Ślunski Cajtung 01/2013

Page 1

GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ

CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE

Tragedia stara, tragedia świeża

K

iedy szykowaliśmy ten numer do druku, trzeba było przerwać prace redakcyjne. Aby udać się na pogrzeb Michała Smolorza. Nie do pomyślenia jest bowiem dla mnie, żeby kogoś, kto mianuje się śląskim dziennikarzem, zabrakło nad tą trumną. Wspominamy zacnego człowieka, błyskotliwego dziennikarza i wielkiej klasy humanistę na stronie 3. A na pierwszej, tuż obok, zmieniliśmy nieco tytuł. Z Jego inspiracji i trochę na Jego cześć. Kiedy szykowaliśmy ten numer do druku śląski pisarz Szczepan Twardoch dostał jedną z najbardziej prestiżowych nagród literackich w Polsce – „Paszport Polityki”. Gratulujemy całym sercem, ale i cieszymy się, bo powieść „Morfina” za którą ją dostał, jest bardzo, bardzo śląska. O „Morfinie” i Twarochu jednak napiszemy obszerniej za tydzień, bo teraz już czasu brakło. Nie mogło go jednak w numerze braknąć dla Tragedii Górnośląskiej. I mamy nadzieję z licznymi naszymi czytelnikami spotkać się 26 stycznia, podczas Marszu na Zgodę. Jakież to dramatyczne śląskie przeżycia będziemy tego dnia czcić? Przeczytacie o tym na stronie 5, ale tym razem nie w dziennikarskiej relacji. Na dniach bowiem ukaże się bardzo oczekiwana książka Dariusza Jerczyńskiego, trzecie, poszerzone wydanie Historii Narodu Śląskiego. To stamtąd zaczerpnęliśmy fragmenty tekstu, które zamieszczamy na stronie 5. Tak więc w tym numerze mamy śląską tragedię (świeżą) na stronie 3 a tragedię historyczną dwie strony dalej. Dalej – na naszej rozkładówce piszemy o najgłośniejszym śląskim wydarzeniu ostatniego roku, czyli wpadce Kolei Śląskich. My jednak rozpatrujemy je jako mocny cios w ideę autonomii. Bo jakby się nie tłumaczyć, wyszło na to, że to, co śląskie i autonomiczne sprawdziło się znacznie gorzej niż to, co centralne, niż warszawska firma Koleje Regionalne. Ale wierzymy, że to tylko falstart, a z czasem będzie coraz lepiej. A tak genau, to bydzie inoś lepij a lepij – skirz tego, co ten tekst je napisany po ślůnsku. Na stronach 10 a 11 spominomy, jak we powojenněj Polsce rozbiěrano Wiěrchni Ślůnsk, tajlujonc go coroz to inaczěj. Tak, coby inoś nasze grenice zamazać. Piszěmy o tym skirz tego, co 15 lot temu premierem ôstoł Jerzy Buzek a to jego rzond ta „reforma” zrychtowoł. Na zajtach 8-9 mocie jak zawżdy nasze felietony a zaś na 12 historio Ślůnska we tajlach. Proszěmy do lektury. SZEf-REDACHTůR

NR 13

STYCZEŃ 2013

NR INDEKSU 280305

Ślůnsko bana na politycznych glajzach

To miał być drugi – po śląskiej czipowej karcie do lekarza – dowód, że autonomia śląska będzie sobie radzić znacznie lepiej, niż centralne zarządzanie. Niestety, aparatczycy PO skompromitowali Koleje Śląskie. Przy okazji oberwało się też idei autonomii. Czytaj str 6-7.

Zmiana w hołdzie Smolorzowi

Uważni czytelnicy zauważyli zapewne, że nasz tytuł uległ niewielkiej zmianie. Zniknęło jedno „ů”. Zamiast „Ślůnski Cajtůng” jest „Ślůnski Cajtung”. Zmianę tę zasugerował nam niedawno Michał Smolorz, pisząc w internetowej korespondencji do naszego redaktora naczelnego: Kwestia brzmienia tego "u" jest anegdotyczna. W naszej godce jest wiele niemieckich słów ze zgłoską "u", które nasi ziomkowie wymawiali jak "o" ("bonclok", zamiast "bunclok", "sztelong" zamiast "sztelung", "cajtong", zamiast "cajtung" itp.). A robili tak dlatego, że chcieli... być bardzo polscy. Myśleli, że jak powiedzą "sztelong", to będzie mniej sorońsko niż "sztelung". Tymczasem to drugie brzmienie nie jest sorońskie, lecz prawidłowe.

Z

amierzaliśmy poddać tę propozycję pod dyskusję czytelników a przede wszystkim nasz szef chciał jeszcze o tym porozmawiać ze Smolorzem. Niestety, ta rozmowa nigdy się już nie odbędzie. Dlatego po części przyznając Mu rację, a po części w hołdzie temu wybitnemu Ślůnzokowi, od dziś jesteśmy „Ślůnskim Cajtungiem”. Dokonując tej zmiany, postanowiliśmy pójść dalej, i zmodyfikować nieco nasz śląski alfabet, tak, aby był on bardziej zbliżony do tzw. ślabikorzowego. Jesteśmy bowiem za ujednoliceniem śląskiej pisowni i gotowi pójść na ustępstwa wszędzie tam, gdzie transkrypcja konkurencyjna jest sensowna. Dlatego – za namową Dariusza Jerczyńskiego, autora „Historii Narodu Śląskiego”- zastąpiliśmy nasz dotychczasowy znak o’ (czytany jako „ło”, na przykład w

słowach o’bocz, o’brozek) na „ô”, a więc literę transkrypcji ślabikorzowej. Również dotychczasowe „ý” ( czyli dźwięk pośredni między „i” a „:y” -na przykład w słowie „rýchtig”) w jednych tekstach piszemy po staremu, w innych zastępujemy literą „ī” („i” z kreseczką zamiast kropki”). Nie zgadzamy się, żeby ten charakterystyczny dla mowy śląskiej dźwięk zapisywać, jak chcą „ślabikorzowcy” literą „i”, jednak możemy użyć znaku będącego pochodną „i” a nie „y”. Będziemy obu tych pisowni używali zamiennie i za kilka tygodni zapytamy Was, którą uważacie za lepszą. W naszym bowiem przekonaniu dobra transkrypcja polega na tym, że jest intuicyjna, czyli dobrze się ją czyta. Dlatego najważniejsza dla nas jest opinia Was, Czytelników. Będziemy pisali po śląsku tak, aby jak najlepiej Wam się czytało. REDACJA

CENA 1,50 ZŁ (8% VAT)

V Marsz na Zgodę już 26 stycznia Wyruszamy w samo południe, w sobotę 26 stycznia. Z Placu Wolności w Katowicach. I pójdziemy tą samą trasą, którą przez swoich „wyzwolicieli” w styczniu 1945 roku byli pędzeni Górnoślązacy. W mrozie szli 10 kilometrów, do świętochłowickiego obozu koncentracyjnego, który przygotowała dla nich Polska ludowa. Cześć nie doszła nawet tam, rozprawiono się z nimi na terenie dawnej hali targowej. Reszta trafiła do obozu, gdzie w ciągu kilku miesięcy mieli aż nadto dobrze przekonać się, czym jest obóz koncentracyjny. Komendant tego obozu umarł już w XXI wieku, pobierając wysoką pułkownikowską polską emeryturę. Nieliczni więźniowie, którzy jeszcze żyją, do dziś wzdrygają się przypominając go. My też nie zapominamy. Dlatego przemierzymy tę samą trasę, a jest to już V Marsz na Zgodę. Pójdziemy ulicą Gliwicką w Katowicach, Armii Krajowej w Hajdukach Wielkich (Chorzów Batory) a następnie w Świętochłowicach, najpierw pod Tesco (dawna hala targowa, ul. Katowicka 31) a potem pod bramę obozu Zgoda. Tam będą miały miejsce główne uroczystości. Nasza redakcja zaprasza do udziału w tym marszu. Pokażmy, że nie zapomnieliśmy losu naszych bliskich.


2 Sosnowiec poradzi

STYCZEŃ 2013 R.

A może jednak odpowie za ukrytą opcję niemiecką

- tuż czamu my Kaczyński

pod sąd niě witomy? Gdy w mediach coraz głośniej o postawieniu Jarosława Kaczyńskiego (i Zbigniewa Ziobry) przed trybunał stanu – to pewnie ta sprawa niewiele dla niego znaczy. A jednak nie wykluczone, że Kaczyński będzie musiał odpowiedzieć za „zakamuflowaną opcję niemiecką”.

W

Foto: sosnowiec.pl

2011 roku, po sławnej wypowiedzi, o zakamuflowanej opcji, śląscy działacze PO złożyli do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie publicznego znieważenia grupy etnicznej. Warszawska prokuratura odmówiła podjęcia czynności, a sam Kaczyński jesz-

Nowy rok zaczon sie na grenicy ze Altrajchem jejch tabulami, na kierych piszom: „Zagłębie Dąbrowskie. Witamy !”. Wiszom na grnicy ze Katowicami a Mysłowicami. Mo jejch być 10, ae nojprzůd postawili trzý. I terozki juże idzie wiedzieć, kaj zaczyno sie Altrajch.

T

uż pytomy sie marszałka województwa, pytomy fojtůw a prezydentůw we Katowicach, Mysłowicach, Siemianowicach, Bieruniu a mnogich inakszych ślůnskich miastach: a czamu wy nie poradzicie na swoich grenicach wyrychtować tabul: Wiěrchni Ślůnsk wito Witamy na Górnym Śląsku (ewentualnie ze meńszymi dopiskami: Willkomen In Oberschlesien, Vitejte w Hornim Slezsku, Welcome In Upper Siesia).

Powstają koła SONŚ 15 stycznia w Rudzie Śląskiej zorganizowało się pierwsze terenowe koło Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Przypomnijmy, że SONŚ struktury terenowe może tworzyć po grudniowym nadzwyczajnym zjeździe członków, który dokonał odpowiednich zmian w statucie.

P

owstawanie kolejnych kół przewidziane jest w najbliższym czasie w Tychach, powiecie bieruńsko-lędzińskim i Chorzowie. Na tym terenie działają aktywni koordynatorzy terenowi SONŚ. Wszyscy, którzy chcą dowiedzieć się gdzie ich znaleźć, mogą zapytać na stronie internecowěj www.slonzoki.org Prokuratura Rejonowa w Opolu wystąpiła do Sądu Najwyższego o kasację wpisania SONŚ na listę legalnie działających stowarzyszeń. W odpowiedzi stowarzyszenie Ślůnsko Ferajna zdecydowało, że w ramach solidarności jego członkowie wpiszą się do SONŚ.

Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską Gazeta prywatna, wydawca Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: poczta@naszogodka.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Promedia, Opole Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.

cze podgrzał atmosferę mówiąc, że dla niego zakamuflowaną opcją niemiecką jest twierdzenie, że istnieje narodowość śląska. I to ta narodowość jest opcją. Po odmówieniu wszczęcia śledztwa posłowie PO napisali zażalenie i sąd nakazał prokuraturze przyjrzeć się sprawie jeszcze raz. W efekcie jednak sprawę umorzyła, stwierdzając, że Kaczyński nie znieważył Ślązaków. Jednak katowicki adwokat Jerzy Feliks napisał w imieniu PO zażalenie, a na jego podstawie sąd uchylił decyzję prokuratury i nakazał jej jeszcze raz sprawę zbadać. Jeśli i tym razem prokuratura uzna, że nie ma nic zdrożnego w zdaniu "śląskość jest po prostu pewnym sposobem odcięcia

się od polskości i przypuszczalnie przyjęciem po prostu zakamuflowanej opcji niemieckiej" – to skarżącym nie pozostanie nic innego, niż samym wnieść akt oskarżenia przeciw Kaczyńskiemu.

Z Internetu: adam1967r 12.01.13, 21:08 Odpowiedz WARSZAWSKA prokuratura umorzyła... dlaczego mnie to nie dziwi? Co oni wiedz o śląskości ? Jeżeli ta sprawa będzie umorzona, to ja publicznie zacznę twierdzić, że polskosć to po prostu zakamuflowana opcja rosyjska

O ślůnskich sprawach, nale po polsku

My we „Cajtůngu” bydymy sekundować kożdemu, kiery tako witaczka u sia powiesi – i bydymy těż ô tym pisać. Zdo nom sie, co piěrsze bydom Mysłowice, a to skirz tego, co Ślůnsko Ferajna, a ku nij Stowarzyszenie Wspierania Inicjatyw Społecznych „PROGRES“ napisały do prezydenta miasta, coby doł zgoda postawić tako tabula kole mosta na Przemszy, jak sie ze Sosnowca wjeżdżo prosto do centrum Mysłowic. Ruch je hań srogi, tuże by było jom fest widać. Nale nojbarżyj by sie zdała na autobanie, miěndzy Jaworzněm a Mysłowicami, miěndzy Brzegiem a Opolem (chocia hań władze Opola nierade bydom napisać, iż esom na Wiěrchnim Ślůnsku) a na „gierkówce”, kole Rozdzienie, jak sie ze Altrajchu wjeżdża do Katowic. Tuż beamtry -rychtujcie tabule! Inacěj bydzie szło pedzieć, co Sosnowiec poradzi, a my niě!

Radziła Rada Górnośląska

We drugi szwortek stycznia trefiła sie Rada Górnośląska, we kierěj som najważniejsze ślůnski organizacje (RAŚ, SONŚ. Ślůnsko Ferajna, Związek Gótnośląski a inaksze). Uchwolili, coby rekomendować dwa regionalne festy. We uchwale czytomy:

1. Dzień Pamięci o Tragedii Górnośląskiej upamiętniający męczeństwo i śmierć wielotysięcznej rzeszy Górnoślązaków uwięzionych w obozach na terenie Rzeczypospolitej Polskiej i wywiezionych do ZSRR. Jako symboliczny dzień upamiętnienia, trwającej przez kolejne powojenne lata gehenny górnośląskiej ludności, przyjęto ostatnią niedzielę stycznia każdego

roku. Jest to zgodne z tym, co wcześniej postanowiły Sejmiki Samorządowe obydwu górnośląskich województw: Opolskiego i Śląskiego. Rada Górnośląska apeluje, by w tym dniu każdy zapalił, choć jedną symboliczną świeczkę dla uczczenia pamięci pomordowanych i zamęczonych Górnoślązaków. 2. Dni Samorządności Śląskiej upamiętniające dwa historyczne wydarzenia; ustanowienia 15 lipca 1920r. autonomii dla inkorporowanej do II RP części Górnego Śląska, oraz powołania 17 lipca 1402 roku pierwszego zgromadzenia wszystkich śląskich stanów, czyli pierwszego śląskiego sejmu - co stanowiło o wyjątkowej i autonomicznej pozycji całego Śląska, będącego wówczas częścią Korony Czeskiej. Rada rajcowała tyż ô Muzeum Śląskim. I wy-

rychtowała list ôtwarty do marszałka województwa, we kerym czytomy: "W sposób tendencyjny, wyraźnie na doraźne polityczne zapotrzebowania i bez jakiegokolwiek związku z obiektywną prawdą historyczną, oraz wbrew ustaleniom wybitnych autorytetów naukowych ferowane są opinie o przyszłej ekspozycji, negujące jej wydyskutowany przez specjalistów kształt" - czytomy hań, a dali: "tendencjom tym zdają się ulegać niektórzy przedstawiciele władz Województwa Śląskiego". My som těmu festelnie radzi. Inoś pytomy sie tyż Rady: Czamu wasze dokumenty som wyrychtowane inoś po polsku? Przeca Rada mo za cěl promowani a uznani bez państwo polski ślůnskij godki za „język”. To fto mo pisać swoje dokumenty po ślůnsku, kiej niě wy?

Homo sapiens pedzioł tak

Ks Tadeusz Isakowicz-Zaleski (na swoim blogu): Krainą odrębną od reszty Ukrainy jest Ruś Zakarpacka, która od tysiąca lat należała nie do Rusi Kijowskiej czy Halickiej, ale do Węgier. Od 1918 r. znalazła się w obrębie Czechosłowacji, a w 1938 r. powróciła do Węgier. W 1945 r. zagarnął ją ZSRR. Od 1991 r. jest częścią Ukrainy.Ze względu na swoja historię kraina zachowuje swoją odrębność od reszty Ukrainy. Ruchy separatystyczne domagają się autonomii, za co są prześladowane przez władze centralne. Panują tutaj tendencje proeuropejskie, a w przeciwieństwie do Galicji i Wołynia, nie ma tutaj poparcia dla odradzającej się ideologii Stepana Bandery i kultu UPA. Tuż dejcie pozůr. Kiej rzecz idzie we Ukrainie, tuż polski patriota mo za nor-

malne, iże region, kierego historia je inakszo, może chcieć autonomie a nawet som hań tendencje separatystyczne. „Za co są prześladowane przez władze centralne”. Tuż możne by też farorz Zaleski pedzioł, co Ślůnzokom sie tak samo noleży autonomia, jako Rusi Zakarpackij. Bo chyba ni mo inakszěj miary do tego, co we państwie ukraińskim, a inekszěj we polskim, pra?

Mirosław Sekuła (kandydat na marszałka województwa, jakiś czas temu w DZ, o koalicji z RAŚ): Akceptuję tę koalicję jako smutną konieczność, ale bardzo mi się nie podoba działalność Ruchu. RAŚ szkodzi Śląskowi. Patrzę na to przez pryzmat inwestycji i pieniędzy, które ten nasz region mógłby mieć. Wskutek poczynań RAŚ-u Jerzego Gorze-

lika, ocena Śląska, jako miejsca do inwestowania jest zaniżona. Firmy dokonujące u nas analizy ryzyka, biorą pod uwagę dążenie RAŚ-u do autonomii i dostajemy za to ujemne punkty. Są ludzie, którzy obawiają się inwestować na Śląsku, bo nie wiedzą, co tu się będzie działo za 20 lat. Dałoby się nawet wyliczyć, ile inwestycji straciliśmy przez działania Jerzego Gorzelika. To są miliardy złotych. Panoczku Sekuła, fest bydymy radzi, kiej pokożecie nom, jak bydziecie to rachować. Bo widzicie, za Staryj Polski, kiej my mieli autonomio, to kongres USA chcioł pożyczał gelt autonomicznemu województwu ale nie chcioł Polsce, bo autonomia była wiarygodno a Polska měnij. Ku těmu żoděn region za aktywność społeczno ni mo minusowěj ocěny inwestorůw. Tuż proszěmy wos, kiej juże marszałkiěm ślůnskim bydziecie – nie godejcie takich balakwastrůw. Skirz tego co ůwdy osoba marszałka mogłaby obniżać zaufanie inwestorůw do naszego hajmatu. Marek Balt (poseł SLD z Częstochowy, lider SLD w naszym województwie) o przyszłej koalicji w Sejmiku:

Możemy spodziewać się eskalacji problemów z RAŚ.. RAŚ tylko zaszkodzi regionowi, pogłębi podziały pomiędzy jego mieszkańcami. Według nas, Śląsk jest dobrem wspólnym, nie należy wyłącznie do panów od autonomii. Kaj wyście byli panie Balt, kiej we szkole tłumaczono, co to je „wspólne”? Wspólne dobro to taki, kiere je każdego a nie ze kierego idzie kogoś wyciepać, jak wy chcecie RAŚ. „Wróg klasowy, wróg ludu” to je widzicie panoczku Balt niě ta epoka. A ku těmu mocie recht, Ślůnsk je dobrěm wspólnym, ale tych, kierzy mieszkajom na Ślůnsku a niě wos, ze Częstochowy. I niě lenkejcie sie tak autonomie, nikt wos sam na siła kludził nie bydzie. Możecie se przeca wrůcić do województwa kieleckiego, do kierego częstochowsko mentalność pasuje lepij, jak do ślůnskij.


STYCZEŃ 2013 R.

„Ta strata jest krzywdą dla Górnego Śląska”

3

10 stycznia w wieku 57 lat zmarł Michał Smolorz – publicysta, felietonista, dziennikarz, reżyser, człowiek bez reszty oddany Śląskowi. Hanys cołkom gembom! Odszedł niespodziewanie umierając na zawał serca. „...Panie Michale, Pan Bóg widać tworzy jakąś nową redakcję u siebie, skoro upomniał się o Ciebie.” - pisze Wyborcza. „...O Panu nigdy w Dzienniku Zachodnim nie zapomnimy. Redaktorze, nauczył nas Pan tak wiele.”

Mówili o nim - człowiek instytucja Nazywany bywał jednoosobową instytucją kontroli społecznej na Śląsku. Człowiekiem który otworzył drzwi na wszystko co śląskie. Wielkim nauczycielem, bezkompromisowym, który nie dawał się głaskać po głowie i zawsze stał po stronie prawa. Dziś wspominają Go - bezskutecznie szukając sposobu na zapełnienie tej wielkiej pustki - ludzie którzy stali z nim w jednym szeregu.

Marek Plura (Poseł PO, na wózku inwalidzkim): - Pana Michała Smolorza pamiętam w dwóch aspektach mojego życia. W latach 90. tych kiedy ja wchodziłem w dorosłe życie, jego nazwisko zawsze pojawiało się z wszystkim co było z Śląskiem związane. Dla mnie był postacią bardzo ważną chociaż rzeczywiście w tle występował jako producent, reżyser, scenarzysta. Dla innych na pewno pozostaje w pamięci jako człowiek który otworzył drzwi dla głęboko zamkniętych ludzi PRL-u. Kolejny etap to (wiek XXI) moje wchodzenie w życie zawodowe w pewnym sensie polityczne. Wtedy Smolorz to był człowiek, który nie dał się zagłaskać, gdyż kiedy oczekiwano prawdy był bezkompromisowy. Pamiętam bardzo ciepłą historię, która pozwoliła nam trochę na nastrój rodzinny, kiedy podejmując rożne inicjatywy dla osób niepełnosprawnych na Śląsku poznałem pana Michał jako ojca niepełnosprawnej córki. Wtedy się spotkaliśmy i tak zaczęliśmy nasze wspólne działania. Było ich sporo.

Jerzy GOrzelik (lider raŚ): - Śp. Michała Smolorza miałem przyjemność poznać bezpośrednio w roku 1997. Byłem wtedy pełnomocnikiem pierwszego Związku Ludności Narodowości Śląskiej w rejestracji, istniejącego w latach 1996-2004. Po upublicznieniu wniosku o rejestrację ZLNŚ rozpętała się medialna burza. Krytyczny tekst, choć inny od wszystkich, bo nie pisany z pozycji polsko-hurrapatriotycznych, opublikował także Michał Smolorz. Organizatorzy dyskusji na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego zaprosili nas jako adwersarzy. Ku powszechnemu zaskoczeniu debata miała bardzo spokojny i merytoryczny charakter. Michał Smolorz był od Górnego Śląska uzależniony. Dlatego prawdziwą przyjemnością była dla mnie współpraca z nim oraz z Wojciechem Sarnowiczem przy filmie o dziedzictwie kulturowym Górnego Śląska. Lekturę książki "Śląsk wymyślony" przeżyłem jako prawdziwą intelektualną przygodę. Największą siłę rażenia miała jednak publicystyka Michała Smolorza, która stanowiła wypadkową od-

Pogrzeb Michała Smolorza odbył się w katowickim Podlesiu, tam gdzie mieszkał. W ostatniej drodze towarzyszyły mu tysiące. Ludzie znani i nieznani, dziennikarze, politycy, sąsiedzi – oraz mnóstwo takich, którzy nigdy się z nim nie zetknęli, ale po prostu przyszli oddać hołd wielkiemu Ślązakowi. powiedzialności za Górny Śląsk, pasji, humoru i językowej maestrii. Redaktor Smolorz stał się człowiekiem-instytucją.

lyJO Swaczyna (członek zarządu raŚ, autor pierwszych telewizyjnych wiadomości po śąsku): Na wielkim zalu ôroz fraga: - Fto niě je fanem Michała Smolorza? - Z prawego eku ôdzywo sie jeděn chop: Jo! - A ftoś ty? - Michał Smolorz! Kaj by terozki niě wejrzeć, hań same „smolorzologi”, dochtory habilitowane czy inksze redachtory. A tak rīchtich to wszysto co ô naszym kamracie by niě pedzieć to prowda - i niěprowda. Ze szanownym panoczkěm Smolorzem poznołech się jakoś dziesiěńć lot curik. Zowdy ôn do mnie a jo do niego „dwojołech”, godołech Wy, jak to u nos je we zwyczaju. Niěroz u niego w doma, abo bez telefon, wymiěniali my sie uwagami na aktualne ślůnskie těmaty. Jakeś půł roku nazod, kej rozpoczon żech „Spotkania przy szolce tyju” w TV Sfera, miołech pomysła na zaproszěnie dr. Michała Smolorza na krůdki wywiad po ślůnsku. Ftoś moge pedzieć, iże tako Persona bydzie rada, abo powiě mi niě bo niě – a psinco. Pon Smolorz pedzieli „Niě! Niě moga do kamery godać po ślůnsku skuli tego, co … niě poradza. Jak ô poważnych, ważnych sprawach chcěmy godać, to noprzůd muszěmy myśleć we ślůn-

ski godce i na beztydzyń godać, czego jo niě robia, bo niě mom z kim i kaj. Jo już roz żech průbowaoł to zrobić i zamiast coś pedzieć toch szanowněmu grěmium inoś poradzi po śůnsku zaśpiewać. To tak niě idzie durś godać po posku a ôroz zaczonć po śůnsku. A godać bele jak, durś robić ôszydy, a miast ślůnskich słůw dować poski, to jo niě chca. Za fest pszaja godce, coby jom kalěczyć. I tak na „Szolce tyju” Go u mie niě było. No a teraz Pon Smolorz bydzie musioł godać, bo jak wszyscy wiěmy, to Ponboczek genau po naszěmu na beztydzień godajom. Ale jo wiěm, jo rýchtig wiěm, iże styknie mu pora dni, coby i po ślůnsku godać tak, jak mało fto poradzi.

kaziMierz kutz (reżyser i senator): - Dla mnie odejście Michała Smolorza jest wielkim, smutnym przeżyciem. Właściwie można powiedzieć że ta strata jest krzywdą dla Górnego Śląska. Człowiek bardzo ważny który codziennie dbał o Górny Śląsk, żył jego życiem i ujawniał jego wszystkie rzeczy, które wydały mu się być niestosowne albo niewłaściwe w sposobie myślenia i zarządzania Śląskiem. Można powiedzieć, że był jednoosobową instytucją kontroli społecznej na Śląsku, dlatego to jest ta wielka strata bo będzie puste miejsce po nim, miejsce niesłychanie ważne. *** . . . Stała się rzecz bardzo ważna, będzie nam go bardzo brakowało

-Więc trzeba zrobić wszystko żeby zebrać jego dorobek i zająć się szerzej jego dokonaniami. Myślę, że większość jego publikacji jest nadal aktualna – dodaje senator Kutz. - To jaką pustkę, jaką werwę po sobie zostawił to będziemy teraz oceniać z dnia na dzień z miesiąca na miesiąc. Trudno sobie wyobrazić kogoś tak bezkompromisowo myślącego o Śląsku związanego z nasza historią w aspekcie nie tylko politycznym ale i społecznym- kontynuuje Plura. PANIE MICHALE NA ZAWSZE POZOSTANIE PAN W NASZEJ PAMIęCI. ALEKSANDRA SMOLAK

Michał SMOlOrz - urodził się w roku 1955 w Szopienicach. Ukończył Politechnikę Śląską w Gliwicach, ale nie praca inżyniera była jego powołaniem. W roku 1978 zaczął pracę w Telewizji Polskiej i prężnie piął się po wszystkich szczeblach pracy dziennikarskiej. W czasie stanu wojennego został zwolniony, bo negatywnie przeszedł tzw. polityczną weryfikację. Z „wilczym biletem” nie miał czego szukać w mediach, na życie zaczął zarabiać jako kierowca autokaru, wożąc pasażerów do Niemiec. Kiedy za kierownicą zastępował go zmiennik, budził w sobie miłość do Śląska, prowadząc długie rozmowy z tymi, którzy właśnie opuszczali hajmat, jadąc do „efu”. To wtedy zaczął rozgryzać śląską duszę. W drugiej połowie lat 80. po pseudonimem, w polityczny podziemiu wydał opowieść o Zdzisławie Grudniu, znienawidzonym I sekretarzu Komitetu Wojewódzkiego PZPR. " Cysorz" był jego wielkim sukcesem. A po zmianie ustroju, w 1989 roku na chwilę wrócił do telewizji. Marzyła mu się jednak prywatna telewizja i zabrał się za jej tworzenie. Rychło okazało się jednak, że to przedsięwzięcie finansowo jest zdecydowanie zbyt duże, dlatego „Antena Górnośląska” stała się nie telewizją lecz studiem producenckim. Powstało w niej 250 krótszych i dłuższych filmów, przeważnie o Śląsku, a wiele scenariuszy było jego autorstwa. Publikował jako wolny strzelec min. w Gazecie Wyborczej i Dzienniku Zachodnim. Napisał książkę „Śląsk wymyślony”, w której zebrał i analizował mity na temat Śląska – i obronił ją jako swoją pracę doktorską.

rok temu Michał Smolorz pisał do Polityki: do dyspozycji jest szereg prostych instrumentów prawnych, które zaspokoiłyby główne śląskie postulaty bez sięgania od razu po autonomię regionalną, np. uznanie Ślązaków za mniejszość etniczną lub choćby tylko przyznanie śląskiej mowie statusu języka regionalnego. Tymczasem Ministerstwo Spraw Wewnętrznych konsekwentnie odmawia jakichkolwiek ustępstw. Trudno liczyć, że problem sam się rozwiąże. Po pierwsze dlatego, że dziś najbardziej aktywne w śląskich ruchach emancypacyjnych jest pokolenie czterdziestolatków, w większości dobrze wykształconych, zakorzenionych w europejskich wartościach i świadomych swoich praw obywatelskich. Ich nie da się zbyć odpowiedzią „nie, bo nie” wygłoszoną ze stołecznej katedry. Po drugie, rośnie kolejne pokolenie, które też nie chce rezygnować ze śląskości. W przeprowadzonych w latach 2008–09 badaniach socjologicznych blisko 50 proc. młodzieży miejscowych szkół ponadpodstawowych do takiej tożsamości się przyznało – to więcej niż udział rdzennej ludności w ogóle mieszkańców. Wynika z tego, że dla młodego pokolenia śląskość jest atrakcyjna.


4

STYCZEŃ 2013 R.

Koleje przysłużyły się Muzeum

Kontrnatarcie kurii

dzo zły, a „Ślązak jest Ślązakiem tylko wtedy, gdy przestaje czuć i myśleć po polsku”. Księża domagają się kompletnej zmiany wystawy, w kierunku „Drogi Śląska do polskości”. Pisząc o roli swojego Kościoła ani słowa nie wspominają o znaczeniu protestantyzmu czy judaizmu. Jako historycy zapominają, że 400 lat temu niemal wszyscy Ślązacy byli ewangelikami – że to dopiero krwawy austriacki terror nazad zaprowadził tu katolicyzm.

Nie ma złego bez dobrego – powiada przysłowie. I coś w tym jest, bo kiedy z powodu wpadki z Kolejami Śląskimi odejść musiał marszałek Adam Matusiewicz – jednocześnie Platforma Obywatelska dała spokój Muzeum Śląskiemu i jego dyrektorowi Leszkowi Jedlińskiemu, którego Matusiewicz chciał zwolnić z końcem ubiegłego roku. Za to, że główna ekspozycja Muzeum pokazuje rzekomo wyłącznie niemiecki punkt widzenia na historię Śląska. Ale odchodząc Matusiewicz postanowił, że o losach dyrektora muzeum ma zdecydować już jego zastępca.

W

ojna o ocenę tego, co pokaże ta zaplanowana wystawa - trwa. Przypomnijmy, że zaczyna się ona wraz z postawieniem na Śląsku pierwszej maszyny parowej w Europie, a dokładnie, w momencie gdy zwiedza ją niemiecki poeta Goethe. Bo ta maszyna to symbol uprzemysłowienia Śląska. Wówczas region był niemiecki (ściśle rzecz ujmując: pruski), więc oczywiście, że historia regionu jest niemiecka. Niemieccy są jego najwybitniejsi przemysłowcy i uczeni, niemieccy wielcy architekci. Tak przecież do 1922 roku było.

A gdzie macierz i umiłowanie polskości? Przeciwnicy tej wystawy chcieliby zaś o tęsknieniu za macierzą, o zrywie powstańczym ludu śląskiego. Czyli nie tyle o śląskiej historii, co o polskich mitach na temat tej historii. No i narzekają, że wystawa omija temat leżącego po sąsiedzku Zagłębia Dąbrowskiego. A przecież omija równie leżące po sąsiedzku Morawy, Słowację czy Małopolskę. Bo to jest Muzeum Śląskie, a nie „Muzeum Śląska i Krain Ościennych.” Obiektywna historia nie potwierdza też tęsknot Ślązaków za Polską (wszak plebiscyt wygrali Niemcy) ani wielkiej radości z powrotu do macierzy. Więc co tu pokazywać? Ale jak powiedział prezydent Bronisław Komorowski, do uczonych, którzy zatwierdzili ten projekt wystawy: „Dlaczego środowisko naukowe utrudnia nam prowadzenie patriotycznej polityki historycznej?” No i już mamy jasność. Przeciwnikom wystawy nie chodzi o prawdę historyczną tylko o patriotyczną politykę historyczną.

Niechcąco poparli narodowość śląską

Kuria Archidiecezjalna ma w Katowicach własne muzeum. Może więc w nim urządzać wystawy "swojej" historii Śląska.

Co jednak najciekawsze, księża - chyba niechcąco – potwierdzają to, czego arcybiskup Skworc nie chce absolutnie uznać. Narodowość śląską. Piszą otóż: „W XIX wieku mieszkańcy Górnego Śląska częściej posługiwali się jednak określeniem - obywatele państwa pruskiego. Proces różnicowania na Ślązaków i Polaków (poza Niemcami) rozpoczął się w ostatnich dekadach XIX wieku, a zwłaszcza w okresie międzywojennym. Duchowni dwóch wyznań

Do batalii w sprawie muzeum postanowiły włączyć się też działające w regionie kościoły. Biskup Kościoła EwangelickoAugsburskiego, ksiądz Tadeusz Szurman w liście do marszałka napisał, że wystawa nie powinna dopuszczać do stronniczości w sprawach narodowych i religijnych. Przypomniał też, że duchowość Górnoślązaków przez stulecia kształtowały trzy równorzędne źródła: katolicyzm, protestantyzm i judaizm. Oraz wielonarodowość i różnorodne języki, też będące tu równorzędnymi. Biskup Szurman pisze, że wprawdzie Kościół nie ma legitymacji merytorycznej w sprawie Muzeum, ale pięć wieków luteranizmu na Śląsku pozwala mu zabierać głos w sprawie prezentowania historii regionu. Tymi słowami ewangelicki biskup Szurman jednoznacznie wystawę poparł. Bo ona nie opowiada o Niemcach

czy Polakach. Ona opowiada o ludziach żyjących na Śląsku. Nie skupia się na ich narodowościach, nawet ich nie wymienia. Natomiast głos w sprawie religii jest odpowiedzią na to, czego domagają się przedstawiciele abp. Wiktora Skworca. Bo za takich uznać trzeba czterech duchownych rzymsko-katolickich, historyków, którzy też wystąpili do marszałka województwa. Ich pismo to jednak połajanki, postulaty dotyczące zmian. Czterech księży uważa scenariusz za bar-

Czterech duchownych to: ks. prof. Jerzy Myszor i ks dr Damian Bednarski, (historycy z UŚ), oraz ks. dr Henryk Pyka ks. i dr Leszek Makówka (poprzedni i obecny dyrektor Muzeum Archidiecezjalnego). Co jednak najciekawsze, księża - chyba niechcąco – potwierdzają to, czego arcybiskup Skworc nie chce absolutnie uznać. Narodowość śląską. Piszą otóż: „Ślązacy czuli się przede wszystkim mieszkańcami Śląska jako regionu; mieli silne poczucie odrębności etnicznej, geograficznej ze względu na miejsce zamieszkania. W XIX wieku mieszkańcy Górnego Śląska częściej posługiwali się jednak określeniem - obywatele państwa pruskiego. Proces różnicowania na Ślązaków i Polaków (poza Niemcami) rozpoczął się w ostatnich dekadach XIX wieku, a zwłaszcza w okresie międzywojennym, w opozycji do przybyszów z innych regionów Polski.” Otóż czwórka uczonych historyków w sutannach przyznaje, że w XIX wieku i na początku XX nastąpił proces różnicowania się na Ślązaków i Polaków (nie licząc Niemców). Czyli Ślązacy nie byli Polakami! Duchowni pisząc swój list uzasadnili, że zabrakło debaty publicznej nad projektem wystawy. Ale to nieprawda – debata się odbyła w Sali Sejmu Śląskiego, a przedstawiciele Kościoła mieli na nią zaproszenie. Tyle, że je zlekceważyli. Bo tam musieliby spotkać się również z utytułowanymi historykami, którzy mają ogromną wiedzę o historii regionu. O ileż łatwiej napisać list do marszałka, który historykiem nie jest i musi opierać się na autorytetach. JOANNA NORAS

Z dyskusji internetowej: slezan84 2012-12-10 14:02 (o liście 4 duchownych): Czy wystawa o historii Górnego Śląska w nowym Muzeum Śląskim będzie dotyczyła prawd wiary? Takie listy kompromitują katolicką publicystykę i szkodzą kościołowi katowickiemu.

Nie wiadomo co gorsze: to, że fałszywa, czy to, że schowana!

Tablica wisi w kącie Od kilku miesięcy opisujemy perypetie tablicy poświęconej ofiarom Tragedii Górnośląskiej. Pomysł na taką tablicę i umieszczenie jej w katowickiej katedrze miał RAŚ. Poszedł z pomysłem do arcybiskupa Wiktora Skworca. Skworc odesłał do kurialnych urzędników, ci poprosili o szczegóły (dokładną treść i projekt) – a w międzyczasie arcybiskup błyskawicznie porozumiał się z wrogim RAŚowi wojewodą i postanowili stworzyć konkurencyjną (i chyba jedyną) tablicę do zawieszenia w katedrze.

M

iesiąc temu pisaliśmy, że ma zawisnąć 6 stycznia. I rzeczywiście zawisła. Miesiąc temu krytykowaliśmy jej treść, brzmiącą: "Pamięci wielu tysięcy mieszkańców Górnego Śląska". Treść ta nie oddaje istoty Tragedii Górnośląskiej. Bo nie chodzi tylko o represje sowieckie i nie tylko

o Ślązaków wywiezionych w głąb Rosji. Chodzi o hekatombę, którą ludowi śląskiemu urządziło też państwo polskie, chodzi o polskie obozy koncentracyjne dla Ślązaków, o ludobójstwo na Ślązakach, o tym, jak Polska odnosiła się do ludu śląskiego w latach 1945-47. Tylko niewielką część tych zbrodni przypisać można sowietom. Jak jednak zauważa poseł Marek Plura: - Ta tablica to unik historyczny i dowód, że Polacy wciąż nie chcą w pełni zaakceptować historii Śląska. Chodzi jednak nie tylko o treść tablicy, ale i o jej miejsce. Nie zawisła bowiem w katedrze na żadnej centralnej ścianie, tylko w podcieniach bocznej kaplicy im. Św. Barbary. Malo kto ją tam zobaczy, mało kto ją tam przeczyta. - Ale przecież tablica bardziej prawdziwie oddająca cześć ofiarom Tragedii Górnośląskiej może zawisnąć w miejscu bardziej zauważalnym, chociażby na ścianie Urzędu Wojewódzkiego. Stamtąd wołałaby o krzywdzie wyrządzonej Ślązakom przez państwo polskie w czasach stalinowskich. – zauważa Plura. Wojewoda Zygmunt Łukaszczyk nie widzi jednak powodu wieszania kolejnej tablicy.

Treść tej od dawna – jak wyjaśnia – ustalona była z arcybiskupem, jest zatwierdzona przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa i jak zapewnia wojewoda, ta tablica otwiera nowy rozdział w czczeniu ofiar Pamięci Górnośląskiej. I nawet ma trochę racji. Stary rozdział polegał na tym, że zupełnie ją przemilczano. Nowy rozdział, a la wojewoda Łukaszczyk ma widać polegać na tym, żeby ją zafałszować i winą za

zbrodnie obciążyć jedynie Sowietów, a zapomnieć o winach państwa polskiego. Tak, to rzeczywiście „nowy rozdział”, który wojewoda ustalił z księdzem arcybiskupem. Tylko panie wojewodo, Ślązacy tego „nowego rozdziału” nie kupią. A pańskie „nowe rozdziały” najlepiej dowodzą, jak potrzebne jest Muzeum Śląskie, które prezentować będzie prawdziwą a nie propagandową historię Śląska i śląskiego ludu.

Komentarze w Internecie: jaga (gość), 08.01.13, 19:50:36 dobrze, że ta tablica w ogóle powstała, bo sprawa tej radzieckiej zbrodni przez lata całe była skrzętnie skrywana i przemilczana, a sprawcy byli "naszymi przyjaciółmi", czy istnieje spis tych wywiezionych biedaków? Tyta (gość), 08.01.13, 21:25:13 babo, niy ino radzieckij, polskij tyż.

Nawet na swoich felerach niy poradzom sie nauczyć Łońskiego roku miołech ô tym czasie nadzieja ,iże poltonie nareście poleku kapujom co porobiěli ze Ślůnzokami i ze Ślůnckiěm. Ŏstatnio niědziela stycznia zamianowano „Dniem Pamięci Tragedii Górnośląskiej” i we kościołach było pora mszy w intěncji ôfiar. Tak i farorze rzykali za Ślůnzokow a arcybiskup ponoć ôbiecali zgodzić się na tabula, kero by godała jak to pod juryzdykcyjom ruskom a polskom zakatowano tałzěny Ślůnzokůw, Niěmcůw a Polokůw we 1945 a nostěmpnych rokach. Dzisioj trza padać, co psińco ze tego wyszło! Po piěrwsze tak nacjonaliści świedcy, jak i we sutannachm wszystki grzěchy sfalajom na Rusůw a te barzi kumate na komunistow. Ponoć jedni i drudzy (nacjonaliści we sutannach a bez, nie zaś Rsy a komunisty) to chrześcijanie i co roku bez świěnta słyszom „Na początku było Słowo ….......” a w inkszym czasie iże Prowdą je Ponbůczek.

Z tego szło by wyciongnoć nauka, co na Ślůncku niě ma Prowdy, niě ma Słowa, bo niě ino politykery, kere zapomnieli ô słowie danym Ślůnzokom bez Sějm Rzeczypospolitej we 1920r ale i POLSKIE (niě mylić z katolickymi) farorze zapomnieli ô przesłaniu Episkopatu Polski Kościoła Rzymskokatolickiego z 18 listopada 1965 podczas obrad synodu w kerym Przebaczali narodowi niemieckiemu prosząc o wybaczenie (dosłownie: udzielamy wybaczenia i /prosimy/o nie). Prosili o wyboczenie tych, kerym Poloki nawyrzondzali. My by radzi wyboczyć, nale po prowdzie ni ma komu. Nie idzie przeca wyboczyć těmu, wto sie wypiěro! Růbcie tak dali panowie, a Ślůzokow kerzy niě chcom mieć nic wspůlnego ze Polskom bydzie przybywać a przybywać. Pamiyntejcie się puki Polski Parlament – eli o naszěj Tragedie bydziecie padać „To niě my, to ôni” 0 tuż i na nos niy mogecie we 100% liczyć. LYJO SWACZYNA (KATOLIK RZYMSKI, NIě POLSKI)


5

STYCZEŃ 2013 R.

Rocznica Tragedii (wg Jerczyńskiego)

W styczniu 1945 rozpoczęły się wydarzenia, nazywane w naszej historii Tragedią Górnośląską. Tworzące się państwo polskie rozpoczęło swoje rządy na Śląsku bardzo brutalnie, masowymi gwałtami na mieszkańcach regionu. Wspierani częściowo przez sowietów zwyrodnialcy w polskich mundurach mordowali masowo Ślązaków, znęcali się nad nimi w obozach koncentracyjnych.

N

ie można za zbrodnie te winić narodu polskiego, który najczęściej o nich nie wiedział. Jednak z żalem trzeba powiedzieć, że zbrodniarze ci nigdy nie zostali w Polsce postawieni w stan oskarżenia a największy z nich aż do śmierci w 2007 roku pobierał wysoką, pułkownikowską emeryturę. W tym roku zamiast własnego tekstu o Tragedii Górnośląskiej publikujemy poświęcone jej fragmenty „Historii Narodu Śląskiego” pióra Dariusza Jerczyńskiego. Książka ukaże się na przełomie stycznia i lutego.

***

Oto fragmenty książki: (…) Niemal natychmiast po przejściu frontu utworzono obozy koncentracyjne dla ludności śląskiej tj. górnośląskich Niemców, przeznaczonych do wysiedlenia oraz Ślązaków, którzy nie udowodnili, że ich wpis na DVL był wynikiem przymusu oraz nie dowiedli, że dochowali polskości. W związku z tym podlegali procesowi tzw. rehabilitacji narodowościowej. Obozy były także dla tych Ślązaków, którzy byli obywatelami niemieckimi również przed wojną i teraz byli weryfikowani jako Polacy lub Niemcy. Na podstawie dekretu KRN z 28 lutego 1945 r. o wyłączeniu ze społeczeństwa polskiego wrogich elementów osoby wpisane do II grupy volkslisty do czasu uzyskania wyroku rehabilitacyjnego miały przebywać w obozach pracy, a ich majątek podlegał konfiskacie. […] Akcję rehabilitacyjną utrudniał obowiązek wykazania przez wnioskodawcę, że podczas okupacji zachował polską odrębność narodową, a więc udowodnienie okoliczności, którą w tamtym czasie należało ukrywać – napisał historyk z IPN Adam Dziurok. Ze swej strony dodam, że największa grupa Ślązaków nie uważała się w latach 40-tych, ani za Polaków, ani za Niemców, więc trudno byłoby jej dowodzić, że zachowała polską tożsamość narodową, do której przecież nigdy się nie poczuwała. ***

Największe polskie obozy koncentracyjne dla „niepewnej narodowo” ludności śląskiej, utworzone na podstawie rozporządzenia wojewody śląsko-dąbrowskiego, istniały w Świętochłowicach-Zgodzie, Mysłowicach i Łambinowicach (woj. opolskie). Ponadto istniało szereg mniejszych obozów i niewielkich podobozów. Oprócz obozów polskich istniały również sowieckie łag-

POK Lambinowice

POK Zgoda ry dla Ślązaków, a największe z nich to obozy w Oświęcimiu, Lędzinach, Zdzieszowicach, Gliwicach, Toszku, Łabędach, Kluczborku, Kędzierzynie i Blachowni, spośród których część również została wkrótce przejęta przez polską administrację. W latach 1945-1947 Polacy i Sowieci wymordowali tam kilkadziesiąt tysięcy Ślązaków (kilkanaście tysięcy zgonów potwierdzają oficjalne dokumenty, ale sami historycy z IPN podkreślają, że są one bardzo niepełne), a kolejne kilkadziesiąt tysięcy Ślązaków wyniszczono katorżniczą pracą w obozach na terenie ZSRR lub już podczas transportu do nich z Oświęcimia, w koszmarnych warunkach. Najbardziej zbrodniczy spośród obozów sowieckich był obóz koncentracyjny w Toszku, gdzie komendantem był płk Pylajew. Więziono w nim ponad 4800 osób, spośród których około 3300 straciło życie, w ciągu zaledwie dziewięciu miesięcy jego działalności, a kolejne 975 zmarło z wycieńczenia, wkrótce po jego likwidacji. W raporcie brytyjskiego dyplomaty R.W.F Bashforda z dla brytyjskiego Fereign Office lata 1945 roku znalazło się następujące stwierdzenie: Obozy koncentracyjne nie zostały rozwiązane, lecz przejęte przez nowych właścicieli. Najczęściej kierowane są przez polską milicję. W Świętochłowicach (Górny Śląsk) ci więźniowie, którzy nie zmarli jeszcze z głodu lub nie zostali pobici na śmierć, muszą stać po szyję w lodowatej wodzie do momentu aż umrą. W polskim obozie koncentracyjnym dla ludności śląskiej Świętochłowice-Zgoda podczas jego dziewięciomiesięcznej działalności zginęło według danych oficjalnych – opartych na

zachowanej, niepełnej (co podkreślają historycy IPN) dokumentacji – 1855 osób (jeszcze w 2004 podawano 1538 osób). Nie wyjaśniona pozostaje kwestia zmarłych w pobliskiej Hali Targowej, gdzie więźniowie byli pędzeni z Katowic i katowani przez funkcjonariuszy Powiatowego UBP przed umieszczeniem w samym obozie, a także zmarłych w świętochłowickim szpitalu oraz pochowanych bez powiadomienia o zgonie. Dane szacunkowe mówią o co najmniej 2500 ofiarach tego obozu. Dla porównania w niemieckim obozie nazistowskim Schwientochlowitz-Eintracht, funkcjonującym w tym samym miejscu od 1942 do 23 stycznia 1945, a więc ponad 3-krotnie dłużej, zmarło ok. 500 osób. (…) Polski obóz koncentracyjny (oficjalnie Obóz Pracy) Świętochłowice-Zgoda powstał w lutym 1945, a już w marcu było tam osadzonych 1062 więźniów. Nowych więźniów przybywało, sam komendant Morel stwierdził, że przyjmowano „dziennie 300-500 więźniów”, co daje liczbę ok. 12 000 osób w skali miesiąca i oznacza, że przez obóz przewinęło kilkadziesiąt tysięcy osób, tymczasem zachowała się jedynie dokumentacja przyjęcia 5764 więźniów. (…) […] Morel często bił gołymi pięściami lub gumową pałką, ale najczęściej posługiwał się innymi metodami. Z pomocą swej obstawy rzucał więźniów jeden na drugiego, tworząc z nich pięć, sześć warstw. Była to tzw. piramida; leżących najniżej wynoszono do ambulatorium z powodu ciężkich obrażeń. Jeszcze większe przerażenie wśród więźniów „brunatnego baraku” budziła druga metoda Morela – „wybierał sobie dowolnego więźnia, który mu się nie podobał, rzucał nim o podłogę, chwytał za nogę jeden z taboretów, a następnie wielokrotnie z dużą siłą, bił więźnia ciężkim siedziskiem”. Więzień z poważnymi obrażeniami trafiał do ambulatorium, a często zaraz do kostnicy. […] Skrajnie trudne warunki, głód i tortury powodowały załamania psychiczne. Więźniowie wielokrotnie wspominali o przypadkach rzucania się na druty pod napięciem. Kilka osób powiesiło się. – czytamy w pracy Adama Dziuroka. Według zgodnej opinii świadków jedyne co wyraźnie różniło polski obóz koncentracyjny Świętochłowice-Zgodza od „typowych obozów hitlerowskich” była codzienna modlitwa na placu apelowym. (…) Przez długie lata panowało milczenie na temat tych obozów, bowiem opuszczający je więźniowie musieli podpisać dokument, w którym stwierdzali – pod groźbą kary więzienia do lat 15 – że nie będą rozmawiać o tym, co działo się w obozie. (…)

Dalej Jerczyński pisze o leżącym na Ziemi Opolskiej obozie w Łambinowicach, cytując straszne wyznania tamtejszych strażników: „Moja pierwsza nazywała się Gertruda […] Dwadzieścia pięć do trzydziestu uderzeń grubą pałą […] Skóra i mięśnie wisiały na nich paskami […] Umierały na zakażenie krwi” „Biliśmy i zabijaliśmy […] Oblewaliśmy ich szczochami, obrzucali gównem, pod paznokcie wbijaliśmy im gwoździe” „Frau Paschke nażarła się mojego gówna, Fräulein Marii Schmolke z Łambinowic naszczaliśmy do gęby i kazaliśmy jej lizać krew z jej niemieckich ziomków […] Dziewuchom płaciliśmy tak, że wsadzaliśmy im między nogi banknoty namoczone w nafcie i zapalali […] Wsadzaliśmy im do pochwy rozpalone pogrzebacze” „Zastrzeliliśmy kobietę w dziewiątym miesiącu ciąży, a potem zastrzeliliśmy małą córkę kiedy składała kwiaty na jej grobie” „Janek F. zabił kilkadziesiąt niemowląt, po dwa na raz, roztrzaskując główkę o główkę” „To wymyśliliśmy pożar […] Wrzucaliśmy do ognia tych, co się bali podchodzić blisko, ich członkowie rodzin błagali nas na kolanach, nie było litości, mąż palił się na oczach żony, albo odwrotnie”. Te cytaty dobitnie obrazują jak wyglądała weryfikacja narodowościowa po polsku. Chociaż eksterminacja ludności śląskiej nie była celowym

mowane przez mieszkańców Zagłębia, którzy traktowali, a częściowo traktują tubylczą ludność polską jako niemiecką. […] Bardzo częste są przypadki, że na gospodarstwach zweryfikowanych Polaków mieszkają repatrianci, którzy pozbawili tubylców wszelkich praw i w bezlitosny sposób zmuszają ich do pracy, jako parobków. W południowej części powiatu gminie Frydland (chodzi o Korfantów) nie ma ani jednego gospodarstwa, gdzie nie byłoby dwóch gospodarzy – tubylca i repatrianta. Dochodziło do tego, że w celach grabieży, w celach opanowania i osiedlania się w niezniszczonych i nierozgrabionych jeszcze wsiach, wysiedlano polskie wioski Ligotę Kuźnicką i Ligotę Tułowicką, mieszkańców których osadzono w Łambinowicach. ***

Współcześni Polacy bardzo często odmawiają Zgodzie, Łambinowicom i innym tego typu obozom miana polskich, przypominając, że Polska była wówczas zależna od Sowietów. Sęk jednak w tym, że to nie władze sowieckie kazały Polakom represjonować Ślązaków - rozporządzenie o ich utworzeniu wydał Polak, wojewoda śląsko-dąbrowski, a zbrodnicza forma działalności obozu w Łambinowicach nie była nawet pomysłem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. (…) To właśnie te lokalne, polskie, wielopartyjne władze oficjalnie nazwały go obozem pracy, doskonale wiedząc, że w rzeczywistości two-

POK Mysłowice działaniem polskich władz komunistycznych, tak jak eksterminacja ludności żydowskiej była celowa w przypadku niemieckich, nazistowskich obozów zagłady, to jednak polskie władze tolerowały bestialstwo zwyrodniałych sadystów wobec bezbronnych śląskich cywilów. Okazało się więc w tym momencie wyraźnie, że niemiecki nazizm był dla tutejszej ludności sielanką w porównaniu z terrorem polskich „wyzwolicieli”. (…) Oczywiście Ślązacy więzieni i mordowani w Łambinowicach, jako mieszkańcy niemieckiej części Górnego Śląska, byli dotąd obywatelami niemieckimi, ale w większości nie byli etnicznymi Niemcami i niekoniecznie sami uważali się za Niemców, co więcej przez same komunistyczne władze polskie byli częstokroć uważani za Polaków. Obrazuje to raport zespołu kontrolnego KC PPR przebywającego od 14 do 18 lutego 1946 w Niemodlinie: Stosunki w powiecie są bardzo zachwaszczone. Wszystkie stanowiska w administracji są przeważnie zaj-

rzą obóz koncentracyjny, o czym świadczy protokół z poufnego zebrania w sprawie rozwiązania problemu narodowościowego powiatu niemodlińskiego, zorganizowanego 14 lipca 1945 przez starostę niemodlińskiego Władysława Wędzichę: Zebrani postanowili na podstawie danych przedstawicieli Starostwa Powiatowego, zarządu m. Niemodlina, Komendy Powiatowej MO, Komisariatu MO w Niemodlinie, Powiatowej Komendy UBP w Niemodlinie, Sekretariatu powiatowego komitetu PPR oraz Państwowego Urzędu Repatriacyjnego, w obliczu niemożliwości rozwiązania innymi metodami problemu osiedlenia na terenie naszego powiatu – stworzenia obozu koncentracyjnego. ***

Powyższy fragmenty są tylko niewielkim wycinkiem opisu Tragedii Górnośląskiej w „Historii Narodu Śląskiego”.


6

STYCZEŃ 2013 R.

Ślůnsko bana na politycznych glajzach

I

Rok 2012 zakończył się potężnym ciosem w ideę autonomii śląskiej. Co więcej – cios ten zadała rządząca województwem koalicja, do której należą właśnie autonomiści. A nazywa się ten cios: Koleje Śląskie. deja autonomie mo za grunt to, iże lepij sami poradzymy gospodarować swojim majontkiěm, niźli robiom to we Warszawie. Iże my tukej lepij poradzymy zrychtować nasze szule a nasze lazarety, nasze amty a naszo bana. I poradzěmy tyż sami lepij nimi regiěrować. Ino ôstowcie nom nasz gelt, a ôboczycie, jak wartko Ślůnsk bydzie się rozwijoł. Tako autonomio Ślůnsk mioł we Polsce „za starego piěrwy” – we rokach 1922-39. A juże terozki, za demokracje, takim konskiem autonomie była naszo karta czipowo do dochtora. Wymedikowano za Re-

Mielimy sie asić!

Wtůrom rzeczom, kierom mieli my sie asić, były „Koleje Śląskie”. Spůłka, kiero przýnoleży do województwa a sama – sto razy lepij jak centralne Koleje Regionalne – miała pokozać, co znaczy ślůnski wirszaft! Nasza ślůnsko bana miała rajzować jak szwajcarski zěgorek. Obiecowoł t o marszałek województwa, obiecowoł RAŚ, obiecowoł tyż prezes těj Ślunskij Bany, kiery juże we sierpniu wzion za swoja super-robota 20 tauzenůw premie!

Prowda je i tako, co RAŚ poradził grozić, iże kiej PO wysiepie dyrechtora muzeum, tuż RAŚ wyńdzie ze koalicje. Tuż szłoby těż pedzieć: abo we Kolejach bydzie rychtig menadżer, abo my iděmy weg. Inoś rajce RAŚ tyż niě przyfilowali, ft to je těn prezes nowěj ślůnskij bany - a jak Koleje Śląskie som narychtowane gionalněj Kasy Chorych we Katowicach, kierěj zowiściła nom cołko Polska. Latoś we Polsce zrychtowali reforma NFZ i dziepiero pofilujěmy, jak ta polsko reforma bydzie sie miała do ślůnskij czipkary.

„Koleje Śląskie” sztartły we grudniu, i żol pedzieć, ale miasto „ślůnskigo wirszaftu” mieli my „polski bajzel” we najgorszym wydaniu. Cugi abo nie jeździły wcale, abo zaś jeździły nie ůwdy, kiej były

- Zabrakło fachowców – mówi Jerzy Gorzelik o falstarcie Kolei Śląskich. Chociaż nie tyle ich zabrakło, co ich Platforma Obywatelska nie szukała. A koalicjanci (RAŚ i PSL) nie patrzyli PO na ręce. Teraz fachowcy już są, a czujność wykazuje i PO i koalicjanci. Koleje Śląskie może i będą jeździć sprawnie, ale na dobry wizerunek będą musiały solidnie popracować. Nie zmienia to faktu, że coś z koleją na Śląsku trzeba było zrobić. Kiedy państwowe PKP dzielono na należące do skarbu państwa spółki, powołano w 2001 roku Przewozy Regionalne. To one miały wykonywać połączenia wewnątrz-wojewódzkie i między dwoma województwami. Bardzo szybko jednak PR przekazano samorządom wojewódzkim, i tak województwo śląskie dostało 9 procenty udziałów a opolskie 4 procent. Ale kolej jest kosztowna, a za przekazaniem jej samorządom nie poszły pieniądze. Centrala dawała województwu śląskiemu na PR najwyżej 30 milionów rocznie, a koszty zawsze przekraczały 100 milionów, w roku 2012 sięgając 147 milionów. Zaś jakość usług była kiepska. Do tego warsztaty naprawcze PR były ulokowane w województwie śląskim i na nasz koszt naprawiano cały polski tabor tej spółki. Również trasy między województwem śląskim a małopolskim czy śląskim a mazowieckim były

we rozkładzie. Dziepiero ůwdy pokozało sie, co prezes Kolei Śląskich, Marek Worach je fest specjalistom, ale ôd … teologie. Tuż możne zdowało mu sie, co przýtrefi sie cud! Ku těmu teolog těn pokozoł sie już jako blank niewydarzony ciućmok we biznesie. A możne nie inoś ciućmok, skirz tego co we gerichtach mo sprawa karno ze tego, jak regierowoł inakszymi spůłkami.

RAŚ nie wachowoł Skond sie wzion Marek Worach – terozki niě wiě nikt. Marszałek Adam Matusiewicz pado, co zno go kupa lot, nale fto mu przepowiedzioł Woracha niě poradzi se spomnieć. Nom się zdo, co teologa musieli mu przepowiedzieć po kościelnej linie, możne we kurie? Nale tak abo inacěj, Worach prezesěm ôstoł. I to je festelny feler Ruchu Autonomie Śląska. RAŚ był tajlom koalicje, kiero regierowała województwem. A „Koleje Śląskie” miały być sztandarowom inwestycjom, ważnom do RAŚ-a, skirz tego, co miała pokozać, na wiele autonomiczno ślůnsko bana je lepszo ôde centralněj. Bez tuż RAŚ mioł wachować, jak tym Kolejom idzie, jak się rychtujom do swojigo sztartu. A tym rajce RAŚ i wicemarszałek Gorzelik jakby sie niě zajmowali.

Mirosław Sekuła i Jerzy Gorzelik – jak pogodzą się wróg autonomii i pierwszy autonomista Toć, trza pedzieć, co to niě je ônego resort. Gorzelik we zarzondzie wojewůdztwa szefuje kulturze a promocji, niě zaś infrastrukturze inżynierskij, inwestycjom itd. Inoś prowda je těż tako, co za kożdo rzecz ôdpowiado cołki zarzond, a zaś nikomu tako jak RAŚowi nie rozchodziło sie ô to, coby naszym autonomicznym Kolejom Śląskim start sie udoł. RAŚ wachowoł muzeum, a o Kolejach zdo sie przepomnioł. Prowda je, co RAŚ za wiela do godanio we koalicje ni mioł i pieszym majstrem była sam PO a marszałek Adam Matusiewicz.

Poprawić wizerunek KŚ

Naprawmy Koleje Śląskie – nie tylko w Internecie utrzymywane nie pół na pół, tylko przede wszystkim z naszej kasy. Po prostu Przewozy Regionalne były kolejnym elementem kolonialnej polityki wobec Śląska. I władze regionu mogły albo pozwolić bezkarnie się łupić, albo coś z tym fantem począć. To dlatego, a nie tylko by udowodnić wyższość śląskiego nad pol-

skim – powołano Koleje Śląskie. Spółka start miała wyśmienity. Zaczęła obsługiwać dwie najważniejsze w regionie linie: Gliwice-Częstochowa i Katowice-Wisła. Miała nowoczesny, zadbany tabor, niskie centy biletów, dobrze pomyślany rozkład, cechowała ją punktualność. Pasażerowie nachwalić się nie

Miasto aszěnio - kompromitacjo Nale prowda je i tako, co RAŚ poradził grozić, iże kiej PO wysiepie dyrechtora muzeum, tuż RAŚ wyńdzie ze koalicje. Tuż szłoby těż pedzieć: abo we Kolejach bydzie rychtig menadżer, abo my iděmy weg. Inoś rajce RAŚ tyż niě przyfilowali, ft to je těn prezes nowěj ślůnskij bany a jak Koleje Śląskie som narychtowane. I kiej by RAŚ na fol pedzioł, co je za Banom, ale takich ludziůw uznawać niě poradzi – wierza, iże miasto Marka Wora-

mogli, dlatego Zarząd województwa podjął decyzję o całkowitym przejęciu połączeń w regionie z dniem 9 grudnia przez Koleje Śląskie. . I to był właśnie start przedwczesny, spółka nie była gotowa do pracy pod takim obciążeniem. Do tego nieudolny prezes Worach, z wykształcenia jest nie transportowcem, lecz teologiem, więc liczył być może, że jak się będzie dużo modlił, to zdarzy się cud. Skończyło się kompromitacją KŚ. Nie zmienia to faktu, że Koleje Śląskie, które jednak jeżdżą z dnia na dzień lepiej, kosztują znacznie taniej, niż Przewozy Regionalne. Chociaż nad spółką ciąży jakieś fatum. Jej wizerunek miało poprawić sześć nowych pociągów, Elfów, wyprodukowanych w Bydgoszczy. Zamówienie jest warte niemal 220 milionów złotych. Elfy miały trafić na Śląsk z początkiem stycznia, ale nie trafiły. A to dlatego, że przedstawiciele KŚ ich nie odebrali, gdyż mnóstwo w nich usterek. – Te pociągi nie nadają się do jazdy – mówi rzecznik KŚ Maciej Zaremba. Ruch Autonomii Śląska przygotował w Internecie, na facebooku profil „Naprawmy Koleje Śląskie”. Jerzy Gorzelik zapewnia, że wszystkie zadane tam pytania i sugestie zostaną przekazane zarządowi KŚ. MAGDA PILORZ


7

STYCZEŃ 2013 R.

Autonomia 2020 – Program RAŚ. Mieli my hań jechać na glajzach Kolei Śląskich. Nale glajzy pokozały sie zaruściałe cha byłby sam jakiś rychtyczny menadżer ôde transportu. Tuż prowda je tako, co ani marszałek Matusiewicz, ani ônego koalicjanty nie zawachowali swojij nowěj bany. A bana, kiero miała być dowoděm wyższości autonomie nad centralizměm – stała sie jednom wielgom kompromitacjom. I nima sie ani co dziwać, iże przeciwniki autonomie padajom: tyż se pofilujcie, cołko a waszo autonomio bydzie wyglondać tako, jak te Koleje Śląskie!

To nie było autonomiczne To niě ma recht. Koleje Śląskie wcale nie som a nie były autonomiczne – skirz tego, co województwo ni mo autonomie. Biědne wojewůdztwo ślůnski niě mo na nowy tabor, na nowe wagony i kupiło roztomaite stare klonkry. Prezesa wybrali tyż nie autonomisty, inoś partio, kiero rzondzi we cołkij Polsce. To wszyst-

jewództwach niě brać na koalicjanta tych partyj, kiere we Sejmie som we ôpozycje. Bez tuż wszandy koalicjantem we województwach je PSL – koalicjant sejmowy. Zawrało zaś, kiej PO ôgłosiła swojigo kandydata na marszałka. Mirosław Sekuła je po prawdzie Ślůnzok – inoś taki ś niego Ślůnzok, jako baji ze arcybiskupa Wiktora Skworca. Spolonizowany na ament, a autonomii niěrod. Sekuła niěroz godoł, co autonomia to je balakwastra, a Ślůnsk traci kupa potencjalnych inwestorůw, skirz tego, co ci bojom sie regionůw, we kierych som autonomisty. Jak se to panoczek Sekuła wymiarkowali, wiedzom inoś ôni – dyć autonomie to som zabrane europejski regiony. Nale zołwizoł idzie pedzieć, co koalicja RAŚ-a ze marszałkiěm Sekułom lekko nie bydzie. Nale lider ślůnskij PO, Tomasz Tomczykiewicz pado, iże RAŚ to je dobry koalicjant, tuż zdo sie, co koalicja zetrwo. Inoś do kiej? Skirz tego, co latoś idom

Zawrało zaś, kiej PO ôgłosiła swojigo kandydata na marszałka. Mirosław Sekuła je po prawdzie Ślůnzok – inoś taki ś niego Ślůnzok, jako baji ze arcybiskupa Wiktora Skworca. Spolonizowany na ament, a autonomii niěrod. ko prowda. Ale prowda je tyż tako, co RAŚ nie przýwachowoł koalicjanta. Skuli Kolei Śląskich robota potracił nie inoś jejch prezes ale tyż marszałek województwa. Dymisja marszałka to je ale dymisja cołkigo forsztandu, bez tuż koalicja tyż trocha była, a trocha nie było. Ŏpozycjonisty – PiS a SLD juże zaczeni sie radować, że ze RAŚ-em we koalicje bydzie szlus. Co „zakamuflowana opcja niemiecka” půdzie raus.

RAŚ ze Sekułom – lekko niě bydzie Ale! Kiej by Platforma Obywatelsko wziěna se za koalicjanta PiS abo SLD musiała by podzielić sie ś nimi zicami prezesůw a dyrechtorůw we roztomaitych ślůnskich amtach a spůłkach. RAŚ tego wszyskigo do sia niě chce, mo inoś jednego wiceprezesa (Rafał Adamus) we Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska. A ku těmu PO staro sie we wo-

konkursy na dyrechtorůw Biblioteki Śląskiej, Muzeum Górnośląskiego a Teatra Śląskiego. Eli Jerzy Gorzelik dali bydzie we wojewódzkim fosztandzie ôdpowiadoł za kultura – tuż kożdo ze tych instytucji je we ônego resorcie i Gorzelik bydzie rychtował te konkursy. Inoś… kiej spomněmy se haja ze dyrechtorem Muzeum Śląskiego, kierego PO chciała wyciepać za ausztelung ô rychtyczněj historie Ślůnska – tuż idzie wymiarkować, co polski nacjonalisty nieradzi bydom dować Gorzelikowi prawo, coby ôn wybiěroł dyrechtorůw Biblioteki, Muzeum, Teatra.

Bydzie koalicja, abo opozycja? Kiej bydzie to resort Gorzelika – to Leszek Jedliński na 100 procent dali bydzie dyrechtorem Muzeum, a zaś Teatr Śląski zacznie wystawiać sztuki taki, jak baji „Miłość w Kőnigshütte”, Biblioteka

Śląska zaś promować ksiůnżki i rychtować ausztelongi, kiere pokazujom rychtyczno historia Ślůnska a rychtyczno prowda o ślůnskij tożsamości. To polskim liderom PO (a prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu i abp Skworcowi) nie bydzie sie podobać, tuż zdo sie, co Sekuła niě pozwoli, coby Gorzelik dobieroł se dyrechtorůw swoich resortůw. I inoś idzie zapytać, co ůwdy zrobi Gorzelik. Bydzie marszałkiem bez wojska, aboś ciepnie to i půdzie furt, do opozycje! Juże pora tydni nazod jeděn ze członkůw forsztandu RAŚ pisoł na facebooku: „Na pierona nom ta koalicja?”. Kiej RAŚ nie bydzie můg realizować swojigo programu wyborczego, zapytajom ô to tyż inaksi. I rychtig pieron wiě, jako ze koalicjom bydzie. Wielgim sukcesem kadencji 2011-15, kiery mioł scementować ta koalicjo, były Koleje Śląskie. Nale Bana pokozała sie klapom. I chocia terozki cały marszałkowski amt a RAŚ robiom co sie do, coby Koleje Śląskie jeździły jak noleży – to i tak, jak padajom we polskim wicu „niesmak pozostał”. Koleje Śląskie ôd pierszego dnia jechały na politycznych glajzach ślůnskij autonomie. Kiej sztartły 9 grudnia, glajzy pokozały sie bele jaki, zaruściałe i inoś przyniosły gańba. Terozki żeleźne glajzy som juże naszmyrowane, bany możne pojadom jako we Szwajcarii. Inoś czy to styknie, coby polityczne glajzy autonomie nie straciły swojigo glancu? ADAM MOĆKO (WSPÓŁPRACA JN, DD)

Spomnij se godka:

Lazaret – szpital Amt – urząd Szula – szkoła Bana –kolej Regiěrować – zarządzać, prowadzić Wtůry – drugi Gericht - sąd Przepowiedzieć – podpowiedzieć Przepomnieć – zapomnieć (nie przypomnieć!) Forsztand – zarząd Weg (raus) – precz Balakwastra - nonsens, absurd Zabrany (nie: zebrany) – bogaty Zołwizoł – tak czy inaczej Ausztelung – wystawa Iść furt – odejść daleko, porzucić coś.

Start Kolei Śląskich 9 grudnia 2012 roku był dramatyczny: w ciągu dwóch pierwszych dni odwołano ponad 130 pociągów, a opóźnienia pozostałych przekroczyły 130 godzin. Brakowało kolejarzy i wagonów. Na dworcach czekały tysiące ludzi, nie mogących dostać się do pracy, szkoły, na uczelnie. Sytuację naprawiano powoli, z dnia na dzień.

SLD: wszyscy, tylko nie RAŚ

Lewica straszy bebokiem Beboka zna każde śląskie dziecko. Siedział na strychu, albo w piwnicy, w ostateczności w szranku i czatował, żeby niegrzeczne dziecko porwać. W Częstochowie chyba zamiast beboka był jakiś „raś”, a tamtejszy poseł SLD Marek Balt najwyraźniej boi się go nadal. Niestety, ów Balt jest zarazem szefem śląskich struktur swojej partii. Śląski szef z Częstochowy sam w sobie jest zabawny, no ale w SLD tak wyszło. Rzeczony poseł Balt dał się poznać już wcześniej, histerycznie reagując na wystawę w Muzeum Śląskim i w związku z nią podejrzewając RAŚ o propagowanie … hitleryzmu. Teraz znów odzywa się w tym tonie. Chce w Sejmiku Wojewódzkim zawrzeć koalicję ze wszystkimi. Wszystkimi poza RAŚ-em. Na wniosek Balta uchwałę w tym duchu podjęła Rada Wojewódzka SLD. A tę szeroką koalicje ma budować lewicowy kandydat na marszałka, Przemysław Koperski. Wręcz modelowy chyba według Balta przedstawiciel „województwa śląskiego”, bo góral spod Żywca, będący dziś wiceprezydentem Częstochowy. Taki „Slązak zewsząd”. Koperski to skądinąd człowiek mądry i rzutki. Ale taka rekomendacja sprowadza jego i tak maleńkie szanse – do zera. Balt wprawdzie mówi, ze województwo śląskie pod rządami obecnej koalicji marnuje swoje szanse i stoi w miejscu. I dodaje, że ta szeroka koalicja mogłaby to zmienić. Nie wie jednak, że chyba nawet PiS-u nie pozyska, chociaż ten także bardzo chce rządzić. Bo w odróżnieniu od SLD, we władzy pozostałych partii są ludzie znający Górny Śląsk. Ludzie ci wiedzą, że gdyby dziś ostentacyjnie usunąć RAŚ z rządzącej koalicji, a stworzyć ją z pozostałych czterech sejmikowych sił, to za półtora roku RAŚ będzie zwycięzcą we wszystkich górnośląskich okręgach województwa. Wprowadzi do Sejmiku nie 3 radnych, lecz 15. Wszyscy znający Śląsk wiedzą, że RAŚ i tak jest na fali wznoszącej, że tak czy inaczej w roku 2014 poprawi swój wynik – ale gdyby spróbowano zepchnąć go na margines, to zagłosuje na niego całe 600 tysięcy deklarujących tu narodowość śląską i jeszcze kolejne sto

Poseł Balt i kandydat Koperski – dopóki nie zrozumieją Ślązaków ich partia nie ma czego już na Górnym Śląsku szukać. tysięcy nie deklarujące jej. Ludzie ci – oburzeni – nie zapomną, aby iść głosować. To dlatego PO szuka sojuszu z RAŚ. Tomasz Tomczykiewicz, lider tej partii w województwie, sam Hanys, zna Śląsk i tutejsze nastroje. Wie, że dopóki Ślązacy wierzą w minimum dobrej woli polskich partii, nie głosują jednoznacznie na RAŚ. Gdy tej wiary zabraknie – zaczną. To dlatego dla PO tak cenny jest poseł Marek Plura, deklarujący narodowość śląską i walczący o język śląski. To dlatego nikt nie zabrania innym śląskim posłom PO popierać jego starań. To dlatego tyskim liderem narodowości śląskiej jest działacz PO Piotr Szczepaniok. Bo PO chce, żeby Ślązacy widzieli, że w ramach tej partii można propagować śląskie postulaty. A lewicowy – podobnie jak SLD - Ruch Palikota jednoznacznie popiera śląską autonomię i śląski język. Nie tylko dlatego, że partia ta popiera wszystkie mniejszości. Także dlatego, iż wie, że dziś chcąc liczyć na głosy Ślązaków – inaczej się nie da. SLD był dziesięć lat temu u nas potężną siłą polityczną. Wówczas jednak dało się zajmować tu polityką, nie odnosząc się do takich kwestii, jak śląska narodowość, język, autonomia. Dziś się już nie da – i dlatego podczas wyborów samorządowych 2014 roku i parlamentarnych 2015 głosy śląskich lewicowców zbierze Ruch Palikota, zaś SLD poniesie druzgocącą klęskę. Ale poseł Balt w Częstochowie będzie mógł nadal opowiadać o siedzącym na Śląsku beboku-raśu, który porywa niegrzeczne polskie dzieci i przerabia je na małych hitlerowców mówiących staropolskim językiem Reja i Kochanowskiego. Może nawet jakieś dziecko mu uwierzy. DARIUSZ DYRDA


8

STYCZEŃ 2013 R.

!!!Wznowienie kultowej książki gotowe za kilka dni. Od 1 lutego w sprzedaży!!! Historia Narodu Śląskiego (autor Dariusz Jerczyński) , wydanie III, poszerzone – już w sprzedaży od 1 lutego. Cena 60 złotych.

„Śląsk 1939” – książka Damiana Fierli

opisująca wydarzenia września 1939 roku na Górnym Śląsku. Poznaj losy swojej ojczyzny. Zamówienia na książkę "Śląsk 1939" przyjmujemy pod numerem telefonu (0 22) 867 65 64, 0 500 177 185 lub poprzez księgarnię na stronie internetowej www.taktykaistrategia.pl Czas oczekiwania na książkę - 5 dni od daty złożenia zamówienia. Dokonującwpłaty na nasze konto: 64 1030 0019 0109 8530 0004 3397 (19 zł za jeden egz.) otrzymują Państwo publikację nie ponosząc kosztów wysyłki. W przypadku realizacji przesyłki za pobraniem do kosztów doliczana jest opłata pocztowa w wysokości 10 zł. Zamawiając dwie książki cena wynosi 18 zł za egzemplarz. Zamawiając trzy książki (i więcej) cena za egzemplarz wynosi 17 zł.

Historia Narodu Śląskiego – to jedyna książka, która prezentuje dzieje naszego hajmatu ze śląskiego (a nie polskiego, niemieckiego, czeskiego czy jeszcze innego) punktu widzenia. Trzecie wydanie w porównaniu z poprzednimi zostało bardzo poszerzone, mniej więcej o połowę. Jesteś Ślůnzokiem? Ta ksiůnżka musisz mieć! Historię Narodu Śląskiego od 1 lutego można kupić, wpłacając 60 złotych (+ 8 zł koszty przesyłki) na konto: 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 (Instytut Godki Ślunskij Dariusz Dyrda). W przypadku zamówienia 2 i więcej egzemplarzy – przesyłka gratis. Czas realizacji zamówienia po 1 lutym – 10 dni. Książkę można zamówić także telefonicznie, pod numerem 0-501-411-994.

A

FiKSUM DYrDUM

Michał Smolorz niemal rok temu pisał w Polityce: „W imieniu rządzącej koalicji straszy wiceminister finansów Mirosław Sekuła (skądinąd rodowity Ślązak), który z sobie tylko wiadomych źródeł wyliczył, że

by pochylił się nad śląską tożsamością, nad śląską odmiennością. I nad tym, że jak na razie województwo śląskie jest w światowej czołówce zagranicznych inwestycji, więc o stratach idących w miliardy niech zacny pan marszałek zapomni i durnia z siebie nie robi. Ale Smolorza nie ma, i na jego pogrzebie Ślązacy masowo martwili się:

czuciu najbardziej prestiżową nagrodę dla żyjącego w Polsce artysty. Przepraszam Cię Szczepan serdecznie, że cię nie doceniałem, i nie czytając nic co napisałeś (poza tekstami dziennikarskimi), z przymrużeniem oka traktowałem sugestie, że jesteś świetnym pisarzem, jednym z najlepszych prozaików w Polsce. Przepraszam cię Szczepan i obiecuję, że błędy nadrobię. A „Morfinę”, za którą dostałeś Paszport Po-

przepustką na felietonowe łamy dużych dzienników. Gdzie felietonistami bywają zasadniczo celebryci. Twardoch pisać potrafi a celebrytą polskiej literatury właśnie się stał. Więc może on? Taką postacią mógł być Wojciech Kuczok, pisarz i scenarzysta, autor powieści Gnój, na podstawie której powstał słynny film Magdy Piekorz „Pręgi”. (Zresztą za Gnój Kuczok też dostał Paszport Polityki).

świetnych recenzjach „Miłości w Königshütte” wyglądało, że oto urodził się wielki piewca Śląska. Ale niestety, jak na razie königshuckie pszonie wydaje się tylko jednorazowym wyskokiem ponad przeciętny poziom. Na zasadzie, że do trzech razy sztuka, teraz na nowego wieszcza śląskości może wyrośnie Twardoch? Bardzo by się przydało, teraz, gdy właśnie odszedł Smolorz,

ruchy emancypacyjne na Śląsku „już przyniosły straty idące w grube miliardy złotych i to nie koniec”. Dziś, gdyby Smolorz żył, zapewne grzecznymi słowy nakłaniałby Sekułę, aby pochylił się nad tym, co w pędzie za karierą przeoczył.

czy jest ktoś, kto może go zastąpić? Czy jest ktoś kto zechce, kto potrafi i kogo Dziennik Zachodni i Wyborcza wpuszczą na swoje łamy, aby głosił tam słowo śląskie? Dzień (albo dwa) po pogrzebie media przyniosły wiadomość, że Szczepan Twardoch dostał Paszport Polityki, w moim od-

lityki, już kupiłem. Ale może ta nagroda, która zbiegła się z pogrzebem zacnego redaktora Smolorza – jest znakiem z niebios? Może to sama opatrzność chce, żeby właśnie Twardoch zastąpił Smolorza? Duszę ma równie śląską jak ś.p. pan Michał, wiedzę też niemałą. A świeża nagroda może być właśnie

Ale Kuczok uciekł gdzieś od śląskości i jak wielu innych – bardzo się spolonizował. Może na starość wróci do śląskich spraw – jak Kutz. Oby wrócił. Taką postacią mógł być – a w ubiegłym roku na chwilę sądziłem, że będzie – Ingmar Villquist (właść. Jarosław Świerszcz), Hanys jak i Kuczok z Chorzowa. Po

a coraz bardziej wiekowy Kutz też nie będzie przecież żył wiecznie. Więc chociaż bywasz felietonistą w innym śląskim tygodniku, niż nasz - życzę ci tego Szczepanie z całego serca. Życzę tego Tobie ale i nam wszystkim. Bo pustka po Smolorzu jest ogromna. DARIUSZ DYRDA

Morfinista zamiast zacnego redaktora


9

STYCZEŃ 2013 R.

POEzJa MaKUli

PiSaNE za BrYNicĄ

Sylwester? Nie na Cieńkowie

Święta, święta i po świętach. Mikser spalony, kołocze zjedzone, gěszenki rozdane i otrzymane. Po słodkim lenistwie przyszedł czas na szaloną, sylwestrową zabawę. Zdecydowałam się na „aktywnego Sylwestra” na stoku narciarskim Wisła Cieńków. Zdecydowałam żyć na Górnym Śląsku, to i Sylwestra spędzę w Beskidzie Hanyskim. Organizator zapewniał białe szaleństwo od godziny 21 do 1 lub 2 w nocy, lampkę szampana i kiełbaskę z grilla. To wszystko zawierał karnet wart 60 zł.

P

rawdą niestety jest, że za dobrze na nartach nie jeżdżę. Po wjechaniu wyciągiem krzesełkowym na górę okazało się (wbrew prognozom moich współtowarzyszy), że stok jest zwyczajnie dla mnie za trudny. Po kilku wywrotkach i więcej niż kilku łzach, odpięłam narty i w niewygodnych, narciarskich buciorach zaczęłam wspinać się pod górę. Ślizgałam się, przewracałam, a gdy dotarłam prawie na szczyt, znów niestety sturlałam się na dół. Na szczęście dostrzegła mnie grupa instruktorów i jeden z nich użyczył mi swojego ramienia tak, abym mogła się go przytrzymywać i powoli podchodzić pod górę. Panie instruktorze ! Z nieba mi Pan spadł i bardzo dziękuję za pomoc. Zastanawia mnie tylko, co taki mężczyzna, taki instruktor jak Pan, robił na takim dziwacznym stoku jak Wisła Cieńków ? Kiedy dotarłam do wyciągu krzesełkowego, pracownik obsługi zapytał: - z jakiego powodu chce Pani skorzystać z wyciągu? - No cóż, po prostu nie dałam rady zjechać. Nadto boli mnie noga i rozwaliłam palec. Popatrzył na mnie, po czym bezpiecznie usadowił na krzesełkach. Było OK. Na dole przebrałam się w wygodne trapery (chwała mojemu ojcu, że kupił mi je jak byłam jeszcze w liceum, trzymają się do dzisiaj i są niezastąpione) i pomaszerowałam na spotkanie moich towarzyszy. Zbliżała się północ, miałam więc zamiar przywitać Sylwestra na stoku, chociaż bez nart, a potem sobie zjechać krzesełkami. Tymczasem: - W butach nie wpuszczamy! Tylko z nartami albo snowboardem – poinformowano mnie przy wejściu na wyciąg. - Ale jak to? – zapytałam – Przecież ja mam normalny karnet, jestem w przeciwieństwie do wielu jeżdżących zupełnie trzeźwa. To nie w porządku. - Ale my dostaliśmy takie wytyczne. - No ale przecież nie było nigdzie żadnej informacji, że nie wolno w butach. Że to

Sylwester tylko dla jeżdżących… - głos mi się łamał, już nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Przecież oni wykonywali tylko swoje obowiązki, niekompetentnie zresztą wyznaczone przez jakiegoś buca na stanowisku kierowniczym… Tak stałam, zastanawiałam się chwilę i nagle redaktor naczelny tej gazety, który miał to szczęście być tam ze mną (a może to ja miałam szczęście być tam z nim) ryknął: - No to w takim razie my też nigdzie nie wjeżdżamy! – po czym wskazał na resztę grupy. Zrobił się jeszcze większy harmider, ludzie za nami się denerwowali, bo blokowaliśmy wejście na krzesła, dochodziła północ, każdy chciał być na górze, ja też. Miałam do tego pełne prawo i wjazd jednej osoby w butach na górę nie zakłóciłby tempa pracy wyciągu. - No dobra, niech Pani wjeżdża – skapitulował pracownik obsługi. Uff, jak to dobrze mieć obok siebie ryczącego lwa.

Mam wykupiony karnet i poza tym nigdzie nie było informacji, że … - bla, bla, bla. Mogłam pieprzyć po cichutku i grzecznie pół nocy. Mogłam stękać i płakać. Mogłam tłumaczyć, próbować rozmawiać. On mnie nie wpuści, bo ma takie wytyczne. Kropka. Możecie mi wierzyć, zaczęłam zastanawiać się nad tym, w jaki sposób mam zejść pieszo z tej stromej góry, gdy usłyszałam: - Jak Pan sobie to wyobraża?! Proszę natychmiast skontaktować się z kimś odpowiedzialnym za to imprezę ! Co to znaczy, że nie wolno, jeśli ma się karnet?! – tak, tak, wszyscy dobrze wiemy, do kogo należały te słowa. Mężczyzna sięgnął po telefon i zapytał: - Na jakiej podstawie wpuszczacie na górę ludzi W BUTACH? Na podstawie karnetu…? To jest wszystko na waszą odpowiedzialność. – Warknął – Proszę jechać. I tak oto ja, trzeźwa kobieta W BU-

- Ale jak to? – zapytałam – Przecież ja mam normalny karnet, jestem w przeciwieństwie do wielu jeżdżących zupełnie trzeźwa i to nie w porządku. - Ale my dostaliśmy takie wytyczne. - No ale przecież nie było nigdzie żadnej informacji, że nie wolno w butach. Że to Sylwester tylko dla jeżdżących… - głos mi się łamał, już nie wiedziałam, co mam powiedzieć.

Kiedy samemu ma się bardzo dużo do powiedzenia, ale nie ma się odwagi pisnąć nawet słówka, bardzo przydatny jest ktoś, kto od razy wyłoży kawę na ławę. Wjechaliśmy. Nad nami wystrzeliwały sztuczne ognie i szampany przemycone pod pazuchą. Wszyscy składali sobie życzenia, a ja myślałam o tym, jak nieładnie potraktowano mnie na dole. Byłam jedyną osobą w butach i żeby stwarzać takie problemy, trzeba mieć naprawdę tupet. Narciarze wystartowali. Wiedziona dziwnym przeczuciem poprosiłam Dariusza Wrzeszczącego Dyrdę, aby podszedł ze mną jeszcze raz do krzesełek. I miałam rację: - Ja pani nie wpuszczę na krzesełka, ja nawet nie wiem jak pani się tutaj znalazła, W BUTACH NIE WPUSZCZAMY – zaczęło się. Cóż, jak się znalazłam na górze ? Przyleciałam na miotle, Einsteinie. Zresztą, byłoby to prostsze niż dostanie się W BUTACH na wyciąg krzesełkowy w Wiśle Cieńków. - Znalazłam się tutaj w ten sposób, że wjechałam na górę krzesełkami, w normalnych butach i teraz chciałabym zjechać.

TACH usiadłam na krzesełku i poszybowałam w dół. Podziwiałam widoki i podchmielonych narciarzy. Wszyscy dobrze się bawili, poza mną rzecz jasna. Byłam człowiekiem gorszej kategorii, chociaż miałam ten sam karnet co wszyscy. Nikomu krzywda by się nie stała, gdybym bez słowa mogła wjechać i zjechać krzesełkiem. Niestety, przez złą organizację, zepsuto mi sylwestrową zabawę. Mogłam zostać w domu i spędzić Sylwestra z telewizorkiem lub hucznie na jakiejś imprezie. Ale nie… Wybrałam Wisłę. To był kiepski wybór. Ta Wisła to też wasz Śląsk. Teren autonomicznego przedwojennego województwa śląskiego. Jak czytam, to tutaj sto lat temu narodowość śląską deklarowano częściej, niż w Chorzowie. Więc do cholery, dajcie sobie powiedzieć, że wasza górnoślaska kolej linowa w Cienkowie dała jeszcze bardziej plamę, niż wasze Koleje Śląskie. A Dariusz Wrzeszczący Dyrda nie mógł nawet pod nosem skomentować zachowania krzesełkowego: pierońskie gorole! PAULA ZAWADZKA

Winszowania Roztomili ; niě boło mie w ôstatnim Cajtungu, ale oberredachtůr Dyrda zadecydował, co by sie dychnońć ôd sia, bo to czynsto dobrze robi Ale jako że momy Nowy Rok wypado abych złozoł winszowania swojim wiernym czytelnikom, co tyż niniejszym czynia. Władzo fest ci winszujymy Za to że jeszcze żyjemy Powtarzomy tu co tchu Jak to dobrze nom jest tu

Winszujymy posłom za to Że świyciyło słońce w lato Za tyn naturalny bieg Słońce w lato, w zima śnieg I że lepiej jest ciut , ciut A u chłopów , lepszy wzwód

Winszujemy ci uprzejmie Nasza władzo i nasz sejmie Żeś nom wybrnął z sytuacji Z tych pisowskich durś banałów I wachujesz demokracji Tolerujonc nom pedałów

Dziś winszujom zwykli ludzie Za to śledztwo, za nadzieje Za ten wrak, co leży w budzie I w Smoleńsku durś ruścieje Za te haje za te zwady Liberalnom demokracje Niepłacone autostrady Za te liczne ekshumacje

Winszujymy tego drylu Winszujemy ci wyników

Że znolozłeś gram trotylu W gutalinie do szczewików

Za nieznane nom kulisy Za libido i za ego Za ten budżet prawie łysy Co na głowie Rostowskiego Jak promyki z hołh glanc tacy Odbijajom sie od glacy

winszujymy ci premierze Że podchodzisz do spraw szczerze I proroczo z fusów wróżysz Usty wiernych swych heroldów Za bankructwa biur podróży Za szachrajstwa amber goldu

Dowosz dobrom nom nadzieje Pośród tego bezhołowia Bo o śląskie dbosz koleje I o sprawno służba zdrowia A dopiero bydzie cacy Kiej nom zmienisz kodeks pracy

Dziś zanosim ci ukłony Bo juz kryzys prawie z głowy Za orliki i stadiony Za tyn dach nad narodowym

Dużo zdrowia dziś życzymy I na koniec cie prosimy Byś przyspieszył nieco kroku Bo najwyższa to juz pora Obyś spełnioł w nowym roku Coś łobiecał przy wyborach

O to prosim nasz parlament Na wieki wieków i na dzisioj ament MARIAN MAKULA

Ślůnsko Ferajna Stowarzyszenie Wykonawców, Animatorów a Twórców Górnego Śląska SWAT Spółdzielnia Rybka

piěknie proszom na

VI BAL ŚLŮNZOKA We Piontek, 1 februar, ô ôsměj we wieczůr. Do Miejskigo Doma Kultury Gasthaus we Giszowcu Wszystkie insze informacje: 504-681-607 – Ślůnsko Ferana 502-484-911 - spółdzielnia Rybka 602-679-683 – SWAT Zaproszynie kosztuje 280 zł łod pary abo 140 zł łod singla, bydzie mnóstwo atrakcji. Bal poprowadzi Marian Makula ze swojom ferajnom, do tańca zagro kapela Mirka Lazarka (kerego mogliście ôbejrzeć w Bitwie na głosy w zwyciěnski drużynie Katowic) Ku těmu bydzie didżej, jest planowano fojera na placu, żeby sie ciut przeluftować. Aby sie ułatwić życie możecie wpłacić geld na konto Spółdzielni Socjalny "Rybka", ul. Radosna 35a, 40-472 Katowice 49 1050 1243 1000 0090 7879 0707 ING Bank Śląśki Ze dopiskiem VI Bal Ślonzoka


10

STYCZEŃ 2013 R.

15 lat minęło, jak jeden dzień…

Coby Wiěrchni Ślůnsk znaczył Górny Śląsk 15 lat temu, po wygranych wyborach, rząd Jerzego Buzka przygotował reformę administracyjną. A od 1 stycznia, po jesiennych samorządowych wyborach 1998 roku, zaczął obowiązywać nowy podział administracyjny Polski. Zamiast 49 województw, które swoje nazwy brały od miast wojewódzkich, pojawiło się województw 16, mających nazwy związane z regionami. Wśród nich wytęsknione Województwo Śląskie.

P

omyliłby się jednak ten, kto by sądził, że składa się ono z ziem śląskich, a tym bardziej górnośląskich. Aż 52 procent ziem województwa nie jest Śląskiem, a za to historyczna stolica Górnego Śląska i kilka innych symbolicznych miejsc regionu leży poza nim.

Nieco historii Dopóki Śląsk rządził się w miarę samodzielnie, lub stanowił autonomiczną część korony czeskiej, nikt nie próbował zacierać jego terytorialnej tożsamości. Był jeden wielki

Śląsk, dzielący się na Dolny, ze stolicą we Wrocławiu (zarazem stolicą całego regionu) i Górny, ze stolicą w Opolu. W połowie XVIII wieku nastąpił pierwszy podział Śląska, niezgodny z jego tożsamością. Część Górnego Śląska (z Ostrawą, Czeskim Cieszynem, Opawą, Skoczowem, Bielskiem) stała się Śląskiem Austriackim, reszta Górnym Śląskiem w Prusach. Po raz pierwszy Górny Śląsk się podzielił. Po I Wojnie Światowej istniały potężne górnośląskie organizacje i partie, dążące do zjednoczenia tych ziem, najlepiej w ramach niepodległej Republiki Górnośląskiej. Jednak trzy państwa, które zgłaszały pretensje do gór-

nośląskich ziemi: Czechosłowacja, Niemcy i Polska (kolejność alfabetyczna) zdecydowanie protestowały a mocarstwa światowe, początkowo przychylne takiej republice, ostatecznie zdecydowały podzielić Górny Śląsk, tym razem już na trzy części. Spora część dotychczasowego Śląska Austriackiego (z Cieszynem i Bielskiem) i wschodnia pruskiej Rejencji Opolskiej przypadła Polsce. Utworzyły one autonomiczne województwo śląskie, ze stolicą w Katowicach. Zachodnia część rejencji opolskiej pozostała w Niemczech, też zresztą z pewną autonomią. Tutaj stolicą było Opole, a region miał część okręgu przemysłowego, z Gliwicami i By-

Dej pozur, Anaberg

Fot. Góra św. Anny – Anaberg - St. Annaberg. Miejsce śląskich pielgrzymek. Góra św. Anny abo – po naszemu – Anaberg, mogę być symbolěm polskigo nagrowanio ze Śląskom tożsamościom. To genau sam bez storocza był plac, do kierego na ponci chodziły Ślůnzoki. Anaberg – to była naszo, ślůnsko Częstochowa. To tukej szły ponci ze Glajwic, Rybnika, Bytonia a Mysłowic. Nale po plebiscycie, kiej Anaberg ôstoł we Niěmcach, katowicki biskupy wymedikowały, iże jakoś kalwaria winni mieć tyż po swojej, polskij zajcie. I tak wypromowali Piekary, kiere przůdzij były placěm kultu blank lokalnego, możne do Siemianowic a Radzionkowa, dali niě. Zaś od lot dwudziestych XX storocza ponci za polskigo Ślůnska łażom hań. Po II Weltwojnie, kiej Anaberg zaś je we jednym państwie ze Katowicami a Rybnikiem, Mysłowicami – ślůnskie ponci niě przyszły hań nazod. Dwoma kalwariami Kościůł tyż dzieli na tajle Wiěrchni Ślůnsk. Tajla opolsko („Opolszczyzna”) chodzi na ponci na Anaberg – a zaś tajla katowicko (Górny Śląsk?) do Piekor. Tym knifěm Kościůł tyż biere udział w zafałszowaniu ślůnskij tożsamości.

tomiem. Trzecia, południowa, z Ostrawą i Czeskim Cieszynem oraz zagłębiem karwińskim trafiła do Czech. Czesi nie dotrzymali zresztą słowa w kwestii autonomii, tworząc jeden ślasko-morawski region.

Czas polonizacji Po II wojnie światowej sytuacja niby się uprościła, bo czeska część pozostała bez zmian, ale cała reszta przypadła Polsce. Nic więc nie stało na przeszkodzie, aby naresz-

Chociaż najbardziej górnośląskie było wówczas województwo opolskie, mające na swoim terenie jeden tylko wycinek ziem nie będących Górnym Śląskiem: okolice Brzegu i Namysłowa. Ale w PRL-owskiej terminologii to nie był Górny Śląsk lecz „Opolszczyzna”. Podobnie jak województwo południowe, ze stolicą w Bielsku-Białej oraz Cieszynem, Skoczowem, Wisłą ale też małopolskimi Oświęcimiem i Żywcem. Stało się województwo bielsko-bialskie „Podbeskidziem” a jego zachodni mieszkańcy nie Ślązakami lecz Góralami Beskidzkimi (na-

Po II wojnie światowej do Śląska dołączono część wschodniej Małopolski, czyli Zagłębie Dąbrowskie. Niestety, o ile pięć lat później Katowice z Opolem rozdzielono, o tyle z obcym kulturowo Sosnowcem pozostały one na długie dziesięciolecia. Bo w roku 1950 Polacy skorzystali z rozwiązań III Rzeszy, która Górny Śląsk podzieliła na Rejencję Katowicką i Rejencję Opolską.

cie niemal cały Górny Śląsk stał się jednym okręgiem administracyjnym, województwem. I nawet się tak na chwilę stało, chociaż do Śląska dołączono część wschodniej Małopolski, czyli Zagłębie Dąbrowskie. Niestety, o ile pięć lat później Katowice z Opolem rozdzielono, o tyle z obcym kulturowo Sosnowcem pozostały one na długie dziesięciolecia. Bo w roku 1950 Polacy skorzystali z rozwiązań III Rzeszy, która Górny Śląsk podzieliła na Rejencję Katowicką i Rejencję Opolską. Podzielono województwo na katowickie i opolskie, do pierwszego włączając (kolejny po Zagłębiu Dąbrowskim) kawałek województwa kieleckiego – Ziemię Częstochowską. Do drugiego zaś dwa powiaty dolnośląskie, brzeski i namysłowski. Granice Górnego Śląska zaczęto skutecznie rozmywać, między innymi wymyślając dla drugiego z tych województw nazwę Śląsk Opolski bądź Opolszczyzna. Na południowym wschodzie połączono śląskie miasto Bielsko z małopolską Białą Krakowską, tworząc tym sposobem stolicę wymyślonego dwadzieścia lat później regionu Podbeskidzie. W roku 1975 mamy kolejną zmianę na mapie administracyjnej, a przy okazji dalsze zamazywanie Górnego Śląska. Otóż w miejsce 17 województw pojawia się ich 49. Aż cztery zawierają ziemie górnośląskie. Katowickie stało się PRL-owskim Górnym Śląskiem, czyli górniczo-hutniczym przemysłowym regionem, z całym przemysłowym okręgiem, a więc także Sosnowcem, Dąbrową Górniczą, Jaworznem a nawet Trzebinią i Olkuszem. Zaczęto lansować hasło, że to jest Górny Śląsk!

wet jak mieszkali na równinach w okolicach Skoczowa). Czwartym z województw było częstochowskie. Jego stolica nie jest i nigdy nie była Śląskiem, ale włączono do niego górnośląskie miasta: Dobrodzień, Lubliniec, Woźniki, Olesno. Mieszkańcom zaczęto wmawiać, że to nie jest Górny Śląsk.

W demokracji nie lepiej W 1998 roku Górnoślązak premier Jerzy Buzek, kolejny raz zamieszał w tym kotle. Generalnie zamierzał powrócić do koncepcji dużych 12 województw, pokrywających się z regionami geograficznymi. W pierwotnym zamiarze chciał nawet nareszcie złączyć polski Górny Śląsk w jedno województwo. Likwidowane województwa postanowiły się bronić. „Nie oddamy Podbeskidzia” – krzyczały nie mające tu korzeni elity Bielska-Białej. Ale okazało się, że nikt, poza tymi „elitami” związków z Podbeskidziem nie czuje. Wówczas ci „bielszczanie” zechcieli do Małopolski, ale odpowiedzieli im mieszkańcy podbielskich gmin, wywieszając transparenty: „Tu jest Śląsk, był i będzie”. Ostatecznie cała śląska część tego województwa, oraz – niestety – spora nieśląska część z Żywcem trafiły do województwa śląskiego. Częstochowa też nie chciała do Śląska, czując się w nim kulturowo zupełnie obco. Podczęstochowska wieś, czując kulturową bliskość z wsią kielecką, chciały wspólnego województwa staropolskiego. Ostatecznie jednak uznano tam, że lepiej być z bogatymi Katowicami niż biednymi Kielcami. Tym sposobem w województwie śląskim wylądował


11

STYCZEŃ 2013 R.

Po raz ostatni szansa na powstanie Republiki Górnośląskiej miała chyba miejsce po II Wojnie Światowej. Mapę Europy kreślili wówczas sowiecki dyktator Józef Stalin oraz prezydent USA i premier Wielkiej Brytanii. Granice w ramach swojego wschodnioeuropejskiego imperium Stalin określał w zasadzie jednoosobowo, czego dowiódł zabraniając Polakom i Czechom wojny o dawny Śląsk Austriacki (ruchy wojsk polskich i czeskich miały miejsce kilkukrotnie w latach 1945-47) i utrzymując przedwojenną granicę. Gdyby okres międzywojenny przetrwała Komunistyczna Partia Górnego Śląska i to ona zwróciła się do Stalina, kto wie – ale ona rozpadła się, a komuniści śląscy działali w partii polskiej, niemieckiej i czeskiej. Tak więc nie było śląskiej delegacji, z którą Stalin mógłby rozmawiać. Istniała jeszcze druga opcja, być może do przyjęcia dla Stalina. Reprezentowali ją przedwojenni śląscy działacze niepodległościowi, Adolf Kaschny i Carl Ulitzka. Zaproponowali oni, aby dwa najważniejsze okręgi przemysłowe środkowej Europy, tzn. Górny Śląsk i Westfalię poddać wspólnej kontroli mocarstw, na wzór międzywojennego Wolnego Miasta Gdańska. Jednakże możliwość ta upadła między innymi dlatego, że Zachodnie Niemcy nie chciały słyszeć o sowieckiej kontroli nad Westfalią. ogromny kęs terenów nie mających ze Śląskiem nic wspólnego. A jeśli Częstochowa, to tym bardziej Sosnowiec i całe Zagłębie. Tyle, że tylko to z kongresówki (Sosnowiec, Dąbrowa Górnicza, Będzin, Zawiercie) a bez części galicyjskiej – za wyjątkiem Jaworzna. Tak więc poza województwem śląskim znalazły się, leżące do

państwu polskiemu znakomicie! Paradoksem wręcz jest to, że dziś trudno znaleźć tę tożsamość tam, gdzie dziewięćdziesiąt lat temu był jej matecznik. Wisła, Istebna, Cieszyn, Skoczów, Brenna – to miejsca w których po I Wojnie Światowej zdecydowanie najczęstszą deklaracją narodowościową była śląska! (Zresztą to drugiej stronie obecnej gra-

Nazwa Górnośląskie mogłaby coś przypomnieć mieszkańcom opolskich wsi i miasteczek. Mogłaby im przypomnieć, że to przecież ich odwieczne ukochane Oberschlesien. Więc lepiej zapomnieć nazwy Górny Śląsk. Niech więc jest w Polsce Śląsk i Dolny Śląsk. Górnego po prostu nie ma! 1998 roku w katowickim, Trzebinia czy Olkusz. Niemniej i tu prawie milion ludzi mieszkających poza historycznym Śląskiem i nie mających z nim związków kulturowych – naraz stało się Ślązakami. Ogółem województwo śląskie ma jedynie 48% śląskich ziem i aż 52% nie-śląskich. Co dziwne, o sensie bycia tych ziem w województwie górnośląskim już nawet się nie dyskutuje, traktując to jako oczywistość.

Górny Śląsk nie istnieje. Za to prawie połowa Górnego Śląska znalazła się poza nim. Bo województwo opolskie, inaczej niż częstochowskie i bielskobialskie, obroniło się. Najmniejsze i najsłabsze w Polsce, nie pasujące do wizji mocnych województw – a jednak jest. Nie za sprawą determinacji tych, którzy krzyczeli „nie oddamy Opolszczyzny”, tylko za sprawą władz centralnych, które naraz zrozumiały, że przecież nie po to od 40 lat Polska zamazuje granice Górnego Śląska, żeby go naraz zjednoczyć. Polskie władze wolały utrzymać województwo niemiecko-kresowe, niż łączyć kulturowy Górny Śląsk. I jedynie ziemie górnośląskie leżące dotychczas w województwie częstochowskim, podzielono między oba górnośląskie województwa, śląskie i opolskie. Nie nazywając na dodatek żadnego z nich Górnośląskim, lecz Śląskim. Chociaż jedyny teren, jaki ewentualnie miałby prawo do tej nazwy, to województwo dolnośląskie. Bo tam leży stolica całego Śląska – Wrocław, tam znajduje się chociażby klub sportowy mający w nazwie Śląsk. Jeśli więc już Województwo Śląskie – to tam. A u nas Górnośląskie. No ale nazwa Górnośląskie mogłaby coś przypomnieć mieszkańcom opolskich wsi i miasteczek. Mogłaby im przypomnieć, że to przecież ich odwieczne ukochane Oberschlesien. Więc lepiej zapomnieć nazwy Górny Śląsk. Niech więc jest w Polsce Śląsk i Dolny Śląsk. Górnego po prostu nie ma!

Polonizacja na piątkę Polacy w działalności państwowotwórczej sukcesów mają niewiele. Ale akurat trzeba przyznać, że mieszanie z górnośląskimi granicami i górnośląską tożsamością wychodzi

nicy, w Trzyńcu, Mistku i innych miejscowościach podobnie.) Tymczasem dziś tamtejsi mieszkańcy mają się za Górali, nie za Ślązaków. Dowodzą tego choćby bracia Golec czy Adam Małysz. Polskie reformy – w tym także ta z 1998/99 roku – spowodowały, że dziś w Polsce, częściej można usłyszeć, że na Śląsku leży Sosnowiec, niż Opole. W Nysie mieszkaniec powie, że jego syn wyjechał na Śląsk, do Jaworzna. A w Legnicy usłyszymy pyta-

two opolskie ubożeje i się wyludnia, ma już mniej, niż milion mieszkańców, więc niebawem sens jego istnienia stanie pod poważnym znakiem zapytania. „Elity” Opola, podobnie jak w 1998 roku elity Bielska, nie będą chciały na Górny Śląsk. Bo imigrantom bliżej jest kulturowo do mieszkańców Wrocławia, też przybyłych tu z całej Polski, niż do górnośląskich autochtonów. Ale tę górnośląskość zdołają zapewne ocalić mniejsze miejscowości regionu – wszak Kotórz Mały, gdzie powołano Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej, leży zaledwie 15 kilometrów od opolskiego rynku. Także pod Bielskiem coś się zaczyna dziać, coraz więcej osób przyznaje: tak, jestem Ślązakiem! Podobnie jak w leżących tuż obok Częstochowy, a jednak śląskich Woźnikach. Ten trend, tym razem oddolny, do zjednoczenia Górnego Śląska, zjednoczenia administracyjnego i kulturowego, będzie trwał. A zjednoczony region będzie jednym z najludniejszych i najprężniejszych w Europie. Chyba, że jakiś nowy polski premier postanowi po raz kolejny zamieszać w górnośląskim kotle. I powołać na przykład województwo żywieckie z Bielskiem i Pszczyną, województwo sosnowieckie z Siemianowicami i Piekarami, województwo sieradzkie z Lublińcem i Dobrodzeniem, województwo częstochowskie z Woźnikami i Koszęcinem. Do województwa katowickiego włączyć

Jednoaktówki po śląsku: to juże wtůry roz

I zaś Gatys!

Książka „Bysuch z Rajchu” okładkę ma kiczowatą, chociaż stworzył ją znany profesor. A może ta kiczowatość była profesorskim zamysłem?

21 grudnia w katowickim teatrze Korez juże wtůry roz mioł miejsce plac finał konkursa „Jednoaktówka po śląsku”. Piěrszo edycja była łońskigo roku, a sztuki napisało ůwdy chneda 40 autorůw. Jurorzy (reżyser a dramaturg Ingmar Villqist, dyrechtůr Teatru Polskiego w Bielsku-Białej Robert Talarczyk, dyrechtůr Teatru Korez Mirosław Neinert, Rafał Czachowski ze firmy z Imago Public Relationsm a Waldemar Szymczyk ze Gazety Wyborczej) nie poradzili sie nadziwać, iże testy majom tak wysoki poziom. – To profesjonalno literatura – pedzioł Neinert a ku těmu dziwoł sie, co autory tak pamiętają godka, kierom sie u nos piěrwyj godało.

Piěrwyj a latoś

nie, jaka tam u was pogoda na Śląsku? Na sugestię, że tu też jest Śląsk, padnie natychmiast odpowiedź: ale Dolny! Tak, jakby Dolny Śląsk przestał być Śląskiem.

Ślůnskie rozbudzenie Z tym, że właśnie całą tę misterną polską układankę diabli biorą. Mniejszość niemiecka Opolszczyzny, gdy jej się bliżej przyjrzeć, deklaruje bardziej śląskość (górnośląskość) niż niemieckość. Wojewódz-

za to Oświęcim i Trzebinię a do opolskiego dolnośląskie Brzeg, Namysłów, Oławę. I wtedy będzie aż sześć województw mających górnośląskie ziemie, a żadne z nich nie będzie w pełni górnośląskie. Kto wie, czy właśnie tak nie będzie wyglądała kolejna próba walki z „zakamuflowaną opcją niemiecką”. Zważywszy na wszystkie dotychczasowe manewry ze śląskimi granicami, nie byłoby to specjalne zaskoczenie. Tylko, że tego rozbudzenia uśpić nazad się już nie da. DARIUSZ DYRDA

Gdy oddawaliśmy ten tekst do druku, media podały informację o śmierci prof. Michała Kuleszy. Propozycja podziału kraju na 12 województw w 1998 roku była jego autorstwa. Reszta to już wynik politycznej gry, więc proszę - szanowne media - nie mieszać prof. Kuleszy do powołania województwa opolskiego.

Łońskigo roku jury nie poradziło wytypować trzech dobrych prac, tuż przīznało niě inoś trzī nagrody, nale tyż 7 wyrůżniěń. Laureatěm był těż nasz szef-redachtůr Dariusz Dyrda, za komedio „Opcjo Wnuka”. Nale nojważniejszo, I nagroda, nafasowoł Roman Gatys ze Tarnowskich Gór. Za sztuka „Byzuch ze Rajchu” we kierěj pokozoł roztomaite ślůnski losy za wojny, a po wojnie, pokozoł jak familie sie potajlowały na tych, co we Niěmcach i na tych, kierzī sam ôstali. Tuż kiej latoś we drugij edycje pokozało sie, co autorem zwyciěnskij sztuki je zaś Roman Gatys, mało fto poradził sie nadziwać. Latosio jego sztuka mo miano "Trzī dni s żywota ołbersztajgra Pozora" – a ôpowiado ô trzech dniach 1945 roku, kiej ze Ślůnska tracom sie Niěmce a na jejch plac kludzom sie Rusy. Gatys zaś we sztuce pokozoł kans naszěj historie. – Rod pisza te sztuki, a to je okazja, coby niě pisać jejch do szuflady – pedzioł o konkursie som Gatys.

Inoś historio Wtůry plac nafasowoł Marcin Szewczyk za drama „Wojna Domowo” a trzeci Roman Kocur za „Rajzěntasza”. Ku těmu było těż 10 wyrůżniěń. Jurory pedziały, co łońskigo roku poziom był srogi, a latosi niě był gorszy. Nale kiej srůwnać prace, kiere nafasowały prěmie ůwdy a latoś, trza pedzieć,

co we 2012 były i tragedie, i komedie, i powiastki romantyczne, a spůlnego miały tela, co były po ślůnsku. Latoś zaś prěmie fasowały sztuki, kiere ôsprowiały o naszych rozrachunkach ze historiom. Widno, co juror Ingmar Villqist, kiery těn konkurs wymědikowoł, szukoł sztuk podanych na włosno „Miłość w Königshütte”. Na trefie we Korezie narychtowane były tyż ksiůnżki ze nagrodzonymi sztukami ze piěrwějszego konkursa. Je hań 10 jednoaktůwek, a ksiůnżka mianuje sie „Bysuch s Rajchu” – tak jak nojlepszo sztuka Gatysa. Graficznie ksiůnżka zaprojektowoł profesor Marian Oslislo ze katowickij Akademie Sztuk Pięknych, nale chneda każdy, fto jom uwidzioł, pado co je kiczowato. Som to same tytki ze roztomaitych nimieckich produktůw a maszketůw. Ksiůnżki niě idzie kupić, trefiła inoś do Bibliotek, Domůw Kultury a inakszych takich placůwek. Inoś ciěnżko pedzieć, czy amatorski teatry bydom mogły s tych sztuk skorzystać. Czamu? - Wydowca posłoł kożděmu autorowi umowa, we kierěj było napisane, co wszystki prawa do sztuki mo wydowca, tuż prawo wystawianio tyż. Jo těj umowy niě podpisoł, tuż moja sztuka kożdy może se wystawiać, ale tych, kierych autorzy umowa podpisali – nie! – tuplikuje nasz szefredachtůr Dariusz Dyrda.

Chcesz grać po ślůnsku? Zamůw sztuka Trza tyż niestety pedzieć, co konkurs mo taki regulamin, iże ciěnżko napisać hań sztuka, kiero nadowo sie na scena. Jednoaktůwki do 10 stron som ku těmu za krůtki. Sztuka „Marika” Dariusza Dyrdy, kiero bez dwa roki je durś grano przī pełnych zalach, je sztěry razy długszo ôde „Opcji Wnuka”. – Bez tuż eli jaki ślůnski amatorski teatr chce, coby mu sztuka napisać, mogą jom napisać genau do tego teatra. We amatorskich teatrach czasem som chneda same baby, inakszym razem chneda same młode chopy, tuż sztuka trza napisać pod taki manszaft, jak je. Ale to těż je fajne pisani – pado Dyrda. Roman Gatys tyż rod tako sztuka napisze. Różnica je tako, co po Dyrdzie idzie sie spodziewać raczěj komedie, kiej widownia bydzie sie durś lachać a zaś po Gatysie sztuki rozrachunkowěj. A zaś my by byli radzi, coby we Korezie niě ino były konkursy na sztuki po ślůnsku, ale sztuki te były tyż wystawiane. (JN)


W

12

Cajtung do bajtli

1393 roku wojska polskiego króla Jagiełły napadły na Ziemię Wieluńską, będącą częścią księstwa opolskiego. Opolczyk musiał bronić się sam, cesarza niemieckiego to nie interesowało, gdyż Ziemia Wieluńska nie była częścią Śląska, a więc i Czech oraz cesarstwa niemieckiego. Jagiełło małe księstewko bez trudu pokonał – i Ziemię Wieluńską włączył do Polski. Tak to Częstochowa ze swoim śląskim klasztorem przeszła pod polskie panowanie. Stosunki między książętami śląskimi a polskim monarchą były coraz bardziej napięte. W takiej sytuacji wybuchła wojna polsko-krzyżacka 1409 roku, o losach której zdecydowała bitwa pod Grunwaldem, 15 lipca 1410 roku. Czeski monarcha, któremu podlegał Ślą sk opowiedział się po polskiej stronie – więc czeskie rycerstwo też. Jednak znaczna część śląskiego rycerstwa – i kilku śląskich Piastów – okazało czeskiemu królowi nieposłuszeństwo, stając (także w grunwaldzkiej bitwie) po krzyżackiej stronie. Dowodzi to, że nawet wówczas, w XV wieku, śląscy Piastowie nadal prowadzili samodzielną politykę zagraniczną, więc zachowali sporą część suwerenności. Ich zależność od króla Czech była bardzo niewielka. Przy okazji warto wspomnieć, że wojna polsko-krzyżacka nie była żadną wojną polsko-niemiecką. Po pierwsze Państwo Zakonne nie było częścią cesarstwa niemieckiego. Po drugie król czeski Wacław Luksemburczyk, który stanął po polskiej stronie, był władcą niemieckim a Czechy były częścią cesarstwa niemieckiego. Po trzecie po stronie zakonu licznie walczyli oprócz Niemców

STYCZEŃ 2013 R.

Historia Śląska, tajla VI

także Flamandowie oraz Walonowie (a więc dzisiejsi Holendrzy i Belgowie), Burgundowie (Francuzi), Sabaudczycy, Piemontczycy (Włosi), Szwajcarzy. A także nieco Polaków. Warto też dodać, że po polskiej stronie było nieco niemieckiego rycerstwa, zaś po zakonnej – polskiego. Wracając zaś do śląskich książąt – ich udział po stronie krzyżackiej w tej wojnie skutkował niebawem ich inną postawą w kolejnych działaniach wojennych. A zaczęły się niebawem, kiedy czeski ksiądz Jan Hus spróbował zreformować Kościół, krytykując bogactwo i rozkład moralny duchowieństwa. Hus próbował wrócić do Ewangelii. Śląsk leżał w królestwie czeskim, więc jego nauki bardzo szybko trafiły i do nas. A gdy w 1415 roku, wbrew gwarancjom bezpieczeństwa, Husa - przybyłego na sobór w Konstancji – spalono na stosie, rozpoczęło się czeskie powstanie, które z przerwami trwało… 230 lat, i zakończyło dopiero wraz z końcem Wojny Trzydziestoletniej (1648). Zwolennicy Husa okazali się świetnymi żołnierzami – i w 1419 roku zdobyli Husyci Pragę. A rok później z Wrocławia wyruszyła przeciw nim katolicka krucjata. Wszyscy książęta śląscy uczestniczyli w tej krucjacie, a gdy husyci pokonali najeźdźców, władcy Śląska zawarli sojusz obronny przeciw husytom. Co ważne, w tej fazie wojny Polska popierała husytów, którzy zapropo-

Na słynnym obrazie Matejki na pierwszym planie leży obalony blondyn mający tarczę z czarnym orłem na białym polu. To herb Piastów Śląskich a tym rycerzem jest Konrad Biały, który przeciw Polsce walczył po stronie krzyżaków. wskazują w sposób jednoznaczny takie elementy, jak jasne włosy (stąd przydomek Biały) oraz należąca do niej tarcza z czarnym orłem Piastów dolnośląskich w złotym polu.

nowali Jagiellonom królewski czeski tron. A śląscy książęta – wszyscy, co do jednego – zawarli sojusz przeciw Jagiellonom, a więc i państwu polskiemu. Koalicję tę rozszerzono o króla czeskiego i krzyżaków, a jej celem był… rozbiór Polski. Śląscy książęta zapewne planowali dla siebie Wielkopolskę i zachodnią część Małopolski. Oraz na pewno utraconą niedawno Ziemię Wieluńską. Przestraszeni groźbą wojny z tak licznymi wrogami, Jagiellonowie wycofali się na dwa lata z popierania husytów. A husyci w 1428 roku w odwecie najechali zbrojnie Śląsk (wcześniej najechali Austrię, Bawarię i Węgry). Husyci zdobyli między innymi miasta górnośląskie: Kluczbork, Strzelin Otmuchów i Gliwice. Inne śląskie księstwa, jak opawskie i (leżący wówczas na Śląsku) oświęcimskie wykupiły się Husytom, zawierając z nimi układy. Biskup wrocławski Konrad, z rodu śląskich Piastów próbował walczyć z husytami, poniósł jednak kilka klęsk. Zaś najpotężniejszy władca górnośląski Bolko V Opolski, duszą i ciałem przystąpił do husytów. To za jego panowania językiem urzędowym stał się w księstwie opolskim czeski. Bolko Opolski tym działaniem na dobre kilkadziesiąt lat powstrzymał germanizację Śląska. Nie chciał jednak słyszeć o podległości królowi polskiemu, więc według pewnego obecnego polskiego polityka, i on był „zakamuflowaną opcją niemiecką”. Pozostali książęta śląscy w wojnach husyckich opowiadali się po tej lub tamtej stronie, a najczęściej unikali jednoznacznych deklaracji. Podobnie śląski lud – jedni przyjmowali husytyzm, inni trwali przy katolicyzmie. Wojny husyckie trwały już ponad 20 lat, gdy brat polskiego króla (sam późniejszy król) Kazimierz Jagiellończyk zjawia się w 1440 roku na czele armii we Wrocławiu, żądając od stanów śląskich, aby uznały zwierzchność króla Polski. Warunki te przyjął jedynie Bolko V, Śląscy książęta i ich rycerstwo stanowczo odrzucili polskie żądania i pozostali wierni monarchii czeskiej. Wybuchła wojna śląsko-polska. Po dwóch latach działań wojennych część śląskich książąt (Bolko głogówecki, Bernard niemodliński, Mikołaj i Wacław opawscy, Jan, Wacław i Przemko oświęcimscy) zdecydowała się

Jan Hus – czeski teolog i bohater narodowy. Niebawem minie 600 lat od czasu, gdy Ślązacy podzieli się na jego zwolenników i przeciwników.

złożyć hołd Jagiellończykowi, pod warunkiem jednak, że zostanie królem czeskim. Czeski tron opanowali jednak Habsburgowie i polski królewicz musiał opuścić Śląsk – pozostawiając tutaj ogólną niechęć do polskiej okupacji. Wzmogła się jeszcze za kolejne dwa lata, gdy główny okupant – Kazimierz – został królem Polski. Warto jeszcze dodać, że w 1443 roku książę cieszyński sprzedał biskupowi krakowskiemu Ziemię Siewierską ( a więc część obecnego Zagłębia, z Siewierzem i Czeladzią), pozostawiając ją jednak w księstwie śląskim. Gdy biskup próbował przyłączyć kupioną ziemię do korony polskiej, książę opolski Bolko V – mając świadomość dysproporcji sił – zaatakował Polskę. Poparli go inni górnośląscy książęta. Wojna górnośląsko-polska trwała do 1452 roku, nie przynosząc zmian granic. To właśnie opisując tę wojnę sławny polski kronikarz Jan Długosz napisał swoje zdanie: Żaden naród sąsiadujący z Królestwem Polskim nie jest bardziej zawistny i wrogi Polakom od Ślązaków. Za miesiąc dalej będziemy opowiadać o wojnach husyckich, o tym, jak Śląsk leżał nawet na Węgrzech. A także jak trafił pod władzę Jagiellonów. Jednak nie do Polski – to Jagiellonowie zostali królami Czech.

Momy zima. A kiej zima, tuż idzie grać w zimowe graczki.

Idzie kiełzać na kieł-

zawce (ślizgać się na

kastrol

sonki

ślizgawce), jeździć na

marekwia

skijach, (jeździć na nar-

tach), ciepać sie kulkami

ze śniegu (śnieżkami) a

mietła

ciepać

kiej kulomy bałwana, na

głowie musi mieć kastrol (garnek), we gorści

kiełzać

mietła, musi těż mieć

knefle a ôczy ze wonglo a nos ze marekwie (marchwi).

Kiej wrůcymy do dom,

wszystko nos uziombo,

bez tuż nojlepij siednonć se we zeselu (fotel) pod dekom.

knefek skije

kiełzawka


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.