Ślunski Cajtung 03/2017

Page 1

GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ

CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE

Ojropa, adieu?

Je

gorżyj. Gorżyj jak za komuny. Uwdy szło wzionć do rukzaka werpas abo solbuch starzyka (jo fatra) i jechać do Rajchu. Hań wartko nafasować PO numer a oroz być nimieckim obywatelŷm. Choby ftůryj zorty, ale jednako nimieckim, ojropejskim. Tera ze tym szlus. Tako szansa majom inoś te Ślůnzoki, kierych ŏpy we 1938 roku byli obywatelami nimieckimi. A tacy jak jo, ze Tychów, kiere we 1922 trefili do Polski, za pora lot bydom zaś za „żelaznom kurtynom”. Ku tymu kludzi nos PiS, o czym piszymy na zajtach 1 a tyż 8-10. I niŷ poradzi tego pomiŷniać EFA, kieryj kongres je we Katowicach od 30 marca do 1 aprila, a ŏ kierym piszŷmy na zajtach 3-5. Toć, co to srogo ojropejsko organizacjo, ale co ŏni se tera ze Ojropy robiom? Zaś Ojropa ze Polski się durś ino lacho. Ostali my ŷnlich hampelmanŷm naszego kontynentu. A zaś na zajtach 6-7 wele nos Ślůnsk stoł sie tyż hampelmanŷm Polski. Momy być radzi ze „metropolii Silesia”, kiero cweki mo dwa. Jedŷn, coby banki a autobusy jeździły do porządku a ftůry, coby Altrajch boł Silesiom, a Ślůnsk Altrajchŷm. To ni ma szpas, tak rīchtig je! Zajty 11-13 to nasza gŷszichta. Plebiscyt 1921 roku, kiej Ślůnsk do Polski niŷ chcioł, jednako do nij trefił. A ŏ tym, co ůwdy boła szansa na republika ślůnsko, ale pora ludziůw to przesmoliło. Eli Polska je we Ojropie, to nom we nij dobrze. Ale kiej nos (dokupy ze Kielcami a Warszawom) wyciepnom, to mogę zaś werci se spomnieć, co tako idyjo boła? Dejcie pozůr, tela sie dzieje! My, Ślůzoki, wdycki, krom rokůw 1945-1989 w Ojropie byli. Zaś domy sie spodobać, kiej nos ś nij wyciepnom? Szef-redachtůr

NR 6/7 3 (60) 2017r. 2015r. ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 3,00 ZŁ (8% VAT) (42)marzec CZERWIEC/LIPIEC

Nowa polska droga Nawet jeśli Polska jest jeszcze w Unii Europejskiej, nawet jeśli PiS deklaruje, że nie zamierza jej opuszczać, to elity tej partii są już poza Unią. Mentalnie, kulturowo, politycznie. W meczu przegranym 27:1 udowodnili, że ani Europy, ani europejskich wartości zupełnie nie rozumieją. I zrozumieć nie chcą. A Unię traktują jako wroga. Pokazują to i oni, i wspierające ich media.

K

lasycznym przykładem okładka „Gazety Polskiej” z 15 marca. Sprawujący najwyższy urząd w Europie Polak jest tam przedstawiany jako niemiecki żołnierz. A cały jego wybór pokazywany jest przez PiS jako niemiecki dyktat. Niemcy, teoretycznie najbliższy sojusznik Polski, pokazywani są jako państwa polskiego… wrogowie. A jeśli Niemcy, to i bez wątpienia „zakamuflowana opcja niemiecka” też. Jednoczesna nagonka na śląskość nie jest chyba przypadkiem. My, w odróż-

nieniu od mieszkańców Warszawy czy Lublina zawsze należeliśmy do Europy, rozumiemy ją i czujemy. Owszem, symbolem europejskości są dla nas Niemcy, bo to za ich pośrednictwem częścią Europy się staliśmy, to w państwach niemieckich (najpierw austriackim a potem pruskim) współtworzyliśmy europejską historię, kulturę, gospodarkę, naukę. Z nas się nie da zrobić wrogów Niemiec – więc trzeba zrobić wrogów Polski. Nie mam żadnych wątpliwości, że przez najbliższe miesiące PiS-owskie media będą Unię Europej-

ską obrzydzać na wszystkie możliwe sposoby. Bo dziś gdyby chcieli z niej Polskę wyprowadzić, przegraliby referendum. Ale po miesiącach intensywnej kampanii negatywnej, kto wie, a nuż Polacy opowiedzą się za wyjściem z Unii? I znów żeby jechać do omy w Niŷmcach potrzebny bydzie paszport z wizom, a ujek z Rajchu bydzie nom na gody przīsyłoł pakiety. Bo Polska chyba postanowiła wyruszyć w drogę z Europy na Białoruś. Niestety, zabierając nas ze sobą. Dariusz Dyrda wiecej na str. 8-10


2

marzec 2017r.

Homo sapiens pedzioł tak: KAMIL DURCZOK (niegdyś znany dziennikarz telewizyjny, obecnie szef niszowego portalu) - 17 luty, silesion.pl: Ryszard Petru nie miał wczoraj na Śląsku żadnego przesłania. Ani dla wyborców w całym kraju, ani dla nas, Ślązaków. O autonomii wiedział tyle, że jest, o pomyśle na prezydenturę Katowic ani jednego konkretnego słowa, o wizji województwa zero. Jerombol, jak ten Durczok tego dokonoł, coby być synkiŷm ze Ślůnska a niŷ wiedzieć, iże my ni momy autonomie juże 72 roki? Tuż dejcie se panoczku Durczok pedzieć, co mogę wom się zdowo, iże my momy autonomia, ale Petru pedzioł we Katowicach rostomaite gupoty, ale aż takij jak wy – niŷ!

PIOTR

Prezydenci jednak raus! Prominentni działacze PiS-u mówią coraz głośniej, że ustawa ograniczająca bycie prezydentem/burmistrzem/wójtem do dwóch kadencji jednak wejdzie. I to zadziała wstecz, czyli ci, którzy już teraz mają drugą (lub więcej) kadencje, ponownie kandydować nie będą mogli. Oznacza to wywalenie z posad najlepszych włodarzy miast.

SPYRA

(polityk już prawie wszystkich prawicowych partii, obecnie u Gowina) – o katowickim kongresie EFA, 26 marca, wpolityce.pl: Prawie wszystkie te organizacje łączy kwestionowanie porządków konstytucyjnych w swoich krajach. Większość z nich reprezentuje programy nacjonalistyczne i separatystyczne: uważają się za reprezentacje narodów, które nie są uznawane i dążą do oderwania części terytoriów od swoich ojczyzn, żeby wykroić sobie nowe państewka na mapie Europy. Do Sojuszu należą, między innymi: Nacjonalistyczny Blok Galicyjski, Nacjonalistyczny Blok Walencji, Partia Narodu Korsykańskiego, Rosyjski Związek Łotwy, Solidarność Basków, Szkocka Partia Narodowa. Boroczek, jak ŏn mało ŏ Europie wiŷ. Zdowo mu się, iże Szkoty abo Baski to som nacyje niŷuznowane. E tam, Baski, wele Spyry ani Rusów ni ma! Ku tŷmu wszyjskie ŏrganizacje, kiere som we EFA wachujom, coby działać we zgodzie ze konctytucjom i nikej jij niŷ łomiom. Mało kiery ś nich chce swojigo państwa. No ale trzeja tyż Spyry pochwolić: we mianach organizacji ni ma felerów. Choć tela.

n Andrzej Dziuba, prezydent Tychów od 2001 roku. W ocenie wielu mieszkańców najlepszy prezydent w historii miasta. W najbliższych wyborach już nie będzie mógł kandydować.

Bo

nie oszukujmy się, tylko najlepsi są w stanie wygrywać trzeci, czwarty, piąty raz z rzędu. Opowieści o stworzeniu lokalnych sitw nie do ruszenia można w bajki włożyć. Jeśli mieszkańcy miasta są masowo z jego stanu niezadowoleni, to nawet najpotężniejsza sitwa nie przeszkodzi im w tajnym głosowaniu postawić na kogoś nowego. Przekonał się o tym aż nadto dobitnie na przykład Andrzej Stania (dawny prezes Związku Górnośląskiego), który po 10 latach prezydentowania w Rudzie Śląskiej wydawał się nie do ruszenia – a nagle wyleciał w wyborach 2010 roku, bo mieszkańcy uznali, że miasto na psy

schodzi. Przekonał się o tym Adam Fudali, przez 16 lat prezydent Rybnika, któremu w 2014 roku mieszkańcy powiedzieli „temu panu już dziękujemy!” Z drugiej strony mamy Zygmunta Frankiewicza, który od 23 lat jest prezydentem Gliwic, czy Andrzeja Dziubę, od 16 lat rządzącego Tychami. Miasta pod ich rządami rozkwitają, i w każdych wyborach wygrywają coraz łatwiej (Dziuba w 2006 wygrał drugą turę o włos, a w 2010 i2014 pewnie wygrywał już w pierwszej). Mieszkańcy chcą, by ci ludzie nimi rządzili. Ci, nie inni. I chyba to PiS-owi nie w smak. Że taki Dziuba czy Frankiewicz są u siebie znacz-

nie poważniejszymi postaciami niż lokalny poseł, senator. Nimi nie da się sterować, ich nie da się postraszyć. Więc trzeba się ich pozbyć. Żeby zastąpić miernotami, bez własnej charyzmy, za to z partyjnym nadaniem. A że przy okazji wywalą najlepszych, to co tam. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą… Jeśli na prezydentów naszych miast nie będą mogli wystartować autentyczni lokalni liderzy, ze znanymi nazwiskami – zazwyczaj nie należący do partii politycznych – to trzeba będzie głosować na kandydata partyjnego. My, w śląskich miastach przywykliśmy jednak, że kandydat jest z miasta, nie z partii. Teraz ma się to zmienić.

Najdłużej sprawującym urząd włodarzem gminy był Dieter Przewdzing. W 1976 roku powołany na urząd naczelnika miasta Zdzieszowice (opolska część Górnego Śląska), wygrywał wybory na burmistrza i w Radzie Miasta (od 1990 do 1998) i w wyborach powszechnych (2002-2010). Prawdziwy gospodarz! Myślał nie tylko o swoim mieście, chociaż był aktywistą mniejszości niemieckiej, do autonomii odnoszącej się z dystansem, w 2013 roku zaczął budować zaczątki partii autonomicznej, prawdziwie śląskiej. W lutym 2014 roku został brutalnie zamordowany. Policja wykluczyła (!) motyw polityczny, ale do dziś śledztwo w tej sprawie tkwi w martwym punkcie. Przewdzing na zbudowanie pozycji lidera regionalnego potrzebował 30 lat. Gdyby musiał ustąpić po dwóch kadencjach, może nie trzeba by było zabijać. Ale czy to jest argument za ograniczeniem do dwóch kadencji?

Nawet Adolfa nie kradnie się bezkarnie

Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: megapres@interia.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Nie zamówionych materiałów

redakcja nie zwraca.

POLSKA PRESS Sp. z o.o.,

Oddział Poligrafia, Drukarnia Sosnowiec

Poza tym, że nie wybierzemy najlepszego (bo nie wystartuje), jest jeszcze jeden problem. Ten, który przyjdzie, będzie wiedział, że ma maksimum 8 lat, żeby się „nachapać”. To ma nas cieszyć? Żeby wierzyć w szczere intencje PiS, musieliby też przyjąć drugą ustawę. Że tak samo jest w przypadku posła – dwie kadencje i koniec. Niech przyjdą nowi, z nowymi pomysłami. Ale wtedy posłem nie mógłby być Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz, Mariusz Błaszczak, Jan Szyszko Krystyna Pawłowicz i wielu innych. Jakoś na taki pomysł PiS nie wpada. Ale wywalić najlepszych prezydentów śląskich miast? Czemu nie? DD

n Czy ktoś może twierdzić, że nie ukradziono pomysłu?

N

ie tylko premier Beata Szydło w Brukseli pokazała., że Polska nie rozumie prawa. Także histeria wokół niemieckiego pozwu o naruszenie dóbr autor-

skich. Nawet jeśli chodzi o … Adolfa Hiltlera. „Fundacja Miast i Wsi” postawiła sobie szczytny cel – wyjaśnienie Europie, że obozy koncentracyjne III Rzeszy nie

były polskie, lecz niemieckie. Z tym, że wykonanie było już typowo polskie. Bo gdy billboardy na przyczepach ruszyły z tym przekazem po Europie, ukradziono prawa autorskie.

Polskie media jęczą, że Niemcy chronią wizerunek Hitlera. A to nieprawda. One chronią grafika, który stworzył własną wizję twarzy Hitlera. Dzieło autorskie! Narysował je – za spore honorarium – na okładkę książki „On wrócił” T. Vernesa. „Fundacja miast i wsi” wzięła cudzy rysunek, zrobiła z tego billboard i się dziwi, że i autor rysunku i wydawnictwo, które za rysunek zapłaciło, uważają, że zostali okradzeni! W polskich mediach burza, że Niemcy bronią upubliczniania wizerunku Hitlera. Niemieccy prawnicy spokojnie: nie chodzi o Hitlera, tylko o autorski, a ukradziony, rysunek. Do ujadania na Niemców włączyła się nawet Telewizja Publiczna, dużo mówiąca o wizerunku. Czy oni nigdy nie zrozumieją, że pozytywnt wizerunek buduje się też przestrzegając prawa. Prawa autorskiego też? MP


3

marzec 2017r.

Separatyści w Katowicach Narodowcy lada dzień zrobią dym, że w Katowicach odbywa się sabat czarownic, czyli europejski kongres separatystów. Ci, którzy spotkają się tu w dniach 30 marca – 1 kwietnia są jednak w większości takimi samymi separatystami, jak czarownicami. Bo Wolny Sojusz Europejski (European Free Alliance) tylko w niewielkim stopniu skupia separatystów. Którzy zresztą do niepodległości swoich ojczyzn dążą drogą zgodną z prawem.

E

FA – przemilczana w polskich relacjach z Brukseli, to organizacja poważna, mająca 12 europejskich parlamentarzystów.

SERCE REGIONALIZMU ZABIJE W KATOWICACH

Całkiem niedawno Wrocław był Europejską Stolicą Kultury. Przez cały rok. Katowice będą europejską stolicą regionalizmu tylko trzy dni. Ale za to prawdziwą – zjadą się tu goście z dwudziestu krajów i czterdziestu organizacji, regionalistycznych, autonomicznych, separatystycznych. Debatować nad wspólnymi celami na przyszłość. Nad Europą stu flag, w tym oczywiście też flagą śląską. W XX wieku kongresy Wolnego Sojuszu Europejskiego odbywały się zawsze w Brukseli, europejskiej stolicy. Jednak od kilkunastu lat jest zwyczaj, że gospodarzami jest któryś z członków tej organizacji. Dwa lata temu był na Korsyce, w zeszłym roku na pobliskich Łużycach, tym razem gospodarzem jest Ruch Autonomii Śląska. Bo to jedyna organizacja z Polski, która do EFA należy, chociaż od niedawna status obserwatora – poprzedzający zazwyczaj członkostwo – ma też Kaszëbskô Jednota.

czyn – w Katowicach się nie zjawi. Organizacje stawiają też sobie różne cele. No i trudno wskazać w Europie większy albo chociaż średni kraj, w którym nie ma przynajmniej jednej organizacji należącej do EFA. Zza naszej zachodniej granicy są cztery (Bawarczycy, Łużyczanie, Fryzowie i Duńczycy ze Szlezwika-Holsztyna), zza południowej jedna (Morawianie). Z Hiszpanii jest aż siedem organizacji, z Francji sześć, z Włoch pięć. Wskazuje to wyraźnie, że RAŚ nie jest w Europie żadnym ewenementem, a raczej normą. Chociaż każda z organizacji w EFA stawia sobie nieco inne cele, jest w trochę innym miejscu ich realizacji. Można by je podzielić na trzy nurty. Do pierwszego należą Katalończycy czy Szkoci. Ci, którzy mają własną autonomię, ale dążą do niepodległości swoich krajów. Są to zarazem organizacje w EFA najpotężniejsze, to z nich wywodzą się zazwyczaj należący do EFA eurodeputowani. Typowym reprezentantem drugiej, największej grupy jest właśnie RAŚ. To organizacje, które nie mają ambicji niepodległościowych dla swoich regionów. Chodzi im o albo uzyskanie, albo poszerzenie autonomii. Rozumianej zresztą bardzo róż-

RAŚ nie jest w Europie żadnym ewenementem, a raczej normą. Chociaż każda z organizacji w EFA stawia sobie nieco inne cele, jest w trochę innym miejscu ich realizacji EFA jest organizacją poważną, ma 12 eurodeputowanych. Połowa z nich zjawi się w Katowicach. Gośćmi kongresu będą też inni europarlamentarzyści (na przykład Marek Plura), polscy posłowie, politycy ze śląskich samorządów. Zaproszono jednak wybranych, a nie wszystkich. Tych, którzy mogą coś do obrad wnieść, którzy choć trochę rozumieją ducha regionalizmu, a przynajmniej mają o nim jakiekolwiek rzetelne pojęcie. No i trudno się dziwić, bo co zebranym miałby do powiedzenia choćby poseł Pięta? Że wszyscy stanowią jakieś podejrzane organizacje? Albo że powinno się z nimi rozmawiać tylko za pośrednictwem prokuratora?

RÓŻNE ORGANIZACJE, RÓŻNE CELE Kongres będzie trwał trzy dni, od 30 marca do 1 kwietnia. Ogółem weźmie w nim udział około 200 osób, z czego jednak większość to goście, bo delegatów zapewne 40. Każda organizacja ma jednego, a zrzeszonych w EFA jest 46. Przy czym kilka – z różnych przy-

nie, jednych interesuje polityczna autonomia regionu, innych tylko kulturowa albo gospodarcza. Albo ochrona języka, własnej kultury. Trzecia grupa to mniejszości narodowe, mające swoje własne państwa ale żyjące w innych. Do EFA należą Duńczycy z Niemiec (Szlezwik-Holsztyn) i Niemcy z Danii (duńskiej części Szlezwiku). Obie one cieszą się swobodą działania mniejszości na swoim terenie, ale uważają, że przynależność do Europy Stu Flag jest dla nich korzystna. Dziwnym trafem potrzeby przynależności do EFA nie odczuwa polska mniejszość na Litwie, która podobno boryka się tam z problemami. A przecież Litwa należy do Unii Europejskiej, zaś EFA ma w niej spore możliwości nacisku. - Każdy z naszych eurodeputowanych reprezentuje swój region, ale reprezentuje też wszystkich członków organizacji. To właśnie eurodeputowani EFA podnosili podczas debaty o Polsce problem nie uznawania narodowości śląskiej czy ostatnio poszerzenia granic Opola – wyjaśniają w brukselskim biurze EFA.

WEDŁUG SPYRY ZAGROŻENIE Piotr Spyra, sztandarowy wróg RAŚ-u nie omieszka oczywiście uznawać kongresu EFA za zjazd separatystów i uważa, że stanowi on dla Polski jakieś zagrożenie. „Katowickie zgromadzenie European Free Alliance (z RAŚ-em w roli gospodarza) będzie zapewne jawną pró-

nach i powiatach województw opolskiego i śląskiego. Jak można nie zajmować się polityką, piastując z założenia polityczne funkcje i stanowiska? Czyż walka o granice Opola, prowadzona przez mniejszość niemiecką, nie jest grą polityczną? Mniejszość niemiecka na Śląsku zachowuje się po prostu tchórzliwie. Do tego stopnia, że to właśnie RAŚ, a nie ona, jest wskazywany przez polskich narodowców, jako reprezentant (urojo-

Każdy z naszych eurodeputowanych reprezentuje swój region, ale reprezentuje też wszystkich członków organizacji. To właśnie eurodeputowani EFA podnosili podczas debaty o Polsce problem nie uznawania narodowości śląskiej czy ostatnio poszerzenia granic Opola bą ingerencji w wewnętrzne sprawy Polski. Mnie ciekawi, jak do tego wydarzenia ustosunkuje się Platforma Obywatelska i kto poniesie ryzyko wynajęcia pomieszczeń konferencyjnych organizatorom tej kontrowersyjnej imprezy” – pisze. Trudno powiedzieć, jakie to zagrożenie może nieść kongres organizacji, która we wszystkich krajach działa z poszanowaniem ich prawa. I czemuż to EFA jest kontrowersyjna? Jakoś w Europie nie słychać, by jej działacze wywoływali skandale, co polskim eurodeputowanym (Janusz Korwin-Mikke choćby) czy polskiemu rządowi się zdarza. Co ciekawe, na zaproszenie zdominowanego przez PiS polskiego sejmu przyjeżdża ta sama serbołużycka organizacja, która należy do EFA. Widać jako członek EFA stanowi zagrożenie, ale jako słowiańska organizacja w Niemczech jest miłym gościem… Zresztą ciesząca się w Niemczech znacznie większymi swobodami, niż Ślązacy w Polsce. Tam na tablicach można choćby znaleźć nazwy miejscowości po łużycku – u nas po śląsku jakoś nie. Zresztą kawałek Łużyc leży też na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. I po 70 latach od nastania tam Polski, po Łużyczanach nawet śladu nie ma. W Niemczech działają.

ZMIERZYĆ SIĘ Z FOBIAMI Do EFA nie należy za to mniejszość niemiecka ze Śląska. Bo Wolny Sojusz Europejski to organizacja polityczna, a nasi Niemcy twierdzą, że się w politykę angażować nie zamierzają. To jakiś absurd w przypadku organizacji, która w polskim sejmie ma swoich posłów, która ma radnych w sejmiku opolskim, swoich burmistrzów, wójtów, radnych w gmi-

nych zresztą) interesów Niemiec w naszym regionie, zakamuflowana opcja niemiecka. I z tymi fobiami musi się mierzyć, a kongres EFA może być w tym bardzo pomocny. Nikt bowiem we Włoszech nie uznaje Unii na Rzecz Tyrolu Południowego (członek EFA) za zakamuflowaną opcję niemiecką, podobnie jak we Francji Unii Ludu Alzackiego (członek EFA) – chociaż obie te organizacje mają kulturowo przynajmniej tak samo blisko do Niemiec, jak RAŚ. Organizatorzy wierzą, że dzięki kongresowi uda się opinię publiczną, przynajmniej na Śląsku, bardziej oswoić z faktem, iż autonomiczne dążenia europejskich regionów są czymś normalnym, zwyczajnym, i w żaden sposób nie zagrażają państwu, którego są częścią. Henryk Mercik, wiceszef RAŚ i wicemarszałek województwa śląskiego mówi: - Przyjadą do nas Szkoci, którzy rządzą u siebie, i Walijczycy, którzy w Walii są dru-

WALIJSKA DROGA Walijczycy są dla RAŚ-u ciekawym przykładem. Gdy zakładali Plaid Cymru, w 1925 roku, język walijski był prawie zapomniany, kultura też. Region podobny gospodarczo do Śląska (kopalnie, huty) pełen był imigrantów z całej Wielkiej Brytanii i nie tylko. Od 1925 roku Plaid Cymru walczył o odrodzenie języka, o autonomię dla regionu. Autonomię Walia uzyskała w roku 1997, po siedemdziesięciu latach starań! A język walijski jest dziś po prostu obecny w życiu publicznym. Oni mają ponad 90 lat, RAŚ ledwie 27. Ich droga i doświadczenia są dla nas bezcenne. Choćby dlatego warto należeć z nimi do wspólnej organizacji – przekonują działacze RAŚ-u. Bo przynależność do EFA to dla tej niezbyt zamożnej organizacji spore wyrzeczenia, składka członkowska to jedna z najpoważniejszych pozycji w budżecie RAŚ-u.

KONGRES NUDNY I CIEKAWY Kongres, którego RAŚ jest organizatorem, będzie się składał z dwóch części. Jedna – ta główna - dla postronnych obserwatorów będzie zwyczajnie nudna. Przyjęcie sprawozdania za ubiegły rok, uchwalenie budżetu na bieżący, wybór nowych władz. Znacznie ciekawsza będzie część otwarta, dyskusyjno-naukowa. Mówić się będzie o ruchach politycznych w Europie, o kierunku, w jakim według EFA powinna zmierzać Europa. I jej regiony. Trudno powiedzieć, czy kongres EFA przygotuje jakąś rezolucję w sprawie autonomii dla Śląska, nieuznawania przez Polskę języka czy narodowości śląskiej. Dowiemy się o tym dopiero w jego trakcie.

Czemuż to EFA jest kontrowersyjna? Jakoś w Europie nie słychać, by jej działacze wywoływali skandale, co polskim eurodeputowanym (Janusz Korwin-Mikke choćby) czy polskiemu rządowi się zdarza gą siłą polityczną. Przyjadą też przedstawiciele niewielkich narodów, które nie mają własnych państw i nie zgłaszają takich ambicji. Chcą po prostu móc trwać w swojej tożsamości, jak my. Chcemy to Polsce pokazać. Chociaż z tym chceniem sprawa jest dziwna. Bo RAŚ nic nie robi, by kongres nagłośnić. Chyba boi się trochę zadym narodowców, jeśli impreza stanie się powszechnie znana. Ale jak coś można nagłaśniać, siedząc zarazem cicho?

Jeśli się to nie zdarzy, Piotr Spyra będzie pewnie bardzo zawiedziony, że wbrew jego obawom EFA nie wtrąca się w wewnętrzne polskie sprawy. Jeśli się zdarzy, to pewnie trudno mu będzie zrozumieć, że wewnętrzne polskie sprawy są zarazem wewnętrznymi sprawami Europy i Europejczycy mają prawo zabierać w nich głos. Zwłaszcza eurodeputowani, którzy będąc z EFA są zarazem eurodeputowanymi Ruchu Autonomii Śląska. Dariusz Dyrda


4

marzec 2017r.

Autonomia tak, a Z dr hab. MAŁGORZATĄ MYŚLIWIEC rozmawia Dariusz Dyrda

n Dr hab. Małgorzata Myśliwiec jest politologiem, pracownikiem Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego, adiunktem w Zakładzie Systemów Politycznych Państw Wysoko Rozwiniętych. Szczególne obszary jej naukowych zainteresowań to system polityczny Hiszpanii, teoria i praktyka współczesnych nacjonalizmów, teoria i praktyka współczesnej demokracji.

- RAŚ ostatnio posługuje się hasłem „autonomia to normalność”. Czy autonomie to rzeczywiście w Europie normalność i czy chociażby przypadek Katalonii czy Szkocji nie dowodzi, że autonomia jest jednak pierwszym krokiem do dążeń niepodległościowych? - W moim przekonaniu takie założenie nie jest prawdziwe. Zarówno bowiem przypadek Katalonii, jak i Szkocji jest zdecydowanie bardziej złożony. Tendencje odśrodkowe w Katalonii były wyraźnie widoczne już w latach 30. XX wieku. Trudna sytuacja polityczna i ekonomiczna Hiszpanii w drugiej połowie XIX wieku nie przyczyniła się do zbudowania koncepcji silnego narodu hiszpańskiego, a raczej spowodowała utrwalenie nacjonalizmów peryferyjnych, takich jak kataloński, czy baskijski. Katalonia po raz pierwszy otrzymała autonomię w ramach państwa hiszpańskiego w 1932 roku. I to rozwiązanie można uznać za niekorzystne z punktu widzenia interesu całego państwa. Ustanawianie bowiem we współczesnym państwie demokratycznym jakichkolwiek przywilejów zwykle kończy się źle i powoduje wewnętrzne napięcia.

politycznej układanki narzuconej obywatelom przez ogólnopaństwowe partie polityczne, a rozwiązaniem zgodnym z wolą ich mieszkańców. Dzięki autonomii wiele regionów dokonało imponującego skoku cywilizacyjnego. Wyraźnie zatem widać, że jej zastosowanie jako formy decentralizacji całego państwa było świetnym projektem politycznym. - Ale Katalonii autonomia najwyraźniej nie wystarcza, jest tam duże parcie na suwerenność.

- Czyli autonomię powinny dostawać wszystkie chętne regiony a nie jeden? - Przyznanie autonomii tylko jednemu lub kilku regionom, charakteryzującym się szczególnymi odrębnościami, jest właśnie przyznaniem przywileju. Czyli, niejako, inni mają gorzej. Zupełnie inaczej w Hiszpanii sytuacja przedstawia się dzisiaj. W procesie transformacji ustrojowej po śmierci generała Franco w Hiszpanii zadecydowano, że autonomia zostanie przyznana wszystkim regionom państwa. Co więcej: przyznano ją poszczególnym regionom zgodnie z wolą obywateli zainteresowanych tworzeniem danej wspólnoty. Innymi słowy w Hiszpanii aktualna mapa regionów autonomicznych nie jest wynikiem

- A Szkocja? - Szkocja? Tylko niski poziom wiedzy na temat relacji pomiędzy tym regionem i Londynem może skłaniać do wysnucia wniosku, że głównym problemem jest tu autonomia. Proszę pamiętać, że w referendum przeprowadzonym 18 września 2014 roku pytanie o niepodległość nie leżało w polu politycznych zainteresowań Szkotów.

nie o niepodległość, doprowadziły przecież elity centralne. Innym problemem jest kwestia referendum niepodległościowego, planowanego obecnie przez szkocki rząd. Podstawą takich działań jest decyzja Brytyjczyków o opuszczeniu Unii Europejskiej, czemu we wspólnym referendum przeciwni byli Szkoci. To znowu tak naprawdę nie będzie pytanie o niepodległość Szkocji, tylko czy Szkocja woli pozostać w Unii czy w Wielkiej Brytanii. Ta sprawa pokazuje jak

W realiach zjednoczonej Europy regiony posiadające swoje organy przedstawicielskie biorą pod uwagę nie tylko relacje ze stolicami państw, w ramach których aktualnie funkcjonują, ale także relacje z instytucjami Unii Europejskiej - Relacje pomiędzy Katalonią i politycznym centrum to temat zdecydowanie bardziej skomplikowany, aby w prosty sposób można było powiedzieć, że wszystkiemu jest winna autonomia.

- Co takiego? - Właśnie tak. Chodziło im zasadniczo o uzyskanie znacznie szerszych uprawnień fiskalnych (tzw. devo-max), ale w ramach Zjednoczonego Królestwa. Do przeprowadzenia referendum, w którym padło pyta-

złożony jest to problem. W realiach zjednoczonej Europy regiony posiadające swoje organy przedstawicielskie biorą pod uwagę nie tylko relacje ze stolicami państw, w ramach których aktualnie funkcjonują, ale także relacje z instytucjami Unii Europejskiej. - Ale z tego wynika, że nadanie jednemu Śląskowi autonomii w Polsce rzeczywiście mogłoby budzić podobne napięcia. - Można się spodziewać, że tak właśnie by było. Proszę zwrócić uwagę jak obywatele podchodzą do kwestii przywilejów dla jakiejkolwiek grupy, np. górników, służb mundurowych, czy nauczycieli. Należy sobie powiedzieć wprost: każdy przywilej w państwie demokratycznym, które powinno opierać się między innymi na zasadzie równości, to zwykle przyczyna poważnego konfliktu. Zupełnie inaczej sprawa przedstawia się jednak, gdy autonomia jest rozumiana jako forma decentralizacji całego państwa. Auto-

Negocjacje nad zapadniętą klamką W

ładze Opola zerwały prowadzone przez mediatora negocjacje z protestującymi z Dobrzenia Wielkiego. Chodzi oczywiście o powiększenie Opola kosztem tej gminy. Sprawę opisywaliśmy obszernie, rząd RP podejmując w ubiegłym roku tę decyzję zlekceważył opinię samych mieszkańców. A w naszym odczuciu także kilka ustaw, przede wszystkim o mniejszościach narodowych, gdzie jest wyraźnie zapisane, iż nie wolno dokonywać zmian administracyjnych, jeśli zachwieją one proporcjami narodowościowymi. W gminie Dobrzeń Wielki Niemcy stanowili ponad 20%, więc korzystali z przywilejów gminy mniejszościowej. Trafiając do Opola, stają się w nim mniejszością w okolicach 1-2 procent. Niemniej jednak rząd podjął decyzję, że Opole od 1 stycznia przyłącza kilka sąsiednich wsi, a w gminie Dobrzeń Wielki rozpoczęła się głodówka pod hasłem „Cała gmina zawsze razem”. Głodujący obiecywali ustąpić po spotkaniu z ministrem administracji lub premierem. Do spotkania z ministrem doszło i ustalono na nim, że Dobrzeń Wielki i Opole podej-

mą mediację, a prowadzić ją będzie mecenas Aneta Gibek-Wiśniewska.

Z MASZERUJĄCYMI NIE GADAM! I to właśnie ona 22 marca poinformowała, że prezydent Opola Arkadiusz Wiśniewski zerwał negocjacje. Pani mece-

władzami Dobrzenia rozmawiać. Poszło mu otóż o … manifestację Marsz Samorządności, która w niedzielę 19 marca miała miejsce w tym mieście. A dotyczyła właśnie sposobu załatwienia powiększenia Opola. W Marszu wzięło udział wielu przedstawicieli regionalnych bądź ogólnopolskich organizacji, jak chociażby sekretarz Ruchu Autonomii Ślą-

się zwieść hasłom, że już nie warto protestować, że to nie ma sensu. Wierzę, że w tej sprawie rząd może decyzję cofnąć Tymczasem prezydentowi Opola poszło właśnie o to, że osoby uczestniczące w mediacjach wzięły zarazem udział w Marszu protestując przeciw powiększaniu Opola. Bo twierdzi, że uczestnicy mediacji nie mogą jednocześnie protesto-

Opole chciało wynegocjować stawki, które przekaże Dobrzeniowi, Nieoficjalnie dowiadujemy się, że ostatnia propozycja Opola to 9 milionów w pierwszym roku a w kolejnych dwóch po 6 milionów. Sęk jednak w tym, że druga strona patrzy na sprawę inaczej. Chodzi jej nie o pieniądze, a o ludzi nas wprawdzie nie wyklucza, że można do nich wrócić, ale jak na razie sprawa utknęła w martwym punkcie. Ministerstwo zaś informuje, że prezydent Wiśniewski dokonał tego ruchu bez porozumienia z wojewodą, czyli przedstawicielem rządu w terenie. Zdumiewający jest powód, dla którego prezydent przestał z protestującymi i

ska Natalia Pińkowska czy Adam Zandberg z partii Razem, oraz liczni działacze KOD-u. - Jesteśmy w tej sprawie z mieszkańcami Dobrzenia od wielu miesięcy. Bo nie wolno ignorować społecznych konsultacji, nie wolno w tak arogancki sposób traktować lokalnej społeczności – mówił na Marszu Zanberg. I dodał: - Nie dajcie

wać przeciw decyzjom, w kwestii których „klamka już zapadła”.

JEDEN O FORSIE, DRUDZY O PRYNCYPIACH Sęk w tym, że druga ze stron uczestniczących w mediacji wcale tak nie uważa. Bo cóż by to były za mediacje, gdyby

nie mogły zmienić decyzji. Zwłaszcza, że minister zapewniał, iż zaakceptuje każdy konsensus, który strony wypracują. Czyli powrót do stanu sprzed 1 stycznia 2017 też. Tymczasem władze Opola chcą ograniczyć negocjacje do kwestii finansowych. Do tego, jakie kwoty w ramach rekompensaty Opole przekaże Dobrzeniowi Wielkiemu. Gmina ta na zmianie granic bardzo bowiem finansowo straciła. Przede wszystkim dlatego, ze od 1 stycznia już nie w niej, lecz w Opolu leży elektrownia Opole, płacąca rocznie około 20 milionów podatków lokalnych. Tak więc na zmianie granic Dobrzeń te 20 milionów stracił. Dlatego Opole chciało wynegocjować stawki, które przekaże Dobrzeniowi, Nieoficjalnie dowiadujemy się, że ostatnia propozycja Opola to 9 milionów w pierwszym roku a w kolejnych dwóch po 6 milionów. Sęk jednak w tym, że druga strona patrzy na sprawę inaczej. Chodzi jej nie o pieniądze, a o ludzi, Protestujący mówią, że nie chodzi o pieniądze i gmina da sobie radę z rocznym budżetem rzę-


5

marzec 2017r.

ale dla wszystkich nomia dla wszystkich i zgodnie z wolą mieszkańców wspólnot terytorialnych to dobry projekt polityczny. - Ale bywa i pojęcie „autonomii kulturalnej” czyli po prostu otaczanie jakiejś grupy etnicznej opieką państwa. Choćby Fryzowie w Niemczech, Holandii, Danii. Czy i to budzi konflikty w państwach zachodniej Europy? - Owszem. Ale inaczej wygląda sytuacja, w której państwo otacza opieką wszystkie grupy, których członkowie posiadają własną tradycję i kulturę, i chcą ją zachować, niż wówczas gdy takie prawo przyznaje się tylko wybranym grupom, przy jednoczesnym odmawianiu tego prawa innym. W tej drugiej sytuacji ryzyko pojawienia się lub nasilenia konfliktu jest znacznie wyższe. - A ile państw stosuje taktykę podobną jak Polska, inną miarą mierząca Ślązaków a inną Kaszubów? Bo owszem mamy Francję, która mniejszości etnicznych nie uznaje dla zasady, ale Polska nie uznając wprawdzie Kaszubów, uznała ich język... - I tu właśnie mamy zderzenie dwóch koncepcji: nacjonalizmu politycznego i kulturowego. Dobrym przykładem zastosowania pierwszego z nich jest przywołana w pytaniu Francja. W tym państwie przyjmuje się, że wszyscy obywatele są równi wobec prawa i nie ma powodu, aby dokonywać ich politycznych podziałów na odrębne grupy etniczne. Zgodnie z założeniami tej koncepcji jednostkę łączy z państwem więź prawna o nazwie obywatelstwo, a nie zespół takich czynników jak język, wyznanie, odrębna tradycja, czy kolor skóry. To rzecz zupełnie niezależna od tego, że każdy obywatel ma prawo identyfikować się z określonym wzorcem kulturowym i państwo – o ile wszystko jest zgodne z przepisami francuskiego prawa - nie przeszkadza mu w jego pielęgnowaniu. Sprawy zdecydowanie bardziej kompliku-

du 50 a nie – jak dotychczas – 70 milionów. Są gotowi przystać na przeniesienie do Opola samej elektrowni, ale nie kilku wsi leżących koło niej. I oni chcieli właśnie to negocjować, a nie wysokość „odszkodowania”.

GRALI NA PRZECZEKANIE! - Widać już, na co grał opolski ratusz. Liczył, że z czasem emocje u nas opadną a ludzie pogodzą się ze zmianą granic. Ale dla nas hasło „cała gmina zawsze razem” jest tak samo aktualne, jak wówczas gdy podjęliśmy głodówkę. Teraz, gdy mediacje zostały zerwane, możemy wrócić do protestów – mówi Janusz Piontkowski, uczestnik styczniowej głodówki i członek grupy mediacyjnej. Zapewne znów więc dojdzie do blokowania obwodnicy Opola. Zresztą oliwy do ognia dolał fakt, że w trakcie mediacji uczestników poprzedniej blokady postawiono przed sądem. - Głodówkę, którą rozpoczęliśmy 26 grudnia zawiesiliśmy 11 stycznia, na czas rozmów. Prezydent Wiśniewski zerwał negocjacje, więc nie wykluczone, że wrócimy do zawieszonej głodówki, bo mamy poczucie głębokiej niesprawiedliwości – dodaje Piontkowski.

ją się, gdy państwo zaczyna bazować na założeniach nacjonalizmu kulturowego, a jego elity centralne rościć sobie prawo do nazywania i wyróżniania poszczególnych grup. Kiedy politycznie zaczyna się decydować za obywateli kto jest mniejszością, a kto nie i do czego wobec tego ma prawo, to mamy gotowe zarzewie konfliktu. Odpowiadając na pytanie gdzie w Europie stosuje się podobną strategię nieuznawania najliczniejszej mniejszości występującej na terytorium państwa i deklarującej odrębną tożsamość oraz gdzie odmawia się takiej mniejszości wsparcia państwa w procesie zachowania ich kulturowego dziedzictwa, trudno mi znaleźć dobry przykład w skonsolidowanych demokracjach. Takie zachowania cechują raczej państwa, których tradycja demokratyczna nie jest raczej imponująca. - Czyli Polskę? - Biorąc pod uwagę fakt, że Polska nie istniała przez cały okres XIX wieku, a nasze doświadczenia z regułami państwa demokratycznego w nowoczesnym wydaniu to 20 lat okresu międzywojennego i ćwierć wieku po obradach „okrągłego stołu”, to raczej nie można tego porównać ze znacznie dłuższą i nieprzerwaną tradycją francuską, czy brytyjską. - Czy więc przypadkiem te lęki przed mniejszościami nie biorą się właśnie w wynikającym z zaborów lęku o polską państwowość oraz faktem, że mniejszości w 1939 roku pokazały brak zaangażowania w polską państwowość? Więc dziś dla nacjonalistów są po prostu elementem niepewnym, który należy zwalczać? - Niewątpliwie problem przerwanej ciągłości istnienia państwa polskiego, miał miejsce w stuleciu kluczowym dla kształtowania się nowoczesnych państw i adaptacji zasad działania państw demokratycznych, do dziś wpływa na polskie postrzeganie wielu kwestii o znaczeniu politycznym.

- Czy kongres EFA, który pod sam koniec marca odbędzie się w Katowicach ma szanse zmniejszyć te lęki, czy raczej je jeszcze bardziej rozbudzić. Zjadą się do Katowic nie tylko autonomiści ale i separatyści. - Już marszałek Piłsudski, który jest wzorem dla wielu przedstawicieli politycznego centrum mawiał,

- Tak postawione pytanie przypomina mi nieco zaściankowe podejście do życia z obawą w stylu: „Co ludzie powiedzą?”. To, że obecny obóz władzy nie jest przychylny sprawom śląskiej tożsamości, wiadomo od dawna i trudno się spodziewać, aby zjazd EFA mógł cokolwiek w tej sprawie zmienić. Ponadto nie wiem, czy po wyemitowanym 15 lutego 2017 roku w TVP1 programie pani redaktor Anity Gargas cokol-

Po co podejmować poważną rozmowę w przestrzeni publicznej na temat decentralizacji władzy publicznej, skoro po pierwsze mało które środowisko polityczne posiada osoby kompetentne do podjęcia takiej dyskusji, a po drugie byłoby to z pewnością działanie mniej efektowne niż publiczne rzucenie kilku haseł straszących separatyzmem. Prędzej zatem spodziewam się budowania nastroju grozy wokół zjazdu EFA, niż rzetelnej debaty. że z Polakami się nie rozmawia, a tworzy się im nastrój. Nie inaczej może być w przypadku zjazdu EFA w Katowicach. Po co – z tego punktu widzenia - podejmować poważną rozmowę w przestrzeni publicznej na temat decentralizacji władzy publicznej, skoro po pierwsze mało które środowisko polityczne posiada osoby kompetentne do podjęcia takiej dyskusji, a po drugie byłoby to z pewnością działanie mniej efektowne niż publiczne rzucenie kilku haseł straszących separatyzmem. Prędzej zatem spodziewam się budowania nastroju grozy wokół zjazdu EFA, niż rzetelnej debaty. - Więc może tak naprawdę dla Ślązaków ten zjazd jest niekorzystny. Może zostanie użyty jako element nagonki wobec nas?

wiek może nas jeszcze bardziej zaskoczyć lub zniesmaczyć. - Czyli jednak kongres EFA w Katowicach jest dla śląskiej sprawy korzystny? - Wolny Sojusz Europejski to organizacja legalnie działająca na szczeblu europejskim, odwołująca się do zasad demokratycznych, a ponadto posługująca się wyłącznie metodami zgodnymi z przepisami prawa. Reprezentuje interesy polityczne podmiotów działających nie na szczeblu państwowym, lecz regionalnym. Wizyta delegatów EFA może więc pokazać, że w zjednoczonej Europie szczebel regionalnego decydowania politycznego jest niezwykle ważny i ma do odegrania rolę ważną zarówno społecznie, jak i politycznie. - Dziękuję za rozmowę.

Tymczasem prezydent Opola, ustami swojej rzecznik Katarzyny Oborskiej-Marciniak odpowiada językiem… Władysława Gomułki: - Panu Piontkowskiemu zależy na konflikcie i burzeniu, bo dzięki temu media się nim interesują. Piontkowski odpowiada: - Działamy, bo dzieje się nam krzywda. Myśmy się o te zmiany nie prosili. I nigdy nie zgadzałem się z opinią, że klamka już zapadła i nie można przywrócić granic sprzed 1 stycznia.

KLAMCE NIE ODPUSZCZAJĄ Zresztą nie tylko on tak uważa. Wójtowie gmin Dąbrowa, Dobrzeń Wielki, Komprachcice, Prószków i Turawa zamierzają złożyć wniosek do rządu o zmianę tamtej decyzji. Podpierając się wynikami konsultacji społecznych, w których od 94 do 99 procent uczestników opowiadało się przeciw przyłączeniu do Opola. A na fejsbukowym profilu , „Dobrzeń Wielki Protest”, czytamy: „Porzućcie nadzieję panowie z ratusza, że kiedykolwiek zostanie wam zapomniane osłabienie i podzielenie naszego regionu! Nie liczcie, że okradzeni, oszukani i znieważeni mieszkańcy naszej gminy kiedykolwiek odstąpią od prób odzyskania suwerenności w granicach sprzed 1 stycznia 2017!”

n Demonstracja z 19 marca była pretekstem do zerwania negocjacji. Wiceminister Spraw Wewnętrznych i Administracji Jarosław Zieliński też jakby zapomniał, że ministerstwo obiecało zaakceptować każdy wynik mediacji. Obecnie mówi: - Decyzja o zmianie granic została podjęta. Chodzi o to, żeby tego nie kwestionowano, bo jeżeli ciągle będzie walka o to, żeby wróciło status quo ante, to oczywiście trudno wtedy negocjować, czy prowadzić mediacje. (...) Ten fakt się stał. I ten fakt nie może być podważany, bo nie ma też powodów ani argumentów, by go podważać. No więc co tu negocjować, jeśli „Ten fakt się stał. I ten fakt nie może być podważany”. Uczestnicy głodówki, protestu-

jący nigdy nie twierdzili, że chodzi im o kasę od Opola, tylko zawsze o to, żeby rząd cofnął swoją decyzję z 19 lipca ubiegłego roku o poszerzeniu Opola. Jeśli ten fakt w negocjacjach nie ma być wcale brany pod uwagę, to nie mamy do czynie-

nia z żadnymi negocjacjami, tylko dyktatem. Kto jak kto, ale premier rządu, który tę decyzję podjął, Beata Szydło, słowo „dyktat” powinna świetnie rozumieć. Wszak sama tak chętnie go używa. Joanna Noras

Z INTERNECA: Z samej elektrowni nasza Gmina miała 20 milionów podatku. Od około 75 milionów budżetu w 2016 roku odliczając 20 milionów zostałoby nam około 55 milionów . Z TAKIM BUDŻETEM TEŻ DAMY RADĘ . NAJWAŻNIEJSI SĄ LUDZIE ! Ratusz robi wszystko żebyśmy wzięli proponowane przez nich na 3 lata pieniądze i w ten sposób chcą nam „zamknąć usta „ .Na to nie możemy się zgodzić ! CAŁA GMINA ZAWSZE RAZEM !!!


6

marzec 2017r.

Kolejny krok na drodze do likwidacji Górnego Śląska

Metropolia (prawie) faktem

Sejm RP, nie pytając mieszkańców o zdanie, zafundował nam, po latach zapowiadania, Metropolię Silesia. Opowiedziały się za tym prawie wszystkie kluby parlamentarne, co więcej twierdząc, że taka jest wola mieszkańców.

T

ym sposobem mamy kolejny etap rozszarpywania Górnego Śląska. Najpierw podzielono go na dwa województwa, opolskie (łącząc w jego granicach z ziemiami Dolnego Śląska i skrawka Wielkopolski) oraz śląskie – złożone niemal po połowie z ziem górnośląskich i małopolskich. Teraz przemysłowe centrum regionu zostanie ściślej połączone z małopolskim Altrajchem niż z resztą śląskich ziem, leżących w granicach województwa. Bo tak naprawdę do tego się metropolia sprowadza.

MAŁA KASA, MAŁA WŁADZA Nowy organizm będzie dysponował budżetem na poziomie 250 milionów złotych. To 9 razy mniej niż budżet miasta Katowice, trzy razy mniej niż Tychów, mniej niż Mysłowic, choć więcej niż Mikołowa. To nie będzie żadna metropolia, tylko usankcjonowany ustawą związek gmin, mających pewne wspólne zadania. Przy czym – mało ważne. Bo o rzeczywistych wspólnych przed-

sięwzięciach na dużą skalę, przy takim małomiasteczkowym budżecie, można zapomnieć. A przecież metropolia miała powstać jako supermiasto po to, by ta największa w Polsce aglomeracja miejska mogła konkurować z dużymi miastami, jak Warszawa czy Praga, o Krakowie i Łodzi już nie wspominając. Tymczasem – nic z tych rzeczy, szef tej „metropolii” nadal będzie petentem u prezydenta Katowic, Gliwic, Sosnowca, Tychów. Zupełnie inaczej sprawa wygląda z opracowywaną o wiele staranniej metropolią warszawską. Tam po pierwsze rzeczywiście przeprowadzane są konsultacje społeczne (choć PiS w pierwszej chwili też je olał) – po drugie budżet tej metropolii będzie sto razy większy, niż naszej. I tam prezydent metropolii będzie, z mandatu wszystkich wyborców, sprawował rzeczywistą nad nią władzę. U nas zarząd metropolii będzie miał jeszcze mniej do gadania, niż sejmik województwa śląskiego. O tych, którzy się więc radują z uchwalonej metropolii Silesia można powiedzieć tyle, że cieszą się jak głupi do sera. „Metropolia to realna szansa dla śląsko-zagłębiowskiej aglomeracji na rozwój oraz narzędzia pozwalające miastom bliżej współpraco-

wać” – jak mantrę powtarzają prezydenci śląskich miast. A jak dla nas oni się cieszą z faktu, że metropolia jest fikcją, nie powstało żad-

?

=

+

by metropolie powstawały w świecie po to, żeby autobusy lepiej jeździły, a nie żeby dawać regionowi impuls do rozwoju. Czy trzeba

momentu Knurów będzie bliżej związany z Dąbrową Górniczą, niż z Rybnikiem. Że Łaziskom będzie administracyjnie bliżej do Czeladzi,

Metropolia miała powstać jako supermiasto po to, by ta największa w Polsce aglomeracja miejska mogła konkurować z dużymi miastami, jak Warszawa czy Praga, o Krakowie i Łodzi już nie wspominając. Tymczasem – nic z tych rzeczy, szef tej „metropolii” nadal będzie petentem u prezydenta Katowic, Gliwic, Sosnowca, Tychów ne duże miasto, a jedynie nadbudówka mająca koordynować współpracę między nimi. O ile współpracować zechcą. No i podobno dzięki metropolii łatwiej koordynować transport publiczny. O tym transporcie pomysłodawcy metropolii bajdurzą już od 10 lat, tak jak-

tworzyć metropolię, żeby autobusy miały jeden bilet???

ŚLĄSKO-ZAGŁĘBIE… Tak więc naprawdę nowa ustawa nie zmienia nic. Poza jednym. Poza tym, że formalno-prawnie od tego

Zgodnie z ustawą, aby stworzyć metropolię, potrzebny jest zurbanizowany obszar zamieszkujący 2 000 000 ludzi. Tymczasem 27 miast, które mają ją tworzyć, ma ledwie ciut więcej, bo 2 032 000. Te miasta to: 13miast GZM (Bytom, Chorzów, Dąbrowa Górnicza, Gliwice, Katowice, Mysłowice, Piekary Śląskie, Ruda Śląska, Siemianowice Śląskie, Sosnowiec, Świętochłowice, Tychy i Zabrze) oraz Będzin, Bieruń, Czeladź, Knurów, Łaziska Górne Mikołów, Pyskowice, Radzionków, Tarnowskie Góry i Wojkowice. Liczba mieszkańców wzrośnie do 2 100 000 po dołączeniu miast wyrażających taką chęć, a faktycznie leżące w

niż Żor. Że Bieruń będzie urzędniczo bardziej z Będzinem, niż Pszczyną. Że ci, którzy do metropolii trafią staną się trochę mniej Śląskiem, a trochę bardziej śląsko-zagłębiem. I z tego mamy się cieszyć? Owszem, PiS postąpił w sprawie metropolii trochę mądrzej niż PO,

granicach aglomeracji : Gierałtowice, Imielin, Lędziny, Sławków. To jedyny, poza metropolią warszawską miejski obszar w Polsce, który ma dwa miliony ludzi. A podkreślenia dotyczą miast Zagłębia, pozostałe są śląskie. Jak widać stanowią one w ramach metropolii zdecydowaną mniejszość i ze śląskiego punktu widzenia wcale nie są w niej potrzebne. Gdyby je zastąpić Rybnikiem, Żorami, Wodzisławiem i ich okolicami oraz Jastrzębiem i Pszczyną – też byłoby dwa miliony bez problemu, a przecież to też aglomeracja miejska, oddzielona od Knurowa raptem 10 kilometrów.


7

marzec 2017r.

tropolia, do której należy Bieruń, a nie należy Chełm Śląski (przez który jedzie się z Bierunia do My-

Tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco słowic, Katowic, Altrajchu) jest nieco dziwaczna. Inna sprawa, jak się to ma do powiatów? Mikołów i Łaziska Górne będą częścią metropolii, a reszta powiatu nie. Podobnie w bieruńsko-lędzińskim i gliwickim. Jedne gminy są w metropolii, inne nie są. Metropolią, która będzie liczyć zapewne około 30 gmin, zarówno dużych miast, jak i miasteczek, rządzić ma 5-osobowy zarząd, wybierany przez zgromadzenie, w którym każda gmina ma jednego przedstawiciela. Zarówno liczące

dzie kolejną urzędniczą niepotrzebną strukturą.

INTEGRACJA CZYLI URAWNIŁOWKA Bo transport – najważniejsze zadanie metropolii –przy dobrej woli włodarzy miast da się przecież zorganizować i bez niej. Podobnie jak – należące do najważniejszych zadań metropolii współdziałanie w ustalaniu budowanych tu dróg krajowych i wojewódzkich. Czy obecne prawo zabrania prezydentom miast tego współdziałania? A teorie ministra Mateusza Morawieckiego, że 5% udziału w PIT (właśnie to 250 milionów budżetu), to pieniądze prorozwojowe, można potraktować jako żart. Na przykład metro łączące jeden koniec metropolii z drugim kosztowałoby przynajmniej z 7-8 miliardów, czyli dochody tej metropolii z … 30 lat. I to zakładając, że nie wydaje ani grosza na tabuny urzędników, limuzyny itd. Tak więc nie ma żadnego sensu powoływania takiej metropolii. Poza jednym. Właśnie tym, aby coraz bardziej zamazywać granice Śląska, aby kojarzony z nim był bardziej Sosnowiec, niż Opole. Aby w Polsce nikt poza gronem śląskich (i zagłębiowskich) regionalistów nie wiedział, gdzie ta kraina leży. Bo jeśli rozwodni się Śląsk to znikną i Ślązacy.

Nowa ustawa nie zmienia nic. Poza jednym. Poza tym, że formalno-prawnie od tego momentu Knurów będzie bliżej związany z Dąbrową Górniczą, niż z Rybnikiem. I z tego mamy się cieszyć?

i uznał, że obszar metropolii musi zamieszkiwać przynajmniej 2 miliony ludzi. W ustawie PO było to raptem pół miliona, ale co to we współczesnej Europie za metropo-

lia, 500 tysięcy mieszkańców? Trochę większe miasto i tyle. Żeby jednak nasza metropolia miała tyle, i tak trzeba ją trochę poszerzyć. Do pierwotnie pla-

Już 10 lat temu grono naukowców z Katowic, Opola i Wrocławia napisała list otwarty, w którym protestowała przeciw nazwaniu tej metropolii Silesia. Oto jego obszerne fragmenty: (…) wyrażamy głębokie zaniepokojenie z uwagi na promowaną w lokalnych mediach nazwę „Silesia” dla powstającej aglomeracji katowickiej. Chcielibyśmy zwrócić uwagę, że nieporozumieniem jest rezerwowanie historycznej nazwy całego regionu dla administracyjnego wyodrębnienia jedynie jego fragmentu. Jest to tym bardziej niezrozumiałe, że proponowane określenie ma służyć w tym wypadku do wyróżnienia grupy miast, w skład której wchodzą również miasta pozostające poza historycznymi granicami Śląska We wszystkich encyklopediach świata termin Silesia Śląsk funkcjonuje jako nazwa krainy historyczno-geograficznej ze stolicą we Wrocławiu. Przez wieki mianem Śląska określano cały region, wewnętrznie podzielony na Dolny Śląsk i Górny Śląsk. Bardzo często jednak utożsamiano Śląsk z częścią stołeczną - dolnośląską. Sytuacja uległa zmianie

nowanej dołączyły więc Mikołów, Knurów, Łaziska, Bieruń – co zresztą jest oczywiste, bo wszystkie te miasta stanowią część aglomeracji katowickiej. Chociaż Me-

w okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, kiedy z powodu lęków antyniemieckich Śląskiem zaczęto nazywać jedynie przemysłowy okręg, znajdujący się już przed II wojną światową w granicach Polski. Dla osób spoza kraju te wewnętrzne motywy są niezrozumiałe. W opracowaniach naukowych i przewodnikach termin Silesia - Śląsk odnosi się w głównej mierze do obszaru Dolnego Śląska, przemysłowy okręg natomiast kojarzony jest z Katowicami. Wierzymy, że aglomeracja katowicka, jako silny zespół miast, ma wszelkie szanse na sukces gospodarczy. Apelujemy do jej twórców i entuzjastów, by obrali nazwę najbardziej odpowiednią dla jej promocji, pozostającą w zgodzie z historią i obowiązującym nazewnictwem geograficznym. Śląskość naszego regionu jest naszym wspólnym dziedzictwem. Nie rozmieniajmy go na drobne! List ten podpisał (wśród 30 naukowców) także lider RAŚ Jerzy Gorzelik oraz wybitny historyk sztuki prof. Irma Kozina, najbardziej znany śląski politolog Tomasz Słupik oraz prof. Jan Miodek.

300 000 Katowice, jak i 15 000 Lędziny. Aby tę dysproporcję nieco zniwelować, w zgromadzeniu ma obowiązywać zasada podwójnej większości. To znaczy za jakąś sprawą musi zagłosować więcej niż połowa gmin, reprezentująca zarazem więcej niż połowę mieszkańców. Będzie to zapewne sprawa częstego pata, gdy większość głosujących będzie reprezentować mniejszość mieszkańców – i pewnie co chwilę ważne uchwały nie będą podejmowane ani w tę stronę, ani w tamtą. Za to każdego miesiąca pójdą wypłaty dla zarządu i ich setek urzędników. Metropolia bę-

Zwolennicy metropolii mówią, że już czas zapomnieć o historycznych podziałach i się integrować. I nawet jeśli to prawda, to pytanie brzmi na czyich zasadach. Bo Polacy głośno domagają się, że arabscy imigranci, nawet jeśli trafiają do Europy, to mają się integrować wokół wartości europejskich. Więc jednak przypominamy, że w zdecydowanej większości tej metropolii miejscowymi są Ślązacy a reszta to imigranci. Może więc to imigranci powinni choć trochę dopasować się do Śląska, a nie integrować go na sosnowiecką modłę? Czyli nie żadna europejska integracja tylko polska urawniłowka? Adam Moćko

Z internecu:

Koniec marzeń o autnomii !!!!!!!!! realista (gość) 09.03.17, 10:09:19 Ten dzień będzie zatem zapamiętany jako dzień w którym wbito ostatni gwóźdź do trumny „Autonomia Ślaska”. Każdy kto ma choć kilka kropel oleju w głowie wie to doskonale! Koniec kropka! To czarny dzień dla RAŚ i dla jego idei wskrzeszenia autonomii! I nie pomoże nawet to że niektórzy z was brandzlują się z zachwytu że ma być to metropolia Silesia. Masz Hanysku cukierka „Silesia”, pomamlaj! Jaka Silesia to ma być, jaki Śląsk? Z Opola będą jeździć do Silesi, czyli do Sosnowca !!!! :) :) :) :) I jaki teraz „wielki” będzie ten Śląsk; od Gliwic do Dąbrowy Górniczej!


8

marzec 2017r.

Kolejny krok na drodze do

Wbrew straszeniu nacjonalistów, na Śląsku nastrojów separatystycznych nie ma. Ale mogą się pojawić. Już niedługo. Obecne władze polskie starają się bowiem jak mogą, by Rzeczpospolita znalazła się poza Unią Europejską. Jeśli tak się stanie, to mnóstwo mieszkańców Śląska zapewne zapragnie, by nasz region nie musiał dzielić losu Warszawy, dryfującej w stronę Białorusi.

CHCEMY

- nie moraln

j m

By

mógł pójść własną drogą. I separatyzm ten dotyczył będzie nie tylko rdzennych Ślązaków, ale tych wszystkich, którzy po prostu wyżej cenią normalność od moralnych zwycięstw. I dotyczyć to może całego Śląska, Dolnego też. Oraz Wielkopolski czy Pomorza. Polityka PiS-u prowadzi do rozbicia dzielnicowego.

W EUROPIE SKOMPROMITOWANI „Moralne zwycięstwo” – dotychczas bzdurę tę znaliśmy tylko w kontekście powstania warszawskiego, jednego z największych polskich dramatycznych wygłupów w historii. W marcu 2017 roku, obserwując powrót premier Beaty Szydło, dowiedzieliśmy się, że „moralne zwycięstwa” mają się dobrze i dołączył do nich wygłup premier i ministra Witolda Waszczykowskiego w Brukseli. Który dla Polski może się skończyć równie dramatycznie. Wygłupem nawet nie jest to, że zgłosili na szefa Rady Europy własnego kandydata i przegrali 27:1. To by była demonstracja samodzielności, choć niekoniecznie mądrości. Obiecywali jednak ofensywę dyplomatyczną w sprawie wyboru Saryusza-Wolskiego, napinali się, jakby mieli faktycznie szanse ograć Donalda Tuska. Gadali z kim się tylko dało, przekonywali. No i przekonali, ale tylko się, o sile swojej ofensywy. Wszyscy rozmówcy olali ich zupełnie i zagłosowali za Tuskiem. Olała ich brytyjska premier, której sprawa w zasadzie wisi, bo jest już jedną

Zachód już zorientował się, że poszerzając Unię na wschód, popełnił błąd. Że owszem, kraje takie jak Czechy, Estonia, Łotwa przez stulecia należące do kultury europejskiej, wciąż do niej pasują. Ale te, które już od średniowiecza mentalnie do Europy nie pasowały i kulturowo do niej nie należały – jak Bułgaria, Rumunia, Polska – nie pasują do niej tym bardziej teraz nogą poza Unią. Ale nie będzie przecież robić z siebie głupka, głosując za jakimś nieznanym Saryuszem. Olał nich niby sojusznik, Viktor Orban z Węgier, który nie widział żadnego racjonalnego powodu, by stawać po stronie przegranej sprawy. Ola-

li ich Słowacy i Czesi – partnerzy z grupy wyszehradzkiej – bo to narody praktyczne, realizujące swoje cele prawdziwe, a nie „moralne zwycięstwa”. Nikt nawet nie wstrzymał się od głosu. Wynik 27:1 oznacza w każdym sporcie, w polity-

ce też, kompromitację. W efekcie zagraniczni politycy muszą zadać sobie pytanie: co takie patałachy robią w naszej lidze? Naprawdę musimy z nimi grać? Nie da się ich zdegradować do jakiejś innej, niższej ligi?

Gdyby polska premier uśmiechnęła się po wszystkim i powiedziała, że „trudno, próbowaliśmy ale nie wyszło” – resztki szacunku u innych dało by się uratować. Ale gdy oskarżyła całą Europę o życie pod niemieckim dyktatem, obraziła 27 państw ogłaszając zarazem swoje moralne zwycięstwo, w opinii przywódców innych państw wyszła zapewne nie tyle na awanturnika, świra, co świra po prostu niebezpiecznego.

KLUCZOWY CZAS Problemem nie jest to, że Polska w Brukseli przegrała głosowanie. Proble-


9

marzec 2017r.

likwidacji Górnego Śląska

Y EUROPY

nych zwycięstw

Ale nasza prędkość jest wyższa moralnie! n .9 marca 2017 roku. Europejscy partnerzy i europejscy outsiderzy.

mem jest to, że wyszła na durniów, na głupków, których trudno poważnie traktować. W innym czasie byłoby pół biedy, minąłby rok, dwa, w niektórych europejskich krajach zmieniliby się premierzy, a ci nowi może nie pamiętaliby, jak wygłupiają się reprezentanci Polski. Ale czas jest gorący, Unia się reformuje i potrzeba wielkich zdolności dyplomatycznych, by w tej zreformowanej Unii ugrać dla siebie jak najwięcej. Tymczasem co mogą tam ugrać Beata Szydło i Witold Waszczykowski, jeśli 9 marca europejscy przywódcy definitywnie wyrobili sobie o nich opinię, jako o takich niŷ rich-

tig? Jako o ludziach, których nie można – podobnie jak ich postulatów – traktować poważnie? Jako wichrzycieli. Tym bardziej, że nawet najpoważniejsza polska dyplomacja miałaby ogromny problem, blokując Europę dwóch prędkości. Po prostu dlatego, że jej się zablokować nie da. Jeśli część państw chce zacieśniania współpracy między sobą, to nikt im tego zabronić nie może. Można jedynie czynić starania, by w gronie tych zacieśniających się znaleźć. By znaleźć się w Unii pierwszej a nie drugiej prędkości. W przypadku Polski wymagałoby to polityka wybitnego. Zachód już zorientował

się, że poszerzając Unię na wschód, popełnił błąd. Że owszem, kraje takie jak Czechy, Estonia, Łotwa przez stulecia należące do kultury europejskiej, wciąż do niej pasują. Ale te, które już od średniowiecza mentalnie do Europy nie pasowały i kulturowo do niej nie należały – jak Bułgaria, Rumunia, Polska – nie pasują do niej tym bardziej teraz. Zachód wie, że przyjmując je popełnił błąd, i Unię Dwóch Prędkości wymyślił bodaj po to, by się choć trochę od tego garbu uwolnić. A w najżywotniejszym interesie Polski jest, by jednak go przekonać, że faktycznie, niektórzy nie bardzo pasują, ale Polska tak. Sęk w tym, że Polska – ustami Beaty Szydło - w głosowaniu nad przewodniczącym Rady Europejskiej udowodniła, że nie pasuje do Europy bardziej, niż ktokolwiek inny. Po prostu outsider. Są oczywiście także szybkie, doraźne interesy. UE niedługo będzie negocjować nowy traktat z Wielką Brytanią. Polska ma tam swój interes – zabezpieczenie praw naszych imigrantów. Powinna w tym celu szukać sojuszników, a nie obrażać partnerów.

ZAWSZE INNI Na użytek krajowy można oczywiście fanzolić o niemieckim dyktacie. Ale jakiż to Niemcy mogą zastosować dyktat wobec Wielkiej Brytanię? Że co, że Londyn zbombardują? Czym mogą postraszyć Francję, jeśli to partner równorzędny? To nie przypadkiem akurat francuski

prezydent – a nie niemiecka kanclerz - 9 marca wyśmiał Beatę Szydło. W Unii nie ma żadnego niemieckiego dyktatu, a jest jedynie świadomość, że wspólna Europa kształtowała się przez stulecia. Toczyła wspólne wojny, zawierała wspólne pokoje, wymieniała się prądami intelektualnymi. Niemcy byli w niej zawsze graczem kluczowym, więc nikogo nie dziwi, że są nim także dziś.

szachownicy pokazuje, że pasuje do Europy jak dzięcioł do kurnika.

ŻEGNAMY SIĘ Z UNIĄ? Inaczej ze Śląskiem. Kiedy Polska walczyła pod Chocimiem i Kamieńcem, gdy wprowadzała absurdalne liberum veto, gdy nieudolna została rozebrana a potem wy-

Polska – ustami Beaty Szydło - w głosowaniu nad przewodniczącym Rady Europejskiej udowodniła, że nie pasuje do Europy bardziej, niż ktokolwiek inny. Po prostu outsider Polska w XVI wieku (a w XVII definitywnie) z Europy się wycofała, kierując swoją uwagę ku wschodowi, prowadząc politykę z Rosją i Turcją a nie z Niemcami, Francją, Włochami. Od tego czasu Zachód postrzega ją jako dziwoląga. A 9 marca polski rząd pokazał, że dziwolągowi się jeszcze pogarsza! Nie tylko wtedy. Dwa tygodnie później, po zamachu w Londynie, gdy cały świat współczuje, polska premier pisze do brytyjskiej, że to wszystko przez politykę imigracyjną Unii. Zgrzyt jak diabli, bo Wielka Brytania sprowadza na potęgę imigrantów od dobrych stu lat, a jeśli brytyjski polityk mówi źle o emigrantach, to zazwyczaj dodaje „polskich”. Polska AD 2017 każdym ruchem na europejskiej

woływała bezsensowne powstania – my byliśmy poza nią. My byliśmy w Europie, będąc częścią korony czeskiej, austriackiej, cesarstwa niemieckiego, królestwa Prus i znów cesarstwa niemieckiego. My na polską chorobę „zwycięstw moralnych” nie cierpimy. Podobnie, jak nie cierpi na nią Gdańsk, który do Polski – jako miasto hanzeatyckie - należał krótko, a nawet Wielkopolska, która przez niemal 150 lat pruskiego panowania zdążyła się zeuropeizować. Wszystko zaś na wschód Europą mentalnie, kulturowo, cywilizacyjnie, nigdy nie było. Co najwyżej Kraków jeszcze trochę, i Lwów, którego w Polsce już nie ma. Polskie władze, świadomie albo nie, wyprowadzają nas z UE. Jeśli świadomie, to dlatego, ze wiedzą, iż UE nie będzie to-


10 lerować lekceważenia demokracji, z którą mamy dziś w Polsce do czynienia. I owe absurdalne ruchy robi po to, by Unia sama nam podziękowała. Jeśli nieświadomie – to chyba wierząc, że przywódcy Europy są równie ograniczeni, jak czytelnicy Naszego Dziennika, i każdy, najgłupszy nawet kit, można im wcisnąć. W pierw-

marzec 2017r.

Niemcy przyjdą odebrać im kamienice w Legnicy, ziemię koło Zielonej Góry, domy pod Nysą, wiedzą, że to bajki; wiedzą, że Niemcy tak pragną ich domów jak nastolatek starej baby. Ale wiedzą, że z tymi domami, via Berlin, mogą trafić do Europy. O Szczecinie i Gdańsku nie wspomnę. Status obu tych miast w Polsce

Momy nowo ambasadorka ślůnskości we Warszawie

Godka wróci do sejmu myślą, bo nigdy prawdziwego śląskiego nie słyszeli. Że to, co słyszą w kabaretach jest tylko polszczyzną lekko stylizowaną na śląski. I że jeśli państwo tej mowy śląskiej nie będzie chronić, to ona zaginie. Dają się przekonać. Nie wszyscy, ale wielu. I nie wykluczam, że za rok, może dwa, ten sam parlament podejmie ustawę o uznaniu godki za język regionalny.

Polska każdym ruchem na europejskiej szachownicy pokazuje, że pasuje do Europy jak dzięcioł do kurnika. szym przypadku jest to Polexit, w drugim Polexmit, ale czy wyjście, czy eksmisja, różnica niewielka – będziemy poza Unią. Nawet jeśli tylko poza Unią Pierwszej Prędkości, to też poza Unią, bo stawiam dolary przeciw orzechom, że za podzieleniem Unii na dwie prędkości prędzej czy później pojawią się szlabany graniczne, wizy i tak dalej. I znów, jak w stanie wojennym, będziemy na święta dostawać pakety z Niemiec i Anglii. A w nich kawa, pomarańcze, czekolada i dwadzieścia euro dyskretnie schowane, żeby briftriger sobie nie przywłaszczył. Młodzi nie wiedzą, o czym piszę, ale starsi czytelnicy jak najbardziej.

W POLSCE SĄ EUROPEJSKIE REGIONY Świadomie czy nie, rządy PiS-u robią Polsce największą krzywdę w jej nowożytnych dziejach. Nie odczują pewnie tak bardzo tego ci, którzy w Europie nigdy do 2006 roku nie byli. Ci z Białegostoku, Warszawy, Kielc, Częstochowy, Sosnowca. Przez kilka pokoleń przywykli do ruskich standardów, specjalnie od przedrozbiorowej Polski nie odstających, więc szybko przywykną znów. Co najwyżej złorzecząc Niemcom, że to ich dyktat i ich zdrada. Ale my? My, którzy przez stulecia w Europie byliśmy, a wylecieliśmy z niej od 1945

jest lekko wątpliwy. Traktaty pokojowe z 1945 roku oba miasta nie całkiem Polsce przyznały. Szczecin bo „granica na Odrze” nie oznacza jednak, że w Polsce. To decyzja Stalina i nic więcej. Podobnie Gdańsk – wszystkie traktaty powojenne odnosiły się do granic Niemiec sprzed 1938 roku. Oddawały Polsce niemieckie Śląsk, Prusy (część także Rosji)… Sęk w tym, że Gdańsk w 1938 roku nie był częścią ani Polski ani Niemiec, tylko osobnym podmiotem prawa międzynarodowego. Więc jego mieszkańcy, jeśli się na Polskę wściekną, mogą powiedzieć: Chcemy przywrócenia Wolnego Miasta Gdańsk, które będzie aplikować do UE.

ZMUSZENI DO WYBORU – ŚLĄSK, GDAŃSK, SZCZECIN MOGĄ WYBRAĆ EUROPĘ Nie, drodzy polscy nacjonaliści - Niemcy się nigdy o te ziemie nie upomną. Potrzebują ich, jak Eskimos lodu. Ale mieszkańcy tych Ziem, jeśli wylecą one wraz Polską z UE, mogą powiedzieć, że Europa jest im bliższa, niż Polska. I domagać się nie autonomii, lecz niepodległości. Niepodległości Śląska, nieodległości Wielkopolski, nieodległości Pomorza, nieodległości Wolnego Miasta Gdańsk. Tak, jak dzieje się to w Szkocji, Katalonii.

prędzej czy później pojawią się szlabany graniczne, wizy i tak dalej. I znów, jak w stanie wojennym, będziemy na święta dostawać pakety z Niemiec i Anglii. A w nich kawa, pomarańcze, czekolada i dwadzieścia euro dyskretnie schowane, żeby briftriger sobie nie przywłaszczył (niechby i od 1939) do 2006 roku? Na tyle krótko, żeby w rodzinach przetrwała europejska pamięć. Nagle z Europy wyrzuceni – nie do niej będziemy mieć pretensje, tylko do Polski. To w Polsce, w rządzie z Warszawy będziemy upatrywać źródła nieszczęść, które nas spotkały. My, Górnoślązacy, choćby i najbardziej rozcieńczone krojcoki, zadamy sobie pytanie: na cholerę nam ta Polska? Czy nie możemy bez niej spróbować wrócić do Europy? Bo przecież z nią się już nie da, Europa się już na niej poznała… I nie tylko my. Także mieszkańcy Dolnego Śląska, z rodzin większości Europy nie pamiętających, ale dziś żyjących w niej sto razy bardzie, niż ci z Lublina czy Rzeszowa. Bo oni na weekend jadą do Berlina, raptem sto kilometrów. Oni kupują domy w Saksonii, żyją na granicy i widzą czym Europa jest. Wiedzą, że ich tereny kiedyś nią były. Nie boją się już, że

Oczywiście Polska, państwo centralistyczne, nie będzie wyrażać zgody. Ale co będzie mogło? Może wziąć za mordę jednych Hanysów, ale jeśli pół państwa zacznie mówić: mamy was dość, chcemy do Europy? Wtedy już nawet wymiana polskich polityków, na bardziej przewidywalnych i rozsądnych, niewiele zmieni. PiS, który myśli kategoriami mentalnymi Polski wschodniej, chyba nie zdaje sobie sprawy, jakie swoimi „moralnymi zwycięstwami” demony wywołuje. Chyba nie zdaje sobie sprawy, że ludzie normalni mają gdzieś wrak smoleński i żołnierzy wyklętych, ale nie mają gdzieś strefy Schengen. I że właśnie rozwala Polskę. A może zdaje sobie sprawę? Może jest gotów tę zachodnią Polskę nawet odpuścić, byle w tej wschodniej rządzić przez dziesięciolecia. W braterskim sojuszu z kulturowo i historycznie pokrewną Białorusią… Dariusz Dyrda

POLITYCZNE, NIE JĘZYKOWE

W

świątecznym (grudzień 2016 roku) na naszych łamach zamieściliśmy wywiad z młodą posłanką (Nowoczesna) Moniką Rosą z Katowic. Bo z sejmowej mównicy przekonywała za uznaniem godki tak żarliwie, jak nikt inny. Projekt przepadł za sprawą posłów PiS i Kukiz’15, ale w naszym wywiadzie Monika Rosa zapewniała, że jeszcze w tej kadencji sejmu postara się ponownie przekonać posłów do uznania godki za język regionalny. Pytana, czy widzi możliwość uznania w bliskiej perspektywie godki za język a nas za grupę etniczną, odpowiedziała nam wtedy: - Mniejszości na pewno nie. Nie w tej kadencji Sejmu. Ilość agresji w wypowiedziach posłów PiS czy Kukiz’15 pokazuje, że oni w tym widzą jakieś zagrożenie dla polskiej racji stanu. Ale godka – kto wie. Dużo rozmawiam o tym z posłami i w zasadzie wielu z nich wyraża otwartość. Twierdzą wprawdzie, że śląski jest znacznie bardziej podobny do polskiego, niż kaszubski, ale ja wtedy odpowiadam, że tak

No i trzeja pedzieć, co dziołcha niŷ leje sie żurŷm. Obiecała, tuż za tym loto. Niŷ ma ani roku, ani dwůch inoś sztyry miesionce, a ŏna już rychtuje nowy projekt skirz godki. - Kiedy ubiegałam się o mandat poselski, godka była jednym z moich priorytetów. Jest żywa w moim otoczeniu, w spisie powszechnym pół miliona ludzi zadeklarowało, ze to ich język domowy. Państwo polskie ma moralny obowiązek chronienia go i chcę, by stał się to też obowiązek prawny! – wyjaśnia. I dodaje, że język regionalny to pojęcie polityczne a nie lingwistyczne. Więc opinie polonistów, nawet wybitnych, niewielkie mają znaczenie. Od siebie dodajmy, że ci poloniści w tej sprawie są podzieleni. Dlatego podobne projekty przepadły w roku 2010 i 2012, gdy nie doszło nawet do pierwszego czytania w sejmie. Potem był obywatelski projekt ustawy, pod którym podpisało się 140 000 osób. Ten przeszedł całą sejmową procedurę, ale został odrzucony. Głosami posłów PiS i Kukiz’15. Trudno wierzyć, aby i tym ra-

zem mogło być inaczej, wszak układ sił w sejmie się nie zmienił. Poglądy posłów też. - Ten projekt jest szkodliwy dla polskiej racji stanu i służy przypodobaniu się Ruchowi Autonomii Śląska - uważa o inicjatywie Rosy poseł PiS-u Stanisław Pięta, ten, który z „patriotycznych pobudek” w młodości okradał samochody.

KROPLA DRĄŻY SKAŁĘ Sama Rosa wierzy jednak, że kropla drąży skałę, a nie istnieje żaden racjonalny powód, by mowie, którą posługuje się pół miliona ludzi odmawiać specjalnego statusu. I faktem jest, że nieważne, czy się Rosie uda, czy nie, dobrze, że temat znów do sejmu wróci. Może posłowie w końcu zrozumieją, że jest to sprawa poważna i nie da się raz zagłosować na „nie” i na zawsze o niej zapomnieć. Monika Rosa zapowiada, że poselski projekt wpłynie do sejmu za 2-3 miesiące: - Sam projekt jest praktycznie gotowy, ale chcemy, żeby jego uzasadnienie powstało po cyklu debat, które zamierzamy zorganizować na Śląsku. A że się prawie na pewno nie uda? Musimy być gotowi do zmian w kolejnej kadencji, kiedy PiS przegra wybory – wyjaśnia Monika Rosa. Eurodeputowany Marek Plura, kiedy był jeszcze posłem do polskiego sejmu i stale walczył o tę sprawę, mówi: Smutno mi, że ta inicjatywa nie wypływa z mojego rodzimego środowiska Platformy Obywatelskiej. Adam Moćko

Rosy skarga do Rady M onika Rosa i jej asystent Marcin Musioł napisali też skargę do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, na program „Magazyn śledczy Anity Gargas” wyemitowany 15 lutego o godz. 22:20 na antenie TVP1 – a omawiany w poprzednim numerze na naszych łamach. Oto fragmenty obszernej skargi: W audycji złamano zasadę prawdy i zasadę obiektywizmu wynikające z Karty Etycznej Mediów której sygnatariuszem są m.in. wszystkie media publiczne. Stanowią one, że „dziennikarze, wydawcy, producenci i nadawcy dokładają wszelkich starań, aby przekazywane informacje były zgodne z prawdą, sumiennie i bez zniekształceń relacjonują fakty w ich właściwym kontekście. Autor przedstawia rzeczywistość niezależnie od swoich poglądów i rzetelnie relacjonuje różne punkty widzenia”. Środowisko śląskich regionalistów zostało przedstawione w sposób całkowicie nieobiektywny. W audycji nie dano stronie atakowanej żadnej możliwości ustosunkowania się do wygłaszanych zarzutów i opinii. Nie próbowano nawet zaprezentować innych punktów widzenia, co może świadczyć o złych intencjach autorki i nadawcy i jest w rażącej sprzeczności z elementarnymi zasadami etyki dziennikarskiej. Nie można mówić o jakimkolwiek pluralizmie wśród recenzentów tego środowiska – wszystkie osoby są związane mniej lub bardziej bezpośrednio z partią Prawo i Sprawiedliwość. Ich stwierdzenia, najczęściej są hiperbolami lub pejoratywnie nacechowanymi wypowiedziami publicystycznymi, jak na przykład ten wypowiadany przez posła Stanisława Piętę zwrot: „pożałowania godna organizacja”. Nie są w żaden sposób tonowane przez narratora czy równoważone przez ekspertów – do zabrania głosu nie został zaproszony żaden autorytet naukowy.

(…) Fragmenty audycji mówiące o tym, że służby specjalne prześwietlają śląskie organizacje pod kątem infiltracji przez służby obcego wywiadu wprowadzają atmosferę nieufności wobec Ślązaków – współobywateli polskich – postronny polski widz tego programu, nie znający śląskich realiów, może po jego obejrzeniu odnieść wrażenie, że Ślązacy, jak też przedstawiciele innych mniejszości, mogą być potencjalnymi zdrajcami narodowymi. Taki przekaz, wzmacniany językiem insynuacji, jest próbą niszczenia wspólnoty obywatelskiej i nigdy nie powinien mieć miejsca w telewizji publicznej. (…) Podsumowując, program „Magazyn śledczy Anity Gargas”, wyemitowany 15 lutego w TVP1, nie spełniał naszym zdaniem wymagań stawianych nadawcy publicznemu. Podstawowe uchybienia: - jednostronne, jednoznacznie negatywne ukazanie środowiska śląskich regionalistów - brak pluralizmu wśród wypowiadających się bohaterów programu - brak odwołania się do autorytetów naukowych - brak wrażliwości społecznej (nieukazanie skomplikowania zagadnienia tożsamości górnośląskiej) - próba niszczenia wspólnoty obywatelskiej językiem insynuacji skierowanym w mniejszości etniczne - próba niszczenia reputacji Szczepana Twardocha, prof. Zbigniewa Kadłubka i czasopisma „Fabryka Silesia” Domagamy się od Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji zajęcia zdecydowanego stanowiska w sprawie tej audycji. W 2017 roku, w środku Europy nie powinno być miejsca na sekowanie jakiejkolwiek grupy etnicznej w mediach publicznych, wręcz przeciwnie – powinno się dbać o dialog publiczny i wzajemne porozumienie, tak by większość miała sposobność poznać mniejszość.


11

marzec 2017r.

Niby rocznica nie okrągła, ale jakoś tak w ostatnich marcowych numerach zapominaliśmy przypomnieć, że 20 marca to w dziejach Górnego Śląska data niezwykle ważna. Tego dnia, w 1921 roku, mieszkańcy regionu mieli wybrać, czy chcą do Niemiec czy do Polski. Większość wybrała Niemcy, ale Polska – jak Rosjanie na Krymie – przerzucili przebranych za cywilów wojsko i wywołali „spontaniczne powstanie” w efekcie czego najbogatsza część regionu trafiła do Polski. Mimo marzeń setek tysięcy ludzi, w referendum nie było trzeciej opcji: czy chcesz niepodległej republiki śląskiej.

G

dyby w 1921 roku wersalska konferencja mimo wojny domowej oparła się na wynikach plebiscytu, pewnie niewiele by to zmieniło. Wprawdzie prawie cały region, poza powiatami pszczyńskim czy rybnickim, trafiłby do Niemiec, ale w 1945 roku, po upad-

Plebiscyt 1921 Polsce prawie wcale nie będzie podatków. Oczywiście obietnic tych nie dotrzymano. Jeszcze ważniejszym polskim zagraniem była obietnica autonomii. A nawet nie obietnica a nadanie jej. 15 lipca 1920 roku – w 610 rocznicę bitwy pod Grunwaldem – Sejm RP przyjął konstytucję dla Śląska (Statut Organiczny), obiecującą wszystkim śląskim ziemiom, które trafią do Polski, szeroką autonomię w ramach tego państwa. Niemcy próbowali odpowiedzieć tym samym, ale jak wiadomo „kto pierwszy, ten lepszy”.

n W 1922 roku Katowiczanie witali wkraczające wojsko polskie bez entuzjazmu... więc znaczenie. Ale warto wiedzieć, co wtedy działo się naprawdę. Żeby nie opowiadać tych bzdetów, że Ślązacy po I wojnie światowej chcieli połączyć się z polską macierzą.

CHCIELIŚMY NIEPODLEGŁOŚCI Wszystkie znaczące śląskie organizacje optowały wtedy za niepodległym państwem. Jednak Francji przysługiwało prawo veta, z którego korzystała, dążąc do przyznania Polsce jak największej części Śląska. O tym jednak szeroko opowiada sąsiedni tekst „W śląskim plebiscycie zabrakło trzeciej opcji”. Opowiadając o „powstaniach śląskich” jako zrywie narodu górnośląskiego, który chce się połączyć z macierzą, znacznie rzadziej w Polsce wspomina się, że wojna domowa wojną domową, ale przecież odbył się też akt demokratyczny – czyli plebiscyt (dziś powiedzielibyśmy raczej referendum).

POLSKA FAWORYZOWANA Obszar plebiscytowy zakreślono w zasadzie zgodnie z życzeniami polski-

Opowiadając o „powstaniach śląskich” jako zrywie narodu górnośląskiego, znacznie rzadziej w Polsce wspomina się, że wojna domowa wojną domową, ale przecież odbył się też akt demokratyczny – czyli plebiscyt. ku III Rzeszy i tak przypadłby Polsce. Z dzisiejszego punktu widzenia to, co wydarzyło się w roku 1921 niewielkie ma

mi, nie obejmując nim tych terenów, na których Polska była pewna wysokiej przegranej. Zastosowano się do wielu

30 grudnia 1920 r. Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscytowa na Górnym Śląsku za uprawnione do głosowania w plebiscycie uznała osoby, które 1 stycznia 1921 r. miały ukończony 20 rok życia i: 1. urodziły się i mieszkają w obrębie obszaru plebiscytowego. 2. urodziły się w obrębie obszaru plebiscytowego, ale już tam nie zamieszkują tzw. emigranci, 3. nie urodziły się w obrębie obszaru plebiscytowego, ale osiedliły się tam przed dniem 1 stycznia 1904 r. 4. przed rokiem 1920 zostały przez władze niemieckie wysiedlone z obszaru plebiscytowego

n ...Zupełnie inaczej, niż wkraczający w 1939 roku Wehrmacht. innych żądań strony polskiej, jak choćby takiego, by przyjechać głosować mogli wszyscy Ślązacy, którzy opuścili region w poszukiwaniu pracy. Tak, tak – robotnicy z Niemiec, którzy przyjechali i zagłosowali za Niemcami, zjawili się na referendum na wyraźny wniosek strony polskiej. Na jakiej podstawie Polacy uważali, że ludzie ci zagłosują za Polską – pozostanie już na zawsze tajemnicą. Ale uważali chyba po prostu, ze ci, którzy w spisach powszechnych zadeklarowani są jako polskojęzyczni, będą wybierali Polskę. W Warszawie nie miano pojęcia, ze za słowiańskim językiem nie idzie u Ślązaków poczucie polskiej tożsamości narodowej.

FESTIWAL OBIECANEK Wiedział to Korfanty, który składał przed plebiscytem mnóstwo pięknych obietnic. Poczynając od „krowy dla każdego” na wsi a kończąc na tym, że w

NIEMCY – POLSKA 60:40 Mimo wszystkich tych zabiegów Polska plebiscyt przegrała. 20 marca 1921 roku za Niemcami opowiedziało się 60% wyborców a za Polską 40%. Dokonczenie na str 12

Polacy uważali, ze ci, którzy w spisach powszechnych zadeklarowani są jako polskojęzyczni, będą wybierali Polskę. W Warszawie nie miano pojęcia, ze za słowiańskim językiem nie idzie u Ślązaków poczucie polskiej tożsamości narodowej.

Kryteria te spełniało 1 220 524 osób. W głosowaniu udział wzięło 1 190 846 uprawnionych. Frekwencja wyniosą więc ponad 98%! Za Polską opowiedziało się 40,4%, a za Niemcami 59,5% uprawnionych do głosowania. Spośród 22 powiatów, Polska wygrała w 6, a Niemcy w 16. Przy czym najwyższe zwycięstwo Polski wyniosło niespełna 62% (powiat tarnogórski, drugi Bytom-wieś 59%) a najwyższe Niemiec 99,6% (Głubczyce, drugie Opole – 95%). W wyniku plebiscytu i polskich działań zbrojnych Polsce przyznano decyzją Konferencji Ambasadorów w Paryżu z 20 października 1921 roku[19], :Katowice, Królewską Hutę, Siemianowice Śląskie, Świętochło-

wice oraz powiaty: pszczyński, katowicki, większe części bytomskiego wiejskiego (65%), lublinieckiego (68%), rybnickiego (84%), tarnogórskiego (74%) i zabrskiego (60%) oraz skrawki powiatu bytomskiego miejskiego (28%), raciborskiego (25%), i gliwickiego[20], pozostawiając w posiadaniu niemieckim 2/3 obszaru Górnego Śląska. Mimo, że Polska dostała mniejszy obszar, było na nim 63 spośród ogółem 82 śląskich kopalń, i 22 spośród 37 wielkich pieców. W wyniku podziału Śląska około 180 000 ludzi przeniosło się na drugą stronę granicy – jedni bo nie chcieli mieszkać w Polsce, a inni, żeby się właśnie do niej przenieść.


12 Dokonczenie ze str 11 Frekwencja była niemal stuprocentowa! Tendencje widać było dwie. Pierwsza taka, że miasta były znacznie bardziej proniemieckie, niż wsie. Druga – im dalej na zachód, tym poparcie dla Niemiec większe. Wielu Ślązaków wierzyło, że ich ojczyzna przypadnie po prostu temu, kto plebiscyt wygra. Decyzja była jednak inna: podział. Ale tu pojawiły się problemy. Przedstawiciele Wielkiej Brytanii i Włoch w oparciu o wyniki chcieli przyznać Polsce jedynie większość powiatów pszczyńskiego i rybnickiego oraz część katowickiego – czyli te, gdzie Polska rzeczywiście wygrała.

Polska nie czekała na rozstrzygnięcie dyplomatyczne. Już od jakiegoś czasu przygotowywała wariant siłowy, a francuski generał Le Rond przymykał oko na przerzucanie przez granicę uzbrojenia i „zielonych ludzików”.

marzec 2017r.

W śląskim pleb zabrakło trzeci O losach Śląska po I wojnie światowej miały zdecydować dwa plebiscyty. Z jednego Polacy, mając świadomość, że przegrają go z kretesem, wycofali się. W drugim za pomocą Francji storpedowali opcję, która miała szansę wygrać – niepodległe państwo śląskie.

Francja natomiast uznała, że w związku z wynikiem należy Polsce przyznać 40% obszaru plebiscytowego, tego najbardziej na wschodzie. W praktyce oznaczało to, że do Polski miałby trafić cały okręg wielkoprzemysłowy, w którym podczas plebiscytu Niemcy uzyskali bardzo dużą przewagę (w Katowicach za Niemcami 85%, w Chorzowie i Bytomiu – 75%, w Gliwicach 79%). Międzysojusznicza Komisja nie doszła do porozumienia, więc oba projekty przesłała celem podjęcia decyzji do Wersalu, do Rady Najwyższej.

POLSKA WYBIERA KARABINY, NIE AMBASADORÓW Polska nie czekała na rozstrzygnięcie dyplomatyczne. Już od jakiegoś czasu przygotowywała wariant siłowy, a francuski generał Le Rond przymykał oko na przerzucanie przez granicę uzbrojenia i „zielonych ludzików”. To dlatego mamy dziś w Katowicach i ulicę Francuską i ulicę Le Ronda.3 maja wybuchła kolejna odsłona śląskiej wojny domowej, znanej w Polsce jako III Powstanie Śląskie. Na Konferencji Ambasadorów Francja przedstawiała te wydarzenia jako dowód, że Ślązacy chcą jednak do Polski. W efekcie Rzeczypospolitej przypadła mniejsza część Śląska, niż planowała Francja, ale jednak znacznie większa, niż wynikałoby to z wyników plebiscytu. A przede wszystkim dostała ona miasta, które głosowały wyraźnie za Niemcami. Cóż więc dziwnego, że mieszkańcy tych miast cieszyli się w 1939 roku z powrotu Niemiec. Dariusz Dyrda

n Za pomocą tej gazety propagowano ideę śląskiej niepodległości.

Po

zakończeniu I wojny światowej w sąsiedztwie Śląska powstały nowe państwa, Polska i Czechosłowacja. Oba wniosły roszczenia terytorialne do części ziem śląskich. Czechosłowacja powołując się na prawa historyczne Korony Czeskiej domagała się austriackiego Śląska Opawskiego i Cieszyńskiego oraz południowych po-

go Śląska Cieszyńskiego, niemieckiego Górnego Śląska i kilku przygranicznych gmin dolnośląskich. Na Dolnym Śląsku polskie i czechosłowackie roszczenia nie miały najmniejszego punktu zaczepienia i szybko umarły, natomiast na Śląsku Opawskim działał czeski ruch narodowy, na niemieckim Górnym Śląsku polski, a na Śląsku Cieszyńskim obydwa.

testem Niemiec, Wielkiej Brytanii i Włoch). Wobec tych planów nie pozostali obojętni również sami Ślązacy.

ŚLĄSKI RUCH NIEPODLEGŁOŚCIOWY Na niemieckim Górnym Śląsku niemal natychmiast po zakończeniu wojny (27 listopada 1918) Ewald Latacz zało-

Amerykanie w 1919 lansowali pomysł śląskiego „państwa węgla i stali”. Ostro sprzeciwiała się temu jedynie Francja, która dążyła, by cały Górny Śląsk po prostu przekazać Polsce wiatów niemieckiego Śląska Pruskiego: wałbrzyskiego, kłodzkiego, prudnickiego, głubczyckiego, kozielskiego, raciborskiego i pszczyńskiego. Polska natomiast, powołując się na fakt zamieszkiwania na części terenów większości ludności klasyfikowanej w spisach ludności jako polskojęzyczna, wniosła roszczenia do austriackie-

Francja postanowiła zatem obdarować tam swoich nowych sojuszników, nie pytając miejscowej ludności o zdanie. Chciała to zrobić bez komplikacji, czyli po prostu przyznać Śląsk Austriacki Czechosłowacji (co spotkało się ze sprzeciwem Austrii, Polski i pozostałych mocarstw) a Niemiecki Górny Śląsk Polsce (co spotkało się z pro-

żył tajny Komitet Górnośląski z siedzibą w Raciborzu, który dążył do niepodległości Górnego Śląska i podjął rozmowy w kwestii jej poparcia z władzami Czechosłowacji, a 9 grudnia przekonał do tego przedstawicieli Katolickiej Partii Ludowej pod wodzą ks. Ulitzki, niemieckich socjaldemokratów, liberałów i konserwatystów oraz polskich „Kato-

likowców” pod wodzą Napieralskiego i ks. Kapicy. W 1919 Latacz i bracia Reginkowie już jawnie założyli niepodległościowy Związek Górnoślązaków. Władze niemieckie uznały postulat niepodległości za zdradę stanu, więc aresztowały Ewalda Latacza i Jana Reginka. Ks. Tomasz Reginek zdołał zbiec do Paryża, gdzie poznał twarde veto Francuzów wobec niepodległości Górnego Śląska. Do wiosny 1919 również ks. Carl Ulitzka sondował w Rzymie, Paryżu i Londynie opcję niepodległości Górnego Śląska, a po powrocie stwierdził, że to utopia niemożliwa do realizacji. Być może przedwcześnie. Bo Amerykanie w 1919 lansowali pomysł śląskiego „państwa węgla i stali”. Ostro sprzeciwiała się temu jedynie Francja, która dążyła, by cały Górny Śląsk po prostu przekazać Polsce. Jesienią 1919 górnośląscy Polacy wywołali powstanie, zdławione przez niemiecką Straż Graniczną. W jego wyniku na niemieckim Górnym Śląsku ogłoszono plebiscyt, wycofano woj-


13

marzec 2017r.

biscycie iej opcji ska niemieckie, które zastąpił kontyngent brytyjsko-francusko-włoski, a władzę objęła Międzysojusznicza Komisja Plebiscytowa i Rządząca. Amnestionowano więźniów politycznych, zniesiono niemieckie dekrety.

SETKI TYSIĘCY CZŁONKÓW Związek Górnoślązaków mógł więc legalnie wznowić działalność, a jego głównym sponsorem został książę

a dwaj niepodległościowcy - poseł Józef Musioł i Henryk Skowronek - byli w samym zarządzie, zaś ten pierwszy był osobą nr 2 po Lataczu w Związku Górnoślązaków. Latacz skorzystał z rad Kożdonia i wzorem najpoczytniejszej gazety na Śląsku Cieszyńskim (tygodnika „Ślązak”), zaczął wydanie tygodnika „Bund-Związek”, gdzie forsowano odrębność narodową Górnoślązaków oraz ideę niepodległości Górnego Śląska. Tygodnik z nakładem 40 tys. egz.

Ewald Latacz wiosną 1920 pojawił się na konferencji w Wersalu z petycją w imieniu kilkuset tysięcy Górnoślązaków, domagającą się uwzględnienia opcji niepodległości Górnego Śląska. Ten potężny argument, zgodny z popularnym wtedy hasłem o samostanowieniu narodów, nie zmienił jednak stanowiska Francji, która za wszelką cenę chciała wzmocnić Polskę górnośląskim przemysłem.

NIEMIECKIE ŚLIWKI W POLSKIM KOMPOCIE Francuskie veto próbował ominąć brytyjski premier Lloyd George, proponując bezpośrednio Korfantemu proklamację niepodległości Górnego Śląska. Gdyby ten propozycję przyjął, Polacy i Francuzi straciliby tu punkt zaczepienia, a Niemcy nie mogliby oponować, bo Ulitzka też by niepodległość poparł, więc stałaby się ona faktem. Niestety Korfanty zapytał Warszawy o pozwolenie, którego nie dostał. Plebiscyt z opcją wyłącznie polsko-niemiecką stawał się faktem. Przed plebiscytem obie strony deklarowały autonomię dla Górnego Śląska, więc

Francuskie veto próbował ominąć brytyjski premier Lloyd George, proponując bezpośrednio Korfantemu proklamację niepodległości Górnego Śląska. Gdyby ten propozycję przyjął, Polacy i Francuzi straciliby tu punkt zaczepienia, a Niemcy nie mogliby oponować pszczyński Jan Henryk XV. Nie wrócili w jego szeregi bracia Reginkowie, którzy przeszli do obozu polskiego, sympatykiem opcji niepodległościowej pozostał Napieralski. Przeciwnikiem tej opcji stał się Carl Ulitzka, ale szeregi niepodległościowców w jego partii rosły,

spopularyzował ideę na tyle, że Związek Górnoślązaków mógł się pochwalić liczbą 300 tysięcy członków. Równocześnie książę pszczyński Jan Henryk XV uzyskał poparcie Wielkiej Brytanii dla niepodległości. Z poparciem Anglii i USA sprawa wydawała się realna.

Związek Górnoślązaków żadnej opcji nie poparł i wprost mówił, że liczy na wymieszanie głosów, które uniemożliwi podział regionu. Zakładali, że wówczas opcja niepodległościowa powróci. No i głosy rzeczywiście wymieszały się tak, że Brytyjczycy nazwali wynik

n Ewald Latacz – przywódca śląskich niepodległościowców na terenach pruskich, Na austriackich jego odpowiednikiem był Józef Kożdoń. „niemieckimi śliwkami w polskim kompocie”, bo miasta, miasteczka i osady przemysłowe głosowały za Niemcami, a otaczające je wsie - z wyjątkiem powiatów zachodnich - za Polską. I to próbował wykorzystać Związek Górnoślązaków postulując neutralizację Górnego Śląska wobec braku możliwości jego podziału. Alianci jednak podziału postanowili dokonać. Już po plebiscycie, w kwietniu 1921 śląscy działacze próbowali jeszcze negocjować z Warszawą (nie wiedząc, że Polska szykuje rozwiązanie siłowe, zwane później III Powstaniem Śląskim). We wrześniu 1921 rozmawiali z wła-

dzami w Berlinie, aby nie doprowadzać do podziału regionu. Związek Górnoślazaków miał w grudniu 1921 roku pół miliona członków, ale z ich głosem nie liczył się nikt. Na fakty dokonane próbował postawić Związek Dawniejszych Powstańców na rzecz Górnośląskiej Niepodległości, ale został rozbity na rozkaz Korfantego. W czerwcu 1921 roku dokonano absurdalnego podziału Górnego Śląska, niezgodnego nawet z wynikami plebiscytu, bo Francja aby jak najwięcej ziem przekazać Polsce, szermowała znaczeniem powstania. Dariusz Jerczyński

Na południu bez plebiscytu Po

rozpadzie Austro-Węgier Śląska Partia Ludowa - działająca od 1909 na Śląsku Cieszyńskim pod przywództwem posła śląskiego Sejmu Krajowego Józefa Kożdonia - w porozumieniu z partiami niemieckim, miażdżąco dominującymi na Śląsku Opawskim, postanowiła utrzymać Śląsk jako niezależny kraj w federacji państw austriackich. Jednak Polacy i Czesi dokonali tymczasowego podziału Śląska Cieszyńskiego.

Mimo, że Czechosłowacja i Polska uznawały granicę za tymczasową, Polska po swojej stronie rozpisała wybory do sejmu. Czesiu uznali to za złamanie porozumienia i wysłali na Śląsk Cieszyński swoją armię. Wówczas interweniowali alianci, obie armie wycofały się za Białkę i Ostrawicę, na Śląsk Cieszyński wkroczył kontyngent francusko-włoski, a w Cieszynie zainstalowała się amerykańsko-bry-

Postawa Ślązaków uświadomiła Polakom, że plebiscyt przegrają z kretesem, bo stałoby się to również na zdecydowanej większości terenów, gdzie niemal wcale nie było ludności klasyfikowanej, jako czeska W tej sytuacji Śląska Partia Ludowa i wszystkie partie niemieckie ze Śląska Cieszyńskiego jednogłośnie wystąpiły z postulatem niepodległości. Memoriał sporządzony przez Kożdonia, Richter i Fuldę przedstawiła w Wersalu delegacja austriacka. Postulat ten zawetował francuski premier Clemenceau, argumentując, że jest to projekt niemiecki. A Polacy aresztowali przywódców Śląskiej Partii Ludowej (a nawet ich żony) i umieścili w obozie koncentracyjnym Kraków-Dąbie.

tyjsko-francusko-włoska Komisja Międzysojusznicza (IAK) Na wniosek Polaków o losach Śląska Cieszyńskiego zadecydować miał plebiscyt. Ślązacy i śląsko-cieszyńscy Niemcy natychmiast wystosowali do IAK petycję, by w plebiscycie uwzględnić również opcję za niepodległością. Do petycji dołączyli niepodległościowy memoriał znanego na całym świecie, wybitnego cieszyńskiego ekonomisty i teoretyka prawa Edwarda Augusta Schroedera. Przedstawiciele USA, Wielkiej Bryta-

nii i Włoch uznali Ślązaków za czwartą narodowość na spornym terenie i bez oporów zaakceptowali postulat trzeciej opcji plebiscytowej. Decydujące i tu okazało się veto Francji. W tej sytuacji Józef Kożdoń nawiązał kontakt z czołowymi politykami czechosłowackimi. W zamian za utrzymanie autonomii politycznej oraz autonomię narodowościową, Śląska Partia Ludowa i partie niemieckie postanowiły poprzeć Czechosłowację. Powstało 139 lokalnych komitetów plebiscytowych Śląskiej Partii Ludowej oraz Śląska Partia Socjaldemokratyczna, skupiająca robotników narodowości śląskiej. Baza obu partii - Związek Ślązaków - osiągnął 50 241 członków, czyli więcej, niż wszystkie polskie, czeskie i niemieckie organizacje na tym terenie razem wzięte. Postawa Ślązaków uświadomiła Polakom, że plebiscyt przegrają z kretesem, bo stałoby się to również na zdecydowanej większości terenów, gdzie niemal wcale nie było ludności klasyfikowanej, jako czeska. Świadczą o tym wyniki przedplebiscytowych sondaży (które opublikowałem w „Historii Narodu Śląskiego”). Rząd dusz na tym terenie sprawował Józef Kożdoń. Polacy zrezygnowali więc z pomysłu plebiscytu i zdali się na werdykt Komisji Międzysojuszniczej. Zmasowaną kampanią terroru wobec ślą-

n Józef Kożdoń skich działaczy Polacy wystraszyli Czechów, którzy też zgodzili się na arbitraż. W lipcu 1920 dokonano absurdalnego - tożsamego z dzisiejszym - podziału jednolitego od kilkuset lat Śląska Cieszyńskiego. Stało się to na wniosek strony polskiej, która jednak w 1938 wraz z Hitlerem dokonała rozbioru Czechosłowacji, zabierając jako rzekomo polskie ziemie, na których bała się plebiscytu. DJ (Dariusz Jerczyński jest autorem „Historii Narodu Śląskiego”, jedynek książki opowiadającej historię regionu ze śląskiej, a nie polskiej, niemieckiej lub czeskiej perspektywy.)


14

marzec 2017r.

Nojlepszy gĕszynk 35zł

30zł

We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!

45zł

35zł

35zł

A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?

35zł

35zł

35zł

35zł

5zł

30zł

30zł

5zł

Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53.* adres e-mail: megapres@interia.pl, tel. 535 998 252, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.

* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym. Nie ma tam sklepu!


15

marzec 2017r.

FIKSUM DYRDUM

Ś

ląsk – a dokładnie Siemianowice – nawiedził prezydent RP, Andrzej Duda. I oczywiście nie omieszkał nas pouczyć, jak mamy rozumieć naszą śląskość, bo Siemianowice przelewały krew za połączenie się z macierzą, a gdy mu zaśpiewał Zespół Pieśni i Tańca Siemianowice, podzielił się swoją, hmmm, refleksją: - W czasie tego występu pomyślałem, że gwara śląska to mowa polska. Nie mam mu nawet tej refleksji za złe, bo ten zespół faktycznie śpiewał po polsku, wrzucając do tekstu piosenki może ze trzy śląskie słowa. Ogólnie jednak wizytę trzeba uznać za udaną, kolumna prezydenta nie spowodowała żadnego wypadku, nie ma żadnych sygnałów, by zmuszała innych kierowców do karkołomnych manewrów. Ludzki Pan! Natomiast w marginalnym katowickim portaliku, któremu wywiadu udzielił przebywając w Katowicach Ryszard Petru, wyjaśnił nam łaskawie, że najpierw jesteśmy Polakami, potem możemy być sobie Ślązakami. Cieszy, że niby totalna opozycja, a są sprawy, w których z prezydentem Dudą jest zgodny. Jeszcze ciekawiej gada pan Petru w Radiu Zet. Zapytany o język śląski odpowiedział, że tak, „pod warunkiem, że byłby to drugi język. Pierwszym językiem jest język polski” . Lider partii, której po-

Tako rzecze ludzki Pan słanka Monika Rosa tak pięknie argumentowała w sejmie za językiem śląskim nie wie, że języków się nie numeruje. I nie chodzi o to, czy będzie pierwszym czy trzecim, czy osiemdziesiątym ósmym, tylko czy godce nadać status języka (a nie pogardliwej gwary) czy nie nadawać.

stanowił: „A drugim śląskie? Obywatelstwo śląskie???”, Petru postanowił ratować sytuację, i poprawił się, że chodziło mu o narodowość a nie obywatelstwo. Ale narodowość, panie Ryszardzie, to subiektywne, indywidualne odczucie człowieka. Pan – panie Petru - chcesz za mnie de-

nieco od Kaczyńskiego poglądami na gospodarkę, a od Komorowskiego poglądami na myślistwo – ale światopoglądowo obojgu tym panom bardzo bliski. Bliski poglądem, że jestem za różnorodnością, ale pod warunkiem, że wszyscy będą tacy sami, jak ja.

Petru wypalił: „Ważne jest to, żeby pierwszym obywatelstwem było polskie”. Poprawił się, że chodziło mu o narodowość a nie obywatelstwo. Ale narodowość to subiektywne, indywidualne odczucie człowieka. Pan – panie Petru - chcesz za mnie decydować nie tylko kim się mam czuć, ale nawet w jakiej kolejności? Ale Petru, który może i na gospodarce się zna, na inne tematy się nie powinien wypowiadać, bo zaraz potem wypalił: „Ważne jest to, żeby pierwszym obywatelstwem było polskie”. Czyli nie tylko język śląski (drugi) ale i obywatelstwo śląskie (drugie) popiera? No, respekt, takiego postulatu nie wysuwają nawet największe autonomiczne jastrzębie. Gdy jednak prowadzący dziennikarz (Konrad Piasecki) zdumiony dopytać po-

cydować nie tylko kim się mam czuć, ale nawet w jakiej kolejności? A jakie to polskie prawo nakazuje obywatelowi polskiemu czuć się zarazem Polakiem? Niestety, „nowoczesny” Ryszard Petru poglądy narodowościowo-etniczne ma nie nowoczesne, lecz na poziomie początku XX a nie XXI wieku. Z czasów, gdy cała Europa przesiąknięta była duchem nacjonalizmu. On też nagle objawił mi się jako polski nacjonalista, różniący się może

Ciekaw jestem, jak też posłanka Monika Rosa, z jego klubu, która zadeklarowała powrót pod sejmowe obrady ustawy o języku śląskim, załatwi to ze swoim szefem. Gdzie ona to „drugi” wciśnie w ustawę o języku regionalnym? I czy pan Ryszard nie mógłby, dla dobra swojego wyniku wyborczego, do wszelkich rozmów na temat Śląska wysyłać Rosy? Że potem tego, co ona mówi nie dotrzyma? No to co? Platforma Obywatelska

przez osiem lat wysyłała do Ślązaków Marka Plurę, który z serca popierał nasze postulaty, zbierał nasze wyborcze głosy, po czym okazywało się jednak, że głosami Hanysów PO się wprawdzie nie brzydzi, ale już jakimś językiem śląskim i śląską grupą etniczną jak najbardziej. To Petru nie może? Przyznam się, że jeśli tak, to ja już wolę Dudę. Nie udaje, że cokolwiek ze Śląska rozumie, tylko wyjaśni nam, jak towarzysze Gomułka i Grudzień, że zawsze marzyliśmy o Polsce, nasi dziadowie za nią krew przelewali, a teraz przyszło nam żyć w naszym wymarzonym kraju który wprawdzie nie jest jeszcze idealny, ale, ale my mamy plan i niedługo już będzie cacy! W tym momencie Hanysy powinny zacząć klaskać. Dudzie wprawdzie nie klaskały, ale to już wina organizatorów spotkania w Siemianowicach, że tam były nie te Hanysy, które powinny. Ale gdzieś słyszałem, że lokalne struktury PiS-u sprawę wzięły sobie do serca i na kolejne trefy pana prezydenta przywiozą już Hanysów z Sosnowca, Kielc i Krakowa. Które zaśpiewają mu smętnie, po śląsku „Oj dana, dana, Duda kochana”… Dariusz Dyrda

PISZE CÓRKA NACZELNEGO

Poradzisz - godej! Niŷ poradzisz? Tyż godej...

H

ahaha, w Polsce nikt nie mówi po angielsku! Wszyscy to przecież wiedzą. No głupi naród i tyle, nawet dla internetowych memów nie jest to już tajemnicą. I młodzież się w szkołach języka nie uczy! A wszędzie na świecie ludzie, młodzi i starzy, biegle i płynnie mówią przecież w tym języku.... Taki mniej więcej stereotyp mają Polacy (i Ślązacy też) sami o sobie. I nie jestem pewna skąd to wynika. Nie mówię, że jest to kompletna nieprawda, ale mimo wszystko jest to mocno przesadzone. W środowisku moich rówieśników, 90% się w jakimś stopniu po angielsku dogada. Jedni dość płynnie, inni stresując się i popełniając masę błędów, ale w razie czego z podstawami sobie poradzą. Popytałam również kilku znajomych, i nawet ich rodzice w dużej mierze nie są kompletnie zieloni w tej dziedzinie. Mój ojciec Dariusz na przykład wali byki gramatyczne z szybkością karabinu maszynowego, ale dogadać się dogada! Naprawdę nie jesteśmy więc (przynajmniej pod tym względem) krajem trzeciego świata. Ostatnio jednak wybrałam się na wakacje do Meksyku i doznałam szoku.

Meksyk graniczy bezpośrednio z anglojęzycznymi Stanami Zjednoczonymi, masa jego obywateli planuje tam w bliższej lub dalszej przyszłości wyemigrować, mają cotygodniowo tysiące turystów z całego świata. I tam naprawdę NIKT nie mówi po angielsku. I tym byłam naprawdę zaskoczona. Szczególnie, że byłam w miejscowościach typowo turystycznych. W żadnym języku poza hiszpańskim

towicach czy nawet, żeby dodać dramaturgii sytuacji, w Sosnowcu, kierowca zrozumie po angielsku pytanie „Ile płacę?” Po prostu jest to ściśle związane z jego pracą. Ale nie w meksykańskim Cancun. I tak jak wspominałam, wycieczki. nie mówiąc po hiszpańsku też nie kupicie. Będąc właśnie tam, zdałam sobie sprawę, że w Polsce naprawdę jest pod tym względem o wiele lepiej niż sami lubimy twierdzić. I chociaż

im się, że jesteśmy w tej dziedzinie sto lat za murzynami i wszyscy się będą śmiać. I choć murzyni, a przynajmniej ci amerykańscy, nie mają z tym problemu, to już obywatele innych krajów jak najbardziej. Mam tutaj znajomych z całego świata, również całej zachodniej Europy. I wcale nie mówią po angielsku bezbłędnie, wcale nie mówią lepiej ode mnie czy moich licealnych kolegów i koleżanek. I chociaż

Niezależnie czy wsiądę to taksówki w Warszawie, Katowicach czy nawet, żeby dodać dramaturgii sytuacji, w Sosnowcu, kierowca zrozumie po angielsku pytanie „Ile płacę?” Po prostu jest to ściśle związane z jego pracą. Ale nie w meksykańskim Cancun nie porozumiewają się kierowcy autobusów, kelnerzy, recepcjonistki w hotelach, taksówkarze, a nawet (o zgrozo!) sprzedawcy turystycznych wycieczek. Poważnie, zero przesady. I o ile kelnerowi można na karcie pokazać co się chce, o tyle recepcjonistka w hotelu powinna móc się z turystami dogadać. Jestem też przekonana, że niezależnie czy wsiądę to taksówki w Warszawie, Ka-

jest wiele rzeczy przez które czasem mi się głupio w tej Ameryce przyznać „I am from Poland”, to nie jest jedna z nich. I nie piszę tego, żeby ponarzekać na Meksyk, bo miałam super wakacje. Piszę to, bo wiem, że jest sporo ludzi (szczególny młodych), którzy znając tylko podstawy dowolnego obcego języka wstydzą się go używać za granicą, bo na pewno popełnią błąd albo zapomną słowa. I wydaje

Meksyk jest przykładem bardzo skrajnym, to naprawdę powinniśmy się czuć swobodnie porozumiewając się za granicą w języku obcym, nawet jeżeli popełniamy masę błędów. Bo wszyscy je popełniają. Jest też apel do was, Ślązacy! Cały ten wstęp i rozwinięcie o języku angielskim, poza byciem ciekawostką, ma swój cel. Tak samo jak wiele osób wstydzi się mówić po angielsku bo popełnia błędy,

tak samo wielu z Was wstydzi się mówić po śląsku bo popełnia błędy albo boi się użycia złego słowa. A tymczasem nie ma się czego wstydzić, bo kiedy w szkołach i urzędach śląskiego nie ma, to trzeba się go po prostu nauczyć, jak każdego języka obcego. A każde podjęcie próby nauczenia się i później użycia dowolnego języka jest powodem do dumy, a nie zaś do wstydu! Dlatego nawet jeżeli wasz śląski nie jest perfekcyjny to używajcie go, a wtedy może wasi znajomi też się do tego przekonają i zacznie go używać coraz więcej osób. I o ile angielskiemu to akurat potrzebne nie jest, to śląskiemu jak najbardziej, bo inaczej prędko zaniknie. Rozmawiając zaś stale, podłapywać będziecie nowe słowa, nowe formy gramatyczne. Spójrzcie też na to od tej strony, że mówiąc po polsku i po śląsku, możecie swobodnie mówić, że znacie dwa języki. A jeśli do tego jeszcze dogadacie się po angielsku, niemiecku, rosyjsku, lub w dowolnym innym języku obcym, to nawet jeśli „dogadacie się” oznacza podstawy, to umiejętność komunikacji w trzech (lub więcej) językach, naprawdę jest powodem do dumy. Mom recht? Zofia Dyrda


16

marzec 2017r.

Dobry! Piŷrwyj bajtle boli się beboka. Latoś wszyjscy mocie się bać mie! To sie werci poczytać:

Ksiůżka ślůnsko – nojlepszy Ksiůżka ślůnsko – nojlepszy gĕszynk podgĕszynk krisbaum! pod krisbaum Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? łôsprowki”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe „Pniokowe łôsprowki”? ”? Eli ni mosz, terozki ”? Eli ni mosz, terozki „Asty kasztana „Asty kasztana festelno kupić je blank tanio. festelno szansa szansa kupić je blank tanio. księgarniach tych książek kosztuje WW księgarniach kompletkomplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. Uz nas razem z kosztami średnio około 135 złotych. U nas razem kosztami przesyłki wydasz na nie!!!jedynie: !!! przesyłki wydasz na nie jedynie: 110 złotych !!!110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście Ale możesz je oczywiście kupić także kupić osobno. także osobno. Koszt –przesyłki – 9 złotych. Koszt przesyłki 9 złotych. Wprzypadku przypadku zamówienia powyżej złotych W zamówienia powyżej 100 złotych – 100 przesyłka gratis. – przesyłka gratis. lub telefonicznie 535 998 252. lub telefonicznie 535 998 252. Można teżwpłacając zamówić wpłacając na konto Można też zamówić na konto 96 2528 1020 2528 0302 0133 9209 96 1020 0000 03020000 0133 9209 - ale prosimy przy podawać zamówieniu podawać - ale prosimy przy zamówieniu numerkontaktowego. telefonu kontaktowego. numer telefonu „Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego

– to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z Instytut Godki. Instytut ŚlůnskijŚlůnskij Godki. naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53 Cena 60 złotych.

„Pniokowe Łosprowki” „Rychtig Dariusza Dyr- Eugeniusza „Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyr-Gryfno Godka” Kasztana, Ginter- „OpoPierończyk - „OpoAstyAsty Kasztana, Ginter Pierończyk Kosmały (Ojgena dy języka – to śląjedyny podręcznik językaz Pnioków ślą- – popular– to jedyny podręcznik wieści o Śląsku niewymyślonym” todyauwieści o Śląsku niewymyślonym” to aunego felietonisty Radia Piekary) to kilskiego. W 15 czytankach znajdujemy znajdujemy tentyczna sagaz Załęża. rodziny się W 15 czytankach tentyczna saga rodziny Jak zsięZałęża. Jakskiego. dowcipnych gawęd w takiej kompendium wiedzy kadziesiąt o Górnym Śląsku, kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, w Katowicach śląskim pokoleniom? żyłożyło w Katowicach śląskim pokoleniom? a podnajważkażdą czytankąśląskiej wyjaśnia a pod każdą czytanką wyjaśnia godce,najważkierom dzisio nie godo Historia przeplatana nie tylko zabawnymi Historia przeplatana nie tylko zabawnymi niejsze różnice między śląskim niejsze różnice między językiem śląskim jużjęzykiem żoděn, krom samego Ojgena! 210 anegdotkami,ale też wspomtragicznymi wspomanegdotkami,ale też tragicznymi polskim. Wszystko toformatu uzupełnione a polskim. Wszystko toa uzupełnione stron A-5. nieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych nieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych świetnym isłownikiem śląsko-polskim i 20 złotych. świetnym słownikiem śląsko-polskim Cena zbiorów. stron formatu A-5. zbiorów. 92 stron92 formatu A-5. polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena: 15 złotych. Cena: 15 złotych. Cena 28 złotych. Cena 28 złotych.

Uns” – ostatni Eugeniusza żołnierze „Gott mitŁosprowki” „Pniokowe Mariana Kulika, to wspomnienia Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularostatnich Ślązaków, służących w armii IIIto kilnego felietonisty Radia Piekary) Rzeszy. Stare opy spominajom przedwokadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej jenno Polska, służba przī dzisio wojsku i to, co godo śląskiej godce, kierom nie się samkrom dzioło, samego kiej przīszłyOjgena! Poloki a 210 już żoděn, Rusy. Fascynująca stron formatu A-5. lektura. Cena: 2920 złotych. Cena złotych.

„Dante i inksi” Mirosława Syniawy, to antologia wielkich dzieł światowej poezji na język śląski. Tytuł pochodzi od „Boskiej Komedii” Dantego, której fragmenty znajdziemy tam właśnie w godce. Poza tym są jednak wiersze czołowych poetów niemieckich, rosyjskich, francuskich, angielskojęzycznych, a także azjatyckich. Okazuje się, ze w godce brzmi to świetnie! - cena 23 złote

„Komisorz Hanusik we tajnyj służbie ślonskijDariusza Jerc „Historia Narodu Śląskiego” nacyje” to drugaksiążka część skrzącego się humorem o historii Ś – to jedyna opowiadająca naszego punktu widzenia, a nie kryminału zwłasnego elementami fantasy, rozgrywajączeskiego czy niemieckiego. 480 stron forma cy się na dzisiejszym Śląsku. Autor, Marcin Cena 60 Melon, jest anglistą, co w książce widać szkół - cena 28 złotych

„Komisorz Hanusik” autorstwa Marc

Melona laureata II miejsca na ślą „Ich książęce wysokości” - to dzieje władców jednoaktówkę z 2013 roku. to pierw Górnego Śląska - a książka wyszła spod pióra komedia kryminalna w ślunskiej god Jerzego Ciurloka, znanego bardziej jako wic„Chytrzyjszy jak Sherlock Holmes, bar jakale James Bond! man Ecikwyzgerny z Masztalskich, będącego też A wypić por lompyi historii na placu” wybitnymchoćby znawcą kultury regionu– taki jest Ac Hanusik, bohater książki. - cena 30 zł Cena: 28 złoty


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.