na jakiś niepotrzebny dodatek. - Otrzymuje.... AMY RINDER!!! Gratulacje!- Co? Zamieniłam się w słup soli. Nie wierzyłam własnym uszom, omal nie zemdlałam! Wybiegłam na środek sceny,odebrałam bukiet, koronę, złoty mikrofon oraz uścisk od Collina. Nagle on wbiegł na scenę! – Dylan ! – przytuliłam się do niego. - A więc to prawda, marzenia się spełniają.- Szepnęłam mu do ucha, co było cudem, bo w takim hałasie trudno było szeptać! -Tak, to prawda, tylko trzeba w nie wierzyć!- po tych słowach ujął mnie w pasie, i pocałował. Pocałował, tak jak to ci wszyscy aktorzy całują się w filmach... Pocałował tak czule i ciepło, że... Och! Zabrakło mi słów! Było tak cudownie! To prawda, w życiu zdarzają się Happy Endy, tylko trzeba w nie wierzyć... Tak jak ja wierzyłam w moje marzenia... Pozostaje mi tylko zamknąć ten rozdział w życiu, gdzie mama była tym gorszym rodzicem, Dylan chwilowym wrogiem... A dyrektorka... Ogrem z bagien!
THE END!
Nikola Mikołajczyk kl. Vc 37
Tylko ten, kto wzrokiem sięga daleko znajdzie właściwą drogę.
Albracht
jeszcze
raz
rozgrzał
mięśnie,
pragnął
jutrzejszego dnia wystartować w wyścigu, który przeznaczony był tylko dla najsilniejszych, najwytrzymalszych i najszybszych. Miał 16 lat, był młodszy od reszty zawodników, dlatego też często reszta sportowców z niego kpiła, nie wiedząc, co potrafi. Albracht trenował od dziecka, lecz już w 8 roku życia wybrał sprint. Postąpił jak jego ojciec i wszyscy inni potomkowie, choć zaczął o wiele szybciej i nie przypadkiem, ponieważ już w wieku 10 lat budził wielki podziw. Był bardzo dobrze zbudowany, trudno byłoby go odróżnić od rosłego
i dorosłego mężczyzny. Mięśnie ud
i łydkowe były jak u prawdziwych biegaczy. Nadszedł czas na eliminacje. Stanął na starcie, pomimo gwizdów i śmiechów. Najlepiej biegło mu się w biegu na 100 metrów. Nie znał nikogo z osób, które zjawiły się na widowni ani z tych, które brały udział w wyścigu. Rozległ się gwizd- ruszył jak najszybciej potrafił, kilka osób wyprzedziło go od razu, nadal próbował biec szybciej. Zawodnicy, którzy najgwałtowniej wystartowali zaczęli zwalniać. Nie denerwował się wyścigiem wiedział, że ma duże szanse na wygraną. Objął prowadzenie, poczuł już smak zwycięstwa, widział
38
linię mety, gdy wyprzedził go młodzieniec nieco od niego straszy o jasnych włosach. Albracht przyśpieszył i udało mu się przekroczyć linię mety na równi z młodzieńcem. Albracht zaczął odpoczywać, dopóki nie spojrzał w oczy młodzieńca, z którym podzielił wynik. Młodzieniec wyglądał na jakieś 19 lat. -Dobry jesteś- powoli, z dość szyderczym akcentem powiedział młodzieniec. -Wygląda na to, że jesteśmy równie dobrzy- uśmiechnął się Albracht, lecz nie doczekał się odwzajemnienia, białowłosego rozmówcy. - Jak masz na imię, ja nazywam się Albracht. -Egron, miło mi - spojrzał w ziemie.- Ciekawe, jaki będzie ostateczny werdykt…- Od tego czasu zaległa całkowita cisza w oczekiwaniu selekcjonera prowadzącego eliminację. Po czym podjął. -Dziś znaleźliśmy się w dość nietypowej sytuacji, mamy dwóch zwycięzców. Egron przyjrzał się Albrachtowi od stóp do głów i zaśmiał się pod nosem. - Musimy w jakiś sposób rozwikłać ten problem. Postanowiliśmy więc, że jutro o godzinie 10 obaj panowie spotkają się w wyścigu ponownie, aby wybrać zwycięzcę i reprezentanta. Dziękuje za uwagę i do zobaczenie wszystkim. Bądźcie w opiece Zeusa.
39
Selekcjoner odszedł, Egron jeszcze raz przemierzył wzrokiem Albrachta. Po czym odszedł.
*** Był już wieczór, słonce zaszło jakieś pół godziny temu. Albracht szedł pustą uliczką Olimpu. W mieście było bardzo ruchliwie, głównie z powodu przyjazdu sportowców z dalekich krajów. Albracht wśród nich czuł pewne podekscytowanie. Jednak chwilę później nadszedł moment zmęczenia dlatego, aby odpocząć od tłumu wszedł w jedną z bocznych uliczek, która też prowadziła do jego domu. W uliczce było naprawdę ciemno, szedł chwilę, po czym usłyszał głosy. Zza rogu wyszedł Egron z grupą przyjaciół. Uśmiechnął się, wyraźnie ciesząc się ze spotkania. -I kogo my tu mamy?- grupa chłopaków wokół niego zarechotała po nosem, szepcąc do siebie. -Nieważne, kogo my tu mamy, po prostu przepuść mnie… Egron.Albracht ruszył, próbując się przepchnąć przez grupkę. - O, jaki śmiały. Dla ciebie to ja jestem pan Egron.- grupka znów zarechotała.-Myślisz,
że
jesteś
ode
mnie
silniejszy?
Może
fizycznie… Ale zresztą psychicznie też raczej mi nie dorównujesz.Mina Egrona spoważniała, w uliczce zaległa cisza. -Chodź ty tutaj!- Ruszył na Albrachta, próbując go złapać. Albracht zrobił szybki unik, i zaczął uciekać, cała grupa ruszyła za nim. Biegł uliczkami modląc się, aby nie trafił na ślepą ulicę. Uciekał długo, 40
przeskakując płoty, różnego rodzaju przeszkody. W końcu trafił na ślepą ulicę. Spojrzał na grupę, która zaczęła się śmiać głośno. - No to cię mamy!- krzyknął Egron -Jednak nie.- Odpowiedział Albracht wchodząc po drabinie na dach pobliskiej chaty. Za nim na dach wszedł już tylko Egron. Biegli po dachach domów, przeskakując z jednego na drugi. Potem na ulicę i znów na dach po drugiej stronie. Albracht słyszał głosy dochodzące z ulic na widok dwóch widm przelatujących nad nimi z dachu na dach. Pościg traw długo Albracht miał wrażenie, że nigdy się nie skończy. W ostatniej chwili wyskoczył na drugi dach, przerwy w ogóle nie było widać. Spojrzał za siebie na Egrona, który właśnie wpadł w przerwę między domami. Albracht zszedł z dachu i ruszył ulicami czym prędzej w kierunku domu.
*** Do domu przyszedł późno, lecz cała rodzina nie sprała. Opowiedział im o wszystkim, co się wydarzyło, po czym poszedł spać, zmęczony ciężkim dniem.
*** Przyszedł na stadion o 10, na małym stadionie jeszcze nie było żadnych kibiców. Długo czekał, za długo, poszedł więc do komnaty selekcjonera. On biegał między półkami, zapisując coś w książkach. - Witam.- powiedział Albracht- Czemu nie ma pojedynku? 41
- Ach witam cię.- oderwał się od pracy selekcjoner- Przepraszam, że nikt cię nie poinformował, ale Egron złamał nogę i nie może startować. A wyścig główny, w którym starujesz jest przeniesiony na wpół do jedenastą. Biegnij się przygotować. - Dobrze.- Albracht nieco oszołomiony ruszył na duży stadion. - A, Albracht. - Tak?- odwrócił się Albracht - Powodzenia.- Selekcjoner położył rękę na ramieniu chłopaka, po czym wrócił do pracy. - Dziękuje…-odpowiedział Albracht Na stadionie był huk i hałas. Tysiące ludzi ze swoich krajów kibicowało swoim reprezentantów. Był już przygotowany, wyszedł na stadion, wraz z rywalami. Stanął na starcie. Z każdą sekundą, która zbliżała go do startu serce biło mu coraz szybciej. Ruszył. Wszyscy biegli na równi, byli to w większości mężczyźni w wieku 24 lat. Albracht zaczął się denerwować, gdy zaczął widzieć plecy coraz więcej rywali. Na trybunach zobaczył swego dziadka i ojca. Coś w nim ruszyło, dodało mu nowej energii. Przyśpieszył gwałtownie zostawiając wszystkich za sobą. Kilka metrów, kilka centymetrów i przekroczył linię mety jako pierwszy. Nie wiedział co się dzieje, ktoś podniósł go, było jeszcze głośniej. Tylko gwizd i huk. W pewnym momencie podszedł do niego Egron, o kuli ze złamaną nogą. Spojrzał na niego, po czym powiedział. 42
-Wiesz co… Oddaje ci honor, jesteś lepszy ode mnie. Ja bym tego nie wygrał. -Dzięki Egron, zapamiętam to na zawsze.- Uśmiechnęli się do siebie, ale w tym momencie tłum wessał go. Potem były tylko gratulację i okrzyki…
Oskar Nowiński kl. VI b
43
Jeśli stanąłeś na starcie to już zwyciężyłeś – choćbyś był ostatni.” 17 CZERWCA 2009
Postanowiłam zacząć pisać pamiętnik od dziś. Ponieważ dziś stało się coś niesamowitego. Coś, co odmieniło moje życie na zawsze... Mam na imię Ania, mam 16 lat i jestem osobą niepełnosprawną. Kilka lat temu miałam poważny wypadek i przestałam chodzić. Moi kochani rodzice są cudowni. 5 lat temu zapoznali mnie z chłopakiem – synem przyjaciółki mojej mamy Tomkiem. Tomek jest starszy ode mnie o 3 lata i jest moim osobistym wolontariuszem. Zostaliśmy przyjaciółmi. Nie przeszkadzało mu to, że jestem niepełnosprawna. Wręcz przeciwnie. Co roku jeździmy razem na olimpiady sportowe dla nastolatków poruszających się na wózkach inwalidzkich. Tam zaczęła się dzisiejsza historia, która na zawsze zmieniła moje życie... Rano obudził mnie dźwięk budzika i szczekanie psa. Spojrzałam na kalendarz. Tak! To dziś! 17 czerwca. Jadę z Tomkiem na olimpiadę. Rozmyślając o tym wspaniałym wydarzeniu ubrałam się, umyłam, a jedząc śniadanie powiedziałam rodzicom. Obydwoje ogromnie się ucieszyli, że pamiętałam i powiedzieli, że wcześnie
44
rano dzwonił Tomek, który powiedział, że będzie czekał pod domem swoim samochodem o 11.30. Ucieszyłam się, ponieważ bardzo lubię Tomka i jego samochód – czerwone BMW... Nadeszła upragniona chwila. 19 latek wyszedł ze swojego samochodu, porozmawiał chwilę z moimi rodzicami i wsadził mnie do auta. Usiadł za kierownicą i ruszył. Podczas drogi świetnie nam się rozmawiało. Gdy dotarliśmy na miejsce zastanawiałam się czy moja najlepsza koleżanka Pati też tam będzie. Kiedy zmierzaliśmy do bramy stadionu na którym miała się odbyć olimpiada zobaczyłam karetkę, samochód, media, gapiów, a co najgorsze – połamany wózek inwalidzki. Miałam strasznie złe przeczucie. No i moje przeczucie się niestety nie pomyliło. Podjechałam bliżej i zobaczyłam jak lekarze wkładają do karetki moją koleżankę Patrycję. Byłam w szoku. Tomek też. Nie wiedziałam czy mam płakać czy się modlić. Byłam bezradna. Po chwili karetka odjechała, a ludzie się rozeszli. Ogarnęło mnie przerażenie. Myślałam o Patce, o tym, że poza nią nikogo tu nie znam i że jestem tu najmłodsza... - Uwaga, uwaga!!! Proszę wszystkich zawodników jazdy na 1000 metrów na start - rozległ się głos z głośnika. - Tomku... nie dam sobie rady. Przegram.- powiedziałam. Lecz Tomek tylko uśmiechnął się tajemniczo. Po chwili tłum ludzi rozstąpił się i z pomiędzy nich wyjechała karetka. Zatrzymała się kilka metrów za mną. Tomek odkręcił mój wózek. Nie mogłam 45
uwierzyć własnym oczom. Przy eskorcie lekarzy i pielęgniarek z karetki wyjechała osoba na wózku inwalidzkim. Tomek szepnął mi do ucha, że to Pati. A ona powiedziała do mnie tak: - Anka. Jeśli stanęłaś na starcie nie możesz się poddać. Jeśli stanęłaś na starcie to już zwyciężyłaś- choćbyś była ostatnia. Wierzymy w Ciebie. W tym momencie z ambulansu wysiedli lekarze, z za gapiów wyszła grupa młodzieży z gimnazjum, a nawet moi rodzice i dziadkowie. Wszyscy zaczęli krzyczeć: Anka, Anka, Anka!!! Byłam przeszczęśliwa. Ustawiłam się na starcie. Nagle rozległ
się
strzał,
który
oznaczał
start.
Pędziłam
ile
sił.
Postanowiłam wygrać. Wygrać dla tych lekarzy, dla kolegów, dla rodziny, Tomka i dla Patrycji... W końcu minęłam linię mety. Wszyscy do mnie podbiegli. Podeszła też młoda kobieta. Wiecie, kto to był? Justyna
Kowalczyk! Gratulowała mi i powiedziała mi, że
nigdy nie widziała żeby ktoś wyprzedził rywali aż o 45 sekund... Pojechałam do studia TVP1. Przeprowadzili ze mną wywiad. Jedno z pytań brzmiało tak: Co się stało, że tak szybko dojechałaś do mety? Odpowiedziałam, że to dzięki Patrycji i tych słowach: ,, jeśli stanęłaś na starcie to już zwyciężyłaś- choćbyś była ostatnia”... Wieczorem zadzwonił telefon. To był Tomek. Powiedział, że gwiazdy sportu dały mi 100.000 złotych na operację i że pieniędzy starczy też na operację Pati. Jestem przeszczęśliwa.
46
25 CZERWCA 2009 Jedziemy z Patrycją do szpitala jutro operacja...
26 CZERWCA 2009 Kiedy wybudziłam się z narkozy, leżałam obok koleżanki. Włączyłyśmy radio. Nagle wszedł Tomek. Zaczęłyśmy krzyczeć do niego, że będziemy chodzić. W tej chwili na salę weszli lekarze i rodzina niosąc tort i śpiewając Sto Lat. A no tak. Dziś są moje urodziny. Dostałam na nie najlepszy prezent: nadzieję, że będę chodzić...
21 MARCA 2010 Byłam dzisiaj z Tomkiem na spacerze. Tym razem już beż wózka. Przypomniały mi się słowa Patrycji, które wypowiedziała rok temu: ,,Jeśli stanąłeś na starcie to już zwyciężyłeś – choćbyś był ostatni.” Ja zwyciężyłam. Chodzę.
Marta Ochlak kl. V a
47
List do Oli Brodnica 28.02.2009 r. Droga Olu!
Chciałabym Ci przede wszystkim w tym liście opowiedzieć o castingu do filmu. Wraz z kuzynką Agatą, będąc na spacerze, zauważyłyśmy ogłoszenie, na którym było napisane: „Poszukujemy dwóch młodych panienek do filmu". Postanowiłyśmy więc się zgłosić. Następnego dnia wystrojone czekałyśmy z moją mamą w studiu. Kandydatek było mnóstwo, więc bardzo się bałyśmy, że przegramy. Przed wejściem na scenę mama powiedziała nam bardzo mądre zdanie: „Jeśli stałyście na starcie, to już wygrałyście choćbyście były ostatnie". Zagrałyśmy scenę, którą w domu przygotowałyśmy, najlepiej jak potrafiłyśmy. I mimo tego, że nie dostałyśmy roli w filmie, byłyśmy bardzo z siebie dumne. Ten casting wiele mnie nauczył. Dlatego chcę Ci życzyć wygranej
w zawodach sportowych, ale pamiętaj: „Jeśli stałaś
na
to
starcie,
już
zwyciężyłaś,
choćbyś
była
ostatnia".
Pozdrowienia. Zuzia PS Niedługo się spotkamy. Zuzanna Płachetko kl. IV b 48
Kasia
Był pierwszy dzień szkoły: starsza klasa, nowi nauczyciele i czasami nowi uczniowie. Do klasy V c doszła nowa dziewczyna. Nazywała się Kasia i była bardzo nieśmiała. Dziewczynka miała rude, długie włosy i niezbyt modne ubrania. Nikt nie wiedział,że jest z Domu Dziecka. Każdy w klasie patrzył się na nią "krzywym wzrokiem”. Kasia nie czuła się z tym dobrze. Niestety, nikt nie wiedział, co ona przeżywa. Gdy dziewczynka chciała się zapoznać z rówieśniczkami, każda dziewczyna ją "odpychała”. Gdy podeszła do Ali, ona powiedziała jej, że Kasia to brzydkie imię. Ola mówiła, że nie rozmawia z dziewczynami o rudych włosach. Natalia natomiast oznajmiła, że ma brzydkie ciuchy. Kasi było bardzo przykro, że nikt nie chce się z nią zaprzyjaźnić.Nadszedł czas powrotu do domu. Dziewczynka wstydziła się tego, że mieszka w Domu Dziecka, dlatego zanim wyszła poza teren szkoły (poczekała 15 minut) aby wszyscy się rozeszli. Wtedy Kasia wybrała się do swojego domu. Dziewczynka chciała jak najprędzej dotrzeć do Domu Dziecka, wiec wybrała skrót. Była to droga przez niewielki lasek. Kasia bardzo bała się, gdy przechodziła przez to miejsce, lecz dla odwagi zaczęła sobie
śpiewać
piosenkę.
Jej
głos
był
niesamowity,
jednak
dziewczynka wstydziłaby się śpiewać przed całą klasą. Gdy wróciła,
49
weszła do swojego pokoju i zaczęła na nowo śpiewać. Bardzo jej się to spodobało i w przyszłości postanowiła zostać piosenkarką. Na drugi dzień dziewczynka z niechęcią poszła do szkoły. Na przerwie do Kasi podeszła Ewa z klasy Va. Zapytała ją jak się nazywa i zaczęła wypytywać o inne rzeczy. Rozmowę przerwał dzwonek. Właśnie rozpoczęła się lekcja muzyki. Pani poprosiła
Kasię,
żeby
zaśpiewała
"Mazurka
Dąbrowskiego”.
Dziewczynka była bardzo przerażona, lecz udało jej się zaśpiewać. Niestety to nie był głos taki jak w lesie. Przypominał pisk, a nie śpiew. Pani powiedziała, że dziewczynka musi jeszcze popracować. Kasia się tym nie przejęła, dopóki pani nie powiedziała,że za dwa tygodnie będzie konkurs pt. „Śpiewać każdy może”. Dziewczynce było bardzo przykro, ponieważ wiedziała, że stać ją na więcej. Było jednak jedno rozwiązanie. Pani Kowalska ( nauczycielka od muzyki) powiedziała, że może poduczyć tych, co chcą zaśpiewać na konkursie, a nie mają cudownego głosu. Kasia jako pierwsza zgłosiła się na ochotniczka. Umówiła się z nauczycielką po lekcjach. Na przerwie dziewczynka opowiedziała wszystko Ewie i zaśpiewała jej piosenkę.
Gdy
nadeszła
ostatnia
lekcja
pani
od
polskiego
zapowiedziała sprawdzian z przymiotników. Zadzwonił dzwonek. Dzieci szły do swoich domów, a Kasia podobnie jak wczoraj poczekała 15 minut. Tym razem nie poszła na skrót. Gdy wróciła do Domu Dziecka zaczęła się uczyć do polskiego. Po godzinie została zawołana na obiad. Nazajutrz dziewczynka nie mogła się doczekać 50
lekcji śpiewu. Czas tak szybko zleciał, że już przyszła pora na dodatkowe zajęcia. Kiedy pani poprosiła jeszcze raz Kasię , żeby zaśpiewała dziewczynka pokazała na co ją stać. Pani Kowalska nie wiedziała, co powiedzieć. Bardzo podobało się jej śpiewanie. Nauczycielka
zaczęła
się
dopytywać,
dlaczego
wtedy
tak
"piszczała”. Dziewczynka wszystko jej opowiedziała, że mieszka w Domu Dziecka. Opowiedziała też o tym, że nikt nie chciał się z nią zaprzyjaźnić. Pani Kowalska zwierzyła się Kasi, że też jest z Domu Dziecka. Nadszedł czas końca zajęć. Nauczycielka dała radę Kasi, jeżeli boi się śpiewać, bo ma tremę to niech się skoncentruje na jednej osobie z widowni. Wystarczy przez cały występ tylko na nią się patrzyć, a stres oraz przerażenie zniknie. Tą radą skończyła się lekcja. Na drugi dzień był zapowiedziany sprawdzian z j. polskiego. Kasia miała przeczucie, że dobrze jej poszła klasówka.Już na drugi dzień pani oddała sprawdziany, Kasia dostała 5. Bardzo się cieszyła z tej oceny. Pani podała wykaz tektur. Dziewczynka nie wiedziała jak się z tym wyrobi, lektury, próby i sprawdziany. Kiedy nadeszła przerwa Kasia zobaczyła jak Ewa bawi się z Alą (tą dziewczyną, która powiedziała, że Kasia to brzydkie imię). Dziewczynka podeszła do swojej koleżanki i spytała czy by z nią porozmawiała. Ewa powiedziała, że nie teraz, ponieważ jest zajęta. Kasi było bardzo przykro. Nie wiedziała czy być szczęśliwa z dobrej oceny, czy być smutna z powodu Ewy. Nazajutrz Ewa zachowywała się tak samo, lecz tym razem powiedziała, że się teraz bawi z Alą a to 51
zabawa tylko dla dwojga. Dziewczynka zrozumiała, że straciła przyjaciółkę. Nadeszła lekcja muzyki. Tym razem, gdy pani Kowalska
wywołała
Kasię,
żeby
coś
zaśpiewała
dziewczynka
skorzystała z rady. Podczas śpiewania wpatrywała się tylko w nauczycielkę. Okazało się, że ta rada podziałała. Wszyscy usłyszeli jak pięknie śpiewa. Minął tydzień, w szkole wszystko dobrze jej szło. Sprawdzian napisała na 6. Mimo, że nie miała się komu o tym pochwalić i tak była szczęśliwa. Zostały 4 dni do konkursu. Kasia bardzo się do tego przygotowywała. Całymi dniami ćwiczyła swój śpiew. Coraz mniej dni, coraz większy stres, lecz pamiętała o radzie pani Kowalskiej. Bardzo się bała wystąpić, czasami myślała o wycofaniu się z konkursu. Nie wiedziała, w co się ubierze, ponieważ wszystkie jej sukienki były poniszczone. Gdy tak myślała, przypomniała sobie, że ma jedną ładną sukienkę, którą nosi na specjalne okazje. Ostatnio miała ją na Wigilii. W końcu nadszedł dzień konkursu. Uczniowie, którzy brali udział w konkursie byli zwolnieni z lekcji. Każdy zawodnik miał swój numerek. Kasia miała 12. Nadeszła w końcu kolej Kasi. Dziewczynka zaczęła śpiewać. Cały czas patrzyła na pana w czerwonej bluzie. Widać było, że jurorom podobał się śpiew Kasi. Kiedy skończyła śpiewać z niecierpliwością czekała na koniec konkursu i na ogłoszenie wyników. W końcu nadszedł ten moment i wszyscy uczestnicy wyszli na scenę, aby usłyszeć wyniki. Wtedy jeden z jurorów wstał i oznajmił: I miejsce zajmuje... Alicja Bóbr, II miejsce zajmuje... Małgorzata 52
Kom a III miejsce zajmuje... Katarzyna Gdańsk. Mimo tego, że Kasia nie zajęła I miejsca, czuła się jak zwycięzca. W następnych latach Kasia brała udział w wielu innych konkursach,
gdzie
zajmowała
I
miejsce.
A
teraz
jest
piosenkarką i zdobywa główne nagrody na różnych festiwalach.
Paulina Słembarska kl. V c
53
List do Agnieszki Cześć Agnieszka! Na wstępie mojego listu chcę pozdrowić Ciebie i Twoją rodzinę. W tym liście pragnę opowiedzieć Ci o moim sukcesie. Pamiętasz, gdy byłaś u mnie, to lubiłyśmy jeździć na rolkach. Ja od tego lata, gdy byłaś ostatnio cały czas ćwiczę jazdę. Chciałabym być tak dobra jak Ty, gdy się spotkamy. Niedawno brałam udział w zawodach na rolkach, które zorganizował nasz kolega Wojtek. Pamiętasz go? Odważyłam się stanąć na starcie, pomimo to, że nie jestem w tym dobra. Było wielu zawodników i chociaż przegrałam, czułam się wręcz przeciwnie. Do mety nie dojechałam ani pierwsza, ani też druga, byłam gdzieś na końcu. Te zawody uświadomiły mi, że stając na starcie nie powinnam bać się przegranej, bo i tak wygrywam, nawet, jeśli dojadę ostatnia. Wygrywa moja odwaga i to, że nie poddam się przed linią startu. Bardzo się z tego cieszę i chciałam podzielić się z Tobą moją radością. Myślę, że po przeczytaniu tego listu Ty cieszysz się razem ze mną. Proszę, napisz mi, co Ty myślisz oraz co działo się u Ciebie od wakacji. Może i Ciebie spotkało coś fajnego, czym chciałabyś się ze mną podzielić. Bardzo za Tobą tęsknię i czekam na spotkanie. Czekam na list od Ciebie. Natalia P.S. Calusy i uściski.
Natalia Trzcińska kl.IV b
54
Zawody
Był piękny słoneczny dzień. Wszyscy zawodnicy stanęli na starcie.
Wśród
przygotowań.
zawodników
Zawodnik
z
rosło
numerem
napięcie.
Minęły
trzynaście
miesiące
nerwowo
się
rozgrzewał. Czy jego numer przyniesie mu szczęście, czy pecha? Tego nie wie nikt. Sędzia startowy podnosi do góry rękę z chorągiewką. Chłopiec z trzynastką myślał o tym, czy dobrze zrobił, biorąc udział w tych zawodach. Nie był dobrym sportowcem. Bieganie nie należało do jego ulubionych dyscyplin. Po jego wypadku był to dla niego wielki wyczyn. Kontuzja często mu dokuczała. Chciał pokonać swój lęk. Rozległ się gwizdek sędziego. Zawodnicy ruszyli. Ze startu ruszył jako ostatni. Dystans był długi. Po kilkunastu metrach poczuł dotkliwy ból w kolanie. Co robić? Zatrzymać się, czy biec dalej? Zacisną zęby
i ruszył do przodu. Dotarł do mety jako
przedostatni, ale był z siebie bardzo dumny. Udało mu się pokonać ból, długą trasę i zmęczenie. Postanowił, że za rok znów wystartuje. Warto w życiu pokonywać swoje słabości i wykazywać wolę walki z przeciwnościami losu. Trzeba wierzyć w siebie i swoje marzenia.
Piotr Wajda kl. IV c
55
Martin i David W niewielkim, pięknym miasteczku, każdego roku odbywały się zawody psich zaprzęgów. Całym rokiem uczestnicy wyścigu ćwiczyli nieustannie, po to, aby osiągnąć jak najlepszy wynik. Od kilku lat, mistrzem wyścigu był Martin - był to młodzieniec, który mieszkał w miasteczku .Nikt nie mógł go pokonać. Miał piękne, silne i mądre psy. Kilka tygodni przed zawodami, do miasteczka wprowadził się młodzieniec o
imieniu
David.
Chłopiec był miłym, uczynnym
człowiekiem. Bez żadnych problemów zaprzyjaźnił się z chłopcami z miasteczka. David spędzał ze swymi nowymi przyjaciółmi wiele czasu. Jeden z przyjaciół Davida, także brał udział w wyścigu psich zaprzęgów. Pewnego słonecznego dnia przyjaciel Davida postanowił wziąć go na przejażdżkę zaprzęgiem. Davidowi spodobała się jazda zaprzęgiem. Chłopiec poprosił przyjaciela, aby nauczył go prowadzić zaprzęg. Przyjaciel Davida zgodził się. Od tej pory David ćwiczył jazdę po kilka godzin dziennie. Świetnie mu szło. Jego przyjaciele byli z niego dumni. Postanowili zgłosić Davida do zawodów. Chłopiec początkowo nie chciał ulec namowom przyjaciół, jednak z biegiem czasu zgodził się. Kiedy David widział jak perfekcyjnie swoim zaprzęgiem dowodzi niepokonany Martin, stracił wiarę w siebie. Był pewien, że mimo wszelkich starań nie pokona mistrza. W tedy jego przyjaciele wspierali go.Tłumaczyli mu, że mistrzem będzie już 56
wtedy, kiedy stanie na starcie, bez względu na to, które miejsce zajmie. Te słowa zmotywowały Davida. Nadszedł wyczekiwany dzień zawodów. Od rana od rana na starcie zbierali się uczestnicy wyścigu. Na starcie między Martinem a Davidem doszło sprzeczki. Niepokonany mistrz starał się zniechęcić Davida do udziału w zawodach. Wyśmiewał się z niego i krytykował go. Ruszyli, trasa liczyła kilka kilometrów. Nadchodził zmierzch, a wraz z nim straszna zamieć. Zawodników wyścigu zatrzymano, aby dla bezpieczeństwa uniknąć strasznej śnieżycy. Jednak Martin był pewien, że jeśli pojedzie dalej z pewnością wygra wyścig. Nie zatrzymał się, jechał dalej. Z pewnością wygrałby wyścig jednak pogoda pogarszała się. W pewnym momencie wiatr zawiał z taką siłą, że zaprzęg Martina wywrócił się. Wpadł w ogromną przepaść. Leżał tak całą noc. Kiedy śnieżyca ustąpiła, zawodnicy powrócili na trasę. Według obliczeń jurorów Martin powinien już dawno być na mecie. Jednak tak nie było.Z pewnością wydawało się, że wyścig wygra David ,jednak gdy usłyszał od sędziów ,że Martin nie pojawił się jeszcze na mecie ,ku zdziwieniu wszystkim David zawrócił zaprzęg ,i ruszył na poszukiwanie Martina.
Jadąc
zauważył
przepaścią. W dole ujrzał
rękawiczkę
Martina
leżącą
nad
psy jak i samego Martina. Ostrożnie
zszedł na dół i wyciągnął poszkodowanego. Okazało się, że Martin ma złamaną nogę i nie może się ruszyć. David umieścił go ostrożnie na saniach, i podążając w kierunku mety-ruszył. Martin nie najlepiej 57
wyglądał, jednak był w stanie podziękować chłopcu za pomoc. Chory dziwił się dlaczego David wrócił po niego, przecież bez problemu mógł zwyciężyć. Wtedy chłopiec tłumaczył mu, że dla niego nie liczy się zwycięstwo. Dla niego zwycięstwem było to, że staną na starcie i nie ważne, które miejsce zajął. Po tych słowach w oczach Martina pojawiły się łzy. Nie mógł sobie wybaczyć, że narażał życie, tylko po to by zwyciężyć wyścig. Przeprosił Davida za jego okropne zachowanie. Od tego dnia Martin i David zaprzyjaźnili się .
Patryk Wietecha kl. IV b
58
Kris i Kevin
W niewielkim miasteczku, co roku zimą odbywały się zawody saneczkowe. Każde dziecko mogło wziąć w nich udział. Od kilku lat chłopiec o imieniu Kevin był w tych zawodach niepokonany. Nadchodziła zima. Dzieciaki z radością przygotowywały się do zawodów. W miasteczku mieszkał także mały chłopiec, którego dzieci
nazywały
niezdarą.
jego
przezwisko
było
przyczyną
niezdarstwa. Nic mu nie wychodziło. Nie miał kolegów, prawie nigdy się
nie
uśmiechał.
Zbliżały
się
zawody,
każde
dziecko
przygotowywało się do nich z wielką ochotą. Kevin wyśmiewał się z dzieci, które ambitnie ćwiczyły zjazdy na sankach i marzyły o zwycięstwie w zawodach. Jego zuchwałość i krytyka stawały się przyczyną rezygnacji wielu dzieci z zawodów. Kric; bo tak miał na imię chłopiec nazywany niezdarą, także zjeżdżał na sankach, on tak samo jak inne dzieci padł ofiarą niegrzeczności Kevina. Kiedy Kevin wyśmiewał się z chłopca w jego obronie stanęły dwie dziewczyny, które także mieszkały w miasteczku, one także padały ofiarą krytyki Kevina. Chłopiec podziękował dziewczynom za pomoc. Zaprzyjaźnił się z nimi i od tamtej pory byli nierozłączni. Następnego dnia Kris wraz z przyjaciółkami wybrali się na wspólne zjeżdżanie na sankach. Okazało się, że Kris jest w tym sporcie całkiem
dobry.
Dziewczyny
namawiały 59
chłopca
do
udziału
w zawodach, jednak on nie chciał o tym słyszeć. Za dwa dni miały odbyć się wyczekiwane zawody. Dziewczyny nieustannie namawiały Krisa do udziału w nich. Po ciągłych namowach dziewcząt, Kris zgodził się wziąć udział w zawodach. Ćwiczyli długo i wierzyli, że ich wysiłek nie pójdzie na marne. Nadszedł upragniony dzień zawodów. Zawodnicy zbierali się na starcie. Kevin był pewny siebie. Gdy na starcie pojawił się Kris, Kevin wyśmiewał się z chłopca, krytykował go. W oczach Krisa pojawiły się łzy. Było mu smutno. Chciał wycofać się z zawodów. Jednak jego przyjaciółki nie pozwoliły na to. Tłumaczyły mu, że już teraz kiedy stanął na starcie to już jest zwycięzcą , nawet gdy na mecie będzie ostatni. Zawodnicy ustawili, się na starcie. Strzał. Ruszyli. Kevin pędził na sankach jak szalony. Eliminował wszystkich przeciwników wywracając im sanki. Był pewien, że wygra. Na torze pozostali tylko Kevin i Kris. Kevin nabrał jeszcze większej prędkości i zaczął tracić równowagę. Jego sanki wraz z nim wypadły z toru. Kris bez wahania zatrzymał się, ruszył na pomoc koledze. Okazało się, że z Kevinem nie jest najlepiej - był nieprzytomny. Kris był przerażony, nie wiedział co robić. Zbliżała się noc, chłopiec wciągnął chorego na swe sanki. Nie zważając na zimną i ciemną noc podążał w stronę mety. Po kilku kilometrach dotarł na metę. Chorego
natychmiast
zabrano
do
szpitala.
Rodzice
Kevina
dziękowali za jego poświęcenie. Wszyscy byli dumni z Krisa. Następnego dnia Kris odwiedził Kevina w szpitalu. Chory dziękował 60
chłopcu za to, że go nie zostawił i dopiero wtedy Kevin zrozumiał, że zwycięstwo nie jest tak ważne jak własne życie. Przeprosił Krisa za wszystko i od tej pory Kris, Kevin i wszystkie dzieci z miasteczka zaprzyjaźniły się.
Dominik Wietecha kl. IV b
61
Stadion Olimpijski Starożytna Grecja, rok 200 p.n.e. Arystokles przechadzał się ulicami słonecznej Olimpii i przyglądał się miastu. Po jakimś czasie znalazł swój cel: stadion Olimpijski. Powoli podszedł do strażnika przy bramie. - Jestem Arystokles i reprezentuję państwo-miasto Spartę w biegu olimpijskim. - No dobrze, możesz przejść. Arystokles przeszedł przez bramę i zobaczył tłum ludzi trenujących w pocie czoła. Szybko znalazł wśród nich swojego kolegę - Hektora ćwiczącego bieg. - Jak się masz Hektorze? - spytał Arystokles. - Witaj Arystoklesie! Trenuję do Olimpiady, pewnie też przyszedłeś trenować? - Oczywiście. Nie widziałeś mojego trenera Leonida?· - Zdaje mi się, że widziałem go w tylnej części stadionu. - Ok dziękuję. - Do zobaczenia jutro! - Do zobaczenia. Arystokles szybkim krokiem poszedł do tylnej części, i rzeczywiście, znalazł tam trenera. - Witaj trenerze. - Przyszedłeś trenować? Dobrze! Jutro Olimpiada, jak już zapewne 62
wiesz. Musisz ostro ćwiczyć. Na początek 20 okrążeń. Bez gadania! - Ale... - RUCHY! Arystokles nie chciał się kłócić i zgodnie z poleceniem pobiegł zrobić 20 okrążeń. - ALE BEZ ODPOCZYNKU! RUSZAJ SIĘ ! Po jakimś czasie Arystokles wyczerpany skończył i podszedł do trenera. - Wody! - powiedział ledwo. - To biegnij do jeziora, szybciutko! - Ja nie... - Do jeziora, już! - Ale, no... - BIEGNIJ! Gdy Arystokles dobiegł do jeziora, ledwo trzymał się na nogach. Zdołał doczłapać się do jeziora, i napił się rześkiej, orzeźwiającej wody. - Napiłeś się? TO SPOWROTEM, ALE JUŻ! -Ale ja... - MOŻE MAM CIĘ NIEŚĆ NA PLECACH? RUCHY! - Eughh... Po kolejnym wyczerpującym biegu Arystokles padł na ziemię. - No dobra... Masz 5 MINUT na odpoczynek. - Dziękuję. Na Zeusa, dałeś mi popalić. 63
- To tylko rozgrzewka. - O nie... - O tak. Poznasz prawdziwe znaczenie słowa trening. - Dziwne - pomyślał Arystokles. Hektor mało trenuje, i nie ma nawet trenera. Hektor reprezentuje państwo-miasto Ateny. Jest młodym chłopakiem, ma zaledwie 25 lat, ale jest zaskakująco dojrzały jak na swój wiek. Gdy był młody, jego rodzice umarli. Przygarnął
go
król
Aten-Jazon.
Jazon
przeznaczył
mu
najsurowszych trenerów i kazał wytrenować go na wojownika. Jednak Hektor miał inne marzenie, chciał wygrać Olimpiadę. Chciał to zrobić dla swoich zmarłych rodziców. Mimo to brał udział w kilku bitwach. Arystokles postanowił, że po treningu odwiedzi swojego przyjaciela. O zachodzie słońca Arystokles wyczerpany treningiem postanowił odwiedzić przyjaciela. Idąc ulicami miasta kupił przy okazji świeżą bułeczkę, którą zaczął jeść. Po dotarciu do domu przyjaciela zapukał w drzwi. Nikt mu nie odpowiedział. - Hmm, dziwne... - pomyślał Arystokles. Przecież powinien być albo on, albo jego niewolnik. Powoli i ostrożnie Arystokles otworzył drzwi i wszedł do domu. Po wejściu usłyszał głośną rozmowę. - Bierzesz tą miksturę czy nie? - Czy on na pewno działa? - Na pewno! Jak ją wypijesz, to będziesz silny jak lew, szybki jak gepard i zwinny jak gazela. 64
- No dobra. - Powiedział po chwili Hektor. - Biorę! - To będzie... 200 złotych monet. - ILE?! Przecież umawialiśmy się na 100. - No tak, ale wtedy chodziło mi o inną miksturę. - No dobra, złoto Olimpijskie jest ważniejsze od wszystkiego. - A więc Hektor zamierza oszukać... - pomyślał Arystokles. - Dlatego tak mało trenuje i nie ma trenera. Nagle usłyszał, że ktoś idzie, więc schował się w cieniu. Postać, z którą rozmawiał Hektor wyszła, był to mężczyzna odziany w długie fioletowe szaty i śmieszny kapelusz. Gdy ten ktoś wyszedł, Arystokles wyszedł z ukrycia. - Więc zamierzasz oszukać? - Arystokles! Ty... słyszałeś rozmowę? - Tak, wszystko słyszałem. Zniszcz tę miksturę. - Nie! To moja jedyna szansa na zwycięstwo. Po co mam trenować i męczyć się, jeśli mogę wypić tą miksturę i wtedy wygram bez problemu? - Żeby być uczciwym. - Nie obchodzi mnie uczciwość, to nie było uczciwe, kiedy moi rodzice zginęli. Dlaczego akurat ja? Dlaczego nie ty, albo ktoś inny? - Tak jest w życiu. 65
- Nie obchodzi mnie to, a teraz musze cię zabić. - Że co?! - Jesteś moją jedyną przeszkodą. - Zabijesz własnego przyjaciela? - Nie rozumiesz. - Dobrze, rozumiem. - Jesteś zły. - No to już koniec! - Przywitaj się z Zeusem! Arystokles szybko uniknął ciosu mieczem zadanego przez Hektora, nie chciał skrzywdzić byłego przyjaciela. Hektor raz za razem zadawał ciosy mieczem, ale Arystokles je unikał. W końcu Arystokles przełamał się, uniknął pchnięcia przeciwnika, uderzył go pięścią w twarz i zaczął uciekać. Akurat wtedy przyszedł niewolnik Hektora i cios wymierzony w Arystoklesa trafił w niego. Niewolnik upadł na ziemię w kałuży krwi. - WIDZISZ, CO NAROBIŁEŚ?! - Ten głupiec nie był mi potrzebny. Te słowa bardzo wkurzyły Arystoklatesa, który zasypał Hektora gradem ciosów. W twarz, w brzuch... Hektor załamał się pod gradem ciosów i padł na ziemię, upuściwszy miecz. - I co ja mam teraz zrobić? - pomyślał Arystokles. Chyba powinienem iść po straż miejską. A Hektora tu zostawię. Po kilku godzinach i długiej rozprawie Hektor został uniewinniony, 66
ponieważ można zabijać swoich niewolników. Z kolei Arystokles musiał zapłacić grzywnę za pobicie. Rozwścieczony Arystokles poszedł
spać
późno
w
nocy.
Nie
mógł
zasnąć.
Rozmyślał
o jutrzejszym dniu, o Hektorze, o oszustwie i o medalach, aż w końcu zasnął. - WSTAWAJ LENIU! - Ouchhh... - Ruchy, ruchy! Dziś jest twój wielki dzień. - Och, no tak, już wstaję. - Szybciej, szybciej! - No już, już! -Przygotuj wszystko, biegi są pierwsze, więc mamy mało czasu. Arystokles przygotował wszystko i ruszył. -RUSZASZ SIĘ JAK MUCHA W SMOLE! SZYBCIEJ! - Och, no dobra! Gdy dotarli do stadionu, okazało się, że mają jeszcze 2 godziny. Arystokles omawiał z trenerem taktykę, gdy nagle zobaczył idącego Hektora. - Ty... - Nic mi nie zrobisz, już wygrałem, a ty nie jesteś dla mnie żadną przeszkodą. - Nie wygrasz tego wyścigu, bo oszukujesz! - Jesteś słaby. Znalazłem sposób, dzięki któremu wygram. Zobacz, mogę podnieść cię jedną ręką i rzucić jak szmacianą kukłę. 67
- Ale oszukujesz. - A ty nigdy się nie nauczysz, wygrywa silniejszy, teraz silniejszy jestem ja. Do zobaczenia na starcie Arystoklatesie. - Nie do zobaczenia... Wreszcie nadeszła długo oczekiwana chwila. - Pamiętaj, dobrze wymierzaj kroki i miarowy oddech, tak jak cię uczyłem. - Dobra... - No to nadszedł twój czas...Powodzenia! - Nie dziękuję. Arystokles wyszedł na stadion i od razu usłyszał tłum kibiców. Wrzawa była wprost powalająca, pojawiło się tysiące ludzi by obejrzeć Olimpiadę. Bohater ustawił się na starcie. Po jego prawej stronie stał Hektor, niezwykle pewny siebie, a po lewej stronie czterech innych biegaczy. GOTOWI? Jeszcze chwila. DO STARTU... Sekundy. START!! Arystokles odbił się od ziemi i szybko postawił następny krok. Oddychał płynnie, kroki wymierzał idealnie, ale to Hektor był na prowadzeniu. 68
- Wygląda na to, że wypił miksturę...-pomyślał Arystokles. Po 3 okrążeniach nadszedł ten czas... Ostatnie okrążenie... Jeszcze tylko chwila... Nagle zauważył jak Hektor dziesięć metrów dalej przewraca się. - Co jest? - pomyślał Arystokles i pomógł Hektorowi wstać. - Dlaczego to robisz? - Bo potrzebującym trzeba pomagać. - Ale... - Biegnij może ci się uda. - Nie ty biegnij, ja już przegrałem. - Nie! - Biegnij, - JUŻ! I pobiegł, w tej chwili był ostatni nie licząc Hektora. Ten czarodziej musiał go oszukać. Ale teraz nie było czasu, Arystokles przypomniał sobie wskazówki trenera, wezbrał w sobie ostatnie zapasy sił i przyśpieszył. Po kilku minutach był już na równi z pierwszym jak dotąd Rzymianinem. Meta była kilka metrów dalej. Jeszcze chwila...Sekundy...Nieee.. Tak! Stało się! Wygrał! Arystokles nawet nie zauważył, gdy tonął w uścisku trenera, a tłum kibiców skandował jego imię. Był pierwszy, wygrał bieg Olimpijski! Ale po chwili zauważył Hektora leżącego na noszach i przenoszonego przez lekarzy. Podszedł do niego. -Ten czarodziej, on cię oszukał... 69
-Wiem. -Wiesz przebaczam ci. -A ja cię przepraszam, powinienem był Cię posłuchać, a nie oszukiwać. Teraz przegrałem. -Nie prawda Hektor, posłuchaj... JEŚLI STANĄŁEŚ NA STARCIE, TO JUŻ ZWYCIĘŻYŁEŚ, CHOĆBYŚ BYŁ OSTATNI!
Bartosz Wiśniewski kl. VI b
70