GAZETA NIE TYLKo dLA TYCH KTÓRZY dEKLARUJĄ NARodoWoŚć ŚLĄSKĄ
CZASoPISmo GÓRNoŚLĄSKIE
Polityka raz ostatni Od czerwca mniej polityki! Przynajmniej na naszych łamach. W następnym numerze wrócimy tematyką życia regionu i jego potrzeb. Przyjrzymy się służbie zdrowia na Śląsku i szansach na jej rozwój. Zastanowimy się nad tym, jak mają rozwijać się śląskie koleje. Oraz nam tym, czy leżące w Altreich Pyrzowice są na pewno odpowiednim lotniskiem dla przyszłej śląskiej autonomii. W wakacje więcej kultury, więce spraw społecznych. Ale to dopiero za miesiąc, bo przyjdzie letnia kanikuła. Na razie jednak koniec kwietnia obfitował w ważne dla narodowości śląskiej wydarzenia. W Rybniku kandydat wyraźnie RAŚ przegrał wybory senackie – a wysoko wygrał przedstawiciel PiS. To podwójnie smutne. Bo po pierwsze pokazuje, że RAŚ aby wygrywać musi jednak grać mądrze, że za same piękne oczy nikt na autonomistów nie zagłosuje. Co jeszcze można zrozumieć. Trudniej zrozumieć za to, że narodowość śląska głosuje na partię, która narodowości śląskiej ani języka nie zamierza uznać, a dążenia autonomiczne nazywa proniemieckim separatyzmem. PiS pokazuje, że Śląska nie rozumie i zrozumieć nie chce – a Ślązacy głosują na PiS. O tym na stronach 6 i 7. Polskie media piszą, że autonomiści wyszli z koalicji z powodu drobiazgu, jakim jest Muzeum. Nie rozumieją, że nie o Muzeum idzie, ale o prawdę. Jeśli RAŚ współrządząc województwem nie może głosić prawdy o historii Śląska, to pozostawanie w tej koalicji jest zaprzeczeniem sensu działań RAŚ. Dlatego miesiąc temu pytaliśmy czy koalicja zostanie zerwana, czy też jednak RAŚ sprzeniewierzy się swoim ideałom. Pięć dni po tym tekście Jerzy Gorzelik koalicję na szczęście wypowiedział. O tym na stronach 2 i 3. A na stronie 4 o pierwszym konwencie Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. O tym, czym organizacja ta zamierza się zajmować. Zaś na stronie 5 opowiadamy o tym, gdzie i w jakiej sprawie maszerują Ślązacy. A gdzie z maszerujących po prostu zakpiono, okłamując ich co do celu parady. Zaś strona 10 to sportowa komedia o klubie sportowym z Sosnowca, który ma być reprezentacją Polski w austriackiej lidze. A na 11 o tym kto i co śpiewa po śląsku. Jednak nie o discohanysco i innych Szołtysikach, tylko porządnej muzyce z prawdziwym śląskim tekstem. I to tyle, teraz zapraszamy do lektury. AdAm moćKo
NR 5 (18) mAJ 2013 ISSN 2084-2384
NR INdEKSU 280305 CENA 1,50 ZŁ (8% VAT)
Krajobraz po porażce, krajobraz po rozwodzie
Nie pomogło zaangażowanie dużej grupy członków RAŚ, nie pomogła aktywność samego kandydata, nie pomogły rozdawane kreple, nie pomogli muzykanci, strje ludowe ani gazetki wyborcze. RAŚ zaangażowany w kampanię jak nigdy – dostał wynik prawie dwa razy gorszy, niż dwa lata temu, kiedy nie prowadził żadnej kampanii.
P
rzed następnymi wyborami musi dokładnie przemyśleć, co zrobił źle podczas wyborów uzupełniających w Rybniku. Żeby tych błędów więcej nie powtórzyć. Tak aby po przegranej
bitwie wygrać jednak wojnę. Piszemy o tym na stronach 6-7, analizując przyczyny wyborczej porażki RAŚ. Z drugiej strony jedną z przyczyn było trwanie w koalicji z PO. Koalicja sensowna za sympatyka RAŚ, mar-
Sąd nie dopatrzył się winy Napieralskiego. Przeważyła opinia biegłego, konstytucjonalisty Ryszarda Piotrowskiego, że taki Śląsk byłby quasipaństwem, i nie wiadomo, czy obowiązywałoby w nim prawo polskie. Biegły zapomniał jakby, że statut województwa śląskiego według RAŚ ma mu nadać polski sejm. Czyli to Sejm RP zdecyduje o tym, jakie prawo będzie obowiązywać na Śląsku. – str. 4
szałka Adama Matusiewicza, stała się bezsensowna za jego następcy Mirosława Sekuły. RAŚ wiedział to już w lutym, ale próbował się z Sekułą jakoś dogadać aż do połowy kwietnia. Ale dzień po rybnickich wyborach Jerzy
Jo, osobiście zaproszony na ta parada członek Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej dowiedziołech się z tergo przemówienia, że takij narodowości ni ma, że to ino mrzonki a wymysły. Zaproszeni działacze RAŚ dwiedzieli sie ôd órganizatora, że za Staryj Polski autonomia była fajno, ale dzisio już nikt jej niě chce. I godoł tak Stania w ParadzieKorfantego, kole pomnika Korfantego. Korfantego, kiery umar za ta autonomia. – str. 5
Gorzelik powiedział „dość tego” – i zrezygnował z funkcji wicemarszałka. RAŚ nie współrządzi już województwem, za to odzyskuje swoich zwolenników.
O tym na stronach 2 i 3.
Sosnowiec ma tyle samo wspólnego z monarchią Austro-Węgierską, co ze Śląskiem. I chociaż nikt tego prezesowi Hałasikowi w Wiedniu oficjalnie nie powie, Sosnowiec do EBEL przyjęty nie zostanie, bo należy do innej strefy cywilizacyjnej i kulturowej, niż ta liga. Liga mająca nie tylko grać w hokeja, ale też przypominać o wielkiej Austrii. – str. 10
2
mAJ 2013 R.
Śląskie organizacje mogą spokojnie promować swój program. my mamy czas.
Nareszcie wolni od Sekuły
RAŚ nie jest już w koalicji rządzącej województwem. I choć media piszą, że RAŚ stracił, to wśród członków i sympatyków tej organizacji słychać westchnienia ulgi: nareszcie! Jak pisaliśmy przed miesiącem, ta koalicja uwierała niemal każdego, kto poczuwa się do narodowości śląskiej lub choćby do idei autonomii. Dlatego, kiedy polscy dziennikarze piszą, że RAŚ obecnie traci poparcie, to my odpowiadamy, że wprost przeciwnie. Zaczął je odzyskiwać 22 kwietnia, gdy Jerzy Gorzelik zrywając koalicję powiedział do marszałka Mirosława Sekuły: „Panie Marszałku, nie gańba wom?”. My czujemy, że bez tej koalicji znów jesteśmy naprawdę wolni.
Brak zgody na kłamstwa
Zrywając koalicję lider RAŚ wymienił nieudolność PO w zarządzaniu Kolejami Śląskim czy Stadionem Śląskim, ale bardziej wyeksponował zawirowania z Muzeum. RAŚ ciagle stał na stanowisku, że nie będzie się godził na dalsze fałszowanie historii Śląska w polskich
placówkach muzealnych. Ma tam być prawdziwa historia Śląska a nie polska historia Śląska. Nas już nie interesuje opowieść o tym, jak Polacy widzą historię naszego regionu, lecz jaka ona była naprawdę. Jerzy Gorzelik o współpracy z PO mówi: „- Błędy można robić, ale tylko oferma nie uczy się na błędach. A do spółki z ofermami nie zamierzam brać odpowiedzialności za województwo.” W tych słowach jest wiele prawdy, ale jeszcze więcej jest w Muzeum. Przeciwnicy RAŚ twierdzą, że Muzeum to błaha, drugorzędna sprawa. Nie chcą zrozumieć, że dla nas fundamentalna. Bo jakże współrządzić z kimś, kto za pomocą „polityki historycznej” a la prezydent Komorowski próbuje nam wmówić, że jesteśmy kimś, kim się nie czujemy i kim być nie chcemy. Brak zgody na prawdziwą historię Śląska to przecież zarazem brak zgody na autentyczną śląską tożsamość. Jeśli RAŚ chce pozostać liderem śląskich organizacji, nie może się tej tożsamości wyzbyć.
SoNŚ za tożsamością
Zwłaszcza, że organizacji, które umieściły ją na swoich sztandarach jest coraz więcej. Oczywiście przede wszystkim Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej, które właśnie odbyło w Bieruniu swój pierwszy
Fachman do Sekuły Marszałek Mirosław Sekuła narychtowoł już konkurs na dyrechtora Muzeum Śląskiego. No i zarozki widać, jakigo fachmana szuko. Piěnć lot nazod, kiej konkurs těn wygroł Leszek Jodliński, dyrechtor Muzeum Śląskiego musioł mieć doświadczěni w regierowaniu Muzeami, skończone studia muzealnicze a ku těmu znać biegle jakoś auslěndersko godka.
L
atoś, we nowym konkursie pokozało sie, co godka tyż trza znać, ale styknie lecy jak, niě biegle. Doświadczeni w regierwani trza mieć, ale za jedno we czym, egal, na grubie, we muzeum, we lazarecie. No i trza mieć studia, prowda, ale tyż za jedno jakie. Idzie być baji po medycynie abo po kosmetologii. Tuż my momy do pana marszałka Sekuły fajnego kandydata. Fajnego, skirz tego, co mo kamratůw we tyj saměj partie - PO – i juże mu ślůnski marszałek powierzoł wysoki funkcje. Tuż Marek Worach doświadczeni w zarządzaniu mo, był przeca piěrszym prezesem Kolei Śląskich, i na-
Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: poczta@naszogodka.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Promedia, Opole Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.
rychtowoł start těj wojewůdzkij firmy. Jeszcze przůdzij regierowoł klubem sportowym. Wykształceni wyższe mo, skończył przeca teologio. A po teologii nadowo sie do Muzeum nie gorżyj, niźli na bana, pra? A auslěndersko godka to przeca niě je żoděn problem, pora słůw poradzi chneda kożdy pedzieć. A juże teolog po łacinie na bank! Prowda je tako, iże Worach som je drogi, a zarządzane przez niego firmy tyż drogo kosztujom, nale przeca kiej by marszałek Sekuła chcioł szporować, to by ôstawił Jodlińskiego, kiery naszporowoł 50 milionůw a nie szukoł nowego dyrechtora. Tuż panie marszałku, konkurs konkursem, a my do wos kandydata już momy. Bydzie do wos – zdo nom sie – pasowoł.
konwent. Z dyskusji, która się tam toczyła, wyłania się jeden główny wniosek: SONŚ przede wszystkim będzie zabiegał o przywrócenie Śląskowi jego tożsamości. Póki zaś SONŚ deklaruje zamiar trzymania się z daleka od polityki, jego politycznym ramieniem musi być RAŚ. Na silną formację tożsamościową wyrasta też, pierwotnie tylko mysłowicka, Ślůnsko Ferajna. Chociaż ona głównie podkreśla marginalizowane przez „polską politykę historyczną” związki Śląska z niemieckim kręgiem kulturowym. I najpewniej te trzy organizacje, RAŚ, SONŚ i ŚF będą tworzyły przez najbliższe lata główną linię śląskiego frontu. Reszta będzie dla nich tylko tłem. Polskie media zapowiadają, że może słabnący RAŚ straci przywództwo, że może zrodzi się coś nowego. Nic na to jednak nie wskazuje, bo ambicji takich nie ma ani SONŚ ani ŚF, a powołana niemal rok temu Rada Górnośląska okazała się niewypałem, który wprawdzie skupia śląskie organizacje, ale nie ma żadnego sensownego planu działania. Być może także dlatego, że jest zdominowana przez działaczy RAŚ, którym przecież konkurencja jest niepotrzebna.
Pożyjemy, zobaczymy
21 i 22 kwietnia miały miejsce dwa ważne
wydarzenia dla śląskiej tożsamości.21 kwietnia kubłem zimnej wody okazały się rybnickomikołowskie wybory do senatu, gdzie kandydat RAŚ przegrał z kretesem. Okazało się, że RAŚ nie jest jeszcze tak silny, jakby chciał. Ale okazało się też, że nawet po fatalnej kampanii, z mało znanym kandydatem, spokojnie przekracza 10 procent poparcia. Dzień później RAŚ wystąpił z rządzącej województwem śląskim koalicji. Dając czytelny sygnał PO: dłużej nie zamierzamy firmować ani waszej nieudolności, ani antyśląskiej polityki marszałka Sekuły. Przez najbliższe półtora roku SONŚ, RAŚ, ŚF i inni będą pracować, aby pokazać, że śląskość jest czymś, z czego możemy być dumni
i o co powinniśmy walczyć. A jesienią 2014 roku śląska reprezentacja powinna wrócić do sejmiku mocniejsza. Nie z 4 mandatami, jak obecnie, ale z 8 lob 10. Żeby już żaden Sekuła nie mógł jej traktować tak z buta. A do wyborów parlamentarnych jest jeszcze rok dłużej. Obecny parlament nie uchwali ani ustawy o języku śląskim ani tym bardziej uznania narodowości śląskiej. Chyba, że PO zrozumie, iż jeśli chce tu dalej wygrywać, to musi zwrócić Ślązakom tożsamość, której państwo polskie odmawia nam od samego początku swego istnienia, czyli od 1922 roku. Czekamy tyle, możemy poczekać jeszcze trochę. dARIUSZ dYRdA
Z internecu: ADAM (gość) • 13.05.13, 15:14:23 To że RAŚ ZERWAŁ KOALICJE TO SIE CHWALI. NIE MOŻNA BYĆ KOALICJANTEM PARTI KTÓRA NIE NAWIDZI SLĄZAKÓW. Zaprzedaniec Sekuła powyrzucał z funkcji instytucji państwowych wielu fachowców którzy byli wybitnymi osobistościami w wielu instytucjach i udaje że organizuje konkurs. Wstyd dla Sekuły bo zachowuje sie jak Grażynski przed wojną . Myślę że w nie dalekiej przyszłości mu za to zapłacimy. Dziadul z kresów to po po prostu agitator, który powinien postudiować dlaczego kresowiaków tak nienawidzą na ziemiach utraconych .Ano za to, co próbują zrobić na ziemiach siłą przez nich zajętych.Za arogancje , pyszałkowatość i sobiepaństwo.Dzisiaj Europa jest wolna jak sie nie podoba to droga w swoje ojczyste strony że Śląska stoi otworem .ŚLĄSK JAK SAMA NAZWA WSKAZUJE JEST ZIEMIĄ ŚLĄZAKÓW a przybysze (imigranci )) są tylko gośćmi i gościowi nie przystaje pouczać gospodarza Nie należałem nigdy do RAŚ ale teraz poszukam kontaktu i wstąpię do tej partii wraz z całą rodziną .
List do redakcji
Nie chca Krakowic
Z
nerwowaliście mie kwietniowym numerem. Nikej bych nie przypuścił, że fto jak fto, ale RAŚ bydzie welowoł za wspólnom strategiom ze Małopolskom. Że terozki bydymy tworzyć jakiś Krakowice. Dejcie pokůj! Kiej RAŚ bydzie tak działoł, to i jo byda tak działoł, jak 21 kwietnia. Niě poszeł żech welować na RAŚ, bo chociaż ech je za autonomiom, a deklaruja narodowość ślůnsko, to niŷ byda popierał kogoś, fto chce budować jeděn ślůnsko-małopolski region. Nie poszeł żech głosować na RAŚ, tuż nie poszeł żech welować wcale. Ani jo, ani moja baba, ani nasza cera. Bo na taki RAŚ, kiery chce olimpiady we Krakowie to jo nie weluja!
I niě poradza ziarkować, jak to sie udowo Gorzelikowi pogodzić, że nie kibicuje polskij reprezentacji, ale chce olimpiady zimowej we Krakowie. Bo jo Polokom kibicuja, ale wolołbych olimpiada zimowo., tak jak waszo redakcjo, na Ślůnskuy, choćby i na czeskij tajli. A że to mało realne? To mi argument! Autonomia też je mało realno, bo ani jedna wielgo polsko partia za niom niě je – a przeca Ślůnzoki w niom wierzom. Tuż w olimpiada zimowo na Ślůnsku czau nie wierzyć. Tym barżyj, co mi się zdo, iże piěrwyj doczekomy olimpiady, jak autonomie. JoACHIm PLECH mIKoŁÓW (AdRES do WIAdomoŚCI REdAKCJI)
Homo sapiens pedzioł tak JAn DZiADul, dziennikarz Polityki, felietonista Dziennika Zachodniego (na swoim blogu, 23 kwietnia 2013 roku), po wstąpieniu RAŚ z wojewódzkiej koalicji: Choćby dlatego, że dzisiejsze województwo śląskie to – oprócz kawałka historycznego
Górnego Śląska w środkowej części – także Bielsko – Biała, Częstochowa, Sosnowiec i całe Zagłębie Dąbrowskie, Śląsk Cieszyński i Żywiecczyzna. W tych regionach alergicznie reaguje się – co już kiedyś podkreślałem – na wszelkie autonomizmy i najmniejsze nawet dystanse wobec polskości. Tam, ale także na Górnym Śląsku zdominowanym przez polski żywioł – strzelają dzisiaj korki szampanów.(…) Z kolei Sekuła w odpowiedzi Gorzelikowi zapytał (też gwarą, a jakże!) czy mu nie wstyd, że był obecny, jak toczyły się rozmowy, a jak jest praca, to go już nie ma?: „Marszałku Gorzelik, nie ma wom gańba, że jak była godka, toście byli, a jak jest robota, to ucie-
kacie?” Redachtorze. Dejcie se roz pedzieć, iże Bielsko to tyż Śląsk. Gůrny Ślůnsk. Tak samo jak Ślask Cieszyński je Gůrnym Ślůnskiem. Fto chce pisać o Ślůnsku we Katowicach winien to wiedzieć. Hań, we warszawskim cajtungu możecie se nawet pisać, co Sosnowiec je na Ślůnsku a zaś Mysłowice we Małopolsce, ale sam, kaj Eście som terozki felietonistom, ludzie wiedzom, kaj je Ślůnsk. I wy, zza Buga abo niě, też eście winni wiedzieć!
AnnA FotygA, posłanka PiS, była minister spraw zagranicznych (w wywiadzie dla „W sieci”)
- To, co się dzieje na Śląsku, bardzo mnie niepokoi . Narasta proniemiecki separatyzm. Pani poseł, pofotygujom sie na Ślůnsk, ja, i pokożom nom, kaj je těn proniemiecki separatyzm. Skirz tego, co my sam żyjěmy a niě poradzymy go znonść. Znomy nawet pora ślůnskich separtystůw, nale ôni padajom, co chcom suwerennego Ślůnska, bez Polski a bez Niěmiec. Tuż kaj wy pani poseł mocie tych separatystůw nimieckich? Widzieliście jejch abo wom ino prezes PiS ô nich ôsprawioł?
3
mAJ 2013 R.
Polski redachtory niě poradzom spokopić, czamu RAŚ wyszeł ze koalicje. A to proste…
Ze soroniěm ni ma roboty
Trefiło wom się chocia roz w życiu wyńść z imprezy, skirz tego, co wom jaki gospodarz-soroń naubliżoł? Ja? Tuż dejcie pozůr, a Poloki niě poradzom tego poszkopić…
T
akim soroniěm pokozoł sie marszałek województwa Mirosław Sekuła. Tuż lider RAŚ, Jorg Gorzelik, pedzioł we sejmiku: „marszałku, niě gańba wom?” i doł se pokůj. RAŚ wyszeł ze koalicje, skuli tego, co ze soroniěm sie do kupy ani niě uradzo, ani niě festuje. A polski publicysty za pierona niě poradzom wymiarkować, ô co RAŚ-owi poszło, i durś padajom, co Gorzelik niě strzýmoł druku, co niě dł se rady we wielgij polityce, co – jak pado Sekuła - kiej była godka, to Gorzelik był, a kiej przýszło do roboty, to sie stracił. Dzisio polskie redachtory piszom, co RAŚ poszeł ze koalicje, coby nie brać ôdpowiedzialności. Ŏni rýchig niě wiedzom, iże ze soroniami trza se dać pokůj?
Sekuła? Tuż bydzie źle Nale po raji! We grudniu 2012 roku, po chaji ze Kolejami Ślůnskimi, pomiěniali nom marszałka województwa. Adam Matusiewicz tyż bywoł Poltoniěm, kiery niěrod mioł ślůnski idee, nale chocia wiedzioł, że mo koalicjo ze RAŚ-em. I że kiej PO poprosiła RAŚ do těj koalicje, ůwdy dała mu resort kultury, kiery do autonomistůw je festelnie ważny. Coby spominać rychtyczno geszichta regionu, coby padać prowda a cołkij naszěj historii a ô tym, czym je autonomio. Powadzili sie pora razy Gorzelik ze Matusiewiczěm, baji o Muzeum, nale jakosikej to szło. A Matusiewicz niě poradził się nachwolić koalicjanta. Iże niě chce stołkůw do swoich kamratůw, inoś chce realizować swůj program. To we polskij polityce była blank nowo jakość! Nale we styczniu 2013 roku Matusiewicz poszeł weg, a przyszoł za niego Mirosław Sekuła. Po prowdzie Hanys, nale taki blank spolonizowany, abo tyż zewarszawizowany. Widzany polityk PO, kiery był těż prezesěm Najwyższěj Izby Kontroli, wiceministrem finansůw. Nie bele fto. Nale do koalicji RAŚ-PO był to ciěnżki cufal, skirz tego, co Sekuła niěroz padoł, iże mo niěrod RAŚ a idea autonomie. Juże ůwdy kupa ludziůw we RAŚ-u padało: szlus ze tom koalicjom, ze Sekułom nic z nij niě bydzie! Nale Jorg Gorzelik, lider RAŚ-a padoł inaczěj. Koalicja je koalicjom, podpisali my jom ze PO a niě za Matusiewiczem, tuże trza zetrwać. Sekuła tyż udowoł, co chce těj koalicji. Inoś jedno padoł, a drugi robił.
marszałek durś tyrpoł RAŚ Nojprzůd wzion RAŚ-owi kultura a dziedzictwo narodowe. Resort, skuli kierego RAŚ wszeł do koalicje. Nojbarżyj szło ô Muzeum Ślůnskie. Terozki je budowane, a wele idei RAŚ to genau hań miała być pokozano rychtyczno historio Ślůnska. Niě propolsko, niě zakamuflowano nimiecko, i
niě czesko – inoś rýchtig ślůnsko. We kieryj bydzie pokozane, jak rychtowany był nowoczesny Ślůnsk, a tyż jak we rokach 191922 była u nos wojna domowo. Tuż Sekuła wzion RAŚ-owi muzeum a kultura a doł Stadion Ślůnski. A hań dobrego wyńścio już ni ma. Budować stadion farońsko drogo – niě budować, jeszcze drogżěj… Ze Muzeum juże nagrowoł Matusiewicz i chocia był to resort Gorzelika, durś cosik wstyrczył. Nale Sekuła wzion Gorzelikowi muzeum – a chneda wyciep dyrechtora Leszka Jodlińskiego, kiery mioł zrychtować těn rychtyczny ausztelůng. Padali pon Sekuła, co Jodlińskiemu skończył sie kontrakt – i mieli recht. Inoś dyrechtůr Biblioteki Ślůnskij, Jan Malicki, po kontroli NIK musioł ôstać zwolniony, bo mu znoili naruszěnie ustawy antykorupcyjněj. Ale że Malickigo mo Sekuła rod, to go zrobił p.o. dyrechtora, do czasu konkursu. Jodliński tyż můg być do konkursu, a wyciep go, kiej inoś sie dało. Chocia Jodliński przý budowie Muzeum naszporowoł 50 milionůw!
Co pedzieli - dotrzymali! RAŚ Sekule pedzioł, że może Stadion wzionć, nale kultura tyż chce. I doł Sekule czas do 8 lutego. Termin minoł, a marszałek nic. Ůwdy prawicowe publicysty, kamraty PiS-a, zaczěny pisać: No i co? Zrůbcie, jakeście pedzieli! Fronknijcie tom koalicjom! Przeszeł marzec, przeszła połowa kwietnia, a RAŚ nic, chocia Sekuła dali sekowoł. Padoł RAŚ, co bydzie pilnował konkursu na dy-
Gorzelik pado, iże smolić taki wojewódzki samorząd, kiej marszałek miast działać do swojigo regionu, we wszystkim słucho prezydenta Polski. Na internetowej zajcie RAŚ je do tego fajno ilustracjo. Prezydent Komorowski jako „Ojciec Chrzestny” mafii a marszałek Sekuła jego byglajterěm. – pokładane w Panu nadzieje spełnił Pan i to z nawiązką. Dziś nikt nie ma prawa wątpić w szacunek, jakim darzy Pan prezydenta Komorowskiego, i w inspiracje, które czerpie Pan Marszałek z kontaktów z panem prezydentem w sprawach śląskich.Nie tylko pod tym względem współpraca z Panem Marszałkiem jest dla mnie doświadczeniem szczególnym. Styl Pana pracy, charakter podejmowanych decyzji i ich zasadność oraz spójność czynów z zapowiadającymi te czyny deklaracjami nie mogą zostać zapomniane w najnowszej historii ślą-
Do koalicji RAŚ-PO był to ciěnżki cufal, skirz tego, co Sekuła niěroz padoł, iże mo niěrod RAŚ a idea autonomie. Juże ůwdy kupa ludziůw we RAŚ-u padało: szlus ze tom koalicjom, ze Sekułom nic z nij niě bydzie! rechtora muzeum, i co ze Sadionem pokoże. Ludzie sztyjc pytali każdego aktywisty RAŚ, pytali naszo redakcjo, pytali we internecu: co RAŚ jeszcze robi we těj koalicje? Dłogo jeszcze docie sie tak tyrpać??? Nale kiej pokozało sie we kwietniu, co i przý stadionie Sekuła a jego kamraty sztyjc majstrujom, tuż RAŚ pedzioł: styknie! Jorg Gorzelik tuplikowoł przeca Sekule we sejmiku: Kiedy obejmował Pan Marszałek swoje stanowisko, w Pańskiej partii wyrażano nadzieję na zmianę w relacjach z Warszawą, zwłaszcza zaś z Pałacem Prezydenckim. Oczekiwania te były, jak się można domyślać, obustronne – Pański poprzednik w wywiadzie prasowym wyznał, że jego dymisji towarzyszyła w stolicy radość granicząca z euforią. Tak samo euforyczne były oczekiwania Pałacu Prezydenckiego wobec stylu sprawowania przez Pana urzędu. Gratuluję Panu Marszałkowi
skiego samorządu. Przecież powierzenie obowiązków dyrektora do czasu rozstrzygnięcia konkursu w przypadku jednej z instytucji, a niepowierzenie w przypadku innej musiało wymagać od Pana wnikliwej i merytorycznej analizy sytuacji i podejścia do tego problemu z troską i znawstwem. Wyłącznie sprytowi i politycznej przebiegłości Pana Marszałka mogę przypisać złożoną przez Pana dyrektorowi Jodlińskiemu propozycję objęcia stanowiska pełnomocnika do spraw budowy nowej siedziby Muzeum Śląskiego. Byłoby to rozwiązanie, w którym muzealnik Jodliński staje się pomocnikiem swego byłego zastępcy inżyniera, wyręczając go w sprawach budowlanych, podczas gdy inżynier kieruje działalnością statutową placówki. Gdyby tylko dyrektor Jodliński zgodził się na udział w tym błyskotliwym pomyśle mielibyśmy kolejną możliwość zapisania na kartach historii niezwykłych rozwiązań, nie
przemyśli, ôroz zaczon ôsprawiać, jak to RAŚ we koalicji był inoś do godki a do roboty niě. I zaczon szukać hoka na Gorzelika. Czym ino przýkwolił těmu, co my napisali na wiěrchu. Iże soroń soroniěm, a godki ś nim ni ma żodněj. Trza ôstawić impreza, kaj ôn je majstrem a iść se poszukać inakszego placu. Abo zetrwać, aże soroń pudzie raus. Polski redachtory piszom, iże RAŚ się jakoś potracił. A nom się zdo genau na ôpak. Nom sie zdo, co RAŚ 22 kwietnia zrychtowoł piěrszy dobry krok ôd stycznia. Kiej by go zrychtowoł pora dni przůdzij, tuż by juże we senckim welowaniu, we Rybniku, dostoł lepszy rezultat. Nale, wierza, aktywność panoczka Sekuły do tela, co RAŚ we grudniu 2014 roka bydzie mioł we Sejmiku niě 4, ale 7 rajcůw. A interesantne, co ůwdy pedzom polski redachtory…
poddających się łatwej i prostej logice, ale przecierających nowe szlaki w dążeniu do Realizacji zamierzonego celu.
do programu, niě do stołkůw I tela. RAŚ niě dowoł zgody na taki standardy, tuż pedzioł: „styknie tego, idymy do sia!”. Zdo sie normalno rzecz, pra? A kaj! Polski cajtungi piszom, iże RAŚ niě doł rady we polityce… A nom sie genau zdowo, co doł rady. Co pokozoł, jak przýnoleży funkcjonować we polityce. Co idzie pociepać marszałkowski, prezesowski stołki – kiej stołki majom styknonć za program. Pokozało sie genau, co RAŚ zrychtowoł koalicjo,, coby realizować swůj program polityczny, a niě do stołkůw. A kiej mocniejszy koalicjant niě dowo możliwości, coby go realizować, tuż pado mu się: Auf Wiedersehen! I to zrobił RAŚ. Pedzioł: kiej niě mogěmy realizować swojo programu, to iděmy weg, pra? Nale… Nale niě do marszałka Sekuły, kiery nojprzůd padoł, iże możne RAŚ se przemyśli – a kiej sie pokapowoł, iże niě
r
e
k
l
Przepomniano godka Spokopić, poszkopić - zrozumieć Durś, sztyjc – ciągle Druk - ciśnienie Geszichta – historia Wstyrczyć – wtrącić Ausztelůng – wystawa Byglajter – pomocnik, pomagier a
m
www.facebook.com/mobiwizytowka
a
4
mAJ 2013 R.
I kowent RAŚ za nami
27 kwietnia do Bierunia, chneda nad małopolsko granica, zjechali aktywisty Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej – coby debatować hań na swoim piěrszym konwencie. Trza pedzieć, co bieruński burgěmajster Bernard Pustelnik rod widzioł u sia SONŚ, a tyż wzion udział we ôbradach, padoł, co chocia Bieruń je na peryferiach Ślůnska, to i sam kupa ludziůw asi sie swojom ślůnskościom. Spomnioł też, co nikaj autonomisty nie dostały tak dobrego rezultatu do senatu, jak we powiecie bieruńsko-lędzińskim. I padoł, co do SONŚ-a w Bieruniu je zawdy plac. Nale i ni ma sie co dziwać, juże miano Bernard pado, iże to je Ślůnzok. Tajla oficjalno
Na swoim konwencie SONŚ zrychtowoł małe zmiany w statucie, nale o kiere dopominał sie sąd we Opolu. – Po prowdzie te zmiany majom sens. Inoś my ten Konsek statutu wzieni od inakszych ferajnůw, tuż żoděn niě myśloł, co u inakszych sądom pasowało a u nos trza bydzie poprawiać – padoł Pyjter Długosz, kiery regierowoł Konwentem.
Kultura wysoko, nie ino krupnioki
- Na wstępie przepraszam, że mówię po polsku. Poradza, toć, godać, ale jestem człowiekiem pióra, a myśli formułuję po polsku. I nie ma w tym nic dziwnego, warto wiedzieć, że sto lat temu przywódcy narodu litewskiego też porozumiewali się po polsku, że liderzy narodowości śląskiej sto lat temu
osiemdziesiąt lat temu niemal każdy u nas umiał czytać i pisać w dwóch językach, podczas gdy Polska była analfabecka, a dziś poziom wykształcenia Ślązaków jest niższy niż Polaków.
Ku temu udzielono absolutorium za 2011 rok zarzondowi – i we ôficjalněj tajli to by było na tela. Ważniejszo zdo się była nieoficjalno, kiero zaczon Jerzy Ciurlok (barżyj znany jako Ecik, ze duetu ze Masztalskim). Ciurlok je zocny wicman i dobry redachtůr, ale je fěż pieronowym fachmaněm ôde ślůnskij godki a historii Ślůnska. Bez tuż padoł:
też mówili i pisali, że są narodowości śląskiej, ale posługują się językiem polskim lub niemieckim. Wracając zaś do naszej tożsamości, trzeba powiedzieć, że zostaliśmy z niej strasznie ograbieni. Śląsk przez stulecia miał kulturę wysoką, mieliśmy iście europejskie elity, po których zostały wybitne osiągnięcia naukowe oraz wybitne dzieła sztuki. Muzyki, malarstwa, architektury. Ale Polska
Jerzy Ciurlok, Dariusz Dyrda i Piotr Długosz. nasze elity wypędziła, a ich dorobek skazała na zapomnienie i usiłowała nam wmówić, że Ślązacy to jedynie prosty robotniczy lud, a cała jego kultura to krupnioki. A to nieprawda. I o tym musimy sobie oraz innym przypomnieć. – mówił Ciurlok. Zabierający po nim głos Dariusz Dyrda mówił, że najgorsze, co spotkało Ślązaków od Polski, to nawet nie Tra-
gedia Górnośląska, tylko właśnie to sprymitwnienie. Polska lansowała dla Ślązaka model życiowy „ôsiŷm klas i na gruba” – w efekcie czego osiemdziesiąt lat temu niemal każdy u nas umiał czytać i pisać w dwóch językach, podczas gdy Polska była analfabecka, a dziś poziom wykształcenia Ślązaków jest niższy niż Polaków. Przestrzegał też przez zagrożeniami śląskiej godki.
– Najgorsze, co może sie jij dziś trefić, to za wartko kodyfikacjo. Nojprzůd godka musi mieć po ślůnsku włosno literatura, własne sztuki, powieści, wiersze. I cajtůngi. Inaczej kiej za godkom půdzie srogi gelt, chycom go roztomaite hochsztaplery, kiere niě znajom godki, ale majom kamratůw po amtach, ministerstwach. I to dziepiěro bydzie do godki tragedio. - Zgadzamy się mniej więcej wszyscy, wiemy jakie zadania przed nami. Teraz tylko do roboty – mówił Ciurlok. A wszyjscy przýkwolili idei, coby takie trefy SONŚ, były tako jak, we Bieruniu, na grencach Ślůnska. We Cieszynie, Nysie, Bielsku(-Białej), Lublińcu. Coby każdy wiedzioł, co hań tyż je Wiěrchni Ślůnsk.
II instancja potwierdziła dziwaczny wyrok pierwszej
Sąd uznał, że RAŚ to separatyści
praszać, RAŚ wystąpił z pozwem, w którym żądał, by sąd nakazał Napieralskiemu przeprosiny w Polskim Radiu za naruszenie dóbr osobistych Ruchu oraz wpłatę tysiąca zł na hospicjum w Mysłowicach.
Nic nie jest oczywiste
Ponad dewa lata temu szef SLD zarzucił RAŚ-owi, że chce oderwać kawałek Polski. Powiedział: „Mówmy prostym językiem. Chodzi o to, żeby kawałek państwa polskiego nie był kawałkiem państwa polskiego.” RAŚ poczuł się zniesławiony i oddał sprawę do sądu.
R
zecz miała miejsce w grudniu 2010 roku, gdy Napieralski w Polskim Radiu komentował zawiązanie wojewódzkiej koalicji PO-RAŚ. Krytykował ją, jako koalicję z ugrupowaniem, które chce oderwać Śląsk od Polski. Gdy dziennikarka zwróciła mu uwagę, że RAŚ nie zgłasza takiego postulatu, Napieralski odpowiedział właśnie: „Mówmy prostym językiem. Chodzi o to, żeby kawałek państwa polskiego nie był kawałkiem państwa polskiego.” Ponieważ Napieralski nie zamierzał prze-
- Wydawało nam się, że wyrok jest sprawą oczywistą. Napieralski posądził RAŚ o coś, co jest sprzeczne z naszymi celami. RAŚ
jestrowania stowarzyszenia narodowości, do której przyznaje się kilkaset tysięcy, mogą zapadać inne tak dziwne orzeczenia – mówił po orzeczeniu I instancji lider RAŚ, Jerzy Gorzelik. Sąd nie dopatrzył się winy Napieralskiego. Przeważyła opinia biegłego, konstytucjonalisty Ryszarda Piotrowskiego, że taki Śląsk byłby quasi-państwem, i nie wiadomo, czy obowiązywałoby w nim prawo polskie. Biegły zapomniał jakby, że statut województwa ślą-
Mecenas Liwiusz Laska stwierdził wprost, że RAŚ nie mówi o oderwaniu Śląska a o autonomii dlatego, że to pierwsze jest zabronione. Tym sposobem wprost potwierdził, że podobnie jak Napieralski uważa, iż RAŚ chce oderwać Śląsk od Polski. Chociaż nie wyjaśnił, co RAŚ zamierza dalej ze Śląskiem zrobić: ogłosić republiką (a może królestwem?), przyłączyć do Niemiec, albo Czech czy Słowacji?
dąży do nadania województwu śląskiemu autonomii w ramach Polski, a nie do oderwania Śląska. Wynika to jasno ze wszystkich naszych dokumentów, statutu itd. Zapomnieliśmy jedynie, że w państwie, w którym sądy odmawiają przez kilkanaście lat zare-
skiego według RAŚ ma mu nadać polski sejm. Czyli to Sejm RP zdecyduje o tym, jakie prawo będzie obowiązywać na Śląsku. Sam Napieralski twierdził zaś, że tworzenia autonomii osłabia państwowość, i na to zagrożenie zwracał uwagę.
Gdy sąd I instancji uznał, że RAŚ nie został zniesławiony, w organizacji zapanowała konsternacja. Okazało się bowiem, że bezkarnie można pomawiać ją o zamiary, których nie ma. Dlatego zdecydowano się o apelację do II instancji.
To tylko debata
Tymczasem w II instancji sąd uznał, że takie wypowiedzi mieszczą się w swobodnej, demokratycznej debacie. I nie można ograniczać jej środkami prawnymi. - Jednak Polityk SLD przypisał stronie powodowej nieprawdziwe intencje i zamiary – przekonywał mecenas Bartosz Wróblewski, pełnomocnik RAŚ. Nadaremnie. Co więcej, adwokat Napieralskiego, mecenas Liwiusz Laska stwierdził wprost, że RAŚ nie mówi o oderwaniu Śląska a o autonomii dlatego, że to pierwsze jest zabronione. Tym sposobem
Nasz komentarz:
wprost potwierdził, że podobnie jak Napieralski uważa, iż RAŚ chce oderwać Śląsk od Polski. Chociaż nie wyjaśnił, co RAŚ zamierza dalej ze Śląskiem zrobić: ogłosić republiką (a może królestwem?), przyłączyć do Niemiec, albo Czech czy Słowacji? Co jednak ciekawe, sąd uznał taką argumentację i apelację RAŚ-u oddalił. Zachowują się dziwnie, bo w tym momencie powinien z urzędu zwrócić się do organów ścigania, że dowiedział się o przestępstwie. Mianowicie o zamiarze oderwania kawałka Polski od reszty. I o organizacji, która to planuje. Bo rzecz jest prosta: albo Napieralski powiedział nieprawdę i należy go za to skazać – albo powiedział prawdę, co oznacza, że RAŚ zamierza oderwać Śląsk od Polski. Tymczasem Sąd uznał, że i Napieralski jest niewinny – i RAŚ jest niewinny. A to jest niemożliwe. Albo, albo.. JoANNA NoRAS
Jak każdy realnie myślący człowiek mam świadomość, że oderwanie Śląska od Polski jest niemożliwe. Możliwe jest natomiast zreformowanie państwa, tak, aby o sprawach ważnych dla regionu decydować tutaj, a nie w Warszawie. I na tym polega autonomia. A w stolicy niech decydują o obronności, polityce zagranicznej i tym podobnych sprawach, my sami odpowiadajmy za służbę zdrowia, oświatę, połączenia kolejowe. Sercem i duszą jestem za taką autonomią. Zamiast tego jednak stale czytam i słyszę, że jestem za oderwaniem Śląska od Polski. W efekcie coraz częściej nachodzą mnie ostatnio myśli, że jeśli i tak mam łatkę separatysty, to może faktycznie nim zostać? dARIUSZ dYRdA
5
mAJ 2013 R.
Z jednej strony społeczny entuzjazm, z drugiej urzędnicza hucpa – czyli marsze Górnoślązaków Z warszawskiej, poznańskiej albo krakowskiej perspektywy Ślązacy muszą być jakimś ludem rozmiłowanym w maszerowaniu. Bo czytając doniesienia medialne, wychodzi im na to, że my stale maszerujemy. I tylko uważnym obserwatorom śląskiej sceny społeczno-narodowej nie umyka fakt, że najpierw był jeden marsza a potem pojawiły się po prostu kontrmarsze.
Ś
lązacy zaczęli maszerować w Katowicach w 2007 roku. Wówczas to RAŚ zorganizował I Marsz Autonomii. Udział w nim wzięło około 400 osób – ale było to dość, by zwrócić uwagę, że autonomiści zwracają się o poparcie do mieszkańców Śląska. – I było też widać, jak ci mieszkańcy sympatycznie nas witają, popierają, nierzadko maszerują kawałek z nami. Każdy marsz był inny, ale ten pierwszy był szczególny, bo nie wiedzieliśmy jak będzie, a było super – wspomina nasz redaktor naczelny, Dariusz Dyrda, który był na wszystkich Marszach.
Co rok więcej, co rok lepiej Potem co rok ludzi przybywało. Na drugim marszu było 800, na trzecim już chyba ponad tysiąc. W roku 2011 przekroczono 2000 osób, w 2012 zbliżono się do 4000. Jeśli tak dalej pójdzie to 13 lipca przez Katowice pomaszeruje manifestacja licząca 5000 ludzi. Ludzi, którzy poświęcą na nią weekendowy sobotni dzień, przyjeżdżając tu z całego Górnego Śląska. Aby zamanifestować swój entuzjazm, swoją wiarę w Śląsk i w ideę autonomii. Z biegiem czasu także coraz mocniej śląskość, odrębną od polskości. Chociaż w Marszu idą też polscy patrioci, jak chociażby dr Jan Lewandowski, autor biografii Wojciecha Korfantego. Nie jest autochtonem, czuje się Polakiem, ale w Marszu idzie. Bo wierzy, że autonomia jest dobra dla Polski i dla Śląska. Wie o tym, bo przecież o współtwórcy tej przedwojennej autonomii napisał doktorat. Po drugiej stronie barykady, wymachując pięściami maszerującym, są ”polscy patrioci”. Nie mają pojęcia czym jest autonomia, ale na wszelki wypadek są jej wrogami. A stoją najczęściej pod sztandarami klubów Gazety Polskiej. Pewnie będą i w roku 2013.
marsz, marsz, marsz
Marsz Autonomii – czy tym razem udział weźmie 5000 ludzi?
Sfrustrowani patrioci
Ale że Marsz Autonomii niewiele sobie z nich robi, to postanowili zorganizować własny Marsz. Marsz Powstańców Śląskich wystartował w roku 2011, a wyrusza spod Pomnika Powstańców Śląskich. Maszerujących jest garstka a należą do nich członkowie takich organizacji, jak Młodzież Wszechpolska - Okręg Śląski, ONR Brygada Górnośląska, Białe Orły oraz Związek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych Okręg Górnośląski oraz Katowiccy Patrioci. Manifestacji tej, liczącej kilkadziesiąt osób, nikt nie zaczepia, nie atakuje, ani się nią specjalnie nie interesuje. Gdyby nie gazety i telewizja, nikt by jej pewnie nawet nie zauważył. Natomiast Kaziemierz Kutz, jak to reżyser, zauważył, że w świecie na popularności zyskują takie imprezy, jak Marsz Autonomii. Radosne, pełne entuzjazmu imprezy, które mają cieszyć i jednoczyć. I pomyślał o takiej imprezie w Katowicach. Dla każdemu, komu drogi jest Śląsk. Nieważne, jaką wizję Śląska reprezentuje. Tak narodziła się wizja Parady Korfantego.
Kutz w sosie ze Stani - Wczoraj przyglądałem się Paradzie Pułaskiego. Manifestacja polskości na Manhattanie. Może kiedyś doczekamy się w Polsce Parady Korfantego - manifestacji śląskości? – napisał na swoim facebookowym profilu wiekowy reżyser i parlamentarzysta. Parada Pułaskiego jest imprezą Polaków, bo Pułaski to bohater i Polski, i USA. Dlatego Kutz wymyślił Paradę Korfantego, bo to dramatyczna śląska postać. Poseł do niemieckiego parlamentu, który marzył o Polsce. Ale wierzył, że ta Polska będzie takim państwem prawa, jak cesarskie Niemcy. Gdy się zorientował, że tak nie jest,
walczył o utrzymanie autonomii a zamęczony został w polskim więzieniu, bo był przeciwnikiem politycznym piłsudczyków. Tragiczny bohater Polski i Śląska. Dlatego Kutz rzucił ideę Jego Parady. Z Korfantym może się bowiem utożsamić prawie każdy. I ten, komu bliska jest idea autonomii, i ten, kto uważa się za przedstawiciela narodowości śląskiej (sam Korfanty pisał, że Polakiem poczuł się dopiero, jako człowiek już dorosły), i ten, kto śląskość utożsamia z polskością. A na pewno każdy, któremu bliski jest demokratyczny, wielokulturowy Śląsk. - To miałaby być demonstracja śląskości bezprzymiotnikowej. - mówił Kutz Ideę tę podchwycił Związek Górnośląski. I
ani faszystowski, ale katolicki też nie. Po drugie jeśli już musiała być msza, to na koniec, dla chętnych, a nie na początek, dla wszystkich. No i była za długa, a przedsmak tego co będzie potem dał abp Wiktor Skworc, nawiązując do polskości Śląska.
Kpiny z zaproszonych gości Uczestnicy nie zawiedli. Zjawili się i lider RAŚ Jerzy Gorzelik i zawzięty wróg RAŚ, ale też Ślązak, wicewojewoda Piotr Spyra. No bo jak bezprzymiotnikowo, to mogą iść razem. Wprawdzie ilość mundurowych i orkiestr przy-
Korfantego. Jednak organizator – Związek Górnośląski – nie dostrzegł w transparencie nic zdrożnego. Dlaczego? Okazało się, gdy Parada dotarła pod gmach Sejmu Śląskiego i zabrał głos prezes ZG Andrzej Stania. - Jo, osobiście zaproszony na ta parada członek Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej dowiedziołech się z tergo przemówienia, że takij narodowości ni ma, że to ino mrzonki a wymysły. Zaproszeni działacze RAŚ dwiedzieli sie ôd órganizatora, że za Staryj Polski autonomia była fajno, ale dzisio już nikt jej niě chce. I godoł tak Stania w Paradzie Korfantego, kole pomnika Korfantego. Korfantego, kiery umar za ta autonomia. A jo blikoł na ludzi kierzy stoli kole mie. I na coroz to nowych licach pojawiało sie pytani „co jo sam robia?”. Zamiast łączenia, Andrzej Stania wykopał głęboki jak Brynica rów między Ślązakami – odpowiada poseł Marek Plura. I podobnie jak wiele innych osób zapowiada, że więcej na Paradę nie przyjdzie. Ale Parada, oficjalna, na pewno się odbędzie. Sypnie groszem marszałek województwa, zmobilizuje się szkoły policja wystawi swoją delegację, wojsko także – i pomaszeruje defilada, udająca spontaniczny Marsz Ślązaków. Na równie fałszywą nutę, jak fałszywe były obietnice Związku Górnośląskiego o bezprzymiotnikowej Paradzie.
mysłowicka Tożsamość Pisząc o Śląskich Marszach trudno pominąć milczeniem mysłowicki Marsz Górnośląskiej Tożsamości (Marsz G ůrnoślůnskij Identyfikacje), którego 8 czerwca będzie też trzecia już edycja. Ślůnsko Ferajna pokazuje, że w swoim mieście umie zrobić całkiem sporą imprezę manifestującą przywiązanie do tożsamości. I tak, jak Ferajna zjawia się na Marszu Autonomii, tak RAŚ idzie w Marszu Tożsamości.
Jo, osobiście zaproszony na ta parada członek Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej dowiedziołech się z tergo przemówienia, że takij narodowości ni ma, że to ino mrzonki a wymysły. Zaproszeni działacze RAŚ dwiedzieli sie ôd órganizatora, że za Staryj Polski autonomia była fajno, ale dzisio już nikt jej niě chce. I godoł tak Stania w Paradzie Korfantego, kole pomnika Korfantego. Korfantego, kiery umar za ta autonomia. A jo blikoł na ludzi kierzy stoli kole mie. I na coroz to nowych licach pojawiało sie pytani „co jo sam robia?”.
trzeba tu napisać „niestety”. Bo niestety, zamiast radosnej, spontanicznej parady mieliśmy ni to procesję, ni to pochód pierwszomajowy – słowem spęd, jakich zawsze w Polsce robiono wiele. Niestety, Związek Górnośląski spaprał ideę Parady Korfantego przynajmniej w takim stopniu, w jakim dwa lata wcześniej Światowy Zjazd Ślązaków. Skąd takie ostre słowa? Źle to wyglądało już na samym początku, bo Związek Górnośląski, jak to on, zaczął od przydługiej mszy w katedrze. A przecież jeśli Śląsk bezprzymiotnikowy, to ani polski, ani niemiecki,
Parada Korfantego – ni to defilada, ni to procesja, a na pewno zaprzeczenie idei tej Parady.
pominała bardziej defiladę Armii Czerwonej 9 maja, niż radosną paradę, ale widać takich akurat paradujących miał szef Związku Górnośląskiego, Andrzej Stania, do dyspozycji. Po raz kolejny bezprzymiotnikową ideę zakłócił PiS, który nagle wyskoczył z transparentem: "Dziękujemy za polski Śląsk". „Polski” to przecież przymiotnik jak najbardziej. Gdyby inni byli równie nieobliczalni, i wyskoczyli z transparentami „Śląsk tylko dla Ślązaków”, „Niech żyje autonomia”, „Narodowość śląska” to niewykluczone, że zamiast Parady Korfantego mielibyśmy Bijatykę
A chociaż hasła Ferajny wyglądają chwilami zabawnie, bo przecież nikt po ślůnsku nie godo: „wkludzenie ślůnskij symboliki, wele polskij, we amtach ofŷn a samoreskirungowego ferwaltonga na Wiŷrchnim Ślůnsku”, to trudno odmówić im, że tak jak Jan Miodek, próbuje na wszelkie sposoby godkę spolszczyć, tak oni bronią ją przed tym spolszczeniem. Bo także na tym zasadza się ta tożsamość. Kilka pomniejszych Marszów organizuje też RAŚ, między innymi w Rybniku i Opolu. AdAm moćKo
Na razie jednak chętnym przypomnijmy. III Marsz Górnośląskiej Tożsamości zaczyna się 8 czerwca (sobota), o godzinie 15.00 w Mysłowicach na parkingu na Słupnej – i podąża pod urząd miasta. VII Marsz Autonomii wyruszy w samo południe, 13 lipca, z Placu Wolności w Katowicach. Marsz ma miejsce zawsze w okolicach 15 lipca, gdyż upamiętnia nadanie Śląskowi autonomii przez polski Sejm, co miało miejsce 15 lipca 1920 roku.
6
mAJ 2013 R.
Senacki wynik – RAŚ w odwrocie czy wyborcza wpadka
Anatomia klęski W
Od 2005 roku RAŚ stale szedł w górę. W każdych kolejnych wyborach poprawiał wyniki z poprzednich. Tymczasem 21 kwietnia 201 3 roku poniósł dotkliwą klęskę. Musi to rodzić pytanie, czy mamy do czynienia tylko z wyborczą wpadką, czy też z początkiem końca Ruchu Autonomii Śląska. Który zresztą w ostatnich tygodniach wieszczą różne media. Chyba jednak niesłusznie. ybory uzupełniające o których mowa, przy małej frekwencji, odbyły się po śmierci rybnickiego senatora Antoniego Motyczki z PO. O mandat ubiegało się ośmiu kandydatów, a Paweł Polok z RAŚ postrzegany był jako jeden z faworytów. Wypadł słabo. Oceniając wyniki kampanii wyborczych zawsze należy wziąć pod uwagę trzy czynniki: ostatnie działania polityczne formacji, jakość kampanii politycznej –i wreszcie popularność samego kandydata. Jak wypadł w tej ocenie RAŚ?
Autonomiści w kwietniu 2013 W okresie poprzedzającym wybory zwolennicy autonomii w dużej mierze byli niezadowoleni ze swojej politycznej reprezentacji. W sejmiku województwa śląskiego, współrządzonego przez RAŚ, nie działo się bowiem dobrze, a wpadka Kolei Śląskich to tylko tego dowód. Co więcej, nowy marszałek województwa Mirosław Sekuła, przeciwnik autonomii, wyraźnie drobnymi szturchańcami pokazywał, że uważa RAŚ za nieważną koalicyjną przystawkę. Najpierw odebrał koalicjantowi zarządzanie kulturą (na czym RAŚ-owi zależało), potem podziękował za pracę dyrektorowi Muzeum Śląskiego, który budowę placówki realizował wzorowo, ale jej wizję miał niezbyt polsko-patriotyczną, za to zgodną z RAŚ. Potem zlekceważył ostrzeżenie autonomistów, że w sprawie muzeum pozostaną nieugięci. Słowem, gdzie tylko mógł, okazywał koalicjantowi swoją wyższość. Wyborcy RAŚ to widzieli i pytali, po co Jerzy Gorzelik pozostaje jeszcze w tej koalicji. Jakby nie patrzeć, wychodziło im, że dla stołków. Ponadto, radni RAŚ, do spółki z PO, przegłosowali wspólną strategię dla woje-
Ulotki Poloka z roku 2011 i 2013. Ta pierwsza miała wyraźny przekaz: Nie z Partii, ze Śląska”, ta druga nie miała żadnego przekazu, a jedynie pytanie. Pierwsza była dobra, druga beznadziejna. wództw śląskiego i małopolskiego. Zapominając tym jakby, że nasz region leży województwie śląskim i opolskim a nie w Małopolsce. Wyborcy RAŚ osłupieli. Dlatego pisaliśmy przed miesiącem („RAŚ na rozdrożu” ŚC nr 4/2013): „W RAŚ-u i wśród sympatyków tego stowarzyszenia pojawia się ostra dyskusja, jak daleko można się posunąć dla ratowania koalicji. Na początku kwietnia coraz częściej pojawiają się głosy, że oto RAŚ sprzeniewierza się własnym ideałom, że za cenę koalicji rezygnuje ze swojej tożsamości. Najbardziej rozżaleni mówią, że oto przehandlowano Opole za stołki. Ci, którzy w ciągu lat z RAŚ-u odeszli, lub zostali wyrzuceni, święcą triumfy. Mówią, że Gorzelik zawsze był karierowiczem i teraz poświęca wszystko w zamian za utrzymanie się na posadzie wicemarszałka.” Taka sytuacja była 21 kwietnia, w dniu wyborów. Przed miesiącem pisaliśmy też: „Być może nie uświadamia sobie jeszcze tego wielu członków RAŚ, może nawet niektórzy spośród władz tego stowarzyszenia. Ale pierwsze miesiące 2013 roku są kluczowe dla przyszłości Ruchu Autonomii
Śląska. Który musi zdecydować, czy chce pozostać wierny swoim ideałom, czy też stać się – na wzór choćby PSL-u – partią władzy.” 22 kwietnia Jerzy Gorzelik ogłosił zerwanie koalicji. Pokazał, że jednak wybiera ideały. No ale to było już dzień po wyborach. Po wyborach, w których poniesiono klęskę.
Kampania pomyłek Działacze Ruchu Autonomii Śląska chyba od lat nie zadawali sobie pytania, kim są ich wyborcy. Bo kampania, którą w kwietniu 2013 roku Ruch przeprowadził, najwyraźniej w żaden sposób do tych wyborców nie dotarła. Owszem, prawdą jest, że środki finansowe, jakimi dysponował RAŚ, były wielokrotnie mniejsze, niż te, jakie miały partie, PO czy PiS. A jednak komitet wyborczy autonomistów zrobił całkiem sporą kampanię. Bodaj jak nigdy wcześniej. O wiele potężniejszą, niż w roku 2011. Do tysięcy domów trafiła ulotka wyborcza RAŚ. A także gazeta wyborcza o nazwie „Poradzymka”, którą dziesiątki
Rozmowa z Pawłem Polokiem
- W 2011 zaangażowanie RAŚ było dużo mniejsze, niż w 2013 roku, a dostał pan lepszy wynik. Jak pan to tłumaczy, bo nasza redakcja przede wszystkim fatalną kampanią… - Fatalną to za dużo powiedziane. W samej kampanii jakichś rażących błędów nie popełniliśmy, raczej błąd w założeniach. Sztab wyborczy przyjął otóż, że nasz elektorat jest zdyscyplinowany, i pójdzie głosować. Że zamiast przekonywać nowych zwolenników, musimy tylko przypomnieć tym żelaznym, że są wybory. Tymczasem okazało się, że elektorat RAŚ został w domach. I to jest nauczka na przyszłe wybory, musimy zachęcać ludzi, by byli aktywni. Samo się nie zrobi.
- Ale może jednak brakło w kampanii agresji, może lepszy wynik dostałby Paweł Polok, który pali płyty, niż ten, który był grzeczny, pod bindrem? - Trochę prawdy w tym jest. Może nie od razu palenie płyt, ale zwolennicy mówili: „ida na pana welować, żeby gorole przestały nami pomiatać”. A my w kampanii gdzieś zapomnieliśmy o tych krzywdach wyrządzonych Ślązakom, i w Poradzymce opowiadaliśmy
o statucie organicznym autonomicznego województwa, o tangencie, czyli sposobie płacenia podatków w autonomii. To nie są rozważania na czas kampanii, przekaz powinien być prosty, chwilami bardzo prosty.
- A nie wydaje się panu, że po prostu RAŚ ma wspólny elektorat z PiS-em i pan gorzej o ten elektorat zawalczył? - Może nie tyle ja gorzej zawalczyłem, co splot okoliczności. Na przykład mój wiek. Ja już dziś wiem, że w wyborach do senatu jest on bardzo poważną przeszkodą. Senator powinien być nobliwym starszym panem, a nie „synkiem”. Ja nie muszę być senatorem RAŚ, ale uważam, że RAŚ w naszym okręgu powinien mieć senatora, więc dziś opowiadam się za poszukiwaniem innego kandydata. Powiem nieskromnie, że dziś nie ma tu lepszego ode mnie, ale możemy go szukać. Kandydata albo kandydatki, osoby przynajmniej koło pięćdziesiątki, mającej duży i wartościowy dorobek, a zarazem podzielającej poglądy RAŚ. Jeśli kogoś takiego znajdziemy, bez żalu w 2015 roku ustąpię miejsca i będę pracował w kampanii tej osoby.
działaczy rozdawały też w centralnych punktach Rybnika, Mikołowa i mniejszych miejscowości okręgu. Autonomiści byli niezwykle aktywni w Internecie, ciągle wrzucając nowe sondaże, wskazujące na ich zwycięstwo, żarty z rywali, czy inne materiały wyborcze i quasi wyborcze. Za to nie zdołali przygotować spotu reklamowego dla Telewizji Katowice, do bezpłatnego czasu antenowego. Gdy w TV promowali się inni kandydaci, zamiast Poloka pojawiał się komunikat, że komitet spotu nie dostarczył. Sam kandydat Paweł Polok pojawiał się w wielu miejscach, czasem na przykład z muzykantami a czasem jadąc furą. Ba, niezauważalny podczas kampanii senackiej 2011 roku Jerzy Gorzelik, tym razem też angażował się na całego, organizował wspólne z Polokiem konferencje prasowe, zapowiadał ratowanie zabytków. Tymczasem wyborcy, którzy się temu wszystkiemu przyjrzeli, poszli oddać swój głos na PiS. Lub, w przypadku Rybnika albo Łazisk, na miejscowego, cenionego kandydata, byłego włodarza miasta (w przypadku Rybnika Makosza, w Łaziskach – Dużego). Czemu kampania RAŚ nie zadziałała? Bo była chybiona na każdym polu! Bardzo odmłodzony i zakochany w Internecie RAŚ nie chce uwierzyć, że sztuczny świat komputerowej sieci ma się nijak do świata rzeczywistego. Zaklinanie rzeczywistości w swoich komputerach nie pozwoli zaczarować jej w wyborczej urnie. A za to stałe zapewnianie internautów, że wygramy, rozleniwia ich. „No bo po co mam iść głosować, jeśli mój kandydat i tak wygra?” – myśli sobie internauta, który i bez tego woli zagłosować w internetowej sondzie, niż iść do lokalu wyborczego. Materiały wyborcze, które rozdawano w okręgu, jak i sama aktywność Poloka i Gorzelika, była mało zrozumiała dla wyborców. I mało ważna. Kogo na przykład interesowało zapowiadane przez Poloka i Gorzelika na konferencji prasowej powołanie Funduszu Ochrony Zabytków Przemysłowych? Może rzecz ważna, ale czy dla tego Funduszu ktoś zagłosuje na senatora? Brakowało za to prostego przekazu: „naszym celem jest walka o śląską autonomię, śląski język i narodowość śląską. Jeśli i Tobie bliskie są te
wartości, idź zagłosować na RAŚ, na Pawła Poloka. Idź, bo mamy szanse niewielkie, ale mamy!” Zamiast tego „IDŹ!” – Paweł Polok pytał na swoje ulotce „Pszajesz Śląskowi?”. No i co z tego? Niemal wszyscy jego rywale, Piecha, Duży, Makosz, Kohutowa – to rdzenne Hanysy. Pszają Śląskowi! Więc pytaniem nie jest, czy mu pszajesz, tylko jak kandydat chce my służyć. A jasnej i krótkiej odpowiedzi na to pytanie na ulotce Poloka nie było. Podobnie jak nie było jej w wyborczej gazetce. Też brakło prostego apelu: 21kwietnia idź zagłosować na Pawła Poloka. Nie zapomnij, idź! To szansa dla Śląska, dla autonomii, dla narodu śląskiego, dla śląskiej godki. Zamiast tego w wyborczej gazecie RAŚ były rozważania o statucie przedwojennej autonomii. Albo o tangencie, czyli o wzorze matematycznym (!!!) według którego przedwojenna autonomia rozliczała się z centralą. A kogo to interesuje w materiale wyborczym? Co to za język? Rzecz zdumiewa tym bardziej, że kilka lat temu Ruch Autonomii Wyborczej potrafił tworzyć dynamiczne materiały wyborcze, łapiące swoimi krótkimi hasłami za serce. Teraz zamiast tego – nudził! Jeśli RAŚ chce wygrywać wybory musi przede wszystkim natychmiast zmienić swoich speców od kampanii wyborczych. Obecni zawiedli na całej linii.
Na farze, na furze, bez opy w Wehrmachcie Nudził też sam kandydat, a pomysły jazdy furą raczej wywoływały skutek odwrotny. Autonomiści odwołują się do wyższości cywilizacyjnej swojego regionu. A jaka to wyższość – fura? Podobnie muzykanci. Mogą być oprawą wielu kampanii wyborczych, ale akurat nie Pawła Poloka. Jeśli jest on bowiem z czymś kojarzony, to głównie z estradą. Jako kabareciarz, konferansjer, trochę aktor. W kampanii powinien pokazać, że ma też inne, poważniejsze oblicze. Zamiast tego znów pokazał estradę. Co jednak najdziwniejsze, Paweł Polok podczas kampanii zapomniał o broni, którą czasem używał z sukcesami. O prowokacji, happeningu. Pół roku wcześniej było o nim głośny, gdy na rybnickim rynku spalił płyty Stanisława Soyki. Za pogardliwą wypowiedź muzyka o śląskiej godce. Nieco wcześniej wykpił swoje liceum za fałszowanie jego historii. Za udawanie, że szkoły tej nie było przed rokiem 1922 – a zarazem przyznawaniem się do wcześniejszych absolwentów. Polok umie grać na śląskich nutach – ale tym razem nie zechciał ani powiedzieć, że i on miał dziadka w Wehrmachcie, że Ślůnsk to je jego hajmat, a ojczyznę to mają w Warszawie i Kielcach. Nie zrobił nic, by odwołać się do tych wszystkich, którzy w rubryce narodowość wpisują „śląska”. W jest ich dość, by wygrać te wybory.
7
mAJ 2013 R. RAŚ wygrał wybory senackie tylko w dwóch miejscowościach - w Lyskach i Ornontowicach. Tą pierwszą rządzi RAŚ, wójt Grzegorz Gryt jest wiceprzewodniczącym Ruchu, zastępcą Gorzelika, radni też są z RAŚ. Można powiedzieć w ciemno, że to ich autorytet zadziałał na rzecz Pawła Poloka. W Ornontowicach niemal każdy mieszkaniec widział teatralne komedie Dariusza Dyrdy, „Marika” i „Hebama”. Ich autor, działacz RAŚ, to tutaj ogromny autorytet śląski, a jego sztuki pokazują wyższość autonomii, wyższość cywilizacyjną Śląska nad Polską. I przekaz artystyczny przełożył się na wynik wyborczy. Zresztą sam autor Mariki i Hebamy zaangażował się w wybory właśnie na terenie Ornontowic. Wreszcie dziwna rzecz, ale RAŚ choć sam jest organizacją w większości ludzi młodych, nie miał w Rybniku żadnego pomysłu, jak przyciągnąć młodzież do urn. Chociaż to chyba wina samego kandydata – Paweł Polok jest bardzo gorliwym katolikiem, jego przeciwnicy użyliby pewnie słowa „dewot” albo „klerykał”. Jego poglądy na in vitro, antyaborcję, związki homoseksualne i wiele innych kwestii są nie do przyjęcia dla większości młodzieży. A wreszcie młodzi lubią „jaja” a Polok w kampanii był śmiertelnie poważny. Jedyny młody kandydat do senatu nie pociągnął za sobą młodzieży. pA znów dla „starych” był Polok za młody. Bo po łacinie „senator” znaczy starzec. Senator ma mieć życiowe doświadczenie, ma być człowiekiem refleksji. Tak go widzimy i takich senatorów się wybiera. Patrząc z tej perspektywy RAŚ stawiając na tak młodego kandydata popełnił kardynalny błąd. Poza tym analizując wyniki trzeba chyba powiedzieć, że Polok nie jest szanowany w swoim środowisku. Bo im dalej od domu, im mniej go znają, tym dostawał lepsze wyniki. To wynik RAŚ, nie Poloka! Fatalnie za to wypadł w swoim Rybniku. Tymczasem niemal wszystkie wybory pokazują, że aby wygrywać, trzeba osiągnąć doskonały wynik na swoim osiedlu, w swoim mieście. Czyli tam, gdzie Polok dostawał poniżej 10 procent. O tym, że Polok nie jest popularny „u siebie” było wiadomo już w 2011 roku, bo i wtedy ta tendencja była widoczna. RAŚ stawiając na tego kandydata chyba nie przeanalizował wyniku sprzed dwóch lat. Ponadto kandydat ostanowił odwołać się do tradycyjnie religijnego, śląskiego elektoratu. Czyli zawalczyć z PiS-em o elektorat PiS. I walkę tę sromotnie przegrał. Musiał przegrać. A prostej przyczyny: tradycyjny śląski elektora ma dwie wartości: jedną jest ślůnski hajmat, narodowość śląska a drugą katolicyzm. Ten drugi jest w polskiej polityce domeną PiS-u, a Kościół bardziej lub mniej jawnie popiera tę partię. Tą pierwszą wartością powinien był zagrać kandydat RAŚ, zapytać wyborców wprost: co dla was jest bliższe, wartości głoszone przez polski narodowy PiS, czy nasz hajmat, nasz Ślůnsk?
Autonomiści byli aktywni, rozdawali materiały wyborcze na rynkach miast, pojawiał się tam sam Polok. Tyle, że materiały były letnie, a kampania bez pomysłu. RAŚ zamiast w Rybniku o to zapytać, szedł pod PiS-owskim sztandarem. Cóż więc dziwnego, że Ślązacy mając do wyboru między kandydatem prawdziwego PiS-u Bolesławem Piechą, a kandydatem PiS-bis Polokiem, wybrali tego pierwszego. RAŚ dostał zaś wynik fatalny, ale trzeba powiedzieć wprost, że była to wypadkowa niezrozumiałej dla Ślązaków polityki w sejmiku od początku 2013 roku, fatalniej kampanii wyborczej oraz nienajlepszego kandydata. Z takiej zbitki dobrego wyniki być nie może. Wynik ten może oznaczać kryzys RAŚ. Ale nie kryzys idei, które organizacja głosi, raczej samej struktury organizacyjnej. Ale następne wybory dopiero jesienią 2014 roku, to dość czasu, żeby Ruch Autonomii Śląska otrząsnął się z marazmu. I po raz kolejny poprawił swój wynik, wprowadzając do sejmiku więcej niż 3 radnych. mARCIN KoPoCZ
Brak analizy sukcesu
RAŚ chyba nie przeanalizował swoich wyników senackich z 2011 roku. Wówczas to Paweł Polok też wypadł poniżej oczekiwań, a najbliżej senackiego fotela był skazywany na wysoką porażkę Dariusz Dyrda, który w okręgu tyskomysłowicko-bieruńskim uzyskał 34% procent poparcia. Przegrywając jedynie z minister Elżbietą Bieńkowską, będącą twarzą centralnej kampanii PO. Kampania Dyrdy była jednak zupełnie odmienna od kampanii Poloka. Po pierwsze Dyrda cały czas podkreślał, że w kampanii zamierza walczyć o narodowość śląską, język śląski i autonomię. O nic więcej. Pytany o kwestie światopoglądowe (choćby aborcja) odpowiadał, że jeśli zostanie senatorem, to w tych głosowaniach nie będzie uczestniczył, bo wyborcy nie dają mu mandatu do tego. Ślązacy wybierają go, żeby walczył o Śląsk a nie za aborcją albo przeciw aborcji. Dlatego chociaż sam kandydat znany jest z lewicowych poglądów, głosowały też na niego osoby, mające konserwatywny światopogląd. W własnych, prawicowych Lędzinach dostał 45 % poparcia, w okręgu gdzie mieszka ponad 50%. Pokazał, że kandydat RAŚ umie zebrać wokół siebie wszystkich Ślůnzoków, i tych prawicowych i tych lewicowych, i cetrowych. Paweł Polok swoją konserwatywną kampanią zraził sobie sporą część Ślązaków, którzy woleli w Rybniku poprzeć centrowego Makosza niż klerykalnego Poloka. A kto chciał głosować na kandydata klerykalnego, wybierał PiS. Ponadto Dariusz Dyrda pokazał, że aby być groźnym kandydatem, trzeba wygrywać na swoim terenie. Wprawdzie ostatecznie z Bieńkowską przegrał, ale na swoim własnym terenie, w swoim bieruńsko-lędzińskim powiecie wyraźnie z nią wygrał. I jest to jak na razie jedyny przypadek, kiedy kandydat RAŚ wygrał wybory w skali powiatu. Jednak, rzecz przedziwna, RAŚ zamiast kopiować tamtą, skuteczną kampanię, która niemal zakończyła się sukcesem, próbuje jakichś innych, dziwacznych.
PiS grał na całego
W roku 2011 Paweł Polok dostał niemal identyczny wynik jak kandydat PiS, a obaj przegrali z kandydatem PO. Ale z PO startował szanowany senator i profesor Antoni Motyczka, a z PiS-u małóo znany Tadeusz Gruszka. W 2013 roku było odwrotnie: Bolesław Piecha to jest na Ziemi Rybnickiej znacząca postać. Wyśmienity dyrektor szpitala, znany lekarz, swój „wiceminister” , as w każdych wyborach parlamentarnych od dobrych 10 lat. Do tego Piechę wspierało całe szefostwo PiS, razem z Jarosławem Kaczyńskim, które w trakcie kampanii kręciło się po Rybniku, Mikołowie i okolicy. PiS po prostu potraktował te wybory bardzo poważnie, chcąc pokazać, ze odzyskuje poparcie Polaków. Rzucił do tej walki całe swoje siły i najlepszego możliwego kandydata. Mającego zresztą mandat poselski. PO potraktowało te wybory ulgowo, wystawiając prawie nieznanego poza Łaziskami Górnymi Mirosława Dużego. To nie był rywal dla Piechy. Rywalem nie był też Józef Makosz, dla odmiany nieznany poza Rybnikiem. Dlatego rywalem mógł być tylko RAŚ. I przegrana z Piechą nie byłaby dramatem, ale ulokowanie się daleko za Makoszem i Dużym to jednak dzwonek alarmowy. W 2011 roku wybory do senatu w okręgu rybnicko-mikołowskim wygrał Antoni Motyczka (34% głosów), pokonując Tadeusza Gruszkę z PiS i Pawła Poloka z RAŚ. Obaj mieli po 22 %. Reszta stawki daleko z tyłu. W 2013 roku zdecydowanie wygrał Bolesław Piecha z PiS (29%), przed niezależnym kandydatem Józefem Makoszem (19%) , Mirosławem Dużym z PO (18%) a Paweł Polok z RAŚ dostał zaledwie 13 %. O kolejne 5% za nim Grażyna Kohut z PSL i Janusz Korwin-Mikke. Kandydat RAŚ spadł do II ligi.
Kampania RAŚ była pełna niezrozumiałych dla wyborców pomysłów. Na przykład 18 kwietnia Paweł Polok wezwał Bolesława Piechę, aby zrzekł się jeszcze przed wyborami mandatu posła. - Tego wymaga uczciwość wobec wyborców. W państwie prawa i demokracji, otrzymany od obywateli mandat, trzeba pełnić do końca - mówił. A wyborcy pukali się w czoło. To oni, a nie Polok ani RAŚ dali Piesze mandat, więc niby czemu miałby się go zrzekać? Przecież jest oczywiste, że na Piechę do senatu zagłosują zwolennicy PiS, ci sami, którzy wcześniej wybrali go posłem. Tym samym to wyborcy zdecydują, że wcześniej powierzyli Piesze mandat posła, a teraz wolą, by był ich senatorem, jeśli tak chce partia, której ufają! Proste? RAŚ ma wprawdzie odmienną zasadę, twierdząc że jeśli pełni się jeden mandat uzyskany w wyborach, to nie można w tym czasie ubiegać się o inny. Z przyczyn, o których wyżej mówi Polok. Że kandydowanie w innych wyborach, to zlekceważenie tych, którzy wcześniej powierzyli mandat. Tylko jak wyjaśnia politolog Maciej Pawłowski, to dowodzi politycznej niedojrzałości RAŚ: - Gdyby w wyborach senackich wystartował Jerzy Gorzelik, miałby szansę wygrać z Piechą. Wtedy on zostałby senatorem, a jego miejsce w sejmiku zająłby kolejny na liście działacz RAŚ. Ruch Autonomii Śląska wyborczo by zyskał. A tak Piecha został senatorem, a miejsce zwolnione przez niego w sejmie zajął kolejny działacz PiS, Grzegorz Janik. Zyskał PiS, nie RAŚ. W polityce trzeba też umieć liczyć, a nie tylko mieć idee. Tego tym razem RAŚ-owi brakło.
Zwolennicy PiS wybrali Piechę posłem, a potem ci sami ludzie wybrali go senatorem. Więc niby jakim cudem kandydując do senatu zawiódł ich zaufanie?
Jeszcze gorszą kampanię niż Polok miał Mirosław Duży z PO. Garkuchnię jako element kampanii kwitowano krótko: „do niego dieta senatora, do nos ino flaps”.
8
mAJ 2013 R.
Śląskie Smaki ze Będzina a Częstochowy
Kust ślůnskigo jodła
Właściwy napis na Trójkącie Trzech Cesarzy
Tabula bez cygaństwa
W 2004 roku na mysłowickim Trójkącie Trzech Cesarzy, na obelisku, pojawiła się tablica upamiętniająca miejsce styku trzech państw: Prus, Austrii i Rosji. Cóż, skoro napis na tablicy „W miejscu, w którym niegdyś stykały się granice trzech zaborców …” był błędny. Wręcz kłamliwy.
Ŏstało inoś pora dni. Na co? Coby zgłosić sie do konkursu kulinarnego „Śląskie Smaki”. Jeo organizatorem je Śląska Organizacja Turystyczna, a konkurs bydzie 15 czerwca w Bielsku-Białej. Tuż eli poradzisz festelnie warzyć, a możesz narychtować co r ychtig ślůnskigo, werci sie, obyś hań był.
W
erci sie do Ślůnska. A to skirz tego, co we „Śląskich Smakach” mogom startować niě inoś ci, kierzy warzom po ślůnsku, nale tyż baji ze Sosnowca abo ze Częstochowy. Ze Żywca. Tuż może sie trefić, iże Ślůnskim Smakiem bydzie barszcz biały abo ruskie pierogi. Możne tyż zalewajka abo żydowski czulent? Śląska Oranizacja Turystyczna widno těż niě wiě kaj je Ślůnsk, tuż we konkursie możne startnonć kożdy, fto je z województwa ślůnskigo, a zaś baji ze Kędzierzyna juże niě (o tak ślůnskim mieście jak Legnica ani niě spomnymy). Agnieszka Sikorska z ŚAT pado, iże konkurs pokazywo bogactwo re-
gionalnej kuchni. I mo recht, inoś na co kuchnia ze Żywca mianować ślůnskom? Przeca to je góralsko kuchnia małopolsko a niě ślůnsko. Pado tyż, iże jodło musi być zwionzane ze regionem. I mo recht, bez tuż werci się pokozać, iże naszo kuchnia to niě inoś rolada a ku těmu modro kapusta a kluski (polski abo biołe). Werci sie, coby pokozać hań baji szpajza, rýchtig żur a niŷ jakiś „żurek” (żur ślůnski ze jajcěm je tak samo prawdziwy, jak rolada ze jajcěm!), wodzionka a wiela innych naszych jodeł. Werci sie pokozać, co choćby po jodle widać, kaj je Wiěrchni Ślůnsk. Skirz tego, co kuchnia wele Pszczyny je chneda blank tako, jak wele Ŏpolo abo Lublińca, a blank inakszo, jak kuchnia Żywca abo Sosnowca. Tuż chocia organizatory chcom inacěj, taki konkurs to těż propagowanie ślůnskości. Bez tuż poradzisz warzyć a mosz wolno sobota 15 szěrwca – idź! Zgłosić trza sie do 24 kwietnia a wygrać idzie prěmio Złotego Durszlaka a miano Eksperta Śląskich Smaków. Reszty dowiěsz się we internecu, na zajcie slaskiesmaki.pl, abo we Śląskiej Organizacji Turystycznej, we Katowicach, ul. Mickiewicza, tel. - 32 207 20 73.
G
órny Śląsk nigdy bowiem nie był pod zaborem, bo zabory to pojecie związane z rozbiorami Polski pod koniec XVIII wieku. A Śląsk już 500 lat wcześniej wybrał przynależność do korony czeskiej i cesarstwa niemieckiego, a nie państwa polskiego. 30 kwietnia 2013 roku - z inicjatywy Ślůnskij Ferajny - nastąpiło odsłonięcie tablicy z prawidłowym napisem, iż było to miejsce styku granic trzech państw. W uroczystości – oprócz członków i sympatyków Ślůnskij Ferajny, wzięli udział przedstawiciele mysłowickiego Koła Ruchu Autonomii Śląska, Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej oraz Stowarzyszenia Wspierania Inicjatyw Społecznych „Progres”. Tym sposobem Trójką Trzech Cesarzy, przy-
najmniej po śląskiej stronie, naucza prawdziwej historii. Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości, dotyczące zasadności zmiany napisu przypomnijmy jak wyglądała historia naszego regionu. Na mocy traktatu podpisanego 24 sierpnia 1335 roku w Trenczynie i później 12 listopada 1335 roku w Wyszehradzie polski król (Kazimierz Wielki) zrezygnował ze swoich roszczeń do Śląska, a król czeski (Jan Luksemburski) zrzekł się tytułu króla Polski. Oprócz przysięgi wasalnej – złożonej przez książąt górnośląskich - król czeski uzyskał od Kazimierza Wielkiego obietnicę wypłacenia 20 tys. kop groszy. W 1526 roku stany śląskie na sejmie w Głubczycach uznały prawo do dziedziczenia Ferdynanda I Habsburga. Decyzja ta zapoczątkowała ponad dwustuletnie panowanie Habsburgów nad Śląskiem. W 1742 roku w wyniku wojny prusko – austriackiej, tzw. pierwszej wojny śląskiej, Prusy na mocy traktatu pokojowego zawartego z Austrią we Wrocławiu otrzymały większą część Górnego Śląska. Natomiast rozbiory Polski (początek zaborów) dotyczyły zupełnie innych terenów i nastąpiły w latach 1772, 1793 i 1795 roku. Wracając do tablicy – już w listopadzie 2009 roku, a zatem kilka miesięcy po założeniu, sto-
warzyszenie Ślůnskŏ Ferajna, zwróciło się do ówczesnego Prezydenta Mysłowic – Grzegorza Osyry - z wnioskiem o zmianę napisu. - Dwa razy pisali my do burgěmajstra Grzegorza Osyry, kiery regierowoł Mysłowicami do 2010 roku, a zaś razěm do burgěmajstra Edwarda Lasoka, kiery wygroł we 2010. Ŏba obiecywali, ale jakoś nic na piśmie. Dziěpiěro we lipcu 2011 roku prezydent napisoł do nos, iże nasz postulat zrealizowano a na obelisku je nowy abcybilder: „Trójkąt Trzech Cesarzy”. Nale ftoś, możne polski nacjonalisty, durś jom zrywoł. Bez tuż we lutym 2012 roku uzdali my, iże wyrychtujýmy bergtabula, ze napisěm: „W miejscu, w którym niegdyś stykały się granice trzech cesarstw” – wyjaśnia Pyjter Langer ze Ślůnskij Ferajny. Władze miasta jednak po konsultacjach z Muzeum Miasta Mysłowice wyraziły zgodę na napis „W miejscu, w którym niegdyś stykały się granice trzech cesarstw”. I taki też napis widnieje na tablicy, którą może zobaczyć każdy, kto wybierze się na Trójką Trzech Cesarzy w Mysłowicach. Sto lat temu zwiedzało go dziennie do 2000 osób. mIRELLA dĄBEK
Chcesz lepij godać JUż W SPRZEdAżY!!! po ślůnsku? Wznowienie kultowej książki!
U nas promocyjna cena!
Historia narodu Śląskiego (autor Dariusz Jerczyński) , wydanie iii, poszerzone, 476 stron formatu A-4 – już w sprzedaży od 1 lutego. cena 60 złotych. Historia Narodu Śląskiego – to jedyna książka, która prezentuje dzieje naszego hajmatu ze śląskiego (a nie polskiego, niemieckiego, czeskiego czy jeszcze innego) punktu widzenia. Trzecie wydanie w porównaniu z poprzednimi zostało bardzo poszerzone, mniej więcej o połowę. Jesteś Ślůnzokiem? Ta ksiůnżka musisz mieć! Historię Narodu Śląskiego można kupić, wpłacając 60 złotych (+ 8 zł koszty przesyłki) na konto: 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 (Instytut Godki Ślunskij Dariusz Dyrda). W przypadku zamówienia 2 i więcej egzemplarzy – przesyłka gratis. Czas realizacji zamówienia do 14 dni. Książkę można zamówić telefonicznie, pod numerem 0-501-411-994 lub na przez pocztę internetową poczta@naszogodka.pl.
„Rýchtig Gryfno Godka” – jedyny podręcznik mowy śląskiej w promocyjnej cenie. „Rýchtig Gryfno Godka” to 15 czytanek po śląsku i polsku, a po każdej czytance omówione różnice pomiędzy gramatyką śląską a polską. Zaś czytanki opowiadają to, co Ślązak o swojej ojczyźnie wiedzieć powinien: o naszej historii, o granicach Górnego Śląska, o śląskich noblistach, o śląskich zwyczajach. Książka zaopatrzona jest również w bogaty słownik polsko-śląski i śląsko-polski. „Rýchtig Gryfno Godka” ” promuje prostą i intuicyjną śląską pisownię opartą o 90-letnią tradycję! „Rýchtig Gryfno Godka”! można kupić, wpłacając 25 złotych (+ 8 zł koszty przesyłki) na konto: 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 (Instytut Godki Ślunskij Dariusz Dyrda). W przypadku zamówienia 2 i więcej egzemplarzy – przesyłka gratis. Czas realizacji zamówienia do 14 dni. Książkę można zamówić telefonicznie, pod numerem 0-501411-994 lub na przez pocztę internetową poczta@naszogodka.pl
9
mAJ 2013 R.
PISANE ZA BRYNICĄ
Jo, RZYmSKI KAToLIK
Óbiecali a psinco dali.
Berlin. I moja Inge Bartsch. Kiedy słucham opowiadań Ślązaków, którzy z rozrzewnieniem wspominają pradziadka Niemca, ciocię z Frankfurtu, lub gdy obserwuję jak na targowiskach w całej Polsce, niczym grzyby po deszczu wyrastają stoiska z niemiecką chemią (waszpulwerami i inkszymi pieroństwami) lub z bombonami lub też rozmawiam z Polakami pracującymi w Berlinie, dochodzę do jednego wniosku : wcale wam się wszystkim nie dziwię.
S
zczegóły tworzą całość, szczegóły np. powodują, że ludzie bez końca potrafią kłócić się o niezakręconą tubkę z pastą do zębów lub nie opuszczoną klapę od sedesu. I tak samo jest z Berlinem: tu właśnie wszystko tworzy pozytywną i kolorową mozaikę, o której warto parę słów wspomnieć. Piszę tu, bo akurat 12 maja jestem w Berlinie a naczelny awanturuje się, gdzie mój felieton. To zamiast zwiedzać Berlin, piszę, co widzę. Po pierwsze : tak jak kiedyś na Śląsku mieszkali Żydzi, Czesi, Polacy, Niemcy, tak w Berlinie są chyba przedstawiciele wszystkich narodowości. I – niesamowita rzecz - prawie wszyscy zadowoleni z życia. Po drugie: ludzie aktywnie spędzają czas. Taki ktoś jak ja, powinien uważać aby nie zostać stratowanym przez biegających po parku Niemców (spoko, bez karabinów) lub przez Niemców zasuwających na rowerach po swoich genialnych, oszałamiających i wymuszających uwagę kierowców samochodów, ścieżkach rowerowych (nawiasem mówiąc, prawe lusterko trzeba mieć ciągle na uwadze, bo kolizja z ro-
Warszawski sond uznoł, że Grzegorz Napieralski, kiery pado iże RAŚ chce ôderwać Ślůnsk ôd Polski – nie zniesławił RAŚ. I chociaż organizacja ta ma w swoim statucie napisane jak byk, że nie dąży do zmiany granic państwowych, to ciągle przypinana jest jej łatka separatystów, którzy chcą Śląsk od Polski oderwać. Powtarza to prawie każda polska gazeta, radio, telewizja – więc cóż się dziwić, że Polacy sądzą, iż my naprawdę chcemy oderwać Śląsk od Rzeczypospolitej.
A
le jeśli tak, to może rzeczywiście, zamiast kopać się z koniem, ogłosić zamiar utworzenia republiki śląskiej? A potem w ramach negocjacji, zrezygnować z tego zamiaru, zadowalając się jedynie autonomią województwa górnośląskiego? Wyjdziemy na minimalistów, ale zrealizujemy nasz cel. Przy czym ja dziś wiem na pewno, że wspólne województwo z Częstochową, Sosnowcem, Żywcem nie ma sensu. Oni ani nie są Śląskiem, ani nie chcą nim być – a warszawscy urzędnicy i ich śląscy poplecznicy robią co mogą, aby dzięki takiemu wojewódz-
werzystą na JEGO ścieżce to poważny problem). Po trzecie: sprzedawczyni w sklepie ZAWSZE mówi „dzień dobry” (chociaż to jest Guten Tag a nie dzień dobry) i nie siedzi tam „za karę”. Po czwarte : s- bany i u-bany (środki komunikacji miejskiej) zawiozą nas wszędzie. Nie spóźniają się. Nie powodują też korków, gdyż jeżdżą po torach. Po piąte: Niemcy naprawdę znają angielski i cierpliwie wszystko wytłumaczą. Po szóste: można chodzić po mieście z piwem i się delektować, to samo tyczy się marihuany, z tym, że ją można tylko posiadać i używać, nie można jej zaś sprzedawać (co nie oznacza, że rozdają ją za damo). Po siódme: praca jest wszędzie. Jak ktoś chce pracować, to na pewno dopnie swego.
pozwiedzać Berlin jakoś też nie przeszkadzają, a co ! Kto bogatemu zabroni… Po dwunaste: i tak w Berlinie najlepsi są Polacy. Co prawda Niemcy dokładnie wytłumaczą co i jak, ale to Polacy wyrysują wszystko na mapie, poczęstują piwem, zaproszą na grilla i życzliwie porozmawiają. Że też tak w Polsce nie umieją… Mając powyższe na uwadze: warto spędzić tutaj kilka dni (a za 36 € to już w ogóle nie ma o czym mówić), a jeżeli przypadkiem macie w Berlinie dawno nieodwiedzaną kuzynkę, to nie ma się nad czym zastanawiać ! Z Katowic do Berlina pociąg jedzie tylko 8 godzin… (hmm, przed wojną podobno sześć) Na zakończenie zaś polecam gorąco coś, co całe życie kojarzyło mi się z Berlinem – wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, pt. „Inge
Po dziewiąte: Niemki wyładniały. Po dziesiąte: punkt wyżej to obrzydliwy i słaby żart. Pewnie i tak naczelny to wykreśli. Po ósme: od dzisiaj moim ulubionym niemieckim słowem jest „currywurst” ( mniam !). A tego, co mi powie, że niemieckie wuszty są niedobre nie popluję tylko dlatego, że jestem dobrze wychowana. Po dziewiąte: Niemki wyładniały. Po dziesiąte: punkt wyżej to obrzydliwy i słaby żart. Pewnie i tak naczelny to wykreśli. Po jedenaste: 36 € za 3 dni noclegu (bez wyżywienia rzecz jasna) nie oznacza jeszcze, że mamy tutaj dużo karaluchów. Ot, tylko kilka. Ale Niemcom i Holendrom, którzy też przyjechali
Bartsch”, który przenosi nas w artystyczny półświatek Berlina, rewolucję, klimat. Inge to „aktorka, po przewrocie zaginiona wśród tajemniczych okoliczności” i właśnie słowo Gałczyńskiego o Inge, „ w całej prostocie dla potomności” niech będzie dla wszystkich wprowadzeniem do dalszych, zgoła odmiennych tematycznie, bo przecież nie tak życiowych jak moje wywody powyżej - rozważań. Rzecz jasna, bardzo chętnie podejmę dyskusję na temat Inge Bartsch. Adieu! PAULA ZAWAdZKA
Kejsik jagech boł we Warszawie z kamratami, coby przypomnieć ô ôbiecanej nom Autonomii, przed nojważniejszym amtěm we Polsce, na kerym pisze „Honor i Ojczyzna” pytali sie mnie warszawioki, ô co nom idzie, co je louz. A że żech niě je soroń, to godołech im, co idzie nom blank ô těn Honor Rzeczypospolitej i nasz Hajmat, co po polsku sie mianuje Ojczyzna. Bo – tuplikowołech – kiej nom Polsko przysięgła na honor a Boga, co autonomio bydymy mieć, to gańba do Polski, iże autonomie ni mo.
T
uż po trzech abo sztyrech zdaniach przýkwolali mi Warszawiaki a przyznowali recht. Jo myśloł, co mi tak sie udowo ich przekonać, skuli tego, iż gryfnie poradza goda po polsku. Dziepiěro po tym, jak Prezydent Komorowski z Gazetom Wyborczom zaprosioł bajtli na pokaz Polskiego Ŏrła, zrychtowanego ze halb tony szekulady, spokopiołech co take som sztandarty we Polsce. Piěrszego beamtra tyż. Óbiecać a niě dać! Tako jo, jak i bajtle, kere przyszli ôbejrzeć to dziwo, zbajstlowane przez Fachmanůw ze Zakładow E. Wedel – kierym się zdowało, co bydom mogli skosztować
możne trza ôstrzěj? twu zamazywać granice Górnego Śląska. Idealnym tego przykładem jest Jan Dziadul, dziennikarz Polityki, człowiek wszak niegłupi, który jednak chce dla swej kresowej zabużańskiej natury jakiegoś nowego, częstochowsko-sosnowieckiego Śląska.
nym województwie. Ba, nawet RAŚ dał się nabrać, głosując w Sejmiku za strategią Polska Południowa, obejmującą województwo śląskie i małopolskie. Zapominając, że my stanowimy jedność z Opolem, a nie z Krakowem.
Białom, skirz tego co dzisio je to jedno miasto, a przeca po dwóch zajtach greniczněj rzyki. I ni bydzie chciało dzielić sie na ślůnskie Bielsko a małopolsko Biało. Chocia fto wiě – bo przeca dwa miasta, to dwa burmistrze, dwa amty…
Jeśli w 1921 roku mógł być plebiscyt, w jakim państwie ma leżeć Śląsk, to teraz może choć zasługujemy na referendum, jakiego chcemy województwa. I wywalczymy sobie mniejsze, ale własne, bez Sosnowca, Częstochowy, Żywca? Takie rýchtig ślůnskie. Terytorialnie będzie maleńkie, to prawda, ale gospodarczo i ludnościowo wciąż nieco powyżej polskiej średniej. Wszelkie rodzące się od lat pomysły w rodzaju Expo Silesia w Sosnowcu, konkursu kulinarnego Śląskie Smaki wraz z Częstochową a bez Opola – są efektem sztucznego śląsko-małopolskiego województwa. Wszelkie potworki regionalno geograficzne, w rodzaju Śląska Opolskiego czy Podbeskidzia – są efektem tego, że Górny Śląsk nie jest w jed-
Bez tuż czas pedzieć: styknie! Czas pedzieć to, co wiě każdy ślůnski bajtel. My som Ślůnsk a Sosnowiec je za grenicom! Tako jak Częstochowa, abo Żywiec. I my chcěmy województwa genau ślůnskigo, a niě ślůnsko-sosnowieckigo! Grenice te idzie chneda wszandy leko wytyczyć, bo przeca kożdy wiě, kaj je Ślůnsk a kaj niě. Trocha problemůw bydzie inoś ze Bielsko-
Bezma 40 lot nie poradzŷmy sie doprosić województwa gůrnoślůnskigo. Katowice som ze Sosnowcem, Ŏpole ze dolnośląskim Brzegiem. To może trzeba zacząć nie od łączenia, lecz od dzielenia. Może trzeba wystąpić do ministerstwa o podział województwa śląskiego? Jeśli w 1921 roku mógł być plebiscyt, w jakim państwie ma leżeć Śląsk, to teraz może choć
těj maszketněj půłtonowyj szekulady. No bo może mi fto pedzieć, poco było robić ŎRŁA z szekulady – a bajtlom rbić smak - jak szło go zrobić z gipsu i posztrajchować lakŷm. Przeca ôbstawa prezydencko do niego nikogo miała niě dopuścić To byłas szoku lada do dziwonio a niě maszkecěnio! A przeca trza było z 500 kg szekulady narobić tabulek i rozdać bajtlom, kerych fatry som mo zne bez gychaltow w těj Polsce. Na szczyńsie my Ślonzoki już wiěmy ôd czasow „Krowy Korfantego”, jaki Honor mo państwo za Przěmszom, a tak po prowdzie i u nos ci co z lizanio Polskiej szekulady żyjom. Dzisioj masogłupiacze szczekajom na mnie i cołki RAŚ, ô to jak my mogli padać „nominowanemu” Marszałkowi województwa: basta, dość, styknie panoczku Sekuła robiěnio nos za bajtli. Ale nojgorsze je to, iże nasze echte Ślůnzoki niě poradzom spoko pić, co niě wszystkie polityki urodzone na Ślůnsku, a co gorsze farorze na ślůnskich farach, godajom prowda jak godajom ô tym na kogo welować. Bo sami chcom ta Polsko szekulada polizać a jak się udo to i trocha poôbgryzać. Ino wiedzom, inaczěj niźli te bajtle, abo RAŚ, co żeby dostać szekulady, trza być genau takim, jak chce prezydent Komorowski, abo inaksze ważne warszawski beamtry. LYJo SWACZYNA (KAToLIK RZYmSKI, NIě PoLSKI)
FIKSUm dYRdUm zasługujemy na referendum, jakiego chcemy województwa. I wywalczymy sobie mniejsze, ale własne, bez Sosnowca, Częstochowy, Żywca? Takie rýchtig ślůnskie. Terytorialnie będzie maleńkie, to prawda, ale gospodarczo i ludnościowo wciąż nieco powyżej polskiej średniej. A dopiero mając go powiemy Strzelcom Opolskim, Kędzierzynowi, Gogolinowi – půdźcie z nami! Opole, czując że może stracić te tereny, też się przyłączy. Więc może trzeba ostrzej. Może trzeba mówić: chcemy autonomii województwa śląskiego, ale śląskiego a nie śląsko-sosnowiecko-częstochowskiego. A przede wszystkim chcemy naszego województwa, bez sąsiadów, których nie rozumiemy, a którzy nie rozumieją nas! Plan polonizacji Ślązaków polega bowiem przede wszystkim na rozmyciu, rozmazaniu tego, co jest Górnym Śląskiem. Kolejnym etapem planu jest przecież Metropolia Silesia, w której ma być tylko niewielka część Górnego Śląska, za to razem z całym niemal Altrajchem. Więc powiedzmy wprost, wyraźnie i głośno: Dzielić nam Śląsk możecie, podobnie jak był podzielony w latach 1922-39. Ale łączeni z żodnom gorolijom być nie chcemy. Żyjemy tak już chneda 70 lot i styknie. Jak my ta grenica na Przemszy a Brynicy czuli w 1945, tak jom czujemy dziś. I za sto lot tyż hań bydzie. Tuż zróbcie na grenicy chocia grenica województw! dARIUSZ dYRdA
10
mAJ 2013 R.
Według prezesa PZHL stolica Zagłębia ma zostać… stolicą polskiego hokeja z urzędu.
Sosnowiecka komedia narodowa
Być może już od sezonu 2013/14 w Polskiej Lidze Hokeja zagra nowa drużyna. Reprezentacja Polski. Nawet jeśli będzie się nazywała inaczej, na przykład Zagłębie Sosnowiec, to i tak ma to być reprezentacja. Bo tak sobie to wymyślił Piotr Hałasik z Sosnowca oraz dwóch rosyjskich trenerów polskiej kadry.
N
Michał Woźnica – tyski napastnik – to jeden z czołowych polskich hokeistów, który jednak nie znajduje uznania w oczach rosyjskich trenerów. Co będzie, jeśli on i jego koledzy będą gromić w lidze Reprezentację Polski z Sosnowca? iemal dokładnie od roku Polskim Związkiem Hokeja na Lodzie steruje nowy prezes, ba, wręcz nowy człowiek w hokeju, sosnowiecki biznesmen Piotr Hałasik. Swoje rządy zaczął tak, że kibice tej dyscypliny piali z zachwytu. Przede wszystkim z powodu nowych trenerów kadry narodowej. PZHL jest biedny i dotychczas bywali nimi szkoleniowcy z niższych półek.
Nazwiska są, wyników brak
Hałasik jakimś cudem zdołał zatrudnić Igora Zacharkina i Wiaczesława Bykowa – duet, który poprowadził Rosję do tytułu mistrzów świata. Duet będący uznaną marką w światowym hokeju. Kibice uwierzyli, że oto nadchodzą
lepsze czasy dla pogrążonej w marazmie dyscypliny. Dyscypliny w której 30 lat temu Polska podejmowała walkę z najlepszymi, a dziś musi uznawać wyższość tak egzotycznych hokejowo krajów, jak Węgry czy Korea. Na razie jednak wypada to marnie. Polscy działacze hokeja zdecydowali się na głębokie zmiany w maju 2012 roku, gdy reprezentacja, podczas corocznych hokejowych mistrzostwa świata, nie zdołała awansować z hokejowej III ligi do II, przegrywając ten awans 2:3 właśnie z Koreą Południową. Spadek do tej III ligi uznawano za wpadkę, teraz okazało się, że wpadka może być tendencją stałą. Jednak w kwietniu roku 2013 kadra, pod nowym już kierownictwem Zacharkina i Bykowa znów zajęła w swojej grupie drugie miejsce, tym razem przeW Internecie można znaleźć curriculum vitae Piotra Hałasika z 2010 roku. Czytamy tam między innymi: „zainteresowania : piłka siatkowa, koszykówka, brydż, narciarstwo”. O hokeju ani słowa. To być może wyjaśnia dziwaczne pomysły. A może wcale nie chodzi o hokej. Piotr Hałasik kilkukrotnie (w latach 2005 i 2011) ubiegał się o mandat senatora z Zagłębia. Być może wierzy, że jeśli do Sosnowca sprowadzi na stałe reprezentację Polski to wreszcie uda mu się dostać do parlamentu?
grywając decydujący mecz z Ukrainą (chociaż wygrywała go już 2:0). Okazało się, że trenerzy nie grają, a polscy hokeiści prezentują poziom podobny do polskich piłkarzy. Z taką różnicą, że mocne hokejowe zagraniczne kluby nie chcą dziś ani jednego polskiego zawodnika.
Wielkie zapowiedzi… i nic
Jedną z przyczyn tego marazmu ma być fakt, że hokej to dyscyplina droga, a polskie kluby są biedne. Sporo w tym prawdy, bo cały polski hokej ma mniejszy budżet, niż gaża wyróżniającego się gracza kanadyjsko-amerykańskiej ligi NHL. Dlatego Hałasik, który wybrany prezesem zapowiedział, że jeśli nie znajdzie sponsora dla hokeja do końca 2013 roku, odejdzie z prezesowania, wydawał się działaczem z zupełnie innej bajki. Tym bardziej, że zapowiedział też pracę bez wynagrodzenia. No i trudno mu było odmówić wiedzy o zarządzaniu sportem. Kilkanaście lat wcześniej współorganizował mocną Polską Ligę Piłki Siatkowej, a potem, jako sponsor i właściciel klubu siatkarskiego Polska Energia (wcześniej Płomień) Sosnowiec, odnosił z nim sukcesy w Polsce oraz na europejskich parkietach. Wierzono, że sukces ten powtórzy z hokejem. Wierzono zwłaszcza na Śląsku, zwłaszcza, że Hałasik został wybrany prezesem PZHL dzięki koalicji śląskich klubów. Tak naprawdę hokej liczy się w naszym
kraju w dwóch ośrodkach: na Górnym Śląsku i w Małopolsce. W poprzednich latach górnośląskie kluby lansowały po kilku kandydatów na prezesów, a wygrywał kandydat małopolski. Tym razem – wraz
marginalizować Górny Śląsk. Założenie wyjściowe, że trzeba mieć choć jeden mocny klub, brzmi sensownie. Gorzej z wykonaniem. W zimie wraz z trenerami Bykowem i Zacharkinem oraz Mariuszczem Czerkawskim, zaangażował się w rewelacyjny pomysł, aby jeden z polskich klubów grał w KHL, potężnej lidze rosyjskiej. Przy czym KHL ma w nazwie nie Rosyjska, lecz Kontynentalna, i jest w tym wiele prawdy, grają w niej już bowiem najmocniejsze drużyny ukraińska. czeska i słowacka, a deklaracje przystąpienia do niej zgłasza też mistrz Włoch czy Słowenii. KHL ma chyba ambicje objąć całą Europę, i stać się równie mocną jak liga północnoamerykańska. Do której zresztą już dziś niewiele brakuje. Zamiar trafienia do niej więc fantastyczny. Tyle, że postawiono na Gdańsk, miasto w którym klub hokejowy rok wcześniej upadł. A lekceważąc choćby Katowice, gdzie istnieje klub ekstraklasy i hala odpowiednia dla takiej ligi (Spodek). Ponadto w sąsiednich miastach znajdują się kluby hokejowe, w tym tak czołowe, jak GKS Tychy, który przez ostatnie 10 sezonów tylko raz nie miał medalu mistrzostw Polski. Poza tym połowa polskich klubów hokejowych jest właśnie na Górnym Śląsku. O gdańskim pomyśle pisaliśmy trzy miesiące temu. Prawdą jest, że władze Katowic nie rywalizowały w tej sprawie z Gdańskiem, ale też nikt nie wybrał się przekonywać prezydenta miasta. Prezesowi Hałasikowi z Sosnowca i tysza-
Sosnowiec ma tyle samo wspólnego z monarchią Austro-Węgierską, co ze Śląskiem. I chociaż nikt tego prezesowi Hałasikowi w Wiedniu oficjalnie nie powie, Sosnowiec do EBEL przyjęty nie zostanie, bo należy do innej strefy cywilizacyjnej i kulturowej, niż ta liga. z sosnowieckim Zagłębiem – wspólnie postawiły na Hałasika. I wygrały. Póki co, poza szumnymi zapowiedziami i za trudnieniem markowych trenerów, niewiele z tego dobrego wynika. A ostatnio wręcz wynikło rozbawienie – bo prezes zapowiedział, że w Wielkiej Brytanii znalazł właśnie sponsora dla polskiej ligi. Po kilku dniach okazało się, że znalazł tam, owszem, ale firmę, która będzie… sponsora dla polskiego hokeja dopiero szukać.
musimy mieć mocny klub Poza tym każdorazowe pomysły prezesa Hałasika jakoś każdorazowo mają
ninowi Mariuszowi Czerkawskiemu bliżej było do prezydenta Gdańska niż do katowickiego Piotra Uszoka.
Kto nas weźmie? Ale gdański pomysł okazał się klapą, gdyż KHL nie doszukała się w Gdańsku potencjału odpowiedniego dla KHL. Być może pojawia się więc druga szansa, z której skorzysta Górny Śląsk, Katowice lub Gliwice, budujące jeszcze większą halę niż Spodek. Tymczasem Piotr Hałasik uznał, że jeśli nie wyszło z KHL, to może wyjdzie z ligą słowacką lub EBEL. Obie są znacznie słabsze od rosyjskiej, ale też znacznie mocniejsze od polskiej.
11
mAJ 2013 R.
Byłaby więc szansa, aby czołowi polscy zawodnicy grali w solidnej lidze. Słowacy jednak po zastanowieniu powiedzieli stanowcze: „nie, dziękujemy, może w przyszłości”, a sprawa z EBEL jest bardziej złożona. I zakrawa na kpinę z geografii polskiego i europejskiego hokeja. Oraz na próbę uczynienia z Sosnowca właśnie stolicy polskiego hokeja. O ile w przypadku Słowacji chodziło o połączenie lig (do wspólnej miały zapewne trafić cztery najmocniejsze i najbogatsze polskie kluby, leżące zresztą blisko Słowacji, czyli małopolskie Cracovia, Sanok oraz śląskie GKS Tychy i
Ale Sosnowiec? Sosnowiec, który zawsze leżał poza jej granicami? A w rozumieniu Austro-Węgier wręcz poza granicami Europy, bo w państwie carów, w Rosji… Wprawdzie tuż obok granicy, ale jednak za nią. Sosnowiec ma tyle samo wspólnego z monarchią AustroWęgierską, co ze Śląskiem. I chociaż nikt tego prezesowi Hałasikowi w Wiedniu oficjalnie nie powie, Sosnowiec do EBEL przyjęty nie zostanie, bo należy do innej strefy cywilizacyjnej i kulturowej, niż ta liga. Liga mająca nie tylko grać w hokeja, ale też przypominać o wielkiej Austrii.
Być może w najbliższym sezonie śląskie kluby z Katowic, Tychów, Jastrzębia będą mierzyły się w lidze z Reprezentacją Polski Sosnowiec (nawet jeśli będzie się inaczej nazywać). Trenerzy kadry narodowej już przekonują reprezentantów, by przenosili się do tego klubu. Jastrzębie) – o tyle z mocniejszą EBEL nikt nawet nie próbował takiej oferty. Chodziło o przyjęcie do niej jednej polskiej drużyny. Co zresztą jest zgodne z podobną filozofią budowy ligi jak w przypadku KHL. Bo oprócz ośmiu drużyn austriackich gra tam pięć zagranicznych, w tym czeska, słoweńska, węgierska. EBEL też jest ligą ponad państwowymi granicami.
Bez pojęcia o realiach, geografii i historii Ale już pomysł prezesa PZHL, jaka polska drużyna ma tam grać, był nieco dziwny. Bo nie miały to być mocne jak na polskie warunki, a leżące relatywnie blisko Austrii Jastrzębie czy Tychy, lecz nieco oddalony Sosnowiec, który w polskiej ekstraklasie zajął ostatnie miejsce. Z tym, że kadra tego Sosnowca miała się zupełnie zmienić. Mieli ją stanowić reprezentanci Polski, trenowani także w klubie przez duet Zacharkin-Bykow. Bo dla trenerów wspólna gra reprezentantów przez cały rok, z silnymi rywalami, byłaby szansą na skokową poprawę poziomu gry. Trzeba przyznać, że jest w tym jakaś logika. Problem jednak w tym, że EBEL, podobnie jak Słowacy odpowiedział, że może kiedyś, ale na pewno nie w nadchodzącym sezonie. W naszym zresztą odczuciu problem tkwi między innymi w tym Sosnowcu. Gdy spojrzeć na geografię klubów EBEL, widać, że wszystkie one leżą w miastach, które kiedyś należały do wiedeńskiego imperium. Że EBEL to liga wielkiej monarchii Habsburskiej, liga Austro-Węgier. Liga oparta o sentyment do tej monarchii, o podobne wspomnienia jak nasze „bo za cysorza Wilusia…”. W takiej EBEL byłoby więc miejsce dla małopolskich Krakowa i Sanoka, które przez cały wiek XIX, do roku 1918, leżały w Austro-Węgrzech. W takiej EBEL byłoby też miejsce dla Tychów czy Jastrzębia (ewentualnie Katowic), które przez dwa stulecia, do połowy XVIII wieku, leżały w wiedeńskiej monarchii.
Ponadto prezes Hałasik kompletnie zapomniał, że ponad połowa polskich kibiców hokeja to mieszkańcy Górnego Śląska. A oni nigdy nie będą się utożsamiać z reprezentacją Polski, mającą siedzibę w Sosnowcu. Nie będą chodzili na jej mecze, tym bardziej, jeśli ta reprezentacja będzie miała w nazwie Zagłębie.
Kto śpiewa po ślunsku na wielkich estradach? Zespołów i piosenkarzy którzy śpiewają po ślunsku jest dość dużo, jedni znani są szerszej publice inne nie. W ostatnim czasie Szymon Szczepańczyk postanowił zebrać wszystkich miłośników śląskiej pieśni i umieścił ich na jednej płycie Pszczyńskiej Folk Regeneracji.
S
zymon Szczepańczyk jest wokalistą zespołu Szanatna która w swoim repertuarze na stałe zamieściła piosenkę "przy piecu stoła" a publika domagała się jej na koncertach w całej Polsce. Stąd też narodził się pomysł stworzenia płyty która przełamie stereotyp mówiący o tym że w mowie regionalnej śpiewają tylko zespoły ludowe. O Pszczyńskiej Folk Regeneracji pisaliśmy już na łamach naszej gazety w sierpniu skrupulatnie przedstawiając wszystkie zespoły które wzięły udział w projekcie i nagrały śląską pieśń zaporzyczoną z płyty Zespołu Regionalnego Pszczyna " Cztery Pory Roku Wsi Pszczyńskiej", przerabiająca ją na współczesne gatunki muzyczne.
Huge CCM ślaskich strojach regionalnych i gorzołka lejąca się w teledysku strumieniami nie spodobały dużemu gronu odbiorców, dzięki czemu zespół zyskał nie tylko rozpoznawalność ale i sławę. Na ich koncertach publika krzyczy gorzołka! gorzołka! gorzołka! Gorzołka dotarła już w wszystkie regiony polskie a nawet i dalej, nasi południowi są-
Kibicować Zagłębiu? Niemożliwe Gdy pomysł z EBEL nie wypalił, prezes Hałasik z rosyjskimi trenerami wpadli na pomysł zupełnie kuriozalny. Taki, ze owszem, reprezentacja Polski będzie grała od tego sezonu w klubie z Sosnowca. A jeśli nie chcą jej w EBEL to trudno, będzie grała w lidze… polskiej. Tym sposobem być może w najbliższym sezonie śląskie kluby z Katowic, Tychów, Jastrzębia będą mierzyły się w lidze z Reprezentacją Polski Sosnowiec (nawet jeśli będzie się inaczej nazywać). Trenerzy kadry narodowej już przekonują reprezentantów, by przenosili się do tego klubu. Robią to podobno także działacze PZHL, na czele z prezesem. Znaczyłoby to, wynajęci za pieniądze wspólnie przez kluby opłacanego związku, podkupują zawodników innych klubów, zapewne ofertą miejsca w kadrze narodowej. Tylko czy zbudują mocną reprezentację, osłabiając wszystkie kluby poza jednym? I z kim ten jeden w słabej, wydrenowanej z zawodników lidze ma grać? Chociaż w Tychach podśmiewają się, że trzon kadry Zacharkina i Bykowa stanowią zawodnicy Sanoka, którzy w ostatnim sezonie zajęli zaledwie czwarte miejsce. Więc co będzie jeśli tyski zespół (albo jastrzębski) zajmie w lidze wyższe miejsce niż Reprezentacja Polski z Sosnowca? Fachowcy twierdzą, że tyszan, patrząc na skład, na to stać. Nadchodzący sezon zapowiada się więc wielce ciekawie. Choćby ligowy mecz GKS Katowice - … reprezentacja Polski z Sosnowca. dARIUSZ dYRdA
Łowcy Dziś część z tych zespołów szczyci się nimi na swoich koncertach. Na śląskiej pieśni regionalnej wybiła się miedzy innymi pszczyńska formacja heavymetalowa Huge CCM. Zespół nagrał teledysk do piosenki " ho ho ho gorzołka jest dobro" i wywołał nim wielki kulturalny skandal 2012 roku. Piękne młode dziewczyny tańczące w
Oberschlesien
siedzi z Czechów również znają już "gorzołkę" i to nie tylko tą alkoholową ale i muzyczną! Ci bardziej znani także śpiewają po śląsku. Kabaret Łowcy.B, a w zasadzie jego drugie muzyczne oblicze Łowcy.Band gra na swoich koncertach "Myśliweczka". Są i tacy którym język śląski pomógł bardziej niż się tego spodziewali. Mowa tu
o "Oberschlesien", zespół gościł w naszej gazecie w listopadzie a i w każdym polskim domu za sprawą Must be The Music- muzycznego show Polsatu, który doprowadził zespół do finału programu. Podobny scenariusz wypisał sobie zespół " Hasiok". Pytanie tylko czy taka forma nie jest drogą na skróty po wielką karierę? Bartosz Góra, kulturoznawca, członek kabaretu Łowcy.B i perkusista zespołu Huge CCM, nie ma nic przeciwko takiej formie wykorzystania mowy śląskiej. - Uważam, że tak na prawdę nikt nie powinien mieć nic przeciwko takiej promocji i drodze do popularność bo dzięki temu promuje się nie tylko zespół ale i język śląski. Na swoich koncertach Ślaskie pieśni regionalne graja i śpiewają: Broda-MalonHardKowolBand, North Cape, Projekt Granica, Avocado, Dariusz Sojka, Damian Kocur, Powinno być to dla nas Ślązaków bardzo ważne szczególnie kiedy na koncerty zespołów śpiewjących ślaskie piosenki przychodzą nie dziesiątki widzów ale i setki czy nawet tysiące jeżeli mowa tu o muzycznych show. Porzekadło " Nie ważne co mówią ważne by mówili" sprawdza się nie tylko w wielkim świecie showbiznesu, z pewnością może nam pomóc w promocji języka ślaskiego czy to za sprawą rozrywkowych programów telewizyjnych, skandalicznych teledysków czy śląskiej pieśni, śpiewanej przez największe gwiazdy polskiej sceny kabaretowej.
Jola Literska
12
Cajtung do bajtli
mAJ 2013 R.
Historia Śląska,
Po
Maria Teresa
wojnie XXX-letniej, o której pisaliśmy przed miesiącem, Śląsk był zupełnie inną krainą. Po pierwsze utracił resztę politycznej niezależności, stając się po prostu jedną z prowincji państwa Habsburgów (mylnie często zwanego Austrią). Po drugie, działania wojenne bardzo go zniszczyły – z mapy zniknęło lub zostało zrujnowanych, 1095 wsi, 113 zamków, 36 miast. Region ludny i bogaty stał się biedny i słabo zaludniony. Ale też podczas działań wojennych życie stracił co trzeci Ślązak. Po wojnie XXX-letniej Lux et Silesia, Światło ze Śląska, przestało oświetlać europejską naukę i kulturę. Skutkiem tej wojny był też podział religijny Śląska. Jego północna część (Dolny Śląsk), gdzie było kilka protestanckich księstw, mogła bowiem samodzielnie decydować o swojej religii. Część południowa (Górny Śląsk) nie miała tych praw – i niemal natychmiast urzędnicy cesarscy rozpoczęli tu przymusową rekatolizację. Ludność była masowo zmuszana do porzucenia powszechnego protestantyzmu i przyjęcia katolicyzmu. Mówiąc o śląskim przywiązaniu do wiary katolickiej warto pamiętać, że et ono bardzo świeżej daty. U Małopolan, Wielkopolan i innych polskich sąsiadów, katolicyzm jest
religią zakorzenioną od 1000 lat. Ślązacy wprawdzie chrzest przyjęli wcześniej, ale w XVI i XVII wieku niemal wszyscy byli protestantami. Religię katolicką narzucił im nazad niemiecki cesarz! A śląscy Piastowie, którzy przez 500 lat odgrywali dużą polityczną rolę - stali się tylko niewiele znaczącym rodem. Zresztą ich czas dobiegał końca, w 1654 roku po raz ostatni Piast został starostą generalnym Śląska, a w 1660 roku urodził się ostatni męski przedstawiciel tego rodu. Piastowie Śląscy (a w zasadzie Piastowie po prostu) schodzili z historycznej sceny. W 1675 roku zaledwie 15-letni Jerzy Wilhelm Piast, książę brzesko-legnicki umiera na ospę. A jego księstwo przejął cesarz. W II połowie XVII wieku na Śląsku były dwa polskie epizody. Pierwszy to bytność w Głogówku na Górnym Śląsku polskiego króla Jana Kazimierza, który schronił się tu przed Szwedami. Głogówek do niego należał, ponieważ niewiele wcześniej cesarz podarował go Wazom (wyraźnie zaznaczając, że Wazom, a nie Polsce). Zresztą kilka lat po Potopie wiedeński monarcha Głogówek od Wazów odkupił. A pod sam koniec XVIII wieku syn Jana III Sobieskiego, królewicz Jakub, ożeniony z siostrą cesarzowej, otrzymał w posagu Oławę. Nie umiał jednak znaleźć wspólnego języka ze Ślązakami, miał z nimi stale zatargi, w efekcie których cesarz ostatecznie go ze Śląska przepędził. Następny po Sobieskim polski król, August II Mocny, często myślał o Śląsku. Ale nie o połączeniu go z Polską, lecz ze swoją ojczystą Saksonią, o utworzeniu państwa sasko-śląskiego. Był gotów za to zrezygnować z polskiej korony. Jednak pozostańmy jeszcze na chwilę w XVII stuleciu. Wówczas to kluczborski pastor i świetny poeta Adam Gdacjusz (zwany często śląskim Rejem”) stwierdził w parciu o swoje badania, że tak zwany język wasserpolnisch, używany na Śląsku, nie jest wcale narzeczem polskim, lecz odrębnym językiem słowiańskim, pokrewnym wprawdzie polskiemu, ale też czeskiemu, morawskiemu, serbo-
tajla X
łużyckiemu. Jak widać uznawanie „godki” za samodzielny język jest znacznie starsze, niż wydaje się to Marii Pańczyk i Janowi Miodkowi. Wracając zaś do polityki, na północ od Śląska rosło w siłę państwo brandenbursko-pruskie. Prusy przestały składać hołd Polsce w 1648 roku, a 53 lata później ich książę nałożył sobie na głowę koronę królewską, podkreślając tym swoją niezależność od niemieckiego, wiedeńskiego cesarza. Prusy rosły w siłę i szukały zdobyczy terytorialnych. Gdy więc nagle w Wiedniu cesarz Karol VI nie zostawił męskiego potomka a tron przekazano córce Marii Teresie, Prusy (podobnie jak kilka innych państw) zanegowały prawo kobiety do dziedziczenia tronu. Berlińscy Hohenzollernowie stwierdzili wprost, że jeśli Habsburgowie wymarli, to na mocy umów między śląskimi Piastami a Hohenzollernami (pisaliśmy o tym przed trzema odcinkami) – Dolny Śląsk należy się im. Wybuchła wojna. 10 kwietnia 1741 pod Małujowicami koło Brzegu Prusacy rozbili Austriaków i opanowali cały Śląsk, co przyszło im łatwo, bo śląscy protestanci witali ich jak wyzwolicieli. Tylko część świeżo nawróconych na wiedeńską religię górnośląskich katolików próbowała stawiać opór. Po dwóch miesiącach pobita Austria postanowiła podpisać pokój, zrzekając się Dolnego Śląska na rzecz Prus. Górnym Śląskiem – zrujnowanym przez wojnę XXX-letnią – młody niemiecki król Fryderyk, którego z czasem miano nazwać Wielkim, nie był zainteresowany. W ramach pokoju otrzymał jedynie północną część Górnego Śląska. Nie wnikając w szczegóły, to ta część, która dziś bywa nazywana po prostu Górnym Śląskiem. A ta część Górnego Śląska, która dziś nazywana bywa Śląskim Cieszyńskim oraz Zaolziem – to część Górnego Śląska, który pozostał wówczas przy Austrii. Austria nie umiała się pogodzić z utratą prowincji więc za dwa i cztery lata wybuchały kolejne wojny śląskie. Austria i Saksonia zawarły pakt, celem odzyskania Śląska. Ptak na marginesie propozycję przystąpienia do paktu otrzymała też
Fryderyk Wielki
Polska, ale zupełnie go zlekceważyła. Dla ówczesnej Polski Śląsk to była po prostu zagranica, taka sama jak Szwajcaria albo Słowacja. Polska nie widziała u nas żadnych swoich interesów. Napaść na Prusy nic jednak nie dała, bo Prusy pokonały wojska austriacko-saskie i utrzymały swoje granice. Jednak gdy Maria Teresa, po 15 latach panowania, umocniła się na tronie wiedeńskim, postanowiła po raz trzeci odbić część Czech i Dolny Śląsk. W latach 1756-1763 śląskie ziemie kilkakrotnie przechodziły z rąk do rąk. Grabieżcze armie (nie tylko pruska, austriacka i saska, ale też sojusznicza z Austrią rosyjskie) niszczyły region, który dopiero co odbudował się po wojnie XXX-letniej. Prusy przegrywały i pewnie Śląsk wróciłby do Austrii, gdyby nie śmierć carycy Elżbiety i koronacja cara Piotra III. Ten, zakochany w państwie pruskim, zerwał sojusz z Austrią, a nawet poparł Prusy. Ponownie zawarto pokój na warunkach granicznych w zasadzie identycznych z rokiem 1741. Podział Śląska, który wówczas nastąpił, trwał ponad 150 lat. Dopiero w 1919 roku nowopowstałe państwa Polska i Czechosłowacja wytyczyły pomiędzy sobą inaczej granicę na Górnym Śląsku. Ale do tego wątku wrócimy za kilka odcinków.
Idzie lato, a ze latěm roztomaite ślůnskie imprezy. tresik
mycka sztand
fana drach
ślůnski adler koło
bombony
abcybilder
Rys. Patrycja i Kasia Kotlarz
Tuż dobrze mieć jakiś nasze gadżety, coby pokazywać, fto my som. Idzie mieć baji fana (flaga, chorągiewka) we ślůnskich farbach, żółtěj a modrěj (niebieskiej). Idzie mieć tyż tresik (koszulka) na kierŷj je ślůnski adler, abo inaczěj pedzieć oreł (orzeł). Abo idzie tyż mieć abcybilder (naklejka), kiery sie przyklejo do autoka. Kiej je myńszo, idzie tyż do koła (roweru). Adlera idzie tyż mieć na mycce (czapka). Łońskigo roku na Marszu Autonomie był tyż sztand (stoisko) ze żůłto-modrymi lodami, dowali tyż hań bombony (cukierki) we tych farbach. A wom możne opa wyrychtuje żůłto-modrego dracha (latawiec)?