Martynka i Ripsi poznały się w przedszkolu, gdzie bardzo lubiły spędzać ze sobą czas – razem bawić się, tańczyć i robić korale. Martynka chętnie pomagała swojej niewidomej przyjaciółce i wiele się też od niej nauczyła. Kiedy wymyślały wspólnie bajeczkę, Martynka miała 5,5 lat, a Ripsi 7,5 lat. ● Autorki: Hripsime Hunanyan i Martynka Michno ● Redakcja: Ewa Stadtmüller ● Czytają: Agnieszka Pudło i Maja Grześkowiak ● Muzyka i efekty dźwiękowe: audiojungle.net ● Udźwiękowienie: Mateusz Sudziński ● Projekt graficzny: Justyna Mordas ● Ilustracje do książki wykonały autorki pod czujnym okiem Małgorzaty Maćkowiak ● Producent wydawniczy: Wojciech Wolak ● ISBN: 978-8364631-98-6 ● Copyright © by CEBP 24.12 Sp. z o.o. ● Kraków 2018 ● Wydawca: CEBP 24.12 Sp. z o.o. 30-437 Kraków ul. Kwiatowa 3 ● www.blizejprzedszkola.pl Publikacja, którą nabyłeś, jest dziełem twórców i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, które im przysługują. Zawartość publikacji możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście Ci znanym, ale nie publikuj w internecie treści tu zawartych ani ich fragmentów, a kopiując jej część, rób to tylko na użytek osobisty. Jeśli cytujesz fragmenty z publikacji, nie zmieniaj ich i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło.
Martynka i Ripsi uwielbiały wspólnie spędzać czas. Kiedy były razem, każda zabawa – nawet zwykłe stawianie babek z piasku – zazwyczaj udawała się wspaniale. – Może napijemy się herbaty? – pytała Martynka, sięgając po plastikowe filiżanki dla lalek. – Zamówię sobie lody – dodawała po chwili, lepiąc kule z mokrego piasku. – Ja mam ochotę na kawę i drożdżówki z czekoladą – odpowiadała Ripsi. Kiedyś, gdy tak siedziały w piaskownicy i bawiły się w kawiarnię, stało się coś bardzo dziwnego.
– Zobacz, coś znalazłam... – zmarszczyła brwi Ripsi, obracając w palcach niewielki, gładki kamyczek, który przed chwilą wyczuła dłońmi w piasku. – To bursztyn! – zawołała Martynka. – Prawdziwy bursztyn! – Ale przecież bursztyny znajduje się na plaży... – Pomyśl, jakby było cudownie, gdybyśmy razem pojechały nad prawdziwe morze – rozmarzyła się Martynka. Ripsi w zamyśleniu potarła bursztynek i nagle w torebce Martynkowej mamy zadzwonił telefon. To tato Martynki! Znalazł właśnie znakomity i całkiem niedrogi pensjonat nad samym brzegiem morza, w sam raz na wakacje... – Akurat szukaliśmy czegoś takiego na lipiec! – zainteresowała się mama Ripsi. Dziewczynki nie wierzyły własnym uszom. – Chyba jakieś dobre anioły maczały w tym skrzydła – uśmiechnęła się mama Martynki. – Wygląda na to, moje kochane nierozłączki, że spełni się wasze marzenie. – Pojedziemy nad morze? – spytała z niedowierzaniem Ripsi. – Razem? – upewniła się Martynka. – Razem! – zawołały chórem obie mamy.
– Ktoś wreszcie docenił naszą ciężką pracę! – odezwał się siedzący na puchatej chmurce Anioł Stróż Ripsi. Miał kolorowe skrzydła, włosy do ziemi i bardzo długie nogi. – Zazwyczaj w takich sytuacjach ludzie mówią: „Ach, co za szczęśliwy przypadek!”. – Masz rację – potrząsnął rudymi lokami jego skrzydlaty przyjaciel. – Ale ja i tak się cieszę. Odkąd Pan Bóg dał mi pod opiekę Martynkę, jestem zupełnie innym aniołem.
– Rzeczywiście – kiwnął głową jego towarzysz. – Dawniej nie nosiło cię tak jak teraz. – Zobacz, jak szaleją – uśmiechnął się Rudy wskazując na podskakujące z radości przyjaciółki. – Lubią się chyba tak samo jak my – przytaknął mu Kolorowy. – Dobrze, że znalazły nasz prezent. Jak myślisz, kiedy się zorientują, że to wcale nie jest zwykły bursztynek? – Pewnie... niebawem. Oby tylko nie narobiły sobie kłopotów, bo wiesz... z marzeniami trzeba się obchodzić ostrożnie...
Wybór pensjonatu „Słoneczko” okazał się strzałem w dziesiątkę. Sypialnie były w nim wielkie jak sale gimnastyczne, a z saloniku na dole po prostu nie chciało się wychodzić. Siedziało się tam na kolorowych poduchach, można było bawić się pluszakami, a pod ścianami stały wielkie pudła pełne gier planszowych, puzzli, układanek, klocków. Honorowe miejsce zajmowało urządzenie do napełniania balonów, z których można było robić pieski, kwiatki i samoloty. Był automat strzelający miękkimi jajami do zabawy, a nawet maszyna do pisania brajlem.
W ogrodzie kipiącym od kolorowych krzewów i kwiatów stały wygodne leżaki i ławeczki, a pomiędzy drzewami wisiały wielkie płócienne hamaki, w których można się było pobujać. – Szkoda, że Asi i Basi nie ma z nami... – westchnęła Ripsi, obracając w palcach bursztynek, z którego mama zrobiła jej naszyjnik. – Ano... – dodała ze smutkiem Martynka. – Martynka! Ripsi! – usłyszały nagle radosne głosy dobiegające z pięterka. Nie do wiary! Ich ulubione koleżanki, Asia i Basia, biegły pędem po schodach. – Mieszkacie tutaj?! My też! – wykrzyknęły. – To naprawdę nadzwyczajny zbieg okoliczności... – ze zdziwieniem kręcili głowami rodzice dziewczynek, witając się serdecznie. – Może wspólnie wybierzemy się po obiedzie na plażę?