Gdy tylko wsiedliśmy do samochodu, tata zaczął dzwonić po przychodniach, żeby zapisać mnie na rentgen, USG, badanie krwi i konsultację neurologiczną. Tego dnia o zaśnięciu nie było mowy. Najpierw myślałam o szwach i o tym, czy zostaną mi blizny. A potem nagle bach! „Co się stało z małpą?” – usłyszałam głos i przypomniała mi się ta świrnięta Zuri. Może i ubierała się jak bezdomna, ale miała charakterek. Wlazła mi do głowy i nie chciała wyjść. Nie zapalając światła, żeby nie zwabić taty, sięgnęłam po komórkę i wpisałam: „Zwierzęta w cyrku”. Wyskoczyła masa stron z występami zwierząt. Pięć minut później siedziałam na łóżku pochylona nad telefonem i czytałam o czymś, co mi się w głowie nie mieściło. Bite, szturchane, polewane wodą – takie miały życie na zapleczu cyrków. Nie miałam pojęcia, że przed występem zwierzęta dostają zastrzyki. Nie wiem z czym, pewnie ze środkami uspokajającymi. Pseudoopiekunowie bili je gumowymi rurkami po łbach, nogach i tyłkach. Wbijali igłę, gdzie popadło, i wciskali zawartość strzykawki, a potem brutalnie igłę wyrywali. Jeśli zwierzę się szamotało, to dostawało drugi raz. Obejrzałam cztery filmy kręcone ukrytą kamerą. Wszystkie przedstawiały takie właśnie szykowanie zwierząt do występu. Widziałam słonia, który był bity po trąbie, bo nie stał spokojnie przy zakładaniu ozdoby na głowę. Widziałam także związane linami lwy. Leżały
72
obezwładnione z rozdziawionymi bezradnie paszczami, i miały robione w głowę zastrzyki. A potem obejrzałam ich występ. Sześć zestresowanych ogromnych lwów skakało z podestu na podest i stawało na tylnych łapach. Nagle jeden ryknął, przybrał bojową pozę, podniósł przednią łapę i uderzył treserkę. Dwa inne lwy jakby tylko czekały na sygnał. Zeskoczyły z wąskich stołków i otoczyły trzaskającą batem kobietę. Z zaplecza natychmiast wybiegli trzej ludzie z metalowymi drągami. Dźgali lwy, gdzie popadło. Pracownik techniczny w czerwonym kombinezonie uruchomił armatkę wodą i zapędził drapieżniki w jedno miejsce. Jakiś człowiek podbiegł do nich z pejczem i walił nim po grzbietach. Nie byłam w stanie obejrzeć tej masakry do końca. Pod filmem była masa komentarzy. Filon: „Ludzie to najgorsze potwory świata”. Artefakt: „Podobno Mark Twain powiedział: «Człowiek to jedyne zwierzę, które się rumieni. I jedyne, które ma za co». Całkowicie się z nim zgadzam”. Stokrota9: „Widzieliście, ile narodu przyszło popatrzeć na mękę tych zwierząt?”. 897-pi: „Ciekawe, co się stało z tym lwem?”. To ostatnie pytanie było dla mnie jak dźgnięcie nożem. No właśnie! Co się stało z małpą? Po obejrzeniu filmu z atakiem lwów na tresera powoli zaczynałam sobie wyobrażać, jaki los ją spotkał.
73
Musiałam pogadać z Zuri. Nie pomyślałam, żeby wziąć od niej numer telefonu, więc nie miałam wyjścia – musiałam poczekać do rana. Swoją drogą rozumiem, że moja babcia nie ma konta na Socjecie, ale osoba w moim wieku? Czy ona nie ma znajomych, przyjaciół, z nikim nie pisze? Staram się trzymać z daleka od niebezpiecznych rzeczy, więc jeszcze wczoraj nikt by mnie nie namówił do zainteresowania się jakimś wściekłym zwierzakiem, który prawie odgryzł mi rękę. Tej nocy stał się dla mnie najważniejszy na świecie. Mieliście kiedyś tak, że cały świat zniknął wam z oczu i tylko jedna sprawa była ważna? Ja tak wtedy miałam. Mogłaby wybuchnąć trzecia wojna światowa, a mnie obchodziło tylko to, „co się stało z tą małpą”, a wyobraźnia podsuwała mi takie obrazki, że o spaniu nie było mowy. Nie wiem, jak to zrobiłam, bo pod okiem taty nie byłam w stanie nawet prosto trzymać grzebienia, jednak tamtego dnia, kiedy rano zadzwonił budzik, byłam już umyta, ubrana, uczesana, siedziałam w butach przy stole w kuchni i udając, że jestem spokojna jak Wisła zimą, czekałam, aż tata się obudzi.
Wszystko powtórzyło się jak w Dniu świstaka. Kiedy weszłam do szkoły, ludzie na mój widok syczeli „psi”
74