ROZDZIAŁ DRUGI Budzę się przekonana, że ktoś właśnie walnął mnie pięścią w brzuch. W moim żołądku rozlewa się lodowato zimna świadomość, która przeradza się w dreszcze na plecach. Dziadek nie żyje. To nie był sen. Jego naprawdę nie ma już wśród nas. Moje myśli szaleją jak rój pszczół. Najpierw bzyczą we wnętrzu mojej czaszki, a potem przebijają się do żołądka, gdzie spędzają resztę dnia. Niektórzy ludzie budzą się w świetnym nastroju, podekscytowani tym, co ich czeka. Mam wrażenie, że kiedyś sama do nich należałam. Leżę w łóżku, spoglądam na tańczące na suficie światło i zastanawiam się, ile czasu będę mogła tak spędzić. Jak długo uda mi się przeleżeć bez ruchu.
25
krzywda_srodek.indd 25
22.09.2017 13:26
W naszym domu nigdy nie ma ciszy. Z dołu dobiega cichy pomruk odkurzacza i rumor przesuwanych krzeseł. Ojciec już włączył radio i zapewne czyta teraz gazetę, oparty o bar, podczas gdy matka krząta się wokół niego. Na pewno rozmawiają – być może planują nadchodzący dzień, plotkują o stałych bywalcach, może nawet rozmawiają o mnie? Mama, z kablem zarzuconym na ramię, narzeka na moje zachowanie, stukając końcówką odkurzacza o listwy podłogowe. Gdybym była pyłkiem kurzu, wciągnęłaby mnie i problem byłby rozwiązany raz na zawsze. Zamykam znów oczy. Powieki mam ciężkie, w mojej głowie też panuje ociężałość. Mogłabym powrócić do snu, ale wiem, że byłaby to tylko niespokojna, płytka drzemka. Przypuszczalnie obudziłabym się z jeszcze gorszym bólem głowy, a bzyczenie i szum dalej by trwały. Nic nie jest w stanie ich powstrzymać. Myśli przelatują mi przez głowę. Złe myśli. Trudno mi opisać mój stan. Jest mi ciężko, bardzo ciężko, jakbym dźwigała w sobie wszystkie moje łzy. Czuję w żołądku wodę, która ciąży mi, napiera. Obrzydliwe uczucie. Mam ochotę zwymiotować. Powoli wstaję z łóżka. Upijam łyk starej wody ze szklanki i człapię pod prysznic. Na dworze jest już jasno i próbuję sobie wmówić, że to coś dobrego. Że przyda mi się długi, słoneczny dzień w parku. Że potrzebuję porządnie
26
krzywda_srodek.indd 26
22.09.2017 13:26
poszaleć na desce. Rozciągam ramiona, zmuszam je, by się przebudziły i zaczęły ruszać tak, jak należy. W kabinie prysznicowej jak zwykle odkręcam ciepłą wodę i wchodzę do środka. Wylewam zimny żel na skórę. To jeden z tych drogich, należących do mamy. Od jego słodkiego zapachu robi mi się niedobrze. Rozprowadzam go po ciele, pozostawiając długie, lepkie ślady. Cieszę się prysznicem. Woda budzi mnie do życia, siekąc moją skórę i wnikając w mięśnie. Wreszcie czuję coś, co nie jest przerażeniem. Wyciągam rękę i podkręcam bojler, który zaczyna pracować z sykiem. Robi się gorąco, naprawdę gorąco. Odwracam twarz ku strugom wody, mrugam pośród oparów. O tak. Cudownie. Czuję, że moje ciało stoi w ogniu. Spowija mnie gorąca mgła, tak gęsta, że ledwie mogę oddychać. Nadal wcieram żel w ciało, szoruję, aż skóra robi się czerwona. Aż moje ciało zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz przypomina wielką ranę. Wyłączam bojler i patrzę na zaczerwienioną skórę. Na nogach widzę zadrapania. Na piersi i ramionach również. Przebudziłam się ostatecznie. Bzyczenie myśli ucichło na tyle, że mogę je już ignorować, ale nadal czuję się ociężała. Dobra, to nie problem. Dam sobie radę. Wycieram się pospiesznie i równie szybko zakładam te same spodnie i bluzkę co zwykle. Mam wrażenie, że ubranie mnie chroni, i lubię to uczucie. Ubrana zawsze czuję się nieco bezpieczniej. Mogę się trochę odprężyć.
27
krzywda_srodek.indd 27
22.09.2017 13:26
Sięgam po telefon. Na ogół rano wrzucam jakieś swoje zdjęcie, podobnie jak wszyscy moi znajomi. Nieruchomieję na chwilę i uruchamiam aparat. Robię sześć zdjęć, na wszystkich wyglądam fatalnie. Pstrykam jeszcze jedno i przyglądam się mu uważnie. Widzę beznadziejne myszowate włosy, przez które moja twarz nie ma wyrazu. Grzywka spada mi na oczy, za duże i zbyt wyłupiaste. Wielkie jak szare kałuże. Próbuję raz za razem. Nienawidzę każdego z tych zdjęć. Moja twarz jest zbyt podłużna, włosy za trudne do ułożenia. Odrzucam je do tyłu i pochylam nieco głowę. Mam wyglądać poważnie. Tak jak należy. Lub przynajmniej jako tako. Ostatnie zdjęcie jest nieco lepsze. Okej, wystarczy. Wrzucę je. Zalewa mnie żal. – To chcesz założyć? Naprawdę? – Filiżanka kawy w ręku mamy zamiera w połowie drogi do ust. Nie potrafi ukryć zniesmaczenia, które wykrzywia jej oblicze. – A co w tym nie tak? – Idę przez kuchnię w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Jak zwykle nie jestem szczególnie głodna, ale muszę się czymś zająć. Poza tym, jeśli czegoś nie zjem, zaraz usłyszę tysiąc idiotycznych pytań, jakby wystarczyło przegapić jeden posiłek, by umrzeć śmiercią głodową.
28
krzywda_srodek.indd 28
22.09.2017 13:26
– Przecież dziś mają być trzydzieści dwa stopnie. Ugotujesz się w tym! – Mama marszczy nos na samą myśl. – Powinnaś wyjść na dwór i korzystać ze słońca. Masz bladą karnację, nie zaszkodziłoby, gdybyś się trochę opaliła. Wpatruję się w nią ze złością. Moja matka to naprawdę największa idiotka na świecie. Po co niby mam się przejmować rakiem skóry, skoro na razie wszystkie wyglądamy pięknie? Kiedyś miała swój własny leżak do opalania, ale się zepsuł. Teraz kupuje samoopalacz w sprayu u Jessiki, która prowadzi salon kosmetyczny. Jej zdaniem mandarynkowy odcień skóry jest o wiele lepszy niż, Boże uchowaj, naturalna bladość. – Nie mam zamiaru wylegiwać się w słońcu – mruczę, nasypując sobie płatków do miski. Jem je na sucho. Tak smakują mi lepiej, nie cierpię, gdy rozmakają w mleku. – Idę do skateparku. – Na pewno się zgrzejesz. – Mama odrzuca blond włosy. Bransoletki pobrzękują na jej smukłym ramieniu. – Nie żartuję, Gabi. Załóż przynajmniej krótki rękaw. W tych ciuchach się spocisz i jeszcze zemdlejesz. Zajadam chrupiące płatki. Nie mam zamiaru się przebrać i matka dobrze o tym wie. Kolejna bezsensowna kłótnia. Ależ to nudne. Matka będzie się upierać, bym założyła jakąś ładną sukienkę, a ja i tak wyjdę na dwór w czarnej bluzce z długim rękawem i dżinsach.
29
krzywda_srodek.indd 29
22.09.2017 13:26
Jak zwykle. Nie mam pojęcia, dlaczego ciągle się tego czepia. Czy jej się to nie nudzi? – Nie chcę, żeby dopadł cię udar i tyle – dodaje pod nosem. – Wolno mi chyba się troszczyć o ciebie? Wzruszam ramionami. Przez krótką chwilę wydaje mi się, że widzę przebłysk bólu w jej oczach. A może to rozczarowanie? Któż może wiedzieć? Już dawno nie próbuję odgadnąć. – Nie musisz się o mnie troszczyć. Wszystko jest pod kontrolą i sama o tym wiesz. Jestem już dużą dziewczyną. – Ale martwię się i nic na to nie poradzę. – W tych ciuchach lepiej się jeździ – silę się na spokojny, przekonujący ton. – Długie rękawy przydają się podczas upadku, to wszystko. Gdybym miała sukienkę, pozdzierałabym sobie skórę. Widzę, jak się wzdryga na samą myśl o tym. Oczywiście mogłabym jej również powiedzieć, że w sukienkach czuję się brzydka i niezgrabna. Że nie znoszę odsłaniać moich długich, kościstych nóg. Że owinięta w ciasny, ciemny materiał czuję się bezpieczniejsza. Jednak milczę. Nie sądzę, by to zrozumiała. – Ale szkoda ubierać się tak w taki piękny, słoneczny dzień. – Głos mamy nadal jest cichy i łagodny. Nie patrząc na mnie, popija kawę. – Doprawdy szkoda dnia. Mogłybyśmy zrobić coś razem. Może skoczymy na plażę? We dwie? Nie wiem, co cię bez przerwy ciągnie do tego parku.
30
krzywda_srodek.indd 30
22.09.2017 13:26
O proszę. Mam wrażenie, że mówiąc te słowa, rzuca we mnie granatem. Kolejna pretensja. Przecież powinnam spędzać czas z nią, a nie z moimi znajomymi. Wzdycham ciężko i odsuwam włosy z twarzy. – Idę do parku, mamo. Jak zwykle. Rozmowa się urywa. Jak zwykle. Matka wpatruje się w dal, a ja chrupię płatki, które smakują teraz jałowo. Mamy impas numer 78. Skatepark znajduje się pięć minut od domu. Dwie, jeśli biegnę. Nie pamiętam niczego z drogi, idę zgarbiona, z pochyloną głową. Nie chcę widzieć nikogo znajomego, nie chcę z nikim rozmawiać ani wyjaśniać, dokąd idę. Na osiedlu panuje małomiasteczkowa mentalność. Wszyscy muszą wiedzieć, co robisz, a to wkurza mnie jak diabli. Moje ulubione miejsce leży za jałowym placykiem bez zieleni, którym zawładnęli przechodnie z psami i małe dzieci. Trzeba uważać na każdy krok, bo wszędzie są dziury i psie kupy. Kiedyś był tu basen na otwartym powietrzu, ale z czasem zmarniał, a kafelki zaczęły się kruszyć. Przez długie lata mieliśmy tu jedynie wielką wybetonowaną dziurę, aż miejscowe władze zrozumiały, że dzieciaki zjeżdżają do niej na rowerach i tylko pogarszają jej stan. Wydaje mi się, że nie mieli ochoty czekać, aż ktoś poharata sobie nogę i pozwie ich do sądu, więc wybrali bezpieczniejszą opcję.
31
krzywda_srodek.indd 31
22.09.2017 13:26
Skatepark był najlepszą inwestycją, na jaką się zdecydowali w naszym sąsiedztwie, i trzeba przyznać, że wykonali niezłą robotę. To głęboka na kilka metrów, szeroka niecka z łagodnymi spadami i sporą przestrzenią między nimi, a oprócz niej kilka innych zjazdów i drewnianych ramp do ćwiczeń. Zawsze panuje tu spory ruch, nawet w nocy, gdyż miejsce jest dobrze oświetlone. Wszyscy chcą ćwiczyć, poznać podstawy, udoskonalić nowe triki i wypróbować manewry, które podpatrzyli na YouTubie. Noszę to miejsce w sercu od tak dawna, że nie przypominam sobie czasów, kiedy tu nie chodziłam. Zaraziła mnie tym Amira. Dotrzymywałam jej towarzystwa, gdy zaczęła tu przychodzić, by spotkać się z Freddiem. Znali się od dawna, a Freddie miał mnóstwo kumpli wśród innych skaterów. Amira lubiła z nimi przesiadywać i kibicować zjeżdżającym, ale mnie to szybko znudziło. Nie potrafię po prostu siedzieć i patrzeć na innych. Wolę być częścią czegoś. Zaczęłam więc pożyczać deskę i sama próbowałam zjeżdżać. Na początku byłam spięta i często robiłam sobie krzywdę. Miałam podrapane kolana i dłonie, zanim nauczyłam się podstaw, ale szybko się wciągnęłam. Freddiego bardzo to bawiło. – Nie ma szans! – śmiał się. – Nie dasz sobie rady! Musiałam ubłagać mamę, by kupiła mi deskę. Nie była zachwycona – chyba wolałaby, żebym uprawiała lekką atletykę czy pływanie, coś bardziej normalnego – ale
32
krzywda_srodek.indd 32
22.09.2017 13:26
w końcu niechętnie wepchnęła mi kilka banknotów do ręki, mrucząc coś o „głupiej fazie”. Dziadek jednak zrozumiał wszystko. On zawsze rozumiał. Spędzałam u niego jedno popołudnie za drugim i ćwiczyłam na jego patio, podczas gdy on czytał gazetę lub słuchał muzyki, od czasu do czasu dodając mi otuchy. Podobało mu się to, co robię, i nigdy mnie nie krytykował, choć bez przerwy przewracałam się na tyłek. Wiedział, że to dla mnie ważne, że muszę się tego porządnie nauczyć. Skatepark nie był miejscem dla absolutnych nowicjuszy, a ja chciałam udowodnić, że nie jestem totalną nieudacznicą, tym bardziej że dziewczyny w tym światku zawsze mają pod górę. Jedyną znaną mi skaterką jest Cat, która byłaby całkiem niezła, gdyby się bardziej przykładała. Ja natomiast chciałam wybić się ponad przeciętność. Mam wrażenie, że złapałam bakcyla współzawodnictwa. Okazało się, że jestem niezła. Naprawdę dobra. Może to zasługa mamy, która przez długie lata robiła wszystko, bym stała się wysportowaną gimnastyczką, ale gdy zaczęłam skakać, błyskawicznie odnalazłam w sobie zmysł równowagi, a upadki w ogóle mnie nie zniechęcały. Wstawałam i wracałam do ćwiczeń. Kilka siniaków i zadrapań to niewysoka cena. Dziś w skateparku panuje cisza, widzę tylko kilku ćwiczących ziomali. Wakacje są super, bo człowiek ma mnóstwo czasu na trening. Natychmiast dostrzegam
33
krzywda_srodek.indd 33
22.09.2017 13:26
Freddiego, którego nie sposób nie zauważyć – jest wysoki i szczupły, a jego długie, niesforne włosy powiewają za nim niczym ciemna chmura. – Gab! – woła i macha do mnie. Stoi na desce i wygłupia się, a wraz z nim reszta ekipy: Si, który podobnie jak Freddie jest dwa lata starszy od nas, siedemnastolatków, ale zachowuje się jak dzieciak, co jest lekko irytujące, na ogół cichy, rok starszy Dylan, który jest wporzo i ciągle obłapia się z Cat, oraz Alfie, też rok starszy, dość wyluzowany, ale zarąbisty na desce. Freddie odsuwa się, a wtedy dostrzegam Amirę, która siedzi na trawie i jak zwykle słucha muzyki, skrobiąc coś w swoim zeszycie. Jazda na desce nie jest dla niej – ma beznadziejny zmysł równowagi – ale lubi się z nami bujać. Chyba odpowiada jej atmosfera. Chodzi z Freddiem od paru miesięcy i naprawdę miło popatrzeć, jak ich przyjaźń w naturalny sposób rozwinęła się w coś więcej. I tak powinno być. – Cześć! – woła Freddie. – Właśnie się zastanawialiśmy, kiedy się zjawisz. Na ogół nie jesteś ostatnia. – Taaa… Miałam dziś więcej problemów z ulotnieniem się. Matka chciała mnie wsadzić w sukienkę i zawlec na plażę – przewracam oczami, próbując zbagatelizować jej wysiłki. Freddie chyba wie, o co mi chodzi. Uśmiecha się lekko i zjeżdża w dół. Zerkam na Amirę i posyłam jej uśmiech.
34
krzywda_srodek.indd 34
22.09.2017 13:26
– Jak ci idzie? – pytam, wskazując zeszyt, w którym zapisuje swoje piosenki i wiersze. Amira odchyla głowę i zerka na mnie, mrużąc oczy. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do jej nowej fryzury w stylu pixie, dzięki której jej oczy wydają się większe i piękniejsze niż zwykle. W tej dziewczynie niemal wszystko jest słodkie i śliczne. Wprawdzie ma nieco dziecinny charakter, ale czasami potrafi też się odgryźć. – Kiepsko – odpowiada, obracając długopis w palcach. – Nic mi jakoś dzisiaj nie wychodzi. Widzę jej dzisiejsze dzieło – na papierze ciągną się rzędy słów, które sama uznałabym za mistrzostwo świata, ale dla Amiry nigdy nie są wystarczająco dobre. Powinnam chyba powiedzieć coś pokrzepiającego, ale nadal czuję się wyczerpana. Ledwie funkcjonuję, czuję, jakby mi ktoś wyciągnął wtyczkę z prądu. Nie jestem w stanie nawet podejść bliżej, choć byłoby fajnie klapnąć na ciepłą trawę obok niej. Fajnie by było nie myśleć i nie mówić. – Wszystko gra? – pyta Amira cicho. – Dostałaś mojego SMS-a? – Taaa, sorry. Zapomniałam odpisać. – Wzruszam ramionami. – Jestem ostatnio totalnie rozwalona. – W porządku. – Kiwa głową. – Kapuję. Chciałam się tylko dowiedzieć, czy wszystko gra z mamą. – Gra. – Nie jest ci teraz łatwo. Nie zadręczaj się.
35
krzywda_srodek.indd 35
22.09.2017 13:26
Wiem, że mnie rozumie. Nikt inny na świecie nie rozumie mnie tak jak ona. Mam wrażenie, że Amira zawsze ma wszystko poukładane, ale tylko my dwie wiemy, ile tłumi w sobie stresu. Tylko my wiemy, że niepokój szaleje w niej jak dziki kot. Zazwyczaj to ja jestem tą spokojną, tą pewną siebie. Przynajmniej do chwili, gdy… – Mam coś dla ciebie – mówi i sięga w głąb sfatygowanego niebieskiego plecaka, skąd wyciąga podniszczony zeszyt w twardej oprawie. Podaje mi go. Okładka jest podarta, a na stronach ktoś bazgrolił niebieskim długopisem. – Co to takiego? – Mój stary zeszyt z poezją. Zaznaczyłam kilka ulubionych wierszy. Pomyślałam, że może będziesz chciała je przeczytać. Uśmiecha się, a na jej twarzy pojawiają się ożywienie i nadzieja. – Pomogły mi – dodaje. – Wcześniej, kiedy… – urywa. – Cóż, dobrze wiesz kiedy. Doszłam do wniosku, że bardzo mnie uspokajają. – Dzięki – mówię i wpycham zeszyt do torby. Wiem, że Amira próbuje być miła, ale jestem przekonana, że nigdy nawet go nie otworzę. Nie należę do ludzi, którym słowa sprawiają przyjemność, zwłaszcza teraz. – A ty jak się czujesz? – pytam, chcąc zmienić temat. Amira wyciąga nogi.
36
krzywda_srodek.indd 36
22.09.2017 13:26
– W porządku. Jest okej. Lubię tu przychodzić. Zawsze się człowiek odpręży. Potem idziemy gdzieś z Freddiem – uśmiecha się nieśmiało. – Powinno być super. – Cieszę się – mówię. – A co z innymi sprawami? Po odejściu ojca Amira miała naprawdę sporo problemów i dopiero co wróciła do szkoły. – Ujdzie. W przyszłym tygodniu mam spotkanie u psycholożki. Mamy wszystko obgadać. Mimo to ciąg le… – urywa i drapie długopisem papier. – Wciąż się wszystkim denerwuję, wiesz? Ciągle przejmuję się głupotami. Wciąż muszę przeprowadzać te moje rytuały, by jakoś dać sobie radę, ale to nie problem. Freddie mi pomaga. – Bardzo do siebie pasujecie – uśmiecham się. Amira kręci lekko głową, ale gdy spogląda na niego, na jej policzkach pojawia się delikatny rumieniec. Freddie właśnie robi figurę zwaną noseslide – trze przodem deski o krawędź stopnia. To dla niego łatwizna, ale stopnie są nierówne, przez co sztuczka jest nieco trudniejsza. Człowiek nigdy by się jednak tego nie domyślił, bo Freddie sprawia wrażenie, że dla niego wszystko jest łatwe. – Jest wspaniały, no nie? – pyta z dumą Amira. Nie muszę odpowiadać. Tak, jest wspaniały. Ona zresztą też. Niespodziewanie czuję, że zazdroszczę im tego, co mają. Wszystko, co robią, wygląda na proste.
37
krzywda_srodek.indd 37
22.09.2017 13:26
– Dalej, Gabs, czas się rozruszać! – woła Alfie. Stoi na górze rampy i uśmiecha się do mnie. Jest wysoki, przystojny i ma włosy w wiecznym nieładzie. Kilka miesięcy temu niczym nie różnił się od pozostałych i dawał mi wycisk za to, że próbowałam do nich dołączyć, ale już dawno zostałam zaakceptowana. Należę do ich grupy, a on woła, bym z nim poćwiczyła. Tak, dobrze się poukładało. Oto kim teraz jestem. Uśmiecham się, łapię deskę i wspinam się na rampę. Mam wyostrzone zmysły, a serce bije mi szybko z podniecenia. Dam sobie radę. Uda mi się. Nie umiem tego wyjaśnić. Nie potrafię opisać uczucia, jakie ogarnia człowieka, gdy robi wyskok, obraca deskę i zmienia pozycję w powietrzu. Och, ta adrenalina. Ten wybuch energii. Czuję tylko moją deskę pod stopami i wiem, że wyłącznie ja ją kontroluję. Nie liczy się nikt poza mną samą. W takich chwilach najbardziej czuję, że żyję: kiedy próbuję dosięgnąć chmur, kiedy niebo się przechyla, kiedy może się wydarzyć absolutnie wszystko. Dopiero wtedy czuję się należycie odprężona. Niestety, tym razem nie wychodzi. Zawalam sprawę koncertowo. Uświadamiam sobie, że źle rozpoczęłam. Przednia stopa jest zanadto wysunięta do przodu. Niezręcznie kopię deskę, by ta obróciła się o 360 stopni, a przy lądowaniu za
38
krzywda_srodek.indd 38
22.09.2017 13:26
mocno przyciskam jej przód. Lecę na łeb, na szyję przed siebie i upadam na beton. Boleśnie. Przeciągam dłonią po szorstkiej powierzchni. Natych miast zalewa mnie palący ból. Wciągam gwałtownie powietrze, zaskoczona doznaniem. Ból przypomina falę ciepła, która rozrywa mi kości. Siadam ostrożnie i dokładnie się oglądam w poszukiwaniu kontuzji, ale widzę jedynie zaczerwienione otarcie powyżej łokcia. Na twarzy Alfiego maluje się mieszanina współczucia i rozbawienia. Freddie podchodzi bliżej. – Ostro było, co? – pyta. – Nic mi nie jest – mówię i wstaję, udając, że nic się nie stało, ale już czuję gorzki posmak upokorzenia. Nie cierpię, kiedy mi coś nie wychodzi. Nienawidzę tego z całego serca. – Miałem wrażenie, że… No, że coś cię rozprasza. – Nic mi nie jest – powtarzam i wbijam wzrok w jego oczy. Nie chcę, by ktokolwiek opowiadał mi o tym, jak się czuję czy co powinnam robić. Wystarczy mi to, co słyszę od mamy. – Dobra, spoko. Drugie podejście? – Pewnie. Podbijam deskę i łapię ją na kolanie. Oczywiście, że spróbuję jeszcze raz. Nie ma na świecie innego miejsca, w którym chciałabym się teraz znaleźć.
39
krzywda_srodek.indd 39
22.09.2017 13:26
Siedzę samotnie w pokoju. Trzymam przed sobą telefon. Właśnie zrobiłam sześć selfie. Sześć. Na każdym z nich wyglądam fatalnie. Totalna porażka. Wykasowuję je wszystkie, mój kciuk muska ekran. Potem siadam w fotelu, wypuszczam powietrze z płuc i robię jeszcze jedno zdjęcie. Ostatnia próba. Musi wypaść w miarę dobrze. Przyglądam się zdjęciu wrzucanemu na Facebooka. Uśmiechnięta, beztroska, pewna siebie Gabi. Naprawdę tego nie cierpię, ale chcę być znów w porządku. Chcę, by ludzie widzieli moje zdjęcie, by je lajkowali, by widzieli, że jestem tą samą osobą co kiedyś. Że nic się nie zmieniło. Dla świata zewnętrznego jestem nadal tą samą Gabi. Naprawdę. Myślę o moim dzisiejszym upadku. Przecież nie popełniam takich błędów. Może to przez ten ciężar, który w sobie noszę? Czuję, jak się przesuwa niczym żywe, dzikie stworzenie. Lodowate pazury sięgają w głąb mnie. Nikt nie jest w stanie zrozumieć, jak to jest. „Ja chcę jedynie wrócić. Chcę wszystko naprawić”. Dotykam palcami czerwonego otarcia. Znów czuję, jak płonie. Ogień i ból wnikają w moje ciało. Bez namysłu wbijam paznokieć w skórę. Wciągam głęboko powietrze i patrzę, jak pojawia się kropla krwi, jakby
40
krzywda_srodek.indd 40
22.09.2017 13:26
wychodziła palcowi na spotkanie. Nowy ból. Rozsiadam się wygodniej i wbijam paznokieć mocniej. Czerwień spotyka się z bielą. Gniew wita odrętwienie. To nowość. Zupełnie nowe uczucie.
krzywda_srodek.indd 41
22.09.2017 13:26