Decimus Fate i Rzeźnik z Guile - fragment

Page 1



Pr zełoży ł

Maciej Pawlak Ilustr acje

Paweł Zaręba

Lublin – Warszawa


Cykl Decimus Fate: 1. Decimus Fate i Talizman Marzeń 2. Decimus Fate i Rzeźnik z Guile

Dla Julie


Prolog

R zeźnik

K

anały pod miastem Guile przypominały la­ birynt rur, odpływów i wyłożonych cegła­ mi akweduktów, oplatający naturalne tunele, starsze niż samo słowo, od którego miasto wzięło swoją nazwę. Były miejscem owianym aurą strachu, wyrodzi­ skiem miejskich mitów, wśród nich zaś nie było bar­ dziej przerażającego niż ten o tak zwanym Rzeźniku z Guile. Każdy słyszał opowieści o tym, jak Rzeźnik rą­ bał swoje ofiary na sztuki, by potem ich zmasakrowane ciała spławiać z nurtem rzeki, nikt jednak nie wiedział, że nie pracował on w pojedynkę. Ciemną nocą z kanału burzowego w północnej czę­ ści miasta wyłoniła się przygarbiona, tylko z grubsza przypominająca człowieka postać. Mieszkaniec jaskiń ubrany był w sięgające kolan spodnie i prostą lnianą koszulę, a jego blada skóra polśniewała srebrzystym blaskiem. 5


Decimus Fate i Rzeźnik z Guile

Przystanąwszy u wylotu kanału, troglodyta upew­ nił się, że nikt się nie kręci po nabrzeżu, a potem wnik­ nął w zacienioną uliczkę, schodzącą nad samą rzekę. Blady, wąski w talii i szeroki w barach, nogi miał krót­ kie, a ramiona długie i chwytne. Dźwigał przerzucony przez ramię wór, a na podstawie jego ciężkiego kroku nietrudno było wywnioskować, że zawartość pakunku nie należy do lekkich. Trzymając się zalegających na bruku łat głębokiego cienia, zbliżał się prędkim krokiem tam, gdzie toczyła swoje wody rzeka Scéal. Nogi niosły go na przestrzał przez czarny budynek warsztatu szkutniczego, w któ­ rym uszczelniano pływające po rzece barki. Powietrze nasycało się gryzącymi zapachami i postać nie zauwa­ żyła kałuży sosnowej smoły rozlanej na ulicy. Z powo­ du wilgoci lepka zwykle substancja nabrała śliskości. Troglodyta poślizgnął się i upadł, po czym warknął wściekle. Na bruk wysypała się zawartość wypuszczo­ nego z rąk worka – było akurat dość światła, by dało się dostrzec zarys ręki odciętej czysto w ramieniu i zwią­ zanej liną z pozostałymi rzeczami, które się w nim znajdowały. Troglodyta prędko dźwignął się na nogi, złapał rękę i włożył ją z powrotem do worka. Zamykając go, ujrzał na wierzchu chowanej dłoni ciemny zarys tatuażu. Na­ wet w mroku rozpoznał rysunek harfy, znak noszony przez terminujących muzyków. Tak się pechowo zło­ żyło, że ten młodzieniec zanadto pofolgował swojemu pragnieniu ekscytacji i podjął przez to kilka wyjątko­ wo niefortunnych decyzji. Doprowadziły one do tego, 6


Rzeźnik

że jeden z najniebezpieczniejszych gangów w mieście wyznaczył za jego głowę nagrodę, a to kolei rzuciło go w czułe ręce Rzeźnika. Troglodyta porwał worek z ziemi i pospieszył w kie­ runku rzeki. Przystanąwszy raz jeszcze, by ponownie upewnić się, że teren jest czysty, wrzucił zawartość sa­ kwy do wody. Blade bryły mięsa wpadły do rzeki z serią głośnych pluśnięć, ale te w ciągu sekund ucichły, a nurt porwał ze sobą to, co zostało z nastoletniego chłopca. Odrąbane części ciała były związane sznurkiem, nie rozpłynęły się więc zanadto po rzece. W odróżnieniu bowiem od mordercy, który najchętniej ukrywa ciało, Rzeźnik pragnął, by jego dzieło zostało znalezione. Przez krótką chwilę troglodyta stał na nabrzeżu, a potem w ślad za zawartością wrzucił do rzeki także i worek, po czym ruszył w drogę powrotną do kanału burzowego oraz rozciągającego się dalej labiryntu tu­ neli, które nazywał domem – a dzielił go z istotą nazy­ waną Rzeźnikiem z Guile.


1

Miłość i mord

T

rzy noce później w wielkiej i luksusowej posiad­ łości młodzieniec imieniem Luca usilnie tłumił szloch. Na korytarzu na umazanym krwią dy­ wanie leżała siedemnastoletnia bratanica jego chlebo­ dawcy. Zakłuta, uduszona, martwa. Luca wiedział, że zaraz podzieliłby jej los, gdyby tyl­ ko ktoś go tu zobaczył, cofnął się więc i ruszył do szkla­ nych drzwi, za nimi znajdowało się zejście do ogrodu. W kieszeni spodni miał list od martwej dziewczyny, prośbę o pomoc, którą obiecał dostarczyć jej ojcu. Ale teraz było już za późno. Raptem usłyszał toczącą się w pokoju obok roz­ mowę. – Przecież wiem! – ryknął ochrypły głos, który Luca znał aż nazbyt dobrze. – Wiem, że to nie to samo. Wiem, że to rodzina! – Chwila ciszy. – Ależ nie przej­ muj się tak – ciągnął ten sam głos, najwyraźniej od­ 8


Miłość i mord

powiadając na pytanie. – Zwalimy to na... na nowego lokaja. Chłopak nie mógł się na Elizę napatrzeć. Niech zawiśnie za śmierć mojej drogiej kuzynki. Luca wiedział, że ten „nowy lokaj” to on. Rażony przerażeniem, przez chwilę nie mógł pochwycić klu­ cza zdrętwiałymi palcami. Musiał komuś powiedzieć o tym, co się wydarzyło. Musiał pokazać komuś list. W ten sposób dowiedzie swojej niewinności. Wreszcie udało mu się otworzyć drzwi, ale nowa myśl sprawiła, że stanął jak wryty. Nie, sam list prze­ cież nie wystarczy. Musiał mieć też miksturę. Wrócił do pokoju i przeciął pomieszczenie, by dostać się do spowitego mgłą barku. Głosy w przyległej komnacie dalej toczyły spór. – Nie, ty głupcze! – chrypiał jeden z nich. – Przy­ nieś miednicę tutaj! Nie mogę zachlapać krwią całego domu. – A po chwili: – Dobra, a teraz dawaj tu chło­ paka! Idą po niego! Gdy otworzył drzwiczki barku, lodo­ wata mgła buchnęła mu w twarz. Nie miał czasu do stracenia. Prędko odnalazł spojrzeniem srebrną bute­ leczkę i sięgnął po nią. A potem, zanim ktokolwiek się zorientował, że w ogóle tam był, wyślizgnął się drzwia­ mi na zewnątrz i pognał trawnikiem naprzód, a na­ stępnie z mozołem przesadził mur i skrył się w mrocz­ nych uliczkach Guile. W ciągu godziny całe jego życie wywinęło kozła: był świadkiem mordu na młodej kobiecie, stracił pra­ cę, a teraz sam uciekał przed śmiercią. Najął się na służącego wbrew sprzeciwom matki, bo potrzebowali 9


Decimus Fate i Rzeźnik z Guile

­pieniędzy, a on miał już dość biedy. Jak się okazało, matka ma zawsze rację. Bieda to nie najgorsze, co może człowieka spotkać.

Tymczasem w innej części miasta młoda kobieta imie­ niem Jane, roniąc gorzkie łzy, kłóciła się ze swoją ­matką. – Nie obchodzi mnie twoje zdanie – mówiła przez ściśnięte gardło. – Wyjdę za Inganna, a ty mnie nie po­ wstrzymasz. – Jane, proszę cię! – utyskiwała kobieta. – Przega­ dajmy to chociaż. – Nie ma o czym gadać – upierała się córka. – Ale to wszystko takie nagłe – przekonywała mat­ ka. – Proszę cię. Porozmawiaj z tym człowiekiem, nim zrobisz coś, czego będziesz potem żałować. – Nie będę z nikim rozmawiać! – krzyknęła Jane. – Cokolwiek by powiedział, zdania nie zmienię. – Ale on może pomóc. Nazywa się Fate, mówią na niego Mędrzec z Czarnego Domu. – Ale ja nie potrzebuję pomocy – warknęła Jane. – I nie potrzebuję, żeby tak zwany mędrzec wymądrzał się, kogo wolno mi kochać! Poślubię Inganna i już! – Jane, bądź rozsądna. On powiedział, że odezwie się do nas jutro. Proszę cię tylko o ten jeden dzień, o nic więcej. Tylko jeden dzień, a potem, jeśli wciąż będziesz chciała wyjść za Inganna, nie będę się już sprzeciwiać. Przekonanie Jane jakby przygasło, ale jej śliczna twarz zaraz zmieniła się w maskę determinacji. 10


Miłość i mord

– Nie – powiedziała. – Podjęłam już decyzję. Rano się wyprowadzam.

A niespełna milę dalej w podziemiach wykwintnej ka­ mienicy młody alchemik imieniem Inganno uśmiech­ nął się pod nosem, nie mogąc się doczekać przybycia ukochanej.

P R E M I E RA

18.XI Kliknij

i przejdź do sklepu, by kupić książkę

Polub nas na

facebooku



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.