Copyright © Jakub Porada Copyright for this edition © Wydawnictwo Pascal sp. z o.o. Redakcja: Ewa Kosiba Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak Projekt okładki i makiety, skład i łamanie: Paweł Panczakiewicz/Panczakiewicz Art.Design Zdjęcia na okładce: Agnieszka Porada Zdjęcia: Agnieszka Porada, Jakub Porada, Dreamstime: s. 67 (Małgorzata Pakuła), 64, 84 i 88 (Cyberstock), 165 (Daniel Lesniak), 177 (Patryk Kosmider), 180 (Badahos), 278 (Daniel Lesniak), 281 (Piotr Pawinski), 285 (Bączyński Janusz), 286 (Alicja Ludwikowska), 297 (Plachy), 298 (Smellme), 301 (Ryszard Laskowski), 302 (Brandon Tucker). Obróbka graficzna zdjęć: Andrzej Macura, Dominik Trzebiński Du Châteaux, Panczakiewicz Art.Design Redakcja techniczna: Jarosław Jabłoński Redaktor prowadząca: Agnieszka Cybulska Redaktor naczelna: Agnieszka Hetnał Wydawnictwo Pascal sp. z o.o. ul. Zapora 25 43-382 Bielsko-Biała www.pascal.pl Bielsko-Biała 2015 ISBN 978-83-7642-537-5 eBook maîtrisé par Atelier Du Châteaux
PRZEDMOWA CZYLI PO CO POWSTAŁA TA KSIĄŻKA „My dolecieliśmy do końca. Ale to tylko przystanek. Może spotkam y się na następnym? Będę czekał”. Tak pisałem rok temu w książce Porada da radę. Tanie latanie. Zresztą z niektórym i czytelnikam i rzeczywiście spotkałem się i wciąż spotykam na szlaku. Czasem zaledwie na kilka chwil, bo każdy pędzi w swoją stronę, ale zawsze w serdecznej atm osferze. Z tych krótkich widzeń wychodzim y bogatsi. Dzielim y się wrażeniam i z podróży, wym ieniam y doświadczeniam i dotyczącym i trasy. Wspom niana publikacja cieszy się wielkim zainteresowaniem, co świadczy o nieustannym zapotrzebowaniu na – jak je nazywam – inspiracyjne przewodniki. Uzbierało się też sporo materiału na kolejne części. Coraz częściej jednak w trakcie podróży słyszę pytanie, które każe mi skorygować plany. – Dlaczego nie pisze pan niczego o Polsce? – pytają rozm ówcy. – Jest taka piękna, a tak mało o niej wiem y. Jak mamy się nią chwalić za granicą, skoro sami jej nie zna-
my? Mówią z zapałem godnym szacunku i na dowód przytaczają konkretne miejsca i kierunki – od Kołobrzegu po Ustroń, od Trójm iasta po Dolny Śląsk. Zacząłem się zastanawiać nad tymi słowam i i w trakcie jednego z bezsennych lotów doszedłem do wniosku, że czytelnicy mają rację. Europa i świat są atrakcyjne, ale równie interesująca jest Polska, a najciekawsze jest to, że jedno nie wyklucza drugiego. Siłę każdego działania stanowi płodozmian. Raz jemy sushi, a raz ruskie pierogi. Wtedy każda z potraw smakuje najlepiej. Dlatego, nie rezygnując z podróży zagranicznych, zacząłem się przyglądać ojczystym terenom – najpierw notowałem rzeczy warte uwagi, w końcu tworzyłem kolejne rozdziały, aż wreszcie skończyłem książkę. I żeby nie być gołosłownym, postarałem się o dowody w postaci zdjęć. Poprosiłem o nie znakom itego fotografa – to mistrzyni obiektywu, utalentowana artystka, umiejąca z wielką wrażliwością ukazać piękno każdego zakątka świata. W dodatku zbiegiem okoliczności Agnieszka Porada nazywa się tak samo jak ja, więc ta współpraca musiała się udać. A co takiego ma Polska? Po pierwsze, to nie Belgia czy Holandia, na przejechanie których wystarczą dwie godziny. W Polsce przejazd znad morza w góry oznacza wielogodzinną wyprawę, często zatłoczonym pociągiem. I w tym wielkim państwie kryje się moc skarbów wartych poznania. Po drugie, to piękny kraj. Może przysłowie: ,,Cudze chwalicie, swego nie znacie” jest oklepane, ale nie traci na aktualności, bo w Polsce znajduje się tak wiele atrakcji, że znajom ość choć części z nich gwarantuje emocje godne Alp czy Lazurowego Wybrzeża. Warto tam latać, jeśli są tanie bilety, ale warto też sprawdzić, co ma do zaoferowania nasza ojczyzna.
Co kilkanaście dni staram się polecieć za granicę. Podoba mi się zarówno w Barcelonie, jak i w Budapeszcie, zwłaszcza że często jest tam taniej niż u nas. Polska kryje jednak w sobie tak wiele wspaniałości przyrody i tak wielki potencjał, że każdy turysta stojący nad brzegiem Biebrzy czy na szczycie Czantorii będzie pod wrażeniem. Możem y się pochwalić wspaniałym i góram i, przepięknym morzem, powalającym i zabytkam i i historią, z której powinniśmy być dumni. Nie mamy żadnych powodów do kompleksów, tak jak nie mają ich Anglicy, Francuzi czy Włosi. A często jesteśmy lepiej od nich wykształceni, bardziej oczytani i władam y językam i obcym i. Oni to wiedzą, ale jak mawia mój szef: jak się sam nie pochwalisz, to nikt cię nie pochwali. Dlatego chciałbym, żebyście też zakosztowali wrażeń i również umieli się chwalić, a na zachętę oddaję w wasze ręce tę książkę. Zdaniem Marka Twaina podróżowanie jest zabójcze dla uprzedzeń i ograniczeń. Jedno z nich stanowi myślenie, że im dalej się wybierzem y, tym będzie ciekawiej. A często jest dokładnie na odwrót. Powiedzcie, drodzy podróżnicy, z ręką na sercu, w ilu zakątkach, ilu miastach naszego kraju nigdy nie byliście? Ile wam wyszło? Dużo, prawda? Nie szkodzi, wystarczą dwa wolne dni w tygodniu, żeby to zmienić. Niezależnie od zawodu, pracy i grubości portfela, macie prawo do ma-
łego wyskoku, o każdej porze roku. Nawiązując do tytułu film u Jima Jarm uscha, zróbcie sobie nieustające wakacje. I nie bójcie się, że coś stracicie, także finansowo, bo pokażę wam, jak tanio kupować bilety i nie przepłacać za nocleg. Zyskacie wiedzę, dobry humor i radość życia. A zatem, dlaczego Polska? A dlaczego nie?
Apetyt rośnie w miarę podróży
DOKĄD SIĘ WYBRAĆ Jeśli wierzyć suchym danym z GUS, w Polsce jest 913 miast. Ile z nich znasz, w których byłeś, a o których istnieniu nawet nie wiesz? Tylko siedem z nich ma ponadczterystutysięczną populację, za to aż kilkaset to ośrodki liczące po kilkanaście czy kilka tysięcy mieszkańców. A ponieważ ciekawe miejsca i historie nie są związane z wielkością, jest w czym wybierać. Gdybyśmy mieli odwiedzić raz w miesiącu przynajm niej jedno z polskich miast, zajęłoby to nam aż 76 lat. A przecież do niektórych miejsc wracam y wielokrotnie, więc powinniśmy żyć co najm niej 200 lat. I jak to ogarnąć? Spokojnie, nie wpadajm y w panikę. Wszystkich książek również
nie przeczytam y, podobnie jak nie obejrzym y każdego film u. Wiem, co mówię – w latach dziewięćdziesiątych jako kierownik wypożyczalni Beverly Hills Video w Sosnowcu oglądałem pięć film ów dziennie przez rok. Zobaczyłem ich 1825, czyli tyle, ile w Stanach produkuje się w zaledwie dwa lata. Kropla w morzu, podobnie jak z listą miejsc do zobaczenia. Pewnych rzeczy nie przeskoczym y. Na szczęście nie chodzi o ilość, tylko o jakość i osobiste doświadczenia, które, jak wiem y, są bezcenne. Pols ka da radę to przewodnik osobisty, co oznacza, że nie wym ienia wszystkich możliwych atrakcji, a jedynie te, które szczególnie mnie zainteresowały – czasem dlatego, że mało kto o nich wie, a czasam i odwrotnie: żeby przekonać się, czy „oczywista oczywistość” rzeczywiście cieszy się zasłużoną renom ą. Wy też twórzcie sobie prywatny ranking, zwiedzając kolejne miejsca i wracając do tych ulubionych. Zwłaszcza że podróże nie mają ani końca, ani początku. A uzależniają do tego stopnia, że przerwa między jednym a drugim wyjazdem staje się nieznośna. No cóż, uzależnienie ma to do siebie, że zostaje na całe życie. „Nie da się odkisić ogórka”, jak pisał Stephen King w Doktorze Śnie. I dobrze, bo podróżowanie to zdrowe uzależnienie, przynoszące same pozytywy: otwartość na świat, pogodę ducha, zaradność, przygody. Nieważne, że trzeba się sporo najeździć i nachodzić. Raz zarzucony spławik nie będzie wyłowiony bez zdobyczy. A w tym wypadku zdobyczą jest Podróż przez duże P. Wybrałem dla was dziesięć podróży. Są tu zarówno nadm orskie kurorty, jak i górskie miejscowości, są zamki na Dolnym Śląsku oraz bajeczny krajobraz w dolinie Biebrzy. Wybrałem też różne środki lokom ocji. I zrobiłem to nie bez przyczyny. Po pierwsze, chcę, żebyście podróżowali do pięknych miejsc. Oczywiście „piękno” to pojęcie względne, bo jeden lubi tort czekoladowy, a drugi bigos na wędzonce, ale siłą miejsca, którego nie znam y, jest nie tylko niepowtarzalny urok, lecz także obiektywne wyznaczniki piękna, jak uroda Kim Wilde w latach osiemdziesiątych. Po drugie, chcę, żebyście podróżowali tanio oraz umieli korzystać z oferowanych przez sieć narzędzi i prom ocji, które kapią jak z nieba. Sam oloty, pociągi, tramwaje i prom y. Od autobusu do sam olotu, od okazji na BlaBlaCarze do prywatnego transportu – trzeba to ogarnąć. Po trzecie, chcę, żebyście podróżowali często. Nawet jeśli do urlopu zostało wam wiele miesięcy, nie czekajcie i nie chodźcie jak struci. Róbcie go sobie co tydzień, jeżeli tylko macie dzień albo dwa dni wolnego. Tyle w zupełności wystarczy. Mam świadom ość, że nie wszystkie okolice zostały przeze mnie dogłębnie zbadane. I bardzo dobrze. To osobisty zapis podróży, a także indywidualne spojrzenie na miejsca, w których byłem i do których często mam ochotę wrócić. Potraktujcie zatem te wyznania jako inspirację i zachętę do własnych wojaży, a także do tworzenia subiektywnych list, regularnie poszerzanych o kolejne pozycje. Tak żeby weszło wam w krew. I traktujcie każdą podróż jako wartość. Uczcie się i poznawajcie. Tak jak śledzicie Projekt Pora-
da, tak twórzcie własny Projekt… (tu wstawcie swoje nazwiska). W miarę możliwości twórczo wykorzystujcie czas w podróży. Czytajcie, słuchajcie muzyki, sprawcie, żeby te chwile nie były stracone. Wyobraźcie sobie: podróż z Wrocławia do Rzeszowa trwa około pięciu godzin. A książka ma 300 stron. Oznacza to, że przy średniej prędkości około 100 stron na godzinę spokojnie zdążycie przeczytać całą, a jeszcze znajdziecie czas na drzemkę i posiłek. Niech oprócz ludzi książki staną się waszym i najbliższym i przyjaciółm i. Polska jest pięknym krajem, a ludzie są tu gościnni i serdeczni. Pora na Polskę, od krańca do krańca. Czyli od Świnoujścia do Lubania. Od Poznania po Sztabin. Dokąd się zatem wybrać? Do każdego z tych miejsc! Dacie radę. Zaraz ruszam y.
PLANOWANIE I LOGISTYKA Podobnie jak w przypadku podróży zagranicznych, do krajowych również trzeba się przygotować. Chcem y przecież, żeby bilety były jak najtańsze, a nocleg nie bił po kieszeni. Czy to będzie Polski Bus, czy InterREGIO, opłaca się sprawdzać opcje dojazdu, bo dzięki temu oszczędzam y czas i pieniądze. A jak planować? Po pierwsze: czytać. Publicystyka, historia, geografia, beletrystyka, a nawet poezja – wszystko okazuje się przydatne. Zachęcam także do tworzenia własnej biblioteki kierunkowej, bo przy umiejętnym kupowaniu na wyprzedażach albo korzystaniu z prom ocji można budować prywatny zbiór, do którego będzie się zaglądało przy niespodziewanych okazjach. To nie tylko rozwija i uczy, lecz także daje satysfakcję. Ja tak robię, a dla własnej przyjemności staram się również czytać szeroko pojętą literaturę turystyczną, niekoniecznie przewodnikową. Melchior Wańkowicz piszący o wyprawach kajakowych krzepi równie dobrze, co Mariusz Szczygieł opisujący Czechy. Co jeszcze? Przeglądam inform acje na forach dyskusyjnych. Interesują mnie zarówno miejsca oczywiste, typu Krupówki w Zakopanem, jak i oryginalne lokalizacje, na przykład Szwecja pod Wałczem, gdzie co roku odbywa się lokalny festiwal kiszki szwedzkiej.
Grupy dyskusyjne dostarczają mnóstwa inform acji o sposobach dojazdu do danej miejscowości albo o tym, jaką popularnością cieszą się poszczególne hotele czy knajpy. Minusem jest to, że chociaż strony internetowe są na bieżąco aktualizowane, to bywają i takie, które mają krótki żywot i czasem znikają z dnia na dzień. Nieocenionym sposobem na podpowiedzi jest także vox populi. Facebook powstał, żeby zarabiać na ludzkiej próżności. Można go jednak mądrze wykorzystać i skorzystać z wiedzy i podróżniczych doświadczeń internautów. W ten sposób tworzy się archiwum. Inform acje, które wydają mi się istotne, grom adzę w teczkach i segregatorach. Czasem, gdy najdzie mnie chęć na uporządkowanie zbioru, skanuję co ciekawsze wycinki i trzym am w plikach na komputerze. Ale nawet jeśli nie jestem w stanie wszystkiego ogarnąć, coś zostaje w głowie i pozwala na pełniejsze wykorzystanie potencjału miejsca, do którego się udaję. To trochę jak z robieniem ściągawek w szkole. Korzystanie z nich jest naganne, ale samo przygotowanie już nie, bo też uczy. Tak więc rób ściągi. Ja robię i w ten sposób tworzę sobie prywatną listę przebojów. Oczywiście w miarę podróżowania mogę ją modyfikować, ale jeśli już powstaje, to na bank zostanie zrealizowana. Jak przygotować się do wyprawy? Wiosna i wakacje to wspaniały czas na spełnienie podróżniczych marzeń. Nie wszy-
scy mają dwa miesiące wolnego, ale każdy może planować wyjazdy i cieszyć się w czasie podróży z na ogół dobrej aury. Warto jednak pam iętać, że przecież chodzi nam o to, żeby podróżować nie tylko w lipcu i sierpniu. Przez cały rok jest dobra pogoda na dobre zwiedzanie. Są nawet miesiące, w których przyroda odkrywa swoje uroki w szczególny sposób. Maj w dolinie Biebrzy czy jesień na bieszczadzkich szlakach urzekają feerią barw. A zatem jedna z najważniejszych zasad planowania regularnych podróży brzmi: każdy miesiąc jest dobry na wyjazd. Tak jak każda potrawa ma dobry smak. Chodzi tylko o to, żeby dopasować ją do nastroju i okoliczności. Gorący rosół lepiej smakuje w zimny dzień, a lody – może niekoniecznie na mrozie. Aby jednak solidnie przygotować się do wyjazdu i spędzić go bezpiecznie, warto nie tylko zapakować ciepłą kurtkę czy zabrać książkę do pociągu. Każdy musi wypracować swoją metodę, ale powiem, w jaki sposób robię to ja. Na początku wpisuję w wyszukiwarkę nazwę miejsca lub miejscowości, potem czytam wszystko, co wydaje mi się ciekawe. W tym sam ym czasie w innym oknie urucham iam Google Maps i sprawdzam odległości między lokalizacjam i. Nauczyłem się tego w trakcie planowania podróży zagranicznych, kiedy przelot z danego lotniska był na tyle drogi, że opłacało się podjechać do innego miasta. Cały czas to robię – lecę do Liverpoolu, a wracam na przykład z Manchesteru, lub odwrotnie.
Jednocześnie otwieram nowy plik tekstowy i zapisuję w nim to, co mnie najbardziej interesuje, zaznaczając te szczególnie istotne inform acje różnym i koloram i. To samo dotyczy ważnych adresów i linków. W ten sposób po jakimś czasie powstaje dokum ent, tym bardziej wartościowy, że skrojony na miarę, pode mnie i pod moją podróż. Na koniec drukuję gotowy plik i wiozę go ze sobą. To mój osobisty przewodnik, który niekiedy poszerzam o inform acje pojawiające się w trakcie podróży. Nazwy restauracji, potraw i miejscowości, telefony, jakieś ciekawe spostrzeżenia uzupełniam na bieżąco. Oczywiście nawet najdokładniejsze, najwspanialsze opisy nie zastąpią osobistych doświadczeń. Dlatego uzbrojeni w teorię możem y mierzyć się z praktyką. O wiele łatwiej jest, jadąc na miejsce, mieć teoretyczne podłoże. Wtedy wiem y, na co się nastawiam y w trakcie wizyty i co uda nam się zobaczyć na miejscu. A po powrocie chowam plik do katalogu z nazwą miejsca lub regionu i trzym am na kolejny wypad. Robię także co jakiś czas kopie na pendrive’a, żeby nie być zaskoczonym ewentualną utratą danych. Poznawanie własnego kraju to fascynujące, ale również wym agające zadanie.
JAK ZDOBYWAĆ BILETY – Przebiłam twoją ofertę. – Jaką ofertę? Na imprezie kończącej sezon w telewizji stoję w kolejce do baru. Za mną przestępuje z nogi na nogę wysoka brunetka. – Pam iętam, jak mówiłeś o locie do Barcelony. – A tak, faktycznie. To piękne miasto. I można je całkiem tanio zwiedzić. – Udało mi się kupić bilety o prawie czterdzieści złotych taniej. – Brawo. – Więc cię pokonałam – oświadcza moja rozm ówczyni z triumfalnym błyskiem w oku. – Bardzo chętnie daję się pokonać w takich sprawach – odpowiadam szczerze. – Wiesz, niezależnie od tego, jak szybko pojedziesz po autostradzie, ktoś zawsze zrobi to szybciej. Staram się kupować bilety jak najtaniej. Nie zawsze jednak jest to możliwe, wtedy płacę za nie nieco więcej. Przecież jeśli nie dostanę biletu za złotówkę, to nie znaczy, że
nie powinienem w ogóle jechać. Nie dajm y się zwariować. Chodzi o to, żeby korzystać z okazji i kupować po każdej cenie, która jest akceptowalna. A jak wysoka to cena? Cóż, każdy ma swoją miarę zależną od zasobów portfela i upodobań. Ja przyjąłem za miernik cenę za przejazd pociągiem InterCity. Bilet bez prom ocji na trasie pom iędzy dużym i miastam i to koszt około 120 złotych. Czyli w obie strony 240 złotych. Dużo, a mimo to często poruszam y się po Polsce w ten sposób. Dlatego uważam, że jeśli zmieszczę się w POŁOWIE ceny „tam i z powrotem”, to znaczy, że nie przepłaciłem. A zatem 120 złotych stanowi granicę, której staram się nie przekraczać. Ale to moja granica, wy możecie ustalić podobną albo zupełnie inną. Ważne jest, żeby uświadom ić sobie pułap możliwości, poniżej którego będziecie się swobodnie poruszać. To jest kluczowa kwestia, nad którą każdy podróżnik musi się zastanowić. Gdyby bilety były w tej sam ej cenie, to oczywiście czas i sposób kupowania nie miałyby znaczenia. Jednak w sytuacji, w której odpowiednio wczesne działania chronią portfel przed nadm iernym odchudzeniem, rzecz nie jest bez znaczenia. Chodzi przecież o to, żeby nie przepłacać bez potrzeby. – No dobrze, ale ja szukam i szukam, i nic nie mogę znaleźć. Gdzie są te prom ocje cenowe? To najczęściej zadawane pytanie. Odpowiadam na nie cierpliwie na spotkaniach autorskich i w rozm owach prywatnych. Ludzie przychodzą z prośbą o – nom en omen – poradę, bo nie mogą znaleźć przejazdu czy przelotu po dobrej cenie. Czasem są skłonni wierzyć, że tanie podróżowanie to ściem a i rzeczywiście coś tu nie gra. Wszystko gra. Wytłum aczę to na zrozum iałym dla każdego przykładzie: jeśli jeansy renom owanej firm y kosztują w sklepie, powiedzm y, 300 złotych, to kupując je, wiem y, że jest to konkretny wydatek. Jeżeli jednak znajdziem y te same jeansy w outlecie za 99 złotych, czy to znaczy, że kupujem y produkt gorszej jakości? Oczywiście, że nie. Po prostu te spodnie są dużo tańsze. To oznacza, że albo producent pozbywa się partii towaru, żeby zrobić miejsce dla kolejnych, albo – i ja bardziej wierzę w tę wersję – to jest rzeczywisty koszt produkcji towaru, norm alnie sprzedawanego po zawyżonej cenie. A skoro tak, to jeśli utrafim y w odpowiedni mom ent, możem y kupić fajną rzecz za 99 złotych, a 200 złotych przeznaczyć na zupełnie inne rzeczy. Kupujem y ten sam produkt, tylko cena jest inna. I to stanowi sedno sprawy. Bo dokładnie w taki sposób trzeba podejść do zakupu biletów. Jeśli trafim y na odpo-
wiednią chwilę, zdobędziem y transport za ułam ek tego, co moglibyśmy wydać, płacąc norm alną cenę. Norm alną, czyli ustaloną na zawyżonym poziom ie. A jaki czas jest dobry? Plus minus trzy miesiące, ale tu już nie my decydujem y. Najczęściej trafiam y na promocje, na które powinniśmy reagować szybko. Jeśli przykładowo na stronie wakacyjnipiraci.pl albo godeall a.pl jest podana cena lotu bądź wypoczynku all inclus ive, nie będzie ona czekała, aż się łaskawie zdecydujem y. Jeżeli Ryanair lub LOT wrzucą nową pulę krajowych lotów, to zwłaszcza te najtańsze wykruszą się w ciągu kilkudziesięciu minut. Trzeba odwiedzać strony przewoźników i sprawdzać, czy zam ieszczono informację o obniżce albo kod zniżkowy. Należy też działać szybko, bo inni skorzystają na naszym wahaniu. Niech to będzie codzienna prasówka. Tak jak sprawdzanie newsów z kraju i ze świata. O czym jeszcze warto pam iętać? O tym, że prom ocje i akcje marketingowe nie są wieczne. Przykład z kartą Citibanku wskazuje, że wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. W poprzedniej książce, Porada da radę. Tanie latanie, zachęcałem do jej używania, bo dzięki każdej płatności użytkownik grom adził na koncie przewoźnika darm owe punkty, które mógł potem zam ieniać na bilety. Jednak w czerwcu 2014 roku firm y zakończyły współpracę i trzeba było rozwiązać umowę. Przynajm niej ja tak zrobiłem, bo nie potrzebuję kolejnej karty kredytowej dla sam ego faktu jej posiadania. Na szczęście wkrótce okazało się, że prom ocja wraca, tylko w nowym wydaniu. Obecnie kartę milową wydaje Raiffeisen Polbank, więc znów staram się za wszystko płacić kartą, żeby w miarę możliwości latać za darm o. Przypom inam jednak, że jeżeli sytuacja znów ulegnie zmianie, trzeba będzie ponownie zawierać umowy. Podobnie może się zmienić cena wejścia do muzeum. I na przykład podrożeć o złotówkę. Damy radę. I na koniec jeszcze apel o dobry hum or. Nie zawsze da się kupić wszystkie bilety świata. Czasem nie jesteśmy pewni term inu, czasam i ceny, a niekiedy po prostu zawiesi się komputer. Wiem, że to zniechęcające, bo sam nieraz przeżywałem katusze, ale doświadczenie uczy, że choć niekupienie biletów jest frustrujące, to nieskorzystanie z nich – jeszcze bardziej. A mnie się zdarzało, na skutek planów zawodowych, nie skorzystać. Kupujcie jak najtaniej, ale pam iętajcie, żeby nie popadać w szaleństwo. Można za to obserwować, manewrować, kombinować i dopasowywać. To jest motto każdego podróżnika. Ale nawet jeśli spełnim y wszystkie warunki, czasem i tak przychodzi do wydatków ekstra. Kilka miesięcy temu jechałem Polskim Busem z Wrocławia do Warszawy. Podróż była przyjemna i zgodna z rozkładem. Niestety, na stację Młociny, na której zatrzymuje się większość autobusów, dojechaliśmy dopiero o pierwszej w nocy. A ja miesz-
kam po przeciwnej stronie stolicy – w linii prostej to jakieś 30 kilom etrów. Ponieważ o tej porze w dni robocze nie kursuje metro, pojechałem taksówką i zapłaciłem za kurs 130 złotych. Miałem do wyboru opcję przejazdu nocnym autobusem, ale trwałoby to około dwóch godzin i w domu byłbym dopiero na trzecią, a rano musiałem zbierać się do pracy. Podjąłem zatem decyzję. Zapłaciłem. I nie żałuję. Zawsze warto płacić mniej, ale nie zawsze za wszelką cenę.
tóre miejsce nad morzem lubicie najbardziej? – Nie słyszę, kto dokładnie zadaje pyt nie. Stolik jest sześcioosobowy i wszystkie miejsca są zajęte. Siedzim y w grupie w firm owej stołówce. W ciągu dnia spotyka się tutaj wiele osób. A ponieważ w telewizji często pracuje się pod presją czasu, korporacyjna restauracja jest miejscem, w którym nie tylko można coś zjeść, lecz także porozm awiać na prywatne tem aty. Tu przychodzi chwila wytchnienia. Jak w każdym nowoczesnym biurowcu, są w porze obiadowej mom enty przesilenia i względnego spokoju. Teraz jest już po pierwszej fali głodom orów, ale nadciągają kolejne zastępy. Cały czas panuje zatem spory ruch, a brzęk naczyń miesza się z rwetesem przy stolikach. – Bo ja wiem? Podoba mi się wiele miejsc – podchwytuję tem at. – Hel, Krynica Morska, może Łeba, jako dziecko jeździłem do Niechorza, jest kilka takich kurortów – zaczynam wyliczać na palcach, bo propozycji robi się coraz więcej. Reszta kiwa potakująco głową, choć wśród miejsc pojawiają się także inne ośrodki wczasowe. Słyszę o Darłowie i Mielnie, ktoś inny wspom ina o Trzęsaczu. – A które najbardziej? – Nie umiem precyzyjnie odpowiedzieć. – Znów się zastanawiam. – Chyba wolę większe miasta, żeby było co robić w razie niepogody. Tak jak w Ustce przed laty. Kiedy lało przez tydzień, mogłem przynajm niej włóczyć się po sklepach i zaszyć w kawiarni z książką. Przypom inam sobie jednak, że na początku pracy w TVN24, po przeprowadzce do stolicy, gdy nie miałem pieniędzy, spędziłem dwa tygodnie w Kątach Rybackich, które składają się właściwie z jednej ulicy. I też było fajnie. – Nie mam ulubionego miasta, lubię całe polskie wybrzeże, może być Sopot, a może Władysławowo. – A zachodnie? – Co zachodnie? – Zachodnie wybrzeże. Mówicie o wschodnim. A co z drugą stroną? – Czyli? – Zastanawiam się, przypom inając sobie lokalizacje w tym regionie. – Kołobrzeg? – dodaję z wahaniem. – Jeździłem tam z mamą i dziadkam i w dzieciństwie, ale to było ponad trzydzieści lat temu. Niewiele pam iętam. – Ale jest jeszcze miejsce, które nie ma sobie równych. Prawdziwa perła. – No tak, Międzyzdroje. – Pukam się w czoło. Wyleciało mi z głowy. – Świnoujście. Tego się nie spodziewałem. Oczywiście znam Świnoujście, ale w danym mom encie nie przyszło mi do głowy. Może dlatego, że z Warszawy najbliżej jest na Mierzeję Wiślaną, a Pom orze Zachodnie wydaje się odległym celem. – No, ale co tam jest takiego? Plaża jak każda inna.
K
– Każda plaża jest niepowtarzalna. A w Świnoujściu czuje się klim at prawdziwego kurortu. Ośrodki wypoczynkowe, piękna starówka, prom i niem ieckie uzdrowiska za miedzą.
Polska jak Holandia
Zabijają mi ćwieka tym Świnoujściem. Do tego stopnia, że nabieram ochoty, żeby nadłożyć drogi. Wcześniej jednak wykonuję telefon kontrolny. – Agnieszko, co sądzisz o Świnoujściu? Agnieszka Porada mieszka w Szczecinie, więc na pewno zna cały region. I ma dobre oko, wrażliwe na piękno przyrody. Jako wzięty fotograf często jeździ na plenerowe sesje. Pom orze Zachodnie nie powinno mieć przed nią tajemnic. – Wspaniałe miejsce, uwielbiam je. – Podobno plaża jest inna niż wszystkie? – Nie wiem, czy inna, ale na pewno piękna. – Agnieszka mówi to z niekłam anym entuzjazmem. – W ogóle to miasto ma klim at, nieporównywalny z innym. Ja je bardzo lubię. Perła. – Muszę jechać do Świnoujścia. Ale z głową, bo to daleko. Ponad 650 kilom etrów od Warszawy. Najszybciej dolecę
sam olotem. Bilet w jedną stronę kosztuje 120 złotych, czyli mniej więcej tyle, co w InterCity. Co prawda tylko ze Szczecina, i tylko w drodze powrotnej, ale lepszy rydz niż nic. Zwłaszcza że bagaż jest rejestrowany, więc mogę zabrać rolki, na których uczę się jeździć. Dobra nasza, wiem, jak będę wracał, pozostaje pytanie: jak DOTRĘ nad morze? Może autobus? Może, ale za dużo kombinacji. Wprawdzie można się dostać Polskim Busem do Szczecina, ale trzeba się przesiadać w Poznaniu. A sama podróż do Wielkopolski to pięć godzin. Sprawdzam inne połączenia na e-podroznik.pl. Niestety ani PKS, ani inne linie nie stają na wysokości zadania. Bezpośrednio nic nie złapię. Podobnie nie trafia się żadna okazja na BlaBlaCarze. Strona z okazjam i w Internecie jest często dobrym rozwiązaniem na ostatnią chwilę, jednak nie widzę, żeby ktoś oferował w tym term inie miejsce w sam ochodzie. A zatem pociąg. Jedyny transport, którym mogę sensownie dojechać po wieczornym Express ie w TTV. I wrócić sam olotem do Warszawy. Do sprawdzenia połączeń używam aplikacji Bilkom na Androida i strony rozklad-pkp.pl. Jest połączenie TLK. Pociąg wyjeżdża z Warszawy o 22.38, a rano jest nad morzem. Szybki jak sanki w maju, ale co robić. Żegnam się z widzam i o 22.00; jeśli się szybko przebiorę i złapię taksówkę, zdążę na dworzec. Tyle że czeka mnie noc w podróży. Kuszetka kosztuje więcej niż sam olot. Zostanę przy tradycyjnym miejscu, może nie będzie tłum u. Kupuję bilet na intercity.pl – mam tam założony profil, więc operacja przebiega szybko. Płacę kartą Wizzair MasterCard, z Raiffeisen Polbank, bo za częste korzystanie nie ma żadnych opłat, za to dzięki transakcjom zdobywam punkty na koncie, a te z kolei przekładają się na darm owe latanie.
Rozprawiam się ze Świnoujściem, jeśli chodzi o transport, ale to nie koniec logistyki. Trzeba znaleźć jakiś nocleg. Zaczynam tradycyjnie od booking.com. To dobra strona i grom adzi oferty dla oszczędnych. Równie fajna jest trivago.pl, więc korzystam z obu portali wym iennie. Chcę się zmieścić w małej kwocie, bo wiem, że im bliżej sezonu, tym drożej. Patrzę na pierwszą ofertę. 1249 złotych. Za dobę? Chyba nie dowierzam temu, co widzę; po chwili sprawdzam jeszcze raz. Wiem, że ceny hoteli potrafią przerazić. Ale nie spodziewałem się, że dostanę sierpowym. 1249 złotych? Czy to jakiś pałac ociekający złotem? Może supernowoczesny kompleks oferujący all inclus ive z dowozem klienta? Czytam nazwę. Dom Wczasowy Karkonosze. O jasny gwint. I nazwa średnio adekwatna. Norm alny hotel, na zdjęciu wygląda trochę jak z poprzedniej epoki. Może ma miłą obsługę, a może jakieś atrakcje, których nie widać na fotografii. Wyróżnia się na pewno ceną. 1249 zł. Za dobę! A ja jadę na trzy doby. Za trzy to oni śpiewają sobie 3748,50. Błąd w system ie czy awaria w głowie oferenta? Trzeba być niespełna rozum u, żeby skorzystać z takiej okazji. Sprawdzam tylko z ciekawości, jakie cuda kryją się w cenie. Jest całodniowe wyżywienie, ale z kolei każą dopłacić za parking 15 złotych. „Obiekt akceptuje płatności wyłącznie gotówką”, czytam dalej w opisie. Czyli muszę najpierw szukać bankom atu, potem wypłacić 4 tysiące złotych albo jechać z nimi w portfelu przez całą drogę. Masakra jakaś. Coś jeszcze dopisano małym drukiem: „Niskie ceny to jeden z powodów, dla którego warto wybrać DW Karkonosze”. Brawo, może ktoś się skusi. Ja wolę trochę taniej. Na szczęście mogę posortować propozycje według ceny. Co tam mamy? Niestety, ciężko z ofertam i. Miejsca noclegowe po przyzwoitych cenach wykupiono, a te, które pozostały, są koszm arnie drogie. Może nie aż tak jak DW Karkonosze, lecz cena za dobę wynosi ponad 200 złotych. Mógłbym oczywiście odżałować te pieniądze, ale serce mnie boli na myśl o takim zdzierstwie. Nagle przychodzi mi do głowy szalony pom ysł. A gdyby tak zam ieszkać pod nam iotem? Nie robiłem tego od matury, czyli od 1988 roku. Dlaczego nie przypom nieć sobie starych czasów? Teraz tylko znaleźć jakieś pole nam iotowe. Sprawdzam szybko inform acje i za chwilę wyskakuje mi strona. Ośrodek Sportu i Rekreacji „Relax”: camping-relax.com.pl. Dobrze usytuowany, z dostępem do bieżącej wody i tani. Nocleg nie powi-
nien wynieść więcej niż 30 złotych. Super, jestem niem al w euforycznym nastroju. Tylko co z przenośnym dom em? Mam jeden nam iot, który leży bezczynnie w pawlaczu od dwóch lat. Kupiłem go kiedyś na prom ocji w Biedronce, kosztował 120 złotych. Jest bardzo wygodny dla jednej osoby i mieści mi się bez problem ów w plecaku. Nie jest jednak dobry na deszcz, którego nad polskim morzem można się spodziewać w każdej chwili.
Po rozłożeniu widzę, że ten model nie ma tropiku, bo to wersja na ciepłe południowoeuropejskie kraje. Na Świnoujście się nie nadaje – za zimno. I może przeciekać. Na szczęście w mojej dzielnicy postawiono niedawno duży Decathlon. I tak się przypadkowo składa, że jest w nim nam iot, który wychodzi dokładnie naprzeciw moim oczekiwaniom. Jednoosobowy Quechua 2 Seconds. W prom ocji za 99 złotych.
Nazwa modelu oznacza, że właśnie w dwie sekundy można go rozłożyć poprzez… strzepnięcie. Tak jest, strzepuje się nim, jak ręcznikiem na plaży, i nam iot stoi. Gorzej ze składaniem, ale biorę lekcje u sprzedawcy i po kilku próbach nawet mi to wychodzi. Nam iot przypom ina kształtem blendę, więc do plecaka nie wejdzie – trzeba go sobie przytroczyć z zewnątrz. Wygląda trochę jak czasza anteny satelitarnej, jest jednak nieprzem akalny. Jestem zatem podwójnie zadowolony. Mam miejsce do spania za stówkę – nie tylko na teraz, lecz także na przyszłość – i do tego niskie koszty mieszkania w Świnoujściu. Wszystko gotowe do podróży. Żeby nie spóźnić się na dworzec, umawiam się z koleżanką z pracy na podwózkę. Docieram na peron i staję jak wryty. – O Matko Boska. Takiego tłum u nie widziałem od końca lat osiemdziesiątych, kiedy jeździłem nad morze z rodzinnych Kielc. Pam iętam tę arm ię janczarów turystyki, nerwowe oczekiwanie na peronie, a potem podchody do ham ujących wagonów. Kto pierwszy otworzy drzwi? Kto znajdzie narożne miejsce, bo lepiej siedzieć przy oknie niż w środku? Pokrzykiwania, szturchańce i narzekania na kolej i współpasażerów. Nie obowiązują żadne zasady, mężczyźni nie przepuszczają kobiet, młodsi suną przed starszym i. Niewiele się zmieniło od moich nastoletnich czasów. – Przecież to jest pociąg z miejscówkam i. Zapom niałem, faktycznie. W Przewozach Regionalnych rzeczywiście zajm uje się miejsca, jak leci, ale w TLK kupiony bilet ma miejscówkę. Num er stoi jak wół. Czyli nie muszę walczyć, bo jedynym problem em jest dopchanie się do odpowiedniego przedziału. A jednak. Zanim udaje mi się dotrzeć w mój rewir, mija jakiś kwadrans, a pociąg jest już za Warszawą Zachodnią. W końcu widzę swój przedział. Wypełniony po brzegi. I swoje miejsce. Zajęte. Na kanapie naprzeciwko zalega szczupła pani w grubych okularach. Na moim miejscu zalegają jej nogi. Nie trzeba być wróżbitą Maciejem, żeby przewidzieć, że natura nie znosi próżni i w pociągu, zatłoczonym jak w film ie Jerzego Kawalerowicza, nie uchowa się żadna wolna przestrzeń. Irytuje mnie jednak fakt, że jedni stoją bezradnie na korytarzu, a inni bezczelnie zajm ują dwa siedzenia. – Dobry wieczór, to moje miejsce. Cisza. Pani zwraca na mnie uwagę. Oczy za grubym i szkłam i okularów nie wyrażają żadnych emocji. – Moje miejsce to jest. – Czuję się jak uczeń w podstawówce, który musi oznajm ić nauczycielce, że nie przygotował się z wiersza. Chyba jednak widzę reakcję.
Pani bez słowa cofa nogi. Dalej nic nie mówi. Prawdopodobnie wsiadła na Wschodniej, żeby wym ościć gniazdko, bo przyszło jej do głowy, że na Centralnej będzie walka. Powoli dociera do niej, że to moje miejsce i mam na to papier. Wciskam się w róg i kładę plecak na kolanach. Odnoszę zwycięstwo, ale czuję się zażenowany. Tyle lat po kom unie, a sceny dalej jak z Barei. I ciasno niczym w PRLowskim mieszkaniu. Przede mną prawie osiem godzin jazdy, a ja już mam dość. Niech przynajm niej nie będzie tak cicho. – Dokąd panie jadą? – zadaje pytanie moja sąsiadka z prawej strony, jakby wysłuchała mojej prośby. – Do Świnoujścia. – Ja z mężem jeździłam do Świnoujścia. – A teraz czem u sama? – pyta zagadnięta. – Bo mąż nie żyje. To się nazywa wartka rozm owa. Jednak po chwili kobiety zmieniają tem at. Rozm awiają o chorobach, o spóźnieniach pociągów, o tym, w jaki sposób najwygodniej dotrzeć nad morze. Czy lepiej jechać do końca trasy, czy może wysiąść w Krzyżu i złapać inny skład? W krzyżu to mnie zaraz zacznie strzykać, jeśli posiedzę jeszcze kilka minut. Mam czego słuchać – zawsze ruszając w podróż, wgrywam do smartfona kilka nowych płyt. Mam również książki na iPadzie, ale brakuje mi siły w łokciach, żeby dostać się na dno plecaka. InterCity się spóźnia, ale przynajm niej oferuje po trzy miejsca w rzędzie. W TLK są cztery. Na dłuższą metę jazda staje się nie do wytrzym ania. I nie wytrzym uję. – Przepraszam panią, muszę przejść. Pani od nóg znów patrzy na mnie z wyrzutem. Tyle ją kosztowało usunięcie odnóży, a teraz znów czegoś od niej chcą. Zresztą chyba nikt z przedziału nie jest zadowolony z konieczności podnoszenia nóg pod brodę. Pasażerowie… . . . …(fragment)… Całość dostępna w wersji pełnej
Podsumowanie: Świnoujście to przepiękny polski kurort. Odpowiednio duży, żeby turysta miał zajęcie w trakcie niepogody, i wystarczająco pięknie położony, by w czasie upałów bawić się na plaży albo spacerować po fortach. Bliskość niem ieckiej granicy to dodatkowa atrakcja. Warto szukać połączeń oferowanych przez LOT – jeśli będą w cenie przejazdu kolejowego, można wyskoczyć na weekend albo w dni robocze.
Co kręci: Najszersza plaża na polskim wybrzeżu. Ma około 150, a miejscam i nawet 200 metrów, i ponoć ciągle się poszerza. Jeśli ktoś uwielbia leżakowanie, dobrze trafił. Jest także plaża dla psów, zatem można jechać z czworonogiem. Świnoujście tętni życiem do późna, więc miasto stanowi atrakcję dla nocnych marków. Dansingi są dla ludzi w każdym wieku. Ranne ptaszki mogą biegać po plaży albo ruszać na zwiedzanie Uznam u i Wolina. Do cesarskich uzdrowisk, kryjących się za miedzą, warto się wybrać na rowerze albo na rolkach.
Co wkurza: Po pierwsze, dojazd. Mieszkańcy Poznania mają ułatwione zadanie, bo mogą bez problem u dostać się TLK czy Przewozam i Regionalnym i. Jednak dla mieszkańca stolicy czy miast położonych na południe od Warszawy wyprawa jest na tyle długa, że trzeba mieć przynajm niej trzy dni. Dlatego warto szukać tanich krajowych połączeń. Po drugie, choć cennik noclegów na wiosnę i jesień nie wygląda źle, to w sezonie ceny są astronom iczne – wyższe od norm alnych o co najm niej 100 procent. Po trzecie, kapryśna pogoda. To nie dotyczy tylko Świnoujścia, lecz także całego polskiego wybrzeża. Tom ek Zubilewicz powtarza mi, że nie ma złej pogody, są tylko ludzie nieodpowiednio ubrani. Nie mogę się z tym nie zgodzić.
Cennik: • Nocleg na polu nam iotowym: 30 zł za dobę • Nocleg w pensjonacie: od 50 zł od osoby • Nocleg w hotelu: około 150 zł za pokój • Ryba z frytkam i: około 20 zł • Wypożyczenie roweru: 20 zł za dzień • Piwo w knajpie: około 7 zł • Toaleta w Międzyzdrojach: 2,50 zł • Toaleta w Heringsdorfie: bezpłatna • Wejście na dansing w Rybniczance: 5 zł • Pizza w Alibi: około 25 zł (dansing w cenie)
Plan minimum: • Zjeść rybkę na deptaku albo ciabattę w Patio. • Wybrać się na dansing do Rybniczanki. • Iść na plażę.
Plan maksimum: • Odwiedzić Fort Gerharda. • Pojechać na wycieczkę do cesarskich uzdrowisk. • Zwiedzić pobliskie Międzyzdroje.
…(fragment)… Całość dostępna w wersji pełnej
…(fragment)… Całość dostępna w wersji pełnej
…(fragment)… Całość dostępna w wersji pełnej
…(fragment)… Całość dostępna w wersji pełnej
…(fragment)… Całość dostępna w wersji pełnej
…(fragment)… Całość dostępna w wersji pełnej
…(fragment)… Całość dostępna w wersji pełnej
…(fragment)… Całość dostępna w wersji pełnej
…(fragment)… Całość dostępna w wersji pełnej
…(fragment)… Całość dostępna w wersji pełnej
Spis treści: Karta tytułowa Karta redakcyjna Przedmowa Czyli po co powstała ta książka Dokąd się wybrać Planowanie i logistyka Jak zdobywać bilety Podróż 1 – Morza szum, ptaków śpiew (Świnoujście) Podróż 2 – Ach, Kieleckie, jakie cudne (Świętokrzyskie) Podróż 3 – Podróż za jeden uśmiech (Ustroń) Podróż 4 – Poloneza czas zacząć (Kołobrzeg) Podróż 5 – Nad morze na Podhale (Bukowina Tatrzańska) Podróż 6 – Wielkopolski wyskok (Poznań) Podróż 7 – Randka z miastem z morza (Gdynia) Podróż 8 – Lecim na Szczecin (Szczecin) Podróż 9 – Bagno wciąga (dolina Biebrzy) Podróż 10 – Porada mówi: zamkowy (Lubań) Posłowie Polska jest fajna Rozkład jazdy