KILOF III

Page 1

AUDIORIVER + IMPACT


STOPKA NACZELNEGO

Miesiąc minął, a o nowym Kilofie cisza... No niestety potrzebowaliśmy paru zmian by wszystko było pieknie. Dostajecie teraz od nas prawie 70 stronnicowy numer (sic!). Zaksz jest teraz naczelno-grafikiem. Fajna fucha-dobrze płatna hehe. W nowym numerze opisujemy wszystko co najlepsze z Open’era, parę fotek jak to mam w zwyczaju cyknać. Jest też o naszym świetnym patronacie. Duużo nowości i rubryk, sporo by wymieniać. Jak chcecie dostać przypinkę pisma to poszukujcie nas na audiorzekach, offach i coke’ach See ya, Zakrz


W NUMERZE

A

5 STRON

3 STRONA

N O T 13

NEWSY A N O TR

7 STRON

A

OPEN’ERO WE T HE BEST

Y W Z O S R E U ’ I N R E A P N O 33 STRONA O I 41 S T S TRO E W K OPEN’EROWE PAT NA RON B PHOTO A O T : W A N O R E T S R 43 B S I C R R E R D V I R E S O I A UD & M A F I EMA NG 45 S LES TRO N IMP A ACT 47 STR REC ONA A 59 STRON ENZ I JE N A P O K WY 20 S


Nowe gwiazdy na krakowskim Unsound Festival! Wśród świeżo ogłoszonych wykonawców pojawili się m.in.: mroczni Demdike Stare ze specjalnym projektem „Concealed” w towarzystwie Sinfonietty Cracovii, pionier dubstepu Mala z nowym albumem „Mala In Cuba” czy

zakochany w winylach Theo Parrish. Już jest ciekawie, a to jeszcze nie koniec. Kolejne ogłoszenia w pierwszej połowie sierpnia.

Rok 2012 niewątpliwie jest i będzie prawdziwą gratką dla fanów Odd Future. Sierpień rozpocznie się pod znakiem Domo Genesis’a i jego wydawnictwa „No Idols”, 2 października wyjdzie „Numbers” duetu MellowHype, a zwieńczeniem roku będzie krążek „Wolf” Tylera, The Creator’a w listopadzie.

KILOFO Od dawna było wiadomo, że

Tyler, The Creator jest wielkim fanem Jeśli nie udało wam się zobaczyć

Yeasayer na Open’erze nic stra-

conego. Panowie już zapowiedzieli powrót do naszego kraju. Koncert datowany jest na 15 września i odbędzie się w warszawskim klubie Palladium. Teraz tylko pozostaje czekać do 20 sierpnia na premierę nowej płyty i wkuwać teksty na pamięć.

3

Toro Y Moi. Słuchy

chodziły, że dojdzie do współpracy obu panów, a tu znienacka do sieci trafił nie skończony jeszcze utwór „Hey You”. Po kawałek polecamy zajrzeć na Tumblr’a grupy Odd Future.


10 sierpnia będzie miał premierę winyl Atoms

for Peace. Wytwórnia

50Weapons wyda czarną płytę z dwoma utworami - remixem „Other Side” i również przerobionym „Tamer Animals” grupy Other Lives

Flying Lotus

zapowiedział swój nowy krążek! Album o tytule „Until The Quiet Comes” ujrzy światło dzienne 2 października i wyjdzie spod rąk Warp Records. Wydawnictwo ma być bardziej dojrzałe od poprzednich.

OWE NEWSY

Jesteście fanami najnowszego wydawnictwa

Twin Shadow?

Podobał się Wam koncert Georga na ubiegłorocznym OFFie? A może nie mieliście jeszcze okazji zobaczyć Go live? Dobrze się składa, Amerykanin powraca do Polski, a dokładniej do Warszawy, 9 lipca. Minus muzyk zagra w Proximie. Wspominając występ The Horrors - oby nagłośnienie było lepsze.

Ledwo ochłonęliśmy po niesamowitym koncercie

The XX na Open’erze, a Oni już serwują kolejną dawkę

cudownych muzycznych doznań- co mam na myśli? Zespół opublikował studyjną wersję utworu Angels z nadchodzącego albumu. My już nie możemy się doczekać premiery całego krążka, a Wy?

4


13 TON 1 5

STARRED

9

BIG K.R.I.T.

13

ELLIPHANT

5

„NO GOOD”

„PRAYING MAN” (FT. B.B. King)

„CIAN’T HEAR IT”

LISTA, LISTA, LISTA PRZEBOJÓW

2

THE XX

6

FRANK OCEAN

„ANGELS”

„PYRAMIDS”

DANNY BROWN x ARAABMUZIK

10 „

Molly Ringwald”


3

NAS

7

ANGEL HAZE

11

„LOCO-MOTIVE” (FT. LARGE PROFESSOR)

„WICKED MOON” (FT. NICOLE WRAY)

AESOP ROCK „ZZZ TOP”

4

ARIEL PINK’S HAUNTED GRAFFITI

8

TAME IMPALA

12

DINOSAUR JR.

„Only In My Dreams”

„APOCALYPSE DREAMS”

„WATCH THE CORNERS”

LIPIEC

6


THE BEST OF

7


FRANZ FERDINAND

Wszyscy oczekiwali wielkiego show i chyba się nie zawiedli. Zgodnie z przewidywaniami panowie roznieśli główną scenę. Nic dziwnego, że dziewczynki koczujące pod bramkami od kilku godzin wyszły całe mokre (CAŁE!). Nie jestem tylko przekonana czy ten szpetny wąsik Alexa był wart aż takich pisków… W końcu jakiś koncert na którym wszyscy znali teksty piosenek. Nie można odmówić tym panom uroku, ale aż ciśnie się na usta (tutaj oczko do Pacanka): „nie znasz Malkmusa, nie znasz Isaaca Brocka, bo dla ciebie Franz Ferdinand jest gwiazdą indie rocka”… ZOŚKA

8


THE XX

Oj, dobre to było. Jeden z najbardziej klimatycznych koncertów na Open’erze. Zamiast napuszonych gwiazdek coś na pograniczu muzyków, a magików. Jeszcze ta genialna gra świateł. Smutek, nostalgia, żadnych wariacji, ale chyba o to chodzi. Podobnie jak Olivier byłam pozytywnie zaskoczona reakcją publiczności. Czasami może aż za dużo było tego entuzjazmu (tutaj bardzo dziękuję pani, która słysząc „Crystalised” wylała na mnie piwo z radości). Brawo dla organizatorów, idealne zakończenie festiwalu z łezką w oku. ZOŚKA

9


BON IVER

Przed koncertem z Marcelem przygotowaliśmy sobie zestaw żyletek do cięcia. Jednak nic z naszego planu nie wyszło. Nie było smęcenia, lecz czysta perfekcja. Ponad dziesięcioosobowy zespół dał tak niesamowity koncert. Sekcja dęta, dwóch gitarzystów, schowany Sean Carey za klawiszami i oczywiście sam zarośnięty Justina Vernon świecący bokobrodami. Bon Iver przerósł sam siebie wychodząc na bis. Wspólnie wyśpiewane „Skinny Love” i nawracające „What might have been lost” przy „Wolves (Act I&II)”. Niezapomnianie. ZAKRZ

10


MUMFORD & SONS

Największe zaskoczenie Open’era. Brytyjski zespół, do którego nie byłam całkowicie przekonana, którego twórczość wydawała mi się nieco kiczowata, a na którego koncercie znalazłam się zupełnie przypadkowo- zaczarował. Poruszający występ pełen ciepła. Prosty, ale piękny. Łzy wokalisty podczas jednego z utworównajbardziej wzruszająca, koncertowa chwila. KAJA

11


GOGOL BORDELLO

Jedna z perełek festiwalu. Okazja żeby się wyszaleć, poskakać, pokrzyczeć pod gołym niebem. Dawno nie miałam do czynienia z tak wielką dawką energii i błota. Eugene dziki zwierz od razu porwał publiczność do tańca. Kto nie dostał glanem ten szczęściarz. Może i pakowanie się pod scenę było samobójstwem, ale było warto. Trochę szkoda Björk, ale już na samo wspomnienie pojawia się uśmiech na twarzy i lela lela lela lela pala tute rozbrzmiewa w głowie. Ja chce jeszcze raz! ZOŚKA

12


WIZ KHALIFA

Wymordowany po dzikich pląsach na Gogolu i dyskotece zafundowanej przez The Ting Tings szukałem miejsca na chwile wytchnienia. Tak znalazłem się pod sceną World. Na szczęście Wiz zafundował maksymalnie błogi chill. W oparach zielska, przy kompletnej stylówie i opuszczonych spodniach do kolan Khalifa dał ponad godzinny koncert i to nie byle jaki. Zabrzmiały wszystkie najpopularniejsze kawałki w iście kalifornijskiej aurze. Ku mojemu zaskoczeniu raper ma niesamowicie czystą i ciepłą barwę głosu, nie zmienia to faktu, że śmieje się jak żaba ;) ZAKRZ

13


M83

M83 zdobyło publikę, a publika… M83- wypchany po brzegi namiot, śpiewający i tańczący tłum, wzruszony Anthony. Fani zawładnięci muzyką Francuzów, dziwne zjawisko migracji po utworze Midnight City. Pokoncertowy niedosyt, czegoś brakowało- może to ten słaby męski wokal? I co, możemy Im wybaczyć niedotarcie na warszawski koncert? Będzie ciężko. Mimo wszystko, ciężko nie zaliczyć tego występu do The Best of Open’er 2012- energia, energia, energia. KAJA

14


SBTRKT

To był zdecydowanie mój must-see na tegorocznej edycji. Przed końcem The XX szybko (na tyle ile pozwalało błoto pod nogami) pobiegłem do Tenta. Na szczęście zdążyłem na styk. Wcisnąłem się w środek tłumu i przez ponad godzinę napawałem się ostatnim koncertem Open’era. Sampa radził sobie idealnie pomimo braku Jessie Ware i Yukimi Nagano w niektórych kawałkach. Wybrzmiały wszystkie utwory z debiutu. Duet nie zawiódł, a ja zaliczyłem jeden z lepszych koncertów w 2012. ZAKRZ

15


THE MACCABEES

‘First love, last love, only love!’- wszyscy śpiewają, śmieją się, płaczą ze szczęścia, skaczą- optymistyczne szaleństwo. Uroczy Brytyjczycy nie zawiedli tych, którzy specjalnie dla Nich opuścili koncert Bon Iver. 1,5 godziny cudownego indie z nieschodzącym z twarzy uśmiechem. Tak bardzo chciałabym to przeżyć jeszcze raz! KAJA

16


MAURYCY GOMULICKI

Jedna z najbardziej kultowych rzeczy tej edycji. Chyba najbardziej docenione przedsięwzięcie w ramach sztuki na Open’erze, traktowane jako miejsce spotkań wszystkich zagubionych. Nie bądźcie porażeni naszą ignorancją tylko przyznajcie się, że sami wymyślaliście nowe nazwy dla tego dzieła, zaczynając od przeróżnych części ciała, kończąc na świecących choinkach. ZOŚKA

17


ORBITAL

Oni- legenda muzyki komputerowej, spowici w całkowitych ciemnościach, z charakterystycznymi, świecącymi okularami, przepełniający coraz bardziej, w każdej minucie, sekundzie, kolejne części Tenta drgającymi, porywającymi dźwiękami. My- sponiewierani miażdżącym basem, w muzycznym transie, bezgranicznie oddani mistrzom. Elektroniczna msza. KAJA

18


JAMIE WOON

Muzyk udowodnił, że rockowe granie mu niestraszne i przedstawił nowe aranżacje dobrze znanych nam piosenek z „Mirrorwriting”. Czasami trochę przesadzone, ale wyglądało na to, że cały namiot świetnie się bawił, łącznie z muzykami. Tylko biedny Jamie stał niewzruszony, ewentualnie jakiś uśmiech co trzy piosenki. Należą mu się dwie nagrody: jedna za najlepszą poker face festiwalu, druga za najlepsze koko loko (to coś na głowie). Ale jak ma się taki głos to wszystko wolno… ZOŚKA

19


KWESTIONARIUSZ

1 2

TWOJE MUZYCZNE GURU

OSTATNIE ODKRYCIE MUZYCZNE

3 4

TRZY RZECZY, BEZ KTÓRYCH NIE RUSZAM W TRASĘ

NAJLEPSZY ARTYSTA NA TEGOROCZNYM OPEN’ERZE

5

NAJLEPSZY FESTIWAL, NA JAKIM KIEDYKOLWIEK BYŁAM/EM

ZaDaLiŚMY 5 sTałYCH PYTaŃ OPeN’erOwYM arTYsTOM. CO FaJNieJsi NaM ODPOwieDziLi ;)

20


KWESTIONARIUSZ TOMEK LIPIŃSKI

ŚWIETLIKI

(BRYGADA KRYZYS)

1

Natchnienie.

Joy Division

2

Nirvana. Od tego czasu nic.

Brak

3

Fender Telecaster, Fender Stratocaster, Gretch Electromatic.

Szczoteczka, podkladka pod nogi, lekarstwa

4

się okaże

Nie wiem

5

mam nadzieję będzie Open’er 2012

Sziget

21


KWESTIONARIUSZ DVA

COLDAIR

1

Arvo Part

Sufjan Stevens.

2

for last week its band arabia rainbow

EPka „Beak & Claw” projektu s / s / s czyli wyżej wymieniony pan + raper Serengeti + Son Lux. Mega polecam.

3 4

5

(besides my musical instruments) crayons and notebook, ipad and toiletry bag we have never seen Bjork before and she canceled concert in Ostrava - so we are looking foreward to see her concert in open air. but anyway - line up of Opener Festival is really great! Lames / St. Pölten, OFF / Katowice

Jeżeli długą, to: karton Marlboro, dysk ze wszystkimi odcinkami South Park, leki uspokajające (!!!). Bon Iver Primavera Sound 2011 w Barcelonie.

22


KWESTIONARIUSZ PAULA I KAROL

23

ENCHANTED HUNTERS

1

Trudno wymienić jedną osobę tak ważną

Kurt Cobain

2

Ben Howard

Wini

3

latarka, śpiwór, karimatka

Nie mielismy nigdy trasy.

4

Mumford & Sons

Toro Y Moi

5

Fusion

OFF Festival 2011


KWESTIONARIUSZ KEIRA IS YOU

JACEK PEŁKA

SZYMON BROWARCZYK

1

Deftones

Rosetta

2

Holy Blue and soundpetersburg

Holy Blue and soundpetersburg

3

Słuchawki, bateria, metronom

Wódka, piwo, Jakub

4

Jacaszek

The Mars Volta

5

Nie byłem na żadnym.

Nienawidzę festiwali.

24


KWESTIONARIUSZ PSYCHOCUKIER

THE STUBS

(SASZA TOMASZEWSKI)

(RADEK)

1

Słownik ortograficzny w wydaniu dźwiękowym

Social Distortion

2

Odkryłem, że moja dziewczyna włożyła do kosza z brudną bielizną płytę The Who „Sell Out”

Nie jest najświeższe, bo z przed 3lat, ale Gaslight Anthem

3

Trzy piwa

Bęben , piwo i koszulka na zmianę

4 5

25

Ten, co bez świateł będzie jechał (patrz film „Brunet wieczorową porą”) Festiwal Kultury Bałuckiej „Bautata” w Łodzi- krew, rzezanie, alkohol, dragi, dziewczyny na golasa i zagubiona starsza pani, która musiała oddać swój portfel jednemu z moich kolegów.

My Fluff Fest - Rokycany/ Czechy


KWESTIONARIUSZ MINERALS

NAPSZYKŁAT

1

Boga nie ma

Napszyklat

2

Wintersleep

Piernikowski „Się Żegnaj”

3

Tajemnica

Tabaka

4

Bon Iver

Napszyklat

5

Tegoroczne festiwale, na których gramy będą najlepsze

Tam gdzie grał Napszykłat

26


KWESTIONARIUSZ KIRK

1 2

3

27

CAMERO CAT (JAKUB)

Roscoe Mitchell Nie jestem na bieżąco z „muzycznymi odkryciami sezonu”. Ostatnio swoją bezpretensjonalnością urzekł mnie Vreen. Staram się nie brać ze sobą w trasy nic poza instrumentem, książką i artykułami pierwszej potrzeby.

4

Oczywiście Krzysztof Penderecki.

5

Najlepsze wspomnienia mam z litewskiego festiwalu Satta Outside, na którym graliśmy z kIRk w 2010 roku.

Tom Waits Edward Sharpe & Magnetic Zeros, płyta Here (2012) ipod z muzyką, okulary przeciwsłoneczne ułatwiające spanie w busie, gitara. wymienie trzy bo nie jestem w stanie wymienić jednego: Bon Iver, Yeasayer, Gogol Bordello na Openerze nie byłem jeszcze, to będzie pierwszy raz, podobał mi się Off do tej pory i w tym roku też planuje.


KWESTIONARIUSZ PROFESJONALIZM

FROZEN BIRD

(MARCIN MASECKI

1

Thelonious Monk

Lhasa de Sela

2

Conlon Nancarrow

Róisín Murphy

3

Portfel, skarpetki, majtki

Telefon, ręcznik, szczotka do zębów

Nie wiem, może Bjork, może Justice

Bjork

4 5

Nie wiem, chyba OFF Festival

Wujek

My

28


KWESTIONARIUSZ CRAB INVASION

MIĄŻSZ (KAROL)

1

Mieczysław Karłowicz, The Beatles, Jamiroquai

Tom Waits

2

Tycho, Turbowolf

Zapaska i Toporkestra z Ukrainy i Tolhaje z Polski

3

piotr rogucki, armia tysiąca niewidzialnych, żeliwnych znaków, niezależny czad

Wyciągarka w samochodzie , Kąpielówki i Kontrabas

4

Friendly Fires, New Order, Nie jest najświeższe, bo Mars Volta z przed 3lat, ale Gaslight Anthem

Bjork i z polskich Nosowska

5

Tomasz „Hugh Grant” Bala says: „byłem raz na festiwalu i mi się nie podobało”

Misietupodoba w Tucznie

29


KWESTIONARIUSZ CHŁOPCY KONTRA BASIA

1

The Beatles, Peter Gabriel i ostatni wiejscy muzykanci

2

Joanna Newsom, Becca Stevens oraz Ania Rusowicz

3

syrop prawoślazowy, rozmówki polsko-rosyjskie wydane z okazji olimpiady w Moskwie i tenisówki

4

DVA

5

Mikołajki Folkowe i Dwa Brzegi

30


KWESTIONARIUSZ BEZSENSU

31

1

Moglibyśmy powiedzieć, że The Beatles, The Doors, Radiohead, Coldplay, ale powiemy że Kombajn do zbierania kur po wio-

2

UL/KR – nie tylko ze względu na lokalny patriotyzm.

3

Jeżeli trasa jest trzydniowa, to majtki razy trzy.

4

Zawężając do tych z głównej sceny moglibyśmy powiedzieć, że Bjork i Franz Ferdinand, ale powiemy L.Stadt i CKOD.

5

Kiedyś odwołano nam koncert we Wrocławiu, a byliśmy w trasie i chcieliśmy tego dnia gdzieś po prostu zagrać. Po kilku telefonach powstał Wałbrzyskie Pompeje Festiwal – zasilany z agregatu koncert Bezsensu i dwóch innych kapel w ruinach pod Wałbrzychem [na bezsensuzespol.art.pl znajdziecie zdjęcia]. Byliście kiedyś na takim?


KWESTIONARIUSZ KLEZMAFOUR

1

Dużo tego. Wymienię trzech: Jordan Rudess (Dream Theater), Matthew Bellamy (Muse), J.S. Bach

2

Miejmy nadzieję, że właśnie KlezmafouR

3

Instrument, ładowarka do komórki, gacie na zmianę.

5

Jak na razie to ‚44 Heineken Jazzaldia Festival w hiszpańskim San Sebastian, gdzie mieliśmy okazję wystąpić z Klezmafourem w 2008 roku

4

nie jest możliwym odpowiedzieć na to pytanie. Gra tam tyle wspaniałych artystów prezentujących tak odmienne style, że nie ma możliwości wybrać najlepszego. Mogę podać tych, na których koncert poszedłbym w ciemno: Björk, Chłopcy Kontra Basia, Cool Kids of Death, Franz Ferdinand, Gogol Bordello, Justice, KzWW, Łona&Webber, Orbital, The Cardigans no i na Klezmafour też bym zajrzał, gdybym nie był

32


33


34


35


36


37


38


39


40


BOWERBIRDS

raków, 5 lipca, cholerny upał, nikt nie ma ochoty ruszać się z miejsca i wychodzić gdziekolwiek. Jednak Ci, którzy tego dnia się przemogli i o godzinie 20 odwiedzili klimatyczne Rozrywki 3 przy ulicy Mikołajskiej i przyszli na koncert Bowerbirds, na pewno się nie zawiedli. Najpierw w nostalgiczny i spokojny nastrój wprowadził nas Karl Culley, który przez dłuższą chwilę czarował nas swoim nastrojowym głosem i gitarą. Jednak cały ten spokojny nastrój szybciutko prysł, gdy tylko na scenie pojawił się Philip Moore, a niedługo później dołączyli do niego Beth Tacular i Mark Paulson. Ekipa z Północnej Karoliny od pierwszego utworu zaczęła czarować, nagle ni-

41

komu już nie przeszkadzał upał, wszyscy wsłuchiwali się w historię, która płynęła razem z głosami Philip’a i Beth. Dzięki dobremu nagłośnieniu (za to zdecydowanie lubimy Rozrywki 3) utwory Bowerbirds brzmiały jeszcze delikatniej niż na longplayach, a słuchacz mógł na chwile zapomnieć o wszystkim i poczuć to o czym śpiewają Moore i spółka, czyli otaczający nas świat, przyrodę, cywilizację. Nie obyło się oczywiście bez bisów, które genialnie dopełniły cały koncert, jak dla mnie jak na razie jeden z lepszych i bardziej spójnych w tym roku. ALA PACANOWSKA


SCREAMING FEMALES

23 oncert w klubie

KOTKAROLA już od samego początku zapowiadał się nieźle. Można było zgarnąć przypinki, albumy na kompaktach i winyle Screaming Females, potem dorzuciliśmy kilka kilofowych pinów, a ludzie tworzyli przyjazną atmosferę. Przed 21wszą na scenę wszedł support - zespół Kaseciarz. Tak jak gwiazda wieczoru, grają surowy i bezpretensjonalny punk rock. Jednak zabrakło im kontaktu z publiką. Po prostu wyszli, zagrali, co mieli zagrać i zeszli ze sceny. Kiedy jednak zobaczyliśmy w akcji Screaming Females... zbierałem szczękę z podłogi. W pierwszym momencie chyba największym zaskoczeniem była wokalistka. Kobieta o dosyć małym wzroście

miałaby mieć taki głos? Pozory mylą. W jej gardle tkwi istny szatan i dała z siebie wszystko. Zagrali bardzo żywiołowo i bezlitośnie, straciłem niemalże całą energię skacząc pod sceną ze wszystkich sił. Zawód przyniosła jednak publika. Jeśli przychodzi się z piwem w szklance na koncert punkowy, to tylko po to, by jak najszybciej je wypić, odstawić szkło do baru i wskoczyć w pogo. Jednak patrząc na tych wszystkich ludzi (choć wielu ich nie było, frekwencja na oko 50 osobowa, jak na taki koncert - moim zdaniem bardzo marna) miałem wrażenie, że pomylili oni imprezy. Stali niemalże w bezruchu sącząc swoje piwko i patrząc, jak gra

zespół. Jednak sami organizatorzy, jak i członkowie zespołu Kaseciarz, razem z nami dawali czadu pod sceną. I jak wynikło z późniejszej wymiany zdań - bawili się tak jak my, po prostu świetnie! Sami muzycy ze Screaming Females są bardzo otwarci i sympatyczni, zostali po koncercie (zagrali 2 bisy!) i byli chętni do rozmów z fanami. Ich koncert to z pewnością wydarzenie, do którego będę często wracał myślami i dobrze wspominał, Front Row Heroes odwalili kawał dobrej roboty, sprowadzając ich do Krakowa. MARIUSZ JEWUŁA

42


NICOLAS JAAR Niesamowicie zdolny 22-latek, założyciel własnej wytwórni Clown & Sunset, autor jednej z najpiękniejszych płyt 2011 roku. Do jego inspiracji zalicza m.in Ricardo Villalobosa (także w tym roku na Audioriver). Nie możecie przegapić Nicolasa, koncert pod osłoną nocy to bedzie coś pięknego.

RÖYKSOPP Chłopaki poznali się w szkolnej ławce i po latach postanowili nagrać parę singli. Tak powstał jeden z najważniejszych zespołów elektronicznych z Norwegii. Od debiutu im się nieźle wiedzie. Wydali już 4 albumy, a na płytach zapraszali snie byle kogo. Śpiewała Lykke Li, a także Karin Dreijer Andersson z The Knife. Ja bym już z wielką chęcią przydensił na „Happy Up Here”!

BLACK SUN EMPIRE SKREAM Skream to angielski producent dubstepowy, który zadebiutował w 2006 roku. Jego nauczycielem i mentorem był sam Benga. Z nim oraz Artworkiem tworzą dubstepowe trio pod nazwą Magnetic Man. Bawi się brzmieniami, a jego kawałki przechodzą od dubu, przez dubstep, drum and bass, oraz wiele innych.

43

Swój pierwszy winyl wydali w 2000 roku, a do ich ostatniego longplay’a „Lights & Wires” wracam często i z olbrzymią przyjemnością. Black Sun Empire, bo o nich mowa, to zespół trzech dj’ów drum and bass’owych z Holandii, a mroczne i wręcz filmowe utwory, które uruchamiają wyobraźnię w 100% to bez dwóch zdań ich największa zaleta.



RED HOT CHILI PEPPERS mpact fest to nowy jednodniowy festiwal, który odbędzie się 27 lipca na warszawskim lotnisku Bemowo. Impact ma ogromne szanse na odniesienie sukcesu. przede wszystkim z powodu występu głównej gwiazdy, zespołu Red Hot Chili Peppers. Papryczki to w tej chwili jeden z najbardziej znanych i wpływowych zespołów rockowych na świecie i to będzie już druga ich wizyta w Polsce. Za pierwszym razem zagrali w Chorzowie na Stadionie Śląskim w 2007 roku. Niestety ten koncert był też ostatnią szansą na zobaczenie Johna Frusciante na scenie z RHCP przez polskich fanów. Następcą Johna został jego przyjaciel z Bicycle Thiefs, Josh Klinghoffer, utalentowany multiinstrumentalista i wokalista, i to właśnie jego będziemy mieli okazje zobaczyć na scenie Impact Fest. Występ Red Hot Chili Peppers na festiwalu jest częścią europejskiej trasy koncertowej, która promuje wydany w poprzednim roku album „I’m With You”, który był już dziesiątym longplayem w karierze zespołu. Nowy album to 14 świetnych kompozycji, różniący się jednak od poprzednich dokonań zespołu. Ale u Red Hot’ów to chyba norma, że każdy kolejny krążek to kompletnie inne dźwięki i emocje. Zespół rozwija się, nie starając się udawać nastolatków grających Funk. Konsekwentnie posuwają się

45

na przód nie zapominając jednak o swoich korzeniach, bo to dzięki nim odnieśli tak wielki sukces. Gdyby nie ta wybuchowa mieszanka ostrego rocka i groove’ującego Funku, nigdy nie zostali by zauważeni przez Ricka Rubina, który miał wielki wpływ na sukces zespołu, głównie dzięki świetnej produkcji albumu „Blood Sugar Sex Magic”, po którym zespół stał się znany na świecie. Red Hot Chili Peppers to przede wszystkim niesamowita historia kilku facetów z niepowtarzalnymi charakterami. Historia o ich walce z uzależnieniami od narkotyków, alkoholu czy seksu. A to wszystko od początku słychać w ich muzyce. Trzon zespołu tworzą Anthony Kiedis, wokalista i Michael „Flea” Baltazary, basista, trębacz i od niedawna także pianista zespołu. Ta dwójka zawsze była obecna w zespole, i to dzięki nim Red Hot Chili Peppers istnieje do dziś, nawet po dość licznych zmianach personalnych w miejscu gitary i perkusji. Samych gitarzystów przez zespół przewinęło się naprawdę sporo, ale najważniejszymi z nich byli: Hillel Slovak, pierwszy gitarzysta zespołu i facet odpowiedzialny za zmianę trąbki na gitarę basową przez Flea; John Frusciante, fan Slovaka i gitarzysta odpowiedzialny za najważniejsze albumy RHCP; Dave Navarro z Jane’s Addiction, zastępujący Frusciante na One

Hot Minute oraz w aktualny gitarzyst fer. Z tym drugim ciej, ponieważ po w zespole na perk się Chad Smith i z Jeżeli chodzi o sty to ciężko zdefinio nie grają. Pierwsz jak „The Red Hot „Freaky Styley” c Mofo Party Plan”


wspomniany już ta Josh Klinghofm było dużo prośo Jacku Iron’sie kusji pojawił został do dziś. yl „Papryczek” ować co dokładze albumy takie Chili Peppers”, czy „The Uplift ” były skupione

na muzyce funkowej z lekką domieszką rockowych brzmień. Za album „Freaky Styley odpowiadał sam George Clinton, jedna z największych gwiazd muzyki Funkowej. Z płyty na płytę grali coraz ostrzej, aż na „Mothers Milk” niektóre utwory ocierały się o metal. Później przyszła pora na najważniejszy album w ich historii czyli „Blond Sugar Sex Magic”, który zmienił wizerunek zespołu. RHCP postanowiło zmienić wytwórnie a producentem został Rick Rubin. To głównie dzięki temu album brzmi tak świeżo i niepowtarzalnie. Po odniesieniu światowego sukcesu, przez presje i uzależnienie od narkotyków odszedł

John Frusciante wiec zespół był zmuszony znaleźć nowego gitarzystę. Przez chwile był nim Cliff Martinez, przyjaciel zespołu, ale do nagrania nowego albumu został zaproszony Dave Navarro. Styl nowego gitarzysty zdominował brzmienie kolejnego albumu, przez co „One Hot Minute” to rock z mocnym naciskiem na psychodeliczne brzmienia. Kolejne albumy po powrocie odmienionego Frusciante stawały się coraz bardziej „komercyjne” i pełne „radiowych” kompozycji. Nie da się chyba polecić jakiegoś konkretnego kawałka żeby zachęcić do wybrania się na koncert RHCP. Po prostu trzeba przesłuchać ich całą dyskografie. Wydaje mi się też ze nie trzeba zachęcać kogokolwiek do wybrania się na ich koncert, bo w końcu „Papryczki” to jeden z najlepszych koncertowych zespołów na świecie. Ja koncertu nie mogę się doczekać i nie mam cienia wątpliwości ze 27 lipca panowie z ciepłej Kaliforni dadzą rade. Grzesiek Bucholski

46


ALBUMY CZERWCA rytyjska scena elektroniczna zaskakuje bardzo pozytywnie, ale to co pokazał Totally Enormous Extinct Dinosaurs swoim solowym albumem „Trouble”, osobiście ciężko mi ubrać w słowa. Po 5 gorących, podgrzewających napięcie singlach, w końcu doczekaliśmy się debiutu. Ten krążek to solidny powiew świeżości. To właśnie na takie wydawnictwa czeka się z niecierpliwością, a oczekiwania były na tyle wysokie, że przez moment obawiałem się o całokształt. Jednak po singlach promocyjnych ten debiutant pokazał, że świetnie daje sobie radę i utwory na albumie świetnie łączą się w spójną całość. W dodatku „Trouble”, jest płytą na tyle różnorodną, że można ją zapętlać raz po razem i nawet nie pomyśleć o ziewaniu! TEED wyraźnie czerpie z muzyki rozrywkowej końca XX wieku, ale robi to na tyle umiejętnie, że aż ślinka cieknie na myśl o kolejnym utworze, jednocześnie nie chcąc przewijać tego, który aktualnie leci. Ze spokojnych i nadających się do leżakowania utworów, ten producent płynnie przechodzi do mocnych bębnów, które porywają tyłek z fotela i dodają chęci do tańca. 11 lipca to był dzień, w którym szturmem wyruszyłem na wszystkie znane mi sklepy z nowościami płytowymi w poszukiwaniu „Trouble” i choć początkowo bezskutecznie, w końcu udało mi się ją dorwać. Zero rozczarowań, same pozytywne zaskoczenia, a odbiór tego materiału jest kompletnie inny, kiedy jest odtwarzany w zaciszu domowym, niż ten który poznaliśmy przedpremierowo na krakowskim Selectorze. W ostatnim czasie nic tak nie podbiło mojego serca, ucha i odtwarzacza, jak Totally Enormous Extinct Dinosaurs i jego „Trouble”. Krążek mogę polecić każdemu, kto lubi elektroniczne, jednak mocno taneczne brzmienia i poszukuje czegoś nowego na aktualnym rynku muzycznym.

TOTALLY ENORMOUS EXTINCT DINOSAURS „Trouble”

4/5

Mariusz Jewuła

47


rio z Chicago po raz dziesiąty serwuje nam melancholijne klimaty na swoim albumie. Tylko tym razem jakby bardziej przemyślanie. Już przy „The Southern” słuchacz odczuwa to spowolniałe tempo, duszną przejmującą atmosferę. Delikatna gitara i nawracające „I’m afraid of...”. Kolejne utwory utrzymują podobne brzmienie, stają się jednak coraz spokojniejsze, senne i leniwe. To zdecydowanie najlepszy album w całej dyskografii zespołu. Mam nadzieję, że w końcu zacznie się mówić o Zelienople, bo chętnie zobaczyłbym jak ich materiał sprawdza się live, na przykład na Unsoundzie.

ZELIENOPLE „The World Is House On Fire”

4/5

Szymon Zakrzewski

HOT CHIP „In Our Heads”

3,5/5

o pierwszym przesłuchaniu najnowszego albumu Brytyjczyków, pomyślałam: „Najlepsza i najbardziej profesjonalna płyta w ich karierze”. Gdybym wtedy miała ją ocenić, bez wątpienia dostałaby bardzo mocną 4. Jednak z kolejnymi odsłuchaniami zaczynało mi czegoś brakować- starego, energicznego i głośniejszego Hot Chip z czasów „Coming On Strong”. Brak mocniejszych partii gitarowych sprawia, że pomiędzy kawałkami nie ma wyraźnych przerw, są one jednolite i płynnie przechodzą jeden do drugiego, nie pozwalając wyróżnić najlepszego z nich. Muzycy tworzą przemyślane i spójne dzieło pełne charakterystycznej elektroniki oraz popu, który królował na parkietach ponad 20 lat temu. Jedyny minus- brak bardziej wyrazistych dźwięków. Grupa przyzwyczaiła nas do mało wymagających wydawnictw, tak jest i tym razem- „In Our Heads” słucha się lekko i przyjemnie. Płyta, która na pewno zagości w niejednych słuchawkach, umilając wakacyjne podróże. Kaja Kozina

48


ALBUMY CZERWCA amiętacie żywiołową, pozytywną, tęższą Panią, która na głównej scenie Open’era, w 2009 roku, razem z towarzyszącym jej zespołem zagrała niesamowity koncert? Mocny i skoczny występ, który zawierał materiały z cudownej płyty „Music for Men”. Beth Ditto, bo właśnie o tej artystce mowa, powróciła do muzycznego świata 22 maja, wydając, wraz ze swoim projektem Gossip, nowy materiał zatytułowany „A Joyful Noise”. Jaki? Niestety nieudany, po którego przesłuchaniu do głowy przychodzi myśl: „Byłoby lepiej gdyby tego nie nagrali”. Świetny i niewyobrażalnie zróżnicowany, ostatni krążek grupy, który światło dzienne ujrzał 3 lata temu, sprawił, że oczekiwania były oyful oise duże. Jednak Gossip zaskoczyło- niemile, odeszli od rockowych dźwięków. W zamian za nie, dostajemy kawałki przepełnione bezbarwnym popem i mało wyrazistą elektroniką. Ale zacznijmy od początku: utwór rozpoczynający „Melody Emergency”, nie zwiastuje jeszcze kompletnej porażki zespołu. W refrenie da się usłyszeć głośne, wybijające się naprzód gitary, które stanowią wspaniały odpoczynek pomiędzy przytłaczająco ciągnącymi się zwrotkami, trwającymi w słodkiej aurze muzyki popularnej. Dalej- „Perfect World”, singiel- nie mam pojęcia dlaczego. Rockowy kawałek, których tu mało. Ale to wcale nie jest dobry rock- stary, przeterminowany, zupełnie niezaskakujący. I czas na trzecią piosenkę, jedną z najgorszych- „Get A Job”. Jej początek odnajduje swoje porównanie w twórczości pewnej kiczowatej, amerykańskiej wokalistki o bardzo „bogatym” pseudonimie- Ke$ha. Potem kilkunastosekundowa, elektroniczna nadzieja, że będzie lepiej, ale nie- wchodzi partia wokalna, kreuje się coś strasznego, coś, co każe mi nacisnąć przycisk przesuwający płytę do kolejnego numeru. Następne kawałki utrzymane w tym samym bezpłciowym klimacie, w tych samych nijakich dźwiękach. Trudno stwierdzić podczas którego utworu „A Joyful Noise” osiąga apogeum beznadziejności, ale bez wątpienia jest to gdzieś w środkowej części. Końcówka krążka, zdecydowanie bardziej komputerowa, wnosi trochę ekspresji i ratuje Beth od całkowitego pogromu. Upragnione zakończenie albumu- nareszcie, ulga. Już dość koszmarnego popu. I wcale nie uważam, że muzyka popularna jest zła, bo nie jest- o ile stworzona została na wysokim poziomie, a artysta potrafi odnaleźć granicę między dobrym smakiem, a tandetą ciężką do zmęczenia. Gossip się to nie udaje. Nie tym razem. Ta płyta to 45-minutowa męka, w którą, z własnej woli, już więcej, na pewno się nie zagłębię. Zespół nie osiągnął nigdy większej sławy, teraz ma szansę zaistnieć- szkoda tylko, że w komercyjnych radiach, których słuchanie wywołuje mdłości.

GOSSIP „A J N

49

1/5

Kaja Kozina


o Fiona, jakiej nie znacie. Siedem lat czekania na następczynie „Extraordinary Machine” i... cholera było warto! Ten album sprawia taką niesamowitą przyjemność słuchania. Artystka w dziesięciu kawałkach pokazała wszystko, co w niej najlepsze. Jest delikatnie, ale nie ma mowy o nudzie. Ciągłe zaskakujące wstawki, chórki, kanony, krzyki Apple. Jakby w PJ Harvey, zawrzeć szaleństwo i nieobliczalność Amandy Palmer. Połączenie niekonwencjonalne, ale jakże optymistyczne i z jaką dawką energii. Obowiązkowo do przesłuchania „Werewolf” i „Every Single Night”. Nie zmienia to faktu, że płytę w całości i tak trzeba sprawdzić!

FIONA APPLE „The idler wheel...”

4,5/5

Szymon Zakrzewski

TEEN DAZE „All of Us, Together”

2/5

o kilku epkach i singlach w końcu otrzymujemy debiutancki longplay. Tym razem Kanadyjczyk poszedł w trochę inną stronę i nie usłyszymy tego chillwave’u, który otrzymywaliśmy do tej pory. Za to w nasze ręce trafia coś na kształt „chilldisco”. Raz jest tanecznie, innym razem spokojnie. Problem w tym, że jakoś tu nudnawo. Otwierający album „Treten” sugeruje, że dalej może być ciekawie. Niestety nie jest. Wszystko takie same, bez wyrazu. Piosenki zlewają się w jedno i nie potrafią niczym zaskoczyć słuchacza. Ewentualnie tym, że w porównaniu do poprzednich dzieł(ek) są takie słabe. Fani wcześniejszych produkcji będą zawiedzeni. Za to osoby, które mają problemy z zasypianiem, może w końcu znajdą coś dla siebie… Zofia Łękawska-Orzechowska

50


ALBUMY CZERWCA

IRENA „Neonowe Obietnice”

3/5

od nazwą Irena kryje się pięciu mega sympatycznych i szczerych chłopaków, o czym mogliśmy się przekonać np. oglądając program Must Be The Music, w którym brali udział. Zrobili tam kawał dobrej roboty, fajnie było usłyszeć w telewizji coś porządnego, nareszcie! Zaintrygowali mnie i bardzo czekałam na płytę. Bardzo dobrym krokiem było przystąpienie do Thin Man Records,bo ta agencja ma zdecydowanie rękę do młodych, świeżych polskich zespołów. Tydzień temu pojawił się nareszcie longplay warszawskiej grupy o poetyckiej nazwa Neonowe Obietnice. Zawiera 11 autorskich kawałów + świetny cover Alei Gwiazd Zdzisławy Sośnickiej. Nie do końca wiedziałam w czym jest problem gdy pierwszy raz zaczęłam słuchać krążka. Od razu jakby coś zaczęło mnie drażnić. Dobrnęłam jednak do końca, później jeszcze raz, i w końcu odkryłam co jest nie tak! Chłopcy z Ireny zdecydowanie nie trafili z datą wydania swojej płyty. Czerwiec to nie czas na poważne przemyślenia nad życiem i ciężkie rozkminy, a to właśnie dostajemy na Neonowych Obietnicach. Niektórych zespołów z reguły nie słucham latem, jest tak np. z Interpolem, który jest podobno jedną z inspiracji zespołu. Podobnie będzie z Ireną. Tak więc niby jest dobrze, wszystko się układa, solidne gitarowe granie, intrygujący wokal, dobra warstwa tekstowa, genialne kawałki takie jak Jeszcze nie teraz, Dystans czy Tyle razy. Ogólnie to jak mawia mój matematyk: mógłbym się zastanowić nad 4, ale wiesz, raczej mocne 3. Tak samo jest z krążkiem Ireny, chociaż myślę że w październiku będzie akurat na 3.5. Ala Pacanowska

51


eśli znudziły wam się te wszystkie indie zespoliki z MTV i potrzebujecie w tym cukierkowym świecie klonów trochę brudu to Krokodyle są dla was. Skocznie tutaj i głośno, w sam raz na wejście w lato. Miejscami połączenie gitarowego warczenia i głębokich tekstów tworzy garażowy romantyzm pachnący psychodelą lat 60, idealny na ciepłe wieczory. Dla stęsknionych znajdą się też słodkie melodie szybko wpadające w ucho. Niby wszystko cacy, przystojny wokalista i takie tam, ale czegoś tu brakuje. Zdolni chłopcy, stać ich na więcej.

CROCODILES „Endless Flowers”

3/5

Zofia Łękawska-Orzechowska

BEZSENSU „Czy Jedziesz Ze Mna? EP”

3/5

olejni sympatyczni chłopcy, którzy wiedzą jak robić dobre polskie indie. Oj, jak miło w końcu znaleźć zespół, który przy robieniu alternatywy nie wstydzi się ojczystego języka i do tego potrafi się nim ładnie bawić. Wbrew nazwie, szukanie sensu wychodzi im całkiem nieźle. Jest to po prostu dobre gitarowe granie, które łatwo wpada w ucho. Szczególnie otwierające „Czy jedziesz ze mną? 2”, które ujmuje swoją zadziornością. Warto się przejechać z tymi panami, z sensem czy bez. Zofia Łękawska-Orzechowska

52


ALBUMY CZERWCA jak Japandroids, dwóch super gości: Brian King i David Prowse, którzy pokazują, że w Kanadzie robi się naprawdę dobry Indie-rock! A jak aranżacje. Wszystkimi kawałkami na tej płycie jaram się równo, ale niektóre lepiej zapadają w pamięć, drugie mniej, jak to zwykle bywa. Na pewno The Night of Wine and Roses to jeden z mocniejszych kawałków na tej płycie, a zrazem opener, który od razu określa jej charakter i upewnia słuchacza, że dobrze zrobił wciskając play. Kolejny utwór, który tak jakoś się zakorzenił w mojej głowie to Evil’s Sway, nie wiem, czuje w tej piosence taki dystans, przesyt codziennego życia, dużo czerwieni, emocji, natłok myśli, a w refrenie to już w ogóle jeden wielki wybuch! Na większą uwagę na pewno zasługuje też Younger Us, tutaj już serio czujemy ten garażowy klimat, picie wódki bez umiaru i szaleństwo. P jak Przygoda, ale raczej taka spod ciemnej gwiazdy, no wiecie, garaże, obdrapane ściany, poszarpane spodnie, elebration ock kraciaste koszule i zabawa przy Celebration Rock do białego rana, czyli to co lubimy najbardziej! A jak Absolut, bo to słowo określa dwóch energicznych Kanadyjczyków chyba najlepiej. No bo sorry, chyba nikt inny nie potrafi tak używać gitar, a żadne wokale nie uzupełniają się tak jak te Briana i Davida! N jak Napierdalanie , co tu dużo pisać, POSŁUCHAJCIE, zrozumiecie. D jak Drums,. Odkąd usłyszałam pierwszy raz Post Nothing, Japandroids kojarzy mi się z hardcorową, rozszalałą perkusją. Tak, to chyba najbardziej charakterystyczna cecha muzyki Kinga i Prowsea w ogóle. R jak ROCK! Gdyby ktoś obudził mnie o północy i kazał powiedzieć, z jakim zespołem kojarzy mi się ten gatunek muzyki, jednym tchem odpowiedziałabym: zdecydowanie JAPANDROIDS ;)

JAPANDROIDS „C R ”

4/5

O jak Odjazdddd. He he, zapuszczasz sobie w słuchawkach The Night of Wine and Roses, siadasz w fotelu i co? I masz problem, bo fotel na nic się nie zda, musisz wstać, zacząć tańczyć, wywijać rękami i śpiewać razem z chłopakami! I jak Impreza. Celebration Rock to sountrack do jednej wielkiej imprezy, najlepiej takiej całorocznej. Ich koncert to będzie mega szał, oj! D jak Drinking. Long lit up tonight and steel drinking/ Don’t we have anything to live for?/Well of course we do/ But till they come true/ We’re drinking No tak, kto z nas nie rozkminiał życia przy kielonie? A jak w głośnikach słyszymy Japandroids, to od razu rozmyślania są bardziej owocne, naprawdę. S jak Smoking. O paleniu też chłopaki pośpiewali, ale dla mnie ta płyta jest też trochę takim energetycznym ładunkiem, który może nam posłużyć do rozładowania emocji. Wiecie, taki długi spacer po parku z papierosem, a na słuchawkach Celebration Rock, wypróbujcie, serio! Ala Pacanowska

53


awno nie wyszło coś tak lekkiego jak ta płyta. Gitarka niczym od chłopców z Norwegii z Kings Of Convenince, przyjemne wstawki na flecie i ten kojący głos wokalistki. Przy debiucie Enchanted Hunters się po prostu rozpływa. Odsłuch albumu wskazany przy wieczornych powrotach z Kazimierza i letnich porankach. Najświeższy materiał, jaki mi ostatni przyszło słuchać, więc kupować płytkę w ciemno i nie przegapić ich zbliżającego się występu na OFFie.

ENCHANTED HUNTERS „Peoria”

4.5/5

Szymon Zakrzewski

23

KOTKI DWA „Staycations”

2/5

omantyczni chłopcy zakochani w wycinankach, dumni ze swoich korzeni, wspominający dziadka śpiewającego kołysanki przed snem… Już brzmi tanio i plastikowo, a to dopiero początek. Nazwa może zmylić ponieważ zamiast rodzimego zespołu mamy indie popik prosto z wysp (co za nowość!) w możliwie najmniej oryginalnym wydaniu. Słodko tutaj do bólu, la la la kotki dwa całkiem na miejscu. Łatwo się zgubić, bo wszystko na jedno kopyto. Nie jest to złe, tragiczne, ale banalne, wręcz idealne do ramówki jakiegoś popularnego kanału telewizyjnego, który stawia na „alternatywne brzmienia”. Biorąc pod uwagę, że panowie są nawet przystojni, wyzwolone gimnazjalistki powinny być usatysfakcjonowane Zofia Łękawska-Orzechowska

54


ALBUMY CZERWCA

MISS MAY I „At Heart”

4/5

Trzeci z kolei long play Miss May I przez wielu długo i bardzo wyczekiwany, a już tym bardziej po wypuszczeniu promującego płytę singla „Hey Mister”, wreszcie ukazał się 12 czerwca na sklepowych półkach. Czy jednak spełnia oczekiwania? Trudno powiedzieć. Jak można się było spodziewać album jest niezwykle energetyczny. Na najwyższą pochwałę zasługuje wspomniany już „Hey Mister”, jednak równie godnymi uwagi okazały się chociażby „Bleeding Out” i „Road Of The Lost” Nie brakuje na nim wyrazistych riffów i świetnego groove’u, z których zespół zasłynął i wbił się w pamięć niejednego fana metalcore’u. Nadal również da się słyszeć najcenniejszy według mnie element, który wyróżnia zespół, jakim są partie czystego wokalu (nie screamu) basisty MMI - Ryana Neffa, które w przeciwieństwie do miliona innych, nawet tych w czołowych zespołach, nie brzmią jakby były wykonywane przez 12-latka. Nie można zatem zarzucić nowemu albumowi, że jest choć trochę gorszy od swojego poprzednika – „Monument” z 2010 roku. Można by nawet powiedzieć, że prawie niczym od niego nie odstępuje, co jednak okazuje się dla „At Heart” ogromnie zgubne… Jedyna dostrzegalna różnica jest w wokalu Leviego Bentona który jest nieco pewniejszy, a to nadaje mu brzmienie bardziej agresywne i zdecydowane. Mimo to nadal prawdę mówiąc spokojnie można by wrzucić kawałki z obu albumów na jedną płytę i trudno byłoby zorientować się który z którego pochodzi, co sprawia, że nowy krążek mógłby równie dobrze nosić nazwę „Monument part II”. Niby wciąż jest to kawał dającej kopa, ciężkiej muzyki, jednak od

23zespołu tak popularnego, mającego tak sporą rzeszę fanów, a co najważniejsze działającego pod pa-

tronatem tak dużej wytwórni, jaką jest Rise Records wymaga się czegoś więcej niż grania w kółko tego samego nie wykazując żadnego progresu. Jak widać paradoksalnie Rise (z ang. wzrastać) Records zamiast podnosić poziom swoich podopiecznych obniża go, gdyż ciągle licznie napływające formacje inspirujące się Miss May I, jak i brak postępów na przestrzeni kilku lat powodują, że MMI są obecnie tylko jednymi z wielu i sprawiają wrażenie wręcz cofających się w rozwoju. W konkluzji możliwe są trzy najbardziej prawdopodobne reakcje na nową płytę Miss May I. Jeśli po prostu lubisz MMI i dobrze ich znasz, możesz być trochę zawiedziony, że nie wymyślili niczego nowego.Jeśli jesteś zagorzałym fanem zapewne będziesz się cieszyć, że dostałeś kolejną porcję tego, co uwielbiasz. Zaś jeśli nie znasz ich jeszcze, możesz być pewien, że jest to najwyższa półka i mimo wszystko mogą Cie nie raz zaskoczyć. Dla mnie „At Heart” na pewno będzie jednym z większych zawodów tego roku i za to dałbym jej marne 3, ewentualnie nawet 2,5. Jednak nie oceniać mam tutaj całego dorobku grupy ale tą właśnie jedyną płytę, a ta jest mimo wszystko mocnym, melodyjnym, przyjemnym dla ucha i naprawdę dobrze wykonanym albumem, który w pełni zasługuje na mocną czwórkę. Radek Oksiuta

55


„Templars: In Sacred Blood” jest już piątym albumem wydanym przez Johna Zorna w tym roku. Ten niesamowity muzyk i producent znany jest z pracy nad wieloma projektami w krótkim odstępie czasu, i co najlepsze dla słuchaczy, każde z jego dzieł jest unikatowe i niepowtarzalne. Zorn regularnie zachwyca nas swoją muzyką już od początku lat 80, wydając kilka albumów rocznie, i aż ciężko uwierzyć że ten niesamowity artysta jeszcze się nie wypalił, a nawet z albumu na album rozwija się coraz bardziej i zaskakuje nas nowymi pomysłami. John Zorn jest świetnym multiinstrumentalistą ale znany jest przede wszystkim ze swojej wirtuozerii w grze na saksofonie. Niestety słuchając najnowszego albumu The Moonchild Trio nie usłyszymy jego niesamowitej gry, ponieważ Zorn w tym projekcie jest tylko kompozytorem i producentem. Na szczęście jednak, za wykonanie muzyczne nie odpowiada byle kto, bo John do współpracy zaprosił muzyków z którymi nie raz już pracował. Skład Moonchild Trio to doświadczeni już muzycy i wyjadacze na scenie jazzowej i awangardowej. Zespół tworzą wiec: Joey Baron na instrumentach perkusyjncyh; Trevor Dunn na gitarze basowej; John Medeski na organach; oraz największa inspiracja Johna Zorna i chyba jego ulubiony wokalista czyli Mike Patton. W takim składzie po prostu nie da się stworzyć słabego albumu. „Templars: In Sacred Blood” to nie jest prosty i łatwy do słuchania album. Najnowsze dzieło Johna Zorna to bardzo ciężka, brutalna, i techniczna muzyka, przedstawiająca nam mroczną historie w klimatach monumental z gregoriańskimi chórami. Ciężko sprecyzować i określić gatunek tego longplaya, co raczej nie jest nowością przy produkcie Johna Zorna. Najnowsze dzieło The Moonchild Trio to przede wszystkim jazzcore i awangardowy metal, ale mamy pełno domieszek noise’u, muzyki new

THE MOONCHILD TRIO „Templars- In Sacred Blood”

5/5

age, ambient, oraz muzyki klasycznej. To co najbardziej rzuca się w uszy słuchając tego albumu to niesamowite zmiany dynamiki, na których opiera się cały klimat albumu. Już w pierwszym utworze mamy wspaniałą prezentacje umiejętności Johna Zorna jako kompozytora który potrafi wykorzystać warsztat swoich muzyków. Nikt chyba nie nadaje się lepiej niż Mike Patton do tak naturalnego przechodzenia z hipnotyzujących szeptów w potworne i mrożące krew w żyłach krzyki. Oczywiście nie mniejszą prace wykonują instrumentaliści. Baron, Dunn i Medeski radzą sobie bez żadnej gitary elektrycznej, skazani na własne umiejętności, potrafią zagrać naprawdę ciężko, brudno, i mrocznie używając tylko perkusji, gitary basowej i organów. Kolejnym naprawdę mocnym punktem tego albumu jest wykorzystanie dysonansów, do tworzenia tego dziwnego i trochę obłąkanego klimatu. Na ładne melodie raczej niema co liczyć sięgając po ten album. Dźwięki wydają się być dobrane matematycznie, ale właśnie dzięki temu album jest taki interesujący. Muzyka Johna Zorna słynie także z bardzo skomplikowanej rytmiki i na „Templars: In Sacred Blood” to się oczywiście nie zmienia. Mamy niesamowicie synkopowe rytmy, a to wszystko w bardzo nieparzystym i zmieniającym się co chwile metrum. Ale właśnie z tak zmienna dynamika i dysonansami ta rytmika pozwala stworzyć tak niesamowite dzieło jak najnowsza płyta The Moonchild Trio. W albumie takim jak „Templars: In Sacred Blood” ciężko jest wskazać, pojedynczy utwór który można by polecić, bo ten album trzeba po prostu przesłuchać cały. Każdy kolejny kawałek jest rozdziałem historii opowiadanej przez Johna Zorna, i po prostu nie są w stanie funkcjonować osobno. Ale taki był też zamysł i według mnie The Moonchild Trio na nowym albumie pokazał czym jest prawdziwa muzyka. Nie mają to być proste piosenki, bo nie o to w sztuce chodzi. Ten album ma cos znaczyć i budzić kontrowersje i to się udało. „Templars: In Sacred Blood” tak jak chyba wszystkie dzieła Zorna, to sztuka z najwyższej półki, i tego się spodziewałem odpalając nowy album. Nie zawiódł mnie. Dostarczył wielu emocji i nieraz zaskoczył. Z czystym sumieniem polecam przynajmniej sprawdzenie tego krążka bo to 43 minuty niesamowitej muzycznej przygody. Ja temu albumowi daje najwyższą ocenę bo jak najbardziej na nią zasługuje, i już czekam na kolejne dzieło Johna Zorna. Grzesiek Bucholski

56


ALBUMY LIPCA

NAS „Life Is Gooo”

5/5

Nas zwlekał trochę z wydaniem swojej kolejnej solówki, bo ostatni album (nie licząc projektu w duecie z Damianem Marleyem) wydał w 2008 roku, ale podoba mi się jego podejście. Jak sam stwierdził w jednym z ostatnich wywiadów, wydaje album wtedy, kiedy poczuje taką wewnętrzną potrzebę. Co tu dużo mówić, wyszło mu tona dobre. „Life is Good” to nie wątpliwie najgorętsza hip-hopowa premiera ostatniego czasu. Nas wypuszcząjąc ten klasyczny album pokazał, że życie jest piękne, bez względu na przeciwności, jakie napotykamy. Sama okładka jest już znacząca. Ukazuje Nasira z suknią ślubną Kelis, jego byłej żony. Jest to jedyna rzecz, jaką mu po sobie zostawiła. Nie tracąc czasu na takie pierdoły, jak intro, raper od razu przywalił z grubej rury, zaczynając swój krążek utworem ‚No Introduction’. Potem jest już tylko coraz lepiej. Brzmienie utworów jest po prostu świetne. Nic dodać, nic ująć. Klasyczne bity, w tym kilka na prawdę soczystych bangerów, a sam rap na najwyższym poziomie, zarówno technicznie, jak i lirycznie. Muzycznie, jak i tematycznie jest różnorodnie i ciekawie. Od bardzo osobistych (i nie tylko dla samego autora) i budzących refleksje oraz przemyślenia kawałków, po takie, które można z powodzeniem puścić na imprezie i świetnie się przy nich bawić. Warto też wspomnieć o utworach z wersji deluxe, bo znalazł się tam m.in. żywiołowy singiel ‚Nasty’ i cholernie klimatyczny ‚The Black Bond’, który pasowałby idealnie do filmu typu agenta 007. Goście na krążku to osoby, których osobiście po Nasie się nie spodziewałem, ale dobrał ich starannie do każdego z kawałków. Wszystko do siebie pasuje, niczym puzle. Dziwne skojarzenia obudziła we mnie jedynie powtarzająca się tytułowa kwestia ‚życie jest dobre’ w utworze z... Amy Winehouse. Krążek ‚Life is Good’ to album, który zapętlam w nieskończoność i bujam głową z uśmiechem na twarzy. Nas spisał się na medal i co tu dużo mówić, po raz kolejny przypomniał, kto tu rządzi. Mariusz Jewuła i jego z czystym sercem wystawiona nota 5/5 Mariusz Jewuła

57


Big K.R.I.T. jest z pewnością jednym z najgorętszych debiutantów ostatniego czasu. Na scenie hip-hopowej zdążył już nieźle zamieszać swoimi mixtape’ami, a całkiem niedawno ukazało się jego pierwsze legalne wydawnictwo. „Live From The Underground”, bo tak nazywa się ten album, wciąga od pierwszego kawałka i nie pozwala zdjąć słuchawek, aż do samego końca. Dobór producentów jest wręcz świetny, południowe brzmienia czuć na kilometr, a w dodatku jest to dirty south z krwi i kości, w najlepszym tych słów znaczeniu. To nie wątpliwie jeden z powodów, dzięki któremu „It is cool to be southern”. Z featuringami też jest bardzo dobrze, bo goście nie zajmują całego krążka, tylko są świetnym smaczkiem i dopełnieniem całości, czyli tak jak powinno to wyglądać. Big nie zrobił ze swojej płyty składanki, jednak osoby, które zaprosił do współpracy, to bez wątpliwości najwyższa liga. W tym wypadku K.R.I.T. pokazal klasę. Nie ma mowy o tym, żeby któryś z gości ‚zjadł’ mu płytę, bo sam gospodarz na ich tle wypada świetnie. Album jest różnorodny i nie ma mowy o nudzie, a kawałek z B.B. Kingiem i dyszący do mikrofonu K.R.I.T. to istne cudo. Plan na rap ‚w biegu’ okazał się świetny i sam dałbym się nabrać, gdyby ktoś powiedział mi, że ten typ zabrał swoje studio do samochodu, biegł za nim i rapował jednocześnie do mikrofonu, przez okno. Podsumowując, wielbiciele undergroundowych, mocno południowych brzmień, na pewno nie poczują się zawiedzeni. I nie tylko oni. Big K.R.I.T. nagrał po prostu bardzo dobry album i dał się ludziom poznać od jego najlepszej strony. Mam wrażenie, że gość nieźle zawojuje rynek muzyczny i życzę mu tego z całego serca. „Live From The Underground” ląduje w mojej ścisłej czołówce ostatnich wydawnictw i dostaje ode mnie solidną 4rkę.

BIG K.R.I.T. „Live From the Underground”

4/5

Mariusz Jewuła

58


WYKOPANI TU MILCZ SERCE ak sobie czasami myślę, że Mysłowice to miasto, które dostaje fory. No bo jak to, mieli Myslovitz, genialny zespół który przyczynił się do dużej reklamy tego śląskiego smutnego miasteczka, mieli Off Festival, który praktycznie na własne życzenie stracili. Jednak w tej mieścinie, gdzieś wpół drogi między Krakowem a Katowicami, nadal są ludzie, którzy się nie zrazili i którym nadal chce się tworzyć muzykę, i to nie byle jaką. Pewnie patrzycie na nagłówek i pytacie: kurcze, jacy wykopani? Przecież to starzy wyjadacze. No tak, każdy muzyk zespołu ma na karku jakąś tam przeszłość muzyczną: głównego kompozytora Adama Bednara-Bejnarowicza znamy ze składu Guitarez, towarzyszą mu byli muzycy takich grup jak Iowa Super Soccer, Kid A czy Negatyw. I to chyba jest najlepsze, że doświadczeni muzycy postanowili

59

stworzyć coś razem, w co każdy z nich wkłada bardzo ważny kawałek. Cała twórczość Milcz Serce jest moim zdaniem cholernie paralelna z Mysłowicami. Jeszcze za czasów Offa w Słupna Parku, gdy z roku na rok przyjeżdżało się do Mysłowic i wysiadało na dworcu, to przynajmniej ja zawsze miewałam mieszane uczucia. No bo jakieś to takie wszystko niezbadane, daleko wszędzie, mało ładnych uliczek. Jednak to miasto ma w sobie coś mocno klimatycznego, a ludzie są tacy jakby poza czasem. O, i nawet panie w budkach z drożdżówkami są miłe i pakują je do ładnych woreczków, takie tam wspomnienia. No i właśnie, WSPOMNIENIA, nostalgia, nastrojowość, to tylko kilka słów, którymi można opisać twórczość muzyków mysłowickiej grupy. Ich debiut i jak na razie jedyny wydany longplay o nazwie Milcz Serce to zbitek smutnych, nastrojowych aranżacji, gdzie genialne


teksty Barta Bjorna są zdecydowanie najważniejsze. Na płycie możemy usłyszeć o tym, jak to sobie nie radzimy w życiu, potrafimy zniszczyć wszystko co dla nas ważne, a wszystko to zaserwowane z dużą dozą dystansu i łagodności. Moimi ulubionymi momentami na debiucie mysłowickiej grupie to zdecydowanie Umieram i Wszystkie Strony, Różne Łóżka, Dom Gdziekolwiek , gdzie zdecydowanie zaskakuje nas energetyczna zwrotka Dablju, który nagle pojawia się między nastrojowym wokalem i wyśpiewuje genialny tekst o miłości, mogłabym tego słuchać milion razy. I jeszcze pod koniec dostajemy wersy Cały ten syf to moje królestwo, nie pcham się tam gdzie mnie nie chcą/ Wejście na ten teren grozi śmiercią/Pij nie pierdol. Gdy sobie to wizualizowałam w głowie to wyszedł mi całkiem nieporządny pokój w akademiku, dwóch chłopaków zmęczonych życiem, butelki po piwie na biurku. Czyli to, co chyba każdy z nas kiedyś przeszedł albo dopiero go to czeka. Gdy pierwszy raz skończyłam

słuchać Milcz Serce to doszłam do wniosku, że swoimi tekstami w taki nostalgiczny i dziwny nastrój jak do tej pory potrafili mnie wprawaic tylko chłopcy z Cool Kids Of Death, a dźwiękowo kojarzy mi się z utworami Ścianki. Później uznałam, że jednak to jest totalnie różne od CKOD, brak tutaj buntu, raczej jest dużo rezygnacji. Niedawno muzycy ze śląska wypuścili singiel o nazwie Cygan, zapowiadający kolejną płytę. Tutaj pokazują nam się inaczej niż na debiucie, bardziej energetyczny instrumental, chociaż nadal pobrzmiewa moja ulubiona trąbka. Dostajemy melodyjny refren, co zaskakuje, jednak muzycy nie zapominają uraczyć słuchacza kolejnym genialnym tekstem, pełnym dystansu i rozkmin. Zespół nakręcił do Cygana bardzo fajny teledysk, inspirowany historią Alexandra Supertrampa, ukazaną w filmie ‘Into the Wild’. Kolejny krążek Milcz Serce ma się ukazać jesienią tego roku. Trzymam kciuki za to, żeby był przynajmniej tak dobry jak debiut! ALA PACANOWSKA

60


WYKOPANI TAM DEEP KICK eep Kick to młody funk-rockowy zespół ze Szwajcarii. Po kilku zmianach personalnych w 2010 roku skład ukształtował się i Deep Kick tworzy trzech świetnych muzyków o nieprzeciętnych umiejętnościach. Jako ostatni do zespołu dołączył świetny gitarzysta Filo Damien, w którego stylu można usłyszeć inspiracje Tomem Morello z legendarnego zespołu Rage Against The Machine. Jednak Filo stworzył własny i rozpoznawalny styl co jest całkiem niezwykłe jak na dwudziesto-kilu latka. Na gitarze basowej i back-wokalu gra David Carracio, znany przede wszystkim ze swojego kanału na Youtube, gdzie gra covery głównie gwiazd muzyki funkowej i rockowej. Jest także współzałożycielem popularnego wśród mużyków kanału

61


Gentelmanbassclu. To on razem z perkusistą i wokalistą Fatinem Moreno założył Deep Kick opuszczając zespół Funky Unit. Deep Kick bardzo szybko zaczął zdobywać fanów w Europie, a głównie w Grecji gdzie w 2010 roku zagrali na festiwalu Schoolwave, i od tamtej pory, zapraszani są tam jako gwiazdy. Zespół bardzo szybko zaczął tworzyć materiał wydając kilka bardzo dobrych ep’ek, ze świetnymi kawałkami takimi jak energetyczne „Power of Money” czy „Your Momma”. Swój pierwszy mini-album o nazwie „Second Round” wydali w 2011 roku. Składał się z pięciu świetnych kawałków, takich jak ostre „Blue Jazz Fiction” czy balladowe „Stuck On The Wall”. Zespół przede wszystkim bardzo dobrze prezentuje się na scenie, głównie za sprawą energii jaka tworzą podczas grania. Polscy fani

mieli już jedną okazje zobaczyć ich na żywo. W muzyce Deep Kick’a na pewno można usłyszeć inspiracje takimi zespołami jak Red Hot Chili Peppers, Sum 41, Incubus’em czy wspomnianym już Rage Against The Machine. Trio ze Szwajcarii naprawdę ma szanse zamieszać na europejskiej scenie muzycznej głównie dzięki dobremu przyjęciu ich przez publikę, w każdym miejscu gdzie zagrają. Ja bardzo mocno trzymam kciuki za Deep Kick’a, bo dzisiaj zespołów tworzących naprawdę dobry materiał i umiejących go obronić na scenie jest niestety jak na lekarstwo. GRZESIEK BUCHOLSKI

62


CZARNO-BIAłE SŁIT FOCIE POZEBRANIOWE + DUMA Z PIERWSZEGO PATRONATU KILOFA

63


W NASTEPNYM NUMERZE

MINI PRZEWODNIK PO OFF FESTIVALU!


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.