Nauczycielko...
Jeśli stoisz przed furtką przedszkola i czekasz, aż ktoś ci ją otworzy – pamiętaj, że kiedy wejdziesz do środka, zacznie się twoja baśń. Będą w niej czarownice. Są w każdej baśni, nawet tej najpiękniejszej. Emocjonalne wampiry i strachy. Będą rosnąć w twojej wyobraźni, dopóki sama im na to pozwolisz. I pożrą cię, jeśli w porę ich nie zatrzymasz. Nie trać zatem czasu. Pracuj nad sobą. W tym zawodzie nigdy nie jest za późno, by odkrywać w sobie nowe miejsca na nowe możliwości. Nie mów, że jest na coś za późno. Albo jeszcze za wcześnie. Jest dobrze. Większość z nas wyrusza w tę zawodową podróż, nie mając wystarczających zapasów energii na marsz w tym samym tempie. Dlatego czasem zwalniamy, zatrzymujemy się i mamy ochotę popatrzeć wstecz. To całkiem naturalne, nauczyciele przedszkola to zwykli ludzie. Biorą na swoje barki odpowiedzialność, która waży dużo więcej niż dobre chęci. Bywa, że idziemy nieprzygotowane z rozdziału pod tytułem „Przyszłość”, ubieramy buty przed kostkę i na miękkiej podeszwie. Z czasem, gdy droga staje się mniej łaskawa, stopy zaczynają boleć, a kostki puchną. Wrażenia i emocje zaczynają uwierać, a słodka herbata w schronisku w końcu się kończy. W tym zawodzie jest tak, że gdy chcemy osiągnąć więcej, tracimy sporo energii, czasem musimy się cofnąć o pół obrotu, aby nie zboczyć ze szlaku i nie znaleźć się w ślepym zaułku. Ale gdy zmienisz buty na górskie, a płuca wypełnisz powietrzem i odwagą, baśniowe strachy uciekną – przerażone nową dawką szczęścia, które odnajdziesz w opowiadaniach „Fragmentów z życia...”. Każde z nich ma wyjątkową duszę, tak jak Ty, nauczycielko. Masz w sobie siłę, aby iść dalej. Zatem nie czekaj. Idź.
Potraktuj „Fragmenty z życia...” jak lekarstwo na wszystko to, czego doświadczysz, a na co nie będziesz przygotowana. Jak mapę po przylądkach, z których jeden będzie tym jedynym – wyspą szczęśliwą, do której uciekniesz w chwilach gorzkich wątpliwości. Wczytaj się we fragmenty zawodowego życia Izy, są tak ujmująco podobne do twoich. Poczuj, jak opowiadania tworzą wokół ciebie konstelację dobrych emocji. Jak czytając, rośnie w tobie serce, jak ustaje ból z powodów niewyjaśnionych lub uzasadnionych. Traktuj tę książkę jak przewodnik, lecz tym razem po swoich sukcesach. Przyjrzyj się im, jak wiele ich jest i jakie są głodne twojego uznania, twojego zachwytu. Pochwal samą siebie. Dziecko, które w sobie nosisz, bardzo tego potrzebuje. Nie zaniedbuj go. Przeczytaj tę książkę, gdy będziesz szykować się do kolejnej drogi – gdy będziesz podejmować kolejne wyzwanie. To najlepszy czas na to, aby wyruszyć w zawodową podróż ponownie, niezależnie do jakich szczytów już dotarłaś. Czytając „Fragmenty z życia...”, poczujesz się dobrze w zawodowej skórze. Potraktuj tę książkę jak swojego przyjaciela, który odzwierciedla twoje światło.
Rzeczy niedzisiejsze
Potrafimy tańczyć w deszczu
Krople deszczu załamywały się na szybie za każdym razem inaczej. Izabela nie mogła odgadnąć zasady, według której najpierw rozpływają się we wszystkich kierunkach, a potem łączą w jeden długi strumyczek, aby spłynąć we własnym tempie. Iza widziała jedynie głowy ludzi siedzących przed nią, zresztą była na tyle zamyślona, że nic nie było w stanie zająć jej uwagi. Senny dzień nie wydawał się różnić od pozostałych, równie męczących zmiennością aury. Jesień zrzucała ostanie liście w towarzystwie drepczącej jej po piętach zimy. W tym dniu nie miało wydarzyć się nic nadzwyczajnego. Był środek tygodnia. Pod nogami ustawiła papierową torbę, w której starannie ułożyła sukienkę, kupioną specjalnie na czternastego października. Dzisiaj założy ją znowu, ten sam naszyjnik, tę samą bransoletkę. Może jedynie makijaż jest nieco wymowniejszy. I jest w nim może ciut więcej odwagi, naturalnie przybywającej z wiekiem. Iza zamknęła oczy. Autobus mknął po nierównej ulicy, co jakiś czas minimalnie unosząc się i opadając. Przez chwilę świat pozwolił Izie odpocząć. Z tyłu głowy dochodziły ją jakieś głosy, ich tembr był raz przyjemny, innym razem wdzierał się w nią i drażnił. W pewnej chwili ktoś szturchnął ją w łokieć i tym samym przerwał spokój, którego strażnikiem niezmiennie był Marek Dyjak motywujący Izę do życia, gdy tylko zakładała słuchawki. Otworzyła oczy i ujrzała obok siebie rosłą postać w beżowym płaszczu, która z ulgą opadła na siedzenie. Zgrabnie wy7
jęła telefon i rozpoczęła wymianę poglądów na temat życia z drugą, zapewne identycznie dzielącą bezczas w autobusowym gwarze, dobrze jej znaną osobą. Ta charakterystyczna, duża postać na ułamek sekundy spotkała się z Izabelą oko w oko, zahaczając o jej torebkę całkiem przypadkiem. Przed nimi zwolniły się dwa miejsca, na które ta kobieta jednym ruchem przerzuciła reklamówkę, zajmując miejsce przy oknie. Jednak uczyniła to chyba zbyt raptownie, bo z siatki wyleciało pudełko Merci, z polską wersją językową w formie nakładki. Kobieta syknęła i schyliła się w kierunku pudełka, Iza również uniosła się z siedzenia, aby ratować kuszące oczy pasażerów, francuskie czekoladki. Spojrzenia kobiet znowu się spotkały, tym razem na nieco dłużej i bardziej bezpośrednio. Tych parę sekund wystarczyło, aby Iza zapisała w pamięci zmęczony, ale pogodny wyraz twarzy i marszczący się sympatycznie nos. – Dziękuję – kobieta z trudem odwróciła się i przez ramię podziękowała Izabeli za uprzejmość. – Nie ma sprawy – Iza odwzajemniła uprzejmość ciepłym uśmiechem. Duża kobieta z czekoladkami pod pachą wygodnie ulokowała się na swoim miejscu przy oknie, by spokojnie kontynuować zajmującą ją bez reszty rozmowę telefoniczną. Na jakieś siedem minut zapadła względna cisza, zmieszana z rytmicznym kopaniem w siedzenie znudzonego gimnazjalisty, który widocznie gdzieś musiał wyładować złość z racji fatalnej pogody. Wybrał autobus, twierdząc, że tu nikt nie odważy się polemizować z jego buntowniczym okresem dorastania. Miał rację. W autobusach ludzie są anonimowi i często robią rzeczy bardzo osobiste: malują się, całują, jedzą, śpią, czytają, przez telefon się kłócą i nadrabiają zaległości w załatwianiu służbowych i prywatnych spraw, o których jednocześnie informowani są przypadkowi świadkowie. Zajmują się przeważnie sobą, nie innymi. Iza odwróciła się i skuliła, szukając ciepła w załamaniu obszernego kołnierza kurtki. Wszystko wokół mokło, deszcz padał bez ustanku. W słuchawkach zapanowała nagle cisza i Iza niechętnie stwierdziła, że empetrójka się rozładowała. Nagły skurcz w oskrzelach dokuczył na tyle mocno, że natychmiast przerwał trwający kilka minut 8
błogi odpoczynek. Musiała skoncentrować się na czymkolwiek, byle nie na tym, że zaraz zacznie jej się trudno oddychać. Spojrzała więc przed siebie i ze zdziwieniem spostrzegła, że kobieta, która jeszcze pięć minut temu rozmawiała przez telefon, teraz siedziała w towarzystwie swojej koleżanki. Zwrócone do siebie z przejęciem wymieniały wzajemne opinie. Zadziwiające, jak dużo mówi o nas język ciała. Twarz tej kobiety, która do autobusu wsiadła jako druga, była zaróżowiona, a wypieki świadczyły o tym, że przeżycia związane z tą rozmową, są bardzo silne. – Wiesz, ta dziewczyna... – Izę dobiegły pojedyncze słowa, wcale nie cicho artykułowane przez nad wyraz ciekawską i bardzo szczupłą kobietę, która prawie wcisnęła się w swoją puszystą koleżankę. Tak bardzo chciała się dowiedzieć „kim jest ta dziewczyna”. – Która? – zapytała kobieta przy oknie, lekko kaszląc, aby tamtą przywołać do jako takiego porządku. – Nie mam pojęcia, jak ona ma na imię. Widzisz, mój mąż podwoził Maksia przez te dwa tygodnie, ja mam taki młyn w pracy, że głowa mała, no więc Przemek odprowadzał Maksia i niewiele mi o niej powiedział. Od syna też nie dowiem się za dużo, bo w kółko nas męczy, żeby tata przychodził później, bo on nie ma czasu się pobawić. – Mówisz o wychowawczyni naszych dzieciaków? Taka niewysoka dziewczyna, w ostatnim tygodniu była rano, gdy przyprowadzałam Wiktorię. Nie dziw się Maksiowi, w przedszkolu mają przecież tyle zabawek! Wyślij męża po zakupy, niech odbierze Maksa o 15.30, wtedy ja przychodzę po Wiktorię. Wrócimy razem autem i zahaczymy jeszcze o ciebie. – Ale wracając do tej nauczycielki... Powiedz mi, jaka ona jest? – czarny płaszcz jeszcze bardziej wysmuklał ciekawską kobietę. Mimo to jej policzki płonęły. Dolną wargę przygryzała z wielką zawziętością, czyniąc ją jeszcze mocniej pąsową. – Wiesz... Taka niedzisiejsza. W ogóle to przedszkole... To miejsce jest jakieś takie... – duża kobieta wykorzystała fakt, że siedzi przy oknie, dzięki czemu mogła dać się ponieść chwilowej nostalgii. – No jakie?! 9