Ślunski Cajtung 04/2016

Page 1

Masowe wstępowanie do Związku Górnoślązaków jasno wskazuje, że gros Ślązaków pragnęła zachowania niepodzielonego Górnego. Świeżo co zaistniała Polska jawiła się im jako wielka niewiadoma, prawie tożsama z – po stereotypowemu – pierońskom Russlandyjom – czytaj str 11-13

Nacjonaliści od 100 lat są w Polsce zawsze, z tym że rzadko rządzili, a częściej siedzieli w więzieniach. Dopiero pod obecnymi rządami ONR nagle rozwija skrzydła. Ba, działacze tej organizacji chcą, by zaliczyć ją do formacji działających na rzecz bezpieczeństwa kraju – czytaj str. 8-10

Sosnowiec jest jak najbardziej uzasadnionym miejscem obchodów rocznicy powstania śląskiego. To tutaj był sztab, w którym planowano działania wojskowe w tych rzekomo spontanicznych powstaniach śląskich. To tu przebierano wojsko polskie za cywilów, by udawali Ślązaków. Sosnowiec był tym miejscem, z którego Polska prowadziła wówczas podobne działania, jak 93 lata później Rosja na Krymie i w Ługańsku – czytaj str. 5

GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ

CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE

Majowe demony

M

aj! Maj nie był dla nowożytnego Górnego Śląska dobry. W maju wybuchła rebelia 1921 roku, w efekcie której region został podzielony na część polską i niemiecką. Skutki tego podziału widać do dziś, bo region rozpadł się na „właściwy” Górny Śląsk i jakąś „opolszczyznę”. I tak trwa. W maju 1945 roku komuniści bezprawnie znieśli autonomię Śląska. Demokratyczna Polska unieważniła wiele bezprawnych dekretów Bieruta – ten jednak utrzymuje w mocy. Taka reglamentowana polska demokracja. Ale za to po raz pierwszy od chyba 90 lat władza na Śląsku jest naprawdę choć trochę śląska. 90 lat temu, w 1926 roku Piłsudski przeprowadził zamach majowy, i demokracja w tym państwie się skończyła – a wraz z tym autonomia śląska stawała się fikcją. Śląsk na 90 lat opanowała nacjonalistyczna, „piastowska” propaganda. W kwietniu 2016 roku sejmik wojewódzki po raz pierwszy spojrzał na naszą historię inaczej, uszanował wszystkich uczestników wojny domowej lat 1919-1921. Zgodził się więc, że mamy naszą historię Śląska, i możemy o niej opowiadać z perspektywy Katowic, a nie Warszawy czy Sosnowca. Ale – o dziwo –aby się to stało, demokracja w Polsce znów musiała popaść w stan zagrożenia. Ten numer Cajtunga niemal w całości jest więc poświęcony tej tematyce. „Powstaniom Śląskim” i rezolucji sejmiku, krótkiej historii śląskiej autonomii, ale i groźnemu, odradzającemu się polskiemu nacjonalizmowi spod znaku falangi. Dla mnie to słowo równie złowieszcze, jak swastyka. Autorem tekstów tego numeru jest w dużej części Tomasz Kamusella. Naukowiec ten, może spokojnie, bez sporów z nacjonalistami badać nasze najnowsze dzieje – bo pracuje na uniwersytecie w Szkocji, a nie Polsce. Wybitny znawca tematyki europejskich autonomii politycznych i kulturowych, tożsamości europejskich narodów bez państw, sam ze śląską duszą, dzieli się z naszymi czytelnikami swoją ogromną wiedzą. Czyniąc to zarazem ze śląskich pozycji, bo Kamusella w Szkocji nie przestał być Ślązakiem. Szkoda tylko, że tak wielu ludzi mieszkających nadal w hajmacie, nie potrafi przy tożsamości swoich przodków trwać. No, ale cóż, lata intensywnej polonizacji zrobiły swoje. Szef-redachtůr

NR 6/7 3 (49) 2016r. 2015r. ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 2,00 ZŁ (8% VAT) (42)kwiecień CZERWIEC/LIPIEC

Nie zapominamy wojny domowej

Wiosna ‘21

95 lat temu, wiosną, rozgrał się górnośląski dramat. W marcu referendum, które nie dało jednoznacznego rozstrzygnięcia, czy Ślązacy chcą do Polski czy do Niemiec. Za Niemcami opowiedziało się 60% ludności, za Polską 40%. W plebiscycie trzeciej opcji – czy jesteś za niepodległą republiką śląską – nie dopuszczono. Polska propaganda krzyczała, że o wygranej Niemców zdecydowali imigranci, którzy przyjechali na Śląsk zagłosować. Zapominając, że to na wyraźne życzenie strony polskiej, dopuszczono tych imigrantów do głosu.

n Na zdjęciach: Wojna domowa 1921 roku. Obie strony walczyły w imię miłości dla Śląska. Obie mają dziś swoją legendę – i żadna z tych legend nie jest lepsza ani gorsza. Brakuje tylko legendy tych, którzy jak zamordowany Teofil Kupka, wierzyli w Śląsk dla Ślązaków.

A

by odwrócić niekorzystny wynik plebiscytu, Polacy wywołali III „powstanie śląskie”. Z Sosnowca przerzucono na Śląsk tysiące przebranych w cywilne ubrania żołnierzy i oficerów, mnóstwo broni. Żołnierze

na Śląsku wojnę domową, w którą jednak aktywnie angażowały się oba walczące o Śląsk państwa. „Powstanie” wybuchło w nocy z 2 na 3 maja 1921 roku. Polski zryw zbrojny miał dać Francuzom do ręki oręż dyplomatyczny –

Niemiec, a ten bardzo bogaty przemysłowy region mógł decydować o potędze gospodarczej państwa lub jego słabości. Nic więc dziwnego, że chodziło przede wszystkim o najbardziej uprzemysłowioną, wschodnią część Górnego Śląska.

Polsce przypadło znacznie więcej Górnego Śląska, niż wynikałoby to z wyników plebiscytu. Region przeżył wprawdzie tragedię przedzielenia granicą państwową, ale wydawało się, że dalszy jego rozwój jest niezagrożony. Polska nadała województwu śląskiemu – jakże innemu od reszty kraju pod względem kulturowym, etnicznym, gospodarczym – szeroką autonomię. ci wspomogli miejscowych powstańców. Niemiecka strona zachowała się podobnie – i tak naprawdę mieliśmy

dowód, że Ślązacy wbrew wynikowi plebiscytu chcą do Polski. W interesie Francji leżało bowiem osłabienie

Manewr wojskowo-polityczny się udał. Polsce przypadło znacznie więcej Górnego Śląska, niż wynikałoby to

z wyników plebiscytu. Region przeżył wprawdzie tragedię przedzielenia granicą państwową, ale wydawało się, że dalszy jego rozwój jest niezagrożony. Polska nadała województwu śląskiemu – jakże innemu od reszty kraju pod względem kulturowym, etnicznym, gospodarczym – szeroką autonomię. Ale gdy władzę w 1926 roku, w wyniku zamachu, przejęli w kraju piłsudczycy, zaczęło się stałe pogwałcanie autonomii. Przymierzali się zresztą do likwidacji jej ale przeszkodził temu wybuch II wojny światowej. Czego nie dokończyli piłsudczycy, zrobili komuniści. 5 maja 1945 roku oficjalnie (z naruszeniem konstytucji) znieśli autonomię Górnego Śląska. Niemal pół wieku później generał Czesław Kiszczak stwierdził, że śląska to może być kiełbasa, nie autonomia. Ale chociaż od jej likwidacji minęły dziesiątki lat, Ślązacy nie zapomnieli. Tęsknią do niej tak, jak Polacy przez lata zaborów tęsknili do własnego państwa. 5 maja to świetna okazja, żeby wywiesić żółto-modre fany mówiące: autonomii my niy przĕpomnieli! Dariusz Dyrda Od kilku lat jako dzień wieszania ślaskiej fany lansowany jest 2 maja. „Dziŷń ślůnskij fany”. Data dziwaczna i bez sensu – bo nawiązuje wprost do uchwalonego w 2003 roku Dnia Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. A przecież w śląskiej fanie nie chodzi o to, by z polską rywalizowała, lecz by stanowiła jej dopełnienie, jako czytelny sygnał, że jesteśmy w państwie polskim, ale jesteśmy Górnym Śląskiem, zamieszkiwanym przez osobną grupę etniczną, z własną kulturą, historią, językiem.


2

kwiecień 2016r.

Gliwice chcą przestać być kolonią Warszawy

Dojenie chorych na raka

K

ilka razy pisaliśmy w Cajtungu o praktykach Centrum Onkologii w Warszawie. Bo to klasyczny przykład traktowania Śląska jak podbitej kolonii. Częścią tego Centrum jest gliwicki Instytut Onkologii, jednak z najnowocześniejszych tego typu placówek medyczno-badawczych w Europie Środkowej. Nowoczesna także dlatego, że oszczędnie gospodaruje pieniędzmi, gromadząc je na jak nowocześniejszy sprzęt do leczenia raka. Cóż jednak z tego, jeśli warszawski Centrum jest rozrzutne. Kiedy mu zabraknie pieniędzy, bez pardonu zabiera je z kasy gliwickiego Instytutu. Co oczywiście pogarsza standardy leczonych tu na choroby nowotworowe. Dwa lata temu pisaliśmy o sytuacji, gdy w taki sposób a gliwickiego konta nagle zniknęło 80 milionów złotych. Bo w Warszawie się nie oszczędza, lekarze mają znacznie wyższe płace, nad zasadnością wydatków nikt się nie zastanawia. Bo i po co się zastanawiać – zawsze możemy zabrać Hanysom! Gliwicka placówka od tego czasu czyni zabiegi, by uniezależnić się od warszaw-

skiej centrali. Niby obiecywał to ostatni minister zdrowia w rządach PO Marian Zembala, niby obiecywała premier Ewa Kopacz, dokumenty nawet były przygotowane na ostatnie posiedzenie jej rządu – ale ostatecznie do tego nie doszło.

OBIECANKI CACANKI A Warszawa nadal w najlepsze doi śląską placówkę. Jej szef, profesor Leszczek Miszczyk czynił w ministerstwie, by jego placówkę nareszcie odłączyć od warszawskiej czapy. Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł nie był tym zainteresowany, raczej unikał decyzji, chociaż obiecywał, że Warszawa nie będzie już Gliwicom zabierać pieniędzy. Ale sprawa poszła wyżej, do samej premier Ewy Kopacz. W odpowiedzi… warszawskie Centrum Onkologii odwołało profesora Miszczyka z dyrektora gliwickiej placówki. Gliwice mają poważne analizy ekonomiczne i organizacyjne, dowodzące jasno, że jako samodzielna placówka nie utracą nic z poziomu medycznego i badawczego. I potrafią prężnie się rozwijać. Oczywiście warszawskie Centrum ma inne opra-

cowania, według których model centralistyczny, w którym podlegają mu instytuty w Gliwicach i Krakowie (do niego też Gliwice dokładały) jest lepszy. Jak na razie wiceminister zdrowia Jarosław Pinkas obiecuje marszałkowi województwa śląskiego Wojciechowi Sałudze, że Warszawanie będzie już doić gliwickiego Centrum, ale nie obiecuje podziału Centrum na samodzielne ośrodki. A jeśli wciąż będzie to jedno Centrum z oddziałami, to nie ma takiej siły, która dyrekto-

rowi tego Centrum mogłaby zabronić dowolne przesuwanie środków. Zwłaszcza, że także obecnie gliwicka placówka jest na finansowym plusie, a warszawska i krakowska w dołku.

MIEJSCOWI POLITYCY MUREM ZA GLIWICAMI Radni sejmiku wojewódzkiego, a także parlamentarzyści różnych opcji (także PiS-u) ze Śląska wydali nawet oświadcze-

nie: „Niezależność tej szczycącej się wybitnymi osiągnięciami medycznymi i naukowymi placówki to właściwy krok na drodze ku dalszemu rozwojowi i jeszcze skuteczniejszej działalności na rzecz walki z chorobami nowotworowymi”. Śląska Izba Lekarska dodała: „Jesteśmy dumni z naszych onkologów. Nie ma merytorycznej racji, aby taka struktura nadal trwała, nie dostrzegam też innej dziedziny, w której by trwała - poszczególne centra działają w swoich regionach. Nie godzimy się na dyskryminację Śląska. Zwracam się do wszystkich o poparcie tej słusznej, prorozwojowej idei.” Na Śląsku wszyscy widzą, na przykładzie Centrum Onkologii, jak działa model centralistyczny, a jak zdecentralizowany. Wszyscy widzą, że autonomia gliwickiego Instytutu byłaby lepsza. Więc ciekawi jesteśmy, ilu lekarzy (i pacjentów) tej placówki, ilu polityków z regionu zobaczymy 16 lipca w Katowicach na Marszu Autonomii. Na imprezie, której główne przesłanie brzmi przecież Dość Dojenia Śląska przez Warszawę. Dość traktowania nas jak kolonii! Adam Moćko

Homo sapiens pedzioł tak: TELEWIZJA REPUBLIKA (20 kwietnia 2016 10:21), głos komentatora zza obrazu, o III powstaniu ślaskim: Powstanie było kolejnym etapem w trwającej od dawna walce re-

Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską

ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: megapres@interia.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Nie zamówionych materiałów

redakcja nie zwraca.

POLSKA PRESS Sp. z o.o.,

Oddział Poligrafia, Drukarnia Sosnowiec

R E K L A M A

gionu o przynależność do Polski, a trzecim zrywem zbrojnym.

chocia przyznać, iże fanzolicie, ale niŷ wiŷcie ŏ czym! PIOTR SEMKA (publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, o rezolucji sejmiku śląskiego w sprawie upamiętnienia roku 1921: „rezolucja - łamaniec to sukces wizji historii RAŚ”.

Szanobliwo telewizjo. My by byli ale festelnie radzi, kiej byście pedzieli coś godnij ŏ tĕj „trwającej od dawna walce regionu o przynależność do Polski”. Skirz tego co, wiedzom, nom sie zdowo, co historia Ślůnska znomy blank dobrze, a ŏ tŷj „trwającej od dawna” przed 1919 rokiŷm walce regionu o przīnależytość do Polski my nikej niŷ słyszeli, niŷ czytali. Tuż możecie nom pedzieć kiej przudzij tŷn Ślůnsk wojowoł o przīnależytość do Polski? Abo sie

Panoczku Semka, my już wiŷmy, co historia wele wos tajluje sie na ta,

kiero wy byście mieli radzi i na cudze „wizje”. Inoś mogom nom pedzieć, co we tŷj rezulucje je niŷzgodne ze faktami? Moglibyście nom pedzieć, czamu Ślůnzok, kiery chcioł, coby hajmat przīkludzić do Polski to boł dobry Ślůnzok, a tŷn, kiery chcioł go ŏstawić we Niŷmcach, to boł zły Ślůnzok? To je – widzicie – waszo warszawsko wizjo historii Ślůnska. A zaś my ni momy żodnyj wizje, my ŏsprawiomy o historie nos, Ślůnzokůw, takij jako ŏna boła, a niy zaś takij, jako chciałaby Polska, coby my jom mieli. JERZY POLACZEK (poseł PiS, były minister transportu w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego) napisoł we internecu: „uchwała urąga śląskim bohaterom Polski”.

Panoczku Polaczek, dyć wyście som Ślůnzok! I wom sie zdowo, co ślůnski sejmik winiŷn pamiynć bohaterom Polski, abo jednako Ślůnzokom? Skirz tego, co widzicie, ta rezolucjo szanuje i tych, kierzy wojowali za Polska, i tych kierzy wojowali przeciw Polsce. Wom sie zdowo, co niŷ idzie szanować obu zajt sporu? Eli tak rychtig je, tuż muszymy wom pedzieć, iże kaś eście ślůnski cnoty potracili!


3

kwiecień 2016r.

Sejmik naprawdę okazał się śląski

REZOLUCJA rozpaliła emocje

Sejmik województwa śląskiego przyjął rezolucję. Związaną z III powstaniem śląskim. I chyba można śmiało powiedzieć, że jest to pierwsze stanowisko w tej sprawie naprawdę śląskie. Nie ma tam ani słowa o hołdzie tym, którzy oddali życie, za przyłączenie Śląska do polskiej macierzy. Zamiast tego sejmik postanowił jedynie „upamiętnić burzliwy okres walk o przynależność państwową Górnego Śląska i ich uczestników.”

ka, a gdy i tę musiał opuścić, przystał do PO. Z ramienia której był członkiem zarządu województwa, a potem wicewojewodą śląskim. Jednak – podobno właśnie na skutek nieprzejednanego stosunku wobec śląskich aspiracji – został z władz swojej partii (i funkcji wicewojewody) usunięty niemal na rok przed wyborami, w których wygrał PiS. Jest jeszcze bardziej antyśląski, niż partia Jarosława Kaczyńskiego. Spyra oburza się, że sejmik upamiętnia wszystkich uczestników walk. I propolskich powstańców, i niemiecki Selbstschutz i Grenschutz. – Warto przypomnieć, że po stronie niemieckiej, a przeciw śląskim powstańcom, walczyły następujące formacje zbrojne: Grenzschutz Ost (Straż Graniczna Wschód), Selbstschutz Oberschlesien (Samoobrona Górnego Śląska) oraz liczne Freikorpsy (korpusy ochotnicze). Wszystkie te organizacje możemy śmiało uznać za zbrodnicze. Mają na sumieniu co najmniej kilkanaście tysięcy zamordowanych Górnoślązaków. Zamordowanych, nie zabitych w walce – twierdzi Spyra, który rezolucję uważa za „nijaką w formie i rewizjonistyczną w treści”.

W

uchwale, którą sejmik przyjął 18 kwietnia czytamy ponadto „W latach 1919-1921 starły się różne wizje przyszłości regionu (…) Dziś jako wspólnota samorządowa czujemy się w obowiązku przypominać o wydarzeniach sprzed dziewięćdziesięciu pięciu lat i ich uczestnikach, w duchu szacunku, refleksji i pojednania”. To zupełnie nowa jakość – sejmik nie podzielił już ówczesnych wojujących stron na szlachetnych Polaków, którym należy się cześć, i złych Niemców, którzy szlachetnym Polakom nie chcieli po dobroci Śląska oddać. Upamiętniono uczestników tych wydarzeń, niezależnie od wizji regionu, jaką mieli. Upamiętniono – w duchu refleksji i pojednania – tych, którzy walczyli o najlepszy los dla Śląska, jakkolwiek by sobie tej najlepszej przyszłości nie wyobrażali.

WYNIK KOMPROMISU Dopracowanie tekstu rezolucji wymagało wielu starań i zakulisowych działań radnych RAŚ-u – jak dowiadujemy się nieoficjalnie. Jednak odniesiono ogromny sukces, przeciw takiemu brzmieniu nie głosowali nawet rad-

GŁOS BADACZA HISTORII

n Emocje wzbudził ten dokument, uchwalony 18 kwietnia ni PiS-u. – Wypracowanie kompromisowego tekstu nie było łatwe. Z naszego punktu widzenia była to po prostu śląska wojna domowa, ale zrezygnowaliśmy z takiego brzmienia, a strona dotychczas składający hołdy tym, którzy walczyli o połączenie Śląska z macie-

tów tworzonych na użytek sanacyjnej, a potem PRL-owskiej propagandy. W dobie powstań starły się ze sobą różne wizje przyszłości naszego regionu. Obie strony konfliktu miały swoje racje, po obu stronach dopuszczano się też niegodziwości. RAŚ dąży do tego, by pa-

ROZINDYCZONY SPYRA Okazuje się jednak, że kompromis ten nie wszystkim odpowiada. Niemal natychmiast ciężkie działa wytoczył nieco zapomniany ostatnio Piotr Spyra, lider ruchy Polski Śląsk. Spyra,

Wypracowanie kompromisowego tekstu nie było łatwe. Z naszego punktu widzenia była to po prostu śląska wojna domowa, ale zrezygnowaliśmy z takiego brzmienia, a strona dotychczas składający hołdy tym, którzy walczyli o połączenie Śląska z macierzą też ustąpiła – mówi Jerzy Gorzelik rzą też ustąpiła – mówi Jerzy Gorzelik, lider RAŚ i radny wojewódzki. I dodaje: - Pokazaliśmy, że o trudnej przeszłości Górnego Śląska zaczynamy mówić w sposób wyważony, odchodząc od mi-

mięć o tych wydarzeniach była pamięcią dojrzałą, pamięcią ludzi wrażliwych i otwartych, nie zaś zamkniętych w ciasnych klatkach szowinizmu, nacjonalizmu.

sam rdzenny Ślązak, uważa jednak, że Ślązacy to po prostu Polacy, a Śląsk zawsze narodowościowo był polski. Niegdyś wojewódzki radny PiS, przeszedł do ultraprawicowej partii Marka Jur-

Dariusz Jerczyński, autor „Historii Narodu Śląskiego” nie kryje rozbawienia, ale i oburzenia. – Ciekaw byłbym się dowiedzieć, z jakich to źródeł pan Spyra czerpie wiedzę o tych kilkunastu tysiącach zabitych Górnoślązaków. Nieskromnie powiem, że znam chyba wszystkie teksty źródłowe na temat morderstw dokonywanych w tym okresie przez stronę polską i niemiecką. Wspominają o licznych aktach terroru, ale nigdzie nie ma liczb. Można wskazać konkretnych Polaków (najczęściej nie rdzennych Ślązaków, lecz przybyszy z Polski) zamordowanych przez bojówki polskie, ale można też wskazać spaloną przez bojówki polskie wieś Hołdunów czy zamordowanego Theofila Kupkę i wiele innych aktów zbrodniczych tak zwanych powstańców. Wreszcie trzeba pamiętać, że i wśród wojujących po stronie polskiej, i po stronie niemieckiej, sporo było przybyszy nawet z daleka, ale sporo też było miejscowych. Ci, którzy walczyli o utrzymanie Śląska przy Niemczech byli takimi samymi Górnoślązakami, jak ci, którzy z bronią w ręku opowiadali się za Polską. Nierzadko byli to bliscy krewni, mówi się, że brat strzelał do brata. Dlatego zresz-


4 tą uważam, że kompromisowa uchwała nie powinna bać się terminu „śląska wojna domowa”. Przecież także polscy historycy coraz częściej tak mówią o tych wydarzeniach. Ale Piotr Spyra nie lubi spierać się na fakty, źródła, on zdecydowanie woli ogólniki zaczerpnięte jeszcze z PRL-owskiej propagandy o odwiecznie polskim Śląsku. Nazywać Grenzschutz, Selbstschutz i Freikorpsy Wszystkie te organizacje możemy śmiało uznać za zbrodniczeorganizacjamo zbrodniczymi może tylko Spyra. Ja przypomnę tylko, że ludzie ubrani w ich mundury maszerują w pochodzie Gwarków Tarnogórskich a przebrani za SS-manów czy członków NSDAP jakoś nie! – dodaje Jerczyński. Piotr Spyra oburza się, że rezolucja nie potraktowała okresu wojny domowej jako ruchu wyzwoleńczego Ślązaków lecz „różne wizje regionu”. Zapomina-

kwiecień 2016r.

Henryk Mercik, wiceprzewodniczący RAŚ, wicemarszałek (i radny) województwa śląskiego uzupełnia: - Tą rezolucją samorząd województwa śląskiego rozpoczął przygotowania do wielkich obchodów stuleci tych wydarzeń, które na kolejne kilkaset lat zmieniły losy Śląska. Wierzę jednak, że niezależnie od tego, jaka opcja w 2021 roku będzie rządzić województwem naszym i opolskim, będą to obchody, dzięki którym przypomnimy, ocalimy od zapomnienia tamten czas, a nie propagandowa hucpa służąca „jedynie słusznej sprawie”. Ja wiem, że w Polsce prawda o tamtym okresie na Śląsku może być odbierana różnie, bo przez prawie sto lat prezentowano tu inną optykę okresu powstań śląskich, ale chyba czas pokazywać tamte wydarzenia w sposób prawdziwy a nie tworzyć mity i zakłamywać historię. Przy okazji warto, żeby Polacy się dowiedzieli, że bez tej niewielkiej

Wśród wojujących po stronie polskiej, i po stronie niemieckiej, sporo było przybyszy nawet z daleka, ale sporo też było miejscowych. Ci, którzy walczyli o utrzymanie Śląska przy Niemczech byli takimi samymi Górnoślązakami, jak ci, którzy z bronią w ręku opowiadali się za Polską. Nierzadko byli to bliscy krewni, mówi się, że brat strzelał do brata. jąc wciąż, że to właśnie Górnoślązacy w plebiscycie 1921 roku w większości opowiedzieli się za Niemcami, nie Polską – i że w oddziałach walczących po stronie niemieckiej też większość stanowili Górnoślązacy. Spyrze wtóruje Jerzy Polaczek, poseł PiS, który w internecie napisał, iż „ta rocznicowa uchwała większości sejmiku śląskiego de facto urąga śląskim bohaterom Polski”.

TRZEBA MÓWIĆ PRAWDĘ - W powojennej Polsce rzeczywiście sporo żyło jeszcze powstańców śląskich i to ich pokazywano przy lada okazji, jako bojowników o polskość Śląska. Jednym z czołowych takich był mój ojczym, Paweł Kozyra. Wyglądało wręcz na to, że po drugiej stronie Ślązaków nie było. Zapominano tylko, że ci, którzy walczyli po stronie niemieckiej w 1945 roku wyemigrowali do Niemiec, a jeśli nawet zostali w Polsce, to raczej do swojej aktywności w latach 1919-21 głośno się nie przyznawali – wyjaśnia 90-letni artysta rzeźbiarz Augustyn Dyrda. Mówi, że to trochę podobnie jak z służbą w Wehrmachcie. On sam nigdy się z nią nie krył, ale większość Ślązaków zaczęło się do niej przyznawać, nawet przed własnymi rodzinami, dopiero w XXI wieku. – A ci, którzy walczyli w Selbstschutzu czy Freikorpsie po prostu tych czasów nie dożyli – dodaje. Dlatego dziwi go postawa Spyry i Polaczka. – Są przecież Ślązakami, powinni historię własnego ludu akceptować i szanować taką, jaka jest, a nie fałszować i udawać, że my zawsze z biało-czerwoną nad głową, z polskim orłem na czapce…

części Śląska, którą Polska dostała w 1922 roku, kraj byłby niezwykle biedny i zacofany. Byliśmy jedynym nowoczesnym, przemysłowym regionem przedwojennej Polski. A za to nasz górnośląski hajmat został rozerwany na polską część katowicką i niemiecką część opolską, co odczuwamy do dziś, gdyż obie części Górnego Śląska należą do różnych województw. Joanna Noras STEFAN MOCKO (tyski radny trzech kadencji, tyszanin z dziada pradziada, nie należący do RAŚ aniż żadnej innej śląskiej organizacji)): Jeśli pan Spyra chce wmawiać Ślązakom, że są i byli wielkimi Polakami, to niech wpierw zapozna się z faktami historycznymi. Przede wszystkim powinien przynajmniej z grubsza określić, ile z tych powstańców „śląskich” urodziło się na śląsku, a ile poza Śląskiem. Wnioski mogą być szokujące, oczywiście przy założeniu, że chce się je przyjąć do wiadomości. DARIUSZ JERCZYŃSKI Jak dla mnie rezolucja nadal nacjonalistyczna, tylko nie tak szowinistyczna jak zwykle. Powinno być wyłącznie upamiętnienie ofiar bratobójczej wojny domowej i potępienie zbrodni wojennych po obu stronach barykady.

Obchody powstania śląskiego? W Sosnowcu! Jedni parskają śmiechem, inni kiwają głową, że tak właśnie powinno być, bo to zgodne z prawdą historyczną. O co chodzi? O to, że kulminacyjny moment obchodów 95 rocznicy III powstania śląskiego będzie miał miejsce w Sosnowcu! - To tak, jakby obchody powstania warszawskiego przenieść do Berlina – śmieje się pan Roman Kokot z Rybnika. Ale siedzący z nim przy piwie kolega wyraża odmienną opinię: - Ni mosz recht! To powstanie wymyślili we Sosnowcu, dowodzili nim ze Sosnowca, tam przeblykali polski wojsko za powstańców, tuż hań tyż winny być obchody tego polskigo powstanio na Ślůnsku. A może sosnowieckigo powstanio na Ślůnsku – oczy mówiącego błyskają rozbawieniem, gdy wyjaśnia swój punkt widzenia. Ale rzecz rzeczywiście jest zaskakująca. Kulminacyjny koncert obchodów 95.

n Michał Rola-Żymierski, marszałek komunistycznej Polski, generał w II RP. W 1919 roku to on, w stopniu pułkownika został oddelegowany do dowodzenia „spontanicznym zrywem ludu śląskiego”. Podobnie jak on na ten „powstańczy front” trafiły tysiące polskich żołnierzy i oficerów.

KULMINACJA ZA BRYNICĄ Wcześniej, w zasadzie przez cały weekend majowy będą różne uroczystości związane z powstaniem. W zasadzie już się zaczęły – bo w sejmiku śląskim poświęcono mu wystawę. Będzie

ponad podziały i zamiast odprawić ją chociażby za dusze ofiar tamtych walk, odprawi mszę w intencji ojczyzny. Ale w rocznicę pierwszego dnia powstania to właśnie w Sosnowcu, na placu przed Urzędem Miejskim odbędzie się koncert „Polska w Hołdzie Po-

Sosnowiec jest jak najbardziej uzasadnionym miejscem tych obchodów. To tutaj był sztab, w którym planowano działania wojskowe w tych rzekomo spontanicznych powstaniach śląskich. To tu przebierano wojsko polskie za cywilów, by udawali Ślązaków. To tu gromadzono dla nich broń i to stąd przerzucano to wszystko na Śląsk, korzystając z przychylności francuskich żołnierzy, którzy tego permanentnego pogwałcania granicy nie dostrzegali. Sosnowiec był tym miejscem, z którego Polska prowadziła wówczas podobne działania, jak 93 lata później Rosja na Krymie i w Ługańsku. rocznicy III Powstania Śląskiego odbędzie się w Sosnowcu. Zorganizowały go władze miasta i stowarzyszenie Pokolenia.

też konferencja naukowa, projekcje filmów a nawet msza św. Oczywiście abp Wiktor Skworc nie potrafi się wznieść

wstańcom Śląskim”. Publika może być dość liczna, wystąpią bowiem Dżem i Myslovitz oraz Piotr Kupicha i Miuosh.


5

kwiecień 2016r.

Więc nie jacyś anonimowi muzycy, lecz artyści uznani. Zaskakujące jest tylko miejsce, bo jak dotychczas obchody powstań śląskich odbywały się raczej na Śląsku. Tym razem wyprowadzono ich centralną część za granicę, do Altrajchu. Koncert będzie transmitowany przez telewizję publiczną, zapewne program 3. I – podobnie jak zazwyczaj – nie należy się chyba spodziewać ani premiera, ani prezydenta RP, ani pana prezesa, bo oni na jubileusz powstania warszawskiego zawsze chętnie, ale jakichś walk w tej niepewnej narodowościowo kolonii Warszawy?

POWSTANIA SOSNOWIECKIE? Sosnowiec nie jest jednak miastem przypadkowym. Jest jak najbardziej uzasadnionym miejscem tych obchodów. To tutaj był sztab, w którym planowano działania wojskowe w tych rzekomo spontanicznych powstaniach śląskich. To tu przebierano wojsko polskie za cywilów, by udawali Ślązaków. To tu gromadzono dla nich broń i to stąd przerzucano to wszystko na Śląsk, korzystając z przychylności francuskich żołnierzy, którzy tego permanentnego pogwałcania granicy nie dostrzegali. Sosnowiec był tym miejscem, z którego Polska prowadziła wówczas podobne działania, jak 93 lata później Rosja na Krymie i w Ługańsku. Nikt nie wie i nikt się pewnie już nigdy nie dowie, ilu Polaków, przeszkolo-

nych w polskich obozach wojskowych, przerzucono tak na Śląsk. Polscy historycy lubią mówić, że oficerów, jakbyśmy dziś powiedzieli, doradców wojskowych. Ale wśród tych przeszkolonych „powstańców” był też późniejszy sławny śpiewak Jan Kiepura z Sosnowca i jego gimnazjalni koledzy. Mieli wtedy po 18 lat, przeszli tylko podstawowe szkolenie w wojsku polskim, więc chyba trudno uznać ich za doradców. Raczej za nowozaciężne wojsko, które z racji bliskości granicy i osłuchania z mową śląską mogło od biedy udawać Ślązaków. Niezależnie jednak, czy tych polskich żołnierzy było 10, czy 20 czy 50 procent – powstanie bez ich udziału nie miałoby szans. Podobnie jak prorosyjskie działania separatystyczne na wschodniej Ukrainie. Tak więc obchody powstańw Sosnowcu mają sens – i sens nawet miałoby przy ich okazji złożenie kwiatów pod pomnikiem Kiepury. Sens głęboki – bo w efekcie tego powstania część Górnego Śląska przyłączono do Polski. Na czym na pewno zyskała Polska, nie wiadomo, czy zyskał Śląsk. Warto pamiętać, że tzw. III powstanie śląskie było polską odpowiedzią na wynik plebiscytu, z marca 1921 roku. Polska nie spodziewała się, że ten plebiscyt tak wyraźnie przegra. I choć jego wynik nie był dla zachodnich mocarstw wiążący, to raczej oczywiste było, że w jego efekcie Rada Ambasadorów przyzna albo cały region, albo niemal cały, Niemcom. Polska podjęła więc wysi-

łek, by wykazać, że Ślązacy chcą do Polski. To była świetnie pomyślana akcja – i przyniosła skutek, to jest korzystną dla Polski zmianę granicy. Do Pol-

ski trafiła wprawdzie zaledwie ¼ spornego terytorium, ale ponad połowa zakładów przemysłowych Górnego Śląska. Pozbawiona przemysłu Polska nagle zyskała jakiś nowoczesny skrawek Europy. Polska ma więc co świętować. A biorąc pod uwagę rolę, jaką w wydarzeniach tych odegrał Sosnowiec – ma sens, że obchody odbywają się tam. I

nawet ma sens, że poza Górnym Śląskiem, bo ludność spornego terenu była jednak podzielona, większość zagłosowała za Niemcami. Na Śląsku, jeśli chce się być uczciwym, można co najwyżej upamiętniać obchody wojny domowej. W Sosnowcu można z czystym sumieniem zrobić imprezę „Polska w Hołdzie Powstańcom Śląskim”. Dariusz Dyrda

ANDRZEJ ROCZNIOK (lider niezarejestrowanego Związku Ludności Narodowości Śląskiej): Z okazji 90 rocznicy tzw „I powstania śląskiego” występ Justyny Steczkowskiej i Zespołu Śląsk w Rapsodzie Śląskim na Placu Sejmu Śląskiego w Katowicach w dniu 22 sierpnia 2009 r. nie przyciągnął publiczności, bo Ślązacy obchody tych „powstań” bojkotują. Dlatego ich obchody wyprowadzają się coraz częściej z Górnego Śląska i goszczą w Altrajchu, gdzie właśnie zaplanowano obchody tzw. „III powstania śląskiego”. Skoro na tych „powstaniach” Altrajch najwięcej zyskał to nie ma się co dziwić, że się z nich cieszy Czerwone Zagłębie. DARIUSZ JERCZYŃSKI (autor Historii Narodu Śląskiego) Uważam, że Sosnowiec to idealne miejsce na takie obchody. Na Śląsku powinniśmy jedynie uczcić ofiary bratobójczej wojny domowej. Gloryfikacja przemocy i zbrojnej korekty demokratycznego wyboru mieszkańców Górnego Śląska na pewno nie leży w śląskiej mentalności. A po obu stronach barykady byli zarówno ludzie prawi, którzy uważali, że walczą w słusznej sprawie (dla mnie sztandarowe postaci to oficer powstańczy Franciszek Merik i oficer Selbstschutzu Anzelm Stroka), jak i bandyci, którzy dokonywali zbrodni wojennych. Stronie polskiej licznych zbrodni bawarskiego Freikorpsu Oberland, czy Baltikumer przypominać nie muszę, więc przypominam tylko powód stworzenia przez Korfantego Powstańczego Sądu Polowego: „liczne przypadki rabunków, gwałtów, podpaleń, rozbojów i mordów” oraz opinię Korfantego o ochotnikach z Polski: „Przybyli tu by używać życia i się wzbogacić. Szli na front tylko wtedy, gdy można było dokonać rabunków”. Z INERNECU: n Pod pomnikiem Kiepury można złożyć kwiaty. W lipcu 1919 r. Jan Kiepura zostaje wraz z grupą kolegów przekazany pod dowództwo gen. Hallera i przesłany do garnizonu częstochowskiego. Tam też został skierowany na kurs wywiadu. Zapewne jak w każdej armii świata wybrano najinteligentniejszych i znających języki. Następnie trafia on do Łośnia na kurs broni francuskiej. Podczas pobytu w Łośniu Jan Kiepura przygotowuje się do udziału w pierwszym powstaniu śląskim jednocześnie wzywa piętnastoletniego brata Władysława do przyjazdu i wtajemnicza go w sekretny plan przejścia na Górny Śląsk i udziału w walkach. 15. sierpnia 1919 r. Jan Kiepura wraz z bratem i kolegami z gimnazjum zostają czasowo zwolnieni z armii i biorą udział w powstaniu, które wybucha w nocy z 16 na 17. sierpnia 1919 r.” Za: Miejski Klub im. Jana Kiepury w Sosnowcu

zych (gość) 05.04.16, 18:31:22, Skąd to zaskoczenie? Mnie tam cieszy, że obchody rocznicy tego tragicznego dla Śląska i Ślązaków wydarzenia odbędą się w końcu po właściwej stronie rzeki, skąd głównie pochodziły siły tzw. „śląskich powstańców”. Może i za parę lat będą wyły z tego powodu syreny w Warszawie, bo przecież „zwrócony macierzy” Śląsk to najlepsze co im się przydarzyło po II WŚ. schlesier (gość) 05.04.16, 15:45:29: I bardzo dobrze! Tam powinno być obchodzone to święto co roku. Przynajmniej byłaby rozpowszechniana prawda o tym skąd się to niby „powstanie” wzięło.


6

kwiecień 2016r.

Wprowadzana jest właśnie ustawa, która ma samorządom nakazywać zmiany nazw ulic związanych z PRL-em. Nic nowego. Ale przy tej okazji warto się zastanowić, jakie państwo naśladuje obecna Polska. II RP, do której odwołuje się w konstytucji, czy może jednak PRL.

Dlaczego w Polsce nie ma Ślązaków? (Czyli o dwóch systemach ochrony praw mniejszości w Europie)

Po upadku komunizmu, w latach 90. ubiegłego stulecia przystąpiono do usuwania nazw ulic kojarzących się z uprzednim systemem. Na Górnym Śląsku często ulice wcześniej noszące miano Aleksandra Zawadzkiego, teraz poświęcano Romanowi Dmowskiemu. Miedzy innymi, taka wymiana patronów miała miejsce w Kędzierzynie-Koźlu. Tak, Generał Zawadzki był komunistą, i jako wojewoda śląski, w latach 1945-48, przeprowadził wywózki osób uznanych za Niemców z Górnego Śląska, jak i polonizację tych, które zatrzymano jako etnicznych Polaków nieświadomych własnej polskości (tj. „autochtonów”).

Ś

wiadomie budował państwo narodowe (tj. monoetniczne) a nie „narodowościowe” (tzn. wieloetniczne). Do takiego samego celu dążyła międzywojenna Endecja pod przywództwem Dmowskiego. Zastąpiono więc regionalnego etnonacjonalistę … etnonacjonalista ogólnopolskim.

PRL USUWANY, ALE KONTYNUOWANY

Symbolicznie świadczy to o dążeniu do zachowania ideologicznego status

quo, chociaż Konstytucja z roku 1997 wzywa do „nawiązywania do najlepszych tradycji Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej” oraz wyklucza komunistyczny PRL (jako twór obcy, narzucony przez Związek Sowiecki) z legalnej ciągłości polskiej państwowości. Obecnie mamy III Rzeczpospolitą, pojmowaną jako spadkobierczynię międzywojennej II RP oraz przedrozbiorowej „I RP” (czyli Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego). Tylko, że w I RP osoby polskomówiące stanowiły nie więcej niż 1/3 ludności, a

w II RP zaledwie 2/3 mieszkańców. I RP była królestwem kompozytowym (dziś powiedzielibyśmy, że państwem federalnym) z szeroką autonomią terytorialną dla lenn, m. in. Prus Książęcych, Kurlandii i Inflant (obecnie głównie na Litwie, Łotwie i Estonii oraz w rosyjskiej enklawie Kaliningradu,), jak i autonomią nieterytorialną – czyli formą praw mniejszości - dla Żydów, Romów czy Ormian. W okresie rozbiorów większość ludności polskojęzycznej zamieszkiwało w państwach federalnych (Cesarstwie Niemieckim i Austro-Węgrzech) i regio-

nie autonomicznym (tj. rosyjskim Królestwie Kongresowym). We współczesnej Polsce nie uważa się autonomicznych rozwiązań, federalizmu, a tym bardziej wieloetniczności czy wielojęzyczności za „najlepsze tradycje” warte szacunku oraz kultywowania. Centralistyczna II RP z jednym maleńkim śląskim województwem autonomicznym, wydaje się bliższa obecnym wyobrażeniom o „dobrej państwowości”, acz bez prawa do jakiejkolwiek autonomii. W pierwszej połowie lat 20. (tj. do zamachu majowego z roku 1926, oznaczającego koniec 7-letniej demokracji) 1/3 etnicznie nie-polskiej ludności cieszyła się szkołami mniejszościowymi, w których prowadzono nauczanie w języ-

Dzisiejsza demokratyczna Polska postkomunistyczna, chociaż w Konstytucji stanowczo odżegnuje się od PRL-u, to jednak w zakresie organizacji państwowości jest jego wierną spadkobierczynią, a nie II RP czy tym bardziej I RP. Jak wiemy nie istnieją we współczesnej Polsce żadne rozwiązania autonomiczne, a tym bardziej federalne kach mniejszościowych (do roku 1926 niemiecki na równi z polszczyzną używano w administracji i szkolnictwie autonomicznego województwa śląskiego). Język polski nauczano w nich jako jeden z przedmiotów. W drugiej połowie tejże dekady do szkół mniejszościowych wprowadzono polszczyznę jako drugi – ale za to wiodący – język nauczania. Do połowy lat 30. polszczyzna stała się już jedynym językiem wykładowym w państwowych szkołach mniejszościowych, i od tej pory to język mniejszościowy nauczano jako jeden z przedmiotów.

MUSTER FRANCUSKO-PRL-OWSKI

n Roman Dmowski I Aleksander Zawadzki – dwaj etnonacjonaliści, chociaż ten drugi częściej nazywany jest komunistą.

dowania obrano centralistyczną Francję, w której po dziś dzień nie uznaje się żadnych mniejszości. Wszystkie osoby legitymujące się obywatelstwem francuskim uważa się za członków narodu francuskiego. Jednak po I wojnie światowej Alianci (wraz z Francją!) narzucili system ochrony mniejszości państwom środkowoeuropejskim, tj. na wschód od granic Francji i na zachód od Związku Sowieckiego. Oczywiście tak rozumiana ochrona mniejszości nie miała obowiązywać Europy Zachodniej. Czystki etniczne i ludobójstwa doby II wojny światowej, wraz z dramatyczną zmianą granic państwa polskiego i masowymi przesiedleniami, doprowadziły do utworzenia PRL-u jako praktycznie etnicznojęzykowo jednorodnego pań-

Kiedy utworzono polskie państwo narodowe w roku 1918, za wzór do naśla-

stwa narodowego. Dodatkowo po wysiedleniu pozostałych Żydów w roku 1968, władza zaprzeczała istnieniu jakichkolwiek mniejszości na terenie kraju, pomimo tego że w roku 1975 rozpoczęły się koncesjonowane wyjazdy Niemców (głównie z Górnego Śląska, czyli Ślązaków) do RFN. Dzisiejsza demokratyczna Polska postkomunistyczna, chociaż w Konstytucji stanowczo odżegnuje się od PRL-u, to jednak w zakresie organizacji państwowości jest jego wierną spadkobierczynią, a nie II RP czy tym bardziej I RP. Jak wiemy nie istnieją we współczesnej Polsce żadne rozwiązania autonomiczne, a tym bardziej federalne. I tak jak za PRL-u ludność jest oficjalnie jednolicie polska z etnicznojęzykowego punktu widzenia.


7

kwiecień 2016r.

n Polska nie chce uznać Ślązaków za mniejszość etniczną, mimo że pod projektem ustawy w tej sprawie podpisało się 140 000 ludzi, a w spisie powszechnym narodowość tę zadeklarowało 900 000. Państwo polskie ma takie prawo, ale to wskazuje, że odwołuje się raczej do tradycji PRL-u niż II (a tym bardziej I) RP. Co tu różni III RP od komunistycznej Polski, to fakt iż teraz uznaje się istnienie (niektórych, najlepiej bardzo niewielkich) mniejszości. Jednak wykonanie przyznanych im praw sprowadza się li tylko do utrzymywania nielicznych szkół mniejszościowy, w których język mniejszościowy jest nauczany jako jeden z przedmiotów.

współczesna Polska „nawiązuje do najlepszych tradycji PRL-u”.

STARZY MOGĄ WIĘCEJ

Poszanowanie praw mniejszości weszło w skład tzw. „kryteriów kopenhaskich” z roku 1993, które państwo kandydackie musi spełnić nim zostanie przyję-

ria kopenhaskie nie obowiązują „starej piętnastki”. Dlatego, na gruncie prawa międzynarodowego, podobnie jak w okresie międzywojennym, wymaga się poszanowania praw mniejszości tylko od państw środkowoeuropejskich. Za to państwa na zachodzie Europy (w tym i Grecja) mogą uznawać mniejszości, lub nie, wedle własnego

Na gruncie prawa międzynarodowego, podobnie jak w okresie międzywojennym, wymaga się poszanowania praw mniejszości tylko od państw środkowoeuropejskich. Za to państwa na zachodzie Europy (w tym i Grecja) mogą uznawać mniejszości, lub nie, wedle własnego widzimisię. W Wielkiej Brytanii takie uznanie i szacunek to niekwestionowana norma Ta sytuacja jako żywo przypomina stan szkolnictwa mniejszościowego z późnego okresu II RP, minus same mniejszości. Nawet te, które przetrwały przymusową polonizację za komunistycznej Polski w większości nie posługują się już własnymi językami. Nic nie zmieniło się w tym względzie podczas ostatniego ćwierćwiecza wolności i demokracji, prócz tego, iż polonizacja uznanych i nieuznanych (czyli Ślązaków) mniejszości się pogłębia. Trawestując cytowane powyżej wezwanie z Konstytucji można stwierdzić, że w zakresie organizacji państwowości i poszanowania praw mniejszości,

te w poczet członków Unii Europejskiej. Ponadto punkt ten stał się jednym z ważniejszych zapisów w ponad setce traktatów bilateralnych, jakie państwa postkomunistyczne i niektóre postsowieckie zawarły między sobą w latach 1993-1995 w ramach Paktu Bezpieczeństwa i Stabilizacji w Europie (popularnie zwanego Planem Balladura, od nazwiska francuskiego premiera, który zainicjował tenże pakt oraz wspomagał negocjacje traktatowe). Pierwszym i zarazem wzorcowym traktatem tego typu był polsko-niemiecki traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z roku 1991. Podobnych traktatów nie zawarły państwa Europy Zachodniej, a kryte-

widzimisię. W Wielkiej Brytanii takie uznanie i szacunek to niekwestionowana norma, tak jak we Francji normą jest nie uznawanie jakichkolwiek mniejszości. Stąd się biorą paradoksy współczesnej polskiej myśli politycznej jak i polityki. Z jednej strony pragnie się nawiązywać do I RP oraz II RP, ale w praktyce to chce się naśladować Francję w zakresie centralizmu państwowości oraz nieuznawania mniejszości. Ironicznie, w tym względzie, model francuski o wiele bliższy rozwiązaniom zastosowanym w PRL-u niż tym z II RP, a tym bardziej z I RP. Tomasz Kamusella Univeristy of St Andrews

Polska w ramach Kryteriów Kopehnaskich obowiązana jest przestrzegać praw mniejszości narodowych. Jednakże, łatwo i bezdyskusyjnie można stwierdzić, co jest mniejszością narodową. To taka grupa etniczna (narodowa), która poza Polską posiada własne państwo. Na przykład Niemcy, Rosjanie, Ukraińcy, Litwini. Ich prawa Polska musi przestrzegać, a przynajmniej udawać, że to robi. Inaczej jest z grupami etnicznymi czy narodowościowymi, które własnych państw nie mają. Tutaj państwa, którym narzucono Kryteria Kopenhaskie mogą stosować “wolną amerykankę”. Bo to one same decydują, co jest mniejszością etniczną, a co nią nie jest. Gdyby polski Sejm uznał Ślązaków (czy Kaszubów) za grupę etniczną, musiałby objąć jej prawa ochroną. Ale Sejm ten ma zupełną dowolność – może odrębność Ślązaków uznać, a może też twierdzić, że jesteśmy po prostu Polakami, a nasze poczucie odrębności, nasza śląska narodowość to tylko złudzenie 900 000 ludzi. Co właśnie Sejm RP czyni. Polscy politycy i dziennikarze często twierdzą, że także Trybunał Europejski w Strasburgu nie uznał narodowości śląskiej, bo nie nakazał Polsce zarejestrowania jej mniejszości. Nic podobnego. Trybunał po prostu stwierdził, że to czy Ślązacy są, czy nie są odrębną grupą etniczną, należy do wyłącznych kompetencji państwa polskiego i jako takie nie podlega pod osąd Trybunału. Nie oznacza to oczywiście, że do tego Trybunału nie można się jeszcze raz odwołać. Jednak w oparciu o “prawa o stowarzyszeniach” – gdyż nakazuje ono prawo do zrzeszania się ludzi wokół wspólnej cechy, o ile cecha ta nie nosi znamion przestępczych. Ponieważ zaś (póki co) deklarowanie śląskiej odrębności przestępstwem nie jest, to nie istnieją też prawne przeszkody do zarejestrowania Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Sąd Najwyższy RP 5 grudnia 2013 roku orzekł inaczej – ale właśnie od tego wyroku można się odwoływać.

W polskich mediach często słyszymy o tym, jak to ościenne kraje (Litwa, Białoruś) nie przestrzegają praw polskiej mniejszości narodowej. Mówi się to nawet o Niemcach –chociaż tam żadnej mniejszości nie ma, bo w myśl prawa (polskiego, ale i międzynarodowego) mniejszość to autochtoni, zamieszkujący ten teren od przynajmniej 100 lat, a nie imigranci. Dlatego w Polsce nie rejestruje się na przykład mniejszości wietnamskiej, a w Niemczech polskiej czy arabskiej. Polskie media często informując o perypetiach polskiej mniejszości, zapominają jednak dodawać, że we własnym kraju nie chce się uznać grupy etnicznej, którą w spisie powszechnym zadeklarowało 900 000 ludzi.


8

kwiecień 2016r.

Przypadek białostocki pokazuje, że

Żyć w nacjonalist

Ślązakom nigdy nie było w Polsce łatwo. Zawsze byliśmy obywatelami drugiej kategorii, zawsze podejrzanymi narodowościowo, zawsze wzbudzaliśmy nieufność, a w razie deklarowania odrębności – także wrogość. Okazuje się jednak, że ostatnie 70 lat były w miarę spokojne, teraz nadchodzą dla nas znacznie gorsze czasy.

P

olacy w najnowszej historii, przynajmniej ostatnich stu lat, zawsze byli narodem z dość wyraźną nutą nacjonalizmu. W okresie międzywojennym nie było to nic dziwnego, bo opanował on niemal wszystkie europejskie narody, w największym zaś stopniu chyba Niemców. Często jako objaw frustracji po I wojnie światowej. Polacy, którzy w 1918, dzięki tej wojnie, dość niespodziewanie odzyskali państwowość, też mieli jednak podstawy do obaw, bo przynajmniej kilku sąsiadów rościło sobie pretensje do ich terenów. Polski nacjonalizm rozkwitł i miał się wówczas dobrze, chociaż w państwie, gdzie mniejszości narodowe stanowiły niemal 1/3 populacji, trudniej było uczynić go oficjalną doktryną państwową. Tym bardziej, że w rzeczywistości mniejszości te były jeszcze liczniejsze, wielu osobom w spisach powszechnych przypisywano narodowość polską. Niemniej jednak w 1931 roku na

n Sam fakt porównywania się z nacjonalistami serbskimi jest groźny terenach Rzeczypospolitej Polskiej tylko 69% ludzi deklarowało narodowość polską.

PRZEDWOJENNE SZYKANY WOBEC MNIEJSZOŚCI Przedwojenna Polska stosowała jednak wobec mniejszości różne szykany. Najbardziej klasycz-

tów pochodzenia żydowskiego. Jako pierwsza, w 1935 roku, wprowadziła je Politechnika Lwowska, w 1937 roku były już normą, regulowaną przez rozporządzenie wojewody. Wprowadzano też reglamentację miejsc dla studentów żydowskich (tzw. numerus clausus), władze uczelni przymykały oko na pobicia żydowskich studentów. W jed-

wała im na uczelni solidarność. Przedwojenne państwo polskie represjonowało więc w pewnych ramach mniejszości, ale jednocześnie zabraniało działać organizacjom jawnie nacjonalistycznym, szowinistycznym. Taką organizacją był założony w 1934 roku Obóz Narodowo-Radykalny, jednakże po pierwszych ekscesach rządzący

Nacjonaliści od 100 lat są w Polsce zawsze, z tym że rzadko rządzili, a częściej siedzieli w więzieniach. Nie mogli się organizować. Obóz Narodowo-Radykalny odrodził się jednak w Polsce już kilka, może nawet kilkanaście lat temu. Stanowił jednak margines życia publicznego. Politycy kolejnych rządów zdawali sobie sprawę, z zagrożenia, jakie niesie za sobą ideologia nacjonalistyczna. Dopiero pod obecnymi rządami ONR nagle rozwija skrzydła nym przykładem było getto ławkowe – czyli wydzielenie na uczelniach osobnych ławek dla studen-

nym z takich zajść ucierpiała na przykład Irena Sendlerowa, która sama Żydówką nie była, ale okazy-

wówczas Polską piłsudczycy zdelegalizowali ONR już po trzech miesiącach działalności. Logo ONR,

„falanga” czyli ręka z mieczem na zielonym tle, zniknęło z przestrzeni publicznej. Ale my od niedawna oglądamy je znów – w połowie kwietnia w Białymstoku pojawiła się bardzo licznie. Choć pojawiała się i wcześniej.

POWRACAJĄ NA POLITYCZNĄ SCENĘ Nacjonaliści od 100 lat są w Polsce zawsze, z tym że rzadko rządzili, a częściej siedzieli w więzieniach. Nie mogli się organizować. Obóz Narodowo-Radykalny odrodził się jednak w Polsce już kilka, może nawet kilkanaście lat temu. Stanowił jednak margines życia publicznego. Politycy kolejnych rządów zdawali sobie sprawę, z zagrożenia, jakie niesie za sobą ideologia nacjonalistyczna. Dopiero pod obecnymi rządami ONR nagle rozwija skrzydła. Ba, działacze tej organizacji chcą, by zaliczyć ją do formacji działających na rzecz bezpieczeństwa kraju. W ramach tworzo-


9

kwiecień 2016r.

w Polsce narasta groźny dla nas ruch

tycznym państwie nej przez ministra Antoniego Macierewicza Obrony Terytorialnej. Co na to ministerstwo? Podpułkownik Grzegorz Kwaśniak, pełnomocnik ministra Macierewicza ds. tworzenia obrony terytorialnej, swoją wypowiedzią niepokoi. Mówi: – Celem Obrony Terytorialnej powinno być wzmocnienie patriotycznych i chrześcijańskich fundamentów naszego systemu obronnego oraz sił zbrojnych, tak aby patriotyzm oraz wiara polskich żołnierzy były najlepszym gwarantem naszego bezpieczeństwa. Tak więc według pana pułkownika – czyli według Ministerstwa Obrony - gwarancją bezpieczeństwa

Terytorialnej? Nie ma co ukrywać, że ONR cieszy się sympatią sporej części polityków PiS-u, sami narodowcy zresztą też często deklarują poparcie dla tej partii. Oraz – częściowo – Ruchu Kukiz’15. Sam Kukiz, który w dużej części na poparciu narodowców wjechał do sejmu (wprowadzając zresztą ze sobą kilku z nich), w prywatnej rozmowie, która obiegła internet, nie kryje, co o nich myśli: „Nienawidzę (...) tych psychopatów, którzy mówią, że należy Żydów mordować, albo murzyna zastrzelić, dostaję białej gorączki”. Z drugiej strony Kukiz, który ma z nimi stale do czynienia, wie chyba najlepiej, jakie poglądy głoszą”. To

Według Ministerstwa Obrony gwarancją bezpieczeństwa ma być nie nowoczesny sprzęt, nie sojusze, lecz ideologia. Ideologia narodowo-religijna ma być nie nowoczesny sprzęt, nie sojusze, lecz ideologia. Ideologia narodowo-religijna. Co zresztą jest wewnętrznie sprzeczne, bo chrześcijaństwo w swojej naturze jest uniwersalistyczne, a nie narodowe.

KTO NIE POLAK, TEN WRÓG! ONR tymczasem nie kryje wrogości wobec wszystkiego, co „niepolskie”. Także wobec śląskich deklaracji. Już w 2009 roku, w Opolu, grupa osób skupionych wokół symboliki ONR próbowała zakłócić Marsz Jedności Górnośląskiej, skandując m.in. hasło „Polska dla Polaków”. Wtedy policja powstrzymała narodowców, co jednak będzie, jeśli nagle staną się oficjalną formacją Obrony

jednak prywatne opinie Pawła Kukiza, ale to dzięki niemu, bo ich na listy przygarnął, ONR-owcy się w sejmie znaleźli. Narodową retorykę można znaleźć też w wystąpieniach wielu duchownych, a ks. Jacek Międlar ze swoją nacjonalistyczną retoryką nie stanowi wcale wyjątku, zwłaszcza we wschodniej części Polski. To nie przypadek, że manifestacja siły, którą 16 kwietnia przeprowadził ONR, odbyła się właśnie w Białymstoku, mieście wokół którego rozsiane są dwie mniejszości: litewska i białoruska. To tu swoją mowę nienawiści, skierowaną przeciw Nie-Polakom, głosić narodowcom najłatwiej. Swoją nacjonalistyczną propagandę głosili w tamtejszej katedrze. Muzyczną oprawę zapewnić miała gru-

n Manifestacja Obozu Narodowo-Nacjonalistycznego w Białymstoku pa Nordica, ze swoim przebojem „Dumny Nadczłowieku”. Wielki sprawdzian teraz przed białostocką prokuraturą, która bada, czy pod-

się częścią Obrony Terytorialnej, a wspomogą go hołubieni przez obecną władzę kibole… Na przykład kibole Legii Warszawa, coraz częściej

My, Ślązacy mamy zakorzeniony gen przetrwania. Kilkukrotnie w naszej historii kiedy pod przymusem wysiedleni musieliśmy się określać jako Niemcy – stawaliśmy się Niemcami. A kiedy trzeba było podpisać deklarację wierności narodowi polskiemu – stawaliśmy się Polakami. Możemy to zrobić znów. Tylko czy po to w 1989 roku obalano w Polsce „komunę”, żeby znów trzeba było deklarować, że się jest kimś, kim się nie jest? czas uroczystości propagowano treści faszystowskie i rasistowskie.

NAJWIĘCEJ NIE-POLAKÓW NA ŚLĄSKU

n Falanga – symbol ONR i innych nacjonalistów.

oficjalnie za mniejszość, jest nas, Ślązaków. Wszak tylko u nas można zobaczyć i kupić koszulki z napisem „Nie Polak. Ślązak”.

Ale to nie północno-wschodnie rubieże Polski są największym skupiskiem mniejszości etnicznych. Najwięcej, choć nie uznawanych

Dlatego ruch narodowy rozwija się prężnie i tu. Jak na razie nie starał się zagrozić imprezom w rodzaju Marszu Autonomii, bo na tych gromadzi się po 5 000 ludzi, a narodowcy wciąż nie mogą nawet marzyć o takiej frekwencji na swoich manifestacjach czy kontrmanifestacjach. Ale jeśli uzyskają oni wsparcie państwa, jeśli ONR stanie

przyznający się do swastyki… Swoją drogą, chyba tylko warszawski kibol rozumie, jak można jednocześnie czcić bohaterskich powstańców warszawskich i machać faną z hakenkrojcem. Czy oni nie wiedzą, że ci warszawscy powstańcy właśnie przeciw swastyce wywołali swoje powstanie? Czy też rozumieją, a po prostu zamie-


10

kwiecień 2016r.

nili jedynie niemieckiego „űbermenscha” na polskiego „dumnego nadczłowieka” a resztę ideologii III Rzeszy przyswoili?

WON DO NIEMIEC? Obraz Polski, który rysuje się dziś, każe stawiać takie pytania. Pytania, czy Polska zmierza ku jakiejś formie faszyzmu. Oraz jakie w takiej Polsce będzie miejsce dla Ślązaków. Czy wprowadzone dla nas zostanie getto ławkowe? Czy będzie trzeba się jasno opowiedzieć, że albo Polak, albo raus? Tylko dokąd? „Prawdziwi Polacy” mają dla nas na to ostatnie pytanie odpowiedź od lat: „Jeśli nie czujeta się Polakami, to won do Niemiec!”. Nieliczni z nas rzeczywiście czują się nie tylko Ślązakami, ale i Niemcami, i ta podwójna tożsamość pozwala im ostatecznie zaakceptować taki wybór. Ostatecznie, bo jednak przede wszystkim są Ślązakami, i tu jest ich dom. Jednak co z tymi, którzy czują się wyłącznie Ślązakami? Dla nas nakaz „do Niemiec” jest równie absurdalny, jak do Hondurasu albo na Madagaskar. Nie czujemy się przecież Niemcami, wielu z nas wcale nie żywi Niemców takimi ciepłymi uczuciami. Jak Eugeniusz Kosmała, świetnie znany słuchaczom Radia Piekary jako Ojgen z Pnioków, okazjonalnie też falietonista naszego Cajtunga. Który jest

n Kibice Legii Warszawa jawnie nawiązują do faszystowskiej symboliki. pobłażania. Ale kiedy się patrzy na demonstracje ONR, kiedy się słucha ich haseł, i widzi, że cieszą się przy-

Chyba tylko warszawski kibol rozumie, jak można jednocześnie czcić bohaterskich powstańców warszawskich i machać faną z hakenkrojcem. Czy oni nie wiedzą, że ci warszawscy powstańcy właśnie przeciw swastyce wywołali swoje powstanie? wielkim orędownikiem języka śląskiego, ale do Niemców ma żywą awersję, co i łatwo zrozumieć, zważywszy, że jego ojciec zginął w hitlerowskim obozie koncentracyjnym. Ojgen biegle włada niemieckim, ojciec był przedwojennym absolwentem jednego z najbardziej prestiżowych niemieckich uniwersytetów, Ale dla Ojgena oferta „won do Niemiec” byłaby nie tylko wygnaniem, byłaby obelgą. Ilu jest takich Ojgenów? Pewnie tysiące. Niemniej owo „jak nie czujesz się Polakiem, to won do Niemiec” słyszał pewnie dziesiątki razy każdy, kto głośno i otwarcie deklaruje narodowość śląską. Ci, którzy nam to mówią (czy piszą w internecie) jakby zapominają, że my tu jesteśmy u siebie. Że my na Śląsku jesteśmy miejscowi, a jeśli ktoś jest imigrantem – lub potomkiem imigrantów – to właśnie ten, który nas chce ze Śląska wyrzucać.

DOKĄD ZMIERZASZ POLSKO? Dziś jeszcze takie „won do Niemiec” można zbywać uśmieszkiem

najmniej cichym przyzwoleniem rządzących (prezydent Andrzej Duda chciał objąć patronatem imprezę ONR!), to musi rodzić się pytanie, kiedy te groźby trzeba będzie traktować poważnie. Bo pamiętajmy, że na początku lat 20. XX wieku wielu ludzi w Niemczech traktowało hitlerowców z pobłażaniem. Kiedy się zorientowali, jak daleko zabrnęły sprawy, było już za późno. My, Ślązacy mamy oczywiście zakorzeniony gen przetrwania. Kilkukrotnie w naszej historii kiedy pod przymusem wysiedleni musieliśmy się określać jako Niemcy – stawaliśmy się Niemcami. A kiedy trzeba było podpisać deklarację wierności narodowi polskiemu – stawaliśmy się Polakami. Możemy to zrobić znów. Tylko czy po to w 1989 roku obalano w Polsce „komunę”, wprowadzano demokrację, żeby znów, jak w totalitaryzmach hitlerowskim i komunistycznym, trzeba było deklarować, że się jest kimś, kim się nie jest? Udawać tożsamość, której się nie ma, kryć się z tą prawdziwą? Czy do tego zmusi nas kierunek zmian następujących w Polsce?

Narastanie nacjonalizmu obserwujemy w całej Europie, nie tylko w Polsce. Szczególnie na Węgrzech, ale też w Austrii, Francji, Słowacji. Ba, nawet w Niemczech, chociaż po II wojnie światowej przez niemal 70 lat nawet określenie się jako „patriota” było źle odbierane, bo kojarzone z ciągotkami hitlerowskimi. Dziś nacjonalizmy się odradzają. Jednak w Europie mają one inne podłoże niż w Polsce. Tam są przede wszystkim odpowiedzią na zagrożenie islamskim fundamentalizmem. Odpowiedzią na masową imigrację, która niesie zupełnie inny od europejskiego system wartości i próbuje nam go narzucić. Odpowiedzią na imigrację, która nie ucieka przed wojną, lecz przenosi ją na nasz kontynent. Tamtejszy nacjonalizm wynika ze strachu przed imigrantami. W Polsce taka postawa nie ma sensu – bo i imigrantów u nas nie ma. I pewnie nieprędko będą. W Polsce nacjonalizm wycelowany jest we wrogów których nie ma. Jest

po prostu efektem frustracji, że jeśli Polska nie rozwija się tak, jak by nacjonaliści chcieli, to na pewno winni są nie sami Polacy, lecz jacyś „inni. Może paść na Żydów, może na Ślązaków – dla których zagro-

sce demona nacjonalizmu. Tak, jak w Niemczech podczas jesiennych wyborów 1932 roku, dzięki którym Hitler doszedł do władzy. Dziś nacjonaliści jeszcze nie rządzą, ale swoboda, z jaką głoszą

„Jak nie czujesz się Polakiem, to won do Niemiec” słyszał pewnie dziesiątki razy każdy, kto głośno i otwarcie deklaruje narodowość śląską. Ci, którzy nam to mówią (czy piszą w internecie) jakby zapominają, że my tu jesteśmy u siebie. Że my na Śląsku jesteśmy miejscowi, a jeśli ktoś jest imigrantem, to właśnie ten, który nas chce ze Śląska wyrzucać. żenie jest większe, bo o ile Żyda w Polsce mało kto widział, o tyle narodowość śląską deklaruje na terytorium państwa polskiego dziewięćset tysięcy ludzi. Prawie milion. Podczas ostatnich wyborów parlamentarnych uwolniono w Pol-

Nacjonalizm (z łac. natio, „naród”) – postawa społeczno-polityczna uznająca naród za najwyższe dobro w sferze polityki. Przejawia się głoszeniem pamięci o bohaterach danego narodu, głosi solidarność wszystkich grup i klas społecznych danego narodu.Nacjonalizm uważa interes własnego narodu za nadrzędny wobec interesu jednostki, grup społecznych, czy społeczności regionalnych. Uznaje naród za najwyższego suwerena państwa, a państwo narodowe za najwłaściwszą formę organizacji społeczności, złączonej wspólnotą pochodzenia, języka, historii i kultury. Nacjonalizm przedkłada interesy własnego narodu nad interesami innych narodów[a], zarówno wewnątrz kraju (mniejszości narodowe lub etniczne) jak i na zewnątrz (narody sąsiednie). Postawa nacjonalistyczna nie jest kompletną ideologią, lecz zbiorem kilku zasad, które mogą być wyznawane przez różne

w Polsce swoje idee, musi martwić. Zwłaszcza Ślązaków, bo jako największa mniejszość etniczna, pierwszym wrogiem nacjonalistów, jeśli już władzę obejmą, staniemy się my. Dariusz Dyrda

odmiany prawicy lub lewicy. W historii występowały różne typy nacjonalizmów, np. narodowy konserwatyzm, narodowy liberalizm, narodowy radykalizm, narodowy socjalizm (nazizm), faszyzm. W II Rzeczpospolitej (1918-1939) za polityczny wyraz nacjonalizmu uważano ruch narodowy (Liga Narodowa, Stronnictwo Narodowo-Demokratyczne, Związek Młodzieży Polskiej „Zet”, Narodowy Związek Robotniczy, Związek Ludowo-Narodowy, Obóz Wielkiej Polski, Stronnictwo Narodowe) oraz jego odłamy (np. Obóz Narodowo-Radykalny). Współtwórcą i głównym ideologiem polskiego nacjonalizmu – Narodowej Demokracji (endecji) – był Roman Dmowski[b], jednakże obóz narodowy sam nie określał się jako nacjonalistyczny, wychodząc z założenia, że to określenie zawiera w sobie element doktrynalny i sprowadza obowiązek narodowy do części jakby tylko społeczeństwa.


11

kwiecień 2016r.

Nojlepsze gŷszynki pode krisbaum! Do cołkij familie i kamratów

35zł

30zł

We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!

45zł

35zł

35zł

A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?

35zł

35zł

35zł

35zł

5zł

30zł

30zł

5zł

Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53.* adres e-mail: megapres@interia.pl, tel. 535 998 252, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.

* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym. Nie ma tam sklepu!


12

kwiecień 2016r.

Litwo, ojczyzno nie - moja W maju mamy kolejną rocznicę tzw. III Powstania Śląskiego. Od lat pisze się o nich na dwa sposoby. Albo jako zrywie Ślązaków, tęskniących za „polską macierzą”, albo jako o akcji sterowanej z Polski, z Sosnowca. Mieszkający od lat w Szkocji Tomasz Kamusella proponuje inne spojrzenie na tę sprawę. (tekst jest fragmentem większej całości, która jednak nie zmieściłaby się w tym numerze Cajtunga)

W

szkołach uczniowie wciąż czytają w Panu Tadeuszu mickiewiczowską inwokację do „Litwy,” czyli Wielkiego Księstwa Litewskiego, którego obywatelem tytułował się i Czesław Miłosz. Jednak próżno by tego kraju, czy Ukrainy szukać w granicach dzisiejszej III RP. Poza oficjalną nazwą dzisiejsza Polska to de facto scentralizowane i etnicznojęzykowo jednorodne państwo narodowe, co w jednej trzeciej składa się z terenów niemieckich na wschód od linii Odry i Nysy (deutsche Otgbiete), z których „wytransferowano” (to jest wygnano) na zachód niemieckich mieszkańców, za wyjątkiem Ślązaków i Mazurów. Te tereny, w przeważającej mierze, nigdy nie wchodziły w skład Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Dlatego w PRL-u władza ludowa bezustannie określała przymiotnikiem „piastowski” owe tak zwane „Ziemie Odzyskane” podkreślając, że siedem stuleci wcześniej należały one przez lat jakiś 300 do późnośredniowiecznej, polskiej dynastii Piastów. Stąd paradoks, że obecnie w popularnym dyskursie Wrocław i Katowice są „piastowskie,” a Kraków ze swoim uniwersytetem musi być „jagielloński.” No ale te pierwsze nigdy nie były jagiellońskie, a ten drugi też był piastowski. Podobnie niezgodnie z rzeczywistością, do pojęcia zabór pruski włącza się Górny Śląsk, a do zaboru austriackiego jego część - Śląsk Cieszyński. Ani Śląsk Górny „pruski”, ani Cieszyński nie mogły być częściami wyżej wspomnianych zaborów, bowiem nigdy nie wchodziły w skład Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego podzielonej przez trzech zaborców pod koniec XVIII wieku. A zabory to właśnie wynik tych rozbiorów.

NIE CHODZIŁO O MACIERZ Konflikt polsko-niemiecki o niemiecki Górny Śląsk - to jest rejencję Oppeln [opolską] - w granicach pruskiej prowincji śląskiej po I wojnie światowej nie bazował na pamięci mieszkańców tego regio nu o „macierzy”, opolskiej państwowości sprzed siedmiu wieków. Taka pamięć nie jest w stanie przetrwać w żadnej zbiorowości. Ich ogromna większość identyfikowała się od dawien jako Prusacy i/albo Niemcy, lub też jako Katolicy czy Ślązacy. Słowiański język (śląszczyzna) co najmniej połowy mieszkańców Górne-

n O losach Śląska nie zdecydował ani plebiscyt ani powstania – tylko konferencja pokojowa w Wersalu. go Śląska nie stanowił dla nich dowodu, iż są „Polakami”. Polacy mieszkali przeca na wschód od nich, za „ruską granicą” (to jest na terenie Imperium Rosyjskiego, w Kraju Nadwiślańskim). Dlatego dla wielu Ślązaków etnonimy Polok i Rus stanowiły synonimy.

nia) na Górnym Śląsku w latach 1919, 1920 i 1921. W polskiej historiografii pamięta się o tych wydarzeniach jako „powstaniach śląskich,” lecz sami Ślązacy coraz częściej powracają do postrzegania ich jako „tragicznej wojny domo-

1914. To był wszak złoty okres regionu. Traktat wersalski (podpisany 28 czerwca 1919 roku, a ratyfikowany 20 stycznia 1920 roku) napawał mieszkańców Śląska niepokojem, bowiem nakładał na Cesarstwo Niemieckie niebotyczne reparacje wojenne. Kontry-

masowe wstępowanie do Związku Górnoślązaków jasno wskazuje, że gros Ślązaków pragnęła zachowania niepodzielonego Górnego Śląska w formie odrębnego państwa, albo jako autonomicznego landu w granicach Niemiec, albo – o ile okaże się to niemożliwe – to przynajmniej w składzie federalnej Czechosłowacji Elity właśnie co tworzonego po I wojnie światowej narodowego państwa polskiego zdawały sobie sprawę, że budowanie nowoczesnej na zachodnią modłę państwowości wymaga przemysłu, a na terenach dawnej Rzeczypospolitej Polsko-Litewskiej nie występowały żadne poważniejsze zagłębia węglowo-hutnicze. Dlatego elity te rozwinęły ze Sosnowca siatkę – teraz powiedzielibyśmy, iż „terrorystycznych” – bojówek POW (Polskiej Organizacji Wojskowej) celem wzniecenia trzech antyniemieckich „rebelii” (jak o nich mówiono z niemieckiego punktu widze-

wej”. Wywołanej przez obcych „z Polski,” widzianej jako leżącą poza ich hajmatem, na wschodzie. Dlatego swą powieść o tych ciężkich czasach – niedawno przetłumaczoną na polski – August Scholtis zatytułował Ostwind, czyli „Wiatr ze wschodu.”

TĘSKNOTY, TRAKTATY, PROPAGANDA Ślązacy pragnęli odtworzenia dobrobytu i stabilności, którymi cieszyli się prawie przez półwiecze poprzedzające wybuch I wojny światowej w roku

bucje te na pewno obciążałyby jeden z najbardziej uprzemysłowionych niemieckich regionów – Górny Śląsk. Polacy zwietrzyli swoją szansę, i groźba płacenia tych kontrybucji stała się kluczowym elementem polskiej ofensywy propagandowej, która starała się pokazać Ślązakom, że będzie im lepiej w nieobciążonej takimi zobowiązaniami nowej Polsce. W lutym 1920 roku przestrzeń dla działań polskich na Górnym Śląsku dało wkroczenie wojsk alianckich na Obszar Plebiscytowy Górnego Śląska. Stało się tak na podstawie artykułu 88

Traktatu Wersalskiego, w którym Alianci zobowiązali się do przeprowadzenia plebiscytu na tym obszarze. Artykuł ten zmuszał też Berlin do ewakuacji niemieckiej administracji, policji i wojska z tego terenu. Jednak do czasu rozstrzygnięć Śląsk pozostawał częścią państwa niemieckiego. Ponadto tenże artykuł 88 obligował również do rozwiązania wszystkich innych grup bojowych, dywersyjnych i paramilitarnych, jednak POW nie zaprzestała działalności, a z głębi Niemiec wciąż napływali ochotnicy do Freikorpsów (ochotniczych organizacji bojowych). Do obu {polskiej i niemieckiej) organizacji dołączali właśnie zdemobilizowani żołnierze z armii niemieckiej wracający do domu na Górny Śląsk. Doma spotkało ich bezrobocie i polityczno-gospodarcza zawierucha. Łatwiej i ciekawiej było zarobić na życie ponownie chwytając za karabin niźli gonić za brakującą i coraz gorzej płatną robotą. A przy okazji można było wypełnić „patriotyczny obowiązek” i zdobyć uznanie w oczach kolegów i dowódców, potwierdzone orderem na kolorowej tasiemce. W tym czasie na Górnym Śląsku, jak gdzie indziej w Niemczech i w Europie Środkowej głód zaglądał ludziom w oczy, a inflacja osiągała niebo-


13

kwiecień 2016r.

tyczne szczyty. Pozostanie na żołnierce było dobrym rozwiązaniem, bo nie trzeba było samemu zmagać się z tak ciężką sytuacją bytową.

NADANIE PRAW NIE SWOJEJ ZIEMI W atmosferze narastającego terroru niemieckiego i polskiego, 15 lipca 1920 roku polski Sejm Ustawodawczy nadał wciąż niemieckiemu przecież Górnemu Śląskowi statut organiczny proklamując na jego terenie polskie autonomiczne „województwo śląskie.” Chyba wzorem dla decyzji Warszawy było fińskie prawo o autonomii dla Wysp Ålandzkich z 7 maja 1920 roku, które w kontekście dążeń ich mieszkańców do przyłączenia tych wysp do Szwecji, pozwoliło zachować ów obszar w granicach Finlandii. Tyle, że … Finlandia nadawała autonomię wyspom, leżącym w jej granicach. Tak więc o odmienności charakteru powyżej wspomnianego fińskiego prawa o autonomii Wysp Ålandzkich stanowiło to, iż odnosiło się do części międzynarodowo uznanego – w roku 1917 – terytorium Finlandii.

Wolnego Państwa Górnego Śląska (Freiestaat Oberschlesien). Na niewiele się to zdało, bo do BdO/ZG przystąpiło – według różnych szacunków - od 300 tysięcy do pół miliona członków. Władze w Berlinie sądziły wtedy jeszcze najwyraźniej, że Górny Śląsk da się w Niemczech utrzymać. Jednak masowe wstępowanie do Związku Górnoślązaków jasno wskazuje, że gros Ślązaków pragnęła zachowania niepodzielonego Górnego Śląska w formie odrębnego państwa, albo jako autonomicznego landu w granicach Niemiec, albo – o ile okaże się to niemożliwe – to przynajmniej w składzie federalnej Czechosłowacji. Świeżo co zaistniała Polska jawiła się im jako wielka niewiadoma, prawie tożsama z – po stereotypowemu – pierońskom Russlandyjom. Czeska połowa powstałej właśnie Czechosłowacji była im bliższa i znana, bowiem do roku 1918 granicę między Niemcami a Austro-Węgrami (z których wydzielono Czechosłowację) można było przekraczać swobodnie w odróżnieniu od granicy z Rosją. Chociaż ta ostatnia została zniesiona już w roku 1915, dzięki sukcesom armii nie-

puszczono osób urodzonych na Górnym Śląsku, lecz zamieszkujących na stałe poza hajmatem – zapominając przy tym, że tą kategorię głosujących dopuszczono do udziału w plebiscycie na usilne życzenie polskich negocjatorów na konferencji pokojowej w Paryżu. W końcu alianci podjęli decyzja o podziale regionu: więcej niż dwie trzecie obszaru regionu pozostało przy Niemczech, lecz prawie połowę ludności, wraz z większością zagłębia przemysłowego przekazano Polsce. 15 maja 1922 roku Polska i Niemcy podpisały w Genewie konwencję, która – pod międzynarodowym nadzorem Ligii Narodów – na 15 lat uściślała zasady funkcjonowania podzielonego regionu jak i ochronę praw mniejszości, czyli Niemców, Polaków i Żydów (Ślązaków zauważano, lecz tak jak wcześniej nie uwzględniono ich życzeń względem przyszłości własnego hajmatu, tak samo nie uważano Ślązaków za naród, a ich praw jako grupy etnicznej za konieczne ochrony). W czerwcu 1922 roku nastąpił faktyczny podział Górnego Śląska, a 3 września przeprowadzono obiecane referendum autonomiczne w pomniej-

KRN dokonała likwidacji autonomii śląskiej niezgodnie z własnymi kompetencjami, a także z pogwałceniu zapisów samego statusu organicznego. Dlatego można domniemywać, iż zniesienie to nastąpiło to de jure nieskutecznie. Dlatego współcześni autonomiści śląscy wysnuwają logiczny wniosek, że - w świetle prawa - autonomia międzywojennego województwa śląskiego nadal trwa Statut organiczny województwa śląskiego – nadany przez polski Sejm w lipcu 1920 roku - stanowił prawo na części terytorium innego państwa czyli Niemiec. Było to zgoła sprzeczne z zasadami prawa międzynarodowego. Wcześniej, bo już 14 października roku 1919 roku, Parlament Prus wydzielił rejencję Oppeln z prowincji śląskiej, tym samym wynosząc ją do statusu odrębnej prowincji w obrębie Prus, czyli tworząc prowincję górnośląską. Ponadto w odpowiedzi na polski pomysł z autonomicznym województwem śląskim, po plebiscycie Berlin obiecał przeprowadzić referendum czy Prowincja Górnośląska ma zostać wyłączony z Prus jako odrębny land niemiecki, czy nie.

CHCEMY PAŃSTWA ŚLĄSKIEGO A miejscowi przemysłowcy – należący wtedy do najbogatszych w całej Europie – wsparli masową organizację Ślązaków Bund der Oberschlesier / Związek Górnoślązaków (powstały w styczniu 1919 roku), która podjęła ich pomysł z roku 1918, iż Górny Śląsk należało by przekształcić w niepodległe państwo z niemieckim i polskim jako językami oficjalnymi, tak aby uniknąć konieczności partycypowania w spłaceniu niemieckich reparacji wojennych. I aby zarazem region nie trafił do Polski. Berlin zakazał działalności „independystów” oraz propagowania idei

mieckich i austro-węgierskich na froncie wschodnim. W 1916 roku Berlin i Wiedeń na terenie rosyjskiego Kraju Nadwiślańskiego utworzyły Regencyjne Królestwo Polskie (Regentschaftskönigreich Polen), tak więc siłą rzeczy wzrosły kontakty gospodarcze i kulturowe pomiędzy tym obszarem a Górnym Śląskiem. Koncern prasowy górnośląskiego Katolika wydawał i kontrolował większość prasy w Królestwie Regencyjnym!

NIEMIECKA WYGRANA, POLSKI SUKCES Plebiscyt przeprowadzony 20 marca 1921 roku na Górnośląskim Obszarze Plebiscytowym zakończył się wyraźną klęską Polski, bowiem prawie 60% głosów oddano za Niemcami, a jedynie nieznacznie powyżej 40% za Polską. Jednak plebiscyt o niczym nie przesądzał. Wedle traktatu wersalskiego – o czym warto pamiętać - wynik plebiscytu miał mieć charakter doradczy, a ostateczna decyzja należała do Aliantów. Żeby przechylić ją na szalę Polski – bo strona polska obawiała się pozostawienia Górnego Śląska w państwie niemieckim – wzniecono trzecie powstanie śląskie (lubo trzecią rebelię górnośląską z niemieckiego punktu widzenia). Jako „dowód”, że Ślązacy chcą jednak do Polski. Polska prasa donosiła, że plebiscyt by wygrano, gdyby do głosowania nie do-

szonej już prowincji górnośląskiej, która pozostała w Niemczech. Tym razem aż 90% głosujących opowiedziało się za pozostawieniem prowincji w składzie Prus. Dlaczego? Ślązacy byli już chyba zmęczeni eksperymentami politycznymi i gospodarczymi prowadzonymi ich kosztem. Pragnęli – skonfrontowani z porządkiem nowym i polskonarodowym – niemożliwego już wtedy powrotu przecież niedawnej rzeczywistości taką jaką ją znali, w ramach Prus i Cesarstwa Niemieckiego.

WYGASAJĄCA AUTONOMIA Z początku autonomia województwa śląskiego miała charakter polityczno-kulturowy, acz oficjalnie przejściową dwujęzyczność regionu, z równorzędnym użyciem oficjalnym niemczyzny i polszczyzny, zlikwidowano do roku 1926, w zgodzie z artykułem 138 górnośląskiej Konwencji Genewskiej. Polszczyzna został jedynym językiem oficjalnym województwa śląskiego, choć język niemiecki zachowano w niemieckim szkolnictwie mniejszościowym oraz niemieckiej i żydowskiej prasie, książce i filmie mniejszościowym. Pomimo centralizacji państwa w Cesarstwie Niemieckim po przewrocie nazistowskim z roku 1933, elementy autonomii kulturowej dla mniejszości polskiej i żydowskiej w prowincji górnośląskiej utrzymały się aż do momen-

n Polska i niemiecka ulotka plebiscytowa. tu wygaśnięcia konwencji genewskiej w roku 1937. W roku następnym rozwiązano prowincję górnośląską, przekształcając ją w rejencję Oppeln, na powrót w składzie pruskiej prowincji śląskiej. Ta konwencja zapewniała też pewną ochronę mniejszości niemieckiej w województwie śląskim, pomimo wzrastającego w Polsce autorytaryzmu po przewrocie majowym z roku 1926, który przyniósł stałe ograniczanie politycznego i finansowego wymiaru autonomii. Z Sejmu Śląskiego sukcesywnie wykluczano posłów partii niemieckich, śląskich i opozycyjnych, tak że od roku 1935 w jego ławach zasiadali jedynie zwolennicy rządu, a zarazem sami Polacy. Wybuch II wojny światowej zniósł pozostałości autonomii kulturowej na

niemieckim Górnym Śląsku oraz polityczno-finansowej w województwie śląskim, włączonym na powrót w obręb pruskiej prowincji śląskiej. 7 maja 1945 roku, tuż przed oficjalnym końcem wojny, Krajowa Rada Narodowa (KRN, pełniąca funkcję parlamentu polskiego z nadania i pod kontrolą ZSRR) zniosła autonomię województwa śląskiego. Tym razem nawet nie zachowano pozorów i nie rozważono możliwości rozpisania referendum, aby zobaczyć co na ten temat sądzą Ślązacy. Co więcej KRN dokonała likwidacji autonomii śląskiej niezgodnie z własnymi kompetencjami, a także z pogwałceniu zapisów samego statusu organicznego. Dlatego można domniemywać, iż zniesienie to nastąpiło to de jure nieskutecznie. Dlatego współcześni au-


14

kwiecień 2016r.

wym nie zadowoliłoby dążeń językowo-politycznych zwłaszcza Ukraińców, tudzież Białorusinów i Litwinów, a może i Żydów. A wtedy międzywojenne Polska miałaby lepsze widoki na stabilność wewnętrzną, a nawet i na silniejszą pozycję na arenie międzynarodowej. Często się dodaje, że wzorem dla tych projektowanych autonomii kresowych miałoby być województwo śląskie, zapominając przy tym, iż autonomia śląska miała charakter polityczno-administracyjny, a nie kulturowo-językowy. Z kolei głównym powodem niechęci pięciomilionowej mniejszości ukraińskiej do państwa polskiego była likwidacja ich systemu szkolnictwa ukraińskojęzycznego w Galicji – od szkoły podstawowej po uniwersytet – odziedziczonego po Austro-Węgrzech. Niechybnie więc autonomia polityczna bez

turowo-politycznej, która nastała dopiero z rokiem 1869) pod berłem Franza Josefa od końca XX wieku wspomina się coraz lepiej i cieplej, zwłaszcza mając na uwadze to co nastąpiło zaraz po rozpadzie CK Monarchii. Dla odmiany w dwudziestowiecznej Europie Środkowej czasu państw narodowych ponad 60 milionów ludzi doświadczyło czystek etnicznych i ludobójstwa. Trzeba więc zapytać, co jest groźniejsze, państwa narodowe czy federacje?

AUTONOMISTA? PODEJRZANY! Wspomnienia wspomnieniami, jednak jak dochodzi do decydowania o ustroju państwa, to model austro-węgierskiego federalizmu z elementami autonomii kulturowej, a tym bar-

za „porządkiem i rządami silnej ręki” oraz artykuł 3 obowiązującej Konstytucji RP, który mówi, że „Rzeczpospolita Polska jest państwem jednolitym,” czyli – w obecnie przyjmowanej interpretacji – centralistycznym, etniczno-językowo jednorodnym, nie-federalnym oraz bez możliwości zastosowania w nim rozwiązań autonomicznych. Zapis ten nie wydaje się zgodny z proponowaną w konstytucyjnej Preambule koniecznością „nawiązywania do najlepszych tradycji Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej.” Niewątpliwie takimi dobrymi tradycjami był przecież kompozytowy charakter Rzeczypospolitej Polsko-Litewskiej oraz autonomia śląska w międzywojennej Polsce, wraz z wielokulturowym, wielojęzycznym i wielowyznaniowym charakterem obydwu tych państw.

„Federalizm” i „autonomia” stały się słowami tabu we współczesnym polskim dyskursie politycznym. Wystarczy je wypowiedzieć w kontekście ustroju Polski, aby od razu zostać okrzykniętym „wrogiem państwa i narodu polskiego,” winnym naruszenia Konstytucji

n August Scholtis, “Wiatr od wschodu”. Świetna powieść opowiadająca o tamtych czasach. tonomiści śląscy wysnuwają logiczny wniosek, że - w świetle prawa - autonomia międzywojennego województwa śląskiego nadal trwa. Lecz trwanie de jure często mało co znaczy bez politycznej woli wykonania go de facto, nie inaczej niż w wypadku Wolnego Miasta Gdańska, którego sami Alianci zdecydowali się nie odtwarzać po II wojnie światowej.

BYŁA SZANSĄ DLA POLSKI Na sprawę autonomii śląskiej można też spojrzeć z innego punktu widzenia. Już od międzywojnia wielu historyków i polityków spoza polsko-narodowego obozu Dmowskiego zastanawia się, czy nadanie autonomii kulturowo-politycznej województwom kreso-

pełnych praw dla ukraińszczyzna nie zadowoliłaby tej mniejszości demograficznie równej całej populacji współczesnej Słowacji, albo Szkocji. Polskim politykom także dziś nie w smak federacje, chociaż na niwie polityki historycznej najsilniej odżegnują się oni nie od tychże, tylko od ciągle „autorytarniejącego” modelu rosyjskiej „demokracji sterowanej,” często utożsamianej z polskim doświadczeniem samodzierżawia w zaborze rosyjskim. W polskich podręcznikach szkolnych do historii zabór pruski też odgrywa rolę szwarccharakteru (pomimo tego że całkiem szeroką autonomię kulturową, z możliwością użycia polszczyzny w administracji i szkolnictwie, utrzymano tam aż do momentu utworzenia Cesarstwa Niemieckiego w 1871 roku). Za to już austro-węgierskie czasy w „polskiej Galicji” (czyli autonomii kul-

dziej jego prusko-niemiecki odpowiednik (bez koncesji dla odmienności etniczno-językowych), okazał się z bliżej nieokreślonego powodu nieodpowiedni dla odrodzonego w 1918 roku polskiego państwa narodowego. Być może zadecydowały o tym prorosyjskie sympatie Dmowskiego? Wynika stąd, że carskiej Rosji można nie lubić, lecz właśnie to centralistyczny model jej państwowości przyjęto za wzorzec dla ustroju polskiego państwa narodowego. Drugim źródłem inspiracji dla frankofilskich i w przeważającej mierze mówiących po francusku elit II RP była republikańska Francja z jej centralizmem i ideologią dirigismu, czyli „ręcznego sterowania z centrali.” Kontynuacją, tego myślenia o państwie jest popularna, acz niewiele z demokracją mająca wspólnego, tęsknota

Tradycje te jednak odrzucono, a „federalizm” i „autonomia” stały się słowami tabu we współczesnym polskim dyskursie politycznym. Wystarczy je wypowiedzieć w kontekście ustroju Polski, aby od razu zostać okrzykniętym „wrogiem państwa i narodu polskiego,” winnym naruszenia Konstytucji (oczywiście mowa tu o artykule 3, a nie o Preambule). Tak zazwyczaj ucina się rozmowę z przedstawicielami Ślązaków ważącymi się podjąć dyskusję na temat autonomii, czy też z politykami mniejszości niemieckiej wskazującymi na federalizm austriacki i niemiecki jako model mogący ulepszyć i przyśpieszyć rozwój współczesnej Polski. dr hab. Tomasz Kamusella University of St Andrews Szkocja, Wielka Brytania, UE (tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji)

PISZE CÓRKA NACZELNEGO

Heloł

Amerika!

J

adę! Jakie tam jadę – lecę! I mimo, że za parę dni zaczyna się matura, ja wcale nie o niej myślę, tylko o tym fruuuu, do Nowego Jorku. Gdzie przez rok będę się opiekowała dwoma chłopakami. Wierzę, że nie będą bardziej upierdliwi, niż mój 10-letni brat Gutek. Stany Zjednoczone – marzenie milionów ludzi – już na mnie czekają! A i ja doczekać się nie mogę wycieczki do Central Parku, chociaż wbrew modzie, biegać po nim nie zamierzam. Bieganie uważam za czynność głupią i nudną.

Co powodowało przez całe liceum moje konflikty z w-f-istką, bo jak raz trafiła mi się Lucyna Langer-Kałek, medalistka olimpijska akurat w bieganiu. Nie mógł to moim w-f-istą być Adam Małysz albo Robert Kubica? No ale ciekawa bardzo jestem, przy jakich to okazjach ci Amerykanie składają

kiedy Duda składa je na grobie Łupaszki? O czyim bohaterstwie mówi burmistrz Nowego Jorku, kiedy Waltz-Gronkiewicz roni łzy nad bohaterstwem Powstańców Warszawskich? Nie jest to mój życiowy problem, ale ciekawa jestem, kogo oni czczą, bo przecież nie można na okrągło tylko ofiar World Tra-

zapis, a rzeczywistość jest inna, bo praktyka podzieliła naród na „prawdziwych Polaków”, „najgorszy sort Polaków” – a podział następuje według stosunku do nauczania Ojca Rydzyka. Ślązak to już w ogóle się w tych kategoriach nie mieści, bo jest zakamuflowaną opcją niemiecką.

przy jakich to okazjach ci Amerykanie składają kwiaty w Central Parku i innych miejscach. Historię mają krótką, żadnych przegranych powstań, więc i rocznic do czczenia klęsk żadnych. A jak rocznic, to i miesięcznic tych rocznic, tygodnic tych miesięcznic i tak dalej. To komu Obama składa kwiaty, kiedy Duda składa je na grobie Łupaszki? kwiaty w Central Parku i innych miejscach. Historię mają krótką, żadnych przegranych powstań, więc i rocznic do czczenia klęsk żadnych. A jak rocznic, to i miesięcznic tych rocznic, tygodnic tych miesięcznic i tak dalej. To komu Obama składa kwiaty,

de Center. Zwłaszcza, że bliźniak prezydenta Obamy tam nie zginął. No i może nareszcie się dowiem, jak to jest z tym narodem amerykańskim. Bo w konstytucji mają tak samo jak Polska – że naród to ogół obywateli. Ale w Polsce to tylko

Ciekawi mnie więc, czy w Ameryce też Apacz jest zakamuflowaną opcją indiańską, a pan prezydent Obama zakamuflowaną opcją afrykańską? Wierzę, że nie – i że od lipca przyjdzie mi mieszkać w normalnym kraju. Czego Wam wszystkim życzę,

nawet jeśli terytorium RP nie uda Wam się opuścić. Aha, będę też ambasadorem śląskiej sprawy. Bo zamierzam po Ameryce paradować w koszulce Liberty for Silesia. Może ktoś zapyta, o co chodzi. Ale pewnie nie zapyta, bo jak to wytłumaczyć. Co najwyżej jakiś „prawdziwy Polonus” obrzuci mnie obelgą. Ale co mi tam, w odróżnieniu od niego znam angielski, to udam że nie rozumiem. Zofia Dyrda PS. Polacy są nienormalni! Jak można w hokeja, na MŚ w katowickim Spodku, przegrać z cienką Koreą i niewiele lepszymi Włochami, by potem zlać znacznie wyżej od Polski notowane Austrię i Słowenię. Nawet hokej dowodzi, że przykładanie normalnej miary do Polaków nie ma sensu. Hokej w Ameryce jest przewidywalny, na znacznie wyższym poziomie, i to jeszcze jeden powód do radości. Zamiast potyczek GKS Tychy-STS Sanok będę mogła oglądać mecze New York Rangers w NHL.


15

kwiecień 2016r.

FIKSUM DYRDUM

P

olskie media to jednak fest pszajom mniejszością narodowym i etnicznym. Jakoś tak koło ostatniego wtorku kwietnia zapłakały nad losem krymskich Tatarów, których rosyjski, totalitarny sąd pozbawił ich tatarskiej, krymskiej organizacji – delegalizując ją. Zdelegalizował, bo uznał że ten ich medżlis to organizacja ekstremistyczna. W uzasadnieniu podano, że liderzy medżlisu zajmują się wyłącznie knuciem przeciw Rosji i „są marionetkami w rękach dużych zachodnich lalkarzy, a Tatarzy krymscy są wykorzystywani jako karta przetargowa”. Nie wiem, jakie rosyjska prokuratura miała dowody na tę marionetkowość. Ale wiem, że gdy polski Sąd Najwyższy delegalizował Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej, na wniosek opolskiej prokuratury, to żadnych zarzutów o ekstremizm i bycie marionetką Angeli ani kogokolwiek innego nie było. Było uzasadnienie, że żadnej narodowości śląskiej nie ma, bo się przecież w głowach sędziów nie mieści, żeby była, a jak nie ma narodowości, to i jej organizacji być nie może. A tym 900 000 ludzi, którzy podali ją w spisie powszechnym, to się tylko zdaje, że są jakąś narodowością. Co innego, jakby uznawali się za narodowość krasnoludzką – bo i owszem, Stowarzyszenie Obrony Praw Krasnoludkowych” działa w Polsce legalnie. Widać krasnoludki mają większe

Kolesie od Krymu prawa niż Ślązacy w Polsce. I niż Tatarzy na Krymie. Niemal jakoś tak równolegle z użalaniem się nad Tatarami, zrobiło się larum, że rzeczniczka PiS-u Beata Mazurek nazwała Sąd Najwyższy zespołem kolesi, który broni interesów dawnej władzy. Ciekawi mnie, co z tego wyniknie, bo ja

Najwyższy. Ciekaw jestem teraz, co ten sąd obraża bardziej. Nazwanie ich interesownymi kolesiami czy posiadanie w rzīci ich orzeczenia? Nie lubię się zgadzać z PiS-owcami, ale z panią Mazurek łączy mnie brak szacunku dla Sądu Najwyższego. Bo nie potrafię szanować sądu, który wbrew logi-

mój szacunek dla sędziego Rzeplińskiego i jego – pani Mazurek pewnie podpowiedziałaby „kolesi” – gdyby ten Trybunał pochylił się nad aktem z 5 maja 1945 roku. Okazja świetna, bo właśnie rocznica. Tego dnia uchwalono dekret Krajowej Rady Narodowej o likwidacji autonomii Śląska. Uchwalono go niezgodnie z obo-

Stoję po stronie Trybunału Konstytucyjnego. Ale o ileż bardziej wzrósłby mój szacunek, gdyby ten Trybunał pochylił się nad aktem z 5 maja 1945 roku o likwidacji autonomii Śląska. Uchwalono go niezgodnie z obowiązującą wówczas konstytucją, ale Trybunału wówczas nie było, więc nie miał kto zaskarżyć. Jednak przecież i dziś TK może zbadać sprawę i orzec, że likwidacja autonomii była nieważna, bo niezgodna z konstytucją. I mniejsza już nawet o to, czy pani premier opublikowałaby ten wyrok, czy nie byłem przesłuchiwany na okoliczność koszulek z nadrukiem, że orzeczenie z 5 grudnia mom w rzici. Nie było tam napisane jakie orzeczenie, ale prokuratura uznawała, iż chodzi o to, że 5 grudnia (2013 roku) Sąd Najwyższy zdelegalizował Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej. I w ten sposób obraziłem Sąd

ce – a w moim przekonaniu także wbrew prawu – wydaje tak absurdalne orzeczenia. Wykonałem je, nie działam już w SONŚ, ale co se o SN myślę, to moje. Moje i pani rzecznik Mazurek. Całym sercem stoję po stronie Trybunału Konstytucyjnego w jego sporze o niezawisłość. Ale o ileż bardziej wzrósłby

wiązującą wówczas konstytucją, ale Trybunału wówczas nie było, więc nie miał kto zaskarżyć. Jednak przecież i dziś TK może zbadać sprawę i orzec, że likwidacja autonomii była nieważna, bo niezgodna z konstytucją. A ponieważ później nikt autonomii nie zlikwidował, to w myśl prawa województwo śląskie ją ma. A nawet

Wrocław i Zielona Góra, bo autonomię zgodnie z prawem posiadały wszystkie tereny śląskie leżące w granicach RP. I mniejsza już nawet o to, czy pani premier opublikowałaby ten wyrok, czy nie. Wiem, że śląską autonomię uznałyby władze Poznania, Wrocławia, Bydgoszczy i innych miast – bo one wyroki TK respektują, niezależnie od drukarskich decyzji pani premier. A ja wierzyłbym, że Polska jest państwem prawa. Zamiast tego wiem jednak, że w Polsce praw Ślązaków nie respektowała żadna władza. I to dla mediów temat nie jest. Co innego prawa krymskich Tatarów. No ale ich represjonuje Rosja, a Rosja jest be i wszystko co robi, też jest be. Dlatego marzy mi się, żeby niejaki Putin ogłosił nagle, że dobrze iż Polska zlikwidowała autonomię Śląska; dobrze że Polska nie uznaje narodowości śląskiej. Nie wykluczam, że wówczas, na złość Putinowi, polski parlament w dyrdy nadałby nam autonomię i dopisał nas do mniejszości etnicznych. A polskie media zapłakałyby, że Ślązacy są tacy uciskani. Na razie jednak my Ślązacy, przegrywamy z Tatarami. To już druga porażka z rzędu, pierwszą ponieśliśmy prawie 800 lat temu pod Legnicą. Co dziwne, mimo że Rosja także wówczas była nastawiona wrogo do Tatarów, polskie media odnosiły się z sympatią do nas, a nie do Tatarów. Dariusz Dyrda

PISANE ZE SZKOCJI

W

Jednorodność gwarantem pokoju?

popularnym dyskursie publicznym w Polsce, a także gdzie indziej w Europie Środkowej, dość powszechnie i raczej bezrefleksyjnie przyjmuje się, iż jednorodność etniczno-językowa jest głównym gwarantem stabilności politycznej oraz integralności terytorialnej państwa. Rzadko kiedy poddaje się ten pewnik pod wątpliwości, a tym bardziej rzeczowej analizie. Spójrzmy więc na historię Europy w tym kontekście. Tak często w polskiej retoryce politycznej przywoływana wielokulturowa, wielojęzyczna i wieloreligijna Rzeczpospolita Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego przetrwała 409 lat, od momentu utworzenia w roku 1386 aż po ostatni rozbiór w roku 1795. Podobnie wielokulturowe, wielojęzyczne oraz wieloreligijne Święte Cesarstwo Rzymskie istniało nawet dwa razy dłużej, bowiem aż 842 lata, to jest od momentu utworzenia w roku 962 do rozwiązania w 1804 roku. Żadne państwo narodowe (czyli państwo utworzone dla jednego li tylko narodu, jakkolwiek definiowanego) nie istniało jeszcze tak długo. Wieloetniczne Stany Zjednoczone utworzone jako państwo narodowe w roku 1776, obecnie (tj. w roku 2016) liczą sobie lat zaledwie 240. Współczesne polskie państwo narodowe, powstałe w roku 1945 i tak niezwykle etniczno-językowo jednorodne, osiągnęło te-

raz wiek 71 lat. Oczywiście, jeśli pominąć fakt nieistnienia polskiej państwowości w okresie II wojny światowej (1939-45) oraz niezmiernie wieloetniczny charakter tzw. II Rzeczypospolitej utworzonej w roku 1918, to można twierdzić, że polskie państwo narodowe liczy sobie obecnie co najmniej 98 lat. Jednak wciąż żyją jeszcze ludzie, którzy urodzili się, kiedy nie istniało jakiekolwiek polskie państwo narodowe. W gronie państw narodowych, których państwowość definiuje się i legitymizuje na ideologiczne bazie nacjonalizmu etniczno-językowego, Polska jest krajem „najczystszym”, czyli najbardziej etniczno-językowo homogenicznym, jednolitym. Stało się tak z powodu niemieckiego ludobójstwa Żydów i Romów w czasie II wojny światowej, dramatycznego przesunięcia granic powojennej Polski oraz milionowych wysiedleń („repatriacji”) populacji nie mówiących „odpowiednim językiem” do „ich własnego kraju”. Ale już w roku 1968 okazało się w Polsce, że jednorodność językowo-etniczna to jednak za mało, i wysiedlono wtedy z PRL-u ogromną część ludności pochodzenia żydowskiego, która przeżyła II wojnę światową. Podobnie w latach 70. ubiegłego stulecia przymuszono do emigracji do RFN luterańskich Mazurów (swoisty to paradoks, że „ateistycznym” komunistom przeszkadzało inne, niż katolickie, wyznanie), a w

latach 1950-1993 tym samym sposobem „przekonano” do wyjazdu do Niemiec Zachodnich ponad 800 tysięcy Ślązaków (w tym, nieuznawanych w komunistycznej Polsce, Niemców górnośląskich). W ten sposób odrzucono od polskości „autochtonów”, których miano miało ponoć oznaczać polskość pradawną, po piastowsku immanentną, konsekwentną i stałą. Te nieustające czystki nie zagwarantowały ani dobrobytu, ani stabilności politycznej w komunistycznej Polsce, o czym świadczą dobitnie wydarzenia z lat 1956, 1968, 1970, 1976 oraz 1980-81, jak i stan wojenny w okresie 1981-83. Wynika stąd, że jednorodność etniczno-językowa jako panaceum na bolączki nowoczesnej państwowości to mit. Ślepa wiara w coś, czego skuteczności nigdy nie potwierdzono. Czyli taki rodzaj „politycznej homeopatii”, lubo „voodoo-politologii stosowanej”, zwanej inaczej zaklinaniem rzeczywistości. Dlaczego trzeba asymilować lub usuwać ludność etnicznojęzykowo „różną”, czy też „obcą” z „naszego” państwa (narodowego)? No, bo ponoć zapewnia to jedność i stabilność dzięki pogłębionej w ten sposób jednorodności. Koniec, kropka. Proponuję więc przyjrzeć się etniczno-językowo jednorodnym państwom narodowym, które jasno przeczą powyższemu twierdzeniu. Ruanda (Rwanda) liczy sobie około 11 milionów mieszkańców. Twierdzi

się, że grupa etniczna Hutu to 90 procent ludności, Tutsi stanowią około 9 procent, a Twa nie więcej niż 1 procent. Z tym, że wszyscy oni posługują się jednym i tym samym językiem rwanda (ruanda). Praktycznie wszyscy wyznają też jakąś odmianę chrześcijaństwa. Czyli niby tak samo jak we współczesnej Polsce. Co ciekawe chyba każdy słyszał w Polsce o tym małym afrykańskim państwie, choć większość już nie potrafiłaby wymienić państw sąsiadujących z Ruandą. Tak się dzieje, bowiem owe niezwykle językowo-jednorodne państwo stało się teatrem największego ludobójstwa w powojennym świecie, w wyniku którego prawie milion osób utraciło życie w roku 1994. Tym sposobem Ruanda stała się tak znana w Europie (w tym i w Polsce), jak Bułgaria lub Portugalia. Ktoś może spytać, czym różnią się od siebie ruando-języczne grupy etniczne Hutu, Tutsi i Twa. De facto to kasty lub warstwy społeczne. Tutsi kiedyś byli (jak szlachta polsko-litewska) wyłącznymi posiadaczami ziemskimi i urzędnikami, Hutu uprawiali dla nich ziemię (jak niegdyś chłopi pańszczyźniani), a Twa zepchnięto na margines społeczny (podobnie jak Romów), tak że muszą zajmować się świadczeniem prostych acz pogardzanych usług, np. garncarstwem. W wypadku Ruandy jednolitość językowa (i religijna) ani nie zapewniła jednolitości spo-

łecznej, a tym bardziej nie zapobiegła ona ludobójstwu. Drugim przykładem, po który chcę sięgnąć w tym krótkim eseju jest Somalia. Prawie 90 procent z około 11 (do 12) milionów ludności tego państwa to etniczni Somalijczycy, posługujący się w mowie i piśmie językiem somalijskim. A wszyscy mieszkańcy, bez względu na język czy etniczność, wyznają islam. Czyli jednorodność etniczno-językowo-religijna prawie doskonała. I cóż z tego? Po zaledwie 31 latach funkcjonowania jako państwo narodowe, Somalia rozpadła się w roku 1991, i obecnie istnieje tylko na mapie. Homogeniczność nie dopomogła ani w utrzymaniu jedności państwa ani w odtworzeniu somalijskiej państwowości. Czy można na serio twierdzić, że jednolitość narodowa i językowa stanowią dla państwa jakąś wartość? Czy można więc twierdzić, że uznanie języka śląskiego oraz Ślązaków jako mniejszość etniczną czy narodową w jakikolwiek sposób może zagrozić Polsce? W żadnym wypadku nie, no chyba, że etnicznie polska większość, za poduszczeniem populistycznych polityków i ksenofobów, postanowi wykorzystać Ślązaków w takim niecnym celu. Wtedy to już naprawdę będzie lepiej wyjechać z hajmatu, niż znosić kolejne upokorzenia. Tomasz Kamusella Kwiecień 2016, Dundee


16

za klopsztanga.eu

kwiecień 2016r.

Nowości wydawnicze

W ofercie mamy trzy nowe świetne książki:

Super promocjo do każdego, fto chce wydrukować banery abo plandeki po ślůnsku. - Normalno cena m2 – 17 zł + 23 % VAT (brutto 20,91 zł – i tak jedna z nojniższych cen w regionie) - Cena do wydrukůw po ślůnsku za m2 – 13 zł + VAT (brutto 15,69 zł) Drukujŷmy do szerokości 160 cm (długość wiela trzeba) na nojwyższyj zorty maszynie Roland. Zamůwiŷnie idzie skłodać do redakcji Ślůnskigo Cajtunga – Tel. 0-501-411-994, e-mail: megapres@interia.pl

Takim właśnie przykładem jest książka „Dante i inksi” Mirosława Syniawy, będąca antologią wielkich dzieł światowej poezji na język śląski. Tytuł pochodzi od „Boskiej Komedii” Dantego, której fragmenty znajdziemy tam właśnie w godce. Poza tym są jednak wiersze czołowych poetów niemieckich, rosyjskich, francuskich, angielskojęzycznych, a także azjatyckich. Okazuje się, ze w godce brzmi to świetnie! – cena 23 złote

Ślůnskie ksiůnżki w hurcie tanij! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe łôsprowki”? „Asty kasztana ”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarniach komplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. U nas razem z kosztami przesyłki wydasz na nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno.

„Komisorz Hanusik we tajnyj służbie ślonskij nacyje” to druga część skrzącego się humorem kryminału z elementami fantasy, rozgrywający się na dzisiejszym Śląsku. Jest już w sprzedaży. Autor, Marcin Melon, jest nauczycielem w jednej z tyskich szkół, więc jest to dokładnie ten śląski dialekt, którego używa się na naszym terenie – cena 28 złotych

Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 złotych – przesyłka gratis. lub telefonicznie 535 998 252. Można też zamówić wpłacając na konto 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 - ale prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego.

Instytut Ślůnskij Godki. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53

Asty Kasztana, Ginter Pierończyk - „Opowieści o Śląsku niewymyślonym” to autentyczna saga rodziny z Załęża. Jak się żyło w Katowicach śląskim pokoleniom? Historia przeplatana nie tylko zabawnymi anegdotkami,ale też tragicznymi wspomnieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych zbiorów. 92 stron formatu A-5. Cena: 15 złotych.

„Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdujemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką wyjaśnia najważniejsze różnice między językiem śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem śląsko-polskim i polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena 28 złotych.

„Pniokowe Łosprowki” Eugeniusza Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularnego felietonisty Radia Piekary) to kilkadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej śląskiej godce, kierom dzisio nie godo już żoděn, krom samego Ojgena! 210 stron formatu A-5. Cena 20 złotych.

„Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. Cena 60 złotych.

„Komisorz Hanusik” autorstwa Marcina Melona laureata II miejsca na śląską jednoaktówkę z 2013 roku. to pierwsza komedia kryminalna w ślunskiej godce. „Chytrzyjszy jak Sherlock Holmes, bardzij wyzgerny jak James Bond! A wypić poradzi choćby lompy na placu” – taki jest Achim Hanusik, bohater książki. Cena: 28 złotych.

Farbą drukarską pachną jeszcze „Ich książęce wysokości”. To dzieje władców Górnego Śląska – a książka wyszła spod pióra Jerzego Ciurloka, znanego bardziej jako wicman Ecik z Masztalskich, ale będącego też wybitnym znawcą kultury i historii regionu – cena 30 zł


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.