Grabarz Polski - Nr 14

Page 1

14

#

FILMY - KSIĄŻKI - KOMIKSY - GRY - SERIAL - FILMY KRÓTKOMETRAŻOWE - CIEKAWOSTKI - WYWIAD



Drodzy Czytelnicy! W związku z tym, że niebawem będziemy świadkami polskiej premiery nowej odsłony „Piątku 13-go”, nadszedł czas na kolejny numer specjalny Grabarza Polskiego. W Wasze ręce oddajemy Jason Special. W numerze „przemaglowaliśmy” wszystkie 10 filmów z tej serii. Pominęliśmy „Freddy Vs. Jason”, o którym mogliście już przeczytać w 5 numerze naszego pisma (Elm Street Special). Naturalnie nie zabrakło też recenzji najnowszego, wchodzącego właśnie na polskie ekrany „Piątku”. A poza tym? Zastanowiliśmy się nad fenomenem Jasona Voorheesa i przyjrzeliśmy się komiksom, nowelom, grom oraz kilku filmom krótkometrażowym, których jest bohaterem. Znajdziecie tu także recenzję serialu, który pomimo takiego samego tytułu nie ma prawie nic wspólnego z serią. Swoistą wisienką na tym krwawym torcie jest wywiad z Marcusem Nispelem – reżyserem premierowego „Piątku 13-go”. Zapraszamy do lekury

redaktorzy GRABARZ POLSKI Grabarz Polski #14 Korekta: Wojciech Lulek Grafika, skład, łamanie: Tizzastre Bizzalini Reklama, Patronaty i Współpraca: Bartek@grabarz.net | Wojtek@grabarz.net

Chcesz współtworzyć Grabarza? Napisz do nas! www.Grabarz.net | www.Grabarz.net/Forum



Seria „Friday the 13th” należy do jednej z najbardziej klasycznych w gatunku horroru, wykreowała również jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci – Jasona Voorheesa. Skąd powodzenie tytułu, który zasadniczo nie powinien był się udać?

tańce wraz z jedenastoma innymi wiedźmami i diabłem. Jest liczba trzynaście? Jest. Jest Piątek? Jest. Trzyma się to kupy? Niekoniecznie. Trzymanie się kupy zresztą nigdy nie było specjalnością serii. O ile nieścisłości pierwszej odsłony są niemal niezauważalne (choćby i dlatego, że cała fabuła jest prosta jak drut i do tego jeszcze dość naiwna), to już w kolejnych gmatwa się coraz bardziej po to by dojść do całkowitych absurdów pod koniec. Skąd więc taka popularność? Odpowiedź jest prosta – wszystko dzięki wyrazistości. Pierwsza odsłona była przede wszystkim pokazem drastycznych i brutalnych morderstw, w trakcie których kamera wcale nie unikała pokazania całego okropieństwa zadawanych ciosów czy rozdzieranych ran. Nie było to również nic, czego by nie zaprezentował Bava dziesięć lat wcześniej, pamiętajmy jednak, że kino włoskie nigdy nie cieszyło się wielką popularnością w USA, tym samym praktycznie nikt nie słyszał o pierwowzorze. Poza tym, „Friday the 13th” był jednym z pierw-

Text: Łukasz Radecki

Skąd tak ostry osąd? Zasadniczo, fabularnie film ten nie odkrywa niczego, czego dziesięć lat wcześniej Mario Bava nie przedstawił w „A Bay of Blood”. Obóz nad jeziorem, grupa nastolatków, morderca z maczetą... Brzmi znajomo, prawda? Do tego tytuł... Zdaje się, że niemal został doczepiony na siłę, czy też z braku lepszego pomysłu, bo o ile jeszcze można uwierzyć, że akcja istotnie rozgrywa się w ciągu jednego dnia (a tak nie jest), to już zupełnie nie pasuje do kolejnych odsłon. Piątek trzynastego uznawany jest w większości kultur za dzień pechowy, a genezę tego odnaleźć w średniowieczu, kiedy to zadłużony u Templariuszy król Francji, Filip, w porozumieniu z papieżem, wydał rozkaz likwidacji zakonu i aresztowań zakonników, co doprowadziło oczywiście do masowych mordów i tortur. Które też zresztą kończyły się zawsze zgonem przesłuchiwanych. Rozkaz został wydany trzynastego października 1307 roku. Oczywiście w piątek. Istnieje też druga teoria, nawiązująca do skandynawskich wierzeń, według których bogini Frigga (stąd Friday) co piątek urządza

5


szym filmów, który pokazał brutalność tak szerokiej publiczności. Chwyciło od razu, a średni wykonawczo slasher stał się z miejsca kultowy. Nie można tu zapomnieć o nieco wcześniejszym „Halloween” Johna Carpentera, który niemalże zdefiniował ten podgatunek, niemniej jest to temat na inną historię. Ważne jest to, że wspomniana seria przyczyniła się również do rozwoju kierunku, w którym poszedł „Piątek 13stego”. Chodzi oczywiście o postać mordercy. Równie skutecznego, równie groźnego i równie milczącego i niepojętego. Jason stał się symbolem, z czasem wręcz popkulturową maskotką, zaskakujące jednak jak powoli krystalizował się jego wizerunek. W pierwszej odsłonie pojawiał się jedynie na kilka sekund, jako mały chłopiec wciągający w finale dziewczynę do jeziora. W rzeczywistości, według założeń fabularnych, nie żył, a mordów dokonywała mszcząca się za jego śmierć matka. Druga odsłona, rozgrywająca się zaledwie rok po wydarzeniach z części pierwszej, prezentowała Jasona jako dzikiego mutanta, grasującego po lesie w worku na głowie i mszczącego się za matkę. Dopiero w trzeciej, niezwykle słabej, odsłonie ukazał się w znanej obecnie wszystkim wersji. Ta oczywiście, wciąż ewoluowała, ale nieodmiennie wiązała się z hokejową maską Detroit Red Wings z 1950 roku.

6

Oryginalny Jason został stworzony z kombinacji pomysłów wysnutych przez Victora Millera i pracy Rona Kurza. Wykreowali oni postać upośledzonego chłopca, Tom Savini dorzucił od siebie deformację ciała. Tę tragiczną postać zagrał Ari Lehman, otrzymując rolę tylko ze względu na wzrost, który przypadł do gustu Seanowi Cunninghanowi. Nikt wówczas nie planował, że wkrótce Jason stanie się dorosłym mężczyzną o morderczych zapędach. Samo imię było kombinacją imion synów Victora Millera

– Josha i Iana, nazwisko zaś otrzymał po jego znajomej dziewczynie z ogólniaka, Van Voorhees. Swojskie imię, egzotyczne nazwisko, milcząca i przerażająca efektywność, a przede wszystkim maska. Sugestywna, a jednocześnie łatwa do zdobycia. Kompletnie nie wydumana, a zarazem odhumanizowana i groźna. Najważniejsze jednak, że rozpoznawalna na pierwszy rzut oka. Trudno o lepszy symbol, by nie popaść w groteskę, a utworzyć ikonę. W przypadku Jasona okazało się to możliwe. Nic dziwnego, że postanowiono wykorzystać symbol do granic możliwości. Najpierw poprzez filmy, które przez blisko trzydzieści lat zaprezentowały jedenaście kolejnych odsłon, a dwunasta już jest w drodze. Nie zabrakło książek, które zasadniczo nie przedstawiły zupełnie nic nowego, podtrzymały jednak temperaturę. A na pewno zarobiły pieniądze na naiwnych. Inaczej wyglądała sprawa komiksów, których wysyp może przyprawić o zawrót głowy, a na pewno zrobią to pomysły twórców, którzy doszli nawet do tego, że przeciwstawili Jasona Uber-Jasonowi, czyli jego własnej wersji z przyszłości... Klasyczne gadżety, typu kubeczki, koszulki czy figurki były tylko konsekwencją hitu, czy po prostu odpowiednią reklamą i próbą wydobycia pieniędzy od fanów. Prawdziwy hołd i kultowość zaczyna się jednak gdzie indziej. Macierzyste tło nie było jednak niezbędne Jasonowi. Stał się już symbolem, a ten może istnieć samoczynnie. I tak oto Jason zaczął pojawiać się wszędzie. On, lub nawiązania do serii możemy odnaleźć w ponad 150 serialach telewizyjnych, z których najsłynniejsze to „Bill Cosby Show”, „Alf”, „Simpsonowie” czy „Drew Carey Show”. Typowe


puszczanie oka do widza można również odnaleźć w filmach, na przykład w „E.T.” jedno z dzieci przebiera się w maskę Jasona, czy „Blob” (1988), gdzie w kinie wyświetlany jest film o mordercy podobnym zgadnijcie do kogo. Mniej lub bardziej subtelne nawiązania można znaleźć w filmach „Bride of Chucky”; „Punk Rock Holocaust”; „Transylwania Twist”; „Fire With Fire”; „Carnosaur 3”; „Buried Alive”;„Brotherhood III”; „Haunted Mansion”; „Waxworks II”; „Primal Species”; „Almost Angel” czy nawet w filmach porno –„Friday the 13th” i „Collage Fuckfest”. Nawiązania pojawiają się także w grach komputerowych, zaczynając od wzorowanych na serii postaciach czy poziomach, kończąc na subtelnych aluzjach, jak w „Need for Speed 3” (wersja z Playstation), gdzie przejeżdżamy obok Crystal Lake. O Jasonie piszą utwory muzycy reprezentujący każdą odmianę

muzyki popularnej (D12, Eminem, Mortician Dia Piasma, Cold), wielu z nich przebiera/ło się za mordercę znad Crystal Lake podczas koncertów i zamieszczało jego wizerunek na okładkach płyt (znów Eminem, Alice Cooper). Istnieją tysiące gadżetów, od spinek, otwieraczy i kapsli, przez naszywki, koszulki, książki i komiksy, po karty telefoniczne i pluszowe zabawki (kto nie chciałby mieć pluszowego Jasona?), które hołdują serii „Friday the 13th”. Ciągle powstają także amatorskie fabularne i animowane filmy, w których poznajemy dalsze (czy też wciąż te same) losy Jasona (no, może poza oryginalnym „Jason vs. Sadako”). Pozostaje tylko żałować, że większość z tych rzeczy nie jest u nas dostępna, bo chyba nikt nie zarzuci Jasonowi komercjalizacji i zdrady ideałów. Co jak co, ale na szacunek fanów horroru zapracował sobie bardzo ciężko.

ZAPISZ SIE JUZ DZIS NA:

>> WWW.GRABARZ.NET Formularz rejestracyjny dostępny jest na stronie głównej Grabarza pod hasłem >NEWSLETTER< Subskrypcja jest darmowa. Można z niej zrezygnować w każdej chwili.


FRIDAY THE 13TH PIĄTEK 13-GO USA 1980 Dystrybucja: Galapagos Reżyseria: Sean S. Cunningham Obsada: Betsy Palmer Adrienne King Kevin Bacon Harry Crosby

X X X X

Text: Piotr Pocztarek

X

8

W 1980 roku nikomu nieznany reżyser Sean S. Cunningham nakręcił niskobudżetowy slasher. Nikt nie oczekiwał od filmu gigantycznego sukcesu komercyjnego, jednak taki właśnie osiągnął. „Piątek 13-go” zyskał ogromną rzeszę fanów i szybko został określony mianem dzieła kultowego. Były to czasy, kiedy slasher z nastolatkami w roli głównej nie czaił się za każdym rogiem, formuła nie była więc jeszcze oklepana. Również fabuła, chociaż prosta jak drut, mogła okazać się dla niektórych nie lada zaskoczeniem. Oglądając „Piątek 13-go”, cały czas mamy pewność, kto jest mordercą - aż do końca, kiedy okazuje się, że się myliliśmy.

Położony nad malowniczym jeziorem Crystal Lake obóz jest miejscem skrywającym mroczną historię. Niedopilnowany przez opiekunów mały chłopiec utonął w jeziorze, a jego matka przeżyła załamanie psychiczne. Niedługo potem dochodzi do bestialskiego mordu na parze nastolatków, a obóz zostaje zamknięty. Kiedy po kilku dekadach brutalna historia odchodzi w niepamięć, grupa ludzi stara się przywrócić obóz do życia. Zapomniana legenda nie jest jednak martwa, wkrótce dochodzi więc do kolejnych zabójstw. Pomimo niskiego budżetu film zrealizowano z rozmachem. Wbrew pozorom nie uświadczymy w tej produkcji hektolitrów krwi, morderstwa pokazywane są bardzo oszczędnie - częściej niż same sceny zabijania widzimy „produkt finalny”, czyli ucharakteryzowane trupy. Zabieg ten nadaje dziełu oryginalnego klimatu. Efekty specjalne w wykonaniu przyszłego mi-

Zapytajmy na ulicy pierwszego z brzegu przechodnia o największe ikony celuloidowego horroru - zawsze usłyszymy ten sam zestaw: Freddy Krueger, Jason Voorhees, Michael Myers i „ten gość z Teksańskiej Masakry”. Tak, Jason jest i będzie zawsze stawiany na piedestale najbardziej zasłużonych dla kina grozy psychopatów. Blisko 30 lat po jego filmowym debiucie, przy okazji ukazania się remake’u, możemy spokojnie przyjrzeć się całej serii, która w chwili obecnej liczy już 12 pełnometrażowych obrazów.


strza Toma Saviniego wypadają jak na tamte czasy obłędnie, jeśli dodać do tego prostą, ale szarpiącą nerwy muzykę fantastycznego Harry’ego Manfrediniego, ze słynnym niepokojącym „ch-ch-ch-chha-ha-ha-ha” na czele. Efekt finalny to film trzymający w napięciu od początku do końca. Najjaśniejszym punktem serii jest tutaj wcielenie zła - postać mordercy. Z mordowanymi hurtowo bohaterami nie ma co nawet próbować się zżywać, ale postać Jasona, jego ewolucja, sposoby zabija-

nia, niepohamowana, zwierzęca siła - to wszystko składa się na jego wizerunek i legendę. Pierwsza część „Piątku 13go” otwiera pewną furtkę, przez którą przechodziło wielu aktorów, reżyserów i scenarzystów. Przeszliśmy przez nią i my - wierni fani horrorów. Ci, którzy jeszcze tego nie zrobili, powinni spalić się ze wstydu i natychmiastowo odrobić zaległości poprzez zapoznanie się z dziełem, które przetrwało ciężką próbę czasu, stało się wzorem do naśladowania i urodziło jedną z najbardziej wyrazistych ikon współczesnego kina grozy.

9



Aby napisać ten artykuł przeszukałem czeluści Internetu. Udało mi się dotrzeć do mnóstwa filmów krótkometrażowych. Niektóre nakręcone zostały zupełnie na poważnie, inne z przymrużeniem oka, a jeszcze inne w sposób zupełnie prześmiewczy. Przedstawię najciekawsze z nich.

Text: Marek Kowalski

Nie od dziś wiadomo że siłę dzieła można określić poprzez liczbę i kreatywność fanów. Biorąc pod uwagę największe serie horrorowe, fani “Piątku 13-go” należą chyba do najbardziej kreatywnej grupy. Ich fanarty zalewają sieć; pełno jest grafik, opowiadań, scenariuszy, filmów i innych przejawów twórczości inspirowanej postacią Jasona Voorheesa.

Do dzieł “poważniejszych” należy “Friday the 31st: Michael vs. Jason” (reż. Chris R. Notarile). Jak już można wywnioskować z tytułu, pojawiają się tu bohaterowie “Piątku 13-go” oraz “Halloween”. To swoista 20-minutowa odpowiedź na “Freddy vs. Jason”. Jest to naprawdę fajny krótki metraż, ciekawie nakręcony i zmontowany. Jego największym minusem jest ekstremalne niedoświetlenie planu. Przez dużą cześć filmu nie widać co się dzieje na ekranie.

16-minutowy “Cold Heart of Crystal Lake” (reż. Joe Patnaud) uznawany jest za najlepszy fan-film. Śmiało można powiedzieć, że mógłby to być pojedynczy epizod wycięty z jednej z części. Naturalnie widać tu niedoskonałości warsztatowe ale klimat całej historii jest zbliżony do oryginału. Pozycja godna polecenia.

W ciągu 8 minut trwania “Friday the 13th Again!” (reż. Hank Braxtan) jesteśmy świadkami wymordowania w lesie grupki młodych ludzi. W sumie nic w tym odkrywczego. Troszkę gore, troszkę śmiesznie. Jest to nowe bardziej komediowe spojrzenie na Jasona i “Piątki”. Najbardziej rozbawił mnie “Freddy vs. Jason 2: The Best Damn Sequel, Period.” (reż. Hank Braxtan). Tak samo jak w pierwowzorze jesteśmy świadkami pojedynku między tytułowymi postaciami, jednak w tym wypadku ma to miejsce na boisku, lodowisku, polu golfowym itp. Bardzo fajnie zrealizowany, z ciekawym pomysłem i co najważniejsze - śmieszny. Polecam.

11


FRIDAY THE 13TH PART II PIĄTEk 13-GO II USA 1981 Dystrybucja: ITI Reżyseria: Steve Miner Obsada: Amy Steel John Furey Adrienne King Kirsten Baker

X X X

Text: Mariusz „Orzeł” Wojteczek

X X

Mamy tu na wstępie ścisłe nawiązanie do poprzednika - główna bohaterka pierwszej części rozpoczyna film kalejdoskopem swych traumatycznych wspomnień, a zaraz potem ginie. Jason powrócił! Później jest już prosto i klarownie - garstka dzieciaków jedzie nad jezioro Crystal Lake, gdzie zamiast przygotowywania się do trudnej pracy opiekuna obozu letniego dostają krwawą jatkę, eliminowani kolejno przez żądnego krwi mordercę. Fabuła jest w całości odwzorowaniem „jedynki”, choć ewolucja postaci Jasona jest widoczna. Dowiadujemy się m.in. gdzie mieszka i co pcha go do dokonywania kolejnych zbrodni, ale też możemy go wreszcie zobaczyć (jego sylwetkę, bo głowę osłania szmaciany worek), co w pierwszej części nie było możliwe.

- nie odczuwamy sympatii dla bohaterów, którzy giną brutalnie zamordowani, ale wręcz przeciwnie - ignorujemy ich i obdarzamy sympatią samego mordercę, który im tę śmierć zadaje. Sukces tak pierwszej, jak i kolejnych części serii spowodowany jest tym właśnie założeniem. Oglądamy „dwójkę”, bo chcemy się przekonać, co dalej z Jasonem, czy nadal żyje i czyha na swe niczego nie spodziewające się ofiary, czy może był tylko wyobrażeniem, generowanym przez ogarnięty panicznym przerażeniem umysł dziewczyny, majakiem sennym, kiedy już udało jej się uciec na łodzi na środek jeziora. To właśnie Jasona pragniemy, to jego chcemy zobaczyć, poznać jego dalsze losy, zobaczyć, jakie sposoby zadawania śmierci wymyśli tym razem.

Bartek Paszylk w swojej recenzji „Piątku 13-ego” („Leksykon filmowego horroru”) zwrócił uwagę na fakt, że film ten serwuje nam ciekawe zjawisko socjologiczne

„Piątek 13-go II” to bezpośrednia kontynuacja części pierwszej, powstała ściśle na gruncie sukcesu kasowego „jedynki” - i tak też powinna być postrzegana.

12


U podstaw takiego odbioru filmu leży sama konstrukcja popkultury amerykańskiej, od zawsze wielbiącej sensację, a przecież nie ma niczego bardziej sensacyjnego jak seryjny morderca. Zwłaszcza złapany seryjny morderca, z którego strony nic nam nie grozi. Takiego psychopatę możemy kochać, możemy się nim fascynować, wiedząc, że jesteśmy bezpieczni. Historia popkultury wykazała wyraźnie, jak wielu seryj- się bać - wtedy będziemy z pewnośnych morderców stało się swego rodzaju cią zadowoleni z seansu. No i będzie medialnymi gwiazdami, obojętnie, czy w 100% po amerykańsku. za swoim przyzwoleniem, czy też bez. Można posunąć się do stwierdzenia, że to amerykańska popkultura ich stworzyła i wychowała. Twórcy filmu wykorzystali (moim zdaniem nie do końca świadomie w pierwszej części, ale już z premedytacją w drugiej) ten właśnie fakt naszej fascynacji zbrodnią, chęci zagłębienia się w psychikę mordercy, pragnienia poczucia jego władzy wynikającej z pozornej bezkarności. Druga część „Piątku 13-ego” pozwala nam więc poznać dalsze losy Jasona i serwuje krwawą jatkę typową dla klasycznych amerykańskich „slasherów” - ale dziełem wybitnym nie jest. Jest to po prostu dobry film do chipsów i piwa w sobotni wieczór. Tylko żeby jeszcze była z nami dziewczyna, która mogłaby

13


FRIDAY THE 13TH PART III PIĄTEK 13-GO III USA 1982 Dystrybucja: ITI

X

Text: Mariusz „Orzeł” Wojteczek

X X X X

14

Jeśli zna się poprzednie dwie części serii, niewiele nowego można powiedzieć o tym filmie - nie prezentuje on wiele nowego. Fabuła jest sztywna i nijaka, gra Reżyseria: aktorska zostawia wiele do życzenia, Steve Miner a mimo to film stał się rzeczą kultową. Czemu? Trudno powiedzieć, ale wciąż Obsada: najbardziej prawdopodobny jest powód, Dana Kimmell o którym pisałem w recenzji drugiej Paul Kratka Richard Brooker części serii. Jason to w pewien sposób Anne Gaybis gwiazda filmu, bohater najciekawszy, najbardziej kuszący, podniecający i tajemniczy. A poza tym dzieciaki, które zabija, to nie jakieś aniołki - wręcz przeciwnie: to zbuntowana młodzież, która szuka mocnych wrażeń, seksualnych Usilne starania nad wzbogaceniem fa- przygód, za które w ramach kary otrzybuły spowodowały pojawienie się gangu muje trochę krwawych emocji. motocyklowego (chociaż trzy osoby to może jeszcze nie gang), z którymi nasze Najważniejszą rzeczą w tej części jest nastolatki wchodzą w konflikt już na po- kolejny etap ewolucji wizerunku Jasona czątku filmu. Ale nie ma tego złego, bo do takiego, jaki zapadł w pamięć światodzięki temu Jason ma większy wybór wej popkulturze: twórcy filmu pozbyli się postrzępionego worka z głowy naszego potencjalnych ofiar.

I oto nastała część trzecia kultowej serii o Jasonie, który żyje, ma się dobrze i nadal robi to, co lubi najbardziej. Historia w tym filmie nie różni się przesadnie od wcześniejszych produkcji. Akcja - siłą rzeczy - dzieje się w okolicach Crystal Lake, a jedyne, co tak naprawdę się zmienia, to twarze nastolatków do eliminacji.


bohatera, a niesympatyczną twarz zasłonili gustowną maską hokejową, która stanie się najbardziej rozpoznawalnym atrybutem Jasona - słynniejszym nawet od jego maczety. I to właśnie jest moment graniczny - od tej chwili Jason zostaje przyjęty w szeregi symboli popkultury. Dopóki nosił worek osłaniający zdeformowaną twarz, był bezosobowy, nijaki, niewyraźny. Dzięki masce zyskał osobowość, może nie prawdziwą, ale

za to sceniczną, która niejednokrotnie góruje nad tą rzeczywistą. Dzięki masce stał się również wdzięcznym tematem gadżetów, sprzedawanych równie skutecznie co koszulki z Drakulą w płaszczu z wysokim kołnierzem lub zielonoszare główki Frankensteina ze śrubami sterczącymi z czaszki. I to właśnie jest najważniejsze w tym filmie - ocierającym się już mocno o kicz, wiejącym nudą i wtórnością, wypełnionym kiepskim aktorstwem. Ocena tego filmu będzie niska. Jego notę ratuje tylko fakt nadania wizerunkowi Jasona ostatecznego, legendarnego wyrazu i kształtu. Daję dwie czachy - jedna za maskę hokeisty, a druga za przynależność do legendarnej serii i świadomość, że późniejsze części bywały jeszcze gorsze.

15




FRIDAY THE 13TH PART IV PIĄTEk 13-GO IV: OSTATNI ROZDZIAŁ USA 1984 Dystrybucja: ITI Reżyseria: Joseph Zito Obsada: Corey Feldman Bruce Mahler Crispin Glover Kimberly Beck

X X X

Text: Łukasz Radecki

X X

Czwarta odsłona serii, zatytułowana podstępnie „Ostatni rozdział”, zasadniczo nie wnosi do serii nic nowego, pozostaje jednak jednym z najjaśniejszych jej punktów. Trudno powiedzieć, kto przyczynił się do tego wyczynu, niemniej widać, że po dość kiepskiej części trzeciej (nie napiszę „bardzo kiepskiej”, bo co wtedy zostanie do następnych części?) wytwórnia Paramount postarała się wykrzesać co się dało z kostniejącej już formy. Nikt

nie zadbał specjalnie o to by wyjaśnić co, jak i dlaczego, niemniej dzięki temu akcja rozpoczyna się już od samego początku, kiedy to Jason ucieka z kostnicy, do której trafił po finale części trzeciej. Sobie tylko znanym sposobem trafia od razu nad Crystal Lake, gdzie ku jemu wielkiemu szczęściu znów zgromadziła się grupa młodzieży skłonna oddawać się pijaństwu, rozpuście i kolejnym zgonom. Mutant z maską hokejową na twarzy znów zamierza mścić się za matkę. Jak widać, nie pojawia się nic nowego, a jednak część ową ogląda się wspaniale. Trudno ocenić dlaczego, nie bez znaczenia będą jednak efekty specjalne

Seria „Piątek 13-ego” należy moim zdaniem do najdziwniejszych w historii kina. Aż wierzyć się nie chce, że na podstawie tego samego schematu, w tej samej scenerii powstało tyle filmów. I za każdym razem gdy je oglądam, nie mogę się nadziwić kolejnym niedorzecznościom próbującym spajać fabułę. Cóż z tego, skoro chwilę później chcę obejrzeć wszystko od nowa?

18


THE FINAL CHAPTER autorstwa Toma Saviniego, mistrza charakteryzacji, który znów powrócił do ekipy (współdziałał przy odsłonie pierwszej), które sprawiają, że „Ostatni rozdział” okazuje się być najkrwawszą i najbrutalniejszą częścią cyklu. Udział Saviniego przełożył się również na wygląd Jasona, który w ciągu dwóch nocy (tyle bowiem dzieli część trzecią od czwartej) morderca niezwykle się postarzał, a jego ciało uległo znacznemu rozkładowi. Może już w tej części mamy do czynienia z zombie? Warto też pochwalić obsadę zebraną pod przewodnictwem speca od kina akcji, Josepha Zito. Tym razem na planie zebrał Bruce’a Mahlera („Akademia Policyjna”), Crispina Glovera („Powrót do przyszłości”) i Coreya Feldmana („Goonies”, „Stań przy mnie”, „Gremliny rozrabiają”). Taka obsada wprowadziła niejako przez przypadek odrobinę czarnego humoru, co również przyczyniło się do odświeżenia schematu. „Piątek 13-go IV: Ostatni rozdział” to bardzo udany zabieg marketingowy. W sposób grzeczny i kulturalny twórcy rozstali się z konwencją pierwszych odsłon serii, zamykając niektóre wątki, rozjaśniając inne. Jest to niejako hołd dla poprzedni- postanowiono zrealizować część piątą ków, przy jednoczesnym poprawieniu ich z nowym mordercą, zadbano więc byśmy błędów. Już bowiem w trakcie kręcenia o Jasonie dowiedzieli się jak najwięcej nim ostatecznie złożymy go do grobu. A że zmarłym należy się szacunek, tak też i morderca znad Crystal Lake został potraktowany z odpowiednim namaszczeniem. Śmiem twierdzić, że otrzymaliśmy jedną z najlepszych odsłon serii, na pewno najlepszą z żywym Voorheesem. Znakomita klamra, zamykająca pierwszą cześć serii, którą oceniłbym pewnie jeszcze wyżej, gdyby nie fakt, że wszystko to już było.

19


FRIDAY THE 13TH PART V Porzucenie obozu „Crystal Lake” jako miejsca akcji i całkiem sensowna kontynuacja ukazanej we wcześniejszych częściach historii miała w założeniu tchnąć nowego ducha w skostniałą serię. Jason był marReżyseria: twy, można było go więc wskrzesić albo Danny Steinmann zastosować prosty acz genialny w swojej Obsada: prostocie myk z mordercą naśladowcą. John Shepherd Fanom teoretycznie nie powinno robić to Dick Wieand różnicy - „copycat killer” stosował metody Todd Bryant Jasona, można nawet powiedzieć, że był Juliette Cummins bardziej dziki i brutalny, a także nad wyraz silny. Okazało się inaczej - część piąta stała się obiektem wielu ataków ze strony widzów, żądających powrotu oryginalnego mordercy - Voorheesa. „Nowy począBohaterem „Nowego początku” wyreżytek” stał się najgorzej ocenianą częścią serowanego przez niszowego reżysera cyklu. Czy zasłużenie? Danny’ego Steinmanna jest Tommy Jarvis - ten sam, który zamordował Jasona Piąta część „Piątku 13-go” jest jedną w finale poprzedniego odcinka, sam bęz najlepszych w cyklu - ma oryginalną hidąc zaledwie dwunastoletnim chłopcem. storię, krwawe efekty specjalne, muzykę Po kilku latach dręczony przez nieustanManfrediniego, spójny z serią klimat. Czene koszmary i wizje Tommy trafia do go może chcieć więcej fan slasherów? ośrodka psychiatrycznego dla młodzieży, Propozycja Steinmanna jest dla mnie gdzie stara się znaleźć spokój i ukojenie. całkowicie uzasadniona, warto docenić Nie będzie mu to jednak dane. Już na pojego wkład w orzeźwienie serii, zwłaszczątku filmu dochodzi do brutalnego morcza że reżyser ten nigdy już nie stanął za derstwa jednego z rezydentów zakładu. Porąbany siekierą przez swojego kolegę chłopak na nowo zasiewa w Tommym ziarno niepokoju. Pomimo aresztowania sprawcy morderstwa nie ustają - ktoś masowo wyżyna bohaterów zarówno pierwszoplanowych, jak i tych pobocznych, przypadkowych. Czyżby Jason kolejny raz powrócił do życia? PIĄTEK 13-GO V: NOWY POCZĄTEK USA 1985 Dystrybucja: iti

X X X

Text: Piotr Pocztarek

x X

Czwarta część „Piątku 13-go” - wbrew temu, co obiecywał podtytuł - nie była ostatnim rozdziałem. Zaledwie rok po jej premierze powstała część piąta, która pomimo całkiem przyzwoitego poziomu stała się czarną owcą w „rodzinie” Jasona.

20


A NEW BEGINNING kamerą. Film nie okazał się gigantycznym sukcesem finansowym ani artystycznym, tym niemniej mająca już niejednokrotnie definitywnie się zakończyć seria zosta-

ła podtrzymana przy życiu. Fabuła jest bardzo odważna, w miarę oryginalna, co powinno bardzo cieszyć, zwłaszcza w dobie naciąganych historyjek z sequeli coraz gorszych od swoich poprzedników. „Nowy początek” naprawdę warto sprawdzić i dać mu szansę, gdyż pomimo braku obecności tego „prawdziwego” Jasona film dorównuje poziomem swoim poprzednikom, niejeden z nich nawet przewyższając. Śmiało można stwierdzić, że omawiana wyżej produkcja jest jednym z najbardziej niedocenionych horrorów. Niesłuszne opinie widzów, że „bez Jasona nie ma Piątku 13-go” okazały się krzywdzące, ale nie mogły pozostać bez echa.

Do twórców dotarły wyraźne sygnały, że należy wskrzesić Jasona, jeśli nadal chcą się cieszyć aprobatą widzów. Tak oto „Nowy początek” otwiera furtkę do części szóstej, o wiele mówiącym podtytule „Jason żyje”.

21



Text: Łukasz Radecki

Kult postaci Jasona Voorheesa sięgał wszędzie, o czym mogą się przekonać badacze popkultury. Nic dziwnego, że opisy mordów dokonywanych przez zmutowanego psychopatę w masce hokejowej przeniesiono także na karty powieści. Zaskakujące, że stało się to tak szybko i trwa w sumie do dnia dzisiejszego.

Pierwszy raz o Jasonie mogliśmy przeczytać dzięki Simonowi Hawke, który sfabularyzował na potrzeby powieści pierwszą część filmu. „Friday the 13th” został wydany w 1987 roku i jak można się spodziewać był dość kiepsko napisaną opowiastką o tym, co mogliśmy zobaczyć na ekranie. Analogicznie jednak do podobnej serii o Freddy’m Kruggerze, nikt nie przejmował się jakością, tylko ilością, w związku z tym w kolejnych latach Simon Hawke popełnił jeszcze trzy kolejne części: „Friday the 13th pt.2” (1988), „Friday the 13th pt.3” (1988) i „Friday the 13th pt.4” (1989), by wreszcie się poddać i oddać pole Michaelowi Avalone, który do 2003 roku sfabularyzował wszystkie dotąd nakręcone części filmu. Same książki literacko nie przedstawiają nawet umiarkowanej wartości, niemniej stanowią łakomy kąsek dla kolekcjonerów i wielbicieli serii. Wiadomo jednak, że na samych adaptacjach filmów nie można zarobić zbyt wiele, ostatecznie po książkę nie sięgnie nikt kto filmu nie widział, a ten kto widział, wolałby poznać nowe wydarzenia i fakty znad Crystal Lake. Naprzeciw tym oczekiwaniom wyszedł między innymi Eric Morse tworząc cztery tomy nowel, w których opisał działalność Jasona. Wydane w 1994 roku odsłony zatytułowane “Mother’s Day”, Jason’s Curse”,


The Carnival” i “Road Trip” nie wnosiły nic nowego do cyklu, przedstawiając tylko kolejne egzekucje naiwnej i rozpustnej młodzieży odpoczywającej w znanym wszystkim obozie. Podobną konwencję przyjęli autorzy Scott Philips, Paul A. Woods, Jason Arnopp, Christia Faust i Stephen Hand w 2005 roku wydając serię „Friday the 13th”, w cykl której weszły między innymi “Church of the Divine Psychopath”, “Hell Lake”, “HateKill-Repeat”. W odróżnieniu od serii Erica Morse’a tu zdarzało się czasem natknąć na interesujące opisy czy też pomysłowe rozwiązania, jednak wciąż jest to literatura niszowa, skierowana do najzagorzalszych fanów Jasona. Sytuacji tej nie zmienił na pewno Stephen Hand samotnie wydając w 2003 roku adaptację filmu „Freddy Vs. Jason” będącego jeszcze słabszym niż kinowy pierwowzór. Kolejną ciekawostką jest cykl „Jason X”, za który odpowiedzialni są Pat Cadigan, Nancy Kilpatrick i Alex Johnson. Stworzyli oni cztery nowele rozgrywające się w kosmosie. Pierwsza, „Jason X”, to oczywiście adaptacja filmu, pozostałe - “The Experiment”, “Planet of the Beast”, “Death Moon”, to kuriozalne i swobodne pomysły, co by było dalej. Wielkie szczęście, że nikt nigdy tego nie sfilmował. Na szczęście istnieją lektury związane z cyklem, którym warto poświęcić uwagę. Obie zostały wydane w 2005 roku, niestety, jak wszystkie wspomniane nie doczekały się jeszcze polskiego przekładu. Mowa tu o “Making Friday the 13th: Legend of Camp Blood” Davida Grove’a, w której opisuje on fabularyzowaną historię powstania pierwszej części serii. Pomijając styl i język, stojący jednak na wyższym poziomie niż we wspomnianych wcześniej utworach, mamy tu do czynienia z wielką ilością ciekawostek o kulisach powstania filmu. Jeszcze ciekawiej prezentuje się “Crystal Lake Memories” Petera Bracke’a , w którym zostały opisane wspomnienia twórców całej serii, a więc oprócz interesujących wywiadów, znajdziemy tu wiele szczegółów dotyczących całego cyklu. Dla fanów serii jest to pozycja więcej niż obowiązkowa.



FRIDAY THE 13TH PART VI PIĄTEK 13-GO VI: JASON ŻYJE USA 1986 Dystrybucja: ITI Reżyseria: Tom McLoughlin Obsada: Thom Mathews Jennifer Cooke C.J. Graham David Kagan

Text: Maciej Muszalski

X X X X X

Na miejscu, na widok pożeranych przez robaki zwłok psychopaty, wpada w szał i przebija je metalowym prętem. Pomysł okazuje się nienajlepszy, bo w sterczący z ciała drąg uderza piorun i Voorhees wstaje z grobu. Jeżeli jesteśmy w stanie zaakceptować fakt, że w tej odsłonie Jason to zombie, otrzymujemy w zamian kawał znakomitego w swojej klasie filmu grozy.

Jak mówi już sam tytuł filmu, Jason faktycznie żyje - i ma się świetnie. Chodzi znacznie żwawszym krokiem, niż wskazywałby na to jego stan, wprawnie posługuje się maczetą, a i głowę urwie, kiedy trzeba. Widz nie ma za bardzo czasu na zżywanie się z pozostałymi postaciami, bo Jason się nie obija. Nie podgląda i nie śledzi swoich ofiar w nieskończoność. Jeżeli gdzieś dzieje się coś godnego uwagi, on już tam jest. W efekcie pod koniec filmu ma na swoim koncie aż 18 ofiar, czym ustanawia rekord pobity

Już początkowa sekwencja jest świetna - dynamiczna i konkretna, od razu angażuje i wprowadza w sam środek wydarzeń, także dzięki agresywnej muzyce Harry’ego Manfrediniego. Co więcej, film prawie nigdy nie zwalnia tempa narzuconego we wstępie. Nie ma tutaj dłużyzn ani nudnych historii z życia bohaterów.

Jest noc, mglista i wietrzna. Tommy Jarvis spieszy się, by jak najszybciej dojechać na cmentarz w Crystal Lake. Pogrzebany tam Jason wciąż śni mu się po nocach. Chłopak jest zdeterminowany - chce spalić jego zwłoki i tym sposobem raz na zawsze zakończyć koszmar z przeszłości: „Miejsce Jasona jest w piekle i już ja dopilnuję by tam trafił”.

26


JASON LIVES

dopiero w „Jason X”. Bardzo mi się takie podejście do sprawy podoba, dostajemy bowiem esencję udanego slashera. Jednak tym, co wyróżnia „Jason Lives”, jest rozwinięta samoświadomość i doskonale wykorzystana autoironia. Prawie za każdym razem, kiedy wydaje nam się, że oto znów mamy do czynienia z jakąś zwietrzałą gatunkową kliszą, coś wybija nas z rytmu. Przykładowo jedna z bohaterek przytomnie stwierdza: „Lepiej jedźmy stąd, widziałam wystarczająco dużo horrorów, by wiedzieć, że dziwak w masce nigdy nie ma dobrych zamiarów”. Z kolei w innej scenie grupa urzędników gra w paintball - gdy „zestrzeleni” muszą zawiązać na głowie szarfę z napisem „I’m dead”, widz zastanawia się, czy przypadkiem szarfa za chwilę naprawdę się nie przyda. Pomysłów na nieszablonowe wykorzystanie miejsca akcji i podpuszczenie nas jest cała masa, a całość

wypada zaskakująco świeżo. Zabójstwa zainscenizowano niebanalnie i nawet przerysowane postacie bawią, nie wypadając jak marny wygłup. Jasne, że „Piątek Trzynastego VI” ma w fabule luki i mnóstwo idiotyzmów oraz że nie zalicza się do filmów, które pamięta się długo po obejrzeniu, ale spełnia wszystko, co obiecuje na początku, nie nudzi i potrafi autentycznie rozśmieszyć. Stąd, jak w tytule, szóstka.

27


FRIDAY THE 13TH PART VII PIĄTEK 13-GO VII: NOWA KREW USA 1988 Dystrybucja: ITI Reżyseria: John Carl Buechler Obsada: Kane Hodder Susas Blu Terry Kiser Kevin Spirtas

X

Text: Rafał Szakoła

X X X X

28

Uwięziony na dnie jeziora psychopata czeka na moment, w którym będzie mógł powrócić. Moment ów staje się wyjątkowo bliski, a to za sprawą Tiny, niezwykłej dziewczyny posiadającej zdolność telekinezy. Tina gnębiona przez koszmarne wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to przez swoje nadprzyrodzone zdolności zabiła swojego ojca, za namową swojego psychiatry, postanawia stawić czoła przeszłości i powraca nad Crystal Lake. W tym samym momencie do obozu przyjeżdżają młodzi wczasowicze, by „przy-

jęciem-niespodzianką” hucznie uczcić urodziny swojego przyjaciela. Niechcący w przypływie złości (wtedy to zdolności telekinetyczne Tiny są wyjątkowo silne) dziewczyna uwalnia przykutego do dna jeziora Jasona, rozpętując tym samym kolejną krwawą jatkę. Potem jest już po staremu, czyli on ich goni, a oni uciekają. Pomysł wplecenia w fabułę wątku telekinezy był bardzo odważnym posunięciem scenarzysty, ale niestety nieprzemyślanym. Fabuła całej serii „Piątków” opiera się na ściśle określonym schemacie, w którym tkwi siła filmów. Ów schemat jest kiczowaty, sztampowy, ale taki ma być. Od części szóstej, kiedy to Jason staje się zombie-Jasonem, widoczny jest proces „puszczania oka do widzów” przez scenarzystów oraz zabawa konwencją ustaloną przez poprzednie części (np. prawdziwa jatka zaczyna się wtedy, kiedy Jason założy maskę i zdobędzie maczetę, bez tych atrybutów jest bezsilny). Próba dopełnienia wizerunku wątkiem Tiny powoduje, że film staje się parodią samego siebie. Tutaj zabawy

Po całkiem udanej części szóstej przychodzi czas na kolejną odsłonę historii o mordercy znad Crystal Lake. Niestety, siódemka nie okazała się szczęśliwą liczbą dla Jasona - raczej przyniosła mu pecha.


THE NEW BLOOD

konwencją nie widać - jest kicz, i to ten bohatera lub efektu końcowego, czyli w złym wydaniu. Wystarczy usunąć wą- najazdu kamery na trupa. tek Tiny i mamy stary dobry „Piątek”. Co zatem jest godne uwagi w „Nowej Aktorzy również się nie popisali. Ich gra krwi”? Ciekawie przedstawia się postać jest drewniana, nudna. Dodatkowo ob- głównego bohatera historii, czyli Jasona. darzeni są wyjątkową głupotą, przez co Jego wygląd jest naprawdę demoniczny niejednokrotnie pakują się prosto w ręce i obrzydliwy. Spod resztek ubrania widać oprawcy. Efekty wizualne także dalekie kości i fragmenty mięsa. Dodatkowo są od ideału. Sceny morderstw pokazy- wiszący na jego szyi element łańcucha wane są oszczędnie, głównie pod po- dodaje oprawcy psychopatycznego wystacią grymasu na twarzy umierającego glądu. Siódma część serii o zabójcy znad Crystal Lake nie powala na kolana. Raczej odstręcza od oglądania poprzednich czy też kolejnych odsłon. Dość wyraźnie widać, że pomysły na kolejne osłony pomału wyczerpują się i szuka się czegoś, co pchnie serię na nowy tor. W tym przypadku obrany kierunek okazał się ślepym zaułkiem.

29



Wspomniana seria kojarzona jest głównie z grą stworzoną na konsole NES (Nintendo Entertainment System) przez firmę LJN Ltd. (Firma ta popełniła także

„Nightmare on Elm Street” opisywaną przeze mnie w numerze 5 Grabarza). Niewiele osób jednak wie, że pierwsza gra ukazała się w 1986 roku na nie pamiętaną już chyba przez nikogo platformę ZX Spectrum, a później na kultowe Commodore 64 - niekwestionowanego króla 8 bitowych maszyn. Wydawcą pierwszego „Piątku” była brytyjska firma Domark. Ciekawostką jest to, że do gry dodawano kapsułki ze sztuczną krwią. Gra dość luźno powiązaną jest z filmem. Biegamy po obozie Crystal Lake (widzianym z lotu ptaka), zbieramy różne przedmioty i staramy się uratować jak najwięcej obozowiczów. Do zwalczenia Jasona, który nie nosi maski (?) zbieramy krzyże (?), jakby był wampirem. Jedyne co gra ma wspólnego z filmem to tytuł. Jest to jedna wielka pomyłka, totalny gniot i nikomu jej nie polecam.

Text: Marek Kowalski

W poprzednim numerze specjalnym Grabarza - „Elm Street Special” - miałem okazję pisać o grach, które powstały na licencji „Koszmaru”. Nie było ich wiele, wyszły bardzo dawno temu i, nie okłamujmy się, nie były dobre. Teraz nadszedł czas kolejnej wielkiej serii - „Piątek 13-go”. Sprawdźmy sprawa się ma w tym przypadku. Żeby nie powiedzieć „tak samo”, to od razu powiem: „gorzej”. Udało mi się dokopać do zaledwie dwóch oficjalnych gier, które powstały przez ostatnie 30 lat aktywności Jasona. Obie ukazały się pod tytułem „Friday the 13th”. Nie liczę gier na komórki, bo to nie to samo.


Dużo ciekawszą pozycją jest wspomniana wcześniej gra na Nintendo. Jest to zręcznościówka troszkę podobna do „Castlevanii” czy „Ghosts n’ Goblins”. Biegamy po obozie (widok z boku) i zabijamy zjawy wychodzące spod ziemi (?). Przeszukujemy budynki (pseudo 3d). Jest to połączenie platformówki z pierwszymi raczkującymi przygodówkami umożliwiającymi bardziej rozszerzona interakcje. W grze zobaczymy też Jasona z prawdziwego zdarzenia (w końcu!), z którym oczywiście będziemy musieli walczyć.

Nieco lepiej ma się sprawa gier wydanych na telefony komórkowe. W 2002 na licencji New Line Cinema (wyd. Xendex) powstał „Friday the 13th” na


ka imieniem Jason wiele lat wcześniej. Teraz to my musimy rozwiązać tę tajemnicę. Ostatnia licencjonowana produkcja, do której udało mi się dotrzeć to kolejna gra komórkowa - „Friday the 13th: Road to kill” (Herocraft 2006). Jest to typowy beat’em all. Pole gry widzimy od boku. Idziemy Jasonem w prawo (klasyka!) i używając różnych broni zabijamy każdego napotkanego przeciwnika. komórki. Gra to typowa przygodówka. Wcielamy się w rolę opiekuna w obozie Crystal Lake. Podczas przygotowań do ponownego otwarcia obozu letniego ginie jeden z opiekunów. Jego śmierć zostaje powiązana ze śmiercią chłopa-

Fani nie pozostają w tyle, poza filami tworzą tez gry. Dość ciekawy jest tu „Friday the 13th 3D” darmowa gra TPP (widok z pozycji 3 osoby) w której wcielamy się w postać Jasona. Zabijamy obozowiczów przy pomocy różnych broni. Gra prezentuje poziom graficzny na poziomi końca lat 90. ale lepsze to niż nic. Spójrzmy prawdzie w oczy. Ostatnia legalna gra komputerowa bazująca na tej pięknej serii powstała 25 lat temu! To zbyt długi okres. Smutne, że fani sami muszą sobie tworzyć tego typu gry. Może to się kiedyś zmieni? Choć ja już straciłem nadzieję, że kiedykolwiek zobaczę świeżutką grę opartą na którejś z wielkich serii - choćby z okazji premiery remake’u.

P.S. Ciekawostą jest arcadowy beat’em all zatytułowany „Splatterhouse” (wyd. Namco 1988), w którym to bohaterem jest wielki facet z maczetą, dziwnym trafem noszący hokejową maskę.


FRIDAY THE 13TH PART VIII PIĄTEk 13-GO VIII: JASON ZDOBYWA MANHATTAN USA 1989 Dystrybucja: ITI Reżyseria: Rob Hedden Obsada: Kane Hodder Tiffany Paulsen Todd Caldecott Tim Mirkovich

Text: Rafał Szakoła

X X x X X

Fabuła ósmej części „Piątku trzynastego” wygląda mniej więcej tak: Jim i Susy pływają po Crystal Lake jachtem. Na dnie jeziora na skutek spięcia elektrycznego dochodzi do ożywienia mordercy. Jak nietrudno się domyślić, Jason przejmuje szybko kontrolę nad łodzią i dociera do portu, gdzie czeka na niego liniowiec, na pokładzie którego dociera do Nowego Jorku. Na statku rozpętuje się piekło, a ci, którym udało się przeżyć, szukają ratunku na ulicach Manhattanu. Niestety bezskutecznie. Nowy Jork ma problem, jak słyszymy w spocie reklamującym film. Można śmiało powiedzieć, że to raczej my mamy problem, oglądając ósmą część „Piątku trzynastego”. To, że od tej części seria ruchem jednostajnie przyspieszonym dąży do samounicestwienia, nie podlega dyskusji. Brak pomysłu na ko-

lejną odsłonę „Piątku” widoczny jest już na samym początku. Bo od kiedy to niewielkie jezioro, jakim jest Crystal Lake, ma bezpośrednie połączenie wodne z zatoką? Ale mniejsza o szczegóły. Motyw Jasona wyruszającego do Nowego Jorku, by zdobyć Manhattan, jest - delikatnie mówiąc - nietrafiony. Większość akcji dzieje się i tak w okolicach Crystal Lake oraz na statku, a do Nowego Jorku przenosimy się tylko w końcówce. Manhattanu w Manhattanie jak na lekarstwo, więc równie dobrze mogłoby to być każde inne duże miasto amerykańskie. Brud, ciemne zaułki, zakapior w bramie - wszędzie wygląda to tak samo. Motyw transformacji Jasona

Kto by pomyślał, że Jason Voorhees opuści kiedyś tak zaciszne i malownicze miejsce, jakim jest Crystal Lake. A jednak tak się stało: nasz ulubiony bohater wyrusza do Nowego Jorku.

34


JASON TAKES MANHATTAN

w finałowej scenie pod wpływem toksycznych odpadów pozostawię bez komentarza. Kolejna sprawa to bohaterowie. Psychologiczna motywacja ich czynów jest po raz kolejny nieodgadniona, znowu są totalnie głupi i zachowują się irracjonalnie, a ich dialogi są bezsensowne i mdłe. Gra aktorska, jak już to stało się tradycją od piątej części, prezentuje poNa koniec efekty wizualne. Pierwsze ziom poniżej oczekiwań. części serii przyzwyczaiły widzów do w miarę wysokiego poziomu ich wykonania. Im dalej w serię, tym gorzej. Wszystko jest nienaturalne, plastikowe. Podobnie jest ze scenami zabójstw. W ósmej części „Piątku trzynastego” w zasadzie nie ma dobrej sceny morderstwa. Kamera, tak jak w części poprzedniej, w kulminacyjnym momencie ucieka w bok, nic nie pokazawszy. Mocno osłabia to atrakcyjność filmu. Widać dość wyraźnie, że twórcy odcinają kupony od sukcesu pierwszych części. Ósma odsłona jest zrobiona na siłę i kompletnie bez pomysłu. Film nie ma nic na swoją obronę, poza tym, że jest kolejną częścią „Piątku trzynastego” - i chyba tylko to ratuje produkcję przed totalną degradacją.

35


Świat komiksu również nie ustrzegł się Jasona, trudno się zresztą dziwić, postać to wyrazista i zapadająca w pamięć, ponadto jego efektywność sprowadza się raczej do milczenia i wyglądania niż szalonych pościgów i upiornego głosu. Dzięki temu dość sprawnie Voorhees zaaklimatyzował się w świecie komiksów i choć kariery zawrotnej tam nie zrobił, to nie musi wstydzić się za swoje historyjki obrazkowe jak chociażby Freddy Krueger. Inna sprawa, że zawdzięcza to różnorodności swoich komiksowych przygód (której zabrakło poparzonemu facetowi z rękawicą z ostrzami), a nie ich wyszukanej fabule czy oryginalności.

W 1994 roku ukazały się cztery zeszyty „Friday the 13th”, zabrakło w nim jednak samego Voorheesa, wystąpiła za to jego maska, która w każdej z odsłon przejmowała władzę nad wkładającym ją nastolatkiem.

Kolejny atak Jason przypuścił w 1995 i to w starciu z samym Leatherfacem. Jason musi opuścić zanieczyszczone tereny Crystal Lake (!) i spotyka mordercę z piłą łańcuchową, który odnajduje w nim bratnią duszę i przyjmuje do swej dziwacznej i niebezpiecznej rodzinki. Jason nie należy jednak do zbyt wylewnych i rozmownych osób, szybko więc między świeżymi przyjaciółmi dochodzi do konfliktu, który został opisany przez Po raz pierwszy pojawił się w 1993 Nancy A. Collins w trzech zeszytach zaroku dzięki Andy’emu Mangelsowi, któ- tytułowanych „Jason vs. Leatherface”. ry dokonał komiksowej adaptacji filmu „Jason Goes to Hell”. Przyznać należy, Aż dziesięć lat trzeba było czekać, by że debiut to najgorszy z możliwych (nie znów poznać rysunkowe przygody z powodu rysunków, lecz fabuły), ale Voorheesa, który tym razem powrócił jeszcze w tym samym roku udało mu się jako super cyborg w czterech odsłonach zrehabilitować w komiksie z serii „Satan opartych na filmie „Jason X”. Doczekał Six”, gdzie rozwinięto wątki właśnie się tam kilku klonów, eksperymentów z „Jasona idącego do piekła”. wojskowych i... syna. A przy okazji wy-


Jeśli myślicie, że to wszystko na co stać scenarzystów komiksów, to co powiecie na Jasona, który zmierzy się z... Jasonem X? Tak się stało na początku 2006 roku, a zaraz potem Jason musiał zmierzyć się z mieszczącą się nad Crystal Lake Trent Organization w komiksie zatytułowanym „Friday the 13th: Fearbook”. Zdążył jeszcze zostać wskrzeszony przez swoich wyznawców w „Friday the 13th: Church of Divine Psychopath”, wraz z seryjnym mordercą Wayne’m Sanchezem uciec z piekła w „Friday the 13th: The Lake”, zachwiać

porządkiem świata w „Hell-kill-repeat”, zagrać wbrew woli w reality show („The Jason Strain”) i wreszcie spotkać powstałą z grobu matkę („Carnival of Maniacs”). Na koniec roku zdążył jeszcze pojawić się w sześcioczęściowej serii „Friday the 13th” i znów tępić nastolatki nad jeziorem, tym razem jednak przyszło mu się spotkać jeszcze z duchami Indian. To wciąż jeszcze nie koniec tej szalonej wyliczanki, rok 2007 rozpoczął bowiem dwuczęściowy, specjalny zeszyt „Friday the 13th: Pamela’s Tale”, gdzie poznaliśmy losy młodej, przyszłej matki psychopaty. Początki dramatu przedstawiła także kolejna, również dwuczęściowa, specjalna edycja, „Friday the 13th: How I Spend My Summer Vacation”, która opisała losy młodego Jasona. Wzniosłość jednak szybko ustąpiła miejsca komercji, gdy ukazała się sześcioczęściowa seria „Freddy vs. Jason vs. Ash”. Starcie tych trzech legend kina na pewno było spektakularne, ale czy coś poza tym? Póki co, losy Jasona wróciły do źródeł. Ostatni jak dotąd znany mi komiks, to wydany w 2008 roku „Friday the 13th: Badland”. Znów trzy odcinki, znów Jason gania nastolatki po lesie. Strach pomyśleć, co zacznie się dziać po premierze nowego filmu...

Text: Łukasz Radecki

mordował kilka baz kosmicznych na różnych planetach i księżycach. Między innymi dlatego zmilczę adaptację „Freddy vs. Jason” wydaną dwa lata wcześniej. Także dlatego, że w 2005 roku nastąpił prawdziwy wysyp historii o mordercy w masce hokejowej. Oprócz wspomnianej serii, pojawił się w „Friday the 13th” (jeszcze się nie pogubiliście w tytułach?), gdzie po powrocie z pojedynku z Freddym musiał stawić czoła paramilitarnej jednostce polującej na niego. Parę miesięcy później, w trzyczęściowej miniserii „Friday the 13th: Bloodbath” zajął się tym, co mu najlepiej wychodziło, czyli eliminacją przebywających nad Crystal Lake nastolatków. Na sam koniec roku powrócił jeszcze w kolejnej odsłonie „Jason X” by tym razem siać grozę na planecie Earth II.


JASON GOES TO HELL JASON GOES TO HELL: THE FINAL FRIDAY USA 1993 Dystrybucja: Brak Reżyseria: Adam Marcus Obsada: Kane Hodder John D. LeMay Kari Keegan Steven Williams

X

Text: Bartłomiej Kluska

X X X X

38

Film zaczyna się nieźle, można nawet powiedzieć, że klasycznie. Jest piękna kobieta, trochę strasznych odgłosów, gasnące światło, wiatr, charakterystyczny motyw muzyczny, znajome miejsca akcji (las, jezioro), szczypta zupełnie nieuzasadnionej golizny... Wreszcie pojawia się Jason (a w tej roli znów znakomity Kane Hodder), który rusza w pościg za ofiarą. Mówiąc krótko, na dzień dobry dostajemy wszystko to, za co fani tak bardzo kochają cykl... Lecz cały potencjał obra-

zu ginie nagle jak ucięty maczetą. To, co w nim dobre, umiera wraz z Jasonem, którego zabijają - zdawałoby się, że tym razem już na amen - dzielni komandosi, rozrywający ciało potwora materiałami wybuchowymi. Voorhees jest wprawdzie potężny, ale to nie T-1000 , więc sam się nie poskłada, a minął dopiero kwadrans projekcji i całą resztę trzeba już oglądać bez zabójcy w hokejowej masce. Szybko okazuje się, że Jason - wbrew tytułowi - nie chce odejść do piekła. Choć bez własnego ciała, może przejmować kontrolę nad ludźmi, którzy zyskują nadnaturalną siłę i zabijają w jego imieniu. Niestety, pomysł ten nie dość

Jeśli ktoś naprawdę myślał, że przygoda na Manhattanie ostatecznie wykończyła Jasona Voorheesa, był w błędzie. Zabójca w hokejowej masce w tajemniczy sposób (jakby część ósma nigdy nie miała miejsca) powrócił nad Crystal Lake, by siać śmierć i zniszczenie w kolejnej odsłonie serii. Przynajmniej przez pierwszy kwadrans.


THE FINAL FRIDAY

że jest bezczelnie pożyczony z „Ukrytego” lub z „Inwazji porywaczy ciał”, to jeszcze kompletnie się nie sprawdził. Aktorzy wcielający się w zabójców mordujących w zastępstwie Jasona w ogóle nie straszą, nawet nie próbują zachowywać się jak Jason, a jeśli mają jakieś pomysły na swoje role, są to koncepcje niedorzeczne - jak w przypadku jednego z aktorów, który zdecydowanie za bardzo zapatrzył się w Terminatora. „Piątek z przewidywalnymi do bólu scenami 13-go” bez Jasona Voorheesa - nie tego kolejnych zabójstw. Tu akurat dochooczekiwali fani serii. dzimy do jednego z nielicznych jasnych punktów, czyli efektów specjalnych - nad A gdyby nawet pominąć fanów, gdy- tymi ktoś najwyraźniej pomyślał i paroby próbować ocenić film w oderwaniu krotnie na ekranie widać rzeczy mocne, od cyklu, jako dzieło zupełnie osobne jak choćby niesławną scenę morderstwa i autonomiczne, również z takiej próby dziewczyny w namiocie lub „rozpuszcza„Jason Goes to Hell” wychodzi przegra- nie się” ciała opuszczonego przez ducha ny. Fabuła jest niespójna i nielogiczna, Jasona. To warto zobaczyć. postaci nieciekawe, dialogi sztuczne, a cała historia z monotonną konse- Fabularnie film wnosi do serii histokwencją przeplata męczące dłużyzny rię rodziny potwora znad Crystal Lake - widzowie poznają jego siostrę wraz z córką i wnuczką... Cała ta telenowela jednak na nic, skoro samego tytułowego bohatera jest za mało. Jason wprawdzie powróci jeszcze do swojego ciała w końcówce, ale wynudzonych nijakością obserwowanych zdarzeń widzów nie będzie to już w stanie poruszyć (finałowy pojedynek też zresztą należy do najsłabszych w cyklu).

39


JASON X JASON X USA 2001 Dystrybucja: Galapagos Reżyseria: James Isaac Obsada: Lexa Doig Chuck Campbell Lisa Ryder Kane Hodder

X

Text: Łukasz Radecki

X X X X

Dziw bierze, że po tak kuriozalnym filmie odważono się jeszcze powrócić do tematyki mordercy znad Crystal Lake. Trudno ocenić, czy zabieg zastosowany przez Todda Farmera (scenariusz) i Jamesa Isaaca (reżyseria) był szczęśliwy czy wręcz przeciwnie, niemniej, wzięli sobie oni do serca autoparodystyczne zapędy serii i tym razem wysłali Jasona w... kosmos. W zasadzie mógł to być dobry film. Biorąc pod uwagę fakt, że zignorowano zupełnie zakończenie poprzedniej części (co przyczyniło się do skierowania serii na dwa oddzielne tory, czego najlepszym przykładem są komiksowe losy Jasona) i umieszczono akcję w 2455 roku! Zasadniczo, koncepcja nie była zła, ani zupełnie nowa (wystarczy wspomnieć czwartą część Hellraisera), jednak zabrakło wyobraźni reżyserskiej by nad pełnym rozmachu projektem zapanować.

Jason po gonitwie za swoją ostatnią ofiarą zostaje zahibernowany i przywrócony do życia po blisko pięciuset latach w odległym kosmosie, na pokładzie statku Grendel. Jedną z postaci odpowiedzialnych za jego „odmrożenie” jest mężczyzna, w którego wcielił się sam David Cronenberg. Już po samym początku liczyłem na cudowne, ambitne, lub chociaż zabawne gry pop kulturą, ikonami i gatunkiem, szybko jednak okazało się, że nic z tego nie wyjdzie. Isaac zadbał o to, aby Jason nie miał najmniejszych problemów z rozprawieniem się z oddziałem kosmicznych marines (czy tylko dla mnie są oni parodią oddziału z „Obcy: Decydujące starcie”?), oczywiście za pomocą swej nieśmiertelnej

Seria „Friday the 13th” od czwartej odsłony toczyła się po równi pochyłej podskakując jedynie od czasu do czasu na wybojach, by huknąć gromko w przepaść wraz z odsłoną dziewiątą „Jason Goes to Hell”.

40


i wiecznie ostrej maczety. Wprawdzie użyto kilku nowoczesnych zabawek, którymi Voorhees z chęcią się posługuje, niemniej schemat pozostał ten sam: pojawia się dużo ludzi (w większości bardzo młodych), którzy służą Jasonowi za kolejne ofiary. Tu nawet nie ma mowy o zabawie w kotka i myszkę, wynik jest bowiem znany od razu gdy tylko uświadomimy sobie, że nici z wprowadzania serii w nowe millennium i na nowe tory, za najbardziej udaną. Niestety, w siódzmianie ulega jedynie sceneria, konwen- mej części robiła ona duże wrażenie, cja wciąż tkwi w połowie lat 80. Wszystko tu żadnego. to dałoby się ostatecznie znieść, byłbym gotów przymknąć oko nawet na idiotyczny pojedynek Jasona z androidem, czy zmiany jakie wprowadza w nim medyczny komputer statku czyniąc z niego Über Jasona, cybernetyczną maszynę do zabijania, gdyby tylko twórcy zdecydowali się co właściwie chcieli z tego filmu uczynić. Nie brak tu bowiem nawiązań, nie tylko do klasycznych „Piątkow”, ale także do wielu innych filmów (wspomniany „Aliens”, „Alien 4: Ressurrection”) czy też wykraczających poza kinematografię (stacja „Solaris”). Wszystko to jednak jest uczynione bez polotu, ba, nawet bez wiary, że się uda, przede wszystkim zaś, nie wiadomo po co. Po cóż bowiem scena wirtualnej podróży nad Crystal Lake i powtórka jednego z najsłynniejszych zabójstw Jasona? Pewnie dlatego, że Kane Hodder sam uznaje tę scenę

41


Text: Łukasz Radecki

FRIDAY THE 13TH THE SERIES

Podobnie jak w przypadku „Nightmare on Elm Street”, tak i w przypadku serii „Friday the 13th” twórcy zdecydowali się na zrealizowanie serialu na bazie popularnych filmów. O ile w kwestii „Koszmaru z ulicy Wiązów” otrzymaliśmy serial „Freddy’s Nightmares” utrzymany w klimacie „Opowieści z krypty”, w którym Freddy pełnił rolę prowadzącego, o tyle serial „Piątek 13-go” nie ma absolutnie nic wspólnego z filmem. Nie dość, że nie ma tam ani jednego wątku, który przypominałby historię mordercy z obozu nad Crystal Lake, to jeszcze on sam nie pojawia się w ani jednym odcinku. Czymże więc jest serial „Friday the 13th”? Fabuła serialu opiera się na wątku sklepu z antykami „Vendredi’s Antiques”. Jego właściciel, Lewis Vendredi (czyli po francusku „piątek” – sprytne, prawda?), zawiera pakt z diabłem. W zamian za zdrowie i nieśmiertelność sprzedaje przeklęte antyki, które z kolei przysparzają kłopotów ich nowym właścicielom. Vendredi w pewnym momencie czuje się zmęczony swoimi postępkami i zrywa umowę. W odwecie diabeł odbiera mu duszę, a wraz z nią życie. Sklep zostaje przejęty przez jego bratanka, Miki’ego Fostera i kuzyna Ryana Dalliona, którzy nieświadomi zawartej

42

przez poprzedniego właściciela umowy kontynuują sprzedaż obciążonych klątwą przedmiotów. Prawdę wyjawia im dopiero Jack Marshak, przyjaciel Vendrediego, który niegdyś pomagał mu zdobywać przeklęte antyki. Posiadający pewne paranormalne zdolności mężczyzna namawia nowych właścicieli do odnalezienia i odebrania wszystkich sprzedanych obiektów. Każdy poszczególny odcinek serialu opowiada historię innego przedmiotu. Opętane przez nie osoby oczywiście nie chcą się z nimi rozstawać, choćby dlatego, że w większości przypadków zapewniają im one specjalne moce, tudzież względy. Cena za takowe usługi jest jednak wysoka, jak na przykład w przypadku skalpela, którym opętany chirurg potrafi uleczyć każdego pacjenta z każdej choroby. By jednak aktywować moc przedmiotu, mężczyzna musi najpierw popełnić morderstwo, tym samym


z głównych ról w serialu Ryana Dalliona John D. Lemay wystąpił także w „Jason Goes To Hell: The Final Friday”. Jednym z aktorów pojawiających się w serialu był John Shepherd, który we „Friday the 13th: A New Beginning” wcielił się w rolę Tommy’ego Jarvisa. No i wreszcie mistrz horroru wenerycznego, sam David Cronenberg, który pojawił się w „Jasonie X”, wyreżyserował gościnnie jeden z odcinpoświęca za życie jednych życie kogoś ków serialu. innego. Podobnie jest z innymi antykami, które nie dość, że okazują się nieznisz- Okazuje się więc, że choć serial nie ma czalne, to by się aktywować, potrzebują zbyt wiele wspólnego z oryginalnym ludzkiej krwi, krzywdy, a zawsze śmierci. „Piątkiem 13-go”, a miłośnicy mordercy Prawie zawsze też ostatecznie obracają w hokejowej masce, leśnych obozów i dźwięków chichikaka nie odnajdą tu nic się przeciwko swym właścicielom. dla siebie, to jednak mamy do czynienia Serial utrzymał się na antenie przez trzy z całkiem niezłym serialem wybijająsezony, mimo bowiem dość oklepanej cym się ponad przeciętność. Pomyśleć, fabuły prezentował się bardzo dobrze od że gdyby nie sprytny zabieg twórców, strony wizualnej (jak na produkcję tele- byłby już dziś całkiem zapomniany. wizyjną), ponadto co kilka odcinków sta- A zabieg był prosty. Serial powstał pod rał się wprowadzić jakiś zwrot akcji, który tytułem „The 13th Hour”, ale wspomniany już producent, Frank Mancuso Jr odbiegał od utartego schematu. wpadł na pomysł przemianowania go na Wspomniałem, że serial nie ma nic obecny, by przyciągnąć widzów „Piątku”. wspólnego z filmową serią, nie jest to Re kla m a d źwig n ią h a n d lu, praw jednak do końca prawda. Przy obydwu d a ? pojawiły się bowiem te same nazwiska. I tak producentem serialu był Frank Mancuso Jr, który był odpowiedzialny za produkcję siedmiu filmów z serii (zaczynając od „Friday the 13th pt.2”, a kończąc na „Friday the 13th pt.VIII: Jason Takes Manhattan”). Odtwarzający jedną

43



MARCUS NISPEL, TWÓRCA UDANEJ PRZERÓBKI „TEKSAŃSKIEJ MASAKRY PIŁĄ MECHANICZNĄ” SPRZED 5 LAT, TYM RAZEM WYREŻYSEROWAŁ NOWĄ WERSJĘ „PIĄTKU TRZYNASTEGO”. NAM JEDNAK MÓWI, ŻE TAK NAPRAWDĘ WCALE NIE KRĘCI REMAKE’ÓW. mój film do tysiąca innych.

A dlaczego zgodziłem się wyreżyserować „Piątek trzynastego”? Producenci szukali kogoś, kto byłby w stanie odświeżyć tę serię opierając się na takich samych założeniach, na jakich oparty był oryginał, ale jednocześnie dodając do tej historii coś nowego. Akurat seria „Piątek trzynastego” wydawała mi się W Stanach mamy teraz dość dziwną na tyle ciekawa żeby spróbować zrobić sytuację. Niezwykle trudno jest uzyskać z nią to, co wcześniej zrobiłem z „Tekakceptację projektu, który jest całkowi- sańską masakrą”. cie oryginalny i który może nie trafić do przeciętnego widza pragnącego spę- Podjęcie decyzji o reżyserowaniu dzić w kinie piątkowy wieczór. Stąd też „Piątku trzynastego” było pewnie takie przywiązanie do filmowych serii – trudniejsze niż zdecydowanie się jeśli jakiś film raz się sprawdził jako taka na pierwszy remake? „Teksańska właśnie weekendowa rozrywka, to jest masakra” była twoim debiutem spora szansa, że ta sama publiczność więc pokusa wystartowania ze znaznów ściągnie do kina żeby zobaczyć co nym tytułem musiała być kusząca, działo się dalej. Pewnie, że można lata- a zmierzenie się z klasykiem horromi próbować przepchnąć jakieś własne ru było dodatkowym wyzwaniem. ambitne projekty, ale jest to frustrujące. W przypadku „Piątku trzynastego” żaWiem o tym, bo przecież sam przez wie- den z tych argumentów już nie działa le lat walczyłem o sfinansowanie filmu, – mierzenie się z kolejnym klasykiem na którym mi bardzo zależało i spoty- nie jest przecież twoją największą amkałem się z ciągłymi odmowami albo bicją... propozycjami zmian, które upodobniłyby

Rozmawiał: Bartłomiej Paszylk

Parę lat temu tłumaczyłeś przyjęcie propozycji pracy nad przeróbką „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” tym, że namówił cię do tego twój współpracownik Daniel Pearl, który kręcił oryginał i chciał zostać „pierwszym operatorem robiącym dwa razy ten sam film”. Tym razem nie masz takiej wymówki.


Na szczęście między „Teksańską masakrą” a „Piątkiem trzynastego” po długich staraniach udało mi się nakręcić „Tropiciela”. Jestem emigrantem (Nispel urodził się w Niemczech – przyp. BP), a ten film opowiadał o obcym człowieku w obcym kraju. Nie był to jednak film dla każdego, wpływy finansowe nie okazały się zbyt duże, a więc zdecydowałem się podjąć reżyserii „Piątku trzynastego” aby udowodnić sobie i innym, że wciąż potrafię przyciągnąć do kin sporą widownię. To jedyne wyjście aby przetrwać na rynku – filmy bardziej osobiste albo ambitniejsze trzeba kręcić na zmianę z filmami mającymi większy potencjał komercyjny.

tamtej historii, co sprawia, że ludzie tak chętnie ją oglądają.

W przypadku „Piątku trzynastego” najbardziej intrygował mnie magnetyzm całego tego cyklu, który oddziałuje na widzów z taką samą siłą jak seria filmów o Jamesie Bondzie. Ludzie pójdą do kina na każdą część, niezależnie od tego czy jest to prequel, sequel czy remake. Pragnąłem więc dowiedzieć się jaki jest sekret sukcesu „Piątku trzynastego” i próbowałem wymieszać dwa sposoby realizacji tego typu projektu: z jednej strony zadbałem aby w nowym filmie było wszystko to, co było najlepsze w poprzednich „Piątkach”, a z drugiej – postanowiłem ich też trochę zaskoWiem, że podczas pracy nad „Tek- czyć, odejść od pewnych stereotypów sańską masakrą” nie chciałeś spo- tej serii. tykać się z reżyserem oryginału, Tobem Hooperem, bo bałeś się, Dobrze sobie zapamiętałem co w poże będzie niechętnie nastawiony dobnej sytuacji mówił James Cameron do pomysłu przerabiania jego naj- pracując nad drugą częścią „Obcego”. słynniejszego dzieła. Czy w ten sam Twierdził, że skoro widz wie już mniej sposób myślałeś kręcąc „Piątek trzy- więcej jak zachowuje się filmowe monnastego” czy zamieniłeś parę słów strum, w jaki sposób zagraża człowiez twórcą pierwowzoru Seanem S. kowi, jak się reprodukuje i tak dalej, to Cunninghamem? nie ma sensu powtarzać tego, co było w pierwszym filmie, trzeba raczej pokazać To, że wolałem nie znać opinii Tobe’ego wszystko od nieco innej strony. W przyHoopera to jedna rzecz. W jednym padku filmu Camerona zaskoczeniem i w drugim przypadku zależało mi też było odejście od stylistyki horroru na jednak na tym żeby nie „zadłużać” się rzecz widowiska akcji. Myślę, że z moim zanadto u oryginalnych twórców. Nie „Piątkiem trzynastego” jest podobnie. chciałem żeby moje filmy były wierny- Staram się być wierny najważniejszym mi kopiami oryginałów. Kiedy pytano założeniom serii, ale wprowadzam pewmnie po co biorę się za przerabianie ne zmiany. Łatwiej się to robi kiedy nie „Teksańskiej masakry” mogłem więc trzeba patrzeć w oczy facetowi, który odpowiadać: „To nie jest remake filmu powołał serię do życia. Hoopera, to po prostu przeróbka historii o Jasiu i Małgosi” bo przecież właśnie Nie należy się więc martwić, że nowy do tego schematu można sprowadzić fa- „Piątek trzynastego” będzie kopią filbułę oryginalnej „Teksańskiej masakry”. mu Cunninghama? I to mnie właśnie zainteresowało – chciałem odkryć co znajduje się u źródeł Nie. W tym wypadku zależało nam prze-


de wszystkim na tym żeby złożyć w całość najatrakcyjniejsze elementy całej serii. W części pierwszej nie zabija Jason tylko jego matka, w drugiej Jason nosi na głowie worek, a w trzeciej – maskę hokejową. W moim filmie widz dostaje to wszystko w ciągu pierwszych 20 minut. To coś jak zbiór najlepszych numerów Jasona albo skrócona wersja całej serii plus parę nowych pomysłów. Myślę, że w przypadku „Teksańskiej masakry” udała mi się misja „odkurzenia” klasycznej serii i mam nadzieję, że w przypadku „Piątku trzynastego” nie będzie inaczej. Nie jest przecież prawdą, że nic dwa razy się nie zdarza. Dlaczego po skończeniu pracy nad „Teksańską masakrą” bez wahania odmówiłeś wyreżyserowania prequela tej historii? Nic więcej bym już z niej nie wydobył. Zanim zabrałem się za tworzenie nowej „Teksańskiej masakry” zastanawiałem się nad tym, co mnie w tej fabule szczególnie pociąga i co może sprawić, że widzowie na nowo się nią zainteresują. Te pomysły wystarczyły na jeden film, nie wiem co mógłbym jeszcze wymyślić do drugiego. Wydawało mi się, że ciekawiej będzie jeśli na tę samą historię spojrzy teraz inny reżyser i oceni jakie jej elementy należy zaakcentować. Ja zrobiłem co się dało i powtarzanie tego po raz drugi, trzeci czy czwarty byłoby dla mnie nudne. Chętnie natomiast zrobiłbym drugą część „Tropiciela”, chociażby dlatego, że w tym filmie nie udało mi się wykorzystać wszystkich pomysłów. No i nie jest to fabuła, którą wcześniej obrabiało kilku różnych reżyserów, a więc pozostawia znacznie większe pole do popisu.

Od początku myślałeś o „Tropicielu” jako o filmie rozpoczynającym pewien cykl? Byłoby miło stworzyć jakąś nową serię filmów a nie tylko odświeżać serie już istniejące. Kiedy robiłem pierwszy szkic fabuły „Tropiciela” była ona bardziej złożona, rozgrywała się w wielu miejscach i poruszała więcej tematów. Gdyby film został zrealizowany według tego pierwszego pomysłu to aż prosiłby się o sequel. Natomiast wersja, która ostatecznie trafiła na ekrany nie wyklucza dalszych części, ale stanowi zamknięty rozdział. Mogę jednak zupełnie szczerze powiedzieć, że marzy mi się stworzenie filmu, który nie tylko przerodzi się w serię, ale będzie też powiązany z całym mnóstwem gadżetów. I nie chodzi mi wcale o to, żeby na nich zarabiać, jeśli o mnie chodzi można by je rozdawać za darmo. Gadżety związane z filmami sprawiają, że ktoś, kto idzie potem do kina i widzi na ekranie znajome postacie, od razu czuje się z nimi w jakiś sposób związany. Dorastałem w Niemczech, gdzie na każdy amerykański film trzeba było czekać około roku od jego premiery, ale wcześniej w sklepach pojawiały się przeróżne produkty nawiązujące do tego filmu: figurki, kubki, pościel i tak dalej. Figurkami z „Gwiezdnych wojen” bawiłem na długo zanim obejrzałem film. To zmieniło mnie w fanatycznego kolekcjonera wszystkiego, co wiązało się z moimi ulubionymi filmami. A najlepsze jest to, że kolekcjonerzy gadżetów nie zapominają o obejrzanych filmach od razu po wyjściu z kina tylko żyją w ich świecie. Właśnie takie filmy chcę robić, pod tym kątem dobieram sobie materiał.


A jakbyś się czuł gdyby ktoś za jakiś Prawdziwym remakiem jest według mnie czas postanowił zrobić nową wersję coś takiego jak „Psychol” Gusa Van „Tropiciela”? Santa, a więc bardzo wierne odtworzenie fabuły wcześniejszego filmu. Moja Byłbym zachwycony! Powiem więcej: „Teksańska masakra” inspiruje się filmam nadzieję, że tak właśnie się stanie. mem Hoopera, ale nie jest jego przeróbNajwiększą zaletą filmowych przeróbek ką scena po scenie. I tu mamy grupkę jest to, że nie pozwalają umrzeć dobrym dzieciaków zagubionych w obcej okolicy historiom, przekazują je kolejnym po- oraz podobnego bohatera negatywnego, koleniom widzów. Jest taki film „Czarny reszta historii jest jednak zupełnie inna. Orfeusz”, który opowiada słynny grecki Nie powiedziałbym, że jest to prawdziwy mit o Orfeuszu i Eurydyce, ale rozgrywa remake. Chodzi po prostu o wykorzystasię w Rio de Janerio, w okresie karnawa- nie tytułu znanego filmu żeby podeprzeć łu. W końcówce główny bohater tłuma- nim kampanię reklamową czegoś noczy dzieciom, że cała ta historia została wego, czegoś co inaczej trudno byłoby wymyślona dawno temu, a w tym filmie sprzedać. tylko opowiedziano ją na nowo. Potem dodał, że za jakiś czas dzieciaki powin- Zgadzam się więc, że niektóre przeróbki ny zrobić to samo: opowiedzieć tę samą są całkowicie pozbawione sensu – po co historię ludziom, którzy jej jeszcze nie w ogóle oglądać coś takiego jak „Psyznają. chol”? Kto by chciał na to tracić czas? I kto tak w ogóle wpada na pomysł żeby Ja co prawda kręcę horrory, ale chodzi władować w coś takiego swoje pieniątu o ten sam mechanizm: jeśli jakaś opo- dze? Zupełnie nie rozumiem takiego powieść jest dobra, to będzie opowiadana dejścia i nie pochwalam tak tworzonych wiele razy, ulegając przeróżnym zmia- remake’ów. Jeśli jednak ktoś ma pomysł nom. Dlatego właśnie mówię, że tworząc na to, jak zainspirować się klasycznym „Teksańską masakrę piłą mechaniczną” tytułem po to, aby stworzyć coś zupełinspirowałem się „Jasiem i Małgosią”. nie nowego – dlaczego nie miałby tego Wydaje mi się, że tak naprawdę wymy- zrobić? ślono nie więcej niż pięćdziesiąt różnych oryginalnych opowieści, które od lat słu- Spotkałem się niedawno z producenżą za podstawę wszystkich tworzonych tem „The Ring”, który marzy obecnie filmów. o stworzeniu jakiejś oryginalnej serii. Nie jest to łatwe, w końcu większość najlepJeśli jednak chodzi o oficjalne prze- szych pomysłów już wykorzystano. No róbki horrorów, których w ostatnim i pojawia się zawsze poważny problem czasie pojawiło się mnóstwo, to bar- marketingowy: filmy oparte na oryginaldzo niewiele z nich da się oglądać. nych pomysłach szalenie trudno sprzeUdana była twoja „Teksańska ma- dać. Jednym z moich ulubionych filmów sakra”, „Świt żywych trupów”, „The jest „Drabina Jakubowa”, ale gdybym Ring” i niewiele więcej... na spotkaniu z producentem zaczął się zachwycać jakie to wspaniałe dzieło, Pytanie tylko co można uznać za rema- to pewnie od razu by mi podziękowano ke. Moim zdaniem każdy sequel jest już za współpracę. To genialny film, ale ktoś, w pewnym sensie przeróbką oryginału. kto ma za zadanie stworzyć przebój ka-


sowy uzna go za zbyt dziwny i niezrozumiały. Teraz nie robi się filmów, które będą w stanie zarobić na siebie po roku od premiery – to się ma stać w ciągu tygodnia! Winne jest temu między innymi nielegalne kopiowanie filmów, sprawiające, że z biegiem czasu film gwałtownie traci na wartości. Jak ci się podoba trend przerabiania japońskich filmów grozy przez amerykańskich twórców? Nikt nie sądził, że „The Ring” będzie wielkim przebojem, nawet jego producent. W tym wypadku nie chodziło przecież nawet o wykorzystanie magii oryginalnego tytułu bo japoński „Ringu” był wtedy w Stanach nieznany. Planowano nawet wypuścić tę nową wersję od razu na DVD, ale ostatecznie trafiła do kin i stała się przebojem. Potem postanowiono spróbować czegoś podobnego jeszcze raz i kolejny – i tak trwa to aż do dziś. Ale ten pierwszy film rzeczywiście był dobry. Jakiś czas temu oferowano mi reżyserię drugiej części „The Ring”, ale odmówiłem, miałem wówczas inne plany. Zresztą po sukcesie „Teksańskiej masakry” musiałem odrzucać mnóstwo ofert pracy na remake’ami i sequelami, nagle wszystkim zaczęło się wydawać, że jestem od nich specjalistą. Trzeba uważać jakim filmem się debiutuje bo istnieje niebezpieczeństwo, że przez resztę życia będzie trzeba robić to samo. Dlatego tak bardzo się cieszę, że udało mi się zrealizować „Tropiciela” – w pewnym sensie jest to pierwszy naprawdę mój film, włożyłem w niego wiele własnych pomysłów, wiele energii i próbowałem opowiedzieć w nim coś o sobie samym.

Od początku unikałeś propozycji wysokobudżetowych bo bałeś się, że jeśli dostaniesz sto milionów dolarów, to nie ty będziesz decydował na co je wydać... Tak, nawet jeszcze przed nakręceniem „Teksańskiej masakry” otrzymywałem takie oferty. Zdałem sobie jednak sprawę, że byłbym wtedy małym trybikiem w potężnej maszynie. Wiedziałem, że będę wtedy podporządkowany producentom, będę musiał zatrudnić jakieś gwiazdy, pojawią się różnego rodzaju oczekiwania, a przy tym wszystkim nikt nie będzie chciał wykorzystać moich własnych pomysłów. Moim debiutem miał być film „I stanie się koniec” z Arnoldem Schwarzeneggerem, ale kiedy zdałem sobie sprawę z tego, jak będzie wyglądała moja rola w tym projekcie, zdecydowałem się z niego zrezygnować. Na produkcję „Teksańskiej masakry” dostałem 4 miliony dolarów ale mogłem z nimi zrobić co chciałem. Budżet „I stanie się koniec” wynosił 120 milionów dolarów, ale nie miałbym najmniejszego wpływu na to jak go rozdysponować. „Piątek trzynastego” ma wyższy budżet niż „Teksańska masakra”. Ciągle miałeś jeszcze swobodę decydowania na co wydawać pieniądze? W tym wypadku większość budżetu poszła tak naprawdę na wykupienie praw do tytułu. To była jakaś zupełnie niesamowita sytuacja, trzeba było zapłacić aż trzem wytwórniom, między innymi New Line Cinema i Paramount Pictures. To co zostało na samą produkcję wynosiło niewiele więcej niż budżet jaki miałem pracując nad „Teksańską masakrą”. Ale racja: mimo nieco wyższego budżetu kręcenie „Piątku trzynastego” było pod każdym względem trudniejsze niż krę-


cenie „Teksańskiej masakry”. Mieliśmy Dla mnie była to niespodzianka, bo mniej dni zdjęciowych, a więcej ludzi do w Niemczech „Teksańska masakra” była zabicia! zakazana i w związku z tym nie mogła zdobyć tam aż takiej popularności. Zresztą większa ilość pieniędzy nigdy To też w jakiś sposób ułatwiło mi pracę nie załatwia sprawy. Oglądałem niedaw- nad tym filmem, nie musiałem kręcić go no pierwszy „Halloween” z komentarzem z pozycji fanatycznego wielbiciela, ja Johna Carpentera. Zwraca on uwagę na sam nie czułem, że przerabiam jedno fakt, że choć twórcy kolejnych filmów z największych arcydzieł kina grozy. z tej serii mieli do dyspozycji lepsze efekty specjalne i bardziej znanych W przypadku „Piątku trzynastego” aktorów, to wcale nie pomogło im to było inaczej – ten film widziałeś w stworzeniu czegoś lepszego niż orygi- wcześniej i zdawałeś sobie sprawę nał. Dlatego uważam, że tego typu filmy jaką ma pozycję w historii gatunku. najlepiej robić za niewielkie pieniądze – wtedy ma się nie tylko większą swobodę Tak, ale fani „Piątku trzynastego” nie w podejmowaniu decyzji, ale można też traktują tego filmu aż tak poważnie jak stworzyć coś mniej konwencjonalnego, zazwyczaj traktuje się „Teksańską maostrzejszego. sakrę” Hoopera. Wystarczy odwiedzić parę portali internetowych, ale wybrać Widziałeś w ogóle prequel twojej się na ComicCon żeby przekonać się, że „Teksańskiej masakry”? ludzie po prostu chcą obejrzeć kolejną opowieść o Jasonie i w zdecydowanej Tak, widziałem. Może gdzieś tak do po- większości niecierpliwie czekają na mój łowy. Jak już wspominałem wcześniej film. Jason musi regularnie powracać – tworzenie tego prequela musiało być na ekran, na tym polega jego urok, nabardzo niewdzięcznym zadaniem bo tomiast dzieło Hoopera w jakimś sensie mam wrażenie, że już w moim filmie stanowiło zamknięty rodział, wiele osób wycisnęliśmy z tego pomysłu tyle ile się uważało, że lepiej go ponownie nie otdało. Poza tym, przerabianie takiego fil- wierać. mu jak oryginał Tobe’ego Hoopera było jednak ekscytujące – odniosłem wraże- Nie miałeś problemu z samym Jasonie, że wielu fanów tego filmu wielbi go nem? Z wyborem właściwego aktora tak, jak inni kinomani wielbią „Obywatela i odświeżeniem jego wizerunku? Kane’a” albo „Swobodnego jeźdźca”. Zgadza się, nie było to łatwe. Odświeżanie wizerunku Jasona jest równie trudne jak, na przykład odświeżanie postaci Obcego. Pewnych cech takiego bohatera nie można zmieniać, widz musi mieć poczucie, że jest zachowana jakaś konsekwencja, jakaś ciągłość. Najważniejsze zmiany jakie zdecydowałem się wprowadzić to odkrycie paru tajemnic z przeszłości Jasona oraz uczynienie go sprawniejszym i wredniejszym niż


w poprzednich filmach. Jakoś nie mogłem zgodzić się aby mój Jason kulał i chodził wolnym krokiem. Niby dlaczego miałby się tak zachowywać? Przecież wychował się w dziczy, powinien być raczej kimś w rodzaju Tarzana, a nie zmęczonego listonosza. Po raz pierwszy w historii tego cyklu pokazuję więc szybkiego Jasona, takiego, który uderza w mgnieniu oka, z potężną siłą, a później równie szybko znika. Wiem, że fani, którzy po raz pierwszy oglądają zapowiedź nowego „Piątku trzynastego”, mówią od razu: „Zaraz, zaraz – przecież Jason nie porusza się tak szybko!” Cóż, nie mają racji – mój Jason właśnie tak się porusza.

bez maski. Wielu fanów tego nie chciało i musieliśmy podjąć decyzję czy należy ich posłuchać czy spróbować ich zaskoczyć i jednak ściągnąć maskę. Mnie osobiście zależało też na tym aby pokazać ludzką twarz Jasona – uważam, że każdy potwór jest ciekawszy i bardziej przerażający kiedy zdajemy sobie sprawę, że to zwykły facet, taki, który mógłby być naszym sąsiadem. Jakoś nie bardzo interesują mnie potwory wychodzące z telefonu czy z telewizora. Dlatego właśnie wcześniej zdecydowałem, że Leatherface ściąga w pewnym momencie swoją maskę i dlatego też postanowiłem zrobić to samo w przypadku Jasona. Nie wiem czy wszyscy będą z tego zadowoleni, ale mnie takie rozwiązanie wydawało mi Długo też dyskutowaliśmy z producen- się najwłaściwsze. tem o tym czy należy pokazywać Jasona Skrócona wersja wywiadu z Marcusem Nispelem pierwotnie ukazała się na stronie internetowej Newsweek Polska. Grabarz Polski po raz pierwszy prezentuje wywiad w pełnej wersji.


FRIDAY THE 13TH PIĄTEK 13-GO USA 2009 Dystrybucja: UIP Reżyseria: Marcus Nispel Obsada: Jared Padalecki Danielle Panabaker Amanda Righetti Travis Van Winkle

X X X

Text: WOJCIECH JAN PAWLIK

X X

52

Od czasu pierwszych przecieków na temat powstającego wówczas “Piątku” minęło wiele czasu. Zastanawiałem się wtedy (zapewne nie tylko ja) czy będzie to zwykły remake czy może alternatywna historia, dość luźno trzymająca się oryginału. Bałem się “poprawiania”, które często nie wychodzi na dobre nowym wersjom. Twórcy postawili na pokazanie nowej historii, zawierając i przedstawiając

w swoim filmie kilka ważnych dla serii wydarzeń. Podczas napisów początkowych mamy streszczenie ostatnich minut pierwszej części. Wraz z bohaterami odnajdujemy też odciętą głowę Pameli Voorhees, wprawdzie nie tak wyeksponowaną jak w 2 części, ale ważne że się pojawiła. Jest też dziewczyna podobna do wspomnianej pani, choć jej historia toczy się nieco inaczej. W pierwszej połowie filmu widzimy Jasona w worku na głowie. Maskę zdobywa nieco inaczej niż w pierwowzorze. Przypomnijmy w 3 części “dostał ją w spadku” po żartownisiu Shellym (Larry Zerner). Natomiast tu sprawa została mocno spłycona – po prostu znajduje ją w szopie na pod-

Jason wrócił! Było to do przewidzenia. Na fali wielkich powrotów hitów sprzed lat, producenci nie mogli zapomnieć o takim klasyku jak „Piątek 13-go”. Reżyserii podjął się Marcus Nispel - ten sam, który kilka lat temu wyreżyserował udany remake „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”.


łodze. Można się było troszkę bardziej postarać. Pomijając to małe streszczenie, nowy “Piątek” to kolejny film z Jasonem. Z czystym sumieniem można mu było przylepić etykietkę z numerem 10, 11 czy 12 (jak kto woli) i ciągnąć serię dalej. Fabuła jest na tyle prosta i oklepana, żeby nikt nie miał wątpliwości co ogląda. Grupa nastolatków przyjeżdża do Crystal Lake. Chyba nikogo nie zaskoczę mówiąc, że jest seks, alkohol i narkotyki. Pojawia się tam też motocyklista Clay Miller (Padalecki), szukający siostry, która zaginęła w tym rejonie kilka miesięcy wcześniej. W końcu wspólnie natrafiają na Jasona i... tyle o fabule. W rolach głównych zobaczymy nikomu nie znanych aktorów, mających za sobą głównie dorobek w produkcjach telewizyjnych. Zapewne wielu z was, podobnie jak ja, zupełnie nie kojarzy niejakiego Jareda Padaleckiego czy Danielle Panabaker albo też Amandy Righetti. Mniej-

sza zresztą z ofiarami. W rolę Jasona nie wcielił się tu ani zasłużony Kane Hodder, ani żaden z poprzednich odtwórców tej roli. Jako zamaskowany morderca zadebiutował Derek Mears, którego można było wcześniej zobaczyć we “Wzgórza mają oczy 2” (mutant Chameleon) czy w drugiej serii Mistrzów Horroru w odcinku “Obrońcy życia” (jako Tatuś - tak, ten w gumowym stroju na samym końcu). Tu stanął na wysokości zadania: jest wielki, silny i brutalny, czyli taki, jaki powinien być. Trzeba przyznać otwarcie, że nowy „Piątek 13-go” to dobry film. Całość została zgrabnie odkurzona i zaserwowana w sposób bardziej strawny dla młodego pokolenia widzów. Na koniec proroctwo. Film odniesie wielki sukces kasowy, maszyna się rozkręci na nowo i niebawem powstanie “Piątek 13-go: Początek”, w którym poznamy lata przedszkolne Jasona. Już nie mogę się doczekać.

53



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.