Fragment książki „Wiewiórek i Bóbr"

Page 1

2

Warszawa 2018

3


Błękitny strumyk wije się pomiędzy pagórkami, skręcając raz w prawo, raz w lewo. Czasem przypomina głębokie jeziorko, a czasem jest zupełnie płytki. Gdzieniegdzie na jego zboczu rosną gęste trzciny, a trochę dalej nad brzegiem strumyka rośnie ogromne, stare drzewo. Jego pień delikatnie pochyla się w stronę nurtu, a gałęzie dotykają drugiego brzegu. W środku pnia pracowity dzięcioł wydrążył przed laty kilka dziupli, a od jakiegoś czasu w jednej z nich mieszkam… ja! Mam rudy ogon i pędzelki na uszach – nic dziwnego! Jestem przecież wiewiórką! Przeprowadziłem się do dziupli w zeszłym roku, gdy stałem się prawie dorosły i mogłem zamieszkać całkowicie, zupełnie sam. Na początku było mi trochę smutno, że nie mam się z kim bawić, ale szybko zorientowałem się, że w pobliżu mojego drzewa wcale nie jest nudno.

4

5


I Pierwszy ranek w nowym domu, czyli jak uniknąłem wodnej katastrofy

Pierwsza noc w nowej dziupli nie należała do najprzyjemniejszych. Było mi niewygodnie i zimno. Wierciłem się i wciąż odwracałem na drugi bok. Zasnąłem dopiero nad ranem, gdy opracowałem doskonały sposób na przykrywanie się moim wspaniałym ogonkiem. Spałem w najlepsze, gdy nagle usłyszałem przeraźliwy hałas. Na początku myślałem, że to sen, ale gdy otworzyłem oczy i nadstawiłem uszu, zorientowałem się, że okropny dźwięk wydobywa się spod mojego mieszkania, jakby z głębi pnia. Ktoś chce mnie przestraszyć – pomyślałem od razu i odważnie wystawiłem czubek nosa z dziupli. Przyjrzałem się uważnie strumykowi, gałęziom dookoła wejścia do dziupli, zerknąłem na drugi brzeg, ale niczego nie zauważyłem.

6

7


– Co się stało? – powiedziałem do siebie półgłosem. Nagle rozległ się dźwięk, jakby tysiąc orzechów spadło z drzewa! Wyskoczyłem z dziupli i jednym długim susem znalazłem się na ziemi. A tam… – Co tu się dzieje? Co to za hałasy? – krzyknąłem do dziwnego zwierzaka, który z wyszczerzonymi zębami stał obok mojego drzewa. Miał futro gładko uczesane, małe uszy, płaski ogon i krótkie, grube łapki. – Coś się dzieje? – spytał ze zdziwioną miną, która bardzo mnie zaskoczyła. – Nie słyszałeś tego hałasu? – Nie – odparł powoli, przysuwając się do drzewa. Oparł się o nie, przysunął nos do kory i wpatrywał się w nią swoimi małymi czarnymi oczkami. – To niemożliwe! Cały las chyba słyszał! Coś huknęło! Jak mogłeś tego nie usłyszeć?! – A, o to ci chodzi… – Zwierzak otworzył swój pyszczek, zupełnie jakby chciał się wgryźć w pień. – Co ty robisz? Przecież to jest mój dom! – krzyknąłem, gdy wbił swoje wielkie zęby w drzewo i zaczął wgryzać się w nie coraz głębiej. To on wydawał ten straszny dźwięk! – Stój! Zatrzymaj się! Co ty wyrabiasz?! – Biegałem dookoła pnia, krzycząc i machając łapkami.

Dziwny zwierz cały czas stał z zębami wbitymi w drzewo i spoglądał na mnie ze zdziwieniem. – Uduję. Otrzeuję rewna – powiedział. – Czego potrzebujesz? Krewna? Mój nowy znajomy zaśmiał się, a jego śmiech był bardzo podobny do czkawki. Odsunął się od pnia.

8

9


– Potrzebuję drewna. Będę tu mieszkał i muszę zbudować sobie mieszkanie – powiedział z dumą. – Bardzo się cieszę. W tym drzewie są trzy dziuple. W jednej mieszkam ja – zamachałem ogonkiem – a pozostałe dwie są puste. Możesz zamieszkać w jednej z nich. Będzie mi bardzo miło. To znaczy… Będzie mi miło. Hm… Może będzie miło. Brązowy zwierzak podniósł do góry swoje krótkie łapki i zamachał nimi przed moim nosem. – Czy ty sądzisz, że ja umiem chodzić po drzewach? – zapytał rozbawiony.

– Wydawało mi się, że potrzebujesz drzew, żeby zorganizować sobie dom – powiedziałem niepewnie, zerkając z ukosa na sporą dziurę, którą wygryzł już w pniu. Dziwny zwierz znowu przysunął ryjek do pnia i wgryzł się w szorstką korę. – Otrzebuję ewna. Ewno to ięte ewo. Z ewna ystkie obry onstruują oje udowle. Zupełnie nic z tego nie rozumiałem, ale było mi wstyd się przyznać.

10

11


Dziwak z niego – pomyślałem. – Potrzebuje drewna. Drewno to ścięte drzewo. Z drewna wszystkie dobre budują swoje żywienie… O co tu chodzi? Spojrzałem na jego zęby. Były trochę podobne do moich, ale dużo większe i mocniejsze. To dzięki tym wielkim zębom mógł próbować ściąć drzewo.

– Jestem Bóbr – powiedział w końcu, uśmiechając się do mnie w dość miły sposób, gdy wypluł kolejną drzazgę. – Nie chciałbym ci robić przykrości, ale muszę szybko zbudować swój nowy dom. Przed chwilą ściąłem jedno drzewo. To chyba ten dźwięk tak cię przestraszył. Potrzebuję jeszcze jednego. – Weź to! – Wskazałem łapką i ogonkiem na drzewo rosnące po drugiej stronie strumyka. – W nim nikt nie mieszka! – No nie wiem… – powiedział po chwili wahania Bóbr, ale gdy zobaczył moją groźną minę, od razu zmienił zdanie. – Może być. – A dlaczego mówiłeś, że wszystkie dobre budują swoje budowle z drewna? Ja też jestem dobry, a tak nie robię. – Nic takiego nie mówiłem – niewyraźnie wystękał mój nowy znajomy, wypluwając jednocześnie trociny z pyszczka. Zaczął już ścinać nowe drzewo i radził sobie z tym bardzo dobrze. – Mówiłem tylko, że bobry, czyli my, budujemy z drewna swoje konstrukcje… Do budowy domków używamy też błota, gliny, gałęzi. Uważa się nas za wspaniałych budowniczych! – Chwalipięta! – powiedziałem, chociaż trochę zazdrościłem Bobrowi, że umie budować. Ja mogę tylko

12

13


zamieszkać w gotowej dziupli, jeśli taką znajdę. Mam, naturalnie, ostre zęby, ale w twardym drzewie nie wygryzę sobie mieszkania. – A jak budujesz swój domek? – Ułożę przy brzegu gałęzie w kopiec, uszczelnię je mułem i gliną. Powstanie z tego mała górka. Tam zrobię moje gniazdo. – Będę mógł przyjść do ciebie w odwiedziny? – spytałem natychmiast, bo nigdy nie widziałem takiego domu. – Jeśli tylko uda ci się zanurkować… Pływałeś kiedyś? – Bóbr zerknął na mnie z ukosa. – Czy pływałem?! Ja nie jestem przecież rybą! – oburzyłem się i odwróciłem tyłem do Bobra. Koniuszek mojego ogona dotykał jego nosa. – A… psik! – kichnął Bóbr. – Łaskoczesz. Twoje futerko jest zupełnie inne niż moje. Dasz radę zanurkować, żeby wejść do żeremia? Zaśmiałem się na cały głos, aż dwie przestraszone ważki zerwały się nagle do lotu. – Zanurkować, żeby wejść? Mówisz tak, jakby drzwi do twojego mieszkania miały znajdować się pod wodą. Bóbr zrobił bardzo dziwną minę, zmarszczył nos, a jego oczy stały się nagle małe jak kropeczki. Poruszał

14

15


– Wejście do mojego domu będzie pod wodą. Ale cały dom nad wodą. Na chwilę wstrzymasz oddech, zanurkujesz i dostaniesz się do mojego mieszkania. Dasz radę? – Oczywiście! – odpowiedziałem z zapałem. – Naturalnie! Jasna sprawa! Na pewno dam radę! No przecież dam! Chyba dam. Myślę, że dam. Właściwie… Sam nie wiem. A jeśli nie dam?

Zacząłem się nagle martwić, że nigdy nie zobaczę domku Bobra, jeśli nie zanurkuję. A nurkowanie to nie jest moja specjalność… Bóbr podrapał się łapką po głowie i uroczystym tonem oświadczył: – Przygotuję specjalne wejście, specjalnie dla ciebie, mojego specjalnego gościa. – Specjalnie? – zapytałem nieśmiało. – Specjalnie. – Bóbr nieco się zawstydził i wbił wzrok w swoje stopy. Przybiliśmy piątkę i podskoczyliśmy z radości. Tak naprawdę to ja podskoczyłem, a Bóbr podniósł najpierw lewą, potem prawą nogę. On nie jest dobry w skokach. Bóbr rozejrzał się po obu brzegach leśnego strumyka i zrezygnowany oparł pyszczek na łapce. – Jeszcze potrzebne mi jest drzewo. Potrzebuję dwóch dużych, starych drzew. – Po co ci wielkie drzewa? Mówiłeś, że dom zbudujesz z gałęzi i mułu. Chcesz zrobić sobie stół i szafę w mieszkaniu? – zażartowałem, ale zauważyłem, że Bóbr patrzy na mnie w dziwny sposób. Przekrzywiał głowę raz w prawo, raz w lewo, a jego świdrujące spojrzenie prawie wwiercało się w moje futro.

16

17

wąsikami i patrząc to na mnie, to na wejście do mojej dziupli, zapytał: – A gdzie jest bezpieczniej? Na drzewie czy pod wodą? – Pod wodą nie można oddychać! Jeśli się nie jest rybą oczywiście – odpowiedziałem dumnie. Znam się na tych sprawach.


– Po co ci te drzewa? – zapytałem ponownie, coraz bardziej niepewnie. – Muszę zbudować tamę – powiedział prawie szeptem Bóbr. – Damę? – spytałem, bo nie zrozumiałem. Bóbr mówi czasem bardzo niewyraźnie. To chyba przez te zęby. – Tamę. Zaporę. Mur. Żeby woda nie płynęła dalej. Muszę zrobić tu małe jeziorko. – Nie musisz! My tu wcale nie potrzebujemy jeziorka i tamy! Jest wspaniale, gdy rzeka płynie sobie swobodnie! – Muszę. Mój tata buduje tamy, mój wujek buduje tamy, mój dziadek budował tamy. Nawet stryj. Ja też muszę – dokończył dumnym głosem Bóbr. Spojrzał na mnie i chyba się przestraszył. Nie ma się co dziwić. Starałem się zrobić najgroźniejszą ze wszystkich znanych mi min. Stanąłem na wyprostowanych nogach, uniosłem wysoko ogon, a ręce wysunąłem do przodu. Co on sobie myśli, ten Bóbr? Chce mi zniszczyć strumyk? – Co ty sobie myślisz? – spytałem po chwili milczenia. – Chcesz zniszczyć strumyk? Najpiękniejsze miejsce w całej okolicy? Ten strumyk musi tędy płynąć i już! Jeśli chcesz zostać moim przyjacielem, musisz mi obiecać, że go… że go… że go nie zatamujesz!

18

19


Bóbr przez chwilę patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Po chwili jego policzki zaokrągliły się, a oczy zmieniły w wąskie szparki. Wyglądał, jakby się zakrztusił, i już zacząłem się zastanawiać, czy udzielić mu pierwszej pomocy, gdy nagle z jego ust wydobył się przeraźliwy chichot: – Chi, chi, chi! Che, che, che! Chłe, chłe, chłe! Cha, cha, cha! Oj, jak mnie boli chi, chi, chi… brzuch ze śmie-chu-chu-chu… Obiecuję, że go nie zata… cha, cha, cha… muję! Potem mnie wyściskał, potem ja jego, potem on mnie, potem odtańczyliśmy bobrowy taniec radości, potem znowu go wyściskałem i…

I tak oto uratowałem błękitny strumyk! Ja! Ja sam! No i co? Jestem bohaterem czy nie? Co prawda od tego ściskania się z Bobrem byłem cały mokry. No, prawie cały. Ogon udało mi się uratować przed wilgocią. Najważniejsze, że strumyk nadal będzie płynął obok mojego drzewa i nie będzie żadnych tam. A wiecie, że ogon Bobra pokrywają łuski? On ma jednak wiele wspólnego z rybami, chociaż jest gryzoniem, tak jak ja!

20

21


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.