GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ
CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE
NR 6/7 2/2020r. (94) (42) CZERWIEC/LIPIEC 2015r. ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 3,00 ZŁ (5% VAT)
Ruski wongiel w rzici momy Bo lepszy gelt dostowomy!
2
nr 2/2020 r.
Od Cudu króla do cwaniactwa biskupa
T
ematów naprawdę ważnych w tym numerze aż tyle, że nie wiem, od którego zacząć. Dlatego zacznę od największego, czyli od Wojen Śląskich. Mało o nich wiemy, bo w polskich szkołach (i to tylko dobrych) wspomniane są jednym zdaniem, nawet na studiach historycznych traktuje się je trochę po macoszemu. A przecież to te trzy wojny decydują do dziś o losach Śląska, a przez ponad 200 lat miały ogromny wpływ na losy świata. Przypadek zaś Cudu Domu Brandenburskiego, który się podczas trzeciej z nich zdarzył, pokazuje, jak ważne jest w polityce mieć farta. Ilu z nas zdaje sobie sprawę, że gdyby nie fart ogromny, z cu-
wiyrać. A bydom, ino po welowaniu na prezydenta RP. Bo ůwdy żodyn się wos boł niy bydzie. O tym na stronie 3. Teksty na stronach 8-9, a jest ich kilka poświęcone są śląskiej tożsamości i śląskiemu językowi, a na stronach 4-5 temu, jak tę śląską tożsamość katowicki arcybiskup do spółki z rządem, urzędem marszałkowskim i prezydentem Katowic zamierzają z naszej historii rugować. Bo czym innym, jak rugowaniem naszej prawdziwej historii jest tworzenie Panteonu Górnośląskiego, w którym zamiast wielkich Górnoślązaków, nawet tych, którzy tu tylko pracowali, jak Religa, Didur czy Kilar, pełno jest osób, które dla Śląska żadnych za-
Czym innym, jak rugowaniem naszej prawdziwej historii jest tworzenie Panteonu Górnośląskiego, w którym zamiast wielkich Górnoślązaków, nawet tych, którzy tu tylko pracowali, jak Religa, Didur czy Kilar, pełno jest osób, które dla Śląska żadnych zasług nie mają, a jedynie byli jego polonizatorami. Dodatkowy fakt, że pójdą na to dziesiątki milionów, woła o pomstę do nieba. W moim prywatnym odczuciu arcybiskup Skowrc wymyślił, jak za publiczne pieniądze wyremontować podziemia katedry i jeszcze na tym dobrze zarabiać. dem właśnie graniczący, to państwo pruskie w drugiej połowie XVIII wieku zniknęłoby z mapy, a to oznacza, że nie byłoby ani późniejszego cesarstwa Wilhelmów, ani III Rzeszy. Historia świata potoczyłaby się zupełnie inaczej, historia Śląska tym bardziej. Być może lepiej. O tym na stronach 10-12. Grubiorze za to pokozali, co som galoty a niy chopy. Tela sie nagodali o tym, że ruski wongiel je groźbom do „polskij racje stanu”, ale kiej dostali lepszy geltag, ôroz im tym ruski wongiel niy zawadzo, ôroz je OK. Tuż było chopcy godać, co wom ino o gelt idzie, a niy fanzolić, że o co inszego. Bydziecie mieć w bojtlikach po jakie trzi setki wiyncyj, ale na zocy potraciliście, u inakszych Ślůnzokůw tyż, fest. Niy dziwejcie się bestuż, kiej inaksze Ślůnzoki, niy bergmony, bydom smolić, kiej wom bydom gruby za-
Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską
ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: megapres@interia.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Nakad: 6500 egz. Nie zamówionych materiałów
redakcja nie zwraca.
POLSKA PRESS Sp. z o.o.,
Oddział Poligrafia, Drukarnia Sosnowiec
sług nie mają, a jedynie byli jego polonizatorami. Dodatkowy fakt, że pójdą na to dziesiątki milionów, woła o pomstę do nieba. W moim prywatnym odczuciu arcybiskup Skowrc wymyślił, jak za publiczne pieniądze wyremontować podziemia katedry i jeszcze na tym dobrze zarabiać, a politycy – zarówno centralni jak i nasi samorządowi – postanowili usłużnie purpuratowi tą kasą sypnąć. I potem się dziwić, że nawet ludzie bardzo bogobojni klną na kler ile wlezie. Dziś (25 lutego) znów dowiedziałem się, że pewien mój dobry znajomy jest ewangelikiem, choć jeszcze niedawno w każdą niedzielę widziałem go z żoną maszerować grzecznie na Sumę w kościele katolickim. Tak na szybko, znam takich osób przynajmniej kilkadziesiąt. Więc nie wszyscy odchodzący od Kościoła Katolickiego się ateizują, niektórzy uznają, że chcą należeć do Kościoła Chrystusa, a nie kościoła mamony. Co mnie akurat cieszy, bo od dawna twierdzę, że Kościół Katolicki jest najpotężniejszym narzędziem polonizowania Ślązaków. Oczywiście nie wszystkich, czego dowodzi nestor śląskich regionalistów a zarazem gorliwy katolik Alojz Lysko, czego dowodzi też gorliwy katolik Jurek Gorzelik, i najgorliwszy z nich wszystkich Ingemar Klos (wszystkich trzech o spolonizowanie trudno posądzić), który rozpaczliwie nawołuje (czytaj str. 4-5) by omijać katowicką katedrę, bo to miejsce szerzenia się pogaństwa. Tak więc kto zna historię Śląska, tego bałamutność arcybiskupa Skworca nie oszuka, ale kto nie zna… Jest w numerze jeszcze kilka innych tekstów, ale i tak wiem, że większość czytelników czyta Cajtung „od deski do deski” tuż ino winszują wom ciekawyj lektury. Ciekawyj, niy miłyj, bo idzie sie znerwować, jak i my sie nerwowali, kiej my to pisali. Szef-redachtůr
Mistrz Śląska (tylko jeśli w zabawie) niewyłoniony
Ż
eby ustalić, kto jest mistrzem Górnego Śląska w hokeju, potrzebne jest spotkanie mistrza Polski i mistrza Czech z 2019 roku. Bo obie drużyny są z Górnego Śląska: GKS Tychy i Ocelari Trzyniec. I w lutym doszło do takiego spotkania, choć w zabawowej formie. Na małym lodowisku w Mysłowicach zmierzyło się po trzech zawodników tyskich i – oficjalnie przynajmniej – z Ocelari. Tyszanie wystąpili w bardzo mocnym składzie, z Rosjaninem Klimienko (grywał w najmocniejszych ligach świata, poza NHL), jednym z najbardziej doświadczonych polskich hokeistów Bagińskim i Czechem Kolarzem. Ocelari wystąpiło za to w polskim składzie, z swoim podstawowym napastnikiem Aronem Chmielewskim, wypożyczonym na ten mecz z innej czeskiej drużyny ekstraklasowej napastnikiem Pawłem Zygmuntem i juniorem (ale mającym już za sobą debiut w pierwszej drużynie Ocelari) Szymonem Radzieńczakiem. Wynik trudny jest do ustalenia, bo co kibic, to inaczej bramek (było dużo, bo bez bramkarzy) naliczył, ale przyjmijmy, że był remis. Ważniejsze jest to, że działacze obu klubów uznali, że rzeczywiście, taki prawdziwy mecz o tytuł mistrza Śląska byłby czymś fajnym. I co więcej, podkreślający, że jesteśmy jednym regionem, przedzielonym granicą. Nic więc
nie stoi na przeszkodzie, by podobny mecz odbył się po obecnym sezonie. Bo nawet gdyby tym razem Tychy nie zdobyły tytułu mistrza Polski a Ocelari mistrza Czech, i tak w ligowej tabeli po sezonie oba były najwyżej sklasyfikowanymi klubami z naszego hajmatu, więc walkę o tytuł mistrza Śląska powinny stoczyć między sobą. I wcale nie jest tak, że klub z polskiej części skazany jest na klęskę przeciw potężnym w hokeju Czechom. Również w lutym reprezentacja Polski, oparta w dużej części o ty-
skich zawodników, pokonała w turnieju kwalifikacji olimpijskich faworyzowanych Kazachstan (Kazachów tam na lekarstwo, połowa to Rosjanie, druga połowa naturalizowani Kanadyjczycy), podobnie jak Czesi grających w elicie światowego hokeja. W lidze mistrzów zaś Tychy wypadły podobnie jak Ocelari, zajmując trzecie miejsce w swojej czterodrużynowej grupie. Więc, czemu taki śląski mecz wyrównanych rywali nie mógłby się odbyć. Dla śląskich kibiców hokeja byłby wielkim świętem. AMO
Langer pyto: co je louz???
P
eter Langer. Lider Ślonskij Ferajny ze zdumieniem patrzył na internetowy formularz rocznego oświadczenia podatkowego PIT. Jak som godo, za pierona niy wiy, co hań wpisać: Szrajbuja PIT a trefnoł żech na tako rubryka NARODOWOŚĆ mŏm do wyboru Polska, Uni Europejskij a Inna. I sam moje utropy: 1,Polsko jak by niy było tyż należy do Unie Europejskij 2,Jak chca wpisać Niymiecko abo Ślōnsko to tyż we tyj rubryce Unia Europejsko?
3 Jak chca szrajbnônc Ślōnsko we rubryce INNA, niy idzie dopisać bajszil Ślōnskŏ, niy idzie dopisać żodnyj 4 Bajszpil ci kerzy majom Obywatelstwo Polske a ino Nacyjo, tak jak mŏcka Slōnzŏkōw co mŏ szrajbnonć? 5 .Zołwizoł niykaj niy pytajōm sie ô obywatelstwo. Jak siebie znŏm rufna do finasamtu! No bo sami dejcie pozór. Kiejby już nawet ôsmolić Ślůnzokůw, bo państwo polski nos niy uznowo, to i tak polski obywatelstwo majom rostomaite myńszości: nimiecko, białorusko a inaksze. I co
ôni majom hań wpisać? Jak wpiszom narodowoś niemiecko abo białorusko, nasz finansamt na zicher uzno, co som obywatelami Niymiec a Ukrainy. A jak napiszom, co majom narodowoś polsko, to scganiom. Najwyraźniej w Ministerstwie Finansów nie rozróżniają narodowości od obywatelstwa. Bo w kwestiach podatkowych ważne jest to drugie, a nie ta pierwsza, stanowiącą subiektywne odczucie człowieka. Chyba, że Ministerstwo Finansów planuje wprowadzić podatek od innych narodowości, niż polska wśród polskich obywateli. DD
3
nr 2/2020 r.
Nie o węgiel im szło, ale o kasę
Czas górnictwa się kończy Okazało się, że górnicze opowieści, jak to węgiel z Rosji czy innych kierunków szkodzi ich firmom, więc import trzeba za wszelką cenę zablokować – były tylko picem na wodę. Gdy dostali podwyżki o 6% i dodatkowo czternastą wypłatę za 2019 rok – zapomnieli o ruskim węglu. Najwyraźniej zupełnie obojętne jest im to, skąd energetyka bierze węgiel i czy ten nafedrowany przez nich ktoś spali. Ważne, żeby kasy w bojtliku było jak najwięcej. A węgiel? Czort z nim!
T
ymczasem nie czort z nim – bo sytuacja śląskiego górnictwa jest katastrofalna jak nigdy. I przedtem bywało nieopłacalne, nierentowne, ale przynajmniej było potrzebne, wydobywany przez niego węgiel spalały elektrownie, kotłownie i zwyczajne domy jednorodzinne. Teraz co czwarta wykopana tona nie ma zbytu – i zalega na hałdach. Bo węgiel z zagranicy jest nie tylko lepszy, jest też tańszy. W efekcie na zwałowiskach mamy już prawie 15 milionów ton
– jakby się nie starał, jego owoce będą znacznie droższe od tych rosnących pod ciepłym niebem Sycylii. Dlatego mandarynek nikt u nas nie uprawia, ale wciąż upieramy się by fedrować węgiel.
BYLE DO MAJA A nasze górnictwo się nie stara. Działaczom związkowym można pogratulować skuteczności, już wiele razy w ży-
żywała dobrą koniunkturę, polska też, do tego ogromna ilość polskich obywateli wyjechała za lepszym chlebem do Zachodniej Europy, więc – mimo napływu Ukraińców – rąk do pracy wciąż brakowało. W 2019 roku w Tychach i okolicach, więc tam, gdzie jest czynnych kilka kopalń, bezrobocie spadło znacznie poniżej 3%, co oznacza, że pracy nie ma tylko ten, kto pracować nie chce. Płace powoli, ale systematycznie szły w górę. Ale to się powoli kończy, ekonomiści ostrzegają, że gospodarka się załamuje,
Na razie rząd robi dobrą minę do złej gry. Wie, że nie może rozwścieczyć przed majem górników, bo wtedy Andrzej Duda z bardzo dużym prawdopodobieństwem przegra prezydenckie wybory. Na razie więc górnicy dostają co chcą, a w Ostrowie Wielkopolskim powstał ogromny Centralny Magazyn Węgla, na który już jest zwożone to, co zalegało na kopalnianych zwałowiskach, żeby nowy urobek było gdzie wysypywać. węgla i kopalniom grozi zatrzymanie wydobycia – bo tego już wykopanego nie ma gdzie składować.
KATASTROFA EKONOMICZNA Do tego miniony rok sama tylko Polska Grupa Górnicza – największa firma wydobywcza w Europie – zakończyła stratą finansową prawie pół miliarda złotych. To, że na razie jest wypłacalna wynika tylko z faktu, że kasę pompują w nią koncerny energetyczne. Tylko one same są notowane na giełdzie, i takie wydawanie pieniędzy już niekorzystnie się na ich kursach odbija. W sumie mogłoby mnie to niewiele obchodzić, podobnie jak absolutna większość czytelników Cajtunga ani akcji Tauronu, ani innej Enei nie mam – ale wyrzucanie w błoto (czy raczej węgiel) pieniędzy przez energetykę spowoduje z kolei jej problemy finansowe, przed którymi będzie się ratowała podnosząc ceny prądu. A to już problem każdego z nas. Rzeczywistość pokazuje, że PiS-owska reforma górnictwa, podobnie jak wszystkie poprzednie, skończyła się fiaskiem. To, czemu kopalnie są nierentowne, stanowi zupełnie inny temat, ale faktem jest, że są. I że przynajmniej w części przyczyną jest, iż nasz węgiel leży pół kilometra i głębiej pod ziemią, podczas gdy ci, którzy sprzedają go na światowych rynkach znacznie taniej, kopią go u siebie metodą odkrywkową, podobnie jak u nas brunatny. Polskie górnictwo nie ma więc szans z nimi rywalizować, podobnie jak nie miałby szans sadownik, chcący uprawiać u nas mandarynki, w ogromnych ogrzewanych szklarniach
ciu nauczyli się, że jak tupną nogą, to im państwo znów sypnie kasą, ale patrząc tak zwyczajnie, na chłopski rozum, jak firma generująca ogromne straty może pracownikom dać 6-procentowe podwyżki? Jak firma generująca ogromne straty może im wypłacić czternastą pensję za wykonanie planów produkcji? Przecież oni w ¼ wyprodukowali coś, czego nikt nie chce! Na razie rząd robi dobrą minę do złej gry. Wie, że nie może rozwścieczyć przed majem górników, bo wtedy Andrzej Duda z bardzo dużym prawdopodobieństwem przegra prezydenckie wybory. Na razie więc górnicy dostają co chcą, a w Ostrowie Wielkopolskim powstał ogromny Centralny Magazyn Węgla, na który już jest zwożone to, co zalegało na kopalnianych zwałowiskach, żeby nowy urobek było gdzie wysypywać. Tylko ten nowy magazyn zaplanowano na milion ton, niechby nawet dwa, a samo zwałowisko na Ziemowicie ma pół miliona. Jakby więc nie liczyć Centralny Magazyn Węgla najdalej do czerwca też się zapcha i znów nie będzie dokąd węgla z kopalń odbierać. No tak, tylko wtedy już będzie po wyborach prezydenckich, do najbliższych wyborów ponad trzy lata, więc to jest ten moment, kiedy PiS może górnictwu przykręcić śrubę. Zamknie kilka kopalń, a zwolnieni z pracy byli górnicy przestaną być klientelą związków zawodowych. Pewnie znajdą sobie inną pracę.
MARNOWANY DOBRY CZAS Tylko… dwa-trzy lata temu byłoby z tym o wiele łatwiej. Światowa gospodarka prze-
inflacja zjada podwyżki zarobków i programy socjalne, a inwestorzy niemal przestali tworzyć w Polsce nowe miejsca pracy. Tak więc dobry okres, by górnicy się przebranżawiali, się kończy. Jeśli zaś polski rząd nie dogada się z Unią Europejską w sprawie praworządności i polityki klimatycznej, to mogą nas też ominąć ciężkie miliardy euro, teoretyczne przeznaczane właśnie na chronienie przed społecznymi skutkami zamykania kopalń.
niami nie tęskni. Ale tam w restrukturyzację regionu poszły potężne pieniądze, a u nas – bez pomocy Unii – ich nie ma.
O ZWIĄZKOWCACH SŁÓW KILKA Poza tym liderzy związkowi ani nie chcą słyszeć o ich zamykaniu. O tym dlaczego, na facebooku napisał Piotr Dziewit, przez lata jeden z dyrektorów Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej: „Prezesi spółek węglowych zawsze chcieli mieć spokój na kopalniach, wiec musieli dogadywać się ze związkami. A co mogli im zaoferować? Wygrane przetargi na tzw. usługi zewnętrzne: ochronę obiektów, pranie ubrań roboczych, posiłki regeneracyjne, remonty (na dole i na powierzchni), roboty przygotowawcze itd. Każda kopalnia była i jest obrośnięta wieloma spółkami, spółeczkami wykonującymi te prace. A wszystkie one są powiązane mniej lub bardziej formalnie z szefami organizacji związkowych działających na kopalniach. Pamiętam, że kiedyś do Izby Górniczej zgłosiła się poważna firma, która oferowała usługę prania ubrań roboczych. Systemowo, na światowym poziomie i taniej niż te, które dotąd to robiły. Nikt z nimi nawet nie chciał rozmawiać, żaden dyrektor kopalni, prezes spółki węglowej nie miał zamiaru narażać się związkowym bossom. To by naruszyło status quo, więc nic z tego nie wyszło.
dlatego, że złoża zalegają głęboko; nie tylko dlatego, że węgiel obłożony jest masą podatków. Przy kopalniach zbyt wielu ludzi robi swoje małe interesiki i gigantyczne interesy, wysysając z nich pieniądze. A państwo pieniądze ma dać, albo pod Sejmem zapłoną opony!
ŚLĄSK JUŻ NIE STOI ZA NIMI MUREM Jednak dziś nawet na Śląsku górnicy powoli tracą poparcie społeczne. Coraz więcej z nas dochodzi do wniosku, że od zabójczego smogu w naszych miastach się nie uwolnimy, jeśli wciąż będziemy stawiać na węgiel. Mieszkańcy takiego Imielina są wściekli, bo sprowadzali się tu z całej aglomeracji, budowali domy mając zapewnienie, że nigdy pod tymi domami nie będzie wydobycia. Teraz Piast-Ziemowit chce sięgnąć po leżące pod nimi złoże, i to leżące płytko, więc ziemia będzie się zapadać według ekspertyz nawet o 12 metrów. Wyrobiska mogą też wyssać Zalew Dziećkowicki, będący rezerwuarem wody pitnej dla katowickiej aglomeracji i jeszcze potężniejsze podziemne jezioro słodkiej wody. Czy można się dziwić, że nikt w Imielinie nie chce, by takim kosztem kopać u nich węgiel? Węgiel, którego nikt nie chce, i który może będzie trafiał na zwałowisku w Ostrowie. Kopać tylko po to, by górnicy z Ziemowita nie musieli zmieniać pracy.
My, na Górnym Śląsku jesteśmy dumni z naszych górniczych tradycji. Na węglu, cynku i stali kiedyś zbudowaliśmy nasz dobrobyt, naszą gospodarczą potęgę. Ale może rzeczywiście te nasze srebra rodowe zaśniedziały, może do niczego się już nie nadają? I im wcześniej sobie to uzmysłowimy, tym lepiej. I tak rząd PiS zostanie na placu boju z nierentownym (i niepotrzebnym) górnictwem sam. I będzie albo go dotował, co spowoduje szybki wzrost cen energii, albo kopalnie zamykał, bez europejskiego wsparcia finansowego. Wprawdzie nie wszystkie, bo konsekwentnie stoi na stanowisku, że polska energetyka jeszcze przez wiele lat będzie oparta o węgiel, z kotłowni domowych też go z roku na rok nie wyrzuci – ale rzeczywistość pokazuje, że zupełnie wystarczy nam wydobycie na poziomie 40 zamiast 60 milionów ton. A to potrafi zapewnić kilka największych kopalń. To zła wiadomość dla górnictwa, ale i dla całego Górnego Śląska. W Zagłębiu Ruhry, kiedyś regionie węglowym porównywalnym z naszym, dziś nikt za kopal-
A że per saldo wydali by o wiele mniej forsy za o wiele lepszą usługę? A kogo to obchodzi? Takich przykładów jest dużo, dużo więcej. I to za każdej władzy - UW, SLD, AWS, PO-PSL, PiS. (…) Dlatego rozśmieszył mnie ten program (w TVN24, 15 lutego – przyp. red.) , bo naiwność prowadzącej dziennikarki naprawdę na to zasługuje. Zadała ona pytanie kiedy ta chora sytuacja się skończy? Otóż droga Pani Redaktor odpowiedź brzmi - nigdy! Dopóki węgiel będzie na Śląsku wydobywany, ta zaraza będzie się panoszyć, bo układ nigdy nie dopuści do jej uzdrowienia”. To także odpowiedź na pytanie, dlaczego polski węgiel jest taki drogi. Nie tylko
My, na Górnym Śląsku jesteśmy dumni z naszych górniczych tradycji. Na węglu, cynku i stali kiedyś zbudowaliśmy nasz dobrobyt, naszą gospodarczą potęgę. Ale może rzeczywiście te nasze srebra rodowe zaśniedziały, może do niczego się już nie nadają? I im wcześniej sobie to uzmysłowimy, tym lepiej. Zwłaszcza, że przecież nikt kopalń nie zamknie z dnia na dzień. Przestawienie energetyki na inne paliwa, nawet z unijną dotacją, potrwa przynajmniej z 15 lat. Do tego czasu zdecydowana większość obecnych górników przejdzie na emeryturę. Więc tak naprawdę – nie wiadomo, o co się biją. Ale im dłużej będą trwać w uporze, tym ich upadek będzie boleśniejszy. Adam Moćko
4
nr 2/2020 r.
Panteon na pewno nie górnośląski
Forsa dla Skworca
Pisaliśmy o tym kilka razy, ale od ględźby przyszło do czynów, podpisano w Katowicach umowę o stworzeniu w podziemiach archikatedry Panteonu Górnośląskiego. Przy podpisywaniu były nie byle jakie persony, bo sam premier Mateusz Morawiecki, minister pracy Bożena Borys-Szopa (oboje posłowie ze Śląska), oczywiście arcybiskup Damian Zimoń, marszałek województwa i wojewoda oraz prezydent Katowic. Stworzenie Panteonu ma kosztować około 45 milionów, a potem co roku ze cztery miliony utrzymanie – i nie udało nam się dowiedzieć, jaką część tej kasy ma arcybiskupowi odpalać budżet państwa, a jaką województwo i miasto Katowice. Ale jak widać po kwotach, mają rozmach.
J
uż od dawna nie mamy złudzeń, że będzie to prawdziwy Panteon Górnośląski. Ten można by oprzeć na – też zresztą nie bez wad – wystawie Silesius, którą przed laty opracowali ówczesny eurodeputowany (dziś senator) Marek Plura i wiceszefowa Związku Górnośląskiego, nieżyjąca już Łucja Staniczek. Tam rzeczywiście pokazano wybitnych Ślązaków, nie patrząc na ich narodowość, wyznanie, światopogląd. Brak niektórych postaci – przede wszystkim zwolenników niepodległego Śląska, na czele z Józefem Kożdoniem – mógł wywoływać niesmak, że jednak manipulacja, ale przy skali tego, co ma powstać w katedrze, wystawa Silesius była idealna.
cją jest polonocentryczna? Dlaczego wyklucza się osoby, które miały udział w rozwoju Górnego Śląska, a niekoniecznie chciałby się przypisywać się do polskiej narodowości? Czy w Panteonie znajdzie się miejsce dla śląskich noblistów pochodzenia żydowskiego czy niemieckiego? Czy Panteon będzie "wielką szkołą uczenia się Śląska i o Śląsku", jak przekonuje arcybiskup katowicki, czy wielką mistyfikacją, fałszującą dzieje naszego regionu?
4. Wątpliwości polityczne
Z RELIGIJNEGO I NARODOWEGO KLUCZA Patrząc na spis osób (na razie roboczy), które zostaną tam zaprezentowane, można stwierdzić, że muszą to być Polacy i katolicy. Z automatu wylecieli więc niektórzy śląscy nobliści, jeden z największych poetów romantyzmu von Eichendorff, genialny piłkarz Ernest Wilimowski, twórcy śląskiego przemysłu, od Ruberga, Godulli i Baildona poczynając. W wystawie nie chodzi bowiem wcale o to, by pokazać wielkich Górnoślązaków, lecz by udowadniać, że Śląsk był zawsze polski. I zawsze katolicki, więc wśród tych wybitnych aż roi się od księży, a polscy biskupi na Górnym Śląsku trafiają do niego z automatu. Ponieważ przed 1922 rokiem na Śląsku Polaków, tym bardziej wybitnych, spotkać trudno, więc panteon składa się z osób ostatnich stu lat. Dorzucono do niego wcześniejszego nieco doktora Mielęckiego, którego zasługa jest taka, że podczas zamieszek ulicznych został zamordowany oraz – podobno – Macieja hrabiego Mielżyńskiego, którego zasługa jest taka, że w 1913 roku zamordował swoją żonę i jej siostrzeńca, podejrzewając ich o romans. Poza tym krótko był wodzem naczelnym III Powstania Śląskiego, ale po
kilku klęskach został odwołany, bo okazało się, ze strzelanie do wrogów na froncie wychodzi mu gorzej, niż strzelanie w domu do żony. Nigdy więcej się na Śląsku nie pojawił. Chyba jednak ktoś się zreflektował, bo na najnowszej wersji listy go nie ma. W Panteonie jest też kilku powstańców śląskich, jest oczywiście Korfanty oraz ten, który go prześladował, czyli sanacyjny wojewoda Michał Grażyński. Poza tym Panteon to zbiór postaci znanych i zasłużonych w różnych dziedzinach życia (od sportu przez sztukę po naukę) z ogromną nadreprezentacją duchownych, o których mało kto słyszał.
WYPUNKTOWANY PRZEZ RAŚ Nie będzie to więc żaden Górnośląski Panteon a jedynie pokazanie Ślązakom palca
– Panteon będzie pokazywał przez wiele lat, a może stuleci, wielkość Śląska, polskość Śląska. Ale też to, że nie byłoby Polski bez Ślązaków – mówił podczas podpisania dokumentu premier Mateusz Morawiecki. Jednak prezentowana obok lista nazwisk przeczy tym słowom. O tych wielu wiekach niemal śladu na liście tej nie ma. – Jest wiele postaci w naszym regionie, które historia usunęła na dalszy plan i będzie to miejsce, które je przypomni – dodawał marszałek województwa Jakub Chełstowski. My mamy wrażenie odmienne, że to miejsce ma na celu wymazanie z górnośląskiej historii wielu postaci wybitnych. - Panteon Górnośląski ma za zadanie upamiętnić najwybitniejszych synów śląskiej ziemi – czytamy na stronie Kurii Matropolitalnej. Mamy więc rozumieć, że ksiądz Józef Cebula (kimkolwiek by nie był), to wybitniejszy Górnoślązak niż książę Hanusz Dobry, a ks. Ewald Kasperczyk (kimkolwiek by nie był) wybitniejszą postacią niż genialny piłkarz Ernest Wilimowski?
posłanki Lichockiej. Zresztą nie tylko Ślązakom, co świetnie na swojej stronie wypunktował Ruch Autonomii Śląska:
1. Wątpliwości teologiczne
Dlaczego w katowickiej archikatedrze ma powstać wystawa prezentująca osoby niezwiązane z kościołem katolickim? Dlaczego używa się pogańskiego określenia „Panteon”, czyli z greckiego „przybytek wszystkich bóstw”? Dlaczego ma prezentować osoby, które nie kierowały się zasadą miłości bliźniego? Dlaczego w domu bożym urządza się wystawę poświęconą osobom, które wyznawały niezgodną z doktryną kościoła katolickiego ideę nacjonalizmu, dzieląca Ślązaków i górnośląskich katolików?
2. Wątpliwości finansowe
Dlaczego „Panteon Górnośląski” ma kosztować ponad 40 milionów złotych? Dlaczego mają za to płacić podatnicy? Czy województwo śląskie będzie organizatorem tej instytucji kultury? Dlaczego miasto Katowice bierze udział w inwestycji mimo negatywnej opinii Regionalnej Izby Obrachunkowej? Jaki będzie ostateczny udział województwa, państwa, Katowic i Archidiecezji Katowickiej w finansowaniu tej instytucji? Zakłada się, że 10% kosztów inwestycji to późniejsze koszty jej utrzymania. Kto będzie ostatecznie wykładał te 4 mln zł rocznie z własnego budżetu? Komu i z jakich zadań politycy odbiorą nasze pieniądze?
3. Wątpliwości merytoryczne
Dlaczego lista osób czczonych w Panteonie Górnośląskim ma ograniczać się do „polskich bohaterów narodowych”? Dlaczego ma ograniczać się do etnicznych Po-
Kto zainicjował projekt Panteonu Górnośląskiego? Strona kościelna, chcąca ograniczyć koszty utrzymania archikatedry? Pisowski Marszałek Województwa, chcący przypodobać się abp Skworcowi i rządowi centralnemu? Pisowski wojewoda, marzący o strąceniu wojewody Grażyńskiego z piedestału pierwszego polonizatora Śląska i Ślązaków? A może to sama Warszawa poleciła realizację „inwestycji”, by usprawiedliwić wieloletnie dyskryminowanie naszego regionu na rzecz województwa mazowieckie przy podziale dotacji dla państwowych i współprowadzonych instytucji kultury? Wiemy, że nie uzyskamy odpowiedzi na te pytania. Przeczuwamy jednak, że władze państwowe w swych megalomańskich zapędach i władze kościelne, potrafiące dobrze rachować, chcą pokazać środkowy palec:
Patrząc na spis osób (na razie roboczy), które zostaną tam zaprezentowane, można stwierdzić, że muszą to być Polacy i katolicy. Z automatu wylecieli więc niektórzy śląscy nobliści, jeden z największych poetów romantyzmu von Eichendorff, genialny piłkarz Ernest Wilimowski, twórcy śląskiego przemysłu, od Ruberga, Godulli i Baildona poczynając. W wystawie nie chodzi bowiem wcale o to, by pokazać wielkich Górnoślązaków, lecz by udowadniać, że Śląsk był zawsze polski laków, przy uwzględnieniu wyjątków np. w postaci św. Jadwigi? Dlaczego ogranicza się do XX wieku, a cezura czasowa to rok 1922, w którym przejęto tylko część Śląska? Dlaczego ma honorować polskich powstańców, którzy nie pochodzili ze Śląska? Dlaczego ma honorować powstania śląskie, które podzieliły Górny Śląsk, nie miały powszechnego poparcia społecznego i miały charakter bratobójczej wojny domowej? Dlaczego nie uwzględnia śląskiej perspektywy historycznej, przyjmując za jedynie słuszną narra-
n podatnikom, którzy nie chcą, by środki publiczne przeznaczane były na utrzymanie obiektów kultu religijnego n katolikom, którzy nie chcą, aby w domu bożym urządzano narodowe targowisko n Ślązakom, którzy uważają, że historia Śląska to coś więcej niż historia Śląska tworzona wyłącznie przez polskich bohaterów narodowych n Ślązakom-korfanciorzom, których potomkowie byli prześladowani przez bojówki wojewody Grażyńskiego
5
nr 2/2020 r. n Ślązakom-Niemcom, którzy żyją tu od pokoleń i którzy mają prawo do swojej pamięci historycznej n Polakom, którzy chcą na Śląsku żyć w spokoju, a takie inicjatywy traktują, jako pokaz megalomańskiej polityki historycznej, która dzieli, a nie łączy mieszkańców Śląska I na koniec. Akt inauguracji Panteonu Górnośląskiego oficjele podpisali przy wtórach "Boże, coś Polskę". Pozostawiamy to bez komentarza.
ROZPACZLIWY APEL INGEMARA Tyle RAŚ. Jak widać organizacja wraca do swoich korzeni, co cieszy. Ale nie tylko RAŚ protestuje, dawny działacz tej organizacji, ojciec księdza i członek rady parafialnej w Żernicy (powiat gliwicki), więc człowiek którego o wrogość Kościołowi posądzić nie sposób, bardzo bogobojny Ingemar Klos wzy-
Dlaczego „Panteon Górnośląski” ma kosztować ponad 40 milionów złotych? Dlaczego mają za to płacić podatnicy? Czy województwo śląskie będzie organizatorem tej instytucji kultury? Dlaczego miasto Katowice bierze udział w inwestycji mimo negatywnej opinii Regionalnej Izby Obrachunkowej? Jaki będzie ostateczny udział województwa, państwa, Katowic i Archidiecezji Katowickiej w finansowaniu tej instytucji? – pyta RAŚ. wa rozpaczliwie: Wzywam wszystkich rzymskich katolików, aby omijali miejsca gdzie szerzy się pogaństwo. Miejscem szerzenia się pogaństwa staje się katedra w Katowicach. Panteon to miejsce poświęcone wszystkim bogom. W podziemiach katedry będzie biło się pokłony, będzie ubóstwiało ludzi, który między innymi doprowadzili do zbrodni bra-
tobójstwa. Wzywam do przeciwstawienia się profanacji świątyni rzymskokatolickiej. Ale przecież ani „weteran walki z komuną” Mateusz Morawiecki, ani abp Wiktor Skworc nie będą się jakimś Ingemarem Klosem przejmować. Panteon ma powstać na 100 lecie przyłączenia Katowic do Polski, czyli rok 2022. Dariusz Dyrda
Za Dziennikiem Zachodnim podajemy listę osób, które mają znaleźć się w panteonie. Nie trudno zauważyć, że brak na niej chociażby Kazimierza Kutza czy Wilhelma Szewczyka. Na liczącej niespełna 160 osób liście jest za to aż 70 księży, większość dla mieszkańców regionu zupełnie anonimowa! A oto lista: Ks. Michał Rękas Sługa Boży ks. Jan Macha Sługa Boży Kardynał August Hlond SDB Biskup Józef Gawlina Arcybiskup Szczepan Wesoły Karol Musioł Karol Stryja Grzegorz Fitelberg Andrzej Jasiński Ks. Franciszek Pisula Jan Wałach Ks. Józef Londzin Ks. Ludwik Wrzoł Sługa Boża SM Dulcissima Hoffmann SMI Bł. ks. Emil Szramek Rabin Jakob Cohn Tadeusz Sławek Walerian Pańko Dziewięciu z Wujka Gustaw Morcinek Ks. Konrad Szweda Ks. Ewald Kasperczyk Biskup Juliusz Bieniek August Chełkowski Kazimierz Popiołek Franciszek Serafin Roman Lutman Wilhelm Szewczyk Jacek Koraszewski Alojzy Targ Alfons Zgrzebniok Kazimierz Świtoń Robert Oszek Tadeusz Dobrowolski Kazimierz Gołba Grupa Janowsk (Koło Malarzy Nieprofesjonalnych) Kurt Adler Maria Goeppert-Mayer Otto Stern Bł. ks. Józef Czempiel Józef Rymer Jan Wypler Gerard Cieślik Krystyna Heska-Kwaśniewicz Michał Grażyński Ks. Wincenty Myszor Sługa Boży ks. Józef Huwer SVD Jan Malicki Alfred Szklarski Stanisław Ligoń Bł. ks. Stanisław Kubista SVD Bł. ks. Ludwik Mzyk SVD
Bł. S. M. Maria-Luiza Merkert CSSE Bł. ks. Józef Cebula OMI Bł. ks. Alojzy Liguda SVD Ks. Stanisław Bista Ks. Leopold Pietroszek Rudolf Ranoszek Henryk Sławik Andrzej Mielęcki Alfons Górnik Adam Kocur Mikołaj Witczak Józef Dreyza Antoni Klejnot Zbigniew Pietrzykowski Anna Sekudewicz Jan Przewłocki Jerzy Kukuczka Ludwik Wojtyczko Sługa Boży o. Ludwik Wrodarczyk OMI Sługa Boży o. Paweł Barański CSSp Sługa Boży ks. Franciszek Harazim SDB Sługa Boży ks. Franciszek Miśka SDB Sługa Boży ks. Roman Kozubek SVD Sługa Boży ks. Jan Świerc SDB Sługa Boży ks. Norbert Kompalla CN Sługa Boży ks. Norbert Słupina CM Sługa Boży ks. Jan Wagner CM Julian Gembalski Józef Świder Bolesław Szabelski Adolf Dygacz Arcybiskup Bolesław Kominek Biskup Ignacy Jeż Sługa Boży biskup Wilhelm Pluta Biskup Czesław Domin Arcybiskup Jerzy Stroba Ks. Paweł Porwoł Adam Sobota Konstanty Wolny Św. Jacek Odrowąż OP Św. Jadwiga Śląska Ks. Rudolf Adamczyk Ks. Stanisław Maśliński Ks. Joachim Kondziela Ks. Teodor Walenta Ks. Tomasz Wuwer Ks. Józef Stokowy Biskup Teofil Bromboszcz Józefa Kantorówna Ludwik Musioł Maria i Kazimierz Pawłowiczowie Irena Bajerowa Maciej Bieniasz
Henryk Mikołaj Górecki Wojciech Kilar Roman Dwornik Józef Jakac Karol Hoppe Ks. Roman Kempny Ks. Franciszek Grudniok Ks. Józef Gawor Wojciech Korfanty Matka Ewa z Miechowic Pastor Karol Kulisz Jerzy Zieliński Paweł Steller Tadeusz Kijonka Antoni Woryna Ks. Remigiusz Sobański Ks. Jan Kapica Ks. Stanisław Sierla Ks. Konrad Marklowski Franciszek Pieczka Ks. Antoni Korczok Ks. Józef Kania Sługa Boży o. Euzebiusz Józef Huchracki OFM Zespół Pieśni i Tańca Śląsk Stanisław Hadyna Pastor Andrzej Wantuła Pastor Karol Kubisz O. Emil Drobny SVD Sługa Boży ks. Karol Golda SDB Sługa Boży ks. Paweł Kontny TCh Ks. Konrad Lubos Biskup Arkadiusz Lisiecki Biskup Stanisław Adamski Biskup Herbert Bednorz Biskup Józef Kurpas Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki Tadeusz Jedynak Jan Miodek Zofia Kossak-Szczucka Wilibald Winkler Kornel Gibiński Franciszek Kokot Janusz Sidło Biskup Teodor Kubina Ks. Stanisław Pisarek Ks. Tomasz Reginek Ks. Stanisław Tkocz Ks. Stefan Siwiec Ks. Jerzy Pawlik Teresa i Eugeniusz Maliccy Arcybiskup Alfons Nossol Jadwiga Kucianka
A SILESIU gdzie?
n Foto: Premiera wystawy SILESIUS w Mysłowicach.
S
łysząc o tym niefortunnym Panteonie, wielu z nas zastanawia się, co się stało z wystawą SILESIUS, prezentującą rzeczywiście wybitnych Ślązaków na przestrzeni dziejów. Na pytanie to odpowiada Grzegorz Franki, prezes Związku Górnośląskiego, zarazem wystawę przypominając: 7 stycznia 2016 roku w Mysłowicach po raz pierwszy pokazana została wystawa SILESIUS. Później ekspozycja wędrowała po Górnym Śląsku przez ponad dwa lata. Europejski wernisaż SILESIUSA odbył się 15 czerwca 2016 roku w siedzibie Parlamentu Europejskiego w Brukseli. Na to wydarzenie przybyło ponad 200 osób z całej Unii Europejskiej! SILESIUS był m.in. w Katowicach, Rybniku, Tychach, Siemianowicach Śląskich, Piekarach Śląskich, Chorzowie, Świętochłowicach, Rudzie Śląskiej, Zabrzu, Kaletach, Lublińcu, Kochanowicach, Woźnikach, czy w Zębowicach pod Opolem. Wystawa SILESIUS to pokazanie dziesięciu wieków historii Śląska przez pryzmat postaci, które tutaj żyły i tworzyły naszą ojczyznę. Pomysłodawcą i sponsorem tego przedsięwzięcia był ówczesny poseł do PE Marek Plura, a wykonawcą Związek Górnośląski przy pomocy nieistniejącego już Regionalnego Instytutu Kultury w Katowicach i ówczesnych władz samorządowych województwa Śląskiego na czele z członkiem zarządu dr. Henrykiem Mercikiem. Komisarzem wystawy była śp. dr Łucja Staniczek. Pamiętam dokładnie naszą pierw-
szą rozmowę o wystawie, kiedy to ośmieliłem się poprosić Ją, by to Ona stworzyła SILESIUSA. Chwilkę pomilczała, a potem powiedziała z uśmiechem: "To byłoby wspaniałe! Zrobimy to!". Łucja opierała się na czterotomowym (dziś już sześciotomowym) dziele prof. Joanna Rostropowicz pt. "Ślązacy od czasów najdawniejszych do współczesności. Schlesier von den fruhesten zeiten bis zur gegenwart". To te dwie niezwykłe Kobiety stworzyły SILESIUSA! W tym miejscu wypada tez wspomnieć Witolda Winiarskiego - artystę plastyka, wykonawcę SILESIUSA. Z tej wystawy wielu dowiedziało się o bogactwie materialnym i niematerialnym Śląska. Wielu poczuło dumę z bycia Ślonzokiym, Ślązakiem, Schlesierem... Podczas IX Kongresu Związku Górnośląskiego, 3 marca 2018 roku w Mysłowicach, czyli tam, gdzie SILESIUS rozpoczął swoją podróż po naszej ziemi, przekazałem uroczyście wystawę wójtowi gminy Kochanowice pod Lublińcem Ireneuszowi Czechowi. Tam, na północy Górnego Śląska, SILESIUS czeka na swoją stałą ekspozycję. Wkrótce, po zakończeniu renowacji Starej Gorzelni w Kochcicach, każdy będzie mógł zobaczyć naszą wystawę. Koszt wyprodukowania i eksponowania SILESIUSA nie przekroczył 100 tys. złotych. Dodam jeszcze, że dzięki wsparciu Urzędu Miasta Zabrze oraz Urzędu Miasta Katowice wydaliśmy dwa tomiki pt. "Silesius", które można nabyć siedzibie Związku Górnośląskiego. AMO
Melon na 8 marca w Bieruniu
M
arcin Melon piszący po śląsku świetnie znany jest wszystkim tym, który lubią czytać w tym języku. Jego seria opowiadań, powieści i sztuk o Komisorzu Hanusiku przeszła już do kanonu ślaskiej literatury. Ale Melon pisze także świetne komedie teatralne po śląsku. Jedna z nich, "Chop od mojij baby”, zostanie na Dzień Kobiet wystawiony w Bieruniu, w Regionalnym Centrum Kulturalno-Gospodarczym REMIZA przez miejscowy amatorski „Teatr dla dorosłych”. Sztuka ta została nagrodzona w 2018 roku w konkursie Jednoaktówka po śląsku, a opowiada o przedziwnych perypetiach męża, który nagle dowiaduje się, że jego żona ma też drugiego ślubnego, i to nie byle jakiego, profesora francuskiej Sorbony. Co ciekawe, ów Francuz też doskonale poradzi godać, a czemu dowiedzą się już widzowie w Remizie. Co jednak zaskoczy najbardziej, dwaj
mężowie wcale nie zaspokajają erotycznych, ale też towarzyskich i kulturalnych potrzeb swojej żony. „Chop od mojij baby” to przedstawienie, na którym boki można zrywać ze śmiechu. Bilet kosztuje tylko 15 złotych a my gwarantujemy, że Waszo Baba bydzie barżyj rada wyjściu do teatru na „Chopa od mojij baby” niż lecyjakij nelce abo inszymu kwiotkowi. JN
6
nr 2/2020 r.
Język wraca do Sejmu Kropla drąży skałę – tak najkrócej po polsku można opowiedzieć to, co w Sejmie wydarzyło się 21 lutego, w Międzynarodowym Dniu Języka Ojczystego. Parlamentarny Zespół ds. Języka Śląskiego i Kultury Śląskiej – który powstał w grudniu ubiegłego roku, zorganizował w Sejmie debatę a jednocześnie złożono projekt ustawy o nadaniu statusu języka regionalnego językowi śląskiemu.
Wprawdzie oczywiste jest, że w tej kadencji Sejmu nie ma szansy takiej ustawy przepchnąć, bo PiS do języka śląskiego jest zdecydowanie wrogi, ale celem wnioskodawców jest pokazanie, że sprawy nie da się zamieść pod dywan, że ona będzie wracać do skutku. - To nasza odpowiedź na fakt, że lekką ręką z pieniędzy publicznych wydaje się niemal 50 milionów złotych na kontrowersyjny Panteon, a nie ma ani grosza na żywy, ale zagrożony zaginięciem język śląski – mówi posłanka Monika Rosa, szefowa wspomnianego zespołu parlamentarnego i dodaje: - Poprzedni projekt w tej samej sprawie, który złożyłam, przeleżał w sejmowej zamrażarce półtora roku i przepadł wraz z końcem kadencji. Więc teraz składamy ponownie. - Debata w Sejmie poświęcona była aktualnej kondycji języka śląskiego i wilamowskiego oraz ich przyszłości - dodaje posłanka Monika Rosa. Poza parlamentarzystami w debacie brali udział różni eksperci - Takie debaty mają pokazać, że śląski nie jest polskim dialektem, lecz osobnym językiem regionalnym. Językiem, który w ostatnim spisie powszechnym zadeklarowało ponad pół miliona osób, co oznacza, że Ślązacy są nie tylko największą mniejszością etniczną w Polsce, ale językową też. I będziemy się o niego dopominać do skutku – dodaje senator Marek Plura, wiceprzewodniczący zespołu parlamentarnego. AN
nak negując jego słowa, co ogląd sprawy rozszerzając:
*** W odpowiedzi na sejmowe wydarzenie Dietmar Brehmer, działacz mniejszości niemieckiej, ale i śląski z Katowic napisał coś w rodzaju listu otwartego do Moniki Rosy. Oto jego obszerne fragmenty:
Pełen jestem jednak dobrej woli i wiary, że że teraz wszyscy, ilu nas tylko jest zainteresowanych, weżniemy się do starannego a solidnie i umiejętnie przygotowanego uzasadnienia, popartego opiniami ekspertów oraz (sic!) do przygotowania tekstów języka górnośląskiego, do przedłożenia Sejmowi, i co zrozumiałe, do przedłożenia do oceny Komisji Językowej- Polskiej Akademii Nauk. Przedstawiany projekt językowy (pisze oczywiście w skrócie), by język był uznany za regionalny, powinien znacząco się wyróżniać od języka polskiego. Tego się jednak nie da skonstruować bez użycia słów i wyrażeń wyrugowanych z górnośląskiej mowy.
Jeżeli Pani Poseł pragnie kontynuować starania, do czego oczywiście namawiam, to proszę zajrzeć do protokołów Sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych, z tych lat, gdy dyrygował projektem wiceprzewodniczący Komisji, Kazimierz Kutz a rządy sprawowała PO. Koronnym argumentem przeciw była opinia PAN, iż język śląski nie odróżnia się istotnie od polskiego. Tak go przedstawiono i nie był to żaden argument polityczny. Taka sytuacja nie może się już powtórzyć i dlatego pracujemy teraz nad tym zagadnieniem ,organizując i popularyzując starania o przywrócenie językowi śląskiemu jego autentyczne, istotne, wyróżniające go cechy. W tym też celu zwołamy , w połowie marca 2020 , Zgromadzenie Rady Górnośląskiej, na które, po uzgodnieniu terminu, będziemy mieli zaszczyt Panią zaprosić. Myślę, że Pani
z tego zaproszenia skorzysta, i ze posłuży to Pani w dalszych staraniach o uznanie języka śląskiego w Sejmie. Ze swojej strony zapewniam, że jako Przewodniczący Niemieckiej Wspólnoty Pojednanie i Przyszłość, zwrócę się z prośbą do przewodniczącej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych Wandy Nowackiej oraz do wiceprzewodniczącego Ryszarda Galli o zwołanie posiedzenia Komisji MNiE w sprawie języka śląskiego. To mała sprawa ale ważne, że będzie również dla Pani wsparcie Mniejszości Niemieckiej.
*** Natomiast Mariusz Przybyła, który od dawna także bardzo angażuje się w uznanie języka śląskiego, polemizuje z Dietmarem Brehmerem, nie tyle jed-
Argument o tym, że śląski nie bardzo różni się od polskiego, i dlatego nie może zostać uznany za odrębny język, jest argumentem z czapy i świadczy tylko o tzw. "autorytetach" z PAN - jest bardzo łatwy do obalenia. Po pierwsze różni się i to bardzo. A gdyby nawet tak nie było... Istnieją przecież w Europie dwa bardzo podobne języki: czeski i słowacki. Różnią się naprawdę niewiele, a każdy Słowak zrozumie Czecha i odwrotnie. |Nawet oficjalne dokumenty wzajemnie nie wymagają tłumaczenia! Proszę im jednak wytłumaczyć, że według uznania jakichś profesorów, to nie dwa języki, a jeden, bo brzmią podobnie. Że czeski jest gwarą słowackiego, albo odwrotnie. Uznanie śląskiego za język regionalny, jest w pełni uzależnione od woli politycznej większości sejmowej i od niczego więcej. Tak było za czasów, kiedy rządziła PO i nie chciała, tak jest i teraz. Narracja PiS jest prosta: Polska jest jednolita narodowo i językowo. Według niej to, co my nazywamy językiem śląskim, jest tylko gwarą języka polskiego. Solennie do rozpowszechnienia takiej opinii przyczynił się niejaki profesor Miodek. Zresztą taki sam pseudoargument stosował on dawniej w stosunku do języka kaszubskiego. Taki z niego autorytet, a kaszubski jednak został uznany za odrębny język. W przypadku języka kaszubskiego wola po-
lityczna była jednak inna, więc język uznano. Dla nas pytanie jest jedno: co dalej robić? Mamy dwa wyjścia. Jedno łatwe, drugie trudne i żmudne w realizacji. Po pierwsze możemy nie robić nic. Godać się po swojymu, w chałpie, knajpie, abo przi szkacie i czekać na cud. Drugie wyjście, to ciężka walka o swoje. Przykro jest człowiekowi, który musi walczyć z własnym państwem, w którym żyje, pracuje, płaci podatki, o uznanie jego podstawowego prawa: prawa do własnej tożsamości i własnego języka. Stosunek Polski do Śląska jest powszechnie znany od prawie 100 lat. To polityka neokolonialna, a więc pewna forma niewolnictwa, nie liczenie się z mniejszościami etnicznymi, ich prawami, odrębnością. Tym niemniej trzeba wykorzystywać wszystkie możliwości, by pokazywać wszystkim naokoło, że istniejemy, że żyjemy i godomy, bo takie jest nasze prawo. Kropla drąży skałę. Dziś już nie tylko garstka osób w Sejmie jest zainteresowana uznaniem godki ląskiej za język regionalny. Pani Rosa sturlała z góry kamyczek, który zaczął tworzyć lawinę. Już nie dwie osoby w Sejmie (Kutz, Plura), pracują po to, by osiągnąć cel. Tych zainteresowanych i gotowych poprzeć naszą inicjatywę jest coraz więcej. Tu osobisty wtręt: Marcin Musiał, był wczoraj uprzejmy powiedzieć „ kiedy w 2017 zaczynaliśmy ten temat”... Coś we mnie nieprzyjemnie drgnęło... Otóż to stwierdzenie jest fałszywe i świadczy albo o braku wiedzy, albo o chęci przypisania sobie przyszłych zasług. Temat jest w Sejmie wałkowany od dawna. I tylko brak politycznej chęci rządzących ( dawniej PO, dziś PiS), powodował, że do dziś nie został on załatwiony. Próba wyrugowania starań o uznanie godki które prowadzili poprzednicy pana Musiała, jest też dla mnie osobistą przykrością. Dlatego, że kiedy pan Musioł na chlyb mówił jeszcze „pyp”, a na muchy „tapty”, a Nowoczesna skokała jeszcze z jajca na jajco, my- moje koleżanki oraz koledzy z Ruchu Palikota mocno optowaliśmy w Sejmie za poparciem starań Marka Plury. Przed nami takich inicjatyw było więcej i chwała wszystkim, którym się chciało. Moje wielkie wyrazy uznania, dla Pani Posłanki Monika Rosa za to co robi. Za to, że się jeszcze jej chce walczyć. Tak, w tej konstelacji Sejmu nie mamy większych szans na zwycięstwo, ale jako się rzekło: kropla drąży skałę. Im częściej będziemy pokazywać, że nie zamierzamy odpuszczać nikomu w żywotnych dla nas tematach, tym więcej ludzi zainteresujemy tematem, który jest dla nich egzotyczny, niezrozumiały, bagatelny. O tym trzeba mówić gdzie tylko się jest, wykorzystywać każdą okazję do pokazywania, tłumaczenia, przekonywania, argumentowania. Moim zdaniem droga obrana przez Panią Posłankę Monika Rosa jest właściwa. Dlatego u mnie zawsze znajdzie wsparcie. I nie jest ważne dla mnie to, że reprezentuje ona konkurencyjną, choć zaprzyjaźnioną, opcję polityczną. Ona reprezentuje nas - Ślązaków i to jest dla mnie ważne.
7
nr 2/2020 r.
Chcą nam rozwalić sporą część Śląska w imię bezsensownej wizji
Centralni lotnicy nad Mikołowem Centralny Port Komunikacyjny to jeden ze sztandarowych pomysłów PiS-u. Pomysłów chybionych z wielu przyczyn, ale właśnie w imię tej inwestycji próbuje się zniszczyć całkiem spory kawałek Górnego Śląska. W Mikołowie, ale nie tylko, ujawnione plany wywołują olbrzymie oburzenie. Bo unicestwione ma zostać wiele miejsc ważnych dla mieszkańców powiatu mikołowskiego, rybnickiego i nie tylko. Między innymi Śląski Park Botaniczny, największy i najpiękniejszy w Polsce.
C
entralny Port Komunikacyjny czyli główne polskie lotnisko, które ma powstać w Baranowie pod Warszawą jest przede wszystkim inwestycją… niepotrzebną. Opartą bowiem o idiotyczną zasadę, jakoby państwu polskiemu było potrzebne jakieś jedno centralne lotnisko. PiS lubi centralizm, Polacy dla zasady lubią centralizm, jako najlepszy model zarządzania, ale Polska nie leży na jakiejś wyspie, więc dla mieszkańców regionów południowych czy zachodnich zupełnie wystarcza, jeśli duże lotniska z samolotami startującymi we wszystkich kierunkach świata znajdują się w pobliżu zachodniej czy południowej granicy. Bliżej tam (choćby do lotnisk berlińskich czy do Ostrawy) niż do Warszawy. A kongresówce Okęcie zupełnie wystarczy, żeby polecieć do Londynu, Madrytu czy na wakacje do Turcji, Egiptu. Tak, jak nam wystarczają z naddatkiem Pyrzowice i Balice.
MY POTRZEBUJEMY KOLEI METROPOLITALNEJ! Przy jednak okazji zamierza się zdemolować resztki solidnego poniemieckiego układu kolejowego na Śląsku. CPK chwali się, że jeśli Kolej Dużych Prędkości powstanie, to zajedziemy nią do Warszawy nie jak dotychczas w dwie godziny dwadzieścia minut, tylko w półtorej godziny. Rzeczywiście, jest różnica, tylko gdyby zapytać mieszkańców Górnego Śląska, to nam w kolejnictwie nieszczególnie na jeszcze szybszym połączeniu z Warszawą zależy. Obecne jest zupełnie zadowalające. Nam brakuje natomiast porządnej Kolei Metropolitalnej, solidnych połączeń z aglomeracji katowickiej do rybnickiej i dalej Ostrawy, z Mikołowa do Gliwic, z Katowic do Tarnowskich Gór, z ziemi rybnic-
scy urzędnicy zabrali się na poważnie za te szybkie koleje. No i blady strach padł na Mikołów, choć nie tylko na Mikołów. Bo w Warszawie zaczęto linie kolejowe wytyczać tak, jak w XIX wieku wytyczano w Afryce granice państw. Przykładano linijkę i ciach, stąd dotąd, nie patrząc na związki społeczne, na naturalne przeszkody (jak rzeki czy góry) i tak dalej. Przedstawiona tak zwana szprycha nr 7 (linie kolejowe we wszystkich kierunkach od CPK nazwano szprychami) do Katowic i Krakowa i dalej na południe, do Czech i Słowacji, właśnie w ten sposób została narysowana, z pominięciem lokalnych uwarunkowań. Choćby ten Mikołów. Znajduje się tu największy w kraju Ogród Botaniczny stworzony za wiele milionów złotych, stanowiący chlubę miasta. Nie powstał w tym miej-
n Śląski Ogród Botaniczny w Mikołowie. Śląski Ogród Botaniczny zgromadził niemal 700 gatunków roślin naczyniowych (w tym kilkadziesiąt chronionych), ponad 300 gatunków grzybów, żyje tu też po kilkadziesiąt gatunków ssaków i ptaków, niemal wszystkie polskie gady oraz (wszystkie należące do zagrożonych wyginięciem) krajowe płazy. Sośnia Góra, na której jest zlokalizowany to także ważne miejsce historyczne, chociażby związane z wrześniem 1939 roku na Śląsku. Ogród rokrocznie odwiedza ponad 100 tys. osób.
tędy prowadzi trasa kolei. Można też wyrzucić do kosza plany przebudowy DK44 czyli drogi prowadzącej z Mikołowa (a więc też Tychów, Pszczyny) do Gliwic.
MIKOŁOWSKIE PROTESTY Nic więc dziwnego, że Mikołów protestuje. Poczynając od starosty i burmistrza a kończąc na szeregowym mieszkańcu.
LATAMY SKĄD TANIO I WYGODNIE, A NIE Z WARSZAWY Już dziś widać także tendencję, że kto wybiera się w naprawdę daleką podróż lotniczą, do USA, Indii, czy jeszcze dalej do Australii, Japonii albo Tajlandii, ten nie patrzy na połączenia z Polski, tylko na najdogodniejsze z Europy i wybiera się tam, na przesiadkę, z tych Pyrzowic czy Balic. Teoria, że jeśli powstanie wielkie lotnisko w Polsce, to nagle wszyscy będziemy latać w dalekie trasy z (za przeproszeniem) Baranowa nie oparte jest o nic poza warszawo-centryzmem. Oni tam sobie wymyślili, że jeśli im Baranów będzie wygodny, to całej Polsce też. A nawet nie warszawiacy to wymyślili, tylko warszawscy politycy i urzędnicy, bo warszawiak też porównuje ceny dalekich lotów i też startuje dziś często z Okęcia, by przesiąść się we Frankfurcie czy innym naprawdę dużym europejskim lotnisku. Tylko politycy i urzędnicy, którym cena biletu jest obojętna, bo nie z własnej kieszeni płacą, wolą lecieć bez przesiadek z lotniska pod Warszawą. A jeśli ktoś nawet poleci do Chin z Baranowa, to też często będzie wolał wsiąść do samolotu w Pyrzowicach i w tym Baranowie się przesiąść na inny, niż najpierw telepać się na odległą stację Kolei Dużej Prędfkości (proponuje się nam okolice … Olkusza!) i dopiero z dworca w Baranowie na lotnisko. Tak więc rozwiązanie Centralnego Portu Lotniczego oparte jest o absurdalne i sprzeczne ze światowymi tendencjami założenia.
skać kwadrans? – pyta retoryczne Stanisław Piechula. Bo rzeczywiście chodzi o kwadrans, jeśli po wyjechaniu z aglomeracji pociąg na magistrali rozpędzi się do tych ponad 200kh/h, to i tak do Warszawy zajedzie poniżej dwóch godzin. Pomysłodawcy „siódmej szprychy” bagatelizują protesty twierdząc, że przecież zaproponowane warianty to tylko pierwszy etap projektowania. Może i tak, ale gdy na przykład drogowcy przymierzali się kilka lat temu do budowy drogi ekspresowej S-1, to najpierw spotykali się z przedstawicielami samorządów wschodnich terenów województwa śląskiego, z mieszkańcami, przez których posesje różne warianty miały iść, a dopiero później wytyczali projektowane trasy. Tutaj postąpiono inaczej i… dziwią się protestom. Zapewniają też, że rozpatrzą wszystkie uwagi, które wpłyną do nich do 10 marca. W tym czasie wielu ludzi nawet nie zdąży się dowiedzieć, czy sprawa ich dotyczy czy nie. Dariusz Dyrda NAPISALI W INTERNECU: tymo24.02.2020, 08:37 W Niemczech i w Austrii koleje budowano tak, aby dworce były w większych miastach. W Rosji tak, żeby było taniej - więc nie w Łodzi, a w Koluszkach. Dzisiejsza władza ewidentnie jest bliżej tradycji rosyjskiej.
n „Siódma szprycha” czyli trasa Kolei Dużej Prędkości na Śląsku (Foto CPK) kiej do Bielska-Białej. Znów ten warszawo-centryzm każe im wierzyć, że cała Polska o niczym innym nie marzy, niż o tym, by szybko dojeżdżać do Warszawy. Długo wielu nas słuchało opowieści o Centralnym Porcie Komunikacyjnym i połączeń kolejowych z nim, jako kolejnej serii bajek z mchu i paproci, bo wiadomo, że obecnego państwa polskiego, już prawie na pewno z bardzo obciętymi dotacjami unijnymi (czytaj na str. 3) nie stać na taką inwestycję, i że to raczej mocarstwowa propaganda, niż rzeczywiste plany. Co prawda nadal wielu nie wierzy w to wielkie lotnisko w Baranowie, ale widać, że warszaw-
scu przypadkiem, wzgórze zawsze miało ogromne walory przyrodnicze, a teraz nagle, ten Ogród ma przeciąć linia szybkiej kolei, w praktyce skazując go na zagładę, bo kto przyprowadzi przedszkolną czy nawet szkolną wycieczkę spacerować tuż przy torach, po których pociągi pędzą z prędkością ponad 200 kilometrów na godzinę? Nie trzeba chyba dodawać, że autorzy projektu nie widzieli potrzeby skontaktować się z kierownictwem Ogrodu. Poza Ogrodem Botanicznym plany zagrażają tylko w okolicy Mikołowa właścicielom setek domów, które zostaną do wyburzenia, i setek parceli, które zostaną okrojone, bo tam-
Stanisław Piechula, burmistrz Mikołowa sam w internecie zachęca mieszkańców do podpisywania protestów. – Przedstawiono wprawdzie kilka wariantów tej trasy, ale żaden z nich nie jest do zaakceptowania; albo zniszczony zostanie ogród botaniczny, albo dopiero co powstałe osiedle. My nie po to budujemy w centrum miasta nowoczesne centrum przesiadkowe, by ktoś niszczył nasze obrzeża, budując kolejne tory, podczas gdy mamy od ponad stu lat linię kolejową na południe. Ją można przebudować, dołożyć drugi tor, a nie pruć bezmyślnie miejską substancję. Czy warto to robić, by na trasie do Warszawy zy-
zbiorkom8524.02.2020, 09:14 Cały ten projekt wygląda na zrobiony na kolanie w celu niewykonania go. Ma być imponujący projekt, który (słusznie, bo jest debilny) zablokują mieszkańcy, ekolodzy, aktywiści i wszyscy inni. Tym sposobem, PiS odnotuje sukces bo nie wyda pieniędzy na budowę ale winę zwali, jak zawsze, na lewaków, PO i spiski. Pyjter 23.02.2020, 18,26 Kolej Dużych Prędkości Katowic do Ostrawy miała już przecież zaplanowaną trasą, na wschód od Mikołowa i kompletnie nie wiadomo po co rysować ją gdzie indziej.
8
nr 2/2020 r.
Śląska tożsamość to coś, co dopiero trzeba zdefiniować
Kim jesteśmy? Jo je Ślůnzok! – mówi niejeden z emfazą, jakby co najmniej ogłaszał, że jest laureatem Nobla. Problem pojawia się, gdy ktoś zacznie drążyć, co to konkretnie znaczy. Kto to jest ten Ślůnzok? I tu pojawia się problem.
emigrowały, i można by ich zakwalifikować jako „ziomkostwo” (które to słowo w Polsce zyskało negatywny wydźwięk, choć ziomek czy ziomal to terminy jak najbardziej pozytywne) – lecz osoby zamieszkujące Górny Śląsk. Polska może udawać, że głosów tych nie słyszy, trąbiąc o powstańcach, którzy oddali życie, by połączyć Śląsk z polską macierzą – ale te głosy są, i to wcale liczne. Osób uważających, że Śląsk jest pod polską okupacją jest dużo. Głosów takich nie wyrażają członkowie mniejszości niemieckiej, bo im od razu zarzucono by rewizjonizm. Co więcej, patrząc z logicznego punktu widzenia, słowa o polskiej okupacji nie są pozbawione sensu. Ślązaków w 1945 roku nikt nie pytał, czy chcą należeć do Polski, w roku 1921 w większości wypowiedzieli się, że nie chcą. A jeśli Śląsk dostał się Polsce decyzją światowych mocarstw, bez pytania rdzennej ludności o zdanie, to termin okupacja, choć w języku prawniczym znaczy co innego, w mowie potocznej jest w pewien sposób uprawniony.
J
eden odpowie: Noooo, Oberschlesien! Nawet nie poprawnie Oberschlesier, tylko Oberslesien, co oznacza, że po niemiecku uważa się on za cały Górny Śląsk, nie Ślązaka. Drugi odpowie, że Ślązak to Polak, a trzeci, że Ślązacy to Ślązacy, ani Polacy, ani Niemcy, tylko odrębny od nich naród. Są jeszcze różne formy pośrednie, jak choćby senator Marek Plura i większość działaczy Związku Górnośląskiego, którzy przyznają się do dwóch tożsamości, śląskiej i polskiej oraz wielu działaczy mniejszości niemieckiej (oraz ludzi z niemieckim paszportem, w kieszeni), którzy też deklarują dwie tożsamości: śląską i niemiecką. Dziwnym trafem problem ten nie pojawia się za południową granicą, tam Slezan to Slezan i łamańców w rodzaju Slezan i jednocześnie Czech nie ma. Jeśli już są to o dziwo, Slezan a Polak. Jeśli więc deklarując się jako Ślązak można czuć się Polakiem, można czuć się Niemcem, albo żadnym z nich się nie czuć – to kim jest Ślązak??? Od razu uprzedzając, nikomu nie odmawiam prawa do posiadanej przez niego tożsamości. Nikogo nie zamierzam za nią krytykować. Każdy ma prawo czuć się kim chce. Ma prawo Piotr Spyra, Ślązak z dziada pradziada uważać się za stuprocentowego Polaka, i ma prawo Eugeniusz Nagel, Ślązak z dziada pradziada uważać się za stuprocentowego Niemca. Tylko zarazem mówią o sobie: jo je Ślůnzok! Więc co te ich śląskości łączy?
LICZBA POKOLEŃ CZY MOŻE GENY? Powie ktoś, w sumie nawet logicznie, że pochodzenie, że to czy są „pniokami”, czy ich rodziny od pokoleń na Śląsku żyły. Tylko – potrafię tak samo wskazać ludzi, których rodziny od pokoleń, przynajmniej od XIX wieku, na Śląsku żyją, a nijak się za Ślązaków nie uważają, wciąż podkreślając, że oni są mieszkającymi na Śląsku Polakami, Niemcami, Żydami, Czechami.
KIEDYNIE BYLIŚMY POD ZABOREM?
Mam kolegę, którego papraprapradziadek w początkach XIX wieku na Śląsku, dwieście lat temu, w okolicach Lublińca otworzył sobie zakład rzemieślniczy, ale rodzina cały czas uważała się za częstochowian, którzy tu tylko pracują i miesz-
Kilka lat temu Polacy niemal zawyli ze zgrozy, gdy okazało się, że genotyp Ślązaka najbardziej podobny jest – co dla mnie zawsze było oczywiste – nie do polskiego, ale do czeskiego. Tak, wbrew tym, którzy głoszą teorie, że Śląsk zawsze niemiecki,
nie zbliżamy się do ustalenia, kim jest Ślązak. Geny nie, zasiedzenie nie, poczucie własnej (jakże różnej) tożsamości – żadna z tych cech nie buduje śląskiej wspólnoty. Czy to oznacza, że śląskiej wspólnoty nie ma? A może śląskich wspólnot jest kil-
Nikomu nie odmawiam prawa do posiadanej przez niego tożsamości. Nikogo nie zamierzam za nią krytykować. Każdy ma prawo czuć się kim chce. Ma prawo Piotr Spyra, Ślązak z dziada pradziada uważać się za stuprocentowego Polaka, i ma prawo Eugeniusz Nagel, Ślązak z dziada pradziada uważać się za stuprocentowego Niemca. Tylko zarazem mówią o sobie: jo je Ślůnzok! Więc co te ich śląskości łączy? kają. Co ciekawe, poza jednym pradziadkiem wszyscy jego przodkowie żony na Śląsk przywozili sobie z tej Częstochowy (ten jeden, który się wyłamał, ożenił się z Austriaczką). Trudno więc Jurka, wbrew jego własnym deklaracjom, uznać za Ślązaka, nawet jeśli był ósmym pokoleniem mieszkającym na Śląsku. Był, bo w swoim przekonaniu naprawił błąd przodka sprzed 200 lat i wyniósł się do powiatu częstochowskiego. Na jego więc przykładzie świetnie widać, że zamieszkiwanie na Śląsku od pokoleń nijak się na bycie Ślązakiem nie przekłada. Powie ktoś: geny! Dziś po genach można z dużą dozą prawdopodobieństwa ustalić, do jakiej grupy etnicznej ktoś należy.
„niemieckości” w naszym śląskim genotypie wcale nie ma więcej niż „polskości” a jest znacznie mniej niż „czeskości”. Nijak z tego oczywiście nie wynika, byśmy mieli się nagle Czechami poczuć. Trzeci, najbardziej oczytany w naukach społecznych, powie, że to kwestia właśnie poczucia tej śląskiej tożsamości. Ślązakiem jest ten, kto się Ślązakiem czuje, nieważne kim byli dziadkowie i babcie. Taki model, Nowego Ślązaka, lansował nawet kilka lat temu RAŚ, a sam znam kilku Nowych Ślązaków, którzy dla propagowania śląskości robią znacznie więcej, niż ci pohukujący: Jo je echt Ślůnzok, co ty mi bydziesz gorolu godoł, jaki je Ślůnsk! Tylko, rozumując w ten sposób wcale
ka, wzajemnie się nie uzupełniających lecz zwalczających?
ZAMIAST WSPÓLNOTY WROGOŚĆ To sensowna teza, bo rzeczywiście między „Polakami ze Śląska” jak Piotr Spyra czy Maria Pańczyk-Pozdziej a tymi, którzy podnoszą, że Śląsk jest pod polską okupacją istnieje jawna wrogość. Ci drudzy to wcale nie wyjątki, o czym łatwo się przekonać, choćby wchodząc w internecie na facebookowy profil Portal Górnego Śląska, gdzie takie opinie wyrażane są stale. Co ważne, nie są to Ślązacy z Niemiec, którzy sami lub wcześniej ich rodziny wy-
Karkołomna za to jest teza, równie częsta, że Śląsk dostał się pod okupację w roku 1945 (niewielka część w 1922) a wcześniej pod okupacją nie był. Prusy bowiem stały się właścicielami Śląska (szerzej o tym na stronach 11-13) nie z woli śląskiej ludności, lecz w wyniku agresji na Austrię, na której w XVIII wieku teren nasz zdobyły. Jeśli więc przyjąć, że warunkiem podstawowym okupacji jest rządzenie jakimś terenem bez wyrażenia takiej woli przez ludność miejscową – to Śląsk był jak najbardziej pod pruską okupacją, pod pruskim zaborem. I nie zmienia tego fakt, że pod tymi pruskimi rządami rozkwitł, że poczuliśmy czym jest państwo prawa, że bardzo wzrósł poziom życia. Warszawa rozkwitła w II połowie XIX wieku, gdy jej prezydentem był Rosjanin, carski generał Sokrates Starynkiewicz, bez wątpienia najwybitniejszy prezydent w historii tego miasta. Za Starynkiewicza z zapyziałej dziury stała się jedną z prawdziwych europejskich stolic. Ale czy z tego powodu jakiś Polak powie, że Warszawa nie była wtedy pod zaborem, bo była świetnie rządzona? Oczywiście, że nie – i na tej samej zasadzie okres śląskiej prosperity w państwie pruskim nie zmienia faktu, że staliśmy się pruską prowincją w drodze podboju, bez pytania nas o zdanie. A wcześniej? Czy Ślązacy kiedykolwiek wyrazili chęć bycia krajem koronnym wiedeńskich Habsburgów? Nie, stali się nim decyzją tychże Habsburgów, po stłumieniu trwającego w latach 1618-1623 antyhabsburskiego powstania na Śląsku.
9
nr 2/2020 r. Tak więc i pod austriacką okupacją/zaborem Śląsk był. To kiedy pod zaborem nie był? Idąc tym tropem rozumowania trzeba powiedzieć, że do roku 1618, kiedy jako suwerenny, niepodległy kraj funkcjonował w ramach federalistycznej korony czeskiej – do której należał nie z obcej, zewnętrznej woli, lecz decyzją śląskich książąt, śląskich stanów, sejmu śląskiego. Nie był częścią królestwa Czech, tak samo jak dziś Kanada nie jest częścią Wielkiej Brytanii. Łączy je tylko osoba wspólnej królowej, podobnie jak wtedy Czechy i Śląsk łączyła osoba wspólnego władcy i nic więcej.
TOŻSAMOŚĆ HISTORYCZNA Tak więc wracając do pytania, kim jest Ślązak, odbijamy się od muru przekonań, pod czyim władaniem Śląsk jest pod zaborem, a pod czyim nie jest. Między tymi, którzy uważają, że jego miejsce jest w Niemczech, a tymi, którzy twierdzą, że jego przyłączenie do Polski to dziejowa sprawiedliwość – nigdy do zgody, do consensusu nie dojdzie. Co ciekawe, w grupach tych tym bardziej nie ma zgody, że i do Prus trafiliśmy na skutek podboju i do Polski tak samo – więc w obu przypadkach można mówić o zdobytej kolonii.
ŚLĄZAKA OJCZYZNĄ JEST ŚLĄSK Krótko mówiąc, w moim przekonaniu Ślązakiem jest ten, kto odwołuje się w swoich przekonaniach do czasów, gdy Śląsk był niepodległy. Gdy sami o sobie stanowiliśmy. Czyli ci, którzy odwołują się do śląskiej, a nie żadnej innej, ojczyzny. W moim przekonaniu osoba, dla której tamta historia Śląska jest postawą naszej tożsamości, może o sobie z przekonaniem mówić, że jest Ślůnzok. Cała reszta to Polacy ze Śląska, Niemcy ze Śląska i tak dalej. Nie kwestionuję ich praw do utożsamiania się ze Śląskiem, a jedynie do tego, by się za Ślůnzoka uważać. Mogą być Oberschlesierem albo Ślązakiem, ale Ślůnzokiym nie. I nie chodzi oczywiście o to, by od razu się poderwać i ogłosić niepodległość Śląska. Może kiedyś, ale teraz na pewno nie ma ku temu klimatu. Chodzi jednak o to, by pamiętać, że historycznie nie jesteśmy ani Polską, ani Niemcami, ani Czechami. Jesteśmy własną narodowością na własnym terytorium. W jakim państwie by to terytorium akurat nie leżało, to zawsze jest nasze. Bo my jesteśmy stąd. Rodzi się oczywiście pytanie, co z tymi, którzy historią się nie interesują. Odpowiedź brzmi: NIC! Niewielkie grupy et-
W moim przekonaniu Ślązakiem jest ten, kto odwołuje się w swoich przekonaniach do czasów, gdy Śląsk był niepodległy. Gdy sami o sobie stanowiliśmy. Czyli ci, którzy odwołują się do śląskiej, a nie żadnej innej, ojczyzny. W moim przekonaniu osoba, dla której tamta historia Śląska jest postawą naszej tożsamości, może o sobie z przekonaniem mówić, że jest Ślůnzok. Cała reszta to Polacy ze Śląska, Niemcy ze Śląska i tak dalej. Nie kwestionuję ich praw do utożsamiania się ze Śląskiem, a jedynie do tego, by się za Ślůnzoka uważać. Mogą być Oberschlesierem albo Ślązakiem, ale Ślůnzokiym nie. Takie dwie wizje śląskości nigdy nie znajdą wspólnego mianownika. One zawsze będą powodować między Ślązakami podziały i wrogość. Powszechnie wiadomo, że jednym z kryteriów budującym wspólną tożsamość, jest wspólnota historii. Ale jak tę wspólnotę budować, jeśli jedni twierdzą, że Śląsk jest polski, ale był pod niemieckim zaborem, a inni, że jest niemiecki, ale teraz jest pod polskim zaborem? Wydaje się, że jedynym w tej sytuacji wyjściem jest odwołanie się do wspólnej, wcześniejszej historii. Od XII do XVII wieku. Gdy Śląsk był niepodległy, od XIV wieku w federacji Korony Czeskiej, ale nie na skutek podboju, nie na skutek okupacji, lecz z woli samych Ślązaków. Niewiele osób znających choć pobieżnie historię Śląska – prawdę tę zaneguje. I dlatego warto na niej budować wspólną śląską tożsamość. Być może niewygodną dla Polski, ale tak samo niewygodną dla Niemiec. Dla śląskich Polaków i śląskich Niemców. Wartościową dla Ślązaków.
niczne, które nie mają swojego państwa, albo dbają o swoją historię, albo się wynaradawiają. Ślůnzok, który nie interesuje się historią hajmatu nie jest w stanie wpoić śląskości swoim dzieciom, wnukom, kolejnym pokoleniom. Widać to już dziś, synowie tych głoszących dumnie „Jo je Ślůnzok” noszą dla odmiany dumnie koszulki „Żołnierze wyklęci” – wynarodowieni, bo poza ojcowskim „jo je Ślůnzok” nie mają nic, co by ich ze śląskością wiązało. Stają się Polakami albo – o ile rodzina wyemigrowała do Rajchu – stają się Niemcami i noszą koszulki Oberschlesien bleibt deutsch. Bez tożsamości historycznej naród bez państwa nie jest w stanie utrzymać świadomości narodowej. Jeśli tę tożsamość ma, jeśli ma poczucie odrębnej od sąsiadów historii, to potrafi mimo braku państwa trwać przez stulecia. To dlatego Polacy w czasie rozbiorów tak ogromny nacisk kładli na nauczanie historii Polska. A czasem i z Polaków warto brać przykład. Dariusz Dyrda
Tekst powyższy być może zainicjuje dyskusję. Na głosy w niej czekamy pod adresem e-mailowym megapres@interia.pl. Najciekawsze wypowiedzi opublikujemy.
Tyskie - tym razem na usługach PiS-u
N
ie tak dawno wielu Ślązaków ostentacyjnie bojkotowało piwo Tyskie, a to za sprawą fatalnych reklam, które Kompania Piwowarska lokowała w jakimś zaborze, zazwyczaj austriackim. My, którzy wiemy, że Śląsk nigdy w żadnym zaborze (w rozumieniu zaborów Polski) nie był, przestaliśmy się w dużym stopniu z tym górnośląskim wszak piwem utożsamiać. Tym razem Kompania Piwowarska postanowiła zostać sponsorem Gali „Gazety Polskiej” na której Człowiekiem Roku ogłoszono Jarosława Kaczyńskiego. Poza nią sponsorami były niemal wyłącznie spółki należące do Skarbu Państwa, a więc bezpośrednio zależne od partii prezesa Kaczyńskiego, ale trudno powiedzieć, dlaczego na taki ruch zdecydowali się piwowarzy z firmy produkującej oprócz tyskiego także Lecha czy Żubra. Sami zapewniają, ze było to standardowe działanie promocyjne, nie mające politycznego podtekstu. W efekcie takich działań „marketingowych” w internecie natychmiast zainicjowano bojkot Tyskiego. Bo jak ktoś przy okazji zauważył, firmy komercyjne, produkujące na rynek konsumencki powinny się dla zasady trzymać z daleka od akcji politycznych,
nieważne, czy to PiS, PO, Lewica czy ktokolwiek inny. W każdym bowiem przypadku zniechęcają część klientów, którzy z daną opcją polityczną się nie utożsamiają. Krzysztof Tyczyński, który wezwał w internecie do bojkotu piw Kompanii Piwowarskiej napisał:
KUPUJ ŚWIADOMIE!
Kompania Piwowarska (właściciel browarów: Lech Browary Wielkopolski w Poznaniu, Browar Książęcy w Tychach i Dojlidy w Białymstoku) jest jednym ze sponso-
rów gali "Gazety Polskiej". Redaktorem naczelnym GaPol jest Tomasz Sakiewicz zwolennik "Stref wolnych od LGBT"! Do Kompanii Piwowarskiej należą marki: Tyskie, Żubr, Lech, Dębowe Mocne, Redd’s, Kozel, Wojak, Captain Jack, Gingers, Grolsch, Pilsner Urquell, Książęce i Prażubr. Tekst ten opatrzył zdjęciem z Gali, na którym logo Kompanii Piwowarskiej zaznaczył tęczowym flamastrem. Ciekawe czy bojkot z pozycji ideologicznych, światopoglądowych, okaże się dla KP bardziej odczuwalny, niż z pozycji śląskich. AM
Górny Śląsk pielgrzymkowy według DZ
n Annaberg – miejsce, które według Dziennika Zachodniego nie jest górnośląskim miejscem pielgrzymek.
dliwienie, że DZ w tekście tym słów Górny Śląsk i województwo śląskie używa zamiennie, jako synonimów. Bo jeśli oni nie wiedzą, że to nie jedno i to samo, to jak wymagać tego od tych warszawioków? Ale gdyby nawet zastosować ich logikę, to też się nie zgadza, bo wymienione wśród miejsc pielgrzymek Gidle nawet w województwie śląskim nie leżą, tylko w łódzkim, dokładnie w powiecie radomszczańskim. Mam oczywiście świadomość, że w DZ jest wiele osób wiedzących, gdzie leży Górny Śląsk, poczynając choćby od red. Marka Tworoga czy red. Agaty Pustułki. Ale może zrobiliby oni szkolenie swoim kolegom i podwładnym z geografii regionu o którym piszą. A przy okazji może do tworzenia różnych quizów języka śląskiego DZ też zaangażowałby kogoś, kto o tym języku ma jakieś pojęcie. Bo jakże często znajduję tam bzdury kompletne. Dariusz Dyrda
C
sca pielgrzymek jak Annaberg, czyli Góra św. Anny, ale za to z tych dziesięciu miejsc kultu „na Śląsku" dwa leżą w Małopolsce Jasna Góra i Leśniów. I małe to usprawie-
Jego dziennikarze wciąż nie wiedzą jednak, gdzie ten Górny Śląsk jest, jeśli potrafią tworzyć takie cuda na kiju, jak te w tekście „10 miejsc kultu i pielgrzymek na Śląsku” z 23 lutego, gdzie czytamy między innymi zdanie: „Śląskie miejsca kultu i pielgrzymek to przede wszystkim Jasna Góra i Piekary Śląskie, ale też Bieruń, Pszów, Gidle, Pierściec, Leśniów, Turza Śląska i wiele innych”. Już mniejsza z tym, że redakcja DZ nie zauważa tak oczywistego górnośląskiego miej-
n Gidle, w województwie łódzkim, powiecie radmoszczańskim, które według DZ jest górnośląskim miejscem pielgrzymek.
óż się dziwić, że nie umiemy nauczyć choćby warszawiaków, gdzie leży Górny Śląsk, jeśli wiedza ta leży także poza możliwościami autorów Dziennika Zachodniego, którego redakcja leży raptem kilometr od granic Górnego Śląska (w Sosnowcu), a mieni się on także gazetą górnośląską.
10
nr 2/2020 r.
Wielki Fryderyk, Wielka Katarzyna, jeden cud i jeden dureń - czyli jak Śląsk do Prus trafił
WOJNY ŚLĄSKA
- niezwykłe zwroty akcji W pierwszej połowie XVIII wieku wymarły dwie wielkie europejskie dynastie, co zasadniczo wpłynęło na losy Śląska, a także całego świata. Co ciekawe, powszechnie uważa się (tak mamy nawet w wielu podręcznikach), że dynastie te utraciły trony dopiero po I wojnie światowej. Ale to nieprawda, ich następcy na tych tronach jedynie nadal używali ich nazwiska. Jednak co to miało do Śląska?
W
1740 roku zmarł ostatni władca z dynastii habsburskiej, cesarz Karol VI. Nie pozostawił syna, a jedynie córkę, Marię Teresę. Co ciekawe, już w roku 1713, mając lat zaledwie 28, więc mogąc spodziewać się jeszcze syna ogłosił Sankcję Pragmatyczną, dokument w myśl którego tron Habsburgów mogą dziedziczyć kobiety. Sankcja ta nie wszystkim niemieckim książętom się spodobała, ale cesarz był zbyt potężny, by zaprotestować. Nie spodobała się także dlatego, że tron cesarski nie był ani dziedziczny, ani nie należał do Habsburgów, chociaż zasiadali na nim od ponad 200 lat. Cesarza każdorazowo wybierało grono książąt elektorów, Elektorzy Rzeszy (niem. Kurfürsten). Byli nimi: arcybiskupi Moguncji, Trewiru i Kolonii, hrabia Palatynatu, książę Saksonii, książę bawarski, książę brunszwicki, margrabia Brandenburgii i król czeski. Dziewiątka wybierająca cesarza. Katoliccy Habsburgowie w podzielonych religijnie Niemczech dzięki tej trójce biskupów, oraz przekupstwom (i własnej militarnej potędze) każdorazowo potrafili skłonić Elektorów, by na cesarski tron wybrano kolejnego władcę Wiednia. Ale przynajmniej jeden z elektorów – też katolik - kombinował, że po śmierci Karola VI to jego wybiorą cesarzem, inni wraz ze starzeniem się cesarza Karola knuli, jak najwięcej zyskać na wymarciu Habsburgów. W Wiedniu wierzono oczywiście, że tron przypadnie mężowi Marii Teresy, Franciszkowi Lotaryńskiemu.
FRYDERYK PRUSKI NIE CZEKA Karol VI, ostatni z Habsburgów, władca ogromnych połaci świata, w tym i Śląska, umiera jesienią 1740 roku. Fryderyk, młody król Prus i zarazem książę Brandenburgii (a więc elektor Rzeszy) natychmiast wysyła do Wiednia ultimatum, że warunkiem uznania przez niego Sankcji Pragmatycznej i pomocy Lotaryńczykowi w zdobyciu cesarskiego tronu, jest Śląsk. Powołuje się przy tym na dawne umowy między wymierającymi Piastami Śląskimi a jego rodem, Hohenzollernami, którym ci Piastowie zapisywali swoje księstwa. Umowy większego prawnego znaczenia nie miały, bo aby były ważne musiał zatwierdzać je cesarz (Habsburg), ale to nieistotne, bo przecież były tylko pretekstem, a ultimatum oparte było o uznanie wspomnianej Sankcji i Lotaryńczyka za cesarza.
n Bitwa pod Małujowicami, od której zaczęło się panowanie Prus nad Śląskiem. Co ciekawe, bardzo podobne w treści ultimatum wysyła Elektor Saski (a zarazem król Polski) August III Sas, ale ma znacznie mniejsze oczekiwania. On jedynie chce kawałek Dolnego Śląska, dzięki czemu dwa rządzone przez niego państwa (Polska i Saksonia) uzyskają łączność terytorialną. Pruski Fryderyk chce
na każdym fenigu na coś innego, zbudowali potężną armię. Gdy wojska innych państw tej wielkości liczyły po 20-30 tysięcy żołnierzy, władca Berlina trzymał ich pod bronią stale 80 000. Wydatki na wojsko rujnowały jednak berliński skarbiec, zwłaszcza gdy skończyły się różne europejskie wojny, w których za gotówkę król
ją na Śląsk. Opanowują go w dwa miesiące, bo śląski garnizon Habsburgów to zaledwie 20 000 wojska, w tym tylko 3000 jazdy. Jedynie cztery twierdze w Głogowie, Brzegu, Kłodzku i Nysie, broniły się dłużej. Wojska pruskie nie wkraczają jedynie na księstwo cieszyńskie, ale stanowi ono własność Karola Lotaryńskiego,
Kiedy mówi się o pruskim militaryzmie, to warto wiedzieć, że zaczął się on z początkiem XVIII wieku, kiedy królowie Prus, oszczędzając na każdym fenigu na coś innego, zbudowali potężną armię. Gdy wojska innych państw tej wielkości liczyły po 20-30 tysięcy żołnierzy, władca Berlina trzymał ich pod bronią stale 80 000. Wydatki na wojsko rujnowały jednak ber-liński skarbiec, zwłaszcza gdy skończyły się różne europejskie wojny, w których za gotówkę król pruski wojska swoje wynajmował walczącym stronom. więc znacznie więcej, oferując praktycznie to samo.
TAKIEJ ARMII TRZEBA UŻYĆ! Poza jedną różnicą. Kiedy mówi się o pruskim militaryzmie, to warto wiedzieć, że zaczął się on z początkiem XVIII wieku, kiedy królowie Prus, oszczędzając
pruski wojska swoje wynajmował walczącym stronom. Tak więc wysyłając ultimatum miał on to 80 000 wyszkolonych żołnierzy, podczas gdy Sas góra 25 000, a gdyby jakimś cudem udało mu się zaangażować w ewentualną wojnę i Polskę, to do 40 000. I król pruski postanawia natychmiast wykorzystać swoją armię. Nie czekając nawet odpowiedzi na ultimatum, w grudniu jego wojska wkracza-
męża Marii Teresy, więc Fryderyk udaje, że upomniał się tylko o swoje, cudzego nie chce.
MAŁUJOWICE CZYLI WYGRANA PRZEGRANA BITWA Austria po chwilowym szoku odpowiada – bo Maria Teresa wcale nie zamierza się wyrzec tej prowincji. W takim zresztą
duchu odpowiedziała na ultimatum, choć odpowiedź powstała już po rozpoczęciu działań wojennych. Więc jesienią 1741 roku armia austriacka, co najmniej dorównująca liczebnością pruskiej, rusza odbić zdobyty Śląsk. Kontrofensywa ma na celu przecięcie na linii Opawa-Nysa-Brzeg sieć zaopatrzenia wojsk pruskich oraz pomoc ciągle broniącej się twierdzy nyskiej. Tym razem austriacka armia składa się w dużej części z konnicy, nie ma artylerii ciężkiej, więc jak na XVIII wiek porusza się bardzo szybko. A jednak to Fryderyk ją zaskoczył. Zresztą zupełnie przypadkiem, bo od okolicznego chłopa dowiedział się, że w pobliskich wsiach armia austriacka rozlokowała się na noc. I tu władca, który uzyskał później przydomek Wielkiego popełnia koszmarny błąd. Przeciwnicy się w tym miejscu Prusaków nie spodziewają, on o nich wie, ale zamiast uderzyć znienacka, przez wiele godzin – licząc na siłę rażenia swojej artylerii i piechoty oraz przewagę liczebną – rozstawia swoje wojska do bitwy. Austriackiemu dowódcy, generałowi Neippingowi wystarcza to, by zebrać swoje porozrzucane po okolicy wojska. Gdy wybucha bitwa ma on pod rozkazami około 15 000 żołnierzy, Fryderyk o 5000 więcej. I niemal natychmiast Neipping rozstrzyga bitwę na swoją korzyść. Szybkie ataki kawalerii zdobywają te pruskie armaty, które miały unicestwić jego armię. Widząc to król Fryderyk rzuca się do ucieczki w stronę Berlina, i to bocznymi drogami, by nie wpaść w austriackie ręce. Dopiero po kilku dniach, od przypadkowo spotkanych swoich żołnierzy dowiaduje się, co było dalej. A było zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażał. Pruski feldmarszałek von Schwerin zapanował nad rodzącym się w piechocie popłochem i jej atakami powoli, ale konsekwentnie spycha z pozycji wojska austriackie, zadając im ciężkie straty, aż generał Neipping decyduje się na odwrót. Obie strony straciły po około 5000 żołnierzy, ale dla Prus najważniejsze było, że austriacka kontrofensywa została zatrzymana, i chociaż wojna trwała jeszcze rok, niewiele się już w niej działo, inicjatywa należała jednak raczej do Prus. Zdecydowała o tym właśnie bitwa pod Małujowicami (niem. Mollwitz), która w historii pruskiej wojskowości była czymś takim, jak w polskiej Kircholm albo Cho-
11
nr 2/2020 r. nej zwasalizowała w zasadzie Polskę, która wypadła nie tylko z grupy mocarstw ale - mimo wciąż ogromnego terytorium - nawet takich, z którymi się ktokolwiek liczy. Na znaczeniu od kilkudziesięciu lat traciła także Turcja, która przestała być poważnym konkurentem monarchii Habsburgów. Tak więc Fryderyk, władca niewielkich jeszcze Prus, w 1740 roku rzucił wyzwanie największej europejskiej potędze.
MARIA TERESA I FRYDERYK WALCZĄ O WSZYSTKO
n Fryderyk Wielki, człowiek który dla zdobycia Śląska zaryzykował wszystko. cim. Sam Fryderyk w swoich pamiętnikach wspominał: „Mollwitz to była szkoła króla i jego oddziałów: Król ten głęboko przemyślał wszystkie błędy, które popełnił, i postarał się następnie je naprawić”.
BO TO BARDZO BOGATA KRAINA Już w pierwszym roku wojny Fryderyk wiedział co zyskał, a Austria od początku wiedziała co traci. Wbrew późniejszym pruskim opisom, sugerującym że to pod berlińskim władaniem nasza kraina rozkwitła – było zupełnie inaczej. Sam Wrocław, gdy zdecydował się pruskie wojska wpuścić, był miastem o wiele wspanialszym od Berlina. Już w pierwszym roku posiadania Śląska budżet Prus wzrósł z pięciu do dziewięciu milionów. A chociaż wcześniej monarchia Habsburgów była ogromna, to w ocenie historyków aż 30% jej dochodów pochodziło od nas.
Jego kalkulacje nie były jednak szalone, i nie tylko o własną armię oparte. Dla Habsburgów, a raczej już Habsburżanki Marii Teresy i jej męża Karola Lotaryńskiego, nie była to bowiem wojna o Śląsk, lecz o być albo nie być. Jeśli ktoś zwróci uwagę na wymienioną na początku listę Elektorów Rzeszy, nie ma wśród niej arcyksięcia Austrii. I rzeczywiście, Habsburgowie byli elektorami nie jako władcy Austrii lecz królowie Czech. Tylko o ten czeski tron upomniał się właśnie – też w oparciu o dynastyczne pretensje – książę Bawarii, ten sam, który snuł nawet ambitne plany, że to on a nie Lotaryńczyk zostanie cesarzem. Na razie jego plany były mrzonkami, ale gdyby wojna o Śląsk toczyła się dalej, a on zawarł sojusz z Fryderykiem i wywalczył dla siebie ten czeski tron, to dynastia habsbursko-lotaryńska (jak się teraz władcy Wiednia nazwali) nie będąc Elektorami Rzeszy i nie mieliby szans na cesarską koronę. A bez niej, bez Śląska i Czech automatycznie spadliby z pierwszej europejskiej ligi do trzeciej. To dlatego po bitwie pod Małujowicami Austria dość szybko zgodziła się na pokój i utratę niemal całego Śląska (bez księstwa
Bitwa pod Małujowicami (niem. Mollwitz) w historii pruskiej wojskowości była czymś takim, jak w polskiej Kircholm albo Chocim. Sam Fryderyk w swoich pamiętnikach wspominał: „Mollwitz to była szkoła króla i jego oddziałów: Król ten głęboko przemyślał wszystkie błędy, które popełnił, i postarał się następnie je naprawić”. I dopiero to śląskie bogactwo pozwala zrozumieć ogromny hazard, który podjął król Fryderyk, decydując się zaatakować Austrię. Austria była wówczas jedną z dwóch największych światowych potęg (obok Francji), Prusy należały co najwyżej do drugiej ligi, jeszcze za Anglią i Hiszpanią, które jednak bardziej zajmowały się swoimi zamorskimi koloniami, niż sprawami Europy oraz Rosją, która po Wojnie Północnej (1700-1721) także doszlusowała do europejskich mocarstw. A gdy podbiła już całą Syberię, sięgając powoli nawet po Alaskę po drugiej stronie Cieśniny Beringa, zaczęła mocniej angażować się w europejskie sprawy. Po tej Wojnie Północ-
cieszyńskiego, karniowskie-opawskiego i części nyskiego). Bo lepiej utracić dużo, niż wszystko. Poza tym Austria traktowała utratę Śląska jako tymczasową, przy pierwszej nadarzającej się okazji zamierzała go odzyskać. Wcześniej musiała jednak załatwić sprawę Sankcji Pragmatycznej i cesarskiej korony dla Lotaryńczyka. Fryderyk pruski pomagać w tym nie zamierzał – wszak jego ultimatum zostało odrzucone, a Śląsk zdobył siłą. Jednak, gdy Prusy podpisały z Austrią sojusz, do walki o cesarską koronę przeciw Wiedniowi wyruszyli bawarscy Witttelsbachowie, dopiero teraz, ale za to w so-
n Maria Teresa utraciła Śląsk ale uratowała dla siebie i męża i cesarstwo. juszu z Francją. Ale Austria zbita dopiero co przez Prusy, najwyraźniej odzyskała dawną siłę, bo zadała wojskom bawarsko-francuskim kilka klęsk. Władca Berlina miał się prawo obawiać, że gdy tamtą wojnę rozstrzygną na swoją korzyść, to zwycięskie austriackie wojska mogą ruszyć odzyskać Śląsk. Fryderyka nazwano wielkim także dlatego, że nie miał zwyczaju bezczynnie czekać na rozwój wypadków. Zwycięska Austria będzie zbyt groźna – więc nie można dopuścić, by była zwycięska.
II WOJNA ŚLĄSKA Dlatego w 1744 roku Fryderyk uderza na austriackie tyły, na Czechy i Morawy, i zdobywa je dość łatwo. Ale Austria, którą niedawno pokonał sam, teraz przy poparciu tylko mało znaczącej Saksonii całkiem dobrze radzi sobie z koalicją francusko-prusko-bawarską, a do tego istnieje zagrożenie, że po stronie Austrii opowie się Rosja. W tej sytuacji Fryderyk, mimo że odniósł dwa znaczące zwycięstwa - pod Dobromierzem (niem. Hohenfriedburg) i pod Kotliskami (niem. Kesselsdorf) – decyduje się zawrzeć w Dreźnie pokój na warunkach nieco gorszych, niż ten trzy lata wcześniej we Wrocławiu. Granice nie ulegają zmianie, ale król pruski uznaje Lotaryńczyka za cesarza Niemiec. To pierwszy taki przypadek od ponad 300 lat, gdy o wyborze cesarza decyduje nie głosowanie, nie targi i przekupstwa, lecz siła oręża. Jednak wszyscy zdają sobie sprawę, że i ten pokój to raczej tylko zawieszenie broni, że Austria nadal nie pogodziła się z utraceniem Śląska. Sprawy dynastyczne ma za to załatwione, więc może się solidnie przygotować do wojny z Prusami, które mając Śląsk stały się znacznie mocniejsze, niż kilka lat wcześniej. Teraz utrzymywanie stutysięcznej armii nie rujnuje już ich budżetu. Co więcej, państwo dzięki śląskim zastrzykom gotówki zaczyna się szybko rozwijać, Berlin rośnie w oczach. A wojna wisi na włosku. Wojna o wielu niewiadomych, bo w ciągu kilku lat doszło do tak zwanego odwrócenia sojuszy.
Franciszek Lotaryński, to o tron cesarski dla niego zaczęła się cała awantura. Zanim został cesarzem, był księciem Lotaryngii i Cieszyna. Cieszyński tytuł cenił sobie chyba wysoko, bo pozostawił go w swej cesarskiej tytulaturze. Lotaryngię utracił na rzecz Stanisława Leszczyńskiego, bowiem poprzedni cesarz uzależniał oddanie mu za żonę córki Marii Teresy właśnie tym, by odsunąć groźbę walki o sukcesję polską między Sasami a Leszczyńskim. Sasowie byli bowiem sojusznikami Habsburgów. Domagał się też tego francuski król, bo księstwo Lotaryngii leżała we Francji, a jakoś nie chciał, by jego największy wróg, niemiecki cesarz, miał księstwo w jego państwie.
Tradycyjnymi wrogami, przynajmniej od końca XV stulecia, były Austria i Francja. Teraz, gdy Francja zagroziła brytyjskiemu (a w zasadzie będącemu w Unii Personalnej z Anglią) księstwu Hanoweru, Anglia zjednoczyła się z Prusami. W odpowie-dzi – Francja z Austrią. O tym, jak ważny dla Austrii jest Śląsk, jak bogata t kraina, świadczy fakt, że swojemu nowemu sojusznikowi – Francji – gotowa jest oddać za niego swoje tzw. Południowe Niderlandy czyli obecne Belgię i Luksemburg. To były zamożne krainy, więc jak – wbrew pruskiej, a za nią i polskiej historiografii – bogaty musiał być Śląsk, jeśli Austria była gotowa w każdej chwili na zamianę. Do Austrii i Francji dołączyła Rosja, co spowodowało, że pierwszy raz w historii doszło do sojuszy o znaczeniu światowym, bo przecież Rosja miała sporą część Azji, a kolonie Anglii i Francji rozsiane były po całym globie. No i w sojuszach tych były wszystkie najmocniejsze państwa świata (Austria, Francja, Rosja, Anglia, Prusy). Kroiła się wojna na całego!
n Piotr III, rosyjski car który uważał się za poddanego pruskiego króla i uratował państwo pruskie od zagłady. Wschodnie zbliżała się do niego armia rosyjska, i wydawało się, że klęska, ba, rozpad tego państwa to kwestia tygodni. Państwo to powstawało powoli, z niewielkiego księstwa Brandenburgii, a
Wbrew późniejszym pruskim opisom, sugerującym że to pod berlińskim władaniem nasza kraina rozkwitła – było zupełnie inaczej. Sam Wrocław, gdy zdecydował się pruskie wojska wpuścić, był miastem o wiele wspanialszym od Berlina. Już w pierwszym roku posiadania Śląska budżet Prus wzrósł z pięciu do dziewięciu milionów. A chociaż wcześniej monarchia Habsburgów była ogromna, to w ocenie historyków aż 30% jej dochodów pochodziło od nas. Gdy do sojuszu austriacko-francuskiego dołączyła Saksonia, Fryderyk postanowił nie czekać na dalszy rozwój wypadków, tylko jednym uderzeniem rozbić tego najsłabszego z sojuszników. I tak w 1756 roku wojska pruskie uderzyły na sąsiednią Saksonię.
PIERWSZA PRAWDZIWA ŚWIATOWA Był to początek tak zwanej Wojny Siedmioletniej, choć tak naprawdę to ona powinna nosić nazwę I wojny światowej. Bo gdy zaangażowały się też ze swoimi koloniami Hiszpania i Portugalia, gdy dołączyło wiele mniejszych europejskich państw, to tak naprawdę wojna rozgorzała w całej Europie i w koloniach, od Indochin po Kanadę, strzelano w Azji, Oceanii, Afryce, Ameryce (głównie północnej) oraz najbardziej w Europie. O tym, komu przypadnie Śląsk decydowały nawet wyniki bitew w tej Kanadzie. Mimo to u nas okres ten przywykło się nazywać III Wojną Śląską. Wojna odcisnęła na Śląsku mocniejsze ślady niż dwie poprzednie, skalę zniszczeń można chyba tylko porównać z Wojną Trzydziestoletnią z pierwszej połowy XVII wieku. Maszerowały przez nasz hajmat różne armie, a nierzadko ilość stacjonujących tu wojsk przekraczała 300 000. Jakże świetnie musiała to być zorganizowana kraina, jeśli te ogromne armie zdołała wyżywić! Gdy w tej światowej wojnie wszyscy wzięli się za łby, Prusom nie szło dobrze. Wojska austriackie na krótko zajęły Berlin. Potem, zająwszy już niemal całe Prusy
pierwszym przełomowym momentem był Hołd Pruski, w 1525 roku, gdy polski król Zygmunt Stary podarował swojemu siostrzeńcowi Albrechtowi Hohenzollernowi dawne ziemie zakonu krzyżackiego, od tego momentu Prusy Książęce, jako lenno Polski. Zerwanie tego lenna wywalczyli Hohenzollernowie podczas Potopu, potem, nie mogąc zostać królami w Niemczech, koronowali się królami Prus, leżących poza cesarstwem, w 1701 roku. W czasie Wojny Północnej jeszcze jakieś terytoria nad Bałtykiem urwali (głównie Szwedom) i wciąż powoli rośli w siłę, a kolejnym milowym krokiem było zdobycie w 1741 roku Śląska. I teraz to wszystko mogło się rozlecieć: Śląsk wróci do Austrii, Prusy choćby do Polski i Ho-henzollernowie znów w najlepszym razie zostaną z księstwem brandenburskim. Katastrofa zupełna i – wydawało się – nieuchronna.
CAR - PODDANY PRUSKIEGO KRÓLA… I wtedy wydarzyło się coś, co w historii nazywane jest Cudem Domu Brandenburskiego, a termin ten ukuł sam Fryderyk Wielki. Który lepiej niż ktokolwiek inny wiedział, że jego państwu przydarzył się cud. Potem przywoływano go zresztą wielokrotnie, jako dowód, że bóg czuwa nad państwem pruskim. Widać w 1945 przestał czuwać, może dlatego, że sowieci w boga nie wierzyli. Krótko mówiąc, wymarła druga – od czego tekst ten zacząłem – wielka europejska dynastia. Carowie Rosji, Romanowowie. Tak naprawdę wymarli nawet wcze-
12 śniej, niż Habsburgowie, bo w roku 1730, ale przez kolejne kilkadziesiąt lat władzę sprawowały jeszcze kolejno dwie Romanówny, córki cara Piotra I Wielkiego. Jednak i ta druga z nich, ostatnia Romanowa, Elżbieta I, zmarła w 1762 roku, do-
nr 2/2020 r. czyły, by Fryderyk postawił swoje państwo na nogi, a gdy Rosja stanęła po jego stronie, dotychczasowi wrogowie – na przykład Francja - byli skłonni zawierać z nim pokój, z wrogów stawali się przyjaciółmi. Król Prus mający jako poddane-
Nic więc dziwnego, że rosyjska szlachta cara nienawidziła, a jego żonę kochała szczerze. Gdy więc konflikt między małżonkami doszedł do poziomu, gdy on chciał ją uwięzić, Katarzyna męża uprzedziła,
Był to początek tak zwanej Wojny Siedmioletniej, choć tak naprawdę to ona powinna nosić nazwę I wojny światowej. Bo gdy zaangażowały się też ze swoimi koloniami Hiszpania i Portugalia, gdy dołączyło wiele mniejszych europejskich państw, to tak naprawdę wojna rozgorzała w całej Europie i w koloniach, od Indochin po Kanadę, strzelano w Azji, Oceanii, Afryce, Ameryce (głównie północnej) oraz najbardziej w Europie. O tym, komu przypadnie Śląsk decydowały nawet wyniki bitew w tej Kanadzie. Mimo to u nas okres ten przywykło się nazywać III Wojną Śląską kładnie wtedy, gdy jej wojska podchodziły pod Berlin. Na swojego następcę wskazała znacznie wcześniej syna swojej siostry,
go cara Rosji stawał się, z dnia na dzień, z władcy upadłego najpotężniejszym władcą świata!
ogłosiła się imperatorową, co Rosjanie przyjęli z radością. Męża zmusiła do podpisania aktu abdykacji. Wierzył, że żona
wycofała swój kraj z wojny. Głównie z tego powodu, przy równowadze sił, zdecydowano się rok później zawrzeć pokój (w Hubertsburgu, na terenie Saksonii). Największą jego wygraną stała się Anglia, która zdobyła na Francji Kanadę oraz mniejsze kolonie i stała się niekwestionowaną potęgą kolonialną numer I. Dobrze wyszły też Prusy, które podporządkowały sobie kilka kolejnych niemieckich księstewek oraz potwierdziły swoje prawa do Śląska. Austria nie upomni się o niego już nigdy, zadowalając się tylko południowym skrawkiem.
W PAŃSTWIE PRUSKIM A dla Śląska definitywna – na niemal 200 lat - przynależność do Prus przyniosła ogromne zmiany. Wprawdzie zniszczenia były ogromne, śmierć poniosło około 20% ludności cywilnej, zginęło około 100 000 śląskich żołnierzy, i pojawiła się nieznana tu wcześniej straszna nędza, która na Górnym
n Sojusznicy Wojny Siedmioletniej – mapa przygotowana przez Gabagool, Wikimedia Com-mons. Kolor niebieski: Brandenburgia – Prusy, Anglia, Portugalia i drobni sojusznicy; kolor zielony: Monarchia Habsburgów, Francja, Rosja, Szwecja, Hiszpania i drobni sojusznicy. Rosja w trakcie wojny przeszła na stronę Prus. wnuka Piotra Wielkiego, niemieckiego księcia Holsztynu, wtedy już będące częścią monarchii Hohenzollernów – Piotra. Z tego powodu nowy rosyjski car uważał się za poddanego, i to poddanego lojalnego, pruskiego króla Fryderyka Wielkiego. Jako lojalny poddany natychmiast przerwał działania wojenne przeciw Prusom, a co więcej oddał swe wojska praktycznie pod rozkazy pruskiego króla. Cud! Cud domu brandenburskiego – wojska które miały zniszczyć państwo Fryderyka Wielkiego przeszły pod jego rozkazy! Gdyby nie ten cud, historia nie tylko Śląska, ale i całego świata potoczyłaby się zupełnie inaczej, bo nie byłoby zjednoczenia Niemiec w 1871 roku, nie byłoby III Rzeszy, Śląsk pewnie nigdy nie wypadłby z zachodniej orbity wpływów, a my może dziś żylibyśmy w wielonarodowej monarchii Habsburgów, w ścisłej federacji z Czechami.
KATARZYNA MÓWI: DOŚĆ! Rządy Piotra trwały wprawdzie krótko, bo ledwie kilka miesięcy, ale wystar-
Piotr zawarcia pokoju w 1763 roku nie doczekał. Jego żona Katarzyna, w historii zwana Katarzyną Wielką, także niemiecka księżniczka (z rodu Anhalt-Zerbst) po manewrze z Cudem Domu Brandenburskiego uznała, że najwyższy czas się mężaidioty pozbyć. Zwłaszcza, że uczuciem go nigdy nie darzyła, choć długo dobrze się z tym maskowała. Inna sprawa, że trudno było się w Piotrze zakochać, postury był dość nikczemnej, przedwcześnie łysy, do tego z twarzą mocno oszpeconą ospą, a jakby tego było mało miał stulejkę co sprawiało że seksualnie był niezbyt sprawny, zaś Katarzyna, jak wiadomo, obdarzona była ogromnym seksualnym temperamentem. W obyciu Piotr był odpychający, jako car – inaczej niż Katarzyna – nigdy nie nauczył się dobrze mówić po rosyjsku, językiem tym, podobnie jak kulturą gardził, ciągle podnosząc niemiecką wyższość. Jego żona inaczej, nie tylko nauczyła się mówić po rosyjsku doskonale, ale też przeszła na prawosławie, okazywała przywiązanie do cerkwi i rosyjskiej kultury, zwyczajów.
pozwoli wyjechać mu do rodzinnego księstwa Holsztynu, ale żyjący były car był zbyt niebezpieczny (i tak żył wciąż, uwięziony od ponad dwudziestu lat w twierdzy inny były car, Iwan VI), więc oficer gwardii pozbawił go życia. Mał-
Śląsku miała trwać aż do przełomu XVIII i XIX wieku, gdy wynaleziono tu przemysłową metodę wytopu cynku a do pieców hutniczych zaczęto używać węgla kamiennego. Region w ciągu dwóch dzie-sięcioleci stał się jed-
Katarzyna Wielka była księżniczką z rodu von Ahnalt, które to słowo na Śląsku jest znane, choćby dlatego, że osada Hołdunów, obecna dzielnica Lędzin (tych w województwie śląskim a nie opolskim) przez kilkaset lat nosiła właśnie taką nazwę, gdyż założył ją książę z tego rodu. Anhaltowie – choć z innej gałęzi niż Katarzyna - przez 80 lat (1765-1846) władali bowiem księstwem pszczyńskim. Przypomnijmy że podczas komisji śledczej w/s Amber Gold. Poseł Marek Suski (PiS) postanowił odpytać świadka, kto to Caryca. Ten odparł, że jedyną carycą, którą zna jest Katarzyna. - Katarzyna? – zapytał z nadzieją poseł PiS - A może pan podać nazwisko? - Katarzyna Wielka – padła odpowiedź. Wszyscy się roześmiali, tylko Suski pytał: - Co w tym śmiesznego?
go (jak pszczyńskie czy rybnickie) był w nim zarazem najwyższym urzędnikiem i sędzią. W Prusach się to zmieniło, książę nadal był panem swoich włości, ale władzę administracyjną sprawowali mianowany w Berlinie pruski urzędnik, pruski sędzia. Trafiliśmy do najnowocześniej zorganizowanego państwa świata. W nim Śląsk stawał się dzięki swoim surowcom, ale i dzięki tej administracji (bo przecież na austriackim Śląsku surowce były takie same, a bieda aż piszczała) bardzo bogatą krainą, a Prusy dzięki śląskiemu przemysłowi najpotężniejszym państwem świata. I było tak do 1945 roku, gdy Rosjanie znów szli na Berlin, ale drugi cud brandenburski się nie zdarzył. I jeszcze tylko taka mała dygresja dla tych, którzy czytają historię Śląska „po polsku”. To była wojna o Śląsk między dwoma niemieckimi państwami, bo Wiedeń był wtedy niekwestionowaną stolicą
Nowy rosyjski car uważał się za poddanego, i to poddanego lojalnego, pruskiego króla Fryderyka Wielkiego. Jako lojalny poddany natychmiast przerwał działania wojenne przeciw Prusom, a co wię-cej oddał swe wojska praktycznie pod rozkazy pruskiego króla. Cud! Cud domu brandenburskiego – wojska które miały zniszczyć państwo Fryderyka Wielkiego przeszły pod jego rozkazy! żeństwo miało dziecko, późniejszego cara Pawła I, ale ojcostwo Piotra powszechnie kwestionowano. Tyle rosyjskiej dygresji, w każdym razie gdy Katarzyna męża się pozbyła, uznała, że ani klęska, ani zwycięstwo Prus w Wojnie Siedmioletniej nie leżą w interesie Rosji, i
nym z najbardziej uprzemysłowionych na świecie. Zmiany pruskie objęły też wiele innych dziedzin. Przede wszystkim monarchia habsburska organizacyjnie osadzona była jeszcze mocno w średniowieczu. Feudal, właściciel wolnego państwa stanowe-
Niemiec, a Austriacy, podobnie jak Sasi, Bawarczycy czy Brandenburczycy byli po prostu jednym z plemion niemieckich. To dopiero po 1945 roku, żeby odciąć się od III Rzeszy wymyślili, że nie są Niemcami, tylko Austriakami. Dariusz Dyrda
13
nr 2/2020 r.
Nojlepszy gĕszynk 35zł
30zł
We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!
45zł
35zł
35zł
A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?
35zł
35zł
35zł
35zł
5zł
30zł
30zł
5zł
Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53.* adres e-mail: megapres@interia.pl, tel. 501 411 994, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.
* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym. Nie ma tam sklepu!
14
nr 2/2020 r.
Wyjaśnić Polakowi, czym jest Hajmat, to jak wyjaśnić Papuasowi, czym jest bigos. Można próbować, ale po co? I tak nie zrozumie. Bo żeby zrozumieć smak trzeba poczuć; opowiedzieć się nie da ani Papuasowi smaku bigosu, ani Polakowi istoty Hajmatu. Tak jak Papuasowi nic nie powie, że bigos to z grubsza rzecz biorąc uduszona razem kapusta i mięso – plus przyprawy – tak Polak nie pojmie, że Hajmat to ojczyzna ważniejsza od Ojczyzny. *** Ojciec milczał i dziadek milczał. Choć mieli mi doradzić. Bo jutro mam się rano zgłosić w Pszczynie, na tej polskiej komisji wojskowej. Co ja tam mam mówić? Tak naprawdę to zależy od tego, ile wiedzą. O tym, że byłem w SS wiedzą, bo przecież wie cała wieś, a jak mnie zwalniali z tego polskiego koncentrazionlagru, to też w papierach napisali, że SS-man. Ale o tym, że siedziałem w Dachau, też wie cała wieś. Więc mogę mówić, zresztą już w Austrii temu polskiemu wojsku mówiłem, że mnie SS wyciągnęło z lagru, bo jako kłusownik nadaję się do walki z partyzantami w lesie. Ale czy oni wiedzą, jakie SS? Czy wiedzą, że SS Dirlewanger? I najgorsze, czy wiedzą, że brałem udział w tłumieniu warszawskiej rebelii. Bo jeśli nie wiedzą, to lepiej się do Dirlewangera nie przyznawać. Wymyślić jakąś inną dywizję SS. Nie Hitlerjugend, bo to sami ochotnicy, Koniec wymyśliłem łatwo, z nielicznymi niedobitkami mojego batalionu dołączyłem do niedobitków 12 dywizji Hitlerjugend i 9 dywizji SS czyli Hohenstaufen. Ale w jakiej jednostce byłem pierwotnie, jeśli nie Hitlerjugend i nie Dirlewanger? Musiałem wybrać którąś z tych walczących w okolicach Węgier, Słowacji, Czech, Austrii, żeby rzecz wyglądała na wiarygodną. A tam była już tylko chyba 18 dywizja SS Horst Wessel. Też niedobrze, bo sformowano ją z SA-manów. Ale gdzieś tam słyszałem, że za to szkolona była do walk z partyzantami, więc do mojej opowieści pasuje. Jak szykowali się do walk z partyzantami, to dirlewangerowcy wyszukiwali dla nich po obozach kłusowników. I innych co las znają. Powiedziałem do ojca i starzika, że taką historię opowiem na polskiej komisji. Starzik się krzywił, że zrobię z siebie weterana całym pyskiem, który bił się w różnych dywizjach SS.Ty lepij grej gupigo, kiery za bardzo niy wiy, we jakij boł dywizje, tela co znosz miano swojigo oficera – doradzał. Ojciec się krzywił, że jeśli to Horst Wessel składał się z SA-manów, to powiedzieć, że się tam było nie jest dobrze. Ale kiedy go zapytałem, czy lepiej się przyznać, że w SS Dirlewanger tłumiłem warszawsko rebelia, to się już nie odezwał. Dziadek też. W końcu dziadek wstał i przyniósł wódki. Rosyjskiej, nie wiem skąd. Nalał, niedobra była, ale piliśmy. Na utropa. Polak powie: na frasunek. Ale frasunek to brzmi tak lekko, prawie radośnie, a jo mioł srogo utropa. Rano, skacowany, powlokłem się do Pszczyny. Piechotą, Bo raz, że pociągi jeździły nieregularnie, wciąż jeszcze ustępując sowieckim transportom wojskowym i grabieżczym, dwa – że chciałem, aby mi ta sowiecka wódka wyparowała. Bo miałem kaca,
HAJMAT odc. 14
może trzeci raz w życiu, Ale pierwszy raz piłem nie z kamratami z wojska, tylko ojcem i dziadkiem. I pierwszy raz piłem, nie bojąc się, że obudzi mnie artyleria albo ruskie tanki czy granat polskiego rebelianta. Ale myśląc o ranku dnia następnego bałem się nie mniej, tylko inaczej. Idąc do Pszczyny widziałem te ruskie transporty. Ludzie mówili prawdę, demontują i wywożą wszystko. Na wagonach jadą całe fabryki. Jadą na północ, to pewnie wywożą maszyny z Ostrawy, Rybnika, Raciborza. Ludzie mówią, że Racibórz zburzony cały, ciekawe czy bardziej niż ta Warszawa. No i ciekawe, jak ta Polska i Czechy mają się odbudowywać, jak Rusy fabryki spakowali na wagony i wywożą. Ci, co są bliżej nowej władzy mówią, że tylko z tych terenów, które przed wojną były niemieckie, bo z polskich nie. Przyszedłem do Pszczyny. I pierwszą osobą, którą rozpoznałem na ulicy był Malcharek. W schludnym ancugu, garniturze znaczy. Mantel też porządny, rozpięty i idzie Malcharek taki, jak musiał być zanim go znałem, gdy jeszcze był urzędnikiem. – Malcharek! – zawołałem. Odwrócił się, uśmiechnął i pyta, gdzie idę. Mówię mu że na tą polską Militärkommission, na którą mam się stawić. Mów Komisja Wojskowa – poprawił mnie i dodał, że dużo mi pomóc nie może, ale jakby było bardzo źle, to żebym do niego przyszedł do ratusza, bo on jest teraz nazad urzędnikiem, zajmuje się aprowizacją dla ludności cywilnej, a z kilkoma oficerami też ma niezłe kontakty. Zwłaszcza z jednym sowieckim majorem, a z nim polskie wojsko musi się liczyć. – Jak we trzi godziny do mie niy przidziesz, to sie som tam pokoża oboczyć co z tobom – dodał i poszedł. Nie moze być, Malacharek pierwszy raz na zmianie państwowości zyskał, znów, jak przed 1922 jest urzędnikiem. Poszedłem do tej komisji. Ludzi było tam sporo. Stali młodzi, i nie tylko młodzi, niektórzy chyba nawet po czterdziestce. Ale i takie dziadki walczyły. Walczyły? Oni nawet wygrywali! Dopiero my, roczniki od 1925 znaliśmy już tylko smak przegrywania. Nie zawsze, czasem Niemcy mieli plan ataku i tam szli znów, jak walec, do przodu. Ale to był tydzień, dwa, a potem znów bili nas oni. Na Zachodzie Amerykony, bo Anglicy
się nie liczyli, a na wschodzie sowiety. Inni też się nie liczyli, ale z sowietami zawsze szło jakieś wojsko polskie. Choćby jedna kompania w dywizji. Że niby Polacy wyzwalają Polaków. A my wiedzieli, że nas nikt nie wyzwala. Że oni się o nas biją, jak rodzina o spadek. A ani Niemcy, ani Polacy nie są nasi. Kogoś może to dziwić, że takie rzeczy mówię ja, żołnierz SS. Ale ja jestem ss-nam z tatuażem obozu koncentracyjnego na ręce. Nie taki całkiem normalny No ale wchodzę na tę komisję. Mówię Dobry dzień. A ten z lewej, podporucznik, jak się znam na polskich stopniach, od raz: A nie hajhittla??? Zapomniałeś, jak się meldować??? Co miałem zapomnieć. Hajhitla to hajhitla, bo mało kto już wyraźnie Heil Hitler wołał. To Hajhitla, albo nawet Hajitla było naszym niemym protestem. Że my chcemy żyć, a nie umierać za Hitlera. Zaczął Wehrmacht, ale potem i w SS się hajitla przyjęło. Choć niektórzy oficerowie SS dalej wyrzucali ramię, jakby im nagle na widok cudnej dziewczyny ręka ta stanęła, i krzyczeli wyraźnie Heil Hitler! Ale z każdym dniem było ich mniej. To mówię, znaczy na tej komisji, że mnie zmusili do SS, bo Polak jestem, ale zmusili. Bo co, jak ci mówią, że albo idziesz do SS, albo do gazu, a rodzina też do lagru, to masz wybór? Niby masz, ale nie masz. Pokazuję numer z Dachau: - I co miałem zrobić? Porucznik, bo różni tam siedzieli, polskie stopnie znam jeszcze sprzed wojny, bo nas w harcerstwie uczyli, krzyczy, że zawsze jest wybór, ale kapitan – w środku siedział, znaczy najważniejszy – go zatyka: - Cicho siedź. A ty mów, gdzie służyłeś! To mówię, bo lekcję wyćwiczyłem, że najpierw byłem kłusownik, za to lager, potem obóz szkoleniowy SS, po tym, jak mnie z Dachau wzięli, od czerwca do końca września. Pierwszy raz ocyganiłem, bo przecież już 3 sierpnia byłem w Warszawie. Potem, mówię, od października, byłem w Horst Wessel, gdzie biłem się z chorwackimi partyzantami. Potem przerzucili nas na Słowację, ale jak naciśli sowieci, to już nikt nie pytał, z jakiej jesteś dywizji. Jesteś tu, to bijesz się z nami. I tak biłem się i w dywizji SS Hohenstaufów, i w SS Hitlerjugend. A jak nas wzięli do niewoli, to nawet
nie wiem, czy byliśmy któraś dywizja, czy już tylko niedobitki. Którymi dowodzi pierwszy lepszy Standartenführer, który akurat chciał się jeszcze bić. Nie znam nazwisk tych, którzy wydawali mi rozkazy w lutym, marcu 1945 roku. Tak często się zmieniali, że nie pamiętam. Biłem się tylko dlatego, że mówili, iż SS-manów do niewoli nie biorą, wszystkich rozwalają na miejscu. Słuchali, żaden w mordę nie dał. Widziałem, że traktują mnie jak żołnierza, nie bandytę, nie jak w tym świętochłowickim lagrze. Słuchali. Może jeden czy drugi się z nami bił i miał ten żołnierski szacunek do bitnego przeciwnika? Bo kto był na wojnie, to go ma. Wreszcie kapitan przemówił: - Wierzę ci. Ale byłeś w SS, a to zbrodniarze. Sześć lat więzienia, potem będziesz normalny polski obywatel. Sześć lat to dla aktywnych członków hitlerowskich organizacji minimum. Niby mówił, a pytał. To ja też, niby mówiłem, a zapytałem: - Ale to normalne więzienie, czy kolejny obóz koncentracyjny? Bo mam za sobą dwa, hitlerowski i polski. Trzeciego nie wytrzymam. I drugie pytanie, czy mogę wrócić do Kobiyra, pożegnać się z bliskimi. Spojrzał na mnie, ciepło nawet: - Masz dwa tygodnie. Potem zgłosisz się w zakładzie karnym w Jaworznie, I nawet nie myśl nam uciekać, znajdziemy cię!
*** Następnego dnia, a wiedziałem, że wszystkiego mam dni czternaście, poszedłem do Bernadki. Familia nawet nie wiedziała, czy się przyznawać, czy wyprzeć kochanicy SS-mana. Cała była załamana, zapłakana. I z dzieckiem Egona w brzuchu. Z dzieckiem hitlerowca, po dobrej woli spłodzonym, więc jakby jasnym Bernadki oskarżeniem. SS-manowi radośnie nogi rozkładała! A teraz tu Polska, folksdojcz to świnia. Wszyscy jesteśmy folksdojcze, wszyscy świniami jesteśmy. Ale dla Polaków świniami szczególnymi jesteśmy my dwoje. Ja, SS-man i Bernadka, dziwka SS-mana. Do tego w ciąży. Wszedłem. Siadłem bez słowa. Patrzyła na mnie. Smutno tak jakoś. Milczeliśmy, długo. Wreszcie mówię: Wiysz, mom iś do harestu. Na sześ lot. - A cóżeś napochoł?
- Był żech w SS. - Przeca niy po woli! - Ale żech był. - Richat, to co jo mom pedzieć… Przeca jo po woli… - i znów zaczęła ślimtać. Przytuliłem ją. A ona wtuliła się we mnie. Całą sobą. Czułem, jak napiera na mnie jej duży jej brzuch, z Egonowym bajtlem. I nie był mi ten Egonowy brzuch przyjemny. Ale czułem też, jak napierają piersi, pełniejsze niż wcześniej, jak to u ciężarnej. I od tych piersi aż mnie ciarki przechodziły. Lewą ręką głaskałem ją po włosach, prawą delikatnie położyłem na pośladek. Nie zaprotestowała. To po chwili głaskałem nie tylko lewą ręką, jej gęste, jasne włosy, ale i prawą, czując kształtność tego zadku, o którym tyle razy marzyłem. Nagle westchnęła: - Oh, Richat. Wszystko było w tym westchnieniu. Całe to rozpaczliwe i co teraz ze sy mnom bydzie w nim zawarła, cały smutek i lęk. Ale choć one były najbardziej, to ja w tym Oh, Richat i czułość jakąś usłyszałem. A może tylko chciałem usłyszeć? Musiałem to wiedzieć. Więc choć wielka była to zuchwałość, podciągnąłem nieco w górę jej kieckę i zacząłem głaskać gołe udo, odrobinę tylko niżej od półdupka. Dalej się we mnie wtulała, może nawet mocniej. Więc posunąłem rękę jeszcze wyżej, a potem odsuwając gumkę, najdelikatniej jak umiałem, wsunąłem ją w majtki. Bałem się, że zaprotestuje, ale nie zaprotestowała. Nie odsunęła się, wtulona w moje ramię wyszeptała: - A kiej mosz iś do tego harestu? - Za dwa tydnie. - Byda cie czakać! - Sześ roków? - Byda czakać… Rozzuchwalony tą obietnicą przesunąłem rękę w majtkach do przodu, natrafiając na jej fotro, niezbyt gęste. Serce mi biło jak oszalałe, pełne szczęścia ale i lęku, co dalej, bo przecież jeszcze nigdy kobiety tam nie dotykałem. Tym bardziej tej kobiety, o której od dziecka marzyłem, gdy jeszcze nawet kobietą nie była, tylko jak ja, dzieckiem. I tak staliśmy, ja z tą ręką w jej majtkach, nie wiedząc nawet, co począć dalej. Ona wiedziała: Niy możesz na mie lygnonć, bas mom za srogi. - Wiym Bernadka. - Ale jak chcesz, to siedna na szezlongu i rozłoża nogi. Tak mogymy…
*** Dwa tygodnie przed więzieniem to był najpiękniejszy okres w moim dotychczasowym życiu. Każdego dnia, jak dawnie Egon, zachodziłem do Bernadki. Czasem dwa razy dziennie. A raz, kiedy nikogo nie było w chałupie, usnęliśmy przytuleni do siebie. Cdn. Dariusz Dyrda
15
nr 2/2020 r.
FIKSUM DYRDUM
K
iedy zastanawiałem się, o czym napisać felieton, dostałem sms-a: „Szanowny panie redaktorze. Jestem stałym czytelnikiem Cajtunga. Od pewnego czasu pisze Pan kłamstwa na temat rządu, na temat Polski w Unii, na temat kościoła a jest to obrzydliwe. W związku z powyższym przestaję kupować Cajtung i jestem przekonany, że w moje ślady pójdą inni czytelnicy. Pozdrawiam i życzę więcej prawdy a mniej JADU”. Gdy grzecznie (też sms-em) zapytałem, gdzież są te moje kłamstwa, dowiedziałem się, że „w artykule Rozmyślania… Ten artykuł jest ziejący jadem. Kościół zawsze był z narodem i bronił wartości. Wnioskuję, że Pana niektóre artykuły są przeciw krajowi, w którym Pan żyje a tym samym wspiera Pan opozycję, która niszczy ten kraj. Niech się Pan cieszy, że może redagować ten miesięcznik i nie ma Pan z tym żadnych problemów”. Prawdę powiedziawszy najbardziej zdziwiło mnie, że ten zagorzały - jak wynika z treści - zwolennik PiS-u był czytelnikiem Cajtunga. Po co? TVP i Gazeta Polska mu nie wystarczają? Tam ma stale informacje, że opozycja niszczy ten kraj i jest przeciwko niemu. Wynika z tego jasno, że ponad połowa biorących w głosowaniu udział obywateli jest przeciw państwu, w którym żyje. Sami masochiści, czy co? Dyktator Dominikany Rafael Trujillo wydał kiedyś dekret, w którym zawiesił obywatelom wszystkie prawa za wyjątkiem prawa do życia – a praktyka pokazywała, że to ostatnie też było dość warunkowe. Przy takim porównaniu rzeczywiście powinienem się cieszyć, że wciąż mogę Cajtung wydawać – ale jakoś Dominikana senora Trujillo nie jest moim wymarzonym modelem państwa. Polska PiS-u też nie. W kwestii Kościoła – sprawa jest bar-
Odpowiedź na sms-a dziej złożona, wielkim bowiem szacunkiem darzę papieża Franciszka i powszechny Kościół Rzymskokatolicki, pozbawiony nacjonalizmu a naznaczony miłością bliźniego, za krztę zaś nie ma we mnie szacunku dla arcybiskupów Jędraszewskiego czy Głodzia, a katowickiego Wiktora Skworca też, o czym w innym miejscu tego numeru. Nie zgadzam się z tezą, że Kościół był zawsze z narodem,
nej), a już na pewno nie przeciw Polsce, bo tylko idiota podcina gałęź na której siedzi, a ja w Polsce żyję, w Polsce zarabiam i płacę podatki, w Polsce mam swój dom – więc w moim osobistym interesie jest, by Polska miała się jak najlepiej, bo jeśli Polsce będzie dobrze, to i jej obywatelom, do których się zaliczam, też. Chcę Polski bogatej i nowoczesnej, choćby dlate-
Sęk w tym, że obecny rząd o którym dobrze pisać mi się nie zdarza, oraz Kościół biskupów Jędraszewskiego, Głodzia czy Depo – ciągnie Polskę dokładnie w odwrotnym kierunku. Ciągnie nas ku Białorusi, tylko Białorusi jeszcze gorszej, bo dewocyjnej. PiS jest partią nacjonalistyczną, polsko-nacjonalistyczną, więc jako Ślązak w sposób oczywisty nie mogę być jej zwolennikiem,
Wielkim szacunkiem darzę papieża Franciszka i powszechny Kościół Rzymskokatolicki, pozbawiony nacjonalizmu a naznaczony miłością bliźniego, za krztę zaś nie ma we mnie szacunku dla arcybiskupów Jędraszewskiego czy Głodzia, a katowickiego Wiktora Skworca też, o czym w innym miejscu tego numeru. Nie zgadzam się z tezą, że Kościół był zawsze z narodem, o którykolwiek by naród nie chodziło. Jeśli o polski – to papieże potępiali choćby polskie powstania narodowe, a powstańcy kościuszkowscy wieszali biskupów-zdrajców; jeśli o śląski – to Kościół jest najpotężniejszym narzędziem nas polonizującym. Zresztą Kościół nie jest od tego, by być z narodem czy narodami, tylko by być z ludem bożym. o którykolwiek by naród nie chodziło. Jeśli o polski – to papieże potępiali choćby polskie powstania narodowe, a powstańcy kościuszkowscy wieszali biskupów-zdrajców; jeśli o śląski – to Kościół jest najpotężniejszym narzędziem nas polonizującym. Zresztą Kościół nie jest od tego, by być z narodem czy narodami, tylko by być z ludem bożym i nieść dobrą nowinę Baranka, nie narodom a ludziom. Nie jestem przeciw żadnemu krajowi świata (może za wyjątkiem Korei Północ-
go, że nowoczesna wzorem innych rozwiniętych państw, nada Śląskowi autonomię, której Polska obecna, zapyziała i nacjonalistyczna się boi. Polska zamożna, pewna swojej wartości, nie będzie miała problemu z uznaniem języka śląskiego i narodowości śląskiej – podobnie jak problemów takich nie mają mniejszości w krajach rozwiniętych: Niemczech, Wielkiej Brytanii i innych. Słowem jestem za Polską bogatą, za Polską nowoczesną, będącą częścią Europy.
bo zachowywałbym się tak samo, jak Żyd głosujący na NSDAP. Nawet gdyby PiS rządził świetnie, nawet gdyby nie było ciągłych afer, a gospodarka by hulała, ja poczuwając się do narodowości innej niż polska i tak byłbym PiS-u przeciwnikiem, bo w nacjonalistycznej Polsce ja, nie Polak lecz Ślązak, zawsze byłbym obywatelem drugiej kategorii, gorszym sortem. A ja się za coś gorszego od choćby muzyka disco-polo czy posłanki Lichockiej nie poczuwam, może nawet wprost przeciwnie. Nie z racji tego, że jestem Ślą-
zakiem, bo przynależność do tego czy innego narodu to ani powód do dumy, ani do wstydu, tylko z racji cech mojego charakteru oraz wiedzy którą nabyłem. Mądrze spędziłem czas na studiach i w śląskim ogólniaku też, więc gdy teraz słyszę, że minister edukacji cieszy się, że w ogólniakach powstawać będą klasy disco-polo, to załamuję ręce. Bo ja z licealnej klasy o profilu biol-chem wyniosłem całkiem sporą wiedzę o świecie istot żywych i o świecie nieożywionym też, a jaką wiedzę wyniesie ten z profilu disco-polo? Że majteczki są w kropeczki a twe oczy są zielone? Ja mam się cieszyć, że żyję w kraju, w którym dzieją się takie absurdy? W którym minister takim absurdom przyklaskuje? Przez ponad pięćdziesiąt lat mojego życia nigdy nie żałowałem, że nie przeniosłem się do Rajchu, bo mój hajmat, a może nawet mój faterland jest tu, na Śląsku. Tu chciałem żyć a kiedy czas nadejdzie, i umrzeć. Tam byłoby bogaciej, ale sam żech je u sia. Jednak ostatnio, na nadchodzące stare lata, zastanawiam się, czy jednak nie wyjechać. Nigdzie daleko, jeśli do Rajchu to na Łużyce, przy samej śląskiej granicy, a może nawet nadal pozostać na Górnym Śląsku, tylko przenieść się na jego czeską część. Na razie jednak czekam do maja, bo w maju wybory prezydenckie pokażą, czy w kierunku Białoruś rozpędzamy się jeszcze bardziej, czy też hamujemy, aby nazad wolno ruszyć ku Europie. Pan, który mnie sms-em zawiadomił, że przestaje Cajtung czytać, pewnie zagłosuje na Dudę. Ja nie zagłosuję, i nawet nie martwi mnie, jeśli wszyscy zwolennicy Dudy przestaną Cajtung kupować, bo jeśli on znów wygra, to prędzej czy później, zgodnie z zawoalowaną groźbą tego pana, i tak zakażą mi go wydawać. A jedyne co będę mógł wydawać, to papier toaletowy współwięźniom. Dariusz Dyrda
PISZE CÓRKA NACZELNEGO
Z
astanawiam się, czy pisać nie przestać. Bo jaki jest sens dalszego pisania tych moich felietonów w Cajtungu. No bo tak: jestem Zofia Dyrda, Europejka ze Śląska, bo Śląsk zawsze był cywilizacyjną częścią Europy, a nie jak Polska stepów szerokich, których nawet okiem sokoła nie zmierzysz. I ja tę moją europejską śląskość czuję. Moim domem jest Europa. Tylko, spotykam Szkotów, których domem też jest Europa, ale oni są ze Szkocji, nie Anglii. Spotykam Katalończyków, którzy są z Katalonii, nie z Hiszpanii, i ludzi o nieco smagłej cerze, którzy są Sycylii, a nie z Włoch. Podkreślają to. A z tej krainy między Bugiem a Odrą tylko ja jedna mówię, że jestem ze Śląska. Bo cała reszta, że z Polski, nawet jak ze Śląska. Cholera mnie bierze, bo powiedzcie, czym Śląsk (albo Mazowsze jakieś czy inna Małopolska) gorszy od Katalonii czy Szkocji, albo Bretanii. Że oni umią być ze swojego regionu, a ja z całej Polski muszę, od wierzchołków Tatr po fale Bałtyku? Nie, jestem ze Śląska i basta! Nie wiesz gdzie to jest? To ja nie wiem, gdzie się podział twój biustonosz, który razem droga Irlandko z moimi ciu-
Resztka po Atlantydzie chami prałaś. Bo ja wiem, gdzie leży Twoja Irlandia. Wcale od Śląska nie większa. Tu, w Wielkiej Brytanii postanowili wyjść z Unii Europejskiej. Ułamkiem procenta, ale postanowili. Ale nie dlatego, by Brytyjczycy poczuli, że ich europejskość jest inna jakaś. Europejczykami są stuprocentowymi i we wszystkich europejskich procesach uczestniczą od dobrego 1000 lat – i chcą uczestniczyć nadal. Oni po prostu uznali, że ta Europa rżnie ich na kasie. Przyjedźcie, zobaczycie. Zobaczycie dziurawe drogi na prowincji, rozlatujące się kanalizacje. Ale Wielka Brytania jest bogata, więc do wspólnej kasy miała płacić. Za co – z dotacjami europejskimi sięgającymi 80% - powstały piękne drogi i aqua-parki w Polsce, o których Brytyjczycy mogą tylko pomarzyć. To ja ich rozumiem, bo pomagać biednemu szlachetna rzecz, ale kiedy ten biedny nagle ma się lepiej od nas, to musi paść pytanie, kto tu jest biedny, a kto bogaty. Tym co głosowali za Brexitem wyszło, że biedniejsza (jeśli chodzi o infrastrukturę) Brytania finansuje bogatszą Polskę.
Tak wiem, sama zarabiam jako kelnerka, w łikendy (bo w tygodniu jestem na uczelni) tyle, co niejeden na etacie nie ma w Polsce przez tydzień. Ale Wielka Brytania pracowała na ten standard życia kilkaset lat, tych lat, gdy Polska łkała, że „w stępie szerokim”. Ale Polska doganiała – tylko… doganiać przestała. Mam sporo znajomych, którzy chcieli wrócić do Polski. Zebrali kasę, mieli pomysł na biznes. Już nie chcą. Boją się. Boją się, że państwo które odwraca się od Europy, pójdzie „swoją drogą”. Czyli choćby urzędnika, od którego decyzji odwołać się do sądu nie ma sensu, bo urzędnik ma tego samego szefa co – jeśli Andrzej Duda wygra znów wybory – sędzia. Wbrew choćby rozdziałowi władzy wykonawczej, uchwałodawczej i sądowniczej, który to trójpodział Europa wymyśliła kilkaset lat temu. Nigdy chyba żadnego przestępstwa nie popełniłam, chyba że z niewiedzy, ale też jakoś nie uśmiecha mi się wracać kraju, w którym z Warszawy będą dzwonić do sędziego, jaki wyrok ma wydać.
Coraz mniej więc więzi z tą Polską czuję. Z Polską, o której się uczyłam, że przez komunę została oddzielona od Europy żelazną kurtyną. Tylko kurtyna pierdyknęła, częścią Europy staliśmy się pełnoprawną -i nagle Polaków zaczęło to uwierać. Nagle im Europa nie pasuje i chcą jej mówić, jak ma się zmienić. Sorry, ale to tak, jakbym ja przez lata opowiadała, że marzę o mieszkaniu w Liverpoolu, a kiedy już tu zamieszkałam, nagle chcę im miasto przemeblować, przerobić maniery i zwyczaje na te z Kielc. Popuka się tylko Anglik w czoło i rację miał będzie. Nie moja wina, że Śląsk trafił do jednego organizmu państwowego z Kielcami czy Koninem a nie Liverpoolem czy Amsterdamem. Ale mnie kulturowo, mentalnością z tym Liverpoolem i Amsterdamem łączy wiele, a jak słucham polityków z Kielc i Konina (bo innych osób stamtąd nie znam) to widzę, że nie łączy mnie z nimi nic. Przykład najnowszy, film Zenek. Wybaczcie drodzy moi, ale ja od dzieciństwa zakochana jestem w Beatlesach, skończyłam szkołę muzyczną, więc trochę kano-
nu europejskiej muzyki liznęłam, więc gdy widzę, że w państwie polskim wielkim artystą mianowano tego Martyniuka, znów czuję, że to zupełnie nie moja bajka. A widzę przecież, że Śląsk wsiąka w tę Polskę na dobre. Nie, że przynależność państwowa, tylko że kulturowo coraz mniej się od reszty Polski różni. A może nie różni się już wcale? Tylko jeśli tak, to ja sobie po Śląsku wolę pozostawić tylko wspomnienie, jak po jakiejś zatopionej Atlantydzie, której już nie ma, i tyle o nim myśleć, że odwiedzę czasem ojca, starszą siostrę, młodszych braci, babcię i dziadka. Ale potem wypad do normalnego świata. Tylko trudno przecież pisać felietony do gazety na Atlantydzie, która już nie istnieje. Obawiam się, że Cajtung to powoli taka efemeryda, drukowana dla tych nielicznych Atlantydczyków, którzy przetrwali cudem i przemykają gdzieś, nieliczni, między miłośnikami Zenka Martyniuka i żołnierzy wyklętych. Dla nich zawsze warto pisać, jak Sienkiewicz, ku pokrzepieniu serc. Tylko boję się, że ja śląskich serc kompletnie nie mam czym krzepić. Bo jedyne co umiem moim rówieśnikom mieszkającym na Śląsku doradzić to: spieprzaj stąd, póki jeszcze można! Zofia Dyrda
16
nr 2/2020 r.
Książka, na którą wielu z naszych Czytelników długo czekało – już jest. Już ją wysyłamy, rozwozimy po Śląsku. Jeśli zgłosicie się do nas, chętnie zorganizujemy u Was wieczór autorski, NA KTÓRYM Gott mit Uns będzie po promocyjnych cenach.
To sie werci poczytać: Opowieści o śląskiej historii (wcale nie dla dzieci) Jana Lubosa, to kilkanaście gawęd o naszych dziejach, od średniowiecza po czasy współczesne. Oparta o mało znane dokumenty i doskonałą ich analizę. Dzięki niej można lepiej zrozumieć śląskie dzieje, ale i Śląsk dzisiejszy. 124 strony, format A-5, cena 20 zł.
Ksiůnżka ślůnsko – nojlepszy gĕszynk pod krisbaum! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Richtig Gryfno Godka”? „Gott mit Uns”? „Asty Kasztana”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarni komplet tych książek kosztuje średnio około 155 zł. U nas – razem z kosztami wysyłki – wydasz na nie jedynie !!! 120 złotych!!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno. Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 zł – przesyłka gratis. Można zamówić internetowo: megapres@interia.pl lub telefonicznie: 501-411-994. Można też zamówić, wpłacając należność na konto: 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego. Instytut Ślůnskij Godki 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53
„Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron, format A-4, cena 60 zł.
„Asty Kasztana, Ginter Pierończyk – „opowieści o ląsku niewymyślonym”, to autentyczna saga rodziny z katowickiego Załęża. Jak się żyło w Katowicach śląskim pokoleniom? Historia przeplatana nie tylko zabawnymi anegdotami , ale też tragicznymi wspomnieniami i pięknami zdjęciami z prywatnych zbiorów. 92 strony, formak A-5. Cena 15 zł.
„Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdziemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką autor wyjaśnia najważniejsze różnice między śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem polsko-śląskim i śląsko-polskim. 236 stron, format A-5. Cena 29 zł.
„Gott mit Uns - ostatni żołnierze” Mariana Kulika. To wspomnienia ostatnich Ślązaków, służących w armii III Rzeszy. Stare opy spominajom przedwojenno Polska, służba przy wojsko i to, co sie sam dzioło, kiej przīszły Poloki a Rusy. Fascynująca lektura. 240 stron, format A-5, Cena 29 zł.