Bezpłatne wydanie specjalne. Wiosna 2014 r. GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ
CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE
Prawdziwo ślůnsko historio - w lipcu ze Cajtungiŷm Zorientowałeś się już, że z historią Śląska, której uczono cię w szkole jest coś nie tak? Że ona po prostu się nie zgadza z rodzinnymi opowieściami. Jeśli już to wiesz, to z nami możesz poznać prawdziwą historię Śląska.
P
ierwszy numer magazynu „Ślůnski Cajtung – naszo historio” planujemy wydać w lipcu. Będzie on poświęcony średniowieczu. Dowiesz się z niego, że w XIII wieku śląscy Piastowie posiadali niepodległe państwo. W polskiej szkole uczono cię, że zabiegali o polską koronę królewską. Prawda jest taka, że rzeczywiście myśleli o koronacji na królów. Ale wcale nie mamy pewności, że chcieli być królami polskimi. Może myśleli o koronie królów śląskich? Dowiesz się też, że śląscy Piastowie pod Grunwaldem walczyli po krzyżackiej stronie. I wielu innych niezwykłych faktów z historii Śląska. Jak chociażby tego, ze jeden z trzech najwybitniejszych uczonych wieków średnich był Ślązakiem. To pierwszy po starożytności człowiek, który dokonywał doświadczeń naukowych! A później, co kwartał, będziemy wydawali kolejne numery, aż dojdziemy do historii najnowszej. „Ślůnski Cajtung – naszo historio” bydzie szło kupić we ksiŷngarniach, kioskach, ale tyż na ôdpustach, festynach, trefach. No i we naszŷj redakcje. Tuż niŷ przegop – juże we lipcu!
ISSN 2084-2384
Witejcie ze Cajtungiŷm – to dziepiŷro wtůry numer specjalny
Narodowość, podpisy i Europa
Narodowość śląska! Chociaż w spisie powszechnym zadeklarowało ją ponad 800 tysięcy ludzi, państwo polskie nie chce jej uznać. Sąd Najwyższy w swoim orzeczeniu z 5 grudnia 2013 roku orzekł, że takiej narodowości nie ma. Czym się najwybitniejsi polscy sędziowie wygłupili, bo narodowość to – zgodnie z polskim prawem – indywidualne odczucie człowieka. Może więc nie być narodu, ale nie narodowości. Ona jest wszędzie tam, gdzie chociaż jeden człowiek się do niej przyznaje.
W
iedzą to Francuzi, którzy nie uznają istnienia narodu korsykańskiego, ale pozwalają działać Partii Narodowości Korsykańskiej. Polska natomiast nie chce uznać narodowości śląskiej, bo jej nie ma w ustawie. A do ustawy jej nie dopisze, bo ona nie istnieje. Żeby Sejm rozpatrzył projekt ustawy o śląskiej mniejszości etnicznej, musimy zebrać sto tysięcy podpisów. Mamy na to trzy miesiące, licząc od 18 kwietnia. Więc zbieramy. I prosimy każdego, komu śląskość jest bliska; każdego, kto ceni demokrację – pomóżcie! Zbierzmy razem te 100 tysięcy, zagrajmy na nosie warszawskim prawnikom. Ślůnski Cajtung jako płatny miesięcznik ukazuje się od grudnia 2011 roku. Ale oto wydaliśmy drugi specjal-
My, Ślůnzoki, muszymy nazbiŷrać 100 000 podpisůw. Tuż zbiŷromy. ny, bezpłatny numer. Pierwszy ukazał się w listopadzie 2011, aby zapowiedzieć, że gazeta się pojawia. Drugi jest z powodu tych stu tysięcy podpisów. My w nadtytule mamy napisane, że jesteśmy nie tylko dla narodowości śląskiej. Ale ten nadtytuł dowodzi, jaka ta narodowość dla Ślůnskiego Cajtunga jest ważna.
Nasz numer redakcyjny to: 507 694 768. Jeśli zadzwonisz, że chcesz pomóc, dostarczymy ci wzór listy z miejscem na 10 podpisów. Tyle zbierzesz wśród bliskich i przyjaciół. My go odbierzemy. Drugą ważną przyczyną ukazania się numeru specjalnego jest 10-lecie Polski w
Unii Europejskiej. To było wielkie wydarzenie, bo Śląsk po kilkudziesięciu latach wrócił do Europy. My należeliśmy do niej zawsze, nieprzerwanie, od XIII do XX wieku. Polska od XIV do XVIII wieku angażowała się w wojny z Turkami, Tatarami, Rosjanami, Kozakami. Polska orientacja skierowana była na wchód, nie na Europę. Potem Polska była pod zaborami. My pod żadnymi zaborami nie byliśmy nigdy. W XIII wieku nasi śląscy Piastowie zdecydowali, że chcą należeć do królestwa czeskiego i cesarstwa niemieckiego. Od tego czasu obracaliśmy się w kręgu spraw europejskich a nie tatarskich, tureckich, ruskich. Dopiero w 1922 roku część Śląska, a w 1945 reszta trafiły do Polski i wypadły z europejskiej orbity. Ale w 2004 roku wraz z Polską do niej wróciliśmy.
Dla nas, Ślązaków, Europa to miejsce naturalne, nasza ojczyzna. Bez tuż festelnie sie radujŷmy, co my zaś w nij som. I skirz tŷj radości, skirz tego fajeru, wydali my tŷn specjalny numer Cajtunga. Radujŷmy sie skuli tego, co nasz Gůrny Ślůnsk leży we Polsce a we Czechach. Jeszcze pora lot nazod czesko tajla była za grenicznymi szlabanami. A terozki zaś som my do kupy! Proszŷmy wos do lektury Cajtunga. A eli bydziecie nom radzi, tuż dejcie pozůr:
Możecie nos kupić każdego miesionca, kole 15-20, we punktach Kolportera a Ruchu. Dejcie pozůr, inoś złotek piontka! Gazeta do rīchtig Ślůnzoka!
Przīdźcie na VIII Marsz Autonomie! Bydymy na ôdpustach Sam bydziesz můg podpisać sie pod uznaniem narodowości ślůnskij. A kupić ślůnski gyszynki
12
lipca będzie miał miejsce VIII Marsz Autonomii. To akcja zapoczątkowana w 2007 roku przez Ruch Autonomii Śląska. Ma miejsce zawsze w sobotę, koło 15 lipca –a przypomina o tym, że właśnie 15 lipca 1920 roku Sejm Rzeczypospolitej Polskiej nadał Śląskowi autonomię. To dlatego część Ślązaków opowiedziała się rok później w plebiscycie za Polską. Polska sanacyjna autonomię, nadaną w 1920 roku, ograniczała a komunistyczna Polska Bieruta 6 maja 1945 roku zniosła ją zupełnie. Ale Ślązacy do dziś tęsknią za swoją autonomią. I podczas Marszu Autonomii domagają się jej przywrócenia.
W pierwszym marszu (2007 rok) szło raptem ze 300 osób, w trzecim (2009) przekroczono tysiąc a w VII (rok 2013) maszerowało nas już prawie pięć tysięcy. W roku 2014 chcemy tę liczbę przebić, więc przyjdź maszerować wraz z nami. Do kupy s nami dopominać sie ô zrabowano ślůnsko autonomio. Bydymy skandować: Autonomia jest wspaniała – Śląsk syty i Polska cała! I niŷ dej sie zbałamucić, co autonomisty chcom ôderwać Ślůnsk ôd Polski. My nie chcemy państwa śląskiego, tylko autonomicznego województwa w ramach Rzeczypospolitej Polskiej. Takiego samego, jakie mieliśmy przed wojną.
K
ażdego roku nasza firma promuje śląskie gadżety i Ślůnski Cajtung na odpustach. Tak będzie i tym razem. Ale ponadto do 13 lipca na odpustach tych, na naszym stoisku, będzie można podpisać się pod wnioskiem o uznanie narodowości śląskiej. Nie możemy wymienić wszystkich odpustów na których będą nasi przedstawiciele, gdyż często sami podejmują takie decyzje ale na pewno stoisko ze śląskimi gadżetami i książkami w roku 2014 znajdziecie na odpustach w Katowicach:
1. Katowice-Bogucice, parafia Świętego Szczepana, 1 czerwca. 2. Katowice-Dąbrówka Mała, parafia Świętego Antoniego z Padwy, 15 czerwca. 3. Katowice-Janów, parafia Świętej Anny, 27 lipca. 4. Katowice-Murcki, parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa, 29 czerwca. Ponadto oczywiście w centrum Katowic, na Placu Sejmu Śląskiego, po Marszu Autonomii, 12 liprokuca 2014.
2
WIOSNA 2014r.
Do końca maja prawie 40 000.
Mamy 60 dni na resztę
- Sprawa jest prosta. Mamy mieć sto tysięcy prawidłowych, czytelnych podpisów. Część komisja odrzuci, więc musimy ich mieć przynajmniej sto dwadzieścia tysięcy. A ponieważ na zbieranie mamy dziewięćdziesiąt dni, to wychodzi, że musimy dziennie zebrać jakieś tysiąc trzysta podpisów. Więc do roboty – tymi słowami lider Ruchu Autonomii Śląska, Jerzy Gorzelik, posłał setki aktywistów swojej organizacji na ulice miast.
C
hociaż bowiem pomysłodawcą akcji jest poseł Marek Plura, a włączyły się w nią także inne śląskie organizacje, to główny ciężar zadania spoczywa na RAŚ-u. Który zresztą zdaje sobie z tego sprawę. RAŚ, który przez całą swoją, 24-letnią historię, obywał się bez etatowych pracowników, bazując na pracy społecznej, teraz zatrudnił koordynatora akcji do pracy. Oczywiście działacza RAŚ-u. - Przez trzy miesiące zbierania i wcześniej miesiąc przygotowań wymaga się ode mnie pracy od świtu do nocy. Muszę przecież za coś żyć – mówi ten koordynator, Jacek Tomaszewski. I przyznaje, że chociaż liczy na inne organizacje, to uważa, że RAŚ będzie musiał zebrać to sto ty-
Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: poczta@naszogodka.pl Redaktor odpowiedzialny: Paula Zawadzka Druk: Promedia, Opole Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.
sięcy. Reszta tę niezbędną nadwyżkę, może 20, może 30 tysięcy.
MNIEJSZOŚĆ TO NIE RAŚ Pierwsze tygodnie akcji potwierdzają te przypuszczenia. Poszczególne koła RAŚ-u przynoszą po kilkadziesiąt, w weekendy kilkaset podpisów dziennie. Prężniejszym kołom – na przykład rudzkiemu czy siemianowickiemu – dorównuje tylko Ślůnsko Ferajna i Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej. Inne organizacje przynoszą niewiele. W tym także Związek Górnośląski. Wprawdzie zarząd tej organizacji ogłosił, że przyłącza się do akcji, ale aktywiści w terenie niewiele sobie z tego robią. A czasem akcję bojkotują. Ale zbierających to nie zraża. Wiedzą, że dadzą radę. Bo to najważniejsza akcja w historii Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej a może nawet RAŚ. Sto tysięcy podpisów pod projektem ustawy o mniejszości śląskiej ma być dowodem, że deklaracje w spisie powszechnym nie były jakimś kaprysem. Że nie były, jak chcieli polscy nacjonalistyczni publicyści, wyrazem sprzeciwu wobec słów Jarosława Kaczyńskiego, o zakamuflowanej opcji niemieckiej. Żeby nie było, ze poparcie dla narodowości śląskiej jest na Górnym Śląsku niewielkie, co najwyżej takie,
jak dla RAŚ-u, czyli maksymalnie 10 procent. Bo narodowość śląską popierają też ludzie nie popierający RAŚ-u. Nierzadko politycy PO, SLD. Ba, znam działacza PiS-u, który cichcem zbiera pod tą listą podpisy. Cichcem, bo przecież Kaczyński by go z hukiem wywalił, gdyby się dowiedział.
SEJM NIE MOŻE UDAWAĆ Oczywiście sto tysięcy podpisów nie gwarantuje, że do ustawy zostanie dopisana śląska mniejszość etniczna. Ale gwarantuje, że Sejm będzie musiał się tym tematem zająć. Nie będzie mógł chować głowy w piasek, udawać, że temat nie istnieje. Tak, jak dziś robi to z poselskim projektem ustawy o języku śląskim. Bo poselski projekt ustawy można przeczekać, wraz z końcem kadencji tra-
fia na śmietnik, Następna kadencja się nim nie zajmuje. Inaczej jest z projektem obywatelskim, za którym stoją te podpisy. On przechodzi na następną kadencję, która dalej musi nad nim pracować. Nie można tak po prostu wyrzucić
Sto tysięcy podpisów nie gwarantuje, że do ustawy zostanie dopisana śląska mniejszość etniczna. Ale gwarantuje, że Sejm będzie musiał się tym tematem zająć. Nie będzie mógł chować głowy w piasek, udawać, że temat nie istnieje podpisów stu tysięcy ludzi. To znaczy nie można w demokratycznym kraju. Za jaki Polska chce uchodzić. Podpisy zbieramy do 17 lipca. Wtedy muszą trafić na biurko marszałek sejmu – a raczej koło biurka, bo to kilkanaście tysięcy kartek, więc spory stos papieru. Jeśli marszałek Ewa Kopocz po zbadaniu ich przez swoje
Zdumiewające uzdrowienia pod dotykiem jej dłoni
Ręce niosące zdrowie
- Na pierwszy rzut oka ta dziewczyna nie różni się niczym od setek innych na ulicy. Ale tylko na pierwszy rzut oka, bo ma niezwykły dar. Niesie ludziom zdrowie – opowiada pani Kamila Porczyk. Pani Kamila miała duże wole tarczy-
cowe. Groziła jej operacja, a skalpela i narkozy boi się jak ognia. Także dlatego, że ma też chore serce. I z tego strachu dała się namówić na wizytę u młodziutkiej uzdrowicielki. - I co tu dużo mówić, po trzeciej wizycie u pani Patrycji wydawało mi się, ż wole maleje. Po piątej zauważały to moje koleżanki. A po ósmej zapięłam pod szyją koszulę, której nie byłam w stanie założyć od czterech lat. Trzy miesiące temu kark miałam jak baleron, a teraz proszę! – pani Kamila demonstruje swoją kształtną szyję. A po chwili dodaje, że poprawiło jej się też EKG i ciśnienie.
Patrycja Piecha, młoda uzdrowicielka przyznaje, że naturoterapia działa na cały organizm a nie jedno, konkretne schorzenie. Dlatego mogą się cofać nawet te choroby, o których nie wie. – Bo przekazywana energia powoduje, że to sam organizm zaczyna zwalczać choroby – wyjaśnia. - I to tak genau je. Jo mom cukrzyca, i kiej mi sie zrobiła wielgo rana na nodze, to sie dwa lata nie goiła. Chcieli mi już noga urżnonć, jak żech do pani Patrycji trefił. Po trzecij wizycie pierońsko mie bolało, ale na drugi dziyń zaczło sie goić. Tera mom ino strup. Poprawiły mi sie tyż wyniki prostaty i fest ślecioł mi
służby uzna, że jest tam co najmniej sto tysięcy ważnych podpisów, będzie musiała projektowi ustawy nadać parlamentarny bieg. Wówczas nareszcie zobaczymy, które polskie partie traktują Ślązaków poważnie, a które nami pomiatają. Będziemy mogli zapłacić
cukier – opowiada pan Hubert Kopoczek z Katowic. Kiedy pan Hubert opowiedział to swojemu przyjacielowi, Stefanowi Pieczce, ten także zapisał się do uzdrowicielki: - Byłem już zakwalifikowany do operacji by-passów. Ale bałem się jej okropnie, bo mój brat miał by-passy w kwietnia, a w lipcu już był pochowany. Zmarł na serce. Więc z tego strachu poszedłem do pani Patrycji. Gdy po siedmiu wizytach zbadał mnie kardiolog, tylko spojrzał przeciągle: „Nie wiem jak pan to zrobił, ale operacja jest zbyteczna”. I faktycznie, w zeszłym roku nie umiałem
im za to podczas kolejnych wyborów. Nie ma bowiem się co oszukiwać. Wywalczymy cokolwiek tylko, jeśli będziemy pokazywać polityczną siłę. Pokazywać, że warto się z nami liczyć, bo przy wyborach mamy kilkaset tysięcy głosów. Ale teraz, bez wyborów, możemy pokazać, że mamy ich sto tysięcy. Więc zbierajmy!
REKLAMA wejść na drugie piętro za jednym zamachem a teraz w styczniu zrzuciłem do piwnicy trzy tony węgla w godzinę. Badania tylko potwierdziły to, co sam czuję – cieszy się pan Stefan. A sama Patrycja Piecha potwierdza, że namawia chorych, aby wybrali się na badania kontrolne. – Takie badania najlepiej pokazują, czy jestem skuteczna, czy nie. A poza tym ludzie chorzy powinni być pod kontrolą lekarzy. (ego) Patrycja Piecha przyjmuje w Gabinecie Naturoterapii w Katowicach ul. Ligocka 5. (Tuż za światłami, gdzie ul. Mikołowska przechodzi w Ligocką, w pobliżu kop. Wujek. Na parterze bloku, wejście od strony sąsiadującej apteki). Rejestracja tylko telefoniczna, nr tel. 535 998 252
3
WIOSNA 2014r.
Pius X,
O Śląsku. Po śląsku!
Szczycąc się Papieżem –Polakiem, który dopiero co został świętym, warto wiedzieć, że także Ślązacy mieli, i to całkiem niedawno, swojego papieża, który zresztą również został kanonizowany. Chodzi o Piusa X. Włoskie nazwisko Sarto, które nosił zanim został papieżem, po naszemu tłumaczy się na Krawiec i tak też, a w zasadzie Krawietz, pisał się ojciec papieża, Jan Krawietz, urodzony w Boguszowicach koło Toszka.
- Rok temu, podczas pewnej konferencji popularno-naukowej w Katowicach przedstawiono pana słowami, że jeśli ma powstać literatura po śląsku, to napisać może ją tylko Dariusz Dyrda. Tymczasem pierwszą powieść w tym języku, napisał Marcin Melon. I co pan na to? - Jak to co? „Komisorza Hanusika” dostałem dzień po wydrukowaniu, a następnego dnia miałem już przeczytanego. Cieszę się, że ta książka jest na rynku. Cieszę się, bo jest po śląsku, jest dobra, a Marcin to mój kolega. Ale też trochę mi wstyd, bo rzeczywiście miałem ambicję napisać pierwszą powieść po śląsku. No ale miałem też parę innych zajęć, a Marcin się nie lenił. Teraz muszę postawić sobie wyżej poprzeczkę, i jeśli nie napisałem pierwszej powieści po śląsku to muszę napisać lepszą.
Warto wiedzieć
Papież-Ślązak
Jan Krawietz wyemigrował ze Śląska w roku 1812 do Włoch – co zresztą było wówczas dość częste. Uczynił to być może, aby uniknąć służby wojskowej w armii pruskiej, w wojnie z Napoleonem. We Włoszech Krawietz stał się Sarto, a swojemu imieniu nadał też włoskie brzmienie – Giovanni. I właśnie temu Giovanniemu Sarto (Johannowi Krawietzowi) 2 czerwca 1835 roku urodził się syn Giuseppe. Kardynał Giuseppe Sarto został papieżem 9 sierpnia 1903 roku, a zmarł 20 sierpnia roku 1914. Uważany jest za jednego z wybitniejszych papieży, dlatego też jako pierwszy po 400-letniej przerwie został kanonizowany. Włoscy biografowie podkreślają odmienność wyglądu i stylu bycia papieża i jego rodziny od włoskich standardów – co bez wątpienia było śląskim dziedzictwem. Śląskim dziedzictwem Piusa X było też spore zainteresowanie chociażby Górą św. Anny i Częstochową. Podobnie jak wyniesienie na ołtarze Ślązaka, Melchiora Grodzickiego (Grodskiego) z Cieszyna, jezuity zamęczonego podczas Wojny 30-letniej. Droga Giuseppe Sarto do papieskiej tiary jest typowo śląska. Nie ma tam gwałtownych wzlotów, możnych protektorów. Jest za to mozolna praca. Dopiero w wieku lat 40 (gdy inni są już kardynałami) on zostaje kanonikiem, jako 50-latek biskupem, a mając lat niemal 60 kardynałem Wenecji. Jako pierwszy kardynał wprowadza do podległego sobie seminarium studia biblijne i ekonomię społeczną. W okolicach Toszka i Strzelec Opolskich do dziś żyją rodziny szczycące się pokrewieństwem z Piusem X. Tak więc i Ślązacy mają swojego papieża.
Rozmowa z DARIUSZEM DYRDĄ, śląskim pisarzem i dziennikarzem, działaczem RAŚ i SONŚ
- W tym sęk, że raczej nie. Dziś nasz śląski hajmat przeżywa niezwykły czas. Z jednej strony nasze śląskie rozbudzenie narodowe, z drugiej Polska rujnuje nasze kopalnie, dokonuje dewastacji resztek tego regionu, który sto lat temu należał do najbogatszych w świecie. Dzisiejszy Śląsk jest niezwykły, pełen dramatów i nadziei. I taki wart jest uwiecznienia.
- A może zamiast powieści pisać sztuki? Na pańskie komedie po śląsku ludzie walą drzwiami i oknami… - Przesada, ale rzeczywiście sala zazwyczaj jest pełna. Autora sztuki to zawsze cieszy, jednak same komedie… Napisałem je z przyjemnością, wiem, że bawią, że opowiadają o Śląsku, ale nie są to wielkie dzieła literatury. -Może godka nie nadaje się do pisania wielkich dzieł? - Godka jest dziś w tym samym miejscu, w którym język czeski był sto lat temu. Taki język ludu, język ulicy, w którym inteligencja nie rozmawiała. Ale już kilka lat później Hasek napisał po czesku „Przygody dobrego wojaka Szwejka”. Udowodnił, że ten język jest świetnym
tworzywem literackim. Nasz jest mentalnie do czeskiego podobny. Ale zarazem twardszy, bardziej robotniczy. To dobry język dla literatury. - Pan też chce, jak Marcin Melon, napisać śląskie fantasy?
- Jednak patrząc na pana życiorys może się też zdarzyć, że zamiast literaturą zajmie się pan polityką. W roku 2011 niewiele brakło, a wygrałby pan wybory do senatu. I to z kim, z Elżbietą Bieńkowską, wicepremier. Przegrał pan z nią nieznacznie, a w swoim własnym powiecie bieruńsko-lędzińskim wygrał. Dostał pan też dobry wynik w wyborach na burmistrza Lędzin. - To prawda, że do senatu dostałem najlepszy wynik spośród wszystkich kandydatów RAŚ. Ale jak patrzę na polski parlament, to szkoda mi na to czasu. Drugi raz nie wystartuję. Będąc liderem RAŚ w swoim powiecie, może wystartuję jako lider listy do rady powiatu, ale nic ponadto. Mam wprawdzie sporo pomysłów, jak rozwijać ten powiat i Śląsk, ale ja nie odczuwam potrzeby przyssania się do publicznej kasy, życia na koszt podatników. Wolę prowadzić własną firmę i zajmować się śląskością. Oraz pisaniem. Chociaż oczywiście cieszę się, iż mieszkańcy, głosując na mnie pokazali, że doceniają, co robię dla Śląska i Ślązaków. Rozmawiał: Adam Moćko
DARIUSZ DYRDA – pisarz, dziennikarz, śląski aktywista, należy do władz Ruchu Autonomii Śląska ora Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Jest autorem pierwszego i jedynego jak na razie podręcznika mowy śląskiej „Rychtig gryfno godka”, powieści „Operacja: papież”, a także nominowanych do Złotej Maski sztuk: „Mariki” oraz „Hebamy”.
Fana Ukrainy? Ód ślůnskij Kiej rostomaite Poloki dziwajom sie na ślůnsko fana, i padajom, co je genau tako, jak ukraińsko, inoś na ôpak, ůwdy mogecie im pedzieć, iże cosik im ginglo, inoś niŷ wiedzom, we kierym kościele. Skirz tego, co niŷ Ślůnsk mo ukraińsko fana, inoś isto na Ukraina mo fana ślůnsko.
C
zamu? Skirz tego, co princ Władysław Ŏpolczyk, ze dynastie ślůnskich Piastůw, był namiestnikiem polskij tajli Rusi – to je tego, co razŷm mianowali Podolem, Wołyniem, a dzisio Zachodniom Ukrainom (chocia i konskiem teroźnŷj, bieszczadzkij Polski). Regierowoł jom po śmierci Kazimierza Wielgigo, kiej
polsko korona trefiła do honwedzkich Andegawenůw. To madziarski krůl mioł u sia Władysława za ministra i posłoł go administrować do Lwowa. Władysław Ŏpolski mioł żůłto-modro fana a taki som wapŷn, kaj na modrym polu stoł złoty ôreł. A kiej był namiestnikiŷm, ůwdy zachodnio Ukraina fest zaczła kwiść, Lwôw stoł sie znocznym miastem – beztuż Rusiny (jak w te roki mianowali Ukraińcůw) miały Władysława we wielgij zocy. I rade przyjmowały ônego ślůnski farby za swoji. Isto dwaiścia lot niykorzyj,pod Grunwaldŷm, rusko (lwowsko) chorongiew rycersko prała sie pod żůłto-modrom fanom. Dziepiŷro kajsik nieskorzyj pomiŷniali raja i ze żůłto-modrŷj zrychtowali modro-żůłto.
Je po prowdzie tyż drugo teoryjo, co farby Ukrainy przīszły ôd kniaziůw halickich ze dynastie Rurykowiczůw, kierzy piěrwyj byli panami południowŷj Rusi. Tyż mieli farba modro a żůłto. Nale teoryjo ta je mynij prawdopodobno, jak ze Ŏpolczykiŷm. Kiej my już som przī princu Władysławie, werci sie pedzieć, co we jego ôpolskim państwie była tyż Częstochowa. Mało wieś. To Ŏpolczyk we 1382 roku skludził sam paulinůw i zbudował na kŷmpie do jejch klasztor, a zaś we gŷszynku doł im ikona Madonny, kiery przywiůz ze Rusi. Těn bild już hań, na Ukrainie uwożany był za świŷnty, nale dziepiŷro we Częstochowie stoł sie szumny, jako Czorno Madonna. Bez tuż werci sie spominać naszego ślůnskigo ksiŷncia, kiery ni mioł
Władysław Ŏpolczyk sie za Poloka, ze Polokoma sie wadził, nale doł Polsce jej najsroższo relikwio a zaś Ukrainie – jij farby.
4
WIOSNA 2014r.
25 maja wybory do Parlamentu Europejskiego. Województwo śląskie będzie w nim miało od 6 do 10 posłów. Ilu – zależy od frekwencji, dlatego pójście na wybory to po prostu śląski obowiązek! Bo wśród kandydatów jest dwóch ludzi deklarujących narodowość śląską. Jeśli choć jeden z nich dostanie się do Brukseli, można mieć nadzieję, że o wiele częściej o braku poszanowania Ślązaków słyszeć będą europejskie instytucje. I będą się o nas upominać.
M
arka Plury i Kazimierze Kutza poza poczuciem, że są Ślązakami a nie Polakami – nie łączy nic. Plura to głęboko wierzący, dość konserwatywny katolik. W Platformie Obywatelskiej raczej na prawym
Dwóch do Brukseli skrzydle. Bliżej mu do nauczania Kościoła, niż do popierania małżeństw homoseksualnych. Plura bez problemu mógłby znaleźć sobie miejsce w niemal każdej prawicowej partii. Gdyby nie narodowość. Tam śląska jest nie do pomyślenia – w PO przyznający się do niej Plura może swobodnie działać.
szości jest więc w sposób oczywisty częścią programu tej partii. A tak, jak symbolem poparcia dla homoseksualistów jest Biedroń, tak symbolem poparcia dla ślaskości jest tam Kutz. Przy czym Kuzt robi znacznie mniej od Plury. Choć można powiedzieć, że on już
Wśród kandydatów jest dwóch ludzi deklarujących narodowość śląską. Jeśli choć jeden z nich dostanie się do Brukseli, można mieć nadzieję, że o wiele częściej o braku poszanowania Ślązaków słyszeć będą europejskie instytucje. I będą się o nas upominać. Walczyć o uznanie mniejszości etnicznej, języka śląskiego. To on jest autorem projektu ustawy o języku śląskim, to on też rzucił pomysł zebrania 100 000 podpisów pod obywatelskim projektem ustawy o mniejszości śląskiej. Plura to tytan śląskości na wózku inwalidzkim. Kutz to inny biegun polityki – jeden z filarów ugrupowania Europa Plus (Janusza Palikota). A więc formacji popierającej mniejszości seksualne, światopoglądowe i wszystkie inne. Poparcie dla śląskiej mniej-
nie musi. Należy do grona najbardziej znanych polskich artystów, więc wystarczy, że jest. Że się za jakąś sprawą opowiada. Nawet jeśli nie przejawia specjalnej aktywności. Oczywiście rodzi się pytanie, czy taki Kutz będzie przydatny dla śląskości w Europie. Gdzie – poza Polską – rzadko kto o nim słyszał. Dla Śląska jednak byłoby idealnie, gdyby w parlamencie europejskim znaleźli się obaj. Ale aby to się stało, frekwencja musi być wysoka. Wtedy jest szansa, że wejdzie i
piąty na liście PO Plura, i lider Ruchu Palikota - Kutz. Dlatego czytelniku, jeśli ta gazeta trafiła ci w ręce przed wyborami. Idź głosować. Oczywiście najlepiej na jednego z tych dwóch.
Dla Ślązaków ważniejsza Europa Z MARKIEM
PLURĄ rozmawia Dariusz Dyrda
- Dziś śląskie organizacje mobilizują się jak nigdy. Zbierają sto tysięcy podpisów pod projektem ustawy o mniejszości śląskiej. Pomysł tej ustawy pochodzi od posła Marka Plury. Tymczasem sam Plura zamiast zbierać podpisy, zajmował się przez cały maj kampanią do Parlamentu Europejskiego… - Dobry żart.
dy zdecydowałem się kandydować do europarlamentu, było ciągłe przypominanie w Brukseli o lekceważeniu Ślązaków. - Kiedy mówi o tym poseł PO, partii rządzącej, to sprawa jest trochę dziwna. Bo przecież pańska partia rządzi w Polsce. - To prawda. I prawdą jest także że spośród trzech największych partii, czyli PO, PiS i SLD, nasza jest jednak śląskości najbardziej przychylna, już choćby przez to, że nie jest wroga. Posłowie PO z regionu – a nawet całej Polski - jednak dość licznie podpisali się pod pro-
- Dlaczego żart? - Dlatego, że moja kampania do europarlamentu i akcja zbierania podpisów to jedna całość. Służą tej samej sprawie, czyli wywalczeniu dla Ślązaków statusu mniejszości. Uznania naszej mowy za język śląski. Od kilku lat zabiegam o to jako poseł na polski Sejm, i ponoszę stałe porażki, czasem upokorzenia. Więc postanowiłem spróbować zaatakować z innej strony. Z mównicy Parlamentu Europejskiego. Jeśli śląskich praw nie potrafię wywalczyć w Warszawie, to spróbuję w Brukseli. - Uznanie Ślązaków za mniejszość w Polsce – to przecież sprawa dla polskiego a nie europejskiego parlamentu! - I tak, i nie. Owszem, ustawa o mniejszościach narodowych i języku
Unijni eksperci zjawiają się w Polsce raz na kilka lat. Piszą swój raport wysyłają polskiemu rządowi. Rząd się dostosuje, albo nie. Jeśli jednak z europejskiej mównicy stale będzie brzmiało upominanie się o śląskie sprawy, to Polska albo będzie musiała nas uznać, albo będzie postrzegana trochę jak Białoruś.
Polska podpisała. Europa jest bardzo uczulona na prawa wszystkich mniejszości. My w Polsce ciągle słyszymy o prawach mniejszości religijnych czy seksualnych. Ale Europa jest tak samo, jeśli nie jeszcze bardziej, wraż-
Wywalczenie dla Ślązaków statusu mniejszości, uznanie naszej mowy za język śląski. Od kilku lat zabiegam o to jako poseł na polski Sejm, i ponoszę stałe porażki, czasem upokorzenia. Więc postanowiłem spróbować zaatakować z innej strony. Z mównicy Parlamentu Europejskiego. Jeśli śląskich praw nie potrafię wywalczyć w Warszawie, to spróbuję w Brukseli. regionalnym to jest prawo polskie, nie unijne. Ale jednak wynika ono wprost z traktatów międzynarodowych, które
- Nie jest to chyba jedyna tematyka, ważna dla pana w Europie. Marek Plura jest kojarzony jako poseł Ślązaków, ale też poseł niepełnosprawnych… - To prawda. I jeśli dostanę się do parlamentu europejskiego, zamierzam bardzo aktywnie włączyć się w prace nad Europejską Kartą Osoby Niepełnosprawnej. Prace te trwają od siedmiu lat, ale jakoś końca nie widać. A to ważne, bo w tej zjednoczonej Europie inne legitymacje niepełnosprawnych są w Polsce, inne we Włoszech, inne w Austrii. Mamy różny zakres uprawnień. Zresztą Polska nie respektuje tych europejskich uprawnień nie-
liwa na prawa mniejszości etnicznych. A odmawianie Ślązakom praw do samookreślenia można uznać za
łamanie tych praw. Zresztą europejscy eksperci zwracali już na to uwagę polskiemu rządowi. - Więc jeśli Unia to widzi, to po co Ślązak w Brukseli? - Przysłowie powiada „co z oczu, to z serca”. Unijni eksperci zjawiają się w Polsce raz na kilka lat. Piszą swój raport wysyłają polskiemu rządowi. Rząd się dostosuje, albo nie. Jeśli jednak z europejskiej mównicy stale będzie brzmiało upominanie się o śląskie sprawy, to Polska albo będzie musiała nas uznać, albo będzie postrzegana trochę jak Białoruś. Moim celem, kie-
jektem ustawy o języku śląskim. Nie zrobił tego natomiast ani jeden poseł PiS, wszyscy demonstrują więc Śląskowi wrogość. W SLD wyrazy poparcia dla naszych postulatów można policzyć na placach. Dlatego z całą odpowiedzialnością mówię, że Platforma jest jedyną liczącą się polską partią, która nie mówi śląskości jednoznacznie „Nie”. W Platformie jest miejsce dla Marka Plury, który mówi „jestem narodowości śląskiej”. Z PiS-u zostałbym natychmiast wyrzucony. Dlatego uważam, że na polskiej scenie politycznej największe nadzieje możemy wiązać jednak z PO. Chociaż oczywiście ubolewam nad tym, że nie potrafię mojej partii przekonać do poparcia dla narodowości i języka śląskiego.
pełnosprawnych podobnie, jak Ślązaków. Określają one chciażby standardy kolei wobec niepełnosprawnych. W PKP i u innych polskich przewoźników standardów tych nie ma. To jeden z przykładów, tego o co zabiegał będę dla niepełnosprawnych. Trzecia rzecz, to węgiel. Będę go bronił jako europejskiego paliwa, gdyż od tego zależy dobrobyt wielu polskich rodzin. - Rozmawiamy na kilka dni przed wyborami, ale wielu czytelników będzie to czytać po wyborach. Więc co, jeśli się panu nie uda? - To będę jak dotychczas zabiegał o te sprawy w Warszawie. Ale wiem, że w Brukseli mogę być skuteczniejszy. Dla Ślązaków i dla niepełnosprawnych. Dla Górnego Śląska!
5
WIOSNA 2014r.
Mamy Hanusika!
„Komisorz Hanusik” autorstwa Marcina Melona laureata II miejsca na śląską jednoaktówkę z 2013 roku. to pierwsza komedia kryminalna w ślunskiej godce. „Chytrzyjszy jak Sherlock Holmes, bardzij wyzgerny jak James Bond! A wypić poradzi choćby lompy na placu” – taki jest Achim Hanusik, bohater książki. Cena: 28 zł. Koszt wysyłki: 9zł.
Ślůnskie ksiůnżki w hurcie tanij! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe łôsprowki”? „Kamasutra po śląsku”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarniach komplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. U nas razem z kosztami przesyłki wydasz na nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno.
„Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. Cena 60 złotych.
„Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdujemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką wyjaśnia najważniejsze różnice między językiem śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem śląsko-polskim i polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena 28 złotych.
„Pniokowe Łosprowki” Eugeniusza Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularnego felietonisty Radia Piekary) to kilkadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej śląskiej godce, kierom dzisio nie godo już żoděn, krom samego Ojgena! 210 stron formatu A-5. Cena 20 złotych.
„Kamasutra po śląsku” Richarda Handtucha – do wierszowane, świetnie ilustrowane, fest sprośne, „nasze nojlepsze sztelongi”. 66 stron formatu A-6. Cena 10 złotych.
Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 złotych – przesyłka gratis. Zamawiać można internetowo na poczta@naszogodka.pl lub telefonicznie 507 694 768. Można też zamówić wpłacając na konto 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 - ale prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego.
Instytut Ślůnskij Godki. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53
6
WIOSNA 2014r.
To nie my odrzucamy Polskę. To Polska okazuje nam skrajne lekceważenie, wręcz pogardę
Nie chcemy nienawidzić Polski
„Pierdol się Polsko” Szczepana Twardocha, „Bękart wersalski” Pawła Poloka czy „Po zakończeniu II wojny światowej, reżim hitlerowski zostaje zastąpiony komunistyczną i polską okupacją” Jana Rducha to sformułowania Ślązaków ostatniego okresu. Słowa, które ze śląskich ust dwadzieścia lat temu jeszcze by nie padły. Nie ma się co oszukiwać – używamy wobec Polski i polskości słów coraz bardziej radykalnych i coraz bardziej wrogich. Czasem wręcz nienawistnych. To coś nowego w stosunku Ślązaków do polskości.
DARIUSZ DYRDA
P
ytanie jednak brzmi, czy to my przesuwamy się na antypolskie pozycje, czy to raczej Polska nas na te pozycje spycha? Przyjrzyjmy się faktom.
PRZEKOMARZANIE I SOROŃSKIE WICMANY Jeszcze dziesięć lat temu postawy wrogości Ślązaków wobec Polski – to były wyjątki. Jeśli już, to u kiboli. Owszem, podśmiewaliśmy się z goroli, na gěburstagu u ujka, czasem w robocie. Podśmiewali się też śląscy kabareciarze, wicmany. W naszym obśmiewaniu „goroli” jednak zazwyczaj wrogości nie było. Może czasem odrobinę poczucia historycznej wyższości cywilizacyjnej. Ale było to podśmiewanie życzliwe, bez nienawiści, nawet bez wrogości. Takie przekomarzanie.
ODMIENNOŚĆ, NIE WROGOŚĆ Owszem, od mniej więcej 20 lat coraz większa grupa ludzi demonstruje, że nie są Polakami. Ale Polsce byliśmy życzliwi. Jeszcze bardziej Polakom. Nawet jeśli czasem (a nawet często) odczuwaliśmy różnice cywilizacyjne. Odczuwaliśmy to, że my jesteśmy częścią cywilizacji europejskiej, a spora część Polski leży poza nią – jednak była to inność, nie wrogość.
w zasadzie nie było. Bo za komuny nawet najbardziej zagorzałe śląskie rodziny nie twierdziły, że są narodowości śląskiej. Wiązałoby się to z represjami – a kto chce być represjonowany? My nie mamy tej polskiej cechy, żeby ginąć za ojczyznę. My wolimy dbać o rodzinę. I przeczekać. No i komunę przeczekaliśmy. Pielęgnując śląskość w domu.
WOLNOŚĆ. ALE OD CZEGO? Gdy komuna upadła i narodziła się wolność – postanowiliśmy sięgnąć po nią także dla siebie. Uwierzyliśmy, że ta wolność przyszła także dla nas. Postanowiliśmy więc upomnieć się o swoją śląską odrębność, odmienność. No i autonomię taką samą, jak mieliśmy w przedwojennej Polsce. Wierzyliśmy, że w demokratycznym państwie uzyskamy jeb bez problemu. Bo przecież zryw solidarnościowy roku 1980 walczył o prawo człowieka do powiedzenia kim jest i co myśli. Cóż więc dziwnego, że gdy zryw ten zmienił Polskę, uwierzyliśmy, że teraz będziemy mogli powiedzieć „jestem Ślązakiem, nie Polakiem”. I że Polska to nasze prawo uszanuje. Chociaż wydawało się, że skorzysta z niego niewielu. Po ponad półwieczu polskiej edukacji wyrosły dwa pokolenia Ślązaków, które często o sobie myślą, jako o Polakach. Nawet podkreślając swoją śląskość, swoją odrębność – myśleli o niej tak, jak o swojej górale podhalańscy czy zabużanie. Jako o pewnej odrębności w ramach narodu polskie-
Od mniej więcej 20 lat coraz większa grupa ludzi demonstruje, że nie są Polakami. Ale Polsce byliśmy życzliwi. Jeszcze bardziej Polakom. Nawet jeśli czasem odczuwaliśmy różnice cywilizacyjne. Odczuwaliśmy to, że my jesteśmy częścią cywilizacji europejskiej, a spora część Polski leży poza nią – jednak była to inność, nie wrogość. Widać to było podczas wielkich imprez sportowych. Ślązacy masowo kibicowali polskim sportowcom. Ba, w europejskich pucharach śląscy kibice cieszyli się ze zwycięstw Stali Mielec czy Widzewa Łódź (jeden wyjątek robiąc chyba dla zawsze znienawidzonej Legii Warszawa). Czasem Polaków dziwiło wprawdzie, że my potrafimy entuzjastycznie cieszyć się również ze sportowych zwycięstw Niemców, ale to właśnie była ta nasza odmienność. Wyłącznie odmienność – bez gradacji na gorsze czy lepsze. Reakcja wielu Polaków na kibicowanie Niemcom była jedna już wroga: „Jak można kibicować szwabom!” albo wręcz „ty zdrajco”. I tak nawet podczas kibicowania było widać, że Polska nie akceptuje nawet tej odrobiny śląskiej odmienności. Odmienność jest zła, że nie wolno nam być innymi. Masz być Polakiem, który nienawidzi ruskich i szwabów. Albo jesteś zdrajca. W PRL-u tarć tej odmienności na innych płaszczyznach niż sport,
go, a nie obok niego. Czyli myśleli o niej w sposób, który i dziś propaguje Maria Pańczyk czy abp Wiktor Skworc, a jakiego oczekuje prezydent Bronisław Komorowski i premier Donald Tusk. Dwadzieścia lat temu ostrożnie szacowano, że gdyby znalazła się w spisie powszechnym, to narodowość śląską – odrębną od polskiej - zadeklaruje może sto tysięcy osób. Nie więcej. Bo w tej Polsce idącej ku Europie poczucie odrębności wydawało się mniej ważne.
JESTEŚMY NARODOWOŚĆ ŚLĄSKA Ale to było dwadzieścia lat temu, gdy pojawiły się pierwsze myśli, by zarejestrować stowarzyszenie osób narodowości śląskiej. I trzeba powiedzieć wprost, nie było to w opozycji wobec polskości. A po prostu z potrzeby serca. Jego założyciele czuli się obywatelami polskimi, ale zarazem chcieli podkreślić naszą etniczną i kulturową odrębność.
Gdy w 1996 roku złożono wniosek o zarejestrowanie organizacji narodowości śląskiej nikomu do głowy nie przychodziło, ze w 2014 roku wciąż będzie trzeba o to walczyć. I to być może na forum europejskim, w Polsce wyczerpawszy niemal wszystkie możliwości. Decyzje kolejnych sądów są koronnym dowodem, jak bardzo Polska lekceważy Ślązaków. I nieważne, czy do narodowości śląskiej poczuwa się dziś czterysta tysięcy ludzi, czy osiemset tysięcy, czy półtora miliona. Tak czy inaczej są to setki tysięcy – i tym setkom tysięcy państwo polskie okazuje od 18 lat skrajne lekceważenie, wręcz pogardę. Bo to właśnie 18 lat temu po raz pierwszy odmówiono rejestracji organizacji narodowości śląskiej. I sytuacja ta powtarza się do dziś. W marcu 2013 mieliśmy kolejną odmowę, mimo, że w międzyczasie zrezygnowano z zapisu o mniejszości narodowej, o narodzie, a zostawiono jedynie narodowość. „Narodowość” – przypomnijmy – definiowaną w polskim prawie jako indywidualne odczucie człowieka. Tak więc państwo polskie odmawia Ślązakom łączenia się wokół wspólnych odczuć. To przecież niemal tożsame z nietolerancją religijną. A brak zgody na założenie związku wyznaniowego byłby postrzegany jako zamach na demokrację. W tym przypadku opozycyjne partie polskie podniosłyby larum, że oto rząd stosuje zamordyzm, totalitaryzm. Ale w przypadku Ślązaków polskie partie są zgodne. Żadna nie staje w obronie setek tysięcy ludzi, którym odmawia się prawa do zrzeszania. Czyli odmawia prawa do tożsamości.
PRZYCHYLNY POZWALA NAM… ŚPIEWAĆ KAROLINKĘ Obecny na tegorocznym kongresie Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej Janusz Korwin-Mikke, gość tych obrad, jako polityk rzekomo przychylny śląskim aspiracjom, pisał jednocześnie na swoim internetowym profilu o uczestniku kongresu: „Karolinkę” to może sobie śpiewać po polsku, po śląsku, po niemiecku czy w gwarze gogolińskiej, a nawet w języku północno-raciborskim”. I tyle. Zgoda Polaków na śląskość to zgoda na… śpiewanie Karolinki. Napisanej na zamówienie przez polskiego poetę piosneczki, która miała udawać śląski folklor. Trudno o większy objaw lekceważenia. A dodajmy, że Korwin jest podobno śląskiej sprawie… przychylny. Bajdurząc o tej Karolince liczy bezczelnie, ze to Ślązacy wyślą go do europarlamantu. O nieprzychylnych nawet nie warto w tej sytuacji wspominać. Cóż więc się dziwić, że przeżywając kolejne upokorzenia, kolejne mówienie nam, że nie istniejemy, że nam się tylko zdaje – popadamy w coraz większe wkurzenie. Dlaczego ktoś wie lepiej ode mnie, kim jestem, kim się czuję? Nerwy puszczają.
I przychodzi zwyczajna złość, wściekłość na tego kogoś, kto mnie tak poniża. A przecież tym kimś nie jest jakiś pojedynczy polityk, jakiś sędzia. Tym, kto nas poniżył 5 grudnia 2013 roku była… Rzeczypospolita Polska. To w jej imieniu najważniejszy sąd tego kraju powiedział Ślązakom: „gońcie się, dupki!”. Bo tak to orzeczenie przekłada się na język potoczny, język ulicy. A potem dziwi się Polska, że śląski pisarz odpowiada: „Pierdol się Polsko”, że śląski dziennikarz i szołmen pisze o Polsce: „Bękart wersalski”, że słowa „polska okupacja” padają coraz częściej. Ślązacy dostali bardzo gorzką nauczkę, że Polska ma ich za obywateli drugiej kategorii. Obywateli, którzy nie mają prawa do własnej tożsamości. I mają z pokorą przyjąć tę, jaką zechce im dać polski sąd. Akcja wywołuje reakcję! – co wie bodaj każdy. Ślązacy nie mają jak odpowiedzieć, Majdanu na katowickim ani opolskim rynku przecież nie zrobią.
na siłę narodowość. Wmawiając, że ta, którą czują, nie istnieje. Na usta ciśnie się pytanie: Jak nie znienawidzić takiego państwa? Jak nie powiedzieć mu „pierdol się”? Nawet jeśli wychowanym się było w duchu szacunku do niego a polskość była czymś bliskim. Człowiek stale przez tę polskość kopany, w pewnym momencie już tej bliskości poczuć nie potrafi. Zamiast przyjaźni pojawia się wrogość. W przekonaniu kilkuset tysięcy Ślązaków, państwo polskie traktuje nas jak lud podbity. Jak lud pozbawiony praw. Dopóki odmawiano tylko autonomii – była to wyłącznie dyskusja o kształcie administracyjno-politycznym państwa. To rzeczywiście Polacy decydują, jak ma być państwo zorganizowane. Ale gdy mimo dwóch kolejnych spisów powszechnych, w których setki tysięcy ludzi deklaruje narodowość śląską – Polska odpowiada „takiej narodowości nie ma”, to po prostu nas upokarza. To od-
Jak nie znienawidzić takiego państwa? Jak nie powiedzieć mu „pierdol się”? Nawet jeśli wychowanym się było w duchu szacunku do niego a polskość była czymś bliskim. Człowiek stale przez tę polskość kopany, w pewnym momencie już tej bliskości poczuć nie potrafi. Zamiast przyjaźni pojawia się wrogość. Mogą więc jedynie odpowiedzieć: „Pierdol się Polsko”, albo „okupacja”. To jedyna forma wyładowania emocji setek tysięcy ludzi, którym powiedziano, że są psychicznie chorzy, bo twierdzą że należą do nie istniejącej narodowości.
SĄDY, POLITYCY, BISKUPI 5 grudnia 2013 – gdy swoje stanowisko głosił Sąd Najwyższy - nastąpił moment przełomowy. Nawet ci dotychczas spokojni nie wytrzymali. Ale oczywiście przejawów polskiej pogardy wobec śląskości za ostatnie 20 lat można by spisać całe tomy. Oprócz sądów są politycy. Także ci najważniejszy. Prezydent RP Bronisław Komorowski porównał śląskich autonomistów w sejmiku do ciemnych sił uruchomionych przez diabła. Jego rywal, Jarosław Kaczyński przebił to osławionym cytatem o „zakamuflowanej opcji niemieckiej”. Nie ma dla niego żadnej śląskości. Jesteś Polak. A jak nie jesteś – to musisz być germaniec. I szlus. No i są jeszcze księża. Arcybiskup Wiktor Skworc, nauczający swoje owieczki, że „wszyscy jesteśmy Polakami” przelewa czarę goryczy niejednego katolika. Za komuny mieliśmy ostoję chociaż w Kościele. Teraz Kościół powtórzył za sądem: „gońcie się, dupki!”.
1954 I 2014? TAK SAMO! Polska Bieruta i III RP podejściem do Ślązaków różnią się niewiele. W 1954 roku na siłę zmieniano Ślązakom imiona i nazwiska – a teraz zmienia się im
mawia nam fundamentalnego prawa człowieka do samookreślenia, kim jest. Takie zachowanie państwa musi wywołać odczucie, które najlepiej oddał znany śląski pisarz: „Pierdol się Polsko!”. Dlatego dziś coraz częściej można zobaczyć Ślązaków, którzy podczas meczu Polski z Danią, Węgrami, Portugalią – będą zawsze kibicować tym innym, nigdy Polakom. Bo każda drużyna jest lepsza niż polska. Dlatego dziś coraz częściej słyszy się słowa, które jeszcze dwadzieścia lat temu wywoływały ogromny szok: „polska okupacja”.
PO CO TO POLSCE? I tylko zastanawia, po co to Polsce? Co chce na tym wygrać? Czemu woli mieć kilkaset tysięcy obywateli wrogich, odrzuconych, niż takich, którzy utożsamiają się z państwem polskim? Bo nie ma się co oszukiwać, każda taka decyzja, jak ta z 5 grudnia, będzie nas coraz bardziej w tej wrogości utwierdzać. My nie jesteśmy Rosjanami z Krymu. My nie mamy za miedzą żadnego śląskiego imperium, które w trosce o nasze prawa upomni się o Górny Śląsk. Ale czy to jest wystarczający powód, by w XXI wieku, w Unii Europejskiej, podobno w demokracji, lekceważyć dążenia i oczekiwania setek tysięcy ludzi? Mówiąc im po prosu: Wy nie istniejecie. Was nie ma. I szlus! (tekst „Nie chcemy nienawidzić Polski” ukazał się w marcowym numerze „Ślůnskigo Cajtunga”. Jeśli chcesz czytać na ten temat więcej, pytaj o nas co miesiąc w kioskach na Górnym Śląsku).
7
WIOSNA 2014r.
Godka – je blank dobrze, abo blank źle
We rozkroku
Trzý lata nazod, skuli konkursu „Po naszemu czyli po śląsku” profesor Jan Miodek pedzieli, co tŷn konkurs to je po prowdzie skansen, a godka sie traci. I mieli profesor recht – Maria Pańczyk wcisko godka we skansen. A ze skansenu dali je inoś jedna cesta – do muzeum.
I
eli godka niŷ stonie sie obycznom godkom, kierom sie godo we robocie, we amcie, we markecie – to pomre. Gibcij abo wolnij, ale pomre. Pytanie inoś, czy juź niě je nieskoro, czy idzie jeszcze godka zretować. To je wykludzić jom ze skansenu nazod do życio naszŷj społeczności.
ERZACE MIAST GODKI Niŷ ma prostŷj ôdpowiedzi. Skirz tego, co som symptomy, iże godka się traci – ale som tyż inaksze. Co je ôna we festelnŷj ôfensywie. Ŏ traceniu sie, ô pomijaniu, ani godać niŷ trza. Kożdy, fto choć trocha poradzi godać wiě przeca, iże te rostomaite wicmany, Hanke a Grzegorz Stasiak, muzykanty jak Szołtysik a „Wesołe Trio” wcale niŷ używajom ślůnskij godki, ino jakigoś erzacu, kiery mo jom przed Polokami udować. A dzisio już mało kaj idzie rychtyczno godka posuchać. A tak po prowdzie najlepszym dowodem na tracenie sie godki je akcjo „Zapomniane Śląskie Słowa” Dziennika Zachodniego. Kiej Dziennik ôsprawio ô tych przypomnianych słowach a ôroz wyliczo te ôd koła: Pisze DZ: „I tak: “gypehalter” (lub “gypekhalter” i “pakynhalter”) to bagażnik. “Szusblech” błotnik. “Szpajchy” - szprychy. “Lynkiera” (lub “lynsztanga”, “lyngsztanga”) - kierownica. “Brym-
NIE MA JĘZYKA BEZ LITERATURY
„Marika” – sztuka doskonała. Komedia, przy której śmiejemy się do rozpuku. Pod warunkiem, że rozumiemy po śląsku. To je tragiczny ôbroz – nale trza zaro pedzieć, co je tyż wtůro połowina ôbrozka. Festelnie radosno. Ŏ kieryj idzie pedzieć inoś tak: godka je w natarciu! Charakterystyczne jest właśnie to sformułowanie: w natarciu. Dziś trudno znaleźć przestrzeń publiczną, do której się ona nie wdziera. Symbolem tego mogą być opłatomaty, ustawiane przez tyski Urząd Miasta dla mieszkańców. Wśród kilku wersji językowych obsługi urządzenia jest także ta po śląsku. To dowodzi, że nie tylko zapaleńcy-amatorzy, ale też urzędy dostrzegają potrzebę komunikowania się z autochtonami w ich własnej mowie. Czasami na poziomie wyższym, niż ci autochtoni się posługują. Bo opracowują je ci, którzy znają godkę znacznie lepiej, niż przeciętny Hanys. Ale natarcie godki widać przede wszystkim w kulturze. W muzyce od disco polo, przez ballady po metal – śląszczyzny jest pełno. Podobnie jak w kabarecie. W śląskich radiach i telewizjach, które starają się mieć jakieś audycje po śląsku. Eksplozję godki zauważamy w teatrze, gdzie coraz więcej zespołów wystawia sztuki po śląsku i o Śląsku. A gdy na to nałożyć jeszcze setki stron internetowych ,
Baji we kuchnie. Kiery teraz młody Ślůnzok, ze tych, kierzy na fejsbuku chwilom sie, iże znajom ślůnsko godka, wiě co to je ôwiezina, zozwůr, skurzīca abo kastrol? Znajom nudle a nudelkula, modro kapusta, kołocz, szolka a bysztek – i to juże tela. A przeca jedna kuchnia to je niŷ menij jak 200 ślůnski słůw, inakszych ôd polskich. za” - hamulec. “Blynda” - lampa. “Kurbla” - korba. “Pyndala” - pedał. “Gloczka” - dzwonek.” I to je przeca dowód tracenio sie godki. Bo dwaiścia lot nazod ślůnskie karlusy tak ôbycznie godały. Tera do jejch bajtli to już słowa „zapomniane”. I tak je we każdŷj dziedzinie. Baji we kuchnie. Kiery teraz młody Ślůnzok, ze tych, kierzy na fejsbuku chwilom sie, iże znajom ślůnsko godka, wiě co to je ôwiezina, zozwůr, skurzīca abo kastrol? Znajom nudle a nudelkula, modro kapusta, kołocz, szolka a bysztek – i to juże tela. A przeca jedna kuchnia to je niŷ menij jak 200 ślůnski słůw, inakszych ôd polskich. Fto se ô tym pomedykuje, těn wiě, iże je ale źle.
W OFENSYWIE, ALE BELEJAKO Poranoście lot nazod, kiej boły we szkołach konkursy godki, to jurory pytały bajtli, ô roztomaite ślůnski słowa. Terozki bywo ze tym roztomaicie. Lepij niŷ pytać, skirz tego co pokoże sie, co żoděn ś nich niŷ zno godki. Eli to som ci, kierzy godka majom we zocy, to jak je ze tymi, kierzy jom majom kaś?
Plus oczywiście Dariusz Dyrda, którego „Marika” bije na śląskich scenach rekordy popularności. Druga jego śląska sztuka, „Hebama” nie jest aż tak oblegana. Ostatnio świetną reputacją cieszy się pierwsza powieść po śląsku – kryminał fantasy „Komisorz Hanusik” Melona. Pisarze więc już są. Ale jak mówi Dyrda: - Dziś już nie jest problemem, kto napisze literaturę po ślasku. Tylko kto ją będzie czytał.
gdy nałożyć szkolne konkursy w godce – to można by powiedzieć, że jest świetnie.
KUPA, NALE BELE JAKO Można by, gdyby ilość przechodziła w jakość. Ale nie przechodzi. Jeśli w coś przechodzi, to raczej w bylejakość. To ślůnsko godka tych, kierzy po ślůnsku godać niě poradzom. Chociażby lubiana przez wielu Ślązaków strona internetowa www.gryfnie. com. Bierzemy pierwszy lepszy jej tekst: „W kuchni kożdy może być majster, styknie gryfny fortuch, coby sie niy pokidać i może sie brać do roboty.Naprzód trzeja nahajcować w piecu, chocioż terozki styknie ino naciś knefel (cz. knoflík) i idzie warzić.” I ktoś, kto zna śląską mowę, załamuje ręce. Co to jest „fortuch”? Po śląsku jednak zopaska, ale na „gryfnie.com” uważają widać, że wystarczy w „fartuchu” zmienić „a” na „o”, żeby powstało śląskie słowo. Zresztą identycznie w zdaniu tym stworzono słowo „chocioż”. Nie ma takiego w śląskiej mowie. Dalej czytamy „może brać sie do roboty”? Po
jakiemu to jest? Po śląsku? Żart chyba. Po śląsku zdanie to brzmiałoby: „idzie chytać sie roboty”. Bo u nas roboty się nie bierze, tylko chyto, czyż nie? I kto po śląsku powie: „można to zrobić”? Przecież zawsze „idzie” a nie „może, można”. Tak więc jeden dowolny fragment, a błędów bez liku. A przecież www.gryfnie.com słusznie wymieniana jest jako jedna z najlepszych. Na innych stronach, w innych radiach, telewizjach, ta godka wykoślawiona jest o wiele bardziej. Wszelkie rekordy
I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Żaden język nie rozwija się na ulicy, wśród kibiców na stadionie, w sklepie czy nawet radiu, telewizji, kabarecie. Język rozwija literatura. Tymczasem literatury po śląsku nie ma. Kazimierz Kutz z rozbrajającą szczerością przyznał, że „Piątą stronę świata” napisał po polsku, bo niby kto po śląsku by to czytał? W przypadku Kutza dochodzi jeszcze ten element, że wiekowy reżyser mieszkając od ponad pół wieku w Warszawie, niemal godki zapomniał. Gdy próbuje jej używać, kaleczy prawie tak samo jak TVS. Na wielkiego pisarza wyrasta (a może już wyrósł) Szczepan Twardoch z Pilchowic. Ale także on pisze po polsku, bo to jest intelektualne tworzywo, w którym czuje się najpewniej. Jak wyjaśnia to Jerzy Ciurlok, śląski intelektualista: - kożdy, fto słuchoł Masztalskigo, kożdy, fto mie zno wiŷ, co poradza godać. No ale kiej przīchodzi do intelektualnego dyskursu, byda godoł po polsku, skirz tego co to je godka, we kieryj żech sie wyuczył, wybildowoł. To godka mojigo intelektu. I we nij lekcyj wyrazić mi myśl, jak we ślůnskij godce”. Potwierdza to także Dariusz Dyrda. Autor kilku świetnych sztuk (komedii) po śląsku, po polsku pisze jednak swoje powieści. – Polskie zdania buduje się automatycznie, myśl oddaję bez trudu. Po śląsku trzeba się czasem nagłowić, poszukać w pamięci zapomnianego śląskiego słowa. – mówi. Kiedy weźmiemy pod uwagę, że mówi to autor jedynego pod-
Dariusz Dyrda, autor kilku świetnych sztuk (komedii) po śląsku, po polsku pisze jednak swoje powieści. – Polskie zdania buduje się automatycznie, myśl oddaję bez trudu. Po śląsku trzeba się czasem nagłowić, poszukać w pamięci zapomnianego śląskiego słowa. – mówi. Kiedy weźmiemy pod uwagę, że mówi to autor jedynego podręcznika mowy śląskiej, uznany jej ekspert, to rozumiemy skalę problemu. Bo jeśli tak trudno jest po śląsku pisać jemu, to cóż dopiero inni? bije tu telewizja TVS, która funduje nam jakąś straszną karykaturę godki, która może podobać się w Warszawie i Sosnowcu, ale na pewno nie Ślązakowi, który zna mowę swoich ojców. Ta mowa a’la TVS ma tyle wspólnego ze śląskim, co zdanie „ja z moją sister pójdziemy po lanczu do cinemy” – z językiem angielskim. Angielskie słowa są, języka angielskiego nie ma.
SĄ MIEJSCA, GDZIE GODKA JEST POPRAWNA W muzyce, w teatrze jest często nie lepiej. Choć nie oznacza to wcale, że wszędzie jest tak źle. Bo na przykład w Radiu Piekary jest bardzo dobrze, a tamtejszy felietonista Eugeniusz Kosmała (Ojgen z Pnioków) używa języka, którego Polak „za pierona niŷ wymiarkuje”. I składnia śląska, i słownictwo, a polonizmów praktycznie nie ma. Co najśmieszniejsze, Kosmała sam uważa się za Ślązaka-Polaka, ale uznaje godkę za język regionalny, a nie gwarę. W Radiu Fest można usłyszeć wiadomości po śląsku w wykonaniu Marka Szołtyska. Szołtysek wręcz twierdzi, że to polski dialekt, ale daj Boże, żeby choć 10 procent zwolenników języka śląskiego mówiło po śląsku tak, jak on. Bo to, czym posługuje się Szołtysek to jest rychtyczno ślůnsko godka. W teatrach też bywa różnie, ale trzeba powiedzieć, że poprzeczkę wysoko podnoszą konkursy „Gazety Wyborczej” na jednoaktówkę po śląsku. Roman Gatys, Leszek Sobieraj, Marcin Melon – by wspomnieć tylko niektórych laureatów, to autorzy którzy swój talent literacki potrafią wyrażać w śląskiej godce.
ręcznika mowy śląskiej, uznany jej ekspert, to rozumiemy skalę problemu. Bo jeśli tak trudno jest po śląsku pisać jemu, to cóż dopiero inni? Chociaż Dyrda dodaje: Ale mam solenny zamiar w najbliższym czasie zabrać się za pisanie powieści po śląsku. Powieści dla Ślązaków, dotykającej śląskiej duszy. Ale za to już w najbliższym czasie na pewno w druku ukażą się jego sztuki po śląsku. Książka jest już w przygotowaniu.
ŻEBY PISAĆ, KTOŚ MUSI CZYTAĆ Zarazem jednak zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt: - Poza tym problem z literaturą po śląsku nie jest nawet taki, kto ją napisze, tylko kto ją będzie czytał. My wszyscy chętnie słuchamy śląskich tekstów, ale mało kto chce je czytać. Nie mamy nawyku czytania po śląsku, przychodzi nam to z trudem. A literatura potrzebuje obu stron. I pisarzy i czytelników. Dlatego pytając, czy jesteśmy skazani na ten skansen, na umieranie godki – trzeba odpowiedzieć dość smutno: jeśli Ślązacy nie zaczną czytać po śląsku, to tak, to godka obumrze. Godanie na ceście, śpiěwki niŷ styknom. Abo godka rozwinie sie w wersji pisaněj, literackij, abo za poranoście lot bydzie ś niom szlus. Bo kożdo godka musi mieć muster. Mustrŷm polskij godki niŷ som Wojewódzki, Tusk, Doda ino durś Prus, Sienkiewicz, Szymborska, Pilch, Jerzy Urban, ks. Tischner. To ôni kreujom standardy polskij godki. Bez standardůw godka pomijo. A standardůw naszŷj na dzisio niŷ kreuje żodŷn. Chocia kreatory już som, tera ino czytać! Adam Moćko, Joanna Noras
8
WIOSNA 2014r.
!!! Zademonstruj swoja narodowość ślůnsko !!! Kup do sia, a do swoich krewnych na gŷszynki tresy, żeście som Ślůnzokoma.
35zł
30zł
We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!
45zł
35zł
5zł
35zł
A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?
35zł
35zł
35zł
35zł
30zł
30zł
5zł
Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53. www.naszogodka.pl, adres e-mail: poczta.naszogodka.pl, tel. 0-507-694-768, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.