Rafał A. Ziemkiewicz - A więc wojna! - (fragment)

Page 1

A WIĘC WOJNA!



A WIĘC WOJNA!

Lublin – Warszawa



Zmęczona epoka (zamiast wstępu)

5 Zmęczona epoka

D

zieliłem się już z czytelnikami tą zuchwale, a nawet zarozumiale brzmiącą refleksją: czuję się, jakbym czytał własne powieści i opowiadania sprzed dwudziestu lat. Jest wszystko to, z czego konstruowałem przyszłościowe (wtedy) fabuły: i państwo islamskie, i „zielone ludziki” na Ukrainie, i Europy powolne się rozpadanie, i hybrydowy wymiar nowoczesnych wojen... Cóż, nie było trudno tego wszystkiego przewidzieć, wystarczyło tylko nie pozwolić sobie nałożyć na oczy, jak miliony przeżuwaczy, końskich klapek i różowych okularów. Bardzo celnie ktoś to ujął w tweecie podrzuconym mi przez znajomych na tajmlajn: zamordowani przez zamachowca w Nicei są późnymi ofiarami tej właśnie rewolucji, której rocznicę obchodzili.


Rafał A. Ziemkiewicz

6

Laicyzacja, która sprawiła, że Europejczykom przestało się chcieć służyć jakiemukolwiek celowi wykraczającemu poza sprawienie sobie przyjemności; przestało im się nawet chcieć mieć dzieci. „Sprawiedliwość społeczna”, która zdławiła przedsiębiorczość i zubożyła klasę średnią. „Powszechne prawo wyborcze”, dające taki sam wpływ na rządy świętemu, profesorowi, debilowi i prostytutce – a więc, nieuchronnie, zniszczenie klasy średniej i republiki, a na jej miejsce budowa oligarchii, w dodatku tym gorszej od dawnych arystokracji, że zupełnie nieodpowiedzialnej za skutki swych działań nieco bardziej odległe w czasie niż koniec kadencji i okres realizowania „opcji menedżerskiej”. Długo by gadać – demograficzna dziura, którą usiłowała Europa załatać, importując imigrantów, znikąd się przecież nie wzięła. I znikąd nie bierze się ideologiczny obłęd, w którym imigrantów tych poszukano w obszarze cywilizacji islamskiej, akurat najbardziej ze swej istoty niezdolnej do pokojowego współżycia z innymi. Ale czuję się nie tylko, jakbym czytał swoje stare teksty, ale jakbym je na nowo pisał – choć oczywiście herezje przeciwko „postępowi”, jakie tam zawarłem, dziś nie są już tak odosobnione w publicznym obiegu. Przypomina mi się zwłaszcza czas pisania „Walca stulecia”, powieści, którą do dziś uważam za najbardziej w swym dorobku udaną, a już na pewno tę jej część, która należy do SF. Ponieważ rzecz opowiada częściowo o czasach bezpośrednio poprzedzających wielką wojnę (którą potomni nazwali I wojną światową), a ściślej: o człowieku, który o tych czasach opowiada, przekopałem na tę okoliczność ogromną liczbę tekstów z epoki. Esejów, wspomnień, publicystyki, dzienników – publicystyka


7 Zmęczona epoka

i dzienniki były szczególnie ciekawe, bo stanowiły zapis ducha czasów. Tego, co ludzie wtedy czuli i myśleli, nie wiedząc jeszcze, co się zdarzy. To wielka przewaga diariuszy nad spisywanymi po latach, uładzonymi memuarami. Nie tyrałem jeszcze wtedy na tylu etatach co dziś, więc zaliczyłem tych lektur znacznie więcej, niż było to potrzebne do napisania powieści, i z ręką na sercu mogę Państwa zapewnić – jest trudne do nazwania, ale wręcz uderzające podobieństwo nastroju tamtych czasów do nastrojów dzisiejszych. Niby wszystko jest inaczej, upadły trony i ołtarze, zmieniły się zupełnie społeczeństwa, mentalność, obyczaje, ale nastrój bijący z pożółkłych kart dawnych dzienników i z ekranów wrzeszczących żółtymi paskami o kolejnej masakrze – identyczny. Nazwałbym go nastrojem historycznego zmęczenia. Nawet więcej: przemęczenia. Europa jest znowu zmęczona sama sobą, tak jak wtedy. Za długo trwały pokój i spokój, tak jak wtedy. Za bardzo uwierzono, tak jak wtedy, że stworzony ład jest jedynym możliwym, doskonałym i ostatecznym; że można oczywiście jeszcze coś usprawnić tu i ówdzie, ale co do zasadniczych spraw – koniec historii, nic więcej i lepiej nie da się wymyślić. W źródłach z fin de siècle’u najbardziej uderzały tęskne oczekiwanie intelektualistów i w ogóle elit na jakieś wielkie „bum!” oraz zgoda, wręcz potrzeba, żeby coś, za przeproszeniem, pierdzielnęło co się zowie, bo to spokojne życie jakieś za ciasne, duszne, pozbawione smaku. Panicze z najlepszych rodów zadawali się z anarchistami, synowie bankierów przystawali do bolszewickich konspiracji, córki pastorów zostawały sufrażystkami, a wszyscy chcieli coś zmienić nie dlatego, że mieli pomysł na lepszy świat czy, inaczej, wierzyli, że naprawdę


Rafał A. Ziemkiewicz

8

te pomysły, które się pojawiały, są dobre – ale po prostu dla samej zmiany, just for kicks, jak mówią Amerykanie. A jak już pierdzielnęło, to ulice Paryża, Berlina, Wiednia i Petersburga zalane były radością i entuzjazmem, młode mięso armatnie maszerowało do poboru, śpiewając wesoło i pokrzykując, kobiety obrzucały przyszłych nieboszczyków kwiatami, a wszyscy razem wiwatowali na cześć najjaśniejszego pana czy republiki. Otóż taki właśnie nastrój się rodzi tam, gdzie uwierzono, że „Bóg umarł”. Świat zrobił się dla kolejnego pokolenia nudny, męczący i nie do zniesienia – uczciwie przyznać trzeba, że nie bez powodu: pokolenia poprzednie wiele zrobiły, by pogrążyć go w absurdzie. Powie ktoś, że zaprzeczam sam sobie, bo przecież przed stu laty nie było w Europie muzułmańskiej imigracji. Ale ja nie uważam wcale islamskiego terroryzmu za przyczynę, tylko za skutek. Natura próżni nie znosi. Gdzie jedna cywilizacja gnije i słabnie, tam wciska się druga i rozpycha, nie czekając nawet na całkowite zwolnienie miejsca. Czy nazywa siebie ona Hunami, czy Wizygotami, czy kalifatem, to naprawdę drugorzędna sprawa. Bodajże we „Viagrze maci” przypominałem o prostym eksperymencie, w którym dawano szczurom w bród pokarmu i nie wymagano od nich niczego. Okazywało się to dla populacji zabójcze. Te szczury, które o żywność musiały walczyć, pozostawały sprawne i zorganizowane. Te karmione bez ograniczeń albo popadały w apatię, albo wariowały, rzucały się na współbraci i zagryzały ich bez żadnego powodu, nawet samice, czy paskudziły do wspólnej karmy. Jeśli ktoś chce tutaj powiedzieć, że przecież ludzie to nie szczury, to proszę bardzo,


zostawiam wolne miejsce na tę optymistyczną uwagę, nie odnosząc się do niej. Może darowałbym sobie te wszystkie słowa, gdyby nie jeszcze jedna sprawa. Ćwierć wieku temu Polacy zwolnili się z myślenia o świecie i przyszłości. Nasze elity, a w ślad za nimi rzesze zwykłych obywateli uznały, że wszystko, co słuszne, zostało już wymyślone – tam, na Zachodzie. A jeśli coś jeszcze pozostaje do wymyślenia, to też oni, tam, to wymyślą. Nam wystarczy naśladować, implementować standardy i pławić się w radosnej bezmyślności. Oni tam wiedzą, dokąd prowadzą świat, a my małpujemy i wypełniamy zalecenia, dzięki czemu u nas też będzie tak samo. Może to jest ten właśnie moment, kiedy powinniśmy się zapytać: czy naprawdę tego chcemy? 15.07. 2016

9



Supermarket Europa

G

11 Supermarket Europa

dyby Jan Kochanowski miał okazję pisać o naszym członkostwie w Unii Europejskiej, pewnie by użył frazy: „Nową przypowieść Polak sobie kupi, że i przed akcesją, i po akcesji głupi”. W żadnej chyba innej sprawie nie przejawiają się tak boleśnie nasza polityczna niedojrzałość i płynący z niej brak zrozumienia zasad rządzących stosunkami międzynarodowymi. A także i to, że nasza polityka zagraniczna praktycznie nie istnieje: jedyną perspektywą naszych działań wobec zagranicy jest to, jak się one spodobają w Polsce. Wychodząc z założenia – niebezpodstawnego niestety – że w Polsce panuje „murzyńskość”, przez wiele lat rządzący III RP kierowali się jednym prostym wskazaniem: robić tak, żeby ich Zachód chwalił. Takie wdrażać „reformy”, takie podejmować decyzje, żeby się to podobało niemieckim i francuskim gazetom oraz przynosiło aktualnemu polskiemu rządowi pochwały „zachodnich


Rafał A. Ziemkiewicz

12

partnerów” i przedstawicieli eurokracji. Te pochwały były potem przez krajową propagandę przedstawiane jako dowód, że „słuszną linię ma nasza władza”. Jeśli tam, w metropolii, biali ludzie chwalą naszego premiera i jego partię, to jakże my, głupie czarnuchy, moglibyśmy się ich opinią nie kierować? Polacy bowiem, gremialnie nic z tego wszystkiego nie rozumiejąc, wierzyli, że polityką międzynarodową rządzą zasady przyzwoitości, jak w stosunkach między ludźmi. Zachód wie od nas lepiej, jest bogatszy, więc się swą wiedzą i swym bogactwem z nami dzieli. Dlaczego? Z wdzięczności. Za II wojnę światową, za Solidarność i nasz udział w uwolnieniu świata od komunizmu. No i dlatego, że z jakiegoś powodu teraz jest już inaczej niż kiedyś, po nowemu, skończyła się polityka egoizmów narodowych i imperialnych podbojów, wszyscy, przynajmniej na Zachodzie, są przyjaźni i myślą tylko o tym, jak takim krajom jak nasz zrobić dobrze. Proszę się nie śmiać, na spotkaniach w Polsce często zdarzało mi się, że ludzie z pozoru poważni, wykształceni, z lokalnych elit z pasją protestowali przeciwko mojemu cynizmowi i przyziemności, wygłaszając takie mniej więcej mądrości jak powyżej. Apogeum sięgnęło to w czasie rządów PO, kiedy Władysław Bartoszewski – człowiek wielce zasłużony i o pięknej przeszłości, ale wówczas już kompletny dement – sformułował coś w rodzaju doktryny „brzydkiej panny bez posagu”. Bądźmy grzeczni, to nam dadzą. Tym hasłem wygrał Tusk swą drugą kadencję: obiecując miliardy z Unii i strasząc, że Kaczyński, upominający się o równe traktowanie Polski w Europie, jeszcze łaskawców obrazi i wtedy nie dadzą (równie istotny był w tam-


13 Supermarket Europa

tych wyborach wątek Smoleńska – strach przed wyjaśnianiem tragedii także odnosił się do owych mitycznych miliardów, których moglibyśmy nie dostać, gdyby nas PiS pokłóciło z Putinem). Teraz się nastroje odwróciły, Unia wskutek wariactw politycznej poprawności i imigracji straciła w naszych oczach dawny szacunek, nawet stała się zagrożeniem – a i fakt, że jej fundusze nie są bynajmniej bezinteresownym datkiem, zaczął do ludzi docierać. Ale mądrzejsi się bynajmniej nie staliśmy. Ze skrajności w skrajność, potulność „biednej panny bez posagu” zastąpiło irracjonalne „pokażemy im”, „nie damy ani guzika” i „wstawanie z kolan” w duchu „albośmy to jacy tacy”. I tak się miotamy – pomiędzy graniczącym ze zdradą narodową poddaniem się zagranicznej „protekcji” a chłopską nieufnością wiodącą do agresji. Albo wierzymy jak idioci, że nam to wszystko Europa daje z łaski, w prezencie, i powinniśmy jej być strasznie wdzięczni – albo jak pańszczyźniany głupek, który rozumie, że żydowski pośrednik na nim jakoś zarabia, ale nie jest w stanie pojąć jak, zamykamy się na wszelki wypadek w podejrzliwej wrogości. Nie wiem czasami, jak to ludziom tłumaczyć, żeby się przebić przez mur niezrozumienia. Mówię tak: wszyscy Państwo pewnie bywają w supermarkecie, prawda? Każdy wie, że są tam promocje. Sprzedaje się dwa w cenie jednego, nawet trzy w cenie jednego. Albo daje się w ogóle na kredyt. Z sympatii dla klienta? Owszem, w reklamach tak to jest przedstawiane, ale każdy wie, że oni na tych promocjach zarabiają, inaczej by ich nie oferowali. Unia Europejska nie robi z nami niczego innego niż supermarkety czy banki zachęcające do brania kredytu


Rafał A. Ziemkiewicz

14

z „zerowym oprocentowaniem” albo z gotówką „w prezencie”. Tylko na znacznie, znacznie większą skalę. Fundusze strukturalne to nic innego jak taka wyprzedaż z obniżką cen o połowę. Proszę bardzo, sfinansujemy wam połowę kosztów budowy drogi, stadionu, aquaparku czy czego tam chcecie. A na drugą połowę weźcie sobie kredyt w banku. Naszym banku, bo własnych już przecież nie macie, wyprzedaliście. Wy będziecie mieli drogę czy stadion, my zarobimy na oprocentowaniu. Kiedyś, za wczesnego Balcerowicza, opowiadał mi znajomy, jak starsza pani u niego na osiedlu oburzała się na właścicielkę prywatnego warzywniaka: pan u niej nie kupuje, pan wie, że ona to wszystko rano kupuje na Okęciu na giełdzie, tanio, a nam sprzedaje drożej i na nas zarabia?! Na wiadomość, że z każdego euro unijnej dotacji wydanej w Polsce około siedemdziesięciu centów wraca na Zachód (tak to akurat obliczył Marian Szołucha, ale są też inne szacunki, mówiące aż o dziewięćdziesięciu centach), reagujemy często podobnie jak owa wychowana w socjalizmie pani na fakt, że handlarz kupuje taniej, a sprzedaje drożej. Oszukują nas, wykorzystują! Oszukują, wykorzystują? Ależ oczywiście – tak samo jak supermarkety czy banki, ale i nie bardziej od nich. I tylko wtedy, gdy sami się głupio łaszczymy na „darmochę”. Widział ktoś ten pomnik głupoty i gigantomanii, jaki wystawiła prezydent Łodzi, pani Zdanowska, w miejscu dawnej stacji Łódź Fabryczna? Hektary kosztownej pustki i ogromny dworzec, na który przyjeżdża dosłownie kilka pociągów dziennie. Różnica jest tylko taka, że jeśli ktoś prywatnie ładuje się w długi, kupując bez sensu niepotrzebne rzeczy i biorąc niepotrzebne kredyty, możemy w ciemno uznać, że to idiota – gdy


zadłuża nas jako państwo czy miasto władza, nigdy nie wiadomo, czy nie jest to efekt korupcji. Ale to temat dla odpowiednich służb. Ważne, żebyśmy sobie uświadomili, że w unijnych pieniądzach nie ma żadnych cudów, ani to szczególna łaska, ani wyzysk, czasem może okazja, a czasem oferta dla nas niekorzystna; trzeba myśleć, a nie się żołądkować. Czasem dobrze jest wziąć kredyt, czasem go lepiej nie brać – a wejście do UE było właśnie niczym innym jak wejściem do takiego marketu, gdzie jest dużo ofert, dużo promocji, dużo sprzedaży na raty i oczywiście wielu cwaniaków, którzy chcą leszczowi z prowincji wepchnąć badziewie na jak najkorzystniejszych dla siebie warunkach. Czekam na władzę, która zacznie krzewić w tej kwestii w Polakach zdrowy rozsądek, i ciągle się, niestety, nie mogę doczekać. 28 .10. 2017

15

Publicystyka

b e z d a t y wa ż n o ś c i

Kliknij

i przejdź do sklepu, by kupić książkę


A WIĘC WOJNA!

C

wierć wieku temu Polacy zwolnili się z myślenia o świecie i przyszłości. Nasze elity, a w ślad za nimi rzesze zwykłych obywateli uznały, że wszystko, co słuszne, zostało już wymyślone – tam, na Zachodzie.

A

jeśli coś jeszcze pozostaje do wymyślenia, to też oni, tam, to wymyślą. Nam wystarczy naśladować, implementować standardy i pławić się w radosnej bezmyślności. Oni tam wiedzą, dokąd prowadzą świat, a my małpujemy i wypełniamy zalecenia, dzięki czemu u nas też będzie tak samo.

fabrykaslow.com.pl ISBN 978-83-7964-374-5

9 788379 643745

Wyłączny dystrybutor

34,90 zł*

* cena zawiera 5% VAT

facebook.com/fabryka

Może to jest ten właśnie moment, kiedy powinniśmy się zapytać, czy naprawdę tego chcemy?

Patroni medialni


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.