GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ
CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE
Tego na maturze nie uczą
K
iedy my pracowaliśmy nad Cajtungiem, śląscy maturzyści pisali swoje egzaminy a potem szykowali się do ustnych. I je zdawali. To świetna okazja aby przypomnieć, że maturę też wymyślił Ślązak. Co prawda Niemiec – no ale jeśli Polak urodzony na Śląsku uważa, że ma prawo mówić o sobie Ślązak, to tym bardziej prawo to miał Karl von Zedlitz, który pochodził ze śląskiej rodziny i całe życie Śląskowi służył. Na Śląsku jest też jego grób. Przy okazji matury przypominamy też dwie sprawy, o których młodzi ludzie na pewno by wiedzieli, gdyby uczyli się historii Śląska. Jedna to bodaj najsławniejszy as lotnictwa myśliwskiego w historii świata – oczywiście Ślązak. A druga to sam Frankenstein, też jak najbardziej śląski. Jeśli was to zaciekawiło, zapraszamy na strony 6-7. Chociaż z punktu widzenia dzisiejszego Śląska ważniejsze jest to, o czym piszemy na stronach 3, 4 i 5. To po kolei: sprawa stu tysięcy podpisów, wybory do Europarlamentu oraz kondycja śląskiego górnictwa. Nie twierdzimy naturalnie, że wiemy, jak go ratować. Ale nasz redaktor naczelny udowadnia, że rabunkowe traktowanie górnictwa nie skończyło się w 1989 roku. Że polski kapitalizm budowano, bezwzględnie na nim żerując. Odrobina przyzwoitości nakazywałaby pomóc teraz tej branży, a nie jej dobijać. Chociaż najlepsza pomóc polegałaby być może na tym, aby Warszawa dała jej nareszcie spokój! Na stronie 8 piszemy o wyjątkowym wygłupie władz Katowic, które chcą postawić pomnik kardynała Hlonda. Podczas gdy jego figura, dłuta czołowego rzeźbiarza, stoi zaledwie 15 kilometrów dalej, w mieście z którego Hlond pochodzi. Czy na pewno purpurat ten potrzebuje pomnika co 15 kilometrów i czy Katowice na pewno potrzebują jego pomnika? Staramy się pokazać, jakie pomniki stawiają wielkie europejskie miasta. Na pewno nie są to figury kardynałów… Na zajcie 10 nasz szef-redachtůr targuje się z diobłem o cyrograf za autonomio, a na 11 piszŷmy ô starŷj ślůnskij grajfce – chowaniu briwůw a krůlůw. Pokazywo sia, co nawet miŷndzy krůlikorzami idzie być majstrŷm Ojropy. Tuż fajnŷj lektury. Adam Moćko
NR 5 (30) MAJ 2014
ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 1,50 ZŁ (8% VAT)
Zbiŷromy 100 000 podpisów. Poradzymy!
Każdy może pomóc Podpisy! Przez najbliższe kilkadziesiąt dni to one będą wyznaczały życie dla każdego, kto jest pozytywnie zakręcony na punkcie śląskości i Śląska. Tak, jak podczas spisu powszedniego udowodniliśmy, że są nas setki tysięcy, tak teraz musimy udowodnić, że potrafimy się zorganizować. Że zbierzemy te sto tysięcy podpisów i zawieziemy do Warszawy. Może nawet Sejm RP nie dopisze nas do listy istniejących w Polsce mniejszości – ale przynajmniej nie będzie mógł dalej chować głowy w piasek i udawać, że o śląskich aspiracjach nie słyszał.
P
odczas tej debaty i głosowań okaże się, kto jest naprawdę Ślązakiem, a kto się tylko pod Ślązaka podszywa, kogo kompletnie już „zgorolowano”. Zobaczymy, które polskie partie widzą w nas lud mający prawa obywatelskie, a które tylko Hanysów do roboty. Ale żeby do tej dyskusji doszło, musimy zebrać 100 000 podpisów. Zbierają wszystkie śląskie organizacje, choć Związek Górnośląski jak zwykle okrakiem. To znaczy zarząd potwierdził, że Związek się angażuje, ale koła terenowe często nie chcą przyjąć tego do wiadomości. Za to
RAŚ SONŚ i Ślůnsko Ferajna harują na całego. W pierwszym miesięcy zbierania mają około 30 000 podpisów. A akcja dopiero nabiera rozpędu. Kończy się 16 lipca. Ślůnski Cajtung oczywiście w niej uczestniczy. Jeśli chcecie zebrać jakieś podpisy, skontaktujcie się z nami. Nasz numer redakcyjny to: 507 694 768. Jeśli zadzwonisz, że chcesz pomóc, dostarczymy ci wzór listy z miejscem na 10 podpisów. Tyle zbierzesz wśród bliskich i przyjaciół. My go odbierzemy i dostarczymy dalej, do koordynatora akcji. Tuż do roboty. Do kupy poradzymy.
Marek Plura – szansa na narodowość śląską w parlamencie europejskim
Weluj za ślůnskom nacyjom B
25 maja wybieramy Europosłów. To dla narodowości śląskiej bardzo szczególna chwila. Bo po raz pierwszy w historii w wyborach tych wezmą udział ludzie, którzy deklarują przynależność właśnie do niej.
yć może osób tych jest więcej, na listach mniej znaczących partii, na dalszych pozycjach. Ale tak naprawdę w walce o mandaty europosłów liczą się tylko dwie osoby: Marek Plura i Kazimierz Kutz. Kutz jest liderem listy Europa Plus (Janusza Palikota) w województwie śląskim. Na pewno dostanie dobry wynik, bo ma wielu zwolenników. Problemem jednak pozostaje, czy Europa Plus przekroczy próg wyboczy. A nawet jeśli się to stanie, czy Kutz dostanie mandat. Bo jeśli naszemu województwu przypadnie mandatów 6 czy 7, to lista z poparciem poniżej 10 procent może nie brać udziału w ich podziale. Wówczas Kutz może obejść się smakiem.
Inna sprawa, czy 85-letni człowiek to dobry materiał na przedstawiciela Ślązaków w Parlamencie Europejskim. Tam trzeba się stale o nasze śląskie sprawy upominać. Czy opa Kutz poradzi? Abo tyż wartko sie paśnie, a plac po nim erbnie Genowefa Grabowsko, wturo na liście, kiero mo blank inaksze priorytety? Takich problemów nie ma Marek Plura. Jego lista, Platforma Obywatelska, bierze mandaty na pewno. W wersji skrajnie pesymistycznej – dwa. W wersji skrajnie optymistycznej – pięć. Plura jest na liście PO piąty, ale poza jego zasięgiem jest chyba tylko Jerzy Buzek. Więc nawet jeśli PO weźmie tylko dwa mandaty, Plura ma szanse na ten drugi. Jeśli weźmie pięć – mandat Plury jest prawie pew-
ny. A Plura przez ostanie 7 lat w Sejmie udowadnia, że chociaż jest inwalidą, to pracuje jako poseł ciężej, niż trzech zdrowych. Ilość mandatów zależy od poparcia dla PO, ale też od frekwencji. Bo w wyborach europejskich ona ma wpływ na ilość mandatów. Im wyższa, tym ich więcej. Nasze województwo dostanie między 6 a 10. Więc idąc na wybory pomagamy obu naszym śląskim kandydatom. Dlatego nie zapomnijcie iść zagłosować. No i niŷ przypomnijcie, jakij eście som nacyje. Niŷ welujcie na tych, kierzy padajom co ślůnskij nacyje ni ma. Dejcie swůj głos na tych, kierzy bydom sie dopominać o Ślůnsk. Możne dostanom sie ôbadwa?
Więcej czytaj na str. 4
2
MAJ 2014r.
Europa interesuje się śląskimi sprawami. Polacy udają, że o tym nie wiedzą
Rocznicę powstań śląskich obchodzili tylko politycy
W Doniecku jak na Śląsku RAŚ i SONŚ w Parlamencie Europejskim W połowie kwietnia liderzy Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej (Piotr Długosz) i Ruchu Autonomii Śląska (Jerzy Gorzelik) wzięli udział w cyklu spotkań z członkami Parlamentu Europejskiego. Dwudniowa, czwartkowo-piątkowa wizyta dotyczyła przedstawienia im sytuacji Ślązaków w Polsce. Tego, na jakim etapie są nasze starania o uznanie narodowości i języka przez państwo.
W
czwartek, 16 kwietnia, Długosz z Gorzelikiem spotkali się z parlamentarzystami Europejskiej Partii Ludowej: Laszlo Tökesem – posłem z ramienia Węgierskiej Unii Demokratycznej w Rumunii, legendarnym opozycjonistą antykomunistycznym, oraz Herbertem Dorfmannem z Południowotyrolskiej Partii Ludowej. Żeby sprawie dodać smaczku, do frakcji tej w Parlamencie Europejskim należą też Platforma Obywatelska i PSL. Jednak przedstawiciele tych partii nie odczuwali potrzeby rozmawiania o największej mniejszości etnicznej w swoim kraju.
NARÓD NIEUZNAWANY, ALE PARTIĘ MA Natomiast 17 kwietnia, w piątek liderzy RAŚ i SONŚ spotkali się ze współprzewodniczącym Zespołu międzypartyjnego ds. tradycyjnych mniejszości, wspólnot narodowych i języków regionalnych, François Alfonsi z Partii Narodu Korsykańskiego. Polityk ten bardzo był ciekaw sytuacji panującej w Polsce. - A ponadto był nią lekko zdumiony. Jest przecież przedstawicielem Partii Narodu Korsykańskiego, mimo że według francuskiego prawa Korsykańczycy nie są uznawani za mniejszość narodową, nie przysługują im prawa mniejszości. Ale to, że nie posiadają tych praw nie oznacza jeszcze, że zabrania im się tworzyć organizacje, które się o to DYŻURY REDAKCYJNE W CZERWCU: 1. Każdy poniedziałek czerwca od 14:00 do 17:00 2. 03.VI, wtorek, od 15:00 do 17:00 3.12.VI, czwartek, od 14:00 do 16:00 4. 26.VI, od 10:00 do 12:00
Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: poczta@naszogodka.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Promedia, Opole Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.
starają. Wprost przeciwnie, Partia Narodu Korsykańskiego działa jak najbardziej legalnie, i Alfonsi nie mógł uwierzyć, że istnieje w Europie państwo uznawane za demokratyczne, które odmawia swoim obywatelom prawa do powołania stowarzyszenia ludzi, mających poczucie wspólnej narodowości – relacjonuje Długosz. Po rozmowie z Alfonsim przyszło do spotkania z całym Zespołem międzypartyjnego ds. tradycyjnych mniejszości. Był to zresztą najważniejszy punkt dwudniowej wizyty. Celem posiedzenia komisji było wypracowanie rekomendacji obecnej kadencji PE dla następnej, po majowych wyborach. Europejscy posłowie, podobnie jak wcześniej Alfonsi, kilkukrotnie upewniali się czy dobrze zrozumieli słowa śląskich przedstawicieli. Poseł CSU Bernd Posselt z niedowierzaniem dopytywał, czy państwo polskie naprawdę odmawia zarejestrowania stowarzyszenia ze względu na nazwę z narodowością, chociaż za tą nazwą nie idą żadne przywileje przysługujące mniejszością. Upewniał się, że takie narodowościowe stowarzyszenie nie ma zgodnie z polskim prawem żadnych mniejszościowych przywilejów. - Widziałem w jego, i nie tylko jego oczach ogromne zdumienie – mówi Długosz.
BĘDĄ POLSKĘ OBSERWOWAĆ Po zakończeniu rozmowy Zespół podjął decyzję, żeby sprawę śląską przekazać jako jeden z priorytetów dla następnej kadencji Parlamentu Europejskiego. Według Izaskuna Bilbao Barandica (Baskijska Partia Narodowa, w PE należąca do Liberałów) Parlament Europejski powinien w sprawie Ślązaków sformułować wnioski, które zostaną przekazane Komisji Europejskiej oraz polskiemu rządowi. Polityk wyraził nadzieję, że polskie władze poważnie potraktują europejskie uwagi. Członkami Zespołu ds. tradycyjnych mniejszości, z którym spotkali się Długosz i Gorzelik, są też prawicowi polscy euro deputowani: Ryszard Czarnecki, Tadeusz Cymański, Jacek Kurski i Paweł Kowal. Jednak żaden z tej czwórki nie wziął udziału w spotkaniu. To chyba bardzo jednoznaczna odpowiedź, czy po prawicowych partiach w rodzaju Solidarnej Polski albo PiS można spodziewać się jakiegokolwiek poparcia dla śląskiej sprawy. A w zasadzie możemy być pewni, że partie Kaczyńskiego, Ziobry, Gowina będą starały się w Europie Ślązakom szkodzić, nie pomagać. Dlatego można chyba powiedzieć, że głosując 25 maja na nich, głosuje się przeciwko narodowości śląskiej i językowi śląskiemu.
Na początku maja po raz kolejny hucznie obchodzono wybuch III powstania śląskiego. Przy czym „hucznie obchodzono” oznacza tyle, że obchodzili politycy, bo zwykłych mieszkańców obchodzi to tyle, co nic. Politycy składali kwiaty pod pomnikami, były jakieś akademie itd. Zajmował się tym na przykład wicewojewoda Piotr Spyra. A wieczorem ci sami politycy wyrażali oburzenie na rosyjską politykę agresji na Ukrainie.
W
maju zwolennicy oderwania wschodniej części regionu postanowili odrzucić obowiązujący ład i przyłączyć jak największą część terenów przemysłowych do sąsiedniego państwa. A państwo, do którego sami należeli było zbyt słabe, aby im w tym przeszkodzić. Natomiast wschodni sąsiad, udając neutralność, jednocześnie wspiera separatystów na różne sposoby. Sprzętem, instruktorami, ale także przerzucając przez granicę setki żołnierzy, którzy mają udawać powstańców.
Przeprowadzona z niemal chirurgiczną precyzją polska akcja dywersyjna (zwana III powstaniem śląskim) spowodowała, że zdecydowana większość terenu przemysłowego przypadła Polsce. To w Polsce znalazły się miasta, które w plebiscycie zagłosowały za Niemcami. Wbrew woli swoich mieszkańców, po dywersyjnej akcji zbrojnej, zostały oderwane od państwa, w którym leżały przez setki lat. Nie, jak na Ukrainie, przez dwadzieścia. Myślicie, że to o wschodniej Ukrainie? Nie – to o Śląsku, dokładnie Górnym Śląsku. O tej świętowanej rocznicy. W roku 1921 Polacy przeprowadzili na Śląsku operację według bardzo podobnego scenariusza jak ten, który dziś na Ukrainie przerabiają Rosjanie. Najpierw działaniami bojówkarskimi ( I i II Powstanie śląskie) wymusili przeprowadzenie referendum. I tutaj mamy pierwszą, zasadniczą różnicę. Polakom bowiem, mimo że reguły referendum pisano zgodnie z ich sugestiami, nie udało się go wygrać. W plebiscycie 60 procent ludzi zagłosowało za Niemcami. Do Niemiec należeć chcieli mieszkańcy wszystkich większych miast, a także zachodnich powiatów Górnego Śląska. Niemcy wygrali w Bytomiu, Gliwicach, Katowicach, Chorzowie, Opolu, Raciborzu oraz w dziewięciu powiatach ziemskich: głubczyckim, kozielskim, kluczborskim, lublinieckim, oleskim, opolskim, prudnickim, raciborskim i zabrskim . Polacy w ani jednym dużym mieście, i tylko w siedmiu ziemskich: bytomskim, katowickim, pszczyńskim, rybnickim, tarnogórskim, toszeckim i strzeleckim. Wydawało się więc, że cały, lub niemal cały Górny Śląsk przypadnie Niemcom. Ale nie – przeprowadzona z niemal chirurgiczną precyzją polska akcja dywersyjna (zwana III po-
wstaniem śląskim) – wzmocniona działaniami dyplomatycznymi spowodowała, że zdecydowana większość terenu przemysłowego przypadła Polsce. To w Polsce znalazły się miasta, które w plebiscycie zagłosowały za Niemcami: Katowice, Chorzów. Wbrew woli swoich mieszkańców, po dywersyjnej akcji zbrojnej, zostały oderwane od państwa, w którym leżały przez setki lat. Nie, jak na Ukrainie, przez dwadzieścia. Warto o tym pamiętać, gdy krytykujemy Rosję za chęć odebrania Ukrainie zagłębia Donieckiego, Donbaskiego. Robi dziś dokładnie to samo, co w 1921 roku robiła Polska na Śląsku. Robią to samo, co ci, których 3 maja celebrowali polscy politycy na Śląsku. Ci powstańcy to dokładnie tacy samo bohaterowie, jak separatyści, którzy dziś na wschodzie Ukrainy walczą o przyłączenie swojej ziemi do Rosji. Ukraińscy bojownicy odpowiadają im równie bestialsko. I to także przypomina rok 1921 na Śląsku. Bo trzeba pamiętać, że przeciw „powstańcom” nie walczyła w większości regularna armia niemiecka, lecz „bojownicy”. W Selbschutzu (nie Grenschutzu, ten wycofano ze Śląska w 1920 roku) miejscowi to mniejszość, formacja złożona była z ochotników z całych Niemiec. Podobnie zresztą po stronie „powstańczej”, główną siłę stanowili przebrani za nich polscy żołnierze. Tak więc to inni, udając Ślązaków, bili się o to, komu przypadnie nasza ziemia. Znów podobnie trochę, jak dziś na Ukrainie. I dlatego ciekawe czy dożyjemy czasów, gdy w rosyjskim Donbasie, Doniecku, będzie się stawiać pomniki bohaterom, którzy w 2014 roku poderwali się, by swój kraj przyłączyć do rosyjskiej macierzy. Czy będzie się pod tymi pomnikami składać kwiaty. Bo nie wierzę, że dożyję czasów, gdy w Katowicach powstanie Pomnik Pojednania, wspominający z taką samą czcią tych, którzy bronili Śląska przed polską napaścią – jak i tych, którzy chcieli swoją śląską ziemię do Polski przyłączyć. Jak na razie w Katowicach tendencja pomnikowa jest zupełnie inna. Joanna Noras
Przīdź na Marsz Gůrnoślůnskij Identyfikacje
L
atoś, 7 szŷrwca, bydzie juże szworty Marsz Gůrnoślůnskij Identyfikacje. Jak zawdy idzie ôn cestami Mysłowic, ze Słupnŷj pod miejski amt, kaj demonstranty trefiajom sie ze mysłowickim burgŷmajstrym. Trza pedzieć, co Mysłowice majom szczŷnści do gospodarzy, kiere przajom Ślůnskowi. Teroźny Edward Lasok, tako jak przudzij Grzegorz Osyra, rod mo ślůnsko godka i ślůnsko nacyjo. Bez tuż burgemajster rod tyż mo tŷn Marsz. Demonstranty, kiere idom po mysłowikich sztrekach, majom pora postulatůw. Piŷrszo ś nich to uwożani Ślůnzokůw za myńszość etniczno a ku tŷmu uznani bez Polska prawa do bycio fe-
rajny ślůnskij narodowości. Po drugi uznani ślůnskij godki za regionalno we polskich zakonach. Trzeci wożny postulat to wkludzŷni edukcje regionalnŷj do szuli. Szworty to ślůnsko symbolika (żůłto-modre fany a wapŷny) we wiŷrchnioślůnskich amtach. A zaś ku tymu wszyjskimu – autonomio! Ślůnsk jako autonomiczne wojewůdztwo we grenicach Rzeczypospolitŷj Polskij. - Zrychtowani autonomicznego regionu je zgodne ze teroźnymi ojropejskimi koncepcjami, wele kierych regiony som wożniejsze ôd państw narodowych, skirz tego, co pokazujom jedność a niŷ rozbicie Ojropy. Przýjedźcie
Nom inoś żol, co organizatory pod zaproszŷniym poradzom napisać tak: „zrychtowaniŏ na Wiyrchnym Ślōnsku samoreskirunkuwygo regionu co bydzie zgodne ze spółczesnymi koncepcjami eńchajtu europejskij, sztrajchjōncymi jedności przi równoczesnym uchowaniu ôsobności hajmatōw a spōlnotōw”. Abo
manifestować s nami – ainladuje Pyjter Langer, nojważniejszy ôrganizator těj imprezy. I przýdowo, co sztichwort manifestacji je: Ślůnzŏk przaje ino swoij fanie, wapen adler momy po naszymu sie szkryflomy A fto chce manifestować we Mysłowicach, niŷch bydzie hań, na Słupnej, we sobota 7 szŷrwca , ô trzecij po połedniu. Spomnij se godka Zakon – prawo Amt – urząd Cesta (sztreka) – droga Wapŷn – godło (herb) Ajnladować - zapraszać
tak: „wkludzyniŏ ślōnskij symboliki wele polskij we amtach ôfyn a samoreskirunkuwygo ferwaltōnga na Wiyrchnym Ślōnsku”. Po jakimu to je? Samoreskirungowy forwaltong? Eńhajt europejsko? Co to za godka? Tŷn, fto tak pisze robi z godki błozna. To je jakiś nimiecko-polski esperanto a niŷ ślůnski.
3
MAJ 2014r.
Musimy zebrać kilkaset tysięcy podpisów
Najważniejsza akcja
Trwa właśnie najważniejsza akcja w trakcie już niemal dwudziestu lat starań o uznanie narodowości śląskiej. Zbieranie stu tysięcy podpisów pod obywatelskim projektem ustawy w sprawie uznania Ślązaków za mniejszość etniczną. Sto tysięcy podpisów pozwoli nam złożyć w Sejmie propozycję zmian w ustawie o mniejszościach narodowych i etnicznych. DARIUSZ DYRDA
T
aki projekt może teoretycznie złożyć też grupa posłów. Ale znaleźć taką grupę byłoby ciężko, znacznie ciężej niż tę, która złożyła wniosek w sprawie śląskiego języka regionalnego. Nawet jednak gdyby to zrobiła, to projekt upada wraz z końcem kadencji Sejmu, podczas którego wpłynął. Następna kadencja to następny projekt. Projekt ustawy o języku śląskim w Sejmie leży od wielu miesięcy. Władze Sejmu stosują wobec niego metodę „zamrażarki”, nie pod-
reprezentuje nikogo, poza sobą. Słyszał, że Ślązacy zawsze wiernie stoją przy polskości, o bohaterskich powstaniach śląskich i tym podobne. Te sto tysięcy podpisów ma dowieść, że nie grupka, tylko ogromna grupa. Ludzi, którzy jako Ślązacy uważają się za coś odrębnego od Polaków.
RAŚ TO NIE NARODOWOŚĆ Czasem słyszy się, że przecież poparcie dla narodowości śląskiej jest niewielkie, poniżej 10 procent, bo tyle osób w regionie głosuje za RAŚ. Tylko co głosowanie za Ruchem Autonomii Śląska ma wspólnego z narodowością śląską? Przecież nie każdy, kto się do niej poczuwa, jest zwolennikiem
Niezależnie jednak od tego, co zrobią posłowie polskiego sejmu – kilkaset tysięcy podpisów będzie dowodem przed instytucjami międzynarodowymi, że wynik spisu powszechnego to nie był jakiś przypadek, tylko że my naprawdę istniejemy. dając go pod obrady, czekając na rządową opinię, która nigdy nie nadejdzie. To właśnie działanie na przeczekanie – na to że wraz z końcem kadencji Sejmu skończy się i ten projekt ustawy.
OBYWATELSKI NIE PRZEMIJA Z projektem obywatelskim – czyli takim, pod którym podpisali się nie posłowie, lecz sto tysięcy ludzi – jest inaczej. Taki projekt przechodzi na następną kadencję, więc schowanie go na kilka czy kilkanaście miesięcy nic nie daje. Nie przeterminuje się. Dlatego właśnie zbieramy dziś sto tysięcy podpisów. Ale zbieramy je jeszcze z jednej przyczyny. Żeby pokazać, że to nie jest jakiś wydumany pomysł „małej grupki RAŚ-owców”. Że tysiące, dziesiątki tysięcy, setki tysięcy Ślązaków oczekują tych zmian. I podpisują się pod tym. Dotychczas, gdy ktoś występował z inicjatywą uznania narodowości śląskiej czy języka śląskiego, słyszał od różnych polskich polityków i dziennikarzy, że to tylko grupka ekstremistów, która nie
RAŚ-u. Na przykład Piotr Szczepaniok, działacz Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej z Tychów, jest zarazem aktywistą Platformy Obywatelskiej. W wyborach głosuje na PO, a nie na RAŚ. Andrzej Roczniok, lider Związku Ludności Narodowości Śląskiej, jest z RAŚ-em skonfliktowany, i też na pewno na niego nie zagłosuje. Ale twierdzi, ze jego narodowość jest śląska. Inni ludzie, deklarujący narodowość śląską głosują – jeśli mają poglądy prawicowe – na PiS. Jeszcze inni, mając poglądy lewicowe to na SLD lub Twój Ruch Janusza Palikota. Przynależność narodowa jest tylko jedną z cech światopoglądu, a można głosować w oparciu o inne, na przykład religijną. Dlatego poparcie dla RAŚ a poczucie narodowości śląskiej to dwie inne sprawy. Dlatego wielu ludzi, którzy poczuwają się do narodowości śląskiej – na RAŚ nie głosuje. Tak więc wyniki wyborcze RAŚ-u z poparciem dla narodowości śląskiej mają niewiele wspólnego. Zebranie stu – a może znacznie ponad sto – tysięcy podpisów ma udowodnić, że etniczni Ślą-
ZBIERAJ PODPISY Z CAJTUNGIEM
Jeśli do 15 lipca na terenie Górnego Śląska organizujesz na przykład uroczystość rodzinną (lub inną) , na której będzie kilkadziesiąt osób, i sądzisz że spora część z nich podpisze się pod projektem ustawy, skontaktuj się z naszą redakcją. Razem zbierzemy te podpisy Twoich bliskich. Tym bardziej zjawimy się, jeśli organizujesz jakiś festyn czy inną publiczną zabawę. Zadzwoń na 507-694-768 i umów się z nami.
zacy naprawdę nie chcą być uważani po prostu za Polaków. Że się Polakami nie czują. Oczywiście nie wszyscy, oczywiście, że są
Dlatego zebranie tych podpisów jest takie ważne. Zaangażowały się w to przede wszystkim RAŚ, Stowarzyszenie Osób Naro-
Na dzień 12 maja mieliśmy 20 000 podpisów, przy obecnym tempie zbierania pod koniec maja zamierzaliśmy zbliżyć się do 50 000. Ale pogoda nam nie sprzyja, w deszczu zbierać na ulicach nie jest łatwo. Dlatego każdy głos jest na wagę złota. też Ślązacy czujący się Polakami. Ale podpisy mają pokazać, ilu jest tych innych.
DLA POLSKI SPRAWDZIAN Z DEMOKRACJI Naturalnie nie mamy żadnej gwarancji, że sejm uzna nasze aspiracje. Musi zająć się projektem ustawy o uznanie śląskiej mniejszości etnicznej. Ale może ją odrzucić. Tylko wówczas Polska udowodni, że nie jest państwem demokratycznym, że naprawdę traktuje nas jako obywateli drugiej kategorii. Niedawno polski Sąd Najwyższy uznał, ze narodowość śląska po prostu nie istnieje, że to czyjś wymysł. Kaprys może. Ciekawe, czy teraz polski parlament uzna dla odmiany, że te kilkaset tysięcy podpisów to też kaprys? Niezależnie jednak od tego, co zrobią posłowie polskiego sejmu – kilkaset tysięcy podpisów będzie dowodem przed instytucjami międzynarodowymi, że wynik spisu powszechnego to nie był jakiś przypadek, tylko że my naprawdę istniejemy.
dowości Śląskiej, Ślůnsko Ferajna, poseł Marek Plura oraz nasza redakcja. Jacek Tomaszewski, koordynator akcji mówi: - Początek
akcji ruszył dość niemrawo, ale potem powoli się rozkręcaliśmy. Z matematycznego wyliczenia wynika, że powinniśmy zbierać około 1300 podpisów dziennie, i w połowie maja osiągamy te wyniki bez problemu. Na dzień 12 maja mieliśmy 20 000 podpisów, przy obecnym tempie zbierania pod koniec maja zamierzaliśmy zbliżyć się do 50 000. Ale pogoda nam nie sprzyja, w deszczu zbierać na ulicach nie jest łatwo. Dlatego każdy głos jest na wagę złota.
STYL GRY POKAZALI JUŻ NA POCZĄTKU
Marszałek Sejmu Ewa Kopacz już na samym początku śląskiej akcji pokazała, że zamierza nam rzucać kłody pod nogi. Wiadomo bowiem, że zbieranie podpisów to wyścig z czasem. Jest na to równo 90 dni od momentu, gdy marszałek sejmu przyjmie zawiadomienie o utworzeniu komitetu, który się tym zajmuje. Komitet złożył stosowne dokumenty u pani marszałek 8 kwietnia. Od tego momentu miała 14 dni na przyjęcie wniosku lub – w razie braków formalnych – wezwania do jego uzupełnienia. Jeśli przyjmie, od tego momentu mija odliczanie 90 dni. Ewa Kopacz przyjęła. Uczyniła to 18 kwietnia… wieczorem. 18 kwiecień 2014 roku to piątek, więc nie można już było przekazać oficjalnie komitetowi wiadomości o przyjęciu wniosku. Tak więc uczyniono to dopiero w poniedziałek, 21 kwietnia. Podpisy wolno zbierać dopiero, gdy marszałek sejmu wniosek przyjmie. Wtedy zegar zaczyna tykać. Tak więc nasze 90 dni zaczęło się 18 kwietnia. Ale zawiadomiono nas o tym dopiero 21 kwietnia. Już więc na starcie z 90 dni pani marszałek zrobiła nam tylko 87. Bo w czwartek 17 lipca – po 87 dniach licząc od 21 kwietnia - nie mniej niż 100 000 ważnych podpisów powinno trafić do marszałka sejmu. Takie podpisanie w piątek po południu zabrało nam trzy dni. Nietrudno się więc spodziewać, że podpisy weryfikowane też będą bardzo surowo. Mało czytelne nazwisko, imię czy adres będą zapewne powodem do ich odrzucania. Dlatego podpisując warto pamiętać, by było czytelnie. A organizatorzy wiedzą, że i tak dla bezpieczeństwa warto złożyć nie sto a jakieś sto trzydzieści tysięcy podpisów. Bo w Sejmie RP już dano nam próbkę, że jeśli można nam utrudnić, to na pewno utrudnią.
4
MAJ 2014r.
Do Europy wybierzmy Ślązaka 25 maja czekają nas wybory do Parlamentu Europejskiego. I są to dla nas, dla Ślązaków, wybory bardzo ważne. Kilka lat starań o uznanie narodowości śląskiej i języka śląskiego przez polski parlament nie przynosi żadnego efektu. - Teraz zbieramy podpisy pod obywatelskim projektem ustawy. Ale jeśli okaże się, że Sejm odrzuci także tę inicjatywę, w Polsce niewiele już zwojujemy. Tymczasem dyrektywy unijne nakazują jednak respektowanie aspiracji małych narodów czy grup etnicznych. Polska jest krajem unijnym, tak więc powinna ich przestrzegać. Ale o to trzeba upominać się z Brukseli, bo upominanie się z mównicy polskiego sejmu okazało się nieskuteczne – mówi poseł Marek Plura.
KUTZ – PROBLEMY Z PROGIEM Plura jest jednym z dwóch realnych kandydatów do euro parlamentu, deklarujących jednoznacznie narodowość śląską. Drugi to Kazimierz Kutz. Być może są też jacyś inni kandydaci deklarujący śląskość – ale tych dwóch uznajemy za realnych, to znaczy takich, którzy mogą wywalczyć mandat. Kutz to jedynka na śląskiej liście Europy Plus i jedna z lokomotyw tej formacji. Trudno jednak powiedzieć, czy wystarczy to, aby dostać się do Brukseli. Bo ostatnie sondaże wciąż pokazują, że formacja Janusza Palikota stale balansuje na granicy progu wyborczego lub nawet lokuje się poniżej tego progu. Je-
padnie województwu śląskiemu. Zależnie od frekwencji – od 6 do 10. W ocenie politologów, PO weźmie trzy lub cztery z tych mandatów. Wywalczenie trzeciego a tym bardziej czwartego wyniku listy jest dla Marka Plury bardzo realne.
KUTZ GADA, PLURA ROBI
PLURA – SZANSE BARDZO DUŻE Sytuacja Marka Plury jest odmienna. Jego lista – Platforma Obywatelska – zdobywa mandaty na pewno. Problem tylko, czy jeden z tych mandatów przypadnie Plurze. Ale trzeba powiedzieć, że szanse ma bardzo duże. Na liście PO poza zasięgiem Plury jest chyba tylko Jerzy Buzek. Były premier i przewodniczący Parlamentu Europejskiego nie robi wprawdzie zbyt wiele poza tym, że bywa wszędzie, gdzie się da, ale jest twarzą bardzo rozpoznawalną. I zbierze mnóstwo głosów, pewnie także śląskich, chociaż zalicza się do wrogów narodowości śląskiej i śląskiego języka. Ale poza Buzkiem każdy z
Plura jest parlamentarzystą bardzo pracowitym, wnoszącym projekty ustaw, organizującym Ślązaków. A Kutz? Kutz generalnie dużo mówi, ale niewiele robi. W Polsce ten głos jest słyszalny, gdyż w Polsce senator-reżyser jest celebrytą, którego chętnie cytują media, zapraszają telewizje. Ale w Brukseli będzie to tylko staruszek śli miałaby te tendencje odwrócić, musiałaby przeprowadzić intensywną kampanię. Tymczasem u nas ani kampanii Kutza, ani znajdującej się za nim na liście profesor Genowefy Grabowskiej, nie widać. Nie widać też za bardzo centralnej kampanii Europy Plus.
rywali na liście PO jest w zasięgu Plury, każdego potrafi pokonać ilością zdobytych głosów. Plura ma na liście miejsce piąte. Ale przecież może dostać więcej głosów, niż ten na czwartym, trzecim, drugim. Wtedy to on dostanie mandat. Nie wiadomo jeszcze, ile mandatów ogółem przy-
OPOLANIE, PRZYJEDŹCIE NA GŁOSOWANIE
Mieszkańcy województwa opolskiego, a także mieszkańcy innych części Polski, którzy chcieliby zagłosować na któregoś z kandydatów narodowości śląskiej w województwie śląskim mają czas do 23 maja, aby w urzędzie gminy swojego miejsca zameldowania pobrać zaświadczenie o prawie do głosowania. Z zaświadczeniem takim można głosować w dowolnym lokalu wyborczym w kraju, za granicą lub na polskim statku morskim. Wniosek o zaświadczenie można złożyć faksem, pisemnie lub w formie elektronicznej. Zaświadczenie o prawie do głosowania jest równoznaczne ze skreśleniem z listy wyborców w gminie naszego miejsca zameldowania, więc trzeba bardzo uważać, żeby zaświadczenia zwyczajnie nie zgubić. Bez niego zagłosować nie można. Mając go mieszkańcy Opola, Krapkowic, Zdzieszowic i innych miejscowości opolskich mogą przyjechać do Gliwic, Raciborza, Pyskowic, Lublińca czy dowolnej innej komisji w woj., śląskim - i oddać głos na Plurę lub Kutza
Gdyż poseł na wózku inwalidzkim należy do najmocniejszych kandydatów PO. Poza bowiem naturalnym elektoratem tej partii, ma też dwa własne: śląski i niepełnosprawnych. A trwająca aktualnie akcja zabierania podpisów pod obywatelskim projektem ustawy w sprawie mniejszości śląskiej – napędza mu w sposób naturalny głosów. Bo to przecież Plura jest pomysłodawcą tej ustawy. I tak na logikę każdy, kto podpisze się pod projektem, powinien też zagłosować 25 maja na Plurę. Na tego, kto rzucił pomysł tej popisowej zbiórki. To bowiem zasadnicza różnica między nim, a Kutzem. Plura jest parlamentarzystą bardzo pracowitym, wnoszącym projekty ustaw, organizującym Ślązaków. A Kutz? Kutz generalnie dużo mówi, ale niewiele robi. W Polsce ten głos jest słyszalny, gdyż w Polsce senator-reżyser jest celebrytą, którego chętnie cytują media, zapraszają telewizje. Ale w Brukseli będzie to tylko staruszek, którego nikt nie zna. Kutz nie jest reżyserem miary Polańskiego, Spielberga czy Felliniego, by przyciągał media także poza Polską. Wreszcie Kutz już dość dawno przekroczył osiemdziesiątkę. Jeśli nawet wywalczy mandat, to rodzi się pytanie, czy przez całe cztery lata będzie w stanie go sprawować. Kutz swoją kampanię prowadząc pod hasłem przyłączenia Polski do Śląska – chyba jednak nie trafia w śląskie nastroje. My raczej uważamy, że dziś Polska jest … zbyt ściśle przyłączona do Śląska. Nie chodzi o to, że jesteśmy częścią państwa polskiego, bo to oczywiste, nie podlegające żadnej dyskusji. Chodzi o to, że dziś Polska stara się Śląsk rozmyć, rozmazać, pozostawić tylko jako nic nie znaczącą nazwę. Kutz próbuje wprawdzie zmienić kolejność, zamiast przyłączenia Śląska d Polski proponuje przyłączenie Polski do Śląska, ale to tylko gra słów. Za którą nic nie idzie.
PLURA LEPSZY, ALE NAJLEPIEJ OBAJ Poza tym dziś różnicę między Plurą a Kutzem widać szczególnie wyraźnie. Marek Plura angażuje
się gdzie może w zbieranie stu tysięcy podpisów, Kutza natomiast w akcji tej nie widać. Powie ktoś, że trzeba być wyrozumiałym, bo pan Kazimierz ma 85 lat. I to prawda, tylko Plura dla odmiany jest ciężko chory, na wózku inwalidzkim, a jakoś w aktywności mu to nie przeszkadza. Zresztą jeśli Kutz jest zbyt stary, żeby uczestniczyć w akcjach, to jest tym bardziej zbyt stary, aby walczyć o nasze sprawy w Europie. Oczywiście idealnie byłoby, gdyby do Europarlamentu udało się posłać i Plurę i Kutza. Bo co dwa
sław Piecha i Izabela Kloc z PiS-u. Ich kampanię już widać. Trzeba jednak pamiętać, że są to przeciwnicy i uznania Ślązaków za mniejszość i języka śląskiego. To ci Ślązacy, których lider nazywa nas „zakamuflowaną opcją niemiecką”. Trzeba to powiedzieć wprost – kto dziś głosuje na PiS, ten głosuje przeciwko narodowości śląskiej. Głosując na nich, głosuje się na dalsze polonizowanie Śląska, na spychanie nas do skansenu, na redukowanie śląskości do folkloru i konkursów godki. Ci, którzy czują się narodowości śląskiej a popierają PiS (a tym bardziej partię Ziobry czy Gowina) mają więc trudny orzech do zgryzienia. Bo muszą wybierać między swoim konserwatywnym światopoglądem a śląskością. Pogodzić się tego po prostu nie da. Głosując na konserwatystów głosuje się przeciw Śląskowi, głosując za śląskością, głosuje się przeciw konserwatyzmowi. No chyba, że odda się głos na … Marka Plurę. Marek Plura bowiem, jak na posła PO ma dość konserwatywne poglądy. Takie wyniesione z tradycyjnego, katolickiego, śląskiego domu. Deklaruje przywiązanie do tradycyjnego modelu rodziny, do
Na „śląskości” do europarlemantu zechce też wjechać zapewne wielu innych polityków, chociażby Bolesław Piecha i Izabela Kloc z PiS-u. Ich Trzeba jednak pamiętać, że są to przeciwnicy i uznania Ślązaków za mniejszość i języka śląskiego. Trzeba to powiedzieć wprost – kto dziś głosuje na PiS, ten głosuje przeciwko narodowości śląskiej. Głosując na nich, głosuje się na dalsze polonizowanie Śląska, na spychanie nas do skansenu głosy, to nie jeden. – Osobiście wierzę, że jest to realne. Narodowość śląską zadeklarowało wszak na terenie województwa śląskiego siedemset tysięcy ludzi, a to potężny elektorat. Do tego Kazimierz Kutz ma spory własny, zwolenników jego talentu. Zwolenników jego poglądów. No i jest jedynką swojej formacji, to na niego najczęściej padać głosy oddane na Europę Plus. A Marek Plura jest posłem śląskich niepełnosprawnych. To też ogromna grupa – mówi Jerzy Gorzelik, lider RAŚ. Co charakterystyczne, RAŚ nie zaangażował się po stronie żadnego z nich w tych wyborach. Bo jak mówią działacze tej organizacji, jest oczywiste, że popierają kandydatów śląskich, ale dla nich najważniejsze jest teraz zebranie stu tysięcy podpisów.
ŚLĄZACY Z PIS, CZY BARDZO POLSCY Warto tu dodać, że na „śląskości” do europarlemantu zechce też wjechać zapewne wielu innych polityków, chociażby Bole-
wartości chrześcijańskich. Poza epatowaniem polskością niewiele posłów PiS różni od niego. Dla Plury, inaczej niż dla kandydatów PiS, śląskość to nie tylko folklor.
25 MAJA – IDŹ GŁOSOWAĆ A 25 maja można po raz kolejny pokazać, ze Śląsk to nie tylko folklor. To licząca prawie milion ludzi narodowość. Deklarować to można głosując przy urnie na Marka Plurę lub Kazimierza Kutza. Być może też na innych, mniej znanych kandydatów, na mniej znaczących listach. Najważniejsze jednak, aby 25 maja iść głosować. Bo im wyższa frekwencja, tym więcej mandatów do Europy z województwa śląskiego. A to oznacza, że szanse na mandat dla Plury lub Kutza są większe. W województwie opolskim kandydatów narodowości śląskiej nie ma. Mieszkańcy tego województwa mogą na nich zagłosować jednak w województwie sąsiednim. Obok piszemy, jak można to zrobić. Adam Moćko, Magda Pilorz
5
MAJ 2014r.
Polska psuła przez dziesięciolecia górnictwo, teraz Śląsk ma za to zapłacić
Wydojona na maksa
Górnictwo nie istnieje w oderwaniu o realiów świata wokół niego. A polscy politycy i „ekonomiści” zachowują się, jakby tak było. Opowiadając o sytuacji górnictwa w roku 2014 mówią o popycie na węgiel, o jego cenach, o kosztach wydobycia (w tym osobowych) i wielu innych składnikach. Ważnych składnikach. Zapominają jednak o tym najważniejszym. Że sytuacja górnictwa w roku 2014 nie wzięła się znikąd. Że na kondycję naszego górnictwa wpływ ma to wszystko, co działo się z nim po 1945, a może nawet po 1939 roku. DARIUSZ DYRDA
O
kres wojny a potem powojennej odbudowy Polski to bowiem czas bezwzględnej eksploatacji górnictwa. Niewiele w niego inwestowano, starając się jak najwięcej węgla wykopać jak najmniejszym kosztem. Stąd w PRL-u nawet pod miastami prowadzono wydobycie „na zawał”, które musi skutkować ogromnymi zmianami na powierzchni, zapadaniem się ulic, domów. Sporo na ten temat mogą powiedzieć mieszkańcy Bytomia, zwłaszcza dzielnicy Karb. Ale nie tylko oni, temat zna cały kopalniany Śląsk.
WĘGIEL – DOLARY PRL-U Z drugiej strony powstawały co prawda nowoczesne, duże kopalnie, jak „Piast” czy „Staszic”, ale także one prowadziły rabunkowe wydobycie. PRL-owska, bardzo energochłonna gospodarka potrzebowała ogromnych ilości węgla. Ponadto węgiel ze Śląska był podstawowym towarem eksportowym komunistycznej Polski. To dzięki niemu mieliśmy zachodnie waluty, w których spłacaliśmy długi. Wydobycie w epoce Gierka zbliżało się do 200 milionów ton rocznie, było więc trzykrotnie wyższe niż obecnie. To nie dlatego Śląsk miał lepsze zaopatrzenie i wyższe zarobki, niż reszta Polska, że Gierek go lubił. Lecz dlatego, że cała gospodarka państwa oparta była na węglu.
naprawdę. To także dlatego polscy komuniści starali się trzymać Ślązaków z dala od humanistyki. By Ślązacy nie dorobili się rodzimej inteligencji. Aby przypadkiem nie zechcieli poznać prawdziwej hi-
Kluczowym było wyhamowanie inflacji – i ówczesny minister finansów, Leszek Balcerowicz, oparł je na węglu. To właśnie nas Śląsku surowiec stał się kotwicą antyinflacyjną. Wszystko mogło drożeć, ale ceny węgla – a co za tym idzie, energii elektrycznej – miały być stałe. Dlatego na początku lat 90. górnictwo nie wkroczyło na ścieżkę gospodarki rynkowej, tylko już na zawsze utkwiło w centralnym socjalistycznym planowaniu. storii swej ziemi. Dając nieco wyższy standard życia górnikom, jednocześnie trzymano ich w śląskiej nieświadomości. Ale ten regionalny dobrobyt jeszcze więcej proponował przybyszom z całej Polski, których werbowano do roboty na grubach, w hutach i werkach. To dla nich budowano nowe osiedla, to oni dostawali szybkie awanse, to oni swoją masą zalewali Śląsk, niszcząc jego kulturę. Demolując śląską odrębność. Chociaż – na szczęście – sami w pewnym stopniu też trochę tej kultury przejmowali. Gorole, wulce, bo tak nazwała ich ludność miejscowa, byli obok państwa polskiego głównym beneficjentem węglowego boomu.
DEMOKRACJĘ OPARTO NA ŚLĄSKIM WYDOBYCIU A potem nastała zmiana ustroju. Przemysł polski zaczął się zapadać, a więc potrzebować ogromnej ilości energii. Elektrownie zmniejszały obroty, a co za tym idzie malało
Ślązaków wychowywano ją w kulcie górnictwa, w kulcie górniczej pracy – bo to była najlepsza metoda, by Ślązaków trzymać z daleka od uczelni, od uniwersytetów, od wydziałów prawa, ekonomii a zwłaszcza historii. By Ślązacy nie dorobili się rodzimej inteligencji Więc o region, gdzie go wydobywano, trzeba było dbać. Co jednak wcale nie oznacza, że tak bardzo dbano o rdzenną, śląską ludność. Owszem, wychowywano ją w kulcie górnictwa, w kulcie górniczej pracy – bo to była najlepsza metoda, by Ślązaków trzymać z daleka od uczelni, od uniwersytetów, od wydziałów prawa, ekonomii a zwłaszcza historii. Historii! Chociażby najnowsze dzieje Polski pokazują, że wśród obalających system, wśród upominających się o prawa ludów i narodów, najwięcej jest historyków. Bo ich trudno jest okłamać w kwestii tego, jak było
tylko już na zawsze utkwiło w centralnym socjalistycznym planowaniu. Tkwi w nim do dziś. Ale było coś jeszcze. Śląskim górnictwem początku lat 90. wstrząsały liczne afery węglowe.
zużycie węgla. Ale to nie wszystko. Trzeba powiedzieć wprost: w 1989 roku przed węglem po raz kolejny postawiono zadanie ratowania polskiej gospodarki. Kluczowym było wyhamowanie inflacji – i ówczesny minister finansów, Leszek Balcerowicz, oparł je na węglu. To właśnie nas Śląsku surowiec stał się kotwicą antyinflacyjną. Wszystko mogło drożeć, ale ceny węgla – a co za tym idzie, energii elektrycznej – miały być stałe. I rzeczywiście stało się tak, ale właśnie dlatego na początku lat 90. górnictwo nie wkroczyło na ścieżkę gospodarki rynkowej,
Ich autorami nie byli przecież Ślązacy, ale polegały na tym, że setki mniejszych i większych firm wyłudzały od górnictwa węgiel na „lipne” adresy, nigdy za węgiel ten nie płacąc. Firmy z naszego regionu
dzą, często nie mając o górnictwie większego pojęcia. Resort ten zresztą przypada najczęściej politykom chłopskiego Polskiego Stronnictwa Ludowego. Górnictwo jest kosztowne, bo jest źle zarządzane i nie doinwestowane. Nie inwestowano zaś w nie, bo było kotwicą antyinflacyjną, bo afery, bo nieudolnie zarządzane, bo jest na Śląsku. Dziś nam – Śląskowi – robi się z tego zarzut. Tak, jakbyśmy to my tutaj odpowiadali za kolejne rządowe plany dla górnictwa, za afery. Jednak w świetle powyższych faktów trzeba powiedzieć wprost – górnictwo było kołem zamachowym nie tylko PRL-u, ale także przemian ustrojowych po 1989 roku. To ono, bezwzględnie eksploatowane, pozwoliło przebudować
Setki średnich i dużych firm z całej Polski, zwłaszcza wschodniej, swój kapitał założycielski do dalszej działalności zdobyło zgodnie z zasadą, że pierwszy milion trzeba ukraść. Z tym że oni kradli go masowo śląskiemu górnictwu. Kiedy ocenia się kondycję tej branży, warto pamiętać, że kapitalistyczna Polska powstała w znacznej mierze dzięki aferom węglowym. poniosły kolosalne straty – ale równie wysokie zyski mieli ci, którzy ten węgiel wyłudzili. Setki średnich i dużych firm z całej Polski, zwłaszcza wschodniej, swój kapitał założycielski do dalszej działalności zdobyło właśnie w ten sposób. Zgodnie z zasadą, że pierwszy milion trzeba ukraść. Z tym że oni kradli go masowo śląskiemu górnictwu. Kiedy ocenia się kondycję tej branży, warto pamiętać, że kapitalistyczna Polska powstała w znacznej mierze dzięki aferom węglowym.
WCIĄŻ WARSZAWSKI FOLWARK Trzecim elementem, który wpływa na sytuację ekonomiczną górnictwa jest to, że wciąż stanowi nie normalną firmę (czy grupę firm) , tylko folwark dla partii rządzących. Wszelkie „manewry” zmierzające do uzdrowienia sytuacji w
strukturę polskiej gospodarki. Dziś ci, którzy oskarżają je o drenowanie budżetu, zapominają o tych oczywistych faktach.
PRZEZ 25 LAT NIE ZROBIONO NIC Zapominają też o tym, że przez 25 lat demokratycznej Polski nic nie zrobiono, aby je unowocześnić. Nie chodzi tylko o kwestię techniczną, ale też społeczną. Ow-
Ale kto zabronił górnikom zatrudnionym po 1994 roku (wtedy ci, którzy odchodzili z górnictwa dostawali odprawy po 50 000 zł) nie dawać bezterminowych umów o pracę – tylko podpisywać z nimi kontrakty na, powiedzmy, 10 lat. Przez te 10 lat godziwie płacić, a potem mówić „dziękuję, następny proszę”. Tak, jak w wielu armiach podpisuje się kontrakty wojskowe; tak, jak zatrudniają śląskich górników do Australii. Kto bronił polskim kopalniom zatrudniać nowych pracowników na tych zasadach? Kto bronił państwu zająć się poważnie całą tą kumpelsko-korupcyjną sferą działalności, o której setki rzeczy słyszy każdy, kto w górnictwie pracuje lub chociaż blisko kopalni mieszka? Tym, co nawet były minister górnictwa, Jerzy Markowski, nazywa chorym systemem. Za taki stan górnictwa ponosi odpowiedzialność Warszawa, nie Śląsk. Dzisiaj, widząc jak nabroiły, warszawskie elity są gotowe przyjąć niekorzystne dla węgla pakiety klimatyczne. I powiedzieć, że kopalnie będą zamykane, bo z węgla w Europie nie wolno wytwarzać energii elektrycznej. Tylko … ten węgiel stanowi o bezpieczeństwie
Owszem, można zrozumieć oburzenie innych grup zawodowych, że górnik przed pięćdziesiątką idzie na emeryturę. Chociaż z drugiej strony policjant idzie na nią mając lat 35. szem, można zrozumieć oburzenie innych grup zawodowych, że górnik przed pięćdziesiątką idzie na emeryturę. Chociaż z drugiej strony policjant idzie na nią mając lat 35. Jednak jest coś ważniejszego – nikt nie bronił państwu dokonywać reform. Owszem, nie miały
Węgiel stanowi o bezpieczeństwie państwa. Nie tylko energetycznym, ale też gospodarczym. Stanowi wciąż najtańsze paliwo. Rezygnacja z niego oznacza lawinowo rosnące koszty we wszystkich innych dziedzinach gospodarka (bo zdrożej prąd), oznacza też drastyczny wzrost kosztów życia poza dużymi miastami (bo każde inne ogrzewanie jest znacznie droższe) branży, dzieją się tak, aby na kierowniczych stanowiskach obsadzać swoich. A ci rządzą, jak rzą-
Wicepremier Elżbieta Bieńkowska chętnie na Barbórkę zakłada górniczy, dyrektorski mundur honorowy. Ale to jedynie gest, jaki ona i jej rząd potrafią zrobić wobec śląskiej branży.
one prawda dotknąć już pracujących, bo nie wolno odbierać praw nabytych.
państwa. Nie tylko energetycznym, ale też gospodarczym. Stanowi wciąż najtańsze paliwo. Rezygnacja z niego oznacza lawinowo rosnące koszty we wszystkich innych dziedzinach gospodarka (bo zdrożej prąd), oznacza też drastyczny wzrost kosztów życia poza dużymi miastami (bo każde inne ogrzewanie jest znacznie droższe). Odpowiedzią na to będzie jeszcze wyższa emigracja z Polski. Jeszcze więcej młodych ludzi zacznie wyjeżdżać. Czy ci, którzy chcą ograniczać wydobycie i rezygnować z węgla policzyli też te koszty? Czy też są to działania matematyczno-ekonomiczne dla nich zbyt skomplikowane?
6
MAJ 2014r.
Pomysłodawca matury, as lotnictwa i Frankenstein Miejmy nadzieję, że maturzyści połamali swoje filoki i szczęśliwie pozdawali egzaminy. Ucząc się w pocie czoła do egzaminu dojrzałości, pewnie nie raz zastanawiali się, co za pieron wymyślił maturę. Otóż, zdziwiliby się bardzo, gdyby dowiedzieli się, że zrobił to Karl von Zedlitz, z pochodzenia Ślązak. Zdziwiliby się jeszcze bardziej, gdyby na egzaminie z historii padło pytanie o to, kim był z pochodzenia Czerwony Baron, as myśliwski I Wojny Światowej. A co wspólnego z Frankensteinem mają Ząbkowice Śląskie? PAULA ZAWADZKA MATURĘ WYMYŚLIŁ HANYS Karl von Zedlitz był szlachcicem, Ślązakiem. Urodził się 04.I.1731r. w Czarnym Borze (niem. Schwarzwaldau) koło Wałbrzycha (niem. Waldenburg) na Dolnym Śląsku. Zmarł w wieku 62 lat, ostatnie lata życia spędzając również nieopodal Wałbrzycha, w Walimiu. Pełnił kolejno funkcje pruskiego prezydenta rządu śląskiego, królewskiego ministra stanu, ministra sprawiedliwości, do spraw kościoła i szkół (panowanie Fryderyka Wielkiego). Zwłoki barona zostały zmumifikowane, dzięki czemu, po ponad 200 latach widać zmarszczki mimiczne i zaciśnięte zęby. Cóż, być może pochowany w Kościele Św. Jadwigi (Walim) Ślązak przewraca się w grobie obserwując poziom dzisiejszych matur i kiepską zdawalność?
O CO CHODZIŁO NA MATURZE? Pierwszy egzamin zwieńczający naukę w szkole średniej von Zedlitz przeprowadził w 1788 r., jednak dopiero ten z 1812r. nazwano maturą, od łacińskiego słowa maturus, co znaczy „dojrzały”. Postępowy Ślązak był nie lada kodyfikatorem, zmienił bowiem
Parada osobliwości: ZNANI ŚLĄZACY sposób podejścia do nauki i myślenia. Postawił na kreatywność i swobodę umysłową. Przekonał króla Fryderyka do tego, iż bez sensu jest „wkuwanie” zbędnych informacji, że nowoczesny umysł, to ten który jest otwarty, nie zaś ten, który jest „obkuty” i nie wie nic poza tym, co w podręczniku. Nie wart niczego jest umysł, który nie zna sztuki argumentacji ani ten, który nie docenia procesów poznawczych. Jak to się ma
Większość społeczeństwa stanowili prości ludzie, którzy posyłali swoje pociechy do kilku klas szkoły podstawowej. Przecież Prusy liczyły wtedy około 3.000.000 ludzi! Śląskiemu ministrowi sprawiedliwości nie udało się dotrzeć z edukacją na wsie, nie udało się wdrożyć podstaw edukacji do gimnazjów, bowiem nie rozwiązał problemu braku kadry nauczycielskiej. Ponadto,
Wystarczy zajrzeć do współczesnych arkuszy maturalnych, by wiedzieć, że przyszły kwiat narodu śląskiego i polskiego jest kształcony w sposób mechaniczny, czyli w sposób, z którym walczył Karl von Zedlitz. Maturzysta nie myśli. Maturzysta rozwiązuje test”. do dzisiejszej matury? Do bezsensownych testów i rozprawek według klucza egzaminatora? Jak pięść do oka. Wystarczy zajrzeć do współczesnych arkuszy maturalnych, by wiedzieć, że przyszły kwiat narodu śląskiego i polskiego jest kształcony w sposób mechaniczny, czyli w sposób, z którym walczył Karl von Zedlitz. Maturzysta nie myśli. Maturzysta rozwiązuje test. Kiedy zaś przygotowuje się do dłużej pisemnej wypowiedzi, to niespecjalnie ważne jest to, że odniesie się np. do innych pozycji książkowych aniżeli lektury. On bowiem, wyrażając swoją opinię musi wstrzelić się w klucz odpowiedzi, wymyślony przez komisję egzaminacyjną. To nie tylko zamykanie umysłów młodych ludzi, to również pranie mózgu – „myślcie tak, jak chcemy żebyście myśleli”. Dzięki Ślązakowi pruskie szkolnictwo szybko dogoniło poziom ogólnoeuropejski. Otwarto szkoły dla dziewcząt, poszerzono program nauczania o przyrodę, geometrię, historię. Czy jednak na pewno pruska rewolucja edukacyjna zasługuje na tak wielkie oklaski?
reforma Zedlitza zależała od władz lokalnych, które często niezbyt przychylnym okiem patrzyły na pomysł uczęszczania do szkół dziewcząt, o ogólnym, podstawowym kształceniu wszystkich dzieci nie wspominając.
Być może, częściowym rozwiązaniem tego problemu byłaby, znienawidzona przez współczesnych Ślązaków centralizacja. Przecież na niedalekich ziemiach, w Rzeczpospolitej Obojga Narodów w 1773r. została powołana Komisja Edukacji Narodowej, centralny organ władzy oświatowej, prototyp ministerstwa oświaty. Może, gdyby Ślązak „zgapił” coś od Polaków to pruskie szkolnictwo miałoby (dosłownie jak i w przenośni)solidne podstawy? Niemniej jednak i tak warto docenić starania zarówno Karla von Zetlitza jak i Fryderyka Wielkiego, nie be powodu nazywanego filozofem na tronie. Prusy wkroczyły z impetem w epokę Oświecenia. Tymczasem, równe 80 lat po zorganizowaniu pierwszego(z nazwy) egzaminu maturalnego w Borku, obecnej dzielnicy Wrocławia na świat przychodzi Manfred Albrecht Freiherr von Richthofen, król lotników I Wojny Świa-
CZERWONY BARON NADCHODZI W chwili wybuchu wojny Manfred von Richthofen był członkiem kawalerii i znajdował się
Fokker Dr I Czerwonego Barona – rekonstrukcja
CIEKAWOSTKI O CZERWONYM BARONIE:
NIEDOKOŃCZONA REFORMA Przede wszystkim, trzeba pamiętać o tym, że nieliczni Ślązacy trafiali do szkoły średniej; zdarzało się to tylko elitarnym klasom społecznym. Matura zaś była przepustką na wyższe studia, najczęściej jednak dawała możliwość pracy w administracji państwowej. Taka edukacja była jednak dla wybrańców.
towej, jedyny człowiek na świecie, ktróy dokonał 80 zestrzeleń w trakcie lotów. Tak pisał o sobie Richthofen: „(...)”Gdy urodziłem się 2 maja 1892 roku mój pan ojciec stacjonował we Wrocławiu w 1. pułku kirasjerów gwardii. Mieszkaliśmy wtedy w Borku (Kleinburg). Do dziewiątego roku życia naukę pobierałem prywatnie, następnie przez rok uczęszczałem do szkoły w Świdnicy, a później zostałem kadetem w Legnickim Polu (Wahlstatt). Świdniczanie uważali mnie jednak za dziecko świdnickie”(...). Karierę wojskową lotnik rozpoczął w 1911, a w 3 lata później rozpętała się wojna, która uczyniła z Richthofena legendę lotnictwa.
Manfred von Richthofen, Czerwony Baron, as strzelców. Źródło: bundesarchiv.de
- nazwany przez Anglików Czerwonym Baronem; przez Niemców Der Rote Kampfflieger (czerwony lotnik bojowy), w 1917r, spisał wspomnienia nadając im tak sam tytuł, - silnik jego rozbitego samolotu jest eksponatem Imperial War Museum w Londynie, - jego zwłoki były kilkakrotnie przenoszone: najpierw Amiens, później wojskowy we Fricourt, następnie berliński cmentarz Invalidenfriedhof; obecnie lotnik spoczywa w rodzinnym grobie w Wiesbaden, - po śmierci pilota i jego brata ich matka urządziła w rodzinnym domu Muzeum Richthofenów; eksponaty zaginęły po zajęciu Świdnicy przez czerwonoarmistów, - w Świdnicy funkcjonuje „Red Baron Foundation” – Fundacja Czerwonego Barona, - w 2008, na podstawie jego losów powstał film o tym samym tytule.
7
MAJ 2014r. na froncie wschodnim. Z chwilą, kiedy nastała wojna pozycyjna poprosił jednak o przeniesienie do lotnictwa. Oczywiście nie od razu został królem strzelców; początkowo latał jako obserwator, ale to dopiero przyjaźń z nowo poznanym lotnikiem Oswaldem Boelcke spowodowała, że w Boże Narodzenie 1915r. odebrał dyplom pilota, zwieńczenie lotniczego kursu. Przyjaźń z Oswaldem Boelcke trwała krótko, ponieważ ten, już jako dowódca 27.X.1916 r. zginął na oczach młodziutkiego pilota. Śmierć przyjaciela wstrząsnęła Richthofenem, ale nie na tyle by rezygnować z lotnictwa. Przecież w przeciągu miesiąca (od września do października) dorobił się już 6 zestrzeleń samolotów przeciwnika!
mać odznakę Pour le Mérite z Liściem Dębu, ale niestety nie spełnił wszystkich wymagań do jej otrzymania (tj. m.in. nie skłonił przeciwnika do ucieczki, tym samym wygrywając bitwę). Kiedy o tej niesmacznej i groteskowej sytuacji dowiedział się generał von Lundendorf stwierdził, iż “Richthofen wygrał wiele bitew” i tak oto (niejako na pocieszenie) Czerwony Baron dostał Order Czerwonego Orła III Klasy z Koroną i Mieczami.
ŚMIERĆ NA POLU WALKI Plotka mówi, że nawet cesarz Wilhem próbował skłonić Czerwonego Barona do stałego urlopu. Niemcy życzyli sobie, aby utrzymać asa lotnictwa przy życiu, jednak ani prośby ani groźby nie
Plotka mówi, że nawet cesarz Wilhem próbował skłonić Czerwonego Barona do stałego urlopu. Niemcy życzyli sobie, aby utrzymać asa lotnictwa przy życiu, jednak ani prośby ani groźby nie zmieniły jego decyzji. Niestety, są starzy lotnicy i są odważni lotnicy, ale nie ma odważnych, starych lotników. Czerwony Baron został zestrzelony. Sukcesy były szybkie i spektakularne. Był rok 1917. Pruskie odznaczenie za odwagę Pour le Mérite oraz dowództwo Eskadry 11 powodowały, że sława była coraz większa. Eskadra 11 nazywana także Jastą 11 została rozruszana przez lotnika tak bardzo, że szybko zaczęto nazywać ją „latającym cyrkiem”. Wkrótce do Jasty dołączył brat Manfreda, Lothar. Czerwonym Baronem nazwali Manfreda Anglicy (ang.”Red Baron”), ponieważ samoloty na których latał, były malowane całkowicie na czerwono. Przez latający cyrk Richtofena średnia długość życia brytyjskich lotników spadła z 295 do 92 godzin. Największe sukcesy as myślistwa odniósł w kwietniu 1917r., nazywanego przez angielskich pilotów „krwawym kwietniem”, ponieważ wtedy Richtofen uzupełnił swoją tabelę wyników do 52, zestrzelając 20 samolotów Ententy. Był tak znienawidzony przez Brytyjczyków, że ci wyznaczyli za jego głowę (zestrzeloną rzecz jasna) odznaczenie Victoria Cross, własny samolot i premię pieniężną w wysokości 5000 funtów szterlingów. Niestety, jedyne co zdołali wskórać Anglicy to trafienie pilota w głowę. Ten zdążył jednak awaryjnie lądować i po kilku tygodniach powrócił do latania. W sierpniu 1917 von Richthofen otrzymał jako jeden z dwóch pierwszych pilotów najnowszy wówczas myśliwiec – trójpłatowy Fokker Dr.I, z którym to typem kojarzony jest do dzisiaj. Pierwsze zwycięstwo na nowym samolocie, a swoje 60, von Richthofen odniósł 1 września 1917. Po 70 zestrzeleniu miał otrzy-
zmieniły jego decyzji. Niestety, są starzy lotnicy i są odważni lotnicy, ale nie ma odważnych, starych lotników. Czerwony Baron został zestrzelony. Stało się to 21 kwietnia 1918r. Trafiony w klatkę piersiową został pochowany pod Amiens następnego dnia po śmierci z pełnymi honorami wojskowymi. Co ciekawe, jego akt zgonu spoczywa w Urzędzie Stanu Cywilnego w Ostrowie Wielkopolskim, ponieważ ówczesne przepisy wojskowe nakazywały rejestrację zgonów poległych na wojnie w ostatnim miejscu stacjonowania. Manfred von Richthofen i Karl von Leibnitz. Dzieliło ich kilkadziesiąt lat, łączyło śląskie pochodzenie i wychowanie. Z dużą dozą ostrożności można założyć, że obiła im się o uszy afera grabarzy z Frankenstein. A jeśli nie? To i tak warto wspomnieć o Ząbkowicach Śląskich, które aż do końca II Wojny Światowej nosiły nazwę Frakenstein, a masakryczne wydarzenia z lokalnymi grabarzami w tle, mogły stanowić dla pisarki Mary Shalley przyczynek do tego, by swoją słynną powieść o potworze doktora Frankensteina, nazwać analogicznie do ówczesnej nazwy Ząbkowic Śląskich. Wychodząc poza nawias, to niesłychanie ciekawe, że filmy spowodowały, iż to ożywionego przez lekarza potwora nazwano Frankensteinem – w książce tak nazywał się doktor, a nazywał się tak, bo tak nazywało się pewne śląskie miasteczko.
AFERA ŚLĄSKICH GRABARZY W 1606 we Frankenstein panowała epidemia dżumy. W jej
Popiersie śląskiego ministra sprawiedliwości, twórcy egzaminu dojrzałości. To właśnie Karl von Zedlitz wprowadził w szkołach zwyczaj zwracania się do słuchaczy „proszę państwa”. wyniku zginęła 1/3 ludności miasta. Skandal wybuchł, kiedy okazało się, iż przyczyną zarazy była działalność miejscowych grabarzy. Najlepiej sytuację opisał
proces grabarzy, który uznał ich za winnych popełnionych zbrodni. Pamiętać należy jednak, że w toku śledztwa oskarżonych poddano torturom, nie dziwne więc,
Warto wspomnieć o Ząbkowicach Śląskich, które aż do końca II Wojny Światowej nosiły nazwę Frakenstein, a masakryczne wydarzenia z lokalnymi grabarzami w tle, mogły stanowić dla pisarki Mary Shalley przyczynek do tego, by swoją słynną powieść o potworze doktora Frankensteina, nazwać analogicznie do ówczesnej nazwy Ząbkowic Śląskich. dziennikarz Jerzy Kreß w gazecie “Newe Zeyttung” wydanej w Augsburgu wtym samym roku: “W mieście Frankenstein na Śląsku pojmano ośmiu grabarzy, wśród nich sześciu mężczyzn i dwie kobiety . Ci po torturach w śledztwie zeznali, że sporządzali zatruty proszek i tenże kilka razy w domach rozsypywali, progi, kołatki i klamki u drzwi smarowali, przez co wielu ludzi zatruło się i poumierało. Poza tym w domach skradli wiele pieniędzy, a także obdzierali trupy, zabierając im opończe. Rozcinali także brzemienne kobiety i wyjmowali z nich płody, a serca małych dzieci zjadali na surowo. Tamże z kościołów kradli obrusy z ołtarzy, a z ambony ukradli dwa nakręcane zegary. To sproszkowali i używali do swych czarów. Pewien nowy grabarz pochodzący ze Strzegomia zhańbił w kościele ciało młodej dziewicy. Inni jeszcze różnie niesłychane i straszne czyny popełniali (...)”. Ile w tym prawdy? Niewiado. Faktem jest jednak, że taki opis powstał i poszedł w świat, aż w końcu odnalazła go pisarka Mary Shalley i wpadła na pomysł wykorzystania cmentarnej historii. Bezsporny pozostaje też fakt, że 20 września 1606 odbył się
że przyznali się do wspomnianych czynów. Obecnie uważa się, iż grabarze mogli co najwyżej kraść w czasie
epidemii dżumy, jednak nie mogli wywołać jej na taką skalę. W ówczesnych czasach prawo było jednak inne; oskarżeni zostali okaleczeni i spaleni żywcem. Łącznie stracono 17 osób. Obecnie w Ząbkowicach Śląskich znajduje się Laboratorium Frankensteina, które jest tłumnie odwiedzane przez turystów. Pojemniki z formaliną, w niej zakonserwowane zwierzęta, grób , kości, probówki z dziwnymi substancjami, odgłosy. Choćby z ciekawości warto się tam wybrać, wspominając Czerwonego Barona czy Karla von Zedlitza – „pana od matury”.
KTO ZESTRZELIŁ CZERWONEGO BARONA?
Trwają spory do dnia dzisiejszego, kto zestrzelił śląskiego asa lotnictwa. Brytyjskie siły powietrzne uznały, że był to Kanadyjczyk Artur „Roy” Brown z dywizjonu RAF. Inna wersja mówi, że von Richthofen zginął przez australijski ogień lądu; mówi się tutaj o sierżancie Cedricu Popkinie (sam zainteresowany twierdził, że to z pewnością nie on zestrzelił Czerwonego Barona) lub o sierżancie Snovy Evansie. To zresztą na tego ostatniego wskazuje telewizja Discovery, która przeprowadziła w tej sprawie naukowe śledztwo. Evans dokonał zestrzelenia z odległości około 750m.
Najprawdopodobniej tytuł swojej powieści Mary Shelley zaczerpnęła z dawnej nazwy Ząbkowic Śląskich. Afera śląskich grabarzy rozniosła się echem po całej Europie.
8
MAJ 2014r.
W Katowicach powstanie pomnik Hlonda. Po co? W konkursie na rzeźbę Augusta Hlonda wzięło udział 20 projektów, zwyciężyli rzeźbiarze z Torunia. Całe przedsięwzięcie będzie kosztowało pół miliona. Wszystko wspaniale, pozostaje zadać pytanie: po co na Śląsku drugi pomnik Hlonda? PAULA ZAWADZKA
P
omnik upamiętniający kardynała Augusta Hlonda stoi w Mysłowicach, nieopodal urzędu miasta. Stoi tam, gdzie stać powinien, w miejscowości w której kardynał się urodził i wychowywał. Rzeźba jest dłuta profesora Gustawa Zemły, cenionego na Śląsku artysty, a nie jakichś nieznanych naszemu regionowi twórców. August Hlond zorganizował kościół katolicki na polskiej części Górnego Śląska po jego podziale , był pierwszym – na krótko - biskupem diecezji katowickiej. Powołał śląskie seminarium duchowne, tyle że w … Krakowie. To on także stworzył tygodnik „Gość Niedzielny”. Po opuszczeniu Katowic był arcybiskupem gnieźnieńskim i poznańskim, później prymasem Polski. Zmarł w Warszawie. Drugi pomnik Hlonda ma stanąć nieopodal wydziału teologicznego Uniwersytetu Śląskiego, przy zbiegu ulic Jordana i Wita Stwosza. Po co drugi pomnik kardynała? Katowice i Mysłowice to przecież miejscowości, które ze sobą graniczą. Czy władze Katowic nie wiedzą, że takowy pomnik już stoi? Czy nie wydaje im się, że stawianie co piętnaście kilometrów pomnika tej samej osoby, zakrawa już na kult jednostki? Tak blisko siebie nie miewali pomników nawet Lenin, ani Stalin. Może gdzieniegdzie są w takiej odległości pomniki Jana Pawła II, ale jednak co papież i święty, to nie kardynał.
Więc czy nie lepiej byłoby uhonorować pomnikiem Ślązaka, który na to zasługuje, a z nieznanych powodów się o nim zapomina? Katowiczanina, który z miastem tym był związany naprawdę? Kto to mógłby być?
ZAPOMNIANY SKANDALISTA HANS BELLMER Zapomniany a może ignorowany? Mimo zakorzenionego, klasycznego podejścia Ślązaków (i Polaków) do sztuki, na wstępie trzeba powiedzieć, że Hans Bellmer, urodzony w 1902r., w kamienicy przy ul. Beatestraße (obecnie Kościuszki) 47 w Katowicach, wyprzedził swoją epokę. Malarz, rzeźbiarz, grafik, fotograf, którego Katowice powinny jak najszybciej wyciągnąć z zakurzonej półki znanych postaci i jak najszybciej wystawić na światło dzienne. Jego dzieła to nie monumenty władców. To także nie piękno ludzkiego ciała a la Michał Anioł. Bellmer i jego twórczość to kontrowersyjne lalki. Szokujące, nierzeczywiste stwory, któ-
trowersyjne happeningi i manifestacje; mutacje postaci. Pewnie, jest tego dużo, momentami za dużo, nagość i perwersja są nawet w reklamach. Ale do diabła! Hans Bellmer urodził się ponad 100 lat temu i miał na siebie niebywały pomysł. Pomysł przeklęty, ponieważ niedoceniony na Śląsku, wtrącany za swoją twórczość nie raz do więzienia, uciekł do Paryża. Cytując kulturoznawcę, Mateusza Palkę: „Fascynacja Hansa Bellmera lalką rozpoczęła się wraz z jego zetknięciem się z austriackim poetą, malarzem i grafikiem Oskarem Kokoschką, desperacko usiłującym stworzyć pełnowymiarowy substytut swej utraconej kochanki, dopełniona została natomiast poprzez sztukę operową przedstawiającą dziewczynkę, w której zakochuje się główny bohater, a która okazuje się mechaniczną lalką”. Warto dodać, że od lat w Austrii przyznawane są prestiżowe nagrody im. Kokoschki, my zaś niedoceniamy Bellmera. Udajemy, że nie istniał, nawet tablica pamiąt-
Bellmer i jego twórczość to kontrowersyjne lalki. Szokujące, nierzeczywiste stwory, które przydałyby się zaściankowym Katowicom właśnie teraz, kiedy sztuka jest krwawa i mięsna; a najbardziej oblegane stolice kultury, to te spowite największą mgłą skandalu. Sorry, takie mamy czasy. re przydałyby się zaściankowym Katowicom właśnie teraz, kiedy sztuka jest krwawa i mięsna; a najbardziej oblegane stolice kultury, to te spowite największą mgłą skandalu. Sorry, takie mamy czasy. Teraz sztuka to „Human body exhibiton” - czyli wystawy złożone z ludzkich, pokazujące organizm człowieka; to kon-
WIELKA MIŁOŚĆ BELLMERA
Śląski artysta kochał nie tylko sztukę i swoje sugestywne lalki. Partnerką Bellmera była niemiecka pisarka i rysowniczka Unica Zürn. Była jego muzą; razem wywołali niejeden skandal (choćby zdjęcie przedstawiające roznegliżowaną i związaną Unicę na okładce jednego z albumów Bellmera). Zachorowała na schizofrenię; po nieskutecznym leczeniu wypisała się ze szpitala i popełniła samobójstwo, skacząc z okna apartamentu Bellmera. Historia rodem z filmu, tyle, że prawdziwa. Dlaczego na Śląsku kręci się cudaczne filmy w stylu „Miłość w mieście ogrodów” (czy on już powstał?), a nie korzysta się z takiej perełki, jaką było życie Bellmera?
kowa na ścianie jego rodzinnej kamienicy pochodzi z prywatnej inwestycji. Ba, gdy dwa lata temu Katowice zabiegały o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, zamiast sięgnąć po znanego w Europie własnego artystę, bajdurzyły o jakimś „Mieście ogrodów”. Nie kochali go Ślązacy, pokochał cały świat. Jego prace znajdziemy w Art Gallery of New South Wales w Sydney, Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, Dallas Museum of Art w Texasie, a także w muzeach w Berlinie, Florencji, Ohio czy Londynie. Tylko w Muzeum Śląskim jakoś nie ma. Nie jest zbyt wielkie dla Bellmera, raczej zbyt zaściankowe. To artysta globalnego kalibru, który rzesze sympatyków zdobył nawet w Japonii. Tam zresztą uczono bellmerowskiego stylu. Jego wierny uczen, Yotsua, tak bardzo pokochał nowego mistrza, że wyrzucił wszystkie swoje dotychczasowe pra-
Na Śląsku - w Mysłowicach - mamy już jednego Hlonda, po co nam drugi? ce. W 2010 Yotsua przybył do Katowic, by poznać miasto mistrza, zorganizował także swoją
wystawę przy okazji konferencji Miasta Ogrodów. Ale nawet pomysłodawcy tych Ogrodów nie
CIEKAWOSTKI O MARII GOEPPERT-MAYER:
- Sama Maria była siódmym profesorem po kolei w swojej rodzinie, jej syn Peter jest ósmym. Wykłada ekonomię. Zaś córka Marianne jest astronomem, - początkowo przez 3 lata studiowała matematykę, - w fizyce istnieje jednostka GM (Göppert-Mayer), - Amerykańskie Towarzystwo Fizyczne po jej śmierci utworzyło wyróżnienie nazwane jej imieniem; nagradzano w ten sposób młode pracownice naukowe zajmujące się fizykom, - w 2011 r. poczta Stanów Zjednoczonych wprowadziła znaczek pocztowy z jej podobizną, - jej imieniem nazwana jest jedna z katowickich ulic, a także jeden z energooszczędnych biurowców (także z Katowic).
9
MAJ 2014r. skojarzyli, że oto Japończyk pokazuje im wielkiego katowickiego artystę. Gdzieś co najwyżej o nim przebąknięto. Jednak ani sporadyczne wystawy, ani wzmianki w gazetach nie ożywią Bellmera. Nie zadośćuczynią mu niezrozumienia, pogardy i odrzucenia. Wskrzesić Bellmera może jedynie srial w rodzaju tego o Annie German lub… pomnik. To wstyd dla Śląska, że artysta wielkiego formatu jest wszędzie, tylko nie w swojej rodzinnej miejscowości, Katowicach.
MARIA GOEPPERT-MAYER Kolejną osobą, która zasługuje na pomnik jest śląska noblistka Maria Goeppert-Mayer, która obok polskiej Marii Curie-Skłodowskiej jest jedną z dwóch kobiet, która dostała Nagrodę Nobla z fizyki. Czyż to nie wspaniałe, że tak wybitna osobistość pochodziła ze Śląska? Z Katowic. Maria Goeppert-Mayer, o której w Cajtungu piszemy nie pierwszy raz, wywodziła się z inteligenckiej rodziny, która dla Śląska zrobiła bardzo wiele. Na przykład jej ojciec Friedrich Goeppert profesor pediatrii pomógł w zwalczaniu epidemii zapalenia opon mózgowych, która nawiedziła Katowice w 1905r. Warto dodać, że urodzona w Katowicach Maria była siódmym pokoleniem w
par są w kierunku przeciwnym. Tak samo z parami wirującymi w kierunku przeciwnym do kierunku wskazówek zegara – niektóre wykonują zrywy w tym samym kierunku, inne w przeciwnym”. Chociaż swoje życie spędziła na światowych uniwersytetach, Maria Goeppert-Mayer bardzo pomagała Ślązakom. Po II Wojnie Światowej wspierała śląskich uchodźców, a także dotowała World Association of Upper Silesians - organizację Górnoślązaków w Pensylwanii. Kiedy przyjechała do Warszawy w 1967, zaproszona na obchody setnych urodzin Skłodowskiej-Curie, zadano jej pytanie, czy ma jakieś życzenia. Zdecydowanie odparła: „Chcę zobaczyć Katowice”. Zmarła nagle na atak serca w wieku 66 lat.
DZIWACZNE TENDENCJE Dziś w XXI wieku, okresie pokoju, demokracji, poza Polską nie rzeźbi się wodzów, papieży, polityków, przywódców duchowych, więc i kapłanów. Rzeźbi się artystów lub naukowców, czasem nawet sportowców. Ludzi, którzy niosą postęp i radość. To ich wynosi się na piedestały, docenia. A kiedy nie można wypracować kompromisu, powstaje coś niezwykłego i zaskakującego, I tak na przykład w bośniackim Mostarze jest pomnik Bruce’a Lee. Uzna-
Chociaż swoje życie spędziła na światowych uniwersytetach, Maria Goeppert-Mayer bardzo pomagała Ślązakom. Po II Wojnie Światowej wspierała śląskich uchodźców, a także dotowała World Association of Upper Silesians - organizację Górnoślązaków w Pensylwanii. swojej rodzinie ze strony ojca, które stanowiło kadrę profesorów uniwersyteckich. Jako dziecko z rodzicami przeniosła się do Getyngi. W wieku 24 lat zrobiła doktorat z fizyki kwantowej. Po wyjściu za mąż za Josepha Mayera (późniejszego profesora chemii fizycznej na uniwersytecie w Chicago), wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. W czasie światowego kryzysu gospodarczego wykładała bezpłatnie na amerykańskich uniwersytetach. W trakcie pracy w Argonne National Laboratory w Chicago dokonała odkrycia, za które dostała Nagrodę Nobla, był to rok 1963. Opracowała model powłokowy jądra atomu. Swoją pracę wyjaśniła laikom w bardzo interesujący sposób: „Wyobraź sobie salę pełną tańczących walca. Tancerze przesuwają się dookoła tej sali w koncentrycznych kołach. Dalej pomyśl, że w każdym kole możesz zmieścić dwa razy więcej tancerzy, jeśli jedna para wiruje w kierunku ruchu wskazówek zegara, a druga w przeciwnym. A potem dodatkowa wariacja: pomyśl, że ci tancerze wirują w porywach, jak mistrzowie. Niektóre z tych par, które wirują w kierunku wskazówek zegara robią porywy w tym samym kierunku. Porywy pozostałych
no bowiem, że każdy miejscowy bohater będzie wzbudzał kontrowersje, ktoś będzie nim oburzony. Odsłonięcie miało miejsce w 2009r. i wywołało nie lada sensację. i wzbudziło wywołałonie lada sensację. Sama rzeźba jest zresztą, według oceny krytyków bardzo dobrze i harmonijnie wykonana. Albo Bruksela! Tam stoi pomnik Don Kichota i Sancho Pansy, postaci fikcyjnych! Nawet nie ich twórcy, Cervantesa, tylko dwóch śmieszno-smutnych bohaterów jego książki. Abstrahując; lepszym pomysłem niż Hlond jest rzeźba upamiętniająca ojca śląskiego przemysłu, Karola Godulę. Albo kogoś z rodziny Schafgotschów czy Donnersmarcków. Albo Świątkowej, lumpenproletariackiej bohaterki wielkiej powieści o Śląsku „Cholonek”. Tak postąpiono by w świecie. U nas jest inaczej; u nas pomysły rodzą się w głowach urzędników, którzy w ogóle nie słuchają mieszkańców. Ci zresztą nie mają zbyt wielu środków decyzji, u nas nie ma demokracji bezpośredniej, jak choćby w Szwajcarii, ba! U nas nie ma logiki. Po co dwóch Hlondów? Obserwując całą tą sytuację, można dojść do wniosku, że najodpowiedniejszy byłby w Katowicach pomnik Szwejka.
PISANE ZA BRYNICĄ
Dlaczego głosuję na Plurę?
Z
bliżają się wybory do Europarlamentu, czy, jak to mówią moi znajomi - do eurokoryta. I rzeczywiście, kandydaci ruszyli. Ruszyli w biegu po stołki. Jako faworytów lansuje się „Otylię Kioto-Jędrzejczak”, czy Tomasza Adamka, który gejów wysłałby do egzorcysty. I to jest pierwsza grupa. To eurocelebryci, którzy z polityką nie mieli do tej pory zbyt wiele do czynienia, ale za to są znani,
po raz pierwszy po przerwie startują w eurowyborach. Dla zwolenników śląskiej autonomii i języka śląskiego liczy się dwóch kandydatów: Kazimierz Kutz i Marek Plura. Plura zresztą ściga się w wyścigu zupełnie innym niż reszta, to jedyny zawodnik, który nie biegnie, tylko jedzie. Na wózku inwalidzkim. Kutz to znany reżyser i obecnie senator. Tylko, czy fakt wyreżyserowa-
Marek Plura. Człowiek, którego widać i w Warszawie i na wszystkich, śląskich uroczystościach. Jemu, na tym wózku, nie straszna była pogoda w trakcie Marszu na Zgodę, jemu nie straszne sejmowe potyczki o język śląski. Jedyny spot wyborczy do Europarlamentu po śląsku, to spot Plury. Strona internetowa plura.pl to kopalnia wiedzy o śląskich sprawach. śmiało mogą więc dostać mandat i wesprzeć listę. To świetni żołnierze dla partyjnych liderów; nie są politycznie zbyt lotni, ale wiedzę mając niewielką będą wierni jak psy. Na nich nie głosujcie, to strata głosu. Druga grupa, to eurowygi, czyli starzy wyjadacze, którzy wygrywając wybory byliby w Parlamencie co najmniej drugą kadencję z rzędu. W naszym województwie są to nazwiska: Migalski, Marcinkiewicz, Gierek, Olbrycht i Buzek. Na nich nie głosujcie, dajcie szansę innym. Trzecia grupa, to ścigacze, czyli ci którzy po raz pierwszy w życiu, czy też
nia wiele lat temu „Soli ziemi czarnej” czyni z człowieka bojownika śląskich spraw? Nie. A czy pan Kutz, jako senator zrobił w trakcie jakiejkolwiek swojej kadencji cokolwiek dla Śląska? Nie słyszałam. Bo on nie jest śląskim bojownikiem, a jedynie erudytą. On dużo o Śląsku opowiada, natomiast jego polityczna aktywność ogranicza się głównie do kwestii praw autorskich, czyli dbania o to, by do jego portfela spływały pieniądze z tantiem za stworzone dzieła. To tyle. Pan Kutz nie zdziała w Brukseli niczego, co mogłoby interesować Ślązaków. Tym bardziej, że swoje lata ma i czasami zastanawiam się, czy nie
myli diety europosła z emeryturą. Temu panu dziękujemy, „trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść”; Zresztą sam powiedział, że rycerz powinien wiedzieć, kiedy zleźć z klaczy. Na niego również nie głosujcie. Ostatni do kąpieli to poseł Marek Plura. Człowiek, którego widać i w Warszawie i na wszystkich, śląskich uroczystościach. Jemu, na tym wózku, nie straszna była pogoda w trakcie Marszu na Zgodę, jemu nie straszne sejmowe potyczki o język śląski. Jedyny spot wyborczy do Europarlamentu po śląsku, to spot Plury. Strona internetowa plura.pl to kopalnia wiedzy o śląskich sprawach. Bo to je blank ślunski chop! I moim zdaniem, chociaż może wielu z was się oburzy – inwalidztwo to w tym wypadku zaleta. To pokazanie wytrwałości, siły i pogody ducha. Poza tym europejskim politykierom trudniej będzie odmówić czegokolwiek osobie na wózku. Tak po prostu. Plurze głos się należy za dotychczasową walkę o śląskie sprawy. Ja będę głosować na niego i zachęcam was do tego samego. Jedynie sensownie oddany głos, to głos oddany na Marka Plurę. I nieważne, co myślę o Platformie Obywatelskiej, na której liście on się znajduje. Ja nie głosuję na PO, głosuję na Plurę. Wspierająca śląski elektorat Gorolica Paula Zawadzka
FIKSUM DYRDUM
Monachijskie maki „Czerwone maki na Monte Cassino, bo zamiast rosy piły polską kreeew” – któż w Polsce, nawet Hanysem będąc największym, nie zna tych słów? Słów piosenki, która poczynając od 1945 roku była niemalże drugim hymnem Polski. 19 maja minęło 70 lat od bitwy, która stała się kanwą dla słów tej pieśni. Bitwy, w której Polacy zdobyli „niezdobyty”, broniony rzez Niemców klasztor. I wśród nacierających, i wśród obrońców byli zresztą Ślązacy. Pieśń Czerwone Maki jest jednak tylko o Polakach. Ale uwaga – jeśli zechcecie ją publicznie wykonać, nie zapomnijcie zapłacić należnych tantiem … Niemcom. Bo tak się składa, że to Bawaria posiada prawa autorskie do tego utworu! Jakim cudem? To proste. „Czerwone Maki” to dzieło poety-tekściarza Feliksa Konarskiego i muzyka Alfreda Schütza, zarazem żołnierzy polskiego II korpusu, tego od Andersa. Stworzyli swoje największe dzieło zaraz po bitwie. Potem losy każdego z nich potoczyły się inaczej, chociaż żaden z nich nie wrócił do Polski. Konarski mieszkał w Anglii i USA, gdzie w 1991 roku zmarł. Prawo do praw autorskich po nim jest niejasne. Inaczej z Schützem. Na ironię losu zakrawa już fakt, że ten polski żołnierz, który stworzył melodię słynnej patrio-
tycznej polskiej pieśni, na swoją drugą ojczyznę wybrał … Niemcy. To w Monachium spędził niemal 40 lat swojego życia. Tutaj też bezdzietnie zmarł, zapomniany przez swoich polskich rodaków, w 1999 roku. Kilka lat później zmarła jego żona. Ale w przypadku Schütza sprawa praw autorskich jest jasna. Gdyż artykuł 1936 niemieckiego kodeksu cywilnego powiada, że jeśli zmarły nie pozostawił spadkobierców, to spadek staje się własnością landu, w którym zmarły ostatnio mieszkał. A że Schütz żył w Monachium, to i spadek trafił do Bawarii. No i teraz polscy patrioci, z tych co to nienawidzą Niemców mają z Makami zgryz. Choćby taki Jarosław Kaczyński. O ile słowa pieśni Czerwone Maki oczywiście zna, co w przypadku kogoś, kto ma problemy z hymnem państwowym nie jest takie oczywiste. No ale przyjmijmy, że zna, choćby trochę. Więc czy ten Kaczyński, który chce wojsk NATO w Polsce, ale broń Boże nie Niemców, jak to obwieścił, jest w stanie zaakceptować fakt, że śpiewając te Maki trzeba zapłacić niemieckiemu landowi. Ba, ten niemiecki land ma autonomię! Więc nie dość, że pieniądze trzeba by dać Germanom, to jeszcze autonomistom. Czy Kaczyński i jemu podobni są w stanie
znieść taki cios w polską dumę? Rzecz jest zabawna, bo sądzę, że gdyby jakikolwiek znaczący polski polityk poprosił Bawarię o oddanie praw autorskich do Maków, nie byłoby problemu. Oddaliby – bo budżet Bawarii raczej na tych tantiemach się nie opiera. Ale nie poprosili, bo nigdy nie zainteresowali się, kto ma prawa do tej polskiej pieśni patriotycznej. I tym się Niemcy różnią od Polaków. Niemcy dbają o wszystko, co mają lub mieć mogą. A Polacy nawet nie interesują się tym, co mieć powinni. Bo to wymaga starań, zachodu, pracy. A po co, kiedy zamiast tego można tylko gadać… Dlatego zastanawiam się, czy my w ogóle postępujemy z sensem, starając się zarejestrować stowarzyszenie narodowości śląskiej w Polsce? Po co? Zarejestrujmy je w Bawarii, w Czechach albo gdziekolwiek. W teren działania wpiszmy cały obszar Unii Europejskiej. I działajmy. Jak dobrze pójdzie, to państwo polskie po jakichś 20 latach zorientuje się, że na jego terenie funkcjonuje taka organizacja. Która siedzibę ma w Monachium. Wszyscy już zapomną, że pierwotnie miała tę siedzibę w Kotórzu Małym koło Opola, ale została stamtąd przez polski sąd wypędzona. Bo lepiej będzie ogłosić, że to Monachium jest dowodem, iż mamy do czynienia z zakamuflowaną opcją niemiecką. Ogłosić i naPiSać. Dariusz Dyrda
10
MAJ 2014r.
Pojawiła się pierwsza strona internetowa zespołu muzycznego po śląsku. Oczywiście należy do zespołu, który w repertuarze ma głównie teksty w tym języku, a frontmen kapeli, Paweł Polok zasłynął także z tego, że po ogłoszeniu przez Sąd Najwyższy, 5 grudnia 2013 roku, , że narodowość śląska nie istnieje, napisał na facebooku: „Myślałem, że bękart wersalski (a, sorry, Polska) już mnie niczym nie zaskoczy”. Polok jest jednak przede wszystkim artystą estradowym, a teraz on i jego kapela zaskoczyli pierwszą stroną zespołu po śląsku (chociaż polska wersja językowa też jest).
kapela.rybnik.pl
- zajta www po ślůnsku Rozmowa z PAWŁEM POLOKIEM, liderem Kapeli ze Śląska - Skąd pomysł na stronę www w języku śląskim? - Zespół, który założyliśmy razem z moim Ojcem – nieżyjącym już Józefem Polokiem – od zawsze ukazywał kulturę i muzykę Górnego Śląska w miłym dla ucha wydaniu folkowym. Gościliśmy i gościmy nadal we wszystkich najlepszych górnośląskich programach telewizyjnych i zawsze staramy się godać po naszymu. Strona www w ślůnskij godce to oczywista konsekwencja naszych kilkunastoletnich już działań. - Występujecie również poza Śląskiem? - Oczywiście, wczoraj (w niedzielę 11 maja) nad ranem wróciliśmy z Małopolski, a dwa tygodnie wcześniej byliśmy na Kujawach. - Jak tamtejsza publiczność przyjmuje fakt godanio po ślůnsku? - Bardzo pozytywnie i z uśmiechem. Nasza mowa im się podoba, i są jej ciekawi. Potwierdza to tylko naszą opinię, że Godki nie należy się wstydzić, ale po prostu jej używać na co dzień. Nasze pieśniczki cieszą się
nieprawdopodobnym wzięciem. A już śląski wic bije rekordy popularności. Oczywiście rozmawiamy także po polsku, jeśli jest taka konieczność. - Ile wersji językowych będzie miał wasz serwis www? - Na razie dwie: po polsku i po śląsku. To nas odróżnia od innych zespołów. Jesteśmy pierwszą kapelą, która ma stronę w całości po śląsku. Owszem, często zdarza się, że któryś z zespołów muzycznych miał www w dwóch językach, ale zazwyczaj był to – poza polskim - język angielski. My oprócz polskiego i śląskiego mamy plan uruchomienia wersji czeskiej i niemieckiej, czyli w językach bardzo ważnych dla Górnego Śląska. - Ale Wasze przeboje pochodzą nie tylko z Górnego Śląska? - Nie tylko. Nasza najsłynniejsza piosenka - “O śpiewających trąbkach” - jest z Moraw, mamy także kompozycje np. bawarskie. Ale większość naszych utworów - w tym autorskie - to górnośląskie melodie. - Dziękuję za rozmowę
Kapela ze Śląska im. Józefa Poloka - jeden z najbardziej znanych i najsłynniejszych górnośląskich zespołów folkowych. Został założony w roku 2002 przez duet Józefa i Pawła Poloków. Zespół wystąpił setki razy na scenach Górnego Śląska i Europy, wziął udział w ponad stu nagraniach programów radiowych i telewizyjnych; w tej chwili ich piosenki biją rekordy popularności telewizyjnej “Listy szlagierów po śląsku TVT”. Wydał cztery pełne albumy oraz kilka singli, w tym DVD z koncertu “Józef Polok pro Memoria”. W roku 2008 założyciele Kapeli otrzymali statuetkę “Człowiek Roku Portalu rybnik.com.pl” w kategorii Nagroda Internautów za wkład w górnośląską kulturę.
Szło trefić utopca, południce, beboka i … Szołtyska
Ino jedna tako noc
- Eli wom się zdowo, co beboka ni ma, tuż idźcie sami nocom na zadek, za jako kapliczka. I ôboczymy. Ze przodku, kaj je świýnto figura, żodno paskuda niŷ przīdzie. Naaale na zadku, sami ôboczycie! – ôsprawioł kolejnym grupom Lyjo Sładek, kiery po ćmoku zaczynoł nos wiěść bez Skansen we Chorzowie. Kiej pora minut pogodoł, tuż ôstawioł 50 ludziůw chopu ze małom lampom, a som szeł po kolejno grupa. Ten ze lampom prowadził zaś ku roztomaitym maszkarom. We ta jedna noc do Skansenu wlazło na tref z paskudami niŷ mynij, jak 1500 ludziůw. Skirz tego, co latoś 17 maja boła Noc Muzeůw. We niedziela idzie robić rostomaite rzeczy. Nale je jedna tako noc, kiej festelnie werci sie iść do jakigo Muzeum abo inszyj placůwki, kiero promuje historio. Skirz tego, co we Noc Muzeum kożdo tako placůwka mo starość, coby we fest atrakcyjnyj formie pokozać konsek historie. My sam, na Wiŷrchnim Ślůnsku tyż momy kupa muzeůw, kiere narychtowały na ta noc specjalno oferta. Ale prowda pedzieć mało kiero ze tych ofert ôsprawiała rychtig ô naszym regionie.
Nasz redaktor naczelny był gotów zaprzedać duszę diabłu w zamian za autonomię; diabeł powiedział jednak że z polskim sejmem użerał się nie będzie, ponieważ sejm stoi o wiele wyżej w piekielnej hierarchii niż on sam.
Ni ma sie co dziwać, kiej tyski Muzeum Piwowarstwa we Noc Muzeůw ôsprawio ô piwie a bojkach tyskiego browaru. Kiej Muzeum Pałacowe we Pszczynie ôsprawio ô srogich magnackich rodach, ô tym, jak żyli. Nale Muzeum Śląskie a Muzeum Górnośląskie ze samego swojigo miana winny we ta noc ôsprawiać ô ślůnsku. A we jejch programie tego niŷ było. Baji we Muzeum Śląskim była prezentacja… zakładów zbrojeniowych regionu abo maszyny parowŷj. We bytomskim Muzeum Górnośląskim ani tego niŷ. Za to we chorzowskim skansenie, to je Parku Etnograficznym mieli my ale gratka: noc ze ślůnskimi demonami. Ze utopkami, połednicami, bebokami.
że grabarz wzion nom miara na truła. A razŷm powiedli nos po skansenie. Piŷrszo trefili my mamuna ze podciepŷm. „Mamuna” to boła tako baba-duch, kiero porywo dziepiŷro co urodzone dziecka. Chocia we naszŷj, ślůnskij mitologie, mamuny było mało (eli już to inoś na wschodnij tajle), tuż mamuna we skansenie miała za kamrata „podciepa”. Podciepŷm piŷrwyj straszyły baby u nos. Podciep je mały, niŷ poradzi godać, ale tyż rod porywo bajtle. Tuż naszo rajza zaczyni my ôd trefu ze mamunom a podciepŷm, kiere przīlazły ku nom z pola. Razŷm był dioboł. Wyzgerny dioboł chocia kudłaty, a wygodany. Kożdŷmu podtykoł cyrograf do podpisanio. Zakwoloł przī tym, choby polityk na welowani. Chocia niŷ gorżyj skwoloł tyż - kole stowka a barzołůw - utopek we szerwonym ancugu. Mie ôbiecowoł, co hań, za stowkiŷm, mo najnowszy fotoaparat nikona, ze srogim teleobiektywěm, ze dwaiścia tysiŷncy. Do mi go darmo, ino muszymy hań bez barzoły zońść…
MAMUNA A DIOBOŁ
SZOŁTYSEK BEZ FORMY
Som to – wszyjscy wiedzom – stwory groźne. Tuż noc zaczyna sie tym,
Ku tymu był Skarbek, kiery egzaminowoł nos ze grubianŷj terminolo-
ŚLŮNSKIE BEZ ŚLŮNSKOŚCI
Zdumiewające uzdrowienia pod dotykiem jej dłoni
Ręce niosące zdrowie
- Na pierwszy rzut oka ta dziewczyna nie różni się niczym od setek innych na ulicy. Ale tylko na pierwszy rzut oka, bo ma niezwykły dar. Niesie ludziom zdrowie – opowiada pani Kamila Porczyk. Pani Kamila miała duże wole tarczy-
cowe. Groziła jej operacja, a skalpela i narkozy boi się jak ognia. Także dlatego, że ma też chore serce. I z tego strachu dała się namówić na wizytę u młodziutkiej uzdrowicielki. - I co tu dużo mówić, po trzeciej wizycie u pani Patrycji wydawało mi się, ż wole maleje. Po piątej zauważały to moje koleżanki. A po ósmej zapięłam pod szyją koszulę, której nie byłam w stanie założyć od czterech lat. Trzy miesiące temu kark miałam jak baleron, a teraz proszę! – pani Kamila demonstruje swoją kształtną szyję. A po chwili dodaje, że poprawiło jej się też EKG i ciśnienie.
Patrycja Piecha, młoda uzdrowicielka przyznaje, że naturoterapia działa na cały organizm a nie jedno, konkretne schorzenie. Dlatego mogą się cofać nawet te choroby, o których nie wie. – Bo przekazywana energia powoduje, że to sam organizm zaczyna zwalczać choroby – wyjaśnia. - I to tak genau je. Jo mom cukrzyca, i kiej mi sie zrobiła wielgo rana na nodze, to sie dwa lata nie goiła. Chcieli mi już noga urżnonć, jak żech do pani Patrycji trefił. Po trzecij wizycie pierońsko mie bolało, ale na drugi dziyń zaczło sie goić. Tera mom ino strup. Poprawiły mi sie tyż wyniki prostaty i fest ślecioł mi
cukier – opowiada pan Hubert Kopoczek z Katowic. Kiedy pan Hubert opowiedział to swojemu przyjacielowi, Stefanowi Pieczce, ten także zapisał się do uzdrowicielki: - Byłem już zakwalifikowany do operacji by-passów. Ale bałem się jej okropnie, bo mój brat miał by-passy w kwietnia, a w lipcu już był pochowany. Zmarł na serce. Więc z tego strachu poszedłem do pani Patrycji. Gdy po siedmiu wizytach zbadał mnie kardiolog, tylko spojrzał przeciągle: „Nie wiem jak pan to zrobił, ale operacja jest zbyteczna”. I faktycznie, w zeszłym roku nie umiałem
gie, były inaksze stwory. Ŏstatniom boł … Marek Szołtysek, kiery mioł ô tych ślůnskich bebokach nom pogodać. Bajtle, kiere szły bez skansen czakały na ta godka. Majerantni tyż. A zaś Szołtysek niŷ ôsprawioł ô tymi, ino sztyjc, co we inakszych tajlach Europy przepomnieli już swoja mitologio, a my durś momy. I co ôn jeszcze słuchoł, jak starki ôsprowiały, co widziały utopka abo połednica, żytnio baba. Zdo sie, co niŷ słuchoł ze uwagom, bo nic godnij ô tych stworach niŷ wiedzioł. Skirz tego, co wiŷm jak interesatnie poradzi Szołtysek godać, tuż musza pedzieć, co hań był bez formy. A na koniěc rajzy brakowało takij godki, fto to były te wszyjski postaci, kierych było tak ze dwaiścia. No i niŷ poradzili my się nadziwać, we jakij godce ôsprowio tŷn Szołtysek, a piŷrwyj Lyjo Sładek, kiery nos witoł. Ŏbadwa poradzom ale fajnie godać po ślůnsku a po polsku, a zaś tego wieczora godali tak ni to po ślůnsku, ni to po polsku. Eli by niŷ wiedzieli, kiero godka wybrać i ôsprowiali, choby im na baszcie Babel dwie te godki fto pomiŷnszoł. A może to robota tego kudłatego diobła? Nale to mały feler, a zaś skansenowi Noc w Muzeum była piŷrszo zorta! Dariusz Dyrda
REKLAMA wejść na drugie piętro za jednym zamachem a teraz w styczniu zrzuciłem do piwnicy trzy tony węgla w godzinę. Badania tylko potwierdziły to, co sam czuję – cieszy się pan Stefan. A sama Patrycja Piecha potwierdza, że namawia chorych, aby wybrali się na badania kontrolne. – Takie badania najlepiej pokazują, czy jestem skuteczna, czy nie. A poza tym ludzie chorzy powinni być pod kontrolą lekarzy. (ego) Patrycja Piecha przyjmuje w Gabinecie Naturoterapii w Katowicach ul. Ligocka 5. (Tuż za światłami, gdzie ul. Mikołowska przechodzi w Ligocką, w pobliżu kop. Wujek. Na parterze bloku, wejście od strony sąsiadującej apteki). Rejestracja tylko telefoniczna, nr tel. 535 998 252
11
MAJ 2014r.
Siwki i szymle to na Śląsku tradycja
Kiedyś flugi i młodziki znaczyły dla młodych Ślązaków o wiele więcej niźli teraz tablety i laptopy. To nie była chwilowa moda, ale wielka, śląska tradycja, która na szczęście przetrwała do dzisiaj. Chociaż nie tak już popularna, jak kiedyś. Niemniej jednak chowanie gadziny to także nasza etniczna cecha. PAULA ZAWADZKA - Skąd się to wzięło? Tak było od zawsze, odkąd pamiętam. Mój tata miał gołębnik, mój opa także – wspomina Krzysztof Lorek, prezes Zrzeszenia Miłośników Drobnego Inwentarza z Gaszowic. Tradycja hodowania gołębi i królików była silnie zakorzeniona zwłaszcza na śląskich wsiach. Prawie na każdym podwórku był gołębnik i futerkastla. Chowano króle. Młodzi chłopcy podpatrywali swoich tatulków, kiedy ci ringowali młodziki. Pomagali w sprzątaniu i karmieniu zwierząt, aż w końcu nadchodził dzień kiedy i oni dostawali swoją parę gołębi i kąsek gołębnika. – To była pasja i obowiązek. Przed wyjściem do szkoły trzeba było zwierzęta nafutrować. Kiedy się wróciło, trzeba było im posprzątać – mówi pan Lorek. – Uczyliśmy się szacunku do zwierząt, ale z drugiej strony mieliśmy na to więcej czasu, kiedyś było nieporównywalnie mniej zajęć szkolnych i dodatkowych.
BRIEFY I FLUGI Są dwa rodzaje gołębi; pocztowe, tzw. brify oraz gołębie ozdobne. Brify były znane już od czasów przedwojennych. Każdy, kto zaczynał je puszczać, zastanawiał się, skąd gołąb wie, gdzie ma lecieć. Dziś wiadomo, że kieruje się znajomością terenu, ale też magnetyzmem ziemskim. Chociaż do dziś dowcipy wzbudza fakt, że z zachodu brify wracają bez problemu, a ze wschodu znikają. Nie umieją trafić. Dlatego flugi, czyli loty, organizuje się zawsze z zachodu na wschód. Po dzień dzisiejszy organizowane są flugi, o charakterze pokazowym, rozrywkowym. Zdarza się, że gołąb nie powróci do swojego rodzinnego gołębnika i przez pomyłkę trafi do innego, obcego. Znalazca, zgodnie z obowiązującymi zwyczajami powinien gołębia napo-
prostu przyjęło się, i tak jak pingpongistów nikt nie zamierza nazywać tenisistami stołowymi, tak hodowcy gołębi nie mają co liczyć na określenie inne aniżeli „gołębiarze”. Czy im się to podoba, czy nie.
GRUCHAJĄCE GOŁĄBECZKI Oprócz brifów hoduje się też gołębie ozdobne. Każda rasa ma wzorzec określonych przez Polski Związek Hodowców Gołębi Ozdobnych. Jak psy rasowe. W życiu każdego gołębia (samca) zawsze przychodzi czas na znalezie-
przez pierwszy rok swojego życia, później staje się dorosłym gołębiem, zdolnym do rozrodu.
NO I KRÓLE Oprócz gołębi pasja hodowlana dotyczyła jeszcze królików. Króle też chowano w prawie każdej szanującej się rodzinie. Jedni trzymali tylko takie „na obiad”, inni jednak sięgali po osobniki rasowe. Ah, jak to kiedyś śląskie podwórka musiały barwnie wyglądać. Króliki i gołębie, szare i kolorowe. Siwki, szeki, wyczoki, falery i szymle kolorowały przydomo-
Oprócz gołębi pasja hodowlana dotyczyła jeszcze królików. Króle też chowano w prawie każdej szanującej się rodzinie. Jedni trzymali tylko takie „na obiad”, inni jednak sięgali po osobniki rasowe. Ah, jak to kiedyś śląskie podwórka musiały barwnie wyglądać. Króliki i gołębie, szare i kolorowe. Siwki, szeki, wyczoki, falery i szymle kolorowały przydomowe place. ić, nakarmić i wypuścić, przypinając do ptasiej obrączki kartkę ze swoim imieniem, nazwiskiem i adresem. Niestety, nie wszyscy hodowcy wypuszczają cudzego gołębia na wolność. Często biedne zwierzę trafia prosto do kuchennego garnka. Tak postępują gołębiarze, czyli ludzie polujący na gołębie. Utarło się jednak, że to hodowców gołębi nazywa się gołębiarzami i chociaż od lat, na dźwięk tego słowa bulwersują się i proszą, aby nazywać ich hodowcami, to przylgnęło to do nich jak rzep do psiego ogona. „Gołębiarze” (gołymbiorze) po
nie sobie partnerki i założenie gniazda. Samce rozpoczynają swój taniec godowy od gruchania. Dzieje się to w fachu, czyli specjalnym miejscu wyznaczonym dla gołębi na tzw. okres parzenia. Po wyjściu z fachu gruchające gołąbeczki zaczynają wić gniazdo. - Parkę gołębi brało się najczęściej od sąsiadów, żeby nie rozmnożyć gołębi ze sobą spokrewnionych – wyjaśnia pan Lorek. Młode, które przychodzą na świat, bardzo szybko są przez hodowców ringowane. Młodzikiem gołąb jest
we place. Czy to hobbystycznie, czy po to, aby je zjeść (jak długo żyje gołąb? Tak długo, aż nie trafi do garnka), hodowanie drobnego inwentarza, była to piękna tradycja, która ciągle istnieje. Oczywiście duch nowoczesności trochę ją wyparł a także migracja ludzi z miast do wsi i odwrotnie, ale mimo wszystko mamy być z czego dumni. Bo na śląskich wsiach nadal hodowców jest całkiem sporo. Nie tylko wśród starzyków, ale też mężczyzn z najmłodszego pokolenia. Takich jak 17-letni Krzysztof Konieczny z Wodzisławia, który na eu-
ropejskiej Olimpiadzie Młodych Hodowców zajął siódme miejsce. Jest to konkurs organizowany przez Czechy. W Polsce nie ma takiej imprezy, ponieważ nie ma wystarczającej liczby młodych hodowców. – Trzeba było napisać pracę na temat rasy królików którą się hoduje. Ja hoduję karzełki barany i o niej pisałem, później był konkurs wiedzy mówi dumny Krzysztof. On sam uważa, że właśnie hodowaniem królików służy też podtrzymywaniu śląskości. To jest jego tradycja. Smutne, że nie mamy na Śląsku wystarczającej liczby młodych hodowców, aby zorganizować jakikolwiek konkurs na temat drobnego inwentarza. Dlatego piszemy o gołę-
biach i królikach; hodowanie drobnego inwentarza to część śląskiej tożsamości. Jeśli dzięki temu tekstowi ktoś posprząta i znów ożywi stary gołębnik, jeśli zbije klatki na króle, to będziemy zadowoleni. Najdroższy czytelniku, jeżeli kiedyś, za bajtla, hodowałeś ze tatulkiem gołębie, króliki, (czy nawet fazany) a teraz szczęśliwy i spełniony jesteś na emeryturze i z uporem maniaka oglądasz mecze fusbalu, udaj się do sąsiada który ma gołębnik i powspominajcie stare, dobre czasy. Kto wie, może i Ty powrócisz do hodowli? A jeśli jesteś młody, to może opa pokaże ci, jak to robić. Chowanie pięknych gołębi może być równie lansiarskie, jak złote BMW.
Słowniczek drobnego inwentarza: Młodzik – młody gołąb, do pierwszego roku życia Futerkastla – pojemnik na jedzenie dla królików i gołębi Futer – pożywienie Porzenie – prokreacja między zwierzętami Fach – miejsce, gdzie dochodzi do porzenia Ringowanie – zakładanie gołębiom obrączek Flugi – loty gołębi Briefy – gołębie pocztowe Kolory gołębi: Siwki – siwe, niebieskie Szeki – pstre Wyczoki – nakrapiane Falery – płowe Szymle – ni to szare, ni to nakrapiane, trochę „byle jakie”
12
MAJ 2014r.
Planujesz ze swojom reklamom trefić genau do Ślůnzokůw? Tuż dej jom sam, we Cajtůngu. Ślůnski muster: bierŷmy niŷdrogo, efekt murowany Chcesz wiedzieć więcej? Dzwoń 507-694-768 Poszukujemy agentów reklamowych. Wysokie prowizje! „Ślůnski Cajtung” w prenumeracie! Można nan zamówić w prenumeracie. Cajtůng kosztuje w niej 1,2 zł. Koszt wysyłki listem zwykłym - 2,2 zł. Listem poleconym - 5 zł. (w jednym liście za jedną cenę do 7 gazet). Powyższe ceny dotyczą prenumeraty na terenie państwa polskiego. Informacje na: poczta@naszogodka.pl i tel. 507-694-768
Historia Śląska
tajla XIX
W
poprzednim odcinku dotarliśmy do wieku XX oraz postaci Wojciecha Korfantego. Oraz jego aktywności w pierwszych latach minionego stulecia. Teraz aby nie przedłużać napiszemy, że … przez kolejne 10 lat nic ważnego się nie wydarzyło. To znaczy działo się bardzo dużo. Na świecie i na Śląsku. Cywilizacja rozwijała się w niespotykanym dotychczas tempie, w jednej dekadzie było więcej osiągnięć naukowych niż przedtem przez całą historię ludzkości. A Śląsk w tym rozwoju należał do ścisłej czołówki. Wystarczy wspomnieć, że pomiędzy rokiem 1900 a końcem II wojny światowej (1918) kilku śląskich uczonych dostało Nagrodę Nobla! Był to na przykład lekarz Paul Ehrlich, pierwszy badacz immunologii i wynalazca całej grupy leków. Nobla dostał w roku 1908. Był fizyk Philippe Lenard (Nobel 1905), jeden z pierwszych fizyków atomowych, profesor uniwersytetu wrocławskiego. Byli wreszcie dwaj chemicy, którzy dostali Nagrodę Nobla . W 1907 Eduard Buchner otrzymał ją za badania nad procesami fermentacji, a w 1918 Fritz Ha-
Gerhard Hauptmann i Paul Ehrlich – śląscy nobliści ber za syntezę amoniaku. Czterech śląskich uczonych dostało Nobla na przestrzeni 15 lat. Polski nigdy, ani jeden, nie licząc Skłodowskiej-Curie, która dostała ją jednak pracując we Francji. Te nagrody dowodzą, czym był w świecie początku XX wieku Śląsk. Pisząc o śląskich noblistach trzeba oczywiście wspomnieć też o Gerhardzie Hauptmannie, który w 1912 roku dostał literackiego Nobla za swoją sztukę Tkacze. Tkacze opowiadają o upodleniu, w jakim żyli niemieccy robotnicy na Dolnym Śląsku w XIX wieku. To i dziś wstrząsające dzieło.
Robotnicy wszędzie byli wówczas okrutnie wyzyskiwani . Ale śląscy żyli lepiej niż na przykład polscy, czy rosyjscy. A na początku XX wieku śląski przemysł należał do trzech najpotężniejszych na świecie. Tutejsze rody magnackie zaliczane były do światowej czołówki. Spadkobierczyni Godulli, Joanna Grycik- von Schaffgotsch była zapewne najbogatszą kobietą świata. Tak więc na Śląsku działo się sporo. Dlaczego więc zaczęliśmy, że niewiele? Bo niewiele z punktu widzenia politycznego i narodowego. Wszyscy najważniejszy gracze byli już na scenie usadowieni. Wszyscy
prowadzili swoją agitację. Obóz Korfantego przekonywał, że ślązacy są Polakami; obóz Kożdonia utwierdzał nas w przekonaniu, że jesteśmy odrębnym, śląskim narodem słowiańskim, a Niemcy próbowali w miarę możliwości germanizować. W kwestii etnicznej była chwiejna równowaga. Zbliżała się za to, a następnie wybuchła, I wojna światowa. Dwa państwa, w których leżał Śląsk czyli Niemcy i Austro-Węgry rzuciły wyzwanie reszcie świata. W czteroletniej wojnie pozycyjnej życie traciły niemal całe roczniki Ślązaków. Zwłaszcza w armii niemieckiej, zwłaszcza na froncie zachodnim pod Verdun gdzie życie z setek tysięcy żołnierzy wysysała okrutna, okopowa „pompa krwi”. A kiedy podpisano zawieszenie broni i zaczęła się we Francji konferencja pokojowa – wtedy po Śląsk wyciągnęły się liczne ręce. Monarchia Austro-Węgierska się rozpadała a chętkę na tamtejszą część Śląska deklarowały dopiero co powstałe Polska i Czechy. Oba te państwa patrzyły zresztą pożądliwie także na pruską część śląskiej krainy, na Pszczynę, Katowice, Rybnik, Racibórz. Niemcy jednak, w lepszej kondycji niż Austria, wcale nie zamierzały się Śląska wyrzekać. Zapowiadała się brutalna gra. Tym bardziej, że był jeszcze jeden gracz: Ślązacy masowo domagali się powołania niepodległej republiki górnośląskiej. Ale o tym już za miesiąc.
Ślůnskie ksiůnżki w hurcie tanij! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe łôsprowki”? „Kamasutra po śląsku”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarniach komplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. U nas razem z kosztami przesyłki wydasz na nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno.
„Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. Cena 60 złotych.
„Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdujemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką wyjaśnia najważniejsze różnice między językiem śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem śląsko-polskim i polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena 28 złotych.
„Pniokowe Łosprowki” Eugeniusza Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularnego felietonisty Radia Piekary) to kilkadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej śląskiej godce, kierom dzisio nie godo już żoděn, krom samego Ojgena! 210 stron formatu A-5. Cena 20 złotych.
„Kamasutra po śląsku” Richarda Handtucha – do wierszowane, świetnie ilustrowane, fest sprośne, „nasze nojlepsze sztelongi”. 66 stron formatu A-6. Cena 10 złotych.
Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 złotych – przesyłka gratis. Zamawiać można internetowo na poczta@naszogodka.pl lub telefonicznie 507 694 768. Można też zamówić wpłacając na konto 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 - ale prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego.
Instytut Ślůnskij Godki. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53