GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ
CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE
Bydymy zbiŷrać!
T
ym, kierzy rŷchig pszajom Ślůnskowi, Wielganoc upłynie na rychtowaniu sie do zebranio 100 000 podpisůw. Kiej mie spytała moja cera – kiero studiŷruje we Warszawie – co chca na hazoka, toch jij pedzioł, coby mi ze tŷj Warszawy przīwiezła dwiesta unterszriftůw pod obywatelskim projektem ustawy o śląskiej mniejszości etnicznej. I coby kożdy wypisany był ale drukowanymi lideroma, żeby żodŷn, ale to żodŷn komisarz niŷ pedziol, że tych nazwisk niŷ uzno, bo przeczytać tego niŷ poradzi. Ja, zaro po świŷntach ruszomy zbierać podpisy. I to je do nos festelno ôkazjo, coby upiěc dwa kokoty na jednŷm ôgniu. Kaj dwa – aże trzī! Idzie przī tych podpisach fajnie agitować za Ślůnzokoma, kierzy majom starość trefić do Parlamentu Europejskigo. Je takich rýchtig dwůch, Marek Plura a Kazimierz Kutz. Możne udo sie jejch obu wcisnąć do Brukseli, coby dopominali sie hań o prawa Ślůzokůw. Nale idzie tyż przī tych unterszriftach skwolać za tym, coby na podzim ludzie welowali do sejmiku, ale tyż do rad powiatu, rad miast. Coby szli welować a welowali na RAŚ. Bo RAŚ-owi lekko niŷ bydzie, a piszŷmy o tym wszyjskim na zajtach 3, 4 a 5. A na stronie 8 piszemy o tym, jak PRL zlikwidował śląską autonomię. Chociaż – o czym rzadko się mówi, a na co zwraca uwagę moja redakcyjna koleżanka – tak naprawdę śląską autonomię zlikwidowali już w 1935 roku piłsudczycy. Ci, których tak dziś kocha PiS. Autonomia tuż przed wojną to była już tylko licha proteza tej prawdziwej. Ja sam każdego roku, z okazji likwidacji autonomii (6 maja) wieszam ślůnsko fana z czarnym kirem. 2 maja śląskiej flagi nie wieszam, bo t jest święto Flagi Rzeczypospolitej. Więc nie będę się z moją faną wpychał w święto biało-czerwonej nie będę. A ci, którzy to robią, chyba nie doczytali, jakie 2 maja jest święto. Ślůnsko fana z kirem użyłem tyż na pogrzebie Dietera Przewdzinga. O śledztwie cicho. Prawdę powiedziawszy boję się, że jeśli śledztwo to prowadzi ta sama opolska prokuratura, która z takim uporem skarżyła istnienie stowarzyszenia narodowości śląskiej – to śledztwo może do niczego nie doprowadzić. Wracając jednak do naszej gazety. Na stronie 10 mamy trochę świąt a na 11 piszemy o teatrze z Zagłębia. Z zazdrością, że na Śląsku takiej sztuki teatralnej nie ma. Bo tamtejsza chwilami prawdziwiej opowiada o nas, niż my sami potrafimy. Na stronie 12 tym razem nie ma kolejnej części historii – bo zamiast tego w środku numeru jest wspomniana opowieść o likwidacji autonomii. Też przecież nasza historia. Tuż skuli Wielgij Nocy winszuja wom niŷ ino tego, co sie zawdy winszuje, ale tyż fajnŷj lektury. Szef-redachtůr
NR 4 (29) KWIECIEŃ 2014 ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 1,50 ZŁ (8% VAT)
Śląska fana olana J
Dostępne w maju uż w maju zapraszamy do zapoznania się z dwoma nowymi pozycjami naszego wydawnictwa: „Asty kasztana” Gintera Pierończyka oraz śląskie sztuki teatralne autorstwa Dariusza Dyrdy.
„ASTY KASZTANA”
Ginter Pierończyk „Asty kasztana” to powieść o losach śląskiej rodziny, których osią jest tytułowy, rodowy kasztan. Prawdziwi bohaterowie żyjący na katowickim Załężu zmagają nie tylko z problemami życia codziennego, ale i z historią, tak często niesprawiedliwą. Książka według wspomnień autora, przeplatana rodzinnymi zdjęciami.
ŚLĄSKIE SZTUKI Dariusz Dyrda
Jakiekolwiek przejawy naszej tożsamości budzą kontrowersje nie tylko w salach polskiego Parlamentu, ale już przy wejściu do budynku. Straż marszałkowska nie pozwoliła Ślōnskij Ferajnie wnieść na teren Sejmu śląskich flag oraz baneru z napisem „Ślōnskŏ nacyjŏ bōła, je a bydzie”. O szczegółach sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych czytaj dalej na stronie 2.
W kwietniowym numerze: „Od niemal dziesięciu lat niektóre śląskie organizacje lansuję tezę, żeby 2 maja wieszać śląską flagę. Bo to dzień flagi. My uważamy to za głupie i namawiamy: ja, powieście fana. Ale 6, niŷ zaś 2 maja.” – kontynuacja o Dniu Flagi na stronie 2. „Konstytucja kwietniowa spowodowała, iż jakiekolwiek zmiany śląskiej autonomii zależały wyłącznie od woli odpowiednich centralnych organów Rzeczypospolitej. Zmienił się tylko 1 artykuł, tylko jedno zda-
nie – ale czy to jedno zdanie nie przekreśliło autonomii?” – jak Piłsudczycy dołożyli swoje trzy grosze do upadku autonomii, czytaj dalej na stronie 8.
Znane w całym regionie sztuki teatralne szturmem zdobyły serce widzów; teraz pora na serca czytelników. 4 sztuki i mnóstwo śmiechu; rubaszne dialogi i bohaterowie, w których każdy znajdzie cząstkę samego siebie. W skład książki wchodzić będzie m.in. „Marika”, laureatka wielu prestiżowych nagród.
Mamy Hanusika!
„Te hazoczki, ôwiyczki a wszelijake inksze garniŷry we chałpie i na stole, kôżdô ze dôwniyjszych gospodyni rychtowała podle swojigo mustru, swojigo zakonu ze dróżdżannego ciôsta, szokulady lebo ze marcypanu” – święta oczami Eugeniusza Kosmały, czytaj dalej na stronie 10.
Alleluja.
Wierzymy, co ślůnsko autonomio tyż zmartwychwstanie!
Redakcjo
„Komisorz Hanusik” autorstwa Marcina Melona laureata II miejsca na śląską jednoaktówkę z 2013 roku. to pierwsza komedia kryminalna w ślunskiej godce. „Chytrzyjszy jak Sherlock Holmes, bardzij wyzgerny jak James Bond! A wypić poradzi choćby lompy na placu” – taki jest Achim Hanusik, bohater książki. Cena: 28 zł. Koszt wysyłki: 9zł.
2
KWIECIEŃ 2014r.
Powieś fana 6 a nie 2 maja!
Pod patronatem Ślůnskigo Cajtunga
D
8
czerwca zaś pojadymy „Na kole bez pole”. Start rajdu: Rynek we Pszczynie, trasa – 18 km. Organizator: pszczyńskie koło Ruchu Autonomii Śląska Rajd pod patronatem burmistrza Pszczyny Dariusza Skrobola. Godnij o rajzie napiszŷmy we majowym Cajtungu.
W MAJU, DYŻURY REDAKCYJNE ODBĘDĄ SIĘ:
05.V., poniedziałek od 12:00 do 14:00 08.V., czwartek, od 10:00 do 12:00 12.V., poniedziałek, od 15:00 do 17:00 20.V., wtorek, od 16:00 do 18:00 26.V., poniedziałek od 10:00 do 12:00
Planujesz ze swojom reklamom trefić genau do Ślůnzokůw? Tuż dej jom sam, we Cajtůngu. Ślůnski muster: bierŷmy niŷdrogo, efekt murowany Chcesz wiedzieć więcej? Dzwoń 507-694-768 Poszukujemy agentów reklamowych. Wysokie prowizje! „Ślůnski Cajtung” w prenumeracie! Można nan zamówić w prenumeracie. Cajtůng kosztuje w niej 1,2 zł. Koszt wysyłki listem zwykłym - 2,2 zł. Listem poleconym - 5 zł. (w jednym liście za jedną cenę do 7 gazet). Powyższe ceny dotyczą prenumeraty na terenie państwa polskiego. Informacje na: poczta@naszogodka.pl i tel. 507-694-768 Wpłaty za prenumeratę proszę kierować na konto: 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Instytut Ślunskij Godki, 43-143 Lędziny, ul. Grunwaldzka 53
Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: poczta@naszogodka.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Promedia, Opole Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.
Od niemal dziesięciu lat niektóre śląskie organizacje lansuję tezę, żeby 2 maja wieszać śląską flagę. Bo to dzień flagi. My uważamy to za głupie i namawiamy: ja, powieście fana. Ale 6, niŷ zaś 2 maja.
laczego? Ano Dzień Flagi tak naprawdę uchwalono w lutym 2004 roku po to, żeby jakoś spiąć w klamrę daty 1 i 3 maja. Dwa święta w środku wolny, normalny dzień. Więc wymyślono, żeby i ten trzeci zrobić jakoś świąteczno-patriotyczny. Że 1 i 3 maja wiesza się flagi to najlepiej, żeby i 2 maja były na miejscu. Tak powstał Dzień Flagi. Ale on wprost nawiązuje do 3 maja, do święta polskiej konstytucji z 1791 roku. Śląsk wówczas w Polsce nie leżał, więc nas tamte wydarzenia nie dotyczyły. A jeśli nie dotyczyły Śląska, to i śląskiej fany. Tylko polskiej, biało-czerwonej. Więc i 2 maja jest jej świętem.
Tym bardziej, że 2 maja nie jest w Polsce świętem jakiejkolwiek flagi lecz jest to – co ustawa stanowi wyraźnie - Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Tak więc wieszanie tego dnia flagi żółto-niebieskiej nie ma sensu. To nie jest jej święto. Warto za to powiesić flagę śląską 6 maja. Koniecznie przepasaną czarnym kirem. Aby pokazać, że autonomii nie zapomnieliśmy. Że tak, jak PiS każdego roku 10 kwietnia obchodzi swoją żałobę, tak my każdego roku 6 maja obchodzimy naszą. To dzień, w którym Polska zabrała nam to, czym w 1920 roku nas do siebie wabiła. Wtedy, w 1920 wiedziała, że jeśli nie obieca Śląskowi
szerokiej autonomii, to u nas prawie nikt o Polsce nie będzie nawet chciał słuchać. Magnesem dla Ślązaków – także Powstańców Śląskich - była autonomia, nie Polska. Tak więc ci, którzy ją w 1945 roku odebrali, pokazali, że uważają Śląsk za ziemię podbitą, w której obietnic składanych autochtonom respektować nie trzeba. A wszystkie kolejne rządy, które nie unieważniają dekretu KRN, jedynie podpsują się pod tą okupacją. A my, wieszając 6 maja fana, przypomnimy, że pamiętamy co nam Polska dnia tego zabrała. Dariusz Dyrda o dekrecie KRN i jego (bez)prawnych podstawach czytaj na stronie 6.
W POLSKIM SEJMIE NIE MA MIEJSCA
NA ŚLĄSKIE FLAGI
Informacja Ministra Administracji i Cyfryzacji o śląskiej tożsamości była tematem kwietniowej dyskusji na posiedzeniu sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych. Okazuje się, że jakiekolwiek przejawy naszej tożsamości budzą kontrowersje nie tylko w salach polskiego Parlamentu, ale już przy wejściu do budynku. Straż marszałkowska nie pozwoliła Ślōnskij Ferajnie wnieść na teren Sejmu śląskich flag oraz baneru z napisem „Ślōnskŏ nacyjŏ bōła, je a bydzie”. Poseł Marek Plura, który zaprosił na posiedzenie nasze regionalne organizacje, nie krył swojego zdenerwowania.
P
osiedzenie rozpoczęło się od odczytania informacji Ministra Administracji i Cyfryzacji na temat tożsamości śląskiej w kontekście III raportu dla Sekretarza Generalnego Rady Europy z realizacji przez Rzeczpospolitą Polską postanowień Konwencji ramowej o ochronie mniejszości narodowych. Znalazło się w niej kilka bardzo istotnych zapisów.
uważana jest przez językoznawców za dialekt języka polskiego obejmujący wiele gwar (…),” a władze polskie „są otwarte na dialog z osobami zainteresowanymi pielęgnowaniem, w ramach istniejącego porządku prawnego, swej regionalnej tożsamości celem umożliwienia im pełniejszego korzystania z obowiązujący w tym zakresie uregulowań prawnych”.
LEWICA WYRAŹNIE ZA ŚLĄZAKAMI Prowadząca posiedzenie Posłanka PO Danuta Pietraszewska – po odczytaniu dokumentu – stwierdziła „- Czytam, że istnieje wsparcie polskiego rządu. Oceniam to jako gesty. My czekamy na czyny. Oczekujemy wsparcia ze strony rządowej”. Dodała również, że nie można traktować ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym z 2005 roku jako zamkniętej, do której nie można dopisać kolejnej grupy. Śląskich posłów poparli parlamentarzyści z Twojego Ruchu i SLD. Teresa Popiołek (Twój Ruch) powiedziała „- Polska zawsze była krajem toleran-
„Czytam, że istnieje wsparcie polskiego rządu. Oceniam to jako gesty. My czekamy na czyny. Oczekujemy wsparcia ze strony rządowej”. Nie można traktować ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym z 2005 roku jako zamkniętej, do której nie można dopisać kolejnej grupy. Przede wszystkim polskie władze przypomniały, iż powyższa Konwencja ramowa nie zawiera definicji mniejszości narodowej, a zatem zdefiniowanie jej należy do ustawodawstwa krajowego, które z kolei twierdzi „(…) W zgodnej opinii naukowców (historyków, socjologów, językoznawców) nie można bowiem mówić o istnieniu odrębnego narodu śląskiego, a tym samym mniejszości śląskiej. Ślązacy są natomiast jedną z grup etnograficznych, zamieszkujących Polskę (…)”. W dokumencie czytamy również, że „(…) mowa rodowitych Ślązaków
P
niŷkiere ślůnski internetowe zajty skwolajom Pierwsze Ogólnoświatowe Dyktando Godki Śląskiej, kiere bydzie 30 maja we Rybniku. Niŷ dejcie się robić za błozna! Niŷ idzie robić dyktandůw we godce, kiero ni mo znormalizowanych prawideł swojig pisanio! Chocia dyskusje jak pisać po ślůnsku trwają już wierza ze ôziŷm lot, to po prowdzie nikaj nos niŷ przīwiedły.
cyjnym. Nie czuję zagrożenia ze strony jakichkolwiek mniejszości, wręcz przeciwnie uważam je za wzbogacenie”. Wtórował jej Eugeniusz Czykwin z SLD „- Wszystko zależy od woli politycznej. Wasze deklaracje będą musiały zostać uwzględnione. Są to znikome koszty wobec znaczenia tej kwestii”. Pewną niechęć wyczuwało się w wypowiedzi poseł Teresy Hoppe (PO), która przede wszystkim zwróciła uwagę, że nie posiadamy „śląskiego języka pisanego”, podczas gdy Kaszubi mają bardzo bogatą bibliografię różnorodnych dzieł napisanych po
kaszubsku czy tłumaczonych na ten język. Swoją wypowiedź zakończyła stwierdzeniem, które nie napawało optymizmem. Posłanka bowiem obwieściła, że czeka nas jeszcze bardzo dużo pracy, by „ślůnskŏ godka” została uznana za język.
MÓWICIE, ŻE NIE MA. A JEST! Riposta Pietraszewskiej była natychmiastowa. Posłanka przypomniała, że w ubiegłym roku dyrektor Biblioteki Śląskiej – Jan Malicki – przedstawił bibliografię dzieł napisanych po śląsku i katalog ten liczył kilkadziesiąt pozycji. Na potwierdzenie tych słów Wojciech Glensk ze Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej wręczył zebranym na sali posłom jedną z najnowszych publikacji – „Promytojsa przibitego”, czyli tłumaczenie antycznego „Prometeusza”, którego dokonał śląski klasycysta prof. Zbigniew Kadłubek. Andrzej Roczniok – przewodniczący Związku Ludności Narodowości Śląskiej – żalił się, że wszystkie próby zarejestrowania organizacji z nazwą „narodowość śląska” napotykają na opór ze strony sądów. – Może jest cenzura na termin narodowość śląska – pytał. Dyskutowano nie tylko o języku śląskim, ale również o konieczności wprowadzenia w szkołach edukacji regionalnej. Lider Ślůnskij Ferajny – Peter Langer - zaproponował by przeprowadzić na ten temat ankietę w placówkach oświatowych. Pomysł bardzo spodobał się posłance Pietraszewskiej, która przekazała sprawę obecnym na posiedzeniu przedstawicielom Ministerstwa Edukacji. A co Ślązacy myślą o działaniach polskich władz najlepiej podsumował Peter Langer - My niŷ sōm przeciwko Polŏkom, nikej my niŷ byli, nale chcŷmy widzieć jakieś efekty, chcŷmy czuć, co nŏs poważŏcie i uznajecie. A wy wszyjsko robicie, coby my wŏs niŷ lubili”. Mirella Dąbek
Ŏszydne dyktando Dali momy niŷ mynij jak trzī wersje zapisywanio godki, a jeszcze we kożdyj ze tych wersji je pora wariantůw. Bez tuż kożdy, fto pado, co jego wersja je ta prawdziwo, i chce we nij rychtować dyktando – po prowadzie
działo na szkoda godki, działo przeciw dogadaniu sia wszyjskich. Je ino jedna cesta ku ustalŷniu spůlnych prawideł. Ta, kierom my idymy. Fto czyto Cajtung ôd piŷrszego numeru tŷn wiŷ, iże na-
szo pisownia durś ewoluuje, co sztyjc szukomy kompromisu ze inakszymi ślůnskimi szkryftami. Nale trzeje se też pedzieć, co ortografio je samym końcŷm kodyfikacje, po gramatyce, po uznaniu, kiere literu uznowomy. Bez tuź niŷ dejcie się ôcyganić, co je jakisikej ślůnski dyktando. Żodnego, fto się liczy we ślůnskij godce hań niŷ bydzie!
3
KWIECIEŃ 2014r.
Kampania 100 000 odpisów może być początkiem udanej w końcu dla RAŚ kampanii wyborczej
Skończyć z porażkami
W kwietniu polskie partie polityczne zwierają szyki przed kampanią do europarlamentu. A w zasadzie już tę kampanię zaczęły. Śląskich organizacji to nie dotyczy – przy progu wyborczym 5% w skali państwa nie mają szans startowania w europejskich wyborach. Chociaż szanse na mandat ma w nich dwóch aktywistów śląskich spraw – Marek Plura i Kazimierz Kutz.
A
le śląskie organizacje, przede wszystkim zaś RAŚ w kampanię żadnego z nich się raczej nie zaangażują. Zamiast tego same szykują się do wyborów. Jesiennych, samorządowych. 16 listopada 2014 roku RAŚ pozna odpowiedź na pytanie, czy jego popularność wciąż rośnie, czy też może jej szczyt ma za sobą. 16 listopada 2014 roku zdecyduje się, na ile walka o śląskość przez kolejne cztery lata będzie skuteczna.
SEJMIK TO BŁĄD Kończąca się bowiem kadencja pokazuje, że we 2010 roku RAŚ popełnił fatalny błąd. Uznał, że najważniejszy jest sejmik wojewódzki, że to stamtąd, z samorządu na szczeblu województwa, łatwiej będzie upominać się o sprawy regionu. Tymczasem po trzech latach – z których dwa RAŚ współrządził województwem, okazuje się, że sejmik mało znaczy. A jeszcze mniej da się tutaj wywalczyć dla Śląska. Ambitne plany spaliły na panewce. Koleje Śląskie, które miały być wizytówką regionu – zakończyły się klapą. Stadion Śląski – który miał być wizytówką regio-
warszawskich liderów partyjnych. Dlatego w sejmiku nie ma śląskich działaczy Platformy Obywatelskiej – są lojalni wykonawcy woli premiera i prezydenta RP. Nie ma śląskich działaczy SLD – są wykonawcy warszawskiej linii partii. O PiS-ie nawet nie wspominając, bo dla tej partii prawdziwa śląskość to jedynie zakamuflowana opcja niemiecka. A jedyna śląskość jaką uznaje, to ta „powrotu do polskiej macierzy”. Sejmik, wierny
Tu, w sejmiku, siedzi druga liga partyjnych aparatczyków PO, PiS, SLD i mniejszych partyjek. Tu partyjni oficerowie niższej rangi czekają, aż uda się im awansować do Warszawy, do sejmu, do senatu, do ministerstw. Droga do tego wiedzie przez absolutną lojalność wobec warszawskich liderów partyjnych. Dlatego w sejmiku nie ma śląskich działaczy Platformy Obywatelskiej – są lojalni wykonawcy woli premiera i prezydenta RP. Nie ma śląskich działaczy SLD – są wykonawcy warszawskiej linii partii. O PiS-ie nawet nie wspominając, bo dla tej partii prawdziwa śląskość to jedynie zakamuflowana opcja niemiecka. nu, powoli jest jedynie problemem, z którym nie wiadomo co zrobić. Muzeum Śląskie, które miało być wizytówką regionu, a przede wszystkim miejscem, gdzie Ślązacy zaczną uczyć się swojej prawdziwej historii – miejscem tym nie będzie. Znów zamiast prawdziwej historii Śląska będzie tam tylko polska polityka historyczna. Tak naprawdę wszystkie wielkie plany związane z sejmikiem okazały się klapą. A sejmik nie sprawdził się też jako trybuna do promowania autonomii, narodowości śląskiej, języka śląskiego. Sejmik nie podjął w ich sprawie żadnej rezolucji, żadnej uchwały. Ba, był raczej miejscem wobec śląskości krytycznym.
PARTYJNIACY Z DRUGIEJ LIGI Nie ma w tym wszystkim oczywiście winy Ruchu Autonomii Śląska. Po prostu sejmik jest kompletnie upartyjniony. Tu, w sejmiku, siedzi druga liga partyjnych aparatczyków PO, PiS, SLD i mniejszych partyjek. Tu partyjni oficerowie niższej rangi czekają, aż uda się im awansować do Warszawy, do sejmu, do senatu, do ministerstw. Droga do tego wiedzie przez absolutną lojalność wobec
swoim warszawskim mocodawcom jest przedłużeniem polskiego partyjniactwa. Jest tam tylko jedna nie-partia czyli RAŚ. Ale nawet gdy będzie miała nie 4 a 10 radnych, nadal sejmik nie uchwali niczego dla Śląska ważnego. Ani poparcia dla dążeń autonomicznych, ani poparcia dla języka śląskiego, ani propagowania prawdziwej historii Śląska. Sejmik, mimo, że w Katowicach, jest warszawski.
ŚLĄSKOŚĆ JEST W ZDZIESZOWICACH, MYSŁOWICACH Inaczej w samorządach niższego szczebla, gminnych, powiatowych. Podczas mijającej kadencji udowodniły, że potrafią głośno upominać się o śląskie sprawy. To właśnie w samorządzie niedużych Zdzieszowic, w gabinecie ich burmistrza, narodził się ruch, który mógł pchnąć Śląsk ku autonomii. Burmistrza Dietera Przewdzinga zamordowano – a żaden inny samorządowiec nie zdecydował podjąć jego dzieła, ale Przewdzing pokazał, ile może jeden burmistrz małego, nawet nie powiatowego miasteczka.
Samorząd Mysłowic, złożony głównie z radnych należących do lokalnych stowarzyszeń i RAŚ, a nie partii politycznych, zdołał uchwalić poparcie dla idei Przewdzinga, dla autonomii gospodarczej Śląska. Samorząd Mysłowic uchwalił też poparcie dla języka śląskiego, samorząd Mysłowic powiedział „NIE” fałszowaniu historii Śląska – likwidując obelisk, według którego w Trójkącie Trzech Cesarzy była „granica trzech zaborów”. Bo przecież Śląsk pod żadnym zaborem nie był, w XIII wieku sam zrezygnował ze związków z Polską i leżał poza nią aż do XX wieku. Dziś na Trójkącie, wolą mysłowickiej rady, stoi tablica z prawdziwymi informacjami. Na sali obrad mysłowickiej Rady wisi flaga Górnego Śląska. Udało się to wszystko wywalczyć – bo w Mysłowicach jest dwóch radnych RAŚ. Tylko dwóch, ale tam, gdzie pozostali radni słuchają swoich śląskich wyborców a nie warszawskich polityków – to wystarcza, aby realizować śląską, a nie warszawską politykę. Tam, gdzie RAŚ ma choćby symboliczną reprezentację, rady miast uchwalają poparcie dla autonomii, dla języka śląskiego. Takie sygnały głośniej docierają do warszawskich polityków, niż przegrane przez RAŚ głosowania w sejmiku. Jeśli sto
centrował się na sejmiku a nie na samorządach miejskich, powiatowych. Nie ma więc radnych w Katowicach, w Chorzowie, w Siemianowicach, Świętochłowicach, Piekarach. W Zabrzu, w Gliwicach i Rybniku, w Żorach i Tychach. Jedna radna w Rudzie Śląskiej to stanowczo za mało. W powiatach ziemskich jest tylko troszkę lepiej. To wręcz niesamowite, ale RAŚ, cieszący się stałym poparciem ponad 10 procent, prawie nigdzie nie wywalczył mandatów. Myśląc o sejmiku, zaniedbał miasta, powiaty. Przyczyna tej porażki jest jedna. W samorządach miejskich i powiatowych partie są mniej ważne. Tutaj walczą przede wszystkim lokalne komitety. Tu
RADY BEZ AUTONOMISTÓW Ale takie Mysłowice to wśród większych śląskich miast wyjątek. W 2010 roku RAŚ popełnił bowiem błąd, i skon-
KOSZMARNE BŁĘDY, KURIOZALNE DECYZJE Pawła Poloka – aktora, dziennikarza i konferansjera z Rybnika - RAŚ lansował przez cztery lata. W 2010 roku był „dwójką” na rybnickiej liście do sejmiku. W roku 2011 i 2013 był tu kandydatem na senatora. Wyniki dostaje nieco
W listopadzie 2014 roku RAŚ po raz kolejny wystartuje do wyborów samorządowych. Pokaże, czy się czegoś nauczył. Fakt wyłonienia kandydata na prezydenta Chorzowa już w kwietniu, praca nad mocną listą do rady miasta – to sygnał, że tak. Pozostaje tylko pytanie, czy Chorzów, obok Mysłowic, będzie tylko takim chlubnym wyjątkiem, czy też regułą? – inaczej niż w sejmiku - nie da się wygrać plakatem z Tuskiem, Kaczyńskim, Kaliszem. Trzeba mieć w swoich szeregach lokalne osobistości. Osoby na terenie swojego miasta powszechnie znane
To właśnie w samorządzie niedużych Zdzieszowic, w gabinecie ich burmistrza, narodził się ruch, który mógł pchnąć Śląsk ku autonomii. Burmistrza Dietera Przewdzinga zamordowano – a żaden inny samorządowiec nie zdecydował podjąć jego dzieła, ale Przewdzing pokazał, ile może jeden burmistrz małego, nawet nie powiatowego miasteczka. miejskich i powiatowych śląskich samorządów opowie się za autonomią, to ten głos trudniej będzie lekceważyć, niż kilku radnych RAŚ w sejmiku. Ale to trzeba, żeby RAŚ miał wszędzie swoją reprezentację podobną do tej w Mysłowicach.
w Lyskach liczy, mniej polityczny szyld. Im miejscowość większa, tym mniej istotne nazwiska a bardziej istotny polityczny znaczek. Ale na żadnym szczeblu nazwisko nie przestaje odgrywać dużej roli. Tymczasem RAŚ nie ma pomysłu na kreowanie swoich lokalnych liderów. Albo marnuje ich potencjał.
i szanowane. W RAŚ-u takich osób jest bardzo niewiele. A na sam szyld, bez nazwisk, w wyborach miejskich i powiatowych się nie głosuje. Jeśli jest nazwisko, to jest i sukces, czego dowodzą maleńkie Lyski koło Rybnika. Rządzi nimi niepodzielnie RAŚ, bo miejscowy wójt, człowiek o ogromnej charyzmie, startuje w wyborach pod szyldem RAŚ-u. Chociaż nikt we wsi nie ma wątpliwości, że Grzegorz Gryt wygrałby wybory na wójta startując z każdego innego komitetu. Nazwisko się
słabsze od oczekiwanych, ale jest jednak coraz bardziej rozpoznawalny. Oczywisty lider. Zaangażowany. Do tego bardzo wyrazisty w swoich śląskich wypowiedziach i akcjach. W grudniu 2013 roku Polok, przez kilka lat lansowany jako rybnicka twarz RAŚ-u, zostaje zmuszony do opuszczenia szeregów organizacji. Na niespełna rok przed wyborami Ruch Autonomii Śląska pozbywa się naturalnej lokomotywy swojej listy. I robi to organizacja, która cierpi na chroniczny brak rozpoznawalnych postaci. Robiąc takie błędy nie może wygrywać wyborów! Pomiędzy rokiem 2010 a 2014 Ruch Autonomii Śląska udowodnił też, że po prostu nie potrafi prowadzić kampanii wyborczych. Grał w wyborczą grę ze zręcznością słonia. Najbardziej kuriozalny przypadek to wybory senackie w 2011 roku, gdy Jerzy Gorzelik jest w komitecie wyborczym Kazimierza Kutza – a Kutz w sąsiednim okręgu ostentacyjnie popiera kandydatkę PO przeciw kandydatowi RAŚ, Dariuszowi Dyrdzie. Dokończenie na str. 4
4
KWIECIEŃ 2014r.
Skończyć z porażkami Staniemy na wysokości zadania
Dokończenie ze str. 3
Jak okazuje się po wyborach, jedynemu kandydatowi RAŚ który miał realne szanse na mandat senacki, rywalizując niemal „łeb w łeb” z wicepremier Elżbietą Bieńkowską. W swoim powiecie Dyrda z nią wygrał. Bo tutaj nazwisko Dyrda znaczy więcej, niż Bieńkowska. Ale w pozostałej części okręgu stracił zbyt wiele, bo Ikona śląskości – Kutz – poparła rywala, przy biernej postawie RAŚ. Wybory uzupełniające w Bytomiu w 2012 roku pokazują mizerię wyborczą RAŚ. Kandydat na prezydenta uzyskuje zaledwie 3.7 procenta głosów i jest to 9 wynik w stawce rywali. Liczące się na śląskiej scenie ugrupowanie nie powinno pozwalać sobie na takie wpadki. Ale też nie ma się co oszukiwać – nazwisko kandydata jest mieszkańcom praktycznie nieznane. Do rady Bytomia jest niewiele lepiej – tylko w jednym okręgu RAŚ przekracza 5 procent. Powód jest banalny – w tym jedynym okręgu znaj-
nymi sukcesami jest to, że należą do RAŚ? Jeśli pójdzie tą drugą drogą, nie zdoła sięgnąć po ludzi znanych i szanowanych, to pójdzie do kolejnej klęski.
SZANSĄ 100 000 PODPISÓW Ogromną szansą jest akcja zbierania stu tysięcy podpisów. Bo trzeba dotrzeć do stu tysięcy ludzi – a więc także do tych lokalnych liderów, do tych ludzi znanych i szanowanych. To jest ten moment, kiedy można przekonać ludzi życzliwych sprawie, aby swoim nazwiskiem wsparli starania o autonomię, aby pomogli wywalczyć RAŚ-owi mandaty radnych w swoich miastach, powiatach. Podczas tej akcji – która przecież spoczywa przede wszystkim na barkach Ruchu Autonomii Śląska – można będzie ludziom tłumaczyć, dlaczego tak ważne jest, aby RAŚ miał w samorządach swoich przedstawicieli. Pokazywać przykład Mysłowic. Pytaniem pozostaje,
Przed Ruchem Autonomii Śląska stoi ogromne wyzwanie. Wyzwanie przyciągnięcia na listy znanych i szanowanych na swoim terenie ludzi – niekoniecznie związanych z polityką. Jeśli tego dokona, to będzie organizacją w regionie potężną, a z jej głosem będą musieli liczyć się w Warszawie. Jeśli tego nie zdoła dokonać, to po listopadowych wyborach przyjdzie mu lizać rany. duje się w środku listy kandydat, który umie zebrać ponad sto głosów poparcia. W pozostałych okręgach punktują tylko liderzy list – czyli są to głosy oddane na Ruch Autonomii Śląska a nie na konkretne osoby.
POTRZEBNE MOCNE LISTY W Bytomiu RAŚ dramatycznie pokazał, że nie ma w swoich szeregach znanych twarzy. Ani ludzi, którym się chce pobiegać za kampanią wyborczą. W listopadzie 2014 roku RAŚ po raz kolejny wystartuje do wyborów samorządowych. Pokaże, czy się czegoś nauczył. Fakt wyłonienia kandydata na prezydenta Chorzowa już w kwietniu, praca nad mocną listą do rady miasta – to sygnał, że tak. Pozostaje tylko pytanie, czy Chorzów, obok Mysłowic, będzie tylko takim chlubnym wyjątkiem, czy też regułą? Czy na przykład kandydatem na prezydenta Katowic będzie Jerzy Gorzelik? On – jedyna powszechnie znana twarz RAŚ-u - pociągnąłby potężnie listę do rady stolicy województwa. A prawo pozwala na jednoczesne kandydowanie na prezydenta miasta i do sejmiku. Nic więc formalnie nie stoi na przeszkodzie, żeby to zrobił. Czy RAŚ zdoła przekonać do kandydowania na przykład znanego pisarza Szczepana Twardocha, kilku znanych sportowców, artystów? Czy zdoła jednak nakłonić do startu Pawła Poloka, albo Mariana Makulę? Który w 2010 roku dostał bardzo dobry wynik, ale zaraz potem został w RAŚ-u odsunięty na boczny tor. Czy zdoła wykorzystać potencjał Marcina Melona, autora „ komisarza Hanusika”, pierwszej powieści po śląsku? Czy uda się namówić do kandydowania lokalnych liderów, działaczy związków hodowców królików, szkaciorzy, prezesów małych klubów sportowych? Rzemieślników o dobrej opinii, sztygarów, lekarzy, lubianych sklepikarzy? Czy też wystawi na najlepszych miejscach swoich list ludzi, których jedy-
czy RAŚ wykorzysta tę okazję, czy zdoła rozpocząć nią trwającą pół roku kampanię wyborczą. Nie ma się jednak co oszukiwać, nie zrobią tego wolontariusze, przeszkoleni do zbierania podpisów, Taką agitację mogą prowadzić tylko wyćwiczeni w politycznych sporach działacze RAŚ. Tylko ilu z nich zechce przez trzy miesiące kolędować od człowieka do człowieka i przekonywać, przekonywać, przekonywać…
JEŚLI POWTÓRZY BŁĘDY, MUSI PRZEGRAĆ Tym bardziej, jeśli konkurencyjne listy wystawi Związek Górnośląski. Bo organizacja ta, jakkolwiek zapomniana, ma jednak w swoich szeregach nieco znanych twarzy. Jeśli RAŚ znów wystartuje bez nich – to musi przegrywać wybory miejskie i powiatowe. Tak samo musi przegrać, jeśli sięgnie po twarze znane, ale z polityki, z innych list, z PiS, z PO. Na „przeciepów”, którzy zaliczyli już partie i różne lokalne komitety a teraz zechcą spróbować sił z RAŚ. Ślązacy tego nie kupią. - Nie powtórzymy błędów – mówi w wywiadzie na sąsiedniej stronie Jerzy Bogacki, kandydat na prezydenta Chorzowa i członek zarządu RAŚ. Oby miał rację, Bo bez mocnego sygnału z licznych samorządów, nikt ze śląskością w Polsce liczył się nie będzie. Dlatego przed Ruchem Autonomii Śląska stoi ogromne wyzwanie. Wyzwanie przyciągnięcia na listy znanych i szanowanych na swoim terenie ludzi – niekoniecznie związanych z polityką. Jeśli tego dokona, to będzie organizacją w regionie potężną, a z jej głosem będą musieli liczyć się w Warszawie. Jeśli tego nie zdoła dokonać, to po listopadowych wyborach przyjdzie mu lizać rany. Jeśli RAŚ powtórzy błędy z poprzednich kampanii, to hasło „Autonomia 2020”, już dziś bardzo wątpliwe, będzie można uznać za kompletnie nieaktualne. Adam Moćko
Projekt nowelizacji ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych od 8 kwietnia jest już u marszałka sejmu. Ma on 14 dni na uznanie go, lub wezwanie do uzupełnień braków. Teraz czas na podpisy, aby wnioskiem zajął się sejm komitet inicjatywy ustawodawczej musi zebrać ich minimum 100 tysięcy.
Z
apowiadana od kliku miesięcy przez Jerzego Gorzelika „Godzina Ś” została zainicjonowana. Zegar zaczął tykać, teraz liczy się czas, bo na zebranie podpisów komitet ma tylko trzy miesiące. Projekt nowelizacji ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, oraz języku regionalnym, którego celem jest uznanie Ślązaków za mniejszość etniczną złożyli w gabinecie marszałka sejmu Jerzy Gorzelik, Marek Plura, Kazimierz Kutz, Tomasz Jakubiec oraz Jacek Tomaszewski. Data 8 kwietnia nie jest przypadkowa. Dzień wcześniej, 7 kwietnia, gotowy projekt ustawy poseł Marek Plura przedłożył komitetowi. A dlaczego 7 kwietnia? Bo tego dnia w 1849 roku śląski malarz i poeta Jan Gajda wydał Odezwę do Ludu Górnośląskiego, w której wezwał do stworzenia Ligi Śląskiej popierającej narodowość śląską. – I bez tuż tego dnia jo tyż przekozoł dokument o dopisaniu Ślůnzokůw do zakona o myńszościach narodowych – wyjaśnił Marek Plura.
SPRAWDZIAN DLA STOWARZYSZEŃ - Skoro zawiodły inicjatywy poselskie a rząd wciąż stara się nie dopuścić do uznania Ślązaków za mniejszość etniczną, musimy sami złożyć taki projekt ustawy. Jako obywatelski – mówi Jerzy Gorzelik, przewodniczący Ruchu Autonomii Śląska. Złożenie projektu nowelizacji ustawy to początek drogi do autonomii. Jak przyznaje lider RAŚ 100 tysięcy podpisów, to nie jest mało. Dlatego w każdym regionie Śląska będzie działaś grupa koordynatorów odpowiedzialnych za zbieranie podpisów. - 100 tysięcy podpisów to naprawdę sporo, ale musimy stanąć na wysokości zadania. Mamy nadzieję, że w akcje zbierania podpisów pod nowelizacją ustawy zaangażuje się każde sprzyjające nam stowarzyszenie – dodał Gorzelik. Komitet
liczy, na rozpropagowanie inicjatywy przez media i internet. To sprawdzian nie tylko dla stowarzyszeń. Teraz każda dorosła osoba pragnąca uznania Ślązaków za mniejszość etniczną będzie musiała złożyć swój podpis po nowelizacją własnoręcznie.
POPARCIE OD PALIKOTA Swoje poracie dla inicjatywy ustawodawczej, która uznałaby Ślązaków za mniejszość etniczną wyraził także Janusz Palikot. Lider Twojego Ruchu 12 kwietnia w Katowicach zadeklarował, że jego ugrupowanie uznaje odrębność etniczną Ślązaków. Co więcej, chce nam dać więcej, niż sami oczekujemy. My bowiem zabiegamy o status mniejszości etniczne, on chce nam nadać narodowej, taką jak mają Niemcy czy Litwini. - To są dwie kwestie - czy uznajemy odrębność etniczną Ślązaków i uznajemy, ze wszystkimi dzisiejszymi możliwościami, jakie mają inne mniejszości w Polsce, jak niemiecka, białoruska czy litewska. To powinien Śląsk dostać - powiedział Palikot podczas prezentacji kandydatów do Parlamentu Europejskiego koalicji Europa Plus -Twój Ruch. Jak dodał lider śląskiej listy do europarlamentu, reżyser i senator Kazimierz Kutz - Nie można żyć cały czas w świadomości, że nie jest się w pełni obywatelem, że jest się dwuznacznym, gorszym, który za mało kocha Polskę. Trzeba tu dodać, że Twój Ruch jest jedyną polską partią parlamentarną, popierającą dążenia Ślązaków. Wynika to zresztą z samej filozofii tej formacji, która popiera wszystkie mniejszości, o ile ich działania nie zagrażają bezpieczeństwu większości. Na tej samej zasadzie więc jak mniejszości seksualne czy religijne, popiera też mniejszość śląską. Dzięki uznaniu Ślązaków za mniejszość etniczną możliwe będzie finansowanie edukacji regionalnej w szkołach z budżetu państwa, uznanie śląskiej mowy za język regionalny i pozyskanie pieniędzy na inne działania związane z ochroną historii i dziedzictwa kulturowego Ślązaków. Zbieranie podpisów pod projektem nowelizacji ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, ruszy najprawdopodobniej 22 kwietnia. I będzie trwało równo 90 dni. Aleksandra Smolak
Chyba pozostaje Europa Rozmowa z MARKIEM
- Parę dni temu śląskie organizacje spotkały się z komisją mniejszości narodowych polskiego Sejmu. Trudno mówić o postępie, raczej o regresie. Po raz pierwszy na to posiedzenie, gdy rozmawiano o śląskich sprawach, straż marszałkowska zabroniła wnieść śląskich flag. - Niestety, mamy do czynienia z lekceważeniem nas. Z jednej strony słyszę o chęci dialogu, z drugiej nie widzę żadnego szukania kompromisu. Ja, wiedząc że RAŚ działa na niektórych posłów jak płachta na byka, zapraszając na posiedzenie komisji śląskie organizacje, celowo pominąłem Ruch Autono-
PLURĄ
mii Śląska, chociaż to przecież dla nich policzek. Ale postanowiłem, że dla dobra sprawy tak trzeba. Z drugiej strony nie było jednak żadnego dobrego gestu. Nic! Rząd mimo upływu wielu miesięcy nie przedstawił stanowiska dotyczącego ustawy o śląskim języku regionalnym, co popchnęłoby do przodu prace. - Od bodaj pięciu lat bije pan w tej sprawie głową w mur. Widzi pan jeszcze jakieś szanse? - W maju będę ubiegał się o mandat eurodeputowanego. Ja tam nie idę po dietę, bo dla osoby z moim stanem zdrowia takie podróże przez pół Europy to udręka. Ale dochodzę do wniosku,
że tę sprawę trzeba załatwić na forum europejskim. Eksperci Komitetu Doradczego Rady Europy wiedzą, że rząd polski lekceważy prawa mniejszości etnicznych. Ba, eksperci ci zwracają Polsce uwagę, że takimi mniejszościami są nie tylko ci, którzy w ustawę są wpisani, ale także ci, którzy do tego dopiero aspirują. Ale eksperci są daleko, a rząd polski zwodzi także ich. Wierzę, że będąc na miejscu, będę potrafił się częściej o tę sprawę upominać. A Polska nie będzie mogła w nieskończoność lekceważyć opinii Europy. Tylko Europie trzeba przypominać, że niemal milion osób jest u nas ciągle traktowanych jak obywatele drugiej kategorii...
5
KWIECIEŃ 2014r.
Nie powtórzymy błędów Rozmowa z JERZYM
BOGACKIM, kandydatem RAŚ na prezydenta Chorzowa
- Całkiem niedawno można było usłyszeć zarzut, że ważniejszy jest dla pana stołek w urzędzie, niż RAŚ… - Rzeczywiście, niektórzy moi koledzy wysnuwali pochopnie takie wnioski. Ne rozumiejąc chyba, że nie można jednocześnie być w koalicji z obecnym prezydentem miasta i jednocześnie go atakować. Tak politykę uprawia PSL, ale też nie przypadkiem partia ta wśród Ślązaków nie ma czego szukać. My takiego kabociorstwa, zaprzaństwa nie uznajemy. Było więc dla mnie oczywiste, że jeśli chcemy krytykować prezydenta, musimy najpierw tę koalicję opuścić. Przy czym ani przez chwilę nie miałem wątpliwości, po czyjej stronie stanę w razie konfliktu RAŚ-Kotala. Ale trochę mi przykro, że ludzie którzy wstąpili do RAŚ dziesięć czy piętnaście lat po mnie, takie wątpliwości mieli. - Mimo to poparli pana kandydaturę na prezydenta Chorzowa. - Na szczęście rozsądek zwyciężył. Zrozumieli, że w tych wyborach nie można wystawić „kota w worku”, że to musi być osoba znana. I bez fałszywej skromności, ja spełniam ten warunek. W 2001 i 2005 roku kandydowałem z RAŚ do senatu dostając raz ponad 70, drugi raz ponad 50 tysięcy głosów. Cztery lata temu byłem kandydatem na prezydenta miasta. Do drugiej tury nie wszedłem, ale jednak okazałem się kandydatem na tyle silnym, że przed tą drugą turą rywale zabiegali o nasze poparcie i zawarliśmy koalicję ze zwycięzcą. Dzięki tej koalicji na chorzowskim ratuszu wisi dziś tabliczka, że sam „godomy po ślůnsku”, dzięki niej zrobiliśmy w mieście wiele dla promowania śląskości. Chociaż oczywiście nie na tym koncentrowały się moje działania w ratuszu. - Bo to mało i tym się wyborów nie wygra. A nie ma się co oszukiwać, RAŚ w wyborach 2010 roku poniósł wyborczą klęskę… - Wprowadziliśmy po raz pierwszy w historii radnych do sejmiku województwa śląskiego. Trudno nazwać to klęską! - Sejmik tak, ale niżej było źle lub bardzo źle. Tylko w powiecie rybnickim RAŚ zdobył kilka mandatów powiatowych. Poza tym porażka za porażką. W tak śląskich miastach jak Chorzów, Świętochłowice, Siemianowice, Rybnik – RAŚ nie ma swoich radnych. W Katowicach też. W Rudzie Śląskiej raptem jeden radny, w Mysłowicach dwóch. Zero w powiatach mikołowskim, bieruńsko-lędzińskim, tarnogórskim, czyli tych najbardziej śląskich.
czterech miesięcznych diet nie powinno stanowić dla ciebie problemu. A wpłacenie na konto komitetu kilku tysięcy złotych jest gwarancją, że się do kampanii solidnie przyłożysz. Bez tego wygrać się nie da, a moją osobistą ambicją jest wywalczenie kilku mandatów radnych w Chorzowie.
I tak dalej. O prezydentach miast czy starostach nawet nie mówię. A przecież realne poparcie dla idei autonomii waha się na wszystkich tych terenach zapewne powyżej 20 procent! Tak więc trzeba powiedzieć, że wybory 2010 roku RAŚ przegrał z kretesem. - Sporo prawdy w tym jest, ale też wtedy priorytetem dla nas był sejmik. Cztery lata wcześniej zabrakło nam ciut, ciut, więc w 2010 była pełna mobilizacja, by wreszcie do niego wejść. Pozostałe wybory traktowaliśmy nieco po macoszemu. Teraz jednak nie popełnimy tego błędu. Sejmik jest dla nas na-
- Na pewno. Chociaż przez te parę lat pojawiło się kilka nazwisk. W tej Rudzie na przykład nie jest tak źle. Nasza radna Basia Wystyrk-Benigier, Lyjo Swaczyna czy Heniek Mercik to jednak nazwiska kojarzone. Są dwaj kandydaci do senatu, którzy w roku 2011 dostali bardzo dobre wyniki, czyli Darek Dyrda z Lędzin, który jak równy z równy walczył z wicepremier Bieńkowską i Janusz Dubiel w Świętochłowicach. Jest parę osób w powiecie tarnogórskim. Jest oczywiście cała czwórka radnych sejmikowych. - Ponadto w ramach zawartego w Radzie Górnośląskiej po-
Oprócz mnie jest Iza Nowak, nagradzana jako świetna nauczycielka-regionalistka i z działalności tej znana. Podobnie jak znany jest jej mąż, przedsiębiorca na którego finansowe wsparcie mogą liczyć wszystkie śląskie działania. Mam świadomość, że wybory prezydenckie wygrać będzie niezwykle ciężko, ale nawet kilkanaście procent poparcia powinno nam dać mandaty w radzie miasta. Będziemy o nie walczyć. Traktuję te wybory poważnie i dlatego będę się domagał, aby ten, kto na liście w każdym okręgu dostanie jedynkę, wpłacił na kampanię jakąś większą kwotę.
Cztery lata temu priorytetem dla nas był sejmik. Cztery lata wcześniej zabrakło nam ciut, ciut, więc w 2010 była pełna mobilizacja, by wreszcie do niego wejść. Pozostałe wybory traktowaliśmy nieco po macoszemu. Teraz jednak nie popełnimy tego błędu. Sejmik jest dla nas nadal bardzo ważny, ale nie zaniedbamy też wyborów do samorządów miejskich. Ludzie przekonali się, że bez trudu przekraczamy próg wyborczy, więc startowanie z naszych list nie jest stratą czasu. dal bardzo ważny, ale nie zaniedbamy też wyborów do samorządów miejskich. Ludzie przekonali się, że bez trudu przekraczamy próg wyborczy, więc startowanie z naszych list nie jest stratą czasu. Szykujemy się do jesiennych wyborów już teraz, a nie – jak poprzednio – za pięć dwunasta. - Ale RAŚ-owi wciąż brakuje znanych nazwisk. Przeciętny człowiek w Siemianowicach, Rudzie Śląskiej, Bytomiu, Zabrzu nie zna nazwiska żadnego działacza RAŚ ze swojego miasta. Trudno więc znaleźć dobrego kandydata na prezydenta czy nawet na tak zwane lokomotywy list na radnych. Może stąd słaby wynik cztery lata temu?
rozumienia wyborczego z list RAŚ będą startowali także liderzy innych śląskich organizacji? - Porozumienie cieszy, ale wzmocnienia personalnego nie przeceniałbym. Wielu z tych liderów to przecież zarazem aktualni działacze RAŚ, jak Piotr Długosz - szef SONŚ, Rafał Adamus - szef Pro Loquela Silesiana, czy Marcin Melon - szef Silesia Schola. Z drugiej strony dzięki temu porozumieniu z naszych list może wystartować parę znanych osób, które z różnych przyczyn członkami RAŚ-u były, ale już nie są. Największą niewiadomą jest to, czy z naszych list pójdzie Związek Górnośląski, bo tam jest parę znanych twarzy. - A Chorzów?
- Sprzedawanie miejsc na listach??? - Skądże znowu. To są miejsca dla aktywistów RAŚ. Ale musimy sobie powiedzieć wprost: jeśli chcesz być jedynką, musisz wierzyć w zwycięstwo. Jeśli wierzysz, że zostaniesz radnym, to wydanie na kampanię wyborczą trzech czy
- Poza sejmikiem najważniejsze są jednak same Katowice, to na nie najczęściej patrzą media. Tam w 2010 roku RAŚ nawet nie otarł się o mandaty. A przecież w ocenie wielu specjalistów Jerzy Gorzelik to jedyny potencjalny rywal dla prezydenta Piotra Uszoka. A już sam jego start na prezydenta bardzo zwiększyłby szanse na mandaty do rady miasta dla RAŚ. - Mając za lokomotywę w wyborach miejskich Jerzego Gorzelika prawie na pewno zdobylibyśmy mandaty radnych w Katowicach. Mógłby start na prezydenta miasta połączyć z wyborami do sejmiku, ustawa na to zezwala. Ale - u autonomistów jest tak, że każde koło ma autonomię i samo wybiera swoją strategię na miejskie wybory. Nie będę się Katowicom wtrącał w ich strategię. - A co będzie strategią chorzowską? Bo sama walka o język śląski, narodowość, o autonomię to jednak nie jest program dla miasta. - Bez wątpienia. Dla ludzi ważna jest infrastruktura, ważne są drogi, place zabaw, tramwaje, szkoły. Mamy w tej dziedzinie kilkanaście lat zaniedbań, a przez ostatnie cztery lata było lepiej, ale też nie idealnie. Mam koncepcję, co powinno być naszym priorytetem w tej kampanii, ale proszę wybaczyć, najpierw stworzymy komitet wyborczy, potem w jego ramach przedyskutujemy program, a potem podamy go do prasy. Trzy miesiące temu zawiodła komunikacja wewnątrz chorzowskiego RAŚ i zaczęliśmy się między sobą spierać publiczne. My jednak umiemy uczyć się na błędach, więc drugi raz tego samego nie popełnimy. Najpierw porozmawiamy we własnym gronie, a dopiero potem publicznie. - Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała Joanna Noras
Ruch Autonomii Śląska rozpoczyna długą kampanię wyborczą do samorządów. O wyborach sejmikowych jeszcze cicho, ale ogłoszono nazwisko pierwszego kandydata na prezydenta miasta. W Chorzowie RAŚ, podobnie jak cztery lata temu, wystawi Jerzego Bogackiego. Co jednak wcale nie było takie oczywiste. Zaledwie trzy miesiące temu pisaliśmy o tarciach w chorzowskim Ruchu Autonomii Śląska. Część działaczy w swoich oficjalnych oświadczeniach, krytykowała obecnego prezydenta miasta – druga część broniła jego poczynań, przyznając się do koalicji z prezydentem. Ale tarcia trwały krótko i zakończyły się zgodą. Zgodą, za którą Bogacki zapłacił … posadą pełnomocnika prezydenta miasta. Bo prezydent Kotala nie zaakceptował chyba faktu, iż jego bliski współpracownik zamierza przeciw niemu wystartować w wyborach prezydenckich.
6
KWIECIEŃ 2014r.
Gilotyna zamiast Goethego Znamy już aktualne założenia ekspozycji w Muzeum Śląskim. Jej punktem centralnym nie będzie już pierwsza na kontynencie europejskim maszyna parowa – i Goethe, który przyjechał ją oglądać do Tarnowskich Gór. Centralnym punktem nie będzie już ten symbol rodzącego się górnośląskiego przemysłu. Przemysłu, który stworzył Górny Śląsk takim, jaki go znamy. Teraz osią muzeum będzie… gilotyna.
To
nie jest ponury żart. Muzeum Śląskie, zaplanowane jako placówka mająca opowiadać prawdziwą, a nie zmyśloną, historię Ślaska, to już przeszłość. Władze wojewódzkie postanowiły najwyraźniej zamiast na historię postawić na „politykę historyczną” – i potraktować muzeum jako oręż w polonizacji tych krnąbrnych Ślązaków, którzy Polakami czuć się nie chcą.
gilotynie. Pytanie więc, co jest bardziej naszą śląską historią: Wehrmacht czy gilotyna? I jedyna prawdziwa odpowiedź brzmi, że Wehrmacht, a gilotyna to zupełny margines. Dla każdego, kto chce pokazać prawdziwą historię Śląska. Ale nie dla tego, kto wzorem prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, zajmuje się nie historią lecz polityką historyczną. Komu historia myli się z propagandą. A tak dzieje się z Muzeum. Za-
Dla Ślązaków ta gilotyna jest mało ważna. Zabito na niej 552 osoby? Zgoda, ale w niemieckich mundurach, na wszystkich frontach, straciło życie nie mniej, niż ćwierć miliona Ślązaków. Czyli przynajmniej 500 razy tyle, co na tej gilotynie. Pytanie więc, co jest bardziej naszą śląską historią: Wehrmacht czy gilotyna? Dlatego najważniejsze miejsce w Muzeum zajmie gilotyna. Gilotyna, którą hitlerowcy zabijali w czasie II wojny światowej w katowickim więzieniu. Ścieli nią głowy ponad 500 osób, w tym działaczy polskiego podziemia. I ta gilotyna ma w muzeum krzyczeć polską martyrologię, krzyczeć, jacy to hitlerowcy byli zbrodniczy. Tak, jakby ktoś miał wątpliwości. Ale okres hitlerowski to tylko epizod. Na zachodniej części Górnego Śląska trwający 12 lat, na wschodniej – 5. I dla Ślązaków ta gilotyna jest mało ważna. Zabito na niej 552 osoby? Zgoda, ale w niemieckich mundurach, na wszystkich frontach, straciło życie nie mniej, niż ćwierć miliona Ślązaków. Czyli przynajmniej 500 razy tyle, co na tej
Wywiad red. Teresy Semik z dr. hab. Lechem Krzyżanowskim, koordynatorem wystawy w Muzeum Śląskim (Dziennik Zachodni z 13 kwietnia) jest już jawnym nawoływaniem, żeby historię Śląska fałszować. Redaktor Semik, znana z niechęci do prawdziwej historii Śląska, co rusz w swoich pytaniach zawiera takie sugestie. Na przykład: Dla kogo budujemy Muzeum Śląskie? Dla Ślązaków czy dla Polski? W pewnej mierze to jest pojęcie tożsame. Muzeum nie powinno prezentować na Górnym Śląsku polskiej racji stanu? W zjednoczonej Europie państwa dbają o swoją tożsamość. Dla mnie polską racją stanu jest uczciwe stanowisko wobec wydarzeń historycznych. Gdy w II RP budowaliśmy Muzeum Śląskie, nikt nie wątpił, że
miast prawdziwej historii regionu będziemy teraz mieli historię Polski na Śląsku. Tak przynajmniej wynika z zapowiedzi dr. hab. Lecha Krzyżanowskiego, koordynatora wystawy w Muzeum Śląskim, który mówi, że muzeum „eksponuje historię polskiej części Górnego Śląska. Z prozaicznego powodu pokażemy to, czym dysponuje Muzeum Śląskie, a to są głównie eksponaty z historii polskiej, kiedy mniejsza lub większa część Górnego Śląska należała do Polski.” (wywiad dla Dziennika Zachodniego). I już wszystko wiemy – nie będzie żadnego Muzeum Śląskiego, tylko muzeum tego, jak Śląsk należał do Polski. Pozostaje mieć nadzieję, że w takim przypadku chociaż autonomia pokazana zostanie uczciwie.
Nowa polityka historyczna.
SFAŁSZUJMY! - proponuje Dziennik Zachodni będzie ono narodowe, polskie – ripostuje red. Semik.
Albo w innym miejscu pyta: “Nowa ocena” powstań śląskich sprowadza się we współczesnej debacie do nazwania ich wojną domową. Pana to nie razi? Oboje, dziennikarka i historyk są zwolennikami polskości Ślązaków. Historyk jest jednak na tyle uczci-
katolicki na Górnym Śląsku. Skutkiem zaś tego była mocniejsza pozycja Kościoła, jedynego w tym czasie jeszcze obrońcy języka polskiego. Pokażemy, jak buduje się sojusz Kościoła i polskojęzycznej ludności oraz kształtuje polska tożsamość.” I wychodzi szydło z worka. Pan docent niechcący przyznał, że dopiero w czasie Kulturkampfu, pod wpływem Kościoła, na Śląsku kształtuje się polska tożsamość. Wcześniej była
zywać historię Śląska składającą się z trzech etapów: 1. prehistoria; 2. historia do połowy XIV wieku; 3. historia od 1914 roku do teraz. A 600-letnia dziura pozostanie jak dotychczas. Toyooota (gość) • 13.04.14, 15:11:12 Zabawne, zaczalem czytac, nie zwracajac uwagi na nazwisko autora. A juz po kilku pytaniach wiedzialem, kto jest stawiajacym pytania. Tak wlasciwie, to mozna by wyciac
Wychodzi szydło z worka. Pan docent niechcący przyznał, że dopiero w czasie Kulturkampfu, pod wpływem Kościoła, na Śląsku kształtuje się polska tożsamość. Wcześniej była tu szczątkowa. Wracając zaś do wywiadu, całkiem sporo śląskich czytelników internetowych, zapowiada pod nim bojkot Dziennika Zachodniego. wy, że w pewnym momencie „wykłada się” mówiąc: „Z punktu widzenia spójności państwa niemieckiego kulturkampf był słuszny. Uderzając pośrednio w polskojęzyczną ludność Górnego Śląska, paradoksalnie spowodował, że ta ludność zaczęła się zastanawiać: kim jest. Bardzo często odpowiedź brzmiała: jestem Polakiem. Będziemy chcieli pokazać kulturkampf jako uderzenie w Kościół
tu szczątkowa. Wracając zaś do wywiadu, całkiem sporo śląskich czytelników internetowych, zapowiada pod nim bojkot Dziennika Zachodniego. I nawet trudno im się dziwić. A oto próbki internetowych komentarzy: Gość: Moje zażenowanie wzbudził nie tylko poziom pytań ale niestety też poziom i podtekst odpowiedzi pana Krzyżanowskiego. Obawiam się, ze Muzeum Śląskie będzie poka-
odpowiedzi, a zostawic pytania, bo one sa tak sformulowane, ze zawieraja juz “wlasciwa” odpowiedz. Wiecie, nie zylem wtedy jeszcze, ale dokladnie tak to znam z rodzinnych opowiadan o epoce Bieruta i kolesiów. OBRZYDLIWE. Slazak (gość) • 13.04.14, 13:16:42 Opowiadam się za całkowitym bojkotem tej instytucji, tj. reżimo-
wego Muzeum Śląskiego w Katowicach/Bytomiu. Wystawa, wg scenariusza Semikowej jest powrotem do czasów ręcznego zarządzania w kulturze, polityki dyktatu tego co i jak mamy rozumieć, zakłamywania historii. BOJKOT, BOJKOT, BOJKOT Dość kłamstw i robienia z nas idiotów. Projekt za 10 mln złotych nie może tak wyglądać!!! Gdzie ta nowoczesna wystawa? (gość) • 13.04.14, 13:11:06 Cały wywiad stanowi dobry przykład tendencyjnego dziennikarstwa, kompromitujących pytań (typu: “Muzeum nie powinno prezentować na Górnym Śląsku polskiej racji stanu? W zjednoczonej Europie państwa dbają o swoją tożsamość.”), z którymi radzić sobie musi prof. Krzyżanowski. Swoją drogą szkoda, że z projektu nowoczesnej, ciekawej i odważnej wystawy robionej z rozmachem wyjdzie skromna, prowincjonalna i typowa narracja muzealna sprzed 20 lat. Nie chodzi nawet o treść (to swoją drogą), co o formę: miało być jak nigdy, a wyjdzie jak zawsze...
7
KWIECIEŃ 2014r.
!!! Zademonstruj swoja narodowość ślůnsko !!! Kup do sia, a do swoich krewnych na gŷszynki tresy, żeście som Ślůnzokoma.
35zł
30zł
We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!
45zł
35zł
5zł
35zł
A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?
35zł
35zł
35zł
35zł
30zł
30zł
5zł
Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53. www.naszogodka.pl, adres e-mail: poczta.naszogodka.pl, tel. 0-507-694-768, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.
8
KWIECIEŃ 2014r.
Jest jeden akt prawny komunistów z 1945 roku, który naruszał obowiązujące prawo, a którego żadna władza nie chce w Polsce uchylić. To likwidacja autonomii Śląska
6 maja - dzień w którym złamano prawo Autonomię województwa śląskiego określał Statut Organiczny Województwa Śląskiego, uchwalony 15 lipca 1920 roku przez Sejm Rzeczypospolitej. Nie jest jednak dane Ślązakom świętować rocznicy autonomii, bowiem, 6 maja 1945 roku została zniesiona. Właśnie mija 69 rocznica tego faktu.
T
ekst ustawy znoszącej autonomię jest niezwykle krótki. To ledwie cztery artykuły. Tylko cztery artykuły uchwalone przez Krajową Radę Narodową 6 maja 1945 roku wystarczyły by sprzeniewierzyć majątek Skarbu Śląskiego, a także cały śląski dorobek dwudziestolecia międzywojennego. Śląskość. Poczucie kulturowej odrębności, którego Ślązacy sobie nie wybrali; każdy mógłby być Ślązakiem. Wiecznie między młotem a kowadłem; między Polską, Niemcami i Czechami. Czy kiedy już udało się wypracować coś „swojego”, to historia po raz kolejny musiała zadrwić? Ale dlaczego ze Ślązaków nadal drwią włodarze tego państwa, w XXI wieku, czasie podobno praworządności? Dlaczego wiele dekretów Krajowej Rady Narodowej zostało zniesionych, a ten o likwidacji autonomii pozostał niezmieniony? I czy wreszcie działania Bolesława Bieruta, Edwarda Osóbki Morawskiego ,Edwarda Ochaba i innych sygnujących dokument, były legalne? Czy Krajowa Rada Narodowa miała prawo znieść województwu śląskiemu autonomię?
NAJPIERW HITLER, POTEM KRN Pierwszy był jednak Adolf Hitler. Po wybuchu II Wojny Światowej, 8 października 1939 r. Województwo Górnośląskie na mocy dekretu Hitlera zostało wcielone do Rzeszy wraz z innymi polskimi ziemiami zachodnimi. Następnie, 26 października ustanowiono nową Rejencję Katowicką. Od 1 stycznia 1941 r. rejencję katowicką i opolską podporządkowano nowej prowincji górnośląskiej ze stolicą w Katowicach. Nadprezydentem oraz gauleiterem okręgu NSDAP został Fritz Bracht. Ale trudno działania hitlerowców nazwać likwidacją śląskiej autonomii. Była to bowiem autonomia w ramach państwa polskiego. Kiedy więc zlikwidowali to państwo, to automatycznie także wszystkie jego rozwiązania prawne. Tak więc za faktyczny koniec autonomicznego województwa śląskiego uważa się wspomnianą już datę 6 maja 1945, kiedy Krajowa Rada Narodowa uchwaliła ustawę znoszącą statut organiczny Górnego Śląska. Dokument podpisali:
Prezydent KRN Bolesław Bierut, Prezes Rady Ministrów Edward Osóbka-Morawski oraz Ministrowie. Zostało to zrobione z pogwałceniem prawa, albowiem art. 44 statutu organicznego mówi, iż „ustawa zmieniająca niniejszą ustawę konstytucyjną, a ograniczająca prawa ustawodawstwa lub samorządu śląskiego, wymagać będzie zgody Sejmu Śląskiego”. Jest jednak jedno, wielkie „ale”.
PRAWDZIWY KONIEC JUŻ W 1935 Żeby zrozumieć problem, trzeba odwołać się do jeszcze innego aktu prawnego, jakim była konstytucja kwietniowa z 1935r. Wprowadziła ona bowiem zmianę w statucie organicznym województwa śląskiego, w ten sposób, że brzmienie przywołanego powyżej 44 artykułu, zmieniła na następujące: „Zmiana niniejszej ustawy konstytucyjnej wymaga ustawy państwowej“. Konstytucja kwietniowa spowodowała, iż jakiekolwiek zmiany śląskiej autonomii zależały wyłącznie od woli od-
datę wejścia w życie konstytucji kwietniowej, tj. 23.IV.1935r., bo chociaż do dokonania aneksji przez Hitlera, autonomiczne województwo śląskie funkcjonowało sobie normalnie, to fakt uzyskania zgody na wszystkie zmiany w ramach województwa organów Rzeczpospolitej przekreśla autonomię. Przynajmniej moim zdaniem, ale pewnie należę do mniejszości. Z drugiej strony nie bez racji jest argument, że skoro autonomia do II Wojny Światowej rzeczywiście funkcjonowała, to co się czepiać konstytucji kwietniowej. Dlatego też można po prostu uznać, że konstytucja kwietniowa bardzo ograniczyła autonomię Śląska, ale jej nie przekreśliła. Inna sprawa, że toczy się historyczny spór, o to, czy wprowadzenie w życie całej konstytucji kwietniowej było legalne, ale to jest temat na zupełnie inny artykuł.
LEGALNIE, NIELEGALNIE Wróćmy do Krajowej Rady Narodowej i jej decyzji odnośnie zlikwidowa-
medialny, nagłówki alarmowałyby o powrocie autonomii, prawicowcy wyzywaliby Ślązaków od separatystów i kazaliby uciekać do Niemiec i do Merkel, która przecież według nich utrzymuje RAŚ. Ale czy tylko oszołomy, gazety i telewizja miałyby używanie? Czy może zmieniłoby się coś więcej? Aby odpowiedzieć na to pytanie wystarczy przypomnieć orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z marca 2011 roku, przełomowe orzeczenie, w którym stwierdzono, iż dekrety Rady Państwa PRL wprowadzające stan wojenny w 1981 r. były niekonstytucyjne. To moralne zadośćuczynienie otworzyło wszystkim pokrzywdzonym furtkę do dochodzenia swoich roszczeń. W końcu, według oceny IPN-u w czasie obowiązywania dekretów stanu wojennego, skazano na ich podstawie w ponad 170 tysiącach spraw karnych, które wprost nie miały charakteru politycznego. Gdyby zatem za niekonstytucyjne uznać działanie KRN, być może możliwe byłoby rzetelne poruszenie kwestii Skarbu Śląskiego, jego zagrabienia
Krajowa Rada Narodowa – samozwańcze ciało polityczne, mające stanowić zalążek komunistycznej władzy w Polsce.
Bolesław Bierut
Michał-Rola Żymierski
Kazimierz Mijal
Edward Osóbka-Morawski
Władysław Kowalski
Towarzysze odetchnęli z ulgą Towarzysze Bolesław Bierut, Kazimierz Mijal, Edward Osóbka-Morawski i Władysław Kowalski odetchnęli z ulgą, a wraz z nimi – cały naród. Oto bowiem Krajowa Rada Narodowa zakończyła swoje obrady i zlikwidowała śląską autonomię. „Na pięćdziesiąt lat mamy z nimi spokój” – powiedział towarzysz Bierut. „E tam” – machnął ręką Towarzysz Mijal – „Mamy z nimi spokój na co najmniej, podkreślam, co najmniej 75 lat”. Na to wszystko zamyślił się towarzysz Osóbka-Morawski – „Wychodzi więc na to, że autonomii nie będzie do 2020roku”. powiednich centralnych organów Rzeczypospolitej. Zmienił się tylko 1 artykuł, tylko jedno zdanie – ale czy to jedno zdanie nie przekreśliło autonomii? Ślązacy mogli funkcjonować dalej w ramach autonomicznego obszaru, ale skoro jakakolwiek zmiana podstawy funkcjonowania autonomii (czyli jakiekolwiek zmiany statutu organicznego) wymagały zgody Polski, to w tym wypadku nie ma mowy o żadnej autonomii. Dlatego też możemy dodać sobie do dat uważanych za koniec autonomii
nia autonomii. Czy Krajowa Rada Narodowa funkcjonowała prawnie? Przecież istniał wówczas legalny polski rząd w Londynie i Delegatura Rządu na Kraj, a KRN władzę jedynie sobie uzurpowała, prawem zdobywcy. Czy nie można by postarać się o to, aby po przywróceniu w 1989 roku demokracji, chociaż ustawę o zniesieniu statutu organicznego województwa śląskiego uznać za niekonstytucyjną? Miałoby to symboliczne znaczenie, ale z pewnością zrobiłby się wokół tego szum
i sprzeniewierzenia, czy chociażby pożyczek udzielonych przez Skarb. Czy do jakiejkolwiek innej sytuacji faktycznej, która swoje oparcie miała w statucie organicznym. Innymi słowy, też mogłyby ruszyć procesy sądowe, pomimo tego, że ustawa KRN jest wydarzeniem starszym aniżeli wprowadzenie stanu wojennego.
IPN BRONI BIERUTA Dlatego też należy pochwalić Fundację Ambasada Śląska, która skierowa-
ła w dniu 8 sierpnia 2011 r. do Instytutu Pamięci Narodowej „zawiadomienie prezesa Fundacji Marcina M. Brody o popełnieniu przez członków KRN przestępstwa zagarnięcia władzy Sejmu Śląskiego. W zawiadomieniu zaznaczono, że decyzja KRN nastąpiła wbrew art. 44 Statutu obowiązującego w dniu wydania dekretu”. Jak nietrudno się domyślić, sprawa potoczyła się nie po myśli Fundacji. Jak czytamy bowiem w odpowiedzi: „ Postanowieniem z dnia 28 listopada 2011 r. prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie na podstawie art. 305 § 1 kpk i art. 48 ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu odmówił wszczęcia śledztwa w sprawie zbrodni komunistycznej popełnionej w dniu 6 maja 1945 r. w Warszawie przez członków KRN na szkodę obywateli zamieszkałych na obszarze województwa śląskiego, tj. o przestępstwo z art. 95 kk z 1932 r. w związku z art. 2 ust.1 ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu wobec braku ustawowych znamion czynu zabronionego. W uzasadnieniu postanowienia prokurator podniósł, że zachowanie członków KRN, którzy w dniu 6 maja 1945 r. głosowali nad uchyleniem Statutu nie wyczerpywało obowiązujących w dacie czynu znamion przestępstw określonych w art. 95, 137, 156 i 286 § 2 kk z 1932 r., gdyż nie było to zachowanie pod groźbą kary przez ustawę obowiązującą w czasie jego popełnienia”. Ponowną walkę Fundacja Ambasada Śląska podjęła 3 stycznia 2012 roku i znów złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Prokurator prowadzący sprawę powołał się na ustalenia z poprzedniego postępowania o sygn. co do faktycznego stanu prawnego. Fundacja złożyła także w tej sprawie skargę do Trybunału Konstytucyjnego, niestety na rozpatrzenie trzeba będzie poczekać. Pozostaje zadać sobie pytanie, jak to jest, że w państwie prawa nie tylko nie respektuje się zdania miliona obywateli, którzy deklarują narodowość śląską, ale również nie respektuje się jakiegokolwiek innego śląskiego zdania? Skoro stan wojenny był niekonstytucyjny, to tym bardziej ustawa Krajowej Rady Narodowej o zniesieniu statutu organicznego województwa śląskiego. Może należy zainteresować sprawą Rzecznika Praw Obywatelskich? A może po prostu wszyscy młodzi Ślązacy powinni zacząć na potęgę studiować prawo. Dlaczego? Bo tylko kiedy w Polsce będzie większość sędziów i prokuratorów pochodzenia śląskiego, to może sprawy nabiorą innego obrotu. Ten szalony pomysł, to powoli jedyne rozwiązanie. Jak mówi przysłowie, „można jeść i być jedzonym”; Śląsk jest ciągle jedzony. To ulubione danie w MENU przybyłego tu klienta: polskiego wymiaru sprawiedliwości. Paula Zawadzka
9
KWIECIEŃ 2014r.
PISANE ZA BRYNICĄ
FIKSUM DYRDUM
Święta z proszku
Nie piszemy o górnictwie
To
, że święcenie jajek, to pogański zwyczaj, już chyba sobie ustaliliśmy. Raz na zawsze. Nie mniej jednak wielu czytelników będzie chodzić święcić jajka, bo taka jest tradycja, czy żeby pokazać dzieciom czy wnukom. I nie ma w tym nic złego, ważne, żeby pamiętać, że nie jest to śląski obyczaj. Ja tam do święcenia jajek nic nie mam, sama jako dziecko chodziłam z koszyczkiem do kościoła. Kiedy byłam panienką (bo teraz jestem panną, a według wielu żartownisiów, już prawie starą panną) raz wybrałam się ze święconką i pocałowałam klamkę mosiężnych drzwi Kościoła pod wezwaniem Świętego Stanisława w Czeladzi. Bowiem na święcenie się spóźniłam. Penetrowanie zawartości szafki z kosmetykami mojej babci jak i karkołomne próby zrobienia retro-loków ze Złotej Ery Hollywood(jak i również wspaniałej ery śląskiego fryzjerstwa; kilkadziesiąt lat temu każda Ślązaczka nosiła precyzyjnie ułożone fale) często zajmowało mnie przed każdym wyjściem tak skutecznie, że prawie zawsze byłam spóźniona. Zostało mi to z resztą do dzisiaj.
Gorzej było z tanimi perfumami; małe flakoniki pełne „dyngusówek” stanowiły broń bojową wujków. Śmierdziały niemiłosiernie, ale tak to już było. Starsi panowie mieli perfumy, a moi rówieśnicy - wiadra z wodą. Nie cierpiałam za to (i do dzisiaj nie lubię) wszelkiego rodzaju kulinarnych nowinek. Reklamy telewizyjne typu „Święta z żurkiem …” (i tutaj padała nazwa firmy, produkującej cudowny barszcz w proszku) wzmagały we mnie uczucie obrzydzenia. No bo jak to? Ślązacy oraz gorole całego świata od zawsze mieli swoje wielkanocne tradycje kulinarne. Przepisy. Tajniki babć i prababć. A teraz przepis jest jeden : kup barszcz w proszku. Kup plastikowe folie barwiące jajka (o łupinach z cebuli już się nie pamięta). Kup krem w proszku do świątecznego mazurka. Kup ziarenka smaku. Tak, tak. Święta wielkanocne połączyły cały świat ze Śląskiem. Prawie wszyscy mamy takie same święta- z proszku. Niech teraz będzie inaczej, niech nostalgia weźmie górę nad wygodą. Dlatego też zamierzam samodzielnie ugotować barszcz, na zakwasie od starszej pani z targu. Niech dorzuci mi jeszcze czosnek; bo tar-
Kiedy byłam panienką (bo teraz jestem panną, a według wielu żartownisiów, już prawie starą panną) raz wybrałam się ze święconką i pocałowałam klamkę mosiężnych drzwi Kościoła pod wezwaniem Świętego Stanisława w Czeladzi. Bowiem na święcenie się spóźniłam. Co najbardziej lubiłam w Świętach Wielkanocnych? To co i do dzisiaj lubię najbardziej, czyli Śmingus-Dyngus. Uwielbiałam zjeść jajo, kawałek szyneczki i beztrosko zatracić się w zagłębiowskich ulicach w poszukiwaniu przystojnego chłopaka czyhającego na mnie, bezbronne dziewczę z wiadrem zimnej wody. To był jedyny dzień, w owych panienkowych czasach kiedy tata luzował trochę rodzicielską smycz i pozwalał na to, bym nie musiała co dwie godziny pokazywać się w domu. Tylko, że paradoksalnie meldowałam się częściej niż zazwyczaj, ponieważ musiałam się przebrać, po to by znów ktoś mógł oblać mnie wodą.
gowiskowe, starsze panie zawsze to mają w asortymencie. Pójdę sobie z normalnym, polskim czosnkiem i zakwasem do domu i ugotuję barszcz. A potem zrobię paschę. Łupiny z cebuli do barwienia jajek czekają na mnie od miesiąca. A w lany poniedziałek wyjdę na spacer, chociaż stara rura ze mnie, to może ktoś się zlituje i obleje mnie wodą. Oby. Tego wszystkiego życzę i wam: rodzinnych, smacznych Świąt i mokrego Dyngusa. Życzę Wam najlepszych Świąt Wielkanocnych, Świąt nie z torebki. Wasza Gorolica Paula Zawadzka
P
rowda wom pedzieć, to szukali my we Cajtungu jakigo festelnego eksperta ôd naszych grůbůw. Kiery nom tak rychtcznie powiŷ, jaki nasze górnictwo mo szanse we tŷj scentralizowanŷj Polsce. Kiery nom powiŷ, czy zaś czakajom ns haje na grubach, czy to inoś chwilowe problemy. Polska wobec górnictwa dług ma ogromny. I nie myślę tu nawet o czasach PRL-u, gdy za nasz wyeksportowany węgiel budowano fabryki, osiedla, drogi. Wtedy światowa energetyka jeszcze węglem stała i o pozycjo Polski decydowało to 200 milionów
cach, a nie Warszawie. I poradził godać po ślůnsku, był nasz. Nie piszemy o górnictwie, bośmy tego eksperta nie znaleźli. A raczej odwrotnie, znaleźliśmy całe mnóstwo „ekspertów”, z których każdy miał inny pomysł. Ponieważ zaś idą wybory, to za ekspertów od górnictwa naraz robią i Buzek, i Gierek. Dobrze, że chociaż opa Kutz nie ma swojej koncepcji, jak przywrócić mu blask. Ale też przyznać trzeba, że partia Kutza jest jedyną, która jednoznacznie opowiada się za prawem Ślązaów do samookreślenia. Tylko Twój Ruch
Nie piszemy o górnictwie, bośmy eksperta nie znaleźli. A raczej odwrotnie, znaleźliśmy całe mnóstwo „ekspertów”, z których każdy miał inny pomysł. Ponieważ zaś idą wybory, to za ekspertów od górnictwa naraz robią i Buzek, i Gierek. Dobrze, że chociaż opa Kutz nie ma swojej koncepcji, jak przywrócić mu blask. ton wydobycia. Ale równie ważną rolę węgiel odegrał już po upadku komuny. Dziś mało kto pamięta, że Leszek Balcerowicz swoją reformę gospodarczą oparł o bezwzględne łupienie górnictwa. Kotwicą przeciw inflacji była wówczas gwarantowana cena węgla oraz energii elektrycznej (czyli też węgla). Wszystko, poza węglem, drożało. Więc kopalnie dostały zadyszki. Do tego różne podejrzane osoby masowo okradały te kopalnie z węgla, niby go kupując, ale gdy przychodziło do płacenia, okazywało się, że takiej firmy nie ma. Pieniędzy tych górnictwo nigdy nie odzyskało – ale nie oszukujmy się, one nie przepadły. Może nawet co druga firma, która rozkwitła na wschodzie Polski, powstała z tego nie zapłaconego węgla. To był jej pierwszy kapitał. To jest dług, który Polska ma wobec górnictwa. To jest nasz śląski wkład w III RP. Ale prawdą też jest, że śląskim górnictwem rządzą różne sitwy. Podobnie jak wszystkim, co stało się partyjnym łupem. A ten łup, z dala od Warszawy, jest eksploatowany bezlitośnie i bezmyślnie. Więc cóż się dziwić, że co i rusz popada w tarapaty. Może to tylko demagogia – ale ja pamiętam, że górnictwo funkcjonowało dobrze wówczas, gdy odpowiedzialny za nie minister urzędował w Katowi-
Palikota popiera nasze postulaty. Poza tym pojedynczych zwolenników mamy jeszcze w lewicowym SLD i centrowej Platformie. To smutne dla Ślązaków, wyznających konserwatywny światopogląd. Idąc bowiem na wybory muszą zdecydować, czy bliższy im jest Śląsk, czy też bliższe konserwatywne zasady. Bo głosować za jednym i drugim się nie da. Cała polska prawica, PiS, ziobryści, gowiniści i inni – są jawnymi wrogami narodowości śląskiej, języka śląskiego, autonomii. Równie wrogi jest nam śląski arcybiskup metropolita Wiktor Skworc. Słuchając wypowiedzi polskich polityków widać dziś wyraźnie, że dostaniemy je od lewicy, albo nie dostaniemy ich wcale. I kiedy kampania do euro parlamentu nabiera rozpędu, to warto o tym pamiętać. O tym, że konserwatywna prawica Polski nienawidzi. Chociaż jest też dość konserwatywny poseł, który całym sercem jest za Śląskiem, Marek Plura. I chociaż trudno coś dobrego powiedzieć dziś o PO, to trzeba przyznać, że tam, inaczej niż w PiS czy u Gowina, dla takiego Plury jest miejsce. A do tego Plura nie mądrzy się na temat górnictwa. Potrafi się przyznać, że się na nim nie zna. U polityka to cecha naprawdę rzadka. Ważne, że zna się na Śląsku. Dariusz Dyrda
* Briftŷgier przysmyczył *
NIE CHCEMY NIENAWIDZIĆ POLSKI (1)
Jeronie, naroście ftoś napisoł dokładnie to, co jo czuja. Sztyry razy żech czytoł tekst „Nie chcemy nienawidzić Polski”, kiery ukozoł sie we marcowym Cajtungu. Ten tekst redachtora Dyrdy wszyjski ślůnski organizacje winne wzionąć se za muster, winne uznać go za swůj manifest. To je dokładnie tak. My chcemy we Polsce widzieć nasza matka – ale jak uważać za matka kogoś, fto abo cie kopnie, abo ci powiy, że ciebie ni ma. Abo, że mosz sie nauczyć godać inacyj, bo twoja godka ni ma nic wort. Redachtůr Dyrda precyzyjnie, punkt po punkcie tuplikuje, jak Polsko nos upokarza, nie uznowajonc, jak robi tym krzywda niŷ inoś nom, ale tyż siebie. Kiej żech to czytoł, toch przeca ze każdym zdaniem wiedzioł, ze to je genau to, co jo czuja. Inoś jo niŷ poradza tego tak piŷknie napisać.
Bez tuż dziŷnkuja wom. Dziŷnkuja, iże tak żeście to precyzyjnie wyjaśnili! Jan Masztel (Ruda Śląska)
NIE CHCEMY NIENAWIDZIĆ POLSKI (2) Ze Ślunskim Cajtungiem zetknęłam się po raz pierwszy w marcu, gdy kolega z pracy przyniósł mi przeczytać tekst „Nie chcemy nienawidzić Polski”. Wielokrotnie w biurze spieraliśmy się, ja – gorolica z Krakowa i on- Hanys z Knurowa, o t czego Ślązacy chcą. Przyznaję, że nie rozumiałam waszych dążeń i aspiracji a Robert, informatyk, nie humanista, nie potrafił mi wytłumaczyć, o co tak naprawdę wam chodzi. Nie rozumiałam też tych waszych krzywd, mimo że czytuję Dziennik Zachodni i Gazetę Wyborczą. Prawdę powiedziawszy uważałam, że są to krzywdy wyłącznie urojone. Dopiero ten tekst
uzmysłowił mi, o co wam chodzi, wyjaśnił, dlaczego jesteście coraz bardziej niechętni polskości, białemu orłowi, biało-czerwonej fladze. Dopiero on uzmysłowił mi, że chociaż nie noszę karabinu, zachowuję się u was jak butny okupant, który żąda od was, by cenił jego kulturę, jego historię, jego zwyczaje – a swoimi zaczął gardzić, a swoje zaczął lekceważyć. Zarazem jednak ten tekst pokazał mi, jak bardzo jesteście nieporadni w głoszeniu swoich prawd. Wyśmienity publicystyczny tekst, zarazem przemyślany ale i pełen ognia, ukazuje się w niskonakładowym regionalnym miesięczniku, zamiast w „Polityce”, w weekendowej „Gazecie Wyborczej”, w „Newsweeku”. Tam miałby szansę dotrzeć do setek tysięcy Polaków, tu dociera tylko do grupki Ślązaków, którzy i tak są przekonani do tych racji. Ale jedno mogę powiedzieć na pewno. Ten tekst spowodował, że staję po waszej stronie. Pozostając
Polką z Krakowa, pracującą i nocującą w Katowicach, zrozumiałam, że jestem gościem na śląskiej ziemi. I że tylko popierając wasze aspirację przestaję być gościem niechcianym. Nie jestem narodowości śląskiej. Ale przesłałam do redakcji mój adres, abyście dostarczyli mi kartę do zbierania podpisów pod projektem ustawy. Zbiorę wśród moich krakowskich znajomych sporo takich podpisów. Bo od marcowego numeru waszego miesięcznika całym sercem jestem za uznaniem waszej narodowości. Natalia M. Krakowianka z Katowic
NIE CHCEMY NIENAWIDZIĆ POLSKI (3) Jeronie, panie Dyrda, gratulacje! Żol, żeście stracili sie z Jaskółki Śląskiej. Tera hań żoden niy poradzi tak pisać. A szkoda, bo Jaskóka u mie na zidlungu, na Halembie, rozdowajom, a wasze-
go Cajtunga ciynżko kupić. Niy szło by zrobić, cobyście tyn tekst wydrukowali tyż w Jaskółce? Żeby szło by dać go poczytać kożdymu, kiery pyto ło co nom sie rozchodzi! Postarejcie sie dać to do Jaskółki. I do Internetu, bo młodzi tera czytają Internet! Hubert z Halemby
OD AUTORA
Jestem członkiem Ruchu Autonomii Śląska, a „Jaskółka” jest jego organem prasowym. Więc jest oczywiste, że jeśli zechce przedrukować mój tekst, to wyrażę zgodę. Jak na razie jednak nikt z Jaskółki się do mnie o to nie zwrócił, a przecież sam chodzić po takiej prośbie nie będę. Natomiast w Internecie tekst jest jak najbardziej do przeczytania. Znajduje się na fejsbukowym profilu „Ślůnski Cajtung”. I wyrażam zgodę na dowolne go kopiowanie – pod warunkiem powołania się na źródło. Dariusz Dyrda
10
KWIECIEŃ 2014r.
Wielganoc wele mojij starki...
W święta czasu jest więcej, więc postanowiliśmy zamieścić tekst w rychtycznej ślůnskij godce – takiej, jaką rozmawiano 60, 80 lat temu. Sprawdź czytelniku, na ile znasz te słowa. A tym bardziej na ile znasz nasze śląskie wielkanocne zwyczaje i legendy. EUGENIUSZ KOSMAŁA (Ojgŷn z Pniokůw)
W
e ślůnskij kuchni Wielganoc bůła przīleżitościom do nojsrogszego świŷnta kulinarnŷgo, a o’kwitość jôdła i wypiŷków bůła na zicher niýpowtôrzalnô. Istom růżnicom miýndzy szpajzykartom wielganocnom ślůnskóm a polskom bůł brak na ślůnskim tiszu zwykowego polskigo mazurka. Nale, o’statycznym terminŷm napoczniŷńciô wszyjskich robotůw skuplowanych ze fajrowaniŷm świŷnta Môrtwychstaniô bůł pyndziałek po Niŷdzieli Palmowŷj. To razinku ta niŷdziela, kiej sie świŷńciło palmy poskłôdane, zbajstlowane ze astkůw brzīski (byrki), wiŷrby (rokity) ze kociankůma (bagniůntkůma), gruszpůnka, sznyjbali, sośnicy i wacholdera (gaciôka), a na Ślůnsku Cieszyńskim tyż jesce ze ptôsigo mlŷka (poganka) lebo olszy, przīpóminô o’ tych świŷntach.
PALMA – JAKO STROMY RAJCOWAŁY Ino trza bůło dôwać pozůr, coby tam we tych palŷmkach niŷ bůło o’siki abo topola, bo te stromy byli jesce o’d starego piŷrwyj nacechowane, potŷmpióne. Podle starodôwnŷgo beraniô – jak to mi eklerowała Starka – wszyjskie stromy, wszyjskie drzywa take nikiej: sośnica, ajba, wacholder, lyska, wiŷrba ślimtajónco, kieryj o’d tego czasu asty wisieli a ślimtali „łzami jutrzenki” i wino, stropiýli sie umrzīciŷm Pónbůczka na krzīżu i wekslowali abo farba, abo dozwôlali na wyciskani ćmawego, cerwonego zoftu, kiery niŷskorzij mianowali „lacrima Cristi”, znacy krew Krystusa. Ino topol, to bůł taki strom, kiery pedziôł, co: Krystus umrzīł na krzīżu za tych dioseckich grzŷszników i skuli tego topola psinco o’błajzi, bo je na isto bez grzŷchu. Aji niyskorzij żôdne ze stromůw – podug powiarek, berów – niŷ dało zwóli na to, coby tŷn côłki Judasz Iskariota můg
TE SŁOWA MY PRZEPOMNIELI:
brziska (byrka) – brzoza, wiyrby (rokity) – wierzby, Kocianki (bagnióntka) – bazie, gruszpónek – bukszpan, brusznica czerwona, sznyjbal (sznyjbale) – kalina (kalina koralowa), sośnica – sosna, wacholder (gaciok) – jałowiec, ptasi mlyko (imioła, poganek) – jemioła, olsza – olcha, orzech laskowy, o’sika – osika, topol (topůl) – topola, lyska – leszczyna, szpajza – tutaj: spiżarnia, kust – tutaj: posiłek, makutra (skutela, łotka) – donica, reż – żyto, pszynica – żyto (!), szałmkrałt (szaumkraut) – rzeżucha, przedpolymki – przepiórki, waks – wosk, farbton – odcień koloru, sit – sitowie, oczerety, wôłniany cwist – przędza wełniana,
sie na nich o’biesić, a ino topol zezwolŷł, coby sie o’n na niŷm hangnół. – I beztóż topol a o’sika ciŷngiym dyrgocům przed Ponbůczkiym – gôdała dalszij naszô Starecka.
NA WŁOSNY MUSTER Wtŷnczôs tyż sprzyntne gospodynie musieli stôć o’ to, coby kůmory, szpajzy byli nafolowane wszyjskim, co bůło potrza do narychtowa-
piŷkło, rychtowało, zawdy bóło pôrã pecynków pszŷnnygo a tureckigo chleba (to taki chlŷb ze bakaliůma), srogi winiec wielkanocny ze makŷm (kranckuch posuty makŷm), dróżdżanne pleciŷnki ze posypkŷm abo jakimiś maszkŷtami, wielgachnô baba, sztrucla, nó i hazoki a baranki ze wielganocnymi fankami na drzewniannych sztŷnglach. Te hazoczki, ôwiyczki a wszelijake inksze garniŷry we chałpie i na stole, kôżdô ze dôwniyjszych gospodyni rychtowała podle swojigo mu-
Ino topol, to bůł taki strom, kiery pedziôł, co: Krystus umrzīł na krzīżu za tych dioseckich grzŷszników i skuli tego topola psinco o’błajzi, bo je na isto bez grzŷchu. Aji niyskorzij żôdne ze stromůw – podug powiarek, berów – niŷ dało zwóli na to, coby tŷn côłki Judasz Iskariota můg sie na nich o’biesić, a ino topol zezwolŷł, coby sie o’n na niŷm hangnół. niô kustu, jôdła. Kiej tyż już wszyjske sprawůnki byli zrobióne, bůł nôjwyższyjszy czôs na sroniani i skludzani ze myciŷm o’kiŷn i wiŷszaniym czŷrstwych gardinůw, coby ci ta wiesiŷnnô klara miała lepszŷjsze dójńście do pomiŷszkaniô we kierych chapich, nagabliwe kolŷjnyj zmiany pory roku, domowniki we frajnych kwilkach můgli uwidzieć corôzki to inksze wandle na stromach, krzach i tych ci weledůmowych zegrůdkach. I ta razinku chańdź kůntaktu ze cucůncům sie nôturům o’bjôwiała sie wysiŷwaniŷm we krzīnkach lebo makutrach, skutelach a łotkach reżu, coby bez świŷnta wkłôdać rajn farbiste kroszonki. Siôło sie tyż trôwa, szałmkrałt i bele co, a to co wyrosło sztīglowało sie, garnirowało jajcami (tyż i kropkowanymi, takimi o’d przedpolŷmków), marcypanowymi barankami, hazokami a cym tam jesce bez te świŷnta. To, kiej sie wysiŷwało ta côłko trôwa, to kôżdô baba trzīmała ino dlô sia, coby gŷnał trefić na Wielo Sobota, kiej to już musiało być gryfnie urośniŷnte. Ku tŷmu tyż zerzīnało sie astki brziskowe, ftorymi garniŷrowało sie wnóntrza chałupůw. Zatym we raji bůło robiŷnie roztomajtych wypiŷków dómowych. U nôs zawdy sie
pisanki robione ze kroszůnek. Ufarbiůne jednako jajca dropie sie jegłom (szpŷndlikiým, heknadlom, kózikŷm) abo inkszym o’strym nôrzyndziým. Majstry, a tak po prôwdzie majsterki we rychtowaniu jajec wielganocnych poradzóm jesce inakszij to zbajstlować. Dropiům nôjsómprzůd jajca we te roztomajte o’brôzki a zatŷm dziepiŷro warzom je we roztomajtyj ziŷlinie, i to wtŷnczôs jajca som kroszůnkoma, ale na kierych uwidzieć idzie to, co bůło wydrôpane, bo już po warzyniu mô tyn cechůnek, te pisanie ciŷmniyjszô farba. Idzie tyż jesce robić pisanki ze situ i farbistych skrowków wołniannego cwistu ale to już ci je blank inkszô bôjka.
stru, swojigo zakonu ze dróżdżannego ciôsta, szokulady lebo ze marcypanu.
TE JAJCA ROZTOMAITE A mie nôjbarzīj sie zdajům jajca wielganocne, te wszyjske gryfniste pisanki, kroszůnki, hołůnki, byczki abo jak by je tam fto jesce inkaszij niŷ mianowôł. Nôjważniŷjsze, coby rozeznôwać rzôdke już terôzki pisanki ‘o’d kroszůnków. Kroszůnki (mianowane tyż kajniŷkaj malůwankoma abo byczkoma) to sům jajca zafarbione na jedyna farba, głôdke bez o’brôzków. Pisanki abo piski, to jajca o’zdobióne waksowymi o’brôzkami i zatonkane we farbce. Wyfucki (po polsku wydmuszki), surowe abo na fest uwarzůne jajca, cechuje sie o’zpuszczůnym waksŷm a kiej już tŷn côłki waksowy rysůnek o’ziómbnie, wrôżô sie je do letnij farbki. Niŷskorzij trza tŷn waks zetrić z wiŷrchu i o’stanie szykownistô pisanka. Robiŷnie kroszůnek spolŷgo na tym, coby stwórzīć jak nôjwiŷncyj jajec o’ roztomajtych farbach i o’dciŷniach, o’kwitych farbtónach. Je i trzeciô zorta wielganocnych jajec. Sům to
Komu podoba się sposób opowiadania o Śląsku i po śląsku, w wykonaniu Eugeniusza Kosmały – tego gorąco zachęcamy do zapoznania się z książką „Ojgenowe osprowki”. Znajdziecie tam kilkadziesiąt jego gawęd, związanych z różnymi porami roku i wydarzeniami w historii naszego hajmatu. Wesołymi, i smutnymi.
11
KWIECIEŃ 2014r.
„Korzeniec”- przedstawienie o Śląsku, chociaż o Sosnowcu
Spektakl, który wszyscy kochają
Jako redakcja odkryliśmy go przypadkiem, w końcu nie codziennie organizujemy sobie wycieczki do Teatru Zagłębia w Sosnowcu. I cóż, zakochaliśmy się. „Korzeniec”, to widowisko na wysokim poziomie artystycznym, nagrodzone m.in. „Złotą maską”, ostatnio wyemitowane w TVP Kultura. Oblegane, wychwalone. I słusznie. Dlacze jednak go i Ty, drogi czytelniku powinieneś odszukać zakurzony paszport do Altreichu i wyruszyć na spektakl?
P
rzede wszystkim dlatego, że „Korzeniec” pokazuje historyczną prawdę. Głównym bohaterem nie jest zamordowany sosnowiecki glazurnik, Alojzy Korzeniec – on jest tylko osią wokół której pierwsze skrzypce gra Trójkąt Trzech Cesarzy, Dreikeiserecke. Jaworzna tam jakby mniej, ale zderzenie śląsko-zagłębiowskie występuje tam w pełnej krasie.
ży tych polskich świń do przemysłowych, pruskich Mysłowic. I to nie wspaniałe Sosnowice są; to Sosnowice świńskiego łajna, smrodu i jarmarcznego gwaru. Tak zaczął się kształtować wielki Sosnowiec.
SOSNOWIEC HANDLUJE ŚWINIAMI, MYSŁOWICE – KOBIETAMI
W MYSŁOWICACH NAPRAWIAJĄ PUPY „Kiedy Jadwiga zepsuje swoją puppe, mama jej nie zbije. Zawiezie puppe do Myslowitz, do puppen reperatur. Tam lalki naprawiają. Rosjanie niczego naprawić nie potrafią, a Polacy? Polacy co najwyżej święte figury naprawią, kapliczkę. Ale w Myslowitz jest pan Wagner, on puppe Jadwigi naprawi” – mniej więcej takie słowa wypowiada jedna z bohaterek sztuki. I nie chodzi tu li tylko o zepsutą lalkę, tylko o różnice cywilizacyjne ówczesnego Sosnowca i Mysłowic. Sosnowiecki (a raczej, zgodnie z duchem spektaklu – sosnowicki)teatr, ciągle te różnice ukazuje. I wyśmiewa się po troszku ze wszystkich granicznych narodowości. Po równo. Dowiemy się, że co prawda wielkie biusty rosną Ślązaczkom tylko po to, by skutecznie odciągnąć wzrok od ich wąsów, ale to Śląsk jest potęgą jeśli idzie o przemysł. A Sosnowice rozwój zawdzięczają handlowi świniami na targowicy; sprzeda-
„Kiedy Jadwiga zepsuje swoją puppe, mama jej nie zbije. Zawiezie puppe do Myslowitz, do puppen reperatur. Tam lalki naprawiają. Rosjanie niczego naprawić nie potrafią, a Polacy? Polacy co najwyżej święte figury naprawią, kapliczkę. Ale w Myslowitz jest pan Wagner, on puppe Jadwigi naprawi”
Mysłowice, to nie tylko techniczna przystań, jeden z rogów Trójkąta Trzech Cesarzy. To także królestwo Maxa Weichmanna, mecenasa tego miasta. Tyle tylko, że – o czym dziś chętnie się u nas zapomina - dobroczyńca dorobił się na organizowaniu lewych emigracji do obu Ameryk, a przede wszystkim – na handlu kobietami. Sprzedawał tysiącami nieświadome swojego losy dziewczyny z całej ogromnej carskiej Rosji, do burdeli obu Ameryk. Ofiarą mysłowickiej machiny do zarabiania pieniędzy pada w sztuce Ester Pławner, Żydówka, rzekoma kochanka Alojzego Korzeńca (wielekrotnie nagradzana, fenomenalna kreacja Edyty Ostojak). Historyczna rzetelność spektaklu to jego największy atut. Wiele niuansów okraszonych zdjęciami przedstawianymi na rzutniku, ale także udział publiczności w spektaklu i wysoki walor artystyczny powodują, że warto wybrać się do Sosnowic na „Korzeńca”. Albo chociaż czekać na powtórną emisję w TVP Kultura. Paula Zawadzka
Nojsrogszy przymierzŷniec Żol, co żodŷn takij sztuki niŷ napisoł po ślůnsku. Abo chocia ô Ślůnsku. Sztuki, we kierŷj poradzŷmy szpasownie pokozać wady goroli, ale tyż wady Hanysůw. Sztuki, we kieryj historio pograniczo je rychtycznie pokozano bez losy małych ludziůw. We kierŷj ôsprawio sie ô tym, co Sosnowiec powstoł jako miasto hut a grub, ale barżyj jako miasto świńskigo przemytu. Ale tyż Mysłowice jako miasto grub, ale tyż barżyj jako miasto handlu ludziami, handlu frelami.
H
ań na „Korzeńcu” widać, co Altrajchery świěnte niŷ som, ale Hanysy tyż niŷ. A nojbarżyj mie boło gańba, kaj te sosnowiczoki we tyjatrze głośnij lachały sie ze szpasůw ô sia, jak ô nos. Skirz tego, co my sie radzi lachomy ze nich, nale ô dystans skuli siebie nom ale ciŷnżko. Poniŷkierym się zdowo, co my som rasa idealno a hań, za rzŷkom, żyjom jakiś dziki. Ta sztuka pokazywo, co
ôni majom swoja tożsamość, inakszo jak nasza, ale tyż interesantno. „Korzeńca” mom rod jeszcze skuli jednego. Ta sztuka to je nasz isty przīmierzŷniec! Żodŷn, fto jom ôboczył, niŷ miarkuje, co hań, za Przemszom, we Myslowitz, żyjom tyż Poloki, kiere pszajom Polsce. Polsko je sam, we Sosnowcu, a hań, za rzŷkom, je Ślůnsk. Kiej by cołko Polsko a coł-
momy swojigo Białasa, kiery by napisoł sztuka ślůnsko, ale rŷchtig prawdziwo. U Villquista kwestie etniczne som nachalne, agresywne, a u Białasa to rŷchtig kunsztiki. Mie żol, co ni momy sztuka, we kieryj – jak we „Korzeńcu” – sprawy tożsamościowe som kaś na szwortym placu, za wontkiŷm kryminalnym, za społecznym, za wojokami, ale bez tuż som autentycz-
zrobił to ze smakiŷm, a niŷ po chacharsku.
POLSKI PISARZE – ŚLŮNSKI AMBASADORY Rod bych boł, kiejby tako literaratura boła festelnie promowano we Polsce. Literatura, we kierŷj polskie pisorze pokazujom, co Ślůnzoki som
„Korzeńca” mom rod jeszcze skuli jednego. Ta sztuka to je nasz isty przīmierzŷniec! Żodŷn, fto jom ôboczył, niŷ miarkuje, co hań, za Przemszom, we Myslowitz, żyjom tyż Poloki, kiere pszajom Polsce. Polsko je sam, we Sosnowcu, a hań, za rzŷkom, je Ślůnsk. Kiej by cłki Polsko a cołki Altrajch tak ô nos miarkowali, to ze autonomiom a ze uznaniŷm ślůnskij nacyje byłoby ale lekcyj. ki Altrajch tak ô nos miarkowali, to ze autonomiom a ze uznaniŷm ślůnskij nacyje byłoby ale lekcyj.
NIŶ MOMY TAKIGO PISORZA Kiej se spomna „Miłość w Königshütte” Ingmara Villquista, kaj je kristalowo ślůnsko sprawa a zło gorolica, to mie żol, co miast Villqista my ni
ne. I po wyjściu ze tyjatru sie o nich ôzmyślo. „Korzeniec” przůdzij powstał jako powieść profesora anglistyki Zbigniewa Białasa. Tera napisoł ôn drugo tajla „Puder i pył”, kiero dzieje się już, kiej Ślůnsk a Altrajch som we jednym, polskim państwie. Białas, pisorz ze Sosnowca, mo hań nawet dialogi po ślůnsku. I zaś kasik utrefił w te nasze kulturowe růżnice. Zaś
rychtycznie ôd Polokůw inaksze, co my momy blank inszo, idzie pedzieć cywilizacjo, inszo kultura, inszo historio. Bo żodýn Ślůnzok niŷ bydzie tak dobrym ambasorem naszŷj inszości jak Polok, kiery jom rŷchtig widzi. A przeca takij literatury trocha je. Baji Andrzej Sapkowski, piŷrszy majster polskij fantastyki. We jego powieści „Boży wojownicy”, kiero dzieje sie we XV storoczu, głůwny bohater, pytany
bez Zawiszy Czornego czy je Polokiŷm ôdpowiado, że niŷ, że Ślůnzokiŷm. Razěm we cołkij powieści pora razy momy ta kwestia, co som hań Czechy, Poloki a Ślůnzoki, trzī inaksze nacje. I kożdy, fto to przeczytał, miarkuje, co we XV storoczu rŷchtig Ślůnzoki niŷ boły Polokami. Bez tuż kiej dzisio mu pedzom, iże my se ta nacyjo wymyślili łońskigo roku, pado: - A gdzie tam! Przecież naród śląski istniał już w czasie wojen husyckich. Czytałem o tym”. Literatura polsko, kiero promuje prowdziwe losy Ślůnska to je nasz nojsrogszy sojusznik. Bez tuż werci sie mieć ô nia starość, mieć jom w zocy, a chwolić, wiela sie do. Jak tego „Korzeńca”. Dariusz Dyrda
12
KWIECIEŃ 2014r.
Ślůnskie ksiůnżki w hurcie tanij! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe łôsprowki”? „Kamasutra po śląsku”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarniach komplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. U nas razem z kosztami przesyłki wydasz na nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno.
„Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. Cena 60 złotych.
„Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdujemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką wyjaśnia najważniejsze różnice między językiem śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem śląsko-polskim i polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena 28 złotych.
„Pniokowe Łosprowki” Eugeniusza Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularnego felietonisty Radia Piekary) to kilkadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej śląskiej godce, kierom dzisio nie godo już żoděn, krom samego Ojgena! 210 stron formatu A-5. Cena 20 złotych.
„Kamasutra po śląsku” Richarda Handtucha – do wierszowane, świetnie ilustrowane, fest sprośne, „nasze nojlepsze sztelongi”. 66 stron formatu A-6. Cena 10 złotych.
Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 złotych – przesyłka gratis. Zamawiać można internetowo na poczta@naszogodka.pl lub telefonicznie 507 694 768. Można też zamówić wpłacając na konto 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 - ale prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego.
Instytut Ślůnskij Godki. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53