GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ
CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE
Łukasz albo Marek!
N
ajważniejszą sprawą końca maja są oczywiście eurowybory. Mamy szansę posłać do Brukseli dwóch przedstawicieli narodowości śląskiej: Łukasza Kohuta i Marka Plurę. Łukasz jest jedynką Wiosny, prawie pewniakiem, ale prawie, bo jednak głosów trzeba nazbierać. Marek ma sytuację trudniejszą bo na liście Koalicji Europejskiej jest dopiero piąty, a tylu mandatów formacja ta na pewno nie zdobędzie – ale w poprzednich wyborach ilością głosów kilku przed sobą przeskoczył, to czemu teraz nie miałoby mu się udać? Zwłaszcza, że pracuje na wynik wyborczy naprawdę ciężko. Ja osobiście głosuję na Łukasza, bo wolę Wiosnę od zbieraniny partii od Nowoczesnej, przez PO, po SLD i PSL, ale do głosowania na Marka namawiam równie gorąco. To w województwie śląskim. W opolskim Ślązacy na swoją reprezentację liczyć nie mogą, głównie za sprawą mniejszości niemieckiej, która nie chce współpracować z innymi śląskimi organizacjami, w efekcie czego duże ogólnopolskie partie w okręgu wrocławsko-opolskim po prostu Ślązaków zlekceważyły. Nie wyobrażam sobie za to, by ktoś, kto poczuwa się do narodowości śląskiej mógł zagłosować na jedną z jawnie antyśląskich formacji. Ktoś, kto z jednej strony deklaruje narodowość śląską, a z drugiej popiera nacjonalistyczne polskie partie, nie dające nam prawa o istnienia – ma chyba zwyczajne rozdwojenie jaźni. A formacje jawnie antyśląskie to PiS, Kukiz’15 i Konfederacja Korwin, Braun, Liroy, Narodowcy. Ci, którzy bajdurzą, że Korwin jest za wolnością, zapominają, że wolność polega też na prawie do samoidentyfikacji, a tej jego sojusznicy narodowcy nam odmawiają. I głosując na Korwina lub Kukiza można tak naprawdę wybrać do europarlamentu polskiego narodowca. Chcecie tego? O wyborach mamy tekst na str. 3. A na 4 o tym, jaka będzie pielgrzymka do Piekar, tego samego dnia, 26 maja. Oburzenie na utożsamianego pedofilią abp. Marka Jędraszewskiego, który ma tam głosić homilię. Jedni mówią, że w takim razie nie idą, inni, że należy go tam wybuczeć albo odwrócić się do niego tyłem. Za kilka dni będę wiedział, czy Ślązacy są –jak chciał Kutz – dupowaci, czy też potrafią pokazać swoje zdanie. Jak nie pokażecie Jędraszewskiemu, co o nim myślicie, to ie zwalajcie potem na goroli. Zwalić na nich możecie skandaliczny wiernopoddańczy pociąg, który 16 maja pojechał z Katowic do Warszawy. O tym na str. 2. Reszta gazety też jest ciekawa, więc zapraszam do lektury. Szef -redachtůr
NR 6/7 5/2019r. (75) (42) CZERWIEC/LIPIEC 2015r. ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 3,00 ZŁ (8% VAT)
Śląski Atlas wyruchany
Pomnik, który na swoje 15-lecie zafundował sobie Uniwersytet Opolski, pewnie przeszedłby bez echa, bo nie jest to wybitne dzieło sztuki. Jednak dzięki pewnemu drobnemu, a raczej niezamierzonemu efektowi, można uznać go za symboliczny, za symbol tego, jak Polska traktuje nie tylko Opole, ale i cały Śląsk. str. 7
2
nr 5/2019 r.
Cug gańby ôdjechoł z katowickigo gynau ô 6 rano, we szwortek 16 maja. Siedzieli we nim ci wszyjscy, kierzy pojechali ze podbityj ślůnskij kolonie pokłonić sie warszawskim jaśnie państwu. Niy ino ślůnski wojewoda Wieczorek i marszałek Chełstowski, co by jeszcze szło spokopić, bo ôba som ze PiS-u, nale tyż burgemajstry Katowic (Marcin Krupa) i Mysłowic (Dariusz Wójtowicz). Pojechali cugiym, na kierego maszynie wymalowany boł Grażyński, kiery za staryj Polski złomoł wszyjskie dane Ślůnzokom bez Polska ôbiecki. To, co wyjechało z Katowic można nazwać tylko Pociągiem Poddańczym. Oficjalnie nazywał się „Pociąg do Śląska. Śląsk dla Polski”. Niektórzy klupali się w czoło, że jeśli wyjeżdża z Katowic do Warszawy, to nie powinien nazywać się Pociąg do Śląska, tylko Pociąg ze Śląska. Ja jednak myślę, że ta nazwa dobrze oddaje jego sens. Bo to Polska 100 lat temu miała pociąg do Śląska, chciała Śląska dla Polski. Polski pociąg do Śląska był raczej bez wzajemności, Ślązacy pociągu do Polski nie czuli. Dali przecież temu wyraz w plebiscycie 1921 roku, który Polska przegrała. Dali temu wyraz kilka tygodni później, gdy naprędce organizowali oddziały Selbschutzu, żeby polską agresję odeprzeć.
POLSKIE ZOLYTY Chociaż polskie zaloty wobec Śląska swoje też zrobiły. Polska, czując do Śląska pociąg nieodparty, zaproponowała mu
Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: megapres@interia.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Nie zamówionych materiałów
redakcja nie zwraca.
POLSKA PRESS Sp. z o.o.,
Oddział Poligrafia, Drukarnia Sosnowiec
Cug gańby
n Na dworcu wiernopoddańczą delegację żegnali z banerem Ślonsko Ferajna i RAŚ (zdjęcia ze strony internetowej RAŚ). w 1920 roku szeroką autonomię. Wtedy część (i tak mniejsza) Ślązaków zdecydowała się polskie zaloty przyjąć. Opowiedzieli się za autonomią w Polsce, nie za Polską. Ta mniejsza część wystarczyła, by Polska, mając ciche poparcie Francji, rozpoczęła na Śląsku akcję zbrojną, która przekształciła się w wojnę domową. Nie w żadne powstania śląskie, tylko wojnę domową, bo Ślązacy walczyli po obu stronach, bo obu wspierani też przez posiłki z zewnątrz. Ze strony niemieckiej ochotników, z polskiej ochotników, ale też przebranych w cywilne ubrania, przerzuconych przez granicę, żołnierzy regularnej polskiej armii. Każdy, kto ten fakt zataja, kłamie o historii Śląska. Dlatego ten pociąg jest jednym wielkim kłamstwem. Ale nawet w tym kłamstwie marszałek województwa Jakub Chełstowski popisał się szczytem serwilizmu. Z okazji tych rzekomo propolskich śląskich powstań, nie władze polskie przyjechały na Śląsk, tylko śląskie pojechały się pokłonić prezydentowi RP w dniu jego urodzin. Czyż można sobie wyobrazić bardziej wiernopoddańczy gest podbitej kolonii? Kolonii, która w ramach tego pociągu Polski do Śląska była przez niemal sto lat stale molestowana. Bez problemu można wskazać, jak wiele Śląsk dał Polsce, a raczej Polska mu zabrała. Trudno wskazać, co Polska dała Śląskowi. Poza oczywiście cywilizacją znacznie niższą, niż ta, do której wcześniej należał. Oraz tysiącami kiepsko wykształconych Polaków, którzy w 1922 roku zjawili się tu w charakterze narodu panów. Przyjechali pociągami osobowymi, które poprzedziły pociągi pancerne. Nam za to zabierali pociągi pełne bogactw. 16 maja 2019 za tamtymi pociągami pojechał jeszcze jeden, wiozący górnośląskich oficjeli. Trzeba ich nazwać wprost – to nie przedstawiciele Śląska lecz warszawscy namiestnicy na Śląsku.
n Komiczna lokomotywa
PODZIĘKOWANIA ZA UPOKORZENIA Pojechali dziękować… Za co? Celnie to w swoim oświadczeniu z 16 maja ujął RAŚ: „Za co marszałek Chełstowski chce dziękować w stolicy? Za ukra-
Pociąg, którym jechali był wypacykowany. Namalowany był tam między innymi Michał Grażyński, który z nadanej przez Polskę autonomii uczynił fikcję. Na tej zasadzie powinien być i Bierut, który zniósł ją zupełnie. Bieruta nie było, ale obok Grażyńskiego był Korfanty – które-
– Co to nam dzisiaj mówi, kiedy patrzymy na karty historii? Na pewno, że Ślązacy bardzo chcieli być w Polsce. Bardzo chcieli, żeby Śląsk był polski, że bardzo chcieli mówić w swojej polskiej, a śląskiej gwarze. Że bardzo chcieli tej wolności, możliwości mówienia, że jesteśmy Polaka-
Nawet w tym kłamstwie marszałek województwa Jakub Chełstowski popisał się szczytem serwilizmu. Z okazji tych rzekomo propolskich śląskich powstań, nie władze polskie przyjechały na Śląsk, tylko śląskie pojechały się pokłonić prezydentowi RP w dniu jego urodzin. Czyż można sobie wyobrazić bardziej wiernopoddańczy gest podbitej kolonii? dzioną w 1945 roku autonomię, z którą władze centralne zagrabiły również mienie Skarbu Śląskiego, w tym gmach Sejmu Śląskiego, gdzie samorząd urzęduje dzięki łasce wojewody? Za złamanie wszystkich obietnic, które złożono Ślązakom w kampanii plebiscytowej przed niemal stu laty? Za odebranie 39 milionów subwencji, którym marszałek zaskoczony został przez rząd przed ledwie dwoma miesiącami?”
go tenże Grażyński zaszczuł, spowodował jego uwięzienie i śmierć. „Pociąg powstańczy”, jak go też 16 maja nazywano, przyjechał do Warszawy nieco po 9.00. Po czym cała ta ogromna delegacja poleciała w dyrdy do prezydenta Dudy, – Trzy razy trzeba było walczyć, by Śląsk mógł należeć do Polski – gadał do nich prezydent RP, Duda. Przy okazji bzdury gadał, bo Śląska nie dali Polsce żadni powstańcy, tylko Józef Stalin.
mi – dodawał Duda. I nie zastanowi się, że jeśli Ślązacy tak bardzo chcieli do Polski, to dlaczego Polska przegrała plebiscyt? Kilka tygodni temu marszałek Chełstowski zapewniał, że z okrągłej rocznicy wybuchu powstań śląskich będzie w Polsce promowana prawdziwa historia o tych wydarzeniach. Teraz nie mamy żadnych wątpliwości, na żadną prawdziwą historię nie ma co liczyć. Jedynie na zakłamanie. Dariusz Dyrda
3
nr 5/2019 r.
Kohut, Plura a żodyn wiyncyj - ino ôni majom szanse
26 maja wybiermy Ślůnzoka!!! We łońskij kadencje europarlamentu mieli my w nim jednego Ślůnzoka - Marka Plury. Latoś mogymy hań, doBruksele, posłać dwůch naszych – Plury, ale tyż Łukasza Kohuta. I zdo się, co kożdy, fto niy bydzie welowoł na jednego ś nich – bydzie welowoł noprzeciw Ślůnskowi.
N
ie jest jednak prawdą to, co w swoim oświadczeniu – popierającym Marka Plurę – napisał RAŚ. Czytamy w nim: „Śląscy kandydaci chcąc skutecznie rywalizować o mandaty muszą wybrać którąś z list ogólnopolskich. Żadna z partii warszawskich nie spełnia śląskich oczekiwań. Jednak część ugrupowań - jak PiS czy Kukiz '15 - jawnie występowała przeciwko śląskim aspiracjom, przeciw uznaniu śląskiej mniejszości etnicznej czy śląskiego za język regionalny”.
WIOSNA 2019 DLA WIOSNY? Otóż to nieprawda, bo Wiosna, we wszystkich sondażach będąca dziś trzecią siłą polityczną w Polsce (po Koalicji Europejskiej i PiS) jednoznacznie spełnia śląskie oczekiwania. To pierwsza i jedyna polska partia polityczna, która do swojego programu, jako jeden z ważniejszych jego punktów wpisała uznanie języka śląskiego. To jest różnica między Wiosną, a Platformą Obywatelską czy Nowoczesną, gdzie za językiem opowiadają się pojedynczy posłowie. W Wiosny to jedne z głównych politycznych celów partii. Różnica ogromna. A Wiosna w województwie śląskim ma ogromne szanse na mandat w europarlamencie. Jeśli go wywalczy, przypadnie on na pewno Łukaszowi Kohutowi, jedynce na liście. To właśnie Łukasz sprawił, że język śląski trafił REKLAMA
do programu Wiosny. Łukasz, który od lat aktywnie działa w śląskich organizacjach (choćby DURŚ) i włącza się w każdą inicjatywę dotyczącą języka śląskiego czy narodowości śląskiej. Dlaczego więc RAŚ w swoim oświadczeniu pisze nieprawdę? Można tylko zgadywać. Może chodzi o mocniejsze wsparcie Plury, a może zwyczajnie, Jerzy Gorzelik boi się, że eurodeputowany Kohut stanie się liderem śląskości, jeszcze bardziej marginalizując Gorzelika, który po jesiennych wyborach samorządowych i tak bardzo stracił na znaczeniu.
W KOALICJI MAMY PLURĘ Ale oczywiście Marek Plura też jest bardzo dobrym kandydatem. W drugiej części swego oświadczenia RAŚ ma rację pisząc o nim: „wspierał nas Marek Plura. Wspierał w przeciwieństwie do wielu swych koleżanek i kolegów z PO. Dlatego trzeba powiedzieć jasno - dla śląskiego wyborcy nie jest istotne, ile mandatów uzyska Koalicja Europejska. Dla śląskiego wyborcy ważne jest, by mandat zdobył kandydat wspierający śląskie inicjatywy. Takim nie jest ani Jerzy Buzek ani Jan Olbrycht. Jest nim natomiast Marek Plura”. Plura (PO) dał się poznać, jako bojownik o śląskość. Jedyny polityk, na którego biurze tabliczki informacyjne
są po śląsku. Na liście Koalicji Obywatelskiej to rzeczywiście ta osoba, która reprezentuje Ślązaków. Tak więc Plura i Kohut to dwóch kandydatów, na których warto oddać śląski głos. Jedynie na jednego z tych dwóch.
KOMPROMITACJA ŚLONZOKÓW RAZEM Na pewno nie natomiast na Aleksandra Jelonek, lansowana jako kandydatka partii Ślonzoki Razem. Nie tylko dlatego, że mając na liście Kukiza odległe miejsce – nie ma szans na mandat. Przede wszystkim dlatego, że formacja Kukiz’15 jest oczywiście antyśląska - jawnie występowała przeciwko śląskim aspiracjom, przeciw uznaniu śląskiej mniejszości etnicznej czy śląskiego za język regionalny. Kandydatka Ślonzoków Razem na ich liście, to kompromitacja tej partii, po której raczej się już nie podniesie, zresztą Kukiz po jesiennych wyborach też zapewne zniknie z polskiej sceny politycznej. Protestując przeciw tak skandalicznej koalicji, nasz redaktor naczelny ze Ślonzoków Razem wystąpił. Jak zapewnia, był za udzieleniem poparcia Kohutowi, ewentualnie Kohutowi i Plurze. A w partii, która się kompromituje związkami z Kukizem być nie chce. Wprawdzie Ślonzoki Razem udzieliły poparcia jeszcze jednej osobie, Grażynie Swaczynie na liście Fair Play Gwiazdowskiego. Ale ci nawet nie są uwzględniani w
sondażach, z poparciem na poziomie błędu statystycznego. Zresztą pani Swaczyna ma tego chyba pełną świadomość, nie prowadzi żadnej kampanii, na jej profilu internetowym nawet nie ma wzmianki, że kandyduje.
KAŻDY INNY GORSZY OD KOHUTA I PLURY Mimo, że PiS jest jawnie antyśląski, część Ślůnzoków jednak na niego zagłosuje. Na liście jest wprawdzie kilku Ślązaków, ale to właśnie nie Ślůnzoki, tylko polscy Ślązacy, wrogowie śląskiej odrębności. No, a listę otwiera pani Wiśniewska, zwolenniczka oderwania Lublińca od województwa śląskiego i przyłączenia do częstochowskiego. Jedyna na tej liście osoba, którą od biedy można nazwać śląską regionalistką, choć też w bardzo polskim wydaniu, to Izabela Kloc. Ale na nią i tak może zagłosować tylko ktoś, kto jest najpierw Polakiem a potem Ślązakiem. Dla richtig Ślůnzoka wybór jest tylko pomiędzy Łukaszem Kohutem, a Markiem Plurą. Przy czym Kohut, jeśli jego lista weźmie mandat – na pewno będzie to jego mandat. A głosy oddane na Plurę mogą spowodować, że mandat weźmie nie on, lecz na przykład Marek Balt z Częstochowy (SLD) albo Mirosława Nykiel z Bielska-Białej. Oboje są na liście wyżej od Plury. Adam Moćko.
4
nr 5/2019 r.
Mamy okazję pokazać biskupom, że nie godzimy się na pedofilię w Kościele
Tyłem do Jędraszewskiego!
Być może 26 maja wydarzy się coś niebywałego. Podczas pielgrzymki mężczyzn do Piekar, część przybyłych obróci się plecami do głoszącego homilię arcybiskupa. Będzie to odpowiedź na jego stosunek do pedofilii księży. Są oburzeni, że ktoś taki będzie głosił homilię na ich pielgrzymce.
N
awet przy tej sprawie słyszałem kilka razy, że „co nos to ôbchodzi, to sprawa Polokůw, niy nasza”. Słyszę to przy okazji wyborów parlamentarnych czy europejskich. I nigdy słów tych zrozumieć nie potrafię, bo dopóki żyjemy w państwie polskim, to takie sprawy Polaków są też naszymi sprawami. Nawet jeśli jesteśmy w niej obywatelami gorszego, nieuznawanego sortu. Wszystko wskazuje na to, że Śląsk jeszcze długo
będzie do Polski należał, więc także w naszym interesie ta Polska była jak najlepsza, jak najnormalniejsza.
NIE KAŻDY HIERARCHA ZACHOWAŁ SIĘ GODNIE A film Tomasza Sekielskiego „Tylko nie mów nikomu”, który w ciągu raptem czterech dni obejrzało w internecie kilkanaście milionów ludzi – pokazuje, z jak straszną patologią mamy do czynie-
PiS ruszył do kontrataku. Powoli dowiadujemy się, że film Sekielskiego jest atakiem na Kościół, a partia ta na szybko, na pokaz, szykuje ustawę o zaostrzeniu kar dla pedofilów. Wychodzi na to, że za ujawnienie pedofilii w kościele odpowiedzą pedofile nie mający z nim związku. A ci w sutannach nadal będą chronieni? Niechcący pokazał to Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości, przedstawiający raport o polskich skazanych pedofilach. Wynika z niego, że wśród znanych pedofili jest 50murarzy, a tyl-
nia w polskim Kościele. Pokazał aż nadto dobrze, że hierarchia kościelna księży-pedofilów chroni przed sprawiedliwością. A do tego posyła w nowe miejsca, gdzie znów mają kontakt z dziećmi. I dzieje się to w momencie, gdy biskupi z całego świata dyskutują w Rzymie, jak z tą hańbą Kościoła skończyć. Gdy rzecznik episkopatu, ks. Paweł Rytel, jesienią ubiegłego roku zapewniał, że „Dobro dzieci i młodzieży jest dla Kościoła najważniejsze. Stanowisko Ko-
ko dwóch księży i jeden zakonnik. I to pokazuje skalę… ukrywania pedofilii księży. Bo jak to jest, że prokuratura zna tylko trzech duchownych pedofilów, jeśli sam episkopat Polski w swoim raporcie mówi o 382 duchownych, którzy w latach 1990-2018 dopuścili się czynów pedofilskich. Jaki więc potwierdza, że księża-pedofilie przed organami wymiaru sprawiedliwości nie stają. Tak więc większymi karami księża-pedofile zagrożeni nie są, bo oni przed sądami nie stają.
ścioła w tej kwestii jest jednoznaczne i niezmiennie: zero tolerancji dla grzechu i przestępstwa pedofilii w Kościele i społeczeństwie”, Sekielski kręcił sceny swojego filmu dokumentalnego, pokazującego coś zupełnie przeciwnego. Ale gdy wielu z nas było wstrząśniętych filmem, głos zabrali hierarchowie. Jedni godnie, jak abp Stanisław Gądecki, który napisał: „Ze wzruszeniem i smutkiem obejrzałem dzisiaj film pana Sekielskiego, za który pragnę podzięko-
Poza tym, murarz-pedofil nie jest przenoszony na inną budowę, lecz trafia do więzienia. Tak samo nauczyciel, choćby tylko podejrzany o molestowanie, natychmiast jest zawieszany, szkoła zawiadamia prokuraturę. Biskupi prokuratury nie zawiadamiają, księdza przenoszą gdzie indziej. Tak naprawdę, według mnie, powinni stawać przed sądami jako współwinni, jak każdy, kto zamiast zawiadomić prokuraturę, zaciera dowody cudzego przestępstwa. W wielu krajach Kościół odszedł od tej praktyki - za czasów Jana
wać reżyserowi. W przeważającej części tenor tego filmu zgadza się z moimi doświadczeniami, jakie wyniosłem z wielu rozmów przeprowadzonych z pokrzywdzonymi”. W podobnym tonie wypowiedział się prymas, abp Wojciech Polak. Ale inni? Abp Leszek Sławoj Głódź zbył wstrząsający dokument słowami „Nie oglądam byle czego” zaś metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski skomentował dla TVP słowami: „Najgorsze jest to, że z kłamstwa robi się
Pawła II będącej obowiązującej ich procedury ukrywania pedofilii księży - w Polsce wciąż w niej trwa. Ciekawe ile nie ujawnionych przypadków znajduje się w archiwach kurii biskupich? To, co zaprezentował Jaki i inni politycy PiS-u trzeba chyba określić jako Kłamstwo Pedofilskie. A ja nie znam drugiej instytucji czy organizacji, która ukrywałaby przestępstwa swoich członków. Można więc zaryzykować twierdzenie, że organizacja, która tak postępuje jest… zorganizowaną grupą przestępczą. DD
5
nr 5/2019 r.
dzisiaj element polityki wielkiej, a właściwie to jest bardzo mała i nędzna polityka” . Warto tu dodać, że Głódź jeszcze niedawno grzmiał, że jak ktoś śmie oskarżać o pedofilię dawnych kapelanów Solidarności, Henryka Jankowskiego i
czyzn i młodzieńców do Piekar wygłosić homilię. Gdyby nie film Sekielskich i wypowiedzi po nim purpurata, może by jakoś udział metropolity w wydarzeniu przeszedł bez echa. Jednak natychmiast po emisji filmu ”Tylko nie mów niko-
draszewskiego odwrócą się plecami, lub zaczną odchodzić, to efekt będzie bardzo widoczny. Sam się może nie odważę, ale jeśli będzie nas więcej, wówczas pójdę do Piekar, choć ostatni raz byłem tam chy-
Abp Marek Jędraszewski ma podczas corocznej pielgrzymki mężczyzn i młodzieńców do Piekar wygłosić homilię. Gdyby nie film Sekielskich i wypowiedzi po nim purpurata, może by jakoś udział metropolity w wydarzeniu przeszedł bez echa. Jednak natychmiast po emisji filmu ”Tylko nie mów nikomu” pierwszy odezwał się w internecie szef Związku Górnośląskiego Grzegorz Franki, sam wielokrotny uczestnik tych pielgrzymek. Franki ogłosił „Po dzisiejszych wypowiedziach abp. Jędraszewskiego mam nadzieję, że ktoś mądry nie dopuści, by - jak zapowiedziano - głosił homilię na pielgrzymce mężczyzn w Piekarach Śląskich 26 maja. Franciszka Cybulę. Twierdził, że to atak na kościół. Na filmie Sekielskiego skonfrontowany z ofiarą Cybula do pedofilii się przyznaje!!!
NIE CHCEMY JĘDRASZEWSKIEGO Równie skandalicznie wypada Jędraszewski, który już i przed tą wypowiedzią miał opinię kogoś, ko zawsze staje po stronie pedofilów w sutannach. Za-
mu” pierwszy odezwał się w internecie szef Związku Górnośląskiego Grzegorz Franki, sam wielokrotny uczestnik tych pielgrzymek. Franki ogłosił „Po dzisiejszych wypowiedziach abp. Jędraszewskiego mam nadzieję, że ktoś mądry nie dopuści, by - jak zapowiedziano - głosił homilię na pielgrzymce mężczyzn w Piekarach Śląskich 26 maja... W przeciwnym razie mnie tam na pewno nie będzie. Na pewno!„.Po czym Franki dodaje: „Niestety, dzisiejsze wypowiedzi ar-
Gdy rzecznik episkopatu, ks. Paweł Rytel, jesienią ubiegłego roku zapewniał, że „Dobro dzieci i młodzieży jest dla Kościoła najważniejsze. Stanowisko Kościoła w tej kwestii jest jednoznaczne i niezmiennie: zero tolerancji dla grzechu i przestępstwa pedofilii w Kościele i społeczeństwie”, Sekielski kręcił sceny swojego filmu dokumentalnego, pokazującego coś zupełnie przeciwnego. pracował na nią solidnie. Chodzi nie tylko o ostatnią wypowiedź. W 2002 roku, gdy pojawiły się informacje o przestępstwach seksualnych abp. Juliusza Paetza, Stolica Apostolska nałożyła na niego zakazy liturgiczne oraz zakazała mu udziału w publicznych uroczystościach. Jednym z nielicznych hierarchów, który bronił Paetza był Jędraszewski. Sam Paetz, mimo zakazom z Rzymy, koncelebruje msze. Zaś całkiem niedawno, gdy na jaw wyszła obrzydliwa afera pedofilska australijskiego Kardynałą George Pella (skazanego na 6 lat więzienia) abp Jędraszewski dwa miesiące temu skazanie australijskiego kardynała nazwał… prześladowaniem chrześcijan. A samego Pella ogłosił ofiarą tego prześladowania. Jędraszewski w zasadzie staje się symbolem krycia pedofilii w polskim Kościele, a dodatkowego smaku dodaje sprawie fakt, że to on szefował polskiej delegacji na lutowy watykański szczyt w sprawie pedofilii… I właśnie ten abp Marek Jędraszewski ma podczas corocznej pielgrzymki męż-
cybiskupów Głódzia i Jędraszewskiego (ten ma głosić za 2 tygodnie homilię na pielgrzymce mężczyzn w Piekarach!) pozbawiają złudzeń: nic się nie zmieni w podejściu polskiego Kościoła instytucjonalnego w tej kwestii. Jeśli zaś oświadczenia arcybiskupów Polaka i Gądeckiego zawierające "przepraszam" nie są pustosłowiem, to jutro naczelny kapelan więziennictwa powinien zostać odwołany z tej funkcji po jego występie w filmie braci Sekielskich. Ktoś wierzy, że tak się stanie? (na filmie kapelan więziennictwa chroni księdza pedofila wulgarnie wyzywając dziennikarzy– przyp. red.).
NIE PRZYJDZIEMY, ALBO GORZEJ… Na apel Frankiego odpowiedziało wielu mężczyzn, myślących podobnie jak on. Ale pojawiły się i inne głosy. Takie mianowicie, że jeśli kilkaset osób nie przyjdzie, to w zasadzie będzie to niezauważone. Jeśli natomiast jeśli osoby te w trakcie głoszenia homilii przez Ję-
ba pięć lat temu, żeby pokazać, co myślę o ukrywaniu pedofilii księży przez biskupów – mówi nam jeden z katowickich członków RAŚ-u. A lider Ślonzoków Razem, Lyjo Swaczyna dodaje: „Jestem rzymskim katolikiem i wstyd mi za tych księży pedofilów, ale jeszcze bar-
Film Sekielskigo to wstrząsający dokument. Pokazuje - nakręcone ukrytą kamerą - konfrontacje księży pedofilów z ich ofiarami. Pokazuje Kościół, który wbrew deklaracjom, pedofilię księży raczej kryje, niż zwalcza. Szokujące są zdjęcia księdza, który za molestowanie 7-letnich dziewczynek ma sądowy zakaz pracy z dziećmi, ale – wbrew zapewnieniom kurii – prowadzi dla nich rekolekcje. I dzieje się to wtedy, gdy polscy biskupi w Watykanie zapewniają, że wprowadzili procedury walki z pedofilią księży. Tam, gdzie pedofilię księży zbadano dokładnie (Irlandia, Australia), okazuje się, że skazano za pedofilię od 4 do 7% duchownych. Znacznie więcej, niż w jakimkolwiek innym zawodzie. Papież Franciszek uważa, że pedofile to 2% księży. Czyli jeden na pięćdziesięciu. A to by oznaczało, że w takich Tychach musi być przynajmniej jeden, w Katowicach nie mniej, niż trzech. A w całej Polsce jest obecnie około 30 000 księży, więc o ocenie samego papieża jest wśród nich 600 księży-pedofilów. Oraz trzech wśród biskupów (tych jest ok. 150). I to Kościół musi mieć świadomość, że jeśli sam się z tych czarnych owiec nie oczyści, to wiernych zacznie tracić bardzo szybko. AMO
dziej za takich biskupów jak Jędraszewski czy Głódź. Mogę się pocieszać, że to problem Kościoła polskiego, a nie powszechnego, rzymskiego, ale przecież wiem, że ich Rzym uczynił biskupami. Papież Franciszek za ukrywanie pedofilii zdymisjonował biskupów z Chile, więc może teraz czas na niektórych polskich. W pielgrzymce mężczyzn do Piekar uczestniczą ojcowie, dziadkowie. Pedofilia jest dla nas czymś obrzydliwym i
sama myśl, że na pielgrzymce tej ma homilię głosić ktoś, kto broni pedofilów, też jest obrzydliwa”. Sama pielgrzymka już za kilka dni (tekst powstał18 maja – przyp. red.) . I jeśli organizatorzy nie zmienią biskupa, który wygłosi homilię, być może będzie to pierwszy bojkot w jej 72-letniej historii. Bo wierni zdają się mówić: Kościół tak, wypaczenia nie! Dariusz Dyrda
Były działacz Solidarności i poseł pierwszych demokratycznych kadencji sejmu, Piotr Polmański z Piekar Śląskich, napisał do metropolity katowickiego abp Wiktora Skworca list otwarty, w którym protestuje przeciwko homilii abp Jędraszewskiego w Piekarach. Nie bawi się w delikatne słówka: „Z enuncjacji prasowych dowiedziałem się, że podczas tegorocznej Pielgrzymki Mężczyzn do Matki Boskiej Miłości i Sprawiedliwości Społecznej w Piekarach Śląskich homilię do zebranych pielgrzymów ma wygłosić arcybiskup Marek Jędraszewski. Jako katolik i zarazem mieszkaniec Piekar Śląskich, a także jako były poseł na Sejm wybrany w wyborach 4 czerwca 1989 roku składam na ręce Księdza Arcybiskupa zdecydowany protest przeciwko temu, by zaszczyt głoszenia słowa Bożego u stóp Piekarskiej Pani spotkał kapłana, który nie tylko w moim przekonaniu szkodzi i niszczy Kościół, a w sojuszu tronu i ołtarza niszczy także demokratyczne państwo prawa i depcze wolności obywatelskie. Z ogromnym zdziwieniem, ale i zażenowaniem, tudzież nieukrywaną złością przyjąłem tę wiadomość. Zapewne nie jestem jedyną osobą, która przeciwko temu protestuje.
Abp. Marek Jędraszewski nie od dziś jest kapłanem, który publicznie bierze w obronę przestępców w sutannie, niewybrednie krytykuje UE, wygłasza tezą o zamachu w Smoleńsku, a Okrągły Stół, przy którym Kościół był gwarantem historycznych i demokratycznych przemian, nazywa zdradą. To jest kapłan, który swoją pychą, arogancją i zakłamaniem dzieli, a nie łączy Abp. Marek Jędraszewski nie od dziś jest kapłanem, który publicznie bierze w obronę przestępców w sutannie, niewybrednie krytykuje UE, wygłasza tezą o zamachu w Smoleńsku, a Okrągły Stół, przy którym Kościół był gwarantem historycznych i demokratycznych przemian, nazywa zdradą. To jest kapłan, który swoją pychą, arogancją i zakłamaniem dzieli, a nie łączy, który często wygłasza publicznie polityczne sądy na temat obecnej sytuacji i jest politycznie zaangażowany po stronie obecnie rządzących. Abp Jędraszewski swoją postawą i poglądami głoszonymi od lat jest zaprzeczeniem podstawowej misji kościoła otwartego na wszystkich ludzi, jest zaprzeczeniem miłości i sprawiedliwości społecznej. Organizowane
są w całym kraju protesty przeciwko obecności tego kapłana w przestrzeni publicznej, zwłaszcza państwowej. Wiem, że wiele osób zapowiada, i ja też, że nie będzie w tym roku pielgrzymowało do Piekarskiej Pani, jeżeli się nic nie zmieni. Dlatego ośmielam się zwrócić do Księdza Arcybiskupa z gorącym apelem o zmianę tych ustaleń dla wspólnego dobra.” Piotr Polmański z Piekar Śląskich był działaczem Solidarności od 1980 roku, w stanie wojennym był wyrzucony z pracy i aresztowany. Uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu. Był posłem Sejmu kontraktowego ramienia Komitetu Obywatelskiego, a potem jeszcze dwóch kadencji.
6
nr 5/2019 r.
W setną rocznicę tragedii dzieci gliwickich
Miało być pięknie, radośnie... Tragedie towarzyszą ludzkości od zarania. Jeszcze nie zamilkły działa I wojny światowej, w której uczestniczyło 65 mln żołnierzy obu walczących stron, a w której zginęło 8,5 mln ludzi, jeszcze trwały rozmowy pokojowe w Wersalu, a w Gliwicach zdarzyła się straszna tragedia. W dniu 24. marca 1919 roku, w poniedziałek, podczas przedstawienia dla dzieci Święta Jadwiga patronka Śląska, zginęło 72 dzieci a 12 zostało ciężko rannych.
P
rzedstawienie zorganizowała Katolicka Misja Dworcowa Ochrony Dziewcząt (Katholische Banhofsmission für Mädchenschutz) w
małej sali kinowo-teatralnej im. Blüthnera (Blüthner-Saal), na piętrze restauracji, kompleksu rozrywkowego Stadtgarten (ob. Plac Mickiewicza).
Organizator przedstawienia, pani Grund, nie przewidział olbrzymiego zainteresowania, gdyż zgłosiło się 500 dzieci z Gliwic i okolicy, które chciały obejrzeć spektakl.
oświetleniowej zapaliła się kotara. Pożar ten szybko ugaszono, ale powstała straszna panika: dzieci z okrzykiem „pali się” (Feuer, Feuer!) uciekały z sali, aby rato-
Z dzisiejszego punktu widzenia oznacza to poważny błąd konstrukcyjny, odebranych przez odpowiednie służby budynków kompleksu!
Podczas przedstawienia wybuchł w zasadzie niegroźny pożar: od iskry lampy oświetleniowej zapaliła się kotara. Pożar ten szybko ugaszono, ale powstała straszna panika: dzieci z okrzykiem „pali się” (Feuer, Feuer!) uciekały z sali, aby ratować życie. Niestety, na piętrze budynku istniało tylko jedno wyjście: poprzez szatnię, po schodach do drzwi wyjściowych na zewnątrz. Ale zarówno drzwi na piętrze, jak i na parterze otwierały się nie na zewnątrz, lecz do wewnątrz. Napór dzieci z tyłu uniemożliwiał więc tym z przodu ich otwarcie. Bojąc się naporu tłumu dzieci, kazała zamknąć jedne drzwi na piętrze sali i jedne drzwi na parterze budynku, co okazało się jedną z przyczyn strasznej tragedii.
FEUER, FEUER! Podczas przedstawienia wybuchł w zasadzie niegroźny pożar: od iskry lampy
wać życie. Niestety, na piętrze budynku istniało tylko jedno wyjście: poprzez szatnię, po schodach do drzwi wyjściowych na zewnątrz. Ale zarówno drzwi na piętrze, jak i na parterze otwierały się nie na zewnątrz, lecz do wewnątrz. Napór dzieci z tyłu uniemożliwiał więc tym z przodu ich otwarcie. (kompleks został w 1918 roku przejęty przez miasto, wyremontowany i odebrany przez wszystkie służby)!
Dzieci uciekając po schodach, potykały się, padały, a nacierający tłum powodował, iż wokół zamkniętych drzwi wyjściowych bardzo szybko powstał stos duszących się dzieci wysokości ok. 1,8m! Wszystko to działo się bardzo szybko! Ruszyła akcja ratownicza: obecny na przedstawieniu kapelmistrz kina, p. Lomnitzer uratował 10 dzieci, kucharka, Franziska Wieczorek, uratowała 4 dzieci.
7
nr 5/2019 r.
Obecny na sali jedyny lekarz, dr Königsfeld, miał pełne ręce roboty, zanim kolejno zgłaszali się następni lekarze. Do akcji włączyli się żołnierze z budynku naprzeciw teatru: aby dostać się do ciał dzieci, musieli wybić szyby na parterze i tą drogą wyciągali ciała na zewnątrz. W sumie zginęło 72 dzieci i 12 zostało bardzo ciężko rannych. Później zmarło jeszcze czworo z nich, więc liczba zmarłych dzieci wzrosła do 76. Zakładając, iż w przepełnionej sali stłoczonych było 100 dzieci – 72% z nich zginęło, 12% zostało ciężko rannych, a tylko 14% się uratowało. W oficjalnym stanowisku władze miasta Gliwic oskarżyły organizatora, że jest winien tej tragedii, gdyż nie zadbał o właściwą ochronę imprezy (brak straży, męskiej służby porządkowej).Na zarzuty te pani Grund odpisała, że myślała, że to gospodarz obiektu, czyli właściciel restauracji, jest odpowiedzialny za zapewnienie bezpieczeństwa.
MIASTO W ŻAŁOBIE 27. marca dzieci pochowano na trzech cmentarzach: na Cmentarzu Lipowym pochowano, w białych trumnach, ciała 54 dzieci; 9 dzieci pochowano na cmentarzu ewangelickim; 9 dzieci pochowano na cmentarzu na Trynku. Pogrzeb miał charakter bardzo uroczysty: poprzedzony mszami za zmarłych w kościołach: Wszystkich Świętych oraz Piotra i Pawła. Podczas pogrzebu, o mało co nie doszłoby do kolejnej tragedii: podczas otwarcia bramy wejściowej na Cmentarz Lipowy wtargnął olbrzymi tłum uczestników pogrzebu. Groziła panika, ale dobrze przygotowane wojsko, które czuwało nad prawidłowym przebiegiem pogrzebu, szybko opanowało groźną sytuację. Na pogrzebie przemawiali m. in.: proboszcz kościoła Wszystkich Świętych, Brillka po niemiecku i proboszcz kościoła Piotra i Pawła, ks. prałat Józef Jaglo po polsku. Na masowym grobie każde z pochowanych dzieci otrzymało swoja tabliczkę . Miasto Gliwice ufundowało również pomnik tej tragedii. Śląski artysta „rzeźbiarz Pana Boga” (Bildhauer Gottes), Paul Ondrusch, zaprojektował wspaniały pomnik, który okazał się jednak za drogi dla miasta. Powstał więc skromniejszy pomnik o nazwie Chrystus boski przyjaciel dzieci (Christus der göttliche Kinderfreund), który do dnia dzisiejszego istnieje na Cmentarzu Lipowym. Pomnik ten uroczyście poświęcono w 1922 roku. Pierwotny napis biblijny „Lasset die Kindlein zu mir kommen” usunięto w latach 50-tych XX wieku, zastępując go obecnym napisem „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie”. Dnia 24. marca 2019 roku przed pomnikiem odbyło się uroczyste nabożeństwo ekumeniczne za zmarłe sto lat temu dzieci. Wilhelm Gorecki
O AUTORZE Prof. dr hab. inż. jest nauczycielem akademickim, zajmującym się – już będąc na emeryturze - m. in. rozwojem przemysłu na Górnym Śląsku. Na ten temat napisał ciekawą książkę p. t. Rozwój przemysłu na Górnym Śląsku w XVIII i XIX wieku.
Śląski Atlas wyruchany
Pomnik, który na swoje 15-lecie zafundował sobie Uniwersytet Opolski, pewnie przeszedłby bez echa, bo nie jest to wybitne dzieło sztuki. Jednak dzięki pewnemu drobnemu, a raczej niezamierzonemu efektowi, można uznać go za symboliczny, Za symbol tego, jak Polska traktuje nie tylko Opole, ale i cały Śląsk.
A
tlas, dźwigający ziemię z napisem Uniwersytet Opolski nie jest rzeźbiarsko dziełem doskonałym. Jednak uwagę przykuwa jego zbolała twarz. On, ten opolski Atlas, naprawdę cierpi. Żeby zrozumieć, co mu takiego cierpienia przysparza, należy pójść na tyły rzeźby i zobaczyć, jak mitologiczny atleta został przymocowany do przytrzymującego go cokołu. Mocowanie to można uznać za obsceniczne. Ale można też dojść właśnie do wniosku, że to - nawet jeśli niezamierzona - alegoria stosunku (w tym przypadku słowo to nabiera dodatkowego znaczenia) Polski do Śląska. Ten śląski Atlas dźwiga od dziesięcioleci ogromny ciężar, a Polska, przez cały ten czas, mówiąc kolokwialnie, go „rucha”. W rzić! Nic sobie nie robiąc z jego wysiłku i męczarni. Uniwersytet Opolski zapewnia, że mocowanie zostanie niebawem zmienione. Szkoda, lepiej byłoby tylko dodać tabliczkę „Śląski Atlas w Polsce” i zostawić go jako turystyczną atrakcję. Jestem pewien, że przyciągałaby ona wielu turystów. Nawet gdyby nie każdy alegorię odczytał. Dariusz Dyrda
REKLAMA
GRAŻYNA GABRIELA SWACZYNA:
Materiał sfinansowany przez KW POLSKA FAIR PLAY BEZPARTYJNI GWIAZDOWSKI
W 2006 roku ukończony Uniwersytet Śląski Wydział Nauk Społecznych z tytułem magistra na kierunku politologia w zakresie specjalność samorządowa. Od 2007 roku pracownik samorządowy. W 2012 roku na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach na Wydziale Finansów i Ubezpieczeń ukończone studia podyplomowe w zakresie Rachunkowość finansowa. W 2018 roku na Politechnice Warszawskiej na Wydziale Elektroniki i Technik Informacyjnych w Instytucie Automatyki i Informatyki Stosowanej ukończone studia podyplomowe w zakresie Zarządzanie Projektami: metodyki, praktyka, techniki, narzędzia.) Języki obce to niemiecki, angielski,włoski, miowy i oczywiście polski .
8
nr 5/2019 r.
W maju pożegnaliśmy dwóch wizjonerów śląskiej architektury
Innowacyjna architektura Śląska Może niektórym w Warszawie czy Poznaniu trudno w to uwierzyć, ale to na Górnym Śląsku można zobaczyć piękną współczesną architekturę, prostota połączona z przestrzenią i idealnie wkomponowująca się w resztę otaczającego je środowiska. Tam mogą pomyśleć, że Śląsk to tylko familoki i szare bloki, a przecież nic bardziej mylnego. Nasz region jest połączeniem XIX wiecznej secesji w centrach miast, industrialnych budynków na przedmieściach i ciekawych rozwiązań dla mieszkańców domków jednorodzinnych. Każdy może znaleźć tu coś dla siebie, a jeśli nie to zawsze można stworzyć coś co będzie współgrało z regionem.
O
czywiście i tu powstają architektoniczne buble i budynki, które wyglądają jakby pijany kosmita zrzucił je prosto na Śląsk ze swego statku kosmicznego - a zachwyt niektórych właścicieli, by ustawić sobie w fasadzie domu całe kolumnadę, przywleczoną ze starożytnego Egiptu, aż woła o pomstę do nieba, a zalewająca nas pa-
steloza już dawno przekroczyła granice dobrego smaku. Na szczęście młodzi architekci ze Śląska zaczynają zwracać uwagę na region, w którym żyją i tworzą i zaczynają tworzyć budynki, które by współgrały z resztą i dodawały regionowi atrakcyjności. Silna tradycja regionu i jego tożsamość to one tworzą fundamenty pod najpiękniejsze domu regionu.
Stanisław Niemczyk urodził się 19 września 1943 roku w CzechowicachDziedzicach po studiach które skończył na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej zaczął prace w Tychach w Miastoprojekcie gdzie wyróżniało do nowatorskie podejście do architektury i odważne projekty. Najbardziej zasłynął z zaprojektowanych przez siebie kościołów, ale projektował także budynki usługowe i domy mieszkalne. Nie ważne, co zaprojektował, zawsze można było dostrzec w jego dziełach indywidualizm i coś co łamało kanon socjalistycznego piękna. Gdy powstał pierwszy zaprojektowany przez niego kościół cześć osób klupało się w głowę, cześć było zachwyconych, bo kościół którym kształtem przypominał namiot (Kościół Zesłania Ducha Świętego w tyskim Żwakowie) był czymś nowym, odważnym, tak jak sam twórca. Do projektu każdego obiektu sakralnego podchodził indywidualnie i z wielką pieczołowitością. Niemczyk zdawał sobie sprawę, że kościół ma mieć to coś, co pozwoli wiernym stworzyć nić porozumienia z Bogiem. Wielokrotnie podczas prac budowlanych wchodził do jeszcze nie skończonego kościoła i modlił się - chciał w ten sposób też sprawdzić, czy coś można było zrobić lepiej czy zamierzony efekt został osiągnięty, czy potrafi się w tym wnętrzu pomodlić. Przy tworzeniu swoich projektów również wiedział, że każdy wychodzący z pod jego ręki budynek musi być piękny, tak by ludzie w jego otoczeniu czuli się dobrze. Architekt zdawał sobie z sprawę, że budynek zostanie w przestrzeni publicznej i można ją tym budynkiem upiększyć lub zepsuć. Stanisław Niemczyk w 1998 roku otrzymał honorową nagrodę Stowarzyszenia Architektów Polskich. Jan Paweł II przyznał mu w 2000 roku odznaczenie Pro Ecclesia et Pontifice a rok później Papieska Rada ds. Kultury uhonorowała go medalem Per Artem ad Deum. W 2013 został odznaczony Brązowym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis" i papieskim orderem Ecce Homo. Stanisław Niemczyk zmarł 13 maja mając 76 lat.
PROSTOTA I UŻYTKOWOŚĆ Śląsk kojarzy się nam z szarością bloków i czerwienią cegieł na pewno nie z pstrymi elewacjami. Śląsk to prostota i użytkowość. I to
jest tu piękne, w budynkach nie ma zbędnych rzeczy, nikt nie upiększa ich na siłę, nie czyni familoka starożytnym pałacykiem, dokładając mu strzeliste wieżyczki - to po prostu by nie grało i z pewnością by się nie przyjęło, po prostu byłoby śmiesz-
ne. Dom ma być uzupełnieniem całości, przecież osiedla nie tworzy jeden budynek, ale całe setki i każdy w swym designe powinien pasować do innych. Ale tak samo nie znaczy nudno. Śląskie domy, choć mogą wydawać się trochę klaustrofobicz-
Śląsk kojarzy się nam z szarością bloków i czerwienią cegieł - na pewno nie z pstrymi elewacjami. Śląsk to prostota i użytkowość. I to jest tu piękne, w budynkach nie ma zbędnych rzeczy, nikt nie upiększa ich na siłę, nie czyni familoka starożytnym pałacykiem, dokładając mu strzeliste wieżyczki - to po prostu by nie grało i z pewnością by się nie przyjęło, po prostu byłoby śmieszne
9
nr 5/2019 r.
ne i surowe, są bardzo intuicyjne, energooszczędne oraz praktyczne. Uwagę zwraca rozwój nowoczesnego budownictwo na Śląsku nie tylko wielkich budynków użytku publicznego, ale również mieszkalnego. To mogę przytoczyć przykład zaprojektowanego domu aatrialnego przez architekta Roberta Koniecznego, zlokalizowanego niedaleko Opola. Projekt ten został doceniony i nagrodzony przez portal World Architecture News, zdobywając tytuł „Domu Roku”. Dom przez swoją konstrukcje, która pełna jest dużych szklanych ścian daje wrażenie przestrzeni, dodatkowo jej nieskrepowana niczym lokalizacja i podziemny podjazd dla samochodu daje wrażenie wolności i możliwości podziwiania piękna otaczającego do lasku. Jest to transformacja domu - kostki z lat 70 z otwarty na przestrzeń. Więc, jakby to powiedziała przyszła panna młoda, weź coś starego i coś nowego... Na bazie starej zabudowy, które pełna jest ta okolica powstało coś nowego co zachwyciło architektoniczny świat. I na tym polega trend, który coraz częściej przeważa w nowych budynkach zaprojektowanych przez śląskich architektów - czerpiąc inspiracje z otaczającej nas architektury, stworzyć coś nowego.
STWORZYĆ PRZESTRZEŃ Równie fantastycznie prezentuje się Dom Śląski, który powstał na miejscu
starego robotniczego domu w Katowicach. Pokryty cegłą nawiązuje do zabytkowej zabudowy Śląska, ale jednak jest zupełnie inny. Przy realizacji projektu „Dom Śląski” architekci Małgorzaty Pilinkiewicz i Tomasz Studniarka ze studia Archistudio zachowali zaokrągloną formę okien oraz cegły, z których niegdyś wymurowano ten budynek w XIX wieku. Może z zewnątrz niczym się nie wyróżnia, ale gdy się wchodzi do środka, można odetchnąć, bo w środku jest przestrzeń, a jedna ze ścian została oszklona, co dodatkowo wrażenia to pogłębia i daje widok na przydomowy ogród. Śląscy architekci pokochali przestrzeń, bo przestrzeń daje wolność. Na Śląsku tej przestrzeni nie ma zbyt wiele i nie da się rozpychać łokciami na ciasnej działce, ale niektórzy z projektantów potrafią zrobić czary mary i zrobić coś praktycznie z niczego - dać mieszkańcom poczucie tej przestrzeni. Wraz z młodą krwią pojawiły się nowe projekty, do których architekci przekonują swoich klientów. Są to domy, które częściej można zobaczyć na amerykańskim filmie, niż u nas, ale tu również zaczynają się pojawiać. Na przykład w Ornontowicach (między Gliwicami, Mikołowem i Rybnikiem) gdzie taki parterowy domek powstał. Dom przedstawia się następująco: bryłą jest prostopadłościan i ktoś powiedziałby pewnie „o co to halo? kostka jakich wiele na Śląsku”. Wrażenia nie robi tu jednak bryła, lecz
jego południowa ściana która jest całkowicie oszklona, a nocą zakrywa ją tylko prosta drewniana żaluzja. Niestety, jest to dalej rzadkość, bo parterowe domki dalej kojarzą się nam z
jeśli już teren nie chciał współpracować z domem. Duże wrażenie robi też budynek stworzony dla na potrzeby samego architekta Przemo Łukasika, który stwo-
Ktoś pewnie pomyśli, czemu piszę o wizjonerskiej architekturze, która pojawia się na naszym terenie. Powodem jest to, że niedawno pożegnaliśmy dwóch znanych i cenionych ślą-
Czasem postawienie czegokolwiek wymaga podwójnego starania, tak jak w przypadku Domu z Ziemi Śląskiej, który powstał na szkodach górniczych, gdzie teren nie dosłownie nie chciał współpracować przy postawieniu na nim jakiegokolwiek budynku. Patrząc teraz na niego ma się wrażenie, że rzeczywiście zrodziła go śląska ziemia, może przez nietypowe uskoki kondygnacji, które zostały tak zaprojektowane by współgrała z terenem, jeśli już teren nie chciał współpracować z domem wakacyjnymi bungalowami i dalej są uważane za nieekonomiczne.
ZWIEDZANE MIESZKANIE Czasem postawienie czegokolwiek wymaga podwójnego starania, tak jak w przypadku Domu z Ziemi Śląskiej, który powstał na szkodach górniczych, gdzie teren nie dosłownie nie chciał współpracować przy postawieniu na nim jakiegokolwiek budynku. Patrząc teraz na niego ma się wrażenie, że rzeczywiście zrodziła go śląska ziemia, może przez nietypowe uskoki kondygnacji, które zostały tak zaprojektowane by współgrała z terenem,
rzył mieszkanko w starej lampiarni koło kopalni w Bytomiu. Gdy tylko budynek zawisł na betonowych palach, zaraz zjawili się pierwsi zwiedzający. Potem zaczęły się tam zjeżdżać całe autokary. Nie wiem czy architekt cieszy się z aż takiego rozgłosu mieszkania, które zaprojektował przecież dla własnej rodziny.
skich architektów którzy również byli wizjonerami: Stanisława Niemczyka i Aleksandra Frantę. Obaj zmarli w pierwszej połowie maja. Franta odcisnął swoje piętno przede wszystkim na Katowicach, Niemczyk na Tychach. Frantę nazywano Budowniczym Katowic, Niemczyka – śląskim Gaudim. Karolina Gąsior
Aleksander Franta urodził się 1 lutego 1925 roku w Krakowie, ale zaraz po wojnie zaczął pracować w Katowickim Miastoprojekcie, kiedy miasto rozrastało się na potęgę. Pracował razem z innymi wielkimi architektami jak Henryk Buszek (z którym w duecie stworzył osiedle Tysiąclecia w Katowicach, potem także drugą jego część, znaną też jako kukurydze) i Jerzym Gottfriedem z którymi trafił na praktykę do Miastoprojektu. Potem w 1958 razem z Buszkiem założyli Pracownię Projektów Budownictwa Ogólnego (PPBO) w Katowicach. W latach 70 zaczął też wykładać na uczelni. Założenie tak naprawdę własnego biura architektonicznego w tych czasach było niebywale ciężkie, ale wtedy z pomocą przyszedł im wojewoda Jerzy Ziętek który poznał się na talencie młodych architektów. I może właśnie też miedzy innymi wizjonerskiemu spojrzeniu nie tylko architektów, ale również Ziętka nasze oczy może cieszyć takie realizacje jak wspomniane osiedle Tysiąclecia czy też Osiedle Roździeńskiego (Gwiazdy) lub też pałac ślubów w Chorzowie. Aleksander Franta był laureatem Honorowej Nagrody SARP w 1975, poza projektowaniem uczył też innych studentów na Wydziale Architektury Politechniki Śląskiej. Był również sędziom na konkursach architektonicznych: 5-krotnie był sędzią konkursów międzynarodowych, a krajowych 90-krotnie. Zmarł 1 maja 2019 roku mając 94 lata.
10
nr 5/2019 r.
Historia piwem płynąca Już 25 maja w kraju jest obchodzony dzień piwowara, wtedy bez żadnych wyrzutów każdy z nas może uraczyć się kuflem złocistego trunku. Ale czy pijąc piwo ktoś zadał sobie trud by zgłębić historię piwa i jego produkcji? Bo my uważamy, że to nasz, śląski napitek. Czesi, że ich, Niemcy też, że ich. A czyj naprawdę?
P
iwo, a raczej jego produkcje, sięga swoimi korzeniami dwunastu tysięcy lat wstecz w Azji Mniejszej. Wtedy to piwo zyskało swój pierwowzór, który był wykonany z fermentującego ciasta z mąki jęczmiennej i pszennej, do których dodano wodę. Tak powstał mętny alkoholowy napój, który różnił się od tego, który pijemy dzisiaj.
W późniejszym czasie zaczęła się istna rewolucja która coraz bardziej zbliżała piwo do teraźniejszego kształtu. Już pięć tysięcy lat przed naszą erą w Mezopotamii, zamiast sfermentowanego ciasta, zaczęto stosować kiełki jęczmienia i orkiszu, które później podpiekano i oddawano procesowi fermentacji. Tysiąc lat później kolejny krok uczynili Sumerowie. To oni rozpoczęli produkcje piwa już prawie na masową skale w obrębie swojego państwa. Z glinianych tabliczek dowiaduje się o napoju alkoholowym o nazwie SIKARU. Piwo nie tylko było rozchwytywanym trunkiem (antyczni wymyślili 20 rodzaju SIKARU), ale również był stosowany jako lek w niektórych chorobach i przypadłościach. Był też formą pieniędzy- niekiedy to właśnie taką walutą zleceniodawcy płacili budowniczym, który w pocie czoła pracowali przy wznoszeniu świątyni. Kto dziś pracowałby za kista piwa, zamiast gotówki? Wtedy się dało. A jak jesteśmy już przy świątyni to można było też trunek złożyć bogom w ofierze.
WIEDZIELI, CO DOBRE Sumerowie tworzyli piwa również w zależności od tego, kto miał je pić - mocne były przeznaczone dla mężczyzn, a słabsze pszeniczne były pite przez kobiety. Opiekunką piwa były boginie wiec też jego produkcją zajmowały się kobiety,
a każdy obywatel miał też swój dzienny przydział trunku - od 3 do 5 litra na osobę. W późniejszym czasie zaczęto też dodawać chmielu. W miarę upływu czasu piwo stawało się coraz popularniejsze, a samu trunkowi zlecono specjalny nadzór sam władca Hammurabi kazał zapisać specjalny przepis, dotyczący produkcji piwa i ochronny jego zdatności do spożycia - według wyżej wspomnianego przepisu prawnego, każdy producent piwa, którego na-
mówią, dla każdego coś miłego - ludzie z nizin społecznych na przykład lubią jasny ZYTHUM, inni wolą piwo z domieszką miodu lub żeń-szenia. Każdemu budowniczemu piramidy przysługuje 5 litrów piwa (dziwie się, że piramidy w takim przypadku od razu się nie zawaliły). Piwo było ważnym produktem spożywczym, o randze niewiele niższej niż chleb. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że piwo dalej nie było tym czym dziś - bardzie przypomi-
pój nie smakuje konsumentowi, lub też nie nadaje się do spożycia, miał być ukarany wysoką karą pieniężną, lub też w skrajnych przypadkach taki nieuczciwy piwowar mógł zostać nawet utopiony w trunku własnej produkcji. Oj, szkoda, że zapis ten nie był egzekwowany w PRL-u… W Egipcie, niecałe dwa tysiące przed naszą erą, piwo święci prawdziwy tryumf, a jego symbolem stał się sam Ozyrys. Piwo zyskało nawet własny hieroglif i produkuje się ich kilka rodzajów, bo jak
nało papkę, jak już klarowny płyn, był on przy tym bardzo pożywny i nie zawierał aż tak dużo alkoholu. Najbardziej „naprocentowane” było specjalne piwo, ale było przeznaczone tylko dla mężczyzn, zawierało 15 procent alkoholu. Jeśli chodzi o starożytną Grecje i Rzym, nie było tam piwnego szału, tam dalej na stołach królowało wino. Piwo było napojem pospólstwa oraz barbarzyńców z podbitych przez Rzym i Grecje krain takich jak Germania czy Galia.
Znam trzy duże browary w naszym województwie, jest to browar Żywiec, browar w Cieszynie i ten do którego mam niedaleko, Tyski.
Żywiec. Ni każdy wie, ale kiedyś i to był Śląsk. Ale to temat inny. W Żywcu piwo waży się d dawna, ale na masową skale zaczęto stosunkowo niedawno, bo utworzenie browaru zainicjował Arcyksiążę Albrecht Fryderyk Habsburg, który zdecydował że na peryferiach miasta ma powstać fabryka piwa, która jak na tamten czas była jedną z najnowocześniejszych. Browar praktycznie wojna ominęła, ale Habsburgowie musieli walczyć o swoją własność, końcowo spór zakończył się porozumieniem miedzy Skarbem Państwa i Grupą Żywiec SA. Moc przerobowa fabryki pozwala wyprodukować 5,4 mln hektolitrów piwa rocznie, a sam browar jest jednym z najnowocześniejszych w piwowarskich zakładów na terenie Europy. Dodatkowo w podziemiach znajduje się muzeum, w którym można prześledzić historie powstawania piwa na przestrzeni wieków. Cały historyczny spacer kończy - oczywiście - szklaneczka piwa.
BRACKI BROWAR ZAMKOWY W CIESZYNIE To historia piwowarska sięga XV wieku, kiedy istniał tu browar mieszczański. Produkcja piwa była niewielka i była
X wiek jest ciosem dla piwa jako napoju sakralnego, jego miejsce na ołtarzu zajęło wino. Jednak piwo nie traci na wartości, chociaż „licencję” na jego produkcje miały jedynie klasztory i opactwa średniowiecznej Europy. Wtedy też w procesie produkcji piwa zaczęto używać chmielu. Każdy klasztor miał swoją receptu-
Sumerowie tworzyli piwa również w zależności od tego, kto miał je pić - mocne były przeznaczone dla mężczyzn, a słabsze pszeniczne były pite przez kobiety. Opiekunką piwa były boginie wiec też jego produkcją zajmowały się kobiety, a każdy obywatel miał też swój dzienny przydział trunku - od 3 do 5 litra na osobę. W późniejszym czasie zaczęto też dodawać chmielu
Duże browary na Śląsku BROWAR ŻYWIEC BROWAR ŻYWIEC NA POCZĄTKU XX WIEKU
PIWO NIE TYLKO BISKUPA
przeznaczona na potrzeby lokalnej ludności. W XIX wieku kolejny arcyksiążę, tym razem Karol Ludwik Habsburg, wymyślił sobie że właśnie tu powstanie jego własny browar. I jak arcyksiążę chciał tak się stało - w 1840 roku ruszyła budowa browaru, który miał produkować piwo już na masową skalę. W 1846 browar w Cieszynie stał, a piwo w nim produkowane znane było na całą monarchię. Dziewięć lat temu browar z Cieszyna stał się siedzibą Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych. Browar pełni też funkcję żywego muzeum, ale można je odwiedzić w celu zwiedzania tylko w niektóre dni, na przykład podczas Święta Trzech Braci, w czerwcu czy Brackiej Jesieni we wrześniu. Zwiedzanie indywidualne jest możliwe w terminach od 1 maja do końca września.
TYSKI BROWAR KSIĄŻĘCY Ostatnim dużym browarem w okolicy są Tyskie Browary Książęce. Tu piwo powstaje od prawie czterech wieków. Na tym terenie niegdyś znajdował się dwór pszczyńskich Promnitzów. Chociaż piwo produkuje się tu już od prawie 400 lat, to przez pierwsze dwa i pół wieku piwo z browaru przeznaczone było tylko dla obywateli państwa pszczyńskiego. W drugiej połowie XIX wieku browar przejął pszczyński książę Jan Henryk XI Hochberg, który zmo-
dernizował już stojący browar dobudowując do istniejących już zabudowań warzelnie, chłodnie, słodownie itd. W pierwszej połowie XX wieku browar znalazł się na terenie Polski i w okresie miedzy wojnami produkowano tu piwo Książęce Tyskie, które szybko zyskało na popularności. Po wojnie stał się własnością państwa. W 1999 browar stał się jednym ze składowych Kampanii Piwowarskiej, którą tworzył wraz ze spółką Lech Browary Wielkopolski. Tyskie jest jednym z popularniejszych piw - w ciągu roku polski smakosz piwa wypija 27 litrów Tyskiego. Na terenie browaru znajduje się także Muzeum Piwowarstwa które cieszy się ogromną popularnością wśród zwiedzających o nazwie „Tyskie Browarium”. Zabawna historia polega na tym, że na przełomie XIX i XX wieku, w dobie demokratyzacji, w Tychach powstał drugi browar, obywatelski. Miał być spółką akcyjną, konkurencyjną dla browaru księcia. I taki się stał, książę miał w nim tylko ok. 90% udziałów, reszta była własnością licznych obywateli. W PRL-u produkował piwo w beczkach, ale każdy wolał butelkowe, z „Książęcego”. Dziś w Obywatelskim się piwa nie robi. Zabawna historia polega i na tym, że dziś tyska młodzież nazywa znacznie nowszy Browar Obywatelski „starym”, a znacznie starszy Książęcy nowym. Może dlatego, że Książęcy po modernizacji to chyba najnowocześniejszy browar w Polsce.
rę, różniącą się od tych piw z innych terenów. Piwo klasztorne nie tylko było praktycznie pozbawione alkoholu (w porównaniu z dzisiejszymi piwami), ale pożywne i gęste, ponadto miało również zastępować skażoną wodę. Dwa wieku później (XII w) piwo mógł już produkować również świecki człowiek - zaczęły powstawać miejskie i dworskie browary. Z rozpowszechnianiem się rynku piwnego, trzeba było wprowadzić przepisy i zasady, by wyprodukowane piwo było jak najwyższej jakości. Pierwsze taki regulacje wprowadził Karol Wielki, który stworzył urząd intendenta, który miał za zadania nadzorować produkcje piwa w browarze i utrzymywać jakość trunku na wysokim poziomie. W czasach średniowiecznych dbano również o to, by osoba spożywająca piwo miała jak największy wybór i to od lokalnych producentów.
RECEPTURY, RECEPTURY… Warzenie średniowiecznego piwa zaczynało się od moczenia ziarna, które trwało aż cztery dni, potem wystawiano je - takie mokre - na klepisku, by zaczęło kiełkować. Słód zostawał oddzielony od ziarna, a następnie zostawał suszony lub prażony. Taki wysuszony słód rozcierano z wodą, a potem odcedzano. Następnie roztwór ten gotowano, dodawano chmiel i poddawano fermentacji. Ostatnim elementem było przelanie trunku do beczki i przewiezienie do tawerny, gdzie zaraz znikało w gardzielach. Na początku XVI wieku książę Wilhelm, elektor bawarski, wydaje akt prawny o nazwie „prawo czystości składu piwa”. Wraz z wejściem w życie aktu prawnego, elektor uporządkował proces produkcji piwa i nakazał piwowarom używania do produkcji trunku trzech surowców: jęczmienia, chmielu i wody. Zasada okazała się na tyle dobra, że na terenie Niemiec dalej się ją stosuje. Na terenie Polski w zasadzie też.
11
nr 5/2019 r.
-Białej- produkuje się tam piwo o nazwie Bielitzer, w rożnych odmianach takich, jak marcowe, pils czy też pszeniczne. Piwo warzone w Bielskim browarze jest warzone zgodnie z niemiec-
W połowie XIX wieku w Czechach zaczęto stosować metodę warzenia dolnej fermentacji. I w ten oto sposób doszło do wyprodukowania klarownego złocistego napoju znanego pewnie każdemu. Dzięki metodzie dolnej fermentacji, nie tylko piwo zyskało walory wizualne, ale również orzeźwiający gaz. Jedynym problemem jaki pozostał, było utrzymania świeżości, ale i ten problem udało się rozwiązać z początkiem XX wieku, kiedy z produkcji piwa zaczęto również stosować metodę pasteryzacji.
TE DUŻE I TE MAŁE Na terenie naszego województwa jest wiele browarów, nie tylko tych wielkich, ale również tych małych lokalnych. Te największe ośrodki jak Żywiec, Tychy czy Cieszyn, z pewnością kojarzy niemal każdy i piwa polskie - nie ważne czy z dużych fabryk czy też takie z lokalnych warzelni - sukcesywnie podbijają zagraniczne rynki i zdobywają różne nagrody. Najlepszym dowodem niech będą cy-
fry - na przestrzeni lat 1995 do 2013 2,5krotnie wzrosła produkcja piwa, a eksport już dawno przewyższył import jeśli chodzi o piwo. Na terenie Śląska pojawiają się też małe lokalne browary, które jakością produkowanego piwa nie ustępują dużym zakładom. W małym browarach produkowane są różne piwa i one niejednokrotnie zachwycają odwiedzających je smakoszy. Często to po nie sięgają konsumenci. Jeden z takich małych browarów znajduję się w Bielsku-
wstąpić do Browaru Rynek, na kufel na przykład Gorącego Witka. W Gliwicach wartym polecenia jest Minibrowar Majer gdzie gospodarze uraczą nas piwem produkowanym we-
Na początku XVI wieku książę Wilhelm, elektor bawarski, wydaje akt prawny o nazwie „prawo czystości składu piwa”. Wraz z wejściem w życie aktu prawnego, elektor uporządkował proces produkcji piwa i nakazał piwowarom używania do produkcji trunku trzech surowców: jęczmienia, chmielu i wody. Zasada okazała się na tyle dobra, że na terenie Niemiec dalej się ją stosuje. Na terenie Polski w zasadzie też. kim prawem czystości piwa, czyli bez jakichkolwiek ulepszaczy - trunek zawiera tylko wodę, słód jęczmienny, chmiel i drożdże. Ale bielski browar nie jest jedynym minibrowarem na Śląsku, podobne znajdują się w Gliwicach (Mini Browar MajEr). Gdy odwiedzimy Racibórz nie zapomnijmy
dług jednej z najstarszych receptur, z 1516 roku. Dla bardziej wybrednych wartym polecenia jest Śląski Browar Rzemieślniczy Reden w Chorzowie, gdzie warzy się Milk Stout i wiele innych. W Katowicach podniebienie ucieszy piwo pszeniczne lane w Birehalle. Karolina Gąsior
REKLAMA
Popierają mnie: Związek Górnośląski, Ruch Autonomii Śląska, Ślōnskŏ Ferajna, Pro Loquela Silesiana, Śląska Partia Regionalna i Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej
12
nr 5/2019 r.
Nojlepszy gĕszynk 35zł
30zł
We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!
45zł
35zł
35zł
A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?
35zł
35zł
35zł
35zł
5zł
30zł
30zł
5zł
Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53.* adres e-mail: megapres@interia.pl, tel. 501 411 994, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.
* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym. Nie ma tam sklepu!
13
nr 5/2019 r.
Opolski sejmik przyjął sensowną rezolucję, więc prawica wyje!
Oddali hołd wszystkim
28 kwietnia radni województwa podjęli rezolucję, którą oddali hołd wszystkim poległym w tzw. powstaniach śląskich. Radni PiS-u wstrzymali się od głosu.
J
eszcze przed jej przyjęciem gość obrad, prof. Ryszard Kaczmarek nakreślił prawdziwy obraz tego, co nazywane jest powstaniami śląskimi, ale do czego bardziej pasuje termin wojna domowa, a co on sam woli nazywać wojną polsko-niemiecką. Bo doskonale wiadomo, że wojsko polskie udające powstańców, dość masowo się w walki zaangażowało.
REZOLUCJA WYWAŻONA Wracając jednak do samej rezolucji, oto jej pełna treść: „Sejmik Województwa Opolskiego nawiązując do 100. rocznic związanych z upamiętnieniami Powstań Śląskich w kolejnych latach 2019, 2020 oraz 2021 oddaje hołd powstańcom, walczącym o przyłączenie Górnego Śląska do nowopowstałej Polski. Pamiętamy też, że naprzeciw powstańcom stanęli ci Ślązacy, którzy czując się Niemcami optowali za pozostaniem ich ziemi w granicach Niemiec. Niejednokrotnie rodziny żyjące na tej ziemi w bolesny sposób doświadczały tragicznych przeżyć tamtego czasu, gdzie brat stawał przeciwko bratu. W duchu chrześcijańskiej tradycji i polsko-niemieckiego pojednania pragniemy oddać cześć wszystkim Ślązakom poległym w tym konflikcie. Wydarzenia sprzed 100 lat zmieniły bieg historii, a cześć Górnego Śląska po zmianie granicy znalazła się w granicach odrodzonego Państwa Polskiego. Symbolem tych wydarzeń stała się Góra św. Anny, gdzie upamiętniono te wydarzenia, najpierw przed wojną, pomnikiem poświęconym stronie niemieckiej, a później po
wojnie stronie polskiej. Pomnik Czynu Powstańczego, na wiele lat stał się głównym miejscem uroczystości poświęconych pamięci poległych w powstaniach śląskich. Obecnie Pomnik i Amfiteatr na Górze św. Anny wymaga pilnego remontu i w związku z tym, Sejmik Województwa Opolskie-
skiem: „Przeciw Polskości” i komentarzem, że polskich bohaterów rezolucja zrównuje z tymi, których celem była germanizacja Polski. zrównuje walczących z oprawcami. „Rezolucja miała uhonorować powstańców, jest jednak dla nich policzkiem”- mówiła dziennikarka publicznej telewizji. A jej
kającego w Opolu leciwego profesora Joachima Glenska, którego ojciec, powstaniec śląski, w Tarnowie Opolskim nazywany był „polskim królem”, ale jego dzieci do 1945 roku po polsku nie umiały ani słowa! Czy tenże „polski król”, który jednak wstydził się, że wziął dział w zbrojnej rebelii przeciw
TVP Opole materiał o rezolucji opatrzyła paskiem: „Przeciw Polskości” i komentarzem, że polskich bohaterów rezolucja zrównuje z tymi, których celem była germanizacja Polski. zrównuje walczących z oprawcami. „Rezolucja miała uhonorować powstańców, jest jednak dla nich policzkiem”- mówiła dziennikarka publicznej telewizji go zwraca się do Prezydenta RP i Rządu RP z apelem o dołożenie wszelkich starań, aby to miejsce – w 100. rocznicę tamtych wydarzeń – w godny sposób czciło, ale też informowało o tej niełatwej historii naszej ziemi w duchu słów wypowiedzianych przez Jana Pawła II na tej górze: „że ziemia ta wciąż potrzebuje wielorakiego pojednania”.
NACJONALISTYCZNY ATAK Treść rezolucji jest wyważona, rzeczywiście w duchu pojednania. Jednak już tego samego dnia w swoich Aktualnościach TVP Opole materiał o rezolucji opatrzyła pa-
rozmówca, Grzegorz Florianowicz z organizacji Biało-Czerwone Opole, dodaje, że na skutek rezolucji będzie trzeba składać kwiaty także tym, którzy walczyli po stronie niemieckiej, a w przyszłości być może także ludziom w mundurach SS. Najwyraźniej brak wiedzy owego pana Florianowicza czy młodej dziennikarki są dla TVP w Opolu bardziej miarodajne, niż słowa prof. Kaczmarka, najwybitniejszego w Polsce znawcy tych wydarzeń. Radni PiS, którzy, jako jedyni, nie głosowali za rezolucją, protestowali w ten sposób, jak wyjaśniali, przeciwko przeciwstawieniu tożsamości polskiej i śląskiej. Ciekawe, jakby więc skomentowali życie miesz-
państwu, którego był obywatelem – nie byłby zwolennikiem tej rezolucji? I dziwna rzecz, nazwiska jej przeciwników, którzy tyle wiedzą o „polskości Ślązaków”, jakoś wcale po polsku nie brzmią, wskazująca raczej na kresowe ich pochodzenie. Zresztą portal Kresy.pl wsparł ich od razu: „Radni Sejmiku Województwa Opolskiego przyjęli skandaliczną rezolucję, rzekomo upamiętniającą Powstania Śląskie. W kuriozalny sposób zrównano obie strony konfliktu, przyznając zarówno powstańcom, jak i zbrodniarzom z niemieckich freikorpsów i szowinistycznej organizacji Selbschutz Oberschlesien takie samo prawo do upamiętnienia”. Ciekawe, czy ktoś im wyja-
śnił, że Selbschutz Oberschlesien to po prostu Górnośląska Samoobrona – organizacja nie szowinistyczna, lecz po prosu broniąca swojej ojczyzny przed polską inwazją. Podobnie do Kresów.pl wypowiedziała się Koalicja Polski Śląsk (w znacznej mierze złożona z organizacji spoza Śląska) w oświadczeniu określając także tę rezolucję mianem skandalicznej. „Radni Sejmiku Województwa Opolskiego przyjęli Rezolucję, która ma rzekomo upamiętniać Powstania Śląskie. Tymczasem w treści tej kuriozalnej uchwały powstańcy śląscy wspomniani zostali zaledwie 1 (słownie: jeden) raz. Znacznie więcej uwagi poświęcono tym nielicznym mieszkańcom naszej ziemi, którzy wystąpili z bronią w ręku przeciwko Górnoślązakom, walczącym o wolność Śląska i przyłączenie go do Polski” i rezolucja „dokonuje moralnie nieuprawnionego zrównania dwóch stron konfliktu i uczestnikom obu stron przyznaje takie samo prawo do dobrej pamięci”.
ŚLĄZAKOM SIĘ PODOBA Tomasz Kandziora, wójt gminy Reńska Wieś z MN uważa inaczej. Twierdzi, że rezolucja wydaje się być bardzo wyważoną w swoim tonie: „- Nie jest to końca prawdą, że był to konflikt li tylko oddziałów zamiejscowych, spoza Górnego Śląska z miejscową ludnością. Jest to wbrew faktom i opracowaniom historycznym. Był to konflikt o wiele bardziej złożony. Nie ma tutaj sytuacji czarno–białej. Po stronie powstańczej walczyli obywatele II RP. Duża część dowództwa nie była miejscowa. Byli to urlopowani oficerowie Wojska Polskiego”. I tylko jedno dziwi. Śląscy autochtoni, a więc potomkowie tych, którzy podobno tak za Polską tęsknili, zasadniczo uważają podobnie jak Kandziora. Innego zdania są ci, którzy o historii Śląska pojęcie mają blade, bo ich zasadniczo historia kresów interesuje. Ale my Ślązacy jakoś w ich rezolucje na temat kresów się nie wtrącamy. Smutne zaś jest to, że Polscy nacjonaliści uważają chyba, iż tylko Polak ma prawo bronić swojej ojczyzny. A ten, który broni swojej przeciw Polakom od razu jest według nich szowinistą i zbrodniarzem. AMO
Metropolia okradziona z pieniędzy S
ejm uchwalił ustawę o wsparciu przewozów autobusowych. Zasadniczo jej idea jest taka, by na terenach wiejskich, gorzej zurbanizowanych, z budżetu państwa wspierać komunikację autobusową. Rząd chce na „Fundusz
rozwoju przewozów autobusowych” wydać w 2019 roku 300 mln zł, a w następnych po 800 mln zł. Problem w tym, że z programu tego wyłączono Górnośląsko – Zagłębiowską Metropolię. Poprawki opozycji, by jednak ją dopisać, zo-
stały odrzucone głosami PiS-ui Kukiz’15. Czyli został z niego wyłączony obszar, na którym mieszka co 15 obywatel Polski, a który tworzy 41 gmin. Gminynie będą mogły samodzielnie wystąpić o dofinansowanie z rządowego programu, bo przekaza-
ły organizację transportu publicznego metropolii. Minister Infrastruktury Andrzej Adamczyk (PiS) wyjaśnia, że wsparcia nie otrzymają duże miasta i związek metropolitalny. Tylko, pan minister zapewne nie wie, że nasz zwią-
zek metropolitalny tworzy wprawdzie 13 miast na prawach powiatu, ale także 28 niewielkich gmin, w części o charakterze wiejskim. Dofinansowanie przewozów autobusowych jest jedną z części tzw. "5 Kaczyńskiego". Tak więc w metro-
polii została Kaczyńskiego nie piątka, lecz czwórka. Ale przede wszystkim pokazuje obłudę rządu PiS-u. Który niby metropolii przyznał dodatkowe środki, ale jak widać jedną ręką dał, a drugą zabiera. JN
14
nr 5/2019 r.
Wyjaśnić Polakowi, czym jest Hajmat, to jak wyjaśnić Papuasowi, czym jest bigos. Można próbować, ale po co? I tak nie zrozumie. Bo żeby zrozumieć smak trzeba poczuć; opowiedzieć się nie da ani Papuasowi smaku bigosu, ani Polakowi istoty Hajmatu. Tak jak Papuasowi nic nie powie, że bigos to z grubsza rzecz biorąc uduszona razem kapusta i mięso – plus przyprawy – tak Polak nie pojmie, że Hajmat to ojczyzna ważniejsza od Ojczyzny. ROZDZIAŁ VIII No i poszliśmy. W bój – jak to w książkach piszą. „Warszawskie dzieci, idziemy w bój, Nie złamie wolnych żadna klęska, Nie strwoży śmiałych żaden trud, warszawskie dzieci idziemy w bój”. I poszli. Dzieci poszły. A naprzeciw tych dzieci poszliśmy my , zawodowi mordercy od Dirlewangera. Niewiele starsi. ale lepiej uzbrojeni, lepiej wyszkoleni, lepiej zorganizowali. Pytacie jak było? Biliśmy ich, te dzieci, jak kaczki! „Za każdy kamień Twój, Stolico, damy krew” – głosiła polska propaganda. Dawali. Poszliśmy w bój. Ledwo zaczął się trzeci miesiąc naszego szkolenia, trwać miało jeszcze cztery tygodnie, jak w naszym obozie zjawił się jakiś Hauptsturmführer (po polsku byłby to chyba kapitan) i na apelu mówi, że w Warszawie wybuchło powstanie i nasza kompania dołączy do większości brygady Dirlewanger, która tam już walczy. Rozkaz jest krótki: stłumić w taki sposób, żeby żadne europejskie miasto nie chciało powtórzyć losów Warszawy. To ma być demonstracja siły ale i demonstracja brutalności. Tak kończą ci, którzy podnoszą rękę na Tysiącletnią Rzeszę – krzyczał do nas Hauptsturmführer. I pojechał. A jak pojechał Obersturmführer Lischke, dotychczas szef naszego szkolenia, a od tej chwili dowódca kompanii, dał nam dziesięć minut na spakowanie, potem zrobił przegląd umundurowania i uzbrojenia (ktoś tam dostał w pysk za brudną broń) i pomaszerowaliśmy na Banhoff. Dziewczyny, gdy szliśmy przez wieś, radośnie machały nam rękami. Starsi patrzyli jakoś spode łba. Dziwne, bo pamiętam, że zanim trafiłem do obozu, wszyscy, niezależnie od wieku, byli tacy życzliwi dla SS-manów. Może ci starsi już się domyślali, jak się dla Niemiec ta wywołana przez Hitlera wojna skończy. E tam, tak naprawdę wszyscy, poza głupimi dziewczynami, już wiedzieli, jak się skończy. Mało kto już wierzył w ostateczne zwycięstwo. No bo jak wierzyć, kiedy wieści z frontu tylko złe a do tego niemieckie miasta coraz częściej bombarduje amerykańskie i angielskie lotnictwo. Pociągiem dojechaliśmy do Skierniewic. Dalej jechaliśmy ciężarówkami, a gdy już zobaczyliśmy dymy i słychać było strzały, ruszyliśmy na piechotę. Do walki włączyliśmy się po trzech godzinach marszu. Bez chwili wypoczynku. Dzielnica nazywała się Wola. Mnie, jak i Rajmunda, który też rozumiał po polsku, rozśmieszyły nazwy warszawskich dzielnic: Wola, Ochota. Choć z drugiej strony przecież miałem ciotkę koło Orzesza, we wsi Zowiść, a obok leżała Zazdrość, to co się Warszawie dziwić, że ma Wolę i Ochotę. Ale na Woli i Ochocie nie było wtedy ani woli, ani ochoty. Były Strach, Groza i Śmierć. Opór buntowników został już
HAJMAT odc. 5
stłumiony przed naszym przybyciem, teraz spędzaliśmy w kolumny ludność cywilną. Było nas ze dwudziestu, a mieliśmy pod bronią z dwieście osób. Mężczyzn, ale kobiety i dzieci też. Nagle, chyba z okna kamienicy, padł w naszą stronę strzał. Krankl zawył z bólu, na nodze pojawiła mu się plama krwi, ale wywalił całą serię ze schmeissera w tę kamienicę. Inni też strzelali. Nagle kilku cywili rzuciło się do ucieczki. Ktoś obrócił schmeissera w ich stronę. Potem drugi, trzeci. Nie minęła minuta, a wszyscy leżeli zabici. Któryś tam się poruszył, dobił go Kurt. Śmiał się, że Warszawa zapamięta nas na zawsze. Jak mogą kogoś zapamiętać zabici? Zamordowani, bo co by nie mówili, jak się strzela w plecy, to się morduje. Ja stałem jak skamieniały. Pot wystąpił mi na całe ciało, nie tylko z powodu gorąca. Choć dzień był gorący a pożary jeszcze podnosiły temperaturę. Ale nie dlatego pot się ze mnie lał. Jezus Maria, zabijałem niewinnych ludzi. Zabijałem dzieci. Mordowałem. Jezus Maria.
*** Jest druga w nocy, Weronika dawno śpi a ja siedzę w sąsiednim pokoju i czytam ten pamiętnik. Ona pewnie myśli, że pracuję nad planem zatrudnienia w firmie, a ja czytam. Cholerny pamiętnik. Ujek Richat! Już prawie go polubiłem. Nie, może nie polubiłem, ale zrozumiałem. Że trafił do SS żeby wydostać się z obozu koncentracyjnego. Zmazał trochę winę, zabijając tego Kurta. Ale teraz okazuje się, że brał udział w rzezi Woli. Mama Weroniki opowiadała mi, że jakaś jej daleka rodzina została tam wymordowana. Może wymordował ich Ujek Richat? Może to oni byli wśród tych dwustu cywilów, do których ujek Richat strzelał. A może na następnej stronie wyczytam, jak mordował kolejnych niewinnych warszawiaków? Może lepiej ten przeklęty pamiętnik wyrzucić, żeby Weronika nigdy go nie znalazła. Bo gdyby jej rodzina dowiedziała się, że mój krewny… A gdyby dowiedział się Konrad? Nie miałbym znajomych, kolegów, bo kto normalny chciałby się kolegować z krewnym zbrodniarza z Rzezi Woli??? I czy ja mam prawo nosić koszulkę Warszawa’44? Nie, nie wyrzucę pamiętnika, muszę historię Ujka Richata poznać do końca. Ale muszę go lepiej schować, żeby nikt nie znalazł. Najlepiej w aucie, w bagażniku, koło koła zapasowego. Weronika nie zagląda tam nigdy.
ROZDZIAŁ IX Siedzę i płaczę. Wtedy płakałem, w 20`10 roku, Wiosną, 10 kwietnia. Weronika też płakała. Wszyscy płakali. Płaczą, jakby dziś. A wujek Mietek, brat mamy Weroniki przekonuje, że to na pewno nie był wypadek. Że za tym na pewno stoją ruscy, bo ruscy zawsze mordowali polską inteligencję. Tak jak zamordowali bohaterów w Katyniu, tak teraz zamordowali tych, którzy pojechali oddać zamordowanym cześć. Na czele z panem prezydentem Kaczyńskim. Wujek Mietek nigdy nie mówił inaczej, niż pan prezydent Kaczyński. - NATO powinno natychmiast za tę zbrodnię wypowiedzieć kacapom wojnę – gorączkował się wujek Mietek –Ja nie wierzę w wypadek. To był zamach. Zamach na głowę sąsiedniego państwa, członka NATO. To nie może ujść im płazem. NATO ma wujka w dupie. Wujek Mietek nienawidzi ruskich szczerze i prawdziwie. Za 17 września, za to, że nie przyszli na pomoc Powstaniu Warszawskiemu, za to że mordowali żołnierzy wyklętych, za 45 lat okupacji Polski, za wcześniejsze zabory, powstanie styczniowe i listopadowe, za wojnę polsko-sowiecką, za carów, za Stalina, za Putina. Za to, że Rus to Rus! Nienawidzi ruskich za to, że są tacy ruscy. Zresztą tak samo nienawidzi Ukraińców i Białorusinów, bo to dla niego tacy sami ruscy. No i Ukraińców jeszcze za Rzeź Wołyńską i za to, że ukradli nam Lwów. Tak samo zresztą jak ruskich nienawidzi Niemców, choć za zupełnie inne ich zbrodnie. Z sąsiadów Polski tylko Czechów nie nienawidzi. Czechami gardzi, że są tchórze a do tego bezbożniki. Litwinów nienawidzi, bo prześladują polską mniejszość i ukradli nam Wilno. A w ogóle to zdrajcy, bo dawniej byli Polakami, a naraz im się uroiło, że są Litwinami. – To tak, jak te twoje Ślązaki, które nagle twierdzą, że Polakami nie są – powiedział kiedyś do mnie – Jak się im Polska nie podoba, to niech wypieprzają do Angeli-Makreli! Chociaż on to z małych liter powiedział. Wujek Mietek nienawidząc Niemców, ma jednak trochę skrywanego szacunku dla Hitlera. Za to, że zrobił porządek z Żydami. Mówi, że gdyby nie Hitler, to teraz Polską zupełnie rządziliby Żydzi. Bo i tak rządzą, ale nie zupełnie. Hitler potraktował ich tak, jak zasłużyli. Za całe to złodziejstwo i za to, że zabili Pana Jezusa. - Pan Jezus sam był Żydem – odezwała się kiedyś mama Weroniki, ale wujek ją zrugał, że jest nieuk i że uległa żydow-
skiej propagandzie, bo Pan Jezus wcale nie był Żydem, tylko Judejczykiem, a obecni Żydzi to farbowane lisy, nie wywodzące się wcale od Judejczyków, tylko dzikich rusko-tatarskich Chazarów. Gdyby mama Weroniki czytała prasę narodową, to by takie podstawowe rzeczy wiedziała, a nie powtarzała żydowskich kłamstw. Gdy powtórzyłem tę sensacyjną wiadomość dziadkowi, uśmiał się do łez, powtarzając: Ja, ja, niyskoro we Warszawie ci wcisnom do łba, że Ponbóczek boł Polok, a onego mamulka boła ze Czynstochowy. Z dziadkiem trudno rozmawiać o Polsce, bo nie wiadomo dlaczego nie ma w nim miłości do Ojczyzny. Ojczyzny za którą powstańcy śląscy oddawali życie. Boję się, co to będzie, gdyby na weselu nagle wujek Mietek usiadł obok dziadka Erwina. Bo będzie wija, to pewne. Zwłaszcza, jeśli dziadek zacznie wujka wyśmiewać, bo wujek w sprawach patriotyzmu jest pryncypialny i nie ma poczucia humoru. A dziadek jest kpiarz. I choćby, żeby zdenerwować wujka Mietka powie, że jesteśmy pod polską okupacją. A ja, wnuk Erwina, ale polski patriota, co mam wtedy zrobić? Dziadka znieważyć? Dziadka swojego, własnego? Dziwne myśli przychodzą mi do głowy – wtedy przyszły, w kwietniu 2010 w obliczu narodowej tragedii. Zamiast myśleć o tych, którzy zginęli w samolocie, ja myślę o dziadku i poglądach wujka Mietka. No ale wujek Mietek nie przestaje perorować, że Polska powinna od sojuszników zażądać pomocy w walce z kacapami, bo to był zamach, czyli atak na państwo polskie. I ciekawe, ile to NATO okaże się warte. Ale pewnie tyle samo, co sojusz z Anglią i Francją w trzydziestym dziewiątym. – Nadrzędnym zadaniem polskiego rządu jest zbudowanie światowego sojuszu antyruskiego. Ale to najpierw trzeba obalić żydowski rząd PO i oddać władzę w ręce prawdziwych Polaków - mówił wtedy wujek Mietek. Jest od lat bardzo zaangażowany w sprawy ojczyzny, działa w Klubie Gazety Polskiej i Rodzinie Radia Maryja. Prawdę powiedziawszy, gdyby nie on, to ja, urodzony i wychowany na Górnym Śląsku, z rodziny śląskich autochtonów, nawet nie wiedziałbym specjalnie, że tam się rozwija ruch separatystyczny, że oni chcą oderwać Śląsk od Polski, a biorą na to pieniądze od Angeli. Ale skąd miałbym wiedzieć. Zaraz po liceum przeniosłem się do Warszawy, tu zaocznie od kilku lat studiuję i pracuję. A gdy poznałem Weronikę, a poznałem od razu, już na pierw-
szym semestrze zaczęliśmy być parą, to rzadko do domu jeździłem. Bo i po co, mój dom to teraz Warszawa.
ROZDZIAŁ X Nawet dobrze poszło. Trzeba było w końcu przedstawić Weronikę rodzinie. Wybraliśmy się więc na weekend do Tychów. W zasadzie do Paprocan, gdzie stoi rodzinny dom. Bałem się trochę konfrontacji Weroniki z moją rodziną, zwłaszcza z dziadkiem. O dziwo jednak dziadek mówił do niej po polsku. Ale do mnie, nawet przy niej, po śląsku. A co najdziwniejsze, scysja była nie z dziadkiem, a z Justyną. Bo Weronika nagle zainteresowała się tymi Ślązakami, którzy chcą oderwać Śląsk od Polski. I dziwiła się, że ich prokuratura nie ściga. Na to moja siostra spokojnie odpowiedziała, że to tylko polska nacjonalistyczna propaganda, a takich Ślązaków nie ma. – No przecież jest ten cały Ruch Autonomii – zaoponowała Weronika, na co Justyna spojrzała na nią, rozbawiona, i odpowiedziała: - Ja sama należę do Ruchu Autonomii Śląska i zapewniam cię, że nie chcę Śląska odrywać od Polski a tym bardziej nie chcę przyłączać go do Niemiec. Aż mi szczęka opadła. Moja siostra, moja rodzona siostra należy do tego RAŚ-u, na który wujek Mietek tyle pomyj wylewa, nie nazywając ich inaczej, niż zdrajcami i zaprzańcami. Kiedyś na youtube pokazał mi filmik, gdzie jeden na jakiejś ich manifie pokrzykuje „Górny Śląsk – Deutschland”. Czyż trzeba lepszego dowodu? Wyskoczyłem więc na Justynę z pyskiem, a ona dalej się śmiejąc odpowiedziała, że tego faceta w filmie nikt w RAŚ-u nie zna, pewnie jakiś psychiczny albo prowokator, a sam RAŚ chce tylko tego, co Polska Śląskowi obiecała i zagwarantowała. - Mo dziołcha recht – odezwał się nagle dziadek – Jakby Polska niy obiecała nom autonomie, to by żodnych propolskich powstań na Ślonsku niy boło. O ta autonomia sie nasze starziki prali, a niy o żodno Polska. - Dziadek chce mi powiedzieć, że powstańcy Śląscy nie walczyli o połączenie z polską macierzą? – wrzasnąłem na niego. - W rzici mieli polsko macierz – odpowiedział dziadek – Naszym starzikom marzyło sie państwo ślonski. Kiej się pokozało, co niy bydzie s tego nic, wybrali Polska, bo Polska dała nom szeroko autonomio. A potym nom jom warszawski złodzieje zrabowali! Już mówiąc „zrabowali” wstał. Po czym wyszedł z pokoju. Siedzieliśmy z Weroniką jak skamienieli a Justyna powiedziała do mnie: - Wyparłeś się swojej śląskiej ojczyzny. I też wyszła. No ale jakoś to przełknąłem. Nawet Weronika jakoś to przełknęła. Uznała, że to frustracja Ślązaków, którym pozamykali kopalnie i teraz są po prostu rozzłoszczeni. A może wolała po prostu o tej rozmowie zapomnieć. Ja też wolałem. Cdn. Dariusz Dyrda
15
nr 5/2019 r.
FIKSUM DYRDUM
A jednak Kohut P
rawdę powiedziawszy, długo się zastanawiałem: Plura, Kohut, Plura, Kohut, Kohut, Plura. Obu chciałbym widzieć w europarlamencie najbliższej kadencji, ale przecież głos mam tylko jeden. A oni obaj na niego zasługują, jako ludzie aktywnie działający na rzecz języka śląskiego i narodowości śląskiej. Za Łukaszem przemawia młodość, dobra znajomość Europy i jej języków – za Markiem parlamentarne doświadczenie. Obaj mają bardzo realne szanse na mandat. Biłem się więc z myślami i dochodziłem do wniosku, że decyzję podejmę dopiero przy urnie. A jednak podjąłem wcześniej, i to pod wpływem filmu „Tylko nie mów nikomu”. Po obejrzeniu go nabrałem stuprocentowej pewności, że rzeczywisty rozdział państwa i kościoła jest konieczny, a tylko parta Biedronia jednoznacznie go postuluje, ze wspomnianej dwójki polityków tylko Łukasz Kohut się za nim opowiada. Bo tylko przy takim rozdziale możliwa jest skuteczna walka z pedofilią księży. Bo tak, wiem, że właśnie z Watykanu przyjeżdża specjalny wysłannik Franciszka, aby się tą sprawą zająć – ale sprawa dotyczy polskich obywateli i polskich dzieci, więc wymaga wzięcia sprawy w swoje ręce, a nie czekania, aż robotę odwali za nas papieski wysłannik papieża. To obowiązek państwa polskiego! I jego obowiązkiem jest stawianie przed sądem także biskupów, którzy pedofilię ukrywali –za pomocnictwo w przestępstwie. Nie wierzę, że stanie się to pod rządami PiS-u, ale pod rządami PO też nie. My, Ślązacy, z nostalgią, dla Polaków niezrozumiałą, wspominamy pruskie czasy. Państwo Wilhelmów, państwo Bismarcka. A przecież właśnie w tamtym państwie rozdział kościoła i państwa był całkowity. I czy zaszkodziło to kościołowi? Wprost przeciwnie, śląski katolicyzm był znacznie głębszy od polskiego. Polski był fasadowy, często – podobnie jak dziś – sprzeczny z nauczaniem Jezusa; śląski zaś był chrześcijaństwem z prawdziwego zdarzenia. W śląskich katolickich domach, inaczej niż w polskich, był zwyczaj czytania Biblii. Nie tylko dlatego, że Ślązacy umieli czytać, a Polacy niekoniecznie. Po prostu u nas religijność była wyborem, a nie postawą niemal przez państwo narzuconą. Dlatego państwo naprawdę świeckie żadnym zagrożeniem dla religijności nie jest. Natomiast państwo, gdzie prezydent całuje w rękę księdza (nie papieża, nie biskupa nawet, tylko zwykłego Rydzyka) jest nienormalne
i w takim państwie rzeczywiście każdy biskup może czuć się, niby udzielny książę dzielnicowy. Gdy uroczystości państwowe nie mogą obyć się bez biskupów, a kościelne bez prezydenta, premiera, ministrów – to mamy państwowo-kościelną współwładzę, sojusz tronu i ołtarza. Który państwu nie
Czy więc namawiam na odejście od religii? Ależ nie. Bo czy Jan Hus, nie godząc się na politykę Rzymu wobec Czechów-przestał być chrześcijaninem? Czy przestał nim być Martin Luter, nie godząc się na niegodziwą politykę Rzymu po prostu? Dlatego czekam na śląskiego Husa, śląskiego Lutra, któ-
Tylko nie bardzo w to wierzę. Z powodu tej kutzowskiej dupowatości Ślůnzoków. Wciąż słyszę od moich znajomych, że oni idąc do świątyni, idą tam do boga, a nie do farorza. Zżymają sią po mszy na to, co proboszcz (bo to polski proboszcz a nie ślůnski farorz) mówi, ale za ty-
Nie boję się nawet postawić tezy, że jeśli Ślązacy pozostaną katolikami, to za 50 lat żadnych Ślązaków nie będzie. Bo dziś najmocniejszym narzędziem polonizacji jest właśnie kościół. To w nim ciągle ględzą o Polsce, jakby Chrystus cokolwiek o tej Polsce mówił. A w podziemiach katowickiej archikatedry ma powstać Panteon Górnośląski, o którym jednak już dziś wiadomo, że żaden górnośląski, tylko panteon polskości na Śląsku służy, czego właśnie dowodem historia. Ona pokazuje, jak rozwijały się państwa, gdzie kościół tylko religią się zajmował (Prusy), a jak te, gdzie biskupi mogli wtrącać się we wszystko (Polska, Austro-Węgry). Ja jestem za państwem nowoczesnym, a to znaczy, za państwem w którym sutanna, ani nawet biskupia sakra nie chroni przestępcy. A z polskich partii takie państwo proponuje mi dziś tylko partia Łukasza Kohuta. Tak na marginesie, w czasie śląskiej wojny domowej 1919-21, metropolita śląski (cały Śląsk był wtedy w diecezji wrocławskiej) kardynał Adolf Bertram wezwał swoich księży, by się w te spory narodowościowe nie mieszali. By pozostawali kapłanami wszystkich swoich owieczek, niezależnie od narodowości, bo kościół katolicki jest powszechny, a nie narodowy. I- rzecz znamienna – księża proniemieccy zasadniczo polecenia kardynała posłuchali. Księża propolscy nie posłuchali, prowadząc na potęgę agitację, łamiącą nie tylko nakaz Bertrama, ale przede wszystkim lekceważąc nauki Chrystusa. Bo taki jest właśnie polski kościół, nie powszechny, lecz nacjonalistyczny. Nie boję się nawet postawić tezy, że jeśli Ślązacy pozostaną katolikami, to za 50 lat żadnych Ślązaków nie będzie. Bo dziś najmocniejszym narzędziem polonizacji jest właśnie kościół. To w nim ciągle ględzą o Polsce, jakby Chrystus cokolwiek o tej Polsce mówił. A w podziemiach katowickiej archikatedry ma powstać Panteon Górnośląski, o którym jednak już dziś wiadomo, że żaden górnośląski, tylko panteon polskości na Śląsku.
ry powie mocno i wyraźnie: Wierzymy fest we Ponbuczka, ale Polska nom kole rzici loto, tuż dejcie nom we pokoju wyznować Ponbuczka, a niy biołego orła na szerwonym polu. Ino coby taki ślůnski Luter sie pokozoł, muszom być ludzie, kierzy za nim pudom.
dzień znowu idą słuchać jego nacjonalistycznego kazania. A ja uważam, że chrześcijaninowi wręcz nie wolno tak postępować. Jeśli duchowny bajdurzy mu rzecz sprzeczne z przesłaniem Chrystusa, to ma wyrazić swój sprzeciw. Sprzeciw zawarty w krót-
kim komunikacie: albo ty zmienisz swoją narrację, albo my zmienimy ciebie! Ale dupowaci Ślązacy wolą narzekać, niż działać. Dlatego uważam, że partia Wiosna ma rację. Jeśli my sami nie potrafimy zmienić świata wokół nas, to trzeba głosować na tych, którzy takie zmiany deklarują. Jeśli kościół nie potrafi się sam ograniczać (w sprawach nacjonalistycznych, pedofilii i innych), to potrzebna jest silna polityczna formacja, która narzuci mu to z mocy państwa. A dla mnie taką formacją jest właśnie Wiosna. Jedyna partia, w której nie ma też ani jednego polityka głoszącego nacjonalistyczne poglądy. Partia jako partner dla śląskich aspiracji wręcz idealna. A fakt, że jako jedyna polska partia wpisała do swojego programu język śląski - tylko mnie w tym przeświadczeniu umacnia. Dlatego z pełnym przekonaniem zagłosuję 26 maja na Łukasza Kohuta. I wszystkich czytelników, którzy wierzą, że wiem co dobre dla Śląska – namawiam, by uczynili tak samo! Dariusz Dyrda
REKLAMA
W każdą środę w Tychach, Mysłowicach, powiecie bieruńsko-lędzińskim, mikołowskim i pszczyńskim a od połowy października także w południowych dzielnicach Katowic. To się werci czytać.
16
nr 5/2019 r.
Książka, na którą wielu z naszych Czytelników długo czekało – już jest. Już ją wysyłamy, rozwozimy po Śląsku. Jeśli zgłosicie się do nas, chętnie zorganizujemy u Was wieczór autorski, NA KTÓRYM Gott mit Uns będzie po promocyjnych cenach.
To sie werci poczytać:
„Dante i inksi” Mirosława Syniawy, to antologia wielkich dzieł światowej poezji na język śląski. Tytuł pochodzi od „Boskiej Komedii” Dantego, której fragmenty znajdziemy tam właśnie w godce. Poza tym są jednak wiersze czołowych poetów niemieckich, rosyjskich, francuskich, angielskojęzycznych, a także azjatyckich. Okazuje się, ze w godce brzmi to świetnie! - cena
Ksiůnżka ślůnsko – nojlepszy gĕszynk pod krisbaum!
23 złote
Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Richtig Gryfno Godka”? „Gott mit Uns”? „Asty Kasztana”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarni komplet tych książek kosztuje średnio około 155 zł. U nas – razem z kosztami wysyłki – wydasz na nie jedynie !!! 120 złotych!!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno. Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 zł – przesyłka gratis. Można zamówić internetowo: megapres@interia.pl lub telefonicznie: 501-411-994. Można też zamówić, wpłacając należność na konto: 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego. Instytut Ślůnskij Godki 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53
„Komisorz Hanusik we tajnyj służbie ślonskij nacyje” to druga część skrzącego się humorem kryminału z elementami fantasy, rozgrywający się na dzisiejszym Śląsku. Autor, Marcin Melon, jest anglistą, co w książce widać szkół - cena 28 złotych
„Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron, format A-4, cena 60 zł.
„Asty Kasztana, Ginter Pierończyk – „opowieści o ląsku niewymyślonym”, to autentyczna saga rodziny z katowickiego Załęża. Jak się żyło w Katowicach śląskim pokoleniom? Historia przeplatana nie tylko zabawnymi anegdotami , ale też tragicznymi wspomnieniami i pięknami zdjęciami z prywatnych zbiorów. 92 strony, formak A-5. Cena 15 zł.
„Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdziemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką autor wyjaśnia najważniejsze różnice między śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem polsko-śląskim i śląsko-polskim. 236 stron, format A-5. Cena 29 zł.
„Gott mit Uns - ostatni żołnierze” Mariana Kulika. To wspomnienia ostatnich Ślązaków, służących w armii III Rzeszy. Stare opy spominajom przedwojenno Polska, służba przy wojsko i to, co sie sam dzioło, kiej przīszły Poloki a Rusy. Fascynująca lektura. 240 stron, format A-5, Cena 29 zł.
„Ich książęce wysokości” - to dzieje władców Górnego Śląska - a książka wyszła spod pióra Jerzego Ciurloka, znanego bardziej jako wicman Ecik z Masztalskich, ale będącego też wybitnym znawcą kultury i historii regionu - cena 30 zł