Szepty i Hałasy

Page 1




(...) czym jest ta sztuka kiedy wieki lecą międzyplanetarnie naszym pukaniem do siebie wszystko się osypie ale coś woła (...) [Miron Białoszewski z wiersza To mieszkanie potrafi być natchnione... z cyklu Wiersze po przeprowadzce]

„Coś woła”..., może głośniej, może ciszej, ale przecież zahacza naszą uwagę w prostym komunikacie „popatrz na mnie” wyrażanym dyskretnie, nienachalnie, cierpliwie albo zaczepnie, prowokacyjnie, wyraziście. Takie są prace zgromadzone na wystawie „SZEPTY I HAŁASY”. Ten lekko sparafrazowany tytuł, wywodzący się od słynnego filmu Ingmara Bergmana, wyznacza zakres temperatury emocji zawartych w ponad trzydziestu dziełach artystów zaproszonych do tej prezentacji przez Profesora Józefa Hałasa. Piętnastu twórców – przedstawicieli różnych pokoleń, związanych w mniejszym lub większym stopniu z różnymi nurtami, pracujących w różnych technikach, operujących odmiennymi stylistykami, uprawiających i sztukę przedstawiającą, i abstrakcję, obserwujących świat po swojemu, a przede wszystkim po swojemu ten świat interpretujących. Tytułowa skala pomieściła wszystkie sposoby wypowiedzi, z których najwięcej sytuuje się gdzieś pomiędzy skrajnymi postaciami dźwięku, wychodząc od ciszy (Andrzej Ziomek), a na manifeście kończąc (Elżbieta Terlikowska). Co ciekawe, taką specyficzną klamrą są dla mnie także dwie prezentowane na wystawie prace sprawcy tej artystycznej konfrontacji, Józefa Hałasa. Ascetyczny w swej zawartości akryl Drugi duży z cyklu Piony, skosy (w którym dwie czerwone diagonale, wyraziście „brzmiąc”


barwnie, tym bardziej podkreślają błękitną próżnię wypełniającą obraz) zaprasza do refleksji, a nawet do medytacji wymagającej od odbiorcy całkowitego wyciszenia. Natomiast Duże figury rozpychają ramy przedstawienia, konkurują o uwagę widza, jakby zagłuszając nawzajem snute przez siebie opowieści. Podobnie rzecz ma się w przypadku wybieranych przez twórców stylistyk. W cichych rejestrach odnajduję surrealistyczne, melancholijne pejzaże Ziomka (Gennesaret, Głos delikatnej ciszy), transcendentalny symbolizm Michaliny Cieślikowskiej-Kulmatyckiej (Myśli, Z rybą), ale i poezję konkretu zwyczajności u Piotra Tyszkowskiego (Dwie szpulki), czy poszukiwanie prawd uniwersalnych i doskonałości w świecie sztuki obecne w abstrakcyjnych kompozycjach Janusza Merkla (z cyklu Podziały prawie złote). Natężenie „bezgłośnego wydźwięku” malarstwa rośnie, w kolejnej grupie prac zachowując jednak równowagę w użytych środkach. A zatem idealnie zbalansowana geometryczna abstrakcja Aleksandra Dymitrowicza (Pejzaż znaleziony w pamięci), na pozór tylko wyciszone pejzaże Martyny Merkel (z cyklu Reminiscencje) i dekoracyjne ceramiczne Okruchy pamięci Pauliny Ziemby. Marian Waldemar Kuczma zaproponował trzy różne natężenia: od relatywnie stonowanej Szarej blachy po plątaninę wątków formalnych i treściowych w Arezzo. W zdecydowanie „głośniejszej” strefie znaleźli się: Marian Wołczuk ze swoimi zrytmizowanymi, także o zmiennej temperaturze, kompozycjami z cyklu Rekonstrukcje; Kasia Banaś i jej nieokiełznane barwne pejzaże (Daleko stąd na południe, Czarny statek), Jola Nikt ze swoimi neoprymitywistycznymi bajkami dla dorosłych (Kocha nie kocha, Mała żona wielkiego męża), Zdzisław Nitka w konsekwentnie neoekspresjonistycznych pracach malarskich (Ojciec i syn, Otto Müller), wreszcie Kasia Kmita z neopopartowskimi wycinankami i foliowymi kolażami zanurzonymi w świecie zniewolonym nieustającą konsumpcją i dyktatem mody (Wybór, Zbiór biały, Zbiór czarny), oraz Elżbieta Terlikowska z fotograficznymi kompozycjami kolażowymi portretującymi utraconą niewinność spod znaku „Mickey Mouse Is Dead”. Prezentowany zestaw artefaktów autorstwa tak różnych artystów wpisuje się też we wspomnianą wcześniej pełną skalę dźwięków za pomocą zastosowanych przez ich twórców rejestrów barwnych. Mamy więc achromatyczną „ciszę” w czarno-


białych, bardzo graficznych, quasi-żartach, czyli wycinanko-wyklejankach Kmity; delikatnie znaczone błękitem, równie silnie graficzne kolaże Terlikowskiej; mistyczne szarości Cieślikowskiej-Kulmatyckiej, zdyscyplinowaną i oszczędnie chromatyczną syntezę Dymitrowicza, odważnie przygaszoną gamę u Tyszkowskiego, oniryczną i melancholijną szaro-fioletowo-turkusową przestrzeń u Ziomka, zdecydowane przełamywanie szarości czerwienią u Merkel, wreszcie tętniące pod powierzchnią obrazu u Merkla, a na angobowanej powierzchni gliny klinkierowej u Ziemby wysmakowane mariaże kolorów. A potem coraz śmielej, coraz więcej barw, coraz bardziej nasyconych: u Hałasa, Kuczmy, Wołczuka, Nitki, Nikt, aż do prawdziwego nieokiełznania chromatycznego u Banaś. przestrzeń sterroryzowana przestrzeń upchana. Co tu mówić o przestrzeni w malarstwie? Musiało się upchnąć. Nieba. Odległości. Uniesienia. Tyle co od podłogi. I to w obłokach. Ale za to i to i to jest [z wiersza Mirona Białoszewskiego przestrzeń sterroryzowana... z cyklu Było i było]

To jakby Miron Białoszewski widział wystawę „SZEPTY I HAŁASY”. Myślę, że bardzo by mu się podobała. A ode mnie to tyle. Anita Wincencjusz-Patyna kurator wystawy
































Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.