63 minute read

LANDLORD - TO BRZMI DUMNIE

Sonia Grodek

Dochód pasywny to w obecnych czasach marzenie większości z nas. Najpewniejszym sposobem na zarobek wydaje się inwestycja w nieruchomości, a konkretnie zarabianie na wynajmie mieszkania. Jak zacząć i ile można zarobić?

Politycy i ekonomiści narzekają, że mamy za mało oszczędności i nierozważnie obchodzimy się z pieniędzmi. Jednak pomnażanie oszczędności nie jest tak proste, jak kiedyś. Przeciętny Kowalski może liczyć na oprocentowanie lokat niższe niż wynosi in�lacja, choć jeszcze dwie dekady temu to było średnio 4,64 proc. (w Wielkiej Brytanii) i nawet 7,9 proc. (w Polsce). Trzymanie pieniędzy w banku, choć właściwie od wieków uważane za najrozsądniejsze, już od kilku lat przynosi straty. Bardziej lukratywne inwestycje często są ryzykowne, jak słynny Bitcoin czy AmberGold i GetBack. Rośnie popularność pojęcia dochodu pasywnego, ale nie każdy jest w stanie wypuścić książkę czy kurs on-line. Nic dziwnego, że w ostatnich latach tak wiele osób zainwestowało w nieruchomości, jako wymarzony pasywny dochód. Według UK Fi-

nance w ostatnich latach rocznie kupowano na Wyspach ponad 70 tys. mieszkań na wynajem. Nawet w pandemicznym 2020 r. było ich 64.500. Russel Brandt protestuje

Czasy pandemii pokazały, że pewność zatrudnienia to rzecz względna, a to jeszcze bardziej motywuje do tego, by znaleźć dodatkowe źródło dochodu. Ceny nieruchomości osiągnęły najwyższy poziom w historii. Według portalu Rightmove średnio za dom trzeba zapłacić 333 tys. funtów. Z każdym miesiącem to o 1-2 proc. więcej. Już w 2014 roku Russel Brandt protestował w swojej okolicy przeciwko zagranicznym �irmom wykupującym masowo mieszkania, przez co bez kontroli rosną ceny i czynsze. Airbnb dopiero się wówczas rozkręcał, a The Wired dziś zauważa, że praktycznie wszystkie droższe nieruchomości w Londynie są wykupione przez chińskich i rosyjskich oligarchów. Większość polskich rodzin marzy jednak nie o tym, by zdominować brytyjską stolicę swoimi inwestycjami, lecz by mieć choć jedno mieszkanie, z którego dałoby się czerpać zyski. Gdzie największy zysk?

Firma InventoryBase zrobiła niedawno zestawienie miast, w których taka inwestycja najbardziej się opłaca. Brano pod uwagę nie tylko wysokość zysków, ale też średnie ceny domów. Powstał więc ranking miast, w których zakup nieruchomości nie jest poza zasięgiem przeciętnej rodziny. Okazało się, że najlepiej wyjdą na tym inwestorzy z Glasgow, gdzie czynsz wynosi średnio 793 funty, dom kosztuje mniej więcej 126 tys. funtów, a stopa zwrotu z inwestycji to 7,52 proc. Dalej na liście znalazły się Manchester, Birmingham, Shef�ield czy Leeds. Gdyby natomiast ktoś myślał o podobnej inwestycji w Polsce, takie samo zestawienie przygotował serwis Rentier.io. Brał pod uwagę nie tylko miasta, ale też poszczególne dzielnice. Wyniki mogą zaskakiwać, bo mieszkanie najbardziej opłaca się kupić wcale nie na krakowskim rynku czy w centrum Warszawy. Zwyciężyły Gdańsk Strzyża, Warszawa Białołęka, Wrocław Fabryczna i Łódź Śródmieście. Zakładając najem przez 12 miesięcy w roku, w każdym z tych miejsc można liczyć na zwrot z inwestycji na poziomie ponad 8 proc. To więcej, niż we wszystkich omawianych wyżej brytyjskich miastach, co pokazuje, że Polska na razie wciąż jeszcze ma spory potencjał. Tym bardziej, że cena mieszkania w Łodzi czy Wrocławiu nie będzie szokiem dla kogoś, kto zarabia w funtach. To wiąże się oczywiście z mniejszym spodziewanym zyskiem, ale niski czynsz sprawia z kolei, że inwestycja jest obarczona mniejszym ryzykiem. Tanie mieszkanie w mniejszym polskim mieście to dobry pomysł na pierwsze przymiarki do modelu buy-to-let.

Przepisy dla właścicieli mieszkań

Posiadacz mieszkania na wynajem ma nie tylko prawa, ale i obowiązki. Jeśli wynajmuje je legalnie, musi zadbać, by było ono bezpieczne. Dotyczy to też instalacji elektrycznej czy gazowej.

W Wielkiej Brytanii właściciele mieszkań muszą zabezpieczyć kaucję w specjalnym rządowym programie. Dzięki temu wynajmujący ma gwarancję, że ją odzyska. To na właścicielu mieszkania spoczywa też odpowiedzialność za to, by upewnić się, że wynajmujący i wszyscy jego lokatorzy mają prawo wynajmować mieszkanie. To może być np. wiza, paszport lub status osoby osiedlonej. Każdy wynajmujący powinien dostać od landlorda broszurę o jego prawach i obowiązkach dostępną na stronie gov.uk. Można mu ją wysłać za pośrednictwem e-maila. Od przychodów z nieruchomości trzeba płacić podatek dochodowy, odliczając konieczne wydatki związane z prowadzeniem działalności, jak np. koperty na listy i rozmowy telefoniczne z najemcami. Landlord, który traktuje wynajem jako biznes i nie ma innego zatrudnienia, powinien też płacić za siebie składki zdrowotne. Meandry finansów

Pierwsze kalkulacje zazwyczaj uwzględniają tylko zyski z najmu i ewentualnie czynsz, jaki trzeba płacić w danym lokalu. Tymczasem mieszkanie na własność to o wiele więcej kosztów, w tym jego urządzenie, naprawy i ewentualny remont, jeśli mieszkanie jest z drugiej ręki. Niektórzy korzystają z pomocy �irmy, która dba o sprzątanie i przekazywanie kluczy kolejnym najemcom, a nawet o ich szukanie i rozliczenia. To szczególnie popularne w Polsce również w związku z faktem, że wiele osób kupujących mieszkania na co dzień mieszka np. na Wyspach i nie może doglądać swojego interesu. W Wielkiej Brytanii można wziąć w banku kredyt na inwestycję typu buy-to-let. Wówczas do zestawienia zysków i wydatków trzeba jeszcze dodać raty kredytów. Z zestawienia Daily Express wynika, że najlepsze warunki obecnie oferuje bank Barclays, Coventry BS, HSBC Bank i Lloyd Banking Group. Wymagania różnią się zależnie od banku, ale najczęściej trzeba mieć powyżej 21 lat i zarobki powyżej 25 tys. funtów rocznie, aby móc pożyczyć do miliona funtów. Warto uważać na zwykłe kredyty mieszkaniowe przy planowanym najmie. Lepiej zapytać wcześniej w banku, czy wynajęcie nieruchomości komuś innemu nie będzie złamaniem warunków umowy. Ci, którzy chcieliby zacząć wynajmować, ale na razie mają tylko jedno mieszkanie, mogą zacząć od wynajmu pokoju. W ramach programu Rent a Room można na tym zarobić bez płacenia podatku do 7500 funtów rocznie. Mieszkanie? Tylko w pełni legalnie

Nikt nie jest w stanie zagwarantować określonego zysku z wynajmu nieruchomości. Na landlordzie spoczywa spora odpowiedzialność. To od jego umiejętności zależy, czy znajdzie najemców i jak sobie poradzi. Nic dziwnego, że mnożą się alternatywne sposoby na lokatę kapitału w nieruchomości. W Polsce z reklam condohoteli można dowiedzieć się o gwarantowanym zysku na poziomie nawet kilkunastu procent rocznie. Czy to realne? Trudno powiedzieć, bo takie �irmy snują obietnice na bazie luźnych wyliczeń, nie biorąc pod uwagę choćby konkurencji w okolicy czy zmiennych, globalnych trendów. Są i tzw. mikrokawalerki inwestycyjne, czyli mini-mieszkanka w polskich miastach, których nie można zgodnie z prawem uznać za mieszkanie (które musi mieć powierzchnię minimum 25 mkw.), ale można przeznaczyć na wynajem krótkoterminowy lub biuro. Czy właściciele takich mieszkań zdają sobie sprawę z tych ograniczeń? Nie zawsze, a dodatkowo często umyka im, że mimo niskiej ceny związanej z metrażem, takie mieszkanie i tak kosztuje nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych za metr. Rekordzistą pod względem metrażu jest 6,7-metrowa kawalerka na warszawskim Mokotowie, której cena to 120 tys. zł, a więc 18 tys. zł za mkw. Jeśli przyjąć, że celem jest nie tylko przychód z doraźnego najmu, ale też sprzedaż mieszkania z zyskiem w przyszłości, to pozostaje pytaniem, czy rzeczywiście da się kiedyś sprzedać taką nieruchomość z zyskiem. Póki co najlepszym sposobem na to, by rzeczywiście zostać landlordem i uczciwie na tym zarobić, jest kupno standardowego mieszkania.

Sonia Grodek

Ok. 6 proc. wszystkich towarów eksportowanych z Polski trafia do Wielkiej Brytanii. Co opłaca się sprowadzać i czy to się zmieni w ciągu najbliższych lat?

Zdecydowanie największy udział wśród polskich towarów ma żywność. Importują brytyjskie biznesy – nie z sentymentu, ale z uwagi na niższą cenę niż u brytyjskich konkurentów. Do tego polscy przedsiębiorcy i osoby prywatne, którzy po prostu nie wyobrażają sobie świąt bez polskiego sernika i lata bez truskawek sprowadzanych z ojczyzny. Jedzenie z Polski schodzi na pniu i to niezależnie, czy to eko-wyrób z małego gospodarstwa, czy produkty z międzynarodowych koncernów.

Na drugim miejscu importowych hitów są meble. – Branża meblarska jest w Polsce potęgą gospodarczą, a poprzedni rok był dla niej wręcz rekordowy – byliśmy trzecim eksporterem mebli na świecie. Skutkiem ubocznym panującej na świecie pandemii jest bowiem wzrost zapotrzebowania na meble domowe – zauważył Leszek Raniewicz, otwierając jesienią zeszłego roku targi branży meblowej w Łodzi.

– Polska jest jednym z pięciu największych światowych eksporterów mebli. Co druga sofa z funkcją spania produkowana w Europie jest produkowana w Polsce. Dotyczy to również mebli produkowanych dla brytyjskich marek i sieci detalicznych, zwłaszcza zaś artykułów tapicerowanych: polscy producenci z powodzeniem konkurują na rynku brytyjskim z niemieckimi – pisze z kolei na swojej stronie �irma CJC Furniture, importująca z Polski na Wyspy od 2010 roku.

W tej beczce miodu jest jednak łyżka dziegciu, bo mniej więcej co czwarta zarobiona na polskim rynku meblowym złotówka to wynik produkcji u nas mebli dla sieci IKEA. Do tego dochodzą też inne zagraniczne marki. Podobnie jak z żywnością, polskie meble też sprzedają się w Anglii na pniu niezależnie od tego, czy pochodzą z rodzinnej �irmy, czy z koncernu. Świetnie radzą sobie zarówno meble giganta Black Red White w brytyjskich marketach wnętrzarskich, polskie sklepy meblowe na Wyspach, jak i pojedynczy rzemieślnicy czy projektanci, którzy wysyłają produkty do klientów na Wyspach. Magazyn drewno.pl zauważa jednak, że już niedługo przybywające drewno będzie musiało mieć komplet dokumentów i świadectwo �itosanitarne. Polska branża meblowa „stoi” wyrobami z drewna, zobaczymy więc, czy nie wpłynie to negatywnie na wartość eksportu. Co jeszcze eksportuje się na Wyspy? Poza ciężkim sprzętem i maszynami to również kosmetyki polskich marek czy tytoń. Import legalny i nielegalny

Poza legalnym eksportem polskiego tytoniu za granicę, w pierwszych latach po wejściu Polski do Unii Europejskiej kwitł przemyt papierosów czy alkoholu z Polski na Wyspy. Sprzyjały temu bardzo niskie w Polsce ceny wyrobów tytoniowych i wysoka skłonność do ryzyka u tych, dla których były to często pierwsze w życiu wyjazdy za granicę. Dziś Polacy w większości zdecydowanie wolą już działać w pełni legalnie. Ewentualne problemy

na granicy wiążą się często z niewiedzą dotyczącą tego, co i w jakiej ilości można wwozić. Szczególnie teraz, gdy nowe zasady wciąż jeszcze się klarują. Wiadomo na pewno, że podczas przylotu można mieć przy sobie do 10 paczek papierosów, a podczas przyjazdu koleją lub autem – tylko dwie paczki. Podobne limity dotyczą alkoholu. Z kolei mało kto wie, że teoretycznie wywożąc z Polski stary obraz czy rzeźbę, trzeba mieć na to pozwolenie z ministerstwa kultury. Zasady i podatki

Aby legalnie importować na Wyspy, potrzebny jest numer EORI. Nawet dotychczasowi posiadacze numeru muszą się o niego znów postarać, jeśli nie zaczynał się on od krajowego kodu GB. EORI przyda się w momencie wypełniania deklaracji celnych. Można o niego aplikować on-line. Od tego roku wzrosło też zapotrzebowanie na agentów celnych. To oni załatwiają formalności i pilnują dokumentów, w przypadku wwożenia lub wywożenia towarów. Rolę agenta celnego może też pełnić �irma kurierska lub �irma spedycyjna, jeśli oferuje takie usługi. To, czy od towaru trzeba zapłacić cło i czy w ogóle można go sprowadzać, zależy od jego kodu. Agent celny może pomóc w dobraniu kodu, który przyda się m.in. podczas wypełniania celnych deklaracji. Trzeba też rozliczyć podatek VAT od towarów. Co z przewozem?

Firmy kurierskie wciąż oferują wysyłkę towarów z Polski na Wyspy. Przesyłki do 30 kg wagi i o określonej wielkości podlegają uproszczonej odprawie, a do 135 funtów wartości nie trzeba płacić cła i podatku. Większość przewoźników uprzedza jednak, że może naliczać dopłaty, bo trudno przewidzieć, czy nie pojawią się dodatkowe wymagania lub stawki dla importu określonych rzeczy. Do nowej sytuacji szybko przystosowały się też polskie �irmy oferujące przewozy TIR-ami. W większości miały już wcześniej swoich agentów celnych, co ułatwiło orientację w formalnościach. Niektórzy importerzy zmieniają rezydencję podatkową na brytyjską i w ten sposób unikają nowych przepisów. Są też �irmy kurierskie, które przestały na razie przyjmować paczki z towarami na sprzedaż. Strona Euro-paka obiecuje załatwienie wszystkich celnych formalności w przypadku paczek prywatnych, ale zamawiającym rzeczy na sprzedaż każe jeszcze poczekać. – Istnieje możliwość wysyłki paczek niehandlowych usługą UPS do wartości 135 funtów. Pracujemy również nad kompleksowym rozwiązaniem z minimum formalności dla innych �irm kurierskich. Obecnie testujemy pierwsze paczki i w przeciągu najbliższych dni taka usługa zostanie uruchomiona – obiecują właściciele strony. Czy jeszcze opłaca się importować?

Mimo nowych reguł dla importu ceny nie wzrosły znacznie w polskich sklepach spożywczych. Po chwilowych perturbacjach jak wcześniej odbywają się regularne dostawy warzyw, wędlin czy chleba. Najwięcej wątpliwości dotyczyło importu polskiego mięsa. – Jest duża niepewność w kwestii eksportu wołowiny, jak również innych produktów, na rynek Wielkiej Brytanii, ponieważ wystąpiła ona z Unii Europejskiej. Natomiast dzisiaj jeszcze trudno mówić o efektach, ponieważ dotychczasowy eksport odbywa się jeszcze na starych warunkach – mówił w marcu prezes Związku Polskie Mięso. W styczniu nastąpiło gwałtowne wyhamowanie, jeśli chodzi o sprowadzanie polskiej żywności na Wyspy. Trzeba jednak pamiętać, że wiele osób zrobiło zapasy w poprzednich miesiącach, kiedy z kolei liczba zamówień była większa, niż zwykle. Tak czy inaczej, tendencja spadkowa trwała całą wiosnę, ale już w czerwcu import polskich produktów żywnościowych znów zaczął rosnąć. Od tej pory ten trend nadal trwa i nic nie wskazuje na to, by miał się odwrócić. Wielka Brytania zmaga się teraz choćby z brakiem rąk do pracy w rolnictwie. Z drugiej strony wiele kawiarni i restauracji dopiero od niedawna działa po dłuższej przerwie związanej z lockdownem i zaczyna potrzebować regularnych dostaw żywności. Wszystko to sprawia, że mimo nowych formalności nadal opłaca się sprowadzać większość polskich towarów. Wywóz towarów z Wielkiej Brytanii

– Zmiany związane z brexitem niestety już wpływają na sposób, w jaki eksportujemy produkty z Wielkiej Brytanii i importujemy do Polski. Pracujemy aby znaleźć nowe, najskuteczniejsze sposoby na ułatwienie tego przejścia i ograniczenie nieuniknionych komplikacji, opóźnień i dodatkowych kosztów – informuje klientów British Shop in Warsaw. Z drugiej strony brytyjski Dealz i Primark otworzyły swoje warszawskie sklepy w 2018 i 2020 roku i na razie jakoś radzą sobie z importem swoich towarów. Wszystko wskazuje na to, że najgorsze już za nami, a sytuacja z czasem jeszcze się unormuje. Dziś w Polsce bez problemu działają w końcu sklepy z indyjskimi przyprawami czy amerykańską odzieżą, a Wielka Brytania jest położona o wiele bliżej, niż Azja czy USA, co w naturalny sposób skraca drogę towarów z Londynu do Polski.

Poznaj grunt, Poznaj grunt,

nim rozpoczniesz biznes w UK

Rynek brytyjski, to rynek z ogromnym potencjałem. Pomimo wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, Wielka Brytania wciąż pozostaje bardzo dobrym kierunkiem dla nowopowstających firm i dla rozwoju firm już funkcjonujących. Nim jednak zaczniemy na nim działać, warto przyjrzeć się bliżej jego specyfice.

Aby nowa �irma w Wielkiej Brytanii czy rozwój przedsiębiorstwa w UK okazał się strzałem w dziesiątkę, ważne jest poznanie cech rynku brytyjskiego. Jeśli uda nam się dobrze zrozumieć jego specy�ikę i poznać zwyczaje zakupowe brytyjskich klientów, mamy szanse na dużo większe zyski.

Choć rynek brytyjski jest rynkiem bardzo otwartym na inwestorów, a �irmę zakłada się tu bardzo szybko i bez zbędnych formalności, może się okazać, że rozkręcenie biznesu na Wyspach będzie dla nas kłopotliwe.

W wyniku dużej otwartości na przedsiębiorców z całego świata, Wielka Brytania jest krajem z rynkiem bardzo konkurencyjnym. To sprawia, że szanse na sukces mają przede wszystkim wysokiej jakości produkty, dopasowane pod konkretne grupy docelowe. Ważny jest także precyzyjny plan wejścia na rynek brytyjski oraz zdecydowane działania promocyjne.

Specyfika współpracy biznesowej

MOCNE STRONY

Analizując cechy rynku brytyjskiego, warto wziąć

pod uwagę także prawa i reguły jakimi rządzą się kontakty biznesowe w UK. Brytyjska kultura opiera się na tradycji – w kontaktach z drugim człowiekiem istnieje wiele niepisanych i od dawna funkcjonujących zasad, których dobrze jest przestrzegać. Zasady te są ważne przede wszystkim dla rodowitych Brytyjczyków. Jednocześnie należy wziąć pod uwagę, że Wielka Brytania to społeczeństwo multikulturowe, a więc w kontaktach z innymi przedsiębiorcami bardzo ważne jest rozpoznawanie różnic kulturowych i branie ich pod uwagę w czasie rozmów biznesowych oraz przy promowaniu swoich produktów i usług. Firmy brytyjskie przed rozpoczęciem współpracy z nowym partnerem z reguły dokładnie go sprawdzają. Liczą na rzetelność oraz szybkie efekty współpracy. Nie tolerują braku kompetencji. Negocjacje w Wielkiej Brytanii zwykle prowadzone są twardo i bardzo rzeczowo. Negocjacje biznesowe nie powinny się przedłużać, a podawane ceny muszą być realne. W biznesie w UK ważna jest także punktualność. Pamiętajmy też, że przedsiębiorcy z UK bardzo często opierają swoje umowy na obietnicy ustnej – nie Omawiając cechy rynku brytyjskiego, eksperci wskazują na zawartej na piśmie. jego trzy największe zalety dla polskich przedsiębiorców: chętnie kupująca polskie towary; cie firmy w Anglii i oferowanie polskich produktów biznes.

Zwyczaje klientów

Duża część brytyjskich klientów rozpoczyna poszukiwanie produktu poprzez wpisanie odpowiednich fraz wyszukiwarkę. Z Internetu w UK korzysta już 96% osób. Jeśli więc chcemy promować �irmę w Anglii, sieć jest do tego bardzo dobrym miejscem.

W Wielkiej Brytanii ogromna liczba mieszkańców robi zakupy Online – robią je wszyscy, bez względu na wiek, płeć czy status materialny. W UK przez Internet najczęściej kupowane są ubrania. Branża odzieżowa ma największy udział w wartości całego rynku ecommerce w UK – w 2019 roku było to 12.185,4 mld funtów.

Wyjątkowym zjawiskiem na rynku brytyjskim jest fakt, że na drugim miejscu pod względem wartości sprzedaży Online znajdują się produkty spożywcze. W 2019 roku wartość sprzedaży żywności Online wyniosła w UK 8.381,4 mld funtów – raport Euromonitor International, „E-Commerce in the United Kingdom”. W Wielkiej Brytanii przez Internet kupuje się praktycznie każdą żywność, nawet mięso.

Najwięcej mieszkańców Wielkiej Brytanii kupuje na Amazon. Dla Brytyjczyków ważna jest przede wszystkim atrakcyjna cena produktu oraz prosta ścieżka zakupowa – Amazon spełnia te warunki. Aż 54 % mieszkańców UK wskazuje także łatwość porównywania cen jako głównym motywator robienia zakupów w sieci. Z kolei 51% za zaletę zakupów w

SŁABE STRONY

Choć rynek brytyjski ma wielki potencjał dla inwestorów, nie jest pozbawiony wad. Obecnie specjaliści, przy cechach rynku brytyjskiego, wskazują na trzy jego główne minusy: - konsekwencje brexitu; - silna konkurencyjność; - wzrost tendencji izolacjonistycznych (separowanie się od innych państw).

Poznaj grunt, Handel w UK Handel w UK

jak znaleźć partnerów

Pomimo brexitu, działalność prowadzona na brytyjskim rynku, to wciąż bardzo dobry krok, zarówno dla nowopowstających firm, jak i dla tych które szukają nowych dróg rozwoju. Ważnym krokiem jest jednak odnalezienie dobrych kontaktów biznesowych.

sieci uznaje też dostęp do większego wyboru produktów. Duże znaczenie ma również czas dostawy oraz inne korzyści związane z dostawą (dostawy za godzinę, dostawy bezpłatne itp.) – raport RetailX, „United Kingdom 2020. Free summary of the ecommerce country report”.

Rozważając otwarcie �irmy w UK i analizując cechy rynku brytyjskiego, warto prześledzić także upodobania Brytyjczyków – np. do smaków, jeśli planujemy otworzyć sklep spożywczy czy restaurację. Na Wyspach konsumenci kupują więcej przetworzonej żywności. Opublikowane w czasopiśmie Public Health Nutrition badanie gustów konsumenckich w 19 krajach europejskich pokazuje, że brytyjskie rodziny kupują najwięcej przetworzonej żywności – stanowi ona 50,7% ich diety. Na drugim miejscu w tym rankingu znalazły się Niemcy, a na trzecim Irlandia. Bardzo dobrze sprzedają się w UK słone przekąski, słodkie płatki zbożowe, gotowe dania, desery i słodzone napoje. W Anglii świetnie prosperują też bary szybkiej obsługi i bary typu „�ish and chips”, serwujące dania z głębokiego tłuszczu. Może się więc okazać, że otwarcie sklepu z żywnością ekologiczną w Wielkiej Brytanii to nie najlepszy pomysł.

Handel w Anglii odbywa się na bardzo wysokim poziomie. W Wielkiej Brytanii swoje siedziby mają setki �irm, w tym największe i najbardziej rozpoznawalne międzynarodowe korporacje. Już sama obecność �irmy na brytyjskim rynku sprawia, że jej pozycja rośnie. Podpowiadamy, jak znaleźć partnerów handlowych w Anglii, by szybciej uzyskać silną pozycje w UK.

Kontakty biznesowe są ważną rzeczą przy prowadzeniu handlu w Anglii. Znalezienie odpowiednich partnerów handlowych, kontrahentów czy wspólników może znacznie przyśpieszyć rozwój działalności i wygenerować większe zyski.

Wydarzenia biznesowe

Przedsiębiorcy, którzy prowadzą handel w Anglii, powinni brać udział w wydarzeniach biznesowych w Anglii. Na spotkaniach zorganizowanych przez lub dla przedsiębiorców można zdobyć cenne kontakty, które otworzą nam nowe drogi lub ułatwią dotychczasowe działania.

Networking, prelekcje, spotkania dla przedsiębiorców z UK Online i wszelkie tego typu wydarzenia, to szansa na poznanie innych przedsiębiorców z branży lub z branż pokrewnych. To również okazja do promowania własnej �irmy – na wielu tego typu spotkaniach zostaje wyznaczony czas na zaprezentowanie własnej działalności przed wszystkimi zebranymi.

Targi biznesowe w Anglii

W Wielkiej Brytanii odbywają się setki targów biznesowych o różnej tematyce. Można na nich zaprezentować swoje produkty, opowiedzieć o swoich usługach, posłuchać wykładów specjalistów lub skorzystać z bezpośrednich konsultacji biznesowych, np. z zakresu księgowości.

Targi w Anglii zwykle organizowane są w prestiżowych miejscach i przyciągają tłumy zainteresowanych. Można na nich spotkać zarówno poczatkujących, jak i doświadczonych przedsiębiorców, a także potencjalnych klientów i kontrahentów.

Organizacje zrzeszającei

Prowadząc handel w Anglii, warto również dołączyć do organizacji zrzeszającej przedsiębiorców w Anglii. Jedną z nich jest PBLINK.

Członkostwo w organizacji, takiej jak PBLINK, ułatwia znalezienie partnerów handlowych i poszerzenie bazy klientów. Wydarzenia organizowane przez wspólnotę przedsiębiorców, to okazja do poznania przedstawicieli różnych branż – zarówno właścicieli polskich, jak i brytyjskich �irm, �irm nowopowstałych, jak i tych, które działają od lat i zatrudniają setki osób. W organizacjach zrzeszających przedsiębiorców w UK, takich jak PBLINK, przedsiębiorcy wymieniają się kontaktami, udzielają sobie bezpłatnych porad oraz dzielą się wiedzą i doświadczeniem.

Organizacje wspierające przedsiębiorców, których nie sposób pominąć prowadząc handel w Anglii, to także Brytyjsko-Polska Izba Handlowa oraz Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie. Warto śledzić wydarzenia dla przedsiębiorców w Anglii organizowane przez te instytucje rządowe.

Kontakty biznesowe są ważną rzeczą przy prowadzeniu handlu w Anglii. Znalezienie odpowiednich partnerów handlowych, kontrahentów czy wspólników może znacznie przyśpieszyć rozwój działalności i wygenerować większe zyski.

Podatki Podatki

Choć formalnie Wielka Brytania opuściła Unię Europejską 31 stycznia 2020 r., dzięki okresowi przejściowemu, dla przedsiębiorców i konsumentów brexit zaczął obowiązywać od 1 stycznia 2021 r., kiedy Wielka Brytania ostatecznie opuściła jednolity rynek europejski i unię celną.

po brexicie

Chęć prowadzenia własnej polityki gospodarczej była głównym powodem wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. W związku z tym wiadomym było, że rozwód ten przyniesie ze sobą szereg zmian, między innymi w obrocie towarowym. Nie zmienia to jednak faktu, że przeciągające się negocjacje dotyczące umowy handlowej i współpracy spędzały sen z powiek przedsiębiorcom oraz konsumentom po obu stronach kanału La Manche. Widmo oparcia wymiany handlowej na zasadach Światowej Organizacji Handlu (WTO) oddaliło się dopiero pod koniec grudnia 2020 r., gdy brytyjskim i unijnym negocjatorom udało się ostatecznie wypracować wspólne stanowiska. Umowa o handlu i współpracy pomiędzy UE a Wielką Brytanią, określająca zasady współpracy po zakończeniu okresu przejściowego, została opublikowana 24 grudnia 2020 r.

W kolejnej części artykułu omówione zostaną najważniejsze zasady obowiązujące w obrocie towarowym pomiędzy Wielką Brytanią a Unią Europejską od 1 stycznia 2021 r.

Cło

Z punktu widzenia handlu towarami najważniejszą regulacją zawartą w Umowie jest wprowadzenie uproszczeń w wymianie handlowej oraz 0 % stawek celnych. Choć wprowadzenie zerowej stawki celnej zredukowało ryzyko zmniejszenia rentowności wymiany handlowej pomiędzy Wielką Brytanią a Unią Europejską, to jednak przedsiębiorcy muszą dostosować się do wielu zmian.

Przede wszystkim należy pamiętać, że możliwość zastosowania zwolnień z cła uzależniona jest od spełnienia określonych warunków. Najistotniejszym warunkiem z nich jest spełnienie przez produkt tzw. reguły pochodzenia. Reguły te wyjaśniają, które produkty można uznać za pochodzące z terytorium Unii Europejskiej bądź Wielkiej Brytanii. Za takie produkty uznaje się: • produkty całkowicie uzyskane na terytorium UE bądź Wielkiej Brytanii, • produkty wyprodukowane na terytorium

UE bądź Wielkiej Brytanii wyłącznie z materiałów pochodzących z danego terytorium, • w określonych okolicznościach produkty wyprodukowane na terytorium UE bądź

Wielkiej Brytanii zawierające materiały niepochodzące z tego terytorium.

Jeżeli do produkcji użyto materiały pochodzące z krajów trzecich, a ich użycie przekracza poziomy określone w umowie, produkty te mogą podlegać cłom zgodnie z zasadami WTO. Z tego właśnie względu, pochodzenie i zawartość składników konstrukcyjnych danego towaru ma istotne znaczenie przy ustalaniu stawki celnej.

Wnioskującym o zastosowanie preferencyjnej stawki 0 % jest importer danego towaru. Wniosek o preferencyjne traktowanie taryfowe opiera się na wystawionym przez eksportera oświadczeniu o pochodzeniu wskazującym, że produkt jest pochodzący lub wiedzy importera, że produkt jest produktem pochodzącym.

Oświadczenie musi dostarczać szczegółowych informacji dotyczących danego towaru, które będą wystarczające do jego dokładnej identy�ikacji. Zarówno importer, jak i eksporter muszą przechowywać wymaganą dokumentację potwierdzającą spełnienie warunków zastosowania 0 % stawek celnych.

Nie można także zapomnieć, że choć wymiana towarowa – co do zasady – nie będzie podlegała cłu, to jednak konieczne będzie dopełnienie formalności celnych związanych z przekroczeniem granicy pomiędzy Unią Europejską a Wielką Brytanią. Firmy, które do tej pory handlowały tylko z krajami Unii Europejskiej, powinny uzyskać w tym celu specjalny numer EORI.

Podatek akcyzowy

Przywóz z Wielkiej Brytanii na terytorium Unii Europejskiej wyrobów akcyzowych (tj. napojów alkoholowych, wyrobów tytoniowych, suszu tytoniowego, płynów do papierosów elektrycznych, wyrobów energetycznych, energii elektrycznej, wyrobów nowatorskich oraz samochodów osobowych) wiąże się z koniecznością uiszczenia podatku akcyzowego przed dopuszczeniem tych towarów do obrotu.

W odniesieniu do przemieszczeń wyrobów akcyzowych pomiędzy Wielką Brytanią a Unią Europejską, obowiązują unijne przepisy dotyczące wewnątrzwspólnotowego przemieszczenia, również w ramach procedury zawieszenia poboru akcyzy.

VAT

towarów pomiędzy Wielką Brytanią a Polską – czy szerzej Unią Europejską – nie są już rozliczane jako wewnątrzwspólnotowe dostawy i nabycia (transakcje B2B) lub sprzedaż wysyłkowa (transakcje B2C), ale jako eksport i import towarów.

W przypadku towarów przywiezionych z Wielkiej Brytanii oznacza to konieczność rozliczenia podatku VAT w tym kraju Unii Europejskiej, do którego następuje import towarów.

Natomiast towary eksportowane do Wielkiej Brytanii podlegają opodatkowaniu stawką 0 % w Unii Europejskiej, jednakże będą one podlegać obowiązującym na terytorium UK wymogom w zakresie VAT.

Import towarów

Najważniejszą zmianą w imporcie towarów z Wielkiej Brytanii do Polski jest konieczność rozliczenia przez importera należnego podatku VAT. Termin na opłacenie podatku (jak i należności celnych) wynosi 10 dni od momentu powiadomienia o wysokości należności celnych i podatkowych przez organ celny. Warto pamiętać, że podatnik będzie mógł odliczyć VAT od importu w deklaracji VAT złożonej do 25 dnia miesiąca następującego po miesiącu dokonania importu. Taka metoda rozliczania podatku VAT od importu towarów skutkuje chwilowym zamrożeniem środków pieniężnych po stronie importera, co może przyczynić się do okresowego pogorszenia jego płynności �inansowej.

Importerzy mogą jednak korzystać z uproszczonego sposobu rozliczania podatku VAT w deklaracji importowej (a nie przy odprawie). Takie uprawnienie przysługuje m.in. �irmom, które uzyskają status tzw. upoważnionego operatora (AEO). Szczegóły rozliczenia podatku VAT od importu w deklaracji reguluje art. 33a i 33b polskiej ustawy o VAT.

Warto również zaznaczyć, że zwrot VAT będzie dokonywany zgodnie z zasadami obowiązującymi obecnie dla podmiotów z krajów trzecich, czyli przede wszystkim w oparciu o zasadę wzajemności.

Eksport towarów do Wielkiej Brytanii

Dokonując eksportu towarów z terytorium Polski do Wielkiej Brytanii należy pamiętać o tym, że w eksporcie obowiązek podatkowy w VAT powstaje z chwilą dokonania dostawy towarów (lub w momencie płatności całości kwoty lub jej części, jeżeli nastąpiła przed dostawą towaru), a nie w momencie wystawienia faktury – jak w przypadku wewnątrzwspólnotowych dostaw towarów. Taka dostawa może korzystać ze stawki VAT w wysokości 0%, pod warunkiem posiadania przez eksportera dokumentów celnych potwierdzających wywóz towaru. Zasady te obowiązują niezależnie od tego, czy odbiorcą towarów jest inna �irma czy też konsument.

Skomplikowaniu ulegnie także rozliczanie transakcji łańcuchowych, w których będą uczestniczyć podmioty z Wielkiej Brytanii.

Podsumowanie

Podsumowując, wprowadzając uproszczenia takie jak zwolnienie z cła, umowa o handlu i współpracy między UE a Wielką Brytanią ułatwiła obrót towarowy między Zjednoczonym Królestwem a Unią Europejską. Niemniej jednak brexit zapoczątkował zmiany, które mogą okazać się wyzwaniem dla wielu �irm.

Brytyjskie firmy bez przedstawiciela podatkowego w Polsce

Brexit spowodował konieczność zdefiniowania na nowo relacji podatkowych między podatnikami z Wielkiej Brytanii a podatnikami z Unii Europejskiej. Jednym ze skutków odłączenia się Wielkiej Brytanii od Wspólnoty była konieczność ustanowienia przez podmioty gospodarcze działające biznesowo w Polsce przedstawiciela podatkowego.

KIM JEST PRZEDSTAWICIEL PODATKOWY VAT?

Jak wynika z ustawy VAT, instytucja przedstawiciela podatkowego ma na celu zagwaranto podatkowe, które rozlicza w imieniu i na rzecz podatnika. prawna lub jednostka niemająca osobowości prawnej, która spełnia określone w ustawie VAT warunki, w tym m.in.: bowego (dotyczy osoby fizycznej będącej podatnikiem lub w przypadku podatników niebędących osobami fizycznymi – osoby będącej wspólnikiem spółki cywilnej lub handlowej niemającej osobowości prawnej, członkiem władz zarządzających, głównym księgowym), przepisami o doradztwie podatkowym lub do usługowego prowadzenia ksiąg rachunkowych zgodnie z przepisami o rachunkowości.

KTO MUSI USTANOWIĆ PRZEDSTAWICIELA PODATKOWEGO?

by działalności gospodarczej lub stałego miejsca prowadzenia działalności na terytorium obowiązek ten dotyczy zasadniczo podmiotów z państw trzecich, prowadzących działalność

BREXIT A PRZEDSTAWICIELE PODATKOWI DLA FIRM Z UK

W związku z brexitem stały się one bowiem automatycznie podatnikami z państwa trzeciego stronie internetowej.

FIRMY Z UK JEDNAK BEZ PRZEDSTAWICIELA PODATKOWEGO

stawiciela podatkowego do rozliczeń VAT, pod warunkiem posiadania siedziby działalności (bpcc.org.pl)

Małgorzata Skibińska WRZESIEŃ

KORONARAPORT

Z POCZĄTKIEM WRZEŚNIA WIELKA BRYTANIA ROZSZERZYŁA TZW. „ZIELONĄ LISTĘ” I JEDNOCZEŚNIE PRZYGOTOWUJE SIĘ NA WZROST LICZBY ZAKAŻEŃ ZWIĄZANYCH Z ROZPOCZĘCIEM ROKU SZKOLNEGO.

Anglia przygotowuje się na gwałtowny wzrost liczby zakażeń oraz liczby chorych na Covid-19. W Szkocji, gdzie rok szkolny rozpoczął się pod koniec sierpnia, taki wzrost jest już widoczny i niepokoi szkockie władze. Statystyki zakażeń wskazują, że aż dwie trzecie pozytywnych testów wykrywających koronawirusa to testy osób poniżej 40. roku życia. Ponieważ chorują głównie młodsze osoby, infekcje nie przekładają się w tak dużym stopniu jak było to podczas poprzedniej fali, na liczby hospitalizacji i zgonów. Humza Yousaf, minister zdrowia w szkockim rządzie, potwierdza, że publiczna służba zdrowia znajduje się pod poważną presją. Obecnie w Szkocji w szpitalach z powodu Covid-19 przebywa 507 pacjentów, z czego 57 na oddziałach intensywnej terapii. Dzienna liczba wykrywanych zakażeń pod koniec sierpnia przekroczyła 5 tysięcy, by już na początku września osiągnąć liczbę 7 tysięcy w samej tylko Szkocji. W Anglii i Walii, gdzie rok szkolny dopiero się rozpocznie, władze spodziewają się pogorszenia sytuacji epidemiologicznej jeszcze we wrześniu. W ciągu ostatniego tygodnia z powodu koronawirusa w Wielkiej Brytanii zmarło 805 osób i jest to o 104 osoby więcej niż tydzień wcześniej.

Mieszkańcy Wysp wciąż mogą cieszyć się z funkcjonowania w warunkach po zniesieniu obostrzeń, jakie obowiązywały w czasie lockdownu. Ze względu na sprzyjającą letnią aurę oraz okres wakacyjny, rząd wprowadził w sierpniu kolejne zmiany dotyczące samoizolacji.

Od 16 sierpnia mieszkańcy Anglii, którzy przyjęli już dwie dawki szczepionki, zostali zwolnieni z obowiązku poddania się samoizolacji po kontakcie z osobą zakażoną koronawirusem. Zamiast tego muszą wykonać test PCR i jeżeli badanie da wynik pozytywny, kwarantanna będzie obowiązkowa. Nowe przepisy dotyczą również nieletnich, jednak w grupie wiekowej do 18 lat wykonanie testu będzie zalecane tylko w przypadku bezpośredniego kontaktu z chorym na Covid-19. Oczekując na wynik badania, będzie można normalnie funkcjonować. Dodatkowo, osoby, które ukończą 18. rok życia, są zwolnione z obowiązku izolowania się przez kolejne pół roku, ale w tym czasie powinny się zaszczepić.

Zmiany dotyczą też pracowników służby zdrowia i opieki społecznej. Wrócą oni do pracy po uzyskaniu negatywnego wyniku testu PCR, ale codziennie będą musieli wykonywać testy przepływu bocznego jako dodatkowy środek bezpieczeństwa. Nowe przepisy powinny na dobre rozwiązać problemy pracodawców, którzy apelowali do rządu o złagodzenie zasad po tym, jak setki tysięcy pracowników wysłano na kwarantannę. Zmiany te są także istotne dla szkół, aby uczniowie i nauczyciele nie tracili czasu na domową izolację w przypadku pojawienia się w szkole zakażonej osoby. Jednocześnie rząd nadal zaleca także noszenie masek oraz zachowywanie dystansu społecznego wszystkim zaszczepionym, gdyż nawet dwie dawki preparatu nie chronią ich przez infekcją.

Wymóg przeprowadzenia w pewnych sytuacjach testu PCR wiąże się z kosztami ponoszonymi zwłaszcza przez podróżnych. Brytyjski rząd obniżył cenę testów oferowanych przez publiczną służbę zdrowia. Zapowiedział też kary dla tych firm prywatnych, które wprowadzają klientów w błąd na temat dostępności oraz kosztów przeprowadzanych badań.

Dla osób wracających z krajów z tzw. zielonej listy oraz dla osób, które są w pełni zaszczepione i wracają z krajów z żółtej listy, cena obowiązkowego jednego testu spadła z 88 do 68 funtów. Natomiast w przypadku osób, które przyjeżdżają z krajów z żółtej listy, ale nie są w pełni zaszczepione, cena wymaganego zestawu dwóch testów została zmniejszona z 170 do 136 funtów. To już druga obniżka cen testów oferowanych przez publiczną służbę zdrowia, bo na początku taki zestaw testów kosztował 210 funtów.

Obniżka nie dotyczy testów oferowanych przez ponad 400 prywatnych firm, ale minister zdrowia Sajid Javid zapowiedział, że niezależnie od złożonego przez niego wniosku do Urzędu Konkurencji i Rynków (CMA), rząd sam sprawdzi ceny testów w tych firmach i jeśli wprowadzają one w błąd klientów, zostaną usunięte z listy akredytowanych

KORONARAPORT

usługodawców. Ceny oferowanych przez te firmy testów wahają się od 20 do ponad 500 funtów, ale klienci skarżą się, że w wielu przypadkach faktyczna cena jest wyższa niż ta, która jest początkowo podawana. Ponadto składane są skargi na standard usług niektórych firm, np. długie oczekiwanie na wynik testu lub otrzymanie uszkodzonych przesyłek z zestawami do testów. – Jestem zdeterminowany, aby chronić konsumentów i ciężko pracujące rodziny przed nieuczciwymi praktykami i zapewnić, że wysokiej jakości testy są dostępne w rozsądnej cenie. Zbyt wielu dostawców zachowuje się jak kowboje i to musi się skończyć. Społeczeństwo powinno mieć możliwość przeżywania letnich wakacji bez konieczności narażania się na nadmierne koszty lub niepokój. Każdy dostawca, który zostanie uznany za wprowadzającego w błąd, zostanie wyrzucony z listy – zapowiedział minister Javid.

Opracowując strategię przeciw pandemii światowi eksperci informują, że na razie nie ma potrzeby stosowania tzw. szczepionek przypominających. W skali globalnej WHO skupią się wciąż na zaszczepieniu wszystkich osób najbardziej narażonych na ciężkie przejście choroby i takich, dla których zakażenie koronawirusem może zagrażać życiu. – Najbardziej narażeni ludzie na całym świecie powinni zostać najpierw w pełni zaszczepieni, zanim bogate kraje zaczną u siebie podawać dawki przypominające – informuje Soumya Swaminathan, główna specjalistka naukowa Światowej Organizacji Zdrowia.

W Wielkiej Brytanii w programie szczepień uwaga skupiona jest obecnie na osobach młodych. Możliwość zaszczepienia kierowana jest m.in. do uczestników festiwali muzycznych. Należy przy tym podkreślić, że po festiwalu Latitude w hrabstwie Suffolk, który był częścią rządowego programu pilotażowego mającego na celu sprawdzenie, jak bezpiecznie wznowić imprezy masowe, stwierdzono 1051 infekcji. Kolejne 4700 przypadków koronawirusa może mieć związek z muzyczno-surfingowym festiwalem Boardmasters w Kornwalii. Z tych przyczyn kolejne festiwale odbywające się w ostatni weekend sierpnia w Reading i Leeds oferowały uczestnikom możliwość zaszczepienia. – Wspaniale jest widzieć powrót muzyki na żywo i występów, a gdy uczestnicy będą kierować się przed główną scenę, aby zobaczyć swoje ulubione gwiazdy, zachęcam wszystkich, którzy jeszcze nie dodali „namiotu szczepionkowego” do swojego festiwalowego planu, by przyjęli tę ratującą życie, jako najlepszą ochronę, jaką możemy uzyskać przed koronawirusem – zachęcała dr Nikki Kanani, wiceszefowa programu szczepień przeciw Covid-19.

Lekarze podkreślają, że szczepionki nie będą podawane osobom pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Jak informuje NHS, ponad jedna piąta liczby przyjmowanych do szpitali osób z powodu Covid-19 to ludzie w wieku od 18 do 34 lat, co jest czterokrotnie wyższym odsetkiem niż w szczycie drugiej fali epidemii zimą na przełomie 2020 i 2021 roku.

Wraz ze wzrostem presji na szczepienia rośnie również sprzedaż fałszywych kart szczepień. Analizy zespołu badawczego ds. cyberzagrożeń Check Point Research (CPR) wskazują na 257procentowy wzrost liczby sprzedawców reklamujących fałszywe karty szczepień. Fałszywe karty CDC, NHS i EU Digital COVID są sprzedawane już za 100 USD i można je kupić za pomocą PayPal lub kryptowaluty.

Fałszowane są również informacje dotyczące szczepionek. W ich rozpowszechnianiu zaangażowana była brytyjska spółka Fazze należąca do firmy marketingowej AdNow, prowadzącej swoją działalność z Rosji. Fazze publikował wprowadzające w błąd artykuły i petycje na forach takich jak Reddit, Medium i Change.org oraz wykorzystywał fałszywe konta na platformach takich jak Facebook i Instagram w celu wzmocnienia treści. Celem było odpłatne zaangażowanie wpływowych osób w rozpowszechnianie antyszczepionkowych treści, a posty przyciągnęły organiczny ruch. W wyniku zdemaskowania procederu Facebook usunął 243 konta na Instagramie i 65 kont na Facebooku.

Szczepionka przeciw gruźlicy

może chronić seniorów przed COVID-19

Ochronne działanie przed COVID-19 starej szczepionki BCG, czyli przeciwko gruźlicy, w populacji osób starszych sugerują rezultaty badania opublikowanego w naukowym periodyku Science Advances. W świecie naukowym od lat toczy się dyskusja na temat tzw. nieswoistego efektu ochronnego tej szczepionki.

Indyjscy naukowcy, bo to oni są autorami tego badania, którego rezultaty opublikował Science Advances, niewątpliwie dorzucają kamyczek do koszyczka tych, którzy są skłonni widzieć nieswoisty efekt ochronny BCG, przynajmniej u seniorów.

W miarę starzenia się stajemy się bardziej podatni na różne choroby, także zakaźne. Powodem takiego stanu rzeczy jest m.in. przewlekły stan zapalny, który przybiera na sile wraz z postępem wieku. Wskaźnikami takiego stanu zapalnego są m.in. prozapalne cytokiny.

Cytokiny to około 100 wydzielanych przez leukocyty białek regulujących o właściwościach modulujących odpowiedź odpornościową. Podstawowy podział uwzględnia cytokiny prozapalne i przeciwzapalne. Te pierwsze – w uproszczeniu – generują rozwój stanu zapalnego, zaś te drugie – ograniczają procesy zapalne.

Indyjscy badacze zaszczepili 82 ochotników w wieku 60-80 lat szczepionką BCG. Druga grupa ochotników w podobnym wieku nie dostała szczepionki przeciwko gruźlicy. Przed szczepieniem i miesiąc po wszystkim pobrano krew do analizy.

Okazało się, że u osób zaszczepionych doszło do spadku poziomu cytokin prozapalnych; poziom tych cytokin był znacznie niższy niż w grupie niezaszczepionej. We krwi zaszczepionych ochotników zmalał także poziom innych białek odpowiedzialnych za inicjację procesu zapalnego. Autorzy badania podkreślają, że oznaczane przez nich cytokiny to dokładnie te same, których wydzielanie inicjuje ciężki przebieg COVID19. Ich zdaniem zaszczepienie starą i tanią szczepionką BCG może dać pewien efekt ochronny przed nową chorobą, jeśli szczepionki przeciwko COVID-19 są niedostępne.

Co do zasady szczepionka przeciw gruźlicy jest skuteczna w ochronie przed ciężkimi postaciami tej choroby, a zatem także niepełnosprawnością i śmiercią z jej powodu. Ale wiele lat temu zauważono, że populacje, które są zaszczepione tą szczepionką, mniej chorują na inne choroby. Wielu naukowców postanowiło sprawdzić, czy tak jest rzeczywiście. Niestety, na razie jednoznacznej odpowiedzi nie ma, a to dlatego, że trudno taki nieswoisty efekt ochronny BCG zmierzyć.

Skąd w ogóle pomysł, że to stara szczepionka BCG może tego rodzaju działanie wykazywać? Kiedyś sądzono, że dysponujemy odpornością wrodzoną oraz nabytą, i jeśli chodzi o tę pierwszą, jest ona dana i niewiele można z nią zrobić. Ale okazuje się, że także ta wrodzona odporność podlega tzw. treningowi pod wpływem różnych bodźców. Takim bodźcem może być żywa szczepionka, jak BCG.

Głównymi komórkami układu odporności wrodzonej, które przechodzą taki „trening”, są makrofagi i monocyty. Udowodniono, że między innymi szczepienie BCG (…) – indukuje epigenetyczne przeprogramowanie tych komórek, prowadząc do ich aktywacji, zmian stanu metabolicznego i wydajniejszej produkcji cytokin. Indukcja takiej „przeszkolonej” odpowiedzi immunologicznej ma zapewnić lepszą odpowiedź zapalną i utworzenie pewnego rodzaju pamięci immunologicznej, co z kolei pozwala na wczesne budowanie odporności na reinfekcję. Są więc teoretyczne i laboratoryjne przesłanki, aby postulować także nieswoisty efekt ochronny szczepienia BCG (tzn. niezwiązany z redukcją zachorowań na gruźlicę) – wyjaśniają prof. Krzysztof Zeman i dr Jacek Mrukowicz w artykule „Trening układu immunologicznego? Dyskusja o możliwych nieswoistych korzyściach ze szczepienia BCG”.

W artykule tym przytaczają rezultaty przeprowadzonych do 2017 roku badań, których celem było zmierzenie ewentualnego efektu ochronnego szczepionki przeciw gruźlicy. Wyniki były jednak sprzeczne z uwagi m.in. na problemy metodologiczne. Najlepsza metodologia, czyli taka, która nie zostawia wiele znaków zapytania, to badanie z randomizacją, podwójnie zaślepioną próbą oraz – last but not least – precyzyjnie zde�iniowanymi dla konkretnego problemu tzw. punktami końcowymi, a zatem mierzalnymi zmianami stanu zdrowia będącymi następstwem interwencji leczniczej, pro�ilaktycznej lub ekspozycji na dany czynnik narażenia.

Tymczasem w przypadku badania potencjalnego nieswoistego efektu ochronnego szczepionki BCG trudno taką dobrą metodologię osiągnąć. Dlaczego? Choćby z uwagi na to, że podwójnie zaślepiona próba jest nieosiągalna: po zaszczepieniu występuje wyraźny odczyn poszczepienny, którego nie sposób przeoczyć. (...) Indyjskie badanie, choć ma istotne ograniczenia (...) dostarcza jednak dość silnych argumentów na nieswoisty efekt ochronny BCG w kontekście COVID-19; przynajmniej u starszych osób.

Do 2022 roku możliwe jest

zaszczepienie wszystkich ludzi na świecie

Na świecie podano już ponad 670 mln dawek szczepionek przeciwko SARS-CoV-2. W Polsce liczba szczepień przekroczyła 6,6 mln, z czego prawie 4,6 mln to szczepienia jedną dawką, a 2 mln – dwiema dawkami.

WHO ocenia, że do 2022 roku zaszczepieni zostaną już wszyscy chętni. Tym bardziej, że w fazie badań klinicznych znajduje się 85 szczepionek, a 184 – w fazie badań przedklinicznych. Do tego czasu konieczne jest jednak stosowanie dotychczasowych środków bezpieczeństwa. – Gdy zakończymy program szczepień, z pewnością czeka nas w coraz większym stopniu powrót do życia, które znamy sprzed pandemii – przekonuje dr Paloma Cuchi, przedstawicielka WHO w Polsce. – Kiedy skończy się pandemia? To pytanie za milion dolarów. Oczywiście widać już światełko w tunelu. Mamy szczepionki, a szczepienia przebiegają w rekordowym tempie. Są trudności z dystrybucją, ale w miarę jak będziemy je pokonywać, będziemy szczepić szybciej. Wiemy już, jak zapobiegać COVID-19 oraz że noszenie maseczek i mycie rąk pomagają spowolnić epidemię, ale wciąż jest wiele niewiadomych. Mamy świadomość, że wirus może mutować. Dotychczasowe mutacje nie sprawiły, że wirus stał się groźniejszy, ale widzimy pewne trudności w procesie produkcji szczepionek. Ułożenie całej tej układanki wymaga szeroko zakrojonej koordynacji i głębokiej solidarności – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Biznes dr Paloma Cuchi.

Na świecie podano już ponad 670 mln dawek szczepionek przeciwko SARS-CoV-2, najwięcej w liczbach bezwzględnych w Stanach Zjednoczonych, ale największy udział zaszczepionych obywateli mają Izrael (ponad 60 proc.) oraz Wielka Brytania (ok. 46 proc.) – wynika z serwisu Our World in Data. W Polsce liczba wykonanych szczepień wynosi ponad 6,6 mln: dwoma dawkami wykonano niecałe 2,1 mln szczepień, a co najmniej jedną – prawie 4,6 mln. Odsetek zaszczepionych Polaków przekroczył 10 proc. – W miarę jak więcej osób będzie zaszczepionych, będziemy mogli pozwalać sobie na coraz więcej, nie obawiając się zakażenia i uważając przy tym, by nie przenosić wirusa na innych. Będziemy mieli także większą wiedzę na temat samych szczepionek. Teraz wiemy, że zapobiegają zachorowaniu, ale być może dowiemy się też, w jakim stopniu zapobiegają zakażeniu innych – mówi.

Naukowcy Centrum Medycznego Uniwersytetu Columbia opublikowali na początku marca wyniki swoich badań, z których wynika, że obecne szczepionki i niektóre przeciwciała monoklonalne mogą być mniej skuteczne w neutralizowaniu brytyjskiego i południowoafrykańskiego wariantu koronawirusa. Badania potwierdzają m.in. wyniki Novavax. Firma poinformowała, że jej szczepionka miała niemal 90 proc. skuteczności w badaniu w Wielkiej Brytanii, ale mniej niż 50 proc. w Afryce Południowej. Wraz z coraz większą liczbą dopuszczanych na rynek szczepionek sytuacja powinna się poprawić. – Możemy zakładać, że zaszczepimy wszystkich w 2022 roku, ale tutaj też potrzebna będzie nam ogromna doza solidarności i zaangażowania. Solidarność jest potrzebna, aby szczepionki mogły otrzymać te osoby, które potrzebują ich najbardziej – wszyscy muszą brać w tym udział, poważnie traktując środki bezpieczeństwa i przestrzeganie zasad. Produkcja szczepionek będzie rosła w miarę podpisywania kolejnych umów i wprowadzania nowych preparatów. Obecnie prowadzone są testy ponad 200 szczepionek – wskazuje dr Paloma Cuchi.

Z danych WHO wynika, że w fazie badań klinicznych znajduje się 85 szczepionek, kolejne 184 są w fazie badań przedklinicznych. Ich liczba wciąż rośnie. Daje to szanse na szybkie wyszczepienie całej populacji i powrót do normalności z czasów sprzed pandemii. – Wspólnie zbudujemy nową normalność. Gdy zakończymy program szczepień, z pewnością czeka nas w coraz większym stopniu powrót do życia, które znamy sprzed pandemii – przekonuje ekspertka.

Choć, jak wskazuje, szczepionki mogą skutecznie odciążyć służbę zdrowia, to obecnie wciąż jeszcze tylko łączenie wszystkich dotychczasowych metod zapobiegania zakażeniom może pomóc opanować trudną sytuację. – Obserwujemy kolejne fale zakażeń, szczególnie w Europie Środkowej – obecnie borykają się z nimi Czechy i Polska, potrzebne są więc dalsze obostrzenia. Musimy utrzymywać restrykcje, realizować program szczepień i zapewniać odpowiednie środki ochrony osobistej. Te wszystkie działania trzeba uzupełnić o opiekę nad osobami, które przechorowały COVID-19, i ich dalsze leczenie. Niektórzy ozdrowieńcy mogą przez długi czas borykać się z problemami oddechowymi czy silnym zmęczeniem. Nie ma więc mowy o jednym rozwiązaniu. Tylko połączenie szeregu różnych działań może przybliżyć nas do rozwiązania tego problemu – podkreśla.

Jak wynika z badań CBOS („Aktualne problemy i wydarzenia”), o ile jeszcze w lutym ponad dwie piąte ankietowanych Polaków oceniało obostrzenia jako nadmierne, o tyle obecnie maleje odsetek osób uznających istniejące obostrzenia za zbyt daleko idące (34 proc.), przybyło zaś osób oceniających je jako niewystarczające (15 proc.). Zdaniem 40 proc. istniejące ograniczenia są adekwatne do sytuacji.

Skazani na tęsknotę

za domową kuchnią

Rozmowa z Barbarą Adamczewską, dziennikarką i autorytetem kulinarnym, autorką książek „Gotuj z głową”, „W kuchni babci i wnuczki, „Potrawy na skromną kieszeń”, „Letnie przysmaki”, „Gorące kolacje”, „Drugie dania”, „Potrawy z warzyw”, „Potrawy z serami”, „Kuchnia żydowska według Rebeki Wolff”, która wraz z nową rubryką debiutuje na łamach „Sami Swoi Magazyn”.

Jak czytam w jednej z notek biograficznych, rozmawiam z absolwentką wydziału filologii polskiej Uniwersytetu Warszawskiego, która przez wiele lat pracowała jako dziennikarka prasy kobiecej, a od kilku zajmuje się pisaniem książek kulinarnych. Która szczególnie interesuje się tradycyjną kuchnią polską oraz historią kultury materialnej; zwłaszcza tą jej częścią, która związana jest z domem, życiem codziennym, stołem, która za ważny cel pisania książek uznaje przekazywanie informacji o bogatej polskiej tradycji kulinarnej i o kulturze życia codziennego dawniej i dziś. Jakie były początki?

– Dziennikarstwo pojawiło się zupełnie naturalnie, kontynuowałam po prostu rodzinne tradycje. Moja przygoda ze światem kuchni rozpoczęła się pod koniec ubiegłego wieku w „Magazynie Rodzinnym”. Młodą dziennikarkę zaraziła swą pasją Danuta Wilhelmi (pierwsza małżonka Romana Wilhelmiego – przyp. KP), autorka znakomitej rubryki, w której to zaproszeni przez nią wybitni goście opowiadali o swoich kulinarnych pasjach. Po jej odejściu przejęłam ową rubrykę i tak to wszystko się zaczęło. Wtedy już wiedziałam, że to jest „to”, co chciałabym robić w życiu. Zamiłowanie do kuchni rozumianej jako część kultury wkrótce stało się udziałem mojego męża, i od tego momentu zaczęliśmy funkcjonować w branży jako uzupełniający się duet. Oczywiście nie było mowy o jakimś niezdrowym współzawodnictwie.

O szanownym małżonku już troszeczkę wiemy. A Barbara Adamczewska bardziej prywatnie?

– Zarówno mąż, jak i ja pochodzimy z rodzin, w których tradycja dobrego jedzenia była od pokoleń kultywowana. Nie mam na myśli jakiś najdroższych, wykwintnych potraw, ale kuchnię, w której królował smak. Od zawsze fascynowało nas, gdy mogliśmy skupiać gości wokół stołu, a kuchnia była ważnym elementem każdego spotkania.

Właśnie, odnoszę wrażenie, że z każdym dziesięcioleciem pojęcie „kuchnia” poszerza swoje znaczenie. To już dawno coś więcej niż gotowanie.

– Oczywiście, kuchnia to nie tylko zaspokajanie potrzeb �izjologicznych, ale ważna część kultury każdej nacji. Proszę zauważyć, iż każdą wielką kulturę – rzymską, grecką czy egipską – łączył element „wyśmienitego jadania”. Polska kuchnia jak najbardziej mieści się w tym określeniu. Nie jest tajemnicą, iż w dawnych czasach w wielu polskich domach jadano ob�icie, a na dworach organizowano wielkie uczty.

Gdy pytamy naszych rodaków na Wyspach, czego im brakuje najbardziej w nowej ojczyźnie, to wyrażenie „polskiej kuchni” pojawia się chyba najczęściej. Obok tęsknoty za rodzinnym domem.

– Zauważając zjawisko, iż Polacy wyjeżdżający z kraju skazują się na tęsknotę za domową kuchnią, w latach 90. wydaliśmy z mężem książkę „Rodaku, czy Ci nie żal, czyli z polską kuchnią w walizce”…

Jak czytam w recenzji, to z pasją i humorem opowiedziana historia polskich potraw, najsmaczniejszych i najczęściej obecnych na naszych stołach, pełna doskonałych przepisów i receptur, a impulsem do napisania książki stała się współczesna masowa emigracja i troska o rodaków na obczyźnie. I dalej: – Polacy wyjeżdżający z kraju skazują się na tęsknotę za domową kuchnią. Ukochany rosół czy pomidorowa mamy – z pewnością są tematem rozmów gdzieś pod Big Benem czy w zadymionym irish pubie.

– Tak, kontynuacja naszych kulinarnych, rodzinnych tradycji jest niezwykle ważna. To nasze „podglebie”, a smaki dzieciństwa są czymś wyjątkowym i niepowtarzalnym, łączącym nas z rodzinnym domem.

Szefami kuchni są najczęściej panowie. Mają lepszy smak, czy…

– To kwestia szklanego su�itu, którego panie nie są w stanie przebić, nie tylko zresztą w tej dziedzinie. Proszę zauważyć, iż dopiero w końcu XIX wieku panie zabrały się za pisanie książek kucharskich, co wcześniej nie było możliwe ze względu na ograniczenia edukacyjne. Sytuacja ulega jednak znacznej poprawie. Dziś wiele pań jest rozchwytywanych jako szefowe kuchni i ów trend ma charakter rosnący.

Barbara Adamczewska, dziennikarka prasy kobiecej, autorka ponad 30 książek z zakresu kultury kulinarnej oraz współautorka, wraz z mężem, Piotrem Adamczewskim, kolejnych 25 książek. Przez kilka lat autorka felietonów w „POLITYCE”, będących kontynuacją serii artykułów Piotra. Przez siedem ostatnich lat wykładała historię kuchni polskiej w warszawskiej szkole wyższej VIA MODA CULINARY SCHOOL. Obecnie wraz z kilkunastoma zapaleńcami bierze udział w odkrywaniu na nowo przepisów autentycznej, tradycyjnej kuchni warszawskiej. Spotkanie

przy stole

Spotykać się tu będziemy z polską kuchnią. Bo warto, bo jest to kuchnia wspaniała, o bogatej i długiej historii, a przy tym w wielu z nas wzbudzać będzie miłe wspomnienia.

A współcześnie kuchnia polska ma się dobrze, zwłaszcza że jest stałym elementem domowych zwyczajów i rodzinnych tradycji. Choć otwarcie na świat mogłoby stanowić dla tradycyjnych potraw wyzwanie. Nasza kuchnia, zachowując ulubione aromaty i smaki, dopuszcza na przykład nowinki dietetyki. Ewoluując, zmieniając niektóre drobne elementy, nadal pozostaje fragmentem historii. Jak przed laty czy przed stuleciami w polskich domach przyrządzamy rosoły, barszcze, pieczone kurczęta czy zrazy, kluski czy ciasta, które smakują wybornie. Na wigilię jadamy ryby i makowe przysmaki. Na Wielkanoc – jaja w różnej postaci i doskonałe mięsa. Mówiąc górnolotnie kuchnia to ważna część naszej tożsamości. A ponieważ może być zarazem kulinarną przyjemnością – tym lepiej. Spotkanie przy stole może być zatem czymś więcej, niż okazją do przypomnienia potraw i smaków, które są tego warte.

Przedstawiamy kilka propozycji polskich dań obiadowych. Można powiedzieć – klasyka: przepisy na dobry, niedzielny obiad. Jeszcze w ubiegłym wieku kuchnia bazowała na składnikach sezonowych, dostępnych jedynie w pewnych okresach. Dlatego wśród naszych przepisów znalazły się m.in. takie, w których wykorzystać można typowe jesienne produkty. Nie zapomnieliśmy także o osobach, które nie jadają mięsa (a jest ich coraz więcej). Ponieważ dni postnych było w Polsce bardzo wiele, przepisy na dania bezmięsne stanowią wielką część każdej, nawet najstarszej książki kucharskiej.

A oto propozycja menu

na polski niedzielny, jesienny obiad

Zupa ze świeżych grzybów

Około 1/2 kg świeżych grzybów, mogą być mieszane lub jednego rodzaju, średnia cebula, łyżka masła, 5 szklanek wywaru warzywnego albo rosołu (może być z kostki), 4 łyżki śmietany, łyżka mąki, sól, pieprz i posiekana zielona pietruszka lub koperek. Grzyby dokładnie czyścimy, myjemy i rozdrabniamy. W garnku rozpuszczamy masło i na nim dusimy posiekaną cebulę, nie dopuszczając do jej zrumienienia. Dodajemy rozdrobnione grzyby i rosół lub wywar warzywny. Gotujemy około 20 minut doprawiając pieprzem i solą do smaku. Śmietanę mieszamy z mąką, kilkoma łyżkami zupy i łączymy w garnku z pozostałą. Doprowadzamy do wrzenia. Doskonale smakuje ta zupa zmiksowana, jednak niektórym bardziej smakuje, jeśli są w niej kawałki grzybów. No i niezbędny jest dodatek ugotowanej kaszy, albo jakiegokolwiek makaronu. Można także, jako dodatek, podać prażone migdałowe płatki. Każdą porcję przyozdabiamy oczywiście siekaną pietruszką lub koperkiem.

KULINARIA ~ 55 A na drugie danie wrześniowego obiadu bardzo odpowiednie byłyby

Zrazy zawijane

6 plastrów mięsa wołowego, na przykład z rostbefu lub udźca, 1 duża cebula, 10 dag słoniny, gruba kromka razowego chleba, pieprz, sól, 1 łyżka masła, 1 łyżka oliwy lub oleju, ew. 2 łyżki gęstej śmietany. Jesiennego charakteru potrawie mogą nadać także 2-3 suszone grzyby, które nie są jednak konieczne. Jeśli kupione jest mięso już pokrojone i rozbite – mamy mniej pracy, jeśli nie – trzeba plastry mięsa nakryć przezroczystą folią do żywności i rozbić tłuczkiem, lekko osolić i posypać pieprzem. Chleb kroimy na 6 słupków, słoninę na tyleż pasków, a cebulę na 8 cząstek. Na każdym plastrze mięsa układamy chleb, słoninę i cebulę, po czym zawijamy roladki. Wygładzamy je dłońmi lub spinamy wykałaczką. Na głębszej patelni rozgrzewamy masło z olejem lub oliwą i obsmażamy roladki, najpierw układając stroną, na której nie ma krawędzi plastra. Kiedy zrumieni się na jednej stronie – przewracamy na drugą. Po obsmażeniu podlewamy kilkoma łyżkami wody, dodajemy pozostałe cząstki cebuli i dusimy potrawę na niewielkim ogniu, dodając w miarę potrzeby po trochu wody, aż mięso będzie bardzo kruche. Można w czasie duszenia dodać do sosu pokruszone suszone grzyby. Można także, kończąc przyrządzanie potrawy, zaprawić sos odrobiną śmietany, ale smak i bez tego dodatku będzie doskonały. Zrazy zawijane podajemy z kopytkami, kluskami albo z ziemniakami puree, jednak naprawdę tradycyjny jest dodatek kaszy gryczanej.

Idealnym warzywnym dodatkiem do zrazów są Zasmażane buraki

Ok. 1 kg buraków, łyżka masła, łyżka mąki, mleko (około 3/4 szklanki), sól, cukier i sok z cytryny do smaku. Wyszorowane buraki gotujemy bez obierania, aż będą miękkie, po czym studzimy je, obieramy ze skórki. W robocie kuchennym z funkcją ścierania lub na kuchennej ręcznej tarce (to praca mniej wdzięczna) ścieramy buraki. W garnku rozgrzewamy masło, wsypujemy mąkę, a kiedy się spieni dodajemy starte buraki, mleko, szczyptę soli, cukier i sok cytrynowy do smaku. Zagotowujemy buraki mieszając, aby się nie przypaliły. Jeśli ta potrawa wydaje się zbyt pracochłonna można ugotowane buraki pokroić w kostkę i zmieszać z drobno pokruszonym serem typu roquefort lub startym chrzanem. Ale przecież nie będzie to już taka zupełna klasyka…

I wreszcie coś dla amatorów dań bezmięsnych, z akcentem jesiennym: Knedle ze śliwkami

8 dużych ziemniaków, szklanka mąki, 2 łyżki mąki ziemniaczanej, jajko, 2 żółtka, sól, 3/4 kg śliwek, 2 łyżki masła, 2 łyżki tartej bułki. Najpierw gotujemy w osolonej wodzie obrane ziemniaki, po czym jeszcze gorące przeciskamy je przez praskę do puree lub mielemy przez maszynkę. Śliwki (oczywiście powinny to być śliwki, od których łatwo odchodzą pestki) drylujemy, czyli nadkrawamy i wyjmujemy pestki. Kiedy ziemniaki wystygną dodajemy do nich obie mąki, jajko i żółtka; wyrabiamy ciasto. Z ciasta formujemy wałek podsypując mąką, kroimy go na plastry. Każdy plaster dłonią ugniatamy na placuszek, układamy na nim śliwkę i zlepiamy, po czym formujemy kuliste knedle. Knedle gotujemy w osolonym wrzątku. Po około 3 minutach od zagotowania wyjmujemy je cedzakową łyżką na półmisek. Na niewielkiej patelni prażymy chwilę tartą bułkę i na koniec dodajemy masło, mieszamy i polewamy knedle. Knedle są gotowe do podania. Możemy je zjadać także posypane cukrem, na słodko, a także z dodatkiem śmietanki. Knedle możemy nadziać również kozim serem lub duszonymi grzybami.

A teraz

pora na deser

Nasz skarbczyk deserowych przepisów jest wypełniony po brzegi. Wspaniałe są zarówno polskie pączki, jak i mazurki, pierniki i makowce, drożdżowe babki, sernik, kruche ciastka oraz ciasta z owocami…

W najdawniejszych czasach, kiedy cukier był dostępny tylko dla najbogatszych, polskie rarytasy słodzono miodem. Wypieki spopularyzowały się wraz z wielkim wynalazkiem: wyprodukowaniem cukru z buraka cukrowego. Był wiek XVIII. i od tej pory w tej dziedzinie, w naszej kuchni dzieje się wiele. Najwyraźniej jesteśmy amatorami słodkich wypieków i słodyczy, skoro mamy na nie tak wiele pomysłów. A że warto te nawet najstarsze receptury stosować do dziś – daję na to słowo honoru. „Praktyczny Kucharz Warszawski” był biblią kilku pokoleń pań domu od drugiej połowy XIX wieku. Przepis na kruche ciasto Prababci pochodzący z tej książki sprawdza się i we współczesnej kuchni. Jest to w dodatku ciasto, które przygotowane w większej ilości, można podzielić na mniejsze porcje, zamrozić i w razie potrzeby odmrażać i wypiekać zeń doskonałe ciasta.

Kruche ciasto Prababci

1 kg mąki, 40 dag masła, 5 żółtek, 1,5 szklanki cukru, śmietany tyle, ile będzie potrzeba, aby zagnieść ciasto. Można dodać 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia – to już nowszy dodatek powoduje, że ciasto jest bardziej kruche. Oddzielamy od białek żółtka i w sporym garnuszku ubijamy z nich jasny kogel mogel. Mąkę wysypujemy na stolnicę lub do sporej miski, dodajemy pokrojone na kawałki niezbyt twarde masło, kogel mogel i siekamy wszystko nożem przez kilka minut. Teraz pora na zagniatanie rękami: ich ciepło spowoduje, że składniki łatwiej się połączą. W trakcie zagniatania dodajemy po płaskiej łyżce śmietanę, tak, aby powstało dość gładkie ciasto.

Doskonałe będą z tego ciasta

Kruche ciasteczka

Rozwałkowujemy kawałek ciasta na grubość ok. 3 mm i wycinamy kieliszkiem okrągłe ciasteczka. Układamy je obok siebie na wysmarowanej masłem lub wyłożonej papierem do pieczenia blaszce, smarujemy odłożonym białkiem, posypujemy dowolnie: makiem, cynamonem, trzcinowym cukrem lub posiekanymi orzechami. Pieczemy na złocisto w temperaturze 180 st. C.

Doskonale smakować będzie także Ciasto czekoladowe

na kruchym spodzie

Kruche ciasto Prababci, na polewę: 4 łyżki cukru, 5 dag masłą, 4 łyżki cukru, 3 płaskie łyżki ciemnego kakao, do przybrania siekane orzechy lub pokrojone �igi, daktyle lub inne bakalie. Kawałek kruchego ciasta pieczemy w blaszce dokładnie jak na szarlotkę, jednak warto upiec je na nieco ciemniejszy złoty kolor, bo nie będziemy go już piec ponownie. W garnuszku zagotowujemy masło, cukier i kakao z dodatkiem 4 łyżek wody. Gotujemy chwilę mieszając, po czym, kiedy zaczyna gęstnieć wylewamy polewę na wierzch zrumienionego ciasta, szybko rozsmarowujemy (najwygodniej łopatką do tortów) posypujemy orzechami, �igami, czy innymi przygotowanymi bakaliami. Pozostawiamy do zastygnięcia, po czym kroimy na niewielkie kawałki.

Jako ostatnią propozycję przedstawiam stuletni przepis na najszybszy Krakowski placek

ze śliwkami

Na ciasto: 11/2 szklanki mąki, jajko, 1/2 szklanki cukru, ok. 1/3 szklanki śmietany, 2 łyżki masła, 3 łyżeczki proszku do pieczenia; 1 kg śliwek typu węgierek i 3 łyżki grubego cukru do posypania gotowego ciasta. Najpierw drylujemy śliwki rozkrawając je na dwie części. Wszystkie składniki ciasta mieszamy ze sobą i rozkładamy cienką warstwą na wysmarowanej masłem lub wyłożonej papierem do pieczenia blaszce wielkości piekarnika. Na wierzchu ciasta układamy rzędy połówek śliwek, skórką do góry, aby wydobywający się z owoców sok wsiąkał smakowicie w ciasto. Kiedy ciasto pomiędzy śliwkami wyrośnie i zrumieni się – nasz placek jest gotów. Jeszcze tylko wystarczy posypać je grubym cukrem i pokroić na prostokątne kawałki.

Smacznego!

Barbara Adamczewska

Bezsenność występuje średnio u 10 proc. osób po 60. roku życia, a nawet ok. 40 proc. z nich doświadcza bezsenności przewlekłej.

Jak skutecznie poradzić sobie z bezsennością

Generalnie zalecana długość snu to ok. 8 godzin, ale jest to kwestia indywidualna. Nadto po sześćdziesiątce rzadko komu udaje już przespać siedem godzin bez przebudzania się. Zmienia się charakter naszego snu: „nocne marki” zaczynają wcześniej się kłaść i rzadko śpią do południa, sporo osób zaczyna korzystać z drzemki w ciągu dnia – także ci, którzy wcześniej ich nie potrzebowali. – Dzieje się tak na skutek zmian hormonalnych, a także zmian w ośrodkowym układzie nerwowym związanych ze starzeniem się naszego mózgu – tłumaczy psycholog Magdalena Komsta, terapeutka bezsenności w nurcie poznawczo-behawioralnym.

Z wiekiem potrzebujemy też więcej czasu, by zasnąć: młodzi dorośli najczęściej zasypiają dość szybko, maksymalnie 30 minut od momentu zgaszenia światła, zaś u o osób powyżej 60. roku życia normą jest 45 minut. To ważna informacja, bo wiele osób w starszym wieku martwi się, gdy długo zasypia. Tymczasem im jesteśmy starsi, najczęściej tym więcej czasu potrzebujemy, żeby się wyciszyć.

Nie bez znaczenia jest fakt, że z czasem pojawią się też kłopoty zdrowotne, które wpływają na nasz sen.

PO 40-TCE ZACZYNAMY SPAĆ CORAZ KRÓCEJ I CORAZ PŁYCEJ, PRZEZ CO SEN NIE JEST JUŻ TAK REGENERUJĄCY I NIE ZAWSZE DAJE ODŚWIEŻENIE INTELEKTUALNE. TO EFEKT STARZENIA SIĘ OŚRODKOWEGO UKŁADU NERWOWEGO I PROCESÓW, KTÓRE ZACHODZĄ W MÓZGU WRAZ Z WIEKIEM. DOWIEDZ SIĘ, JAKIE PROSTE TRIKI MOŻNA ZASTOSOWAĆ, BY POPRAWIĆ JAKOŚĆ SNU.

– Mowa nie tylko o chorobach przewlekłych, jak na przykład nadciśnienie tętnicze, ale także o zwiększonej częstości oddawania moczu. Jeśli musimy to robić dwa lub więcej razy w ciągu nocy, a to zdarza się bardzo często zarówno u kobiet w związku z przebytymi porodami, jak i u mężczyzn ze względu na przerost prostaty, to ryzyko pojawienia się trudności ze snem rośnie, bo musimy więcej razy zasypiać – wyjaśnia ekspertka.

Bezsenne noce a starzenie się

Z wiekiem coraz częstszym problemem jest bezsenność. Ta krótkotrwała związana jest najczęściej z jakimś emocjonującym zdarzeniem, chorobą czy nagłym bólem. Mija, gdy wyciszymy emocje, przyzwyczaimy się do nowej sytuacji, wyleczymy się.

Dużo trudniej jest z bezsennością przewlekłą – mówimy o niej, gdy zaburzenia snu powtarzają się przez minimum trzy noce w tygodniu i trwa to dłużej niż miesiąc. Taka sytuacja wymaga diagnostyki i leczenia. Bezsenności często towarzyszą zaburzenia snu, np. trudności z zaśnięciem, z utrzymaniem snu, przebudzenia w nocy, zbyt wczesne wybudzenia rano (np. o 3.00 w nocy). Taki sen jest słabej jakości, nie daje odpoczynku.

– Najczęściej osoby cierpiące na bezsenność skarżą się na kilka takich zaburzeń równocześnie, a w efekcie mają wrażenie, jakby nie spały całą noc. A to dlatego, że choć śpią, ich sen jest płytki, dochodzi do mikroprzebudzeń, a poziom neuroprzekaźników w mózgu, czyli substancji, które regulują sen jest zaburzony i sprawia, że taka osoba czuje jakby nie spała całą noc – wyjaśnia psycholog.

Dodatkowym problemem przy bezsenności jest zamartwianie się nią. – Życie osoby z chroniczną bezsennością zaczyna kręcić się wokół tego, że nie może spać, wciąż myśli o tym, jak dzisiaj będzie spała, jak źle czuje się po tym, że źle spała, jak może jej to zaszkodzić, wpłynąć na inne choroby. Myśli i zachowania związane ze snem i bezsennością zajmują jej nieproporcjonalnie dużo czasu i w ten sposób trudności ze snem powodują cierpienie lub zakłócają normalne funkcjonowanie. Problem z bezsennością polega na tym, że to jest błędne koło, z którego często trudno jest wyjść bez specjalistycznej pomocy – mówi terapeutka.

Fizyczne zmęczenie po takiej słabo przespanej nocy często prowadzi do tego, że taka osoba zaczyna się oszczędzać: spędza więcej czasu w łóżku, w dzień decyduje się na drzemki – a to powoduje mniejszą potrzebę snu w nocy i tylko nasila problemy. Z czasem bezsenność powoduje wyczerpanie psychiczne.

Zdiagnozuj przyczynę

Zanim zaczniemy leczyć bezsenność, trzeba sprawdzić, jaka jest jej przyczyna. Powszechnie zrzuca się winę na emocje, ale często u podłoża problemu jest choroba. Bezsenność bowiem często współwystępuje ze schorzeniami somatycznymi, m.in. z nadciśnieniem tętniczym, chorobami tarczycy, alergiami, zaburzeniami neurologicznymi, w tym z chorobą Parkinsona. W takim przypadku trzeba leczyć jednocześnie obie choroby, bo skuteczne leczenie tej podstawowej raczej już nie wystarczy. – Chodzi o to, że choć pierwotny czynnik, np. ból, który spowodował bezsenność został wyeliminowany, to tak dużo już zmieniło się w zachowaniu tej osoby – zaczęła prowadzić oszczędny tryb życia, przysypia w ciągu dnia, zamartwia się – że bezsenność nie mija. To dlatego powinno leczyć się obie choroby. Warto też ustalić, czy nie ma jednocześnie innych zaburzeń snu, czyli np. zaburzeń rytmu snu, zamiany dnia z nocą – bo wtedy postępowanie terapeutyczne jest inne niż przy samej bezsenności – mówi terapeutka.

Warto zwrócić także uwagę na głośne chrapanie i występowanie bezdechów sennych – to bardzo niebezpieczne zaburzenie, którego skutki są podobne do skutków bezsenności: zmęczenie spowodowane jest złą jakością snu oraz niedotlenieniem. Nadto grozi poważnymi konsekwencjami, z udarem włącznie, zatem z bezdechem sennym trzeba się udać do lekarzy.

Kolejną przyczyną kłopotów ze snem są nadmierne ruchy nóg w trakcie zasypiania i w trakcie nocy. Starsze osoby często cierpią na anemię z powodu niedoboru żelaza, a jednym z jej objawów jest tak zwany zespół niespokojnych nóg, który utrudnia zaśnięcie. Leczenie ukierunkowujemy wtedy na podniesienie poziomu żelaza we krwi. Bezsenność często współistnieje z chorobami psychicznymi np. z depresją, zaburzeniami lękowymi, ale też z uzależnieniem od leków i alkoholu, może

• Nie włączaj do snu telewizji czy radia • W sypialni powinno być maksymalnie 20 stopni Celsjusza być skutkiem ubocznym przyjmowania niektó rych leków. • Nie zostawiaj zapalonej na noc lampki – Nasz organizm został zaprogramowany tak, aby spać w całkowitej ciemności. Fakt, że mamy zamknięte oczy w trakcie snu niewiele zmienia, ponieważ receptory są w stanie wyłapać różnicę światła także przy zamkniętych oczach. Ma to ogromne znaczenie dla jakości naszego snu, ale również dla gospodarki glukozą i insuliną, co jest szczególnie ważną informacją dla osób z insulinoopornością, stanem przedcukrzycowym, nadwagą czy otyłością” – mówi Komsta. Nie lecz bezsenności alkoholem Alkohol niesłusznie uważany jest jako remedium na bezsenność. Choć ułatwia zasypianie, jednocześnie sprawia, że sen staje się płytszy, powoduje wybudzenia w nocy. – Absolutnie nie zaleca się stosowania alkoholu jako środka na bezsenność, także z tego powodu, że może to skutkować uzależnieniem – mówi terapeutka.

Jak się leczy bezsenność

Metodą pierwszego wyboru jest terapia behawioralno-poznawcza, jednak nie każdemu można ją zaproponować – osoby z zespołem otępiennym czy z niepełnosprawnością intelektualną raczej nie poradzą sobie z taką formą terapii. W takiej sytuacji opiekunowie dostają wytyczne i zalecenia co robić, np. aby zwiększali akZadbaj o maksymalnie tywności

dużą ilość światła w ciągu dnia:

• Odsłoń firanki, • Korzystaj z balkonu czy tarasu, • Jeśli w domu jest zbyt ciemno, zapalaj światło, • Korzystaj z lamp do fototerapii, zwłaszcza w miesiącach jesienno-zimowych. – Światło ma ogromne znaczenie dla funkcjonowania naszego układu hormonalnego. Nawet jeżeli jest pochmurno, nasz organizm produkuje odpowiednią ilość hormonu zwanego serotoniną – czyli hormonu szczęścia, który reguluje nasz nastrój, a wieczorem zmienia się w melatoninę, która umożliwia nam zaśnięcie. Nie siedźmy więc cały dzień w pomieszczeniu z zasłoniętymi oknami – wyjaśnia terapeutka. podopiecznego w ciągu dnia czy zmniejszali liczbę drzemek. Można też próbować innych sposobów. Dobre efekty daje fototerapia, czyli dbanie o odpowiednią ilość światła w ciągu dnia i zmniejszanie światła wieczorem. U chorych warto szczególnie zadbać o higienę snu – m.in. przeniesienie aktywności z łóżka czy wietrzenie sypialni przed snem. Druga opcja walki z bezsennością to farmakoterapia, ale wyłącznie ściśle według wskazań lekarza – niektóre leki nasenne, np. pochodne benzodiazepin dość szybko uzależniają i bez przerwy mogą być stosowane maksymalnie do Przygotuj się do snu czterech tygodni. Nadto niektóre leki zwiększają • Zadbaj o aktywność fizyczną w ciągu dnia ryzyko zaburzeń pamięci, znacząco obniżają • Nie objadaj się wieczorem • Wyreguluj pory dnia i nocy sprawność �izyczną, powodują zaburzenia rów• W ciągu dnia dbaj o oświetlenie, wieczorem dbaj o zaciemnienie nowagi. Dlatego w razie bezsenności osoby star• Tuż przed spaniem nie korzystaj z ekranów elektronicznych szej opiekunowie powinni zwrócić uwagę, co i w • Zasłaniaj na noc okna, całkowita ciemność pozwala bezproblemowo zasnąć i jakich dawkach biorą ich podopieczni. nie budzić się o świcie wraz ze wschodem słońca Jednym ze sposobów walki z bezsennością • Zadbaj o spokojny umysł • Nie planuj poważnych rozmów późnym wieczorem jest podawanie leków zawierających melatoninę, • Uporządkuj myśli przed snem, np. spisz zadania na następny dzień która pomaga ustawić prawidłowy rytm dnia. • Korzystaj z technik relaksacji – pozwalają się wyciszyć i zrelaksować, obniżyć Warto jednak wiedzieć, że jest ona skuteczna u napięcie psychiczne, poziom stresu, ułatwiają zasypianie osób powyżej 55. roku życia – nie ma więc sen• Jeśli nie możesz zasnąć nie próbuj zasypiać na siłę su, aby zażywały ją młodsze osoby. Nie ma też – wstań z łóżka i zajmij się czymś, nie doprowadzaj do tego, dowodów na to, aby zioła (np. melisa) podawane aby stresować się tym, że nie możesz zasnąć. w postaci herbatek nasennych czy suplementy diety (waleriana) miały wpływ na sen.

Wystarczy 200 kalorii dziennie mniej i tętnice będą zdrowsze Wystarczy 200 kalorii dziennie mniej i

STAN NASZYCH TĘTNIC POGARSZA SIĘ Z WIEKIEM. SZTYWNIEJĄ, CO MOŻE DOPROWADZIĆ DO ROZWOJU CHORÓB SERCA. RYZYKO WZRASTA, JEŚLI OSOBA W STARSZYM WIEKU CHORUJE DODATKOWO NA OTYŁOŚĆ. CZĘSTO TACY PACJENCI MAJĄ ISTOTNE TRUDNOŚCI, BY WDROŻYĆ PRAWIDŁOWE LECZENIE. OKAZUJE SIĘ JEDNAK, ŻE NIE TRZEBA WIELKIEGO WYSIŁKU, BY ZACZĄĆ – WYSTARCZY OGRANICZYĆ DZIENNĄ DAWKĘ KALORII O ZALEDWIE 200 I ZACZNIE SIĘ ĆWICZYĆ TYLKO KILKA RAZY W TYGODNIU.

200 kalorii to m.in. trzy jajka, albo 50 g słodkich płatków śniadaniowych, trochę więcej niż jedna parówka i zdecydowanie mniej niż pączek (który ma ich około 350).

Tętnice to naczynia wyprowadzające krew z komór serca. W rytm jego pracy kurczą się i rozszerzają, przepychając krew dalej. U osób zdrowych są elastyczne, dzięki czemu krew bez problemów dociera tam, gdzie powinna. Z wiekiem niestety, sztywnieją. Niewłaściwym stylem życia ten proces możemy znacznie przyspieszyć. Jednym z istotnych czynników sprzyjających rozwojowi problemów naczyniowych jest otyłość i towarzyszące jej zazwyczaj nadciśnienie. Podwyższone ciśnienie krwi uszkadza bowiem naczynia, co przyspiesza ich sztywnienie.

Nic więc dziwnego, że od lat naukowcy starają się znaleźć sposób zahamowania tego procesu i poprawy stanu tętnic u starszych osób z otyłością. I choć samo sztywnienie tych naczyń jest zjawiskiem naturalnym, zmniejszenie nasilenia tego procesu może wydłużyć życie i poprawić jego komfort. A przecież wszyscy tego chcemy, tak dla siebie, jak i dla naszych babć czy dziadków.

Jak pomóc sztywniejącym tętnicom

Najnowszy eksperyment opisany przez amerykańskich naukowców na łamach czasopisma „Circulation” daje nadzieję, że sztywniejące tętnice da się jeszcze uratować. Wykazał on, że naprawdę umiarkowana redukcja spożywanych kalorii – o zaledwie 200 dziennie, czyli tyle co mały pączek lub jedna trzecia czekolady – oraz regularne ćwiczenia znacznie poprawiają działanie tych naczyń.

W randomizowanych badaniach zespołu dr Tiny E. Brinkley z Wake Forest School od Medicine wzięło udział 160 otyłych dorosłych prowadzących siedzący tryb życia. Uczestnicy mieli od 65 do 79 lat (średnia – 69 lat) i BMI od 30 do 45. Większość – 74 proc. stanowiły kobiety. W losowy sposób osoby te zostały przydzielone na 20 tygodni do trzech grup. Członkowie pierwszej cztery razy w tygodniu po 30 minut żwawo maszerowali na bieżni, nie zmieniając jednak niczego w swojej dotychczasowej diecie. Osoby przypisane do drugiej i trzeciej – także ćwiczyły, ale ograniczyły ilość spożywanych kalorii o 200 lub 600. Ich posiłki były przygotowywane pod nadzorem dietetyka, tak, by zachować odpowiednią liczbę kalorii.

Po 20 tygodniach lekarze zbadali u uczestników eksperymentu tzw. prędkość fali tętna (z angielskiego: PWV – puls wave velocity), czyli prędkość, z jaką krew przepływa przez tętnice. Ponadto oceniali zdolność naczynia do rozszerzania się i kurczenia. Generalnie im mniej jest ono rozciągliwe, a wskaźniki PWV wyższe, tym tętnica bardziej sztywna.

Okazało się, że większość uczestników eksperymentu straciła na wadze aż ok. 10 proc. masy ciała. Ale tylko wśród osób, które umiarkowanie, bo o zaledwie 200 kalorii, zmniejszyły liczbę przyjmowanych kalorii, stan tętnic poprawił się w sposób widoczny w badaniach. O 21 proc. wzrosła u nich rozciągliwość tętnic, a prędkość fali tętna o 8 proc. – Byliśmy zaskoczeni odkryciem, że w grupie, która najbardziej ograniczyła ilość spożywanych kalorii, nie dało się zanotować żadnej poprawy w kwestii sztywności naczyń. Nawet, jeśli w porównaniu z osobami z grupy „umiarkowanej”, spadek wagi i ciśnienia krwi był u tych osób podobny – mówi dr Brinkley.

Wydaje się więc, że przynajmniej jeśli chodzi o stan tętnic, drastyczna redukcja ilości spożywanych kalorii nie jest wcale taka dobra. Niewątpliwie czynnikiem wpływającym pozytywnie na naczynia może być zmiana diety na bardziej zdrową. A tak było właśnie w przypadku uczestników eksperymentu. W posiłkach przygotowywanych pod okiem dietetyka, było mniej niż 30 proc. kalorii pochodzących z tłuszczu i przynajmniej 0,8 grama białka na każdy kilogram masy ciała.

Jak widać, utrata wagi wynosząca 10 proc. masy ciała i zdrowa dieta są w stanie poprawić stan tętnic nawet u osoby starszej z otyłością. Warto więc spróbować, bo choroby naczyniowo-sercowe to prosta droga do zawałów czy udarów.

Zakrzepica to bardzo częsty problem. Lepiej sporo o niej wiedzieć

PROF. JERZY WINDYGA Z INSTYTUTU HEMATOLOGII I TRANSFUZJOLOGII PODKREŚLA, ŻE ZAKRZEPICA TO PROBLEM SPOŁECZNY. IM WIĘCEJ WIEMY NA TEMAT TEGO, JAK SIĘ OBJAWIA I CO MOŻE DO NIEJ DOPROWADZIĆ, TYM LEPIEJ. PRZEGAPIENIE PIERWSZYCH SYGNAŁÓW SUGERUJĄCYCH POWSTANIE ZAKRZEPU MOŻE KOSZTOWAĆ ŻYCIE LUB NIEPEŁNOSPRAWNOŚĆ. SZYBKA REAKCJA TO OLBRZYMIA SZANSA NA NORMALNE ŻYCIE.

Zakrzepy mogą powstać zarówno w żyłach, jak i w tętnicach, ale to różne problemy medyczne. Jak wskazywał internista i hematolog prof. Jerzy Windyga, kierownik Kliniki Chorób Wewnętrznych i Chorób Metabolicznych w IHiT podczas webcastu zorganizowanego przez Serwis Zdrowie, różne jest zarówno środowisko powstawania zakrzepów w tych dwóch typach naczyń krwionośnych, jak i mechanizm powstawania.

W żyłach krew płynie wolno, w tętnicach – szybko. Prawidłowe ciśnienie tętnicze to ok. 120/88 mm słupa rtęci, w żyłach wynosi zaledwie kilka-kilkanaście mm. W tętnicach do zakrzepów najczęściej dochodzi w związku z miażdżycą, kiedy pękają blaszki miażdżycowe. W żyłach do zakrzepów najczęściej dochodzi wskutek zastoju krwi.

Wspólne jest jednak to, że obydwa te stany bezpośrednio zagrażają życiu. Jeśli zakrzep powstanie w tętnicy wieńcowej, często dochodzi do zawału serca. Jeśli w żyłach głębokich – skrzeplina może przenieść się do płuc i spowodować zator płucny. Na szczęście medycyna dysponuje bardzo skutecznymi lekami, ale kluczowe jest dostrzeżenie niepokojących objawów i znajomość czynników ryzyka.

Zakrzepica żył głębokich – kiedy do niej dochodzi

Najważniejsze czynniki ryzyka to wiek (im człowiek starszy, tym bardziej jest narażony na powstawanie zakrzepów) oraz spowolnienie przepływu krwi. Kiedy do tego dochodzi? Prof. Windyga podkreśla: kiedy człowiek się nie rusza, np. leży w łóżku z nogą w gipsie albo siedzi kilka godzin w samochodzie czy samolocie w jednej pozycji. – Wtedy nie ma pracy pompy mięśniowej, przede wszystkim mięśni łydek, które mają kapitalne znaczenie jeśli chodzi o przepompowywanie krwi z dolnych partii nóg do górnych – wyjaśniał lekarz.

Podkreślał jednak, że czynników ryzyka zakrzepicy są dziesiątki (m.in. niektóre leki, choroby współistniejące, stany �izjologiczne, np. ciąża i połóg).

Są też czynniki genetyczne. Kiedy możemy je podejrzewać? – Jeśli w rodzinie jedna czy kilka osób miało zakrzepicę żył głębokich, zator płucny, zwłaszcza w młodym wieku, a zwłaszcza, jeśli doszło do takich problemów bez uchwytnych czynników ryzyka, powinno to budzić naszą czujność. Chodzi bowiem o to, że jeśli doszło do rozwoju zakrzepicy w trakcie leczenia onkologicznego po dużej operacji, nawet jeśli się pojawiła pomimo pro�ilaktyki przeciwzakrzepowej, to specjalnie to nie dziwi, bo w takiej sytuacji mamy kumulację różnych czynników ryzyka. Jednak jeśli człowiek mający 20 czy 40 lat doznaje samoistnego incydentu zakrzepowego, zwłaszcza dużych żył głębokich – bez uchwytnej przyczyny, a więc nie był unieruchomiony, nie był obłożnie chory, to wówczas powinno to skłonić do zadania pytania, czy nie występuje tu silny czynnik genetyczny – tłumaczył profesor.

Jeśli zatem wiemy o tego rodzaju przypadkach w rodzinie, warto wybrać się do hematologa. – Hematolog może zlecić testy laboratoryjne, które ułatwią odpowiedź na pytanie, czy w rodzinie jest skłonność genetyczna do występowania zakrzepicy – dodał.

Jest to informacja o tyle ważna, że tego rodzaju wiedza pozwala na wdrożenie odpowiedniej pro�ilaktyki, która daje duże szanse na uniknięcie nieszczęścia.

Prof. Windyga wspomniał też o silnych, ale na szczęście nie występujących często czynnikach ryzyka zakrzepicy, czyli rzadkich chorobach, np. wrodzonej trombo�ilii, anemii hemolitycznej czy nocnej napadowej hemoglobinurii.

Czynnikiem ryzyka zakrzepicy jest też wiele chorób zakaźnych, a ich lista ostatnio poszerzyła się o COVID-19. – Nie wiemy, na ile sam wirus SARS-CoV-2 zwiększa ryzyko zakrzepicy – zastrzegł profesor.

Ale wiemy na pewno, że nawet połowa pacjentów z COVID-19, którzy musieli być leczeni z użyciem respiratora, ma powikłania zakrzepowe, najczęściej w żyłach, ale też i tętnicach. Stąd takim pacjentom podawano leki przeciwkrzepliwe.

Co z tymi, którzy COVID przechodzili łagodnie lub wiedzą, że przeszli zakażenie SARS-CoV-2? Profesor wyjaśniał, że każdorazowo decyzję podejmuje lekarz na podstawie wielu danych. I tak, co do zasady, jeśli pacjent z COVID-19 ma niewielkie ograniczenie ruchomości, trochę gorzej się czuje, nie przebył w przeszłości zakrzepicy, nie jest otyły, nie ma innych chorób współistniejących, należy sytuację po prostu monitorować, ale prawdopodobnie nie ma potrzeby podawania leków przeciwkrzepliwych. Inaczej może być jednak, kiedy chodzi o łagodnie przechodzącego COVID-19 pacjenta, który w przeszłości miał incydent zakrzepowy, jest otyły itp. Tu lekarz musi wyważyć, co będzie bardziej korzystne dla pacjenta – podanie pro�ilaktyki przeciwzakrzepowej czy nie. – Każde leki mają skutki uboczne, dlatego zawsze trzeba wyważać bilans korzyści i strat – podkreślał profesor.

Zakrzepica: kiedy objawy wskazują, by udać się niezwłocznie po pomoc

Ponieważ incydent zakrzepowy to bezpośrednie zagrożenie zdrowia i życia, w razie jego podejrzenia lepiej udać się do szpitalnego oddziału ratunkowego, a przynajmniej do lekarza. O zakrzepicy może świadczyć ból w jednej nodze, opuchlizna jednej nogi czy duszność.

Jak chronić się przed zakrzepicą

Podstawowe zasady zdrowego stylu życia, czyli odpowiednia dieta (bogata w warzywa i owoce, uboga w mięso, zwłaszcza to przetworzone, unikanie alkoholu), abstynencja tytoniowa i ruch w dużym stopniu chronią przed zakrzepicą.

Bywają jednak sytuacje, w których ryzyko zakrzepicy rośnie, co oznacza, że lepiej odpowiednio się w nich zachowywać, czyli na przykład długotrwałe unieruchomienie wskutek obłożnej choroby. Wtedy – jak mówi profesor – lekarze, o ile nie ma przeciwwskazań, stosują leki przeciwkrzepliwe. Pacjent jednak także może wspomóc tego rodzaju pro�ilaktykę, albo poprzez zakładanie odpowiednich pończoch uciskowych, albo – o ile dokona tego fachowiec – odpowiednie bandażowanie nóg. Istnieją ponadto urządzenia, które można zastosować w takiej sytuacji, które, poprzez różnego rodzaju naciski, imitują naturalny ruch łydek, przez co minimalizuje się ryzyko zastoju krwi.

W podróży (autokarowej, samochodowej, samolotowej) warto z kolei wykonywać proste, a skuteczne ćwiczenia: ruch stopą do siebie i od siebie. Generalnie w czasie podróży zdrowo jest się wiercić na swoim siedzeniu. Ponadto mniej więcej co godzinę warto się przejść (nawet po korytarzu samolotu).

Prof. Windyga zwrócił uwagę, że zakrzepica to problem społeczny, ale nie jesteśmy tu bezradni. – Na szczęście mamy dobre leki, dzięki którym możemy odpowiednio zadziałać, zanim dojdzie do poważniejszych problemów – podkreślił.

This article is from: