Ślunski Cajtung 04/2018

Page 1

GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ

CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE

NR 6/7 3 (72) 2018r. 2015r. ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 3,00 ZŁ (8% VAT) (42)kwiecień CZERWIEC/LIPIEC

Kaj idzie wlyź? Jeśli uda się je zarejestrować, do wyborów

P

isza te słowa genau, kiej w TV pokazujom Pomnik Smoleński. Schody, kierymi nikaj niy idzie wlyź. Za to śleciel leko. To je genau symbol polskij polityki za ȏstatni pora lot. Nikaj niy wiedzie, a zaś auflaufu skuli nij może być zatela. A ȏstudy. Piszemy o tym obszernie na stronach 4-5. O tym, że polskie władze tak się zakałapućkały w twierdzeniu, iż w latach 1945-89 nie było państwa polskiego, iż tak naprawdę podważyły jego istnienie w ciągu ostatnich 300 lat. Choć może nie zdają sobie z tego sprawy. Nie uznając tamtej Polski nie uznają też pośrednio zwartych przez nią traktatów, Także tych o zachodnich granicach Polski. Pewnego dnia może się to odbić Polsce czkawką. Na razie jednak śląskie elity są wobec polskich, warszawskich uniżone, czego dowodzi pomysł, że kolejny warszawski pomnik zbudują za swoje samorządy śląskich miast, znacznie od Warszawy biedniejszych. O tym skandalicznym przedsięwzięciu piszemy na stronach 7-9, przy okazji przybliżając postać Wojciecha Korfantego ze śląskiego, a nie polskiego punktu widzenia. Polityka też na stronie 2. Zbliżają się wybory samorządowe, więc niebawem nie tylko ministrowie, premierzy i prezydenci przyjadą do nas z „gospodarską wizytą”, przebiorą się w górnicze mundury i zaczną bajdurzyć, jaki to dla nich Śląsk jest ważny. Tym razem na śląskość będą się też być może licytowały aż dwie śląskie partie regionalne. To licytowanie po prawdzie już się zaczyna, a Ślaska Partia Regionalna zdążyła zaliczyć wpadki. Kto by pomyślał, że partia wymyślona na kongresie RAŚ-u nie będzie popierała śląskiej autonomii… W śląskości dzieje się też dużo dobrego. Na stronie 6 piszemy o internecie, w którym narodowość śląska i godka mają się coraz lepiej, a na stronie 3 o tym, że poziom wiedzy o historii Śląska na poziomie podstawówek mógłby być za trudny dla niejednego polskiego profesora, który uważa się za eksperta tej historii. A już warszawski ekspert od polskości Śląska, red. Semka być może nie zdołałby odpowiedzieć na więcej, niż 10% pytań. Na naszych łamach nie brakuje też sportu i historii. No ale po pierwsze, mistrzostwo Polski w hokeju to wewnętrzna górnośląska sprawa, a mistrzostwo Czech też zdobędzie albo drużyna śląska, albo morawska, na pewno nie czeska. Nasi dziennikarze będą w Trzyńcu kibicować drużynie ze Śląska. No a historia… 9 kwietnia wiele, wiele lat temu, miały miejsce wydarzenia, które zmieniły losy być może Europy a Śląska na pewno. Wtedy na wieki – do dziś – tak naprawdę utraciliśmy niepodległość. Szef-redachtůr

samorządowych wystartują aż dwie śląskie partie. Jedna z nich bardziej śląska, ale słabsza - druga bardziej „regionalna”, ale z mocniejszymi strukturami. A liderzy Związku Górnośląskiego pewnie wystartują z list Platformy Obywatelskiej. A Ty, biydny Hanysie, wybiyrej… Czytaj str. 2

EPN

E ŚLŮNZ

I K O

JE E P NS Z C Z E ŚLŮ IEJSZ NZO E KI

Opa, o co te chopy się tak wadzom?

Oooo, to genau jak ty a oma!

Fto barżyj pszaje Ślůnskowi!


2

kwiecień 2018r.

Liderka ŚPR przeciw autonomii

Śląska Partia Regionalna ogłosiła już swojego kandydata na prezydenta Katowic. A raczej kandydatkę. Rzecz zresztą ciekawa, bo pani reklamowana jest jako liderka ŚPR. Partii wciąż nie ma - choć od ogłoszenia jej powstania minął ponad rok - za to co chwilę poznajemy nowe nazwisko lidera. Tym razem jest to Ilona Kanclerz.

P

ostać w polityce wcale nie nowa. W roku 2014 próbowała z dobrego miejsca na liście PSL-u dostać się do sejmiku. W 2015 w Katowicach była kandydatką Nowoczesnej na senatora. Na początku tego roku nagle objawiła się jako … liderka ŚPR, jakby w miejsce Grzegorza Frankiego. No a teraz ŚPR ogłasza, że pani Kanclerz będzie walczyć o fotel prezydenta Katowic. Sama kandydatura nie jest może zła, bo Ilona Kanclerz to katowicka celebrytka, udzielająca się na wielu polach. Jakby sama nie umie się zdecydować, czy jest artystką, czy działaczką społeczną, czy naukowcem, czy politykiem, czy projektantką mody, czy bizneswoman, czy jeszcze kimś innym. Najwyraźniej talenty ma rozliczne, ale to tylko o marksistów ilość przechodzi w jakość. Chociaż ma też w wyborach atuty: elegancka, w miarę rozpoznawalna, na tyle zamożna, by w znacznej mierze sfinansować swoją kampanię wyborczą – może realnie powalczyć z prezydentem Marcinem

śnie ogłosiła, że jej kandydatem na prezydenta Wrocławia jest Kazimierz Michał Ujazdowski, niedawny wiceprzewodniczący PiS-u, wróg niemal wszystkiego, w obronie czego w ostatnich miesiącach PO protestowała na ulicach czy z sejmowej mównicy. To jakaś dziwna choroba polskich partii, że na swoich liderów wybierają osoby, których poglądy zaprzeczają ideom tych partii.

IDENTYCZNA JAK PO CZY NOWOCZESNA

n Zdjęcie pochodzi z internetowej strony ilonakanclerz.pl. Prawdą jest, że ta specjalistka od wizerunku, własne zdjęcia ma świetne. Krupą czy kandydatem PiS-u (najpewniej będzie to wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik). Pytanie tylko, co z tego będzie miała Partia Regionalna? A może inaczej, co z tego będzie miała śląskość?

CHCE SAMORZĄDNOŚCI, A NIE ŻADNEJ AUTONOMII Pani Kanclerz udzieliła bowiem wywiadu, na przykład regionalnej telewizji TVT. Zapytana w niej o autonomię, odpowiedziała, że ona jest zwolenniczką samorządności, a „samorządność absolutnie nie jest tożsama z postulatem organizacji RAŚ”. Akurat autonomia to bardzo szeroka samorządność, więc pani Kanclerz, deklarująca się jako Ślązaczka, mieszkająca całe życie na Śląsku, współpracująca blisko z

RAŚ-em, nigdy nie zadała sobie nawet trudu, by dowiedzieć się, czym jest autonomia. Ponieważ razem z tamtym zdaniem, jednym tchem wyrzuciła kolejne, że jest „za silnym Śląskiem mocno w Polsce” - to mamy narrację bardziej zbliżoną do PiS-owskiej, niż do RAŚ-u, chociaż właśnie to wiceprzewodniczący RAŚ-u Henryk Mercik ogłosił, że kandydatem Śląskiej Partii Regionalnej na prezydenta najważniejszego miasta Górnego Śląska będzie Ilona Kanclerz. Widać RAŚ postanawia naśladować polskie partie polityczne. Jak SLD Leszka Millera, który jako kandydata na prezydenta RP desygnował Magdalenę Ogórek, która niemal natychmiast na lewicę się wypięła i stale głosi poglądy zupełnie od lewicowych odmienne. Jak Platforma Obywatelska, która wła-

I na tę chorobę Śląska Partia Regionalna najwyraźniej zapadła, zanim jeszcze została zarejestrowana. Nie chodzi oczywiście o to, że pani Kanclerz nie podziela idei autonomicznych, bo to wszak partia regionalna a nie autonomiczna. Ale jeśli mówi ona, że autonomia nie jest samorządnością, sugerując w podtekście, że jest czymś negatywnym, to trudno zrozumieć, jak może kandydaturę tę popierać Ruch Autonomii Śląska. A bez RAŚ-u nie ma ŚPR-u. Pani Kanclerz owszem, fajnie opowiada o pomysłach, jak na Śląsku można lepiej wydawać pieniądze z programu 500+, ale jeśli kandyduje na prezydenta Katowic, to by się nie wygłupiała i nie mówiła o innych śląskich miastach, o których wie niewiele. Bo gdy mówi, że we wszystkich miastach śląskiej aglomeracji jest pełno pustostanów a centra są zaniedbane – to się ośmiesza, bo choćby w takich Tychach w centrum pustostanów praktycznie nie ma, centrum zaś zaniedbane nie jest. Niemniej ta kandydatka partii regionalnej unika wypowiedzi o tematyce regionalnej – i mówi wszystko to, co mogłaby mówić jako kandydatka partii warszawskich, PO albo Nowoczesnej. Jeśli na tym ma polegać Śląska Partia Regionalna, to może szkoda czasu i fatygi, a jej założyciele i działacze niech masowo - jak Grzegorz Franki wstąpią do PO. Adam Moćko

Ślonzoki Razem: Langsam aber sicher O

ile Śląska Partia Regionalna jest coraz aktywniejsza w internecie, organizuje spotkania, powoli przedstawia swój program – o tyle będąca na tym samym etapie rejestracji partia Ślonzoki Razem jest w świadomości społecznej praktycznie nieobecna, nie ma jej w mediach, niezbyt wiele widać jej w internecie, niewiele wiadomo także o jej progra-

Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: megapres@interia.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Nie zamówionych materiałów

redakcja nie zwraca.

POLSKA PRESS Sp. z o.o.,

Oddział Poligrafia, Drukarnia Sosnowiec

mie. Błędy organizacyjne czy świadoma taktyka? - Do mediów rzeczywiście trudniej nam się przebić niż ŚPR. MY jesteśmy ruchem oddolnym, zwykłych Ślůnzoków, podczas gdy tam jest jednak wicemarszałek województwa, jest pani Kanclerz, mająca w mediach świetne kontakty, jest zawsze medialny Jurek Gorzelik. Ale też jak na razie nie mamy specjalnego parcia na media, bo – podobnie jak ŚPR – nie jesteśmy jeszcze formalnie zarejestrowani i nie wykluczam, że sąd celowo przeciągnie tę procedurę poza wybory samorządowe. Trudno nie mieć takich podejrzeń zważywszy, że proces rejestracji nas i ich trwa już rok. Ogólnopolskie partie rejestrowane są w ciągu kilku tygodni. A trochę śmieszne jest ogłaszać program czegoś, co linie istnieje. ŚPR chce to robić, chce wokół siebie dużo szumu. My działamy po śląsku, zgodnie ze świetnie znaną każdemu Ślązakowi maksymą: langsam aber sicher! – wyjaśnia Leon Swaczyna, który (co warto zaznaczyć), w ostatnich wyborach parlamentarnych, bez żadnego partyjnego szyldu, jedynie ze znaczkiem „Ślonzoki Razem” dostał do senatu w okręgu rudzko-chorzowskim

znacznie lepszy wynik, niż Ilona Kanclerz z Nowoczesnej w okręgu katowickim. Swaczyna przegrywając nieznacznie z kandydatem PO, otarł się o senat. Również w kwestii programu działania ŚPR wywołują u niego nieco rozbawienia. – Nie chcę oceniać cudzych działań, ale gdy słucham pani Kanclerz, pana Mercika i innych liderów ŚPR, to odnoszę wrażenie, że im się albo wybory pomyliły, albo mają wyborców za głupków. W tym roku są wybory samorządowe, nie parlamentarne. A oni opowiadając o swoich pomysłach na zmiany podatkowe w prawie polskim, o zmianach w programie 500+, o konieczności zwiększenia wydatków z budżetu państwa na edukację, i o wielu innych sprawach, zapominają powiedzieć, że samorządy, łącznie z wojewódzkim, nie mają w tych sprawach nic do gadania. Tym zajmuje się parlament, i taki program miałby sens w wyborach do sejmu i senatu, ale nie w wyborach do sejmiku czy na prezydenta Katowic. Ciekaw jestem jak pani Kanclerz, jako prezydent Katowic, chce zmieniać zasady przyznawania podatku VAT samorządom. Pusty śmiech – dodaje Swaczyna. I kontynuuje:

- Taki program samodzielnego ustalania podatków miałby sens, gdybyśmy mieli autonomię. Dlatego Ślonzoki Razem wciąż o autonomię będą się upominać. Ale i to trzeba załatwić w Warszawie, więc tylko upominać. Nasz program na dziś, dla samorządów, jest zaś bardzo prosty. Chcemy w nich robić wszystko, co się da, by zachować śląską tożsamość, śląską mowę, uczyć naszej prawdziwej historii. To leży w gestii samorządu, czego dowodzą miasta, które z własnej inicjatywy wprowadziły już eduka-

cję regionalną. A warto dodać, że ten, który przekonał do tego samorząd Rybnika czy Mysłowic, Józef Porwoł, był wprawdzie wśród założycieli ŚPR, ale widząc, w jakim kierunku idzie ta partia, dał sobie z nią spokój. Więc powtórzę, naszym celem w samorządzie jest okazywanie dumy ze śląskości i dbanie, by ta śląskość nie zanikła. W pozostałych sprawach zamierzamy popierać wszystkie rozsądne pomysły, niezależnie od tego, kto będzie je zgłaszał. Adam Moćko


3

kwiecień 2018r.

Agata i Marcelina z Bytomia wiedzą o Śląsku najwięcej

Zdecydowało imię księżnej „Jak brzmiało pierwsze imię księżnej Daisy von Pless?” To ostatnie pytanie trzeciej edycji Wojewódzkiego Konkursu Wiedzy o Śląsku „Silesia Incognita”. Teresa – odpowiedziały Agata Antos i Marcelina Chlodek, uczennice z SP nr 44 z Katowic. Maria Teresa Oliwia – brzmiała pewna odpowiedź Agaty Lis i Marceliny Szulc, ich rówieśniczek z Bytomia, które znały wszystkie trzy imiona księżnej, i to we właściwej kolejności. A to oznacza, że właśnie młode bytomianki pojadą na wycieczkę do Europarlamentu, z puli europosła Marka Plurę.

K

ażdy eurodeputowany ma bowiem prawo zaprosić do Brukseli w trakcie swojej kadencji całkiem sporą grupę osób. Trzeba przyznać, że Marek Plura wycieczką tą hojnie obdziela ludzi angażujących się w śląskość. Nie tylko działaczy, ale i uczestników różnych konkursów, jak choćby tego właśnie czy dyktanda po śląsku.

Poziom uczestników oraz ich liczba, pięciokrotnie wyższa niż przed rokiem, zaskoczyły organizatorów: tyską Szkołę Podstawową nr 37 im. Kornela Makuszyńskiego oraz tamtejsze Muzeum Miejskie. Świadczy to jasno, że istnieje ogromne zapotrzebowanie na edukację regionalną realizowaną w sposób nowoczesny i atrakcyjny. Oby to zapotrzebowanie byli zdolni dostrzec decydenci odpowiedzialni za edukację. Nie jest przypadkiem, że pomysł na konkurs pojawił się akurat w tyskiej „Kornelówce”. Uczniowie tej szkoły wielokrotnie triumfowali w konkursach wiedzy o regionu i znajomości śląskiej godki.

SUKCES ŚLĄSKIEJ AUTENTYCZNOŚCI Choć ten konkurs zasługuje na cenne nagrody szczególnie. Gdy wystartował rok temu, wydawał się jedną z wielu podobnych imprez. Tym razem było już prawie dwustu uczniów, z niemal całego Górnego Śląska. Dlatego impreza odbywała się etapowo. Pierwsza część to prezentacja multimedialna. Nadesłano ich aż 96 z 13 śląskich gmin. Najliczniej z okolic Tychów, ale też na przykład z Lysek, leżących koło Raciborza, albo z Rudzicy na Śląsku Cieszyńskim. Autorów (dwuosobowe zespoły) 30 najlepszych zaproszono na 6 kwietnia do Tychów.

WYSOKI POZIOM, SPRAWI ORGANIZATORZY, CENNE NAGRODY

n Rywalizacja była bardzo zacięta. Wracając do tegorocznego finału, obie wspomniane na początku drużyny, wraz z reprezentantkami szkół z Tychów oraz Bojszów, zakończyły rozgrywki z identyczną liczbą punktów, co zmusiło organizatorów do rozpoczęcia dramatycznej pisemnej dogrywki. Tyszanie padli na przy-

kład na pytaniu o nazwę, jaką określano na przełomie XVIII i XIX wieku Górny Śląsk. Prawidłowa nazwa to Pruska Anglia, bo tylko tu przemysł rozwijał się równie szybko jak w Anglii. No a rywalizację najlepszych dwóch par rozstrzygnęła właśnie Daisy.

- W naszym konkursie postawiliśmy na poziom. Jest naprawdę wysoki, tu nie wystarczy przeczytać parę stron z podręcznika o powstaniach śląskich. To konkurs dla prawdziwych pasjonatów śląskości, dzieciaków, które za kilka lub kilkanaście lat staną się świadomymi i odpowiedzial-

nymi gospodarzami tego regionu – mówi pomysłodawca konkursu, Marcin Melon. I rzeczywiście, Silesia Incognita znaczy Śląsk Nieznany, ale ten konkurs staje się znany, zwycięstwo w nim to dla nauczycieli regionalistów sukces porównywalny z wygraniem przez uczniów olimpiady przedmiotowej z biologii czy matematyki. W ubiegłym roku do grona organizatorów dołączyło miasto Tychy, a dokładniej Muzeum Miejskie. Jak podkreśla Melon, to dzięki pracy organizacyjnej wykonanej przez pracowników Muzeum pod kierownictwem dyrektor Aleksandry Matuszczyk, konkurs z kameralnej imprezy przekształcił się w wielkie wydarzenie, a jego finał to ważna data w kalendarzu każdego regionalisty. O prestiżu „Silesia Incognita” świadczy też atrakcyjność nagród ufundowanych m.in. przez firmy „Tauron” i „Optyk Green”. Nagrodą główną był wspomniany już wyjazd do Brukseli ufundowany przez Marka Plurę. – Wyście som nojlepszo wizytówka tego regionu – powiedział uszczęśliwionym młodym bytomiankom europoseł. Magda Pilorz

Ślůnsk a niŷ województwo! Godka ze MARCINŶM MELONŶM, inicjatorŷm Silesia Incognita

- Marcin, trocha się dziwuja, co tŷn konkurs zafungowoł genau we Tychach. Mojo familia żyje we tym mieście niŷ mynij, jak 200 lot, ale prowda pedzieć tera sam Ślůnzoka ciŷnżko trefić… - No ja, poniŷkierzy klupali się we gowa i mi padali: Marcin, dyć Tychy to niŷ je taki echt ślůnski miasto, lepszo by boła Ruda abo Rybnik. Ino jo je rechtorŷm we tyskij szule (SP 37 w Tychach przyp. red.), pora lot nazod zbajstlowołech sam taki kółko Klub Odkrywcōw Tajŷmnic Ślōnska i pokozało się, co szkolorze som tym tajemnicom fest radzi. Bo o gŷszichcie idzie ȏsprawiać nudno abo interesantno. Kiej jo boł bajtlym, a ty wierza tyż, to my sam, na Ślůnsku, wiŷncyj wie-

dzieli o Indianerach, rostomaitych Sjuksach, Apaczach, Delawarach, Komanczach, jak ȏ naszyj geszichcie. Po jejch historio pokazywali nom ciekawo, a naszo boła oficjalno a przy tymu nudno. Kiej zaś zaczniesz z bajtlami ȏsprawiać ȏ tym, co majom spůlnego downy ślůnski princ Probus ze Władimirŷm Putinŷm a Justinŷm Biberŷm, ȏroz to je do jejch interesantne. Tak żech w nich rozbudził ciekawość ślůnskich geszichty, ślůnskij kultury. I to jednako, u dziecek z familii blank ślůnskich, ze pokrojcowanych, ze, no, gorolskich… Znom mocka rechtorůw, kierym udało sie to we inakszych szkołach. - Ale to jeszcze niŷ konkurs…

- Ale jak padom, znom mocka rechturůw, kierzy to robiom we inszych szkołach. Tuż żech zaczon forsztelować, czamu mogom być konkursy ze biologie a matŷmatyki, ȏ żołnierzach wyklŷntych a znajomości biblie, a niŷ może być ȏ ślůnskij geszichcie, ȏ naszŷj ślůnskij cywilizacje, kulturze, geografie. I czamu niŷ zrychtować go we Tychach? Musza pedzieć, coch mioł we dyrekcji szkoły fest wsparci. I chyciło, latoś my już wiedzieli, co sama szkoła tego niŷ udźwignie, ale ze pomocom przīszło nom miasto. Padosz, co mało ślůnski. A dej pozůr, sam som ślůnskości barżyj radzi, jak we tych fest ślůnskich! - Tak po prowdzie ciynżko pedzieć, ȏ czym je Silesia Incognita. Niby gŷszichta, ale boło też pytani o prawo ślůnsko połednica… - No wiŷsz, tŷn konkurs wzion sie ze mojigo sztaunowanio. A w moich ksiůnżkach o Komisorzu Hanusiku połednic pora je… Ale to ino szpas, konkurs pyto genau ȏ Silesia Incognita, Ślůnsk niŷznany, zapomniany. A u nos dzisio bajtle wiŷncyj wiedzom ȏ druidach, gnomach, elfach, abo polskij Złotŷj Kaczce ze Warszawy, jak ȏ naszych stworokach; ȏ połednicach, utopcach, fojermanie. A to przeca tyż tajla

naszŷj kultury. Tak jak i naszo geografio, bestuż trza boło poznać Draj-Kajzer-Eka, a ȏ naszo architektura, tuż trzeja boło poznać cieszyńsko rotunda. - Mie aże sztopło pytanie ȏ Marie Cunitz. Musza ci pedzieć, co mianoch znoł, ale za pierona niŷ umiołech se spomnieć, fto to. - Widzisz, a coby docŷnić ta slůnsko baba, trza mieć świadomość, co we XVII storoczu naukom mogły sie zajmować ino chopy, ino ȏne mogły studiować. Baba, nawet ze fest zabranŷj familie, to se mogła heklować a grać na klawiŷrze. A tu ȏroz Maria ze Świdnice poprawio tablice astronomiczne samego Keplera, bo ȏn sie pora razy witnoł. We XVII storoczu we cołkij Ojropie, we cołkim welcie, żyła, zdo mi sie, ino jedna baba, ȏ kieryj idzie pedzieć: naukowiec. Genau Maria Cunitz. - Ale że te szkoloki to wiedziały. Niŷ poradzą się nadziwać… - Wiŷsz, takie rechtury jak jo sznupiom z bajtlami we ślůnskij gŷszichcie to, co richtig ciekawe, a niŷ ino powstania ślůnski i tęsknota za polską macierzą… A tako Cunitz to je cosik!

- Silesia Icognita mo jeszcze jedna cecha. Je richtig o Ślůnsku, a niŷ o województwie ślůnskim. - My mogymy udować, co my som jedŷn region ze Sosnowcym, abo nawet Częstochowom. Ale kiej siadomy do geszichty, to już się udować niŷ do, bo jejch historio mo tela ze ślůnskom spůlnego, co bułgarsko abo sycylijsko. Bez poraset lot leżały kole siebie, ale i tela. Jo by ani niŷ poradził prowadzić kůłka ze historie Zagłębia Dąbrowskiego abo Ziemi Zawierciańskiej, mało ȏ nij wiŷm. Jo je pasjonat ślůnskości, bestuż jakoś ta ślůnskość poradza dzieckom zaszczepić. I bestuż tyż Silesia Incognita je ȏ Ślůnsku a niŷ województwie śląskim. Ale kiej przījadom rechtory ze Sosnowca abo Żywca, coby pytać, jak konkurs przenieść na jejch terŷn, to rod podziela się doświarszczyniŷm, podpowiŷm, jak my to robiŷmy. - A robicie dobrze, bo konkurs funguje coroz to lepij! - Dziŷnki za dobre słowo. Som wierza, co na bezrok sztartnie niŷ 96 a dwiesta szkůł. I rod żech je, co mogą ȏ tym poȏsprawiać do Cajtunga, we kierym tyż rod pisza. Godoł: Dariusz Dyrda


4

kwiecień 2018r.

Zmiana historii to zmiana państwa, na gorsze

Polskie bezmyślne kabociorstwo

Premier Mateusz Morawiecki postawił przed historykami ambitne zadanie napisania od nowa ostatnich 300 lat historii Polski. Bo jeśli ogłosił, że „w 1968 roku nie było w ogóle Polski, był reżim komunistyczny”, to z logicznego automatu ogłosił też, że nie było… rozbiorów Polski. Nie można bowiem rozebrać czegoś, co nie istnieje.

Kiedyś była to wyspa Wspólnoty Brytyjskiej. Zajęliśmy ją z żoną i żyło się jak w raju. Trzy razy w roku brytyjskie okręty przywoziły jedzenie, wódkę, nowe smartfony i baterie do nich. Życie jak na Hawajach. Ale potem żona mnie wkurzyła, bo chciała równych praw dla bab, to ją zatłukłem. Postraszyli sądem, to ogłosiłem niepodległość, suwerenność. Teraz jestem suwerenny, ale smartfon nie działa, baby nie mam, żrę surowe kraby i nie mam drinka. Mimo, że w ramach solidarności z Anglią wydaliłem stąd rosyjskiego dyplomatę. 1795-1918. Według koncepcji obecnej władzy pod zaborami była w latach 17171918, a potem znów w latach 1939-89. Może nawet do 2015.

A

jeśli rozumieć historię tak, jak robi to premier, to w XVIII wieku, przynajmniej od 1717 roku, Polska nie istniała. Na wschód od Śląska znajdowała się jakaś rosyjska kolonia, mająca tylko pozory suwerenności. Był reżim carski. Od roku 1717 - tak zwanego Sejmu Niemego – sąsiednie mocarstwa, ale głównie Rosja, były gwarantami niezmienności ustroju Polski. Oznaczało to dokładnie tyle, że Polacy w sprawie swojego ustroju nie mieli nic do powiedzenia. No a w roku 1768 Polska stała się po prostu rosyjskim protektoratem. Chociaż dwór w Petersburgu musiał się też odrobinę liczyć z opinią Berlina. Tak, jak za PRL-u byli polscy, ale według Morawieckiego nie polscy, tylko komunistyczni premierzy – tak i ostatnich

TRZEBA ROZUMIEĆ CO SŁOWA ZNACZĄ

dwóch polskich królów wybierano pod osłoną wojsk carskich, i tak naprawdę to carowie decydowali, kto na polskim tronie zasiądzie. Ich poprzednika Stanisława Leszczyńskiego, osadzono na bagnetach armii szwedzkiej. Tak więc zgodnie z PiS-owskim rozumieniem historii ostatnim polskim królem był August II Mocny Sas, bo wybrano go bez obcej interwencji. Królowie Stanisław Leszczyński, August III i Stanisław August Poniatowski to jedynie namiestnicy obce-

Dzisiejsi polscy politycy lubią nawiązywać do II RP, trwającej w latach 19181939. Że są jej kontynuacją. No więc tamta Polska miała na wschodzie analfabetyzm na poziomie 40% ( na Śląsku 1%) a elektryczności nie miała niemal nigdzie (na Śląsku niemal wszędzie!). Komuniści w latach 1945-55 niemal zupełnie zlikwidowali analfabetyzm, niemal wszędzie doprowadzili też prąd. Państwo komunistów miało wiele wad, ale w 10 lat nadrobiło zaniedbania, z którymi suwerenna Polska nijak nie umiała sobie poradzić. Owszem, komunizm jest ustrojem idiotycznym i niewydolnym, bo nie da się regulować wszystkiego. Ale w prostych zadaniach (elektryfikacja, likwidacja analfabetyzmu) się sprawdzał. U nas, na Śląsku w niczym, bo my ten etap rozwoju mieliśmy dawno za sobą. Ale gdyby nie komuna, dziś reszta Polski odstawałaby od nas o wiele bardziej niż dziś.

go mocarstwa w Warszawie, a nie żadni polscy królowie.

HISTORIA DO GÓRY NOGAMI Już bardziej na miano rzeczywistego króla Polski zasługuje car Aleksander I i jego brat Mikołaj Ci, którzy władali Polską po 1815 roku, podczas tak zwanych zaborów. Oni bowiem nie byli niczyimi marionetkami; mogąc traktować Polskę jak podbitą kolonię, decydowali się jednak nadać jej autonomię a na swoje skronie założyć polską królewską koronę. Polacy to doceniali, bo właśnie na okazję koronacji Aleksandra w 1815 roku napisano pieśń „Boże coś Polskę” ze słowami „Ojczyznę wolną wróciłeś nam Panie”. Dopóki Rosjanie (a zwłaszcza brat cara Konstanty) nie zaczęli pogwałcać polskiej autonomii, mieszkańcy tego Królestwa Polskiego nie czuli się pod żadnym zaborem. Paradoksalnie, zgodnie z PiS-owską interpretacją istnienia państwowości, Polska nie była

pod zaborem w latach 1815-1830, ale była w latach 1717-1795. Bo jeśli polski premier uważa, że bycie zależnym od sąsiedniego mocarstwa oznacza, że się państwa nie ma – to wtedy państwo polskie nie istniało. Nie mogło więc być rozbierane. Co najwyżej faktyczny właściciel Polski – car – dawał po

Do takich absurdów dochodzi się, gdy nie rozgranicza się, czym jest bycie pod zaborem, pod okupacją, a czym państwem zależnym od potężniejszego sąsiada. Takich państw jest na świecie zawsze pełno, a Polsce też się to kilka razy w historii, od średniowiecza, zdarzało. Jednak każdy rozumny człowiek wie, że bycie satelitą kogoś mocniejszego nie oznacza, że to państwo nie jest własne. Dlatego trudno będzie wam znaleźć Węgra, który powie, że jego ojczyzna była pod hitlerowską okupacją. Nie była,

Według Morawieckiego Stanisław Leszczyński, August III i Stanisław August Poniatowski to jedynie namiestnicy obcego mocarstwa w Warszawie, a nie żadni polscy królowie. jej kawałku dwóm sąsiadom (Prusy i Austria), by znacznie większe kawałki wcielać bezpośrednio do swojego państwa. A polski sejm i carskie marionetki na polskim tronie grzecznie to odkrawanie terytorium akceptowały. W dotychczasowych podręcznikach historii Polska była pod zaborami w latach

bo wprawdzie Węgrzy musieli wypełniać wolę III Rzeszy, ale formalnie byli jej sojusznikami i rządzili u siebie sami. Nawet jeśli rządzić mogli tylko ci Węgrzy, których zaakceptował Berlin. Czyli tak samo jak z Polakami w czasie PRL-u. Podobnie Francuz z południa powie, że Paryż owszem, był pod niemiecką okupacją,


5

kwiecień 2018r.

ale jego Lyon i Marsylia nie. Bo rządził u nich marionetkowy, ale jednak ich własny rząd Vichy. Administracja była francuska. Przykłady można by długo mnożyć.

SUWERENNOŚĆ OBSESYJNA Polacy mają jednak najwyraźniej jakąś obsesję na punkcie suwerenności. Nieważne jest dla nich czy żyje się dobrze, czy żyje się źle, czy rząd jest dobry, czy rząd jest zły – liczy się tylko to, by nikt Po-

choćby Warszawa była zapyziałą dziurą, a europejskim nowoczesnym miastem została, gdy zarządzał nią carski generał Sokrates Starynkiewicz. Poznań rozwinął się w Prusach. I tak dalej, i tak dalej. Jedynie Gdańsk silny był w Polsce i silny poza nią – no ale Gdańsk w dawnej Polsce miał przez wiele lat szeroką autonomię, nawet armię własną utrzymywał, i bliżej związany był z innymi miastami Hanzy, niż z Polską. Hanza… Należało do niej wiele portowych miast Europy. Zrzekały się na rzecz

Ci, którzy znajdą się poza nim, znów skarzą się albo na izolację, albo na orientację wschodnią. Ci, którzy zdecydują się na izolację, też prędzej czy później trafią w orbitę wpływów Wschodu. Polski premier, polski prezydent, którzy bajdurzą dziś, że Polska w 1968 roku nie była państwem polskim a suwerenność jest dobrem najwyższym – pchają Polskę właśnie na wschód. Paradoksalnie, wielu Polaków może się tam świetnie czuć, bo mentalnie są wschodem, nie Europą. Jednak my, Ślązacy, w tym przypad-

Tudno będzie wam znaleźć Węgra, który powie, że jego ojczyzna była pod hitlerowską okupacją. Nie była, bo wprawdzie Węgrzy musieli wypełniać wolę III Rzeszy, ale formalnie byli jej sojusznikami i rządzili u siebie sami. Nawet jeśli rządzić mogli tylko ci Węgrzy, których zaakceptował Berlin. lakom nie mógł mówić, co mogą w swoim państwie robić, a czego nie mogą. Jak w Kamiennej Górze powiedział, w związku z Unią Europejską prezydent Andrzej Duda: „warto niepodległości i suwerenności bronić za każdą cenę (…) Bo często ludzie mówią nam: po co nam Polska? Unia Europejska jest najważniejsza. (…) To niech sobie ci wszyscy przypomną te 123 lata zaborów. Jak Polska wtedy, pod koniec osiemnastego wieku, swoją niepodległość straciła i zniknęła z mapy. Też byli tacy, którzy mówili: a może to lepiej, swary się wreszcie skończą, te rokosze, te wszystkie insurekcje, wojny, awantury, konfederacje, wreszcie będzie święty spokój”. W pewnym sensie ma rację. My, Ślązacy, swoją niepodległość utraciliśmy jakieś 700 lat temu i od tego czasu wciąż jesteśmy częścią cudzego państwa: korony czeskiej, Austrii, Prus, Polski. Czasem nam to doskwiera, ale właśnie dlatego wiemy doskonale, że państwo wcale nie

Hanzy części swej suwerenności, bo w kupie po prostu były mocniejsze. Każda umowa międzynarodowa, zwłaszcza podpisana przez więcej niż dwa państwa, to zrzeczenie się na rzecz tej wspólnoty części swojej suwerenności. Zrzeczenie się dlatego, że z tego bycia razem, ale mniej samodzielnie, więcej jest korzyści, niż z zupełnej samodzielności, ale w osamotnieniu. Polska komunistyczna zrzekała się części swojej suwerenności na rzecz Układu Warszawskiego i RWPG, podobnie jak dziś Polska zrzekła się części swej suwerenności na rzecz NATO i Unii Europejskiej. To czy RWPG i UW były dla Polski rzeczywiście korzystne jest zupełnie inną sprawą.

TERAZ EUROPA Na pewno natomiast korzystna jest Unia Europejska. My, Ślązacy wróciliśmy

ku znów oderwiemy się od kultury, w której tkwiliśmy przez stulecia. W tę stronę, niezależnie jak same to widzą, pchają nas obecne polskie władze.

SUWERENNY TO CZĘSTO OSAMOTNIONY Przy okazji bajdurząc o suwerenności. Tak samo o niej bajdurzyła międzywo-

do Europy w 2004 roku po 60 latach pozostawania poza nią. Polska trafiła do Europy po ponad 600 latach bycia poza nią, bo w roku 1386, wybierając na swego króla Litwina, zorientowała się na wschód i trwała w tej orientacji do 1989 roku. Od 2004 roku Polska nabiera ogromnego przyspieszenia cywilizacyjnego, co widać po tysiącach kilometrów przyzwoitych dróg, po tysiącach obiektów z tabliczkami „dofinansowane przez…” i flagą UE. Ale oczywiście, że przystępując do wspólnej europejskiej organizacji, zrezygnowała na jej rzecz z części swojej suwerenności. Teraz w Europie jest plan jeszcze większej integracji, oddawania zjednoczonej Europie jeszcze więcej suwerenności jej państw. Tworzenia powoli Zjednoczonych Stanów Europy. Tym ma właśnie być Jądro Unii, na tym polega Unia Dwóch Prędkości. Albo się integrujesz coraz bardziej, albo wylot ze wspólnoty. Bo owszem, jakieś kadłubowe ciało o nazwie Unia Europejska pozostanie, ale prawdziwą wspólnotą będzie to Jądro.

nie. Wspólnota (Anglia i Francja) proponowali im różne rozwiązania, ale oni nie chcieli o nich słyszeć. Suwerennie mówili NIE. W tym momencie Francja i Anglia już wiedziały, że Polska jest partnerem niewiarygodnym. Nielojalnym. Gdy więc pół roku później, latem 1939 roku, udzielały Polsce gwarancji, była to tylko gra na zwłokę, by Hitler nie uderzył na Francję i Anglię za wcześnie. Nie zamierzali bronić

ile godzi się na warunki panujące w drużynie. Państwo, do którego Śląsk trafił w 1945 roku, lekceważy te zasady. Jak Korea Północna. Też w żadnej drużynie nie gra. Czy chcemy być Koreą Północną??? Sęk w tym, że dziś PIS chyba nie zdaje sobie sprawę, że robi z nas Koreę Północną. Państwo jak najbardziej suwerenne! Ale czy takiego chcemy? Oni, tam, w Kielcach, Białymstoku, Sosnowcu, może

Polski premier, polski prezydent, którzy bajdurzą dziś, że Polska w 1968 roku nie była państwem polskim a suwerenność jest dobrem najwyższym – pchają Polskę właśnie na wschód jenna Polska. Dlatego zamiast wiązać się mocnymi, europejskimi sojuszami z tym lub tamtym (z Anglią i Francją na dobre i na złe, albo z Niemcami – też na dobre i na złe), wyrzekając się części swej suwe-

My, Ślązacy, swoją niepodległość utraciliśmy jakieś 700 lat temu i od tego czasu wciąż jesteśmy częścią cudzego państwa: korony czeskiej, Austrii, Prus, Polski. Czasem nam to doskwiera, ale właśnie dlatego wiemy doskonale, że państwo wcale nie musi być nasze – ważne, żeby było dobrze zarządzane i szanowało swoich obywateli, swoje mniejszości musi być nasze – ważne, żeby było dobrze zarządzane i szanowało swoich obywateli, swoje mniejszości. Jeśli państwo nas szanuje i zapewnia godziwe życie, to mniej ważne jest, jakiej narodowości są premier i ministrowie, jaki jest ojczysty język urzędującego tu wojewody, choć dobrze, by znał i nasz. Suwerenność, państwowość, nie jest dobrem samym w sobie, nie jest jakimś fetyszem, który czary-mary i już rozwiązuje wszystkie problemy. Jest warta tyle, na ile umie się z niej korzystać. Trudno nie odnieść wrażenia, ze akurat Polscy nie umieją, zresztą wyraził to dobitnie żelazny kanclerz Otto von Bismarck: „Dajcie Polakom rządzić, a sami się wykończą”. Uzupełnił to, w kontekście naszego hajmatu brytyjski premier David Lloyd George: „Oddać Polakom śląski przemysł to jak dać małpie zegarek”. Patrząc na ostatnie 500 lat historii Polski można im przyznać rację. Kraj najlepiej się rozwijał, gdy rządzili nim obcy – o ile dobrze rządzili. Przedrozbiorowa

Zgodnie z narracją PiS to nie symbol Polski, tylko komunizmu.

renności, lawirowała między nimi. Biorąc w 1938 roku udział wraz z III Rzeszą w rozbiorze Czechosłowacji, zerwała de fac-

lawiranta. Ani Francja, ani Anglia. Bronić przed nikim. I tak to Polska, która próbowała traktować europejskich partnerów jak głupków, nagle okazała się osamotniona. Mogli się bić za żelaznego sojusznika, nawet w 1945 roku z sowietami, ale za lawiranta i kabociorza? W życiu!

OUTSIDER Dziś znów Polska europejskich partnerów, amerykańskiego zresztą też, traktuje lekceważąco. Posyła im obrażające inteligencję dokumenty w rodzaju „Białej Księgi”. I chociaż solidarnie wydala sowieckich dyplomatów, solidarności z drugiej strony nie będzie. Bo wywalanie dyplomatów to tylko polityczna gierka, a in-

i tak, ale my? I nie, nie Białoruś, tylko Koreę Północną. Bo Białoruś ma w Rosji partnera, którego szczerze naród białoruski lubi. Polacy i Rosji nie cierpią. I to jest bodaj jedna z zaledwie dwóch cech, która łączy Ślązaków i Polaków. Poza drugą. Kościołem katolickim. Większość Ślązaków, podobnie jak większość Ślązaków, to katolicy. I tak naprawdę to największe zagrożenie dla śląskości. Bo polski kościół coraz mniej jest katolicki (czyli powszechny) a coraz bardziej narodowy. Z ołtarza jakże często wylewa się polski nacjonalizm, wrogi wobec europejskich wartości. Wrogi i wobec śląskiej odmienności. Jakże jasno było to widać podczas Wielkiej Nocy. I nie namawiamy nikogo, by nie chodził do kościoła. Namawiamy do jasnego

Dziś suwerenne to mogą być USA i Rosja, może też Chiny i Niemcy. Reszta jest warta tyle, ile godzi się na warunki panujące w drużynie. Państwo, do którego Śląsk trafił w 1945 roku, lekceważy te zasady. Jak Korea Północna. Też w żadnej drużynie nie gra. Czy chcemy być Koreą Północną? to sojusz z Francją, sojuszniczką zarazem Czechosłowacji. Bo ówcześni Morawieccy i Dudowie nie chcieli zrozumieć, że jeśli Polska jest przyjacielem potężniejszej Francji - i Czechosłowacja też jest przyjacielem tej Francji – to Polsce nie wolno działać przeciw Czechosłowacji. Ówcześni Morawieccy i Dudowie (Beck, Mościcki i inni) też bajdurzyli o suwerennej polityce. Nie chcieli zrozumieć, że albo akceptuje się cele wspólnoty, albo wspólnota traktuje cię nieuf-

teresy wspólnoty tkwią gdzie indziej. Polska PiS-u je lekceważy. Mówiąc dużo o suwerenności. Dziś suwerenne to mogą być USA i Rosja, może też Chiny i Niemcy. Reszta jest warta tyle,

przekazu dla księdza: jeśli będziesz nam na kazaniu ględził o Polsce, a nie opowiadał o Bogu, to my wychodzimy! Bo my tu przyszliśmy dla Boga, a nie dla Polski! Dariusz Dyrda

W II RP Śląsk miał w Polsce autonomię. Zlikwidowali ją w 1945 roku komuniści. Gdyby obecni rządzący naprawdę uważali się za następców II RP, przywróciliby ją. Ale nie są żadnymi następcami tamtej Polski, są moralnymi następcami towarzysza Bieruta. Bo to Bierut nam autonomię odebrał, a oni jego dekret uznają za ważny!


6

kwiecień 2018r.

W internecie śląskość kwitnie

Państwo polskie może Ślązaków nie uznawać, może twierdzić, że nie istniejemy. Być może byłoby to skuteczne 40 albo 60 lat temu. Ale dziś państwo nie jest jedynym źródłem informacji. Poza państwem istnieją jeszcze liczne media, w tym wszechobecny internet. A w internecie śląskość zatacza coraz szersze kręgi. Tam żyje naprawdę.

S

trony internetowe zajmujące się śląskością pojawiają się jak grzyby po deszczu. Powoli trudno nawet się w nich połapać. Zakrawa to nawet na obsesję, bo – zwłaszcza na facebooku – można odnieść wrażenie, że niemal każdy, poczuwający się do tej opcji narodowej, koniecznie chce założyć i prowadzić własną taką stronę. Oprócz więc stron jawnych, otwartych, w rodzaju Portal Górnego Śląska www.zajta.eu mamy też dwa profile z samej nazwy niemal identyczne w treści: „Obywatele Narodu Ślonskiego ONŚ” oraz „Jestem narodowości Śląskiej!”. Członkowie obu grup w znacznej mierze się pokrywają. Jest też prowokacyjny profil „Zakamuflowana opcja niemiecka. Die Schlesier. I inksi” oraz grupa „Ślónzoki we polityce” czy „Jestem Ślązakiem - dyskusje o regionie”. Oprócz tych grup otwartych jest też sporo zamkniętych, o podobnych nazwach. Żeby na nie trafić, trzeba przez któregoś z już aktywnych członków zostać zaproszonym, często też zaakceptowanym przez moderatora. Nie chodzi jednak o to, że się tam spiskuje, knuje. Po prostu ich twórcy nie chcą, by w ich dyskusjach brali ludzie nie akceptujący śląskiej odrębności. Nie chcą, by stale ktoś wtrącał się z komentarzami: „Jak nie jesteście Polakami, to wypier…ć folksdojcze do Niemiec” albo delikatniej „Powstańcy śląscy, którzy przelewali krew aby połączyć się z macierzą, w grobie się przewracają na to, co wy tu piszecie”. W grupach jawnych takie wpisy są czymś normalnym i jeśli chce

się w ich dyskusjach uczestniczyć, trzeba być na takie epitety gotowym.

EKSPERCI I DYLETANCI I w jednych, i w drugich dyskusje toczą się głównie wokół historii i języka śląskiego. Czasem trochę śląskiej kultury, upadającego przemysłu. Dyskusje bardzo nierówne, bo z jednej strony uczestniczą w nich prawdziwi znawcy, jak Jan Lubos z Rybnika, który wiedzę czerpie bezpośrednio ze średniowiecznych kronik i dokumentów; Dariusz Jerczyński, najlepszy

na wyciągnąć tylko jeden wniosek: ilu dyskutantów, tyle języków śląskich. Źle to wróży społecznemu zespołowi kodyfikacji języka, bo tak się składa, że ci dyskutanci, z których każdy uważa, ze zna jeden jedyny prawdziwy język śląski i nie chce innym ustąpić nawet o włos – niemal wszyscy należą do tego zespołu. Być może dlatego kodyfikacja niemal się nie posuwa. Żałosny natomiast jest hejt, ubliżanie rozmówcom, ale i całym krajom. Hejterzy zasadniczo dzielą się na dwie kategorie. Jedna to ci, którzy epatują nienawiścią do Polski i polskości. Za wszystkie śląskie nieszczęścia obwiniają goro-

Hejterzy zasadniczo dzielą się na dwie kategorie. Jedna to ci, którzy epatują nienawiścią do Polski i polskości. Za wszystkie śląskie nieszczęścia obwiniają goroli i zapewniają, że kiedyś ich ze Śląska wypędzą. Druga grupa hejterów, to właśnie ci polscy, od „wypieprzać foksdojcze do Niemiec” . Obie te grupy napędzają się wzajemnie, obrzucając obelgami, bo odpowiedzią na tych „folksdojczów” jest jakże często z drugiej strony coś w rodzaju „gorole raus” chyba znawca śląskich ruchów narodowych czy Jerzy Ciurlok, bardziej może kojarzony z Masztalskimi, ale też prawdziwy autorytet w historii Śląska, zwłaszcza śląskich monarchach (jest wszak autorem dwóch książek „Ich książęce wysokości”, część górnośląska i dolnośląska). Drugą stroną dyskusji są ludzie, którzy o Śląsku nie przeczytali nic albo bardzo niewiele, ale wiedzą swoje „bo starzīk godoł”, albo, co gorsza, swoją wiedzę o naszym hajmacie czerpią z polskich podręczników czasów PRL-u, w których Śląsk to odwieczna polska macierz. Choć są i tacy, którzy znają dla odmiany chyba tylko książki niemieckie, i to z czasów niemieckiego nacjonalizmu, dowodzące dla odmiany odwiecznej niemieckości tych ziem. Najtrudniej spotkać takich, którzy pokazują historię Śląska z czeskiego punktu widzenia. Trochę dziwne, bo przecież w Koronie Czeskiej był najdłużej.

KOŻDY GODO NOJLEPIJ Zabawne są dyskusje dotyczące języka śląskiego. Każdy jest tam ekspertem „bo tak godali moja starka”, „u nos żodyn niy godoł oczy, wszyjscy ślypia” i tak dalej, i tak dalej. W zasadzie z dyskusji tych moż-

li i zapewniają, że kiedyś ich ze Śląska wypędzą. Spora część takich wpisów pochodzi od Ślązaków zamieszkujących w Niemczech. I prawdę powiedziawszy robią oni śląskości ogromną krzywdę. Bo wchodzący na te strony Polak widzi ogrom nienawiści wobec Polski i przypisuje ją śląskim organizacjom (w rodza-

grupy napędzają się wzajemnie, obrzucając obelgami, bo odpowiedzią na tych „folksdojczów” jest jakże często z drugiej strony coś w rodzaju „gorole raus”. Jedni i drudzy działają na szkodę Śląska, a przy okazji Polski też. Bo antagonizmy śląsko-polskie były zawsze, ale to były antagonizmy, nie nienawiść. Oni rozbudzają nienawiść.

PLURA TU, PLURA TAM Sporo profili internetowych służy celom politycznym. Nie tylko „Ślónzoki we polityce” ale też wiele innych to platforma, na której eurodeputowany Marek Plura oraz współpracujący z nim bracia Franki promują wszystkie swoje działania, pokazując, ile to oni robią dla śląskości. Chociaż nie oni jedni, bo na Ślonzokach we Polityce aktywny jest i Marcin Musioł z Nowoczesnej, i Lyjo Swaczyna ze Ślonzoków Razem. I nawet Waldemar Janeda z Kukiz’15. Jednak tak naprawdę stronę tę można uważać za narzędzie Marka Plury, bo średnio na 10 wpisów jego oraz jego współpracowników jest jeden pochodzący od kogoś innego. Zresztą Marek Plura swoje wpisy wrzuca na niemal wszystkie śląskie profile. Wśród stron niepolitycznych na szczególną uwagę zasługują zajta.eu i rozwijający się ostatnio prężnie wachtyrz.eu. Zajta to raczej taki ślaski misz-masz, gdzie znajdziemy i stare zdjęcia i polityczne wydarzenia, i dyskusję o tym, czy święconka jest zwyczajem śląskim czy nieśląskim. Wachtyrz ma ambicje stania się poważnym medium internetowym i stara się, by jego teksty pisali prawdzi-

Wachtyrz to coś więcej niż profil na fb, to powoli portal z prawdziwego zdarzenia, który dużo opowiada o naszym hajmacie, a i daje czasem całkiem niezłe próbki godki. Ba, stara się nawet porządkować śląską gramatykę i zwracać uwagę na jej prawidła ju Ruchu Autonomii Śląska choćby) czy naszej redakcji, nie wiedząc, że hejterzy ci ani z RAŚ-em ani z Cajtungiem nie mają nic wspólnego. Bo w nas, owszem, żal do Polski jest, ale nienawiści nie ma. Jesteśmy obywatelami polskimi i marzy nam się, by ogół Polaków nauczył się Ślązaków rozumieć a nie uważać, że Ślązacy są antypolscy. Druga grupa hejterów, to właśnie ci polscy, od „wypieprzać foksdojcze do Niemiec” . Prawdę powiedziawszy obie te

wi eksperci śląskości. Jak językoznawca Piotr Jaroszewicz, jak wspomniany wcześniej Jerzy Ciurlok i wielu innych. Wachtyrz stara się też na bieżąco komentować po śląsku najważniejsze światowe i polskie wydarzenia – co oczywiście powoduje natychmiastowe dyskusje, czy to naprawdę po śląsku, czy też tylko stylizowana na śląski polszczyzna. Prawdą jest, że jednym autorom Wachtyrza ten śląski wychodzi lepiej, a innym gorzej. Niemniej Wachtyrz to coś więcej niż pro-

fil na fb, to powoli portal z prawdziwego zdarzenia, który dużo opowiada o naszym hajmacie, a i daje czasem całkiem niezłe próbki godki. Ba, stara się nawet porządkować śląską gramatykę i zwracać uwagę na jej prawidła.

BLOGERZY TEŻ SĄ Dla tych, którzy w inernecie szukają kompendium wiedzy o Górnym Śląsku warte polecenia są dwa blogi. Jeden, znacznie starszy to Górny Śląsk wg Marasa. Marek (sam nie podaje na blogu swojego nazwiska, więc i my to uszanujemy) w pigułce opowiada wszystko to, co Polak powinien wiedzieć o Śląsku, by lepiej go zrozumieć. A i wielu Ślązaków zyska na jego lekturze. Podobną rolę może spełniać blog Tuudi.net pisany przez Łukasza Tudzierza. Tudzierz raczej walczy z polskimi mitami na temat Śląska, ale robi to w formie lekkiej i przyjemnej. Słabszą stroną jego bloga są zamieszczane przez niego quizy, w których błędy merytoryczne zdarzają się dość często. Choć rzadziej, niż w internetowych quizach „Dziennika Zachodniego”. Oby jednak takich blogów jak Marka i Łukasza jak najwięcej.

KUCHARZENIE I NIE TYLKO Są również śląskie strony tematyczne o niemal wszystkim. Jak chociażby o śląskiej kuchni. Choć niektóre strony raczej mylą swoją nazwą. Jak chociażby „DURŚ warzymy po Ślōnsku”, która zresztą też jest grupą zamkniętą. Trudno tam bowiem znaleźć jakiś śląski przepis, śląskie nazwy potraw czy wiktuałów. Ot, kilka pań wymienia się fotkami, co dziś, wczoraj, przedwczoraj, upichciły. Jeśli ktoś chce znaleźć w internecie kuchnię prawdziwie śląską, znacznie lepiej wejść na portalik gryfnie.com, gdzie wśród wielu zakładek jest i warzyni. A prawdziwą kopalnią wiedzy o śląskiej kuchni jest strona mysłowickiego regionalisty Tomasza Wrony. Zarazem nauczyciela historii, który swoim mysłowickim uczniom w sposób ciekawy wtłacza do głowy tyle wiedzy o Śląsku, ile się tylko da. W internecie stron i profili traktujących o Śląsku jest mnóstwo. I trudno je tu wszystkie wymienić, trudno nawet wszystkie zebrać. Kto jednak chce o hajmacie wiedzieć jak najwięcej, a lubi spędzać czas przed komputerem, powinien śledzić przynajmniej te wymienione. Naprawdę warto! Joanna Noras


7

kwiecień 2018r.

Znów cały naród buduje stolicę!!!

Dadzą Warszawie

Korfantego Starzy ludzie pamiętają, jak „cały naród odbudowywał swoją stolicę”. Cały naród oznaczał w znacznym stopniu Górny Śląsk, bo tu tutejszy przemysł, zwłaszcza hutniczy, wziął na siebie ogromną część tej odbudowy. A starówki śląskich miast rozbierano, by do Warszawy zawieźć oryginalną średniowieczną i renesansową cegłę. Dziś śląscy samorządowcy znów zamierzają dorzucać się do bogactwa Warszawy. I ufundować jej pomnik.

P

omnik Wojciecha Korfantego. Bez wątpienia powinien w Warszawie stać. Na pewno najpóźniej jesienią tego – 2018 - roku, bo to setna rocznica odzyskania niepodległości, a za jej „ojców” uważa się (tak też jest w sejmowej ustawie): Józefa Piłsudskiego, Romana Dmowskiego, Ignacego Paderewskiego, Wincentego Witosa, Ignacego Daszyńskiego i Wojciecha Korfantego właśnie. Czterej pierwsi swoje

pomniki w Warszawie już mają. O pomnik Daszyńskiego w stolicy trwają od lat przepychanki, w pewnym momencie były nawet dwa komitety jego budowy. Za jednym stało SLD, za drugim PO. O Korfantego natomiast upominał się poprzedni prezydent RP, Bronisław Komorowski.

KORFANTY, BOHATER POLSKI Bo Korfanty był dla tamtej Polski postacią niezwykle ważną. Jako jedna z najważniejszych postaci Powstania Wielkopolskiego, jako dyktator tzw. III Powstania Śląskiego. I jako autor słynnego wystąpienia w Reichstagu 25 października 1918 – kiedy to, będąc posłem do niemieckiego parlamentu, zażądał przyłączenia do państwa polskiego wszystkich ziem polskich zaboru pruskiego oraz Górnego Śląska. Potem cel ten do 1921 roku realizował. Bez Korfantego międzywojenna Polska byłaby mniejsza i znacznie, znacznie biedniejsza. Nie miałaby nawet skrawka Górnego Śląska. Jedynego swojego przemysłowego terenu. Za to Polacy winni są temu politykowi wdzięczność. I uznanie go za jednego z najwybitniejszych polityków tej odradzającej się sto lat temu państwowości. Tak i tylko tak trzeba patrzeć na tę postać z polskiej perspektywy. Z perspektywy śląskiej sprawa jest o wiele bardziej złożona. Bo to jednak działania Korfantego spowodowały, że ten spójny region został na niemal dwadzieścia lat rozerwany między dwa państwa, a mieszkańcy przemysłowych miast, wbrew swojej woli wyrażonej w Plebiscycie, trafili do państwa, do którego trafić nie chcieli. To Korfanty wywołał u nas bratobójczą wojnę domo-

Szukanie frajerów Po sto tysięcy złotych darowizny na warszawski pomnik Korfantego zadeklarowały władze Świętochłowic, Rudy Śląskiej, Zabrza, tyle samo dała metropolia katowicka. Siemianowice Śląskie wygospodarowały 50 tys., a Piekary Śląskie 20 tys. zł . Ponieważ pomnik kosztował będzie nie mniej, niż milion dwieście tysięcy, trzeba jeszcze wśród śląskich samorządów znaleźć frajerów, którzy dorzucą jeszcze co najmniej 330 000 złotych. A na koniec pewnie okaże się, że pół miliona. Może Bytom? Który przez kilka lat walczył, żeby Warszawa oddała zrabowaną w 1945 roku rzeźbę lwa, a teraz wprost kwitnie, inaczej niż biedna Warszawa…

wą. Polski bohater ze Śląska niekoniecznie musi być śląskim bohaterem.

ŚLĄSK – GÓRNY I DOLNY – SAM SOBIE POMNIK POSTAWIŁ Na pewno jednak zasłużył na pomnik w polskiej stolicy. Dotychczas ma pomnik na centralnym placu Katowic (wybudowany za śląskie pieniądze) oraz we Wrocławiu – bo miasto to w historii niewiele ma z Polską wspólnego, więc postawiło sobie Korfantego, gdyż studiował na tamtejszym uniwersytecie. Wrocław też postawił mu pomnik za swoje. Dlaczego więc Górny Śląsk ma płacić za jego pomnik warszawski? Tak po prawdzie nawet Warszawa nie powinna go finansować. Za pomnik ten powinien zapłacić budżet centralny, na przykład Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Tak hojnie wspierające różne hucpy dotyczące żołnierzy wyklętych albo samolotowego polegnięcia pod Smoleńskiem. Korfanty dla Polski zrobił więcej niż wszyscy żołnierze wyklęci do spółki z wszystkimi, którzy zginęli w tym samolocie! Je-

n Pomnik Korfantego we Wrocławiu. Widnieje tam dziwna inskrypcja, że „Obrońca polskiego Śląska”. Coś się autorom pomyliło, Polacy pod wodzą Korfantego Śląska nie bronili, tylko zdobywali. Bo od dobrych 700 lat był niemiecki. A autorem udanej rzeźny jest artysta górnośląski, tyszanin, Tomasz Wenklar. jest tego najlepszym przykładem. Pomników, pomniczków i tablic związanych z Powstaniem Warszawskim jest

Bez Korfantego międzywojenna Polska byłaby mniejsza i znacznie, znacznie biedniejsza. Nie miałaby nawet skrawka Górnego Śląska. Jedynego swojego przemysłowego terenu. Za to Polacy winni są temu politykowi wdzięczność śli jednak polski rząd nie poczuwa się do postawienia pomnika w stulecie odrodzenia polskiej państwowości, to w imię czego postanowiły to zrobić śląskie samorządy???

HOJNY KOSTEMPSKI Z pomysłem tym wyskoczył – jak Filip z Konopi – kilka lat temu kontrowersyjny prezydent Świętochłowic Dawid Kostempski. Opowiadając, że to nie jest żaden dar dla Warszawy a jedynie sposób, żeby warszawiacy, a za nimi inni Polacy, lepiej poznali złożoną historię Śląska. Teza, delikatnie mówiąc, głupia! Jeszcze nikomu nie przybyło wiedzy od pomników. Warszawa

tam całe mnóstwo, a dowolna sonda uliczna pokazuje, że warszawiacy, nawet ci noszący koszulki z powstańcami warszawskimi, często nie potrafią na-

wet podać roku, w którym to powstanie wybuchło. Bo wiedzę, prezydencie Kostempski, czerpie się ze słowa pisanego (z książki albo czasopisma), z filmu można, z internetu, ale nie z kamiennej czy spiżowej bryły. Chcecie więc popularyzować historię Śląska, to sfinansujcie serię fajnych filmików o niej, sfinansujcie druk biografii Korfantego (świetną napisał nieżyjący już Jan F. Lewandowski), tak, by trafiła do każdej biblioteki w Polsce. Namówcie dziennikarzy ogólnopolskich gazet, by o tej dziwnej dla Polaka śląskiej historii uczciwie pisali. Ufundujcie coroczną nagrodę za najlepszy tekst o Śląsku w wysokonakładowej prasie ogólnopolskiej. Możliwości

Kostempskie gadanie „Pomnikiem Wojciecha Korfantego nie chcemy robić dobrze Warszawie. Pomnik budujemy wspólnie z władzami stolicy. Do końca lutego powinniśmy mieć deklaracje śląskich miast dotyczące wkładu finansowego w budowę tego pomnika. Naszym celem jest, by był on gotów na 25 października 2018 roku, czyli na setną rocznicę wystąpienia Korfantego w Reichstagu” – mówił w Radiu Piekary Dawid Kostempski, prezydent Świętochłowic, pomysłodawca współfinansowania pomnika przez Górny Śląsk. Kostempski wierzy, że ten pomnik pozwoli warszawiakom lepiej zrozumieć historię Górnego Śląska. Jeśli więcw Warszawie postawi się pomnik Alberta Einsteina, to każdy warszawiak zrozumie jego teorię względności?


8 jest wiele – ale wśród nich nie znajduje się pomnik. Pomnik wywołuje chwilę zadumy u tego, kto wie coś o postaci – ale ten, kto nie wie, zerknie jedynie i idzie dalej. Czyż nie tak zachowu-

kwiecień 2018r.

du. Już kilka śląskich miast postanowiło się dorzucić, kwotami pomiędzy 20 a 100 tysięcy złotych. Sto tysięcy dała też Metropolia Śląsko-Zagłębiowska, chociaż powoływano ją po to, by dzia-

Z perspektywy śląskiej sprawa jest o wiele bardziej złożona. Bo to jednak działania Korfantego spowodowały, że ten spójny region został na niemal dwadzieścia lat rozerwany między dwa państwa, a mieszkańcy przemysłowych miast, wbrew swojej woli wyrażonej w Plebiscycie, trafili do państwa, do którego trafić nie chcieli. To Korfanty wywołał u nas bratobójczą wojnę domową. Polski bohater ze Śląska niekoniecznie musi być śląskim bohaterem jemy się patrząc na pomniki na całym świecie. Owszem, staniemy pod pomnikiem Napoleona czy Stalina, zastanowimy się na chwilę. Ale przechodząc pod pomnikiem człowieka, o którym nigdy nie słyszeliśmy, czy zainteresujemy się nim? Każdy, kto sporo zwiedza wie, że nie!

BEZSENS ROZHULANY Owszem, postać tę może przybliżyć inskrypcja, tablica na pomniku. Tylko co wy, fundatorzy, chcecie na tej tablicy napisać? „Ślązacy – Ślązakowi”? To każdy tylko popuka się w czoło, czemu Ślązacy stawiają pomnik Ślązakowi w Warszawie. Może od razu le-

łała na rzecz integracji aglomeracji katowickiej, głównie transportu, a nie by podlizywać się Warszawie i fundować jej pomniki. Czy ta Metropolia załatwiła już wszystkie aglomeracyjne sprawy, że zaczęła rozdawać pieniądze na lewo i prawo?

BRAWO MYSŁOWICE Na szczęście nie wszystkie górnośląskie samorządy oszalały. Do budowy warszawskiego pomnika próbował się też na przykład dorzucić prezydent Mysłowic Edward Lasok, ale radni nie wyrazili zgody na finansowanie warszawskiego pomnika. – W tym nie ma żadnej promocji ani Śląska, ani tym

Za pomnik ten powinien zapłacić budżet centralny, na przykład Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Tak hojnie wspierające różne hucpy dotyczące żołnierzy wyklętych albo samolotowego polegnięcia pod Smoleńskiem. Korfanty dla Polski zrobił więcej niż wszyscy żołnierze wyklęci do spółki z wszystkimi, którzy zginęli w tym samolocie! piej w Singapurze… A może „Ślązakowi – Polacy”? No ale w takim razie właśnie pomnik powinien ufundować budżet państwa polskiego, albo publiczna ogólnopolska zbiórka. Nie da się wymyślić dobrej inskrypcji, która by wyjaśniała, czemu Ślązacy ufundowali ten pomnik w Warszawie. Nie da się, bo w tym sensu nie ma. Niemniej jednak bezsensowny pomysł Kostempskiego nabiera rozpę-

bardziej naszego miasta. Już lepiej pieniądze te przeznaczyć na start naszych zawodników w mistrzostwach świata, na które się zakwalifikowali, ale nie stać ich na wyjazd. Jeśli zdobędą medale, a mają szanse, to efekt promocyjny będzie. No i pomożemy mysłowiczanom a nie ozdobimy Warszawę. I tak doi Śląsk niemiłosiernie – mówi mysłowicki radny Dariusz Wójtowicz. Stanowczo przeciw temu pomysło-

Służalcze porozumienie Do podpisania porozumienia w sprawie budowy pomnika Wojciecha Korfantego doszło we wtorek, 21 marca w Warszawie Pomnik ma stanąć u zbiegu Al. Ujazdowskich i ul. Agrykoli. Ma kosztować ponad milion złotych. Samorząd warszawski zadeklarował 400 tys. zł. Resztę mają wyłożyć samorządy naszego województwa. Dokument wielkopańsko podpisała prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz oraz przybyły z dalekiej kolonii Dawid Kostempski. Porozumienie podpisano w 97 rocznicę Plebiscytu na Górnym Śląsku. Plebiscytu w którym większość mieszkańców naszego regionu opowiedziała się za pozostaniem w Niemczech… W odpowiedzi Korfanty wywołał wojnę domową.

n Pikieta RAŚ-u pod siedzibą Metropolii Śląsko-Zagłębiowskiej. I gotowa rzeźba dla Warszawy. Gratis! wi protestują niemal wszystkie śląskie organizacje. Poza Związkiem Górnośląskim, bo on stał się czymś na kształt przybudówki Platformy Obywatelskiej, a tak się dziwnie składa, że niemal wszyscy popierający ten pomysł – z Kostempskim na czele – wywodzą się z PO.

PIKIETA RAŚ-U I KROWA KORFANTEGO Stanowczo protestuje RAŚ, który w dniu podpisania umowy o budowie pomnika, 21 marca, zwołał konferencję prasową pod siedzibą Metropolii, by wyrazić swoje stanowisko w tej sprawie. Częścią pikiety była dość koszmarna gipsowa rzeźba, mająca przedstawiać Korfantego, którą RAŚ był gotów Warszawie sprezentować. Działacze RAŚ-u podkreślali, że w regionie jest wiele problemów, choćby smog, na które warto przeznaczyć pieniądze. A samorząd warszawski i tak jest znacznie bogatszy od samorządów śląskich. – Ten pomysł jest dowodem, że w głowach pomysłodawców wciąż tkwi służalczy stosunek regionu skolonizowanego do kolonizatora –mówi lider RAŚ, Jerzy Gorzelik. Leon Swaczyna ze Ślonzoków Razem, zazwyczaj nie zgadzający się z Gorzelikiem, tym razem popiera jego wypowiedź w stu procentach: - Korfanty obiecywał, że jeśli Śląsk trafi do Polski, to każdy małorolny Ślązak dostanie krowę. No i właśnie widzę tę krowę Korfantego. Która łeb, szczypiący trawę, ma na Śląsku, ale dojne cycki są w Warszawie. Niech podpiszą ten pomnik: Dar wycyckanych dla cyckających. Swaczyna dodaje, że do czasu jesiennych wyborów samorządowych sporządzi i opublikuje listę wszystkich radnych, którzy głosowali za podarowaniem Warszawie pieniędzy, w każdym mieście w którym ta uchwała była

głosowana: - Wyborcy mają prawo wiedzieć, który radny uważa, iż jego mia-

zrobienie tego samego w jego Mysłowicach. Tam uchwała nie przeszła, ale za

Chcecie popularyzować historię Śląska, to sfinansujcie serię fajnych filmików o niej, sfinansujcie druk biografii Korfantego tak, by trafiła do każdej biblioteki w Polsce. Namówcie dziennikarzy ogólnopolskich gazet, by o tej dziwnej dla Polaka śląskiej historii uczciwie pisali. Ufundujcie coroczną nagrodę za najlepszy tekst o Śląsku w wysokonakładowej prasie ogólnopolskiej. Możliwości jest wiele – ale wśród nich nie znajduje się pomnik sto jest tak bogate, że stać je na robienie prezentów Warszawie – wyjaśnia. Rady Dariusz Wójtowicz zapowiada

darowizną dla Warszawy opowiedziało się 8 spośród 20 głosujących. Adam Moćko

WOJCIECH (WŁAŚĆ. ADALBERT) KORFANTY był synem siemianowickiego górnika, został jednym z ojców odrodzonej polskiej niepodległości. Zanim jednak to się stało, dzięki niemieckiemu stypendium uczęszczał do katowickiego gimnazjum, a następnie na politechnikę w Charlottenburgu, oraz uniwersytetach wrocławskim i berlińskim. Już wówczas jawnie deklarował polskość. Od roku 1902 prowadzi aktywną działalność polityczną. W roku 1903 w wieku 30 lat zostaje posłem do Reichstagu i ku zaskoczeniu przystępuje do koła polskiego (dotychczas śląscy chrześcijańscy posłowie należeli do koła niemieckiej partii Zentrum). W efekcie traci poparcie na Śląsku i w kolejnych wyborach startuje już z Wielkopolski. W roku 1918 włącza się w budowę państwa polskiego, jest jednym z organizatorów Powstania Wielkopolskiego, ale stanowczo odcina się od tzw. I powstania śląskiego, gdyż słusznie uważa je za próbę wywołania rewolucji komunistycznej a nie walkę narodowościową. Jednak w latach 1920 i 1921 staje się już liderem propolskiego stronnictwa na Śląsku, dyktatorem tzw. III Powstania Śląskiego. W nowopowstałej Polsce jest ważnym politykiem, osiąga urząd wicepremiera (marzy mu się premiera), ale zamach majowy przekreśla te plany, a w 1930 roku trafia do więzienia. Ostatnie dziewięć lat życia dzielił pomiędzy posłowanie do Sejmu Śląskiego, emigrację i sanacyjne więzienia. Zwolniony 20 lipca 1939 roku w katastrofalnym stanie zdrowia, zmarł 17 sierpnia 1939 roku. Istnieje podejrzenie, że w więzieniu został otruty oparami arszeniku, którym pomalowano ściany przewidzianej dla niego celi. Żadne z trójki jego dzieci nie powróciło po emigracji do Polski.


9

kwiecień 2018r.

Mity o Korfantym Rozmowa z DARIUSZEM JERCZYŃSKIM, autorem Historii Narodu Śląskiego borczym w Pawłowie omal go nie zlinczowano. Od tego czasu kandydował do Reichstagu z Wielkopolski, z okręgu śródzko-śremskiego, a żonę odesłał do Poznania zanim wywołał rzeź na Górnym Śląsku. W międzywojniu zakupił m.in. majątek ziemski w Wielkopolsce za pieniądze, których dorobił się na sprzedaniu Ślązaków. - Co by jednak nie mówić, wywalczył dla Śląska autonomię… - Wywalczył autonomię? Dobry żart. On tę autonomię dał jako kiełbasę plebiscytową w kontrze do podniesienia przez Niemcy Rejencji Opolskiej do

- Podobno Korfanty, ochrzczony jako Adalbert a nie Wojciech, Polakiem poczuł się dopiero pod wpływem niemieckich nauczycieli, którzy tak bardzo polskość obrzydzali, że aż się tą polskością zainteresował, a jak zainteresował, to w nią wsiąkł. - To jeden z wielu mitów o Korfantym. Polaka z niego zrobili nie Niemcy, tylko ks. Aleksander Skowroński, urodzony w Siemianowicach potomek goroli z kongresówki, polski nacjonalista (taki ówczesny Międlar) i na nieszczęście opiekun siemianowickiej młodzieży gimnazjalnej. Niemcy zrobili tylko błąd, że zafundowali Korfantemu stypendium gimnazjalne. Gdyby skończył edukację na szkole ludowej, Górny Śląsk ominęło by wiele nieszczęść. - Tyle się słyszy o germanizacji, a ty mówisz, że w niemieckiej szkole końca XIX wieku mógł działać polski nacjonalistyczny agitator…

polonizacją mamy do czynienia, gdy zwalcza się ich mowę ojczystą, śląską. Gdy fałszuje się na polską modłę historię Śląska, bajdurzy, że byliśmy pod jakimiś zaborami. Ci propagandziści od rzekomej germanizacji mówią przecież nawet o germanizacji w granicach Austro-Węgier, gdzie można było swobodnie funkcjonować, nie znając słowa po niemiecku. Naturalne natomiast było, że inteligencja i ludność miejska język urzędowy znały. Nie było więc żadnej germanizacji, w tym znaczeniu, jak w polskich podręcznikach historii, natomiast polonizacja była i krytykowali ją nawet polscy konserwatyści z Poznania i Krakowa. Bo dla nich Ślązacy nie byli żadnymi Polakami! - Wielu ludzi uważa, że Korfanty był z Wielkopolski, a na Śląsk się tylko przykludził, jak choćby Andrzej Mielęcki, polski aktywista z Katowic, który jednak sprowadził się tu z kongresówki, spod Piotrkowa.

W sejmie RP padały nawet głosy, że jeśli daje się Śląskowi autonomię a gdy już trafi do Polski, to się ją odbierze – to Polska się politycznie sprostytuuje. Ale to nie był głos Korfantego. Już w 1923, licząc na przeprowadzkę na warszawskie salony, powiedział, że „autonomię wrzuci się do garnka i ugotuje jak kurę” - To co w polskiej propagandzie, w polskiej historiozofii nazywa się germanizacją, było po prostu dążeniem, żeby obywatele poznali język urzędowy państwa, w granicach którego żyją. Podobnie jak zaraz po 1922 roku zaczęto, i robi się to do dziś, uczyć śląskie dzieci po polsku. To nie jest polonizacja, z

- Z Korfantym było inaczej, był Ślązakiem od wielu pokoleń, choć z rodziny o korzeniach bodaj włoskich, zwącej się Corfanti, która w XVI wieku przybyła na Śląsk. Kojarzymy go z Wielkopolską, bo gdy wybrany pierwszy raz w wyborach na Śląsku nie dotrzymał wyborczych obietnic, na kolejnym wiecu wy-

urzędowe i zostali zastąpienie nacjonalistycznym, pseudo-inteligenckim buractwem z Małopolski. W piórka autonomisty ustroił się Korfanty dopiero w 1926, gdy jego sny, że stanie się polskim politykiem nr 1 pękły jak bańka mydlana. - W twoich ustach Korfanty nie jest wybitną postacią. - Z punktu widzenia Ślązaka jest postacią obrzydliwą, sprzedawczykiem. Ale z polskiego punktu widzenia też dość dwuznaczną. Ze wszystkiego, co robił, musiał mieć duże pieniądze. Gdy był szefem polskiego komisariatu plebiscytowego, przyznał sobie ogromne ho-

Z punktu widzenia Ślązaka jest postacią obrzydliwą, sprzedawczykiem. Ale z polskiego punktu widzenia też dość dwuznaczną. Ze wszystkiego, co robił, musiał mieć duże pieniądze. Za polityczne zasługi domagał się – i dostał - posady prezesa w radach nadzorczych koncernu górniczego Skarboferm i Banku Śląskiego. Z kolosalnym wynagrodzeniem, w przeliczeniu na dzisiejsze warunki około miliona złotych miesięcznie. W ciągu kilkunastu lat ten skromny syn górnika z Siemianowic dorobił się na polityce ogromnych pieniędzy. Był na nie pazerny, więc nie wykluczam, że sanacja posadziła go do więzienia za prawdziwe a nie sfingowane przestępstwa podatkowe rangi Prowincji Górnośląskiej. Niemcy dały gwarancję w kwestii referendum na temat wyłączenia Prowincji Górnośląskiej z Prus i podniesienie do rangi kraju związkowego, takiego jak choćby Bawaria. Polską odpowiedzią była właśnie obietnica autonomii. Niektórzy traktowali ją poważnie, w sejmie RP padały nawet głosy, że jeśli daje się Śląskowi autonomię a gdy już trafi do Polski, to się ją odbierze – to Polska się politycznie sprostytuuje. Ale to nie był głos Korfantego. Już w 1923, licząc na przeprowadzkę na warszawskie salony, powiedział, że „autonomię wrzuci się do garnka i ugotuje jak kurę”. Pokazał tym sposobem środkowy palec wszystkim Ślązakom, którzy mówili po śląsku, ale polskiego nie znali, bo zdobyli wykształcenie w państwie niemieckim, a więc w języku niemieckim, znosząc wbrew duchowi Statutu Organicznego równouprawnienie języka niemieckiego (statut organiczny mówił, że Sejm Śląski ustali zakres tego równouprawnienia, a nie że pachołki Warszawy ją zlikwidują), wskutek czego Ślązacy stracili posady

norarium. Za polityczne zasługi domagał się – i dostał - posady prezesa w radach nadzorczych koncernu górniczego Skarboferm i Banku Śląskiego. Z kolosalnym wynagrodzeniem, w przeliczeniu na dzisiejsze warunki około

- A jednak był na Śląsku uwielbiany… - Przez kogo był, przez tego był. Murem stała za nim część dawnych powstańców śląskich i ich rodzin. Sporo tych, którzy w plebiscycie głosowało za Polską. Jednak większość głosowała za Niemcami i dla nich Korfanty był zwykłym zdrajcą. Dla zwolenników niepodległości Górnego Śląska był sprzedawczykiem, bo dostał propozycję proklamacji jego niepodległości, ale ją odrzucił, stawiając na osobistą karierę w Warszawie. Której zresztą ostatecznie nie udało mu się zrobić. A i wśród tych, którzy głosowali w 1921 roku za polskim rajem z propagandy Korfantego, większość była rzeczywistą Polską totalnie rozczarowana. I winą za to, że trafili do biednego, zacofanego państwa, obarczali właśnie Korfantego. Częstokroć przenosząc swoje poparcie na mniejszość niemiecką. Chociaż część później uwierzyła, że tylko on może obronić autonomię przed sanacją. Uwielbiany? Na jego pogrzebie, w 1939 roku było około 5 000 ludzi. Dla porównania w Warszawie na pogrzebie carskiego generała, Rosjanina, Sokratesa Starynkiewicza zjawiło się 100 000. Bo widzieli w nim nie zaborcę, okupanta, ale świetnego prezydenta swojego miasta. Kilka lat przed śmiercią Korfantego, w 1932 liczący dziesiątki tysięcy ludzi w kondukcie żegnał byłego burmistrza Bytomia, Georga Brüninga. Brüning czy Starynkiewicz to byli politycy rzeczywiście uwielbiani. A zaledwie pięć tysięcy ludzi na pogrzebie Korfantego jest miarą jego rzekomego uwielbiania przez Ślązaków. Przecież to ¼ liczebności z 1922 roku Związku Byłych Powstańców i niespełna trzy promile ogółu mieszkańców Górnego Śląska. Co oznacza, że nawet większość tej garstki Śląza-

Zaledwie pięć tysięcy ludzi na pogrzebie Korfantego jest miarą jego rzekomego uwielbiania przez Ślązaków. Przecież to ¼ liczebności z 1922 roku Związku Byłych Powstańców i niespełna trzy promile ogółu mieszkańców Górnego Śląska miliona złotych miesięcznie. W ciągu kilkunastu lat ten skromny syn górnika z Siemianowic dorobił się na polityce ogromnych pieniędzy. Był na nie pazerny, więc nie wykluczam, że sanacja posadziła go do więzienia za prawdziwe a nie sfingowane przestępstwa podatkowe. Choć oczywiście było to sanacji na rękę, bo Korfanty był jej politycznym wrogiem.

ków, dla których w 1921 roku był nieomylną wyrocznią, na jego pogrzebie się nie pojawiła. Dzisiaj można bajdurzyć, że był na Śląsku uwielbiany, ale ten pogrzeb jest dowodem, że w ciągu kilkunastu lat roztrwonił tu swój kapitał polityczny. Ludzie się zorientowali, że to karierowicz, i – mówiąc po śląsku – kabociorz. Rozmawiał Adam Moćko


10

kwiecień 2018r.

„Póki my żyjemy,...” Oni nie polegli. Zostali zamordowani!

O grobach niemieckich żołnierzy na naszej ziemi przypominamy sobie zazwyczaj w okolicach Wszystkich Świętych. A przecież one są tu cały czas, nie tylko 1 listopada. I winniśmy je szanować, bo to groby także naszych, śląskich chłopców. Oczywiście nie tylko, ale jeśli my zapalimy świeczkę jakiemuś Alzatczykowi albo Tyrolczykowi, to tam pamiętać będą o grobie Ślązaka, który zginął w tym samym mundurze.

I

nie chodzi mi nawet o tych, którzy zginęli na froncie. O tych, którzy polegli. Pod koniec ostatniej wojny przez znaczne obszary śląskiego hajmatu sowieci pędzili niczym sznelcug. Niemieccy żołnierze, którzy znaleźli się za linią frontu zaczęli się poddawać. Szybko się okazało, że mniejsze ryzyko śmierci mieli walczący w okopach, niż się poddając z podniesionymi rękoma.

JEDNI ZAKATOWANI, INNI „HUMANITARNIE” ZASTRZELENI Więlu z tych, którzy ręce podnieśli, czerwonoarmiejcy zamordowali od kilku godzin do kilka miesięcy po przejściu frontu. Mordy były dokonywane na chcących się poddać żołnierzach bez broni. Wielu z nich aby przeżyć zaczęło się ukrywać. Przykładem może być gmina Dobrodzień, gdzie do dziś przy drogach, w lasach, a nawet na wiejskich obejściach są żołnierskie groby. W Gosławicach, nieco w bok od wojewódzkiej drogi 46, na skraju wiejskiego obejścia spoczywa dwóch niemieckich żołnierzy. Jeden, który skrył się w chlebowym piecu został przez sowietów zmasakrowany kolbami. Drugiego

B

anik Ostrava, jeden z najlepszych klubów piłkarskich w historii Czechosłowacji, przeżywa trudne chwile. Broni się przed spadkiem z czeskiej ekstraklasy. Wielu kibiców za te złe czasy wini działaczy, którzy trzy lata temu wyprowadzili klub ze Śląska na Morawy. Pozostał wprawdzie w Ostrawie, ale rzeka Ostrawica dzieli miasto to na Ostrawę Śląską i Ostrawę Morawską. Banik był od początku swego istnienia klubem na wskroś śląskim. Powstał w 1922 roku jako SK Slezská Ostrava a nazwę tę na Banik zmienili dopiero komuniści. Banik to zresztą po czesku Górnik, a śląski klub z Ostrawy zaczął być marką rozpoznawalną w Europie, w latach 70 dochodząc do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów oraz półfinału Pucharu Mistrzów, poprzednika Ligi Mistrzów. W latach 19781980 klub zaliczył serię 74 spotkań bez porażki!

bezbronnego „humanitarnie” zastrzelono, bo już za daleko uciekł, a im się biec nie chciało. Jeszcze mniej szczęścia miał żołnierz poddający się we wsi Birkental (dziś Kocury gm. Dobrodzień). Widząc jadących furą „Rusów”, podniósł ręce do góry. Zawołany podszedł aby się poddać. Po zrewidowaniu i wyrzuceniu do-

li zamordowani. Z czasem postawiono krzyż. Ale nawet krzyż nie uchronił tego miejsca przed zrobieniem dzikiego wysypiska śmieci. Ciekawe, czy tak samo zostałyby potraktowane groby polskich żołnierzy? Choć dziś może i tak, bo przecież oni nie byli wedle obecnej władzy polscy, tylko „komunistyczni”.

Obecni decydenci i wszelkiej maści nacjonaliści zapominają przy tym, że polegli (zamordowani) w chwili śmierci przestali być wrogami. kumentów, zwycięzcy przywiązali nieszczęśnika do konnego wozu i wlekli kilka kilometrów, aż skonał, zamieniając się w krwawą masę. Lżejsza śmierć spotkała dwóch żołnierzy zastrzelonych w leśnym wąwozie na skraju wsi Rzędowice (też gmina Dobrodzień).

LUDNOŚĆ PAMIĘTAŁA I PAMIĘTA Kiedy nieco opadł strach, dobrzy ludzie pogrzebali ich tam gdzie zosta-

Dopóki żyją starsi ludzie pamiętający okropności wojny i jeszcze gorsze czasy powojenne, będą dbać o miejsca pochówków. Często z marnej emerytury kupią nagrobną tablicę, zamówią krzyż i niewprawną ręką, nieortograficznie zapiszą, kto pod krzyżem leży. - Już dali, jak 70 lot, pola im pora razy w roku kyrczki. Ale kiej jo pomina, fto to bydzie robił – mówi staruszka z Gosławic. Nazwiska nie chce podać, bo zapala je z serca, a nie „dla sławy”.

n Rzędowice. Dzikie wysypisko śmieci na żołnierskim grobie.

OCALMY OD ZAPOMNIENIA Szukając niemieckich pochówków na tak zwanej Opolszczyźnie, gminę Dobrodzień wybrałem nieco przypadkowo, bo od jakiegoś miejsca trzeba zacząć tę kwerendę po miejscach pochówków. W dodatku dostrzegłem, że w tej gminie nie tylko starsi, ale coraz więcej młodzieży zaczyna dbać o żołnierskie groby. Także oni czują, że to przecież ci żołnierze, a nie jacyś wyklęci, są naszą historią. Ocalmy od zapomnienia nieszczęśników spoczywających w różnych miejscach śląskiej ziemi, informując redakcję Cajtunga o miejscu pochówku i wszystkim tym, co o spoczywających tam jest wiadome. Tak, jak zrobiłem to ja, nigdy wcześniej z czasopismem tym

Banik chce na Śląsk

Trzy lata temu, w związku z faktem, że wybudowany niemal 60 lat temu stadion Bazaly przestał spełniać nor-

my europejskiej federacji, klub przeniesiono na drugą, morawską, stronę Ostrawicy. To mniej więcej tak, jak-

by Ruchowi Chorzów nagle nakazano grać na stadionie w Sosnowcu. Kibice Banika, zwani w Czechach „chacha-

nie współpracując. Podajmy nazwiska, narodowość, w jakich okolicznościach zginęli. Póki my żyjemy, mamy moralny obowiązek wobec poległych czy zamordowanych, aby nie zostali całkowicie zapomniani. Stwórzmy mapę hańby z przydrożnymi grobami. Godnym ubolewania jest propagowana walka z pomnikami i grobami, jakby nadal trwała wojna. Niszczenie niemieckich nagrobków. Obecni decydenci i wszelkiej maści nacjonaliści zapominają przy tym, że polegli (zamordowani) w chwili śmierci przestali być wrogami. I być może w innym miejscu ktoś z ostatnich żyjących (dawnych wrogów) zapali światełko i złoży kwiat na zapomnianym grobie polskiego żołnierza. Marek Włodek

ri” (chociaż daleko im do chacharów na polskich stadionach) od początku protestowali przeciw tej zmianie, ale w ostatnim okresie ich protesty bardzo się nasiliły. Ogromne hasło na trybunach “Baníček patří do Slezska” (Banik należy do Śląska) i takie same kibicowskie śpiewki są jednoznacznym sygnałem, że kibice Banika nie chcą, by ich klub miał swój obiekt na Morawach. Ostatnio na trybunach klubu zagrożonemu (po raz pierwszy od ponad 50 lat) spadkiem z ekstraklasy, pojawił się też ogromny baner SLEZSKO z dopiskiem, że powrót będzie oznaczał drogę naprzód. - Jiri Hrabelek, kibic Banika, powiedział nam, że wolałby już, by Banik rozgrywał swoje mecze na stadionie odległej o 15 kilometrów stadionie Odry Wodzisław, miasta śląskiego, niż na Morawach. My też byśmy woleli… AM


11

kwiecień 2018r.

Hokej - ślůnski sport

Chocia we naszym hajmacie, jak w cołkij Rzeczypospolitŷj nojważniejszym sportŷm je fusbal, idzie pedzieć, co richtiś ślůnskom grom je hokej. I co we hokeju Wiŷrchni Ślůnsk je środkowoojropejskom potyngom.

M

niejsza jeszcze o polską ligę, choć w niej w sezonie 2017/18 supremacja śląskich klubów nie ulegała żadnym wątpliwościom. Trzecia po sezonie zasadniczym Cracovia traciła do wicelidera GKS-u Katowice 7 punktów, do lidera, GKS-u Tychy aż 22 punkty. Następnie doszło do fazy play-off, w której o mistrzostwo walczy osiem najlepszych drużyn systemem pucharowym, do czterech wygranych zwycięstw. Oba GKS-y

n Tyszanie świętują trzecie mistrzostwo Polski. dowolić się srebrem). Cały sezon potwierdzał jedynie, że Tychy są najmocniejszą drużyną w lidze. Zaskoczeniem jest za to srebro drużyny katowickiej. Budowana ad hoc, tuż przed sezonem, choć z wielkim budże-

będzie… Wie też, że nawet jeśli pieniądze znajdzie, to Tychy i tak będą ubogim krewnym wielkich drużyn szwedzkich, niemieckich czy szwajcarskich, gdzie jeden zawodnik zarabia tyle, ile pięciu najlepszych tyskich razem wziętych.

Nawet jeśli pieniądze się znajdą, to Tychy i tak będą ubogim krewnym wielkich drużyn szwedzkich, niemieckich czy szwajcarskich, gdzie jeden zawodnik zarabia tyle, ile pięciu najlepszych tyskich razem wziętych. przeszły ćwierćfinały i półfinały jak burza, a katowicka Gieksa odprawiła z kwitkiem obrońcę mistrzowskiego tytułu, Cracovię. Tychy jeszcze łatwiej poradziły sobie z Podhalem Nowy Targ, najbardziej utytułowanym polskim klubem.

TYSKO-KATOWICKA SUPREMACJA Tak więc walka o tytuł mistrza Polski to górnośląskie derby. Również do czterech wygranych. I choć zapowiadały się po dwóch pierwszych meczach, wysoko wygranych przez ekipę tyską, że rywalizację bez emocji – to od meczu trzeciego zaczął się naprawdę wielki finał. Trzeci mecz Tychy jeszcze wygrały, acz z wielkim trudem. Prowadziły już w rywalizacji finałowej 3:0 i wydawało się, że „kropka nad i” jest tylko formalnością. Czwarty mecz wygrali jednak katowiczanie i zwycięstwo to wlało otuchę w ich serca. Piąty mecz – podobnie jak dwa poprzednie - nie ustępował poziomem lidze czeskiej, znacznie mocniejszej od polskiej. Po regulaminowym czasie wynik brzmiał 1:1, w dogrywce jednak szczęście uśmiechnęło się do tyszan. Zdobyli mistrzostwo Polski, po raz trzeci w karierze. Złoty medal tyszan nie był jednak zaskoczeniem, już przed sezonem wielu ekspertów typowało ich jako głównych faworytów (zresztą podobnie jak w dwóch poprzednich sezonach, kiedy ostatecznie musieli uznać wyższość Cracoviii za-

tem, początkowo radziła sobie w lidze poniżej oczekiwań. Jednak na początku listopada kanadyjski trener ostatecznie poukładał tę drużynę i zaczęła gonić najpierw trzecią drużynę tabeli, potem drugą, wreszcie zajmując drugie miejsce w tabeli po sezonie zasadniczym, podobne po play-off. W ocenie wielu fachowców nie ustępowała tyszanom siłą gry, a jedynie mniejszym składem, co spowodowało, że po kilku kontuzjach brakło im sił w walce z rywalem zza miedzy, mającymi duży i bardzo wyrównany skład. Tyski trener miał luksus pozostawiania na ławce rezerwowej reprezentantów Polski!

CZEKAJĄ WIELCY RYWALE Teraz obie ekipy czeka walka w europejskich pucharach. Tyszan w prestiżowej Lidze Mistrzów, gdzie zmierzy się z najlepszymi europejskimi drużynami klubowymi. Mistrz Polski ma prawo grać w niej dopiero od dwóch lat, i jak na razie występującej tam Cracovii nie udało się wywalczyć nawet punktu. Może czas na Tychy? Choć tyski trener, Białorusin Andriej Gusow nie ukrywa, że jeśli w starciu z europejskimi potęgami Tychy chcą się liczyć, powinny się wzmocnić. Klub stanowi własność miasta, i tylko ono może na te wzmocnienia wyłożyć dodatkowe pieniądze, milion albo dwa. Pytany o to tyski prezydent, choć wielki fan hokeja, wzdycha jednak przy słowach: - Trudno

Katowiczanie zmierzą się w znacznie mniej prestiżowym Pucharze Kontynentalnym. Grają tu przede wszystkim mistrzowie krajów hokejowo nieco egzotycznych, jak Bułgaria, Rumunia czy Hiszpania, wicemistrzowie z średniaków, w rodzaju Polski czy Francji. Zwycięzca rozgrywek ma zagwarantowane prawo do gry w Lidze Mistrzów w następnym sezonie. Dwa lata temu tyszanie przegrali tę rywalizację o włos, więc może Katowiczanie spiszą się nie gorzej?

NIE MA POLSKIEJ LIGI BEZ ŚLĄSKA Aby zakończyć wątek znaczenia śląskich klubów w Polskiej Lidze Hokeja wypada dodać, że w liczącej w zasadzie 10 drużyn lidze, ponad połowa była z Górnego Śląska. Oprócz Tychów i GKS-u Ka-

ziom rozgrywek bardzo biedny, głównie dlatego, iż władze Katowic nie kryją, że nie zamierzają dotować dwóch klubów hokejowych, i postawiły na Gieksę z centrum, a nie Naprzód z peryferyjnego Janowa. W tym sezonie w lidze zastąpi go ekipa z Torunia. Piszemy, że liga miała w zasadzie 10 drużyn, choć teoretycznie 11. Sęk w tym, że ta ostatnia, Szkoła Mistrzostwa Sportowego z Sosnowca, przez cały rok nie zdołała nie tylko wygrać, ale nawet zremisować jednego spotkania i zakończyła ligowe rozgrywki z zerowym dorobkiem punktowym, tracąc w nim 156 goli a zdobywając zaledwie 18. Nie trudno wyliczyć, że na 9 traconych goli, strzelała jednego! Gra w ekstraklasie jednak decyzją hokejowej centrali, która wierzy, że pozwoli to 17 i 18-latkom podnosić swój poziom. Ich blamaż także na mistrzostwach świata do lat 18, na początku kwietnia, pokazuje, że pozwala jedynie na przyzwyczajanie się do porażek. Tak więc w 10-drużynowej lidze tych z Górnego Śląska było aż sześć. Trudno o lepszy dowód, że bez Górnego Śląska polski hokej praktycznie nie istnieje.

ŚLĄZACY BLISKO MISTRZOSTWA CZECH! Uzna ktoś, że Polska to jednak hokejowy zaścianek i nie ma się czym ekscytować. Ale nawet jeśli tak, to inny gór-

bardzo blisko mistrzostwa Republik Czeskiej, gdyż właśnie awansował do jej finału, który zaczyna się 14 kwietnia. I jest uważany za drużynę minimalnie lepszą od swojego rywala, Komety Brno. Ponieważ Brno jest stolicą Moraw, a Trzyniec leży na Śląsku, więc czescy komentatorzy już dziś zauważają, że mistrzem Czech na pewno nie będzie drużyna z Czech. Bo u południowego sąsiada wszyscy świetnie rozumieją, że Morawy i część Śląska leżą w państwie czeskim, ale Czechami nie są. Czeska rywalizacja też toczy się do 4 zwycięstw, a Trzyniec zdobył już mistrzostwo Czech w roku 2011, wicemistrzostwo w1998 i 2015. Czy teraz znów będziemy się cieszyć z wielkiego sukcesu górnośląskiej drużyny? Będziemy cieszyć się także po polskiej stronie granicy, bo każdy, kto bywa na stadionie zimowym w Trzyńcu wie, że kibice stąd stanowią tam ogromną grupę, a śląskich flag na trybunach jest więcej, niż gdziekolwiek na polskim Górnym Śląsku, może za wyjątkiem piłkarskiego stadionu Ruchu Chorzów. Hokeiści z czeskiego Śląska też doskonale wiedzą, skąd są. Było to widać na tegorocznej olimpiadzie zimowej, gdzie czeski bramkarz z jednej strony kasku miał wprawdzie czeskiego lwa, ale z drugiej śląskiego orła. I czeskim kibicom jakoś to nie przeszkadza… Wyobrażam sobie, co by było, gdyby w stroju takim, ze śląskim adlerem równorzędnym polskiemu, wy-

Ponieważ Brno jest stolicą Moraw, a Trzyniec leży na Śląsku, więc czescy komentatorzy już dziś zauważają, że mistrzem Czech na pewno nie będzie drużyna z Czech. Bo u południowego sąsiada wszyscy świetnie rozumieją, że Morawy i część Śląska leżą w państwie czeskim, ale Czechami nie są towice, to także Polonia Bytom, JHK Jastrzębie Zdrój, Orlik Opole i katowicki Naprzód Janów. Wszystkie poza Janowem spisywały się przezwoicie, on niestety zajął ostatnie miejsce i opuszcza ekstraklasę. To jednak klub na ten po-

nośląski klub należy do europejskiej czołówki. Chodzi o Ocelari Trinec (Trzyniec) z miasteczka stanowiącego w zasadzie przedmieście Czeskiego Cieszyna. Grającego więc w jednej z najmocniejszych lig świata. Trzyniec w tym roku znów jest

stąpił jakikolwiek reprezentant Polski… I może czas, by działacze samorządowi lub hokejowi pomyśleli nad meczem polski Śląsk na czeski Śląsk. Choć polscy być może i to uznaliby za separatyzm. Adam Moćko


12

kwiecień 2018r.

Gdyby Henryk wygrał, losy Europy Środkowej potoczyłyby się pewnie zupełnie inaczej

Dzień, który zmienił historię

Gdyby losy 9 kwietnia potoczyły się inaczej, losy Śląska, a może i całej Europy potoczyłyby się inaczej. Potężny książę śląski za kilka-kilkadziesiąt lat być może założyłby na swoją głowę królewską koronę. I budował coraz potężniejsze państwo. Najmocniejsze w Europie Środkowej. Tak, jak od kilkudziesięciu lat robił to on sam, jego ojciec i dziad. Ale 9 kwietnia wszystko się zmieniło. 9 kwietnia śląskiemu państwu przetrącono kręgosłup. Od tego momentu z roku na rok słabło.

N

ie wiadomo nawet, gdzie wydarzenie to miało miejsce. Przez kilkaset lat, za kronikarzem Janem Długoszem powtarzano, że pod Legnicą, na Legnickim Polu. Jednak wielokrotne poszukiwania nie pozwoliły znaleźć na miejscu tym nawet jednego grotu łucznika, kawałka hełmu, sprzączki, czegokolwiek, co wskazywałoby, że stoczono tu wielką bitwę. Co prawda nie tak wielką, jak sądzono dawniej, gdy pisano nawet, że Tatarów mogło być 70 000. Dziś wiadomo, że było ich niemal dziesięć razy mniej, ale ponieważ wojska śląskiego księcia też szacuje się na 7-8 tysięcy, to po bitwie, w której brało udział nie mniej, niż 15 000 ludzi, ślad powinien pozostać. A tu nic.

OŁAWA, NIE LEGNICA Być może dlatego, że bitwa pod Legnicą nie odbyła się wcale pod Legnicą! Okazuje się bowiem, że XIII-wieczne źródła znają na Dolnym Śląsku dwie miejscowości, Legenicz (dzisiejsza Legnica) i wieś Legnic, leżąca koło Oławy. To dopiero Długosz orzekł, że bitwa odbyła się pod Legnicą, tyle, że… manuskrypt Długosza, badany podczerwienią, wskazuje, że kronikarz coś tam starannie z pergaminu wydłubał, i to coś za-

Po ojcu, też Henryku, odziedziczył państwo mocne; śląscy władcy zdążyli już sobie podporządkować Wielkopolskę i Małopolskę, część Łużyc, coraz bardziej łakomym okiem spoglądali na Morawy. Henryk zresztą gromadził wojska najszybciej jak się da. W zachodniej Europie prosił o wyprawę krzyżową, lecz na wyprawę przybyli jedynie joannici i templariusze. Długosz pisze wprawdzie także o silnym oddziale krzyżaków, pod wodzą samego wielkiego mistrza, który w bitwie miał nawet zginąć. Ponieważ

(margrabia morawski był Henryka siostrzeńcem), dwa rycerskie zakony oraz piechota: górnicy ze Złotoryi i poddani księciu chłopi. Książę ustawił wojska w cztery hufce, czekając na Tatarów. Ich szyk był podobny. A początek bitwy wskazywał, że zwycięstwo będzie przy Henryku. Poszczególne hufce dość łatwo rozbijały oddziały tatarskie, w których panował coraz większy zamęt i były coraz bliższe rzucenia się do ucieczki. Zamiast tego jednak nagle pole walki opuścił górnośląski książę Mieszko Oty-

To dopiero Długosz orzekł, że bitwa odbyła się pod Legnicą, tyle, że… manuskrypt Długosza, badany podczerwienią, wskazuje, że kronikarz coś tam starannie z pergaminu wydłubał, i to coś zastąpił Legnicą. To wydłubane coś, choć niewyraźne, zdaje się był Oławą. n Książę Henryk wyrusza do walki. Za nim widać sojusznika, wielkiego mistrza krzyżaków von Osterna. Miał też w bitwie według Długosza zginąć, ale żył jeszcze przez wiele lat. A krzyżaków pod Legnicą raczej nie było wcale. stąpił Legnicą. To wydłubane coś, choć niewyraźne, zdaje się był Oławą. Czyli miejscowością, koło której leżała wieś Legnic. Jest to bardziej logiczna lokalizacja miejsca bitwy. Trudno bowiem uwierzyć, że śląski książę Henryk cofał się przed Tatarami aż na kraj swego państwa, by tam wydać im bitwę. Bardziej prawdopodobne, że czekał na nich, gdy wkroczyli na Śląsk. A do tego Oława pasuje o wiele bardziej. Tyle, że po wsi Legnic nie ma śladu od stuleci, więc nie bardzo wiadomo, gdzie by śladów bitwy szukać.

Plan się sprawdził. Nie tylko Piastowie nie poszli na pomoc Węgrom, Wacław czeski także, wolał przyjść z pomocą swojemu szwagrowi ze Śląska. Ale on i na starcie Henryka z Mongołami nie zdążył. Może wolał nie zdążyć, obawiając się, że klęska spowoduje, iż także jego Czechy będą przed Tatarami bezbronne. Natomiast śląski książę zebrał wszystkie wojska, które mógł, by Tatarom się przeciwstawić. A wszyscy wokół wiedzieli, że tylko on, Henryk, jest w stanie to zrobić.

mistrz ten jeszcze kilkanaście lat po bitwie podpisywał jednak dokumenty – i tę część Długoszowej opowieści traktować należy jako bajkę. Na pewno natomiast nie szczędził książę Henryk pieniędzy, by gromadzić też wojska zaciężne, zapewne niemieckie.

PODOBNE SIŁY, PODOBNY SZYK Ostatecznie pod jego rozkazami zgromadziło się rycerstwo śląskie, wielkopolskie, niedobitki małopolskiego (kilkukrotnie z fatalnym skutkiem spróbowali już stawić czoła Tatarom), morawskie

ły – który kilka tygodni wcześniej zmierzył się już z Tatarami i poniósł porażkę, zdołał wtedy jednak z pola walki wycofać niemal całe swoje wojska. I te same wojska teraz, wygrywając, rzuciły się do ucieczki! Podobno (tzn. według Długosza) stało się to za sprawą jakiegoś zdrajcy, który zaczął krzyczeć „bieżajcie, bieżajcie”, co odczytano jako hasło do ucieczki. Książe Henryk widząc to miał (znów podobno) zawołać „gorze nam się stało” – i rzucić do walki swój odwodowy hufiec, złożony głównie z wojsk zaciężnych i śląskiego rycerstwa. Najpewniej sam stanął na jego czele. I znów, drugi już

ATAK PREWENCYJNY Wojska tatarskie, które natarły na Śląsk nie były zbyt liczne. Bo też nie nasz hajmat był celem ich inwazji. Główne uderzenie poszło na Węgry, dowodził nimi Batu Chan, najwybitniejszy wnuk Dżingis Chana. Jego celem był podbój Europy, a przynajmniej sporej jej części, po Wenecję, może Rzym. Po drodze trzeba było rozbić państwo Węgrów, też wówczas będące u szczytu potęgi (i też, jak Śląskie, po inwazji Tatarów podupadłe już na zawsze). Ponieważ jednak Batu obawiał się, że książęta czescy i niektórzy Piastowie, a zwłaszcza najpotężniejszy z nich, Henryk Śląski, mogą przyjść Madziarom z pomocą, wysłał na północ swojego brata, Ordu, a być może i drugiego, Bajdara. Rajd ten miał zatrzymać Piastów i czeskich Przemyślidów na ich ziemiach i – o ile się da – zadać im ciężkie straty. Był to więc atak prewencyjny, mający uniemożliwić Węgrom zebranie potężnej armii.

n Bitwa pod Legnicą na miedziorycie Matthäusa Meriana Starszego z 1630 roku pod tytułem „Wielka klęska chrześcijan pobitych przez Tatarów”.


13

kwiecień 2018r.

raz tego dnia, jego armia zaczęła przeważać, w tatarskie szeregi wdzierał się coraz większy popłoch.

GAZY BOJOWE? I wtedy jeśli wierzyć kronikarzowi – zaczęły się dziać rzeczy, które europejskie rycerstwo musiały wprowadzić w osłupienie i wywołać wśród niego panikę. Warto tu zacytować Długosza: „„Była tam w ich (mongolskim) wojsku między innymi chorągwiami jedna ogromnej wielkości. (...) na wierzchołku jej drzewca tkwiła postać głowy wielce szpetnej i potwornej z brodą, kiedy więc Tatarzy o jedną staję w tył się byli cofnęli i zabierali do ucieczki, chorąży niosący ów proporzec począł tą głową z całej siły machać, a natychmiast buchnęła z niej jakaś para gęsta, dym i wiew tak smrodliwy, że za rozejściem się między wojskami tej zabójczej woni Polacy mdlejący i ledwo żywi ustali na siłach i niezdolnymi się stali do walki””. Jeśli w opisie tym jest choć cień prawdy, to w europejskiej bitwie po raz pierwszy gazów bojowych użyto nie pod Ypres (podczas I wojny światowej), lecz niemal 700 lat wcześniej, na Śląsku. Rzecz tylko paradoksalnie brzmi niewiarygodnie. Wiadomo jest, że już 1000 lat temu trujących gazów w walce używało cesarstwo chińskie. Mongołowie, kilkadzie-

bowiem Henryk zginął z dala od pola bitwy, w tatarskim obozie, to jakim cudem jego ciało jest pochowane we Wrocławiu? Bez głowy zresztą, bo głowę Tatarzy nabili na dzidę i z takim rekwizytem zjawili się pod Wrocławiem, żądając otwarcia miasta. Co jednak nie nastąpiło, zresztą podobno za sprawą cudu Czesława Odrowąża (krewnego św. Jacka Odrowąża, patrona Śląska), który ognistą kulą nad miastem przeraził Tatarów. Mamy więc opowieść niemal jak z filmów fantasy: z jednej strony średniowieczni wojownicy używają gazów bojowych, z drugiej strony średniowieczni obrońcy miasta używają świetlistych kul dla odstraszenia wroga. Ile w tym bajki a ile faktów nie dowiemy się nigdy. Bajką natomiast nie jest klęska i śmierć Henryka. Jego ciało wśród poległych rozpoznano po anomalii anatomicznej, miał otóż książę u nogi sześć palców. Ciekawe, że kilkaset lat później taką samą anomalię miał wybitny śląski piłkarz Ernest Willimowski. Może daleki potomek księcia?

RATUNKIEM TATARSKIE DYNASTYCZNE ZAWIROWANIA Bajką nie jest, że Tatarzy na Śląsku zabawili niedługo, po czym ruszyli na Morawy. Część z nich zapewne po drodze zabawiła dłużej w okolicach dzisiejszej Rudy Śląskiej. Legenda głosi bo-

Książe Henryk widząc to miał (znów podobno) zawołać „gorze nam się stało” – i rzucić do walki swój odwodowy hufiec, złożony głównie z wojsk zaciężnych i śląskiego rycerstwa. Najpewniej sam stanął na jego czele. I znów, drugi już raz tego dnia, jego armia zaczęła przeważać, w tatarskie szeregi wdzierał się coraz większy popłoch siąt lat przed bitwą pod Legnicą, podbili Państwo Środka, więc mieli dostęp i do chińskiej sztuki wojennej. Wiadomo, że kilka razy na chiński sposób zdobywali twierdze, więc korzystali z niej. Inna sprawa, że nigdzie, poza bitwą legnicką, nie ma wzmianek o tych gazach bojowych. Więc i ta opowieść Długosza może być wyssana z palca. A może barwnym tym opisem starał się wyjaśnić fakt, że jako pierwsi do ucieczki rzucili się Polacy? A może zmyślili to uciekinierzy, by wyjaśnić swoją rejteradę? Po wiekach już tego nie rozwikłamy, wiadomo natomiast, że gdy po raz drugi część wojsk Henryka rzuciła się do ucieczki, zwycięstwo Tatarów stało się niemal pewne.

wiem, że nazwa dzielnicy Orzegów pochodzi od słów „orze głowy”, gdyż miejscowi chłopi jeszcze wiele lat po przejściu Tatarów mieli podczas orki wydobywać z ziemi czaszki. Zaś dzielnica Kochłowice ma swoją nazwę wieść od tatarskiego słowa kochlowi. Tatarzy marszem przez Morawy zapewne zamierzali się połączyć z główną armią BatuChana, który zdążył już rozgromić Węgrów i kierował się dalej na zachód, zajął już Austrię i w zasadzie był o krok od wkroczenia do Italii, zapowiadając, że napoi konie w nurcie Tybru, w

Rzymie. Nie doszło do tego nie z powodu dzielności europejskiego rycerstwa, lecz wydarzeń wewnątrz samej ordy tatarskiej. Zmarł otóż wielki chan wszystkich Tatarów, a Batu – najwybitniejszy z żyjących wodzów – chciał brać udział w wyborze jego następcy. I pewnie nie tylko on, gdyż w armii Batu Chana było sporo książąt z rodu Dżingis Chana, spośród których miano wybrać kolejnego władcę. Batu przeprowadził wybór Wielkiego Chana po swojej myśli, ale to już inna historia. To, że oficjalnie uznając jego władzę nad sobą, nieoficjalnie zupełnie go lekceważył – też. Tak więc Tatarzy, będąc o krok od podbicia Europy wycofali się na skutek własnych zawirowań dynastycznych. Niewiele Europy zniszczyli, nawet na Śląsku skutki ich agresji były znacznie mniejsze, niż zniszczenia po choćby wojnie 30-letniej czy II wojnie światowej. A jednak ta agresja spowodowała upadek wielkiej monarchii Henryków Śląskich. Po śmierci Henryka Pobożnego nie było bowiem nikogo, kto zdołałby ją uratować. Jego własne dzieci były nieletnie, a sprawująca w ich imieniu władzę księżna wdowa, Anna Czeszka, nie była politykiem zbyt sprawnym. Jeszcze gorsze były dzieci, wśród nich zwłaszcza Bolesław, Rogatką zwany, polityczny awanturnik bez politycznych czy militarnych talentów. Tymczasem dziedziczna władza Henryka Brodatego i Pobożnego dotyczyła tylko Dolnego Śląska. Całą resztą rozległej monarchii włada-

li już to na mocy porozumień z możnowładcami (Kraków), już to jako opiekunowie innych, nieletnich Piastów, już to podporządkowując sobie słabszych książąt, jak choćby górnośląskiego Mieszka Otyłego. Gdy zabrakło, złamanej pod Legnicą, militarnej siły państwa Henryków, a tym bardziej gdy zabrakło ich samych, zręcznych dyplomatów i niezłych wodzów, wielkie państwo w ciągu kilkunastu lat rozsypało się jak domek z kart.

udało. Królem Polski został jego młodszy rywal, Władysław Łokietek, a Śląsk zaczął się coraz szybciej od spraw polskich oddalać. Od tej pory częściej będzie z Polską toczył wojny niż współpracował. A gdyby tak Pobożny pod Legnicą wygrał? Opromieniony sławą pogromcy Tatarów, których nikt jeszcze nie pokonał, jako zwycięzca pogan, pewnie miałby ogromne szanse założyć na swoją głowę królewską koronę. Ponieważ jego wła-

Mamy opowieść niemal jak z filmów fantasy: z jednej strony średniowieczni wojownicy używają gazów bojowych, z drugiej strony średniowieczni obrońcy miasta używają świetlistych kul dla odstraszenia wroga. Ile w tym bajki a ile faktów nie dowiemy się nigdy. Ostatnie nuty świetności, to czasy wnuka Henryka Pobożnego, czyli Henryka Probusa zwanego też Prawym. Próbował on bez powodzenia zostać regentem królestwa Czech, następnie, czując że niepodległości Śląska nie jest już w stanie utrzymać, złożył – wraz z księciem górnośląskim - hołd niemieckiemu cesarzowi. I tak to w 1280 nasz hajmat wszedł na okres ponad 650 lat w krąg cywilizacji niemieckiej. Potem Probus próbował jeszcze założyć, jako najważniejszy z Piastów, na głowę polską królewską koronę, ale zmarł, nim mu się to

dza nad polskimi dzielnicami wynikała bardziej z siły, niż z praw dynastycznych, zdecydowałby się zapewne przyjąć koronę króla Śląska. I poszerzać swoje państwo. Być może, gdyby pod Legnicą wygrał, dziś państwo śląskie obejmowałoby tereny polskie, czeskie, morawskie. I było nowoczesne, bo przez stulecia leżałoby w kręgu cywilizacji zachodniej a nie – jak Polska – bliżej cywilizacji orientu. Ale to tylko gdybanie, bo Henryk pod Legnicą zginął, a wraz z nim nastał zmierzch monarchii Henryków. Dariusz Dyrda

W Polsce o bitwie pod Legnicą lubi się opowiadać, że to starcie polsko-tatarskie albo wręcz wojna religijna. Sam książę Henryk może nawet patrzył na nią, jako na wojnę za wiarę, ale na pewno nie traktowali jej tak Tatarzy. Do czasu gdy przyjęli islam (kilkadziesiąt lat później) religie wszystkich pokonanych ludów traktowali z szacunkiem, a duchowni, niezależnie od wyznania, byli dla nich praktycznie nietykalni. Tak samo bzdurą jest postrzeganie wojsk Henryka jako polskich. Nie istniała wówczas taka identyfikacja narodowościowa, a sam książę w swojej tytulaturze używał przede wszystkim pojęcia Książę Śląska. Sporą część jego armii rycerstwo wielkopolskie i małopolskie stanowiło po prostu dlatego, że po pierwsze musieli mu służyć, a po drugie nie widzieli nikogo innego, kto mógłby stawić czoła Tatarom. Mimo tego polski Kościół zabiega o beatyfikację księcia, jako męczennika za wiarę. Henryk, co z samego przydomku Pobożny wynika, był człowiekiem bardzo religijnym, ale do walki z Tatarami wyruszył nie za wiarę, lecz w obronie swojego państwa. Mogołowie zaś pokonanych władców zabijali często.

SZÓSTY PALEC I TYLE… Ostatecznie książę zginął, choć nawet o tym fakcie wiemy niewiele. Według Długosza został w trakcie walki przebity dzidą i spadł z konia martwy – według zaś źródeł mongolskich dostał się do niewoli i zabito go później, gdy odmówił uklęknięcia przed zwłokami tatarskiego księcia, który zginął we wcześniejszych walkach w Małopolsce. Polscy historycy dziś bardziej chętnie przyjmują tę drugą wersję, choć wydaje się ona mało logiczna. Jeśli

n Śmierć Henryka Pobożnego według obrazu z bazyliki w Legnickim Polu.

n Tak zapewne wyglądali mongolscy wojownicy.


14

kwiecień 2018r.

Nojlepszy gĕszynk 35zł

30zł

We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!

45zł

35zł

35zł

A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?

35zł

35zł

35zł

35zł

5zł

30zł

30zł

5zł

Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53.* adres e-mail: megapres@interia.pl, tel. 535 998 252, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.

* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym. Nie ma tam sklepu!


15

kwiecień 2018r.

FIKSUM DYRDUM

Czy według rządzącej partii mogę wziąć kredyt w banku, przekazać pieniądze Caritasowi – i twierdzić że oddałem? Nie mogę? To dlaczego twierdzą, że przyznane sobie wcześniej hojnie nagrody oddali? Nie oddali, tylko przekazali zaprzyjaźnionej organizacji! A zabrali wcześniej nam wszystkim, obywatelom państwa polskiego. Tak naprawdę wyrolowali nas wszystkich dwa razy. Raz biorąc nagrody, drugi raz darowując je nie temu, od kogo zabrali. I jeszcze udają sprawiedliwych. Zaraz potem prezes PiS-u ogłosił, że wynagrodzenia wszystkich wysokich urzędników państwowych, posłów, senatorów, samorządowców, zostaną obniżone o 20%. Zrobił to przestraszony reakcją suwerena. Reakcją na wieść o ogromnych nagrodach dla ministrów, reakcją na wicepremiera Gowina żalącego się, że mu 10 tysięcy od pierwszego do pierwszego nie wystarcza, reakcją wreszcie na butną Beatę Szydło, krzyczącą z sejmowej mównicy, że jej i kolegom się te nagrody po prostu należały. Słupki poparcia PiS-u poleciały w dół, jak samolot pod Smoleńskiem, i dla ratowania sytuacji prezes Kaczyński ogłosił swój populistyczny pomysł, przykręcenia wszystkim dostojnikom i VIP-om śruby. Tak naprawdę przykręci ją zaś jedynie swoim politycznym przeciwnikom. Bo ci „właściwi”, swoi, pewnie nadal będą korzystać ze służbowych kart kredytowych, rozliczać tysiące kilometrów samochodami (nawet jeśli ich nie

Zamiast naprawić postanowił dokopać mają), latać za darmo samolotami do domu, albo jeździć do niego całą służbową kawalkadą. Jadać na koszt podatnika w drogich restauracjach i kupować sobie na koszt podatnika garnitury, broszki, portfele. Mając niemal wszystko za darmo niewiele stracą, jeśli w tym portfelu będzie nieco mniej gotówki.

dobiera się do kieszeni nie swoich dworzan, lecz przeciwników. To nie naprawa państwa, a jedynie próba naprawienia wizerunku PiS-u. Przy okazji pokazując po raz kolejny, że traktuje państwo jak prywatny folwark. Bo w sprawnie działającym państwie nie o to chodzi, by - po bolsze-

przysługuje służbowa limuzyna, a komu nie przysługuje. I powinno być uregulowane ile razy w roku premier czy prezydent może skorzystać z samolotu, by polecieć do domu albo na narty. Naród (PiS lubi mówić: suweren) nie oburzył się wszak na zarobki ministrów, posłów, burmistrzów, radnych. Na-

Ci „właściwi”, swoi, pewnie nadal będą korzystać ze służbowych kart kredytowych, rozliczać tysiące kilometrów samochodami (nawet jeśli ich nie mają), latać za darmo samolotami do domu, albo jeździć do niego całą służbową kawalkadą. Jadać na koszt podatnika w drogich restauracjach i kupować sobie na koszt podatnika garnitury, broszki, portfele. Mając niemal wszystko za darmo niewiele stracą, jeśli w tym portfelu będzie nieco mniej gotówki Natomiast radni, miejscy, gminni, powiatowi, wojewódzcy – stracą naprawdę. Posłowie opozycji stracą naprawdę. Bo oni nie mają służbowych kart, limuzyn, budżetu reprezentacyjnego. Nie, żebym ich żałował, bo najczęściej ich praca nie warta jest pieniędzy, które biorą, ale niesmak budzi we mnie fakt, gdy prezes Kaczyński, pod pozorem równości i sprawiedliwości,

wicku - każdy zarabiał gorzej. Chodzi o to, by sprawy przywilejów były przejrzyste i uregulowane. By wiadomo było, komu przysługuje służbowa karta i co z niej może kupić, a czego nie może. Na przykład, że do służbowego obiadu może wziąć sobie butelkę (polskiego!) piwa, ale już butelki wina za 2000 złotych – nie może. W demokratycznym państwie powinniśmy wiedzieć, komu

ród (suweren) oburzył się na to, że PiS stworzył dla siebie system drugich wypłat, niezależnych od tych im przysługujących. I rozdawał je sobie tak hojnie, że przy tym osławione ośmiorniczki u „Sowy i przyjaciół” to drobne kompletne, jak krupniok na wiejskim festynie. Co jednak dla mnie najważniejsze, sprawa to dowodzi dla mnie, że państwo scentralizowane działa źle. A pań-

stwo federacyjne może działać znacznie lepiej. Gdyby regiony były autonomiczne, a do wspólnej kasy odprowadzały tylko tyle, ile trzeba na wspólną obronność, politykę zagraniczną, i jeszcze kilka innych spraw – to niech sobie w Warszawie wypłacają forsy ile chcą. Ale z tej puli. A od ogromnej większości pieniędzy, które zostaną w autonomicznych regionach – wara wam warszawskie darmozjady. W autonomicznym regionie władzy lepiej patrzeć na ręce. Gdy ministerstwo kupi dwadzieścia nowych limuzyn – nawet tego nie zauważymy, nawet się o tym nie dowiemy. Ale gdy jedną taką wypasioną furę burmistrz miasteczka kupi dla siebie, a drugą dla swojego zastępcy – to lud widzi natychmiast i burmistrz małe ma szanse na ponowny wybór. Może dlatego burmistrzowie jeżdżą skodami (fakt, że najdroższymi), a byle wiceminister trzy razy droższym mercedesem. Ktoś może oczywiście powiedzieć, że wcale nie jest pewne, iż premier autonomicznego śląskiego (albo małopolskiego) województwa też nie kupiłby sobie takiego samego mercedesa. Prawda. Tyle, że jeśli on będzie jeździł taką furą, jadał za publiczne pieniądze w najdroższych restauracjach i przyznawał sobie co miesiąc za byle co premie po dziesięć tysięcy – dowiemy się o tym znacznie wcześniej, niż w przypadku władzy, która jest daleko. I polityka, który urzęduje w Katowicach łatwiej nam wygwizdać, niż tego, który siedzi w Warszawie. Dariusz Dyrda

Hanek tuplikuje

Co się należy „ludności rdzennej” ôd państwa:

1.

Coby leko pochytać i sie nie wadzić, czamu Slonzoki majom prawie, kiej winszujom se godki i edukacji regionalnŷj we szkole, to trza najsamprzůd wyklarować, fto to je „ludność rdzenna”. Bo o tyj „ludności rdzennej” stoi we Konwencji Praw Dziecka ONZ. Tak se tuplikuja, iże ta „ludność rdzenna”, to som ludzie tukej rodzone – to som autochtony, co po grecku ôznaczo „ze tyj ziŷmie”, „tuziemiec”. „Ludność rdzenna”, to te, kiere tu byli najsamprzůdzi. Na Wiŷrchnim Ślůnsku to Ślůnzoki! Tako jak we Ameryce to Indianery, w Australii to Aborygeny - na Ślůnsku to Ślůnzoki. Ślůnzoki to „ludność rdzenna” Górnego Śląska.

2. We tych państwach, we kierych żyjom ludzie ize rdzŷnnej familie, to bajtlom tych ludzi „ (…) pochodzenia rdzennego nie można odmówić prawa do posiadania i korzystania z własnej kultury, do wyznania i praktykowania swojej religii lub używania własnego języka, łącznie z innymi członkami jego grupy.” (Art. 30 Konwencji Praw Dziecka ONZ). Sam nima nic,

Dyć momy. Od ONZ! co państwo musi ich uwożać, za myńszość, nacjonalno abo ino etniczno. Konwencja pado ino o Ludności Rdzennej! A jo sie Wos pytom, jako to u nos je, u nos na Wiŷrchnim Ślůnsku? Do sie we szkole zowdy godać, uczom po naszymu ȏ naszych ôjcach? Niŷ, niŷ, niŷ, niŷ do sie? A czamu? Naszo republika (RP) „zachęca (…) środki masowego przekazu, aby w szcze-

prawiom, rzondzom po naszymu do bajtli i majom tam modernych rechtorów, co poradzom wyuczyć nasze bajtle po naszymu jeszcze lepiej jak oma a starka doma? Niŷ, niŷ, niŷ robiom tego, niŷ. A czamu? Niy poradzom? Niy majom geltu? Aliści Konwencyjo Praw Dziecka ONZ podpisali. Podpisali? Sygnowali? A dyć! Nasz sztat (RP) „podejmuje (…) działania mające na celu poszanowanie

niego godajom ôjce i ȏ czym godajom. Tożsamość to do mie je zachowano, kiej bajtel zno prowda ȏ tym, co i czamu u nos – na Ślůnsku - je inaczŷj niże w Czechach, Niymcach, etnicznŷj Polsce, Ameryce i Australie.

3. Miarkujecie se już: Co on fandzoli? Rīchtig klugszajser! Ô czym ôn bamonci?

Bajtlom tych ludzi „ (…) pochodzenia rdzennego nie można odmówić prawa do posiadania i korzystania z własnej kultury, do wyznania i praktykowania swojej religii lub używania własnego języka, łącznie z innymi członkami jego grupy.” (Art. 30 Konwencji Praw Dziecka ONZ). Sam ni ma nic, co państwo musi ich uwożać za myńszość, nacjonalno abo ino etniczno. Konwencja pado ino o Ludności Rdzennej! gólny sposób uwzględniały potrzeby językowe dzieci należących do mniejszości narodowych lub do rdzennej społeczności.” (Art.17 Konwencji Praw Dziecka ONZ)? Widzieliście abo słyszeliście, co we TVP1, TVP2, TVP3 i we PR godajom,

prawa dziecka do zachowania jego tożsamości,(…)” (Art. 8 Konwencji Praw Dziecka ONZ)? Niŷ, niŷ, niŷ robi tego. A czamu? Tożsamość to do mie je ůwdy zachowano, kiej bajtel poradzi spokopić, co do

Kaj on to znod? Tuż mocie: stoi to napisane na stronie Ministerstwa Edukacji Narodowej naszyj republiki (RP) we zakłodce: Prawa Rodziców. Co to je? To je Konwencja Praw Dziecka ONZ. Jak fto chce poczytać cołko:

https://men.gov.pl/zycie-szkoly/rady-rodzicow/prawa-rodzicow-2.html Naszkryflali, co majom szafnonć i niy szafnom. Som hań na tŷj zajcie (we tajlach) tyż interesantne: Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, Konstytucja, Karta Nauczyciela i Podstawa Programowa, nale o tym naszkryflom kiej indzij. Konwencja o Prawach Dziecka je hań inoś we tajlach. We tajlach, bo ino art. 5, art. 14, art. 18!!! Nie znojdzecie tu ani art.30 ani art. 17. ani art. 8. A czamu? A niŷ wiŷm? Niŷ wiŷm, po jakiŷmu Ministerstwo Edukacji Narodowej o tym niŷ chce godać? Kiej to już przeczytocie, we tajlach (cołkie mozmo lepij) to zawdy idzie pedzieć we szkole, we gminie, co wom filip godo. Kiejby Wos we szkole eli we gminie suchać nie chcieli, to możno tukej znojdom do Wos chwila?: Ośrodek Informacji ONZ: 00-549 Warszawa, Tel.: (0-prefix22) 825-57-84, Fax.: (0-prefix-22) 825 77 06, Strona internetowa: www.unic.un.org.pl, E-mail: unic. poland@unic.org Tuż niŷ dejcie się bamoncić, co kiej Ślůnzoki niŷ som uznane za myńszość, to ni momy prawa do lekcyj ze naszŷj godki, a edukacje regionalnŷj. Gerichty ONZ nom to prawo dowajom. Jako ludność autochtoniczna. Styknie się ino dopominać! Aleksander Lubina


16

marzec 2018r.

Książka, na którą wielu z naszych Czytelników długo czekało – już jest. Już ją wysyłamy, rozwozimy po Śląsku. Jeśli zgłosicie się do nas, chętnie zorganizujemy u Was wieczór autorski, NA KTÓRYM Gott mit Uns będzie po promocyjnych cenach.

To sie werci poczytać:

„Dante i inksi” Mirosława Syniawy, to antologia wielkich dzieł światowej poezji na język śląski. Tytuł pochodzi od „Boskiej Komedii” Dantego, której fragmenty znajdziemy tam właśnie w godce. Poza tym są jednak wiersze czołowych poetów niemieckich, rosyjskich, francuskich, angielskojęzycznych, a także azjatyckich. Okazuje się, ze w godce brzmi to świetnie! - cena

Ksiůżka ślůnsko – nojlepszy Ksiůżka ślůnsko – nojlepszy gĕszynk podgĕszynk krisbaum! pod krisbaum 23 złote

Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? łôsprowki”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe „Pniokowe łôsprowki”? ”? Eli ni mosz, terozki ”? Eli ni mosz, terozki „Asty kasztana „Asty kasztana festelno kupić je blank tanio. festelno szansa szansa kupić je blank tanio. księgarniach tych książek kosztuje WW księgarniach kompletkomplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. Uz nas razem z kosztami średnio około 135 złotych. U nas razem kosztami przesyłki wydasz na nie!!!jedynie: !!! przesyłki wydasz na nie jedynie: 110 złotych !!!110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście Ale możesz je oczywiście kupić także kupić osobno. także osobno. Koszt –przesyłki – 9 złotych. Koszt przesyłki 9 złotych. Wprzypadku przypadku zamówienia powyżej złotych W zamówienia powyżej 100 złotych – 100 przesyłka gratis. – przesyłka gratis. lub telefonicznie 535 998 252. lub telefonicznie 535 998 252. Można teżwpłacając zamówić wpłacając na konto Można też zamówić na konto 96 2528 1020 2528 0302 0133 9209 96 1020 0000 03020000 0133 9209 - ale prosimy przy podawać zamówieniu podawać - ale prosimy przy zamówieniu numerkontaktowego. telefonu kontaktowego. numer telefonu „Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego

– to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z Instytut Godki. Instytut ŚlůnskijŚlůnskij Godki. naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53 Cena 60 złotych.

„Komisorz Hanusik we tajnyj służbie ślonskij nacyje” to druga część skrzącego się humorem kryminału z elementami fantasy, rozgrywający się na dzisiejszym Śląsku. Autor, Marcin Melon, jest anglistą, co w

książce widać szkółŚląskiego” - cena 28 zło-Dariusza Jerc „Historia Narodu – to jedyna książka opowiadająca o historii Ś tych naszego własnego punktu widzenia, a nie czeskiego czy niemieckiego. 480 stron forma Cena 60

„Ich książęce wysokości” - to dzieje „Pniokowe Łosprowki” „Rychtig Dariusza Dyr- Eugeniusza „Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyr-Gryfno Godka” Kasztana, Ginter- „OpoPierończyk - „OpoAstyAsty Kasztana, Ginter Pierończyk Kosmały (Ojgena dy języka – to śląjedyny podręcznik językaz Pnioków ślą- – popular– to jedyny podręcznik wieści o Śląsku niewymyślonym” todyauwieści o Śląsku niewymyślonym” to aunego felietonisty Radia Piekary) to kilskiego. W 15 czytankach znajdujemy znajdujemy tentyczna sagaz Załęża. rodziny się W 15 czytankach tentyczna saga rodziny Jak zsięZałęża. Jakskiego. dowcipnych gawęd w takiej kompendium wiedzy kadziesiąt o Górnym Śląsku, kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, w Katowicach śląskim pokoleniom? żyłożyło w Katowicach śląskim pokoleniom? a podnajważkażdą czytankąśląskiej wyjaśnia a pod każdą czytanką wyjaśnia godce,najważkierom dzisio nie godo Historia przeplatana nie tylko zabawnymi Historia przeplatana nie tylko zabawnymi niejsze różnice między śląskim niejsze różnice między językiem śląskim jużjęzykiem żoděn, krom samego Ojgena! 210 anegdotkami,ale też wspomtragicznymi wspomanegdotkami,ale też tragicznymi polskim. Wszystko toformatu uzupełnione a polskim. Wszystko toa uzupełnione stron A-5. nieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych nieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych świetnym isłownikiem śląsko-polskim i 20 złotych. świetnym słownikiem śląsko-polskim Cena zbiorów. stron formatu A-5. zbiorów. 92 stron92 formatu A-5. polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena: 15 złotych. Cena: 15 złotych. Cena 28 złotych. Cena 28 złotych.

Uns” – ostatni Eugeniusza żołnierze „Gott mitŁosprowki” „Pniokowe Mariana Kulika, to wspomnienia Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularostatnich Ślązaków, służących w armii IIIto kilnego felietonisty Radia Piekary) Rzeszy. Stare opy spominajom przedwokadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej jenno Polska, służba przī dzisio wojsku i to, co godo śląskiej godce, kierom nie się samkrom dzioło, samego kiej przīszłyOjgena! Poloki a 210 już żoděn, Rusy. Fascynująca stron formatu A-5. lektura. Cena: 2920 złotych. Cena złotych.

władców Górnego Śląska - a książ-

„Komisorz Hanusik” autorstwa Marc

Melona laureata miejsca na ślą ka wyszła spod pióra JerzegoII Ciur-

jednoaktówkę z 2013 roku. to pierw

loka, znanego bardziej jako wickomedia kryminalna w ślunskiej god

„Chytrzyjszy jak Sherlock Holmes, bar man Ecik z Masztalskich, ale będąwyzgerny jak James Bond! A wypić por

lompy na placu” cego teżchoćby wybitnym znawcą kultury– taki jest Ac

Hanusik, bohater książki. Cena: 28 złoty

i historii regionu - cena 30 zł


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.