NR 9 3 XI 2016 Poznań
IX Dni Romana Wilhelmiego
2
Goniec sceny na piętrze
IX DNI ROMANA WILHELMIEGO
PATRONAT HONOROWY: MARSZAŁEK WOJEWÓDZTWA WIELKOPOLSKIEGO MAREK WOŹNIAK STAROSTA POZNAŃSKI JAN GRABKOWSKI PREZYDENT MIASTA POZNANIA JACEK JAŚKOWIAK
KOMITET ORGANIZACYJNY: Włodziemierz Łęcki, Prezydent Loży Przyjaciół Sceny Paweł Leszek Klepka, Prezydent Unii Wielkopolan Robert Nowak, Prezes Autostrada Wielkopolska SA II Krystyna Gwoździcka, Prezes Stowarzyszenia „Wiedza Kultura Pomoc“ Janusz Kosiński, Prezes Zarządu Inea Przemysław Olejnik, Prezes Stowarzyszenia im. Eugeniusza Kwiatkowskiego Małgorzata Kempa, Dyrektor Estrady Poznańskiej Antoni Szczuciński, Przewodniczący Komisji Kultury Rady Miasta Poznania Adam Trybusz, Prezes Andersia Property Adam Wilhelmi, brat Romana Wilhelmiego
PARTNERZY KOMITETU: Piotr Bąk, Andrzej Bobiński, Jerzy Dumin, Hieronim Jurga, Tomasz Kujaczyński, Andrzej Lajborek, Jerzy Licki, Maciej Mużyło, Grzegorz Pałka, Andrzej Pazda, Elżbieta i Juliusz Podolscy, Elzbieta i Tomasz Putz, Jacek Ruśniak, Andrzej Siedlewski, Krzysztof Styszyński, Eugeniusz Tefelski, Andrzej Tomczak, Robert Werle i Piotr Żurowski.
PATRONI MEDIALNI: Polska Głos Wielkopolski Radio Merkury Telewizja WTK
Organizacja i realizacja: FUNDACJA sceny na piętrze TESPIS Współfinansowanie:
Goniec sceny na piętrze
VIII Dni Romana Wilhelmiego
Gościem specjalnym VIII Dni Romana Wilehmiego była Grażyna Barszczewska, znakomita aktorka, ale też matka chrzestna Sceny na Piętrze. Przyjechała by odebrać przyznaną jej przez widzów nagrodę Invictus dla najlepszej aktorki 35-lecia Sceny na Piętrze. Uroczystość odbyła się podczas koncertu Haliny Zimmermann, wokalistki, która znakomicie wprowadziła publicznosć w jesienne klimaty. Laudację na cześć laureatki wygłosił Andrzej Tomczak, znawca polskiego kina, a statuetkę zaprojektowaną i wykonaną przez Romana Kosmalę, wręczał Andrzej Siedlewski, prezes firmy Victus. To był wieczór pełen wrażeń, wspomnień i muzyki. Tradycją już jest, że 3 listopada rodzina, przyjaciele i fani Romana Wilhelmiego spotykają się pod jego pomnikiem, by w rocznicę śmierci powspominać. Zapalono znicze, złożono kwiaty. Wśród gości można było dostrzec Adama Wilhelmiego, brata aktora, Romana Kosmalę, artystę rzeźbiarza, twórcę pomnika, Andrzeja Tomczaka, znawcę kina polskiego i maratończyka. Była też gwiazda tego wieczoru, Grażyna Barszczewska.
poznańskiego Jana Grabkowskiego. Jan Janusz Tycner recytował wiersz Agnieszki Osieckiej. Prace z Romanem Wilhelmim w teatrze i na planie filmowym wspominała Grażyna Barszczewska. Osiem lat temu dzięki inicjatywie Rafała Pogrzebnego, dziennikarza i Fundacji sceny na piętrze Tespis udało się przywrócić pamięci poznaniaków tego wybitnego aktora, który tutaj się urodził i tutaj przyjeżdżał grać. W Scenie na Piętrze zagrał swoją ostatnią premierę i miał jeszcze wiele planów z nią związanych. Z okazji Dni Romana Wilhelmiego ukazał się 8. numer Gońca Teatralnego specjalnego wydawnictwa Fundacji sceny na piętrze Tespis z okazji Dni Romana Wilhelmiego. Można w nim było przeczytać anegdoty z planu serialu „Kariera Nikodema Dyzmy“, wraz z mapą pospacerować po Poznaniu szklakiem Wilhelmiego, przeczytać rozmowę z Krzysztofem Zaworskim, dla którego teatr jest wielką pasją i zapoznać się z działalnością Fundacji.
Romuald Grząślewicz, prezes Fundacji sceny na piętrze Tespis, przypominając swoje spotkania z mistrzem. Zaprosił on do mikrofonu Tomasza Łubińskiego, wicestarostę poznańskiego, który złożył hołd ELKA artyście, także w imieniu starosty Fot. E. Podolska
Patronat Honorowy:
Marszałek Województwa Wielkopolskiego Marek Woźniak
3
4
Goniec sceny na piętrze
VIII Dni Romana Wilhelmiego
Fot. M. Kamiński
Patronat Honorowy:
Starosta Poznański Jan Grabkowski
Goniec sceny na piętrze
80. rocznica urodzin Romana Wilhelmiego
5
W klimacie Nikodema Dyzmy Już po raz IX poznaniacy spotkali się podczas Dni Romana Wilhelmiego. Na zaproszenie Fundacji sceny na piętrze Tespis przyszli miłośnicy talentu aktora, jego przyjaciele, koledzy, rodzina, politycy, kierowcy zabytkowych pojazdów z Automobilklubu Wielkopolski, by upamiętnić tego znanego poznaniaka. W tym 2016 roku obchodzimy dwie rocznice związane z wybitnym aktorem: 80. jego urodzin (6 czerwca) i 25. śmierci (3 listopada). Pod pomnikiem w czasie uroczystości wspominano aktora bardzo osobiście, przytaczając kolejne anegdoty z jego życia, wspominając najlepsze role.
typowo, bo sygnał dały klaksony zabytkowych pojazdów takich, jakie jeździły po naszych drogach w czasach Nikodema Dyzmy. Zaparkowały wzdłuż skweru, a poznaniacy mieli okazje obejrzeć z bliska te wspaniałe auta i porozmawiać z ich właścicielami. Z daleka na skwer wabiła też muzyka wspaniałego Dixi Company. Byli tacy, którym spodobała się tak bardzo, że poderwali się do tańca. Nieco z boku, jak z serialu „Czterej pancerni i pies“ stanęła Kuchnia Polowa Poznań, która zgłodniałym serwowała prawdziwą wojskową grochówkę.
– Kiedy przed dzisiejszą uroczystością wróciłem do domu po małżonkę, by razem udać się pod pomnik aktora, w jednej z telewizji leciał film z jego udziałem. To niesamowite oglądać, jak bardzo był w swoich postaciach prawdziwy. To wybitna postać i to z Poznania – mówił Jan Grabkowski, Działo się na Skwerze im. Romana Wilhelmiego pod jego obelistarosta poznański. skiem mnóstwo ciekawych rze– 80. urodziny Romana Wil- czy, a kiedy wybrzmiały ostatnie helmiego to powód do radości i takty przebojów Dixie Company, wspominania go – mówił Romu- pojazdy ruszyły do garaży – wiald Grząślewicz, prezes Fundacji dzowie udali się na spektakl w sceny na piętrze Tespis, która od reżyserii Marka Koterskiego „Nie wielu lat kultywuje pamięć wy- lubię Pana, panie Fellini“ w wybitnego aktora. – Warto pamię- konaniu Małgorzaty Bogdańtać nawet najmniejsze jego role. skiej. To był dzień pełen wrażeń, wspo– Z całą pewnością dla dwóch mnień i emocji. pokoleń Polaków był jednym z najlepszych i najbardziej prze- Honorowy patronat nad IX Dniakonujących aktorów, jakich kie- mi Romana Wilhelmiego przyjęli: dykolwiek widzieli – mówi An- Pan Marek Woźniak, Marszałek drzej Lajborek, przewodniczący Województwa Wielkopolskiego, Oddziału Poznańskiego ZASP. Pan Jan Grabkowski, Starosta – Bez wątpienia najwyżej cenił Poznański, Pan Jacek Jaśkowiak, w teatrze i filmie prawdę swoich Prezydent Miasta Poznania. postaci, jej podporządkowywał wszystko. Patronatem medialnym IX Dni Romana Wilhelmiego obTym razem obchody rozpoczęły jęli: Głos Wielkopolski, Radio się na Masztalerskiej bardzo nie- Merkury.
Patronat Honorowy:
Prezydent Miasta Poznania Jacek Jaśkowiak
6
Goniec sceny na piętrze
80. Rocznica urodzin Romana Wilhelmiego
W klimacie Nikodema Dyzmy
Patronat Medialny:
Polska GĹ‚os Wielkopolski
Goniec sceny na piętrze
80. Rocznica urodzin Romana Wilhelmiego
Nie lubiÄ™ Pana, Panie Fellini
Patronat Medialny:
Radio Merkury
7
8
Goniec sceny na piętrze
Jurorzy ogłaszają werdykt
Konkurs jak dwupiętrowy tort Jury w składzie: przewodnicząca Krystyna Choińska-Mielniczuk, Krzysztof Styszyński, Juliusz Podolski oceniało nadesłane prace wielostopniowo. Najpierw były one kwalifikowane do czytania przez jurorów. Każdy z nich dostawał pracę do oceny. Pisał recenzję. Wystawiał własną punktację. Ostatnim etapem było spotkanie jurorów i dyskusja nad wybranymi pracami.
Przy przyznaniu nagrody głównej kontrowersji nie było. Od początku była to praca wytypowana przez wszystkich do najwyższych laurów. Kolejne prace już wzbudzały dyskusje. W końcu zapadł werdykt. - Był to frapujący konkurs zdradza Krystyna ChoińskaMielniczuk. - Oczekiwania były duże i czytanie tych prac dawało nam naprawdę satysfakcję. Wiadomo, że temat nie opierał się o obowiązkowe lektury. Do udziału zgłaszali się tylko uczniowie, którzy chcieli i których coś w tym wątku zafrapowało, zainteresowało. Z jednej strony bardzo się cieszę, że nie było mnóstwa prac słabych, które byłyby tylko ściąganiem ze źródeł internetowych, jak często do szkolnego referatu. Bardzo się cieszę, że znalazła się praca, która nas wszystkich zachwyciła. Dzięki temu nie było problemów z przyznaniem Złotego Lauru. - Był to konkurs, przynajmniej dla mnie, jak dwupiętrowy tort – tłumaczy Krzysztof Styszyński. - W podstawie zawierało się to, jak młodzież odbiera postać Romana Wil-
nych placówkach – dodaje Krzysztof Styszyński. - Interesujące jest także to, że młodzież ma odwagę pytać rodziców, co wypływa z tekstów prac. Np. dla moich rodziców Wilhelmi to serial „Alternatywy“, dla dziadków to „Czterej pancerni i pies“. Ten konkurs zaprzeczył tezie, że młodzieży się nie chce. Chce się i jednocześnie młodzież próbuje pominąć etykietowanie postaci. Nie ma upupiania. Koniec z etykietowaniem. Jest poszukiwanie własnej drogi, własnego zdania.
- Troszkę gorzej jest z warsztatem – mówi Krystyna Choińska-Mielniczuk. - Szczególnie kiedy sprawdziliśmy oryginalność prac. Przygotowywanie jej poprzez szukanie i przyswajanie sobie cytatów - z tym jest różnie. Ta uczciwość i oryginalność jest w różnym stopniu postrzegana. To internetowe pokolenie, które uważa, że jak coś zostało helmiego, kim dla nich jest. A na napisane i wrzucone w sieć, to jest piętrze, bardzo pouczające dla nas, niczyje. jak ta młodzież uznaje postać, która jest poza kanonem lektur i poza - Teraz takie jest ogólnie przyjęte oficjalnym szkolnym obiegiem. stwierdzenie, że internet to rzecz, z Do tej pracy trzeba było zdobyć której można bezkarnie czerpać, a informacje i zadać sobie trud nie przecież to nieprawda. Bo wszysttylko gmerając i googlając w interkie rzeczy mają swojego autora i necie, ale także w szukając w bibliotekach i wypożyczalniach. Pasjonujący materiał. - Widać było, że młodzież sięgała nawet do gazet codziennych i stamtąd wyciągała informacje i cytaty – mówi Juliusz Podolski. – Pojawiały się w przypisach takie tytuły jak: „Walka Młodych“, „Dziennik Zachodni“, czy nawet „Goniec Sceny na Piętrze“. To doskonała lekcja dla młodych ludzi, którzy mogli nauczyć się tego, co nazywa się researcher. Przyda się im to bardzo przy pisaniu wszelkich innych prac w szkole czy potem już na studiach. To była naprawdę fajna wprawka. - Zaciąg tej kwerendy dotyczy czasów nie tylko współczesnych, ale i musieli sprawdzić to, co jest w zasobach Biblioteki Narodowej i to, co może być w lokalnych nawet gmin-
Patronat Medialny:
Telewizja WTK
wypada go podpisać – podsumowuje Juliusz Podolski. - Niektórzy autorzy nie zdali sobie nawet trudu, żeby zatrzeć ślady pobierania i wklejania bezpośrednio z internetu – mówi Krzysztof Styszyński. - To od razu widać po wyświetleniu pracy. Z tym właśnie wiąże się ogromna rola nauczycieli-promotorów. To oni powinni przejrzeć pracę, porozmawiać z uczestnikiem konkursu, za którego powinni czuć się odpowiedzialni. Brakowało też często dopracowania prac od strony formalnej: tytuł, lead, śródtytuły. Niestety, wiele do życzenia pozostawia też w pracach język. Promotor powinien zwrócić uwagę na tę moralną i etyczną stronę wykorzystywania bez podpisów całych fragmentów ze źródeł. - Bardzo ważne jest, by młodych ludzi od samego początku wychowywać w poszanowaniu praw autorskich – mówi Juliusz Podolski. - To powinno być bardzo mocno podkreślane i pilnowane. Nie można niczego bezkarnie kopiować i podpisywać sobą. Teraz są już takie narzędzia, że wszystko można wychwycić. Tekst i zdjecia: Elżbieta Podolska
Goniec sceny na piętrze
9
Laury zostały rozdane Romuald Grząślewicz, prezes Fundacji sceny na piętrze Tespis, współorganizator konkursu.
Werdykt Jury Konkursu Literackiego pt. HOMO LOCUM ORNAT, NOC LOCUS HOMINEM.
Jaki był to konkurs? - To był konkurs na zaskakująco wysokim poziomie. Prace były pogłębione o wyszukane materiały z różnych źródeł. Temat był trudny. - Temat nie był łatwy, ale okazuje się, że młodzi ludzie, jeżeli tylko chcą, to przy tych możliwościach uzyskania informacji z różnych źródeł, radzą sobie doskonale. Jest im znacznie łatwiej, niż to było kiedyś. Były prace, które bardzo mnie zaskoczyły, albo niezwykłą zwięzłością i bogatą treścią. W niektórych pracach było widać bardzo wyraźny wpływ książki biograficznej Marcina Rychcika o Romanie Wilhelmim.
ZŁOTY LAUR KONKURSU Otrzymała praca „Byłem mistrzem, artystą, bo nie potrafiłem być zwyczajny...“ Autorka: Karolina Kubiak, Promotor: Róża Połeć, III LO im. Św. Jana Kantego w Poznaniu
Dobrze, że Ci młodzie ludzie ją przeczytali. Jedna praca jest na pewno ponad przeciętna. Czy było warto zrobić ten konkurs? - Było warto przygotować ten konkurs dla młodzieży. Pokazał on, że współpraca zdolnego autora z mądrym promotorem może dać naprawdę dobry efekt. Czy coś Pana zaskoczyło? Byłem zaskoczony przynajmniej dwoma pracami. Jedna z autorek jest w gimnazjum w I klasie, czyli dopiero zaczęła szerszą naukę, a już poradziła sobie z niełatwym przecież tematem. Po raz pierwszy nie był to konkurs tylko dla poznańskich szkół. Sporo prac przyszło z północy Wielkopolski. Przeważająca większość. W jednej z prac urzekło mnie wymyślenie sobie wywiadu z duchem aktora. Można powiedzieć z żywym duchem autora. A praca kończy się tajemniczą pointą. Biorąc pod uwagę, że poprzednie konkursy, które miały miejsce lata temu przyniosły mniejszą ilość prac i były skierowane jedynie do szkół licealnych Poznania – naprawdę osiągnęliśmy sukces. Nie bez znaczenia jest udział w organizacji konkursu wizytatora Kuratorium Oświaty w Poznaniu Jerzego Lickiego, którego poznałem lata temu przy innych okazjach. Przy jego pomocy można było rozszerzyć ten konkurs na Wielkopolskę. Jesteśmy bardzo wdzięczni za tak owocną współpracę.
Róża Połeć, promotorka pracy laureatki Złotego Lauru Kim dla Pani jest Roman Wilhelmi? - Dla mnie Roman Wilhelmi to jest aktor wielkiego formatu. Takiego fomatu, który chciałabym, żeby był jeszcze długo długo w polskim kinie i filmie. Jest to dla mnie aktor, którego miałam przyjemnosć osobiście oglądać w sztukach teatralnych i filmowych. Widziałam go też w miejscu szczególnie dla nas tak ważnym jakim jest Scena na Piętrze. Pamiętam też rozmowy, jakie na jego temat toczyłam z panią Elżbietą Grząślewicz. Udało się Pani zarazić tą fascynacją uczennicę, Karolinę Kubiak. - Tak. Myślę, że trudno jest młodych ludzi zainteresować osobami, które nie żyją w ich czasach. Mają już inne wyobrażenie o aktorstwie, filmie, teatrze. Tym większe zadowolenie, że udało mi się już po raz drugi zainteresować młodą osobę jego rolami, sposobem grania, osobowością.
SREBRNY LAUR KONKURSU Otrzymała praca „Homo locum ornat, non locus hominem“ Autorka: Anna Bielecka, Promotor: Ewa Chodera, Zespół Szkół nr 2 w Świętej SREBRNY LAUR KONKURSU Otrzymała praca „Roman Wilhelmi – pozytywny akcent PRL-u“ Autor: Patryk Suchecki, Promotor: Agnieszka Ossowska, Zespół Szkół im. Stanisława Staszica w Pile. Konkurs okiem wizytatora - Po raz pierwszy był to konkurs zorganizowany nie tylko dla szkół z Poznania, ale z całego województwa wielkopolskiego – mówi Jerzy Licki, wizytator Kuratorium Oświaty w Poznaniu. - Dzięki współpracy z kuratorium i Panem Jerzym Lickim udało się dotrzeć do wszystkich szkół ponadgimnazjalnych – dodaje Romuald Grząślewicz. Prezes Fundacji sceny na piętrze Tespis. - Cieszymy się bardzo, że przyszły prace na wysokim poziomie – mówi - Jerzy Licki. Młodzież jest mądra i to nie prawda, że jej się nie chce. Jest zainteresowana także tym, co jest poza programem szkolnym. Przy okazji organizacji kolejnego konkursu, bo mam nadzieję, że taki będzie, damy im więcej czasu na pisanie, czytanie i poszukiwanie materiałów. Będą się mogli jeszcze bardziej wykazać. Karolina Kubiak, uczennica 2a III LO im. Św. Jana Kantego w Poznaniu, laureatka Wzięła Pani udział w konkursie na pracę o Romanie Wilhelmim i go wygrała. Skąd pomysł na taką literacką formę wywiad z nieżyjącym aktorem? - Do konkursu „wyłowiła“ mnie pani profesor Róża Połeć. Pomysł na zrobienie wywiadu zrodził się podczas naszych rozmów. Pomyślałyśmy, że opowieść w formie wywiadu będzie najciekawsza. W Pani pracy widać dużą znajomość kariery i życia aktora. Musiała się Pani do pisania specjalnie przygotowywać. - Już wcześniej wiedziałam trochę o Romanie Wilhelmim. Ceniłam go jako aktora. Trochę też wiedzy przekazała mi mama. Jednak przed konkursem niewiele o nim czytałam. Rzeczywiście musiałam sporo poczytać zarówno wywiadów w różnych pismach, jak i jego biografię. Roman Wilhelmi okazał się ciekawą postacią? - Bardzo. Ciekawą jako człowiek i artysta. Różne sytuacje spotykały go zarówno w życiu, jak i podczas pracy. Był człowiekiem po przejściach i nie miał wcale łatwo w życiu. Jak widać, czytając Pani pracę, nie była to pierwsza przymiarka do pisania. - Zdarzało mi się już wcześniej brać udział w konkursach literackich. Siadam też czasem wieczorem do pisania dłuższych opowiadań. Pisanie zaczyna mnie coraz bardziej interesować. Może to będzie w przyszłości mój zawód. Kto wie...
Partner Fundacji:
LOŻA Przyjaciół Sceny
10
Goniec sceny na piętrze
Byłem mistrzem, artystą, bo „Emanował talentem, nerwem scenicznym i osobowością, spalał się na scenie, dając z siebie wszystko. Reprezentował aktorstwo głębokie, ekspresyjne. Pozbawione pozy i efekciarstwa. Postaci, które tworzył, zapadały głęboko w serca widzów. Poruszały do głębi, tętniły prawdą przeżycia... - tak pisał o aktorze Witold Sadowy. - Postaci, które tworzył, zapadały głęboko w serca widza?” Tym razem nie miał grać nikogo prócz siebie samego, a ja byłam pewna, że właśnie ta rola zapadnie głęboko w moje serce i pozostanie w pamięci. Siedziałam w ciemnozielonym fotelu. Był listopadowy wieczór. Na zewnątrz budynku okropnie lało. Każdy, kto wchodził do środka, był przemoknięty do suchej nitki. Mnie udało się zdążyć przed deszczem. Wzięłam ze sobą parasol, ale nie użyłam go. Na miejscu byłam kilka godzin wcześniej, niż powinnam. Zaraz miał dołączyć do mnie Wielki Mistrz polskiej sceny aktorskiej - Wilhelmi. Roman Wilhelmi! Stresowałam się niesamowicie! Długo przygotowywałam się do planowanego na dziś wywiadu i ani razu nie pomyślałam, że się do tego nie nadaję. Nie sądziłam, że trema zacznie mnie zjadać tak łapczywie. Niecałe pięć minut przed poznaniem Mistrza zaczęły mi się trząść ręce. Tylu młodych aktorów, dziennikarzy próbowało wpisać się w grafik pana Romana. - Dlaczego wybrał akurat mnie? - powtarzałam w kółko to samo pytanie. Zaprzątnęło ono moją głowę aż w tak wielkiej mierze, że obawiałam się, iż pierwszym moim zdaniem, wypowiedzianym w obecności Wilhelmiego, będzie właśnie to: - Dlaczego wybrał Pan akurat mnie... ?
Urodził się 6 czerwca 1936 roku jako pierwszy syn Zdzisława i Stefanii Wilhelmich. Ma dwóch braci: Eugeniusza i Adama. W 1958 roku został absolwentem PWST w War-
wejściu, które znajdowało się za niewielkim parawanem: - Czy zabrać od pana płaszcz? - Tak, dziękuję. Rozpoznawałam męski głos.
dobnych wywiadów? - spytał, wyciągając papierosa. Nauczyłem się odróżniać zwykłych obserwatorów od wyczekujących na mnie, zestresowanych dziennikarzy, którzy za żadne
szawie. Był obsadzany w świetnych rolach (chociaż nie od razu). Grał w kultowych Czterech pancernych i psie, Zaklętych rewirach, Karierze Nikodema Dyzmy... Jego miastem rodzinnym jest Poznań, do którego zgodził się przyjechać specjalnie na wywiad ze mną, a w rozkwicie jego kariery mogą Mu przeszkodzić jedynie problemy z wątrobą!
Naoglądałam się i nasłuchałam już tylu wywiadów z Wilhelmim, że nie mogłabym go nie poznać! Kilka osób przede mną podniosło głowy. Niektórzy szybko je opuszczali, jakby bali się tego, co widzą. Inni zaś gapili się, jakby żywej duszy nie widzieli. A dusza Wilhelmiego była aż nadto żywa i kroczyła w kierunku mojego stolika! - Witam panią - podał mi rękę. Odwzajemniłam jego gest, a on ucałował delikatnie moją dłoń. Pochłonęło mnie jego przenikliwe spojrzenie. Zdawało mi się, jakby ktoś odczytywał z moich oczu to, jakim człowiekiem jestem. Nagle oprzytomniałam: - Chwileczkę... właściwie, skąd Pan wiedział, kim jestem? - przecież nie miałam wypisanego na czole swojego nazwiska, a nigdy wcześniej się nie widzieliśmy. Uśmiechnął się i usiadł naprzeciw mnie. - Myśli pani, że ile już odbyłem po-
skarby nie chcieliby, aby ktokolwiek zauważył ich zdenerwowanie, bo to mogłoby wyrazić ich brak profesjonalizmu - powiedział i wypuścił z ust chmurę dymu. Mężczyzna założył nogę na nogę i szeroko rozłożył ręce. - Zasadniczo nie jestem dziennikarką - zauważyłam. Spojrzał na mnie z ukosa. - Dzisiejszego wieczoru tak. Miał rację. Postanowiłam nie przedłużać spotkania niepotrzebnie i od razu wziąć się do pracy. No dobrze... - zerknęłam na swoje notatki, wydawały mi się puste, niekompletne. - Jak ocenia Pan swoją drogę kariery? Była łatwa? - Przepraszam, podać coś państwu?wtrącił się kelner. - Dwa kieliszki wódki, poproszę odparł pan Roman. - A dla pani? - Ja dziękuję.
Mimo że to ja obserwowałam uważnie otoczenie, czułam na sobie wzrok kilkunastu innych ludzi, siedzących w cichej kawiarni. Było to klimatyczne miejsce. W tle grał fortepian. - Co jeśli się zająknę? Pan Roman nie mógł pozwolić sobie w swojej pracy na taką niedogodność losu, dlatego i ja nie zamierzałam zrobić czegoś, wobec A przecież doskonale wiedziałam, czego wyraziłby swoją dezaprobao co pytać, co mówić... Zapoznanie tę. się z jego bogatą biografią zajęło mi sporo czasu. Usłyszałam krótką rozmowę przy
Partner Fundacji:
Alior Bank SA
Goniec sceny na piętrze
11
nie potrafiłem być zwyczajny... Młody mężczyzna, ubrany w czarną koszulę, odszedł od naszego stolika tak szybko, jak się zjawił. - Hem...- chrząknął Wilhelmi - A więc o czym my to... - O drodze Pana ka... - Kariery - dokończył za mnie- Cóż, to nie ja powinienem się wypowiadać, ale moi najbliżsi. Oni mnie obserwowali. Wiedzą, że moje życie nie było łatwe, a tym bardziej wspinanie się na szczyt kariery aktorskiej. - Już się Pan na niego wspiął? - Nie sądzę - zmarszczył czoło, jakby zamyślony, i znów wypuścił dym. - Pańskie początki... - Były dość trudne - znów mi przerwał. - Właśnie. To tylko wina tamtych ciężkich czasów? - Nie powiedziałbym. To też moja wina. Starałem się być najlepszy, za wszelką cenę musiałem być ponad wszystkimi. Może powinienem być bardziej zdeterminowany... - Nie uważa Pan, że i tak był i to bardzo? Większość Pana bliskich z tamtego okresu powtarza, że był Pan szalenie ambitny i nie zniechęcał się do pracy. To duży plus. - Zwłaszcza w zawodzie aktora. Nie jest nam lekko. Zanim dostanie się jakiś konkretny scenariusz i rolę, mija sporo czasu. - Tak było w Pana przypadku, prawda? - Owszem. Już nazwisko skazywało mnie na niepowodzenie. - Zbyt niemieckie, jak się domyślam. - Dobrze się pani domyśla. Takie były czasy... - A poza tym? - Poza tym najzwyczajniej los mi nie sprzyjał. Kiedy miałem odbyć egzamin do szkoły aktorskiej, zorganizowany tutaj, w Poznaniu, w Teatrze Polskim, spuchła mi twarz. To wszystko przez bolący ząb. Na szczęście zdarzył się cud. Jakoś mi się ta spuchnięta gęba otworzyła. Wyrecytowałem... sam dokład-
nie nie pamiętam, chyba Grób Agamemnona. I tak dostałem się do Szkoły Teatralnej w Warszawie. Do dzisiaj zastanawiam się, czyj Anioł Stróż nade mną czuwał. Na pewno nie mój. Mój pojawił się dopiero kilka lat później w postaci Stanisława Anioła! - Mówi Pan o Alternatywach 4. To nie była Pańska największa rola. - Naturalnie, że nie. Wręcz przeciwnie! To chyba moja największa telewizyjna przegrana. Natomiast największą rolą, a przynajmniej jedną z istotniejszych, był Dyzma. Zresztą nie mogło być inaczej. Sam czułem w sobie część Dyzmy. Musiałem zagrać tę rolę. - Udało się to Panu. Chociaż, o ile mnie pamięć nie myli, w wywiadzie dla Dziennika Zachodniego, w numerze 130, wyznał Pan, że miał z Nikodemem pewien problem. Podobno nie chciał Pan odzwierciedlać karykatury Adolfa Dymszy? - Zgadza się, pragnąłem pokazać ludziom Dyzmę prawdziwszego, wpisującego się w tamte czasy, w epokę. Nie mogło pójść lepiej. Nie spodziewałem się aż takiego sukcesu, ale nie ukrywam, że nie liczyłem na pozytywne recenzje. Tak samo, gdy wcieliłem się w postać Staszka Stosina w socrealistycznym filmie Wiano. Moja pierwsza poważna rola. - Dobrze się w niej Pan czuł? - Zagrałem tak naprawdę dupka. W takich rolach czułem się najlepiej. Czułem się jak ja. Przyszedł kelner z zamówieniem mojego towarzysza. Wysoki, młody mężczyzna ze spokojem rozłożył wszystko na niewielkim, drewnianym stoliku. - Dziękuję - rzucił oschle. - Twierdzi Pan, że jest „dupkiem”? - Dokładnie tak, droga pani - wziął szybki łyk czystej wódki. Patrzyłam z niedowierzaniem. „Przecież to kawiarnia, dlaczego sprzedali mu wódkę?” Że też dopiero wtedy naszło mnie to pytanie. „Najwyraźniej zna to miejsce
bardzo dobrze” - pomyślałam. - „A to miejsce zna jego”. - Skąd takie zdanie na swój temat? - Życie nieraz dało mi to do zrozumienia. Mnie i nie tylko. Oberwało się wszystkim moim bliskim. - Dobrze, że przynajmniej sam Pan to dostrzega. Z pewnością większość osób nie widzi tego, że rani ukochanych ludzi. - To już bez znaczenia. Mówiliśmy o mojej karierze. Zbił mnie z tropu. Nieco wybita z rytmu zaczęłam przewracać kartki. - Och, tak, tak, chwileczkę... Więc... Rola Staszka Stosina przypadła Panu do gustu? - To był zbuntowany chłopak, a ja do dzisiaj pamiętam, że jako młodzieniec robiłem wszystko na przekór mamie. Raz zbiłem szybę, podczas domowej gry w cymbergaja. Zasady były dla mnie powodem do prezentowania swojej indywidualności, wyjątkowości, mogłem je łamać. Wyrażałem przez to siebie, nie chciałem iść utartymi ścieżkami... Chociaż akurat ta szyba to dowód na to, że wszystko robiłem z mocą, siłą... Z sercem. - Podobno bardzo szybko wyprowadził się Pan z domu rodzinnego? - Rzeczywiście tak było. Szybko zacząłem też działania aktorskie. Stało się to całkiem przypadkiem,
Partner Fundacji:
Alior Bank SA
kiedy w Aleksandrowie zetknąłem się z zespołem artystycznym. Ksiądz Siuda golił nam głowy za palenie papierosów. Tak się złożyło, że zauważył, gdy ja paliłem. Do przedstawienia potrzebował łysego, małego Chrystusika. W koszyku przenieśli mnie z jednej kulisy w drugą. Bycie na scenie, obcowanie z nią, przypadło mi do gustu... A co do wyprowadzki... Mój brat zazdrościł mi tego, że kiedy oni, bo miałem dwóch braci, tkwili w rygorze, ja już dziękowałem mamie, że mnie w nim trzymała. Jednak cieszyłem się, że wydostałem się z domu i mogłem rozpocząć dorosłe życie. - Nie bał się Pan wiążących się z tym obowiązków? - Nie myślałem o nich. Wciąż najważniejsze były dla mnie role, które miałem grać. Tak naprawdę chyba nigdy nie stałem się dorosły psychicznie i emocjonalnie. Wytknięto mi to, kiedy zaoferowano mi mieszkanie, samochód... A ja odrzuciłem ich propozycje. Ciągle męczę się z tym maluchem, którego zdarza się, że trzeba pchać. - Dlaczego nie zmieni go Pan teraz, kiedy zauważa, że przydałoby się Panu nowe auto? - Brak czasu, chęci... Poza tym, to tylko auto. Nieważne, tak samo, jak drobna rólka w Krzyżakach. - Nie cieszy się Pan, że mógł zagrać w tak istotnym dla polskiej kinema-
12
Goniec sceny na piętrze
tografii filmie? - Gdybym grał w nim Zbyszka, może jakoś bym to zniósł... - Niewielkie role są niezwykle ważne dla całokształtu filmu. Takie jest moje zdanie. - Widzi pani, moje jest podobne, z tą różnicą, że dla siebie, jako aktora, wyznaczyłbym ważniejszą rolę. To może się wydawać egoistyczne, ale każdy aktor powinien mieć coś z egoisty. - Dlaczego tak Pan twierdzi? - To proste. Gdyby nim nie był, nigdy nie odnalazłby się w roli pierwszoplanowej. Aktorstwo to nie taka prosta sprawa. Na scenie pojawia się kolejna trudność - widz. Może mieć znaczny wpływ na grę aktora, ale nie powinien zbyt mocno go poruszać. „Nie wierzę w aktorstwo teatralne różne różnych wieczorów. Z nieufnością słucham opinii typu: „On był wczoraj znakomity”, bo nie wierzę, żeby mogły być tak znaczne różnice. Jeśli jest rola przygotowana dobrze, można być bardzo dobrym lub porywającym, ale nie jednego dnia znakomitym a drugiego fatalnym. Takie przeskoki mają tylko amatorzy. Po to ma się dyplom, żeby uniknąć improwizacji. To jest zawód i trzeba po prostu umieć go wykonywać.” Te słowa powiedziałem przeszło 30 lat temu w Głosie Wybrzeża i wciąż je pamiętam, a zdania nie zmieniam. - Ja pamiętam, że powiedział Pan wtedy: „Zawód ten uprawia się dla ludzi, nie dla siebie. Jedyną rzeczą, dla której warto ten zawód uprawiać, jest publiczność.” Więc aktorzy to jednak nie tacy wielcy egoiści... - To zależy od punktu spojrzenia. My, to jest aktorzy, jesteśmy dla widza, ale żeby dla niego być, trzeba najpierw stać się w pewnym stopniu egoistą i chociażby egoistycznie obejść się z tremą, powiedzieć jej prosto w oczy, że to nie ona jest ważna, ale my i bohater, w którego mamy się wcielić. Wilhelmi wziął kolejny szybki łyk wódki. Pomyślałam, że jeśli dalej tak pójdzie, to będę odpowiadała za upicie jednego z najlepszych polskich aktorów. Mężczyzna, siedzący naprzeciw
mnie momentalnie posmutniał. A przynajmniej tak mi się wydawało w tamtej chwili. Wskazywały na to jego wyraźne zmarszczki i rysy twarzy. Nagle, w jego zapatrzonych w pusty kieliszek oczach, dostrzegłam zagubionego, bezbronnego chłopca, który został osierocony. Nie mijało się to z prawdą. Pan Roman przecież został osierocony przez swoje miłości, przez syna. Było mi go żal i chciałam go jakoś pocieszyć, ale bałam się jego reakcji. Dlatego postanowiłam wyrwać go z rozważań. - A praca na planie Czterech pancernych i psa? Podobała się Panu? Oderwał wzrok od kieliszka, westchnął głęboko i nie patrząc na mnie, odparł: - Ten film przyniósł mi popularność, emocje towarzyszące lataniu śmigłowcem i jeździe czołgiem. Natomiast Dyzmę musiałem grać, w Pancernych wystarczyło być. Ale kiedy tam byłem, narzekałem na brak zainteresowania mną jako aktorem. Nie chciano obsadzać mnie w innych rolach. Dlatego odmówiłem, kiedy twórcy filmu chcieli wskrzesić Olgierda, mojego bohatera. Początkowo myślałem, że to moi koledzy po fachu mieli szczęście, bo ich postacie miały mieć dłuższy żywot. Jednak potem przywykłem do bycia Olgierdem. - Więc początkowo nie był Pan zadowolony z roli, jaką dla Pana wyznaczono? - Cóż, z pewnością nie tak bardzo, jak wtedy, gdy zaproszono mnie na zdjęcia do Popiołów Żeromskiego w reżyserii Wajdy. Byłem cholernie podekscytowany, mimo że było wiadomo, iż to Olbrychski zagra główną rolę. - To Pana nie zniechęciło do dalszej pracy, prawda? - Nie zamierzałem się poddawać po przegraniu jednej walki. Oczywiście, kiedy dotarło do mnie, jak wygląda rzeczywistość, poczułem się strasznie źle. Ale tak już musiało u mnie być, i w życiu prywatnym, i na scenie, wszędzie euforia i rozpacz na zmianę. Zauważyłam, że Wilhelmi ciągle czymś się zadręczał w myślach. To było związane z jego życiem prywatnym, najwyraźniej.
- A co robił Pan w latach 70.? - Miałem wtedy sporo pracy... Grywałem w szczególności w serialach dla młodzieży. Miło wspominam współpracę z chłopakami z Wakacji z duchami. W ogóle dobrze dogadywaliśmy się z Jędryką, reżyserem. Grałem też w filmie Różewicza Westerplatte. Ciągle grałem też w teatrze, teatrze Ateneum. I w końcu zauważono mój talent. Dostałem wiele ciekawych ról, m.in. Duperrta w Męczeństwie i śmierci Marata albo gestapowca Williego w Niemcach. W teatrze bardzo się pociłem. - Jak sobie z tym Pan radził? - Początkowo? W ogóle. Poprosiłem o radę Śląską, która doradziła mi, abym przed każdym spektaklem wypił setę whisky - tutaj przerwał i odwrócił się - Kelner! Poproszę jeszcze raz to samo.
Poczułam się jak na jego przedstawieniu. - W końcu rąbnąłem dwie sety- dokończył. - Jak to się skończyło? - Dla mnie? Tragicznie. Na szczęście mój bohater miał więcej szczęścia. Wyczuwałam podtekst dotyczący jego problemów z alkoholem. - Cóż... A co może Pan powiedzieć w sprawie zagranicznych spektakli? - Zagranicznych spektakli?- powtórzył po mnie. - Dokładnie. Pamięta Pan swój występ w Oslo? Aktor zaczął się głośno, wręcz komicznie, śmiać. Ludzie dookoła nas (ci, którzy postanowili nie obserwować nieustannie Wilhelmiego) zaczęli pochłaniać wzrokiem zachowanie Mistrza. Potrafił zwrócić na siebie uwagę. - Powiedziałam coś nie tak?
Partner Fundacji:
ANDERSIA PROPERTY
Goniec sceny na piętrze - Pani? Ucieleśnienie ostoi i zupełnego mojego przeciwieństwa? Ależ skądże! Mężczyzna cały czas chichotał. - Więc czemu zawdzięczam tak przyjemny śmiech? - W Oslo zdarzyła mi się ciekawa historia. Mnie, po tylu latach, śmieszy. Jednak nie wszyscy odbierają tamto zdarzenie tak pogodnie, jak ja dzisiaj. - Co ma Pan na myśli? - W Norwegii graliśmy Peer’a Gynt’a. Początkowo mieliśmy dać przedstawienie na jakiejś niezbyt przyjemnej scenie, dlatego szybko odnalazłem amfiteatr. Nosił nazwę Sonia Henies, był piękny! Podczas pierwszej próby na balkonie pojawili się jacyś ludzie i zaczęli komentować to, co robiliśmy. Nie powstrzymałem swojego temperamentu i zdenerwowany wyrzuciłem ich. Okazało się, że był to następca norweskiego tronu. Nie mogłam uwierzyć. „Następca?!” - No, niech panienka zamknie buzię, nie ma się co dziwić. Różnie w życiu bywa - dodał. - Tak, oczywiście, ja tylko... Miał Pan niesamowite szczęście. - Nazwałbym to raczej pechem. Chociaż racja, ogólnie w Oslo los mi sprzyjał. Sam pan Mue, muzyk norweski, pogratulował mi i przeprosił za swoją wcześniejszą nieprzychylność. Podobnie uczyniła tamtejsza gazeta. - Pierwsze duże sukcesy, tak? - Można tak powiedzieć. Mieliśmy wtedy taki czas, że chodziliśmy na kolacje do Spatifu. Była tam sama śmietanka towarzyska. Przychodzili sami ciekawi ludzie, których podziwiałam, kiedy przedstawiali swoje anegdoty, dowcipy... To było dla mnie życie. Coś niesamowitego. Mogłoby to tak trwać, ale przez aferę związaną z wyjazdem do Paryża z Tramwajem musiało się skończyć. Miałem problemy z paszportem. - I co Pan wtedy zrobił? - Właściwie sam nie wiem. Chyba mentalnie nie byłem świadom tego wszystkiego. Nie chciałem osiadać w małym mieszkanku przy Chełmskiej 27. Nie potrafiłem wrócić do normalności. Gdy przychodziłem późnym wieczorem, tłumaczyłem
się, wymyślając jakieś dziwne historyjki... Pamiętam jak raz znalazłem się w szpitalu na Solcu, który był niedaleko teatru. Kiedy lekarz zadzwonił do mojej żony, ona była spokojna. Prawdopodobnie już wtedy nie mogła znieść mojego zachowania. A ja tylko się śmiałem jak małe dziecko. Pozostało mi jeszcze kilka innych pytań, jakie chciałam zadać Wilhelmiemu. Usłyszeliśmy głos kelnera, który pojawił się nad naszym stolikiem. - Przepraszam, zaraz zamykamy. Rozejrzałam się dookoła. Nawet nie zauważyłam, kiedy wszyscy pozostali goście opuścili lokal. W środku zostałam tylko ja i Mistrz. - Rozumiemy, już i tak kończyliśmy- odezwał się Wilhelmi. Chciałam zaprotestować, ale nie miałam odwagi przeciwstawić się takiemu autorytetowi. Ubraliśmy się i wyszliśmy z kawiarni. Gdy się żegnaliśmy, Wilhelmi zaproponował: - Masz może jeszcze chwilkę? Mam ochotę pójść w pewne miejsce. Zgodziłam się bez wahania. Do-
myślałam się, że Wilhelmiemu nie zależało na tym, abym to akurat ja mu towarzyszyła podczas spaceru, ale liczyłam, że w międzyczasie uda mi się jeszcze poruszyć kilka tematów związanych z wywiadem. Szliśmy ulicą 28 Czerwca 1956r. Byłam prawie pewna, dokąd zmierzał. Celem podróży był jego dawny dom, który znajduje się u zbiegu ul. Sikorskiego i Przemysłowej. Na dworze nadal było szaro, ponuro. Miałam rację. Wilhelmi odpowiedział na wszystkie moje pytania. Można powiedzieć, że wyczerpałam temat. Wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam. Aktor zawsze bronił swojej prywatności, ale nagle sam zaczął ten temat, temat jego uczuć... Patrzył na zakratowane okno, stojąc w swoim ciemnym płaszczu ze zmarszczonym czołem i wypuszczając kolejne chmury dymu. On był pochłonięty obrazem domu, swoimi wspomnieniami, a ja jego wyglądem i słowami. - Wiesz, byłem mistrzem, artystą, bo nie potrafiłem być zwyczajny. Nie byłem dobrym mężem, ojcem… Zatraciłem się w pracy, bo
13
jeden upadek w życiu prywatnym pociągał za sobą kolejny. Wybierałem drogę trudniejszą – albo grać to, co mnie interesu#je, albo wcale. W pewnym momencie życie osobiste przestało się dla mnie liczyć, była tylko sztuka, bo grając, byłem kimś. Miałem wrażenie, że dla rodziny byłem problemem, pijakiem… Nawet syn potrafił mnie docenić jedynie na scenie. Tak wiele bym dał, aby go dzisiaj za to przeprosić. Pan Roman był pełen żalu... Nie byłam w stanie mu pomóc. Nie mogłam cofnąć czasu. Mogłam jedynie go wysłuchać. Wsłuchując się w jego słowa, poznając go, zdałam sobie sprawę, jak wiele człowiek musi przeżyć, aby stać się człowiekiem i... aby naprawić błędy z przeszłości. „Powinniśmy żyć chwilą, póki mamy dar życia...” - pomyślałam, patrząc na tablicę zamieszczoną przed domem Mistrza. Hmm... Niezwykłe i tajemnicze było to spotkanie... Karolina Kubiak uczennica kl. 2a - III LO im.św. Jana Kantego w Poznaniu Promotor pracy: Róża Połeć
Partner Fundacji:
ANDERSIA PROPERTY
14
Goniec sceny na piętrze
Roman Wilhelmi - pozytywny akcent PRL-u Można zaryzykować stwierdzenie, że Roman Wilhelmi był spełniony jako aktor, ale nieszczęśliwy jako człowiek. Tragizmu dodaje fakt, iż zmarł w 1991 roku, mając zaledwie 55 lat. Był u szczytu swych możliwości aktorskich. W 1958 roku ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Po studiach swoją karierę rozpoczął w warszawskim Teatrze Ateneum. Zadebiutował rolą Stanleya w „Tramwaju zwanym pożądaniem” T. Williamsa. Publiczności dał się również poznać jako Winston w „Wyspie” Athola Fugarda czy Danton w „Śmierci Dantona” Georga Büchnera, a także Aristarch Pietrowicz Kuzkin w „Ludziach energicznych” Wasilija Szukszyna. To oczywiście tylko kilka przykładów z jego licznych ról teatralnych. Natura obdarzyła Romana Wilhelmiego osobowością, umożliwiającą mu kreowanie różnych postaci. Grywał role drugoplanowe, epizodyczne, ale także te znaczące, na przykład postać Petera w „Requiem dla zakonnicy” Williama Faulknera w reżyserii Jerzego Markuszewskiego, Willego w „Niemcach” Leona Kruczkowskiego w reżyserii Janusza Warmińskiego, czy Nicka w „Dozorcy” Harolda Pintera. Aktorstwo Romana Wilhelmiego było z pewnością nacechowane uczuciowością i charyzmą. Potrafił porwać tłumy, bo grał sugestywnie i jednocześnie bywał zdystansowany. Odgrywanym przez niego postaciom nie można było odmówić poczucia humoru. W tym aktorze połączyło się kilka ważnych pierwiastków: dystans, perfekcja, nieszablonowość. Każda rola to swoistego rodzaju
Partner Fundacji:
kreacja, w która wkładał duszę i cały swój aktorski kunszt. Roman Wilhelmi to nie tylko aktor teatralny, ale również telewizyjny. Rolą, którą zadebiutował na dużym ekranie, był kniaź Jamont z „Krzyżaków” w reżyserii Aleksandra Forda. Wcielał się w wiele ról telewizyjnych. Ja jednak chciałbym z bliska przyjrzeć się tylko kilku z nich. Widzowie do dzisiaj wspominają rolę dowódcy czołgu „Rudy”- Olgierda Jarosza z serialu telewizyjnego „Czterej pancerni i pies”. Bohater, którego wykreował, cechował się odpowiedzialnością i stanowczością. Już sam moment śmierci świadczy o bohaterstwie - Olgierd Jarosza ginie pod Wejherowem gasząc płonący czołg. Roman Wilhelmi zagrał tę rolę bardzo sugestywnie. I mimo, iż występuje w pierwszych sześciu odcinkach (nakręcono ich 21), to widzowie doskonale zapamiętali tę postać. Kolejną kreacją aktorską, nad którą warto się zatrzymać, jest rola Nikodema Dyzmy. To właśnie w tę tytułową postać wcielił się Roman Wilhelmi. Widzowie mogli podziwiać jego kunszt aktorski w siedmioodcinkowym serialu, emitowanym przez Telewizję Polską w 1980 roku. Świetnie pokazał odbiorcom, co znaczy być karierowiczem. Sam o swojej roli powiedział: „Nie chciałem powtórzyć karykatury, którą w latach 50. – zresztą znakomicie –
zagrał Adolf Dymsza, zachowując właściwy mu dystans i urok. Musiał być to Dyzma bardziej prawdziwy, osadzony w epoce”. Aktorowi nie można odmówić szczerości i prawdziwości w wykreowaniu tej roli, za którą zresztą otrzymał nagrodę „Złoty Ekran”. Inną, równie udaną, była rola gospodarza domu - Stanisława Anioła, w serialu telewizyjnym „Alternatywy 4” w reżyserii Stanisława Barei. To kultowy serial doby PRL-u, z którego zapewne potrafią śmiać się tylko Polacy. Roman Wilhelmi, grając tę postać, nadał jej swoistego wyrazu. Anioła (co jest swoistym paradoksem biorąc pod uwagę znaczenie słowa), cechowały cwaniactwo, przebiegłość, pazerność, arogancja. Stanisław Anioł to, chciałoby się napisać, typowy Polak rodem z lat 80-tych. Gesty, mimika, sposób wysławiania się, emocje - to wszystko jest gra aktorska Romana Wilhelmiego. To on dał tej postaci duszę i sprawił, że bez tego bohatera serial „Alternatywy 4” nie byłby już taki sam. Cytaty z filmu, są tego niezbitym dowodem, a to świadczy o nietuzinkowości tej postaci: „Na H to może być Meksyk, może być Teksas!… A na H! Zaraz moment, to będzie w Południowej… tych różnych krajów dużo na H… to może Ohio!”, „Miećka! Chodź no tu ze ścierą!”, „ Nie będzie kabaretu! Będzie chór!”. Aktorstwo Romana Wilhelmiego to z pewnością sztuka, pisana z wielkiej litery „S”. Zostawił po sobie wiele niezapomnianych ról. Jeżeli chodzi o jego życie prywatne, tutaj nie można mówić o spełnieniu czy szczęściu. Był dwukrotnie żonaty. Z pierwszą żoną rozstał się po dziewięciu latach. Z drugiego związku urodził się syn Rafał. Nie-
AUTOSTRADA WIELKOPOLSKA II SA
stety, aktor nie potrafił pogodzić życia prywatnego z zawodowym i doszło do kolejnego rozstania. Mimo, iż mija 25 lat od śmierci Romana Wilhelmiego (zmarł w 1991 roku), my wciąż pamiętamy jego nieszablonowe kreacje aktorskie. Dorobek twórczy zwieńczyły nagrody, między innymi Złoty Ekran za osiągnięcie artystyczne w dziedzinie aktorstwa telewizyjnego ze szczególnym uwzględnieniem ról w serialu Kariera Nikodema Dyzmy i w spektaklu Proces. W 1979 roku dostał nagrodę Prezesa Rady Ministrów II stopnia za kreacje aktorskie. W plebiscycie tygodnika „Polityka” na najważniejszych aktorów polskich XX wieku zajął 8. miejsce. W 2012 roku, czyli w 21. rocznicę śmierci, w Poznaniu stanął pomnik Romana Wilhelmiego, w ten sposób miasto chciało upamiętnić wielkiego aktora, a zarazem rodowitego poznaniaka. Moje zdanie o aktorze? Sadzę, że Roman Wilhelmi był wręcz stworzony do odgrywania ról komediowych. Oglądając seriale, w których wcielał się w jednego z bohaterów, miałem wrażenie, że jest to ktoś prawdziwy, a nie wykreowany specjalnie na potrzeby filmu. Emocje, które wkładał w odgrywanie roli, udzielały się również i mnie. Jego kreacje aktorskie zostają w pamięci na długi czas. Zbyt mało jest tak wyrazistych artystów, jak Roman Wilhelmi. Tego brakuje mi wśród aktorów młodego pokolenia. Patryk Suchecki Zespół Szkół im. Stanisława Staszica w Pile al. Powstańców Wielkopolskich 18 Promotor: Agnieszka Ossowska, nauczyciel polonista
Goniec sceny na piętrze
15
„Homo locum ornat, non locus hominem” Moje rozważania na temat „Najlepszego pośród Najlepszych”. Słusznie, że zorganizowano, już po raz IX, Dni Romana Wilhelmiego i zajęto się przybliżeniem Jego sylwetki. Prawdę rzekłszy, gdyby nie ten konkurs, pewnie nie miałabym okazji, przekonać się o genialności talentu aktorskiego i teatralnego Romana Wilhelmiego. Postanowiłam więc bliżej przyjrzeć się tej postaci. Kiedy zapytałam rodziców, co wiedzą o Romanie Wilhelmim, bez namysłu odpowiedzieli, że to przecież Olgierd z serialu „Czterej pancerni i pies”. Następnie przyjrzałam się jego biografii i filmografii. Dowiedziałam się, że urodził się i pierwsze lata życia spędził w Poznaniu. Swoje pierwsze kroki na scenie stawiał w Teatrze Ateneum, w którym spędził blisko trzydzieści lat. Później, aż do śmierci, w 1991 roku, związany był z Teatrem Nowym w Warszawie. Poza pracą w teatrze występował także w wielu różnych filmach. Początki jego kariery nie były łatwe, ale wierzył, że dzięki ciężkiej pracy i talentowi
Partner Fundacji:
zostanie w końcu doceniony. I to wkrótce nastąpiło. Przyszły wielkie role teatralne i filmowe. Zafascynowała mnie jego ambicja, dążenie do coraz to doskonalszych kreacji. Od razu zauważyłam, że nie został aktorem ot tak czy przez przypadek ani z braku lepszego pomysłu na życie. Miał ogromne predyspozycje do zostania jednym z najlepszych polskich artystów. Został uhonorowany wieloma nagrodami. Otrzymał między innymi „Złoty Ekran” za osiągnięcie artystyczne ze szczególnym uwzględnieniem ról w serialu „Kariera Nikodema Dyzmy” i w spektaklu „Proces”.
genialnej interpretacji Wilhelmiego to postać „tyleż żałosna, co groźna”. Takie postacie mają charakter ponadczasowy. Można je spotkać również współcześnie. Inną taką postacią, w którą wcielił się Roman Wilhelmi jest Anioł z serialu „Alternatywy 4”. Po raz kolejny wykazał się wspaniałą intuicją aktorską. Mało kto wie, że choć Wilhelmi zasłynął przede wszystkim z grania ról twardych facetów, osób niezrównoważonych, miał również piękny głos i w wielu filmach go prezentował.
Aktor powiedział kiedyś: ,,W tym zawodzie chodzi o to, ażeby nie tworzyć jednolitych, prostolinijnych sylwetek. Aktor grając postaci jednoznaczne przestaje interesować widownię. (…) dramat leży tak blisko komedii, że wystarczy Do serialu ,,Kariera Nikodema Dy- dać jeden krok, ale też trzeba być zmy” nie podchodziłam z dużym w miarę elastycznym, ażeby się nie entuzjazmem. Ale już po pierw- poślizgnąć.” szym odcinku zmieniłam nastawienie. Obejrzałam go z zainte- Postacie, które grał Wilhelmi, poresowaniem do końca. Dyzma w znawałam ,,od nowa” - w pełnej
krasie. Były pozbawione kiczowatości; przeciwnie, zyskiwały nową osobowość. „Homo locum ornat, non locus hominem” - Człowiek zdobi miejsce, nie miejsce człowieka. Każdy teatr w którym grał i miejsce, gdzie wyświetlano jego filmy, upiększał swoim talentem aktorskim i niezwykłą osobowością. Aby upamiętnić postać wielkiego Aktora, w Poznaniu, rodzinnym mieście Artysty, 3 listopada 2012 roku odsłonięto obelisk. Powstał on zinicjatywy Fundacji sceny na piętrze Tespis. Wcześniej pojawiło się „więcej śladów”, m.in. ufundowano tablicę epitafium i nazwano jego imieniem skwer w Poznaniu. Jak wspomina brat Aktora, Adam największą zaletą było, to że bardzo kochał życie, a wadą jego wielka pracowitość.
Anna Bielecka Klasa Ib gimnazium Zespół Szkół nr 2 w Świętej Promotor: Ewa Chodera
AUTOSTRADA WIELKOPOLSKA II SA
16
Goniec sceny na piętrze
Rozmowa z Małgorzatą Kempą, dyrektorem
Pociąga mnie różn muzykiem. Ale przecież ja tą instytucją mam zarządzać, natomiast głos oddać artystom wykonawcom, twórcom, producentom. To jest dyskusja, jaka toczy się np. na temat tego, czy lekarz powinien być dyrektorem szpitala. Chciałabym też zredefiniować jaką Estrada ma świadczyć usługę na rzecz mieszkańców Poznania i regionu. Jest to też ciekawe, bo mamy wiele działań, natomiast sporo osób nie wie, że za tymi działaniami stoi ta instytucja. Mamy festiwale, mamy kino. To jest oczywiście pytanie, czy naszą rolą jest promowanie marki Estrady, czy raczej poszczególnych wydarzeń i stanie jako marka z boku. Sporo wyzwań przed Panią. - Bardzo ciekawym wyzwaniem dla mnie będzie przygotowanie za trzy lata 65. rocznicy powstania Estrady. Już nawet zaczęłam zbierać pamiątki. Chciałabym przypomnieć historię in-
Fot. Urząd Miasta Poznania
Jak minęły Pani pierwsze dni na stanowisku dyrektora Estrady Poznańskiej? - Były pracowite. Bardzo pochłaniąjące energię, którą potem muszę ładować w domu wieczorem. Były też bardzo ciekawe i inspirujące. Spodziewała się Pani tego, co zastała na miejscu? - Tak. Spodziewałam się, że zetknę się z zagadnieniami, które wymagają świeżego spojrzenia, może troszkę uporządkowania, ale na pewno dobrą rzeczą w tym wszystkim jest zespół, który tu pracuje, bo to dodaje energii. Jest we mnie wiara, że razem stworzymy coś nowego i ciekawego. Ma Pani bardzo różnorodny zespół. - I o to chodzi. Jest tak różnorodny, jak sama instytucja. Już nie raz wspominałam, że jesteśmy bardzo
ciekawą instytucją i to mnie skłoniło do startowania w tym konkursie. Ten wachlarz aktywności, działalności, który mamy, powoduje, że nie sposób wpaść w rutynę. Pani w życiu u siebie też nie lubi rutyny patrząc na Pani życiorys. Od organizacji Szymon Majewski Show, poprzez realizację projektu „Budzik kulturalny“ do bycia urzędnikiem. I jeszcze dziennikarstwo, marketing, prawo.... - To prawda. Niektórzy mogą stawiać zarzut, że jestem osobą, która nie może zagrzać miejsca i skacze. Jest nawet takie określenie zawodowe: jumper. Ale tak naprawdę szukałam swojej drogi. Tylko w moim przypadku nie było to żadne rozpaczliwe szukanie. Każda moja praca była nowym doświadczeniem. Dzięki temu teraz mogę powiedzieć, że oglądając materiały promocyjne znam się na druku,
wiem, z czym to się je, co to są fonty, rozumiem żargon grafików. Z drugiej strony widzę dobrze zredagowane teksty, rozumiem, co to znaczy produkować program gdzie nagranie trwa trzy dni, a na ekranie widzimy 15 minut. Wreszcie będąc prawniczką i pracując w urzędzie potrafię poruszać się w gąszczu przepisów i nawet jeżeli nie wiem dokładnie czego, to wiem, gdzie tego szukać. Te Pani zawodowe doświadczenia ładnie wpisują się w to wszystko, co robi Estrada Poznańska. - Chciałabym w to wierzyć i czuć, że Estrada to ja. Estrada też jest kobietą. Do tej pory rządzili nią panowie, choć panie zastępczynie, bo znam historię Estrady, zawsze miały duży wpływ. Jeżeli chodzi o wpasowanie się w te działy to rzeczywiście myślę, że tak. Choć może być też zarzut, że nie jestem teatrologiem,
Partner Fundacji:
GREEN PARKING Polska
Goniec sceny na piętrze
17
Estrady Poznańskiej
norodność stytucji. Przypomnieć poznaniakom, że to nie tylko te ostatnie kilka czy kilkanaście lat, ale naprawdę kawał historii. Dodatkowym atutem jest to, że powstała ona 31 grudnia. To jest świetny powód do organizacji imprezy sylwestrowej. Bardzo chciałabym wykorzystać także to, że są ludzie, którzy jeszcze pamiętają te specyficzne złote czasy, kiedy ta instytucja miała monopol na rynku rozrywkowym. Chciałabym skorzystać z nowych narzędzi i zarchiwizować i zdigitalizować niektóre materiały, żeby nam nie uciekły. Marzy mi się przygotowanie ciekawego archiwum cyfrowego. To jest taka praca na później, bo w tej chwili próbuję opanować te główne nurty i przede wszystkim poznać zespół. Poznać potencjał ludzi, którzy tutaj pracują, żeby go jak najlepiej wykorzystać.
Nie mogę nie zapytać o najbliższe plany artystyczne i włączenie w program działalności Estrady też sztuki designu. - To jest sztuka, której zaczęłam się bardziej przyglądać, kiedy zajęłam się pisaniem o wzornictwie. Nie jest to rzecz dotycząca pięknych przedmiotów, ale funkcjonalnych: przestrzeni, opakowań, mebli miejskich. To jest też projektowanie dla poszczególnych grup społecznych np. dla niepełnosprawnych czy dla dzieci. Biorąc pod uwagę te przestrzenie, którymi zarządzamy myślę o tym, żeby ten design wpleść i wszystkie renowacje, które będziemy robić, przygotowywać także z myślą o osobach z różnymi dysfunkcjami. Marzy mi się zmodernizowanie całej kamienicy, dziedzińca, sceny i zrobienie dostępu dla osób z niepełnosprawnością. Chciałabym, żeby to był jednolity projekt ze zrobie-
niem czegoś na kształt podwórka. Jest też galeria i chciałabym tam też pokazać trochę designu, bo przecież mamy spore tradycje, jeżeli chodzi o miasto i o region. Mamy na miejscu znakomitych designerów i świetne uczelnie. Jest w tym zakresie pole do działania. Estrada w ostatnich latach przyjęła rolę scalającą poznańską kulturę. Organizuje sporo imprez zapraszając do współpracy różne instytucje. - Mamy teraz Poznań Baroque. Będziemy w Teatrze Muzycznym, w Centrum Kultury Zamek w Sali Wielkiej. Współpracujemy też z organizacjami pozarządowymi. Niekoniecznie chodzi o promowanie nas, a o kooperację, współpracę i udostępnianie przestrzeni na ciekawe wydarzenia, jak choćby Qulturalny Stary Rynek. W Poznaniu czasem brakuje takiej bliskiej bardzo współpracy pomiędzy instytucjami, żeby np. nie nakładały się na siebie daty ważnych wydarzeń, koncertów, premier. Wierzę, że można współpracować by efektem był wyedukowany widz. Widz, który potrafi być krytyczny, wyjść z domu i bywać. To jest też kwestia prawna – porozumiewania
się instytucji, dzielenia się budżetami, współpracy nie tylko placówek jednego samorządu, ale też np. marszałkowskimi. Odbiorcy nie obchodzi pod kogo podlega dana instytucja. On chce mieć dobrą ofertę. Byłoby świetnie, jakby ta współpraca mogła się usprawnić. Czy będziemy się w tym roku bawić na miejskim sylwestrze? - Tak. Sylwester należy do naszych zadań. Przygotowujemy zabawę na Placu Wolności, bo idea jest taka, żeby Stary Rynek wyciszać. Założyłam sobie, jako dyrektor, obecność przy wszystkich imprezach przez nas organizowanych przez cały rok. I zobaczenie ich od strony zarządzającego i wydawania pieniędzy. Projektujemy teraz plany na przyszły rok. I tak jak nie jestem zwolenniczką nadmiernej festiwalizacji życia kulturalnego, to chciałabym utrzymać te festiwale, które mamy. Ewentualnie może odrobinę zmieniając formułę, wzmocnieniu promocyjnym, które może polegać np. na łączeniu różnych działań. Teraz do nas dołączył maraton między kinowy „Nic tu się nie dzieje“ i z tego też się bardzo cieszę. Absolutnie nie jestem osobą, która zabija marki i dlatego to jest kwestia patrzenia na to, co mamy i na frekwencję. Musimy dbać o odbiorcę, bo taka też jest nasza rola. Rozmawiała: Elżbieta Podolska
Partner Fundacji:
GREEN PARKING Polska
18
Goniec sceny na piętrze
Partnerzy i partnerki w filmach Wilhelmiego Roman Wilhelmi zostawił po sobie w polskiej kinematografii wiele genialnych ról. Najczęściej grał główne postacie, bo jak sam często mówił, tylko to dawało możliwość rozwoju aktorowi W pierwszej swojej głównej roli w filmie Jana Łomnickiego pt. „Wiano“ z 1963 roku musiał dokonać wyboru między Kulawą Bronką, która posiadała morgi i młodą aktywistką spółdzielczości. Oczywiście wybrał pierwszą z nich. W tej roli debiutowała na dużym ekranie Zofia Kucówna, a jaj konkurentką była zjawiskowa Marta Lipińska. Film powstał na podstawie noweli Marii Szuleckiej i była to współczesna tragedia miłosna. Na nic były zaloty w roli Olgierda w „Czterech pancernych i psie“. W drugim odcinku serialu był o krok od zakochania się w nauczycielce, z którą znalazł wspólne wątki rodzinne. Główne role kobiece zagrały w tym filmie Lidka (Małgorzata Niemirska) i Marusia (Pola Raksa). Podobno były przymiarki do zmartwychwstania Olgierda, ale Roman Wilhelmi się na to nie zgodził. Wierzył w swój instynkt, a ten mu podpowiedział, że nie będzie to dobre. I odmówił produkcji. W „Mężu pod łóżkiem“ Stanisława Różewicza z 1967 roku, który swoją premierę miał dopiero trzy lata później w 1970 roku, ukrywał się przed
zazdrosnym mężem – Bronisławem Pawlikiem. Warto nadmienić, że „niewierną“ żonę zagrała Irena Szczurowska, pierwsza żona Leszka Teleszyńskiego. Janusz Majewski w swoim sensacyjnym filmie „Sprawa Gorgonowej“ (1977) obsadził Wilhelmiego w roli inżyniera Zaręby, który obarcza Ritę Gorgonową winą za zamordowanie jego córki. Wspaniałą rolę, którą wspomina się do dzisiaj, zagrała Ewa Dałkowska. Starskiego w „Lalce“ zagrał w serialu Ryszarda Ber. Jednym z wątków jest scena zdrady. Panna Izabela Łęcka (Małgorzata Braunek), Kazimierz Starski i Stanisław Wokulski (Wiesław Kamas) rozgrywają znakomicie swoje role. To popis gry aktorskiej całej trójki. „Mniejsze niebo“ (1980) trochę zapomniany film Janusza Morgensterna to poszukiwanie swojego miejsca we współczesnym świecie. Aktorowi partnerowali znany reżyser Janusz Zaorski i Beata Tyszkiewicz. W „Ćmie“ (1980) Roman Wilhelmi jest redaktorem nocnego programu radiowego, w którym wysłuchuje
problemów ludzi i stara się im pomagać. Szczególnie tym samotnym. Problemy prywatne i zawodowe stopniowo prowadzą go do rozstroju nerwowego. Aktorowi partnerowały Anna Seniuk i Iwona Bielska. O „Karierze Nikodema Dyzmy“ (1980) można mówić tylko i wyłącznie dobrze – takie jest moje zdanie. Fantastyczne kostiumy, scenografia. Role w tym filmie dla wielu aktorów były przepustką do sławy i wielkiej kariery. Postaci Dyzmy i Niny już zawsze będą kojarzone z Romanem Wilhelmim i Grażyną Barszczewską. To właśnie z nią najczęściej pracował na planie filmowym i w teatrze. Izabella Dziarska partnerowała Wilhelmiemu w filmie „Zapach psiej sierści“ Jana Batorego z 1981 roku. To była pierwsza i ostatnia jej główna rola filmowa. Po wielu latach wróciła na ekran w filmie „Chopin. Pragnienie miłości“. Jej córka Sara Mueldner przez długi czas grała w serialu „Na dobre i na złe“. Kino Szulkina bardzo fascynowało Wilhelmiego. Stąd przyjął zaproszenie do udział w „Wojnie światów“ (1981). Do dzisiaj pamiętamy wspaniałą ścieżkę muzyczną w wykonaniu Józefa Skrzeka. W tym osobliwym świecie razem z Wilhelmim byli także: Krystyna Janda, Marek Walczewski i Mariusz Dmochowski.
Kiedy ekranizowano „Pałubę“ Karola Irzykowskiego początkowo tylko reżyser M. Nowicki widział w głównej roli Piotra Strumińskiego - Romana Wilhelmiego. Odważną partnerką (bowiem w filmie, jak na tamte czasy, były bardzo roznegliżowane sceny) została Marzena Trybała. Film „Widziadło“. Bo pod takim tytułem wszedł do kin, w połowie lat 80. stał się początkiem nowego nurtu w polskiej kinematografii. Żeby nikogo nie gorszyć, film miał wyraźny dopisek „Tylko dla dorosłych“. Nie można zapomnieć kultowego serialu „Alternatywy 4“. Tutaj najważniejszą partnerką Wilhelmiego została Miećka Aniołowa, czyli Bożena Dykiel. To role, które się nie starzeją i nadal śmieszą widzów. Starałem się przypomnieć te największe role Romana Wilhelmiego i tych, którzy wówczas mu partnerowali. To często były niezapomniane kreacje aktorskie. Trzeba podkreślić, że Wilhelmi tworzył także perełki, grając w rolach drugoplanowych jak choćby: Fornalskiego w „Zaklętych rewirach“, Pochronia w „Dziejach grzechu“, Bolcia w „Arii dla atlety“, czy Inżyniera Świdryckiego w „Odwecie“. Roman Wilhelmi był po prostu stworzony do tego, by nie tylko być sławnym i uznanym aktorem, ale zostać na lata w pamięci widzów. Andrzej Tomczak, filmoznawca
Partner Fundacji:
ABC Kuchni Sp. z o.o.
Goniec sceny na piętrze
19
Parę słów o Romanie... Roman był aktorem naprawdę z krwi i kości. To oczywiście mocno dzisiaj nadużywane sformułowanie, ale w Jego wypadku prawdziwe. Reprezentował ten sam typ aktorstwa, co Łomnicki, Gajos, czy Trela, każda postać musiała być w jego wydaniu skrajnie wyrazista i najlepiej odległa od siebie tak, jak to tylko możliwe. Miał niebywały warsztat, pozwalający Mu na równie udane budowanie galerii podejrzanych typków, ludzi z marginesu, co arystokratów i księży, postaci wzniosłych i plugawych. Poruszał się swobodnie w dramacie, komedii, farsie, zawsze jednak przekonujący. Widziałem go nawet śpiewającego piosenki warszawskich podwórek i Cohena! Miał w sobie aktorskie mięcho, tak lubiane zarówno przez rasowych koneserów sztuki, jak i tych, którzy edukację kulturalną skończyli na akademiach w czwartej klasie podstawówki. Z całą pewnością dla dwóch pokoleń Polaków był jednym z najlepszych i najbardziej przekonujących aktorów, jakich kiedykolwiek widzieli. Bez wątpienia najwyżej cenił sobie w teatrze i w filmie prawdę swoich postaci, jej podporządkowywał wszystko. Roman w swym prywatnym życiu nie miał zbyt wiele wspólnego z podręcznikowym przykładem przestrzegania cnót harcerza i człowieka bez skazy. Poddawanie swojej psychiki i ciała codziennej próbie temu stanowczo nie służy. Za wszystko się płaci, a za wielkość w sztuce wyjątkowo dużo. Łomnicki, Cybulski, De Niro, Al Pacino, czy Brando, mogliby wiele o tym powiedzieć. A jednak również dzięki temu tacy jak oni i jak Roman Wilhelmi, mają szansę zostania z nami na bardzo długo. Los nie dał mu się zestarzeć, zapamiętamy go młodego, co najwyżej dojrzałego. Jeszcze raz potwierdziło się, że wybrańcy bogów żyją krótko. W jego wypadku stanowczo za krótko. Andrzej Lajborek Przewodniczący Oddziału Poznańskiego ZASP
Partner Fundacji:
AUTO-CENTRUM SA
20
Goniec sceny na piętrze
Peregrynacje z Romanem Był rok 1974. Byłem słuchaczem Policealnego Studium Geodezyjnego w Poznaniu przy ulicy Szamotulskiej. Pod koniec drugiego roku wziąłem urlop dziekański. Co robić? Do domu rodzinnego w Kcyni nie chciałem wracać. Przecież przyjechałem do dużego miasta Poznania. Współpracowałem wtedy z Estradą Poznańską. Roznosiłem po sklepach plakaty kabaretu TEY. Poszedłem do Estrady dzieląc się moim problemem. Zaproponowano mi pracę w Estradzie Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze. Pojechałem. Otrzymałem pracę w charakterze organizatora i realizatora imprez artystycznych. Miałem wtedy 21 lat. Praca z artystami: Ryszardą Hanin, Romanem Kłosowskim, Tadeuszem Woźniakiem, Krzyszofem Krawczykiem, Ewą Demarczyk, była dla mnie wezwaniem i radością. Po kilku miesiącach zostałem kierownikiem objazdowego teatru, którego dyrektorem był Andrzej Kondriatiuk. Pan Andrzej napisał sztukę „Kogel-mogel” i wyreżeserował. Grali Iga Cembrzyńska, Ewa Szykulska, Emilia Krakowska i... Roman Wilhelmi. Pierwsze spotkanie z „pancernym” było dla mnie szokiem. Zaimponował mi szczerym uśmiechem, kolorowymi spodniami w kratkę i śmiesznym kapelusikiem. Klepnął mnie w plecy i powiedział: - Romek jestem. Przejechaliśmy ze spektaklem kilkanaście miast w Polsce. Moja rola oprócz organizacji spektakli polegała również na pracy inspicjenta, rekwizytora, suflera i garderobianego.
Była to wspaniała lekcja poznania trudnej, acz pięknej sztuki Melpomeny. Podczas podróży często z Romkiem rozmawiałem na rożne tematy. Miał w sobie radość życia i poczucie humoru. Po roku wróciłem do szkoły geodezyjnej, którą ukończyłem. Miałem problem ze znalezieniem stancji w Poznaniu. Romek polecił mi swoja mamę panią Stefanię i brata Eugeniusza, również nomen omem geodetę. Bardzo mi rodzina Romka pomogła.
Fot. 5
Dzięki Romkowi poznałem Jego żonę Marice Kollar i ich syna Rałała. W trakcie studiów na UAM – kulturoznawstwo, podjąłem dalszą współpracę z Romkiem. Organizowałem spektakl „Słówka” wg Tadeusza Boya Żeleńskiego z nim i Grażyną Barszczewską. Pamiętam jak Romek w samochodzie podczas teatralnych peregrynacji uczył się, mając na uszach walkmana z nagraniem w językach obcych. Miał propozycje grania w filmie francuskim. Jak napisał Marcin Rychcik w swojej książce Roman Wilhelmi „I tak będę wielki”.
Fot. 4
Nr 1 - Nagrobek Romka. Metaloplastyka opasana bluszczem Nr 2 - Patrz nr 1 Nr 3 - Od lewej Jan Janusz Tycner z Maricą Kollar - Wilhelmi Nr 4 - Przy pomniku R. Wilhelmiego Od lewej: Romuald Grząślewicz , Grażyna Barszczewska, Jan Janusz Tycner Nr 5 - Od lewej : Syn Eugeniusza Wilhelmiego, Jan Janusz Tycner, Marica Kollar- Wilhelmi, Rafał Wilhelmi - syn Maricy i Romana Nr 6 i 7/ dedykacja/ Roman Wilhelmi - spektakl „ Słówka’’ wg Tadeusza Boya Żeleńskiego Nr 8 - Iga Cembrzyńska i Roman Wilhelmi Fot. 1
Fot. 2
Partner Fundacji:
BREWITER P. P-H.U.
Goniec sceny na piętrze
21
Powiem, Romku kochany – JESTEŚ WIELKI! Często oceniamy artystów przez pryzmat ich dorobku filmowego. To błąd. Po śmierci Andrzeja Wajdy media głównie mówiły i pisały o jego realizacjach filmowych. A, dorobek teatralny? Ten temat dotyczy również Romana Wilhelmiego. Jak powiedział Tymon Terlecki: „Teatr jest sztuką czasowo-przestrzenną przebiegającą w czasie, jak muzyka, rozwijającą się w przestrzeni, jak rzeźba i architektura, a przecież najbardziej przelotną, niepochwytną ze wszystkich. Dzieło teatru jest jednorazowe, niepowtarzalne, niejako najbardziej ofiarne ze wszystkiego, co człowiek tworzy”. Dzięki zaproszeniom od Romka miałem przyjemność zobaczyć spektakle teatralne z jego udziałem. Były to: „Kuchnia” A. Weskera, „Wyspa” A. Fugarda, „Dwoje na huśtawce” W. Gibsona oraz „Tragiczne dzieje Doktora Fausta” W. Szekspira. Wśród wielu filmów z jego udziałem najbardziej utkwiły mi w pamięci „Wiano” i „Ćma”. Z realizacji telewizyjnego teatru „Lęki poranne” St. Grochowiaka i „Proces” F. Kawki. Polecam również audiobook „Moskwa – Pietuszki’’ W. Jerofiejewa. Może ktoś kiedyś pomyśli o wyda-
Fot. 8
jesiennej zadumie i refleksji dedykuję wiersz Julii Hartwig : „dziękuję ci za ciernisty dar samotności. i choć samotność miała być jak pustynia to jednak wyrósł na niej krzew od korzeni aż po wierzchołki gałęzi nocą i za dnia krzew gra na wietrze i wszystko jest PRZYPOMNIENIE”
Fot. 3
Jan Janusz Tycner Poznań, 23 października 2016r.
niu jego dorobku artystycznego na płytach...? Dzisiaj IX Dni Romana Wilhelmiego. To wielka zasługa miłośnika sztuki Melpomeny Romualda Grząślewicza i jego współpracowników. Czytelnikom Jednodniówki pamięci Romana Wilhelmiego ku Fot. 6
Partner Fundacji:
DRUKARNIA SERIKON
Fot. 7
22
Goniec sceny na piętrze
Charakterystyczne miejsca na mapie miasta Skwer im. Romana Wilhelmiego z pomnikiem mistrza to miejsce, które odwiedzane jest często przez wycieczki przyjeżdżające do Poznania, ale nie tylko. Tutaj także umawiają się młodzi ludzie na spotkania i randki. Stąd wyruszają na podbój Starego Rynku, ale też przychodzą, bo podobno poklepanie pomnika gwarantuje lepsze noty na egzaminach do szkół artystycznych. Nikt tego naukowo nie potwierdził, ale kto wie, nie warto niczego zaniedbywać.
To także jedno z tych miejsc w których robi się zdjęcia z Poznania, bo przecież obok znajdują się pozostałości murów miejskich. Dziś oglądać można już tylko niewielkie relikty dawnych obwarowań. Jedynym okazalszym elementem star-
szego, wewnętrznego pierścienia murów jest przebudowana prostokątna baszta przy dawnym klasztorze Dominikanek (na zapleczu ul. Masztalarskiej). Niedaleko baszty, przy skrzyżowaniu ulic Masztalarskiej i 23 Lutego, wznosi się baszta
narożna, pozostałość zewnętrznej linii obwarowań, odkryta w 1947 r. wśród ruin zniszczonej kamienicy. Nie ma się więc co dziwić, że zaglądają tutaj nie tylko miłośnicy filmu, ale też i historii. Fani teatru znajdują tutaj też ślady wielu wybitnych postaci, które przyjeżdżają od lat do Sceny na Piętrze. Pomnik Romana Wilhelmiego, jak na obelisk artysty przystało lubi się przebierać. Latem tonie w zielonych krzewach. Czasem nawet trudno go dostrzec. Zimą można go zobaczyć w śnieżnej czapie i pelerynie. Czasem też służy domorosłym artystom, którzy usiłują go zmienić. Wokół pomnika ludzie gromadzą się nie tylko w czerwcu w rocznicę urodzin i w listopadzie w rocznicę śmierci. To jedno z tych miejsc, które żyje na co dzień, bo przecież każdy w każdym wieku pamięta go z jakiejś roli. Na początku października za-
częła rodzić się nowa tradycja. Już wcześniej aktorzy przyjeżdżający do Sceny na Piętrze zaglądali na skwer i przystawali przy pomniku. Agnieszka Sitek, Tomasz Mędrzak, Tomasz Dedek i Krzysztof Kiersznowski, którzy przyjechali do Sceny na Piętrze ze spektaklem „Na pełnym morzu“ Sławomira Mrożka sami zaproponowali, że otrzymane kwiaty zaniosą i złożą pod pomnikiem mistrza Romana Wilhelmiego. Aktorzy byli w Poznaniu aż trzy dni i zdobyli sobie wielkie uznanie publiczności Sceny na Piętrze. Spotkania po spektaklu przeciągały się i dyskusjom nie było końca. - Sami wystąpili z taką inicjatywą, żeby wspólnie wybrać się pod pomnik - mówi Romuald Grząślewicz, prezes Fundacji sceny na piętrze Tespis. – Złożyli kwiaty, chwilę powspominaliśmy. Pamięć o ludziach, którzy odeszli jest bardzo ważna. Fot. Krzysztof Styszyński.
Partner Fundacji:
HOTEL RZYMSKI w Poznaniu
Goniec sceny na piętrze
23
Czy w Poznaniu będzie ulica aktora? Czy pochodzący z Poznania, jeden z największych aktorów polskich, słynny Roman Wilhelmi, kreator wielu wielkich i cenionych ról teatralnych i filmowych, jak chociażby Nikodema Dyzmy w serialu „Kariera Nikodema Dyzmy”, Olgierda Jarosza w serialu „Czterej Pancerni i pies”, czy wreszcie Stanisława Anioła w serialu „Alternatywy 4” powinien mieć swoją ulicę w naszym mieście? Jasne, że tak. Wiemy, że chcą tego mieszkańcy Poznania, a także władze miasta, które pozytywnie odpowiedziały na mój wniosek z taką prośbą, skierowany do Przewodniczącego Rady Miasta Grzegorza Ganowicza w dniu 27 stycznia 2010r.
niu tablice jemu poświęcone (ul. Masztalarska 8, ul.Sikorskiego), ma skwer swego imienia w centrum miasta oraz starannie wypracowaną przez Fundację Tespis z jej Prezesem i Szefem Sceny na piętrze Romualdem Grząślewiczem, tradycję corocznie uroczyście obchodzonych Jak czytamy w odpowiedzi z Ko- Dni Romana Wilhelmiego. misji Opiniodawczej d/s Nazewnictwa Ulic w Poznaniu. Wniosek Literacki portret aktora udało się był rozpatrywany 24 lutego 2010r. opracować Marcinowi Rychcikowi, i uzyskał pozytywną opinię Komisji muzykowi i aktorowi związanemu z i został wpisany na listę propozy- Warszawskim Teatrem Rampa. cji nazewniczych, których nadanie W 2004 r. napisał książkę nazwaną możliwe będzie po powstaniu w Po- słowami, które R. Wilhelmi często znaniu nowych ulic, w rejonach, dla powtarzał „I tak będę wielki”. których sporządzone i uchwalone Ukoronowaniem tych wszystkich zostaną miejscowe plany zagospo- działań byłaby ulica dla Romana w darowania przestrzennego oraz na- Poznaniu, dlatego w dniu 12 paźstąpi realizacja ich ustaleń. dziernika 2015r., wysłałam drugi list do Urzędu Miasta - Dział NaRoman Wilhelmi to geniusz i feno- zewnictwa Ulic, z prośbą o nazwamen aktorskiego kunsztu, miłośnik prawdziwej sztuki i Marlona Brando, artysta perfekcjonista, który zawsze dążył do doskonałości i do każdej roli wkładał maksimum siebie. Jego wybijająca się osobowość oraz, poczucie własnej wartości i pewność siebie, jak przystało na prawdziwą gwiazdę, wrodzona inteligencja, wdzięk, styl, takt i charyzma powodowały, że każdy spektakl czy film z jego udziałem był wydarzeniem i tym na czym jemu najbardziej zależało, swoistym świętem dla widzów, dlatego jego role tak bardzo utkwiły nam w pamięci.
nie ulicy imieniem R. Wilhelmiego a przy okazji również imieniem innych wybitnych postaci jak Arkady Fiedler, dr Wanda Błeńska i piosenkarz 1000-lecia Czesław Niemen. Byłoby prestiżem i nową atrakcją miasta ustanowienie nowej dzielnicy artystów, wielkie reprezentacyjne ulice nazwane imionami osób związanych z kulturą i sztuką (np. na Wolnych Torach), kina, teatry, uliczne sceny, na których mogłyby dziać się różne ciekawe rzeczy np. próby kabaretu, chóru czy baletu
Jak pokazują sondaże. Poznaniacy chcieliby mieć w Poznaniu, ulicę Romana Wilhelmiego, gospodarza Anioła, który tak jak w serialu „Alternatywy 4” krzywdy nie dałby zrobić nikomu i zawsze pomógłby o każdej porze. Dzięki staraniom wielbicieli aktora, Roman Wilhelmi ma już w Pozna-
Partner Fundacji:
INEA SA
jak to było w znanym serialu, a także festiwale i konkursy aktorskie lub piosenkarskie imienia tych wielkich i zasłużonych postaci. Nie ma jeszcze konkretnej decyzji dotyczącej ulicy Romana Wilhelmiego, sprawa jest przedmiotem obrad, na decyzję musimy poczekać. Hanna Wawrzynkiewicz ekonomistka, redaktorka, miłośniczka muzyki, teatru i filmu, aktywistka społeczna i wolontariusz
24
Goniec sceny na piętrze
Pamiętamy i wspominamy Kalendarium wydarzeń Cała akcja rozpoczęła się od spotkań w 2008 roku Rafała Pogrzebnego i Romualda Grząślewicza. - Był to szereg wizyt, w których trakcie Romuald Grząślewicz wysłuchiwał moich kolejnych, coraz bardziej śmiałych projektów dotyczących sposobów upamiętnienia Romana Wilhelmiego – mówił Rafał Pogrzebny. - Aktora, który w Poznaniu się urodził i rzadko, ale czasem grał. Mój pomysł był taki, żeby umieścić tablicę pamiątkową na kamienicy przy Roosevelta, gdzie przez pewien czas rodzina Wilhelmich mieszkała. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale tu pojawił się pomysł albo Pana Prezesa, albo Piotra Żurowskiego (a może obu panów razem), by umieścić tablicę nie w miejscu zamieszkania, ale w miejscu pracy. Fundacja sceny na piętrze Tespis kultywuje postać Romana Wilhelmiego – aktora i reżysera urodzonego w Poznaniu, który grał w tym teatrze, tutaj również odbyła się jego ostatnia przed śmiercią premiera teatralna. - Po „kocham” drugim najważniejszym słowem jest „pamięć” - mówiła Grażyna Barszczewska, przypominając słowa ze sztuki, w której przed laty występowała wraz z Romanem Wilhelmim na deskach poznańskiej Sceny na Piętrze. - Poznaniakom udało się zachować pamięć o Romanie i to jest wspaniałe - dodała. 3 listopada 2008 roku w siedemnastą rocznicę śmierci, bardzo uroczyście, w obecności zastępcy prezydenta Poznania Macieja Frankiewicza, starosty poznańskiego Jana Grabkowskiego, członków rodziny, przyjaciół i wielbicieli, została odsłonięta tablica poświęcona Romanowi Wilhelmiemu (ur. 6 czerwca 1936 r. w Poznaniu, zm. - 3 listopada 1991 w Warszawie), wybitnemu aktorowi, który urodził się i wychowywał w Poznaniu. - Jestem bardzo szczęśliwy, że udało mi się dożyć tej chwili - powiedział Adam Wilhelmi, brat Romana. - To cudowne uczucie, że ludzie jednak cały czas pamiętają.
mana Wilhelmiego. – Często sporo kłopotów przysparzała mi charakteryzacja Wilhelmiego. Trzeba było dopiero odkrywać jego prawdziwą twarz. - Jego oryginalny talent, moim skromnym zdaniem, został zaledwie częściowo ukazany w filmach. Na szczęście istniał teatr, jednak bez możliwości utrwalenia kreacji – mówiła Joanna Rawik. - Z upływem lat wysuwa się na godne miejsce nadzwyczajna w artystycznym wymiarze rola Nikodema Dyzmy, którą czas pozwala docenić należycie. Wilhelmi rozsadził tutaj wszystkie ramy, prezentując bogatą postać na pograniczu farsy i tragedii, godną starożytnej sztuki teatru Grecji. - Wieki temu miałem przyjemność oglądania na deskach Sceny na Piętrze Romana Wilhelmiego w sztuce „Dwoje na huśtawce“ Gibsona. I choć było to przeszło dwadzieścia lat temu pamiętam wrażenie, jakie zrobił na mnie duet Wilhelmi-Barszczewska – mówił Jan Grabkowski, starosta poznański.
- Do niedawna mówiliśmy w stolicy Wielkopolski, że Roman Wilhelmi był wielkim aktorem, a teraz twierdzimy, że Roman Wilhelmi był wielkim poznańskim aktorem. I to jest wspaniałe - stwierdził Rafał Pogrzebny, pomysłodawca przywrócenia pamięci o Romanie Wilhelmim, jako poznaniaku. - Trudno opowiadać o przyjacielu, a Romek był moim przyjacielem. Pracowaliśmy przy jednym filmie, ale spotykaliśmy się wielokrotnie. Teraz brakuje w filmie takiej jego ekspansywności aktorskiej. Nie ma takiego aktora, który potrafiłby grać tak szeroko. Rzadko spotyka się też artystę, który miałby w sobie tak szerokie spektrum prawdy – powiedział reżyser Filip Bajon. - Największe emocje przysporzyła mi praca nad samą twarzą. Przejrzałem dziesiątki zdjęć niemal ze wszystkich ról i w każdym wieku – zdradzał Roman Kosmala, poznański rzeźbiarz, autor pomnika Ro- Fot. M. Kamiński
Od 2008 każdego roku od 6 czerwca (data urodzin) do 3 listopada (data śmierci) organizowane są w Poznaniu Dni Romana Wilhelmiego, 3 listopada 2008 na frontonie Sceny na Piętrze odbyło się uroczyste odsłonięcie tablicy pamiątkowej jemu poświęconej. Autorką tablicy jest Maria Kania, znana poznańska artystka scenograf, grafik. 6 czerwca 2011 Roman Wilhelmi został patronem skweru przed Sceną na Piętrze, 17 września 2012 roku wmurowano akt erekcyjny pod budowę pomnika Romana Wilhelmiego 3 listopada 2012 w 21 rocznicę śmierci na skwerze odsłonięto pomnik aktora projektu poznańskiego rzeźbiarza Romana Kosmali. 1 grudnia 2012 na ścianie kamienicy przy zbiegu ulic Przemysłowej i Sikorskiego, obok Rynku Wildeckiego odsłonięta została tablica poświęcona Romanowi Wilhelmiemu.
Partner Fundacji:
POLYCHEM SYSTEMS Sp. z o.o.
Goniec sceny na piętrze
25
Kameleon do ostatniej chwili W Scenie na Piętrze w 1991 roku miała miejsce ostatnia premiera teatralna z udziałem Romana Wilhelmiego. Była to rola Sammy’ego w spektaklu Kena Hughes’a „Mały światek Sammy Lee” w reżyserii Zdzisława Wardejna. Już wtedy aktor był najprawdopodobniej chory. Do tej pory niewiele mówiono o próbach przed tą ostatnią premierą, o zmęczeniu i wręcz wyczerpaniu Wilhelmiego, o konieczności wypoczynku. Był jednak jak kameleon stworzony do bycia na scenie. Zmieniał się, kiedy była publiczność, nawet tylko jedna osoba. Romuald Grząślewicz mógł go obserwować w garderobie, kiedy gasły światła i nie było postronnych ludzi.
- Wynikało z pytania, że jest to uprawianie jakieś gangsterki wspomina prezes Grząślewicz. Romek się na to odezwał: Proszę Pani, gdybym chciał chałturzyć to nagrałbym to przedstawienie, przysłał puszkę i czekał na pieniądze. Zostało to zarejestrowane też przez Radio Merkury, ale nigdy nie udało mi się dotrzeć do tego nagrania. Romek musiał się przyjść po tym zdarzeniu i uspokoić. Zaraz potem zaczynała się jeszcze nocna próba. Następnego dnia była jesz- Dostałem propozycję kierowania cze jedna. W sumie byli tutaj przed Sceną na Piętrze – mówi Romuald premierą 4 dni. Grząślewicz. – Pierwszy telefon wykonałem do Zdzisława War- - Pamiętam, że przed spektaklem dejna. Powiedziałem mu dosłow- była atmosfera takiego radosnego nie: Słuchaj Zdzisiek, od kwietnia niepokoju i bałaganu – dodaje Pan obejmuję Scenę na Piętrze. Chciał- Romuald. - Wardejn w ostatniej bym się spotkać w tej sprawie. To chwili przypilnował jeszcze dobreprzyjeżdżaj - usłyszałem. Wziąłem go ustawienia krzeseł na scenie, bo zaliczkę, zanocowałem w hotelu przecieżtobyłbardzoważnyelement. nauczycielskim, bo to było blisko Ruszyło przedstawienie. Zdzisław Teatru Ateneum i przez trzy dni Wardejn, jak wspominał, był z tyłu podpisywałem kontrakty. Pierw- na sali. I w pewnym momencie zaszy z Romkiem Wilhelmim i Zdzi- uważył, że przy tych różnych telefosławem Wardejnem, którzy akurat nach Roman Wilhelmi przeskoczył pracowali nad wersją spektaklu, połowę sztuki. Więc obiegł dookoła który wcześniej zrobili dla telewi- gmach, by dotrzeć za kulisy. I szepzji z wielkim rozmachem, a teraz to tem dawał mu znać: Romek cofaj, ograniczali. cofaj. Szybko się zorientował i potem wszystko potoczyło się już norPodpisaliśmy umo- malnie. wę na pięć przedstawień. - Romuald Grząślewicz wspomi- - Pamiętam, że na przedstawieniu na, że przed premierą odbyła się była mama Wilhelmiego. Nie wiem, konferencja prasowa w Scenie na czy ktoś jeszcze z rodziny – opowiaPiętrze. Była między innymi mło- da Romuald Grząślewicz. - Tylko da dziennikarka, która zadała py- trzy przedstawienia się sprzedały, tanie: Pierwszy raz w Poznaniu w związku z powyższym dwa pobył Pan z Grażyną Barszczewską zostałe, zostały odwołane. Wtedy „Dwoje na huśtawce“, drugi raz z biletami chodzili kolporterzy i to Pan był z Damianem Damięckim oni sprzedawali je np. w zakładach z „Emigrantami“ Mrożka w reży- pracy. Kiedy aktorzy wyjeżdżali zaserii Zalewskiego, trzeci raz Pan brali ze sobą wszystkie rekwizyty i przyjeżdża do Poznania z mono- części scenografii. Nic nie zostało... dramem i są na to potwornie dro- Po przedstawieniu Roman Wilhelgie bilety. Dlaczego tak drogo? mi był bardzo wzruszony, bo dostał
kwiaty od ludzi. Jak mówi prezes Grząślewicz w budżecie nie było jeszcze takich pozycji jak kwiaty, czy wino. Miało być kolejne spotkanie i spektakle 18 listopada... - Nie wiem, czy Romek był już wtedy chory – dodaje prezes Grząślewicz. – Może nie wiedział albo to ukrywał. Widać było, że jest zmęczony, wręcz wycieńczony i musiał odpoczywać. Pamiętam, że odwiedził go Milan Kwiatkowski i zrobił mu dwa zdjęcia z ukrycia, na których widać było to zmęczenie i wyczerpanie. To było jakoś tak, że Milan przyszedł do niego do garderoby. Było małe zamieszanie, bo przyszedł z żoną i chyba zza niej zrobił te zdjęcia. Jeszcze wtedy stała w garderobie wielka kanapa, na której odpoczywał w szlafroku prawie na niej zalegając. Kiedy Milan stwierdził: - Romek robię ci zdjęcie - on natychmiast się wyprostował, twarz nabrała energii. Stał się od razu inną osobą. To zostało w mojej pamięci. - 4 listopada zadzwonił do mnie Henryk Talar i powiedział obcesowo dokładnie tak Cześć. Słuchaj Romek do Ciebie nie przyjedzie 18 listopada. - Dlaczego? Przecież umówił się ze mną. - Nie przyjedzie. - Ale co się stało?
- Nie żyje. - Pamiętam dzień, w którym umierał – wspominał będąc w Poznaniu Henryk Talar. - Opiekował się nim w szpitalu nasz przyjaciel, też już niestety nieżyjący dr Krzysztof Jarek – wspominał Henryk Talar. - Wybraliśmy się tego dnia z Maciejem Domańskim odwiedzić Romka. Maciej poszedł do niego, a ja wszedłem do Krzysztofa i zapytałem tylko „kiedy“. Ordynator powiedział bez ogródek – dziś lub jutro. Domańskiego nie było wtedy ze mną, nic nie wiedział. Kiedy wszedłem do sali Romka, leżał sam, jak na gwiazdę przystało, widać było, że się ucieszył. Mówiły o tym jego oczy, bo tak naprawdę nie miał już sił. W pewnym momencie odezwał się tym swoim głosem: – Heniuś, k…, pokaż mi swój kalendarz. Patrzcie i wyciągnął rękę, by sięgnąć ze stolika obok łóżka swój kalendarzyk, ja mam terminy zajęte na najbliższe 5 lat. I opadł bez sił. Nie wytrzymałem napięcia. Osunąłem się bez czucia, na korytarzu Maciej Domański mnie jakoś ocucił. Rano był telefon od doktora Jarka, że Romek nie żyje. Bardzo chciał żyć. Bardzo chciał poukładać to wszystko, co mu się w życiu nie poukładało. Osiągnął sukces zawodowy, ale cierpiał, że nie udało mu się go osiągnąć w życiu prywatnym. Elżbieta Podolska
Partner Fundacji:
ROOLEX Sp. z o.o.
26
Goniec sceny na piętrze
Przyjaźń, która rozwija się koncertowo Stowarzyszenie „Wiedza Kultura Pomoc“ powstało w 2010 roku i jest organizacją interdyscyplinarną skupiającą fachowców z różnych dziedzin. Wgronie stowarzyszenia znaleźli się naukowcy, prawnicy, lekarze, psychologowie, ekonomiści, a nawet znana malarka. Wszystkie te osoby cechuje otwartość na potrzeby innych ludzi, empatia i gotowość w do niesienia pomocy.
Członkowie Stowarzyszenia organizują wiele akcji jak choćby wspierają najzdolniejszych uczniów Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej im. Olgi Sławskiej Lipczyńskiej w Poznaniu fundując co roku stypendia. Wspomagając świetlice socjoterapeutyczne, stowarzyszenia pomagające osobom z różnym stopniem niepełnosprawności. Służą również pomoc prawną m.in. dla seniorów i harcerzy. Co roku organizują także cykl wykładów i szkoleń z dziedziny prawa, podczas których najlepsi specjaliści wyjaśniają nowe przepisy. Stowarzyszenie w nazwie ma także słowo „Kultura“ i to bardzo szeroko rozumiane. Członkowie Stowarzyszenia biorą udział w spektaklach
uczniów szkoły baletowej, także poza granicami Polski. Odwiedzają wystawy i chodzą na koncerty. Co roku organizują też koncert poznańskim artystom jak choćby zespołowi Żuki, czy Szymonowi Trittowi. Zapraszają na spotkania np. z filmoznawcą Andrzejem Tomczakiem, który zdradza tajemnice polskiego kina, ale też na cykl opowieści o wielkopolskich rodach. Bardzo ważną częścią działalności Stowarzyszenia jest współdziałanie z Fundacją sceny na piętrze Tespis.
- Uczestniczymy czynnie we wszystkich inicjatywach Fundacji, w tym także w budowie pomnika mistrza Wilhelmiego – mówi Krystyna Gwoździcka, prezes Stowarzyszenia Wiedza Kultura Pomoc. – Nie tylko chodzimy na spektakle, ale też sami jesteśmy współorganizatorami koncertów „Jazz i poezja“ w których gwiazdą był znakomity trębacz, Maciej Fortuna, członek naszego Stowarzyszenia. A w tym roku wraz z Fundacją przygotowujemy przed Świętami Bożego Narodzenia koncert charytatywny,
w którym wezmą udział wspaniali poznańscy wykonawcy. Będziemy słuchać muzyki i zbierać pieniądze, by pomóc choremu chłopcu. Co roku członkowie Stowarzyszenia uczestniczą także w Dniach Romana Wilhelmiego. - Współpracujemy od wielu lat – mówi Romuald Grząślewicz, prezes Fundacji sceny na piętrze Tespis. – Przyjaciele ze Stowarzyszeni wraz z Prezes Krystyną Gwoździcką na czela wspierają nasze działania, a my też staramy się pomagać np. podczas licytacji organizowanych na letnich i jesiennych piknikach. Wspólnie organizujemy koncerty jak choćby te z Maciejem Fortuną, już teraz światowej sławy trębaczem jazzowym. W tym roku Pani Prezes Gwoździcka przyszła z propozycją wspólnego koncertu charytatywnego, z przygotowaną listą wykonawców. To będzie takie wytchnienie podczas świątecznych porządków, a przy okazji mamy nadzieję otworzą się serca i kieszenie widzów, by pomóc choremu Kubie. Dobrze jest mieć takich przyjaciół. Członkowie Stowarzyszenia mają już pomysły na kolejne spotkania, wykłady, koncerty i spektakle.
Partner Fundacji:
STOWARZYSZENIE WIEDZA KULTURA POMOC
Goniec sceny na piętrze
Zapowiedzi - IX Dni Romana Wilhelmiego
27
Wiersze księdza Twardowskiego Adam Woronowicz i Janusz Strobel będą gośćmi IX Dni Romana Wilhelmiego. 3 listopada o godz. 19 Fundacja sceny na piętrze Tespis zaprasza pod pomnik wybitnego aktora. W rocznicę śmierci złożymy kwiaty i zapalimy znicze pod jego obeliskiem. Następnie w Scenie na Piętrze będzie można obejrzeć spektakl poetycko-muzyczny na podstawie wierszy ks. Jana Twardowskiego pt. „Miłość“. Wystąpią: Adam Woronowicz, Janusz Strobel. Scenariusz i reżyseria: Janusz Kukuła „Miłość” to historia każdego z nas, kto poszukuje sensu życia i buduje swój system wartości. Na wieczór poezji składa się 25 wierszy. Usłyszymy m.in.: Bliscy i oddaleni, Wielkie i małe, Śpieszmy się, Jeszcze nie umiesz, Deszcz, Pamiątka z tej ziemi. Wiersze ks. Jana Twardowskiego, poprzez bogactwo metafor i symboli, pozwalają na stworzenie uniwersalnego portretu współczesnego człowieka. Adam Woronowicz: aktor teatralny i filmowy. Popularność przyniosła mu rola księdza Jerzego Popiełuszki w filmie „Popiełuszko. Wolność jest w nas” w reżyserii Rafała Wieczyńskiego. W 2011 r. został laureatem Orła za najlepszą drugoplanową rolę męską w filmie „Chrzest”
w reżyserii Marcina Wrony. Występował w Teatrze Powszechnym w Warszawie, od 2009 roku jest w zespole TR Warszawa. Janusz Strobel: gitarzysta i kompozytor. Napisał kilkadziesiąt piosenek dla Ireny Santor, Ewy Bem, Edyty Geppert, Ryszarda Rynkowskiego, a także Hanny Banaszak (z którą często występuje jako akompaniator), do tekstów m.in. Magdy Czapińskiej, Jonasza Kofty, Jana Wołka czy Wojciecha Młynarskiego. Wydał płytę „Wielka Pani - Karol Wojtyła. Poezje” z 21 kompozycjami napisanymi do młodzieńczych wierszy Karola Wojtyły. Kolejne jego płyty to m.in. „Janusz Strobel Trio” i „Wierny sobie”. Janusz Kukuła: dyrektor i główny reżyser Teatru Polskiego Radia – instytucji z ogromną tradycją i nieocenioną rolą w kształtowaniu wrażliwości milionów słuchaczy. Wejście na spektakl tylko za zaproszeniami.
Partner Fundacji:
TIGER SYSTEM Sp. z o.o.
28
Goniec sceny na piętrze
Zapowiedzi - 38. sezon Sceny na Piętrze
Jesienny Salon Muzyczny Fundacja sceny na piętrze Tespis zaprasza, 14 listopada o godz. 19 na Jesienny Salon Muzyczny. Na scenie wystąpią: Dorota Żmijewska, Grzegorz Tomczak, Jarosław Buczkowski, Dawid Troczewski, Dominik Żmijewski. Koncert z autorskimi kompozycjami Grzegorza Tomczaka i Doroty Żmijewskiej. Nastrojowe, poetyckie czasem zabawne o tym, co spotyka nas codziennie: miłości, przyjaźni.... Dorota Żmijewska – artystka estradowa. Pochodząca z Międzychodu wokalistka na co dzień mieszka w Poznaniu. Od wczesnej młodości komponuje muzykę i pisze teksty do swoich piosenek. Posiada własny autorski repertuar o charakterze poetycko – aktorskim. Gra również na fortepianie.
Autorskiej OPPA, artysta otrzymał nagrodę publiczności za piosenkę „Idąc, zawsze idź”. W sezonach 2003/04 i 2004/05 Grzegorz Tomczak występował w spektaklach Platformy Artystycznej O.B.O.R.A. Jarosław Buczkowski – akordeon. Uczestnik wielu konkursów i festi-
Grzegorz Tomczak współpracował z wybitnymi artystami. Jego piosenki śpiewali m.in. Maryla Rodowicz, Andrzej Zaucha, Zbigniew Wodecki, Ryszard Rynkowski, Mr Zoob, Pod Budą. Pisał teksty do muzyki m.in. Zbigniewa Górnego, Włodziemierza Nahornego, Janusza Strobla. W 1992 roku, w wydawnictwie C&T ukazał się tomik jego wierszy i piosenek. W 1999 roku, na Ogólnopolskim Przeglądzie Piosenki
wali. Współpracował m.in. z takimi gwiazdami polskiej sceny jak: Jarosław Wasik, Justyna Szafran, Katarzyna Groniec, Grzegorz Tomczak, Zenon Laskowik, Piotr Kałużny. Jest wykładowcą w szkołach muzycznych. Założyciel i leader formacji: Jarek Buczkowski Project, Milonga 5tet, The Other Sound. Kompozytor i aranżer. Dawid Troczewski to absolwent poznańskiej „Szkoły Talentów” i Akademii Muzycznej we Wrocławiu. W
dorobku artystycznym ma wiele nagród indywidualnych i zespołowych. Współpracował z wybitnymi artystami także zagranicznymi. Współpraca z amerykańskim saksofonistą Mack’iem Goldsbury zaowocowała nagraniem płyty, wydanej przez niemiecką wytwórnię Interfuse Records. Dawid Troczewski był zapraszany do udziału w nagraniach kilku programów dla TVP i Polskiego Radia. Jednym z jego autorskich projektów jest program poświęcony twórczości Czesława Niemena, cieszący się dużym uznaniem publiczności. Koncertował na wielu prestiżowych scenach w Polsce, Niemczech, Szwecji, Czechach, Szwajcarii, na Ukrainie. Dominik Żmijewski skrzypek. Gra m.in. w Amadeus Chamber Orchestra of Polish Radio. Jest koncertmistrzem w Orkiestrze Symfonicznej „Le Quattro Stagioni”. Był także muzykiem w orkiestrze Tetaru Muzycznego w Poznaniu. Uczęszczał m.in. do Jadwiga Kaliszewska School of Music in Poznań. Bilety można rezerwować pod numerem telefonu 61 855 26 81. Bilety na „Jesienny salon muzyczny” w cenie 65, 50 i 40 złotych.
Istnieją tylko w lustrzanym odbiciu Austriackie Forum Kultury, Austriacki Ośrodek Kultury UAM i Fundacja sceny na piętrze Tespis zapraszają na spektakl Ingeborg Bachman, Elfriede Jelinek „Es gibt mich nur Spiegelbild“ („Istnieję tylko w lustrzanym odbiciu“). 13 grudnia o godz. 19 w Scenie na Piętrze zobaczymy znakomitą austriacką aktorkę Maxi Blaha w monodramie na podstawie tekstów nobliski Elfride Jelinek i Ingeborg Bachman w jej 90. rocznicę urodzin. Muzyczno-teatralna opowieść o kobiecie pisarce i jej pozycji outsidera. Wizerunek kobiet we współczesnym społeczeństwie, ich zależności, relacji wobec władzy, mody, seksualności oraz samotności. Monodram z muzką na żywo w wykonaniu Simona Raaba. Reżyseria Martina Gredler. Ingeborg Bachmann, pseud. Ruth Keller (ur. 25 czerwca 1926 w Klagenfurcie, zm. 17 października 1973 w Rzymie) – austriacka eseist-
ka, poetka, pisarka, germanistka. Z zamiłowania filozof oraz psycholog. W swoich dziełach zajmowała się tematyką wewnętrznych ograniczeń człowieka oraz feminizmem. Autorka powieści „Malina“ oraz rozważań filozoficznych na temat języka. Elfriede Jelinek (ur. 20 października 1946 w Mürzzuschlag) – austriacka pisarka i feministka, laureatka Literackiej Nagrody Nobla w roku 2004. Pierwsze próby literackie Elfriede Jelinek podejmowała w wieku 6 lat. Jelinek żyje z dala od mediów, cierpi na agorafobię. Zabiera jednak głos w wielu kwestiach (np. w głośnej sprawie Josefa Fritzla), wypowiadając się na swej stronie internetowej. Tam też umieściła w 2009 r. tekst swej ostatniej powieści, pt. „Zazdrość“ rezygnując z druku. Głównymi tematami jej feministycznej prozy są kobieca seksualność i walka płci. W ostatnich utworach bardziej skupiła się na satyrycznym i demaskatorskim opisie problemów społecznych, które jej zdaniem występują współcześnie.
Partner Fundacji:
TRANSMEBLE INTERNATIONALE Sp. z o.o.
Goniec sceny na piętrze
29
Zapowiedzi - 38. sezon Sceny na Piętrze
Muzyko podaj mi skrzydła
Przez wiele lat w Scenie na Piętrze odbywały się regularnie Wieczory Pastorałkowe prowadzone przez nieodżałowanego Wojciecha Siemiona. Wszyscy występowali w nich charytatywnie, a zebrane podczas aukcji pieniądze zasilały konta potrzebujących. Po latach przerwy Fundacja sceny na piętrze powraca do tej tradycji. Na kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia (w niedzielę, 18 grudnia o godz. 19) wraz ze Stowarzyszeniem Wiedza Kultura Pomoc organizuje koncert charytatywny pod tytułem „Muzyko, podaj mi skrzydła“.
Wystąpią w nim znakomici poznańscy wykonwacy: MAGDALENA NOWACKA sopran , SZYMON TRITT tenor, MATEUSZ NOWICKI fagot, MACIEJ PABICH fortepian i MARIUSZ KNOPPEK poezja. Gospodarzem wieczoru będzie Romuald Grząślewicz. Usłyszymy utwory z muzyki poważne, ale też tej nieco lżejszej, a także poczujemy klimat nadchodzących świąt. Podczas koncertu zbierane będą pieniądze na rehabilitację niepełnosprawnego chłopca. Dajmy się porwać muzyce i otwórzmy serca!!!
Jak być wiecznie młodym ? Marzannę Graff i Aleksandra Mikołajczaka w komedii pod tytułem „Wiecznie młodzi“ zobaczymy 12 grudnia o godz. 19. Reżyseria Karol Stępkowski. „Wiecznie młodzi” to komedia o ludziach, którzy za wszelką cenę chcą zatrzymać młodość. Czynią to jednak nad wyraz nieudolnie posiłkując się tym co znajdą w internecie, usłyszą w plotkach lub zobaczą w telewizji. Gdy przychodzi do odważniejszych działań, takich jak pomoc chirurgów plastycznych znów popełniają masę błędów co skutkuje… tego lepiej nie zdradzać przed czasem. Czy diety, ćwiczenia, wyrzeczenia a nawet lęki i płacz pomogą zatrzymać czas? Czy to będzie celem ich dalszego życia? Kto bardziej zwariuje: on czy ona? Marzanna Graff to nie tylko aktorka, ale też i pisarka, autorka tekstów piosenek i spektakli teatralnych. Współpracuje na stałe z MamTeatr (www.mamteatr. pl) jako aktorka i scenarzystka. Związana jest również z warszawskimi teatrami Towarzy-
stwo Teatrum oraz Capitol, a także z kaszubską sceną im. J. Wybickiego jako aktorka oraz scenarzystka. Od 1999 współpracuje z mediami (m.in. z Polskim Radiem) tworząc własne audycje i rubryki autorskie. Jest wykładowcą w Akademii Dobrych Obyczajów, której założycielem był aktor Janusz Zakrzeński. Współpracuje jako wykładowca z Uniwersytetem Trzeciego Wie-
ku Fundacji Shalom. Prowadzi zajęcia na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. W latach 2006–2009 współpracowała z kompozytorami i aranżerami Januszem Tylmanem i Czesławem Majewskim przy projekcie Śpiewaj z nami, prowadząc koncerty z ich udziałem oraz zaproszonych gwiazd. Od 2008 jest Honorowym Amba-
sadorem Dzieci Chorych na Guzy Mózgu. Aleksander Mikołajczak polski aktor teatralny, filmowy i dubbingowy. Ukończył PWST w Krakowie w 1976 r. Rok później otrzymał dyplom. Jest jednym z twórców projektu MamTeatr[1], którego współtwórcą jest jego żona, Marzanna Graff. Występuje również gościnnie w Teatrze Polonia w Warszawie. Pracował w Teatrze Dramatycznym w Legnicy (19771978), Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu (1978-1979), Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi (1979-1983), Teatrze Nowym w Warszawie (1983-1989), Na Kresach w Suwałkach (19901991). W roku 2010 otrzymał prestiżową nagrodę Bursztynowe drzewo w kategorii „Najlepszy aktor” za rolę w spektaklu „Serca Moc”. W roku 2011 otrzymał honorowy tytuł „Ambasador Sybiraków” za rolę w spektaklu „Podaj Dłoń”. Ma dwoje dzieci, aktorkę Izę Miko i Sebastiana Mikołajczaka. Jego żoną jest Marzanna Graff, pisarka, scenarzystka, aktorka.
Partner Fundacji:
VICTUS EMAK Sp. z o.o.
30
Goniec sceny na piętrze
Widziane nie tylko z ósmego rzędu
Widzowie Sceny na Piętrze nie tylko żywo reagują po pustynią w tej dziedzinie sztuki, spektaklach w teatrze, ale także chętnie piszą o swoich a pilska „Fabryka Emocji” oferuje mieszkańcom miasta niemal co tyodczuciach na profilu Facebooka Sceny na Piętrze.
18-letniego syna, Wiktor córkę mężatkę, z którą nie utrzymuje kontaktów. Obojgu ciąży samotność.
Intymne spotkania na piętrze tąd człowieka tak oddanego swojemu teatrowi, tak zakochanego w Aktor – widz. Ta relacja ze szcze- jego twórcach i swojej publicznogólną intensywnością wybrzmie- ści. Z nieco staroświecką, ale wława podczas spektakli poznańskiej śnie dlatego uroczą galanterią wita Sceny na piętrze. każdego ze swych gości miłym słowem i serdecznym uściskiem. Recitale, monodramy i inne małe formy teatralne podane w surowej To on stwarza oryginalną atmosscenografii sprawiają, że kontakt ferę poznańskiej Sceny na piętrze, ten jest szczególnie intensywny i czyniąc ze spektaklu spotkanie intymny, a przy tym bardzo osobi- przyjaciół bliskich sobie i wspólsty. Czuję tam, jakby aktor rozma- nej pasji. Jego poczucie humoru wiał ze mną i tylko ze mną, jakby zaprawione drobiną ironii, a nieszeptał mi na ucho rzeczy jemu i kiedy także autoironii sprawia, że mnie bliskie, dla niego i dla mnie każdorazowo czuję się na Masztabardzo ważne. larskiej jak mile oczekiwany gość zaproszony na wykwintną duchoWrażenie to jest tak niezwykłe, że wą ucztę. już po zakończeniu spektaklu czekam na następny, tęsknię, a potem Dlatego tak chętnie co miesiąc w z radością odbieram telefon z Po- poniedziałkowe popołudnie wsiaznania od przemiłego Pana Romu- dam do samochodu i jadę z Piły do alda i cieszę się, gdy usłyszę jego Poznania mimo sporej odległości, głos: Pani Alicjo! Zapraszam na… często złej pogody i mimo korków, Będzie pani zadowolona i zachwy- które prześladują kierowców na cona. krajowej „jedenastce”. I naprawdę taka jestem. Pan Romuald Grząślewicz to po- Także mimo tego, że Piła, choć stać niezwykła. Nie spotkałam do- nie ma własnego teatru, nie jest
W trakcie spektaklu obserwujemy wewnętrzną walkę Diny. Zdaje sobie sprawę z tego, że Wiktor jest mężczyzną dalekim od doskonałości, ale dalsza samotność ją przeraża.
dzień inny spektakl teatralny. Alicja Noska – Figiel
Niezapomniane wrażenia Miałam ogromną przyjemność obejrzeć majowy spektakl Sceny na Piętrze pt „Przyszedł mężczyzna do kobiety”. Moim skromnym zdaniem przedstawienie było po prostu wspaniałe. Sądzę, że publiczność podziela moje zdanie, a dowodem na to jest ogromny aplauz, jakim cieszyli się aktorzy. Tomasz Dedek (niezapomniany Jędrula z serialu „Rodzina zastępcza“) cudownie wcielił się w postać zakompleksionego, skromnego, nieśmiałego aptekarza Wiktora. Anna Wojton (warszawska aktorka) natomiast świetnie zagrała energiczną, pewną siebie realistkę Dinę, która wie, czego chce. Oboje po przejściach, samotni, szukający ciepła miłości i zrozumienia w drugiej osobie. Każde z nich przeżyło nieudane związki. Dina ma
Kłania się tu złota maksyma życiowa: „na miłość nigdy nie jest za późno, na samotność – zawsze za wcześnie ‘’. Autorem sztuki jest uznany dramaturg Siemion Złotnikow. Dość często zdumiewały nas zaskakujące dialogi, ale dodawały uroku zaistniałym sytuacjom. Polecam serdecznie spektakl wszystkim, którzy go nie widzieli. Emilia Mrowińska „Na pełnym morzu“ Sylwia Jóźwiak-Hellwig: Bardzo dobry spektakl, dziękujemy za miły wieczór. „Przyszedł mężczyzna do kobiety“ Bartek Wypusz: Super. Jesteśmy zachwyceni całokształtem - jak zawsze wspaniała atmosfera.
Partner Fundacji:
Elżbieta i Tomasz Putz
Goniec sceny na piętrze
31
Ziarnko do ziarnka To kolejna akcja widzów i członków Zarządu Fundacji sceny na piętrze Tespis. Jej inicjatorem jest Ireneusz Gołębiewski wiceprezes Fundacji przy wsparciu Włodzimierza Łęckiego Prezydenta Loży Patronów Sceny. Inicjatywa zakłada wpłacanie nawet drobnych kwot na konto, które mogą być wykorzystane na prowadzenie działalności statutowej. Najserdeczniejsze podziękowania za hojną reakcję na ogłoszony alert pod hasłem „Ziarnko do Ziarnka“. Lista Darczyńców w kolejności wpłat: Jarosław Jakubowski, Włodzimierz Łęcki, Bogusław Nierychlewski, Jerzy Domicz, Marian Król, Irena Gosieniecka, Andrzej Wituski, Krystyna Łybacka, Grażyna Matusiak, Ireneusz Gołębiewski, Jacek Kałek, Bogusław Zalewski, Zenon Siejak, Krzysztof Zaworski, Danuta Gorońska, Joanna Gołębiewska, Andrzej Bobiński, Krzysztof Poznański, Janusz Szymański, Jerzy Borowski, Krzysztof Styszyński, Andrzej Pazda, Elzbieta i Tomasz Putz, Agnieszka i Bartłomiej Ostrowscy Z całego serca dziękuję Romuald Grząślewicz Prezes Fundcji sceny na piętrze Tespis
Msza święta urodzinowa 5 czerwca 2016 roku w Kościele pod wezwaniem Wszystkich Świętych odbyło się nabożeństwo w intencji Romana Wilhelmiego. Dokładnie w dniu jego 80. urodzin rodzina, przyjaciele, znajomi i miłośnicy talentu wybitnego aktora modlili się wspominając jego życie i karierę. – Było to bardzo wzruszające nabożeństwo – mówi Romuald Grząślewicz, prezes Fundacji sceny na piętrze Tespis. – Bardzo dziękujemy księdzu Januszowi Grześkowiakowi, duszpasterzowi środowisk twórczych, bo to dzięki jego inicjatywie spotkaliśmy się podczas mszy świętej.
Goniec Sceny na Piętrze Jednodniówka Redakcja: Elżbieta i Juliusz Podolscy Teksty: Elżbieta Podolska i podpisani autorzy Zdjęcia: Archiwum Sceny na Piętrze, Archiwum Rodziny Wilhelmich, Krzysztof Styszyński, Elżbieta Podolska, Marek Kamińki (m.in. okładkowe) Projekt graficzny i przygotowanie: exPress Dziennikarska Agencja Usługowa, Poznań, ul. Roosevelta 5/6 tel. 602 601 830 Druk: Drukarnia SERIKON
ELKA
Partner Fundacji:
Krzysztof Zaworski
IX DNI ROMANA WILHELMIEGO
02.11.2016
„Goniec sceny na piętrze“ wydanie jubileuszowe wydawca Fundacja sceny na piętrze Tespis
03.11.2016
Skwer im. Romana Wilhelmiego, ul. Masztalarska/23 Lutego,
godz. 18.30
25 rocznica śmierci Romana Wilhelmiego
Zapalenie zniczy, formacja muzyczna Dixi Company, wystąpienia okolicznościowe, złożenie kwiatów pod pomnikiem Aktora w szpalerze pochodni, grochówka z Kuchni Polowej Poznań, przejście do Teatru Scena na Piętrze.
Godz. 19.00
„Miłość“
spektakl poetycko-muzyczny. Scenariusz i reżyseria Janusz Kukała. Poezja ks. Prałata Jana Twardowskiego z muzyką Janusza Strobla.
Wystąpią:
Adam Woronowicz Janusz Strobel Wystawa „Dopóki w naszej pamięci“ Promocja „Gońca sceny na piętrze“ Strategiczni Partnerzy Fundacji:
exPress Dziennikarska Agencja Usługowa Studio Projektu Graficznego Art-Wena