Ślunski Cajtung 01/2014

Page 1

GAZETA NIE TYLko dLA TYCH kTÓRZY dEkLARUJĄ NARodoWoŚć ŚLĄSkĄ

CZASoPISmo GÓRNoŚLĄSkIE

Polska zgłupiała

C

zy Polska zupełnie zgupiała? Od kiedy to upominanie się o autonomię oznacza separatyzm? A najwyraźniej tak myśli polski Sąd Najwyższy, tak myślą polscy politycy i prawnicy. Czego dowodzą, składając doniesienia na Przewdzinga, na Twardocha. Zdo mi sie, iże momy inoś jedna cesta, coby nom dali pokůj. Wywojować we sejmie uznanie nos za grupa etniczno. Tuż startujemy, a piszŷmy ô tym niě inoś sam, na piŷrszyj zajcie, ale tyż na zajtach 3,4,5 ( a przý okazji werci sie przeczytać zajty 6 a 7). A zaś trocha dali spominomy naszo Tragedio. Spominomy to, co we 1945 roku nawyrzondzali nom społu Rusy a Poloki. Jakby tego było mało, dzisio polski arcybiskup a polityki udowajom, co to je polsko martyrologio. Dziwno to nacyjo: miast zagarnonć inakszym państwo, gelt, technologie – průbujom zrabować i przywłaszczyć se naszo martyrologio. Swojij im niŷ styko? Ale niŷ ino martyrologio nom rabujom. Na zajcie 11 możecie se poczytać, jak to Warszawa dzieli gelt na kultura. Hań, we Warszawie mianuje się to możne „dzielić”, ale po naszŷmu to je rychtyczny rab. A zaś na zajcie 10 znondziecie felietony, kiere przudzij zawdy były na 9. Niě znondziecie sam konska o plebiscycie Dziennika Zachodniego, na najgłośniejszych ludzi województwa w 2013 roku. Skirz tego, co Cajtung wysyłali my do druku na dwie godziny przed końcem welowanio w internecu. Ale i tak idzie pedzieć, co ślůnsko nacyjo hań wygrała! Na piěrszych 10 placach je aż sześciu ludzi, kierzy padajom, iż esom ślůnskij nacyje. Som to: Jorg Gorzelik (plac 3), Pyjter Langer (plac 4), poseł Marek Plura a nasz redachtůr Darek Dyrda (plac 5 a 6, różnica minimalno, tuż niě wieda, jak sie skończyło), dr Małgorzata Myśliwiec a pisorz Szczepan Twardoch (9 i 10). Dali, na 13 a 14 placu som tyż Kazimierz Kutz a Paweł Polok. Ale dziepiěro daleko za nimi ci, kierzy niě chcom uznanio ślůnskij nacyje: abp Wiktor Skworc (plac 16), prof. Franciszek Marek (18), szef Solidarności Piotr Duda (19), poseł PiS Stanisław Pięta (20). To pokazuje, co dziś na Wiŷrchnim Ślůnsku godnij ludziůw weluje za ślůnskom nacyjom, niźli noprzeciw. Interesantne, czy Dziennik Zachodni, w kierego plebiscycie sie to pokozało, weźnie se tako launa do serca… AdAm moćko

NR 1 (26) STYCZEŃ 2014 ISSN 2084-2384 NR INdEkSU 280305 CENA 1,50 ZŁ (8% VAT)

Będziemy zbierać podpisy

Godzina Ś! To jeszcze nie powstanie, ale odwołanie się do sławnej polskiej „Godziny W” pokazuje, że cierpliwość Ślązaków jest na wyczerpaniu. Czarę goryczy przelał chyba Sąd Najwyższy, który 5 grudnia odrzucił rejestrację Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Od roku już legalnie przecież działającego.

W

śląskich środowiskach zawrzało – i wrócił pomysł, by stworzyć obywatelski projekt ustawy. Aby go zgłosić do Sejmu, potrzeba 100 000 podpisów. – Zbierzmy je – wezwał nazajutrz po decyzji sądu poseł Marek Plura. Dotychczas stał na stanowisku, że wystarczy do ustawy wpisać język śląski a uznanie nas za narodowość nie jest potrzebne. - Ale jeśli sąd twierdzi, że nie może istnieć stowarzyszenie narodowości śląskiej, bo takiej narodowości nie ma w ustawie, to znaczy, ze trzeba ją do ustawy wpisać. Jeśli zaś mimo podpisów kilkuset tysięcy ludzi Sejm

K

uzna, że nie zasługujemy na to, by być grupą etniczną, jak choćby Łemkowie czy Karaimowie, to będzie już można mówić, że Ślązacy są w Polsce represjonowaną grupą etniczną – poseł

S

nie kryje swojego rozżalenia. Ale i nadziei, że jednak Sejm RP, widząc determinację Ślązaków, pójdzie po rozum do głowy i uzna nas za grupę etniczną.

ąd Najwyższy stworzył pisemne uzasadnienie decyzji z 5 grudnia 2013 roku, o odrzuceniu rejestracji Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej i odesłanie jej do ponownego rozpatrzenia w Opolu. Nie będziemy tego uzasadnienia cytować, bo merytorycznie nie różni się niczym od tego, co już 5 grudnia napisał w swoim komunikacie. Uzasadnienie to spotkało się z ogromnie krytycznym przyjęciem przez środowiska prawnicze, które rzadko aż tak nisko oceniają orzeczenia Sądu Najwyższego. Tym razem prawnicy najróżniejszych środowisk, z całej Polski, nie zostawiają na orzeczeniu SN suchej nitki. Oto fragment komentarza mecenasa Tomasza Snarskiego, gdańskiego adwokata a zarazem pracownika naukowego Uniwersytetu Gdańskiego: Komentowany wyrok SN wraz z jego uzasadnieniem zasługuje na krytyczną ocenę. Przede wszystkim SN zlekceważył podstawowe

ażdego roku w ostatnią sobotę marca śląskie organizacje przypominają Tragedię Górnośląską. Przypominają te straszne dni 1945 roku, gdy wyzwoliciele od hitleryzmu, okazali się katami ludu śląskiego. Gdy Armia Czerwona i państwo polskie potraktowały Ślązaków z wielkim i niczym nieuzasadnionym bestialstwem. Gdy znęcano się nad nami, osadzano nas w obozach koncentracyjnych, wywożono na katorgi. Mordowano. Upamiętniamy ofiary tamtych dni Marszem na Zgodę. 10-kilometrową trasą, którą w styczniu 1945 roku pędzono mieszkańców

Aby jednak tego dokonać, musimy w trzy miesiące zebrać 100 000 podpisów. Szerzej o tej tematyce piszemy na stronach 3, 4 i 5 (a nawiązujemy też do niej na stronach 6 i 7).

prawo człowieka do decydowania o własnej tożsamości, co jest szerszą częścią godności ludzkiej (…) Dlaczego polska prokuratura sprzeciwia się rejestracji stowarzyszenia osób będących obywatelami polskimi, którzy po prostu czują inną, niż polska, przynależność narodową? Dlaczego SN powiela, chociaż niewyrażone expressis verbis, stereotypy i obawy? Dlaczego sądy lub ustawodawca mają decydować o czyjejś przynależności narodowej? Czytając wyrok SN odnosi się wrażenie, jakby przez drugą połowę XX wieku i pierwsze lata XXI wieku nie dokonała się jakakolwiek transformacja w międzynarodowym i europejskim systemie ochrony praw osób należących do mniejszości narodowych i etnicznych. Czy można zapomnieć o historycznych krzywdach wyrządzonych ludziom tylko z powodu ich odrębności narodowej? Czy naprawdę można przyjąć, że orzeczeniami sądowymi lub rozwiązaniami ustawowymi można skutecznie zahamować rozwój odrębnej narodowości?

Katowic do obozu koncentracyjnego na świętochłowickiej Zgodzie. 25 stycznia 2014 roku o godzinie 12:00 wyruszamy z przystanku Katowice-Dąbrówki przy ul. Gliwickiej, idziemy ul. Gliwicką, potem przez ul. Armii Krajowej (Chorzów-Batory / Wielkie Hajduki), ok. 13:30 dotrzemy pod dawną halę targową w Świętochłowicach (ul. Katowicka 31a). Po krótkich uroczystościach pójdziemy dalej, w stronę bramy obozu Zgoda. Tam ok. 14:30 rozpoczną się główne uroczystości obchodów Tragedii. A obchody te ostatnio nabierają zupełnie nowego znaczenia. Bo oto mamy do czynienia z próbą ogromnego oszustwa – z próbą wmówienia opinii publicznej, że to kolejna polska martyrologia. Że to Polacy stali się w tej tragedii ofiarami. W kampanii tej biorą udział najważniejsze osoby w województwie, jak choćby marszałek tego województwa Mirosław Sekuła czy arcybiskup Wiktor Skworc. Opowiadający, wbrew oczywistym historycznym faktom, że do sowieckich kopalń wywożono ze Śląska… polskich patriotów. Ich środowiska będą starały się taką wersję wydarzeń wmówić opinii publicznej. Nie możemy na to pozwolić. Zaprotestuj, idąc z nami 25 stycznia z Katowic na Zgodę.

Podczas Marszu na Zgodę albo na stronie www.naszogodka.pl idzie kupić roztomaite ślůnski tresiki, a ksiůnżki!!! Zademonstruj swoja narodowość ślůsko !!!

Dej pozůr. Cołki asortyment ślůnskich gadżetůw idzie kupić w kożdo sobota a niedziela na parterze krytej pływalni w Lędzinach (ul. Lędzińska 14). Godz. 10.00-18.00


2

STYCZEŃ 2014 R.

Rząd klepnął krakowice Niestety, 8 stycznia rząd RP przyjął Strategię Rozwoju Polski Południowej, rozumianą przez rząd, jako województwa śląskie i małopolskie. Strategia ta zwana jest powszechnie Krakowicami.

samą, którą poprzednio uchwaliły samorządy województw śląskiego i małopolskiego. A która powoduje, że w myśl polskiego prawa jednym dużym regionem stają się Katowice z Krakowem, a nie Katowice z Opolem. Dokument ten to dalsze zamazywanie, zacieranie granic Górnego Śląska, a jest to tym boleśniejsze, że w sejmiku województwa śląskiego opowiedzieli się za nim także radni RAŚ. W strategii chodzi o współpracę w dziedzinie nauki, inwestycji, ochrony przeciwpowodziowej. Niby nic aż tak dla naszej tożsamości groźnego. Ale tylko pozornie. Bo gdy raz województwo śląskie trafi do regionu Polska Południowa, a opolskie do Polski Zachodniej, to śląskie poczucie wspólnoty jeszcze osłabnie. A tak, jak dziś media nazywają „regionem” obszar od Częstochowy a nawet Wielunia po Cieszyn i Żywiec, tak za parę lat naszym regionem będzie Zakopane, ale nie będzie Góra Świętej Anny.

Marek Plura, poseł który od kilku lat walczy o język śląski i narodowość śląską, mówi: - Krakowice to koniec dla Śląska! Naszym naturalnym, historycznym, kulturowym, cywilizacyjnym regionem jest Śląsk. Górny Śląsk. Jego granice są historyczne, ale też da się w nich zbudować nowoczesny, mocny region. Mieszka tu przecież cztery miliony ludzi, więcej jak dziesięć procent ludności Polski. Nie potrzebujemy się z nikim łączyć, by stanowić w Polsce i Europie silny region! Żyjmy z Małopolską dobrze, ale po sąsiedzku. A nie jako jeden regon, bo nim przecież nie jesteśmy. Zwolennicy Krakowic podkreślają, że nowy unijny budżet będzie preferował projekty ponadregionalne, i choćby z tej przyczyny należy się łączyć. - Jeśli za regiony uznawać dzisiejsze województwa, to projekty ponadregionalne mogą też dotyczyć współpracy województwa śląskiego i opolskiego. A jeśli za regiony uznawać to, co jest nimi rzeczywiście, czyli Śląsk, Małopolskę, Wielkopolskę, Mazowsze, to wtedy współpraca Katowic z Żywcem i Sosnowcem jest ponadregionalna, bo Katowice leżą na Śląsku a Żywiec i Sosnowiec w historycznej Małopolsce. Więc tak naprawdę chodzi nie o unijne dyrektywy, ale o zamiary warszawskich władz, aby niszczyć resztki poczucia górnośląskiej jedności – mówi Piotr Długosz, prezes Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej.

Z internecu: Zaniepokojenie posła Plury ma swoje uzasadnienie. Tzw Beskidzka droga integracyjna jest wymierzona w interesy Górnego Śląska. Musimy zdecydowanie podkreślać, że te 3 mld będą wydane PRZECIWKO nam, bo fałszywe hadziajstwo, będzie chciało wmawiać, że to dla naszego dobra. Prawdę mówiąc taki wydatek zaszkodzi harmonijnemu rozwojowi całej Polski południowej włącznie z Krakowem. Ale Polakom takie straty są niestraszne, jeśli pomogą uderzyć w nasz region. Podobnie było z Euro 2012. Wydatki 100 mld, zysków żadnych, ale za to Górny Śląsk i Stadion Śląski udupione. BDI nie zintegruje Beskidu Śląskiego z Żywieckim, Makowskim, Wyspowym, Sądeckim i Niskim. Jej celem jest zintegrowanie Beskidu Śląskiego z Krakowem. (..) te 3 mld ( na początek) mają iść na wydłubywanie Beskidu Śląskiego, ze Śląska.

Homo sapiens pedzioł tak

S ł aw o m i r K ł o S ow S K i , (poseł PiS) o swoim donosie na burmistrza Przewdzinga: „Dodatkowo zmotywowały mnie do tego dochodzące nie tylko z Opolszczyzny, ale i Śląska sygnały o tym, że postulaty burmistrza Zdzieszowic popierają inne samorządy. Uważam,

Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: poczta@naszogodka.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Promedia, Opole Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.

że trzeba przerwać to błędne koło zmierzające do łamania konstytucji. Tuż mocie. We Polsce momy tera posłůw, kierzy nie rozumiejom, co nawoływać do łomanio konstytucje, a nawoływać do zmiany konstytucje, to niŷ je jedno. Łomanie konstytucje to łomanie prawa, a zaś kożdy mo prawo chcieć, coby konstytucja była inakszo. Coby Sejm jom zmienił, bo je zło. Dieter Przewdzing niŷ nawołuje do powstanio, ino do zmiany polskigo złego prawa na dobre. Eli ôn je przestempcom, to takim samym przestempcom je kożdy biskup, kiery uznowo ustawa aborcyjno za zło. Ale w demokracje kożdy mo prawo agitować za zmianom prawa. To rychtig gańba, co w demokratycznym państwie som takie posły. I to że som one ze partii, kiero w nazwie mo Prawo.

Czy to początek represji wobec górnośląskich poglądów?

Pisarz podejrzany

Czas, kiedy państwo zaczyna ścigać pisarzy za to, co powiedzieli lub napisali – to koniec demokracji. Dlatego w najbliższym czasie przekonamy się, czy Polska, przynajmniej wobec Ślązaków, jest jeszcze państwem demokratycznym. Bo oto do poznańskiej prokuratury wpłynęło podejrzenie popełnienia przestępstwa przez Szczepana Twardocha, bardzo ostatnio głośnego pisarza, autora sławnej Morfiny. Twardoch, jednoznacznie deklarujący narodowość śląską, po wyroku z 5 grudnia 2013 napisał na swoim facebookowym profilu: „Kilkaset tysięcy ludzi zasadniczo myli się w kwestii własnej tożsamości etnicznej; sędzia z Warszawy wie lepiej, bo tak go w szkole nauczyli. (...) Pierdol się, Polsko”. Wprawdzie była to informacja tylko dla jego znajomych, ale któryś z nich zlekceważył prywatność i wyniósł wpis do mediów. Wypowiedź spotkała się z ogromnym poparciem Ślązaków, jednak polskie media, a zwłaszcza internauci ostro go krytykowali. A poznański prawnik Michał Boruczkowski doniósł do prokuratury. „Według mnie pan Twardoch naruszył art. 133 kodeksu karnego, który mówi o publicznym znieważaniu Rzeczpospolitej Polski. Grożą za to nawet trzy lata więzienia” – tłumaczy w rozmowie z „Gazetą”.- wyjaśnia Boruczkowski. Wypowiedzią Twardocha poczuł się osobiście dotknięty. I jakoś nie przyszło mu do głowy, jak poczuł się Twardoch, gdy Sąd Najwyższy

stwierdził, że nie może się czuć tym, kim się czuje. Teraz czekamy na decyzję prokuratury. Jeśli po przesłuchaniu Twardocha prokuratura uzna, że rzecz jest warta dalszej uwagi – to mamy już ten moment, gdy państwo ściga pisarzy za wolność słowa. A co będzie dalej? * * * Natomiast poseł Sławomi Kłosowski z opolskiego PiS zaatakował „z grubej rury”. Oskarża otóż Dietera Przewdzinga, burmistrza

nadania Górnemu Śląskowi autonomii gospodarczej, tak, by kwestie podatkowe pozostawały w gestii regionu. By firmy funkcjonujące tutaj musiały mieć swoje siedziby na Ślasku, a nie w Warszawie czy innych miejscach. - Nie mam pojęcia jak miałoby to naruszyć integralność czy jedność państwa. Przecież właśnie dlatego, by nie być o takie zamiary podejrzewanym, wyraźnie podkreślam, ze chodzi mi tylko o autonomię gospodarczą,

Jeśli po przesłuchaniu Twardocha prokuratura uzna, że rzecz jest warta dalszej uwagi – to mamy już ten moment, gdy państwo ściga pisarzy za wolność słowa. A co będzie dalej? Zdzieszowic o zamiar osłabienia jedności i naruszenia integralności państwa polskiego, wynikające z konstytucji. I zawiadomienie o podejrzeniu takiego przestępstwa przez Przewdzinga złożył w prokuraturze. I to generalnej! Prokurator generalny przekazał sprawę do apelacyjnej we Wrocławiu. Wrocławska posłała do Opola, opolska przesłała do Kędzierzyna-Koźla. Terz tu będą badać, czy Przewdzing naprawdę działa na szkodę państwa. Przypomnijmy – Dieter Przewdzing lansuje od niemal pół roku, podobnie jak od dawna RAŚ, ideę autonomii Górnego Śląska. Chociaż Przewdzing tym różni się do raśowców, że mówi tylko o autonomii gospodarczej. Mówi, ze Warszawa rozkrada Śląsk i robi z nas biedaków. Czyli… powtarza publicznie to, co prywatnie mówi niemal każdy Ślązak. Uważa, że lekarstwem na te problemy jest

nie polityczną. Jeśli polityczną władzę ma nadal sprawować Warszawa, to jak niby można mówić o zamiarze oderwania od Polski? – Przewdzing nie kryje swojego zdumienia. My też. Na razie nie ma wprawdzie powodu do obaw. Każdy obywatel teraz ma prawo w prokuraturze złożyć podejrzenie popełnienia każdego, najdziwaczniejszego przestępstwa. Kwestią jest, co z tym zrobi prokuratura. Poczekajmy więc. Ale jedno jest pewne. Oto zbieramy żniwa absurdalnych decyzji polskich sędziów (w sprawie RAŚ przeciw Napieralskiemu albo w orzeczeniu Sądu Najwyższego z dnia 5 grudnia 2013 roku) gdy okazało się, że sędziowie ci nie rozumieją, czym różni się autonomia od separatyzmu. Że autonomia to forma samorządności a nie niepodległość! dd, mP

o śląskość w parlamencie europejskim

Duże szanse, że do parlamentu europejskiego po raz pierwszy trafią eurodeputowani deklarujący narodowość śląską. W wyborach zarządzonych na 25 maja 2014 roku wystartuje bowiem kilka takich osób, mających szanse na mandat.

S

tart w wyborach już ogłosił Kazimierz Kutz. Jeśli tylko jego lista wywalczy w województwie śląskim mandat, przypadnie on bez wątpienia Kutzowi – bo ma on na tej liście pierwszą pozycję i ma stanowić jej lokomotywę wyborczą. Kutz nie byłby pewnie - z racji chociażby wieku – zbyt aktywnym europejskim parlamentarzystą. Ale może raz w sprawie narodowości śląskiej zdołałby tam wystąpić? Sęk jednak w tym, że Twój Ruch (Palikota) ostatnio w sondażach ma problemy z przekroczeniem progu wyborczego, i o mandat wyborczy będzie mu bardzo trudno. A wreszcie na drugim miejscu jest Adam Gierek, postać w Zagłębiu niemal kultowa. Jeśli wygra z Kutzem, to może się okazać, że głosując na reżysera wyślemy do Brukseli nie jego, lecz sosnowieckiego profesora. Wbrw pozorom większe szanse od Kutza ma Marek Plura. Ten tytan pracy na wózku inwalidzkim najprawdopodobniej też wy-

startuje do Brukseli. Jemu jednak Platforma Obywatelska na pewno pierwszego miejsca nie da, zapewne będzie gdzieś w środku listy. Ale to nic – nasz okręg zależnie od frekwencji będzie miał 6 do 10 mandatów. Najpewniej koło 8. A to oznacza, że PO dostanie zapewne cztery. I czwarty wynik listy PO, dzięki dwóm dużym elektoratom, narodowości śląskiej i niepełnosprawnych – Plura ma raczej pewny. A Marek Plura to największy bojownik o uznanie języka śląskiego, pomysłodawca zbierania podpisów pod ustawą o narodowości śląskiej. Jego obecność w Brukseli oznaczać będzie, ze z tamtejszej mównicy nieraz będzie się upominał o narodowość śląską w Polsce. Bo Kutz lubi o tym opowiadać w telewizji, ale w samym parlamencie o wiele większą aktywność wykazuje poseł na wózku. Zapowiada też walkę o śląskie sprawy w Brukseli. O euro parlament będzie się też podobno ubiegał poseł Piotr Chmielowski. Usunięty z Ruchu Palikota, reprezentuje obecnie SLD. Piotr Chmielowski także deklaruje narodowość śląską i zaangażował się w zbieranie podpisów pod jej projektem ustawy. Ale biorąc pod uwagę, że w zasięgu SLD jest jeden, może – przy maksymalnej frekwencji - dwa mandaty, to jego szanse są minimalne. A zamiast tego nasze głosy przypadną Markowi Baltowi, liderowi SLD z Częstochowy, który działalność RAŚ po-

równuje z … Mein Kampf Adolfa Hitlera. To jedyne trzy partie, które na swoich listach umieszczą przedstawicieli narodowości śląskiej. PiS odnosi się do niej z jawną wrogością, osoba przyznająca się do narodowości śląskiej byłaby pewnie z partii wyrzucona, a nie nagrodzona miejscem na liście do Brukseli. Głosując na PiS, szkodzimy więc tak naprawdę śląskiej sprawie. Śląscy zwolennicy tej partii mają więc dylemat, czy bliższa im śląskość, czy bliższe sprawy światopoglądowe, reprezentowane przez partię Jarosława Kaczyńskiego. Bo pogodzić tych dwóch rzeczy się nie da. Z tych samych przyczyn, co w PiS, przedstawicieli narodowości śląskiej nie będzie ani na listach partii Gowina, której liderem ma u nas być Marek Migalski. Ale to bez znaczenia, gdyż te partie – podobnie jak PSL czy Nowa Prawica - stanowić będą tylko wyborcze tło i zdobycie przez nie mandatu można między bajki włożyć. Można na nie głosować, żeby podnieść frekwencję, ale czy nie lepiej zwiększyć szanse choćby Plury? W myśl ordynacji do PE ilość mandatów dla naszego województwa związana jest ściśle z frekwencją w okręgu. Nam, zależnie od niej, przypadnie 6 do 10 mandatów. Jeśli więc chcemy aby Śląsk miał ich jak najwięcej, warto iść na wybory. mAGdA PILoRZ


3

STYCZEŃ 2014 R.

Niebawem będziemy zbierać Z JACkIEm TomASZEWSkIm, koordynatorem akcji Godzina Ś, rozmawia Adam Moćko to, wszystkie stowarzyszenia narodowości śląskiej staną się z założenia legalne.

- Gdyby pan w dwóch zdaniach miał powiedzieć, na czym polega „godzina Ś”? - Celem projektu Godzina Ś jest dopisanie Ślązaków do listy mniejszości etnicznych, czyli tak naprawdę zmiana jednego, ale jakże dla nas istotnego, ustępu ustawy. Obecnie w Polsce oficjalnie uznaje się tylko cztery mniejszości etniczne: karaimską, łemkowską, romską i tatarską. Wymienia je artykuł 2 ustęp 4 ustawy o mniejszościach narodowych. My chcemy dopisania piątej - śląskiej.

- Co nam to da? - Taka zmiana niesie za sobą sporo korzyści. Przede wszystkim automatycznie rozwiązuje sprawę godki śląskiej i przyznaje jej status języka regionalnego. To także sfinansowanie edukacji regionalnej z subwencji oświatowych, od tej pory edukacja regionalna zostanie wpisana w program nauczania w szkołach w wymiarze minimum 30 godzin w jednym etapie edukacji. Uznanie Ślązaków za mniejszość etniczną to także finansowe wsparcie śląskich instytucji kulturalnych, artystów i twórców, pomoc w wydawaniu książek i periodyków pisanych o Śląsku i po śląsku. To także dwujęzyczne tablice oraz możliwość posługiwania się językiem śląskim w urzędach. Oraz usunięcie przeszkód w zrzeszaniu się osób deklarujących narodowość śląską. Gdy załatwimy

- Skąd pomysł aby właśnie teraz skorzystać z konstytucyjnego prawa do obywatelskiej zmiany ustawy? - Pomysł pojawiał się od dawna, stale ktoś o nim wspominał, to w kręgach RAŚ, to innych. Bo jest dość oczywisty. Ale powiedzieć łatwo, zebać sto tysięcy podpisów znacznie trudniej. Jednak już w zeszłym roku w tej sprawie odbywały się spotkania działaczy RAŚ z parlamentarzystami Kazimierzem Kutzem, Markiem Plurą i Piotrem Chmielowskim. Głównym celem tych spotkań było wypracowanie wspólnej strategii działania w słusznej sprawie ponad podziałami politycznymi. Oprócz wspomnianych parlamentarzystów do projektu włączyły się stowarzyszenia regionalne skupione wokół Rady Górnośląskiej. Powiedzmy jednak wprost: momentem, który w znaczący sposób przyśpieszył start projektu był grudniowy wyrok Sądu Najwyższego w sprawie Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Powszechne oburzenie Ślązaków jest tym momentem, kiedy szansa na zebranie stu tysięcy podpisów jest największa. - Na jakim etapie jest teraz projekt? - Pamiętajmy, że aby złożyć obywatelski projekt ustawy trzeba pod nim w trzy miesiące zebrać przynajmniej sto tysięcy podpisów. To duże przedsięwzięcie i potrzeba zaangażowanych w nie ludzi. Dlatego zależy nam na zebraniu minimum 2 500 wolontariuszy, którzy będą zbierać podpisy. Obecnie ich poszukujemy. Dla wolontariuszy przygotowaliśmy także odpowiednie materiały oraz szkolenia. Pierwsze spotkania będą organizowane już w lutym.

- Ilu jest już wolontariuszy? - Po trzech dniach od ogłoszenia akcji chętnych do pomocy jest około 1500 osób. Oczywiście mamy świadomość, że niektórzy zareagowali pod wpływem impulsu, a potem pożytek będzie z nich niewielki. Ale wierzę, że większość zaangażuje się naprawdę. No a nowe zgłoszenia wciąż napływają.

- Kiedy możemy się spodziewać rozpoczęcia zbierania podpisów? - Termin “Godziny Ś”, czyli rejestracji komitetu obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej nie jest jeszcze ustalony. Z przyczyn, o których wspomniałem przed momentem. Od momentu, gdy zgłosimy oficjalnie tę inicjatywę, mamy dokładnie trzy miesiące, ani dnia dłużej. Potrzebujemy więc czasu żeby sprawnie zorganizować całą logistykę, niezbędną przy tak dużym przedsięwzięciu. Mamy nadzieję, że zaczniemy jak najszybciej, ale pewnie nie wcześniej niż na przełomie marca -

70 000. Jeśli będzie choć trochę brakować w tych momentach, to jako odpowiedzialny za projekt będę miał pewnie nieraz duży stres. Ale wierzę, że damy radę. Poza wolontariuszami mamy wszak jeszcze żelazną rezerwę.

- Jaką żelazną rezerwę? - Działaczy i członków RAŚ. Działaczy i członków SONŚ. Projekt nie przypadkiem jest firmowany przede wszystkim przez Ruch Autonomii Śląska. My mamy struktury i setki ludzi sprawdzonych w wielu akcjach.

Gdyby podpisów brakowało, to ja wiem, że RAŚ „rzutem na taśmę”, w weekend jest w stanie donieść dziesięć tysięcy. Ale osobiście wierzę, że przy okazji tego projektu pokażemy, że śląska rzetelność, akuratność, systematyczność jest prawdą a nie tylko mitem – i że wszystko pójdzie zgodnie z planem. kwietnia. Ale uważam, że to dobry moment. Wiosną, gdy jest ciepło, lepiej zbiera się podpisy, niż zimą. A jeśli zaczniemy pod koniec marca, to skończymy, zanim wakacje się zaczną.

- Kwiecień, maj… Okres zbierania podpisów prawie zbiegnie się z kampanią do euro parlamentu. Wybierają się tam podobno wszyscy trzej wymienieni przez pana parlamentarzyści, deklarujący narodowość śląską. Przewidujecie jakieś zaangażowanie wolontariuszy w kampanię do eurowyborów? - Absolutnie! Nie ma mowy. Bez wątpienia sporo ludzi zaangażowanych w projekt będzie zarazem działać na rzecz choćby Kutza czy Plury, bo to wszak polityczne ikony śląskiej narodowości. Ale zasada będzie prosta: kiedy zbieramy podpisy to nie rozdajemy żadnych ulotek wyborczych, nie agitujemy.

- A jeśli zebranie 100 tysięcy podpisów się nie uda? - Nie dopuszczam takiej myśli. Wierzę, że wszystko pójdzie systematycznie, zgodnie z planem. Matematycznie rzecz biorąc po, miesiącu zbierania tych podpisów powinno być nie mniej niż 35 000, po dwóch miesiącach

Miejscy i powiatowi koordynatorzy akcji będą się pewnie wywodzić z działaczy RAŚ, w okresie wiosennym dla organizacji tej Godzina Ś będzie absolutnym priorytetem. Gdyby podpisów brakowało, to ja wiem, że RAŚ „rzutem na taśmę”, w weekend jest w stanie donieść dziesięć tysięcy. Ale osobiście wierzę, że przy okazji tego projektu pokażemy, że śląska rzetelność, akuratność, systematyczność jest prawdą a nie tylko mitem – i że wszystko pójdzie zgodnie z planem. - No to życzę dwustu tysięcy podpisów. - Nie zaszkodziłoby. Do złożenia projektu wystarczy sto, ale im więcej, tym mocniejszy dowód, że Ślązacy masowo tego pragną. SZERZEJ o AkCJI GodZINA Ś CZYTAJ NA STR. 4-5. JaceK tomaSZewSKi - koordynator projektu Godzina Ś, czyli Obywatelskiej Inicjatywy Ustawodawczej, której celem jest nowelizacja ustawy z dnia 6 stycznia 2005 roku o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym.

W bardzo śląskim mieście trwa walka wewnątrz bardzo śląskiej organizacji

RAŚ-owe Chorzowy dwa W ostatnich dniach grudnia rozdzwonili się nasi czytelnicy z Chorzowa, pytając, czy teraz RAŚ – jak niedawno PO a wcześniej PiS – walczy sam ze sobą. Bo dwa chorzowskie koła RAŚ rozpoczęły ze sobą publiczną wojnę.

A

gdy nie rozumieliśmy o co chodzi, odesłali nas do Internetu. Pierwsze było oświadczenie koła Chorzów. Oto jego obszerne fragmenty: „Prezydent – wbrew złożonym w czasie ostatniej kampanii wyborczej obietnicom – przez prawie trzy lata nie robił nic w sprawie budowy nowego stadionu Ruchu Chorzów. Gdy wreszcie - przymuszony żądaniami kibiców - zlecił opracowanie i rozstrzygnięcie konkursu na koncepcję architektoniczną (od 2008 roku władze Chorzowa na koncepcje i projekty nowego stadionu wydały już prawie 4 miliony złotych !), szanse na to, że przed kolejnymi wyborami rozpoczną się prace budowlane, są bliskie zeru. (…) Trudno

jedna uznać, że ekipa Prezydenta „chciała dobrze ale nie wyszło”. Wszak doskonale zdawała sobie sprawę z układu sił w Radzie Miasta. (…)"Dokument podpisali Rafał Adamus oraz Ruch Autonomii Śląska koło Chorzów. Po bodaj trzech dniach zamiast podpisu

Autonomii Śląska uzyskał wpływ na funkcjonowanie miasta, poprzez mianowanie członka zarządu RAŚ Jerzego Bogackiego pełnomocnikiem prezydenta do spraw wielu miejskich przedsięwzięć i inwestycji. Patrząc na zakres jego obowiązków odnosi się wra-

W wyborach samorządowych 2010 roku RAŚ poparł obecnego prezydenta Andrzeja Kotalę – a w ramach porozumienia Ruch Autonomii Śląska uzyskał wpływ na funkcjonowanie miasta . I sytuacja ta trwa do dziś, więc można chyba stwierdzić, ze RAŚ od 2010 roku pozostaje w koalicji z prezydentem Kotalą. A tu nagle atak. Rafał Adamus pojawiła się adnotacja: Uprzejmie informujemy, że w poprzednim wpisie pomyłkowo pod tekstem pojawił się niewłaściwy podpis.”

Przeszli do opozycji? Oświadczenie mogło być zaskoczeniem. Bo w wyborach samorządowych 2010 roku RAŚ poparł obecnego prezydenta Andrzeja Kotalę – a w ramach porozumienia Ruch

żenie, że jest ważniejszy od wiceprezydentów. I sytuacja ta trwa do dziś, więc można chyba stwierdzić, ze RAŚ od 2010 roku pozostaje w koalicji z prezydentem Kotalą. A tu nagle atak. RAŚ mógł oczywiście uznać, iż prezydent Kotala nie rządzi dobrze miastem, że nie dotrzymuje wyborczych obietnic, że w mieście po prostu źle się dzieje. I przestać prezydenta popierać, przechodząc do opozycji. To przecież częsta w polityce rzecz. Ale jeśli tak się rzeczywiście stało, to skąd drugie

oświadczenie, które pojawiło się nieco później?

I zostali przy prezydencie Jest ono podpisane przez trzech prominentnych działaczy RAŚ: Jerzego Bogackiego właśnie, Marka Nowaka (członek Rad Naczelnej z Chorzowa), Mariana Skałbani (szefa koła Chorzów Stary). Czytamy w nim: „Stanowisko p. R. Adamusa nie jest stanowiskiem RAŚ Chorzów – nigdy nie było konsultowane z przewodniczącym koła ani członkami zarządu głównego. Poziom niezrozumienia i brak wiedzy są w tym wypadku porażające. (…) Nie rozumiem czemu miała służyć ta wypowiedź. Pan Rafał Adamus jest mieszkańcem Zabrza, więc powinien wypowiadać się na tematy związane ze swoim miastem. Kolo RAŚ Chorzów odcina się od tekstu i zawartych w nim sformułowań.

To szkodzi wizerunkowi Najwyraźniej atak na władze miasta był przynajmniej dla części władz RAŚ-u zaskoczeniem. A był to atak wychodzący nie

od byle kogo – bo Rafał Adamus jest także, podobnie jak Bogacki, członkiem zarządu Ruchu Autonomii Śląska i bez wątpienia jednym z najbliższych współpracowników Jerzego Gorzelika. A także przewodniczącym Rady Górnośląskiej. Gdy jego podpis znika, okazuje się, że atak ten sygnuje koło Chorzów. Co robi rzecz jeszcze dziwniejszą. Bo Rafał Adamus należy do koła Chorzów Stary, tego samego co Bogacki, Nowak, Skałbania. Tak więc dlaczego jego podpis pojawił się pod oświadczeniem sąsiedniego koła? Wytłumaczenie może być tylko jedno – RAŚ w Chorzowie jest wewnętrznie skłócony. Trwa w nim walka, a jest to walka zapewne o to, kto będzie kandydatem RAŚ na prezydenta miasta: Bogacki czy Adamus. Pozostaje tylko pytanie, dlaczego władze naczelne RAŚ pozwalają na takie działania, które psują w mieście i Internecie wizerunek całego stowarzyszenia. Pociesza fakt, że szefostwo RAŚ zareagowało natychmiast. Rada Naczelna 14 stycznia oba koła rozwiązała, a 16 stycznia powołano nowe, wspólne koło RAŚ Chorzów. Obaj główni oponenci (Adamus i Bogacki) znaleźli się w jego zarządzie. Ale czy to zakończy konflikt? Oby. JoANNA NoRAS


4

STYCZEŃ 2014 R.

Początek był przeciętny, ale w działaniu pokażmy śląską pracowitość, upór i organizację.

Zbierzmy nie sto, ale dwieście tysięcy! O 10 rano w Warszawie przedstawiciele Komitetu składają na ręce marszałka Sejmu 1000 podpisów, tym sposobem uzyskując prawo do zbierania kolejnych 100 000 w sprawie zmiany ustawy. Jeśli zbierzemy w trzy miesiące 100 tysięcy podpisów – możemy złożyć obywatelski projekt ustawy.

J

ednocześnie, o 10 rano w Katowicach, przedstawiciele śląskich organizacji na konferencji prasowej zaczynają zbierać to

Podczas konferencji prasowej 13 grudnia, o godzinie 10.00 za stołem prezydialnym zasiedli miedzy innymi Jerzy Gorzelik, Kazimierz Kutz, posłowie Marek Plura i Piotr Chmielowski. Zapowiedzieli oni założenie komitetu, który zajmie się zbieraniem 100 000 podpisów pod projektem zmiany ustawy o mniejszościach narodowych. Czyli zapowiedzieli robienie czegoś, o czym w śląskim środowisku mówi się przynajmniej od dwóch lat. Obywatelskiego Projektu, który do dotychczasowej Ustawy o mniejszościach narodowych dopisze Ślązaków. Owszem, to duże przedsięwzięcie, z tysiącem wolontariuszy, kilkudziesięcioma koordynatorami lokalnymi – bo zebrać sto tysięcy podpisów nie jest łatwo. Ale czy na pewno 13 stycznia był tak ważnym wydarzeniem, jak to zapowiadano? Wprawdzie Kazimierz Kutz mówił: - To historyczna chwila. Po raz pierwszy mamy do czynienia z czymś takim”, ale to nieprawda. Historyczna chwila będzie wówczas, gdy te 100 tysięcy podpisów złożymy wraz z projektem ustawy. Zbierzemy je, bo wzburzenie po decyzji Sądu Najwyższego z 5 grudnia, odmawiającej Ślązakom prawa do samodzielnego decydowania o swojej tożsamości – jest ogromne. Każdy rozsądny człowiek wie, że w demokratycznym kraju nie wolno ludziom odmawiać czuć się tym, kim chcą. Dlatego poseł Plura mówił na konferencji: - Mój dziadek nie za taką Polskę przelewał krew w powstaniach śląskich. Poseł Plura od kilku lat nieustannie próbuje do ustawy o mniejszościach narodowych i języku regionalnym dopisać język śląski. To jednak próbował za pomocą projektów poselskich, ale takie osoby jak senator Maria Pańczyk-Pozdziej wmawiały prezydentowi i premierowi, że Ślązacy wcale tego nie chcą. Ciekawe, czy Pańczyczka to samo powie o stu tysiącach podpisów. Że się podpisali, bo nie zrozumieli pod czym? Dziennikarzy rozbawiło jednak użycie na tę 10 rano w poniedziałek 13 grudnia kryptonimu „Godzina Ś”.

100 000 podpisów. Podpisują się jako pierwsi. Na jednej kartce Jerzy Gorzelik, na drugiej Kazimierz Kutz, na trzeciej poseł Marek Plura

Godzina „Ś”. Na konferencji prasowej obok lidera RAŚ siedzą politycy związani z Platformą Obywatelską, SLD i Twoim Ruchem (Palikota). W każdej formacji politycznej poza PiS mamy więc swoich sprzymierzeńców. Tylko Prawo i Sprawiedliwość jest zaprzysięgłym wrogiem narodowości śląskiej. Jerzy Gorzelik, który o nim mówił, porównywał go z powstaniem (godzina W), ale obywatelskim. Wyjaśniał, że Ślązacy są legalistami, szanują prawo i nie będą z nim walczyć. Tylko prawnymi metodami dążyć do jego zmienienia. Za kilka miesięcy okaże się więc czy rzeczywiście organizatorzy zdołają zebrać 100 000 podpisów. A jeśli tak, to czy w Polsce można zmieniać prawo dlatego, ze taka jest wola tych, których to prawo bezpośrednio dotyczy? Bo przecież ta ustawa nie będzie dotyczyć posłanki Arciszewskiej z Gdańska, posła Schetyny z Wrocławia, posła Balta z Częstochowy. Ta zmiana ma dotyczyć nas, Hanysów. Więc może polski Sejm weźmie pod uwagę to, co w tej prawie myślimy my? mAGdA PILoRZ

mowali w Katowicach, w siedzibie Związku Górnośląskiego, że śląskie organizacje postanowiły skorzystać z możliwości, jakie daje obywatelska inicjatywa ustawodawcza – i zebrać 100 tysięcy podpisów w sprawie zmian w ustawie o mniejszościach narodowych. Kiedy to będą robić? Jak już będą gotowi, ale dokładnie nie wiadomo. Media spodziewały się, że ta konferencja dotyczyć będzie obywatelskiego projektu ustawy. Poseł Marek Plura apelował o to już miesiąc wcześniej, zaraz po tym, jak 5 grudnia Sąd Najwyższy zakwestionował istnienie narodowości śląskiej a nawet prawo Ślązaków do zrzeszania się. Jeśli coś więc było niespodzianką, to tylko to, że konferencja odbyła się w siedzibie Związku Górnośląskiego. Czyli organizacji, której lider, Andrzej Stania, zaledwie pół roku temu mówił „narodowość śląska nie istnieje”. Dziś organizacja

Związek Górnośląski, jeszcze niedawno stojący twardo na gruncie polskości Ślązaków dowodzi, ze dziś już nie można być po śląskiej stronie, nie popierając zarazem dążeń do uznania narodowości śląskiej czy języka śląskiego. Owszem, są jeszcze niedobitki tej niezłomnej polskości, w rodzaju Marii Pańczyk czy wicewojewody Piotra Spyry, ale na takim programie żadnej organizacji Ślązaków zbudować się już nie da. Spyra i Pańczykowa są dziś reliktem, taką skansenowi skamieliną. z PO, na piątej poseł Piotr Chmielowski z SLD (dawniej Ruch Palikota) , na szóstej lider SONŚ Piotr Długosz... I tak dalej, i tak dalej. Następnie ci znani ludzie wychodzą na ulicę, prosić przechodniów o podpis. 13 stycznia śląskie organizację ogłosiły godzinę Ś. Tak to powinno wyglądać. Jeśli chce się przyciągnąć uwagę mediów, trzeba to zrobić wyreżyserowanym spektaklem.

konferencja, że chcemy

Niestety, tak to nie wyglądało. Zamiast tego Gorzelik, Kutz, Plura i inni poinfor-

ta rozpoczyna zbieranie podpisów. A Stania siedzi cicho.

Polskość nam nie wystarcza Taka zmiana postawy przez Związek Górnośląski, jeszcze niedawno stojący twardo na gruncie polskości Ślązaków dowodzi, ze dziś już nie można być po śląskiej stronie, nie popierając zarazem dążeń do uznania narodowości śląskiej czy języka śląskiego. Owszem, są jeszcze niedobitki tej niezłomnej

PoSeł mareK Plura: Żaden sąd nie śmie mi zakazać działać w Stowarzyszeniu osób Narodowości Ślaskiej. Nie zgodze się, by Polska była krajem tylko dla Polaków. Nasza akcja ma pokazać Ślązaków jako uczciwych i lojalnych obywateli kraju. Nie ma dzisiaj wsparcia dla ustawy o godce śląskiej ani ze strony rządu, ani ze strony posłów, ani ze strony prezydenta. Projekt leży w Sejmie od ponad roku.

agata PuStułKa (publicystka Dziennika Zachodniego, życzliwa śląskim sprawom): Dziś RAŚ i inne śląskie organizacje ogłosiły godzinę "Ś" (prawie W) w siedzibie Związku Górnośląskiego. Rzeczywiście potrzebne jest jakieś powstanie, bo cholera jasna nikt nie ogrzał siedziby i trzeba było w kurtkach siedzieć. Tak zmarzłam, wściekłam się, że od razu chciałam ruszyć na jakieś barykady, żeby się rozgrzać.


5

STYCZEŃ 2014 R. wołaniem tego komitetu, to musimy spokojnie poczekać, aż się on przygotuje, żeby u marszałka Sejmu zgłosić zbieranie stu tysięcy podpisów. A potem zebrać – nie sto a dwieście tysięcy! Pokazać, że wynik spisu powszechnego nie był przypadkiem.

Będziemy o tym pisać W lutowym numerze postaramy się zamieścić jak najwięcej adresów, numerów

telefonów, e-maili ludzi, z którymi można się kontaktować, jeśli chce się pomóc – albo jeśli chociaż chce się złożyć podpis. Mamy nadzieję, że podpisywać będą się nie tylko Ślązacy, ale też ci wszyscy, którzy rozumieją, że nie wolno kilkuset tysiącom ludzi zabraniać czuć się tym, kim są – i nakazywać czuć się tym, kim nie są. 13 stycznia nie wypadł najlepiej, to fakt. Żadna wielka zmiana na Śląsku się nie zaczęła. Ale może się zacznie, gdy

już będziemy zbierać te podpisy. A jeśli Sejm zlekceważy nasz wniosek, tak jak zlekceważył nas Sąd Najwyższy? To nic, to tylko wzmocni nasz upór. Prędzej czy później państwo będzie musiało uznać, że kilkaset tysięcy jego obywateli nie chce być Polakami. A im dłużej Polska będzie z tym zwlekać, tym bardziej te kilkaset tysięcy będzie wrogie wobec Polski. Bo zamiast oblicza kochanej mamy wciąż pokazuje nam twarz złej macochy. JoANNA NoRAS

moment mógł być lepszy

Marek Plura, inicjator ustawy. Czy uda się go wysłać do Parlamentu Europejskiego? polskości, w rodzaju Marii Pańczyk czy wicewojewody Piotra Spyry, ale na takim programie żadnej organizacji Ślązaków zbudować się już nie da. Spyra i Pańczykowa są dziś reliktem, taką skansenowi skamieliną. Oczywiście rzesza Ślązaków, czujących się zarazem Polakami, jest znacznie większa. Ale nikt, kto naprawdę zna Śląsk i rozumie istotę demokracji, nie kwestionuje już dziś,

Wracając jednak do 13 stycznia trzeba powiedzieć dwie rzeczy. Pierwszą taką, że… góra urodziła mysz. Po szumnych zapowiedziach o tym, ze „13 stycznia zaczynamy zmieniać Śląsk”, można się spodziewać czegoś naprawdę dużego. Tymczasem ogłoszono tylko to, z czym już 6 grudnia, dzień po decyzji Sądu Najwyższego, zwrócił się do śląskich organizacji poseł Marek Plura. Więc

Zaczęliśmy, więc trzeba sprawę dobrze zakończyć. Jeśli 13 stycznia nie wydarzyło się nic, poza powołaniem tego komitetu, to musimy spokojnie poczekać, aż się on przygotuje, żeby u marszałka Sejmu zgłosić zbieranie stu tysięcy podpisów. A potem zebrać – nie sto a dwieście tysięcy! Pokazać, że wynik spisu powszechnego nie był przypadkiem. że setki tysięcy ludzi uznających się za narodowość śląską mają prawo do samostanowienia. Ślązak ma prawo czuć się Polakiem – ale ma też prawo nim się nie czuć. I to naturalne prawo człowieka trzeba wpisać do polskiej ustawy. Bo bez tego zapisu nawet polski Sąd Najwyższy stara się nam tego prawa odmówić. Ci, którzy tego nie rozumieją, wiedzą o dzisiejszym Śląsku tyle, ile Eskimos o fizyce molekularnej.

medialnie źle, organizacyjnie dobrze

13 grudnia … nie wydarzyło się nic, co naprawdę przyciągnęłoby medialną uwagę. Zauważyło to też tylko kilka przychylnych śląskości gazet. Ale media mediami, a praca pracą. Śląskie organizacje wzięły się jednak solidnie do roboty, nagłaśniając ją swoimi kanałami. W ciągu pierwszych trzech dni zgłosiło się półtora tysiąca wolontariuszy gotowych zbierać podpisy – mówi z radością Jacek Tomaszewski, koordynator akcji. Radość jest uzasadniona - zaczęliśmy, więc trzeba sprawę dobrze zakończyć. Jeśli 13 stycznia nie wydarzyło się nic, poza po-

W grudni 2014 roku odbędą się wybory do samorządów. Wybory prezydentów miast, burmistrzów wójtów. Wybory radnych w województwie, powiatach, miastach, gminach. I akcja zbierania podpisów powinna się odbyć wtedy, a nie teraz. Dlaczego? Bo zaangażowanie tysiąca wolontariuszy, setki koordynatorów, zagadywanie do tysięcy ludzi – to świetna agitacja wyborcza. Można przekonywać jednocześnie do dwóch rzeczy. Do tego, żeby podpisać się pod projektem ustawy, ale też żeby zagłosować na śląskie organizacje w nadchodzących wyborach. Żeby przekonywać, iż warto do samorządów wybrać tych, którzy wciąż i z uporem upominają się o prawa Ślązaków. Ale zamiast jesieni, wybrano zimę. I wiosnę. Wprawdzie też idą wybory, ale do Europarlamentu. Tam zbyt wielu śląskich działaczy się nie wybiera. Chociaż… wspomina się, że na listach Platformy Obywatelskiej może znaleźć

się Marek Plura. Nieugięty bojownik o język śląski, działacz Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Dobrze byłoby, gdybyśmy kogoś takiego mieli w Brukseli. Dobrze byłoby, bo wtedy sprawy Ślązaków można by przenieść na forum europarlamentu. A Europejczycy znacznie lepiej od Polaków rozumieją, że autonomia to nie oderwanie od państwa, tylko większa w nim samorządność – i że małe narody w państwach narodów większych nie są niczym niezwykłym. Polska przed Europą wstydzi się przyznać, jak traktuje Ślązaków. Plura mógłby to Europie opowiedzieć. Więc może ta wiosenna data nie jest taka zła. Może dzięki zbieraniu tych podpisów wyślemy przy okazji Plurę do Brukseli” A jeśli my te podpisy zbierzemy, a Sejm je i tak zlekceważy – wówczas Plura przed organami Unii Europejskiej upomni się o sprawy narodowości śląskiej.

Obywatelski Projekt Ustawy jest jedynym projektem ustawy, który trwa, mimo końca kadencji parlamentu, przechodzi na kadencję następną. Projekty rządowe czy poselskie z końcem kadencji trafiają na śmietnik, na następną należy je składać od nowa. Od nowa zaczyna się też cała procedura prac nad projektem. Projekt obywatelski natomiast przechodzi na kadencję następną, która prace nad nim rozpoczyna dokładnie w tym miejscu, w którym zakończyła poprzednia. Nie można go więc „przeczekać”, tak jak ma to obecnie miejsce choćby z projektem zmian w ustawie o jeżyku regionalnym. Aby wnieść obywatelski projekt ustawy należy założyć Komitet Inicjatywy Ustawodawczej złożony z 15 obywateli mających czynne prawo wyborcze. Następnie zebrać 1000 podpisów by móc go zarejestrować. To jest względnie proste. Następny krok jest znacznie trudniejszy. Trzeba bowiem w trzy miesiące zebrać sto tysięcy (100 000) podpisów osób, które ten projekt popierają. Wtedy można złożyć go

do Sejmu. Gdy trafi już do laski marszałkowskiej, marszałek kieruje go do pierwszego czytania. Dalsza procedura jest już taka sama, jak przy każdym innym projekcie ustawy – z tą różnicą, że przedstawiciel komitetu ma prawo brać udział w pracach parlamentu nad projektem „swojej” ustawy. Pomysłów obywatelskich projektów ustaw jest wiele, ale tylko nielicznym udaje się przekroczyć próg 100 000 podpisów. Okazuje się jednak, ze nawet gdy się uda i zostaną złożone, często są odrzucane na wczesnym etapie prac sejmu. A czasem uchwalone po licznych sejmowych poprawkach, nie przypominają ducha obywatelskiego projektu. Najbardziej znane projekty ustaw obywatelskich to przywrócenia dnia wolnego od pracy w Święto Trzech Króli, nowelizacji ustawy o ochronie przyrody, świadomego rodzicielstwa, ograniczenia korzystania w handlu z bezpłatnych jednorazowych torebek foliowych, zmiana ustawy o Karcie Nauczyciela.

Jeśli już podrywamy setki tysięcy ludzi, to zróbmy więcej kroków ku śląskiemu dobrobytowi i autonomii

Po co jedna, lepiej trzy Zaczynamy zbierać podpisy pod obywatelskim projektem ustawy o narodowości śląskiej. Dokładnie pod tym, aby do ustawy o mniejszościach narodowych i języku regionalnym dopisać jeszcze jedną narodowość (grupę etniczną): śląską. Tylko rodzi się pytanie: jeśli już i tak potrzebne są podpisy 100 tysięcy ludzi – to może warto zbierać pod większą ilością projektów ustaw?

Może warto się zastanowić, co można szybko zmienić na Śląsku (i w Polsce) na lepsze. Tak, aby region (i kraj) zaczął się rozwijać, żeby też nasz śląski hajmat się nie wyludniał. My po redakcyjnej dyskusji wytypowaliśmy dwie takie sprawy. Obie

nie nowe (podobnie jak zmiana ustawy o mniejszościach narodowych), ale przy okazji może warto do nich wrócić.

działkowcy i Śląska kasa Pierwszy to powrót Regionalnych Kas Chorych, zamiast chorego Narodowego Funduszu Zdrowia. To, że nasza śląska Kasa była znacznie lepsza od NFZ wie bodaj każdy, i nie ma tu czego udowadniać. Ale przy tej okazji chcemy zwrócić uwagę na jeszcze jedną szansę dla regionu. Szansę na to, by ludzi tu nie ubywało, a wręcz przybywało. I to ludzi majętnych a zarazem rŷchtig Ślůnzokůw, którzy uczynią Śląsk bardziej śląskim. Po prostu spowodujmy, żeby ci, którzy wyjechali 20-40 lat temu, wrócili tu ze swoimi emeryturami. Ale

żeby wrócili, potrzebna jest dobra służba zdrowia. Przy NFZ nie ma na co liczyć. Piszemy o tym pomyśle na stronie 6. Drugi pomysł od kilku lat lansuje nasz redaktor naczelny, pisaliśmy też o nim w numerze z kwietnia 2012 roku (”Budujmy na ogródkach”) – ale dziś warto do niego wrócić, gdyż zmiany w ustawie o ogródkach działkowych uczyniły go o wiele bardziej realnym. Teraz trzeba będzie tylko nieznacznie zmienić prawo budowlane i w śląskich miastach - a nie na ich peryferiach - będą mogły powstać osiedla małych i bardzo tanich domków jednorodzinnych. Oprócz braku pracy, także brak takiego mieszkania jest często przyczyną emigracji ze Śląska. Partie nie palą się do takiej zmiany w ustawie – może jednak da się to załatwić projektem obywatelskim? Powinni poprzeć

to nie tylko liczni działkowcy, ale wszyscy, poza developerami. Bo w efekcie tej ustawy mieszkania u nas potanieją. A dziś są znacznie droższe niż w USA czy wielu krajach „starej Unii”. O tym, co da taka zmiana piszemy jeszcze raz obszernie na stronie 7, w tekście „Willa zamiast lauby”.

Pokażmy, że myślimy też o gospodarce Jeśli śląskie organizacje chcą pokazać, że mają prawdziwy pomysł na swój region, to powinny podchwycić te pomysły. Pokazać, że nie tylko chcą narodowości, języka, i może autonomii, ale wiedzą też, jak rozwijać Śląsk i Polskę. Bo bez pomysłów na region same kwestie językowe i narodowe nie wystarczą. Pokażmy, że myślimy o wszystkich na Śląsku, także o tych, którzy przyjechali tu sami (lub ich rodzice) i kwestie etniczne niewiele ich obchodzą. Miejmy ofertę i dla nich.

Był dwadzieścia lat temu w Polsce taki wicepremier, Henryk Goryszewski z ramienia Wyborczej Akcji Katolickiej. Zasłynął on swoją wypowiedzią: „Nie jest ważne czy w Polsce będzie kapitalizm, wolność słowa, czy w Polsce będzie dobrobyt. Najważniejsze, żeby Polska była katolicka”. Jeśli dziś będziemy mieli Śląskowi do zaoferowania jedynie narodowość, bez pomysłu na to, jak dojść do dobrobytu – to staniemy się niebezpiecznie podobni do Goryszewskiego. Dlatego jest jeszcze czas, aby szybko przygotować obywatelskie projekty tych dwóch ustaw. Nie muszą one być idealne. Jeśli podpisy uda się zebrać, Sejm i tak będzie nad nimi debatował, niejedną poprawkę zapewne wprowadzi. Ale jeśli uda się zaowocować parlamentarną dyskusję na te tematy, to już będzie bardzo dużo. Zwłaszcza, że obywatelski – i tyko taki - projekt nie trafi na śmietnik razem z końcem kadencji Sejmu. Kolejny musi nad nim pracować dalej. JoANNA NoRAS


6

STYCZEŃ 2014 R.

Jeśli będzie dobra służba – wróci może nawet ćwierć miliona Ślązaków Poza granicami Śląska mieszka – według ostrożnych szacunków – około półtora miliona Ślązaków. Większość z nich jest w średnim i podeszłym wieku. Ci młodzi bowiem najczęściej nie uważają się już za Ślązaków, ale za Niemców, więc ich liczyć trudno. I nie ma się co oszukiwać, w Bawarii, Szwabii, Nadrenii, Saksonii poczucie śląskości raczej w nich się już nie rozbudzi. Jeśli już, to tylko tu, w starym Hajmacie.

T

ylko oni nie mają tu już po co przyjeżdżać. Omamy i staroszki powymierały, dalsza rodzina nie przyciąga, a rodzice i dziadkowie też mieszkają w Niemczech. Przyjeżdżać będą w odwiedziny tylko wtedy, jeśli ci dziadkowie (i rodzice) na starość wrócą na Śląsk. A jeśli wrócą, to zarazem bardzo wzbogacą nasz region. Bo przywiozą swoje wysokie, niemieckie emerytury. Nierealne? A jednak. Realne, nawet bardzo. Ale by to się stało, trzeba spełnić kilka podstawowych warunków. A przede wszystkim uzmysłowić sobie, że w Niemczech ludzie migrują w takim samym stopniu, jak młodzi Polacy. Z tym, że Polacy przede wszystkim opuszczają swój kraj, emigrując do Wielkiej Brytanii, Irlandii, Holandii, Norwegii, USA, Australii – a u Niemców znacznie większą rolę odgrywa migracja wewnątrz państwa. Ale gdy ktoś przenosi się z Bawarii nad Bałtyk, albo z Aachen do Berlina – to i tak rodziców (dziadków) odwiedza ledwie parę razy w roku. Zasadniczo – na święta.

Raja do dochtora? Niŷkej… - Jo miŷszkom w Bremen, moja cera w Pforzheim. To je 400 kilometrów. Syn jeszcze dali, bo za arbajtŷm pojechoł do Italie, robi w Turynie. Tuż widza jejch rzadko. Chop mi umar i ni mom sam żodnŷj familie, a we Rudzie dwie

kasa zamiast NFZ

Miasto przyjazne seniorom musi być dopracowane w wielu szczegółach. Dotyczy to choćby uliczek, parków… lat temu próbowała zainteresować niemieckich Ślązaków naszymi sanatoriami. – Owszem, zainteresowanie nawet było. Znają przecież język, znają region, a polskie sanatoria są zupełnie przyzwoite. Więc pojawia się pytanie, czy nie wrócić do hajmatu na starość. Ale przeraża polska służba zdrowia. Jej organizacja i stosunek do pacjenta.

miasta stawiają na emerytów Emeryci są w Europie coraz cenniejszym kąskiem w polityce demograficznej miast i regionów. Światowa Organizacja Zdrowia zaleca, by miasta były przyjazne seniorom. Coraz więcej pustoszejących na kontynencie miast i miasteczek zaczyna wabić właśnie hasłem: Miasto przyjazne seniorom. Bo to dobry mieszkaniec, dobry klient. Ludzie o stabilnych dochodach, nie stwarzający problemów społecznych, bez burd, awantur. Coraz częściej szukają miejsc, gdzie będzie niezbyt drogo i spokojnie. Niemiec-emeryt nierzadko podejmuje decyzję osiedlenia się we Włoszech czy Francji albo Holandii. Na tej zasadzie tym bardziej mógłby na Śląsku, zwłaszcza jeśli – jak podkreśla Karina Morawietz – zna język i kraj.

Tysiące starzejących się niemieckich Ślązaków może by i do hajmatu na starość wróciły – gdyby jednak nie lęk przed polską opieką medyczną. Bo starszy człowiek ma dużo czasu dla siebie i chce go poświęcać właśnie na troszczenie się o swoje zdrowie. siostry, jedna na Hebziu, a drugo w Bielszowicach. Czasŷm myśla, coby się hań przekludzić, dziecka i tak przyjadom. Inoś co bydzie, jak zachoruja. Przeca we tych poskich rajach do dochtora stoć niŷ chca. Niŷkej – stanowczo twierdzi Dorota Myszor, która prawie 40 lat temu, jako młoda mężatka wyjechała do Niemiec. Pani Dorota nauczona jest chodzić do lekarza bez kolejek, powoli też zaczyna odczuwać wiek. Przyjeżdża odwiedzać siostry, mówi, że w zasadzie niczego jej tu do życia nie brakuje. Mówi, że z zakupami już problemu nie ma, ma gdzie iść na basen, do parku. Ale z tą służbą zdrowia… Podobnie postrzegają to tysiące starzejących się niemieckich Ślązaków. Może by i do hajmatu na starość wrócili – gdyby jednak nie lęk przed polską opieką medyczną. Bo starszy człowiek ma dużo czasu dla siebie i chce go poświęcać właśnie na troszczenie się o swoje zdrowie. - To prawda. Niemcy, a my się do nich kulturowo i mentalnościowo zaliczamy, dbają o swoje zdrowie – mówi Karina Morawietz, która Piekary opuściła 25 lat temu. Rodzina jej męża dawniej. Dziś jest specjalistką marketingu w Städtisches Klinikum Solingen, ale kilka

Może niekoniecznie osiądzie w Świętochłowicach czy Bytomiu. Ale w miejscowościach Beskidu Śląskiego, Wiśle, Ustroniu, Brennej czy choćby Cieszynie? W powiecie pszczyńskim albo tarnogórskim. U podnóża Sudetów, na granicy Górnego i Dolnego Śląska? Choć i w samej aglomeracji jest wiele urokliwych miejsc. Ale miasta, które decydują się na taką politykę społeczną, muszą też postawić na rozwój odpowiedniej infrastruktury. Czyli tego, co ważna dla ludzi coraz bardziej chorych i niedołężnych: brak barier architektonicznych w mieszkaniach i instytucjach publicznych, dobra masowa komunikacja. No i przede wszystkim świetna służba zdrowia.

NFZ? W to już nikt nie uwierzy O infrastrukturę mogą zadbać władze miast. Ale nie mają one większego wpływu na to, jak działa publiczna służba zdrowia. A jej działania nie trzeba opisywać. Trzeba jednak powiedzieć wprost, bez jej dogłębnej reorganizacji nie mamy na co liczyć. Zwłaszcza w takich regionach, jak nasz. Żadna to ta-

jemnica, że dostajemy z NFZ na mieszkańca znacznie mniej pieniędzy, niż wynikałoby to z odprowadzanych przez nas składek. Znacznie mniej, niż podobne placówki w Warszawie. Ba, zdarzają się takie przypadki, jak ten z 2012 roku (opisywaliśmy go w numerze 8/2012) gdy śląski szpital oszczędza, by zakupić nowy sprzęt, po czym nagle okazuje się, że oszczędności zostają mu za-

„na stare lata wróć do hajmatu”. - Nie wykluczam, że w odpowiedzi na taki apel mogłoby pozytywnie zareagować nawet do ćwierć miliona ludzi. Przecież my mamy więcej znajomych i krewnych tam, na Śląsku, niż tu. Ale nie jedziemy, bo dla ludzi takich jak ja, urodzonych przed wojną, poziom świadczeń medycznych jest podstawowym kryterium wyboru miejsca, gdzie mieszkać – mówi Jan Wyżgoł, śląski dziennikarz, który w roku 1988 wyemigrował do Mannheimu. Przez większość życia mieszkał w Tychach i tu ma przyjaciół oraz rodzinę żony, sam pochodzi z Tarnowskich Gór i tu ma własną. W Niemczech ma tylko syna, którego widuje dość rzadko. Ale na Śląsk nie wróci. Boi się co będzie, gdy zachoruje. Powie ktoś, że Warszawa nie zgodzi się na taką reorganizację służby zdrowia. Bo będzie to krok w kierunku autonomii regionów, w kierunku landyzacji, którą lubi straszyć PiS. Że nawet jeśli zebrałoby się 100 tysięcy podpisów, to i tak Sejm projekt ustawy odrzuci. I pewnie ma rację – tylko równie mało prawdopodobne, żeby Warszawa zgodziła się na projekt ustawy o śląskiej grupie etnicznej. Ale każdy taki projekt ustawy ma sens. Bo każdy z nich uświadamia i mieszkańcom Śląska i całej Polski, że my naprawdę mamy pomysł na kraj i na region. Że nie chodzi nam tylko o historie, o muzea, o żółto-modrą symbolikę. Że my po prostu chcemy wrócić do wysoko rozwiniętej Europy, w której do 1945 roku byliśmy. Śląsk ma szanse na ten cywilizacyjny skok. I

Emeryci są w Europie coraz cenniejszym kąskiem w polityce demograficznej miast i regionów. Coraz więcej pustoszejących na kontynencie miast i miasteczek zaczyna wabić właśnie hasłem: Miasto przyjazne seniorom. Bo to dobry mieszkaniec, dobry klient. Ludzie o stabilnych dochodach, nie stwarzający problemów społecznych. brane i przekazane szpitalowi w Warszawie. Bo kiedy nasz był oszczędny, tamten był rozrzutny i niegospodarny. Sytuacja ta dotyczyła gliwickiego Centrum Onkologii, któremu znienacka warszawska centrala zabrała dla swojego stołecznego oddziału 75 milionów złotych. Mimo, że miała znacznie wyższy kontrakt (Warszawa 400 milionów, Gliwice – 250), to popadała w ogromne długi a gliwicka placówka inwestowała. I oszczędzała na kolejne inwestycje. Nagle pieniądze jej zabrano. Ale zabiera się nam je cały czas. Nasze składki ZUSowskie idą na szpitale i przychodnie wschodniej Polski. Mimo, że jesteśmy regionem znacznie bogatszym, służbę zdrowia często mamy gorszą niż tam. I tak będzie, dopóki nie zostanie zmieniony system. Dopóki nie skończy się z centralnym zarządzaniem składkami i ich rozdawnictwem – a zamiast nich wprowadzone zostanie regionalne wyliczanie składek i rozdzielanie ich przez instytucję regionalną, a nie centralny NFZ. Czyli przez Śląską Kasę Chorych.

Niezbędna zmiana prawa Ale to wymaga zmiany ustawy. A ustawa określająca, że wracamy do systemu Kas oraz że składki idą do regionu, gdzie zostały wpłacone, byłby to ważny krok do decentralizacji państwa. Owszem, można sobie wyobrazić, że część zebranych kwot przeznacza się – w ramach solidarności - na regiony biedniejsze, ale powiedzmy: nie więcej niż 10 procent. A mamy podstawy przypuszczać, że dziś nawet do 40 procent składek zdrowotnych zebranych na Śląsku trafia do województw podkarpackiego, lubelskiego czy podlaskiego. Gdyby udało się przeprowadzić taką zmianę prawa – to w ciągu trzech-czterech lat funkcjonowanie śląskiej służby zdrowia mogłoby się znacznie poprawić. Przede wszystkim znikłyby kolejki do lekarzy. A wówczas… wówczas śląskie miasta i gminy mogłyby zacząć prowadzić w Rajchu szeroko zakrojoną akcję promocyjną

chyba lepiej, żeby dokonało go na początek kilka regionów kraju, niż żaden. Może to wreszcie zrozumieją polscy politycy? Pewnie nie ci warszawscy i kieleccy. Ale jeśli zrozumieją to politycy z Poznania, Wrocławia, Gdańska, Krakowa – to jest ogromna szansa, że Polska ruszy w kierunku decentralizacji. A obywatelskie projekty ustaw mogą być motorem napędowym tych zmian. dARIUSZ dYRdA Karin morawietZ, specjalistka marketingu i Pr w niemieckiej klinice, od 25 lat w rejchu (pisownia oryginalna): Wśród tutejszych seniorów z korzeniami na Śląsku jest bardzo dużo sentymentalnych ciągot do alte Heimat. Widzę to po teściach (są z Nysy): co tydzień zakupy beim schlesichen Metzger, w domu tylko Tyskie i najlepszy urlop, jak go spędza w starych stronach. Z tutejsza, niemiecka emerytura albo renta Śląsk a szerzej Polska (np. Pomorze) są jeszcze do życia bardzo atrakcyjne. Nie mogę tego ocenić korekt, czy ci ludzie byliby gotowi do powrotu na stale, ale takie wypady zdrowotno-opiekuńcze do pół roku tam i znowu "nazod" mogłyby zafunkcjonować. Pół życia tam, pół tu. Sytuacja w Reichu na pewno sie jeszcze zaostrzy, jak wziąć pod uwagę rosnący tu brak wykwalifikowanej kadry opiekuńczej. To może decyzje o wyjeździe do alte Heimat wzmocnic. Dobra służba zdrowia ( w sensie - lekarze, którzy maja czas dla pacjenta, wsłuchują sie, rozmawiają z nim, a nie tylko przepisuja rezepte i rozliczają) i do tego dobry Pflegesystem są i będą bardzo znaczącym faktorem przy wyborze decyzji o wyborze miejsca życia, jako senior albo seniorka.


7

STYCZEŃ 2014 R.

dom na ogródku działkowym? Czemu nie?

rok i sadzenie mnóstwa roślin, to wydatek rzędu 100zł nie powinien stanowić najmniejszego problemu. Byłoby to społecznie uczciwe, w myśl zasady, że każdy grunt powinien być opodatkowany. Aha, żeby od razu odeprzeć zarzuty: w całej zachodniej Europie jest mnóstwo osiedli, gdzie nieduże domy, często szeregowce, stoją na działkach mniejszych, niż 300 m2. Między nimi są wąziutkie, jednokierunkowe uliczki. Przy tak gęstej infrastrukturze pociągniecie sieci (na działkach tak naprawdę brakuje tylko kanalizacji) to drobiazg.

Pierwszy raz o rodzinnych ogrodach działkowych pisaliśmy w kwietniu 2012r. Poddaliśmy wtedy pomysł, aby użytkownicy działek mogli na gruncie stawiać nieduże, nie urągające użytkowaniu ogródka i pielęgnacji roślin – domy. Prawdziwe domy, nie altanki.

J

edne ogródki są na peryferiach, pod lasem. Te powinny zostać ogródkami. Inne w centrum miasta, z jednej strony osiedle, z drugiej hipermarket, z trzeciej szkoła, z czwartej przychodnia. Idealne miejsce dla zamieszkania dla młodej rodziny lub pary emerytów. A zamiast tego ktoś tam sieje marchewkę. Gdyby ten siejący mógł na swoim ogródku postawić prawdziwy dom i w nim zamieszkać, to byłoby mnóstwo korzyści: mieszkania by potaniały, a niejedna rodzina, która dziś decyduje się na emigrację, zostałaby, skuszona perspektywą szybkiego posiadania własnego domu. Bo jeśli mamy już ziemię, to domek o powierzchni mieszkalnej do 100 metrów można mieć poniżej 150 tysięcy złotych. Zarazem pozostałby to teren zielony. To taniej, niż zakup mieszkania! Sprawa dotyczy zaś zwłaszcza Śląska, bo to u nas jest ogromne miejskie skupisko a w środku miast – ogródki. Nie oddajmy ich developerom pod markety czy banki. Wybudujmy tu tanie domy dla Ślązaków.

Szansa wzrosła – nowe prawo O tym pisaliśmy 20 miesięcy temu. Teraz, przez zmianę prawodawstwa i planowaną ustawę o uwłaszczeniu działkowców, raz za razem otwierają się furtki do realizacji tej mieszkaniowej idei. Czy z niej skorzystamy? 11 lipca 2012 r. Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok ws. ustawy o ogródkach działkowych. Ponad 20 artykułów zostało uznanych za sprzeczne z Konstytucją(!). Według sędziów ustawa m.in. godziła w dwudziesty pierwszy artykuł Konstytucji, mówiącym o tym, że „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”. Cała dotychczasowa konstrukcja funkcjonowania ogrodów działkowych runęła jak domek z kart. Nieaktualna już, niekonstytucyjna ustawa, przyznawała Polskiemu Związkowi Działkowców(PZD) tak szerokie możliwości działania, monopolistyczną pozycję, która nie daje użytkownikom działek możliwości wyboru formy zrzeszania się oraz brak jakiejkolwiek kontroli nad PZD - że nic dziwnego, iż sędziowie zagrzmieli. Warto pamiętać, że pierwszym, który zwrócił uwagę na tę hegemonię był (były)

Pokusa burmistrza

Dzisiejsza rzeczywistość działkowa pierwszy prezes Sądu Najwyższego Lech Gardocki, który złożył wniosek do Trybunału.

Nowa ustawa Z jednej strony mówi się, że nowa ustawa zadała cios Polskiemu Związkowi Działkowców, tak bardzo, iż ten stracił rację bytu. Tymczasem PZD przygotowuje się do funkcjonowania w nowych przepisach. Określana mianem „państwa w państwie” organizacja, której aparatczycy do tej pory mieli się jak pączki w maśle, decydując o najważniejszych kwestiach użytkowników działek, od teraz ma prze-

rzeczywiście mogłyby zająć całą działkę, ale domków, takich jak np. fińskie? Nowa ustawa, podobnie jak stara, nie pozostawia nam cienia wątpliwości:” Na terenie działki obowiązuje zakaz zamieszkiwania oraz prowadzenia działalności gospodarczej lub innej działalności zarobkowej.” Jedyne, co może tam stanąć, to altana, które może być podpiwniczona i posiadać poddasze użytkowe, ale nie powinna przekraczać 25m 2 w granicach miast i 35 m 2 poza granicami miast. Do altany możemy „dołożyć” taras, który nie jest wliczany w jej powierzchnię (do 12 m 2). Dlaczego na ogródkach budować nie można? Celem istnienia ROD jest zaspokajanie rekreacyjnych potrzeb rodziny,

Na Słowacji działkowcy od pewnego momentu zaczęli płacić za dzierżawę terenów zielonych. Z czasem deweloperzy wykupili tereny ogrodów, stawiając na nich osiedla. Projekt ustawy, że budować można tylko na własnej działce, że działek nie można gromadzić – skutecznie zablokowałby słowacki błąd, czyli duże osiedla zamiast terenów zielonych. kształcić się w stowarzyszenia ogrodowe, wraz z oddziałami jako jednostkami organizacyjnymi. W ciągu dwunastu miesięcy działkowcy muszą zadecydować, czy pozostają w strukturach PZD- stowarzyszenia, czy może wolą założyć nowe, lokalne stowarzyszenie. Miałoby ono zarządzać ogrodem oraz dotychczasowym majątkiem. Działkowcy nie muszą być członkami stowarzyszenia które zakładają. Nie stracą przez to działki. Jest wielu przeciwników nowej ustawy, mówi się, że to „powtórka” ze starej ustawy. Takie zdania jest Biuro Legislacyjne Senatu oraz Związek Miast Polskich, który planuje nową ustawę zaskarżyć. Jak będzie wyglądało zarządzanie ROD-ami w ramach stowarzyszenia? Czas pokaże. Nowa ustawa weszła w życie 20 stycznia 2014r. Na dniach. My też uważamy, ze jest zła. Ale z innych przyczyn, niż większość.

Za ciosem Na Górnym Śląsku ponad 100.000 ludzi ma działkę. Dlaczego więc nie budować na nich domów? Nie wielkich willi, które

ale również: poprawa warunków socjalnych członków społeczności lokalnych oraz pomoc rodzinom w trudnej sytuacji życiowej i wyrównywanie szans. Nie ma lepszej pomocy, aniżeli możliwość uwłaszczenia działkowców – tą kwestią zajmie się odrębna ustawa. Przy okazji powstawania nowej ustawy, można by odpowiednio zmienić przepisy nowej ustawy o ROD, przepisy ustawy prawo budowlane oraz o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym.

padkach emeryci, dostaliby od gminy lub Skarbu Państwa nową działkę na obrzeżach, a „stara” zostałaby przekazana osobom, które zechcą budować dom na tym terenie. Rozwijając miasto i region. Być może, mogłoby być tak, że właściciele domków mieszkalnych ( nie gigantycznych willi !) na ogródkach działkowych w centrum, byliby zobligowani do większej dbałości o swoją posesję, aniżeli właściciele „zwykłych” domów. W ten sposób podkreślałoby się, iż jest to były teren ogrodów działkowych. Jest to oczywiście mglista koncepcja i mogłaby wyglądać trochę inaczej, np. Ci którzy budować nie chcą, a zajmują działkę położoną w centrum płacą podatek. Wtedy, z pewnością chętniej przechodziliby na działki na peryferiach. Właśnie! Działkowcy dziś są w bardzo korzystnej sytuacji, gdyż ich płacenie podatku od nieruchomości nie dotyczy! Abstrahując od kwestii możliwości budowy domu na ogródku działkowym, dlaczego wszyscy działkowcy nie mogą, do kasy urzędu miasta, odprowadzać podatku, np. w wysokości 100 zł rocznie? Jeśli kogoś stać, na malowanie płotu co

Na Słowacji działkowcy od pewnego momentu zaczęli płacić za dzierżawę terenów zielonych. Z czasem deweloperzy wykupili tereny ogrodów, stawiając na nich osiedla. Projekt ustawy, że budować można tylko na własnej działce, że działek nie można gromadzić – skutecznie zablokowałby słowacki błąd, czyli duże osiedla zamiast terenów zielonych. Zamiast więc developerów, lepiej uprościć prawo budowlane, tworząc prostą ścieżkę dla tych, którzy chcą wybudować na swoim ogródku działkowym nieduży dom. Może kilka prostych projektów do bezpłatnego wykorzystania? No i znikną pokusy burmistrza, prezydenta, żeby jakiemuś inwestorowi „ożenić” te tereny za kopertę. Ale co najważniejsze, dzięki temu powstanie możliwość postawienia na Górnym Śląsku stu tysięcy tanich domów. To ogromna szansa, żeby mniej ludzi decydowało się na emigrację. Bo żeby chcieć tu mieszkać, trzeba mieć spełnione trzy warunki” godziwą pracę, godziwe mieszkanie i godziwą opiekę medyczną. My na tych dwóch stronach prezentujemy, jak rozwiązać dwie z tych trzech spraw. Więc może warto także w tych sprawach zbierać sto tysięcy podpisów? PAULA ZAWAdZkA (WSPÓŁPRACA AdAm moćko)

Zielone osiedle domków w centrum Byłoby to pożądane tym bardziej, że wiele ogrodów działkowych znajduje się w ścisłych centrach miast. Dlaczego najlepszy teren jest zajmowany przez ogródki? O wiele lepszym pomysłem wydaje się zachęcenie działkowców do budowy domów jednorodzinnych na działkach w centralnych punktach miast. Powiedzmy na zasadzie wieczystej dzierżawy, albo nawet uwłaszczenia. Ci, którzy budować nie chcą, a przecież sporo będzie takich osób, gdyż działkowcy, to w wielu przy-

Skromna uliczka na przedmieściach Londynu. Za każdym domkiem jest ogród. Nie mogłoby być tak?


8

STYCZEŃ 2014 R.

„Skóra i mięśnie wisiały na nich paskami” - rocznica Tragedii Górnośląskiej

To trzeba przypominać

Po

Co roku w styczniu piszemy o Tragedii Górnośląskiej. I pisać będziemy, gdyż najlepsze, co można zrobić dla niewinnych, pomordowanych ludzi , to przekazywać historyczną prawdę dalej, z nadzieją, że otworzy ona oczy wszystkim, którzy o Tragedii nie wiedzą nic lub wiedzieć nie chcą. raz pierwszy nazwy „Tragedia Górnośląska” użył Franciszek Marek w 1989,tytułując tak swoją książkę. Było to jednak w zupełnie innym kontekście. 22 lata temu, w Knurowie powstało jednak „Stowarzyszenie Pamięci Tragedii Śląskiej 1945”, powołane przez

Henryka Stawiarskiego . I to ono zaczęło przypominać los, jaki „wyzwoliciele” zgotowali Ślązakom. Nazwa ani sprawa nie była zbyt znana; rozpropagował ją Ruch Autonomii Śląska podczas swoich rokrocznych marszów na Zgodę – jeden z wielu obozów, w którym masowo ginęli Ślązacy. Od dwóch lat – także za sprawą RAŚ –

To oni zgotowali Ślązakom ten los

aleksander Zawadzki – człowiek najbardziej odpowiedzialny za Tragedię Górnośląską, wojewoda śląsko-dąbrowski w latach 1945-1948. Jako, że był członkiem najwyższych władz Polskiej Partii Robotniczej, to jego kompetencje jako wojewody były bardzo poszerzone. Swoimi decyzjami stworzył liczne obozy koncentracyjne na Śląsku, a następnie zesłał do obozów koncentracyjnych tysiące Ślązaków i Niemców. Już na samym początku pełnienia funkcji wojewody, namawiał starostów do wysiedlania Niemców za Odrę lub do osadzania śląskich rodzin w miejscu odosobnienia. Propagował wykorzystywanie górników jako taniej siły roboczej przy budowie sowieckiej gospodarki. Podczas ściśle poufnej odprawy dla starostów i prezydentów miast w dniu 22 marca 1945 r. dawał następujące polecenie: Obowiązkiem starostów jest cały swój wysiłek skoncentrować na zrepolonizowaniu Opolszczyzny. (…) Musimy sobie powiedzieć twardo, że na Opolszczyźnie wyłącznym i jedynym gospodarzem są Polacy. Niemcy to nasi śmiertelni wrogowie i zwalczać ich należy wszelkimi sposobami, jakimi będziemy mogli dysponować (…) nauka języka niemieckiego będzie całkowicie wyrugowana. Dzieci winny jak najszybciej zapomnieć o znienawidzonym przez nas języku niemieckim. My tą nienawiść musimy pogłębiać, bo stoimy przed problemem albo my, albo oni. (…)

Salomon morel - komendant obozu w Zgodzie i Jaworznie. W trakcie jego „rządów”, w obozach dziennie ginęło od 20 do 30 osób. Odpowiedzialny za śmierć tysięcy ludzi, w tym kobiet i dzieci. Zwykł mawiać, iż „amunicja jest zbyt droga”, wsławiając się przerażającymi sposobami tortur. Opisy jego traktowania więźniów porównać można z najokrutniejszymi wspomnieniami Żydów z obozów hitlerowskich. Całą karierę związany z polskim więziennictwem dosłużył się w nim stopnia pułkownika i wielu odznaczeń. Na ponury żart zakrawa fakt, że na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego obronił pracę magisterską pt. „Praca więźniów i jej znaczenie”. Do swoje śmierci w 2007 roku otrzymywał wysoką polską pułkownikowską emeryturę. Choć gwoli ścisłości trzeba przyznać, że państwo polskie próbowało go postawić przed sądem, ale uciekł do Izraela.

Jerzy Ziętek – wielu może zdziwi, że w towarzystwie tym umieściliśmy też „Starego Jorga”, przez dziesięciolecia przedstawianego jako dobroduszny, prawy człowiek i dobry gospodarz. Jednak w 1945 roku był on wicewojewodą i prawą ręką Zawadzkiego, aktywnym członkiem komunistycznej Polskiej Partii Robotniczej. Nie tylko musiał wiedzieć, ale wręcz akceptować represję. Zresztą przyszłe ofiary Tragedii często w śląskich miastach wskazywali dawni powstańcy śląscy – czyli ci, na czele których stał Ziętek. Owszem, aktywnie angażował się także w 1949 roku w sprowadzenie nazad do kraju górników wywiezionych do ZSRR – ale nie zdejmuje to z niego współodpowiedzialności za to, co w latach 1945-49 działo się na Śląsku. Jeśli uznajemy udział w zbrodniach nazizmu każdego wysokiego rangą funkcjonariusza NSDAP, to musimy na tych samych zasadach uznawać współwinę Jerzego Ziętka, za zbrodnie popełnione podczas Tragedii Górnośląskiej.

Tragedia uzyskała rangę uroczystości wojewódzkich. Historia, która działa się na Śląsku w latach 1945-48 jest porażająca. Co poraża w tej historii najbardziej, to bestialski, wyrafinowany sposób wielogodzinnych, uwłaczających ludzkiej godności tortur. I choćby ze względu na tą masakryczną, krwawą i skrzętnie zatajaną kartę historii, polskie władze powinny pamiętać o Tragedii Górnośląskiej. Mówić o niej głośno i wy-

mówi, to często … przedstawia jako martyrologię Polaków.

Polskie obozy koncentracyjne Tak, to nie pomyłka. Obozy, które Polacy stworzyli w 1945 roku , były polskimi obozami. To, że Polska znajdowała się pod kuratelą ZSRR nie ma tutaj nic do rzeczy, gdyż (o czym

W Łambinowicach Ślązaczki były gwałcone. Karmione fekaliami, z gwoździami powbijanymi pod paznokciami umierały zhańbione. Główki niemowląt, niczym kamienie niejaki „Janek F.” raz za razem roztrzaskiwał. Ekonomicznie, bo mordował uderzając główką o głowę. A potem rzucał na stos, niczym stertę gruzu. To nie był obóz sowiecki, lecz polski. Wartownicy mieli czapki z białym orzełkiem, porozumiewali się po polsku. Byli Polakami. raźnie, dając wyraz szacunku rodzinom pomordowanych. Niestety, mało porusza się tą tematykę w ogólnopolskich mediach, milczy się o nich w podręcznikach polskiej historii, zgodnie z którą Polacy zawsze byli ofiarami, nigdy zaś oprawcami. A kiedy się już o niej

w ramce obok), to Polacy zadecydowali o ich powstaniu. Przeznaczone były dla ludności śląskiej, czyli dla górnośląskich Niemców i Ślązaków. Dla tych z pierwszej i drugiej grupy volkslisty, ale jakże często trafiali do nich także ci z „trójką” a nawet Polacy. Obozy były dla tych, którzy nie

byli w stanie udowodnić polskości, której przecież nie sposób było okazywać na Śląsku w trakcie II Wojny Światowej, nawet jeśli ktoś się do niej poczuwał. Innymi słowy dla tych najbardziej niewinnych, wyniszczonych wojną zwykłych ludzi. Każda narodowa historia ma to do siebie, że niestety – najbardziej upomina się o niewinnych. Gdzie więc powstały obozy? Największe to Świętochłowice-Zgoda, Łambinowice oraz Mysłowice. Ale było też wiele innych, mniejszych obozów. Oprócz tego istniały sowieckie łagry, np. w Oświęcimiu czy Lędzinach.

Żyj aż nie zdechniesz śląska świnio Najgorzej było w polskiej Zgodzie i Łambinowicach oraz w sowieckim Toszku. Pierwszym z tych obozów rządził Salomon Morel, „kat Ślązaków”. Według zeznań świadków, własnoręcznie zatłukł wielu więźniów taboretem. To on również wymyślił „Piramidę” – układano stos ludzi, warstwa na warstwę, aż Ci na samym


STYCZEŃ 2014 R. dole nie umrą, zagnieceni i zaduszeni. Już ówcześnie oskarżano go o skandaliczne warunki panujące w obozie. Ukarano go (trzydniowym aresztem i obcięciem pensji !) za epidemię tyfusu i inne uchybienia. W obozie NKWD, w Toszku nie było lepiej. Więźniowie gnieździli się w budynku przedwojennego szpitala psychiatrycznego. Głodnych, chorych i wychudzonych budzono okrzykiem: „Jedzenia było za mało, aby żyć i za dużo, aby umrzeć". Torturowano nie mniej wymyślnie aniżeli Morel w Świętochłowicach – bito pałkami po genitaliach, zmuszano do połykania żywych żab lub za pomocą bagnetu, wciskano lu-

„Stary Jorg”, któremu potem zbudowano taką piękną legendę, musiał nie tylko wiedzieć o tych obozach, ale i akceptować zbrodnie, jakie miały tam miejsce. Okrutne metody były efektem psychopatycznych pomysłów polskich strażników. Jeżeli Polacy chcieli zgładzić ludność śląską, dlaczego nie mogli po prostu strzelić w tył głowy? Warto zauważyć, że i ta metoda, w kontekście choćby Katynia, przez polski naród uważana jest za straszliwą! Co więc mieli powiedzieć Ślązacy? Tłumaczenia Morela, który ponoć był więźniem Auschwitz i tam stracił swoją rodzinę, napawają przerażeniem. Nie tylko dlatego, że państwa Morel

Problem w tym, że „ruskim” sprawa Ślązaków była zupełnie obojętna. Nie ma najmniejszego śladu w dokumentach, by się nią zajmowali. O tym, jak rozwiążą kwestie narodowościowe na Śląsku – Polacy decydowali samodzielnie. dziom do gardła myszy(również żywe). Z 4.500 więźniów życie straciło 3.300 osób. W Łambinowicach Ślązaczki były gwałcone. Karmione fekaliami, z gwoździami powbijanymi pod paznokciami umierały zhańbione. Główki niemowląt, niczym kamienie niejaki „Janek F.” raz za razem roztrzaskiwał. Ekonomicznie, bo mordował uderzając główką o głowę. A potem rzucał na stos, niczym stertę gruzu. To nie był obóz sowiecki, lecz polski. Wartownicy mieli czapki z białym orzełkiem, porozumiewali się po polsku. Byli Polakami.

Polski zamysł Ci, którzy nie chcą uznać polskiej winy zrzucają całą na sowietów. Ale to nie aparat bezpieczeństwa ZSRR wymyślił zbrodnicze metody. Ba! On nie miał nic wspólnego z utworzeniem polskich obozów koncentracyjnych (które wtedy nazywano obozami pracy). Sprawcą był Aleksander Zawadzki, który utworzył je jako wojewoda śląsko-dąbrowski. To jego rozkazy powołały Zgodę, Łambinowice i inne. A jego zastępcą był… Jerzy Ziętek.

nie było na liście oświęcimskich więźniów, ale również dlatego, że Morel, sam doświadczając tortur, powinien raczej robić wszystko, aby w „jego” obozie panowały w miarę normalne warunki. Niestety, było dokładnie odwrotnie. Obecnie, cały czas winą za obozy takie jak Zgoda obarcza się Sowietów. Nie jest to jednak słuszne i z całą pewnością świadczy o próbie przerzucenia moralnej odpowiedzialności. A, że to akurat Rosjanie mają rzekomo być winni, Polakom jest to jak najbardziej na rękę, bo „ruskich” lubią przedstawiać jako dzikich barbarzyńców - a w historycznym kontekście panowania ZSRR nad całą wschodnią Europą w tamtym czasie. jest również bardzo logiczne. Problem w tym, że „ruskim” sprawa Ślązaków była zupełnie obojętna. Nie ma najmniejszego śladu w dokumentach, by się nią zajmowali. O tym, jak rozwiążą kwestie narodowościowe na Śląsku – Polacy decydowali samodzielnie. Zresztą na inną odpowiedzialność, aniżeli moralną Ślązacy już nie liczą. Tutaj chodzi już tylko o pamięć i szacunek – a nie o polityczne i martyrologiczne zakłamanie. PAULA ZAWAdZkA

Coraz więcej uroczystości

Rokrocznie przybywa uroczystości, zwłaszcza mszy, upamiętniających ofiary Tragedii Górnośląskiej. Największy jest oczywiście Marsz na Zgodę (patrz str. 1), znane są także te w Żernicy (patrz obok). Są też inne. Na pewno nie udało nam się zebrać informacji o wszystkich, ale o to niektóre z nich: niedziela 26 stycznia o godz. 14.00 – uroczystości koło gliwickiej palmiarni, przy pomniku ofiar totalitaryzmu. 26 stycznia o godzinie 15:00 Msza w intencji ofiar Tragedii Górnośląskiej w w Łaziskach Górnych odbędzie się w kościele Matki Boskiej Królowej Różańca Świętego (ul. Kościelna 4). Po mszy, o godzinie 16:00, uroczyste złożenie wieńców i zapalenie zniczy pod tablicą upamiętniającą łaziszczan wywiezionych w 1945 roku (wmurowaną w ścianę ratusza miejskiego), następnie przejście do Biblioteki (ul. Świerczewskiego 1) gdzie odbędzie się wykład i prezentacja Andrzeja Sznajdera (IPN). Poniedziałek 27 stycznia o godzinie 19:00 - Msza św. upamiętniająca ofiary Tragedii Górnośląskiej w Katowicach Kostuchnie odbędzie się w Parafii Trójcy Przenajświętszej przy ulicy Tadeusza Boya-Żeleńskiego 34. niedziela 2 lutego o godz. 16.00 – msza św. 2 w intencji Ofiar Tragedii Górnośląskiej 1945 roku, represjonowanych, deportowanych i zamordowanych Górnoślązaków przez Armię Czerwoną i komunistyczny aparat bezpieczeństwa. Msza odbędzie o godz.16.00 w kościele p.w.Bożego Ciała w Jankowicach, ul. Rybnicka 34 niedziela 9 lutego o godzinie 9.30 – msza św. w intencji ofiar Tragedii Górnośląskiej. Ruda Śląska Parafia św. Pawła, Apostoła w Nowym Bytomiu, Pl. Jana Pawła II 5.

…morduj, zabijaj i licz swoje trupy

9

Na podstawie wspomnień Ewalda Klosa, spisanych przez syna Ingemara, opracował Marian Kulik

- Fater, czym dlo wos był kontakt z Czerwoną Armią? - Krótko: to początek czteroletniej gehenny, zakończony porażająca wiadomością o śmierci najbliższej mi osoby. A wszystko się zaczęło akurat nie w Żernicy , tylko w Głuchołazach, gdzie szkoła nas wysłała do kopania rowów przeciwczołgowych. I to tam zostałem w kwietniu 1945 roku, zgarnięty przez czeskich „partyzantów”, którzy najpierw chcieli nas rozstrzelać, ustawiając nad własnoręcznie wykopanym grobem, ale po dłuższych rozmowach, zdecydowali się nas przekazać Czerwonej Armii, która nas, szesnastoletnich uczniów, doszlusowała do jeńców wojennych, deportując na cztery lata do kopalń Donbasu. - I tam wy, uczniowie, ôroz zaczęliście pracę pod ziemią?

Ta kartka to pamiątka po najgorszym okresie życia tą nieludzką ziemię. Do pociągu, załadowano nas w Rostowie nad Donem i gdy pociąg zatrzymał się, a my mogliśmy wyjść z wagonu, byliśmy w … Dreźnie. Większość moich kolegów, Ślązaków jak ja, została w Niemczech. Pamiętali przecież jak w 1945 roku

W domu czekał na mnie tylko ojciec, który razem ze swoim bratem, również zostali deportowani do kopalń Donbasu , ale wrócili nieco wcześniej, bo po trzech latach . Najtragiczniejszy los spotkał moją matkę , która została wywieziona na Ural (Aktiubińsk), gdzie zmarła na dur brzuszny zimą 1948 roku. Informacje o losach matki dotarły do mnie dzięki kobietom, którym udało się wrócić. Według relacji tych kobiet, matka została pogrzebana bardzo płytko, co wykorzystały dzikie zwierzęta, nadgryzając matczyne stopy. - Pracę? Harówkę, mordęgę. Rzeczywiście, trafiliśmy do kopalni. Pod ziemią, codziennie dziesięć godzin, wielokrotnie po kolana w wodzie, wykonując każdą robotę, tylko za pomocą swoich mięśni, przy głodowym wyżywieniu, co owocowało lawinowymi zgonami. Którymi jednak się za bardzo nie przejmowano, gdyż nowi nieszczęśnicy, byli na bieżąco dowożeni. To tam, kiedy byłem ciężko chory, po raz drugi w życiu, grożono mi śmiercią i tylko dzięki odwadze i poświęceniu pielęgniarki-Rosjanki, która się za mną wstawiła, udało mi się uniknąć strzału w głowę. Jedno z tego okresu, co wspominam ciepło, to bardzo ludzkie relacje , jakie nas, niewolników, łączyły z ludnością cywilną.

- No ale na koniec wróciliście fater jednak do dom… - Nieraz myślałem sobie, że już tam zostanę na zawsze, w bezimiennym grobie. Dlaczego nas zwolniono, akurat w 1949 roku, nie mam pojęcia do dziś, bo też nam tego nikt nie powiedział. A zresztą nikogo z nas, zwolnionych, to nie interesowało, najważniejsze było to, że już opuszczamy

potraktowała nas nowa polska władza. Ja byłem jednym z nielicznych, którzy się zdecydowali na powrót w rodzinne strony. - A co było w doma? - W domu czekał na mnie tylko ojciec, który razem ze swoim bratem, również zostali deportowani do kopalń Donbasu , ale wrócili nieco wcześniej, bo po trzech latach . Najtragiczniejszy

los spotkał moją matkę , która została wywieziona na Ural (Aktiubińsk), gdzie zmarła na dur brzuszny zimą 1948 roku. Informacje o losach matki dotarły do mnie dzięki kobietom, którym udało się wrócić. Według relacji tych kobiet, matka została pogrzebana bardzo płytko, co wykorzystały dzikie zwierzęta, nadgryzając matczyne stopy. Dopiero powtórny pochówek, zabezpieczył zwłoki przed powtórnym zbezczeszczeniem. Z tą informacją nie mogłem się pogodzić przez długie lata - i jeszcze dziś mam z tym problem. - Do żołnierzy sowieckich, wkraczających w 1945 roku na tereny niemieckie, czyli także na Śląsk, wypowiadano apel: „morduj, zabijaj i licz swoje trupy”. Czy waszym zdaniem fater, te straszne słowa, są adekwatne do tego, czego się dopuszczała Armia Czerwona na Śląsku? - Tego, co wyczyniała sowiecka armia nijak nie można nazwać, bo ludzie się tak po prostu nie zachowują. - Dziękuję za rozmowę.

To było tutaj

Żernica, niewielka miejscowość, malowniczo położona wśród pól na południe od Gliwic, spokój i zadbane gospodarstwa. Tak jest dzisiaj. Podobnie mogło być w styczniu 1945 roku, kiedy do Żernicy zawitały czołówki Armii Czerwonej, której żołnierze rozpuszczeni celową bezkarnością, na dzień dobry zastrzelili kilka osób. Gwałcili też kobiety. Kiedy odeszli, ludzie odetchnęli. Ale tylko na chwilę, bo po nich przyszli następni, którzy zarządzili obowiązkową rejestrację mężczyzn i kobiet do robót publicznych i tym sposobem, wyprowadzono z Żernicy 300 osób „ na roboty publiczne” z tą tylko różnicą, że nie do Gliwic, ale do ZSRR. Dwie trzecie z nich nie powróciło , a ci którzy wrócili, nadawali się do leczenia szpitalnego. * * * Kożdego roku, we końcu stycznia, we Żernicy czci się ofiary Tragedii. 26 stycznia 2014 roku trzī szwierci na czworto bydom uroczystośc na kerchofie a zaś genau o szwortŷj msza a dali spominki u fojermanůw. Takich Żernic boły ale setki, tuż we niějednej bydzie tako mszo. Na niejednym grobie zapolŷmy kyrczki, porzykomy. Za tych, do kierych polsko-ruski wyzwolŷni pokozało sia inoś lagramŷnckom tragediom.


10

D

okładnie tak jak w tytule, drogi czytelniku. Jeżeli przypadkiem jesteś śląskim Polakiem lub polskim Ślązakiem, lub (co gorsza) jesteś polskim patriotą, to możesz mieć niemały problem z przełknięciem mojego tekstu. Wszakże (o czym nie raz przekonali się posiadacze tęższych głów niż moja), poruszanie tematyki patriotyzmu i polskiej martyrologii w kraju nad Wisłą, skazuje piszącego na społeczny ostracyzm, wypominanie mu jego poglądów przez lata. I (z tego ostatniego, daj Boże, żebym nigdy nie skorzystała), skreślenie szansy w wyborach parlamentarnych o ile biedaczyna ma inne zdanie na ten temat, aniżeli chwalebne. Ale do rzeczy . Nie podoba mi się patriotyzm w wykonaniu nas, Polaków. Jego odwiecznym elementem jest martyrologia, co normalnie rozumiane jest jako cierpienie i męczeństwo. W naszym wykonaniu wychodzi z tego zazwyczaj błazenada. Doszukujemy się trotylu we wraku Tupolewa, chociaż prędzej wiatr go tam przywieje, aniżeli Ruscy rzeczywiście by go tam wsadzili. Powołujemy komisje, a Macierewicz Antonii, który przegiął wybitnie w swoich telewizyjnych występach i przez Prezesa Szanownego Kaczyńskiego (już) Jednego Jedynego został wysłany z misją w Polskę, udowadnia uczestnikom spotkań, że zamach był! Był zamach i co do tego nie ma żadnych wątpliwości ! A tę brzozę, to przecież Stalin zasadził i są na to dowody! Wszyscy, którzy zgadzają się z powyższym akapitem to w polskim rozumieniu - patrioci. Polski patriota ma nienawidzić przynajmniej Rosjan,

E

li fto bydzie godoł, co tŷn numer Cajtunga je gorszy, jak ôbyczne, możne i bydzie mioł recht. Redagowołech go we mojigo abrahama, dziěń przed gościnom, a dziěn po gościnie. Tuż wyboczom, eli co je niŷ tak. Miołech niŷ inoś Cajtung na gowie. Alech festelnie rod, co mogą tŷn Cajtung rychtować. A to skirz tego, co możne niŷ kożdy z wos wiě, czamu u nos sie tak abrahama festuje. A rzecz je festelnie prosto. Przůdzij, za starego piŷrwy, mało fto dożywoł 50 lot. To już boł rychtig stary chop. Taki jako dzisio tŷn, fto dożywo lot 80. Oczywiście dotyczyło to tylko klas biednych. Robotników – wszystkich tych górników i hutników. Oraz chłopów na wsi. Do połowy XX wieku średnia życia była niższa niż lat 50, a klasy biedniejsze, pozbawione solidnej opieki medycznej, żyły krócej niż zamożne mieszczaństwo, o arystokracji już nie wspominając. W bogatych

STYCZEŃ 2014 R.

PISANE ZA BRYNICĄ

Polaków interesuje tylko polska martyrologia pardon Ruskich, pardon- ruskich. Żeby był zupełnym patriotą, to powinien również nienawidzić Niemców, pardon –niemców ( ich naprawdę w czasach Bieruta pisano w Polsce z małej litery). A żeby wykonywać swą narodową misję, tak jak oczekuje tego Prezes PiS, albo nawet prezydent RP Bronisław Komorowski, przeciętny nauczyciel historii bazujący na podręcznikach Andrzeja Alberta, o których mówi się, że umiejętnie fabularyzują historię ma robić jeszcze jedną rzecz: czcić polskie męczeństwo. I nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby Polacy umieli przyznać się do tego, iż poza rolą ofiary, nad którą pastwiły się mocarstwa i rolą bohatera (było Monte-Cassino i było Powstanie, było i Lenino i „Kamienie na Szaniec”), nie raz odgrywali rolę oprawcy. Drogi czytelniku, zanim odwrócisz się ode mnie, zrozum, że to Polacy odpowiadają za Tragedię Górnośląską. To Wojewoda Zawadzki (nie, nie mój wujek!) ją wymyślił, a wychwalany pod niebiosa Ziętek nie zaprotestował. W obozie na Zgodzie strażnikami byli Polacy. To samo na Ziemi Opolskiej w Łambinowicach. Tam też wartę pełnili Polacy. I to Polacy tłukli tam kolbami Ślązaków. Warto zauważyć też, że powiedzenie „polskie obozy koncentracyjne”, odnośnie powojen-

nego Auschwitz, a w zasadzie już Oświęcimia i innych - nie jest bezzasadne. Po 1945 roku były to polskie obozy koncentracyjne. Strażnikami byli Polacy, a ofiarami byli tam Ślązacy. Chociaż, „ofiary” to zbyt łagodne słowo. Czego dopuścili się polscy patrioci? Oto fragment wspomnień: „Frau Paschke nażarła się mojego gówna. Fraülein Marii Schmolke naszczaliśmy do gęby”, ”Wymyśliliśmy pożar. Wrzucaliśmy do ognia tych, którzy bali się podchodzić blisko. (… )Mąż się palił na oczach żony, albo odwrotnie”, „Zastrzeliliśmy kobietę w dziewiątym miesiącu ciąży”.

I dlaczego o tym ani słowa? Chętnie oglądamy „Pianistę”, „Dzieci Ireny Sendlerowej”, zwiedzamy muzeum Auschwitz. A ja bym obejrzała film o Tragedii Górnośląskiej. A jeszcze bardziej, życzyłabym sobie, żeby wszyscy polscy patrioci go obejrzeli. Wtedy może zrozumieliby, że świat nie jest biało-czarny, gdzie żyją białe (biało-czerwone raczej) ofiary i kaci w ciemnych kolorach. I dlaczego o tym ani słowa? Chętnie oglądamy „Pianistę”, „Dzieci Ireny Sendlerowej”, zwiedzamy muzeum Auschwitz. A ja bym obejrzała film o Tragedii Górnośląskiej. A jeszcze bardziej, życzyłabym sobie, żeby wszyscy polscy patrioci go obejrzeli. Wtedy może zrozumieliby, że świat nie jest biało-czarny, gdzie żyją białe (biało-

Abraham

Anglii czy Niemczech (a więc i Śląsku) byłe lepiej, niż w zacofanych Rosji czy Polsce, ale też niezbyt dobrze. Tak więc śląskie klasy majętne, wykształcone, nigdy szczególnie Abrahama nie obchodziły. To był zwyczaj

czerwone raczej) ofiary i kaci w ciemnych kolorach. Tylko kto, w nadwiślańskim kraju patriotów, wyłoży środki na film pokazujący tę akurat prawdę? Jeżeli dobrnąłeś drogi czytelniku do końca i nie chcesz mnie spalić na stosie, to może wskażesz jakieś źródła finansowania? Może Unia by dała w ramach rozwoju regionów? Pytam jak najbardziej poważnie. Kończąc: po co ja w ogóle piszę rzeczy, które spowodują, że telefon w redakcji znów się rozdzwoni, a teraz dla odmiany jakiś polski fanatyk będzie mnie szkalował? Po to by uświadomić, że po pierwsze: Macie-

życia zaczął gwałtownie rosnąć, a jeszcze szybciej rozwijała się medycyna – i średnia życia wydłużała się o kolejne dziesiątki: 60. 70. A ostatnio nawet 80. Pięćdziesiąte urodziny nie są więc niczym nie-

rewicz jest męczennikiem XXI wieku polskim i tylko polskim. Tych, którzy czują się Ślązakami a nie Polakami tropienie smoleńskiej tragedii nie powinno specjalni e interesować. Ślązacy mają dość własnych. Martyrologia śląska jest inna niż polska, tak dalece inna, że jeżeli ktoś umie być jednocześnie narodowości śląskiej i wierzyć

FIkSUm dYRdUm Tuż jo sie mom z czego radować. Możne niŷ z tego, co mom 50 lot, a żyja – bo to dzisio żodno wielgo sztuka (choć i tak niŷ kożdŷmu się trefi). Ale przudzij to boł schyłek życio – a jo dziepiŷro szwunguja tŷn Cajtung, coby stoł sie gazetom kożdego świadomego Ślůnzoka. Jo dziepiŷro planuja napisać moje najważniejsze ksiůnżki, mom we gowie ze dwie ślůnskie powieści, ze dwie sztuki a pora inszych buchůw. Nasze opy, kiej

Tuż jo sie mom z czego radować. Możne niŷ z tego, co mom 50 lot, a żyja – bo to dzisio żodno wielgo sztuka (choć i tak niŷ kożdŷmu się trefi). Ale przudzij to boł schyłek życio – a jo dziepiŷro szwunguja tŷn Cajtung, coby stoł sie gazetom kożdego świadomego Ślůnzoka. Jo dziepiŷro planuja napisać moje najważniejsze ksiůnżki, mom we gowie ze dwie ślůnskie powieści, ze dwie sztuki a pora inszych buchůw. Nasze opy, kiej mieli lot 50, polekku sie sfijali, a jo się durś rozwijom. A przynajmnij tak mi się zdowo. tych uboższych, żyjących krócej. Ale gdy w 1945 niemal cała nasza rodzima inteligencja i mieszczaństwo zostały wypędzone, lub wyjechały z własnej woli – to obyczaje robotnicze stały się wśród Ślązaków naszą jedyną zapamiętaną tradycją. Dopiero po wojnach światowych, a zwłaszcza tej drugiej, poziom

zwykłym, ale w naszej śląskiej tradycji pamięć po tym geburstagu, do którego dożywali tylko ci, którym się poszczęściło, pozostała. Dziś Abraham to urodziny na Śląsku szczególne i radosne, chociaż już mało kto pamięta, z czego ta radosność wynikała. Otóż z tego, ze mam lat 50, a wciąż żyję.

w smoleńskie spiski, to najprawdopodobniej cierpi na rozdwojenie jaźni i powinien udać się do psychiatry. Jeśli jesteś narodowości śląskiej, to na logikę powinny ci być kompletnie obojętne przyczyny rozbicia samolotu pod Smoleńskiem. Mgła, błąd pilota, ogromny magnes, brzoza – to może być ważne dla Polaka, ale po co to Ślązakowi? Po drugie: nie moim celem jest prześciganie się w obozowych opowieściach; ja tylko chcę, by dzień Tragedii Górnośląskiej był wspomniany w serwisach informacyjnych. I na lekcjach uczciwej historii. Po trzecie: jaka jest różnica między patriotą a nacjonalistą? Patriota kocha swój naród, szanując przy tym inne narody. Każdemu daje też prawo samostanowienia, kim jest. Nie mówi innym: nie masz prawa być Polakiem, bo jesteś Rosjaninem. Albo: nie ma narodowości śląskiej, jesteś Polakiem. Z tego względu też, przepraszam wszystkich, których w tym tekście nazwałam patriotami. Jesteście nacjonalistami. Na sam koniec już, zacytuję mojego ukochanego Tuwima: „Być Polakiem - to ani zaszczyt, ani chluba, ani przywilej. To samo jest z oddychaniem. Nie spotkałem jeszcze człowieka, który jest dumny z tego, że oddycha”. PAULA ZAWAdZkA

mieli lot 50, polekku sie sfijali, a jo się durś rozwijom. A przynajmnij tak mi się zdowo. Tuż jak sie niŷ radować? Mam lat 50. Połowa życia na pewno za mną. A mimo to wierzę, ze jednak doczekam jeszcze śląskiej autonomii, że doczekam uznania nas za narodowość a także uznania naszej godki za

język. Wierzę, że w godce tej będą powstawały świetne powieści, i wyśmienite filmy, a nie tylko te głupkowate bełkoty z TVS. Wierzę, że zostaną po śląsku napisane prace naukowe a w szkołach będą uczyć prawdziwej historii Śląska. Wierzę, że ze wszystkiego tego będę się cieszył. A kie już byda takim rychtig staroszkiŷm, to mie czasŷm przywiedom, baji skuli Tragedie Gůrnoślůnskij do szkoły. Dadzom jaki zesel, abo chocia ryczka, a jo byda ôsprawioł, jak to my piŷrwyj mieli starość coby donść do autonomie a do uznanio naszŷj nacyje. A bajtle bydom kucać, forskać i fukać: by se już opa poszli do dom. Co nos to ôbchodzi? Dyć wkożdy wiŷ, że Ślůnzok to niŷ Polok, tuż co ôn fanzoli, co trza było ô to wojować. Sie starŷmu we gowie pofyrlało. A zaś prosto ze Marszu Autonomie, kole 15 lipca, puda na Abrahama mojij cery, kiero go mo tyż ůwdy. Ja, ja, wierza, co tego doczkom. I tego możecie mie skuli abrahama winszować. dARIUSZ dYRdA


11

STYCZEŃ 2014 R.

mazowsze na każdego mieszkańca dostaje 90 złotych. my 2 złote. Tak wygląda sprawiedliwość po polsku

kultura? Chamstwo raczej

Gdzieniegdzie czytamy chwalenie się ministrów – na przykład Elżbiety Bieńkowskiej – jak to strumień pieniędzy płynie na Śląsk. No to przyjrzyjmy się, jak jest z tym strumieniem naprawdę. Nie w propagandzie, ale na konkretnym przypadku. Niezbyt skomplikowanym, żeby ogrom liczb nie zamazywał sprawy. Na przykład na jednym wycinku wydatków ministerstwa kultury.

W

roku 2013 ministerstwo kultury miało do rozdysponowania między instytucje kultury 700 milionów złotych. Na całe państwo. Ponieważ w naszym województwie mieszka około 4,5 miliona ludzi, czyli jakieś 13 procent obywateli państwa – to powinniśmy dostać z tej kwoty też około 13 procent. Czyli jakieś 90 milionów, prawda? Prawda jest jednak zupełnie inna. Udział w dotacji podmiotowej na instytucje kultury w województwie śląskim to zaledwie dwanaście milionów złotych a nie 90. Dwa procent, a nie 13! A w drugim z górnośląskich województw – opolskim? Poniżej półtora miliona. Mniej procenta dodatków podmiotowych na kulturę w Polsce. Tylko jedna złotówka z 220 złotych trafia tutaj! Oba górnośląskie województwa razem liczą 15 procent obywateli Polski. Powinny więc

dostać – proporcjonalnie – ponad sto milionów. Jeśli więc dostają razem 13,5 miliona to trzeba zapytać, kto kradnie przypadające nam statystycznie nasze 90 milionów. Odpowiedź jest taka sama jak zawsze. A znajdujemy ją w tabelce pokazującej, ile które województwo dostało na instytucje kultury w 2013 roku. Czytamy tam:

twach jest więcej instytucji kultury, wymagających wsparcia państwa. Więcej miejsc ważnych dla polskiego dziedzictwa, więcej miejsc wpisanych na światową listę dziedzictwa UNESCO. I l dlatego te większe pieniądze… Niech i tak będzie. Więc przyjrzyjmy się tym dotowanym instytucjom. U nas rzecz jest prosta, bo są dwie: Narodowa Orkiestra Symfoniczna

Oba górnośląskie województwa razem liczą 15 procent obywateli Polski. Powinny więc dostać – proporcjonalnie – ponad sto milionów. Jeśli więc dostają razem 13,5 miliona to trzeba zapytać, kto kradnie przypadające nam statystycznie nasze 90 milionów. - Mazowieckie – 450 milionów (40 razy więcej, jak śląskie! 300 razy tyle, co opolskie) - Małopolskie – 107 milionów (10 razy więcej jak śląskie, 60 razy tyle, co opolskie) - Pomorskie – 37 milionów (3 razy więcej jak śląskie) - Dolnośląskie – 36 milionów (3 razy więcej jak śląskie) - Wielkopolskie – 23 miliony (2 razy tyle, co śląskie) Te województwa dostają więcej, niż śląskie. Pozostałe mniej. Ale nie dajmy się zwieść suchym kwotom. Bo nawet te pozostałe województwa są w lepszej sytuacji, niż my. Na przykład lubelskie, kolejne po nas. Dostaje 8,5 miliona (3,5 mniej, niż my), ale mieszkańców ma ciut powyżej 2 milionów. Ta na jedną osobę przypada cztery złote – u nas zaledwie 2,5 zł. Województwo podlaskie? Zaledwie milion ludzi a 5,5 miliona złotych na placówki kultury. 5 złotych „na łebka”. U nas, jak wspomnieliśmy – 2złote i trochę groszy. Ale nie zazdrośćmy biednemu wschodowi Polski. Spójrzmy na tych, którzy naprawdę biorą nasze pieniądze. Mazowsze ma nieco ponad 5 milionów ludzi i dostaje 450 milionów. Prawie 90 złotych na osobę! A my… 2 złote. Małopolskie – 30 złotych na osobę. Pomorskie – 15, dolnośląskie – 12. Lubuskie czy zachodniopomorskie (1,5 zł na osobę) dostają wprawdzie na osobę jeszcze mniej, niż my. Ale to ma być powód do zadowolenia? Powie ktoś może, że w tamtych wojewódz-

Polskiego Radia w Katowicach i Muzeum Śląskie. A tam, gdzie strumień płynie szerokim łukiem? W mazowieckim dotowane są 32 instytucje. Teatr Wielki i Opera Narodowa? W porządku, zrozumiałe. Biblioteka Narodowa, Filharmonia Narodowa? Oczywiście. Zamek Królewski czy Filmotka Narodowa – jak najbardziej. Galeria Zachęta? Niech będzie. Łazienki? OK.

czapki z głów. Ale Instytut Książki w Krakowie? Ale (!!!) Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie??? To nam, z braku dotacji, giną świadectwa naszej śląskiej tożsamości, nie ma pieniędzy na ani jedną instytucję kultury w zabytku poprzemysłowym, jak choćby Elektrociepłownia Szombierki – ale są pieniądze na krakowskie Muzeum techniki Japońskiej??? O szogunie, zlituj się nad nimi, bo nie wiedzą, co czynią. We Wrocławiu aż trzy placówki typu teatralnego. A czemuż to Opera Wrocławska jest godna takiej dotacji, a Bytomska nie? Bo pan minister jest z Wrocławia? Choć ten Dolny Śląsk też smuci. Bo tak naprawdę nie dostaje ani grosza poza Wrocław. Wszystkie sześć instytucji z tego miasta, a setki zabytków ogromnej klasy niszczeją. Bo – jak niedawno powiedział jeden krakowski profesor – te w Krakowie są polskie, więc warte ochrony, a tamte poniemieckie… Czasem można usłyszeć z warszawskich ust, ze Górny Śląsk to pustynia kulturalna. To

Nam, z braku dotacji, giną świadectwa naszej śląskiej tożsamości, nie ma pieniędzy na ani jedną instytucję kultury w zabytku poprzemysłowym, jak choćby Elektrociepłownia Szombierki – ale są pieniądze na krakowskie Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej? O szogunie, zlituj się nad nimi, bo nie wiedzą, co czynią. Ale na tej liście znajdziemy też: Centrum Posko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia w Warszawie, Jeśli jest ono, to czemu nie ma Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej w Gliwicach? Czy musi się przenieść do Warszawy, by dostać dotację? Instytut Muzyki i Tańca w Warszawie… Co to jest i po co to jest? Czy na pewno jest ważniejsze, od jednej zabytkowej kopalni węgla Guido w Zabrzu? Dom Pracy Twórczej w Radziejowicach? Muzeum Jeździectwa i Łowiectwa w Warszawie? No i aż siedem placówek typu teatralnego (wliczając Operę i Filharmonię). Na całym Górnym Śląsku ani jednej. Małopolska… Wawel – bez wątpienia. Wieliczka – nie ma sprawy. Muzeum Narodowe – oczywiście. Auschwitz-Birkenau? Bez wątpienia,

nieprawda. Ale kiedy to usłyszycie, odpowiedzcie: My na naszą kulturę dostajemy od państwa dwa złote na osobę. Wy – 90 złotych. I jeszcze się dziwisz, że my chcemy autonomii? Że my nie chcemy być dojeni przez Warszawę? Nasi radni wojewódzcy cieszą się ze współpracy z Małopolską. Z „Krakowic”. Pokazaliśmy właśnie, jak ta współpraca wygląda. Dla Krakowa jabłko, a dla nas ogryzek. Jeśli tak ma wyglądać ten Region Polska Południowa, wymyślony przez minister Bieńkowską, to my dziękujemy. Bo za parę lat zmienią się statystyki. Będziemy słyszeć, że Region Polska Południowa dostał 150 milionów. I nikt nie doda, że z tego 140 poszło do Krakowa, a do nas raptem 10. dARIUSZ dYRdA

*Briftīger przīsmyczył *

List w sprawie olimpiady zimowej w Zakopanem

Zaintrygował mnie artykuł pt. „Lepszy je Cieszyn”, zamieszczony w grudniowym numerze Cajtunga. (…) We wstępie chciałem przytoczyć własną opinię, że przydzielenie przez MKOl organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich w roku 2022 w górskim kurorcie Kraków (mają słynny Kopiec Kościuszki) jest równie prawdopodobne, jak dobrowolne przywró-

cenie przez polskie władze Autonomii dla Górnego Śląska zabranej niegdyś przez Hitlera. Na zadane we wstępie pytanie „dlaczego nikt nie walczy o zorganizowanie Zimowych Igrzysk na Śląsku?”, odpowiedź jest niezwykle prosta. Kto miałby walczyć, skoro Górnym Śląskiem zarządzają władze polskie. Te same władze chcą organizacji Olimpiady. Logiczne więc, że promują ziemie rdzennie polskie z którymi w sposób naturalny się identyfikują. Podobnie było w przypadku organizowania Euro 2012. Łatwiej było

zbudować nowe stadiony, niż porządnie zmodernizować ten najsłynniejszy znajdujący się na Górnym Śląsku. Również w przypadku ewentualnych Igrzysk Olimpijskich, nikt nie będzie tak wspaniałomyślny, żeby nagle zacząć promować Ziemie Ślązaków. Tak sobie rozmyślam, że jakby jakieś wyimaginowane średniowieczne MKOl przydzieliło w XIII wieku organizację Zimowych Igrzysk Olimpijskich Monarchii Śląskiej Henryka Brodatego, śląski władca również wskazałby jako miejsce organizacji

którąś z miejscowości rdzennie śląskich, a nie etnicznie obcy aczkolwiek będący wówczas we władaniu Ślązaków, Kraków. Podobnie Śląsk traktowany jest więc przez obecne władze polskie, jako ziemie zdobyczne, podarowane w 1945 roku przez Stalina. Po powołaniu w ubiegłym roku wspólnego regionu krakowsko-katowickiego jako Regionu Południowego Państwa Polskiego, a zatwierdzonego m.in. przez przewodniczącego RAŚ, już sam nie wiem… To teraz stolicą Górnego Śląska stał się Kraków?

Czyli ewentualna Zimowa Olimpiada jednak będzie na Śląsku, a może inaczej „Panie Gorzelik, nie gańba Wom?”. Najpierw wchodzicie w konszachty z polską partią polityczną z natury przeciwną Autonomii Śląska, a potem z Krakowem – regionem o najbardziej niechętnym nastawieniu wobec Ślązaków. Przy tak prowadzonej polityce, niebawem Górny Śląsk zostanie wyssany do ostatniego przysłowiowego „centa”. (…) BoGdAN WAGA BoHUmíN, REP. CZESkA AdRES do WIAdomoŚCI REdAkCJI


12

STYCZEŃ 2014 R.

Historia Śląska,

W poprzednim odcinku pisaliśmy o tym, że podczas Wiosny Ludów, w połowie XIX stulecie, i później coraz częściej pojawiały się głosy, że Ślązacy są odrębnym narodem, a polska agitacja narodowa na Śląsku nie przynosiła specjalnie efektów. Teraz trzeba do tego wątku wrócić – pamiętając zarazem, że Górny Śląsk błyskawicznie się zmieniał. Rosło to, co nazywamy dziś aglomeracją katowicką. Wprawdzie liczący ćwierć miliona Wrocław – jedno z trzech najważniejszych niemieckich miast – był wciąż od tej aglomeracji większy, ale szybko go goniła. Bo przecież Königshütte, (obecnie Chorzów) liczyła już 30 000 mieszkańców, Bytom – 20, Gliwice – 15, podobnie jak Katowice. Po 10 i więcej tysięcy miały też Siemianowice, Zabrze, Ruda. Potężny ośrodek przemysłowy rósł jak na drożdżach, i rosła też zamożność mieszkańców. Wprawdzie robotnicy jeszcze długo mieli pozostać bardzo biedni, ale coraz liczniejsze było zamożne mieszczaństwo (o wielkich fortunatach nie wspominając), które miało nie tylko niemieckie korzenie. Wytwarzała się nowa grupa etniczna, gdzieś pomiędzy niemieckością a słowiańszczyzną. Jak „Dziennikowi Zachodniemu” w wywiadzie mówił Bernd Skiba, praprawnuk Kazimierza Skiby, ostatniego podobno polskiego sołtysa Katowic: Prapradziadek nie był ostatnim polskim sołtysem. Był ostatnim sołtysem wyłonionym w wolnych wyborach. Skiba jak większość Górnoślązaków był apolityczny, choć bardziej sympatyzował z orientacją proniemiecką niż propolską […] większość naszej rodziny mieszka w Niemczech i nie zna nawet języka

tajla XVI

polskiego. Prapradziadek pytany jaki kraj jest jego ojczyzną, niezmiennie odpowiadał, że Śląsk. Skiba nie był wyjątkiem. Ojczyzna-Śląsk stawała się coraz częstszą deklaracją. Nie tylko w pruskiej, ale też austriackiej części Górnego Śląska, gdzie wokół Ostrawy i Karwiny powstawał podobny ośrodek przemysłowo-węglowy. Jednocześnie jednak rozwijała się agitacja polska. I trafiała na podatniejszy grunt. Dlaczego? To w sumie dość proste i oczywiste. W miarę jak śląski, słowiański żywioł uczył się masowo pisać i czytać, szukał w piśmiennictwie czegoś własnego, nie niemieckiego. Tego czegoś nie było, ale stosunkowo łatwo było im podsunąć dzieła po polsku i powiedzieć: to także wasze. Tym bardziej, że Ślązacy dość dobrze rozumieli pisany język polski. Bo przecież decyzją pruskich władz ich książeczki do nabożeństwa już od dość dawna były po polsku. Trzeba jednak powiedzieć wyraźnie, że niezależnie od rozwijającego się na Śląsku piśmiennictwa polskiego, promującego tezę, że Ślazacy są Polakami, równolegle rozwijały się czasopisma wprawdzie po polsku, ale kierowane wyraźnie do narodowości śląskiej. Takim był na przykład polskojęzyczny, ewangelicki dwutygodnik „Nowy Czas. Tygodnik polityczny”, w którym pisano: Owa mieszanka „narodowość śląska” jest wynikiem historycznego rozwoju naszego ludu. Duży wpływ na budowanie się kilku tożsamości narodowych na Górnym Śląsku miał Kulturkampf (Wojna o kulturę), która w zamyśle Otto von Bismarcka miała ograniczyć wpływy Kościoła Katolickiego na

życie publiczne. W Polsce przedstawia się ją jako antypolską, ale na Śląsku z Kulturkampfem walczyła niemiecka, katolicka partia Zentrum, a jej głównymi działaczami nie byli wcale Polacy lecz magnaci: hrabiowie von Oppersdorf czy von Ballestrem. Zresztą niemieckiej tej partii na potrzeby kampanii politycznej udostępniał łamy swojej gazety „Katolik” Karol Miarka, który bardziej angażował się w walkę religijną niż narodową (jak próbuje się to dziś przedstawiać). Ale bez wątpienia – pruski Kulturkampf jednoczył we wspólnej walce polskich Wielkopolan i Ślązaków, bardzo ułatwiając polonizację tych ostatnich. Opowieści więc o germanizacji w tamtym czasie niezbyt są prawdziwe. Na Śląsku aktrat wtedy zaczęła się rozwijać masowa polskojęzyczna prasa, wcześniej tu nieznana. A „germanizacja” ograniczała się głównie na zmuszeniu mieszkańców państwa do nauczenia się języka urzędowego. W kwestii zaś języka, warto tu wspomnieć, że już 140 lat temu podejmowano próby kodyfikowania górnośląskiego języka. Warszawski publicysta Stanisław Głąbiński raczył uznać to za „tendencyjne i sztuczne”. Dokładnie tak samo, jak dziś Maria Pańczyk-Poździej i Jan Miodek. Tyle, że dziś twierdzą oni, że to pomysł nowy, pomysł RAŚ. Nie wiadomo, czy nie doczytali, czy kłamią świadomie. Na pewno natomiast wiadomo, że pierwsze próby tworzenia polskich organizacji na Górnym Śląsku szybko upadały. Tak było chociażby z założonym w 1881 roku, w Bytomiu, Polsko-Katolickim Towarzystwem Wyborczym. Wobec braku zainteresowania szybko zostało rozwiązane. Jak pisał w „Bożym Igrzysku wybitny brytyjski historyk Norman Davies: Przez większą część XIX w. element słowiański, zamieszkujący te [pruskie] prowincje nie uważał się za Polaków i był określany mianem „polskojęzycznych

Pierwszy numer Katolika, z 1868 roku. Czasopismo Karola Marki krzewiło przede wszystkim katolicyzm i lojalność wobec państwa pruskiego. A nie polskość – jak przedstawiają to polskie podręczniki. Walczyło z doktryną Kulturkampfu, ale nie z państwem. Prusaków”. Na początku wieku Ślązacy, Kaszubi i protestanccy Mazurzy, mieli mniejsze poczucie polskości niż mówiący po niemiecku mieszkańcy Gdańska. Tak więc pod koniec XIX wieku parcia na polskość na Górnym Śląsku nie było prawie wcale. Jak więc to się stało, że w 30 lat później 40 procent ludności opowiedziało się za przynależnością do Polski? O tym w następnych odcinkach.

Ślůnskie ksiůnżki w hurcie tanij! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe łôsprowki”? „Kamasutra po śląsku”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarniach komplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. U nas razem z kosztami przesyłki wydasz na nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno.

„Historia narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. cena 60 złotych.

„rychtig gryfno godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdujemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką wyjaśnia najważniejsze różnice między językiem śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem śląsko-polskim i polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. cena 28 złotych.

„Pniokowe łosprowki” Eugeniusza Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularnego felietonisty Radia Piekary) to kilkadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej śląskiej godce, kierom dzisio nie godo już żoděn, krom samego Ojgena! 210 stron formatu A-5. cena 20 złotych.

„Kamasutra po śląsku” Richarda Handtucha – do wierszowane, świetnie ilustrowane, fest sprośne, „nasze nojlepsze sztelongi”. 66 stron formatu A-6. cena 10 złotych.

Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 złotych – przesyłka gratis. Zamawiać można internetowo na poczta@naszogodka.pl lub telefonicznie 501-411-994. Można też zamówić wpłacając na konto 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 - ale prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego.

Instytut Ślůnskij Godki. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.