Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Gazetta.
Tytuł oryginału I CHOSE FREEDOM The personal and political life of a Soviet official Przekład Maciej Antosiewicz Projekt okładki Ewa Witosińska Zdjęcia na okładce Wiktor Krawczenko podpisuje swoją książkę, ok. 1946. © Popperfoto/Getty Images Nowy Jork, ok. 1950 © Underwood &Underwood/Corbis/Fotochannels Copyright © 1946 by Victor Kravchenko Renewal copyright owned by Andrew Kravchenko All rights reserved No part of this book may be reproduced in any form without the permissions of Andrew Kravchenko Copyright © 2009, 2014 for the Polish edition by Wydawnictwo Magnum Ltd. Copyright © 2009 for the Polish translation by Wydawnictwo Magnum Ltd. Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana, zapisywana czy przekazywana w sposób mechaniczny, elektroniczny, fotograficzny lub w jakiejkolwiek innej formie bez zgody właściciela praw. Wydawnictwo MAGNUM Sp. z o.o. 02-536 Warszawa, ul. Narbutta 25A tel./fax 22 848 55 05, tel. 22 646 00 85 magnum@it.com.pl Zapraszamy do naszej księgarni internetowej www.wydawnictwo-magnum.com.pl Wydanie elektroniczne 2014
(EPUB) ISBN 978-83-63986-72-8 (MOBI) ISBN 978-83-63986-73-5
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Spis treści Rozdział I. Nocna ucieczka Rozdział II. Rosyjskie dzieciństwo Rozdział III. Chwała i głód Rozdział IV. Czerwona młodość Rozdział V. Zerwanie z przeszłością Rozdział VI. Studia w Charkowie Rozdział VII. Triumf machiny Rozdział VIII. Koszmar na wsi Rozdział IX. Żniwa w piekle Rozdział X. Moja pierwsza czystka Rozdział XI. Tajemnica Jeleny Rozdział XII. Inżynier w Nikopolu Rozdział XIII. Szybciej, szybciej! Rozdział XIV. Wielka czystka Rozdział XV. Zaczyna się moja próba Rozdział XVI. W poszukiwaniu sprawiedliwości Rozdział XVII. Tortury po północy Rozdział XVIII. Praca: wolność i niewolnictwo Rozdział XIX. Fałszowanie historii Rozdział XX. Syberyjska mistyfikacja Rozdział XXI. Europa walczy Rozdział XXII. Nieoczekiwana wojna Rozdział XXIII. Panika w Moskwie Rozdział XXIV. Kreml podczas wojny Rozdział XXV. Dwie prawdy Rozdział XXVI. Preludium do Ameryki Rozdział XXVII. Poddany Stalina za granicą Rozdział XXVIII. Uciekinier od niesprawiedliwości Posłowie Aneks. List otwarty Johna Earla Haynesa Przypisy
ROZDZIAŁ I
Nocna ucieczka
Każda minuta spędzona w taksówce jadącej na dworzec Union Station tamtej sobotniej nocy zdawała się naładowana niebezpieczeństwem i przeznaczeniem. Nawet ulice i ciemne budynki wyglądały wrogo. W ciągu siedmiu miesięcy pobytu w stolicy jeździłem tą trasą dziesiątki razy, nie zwracając większej uwagi na otoczenie. Ale tym razem było inaczej – tym razem uciekałem. Amerykańska rodzina, u której mieszkałem w Waszyngtonie, odnosiła się uprzejmie i przyjaźnie do gościa z zagranicy. Kiedy zachorowałem, opiekowali się mną z naturalną i niewymuszoną troską. Nasza znajomość, z początku czysto formalna, przerodziła się w serdeczną więź, której bariera językowa nadawała emocjonujący posmak. Czułem, że okazując życzliwość trawionemu tęsknotą za domem Rosjaninowi, ci dobrzy Amerykanie wyrażają swoją wdzięczność dla wszystkich Rosjan – dzielnych sojuszników, którzy stawiali wówczas czoło niemieckiej nawale na tysiąckilometrowym froncie. Przypisywali mi osobistą zasługę za każde radzieckie zwycięstwo. Czynsz miałem opłacony za tydzień z góry. Mimo to wyszedłem tamtej nocy z domu bez słowa pożegnania. Po prostu powiedziałem, że wyjeżdżam z miasta i że gdybym nie wrócił do wtorku, mogą wynająć mój pokój. Nie chciałem, aby moi gospodarze wiedzieli o miejscu mojego pobytu i o moim zamiarze ucieczki, gdyby ktoś z radzieckiej Komisji Zakupów wypytywał ich o mnie. Przez kilka dni w biurach Komisji symulowałem bóle głowy i ogólną niedyspozycję. Tego ranka napomknąłem zdawkowo kilku kolegom, że powinienem „zostać w domu i odpocząć”, więc mogę nie przyjść w poniedziałek. Bardzo się starałem zyskać dodatkowy dzień, zanim moja nieobecność zostanie zauważona. Po odebraniu marcowej pensji zażądałem rozliczenia wydatków z mojej podróży do Lancaster w stanie Pensylwania i wcześniejszej podróży do Chicago. Wyglądało na to, że wciąż są mi winni trzydzieści dolarów. Nie chciałem dawać najmniejszego pretekstu do oskarżeń, iż powodem mojej ucieczki były jakieś nieprawidłowości finansowe. Zadbałem również o to, żeby zostawić wszystkie swoje papiery w idealnym porządku, tak aby inni mogli podjąć pracę tam, gdzie ją przerwałem. Kiedy wiadomość o mojej ucieczce pojawiła się na pierwszych stronach waszyngtońskich i nowojorskich gazet, niektórzy z moich kolegów z Komisji z pewnością przypomnieli sobie szczególnie ciepły ton, jakim rozmawiałem z nimi tamtej soboty, szczególnie mocny uścisk dłoni, kiedy mówiłem: „No to cześć”. Musieli zdać sobie sprawę, że wtedy właśnie żegnałem się z nimi na zawsze. Nigdy więcej, nawet tutaj, w wolnej Ameryce, żaden z nich nie
ośmieli się ze mną spotkać. Podczas wielu miesięcy wspólnej pracy niektórzy z tych ludzi stali się mi bliscy: rozumieliśmy się w pół słowa. Gdybym mógł rozstać się z nimi otwarcie, emocjonalnie, po rosyjsku, ciężar, który przygniatał mi duszę, z pewnością trochę by zelżał. Była chłodna, bezgwiezdna noc. Dworzec kolejowy wydawał się najeżony niebezpieczeństwami. A jeśli natknę się na któregoś z kolegów, a on podniesie alarm? Z pewnością dwie walizki i samowolna podróż natychmiast wzbudzą jego podejrzenia. Może towarzysz Sierow albo generał Rudienko zorientowali się już w moich planach? Jakby w odpowiedzi na te obawy zauważyłem nagle mundur Armii Czerwonej. Zdrętwiałem z przerażenia. Nasuwając kapelusz głębiej na oczy, chowając głowę w podniesiony kołnierz płaszcza, przemknąłem pod ścianę i odwróciłem się plecami do rodaka. Ponieważ radzieccy urzędnicy zawsze podróżowali w wagonach sypialnych, zająłem miejsce w zwykłym przedziale osobowym. To zmniejszało ryzyko, że spotkam kogoś znajomego. W pogrążonym w półmroku, zatłoczonym, sennym wagonie byłem sam ze swoimi myślami. Od dłuższego czasu wiedziałem, że ta decydująca chwila jest nieuchronna. Od miesięcy planowałem ucieczkę. Wyglądałem jej jak wyzwolenia z labiryntu hipokryzji i zamętu, w którym błąkałem się przez tyle lat. Miało to być moje zadośćuczynienie za potworności, za które, jako przedstawiciel klasy rządzącej w swoim kraju, czułem się odpowiedzialny. Ale kiedy ta chwila nastąpiła, nie czułem żadnego upojenia, żadnego powiewu wolności – jedynie bolesną pustkę, w której lęki i wyrzuty odbijały się tak głośnym echem, że nawet śpiący żołnierze i marynarze w zadymionym wagonie musieli je słyszeć. Odcinam swoje życie od jego korzeni, powiedziałem sobie. Nieodwracalnie. Może na zawsze. Tej nocy przeistaczam się w człowieka bez ojczyzny, bez rodziny, bez przyjaciół. Nigdy więcej nie zobaczę twarzy, nie uścisnę dłoni, nie usłyszę głosów bliskich i przyjaciół, którzy są kością z mojej kości i ciałem z mojego ciała. Zupełnie jakby już nie żyli i jakby coś cennego we mnie też umarło. Już na zawsze pozostanie w moim życiu ta straszliwa pustka i bolesna martwota. W swoim kraju rodzinnym stanę się wyrzutkiem i pariasem. Reżim polityczny, któremu poświęciłem lata swojego życia wypełnione znojem i wiarą, wyda na mnie wyrok śmierci. Jego tajni agenci bez przerwy będą mnie tropić. Będą śledzić każdy mój krok i czuwać pod moimi oknami, a jeśli otrzymają taki rozkaz, zabiją mnie. A czy Amerykanie, wśród których miałem nadzieję rozpocząć nowe życie, kiedykolwiek zdołają zrozumieć, czym jest dla rosyjskiego komunisty zerwanie z radziecką dyktaturą? Są tak rozkosznie naiwni. Ludzie, którzy ze mną pracowali i przyjaźnili się ze mną, nie mówiąc już o tych, którzy mnie kochali, na zawsze pozostaną napiętnowani i podejrzani. Aby przeżyć, będą musieli się mnie wyrzec i zaprzeć, tak jak ja w swoim czasie zaparłem się i wyrzekłem tych, którzy ściągnęli na siebie zemstę państwa
radzieckiego. Czy miałem moralne prawo narażać tych niewinnych zakładników w Rosji, aby uspokoić swoje sumienie i spłacić dług wobec prawdy? To był najokrutniejszy dylemat ze wszystkich. Co mój pobożny dziadek, Fiodor Pantielejewicz, wierny sługa Boga i cara, pomyślałby o moim postępowaniu, gdyby jeszcze żył? Co powiedziałby mój ojciec, ten fanatyczny rosyjski rewolucjonista, gdyby przeżył dwa lata pod niemiecką okupacją? W tych myślach była przynajmniej jakaś pociecha. Dziadek nigdy nie rozumiał, dlaczego jego syn Andriej, mój ojciec, przeciwstawił się carowi i wielowiekowej tradycji. Ale ponieważ Andriej głęboko wierzył i był gotów iść do więzienia za swoją dziwną nową wiarę, dziadek zawsze kończył wymówki błogosławieństwem. Co się tyczy mojego ojca, chociaż kochał żonę i dzieci, bez wahania naraził nas na głód i łzy, aby służyć swojej sprawie. On by mnie zrozumiał i zaaprobował moją decyzję, co do tego nie miałem wątpliwości. Była również gorzka pociecha w myśli, że mój brat Konstantin, który zawsze był mi bliski, nie żył – zginął, broniąc naszej ojczyzny przed hitlerowskimi najeźdźcami jako oficer na froncie kaukaskim. Czy zemsta państwa spadnie na samotną i bezradną staruszkę, dopiero co uwolnioną z niemieckiego obozu koncentracyjnego, tylko dlatego że jest moją matką? Czy na kobietę, która przez trzy lata była moją żoną, chociaż nie wiedziała nic o moich politycznych wątpliwościach i o mojej ucieczce? Te myśli wciąż kołatały mi w głowie, niczym bolesny tam-tam, który rozbrzmiewał coraz słabiej, ale nigdy nie milkł, kiedy o trzeciej rano pociąg przyjechał do Nowego Jorku. Na peronie znowu zobaczyłem rosyjskiego oficera. Niósł walizkę i był najwyraźniej nieświadomy mojej obecności. Mimo to ociągałem się, chciałem zwiększyć dystans pomiędzy nami. Zameldowałem się pod włoskim nazwiskiem w obskurnym hotelu z dala od centrum miasta – był to jeden z tych hoteli, gdzie za pokój płaci się z góry. Dostałem pokój jakby specjalnie przeznaczony dla samobójców, ciasny, zatęchły, przygnębiający. Zamknąłem drzwi. W półświetle jedynej elektrycznej żarówki zacząłem pisać oświadczenie, którego fragmenty ukazały się dwa dni później w amerykańskich gazetach. Gdyby ktoś obserwował wówczas moje dziwne zachowanie, moje bezsenne noce, moją potajemną ucieczkę z Waszyngtonu, moje odosobnienie w Nowym Jorku, mógłby pomyśleć, że popełniłem jakąś straszną zbrodnię i ukrywam się przed policją. Ale ja nikogo nie obrabowałem ani nie zabiłem. Po prostu postanowiłem rzucić pracę ekonomicznego emisariusza swojego rządu! Żaden Amerykanin nie zdołałby zapewne zrozumieć, że dla funkcjonariusza totalitarnego reżimu nie ma bardziej przerażającej „zbrodni”. Był to najwyższy akt apostazji wobec ziemskiego boga. Winowajca nie tylko stawał się wyrzutkiem, żyjącym na kredyt, ale nie mógł nawet wymieniać listów ze swoimi najbliższymi. Nosił na czole kainowe piętno. Każdy obywatel radziecki, który by się z nim spotkał lub okazał mu życzliwość, popełniłby polityczne, może
nawet fizyczne samobójstwo. Żaden Rosjanin, zwłaszcza komunista o długim stażu i wysokiej pozycji w biurokratycznej hierarchii, nie podjąłby takiej decyzji lekkomyślnie, pod wpływem nagłego impulsu. Miała ona swoje początki w najgłębszej warstwie świadomości, dojrzewała powoli, lecz nieodwołalnie. Jej powody nigdy nie znajdują się na powierzchni. Należy ich szukać głęboko w środku, u jądra całej egzystencji człowieka. W poniedziałek 3 kwietnia 1944 roku porozmawiałem z kilkoma dziennikarzami. Tego samego dnia wieczorem na pierwszej stronie „New York Timesa” ukazała się wiadomość. Ten pośpiech miał ogromne znaczenie, mógł tak naprawdę ocalić mi życie. Gdyby moi zwierzchnicy dowiedzieli się o mojej ucieczce, zanim ogłoszono o niej publicznie, ambasada radziecka w Waszyngtonie niewątpliwie zdyskredytowałaby mnie przed Departamentem Stanu, prawdopodobnie jako niemieckiego agenta, i zażądała mojego aresztowania w celu deportacji do ZSRR. Ale z chwilą, gdy Amerykanie poznali fakty i śledzili rozgrywający się dramat, ambasada została zaszachowana, przynajmniej chwilowo. „Radziecki urzędnik składa rezygnację” – obwieszczał nagłówek „Timesa”. Artykuł zaczynał się tak: Oskarżając rząd radziecki o „dwulicową” politykę zagraniczną w odniesieniu do rzekomego pragnienia współpracy ze Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią i potępiając reżim stalinowski, który nie chce przyznać narodowi rosyjskiemu praw politycznych i swobód obywatelskich, Wiktor A. Krawczenko, urzędnik Radzieckiej Komisji Zakupów w Waszyngtonie, ogłosił wczoraj o swojej rezygnacji i oddał się „pod opiekę amerykańskiej opinii publicznej”. Pan Krawczenko, który posługuje się paszportem „Przedstawiciela Rządu Radzieckiego”... jest kapitanem Armii Czerwonej, a przed przyjazdem do Stanów Zjednoczonych w sierpniu ubiegłego roku był dyrektorem kilku wielkich zakładów przemysłowych w Moskwie. Wcześniej pracował jako szef wydziału zaopatrzenia przy Radzie Komisarzy Ludowych Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, największej z radzieckich republik związkowych. Jest członkiem rosyjskiej partii komunistycznej od 1929 roku i zajmował wiele ważnych stanowisk ekonomicznych za reżimu radzieckiego. Pan Krawczenko ze względów patriotycznych nie chciał rozmawiać o sprawach dotyczących prowadzenia wojny przez Rosję Radziecką ani ujawnić szczegółów dotyczących kwestii ekonomicznych, zwłaszcza jeśli mają one związek z funkcjonowaniem lend-lease’u, zarówno w kontekście działalności Radzieckiej Komisji Zakupów, jak i w Rosji.
Potem następowały fragmenty długiego oświadczenia, nad którym trudziłem się przez całą niedzielę. Zostało napisane moją serdeczną krwią, ale jej kolor nie przebijał spod farby drukarskiej. Obywatele wolnego kraju nie mają w swoich osobistych doświadczeniach niczego, dzięki czemu mogliby zrozumieć moje postępowanie. To, co w najwyższym stopniu tragiczne, musi im się wydawać po prostu dziwaczne. W oświadczeniu próbowałem wyjaśnić narodowi amerykańskiemu, swoim towarzyszom w kraju i przyjaciołom w komisji waszyngtońskiej, dlaczego
zdecydowałem się na ten straszny krok. Ale im dłużej pisałem, przekreślałem i poprawiałem, tym bardziej beznadziejne wydawało się to zadanie. W żadnym języku nie ma słów mogących podsumować całe życie. Moja decyzja zerwania z reżimem radzieckim – równoznaczna z osobistym wypowiedzeniem wojny wszystkim państwom policyjnym – nie była przypadkowa. Wynikała ze wszystkiego, czym byłem, co myślałem i czego doświadczyłem. W tym sensie była to nie tyle decyzja, nie tyle akt woli, ile logiczne i nieuchronne zwieńczenie długiego procesu. Aby to wyjaśnić, muszę sięgnąć wstecz, do pragnienia sprawiedliwości, którym przepełnione było moje dzieciństwo nad brzegami Dniepru; do tęsknoty za wolnością, która wzbierała w chłopięcym sercu, kiedy rewolucja przetaczała się przez miasta i stepy Ukrainy; do entuzjazmu komsomolca, a później dorosłego członka partii komunistycznej; do wątpliwości, rozczarowań i podejmowanych rok po roku rozpaczliwych prób, by umocnić słabnącą wiarę upartymi iluzjami. Aby to wyjaśnić, muszę opowiedzieć o całym swoim życiu, a także o życiu Rosji, ponieważ wiąże się ono z moim.
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Gazetta.