GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ
CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE
Szesnoście zajt
B
ez piŷrsze dwa roki wydowanio Cajtunga mieli my zawdy po 12 zajt. We grudniu 2013 roku piŷrszy roz wydali my robszo gazeta, tera zaś momy szenoście zajt. Nusz nasze zocne czytelniki, niý tropcie sie, niŷ stracymy sie ze rynku, idzie nom coroz lepij. Na tela, co momy juże redakcjo we Katowicach, a chocia na razie bydymy hań ino na dyżurach, to kożdy, fto chce s nami pogodać, może hań przyńść. Trefi mie, abo Pauli Zawadzkij. A możne tyż Adama Moćki. Chneda – zdo sie co we maju – wydomy tyż piŷrszy numer wydawnictwa „Ślůnski Cajtung – naszo historio”. We galantnŷj wydawniczyj szacie bydymy hań pisać ô historii Ślůnska. Piŷrszy tom o strzedniowieczu a ô tym, co ůwdy było niepodległe państwo ślůnski. Na wiosna zaczynomy tyż wydawać nowe pozycje ksiůnżkowe. Tuż wierza, że bydziecie radzi czytać to, co do wos zrychtujŷmy. Ale przeca tera tyż prosza do lektury. Momy sam pora srogich tekstůw. Skirz tego, co i tematy som wielgi. Wielgim tematem je to, co dzieje sie terozki we naszych duszach. Niŷ idzie udować, co polski lekceważŷnie przīnosi niŷfajne efekty – coroz godnij Ślůnzokůw niŷrade mo Rzeczypospolito. Ale tyż ôna pokazuje, baji zaś 7 marca, co mo nos za nic. Idzie ô tym poczytać na zajtach 10-11. A i trocha na 5-6, kaj piszŷmy ô walnym zebraniu Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. I jego dalszych planach. Planów ma znacznie więcej Związek Górnośląski. Najstarsza śląska organizacja chyba zorientowała się, że wiszenie u klamki polskich partii politycznych nie wychodzi jej na dobre i zapowiada ponowne otwarcie się na potrzeby Ślązaków. Co z tego wyniknie, czas pokaże, ale jakie są plany, czytajcie na stronach 12-13. A na stronie 4 o dwóch plebiscytach. Tym na Krymie, w marcu 2014 i tym na Śląsku, w marcu 1921. Ciekawe, że jak polskie wojsko przebrane za cywili wywoływało powstanie, to było szlachetne i patriotyczne, a jak rosyjskie robi to samo – to jest podłość nad podłościami. Porównajcie sami! No i na stronie 14 prawdziwa perełka, pierwsza powieść po śląsku. Kryminał. Już niebawem będzie go można kupić w naszej redakcji. Tak jak wszystkie oferowane przez nas książki. A teraz już zapraszam do lektury. Szef-redachtůr.
NR 3 (28) MARZEC 2014 ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 1,50 ZŁ (8% VAT)
Nic się nie stało, Ślązacy nic się nie stało!
Słowa te zna każdy kibic. „Nic się nie stało, nic się nie stało” skanduje się po przegranym meczu. Bo raz się przegrywa, raz się wygrywa. Nie tylko w sporcie.
Związek Górnośląski nie poddał się polskim naciskom. Skręcił w śląską stronę.
D
latego chociaż Sąd Okręgowy w Opolu 7 marca przesądził de facto wykreśleniu Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej z rejestru – nic się wielkiego nie stało. Nie tylko dlatego, że SONŚ jak na razie jest legalny. Ale dlatego, że każdy kolejny krok nie uznawa-
nia narodowości śląskiej przychodzi państwu polskiemu z coraz większym trudem. Starania o uznanie narodowości trwają już niemal 20 lat. Tak naprawdę do 2011 roku było to ciągłe pasmo porażek. A SONŚ działa legalnie już prawie 30 miesięcy, i być może kilka jeszcze podziała. Potem będzie gotowy oby-
watelski projekt ustawy, potem wybory parlamentarne, podczas których być może uda się wprowadzić przedstawiciela RAŚ do senatu, albo liczniejszą grupę niż Marek Plura do Sejmu. Po drodze wybory samorządowe, podczas których możemy pokazać, że Ślůnzokůw lekceważyć już nie wolno.
Odnieśliśmy bowiem chyba większe zwycięstwo, niż ta porażka. 15 marca na swoim Kongresie Związek Górnośląski najwyraźniej postanowił skręcić w kierunku rzeczywistego reprezentowania Ślązaków. Nie będzie już więc organizacją rozbijającą śląskie środowiska, lecz raczej grającą razem z nimi. I to warto uczcić!
Redakcja Cajtunga w Katowicach M Chociaż w Internecie aż roi się od śląskich stron, trudno znaleźć taką, która naszej mowy nie kaleczy. Ale jest i prawdziwa perełka. „Ślónsko godka do Hanysów i Goroli” na facebooku to ten wyjątek. A o godce w sieci czytaj na stronach 8-9
iło nam poinformować, że od marca nasza gazeta ma siedzibę redakcji w Katowicach przy ul. Ligockiej 5. Ulokowaliśmy się w wieżowcu, obok pracowni elektronicznej – wejście od tyłu budynku, naprzeciwko apteki, parter. Począwszy od kwietnia, w redakcji będzie można nabyć śląskie treski, gadżety i książki.
Dyżury redakcyjne w kwietniu: 04.IV – od 10:00 do 12:00. 07.IV – od 16:00 do 18:00 08.IV - od 10:00 do 12:00 11.IV – od 16:00 do 18:00 14.IV – od 16:00 do 18:00
Telefon redakcji: 507-694-768 Serdecznie zapraszamy,zespół redakcyjny.
2
MARZEC 2014r.
!!! Zademonstruj swoja narodowość ślůnsko !!! Kup do sia, a do swoich krewnych na gŷszynki tresy, żeście som Ślůnzokoma.
35zł
30zł
We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!
45zł
35zł
5zł
35zł
A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?
35zł
35zł
35zł
35zł
30zł
30zł
5zł
Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53. www.naszogodka.pl, adres e-mail: poczta.naszogodka.pl, tel. 0-507-694-768, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.
3
MARZEC 2014r.
Plura kontra Kutz – czyli starcie o śląskie dusze
Kto do europarlamentu?
Nie mniej niż pół miliona głosów. A może milion i więcej, Na tyle mogą liczyć ci, którzy w wyborach do euro parlamentu będą odwoływać się do śląskości. A mamy tam – my, Ślązacy - sporo do ugrania. Już dziś Unia Europejska ma zastrzeżenia do respektowania przez Polskę praw człowieka, praw mniejszości. Polityk, który będzie tam na miejscu zwracał uwagę na problemy z rejestracją stowarzyszeń narodowości śląskiej, z uznaniem naszego języka – jest nam bardzo potrzebny. I przynajmniej dwie osoby aspirują do roli bycia tym politykiem.
P
rawa strona sceny politycznej oczywiście odpada w przedbiegach. PiS i mniejsze partyjki w rodzaju Solidarnej Polski cierpią na anyśląskość. Nienawidzą wszystkiego, co się ze śląskością wiąże – i uważają ją za zdradę Polski. Jedyną śląskość jaką uznają, to tę cepeliową, w wydaniu zbliżonym do Marii Pańczyk. Na listach prawicy darmo więc szukać kogoś, kto mógłby i zechciałby reprezentować śląskie interesy. Inaczej jest w centrum. Wprawdzie w PO także nie ma zgody na uznanie narodowości śląskiej czy choćby języka – ale aktywistom tej partii wolno chociaż głosić takie poglądy. Dowodzi tego poseł Marek Plura, tytan śląskości na wózku inwalidzkim, który będzie z piątego miejsca na liście ubiegał się o mandat eurodeputowanego. Jego szanse można chyba ocenić na 50 procent. Zależnie od frekwencji wyborczej nasze województwo dostanie od 6 do 8 mandatów wyborczych. Przyjmijmy więc, że 7-8. PSL u nas się nie liczy, lewica weźmie nie więcej, niż dwa mandaty, więc dla PO i PiS będą pewnie po trzy. Listę Platformy otwiera Jerzy Buzek i on jest raczej pewniakiem. Ale dwa pozostałe są sprawą otwartą. Walczy o nie 9 osób z czego przynajmniej cztery o znanych nazwiskach. Wśród nich Plura. Jednak tylko Plura oprócz typowo „platformianego” elektoratu ma dwa własne. Jeden to elektorat osób niepełnosprawnych, drugi śląski. O ten drugi będzie wprawdzie walczył z nim –głównie nazwiskiem – poseł Jerzy Ziętek, ale szanse Plury są w tej walce chyba większe. Dlatego uwa-
Kazimierz Kutz – w Brukseli to tylko nieznany opa
Marek Plura – tytan śląskości na wózku
żamy, że mimo 5 miejsca na liście ma spore szanse, aby zdobyć jej drugi albo trzeci wynik. Drugi da mandat na pewno, trzeci być może. O głosy Ślązaków będzie walczył jednak z Plu-
jednak dziś przewidzieć, czy lista ta przekroczy w skali kraju próg wyborczy 5 procent. Jeśli nie, to głos na Kutza może być wyrzucony. Jeśli lista próg przekroczy, szanse na mandat są duże.
Z Kutzem jest jeszcze jeden problem. W Polsce jest uważnie słuchany, bo to sławny i wybitny reżyser, celebryta, felietonista. Ale kim będzie w Europie? Nie jest jednak reżyserem miary Felliniego, więc będzie tam jedynie staruszkiem, opom, który smętnie snuje się po brukselskich korytarzach. rą przede wszystkim „opa” Kazimierz Kutz. Leciwy reżyser jest jedną z ikon śląskości - i startując z mocnej listy (choćby PO) miałby ten mandat w kieszeni. On jednak związany z „palikotami” jest jedynką tej formacji, czyli Europy Plus. Trudno
Tylko czy Kutz na pewno pojedzie do Brukseli nas reprezentować? A jeśli tak, to na jak długo. Chociaż żwawy, dawno przekroczył osiemdziesiątkę, i kursowanie do Brukseli może być dla niego uciążliwe. Wtedy z mandatu zrezy-
Niŷ udaje sie zaczarować historie. Ŏna wyłazi coroz godnij i pokazuje rychtyczne dzionie naszego hajmatu. Dziepiŷro co we Katowicach bydzie ôtwarty kafyj, kiery direkt spomino historio miasta: Cafe Kattowitz. Lokal mo mieć styl ze czasůw, kiej Katowice były we monarchii Wilhelmůw. A zaś na wandach bydom knipsy starych Katowic a widzanych Ślůnzokůw. Możne Waxmanna, możne Willi Frischa abo inakszych. We lokalu przī ulicy św. Jana mo być zachowany muster kafyjůw wiedeńskich, skirz tego co hań urodziła sie moda na picie kawy – i hań kawa je nojbarżyj stylowo.
Na kawa do Kattowitz Nieskoro przīdymy sam do Kafe Kattowitz W kafyju bydom rostomaite ślůnskie desery, szpaczy i forszpajzy. – My som Ślůnzoki, tuż chcemy promować naszo kul-
tura kulinarno. Szpajza to taki fest ślůnski deser i zdo nom sie, co ludzie bydom go radzi brać. A zaś forszpajza zawdy w dobrych
Homo sapiens pedzioł tak Tym razem znaleźliśmy informację horrendalną. Opolska Gazeta Wyborcza, opisując tragedię związaną ze śmiercią burmistrza Zdzieszowic, piórem Anny Pawlak, poinformowała nas 20 lutego o poglądach Przewdzinga tak:
- Jego znakiem rozpoznawczym była charyzma, nigdy nie odpuszczał. Gmina znaczyła dla niego bardzo dużo, bardzo bolało go ostatnio, gdy okazało się, że Zakłady Koksownicze będą płacić podatki na Śląsku. Straciliśmy część pieniędzy, które byłyby zainwestowane w rozwój - wylicza Brygida Bukowińska, sekretarz gminy. To aż się wierzyć nie chce. Nie wiemy, czy to pani Anna jest tak bezdennie głupia, czy też
kafyjach była. Ludzie przeca przychodzili do nich zadwy pośniadać – padajom we lokalu. I przīdowajom, co piwo tyż bydzie sam ślůnski. A my czakomy, jak to wypoli. Bez tuż co juże dwa roki, jak chodzimy do rostomaitych reklamowanych jako ślůnski restauranůw i momy starość godać do personelu po ślůnsku. I jeszcze nom sie nie trefiło, co kelnerka poradziła wymiarkować, co my chcemy, kiej prosili my o malc a kawa ze szlagazonom. Zawdy było: - proszę??? Tuż momy nadzieja, że eli lokal bydzie sie mianowoł Kattowitz, tuż co to je malc a szlagaza bydom wiedzieć, pra?
pani sekretarz Brygida. Nawet nie chciało nam się tego sprawdzać. Ale Dieter Przewdzing walczył o Górny Śląsk, a nie przeciw Górnemu Śląskowi. Podniósł hasło autonomii gospodarczej Górnego Śląska. Jemu chodziło o to, że podatki właśnie odeszły ze Śląska, nawet jeśli trafiły do Dąbrowy Górniczej. Bo Zdzieszowice pani Anno i pani Brygido to jest Górny Śląsk a Dąbrowa Górnicza nie jest. W naszym przekonaniu jednak to nie sekretarz miasta popełniła ten błąd. Tak więc redaktor Annie Pawlak przyznajemy nasz redakcyjny laur idiotyzmu dekady!
gnuje. Takie są chyba kalkulacje doświadczonej eurodeputowanej, profesor Genowefy Grabowskiej, która wybrała drugie miejsce za Kutzem na liście „palikotowej” a nie za Gierkiem na liście SLD. Przy weku Kutza może się też oczywiście zdarzyć, że nie dożyje on końca kadencji i miejsce reprezentanta śląskich spraw zajmie ktoś, komu są obojętne (najpewniej właśnie Grabowska). Wreszcie z Kutzem jest jeszcze jeden problem. W Polsce jest uważnie słuchany, bo to sławny i wybitny reżyser, celebryta, felietonista. Ale kim będzie w Europie? Nie jest jednak reżyserem miary Felliniego, więc będzie tam jedynie staruszkiem, opom, który smętnie snuje się po brukselskich korytarzach. A że jako parlamentarzysta specjalnie pracowity nie jest, to i na działania w śląskich sprawach liczyć nie można. Co innego Plura. Kilka projektów ustaw w śląskich sprawach dowodzą, że chce mu się za nimi biegać, czy raczej jeździć na swym wózku. On też w Europie nieznany, nadrobi to pracowitością. A wózek daje mu przewagę, bo jednak polityka na nim zawsze łatwiej zapamiętać, za to trudniej mu odmówić. Więc chyba jednak lepiej oddać głos na niego. Oczywiście PiS też będzie nas mamił śląskością. Na miejscu numer 1. senator Bolesław Piecha, na miejscu numer 3. posłanka Izabela Kloc. Oboje Ślązacy, oboje chętnie godający i opowiadający o umiłowaniu śląskości. Ale dla nich śląskość równa się polskość. Co jednak dla wielu Ślązaków jest dziś nie do przyjęcia.
100 000? Wystartują w kwietniu
W styczniu było głośno o zbieraniu 100 000 podpisów pod obywatelskim projektem ustawy o dopisaniu Ślązaków do listy mniejszości etnicznych żyjących w Polsce. Potem jakby ucichło, co wcale nie oznacza – jak się niektórym wydaje – że temat umarł. Wprost przeciwnie, przygotowania wciąż trwają. A zbieranie podpisów zacznie się zapewne w drugiej połowie kwietnia. - Zebrać 100 000 podpisów nie jest łatwo. Więc trzeba się do tego solidnie przygotować. Pierwszym etapem była rekrutacja wolontariuszy, obecnie ich szkolimy. Przydzielamy limity do zebrania poszczególnym powiatom. W najbliższych dniach zgłosimy komitet. Marszałek sejmu ma dwa tygodnie na zarejestrowanie go. A kiedy to zrobi, będziemy mieli dokładnie trzy miesiące na zebranie podpisów. To niedługo, Dlatego kiedy akcja ruszy chcemy mieć wszystko dopięte na ostatni guzik – mówi koordynator „Godziny Ś”, Jacek Tomaszewski. Kalendarz ten nie jest chyba przypadkowy. Podpisy znacznie lepiej zbierać wiosną i z początkiem lata, gdy dni są długie, pogoda ładna. Poza tym w najgorętszym okresie, gdy akcja będzie się zbliżać ku końcowi, wolne też będą mieć studenci i licealiści. – A wśród wolontariuszy, którzy się zgłosili, jest wiele takich osób – dodaje Tomaszewski.
4
MARZEC 2014r.
Marzec 1921 – plebiscyt na Ślůnsku. Marzec 2014 – plebiscyt na Krymie. Chneda to samo! Latoś, pora dni nazod, kiej na Krymie welowali za Ukrainom abo Rusyjom, ôsprowiały ô tym wszyjski polski media a polityki. Przepomnieli, co za starego piŷrwy taki same referendum, tyż we marcu, było tukej. A i sytuacjo była fest podano. Widno Polska mo inaksze standardy, kiej idzie ô jij interes, a inaksze, kiej idzie o gŷszeft ruski.
Tako to i demokracjo
We
lutym a marcu 2014 Rusy skwolały, co Krym przýnoleży sie do jejch. Czamu? Skirz fundamentalnego prawa ludziůw do samostanowiěnio. Trzeja to pedzieć jasno: we demokracje ludzie niŷ som do państwa, inoś państwo do ludziůw. Tuże eli na jakimś terytorium ludzie chcom noleżeć do jednego państwa, niŷ idzie jejch siłom wciskać do wtůrego. Taki trzymanie na siła to je nic, inoś kolonializm.
CZYJA WIŶNKSZOŚĆ, ÔNEGO KROJ Tako padali we 1920 a 1921 roku Poloki, skirz Wiěrchnigo Ślůnska. Bez tuż chcieli plebiscytu - na kiery dzisio pado sie referŷndum. Plebiscyt mioł pokozać, kaj chcom Ślůnzoki być. Eli we Niěmcach, tuż niŷch se hań ôstanom. No, ale eli we Polsce, tuż trza Ślůnsk do Polski przekludzić. Abo chocia ta tajla, kaj wiŷnkszość chce do Polski. To je jasne i przeca nikomu ani ůwdy, ani terozki, niŷ trze tego klarować, pra? Tak samo hań. Kiej we Ukrainie zaczon się festelny bajzel, ůwdy miŷnszkańcy Krymu pedzieli: tŷn bajzel niŷ je nasz! My niŷ som Ukraińce, my som Rusy. I chcemy przīnoleżeć do Rusyje. Chcěmy plebiscyt! Co we takij sytuacje robi „cywilizowany, demokratyczny świot”? Tuż zoleży. We 1921 roku pedzioł: „no ja, to ludzie majom decydować. Niŷch welujom!”. A we 2014 pedzioł: „Kaj! Niŷ idzie! To je agresjo na integralność Ukrainy!”. Dejcie se pedzieć, co kiej ludzie chcom, tuż żodnŷj agresje ni ma. Jak żech napisoł: państwo je do ludziůw, a niŷ ludzie do państwa. Eli chcom do Rusyje, niŷch idom do Rusyje. Ważne je inoś, coby plebiscyt był zrychtowany do porzondku, bez felerůw, bez cygaństwa. I ô to winny mieć starość organizacje miŷndzynacyjne. Posłać hań ôbserwatorůw. Tak, jak rychtowali to we 1921 roku na Ślůnsku, kaj na wszyjsko dowali pozůr Francuzy a Italoki. Francuzy i tak trzīmały polsko zajta, nale cyganić za fest niŷ dowały. A na Krymie? Niŷ posłali ôbserwatorůw, a razŷm padajom, co Rusy zrychtowały farsa ze referŷndum. A fto im bronił posłać ôbserwatorůw”? Fto bronił Ukrainie pedzieć: tuż dobrze,
Polsko i nimiecko ulotka plebiscytowo niŷch bydzie plebiscyt. Uznomy jego rezultat, ino chcŷmy, jak to we demokracje, mieć swojich ludziůw we kożdyj komisje! Jo się wetna ze kożdym, co Rusy przījŷny by te warunki. Skirz tego, co ôni dobrze wiedzieli, iże niŷ mŷnij, jak 70% bydzie
nia: „Czy jeżeś za niepodległym państwŷm ślůnskim?”. Inoś dwa pytanie – za Niŷmcami abo za Polskom. A przeca ůwdy nojsrogszo grupa była chyba za republikom gůrnoślůnskom. Pszoł tŷmu ksionże pszczyński, pszały inne magnaty, pszoł fe-
Zachodni, demokratyczny świot, můg przeca pedzieć: „Niŷ musicie być ani krainom, ani Rusyjom! Możecie se zrychtować swoji państwo. A tako, jak by my pomogli Ukrainie, pomogymy tyż wom. Bydymy radzi widzieć republika Krymu we Europejskij Unie!”. Nale kiej komu kożom: wybiŷrej, musisz być abo w Rusyje, abo we Ukrainie! – to jo, chociaż ech niŷ je ani Rus, ani Ukrainiec, zawelowoł bych, wierza, za Rusami. Skirz tego, co Rusyjo to bajzel, nale Ukraina bajzel tuplowany. chciało do Rusyje. Inoś kiej by świot posłoł ôbserwatorůw, musiołby uznać, co Rusy majom recht.
TRZECIGO PYTANIA NI MA Miast tego durś słysza larmo, jak to Rusy gwałcom prawo miŷndzynacyjne. Prowda wom pedzieć, tego prawa za tela niŷ znom – ale wiŷm, co bele jaki je prawo, kiere broni ludziom skludzić sie ze swoim hajmatŷm do faterlandu, kiej tego chcom. A do krymskich Rusůw hajmatŷj je Krym, a zaś faterlandŷm Rusyjo. Dyć dejcie Krymowi być hań, kaj chce być Krym! Tak było we 1921 roku na Ślůnsku. „Dejcie Ślůnskowi być hań, kaj chce być!” – skwolali polski polityki a agitatory. „Dejcie nom plebiscyt”. A chocia sztyjc padali, co cołki Wiŷrchni Ślůnsk to je prasataro polsko ziŷmio, to plebiscytu na jego blank zachodnij tajli niŷ chcieli. Wiedzieli, co hań przegrajom na amŷn. Na cołkij reszcie – ja! Ino nojprzůd dogadali sie ze Niŷmcami, co niŷ bydzie trzecigo pyta-
Plebiscyt 20 marca 1921 roku objął 1573 gminy Górnego Śląska w powiatach: bytomskim, katowickim, gliwickim, tarnogórskim, rybnickim, pszczyńskim, strzeleckim, opolskim, lublinieckim, kozielskim, kluczborskim, głubczyckim i części powiatu prudnickiego. Do udziału w głosowaniu uprawnionych było 1 220 524 osób. Frekwencja wyniosła (!!!) 97%. Z taką frekwencją chodzili głosować Ślązacy. Za Polską opowiedziało się 40,4%, a za Niemcami 59,5% uprawnionych do głosowania. Na obszarze plebiscytowym za Polską opowiedziało się 560 obwodów gminnych oraz 112 obwodów dworskich natomiast za Niemcami 604 obwody gminne oraz 233 obwody dworskie. Polska dostawała lepsze wyniki na wsiach niż w miastach. Przedstawiciele Wielkiej Brytanii i Włoch w Komisji Międzysojuszniczej zaproponowali dla przegranej Polski części powiatów pszczyńskiego, rybnickiego i katowickiego. Francuzi uznali, że należy Polsce przyznać wszystkie wschodnie powiaty Górnego Śląska razem z całym okręgiem przemysłowym. Kompromisu nie zdołano osiągnąć i przewodniczący Komisji Międzysojuszniczej przesłał Radzie Najwyższej w dniu 30 kwietnia 1921 wykluczające się projekty. Polska strona nie czekała, lecz wywołała powstanie. Decyzje zapadały pod jego naciskiem a nie w wyniku plebiscytu.
stelenie widzany farorz Jan Kapica, pszały tauzeny ludziůw. Nale niŷ, kozali im wybrać – Polska, abo Niŷmce! Tako tyż na Krymie. Zachodni, demokratyczny świot, můg przeca pedzieć: „Niŷ musicie być ani Ukrainom, ani Rusyjom! Możecie se zrychtować swoji państwo. A tako, jak by my pomogli Ukrainie, pomogymy tyż wom. Bydymy radzi widzieć republika Krymu we Europejskij Unie!”. I fto wiŷ, jak by było. Przeca we Estonii też połowa populacje to Rusy, a jednako wybrali niezawisło republika a niŷ bycie tajlom Rusyje! Nale kiej komu kożom: wybiŷrej, musisz być abo w Rusyje, abo we Ukrainie! – to jo, chociaż ech niŷ je ani Rus, ani
nale się rodzili. Poloki miarkowali, iże ze Westfalie przījadom ślůnskie grubi orze, welować za Polskom. Nale się farońsko witli. Ze tych rodzonych, kierzy sie skludzili welować, za Polskom dało swůj głos inoś 10 tauzýnůw, a zaś za Niŷmcami chneda dwiesta tauzŷnůw. Nieskorzýj bez srogi roki polsko propaganda ôsprowiała, jak to Niŷmcy zwozili ludzi welować. Inoś przepomnieli, fto tego chcioł! We 1921 roku Niěmce plebiscyt na Ślůnsku wygrali. Nafasowali 60 procent głosůw, zaś Polska ino 40 procent. Wariant, co cołki kroj biere tŷn, fto wygro, pod uwaga brany niŷ był. Ludzie juże welujonc wiedzieli, co Ślůnsk bydzie potajlowany. No i zaczŷna sie chaja, jak terozki nasz hajmat potajlować. Niŷmcy padali, co wele powiatůw. Kiere welowały za Polskom – do Polski. Kiere za Niýmcami – do jejch republiki. Poloki chciały miejscowościami. Inoś tego zrobić niŷ szło, skirz tego, co przeca co chwila na polskim konsku była by wyspa nimiecko, a zaś na niemieckim, polsko. Miěndzynacyjno komisja tyż niŷ poradziła przyńść do porzondku. Italoki a Ŷnglandery chciały jak nojgodnij Ślůnska dać Niŷmcom, zaś Francuzy – Polokom. Niŷ poradzili sie dogodać. Bez tuż zadecydować miała Rada Najwyższo Konferencji Pokojowej we Wersalu.
WE POLSCE MACIERZ, U RUSKICH AGRESJO? Nale Poloki niŷ czakały. Ino sztartły ze powstaniŷm. Tzw. III Powstaniem Śląskim. Tuż pofilujmy na Krym, 93 roki niŷskorzýj. We 2014 roku. Rusy plebiscyt wygrały, tuż zajmujom sporne terytorium. I momy srogo chaja, co pogwałciły miŷndzynacyjne zakony, co to je agresjo. We 1921 roku Poloki niŷ czakali werrsalskigo rezultatu, inoś zaczyni zajmować sporne terytorium, a brało we tym udział poprzeblŷkane we cywilne łachy wojsko polski. I to już niŷ była, jak na Krymie, agresjo, inoś „patriotyczny zryw ludu śląskiego, który chciał połączyć się z macierzą”. Tuż jak to? Patriotycznŷmu ludowi polskimu, kiery przegroł plebiscyt wolno chcieć „łączyć się zbrojnym zrywem z polską macierzą”, a zaś patriotycznŷmu ludowi ruskimu, kiery wygroł plebiscyt niŷ wolno „łączyć się zbrojnym zrywem z rosyjską macierzą”? Panie ministrze Sikorski, panie prezydencie Komorowski i wszyjskie inaksze polski polity-
We 1921 roku Niěmce plebiscyt na Ślůnsku wygrali. Nafasowali 60 procent głosůw, zaś Polska ino 40 procent. Wariant, co cołki kroj biere tŷn, fto wygro, pod uwaga brany niŷ był. Ludzie juże welujonc wiedzieli, co Ślůnsk bydzie potrajlowany. Ukrainiec, zawelowoł bych, wierza, za Rusami. Skirz tego, co Rusyjo to bajzel, nale Ukraina bajzel tuplowany. We 1921 roku u nos tyż tak było. Kiej by szło pedzieć: jo je za ślůnskom republikom, to możne powstało by państwo, kiere by kamraciło ze Polskom, ze Czechoma, ze Niŷmcoma. Fto wiŷ, jako ůwdy poszłaby dali historia Europy. Nale kiej trzeja było wybrać, Niŷmcy abo Polsko, to niŷjedŷn se pomyśloł: Farona, przeca znom Sosnowiec. Eli tak mo być u nos, tuż jo wybiŷrom Niŷmcy!
NIŶMCE WYGRALI. POLOKI NIŶ UZNALI Kożdo zajta szukała do sia pomysłůw, coby poprawić rezultat. Baji Poloki miały festelny druk, coby dopuścić tych, kierzy sam niŷ miýszkajom,
ki! Kiej padocie, co ruski zajmowani Krymu to je bezprawny gwołt a agresjo – przyznowocie, ze tzw. III Powstanie Śląskie to był bezprawny gwołt na warunkach dogodanego plebiscytu, a agresjo na państwo niemiecki. Polsko strona niŷ uszanowała wyniku plebiscytu. Rusy we 2014 plebiscyt uszanowały. Zajmujom Krym skirz tego, co taki rezultat doł plebiscyt. Żodŷn na świecie niŷ pado, co kiej by plebiscyt był demokratyczny, to by wygrała Ukraina. Kożdy wiŷ, że Krym je za Rusyjom. Nale jo po prowdzie ô Krym niŷ stoja. Ani to můj hajmat, ani nawet na urlaub hań niŷ jeżdża. I pisza ô nim inoś skuli tego, co sytuacja chneda tako sama – bez tuż lekcyj wytup likować, co sie u nos dzioło we 1920 a 1921 roku. We týn czas, kiej 20 marca ôdbywoł sie plebiscyt na Wīěrchnim Ślůnsku. Dariusz Dyrda
5
MARZEC 2014r.
SONŚ wciąż działa legalnie
Wbrew informacjom podanym przez liczne media, Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej wciąż działa legalnie – i można do niego wstępować. To już tylko kwestia czasu, wykreślenie SONŚ z rejestru stowarzyszeń jest przesądzone, ale sprawa pewnie jeszcze kilka miesięcy potrwa. Do tego czasu można legalnie wstępować. - A liczba członków jest dla nas ważna. Gdy będziemy się skarżyć do sądów europejskich na tę decyzję, masowość organizacji będzie dodatkowym atutem. One dostrzegą to, czego nie chcą zauważyć sądy polskie. Że jeśli jacyś ludzie masowo zapisują się do organizacji narodowościowej, to ta narodowość ponad wszelką wątpliwość istnieje – mówi prezes SONŚ, Piotr Długosz.
PRZESĄDZONE OD 5 GRUDNIA Sprawa zaczęła się od decyzji Sądu Najwyższego RP z 5 grudnia ubiegłego roku, który uznał, że SONŚ narusza polski ład prawny. Uzasadnienie najwybitniejszych polskich sędziów jest kuriozalne, powołuje się choćby na brak podstaw do autonomii, choć o autonomii w statucie SONŚ ani słowa. Kwestionuje pojęcie „naród śląski” choć w statucie jest „narodowość” a w myśl polskiego prawa te dwa pojęcia znaczą coś zupełnie innego. I tak dalej, i tak dalej. Niemniej Sąd Najwyższy nakazał sądom niższej instancji ponownie zbadać sprawę – a te wybór mają po prawdzie niewielki. W polskiej doktrynie prawnej nie jest jednoznaczne, czy sądy te muszą ściśle trzymać się także uzasadnień Sądu Najwyższego, czy tylko jego orzeczeń, ale było niemal pewne, że takie ponowne rozpatrzenia przez sądy opolskie, Okręgowy a następnie Rejonowy, zakończą się decyzją o niezgodności z prawem stowarzyszenia. Sąd Okręgowy zrobił to 7 marca, i przekazał sprawę do Rejonowego, bo tylko on jest władny wykreślić stowarzyszenie w swoim rejestrze. Kiedy sprawą zajmie się Rejonowy – nie wiadomo. Ale do tego czasu SONŚ jest – jak piszemy na wstępie – legalny.
Jako mniejszość, jesteśmy grupą słabszą i zgodnie z demokratycznymi standardami, które Rzeczypospolita Polska umieściła na swoich sztandarach, taka opieka ze strony państwa należy się nam – a dokładniej skarbcowi naszej kultury. Pełna opieka, zgodna z zasadami przyjętymi w tym względzie w Europie, a nie reglamentowana przez urzędników i polityków, stosownie do ich widzimisię i doraźnych, partykularnych interesów, na neokolonialną modłę. NIE SKŁADAJĄ BRONI - Jako społeczności ceniącej wysoką i powszechną kulturę prawną, pozostaje nam zastosować się do werdyktu sądowego, co nie znaczy, że zaniechamy innych, zgodnych z prawem działań, zmierzających do uznania przez Rzeczpospolitą Polską praw i aspiracji naszej grupy narodowościowej – pisze Jerzy Ciurlok, rzecznik pasowy SONŚ. Zapowiada też, w imieniu zarządu, zwrócenie się do Trybunału Konstytucyjnego o rozstrzygnięcie sprzeczności w orzeczeniu Sądu Najwyższego. Chodzi właśnie o to, że SN odnosił się do pojęcia narodu, a nie narodowości, która w polskich ustawach jest jasno zdefiniowana jako indywidualne odczucie człowieka.
W stanowisku zarządu SONŚ, wydanym tuż po wyroku Sądu Okręgowego w Opolu, czytamy: „Po raz kolejny, przy tej okazji, pragniemy podkreślić, że nasza działalność zmierza do ocalenia śląskiej tożsamości, wielowiekowego dziedzictwa materialnej i duchowej kultury Śląska, spuścizny po naszych przodkach, które to dobra – dla nas najwyższe – w ostatnich dziesięcioleciach zostały skazane na anihilację i jest ostatni moment na ich ratowanie. Przez dziesiątki lat życia w państwie niedemokratycznym chroniliśmy te dobra w naszych domach i sercach. Jako obywatele państwa demokratycznego, chcemy się cieszyć pełnią praw obywatelskich, na równi z innymi. Do tych praw należy również prawo do ochrony przez państwo. Jako mniejszość, jesteśmy grupą słabszą
i zgodnie z demokratycznymi standardami, które Rzeczypospolita Polska umieściła na swoich sztandarach, taka opieka ze strony państwa należy się nam – a dokładniej skarbcowi naszej kultury. Pełna opieka, zgodna z zasadami przyjętymi w tym względzie w Europie, a nie reglamentowana przez urzędników i polityków, stosownie do ich widzimisię i doraźnych, partykularnych interesów, na neokolonialną modłę. Do tej pory Polska korzystała z dóbr materialnych Śląska, eksploatując jego zasoby naturalne, przemysł i siłę roboczą. Śląsk ma do zaoferowania także ogromny skarbiec swojego cywilizacyjnego dorobku, z którego państwo i społeczeństwo polskie mogłyby skorzystać, ku wspólnemu pożytkowi. Chcemy współtworzyć wspólny kraj, przy pełnym uznaniu i poszanowaniu naszej odrębnej, ukształtowanej historycznie, tożsamości.” Tyle stanowiska SONŚ w kwestii orzeczenia z 7 marca. Kiedy wyczerpie się droga prawna w Polsce, działacze organizacji zapowiadają dalsze kroki przed trybunałami europejskimi. Ale nie tylko: - Nie będziemy stać z założonymi rękami. Wariantów jest wiele. Pierwszy to drobne zmiany w statucie i próba rejestracji w innym sądzie rejonowym w Polsce. Cała procedura ruszy od nowa. Drugi to zarejestrowanie stowarzyszenia narodowości śląskiej w jakimś państwie Unii Europejskiej, z informacją, że terenem działania jest cała UE. Idealnym miejscem będzie czeska część Górnego Śląska a Czesi nie podzielają polskich obaw przed narodowością śląską. Mamy jeszcze kilka innych wariantów, ale na razie wolałbym o nich nie mówić, żeby jakiś gorliwy czytelnik Cajtunga nie wyszedł przed szereg i nie użył ich zbyt wcześnie. Bo, powtarzam, droga prawna w Polsce jeszcze się nie skończyła!
Ostatnie Walne Zebranie stowarzyszenia?
Ekstremiści według Korwina
8 marca obradowało I Walne Zebranie Delegatów Stowarzyszenia Osób Narodowości Ślaskiej. Pierwsze, gdyż dotychczas odbywały się Walne Zebrania Członków, ale organizacja jest już zbyt duża aby mógł brać udział każdy, trzeba było wybierać delegatów. Pierwsze a zarazem być może ostatnie, o ile w ciągu rku zostanie zdelegalizowane. Na razie jest legalne.
W
alne Zebranie Delegatów odbyło się w Rudzińcu, powiat gliwicki. To zresztą już tradycja, że SONŚ nie robi Walnych Zebrań w wielkich miastach, tylko mniejszych miejscowościach.
Zebranie, chociaż dzień po orzeczeniu Sądu Okręgowego w Opolu, nie przebiegało w grobowej atmosferze. Bardziej rozmawiano o planach na przyszłość, niż o ewentualnej likwidacji stowarzyszenia. - Bo przecież nie zakażą nam czuć się narodowości śląskiej. Działać będziemy tak czy inaczej – mówi Piotr Kiera, delegat z Katowic. Dlatego delegaci pracowali nad planami stowarzyszenia. Jest wśród nich seria wydawnicza Canon Silesiae, krajoznawcza Odznaka Górnośląska (i Dolnośląska), czy dążenie do przypominania zasłużonych śląskich postaci w nazwach naszych ulic, placów. DOKOŃCZENIE NA STR. 6
Jacek Tomaszewski, koordynator akcji zbierania podpisów pod projektem ustawy o śląskiej mniejszości etnicznej, przedstawiał na kongresie harmonogram tych działań.
6
MARZEC 2014r.
Ekstremiści według Korwina DOKOŃCZENIE ZE STR. 5 Głos oddano też gościom: posłowi Markowi Plurze (zarazem członek stowarzyszenia, ale nie delegat) i Januszowi Korwin-Mikke, liderowi Nowej Prawicy, partii, która w swoim stanowisku wyraziła oburzenie wobec orzeczenia Sądu Najwyższego. Plura mówił głównie o projekcie Godzina Ś, dotyczącym zebrania 100 000 podpisów pod projektem ustawy o śląskiej mniejszości etnicznej. A Korwin? Korwin okazał się – mówiąc po śląsku – soroniem. Z jednej strony kadził zebranym, że popiera ślą-
skie dążenia, z drugiej strony gdy tylko usiadł, obśmiewał SONŚ na swoim internetowym profilu. Nazywając ich choćby ekstremistami i dodając, że jemu jest obojętne, w jakim języku ci ekstremiści będą sobie śpiewać Karolinkę. Wśród delegatów grupka sympatyków Korwina i Nowej Prawicy była dość spora. Po jego internetowym wpisie jakby stopniała. Bo polityk pod maszką dowiódł wyraźnie, że tak naprawdę nie popiera śląskich aspiracji. A nas zarazem rozbawił. Zostać bowiem nazwanym „ekstremistą” przez takiego politycznego cudaka jak Korwin-Mikke, to jest już coś!
Tak orzekał Sąd Najwyższy
(TO NIE JEST CZYTELNIKU PRIMA APRILIS!)
Przy okazji orzeczenia z 7 marca sięgnąłem jeszcze raz po to wcześniejsze, z 5 grudnia 2013 roku wydane w Warszawie. Ręce opadają, gdy się czyta komunikat Sądu Najwyższego : „Szanując przekonanie części Ślązaków o ich pewnej odrębności, wynikającej z kultury i regionalnej gwary, nie można jednak zaakceptować sugestii, iż tworzy się naród śląski, bądź już istnieje - w liczbie kilkuset tysięcy osób, którzy zadeklarowali taką przynależność w spisie powszechnym.” Wysoki Sądzie: bo co? Czemu nie można zaakceptować sugestii, że tworzy się naród śląski bądź już istnieje? Jaki to polski kodeks, jaka ustawa twier-
dzi, że takiego narodu nie ma, a tym bardziej że mu powstać nie wolno? I czy w ogóle ktokolwiek może zabronić jednym narodom znikać, a innym powstawać? Dwa tysiące lat temu byli Rzymianie i Kartagińczycy, nie było Polaków. 300 lat temu byli Polacy, nie było ani Rzymian, ani Kartagińczyków, ani Ukraińców. Teraz nie ma Rzymian ani Kartagińczyków, ale są Polacy i Ukraińcy. A może za 500 lat nie będzie Kartagińczyków, Rzymian ani Polaków, ale będą Ukraińcy, Ślązacy i Altrajchanie? Jedne narody znikają, inne powstają, takie są prawidła istnienia społeczeństwa.
Ślązacy chcą władać Śląskiem! Sąd zakwestionował prawo do istnienia SONŚ, gdyż… według niektórych internautów istnienie tego stowarzyszenia jest równoznaczne z istnieniem narodu śląskiego. Czytamy: „pojawiły się (np. w Internecie) artykuły zawierające konstatację, że Sąd uznał istnienie narodu śląskiego”. Od kiedy to niedouczeni internauci są wyrocznią dla polskiego Sądu Najwyższego?
A
le to jeszcze nic. Sędziowie napisali: „Dążenie do uzyskania autonomii i poczucia pełnego władztwa osób „narodowości śląskiej” na terenie Śląska (antycypację czego zawiera § 8 pkt 4 statutu stowarzyszenia), należy ocenić jako dążenie do osłabienia jedności oraz integralności państwa polskiego, co jest sprzeczne z zasadą wynikającą z art. 3 Konstytucji RP.” Aż sięgnąłem po statut SONŚ. I czytam ten punkt 4: „ Kształtowanie i rozwijanie wśród ludności Śląska aktywnej postawy obywatelskiej, sprzyjającej powstaniu poczucia pełnego włodarzenia i współodpowiedzialności za swoją ojczyznę.” Gdzie tu jest choć słowo o jakiejś autonomii? Czy o włodarzeniu Śląskiem przez narodowość śląską? Jest o poczuciu włodarzenia współodpowiedzialności przez ludność Śląska. Hanysów, goroli i bastardów, do kupy!
PROBLEMY Z PROCENTAMI
Pisał też sąd w swoim komunikacie: „Może to np. dotyczyć stosowania art. 197 § 1 Kodeksu wyborczego, w myśl którego komitety wyborcze utworzone przez wyborców zrzeszonych w zarejestrowanych organizacjach mniejszości narodowych mogą korzystać ze zwolnienia list tych komitetów z warunku, o którym mowa w art. 196 § 1 (limitu otrzymania co najmniej 5% ważnie oddanych głosów w skali kraju). Mogłoby to prowadzić do nieuzasadnionych preferencji i stanowić naruszenie praw innych osób, które muszą spełnić ten warunek.” Czy oni – ci sędziowie z SN – nie wiedzą, że w Polsce od 2005 roku istnieje ustawa o mniejszościach narodowych. I tylko te, które tam wymieniono, mają prawo do progu wyborczego. Żaden SONŚ nic tu nie zmienia. A nawet gdy dopisze się tam Ślązaków, to i tak z progu korzystać nie będą mogli. Bo próg ten jest zastrzeżony dla mniejszości narodowych, a nie etnicznych. Gdyby sędziowie nie wiedzieli, to według prawa polskiego, mniejszość narodowa to taka, która poza granicami RP posiada własne państwo. Na przykład Niemcy, Czesi. Mniejszość etniczna (Romowie, Tatarzy) go nie ma. A prawo do 5% progu ma tylko narodowa. Ponieważ zaś ja nie znam państwa śląskiego (może sędziowie SN mają większą wiedzę na ten temat?) – to i Ślązacy wywalczą co najwyżej status mniejszości etnicznej. Cała więc konstrukcja myślowa o progu 5% dla Ślązaków jest proszę sądu, do luftu!)
NIE MA – BO NIE MA Ale jaka dla sądu jest najważniejsza przesłanka nie istnienia narodowości śląskiej? Czytamy otóż: „Ponadto nie wynika to z żadnych przepisów; w szczególności w ustawie z dnia 6 stycznia
Tak więc zastosował sąd taką logikę: nie można wpisać w dokumenty prawne narodowości śląskiej, bo ona nie istnieje. A dowodem na to, że nie istnieje jest to… że nie ma jej w dokumentach prawnych.
2005 r. o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym (Dz. U. Nr 17, poz. 141 ze zm.) wśród mniejszości narodowych lub choćby etnicznych – nie wymienia się Ślązaków.” Tak więc zastosował sąd taką logikę: nie można wpisać w do-
kumenty prawne narodowości śląskiej, bo ona nie istnieje. A dowodem na to, że nie istnieje jest to… że nie ma jej w dokumentach prawnych. Na tej zasadzie nic nowego na świecie nigdy powstać nie może. No bo dopóki tego nie ma, to się o tym nie pi-
sze. A jeśli się nie pisze, to widać tego nie ma. Jako Ślązak jestem tym postanowieniem sądu oburzony. Ale jako obywatel państwa polskiego jestem od trzech miesięcy zawstydzony, że najważniejszy polski sąd potrafi wyprodukować taki bubel. Strach się sądzić o cokolwiek w państwie, w którym najważniejsi sędziowie tak orzekają! Dariusz Dyrda
Poparcie zza granicy Sprawa kuriozalnych orzeczeń polskich sądów w sprawie narodowości śląskiej staje się już głośna poza granicami. I wywołuje oczywiste reakcje. Oto list otwarty Morawian, czy-
li narodu, żyjącego przez stulecia w jednym państwie ze Ślązakami. Morawianie jednak po drugiej stronie granicy, w Republice Czeskiej, korzystają z pełni praw.
List otwarty w sprawie narodowości śląskiej w Polsce Szanowny Panie Premierze/Ambasadorze Rzeczypospolitej Polskiej, z wielkim niepokojem przyjmujemy informację, iż Sąd Najwyższy Rzeczypospolitej Polskiej decyduje w kwestiach, która narodowość ma, a która nie ma prawa do korzystania z przysługujących jej uprawnień obywatelskich do zrzeszania się w organizacjach mniejszościowych. Sądzimy, że prawo to jest zagwarantowane na mocy art. 35 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej i przysługuje wszystkim narodowościom bez wyjątku, tak jak np. przyznano je Kaszubom. O etniczności i uczuciach każdego obywatela, a także o istnieniu grupy, do której przynależność taka osoba zgłasza, w żadnym razie nie może decydować twór sztuczny, czyli instytucja państwa. Mowa jest o odczuwaniu przynależności do ludzi o podobnej identyfikacji, o odwołaniu do tradycji przodków, przede wszystkim jednak o kwestii własnej świadomości. Apelujemy zatem do Pana, Panie Premierze/Ambasadorze, aby swym nieformalnym głosem przyczynił się Pan do tego, by największa niepolska grupa etniczna na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej nie była dyskryminowana, a także by państwo polskie nie traktowało mieszkańców Śląska jako obywateli drugiej kategorii. Zwracamy się jednocześnie o przypomnienie, jakie są korzenie współczesnego państwa polskiego, za które uważamy walkę robotników zrzeszonych w NSZZ „Solidarność” o równe prawa i demokratyczne państwo. Sytuacja Ślązaków, którym umożliwiono rejestrację organizacji mniejszościowej, podczas gdy inna instytucja państwowa pracowała nad jej demontażem, jest w wielu aspektach podobna do wspomnianego zrywu robotniczego. „Solidarności” władza komunistyczna również pozwoliła pracować niezależnie, rozpoczynając w tym samym momencie proces jej niszczenia. Tym bardziej dziwi więc działanie demokratycznego państwa, wyrosłego z podobnych korzeni i wydarzeń. Zwracamy również uwagę na historię nowożytnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów, wyróżniającej się tolerancją religijną i etniczną. My, Morawianie, jesteśmy szczególnie wyczuleni na kwestię tolerancji wobec dyskryminowanych grup. To właśnie Morawy, możliwe że w najcięższych chwilach polskiej historii - w okresie tzw. Potopu - udzieliły azylu polskim żydom i katolikom, uciekającym przed Szwedami i Kozakami. Sporu o to, czy w ogóle można być Ślązakiem, prawdopodobnie nie sposób wygrać, zachowując powagą na twarzy. Na pewno nie w wypadku Polski. Państwo może „dokręcić śrubę” pokaźnej liczbie własnych obywateli, doprowadzając do narodzin śląskiego Lecha Wałęsy czy Jacka Kuronia, lub ideę autonomii śląskiej i zrzeszania Ślązaków na bazie etnicznej przyjąć, z korzyścią dla wszystkich mieszkańców Rzeczypospolitej Polskiej. W Brnie, 20.3.2014 Partia Polityczna „Morawianie” Stowarzyszenie na rzecz Moraw i Śląska Inicjatywa niezależna „Nasze Morawy”
7
MARZEC 2014r.
PISANE ZA BRYNICĄ
Żegnaj, śląski burmistrzu
W
jeżdżamy do Zdzieszowic. Pokierowani przez służby nadzorujące pogrzeb, maszerujemy jakieś dwa kilometry od miejsca gdzie pozostawiliśmy samochód. „Pod kościołem nie zaparkujecie” – radzi nam policjant. Idziemy. Wielki, niebiesko-żółty wieniec obija mi się o kolana, ktoś obok niesie śląską fanę. Mijamy setki twarzy; są wszędzie, na chodnikach, w oknach. Wszyscy wypatrują najciemniejszego, najdłuższego i najokrutniejszego marszu w historii Zdzieszowic. Ostatniemu, któremu przewodzić będzie Dieter Przewdzing. I rzeczywiście. Po prawie trzygodzinnej mszy, spędzonej na placu kościoła - ruszamy. Strażacy powożą jego ciało wozem strażackim. Ale przecież nie wszyscy są zatroskani. Stojąc wśród czarnego tłumu wypatruję tej jednej, jedynej twarzy, która ma ronić krwawe łzy fałszu i obłudy. Przez cały pogrzeb gapię się na wszystkich po kolei. Kiedy siedzę w zatłoczonym auto-
jest inaczej. Poluję wzrokiem na mordercę. To co się stało parę dni temu na osamotnionym ranczu, tak bardzo nie mieści mi się w głowie, że wypatruję. Oglądam ludzi niosących sztandary, flagi. Polityków. Rodzinę. Wszystkich, którzy są w zasięgu mojego wzroku. Obłęd. Dla osób postronnych pogrzeby są nudne. Często stanowią część pracy dziennikarskiej. Dlaczego więc wariuję? A może nie ja jedna? „ Jestem przekonana, że morderca jest tutaj obecny” – mówię głośno. Bardziej do siebie, żeby ulżyć sobie i paranoi, która rozwala mi czaszkę i zapełnia kartę pamięci aparatu. - Ja też o tym myślę. On na pewno tutaj jest – odzywa się za moimi plecami jakiś mężczyzna. Wypatrujemy oboje, chociaż wiemy, że przecież go nie rozpoznamy. Bo po czym? Nie wiemy nawet co kierowało mordercą. Niemal cały kondukt jest jednak pewny, że został zamordowany za śląskość. Mówią do niosących śląskie flagi: „Nie zapomnijcie o nim. On oddał życie za ten śląski hajmat”.
Przez większość marszu moją twarz zakrywa obiektyw aparatu. Powiększam obraz jak się da, robię setki zdjęć, chociaż zazwyczaj robię tylko kilka. Teraz jednak jest inaczej. Poluję wzrokiem na mordercę. karze, przyglądam się kibicom lokalnego klubu piłkarskiego, którego ś.p. burmistrz hojnie wspomógł finansowo. Kondukt mija miasto powoli. I znowu twarze. Setki twarzy przy ulicy. Ludzie są wszędzie. Kto by pomyślał, że tak mała miejscowość ma tylu mieszkańców? Ale to nie tak. To Przewdzing ma tylu przyjaciół. Gapię się. Wypatruję cały czas. Przez większość marszu moją twarz zakrywa obiektyw aparatu. Powiększam obraz jak się da, robię setki zdjęć, chociaż zazwyczaj pstrykam tylko kilka. Teraz jednak
Uderza mnie wypowiedź policjanta uczestniczącego w śledztwie, którą przeczytałam bodaj dzień wcześniej. Mówił on dziennikarzowi Gazety Wyborczej, że motyw polityczny można wykluczyć, między bajki włożyć. Uważam, że prokurator powinien tego policjanta bezwzględnie przesłuchać. Bo jeśli on tak na starcie wyklucza motyw, który jest pewnikiem dla całego konduktu – to może wcale nie zależy mu na znalezieniu tej jednej, jedynej twarzy, której szukam ja? Gorolica – Paula Zawadzka
FIKSUM DYRDUM
J
Truła ciotki Trudy
akoś tak wyszły nom felietony ô pogrzebach. Paula pisze kole mie o tym, jak chowali Dietera (byli my tam do kupy z redakcyjnom delegacjom) – a jo zaś ô pogrzebie mojij ciotki, Trudy Turczynŷj. Chowali my ôstatnio siostry fatra w pyńdziałek, 17 marca. Było starŷj Turczynyj 87 rokůw, tuż poradziła jeszcze rŷchtig godać po ślůnsku, tuż niŷroz żech jij pytoł, jak by cosik hań po ślůnsku pedziała. Tym barżyj co ciotka, chocia kamraciła se nojbarżyj ze babami zza Buga, roztomaitymi dochtůrkami, kiere skludziły sie do Tychůw, zawdy rada godała po ślůnsku i durś asiła sie, co my som ze
skiej gwary. Umiała mówić, ale umiała też godać. Bo przecież ta gwara, to ubogacenie języka polskiego. Ta śląska kultura, w którą pani Turkowa była tak wrośnięta, to nierozłączna część naszej polskości, którą musimy, tu na Śląsku, stale pielęgnować. Nie zapominając, że wszyscy jesteśmy Polakami… I tak godoł ô tŷj polskości bez jaki piŷnć minut. Jo wiŷm, co ciotka miała tego farorza rada. Jo wiŷm, co familio poprosiła go, coby i ôn, emerytowany farorz ze ciotki parafii, tyż koncelebrował ta msza. Nale farorzu, wyście przīszli na polityczny polski wiec, abo zaś na pogrzeb mojij ciotki Trudy. Ŏna wom padała, co jej śląskość to nierozłącz-
Ôroz słuchom, co tyż padajom ksiądz prałat, miana pisoł niŷ byda, ale trzeja pedzieć, co chop je zza Buga. Spomino moja ciotka tako: - Pamiętam, że nigdy nie wstydziła się śląskiej gwary. Umiała mówić, ale umiała też godać. Bo przecież ta gwara, to ubogacenie języka polskiego. Ta śląska kultura, w którą pani Turkowa była tak wrośnięta, to nierozłączna część naszej polskości, którą musimy, tu na Śląsku, stale pielęgnować. Nie zapominając, że wszyscy jesteśmy Polakami… zachodnij cywilizacje. Fajnie tyż ôsprowiała ô rokach 1939-45, nale tyż jako frelka ůwdy durś jeździła do swojij tante Wichty do Berlina. Ciotka Truda była baba światowo. A chocia nikej niŷ pasowała do mustra ślůnskij baby, co to Kinder, kirche, kűche, to jednako cołki życie niŷ robiła. Ino prowadziła taki barżyj „burżuazyjny dom”. A bywoł hań niŷ bele fto, coby ino ô wicepremierze Mitrędze spomnieć. Ślůnzoku, kiery był na szczytach polskich władzy za komuny. Ś nim tyż ciotka ôsprowiała po ślůnsku. Za ôstatni roki festelnie interesowała sie tym, co sie u nos wyrobio. Była ale rada, iże Ślůnzoki chcom uznanio za nacyjo. Pytała mie, czamu ku nij niŷ przīszeł komisorz spisowy, coby tyż mogła pedzieć, co je narodowości ślůnskij. Roz pedziała: przīniěś mi tyż ślůnsko, żůłto-modro fana. Coby wiedzieli, fto my som. Tak ech se jom spominoł, kiej ech blikoł we kościele na truła. I ôroz słuchom, co tyż padajom ksiądz prałat, miana pisoł niŷ byda, ale trzeja pedzieć, co chop je zza Buga. Spomino moja ciotka tako: - Pamiętam, że nigdy nie wstydziła się ślą-
na część polskości? Ŏna wom padała, co jej ślůnsko godka, to ubogacenie języka polskiego? I ôna wom pedziała, co wszyjscy we downýj wsi Paprocyny – terozki tajla Tychůw - som Polokami? Mie sie zdo, co niŷ. A zaś te paprocyński Poloki we spisie powszechnym pedzieli, kim rychtycznie som. Farorzu, wyście som Polok zza Buga. Jo to miarkuja, jo to mom w zocy. Nale moglibyście chocia nad trułom ślůnskij baby niŷ uprawiać tŷj narodowyj, polskij propagandy? Moglibyście pedzieć miast tego, co ciotka zawdy pomogała biědokom, a do każdego miała dobre słowo. Co była szpasowno, ale do swojij religie miała rychtyczno zoc. Zawdy byda pamientoł, co kiej zaczynoł sie post, ciotka wycie powała paczka „zefirów”. – Jo tam za miŷnsem niŷ stoja. Ale cołki Wielgi Post niŷ kurzīć, to je ale do mie utropa – padała. Ŏ tym byście farorzu godali, a niŷ ino polskość, polskość, polskość. A kiej juże to spokopicie, napiszcie ô tym do Gościa Niedzielnego, kiery wos zawdy drukowoł. Możne i arcybiskup Skworc przeczyto. I niŷ bydzie przerobioł ślůnskij martyrologie na polsko… Dariusz Dyrda
Zdumiewające uzdrowienia pod dotykiem jej dłoni
reklama
Ręce niosące zdrowie
- Na pierwszy rzut oka ta dziewczyna nie różni się niczym od setek innych na ulicy. Ale tylko na pierwszy rzut oka, bo ma niezwykły dar. Niesie ludziom zdrowie – opowiada pani Kamila Porczyk. Pani Kamila miała duże wole tarczycowe. Groziła jej operacja, a skalpela i
narkozy boi się jak ognia. Także dlatego, że ma też chore serce. I z tego strachu dała się namówić na wizytę u młodziutkiej uzdrowicielki. - I co tu dużo mówić, po trzeciej wizycie u pani Patrycji wydawało mi się, ż wole maleje. Po piątej zauważały to moje koleżanki. A po ósmej zapięłam pod szyją koszulę, której nie byłam w stanie założyć od czterech lat. Trzy miesiące temu kark miałam jak baleron, a teraz proszę! – pani Kamila demonstruje swoją kształtną szyję. A po chwili dodaje, że poprawiło jej się też EKG i ciśnienie. Patrycja Piecha, młoda uzdrowicielka przyznaje, że naturoterapia działa na cały organizm a nie jedno, konkretne schorzenie. Dlatego mogą się cofać nawet te choroby, o których nie wie. – Bo ja tylko pomagam uruchomić mechani-
zmy, dzięki którym organizm sam zwalcza choroby – wyjaśnia ta dziewczęco wyglądająca energoterapeutka. - I to tak genau je. Jo mom cukrzyca, i kiej mi sie zrobiła wielgo rana na nodze, to sie dwa lata nie goiła. Chcieli mi
jej okropnie, bo mój brat miał by-passy w kwietnia, a w lipcu już był pochowany. Zmarł na serce. Więc z tego strachu poszedłem do pani Patrycji. Gdy po siedmiu wizytach zbadał mnie kardiolog, tylko spojrzał przeciągle: - Nie
Gdy po siedmiu wizytach zbadał mnie kardiolog, tylko spojrzał przeciągle: - Nie wiem jak pan to zrobił, ale operacja jest zbyteczna. I faktycznie, w zeszłym roku nie umiałem wejść na drugie piętro za jednym zamachem a teraz w styczniu zrzuciłem do piwnicy trzy tony węgla w godzinę. Badania tylko potwierdziły to, co sam czuję. już noga urżnonć, jak żech do pani Patrycji trefił. Po trzecij wizycie pierońsko mie bolało, ale na drugi dziŷń zaczło sie goić. Tera mom ino strup. Poprawiły mi sie tyż wyniki prostaty i fest ślecioł mi cukier – opowiada pan Hubert Kopoczek z Katowic. Kiedy pan Hubert opowiedział to swojemu przyjacielowi, Stefanowi Pieczce, ten także zapisał się do uzdrowicielki: - Byłem już zakwalifikowany do operacji by-passów. Ale bałem się
wiem jak pan to zrobił, ale operacja jest zbyteczna. I faktycznie, w zeszłym roku nie umiałem wejść na drugie piętro za jednym zamachem a teraz w styczniu zrzuciłem do piwnicy trzy tony węgla w godzinę. Badania tylko potwierdziły to, co sam czuję – cieszy się pan Stefan. A sama Patrycja Piecha potwierdza, że namawia chorych, aby wybrali się na badania kontrolne. – Takie badania najlepiej pokazują, czy jestem skutecz-
na, czy nie. A poza tym ludzie chorzy powinni być pod kontrolą lekarzy. - Jo był załamany. Ni mom jeszcze siedemdziesiątki, grom we orkiestrze, mom roztomaite plany, laubach ôbiecoł wnukowi zrychtować, a ôroz zaczła sie trząść rynka. Dochtor pado: choroba Parkinsona. Bydzie postępować. Baba mie posłała drab do pani Patrycji. No i co!? Kiej ida do dochtora to widza tych, co przyszli sam ze mnom trzy lata nazod. Trzensie im sie głowa, chodzom o kryce. A mie durś ino trocha ta lewo dłoń. Choroba się zatrzymała. To na co mi badania kontrolne? – mówi pan Walter Kokot z Siemianowic. (ego)
Patrycja Piecha przyjmuje w Gabinecie Naturoterapii w Katowicach ul. Ligocka 5. (Tuż za światłami, gdzie ul. Mikołowska przechodzi w Ligocką, w pobliżu kop. Wujek. Na parterze bloku, wejście od strony sąsiadującej apteki). Rejestracja tylko telefoniczna, nr tel. 535 998 252
8
MARZEC 2014r.
Zalewa nas śląskość czy pseudośląskość? Śląskość eksplodowała. Zalewa nas. Nie ma tygodnia, by nie pojawiła się kolejna książka po śląsku, gadżet, strona internetowa. I tylko coraz częściej pojawia się pytanie, czy to jeszcze śląskość, czy też jakaś tandeta, erzac, podróba. Tyle mająca wspólnego z oryginalną śląszczyzną, co ciuchy od Wietnamczyka z bazaru z kiecką od Coco Chanel.
Hasiok! chwycili. Bo nieważne, czy z sensem, ważne, że po śląsku! W podpisie pod zdjęcie Gazeta już nawet tego „skludzej” nie umie powtó-
w Internecie pojawiły się komentarze w rodzaju: „Nareszcie bo tam godac nie poradziliscie... A to ganba...”.
C
hodzi przede wszystkim o godka. Jest na nią moda, i teraz niejeden, który ledwie jej liznął, dostrzega teraz geszeft i zaczyna produkować śląskie gadżety, koszulki, torby. Aby je promować, uruchamia strony internetowe. A tam trudno znaleźć zdanie, w którym nie ma błędów w śląskiej mowie. To nawet nie śląska mowa, tylko polska, z wykoślawionymi śląskimi słowami. Są tacy, którzy twierdzą, iż lepiej tak, niż wcale. Że język śląski ewoluuje i teraz ta wygląda. Ale przecież to oczywista bzdura, bo to, co znajdujemy w Internecie nie jest żadnym językiem, tylko jakimś slangiem spod budki z piwem. Mieszaniną polskiego, śląskiego i chacharskiego. A przede wszystkim niewiele ma wspólnego z mową śląską. Czy to może przynieść coś dobrego? Odpowiedź znajdziemy w Gazecie Wyborczej z 21 marca. Mamy tam akcję “Nie rób gańby - skludzej po swoim psie”. Po jakiemu to jest? „Skludzej po swoim psie”? „Skludzej”? Ten, kto akcję wymyślił, nie zna mowy śląskiej, pomieszał słowo „skludzej” ze słowem „sroniej” (schroniej), a inni, wraz z Gazetą, pod-
rzyć, mamy tam „sludzej”. Jeśli tak ma wyglądać promowanie śląszczyzny, to przecież robi się jej tylko krzywdę… Zresztą Gazeta Wyborcza w tym (miejmy nadzieję, że nieświadomym) ośmieszaniu śląszczyzny przoduje. Promując choćby stronę „gryfnie. pl”. Kiej czytomy, że tytuł filmy Batman przekłodo sie na „Chop-luftmysza”, to nie wiemy, czy się śmiać, czy płakać. Bo przecież „luftmysza”to jest jawne kpienie ze śląskiej mowy. Po naszemu nietoperz (bat) to może być „locopiěrz”, może być „fligermaus”, ale nie luftmysza! Luftmysza ma tyle wspólnego z językiem ślaskim, co nazwanie jeża „kaktus pochodowy” z językiem czeskim. Zresztą zauważają to internauci. Bowiem gdy portal „gryfnie.pl” zaczął szukać ludzi do roboty, kierzy „poradzom po śoonsku” od razu
Ale błędy w języku to nie jedyna wina „gryfnie”, strony, która jest wprawdzie lepsza, niż zupełnie ańfachowe, ale do poprawności też jej sporo brakuje. Tych ańfachowych jest sporo. Nie będziemy ich wymieniać, aby nie robić dodatkowej reklamie różnym kiepskim stronom. Rzekomym śląskim słownikom, gdzie co drugiemu słowu przypisywane są niewłaściwe znaczenia. Zamiast tego warto wspomnieć parę witryn, z których można się czegoś ciekawego o śląskiej mowie dowiedzieć. Do zdecydowanie najlepszych zalicza się profil znakomitej ilustratorki książek Joanny Furgalińśkiej, „ślônsko godka dla hanysó i goroli”. Pani Joanna ma zresztą też ciekawy śląski dorobek książkowy, ale ten profil jest na tyle ważny, że poświęcamy mu obok osobny tekst. Bo nikt inny tak zabawnie nie pokazuje różnic między śląską a polską mową. Generalnie jednak każdemu, kto chce się uczyć po śląsku doradzamy: trzymaj się z dala od Internetu. Bez dobrego przewodnika nauczysz się jakiegoś lumpiarstwa, które śląską mową nijak nie jest. Jak bardzo nieudane są te strony, należące zarazem często do producentów gadżetów, niech zilustruje koszulka promowana na jednym z profili:
Pojawia się na niej słowo „łobejrz”. Słowo nie istniejące w mowie śląskiej. Jest, owszem ôbocz (łobocz) albo ôbejrzīj (łobejrzyj). Ale „łobejrz” mógł wymyślić tylko ktoś, kto po ślasku nie potrafi.
Zajta najlepszo: Ślónsko godka dla Hanysów i Goroli
Achim ze gorolěm Po morzu bezmyślnych, quasi- ląskich stron internetowych, które spolszczając śląską godkę, powodują, że idea języka regionalnego staje się coraz bardziej mglista, dryfuje i bryluje jedna. Profil prowadzony na fejsbuku przez Joannę Furgalińską jest znany,
lubiany i przede wszystkim prawdziwy. Pokazuje różnice między godką a językiem polskim i przypomina wiele śląskich słów. A wszystko to za pomocą komiksowej grafiki.
„Jesteśmy Ślązakami. Nie jesteśmy żadną ukrytą opcją.
Poznajcie naszo godka. Łatwiej będzie nam się porozumieć i współistnieć na partnerskich warunkach” – taki wstęp widnieje na fejsbukowym profilu „Ślónsko godka dla Hanysów i Goroli”. I rzeczywiście. To co prezentuje autorka, to naszo godka, a nie pseudo-śląskie bajdurzenie.
ACHIM, GODEJ! Bohaterem rysunków jest Achim, który wraz z żoną Erną ôsprawiają na śląskim podwórku razem ze swoimi sąsiadami. Jest to o tyle zabawne, że sąsiedzi ci nie bardzo rozumieją po śląsku. Próby dogadania się są komiczne, a nieporozumienia i lapsusy językowe – jakby wzięte z realnego życia. Kontrastując ze sobą Hanysów i Goroli, Furgalińska pokazuje, że ję-
zyk polski i śląski to są dwa odrębne języki. Czyli robi dokładnie to, co robić powinien każdy zwolennik języka śląskiego, regionalizmu i autonomii. To wyraziste różnice w słowach, gramatyce, kulturze i obyczajach są w stanie przełamać niechęć Polski do Śląska. Tylko pokazując „inność”, Ślązacy mogą być odrębnym narodem w autonomicznym regionie. Autorka świetnie tę kwestię wyczuwa,
a wykreowane przez nią postacie powoli zaczynają mieć rzesze swoich fanów – powstają nam nowe, rysunkowe ikony kultury. Tak jak dla małych dziewczynek obecnie jest to Hello Kitty, czy Dora, z bajki „Dora poznaje świat”; dla chłopców zaś np. Spider-man, a dla dorosłych na całym świecie bohaterowie głośnego filmu zrealizowanego na podstawie komiksów Marvela – „Sin City. Miasto grze-
9
MARZEC 2014r.
Suchar dość zabawny O choroba,
zaś Wątroba Jedną z największych bolączek śląskich profili internetowych na facebooku jest Wątroba. Nie organ, lecz Wątroba Bronisław, mieszkaniec Rudy Śląskiej. Skuteczniej, niż wszyscy wrogowie śląskości, zniechęcający do odwiedzania tych profili. A robiący to w dobrej wierze.
P
W miarę poprawną wersję śląskiej mowy propaguje też – i to w bardzo zabawnej formie – fesjbukowa witryna ślônski suchar na dziś. Lubiana przez prawie 90 000 internautów redagowana jest przez dwóch młodych ludzi.
S
ą to najczęściej tłumaczenia z obcojęzycznych stron, ale wyczuwa się wyczucie mowy ślaskiej. Zresztą obaj młodzi autorzy – Adrian i Grzegorz – dość sprawnie posługują się nią też w mowie. Na stronę zaglądać warto tylko jeśli ma się poczucie humoru. Choć oczywiście i tu błędów nie brakuje. W mowie śląskiej, inaczej niż w polskiej, słowo „jak” nie zastępuje słów „o ile, jeśli” Od tego jest „eli”, „kiej”. Więc „eli bydziesz skokać” a nie „Jak bydziesz skokać”. W rysunku o Jezusie znów podobny błąd. „Niy”? Po ślasku nie występuje ono na końcu zdania w tej formie. Po śląsku jest „pra?”. Takie drobiazgi dowodzą, jak trudno jest znaleźć w sieci choćby kilka poprawnych śląskich zdań. Wszystko przesycone polon izmami. I to jest bardzo smutne. Bo jeśli nawet ci, którzy tę mowę promują, nie czują potrzeby nauczenia się jej, to czego oczekiwać od reszty? Nie ma się co oszukiwać. Śląskie słownictwo co dzień ubożeje. „Dziennik Zachodni” prowadził niedawno akcję „zapomniane śląskie słowa”. Tymczasem okazuje się, że dla naszego redaktora naczelnego Dariusza Dyrdy, czy dla przyjaciela naszej redakcji, Eugeniusza Kosmały, wcale nie są one zapomniane. Używają ich na co dzień. Ale oni nie twierdzą buń-
chu”, tak Ślązacy powoli zaczynają uwielbiać Achima i Ernę. To kwestia czasu, a będziemy mieć lokalny, komer-
czucznie, że znają mowę śląską, tylko że starają sobie ją przypomnieć. I o to chyba chodzi. Żebyśmy sobie mowę naszych ojców przypomnieli. A nie, żeby wciepać do polskij godki dwa ausdruki i udawać, że to po śląsku.
BEZBŁĘDNY KOMIKS Wypowiedzi bohaterów to poprawny język śląski. Moż-
ła tłumaczenia „kuloryba” i od razu pod rysunkiem pojawiły się komentarze, że u „nos godało się oberiba”. Go-
Bohaterem rysunków jest Achim, który wraz z żoną Erną ôsprawiają na śląskim podwórku razem ze swoimi sąsiadami. Jest to o tyle zabawne, że sąsiedzi ci nie bardzo rozumieją po śląsku. Próby dogadania się są komiczne, a nieporozumienia i lapsusy językowe – jakby wzięte z realnego życia. cyjny boom na te postaci. Będą koszulki i kubki z fejsbukowymi bohaterami.
na oczywiście doszukiwać się różnic w znaczeniu słów, np. „kalarepa”. Autorka uży-
dało się, a jakże i tak i tak, co jeszcze bardziej podkreśla dysonanse Śląska. Tym ra-
an Bronisław otóż, który twierdzi, że tworzy śląską literaturę, zasypuje każdą z tych stron swoimi rymowankami. Na każdy temat, każdego dnia, non stop. Aby na śląskim profilu znaleźć jakąś ciekawą informację trzeba najpierw przebić się przez całą litanię panabronkowych nibyśląskich rymowanek, zwanych przez niego fraszkami. Na przykład na profilu Wszystkie Gorno Ślonzoki łaczmy się – w dniu 22 marca na 12 pierwszych wpisów aż 10 stanowiły wierszowani pana Bronka. Na profilu Jestem narodowości śląskiej – na 12 najnowszych wpisów, aż 11 to „fraszki” Wątroby. Na profilu Pszociele ślonski godki – słabiutko, bo tylko siedem. Na profilu Ślonskie sztele – 10. Na profilu Akadymjo Bojki Ślonski – 9. Gdzie nie zajrzy osoba spragniona wiedzy o śląskości, trafia na trudny do przebycia mur rymowanek, który-
zem jednak te wewnętrzne, bo w różnych rejonach Górnego Śląska godało się inaczej – i akcent był inny i słowa też. Autorka jednak chętnie wyjaśnia wszelkie niejasności fejsbukowym gościom; praktycznie pod każdym rysunkiem prowadzona jest zażarta dyskusja, w której pani Furgalińska cierpliwie tłumaczy, wyjaśnia, ale i dowiaduje się nowych wiado-
mi Bronisław Wątroba opatruje każde wydarzenie. Nie trzeba oczywiście dodawać, że na każdym profilu są to te same wierszyki. I co najdziwniejsze, pan Bronisław uważa, że działaniami tymi promuje śląskość i śląską mową. A oto próbki „fraszek” Katowice - Opole - Wrocław - Zielona Góra Lepi byłoby cuzamyn. I Ślonskowi nigdy amyn. *** Wywiad ze Prezesym Zwionzku Gornoślonskego Trza posłuchać w radyjoku Co ZG czeko w tym roku.
mości z zakresu śląskiej tematyki.
MINI-SŁOWNIK Kolejną zaletą odwiedzania strony są zbiory śląskich słów, także zaprezentowane w postaci obrazków i podpisane śląskimi nazwami. Kolorowe, często pogrupowane tematycznie rysunki przypominają starszym użytkownikom
znaczenie poszczególnych słów, a młodsze pokolenie-edukują. Warto podglądać dzieło Joanny Furgalińskiej. I dla wiedzy i dla śmiechu. Ale przede wszystkim dla wartości, jaką autorka prezentuje. Wartością tą jest prawdziwy, nienaganny język śląski, który utorować może drogę do uznania języka za regionalny. Brawo. Paula Zawadzka
10
MARZEC 2014r.
To nie my odrzucamy Polskę. To Polska okazuje nam skrajne lekceważenie, wręcz pogardę
Nie chcemy nienawidzić Polski
„Pierdol się Polsko” Szczepana Twardocha, „Bękart wersalski” Pawła Poloka czy „Po zakończeniu II wojny światowej, reżim hitlerowski zostaje zastąpiony komunistyczną i polską okupacją” Jana Rducha to sformułowania Ślązaków ostatniego okresu. Słowa, które ze śląskich ust dwadzieścia lat temu jeszcze by nie padły. Nie ma się co oszukiwać – używamy wobec Polski i polskości słów coraz bardziej radykalnych i coraz bardziej wrogich. Czasem wręcz nienawistnych. To coś nowego w stosunku Ślązaków do polskości. Słowa, których dawniej nie używał prawie nikt, teraz stają się dość powszechne. DARIUSZ DYRDA
P
ytanie jednak brzmi, czy to my przesuwamy się na antypolskie pozycje, czy to raczej Polska nas na te pozycje spycha? Przyjrzyjmy się faktom.
PRZEKOMARZANIE I SOROŃSKIE WICMANY Jeszcze dziesięć lat temu postawy wrogości Ślązaków wobec Polski – to były wyjątki. Jeśli już, to u kiboli na stadionach. Owszem, podśmiewaliśmy się z goroli, na gěburstagu u ujka, czasem w robocie. Podśmiewali się też śląscy kabareciarze, wicmany. Zarazem prezentujący się tak prymitywnie – jak chociażby „Bercik” Hanke – że to oni, a nie „gorole”, kojarzą się z prostactwem, z soroństwem. To oni – czasem skutecznie - przyprawiają nam gęby prymitywów. W naszym obśmiewaniu „goroli” jednak zazwyczaj wrogości nie było. Może czasem odrobinę poczucia historycznej wyższości cywilizacyjnej. Ale było to podśmiewanie życzliwe, bez nienawiści, nawet bez wrogości. Takie przekomarzanie. Zdarzała się nawet i wrogość, ale nad samą śląsko-ruską granicą z okresu Trójkąta Trzech Cesarzy. Tam wynikała ona jednak z historycznych zaszłości. Z tego, jak przybysze z kongresówki sto lat temu psuli śląski rynek pracy. Z tego, jak w okresie międzywojen-
źródło: internet
sportowych zwycięstw Niemców, ale to właśnie była ta nasza odmienność. Ale to była wyłącznie odmienność – bez gradacji na gorsze czy lepsze. Reakcja wielu Polaków na kibicowanie Niemcom była jedna już wroga: „Jak można kibicować szwabom!” albo wręcz „ty zdrajco”. I tak nawet podczas kibicowania było widać, że Polska nie akceptuje nawet tej odrobiny śląskiej odmienności. Odmienność jest zła, że nie wolno nam być innymi. Masz być
My nie mamy tej polskiej cechy, żeby ginąć za ojczyznę. My wolimy dbać o rodzinę. I przeczekać. No i komunę przeczekaliśmy. Pielęgnując śląskość w domu. Pielęgnując pamięć śląskiej autonomii i świadomość tego, ze jednak od tych „goroli” jesteśmy inni. nym, a tym bardziej po wojnie panoszyli się na Śląsku. Była to wrogość wobec rządów Grażyńskiego i wobec rządów Grudnia, ale nic więcej. Ale nawet ta wrogość wobec goroli nie przekładała się na wrogość wobec Polski. Nawet powtarzany czasem „polnisz wirszaft” był raczej wyrazem smutku nad wspólnym losem, niż wrogości.
ODMIENNOŚĆ, NIE WROGOŚĆ Owszem, od mniej więcej 20 lat coraz większa grupa ludzi demonstrowała, że nie są Polakami. Ale Polsce byliśmy życzliwi. Jeszcze bardziej Polakom. Nawet jeśli czasem (a nawet często) odczuwaliśmy różnice cywilizacyjne. Jeśli odczuwaliśmy to, że my jesteśmy częścią cywilizacji europejskiej, a spora część Polski leży poza nią – jednak była to inność, nie wrogość. Widać to było podczas wielkich imprez sportowych. Ślązacy masowo kibicowali polskim sportowcom. Ba, w europejskich pucharach śląscy kibice cieszyli się ze zwycięstw Stali Mielec czy Widzewa Łódź (jeden wyjątek robiąc chyba dla zawsze znienawidzonej Legii Warszawa). Czasem Polaków dziwiło wprawdzie, że my potrafimy entuzjastycznie cieszyć się również ze
Polakiem, który nienawidzi ruskich i szwabów. Albo jesteś zdrajca. W PRL-u tarć tej odmienności na innych płaszczyznach niż sport w zasadzie nie było. Bo za komuny nawet najbardziej zagorzałe śląskie rodziny nie twierdziły, że są narodowości śląskiej. Wiązałoby się to z represjami – a kto chce być represjonowany? My nie mamy tej polskiej cechy, żeby ginąć za ojczyznę. My wolimy dbać o rodzinę. I przeczekać. No i komunę przeczekaliśmy. Pielęgnując śląskość w domu. Pielęgnując pamięć śląskiej autonomii i świadomość tego, ze jednak od tych „goroli” jesteśmy inni.
ten zmienił Polskę, uwierzyliśmy, że teraz będziemy mogli powiedzieć „jestem Ślązakiem, nie Polakiem”. I że Polska to nasze prawo uszanuje. Chociaż wydawało się, że skorzysta z niego niewielu. Po ponad półwieczu polskiej edukacji wyrosły dwa pokolenia Ślązaków, które często o sobie myślą, jako o Polakach. Nawet podkreślając swoją śląskość, swoją odrębność – myśleli o niej tak, jak o swojej górale podhalańscy czy zabużanie. Jako o pewnej odrębności w ramach narodu polskiego, a nie obok niego. Czyli myśleli o niej w sposób, który i dziś propaguje Maria Pańczyk czy abp Wiktor Skworc, a jakiego oczekuje prezydent Bronisław Komorowski i premier Donald Tusk. Dwadzieścia lat temu ostrożnie szacowano, że gdyby znalazła się w spisie powszechnym, to narodowość śląską – odrębną od
ska, bo przecież nie każdy rdzenny Ślązak musi od razu czuć się autonomistą. Poza tym autonomię za dobre rozwiązanie uważa wielu ludzi, czujących się Polakami. A my chcieliśmy podkreślić, że na Śląsku mieszka spora grupa ludzi nie czująca się ani Polakami, ani Niemcami. To autochtoni, nie żadni przybysze, więc dla nas było oczywiste, że naszą wolę należy uszanować – mówi Rudolf Kołodziejczyk, współorganizator Związku Ludności Narodowości Śląskiej w 1996 roku. Prawdą jest też, że ówczesnym zapisem o „śląskiej mniejszości narodowej” działacze ci chcieli ominąć 5-procentowy próg do sejmu, przysługujący mniejszościom. Ale obecne śląskie stowarzyszenia w statutach słowa „mniejszość” nie mają, a nawet gdyby miały, to i tak by im to przywilejów wyborczych nie dawało. Gdyż zmienione w 2005 roku prawo stanowi, że za mniejszość narodową – mającą prawo do tych przywilejów – uznaje się w Polsce tylko tych, którzy posiadają poza Polską własne państwo. Więc Niemców czy Litwinów na przykład. Ślązakom przysługiwałby – podobnie jak powiedzmy Łemkom czy Tatarom – status mniejszości etnicznej. A to już nijak z wyborczymi przywilejami się nie łączy.
TAKA NARODOWOŚĆ NIE ISTNIEJE Ale to i tak dopiero melodia przyszłości. Uznanie stowarzyszeń narodowości śląskiej też wcale nie skutkuje uznaniem nas za mniejszość. Nie ma więc obawy (sugerowanej przez sądy), że Ślązacy zakładają te stowarzyszenia, aby obejść próg wyborczy. Ten idiotyczny argument używany jest w kolejnych decyzjach sądów o odmowie rejestracji śląskich stowarzyszeń etnicznych. Decyzje sądowe są koronnym dowodem, jak bardzo Polska lekceważy Ślązaków. I nieważne, czy do narodowości śląskiej poczuwa się dziś czterysta tysięcy ludzi, czy osiemset tysięcy, czy
Decyzje sądowe są koronnym dowodem, jak bardzo Polska lekceważy Ślązaków. I nieważne, czy do narodowości śląskiej poczuwa się dziś czterysta tysięcy ludzi, czy osiemset tysięcy, czy półtora miliona. Tak czy inaczej są to setki tysięcy – i tym setkom tysięcy państwo polskie okazuje od 18 lat skrajne lekceważenie, wręcz pogardę. polskiej - zadeklaruje może sto tysięcy osób. Nie więcej. Bo w tej Polsce idącej ku Europie poczucie odrębności wydawało się mniej ważne.
WOLNOŚĆ. ALE OD CZEGO?
JESTEŚMY NARODOWOŚĆ ŚLĄSKA
Gdy komuna upadła i narodziła się wolność – postanowiliśmy sięgnąć po nią także dla siebie. Uwierzyliśmy, że ta wolność przyszła także dla nas. Postanowiliśmy więc upomnieć się o swoją śląską odrębność, odmienność. No i o naszą wytęsknioną autonomię. Wierzyliśmy, że w wolnej Polsce uzyskamy ją bez problemu. Bo przecież zryw solidarnościowy roku 1980 walczył o prawo człowieka do powiedzenia kim jest i co myśli. Cóż więc dziwnego, że gdy zryw
Ale to było dwadzieścia lat temu, gdy pojawiły się pierwsze myśli, by zarejestrować stowarzyszenie osób narodowości śląskiej. I trzeba powiedzieć wprost, nie było to w opozycji wobec polskości. A po prostu z potrzeby serca. – Czuliśmy się obywatelami polskimi, odpowiedzialnymi za losy kraju. Ale zarazem czuliśmy naszą odrębność etniczną i chcieliśmy mieć prawo zrzeszania się wokół niej. Miało to być uzupełnienie dla Ruchu Autonomii Ślą-
półtora miliona. Tak czy inaczej są to setki tysięcy – i tym setkom tysięcy państwo polskie okazuje od 18 lat skrajne lekceważenie, wręcz pogardę. Bo to właśnie 18 lat temu po raz pierwszy odmówiono rejestracji organizacji narodowości śląskiej. I sytuacja ta powtarza się do dziś. W marcu 2013 mieliśmy kolejną odmowę, mimo, że w międzyczasie zrezygnowano z zapisu o mniejszości narodowej, o narodzie, a zostawiono jedynie narodowość. „Narodowość” – przypomnijmy – definiowaną w polskim prawie jako indywidualne odczucie człowieka. Tak więc państwo polskie odmawia Ślązakom łączenia się wokół wspólnych odczuć. To przecież niemal tożsame z nietolerancją religijną. A brak zgody na założenie związku wyznaniowego byłby postrzegany jako zamach na demokrację.
11
MARZEC 2014r. W tym przypadku opozycyjne partie polskie podniosłyby larum, że oto rząd stosuje zamordyzm, totalitaryzm. Ale w przypadku Ślązaków polskie partie są zgodne. Żadna nie staje w obronie setek tysięcy ludzi, którym odmawia się prawa do zrzeszania. Czyli odmawia prawa do tożsamości.
PRZYCHYLNY POZWALA NAM… ŚPIEWAĆ KAROLINKĘ Obecny na kongresie SONŚ Janusz Korwin-Mikke, gość tych obrad, jako polityk rzekomo przychylny śląskim aspiracjom, pisał jednocześnie na swoim internetowym profilu o uczestniku kongresu: „Karolinkę” to może sobie śpiewać
powiedzi nie wskazują na takie plany. Napieralski nie umiał wskazać ani jednego dowodu przemawiającym za jego tezą. A co zrobił sąd? Otóż mimo, że Napieralski oparł swoje słowa na niczym, sąd uznał, że miał prawo, jako polityk, w trosce o Polsce, wyrazić taką opinię. Sąd uznał, że na temat planów śląskich organizacji wolno otóż mówić, co się chce. Prawdę, nieprawdę – byle było to w trosce o Polskę… A co se tam gupie Hanysy myślą, ich sprawa… Oprócz sądów są oczywiście też politycy. Także ci najważniejszy. Prezydent RP Bronisław Komorowski porównał śląskich autonomistów w sejmiku do ciemnych sił uruchomionych przez diabła. Jego rywal, Jarosław Kaczyński przebił to osławionym cytatem o „zakamuflowanej opcji
Tym, kto nas poniżył 5 grudnia 2013 roku była… Rzeczypospolita Polska. To w jej imieniu najważniejszy sąd tego kraju powiedział Ślązakom: „gońcie się, dupki!”. Bo tak to orzeczenie przekłada się na język potoczny, język ulicy. po polsku, po śląsku, po niemiecku czy w gwarze gogolińskiej, a nawet w języku północno-raciborskim”. I tyle. Zgoda Polaków na śląskość to zgoda na śpiewanie Karolinki. Napisanej na zamówienie przez polskiego poetę piosneczki, która miała udawać śląski folklor. Trudno o większy objaw lekceważenia. A dodajmy, że Korwin jest śląskiej sprawie… przychylny. O nieprzychylnych nawet nie warto w tej sytuacji wspominać. Cóż więc się dziwić, że przeżywając kolejne upokorzenia, kolejne mówienie nam, że nie istniejemy, że nam się tylko zdaje – popadamy w coraz większe wkurzenie. Dlaczego ktoś wie lepiej ode mnie, kim jestem, kim się czuję. Nerwy puszczają. I przychodzi zwyczajna złość, wściekłość na tego kogoś, kto mnie tak poniża. A przecież tym kimś nie jest jakiś pojedynczy polityk, jakiś sędzia. Tym, kto nas poniżył 5 grudnia 2013 roku była… Rzeczypospolita Polska. To w jej imieniu najważniejszy sąd tego kraju powiedział Ślązakom: „gońcie się, dupki!”. Bo tak to orzeczenie przekłada się na język potoczny, język ulicy. A potem dziwi się Polska, że śląski pisarz odpowiada: „Pierdol się Polsko”, że śląski dziennikarz i szołmen pisze o Polsce: „Bękart wersalski”, że słowa „polska okupacja” padają coraz częściej. Ślązacy dostali bardzo gorzką nauczkę, że Polska ma ich za obywateli drugiej kategorii. Obywateli, którzy nie mają prawa do własnej tożsamości. I mają z pokorą przyjąć tę, jaką zechce im dać polski sąd. Akcja wywołuje reakcję! – co wie bodaj każdy. Ślązacy nie mają jak odpowiedzieć, Majdanu na katowickim ani opolskim rynku przecież nie zrobią. Mogą więc jedynie odpowiedzieć: „Pierdol się Polsko”, albo „okupacja”. To jedyna forma wyładowania emocji setek tysięcy ludzi, którym powiedziano, że są psychicznie chorzy, bo twierdzą że należą do nie istniejącej narodowości.
SĄDY, POLITYCY, BISKUPI 5 grudnia 2013 – gdy swoje stanowisko głosił Sąd Najwyższy - nastąpił moment przełomowy. Nawet ci dotychczas spokojni nie wytrzymali. Ale oczywiście przejawów polskiej pogardy wobec śląskości za ostatnie 20 lat można by spisać całe tomy. Opisywałyby one wydarzenia w sądach. Jak
niemieckiej”. Nie ma dla niego żadnej śląskości. Jesteś Polak. A jak nie jesteś – to musisz być germaniec. I szlus. Tak, jak to już w 1939 roku powiedział do Józefa Kożdonia, lidera śląskich patriotów – podczas wkraczania polskich wojsk na
Śląsk cieszyński – wojewoda Michał Grażyński. Że Polacy szanują Niemców, Czechów i innych, ale nie uznają żadnych typów pośrednich. Dziś stale słyszymy te same słowa. I mamy ich dość. No i są jeszcze księża. Arcybiskup Wiktor Skworc, nauczający swoje owieczki, że „wszyscy jesteśmy Polakami” przelewa czarę goryczy niejednego katolika. Za komuny miał ostoję chociaż w Kościele. Teraz Kościół powtórzył za sądem: „gońcie się, dupki!”.
MY MOGLIŚMY WYBRAĆ DOBROBYT. WYBRALIŚMY ŚLĄSK W 1989 roku Ślązacy cieszyli się ze wszystkimi Polakami ze zmiany ustroju. Cieszyli się nad-
Jak nie znienawidzić takiego państwa? Jak nie powiedzieć mu „pierdol się”? Nawet jeśli wychowanym się było w duchu szacunku do niego a polskość była czymś bliskim. Człowiek stale przez tę polskość kopany, w pewnym momencie już tej bliskości poczuć nie potrafi. Zamiast przyjaźni pojawia się wrogość. chociażby orzeczenie RAŚ kontra Napieralski. Ruch Autonomii Śląska oskarżył byłego lidera SLD, Grzegorza Napieralskiego, że ten jawnie mówi nieprawdę, iż RAŚ chce, aby „kawałek Polski przestał być kawałkiem Polski”. RAŚ w sądzie udowodnił, że w swoim statucie ma nawet zapis, iż jest przeciwny zmianom granic. RAŚ udowodnił, że żadne jego działania ani wy-
chodzącą wolnością, o którą wraz z innymi od 1980 roku walczyli. Ale okazało się, że dla nas ta wolność jeszcze nie nadeszła. Że Rzeczypospolita Polska, w której widzieliśmy wówczas, w 1989 roku matkę – dla nas nadal okazuje tylko oblicze złej macochy. Ciągle podejrzewając nas o jakieś niecne zamiary. Chociaż nikt nie dał takiego dowodu lojalno-
ści, jak my. W latach 70. I 80. wszyscy Polacy zazdrościli nam możliwości wyjechania do Niemiec. Tego, że możemy tam zostać, zamieszkać, powołując się na niemieckie pochodzenie. Poziom życia był wówczas w Niemczech przynajmniej kilka razy wyższy, niż w Polsce. To taka różnica, jak dziś między Polską a Koreą Północ-
czucie, które najlepiej oddał znany śląski pisarz: „Pierdol się Polsko!”. Dlatego dziś coraz częściej można zobaczyć Ślązaków, którzy podczas meczu Polski z Danią, Węgrami, Portugalią – będą zawsze kibicować tym innym, nigdy Polakom. Bo każda drużyna jest lepsza niż polska. Dlatego dziś coraz częściej słyszy się
W latach 70. I 80. wszyscy Polacy zazdrościli nam możliwości wyjechania do Niemiec. Tego, że możemy tam zostać, zamieszkać, powołując się na niemieckie pochodzenie. Dziś tym, którzy zostali na Śląsku, pokazując że patriotyzm jest dla nich ważniejszy od dobrobytu, odmawia się prawa do określenia kim są. ną. I sporo Ślązaków wyjechało – ale tyle samo zostało. Dziś tym, którzy zostali na Śląsku, pokazując że patriotyzm jest dla nich ważniejszy od dobrobytu, odmawia się prawa do określenia kim są. W Internecie stale czytamy: „Jak nie jesteś Polakiem, to wypier… do Niemiec”. Ale nasz dom jest tu. Tam nie pojechaliśmy nawet wówczas, gdy Polak o tym marzył a my w odróżnieniu od niego, mogliśmy. Bo nasza ojczyzna jest tu. Dlatego jedni zostali, a inni po kilku latach w Niemczech, wrócili. Wrócili, bo uwierzyli, że Śląsk jest wolny.
słowa, które jeszcze dwadzieścia lat temu wywoływały ogromny szok: „polska okupacja”.
1954 I 2014? TAK SAMO!
My nie jesteśmy Rosjanami z Krymu. My nie mamy za miedzą żadnego śląskiego imperium, które w trosce o nasze prawa upomni się o Górny Śląsk. Ale czy to jest wystarczający powód, by w XXI wieku, w Unii Europejskiej, podobno w demokracji, lekceważyć dążenia i oczekiwania setek tysięcy ludzi? Mówiąc im po prosu: Wy nie istniejecie. Was nie ma. I szlus!
A teraz widzą, że różnica między 1954 a 2014 jest niewielka. Że wówczas na siłę zmieniano Ślązakom imiona i nazwiska – a teraz zmienia się im na siłę narodowość. Wmawiając, że ta, którą czują, nie istnieje. Na usta ciśnie się pytanie: Jak nie znienawidzić takiego państwa? Jak nie powiedzieć mu „pierdol się”? Nawet jeśli wychowanym się było w duchu szacunku do niego a polskość była czymś bliskim. Człowiek stale przez tę polskość kopany, w pewnym momencie już tej bliskości poczuć nie potrafi. Zamiast przyjaźni pojawia się wrogość. W przekonaniu kilkuset tysięcy Ślązaków państwo polskie traktuje nas jak lud podbity. Jak lud pozbawiony praw. Dopóki odmawiano tylko autonomii – była to wyłącznie dyskusja o kształcie administracyjno-politycznym państwa. To rzeczywiście Polacy decydują, jak ma być państwo zorganizowane. Ale gdy mimo dwóch kolejnych spisów powszechnych, w których setki tysięcy ludzi deklaruje narodowość śląską – Polska odpowiada „takiej narodowości nie ma”, to po prostu nas upokarza. To odmawia nam fundamentalnego prawa człowieka do samookreślenia, kim jest. Takie zachowanie państwa musi wywołać od-
PO CO TO POLSCE? I tylko zastanawia, po co to Polsce? Co chce na tym wygrać? Czemu woli mieć kilkaset tysięcy obywateli wrogich, odrzuconych, niż takich, którzy utożsamiają się z państwem polskim? Bo nie ma się co oszukiwać, każda taka decyzja, jak ta z 5 grudnia, będzie nas coraz bardziej w tej wrogości utwierdzać.
Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: poczta@naszogodka.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Promedia, Opole Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.
12
MARZEC 2014r.
Nie autonomia Kongres niespodzianek tylko regionalizm Związek Górnośląski – odbicie od dna?
„Sztandar wyprowadzić!” – wszystko wskazywało, że taki los czeka Związek Górnośląski po tegorocznym marcowym kongresie. A to dlatego, że według mediów żelaznym kandydatem na nowego szefa był Zbigniew Widera. Postać na Śląsku znana głównie z parcia do władzy i politycznej nieudolności. Oraz kompromitująca się wśród Ślązaków swoimi wypowiedziami. Na przykład tuż przed kongresem powiedział: „W nowym rozumieniu Zagłębie, Jaworzno, Częstochowa czy Źywiecczyzna - to także składniki Górnego Śląska”.
A
le nawet trudno się dziwić – bo Widera to podobno kandydat dwóch pałaców. Pałacu arcybiskupiego w Katowicach i pałacu prezydenckiego w Warszawie. Promotorami tej kandydatury byli podobno arcybiskup Wiktor Skworc i prezydent Bronisław Komorowski. A wymyślono Widerę aby jesienią 2014 roku poprowadził Związek Górnośląski do bratobójczej wyborczej wojny przeciw Ruchowi Autonomii Śląska. Widera na czele Związku Górnośląskiego miał z śląsko-polsko-katolickich pozycji zawalczyć o śląskie głosy do sejmiku. Urwać RAŚ-owi ile się da. A później? Później sztandar ZG jako zużyty można już wyprowadzić.
NIE DOSTRZEGLI DUCHA CZASÓW Chociaż Związek i tak od lat podupadał. Podobnie jak senator Maria Pańczyk, podobnie jak arcybiskup Wiktor Skworc – organizacja ta nie chciała zauważyć, że Śląsk się zmienia. Że Ślązakom już „Karolinka” nie wystarcza, że „prawo ôsprowianio po naszŷmu wicůw” to już mamy, a teraz chcemy tego, o co walczyli nasi przodkowie przed stu laty. Czyli upodmiotowienia Ślązaków. Nie jako zawekowanej polszczyzny Reya i Kochanowskiego, tylko jako grupy etnicznej mającej odmienne od polskich historyczne doświadczenia, nieco inny system wartości, inna mowa, inne zwyczaje. Nie jako folklor, tylko jako nasza codzienność. ZG przeoczył to w swoim wszechpolskim marszu i zaczął błyskawicznie oddawać pole tym, którzy zmiany na Śląsku nie tylko dostrzegali, ale
idą w pierwszym szeregu tych zmian. W 1993 roku trząsł on śląską sceną polityczną, mając swojego wojewodę, prezydentów miast, dziesiątki dyrektorów i prezesów a RAŚ był marginalną organizacją rybnickich starzýkůw. W 2013 ostatnim bodaj ZG-owskim prezydentem był mysłowicki Edward Lasok, ale organizacja była tylko ubogą krewną RAŚ-u. Która nie wiedziała czy się do RAŚ-u przytulić, czy wciąż strzelać fochy. Co zresztą szef ZG - Andrzej Stania - czynił z gracją słonia, najpierw zapowiadając, że do Rady Górnośląskiej nie przystąpi, potem przycho-
Widera dostał zaledwie 66 (Michalik 30). W tej sytuacji ponownie otwarto listę kandydatów. Obaj przegrani zrezygnowali z drugiej tury. Michalik wiedział chyba, że nie ma szans, a Widera zdumiony, że już był w ogródku, już witał się z gąską. Miała to być przecież formalność, a tu taki niefart.
PRZECIEŻ NIE STANIA! Nagle z Sali padła kandydatura ustępującego prezesa Andrzeja Stani. A ten się zgadza. Czyżby kongres miał utrzymać go przy władzy? W tej sytuacji ktoś ponownie zgłasza Sob-
Związek i tak od lat podupadał. Podobnie jak senator Maria Pańczyk, podobnie jak arcybiskup Wiktor Skworc – organizacja ta nie chciała zauważyć, że Śląsk się zmienia. Że Ślązakom już „Karolinka” nie wystarcza dząc, potem podpisując deklarację o poparciu dla narodowości śląskiej, by zaraz pobiec do mediów i ogłosić, że takiej narodowości nie ma. Skutecznie zrażał do siebie i swojej organizacji wszystkich.
WIDERY NIE CHCIELI W takim stanie Związek czekał na swój marcowy kongres, a Widera by zostać jego szefem. Chociaż było widać, że część działaczy szuka jakiejś alternatywy. Byli to Jan Michalik i Marek Sobczyk a w zasadzie tylko Michalik, bo ten drugi stanowczo odmawiał kandydowania. Po raz ostatni już na kongresie, gdy zaproponowano jego nazwisko. Tak więc do wyborów stanęli Widera i Michalik, ale żaden nie uzyskał wymaganej większości, spośród 165 delegatów. Potrzeba było 83, a
czyka – i tym razem wyraża on zgodę. – Związek bezwzględnie potrzebuje zmian a nie dryfowania w tym samym kierunku. Kandydatura Andrzeja Stani to był impuls, po którym wyraziłem zgodę – wyjaśnia. A dalej rzecz poszła już szybko. Stania dostał 34 głosy, Sobczyk 101. I został nowym prezesem Związku Górnośląskiego. Związku, który pokazał, że jednak jest organizacją samodzielną a nie przybudówką PO, kurii czy pałacu prezydenta RP. Że sam decyduje w jakim kierunku pójdzie. Wybierając na szefa działacza, któremu jednak bliżej do innych śląskich organizacji, niż do ruchów antyśląskich. Dwa dni po kongresie Zarząd Główny Związku Górnośląskiego wydał stanowisko, które potwierdza, że Związek Górnośląski znów jest górnośląski. Oby tak dalej. Poniżej to stanowisko.
Stanowisko Zarządu Głównego w sprawie decyzji Sądu Okręgowego w Opolu z dnia 7 marca 2014 roku dotyczącej rejestracji Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej
W
roku 2011 Związek Górnośląski z radością przyjął fakt, że w Narodowym Spisie Powszechnym Ludności i Mieszkań każdy obywatel mógł swobodnie określić swoją przynależność narodową i etniczną. Dzięki przychylności państwa polskiego Ślązacy mogli pokazać się jako liczna grupa obywateli o tej samej tożsamości. Niestety, Związek Górnośląski z zaniepokojeniem przyjmuje decyzję Sądu Okręgowego w Opolu nakazującą sądowi niższej instancji uchylenie rejestracji Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej w Krajowym Rejestrze Sądowym. Niepokój Związku Górnośląskiego budzi przede wszystkim fakt, że wymiar sprawiedliwości działający w imieniu państwa polskiego nie pozwala zrzeszać się obywatelom z powodu samookreślenia przez nich swej tożsamości, choć wcześniej – w spisie powszechnym - to samo państwo pozwoliło obywatelom na swobodne wskazanie swojej przynależności narodowej i etnicznej.
Sytuacja wywołana decyzją opolskiego Sądu Okręgowego powoduje, że w odczuciu Związku Górnośląskiego państwo polskie stosuje dualizm w sprawie dotyczącej licznej grupy obywateli, z czym trudno jest się pogodzić. Wielu naszych przodków – Ślązaków - nie szczędziło trudu i krwi powstańczej, by złączyć Śląsk z Rzeczpospolitą. Dziś należałoby oczekiwać od Polski szacunku i uznania dla śląskiej tożsamości. Związek Górnośląski ma nadzieję, że władze państwa polskiego zauważą powyższy dualizm i zastosują takie rozwiązania prawne, które pozwolą obywatelom na zrzeszanie się przy jednoczesnym swobodnym samookreśleniu swej tożsamości narodowej i etnicznej. Stanowisko powyższe zostało podjęte uchwałą, za którą głosowało 6 członków zarządu, 2 było przeciw, a 3 wstrzymało się od głosu.
Z MARKIEM SOBCZYKIEM, prezesem Związku Górnośląskiego, rozmawia Paula Zawadzka. - Czym zawodowo zajmuje się nowo wybrany prezes Związku Górnośląskiego? - Pracuję w firmie budowlanej. Jestem dyrektorem ds. inżynieryjnych. Nadzoruję roboty inżynieryjne; między innymi przy naszej deteeśce (Drogowej Trasie Średnicowej - red.). - Czyli nie jest pan samorządowcem, lokalnym politykiem? - Nigdy nie miałem nic wspólnego z polityką. Owszem, jestem jej obserwatorem. Z lubością śledzę polityczne newsy, ale to tyle. Nigdy nie padnie z moich ust, że będę optował za PO czy RAŚ-em. Bo wie pani za czym ja jestem? Jestem za Związkiem Górnośląskim. To, że będę z kimś współpracował, nie oznacza, że się z nim identyfikuję. - A jak to się stało, że Marek Sobczyk został prezesem Związku Górnośląskiego? Przygotowywał pan się jakoś do tego? - Ależ ja tego nie planowałem. Chciałem być jedynie w zarządzie. Tutaj nawiążę do tego, o co pani pytała przed chwilą; wszystkim osobom, które chciały abym był prezesem, powtarzałem: „Ja nie jestem politykiem. Związkowi potrzeba ko-
- Ma pani rację. Ja uodparniam się po pewnym czasie; nie mógłbym być bez tego dyrektorem, zajmować się pewnymi kwestiami zawodowo. Analizy ryzyka, finanse, sytuacje stresowe nie są mi obce. Najzabawniejsze jest to, że o wiele bardziej przysłuchuję się słowom krytyki aniżeli pochwałom; krytyka wywołuje z jednej strony dyskomfort, ale z drugiej strony skłania do refleksji. - W takim razie, jaki będzie Związek Górnośląski pod pańskim kierownictwem? - Nowoczesny, dynamiczny. Odmłodzony. Będzie widzialny i słyszalny. Jestem prezesem od 15 marca, od soboty. Zdążyło się już ukonstytuować prezydium. Działają komisje. Musimy być głośni, wyraźni i aktywni, bo przecież działamy dla Śląska, a nie dla samych siebie. Sensem istnienia Związku są Ślązacy, których będziemy chcieli zaprosić do naszej organizacji. Związek będzie miał wyrazistą twarz. Będziemy reaktywowali koła, z których poodchodzili członkowie. „Parada regionów”, „Śląskie gody” - to są imprezy, które muszą się odbyć, które są bardzo ważne. Będziemy się wypowiadać na śląskie tematy, nie będziemy milczeć.
Może zabrzmi to populistycznie, ale ja kocham Śląsk. Mówię tylko o nim. Nawet dzisiaj rozmawiałem z pewnymi panami, których nie znam. Ot, tak, bo usłyszałem, że godajom po naszŷmu. Rozmowa zeszła na Śląsk i Związek Górnośląski. Oni mi mówią, że tam teraz Stania jest prezesem i że oni do Związku nie należą. A ja na to, że prezes się zmienił i dyskretnie ich podpytałem o to jak wyobrażają sobie Śląsk. Kiedy skończyli mówić, powiedziałem: ”Dziękuję za pomysły. Postaram się je zrealizować.” Chwila konsternacji. Wreszcie zrozumieli, że to ja jestem tym nowym prezesem. goś z zacięciem, kogoś przed kim salony stoją otworem”. Oni odpowiadali, że wręcz przeciwnie. Ale ja nie chciałem. Nie chciałem, nie kandydowałem w pierwszej turze. I dopiero kiedy do drugiej tury zgłosił się obecny prezes Andrzej Stania, to serce podyktowało mi, abym wystartował. Nie chciałem by Związek Górnośląski szedł dotychczasowym torem. To był impuls. - Boi się pan? - Nie boję się. Mam szacunek misji, którą mi powierzono. Jedyne kogo się obawiam to Boga, ale przecież mam szczere intencje. To co mnie razi, to krytyka, ta nieuzasadniona. Cóż. Jestem wrażliwcem i czeka mnie nauka odporności. - Z pewnością będzie pan musiał wyćwiczyć swój charakter. Jako prezes dużej organizacji będzie pan pod ostrzałem przeróżnych ludzi non stop.
Teraz rozmawiam z panią, a myślami już jestem przy kapitule ds. nadania nagrody Korfantego, która zbierze się w poniedziałek. - A jak pan chce odmłodzić Związek Górnośląski? - Skłaniam się ku nowoczesnym metodom, po to by między innymi tę młodzież ściągnąć. Już działa profil na Facebooku, zmienia się strona internetowa. Wie pani, że dzisiaj rozpoczęliśmy malowanie naszej siedziby? Nie mieliśmy pieniędzy, ale zebrali się ochotnicy. Malują, sprzątają, grabią liście. - Czyli działacie pełną parą, choć dopiero kilka dni. - Tak, dzieje się bardzo dużo. Chociaż rok będziemy mieli trudny; te pierwsze miesiące wydają mi się najtrudniejsze. No i jeszcze wybory. - Startujecie? - Startujemy! Musimy decydować o Śląsku. Nie zza biurek. Do
13
MARZEC 2014r.
Wybory? Najpierw program Nasz rozmówca - GRZEGORZ FRANKI - wiceprezes i rzecznik prasowy Związku Górnośląskiego
Marek Sobczyk. Perspektywiczny i zaangażowany. Pracownik sektora budownictwa. Wrażliwiec. Obserwator sceny politycznej. Człowiek kochający Śląsk nad wszystko. Jaki jest nowy prezes Związku Górnośląskiego? Jakie zmiany chce wprowadzić? Dlaczego jego organizacja wystartuje w wyborach samorządowych i dlaczego on sam w ogóle stał się prezesem? końca kwietnia daliśmy sobie czas na wypracowanie programu wyborczego. Czasu mamy mało, to fakt, ale nie możemy sobie pozwolić na zmarnowanie kilku lat. Jeżeli źle wypadniemy w wyborach, będzie to moja osobista porażka jako prezesa. - A jakie będą wasze założenia polityczne? - Nie chciałbym się za bardzo wypowiadać, bo pracujemy nad tym, ale ja osobiście zamieniłbym słowo „autonomia” na słowo „regionalizm”. Stawiamy na mocny region. Mam też nadzieję nigdy nie dołączyć do grona osób, które potraktowały Związek Górnośląski jako trampolinę do kariery i obecnie o Związku zapomniały. Może zabrzmi to populistycznie, ale ja kocham Śląsk. Mówię tylko o nim. Nawet dzisiaj, przed chwilą. Byłem w pracy w terenie, rozmawiałem z pewnymi panami, których nie znam. Ot, tak, bo usłyszałem, że godajom po naszŷmu. Rozmowa zeszła na Śląsk i Związek Górnośląski. Oni mi mówią, że tam teraz Stania jest prezesem i że oni do Związku nie należą. A ja na to, że prezes się zmienił i dyskretnie ich podpytałem o to jak wyobrażają sobie Śląsk. Kiedy skończyli mówić, powiedziałem: ”Dziękuję za pomysły. Postaram się je zrealizować.” Chwila konsternacji. Popatrzyli na mnie z niedowierzaniem, ale wreszcie zrozumieli, że to ja jestem tym nowym prezesem. - A pan, panie prezesie? Jaki dla pana jest Śląsk? - Śląsk to region, który może być bardzo silny. Jest tu tyle terenów, które można zagospodarować. To także nowoczesne miejsce, w którym jednakowoż powinno się pamiętać o jego wspaniałej kulturze. My czasem o niej zapominamy. Nie dostrzegamy, że żyjemy w potężnej kulturze Górnego Śląska. - Tyle na dzisiaj chciałam wiedzieć. Dziękuję za rozmowę. - Ja również dziękuję.
- W nowym zarządzie Związku Górnośląskiego wiele nieznanych twarzy. Ale aktywiści śląskich organizacji pana znają. Chociażby z widzenia, jako jeszcze niedawnego asystenta posła Marka Plury. - Powiem tak, nadal jestem dyrektorem biura poselskiego Marka Plury, ale z moim wyborem nie miał on nic wspólnego. Nie było jakiegoś lobbingu z jego strony. Nie był delegatem na kongres, chociaż jest członkiem ZG, nie było go nawet na zebraniu koła, które na ten kongres delegowało mnie. Funkcja wiceprezesa i rzecznika prasowego to efekt mojej własnej aktywności, a nie jakichś zakulisowych rozgrywek posła Plury… - Ale ja nie o to chciałem pytać. Chodziło mi bardziej o to, że jako współpracownik Marka Plury, wielkiego orędownika języka śląskiego i narodowości ślą-
się pod presją arcybiskupa Skworca ani prezydenta Komorowskiego, pod naciskami Dziennika Zachodniego. Nie wybrał na prezesa wskazywanego przez nich Zbigniewa Widery, tylko kogoś innego. - Być może spora część działaczy odniosła takie wrażenie i była zniesmaczona tym medialnym decydowaniem za nas jeszcze przed kongresem, kto będzie nowym szefem. Osobiście nie mieszałbym nazwisk metropolity katowickiego i prezydenta Rzeczpospolitej w wewnętrzne sprawy Związku, bo dla mnie to tylko i wyłącznie plotki. Wiemy, że musimy
W ZG jest wiele osób, które chcą współpracować z Unią Wielkopolan, ze Związkiem Podhalan, ale boją się innych śląskich organizacji. Postawiłem sobie zadanie przybliżenia moim koleżankom i kolegom działalność i cele tych organizacji. Chcę pokazać, że nie taki diabeł straszny, a najczęściej, że diabła tu po prostu nie ma. skiej, który często uczestniczył w spotkaniach RAŚ-u, Ślůnskij Ferajny, SONŚ-u i innych, zna pan chyba najlepiej z działaczy Związku Górnośląskiego inne śląskie organizacje. - Zapewne tak. I jednym z moich celów jest otwarcie się Związku na nie. Dla wielu naszych działaczy są to organizacje nieco egzotyczne, o których niewiele wiedzą, a często mają mylne wyobrażenie, jako o niebezpiecznych ekstremistach. W ZG jest wiele osób, które chcą współpracować z Unią Wielkopolan, ze Związkiem Podhalan, ale boją się innych śląskich organizacji. Postawiłem sobie zadanie przybliżenia moim koleżankom i kolegom działalność i cele tych organizacji. Chcę pokazać, że nie taki diabeł straszny, a najczęściej, że diabła tu po prostu nie ma. Mamy przecież wiele wspólnych celów, wspólnie tworzymy Radę Górnośląską. Musimy się poznać. My musimy nauczyć się ich, a oni nauczyć się nas. - Związku Górnośląskiego? Znany jest od prawie 25 lat. Każdy śląski działacz ma o nim wyrobione zdanie. - No właśnie, ale ZG się zmienia. Czas po ostatnim kongresie to dosyć ostra zmiana kierunku. Chcemy przede wszystkim wrócić do naszych śląskich korzeni. W ciągu tych 25 lat bardzo zmienił się Śląsk, zmieniły orientacje Ślązaków, a my pragniemy być dla nich tak atrakcyjni, jak wówczas. Ale to wymaga także od ZG ciągłych zmian. - Rzeczywiście, kongres sam w sobie był zmianą. Nie ugiął
pójść nową drogą, ale nie jest nią na pewno bycie anty-RAŚem, czy soft-RAŚem. Już tworzymy nasz nowy, własny, atrakcyjny program dla Śląska, ale nie patrząc na programy innych śląskich organizacji, tylko na to, jakie wyzwania stoją dziś przed Śląskiem. W jednych punktach będziemy się pewnie z Ruchem Autonomii Śląska zgadzać, w innych nie. To naturalne. - Tych ważnych punktów jest kilka. Więc po kolei: narodowość śląska istnieje, czy nie? - ZG nie ma jednoznacznego stanowiska w tej kwestii, więc odpowiem jako Grzegorz Franki. Uważam, że na dziś narodu śląskiego nie ma. Uważam, że ten naród właśnie teraz się rodzi, tu, na naszych oczach powstaje. Rozkwit śląskiej literatury, pasjonowania się historią regionu, przywiązanie do żółto-modrych barw dowodzi, że proces ten następuje. Powtórzę więc: dziś narodu śląskiego jeszcze nie ma. Czym innym jest narodowość, rozumiana zgodnie z ustawą jako subiektywne odczucie każdego z nas. W tym rozumieniu narodowość istnieje, jeśli tylko ktoś ma takie subiektywne odczucie. No a odczucie narodowości śląskiej ma przynajmniej kilkaset tysięcy osób i nikomu nie wolno odbierać prawa do samookreślenie swojej tożsamości. - Czy więc Związek Górnośląski włączy się w zbieraniem podpisów pod obywatelskim projektem ustawy o śląskiej mniejszości etnicznej? - O ile można dywagować, czy istnieje naród śląski, to w przypad-
ku grupy etnicznej nie ma takiego problemu. Ślązacy są taką grupą i dlatego warto włączyć się w akcję zbierania podpisów. Ale tutaj muszę wrócić na moment do struktury Związku Górnośląskiego. Nie jesteśmy szczególnie scentralizowani, opieramy się na pracy kół i bractw, których jest sześćdziesiąt. I zarząd nie będzie im narzucał, czy mają zbierać podpisy, czy nie mają. Jeśli zechcą się włączyć, nie widzimy przeszkód. Jeśli nie zechcą, nie będziemy wywierać presji. Zresztą naciskiem nie da się zmusić społeczników do działania, jeśli do jakiejś akcji nie są przekonani. O ile znam Związek, to jedne koła zaangażują się w to „na całego”, a inne minimalnie albo wcale. - Język śląski? - W Związku Górnośląskim jest poseł Marek Plura, największy bojownik o jego uznanie, ale jeden z założycieli i sympatyków naszego stowarzyszenia to profesor Franciszek Marek – wróg uznania godki za język regionalny. To, że obaj identyfikują się z naszymi szeregami jest ogromną wartością i nie chciałbym, abyśmy to stracili. Ale wiem jedno: o tym, czy naszo godka jest osobnym językiem, czy też tylko polską gwarą, powinniśmy mieć prawo decydowania my sami, jej użytkownicy, a rolą sejmu winno być zaakceptowanie stanowiska, które wypracują Ślązacy. - Start jesienią w wyborach samorządowych? Samodzielnie? Z RAŚ? - Tu odpowiedź jest najtrudniejsza. Mówiłem na wstępie, że my jesteśmy na etapie budowania nowego programu, programu dla Śląska.
uczestnictwa w Radzie Górnośląskiej. Tam padły pewne wstępne propozycje wspólnego startu śląskich organizacji. Na razie żadnych konkretów, ale dobrze że Rada Górnośląska istnieje, fajnie że nie jest tylko martwym ciałem, i dobrze byłoby jednoczyć się jeszcze bardziej, pod wspólnym szyldem. Jakim, to czas pokaże… - Według RAŚ najlepszy byłby ten szyld. Rozpoznawalny, mocny. I sprawdzony w wyborach. - Ale zarazem gubiący tożsamość pozostałych członków Rady Górnośląskiej, w tym Związku Górnośląskiego. Poza tym jednych ten szyld przyciąga, innych – jako zbyt radykalny – odstrasza. RAŚ-owi dorobiono gębę separatystów, którzy chcą oderwać Śląsk od Polski. I nieważne, czy to prawda. Ważne, że tak RAŚ jest postrzegany. Tak więc ten szyld oprócz zalet ma także wady. Reasumując: osobiście jestem przeciwnikiem wspólnego pójścia do wyborów pod szyldem jednej z organizacji, ale to są wszystko kwestie dyskusyjne. Jak mówię, najpierw program, potem nazwa listy i jej skład. - Jest pan członkiem Związku Górnośląskiego stosunkowo niedawno… - Jak na wiceprezesa na pewno. Raptem dwa lata… - No właśnie. Więc kiedy wstępował pan w szeregi ZG, znał pan - jako współpracownik Plury - chyba wszystkie śląskie organizacje. Dlaczego wybór padł na tę? - Chciałem w jakieś organizacji zamanifestować swoją śląskość. Wartości Związku Górnośląskiego są mi najbliższe. Także dlatego, że nie ma tu „obowiązujących poglądów” na narodowość, język, stosunek do Niemców, na aspiracje autonomiczne. Pielęgnujemy umiłowanie wielowiekowej największej wartości regionu, jaką była wielokulturowość. I naprawdę jest u nas miejsce dla każdego, kto akceptuje deklarację ide-
W Związku Górnośląskim jest poseł Marek Plura, największy bojownik o jego uznanie, ale jeden z założycieli i sympatyków naszego stowarzyszenia to profesor Franciszek Marek – wróg uznania godki za język regionalny. To, że obaj identyfikują się z naszymi szeregami jest ogromną wartością i nie chciałbym, abyśmy to stracili. Ale wiem jedno: o tym, czy naszo godka jest osobnym językiem, czy też tylko polską gwarą, powinniśmy mieć prawo decydowania my sami, jej użytkownicy. Dopiero kiedy go stworzymy, będziemy mogli sobie odpowiedzieć na pytanie, jak i z kim możemy go realizować. By do tego doszło trzeba mieć udział we władzach, więc pójść do wyborów trzeba, ale z kim i pod jakim szyldem, to już zależy od tego programu naszego i programów innych śląskich ugrupowań. Jeśli będą zbieżne, to możemy iść razem. Jeśli zbyt będą się różnić, to pewnie trzeba będzie samodzielnie podjąć to wyzwanie. Przy czym mam też świadomość
ową. Żadnych innych deklaracji już potem od naszych członków nie wymagamy. To czasem utrudnia wypracowanie wspólnego stanowiska, ale zawsze jest zgodne z naszą nazwą. Źle się działo, gdy prezesi ZG udzielali poparcia takiej czy innej opcji politycznej, wypowiadali się jednoznacznie na tematy autonomii albo narodu śląskiego. Bo my jesteśmy Związkiem Górnośląskim. Jedyne, co nas łączy to Górny Śląsk. Rozmawiał Dariusz Dyrda
14
MARZEC 2014r.
Hanusik na tropach zbrodni Ci, którzy uczestniczyli w finałowej gali trzeciej edycji Konkursu na Jednoaktówkę po Śląsku, z pewnością pamiętają Achima Hanusika. Dzielny komisarz był bohaterem sztuki uhonorowanej drugim miejscem. Wtedy, ku uciesze publiczności, stawiał czoła niejakiemu Ryszawemu Erwinowi, „kery mioł grajfka do przeblykanio sie”, usiłując uniemożliwić mu zamknięcie polskiego premiera w haźlu i ogłoszenie autonomii Śląska.
T
eraz Hanusik wraca, ale już nie jako bohater jednoaktówki, ale pełnowymiarowej powieści kryminalnej. Co ważne, tym razem zmaga się ze złoczyńcami nie tylko z tego świata! Na kartach „Komisorza Hanusika” pojawiają się zatem
połednice, które przeniosły się ze wsi do miast, by podjąć pracę w korporacjach, beboki zaangażowane w wychowywanie dzieci w dobie kryzysu rodziny czy morderczy utopiec o poglądach politycznych zbliżonych do Ruchu Autonomii Śląska. Jest jeszcze zbrodnicza organizacja o przerażającym kryptonimie ROLADAA i tajemniczy związkowiec górniczy z niejasną przeszłością. A w tle miejsca, które dobrze znają Ślązacy: katowickie Sztauwajery, bloki na rudzkiej Bykowinie, Nikiszowiec czy Bytom. Nie zmienił się tylko sam główny bohater, nadal lubi wypić sobie piwo po pracy (żeby tylko jedno!), a do otaczających go zjawisk paranormalnych odnosi się z iście śląskim dystansem. Uważny czytelnik dopatrzy się cech wspólnych Hanusika z innymi stróżami porządku, dobrze znanymi z
popkultury. Niektóre dialogi przypominają nam teksty, które słyszeliśmy z ust Brudnego Harry’ego („Co tako frela, jak jo, musiałaby zrobić, co by iść z tobom do lyża?” - pyta seksowna nieznajoma w barze, na co komisorz odpowiada flegmatycznie: „Normalnie to styknie, co zaklupie do dźwiŷrzy”). Motto całej tej historii „Prowda je kajś hań fórt daleko” nie przypadkiem też chyba kojarzy się z dewizą agenta Foxa Muldera z serialu „Z Archiwum X”. „Komisorz Hanusik” pisany jest w stu procentach po śląsku (nie licząc kwestii wygłaszanych przez Polaków i Anglików, którzy występują tu gościnnie) i zdecydowanie jest to język śląski, a nie gwara. Autor nie ogranicza się zatem wyłącznie do ześląszczania polskich wyrazów, ale używa „godki” w sposób nie pozostawiający wątpliwości co do
jej odrębności. Gdyby szukać jakiejś wady „Komisorza Hanusika”, to jest nią transkrypcja, w której książka została wydana. Tak zwana pisownia ślabikorzowa jest kompletnie nie intuicyjna, sprzeczna z przyzwyczajeniami czytelniczymi i niejednego może od tej lektury odstraszyć. A szkoda. Wspomnieć trzeba też o ludziach, którzy tworzyli tę książkę. Autorem jest Marcin Melon, dziennikarz, nauczyciel i działacz społeczny, znany jako założyciel i przewodniczący Stowarzyszenia na rzecz edukacji regionalnej „Silesia Schola”. Teraz ja się okazuje, także pisarz. Wydawca to Silesia Progress, które „Hanusikiem” rozpoczęło serię utworów reprezentujących literaturę popularną tworzoną po śląsku, natomiast autorem okładki jest Jarosław Kassner, uznany śląski malarz intuicyjny.
Rod pisza po ślůnsku Z MARCINEM
MELONEM rozmawia Joanna Noras
- Jak narodził się Achim Hanusik? - Przyszedł na świat jako syn górnika Gintera Hanusika i jego małżonki Gizeli pod koniec lat siedemdziesiątych. Aaa, jak narodził się w mojej głowie? To nie było planowane poczęcie. Chciałem sprawdzić, czy zdołam napisać krótkie opowiadanie po śląsku. A potem postanowiłem spróbować sił w Konkursie na Jednoaktówkę po Śląsku. Chciałem pisać o czymś innym, ale nijak mi nie wychodziło. Więc wróciłem do Hanusika, a potem już poszło z górki. - Akcja niby rozgrywa się na Śląsku, który znamy, w realnych miejscach, ale jednak jakimś innym. - Można powiedzieć, że to Śląsk równoległy. Jego historia potoczyła się odrobinę inaczej niż w naszym wszechświecie, ale tylko odrobinę. Z jakichś przyczyn tutaj nie powiodła się akcja wypierania śląskiej godki z przestrzeni publicznej, więc godo niemal każdy. Niektórym zakładom przemysłowym nadano inne nazwy, no i trochę inaczej potoczyły się dzieje Bytomia. Ale przecież wciąż jest to ten sam Górny Śląsk, a więc najbardziej niesamowite miejsce na ziemi. - To pierwszy kryminał po śląsku. - Pisanie po śląsku to fantastyczna nisza, którą trzeba czymś zapełnić. Twórzmy poezję i prozę, kryminały i romanse, eseje filozoficzne i opowiastki dla dzieci – bo wciąż tego nie ma. Z czasem przekonamy się które utwory posiadały prawdziwą wartość literacką, a które są tłem niezbędnym do tego, by te pierwsze mogły błyszczeć. - Jak się pisze po śląsku? - Chciałbym odpowiedzieć, że to czysta przyjemność, że słowa same płyną z serca – ale to nie do końca prawda. Ostatnie
- Plany literackie na przyszłość? - Pisanie po śląsku sprawia mi ogromną frajdę, większą od pisania po polsku lub angielsku, które to języki traktuję jako narzędzia do komunikowania się z innymi. Bardzo chciałbym, by okazało się, że „Komisorz Hanusik” spodobał się, że ludzie chcą go czytać i że jest sens w pisaniu kolejnych tekstów po śląsku. Hanusik to fajna postać i nie ukrywam, że mam już w głowie pomysły na kolejne jego przygody. No i w końcu chciałbym spróbować swych sił i zmierzyć się z poważniejszymi tematami po śląsku. Choćby spróbować utrwalić rodzinne legendy…
dekady przymusowej, często brutalnej, polonizacji zrobiły swoje. Ja jestem urodzony u schyłku ery Gierka, mówię czasem żartem, że to pokolenie, które przejdzie do historii jako pokolenie „Niŷ godej przī bajtlu bo naszŷmu, co by niŷ mioł we szkole problŷmów”. Tę zasadę wyznawali też moi
zastępujemy polskimi zapożyczeniami. Tak przynajmniej jest u mnie. Każdy tekst napisany po śląsku muszę poddawać korekcie, by pousuwać polonizmy. A potem trafia to jeszcze i tak do korektora, który znajduje kolejne polonizmy. A potem kolejni koledzy pokazują dalsze polonizmy. Uff. A ja ła-
Akcja niby rozgrywa się na Śląsku, ale można powiedzieć, że to Śląsk równoległy. Jego historia potoczyła się odrobinę inaczej niż w naszym wszechświecie, ale tylko odrobinę. Z jakichś przyczyn tutaj nie powiodła się akcja wypierania śląskiej godki z przestrzeni publicznej, więc godo niemal każdy. Niektórym zakładom przemysłowym nadano inne nazwy, no i trochę inaczej potoczyły się dzieje Bytomia. rodzice. Dzięki temu płynnie mówię i piszę po polsku, ale nie twierdzę, że w szkole problemów nie miałem. Natomiast druga strona medalu jest taka, że pozapominaliśmy masę śląskich słów, które odruchowo
pię się ze zdumieniem za głowę: „Przeca je taki gryfny ślůnski wyraz! Ja, prowda żech go niŷ używoł chyba ze dwadziścia lot, ale po jakiemu jo żech ô nim zapomnioł i żech siŷngoł do polskij godki?”
- Jest pan autorem kryminału a u nas niedawno zdarzyła się straszna zbrodnia. Więc ma pan jakieś hipotezy, kto zamordował Dietera Przewdzinga? - Jo je autor kryminału fantasy, a niŷ policmajster, i przŷszło mi do gowy coś z tŷj bajki. Ale to je przeca tragedio, familii i cołkigo Ślůnska, tuż niŷ byda robił błozna, ino powiŷm tak: Hanusik jednak specjalizuje się w zbrodniach, w których pojawia się wątek nadprzyrodzony, a nie ma powodu sądzić, by taki towarzyszył śmierci zdzieszowickiego burmistrza. Jednak przy okazji tej śmierci poraziło mnie coś innego. Wielu Ślązaków nie ufa państwu polskiemu tak bardzo, że nie wierzy, by mogło obiektywnie zająć się tą sprawą. Ba, wielu podejrzewa nawet, że państwo polskie mogło mieć interes w uśmierceniu tego lokalnego polityka. To pokazuje jaką ogromną pracę wykonać musi państwo polskie, by odzyskać zaufanie ludzi, którzy tutaj żyją. Na pewno ignorowanie naszej tożsamości to nie jest właściwa droga.
15
MARZEC 2014r.
Nurkowanie - kurs we ślůnskij godce Grzegorz Liszka
K
iedy ja zaczynałem, nurkowanie to był sport ekstremalny, jak skoki ze spadochronem, jak wspinaczka, jak lotniarstwo. Dzisiaj jest po prostu rekreacyjny. Ale nadal pozostał trochę elitarny. Chociażby dlatego, że wymaga sporo czasu, wyjazdów. Nie można go, jak biegania czy aerobicu, uprawiać na katowickim osiedlu. Jest też elitarny, bo jest niestety dość kosztowny. Ale za to dostarcza niezapomnianych wrażeń. Podwodny świat jest naprawdę niezwykły – mówi Grzegorz Liszka, instruktor nurkowania z podpszczyńskich Bojszów. Obecnie wpadł na pomysł, żeby poprowadzić kurs nurkowania po śląsku. - Spominom se nurkůw sprzed 30 lot. Ŏni poradzili ô tym naszym ptoku, o hobby, ôsprawiać po ślůnsku. Rod bych był, kiej by zaś rychtować tako grupa – mówi.
Bo chociaż włada językami, pisze doktorat, to przecież godka jest mu bliska, jak każdemu Ślązakowi. – Języka polskiego uczyłem się, gdy trafiłem do szkoły średniej w Tychach – śmieje się. Wtedy też zaczął pasjonować się nurkowaniem. - Przy czym poszedłem w dość nietypowym kierunku. Bo nurkowanie ma różne oblicza. Jedni, i takich jest chyba najwięcej, kochają nurkować w ciepłych morzach, podziwiać kolorową, przepiękną faunę i florę rafy koralowej. To aż dech w piersi zatyka. Inni wolą eksplorować podwodne wraki. Czy choćby, w polskich kamieniołomach, zatopione maszyny. Jeszcze inni szukają adrenaliny w groźnych morzach północy, w prądach, w jak najgłębszym zejściu pod wodę. Inni nurkują w jaskiniach. A ja… Mnie w nurkowaniu najbardziej pasjonuje szkolenie innych nurków. Gdy widzę, jak kolejni ludzie schodzą pod wodę, czując się w morzu, na głębokości kilkunastu metrów, coraz swobodniej, jak czerpią z
tego tak ogromny nacisk kładzie na stałą asekurację, współpracę pod wodą: - Nie uznaję nurkowania w pojedynkę. A ta współpraca i asekuracja to jedna z najważniejszych rzeczy, które staram się wpoić na kursie – wyjaśnia. Dodając, że nurkowanie jest cudowne, wtedy gdy jest bezpieczne. I właśnie to bezpieczeństwo jest jednym z najważniejszych części kursu nurkowego.
tego radość, to i ja się cieszę, że znów nauczyłem kogoś robić to, co i ja uwielbiam. Podkreśla jednak, że „czuć się swobodnie” nie znaczy „czuć się bezpiecznie”. Bo w nurkowaniu adrenalina jest zawsze, to jednak obcy nam świat. Dla-
Kursy, które prowadzi Grzegorz Liszka odbywI deklaruje, że jeśli znajdzie choć czworo chętnych, to poprowadzi kurs po śląsku. – Jo też się musza narychtować, popytać jak bydom choćby płetwy. Ale to fajno sprawa – śmieje się. Gdy kursanci są już gotowi, najczęściej wyjeżdżają z instruktorem do Chorwacji. Certyfikaty ukończenia tego kursu uznawane są na całym świecie. – Certyfikaty nie będą jednak po śląsku – dodaje Liszka, na pół żadtem, na pół poważnie.
Podczas szkolenia na basenie i w morzu.
Więcej informacji u: Grzegorz Liszka, Instruktor CMAS M3, PDA Course Director: tel. +48 501 20 70 86, greg@fundivers.pl Centrum Nurkowe FUNDIVERS GL CENTER Sp. z o.o. 43-100 Tychy, ul. Bałuckiego 4, www.fundivers.pl
Na kłopoty EKODYM Michał Raudner IURISCO Firma Rodzinna wykonuje
O swojej misji, planach i Lędzinach opowiada EDYTA PRZYBYŁEK, prawniczka, właścicielka kancelarii prawnej IURISCO. - Jak to jest być prawnikiem w małej miejscowości? - Bardzo dobrze. W końcu to nie byle jaka miejscowość; tutaj się wychowywałam, tutaj mieszkam, prowadzę dom, wychowuję dzieci. Moi klienci to w dużej mierze Lędzinianie, wielu z nich znam jeszcze z dzieciństwa. W większych miastach jest wystarczająco wielu prawników, a tutaj? Cóż, okazuje się, że jest zapotrzebowanie na miejscowego prawnika. - Czyli rozumiem, że klientów nie brakuje? - Nie można zaprzeczyć; jest ich wielu, czasami brakuje czasu, żeby się wyspać, tym bardziej, że wiele osób potrzebuje aby natychmiast ktoś skonsultował z nimi ich problem. Stąd późne telefony do kancelarii. - Nie przeszkadza to pani? - Nie, ja jestem stąd i mam misję społeczną pomagania ludziom. Największą wartością mojej pracy jest kontakt z tymi wszystkimi, z którymi pracuję. Każda sprawa jest dla mnie jednakowo ważna; czy duża, czy mała. Nad każdą muszę popracować z osobna, wyszukać przepisów i orzecznictwa. Wszystkie sprawy są dla mnie równe. - Podobno tych spraw jest tyle, że będzie pani budować nową siedzibę kancelarii? - Zgadza się. Nasza obecna powierzchnia nie jest już wystarczająca. Obsługujemy klientów indywidualnych jak i podmioty gospodarcze i brakuje miejsca. Nowy budynek będzie miał łącznie 400 m2 i własny parking. Będzie zbudowany według
nowoczesnych standardów, energooszczędny. Kancelaria w Lędzinach to przedsięwzięcie mojego życia. A moim marzeniem jest stworzyć jedną z największych kancelarii prawnych na Śląsku. - A w czym się specjalizujecie? - Właściwie oferujemy usługi w pełnym zakresie prawa, ale przeważają sprawy z zakresu prawa cywilnego, spadki, czy prawo rzeczowe. Dużą grupę klientów stanowią osoby mające problemy z zakresu prawa administracyjnego, podatkowego, czy z zakresu ubezpieczeń społecznych(ZUS). To codzienne, ludzkie problemy : komornik, kwestie słupów energetycznych na posesji, renty, alimenty, czy pokrzywdzeni pracownicy. Ale również i podmioty gospodarcze; wszelkie kwestie związane z prowadzeniem działalności gospodarczej. - Nie brakuje czasu? - Brakuje. Zdarza mi się nie wysypiać, ale jestem szczęśliwa, bo prawo to moja pasja od wielu lat. - Dziękuję za rozmowę. - Ja również dziękuję. IURISCO Kancelaria prawna 43-143 Lędziny, ul. Sosnowa 6 Tel. +48 32 326 78 78 Fax. +48 32 326 60 00 Kom. 668 730 510 www.iurisco.pl Zapraszam od poniedziałku do piątku w godzinach od 10:00 do 18:00
KOMINKI, PIECO KOMINKI, GRILE, WĘDZARNIE, PIECE CHLEBOWE, PIECE KUCHENNE. l Sprzedaż - montaż kominów ceramicznych oraz z blachy żaroodpornej. l Sprzedaż - montaż odkurzaczy centralnych.
ŚLĄSKIE MAJSTRY
OFERUJĄ SWOJE USŁUGI 44-230 Bełk, ul. Główna 120 Tel. 513-097-037, 724-699-589 e-mail: kominki@ekodym.pl, www.ekodym.pl
16
MARZEC 2014r.
Planujesz ze swojom reklamom trefić genau do Ślůnzokůw? Tuż dej jom sam, we Cajtůngu. Ślůnski muster: bierŷmy niŷdrogo, efekt murowany Chcesz wiedzieć więcej? Dzwoń 507-694-768 Poszukujemy agentów reklamowych. Wysokie prowizje! „Ślůnski Cajtung” w prenumeracie! Można nan zamówić w prenumeracie. Cajtůng kosztuje w niej 1,2 zł. Koszt wysyłki listem zwykłym - 2,2 zł. Listem poleconym - 5 zł. (w jednym liście za jedną cenę do 7 gazet). Powyższe ceny dotyczą prenumeraty na terenie państwa polskiego. Informacje na: poczta@naszogodka.pl i tel. 507-694-768
Historia Śląska D
oszliśmy do wieku XX. Po siedmiu stuleciach, gdy polskości na Ślasku nie było, albo była śladowa, nagle polska agitacja nabiera sporego rozmachu. A to za sprawą Adalberta (Wojciecha) Korfantego, który w 1901 roku wydał w Poznaniu broszurę „Precz z Centrum”. Ten urodzony obok Siemianowic młody mężczyzna napisał w niej: Zasługę mego uświadomienia narodowego przypisać musze moim hakatystycznym profesorom z gimnazjum w Katowicach, którzy zohydzaniem wszystkiego co polskie i co katolickie, wzbudzali we mnie ciekawość książki polskiej, z której pragnąłem się dowiedzieć, czym jest ten lżony i poniżany naród, którego językiem mówiło się w mojej rodzinie. Rzecz ciekawa – Korfanty przyznaje więc, że nie urodził się Polakiem, lecz się nim stał. Że jego polskość t wybór, a nie pochodzenie. Za Korfantym coraz częściej powtarzano, także w w Reichstagu, tezę, że mieszkańcy Górnego Śląska to Polacy. Wprawdzie często poadała odpowiedź, jak ta Jó-
zefa Głowackiego ze Strzelc, „Nie ma wśród nas Polaków, są jedynie po polsku mówiący Górnoślązacy”, ale polskość na Śląsku rozkwitała. Coraz wyraźniej rywalizując ze śląskim poczuciem narodowym. W styczniowym numerze wspominaliśmy o czasopiśmie „Katolik”. Dziś naucza się nas, że to było czasopismo polskie. Więc co Korfantemu odpowiada tenże „Katolik”? Czytamy tam otóż w artykule redakcyjnym: My Górnoślązacy jesteśmy Górnoślązakami, a nie Polakami, bo Polak to nazwa przywiązana do historycznego rozwoju w państwie polskim, a myśmy Górnoślązacy w tym rozwoju udziału nie brali. Redaktorzy i czytelnicy Katolika wyraźnie odczuwali, że z polskością wiąże ich podobieństwo językowe a nie wspólnota narodowa. Co zresztą w ówczesnym cesarstwie niemieckim nie było niczym niezwykłym. Jak pisze w Historii Narodu Śląskiego Dariusz Jerczyński: „Nie był to jednak ewenement w ramach tej partii, na zachodnich kresach Rzeszy, dojrzewał
tajla XVIII alzacki ruch narodowy istniejący z przerwami do dziś (Alzacka Partia Ludowa – EVP-APP) w granicach Francji oraz bawarski ruch narodowy (secesja Bawarskiej Partii Ludowej – BVP z niemieckiej partii Centrum w dniu 12 listopada 1918), który dziś znacznie osłabł (Bayern Partei) na rzecz regionalistycznego (wyrażającego się w politycznej odrębności bawarskiej CSU od niemieckiej CDU). Sami Alzatczycy są etnicznie bliżej spokrewnieni ze Szwajcarami (grupa alemańska), niż z Niemcami, natomiast Bawarczycy stanowią wspólną grupę z Austriakami.” Korfanty jednak dzięki sojuszom z niemieckimi socjalistami – startując ze wspólnych list – zdołał dokonać rzeczy niezwykłej. Na Śląsku, gdzie w każdych wyborach kandydaci polscy dotychczas przegrywali – dostał się dzięki głosom lewicy do Reichstagu. Nagle z mównicy niemieckiego parlamentu zaczął padać głos, że Ślązacy są Polakami. Ślązacy na pewno są lojalni władzy. Jakiś agitator uliczny mógł być lekceważony ale poseł
Na zdjęciu: Wojciech Korfanty w roku 1905. Jest już drugi raz posłem i niekwestionowanym przywódcą śląskich Polaków. do Reichstagu to poważna figura. Nie opowiada bzdur. Od tego momentu popularność Korfantego rośnie. Jego idei też. A gdy w 1905 roku dostał się do Reichstagu po raz drugi, teraz już wygrywając wyraźnie, stało się jasne, że Polacy na Śląsku mają przywódcę. Że to już nie jakiś importowany Weilkopolanin, ale prawdziwy Ślązak opowiada się za Polską. Polskość stawała się tu autentyczną, a nie marginalną, opcją polityczną. Nie minie 15 lat, a ta opcja zacznie się upominać o Śląsk.
Ślůnskie ksiůnżki w hurcie tanij! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe łôsprowki”? „Kamasutra po śląsku”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarniach komplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. U nas razem z kosztami przesyłki wydasz na nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno.
„Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. Cena 60 złotych.
„Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdujemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką wyjaśnia najważniejsze różnice między językiem śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem śląsko-polskim i polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena 28 złotych.
„Pniokowe Łosprowki” Eugeniusza Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularnego felietonisty Radia Piekary) to kilkadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej śląskiej godce, kierom dzisio nie godo już żoděn, krom samego Ojgena! 210 stron formatu A-5. Cena 20 złotych.
„Kamasutra po śląsku” Richarda Handtucha – do wierszowane, świetnie ilustrowane, fest sprośne, „nasze nojlepsze sztelongi”. 66 stron formatu A-6. Cena 10 złotych.
Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 złotych – przesyłka gratis. Zamawiać można internetowo na poczta@naszogodka.pl lub telefonicznie 507 694 768. Można też zamówić wpłacając na konto 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 - ale prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego.
Instytut Ślůnskij Godki. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53