4 minute read
Z Ziemi Świętej do Pociechy
from wiosna 2021
by Ewa Dziadosz
Był październik 2008 roku. Wraz z moją starszą córką Sigal stanęłam na tej ziemi i z szacunkiem dotknęłam trawy rosnącej na polach w Pociesze i Sieprawkach. Mogłam oddychać polskim powietrzem, którego nigdy nie zapomniałam... Pamiętam ojca, który w chwilach złości lub w żartach powtarzał do mojej mamy: „Pociecha! Ach, ta Twoja Pociecha!”. Po bez mała 60 latach znów zobaczyłam Lublin. Lecz najpierw podążyłam w kierunku Pociechy i Sieprawek.
Przedstawię się czytelnikom: Nazywam się Yochi Rabinovitz i pochodzę właśnie stąd. Moja mama, Masza Wroncberg, urodziła się w miejscowości Pociecha, 19 lutego 1920 roku. Pochodziła z zamożnej rodziny, była najmłodszym z siedmiorga dzieci. Rodzice Maszy Zvi-Szyje Wroncberg i Yocheved Chana Mandel byli właścicielami kilku młynów w okolicy. Rodzina mieszkała w miejscowości Sieprawki. Polsko-żydowskie relacje sąsiedzkie przed II wojną światową były pełne wzajemnej przyjaźni i życzliwości. Moja mama jeszcze przed wojną poślubiła Szmuela Erlicha, który urodził się w 1913 lub 1914 roku, w Bychawie. Pochodził z kupieckiej rodziny, która także posiadała i dzierżawiła kilka młynów w okolicy Lublina.
Advertisement
Gdy w roku 1939 wybuchła wojna i Niemcy zajęli polskie miasta i wioski, życie wszystkich mieszkańców Polski miało się drastycznie zmienić. Żydzi zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów, następnie wywieziono ich do getta w Lublinie; również moja mama, Szmuel i ich trzyletni synek Zvi-Hirsch znaleźli się w getcie. Egzystencja tam była niewyobrażalnie ciężka: ścisk, głód, choroby, zimno i śmierć były codziennością.
Masza i Szmuel zdołali wraz z synem uciec z getta niedługo przed jego likwidacją. Ukrywali się w podziemnej kryjówce w jednej z pobliskich miejscowości, ci, a razem z nimi dwaj bracia Maszy. Pewnego zimowego wieczoru moja mama z bratem opuścili kryjówkę w poszukiwania jedzenia. Odkryli ich miejscowi ludzie i oddali strzały, w wyniku których wujek zginął na miejscu, a mama została ranna. Śnieg, na który upadła, powstrzymał krwawienie. Masza żyła, lecz nie zdołała a ukryć się przed Niemcami. Ci schwytali ją i wysłali do obozu na Majdanku. Od tej pory Masza utraciła kontakt z mężem i synem. Szmuel słyszał z ukrycia strzały i krzyki, więc nabrał pewności, iż żona i szwagier nie żyją.
Po półtorarocznym piekle życia na Majdanku, w czerwcu 1944 roku Niemcy wysłali moją mamę do Oświęcimia, gdzie przebywała do listopada 1944 roku, po czym dołączono ją do transportu do Niemiec. Celem był Bergen-Belsen, trzeci obóz koncentracyjny w życiowej historii Maszy. Tam mama zachorowała na tyfus. 15 kwietnia 1945 roku armia brytyjska wyzwoliła więźniów obozu, w tym moją mamę, która była bardzo słaba; w tym czasie ważyła tylko 28 kg. Mama spędziła dwa miesiąca w szpitalu. W czerwcu 1945 roku, odzyskawszy siły, zdecydowała się wrócić do Lublina, by odszukać najbliższych.
Dowiedziała się, że nikt z jej rodziny nie ocalał… Wszyscy umarli w getcie na tyfus lub zginęli w obozach koncentracyjnych. Masza szczęśliwie wróciła do Lublina. Wkrótce dowiedziała się, że jej mąż żyje i… powtórnie się ożenił. Ta wiadomość wstrząsnęła Maszą. Nie przestała jednak szukać Szmuela i syna. Nie mogła wówczas wiedzieć, że ich małe dziecko zostało zabite po tym jak ojciec zostawił je pod opieką obcych ludzi, a sam oddalił się, by szukać dla nich obu bezpieczniejszej kryjówki.
Gdy Szmuel dowiedział się i upewnił, że Masza żyje i powróciła do Lublina, odszukał ją, by wyjaśnić powody swojego powtórnego ożenku. Następnie zwrócił się do autorytetu moralnego, by rozstrzygnąć ten dylemat. Rabin nakazał mężczyźnie dać obu kobietom list rozwodowy, a potem zdecydować, kogo weźmie za żonę. Szmuel wybrał miłość swojego życia – moją mamę Maszę. Cudownie odnalezieni i powtórnie poślubieni, rozpoczęli nowe życie. Zamieszkali w Lublinie. Prowadzony przez Szmuela interes dobrze prosperował. Ku radości małżonków okazało się, że spodziewają się dziecka. To byłam ja. Urodziłam się w sierpniu 1946 roku. Kilka miesięcy przed moim przyjściem na świat Szmuel, z niewiadomych powodów, został zastrzelony w Lublinie.
Była to kolejna wielka tra- gedia w życiu mojej mamy. Ona została ciężko ranna w tym ataku. Dzięki po- mocy przyjaciół odzyskała zdrowie, a zabójca Szmuela Erlicha został schwytany i spędził 8 lat w więzieniu w Lublinie. Wkrótce mama poślubiła Cohena Kopela. Wraz z trzyletnią Yochi oraz nowonarodzoną córką Małką wyemigrowali do Izraela. Tam Masza urodziła trzecią córkę. Pamiętam z mojego dorosłego życia, że mama nigdy nie mówiła wiele o dotychczasowych przeżyciach, choć pytaliśmy ją o to. Jednak najwyraźniej chciała zapomnieć o bolesnej przeszłości i cieszyć się teraźniejszością. Było widać, że każde pytanie o wojenne wspomnienia sprawia mamie ból. W 2005 roku nasza droga mama zmarła. Krótko przed śmiercią powiedziała mi, że człowiek, którego przez całe życie nazywałam tatą, nie jest moim biologicznym ojcem…
Chwila ta zapoczątkowała moje poszukiwania informacji na temat losów Maszy Wroncberg, mojego biologicznego ojca Szmuela Erlicha, a także moich przodków ze strony Erlich i Wroncberg… Jestem w trakcie pisania książki poświęconej życiu mojej mamy. Niełatwe poszukiwania trwają już 15 lat. Dotychczas skontaktowałam się z wieloma instytucjami, m.in. z Archiwum Krajowym w Niemczech, Muzeum Pamięci Holocaustu w Waszyngtonie, Archiwum Państwowym w Lublinie. Przeprowadziłam wywiady z krewnymi. Wszystko to pozwoliło mi odnaleźć pewne materiały dotyczące życia mojej mamy. Nadal nie znam szczegółów dotyczących życia w Polsce zarówno rodziny Erlich, jak i rodziny Wroncberg.
Zawsze interesowałam się przeszłością mojej mamy. Ciekawość i determinacja pozwoliły mi najpierw zaprzyjaźnić się z rodziną państwa Ałasów z Lublina: Anną, Janem i ich córką Moniką, następnie przybyć do Polski w październiku 2008 roku, a także utrzymywać życzliwy kontakt z panią Teresą Kot, wójtem gminy Jastków. Mam nadzieję, że pewnego dnia ponownie odwiedzę Lublin i spotkam się z panią wójt i jej współpracownikami, by serdecznie im podziękować za ogromną i wzruszającą pomoc. Tymczasem cieszę się, że mogę zamieścić słowa wdzięczności na łamach lokalnego czasopisma. Każda wiadomość lub dokument są dla mnie niezwykle cenne. Pomogą bowiem w ocaleniu pamięci o przodkach, a moim córkom i wnukom pozwolą odkryć korzenie rodzinne i tę pamięć kultywować. A może ktoś odnajdzie fotografię przedstawiającą mojego biologicznego ojca? Marzę, by zobaczyć, jak wyglądał. Przesyłam ukłony z Izraela.
Shalom miIsrael!
YOCHEWED RABINOVITZ
Z JĘZ. ANGIELSKIEGO PRZETŁUMACZYŁA MONIKA AŁASA