GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ
CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE
SIE DZIEJE - a bydzie dzioło!
R
ok 2014. Dzieje się, a dopiero będzie się działo! Przede wszystkim to zbieramy podpisy. Obywatelski projekt ustawy trudniej jest zamieść pod dywan niż poselski, więc gdy je zbierzemy, Sejm będzie musiał debatować nad narodowością śląską, nad śląską mniejszością etniczną. I mamy dla nich przykrą wiadomość – my te podpisy zbierzemy. Ale mamy przykrą wiadomość i dla samych siebie. Podczas zbierania podpisów nasze redachtůry zagodały do tysiŷncy ludziůw na ulicy. I trzeba pedzieć jedno: niŷ som my tacy, jakimi się widzimy! Za tela Ślůnzokůw je pierońskimi soroniami. Piszŷmy ô tym na zajcie 8. Tako gorzko prowda zbiŷrocza szkryfek… Wtůro gorzko prowda je jeszcze gorszo. Nŷ poradzymy we wybory pokozać, co pszajŷmy Ślůnskowi. Wiela ludzi deklaruje narodowość ślůnsko we ślůnskim województwie? 700 000. A wiela 25 maja welowało za ślůnskom nacyjom? Za kandydatami, kierzy deklarujom narodowość ślůnsko? 30 000. Tuż jo się pytom, kaj była ta reszta? Nie poszli głosować? Czy głosowali za tymi, którzy narodowością śląską gardzą, którzy jej nie uznają? Za PiS-em, SLD, Adamkiem, Migalskim? O tym piszemy na stronach od 3 do 5. Ale na piątej radośniej, bo pierwszy Ślůnzok wybrany do europarlamentu zapowiada, że stale z jego mównicy będzie się upominał o prawa swojej grupy etnicznej. O nas. We roku 2014 bydzie sie dzioło… Idą wybory do samorządów. Po 2010, gdy RAŚ zdobył mandaty radnych w sejmiku wojewódzkim oraz w kilku dużych miastach (Ruda Śląska, Mysłowice) – ambicje rosną. Teraz autonomiści chcą zdobyć mandaty w prawie każdym mieście, gdzieś może powalczyć o prezydenta. A w sejmiku stan posiadania poprawić. Kompromitacja polskich partii politycznych zdaje się temu służyć. Jest jednak „ale”. Ale także inni zorientowali się, że śląskość już nie jest tylko cepelią, że na śląskości można sporo politycznie ugrać. Więc jedni grają nią cynicznie, jak marszałek Sekuła (piszemy o nim obszernie na stronie 6, a felieton o nim jest też na 9) – inni mniej cynicznie, jak Związek Górnośląski. Który straciwszy wpływy, chce je teraz odzyskać. Nie wie jednak, gdzie szukać swej szansy. Czy przytulony – jak to robił przez dziesięciolecia – do katowickiej kurii metropolitalnej, licząc na poparcie arcybiskupa i farorzy, ale wyrzekając się zarazem starania o uznanie Ślązaków za mniejszość etniczną, wyrzekając się uznania godki za język? Tego większość Ślązaków może „korfanciorzom” nie wybaczyć. Czy też wybiorą drogę wspólną z RAŚ, ale wtedy grozi im wchłonięcie przez bardziej znanego i pracowitego politycznego partnera? Na ten temat snujemy rozważania na stronie 10. A na 11? Dzieje się mundial. Wielgi fusbalowy szpil, kiery trwo cołkie miesionc. Więc na stronie 11 trochę refleksji o wielkich śląskich piłkarzach na mundialowych boiskach. Grało ich tam wielu. Kilku zdobyło mistrzostwo świata w niemieckich barwach. Kilku brązowe medale, w koszulkach z białym orłem na piersi. Ale niektórzy Ślązacy zapisali się na zawsze w mundialowych kronikach. Jak ten, który w jednym meczu na Mistrzostwach Świata strzelił Brazylii cztery gole. Jak ten, który strzelił najwięcej goli na mundialach. Miłej lektury. Szef-redachtůr
NR 6 (31) CZERWIEC 2014
ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 1,50 ZŁ (8% VAT)
12 lipca, w samo południe, z Placu Wolności w Katowicach wyrusza Marsz Autonomii. Meta na Placu Sejmu Śląskiego. A po Marszu - IV Dzień Górnośląski
VIII Marsz Autonomii
To już ósmy Marsz Autonomii. Przyjdź, pobić z nami rekord frekwencji. Niech będzie nas 5000. Tylu entuzjastów jakiejś sprawy nie potrafi w wolne sobotnie popołudnie sprowadzić do Katowic nikt, poza zwolennikami autonomii Śląska. Pokaż, że też masz dość warszawskich rządów w naszym śląskim hajmacie. Przyjedź z Opola, z Rybnika, ze Skoczowa, z Lublińca, z Tychów, z Gliwic, z Kędzierzyna –Koźla. Przyjedź ze Zdzieszowic, gdzie w lutym zamordowano wielkiego orędownika śląskiej autonomii. Przyjedź zamanifestować, że nie ma żadnej Opolszczyzny, czy Podbeskidzia. Jest jeden Górny Śląsk.
N
asi przeciwnicy kłamią, że chcemy oderwać Śląsk od Polski. Więc może wyjaśnijmy Polakom, o co nam chodzi – może jak śp. Dieter Przewdzing zacznijmy mówić o autonomii gospodarczej Górnego Śląska. Jed-
nego Górnego Śląska – od Opola po Bielsko-Białą. W 2014 roku po raz kolejny zafałszowano jego granice, przypisując Opole do Dolnego Śląska. Łącząc go w jeden okręg wyborczy do euro parlamentu z Wrocławiem a nie Katowicami. Przez co
Efektem zbliżenia miała być także wspólna lista do sejmiku, firmowana przez Radę Górnośląską. Pat nastąpił już jednak przy nazwie. RAŚ w kolejnych wyborach startował pod swoim szyldem. Od lat pracuje na ten szyld, jego rozpoznawalność jest duża. Więc było oczywiste, że chce po raz kolejny iść do wyborów pod nim. Dla odmiany Związek Górnośląski ani słyszeć nie chce o pójściu do wyborów pod nazwą RAŚ – str. 10 Są i Ślązacy wojujący. Grupa najstraszniejsza. Kompromitująca. – Podpisy zbiyrosz? Nojprzud trza by sprawdzić do siódmego pokolynio, czy żeś som niy je gorol! Bo jo jes czysty Hanys – zawiadamia bezzębny dżentelmen w
mieszkańcy Kędzierzyna, Strzelc, Opola nie mogli głosować na kandydata narodowości śląskiej. A za to mogli na niego głosować mieszkańcy Częstochowy, Sosnowca i Żywca. Ale ci z Sosnowca, Żywca i Częstochowy nie przyjadą na Marsz.
poplamionej koszuli na festynie w Chorzowie. Nie jest wyjątkiem, głosy takie słyszy się często. Dziwne to, bo zamiast się cieszyć, że za śląską sprawą chce chodzić ktoś, kto sam nie jest autochtonem, jeszcze mu ubliżają – str. 8 Zaczynająca się właśnie kadencja też będzie pewnie ostatnią. Choroba niestety postępuje, i coraz trudniej wykrzesać mi z siebie siły by poruszać się nawet na tym wózku. By mówić, pisać, być aktywnym. Ale dopóki sił starczy będę walczył o Śląsk.– str. 5 Obserwując działania Mirosława Sekuły trudno się też dziwić, że tak bardzo kocha on państwo
Ci z zachodniej, opolskiej części Górnego Śląska tak. Żeby pokazać, że my wszyscy wiemy, kaj je nasz hajmat! I że chcemy autonomii dla Górnego Śląska w historycznych granicach, a nie dla obecnego województwa śląskiego.
Szerzej o Marszu na stronie 3
unitarne, centralistyczne. Bo gdy w tej centrali zabrakło dla niego jakiejś ministerialnej fuchy, został wysłany (zesłany?) do Katowic. Partia wydała dyspozycję, wojewódzcy radni PO wypełnili ją, wybierając go marszałkiem. W województwie autonomicznym Sekuła nie miałby takich szans – str. 6
2
CZERWIEC 2014r.
VIII Marsz Autonomii 12 lipca – może będzie 5000 ludzi?
Tym razŷm barżyj swojsko
Juże ůsmy roz wele 15 lipca po katowickich cestach przýńdzie żůłto-modry Marsz Autonomie. Tako każdorocznie spominomy, iże 15 lipca Sejm Rzeczypospolitŷj Polskij nadoł Ślůnskowi autonomio. Polska ůwdy Ślunska ni miała, nale miarkowała, co eli Ślůnzoki majom chcieć przīnoleżeć do Polski trza jejch czymś zwabić. Tuż zaproponowali ta autonomio.
S
kuli tego we plebiscycie 1921 roku za Polskom welowało aże 40 procent Ślůnzokůw, A za tym kans naszego hajmatu trefił do Polski. I bez tuż my każdorocznie kole 15 lipca spominomy Polsce: Ślůnsk trefił sie wom skuli tego, coś cie mu nadali autonomio. Tuż bydźcie honorni, ôddejcie zagrabiono autonomio! Kożdorocznie we Marszu idzie godnij ludziůw. Na piŷrszym było kasik 200, na szwortym już 1000,
na VII – we 2013 roku – 4000. Latoś fajnie byłoby zrychtować nowy rekord – 5000 uczestnikůw marszu. Przīdźcie, możne do kupy sie udo! Ruszomy we sobota 12 lipca, genau w połednie! A zaś po Marszu, na Placu Sejmu Śląskiego (kole wojewůdzkigo amtu) bydzie IV Dziŷń Gůrnoślůnski. Festyn do tych – ale niŷ ino kierzy maszerowali za autonomiom. We ôstatni trzī roki Dziŷń Gůrnoślůnski mioł rostomaite dotacje, bez to był rīchtig zabrany. Latosi festyn żodnych dotacji ni mo, rychtowany bydzie ze składek członkůw RAŚ-a a geltu ôd sztandůw, kiere sie hań wystawiom. Nale wele poniekierych bydzie bez to lepszy. Skirz tego, co niŷ bydzie artystůw „modernych”, ino taki rīchtig ślůnski klimaty, „hajmatu” kierym kupa Ślůnzokůw pszaje nojbarżyj… Spomnij se te słowa: Cesta – droga Amt – urząd Zabrany – bogaty
Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: poczta@naszogodka.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Promedia, Opole Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.
16
maja 2012 roku – niemal dwa lata temu - powstała Rada Górnośląska, skupiająca wszystkie śląskie organizacje, które mają trzy wspólne cele: 1. Uznanie przez organy państwa polskiego Ślazaków jako mniejszości etnicznej; 2. Uznanie godki za język regionalny, 3. Wprowadzenie do szkół wiedzy o regonie jako przedmiotu obowiązkowego. Rada przygotowała kilka wspólnych stanowisk, od listu do premiera poczynając, a na tegorocznej deklaracji wspólnego startu w wyborach samorządowych kończąc. Jednak prawda jest też taka, że w radzie wciąż trwa batalia. W środku znajduje się RAŚ i organizacje mu bliskie (na przykład prze-
Wracamy do korzeni Rozmowa z JERZYM BOGACKIM, członkiem zarządu RAŚ, organizatorem tegorocznego Marszu Autonomii i Dnia Górnośląskiego
- Tegoroczny Dzień Górnośląski będzie znacznie uboższy od poprzednich. Nie boi się pan krytyki, zniechęcenia? -Wprost przeciwnie. Nigdy nie uważałem, że biedniejszy znaczy gorszy. I nigdy też nie uważałem, że ktokolwiek przychodzi tu posłuchać rocka, jazzu, folku. To jest impreza na wskroś śląska i ja sam szukałem zawsze na niej śląskich klimatów. Hajmatu, kiery znom od bajtla. Po pierwszych marszach znajdowałem go. Wprawdzie nie mieliśmy profesjonalnej sceny, nagłośnienia, ale na podwyższeniu koło „Decŷmberpalastu” śpiewał Marian Makula. W ostatnich latach wizja była inna, dla Makuli brakło miejsca. Teraz wraca. Chociaż nie należy tak całkiem się cofnąć, warto zachować to, co pojawiło się dobre. Dlatego ten Marian ze swoją Ferajną i inny wystąpią na profesjonalnej scenie. - A ci inni to kto? - Mirek Jędrowski ze swoim zespołem. Moi niektórzy młodsi koledzy z RAS mogą się skrzywić, że to „wiocha”. Ale Mirek oferuje muzykę biesiadną w śląskim stylu, a my tam po Marszu po prostu mamy biesiadę. Piwka się napić, krupnioka zjeść. Godzina będzie obiadowa. Na koncert rockowy można pójść wieczorem, w wiele innych miejsc.
- A sam Marsz? Jakieś ciekawe elementy oprawy? W zeszłym roku leciał na przykład nad nim wielki balon, zawsze zaczyna się paradą motocyklistów… - Rozmowy wciąż trwają. My nie mamy setek tysięcy złotych, wszystko robimy oglądając każdy składkowy grosz. Razem z Marianem Makulą zastanawiamy się, jak zrobić Marsz najciekawszym. Poprowadzi go oczywiście Marian…
- I to już koniec atrakcji? - Nie, będzie jeszcze coś. Coś, co dla mnie stanowi od dzieciństwa nie-
- Czego więc panu życzyć? - Pogody! Z resztą damy sobie radę sami.
6 czerwca na mysłowickim Marszu Górnośląskiej Tożsamości Jerzy Bogacki reprezentował zarząd RAŚ.
DWA LATA RADY wodniczący Rady Rafał Adamus zasiada w niej jako przedstawiciel stowarzyszenia językowego Pro Loquela Silesiana. Ale zarazem jest członkiem zarządu RAŚ) – a po obu bokach organizacje twierdzące, że RAŚ zawłaszczył Radę. Te oba boki to z jednej strony organizacje oskarżające RAŚ o zbytnią uległość wobec Polaków (Nasz Wspólny Śląski Dom, z byłymi działaczami RAS Rudolfem Kołodziejczykiem, Andrzejem Roczniokiem, Pawłem Helisem) – z\ drugiej zaś Związek Górnośląski, w którym są jednak silne dążenia, by godkę
odłączny obraz przemysłowego Górnego Śląska. Orkiestry dęte. A dokładnie I Festiwal Orkiestr Dętych w Katowicach. Bo chociaż to już nie śląski cytat, ale „jest w orkiestrach dętych jakaś siła”. Reszta programu jest właśnie dogrywana, więc na razie pozostańmy przy tym.
nadal uznawać za polski dialekt a Ślązaków po prostu za Polaków. Związek Górnośląski próbował zresztą chytrze przejąć kontrolę nad Radą twierdząc, że jego koła i bractwa mają osobowość prawną, więc są osobnymi organizacjami i jako takie każde z nich powinno mieć swoją reprezentację w Radzie. Pozostałe organizacje nie zaakceptowały jednak takiej logiki. Także z racji rozbieżności światopoglądowej Rada jest ciałem dość niemrawym. Jej skuteczność sprawdzi się podczas tegorocznych wyborów sa-
morządowych. Jeśli uda się wystawić wspólną listę do samorządów, będzie to ogromny sukces. Jeśli się nie uda i członkowie stowarzyszeń będą startowali przeciw sobie, to Rada bardzo straci na znaczeniu. A może to być trudne, bo Ruch Autonomii Śląska podkreśla wyraźnie, ze w nazwie listy musi być RAŚ. Zarazem zaś lider Ruchu Jerzy Gorzelik twierdzi, że nie widzi możliwości umie4szczenia na listach RAŚ osób usniętych z tej organizacji. Tym sposobem ogranicza szansę startowania ze wspólnych list wielu działaczom Naszego Wspólnego Śląskiego Domu czy też bardziej znanej Ślůnskij Ferajny. Bo jest wśród nich przynajmniej kilku usuniętych z RAŚ.
3
CZERWIEC 2014r.
25 maja niŷ welujonc na ślůnsko nacyjo, pedzieli my Polsce: ôsmůlcie nos!
Momy piŷrszego europosła
I radość – i gańba. Radość skirz tego, co momy piŷrszego europosła. Dopominani sie ô nasze prawa przekludzo sie ze polskigo sejmu do parlamentu europejskigo. Skirz tego, co przekludzo sie tŷn chop, kiery za naszymi sprawami po parlamentarnych zalach łazi (a po prowdzie jeździ na wuzyku) – poseł Marek Plura. Chocia na liście Platformy Obywatelskij był dziepiŷro na piontym placu, a roztomaite ludzie – niŷ inoś przeciwniki, ale tyż we RAŚ abo SONŚ - padali, co ni mo szans, ôn tego dokozoł. Wzion na swojij liście trzeci najlepszy rezultat i to stykło, coby ôstoł europosłŷm. DARIUSZ DYRDA
I
noś wynikiŷm welowanio za ślůnskom nacyjom asić sie niŷ idzie. Trzeja pedzieć: gańba! Przeca we wszechôbecnym spisie 2011 roku ślůnsko nacyjo zadeklarowało we ślůnskim województwie godnij jak siedemzet tauzŷnůw ludzi. Tuż szło rachować, co eli bydom welowania, we kierych sztartnom widzane kandydaty, kiere deklarujom ta nacyjo – ůwdy tak ze 20 procŷnt ze tych 700 000 zaweluje za nimi. Taki 20 procent to je 120 000 ludzi. Tela głosůw winni wzionć ci, kierzy robili kampania pod fanami ślůnskości. We welowaniu do euro parlamentu było dwůch znanych ludziůw, kierzy deklarujom, co som narodowości ślůnskij. Pisali my ô nich majowym numerze. To Kazimierz Kutz, kiery mioł piŷrszy plac na liście Europy Plus (Palikota a Kwaśniewskigo) a Marek Plura, za piontym placŷm na liście PO.
KUTZ – FAROŃSKO MAŁO Szanse dowali my im chneda jednaki. Skirz tego, co Plura, aby wleźć, musioł mieć na swojij liście wynik niŷ gorszy jak trzeci. A zaś lista Kutza musiała przeskoczyć průg wyborczy – a ku tymu wzionć mandat w naszym wojewůdztwie. Zdowało nom się to, we redakcji, mało prawdopodobne, bez tuż pisali my, co Plura mo wiŷnksze szanse. No ale ôbadwa byli dobrŷj nadzieje. Bo przeca eli podzielom te 120 tauzýnůw na půł, to kożdy dostanie po 60 000 głosůw. A to winno styknonć jednŷmu a wtůrymu. Pokozało sie – czego po prowdzie szło sie spodziŷwać- iże partio Palikota we skali cołkij Polski niŷ sztajgła na 5%, tuż Kutz europosłem niŷ bydzie. Nale pokozało sie tyż, co ślůnsko nacyjo wcale niŷ welowała na swojigo reprezentanta. Kutz, lider (a jak miarkowa-
25 maja 2014
sowoł inoś skirz tego, co lider listy, Jerzy Buzek, dostoł jejch szwierć miliona! I bez tuż Platforma w województwie ślůnskim wziŷna trzī a niŷ dwa mandaty. Plura – kiery na liście mioł pionty plac - tŷn mandat wygroł na styk ze dwoma babami: Krystynom Szumilas, kiero była na placu drugim. Dostała ôna 9021 głosůw, inoś o 250 mŷnij jak Plura. A zaś Mirosława Nykiel na placy szwortym miała głosůw 8843. Ŏbiedwie, kiej by miały lepszo starość w kampanii, mogły ze Plurom wygrać. Mioł cufal! Bo tyż po prowdzie my we redakcje rachowali, iże Plura dostanie kaś 30 abo i 40 tauzŷnůw. Co jědyn na dwudziestu, kiery deklaruje iże je narodowości ślůnskij, bydzie za nim welowoł. Miarkowali my, iże bydzie sie proł ô wtůry wynik PO ze Janem Olbrachtem. Olbracht dostoł genau 34 tauzŷny głosůw. A Plura daleko za nim. Co się pokozało? Narowodowość ślůnsko zadeklarowało we ślůnskim wojewůdztwie 700 000, a za Plurom welowało 9000. Jedýn na 80! Kiej przīdać, co mo ôn tyż inakszy elektorat (po piŷrsze uwaliciorzy) – to jedýn na stu… To się ni ma czym asić.
FTO NIŶ WELUJE, TYM IDZIE POMIATAĆ
Egzamin 25 maja zdali my na pała! Srogo pała. We takim powiecie bieruńsko-lędzińskim, kaj narodowość ślůnsko zadeklarowało chneda 40 procent ludziůw, wybory wygroł PiS. Tŷn PiS, kiery ślůnskij nacyje blank niŷ uważo, kiery mianuje jom „zakamuflowanom opcjom nimieckom”. To może znaczyć inoś jedno – że ci, kierych PiS niŷ uznowo, kierami gardzi, jednako welujom za PiS-ŷm. li, tyż lokomotywa) listy dostoł ino 20 426 głosůw. Dwaiścia tysiŷncy - farońsko mało. Mynij, jak szworty po raji kandydat PiS we naszym województwie (Stanisław Szwed – 25 tauzŷnůw). Tuż, szło miarkować, eli Ślůnzokom bydzie zawadzało, iże Kutz je taki „palikotowy”, tuż bydom rajom welować za wtůrym swojim reprezentantŷm, Markiŷm Plurom,
na liście PO. Plura je, jak na Platforma, fest konserwatywny, lewica ô takich pado „klerykalny”. Plura mo poglondy genau taki, jak tradycyjno tajla Ślůnzokůw, kierzy we kożdo niedziela idom na mszo, som przeciw gender a inakszym transwestytom, przeciw związkom partnerskim a tak dali. Tuż eli niŷ mogli welować za Kutzŷm, zdowało sie, iże Plura bydzie im pasowoł.
MANDAT JE, ALE CUFALŶM I chocia Plura nafasowoł mandat Eurparlemantu, czego trza mu winszować! Nale wynik – 9268 głosůw – mioł najgorszy we wszyjskich polskich europosłůw. Inaksi mieli po dwaiścia, trzydzieści, szterdziści tauzŷnůw – a Plura wszyjskigo do kupy dziewiŷnć. Manda nafa-
Bo to je tragiczno nowina. Eurowybory pokozały, co Ślůnzokom (narodowości ślůnskij) abo sie niŷ chce iść welować, abo welujom wele inakszego klucza. Niŷ na swojich… Bo przeca eli do Plura dodać Kutza, to i tak do kupy dostali chneda 30 000 głosůw. Do porządku trzeja jeszcze spomnieć Adama Pustelnika na liście Nowŷj Prawicy. Tyż na 5 placu. Nale nafasowoł ôn wszyjskigo 425 sztimůw. Nale to już za jedno – co to je 30 500 głosůw? Polityka we demokratycznym państwie ôpiŷro sie na matematyce. Juże 50 lot nazod, kiej niŷkierzy dziwali sie, co hitlerowskich zbrodniarzy żodŷn w Niŷmcach niŷ ścigo, Simon Wiesenthal (tzw. łowca nazi-
4 stůw) wyklarował: „cuż sie dziwać. Sztyry miliony spolonych Żydůw niŷ welujom. A zaś milion nazistowskich aktywistůw a jejch familie welujom. Tuż partie majom starość ô tych, kierzy welujom, pra!”. I to je genau recht; eli chcemy, coby nos – ślůnsko nacyjo – powożano, coby polskie polityki miały ô nos starani, to my tyż muszymy pokazywać, co we tŷn wożny do jejch dziŷń, we wybory, my pamiŷntomy ô tym kiero partio co godała ô Ślůnzokach. No a kiero mo na swojich listach ludzi, kiery deklarujom narodowość ślůnsko. I trza pedzieć, co egzamin 25 maja zdali my na pała! Srogo pała. We takim powiecie bieruńsko-lę-
CZERWIEC 2014r.
NA CO PARTIOM ŚLŮNSKI KANDYDATY? 25 maja pokozało sie, co tŷn Ślůnzok, kiery je za lewicom – weluje na SLD, i niŷ bliko na to, iże SLD je przeciw godce, autonomie, nacyji. Fto je za ôstrom ustawom antyaborcyjnom a rozliczeniŷm „komuny” (i tak dali) – weluje za PiS-ŷm, chocia PiS je antyślůnski. Fto sie boi, co Kaczyński bydzie premierem, weluje za PO. Nale nawet kiej welowoł za PO, to niŷ na Plury, kiery tela robi do ślůnskości, inoś za Buzkiŷm, kiery je ślůnskości przeciwny. Buzek dostoł chneda 30 razy tela głosůw, co Plura, na tyj samyj liście. Tuż we PO muszom zapytać: a na co nom taki Plura
25 maja pokozali my, co ślůnskom nacyjom idzie pomiatać, co niŷ werci sie ô jij głosy zabiegać. Dali my Polsce czytelny sygnał, co niŷ musi sie liczyć ze naszymi postulatami. I kożdy roz, kiej niŷ půdymy welować, abo půdymy welować na partie, kiere ni majom nos w zocy – bydymy Polsce godać: ôsmůlcie nos. dzińskim, kaj narodowość ślůnsko zadeklarowało chneda 40 procent ludziůw, wybory wygroł PiS. Tŷn PiS, kiery ślůnskij nacyje blank niŷ uważo, kiery mianuje jom „zakamuflowanom opcjom nimieckom”, mo chneda za zdrajcůw. PiS we kierym ni ma placu na ludzi, kierzy deklarujom, iże som ślůnskij nacyje. PiS wygroł tyż w powiecie pszczyńskim, kaj narodowość ślůnsko deklaruje 30 procent mieszkańcůw. To może znaczyć inoś jedno – że ci, kierych PiS niŷ uznowo, kierami gardzi, jednako welujom za PiS-ŷm. A eli tak, tuż na co PiS mo nos zaczonć uznować? Becirki bieruńsko-lędziński a pszczyński leżom na grenicy ze Małopolskom i welojom jak Małopolsko. Nale to pokazywo jedno – co wiŷnkszość Ślůnzokůw we swojich wyborach niŷ bierŷmy pod uwaga kryterium narodowości kandydata. Niŷ bierymy pod uwaga tego, jaki dano partia mo stosunek do ślůnskości. Do ślůnskij nacyje, ślůnskij godki, ślůnskij autonomie. A eli tak – to przeca dowomy czytelny sygnał, co my ô to niŷ stojŷmy, co nom je za jedno! Tuż na co polski partie majom ślůnski postulaty wpisywać w swoji programy? Punktůw wyborcych im to niŷ do!
abo inakszy kandydat ślůnskij nacyje, jeśli ta ślůnsko nacyjo mo swoich kandydatůw w rzīci? 25 maja pokozali my, co ślůnskom nacyjom idzie pomiatać, co niŷ werci sie ô jij głosy zabiegać. Dali my Polsce czytelny sygnał, co niŷ musi sie liczyć ze naszymi postulatami. I kożdy roz, kiej niŷ půdymy welować, abo půdymy welować na partie, kiere niŷ majom nos w zocy – bydymy Polsce godać: ôsmůlcie nos. My i tak niý poradzymy sie zôrganizować. Drugo průba momy latosigo 16 listopada. Wybory do samorzondu. Do sejmiku, becirkůw, miast, gmin. Hań już mogom sztartność ôrganizacje, kiere majom starość ô godka, ô nacyjo, ô autonomio. Ali niŷ půdymy welować, abo zawelujýmy za inakszymi, ůwdy domy czytelny sygnał: „momy Ślůnsk kaś!”. A już tym barżyj, kiej zawelujŷmy za partiami, kiere som ślůnskości przeciwne. Eli niŷ bydymy mieć we sejmie, we sejmiku, we miastach swoich przedstawicieli, ůwdy nasze postulaty bydom inoś marzŷniami. Skirz tego, co „nieobecni nie mają racji”. Spomnij se te słowa: Sztim – głos wyborczy Becirk – powiat
Oto najlepsze wyniki w wyborach do Europarlamentu w województwie śląskim. Podkreślono tych, którzy mandat wywalczyli. Jerzy Buzek (PO, 1m) – 254 319 (najlepszy wynik w Polsce) Bolesław Piecha (PiS, 1 m) – 118 964 Janusz Korwin-Mikke (Nowa Prawica, 1 m) – 67 928 Adam Gierek (SLD-UP, 1 m) – 56 237 Jadwiga Wiśniewska (PiS, 2 m) – 44 763 Jan Olbrycht (PO, 2 m) - 34 267 Izabela Kloc (PiS, 3 m) – 25 203 Stanisław Szwed (PiS, 4 m) – 25 010 KAZIMIERZ KUTZ (Europa Plus Twój Ruch, 1 m) – 20 426 Marek Migalski (Polska Razem Jarosława Gowina , 1m) – 14 163 Tomasz Adamek (Solidarna Polska, 1 m) - 11 273 MAREK PLURA (PO, 5 m) Poza kandydatami PO i PiS w tabeli znaleźli się jedynie politycy będący „jedynką” swoich list. Na liście są obaj kandydaci deklarujący narodowość śląską. Jednak ich wynik nie zachwyca. Z drugiej strony Kazimierz Kutz będący jedynką Twojego Ruchu wyraźnie pokonał Migalskiego i Adamka, czyli jedynki partii o podobnym poparciu w skali kraju. Marek Plura zaś zaledwie piąty na liście pokonał na niej dwójkę i czwórkę, żaden polityk z piątego miejsca nie miał nawet w przybliżeniu takiego wyniku. Ale czy wspólny wynik Kutza i Plury może zadowolić liczącą 700 000 mniejszość, którą reprezentują???
JA W UNII, Rzymełka w Warszawie O pomyśle na Śląsk w obliczu Unii, aferze taśmowej i godnych następcach – z MARKIEM PLURĄ, śląskim europosłem rozmawia Paula Zawadzka
- Co można zrobić dla śląskości w Parlamencie Europejskim? Co pan zamierza tam robić w ramach działań dla Górnego Śląska? - Przede wszystkim, będąc europosłem zamierzam naciskać na parlament polski. Pokazywać w Unii, jak polski rząd unika spraw związanych ze śląską tożsamością. W celu przybliżenia tego tematu zamierzam organizować wystawy, seminaria i konferencje na temat Śląska. Będę nagłaśniał sprawę śląskości tak jak to robiłem do tej pory – działając w Warszawie i na Śląsku, ale również przez prywatne kontakty z politykami z Europejskiej Partii Ludowej. Mam również zamiar korzystać z możliwości finansowych, jakie daje mi prowadzenie biura poselskiego. Znacznie większych, niż posła do polskiego Sejmu. Słowem będę działał, aby było głośno o tym, że Polska odmawia Ślązakom prawa do samookreślenia. - Można się spotkać z krytyką pana drogi do Brukseli. Z opinią, iż w Unii Europejskiej nic pan dla Śląska nie zdziała. - Ja rozumiem takie pytania, takie wątpliwości, czy moja obecność w Parlamencie Europejskim i nieobecność w polskim parlamencie jest potrzebna. Myślę sobie, że mój mandat na pewno nie zaszkodzi, a jedynie może pomóc. W końcu przez 7 lat byłem posłem w polskim Sejmie, jak mogłem edukowałem Komisję Mniejszości Narodowych i Etnicznych, realizowałem własne poselskie projekty w sprawie Śląska, z czego największy to obywatelski projekt zmiany ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych. Niestety, efekt moich prac nie są zadowalające. Ścieżka bycia samotnym, żółto-modrym żaglem w Warszawie nie zaprowadziła mnie zbyt daleko, dlatego chcę spróbować w Parlamencie Europejskim. Może jednak śląski głos z Brukseli będzie lepiej słyszalny, niż z Wiejskiej w Warszawie… - No właśnie: kto przejmie i będzie kontynuował bój o
śląskość w Warszawie, kiedy pan pojedzie sobie już do Brukseli? - Powiem tak: my som Ślůnzoki i potrzebujemy takiej osoby, która będzie dla nas walczyła. Najwięcej nadziei spada na poseł Danutę Pietraszewską z Rudy Śląskiej, wiceprzewodniczącą komisji mniejszości narodowych i etnicznych. Myślę, że ona jest w stanie chociaż częściowo przejąć moje sprawy związane ze Śląskiem. Wierzę też, że śląska scena polityczna wykreuje nowe postaci. Że we wszystkich partiach, gdzie jest to dozwolone, czyli w zasadzie wszystkich poza PiS i Solidarną Polską, pojawią się osoby deklarujące narodowość śląską. I że będą dla tej śląskości działać.
nośląskiego, a Związek oficjalnie angażuje się w tę akcję. Ciekaw jestem jak za półtora roku wyborcy ocenią to jego zachowanie. Jednak z drugiej strony – może Jan Rzymełka potrzebuje czasu do namysłu. Może jeszcze podpisze. Przecież u wielu z nas, którzy dziś deklarujemy narodowość śląską, poglądy ewoluowały. Ewoluowały poglądy chociażby Kazimierza Kutza (co widać po jego filmach), więc czemu nie mają się zmienić poglądy Rzymełki? - A może to tylko plotka? - Mnie o incydencie na Stawowej opowiedział koordynator całej akcji zbierana podpisów, Jacek Tomaszewski, nie sądzę więc, żeby była to plotka.
Zasmuciło mnie ostatnio zachowanie pana Rzymełki, który, poproszony o podpisanie listy popierającej zmianę ustawy o mniejszościach narodowych, odmówił. Nie powinien tego robić chociażby dlatego, że pomysłodawcą tej akcji jestem ja, a on obejmuje mandat po mnie. Nie powinien tego robić, gdyż jest członkiem Związku Górnośląskiego, a Związek oficjalnie angażuje się w tę akcję. - Na razie jednak ten, kto w Sejmie zastąpi pana z mocy prawa jest zaprzeczeniem tej tezy. Jan Rzymełka, który z marszu obejmuje mandat Marka Plury jest wprawdzie rdzennym Ślązakiem, ale przeciwnikiem tego wszystkiego, o co pan walczy. Języka śląskiego, mniejszości śląskiej, a tym bardziej autonomii. To raczej Ślązak pokroju Mirosława Sekuły czy Marii Pańczyk. - To prawda, że obaj należymy do PO i Związku Górnośląskiego, ale w patrzeniu na Śląsk więcej nas dzieli niż łączy, niestety. Zasmuciło mnie ostatnio zachowanie pana Rzymełki, który, poproszony o podpisanie listy popierającej zmianę ustawy o mniejszościach narodowych, odmówił. Było to w Katowicach, na Stawowej. Nie powinien tego robić chociażby dlatego, że pomysłodawcą tej akcji jestem ja, a on obejmuje mandat po mnie. Nie powinien tego robić, gdyż jest członkiem Związku Gór-
- Tak więc wróg tego o co pan walczył zasiądzie na pana poselskim krześle w sejmie. To smutne. - Zostawmy, proszę, posła Rzymełkę w spokoju. Dajmy mu trochę czasu, żeby pokazał, co zamierza robić. - Zgoda. Proszę powiedzieć, co pan sądzi o zachowaniu Kazimierza Kutza w trakcie kampanii, który przyznał, iż żałuje, że wystartował w eurowyborach? - Te wybory to niestety koniec aktywnej obecności Kazimierza Kutza w parlamencie, w polityce. Wiem, że nie będzie się starał więcej o mandat. - Dlaczego „niestety”? To była pańska konkurencja w eurowyborach! - Tak, ale również to dla mnie cios. To co Kazimierz Kutz miał zdziałać dla Ślązaków, zdziałał. Był olbrzymim napędem, zasłu-
5
CZERWIEC 2014r. - A pańska polityczna droga. W odróżnieniu od Kutza jest pan w kwiecie wieku, ale za to ciężko chory, przykuty do wózka. Na jak długo panu starczy sił? - W moim przypadku zaczynająca się właśnie kadencja też będzie pewnie ostatnią. Choroba niestety postępuje, i coraz trudniej wykrzesać mi z siebie siły by poruszać się nawet na tym wózku. By mówić,
- Nie tyle pytano, co wręcz domagano się tego. Ale niech pani powie, czy ktoś, kto w maju dzięki PO został europosłem, a w czerwcu rzuciłby legitymacją partyjną, zasługiwałby na szacunek? Gdybym miał wystąpić z PO, to jednocześnie złożyłbym ten mandat. Ale nie wystąpię, bo wciąż wierzę, że jest to bardziej partia takich ludzi jak ja, niż takich jak Sławomir Nowak. Nie mówię, że nigdy nie roz-
Zaczynająca się właśnie kadencja też będzie pewnie ostatnią. Choroba niestety postępuje, i coraz trudniej wykrzesać mi z siebie siły by poruszać się nawet na tym wózku. By mówić, pisać, być aktywnym. Ale dopóki sił starczy będę walczył o Śląsk. pisać, być aktywnym. Ale dopóki sił starczy będę walczył o Śląsk i o ludzi – tak jak ja – niepełnosprawnych. - Wielu z nich wiesza na panu psy, że nic pan dla nich nie robi… - Nie mam do nich żalu… - Jak to? - Proszę mi wierzyć, że człowiek chory, niedołężny, niepełnosprawny – ma prawo być zgorzkniały. Ma prawo uważać, że świat o nim zapomniał. Że zapomnieli o nim ci, którzy tak naprawdę się o niego troszczą. I tak jest właśnie z moją służbą niepełnosprawnym. Robię, co mogę; co jest do zrobieniach w granicach polskiego prawa; w granicach możliwości Marka Plury.
stanę się z PO, bo sakrament to zawierałem z żoną a nie partią, to żonie a nie partii ślubowałem, że dopóki śmierć nas nie rozłączy, ale na razie nie zamierzam z PO odchodzić. - Na razie… Coraz częściej mówi pan o potrzebie istnienia partii regionalnej. Można więc przyjąć, że chce ją pan zakładać. Ale nie można należeć do dwóch partii naraz… - To prawda, że coraz bardziej widzę, iż Europa zmierza w kierunku autonomicznych regionów a więc i partie polityczne powinny się do tego dopasowywać. Wiem na pewno, że karierę polityczną, której zostało mi już niewiele, chciałbym zakończyć w partii, która bardzo mocno bę-
Czy ktoś, kto w maju dzięki PO został europsłem, a w czerwcu rzuciłby legitymacją partyjną, zasługiwałby na szacunek? Gdybym miał wystąpić z PO, to jednocześnie złożyłbym ten mandat. Ale nie wystąpię, bo wciąż wierzę, że jest to bardziej partia takich ludzi jak ja, niż takich jak Sławomir Nowak.
guje na szacunek, ale kres aktywności przychodzi na każdego. Dlatego Ślązacy muszą sobie kreować śląskich liderów, takich którzy rzeczywiście zadbają o nasze potrzeby. Ci przywódcy muszą się wyłonić na Śląsku, najpewniej ze śląskich organizacji. To niekoniecznie muszą być politycy par-
lamentarni, ale ludzie, za którymi pójdzie Śląsk. Jeżeli tylko zobaczę nowe twarze, chcące pomóc naszym sprawom, to niech wiedzą już teraz, że mają we mnie wsparcie. Działając lokalnie w naszym regionie, mogą zwrócić się do mnie, do Brukseli- na pewno pomogę. Wracając do Kazimierza
Kutza, który już wcześniej zakończył aktywność jako reżyser a teraz kończy jako polityk – wierzę, że pozostanie jeszcze na długo aktywny jako felietonista. Poglądy wyrażane w jego felietonach czasem mnie drażnią, ale pobudzają debatę o Śląsku, są dla niej ważną przyprawą.
Ale wielu z nich oczekuje, że potrafię dla nich nagiąć prawo, załatwić rzecz nie do załatwienia. Niestety – nie potrafię, choć czasem się serce kraje. - Coraz więcej ludzi wiesza psy nie tyle na panu, co na całej partii do której pan należy. Po aferach taśmowych, m.in. na facebooku zapytano pana, czy nie powinien pan wystąpić z PO, przestać firmować tę republikę kolesiów…
Zdumiewające uzdrowienia pod dotykiem jej dłoni
Ręce niosące zdrowie
- Na pierwszy rzut oka ta dziewczyna nie różni się niczym od setek innych na ulicy. Ale tylko na pierwszy rzut oka, bo ma niezwykły dar. Niesie ludziom zdrowie – opowiada pani Kamila Porczyk. Pani Kamila miała duże wole tarczy-
cowe. Groziła jej operacja, a skalpela i narkozy boi się jak ognia. Także dlatego, że ma też chore serce. I z tego strachu dała się namówić na wizytę u młodziutkiej uzdrowicielki. - I co tu dużo mówić, po trzeciej wizycie u pani Patrycji wydawało mi się, ż wole maleje. Po piątej zauważały to moje koleżanki. A po ósmej zapięłam pod szyją koszulę, której nie byłam w stanie założyć od czterech lat. Trzy miesiące temu kark miałam jak baleron, a teraz proszę! – pani Kamila demonstruje swoją kształtną szyję. A po chwili dodaje, że poprawiło jej się też EKG i ciśnienie.
Patrycja Piecha, młoda uzdrowicielka przyznaje, że naturoterapia działa na cały organizm a nie jedno, konkretne schorzenie. Dlatego mogą się cofać nawet te choroby, o których nie wie. – Bo przekazywana energia powoduje, że to sam organizm zaczyna zwalczać choroby – wyjaśnia. - I to tak genau je. Jo mom cukrzyca, i kiej mi sie zrobiła wielgo rana na nodze, to sie dwa lata nie goiła. Chcieli mi już noga urżnonć, jak żech do pani Patrycji trefił. Po trzecij wizycie pierońsko mie bolało, ale na drugi dziyń zaczło sie goić. Tera mom ino strup. Poprawiły mi sie tyż wyniki prostaty i fest ślecioł mi
cukier – opowiada pan Hubert Kopoczek z Katowic. Kiedy pan Hubert opowiedział to swojemu przyjacielowi, Stefanowi Pieczce, ten także zapisał się do uzdrowicielki: - Byłem już zakwalifikowany do operacji by-passów. Ale bałem się jej okropnie, bo mój brat miał by-passy w kwietnia, a w lipcu już był pochowany. Zmarł na serce. Więc z tego strachu poszedłem do pani Patrycji. Gdy po siedmiu wizytach zbadał mnie kardiolog, tylko spojrzał przeciągle: „Nie wiem jak pan to zrobił, ale operacja jest zbyteczna”. I faktycznie, w zeszłym roku nie umiałem
dzie akcentować Śląsk. Mój ukochany region. Ale kto powiedział, że na przykład w takim kierunku nie może ewoluować PO? Dzieląc się na subpartię małopolską, górnośląską, mazowiecką, które tylko w najważniejszych dla państwa sprawach działają razem, a poza tym każda myśli o swoim regionie? Możliwości rozwoju sytuacji jest wiele, ale o partii regionalnej trzeba mówić, bo taki polityczny ferment jest Śląskowi potrzebny.
REKLAMA wejść na drugie piętro za jednym zamachem a teraz w styczniu zrzuciłem do piwnicy trzy tony węgla w godzinę. Badania tylko potwierdziły to, co sam czuję – cieszy się pan Stefan. A sama Patrycja Piecha potwierdza, że namawia chorych, aby wybrali się na badania kontrolne. – Takie badania najlepiej pokazują, czy jestem skuteczna, czy nie. A poza tym ludzie chorzy powinni być pod kontrolą lekarzy. (ego) Patrycja Piecha przyjmuje w Gabinecie Naturoterapii w Katowicach ul. Ligocka 5. (Tuż za światłami, gdzie ul. Mikołowska przechodzi w Ligocką, w pobliżu kop. Wujek. Na parterze bloku, wejście od strony sąsiadującej apteki). Rejestracja tylko telefoniczna, nr tel. 535 998 252
6
CZERWIEC 2014r.
Sekuła musi mówić o wyższości państwa centralnego. W innym nie miałby szans
Oferma w sowiej dziupli
Marszałek województwa śląskiego Mirosław Sekuła przekonuje, że pomysł na odrodzenie śląskiej autonomii jest szkodliwy, a świetlanej przyszłości dla regionu upatruje w unitarnym, czyli centralistycznym państwie polskim. Co najzabawniejsze, pan Sekuła, polityk Platformy Obywatelskiej teorie te snuje już po tym, jak jego partyjni koledzy pokazywali w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, że państwo traktują jako swój łup, z którym mogą robić co im się podoba. Oczywiście dopóki sprawa się nie wyda, to jest dopóki ta sowa i jej przyjaciele nie opowiedzą światu, o czym politycy rozprawiali. DARIUSZ DYRDA
C
hociaż pisząc ten tekst nie znamy jeszcze wszystkich rozmów u Sowy, wiemy już dziś jedno – w państwie, gdzie w centrali jest znacznie mniej władzy, a znacznie więcej mają jej autonomiczne regiony, takie zawłaszczanie państwa byłoby po prostu niemożliwe. Minister Sławomir Nowak na przykład miałby znacznie węższe pole działania, bo wszystkie duże inwestycje, w tym autostrady, byłyby budowane przez autonomiczne województwa (regiony) i to na szczeblu wojewódzkim zapadałyby decyzje kto je będzie budował i za ile. Zapewne byłyby też budowane szybciej i lepiej.
POŁOŻYŁ KOLEJE, OŚMIESZA MUZEUM W obecnej, centralistycznej Polsce, którą tak ukochał marszałek Sekuła, nawet inwestycje regionalne są nimi tylko z nazwy. A decyzje zapadają jednak na centralnym szczeblu. Klasycznym przypadkiem są tu Koleje Śląskie. To politycy ogólnopolskie partii, tej samej, do której należy pan Sekuła (czyli PO) zamiast stworzyć wzorcową firmę – a mieli ku temu wszystkie narzędzia - zmajstrowali ogromny bajzel. Ale i ten bajzel był do uratowania, gdyby postawiono na rzeczywiste jego ratowanie. Wówczas jednak marszałkiem województwa był już jednak Mirosław Sekuła, który wyżej stawia interes centrali, niż Śląska. Zablokował więc umowę pomiędzy Kolejami Śląskimi a przewoźnikiem czeskim, który chciał nam tanio wydzierżawić niezbędny tabor, którego Koleje Śląskie nie miały. Bo byłby to cios w PKP. Tak więc marszałek Sekuła poświęcił firmę województwa, którym kieruje, dla interesu ogólnopolskiego giganta. A może celowo skompromitował Koleje Śląskie, żeby niby pokazać, jak wygląda ten „śląski wirszaft”.
dług Sekuły był za mało pro-polski a za bardzo pro-śląski. Marszałek jednak, używając języka ulicy „rżenie głupa”: - Projekt jest opóźniony. Scenariusz powinien być gotowy w 2011 roku, co obciąża także poprzednika Abłamowicza – mówi, zapominając, że założenia scenariusza były jak najbardziej gotowe a wyłoniona w konkursie firma zaczynała już ekspozycję szykować.
ROZMOWY NIE NAGRANO, NAGRAJĄ TOP MODEL
Dziś mamy przykład drugi, nawiązujący do sprawy, o której pisaliśmy wielokrotnie. Muzeum Śląskie. Gdy tylko, półtora roku temu, Mirosław Sekuła nastał na posadzie marszałka województwa, od razu zaczęła się od nowa awantura o stałą wystawę tego Muzeum. Przypomnijmy, że budujący obiekt dyrektor Leszek Jodliński miał wizję, popieraną zresztą przez wielu śląskich naukowców, aby ta ekspozycja prezentowała przede wszystkim przemysłowy Górny Śląsk. Ten, który nagle rozbłysnął dwieście lat temu, jako jedno ze światowych centrów. Dlatego w ekspozycji niewiele miało być
pisywał nie zjawiał się nikt, kto chociaż w przybliżeniu miałby kwalifikacje Jodlińskiego. Więc w efekcie marszałek Sekuła mianował (bez konkursu) dyrektorem szefa bytomskiego Muzeum Górnośląskiego, Dominika Abłamowicza. Teraz miał pokierować obiema placówkami. Rychło też zalały nas informacje, że stała wystawa ulega zmianie. Symbolem tej zmiany stała się … gilotyna. Gilotyna z hitlerowskiego więzienia przy ulicy Mikołowskiej, na której naziści ścięli około 500 osób. Bo ścinali nią polskich patriotów, których trzeba przypominać. A to, że ci patrioci nie
Marszałek Sekuła nagle stwierdza też, że może Abłamowicza trzeba będzie zwolnić, bo sobie nie poradził. Tylko jakoś zapomina dodać, że poprzednika, który radził sobie świetnie, pozbył się, bo według Sekuły był za mało pro-polski a za bardzo pro-śląski. polityki a bardzo wiele spraw społecznych i gospodarczych. Dlatego wystawa zaczynać się miała Goethe’m. A dokładnie momentem, gdy ten genialny poeta romantyzmu zjawia się w Tarnowskich Górach, żeby zobaczyć pierwszą na kontynencie europejskim maszynę parową.
FACHOWCOWI JUŻ PODZIĘKUJĘ! No i zaraz zaczęło się larum. Rwetes. O to, że Muzeum Śląskie ma pokazywać polską historię Górnego Śląska, a Goethe to Niemiec. Więc nie ma zgody ani na niego, ani żadne niemieckie koncerny przemysłowe, górniczo-hutnicze Donnersmarcków, Ballestremów, spadkobierców Gieschego, Hochbergów – tylko polskie powstania śląskie, niemiecką „okupację” Śląska i tym podobne. Zamiast wybitnych uczonych i przemysłowców mieli się pojawić politycy: Korfanty, Ziętek. Awanturę popierali możni protektorzy Sekuły, z prezydentem RP Bronisławem Komorowskim na czele. No i Sekuła skorzystał z pierwszej sposobności, żeby pozbyć się niewygodnego dyrektora, który w muzeum chciał pokazywać prawdziwą historię regionu a nie „politykę historyczną” w polskim nacjonalistycznym wydaniu. Okazało się jednak, że w konkursach, które roz-
mieli żadnego wpływu na historię Śląska, podczas gdy maszyna parowa miała fundamentalne – nie ma znaczenia. Muzeum ma opowiadać o niemieckim pastwieniu się nad prastarą polską ziemią. I szlus!
WYSZŁO SZYDŁO Z … MUZEUM O ile jednak bajdurzenie o wizji szło marszałkowi i jego „bezkonkursowemu” dyrektorowi świetnie, o tyle rzeczywista praca już nie. Leszek Jodliński z budową muzeum nie tylko wyprzedzał harmonogram, ale wydawał mniej pieniędzy, niż przewidziano. Abłamowicz niestety harmonogramu nie tylko nie wyprzedza, ale nawet z grubsza się w nim nie mieści. W połowie czerwca nie można było już udawać, że jest dobrze, bo zaplanowane na koniec bieżącego roku otwarcie stałej wystawy trzeba przesunąć co najmniej na połowę 2015 roku. Choć i to wcale nie jest pewne. - Zastanawiamy się, jak doprowadzić do sytuacji, by czerwcowy termin nie był zagrożony - mówi dziś Mirosław Sekuła. Marszałek Sekuła nagle stwierdza też, że może Abłamowicza trzeba będzie zwolnić, bo sobie nie poradził. Tylko jakoś zapomina dodać, że poprzednika, który radził sobie świetnie, pozbył się, bo we-
Nowe Muzeum Śląskie kosztowało setki milionów złotych. To inwestycja porównywalna ze Stadionem Śląskim (też zresztą za rządów PO w województwie zdycha on śmiercią naturalną). Do rangi więc kolejnego symbolu – tym razem nieudolności Sekuły – urasta więc fakt, że w obiekcie, który miał być dumą regionu, na kształt warszawskiego Centrum Nauki Kopernik – teraz odbywać się będą… castingi do kolejnej edycji programu Top Model. Czy jednak Unia Europejska, która w ogromnym stopniu wsparła tę inwestycję, uzna to wykorzystanie za zgodne z przeznaczeniem? Czy też za rządy nadesłanego nam z Warszawy Mirosława Sekuły będziemy musieli zapłacić zwrotem unijnej dotacji? Jerzy Gorzelik, lider RAŚ, wychodząc niemal dokładnie rok temu z koalicji z PO w województwie śląskim, stwierdził, że z ofermami nie da się rządzić. Miał na myśli przede wszystkim Sekułę, I trzeba dziś przyznać mu rację. Ale obserwując działania Mirosława Sekuły trudno się też dziwić, że tak bardzo kocha on państwo unitarne, centralistyczne. Bo gdy w tej centrali zabrakło dla niego jakiejś ministerialnej fuchy, został wysłany (zesłany?) do Katowic. Partia wydała dyspozycję, wojewódzcy radni PO wypełnili ją, wybierając go marszałkiem. W województwie autonomicznym Sekuła nie miałby takich szans. Żeby rządzić regionem nie wystarczyłoby bycie zaufanym prezydenta RP. Ciekawe za to byłoby wiedzieć, jakie zalecenia w śląskich sprawach przekazał prezydent Komorowski marszałkowi Sekule. Chociaż tego się chyba nie dowiemy. Bo prezydent nie jada u „Sowy i Przyjaciół”. Ich rozmów więc nie nagrano. Z drugiej jednak strony słuchając marszałka nietrudno się domyślić, że dyspozycje były mniej więcej takie: Trzeba wybić Hanysom z głów rojenia o narodowości śląskiej, śląskim języku i autonomii. Wybić Mirek, do bulu. Mają harować na dobrobyt polskiej ojczyzny. Mirek, zrób to! Próbuj pan panie marszałku Sekuła, próbuj. Nie pan pierwszy i nie ostatni. Pana też przeczekamy. Z INTERNECU: Maxtheboss: No i po co było robić to całe zamieszanie? Poprzedni dyrektor, znakomity fachowiec, rzetelny człowiek został przez Sekułę wyrzucony w obrzydliwy sposób z przyczyn politycznych. A teraz co panie Marszałku? Nieudolności i opóźnień nie da się już zwalić na RAŚ ani na poprzedniego dyrektora Muzeum. Ciekawe więc jaką teraz Pan nam bajkę sprzeda? Petronela De La Cruz: Panu Mirkowi gratuluję ręki do fachowców i profesjonalistów, a przy tym przejrzystości procedur obsadzania synekur. Koleje, wodociągi, park śląski, stadion, muzeum - pasmo sukcesów. Przed chwilą słyszałam, że winą opóźnień jest wciąż przeciekająca woda... Teraz, że nieudolność... choć wcześniej ten sam Pan Abłamowicza rekomendował jako fachowca... Ech! i wierzyć tu Marszałkowi... Ciekawe komu teraz przyobiecał tytuł Dyrektora MŚ ... lol
7
CZERWIEC 2014r.
!!! Zademonstruj swoja narodowość ślůnsko !!! Kup do sia, a do swoich krewnych na gŷszynki tresy, żeście som Ślůnzokoma.
35zł
30zł
We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!
45zł
35zł
5zł
35zł
A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?
35zł
35zł
35zł
35zł
30zł
30zł
5zł
Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53. www.naszogodka.pl, adres e-mail: poczta.naszogodka.pl, tel. 0-507-694-768, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.
8
CZERWIEC 2014r.
Tym razem to śląska małpa może zepsuć zegarek
Sorońskie Ślůnzoki Nie zdziwimy się zbytnio, kiedy w trakcie akcji popierającej zmianę ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, ktoś zbierający podpisy wyciągnie zza pazuchy broń i otworzy żywy ogień do Ślązaków! Którzy aż za często przy tej okazji dają się poznać jako najzwyklejsze w świecie soronie. DUPOWACI
PAULA ZAWADZKA
Oprócz hanysów wojujących, są też hanysy bojaźliwe. Niczego nie podpisze, bo nie wiadomo, czy nie będą z tego jakieś represje. „– Mojego ujka w 1946 za to, że był Ślůnzokiym wywieźli do Rusów” – tłumaczy nam starsza pani tłumacząc, dlaczego nie podpisze. Bo ona nie chce do Rusów. Lęki przed represjami nie są wcale takie rzadkie. „Ja, ja, jo je Ślůnzoczka i wom kibicuja ale niŷ podpisza…”. Takie postawy są coraz rzadsze, ale wciąż są. Rodzi się więc pytanie, ile osób z tej przyczyny zataiło swoje poczucie tożsamości narodowej. Ilu wpisało w spisie narodowość polską, mimo, że poczuwają się do śląskiej? I ile jeszcze musi minąć lat demokracji, zanim poczują się bezpieczni w swoich poglądach? Z drugiej strony, jak mają się poczuć bezpieczni, jeśli państwo im tego oczywistego prawa do własnej tożsamości odmawia. Jak nie bać się represji, jeśli liderzy wszystkich najważniejszych partii powtarzają, że Ślązacy są Polakami, a oprócz Ślązaków-Polaków są jeszcze jacyś ślązak owcy-separatyści…
Nie piszemy o osobach, które są przeciwne uznania Ślązaków za odrębną grupę etniczną. Ci są przeciwni zbieraniu podpisów – i ich demokratyczne prawo. Ten tekst jest o tych, którzy często nie cierpią Polaków, uważają się za kompletne ich przeciwieństwo. Którzy marzą o autonomii a najlepiej śląskiej republice. W której gorolowi lekko nie będzie, za samo to, że jest gorolem. Powinni więc walczyć jak lwy o poparcie tego projektu ustawy. Tymczasem jeśli się nie uda zebrać 100.000 podpisów, to przez nich. Jak Ślązacy szkodzą ważnej dla siebie, społecznej akcji? - Ale co to do, idź pani – odpowiada często rozmówca, w trakcie zbierania podpisów pod projektem ustawy mającej na celu dopisanie Ślązaków do mniejszości etnicznych. Ślązacy ze starszej grupy wiekowej nader często odmawiają podpisania się pod projektem ustawy, ponieważ twierdzą, że to nic nie da. Że i tak się nie uda, to po co. Twierdzą, że tyle było porażek i zawirowań w historii regionu, że oni podpisywać nie będą. Wolą narzekać, że się nie uda, niż spróbować. Nawet nie tyle spróbować samemu, co odrobinę pomóc innym.
JA, JA, JO WIŶM, JO ZNOM Tłumaczenia, iż zebranie 100.000 podpisów, to początek rebelii o śląską tożsamość, zdają się spływać po rozmówcach jak po kaczce. Jest to niespotykane, jak bardzo osoba zbierająca podpisy musi się postarać, by przekonać człowieka, który nie chce złożyć podpisu, argumentując to na poziomie pięciolatka: „bo nie”, „ bo to nic nie da”. Po czym przyznaje, że on a jakże! Ze śląskiej rodziny pocho-
MŁODZI-PRZEKUPNI
pisze, bo on już teraz wie, że to nic nie da. Kiedy już skończy się przed nami doktoryzować, to czasami, w akcie wielkiej łaski decyduje, że jednak podpisze. Być może, najważniejszą przyczyną wpływającą na jego decyzje, jest aktualna pogoda. Poczciwy Ślązak pożałuje smażącego się w słońcu bądź przemoczonego do suchej nitki wolontariusza. Nie wyjmie jednak dowodu osobistego, bo numer pamięta
Innymi słowy nasz rozmówca o Śląsku wie – w swoim mniemaniu - wszystko. I właśnie dlatego nie podpisze, bo on już teraz wie, że to nic nie da. Kiedy już skończy się przed nami doktoryzować, to czasami, w akcie wielkiej łaski decyduje, że jednak podpisze. dzi i historykiem-amatorem jest. Ŏn wszystko widzioł, opa mu ôpowiadali ô powstaniach. A ujek Wilim służył na u-boot-cie, zaś fater proł ruskich na Ostfroncie. A zaś onkel ôsprawioł ô tym, że zatłukły inakszego onkla ,w Sosnowcu na Radosze, w 1946 roku, te pierońskie gorole. Innymi słowy nasz rozmówca o Śląsku wie – w swoim mniemaniu wszystko. I właśnie dlatego nie pod-
i podyktuje. I naraz okazuje się być większym ewenementem, niźli dał po sobie poznać. Taki rozmówca bowiem, ma dwunastocyfrowy numer PESEL! Czyżby profesorom-amatorom dawali jedną cyferkę więcej?
ŚLĄSCY NACJONALIŚCI Są i Ślązacy wojujący. Grupa najstraszniejsza. Kompromitująca. –
Podpisy zbiyrosz? Nojprzud trza by sprawdzić do siódmego pokolynio, czy żeś som niy je gorol! Bo jo jes czysty Hanys – zawiadamia bezzębny dżentelmen w poplamionej koszuli na festynie w Chorzowie. Nie jest wyjątkiem, głosy takie słyszy się często. Dziwne to, bo zamiast się cieszyć, że za śląską sprawą chce chodzić ktoś, kto sam nie jest autochtonem, jeszcze mu ubliżają. Inni spośród wojujących by podpisali, ale to nic „nie do, bo goroli i tak niy do sie wypyndzić. Rozcopierzyli sie, Ślůnzokůw już jes mało. To po co to?”. Jeszcze inni nie widzą sensu podpisywania. Inny pan, na targu w Lędzinach, wyraźnie „chycony”, mimo porannej godziny zawiadamia nas z przekonaniem, że Polska i tak „niy do nom sie samym rzondzić”. Okazuje się więc, że oskarżenia o dążenia separatystyczne Ślązaków nie są tak całkiem wyssane z palca prawicowych publicystów i lewicowych warszawskich polityków. Z tym, że śląscy separatyści odmawiają podpisania się pod uznaniem Ślązaków za mniejszość etniczną.
Są też soronie pod tytułem: „jo niy musza żodnymu udowadniać, żech je Ślůnzokiŷm”, soronie „Może som żeś je gorol”, soronie „a co mi z tego przīdzie” i wiele innych.
Z młodymi rozmówcami jest inna historia. Dokumenty przy sobie mają, PESEL pamiętają. Nie marudzą. Nie wymądrzają się. Chętni, rozmowni. Piękni, młodzi i przekupni. Wystarczy bowiem, że podpisy zbierane są przy okazji odpustu czy festynu, gdzie najczęściej odbywa się handel śląskimi gadżetami. Zaczy-
Jak to się stało, że młodzi ludzie za wszystko chcą pieniędzy i prezentów? To proste. Starsze, śląskie pokolenie bajdurzące z rozrzewnieniem o dziadkach w Wermachcie, w całej niewątpliwie pięknej i prawdziwej historii, zgubiło jedno słowo: wychowanie. Okazuje się, że wśród mieszkańców Śląska (nie wiemy, czy goroli czy hanysów) są też liczniejsze, niż w innych częściach Polski soronie-niemowy. Nasza koleżanka, zbierająca na rynku w Krakowie, gdy zaczepiała przechodniów słowami „projekt ustawy w sprawie śląskiej mniejszości etnicznej” najczęściej słyszała „nie, dziękuję”, „nie interesuje mnie to”, „spieszę się”. W śląskich miejscowościach najczęściej o żadnym „dziękuje” czy nawet „nie interesuje” mowy nie ma. Zaczepiony mija nas, jakbyśmy byli powietrzem. Nawet nie zerknie w naszą stronę. Nie wiemy czy to ze strachu, czy z głupoty, czy z chamstwa.
nają się negocjacje handlowe: - Ja się podpiszę, ale za nalepkę na auto. Albo ktoś oferuje iż zbierze kartkę podpisów w zamian za śląską fanę. Niestety, młodsze pokolenie ma takie , a nie inne podejście. Próba korupcji oscylująca w kwotach od 5 do 10 zł jest kpiną i debilizmem w czystej postaci. Przy czym osobnik ten ma się za Ślązaka całą gębą. Czy teraz trzeba za wszystko płacić? Nawet za podpis? Jak to się stało, że młodzi ludzie za wszystko chcą pieniędzy i prezentów? To proste. Starsze, śląskie pokolenie bajdurzące z rozrzewnieniem o dziadkach w Wermachcie, w całej niewątpliwie pięknej i prawdzi-
9
CZERWIEC 2014r. wej historii, zgubiło jedno słowo: wychowanie. To starsze wspomina, to młodsze liczy. To starsze to historycy, młodsze-ekonomiści. Ci pierwsi, nie podpisują się, bo i tak „nic z tego nie będzie”, młodsze, cwańsze, od razu pyta: „a co ja z tego będę miał?”. Jakie będzie następne pokolenie? Strach pomyśleć, ale można przypuścić, iż oni będą składać jedynie podpisy elektroniczne przez zweryfikowane adresy mailowe. Wracając zaś do meritum, wytłumaczenie młodemu człowiekowi, iż podpisuje się dla idei, więc fantów rzeczowych organizator nie przewidział, skutkuje najczęściej, iż mamrocze niecenzuralne słówko pod nosem i odchodzi ze stoiska. Efekt: brak podpisu.
PODPISUJĄ CHĘTNIE, ALE CO Z TEGO Kiedy jednak trafia się osobnik chętny i uprzejmy, bez zbędnego szemrania skłonny do poparcia projektu, to po drodze do złożenia prawidłowego podpisu, mogą pojawić się jeszcze dwie przeszkody. Po pierwsze: nadmierna miłość do kur, kaczek i gęsi i co za tym idzie, przejmowanie ich charakteru pisma. Po drugie: notoryczne zmienianie swojego adresu zamieszkania, na obcobrzmiące miejscowości jak K-ce, czy Tarn. Góry. Problem numer jeden rozwiązanie ma proste. Wolontariusz wpisuje dane, a rozmówca jedynie się podpisuje. Gryzmolenie niczym kura pazurem zostaje zażegnane, no chyba, że nasz chętny upiera się, przy tym, że to on musi sam wpisać swoje dane. Niestety, upieranie się w tej kwestii najczęściej idzie w parze z nieczytelnym charakterem pisma. Efekt? Podpis skreślony. W kwestii zaś problemu numer dwa, to mimo apeli, iż nie ma takich miejscowości jak K-ce (Katowice) czy Tarn. Góry (Tarnowskie Góry), ochotnicy zbierający podpisy (bez specjalnego przeszkolenia) nie zwracają uwagi na to, że nie ma również takiej ulicy jak „B.W-platte” – jest Bohaterów Westerplatte. Błędów można wymieniać i wymieniać, popełnienie któregokolwiek z nich na liście skutkuje… No właśnie, czym? Unieważnieniem podpisu. Niestety, fakty są nieubłagane. Jeśli idzie o przeciętną inteligencję Ślązacy są tacy jak reszta Polski. Jeśli chodzi o kulturę osobistą, często gorsi. I może jedna, czy druga osoba czytająca ten tekst poczuje się oburzona, ale może też da on komuś do myślenia w tym szczególnym momencie: przededniu oddania 100.000 podpisów do weryfikacji. A właściwie to 130. 000 podpisów, ponieważ organizatorzy akcji już teraz zakładają, że około 30.000 podpisów zostanie wykreślonych. Powód? Jak wyżej. Ale na koniec wiadomość radosna. Mimo tych wszystkich przeciwności zbieranie idzie całkiem żwawo, a czasem przy stoliku stoi kolejka chętnych do podpisania. Bez obaw więc, mimo licznych soroniów, niemowów, przekupów i „jo wiým-ów” zbierzemy nie tylko 100, ale nawet 130.000 podpisów. Tylko przy okazji warto pamiętać o tych tysiącach goroli, które się podpisały – i tych tysiącach Ślązaków, którzy się nie podpisali. Bo zbierający byli „zbyt mało śląscy”.
PISANE ZA BRYNICĄ
Najduch, bajtel i gizd
Z
okazji minionego Dnia Dziecka wszystkim bajtlom małym i dużym życzę wszelkiej pomyślności. Mam nadzieję, żeście dostały wiele gyszynków (pieroński Word za każdym razem automatycznie zmienia gyszynki na wyszynki!). Tylko właściwe, dzieci kochane, jak należy zwracać się do was po śląsku? Określeń jest cała masa. Mnie, gorolicę, zachwycają! I tak: jeżeli dzieci na Śląsku są niegrzeczne, nazywa się je gizdami. A jak są bardzo niegrzeczne – gizdami pierońskimi alias dioseckimi. Kim jest najduch? To znajda. I znaczy to tyle samo co podciep. Chociaż nie do końca. To w końcu zowitki miały najduchy. Zowitki, czyli niezamężne kobiety, którym przytrafił się bajtel, w tym przypadku najduch. Prawdę mówiąc, kiedy byłam
dzieckiem, mnie i moje liczne kuzynostwo ciotka regularnie określała mianem „podciepów”. Tak po prostu. Czy na Śląsku mówienie w ten sposób do dzieci było obraźliwe? Być może, ale kilometr dalej, w Altreichu, w Czeladzi tuż za Brynicą nie
jak już wspomniałam, ja nie byłam cacana; byłam podciepem) lub „moja pupcia” (pupka), czyli „moja laleczka”. Ta „pupcia” zresztą Polaków musi zaskakiwać. No bo chłopak mówiący o dziewczynie „moja dupa” jest zrozumiały, ale ojciec o córce „moja
Chłopcy byli gizdami, bo byli o wiele bardziej niegrzeczni aniżeli dziewczynki. Dla nich język śląski nie znalazł ani jednego pieszczotliwego określenia, chociaż być może tylko ja jestem w tej kwestii niedouczona. Ale w sumie, jak nazwać umorusanego i rozwrzeszczanego osobnika, który całymi dniami plompie luft w rapitołzy? było w tym nic niestosownego. Wśród śląskich dzieci były jeszcze rojbry. Czyli łobuzy. Gizd i rojber, hmm… Czy wszystkie śląskie dzieci były niegrzeczne? Do dziewcząt zwracano się „ciacianka” (cacy dziewczynka; w Zagłębiu używało się określenia cacana – mnie to jednak nie dotyczyło,
pupka”? Zboczony, albo co! Wniosek z tego prosty: chłopcy byli gizdami, bo byli o wiele bardziej niegrzeczni aniżeli dziewczynki. Dla nich język śląski nie znalazł ani jednego pieszczotliwego określenia, chociaż być może tylko ja jestem w tej kwestii niedouczona. Ale w sumie, jak na-
zwać umorusanego i rozwrzeszczanego osobnika, który całymi dniami plompie luft w rapitołzy? Chłopcy po prostu cacani nie byli. A bajtle? W niektórych regionach Śląska na podwórku jest pełno bajtli, zaś w innych jest pełno dziecek. Tutaj różnica tkwi tylko w nazewnictwie, w obu przypadkach to takie same, małe pierony. Na szczęście, kiedy i do mnie zawita boczoń (abo chociaż hebama), nie będę miała gizda. Przynajmniej nie od razu. Na początku będzie to małe kukulontko w lacliku i z nuplem. Oby tylko słodki bubuś nie okazał się niydoszkwiołkiem, bo trzeba będzie drab po dochtora! Jezu, jaka ta waszo godka je gryfno! Z pozdrowieniami dla śląskich bajtli Gorolica
FIKSUM DYRDUM
Zrabować to, co do nos ważne
P
olekku widać, jako taktyka do wojowanio ze RAŚ-em wybroł marszałek wojewůdztwa Mirosław Sekuła. Bydzie staroł sie zrabować to, czym RAŚ za ôstatni 20 lot zdobywoł sympatia Ślůnzokůw. Bez te roki Sekuła, a partie do kierych przīnoleżoł, ani niŷ chcieli słyszeć ô ślůnskij tożsamości, ô Tragedii Górnoślůnskij, ô zabytkach techniki. Ŏ retowaniu godki. Smolił to. A tu nagle Sejmik Województwa uchwala rok 2014 rokiem Tragedii Górnośląskiej. Bez sensu, bez ładu i składu – bo przecież za rok, w 2015 przypadnie okrągła, 70 rocznica tej tragedii. Więc po co uchwalać Rok wcześniej? Tylko z jednej przyczyny, żeby zawłaszczyć martyrologię Ślązaków. Żeby do spółki z arcybiskupem Wiktorem Skworcem udawać, że ta martyrologia polegała tylko na wywózkach Ślązaków – zwłaszcza górników - w głąb Związku Sowieckiego. A przecież to nieprawda, w ramach Tragedii państwo polskie zamykało Ślązaków w obozach koncentracyjnych. Choćby na Zgodzie. Ale głośno wołając o tragedii śląskich górników w kopalniach Donbassu marszałek i arcybiskup mają szansę zakrzyczeć tych, którzy chcą czcić wszystkie ofiary Tragedii, a nie tylko te wywiezione do ZSRR. Tak samo z godką. Pies z kula-
wą nogą się o nią nie upomniał. Ale gdy od kilku lat jest głośno o nadaniu statusu języka, także po to, żeby ją ratować – marszałek Sekuła wyskakuje z uchwałą o ochronie wszystkich gwar województwa śląskiego. Wszystkich to znaczy jakich? Częstochowskiej? Sosnowieckiej? Chodzi znów tylko o to, żeby udawać, że robi się coś dla tych, dla których się nic nie robi. Industriada… Wymyślił ją RAŚ, RAŚ ją rozpropagował. Wielkie święto tych, którzy kochają przemysłowe dziedzictwo naszego regionu. Nagle RAŚ został z niej
wie, że dziś już Ślązakom nie da się wcisnąć kitu, że godka to tylko gwara nieuków; że wszyscy Ślązacy radośnie w 1992 i 1945 witali Polskę; że zlikwidowane gruby i huty to był złom bez wartości. On wie, że Ślązacy coraz lepiej znają swoją historię, pszają godce i zabytkowym wieżom kopalń, wygaszonym hutniczym piecom. Więc on nie mówi: „precz z tym”. On też udaje, że pszaje. Bo dzięki temu pewną ilość Ślązaków uda się zbałamucić. Zwłaszcza gdy się ma arcybiskupa za sojusznika. Bo wiadomo, Ślązacy są do Kościoła mocno przywiązani.
Tak samo z godką. Pies z kulawą nogą się o nią nie upomniał. Ale gdy od kilku lat jest głośno o nadaniu statusu języka, także po to, żeby ją ratować – marszałek Sekuła wyskakuje z uchwałą o ochronie wszystkich gwar województwa śląskiego. Wszystkich to znaczy jakich? Częstochowskiej? Sosnowieckiej? Chodzi znów tylko o to, żeby udawać, że robi się coś dla tych, dla których się nic nie robi. wyciśnięty. Chociaż to trochę efekt naiwności Jorga Gorzelika. Gdy był w zarządzie województwa, uczynił z niej święto wojewódzkiego samorządu. Nie spodziewając się, że gdy „ofermie” Sekule podziękuje za współpracę, „oferma” zrobi z niej oręż do zagłuszania RAŚ-u. Sekuła jest mądrzejszy od Marii Pańczyk-Pozdziej, od prezydenta Komorowskiego, od Jarosława Kaczyńskiego. A może nie tyle mądrzejszy, co cwańszy. On
Ale może jednak nie tak mocno jak sądzi? Może przewiezie się i abp Skworc i marszałek Sekuła. Ślązacy bowiem zawsze ufali władzy, szanowali ją. Tym się różnimy od Polaków, że my nie podrywaliśmy się przeciw rządzącym, że my zawsze chcieliśmy wierzyć, że władza ma dobre intencje. Ale dziś? Dziś, gdy partia Mirosława Sekuły daje nam swoimi „wprostowymi” taśmami popis chacharstwa? Gdy ta władza okazuje się
kliką cwaniaczków, którzy przy gorzole pitej na koszt podatnika – w ramach obiadu służbowego - rozprawiają o długości ciulików innych ministrów-cwaniaczków; którzy kombinują, jak tu schować się przed kontrolą skarbową? Taką partię mamy szanować? Taką władzę? Panie Sekuła, to są pańscy koledzy, nie nasi. Wy, polscy politycy, ze wszystkich partii, od lewa do prawa, pokazaliście nam już, jak wygląda wasza dbałość o państwo. O którym tak chętnie pan opowiada. Obrzydzenie bierze, nic więcej. Bez tuż panie Sekuła, niŷ robiom gańby, ja? Niŷ robiom błozna! Niŷ nawiŷszocie już nom nudli, iże państwo polski unitarne bydzie do nos lepsze, jak autonomio. Wasz kamrat, minister ze PO, pado we knajpie, co państwo polski istnieje inoś teoretycznie. A my, widzicie, chcieliby zaś władza szanować. Bez tuż dejcie pokůj naszŷj godce, naszŷj Tragediie, naszym zabytkom industrialnym. Bo ôno som do nos ważne, a wy i wasze polski polityczne partie poradzicie je inoś zôszkliwić. Żeby pan lepiej zrozumiał: zohydzić! I żeby była jasność panie marszałku. Nie Polacy, tylko polskie partie polityczne. Polacy też już się nimi brzydzą. Dyrda
10
CZERWIEC 2014r.
Romans z rozsądku, który zakończy się małżeństwem lub zdradą
RAŚ - ZG razem czy osobno
Dwie inne wizje Śląska. Tak najkrócej można określić postawę, którą przez ponad 20 lat swego istnienia prezentowały Związek Górnośląski i Ruch Autonomii Śląska. Dzieliło niemal wszystko, poza odwoływaniem się do górnośląskiej historii i tradycji. A teraz ma połączyć. Pojawił się bowiem pomysł aby obie te organizacje stworzyły wspólną listę w wyborach samorządowych, jesienią tego roku. ADAM MOĆKO GIGANT SPRZED 20 LAT
Dla Związku Górnośląskiego byłaby to nowość. Organizacja od początku istnienia mocno uczestniczy w polityce, ale nigdy nie wystawiając własnych list, tylko promując swoich członków na listach różnych, zazwyczaj centro-prawicowych, katolickich partii. Taktyka początkowo była bardzo skuteczna, w pierwszej połowie lat 90. minionego wieku ZG miał swojego wojewodę (marszałków województwa wówczas nie było, więc rola wojewody była znacznie większa, niż dziś), prezydenta Katowic, prezydentów bądź wiceprezydentów niemal wszystkich górnośląskich miast. Można powiedzieć, że rządził Śląskiem. Zarazem będąc wierną przystawką tych ogólnopolskich partii. ZG nazywał siebie Korfanciokami, pokazując, że wyrósł na śląskich, chadeckich ide-
Śląsk, który oferował mieszkańcom regionu ZG. Początkowo to wystarczało. Ślązacy, którzy przez dziesięciolecia byli tępieni za swoją odmienność, za godkę – naraz zachwyceni byli konkursem Marii Pańczyk „Po naszemu”, czy Sobotą w Bytkowie (scenariusz Maria Pańczyk). Ale rychło okazało się, że Ślązakom tego za mało. Że już nie chcieli się wstydzić ojca i dziadka w Wehrmachcie. Że przypominając sobie swoją rodzinną historię, przypomnieli sobie też przedwojenną autonomię. Że aspiracje śląskie wyszły poza krupnioka i kiecki, w które wtłaczał je Związek Górnośląski.
DAWID PRZERASTA GOLIATA I coraz głośniej stawało się o Ruchu Autonomii Śląska. Początkowo ubogi krewny ZG, traktowany przez działaczy Związku z przymrużeniem oka, rósł w siłę. W 1992 roku wprowadził radnych do gminy Czerwionka-Lęszczyny, kandydat RAŚ wygrał w pobliskich Lyskach wybory wójta (jest nim do dziś). Potem, w 1998 roku, RAŚ zaczął współrządzić powiatem rybnickim. Wciąż głosząc główny swój postulat, czyli powrót do autonomii regionu. Do tego, żeby autonomicznym województwem śląskim rządzono z Katowic, a nie Warszawy. A od 1996 roku pojawił się drugi ważny postulat - uznanie narodowości śląskiej. Na przełomie XX i XXI wieku zaczął coraz śmielej wychodzić poza Ziemię Rybnicką. I gdy Związek Górnośląski słabł, RAŚ rósł w siłę. Wciąż jednak traktowany nieco żartobliwie przez
Popularność RAŚ jest nie w smak licznym polskim środowiskom. Lider SLD Grzegorz Napieralski oskarża RAŚ o zamiar oderwania Śląska od Polski, lider PiS Jarosław Kaczyński nazywa zakamuflowaną opcją niemiecką, a prezydent RP Bronisław Komorowski porównuje RAŚ do groźnych sił, które uwolnił czarnoksiężnik. ach dyktatora III Powstania Śląskiego, Wojciecha Korfantego. Chętnie nawiązywał do tradycji powstań śląskich, powrotu Śląska do macierzy. „Jechał” na polskim patriotyzmie, promowanie śląskości ograniczając w zasadzie do skansenu: konkursy godki, śpiewki przy piwie, kiecki i szaty na Boże Ciało – to był
dziennikarzy, polityków. Do 2002 roku, gdy spis powszechny pokazał, że narodowość śląską deklaruje kilkaset tysięcy ludzi. A tym bardziej do 2006, gdy RAŚ-owi ciut zabrakło, żeby znaleźć się w sejmiku. Związek Górnośląski jeszcze się puszył, ale już było widać, że traci dystans do Ruchu Autonomii Śląska.
Przełomowy był rok 2010. Lider ZG Andrzej Stania, po wielu latach rządzenia miastem, przegrał wybory prezydenckie w Rudzie Śląskiej. Lider RAŚ-u Jerzy Gorzelik po wygranych wyborach (tzn. przekroczeniu bariery 5% i zdobyciu mandatów w sejmiku) zostaje wicemarszałkiem województwa. To koronny dowód, że role się odwróciły. Że teraz RAŚ jest liczącym się graczem, a ZG może tylko wspominać czasy świetności.
KOŃ TROJAŃSKI DLA AUTONOMISTÓW Ale popularność RAŚ jest nie w smak licznym polskim środowiskom. Lider SLD Grzegorz Napieralski oskarża RAŚ o zamiar oderwania Śląska od Polski, lider PiS Jarosław Kaczyński nazywa zakamuflowaną opcją niemiecką, a prezydent RP Bronisław Komorowski porównuje RAŚ do groźnych sił, które uwolnił czarnoksiężnik. Nowy śląski arcybiskup Wiktor Skworc też nie kryje niechęci. Tylko PO powstrzymuje się od negatywnych sformułowań, ale do momentu, gdy RAŚ zacznie krytykować koalicjanta za nieudolność i nie dotrzymywanie umowy koalicyjnej. Za powrót do fałszowania historii Śląska. Wtedy to zapewne, gdzieś na styku gabinetu marszałka województwa Mirosława Sekuły (PO) i arcybiskupa Skworca, zapada decyzja o próbie reanimacji Związku Górnośląskiego. Jako organizacji, która w wyborczym roku 2014 odbierze RAŚ-owi przynajmniej część elektoratu, wyrwie tej śląskiej bestii zęby. Takiego konia trojańskiego śląskich organizacji. Kreowany na nowego lidera ZG Zbigniew Widera zapowiada już, że podczas wyborów Związek nie będzie stał z boku. Że weźmie w nich udział. Wyraźnie widać, że inicjatywa ta ma poparcie arcybiskupa a nawet pałacu prezydenckiego. Tyle, że marcowe wybory w Związku Widera przegrywa. A nowy zarząd stawia na zbliżenie z RAŚ-em. Chociaż ZG od początku (2012 rok) należy do Rady Górnośląskiej, skupiającej organizacje mające za cel uznanie języka i narodowości śląskiej, to jednak dotychczas potrafiła –
zarazem należąc - kwestionować cele tej organizacji. Teraz ZG deklaruje zbieranie podpisów pod projektem ustawy w sprawie mniejszości etnicznej. Chociaż na deklaracjach w zasadzie się kończy. Bo widywaliśmy zbierających aktywistów RAŚ, widywaliśmy ze Ślůnskij Ferajny i z Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Ale ZG jakoś nigdy. Także media donoszą, ile RAŚ zebrał podpisów (koło 20 czerwca 80 tysięcy) ani słowa nie informując o zbieraniu przez ZG.
NAZWA KOŚCIĄ NIEZGODY Efektem tego zbliżenia miała być także wspólna lista do sejmiku, firmowana przez Radę Górnośląską. Pat nastąpił już jednak przy nazwie. RAŚ w kolejnych wyborach startował pod swoim szyldem. Od lat pracuje na ten szyld, jego rozpoznawalność jest duża. Więc było oczywiste, że chce po raz kolejny iść do wyborów pod nim. - Zrezygnować z szyldu RAŚ na rzecz jakiegoś „Wspólnego Śląska” czy innej sztucznej nazwy? To tak, jakby nagle PiS przed wyborami miał zrezygnować z szyldu PiS na rzecz jakiejś „Wspólno-
Jerzy Gorzelik, który proponuje nazwę listy RAŚ-ZG. Przyjmując założenie, że inne organizacje w Radzie Górnośląskiej nie mają politycznych ambicji i na tę nazwę przystaną. W RAŚ-u sporemu gronu działaczy zależy na wspólnej liście. Byłby to bowiem ogromny sukces, gdyby organizacja reaktywowana, żeby odbierać RAŚ-owi głosy, poszła do wyborów nie przeciw niemu, lecz z nim. Cały chytry plan podzielenia Ślązaków na RAŚ-owych i „polskich” spaliłby na panewce. A nie ma co ukrywać, osobny start ZG część głosów RAŚ-owi odbierze. Chociaż są i tacy, którzy twierdzą, że RAŚ może na tej koalicji więcej stracić, niż zyskać. Bo część środowisk deklarujących narodowość śląską nie zagłosuje na listę, na której znajdą się ci, którzy do niedawna istnienie narodowości tej kwestionowali. Jak chociażby Andrzej Stania, niedawny prezes a obecny skarbnik ZG. Kontrofensywa zaczyna się też z drugiej strony. W ZG grono wrogów RAŚ jest nadal spore. I wpływowe. Mogące liczyć na poparcie marszałka województwa, prezydenta, arcybiskupa. Tym wszystkim zależy, żeby ZG rozbijało solidarność Ślązaków a nie ich konsolidowało. Nie jest więc wykluczone, że ZG będzie podlegał silnym naciskom. A może też obietnicom wsparcia, chociażby w homiliach czy liście duszpasterskim arcybiskupa. W mediach. Bo tak naprawdę to ZG stoi przed fundamentalnym dla siebie pytaniem. Mianowicie, w którą stronę chce iść, czcząc swojego patrona Korfantego. W stronę pamięci tego Wojciecha Korfantego, który był dyktatorem propolskich powstań na Śląsku. Czy też tego Korfantego – o kilkanaście lat późniejszego – który z polskimi władzami walczył o utrzymanie śląskiej autonomii. Za co polskie władze wsadziły go do więzienia, a może też otruły. Ten pierwszy Korfanty jest RAŚ-owi bardzo daleki, ten drugi bardzo bliski. ZG wspominający, że Polska w 1920
Byłby to ogromny sukces, gdyby organizacja reaktywowana, żeby odbierać RAŚ-owi głosy, poszła do wyborów nie przeciw niemu, lecz z nim. Cały chytry plan podzielenia Ślązaków na RAŚ-owych i „polskich” spaliłby na panewce. ty Polskiej”. Przecież byłoby to proszenie się o klęskę – mówi Leon Swaczyna, członek zarządu RAŚ. Dla odmiany ZG ani słyszeć nie chciał o pójściu do wyborów pod nazwą RAŚ. – W pewnych punktach się zgadzamy, ale jest też sporo różnic. A przyjęcie ich nazwy wskazywałoby, że przyjęliśmy i program. Jeśli mamy iść razem, nazwa musi wskazywać na zjednoczenie śląskich organizacji, a nie na jedną z nich – mówi Marek Sobczyk, nowy prezes ZG.
RAŚ-ZG CZYLI SZYLD NA WYBORY Sprawy utknęły więc w martwym punkcie. Zdawało się nie do obejścia. Ale ostatnio obejście znalazł lider RAŚ,
roku wabiła Śląsk obietnicą autonomii i dlatego liczni Ślązacy chcieli do Polski – będzie partnerem RAŚ-u. ZG opowiadający, że Ślązacy zawsze byli Polakami, którzy sto lat temu nie marzyli o niczym innym, niż „powrót do macierzy”, zawsze będzie RAŚ-u wrogiem programowym. Związek Górnośląski na pewno odpowie sobie na to pytanie przed jesiennymi wyborami. Jeśli wybierze wersję „powrotu do macierzy” to wystawi RAŚ do wiatru – wystawiając zarazem własne listy. Jeśli natomiast wybierze drugą stronę, to w perspektywie roku, może dwóch, organizacje zapewne się zjednoczą. Na przykład pod hasłem autonomii, ale tylko gospodarczej. Które byłoby chyba do przełknięcia dla obu stron.
11
CZERWIEC 2014r.
Ezi, Klose i spółka: Górnoślązacy na Mundialu
Z okazji Mundialu wspominamy Górnoślązaków, którzy odnieśli międzynarodowe, mundialowe sukcesy. A było ich wielu. Gdyby tylko urodzili się w tym samym czasie, mogliby stworzyć super drużynę, nie do pokonania. PAULA ZAWADZKA
S
łyszy się często, że piłka nożna jest sportem narodowym Polaków. Nie bardzo wiadomo kto i dlaczego wmówił naszym krajanom taką bzdurę. Żeby dyscyplina była sportem narodowym, trzeba spełnić (przynajmniej tak nakazuje logika) jeden warunek: być w tej dyscyplinie dobrym, a najlepiej – wybitnym. Polacy są tymczasem we fusbal co najwyżej wybitnie lani. Z nieznanych powodów (wg naszego red. nacz. dlatego, że ma bardzo proste reguły) w Polsce króluje piłka nożna i chociaż po zimowej olimpiadzie podnosiły się głosy, żeby wreszcie odebrać część środków finansujących tą dyscyplinę i przekazać np. na panczenistów (łyżwiarzy szybkich), to dość szybko głosy te przycichły.
1. FC Kattowitz. Mający 17 lat, niezbyt atrakcyjny rudy, niski i krzywonogi chłopiec został zaproszony do gry w drużynie Ruch Hajduki Wielkie (dzisiejszy Ruch Chorzów). Drużyna ta była wtedy mistrzem Polski. Już wtedy przylgnął do niego pseudonim „Ezi”. W sezonie zdobył dla Chorzowa 33 bramki, a następnie został powołany do reprezentacji Polski (nadal nie będąc pełnoletnim). Młodziutki chłopaczek błysnął już podczas pierwszego (zwycięskiego) meczu z Danią. W późniejszych meczach regularnie był wpisywany na listę strzelców. Ezi był wirtuozem piłki. Na boisku robił co chciał. Są tacy widowiskowi piłkarze, jak choćby Ronaldo, którzy swoim stylem gry mogą się pławić w blasku fleszy; wiedzą, że to ich akcja meczowa będzie na stronie każdej sportowej gazety. Ezi był takim śląskim Ronaldo. Grał na pozycji skrzydłowego, gole strzelał z bliska lub wparowywał do bramki razem z piłką. Uwielbiano go za to.
Ezi był wirtuozem piłki. Na boisku robił co chciał. Są tacy widowiskowi piłkarze jak choćby Ronaldo, którzy swoim stylem gry mogą się pławić w blasku fleszy; wiedzą, że to ich akcja meczowa będzie na stronie każdej sportowej gazety. Ezi był takim śląskim Ronaldo. Nomen omen, to straszny wstyd, że łyżwiarze nie mają gdzie trenować i na wyjazd do Soczi musieli szporować pieniądze. Niestety, silne lobby kibolskie, mniejsze kibicowskie i najmniejsze – piłkarskie powodują, iż piłka nożna była jest i będzie polskim sportem narodowym. O wiele jednak bardziej pasowałaby na sport narodowy Ślązaków – tutaj jest się czym chwalić. Górnoślązakiem był – i czuł się Ernest Otto Wilimowski; legenda piłki nożnej, celowo zapomniana przez Polaków. Wilimowskiego często określa się w kraju nad Wisłą mianem zdrajcy, za czasów PRL-u jego nazwisko zostało wymazane z kronik sportowych. Dlaczego? Podpisał volkslistę i grał w reprezentacji Niemiec. Do dzisiejszego dnia, poza Górnym Śląskiem, nazwisko Wilimowski nie wzbudza emocji, a jeżeli już to tylko negatywne. Dla odmiany RAŚ chciał (chce?) jego imieniem nazwać Stadion Śląski Czy za każdym razem trzeba wyciągać na wierzch historyczne zawiłości?
ZŁOTY BRZYDAL Ernest Wilimowski urodził się w 1916r. w Kattowitz. Co ciekawe, do 13 roku życia nosił nazwisko Prandella, po swoim ojcu, żołnierzu Cesarstwa Niemieckiego. Nazwisko Wilimowski jest po ojczymie; ojciec piłkarza zginął w trakcie I Wojny Światowej. Sportowy start rozpoczął w drużynie
Do wybuchu II Wojny Światowej Wilimowski odnosił na przemian sukcesy (1938r. – cztery gole strzelone na mundialu, w jednym meczu, Brazylii. Poza nim nikt czegoś takiego nigdy nie dokonał) i porażki (zawieszenie piłkarza przez PZPN, co skutkowało niewystąpieniem w reprezentacji na Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie i przegraną Polski). Po 1 września 1939r. wszystko uległo zmianie. Poniewierał się po macierzystym FC Kattowitz, gdyż chorzowski klub został rozwiązany. W 1940 wyjechał na zachód, do Bawarii. Początkowo grał tam w TSV Monachium, szybko powołano go też do reprezentacji Niemiec. I żeby była jasność drogi polski czytelniku. Niemal cała paczka mistrzów Polski = Ruchu Hajduki Wielkie – grała w latach 1939-45 w niemieckich klubach. Grał Mikunda, Piec i inni. Kilku z nich Niemcy próbowali w swojej kadrze, ale tylko on jeden znalazł uznanie w oczach trenerów. Gdyby inni śląscy piłkarze dostali powołanie, też by grali.
DLA III RZESZY W reprezentacji III Rzeszy pokazał co potrafi! To dzięki niemu Niemcy zwyciężyły choćby z silną wtedy Szwajcarią. A w 1942 na mecz Niemcy-Rumunia w Bytomiu przyszły tłumy Ślązaków. Patrzeć, jak gra Ezi. – Nie mogłem oczu oderwać, potem nikt mnie tak nie zachwycał. Ani Pele, ani Maradona, ani Messi, ani Ronaldo – mówi profesor Al-
fred Sulik, były prorektor Akademii Ekonomicznej w Katowicach. A Sulik na fusbalu się zna, w maturalnej klasie (ponad 60 lat temu) dostał powołanie do reprezentacji Polski. Wybrał jednak dzienne studia i grę „zaledwie” w II lidze. A „Eziego” w bytomskim meczu
112 bramek dla Ruchu Wielkie Hajduki, 21 w reprezentacji Polski i 13 w reprezentacji Niemiec. Wilimowski był wielkim piłkarzem, a nie zdrajcą. Źródło: jkorowicz. wordpress.com z Rumunami podziwiali także 15-letni Gerard Cieślik i 10-letni Ernest Pohl. Siedzieli na trybunach, patrząc jak zaczarowani. To był ich idol! Legendarny strzelec ze Śląska grał w niemieckich drużynach do 1959 roku, ale do końca życia nie rozstawał się z piłką nożną. Co ciekawe, nie chciał pracować w Niemieckim Związku Piłki Nożnej - wybrał karierę urzędnika. Często też (skutecznie) obstawiał mecze w zakładach bukmacherskich. Zmarł w 1997r. Przez całe swoje życie powtarzał, iż jest Górnoślązakiem. Ani Niemcem, ani Polakiem. To przecież powinno skutecznie uciszyć polskich szyderców, którzy nazywają go zdrajcą. Nie zdradzał ani Polaków, ani Niemców. Było mu wszystko jedno, chciał grać w piłkę. W reprezentacji państwa, które akurat posiada Śląsk. Ezi podkreślał też, że nie interesuje go polityka, tylko piłka nożna (nawiasem mówiąc oprócz tego, interesowały go wino, kobiety i śpiew; nie stronił od przygodnych romansów i alkoholu, ale – który z dzisiejszych piłkarzy ma inne upodobania?). Niestety, w Polsce nie doczekał do dziś dzień należnego szacunku, a przecież nie ulega wątpliwości, że był po prostu najlepszy. W podobnych latach, bo odpowiednio w 1925 i 1923r urodzili się Fritz Laband i Richard Herrmann, mniej znani, ale prawie tak samo wybitni jak Ezi – górnośląscy mistrzowie.
DWÓCH MISTRZÓW Z 1954. Fritz Laband przyszedł na świat w Zabrzu; Herrmann (śląskie nazwi-
sko – Hermann) w Katowicach. Laband zadebiutował w reprezentacji RFN w 1954 podczas meczu ze Szwajcarią. W kadrze rozegrał tylko 4 spotkania, ale 3 z nich właśnie w rzeczonym 54’. To dało mu tytuł mistrzowski. Grał w takich drużynach jak Reichsbahn SV Hindenburg (Zabrze) (1936-37), Hindenburg 09 (Zabrze) (1938-43), SC Preußen Zaborze (Zabrze) (1943) i Anker Wismar. Po wojnie zamieszkał w Niemczech, a po zakończeniu kariery został trenerem. Nieudane inwestycje finansowe doprowadziły do tego, iż u schyłku życia musiał pracować w swoim wyuczonym zawodzie elektryka (w Polsce też mamy, znanego elektryka, ale on został prezydentem, a długi spłaca póki co jedynie po swoich dzieciach). Laband zmarł zaledwie w wieku 56 lat w Hamburgu. Co innego Herrmann! Treningi w FC Kattowitz przerwała wojna. Górnoślązak został żołnierzem Wehrmachtu i trafił do niewoli. Następnie był piłkarzem FSV Frankfurt, strzelił tam 100 goli, tym samym zostając bożyszczem frankfurckich kibiców. Wystąpienie w mistrzostwach w 1954 (strzelił wtedy jednego gola), dało mu tytuł mistrzowski. Obaj byli związani ze Śląskiem. Po prostu brutalna historia wojenna potoczyła się tak, że Laband i Herrmann zamieszkali w Niemczech. Rodzina Hermanna świetnie pokazuje śląskie zawiłości. Richard mieszkał w Niemczech, brat został w Polsce i grał w Dębie Katowice. A bratanek, Richarda, Edward Hermann. Pseudo „Kolyba” był jednym z asów złotego Ruchu Chorzów, zdobywając dla niego w 74 gole. – Za Gomułki była żelazno kurtyna. Ujka
2006). Dzięki trafieniu na obecnym Mundialu zdobył łącznie 15 mundialowych goli, doganiając tym samym Brazylijczyka Ronaldo. Tak naprawdę do zdobycia ma jedynie złoty medal Mistrzostw Świata.
KLOSE Ojciec sportowca, Józef Klose był piłkarzem Odry Opole, a matka Barbara– czołową polską piłkarką ręczną . W 1987 roku rodzina zamieszkała jednak w Niemczech. Oczywiście na „ślůnskie, nimiecki papiůry”. Klose grał w SG Blaubach-Diedelkopf,a potem w FC 08 Homburg. Do 2011r. był w FC Bayern Monachium. Obecnie gra we włoskiej lidzie (serie A, Lazio Rzym). Niestety, mimo wielkich osiągnięć, w Polsce również i Klose nazywany jest regularnie zdrajcą. Atakuje się go, iż wyparł się Polski. Podobnie zresztą jak Wilimowskiego. Gwizdanie i obrażanie gwiazdy futbolu, wynika z tego, iż Polacy Niemców nienawidzą dla zasady oraz nie potrafią przyjąć do wiadomości, iż gwiazda futbolu może sobie grać gdzie chce i z kim chce. Tym bardziej, iż wychowała się w Niemczech, a Polakiem zapewne nigdy się nie czuła. Zapytany o przynależność narodową, Klose odpowiada różnie. Polskim gazetom mówi iż czuje Niemcem, a niemieckim – że Ślązakiem. Polakom tego nie powie, bo nie zrozumieją. Będą męczyć, że albo Polak, albo Niemiec. No to Niemiec! Oczywiście nazwisk górnośląskich, wybitnych piłkarzy jest znacznie więcej. To nawet nie jedyni mistrzowie świata.
Niestety, mimo wielkich osiągnięć, w Polsce również i Klose nazywany jest regularnie zdrajcą. Atakuje się go, iż wyparł się Polski. Podobnie zresztą jak Wilimowskiego. Gwizdanie i obrażanie gwiazdy futbolu, wynika z tego, iż Polacy Niemców nienawidzą dla zasady oraz nie potrafią przyjąć do wiadomości, iż gwiazda futbolu może sobie grać gdzie chce i z kim chce. mogłech ôboczyć z bliska, jak Niŷmcy przýjechali grać z Polskom. Doł mi wtedy nimiecki gulery. W cołkij lidze ni mioł takich jak jo żodŷn! – wspominał Edward Herman. Gdy onkel w 1954 roku zdobywał mistrzostwo świata cieszył się oczywiście jak najęty. Zresztą radością eksplodował cały Górny Śląsk, a najbardziej jego zachodnia, opolsko-gliwicka część. Na ulicach odbywały się spontaniczne festyny. Polskie władze Śląska kompletnie nie wiedziały, co z tym począć. W 24 lata po pamiętnych, podwójnych mistrzostwach, w nieco bardziej ustabilizowanej rzeczywistości, na świat przychodzi Mirosław Klose. Urodzony w Opolu, reprezentant Niemiec już teraz został królem futbolu. Opolanin został najlepszym snajperem w historii niemieckiego fusbala, jest także m.in. królem strzelców mundialu (w 2006 r.), a dwa razy wybierano go do drużyny gwiazd Mistrzostw Świata (2002,
W polskich Orłach Górskiego też grali. I później. Choćby Furtok, choćby Buncol. Byli – wspomniani wyżej – Gerard Cieślik i Ernest Pohl, W Bieruniu żyje Latocha, o którym śpiewali Skaldowie w przeboju „Niech wie Latocha, za co Polska go kocha”. Był przecież Jurek Dudek. I wielu innych graczy wybitnych, lub chociaż wielkich. Ze wstydem przyznaję się, że nie znam nazwisk wybitnych śląskich piłkarzy w czeskiej reprezentacji. Choć wiem, że też tacy byli. Każdemu z nich trzeba serdecznie pogratulować i cieszyć się, że sportowe gwiazdy urodziły się właśnie na Śląsku, często były (są) mentalnie i ze Śląskiem związane. W rubrykę narodowość wpisywały i wpisują: śląska. To ważne, żeby wiedzieć jak duży jest śląski wkład w sport. Kto wie, może umiejętność grania we fusbal w niektórych familiach na Śląsku jest przekazywana genetycznie? Może to rzeczywiście śląski, a nie polski sport narodowy?
12
CZERWIEC 2014r. R
Ślůnsko prawniczka na typowe problemy E
K
L
A
M
A
Rozmowa z EDYTĄ PRZYBYŁEK, szefową kancelarii prawnej Iurisco w Lędzinach
- Kancelarie prowadzą zazwyczaj prawnicy mający aplikację adwokacką, radcowską. Tymczasem pani kancelaria zaczyna być znana w kilku dużych miastach i powiatach wschodniej części Śląska, mimo że jest pani prawnikiem bez żadnej dodatkowej aplikacji. Jak pani to robi? - Po pierwsze musimy sobie uzmysłowić, że owe dodatko-
we uprawnienia, które ma adwokat czy radca, nie są potrzebne w 90 procent sytuacji prawnych, jakie dotykają zwyczajnych ludzi. Kiedy musimy uporządkować nasze sprawy majątkowe, spadkowe, komornicze, alimentacyjne, to potrzebujemy po prostu kogoś, kto nas przeprowadzi przez gąszcz przepisów a czasem będzie po urzędach biegał za nas. Wymaga to prawniczej wiedzy, ale
przede wszystkim wymaga rzetelności, solidności, pracowitości. Na pytanie jak to robię, że ludzie są z moich usług zadowoleni, odpowiadam więc: bo ja każdą sprawę traktuję tak, jakby dotyczyła osobiście mnie. Dla mnie nie ma mniej ważnych klientów. Jeśli obiecałam, że ci pomogę, to będę się starać z całych sił. - I to wystarcza? - Dla wielu ludzi, którzy do mnie przychodzą ważne jest też, że mogymy godać po ślůnsku. Nie muszą wysilać się na polszczyznę, bo przyszli do prawnika. Jo tyż rada gdom po ślůnsku, choć przyznaję, że dużo zapomniałam. Ale przede wszystkim ludzie są zadowoleni z tego, jak pracuję ja, i mój zespół. Ale jest jeszcze druga sprawa. Generalnie dla bardzo wielu ludzi usłu-
gi prawnicze są zbyt kosztowne. A my rzeczywiście jesteśmy tańsi, niż renomowane kancelarie w centrum Katowic czy nawet w okolicy. Ja jestem dziołcha z Lędzin, znam tu ludzi, ludzie znają mnie i nie potrafiłabym im podać za usługę ceny, na którą ich nie stać. Prawnik to nie tylko zawód, to także powołanie, służba ludziom. Kiedy ludzi na tę usługę nie stać, to istnienie prawników, zamiast ułatwieniem, staje się dla nich dramatem. A ja po to studiowałam prawo, żeby ludziom pomagać załatwiać ich poważne, życiowe problemy. - Jakie najczęściej? - Najczęściej są to sprawy o charakterze cywilnym, spadkowym, rzeczowym, często administracyjnym, ale zdarzyły się nawet konstytucyjne.
- A przekładając to na ludzki język? - Ktoś nie umie dojść do ładu z komornikiem. Inny nie wie, jak się zabrać za spadek po babce, bo część rodziny w Kanadzie, inny w Niemczech a jeden wujek zaginął trzydzieści lat temu i nie wiadomo, co z nim począć. Trzeba więc rozpocząć procedurę uznania go za zmarłego. Jeszcze innemu przez środek posesji jeszcze gruba pociągnęła linię energetyczną, co obniża jej wartość. Uważa, że należy mu się odszkodowanie, ale nie wie, jak się go domagać. Nie wspomnę nawet o oszukanych pracownikach, czy ludzi mających problemy z ZUS-em, ze służbą zdrowia. Ludzie są zagubieni w gąszczu przepisów, a urzędnicy piszą do nich niezrozumiałym językiem. Ludzka codzienność. Wtedy często jedyną radą jest wizyta
u prawnika. Boją się kosztów, ale u mnie to kwota porównywalna z wyjściem do restauracji. - Ale obsługuje pani też podmioty gospodarcze… - Ja z zasady nie odmawiam ludziom, którzy przychodzą do mnie i obdarzają mnie swoim zaufaniem. Za każdym razem staram się udowodnić, że nie pomylili się, odwiedzając Iurisco Edyty Przybyłek. - To czemu nie przeniesie się pani do Katowic? - Dziwne pytanie w ustach autonomisty. Ja nie lubię centralizmu. Ani warszawskiego, ani katowickiego, ani żadnego. Przecież jeśli przeniosę biuro do Katowic nie będę ani grosz lepszą prawniczką niż w lędzińskim Hołdunowie, prawda?
Ślůnskie ksiůnżki w hurcie tanij! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe łôsprowki”? „Kamasutra po śląsku”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarniach komplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. U nas razem z kosztami przesyłki wydasz na nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno. Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 złotych – przesyłka gratis. Zamawiać można internetowo na poczta@naszogodka.pl lub telefonicznie 507-694-768. Można też zamówić wpłacając na konto 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 - ale prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego.
Instytut Ślůnskij Godki. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53
Asty Kasztana, Ginter Pierończyk - „Opowieści o Śląsku niewymyślonym” to autentyczna saga rodziny z Załęża. Jak się żyło w Katowicach śląskim pokoleniom? Historia przeplatana nie tylko zabawnymi anegdotkami,ale też tragicznymi wspomnieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych zbiorów. 92 stron formatu A-5. Cena: 15 złotych.
„Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdujemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką wyjaśnia najważniejsze różnice między językiem śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem śląsko-polskim i polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena 28 złotych.
„Pniokowe Łosprowki” Eugeniusza Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularnego felietonisty Radia Piekary) to kilkadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej śląskiej godce, kierom dzisio nie godo już żoděn, krom samego Ojgena! 210 stron formatu A-5. Cena 20 złotych.
„Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. Cena 60 złotych.
„Kamasutra po śląsku” Richarda Handtucha – do wierszowane, świetnie ilustrowane, fest sprośne, „nasze nojlepsze sztelongi”. 66 stron formatu A-6. Cena 10 złotych.
„Komisorz Hanusik” autorstwa Marcina Melona laureata II miejsca na śląską jednoaktówkę z 2013 roku. to pierwsza komedia kryminalna w ślunskiej godce. „Chytrzyjszy jak Sherlock Holmes, bardzij wyzgerny jak James Bond! A wypić poradzi choćby lompy na placu” – taki jest Achim Hanusik, bohater książki. Cena: 28 złotych.