Z bombillą w garści. Fragment książki „Kierunek Kitaj"

Page 1

Z bombillą w garści Po południu 5 lipca na trzy miesiące żegnam się z mieszkaniem na krakowskich Grzegórzkach i podekscytowany zbliżającą się przygodą dreptam 25 minut do trasy warszawskiej. Do stolicy dojeżdżam na dwa stopy, konwersując o polityce z zapalonym kibicem Legii. Kiedy docieram na gapę tramwajem na Bemowo, gdzie mamy zaplanowany nocleg u znajomej autostopowiczki Madzi, już czeka na mnie Mario. Zjawił się przede mną i stał w progu, znacząco się uśmiechając. Tego wieczora Madzia ma – oprócz chłopaków jadących do Chin – także dodatkowego gościa. Współlokatorka, wracając z pracy do domu, poznała na przystanku autobusowym ukraińską pilotkę wycieczek. Dziewczyna została odesłana przez firmę z północnej Afryki do Polski, ale nie trafiła do właściwego miasta i nie bardzo miała gdzie się podziać. Tak jak my trafiła do Madzi. W towarzystwie niewiast do późna pijemy za powodzenie wyprawy, co skutkuje tym, że rano, słodzę kawę solą. Zanim odbierzemy w biurze podróży mój paszport z wbitymi wizami, ściągam na komputer przewodniki i e-booki od 20


Mariusza, który w tym aspekcie przygotował się perfekcyjnie. Na ostatnią chwilę zdobywam w kantorze parę dolarów jako bezpieczną rezerwę i robię sobie sweetfocię pod Pałacem Kultury i Nauki. Możemy rozpocząć podróż na Wschód. Mamy niecałe trzy miesiące, aby dotrzeć do Bangkoku na lot powrotny. Godzinę później łapiemy stopa, stojąc w Markach tuż przy stoisku z truskawkami. Kierowcy co rusz zatrzymują się tutaj, aby kupić owoce oprószone ołowiem. To świetna okazja, żeby przekonać ich, że naprawdę chcą zabrać autostopowiczów. Zazwyczaj łatwiej dogadać się z kobietami. I faktycznie, kawałeczek podwozi nas pani z widocznymi bliznami po oparzeniu. Niebawem na stacji benzynowej będziemy rozmawiać z dwoma kierowcami. Młodszy z nich jedzie jutro na Litwę, ale nie może nas wziąć ze sobą. Zabieramy się zatem z drugim kierowcą, który zmierza w stronę Suwałk tylko po to, żeby przywieźć do Warszawy syna z kolonii. Trzeba będzie wyrobić dzieciakowi nowy paszport, bez którego chłopiec nie będzie mógł kontynuować wakacji i pojechać z resztą rodziny do Czarnogóry. Taki los ojca, że musi odebrać syna, załatwić formalności i ponownie odstawić młodego na kolonię. Mazury są piękne, więc wyskakujemy przy jednym z jezior. Mamy pecha. W weekend nad jeziorem bawią się setki ludzi, ale jest poniedziałek i pozostały tylko niedobitki. Zasięgamy języka i dowiadujemy się, że idąc parę kilometrów wzdłuż wody leśną drogą, można dotrzeć na interesującą nas trasę na Suwałki. Wyruszamy tą trasą, szukając miejsca na nocleg, ponieważ zaczyna zmierzchać. Kempingi są zasadniczo płatne, a my nie zgłupieliśmy jeszcze do tego stopnia, żeby wydawać 21


pieniądze za równo przystrzyżoną trawę, na której można postawić namiot. Powiedziałem Mariuszowi, że podejdę porozmawiać z obozowiczami rozbitymi na kempingu. Klasycznie, jak w przypadku większości spotkanych ludzi, chciałem opowiedzieć o naszej wyprawie i usłyszeć, że jesteśmy szaleni. Podświadomie liczyłem jednak na gościnność napotkanych ludzi. W końcu było już ciemno, a my byliśmy znużonymi podróżnikami. Molo przy jeziorze, ognisko i karawan rozbity na trawniku – kto by nie chciał się zatrzymać. Podchodzę więc do rodziny siedzącej przy stoliku nieopodal ogniska… Bingo! W ten sposób poznajemy Przemka. Gdy Przemek, łysiejący gość z synem na kolanie, usłyszał o naszym planie podróży, natychmiast zaprosił nas do stolika, mówiąc, że chętnie zapłaci za nocleg. Zapytał, czy jesteśmy głodni i powiedział, żebyśmy niczym się nie przejmowali. A potem zaczął opowiadać. Przemek to nasz kolega po fachu, zjeździł okazją całą Europę w latach, gdy my chodziliśmy za rączkę z mamą. – Nie wyobrażacie sobie chłopaki, jak się imprezowało w Lloret de Mar w latach dziewięćdziesiątych – powiedział Przemek i rozpoczął swą opowieść. Lloret de Mar to miasto imprez. Przed zachodem słońca Hiszpanie spotykają się z przyjaciółmi na mieście i planując wybór klubu, delektują się słodkimi winami, zazwyczaj sangrią. Nadmorskie dyskoteki otwierają się późno. Przed wejściem imprezowicze przerzucają się na bardziej procentowe trunki, bo jaki sens wchodzić na dyskotekę na trzeźwo? Korzystają z tego Polacy, skrzętnie zgarniając porzucone wina. Jakiś czas później polują na mocniejsze trunki. Hiszpanie 22


tak się spieszą podrywać dziewczyny w klubach, że porzucają dopiero co otwarte flaszki whisky i likiery gdzie popadnie. To jednak nie koniec wieczoru, bo późną nocą plażę zapełniają pary zintegrowane chwilę wcześniej na dyskotece. Obowiązkowo mają ze sobą wina musujące. Te jednak pozostają zakorkowane, bo emocje biorą górę i większość par kończy noc koedukacyjną gimnastyką na piasku. Dzięki temu młody Polak, wstając rano nie narzeka na ciężką głowę, bo potyka się o wygrzaną w porannym słońcu butelkę. Na klina. Przemek pracował w agencji reklamowej. Kombinował takie cuda jak dwumetrowa tęcza na przycisk. Trzeba być kreatywnym, nie ma zmiłuj. Ogromna akcja w centrum stolicy, konieczne jest wynajęcie placu miejskiego, aby zorganizować happening. Jednak problem stanowi monopol na sprzątanie miasta i związane z nim biurokratyczne procedury. Zamiast tysięcy za wynajem terenu, które gotowa była zapłacić firma, miasto zarabia 500 złotych, bo tyle wynosi mandat za śmiecenie. Jednak na dłuższą metę kreatywność męczy, nudzi i wypala. Nasz gospodarz kończy jedną opowieść i rozpoczyna następną, ma ich dziesiątki na podorędziu. Siedzi otulony kocem, a cień pada na jego twarz. Przemek, spotykając się z irańskim sufim, doświadczył wschodniej mistyki – przepowiedziano mu przyszłość i faktycznie, tak jak w usłyszanych od pustelnika słowach, stał się człowiekiem niezależnym, przedsiębiorcą. Natomiast jego przyjaciel dowiedział się, że nigdy nie będzie aktorem, co było jego ukrytym pragnieniem, bo ma inne talenty. I faktycznie, znajomy związał się z teatrem, ale nie jako aktor, tylko jako wybitny dramaturg. 23


Przemek prowadzi własną działalność, sprzedaje butelkowane napoje z yerba mate oraz melona. Jest panem swojego świata, tego materialnego, ideowego i lingwistycznego. Czasami popada w zadumę, snując rozmaite refleksje, aż nagle orientuje się, że odchodzi od tematu. Zazwyczaj wtedy przerywa przydługi wątek: „No i… ble-ble-ble”, i wraca do rzeczywistości przy akompaniamencie śmiechu. Jest dowodem na to, jak podróże zmieniają człowieka. Przemek budzi się skoro świt i pędzi po gorące jagodzianki do piekarni. Ledwie kończymy kąpiel, a już każe nam wskakiwać do auta i podwozi dwa kilometry. Uśmiecha się, wręcza nam po butelce markowego napoju, który rozprowadza, życzy szczęśliwej drogi i wraca nad jezioro do syna Noego i reszty rodziny. Stoimy uśmiechnięci z bombillą w garści. Nasza przygoda właśnie się rozpoczęła.

24


Strachy na Lachy Istnieje pytanie, na które każdy autostopowicz musi wciąż odpowiadać napotkanym kierowcom: Czy nie boisz się podróżować z przypadkowymi ludźmi? Po pewnym czasie ten zwrot wypadający z ludzkich ust zaczyna przypominać inkantację początkującego akolity. Stanowi zaklęcie, którego rzucenia wręcz spodziewasz się od kierowców. U podróżników budzi ono głównie rozbawienie. O ile nie wsiada się do auta z ewidentnie podejrzanymi typkami lub do takiego, w którym kierowca jedną ręką trzyma kierownice, a drugą puszkę piwa, to stopowanie jest bezpieczne. Tylko dwa razy w życiu zdarzyło mi się odmówić podwózki z powyższych powodów i nigdy nie miałem w wyprawie autostopem naprawdę niebezpiecznej sytuacji, podczas gdy korzystając z konwencjonalnego środku transportu, zostałem okradziony z dużej sumy pieniędzy. Od tego czasu przestałem korzystać z autobusów – nie ma co ryzykować! W powyższym żarcie jest odrobina prawdy. Zwróćmy uwagę, że ludzie majętni lub ci, którzy o długodystansowej podróży pomyśleli z odpowiednim wyprzedzeniem, korzystają 25


z samolotów. Własny samochód to wakacyjny środek lokomocji klasy średniej i tych, którzy cenią sobie niezależność. Podobnie jest z jazdą okazją czy płatnymi podwózkami. Kiedy podróżujesz środkami transportu – takimi jak pociąg, metro czy autobus – najbardziej narażasz się na niebezpieczeństwo kradzieży. W podróży zmorą okazuje się coś innego – to twoja wyobraźnia, która może dać się we znaki szczególnie podczas długich, samotnych wypraw. Ludzka psychika jest krucha i może pęknąć w wyniku stresu. Teraz wiecie, dlaczego starałem się o towarzysza. Przejawem buntu podświadomości są sny i może dlatego spędzając noc na kempingu na Mazurach, nawiedziła mnie wizja złodzieja, który wyciąga wszystkie szpilki z namiotu i umyka z nimi w nadjeziorną puszczę. Ot, taka błahostka, wyśniona, bo akurat w trakcie wieczora poruszyliśmy temat tajemniczo znikających szpilek na festiwalach rockowych. Przydarzył mi się sen mający charakter psychodelicznej opowieści. Miałem w nim jechać do Azji i miotałem się niczym mucha w sieci, nie mogąc znaleźć towarzystwa na wyprawę. Nadarzyła się dziewczyna do wspólnej podróży. Diablica z kręconymi włosami sprawiała wrażenie nader charakternej i w pewnym momencie gdzieś zniknęła, a ja przyglądałem się mojemu plecakowi opartemu o pulsującą nienaturalnymi wzorami ścianę. Ktoś kręcił się przy nim, na pewno coś zwędził. Oblał mnie zimny pot. Z duszą na ramieniu mknę tysiące kilometrów. Gdy w końcu się zatrzymuję, otacza mnie nomadyczna kraina, gdzie miasta 26


pełne są bazarów, sklepów z przyprawami, a pośród białych murów tkwią drogowskazy ze znakami w nieznanym alfabecie. – Witaj w Iranie – mówi wyłaniająca się znikąd dziewczyna. To moja kompanka, przybyła tu przede mną. Budzę się. W wyprawie do Chin ani przez moment nie bałem się chorób, temperatur, dystansu czy też utraty gotówki. Co innego, jeśli chodzi o utratę paszportu i sprzętu elektronicznego. O to było już trochę strachu. Nie myślicie chyba, że biegaliśmy wszędzie z wielkimi plecakami – gdy zwiedzaliśmy, zostawialiśmy je w hostelach, u nowo poznanych znajomych czy w innych miejscach, które sprawiały wrażenie bezpiecznych. Nie wyobrażałem sobie podróży bez możliwości zapisywania tego, co ujrzę i przeżyję. Wartość bagażu z wszystkimi skrzętnie gromadzonymi filmami, zdjęciami i pamiątkami wzrasta geometrycznie wraz z podróżą. Bez kamery nie byłoby filmów, a bez laptopa z notatkami – tej książki. Stąd też niepokój i strach przed kradzieżą, który objawił się w koszmarze. Mariusz przyznał się, że też miał tajemniczy sen. Dostał w nim mandat w Rosji, który miał uiścić przed opuszczeniem kraju. Nie zrobił tego i utknął na granicy zatrzymany przez celników. W niedoli wsparł go znajomy z Oslo, który jak to w snach bywa, nieoczekiwanie teleportował się z Norwegii na granicę łotewsko-rosyjską. Moje niepokoje nie były uzasadnione, Azja jest bezpieczna i potwierdzali to spotykani w drodze podróżnicy. Ostatnią rzeczą, której chce doświadczyć autostopowicz, jest przemoc 27


i agresja. Jest ona rzadkością nawet w Rosji, przynajmniej tak długo, jak nie pijesz z niewłaściwymi ludźmi, bo po alkoholu na świat wychodzą demony, dotąd szczelnie zamknięte w lękowych konstrukcjach osobowości.

28


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.