bajka o trojce

Page 1

Strugaccy A i B - Bajka o trojce

4


a³a historia zaczê³a siê od tego, ¿e w samym rodku roboCrowanym czego dnia, gdy poci³em siê nad kolejnym pismem skiedo kitie¿gradskich zak³adów magotechniki, poja-

wi³ siê u mnie w gabinecie mój serdeczny przyjaciel Edik Amperian. Jako cz³owiek dobrze wychowany i wykszta³cony, nie pad³ bezceremonialnie na kulawe krzes³o dla interesantów, nie wlecia³ niespodzianie przez cianê ani nie wdar³ siê otwart¹ furtk¹, jak g³az wyrzucony z katapulty. W wiêkszo ci wypadków moi koledzy ci¹gle siê gdzie spieszyli, z czym nie nad¹¿ali, gdzie siê spó niali i dlatego pojawiali siê, w³amywali i wdzierali z absolutn¹ swobod¹, lekcewa¿¹c normalne rodki komunikacji. Edik do takich nie nale¿a³. Skromnie pojawi³ siê w drzwiach. Zapuka³ nawet uprzednio, ale nie mia³em czasu odpowiedzieæ. Czy w dalszym ci¹gu jest ci potrzebna Czarna Skrzynka? zapyta³ po przywitaniu. Skrzynka? wymamrota³em, nie maj¹c si³ oderwaæ siê od pisma. Jakby tu powiedzieæ Jaka w³a ciwie skrzynka? Wydaje mi siê, ¿e przeszkadzam powiedzia³ delikatnie uprzejmy Edik. Przepraszam ciê, ale przys³a³ mnie szef 5


Rzecz w tym, ¿e za godzinê odbêdzie siê pierwszy start windy poza obrêb trzynastego piêtra. Proponuj¹ nam skorzystaæ z okazji. Mózg mia³em jeszcze zasnuty truj¹cymi wyziewami urzêdowej frazeologii i dlatego odrzek³em tylko têpo: Jaka winda ma byæ dostarczona pod nasz adres jeszcze trzynastego piêtra bie¿¹cego roku ? Po chwili jednak¿e pierwsze dziesi¹tki bitów Edikowej informacji dosiêg³y moich szarych komórek. Od³o¿y³em d³ugopis i poprosi³em o powtórzenie. Edik cierpliwie powtórzy³. To pewne? spyta³em zamieraj¹cym szeptem. W zupe³no ci potwierdzi³ Edik. Idziemy powiedzia³em, wyci¹gaj¹c z biurka teczkê z kopiami swoich zapotrzebowañ. Gdzie? Jak to gdzie? Na siedemdziesi¹te szóste. Nie, zaraz powiedzia³ Edik, krêc¹c g³ow¹. Najpierw trzeba zaj æ do szefa. A po co? Prosi³ o to. Z tym siedemdziesi¹tym szóstym piêtrem jest jaka historia. Szef ma co dla nas na drogê. Wzruszy³em ramionami, lecz nie protestowa³em. Za³o¿y³em marynarkê, wyj¹³em z teczki zapotrzebowanie na Czarn¹ Skrzynkê i ruszyli my do szefa, Fiodora Simeonowicza Kiwrina, zarz¹dzaj¹cego oddzia³em Szczê cia Linearnego. Na pierwszym piêtrze, przed zakratowanym szybem windy panowa³o nieopisane o¿ywienie. Drzwi szybu by³y otwarte, drzwi kabiny tak¿e, wieci³a masa lamp, b³yszcza³y lustra, mêtnie po³yskiwa³y lakierowane powierzchnie. Pod starym, wyblak³ym ju¿ transparentem Dla uczczenia wiêta wykonamy windê t³oczyli siê chc¹cy sobie poje dziæ. Wszyscy z powag¹ s³uchali zastêpcy dyrektora dzia³u administracyjno-gospodarczego, Modesta Matwiejewicza Kamieniojada, przemawiaj¹cego przed szeregiem mechaników so³owieckiego Kot³onadzoru. Nale¿y z tym wreszcie skoñczyæ wyja nia³ Modest Matwiejewicz. To jest winda, a nie jakie tam spektroskopy6


-mikroskopy. Winda jest potê¿nym rodkiem postêpu to raz. Tak¿e rodkiem transportu. Winda powinna byæ jak wywrotka: podjedzie, wyrzuci i z powrotem. To po pierwsze. Administracji dobrze wiadomo, ¿e wielu towarzyszy uczonych, w tej liczbie i pewni akademicy, nie potrafi w³a ciwie eksploatowaæ windy. Z tym walczymy i to likwidujemy. Egzaminy na prawo prowadzenia windy, nie patrz¹c na zas³ugi ustanowienie tytu³u przodownika windowego i tak dalej. To po drugie. Ale monterzy ze swej strony powinni zabezpieczyæ regularno æ kursowania. Nie ma siê co powo³ywaæ na obiektywne trudno ci. Wznosimy has³o: winda dla wszystkich. Niezale¿nie od osoby. Winda powinna wytrzymaæ wej cie do kabiny nawet najbardziej niezwyk³ego akademika. Przedarli my siê przez t³um; ruszyli my dalej. Uroczysta oprawa tego zaimprowizowanego mityngu wywar³a na mnie ogromne wra¿enie. Czu³o siê, ¿e dzi winda zacznie nareszcie dzia³aæ, byæ mo¿e bêdzie dzia³aæ nawet przez d³ugie dni. To wspania³e. Winda by³a zawsze piêt¹ achillesow¹ Instytutu i Modesta Matwiejewicza. W³a ciwie niczym wyj¹tkowym nasza winda siê nie wyró¿nia³a. Winda jak winda, mia³a swoje wady i zalety. Jak wypada uczciwej windzie, lubi³a stawaæ miêdzy piêtrami, wiecznie by³a zajêta, przepala³a wkrêcone ¿arówki, wymaga³a bezb³êdnego obchodzenia siê z drzwiami, a przy wchodzeniu do kabiny nikt nie móg³ z pewno ci¹ stwierdziæ, gdzie i kiedy uda mu siê j¹ opu ciæ. Mia³a jednak nasza winda pewn¹ osobliwo æ. Nie mog³a sobie poradziæ z wjechaniem wy¿ej ni¿ na dwunaste piêtro. To znaczy, historia Instytutu zna³a wypadki, kiedy pewni specjali ci potrafili okie³znaæ krn¹brn¹ maszyneriê i gdy dali jej odpowiedniego kopniaka, wznosili siê na zupe³nie fantastyczne wysoko ci. Ale dla szarego cz³owieka ca³y niekoñcz¹cy siê ogrom Instytutu powy¿ej dwunastego piêtra pozostawa³ niezmiennie bia³¹ plam¹. O tych prawie ca³kowicie odciêtych od wiata terytoriach kr¹¿y³y najró¿niejsze, w wiêkszo ci wypadków sprzeczne s³uchy. Mówiono na przyk³ad, ¿e sto dwudzieste czwarte piêtro posiada wyj cie 7


w przestrzeñ o innych w³a ciwo ciach fizycznych; na dwie cie trzydziestym zamieszkuje jakoby nieznane plemiê alchemików ideowych nastêpców s³ynnego Zwi¹zku Dziewiêciu , utworzonego przez wykszta³conego indyjskiego króla Aszkoju; na tysi¹c siedemnastym po dzi dzieñ ¿yj¹ sobie spokojnie i szczê liwie nad brzegiem B³êkitnego Morza staruszek, staruszka i z³oty narybek Z³otej Rybki. Mnie osobi cie, tak jak i Edika, interesowa³o przede wszystkim piêtro siedemdziesi¹te szóste. Tam, zgodnie z informacjami z inwentarza, ukryta by³a Idealna Czarna Skrzynka, niezbêdna dla o rodka obliczeniowego, przebywa³a tam równie¿ pewna mówi¹ca pluskwa, na której ogromnie zale¿a³o oddzia³owi Szczê cia Linearnego. Z tego co by³o nam wiadome, na siedemdziesi¹tym szóstym znajdowa³ siê sk³ad deficytowych zjawisk przyrodniczych i spo³ecznych. Wielu naszych wspó³pracowników pragnê³o gor¹co siê tam znale æ, aby zanurzyæ w tym skarbcu swoje chciwe rêce. Fiodor Simeonowicz na przyk³ad marzy³ o rozprzestrzeniaj¹cych siê tam hektarach gruntu pod Optymizm. Kolegom z wydzia³u Meteorologii Socjalnej niezbêdny by³ choæ jeden Mro ny Szewc a mia³o ich tam byæ trzech i wszyscy jak jeden m¹¿ z efektywn¹ temperatur¹ blisk¹ absolutnemu zeru. Taki Christobal Hozewicz Junta, zarz¹dzaj¹cy oddzia³em Sensu ¯ycia, doktor najbardziej niespotykanych nauk, wprost rwa³ siê na siedemdziesi¹te szóste po unikalny egzemplarz tak zwanego Bezskrzyd³ego Marzenia Przyziemnego by je wypchaæ. Sze æ razy w ci¹gu ostatniego æwieræwiecza próbowa³ przebiæ siê na siedemdziesi¹te szóste, wykorzystuj¹c swoje wybitne zdolno ci do pionowej transgresji. Nawet jemu siê nie powiod³o: zgodnie ze sprytnym zamys³em staro¿ytnych architektów, wszystkie piêtra powy¿ej dwunastego by³y ca³kowicie zablokowane dla wszystkich typów transgresji. Tak wiêc udany start windy oznacza³ nowy etap w ¿yciu naszego kolektywu. Zatrzymali my siê przed gabinetem Fiodora Simeonowicza, a przystojny i czy ciutki staruszek, skrzat Tichon, uprzejmie otworzy³ przed nami drzwi. Weszli my. 8


Fiodor Simeonowicz nie by³ sam. Za jego wielkim biurkiem siedzia³ niedbale rozwalony w wygodnym fotelu oliwkowy Christobal Hozewicz i poci¹ga³ wonne hawañskie cygaro. Sam Fiodor Simeonowicz, z kciukami za³o¿onymi za jaskrawe szelki, spacerowa³ po gabinecie ze spuszczon¹ g³ow¹, staraj¹c siê st¹paæ po samym brze¿ku szemachañskiego dywanu. Na stole cieszy³y oko rajskie p³ody w kryszta³owych wazach: wielkie rumiane jab³ka Wiadomo ci Z³ego oraz zupe³nie na oko niejadalne, a jednak zawsze robaczywe, jab³ka Wiadomo ci Dobrego. Porcelanowe naczynie przy ³okciu Christobala Hozewicza pe³ne by³o ogryzków i niedopa³ków. Na nasz widok, Fiodor Simeonowicz zatrzyma³ siê. A oto i oni s-sami rzek³, bez typowego dla siebie u miechu. P-proszê, siadajcie. Sz-szkoda czasu. K-Kamieniojad to gadu³a, ale chyba sz-szybko skoñczy. Ch-christo, przedstaw sytuacjê, bo-bo mnie to nigdy nie wychodzi. Siedli my. Christobal Hozewicz, przymru¿ywszy od dymu prawe oko, obejrza³ nas taksuj¹co. Pozwól, ¿e zacznê powiedzia³ do Fiodora Simeonowicza. M³odzi ludzie, okoliczno ci sprawy s¹ takie, ¿e jako pierwsi na siedemdziesi¹te szóste piêtro powinni my siê udaæ my, ludzie wykszta³ceni i do wiadczeni. Niestety, wedle pogl¹dów administracji, jeste my zbyt starzy i zbyt szanowni, by uczestniczyæ w pierwszym eksperymentalnym starcie. Dlatego wysy³amy was i na wstêpie ostrzegam, ¿e to nie ot taki sobie spacerek, ale rozpoznanie. Byæ mo¿e rozpoznanie bojem. Wymaga siê od was wytrzyma³o ci, odwagi i maksymalnej spostrzegawczo ci. Osobi cie nie widzê w was wspomnianych cech, jednak¿e gotów jestem ust¹piæ wobec rekomendacji Fiodora Simeonowicza. Na wszelki wypadek powinni cie wiedzieæ, ¿e przyjdzie wam dzia³aæ na terytorium wroga wroga nieub³aganego, okrutnego, nie cofaj¹cego siê przed niczym. Po takim wyst¹pieniu mrówki zaczê³y mi biegaæ po skórze. Christobal Hozewicz zacz¹³ wyja niaæ, jak wygl¹da sprawa. A sprawa wygl¹da³a tak. Na siedemdziesi¹tym szóstym piêtrze le¿y, jak siê okazuje, staro¿ytne miasto Tmuskorpion, 9


zdobyte w swoim czasie przez M ciwego Olega. Od niepamiêtnych czasów Tmuskorpion stanowi³ centrum niezwyk³ych zjawisk i by³ aren¹ niezwyk³ych wydarzeñ. Dlaczego tak siê dzia³o, nie wiadomo, ale wszystko to, co na kolejnych etapach naukowego, technicznego i spo³ecznego rozwoju nie mog³o byæ na drodze rozumowej dowiedzione, przechodzi³o w³a nie tam, by oczekiwaæ lepszych czasów. Jeszcze za Piotra Wielkiego, równocze nie z utworzeniem w Sankt-Petersburgu wspania³ej Kunstkamery, ówczesna so³owiecka administracja w osobie bombardier-porucznika Ptacha i jego roty grenadierów utworzy³a w Tmuskorpionie na jej wzór Jego Imperatorskiej Wysoko ci Przecudownych i Przedziwnych Kunsztów Kamerê z wiêzieniem i dwiema ³a niami . W tym czasie siedemdziesi¹te szóste piêtro by³o drugim, o windach nikt jeszcze nie s³ysza³ i w J. I. W. Kunsztów Kamerze ³atwiej by³o siê znale æ ni¿ w ³a ni. W pó niejszym czasie, wraz z powszechnym rozwojem Gmachu Nauki , dostêp tam stawa³ siê coraz trudniejszy, a od chwili pojawienia siê windy sta³ siê prawie niemo¿liwy. Jednocze nie Kunsztów Kamera wci¹¿ ros³a, wzbogaca³a siê o nowe eksponaty i za czasów Katarzyny Drugiej przekszta³ci³a siê w Zoologiczne i Innych Cudów Natury Imperatorskie Muzeum , z kolei za Aleksandra Drugiego w Rosyjski Imperatorski Rezerwat Magicznych, Spirytystycznych i Okultystycznych Fenomenów , a na koniec w Pañstwow¹ Koloniê Niewyja nionych Zjawisk przy INBADCZAM-ie Akademii Nauk. Katastrofalne skutki odkrycia windy utrudnia³y wykorzystanie tego skarbca dla celów naukowych. Urzêdowa korespondencja z tamtejsz¹ administracj¹ by³a wyj¹tkowo utrudniona i z oczywistych powodów ogromnie przewlek³a; spuszczane z góry liny z korespondencj¹ pêka³y pod w³asnym ciê¿arem, go³êbie pocztowe odmawia³y latania na tak¹ wysoko æ, ³¹czno æ radiowa ze wzglêdu na zacofanie tmuskorpioñskiej techniki by³a niemo¿liwa, a zastosowanie urz¹dzeñ lataj¹cych prowadzi³o tylko do utraty deficytowego helu Zreszt¹, wszystko to ju¿ tylko historia. 10


Na przyk³ad, dwadzie cia lat temu zwariowana winda wyrzuci³a na siedemdziesi¹tym szóstym piêtrze inspekcyjn¹ komisjê So³owieckiego Miejskiego Przedsiêbiorstwa Komunalnego, która skromnie wybra³a siê obejrzeæ na czwartym piêtrze zatkane przewody kanalizacyjne w laboratoriach profesora Wybiega³³y. Nigdy nie wyja niono, co siê faktycznie zdarzy³o. Wspó³pracownik Wybiega³³y, który oczekiwa³ komisji na klatce schodowej, opowiada³, ¿e kabina windy wznios³a siê z ob³¹kañczym rykiem, za szklanymi drzwiami mignê³y wykrzywione twarze i straszliwy obraz znikn¹³. Dok³adnie po godzinie zauwa¿ono kabinê na dwunastym piêtrze: by³a spieniona, zdyszana i dr¿a³a jeszcze ze wzburzenia. Komisji w kabinie nie znaleziono, lecz na ciance biurowym klejem przyklejona by³a notatka zapisana na odwrocie Sprawozdania o Niezadowalaj¹cym Stanie . Figurowa³o tam: Wychodzê na inspekcjê. Widzê dziwny kamieñ. Towarzyszowi Farfurkisowi udziela siê nagany za ucieczkê w krzaki. Przewodnicz¹cy komisji: £. Winiukow . D³ugi czas nie by³o wiadomo, gdzie faktycznie £. Winiukow ze swymi podw³adnymi opu ci³ kabinê. Przychodzi³a milicja i by³o wiele nieprzyjemno ci. Po miesi¹cu na dachu kabiny zauwa¿ono dwie zapieczêtowane paczki, adresowane do kierownika Miejskiego Przedsiêbiorstwa Komunalnego. Pierwsza zawiera³a pisane na bibu³ce papierosowej zarz¹dzenia, w których zawiadamiano o naganach udzielonych towarzyszowi Farfurkisowi oraz towarzyszowi Chlebowwodowowi w wiêkszo ci wypadków za przejawianie indywidualizmu i nie ca³kiem jasnego, opieszalstwa . W drugiej paczce znajdowa³y siê materia³y z inspekcji stanu urz¹dzeñ kanalizacyjnych Tmuskorpionu (stan okaza³ siê niezadowalaj¹cy) i podanie do ksiêgowo ci o wyliczenie delegacji wysokogórskich dodatkowów. Od tego czasu korespondencja z góry przychodzi³a w miarê regularnie. Z pocz¹tku by³y to protoko³y z posiedzeñ komisji MPK, nastêpnie Specjalnej Komisji dla Zbadania Sytuacji, potem nagle Tymczasowej Trójki. Po rozpatrzeniu dzia³alno ci ob. Zubowa, komendanta Kolonii Niewyja nionych Zjawisk, 11


na trzech pod rz¹d raportach o przestêpczym opieszalstwie , £. Winiukow podpisa³ siê jako przewodnicz¹cy Trójki dla Racjonalizacji Utylizacji i Niewyja nionych Zjawisk (TRIUNZ). Z góry przesta³y przychodziæ protoko³y, a zaczê³y pojawiaæ siê okólniki i wytyczne. Papiery by³y równie straszne w formie, jak i w tre ci. Niezaprzeczalnie wiadczy³y one o tym, ¿e by³a komisja MPK uzurpowa³a sobie w³adzê w Tmuskorpionie, i nie by³a w stanie poradziæ sobie rozumnie z t¹ w³adz¹. G³ówne niebezpieczeñstwo polega na tym miarowym tonem kontynuowa³ Christobal Hozewicz, poci¹gaj¹c zgas³e cygaro ¿e w posiadaniu tych oszustów znajduje siê znana wszystkim Wielka Okr¹g³a Pieczêæ. Mam nadziejê, ¿e rozumiecie, co to oznacza Rozumiem powiedzia³ cicho Edik. Siekier¹ nie wyr¹biesz Jego pogodna zazwyczaj twarz zachmurzy³a siê. Có¿, mo¿e wykorzystamy remoralizator? Christobal Hozewicz wymieni³ spojrzenie z Fiodorem Simeonowiczem. Mo¿na spróbowaæ powiedzia³, wzruszaj¹c ramionami. Obawiam siê jednak, ¿e proces posun¹³ siê zbyt daleko. N-nie no dlaczego zaoponowa³ Fiodor Simeonowicz. Wykorzystajcie, Ediku. Nic tam jednak automaty N-niestety, maj¹ jeszcze ze sob¹ Wybiega³³ê Jak to? zdziwili my siê. Okaza³o siê, ¿e trzy miesi¹ce temu przys³ano z góry zapotrzebowanie na naukowego konsultanta z propozycj¹ fantastycznego wynagrodzenia. Nikt w tê propozycjê nie wierzy³, a ju¿ szczególnie profesor Wybiega³³o, który w tym czasie koñczy³ wielk¹ pracê nad wytworzeniem drog¹ samokszta³cenia robaka samonadziewaj¹cego siê na haczyk. O swoim niedowierzaniu profesor Wybiega³³o zawiadomi³ wszystkich na posiedzeniu naukowym i tego samego wieczora uciek³, porzuciwszy wszystko. Wielu widzia³o, jak profesor z trzyman¹ w zêbach teczk¹ gramoli³ siê po wewnêtrznej stronie szybu, wychodz¹c na piêtrach, by podreperowaæ si³y w bufecie. A po tygodniu zosta³ spuszczony okólnik, zawiadamiaj¹cy 12


o powo³aniu profesora Wybiega³³y A.A. na stanowisko naukowego konsultanta przy TRIUNZ-ie, z wymienieniem wysoko ci zapowiedzianej pensji, wraz z dodatkami za znajomo æ jêzyków obcych. Dziêkujê powiedzia³ dobrze wychowany Edik. To cenne informacje. W takim razie pójdziemy. Id cie, id cie g-go³¹bki rzek³ ze wzruszeniem Fiodor Simeonowicz i spojrza³ w magiczny kryszta³. Tak, ju¿ czas. Kamieniojad j-ju¿ koñczy. I u-uwa¿ajcie na siebie N-nieprzebyty to teren i s-straszny I bez emocji! dobitnie przypomnia³ Christobal Hozewicz. Nie chc¹ oddaæ naszych pche³ i skrzynek bez ³aski. Jeste cie wywiadowcami. Ustanowi siê z wami jednostronn¹ ³¹czno æ telepatyczn¹. Bêdziemy obserwowaæ ka¿dy wasz krok. Zbierajcie dane oto wasze zasadnicze zadanie. Rozumiemy rzek³ Edik. Christobal Hozewicz obejrza³ nas jeszcze raz taksuj¹co. Mo¿e by im tak Modesta dodaæ b¹kn¹³. Klin klinem Z rezygnacj¹ machn¹³ rêk¹. Dobra, id cie. Buenawentura. Wyszli my i Edik powiedzia³, ¿e musimy teraz wpa æ do jego laboratorium, by wzi¹æ remoralizator. Ostatnimi czasy Edik pasjonowa³ siê praktyczn¹ remoralizacj¹. W laboratorium, w dziewiêciu szafach, znajdowa³ siê aparat, którego dzia³anie polega³o na tym, ¿e wydobywaj¹c w na wietlanym na zewn¹trz odruchy prymitywne przekszta³ca³ je w rozumne, dobre i wieczne. Przy pomocy tego aparatu uda³o siê Edikowi wyleczyæ pewnego filatelistê z tyfusu, przywróciæ na ³ono rodziny dwóch namiêtnych kibiców hokeja i wprowadziæ w ramy spo³eczno ci zatwardzia³ego oszczercê. Obecnie, na razie bez rezultatu, leczy³ z chamstwa naszego serdecznego przyjaciela Witka Korniejewa. Jak my to wszystko ud wigniemy powiedzia³em, patrz¹c z przera¿eniem na szafy. Edik uspokoi³ mnie jednak. Okaza³o siê, ¿e by³ ju¿ prawie wykonany przeno ny remoralizator, o mniejszej mocy, 13


lecz, zdaniem Edika, zupe³nie wystarczaj¹cej na nasze potrzeby. Tam go polutujê i z³o¿ê powiedzia³, chowaj¹c do kieszeni p³askie, metalowe pude³ko. Kiedy wrócili my na klatkê schodow¹, Modest Matwiejewicz koñczy³ w³a nie przemówienie. To tak¿e zlikwidujemy zapewnia³ nieco ochryp³ym g³osem. Dlatego ¿e, po pierwsze, winda oszczêdza nasze zdrowie. I oszczêdza czas roboczy. Winda kosztuje pieni¹dze i kategorycznie paliæ w niej nie pozwolimy Kto tu na ochotnika? powiedzia³, niespodziewanie obróciwszy siê w kierunku t³umu. Odezwa³o siê kilka g³osów, ale Modest Matwiejewicz odrzuci³ te kandydatury. M³odym by windami je dziæ o wiadczy³. Nie tylko spektroskopy. Milcz¹c przecisnêli my siê do pierwszego rzêdu. My na siedemdziesi¹te szóste cicho powiedzia³ Edik. Zapanowa³a pe³na szacunku cisza. Modest Matwiejewicz obejrza³ nas od stóp do g³ów z ogromnym pow¹tpiewaniem. S³abiuteñcy wymamrota³ z zadum¹. Zieloni jeszcze Palicie? zapyta³. Nie odrzek³ Edik. Czasami powiedzia³em. Przez t³um przedar³ siê wo ny Tichon i zacz¹³ szeptaæ co na ucho Modesta Matwiejewicza. Modest Matwiejewicz wyd¹³ usta i napuszy³ siê. Jeszcze sprawdzimy powiedzia³, po czym wyj¹³ z kieszeni s³u¿bowy notes. W jakiej kwestii udajecie siê, Amperian? zapyta³ z niezadowoleniem. Po Gadacza Pluskwê odpowiedzia³ Edik. A wy, Priwa³ow? Po Czarn¹ Skrzynkê. Hmm Modest Matwiejewicz przekartkowa³ notes. Faktycznie jest ta-ak Kolonia Niewyja nionych Zjawisk. Poka¿cie za wiadczenia. 14


Pokazali my. No có¿, jed cie Nie wy pierwsi, nie wy ostatni Modest Matwiejewicz zasalutowa³. Rozleg³y siê d wiêki smutnej muzyki. T³um zafalowa³. Wst¹pili my w drzwi kabiny. By³em smutny, ba³em siê. Przypomnia³em sobie, ¿e nie po¿egna³em siê ze Stell¹. Zadepcz¹ ich tam wyja ni³ Modest Matwiejewicz. Szkoda Równe ch³opy Amperian nawet nie pali i nie pije Metalowe drzwi szybu zatrzasnê³y siê ze szczêkiem. Nie patrz¹c na mnie, Edik nacisn¹³ guzik siedemdziesi¹tego szóstego piêtra. Drzwi kabiny zamknê³y siê automatycznie, zapali³ siê napis Nie paliæ! Zapi¹æ pasy! i ruszyli my w drogê. Z pocz¹tku kabina sz³a leniwie, ociê¿a³ym truchtem. Wyczuwa³o siê, ¿e nic jej siê nie chce. Powoli sp³ywa³y w dó³ znajome korytarze, zatroskane twarze przyjació³, naprêdce wykonane plakaty Junacy i Nie zapomnimy o was! . Na dwunastym piêtrze po raz ostatni pomachano nam chusteczkami i kabina wesz³a w nieznane rejony. Pojawia³y siê i znika³y bezludne na oko pomieszczenia, wstrz¹sy windy by³y coraz rzadsze i coraz s³absze, kabina zasypia³a w ruchu i na szesnastym piêtrze zatrzyma³a siê. Ledwie zd¹¿yli my zamieniæ kilka s³ów z jakimi uzbrojonymi lud mi, którzy okazali siê pracownikami oddzia³u Zaczarowanych Skarbów, gdy nagle kabina stanê³a dêba i z ¿elaznym r¿eniem poderwa³a siê dzikim galopem wzwy¿. Zamigota³y ¿arówki, zaszczêka³y przeka niki. Straszliwe przeci¹¿enie zbi³o nas z nóg. Aby utrzymaæ siê na nogach przytrzymywali my siê nawzajem. Lustra odbija³y nasze spocone z napiêcia twarze i ju¿ przygotowali my siê na najgorsze, gdy nagle galop przeszed³ w lekki k³us. Si³a ciê¿ko ci wyra nie spad³a. Nabrali my otuchy. Stêkaj¹c, winda przybi³a do piêædziesi¹tego siódmego piêtra i zatrzyma³a siê. Otworzy³y siê drzwi, wszed³ korpulentny starszy cz³owiek z akordeonem, powiedzia³ od niechcenia: Ogólne dzieñ dobry! i nacisn¹³ guzik siedemdziesi¹tego trzeciego piêtra. Gdy kabina ruszy³a, opar³ 15


siê o cianê, marzycielsko przymru¿y³ oczy i zacz¹³ cicho graæ Cegie³eczki . Z do³u? poinformowa³ siê leniwie, nie odwracaj¹c g³owy. Z do³u odpowiedzieli my. Kamieniojad jeszcze pracuje? Pracuje. Pozdrówcie go ode mnie rzek³ nieznajomy i wiêcej nie zwraca³ na nas uwagi. Kabina wznosi³a siê bez po piechu, podryguj¹c w takt Cegie³eczek , a my z za¿enowania zaczêli my uczyæ siê wyrytej na miedzianej p³ycie Instrukcji obs³ugi . Dowiedzieli my siê, ¿e zabronione jest osiedlaæ siê w kabinie fruwaj¹cym myszom, wampirom i skrzydlatym wiewiórkom; wychodziæ przez cianê w razie zatrzymania windy miêdzy piêtrami; przewoziæ w kabinie substancji gor¹cych i wybuchowych, a tak¿e naczyñ z d¿inami i wilko³akami bez ognioodpornych kagañców; korzystaæ z windy ubo¿êtom i strzygom bez osób towarzysz¹cych Wszystkim bez wyj¹tku zabrania³o siê wyczyniaæ swawole, zajmowaæ siê spaniem oraz wykonywaæ podskoki. Nie zd¹¿yli my doczytaæ do koñca. Kabina zatrzyma³a siê, nieznajomy wysiad³ i Edik znów nacisn¹³ guzik siedemdziesi¹tego szóstego. Kabina wyrwa³a do góry tak gwa³townie, ¿e pociemnia³o nam w oczach. Gdy odetchnêli my, kabina sta³a ju¿ nieruchomo, drzwi by³y otwarte. Byli my na siedemdziesi¹tym szóstym. Spojrzeli my po sobie i ruszyli my, wznosz¹c nad g³owami nasze za wiadczenia niczym bia³e flagi parlamentariuszy. Nie wiem, czego my faktycznie oczekiwali. Czego z³ego. Jednak¿e nic z³ego siê nie zdarzy³o. Znale li my siê w okr¹g³ej, pustej, bardzo zakurzonej sali z niskim, szarym sufitem. Na rodku wznosi³ siê wro niêty w parkiet bia³y g³az, podobny do zapory przeciwczo³gowej. Wokó³ g³azu wala³y siê stare, po¿ó³k³e ko ci. Pachnia³o myszami, panowa³ ponury nastrój. Nagle drzwi szybu zatrzasnê³y siê ze szczêkiem. Drgnêli my, spojrzeli my za siebie, lecz zd¹¿yli my tylko 16


zobaczyæ nikn¹cy dach spadaj¹cej kabiny. Z³owieszczy huk przewali³ siê po sali i zamar³. Byli my w pu³apce. Zapragn¹³em koniecznie i natychmiast wracaæ na dó³, ale wyraz zak³opotania na twarzy Edika doda³ mi si³. Wysun¹³em szczêkê, za³o¿y³em rêce do ty³u i na sztywnych nogach, staraj¹c siê zachowaæ sceptyczny i niezale¿ny wygl¹d, ruszy³em w kierunku g³azu. Jak oczekiwa³em, kamieñ okaza³ siê czym w rodzaju czêsto spotykanego w bajkach drogowskazu. Wyryty na nim napis g³osi³ co nastêpuje: §1 na lewo pój dziesz g³owê stra cisz §2 na prawo pój dziesz nigdzie nie dojdziesz §3 pro sto pój S W U C H Ostatni wers po³¹czyli wyja ni³ Edik. Aha, jest jeszcze jaki napis o³ówkiem Tutaj konsultowali my siê ze spo³eczeñstwem i wysuniêto postulat, ¿e i æ nale¿y prosto. Podpis: £. Winiukow . Spojrzeli my na wprost. Teraz, gdy nasze oczy przywyk³y do rozproszonego wiat³a, wpadaj¹cego do sali nie wiadomo w jaki sposób, zobaczyli my drzwi. By³o ich troje, przy czym drzwi prowadz¹ce na prawo i na lewo by³y zabite deskami, a do drzwi na wprost prowadzi³a wydeptana w kurzu cie¿ka omijaj¹ca kamieñ. Nie podoba mi siê to stwierdzi³em z mêsk¹ otwarto ci¹. Ko ci jakie Ko ci, wed³ug mnie, s³oniowe powiedzia³ Edik. Zreszt¹ niewa¿ne. Nie bêdziemy siê cofaæ. Mo¿e mimo wszystko zrobimy notatkê i wrzucimy do szybu? zaproponowa³em. Zginiemy przecie¿ bez ladu. Sasza powiedzia³ Edik nie zapominaj, ¿e mamy ³¹czno æ telepatyczn¹. Nie wypada. Otrz¹ nij siê. Otrz¹sn¹³em siê. Znów wysun¹³em szczêkê i ruszy³em do drzwi na wprost. Edik szed³ obok mnie. Przekroczyli my Rubikon! oznajmi³em i pchn¹³em nog¹ drzwi. 2 Bajka o Trójce

17


Niestety, efekt prys³. Na drzwiach widnia³a trudna do zauwa¿enia tabliczka Ci¹gn¹æ do siebie i przysz³o nam przekraczaæ Rubikon po raz drugi. Tym razem ju¿ bez gestów, za to z poni¿aj¹cym przezwyciê¿aniem silnej sprê¿yny. Tu¿ za drzwiami znajdowa³ siê zalany s³onecznym wiat³em park. Ujrzeli my wysypane piaskiem alejki, przystrzy¿one krzaki i ostrze¿enie Nie chodziæ po trawniku i nie je æ trawy . Naprzeciw sta³a ¿eliwna ³awka z od³amanym oparciem, a na ³awce siedzia³ dziwny cz³owiek w binoklach i czyta³ gazetê, ruszaj¹c d³ugimi palcami bosych nóg. Na nasz widok zmiesza³ siê nie wiadomo czemu, nie opuszczaj¹c gazety zdj¹³ sprawnie nog¹ binokle, przetar³ szk³a o spodnie i znów za³o¿y³ na nos. Nastêpnie od³o¿y³ gazetê i wsta³. Potê¿nego wzrostu, okropnie zaro niêty, ubrany by³ w czysty, bia³y bezrêkawnik oraz niebieskie p³ócienne spodnie na szelkach. Z³ocone binokle ciska³y jego szerok¹ ko æ nosow¹ i nadawa³y mu jakby cudzoziemski wygl¹d. By³o w nim co z politycznej karykatury w centralnej gazecie. Poruszy³ wielkimi ostrymi uszami i zrobi³ kilka kroków na spotkanie. Witam w Tmuskorpionie i pozwólcie, ¿e siê przedstawiê rzek³ ochryp³ym, lecz sympatycznym g³osem. Fiodor, cz³owiek niegu. Uk³onili my siê w milczeniu. Wy przecie¿ z do³u. Chwa³a Bogu. Czekam na was d³u¿ej ni¿ rok od czasu, gdy mnie zracjonalizowano. Przysi¹d cie siê. Do rozpoczêcia wieczornego posiedzenia Trójki zosta³a prawie godzina. Bardzo bym chcia³, je li pozwolicie, aby cie pojawili siê na zebraniu choæ trochê przygotowani. Naturalnie, wiem niezbyt wiele, lecz pozwólcie, ¿e opowiem wam wszystko, co mi wiadome

18


Sprawa nr 42

Staruszek Edelwejs

rzekroczyli my próg sali posiedzeñ równo o pi¹tej. Byli my poinstruowani, przygotowani na wszystko, wiedzieli my, na co siê decydujemy. W ka¿dym razie tak nam siê wydawa³o. Trzeba przyznaæ, ¿e informacje otrzymane od Fiedi trochê mnie uspokoi³y, natomiast Edik wpad³ w przygnêbienie. Zdziwi³o mnie to, ale jego przygnêbienie próbowa³em t³umaczyæ sobie tym, ¿e Edik by³ zawsze cz³owiekiem czystej nauki, dalekim od wszelkich dzienników podawczych czy rejestrów, dziurkaczy czy wykazów. Jego przygnêbienie wzbudza³o we mnie, cz³owieku stosunkowo do wiadczonym, poczucie przewagi, czu³em siê starszy i gotów by³em trzymaæ siê twardo. W sali obecny by³ tylko jeden cz³owiek s¹dz¹c po charakterystyce danej przez Fiediê, komendant Kolonii, towarzysz Zubo. Siedzia³ za maleñkim sto³em, trzyma³ przed sob¹ otwart¹ teczkê i a¿ podrygiwa³ z niecierpliwo ci i zdenerwowania. Têgi, podobny do Duremara, bez przerwy porusza³ wargami, a oczy mia³ bia³e jak antyczne pos¹gi. Z pocz¹tku nas nie zauwa¿y³. Siedli my cichutko przy cianie pod tabliczk¹ Przedstawiciele . Sala mia³a trzy okna, przy drzwiach sta³

P

19


go³y stó³ demonstracyjny, ogromny stó³ przy cianie naprzeciw pokryty by³ zielonym suknem. W k¹cie wznosi³ siê poczwarny brunatny sejf, zawalony biurowymi teczkami stó³ komendanta przycupn¹³ u jego podnó¿ka. W sali znajdowa³ siê równie¿ maleñki stolik pod tabliczk¹ Konsultant naukowy oraz gigantyczny, na pó³torej ciany d³ugi transparent. Spo³eczeñstwu zbêdne s¹ niezdrowe sensacje. Spo³eczeñstwu potrzebne s¹ zdrowe sensacje . Spojrza³em z ukosa na Edika. Edik nie odrywa³ oczu od transparentu. By³ kompletnie przybity. Nagle komendant drgn¹³, obróci³ wielki nos i zauwa¿y³ nasz¹ obecno æ. Postronni! powiedzia³ z pe³nym przera¿enia zdziwieniem. Wstali my, by siê uk³oniæ. Nie spuszczaj¹c z nas oka, komendant wygramoli³ siê zza swojego stolika, wykona³ kilka skradaj¹cych siê kroków i zatrzymawszy siê przed Edikiem, wyci¹gn¹³ d³oñ. Dobrze wychowany Edik u miechn¹³ siê blado, u cisn¹³ mu d³oñ, po czym cofn¹³ siê o krok i znów siê uk³oni³. Wydawa³o siê, ¿e komendant jest wstrz¹ niêty. D³u¿sz¹ chwilê sta³ w poprzedniej pozie, potem uniós³ d³oñ do twarzy i obejrza³ z niedowierzaniem. Co siê nie zgadza³o. Komendant zamruga³ oczami, po czym z ogromnym zaniepokojeniem, jakby szukaj¹c czego upuszczonego, zacz¹³ ogl¹daæ pod³ogê przy swoich nogach. W tym momencie zorientowa³em siê. Dokumenty! sykn¹³em. Poka¿ mu dokumenty! Komendant, u miechaj¹c siê niezbyt normalnie, dalej ogl¹da³ pod³ogê. Edik pospiesznie poda³ mu swoj¹ legitymacjê s³u¿bow¹ i delegacjê. Komendant po¿ar³ oczami najpierw delegacjê, potem fotografiê w legitymacji, a na zak¹skê samego Edika. Zgodno æ fotografii z orygina³em wprawi³a go w jawny zachwyt. Bardzo mi mi³o! wykrzykn¹³. Moje nazwisko Zubo. Mi³o mi powitaæ. Urz¹dzajcie siê, zakwaterujcie, towarzyszu Amperian, mamy przed sob¹ pracy a pracy Nagle zatrzyma³ 20


siê i spojrza³ na mnie. Trzyma³em ju¿ w pogotowiu swoj¹ legitymacjê i delegacjê. Procedura po¿erania powtórzy³a siê. Bardzo mi mi³o! krzykn¹³ komendant z identyczn¹ jak poprzednio intonacj¹. Moje nazwisko Zubo. Komendant. Urz¹dzajcie siê, towarzyszu Priwa³ow, zakwaterujcie Jak z hotelem? spyta³em urzêdowym tonem. Wyda³o mi siê, ¿e bêdzie to najw³a ciwszy ton. Niestety, pope³ni³em b³¹d. Komendant pu ci³ moje pytanie mimo uszu. W³a nie ogl¹da³ delegacjê. Skrzynka Czarna Idealna mrucza³ pod nosem. Mamy tak¹, jeszcze nie rozpatrywali my Mówi¹ca Pluskwa, wiecie, ju¿ zracjonalizowana, towarzyszu Amperian Nie wiem, nie wiem £awr Fiedotowicz jeszcze popatrzy, ale na waszym miejscu by³bym ostro¿ny Nagle zamilk³, natê¿y³ s³uch i k³usem rzuci³ siê na swoje miejsce. W poczekalni rozleg³y siê kroki, kaszel, drzwi otworzy³y siê i na salê wkroczy³a Trójka w pe³nym swoim sk³adzie wszyscy czterej. £awr Fiedotowicz Winiukow ca³kowicie zgadza³ siê z opisem: bia³y, wypielêgnowany, potê¿ny, nie zwracaj¹c uwagi na nikogo, przemaszerowa³ na miejsce przewodnicz¹cego, siad³, postawi³ przed sob¹ ogromn¹ teczkê, otworzy³ j¹ z trzaskiem i zacz¹³ wyk³adaæ na zielone sukno przedmioty, niezbêdne do skutecznego przewodniczenia. By³a tam teczka na papiery z krokodylowej skóry, komplet d³ugopisów w safianowym etui, paczka papierosów Hercegowina-Flor , zapalniczka w kszta³cie ³uku triumfalnego i pryzmatyczna lornetka teatralna. Rudolf Archipowicz Chlebowwodow, ¿ó³ty i chudy jak wiejski p³otek, siad³ po lewej rêce £awra Fiedotowicza i natychmiast zacz¹³ szeptaæ mu co do ucha, biegaj¹c bez celu zaczerwienionymi oczami po k¹tach sali. Rudy, pulchny Farfurkis nie zasiad³ za sto³em. Demokratycznie zaj¹³ miejsce na twardym krze le naprzeciw komendanta, wyj¹³ gruby, zapisany notes w wyblak³ej ok³adce i zacz¹³ co notowaæ. 21


Konsultant naukowy, profesor Wybiega³³o, którego poznali my bez uciekania siê do jakichkolwiek opisów, obejrza³ nas obojêtnie, zmarszczy³ brwi, podniós³ na moment oczy do góry, jak gdyby staraj¹c siê przypomnieæ, gdzie to on mia³ okazjê nas ju¿ poznaæ. Powiewa¿ jednak nie uda³o mu siê to, siad³ za swoim stolikiem i szybko rozpocz¹³ przygotowania do rozpoczêcia pe³nienia obowi¹zków. Pojawi³ siê przed nim pierwszy tom Ma³ej Encyklopedii Radzieckiej, potem drugi, trzeci, czwarty Hrrrm rzek³ £awr Fiedotowicz i spojrza³ po obecnych wzrokiem przenikaj¹cym ciany i widz¹cym wszystko na wylot. Wszyscy byli przygotowani: Chlebowwodow poszeptywa³, Farfurkis robi³ kolejn¹ notatkê, komendant niczym uczeñ przed klasówk¹ przewraca³ nerwowo kartki, a Wybiega³³o po³o¿y³ przed sob¹ tom szósty. Je li chodzi o przedstawicieli, to wedle wszelkich danych nie mieli my ¿adnego znaczenia. Spojrza³em na Edika i natychmiast siê odwróci³em. Edik by³ bliski kompletnej demoralizacji. Pojawienie siê Wybiega³³y zupe³nie go wykoñczy³o. Wieczorne posiedzenie Trójki uwa¿am za otwarte powiedzia³ £awr Fiedotowicz Nastêpny! Referujcie, towarzyszu Zubo. Komendant podskoczy³ i rozpocz¹³ cienkim g³osem, trzymaj¹c przed sob¹ otwart¹ teczkê. Sprawa numer czterdzie ci dwa. Nazwisko: Maszkin. Imiê: Edelwejs. Imiê ojca: Zachar. Od kiedy to on siê podaje za Maszkina? zapyta³ z obrzydzeniem Chlebowwodow. Babkin, a nie Maszkin! Babkin Edelwejs Piotrowicz. Pracowa³em z nim w tysi¹c dziewiêæset sze ædziesi¹tym siódmym roku w Komitecie Gospodarki Mlecznej. Edli Babkin, taki krêpy facet, liwki bardzo lubi I niestety, to nie Edelwejs, tylko Edward Piotrowicz Babkin £awr Fiedotowicz zwróci³ powoli kamienn¹ twarz na Chlebowwodowa. Babkin? rzek³. Nie pamiêtam Kontynuujcie, towarzyszu Zubo. 22


Imiê ojca: Zachar powtórzy³ komendant i zadr¿a³ mu policzek. Rok i miejsce urodzenia: tysi¹c dziewiêæset pierwszy, miasto Smoleñsk, narodowo æ E-dul-wejs czy E-dol-wejs? zapyta³ Farfurkis. E-del-wejs powiedzia³ komendant. Narodowo æ: Bia³orusin. Wykszta³cenie: niepe³ne rednie ogólnokszta³c¹ce, niepe³ne rednie techniczne. Znajomo æ jêzyków obcych: rosyjski biegle, ukraiñski i bia³oruski ze s³ownikiem. Miejsce pracy Chlebowwodow pacn¹³ siê nagle g³o no w czo³o. Ale¿ nie! wrzasn¹³. On umar³! Kto umar³? drewnianym g³osem zapyta³ £awr Fiedotowicz. No, ten Babkin. Jak dzi pamiêtam w tysi¹c dziewiêæset piêædziesi¹tym szóstym, na zawa³ serca. Zosta³ wówczas dyrektorem administracyjnym Wszechrosyjskiego Zwi¹zku Odkrywców Przyrody i umar³. Dlatego co siê tu nie zgadza. £awr Fiedotowicz podniós³ lornetkê i co jaki czas badawczo spogl¹da³ na komendanta, który ca³kowicie utraci³ dar mowy. Czy wyszczególniony jest fakt mierci? poinformowa³ siê £awr Fiedotowicz. Jezu Chryste wybe³kota³ komendant. Jakiej mierci? Po co zaraz mierci On ¿yje, czeka w poczekalni Chwileczkê wmiesza³ siê Farfurkis. Pozwolicie, £awrze Fiedotowiczu? Towarzyszu Zubo, kto czeka w poczekalni? Tylko dok³adnie. Nazwisko, imiê w³asne, imiê ojca. Babkin! jêkn¹³ komendant. To znaczy, co ja gadam! Nie Babkin, a Maszkin! Maszkin czeka. Edelwejs Zacharowicz. Rozumiem rzek³ Farfurkis. A gdzie jest Babkin? Babkin umar³ powiedzia³ autorytatywnie Chlebowwodow. Z ca³¹ pewno ci¹ w tysi¹c dziewiêæset piêædziesi¹tym szóstym. Mówi¹c miêdzy nami, mia³ syna. Chyba by³o mu Paszka. Znaczy siê Pawe³ Edwardowicz. Zarz¹dza teraz magazynem odpadów tekstylnych w Golicynie, tym 23


pod Moskw¹. Robotny facet, ale chyba nie Pawe³ mimo wszystko, nie Paszka Farfurkis nala³ do szklanki wodê i poda³ komendantowi. W ciszy, która nast¹pi³a, s³ychaæ by³o jak komendant prze³yka g³o no. £awr Fiedotowicz ugniót³ papierosa i zapali³. Nikt nie jest zapomniany i nic nie jest zapomniane rzek³. To dobrze. Towarzyszu Farfurkis, proszê wprowadziæ do czê ci zasadniczej protoko³u, ¿e Trójka uwa¿a za po¿yteczne poczyniæ odpowiednie kroki w celu odnalezienia syna Babkina Edwarda Piotrowicza w kwestii wyja nienia jego imienia. Spo³eczeñstwu niepotrzebni s¹ bezimienni bohaterowie. My ich nie mamy. Farfurkis pokiwa³ g³ow¹ i zacz¹³ szybko pisaæ w zape³nionym ju¿ notesie. Wypili cie? spyta³ £awr Fiedotowicz, obserwuj¹c komendanta przez lornetkê. Wiêc kontynuujcie. Miejsce pracy w chwili obecnej: rencista-wynalazca miêkkim g³osem odczyta³ komendant. Czy by³ za granic¹: nie by³. Krótka charakterystyka niewyja niono ci: heurystyczna maszyna, to znaczy elektronowo-mechaniczne urz¹dzenie do rozwi¹zywania in¿ynieryjnych, naukowych, socjologicznych i innych problemów. Najbli¿si krewni: sierota, braci i sióstr nie posiada. Sta³e miejsce zamieszkania: Nowosybirsk, ulica Szczukiñska 23, mieszkania 88. To wszystko. Czy s¹ jakie propozycje? zapyta³ £awr Fiedotowicz, na wpó³ spu ciwszy ciê¿kie powieki. Ja bym proponowa³ wpu ciæ powiedzia³ Chlebowwodow. Czemu proponujê? A mo¿e to Paszka? Czy s¹ jeszcze jakie wnioski? zapyta³ £awr Fiedotowicz, szukaj¹c na stole przycisku dzwonka. Niech sprawa wejdzie, towarzyszu Zubo powiedzia³ do komendanta po daremnych poszukiwaniach. Komendant skoczy³ do drzwi, wysun¹³ g³owê, cofn¹³ i usiad³ na swoim miejscu. Przechylony na bok pod ciê¿arem ogromnego czarnego futera³u, wtoczy³ siê w lad za nim chuderlawy staruszek w szerokiej, d³ugiej bluzie z pasem 24


i w wojskowych bryczesach z pomarañczowymi lampasami. Po drodze do sto³u kilka razy próbowa³ siê zatrzymaæ, by uk³oniæ siê z godno ci¹, ale posiadaj¹cy, jak mo¿na przypuszczaæ, zdolno æ cudownej inercji futera³ nieub³aganie niós³ go do przodu. Mo¿e nawet nie obesz³o by siê bez ofiar, gdyby my wraz z Edikiem nie podtrzymali staruszka na pó³ metra przed Farfurkisem, który ju¿ podskakiwa³ ze strachu. Pozna³em staruszka ju¿ w pierwszej chwili. Wiele razy bywa³ w naszym instytucie i w wielu innych instytutach te¿, kiedy nawet widzia³em go w poczekalni wiceministra Przemys³u Ciê¿kiego, gdzie jako pierwszy siedzia³ w kolejce cierpliwy, czy ciutki, p³on¹cy entuzjazmem. By³ to staruszek sympatyczny, do æ nieszkodliwy, ale niestety nie potrafi³ siê w³¹czyæ w bieg postêpu naukowo-technicznego. Wyj¹³em z jego r¹k futera³ i umie ci³em wynalazek na stole demonstracyjnym. Uwolniony staruszek uk³oni³ siê wreszcie. Moje uszanowanie. Maszkin Edelwejs Zacharowicz, jestem wynalazc¹ rzek³ dr¿¹cym g³osem. Nie ten pó³g³osem powiedzia³ Chlebowwodow. Nie ten, niepodobny. Chyba ca³kiem inny Babkin. Imiennik chyba. Tak, tak z u miechem potwierdzi³ staruszek. Przynios³em, tego, przed s¹d spo³eczno ci. Profesor, tego, towarzysz Wybiega³³o, daj mu Bo¿e zdrowie, rekomendowa³. Mogê, tego, ju¿ demonstrowaæ, je¿eli nie macie nic przeciwko, bo, tego, zasiedzia³em siê u was w Kolonii ca³kiem niemo¿liwie Obserwuj¹cy go uwa¿nie £awr Fiedotowicz od³o¿y³ lornetkê i z wolna skin¹³ g³ow¹. Staruszek zakrz¹tn¹³ siê. Spod pokrywy futera³u wy³oni³a siê ogromna, staro wiecka maszyna do pisania. Wyci¹gn¹³ z kieszeni k³êbek przewodu, wetkn¹³ jeden koniec gdzie we wnêtrze maszyny, wyszuka³ wtyczkê, rozsup³a³ przewód i wetkn¹³ wtyczkê w gniazdko. Macie oto przed sob¹ tak zwan¹ maszynê heurystyczn¹ powiedzia³ wolno staruszek. Precyzyjne elektroniczno25


-mechaniczne urz¹dzenie, udzielaj¹ce odpowiedzi na wszelkie pytania, w szczególno ci dotycz¹ce nauki i gospodarki. Jak ono dzia³a? Nie posiadaj¹c dostatecznych rodków i bêd¹c podkopywanym przez ró¿nych biurokratów, maszyna moja nie jest jeszcze w pe³ni zautomatyzowana. Pytania przekazuje siê jej drog¹ ustn¹, ja je drukujê, wprowadzam do jej wnêtrza, ¿e tak powiem, do jej wiadomo ci. Odpowied znów, ze wzglêdu na niepe³n¹ automatyzacjê, drukujê osobi cie. Jestem, w pewnym sensie, po rednikiem, cha, cha! S³u¿ê wiêc uprzejmie. Staruszek stan¹³ przy maszynie, eleganckim ruchem przesun¹³ wa³ek i we wnêtrzu maszyny zapali³a siê neonowa ¿arówka. S³u¿ê uprzejmie powtórzy³ staruszek. Co tam macie za lampkê? zapyta³ z zainteresowaniem Farfurkis. Staruszek natychmiast uderzy³ w klawisze, potem szybko wyci¹gn¹³ z maszyny kartkê papieru i truchtem podbieg³ do Farfurkisa. Pytanie: co tam w ni hmm w niej, w rodku za lpk g³o no odczyta³ Farfurkis. Elpeka Có¿ to za elpeka? Znaczy siê, lampka powiedzia³ staruszek, chichocz¹c i zacieraj¹c rêce. Kodujemy powolutku. Wyrwa³ Farfurkisowi kartkê i pobieg³ z powrotem do maszyny. To, znaczy siê, by³o pytanko rzek³ wciskaj¹c kartkê pod wa³ek. A teraz zobaczymy, co nam powie maszyna Cz³onkowie Trójki z zainteresowaniem ledzili ruchy Maszkina. Profesor Wybiega³³o dobrodusznie i po ojcowsku promienia³, eleganckimi ruchami wybieraj¹c z brody jakie miecie. Edik znajdowa³ siê w stanie w pe³ni u wiadomionej nostalgii. Staruszek dumnie uderzy³ w klawisze i znów wyci¹gn¹³ kartkê. Oto odpowied , s³u¿ê. W moim wnêtrzu hmm nie neonówka odczyta³ Farfurkis Co to takiego neonówka? 26


Ein sekund zakrzykn¹³ wynalazca, chwyci³ kartkê i znów pobieg³ do maszyny. Ruszy³o. Maszyna da³a godn¹ analfabety odpowied , odpowiedzia³a Farfurkisowi, co pisze w rodku zgodnie z zasadami gramatyki, nastêpnie Jakiej znów gramatyki? spyta³ Farfurkis. A naszej rosyjskiej grmtk odpowiedzia³a maszyna. Czy znacie Babkina Edwarda Piotrowicza? wtr¹ci³ siê Chlebowwodow. Ca³kiem nie odpowiedzia³a maszyna. Hmm Jakie bêd¹ wnioski? spyta³ £awr Fiedotowicz. Uznaæ mnie za fakt naukowy odpar³a ponownie maszyna. Staruszek biega³ i drukowa³ z niewiarygodn¹ szybko ci¹. Pe³en zachwytu komendant podskakiwa³ na krze le i pokazywa³ nam uniesiony kciuk. Edik powoli odbudowywa³ swoj¹ w³asn¹ równowagê psychiczn¹. Ja w tych warunkach nie mogê pracowaæ. powiedzia³ rozdra¿niony Chlebowwodow. Co on tak lata jak kot z pêcherzem? Z powodu przyspieszenia wyja ni³a maszyna. We cie ten wistek rzek³ Chlebowwodow. Ja was o nic nie pytam. Czy mo¿ecie to zrozumieæ? Tak jest, mogê odpar³a maszyna. Trójka zrozumia³a wreszcie, ¿e je li ma zamiar w ogóle zakoñczyæ dzisiejsze posiedzenie, musi siê wstrzymaæ od jakichkolwiek pytañ, w³¹cznie z retorycznymi. Zapad³a cisza. Zziajany staruszek przysiad³ na brze¿ku krzes³a i dysz¹c przez pó³otwarte usta, ociera³ chusteczk¹ czo³o. Wybiega³³o spogl¹da³ dumnie woko³o. Zg³aszam wniosek powiedzia³ Farfurkis, starannie dobieraj¹c s³owa. Niech konsultant naukowy dokona ekspertyzy i przedstawi nam swój pogl¹d. £awr Fiedotowicz popatrzy³ na Wybiega³³ê i majestatycznie sk³oni³ g³owê. Wybiega³³o wsta³. Wybiega³³o uprzejmie wyszczerzy³ zêby. Wybiega³³o po³o¿y³ rêkê na sercu. Wybiega³³o przemówi³. 27


Tego powiedzia³. Mo¿e siê stworzyæ, £awrze Fiedotowiczu, przykra sytuacja. By³o nie by³o, a ¿e suizan rekomenduj¹cym set nobl wie. Zaczn¹ siê plotki tego kumoterstwo, tego, protekcja Miêdzy innymi ma miejsce przypadek oczywisty, racjonalizacja tego urzeczywistniona w trakcie eksperymentu Nie chcia³bym podstawiæ pod cios tak dobrego pocz¹tku, gasiæ inicjatywy. Jak bêdzie najlepiej? Lepiej bêdzie, je¿eli ekspertyzy dokona osoba niezainteresowana tego postronna Oto w tej chwili w ród przedstawicieli z do³u znajduje siê towarzysz Priwa³ow Aleksander Iwanowicz Jest on osob¹ kompetentn¹ w kwestii maszyn elektronicznych. Prócz tego jest niezainteresowany. Niech on dokona. S¹dzê, ¿e tak bêdzie najw³a ciwiej. £awr Fiedotowicz podniós³ lornetkê i zacz¹³ siê nam przygl¹daæ. Edik o¿ywi³ siê wreszcie. Sasza, musisz! wyszepta³ b³agalnie Do³ó¿ im! Taka okazja! Zg³aszam wniosek powiedzia³ Farfurkis o zwrócenie siê z pro b¹ do towarzysza przedstawiciela z do³u, by w³¹czy³ siê w pracê Trójki. £awr Fiedotowicz od³o¿y³ lornetkê i wyrazi³ zgodê. Wszyscy patrzyli na mnie. Rzecz jasna, nigdy bym siê nie miesza³ w tê historiê, gdyby nie staruszek. Cette noble vieux tak ¿a³o nie mruga³ do mnie czerwonymi powiekami i ca³y jego wygl¹d wyra¿a³ tak wyra n¹ obietnicê modlenia siê za mnie przez okr¹g³y wiek, ¿e nie wytrzyma³em. Staruszek u miechn¹³ siê do mnie rado nie. Obejrza³em agregat. No, dobra powiedzia³em. Trzeba stwierdziæ, ¿e maszyna do pisania marki Remington , rok produkcji tysi¹c dziewiêæset szósty, znajduje siê w do æ dobrym stanie. Przedrewolucyjna czcionka jest tak¿e w niez³ym stanie. Zauwa¿y³em b³agaj¹cy wzrok staruszka i szczêkn¹³em wy³¹cznikiem. Krótko mówi¹c, nic nowego wy¿ej wspomniany pisz¹cy mechanizm niestety nie wnosi. Wnosi tylko bardzo stare W rodku! wyszepta³ staruszek. Spójrzcie do rodka, tam gdzie jest analizator i my liciel 28


Analizator? Nie ma ¿adnego analizatora. Jest seryjny prostownik, te¿ stary. Neonowa ¿arówka, normalna. Wy³¹cznik. Dobry wy³¹cznik, nowy. Ta-ak Jest jeszcze sznur. Sznur bardzo dobry, ca³kiem nowy I to niestety wszystko. A wniosek? poinformowa³ siê ¿ywo Farfurkis. Edik kiwa³ g³ow¹, dodaj¹c mi zapa³u, a ja da³em mu do zrozumienia, ¿e bêdê siê stara³. Wniosek? powtórzy³em. Wspomniana maszyna marki Remington wraz z prostownikiem, ¿arówk¹ i sznurem nie przedstawia niczego niewyja nionego. A ja? krzykn¹³ staruszek. Edik pokaza³ mi, jak siê daje sierpowego z lewa. Tego nie mog³em. Nie, co wybe³kota³em. Odwalono kawa³ roboty Naturalnie, rozumiem dobre intencje Faktycznie powiedzia³em cz³owiek siê stara³ nie mo¿na go, ot tak Bój siê Boga g³o no powiedzia³ Edik, który w czasie mojej przemowy chwyta³ siê za g³owê i patrzy³ na mnie z pogard¹. Nie No, có¿ Niech tam sobie cz³owiek pracuje, je li go to bawi Ja tylko twierdzê, ¿e niczego niewyja nionego tu nie ma A w ogóle, to nawet inteligentnie Czy s¹ jakie pytania do towarzysza czasowo pe³ni¹cego obowi¹zki naukowego konsultanta? spyta³ £awr Fiedotowicz. Dos³yszawszy intonacjê pytaj¹c¹, staruszek poderwa³ siê i rzuci³ w kierunku maszyny, ale powstrzyma³em go chwytaj¹c za pasek. S³usznie powiedzia³ Chlebowwodow. Przytrzymajcie go, bo faktycznie pracowaæ nie mo¿na. Mimo wszystko to nie zabawa w pytania i odpowiedzi. A w ogóle to wy³¹czcie tê maszynê, niech nie pods³uchuje. Oswobodziwszy jedn¹ rêkê, szczêkn¹³em wy³¹cznikiem, ¿arówka zgas³a i staruszek zamilk³. Mimo wszystko pragnê zadaæ ma³e pytanie kontynuowa³ Chlebowwodow. W jaki sposób ona jednak odpowiada? 29


Wpatrzy³em siê w niego zdêbia³y. Edik przyszed³ ju¿ do siebie i surowo zmru¿ywszy oczy przygl¹da³ siê Trójce. Wybiega³³o by³ zadowolony. Wyci¹gn¹³ z brody d³ugi patyk i w³o¿y³ go miêdzy zêby. Prostowniki jakie , wy³¹czniki mówi³ Chlebowwodow to nam towarzysz p.o. wyja ni³ w sposób dostateczny. Jednego tylko nie wyja ni³. Faktów nam nie wyja ni³. A mamy do czynienia z oczywistym faktem, ¿e kiedy zadajemy pytanie, ¿eby nie wiem co, otrzymujemy odpowied . W formie pisemnej. Je¿eli nawet zadaje siê pytanie komu innemu i tak dostanie siê odpowied . A wy mówicie towarzyszu p.o., ¿e nie ma nic niewyja nionego. Co tu siê nie zgadza. Nie wiemy, co mówi na ten temat nauka. Nauka w mojej osobie straci³a dar mowy. Chlebowwodow zar¿n¹³ mnie, zamordowa³, zabi³ i zakopa³ w ziemi. Za to Wybiega³³o zareagowa³ natychmiast. Tego powiedzia³. Mówiê przecie, ³adny pocz¹tek! Wystêpuje element niewyja niono ci, inicjatywa oddolna Dlatego i rekomendowa³em. Tego rzek³ do staruszka. Wyja nij nam m¹ szer, towarzyszom, co to tu u ciebie, tam, tego Najwy¿sze osi¹gniêcie neutronowej megaloplazmy! wybuchn¹³ staruszek. Wirnik pola na podobieñstwo dywergencji graduuje siê wzd³u¿ rdzenia i tam, wewn¹trz, przetwarza materiê pytania w spirytualne wiry elektryczne, z których w konsekwencji powstaje synekdocha odpowiedzi. Pociemnia³o mi w oczach, w ustach poczu³em smak chininy i ból zêbów. Przeklêty noble wci¹¿ gada³ i gada³, a mowa jego by³a g³adka i p³ynna. By³o to poprawnie zbudowane, wykute na pamiêæ, nieraz ju¿ wyg³aszane przemówienie, a ka¿de jego s³owo, ka¿da intonacja by³a wype³niona tre ci¹ emocjonaln¹. By³o to prawdziwe dzie³o sztuki. Staruszek nie by³ byle jakim wynalazc¹. On by³ artyst¹, genialnym oratorem godnym tradycji Demostenesa, Cicerona, Jana Z³otoustego Zachwia³em siê, cofn¹³em i przy³o¿y³em czo³o do zimnej ciany. 30


W tej chwili Edik cicho klasn¹³ w d³onie i staruszek zamilk³. Na sekundê zda³o siê, ¿e Edik zatrzyma³ czas. Wszystko znieruchomia³o, jakby ludzie zas³uchali siê w g³êbok¹ redniowieczn¹ ciszê, miêkkim aksamitem zalegaj¹c¹ salê. Z kolei £awr Fiedotowicz odsun¹³ krzes³o i powsta³. Zgodnie z przepisami i wszystkimi prawami powinienem by³ mówiæ jako ostatni rozpocz¹³. Bywaj¹ jednak sytuacje, gdy prawa i przepisy obracaj¹ siê przeciw swoim twórcom i nale¿y je odrzuciæ. Zaczynam mówiæ jako pierwszy, poniewa¿ nie mogê czekaæ i milczeæ. Zaczynam mówiæ jako pierwszy, bowiem nie spodziewam siê i nie zniosê ¿adnych sprzeciwów. Rzecz jasna, ¿e o ¿adnych sprzeciwach nie mog³o byæ nawet mowy. Szeregowi cz³onkowie Trójki byli tak wstrz¹ niêci tym nieoczekiwanym potokiem wymowy, i¿ pozwolili sobie tylko na wymianê spojrzeñ. Jeste my gwardi¹ nauki kontynuowa³ £awr Fiedotowicz. Jeste my wrotami do tej wi¹tyni, bezstronnymi filtrami, chroni¹cymi j¹ od fa³szu i b³êdnych dróg. Chronimy ziarna wiedzy od plew ignorancji i fa³szywej m¹dro ci. I dopóki trwamy na tym posterunku, nie jeste my lud mi, nie znamy pob³a¿liwo ci, lito ci ani hipokryzji. Istnieje dla nas tylko jeden pewnik prawda. Prawdê trzeba oddzieliæ od pojêcia dobra i z³a, oddzieliæ od cz³owieka i ludzko ci. Nie ma ludzko ci, po có¿ wiêc prawda? Nikt nie zdobywa wiedzy, to znaczy nie ma ludzko ci. Na co wiêc wówczas prawda? Skoro znamy odpowiedzi na wszystkie pytania, niepotrzebna jest wiedza, a wiêc nie ma ludzko ci. Po có¿ wiêc nam wówczas prawda? Kiedy poeta mówi³ I na odpowiedzi brak pytañ , przedstawi³ najstraszniejsz¹ sytuacjê ludzko ci oczywist¹ jej sytuacjê Owszem, ten oto cz³owiek, który stoi przed nami to geniusz. Wcieli³a siê w niego i przez niego wyra¿a naturalna sytuacja ludzko ci. Jest on jednak morderc¹, poniewa¿ morduje duszê. Wiêcej, to przera¿aj¹cy morderca, bowiem zabija on duszê ca³ej ludzko ci. Z tych te¿ przyczyn nie mamy prawa byæ w dalszym 31


ci¹gu bezstronnymi filtrami. Powinni my przypomnieæ sobie, ¿e jeste my lud mi, i jako ludzie powinni my broniæ siê przed morderc¹. Nie powinni my tu deliberowaæ, lecz s¹dziæ. Ale brak nam praw dla takiego s¹du i dlatego nie s¹dziæ nam przychodzi, a bezlito nie karaæ, tak jak karz¹ ogarniêci panik¹. I ja, jako najstarszy w ród was, naruszaj¹c prawa i ustawy, jako pierwszy mówiê: mieræ! Szeregowi cz³onkowie Trójki zadr¿eli. Którego? z gotowo ci¹ do czynu zapyta³ Chlebowwodow, który zrozumia³ zapewne tylko ostatnie s³owo. Imposibel! klasn¹wszy w d³onie, wyszepta³ z przera¿eniem Wybiega³³o. Za pozwoleniem, £awrze Fiedotowiczu! wybe³kota³ Farfurkis. To wszystko racja, ale czy my mo¿emy W tym momencie Edik znów klasn¹³ w d³onie. Hrrrm rzek³ £awr Fiedotowicz i usiad³. Zg³aszam wniosek o uznanie zmierzchu za zapadniêty i w zwi¹zku z powy¿szym o zapalenie wiat³a. Komendant zerwa³ siê z miejsca i zapali³ wiat³o. £awr Fiedotowicz, nie mru¿¹c oczu, spojrza³ na lampê jak orze³ na s³oñce i przeniós³ wzrok na Remingtona . Wyra¿aj¹c powszechny pogl¹d powiedzia³ postanawiam: wymienion¹ wy¿ej sprawê numer czterdzie ci dwa uwa¿am za zracjonalizowan¹. Przechodz¹c do problemu utylizacji, proponujê towarzyszowi Zubo og³osiæ wniosek. Komendant zacz¹³ pospiesznie kartkowaæ akta. Profesor Wybiega³³o wysun¹³ siê zza swojego stolika, serdecznie u cisn¹³ d³oñ staruszkowi, a potem, zanim zd¹¿y³em siê od tego wykrêciæ, tak¿e i mnie. Profesor promienia³. Nie wiedzia³em gdzie siê schowaæ, nie mia³em spojrzeæ Edikowi w oczy. Gdy zastanawia³em siê ponuro, czy nie paln¹æ Remingtonem w ³eb £awra Fiedotowicza, pochwyci³ mnie staruszek. Jak kleszcz wczepi³ siê w moj¹ szyjê i drapi¹c niedogolon¹ brod¹ uca³owa³ mnie trzykrotnie. Nie pamiêtam, w jaki sposób dobrn¹³em do swego stolika. Pamiêtam tylko szept Edika: Och, Sasza! No, có¿, i tak siê zdarza . 32


W tym czasie komendant zd¹¿y³ przekartkowaæ ca³e akta. Tragicznym g³osem og³osi³, ¿e brak jakichkolwiek wniosków w tej sprawie. Farfurkis wniós³ protest i zacytowa³ odpowiedni artyku³ instrukcji, z którego wynika³o, ¿e racjonalizacja bez utylizacji jest po prostu nonsensem i mo¿e byæ uznana za istniej¹c¹ tylko umownie. Chlebowwodow zacz¹³ wrzeszczeæ, ¿e na takie numery nie pójdzie, ¿e nie ¿yczy sobie braæ pieniêdzy za darmo i nie pozwoli komendantowi na w³adowanie krowie pod ogon czterech roboczogodzin. £awr Fiedotowicz w ge cie aprobaty pu ci³ dym z papierosa. A czy to nie krewny mojego Babkina? wrzasn¹³ bez sensu Chlebowwodow. Jak to brak wniosków? Musz¹ byæ wnioski! Spójrzcie tylko, jaki to staruszek! To¿ to talent wrodzony! Co wy sobie my licie! Mamy szastaæ takimi spo³ecznymi staruszkami? Spo³eczeñstwo nie pozwoli na szastanie staruszkami zauwa¿y³ £awr Fiedotowicz. I spo³eczeñstwo bêdzie mia³o racjê. S³usznie! wykrzykn¹³ nagle Wybiega³³o. W³a nie, spo³eczeñstwo! I w³a nie, nie pozwoli! Jak to brak wniosków, towarzyszu Zubo? A czemu to brak? Zerwa³ siê z miejsca i jak burza wpad³ na górê papierów le¿¹cych przed komendantem. Jak to brak? be³kota³. A to co? Pterodaktyl pospolity Dobra A to? Szkatu³ka Pandory! Czemu by nie szkatu³ka Mo¿e byæ Pandory, mo¿e byæ i Maszkina Ostatecznie to formalno æ Albo to na przyk³ad Mówi¹ca Pluskwa Mówi¹ca, pisz¹ca, drukuj¹ca Jak to brak wniosków, towarzyszu Zubo? A to co? Czarna Skrzynka? Wnioseczek na Czarn¹ Skrzynkê jest jest. A wy mówicie, ¿e nie ma. Czekajcie! powiedzia³em, ale nikt mnie nie s³ucha³. Ale¿ to nie ta Czarna Skrzynka! krzycza³ komendant, k³ad¹c d³onie na piersi. Czarna Skrzynka podpada pod ca³kiem inny numer. Jak to nie czarna! krzycza³ w odpowiedzi Wybiega³³o, chwytaj¹c czarny, obszarpany futera³ od Remingtona . 3 Bajka o Trójce

33


A jaki on jest wed³ug was, co? Mo¿e zielony? Albo bia³y? Siejecie dezinformacjê, spo³ecznymi staruszkami szastacie! Komendant wykrzykiwa³, ¿e faktycznie, to te¿ jest czarna skrzynka. Ani zielona, ani bia³a, a rzeczywi cie czarna, ale to nie ta skrzynka. Tamta skrzynka podpada pod numer dziewiêædziesi¹ty siódmy i w jej kwestii jest wniosek towarzysza Priwa³owa, w³a nie dzi dostarczony, a to jest czarna skrzynka i w ogóle nie skrzynka, ale maszyna heurystyczna i podpada pod numer czterdziesty drugi i w jej kwestii wniosków brak. Wybiega³³o dar³ siê, ¿e nie ma co tego ¿onglowaæ tu cyframi i szastaæ staruszkami. Czarne jest czarne, a nie zielone czy bia³e, nie ma siê nad czym zastanawiaæ, szerzyæ machizmu i wszelkiego empiriokrytycyzmu. Niech towarzysze cz³onkowie Wysokiej Trójki sami popatrz¹ i powiedz¹, czy to czarna skrzynka, czy, powiedzmy, zielona. Chlebowwodow krzycza³ co o Babkinie, Farfurkis ¿¹da³ nieodbiegania od instrukcji, Edik z ukontentowaniem wrzeszcza³ Precz! , a ja powtarza³em jak zepsuty patefon: Moja Czarna Skrzynka to nie skrzynka . Wreszcie do £awra Fiedotowicza dotar³ fakt powstania pewnego nieporz¹dku. Hrrrm! powiedzia³ i wszystko ucich³o. K³opoty jakie ? Towarzyszu Chlebowwodow, usuñcie. Chlebowwodow podszed³ zdecydowanym krokiem do Wybiega³³y, wyj¹³ mu z r¹k futera³ i uwa¿nie obejrza³. Towarzyszu Zubo powiedzia³ w jakiej kwestii macie wniosek? Czarnej Skrzynki posêpnie odrzek³ komendant. Sprawa numer dziewiêædziesi¹t siedem. Ja siê ciebie nie pytam, jaki numer zniecierpliwi³ siê Chlebowwodow. Ja siê ciebie pytam, czy jest wniosek w kwestii czarnej skrzynki. Jest przyzna³ komendant. Czyj wniosek? Towarzysza Priwa³owa z INBADCZAM-u. Siedzi tutaj. 34


Tak powiedzia³em z pasj¹ ale moja Czarna Skrzynka, to nie skrzynka, a ci le mówi¹c, niezupe³nie skrzynka Jednak Chlebowwodow nie zwróci³ wcale na mnie uwagi. Obejrza³ futera³ pod wiat³o, potem przysun¹³ pod nos komendantowi. A ty co, biurokracjê tu wprowadzasz? spyta³ z³owieszczo. Ty co, nie widzisz, jaki to kolor? Na twoich oczach przeprowadzili my racjonalizacjê. Towarzysz przedstawiciel siedzi ci przed nosem, oczekuje za³atwienia sprawy, kolacjê trzeba zje æ, na dworze ciemno, a ty cyferkami sobie ¿onglujesz? Czu³em, ¿e sp³ywa na mnie jaka melancholia, a moja przysz³o æ wype³nia siê posêpnym koszmarem, nie do naprawienia i absolutnie irracjonalnym. Nie rozumia³em jednak, o co chodzi i be³kota³em tylko, ¿e moja skrzynka to nie ca³kiem skrzynka, a dok³adniej wcale nie skrzynka. Chcia³em wyja niæ, rozproszyæ w¹tpliwo ci. Komendant te¿ be³kota³ jakie wyja nienia, ale Chlebowwodow pogrozi³ mu piê ci¹ i wróci³ na swoje miejsce. Skrzynka, £awrze Fiedotowiczu, jest czarna og³osi³ triumfalnie. Pomy³ka jest niemo¿liwa, sam widzia³em. I wniosek jest, i przedstawiciel jest obecny. To nie ta skrzynka wrzasnêli my chórem z komendantem, ale £awr Fiedotowicz doszed³ widocznie do wniosku, ¿e nam obu co szwankuje i powo³awszy siê na zdanie ludu zaproponowa³, by przyst¹piæ do bezzw³ocznej utylizacji. Sprzeciwów nie by³o, wszyscy maj¹cy g³os kiwali g³owami. Wniosek! zawo³a³ £awr Fiedotowicz. Mój wniosek upad³ na zielone sukno przed £awrem Fiedotowiczem. Uchwa³a! Na wniosek spad³a uchwa³a. Pieczêæ! Drzwi sejfu otworzy³y siê z trzaskiem, zapachnia³o zatêch³¹ kancelari¹ i przed £awrem Fiedotowiczem b³ysnê³a miedzi¹ Wielka Okr¹g³a Pieczêæ. Od razu poj¹³em, co siê teraz wydarzy. Wszystko we mnie zamar³o. 35


Nie mo¿na! wysapa³em Ratunku! £awr Fiedotowicz uj¹³ pieczêæ obiema rêkami i uniós³ nad wnioskiem. Zebrawszy si³y, zerwa³em siê na równe nogi. To nie ta skrzynka! wrzasn¹³em na ca³y g³os. No co jest Edik! Momencik powiedzia³ Edik. Poczekajcie chwilê, i wys³uchajcie mnie. £awr Fiedotowicz wstrzyma³ bezlitosny ruch. Postronny? zapyta³. Ale¿ sk¹d! ciê¿ko dysz¹c powiedzia³ komendant. Przedstawiciel. Z do³u. Je li tak, to mo¿na nie usuwaæ rzek³ £awr Fiedotowicz i wznowi³ proces przyk³adania Wielkiej Okr¹g³ej Pieczêci, ale okaza³o siê, ¿e zaistnia³ powa¿ny problem. Co nie pozwala³o Pieczêci siê przy³o¿yæ. £awr Fiedotowicz najpierw na ni¹ naciska³, potem wsta³ i naciska³ ca³ym cia³em, ale przy³o¿enie mimo wszystko nie nast¹pi³o. Miêdzy pieczêci¹ a papierem istnia³a luka, na wielko æ której wyra nie nie mia³y wp³ywu wysi³ki towarzysza Winiukowa. Zupe³nie jakby wype³nia³a lukê jaka niewidzialna, lecz ogromnie sprê¿ysta substancja zapobiegaj¹ca dociskowi. £awr Fiedotowicz zorientowa³ siê, ¿e jego wysi³ki s¹ bezowocne i usiad³. Opar³ rêce na porêczach fotela i surowo, choæ bez jakiegokolwiek zdziwienia, popatrzy³ na Pieczêæ. Pieczêæ nieporuszenie wisia³a nad moim wnioskiem na wysoko ci oko³o dwudziestu centymetrów. Egzekucja zosta³a od³o¿ona i znów poczu³em siê osaczony. Edik co tam gor¹co i piêknie mówi³ o rozumie, reformie ekonomicznej, dobru, o roli inteligencji i gospodarskiej m¹dro ci obecnych Drogi mój przyjaciel podtrzymywa³ Pieczêæ, ratowa³ mnie, g³upca i mazgaja, od biedy, któr¹ sam sobie zwali³em na g³owê Obecni s³uchali go uwa¿nie, ale z nieukontentowaniem, a Chlebowwodow wierci³ siê i spogl¹da³ na zegarek. Trzeba by³o co robiæ Trzeba by³o natychmiast co przedsiêwzi¹æ. i w koñcu po siódme roztropnie mówi³ Edik ka¿dy specjalista, a tym bardziej zatrudniony w tak autorytatywnej 36


organizacji, powinien dobrze wiedzieæ, ¿e tak zwana Czarna Skrzynka to nic wiêcej jak tylko pewien termin z dziedziny teorii informacji, nie maj¹cy nic wspólnego ani z okre lonym kolorem, ani z okre lon¹ form¹ jakiegokolwiek przedmiotu. A ju¿ najmniej Czarn¹ Skrzynk¹ mo¿na nazywaæ stoj¹c¹ tu maszynê marki Remington , wraz z najprostszymi urz¹dzeniami elektrycznymi, które mo¿na dostaæ w ka¿dym sklepie elektrycznym. Wydaje mi siê dziwne, ¿e profesor Wybiega³³o narzuca autorytatywnej organizacji wynalazek, który wcale wynalazkiem nie jest, i wniosek, który mo¿e tylko poderwaæ jej autorytet. Protestujê powiedzia³ Farfurkis. Po pierwsze, towarzysz przedstawiciel z do³u naruszy³ tutaj wszystkie przepisy dotycz¹ce sposobu posiedzenia, zabra³ g³os, choæ nikt mu go nie udzieli³, a na dodatek przekroczy³ limit czasu. To raz. Pieczêæ drgnê³a i opad³a o kilka centymetrów. Dalej, nie mo¿emy pozwoliæ towarzyszowi przedstawicielowi na szkalowanie naszych najlepszych ludzi, na oczernianie zas³u¿onego profesora i oficjalnego naukowego konsultanta, towarzysza Wybiega³³y, oraz obecnej tu i zaaprobowanej przez Trójkê czarnej skrzynki. Pieczêæ opad³a jeszcze o kilka centymetrów. Wreszcie, towarzyszu przedstawicielu, powinni cie wiedzieæ, ¿e Trójki nie interesuj¹ ¿adne wynalazki. Obiektem zainteresowania Trójki s¹ niewyja nione zjawiska, w tym wypadku jako takowe wystêpuje rozpatrzona ju¿ i zracjonalizowana czarna skrzynka, bêd¹ca maszyn¹ heurystyczn¹. Je¿eli bêdzie siê udzielaæ g³osu ka¿demu przedstawicielowi, mo¿na st¹d do nocy nie wychodziæ rzek³ z uraz¹ Chlebowwodow. Pieczêæ znów opad³a. Luka mia³a teraz najwy¿ej dziesiêæ centymetrów. To nie ta czarna skrzynka powiedzia³em, trac¹c znów dwa centymetry. Ja wcale nie chcê tej skrzynki! Protestujê! Po diab³a mi to pud³o z Remingtonem ? Ja wniosê za¿alenie. 37


Macie prawo wielkodusznie stwierdzi³ Farfurkis i wygra³ jeszcze centymetr. Edik! zawo³a³em b³agalnie. Edik przemówi³ znowu. Wywo³ywa³ cienie £omonosowa i Einsteina, cytowa³ wstêpniaki centralnych gazet, podnosi³ pod niebiosa naukê i naszych m¹drych organizatorów, lecz daremnie. W koñcu ca³y problem znu¿y³ £awra Fiedotowicza i przerwawszy mówcy rzek³ tylko jedno s³owo: Nieprzekonuj¹ce przerwa³. Rozleg³ siê odg³os ciê¿kiego uderzenia i Wielka Okr¹g³a Pieczêæ wpi³a siê w mój wniosek.

38


Sprawy różne

pu cili my salê posiedzeñ jako ostatni. By³em przygnêbiony. Edik prowadzi³ mnie pod rêkê. On te¿ by³ zdenerwowany, lecz zachowywa³ pozorny spokój. Wokó³ nas, unoszony inercj¹ swojego agregatu wi³ siê staruszek Edelwejs. Szepta³ mi o mi³o ci do grobowej deski, obiecywa³ umywaæ mi nogi i piæ po tym wodê, ¿¹da³ tak¿e pieniêdzy w ramach s³u¿bowej diety. Edik da³ mu trzy ruble i kaza³ przyj æ pojutrze. Edelwejs wyprosi³ jeszcze piêædziesi¹t kopiejek za ciê¿kie warunki i znikn¹³. Zrobi³o mi siê l¿ej na duszy. Nie wpadaj w rozpacz powiedzia³ Edik. Jeszcze nie wszystko stracone. Mam pewn¹ my l. Jak¹? spyta³em ospale. Zwróci³e uwagê na przemówienie £awra Fiedotowicza? Zwróci³em powiedzia³em. A po co ci to? Sprawdzi³em, czy wystêpuj¹ u niego procesy my lowe wyja ni³ Edik. No i co? Widzia³e s¹. Procesy s¹ i ja mu je rozrusza³em. By³y zupe³nie unieruchomione. Jedynie biurokratyczne odruchy.

O

39


Ale wmówi³em mu, ¿e stoi przed nim prawdziwa maszyna heurystyczna, a on sam wcale nie jest jedynie Winiukowem, lecz prawdziwym administratorem z szerokimi horyzontami. Jak widzisz, to ju¿ co . Co prawda, posiada on ogromn¹ sprê¿ysto æ psychiczn¹. Kiedy przerwa³em pole, nie zauwa¿y³em ¿adnych ladów ostatecznej deformacji. Jakim by³, takim i pozosta³. Na razie to pierwsza próba. Teraz przeliczê wszystko jak nale¿y, dostrojê aparat i wtedy zobaczymy. Niemo¿liwe, ¿eby nie mo¿na by³o go zmieniæ. Zrobimy z niego porz¹dnego cz³owieka. Nam bêdzie dobrze, wszystkim bêdzie dobrze i jemu te¿ bêdzie dobrze Czy¿by? wyrazi³em w¹tpliwo æ. Widzisz rzek³ Edik istnieje teoria pozytywnej remoralizacji. Wynika z niej, ¿e ka¿d¹ istotê, która posiada choæ iskierkê rozumu, mo¿na przekszta³ciæ w porz¹dn¹. Inna rzecz, ¿e ka¿dy przypadek wymaga zastosowania innej metody. I my tej metody poszukamy. Nie martw siê. Wszystko bêdzie dobrze. Wyszli my na ulicê. nie¿ny Fiedia czeka³ ju¿ na nas. Podniós³ siê z ³awki i prowadz¹c siê pod rêk¹ ruszyli my w trójkê ulic¹ Pierwszego Maja. Ciê¿ko by³o? spyta³ Fiedia. Cholernie odrzek³ Edik. Gadaæ nie mogê, s³yszeæ przesta³em, a na dodatek porz¹dnie zg³upia³em. Zauwa¿yli cie, Fiedia, jak zg³upia³em? Jeszcze nie powiedzia³ Fiedia nie mia³o. Oko³o godziny trzeba, aby by³o to widoczne. Chce mi siê je æ stwierdzi³em. Muszê zapomnieæ. Pójdziemy sobie gdzie i zapomnimy o wszystkim. Napijemy siê wina. Mo¿e bêd¹ lody Edik by³ za, Fiedia nie protestowa³, choæ przeprasza³, ¿e wina nie pije i nie rozumie, po co komu lody. Na ulicach by³o mnóstwo ludzi, ale nikt siê nie zatacza³, tak jak to zwykle bywa letnimi wieczorami w miastach. Potomkowie wojów Olega i Piotrowych grenadierów grzecznie siedzieli na gankach i w milczeniu gry li pestki. Pestki by³y 40


arbuzowe, solone, z dyni, tykwy, a ganki by³y najró¿niejsze rze bione z figurami, rze bione z kolumienkami albo po prostu z g³adkich desek. Piêkne ganki, miêdzy którymi trafia³y siê i wziête pod ochronê pañstwow¹ egzemplarze muzealne, oszpecone ciê¿kimi ¿eliwnymi p³ytami g³osz¹cymi o owej ochronie. Gdzie w oddali kwaka³ akordeon, kto æwiczy³ gamy. Rozgl¹daj¹c siê z ciekawo ci¹, Edik wypytywa³ Fiediê o ¿ycie w górach. Fiedia od pocz¹tku zapa³a³ do dobrze wychowanego Edika wielk¹ sympati¹ i z ochot¹ odpowiada³ na wszystkie pytania. Najgorsi ze wszystkiego opowiada³ to alpini ci z gitarami. Mo¿ecie sobie wyobraziæ, jakie to straszne, gdy w naszych cichych ojczystych górach, gdzie szumi¹ jeno lawiny i to zawsze o tej samej porze, nad ranem, nagle nad g³ow¹ co zabrzêczy, zastuka i zacznie wrzeszczeæ o jakich tam idiotycznych historyjkach. To straszne, Ediku. Niektórzy u nas od tego choruj¹, najs³absi nawet umieraj¹ Mam klawesyn w domu kontynuowa³ z zadum¹. Stoi sobie na szczycie klawesyn, na lodowcu. Lubiê graæ na nim w ksiê¿ycowe noce, kiedy wokó³ jest cicho i bezwietrznie. S³ysz¹ mnie wtedy psy w dolinie i zaczynaj¹ wyæ. S³owo dajê, Ediku, ³zy cisn¹ mi siê do oczu, tak jest wtedy przyjemnie i smutno. Ksiê¿yc, muzyka p³ynie w przestrzeñ, a gdzie w oddali wyj¹ psy A co na to wasi wspó³towarzysze? zapyta³ Edik. Nie ma ich wtedy. Zazwyczaj zostaje tylko jeden ch³opczyk, ale mi nie przeszkadza. Kaleka. Zreszt¹, was to nie ciekawi. Przeciwnie, to bardzo ciekawe! Nie, nie Ale pewnie chcieliby cie wiedzieæ, sk¹d siê wzi¹³ tam klawesyn. Wyobra cie sobie, ¿e przynie li go alpini ci. Bili rekord i zobowi¹zali siê wci¹gn¹æ na nasz¹ górê klawesyn. Mamy u siebie wiele dziwnych przedmiotów. Wymy li sobie taki alpinista wedrzeæ siê na górê motocyklem, i mamy motocykl, choæ trochê uszkodzony Gitary mamy, rowery, popiersia ró¿ne, zenitówki Jeden rekordzista chcia³ 41


wjechaæ na traktorze, ale nie uda³o mu siê go dostaæ, wystara³ siê za to o walec drogowy. Szkoda, ¿e nie widzieli cie, jak on siê z tym walcem mêczy³. Tak siê stara³, ale nie uda³o mu siê, nie dojecha³ do niegów. Zabrak³o ledwie piêædziesiêciu metrów, aby my mieli te¿ walec drogowy O, jest i Gadacz, zaraz was poznam. Podeszli my do drzwi kawiarni. Na jasno o wietlonych schodach zbytkownego ganku, w pobli¿u obrotowych drzwi sta³ Gadacz Pluskwa. Mia³ zamiar wej æ, ale portier nie chcia³ go wpu ciæ. Gadacz by³ w ciek³y i zion¹³ od niego silny zapach drogiego courvoisiera. Fiedia przedstawi³ nas sobie, wsadzi³ Gadacza w pude³ko od zapa³ek i kaza³ mu siedzieæ cicho. Pluskwa siedzia³ cicho, ale ledwie weszli my do sali i znale li my wolny stolik, natychmiast rozwali³ siê na krze le i zacz¹³ bêbniæ palcami w blat, wzywaj¹c kelnera. Faktycznie to w kawiarni niczego nie jad³ ani nie pi³, ale mimo wszystko ¿¹da³ sprawiedliwo ci i pe³nej zgodno ci miêdzy prac¹ brygady kelnerów a wznios³ymi has³ami, o które walcz¹. Prócz tego wyra nie nadyma³ siê wobec Edika. Wiedzia³ ju¿, ¿e Edik przyjecha³ do Tmuskorpionu w³a nie po niego, i jako jego, Gadacza, pracodawca. Zamówili my sobie z Edikiem jajecznicê po wiejsku, sa³atkê z raków i wytrawne wino. Fiediê dobrze znano w kawiarni, wiêc przyniesiono mu tarty surowy kartofel, li cie marchwi i g³¹by kapu ciane, a przed Gadaczem postawiono faszerowane pomidory, które zamówi³ sobie dla zasady. Zjad³em sa³atkê i poczu³em siê upokorzony i zniewa¿ony. By³em zziajany jak najnêdzniejszy kundel, jêzyk stan¹³ mi ko³kiem i nic mi siê nie chcia³o. Prócz tego poprzez szum kawiarniany dolatywa³y do mnie bez przerwy skrzecz¹ce wrzaski: Nogi myæ i wodê piæ! W jej rodku! . Za to Gadacz by³ wyra nie we wspania³ym nastroju i z rozkosz¹ demonstrowa³ Edikowi strukturê filozoficzn¹ swojego umys³u, niezale¿no æ przekonañ i sk³onno æ do uogólnieñ. Po có¿ s¹ te bezmy lne i nieprzydatne do niczego istoty! mówi³, ogl¹daj¹c salê z poczuciem wy¿szo ci. Istotnie, 42


tylko takie ociê¿a³e, prze¿uwaj¹ce istoty pod wp³ywem kompleksu ni¿szo ci zdolne s¹ wymy liæ legendê o tym, ¿e s¹ panami przyrody. Pytanie tylko, sk¹d wzi¹³ siê ten pogl¹d. My, owady na przyk³ad, s³usznie uwa¿amy siê za panów przyrody. Jest nas wiele, jeste my wszechobecne, mamy ogromny przyrost naturalny i wiele z nas nie traci drogocennego czasu na bezmy lne zajmowanie siê potomstwem. Posiadamy takie organy czucia, o których wam, krêgowcom, nawet siê nie ni³o. Umiemy zapadaæ w anabiozê na ca³e wieki, bez ¿adnego dla siebie uszczerbku. Najbardziej inteligentni przedstawiciele naszej klasy ws³awili siê jako wielcy matematycy, architekci, socjologowie. Odkryli my idealny uk³ad spo³eczny, w³adamy gigantycznymi terytoriami, mo¿emy przenikn¹æ wszêdzie, gdzie nam siê zachce. Rozpatrzmy taki problem: co wy, ludzie, najbardziej rozwiniête istoty w ród ssaków, umiecie lub chcieliby cie umieæ, czego my by my nie umieli? Tak siê chwalicie, ¿e umiecie tworzyæ narzêdzia produkcji i pos³ugiwaæ siê nimi. Podobni jeste cie do kalek, chwal¹cych siê swoimi szczud³ami. Z wysi³kiem i trudem budujecie sobie mieszkania, korzystaj¹c z takich niezgodnych z natur¹ si³ jak ogieñ czy para, budujecie je przez tysi¹ce lat wci¹¿ inaczej i nie mo¿ecie znale æ wygodnej i racjonalnej formy mieszkania. A nêdzne mrówki, którymi serdecznie gardzê za wulgarno æ i kult si³y fizycznej, rozwi¹za³y ten problem sto milionów lat temu przy czym rozwi¹za³y raz i na zawsze. Chwalicie siê, ¿e siê rozwijacie i ¿e wasz rozwój nie ma koñca. Mo¿emy siê tylko z tego miaæ. Wywa¿acie otwarte drzwi, odkrywacie rzeczy od dawien dawna opatentowane i od niepamiêtnych czasów wykorzystywane, a w szczególno ci idealne stosunki spo³eczne i sens ¿ycia Edik s³ucha³ z profesjonalnym zainteresowaniem. Jestem, rzecz jasna, s³abym dialektykiem stwierdzi³ Fiedia, pogryzaj¹c wspania³ymi zêbami g³¹b ale wychowano mnie w przekonaniu, ¿e ludzki umys³ to najwy¿szy wytwór natury. W górach przywykli my baæ siê ludzkiej m¹dro ci i chyliæ przed ni¹ czo³o, i teraz, gdy otrzyma³em ju¿ pewne 43


wykszta³cenie, nie przestajê zachwycaæ siê t¹ mia³o ci¹ i sprytem, z którym cz³owiek stworzy³ i nie przestaje tworzyæ tak zwan¹ drug¹ przyrodê. Ludzki rozum to to pokrêci³ g³ow¹ i zamilk³. Druga przyroda! podchwyci³ jadowicie Pluskwa. Trzeci ¿ywio³, czwarte królestwo, pi¹ty zmys³, szósty cud wiata Prawdziwie wielki ludzki dzia³acz móg³by zapytaæ, po co wam dwie przyrody. Zapaskudzili cie jedn¹, a teraz chcecie zamieniæ j¹ na drug¹ Ju¿ wam powiedzia³em, Fiodor druga przyroda to szczud³a kaleki. A co siê tyczy rozumu Nie wam o tym mówiæ i nie mnie s³uchaæ. Od tysiêcy lat te buk³aki z po¿ywieniem pytluj¹ o rozumie i do dzi nie mog¹ siê dogadaæ, o co w³a ciwie chodzi. W jednym tylko s¹ zgodni: prócz nich nikt inny rozumu nie posiada. Paradne! Je li stworzenie jest ma³e, je li mo¿na je otruæ jakim chemicznym wiñstwem albo po prostu rozgnie æ palcem, to siê z nim nie patyczkuj¹. Rzecz jasna, stworzonko takie posiada instynkt, prymitywn¹ wra¿liwo æ, ni¿sze formy procesów nerwowych Typowy pogl¹d zakochanych w sobie imbecyli. Ale oni s¹ rozumni, nie potrzebuj¹ uzasadnienia, ¿eby mo¿na by³o owada rozgnie æ palcem bez wyrzutów sumienia. I popatrzcie, Fiodor, jak to uzasadniaj¹. Powiedzmy, ziemna osa z³o¿y³a w norce swoje jajka i d wiga po¿ywienie dla przysz³ego potomstwa. I có¿ robi¹ ci bandyci? Ci barbarzyñcy kradn¹ z³o¿one jajeczka, a potem pe³ni idiotycznego zadowolenia obserwuj¹, jak nieszczêsna matka zatyka cementem pust¹ norkê. Taka g³upia osa nie wie, co robi, i dlatego kieruje siê instynktem, lepym instynktem, rozumiecie? Rozumu nie posiada, a w razie potrzeby mo¿na j¹ i paznokciem Wyczuwacie, jakie to nikczemne pomieszanie pojêæ? A priori mo¿na stwierdziæ, ¿e celem ¿ycia osy jest rozmna¿anie i opieka nad potomstwem, a je li ona z tym zadaniem nie jest w stanie sobie poradziæ, to co z ni¹ zrobiæ? Oni, ludzie, maj¹ jaki swój kosmos-mosmos, fotosyntezê-motosyntezê, a nêdzna osa tylko rozmna¿anie, i to rozmna¿anie na 44


poziomie prymitywnego instynktu. Tym ssakom nawet do g³owy nie przyjdzie, ¿e taka osa ma bogatsze ¿ycie duchowe. Ile¿ w ci¹gu swego krótkiego ¿ycia musi dokonaæ, ile¿ jej siê chce dokonaæ! I w nauce, i w sztuce. Ci ciep³okrwi ci nawet nie zdaj¹ sobie sprawy, ¿e jej po prostu brak czasu i ochoty, by ogl¹daæ siê na swoje dzieci, tym bardziej ¿e to nawet nie dzieci, a bezmy lne jajka Naturalnie, osa ma swoje prawa, normy ¿yciowe, moralno æ. Poniewa¿ osy s¹ do æ nierozwa¿ne w kwestii przed³u¿enia gatunku, prawo przyrody z góry okre la kary za niesumienne wype³nianie obowi¹zków rodzicielskich. Ka¿da porz¹dna osa powinna wykonaæ czynno ci w okre lonej kolejno ci: wykopaæ norkê, z³o¿yæ jajeczka, przynie æ obezw³adnione g¹sienice i zatkaæ norkê. Czynno ci te s¹ po cichu kontrolowane, osa zawsze przewiduje mo¿liwo æ, ¿e za najbli¿szym kamyczkiem siedzi inspektor tajny agent. Rzecz jasna, osa widzi, ¿e jajeczka zosta³y skradzione lub zabrak³o jedzenia. Ale nie mo¿e z³o¿yæ jajeczek po raz drugi i wcale nie ma zamiaru traciæ czasu na uzupe³nianie zapasów. Zdaj¹c sobie w pe³ni sprawê z bezcelowo ci swoich poczynañ, udaje, ¿e nic nie zauwa¿y³a i doprowadza program do koñca, poniewa¿ wcale jej siê nie u miecha stawanie przed dziewiêcioma instancjami Komitetu Odnowy Gatunku Wyobra cie sobie, Fiodor, piêkn¹, prost¹ szosê od horyzontu po horyzont. Jaki eksperymentator stawia w poprzek drogi tablicê z napisem OBJAZD. Widoczno æ jest wietna, kierowca dobrze widzi, ¿e za tablic¹ absolutnie nic mu nie grozi. Nawet domy la siê, ¿e to czyj g³upi dowcip, ale zgodnie z zasadami dobrego automobilisty skrêca w boczn¹ drogê, trzêsie siê na wybojach, grzê nie w b³ocie, d³awi siê kurzem, traci masê czasu i nerwów, ¿eby znów wyjechaæ na tê sam¹ szosê dwie cie metrów dalej. Dlaczego? Wszystko z tego samego powodu: jest pos³uszny przepisom i nie chce wydeptywaæ korytarzy Inspektoratu Ruchu Drogowego, zw³aszcza ¿e mo¿e przypuszczaæ, i¿ to pu³apka i gdzie tam w krzakach siedzi inspektor z motocyklem. A teraz wyobra my sobie, ¿e nieznany eksperymentator pragnie zg³êbiæ problem poziomu 45


ludzkiego intelektu, i ¿e ten eksperymentator jest takim samym zakochanym w sobie g³upkiem jak ten, który rozbi³ gniazdo osy Cha cha cha! Z jakimi¿ wnioskami by wyskoczy³! Pe³en entuzjazmu Gadacz zastuka³ wszystkimi ³apkami po stole. Nie odrzek³ Fiedia. Zbytnio upraszczacie problem. To jasne, ¿e cz³owiek prowadz¹cy samochód nie ma okazji b³ysn¹æ intelektem. Zupe³nie tak samo przerwa³ bystry Pluskwa jak nie b³yszczy intelektem osa sk³adaj¹ca jajka. Czekajcie powiedzia³ Fiedia bez przerwy mi przerywacie. Chcia³em powiedzieæ No masz, i zapomnia³em, co chcia³em powiedzieæ Tak! ¯eby móc siê upajaæ potêg¹ ludzkiego rozumu, trzeba obj¹æ zmys³ami ca³y gmach tego rozumu, wszystkie zdobycze nauki, zdobycze literatury i sztuki. Przed chwil¹ wypowiedzieli cie siê pogardliwie o kosmosie, a przecie¿ sputniki, rakiety to wielki krok naprzód. Zgodzicie siê, ¿e ani jeden stawonóg nie jest w stanie rozwi¹zaæ takich problemów. Pluskwa ruszy³ pogardliwie w¹sami. Mogê na to odpowiedzieæ, ¿e kosmos stawonogom jest zupe³nie zbyteczny, dlatego te¿ nie bêdziemy o tym mówiæ. Nie rozumiecie prostych spraw, Fiodor. Ka¿dy gatunek posiada swoje historycznie umotywowane, przekazywane z pokolenia na pokolenie, marzenia. Urzeczywistnienie takich marzeñ nazywa siê zazwyczaj spe³nieniem. Ludzie mieli dwa g³ówne marzenia: marzenie o lataniu, wynikaj¹ce z zazdro ci wobec owadów, oraz marzenie, by dolecieæ do S³oñca, wynikaj¹ce z ignorancji, gdy¿ ludziom zdawa³o siê, ¿e S³oñce jest na wyci¹gniêcie rêki. Nie mo¿na siê jednak spodziewaæ, by ró¿ne gatunki, a tym bardziej ca³e typy ¿ywych stworzeñ posiada³y jedno i to samo Wielkie Marzenie. mieszn¹ rzecz¹ by³oby przypuszczaæ, ¿e u much z pokolenia na pokolenie przekazywane jest marzenie latania, u o miornic marzenie o morskich g³êbinach, a u nas, cimex lectularia o S³oñcu, którego nie znosimy. Ka¿dy marzy o tym, co 46


nieosi¹galne, ale obiecuje zadowolenie. Rodowym marzeniem o miornic, jak wiemy, jest swobodne poruszanie siê po l¹dzie, i o miornice w swoich morskich otch³aniach wiele i skutecznie my l¹ na ten temat. Odwiecznym i z³owieszczym marzeniem wirusów jest absolutna w³adza nad wiatem i niezale¿nie od tego, jak przera¿aj¹ce s¹ metody, którymi siê pos³uguj¹, nie mo¿na odmówiæ im wytrwa³o ci, wynalazczo ci i zdolno ci do samopo wiêcenia w imiê wielkiego celu. A potê¿ne marzenie b³onkoskrzyd³ych? Wiele milionów lat temu nierozwa¿nie wysz³y na l¹d i do tej chwili marz¹, by znów powróciæ w ojczysty ¿ywio³. Gdyby cie mogli us³yszeæ ich pie ni i ballady o morzu! Serce pêka z ¿a³o ci i wspó³czucia. W porównaniu z tymi balladami bohaterski mit o Ikarze i Dedalu to po prostu mieszna bajeczka. I có¿? Co nieco ju¿ osi¹gnê³y, przy czym w wyj¹tkowo sprytny sposób, bowiem dla owadów pomys³owe rozwi¹zania s¹ typowe. Wychodz¹ na swoje, tworz¹c nowe gatunki. Z pocz¹tku stworzy³y wa¿kê biegaj¹c¹ po wodzie, potem wa¿ki wodo³azy, a teraz ca³¹ par¹ idzie praca nad wytworzeniem wa¿ki oddychaj¹cej w wodzie. Nie mówiê ju¿ o nas pluskwach. Osi¹gnêli my ju¿ swoje dawno: kiedy pojawi³y siê na wiecie te buk³aki z mieszank¹ pokarmow¹ Rozumiecie mnie, Fiodor? Ka¿de plemiê ma swoje marzenia. Nie nale¿y siê chwaliæ osi¹gniêciami przed swoimi s¹siadami na planecie. Ryzykujecie wpadniêcie w do æ g³upie po³o¿enie. Uznaj¹ was za g³upców ci, którym wasze marzenia s¹ obce, a za ¿a³osne gadu³y ci, którzy swoje marzenia ju¿ dawno zrealizowali. Nic wam na to nie mogê odpowiedzieæ, Gadaczu odrzek³ Fiedia ale muszê przyznaæ, ¿e nie jest mi przyjemnie was s³uchaæ. Po pierwsze, nie lubiê, gdy chytr¹ kazuistyk¹ obala siê oczywiste fakty, a po drugie, jestem mimo wszystko cz³owiekiem. Cz³owiekiem niegu. Brakuj¹cym ogniwem. Nic na to nie poradzicie. Jeste cie nawet, je li chcecie wiedzieæ, niejadalni. A czemu¿ to nie zaprzecz¹ mi przedstawiciele tak zwanego gatunku homo sapiens? Czemu nie broni¹ honoru 47


swego gatunku, swojej klasy, swojego rodzaju? Wyja niê: bo nie maj¹ nic do powiedzenia. Uwa¿ny zazwyczaj Edik pu ci³ mimo uszu to wyzwanie. Sam te¿ mia³bym co do powiedzenia, bo ten gadu³a doprowadza³ mnie do bia³ej gor¹czki, ale powstrzyma³em siê. Wiedzia³em, ¿e Fiodor Simeonowicz patrzy w tej chwili w magiczny kryszta³ i widzi wszystko. Pozwólcie mnie powiedzia³ Fiedia. Tak, jestem cz³owiekiem niegu. Owszem, przyjête jest, ¿e mo¿na nas obra¿aæ. Obra¿aj¹ nas nawet ludzie, nasi najbli¿si krewni, nasza nadzieja, symbol naszej wiary w przysz³o æ Nie, nie, pozwólcie Ediku, ¿e powiem, co my lê. Obra¿aj¹ nas najciemniejsze i najbardziej zacofane warstwy ludzkiego rodu, nadaj¹c nam nikczemne przezwisko yeti , które, jak wiadomo, wspó³brzmi ze swiftowskim Jahu i przezwisko go³ub jawan , które oznacza albo ogromna ma³pa , albo szkaradny cz³owiek niegu . Obra¿aj¹ nas tak¿e najwybitniejsi przedstawiciele ludzko ci, okre laj¹c nas jako antropoidy , cz³ekokszta³tni i innymi m¹drze brzmi¹cymi, ale hañbi¹cymi nas przezwiskami. Byæ mo¿e istotnie jeste my godni pewnego lekcewa¿enia. Powoli rozumujemy, jeste my zupe³nie niewybredni, powoli d¹¿ymy ku lepszemu, umys³ nasz jest jeszcze w letargu. Ale wierzê, wiem, ¿e to Ludzki Umys³, znajduj¹cy najwiêksz¹ satysfakcjê w przekszta³caniu przyrody, pocz¹tkowo otaczaj¹cej, a w perspektywie swojej w³asnej. Mimo wszystko jeste cie, Gadaczu, paso¿ytem. Wybaczcie, ale u¿ywam tego terminu w sensie naukowym. Nie chcê was obra¿aæ, ale jeste cie paso¿ytem i nie rozumiecie, jaka to satysfakcja przekszta³caæ przyrodê. I jak¹ to ma perspektywê! Przyroda jest przecie¿ nieskoñczona i mo¿na j¹ przekszta³caæ nieskoñczenie d³ugo. Oto dlaczego cz³owieka nazywa siê królem przyrody. On nie tylko bada przyrodê, nie tylko znajduje ogromn¹, lecz pasywn¹ satysfakcjê w jedno ci z przyrod¹, on przekszta³ca przyrodê, kszta³tuje j¹ wedle w³asnych potrzeb, wedle swojego ¿yczenia, a potem bêdzie j¹ kszta³towaæ wedle w³asnej fantazji. 48


No tak powiedzia³ Pluskwa. A tymczasem cz³owiek obejmuje niejakiego Fiodora za szerokie, ow³osione ramiona, wyprowadza na estradê i proponuje niejakiemu Fiodorowi przedstawienie procesu ucz³owieczenia ma³py wobec t³umu obywateli, pogryzaj¹cych pestki Uwaga! krzykn¹³ nagle. Dzi w klubie odbêdzie siê prelekcja kandydata nauk Wiabujewa-Frankensteina pod tytu³em Darwinizm kontra religia , z naoczn¹ obserwacj¹ procesu ucz³owieczenia ma³py! Akt pierwszy: Ma³pa . Fiodor siedzi pod sto³em prelegenta i z wpraw¹ iska siê pod pachami, wodz¹c smutnymi oczami na wszystkie strony. Akt drugi: Cz³owiekma³pa . Fiodor, trzymaj¹c w d³oniach kij od szczotki, ³azi po estradzie szukaj¹c, kogo by zabiæ. Akt trzeci: Ma³polud . Fiodor pod kontrol¹ i przewodnictwem stra¿aka rozpala na ¿elaznej blasze niewielkie ognisko, okazuj¹c przy tym jednocze nie przera¿enie i zachwyt. Akt czwarty: Cz³owieka stworzy³a praca . Fiodor z zepsutym kilofem jako pierwotny kowal. Akt pi¹ty: Apoteoza . Fiodor siada za pianinem i gra Marsza tureckiego Pocz¹tek wyk³adu o szóstej, a po prelekcji nowy zagraniczny film Ostatni brzeg oraz tañce! Nadzwyczaj pochlebiony Fiedia u miechn¹³ siê nie mia³o. Oczywi cie, Gadaczu powiedzia³ tkliwie. Wiedzia³em, ¿e nie ma miêdzy nami istotnej ró¿nicy zdañ. W³a nie takim sposobem, powolutku, po troszeñku, rozum zaczyna tworzyæ swoje po¿yteczne cuda, obiecuj¹c w przysz³o ci Archimedesów, Newtonów i Einsteinów. Tylko niepotrzebnie przeceniacie moj¹ rolê w tym kulturowym przedsiêwziêciu, chocia¿ domy lam siê, ¿e chcecie mi tym zrobiæ po prostu przyjemno æ. Pluskwa spojrza³ na niego szalonym wzrokiem, a ja roze mia³em siê z³o liwie. Fiedia siê zaniepokoi³. Czy powiedzia³em co nie tak? zapyta³. Zuch odrzek³em. Dali cie mu tak¹ odpowied , ¿e zupe³nie skapcania³. Widzicie, z bezsilno ci zacz¹³ ¿reæ faszerowane pomidory. 4 Bajka o Trójce

49


Tak. Gadaczu, s³ucham was z zainteresowaniem powiedzia³ Edik. Oczywi cie wcale nie zamierzam oponowaæ, poniewa¿ przewidujê, ¿e czeka nas jeszcze wiele dyskusji na niezmiernie powa¿ne tematy. Chcia³em tylko stwierdziæ, ¿e w waszych rozwa¿aniach zbyt wiele jest opinii ludzkich, a zbyt ma³o spostrze¿eñ oryginalnych, opartych na psychologii cimex lectularia. Dobrze, dobrze wykrzykn¹³ z rozdra¿nieniem Pluskwa. Wszystko to bardzo ³adnie, mo¿e jednak chocia¿ jeden przedstawiciel homo sapiens zni¿y siê do prostej odpowiedzi na rozwa¿ania, które dane mi by³o dzi wypowiedzieæ? A mo¿e nie ma co odpowiadaæ? Czy cz³owiek rozumny ma do rozumu lepszy stosunek ni¿ okularnik do tego szeroko rozpowszechnionego optycznego urz¹dzenia? Czy nie posiada argumentów dostêpnych pojmowaniu stworzeñ, które s¹ w wy³¹cznym w³adaniu prymitywnych instynktów? W tym momencie nie wytrzyma³em. Mia³em argument dostêpny pojmowaniu i z przyjemno ci¹ z niego skorzysta³em. Zademonstrowa³em Gadaczowi swój palec wskazuj¹cy i wykona³em nim ruch, jakbym ciera³ ze sto³u zbêdn¹ kroplê. Bardzo dowcipnie powiedzia³ Pluskwa, bledn¹c. To zaiste wy¿szy poziom inteligencji Fiedia poprosi³ nie mia³o, by wyja niono mu sens pantomimy, jednak¿e Gadacz oznajmi³, ¿e to wszystko bzdury. Ju¿ mi to zbrzyd³o o wiadczy³ przesadnie g³o no, rozgl¹daj¹c siê wynio le. Chod my st¹d. Zap³aci³em i wyszli my. Na ulicy przystanêli my, aby zastanowiæ siê, co robiæ dalej. Edik zaproponowa³, by pój æ do hotelu i spróbowaæ jako siê urz¹dziæ, ale Fiedia powiedzia³, ¿e w Tmuskorpionie hotel to nie problem. W ca³ym hotelu mieszka tylko Trójka, a pozosta³e pokoje s¹ wolne. Spojrza³em na skopanego Pluskwê, poczu³em wyrzuty sumienia i zaproponowa³em spacer przy ksiê¿ycu nad brzegami Skorpionki. Fiedia popar³ mnie, Pluskwa natomiast zaprotestowa³. Czu³ siê zmêczony, ma do æ tych niekoñcz¹cych siê rozmów, poza 50


tym jest g³odny i najlepiej bêdzie, je li pójdzie do kina. Zrobi³o nam siê go ¿al. By³ tak wstrz¹ niêty i zaszokowany moim gestem, mo¿e istotnie odrobinê nietaktownym, ¿e przystali my na jego propozycjê. W tym momencie spod budki z piwem wynios³o na nas staruszka Edelwejsa. W jednej rêce trzyma³ kufel piwa, a w drugiej swój agregat. Be³kocz¹c po pijacku wyrazi³ swoje oddanie nauce i mnie osobi cie, za¿¹da³ te¿ pokrycia kosztów pobytu w specjalnych warunkach i pieniêdzy na nadzwyczajne wydatki zwi¹zane z jakim demonta¿em. Da³em mu rubla i staruszek popêdzi³ z powrotem w kierunku budki. W drodze do kina Pluskwa nie móg³ siê w ¿aden sposób uspokoiæ. Przechwala³ siê, zaczepia³ przechodniów, b³yska³ aforyzmami i paradoksami, ale widaæ by³o, ¿e nie mo¿e zaznaæ spokoju. Aby zwróciæ Pluskwie równowagê duchow¹, Edik opowiada³ mu, jaki to gigantyczny wk³ad mo¿e on Pluskwa wnie æ w rozwój teorii szczê cia linearnego, zrobi³ aluzjê do miêdzynarodowej s³awy i wspomnia³ o nieuchronno ci d³ugoterminowych delegacji za granic¹, w tym tak¿e do krajów egzotycznych. Duchowa równowaga wróci³a Pluskwie w zupe³no ci. Rozpogodzi³ siê, odprê¿y³, i jak tylko zgaszono na sali wiat³a, polaz³ gry æ widzów, tak ¿e z Edikiem stracili my ca³¹ rado æ z pobytu w kinie. Edik ba³ siê, ¿e Gadacza po cichu rozgniot¹, a ja oczekiwa³em skandalu. Prócz tego w sali by³o duszno, a film wywo³ywa³ po prostu md³o ci i westchnêli my z ulg¹, gdy wszystko siê skoñczy³o. wieci³ ksiê¿yc, od Skorpionki wia³o ch³odem. Fiedia przeprosi³ nas i powiedzia³, ¿e jest zmuszony i æ ju¿ spaæ. W dole, pod skarp¹, Skorpionka w swoich kryszta³owych nurtach nios³a truj¹ce cieki. Po przeciwnej stronie w ksiê¿ycowym wietle rozci¹ga³y siê szeroko podmok³e ³¹ki. Na horyzoncie ciemnia³ postrzêpiony skraj odleg³ego lasu. Nad jakimi mrocznymi, na wpó³ zburzonymi wie¿ami wykonywa³ ewolucje lataj¹cy spodek. Co to za gruzy? zapyta³ Edik. To Twierdza So³owina odpowiedzia³ Fiedia. 51


Niemo¿liwe! zdumia³ siê Edik. Ta sama? Spod Muroma? Tak. Dwunasty wiek. A dlaczego s¹ tylko dwie wie¿e? zapyta³ Edik. Fiedia wyja ni³, ¿e do czasu oblê¿enia by³o ich cztery: Kikimora, A³ka³ka, Pluñ-Jadowita i Ugo³ownica. Godzilla wypali³ cianê miêdzy A³ka³k¹ a Ugo³ownic¹, wdar³ siê na podwórzec i wszed³ obroñcom na ty³y. By³ wprawdzie najsilniejszym, ale i najg³upszym ze wszystkich czterog³owych smoków. Nie mia³ pojêcia o taktyce i nie chcia³ siê nawet na tym znaæ i dlatego, zamiast skoncentrowanymi si³ami burzyæ jedn¹ wie¿ê po drugiej, porwa³ siê jednocze nie na wszystkie cztery. W twierdzy siedzia³o plugastwo do wiadczone i odwa¿ne. Bracia Rozbójnicy So³owiej Odichmantiewicz i Lagwa Odichmantiewicz, wraz z nimi Licho Jednookie, a tak¿e sprzyjaj¹cy im z³y duch Konczar o przezwisku Prysz. I Godzilla dosta³ za swoj¹ g³upotê i chciwo æ. Pocz¹tkowo uda³o mu siê pokonaæ Konczara, z³o¿onego tego dnia wirusow¹ gryp¹, i do Pluñ-Jadowitej wdarli siê Godzilla i szubrawiec Wampir Beowulf, który w tym momencie przerwa³ dzia³ania bojowe i zaj¹³ siê pijañstwem i grabie¿¹. By³o to jednak w ca³ej kampanii pierwsze i jedyne zwyciêstwo Godzilli. So³owiej Odichmantiewicz walczy³ w ciekle i z zapa³em na progu A³ka³ki, nie cofaj¹c siê na krok. Lagwa Odichmantiewicz na skutek niedo wiadczenia wynikaj¹cego z niepe³noletno ci odda³ pierwsze piêtro Kikimory, ale na drugim umocni³ siê, rozko³ysa³ wie¿ê i zwali³ j¹ wraz ze sob¹ na atakuj¹c¹ go g³owê przeciwnika w tym samym momencie, kiedy sprytne i zimnokrwiste Licho Jednookie zwabi³o prawoskrzyd³ow¹ g³owê w saletrzan¹ piwnicê Ugo³ownicy i wysadzi³o w powietrze z ca³¹ jej zawarto ci¹. Pozbawiony po³owy g³ów i bez tego ograniczony Godzilla zg³upia³ ostatecznie. Miota³ siê po twierdzy, mia¿d¿¹c swoich i obcych, a¿ wreszcie wierzgaj¹c rzuci³ siê do ucieczki. Na tym bój siê zakoñczy³. Pijanego Beowulfa So³owiej Odichmantiewicz wykoñczy³ uderzeniem akustycznym, po czym sam zgin¹³ od licznych oparzeñ. Ocala³e 52


wied my, diab³y le ne, wodniki, a³ka³ki, kikimory i duchy domowe wyt³uk³y zdemoralizowane wilko³aki, trolle, gnomy, satyry, najady i driady, które, pozbawione od tego momentu dowództwa, poroz³azi³y siê w nie³adzie po okolicznych lasach. Je li za chodzi o durnia Godzillê, ponios³o go na wielkie bagna nazywane od tego czasu Krowi¹ Topiel¹, gdzie zdech³ na gazow¹ gangrenê. Ciekawe powiedzia³ Edik, wpatruj¹c siê w ciemne, kosmate bry³y A³ka³ki i Pluñ-Jadowitej. A mo¿na tam wej æ? Mo¿na odrzek³ Fiedia. Za pi¹taka. Spacer wypad³ na medal. Fiedia obja ni³ nam budowê wszech wiata i przy sposobno ci okaza³o siê, ¿e widzi go³ym okiem obrêcze Saturna i Czarn¹ Plamê na Jupiterze. Zawistny Pluskwa udowadnia³ zapalczywie, ¿e to wszystko nonsens, bowiem w rzeczy samej Wszech wiat posiada formê sprê¿ynowego materaca. Ca³y czas krêci³ siê wokó³ nie mia³y Ku ma, pterodaktyl pospolity. W³a ciwie, niezbyt dok³adnie obejrzeli my go po ciemku. Tupa³ drobnym kroczkiem gdzie z przodu, z cichym kwakaniem ³ama³ krzaki i od czasu do czasu podfruwa³, zakrywaj¹c rozpostartymi skrzyd³ami ksiê¿yc. Wo³ali my go obiecuj¹c smako³yki i przyja ñ, ale nie zdecydowa³ siê na zbli¿enie. W Kolonii poznali my te¿ przybysza Konstantyna. Konstantyn mia³ ogromnego pecha. Jego lataj¹cy spodek wyl¹dowa³ tu jaki rok temu. Statek uleg³ powa¿nemu uszkodzeniu i ochronne pole si³owe, które wytwarza³o siê automatycznie w momencie l¹dowania, nie wynios³o Konstantyna wzwy¿. Pole to by³o skonstruowane tak, ¿e nie przepuszcza³o ¿adnych obcych cia³. Sam Konstantyn wraz ze swoim ubraniem i z elementami silnika potrafi³ bez ¿adnej trudno ci przechodziæ w obie strony poprzez bzow¹ b³onkê, ale rodzina polnych myszy, która przypadkowo znalaz³a siê na terenie l¹dowiska, pozosta³a tam i Konstantyn zmuszony by³ karmiæ je swoimi ubogimi zapasami, poniewa¿ nawet we w³asnym ¿o³¹dku nie móg³ przenie æ ziemskiego po¿ywienia pod ochronny klosz. Pod kloszem znalaz³y siê te¿ zapomniane przez kogo w parkowej alei 53


miêkkie pantofle i by³o to jedyne z ziemskich dóbr, z których Konstantyn móg³ mieæ jakikolwiek po¿ytek. Prócz pantofli i myszy w ochronnym polu znalaz³y siê dwa krzaki wilczej jagody, kawa³ek cudacznej ³awki parkowej z powycinanymi wszystkimi mo¿liwymi napisami i æwieræ akra szarej, nigdy nie wysychaj¹cej ziemi. Sprawy Konstantyna wygl¹da³y le. Jego statek nie dawa³ siê naprawiæ. W miejscowych warsztatach nie by³o ani odpowiednich czê ci zapasowych, ani specjalnego oprzyrz¹dowania. To i owo mo¿na by by³o zdobyæ w wiatowych centralach naukowych, ale konieczne by³o wstawiennictwo Trójki i Konstantyn ju¿ od wielu miesiêcy z niecierpliwo ci¹ oczekiwa³ wezwania. Pok³ada³ pewne nadzieje w pomocy Ziemian, liczy³, ¿e mo¿e uda mu siê chocia¿ zdj¹æ to przeklête pole ochronne i sprowadziæ na statek jakiego wybitnego naukowca. W ogóle jednak by³ w nastroju raczej pesymistycznym, przygotowany na to, ¿e ziemska technika bêdzie mog³a mu pomóc dopiero za oko³o dwie cie lat. wiec¹cy jak gigantyczna lampa gazowa lataj¹cy spodek Konstantyna sta³ w pobli¿u drogi. Spod spodka stercza³y obute w siedmiomilowe pantofle numer czterdziesty czwarty nogi Konstantyna, opêdzaj¹ce siê od mysiej rodziny, natrêtnie ¿¹daj¹cej kolacji. Fiedia zapuka³ w pole ochronne i Konstantyn na nasz widok wysun¹³ siê spod spodka. Krzykn¹³ na myszy i podszed³ do nas. Wspania³e pantofle pozosta³y oczywi cie w rodku i myszy natychmiast zrobi³y sobie w nich schronienie. Przedstawili my siê, wyrazili my wspó³czucie i zapytali my, co s³ychaæ. Konstantyn poinformowa³ nas dumnie, ¿e chyba zaczê³o mu siê szczê ciæ i wyliczy³ dwadzie cia nazw nieznanych nam urz¹dzeñ, które by³y mu niezbêdne. Okaza³ siê byæ istot¹ towarzysk¹, inteligentn¹ i przyjazn¹ nam. Mo¿e stêskni³ siê po prostu za rozmówcami. Na wszystkie nasze pytania udziela³ ochoczo odpowiedzi. Wygl¹da³ do æ nieszczególnie, wiêc powiedzieli my mu, ¿e to szkodliwe tak du¿o pracowaæ, i ¿e pora ju¿ spaæ. Oko³o dwudziestu minut t³umaczyli my mu, co to znaczy spaæ , wreszcie Konstantyn orzek³, 54


¿e to go nie interesuje i lepiej, je li nie bêdzie siê tym zajmowaæ. Prócz tego zbli¿a³a siê pora karmienia myszy. U cisn¹³ nam d³onie i znów wlaz³ pod spodek. Po¿egnali my siê z Fiedi¹ i Kosti¹ i ruszyli my do hotelu. Godzina by³o ju¿ pó na, miasto zasypia³o i tylko gdzie w oddali przygrywa³a harmoszka i czyste dziewczêce g³osy opowiada³y: Mam amanta, mówiê mu Trójokiemu, patrz¹c w oczy Poca³unki na nic tu Lecz rozum nas jednoczy.

55


Sprawa nr 72

Przybysz Konstantyn

anne s³oñce wyjrza³o zza horyzontu i ciep³ym potokiem wdar³o siê w otwarte okna sali posiedzeñ, gdy na progu stan¹³ kamiennolicy £awr Fiedotowicz. Natychmiast poleci³ zas³oniæ okna. Spo³eczeñstwu to niepotrzebne wyja ni³. W lad za nim pojawi³ siê Chlebowwodow, popychaj¹cy przed sob¹ Wybiega³³ê. Wybiega³³o, wymachuj¹c teczk¹, perorowa³ co gor¹co po francusku, a Chlebowwodow przygadywa³: Dobrze, tylko spokojnie, rozbryka³ siê . Ledwie komendant zaci¹gn¹³ zas³ony, na progu stan¹³ Farfurkis. ¯u³ co i ociera³ usta. Niewyra nie trajkocz¹c, przeprosi³ za spó nienie i prze³kn¹³ wszystko, co mia³ w ustach. Protestujê! wrzasn¹³. Czy cie zwariowali, towarzyszu Zubo! Natychmiast ods³oniæ okna! Co za zwyczaj odgradzaæ siê i rzucaæ cieñ? Powsta³a wyj¹tkowo przykra atmosfera. Sytuacja rozwik³ywa³a siê, Farfurkisa poni¿ano, zapêdzano w kozi róg, mieszano z b³otem i wieszano na nim psy, a Wybiega³³o z wyrzutem kiwa³ g³ow¹ i dwuznacznie spogl¹da³ w moj¹ stronê, jakby mówi¹c: Oto niemoralno ci godne p³ody! . Podeptanego, rozszarpanego, storturowanego i wym³óconego Farfurkisa,

R

56


puszczono ³askawie, by dogni³ na swoim miejscu. Karc¹cy odwijali zakasane rêkawy, wyd³ubywali strzêpy skóry spod paznokci, lizali pokrwawione piê ci i porykuj¹c mimo woli od czasu do czasu, rozsiedli siê za sto³em i oznajmili swoj¹ gotowo æ do rozpoczêcia porannego posiedzenia. Hrrrm rzek³ £awr Fiedotowicz, rzuciwszy ostatnie spojrzenie na ukrzy¿owane zw³oki. Nastêpny! Referujcie, towarzyszu Zubo. Komendant wygiêtymi w szpony palcami cisn¹³ otwart¹ teczkê. Ostatni raz nabieg³ymi krwi¹ oczami rzuci³ zza papierów spojrzenie na pad³ego wroga. Ostatni raz wpi³ siê ciê¿ko tylnymi ³apami w ziemiê i zabulgota³o mu w gardle. Wci¹gn¹³ szeroko rozdêtymi nozdrzami s³odki aromat zgnilizny i uspokoi³ siê. Sprawa numer siedemdziesi¹t dwa zajazgota³. Konstantyn Konstantynowicz Konstantynow, dwie cie trzydziesty przed nasz¹ er¹, miasto Konstantynow, planeta Konstantyna, gwiazda Antares Zaraz, zaraz! przerwa³ mu Chlebowwodow. Co wy nam tu czytacie? Czy wy nam tu powie æ czytacie? A mo¿e wodewil? Ankietê nam czytasz, a wychodzi wodewil. £awr Fiedotowicz uniós³ lornetkê i spojrza³ na komendanta. Ten zapad³ siê niemal pod ziemiê. Pamiêtam, tego, w Syzraniu kontynuowa³ Chlebowwodow zrobili mnie kierownikiem kursów podnoszenia kwalifikacji redniego personelu i tam te¿ by³ taki jeden. Ulicy nie chcia³ zamiataæ Tylko nie w Syzraniu, o ile sobie przypominam, a w Saratowie No tak, jasne, w Saratowie! Najpierw organizowa³em szko³ê mistrzów m³ynarskich, a potem, znaczy siê, skierowali mnie na te kursy Tak, w Saratowie, w piêædziesi¹tym drugim, zim¹. Mrozy, pamiêtam, jak w Syberii Nie powiedzia³ z ubolewaniem nie, to nie by³o w Saratowie. To by³o na Syberii, ale w jakim mie cie czekajcie, co mi ba ka nie pracuje. Jeszcze wczoraj pamiêta³em... Ech, dobrze by tak w tym mie cie Zamilk³ i rozdziawi³ usta z wysi³ku. £awr Fiedotowicz odczeka³ krótk¹ chwilê i zapyta³, czy s¹ pytania do referenta. 57


Dowiedzia³ siê, ¿e nie, i poleci³ Chlebowwodowowi kontynuowaæ. £awrze Fiedotowiczu jêkn¹³ ¿a³o nie Chlebowwodow. Zapomnia³em, rozumiecie, zapomnia³em. Zapomnia³em i kwita. Niech on dalej referuje, a ja tymczasem przypomnê sobie Tylko niech z sensem czyta, niech punkty wymienia, a nie co drobi, bo to ani r¹k, ani nóg nie ma Referujcie dalej, towarzyszu Zubo powiedzia³ £awr Fiedotowicz. Punkt pierwszy odczyta³ lêkliwie komendant. Narodowo æ Farfurkis pozwoli³ sobie cichutko zaszemraæ i natychmiast zamar³ ze strachu. Jednak¿e Chlebowwodow z³owi³ ten gest. Od pocz¹tku! rozkaza³ komendantowi. Od pocz¹tku! Jeszcze raz czytajcie! Punkt pierwszy powiedzia³ komendant. Nazwisko Komendant czyta³ wszystko od pocz¹tku, a ja zacz¹³em ogl¹daæ remoralizator. P³askie, b³yszcz¹ce pude³ko z szybkami, podobne by³o do dziecinnego samochodziku. Edik obchodzi³ siê z tym urz¹dzeniem zadziwiaj¹co sprawnie. Ja bym tak nie potrafi³. Zagapi³em siê. Chersoñ wrzasn¹³ nagle Chlebowwodow. W Chersoniu to by³o, ot co A ty wal dalej powiedzia³ do komendanta. Tak to sobie przypomnia³em Przysun¹³ siê do £awra Fiedotowicza i krztusz¹c siê ze miechu zacz¹³ mu co szeptaæ do ucha. Rysy twarzy towarzysza Winiukowa zaczê³y objawiaæ tendencje do odkamienienia, tak ¿e gwoli demokracji zmuszony by³ skryæ siê za sw¹ szerok¹ d³oni¹. Punkt szósty niezdecydowanie czyta³ komendant. Wykszta³cenie: wy¿sze syn kry kre kretystyczne. Jakie? Jakie wykszta³cenie? Synkretystyczne powtórzy³ komendant jednym tchem. Aha powiedzia³ Chlebowwodow i popatrzy³ na £awra Fiedotowicza. To dobrze dobitnie rzek³ £awr Fiedotowicz. Cenimy samokrytykê. Referujcie dalej, towarzyszu Zubo. 58


Punkt siódmy. Znajomo æ jêzyków obcych: wszystkie bez s³ownika. Jak, jak? powiedzia³ Chlebowwodow. Wszystkie powtórzy³ komendant. Bez s³ownika. £adna samokrytyka powiedzia³ Chlebowwodow. W porz¹dku, sprawdzimy to. Punkt ósmy. Zawód i obecne miejsce pracy: czytelnik poezji, amfibrachista, przebywa na krótkoterminowym urlopie. Punkt siódmy Czekajcie powiedzia³ Chlebowwodow. Gdzie on pracuje? W chwili obecnej jest na urlopie wyja ni³ komendant. Krótkoterminowym. To i bez was rozumiem odpar³ Chlebowwodow pytam, jaka jest jego specjalno æ. Czytelnik powiedzia³ komendant, podnosz¹c teczkê do oczu. Wiersze widocznie czyta. Chlebowwodow uderzy³ piê ci¹ w stó³. Ja ci nie mówiê, ¿e jestem g³uchy! krzykn¹³. Co on czyta, to ju¿ s³ysza³em. Czyta, to niech sobie czyta w czasie wolnym. Specjalno æ, pytam! Jako kto pracuje? Gdzie? Wybiega³³o milcza³, wiêc nie wytrzyma³em. Jego specjalno æ to czytanie poezji. Specjalizuje siê w amfibrachu. Chlebowwodow obrzuci³ mnie podejrzliwym spojrzeniem. Nie powiedzia³. Amfibrach to zrozumia³em. Amfibrach, to ten tego Czego to ja siê chcia³em dowiedzieæ? Chcê wiedzieæ, za co mu pensjê p³ac¹. U nich pensji jako takiej nie ma wyja ni³em. A! ucieszy³ siê Chlebowwodow. Bezrobotny! Ale w tym momencie znów siê nastroszy³ Nie, nie pasuje! Koniec z koñcem siê u was nie wi¹¿e. Pensji nie ma, a urlop jest. Co wy tu wykrêcacie kota ogonem Hrrrm rzek³ £awr Fiedotowicz. Jest pytanie do referenta oraz konsultanta naukowego. Zawód sprawy numer siedemdziesi¹t dwa. 59


Czytelnik poezji! szybko odpar³ Wybiega³³o. I na dodatek tego amfibrachista. Miejsce pracy w chwili obecnej nastawa³ £awr Fiedotowicz. Przebywa na krótkoterminowym urlopie. Odpoczywa, znaczy siê, krótkoterminowo. £awr Fiedotowicz przeniós³ wzrok na Chlebowwodowa, nie odwracaj¹c g³owy. Pytania jeszcze s¹? zapyta³. Chlebowwodow zacz¹³ siê smêtnie wierciæ. Go³ym okiem by³o widaæ, jak dumna cecha mêstwa w walce o solidarno æ ze zdaniem kierownictwa bije siê w nim z mniej wznios³ym uczuciem obowi¹zku obywatelskiego. W koñcu zwyciê¿y³ obywatelski obowi¹zek, choæ z zauwa¿alnym dla niego uszczerbkiem. Co to ja chcia³em powiedzieæ, £awrze Fiedotowiczu rzek³ przymilnie Chlebowwodow. Przecie¿, ot co powinienem powiedzieæ! Amfibrachista to ca³kiem zrozumia³e. Amfibrach to, ten tego I w kwestii poezji te¿ jasne. Puszkin, tego, Micha³kow, Korniejczuk A teraz czytelnik. Brak w rejestrze takiego zawodu! Chodzi o to, ¿e znaczy siê wierszyki czytujê, a mnie za to daj¹ wiadczenia, daj¹ mi urlop ot co chcia³em wyja niæ. £awr Fiedotowicz podniós³ lornetkê i wpatrzy³ siê w Wybiega³³ê. Wys³uchamy zdania konsultanta og³osi³. Wybiega³³o podniós³ siê. Tego powiedzia³ i pog³adzi³ brodê. Towarzysz Chlebowwodow s³usznie akcentuje tu problem i prawid³owo rozk³ada akcenty. Spo³eczeñstwo kocha wiersze se la men sur le kior ke ¿e wu le di. Ale czy wszystkie wiersze s¹ potrzebne spo³eczeñstwu? ¯e wu demand anpio, czy wszystkie? Wszyscy wiemy, ¿e zdecydowanie nie wszystkie. Dlatego powinni my surowo przestrzegaæ tego okre lonego, znaczy siê, kursu, nie traciæ z oczu latarni morskiej i tego le win etire ili fo le buar. Moje zdanie jest takie: ede-tua e dio tedera. Zaproponowa³bym przy tym, aby my wys³uchali jeszcze 60


obecnego tu przedstawiciela z do³u, towarzysza Priwa³owa. Wezwaæ go, ¿e tak powiem, w charakterze wiadka £awr Fiedotowicz przeniós³ spojrzenie na mnie. No có¿, zaczynaj powiedzia³ Chlebowwodow. Wszystko jedno, bez przerwy siê wyrywa, nie mo¿e na miejscu usiedzieæ, to niech wyja nia, jak taki cwany Wuala z gorycz¹ powiedzia³ Wybiega³³o ledukasjon kon donno ¿enbom daprezan! Mówiê przecie¿, zaczynaj powtórzy³ Chlebowwodow. Jest u nich bardzo wielu poetów wyja ni³em. Wszyscy pisz¹ wiersze i ka¿dy poeta, rzecz jasna, pragnie mieæ swojego czytelnika. Czytelnik z kolei istota niezorganizowana i tej prostej rzeczy nie rozumie, z przyjemno ci¹ czyta dobre wiersze, a nawet uczy siê ich na pamiêæ, a z³ych nie chce. Tworzy siê sytuacja niesprawiedliwo ci, nierówno ci, a poniewa¿ mieszkañcy s¹ tam wyj¹tkowo delikatni i d¹¿¹ do tego, by wszystkim by³o dobrze, stworzony zosta³ specjalny zawód czytelnik. Jedni specjalizuj¹ siê w jambie, drudzy w trocheju, a Konstantyn Konstantynowicz jest wybitnym specjalist¹ w dziedzinie amfibrachu. W chwili obecnej przyswaja sobie wiersz aleksandryjski, zdobywa drug¹ specjalno æ. Zajêcie to jest szkodliwe dla zdrowia i czytelnikom zaleca siê nie tylko bardziej kaloryczne od¿ywianie, ale i czêste krótkoterminowe urlopy. Wszystko to rozumiem! wrzasn¹³ przenikliwie Chlebowwodow. Jamby, aleksandryty Jednego tylko nie rozumiem: za co mu pieni¹dze p³ac¹? No, siedzi sobie, no, czyta Nie szkodzi, to rozumiem! Ale czytanie to sprawa intymna. Jak to sprawdziæ: czyta, czy kima sobie? Pamiêtam, zarz¹dza³em kiedy wydzia³em w inspektoracie do spraw kwarantanny i ochrony ro lin. Mia³em takiego jednego Siedzi sobie na zebraniu, zdawa³oby siê, ¿e s³ucha, nawet co zapisuje w notesie, a faktycznie pi, ³ajdak. Teraz to wielu nauczy³o siê spaæ z otwartymi oczami Tak wiêc, nie rozumiem: po naszemu to? A mo¿e k³amie? Nie powinno byæ zajêcia, ¿eby kontrola by³a niemo¿liwa pracuje facet, czy pi? 61


To wszystko nie jest takie proste wtr¹ci³ siê Edik, oderwawszy siê od strojenia remoralizatora. Przecie¿ on nie tylko czyta. Przysy³aj¹ mu wszystkie wiersze napisane amfibrachem. Musi wszystkie przeczytaæ, zrozumieæ, znale æ w nich ród³o przyjemno ci, polubiæ je i rzecz jasna, wynale æ niedostatki. O tych swoich uczuciach i przemy leniach jest zobowi¹zany regularnie pisaæ autorom, wystêpowaæ na wieczorkach autorskich i konferencjach czytelniczych, i wystêpowaæ tak, ¿eby autorzy byli zadowoleni, ¿eby czuli swoj¹ niezast¹piono æ To bardzo, bardzo ciê¿ki zawód zakoñczy³ Edik. Konstantyn Konstantynowicz to prawdziwy bohater pracy. Tak powiedzia³ Chlebowwodow. Teraz rozumiem. Po¿yteczny zawód. I system mi siê podoba. Dobry system, sprawiedliwy. Referujcie, towarzyszu Zubo rzek³ £awr Fiedotowicz. Komendant znów podniós³ teczkê do oczu. Punkt dziewi¹ty. Czy by³ za granic¹: by³. W zwi¹zku z defektem silnika cztery godziny przebywa³ na wyspie Rapa-Nui. Farfurkis zapiszcza³ co nieartyku³owanego i Chlebowwodow natychmiast siê wtr¹ci³. Czyje to obecnie terytorium? zwróci³ siê do Wybiega³³y. Profesor Wybiega³³o u miechn¹³ siê dobrodusznie i szerokim gestem odes³a³ go do mnie. Oddajê g³os m³odzie¿y powiedzia³. Terytorium Chile wyja ni³em. Chile. Chile wymamrota³ Chlebowwodow, ogl¹daj¹c siê z trwog¹ na £awra Fiedotowicza. £awr Fiedotowicz z zimn¹ krwi¹ pali³ papierosa. Niech bêdzie Chile, dobra zdecydowa³ siê Chlebowwodow. I tylko cztery godziny Dobra. I co dalej? Protestujê! z g³upi¹ odwag¹ wyszepta³ Farfurkis, ale komendant czyta³ dalej. Punkt dziewi¹ty. Istota niewyja niono ci: rozumne stworzenie z planety Antares. Lotnik statku kosmicznego pod nazw¹ lataj¹cy spodek 62


£awr Fiedotowicz nie protestowa³. Chlebowwodow patrzy³ na niego aprobuj¹co i kiwa³ g³ow¹, wiêc komendant kontynuowa³. Punkt jedenasty. Dane o najbli¿szych krewnych Tu jest d³ugi spis. Czytajcie, czytajcie powiedzia³ Chlebowwodow. Siedemset dziewiêædziesi¹t trzy osoby uprzedzi³ komendant i westchn¹³. Rodzice: A, Be, Ce, De, E, Gie, Ha A tobie co? Czekaj Daj spokój powiedzia³ Chlebowwodow, który ze zdumienia straci³ dar grzeczno ci. Ty co, w szkole jeste ? My dla ciebie jeste my dzieci czy jak? Jak napisane, tak czytam odgryz³ siê komendant i kontynuowa³ podniós³szy g³os: I, Jot, Ka, eL Hrrrm rzek³ £awr Fiedotowicz. Jest pytanie do referenta: ojciec sprawy numer siedemdziesi¹t dwa. Nazwisko, imiê, imiê ojca. Chwileczkê wtr¹ci³em siê. Konstantyn Konstantynow ma dziewiêædziesiêciu czterech rodziców piêciu ró¿nych p³ci, dziewiêædziesiêciu sze ciu braci czterech ró¿nych p³ci, dwie cie siedmioro dzieci piêciu ró¿nych p³ci i trzysta dziewiêædziesiêciu sze ciu kuzynów piêciu ró¿nych p³ci. Efekt tych s³ów przeszed³ wszystkie moje oczekiwania. £awr Fiedotowicz z roztargnienia wzi¹³ lornetkê i podniós³ j¹ do ust. Chlebowwodow bez przerwy siê oblizywa³. Farfurkis zawziêcie kartkowa³ zapisany notes. Z Wybiega³³¹ nie by³o co wi¹zaæ nadziei. Przygotowa³em siê do generalnego szturmu pog³êbi³em okopy, zaminowa³em pola przeciwczo³gowe, dozbraja³em si³y odwodowe. Prochownie by³y pe³ne amunicji, piechota otrzyma³a po szklance wódki, artylerzy ci zastygli przy dzia³ach. Przeci¹ga³a siê cisza, pêcznia³a burz¹, nasyca³a siê elektryczno ci¹ i moja d³oñ ju¿ spoczywa³a na s³uchawce telefonu by³em gotów wydaæ rozkaz rozpoczêcia uprzedzaj¹cego uderzenia atomowego, jednak¿e ca³e to oczekiwanie ryku, huku, trzasku, skoñczy³o siê psykniêciem. Chlebowwodow wyszczerzy³ zêby, pochyli³ 63


siê do ucha £awra Fiedotowicza i zacz¹³ co szeptaæ, biegaj¹c zaropia³ymi oczkami po rogach sali. £awr Fiedotowicz opu ci³ za linion¹ lornetkê i zas³oni³ siê d³oni¹. Referujcie dalej, towarzyszu Zubo rzek³ dr¿¹cym g³osem. Komendant ochoczo od³o¿y³ spis krewnych i wróci³ do czytania. Punkt dwunasty. Miejsce sta³ego zamieszkania: Galaktyka, gwiazda: Antares, planeta: Konstantyna, pañstwo Konstancja, miasto: Konstantynow, sygna³ wywo³awczy 457 ³amane przez 14-9. Wszystko. Protestujê powiedzia³ Farfurkis mocniejszym g³osem. £awr Fiedotowicz spojrza³ na niego ³askawie. Banicja by³a zakoñczona i Farfurkis mia³ w oczach ³zy szczê cia. Ja protestujê! wydar³ siê. W kwestii wieku dopuszczono siê jawnego nonsensu. W ankiecie wymieniony jest rok urodzenia dwie cie trzynasty przed nasz¹ er¹. Gdyby tak by³o, to sprawa numer siedemdziesi¹t dwa mia³aby teraz wiêcej ni¿ dwa tysi¹ce lat, co o dwa tysi¹ce lat przewy¿sza maksymalny, znany nauce wiek ludzki. ¯¹dam sprecyzowania daty i ukarania winnego. A mo¿e to góral, sk¹d wiecie? zapyta³ ¿arliwie i z powag¹ Chlebowwodow. Ale¿ pozwólcie! zawo³a³ Farfurkis. Nawet górale Nie pozwolê powiedzia³ Chlebowwodow. Nie pozwolê na obni¿anie osi¹gniêæ naszych s³awnych górali! Je li chcecie wiedzieæ, to maksymalny wiek naszych górali nie ma granic! tu spojrza³ na £awra Fiedotowicza z wyrazem zwyciêstwa w oczach. Spo³eczeñstwo zauwa¿y³ £awr Fiedotowicz. Naród jest wieczny. Przybysze przychodz¹ i odchodz¹, a nasz naród, potê¿ny naród, przetrwa wieki. Farfurkis i Chlebowwodow zamy lili siê, oceniaj¹c, na czyj¹ korzy æ wypowiedzia³ siê przewodnicz¹cy. Jeden i drugi wola³ nie ryzykowaæ. Jeden by³ na fali i nie chcia³ przez jakiego parszywego przybysza z niej zlecieæ. Drugi by³ bardzo 64


nisko, wisia³ nad przepa ci¹, ale spuszczono mu linkê ratunkow¹. To wszystko, towarzyszu Zubo? powiedzia³ £awr Fiedotowicz. Pytania? Brak pytañ? Stawiam wniosek, by wezwaæ sprawê imieniem Konstantyn Konstantynowicz. Innych wniosków brak? Niech sprawa wejdzie. Komendant zacisn¹³ usta, wyci¹gn¹³ z kieszeni ga³kê z masy per³owej i zmru¿ywszy oczy mocno cisn¹³ j¹ w palcach. Rozleg³ siê d wiêk odkorkowywanej butelki i obok stolika demonstracyjnego pojawi³ siê Konstantyn. Widocznie wezwanie zaskoczy³o go przy pracy: by³ w kombinezonie zachlapanym farb¹ fluorescencyjn¹, jego przednie d³onie os³ania³y robocze, metalowe rêkawice robocze, a tylne starannie wyciera³ o plecy. We wszystkich jego czterech oczach malowa³o siê zafrapowanie i skupienie. W sali rozchodzi³ siê zapach Wielkiej Chemii. Dzieñ dobry powiedzia³ rado nie Konstantyn, gdy zrozumia³ wreszcie, gdzie siê znalaz³. Wreszcie mnie wezwali cie. Sprawa moja jest do æ b³aha i wstyd was nawet niepokoiæ. Niestety, znalaz³em siê w sytuacji bez wyj cia i zmuszony jestem prosiæ was o pomoc. ¯eby nie zajmowaæ waszego cennego czasu, od razu przejdê do rzeczy. Zacz¹³ zaginaæ palce prawej przedniej d³oni. Potrzebujê wiertarkê, ale najwy¿szej mocy. Palnik plazmowy, wiem, ¿e ju¿ takie macie. Dwa inkubatory na tysi¹c jaj ka¿dy. Na pocz¹tek musi mi to wystarczyæ, choæ dobrze by³oby mieæ jeszcze wykwalifikowanego in¿yniera, no, ¿eby pozwolono mi pracowaæ w laboratoriach FIANA Co z niego za przybysz? ze zdziwieniem i oburzeniem rzek³ Chlebowwodow. Co z niego za przybysz, pytam, je li codziennie spotykam go w restauracji? A wy, obywatelu, w³a ciwie sk¹d jeste cie i sk¹d siê tu wziêli cie? Jestem Konstantyn z uk³adu Antaresa Konstantyn zasêpi³ siê. My la³em, ¿e ju¿ wiecie Ju¿ mnie wypytywano, ankietê wype³nia³em Zauwa¿y³ Wybiega³³ê i u miechn¹³ siê. To wy mnie pytali cie, prawda? Chlebowwodow zwróci³ siê do Wybiega³³y. 5 Bajka o Trójce

65


Wed³ug was on jest przybyszem? spyta³ zjadliwie. Tego zacz¹³ Wybiega³³o z godno ci¹. Trzeba wiedzieæ, towarzyszu Chlebowwodow, ¿e wspó³czesna nauka nie wyklucza pojawienia siê przybyszów. Jest to oficjalny pogl¹d, nie mój, tylko o wiele bardziej odpowiedzialnych pracowników nauki Giordano Bruno, na przyk³ad, wypowiedzia³ siê na ten temat zupe³nie oficjalnie Akademik Wo³osjans Lewon Alfredowicz tak¿e i tego pisarze, Wells, na przyk³ad, albo, powiedzmy, Czuguniec Ciekawe rzeczy siê dziej¹ powiedzia³ z niedowierzaniem Chlebowwodow. Przybysze siê jacy dziwni porobili Ja tu patrzê na fotografiê w aktach zabra³ g³os Farfurkis. Widzê, ¿e ogólne podobieñstwo jest, ale obywatel na fotografii ma dwie rêce, a ten nieznany obywatel ma cztery. Jak to z punktu widzenia nauki mo¿e byæ t³umaczone? Wybiega³³o paln¹³ po francusku d³u¿szy cytat, którego sens zawiera³ siê w tym, ¿e jaki Artur lubi³ rankiem spacerowaæ po brzegu morza, wypiwszy uprzednio fili¿ankê czekolady. Stañcie, Kostia, twarz¹ do towarzysza Farfurkisa przerwa³em mu, zwracaj¹c siê do Konstantyna i Konstantyn pos³usznie wype³ni³ polecenie. Tak, tak, tak powiedzia³ Farfurkis to, znaczy, mamy za³atwione Muszê powiedzieæ, £awrze Fiedotowiczu, ¿e zgodno æ fotografii z tym oto obywatelem jest niew¹tpliwa. Tu czworo oczu i tu Nosa brak. Zgadza siê. Usta haczykowate. Wszystko w porz¹dku. No, nie wiem powiedzia³ Chlebowwodow. O przybyszach wyra nie pisano w gazetach, ¿e gdyby istnieli, dawaliby nam o sobie znaæ. A je li nie daj¹ o sobie znaæ, to ich nie ma. To wymys³y nieodpowiedzialnych czynników Jeste cie przybyszem? warkn¹³ nagle na Konstantyna. Tak powiedzia³ Konstantyn cofaj¹c siê. Dawali cie o sobie znaæ? Ja nie dawa³em powiedzia³ Konstantyn. Wcale nie mia³em zamiaru u was l¹dowaæ. I nie w tym, wed³ug mnie, rzecz 66


Nie, drogi obywatelu, to ju¿ zostawcie mnie. W³a nie w tym rzecz. Dawa³e o sobie znaæ serdecznie witamy, chleb i sól wynosimy, jedz, pij i popuszczaj pasa. A nie dawa³e to wybaczcie. Amfibrach amfibrachem, a nam tu pieniêdzy darmo nie daj¹. My tu pracujemy i nie mo¿emy zwracaæ uwagi na postronnych. Takie jest moje zdanie. Hrrrm rzek³ £awr Fiedotowicz. Kto ma co jeszcze do powiedzenia? Ja, je li pozwolicie poprosi³ Farfurkis. Towarzysz Chlebowwodow zupe³nie s³usznie na wietli³ zagadnienie. Jednak¿e, niezale¿nie od przeci¹¿enia prac¹ nie powinni my siê uchylaæ od za³atwienia sprawy. Wydaje mi siê, ¿e do tego konkretnego przypadku powinni my podej æ bardziej indywidualnie. Jestem za dok³adniejszym rozpatrzeniem sprawy. Nikomu nie powinni my dawaæ okazji do oskar¿ania nas o lekkomy lno æ, biurokratyzm i bezduszno æ z jednej strony, a tak¿e o opiesza³o æ, piêknoduchostwo i brak czujno ci z drugiej. Za pozwoleniem, £awrze Fiedotowiczu, zaproponowa³bym przeprowadzenie dodatkowego dochodzenia w sprawie obywatela Konstantynowa w celu wyja nienia jego to¿samo ci. Dlaczego mamy wchodziæ w kompetencje milicji? powiedzia³ Chlebowwodow, czuj¹c, ¿e obalony rywal znów niepohamowanie pnie siê po zboczu w górê. Wybaczcie powiedzia³ Farfurkis. Nie zastêpowaæ milicji, a dzia³aæ w imiê wype³nienia instrukcji, gdzie w paragrafie dziewi¹tym, czê ci pierwszej, artykule szóstym mówi siê na ten temat G³os jego podniós³ siê do uroczystej d wiêczno ci. W wypadku, gdy identyfikacja przeprowadzona przez naukowego konsultanta wespó³ z przedstawicielami administracji, dobrze znaj¹cymi sytuacjê w mie cie, wywo³uje w¹tpliwo ci Trójki, nale¿y przeprowadziæ dodatkowe badania sprawy na okoliczno æ uprecyzyjnienia identyfikacji, wespó³ z pe³nomocnikiem Trójki lub na jednym z posiedzeñ Trójki . Instrukcja instrukcj¹ powiedzia³ przez nos Chlebowwodow. My bêdziemy zgodni z instrukcj¹, a on bêdzie nam 67


tu g³owê zawracaæ, ³ajdak czterooczasty czas nam bêdzie zabiera³. Spo³eczny czas! wrzasn¹³ tragicznie, patrz¹c k¹tem oka na £awra Fiedotowicza. Czemu mówicie, ¿e jestem ³ajdak? spyta³ oburzony Konstantyn. Obra¿acie mnie, obywatelu Chlebowwodow. A w ogóle to widzê, ¿e jest wam ca³kiem obojêtne, czy jestem przybyszem, czy nie. Chcecie podgry æ tylko obywatela Farfurkisa i zyskaæ w oczach obywatela Winiukowa Oszczerstwo! z p³on¹c¹ twarz¹ rykn¹³ Chlebowwodow. Obmawiaj¹! Co wy na to, towarzysze? Dwadzie cia piêæ lat, gdzie ka¿¹ Ani jednej nagany Zawsze z awansami I znów ³¿ecie spokojnie powiedzia³ Konstantyn. Dwa razy wywalono was bez ¿adnych awansów. Ale¿ to potwarz! £awrze Fiedotowiczu! Towarzysze! Du¿¹ bierzecie na siebie odpowiedzialno æ, obywatelu Konstantynow! Jeszcze siê oka¿e, czym zajmowa³a siê wasza sotnia rodziców, co to byli za jedni. Nabra³ sobie, patrzcie go, ca³¹ czeredê kuzynków Hrrrm rzek³ £awr Fiedotowicz. Jest wniosek, by przerwaæ dyskusjê. S¹ inne wnioski? Zapad³a cisza. Farfurkis triumfowa³, nie staraj¹c siê tego ukryæ. Chlebowwodow ociera³ chusteczk¹ czo³o, a Konstantyn wpatrywa³ siê nieprzerwanie w £awra Fiedotowicza. Wyra nie stara³ siê wyczytaæ jego my li, przenikn¹æ jego duszê. By³o jednak widaæ, ¿e wszystkie te wysi³ki id¹ na marne. Na beznosej twarzy o czterech oczach coraz wyra niej malowa³o siê rozczarowanie, jakie prze¿ywa poszukiwacz skarbów, który odwali³ tajemniczy kamieñ, w³o¿y³ rêkê a¿ po pachê w staro¿ytn¹ skrytkê, ale w ¿aden sposób nie mo¿e namacaæ niczego poza drobnym py³em, lepk¹ pajêczyn¹ i jakimi nieokre lonymi okruszynami. O ile innych wniosków brak powiedzia³ £awr Fiedotowicz przyst¹pimy do rozpatrzenia sprawy. G³osu udziela siê nast¹pi³a mêcz¹ca pauza, w czasie której Chlebowwodow omal nie umar³ towarzyszowi Farfurkisowi. 68


Chlebowwodow, ockn¹wszy siê na dnie smrodliwej przepa ci, oczami ob³¹kanego obserwowa³ lot cierwojada, kr¹¿¹cego w niedostêpnym obecnie resortowym b³êkicie. Farfurkis nie spieszy³ siê z rozpoczêciem. Wykona³ jeszcze kilka okr¹¿eñ, oblewaj¹c Chlebowwodowa ³ajnem, potem usiad³ na szczycie góry i poczy ci³ sobie piórka, wdziêcz¹c siê i kokieteryjnie spogl¹daj¹c na £awra Fiedotowicza. Twierdzicie, towarzyszu Konstantyn zacz¹³ w koñcu ¿e cie przybyszem z innej planety. Jakie macie dokumenty na potwierdzenie tego faktu? Móg³bym pokazaæ wam swój dziennik pok³adowy odpowiedzia³ Konstantyn. Ale, po pierwsze, nie nadaje siê on do transportu, a po drugie, nie chcia³bym sobie i wam zawracaæ g³owy jakimi dowodami. Przecie¿ przyszed³em do was z pro b¹ o pomoc. Ka¿da planeta aprobuj¹ca konwencjê kosmiczn¹ jest zobowi¹zana do udzielania pomocy ofiarom awarii. Powiedzia³em ju¿, o co mi chodzi, teraz czekam tylko na odpowied . Byæ mo¿e, nie jeste cie w stanie udzieliæ mi tej pomocy. Je li tak, powiedzcie mi to wprost nie ma w tym nic wstydliwego. Chwileczkê przerwa³ mu Farfurkis. Od³o¿ymy tymczasem sprawê kompetencji niniejszej komisji w kwestii udzielania pomocy przedstawicielom innych planet. Nasze zadanie polega w tej chwili na zidentyfikowaniu was, towarzyszu Konstantynow, jako takiego przedstawiciela. Momencik, jeszcze nie skoñczy³em. Wspomnieli cie o dzienniku pok³adowym i stwierdzili cie, ¿e nie nadaje siê on, niestety, do przetransportowania. Ale mo¿e Trójka bêdzie mia³a mo¿liwo æ obejrzeæ wy¿ej wspomniany dziennik wprost na pok³adzie waszego statku? Nie, to niemo¿liwe westchn¹³ Konstantyn, próbuj¹c przenikn¹æ my li Farfurkisa. No có¿, macie prawo odrzek³ Farfurkis. Mo¿e jednak zechcecie przedstawiæ nam inn¹ dokumentacjê mog¹c¹ uwierzytelniæ wasze pochodzenie? Widzê powiedzia³ Konstantyn z pewnym zdziwieniem ¿e istotnie chcecie przekonaæ siê o tym, i¿ jestem 69


przybyszem. Prawdê mówi¹c, niezupe³nie rozumiem wasze motywy Ale nie mówmy o tym. Co siê za tyczy uwierzytelnieñ, to czy¿ mój wygl¹d zewnêtrzny nie daje wam nic do my lenia? Niestety, to wszystko nie jest takie proste stwierdzi³ Farfurkis. Nauka nie daje nam w pe³ni precyzyjnego okre lenia, co to jest cz³owiek. To oczywiste. Gdyby, na przyk³ad, nauka okre li³a ludzi jako istoty z dwojgiem oczu i r¹k, znaczna czê æ spo³eczeñstwa, posiadaj¹ca tylko jedn¹ rêkê lub w ogóle nie posiadaj¹ca r¹k, znalaz³aby siê w do æ skomplikowanym po³o¿eniu. Z drugiej strony, wspó³czesna medycyna dokonuje cudów. Sam widzia³em w telewizji psy o dwóch g³owach i sze ciu ³apach. Nie mamy ¿adnych podstaw Mo¿e w takim razie wygl¹d mojego statku Wygl¹d dostatecznie nietypowy dla waszej techniki Farfurkis znów pokrêci³ g³ow¹. Powinni cie zdawaæ sobie sprawê rzek³ miêkko ¿e dzia³aj¹ca w naszym atomowym wieku odpowiedzialna komisja o specjalnych pe³nomocnictwach nie jest w stanie zdziwiæ siê jakimkolwiek technicznym urz¹dzeniem. Potrafiê odczytywaæ my li poinformowa³ Konstantyn. Wyra nie go to wci¹gnê³o. Telepatia jest antynaukowa zauwa¿y³ ³agodnie Farfurkis. Nie wierzymy w telepatiê. Ach tak? zdziwi³ siê Konstantyn. Ciekawe Pos³uchajcie jednak, co teraz powiem. Wy, na przyk³ad, pragniecie mi opowiedzieæ o wypadku z Nautilusem , a obywatel Chlebowwodow Oszczerstwo! wrzasn¹³ chrapliwie Chlebowwodow i Konstantyn zamilk³. Zrozumcie nas w³a ciwie powiedzia³ z przejêciem Farfurkis, k³ad¹c d³onie na sercu. Nie upieramy siê przy tym, ¿e telepatia nie istnieje. Twierdzimy natomiast, ¿e telepatia jest antynaukowa i ¿e w ni¹ nie wierzymy. Wspomnieli cie o wypadku z Nautilusem , ale przecie¿ wszyscy wiedz¹, ¿e to tylko bur¿uazyjny okrêt, sfabrykowany po to, ¿eby 70


odwróciæ uwagê narodów od zasadniczych problemów dnia dzisiejszego. W ten sposób wasze wrodzone zdolno ci telepatyczne, lub te, o których posiadaniu jeste cie przekonani, s¹ tylko i wy³¹cznie faktem z waszej biografii, a ta biografia jest w³a nie obiektem naszego zainteresowania. Czujecie zamkniête ko³o? Czujê potwierdzi³ Konstantyn. A gdybym, powiedzmy, w waszej obecno ci troszeczkê pofruwa³? By³oby to, rzecz jasna, interesuj¹ce. Ale niestety jeste my w tej chwili w pracy i nie mo¿emy traciæ czasu na widowiska, nawet najbardziej interesuj¹ce. Konstantyn spojrza³ na nas pytaj¹co. Wydawa³o siê, ¿e sytuacja jest bez wyj cia i wcale nie mia³em ochoty na ¿arty. Konstantyn nie zdawa³ sobie z tego sprawy, ale Wielka Okr¹g³a Pieczêæ wisia³a ju¿ nad nim jak miecz Damoklesa. Edik wci¹¿ zajmowa³ siê swoj¹ zabawk¹. Nie wiedzia³em, co robiæ. Zaczynaj, Kostia powiedzia³em graj¹c na zw³okê. Kostia zacz¹³. Zacz¹³ trochê ospale. By³ ostro¿ny, obawia³ siê co zniszczyæ, ale stopniowo latanie poch³onê³o go do tego stopnia, ¿e zademonstrowa³ szereg nies³ychanie efektownych æwiczeñ z czasoprzestrzennym kontinuum, z ró¿norodnymi transformacjami ¿ywego koloidu i z krytycznym stanem organów refleksu. Kiedy wreszcie skoñczy³, krêci³o mi siê w g³owie, puls szala³, hucza³o mi w uszach i ledwie us³ysza³em zmêczony g³os przybysza. Czas ucieka, pieszê siê. Mówcie, co cie postanowili. I znów nikt nie odpowiedzia³. Zamy lony £awr Fiedotowicz d³ugimi palcami krêci³ ga³k¹ dyktafonu. Jego m¹dra twarz by³a spokojna i trochê smutna. Chlebowwodow na nic nie zwraca³ uwagi, albo takie robi³ wra¿enie. Naskroba³ kolejn¹ notatkê, przekaza³ j¹ Zubo, ten przeczyta³ j¹ uwa¿nie i bezg³o nie przebieg³ palcami po klawiaturze maszyny informatycznej. Farfurkis przerzuca³ notes, patrz¹c w kartki niewidz¹cymi oczami. A Wybiega³³o mêczy³ siê. Zagryza³ usta, krzywi³ siê, nawet pojêkiwa³ cichutko. Z maszyny z cichym 71


prztykniêciem wypad³a bia³a karteczka. Zubo z³apa³ j¹ i poda³ Chlebowwodowi. Spojrza³em na Edika. Trzyma³ remoralizator na d³oni i wpatruj¹c siê jednym okiem w lustrzane okienko, ostro¿nie regulowa³ aparat. Wstrzyma³em oddech. Zacz¹³em patrzeæ i s³uchaæ. Skok o tysi¹c lat powiedzia³ cicho Wybiega³³o. Skok w ty³ odrzek³ przez zêby Farfurkis, wci¹¿ kartkuj¹c notes. Nie wiem, jak my bêdziemy teraz pracowaæ powiedzia³ Wybiega³³o. Zajrzeli my w spis odpowiedzi bez rozwi¹zywania zadañ. Ale wy nie widzieli cie odpowiedzi zaprotestowa³ Farfurkis. Chcecie je zobaczyæ? Bez ró¿nicy powiedzia³ Wybiega³³o. W koñcu wiemy, ¿e odpowiedzi ju¿ s¹. Nudno czego szukaæ, kiedy dobrze wiadomo, ¿e ju¿ kto to znalaz³. Przybysz czeka³, za³o¿ywszy rêce. By³o mu niewygodnie na krze le z niskim oparciem, wiêc siedzia³ wyprostowany jak struna. Jego okr¹g³e, niemrugaj¹ce oczy wieci³y nieprzyjemnie czerwonym blaskiem. Chlebowwodow wyrwa³ kartkê, znów napisa³ notatkê i znów Zubo pochyli³ siê nad klawiatur¹. Wiem, ¿e musimy odmówiæ powiedzia³ Wybiega³³o. Wiem te¿, ¿e po dwudziestokroæ bêdziemy przeklinaæ tê decyzjê. To nie jest jeszcze najgorsze z tego, co nam siê mo¿e przydarzyæ powiedzia³ Farfurkis. Gorzej, je li nas po dwudziestokroæ przekln¹ inni. Nasze wnuki, a mo¿e i dzieci mog³yby odczuwaæ to wszystko jako fakty. Nie powinno byæ dla nas obojêtne, co nasze dzieci bêd¹ uwa¿a³y za fakty. Moralne kryteria humanizmu powiedzia³ Wybiega³³o, u miechaj¹c siê blado. Innych kryteriów nie mamy zauwa¿y³ Farfurkis. 72


Niestety rzek³ Wybiega³³o. Na szczê cie, kolego, na szczê cie. Ciê¿kie konsekwencje ponosi³a ludzko æ, gdy próbowa³a stosowaæ inne kryteria. To wiem. A chcia³bym tego nie wiedzieæ. Wybiega³³o spojrza³ na £awra Fiedotowicza. Problem, który obecnie rozpatrujemy, postawiony jest niekonkretnie. Bazuje on na niejasnych sformu³owaniach, na intuicji. Jako uczony nie próbujê rozwi¹zywaæ tego zadania. By³oby to niepowa¿ne. Pozostaje jedno byæ cz³owiekiem. Ze wszystkimi wynikaj¹cymi z tego konsekwencjami. Jestem przeciwny terytorialnym kontaktom Nie na d³ugo! krzykn¹³ wzburzony, nachylaj¹c siê ca³ym cia³em w kierunku nieruchomego przybysza. Powinni cie nas w³a ciwie zrozumieæ Wierzê, ¿e nie na d³ugo. Dajcie nam trochê czasu, przecie¿ nie tak dawno wyszli my z chaosu, jeste my jeszcze po uszy w chaosie zamilk³ i opu ci³ g³owê. £awr Fiedotowicz popatrzy³ na Farfurkisa. Mogê tylko powtórzyæ to, co mówi³em wcze niej rzek³ cicho Farfurkis. Nikt i o niczym mnie nie przekona³. Jestem przeciwko jakimkolwiek kontaktom po wieczne czasy Jestem absolutnie przekonany doda³ uprzejmie ¿e Wysoka Uk³adaj¹ca siê Strona uzna³aby ka¿de inne postanowienie za wiadectwo zarozumia³o ci i niedojrza³o ci spo³ecznej. Sk³oni³ lekko g³owê przed przybyszem. Wy? spyta³ £awr Fiedotowicz. Jestem kategorycznie przeciw jakimkolwiek kontaktom odezwa³ siê Chlebowwodow, nie przerywaj¹c pisania. Kategorycznie i bezwarunkowo. Poda³ Zubo kolejn¹ karteczkê. Nie bêdê próbowa³ szukaæ uzasadnieñ, ale proszê o danie mi dziesiêciu minut umo¿liwiaj¹cych wypowiedzenie kilku s³ów w tej kwestii. £awr Fiedotowicz odstawi³ ostro¿nie dyktafon i powoli podniós³ siê z miejsca. Przybysz te¿ powsta³. Stali naprzeciw siebie, oddzieleni ogromnym sto³em zawalonym terminarzami, futera³ami na mikrofilmy i kasetami wideomagnetycznymi. 73


Nie³atwo mi w tej chwili mówiæ rozpocz¹³ £awr Fiedotowicz. Nie³atwo choæby dlatego, ¿e sytuacja wymaga zapewne s³ów patetycznych i sformu³owañ nie tylko precyzyjnych, ale i podnios³ych. Jednak¿e tu, na Ziemi, wszystko co patetyczne w ci¹gu ostatniego wieku powa¿nie siê zdewaluowa³o. Dlatego te¿ postaram siê mówiæ tylko precyzyjnie. Zaproponowali cie nam przyja ñ i wspó³pracê we wszystkich aspektach cywilizacji. Jest to propozycja nie maj¹ca precedensu w historii ludzko ci, tak jak bez precedensu jest fakt pojawienia siê na naszej Ziemi istoty z innej planety i jak bezprecedensowa jest nasza odpowied . Udzielamy wam odpowiedzi odmownej we wszystkich punktach proponowanego nam porozumienia, odmawiamy wysuniêcia jakiegokolwiek kontrporozumienia, kategorycznie nastajemy na zerwanie jakichkolwiek kontaktów miêdzy naszymi cywilizacjami i miêdzy ich wybranymi przedstawicielami. Z drugiej strony, nie chcieliby my, by taka kategoryczna, nieprzyjazna w formie odmowa mia³a pog³êbiæ przepa æ i bez tego trudn¹ do pokonania. Pragniemy stwierdziæ, ¿e ideê kontaktu miêdzy ró¿nymi cywilizacjami w Kosmosie uznajemy za po¿yteczn¹ i wyj¹tkowo obiecuj¹c¹. Pragniemy podkre liæ, ¿e idea kontaktu od najdawniejszych czasów wchodzi³a do skarbnicy najstaranniej pielêgnowanych, najbardziej wznios³ych koncepcji ludzko ci. Pragniemy przekonaæ was, ¿e nasza odmowa w ¿adnym wypadku nie powinna byæ traktowana jako akt nieprzyjazny, oparty na skrytej wrogo ci lub zwi¹zany z fizjologicznymi i innymi instynktownymi przes¹dami. Chcieliby my, aby znane wam by³y przyczyny naszej odmowy i je li nie zaaprobowane, to w ostateczno ci przyjête do wiadomo ci. Wybiega³³o i Farfurkis bez zmru¿enia powiek wpatrywali siê w najwy¿szym napiêciu w £awra Fiedotowicza. Chlebowwodow otrzyma³ odpowied na poprzedni¹ notatkê, starannie w³o¿y³ wszystkie kartki do teczki i tak¿e wpatrzy³ siê w £awra Fiedotowicza. Wielka jest dysproporcja miêdzy naszymi cywilizacjami kontynuowa³ £awr Fiedotowicz. Nie mówiê tu 74


o dysproporcji biologicznej natura obdarzy³a was o wiele szczodrzej ni¿ nas. Nie ma te¿ co mówiæ o dysproporcjach spo³ecznych dawno ju¿ przebyli cie to stadium rozwoju spo³ecznego, w które my dopiero wchodzimy. I, w koñcu, nie mówiê o dysproporcjach naukowo-technicznych wedle najskromniejszych rozrachunków wyprzedzili cie nas o kilka wieków. Mówiæ bêdê o skutkach tych trzech aspektów dysproporcji o gigantycznej dysproporcji psychologicznej, która jest g³ówn¹ przyczyn¹ niepowodzenia naszych rozmów. Dzieli nas gigantyczna rewolucja w psychice mas, rewolucja, do której my czynimy dopiero przygotowania, a wy ju¿ o niej na pewno zapomnieli cie. Psychiczna przepa æ uniemo¿liwia nam zrozumienie celu waszego przybycia, nie pojmujemy, po co wam przyja ñ i wspó³praca z nami. Przecie¿ dopiero wybrnêli my ze stanu ci¹g³ych wojen, ze wiata rozlewu krwi i ucisku, ze wiata k³amstwa, pod³o ci i chciwo ci, i nie obmyli my siê jeszcze z brudu tego wiata. Kiedy zderzymy siê ze zjawiskiem, którego nasz rozum nie jest w stanie obj¹æ, kiedy mamy do dyspozycji tylko nasze ogromne, lecz nie przyswojone jeszcze do wiadczenie, nasza psychika pobudza nas do tworzenia sobie modelu tego zjawiska na obraz i podobieñstwo w³asne. Mówi¹c pospolicie, nie dowierzamy wam, tak samo jak nie dowierzamy samym sobie. Nasza powszechna wiadomo æ bazuje na egoizmie, utylitaryzmie i mistyce. Ustanowienie i rozszerzenie kontaktów z wami oznacza dla nas przede wszystkim niebezpieczeñstwo niepojêtej komplikacji i tak ju¿ skomplikowanej sytuacji na naszej planecie. Nasz egoizm, nasz antropocentryzm ukszta³towany przez religiê i naiwne teorie filozoficzne, które wyrobi³y w nas przekonanie o naszej wy¿szo ci i wyj¹tkowo ci wszystko to grozi wywo³aniem potwornego szoku psychicznego, grozi wybuchem irracjonalnej nienawi ci do was, strachu przed waszymi niewyobra¿alnymi mo¿liwo ciami, uczucia g³êbokiego poni¿enia i przekonania o nag³ym str¹ceniu króla przyrody w b³oto. Nasz utylitaryzm wywo³a w ogromnej czê ci spo³eczeñstwa d¹¿enie do bezmy lnego korzystania z materialnych 75


dóbr postêpu otrzymanych bez wysi³ku, za darmo, grozi nieodwracalnym zwróceniem siê dusz ludzkich w kierunku paso¿ytnictwa i konsumpcyjno ci, a Bóg mi wiadkiem, ju¿ w chwili obecnej rozpaczliwie walczymy z tymi zjawiskami, bêd¹cymi skutkami naszego naukowo-technicznego postêpu. Co siê za tyczy zakorzenionego w nas mistycyzmu, naszej zastarza³ej wiary w dobrych bogów, dobrych królów, pozytywnych bohaterów, wiary w ingerencjê autorytatywnej osobowo ci, która przyjdzie i zdejmie z nas wszystkie k³opoty i ca³¹ odpowiedzialno æ, co siê tyczy tej odwrotnej strony naszego egoizmu, to zapewne nie zdajecie sobie nawet sprawy, jaki bêdzie rezultat waszej sta³ej obecno ci na naszej planecie. Mam nadziejê, ¿e sami ju¿ widzicie, co oznacza dla nas rozszerzenie kontaktów. Rozszerzenie kontaktów grozi sprowadzeniem do zera tych skromnych osi¹gniêæ w dziedzinie przygotowañ do rewolucji w psychice mas, do których doszli my z tak ogromnym wysi³kiem. Winni cie zrozumieæ, ¿e nie w was, nie w waszych wadach lub zaletach le¿y przyczyna naszej odmowy. To problem nas i naszej niedojrza³o ci. Jasno zdajemy sobie z tego sprawê i choæ dzi kategorycznie odcinamy siê od rozszerzenia z wami kontaktów, nie mamy zamiaru czyniæ tego stanu trwa³ym. Dlatego te¿ ze swej strony proponujemy £awr Fiedotowicz podniós³ g³os i wszyscy wstali. Proponujemy, by po up³ywie piêædziesiêciu lat od dnia waszego odlotu powtórzyæ spotkanie upe³nomocnionych przedstawicieli obu cywilizacji na pó³nocnym biegunie planety Pluton. Mamy nadziejê, ¿e do tego czasu przygotujemy siê lepiej do przemy lanej i po¿ytecznej wspó³pracy naszych cywilizacji. £awr Fiedotowicz zakoñczy³ i usiad³. Tylko Chlebowwodow i przybysz stali nadal. W ca³ej rozci¹g³o ci podzielaj¹c pogl¹dy wyra¿one tu przez przewodnicz¹cego ostro i sucho przemówi³ Chlebowwodow uwa¿am za swój obowi¹zek nie pozostawiaæ ¿adnych w¹tpliwo ci Wysokiej Uk³adaj¹cej siê Stronie co do naszej 76


gotowo ci niedopuszczenia wszelkimi dostêpnymi rodkami do nawi¹zania jakiegokolwiek kontaktu przed terminem umownym. W pe³ni uznaj¹c ogromn¹ techniczn¹ i wynikaj¹c¹ z niej wojenn¹ przewagê Wysokiej Uk³adaj¹cej siê Strony, uwa¿am za swój obowi¹zek absolutnie niedwuznacznie stwierdziæ, ¿e ka¿da próba kontaktu na drodze przemocy, niezale¿nie od formy, w jakiej zostanie podjêta, bêdzie uwa¿ana od dnia waszego odlotu za akt agresji i spotka siê ze zdecydowanym odporem przy u¿yciu ca³ej ziemskiej potêgi zbrojnej. Ka¿dy statek, który pojawi siê w sferze osi¹galnej dla naszych rodków bojowych, bêdzie zlikwidowany bez uprzedzenia Starczy? zwróci³ siê do mnie szeptem Edik. Wszyscy zastygli jak na fotografii. Nie wiem odpar³em. Szkoda. Wiek bym s³ucha³. Nie le by³o rzek³ Edik. Ale trzeba koñczyæ. Taki ubytek energii mózgowej z tymi s³owami wy³¹czy³ remoralizator. No, towarzysze! wrzasn¹³ Farfurkis. Przecie¿ nie mo¿na tak pracowaæ, widzicie, gdzie my siê zapêdzili! Wybiega³³o poruszy³ ustami, popatrzy³ mêtnym wzrokiem i zabra³ siê do czesania brody. S³usznie! powiedzia³ Chlebowwodow i usiad³. Trzeba koñczyæ. Jestem w mniejszo ci, no có¿ ja? Ja proszê bardzo! Nie chcecie go na milicjê to nie. No to zracjonalizujemy tego magika jako niewyja nione zjawisko. My la³by kto, rêce sobie dwie doczepi³ Nie da rady! szepn¹³ ze smutkiem Edik. Ciê¿ka sprawa, Sasza ¯adnej moralno ci ci hydraulicy nie maj¹ Hrrrm rzek³ £awr Fiedotowicz i paln¹³ niewielk¹ mówkê. Wynika³o z niej, ¿e spo³eczeñstwo nie potrzebuje niewyja nionych zjawisk, które mog¹ przedstawiæ, ale z tych czy innych powodów nie przedstawiaj¹ dokumentów uwierzytelniaj¹cych ich prawo do niewyja niono ci. Z drugiej strony, spo³eczeñstwo od d³u¿szego ju¿ czasu ¿¹da wykarczowania ze wszystkich instancji biurokratyzmu i papierkowego opieszalstwa. Na bazie tej tezy £awr Fiedotowicz wyrazi³ powszechny 77


pogl¹d, ¿e rozpatrzenie sprawy numer siedemdziesi¹t dwa nale¿y przenie æ na miesi¹c grudzieñ bie¿¹cego roku, by daæ mo¿liwo æ obywatelowi Konstantynowowi K. K. udania siê na miejsce sta³ego zamieszkania i powrotu z nale¿ycie przygotowanymi dokumentami. Co siê tyczy materialnej pomocy, której okazania odmówili my towarzyszowi Konstantynowowi K.K., Trójka ma prawo okazaæ takow¹ pomoc lub uwzglêdniæ pro bê o okazanie takowej tylko w takich wypadkach, gdy petent reprezentuje sob¹ zidentyfikowane przez Trójkê niewyja nione zjawisko. A je¿eli obywatel Konstantynow K.K. jako takie zjawisko nie zosta³ jeszcze uznany, problem okazania mu pomocy odk³ada siê do miesi¹ca grudnia, a dok³adnie do momentu pe³nej identyfikacji Wielka Okr¹g³a Pieczêæ nie pojawi³a siê na scenie. Westchn¹³em z ulg¹. Konstantyn, który nie do koñca jeszcze rozezna³ siê w sytuacji, i którego dawno ju¿ co rozpiera³o, demonstracyjnie, ca³kiem po naszemu, splun¹³ i znikn¹³. Agresja! wrzasn¹³ rado nie Chlebowwodow. Widzieli cie, jak charkn¹³? Pod³ogê ca³¹ zaplu³! Oburzaj¹ce zgodzi³ siê Farfurkis. Kwalifikujê to jako zniewagê. A nie mówi³em, ¿e to ³ajdak? powiedzia³ Chlebowwodow. Trzeba zadzwoniæ na milicjê, niech go posadz¹ na tydzieñ, niech ulice pozamiata na cztery rêce ! Nie, towarzyszu Chlebowwodow zaprotestowa³ Farfurkis. To ju¿ nie kwestia milicji. Nie doceniacie tego, ¿e mamy tu do czynienia ze spluniêciem w twarz spo³eczeñstwu i administracji. To ju¿ podpada pod prokuratora! £awr Fiedotowicz milcza³, ale jego krótkie piegowate palce nerwowo biega³y po stole to miêtosi³ jaki przycisk, to skuba³ telefon. Zapachnia³o przestêpstwem politycznym. Wybiega³³o, który kicha³ na Konstantyna, wykazywa³ mierteln¹ obojêtno æ. Chrz¹kn¹³em i poprosi³em o g³os. Udzielono mi go, chocia¿ niezbyt chêtnie oczy ju¿ nerwowo po³yskiwa³y, je¿y³y siê grzywy, szpony gotowe by³y szarpaæ, a k³y rozrywaæ. 78


Staraj¹c siê mówiæ jak najbardziej dobitnie, ostrzeg³em Trójkê, ¿e w jej interesie le¿y postawienie sprawy na galaktocentrycznych, a nie na antropocentrycznych pozycjach. Podkre li³em, ¿e obyczaje i sposoby wyra¿ania uczuæ u istot z innych planet mog¹ i powinny ró¿niæ siê od ludzkich. Pos³u¿y³em siê oklepan¹ analogi¹, dotycz¹c¹ obyczajów ró¿nych plemion i narodów naszej planety. Wyrazi³em przekonanie, ¿e towarzysza Farfurkisa nie zadowoli³oby pocieranie nosami, bêd¹ce normalnym powitaniem praktykowanym w ród pewnych ludów pó³nocy, a jednak towarzysz Farfurkis nie uzna³by tego chyba za naruszenie jego godno ci cz³onka Trójki. Co siê tyczy towarzysza Konstantynowa, to obyczaj wypluwania na ziemiê znajduj¹cego siê w jamie gêbowej nadmiaru p³ynu o okre lonym sk³adzie chemicznym, obyczaj wyra¿aj¹cy u niektórych ludów Ziemi irytacjê, niezadowolenie lub zamiar obra¿enia rozmówcy, u istoty z innej planety mo¿e i powinien wyra¿aæ co zupe³nie innego, w tym nawet podziêkowanie za uwagê. Tak zwane spluniêcie towarzysza Konstantynowa mo¿e stanowiæ absolutnie naturaln¹ reakcjê, zwi¹zan¹ ze specyfik¹ fizjologicznego funkcjonowania jego organizmu (Jaka tam funkcja! rykn¹³ Chlebowwodow. Zaplu³ ca³¹ pod³ogê i sp³yn¹³!). W koñcu nie mo¿na wykluczyæ, ¿e wspomnian¹ czynno æ fizjologiczn¹ towarzysza Konstantynowa mo¿na rozpatrywaæ jako dzia³anie zwi¹zane ze sposobem b³yskawicznego przenoszenia siê w przestrzeni Dosiêga³em szczytów krasomówstwa i z ulg¹ obserwowa³em, jak palce £awra Fiedotowicza porusza³y siê coraz wolniej, a¿ w koñcu leg³y spokojnie na stole. Chlebowwodow w dalszym ci¹gu porykiwa³ gro nie. Ale czujny Farfurkis szybko zorientowa³ siê w zmianie sytuacji i ostro natar³ w zupe³nie nieoczekiwan¹ stronê. Obróci³ siê nagle przeciwko komendantowi, który do tej pory, uwa¿aj¹c siê za absolutnie bezpiecznego z prostym zadowoleniem obserwowa³ rozwój sytuacji. Wielokrotnie zwraca³em uwagê na fakt zagrzmia³ Farfurkis ¿e dzia³alno æ propagandowa i wychowawcza 79


w Kolonii Niewyja nionych Zjawisk jest postawiona do góry nogami. Nie odbywaj¹ siê prawie wcale prelekcje polityczno-wychowawcze. Gazetka cienna od dawna jest zdezaktualizowana. Wieczorowy Uniwersytet Kultury praktycznie nie funkcjonuje. Ca³a dzia³alno æ kulturalna w Kolonii ogranicza siê do potañcówek, pokazów zagranicznych filmów i prymitywnych imprez estradowych. Pokazowe gospodarstwo jest zapuszczone. Koloni ci s¹ pozostawieni samym sobie, wielu z nich zdemoralizowa³o siê, nikt prawie nie ma pojêcia o sytuacji miêdzynarodowej, a najbardziej zacofani, na przyk³ad duch niejakiego Wienera, nawet nie zdaj¹ sobie sprawy, gdzie siê znajduj¹. W rezultacie mamy do czynienia z chuligañstwem i amoralnymi postêpkami i zalewani jeste my potokiem skarg ze strony spo³eczeñstwa. Przedwczoraj pterodaktyl Ku ma opu ci³ terytorium Kolonii i znajduj¹c siê niew¹tpliwie w stanie nietrze wym, fruwa³ nad klubem m³odzie¿y robotniczej i z¿era³ ¿arówki okalaj¹ce transparent z napisem Serdecznie Witamy . Podaj¹cy siê za telepatê i spirytystê niejaki Miko³aj Do³gonosikow przenikn¹³ nieuczciwym sposobem na teren ¿eñskiego internatu liceum pedagogicznego i przeprowadza³ tam rozmowy oraz dzia³ania, zakwalifikowane przez administracjê jako propaganda religijna. I oto w dniu dzisiejszym spotykamy siê z nowym smutnym faktem, bêd¹cym skutkiem przestêpczej opiesza³o ci komendanta Kolonii, towarzysza Zubo, w dziedzinie wychowania i propagandy. Cokolwiek wyra¿a³o wypluniêcie przez towarzysza Konstantynowa nadmiaru cieczy z jamy gêbowej, wiadczy o jego niezrozumieniu faktu, gdzie przebywa i jak powinien siê zachowaæ, co wszystko z kolei jest win¹ towarzysza Zubo, który nie wyja ni³ kolonistom sensu ludowego porzekad³a: do cudzej wi¹tyni ze swoj¹ religi¹ siê nie pchaj . I wydaje mi siê, ¿e powinni my udzieliæ ostrze¿enia towarzyszowi Zubo, upomnieæ go surowo i zobowi¹zaæ do podniesienia poziomu pracy wychowawczej w powierzonej mu Kolonii! Farfurkis uciszy³ siê i za komendanta zabra³ siê Chlebowwodow. Jego przemówienie by³o chaotyczne i pe³ne nieja80


snych aluzji oraz tak strasznych gró b, ¿e komendant zupe³nie os³ab³ i na oczach wszystkich zacz¹³ za¿ywaæ pigu³ki w czasie, gdy Chlebowwodow wrzeszcza³ Ja ci poplujê! Czy ty ca³kiem oszala³? Hrrrm powiedzia³ w koñcu £awr Fiedotowicz i zabra³ siê do rysowania nad ró¿nymi literami potê¿nych kropek. Komendant otrzyma³ napomnienie za brak wyczucia administracyjnego, a tak¿e za naganne zachowanie siê w obecno ci Trójki, wyra¿aj¹ce siê spluniêciem na pod³ogê przez towarzysza Konstantynowa. Towarzysz Konstantynow K.K. otrzyma³ ostrze¿enie z wpisaniem do akt za chodzenie baz kapci. Farfurkisowi udzielono ustnej nagany za systematyczne przekraczanie czasu przemówienia, Chlebowwodowowi za za naruszenie etyki administracyjnej, wyra¿aj¹ce siê w próbie nies³usznego oczerniania towarzysza Konstantynowa K.K. Upomniany te¿ zosta³ Wybiega³³o za niechlujny wygl¹d i przybycie na posiedzenie z nieogolon¹ twarz¹. Innych wniosków brak? zapyta³ £awr Fiedotowicz. Chlebowwodow natychmiast nachyli³ siê do niego i co szepn¹³ w ucho. £awr Fiedotowicz wys³uchawszy doda³, ¿e jest tak¿e wniosek, aby przypomnieæ pewnym przedstawicielom z do³u o obowi¹zku bardziej aktywnego udzia³u w pracach Trójki. Teraz wszystkim siê dosta³o. Nikogo nie zapomniano i o niczym nie zapomniano. Atmosfera oczy ci³a siê natychmiast, nawet komendant powesela³. Tylko Edik zachmurzy³ siê i popad³ w zadumê. Nastêpny rzek³ £awr Fiedotowicz. Referujcie, towarzyszu Zubo. Sprawa numer dwa odczyta³ komendant. Nazwisko: nie dotyczy. Imiê: nie dotyczy. Imiê ojca: nie dotyczy. Przezwisko: Ku ma. Rok i miejsce urodzenia: nie ustalono. Pewnie Kongo. A on co, niemowa? spyta³ dobrodusznie Chlebowwodow. Nie umie mówiæ powiedzia³ komendant. Tylko kwacze. 6 Bajka o Trójce

81


Od urodzenia taki? Pewnie tak. £adne rzeczy odziedziczy³ warkn¹³ Chlebowwodow. Dlatego miêdzy bandytów popad³. Ile razy karany? Kto? spyta³ oszo³omiony komendant. Ja? Czemu zaraz ja . No ten bandyta. Jak go wo³aj¹? Wa ka? Protestujê! z niecierpliwo ci¹ powiedzia³ Farfurkis. Towarzysz Chlebowwodow wychodzi z za³o¿enia, ¿e przezwiska maj¹ tylko bandyci. W instrukcji, w paragrafie siódmym, rozdzia³ czwarty, czê æ druga mówi siê miêdzy innymi o nadaniu przezwisk zjawiskom, które identyfikuje siê jako istoty ¿ywe, nie posiadaj¹ce rozumu. A! powiedzia³ rozczarowany Chlebowwodow. To jaki tam pies. A ja my la³em, ¿e bandyta. Kiedy zarz¹dza³em kas¹ zapomogow¹ pracowników teatru, mia³em takiego kasjera Protestujê! wykrzykn¹³ p³aczliwym g³osem Farfurkis. To naruszenie regulaminu! W ten sposób do pó³nocy nie skoñczymy! Chlebowwodow spojrza³ na zegarek. S³usznie powiedzia³. Przepraszam. Wal, bracie. Na czym to stanêli my? Punkt pi¹ty odczyta³ komendant. Narodowo æ: pterodaktyl. Wszyscy podskoczyli, ale czas lecia³, wiêc nikt nie wyrzek³ ani s³owa. Wykszta³cenie: nie dotyczy kontynuowa³ komendant. Znajomo æ jêzyków obcych: nie dotyczy. Zawód i miejsce pracy w chwili obecnej: nie dotyczy. Czy by³ za granic¹: pewnie tak Och, to le wymamrota³ Chlebowwodow. le! Och, czujno æ Pterodaktyl, powiadacie? A jaki on jest? Bia³y? Czarny? Jak by to powiedzieæ... Taki bardziej szary wyja ni³ komendant. 82


Aha powiedzia³ Chlebowwodow. I mówiæ nie mo¿e, tylko kwacze No dobra, dalej. Istota niewyja niono ci: uwa¿any jest za wymar³ego piêædziesi¹t milionów lat temu. Ile? zapyta³ Farfurkis. Tu jest napisane, ¿e piêædziesi¹t milionów nie mia³o powiedzia³ komendant. Niepowa¿ne to wszystko jakie mrukn¹³ Farfurkis i spojrza³ na zegarek. Czytajcie jêkn¹³. Czytajcie dalej! Dane o bli¿szej rodzinie: prawdopodobnie wszyscy wymarli. Sta³e miejsce zamieszkania: Kitie¿grad, Kolonia Niewyja nionych Zjawisk. Zameldowany? spyta³ gro nie Chlebowwodow. Tak jakby zameldowany odpowiedzia³ komendant. Gdy siê zjawi³, wci¹gniêto go do ksiêgi go ci honorowych i tak zosta³o do tej pory. Mo¿na powiedzieæ, ¿e przyzwyczai³ siê Ku ma. W g³osie komendanta da³o siê s³yszeæ rzewne nutki. Najwyra niej by³ opiekunem Ku my. Czy to wszystko? poinformowa³ siê £awr Fiedotowicz. Jest wniosek, aby wezwaæ sprawê. Innych wniosków nie by³o. Komendant rozsun¹³ w oknie zas³ony. Ku -Ku -Ku zawo³a³ pieszczotliwie. Tam, siedzi na murze, ³obuz rzek³ tkliwie. Wstydzi siê Jest wstydliwy. Ku-u-u ! Ku -Ku -Ku Leci, drañ obwie ci³ odsuwaj¹c siê od okna. Us³ysza³em potê¿ny szum i wist. Ogromny cieñ na sekundê zakry³ niebo i Ku ma, trzepocz¹c rozwartymi, b³oniastymi skrzyd³ami, usiad³ p³ynnie na stole demonstracyjnym. Z³o¿y³ skrzyd³a, zadar³ g³owê, otworzy³ d³ug¹ uzêbion¹ paszczê i cichutko kwakn¹³. Przywita³ siê obja ni³ komendant. U-przej-my sukin-kot, rozumie wszystko jak trzeba. Ku ma przyjrza³ siê Trójce, napotka³ otêpia³y wzrok £awra Fiedotowicza i nagle wrzasn¹³ przera liwie, owin¹³ siê skrzyd³ami, z³o¿y³ paszczê na brzuchu i zacz¹³ wstydliwie 83


spogl¹daæ zza skórzastych fa³d jednym okiem ogromnym, zielonym, anachronicznym, na pó³ zakrytym niebiesk¹ b³on¹. By³ piêkny, chocia¿ na pierwszy rzut oka robi³ odstraszaj¹ce wra¿enie. Chlebowwodow na wszelki wypadek upu ci³ co i wszed³ pod stó³. My la³em, ¿e pies jaki kwacz¹cy dobieg³o spod sto³u jego mamrotanie. Gryzie? zapyta³ Farfurkis boja liwie. Jak mo¿na! odpar³ komendant. Spokojne stworzenie, przegania go, kto chce Oczywi cie, je li siê rozz³o ci Tylko ¿e nigdy siê nie z³o ci. £awr Fiedotowicz zacz¹³ lustrowaæ pterodaktyla przez binokle, czym wpêdzi³ go w ostateczne zmieszanie. Ku ma kwakn¹³ s³abym g³osem i ukry³ g³owê w skrzyd³ach. Hrrrm z ukontentowaniem przemówi³ £awr Fiedotowicz i od³o¿y³ binokle. Sytuacja uk³ada³a siê pomy lnie. S¹dzi³em, ¿e to koñ jaki mamrota³ Chlebowwodow, pe³zaj¹c pod sto³em. Pozwólcie, £awrze Fiedotowiczu powiedzia³ Farfurkis. Widzê w tej sprawie element trudno ci. Gdyby my zajmowali siê rozpatrywaniem niespotykanych zjawisk, bez ¿adnych wahañ jako pierwszy podniós³bym rêkê za pospieszn¹ racjonalizacj¹. Rzeczywi cie, krokodyl ze skrzyd³ami to zjawisko do æ niezwyk³e w naszych warunkach klimatycznych. Jednak¿e naszym zadaniem jest rozpatrywanie niewyja nionych zjawisk i tu stwierdzam nieporozumienie. Czy sprawa numer dwa posiada element niewyja niono ci? Je li nie posiada, po co mamy tê sprawê rozpatrywaæ? Je li z kolei ten element wystêpuje, to w czym siê zawiera? Mo¿e towarzysz konsultant naukowy pragnie zabraæ g³os w tej kwestii? Towarzysz konsultant pragn¹³ zabraæ g³os i w swoim francusko-rosyjskim ¿argonie poinformowa³ Trójkê, ¿e fryzura Marii Brijon niezmiennie wprawia³a w zachwyt wszystkich zbieraj¹cych siê na rautach u barona de Bodreila. Faktu tego on, naukowy konsultant, nie mo¿e nie przyj¹æ, ¿e 84


niewyja niono æ tego wspomnianego la pterodaktyl Ku ma zawiera siê na jednej p³aszczy nie z jego niespotykano ci¹, o czym on, konsultant naukowy z ¿alem zmuszony jest poinformowaæ towarzysza Farfurkisa; ¿e Platon by³ i pozostaje jego, konsultanta naukowego, serdecznym przyjacielem, ale nauce, w osobie jego, konsultanta naukowego, prawda jest dro¿sza; ¿e skrzydlato æ krokodylów, a dok³adniej obecno æ u niektórych krokodylów dwóch lub wiêcej skrzyde³, do tej pory przez naukê nie jest wyja niona i dlatego on, konsultant naukowy, prosi³by ogrodnika o pokazanie mu tych cudownych tuberoz, o których mówili cie w zesz³y pi¹tek; ¿e w koñcu on, konsultant naukowy, nie widzi specjalnych przyczyn, aby odk³adaæ racjonalizacjê wspomnianej sprawy, ale z drugiej strony pragn¹³by zostawiæ sobie prawo do zdecydowanego sprzeciwu. Dopóki Wybiega³³o strzêpi³ jêzyk, w pocie czo³a odrabiaj¹c swoje roboczogodziny, ja pospiesznie uk³ada³em plan dalszej batalii. Ku ma ogromnie mi siê spodoba³ i by³o dla mnie rzecz¹ oczywist¹, ¿e je li natychmiast siê nie wtr¹cimy, znajdzie siê w opa³ach. Hrrrm rzek³ £awr Fiedotowicz. Czy s¹ jakie pytania do referenta? Nie mam pytañ stwierdzi³ Chlebowwodow, który przekonawszy siê, ¿e Ku ma nie gryzie, natychmiast zbezczelnia³. Ale uwa¿am, ¿e to pospolity krokodyl ze skrzyd³ami i nic wiêcej. I celowo towarzysz konsultant naukowy zaciemnia nam obraz sytuacji Z kolei zauwa¿am, ¿e komendant ma w Kolonii swoich pupilków i karmi ich za pañstwowe pieni¹dze. Nie chcê naturalnie twierdziæ, ¿e komendant uprawia kumoterstwo albo ¿e bierze ³apówki od tego krokodyla, ale wed³ug mnie mamy tu do czynienia z faktem oczywistym. Krokodyl ze skrzyd³ami to najzwyklejszy przypadek, a obchodzi siê z nim jak ze mierdz¹cym jajkiem. Wygnaæ by go z Kolonii, niech idzie do roboty. Jak to... do roboty? spyta³ ogromnie przejêty spraw¹ Ku my komendant. 85


A tak! U nas wszyscy pracuj¹! Patrzcie, jak on siedzi, zdrowy byk. Drzewo by na wyrêbie taszczy³ albo kamieñ ³upa³. A mo¿e powiecie, ¿e miê nie ma s³abe? Znam ja te krokodyle, ró¿ne widzia³em i skrzydlate inne tam Jak to? zapyta³ bole ciwie komendant. Mimo wszystko to nie cz³owiek, a zwierzê. Musi diety przestrzegaæ Co z tego? U nas zwierzêta te¿ pracuj¹. Konie na przyk³ad. Niech siê w konie zaci¹gnie! Na diecie jest Ja te¿ jestem na diecie, a przez niego bez obiadu siedzê Chlebowwodow czu³ ju¿, ¿e siê trochê zapêdzi³. Farfurkis spogl¹da³ na niego ironicznie, a mina £awra Fiedotowicza te¿ dawa³a mu co do my lenia. Zorientowawszy siê w sytuacji, Chlebowwodow dokona³ nag³ego zwrotu. Czekajcie, czekajcie! wrzasn¹³. Który to Ku ma? Czy to nie ten Ku ma, który z¿era³ klubowe ¿arówki? No tak, ten sam! I có¿, zosta³ ukarany? Wy siê, towarzyszu Zubo, nie wykrêcajcie, tylko powiedzcie wprost. Zosta³ ukarany? Zosta³ odrzek³ smutno komendant. Dok³adnie jak? Na przeczyszczenie mu dali powiedzia³ komendant. Widaæ by³o, ¿e za Ku mê gotów jest oddaæ g³owê. Chlebowwodow paln¹³ piê ci¹ w stó³ i Ku ma ze strachu zrobi³ ka³u¿ê. Rozz³o ci³em siê i krzykn¹³em, zwracaj¹c siê wprost do £awra Fiedotowicza, ¿e to znêcanie siê nad cennym eksponatem naukowym. Farfurkis tak¿e stwierdzi³, ¿e protestuje, ¿e towarzysz Chlebowwodow próbuje narzucaæ Trójce czynno ci wykraczaj¹ce poza jej kompetencje. £awr Fiedotowicz obliza³ wskazuj¹cy palec i nerwowo przerzuci³ kilka kartek w teczce, co by³o u niego wyrazem szczególnego rozdra¿nienia. Nadci¹ga³a burza. Edik! szepn¹³em b³agalnie. Uwa¿nie ledz¹cy rozwój sytuacji Edik wzi¹³ remoralizator i wycelowa³ prosto w £awra Fiedotowicza. £awr Fiedotowicz wsta³ i zabra³ g³os. Opowiedzia³ o zadaniach powierzonej mu Trójki, zadaniach wynikaj¹cych z jej rosn¹cego autorytetu i rosn¹cej 86


odpowiedzialno ci. Zaproponowa³ obecnym rozpoczêcie bardziej nieub³aganej walki o podwy¿szenie dyscypliny pracy, przeciw biurokratyzmowi, o wysoki poziom moralny wszystkich, o zdrow¹ krytykê, o wzmocnienie pogotowia przeciwpo¿arowego, przeciw zarozumia³o ci, o osobist¹ odpowiedzialno æ ka¿dego, o wzorow¹ sprawozdawczo æ i przeciw niedocenianiu w³asnych si³. Naród bêdzie nam wdziêczny, je li jeszcze aktywniej ni¿ dotychczas bêdziemy wype³niaæ nasze obowi¹zki. Naród nam nie wybaczy, je li nie bêdziemy wype³niaæ tych zadañ bardziej aktywnie ni¿ dotychczas. Jakie bêd¹ konkretne wnioski w sprawie organizacji pracy Trójki w zwi¹zku ze zmienionymi warunkami? Nie bez z³o liwo ci zauwa¿y³em, ¿e nietêgo z tymi wnioskami. Chlebowwodow rozpêdzi³ siê z przyzwyczajenia i zaproponowa³, ¿e na w³asne barki we mie problem podniesienia obowi¹zków. Na przyk³ad, w zwi¹zku ze wzrostem autorytetu Trójki komendant, towarzysz Zubo, powinien zobowi¹zaæ siê do przed³u¿enia czasu pracy do czternastu roboczogodzin, a konsultant naukowy, towarzysz Wybiega³³o, powinien zrezygnowaæ z przerwy obiadowej. Jednak¿e ten partyzancki wypad nie spotka³ siê z entuzjazmem. Przeciwnie, spotka³ siê z jawnym odporem wymienionych osób. Przebrzmia³a krótka palba, w czasie której wyja niono, ¿e czas przerwy obiadowej dawno ju¿ min¹³. Pozwolê sobie wyraziæ pogl¹d podsumowa³ £awr Fiedotowicz ¿e czas ju¿ na odpoczynek i obiad. Posiedzenie Trójki zawiesza siê do godziny osiemnastej zero zero. A waszego krokodyla, towarzyszu Zubo zwróci³ siê do komendanta dobrodusznie i z wy¿szo ci¹ we miemy i oddamy do zoo. Co o tym s¹dzicie? Ach! odrzek³ bohatersko komendant. £awrze Fiedotowiczu! Towarzyszu Winiukow! Na mi³o æ bosk¹ Panienko naj wiêtsza nie mamy przecie¿ ogrodu zoologicznego! To bêdzie! obieca³ £awr Fiedotowicz. Zwyk³y ogród jest, ogródek jordanowski jest, to zoologiczny te¿ bêdzie za¿artowa³ po chwili demokratycznie. Trójka trójcê lubi. 87


Wybuch przedobiedniego miechu pobudzi³ Ku mê do kolejnego nietaktu. £awr Fiedotowicz w³o¿y³ do teczki rekwizyty przewodnicz¹cego, podniós³ siê zza sto³u i ruszy³ powoli do wyj cia. Chlebowwodow i Wybiega³³o potr¹cili zaziewanego Farfurkisa i rzucili siê, odpychaj¹c siê wzajemnie, aby otworzyæ drzwi przed towarzyszem przewodnicz¹cym. Befsztyk to miêso uprzejmie poinformowa³ ich £awr Fiedotowicz. Z krwi¹! marzycielsko wykrzykn¹³ Chlebowwodow. A po co z krwi¹? us³yszeli my dochodz¹cy ju¿ z poczekalni g³os £awra Fiedotowicza. Otworzy³em wraz z Edikiem wszystkie okna. Nie, no, wybaczcie £awrze Fiedotowiczu Befsztyk bez krwi to gorsze ni¿ wypiæ i nie zak¹siæ Nauka twierdzi, ¿e tego z kostk¹, znaczy siê Spo³eczeñstwo lubi dobre miêso na przyk³ad, befsztyki dobieg³o ze schodów. Do grobu mnie wpêdz¹ rzek³ zatroskany komendant. Kara boska na mnie, g³ód, powietrze morowe i siedem plag egipskich

88


Sprawa nr 15

I sesja wyjazdowa

ieczorne posiedzenie nie odby³o siê. Zostali my oficjalnie poinformowani, ¿e £awr Fiedotowicz oraz towarzysze Chlebowwodow i Wybiega³³o zatruli siê grzybami i lekarz poleci³ im pole¿eæ do jutra. Jednak¿e skrupulatny komendant nie dowierza³ oficjalnej wersji wypadków. W naszej obecno ci zadzwoni³ do restauracji hotelowej i porozumia³ siê ze swoim kumem, maitre d hotel em. I có¿? Okaza³o siê, ¿e podczas obiadu £awr Fiedotowicz i profesor Wybiega³³o w praktycznej dyskusji na temat przewagi przysma¿onego befsztyka nad befsztykiem z krwi¹, pragn¹c wyja niæ na przyk³adzie, który z tych rodzajów befsztyka jest bardziej lubiany przez spo³eczeñstwo, skonsumowali na koszt szefa kuchni pod koniaczek i pilznera po cztery eksperymentalne porcje. W chwili obecnej le¿¹ plackiem i do rana nie mog¹ siê pokazaæ nikomu na oczy. Komendant szala³ z rado ci jak uczniak, któremu nieoczekiwanie przed klasówk¹ rozchorowa³ siê ciê¿ko nauczyciel. Po¿egnali my siê z nim, kupili my po porcji lodów i wrócili my do hotelu. Ca³y wieczór przesiedzieli my w pokoju, rozpatruj¹c nasze po³o¿enie. Edik przyzna³, ¿e Christobal Hozewicz mia³ racjê. Trójka to twardszy do zgryzienia orzech,

W

89


ni¿ przypuszczali my. Racjonalna strona ich psychiki okaza³a siê nies³ychanie konserwatywna i wielce oporna. Co prawda poddawa³a siê dzia³aniu silnego remoralizuj¹cego pola, ale gdy tylko je wy³¹czali my, wraca³a natychmiast do stanu poprzedniego. Zaproponowa³em Edikowi, by w ogóle pola nie wy³¹czaæ, ale odrzuci³ tê propozycjê. Zapasy rozumnego, dobrego i wiecznego mia³a Trójka zdecydowanie ograniczone i przed³u¿enie o sekundê dzia³ania pola grozi³o powrotem do poprzedniego stanu. Nasze zadanie polega na tym powiedzia³ Edik ¿eby nauczyæ ich my leæ. Oni jednak nie chc¹ siê uczyæ. Ci kanalizatorzy oduczyli siê uczenia. Na szczê cie nie wszystko stracone. Pozosta³a jeszcze emocjonalna strona psychiki, sfera uczuæ. Je li nie udaje siê rozbudziæ w nich umys³u, trzeba spróbowaæ rozbudziæ sumienie. I w³a nie tym Edik zamierza siê zaj¹æ na kolejnym posiedzeniu. Rozpatrywali my ten problem, dopóki nie w³adowa³ siê do nas bez pukania zdenerwowany Pluskwa. Z³o¿y³ podanie, aby Trójka przyjê³a go poza kolejno ci¹ i rozpatrzy³a jego propozycjê. Dopiero co otrzyma³ od komendanta wezwanie, a teraz zajrza³, ¿eby zobaczyæ, czy bêdziemy na jutrzejszym rannym posiedzeniu. Obiecuje, ¿e bêdzie to posiedzenie historyczne. Jutro wszystko zrozumiemy. Jutro dowiemy siê, o co chodzi. Kiedy wdziêczna ludzko æ zacznie go nosiæ na rêkach, nie zapomni o nas. Krzycza³, wymachiwa³ ³apkami, biega³ po cianach i przeszkadza³ Edikowi w koncentracji. By³em zmuszony wzi¹æ go za ko³nierz i wyrzuciæ na korytarz. Nawet siê nie obrazi³. By³ ponad to. Jutro siê wszystko wyja ni, obieca³, zapyta³ o numer apartamentu Chlebowwodowa i znikn¹³. Po³o¿y³em siê spaæ, a Edik roz³o¿y³ na stole gazetê i d³ugo lêcza³ nad rozebranym remoralizatorem. Gdy wezwano Gadacza, nie od razu wszed³ do sali posiedzeñ. S³ychaæ by³o, jak k³óci siê w poczekalni z komendantem, ¿¹daj¹c jakiego tam ceremonia³u, szczególnego uszanowania, a tak¿e warty honorowej. Edik zacz¹³ siê denerwowaæ. 90


By³em zmuszony wyj æ do poczekalni i powiedzieæ Pluskwie, ¿eby przesta³ siê wyg³upiaæ, bo bêdzie le. ¯¹dam, ¿eby zrobi³ trzy kroki naprzeciw! ¿o³¹dkowa³ siê Pluskwa. Niech nie bêdzie warty, ale jakie elementarne zasady chyba obowi¹zuj¹! Nie ¿¹dam nawet, ¿eby spotyka³ mnie w drzwiach Niech zrobi trzy kroki do przodu i zdejmie kapelusz! O kim ty mówisz? spyta³em zmieszany. Jak to o kim? O tym waszym kto tam jest waszym szefem? Winiukow? Ba³wan! sykn¹³em. Chcesz, ¿eby ciê wys³uchano, to id prêdko! Dajê ci trzydzie ci sekund! Gadacz podda³ siê. Mrucz¹c co o naruszeniu podstawowych zasad, wszed³ do sali obrad i impertynencko, nikomu siê nie k³aniaj¹c, rozwali³ siê na stole demonstracyjnym. £awr Fiedotowicz podniós³ lornetkê i mêtnymi, po¿ó³k³ymi po wczorajszym oczami zacz¹³ ogl¹daæ Pluskwê. Chlebowwodowi jeszcze odbija³o siê wczorajszym obiadem. No i o czym mamy z nim gadaæ? wystêka³. Przecie¿ wszystko ju¿ zosta³o powiedziane G³owê nam tylko zawraca. Momencik powiedzia³ Farfurkis dumny i ró¿owy jak zawsze. Obywatelu Gadacz zwróci³ siê do Pluskwy. Trójka uzna³a za mo¿liwe przyjêcie was wbrew procedurze i zgodzi³a siê wys³uchaæ waszego, jak piszecie, nadzwyczajnej wagi o wiadczenia. Trójka zwraca siê do was o w miarê mo¿liwo ci zwiêz³o æ wypowiedzi i niezabieranie nam drogocennego czasu. Co pragniecie nam o wiadczyæ? S³uchamy was. Gadacz zrobi³ kilkusekundow¹ aktorsk¹ pauzê. Potem g³o no wsun¹³ nogi pod siebie, przyj¹³ dumn¹ pozê i nad¹³ policzki. Historia rodu ludzkiego rozpocz¹³ skrywa na swoich kartach niema³o haniebnych wiadectw barbarzyñstwa i nieroztropno ci. Wulgarny, ciemny ¿o³dak zamordowa³ Archimedesa. Podli zakonnicy spalili Giordano Bruno. Rozwydrzeni fanatycy zatruwali ¿ycie Charlesa Darwina i Galileo Galilei. Historia pluskiew równie¿ zawiera fakty, mówi¹ce 91


o ofiarach ciemnoty i obskurantyzmu. Wszyscy wietnie pamiêtaj¹ mêczarnie genialnej pluskwy-encyklopedysty Sapukla, który wskaza³ naszym przodkom, trawiastym i drzewnym pluskwom, wietlan¹ przysz³o æ, drogê wielkiego postêpu. W nêdzy i zapomnieniu zakoñczyli swoje dni: Imperutor, twórca teorii grup krwi, Raksefob, który rozwi¹za³ zagadnienie p³odno ci, Pulp, który odkry³ anabiozê. Barbarzyñstwo i ciemnota obu naszych plemion musia³a wycisn¹æ i rzeczywi cie wycisnê³a swoje fatalne piêtno na naszych wzajemnych stosunkach. Dawno ju¿ umar³y idee genialnej pluskwy-utopisty P³atuna, który przepowiedzia³ ideê symbiozy pluskwy i cz³owieka. Widzia³ on przysz³o æ rodu pluskiew nie na odwiecznej drodze paso¿ytnictwa, a na wietlanej drodze przyja ni i wzajemnej wspó³pracy. Znamy wypadki, kiedy cz³owiek proponowa³ pluskwom pokój, obronê i braterskie stosunki, wystêpuj¹c pod sztandarem: Wy i my jeste my jednej krwi , ale chciwe, wiecznie g³odne pluskwiane masy zignorowa³y to wezwanie, g³osz¹c bezmy lnie: Pili my, pijemy, bêdziemy piæ . Gadacz jednym haustem poch³on¹³ szklankê wody i obliza³ siê. Dzi po raz pierwszy w historii podj¹³ niczym na mityngu stoimy wobec sytuacji, kiedy pluskwa proponuje cz³owiekowi pokój, obronê i braterstwo stosunków, ¿¹daj¹c w zamian tylko uznania swego rodu. Po raz pierwszy pluskwa znalaz³a wspólny jêzyk z cz³owiekiem. Po raz pierwszy pluskwa spotyka siê z cz³owiekiem nie w ³ó¿ku, a za sto³em rozmów. Po raz pierwszy pluskwa nie pragnie dóbr materialnych, a duchowego kontaktu. Czy¿ na zakrêcie historii, przed wielkim zwrotem, który byæ mo¿e wzniesie oba ludy na niedosiê¿n¹ wysoko æ, bêdziemy dreptaæ w niepewno ci, i æ na postronku ciemnoty i wzajemnej wrogo ci, odrzucaæ oczywisto æ i odmawiaæ uznania jawnego cudu? Ja, Gadacz Pluskwa, jedyna mówi¹ca pluskwa we wszech wiecie, jedyne ogniwo miêdzy naszymi plemionami, mówiê do was w imieniu setek milionów: opamiêtajcie siê! Odrzuæcie przes¹dy, zdepczcie gnu no æ, zbierzcie w sobie wszystko co dobre i rozumne, i otwartymi, jasnymi oczami 92


spójrzcie w twarz wielkiej prawdzie. Mówi¹ca Pluskwa to postaæ wyj¹tkowa, niewyja nione zjawisko, mo¿e nawet nie do wyja nienia. Pysza³kowato æ tego insekta mog³a wstrz¹sn¹æ nawet najbardziej wybuja³¹ wyobra ni¹. Czu³em, ¿e to siê dobrze nie skoñczy i stukn¹³em Edika ³okciem, ¿eby byt gotów. Pozostawa³a co prawda nadzieja, ¿e stan niedyspozycji ¿o³¹dkowej, na któr¹ cierpia³a wiêksza i lepsza czê æ Trójki, przeszkodzi wybuchowi namiêtno ci. Dobrze siê te¿ sk³ada³o, ¿e nieobecny by³ Wybiega³³o, który ob¿ar³ siê do ostatecznych granic. £awr Fiedotowicz mia³ md³o ci, by³ blady i niemi³osiernie siê poci³, Farfurkis nie wiedzia³, na co siê zdecydowaæ. Z niepokojem spogl¹da³em w jego stronê i ju¿ my la³em, ¿e wszystko jest w porz¹dku, gdy nagle odezwa³ siê Chlebowwodow. Pili my, pijemy i bêdziemy piæ O kim to? O nas mówi, nikczemnik! Krew nasz¹! Krew serdeczn¹! A! rzuci³ dzikie spojrzenie. Ja go zaraz paznokciami! Noc¹ cz³owiekowi spaæ nie daj¹, a teraz i w dzieñ! Drêczyciele! I zacz¹³ siê w ciekle drapaæ. Gadacz przestraszy³ siê trochê, jednak nie straci³ godno ci. K¹tem oka wypatrywa³ jednak na wszelki wypadek jakiej szpary. W sali rozszed³ siê mocny zapach drogiego koniaku. Krwiopijcy! wychrypia³ Chlebowwodow, potem poderwa³ siê i rzuci³ naprzód. Serce mi zamar³o. Edik chwyci³ mnie za rêkê. On te¿ siê przestraszy³. Gadacz a¿ przysiad³ z przera¿enia. Ale trzymaj¹cy siê za brzuch Chlebowwodow, przemkn¹³ obok sto³u demonstracyjnego, otworzy³ drzwi i znikn¹³. S³ychaæ by³o, jak stuka obcasami po schodach. Gadacz wytar³ zimny pot z czo³a i bezsilnie opu ci³ w¹sy. Grrry przemówi³ smutno £awr Fiedotowicz. Kto jeszcze prosi o g³os? Pozwólcie mnie rzek³ Farfurkis. Zrozumia³em, ¿e maszyna zadzia³a³a. O wiadczenie obywatela Gadacza wywar³o na mnie zupe³nie osobliwe wra¿enie. Jestem szczerze 93


i g³êboko oburzony. Nie chodzi ju¿ nawet o to, ¿e obywatel Gadacz fa³szywie interpretuje historiê ludzko ci jako dzieje cierpieñ wybitnych jednostek. Niech mówca rozpatrzy we w³asnym sumieniu swoje absolutnie pozbawione samokrytycyzmu s¹dy o samym sobie. Ale jego propozycje, jego idea zwi¹zku Nawet my l o takim zwi¹zku brzmi, moim zdaniem, obra liwie i blu nierczo. Za kogo nas uwa¿acie, obywatelu Gadacz? A mo¿e to wasze uw³aczanie jest celowe? Ja osobi cie kwalifikujê je jako celowe! Poza tym, przejrza³em w³a nie materia³y z poprzedniego posiedzenia w sprawie obywatela Gadacza i przekona³em siê ze smutkiem, ¿e brakuje w nich absolutnie niezbêdnego okre lenia w tej kwestii. To jest, towarzysze, nasz b³¹d, to my, towarzysze, przeliczyli my siê. Musimy jak najprêdzej ten b³¹d naprawiæ. Co mam na my li? My lê, ¿e mamy tu do czynienia z gadaj¹cym paso¿ytem, to znaczy wa³koniem, nigdzie nie pracuj¹cym darmozjadem, zdobywaj¹cym rodki utrzymania w wysoce podejrzany sposób. W sposób, który w pe³ni mo¿na kwalifikowaæ jako przestêpczy W tej sekundzie na progu pojawi³ siê wymêczony Chlebowwodow. Przechodz¹c obok Gadacza, zamierzy³ siê na niego piê ci¹. A ¿e¿ ty bydlê nieogoniaste, sze cionogie! wymamrota³. Gadacz wcisn¹³ tylko g³owê w ramiona. Zrozumia³ w koñcu, ¿e z nim le. Sasza, wymy l co szepn¹³ w panice Edik. Co mi siê zaciê³o Uw³aczanie ludzko ci kontynuowa³ Farfurkis uw³aczanie odpowiedzialnemu organowi to typowe paso¿ytnictwo, dla którego miejsce jest tylko za kratkami. Czy to nie wystarczy, towarzysze? Czy nie przejawiamy aby braku energii, zbytniej ustêpliwo ci, bur¿uazyjnego liberalizmu i abstrakcyjnego humanizmu? Nie wiem jeszcze, co my l¹ na ten temat moi szanowni koledzy, nie wiem, co zostanie postanowione w tej kwestii, jednak¿e jako cz³owiek z natury spokojny i pryncypialny pozwolê sobie zwróciæ siê do was, obywatelu Gadacz, 94


z wyrazami ostrze¿enia. Fakt, ¿e wy, obywatelu Gadacz, nauczyli cie siê mówiæ, a w³a ciwie be³kotaæ po rosyjsku, przez jaki czas mo¿e powstrzymaæ nas przed podjêciem decyzji w trybie dora nym. Ale strze¿cie siê! Nie przeci¹gajcie zbytnio struny! Zad³awiæ go, paso¿yta! wychrypia³ Chlebowwodow. Ot, ja go zaraz zapa³k¹ Zacz¹³ nerwowo obmacywaæ kieszenie. Gadacz by³ blady jak mieræ. Edik gmera³ histerycznie w remoralizatorze. A ja wci¹¿ nie mog³em znale æ wyj cia z tej lepej uliczki. Nie, nie, towarzyszu Chlebowwodow przemówi³ Farfurkis, krzywi¹c z odraz¹ twarz. Jestem przeciwny bezprawnym posuniêciom. Có¿ to za lincz? Nie jeste my na szczê cie w Texasie. Nale¿y wszystko uprawomocniæ. Przede wszystkim, je li £awr Fiedotowicz nie ma nic przeciwko temu, nale¿y zracjonalizowaæ obywatela Gadacza jako zjawisko niewyja nione, a co z tego wynika, podlegaj¹ce naszym kompetencjom. Na te s³owa g³upi Gadacz rozpromieni³ siê. O, potêgo pychy! Dalej kontynuowa³ Farfurkis powinni my zakwalifikowaæ zracjonalizowane, niewyja nione zjawisko jako szkodliwe, i jak z tego wynika, podlegaj¹ce w procesie utylizacji spisaniu. Sformu³ujemy dokument na przyk³ad tak: akt o spisaniu mówi¹cego pluskwy, nazywanego poni¿ej Gadaczem S³usznie wychrypia³ Chlebowwodow. Pieczêci¹ go! To samowola! pisn¹³ s³abo Gadacz. O, przepraszam! krzykn¹³ Farfurkis. Co to znaczy samowola? Spisujemy was zgodnie z paragrafem siedemdziesi¹tym czwartym za³¹cznika o spisywaniu na straty, gdzie zupe³nie wyra nie jest powiedziane Mimo to samowola! krzykn¹³ Pluskwa. Oprawcy! ¯andarmi! Nagle ol ni³a mnie my l. Wybaczcie £awrze Fiedotowiczu! powiedzia³em. Wtr¹æcie siê, bardzo proszê! To¿ to marnotrawstwo kadr! 95


Hrrrm prawie niedos³yszalnie odrzek³ £awr Fiedotowicz. Mia³ takie md³o ci, ¿e by³o mu wszystko jedno. S³yszycie? zwróci³em siê do Farfurkisa. £awr Fiedotowicz ma wiêt¹ racjê! Trzeba mniej uwagi zwracaæ na formê, a baczniej uwa¿aæ na tre æ. Nasze ura¿one uczucia nie maj¹ nic wspólnego z interesami ogó³u. Có¿ to za jaki administracyjny sentymentalizm? Czy jeste my w pensji dla dobrze urodzonych panienek, albo na kursie podnoszenia kwalifikacji? Istotnie, obywatel Gadacz pozwala sobie na impertynencje, u¿ywa tak¿e w¹tpliwych porównañ. Rzeczywi cie, obywatelowi Gadaczowi wiele brakuje do doskona³o ci. Ale czy to ma znaczyæ, ¿e za nieu¿yteczno æ powinni my go spisaæ? I có¿, towarzyszu Farfurkis? Mo¿e jeste cie w stanie wyci¹gn¹æ z kieszeni drug¹ gadaj¹c¹ pluskwê? A mo¿e w ród waszych znajomych znajd¹ siê inne mówi¹ce pluskwy? Sk¹d taka wielkopañsko æ, takie fanaberie? Nie podoba mi siê mówi¹cy pluskwa, no to spiszemy mówi¹cego pluskwê A wy, towarzyszu Chlebowwodow? Tak, widzê ¿e musieli cie siê wiele nacierpieæ przez pluskwy. G³êboko wam wspó³czujê, ale pytam: mo¿e odkryli cie sposób na skuteczn¹ walkê z tymi paso¿ytami? Z tymi piratami ³ó¿ek, z tymi gangsterami spo³ecznych snów, z tymi wampirami zapuszczonych hoteli? To w³a nie mówiê rzek³ Chlebowwodow. Zgnie æ drania bez ¿adnych dyskusji A to akty jakie Nie-e-e, towarzyszu Chlebowwodow! Nie pozwolimy, by wykorzystuj¹c nieobecno æ naukowego konsultanta wprowadzono tu i zamiast metod naukowo-administracyjnych stosowano metody wulgarno-administracyjne. Nie pozwolimy zatriumfowaæ woluntaryzmowi i subiektywizmowi. Czy nie rozumiecie, ¿e obecny tu obywatel Gadacz przedstawia sob¹ jedyn¹ do tej pory mo¿liwo æ rozpoczêcia pracy wychowawczej w ród tych rozbestwionych paso¿ytów? W swoim czasie jaki domoros³y pluskwiany talent doprowadzi³ pluskwy wegetarianki do ich obecnego szkaradnego modus vivendi. Czy¿ w takim razie nasz wspó³czesny, wykszta³cony, wzbogacony 96


ca³¹ potêg¹ teorii i praktyki pluskwa nie by³by w stanie dokonaæ odwrotnego przewrotu? Zaopatrzony w starannie opracowane instrukcje, uzbrojony w najnowsze osi¹gniêcia pedagogiki, czuj¹c moralne oparcie w ca³ej postêpowej ludzko ci, czy¿ nie stanie siê on archimedesow¹ maszyn¹, za pomoc¹ której bêdziemy w stanie zawróciæ ca³¹ historiê pluskiew wstecz, w lasy i trawy, na ³ono przyrody do czystego i niewinnego bytowania? Zwracam siê do was z pro b¹, by komisja przyjê³a do wiadomo ci te uwagi i starannie je przemy la³a. Usiad³em. Blady z wra¿enia Edik pokaza³ mi wzniesiony kciuk. Gadacz klêcza³. Jak siê wydawa³o, gor¹co siê modli³. Pora¿ona mym oratorstwem Trójka milcza³a jak kamieñ. Farfurkis patrzy³ na mnie z radosnym zdumieniem. Widaæ by³o, ¿e uwa¿a moj¹ ideê za genialn¹ i obmy la teraz gor¹czkowo drogi zdobycia kluczowych pozycji w tym nies³ychanym przedsiêwziêciu. Oczami duszy widzia³, jak zestawia obszern¹, szczegó³ow¹ instrukcjê, ju¿ mia³ przed oczami nieskoñczon¹ ilo æ artyku³ów, paragrafów i za³¹czników. Widzia³, jak prowadzi posiedzenia z Gadaczem, jak organizuje kursy jêzyka rosyjskiego dla wyj¹tkowo uzdolnionych pluskiew, mianowa³ siê te¿ przewodnicz¹cym Pañstwowego Komitetu Propagandy Wegetarianizmu w ród Krwio¿erczych, komitetu, którego dzia³alno æ zostanie rozszerzona na pch³y, muszki, gzy i komary. Trawiaste pluskwy to te¿ ¿adna rozkosz warkn¹³ konserwatywny Chlebowwodow. Podda³ siê ju¿, ale nie chc¹c siê do tego przyznaæ, czepia³ siê szczegó³ów. Wzruszy³em ramionami ostentacyjnie. Towarzysz Chlebowwodow my li w¹skimi kategoriami sprzeciwi³ siê Farfurkis, wyskakuj¹c w ten sposób na kilka kroków przed szereg. Wcale nie w¹skimi zaprotestowa³ Chlebowwodow. Nawet bardzo szerokimi tymi, jak ich tam A¿ je czuæ! Ale rozumiem, ¿e trzeba bêdzie dopracowaæ to w dzia³aniu. Czy mo¿na polegaæ na tym, jak mu tam Jaki taki niepowa¿ny i zas³ug ¿adnych nie ma 7 Bajka o Trójce

97


Wnoszê wniosek rzek³ Edik. Mo¿na utworzyæ podkomisjê dla rozpatrzenia tego problemu, z towarzyszem Farfurkisem jako przewodnicz¹cym. Na stanowisko roboczego zastêpcy proponujê towarzysza Priwa³owa, osobê niezainteresowan¹ i obiektywn¹. Wtem podniós³ siê £awr Fiedotowicz. Go³ym okiem widaæ by³o, jak bardzo cierpi. Przez jego zazwyczaj kamienne oblicze prze wieca³a zwyczajna ludzka s³abo æ. Na granicie zrobi³a siê rysa, bastion troszeczkê siê przekrzywi³, ale mimo to sta³ potê¿ny i nieprzenikniony. Naród zacz¹³ bastion, przymykaj¹c oczy cierpiêtniczo. Naród nie lubi zamykaæ siê w czterech cianach. Narodowi potrzebna jest przestrzeñ. Narodowi potrzebne s¹ pola i rzeki. Narodowi potrzebny jest wiatr i s³oñce I ksiê¿yc doda³ Chlebowwodow, z oddaniem wpatruj¹c siê w bastion. I ksiê¿yc potwierdzi³ £awr Fiedotowicz. Nale¿y strzec zdrowia narodu, poniewa¿ nale¿y ono do narodu. Narodowi potrzebna jest praca na wie¿ym powietrzu. Narodowi jest duszno bez wie¿ego powietrza Niczego jeszcze nie rozumieli my, nawet Chlebowwodow b³¹dzi³ w domys³ach, ale przenikliwy Farfurkis ju¿ zebra³ papiery, zapakowa³ zapisany zeszyt i co zaszepta³ komendantowi. Komendant kiwn¹³ g³ow¹. Czy naród lubi chodziæ piechot¹ czy je dziæ samochodem? zapyta³ z uszanowaniem. Naród rzek³ £awr Fiedotowicz woli je dziæ odkrytym samochodem. Wyra¿aj¹c powszechny pogl¹d, proponujê prze³o¿yæ niniejsze posiedzenie, a teraz odbyæ wyznaczon¹ na wieczór sesjê wyjazdow¹, po wiêcon¹ ustalonym sprawom. Zabezpieczcie, towarzyszu Zubo, co nale¿y. £awr Fiedotowicz opad³ ciê¿ko na fotel. Zaczê³a siê bieganina. Komendant pobieg³ wezwaæ samochód. Chlebowwodow poi³ £awra Fiedotowicza wod¹ mineraln¹, a Farfurkis zabra³ siê do wyci¹gania z sejfu odpowiednich akt. Korzystaj¹c z ba³aganu, chwyci³em Gadacza za nogê i wyrzuci³em 98


w diab³y. Nawet nie protestowa³. Ostatnie prze¿ycia wstrz¹snê³y nim do najwy¿szych granic. Gdy podstawiono samochód, £awra Fiedotowicza wyprowadzono pod rêce i troskliwie umieszczono na przednim siedzeniu. Chlebowwodow, Farfurkis i komendant, rozpychaj¹c siê i fukaj¹c na siebie, okupowali tylne siedzenie. Samochód piêcioosobowy z zaniepokojeniem powiedzia³ Edik. Nie zabior¹ nas. Stwierdzi³em, ¿e nie widzê w tym nic z³ego. Je li o mnie chodzi, nagada³em siê na miesi¹c z góry. Nie ma siê co wysilaæ. Za tysi¹c lat nie damy sobie z nimi rady. Uratowali my g³upiego Pluskwê, i dobrze, a teraz idziemy siê wyk¹paæ. Jednak¿e Edik stwierdzi³, ¿e nie pójdzie siê k¹paæ. Chce spróbowaæ pod¹¿yæ niewidzialnie za samochodem i przeprowadziæ jeszcze jeden seans pod otwartym niebem. Ostatecznie, mo¿e nawet lepiej Wtem w samochodzie podniós³ siê krzyk. To Farfurkis po¿ar³ siê z Chlebowwodowem. Chlebowwodow, któremu zrobi³o siê gorzej od zapachu benzyny, ¿¹da³ natychmiastowego odjazdu. Krzycza³ przy tym, ¿e naród lubi szybk¹ jazdê. Farfurkis, czuj¹c siê jedynym w samochodzie zdolnym do pracy cz³owiekiem, twierdzi³, ¿e obecno æ postronnego i niesprawdzonego kierowcy przekszta³ca zamkniête posiedzenie w otwarte. Poza tym, zgodnie z przepisami, posiedzenia nie mog¹ siê odbywaæ podczas nieobecno ci naukowego konsultanta, a je li siê odbywaj¹, zostaj¹ uznane za nieodbyte. Jakie k³opoty? zapyta³ £awr Fiedotowicz odrobinê silniejszym g³osem. Usuñcie, towarzyszu Farfurkis. Zachêcony Farfurkis zapalczywie zabra³ siê do usuwania. Nie zd¹¿y³em nawet mrugn¹æ okiem, jak dokooptowano mnie w charakterze p.o. naukowego konsultanta, kierowcê zwolniono, a ja siedzia³em na jego miejscu. Dobrze, dobrze szepta³ mi w ucho niewidzialny Edik. Mo¿e mi jeszcze pomo¿esz Denerwowa³em siê i rozgl¹da³em wko³o. Siedzieæ z t¹ czered¹ w zamkniêtym pomieszczeniu, to jedno, a wystawiaæ siê na widok publiczny, to zupe³nie co innego. 99


Jechaæ by jêcza³ Chlebowwodow. Z wiaterkiem by Hrrrm powiedzia³ £awr Fiedotowicz. Jest wniosek, by jechaæ. S¹ inne propozycje? Kierowca, jedziemy. W³¹czy³em silnik i ruszy³em ostro¿nie, przebijaj¹c siê przez t³um dzieciaków. Z pocz¹tku Farfurkis straszliwie dokucza³ mi radami. To radzi³ zatrzymaæ siê tam, gdzie zabroniony by³ postój, to radzi³ zwolniæ i przypomina³ o warto ci ¿ycia £awra Fiedotowicza. To ¿¹da³, bym jecha³ szybciej, poniewa¿ wiatr niedostatecznie owiewa czo³o £awra Fiedotowicza, to domaga³ siê, abym nie zwraca³ uwagi na sygna³y wietlne, albowiem podrywa to autorytet Trójki Jednak¿e, gdy minêli my bia³e Tmuskorpioñskie Czeremuszki i wyjechali my za miasto, kiedy ujrzeli my zielone pola, a w oddali b³êkit jeziora, kiedy samochód podskoczy³ na ¿wirowych wybojach, zapad³a koj¹ca cisza. Wszyscy nadstawili twarze pod wiatr i mru¿yli oczy od s³oñca. Wszystkim by³o dobrze. £awr Fiedotowicz zapali³ pierwszego dzi papierosa, Chlebowwodow zanuci³ cicho jak¹ furmañsk¹ piosnkê, komendant drzema³, przyciskaj¹c do piersi teczkê z aktami, i tylko Farfurkis po krótkiej walce z samym sob¹ znalaz³ tyle si³, by poradziæ sobie z niemoc¹. Roz³o¿y³ mapê Tmuskorpionu z okolicami, wyznaczy³ pracowicie marszrutê, która okaza³a siê niewykonalna, gdy¿ zapomnia³, ¿e mamy samochód, a nie helikopter. Zaproponowa³em mu swoj¹ wersjê: jezioro-bagno-wzgórze. Przy jeziorze mieli my rozpatrzyæ sprawê plezjozaura, na bagnach racjonalizowaæ i przeprowadziæ utylizacjê wystêpuj¹cych tam pohukiwañ, na wzgórzu przeprowadziæ inspekcjê tak zwanego zaczarowanego miejsca. Ku mojemu zdziwieniu, Farfurkis nie protestowa³. Okaza³o siê, ¿e w pe³ni dowierza mojej intuicji. Wiêcej nawet, zawsze mia³ wysokie mniemanie o moich zdolno ciach. Bêdzie mu bardzo przyjemnie pracowaæ ze mn¹ w pluskwianej podkomisji, od dawna zwraca na mnie uwagê, w ogóle zwraca uwagê na nasz¹ cudown¹, utalentowan¹ m³odzie¿. Zawsze z sercem 100


podchodzi do m³odzie¿y, choæ nie przymyka oczu na jej niedostatki. Wspó³czesna m³odzie¿ ma³o walczy, zwraca niewielk¹ uwagê na walkê, nie d¹¿y do wzmocnienia walki. Walki o to, by walka rzeczywi cie sta³a siê spraw¹ zasadnicz¹, pierwszorzêdnym zadaniem ca³ej walki. Przecie¿ je li ona, nasza cudowna, utalentowana m³odzie¿ bêdzie nadal tak ma³o walczyæ, to bêdzie mieæ ma³o szans w tej walce, nie zostanie prawdziw¹ walcz¹c¹ m³odzie¿¹, zawsze zajêt¹ walk¹ o to, ¿eby zostaæ prawdziwym bojownikiem, który walczy o to, ¿eby walka Plezjozaura zobaczyli my ju¿ z daleka. Co podobnego do r¹czki od parasola stercza³o z wody dwa kilometry od brzegu. Podprowadzi³em samochód i stan¹³em. Farfurkis ci¹gle jeszcze w imiê walki o walcz¹c¹ m³odzie¿ walczy³ z gramatyk¹, gdy Chlebowwodow wyskoczy³ gwa³townie z samochodu i otworzy³ drzwi obok £awra Fiedotowicza. Jednak¿e £awr Fiedotowicz nie ¿yczy³ sobie wychodziæ. Spojrza³ ³askawie na Chlebowwodowa i og³osi³, ¿e w jeziorze jest woda, ¿e posiedzenie sesji wyjazdowej Trójki uwa¿a za otwarte, a g³osu udziela siê towarzyszowi Zubo. Komisja roz³o¿y³a siê na trawce obok samochodu. Zapanowa³ nastrój b³ogiego rozleniwienia. Farfurkis porozpina³ siê, ja zdj¹³em nawet koszulê, ¿eby nie traciæ okazji opalenia siê. Komendant, opuszczaj¹c co chwilê punkty, zacz¹³ odbêbniaæ ankietê plezjozaura o przezwisku Lizawieta. Nikt go nie s³ucha³. £awr Fiedotowicz w zadumie ogl¹da³ jezioro, jakby ocenia³, czy potrzebne jest narodowi, Chlebowwodow opowiada³ Farfurkisowi pó³g³osem, jak pracowa³ w charakterze przewodnicz¹cego ko³chozu imienia Teatru Muzkomedii i otrzymywa³ po piêtna cie prosi¹t z jednej maciory. Dwadzie cia kroków od nas szumia³y ³any owsa, po odleg³ych polach kroczy³y krowy, wiêc uk³on w stronê tematyki rolniczej by³ w pe³ni usprawiedliwiony. Gdy komendant odczyta³ krótk¹ charakterystykê plezjozaura, Chlebowwodow zrobi³ cenn¹ uwagê, ¿e jaszczur to niebezpieczna choroba byd³a, i nale¿y siê tylko dziwiæ, ¿e p³ywa 101


tu na wolno ci. Przez jaki czas wraz z Farfurkisem wbijali my mu do g³owy leniwie, ¿e jaszczur to jedno, a jaszczer, czyli pryszczyca to co zupe³nie innego. Chlebowwodow jednak¿e upiera³ siê przy swoim, powo³ywa³ siê na pismo Ogoniok , gdzie wielokrotnie zupe³nie jasno wzmiankowano o jakim kopalnym jaszczurze. Wy mnie nie zbijajcie z panta³yku mówi³. Jestem cz³owiekiem oczytanym, choæ bez wy¿szego wykszta³cenia. Farfurkis nie uwa¿a³ siê za dostatecznie kompetentnego, wiêc zaprzesta³ dyskusji, ja za próbowa³em kontynuowaæ, dopóki Chlebowwodow nie rzuci³ propozycji, by zawezwaæ plezjozaura i zapytaæ go samego. Ona nie umie mówiæ stwierdzi³ komendant, który przysiad³ w kucki obok nas. Nie szkodzi, i tak siê zorientujemy odrzek³ Chlebowwodow. I tak trzeba j¹ wezwaæ. Niech jaki po¿ytek z tego bêdzie. Hrrrm powiedzia³ £awr Fiedotowicz. Czy s¹ pytania do referenta? Brak pytañ? Zawezwijcie sprawê, towarzyszu Zubo. Komendant poderwa³ siê i zacz¹³ siê ciskaæ po brzegu. Najpierw ³ami¹cym siê g³osem krzycza³: Lizka! Lizka! , ale poniewa¿ plezjozaur niczego najwyra niej nie s³ysza³, zerwa³ z siebie marynarkê i zacz¹³ ni¹ wymachiwaæ jak rozbitek widz¹cy ¿agiel na horyzoncie. Lizka nie dawa³a ¿adnych oznak ¿ycia. pi orzek³ zrozpaczony komendant. Okoni siê na¿ar³a i pi Jeszcze trochê pobiega³ i pomacha³, a potem poprosi³, ¿ebym zatr¹bi³. W³¹czy³em klakson. £awr Fiedotowicz wychyli³ siê nieco z samochodu i patrzy³ na plezjozaura przez lornetkê. Tr¹bi³em oko³o dwóch minut, a potem powiedzia³em, ¿e nie warto wy³adowywaæ akumulatora. Sprawa wydawa³a siê beznadziejna. Towarzyszu Zubo rzek³ £awr Fiedotowicz, nie opuszczaj¹c lornetki. Dlaczego wezwany nie reaguje? 102


Komendant poblad³ i straci³ jêzyk w gêbie. Dyscyplina u was w gospodarstwie szwankuje zabra³ g³os Chlebowwodow. Rozpu cili cie podopiecznych. Komendant rozdziawi³ usta i zacz¹³ mi¹æ na sobie koszulê. To podrywanie autorytetu zauwa¿y³ powa¿nie Farfurkis. Noc¹ siê pi, a w dzieñ trzeba pracowaæ. Zrozpaczony komendant zacz¹³ siê rozbieraæ. W rzeczy samej nie mia³ innego wyj cia. Zapyta³em go, czy umie p³ywaæ, Chlebowwodow stwierdzi³ krwio¿erczo, ¿e niewa¿ne. Na dêtym autorytecie wyp³ynie . Ostro¿nie wyrazi³em w¹tpliwo æ o celowo ci podjêtych dzia³añ. Komendant bez w¹tpienia utonie, powiedzia³em. Czy jest rzecz¹ niezbêdn¹, by Trójka bra³a na swoje barki nieprzynale¿ne jej funkcje, zastêpuj¹c wodne pogotowie ratunkowe? Prócz tego, wspomnia³em, w wypadku utoniêcia komendanta, zadanie nie zostanie wype³nione i wówczas przyjdzie p³yn¹æ albo Farfurkisowi, albo Chlebowwodowi. Farfurkis zaoponowa³ twierdz¹c, ¿e wzywanie sprawy nale¿y do obowi¹zków i prerogatyw przedstawiciela miejskiej administracji, a w wypadku nieobecno ci takowego nale¿y do funkcji konsultanta naukowego, w zwi¹zku z czym traktuje moje s³owa jako wycieczkê osobist¹ i próbê zwalania obowi¹zków na cudz¹ g³owê. Stwierdzi³em, ¿e w danym wypadku jestem nie tyle konsultantem naukowym, ile kierowc¹ s³u¿bowego samochodu, od którego nie mam prawa oddaliæ siê dalej ni¿ na dwadzie cia kroków. Powinni cie znaæ za³¹cznik do Regulaminu Ruchu Drogowego powiedzia³em, niczym nie ryzykuj¹c. Paragraf dwudziesty pierwszy. Zapad³a g³êboka cisza. Czarna r¹czka od parasola nadal nieruchomo majaczy³a na horyzoncie. Z dr¿eniem serca obserwowali my, jak podobna do trójlufowej wie¿y okrêtu wojennego g³owa £awra Fiedotowicza obraca siê powoli. Wszyscy siedzieli my na jednej tratwie i nikt z nas nie ¿yczy³ sobie salwy. 103


Ojcze nasz nie wytrzyma³, klêcz¹cy w samej bieli nie komendant. wiêæ siê imiê Twoje Nie bojê siê p³yn¹æ i uton¹æ siê nie bojê! Ale tego-to, Lizce tego Paszczê ma jak królestwo twoje! Ona krowê potrafi po³kn¹æ jak pesteczkê! Przez sen nawet W koñcu odezwa³ siê odrobinê zdenerwowany Farfurkis po co j¹ wzywaæ? Ostatecznie st¹d te¿ widaæ, ¿e nie posiada ¿adnej warto ci. Proponujê j¹ zracjonalizowaæ i z powodu nieu¿yteczno ci spisaæ Spisaæ j¹, cholerê podchwyci³ rado nie Chlebowwodow. Patrzcie j¹, krowê mo¿e po³kn¹æ! Te¿ mi sensacja! Krowê to i ja mogê po³kn¹æ, ale uzyskaj tê krowê piêtna cie prosi¹t, rozumiesz, uzyskaj! To jest praca! £awr Fiedotowicz u¿y³ w koñcu najwiêkszego kalibru. Jednak¿e zamiast bandy nienawidz¹cych siê indywiduów, zamiast kipieli przeciwstawnych namiêtno ci, zamiast niezdyscyplinowanych, podrywaj¹cych autorytet Trójki robaków, zauwa¿y³ przed sob¹ w polu ra¿enia zwarty pracowniczy kolektyw przepe³nionych entuzjazmem i pracowito ci¹ wspó³pracowników, p³on¹cych jednym pragnieniem: spisaæ cholerê Lizkê i przej æ do kolejnej sprawy. Salwa nie pad³a. Wie¿a artyleryjska przekrêci³a siê w przeciwn¹ stronê i potworne paszcze dzia³ wyszuka³y na horyzoncie niczego nie podejrzewaj¹c¹ r¹czkê od parasola. Naród dolecia³o z kapitañskiego mostka. Naród patrzy w dal. Te plezjozaury s¹ narodowi Niepotrzebne! wypali³ z ma³ego kalibru Chlebowwodow i spud³owa³. Okaza³o siê, ¿e te plezjozaury s¹ potrzebne narodowi, ¿e pewni cz³onkowie Trójki stracili wyczucie perspektywy, ¿e pewni komendanci zapomnieli widocznie, czyj chleb jedz¹, ¿e pewni przedstawiciele naszej s³awnej inteligencji naukowej wykazuj¹ sk³onno æ do patrzenia na wiat przez czarne okulary. Sprawa numer osiem do czasu wyja nienia powinna byæ od³o¿ona i rozpatrzona w którym z zimowych miesiêcy, kiedy bêdzie siê mo¿na do niej dostaæ po lodzie. Innych propozycji nie by³o, pytañ do referenta tym bardziej. I na tym stanê³o. 104


Przejdziemy do kolejnego problemu og³osi³ £awr Fiedotowicz i rozpychaj¹cy siê cz³onkowie Trójki pod¹¿yli na tylne siedzenie. Komendant ubiera³ siê po piesznie. Ja ci to przypomnê Najlepsze k¹ski dawa³em jak rodzon¹ córkê Bydle wodop³ywaj¹ce mamrota³. Ruszyli my po wiejskiej dró¿ce, biegn¹cej wzd³u¿ jeziora. Droga by³a fatalna i dziêkowa³em Bogu, ¿e lato mamy bezdeszczowe, gdy¿ inaczej by³oby z nami krucho. Jednak¿e chwali³em Boga przedwcze nie. W miarê zbli¿ania siê do bagna droga coraz czê ciej wykazywa³a tendencjê zaniku i przekszta³ca³a siê w dwie poro niête turzyc¹ koleiny. W³¹czy³em bieg terenowy i oceni³em mo¿liwo ci fizyczne swoich wspó³towarzyszy. By³o rzecz¹ absolutnie pewn¹, ¿e z t³ustego i cherlawego Farfurkisa ¿adnego po¿ytku nie bêdzie. Chlebowwodow robi³ wra¿enie silnego ch³opa, ale nie wiedzia³em, czy wydobrza³ ju¿ po wczorajszej niedyspozycji ¿o³¹dkowej. Co do £awra Fiedotowicza nale¿a³o w¹tpiæ, czy w ogóle wylezie z auta. W takim uk³adzie przyjdzie mi dzia³aæ tylko z komendantem, bowiem Edik nie bêdzie siê ujawnia³ tylko po to, aby wyci¹gn¹æ z b³ota dziewiêæsetkilogramowy samochód. Moje pesymistyczne rozmy lania zosta³y przerwane pojawieniem siê przed nami gigantycznej czarnej ka³u¿y. Nie by³a to patriarchalna, sielankowa ka³u¿a w typie normalnych wiejskich ka³u¿, rozje¿d¿onych i spokojnie przez wszystkich znoszonych. Nie by³a to te¿ mêtna, gliniasta, urbanistyczna ka³u¿a, leniwie i z³o liwie rozprzestrzeniaj¹ca siê w ród niesprz¹tniêtych stert murarskich mieci. By³ to spokojny i zimnokrwisty, z³owieszczy w swoim spokoju mroczny twór, wci niêty niedbale miêdzy dwa rzêdy cherlawych zaro li osiki, twór zagadkowy jak oko Sfinksa, zdradziecki jak caryca Tamara, przywodz¹cy koszmarne my li o g³êbinach wype³nionych zatopionymi ciê¿arówkami. Koniec, przyjechali my powiedzia³em, hamuj¹c ostro. Hrrrm rzek³ £awr Fiedotowicz. Towarzyszu Zubo, przedstawcie sprawê. 105


W zapadaj¹cej ciszy s³ychaæ by³o, jak gramoli siê komendant. Do bagna by³o jeszcze daleko, ale komendant te¿ widzia³ ka³u¿ê i nie znajdowa³ innego wyj cia z sytuacji. Westchn¹³ pokornie i zaszele ci³ papierami. Sprawa numer trzydzie ci osiem odczyta³. Nazwisko: nie dotyczy. Imiê: nie dotyczy. Imiê ojca: nie dotyczy. Pseudonim: Krowia Topiel. Chwileczkê przerwa³ mu nagle przestraszony Farfurkis. S³uchajcie. Podniós³ palec i zastyg³ w bezruchu. Ws³uchali my siê i us³yszeli my. Gdzie w oddali za piewa³y triumfalnie srebrne tr¹by. Potê¿ny d wiêk pulsowa³, narasta³ i jak gdyby przybli¿a³ siê. Krew zastyg³a nam w ¿y³ach. To tr¹bi³y komary, przy tym nie wszystkie, a tylko dowódcy kompanii, albo nawet dowódcy batalionów i wy¿ej. Ukradkowym wzrokiem zwierza, który wpad³ w pu³apkê, ujrzeli my wokó³ siebie hektary poro niêtego turzyc¹ grz¹skiego bagna, pokrytego zle¿a³ymi warstwami stêch³ych li ci, z ukrytymi w cieniu cherlawych osik ze stercz¹cymi ga³êziami. Na tych hektarach siedzia³y oddzia³y chudych rudych ludo¿erców z³ych, zg³odnia³ych, gotowych na wszystko. £awrze Fiedotowiczu wyszepta³ Chlebowwodow. Komary! Zg³aszam wniosek! krzykn¹³ zdenerwowany Farfurkis. Trzeba od³o¿yæ rozpatrzenie niniejszej sprawy do pa dziernika nie, do miesi¹ca grudnia! Hrrrm rzek³ ze zdziwieniem £awr Fiedotowicz. Spo³eczeñstwo nie w pe³ni Nagle powietrze wokó³ nas nape³ni³o siê ruchem. Chlebowwodow zaskomla³ i z ca³ej si³y r¹bn¹³ siê w fizys. Farfurkis zrobi³ to samo. £awr Fiedotowicz odwraca³ siê powoli ze zdumion¹ twarz¹, i w tej sekundzie zdarzy³o siê co niebywa³ego. Ogromny rudy pirat spad³ jak na paradzie na czo³o £awra Fiedotowicza i natychmiast, nawet nie celuj¹c, wbi³ mu sw¹ szpadê po same uszy. £awr Fiedotowicz zachwia³ siê. By³ wstrz¹ niêty, nie móg³ zrozumieæ, nie wierzy³. I wtedy siê zaczê³o. 106


Rzucaj¹c g³ow¹ jak koñ i wymachuj¹c ³okciami, zacz¹³em uruchamiaæ samochód na w¹skiej przestrzeni miêdzy zaro lami osiki. Po mojej prawej stronie rycza³ z oburzeniem i wierci³ siê £awr Fiedotowicz, z tylnego siedzenia dolatywa³a taka burza pla niêæ, jakby ca³a rozw cieczona kompania u³anów i huzarów oddawa³a siê czynnemu wzajemnemu zniewa¿aniu. Nim uda³o mi siê zawróciæ, by³em ju¿ spuchniêty. Czu³em, ¿e uszy zmieni³y mi siê w gor¹ce bliny, policzki w bochny chleba, a na czole wyrós³ las rogów. Naprzód! krzyczano na mnie ze wszystkich stron. W ty³! Gazu! Popêd cie go! Pod s¹d was oddam, towarzyszu Priwa³ow! Silnik rycza³, fontanny b³ota lecia³y na wszystkie strony, samochód skaka³ jak kangur, ale szybko æ by³a minimalna, a z niezliczonych l¹dowisk wylatywa³y nam na spotkanie wci¹¿ nowe eskadry, dywizjony, pu³ki. Przewaga powietrzna nieprzyjaciela by³a absolutna. Wszyscy prócz mnie z w ciek³o ci¹ zajmowali siê przechodz¹c¹ w samounicestwienie samokrytyk¹. Nie mog³em oderwaæ siê od kierownicy, nie mog³em nawet odkopywaæ siê nogami, mia³em woln¹ tylko jedn¹ nogê i t³uk³em ni¹ dziko wszystko, czego mog³em dosiêgn¹æ. W koñcu wyrwali my siê z osiny z powrotem na brzeg jeziora. Nieco lepsza droga prowadzi³a pod górê. Silny wiatr uderzy³ mnie w twarz. Zatrzyma³em samochód. Wstrzyma³em oddech i zacz¹³em siê drapaæ. Drapa³em siê w upojeniu. Nie mog³em przestaæ. Gdy ju¿ przesta³em, skonstatowa³em, ¿e Trójka dogryza komendanta. Obwiniono go o przygotowanie i zrealizowanie aktu terrorystycznego, przedstawiono mu rachunki za ka¿d¹ wypit¹ kroplê krwi i nieszczêsny komendant w pe³ni zap³aci³ ten rachunek. To, co zosta³o po nim, gdy odzyska³em mo¿liwo æ patrzenia i my lenia, nie mog³o ju¿, w rzeczy samej, nazywaæ siê komendantem jako takim. Dwie-trzy ogryzione ko ci, martwe spojrzenie i mamrotanie: Ojcze nasz Jezu Chryste wiêæ siê imiê Twoje 107


Towarzyszu Zubo rzek³ w koñcu £awr Fiedotowicz. Czemu przerwali cie odczytywanie ankiety? Kontynuujcie. Komendant zacz¹³ trzês¹cymi siê rêkami zbieraæ rozrzucone po samochodzie kartki. Przeczytajcie od razu krótk¹ charakterystykê niewyja niono ci rozkaza³ £awr Fiedotowicz. Komendant chlipn¹³ po raz ostatni. Szerokie b³oto, z wnêtrza którego od czasu do czasu dobiegaj¹ ahania i uhania odczyta³ ³ami¹cym siê g³osem. No? powiedzia³ Chlebowwodow. I co dalej? Nic dalej. Wszystko. Jak to wszystko? zawy³ p³aczliwie Chlebowwodow. Zabili mnie! Zar¿nêli! I za co? Ahania A po co nas tu zaci¹gn¹³, terrorysto? ¯eby ahania pos³uchaæ? Za co my krew przelewali? Spójrz na mnie, jak ja siê teraz w hotelu poka¿ê? Na ca³e ¿ycie autorytet mi poderwa³e ! Tak ciê pogoniê, ¿e nie zostanie ani ahanie, ani uhanie! Hrrrm powiedzia³ £awr Fiedotowicz i Chlebowwodow zamilk³. Zg³aszam wniosek kontynuowa³ £awr Fiedotowicz. Ze wzglêdu na wyj¹tkowe niebezpieczeñstwo i szkodliwo æ dla narodu sprawy numer trzydzie ci osiem pod nazw¹ Krowia Topiel, poddaæ niniejsz¹ sprawê wy¿szemu wymiarowi racjonalizacji i zdecydowaæ, co nastêpuje: uznaæ niniejsze niewyja nione zjawisko za irracjonalne, transcendentne i, co z tego wynika, za realnie nieistniej¹ce, i jako takie wymazaæ na zawsze z pamiêci narodu, to znaczy z map geograficznych i topograficznych. Chlebowwodow i Farfurkis zaczêli dziko klaskaæ w d³onie. £awr Fiedotowicz wyci¹gn¹³ spod siedzenia sw¹ gigantyczn¹ teczkê i po³o¿y³ j¹ sobie na kolanach. Dokument! zawo³a³. Na teczkê spad³ dokument. Podpisy! Na dokument spad³y podpisy. 108


Pieczêæ! Szczêknê³y odrzwia sejfu, nap³ynê³a fala kancelaryjnej stêchlizny i przed £awrem Fiedotowiczem pojawi³a siê Wielka Okr¹g³a Pieczêæ. £awr Fiedotowicz uniós³ j¹ w obu rêkach i opu ci³ z ca³ej si³y. Mroczny cieñ przeszed³ przez niebo, samochód przysiad³ lekko na resorach. £awr Fiedotowicz schowa³ teczkê pod siedzenie. Komendantowi Kolonii, towarzyszowi Zubo kontynuowa³ przemówienie za bezprawne istnienie w Kolonii irracjonalnego, transcendentnego, a co z tego wynika realnie nie istniej¹cego bagna Krowia Topiel , za niezabezpieczenie pe³nego bezpieczeñstwa pracy Trójki, a tak¿e za przejawione przy tym bohaterstwo wyraziæ wdziêczno æ i udzieliæ wyró¿nienia. Czy s¹ jeszcze jakie wnioski? Nastêpny rzek³ £awr Fiedotowicz. Co jeszcze mamy na dzisiaj, towarzyszu Zubo? Zaczarowane miejsce powiedzia³ podniesiony na duchu komendant. Niedaleko st¹d, oko³o piêciu kilometrów. Komary? poinformowa³ siê £awr Fiedotowicz. Bo¿e uchowaj odrzek³ ¿arliwie komendant. Niech Bóg broni Tam ich nie ma. Mo¿e mrówki Dobrze powiedzia³ £awr Fiedotowicz. Osy? Pszczo³y? ci¹gn¹³ dalej, wykazuj¹c ogromn¹ przezorno æ i sta³¹ troskê o naród. Broñ Bo¿e zapewni³ komendant. £awr Fiedotowicz milcza³. W ciek³e byki? zapyta³ w koñcu. Komendant upewni³ go, ¿e o ¿adnych bykach na tych terenach nie mo¿e byæ nawet mowy. A wilki? spyta³ podejrzliwie Chlebowwodow. Ale na tych terenach nie by³o wilków ani te¿ nied wiedzi, o których wspomnia³ Farfurkis. Moi wspó³towarzysze robili sobie powtórkê z zoologii, a ja przegl¹da³em mapê, szukaj¹c najkrótszej drogi do zaczarowanego miejsca. Dzia³anie wy¿szego wymiaru by³o ju¿ widoczne. Na mapie by³ i Tmuskorpion, i rzeka Skorpionka, i jezioro Zwierinoje. By³y jakie 109


tam £opuchy, natomiast Krowiej Topieli , która wcze niej rozprzestrzenia³a siê miêdzy jeziorem a £opuchami, ju¿ nie by³o. Zamiast niej by³a na mapie bia³a plama, taka jak¹ mo¿na by³o ogl¹daæ na starych mapach Antarktydy. Otrzyma³em polecenie odjazdu i ruszyli my. Minêli my pole owsa, przebili my siê przez stado krów, ominêli my Okr¹g³y Zagajnik, sforsowali my strumyk Studienyj i po pó³ godzinie znale li my siê pod zaczarowanym miejscem. By³o to wzgórze z jednej strony poro niête lasem. Kiedy zapewne rós³ tu wokó³ gêsty las, ci¹gn¹cy siê a¿ do samego Kitie¿gradu, ale zosta³ wyr¹bany i by³o go tyle tylko, co na wzgórzu. Na samym szczycie widoczna by³a poczernia³a cha³upa, na zboczu pod opiek¹ wielkiego, ponurego psa spacerowa³y dwie krowy z cielakiem. Ko³o ganku grzeba³y w ziemi kury, na dachu sta³a koza. Czemu cie stanêli? zapyta³ mnie Farfurkis. Trzeba podjechaæ, nie bêdziemy przecie¿ piechot¹ I mleko pewnie maj¹ doda³ Chlebowwodow. Napi³bym siê teraz mleczka. Kiedy cz³owiek siê grzybami podtruje, dobrze jest napiæ siê mleczka. No, jed , jed , czego stoisz! Komendant próbowa³ wyja niæ, ¿e jest rzecz¹ niemo¿liw¹ podjechaæ bli¿ej do wzgórza, jego wyja nienia spotka³y siê jednak z lodowatym zdumieniem £awra Fiedotowicza, który zarazi³ siê my l¹ o uzdrawiaj¹cych w³a ciwo ciach paruj¹cego mleka, oraz z jêkami Farfurkisa. mietana! Z piwniczki! , i nie próbowa³ sporu. Prawdê mówi¹c, sam go nie rozumia³em, ale mnie zaciekawi³. W³¹czy³em silnik i samochód potoczy³ siê rado nie w stronê wzgórza. Licznik zacz¹³ wystukiwaæ kilometry, opony szemra³y na ostrej trawie, £awr Fiedotowicz patrzy³ uwa¿nie przed siebie, a tylne siedzenie w oczekiwaniu na picie mleka i mietany wszczê³o spór o to, co jedz¹ komary na bagnie. Chlebowwodow na podstawie w³asnego do wiadczenia doszed³ do wniosku, ¿e komary ¿ywi¹ siê nadzwyczaj wa¿nymi pracownikami odbywaj¹cymi inspekcje. Farfurkis mieszaj¹c rzeczywisto æ z marzeniami zapewnia³, ¿e komary zjadaj¹ siê 110


nawzajem. Komendant z kolei krótko, ale zdecydowanie be³kota³ co o jakiej bo¿ej rosie i pieczonej szarañczy. W ten sposób jechali my blisko dwadzie cia minut. Gdy licznik pokaza³, ¿e przejechali my ju¿ piêtna cie kilometrów, Chlebowwodow zorientowa³ siê, ¿e co jest nie w porz¹dku. Co siê dzieje? powiedzia³. Jedziemy, jedziemy, a wzgórze gdzie sta³o, tam stoi Doda³by trochê gazu towarzyszu kierowco, co? Nie da siê dojechaæ rzek³ krótko komendant. Wzgórze jest przecie¿ zaczarowane, nie dojechaæ nam do niego i nie doj æ Benzynê tylko darmo tracimy. Wszyscy zamilkli. Licznik wystuka³ jeszcze siedem kilometrów, a wzgórze, jak poprzednio, nie zbli¿y³o siê nawet o metr. Zaintrygowane szumem motoru krowy przez jaki czas patrzy³y w nasz¹ stronê, potem zupe³nie straci³y zainteresowanie i znów zanurzy³y mordy w trawie. Na tylnym siedzeniu wzrasta³o wzburzenie. Chlebowwodow i Farfurkis robili miêdzy sob¹ ciche uwagi, rzeczowe i z³owieszcze. Szkodnictwo twierdzi³ Chlebowwodow. Sabota¿ doda³ Farfurkis. Ale z³o liwy . Potem przeszli na szept i dosz³o do mnie tylko: Na podk³adkach no tak, ko³a siê krêc¹, a samochód stoi. Komendant? A mo¿e i p.o. benzyna nadwerê¿enie ekonomiki , potem spisz¹ z du¿ym przebiegiem, a on ca³kiem nowy . Nie zwraca³em uwagi na te z³owró¿bne papugi, gdy nagle trzasnê³y drzwi i strasznym, oddalaj¹cym siê gwa³townie g³osem wrzasn¹³ Chlebowwodow. Z ca³ej si³y wcisn¹³em hamulec. £awr Fiedotowicz si³¹ inercji, nie zmieniaj¹c postawy, r¹bn¹³ w szybê z drewnianym stukiem. W oczach pociemnia³o mi od uderzenia, metalowe zêby Farfurkisa szczêknê³y nad moim uchem. Samochód zarzuci³. Gdy kurz opad³, zobaczy³em daleko z ty³u towarzysza Chlebowwodowa, który jeszcze toczy³ siê w lad za nami, wymachuj¹c koñczynami. Co nie tak? zapyta³ £awr Fiedotowicz normalnym g³osem. Chyba nawet nie zauwa¿y³ uderzenia. Towarzyszu Chlebowwodow, usuñcie problem 111


Usuwali my problem do æ d³ugo. Przysz³o nam i æ po Chlebowwodowa. Le¿a³ oko³o trzydziestu metrów za nami, obszarpany, z pêkniêtymi spodniami i bardzo zdziwiony. Okaza³o siê, ¿e pos¹dzi³ mnie i komendanta o spisek, ¿e niby niezauwa¿alnie postawili my samochód na podk³adkach i maj¹c na widoku korzy ci materialne wyrabiamy fa³szywy kilometra¿. Poruszony poczuciem obowi¹zku postanowi³ wyj æ z samochodu i wyprowadziæ nas w pole, zagl¹daj¹c pod samochód. By³ wstrz¹ niêty faktem, ¿e siê nie powiod³o. Wraz z komendantem przywlekli my go do samochodu i po³o¿yli my tak, aby osobi cie przekona³ siê o swojej pomy³ce, a sami udali my siê na pomoc Farfurkisowi, który nie móg³ znale æ swoich okularów i górnej szczêki. Farfurkis szuka³ w samochodzie, a komendant znalaz³ je daleko z przodu. Nieporozumienie by³o w pe³ni wyja nione, protesty Chlebowwodowa okaza³y siê do æ powierzchowne, a £awr Fiedotowicz uzna³, ¿e ciep³ego mleka nie ma, nie bêdzie i nie mo¿e byæ. Zg³osi³ wniosek, ¿eby nie traciæ przynale¿nej narodowi benzyny i przyst¹piæ do wype³niania swoich obowi¹zków. Towarzyszu Zubo powiedzia³. Przedstawcie sprawê. Sprawa numer dwadzie cia dziewiêæ, jak mo¿na by³o przypuszczaæ, nazwiska, imienia i imienia ojca, nie posiada³a. Posiada³a tylko umowne przezwisko Zaczarowaniec . Data urodzenia gubi³a siê w mrokach stuleci, miejsce urodzenia okre lone by³o wspó³rzêdnymi geograficznymi z dok³adno ci¹ do jednej minuty. Narodowo æ Zaczarowaniec posiada³ rosyjsk¹, wykszta³cenia nie posiada³, obcych jêzyków nie zna³, zawód mia³ wzgórze, a miejsce pracy w chwili obecnej okre lone by³o wy¿ej wspomnianymi wspó³rzêdnymi. Je li za chodzi o krótk¹ charakterystykê niewyja niono ci, to Wybiega³³o, nie mêdrkuj¹c, okre li³ j¹ chytrze i maksymalnie krótko: Po pierwsze, nie przejechaæ, po drugie, nie przej æ . Komendant promienia³. Sprawa bez w¹tpienia sz³a ku racjonalizacji. Chlebowwodow by³ z ankiety zadowolony. 112


Farfurkis zachwyca³ siê tak oczywist¹, niczym nie zagra¿aj¹c¹ narodowi niewyja niono ci¹. £awr Fiedotowicz tak¿e siê nie sprzeciwia³. Na wszelki wypadek poinformowa³ nas poufnie, ¿e wzgórza s¹ potrzebne narodowi tak samo jak równiny, w¹wozy, parowy, elbrusy i kazbeki. W tym momencie drzwi chatki otworzy³y siê i na ganek wyszed³ wsparty na lasce stary cz³owiek w walonkach i d³ugiej po kolana podpasanej koszuli. Podrepta³ chwilê przy progu, spojrza³ spod d³oni na s³oñce, machn¹³ kijem na kozê, ¿eby zlaz³a z dachu i usiad³ na przyzbie. wiadek! powiedzia³ Farfurkis. A mo¿e by wezwaæ wiadka? Jak to wiadek odrzek³ komendant zgnêbionym g³osem. Co nie jest jasne? Je li s¹ pytania, to ja mogê Nie! powiedzia³ Farfurkis, patrz¹c podejrzliwie na komendanta. Nie, co wy? Gdzie wy mieszkacie, a gdzie on miejscowy? Wezwaæ, wezwaæ! krzykn¹³ Chlebowwodow. Niech przyniesie mleka. Hrrrm powiedzia³ £awr Fiedotowicz. Towarzyszu Zubo, wezwijcie wiadka sprawy numer dwadzie cia dziewiêæ. Ech! krzykn¹³ komendant, cisn¹wszy na ziemiê s³omiany kapelusz. Wszystko runê³o. Gdyby móg³ przyj æ, to czy by tam siedzia³? On jest tam, ¿e tak powiem, w areszcie! Nie uda mu siê stamt¹d wyj æ! Tak jak tam ugrz¹z³, tak i zosta³ I zuchwale, pod ci¹g³ymi podejrzliwymi spojrzeniami Trójki, przeczuwaj¹c nowe nieprzyjemno ci i niezmiernie z tego powodu gadatliwy, opowiedzia³ kitie¿gradzkie podanie o le niku Teofilu. Jak sobie bez smutków mieszka³ wraz z ¿on¹ w le niczówce jeszcze ca³kiem m³ody i zdrowy, jak uderzy³ kiedy we wzgórze zielony piorun i zaczê³y siê dziaæ straszne rzeczy. ¯ona Teofila wybra³a siê w³a nie do miasta, a gdy wróci³a nie mo¿e wej æ na wzgórze, do domu siê dostaæ. Teofil te¿ rwa³ siê do niej. Dwie doby bez odpoczynku bieg³ nie 8 Bajka o Trójce

113


dobieg³. Wiêc zosta³. On tu, a ¿ona tam Potem, rzecz jasna, uspokoi³ siê. Jako trzeba ¿yæ. I tak do dzi dnia ¿yje. Nie szkodzi, przywyk³ Po wys³uchaniu tej straszliwej historii Chlebowwodow dokona³ nagle odkrycia: Teofil wymkn¹³ siê ze spisu, nie podlega dzia³alno ci wychowawczej i zupe³nie mo¿liwe, ¿e do dzi jest ku³akiem-wyzyskiwaczem. Dwie krowy ma mówi³ Chlebowwodow i cielaka. Koza. A podatków nie p³aci Nagle oczy mu siê rozszerzy³y. Tak, je li jest cielak, to i byka gdzie ukry³! Ma byka, to jasne potwierdzi³ ze smutkiem komendant. Pewnie siê pasie pod drugiej stronie No, bracie, ³adne u ciebie porz¹dki stwierdzi³ z³owieszczo Chlebowwodow. Wiedzia³em to, czu³em, ¿e polewacz i ¿e ci ³apê smaruj¹, ale tego siê po tobie nie spodziewa³em. ¯eby by³ poplecznikiem ku³ackim, ¿eby ku³aka os³ania³, wyzyskiwacza Komendant nabra³ powietrza w p³uca i zajêcza³: Najja niejsz¹ Panienk¹ Dwunastoma aposto³ami Uwaga! wyszepta³ niewidoczny Edik. Le nik Teofil uniós³ nagle g³owê i os³aniaj¹c oczy przed s³oñcem spojrza³ w nasz¹ stronê. Nastêpnie podniós³ siê, odrzuci³ kij i lizgaj¹c siê na wysokiej trawie, zacz¹³ powoli schodziæ ze wzgórza. Brudna bia³a koza postêpowa³a za nim jak pies. Teofil podszed³ do nas, podpar³ w zamy leniu ko cist¹ br¹zow¹ d³oni¹ g³owê, a koza usiad³a obok niego i wpatrzy³a siê w nas ¿ó³tymi, diabelskimi oczami. Ludzie jak ludzie powiedzia³ Teofil. Zadziwiaj¹ce Koza powiod³a po nas oczami i zatrzyma³a wzrok na Chlebowwodowie. Oto Chlebowwodow powiedzia³a. Rudolf Archipowicz. Urodzi³ siê w dziewiêæset siódmym w Choch³omie, imiê rodzice zaczerpnêli z wielkopañskiej powie ci, z wykszta³cenia jest uczniem siódmej klasy, wstydzi siê pochodzenia rodziców, obcych jêzyków uczy³ siê wiele, ale nie zna ¿adnego 114


Yes potwierdzi³ Chlebowwodow i zachichota³ wstydliwie. Naturellement. zawodu jako takiego nie posiada. W chwili obecnej jest przywódc¹ dzia³aczem spo³ecznym. By³ za granic¹: we W³oszech, we Francji, w obu Niemczech, na Wêgrzech, w Anglii i tak dalej, razem w czterdziestu dwóch krajach. Wszêdzie chwali³ siê i strzêpi³ jêzyk. Wyró¿niaj¹ca cecha charakteru du¿a spo³eczna ¿ywotno æ i zdolno æ dostosowywania siê, cechy oparte na pryncypialnej g³upocie i na niezmiennym d¹¿eniu, aby byæ bardziej ortodoksyjnym ni¿ najwiêksi ortodoksi. Tak powiedzia³ Teofil. Macie co do dodania, Rudolfie Archipowiczu? Absolutnie nic! stwierdzi³ rado nie Chlebowwodow. Mo¿e tylko to: orto orto orto ksalny niezupe³nie jasne! Byæ bardziej ortodoksyjnym ni¿ i tak dalej, oznacza, dla przyk³adu, tak¹ sytuacjê zaczê³a wyja niaæ koza. Je li zwierzchnicy s¹ niezadowoleni z jakiego naukowca, wy og³aszacie siê wrogiem nauki w ogóle. Je li zwierzchnicy s¹ niezadowoleni z jakiego cudzoziemca, gotowi jeste cie wypowiedzieæ wojnê wszystkim, którzy s¹ za granic¹. Jasne? Tak jest powiedzia³ Chlebowwodow. Nie mo¿na inaczej. Wykszta³cenie mam tragicznie niskie. Inaczej tylko patrzeæ, a poleci siê. Krad³? spyta³ niedelikatnie Teofil. Nie odrzek³a koza. Podbiera³ co z wozu spad³o. Zabija³? Ale¿ co wy! za mia³a siê koza. Osobi cie nigdy. Opowiedzcie co poprosi³ Chlebowwodowa Teofil. B³êdy by³y odpar³ szybko Chlebowwodow. Cz³owiek nie anio³. I koñ siê potknie. Koñ ma cztery nogi i siê potyka. Kto nie b³¹dzi, ten nie je to jest, nie pracuje Rozumiem, rozumiem powiedzia³ Teofil. Bêdziecie dalej b³¹dziæ? Ni-nigdy! odrzek³ twardo Chlebowwodow. 115


Dziêkujê powiedzia³ Teofil i spojrza³ na Farfurkisa. A ten sympatyczny mê¿czyzna? To Farfurkis powiedzia³a koza. Nikt nigdy nie u¿ywa jego imienia Urodzi³ siê w tysi¹c dziewiêæset szesnastym w Taganrogu, wykszta³cenie wy¿sze prawnicze, czyta po angielsku ze s³ownikiem. Z zawodu prelegent. Posiada tytu³ kandydata nauk historycznych. Nie by³ za granic¹ i nie wybiera siê. Zasadnicza cecha jego charakteru ostro¿no æ i ugrzecznienie, niekiedy ³¹cz¹ce siê z ryzykiem sprowadzenia na siebie niezadowolenia zwierzchno ci, zawsze jednak obliczone na ostateczn¹ wdziêczno æ prze³o¿onych To niezupe³nie tak zaprotestowa³ delikatnie Farfurkis. W pewnym stopniu macie racjê. Ostro¿no æ i ugrzecznienie s¹ to cechy mojego charakteru zupe³nie niezale¿ne od zwierzchno ci, jestem taki z natury, mia³em to ju¿ w chromosomach. Co siê tyczy zwierzchno ci, to moim obowi¹zkiem jest wskazywaæ zwierzchnikom ramy prawne i ich kompetencje. Jak u niego z krzywoprzysiêstwem? spyta³ Teofil. Nie, to mu siê nie zdarza odrzek³a koza. Zawsze wiêcie wierzy w to, co mówi. A w samej rzeczy, có¿ to takiego k³amstwo? powiedzia³ Farfurkis. K³amstwo to zaprzeczenie lub wypaczenie faktów. Ale co to jest fakt? Czy mo¿na w warunkach niewiarygodnie z³o¿onej rzeczywisto ci mówiæ o fakcie? Fakt to zjawisko lub dzia³anie za wiadczone przez naocznych wiadków. Jednak¿e wiadkowie mog¹ byæ nieobiektywni, przekupni lub po prostu k³amaæ. Fakt to dzia³anie lub zjawisko za wiadczone przez dokumenty. Ale dokumenty mog¹ byæ sfa³szowane lub podrobione. A wreszcie, fakt to dzia³anie lub zjawisko ustalone we mnie. Jednak¿e moje uczucia mog¹ byæ stêpione albo w ogóle wypaczone przez zaistnia³e okoliczno ci. W ten sposób okazuje siê, ¿e fakt jako taki jest czym efemerycznym, ulotnym, niepewnym i w zwi¹zku z tym istnieje konieczno æ wykluczenia takiego pojêcia. Ale w takim wypadku pojêcia k³amstwo i prawda automatycznie staj¹ siê aksjomatami 116


i nie podlegaj¹ okre leniu przez jakiekolwiek ogólne kategorie Istnieje Wielka Prawda i jej zaprzeczenie Wielkie K³amstwo. Wielka Prawda to potêga i jej istota jest tak oczywista dla ka¿dego normalnego cz³owieka, jakim i ja jestem, ¿e obalenie jej lub wypaczanie, to znaczy uprawianie k³amstwa, staje siê rzecz¹ bezsensown¹. Oto dlaczego nigdy nie k³amiê i, si³¹ rzeczy, nigdy nie krzywoprzysiêgam Zrêcznie powiedzia³ Teofil. Bardzo zrêcznie. Rzecz jasna, po Farfurkisie zostanie jego filozofia faktu! Nie odrzek³a z u miechem koza. To znaczy filozofia zostanie, ale Farfurkis nie ma z tym nic wspólnego. Nie on to wymy li³. On w ogóle niczego nie wymy li³, prócz swojej dysertacji, tak wiêc zostanie po nim tylko dysertacja jako przyk³ad prac tego gatunku. Teofil zamy li³ siê. Czy dobrze zrozumia³em? powiedzia³ do Teofila Farfurkis. Wszystko skoñczone i mo¿emy kontynuowaæ nasze zajêcia? Jeszcze nie odrzek³ Teofil, otrz¹sn¹wszy siê z zadumy. Chcia³bym zadaæ jeszcze kilka pytañ temu obywatelowi Co? wykrzykn¹³ wstrz¹ niêty Farfurkis. £awrowi Fiedotowiczowi? Spo³eczeñstwo przemówi³ £awr Fiedotowicz, patrz¹c gdzie w bok. Pytania do £awra Fiedotowicza? mamrota³ oszo³omiony Farfurkis. Tak potwierdzi³a koza do Winiukowa £awra Fiedotowicza, rok urodzenia Wszystko wyszepta³ Edik. Energii nie starcza. Ten £awr jest jak beczka bez dna Có¿ to znowu? rozpaczliwie zakrzykn¹³ Farfurkis. Towarzysze! Do czego my doszli? No, co znowu? To¿ to nieprzyzwoito æ S³usznie powiedzia³ Chlebowwodow. To nie nasza sprawa. Niech siê milicja tym zajmie. 117


Hrrrm stwierdzi³ £awr Fiedotowicz. Czy s¹ inne wnioski? Pytania do referenta? Wyra¿aj¹c zdanie ogó³u, proponujê sprawê numer dwadzie cia dziewiêæ zracjonalizowaæ jako niewyja nione zjawisko, posiadaj¹ce warto æ dla Ministerstwa Przemys³u Spo¿ywczego i Ministerstwa Finansów. W celu wstêpnej utylizacji proponujê sprawê numer dwadzie cia dziewiêæ, pod nazw¹ Zaczarowaniec , oddaæ w rêce prokuratury okrêgu tmuskorpioñskiego. Spojrza³em na wierzcho³ek wzgórza. Le nik Teofil sta³ na ganku, wsparty ciê¿ko na sêkatym kiju i spod d³oni ogl¹da³ okolicê. Koza spacerowa³a po podwórzu. Pomacha³em na po¿egnanie beretem. Wraz z ciê¿kim stukiem Wielkiej Okr¹g³ej Pieczêci dosz³o do moich uszu gorzkie westchnienie Edika.

118


Epilog

astêpnego ranka, tu¿ po przebudzeniu, poczu³em, ¿e wszystko wokó³ jest ponure i beznadziejne. Edik siedzia³ za sto³em w samych slipach, podpar³szy rêkami rozczochran¹ g³owê, a przed nim pob³yskiwa³y na kartce papieru detale rozmontowanego do ostatniej rubki remoralizatora. Na pierwszy rzut oka by³o widaæ, ¿e Edik tak¿e czuje ohydê i beznadziejno æ sytuacji. Odrzuciwszy po ciel, spu ci³em nogi na pod³ogê, wyj¹³em z kieszeni kurtki papierosa i zapali³em. W innej sytuacji taki wystêpek przeciwko zdrowiu wywo³a³by natychmiastow¹ i jednoznaczn¹ reakcjê Edika, nienawidz¹cego rozlaz³o ci i zadymionego powietrza. W innej sytuacji sam bym siê nie odwa¿y³ paliæ na czczo przy Ediku. Ale dzi by³o nam wszystko jedno. Byli my zupe³nie skopani, wisieli my nad przepa ci¹. Po pierwsze, byli my niewyspani. To raz, jakby powiedzia³ Modest Matwiejewicz. Do trzeciej w nocy wiercili my siê w po cieli, reasumuj¹c gorzkie prze¿ycia, otwierali my okna, zamykali my okna, pili my wodê, a ja nawet gryz³em poduszkê.

N

119


Ma³o tego, ¿e okazali my siê bezsilni wobec tych hydraulików. W koñcu nikt nas nie uczy³, jak siê z nimi obchodziæ. Byli my jeszcze prawdopodobnie nie dosyæ do wiadczeni. Ma³o tego, ¿e wszystkie nasze nadzieje na zdobycie choæby naszej Czarnej Skrzynki i Gadacza rozwia³y siê po wczorajszej historycznej rozmowie przy podje dzie hotelu. By³o nie by³o, przeciwnik dysponowa³ tak potê¿n¹ broni¹ jak Wielka Okr¹g³a Pieczêæ, a my nie mieli my czego jej przeciwwstawiæ. Chodzi³o jednak teraz o ca³¹ nasz¹ przysz³o æ. Historyczna rozmowa przy podje dzie odby³a siê mniej wiêcej w ten sposób. Ledwie doprowadzi³em zakurzony samochód pod hotel, gdy przy wej ciu pojawi³ siê Edik z niespotykanie surow¹ twarz¹. Edik: Wybaczcie £awrze Fiedotowiczu. Czy mo¿ecie po wiêciæ mi kilka minut? £awr Fiedotowicz: (sapie, oblizuje rêce z b¹blami po komarach, czeka na otwarcie drzwi samochodu). Chlebowwodow (zaczepnie): Przyjêcia skoñczone. Edik ( ci¹gaj¹c brwi): Chcia³bym siê dowiedzieæ, kiedy bêd¹ spe³nione nasze pro by. £awr Fiedotowicz (do Farfurkisa): Piwo, to od s³owa piæ . Chlebowwodow (¿arliwie): Tak jest! Spo³eczeñstwo lubi piwo. Wszyscy: (gramol¹ siê z samochodu). Komendant (do Edika): Ale¿ nie irytujcie siê, w przysz³ym roku rozpatrzymy wasze podanka Edik (nagle rozw cieczony): ¯¹dam zerwania z biurokratyzmem! (staje w drzwiach, tarasuj¹c przej cie). £awr Fiedotowicz: Hrrrm K³opoty jakie ? Towarzyszu Chlebowwodow, usuñcie. Edik (zagalopowawszy siê): ¯¹dam natychmiastowego za³atwienia naszych podañ! Ja (ponuro): Daj spokój, to¿ to beznadzieja Komendant (z przestrachem): Zaklinam na rany boskie na Bogurodzicê Tmuskorpioñsk¹ 120


Nieprzyzwoita scena. Chlebowwodow staje naprzeciw Edika i mierzy go spojrzeniem od stóp do g³ów. Edik pospiesznie wyrzuca nadwy¿ki w ciek³o ci w formie maleñkich, kulistych piorunów. Wokó³ gromadz¹ siê gapie. Okrzyk z otwartego okna: Dolej mu! Co siê gapisz! W czapê go! Farfurkis szepcze co pospiesznie £awrowi Fiedotowiczowi. £awr Fiedotowicz: Hrrrm jest pogl¹d, ¿e nale¿y awansowaæ nasz¹ utalentowan¹ m³odzie¿. Proponuje siê: stanowisko kierowcy przy Trójce powierzyæ towarzyszowi Priwa³owi, a towarzysza Amperiana wyznaczyæ na stanowisko czasowo pe³ni¹cego obowi¹zki chorego towarzysza Wybiega³³y, z wyliczeniem ró¿nicy przy wyp³acie pensji. Towarzyszu Farfurkis, przygotujcie projekt zarz¹dzenia. Kopiê w dó³ (idzie na Edika). Wrodzona grzeczno æ Edika bierze górê nad wszystkim innym. Edik ustêpuje z drogi, a nawet otwiera drzwi przed starym cz³owiekiem. Oszo³omiony, s³abo widzê i s³abo s³yszê. Komendant (rado nie ciskaj¹c mi d³oñ): Z okazji awansu najserdeczniejsze, towarzyszu Priwa³ow! Ot i wszystko siê powiod³o £awr Fiedotowicz (zatrzymawszy siê w drzwiach): Towarzyszu Zubo! Komendant: S³ucham! £awr Fiedotowicz (¿artuje): Mieli cie na dzi wyznaczon¹ ³a niê, wiêc id cie do ³a ni! Przera liwy chichot oddalaj¹cej siê Trójki. Kurtyna. Przypomnia³em sobie tê scenê, przypomnia³em te¿ sobie, ¿e pocz¹wszy od dzi s¹dzone mi d³ugo byæ kierowc¹ przy Trójce i zgniot³em niedopa³ek. Trzeba sp³ywaæ wychrypia³em. Nie mo¿na powiedzia³ Edik. Hañba. A zostaæ nie hañba? Hañba potwierdzi³ Edik. Ale jeste my wywiadowcami. Jak na razie nikt nas nie zwalnia³ z naszych obowi¹zków. Trzeba wycierpieæ to, co nie do wycierpienia. Trzeba, Sasza! Trzeba siê umyæ, ubraæ i i æ na posiedzenie. 121


Zajêcza³em, ale nie mog³em nic odrzec. Umyli my siê i zjedli my niadanie. Wyszli my na miasto, gdzie wszyscy zajêci byli po¿ytecznymi, niezbêdnymi sprawami. Milczeli my ponuro. Byli my ¿a³o ni. Przy wej ciu do Kolonii napad³ na mnie zza rogu staruszek Edelwejs. Edik wyci¹gn¹³ rubla, ale nie wywar³o to normalnej reakcji. Materialne dobra staruszka nie interesowa³y, ¿¹da³ dóbr duchowych. ¯¹da³, abym w³¹czy³ siê w charakterze kierownika robót do udoskonalania jego heurystycznego agregatu i na pocz¹tek u³o¿y³ rozszerzony plan, obliczony na okres jego studiów aspiranckich. Po piêciu minutach rozmowy jasno æ przed moimi oczami ostatecznie zmieni³a siê w mrok, gorzkie s³owa by³y gotowe wyrwaæ mi siê z ust i straszliwe zamiary by³y bliskie urzeczywistnienia. W rozpaczy zacz¹³em bredziæ o jakiej samoucz¹cej siê maszynie. Staruszek s³ucha³ mnie z rozdziawionymi ustami, poch³ania³ ka¿dy d wiêk, i jak siê zdaje, zapamiêtywa³ te bzdury dos³ownie. Nagle dozna³em ol nienia. Jak do wiadczony prowokator zapyta³em, czy agregat Maszkina jest dostatecznie skomplikowan¹ maszyn¹. Staruszek natychmiast zapewni³ mnie ¿arliwie, ¿e agregat jest nies³ychanie skomplikowany, ¿e czasem nawet on, Edelwejs, nie rozumie, co tam jest co. Cudownie powiedzia³em. Wiadomo, ¿e ka¿da dostatecznie skomplikowana maszyna posiada zdolno æ do samouczenia i samosterowania. Samosterowanie jest nam na razie zbyteczne, powinni my natomiast w jak najkrótszym czasie nauczyæ agregat Maszkina drukowania tekstu bez udzia³u cz³owieka-po rednika. Jak tego dokonaæ? Zastosujemy powszechnie znan¹ i wielokrotnie stosowan¹ metodê d³ugiego treningu ( metoda MonteCarlo wtr¹ci³ lekko o¿ywiony Edik). Tak, Monte-Carlo. Przewaga tej metody zawiera siê w prostocie. Bierze siê dostatecznie obszerny tekst, powiedzmy ¯ycie zwierz¹t Brehma. Maszkin zasiada za swoim agregatem i zaczyna drukowaæ s³owo za s³owem, linijka za linijk¹, stronicê za stronic¹. Jednocze nie analizator bêdzie analizowa³ 122


( Rozumowiec bêdzie rozumowa³ dorzuci³ Edik). Tak w³a nie, rozumowa³ I w ten sposób agregat zacznie siê od nas uczyæ. Nawet nie zd¹¿ycie mrugn¹æ, jak zacznie sam drukowaæ. Proszê, oto rubel na zwrot kosztów i id cie do biblioteki po Brehma Edelwejs pogna³ do biblioteki, a my, podbudowani nieco tym ma³ym zwyciêstwem nad miejscowymi kataklizmami, pierwszym zwyciêstwem na siedemdziesi¹tym szóstym piêtrze, ruszyli my dalej w drogê. Byli my zadowoleni, ¿e Edelwejsa mamy na zawsze z g³owy, ¿e natrêtny staruszek nie bêdzie siê nam wiêcej krêci³ pod nogami i mêczy³ swoj¹ g³upot¹, tylko bêdzie siedzia³ grzecznie za Remingtonem , wali³ w klawisze i wywaliwszy jêzyk, przerysowywa³ ³aciñskie litery. Bêdzie d³ugo wystukiwa³ i przerysowywa³, a kiedy skoñczymy z Brehmem, we miemy dla rozpêdu trzydzie ci tomów Charlesa Darwina, a pó niej, jak Bóg pozwoli, odwalimy dziewiêædziesiêciotomowy zbiór dzie³ Lwa Niko³ajewicza To³stoja wraz z listami, artyku³ami, notatkami i komentarzami Gdy weszli my na salê posiedzeñ, komendant co g³o no czyta³, a hydraulicy wraz z Wybiega³³¹ s³uchali i kiwali g³owami. Siedli my po cichutku na swoich miejscach, wziêli my siê w gar æ i tak¿e zaczêli my s³uchaæ. Przez jaki czas niczego nie rozumieli my, bo i nie starali my siê rozumieæ, ale do æ szybko okaza³o siê, ¿e Trójka zajêta jest dzi rozpatrywaniem skarg, za¿aleñ, podañ i informacji od spo³eczeñstwa. Wcze niej Fiedia opowiada³ nam, ¿e takie imprezy odbywaj¹ siê co tydzieñ. Przysz³o nam wys³uchaæ kilku listów. Uczniowie ze wsi Winiuszyno napisali donos na miejscow¹ babkê Zojê. Twierdz¹, ¿e jest czarownic¹ i przez ni¹ s¹ z³e urodzaje, a swojego wnuka Wasyla Kormilicyna, dawnego prymusa, za to, ¿e wyrzuci³ na mietnik jej nogê, przemieni³a w chuligana i dwójkowicza. Uczniowie prosili o zrobienie porz¹dku z t¹ wied m¹, w któr¹ oni jako pionierzy nie wierz¹, i ¿eby uczeni wyja nili, w jaki sposób psuje ona urodzaje i jak przekszta³ca prymusów w dwójkowiczów i czy nie mo¿na by przemieniæ 123


w niej plusów na minusy, ¿eby przekszta³ca³a dwójkowiczów w prymusów. Grupa turystów zaobserwowa³a za £opuchami zielonego skorpiona wielko ci krowy. Skorpion u pi³ dy¿urnych tajemniczym promieniowaniem i ukry³ siê w lasach wraz z miesiêcznym zapasem artyku³ów ¿ywno ciowych. Tury ci, o ile zostan¹ im zwrócone koszty podró¿y, polecaj¹ swoje us³ugi w pojmaniu straszyd³a. Mieszkaniec miasta Tmuskorpion, Zajad³y P.P., skar¿y³ siê na s¹siada, drugi rok wykradaj¹cego mu przy pomocy specjalnej aparatury mleko. Nale¿a³o znale æ na to radê. Inny mieszkaniec Tmuskorpionu, obywatel Krasnodiewko S.T., wyra¿a³ niezadowolenie z powodu tego, ¿e park miejski zatruty jest ró¿nymi straszyd³ami i nie ma ju¿ gdzie spacerowaæ. O wszystko obwiniony by³ komendant Zubo, wykorzystuj¹cy odpadki z kuchni Kolonii dla wykarmienia w³asnych trzech wiñ i bezrobotnego ziêcia paso¿yta. Wiejski lekarz ze wsi Bubnowo donosi³, ¿e podczas operacji, w jamie brzusznej licz¹cego sto piêtna cie lat obywatela Pancermanowa znalaz³ w wyrostku lepej kiszki staro¿ytna monetê. Lekarz zwraca³ spo³eczeñstwu uwagê na fakt, ¿e nieboszczyk Pancermanow nigdy nie by³ w redniej Azji i znalezionej monety nigdy nie widzia³. Na pozosta³ych czterdziestu dwóch stronicach listu wysoce wyedukowany eskulap referowa³ swoje hipotezy na temat telepatii, telekinezy i czwartego wymiaru. Do listu do³¹czone by³y rysunki, tablice i fotografie awersu oraz rewersu tajemniczej monety w naturalnej wielko ci. Impreza przebieg³a spokojnie, wyg³aszano wnikliwe uwagi. Po przeczytaniu ka¿dego listu nastêpowa³a d³uga pauza, wype³niona pe³nymi g³êbokich my li wykrzyknikami. £awr Fiedotowicz zapala³ papierosa, zwraca³ spojrzenie na Wybiega³³ê i informowa³ siê, jaki projekt odpowiedzi proponuje Trójce konsultant naukowy. Wybiega³³o u miecha³ siê szeroko czerwonymi ustami, g³adzi³ obur¹cz brodê i prosz¹c o pozwolenie niewstawania og³asza³ ¿¹dany projekt. Nie rozpieszcza³ 124


korespondentów urozmaiceniami. Jego odpowiedzi mia³y standardow¹ formê. Szanowny (-a, -ni) ob ! Otrzymali my i przeczytali my wasz interesuj¹cy list. Zakomunikowane przez was fakty s¹ dobrze znane nauce i warto ci dla niej nie posiadaj¹. Tym niemniej gor¹co dziêkujemy za wasze obserwacje i ¿yczymy sukcesów w pracy i ¿yciu osobistym . Podpis. I koniec. S¹dzê, ¿e by³o to najlepsze z odkryæ Wybiega³³y. Trudno by³o nie odczuwaæ ogromnego zadowolenia, posy³aj¹c taki list w odpowiedzi na informacjê o tym, ¿e ob. Kapustin wywierci³ w mojej cianie otwór i puszcza przez niego truj¹ce gazy . Ale maszyna pracowa³a z przygnêbiaj¹c¹ monotoni¹. Jednostajnie i nosowo miêdli³ co komendant, ciê¿ko porykiwa³ £awr Fiedotowicz, g³o no mlaska³ Wybiega³³o. Ogarnê³a mnie miertelna apatia. Zdawa³em sobie sprawê, ¿e to rozk³ad, a ja pogr¹¿am siê w grz¹skie bagno psychicznej atrofii, ale nie chcia³o mi siê d³u¿ej walczyæ. I tak ludzie ¿yj¹ rozmy la³em. Wszystko co rozumne, jest rzeczywiste, ca³a rzeczywisto æ jest rozumna. A je li rozumne, to i dobre. A je li jest dobre, to prawie na pewniaka wieczne Jaka jest w koñcu ró¿nica miêdzy £awrem Fiedotowiczem a Fiodorem Simeonowiczem? Obaj s¹ nie miertelni, obaj wszechmocni. I o co siê biæ? Nie rozumiem Czego faktycznie potrzeba cz³owiekowi? Zagadkowych jakich tajemnic? Nie potrzebuje. Wiedzy? Po co wiedza przy takim planie tajemnic dziennych zajêæ? £awr Fiedotowicz ma nawet pewne plusy. Sam nie my li i innym nie ka¿e. Nie pozwala, by wspó³pracownicy byli przepracowani dobry cz³owiek, troskliwy I karierê warto przy nim zrobiæ, Farfurkisa odsun¹æ, Chlebowwodowa Co oni faktycznie s¹ warci Idioci przecie¿, tylko autorytet zwierzchno ci podrywaj¹. A autorytet trzeba podnosiæ. Je li Bozia nie da³a zwierzchnikom rozumu, trzeba chocia¿ autorytet zapewniæ. Ty jemu autorytet, a on tobie ca³¹ resztê. Po¿ytecznym siê trzeba staæ przede wszystkim, potrzebnym praw¹ rêk¹ albo w ostateczno ci i lew¹ 125


Zgin¹³bym niechybnie zatruty straszliwymi emanacjami Wielkiej Okr¹g³ej Pieczêci i bandy hydraulików, w najlepszym wypadku zakoñczy³bym ¿ycie jako eksponat wiwarium w naszym Instytucie. Edik tak¿e by zgin¹³. Jeszcze siê miota³, jeszcze przybiera³ ró¿ne pozy, ale by³y to tylko pozory i w rzeczy samej, jak mi siê pó niej przyzna³, marzy³ w tym czasie o odsuniêciu Wybiega³³y i otrzymaniu dzia³ki na przedmie ciu pod... Tak, zginêliby my. Zdeptano by nas, wykorzystuj¹c nasz¹ rozpacz i upadek ducha. Ale w jednym z tych straszliwych momentów niemy grom wstrz¹sn¹³ ca³ym wszech wiatem wokó³ nas. Zbudzili my siê. Drzwi by³y otwarte. Na progu sta³ Fiodor Simeonowicz i Christobal Hozewicz. Obaj byli w nieopisanym gniewie. Byli straszni. Tam, gdzie pada³o ich spojrzenie, dymi³y ciany i topi³y siê szyby. Zapali³ siê i run¹³ transparent o narodzie i sensacji. Dom dr¿a³ i wibrowa³, pod³oga stanê³a dêba, a krzes³a przysiad³y na os³ab³ych ze strachu nó¿kach. By³o niemo¿liwo ci¹ znie æ to wszystko i Trójka tego nie znios³a. Chlebowwodow i Farfurkis wskazali na siebie wzajemnie dr¿¹cymi palcami i chórem wrzasnêli: To nie ja! To wszystko oni! , przemienili siê w ¿ó³t¹ parê i rozp³ynêli bez ladu. Profesor Wybiega³³o wybe³kota³ M¹ die³ , da³ nura pod stolik i wyj¹wszy stamt¹d pojemn¹ teczkê, wysun¹³ j¹ w kierunku gromow³adców. Tego wszystkie materia³y mamrota³ znaczy siê, o tych szubrawcach mam tu zebrane, oto one, materia³y-tego! Komendant z godno ci¹ rozerwa³ na sobie ko³nierz i pad³ na kolana. £awr Fiedotowicz, wyczuwaj¹c pewn¹ niezrêczno æ sytuacji, wykrêci³ szyjê nerwowo i wsta³, opieraj¹c siê d³oñmi o zielone sukno. Fiodor Simeonowicz podszed³ do nas, obj¹³ i przycisn¹³ do swojej szerokiej piersi. No-no powiedzia³ basem, gdy przypadli my do niego stukn¹wszy siê g³owami. No-no, ju¿ n-nic, z-zuchy Trztrzy dni mi-mo wszystko w-wytrzymali cie N-nie le 126


Poprzez ³zy zalewaj¹ce mi oczy zobaczy³em, jak Christobal Hozewicz, bawi¹c siê trzcinow¹ pa³eczk¹, zbli¿y³ siê do £awra Fiedotowicza. Paszo³ won! rozkaza³ mu przez zêby. Spo³eczeñstwo stwierdzi³ £awr Fiedotowicz ze zdziwion¹ min¹. Won! rykn¹³ Junta. Przez sekundê patrzyli sobie w oczy. Na twarzy £awra Fiedotowicza drgnê³o co ludzkiego jakby wstyd, jakby strach, jakby z³o æ. Powoli schowa³ do teczki wszystkie akcesoria przewodnicz¹cego. Jest wniosek: z powodu wyj¹tkowych okoliczno ci przerwaæ posiedzenie Trójki na czas nieokre lony powiedzia³. Na zawsze stwierdzi³ Christobal Hozewicz, k³ad¹c trzcinê w poprzek sto³u. Hrrrm z pow¹tpiewaniem odrzek³ £awr Fiedotowicz. Majestatycznie obszed³ stó³, na nikogo nie patrz¹c, zacz¹³ kroczyæ w kierunku wyj cia. Wyra¿am pogl¹d, ¿e siê jeszcze spotkamy. W innym czasie i w innym miejscu stwierdzi³ nim opu ci³ salê. Czy¿by? odpowiedzia³ pogardliwie Junta, odgryzaj¹c koniuszek cygara. Jednak rzeczywi cie, spotkali my ponownie £awra Fiedotowicza w innym czasie i w zupe³nie innym miejscu. Ale to ju¿ zupe³nie inna historia.

127


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.