Ślunski Cajtung 06/2017

Page 1

GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ

CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE

NR 6/7 6 (63) 2017r. 2015r. ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 3,00 ZŁ (8% VAT) (42)czerwiec CZERWIEC/LIPIEC

Kadłubek

T

en numer Cajtunga bardzo jest „kadłubkowy”. Bo i duży, bardzo mądry ale i bardzo trudny tekst Zbyszka Kadłubka, na stronach 12-13. I mój tekst o tym, jak obrażone soronie na Kadłubka naskoczyły, za jego diagnozę śląskości – na stronach 10-11. Na zajcie 5 fragment przepięknej laudacji Kadłubka dla Szczepana Twardocha, poza tym Kadłubek jest w moim felietonie, a w innych tekstach też jeden czy dwa cytaty z niego się pojawiają. Ale bo też profesor Zbigniew Kadłubek od lat mądrze ale w sposób stonowany o Śląsku prawiący, nagle objawił się, jak nasz Luter nowy, jak Mesjasz Śląskości, który mówi nam: przestańcie się oszukiwać, Śląsk potrzebuje wstrząsu, buntu, umysłowej rewolucji, a nie fanzolenia o krupnioku i zachwycania się ruinami każdego starego werku, gruby, huty. Tym, którym się myśleć nie chce, tym niezdolnym do poważnej refleksji, strasznie Kadłubek na odcisk nadepnął. Mamy też sporo o mitach. O tym, że każdy lud, każda ojczyzna potrzebuje Mitu Założycielskiego. Śląsk też. Sukces, jako odnosi książka Gott mit Uns spowodował, że chyba ten śląski Mit znaleźliśmy. A przecież zawsze był tak blisko, zawsze go znaliśmy – od Polaków różni nas opa z Wehrmachtu. Piszemy o tym na stronach 8-9. Oczywiście to Mit Ślązaków prawdziwie śląskich, mit Ślązaków polskich zupełnie jest inny – i właśnie go celebrują z pompą, bo w końcu czerwca 1922 roku, 95 lat temu wschodnia część Górnego Śląska trafiła do Polski. Polscy patrioci nadymają się bzdurnym połączeniem z Macierzą – zamiast szczycić się najbardziej finezyjną akcją polskiej polityki w ciągu ostatnich 500 lat, bo owo przyłączenie było istnym majstersztykiem. Piszemy o tym na stronach 6-7 a na stronie dwa o tym nadymaniu się Macierzą. A chociaż uważamy, że z Partii Regionalnej nic nie będzie, to oczywiście dostrzegliśmy tę inicjatywę, o czym piszemy na stronach 3-4. Gdzie tłumaczymy też, dlaczego według nas skończy się to klapą. Podobnie jak klapę zapowiadaliśmy komitetowi Zjednoczeni dla Śląska – i klapa była. Zapraszamy do lektury. Szef-redachtůr

Zaś słuchomy o Macierzy. Zaś słuchomy, że Poloki boły sam wdycki, czyli już od epoki dinozaurów. To może wyglądali tak? Zbyszek Kadłubek obśmiewa Ślązaków, którzy wszystko o Śląsku wiedzą, bo oni z dziada, pradziada, właśnie od dinozaura. O ileż jednak śmieszniejsi są ci, co twierdzą, że „od dinozaura” jesteśmy polscy. Badania genetyczne dowodzą, że bardziej czescy, niż polscy; historia mówi, że w Polsce przed XX wiekiem nie byliśmy niemal nigdy, ale dla takich, jak wojewoda Jarosław Wieczorek czy red. Semik z „Dziennika Zachodniego”nie ma to znaczenia. Odwieczna, dinozaurowa, biało-czerwona macierz. O tym, choć nie tylko o tym, opowiadamy w czerwcowym numerze.


2

czerwiec 2017r.

Polonista jak czytał, to płakał

Tablica i kopiec pana wojewody

G

dy w 1922 roku nastało w Katowicach państwo polskie, to Ślązaków rugowano z urzędów, bo nie znali literackiego polskiego. Na tej zasadzie powinno się też usunąć PiS-owskiego wojewodę Jarosława Wieczorka i jego doradców, bo z polskim u nich też lichutko. Przewaga dawnych śląskich urzędników polegała na tym, że nie znali polskiego, ale znali niemiecki. Obecni najwyraźniej żadnego, także swojego języka nie znają. Tak w każdym razie wynika z tablicy, którą powiesili w Urzędzie Wojewódzkim. Zanim przejdziemy do treści, to jednak parę zdań o formie. „Dobra Zmiana” w Urzędzie Wojewódzkim najwyraźniej nie wie, że w języku polskim występują znaki przestankowe; kropki i przecinki choćby. A może na złote kropki i przecinki kasy już brakło?

POWRÓT DO MACIERZY Nie brakło jednak jadu, którym ta tablica aż ocieka. Tego najbardziej prymitywnego nacjonalizmu, w polskim podejściu do Śląska. Wydawało się, że czasy bajdurzenia o „powrocie do Macierzy” i „przez wieki wyczekiwanego połączenie z ojczyzną” już minęły. Że jeśli nie wszyscy Polacy, to przynajmniej ci na Śląsku zrozumieli, iż rzeczywistość nie była tak czarno-biała. Że nie było przez wieki marzenia o połączeniu z czymś, co przecież w wieku XIX, do roku 1918, nawet nie istniało. I że obyczaj śląski wcale nie jest polski, a tych, którzy „przez wieki zachowali polski język”, zaraz po nastaniu wywalano z tych urzędów, bo… po polsku nie umieli. Wydawało się, że czasy te minęły, bo nawet polscy, niechętni śląskim aspiracjom, historycy, w rodzaju Zygmunta Woźniczki wolą już mówić o śląskiej wojnie domowej, niż powstaniach śląskich. Milion niemal mieszkańców Śląska, deklarujących odrębną tożsamość też pana wojewody nie interesuje. On wie lepiej i na tablicy plunął nam w twarz tym wszystkim, co od 95 lat uważamy za objaw pogardy przybyszy z Polski wobec nas, autochtonów. Bo co w zasadzie pana wojewodę Ślązacy obchodzą? Ważne,

Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: megapres@interia.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Nie zamówionych materiałów

redakcja nie zwraca.

POLSKA PRESS Sp. z o.o.,

Oddział Poligrafia, Drukarnia Sosnowiec

n Kiedy Grzegorz Franki jest prawdziwy? Gdy zakłada wspólną partię z autonomistami, czy gdy tańczy w rytm polskiej macierzy? żeby mocodawcy z Warszawy byli zadowoleni, jak krzewi on tu polskość. Jak zaklina rzeczywistość.

POWTARZANE JAK MANTRA – MOŻE UWIERZĄ Ale z tej tablicy bije strach. Dlatego tak wiele na niej treści, dlatego tyle tego zaklinania. W terenie naprawdę polskim, w Kielcach, Częstochowie, Kaliszu nikt nie pisze o połączeniu się z macierzą, o zachowaniu polskich obyczajów i języka – bo to przecież oczywiste, że jest się na ziemiach polskich, tutejszy język jest polski. U nas mantrę tę polonizatorzy powtarzają z uporem, dając jakby wyraz, że sami wiedzą, iż to nieprawda, ze było inaczej. Ale za doktorem Goebbelsem wierzą jakby, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Tylko tablica ta nijak nie tłumaczy, dlaczego potomkowie tych rodzin, które „przez

stulecia zachowały polską kulturę, tradycję, język i miłość do ojczyzny – Polski” z tej Polski masowo wyjeżdżali na Zachód, do Rajchu, powołując się na niemieckie pochodzenie. A wśród działaczy RAŚ-u, Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej i innych organizacji, pełno jest potomków powstańców śląskich. Jak lider RAŚ-u Jerzy Gorzelik, jak nasz naczelny Dariusz Dyrda. Bo nasi dziadowie – panie wojewodo – a przynajmniej ci z nich, którzy wtedy opowiedzieli się za Polską, nie z miłości do niej to uczynili najczęściej, a z pragmatyzmu. Bo Polska dała szeroką autonomię, bo Polska jak każdy nowy byt, który się rodzi, dawała nadzieję na jakieś lepsze jutro, a pobite i upokorzone Niemcy żadnej nowej nadziei nie dawały. Dawały gwarancję, że trzeba będzie zwycięzcom płacić ogromne kontrybucje wojenne. Ostatnią ratę kontrybucji z I wojny światowej RFN spłacił Anglii i Francji jesienią 2010 roku!

To dlatego wielu Ślązaków wybierało wówczas Polskę – podobnie jak po II wojnie światowej Austriacy wyparli się niemieckości, bo tym sposobem mogli też odciąć się od niemieckich – więc już nie ich – zbrodni. Za tymi decyzjami przemawiał rozum, nie serce. Mądrość, a nie miłość. I pan wojewoda Wieczorek, po polsku, tych śląskich powstańców obraził! Przypisał im pobudki powstańców warszawskich, naiwniaków, którzy zaślepieni patriotyzmem ruszyli z pistolecikami na czołgi, a nie roztropność, mądrość życiową, która wielu ówczesnym Ślązakom kazała się za Polską opowiedzieć. Choć i trudno się dziwić, pan wojewoda jest przecież z narodu, którego największy wieszcz powiada: „Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko”. Z narodu, który mędrcem pogardza, a szczyci się ludźmi, którzy bez sensu oddawali życie za ojczyznę. To postawa, której Ślązak nigdy nie rozumiał – dlatego my czujemy obcość wobec każdego wiersza tej tablicy, każdego słowa, każdej myśli. Bo to nie jest tablica o Ślązakach. Ani my tacy nie jesteśmy, ani nasi przodkowie tacy nie byli. Ta tablica po prostu nie o Ślązakach opowiada. Ta tablica o Ślązakach nic nie wie.

ZATAŃCZMY Z PANEM WOJEWODĄ Ale Związek Górnośląski w Piekarach zatańczył panu wojewodzie do tej melodii w górnośląskich kieckach. Przyklasnął. Tam w ostatnią sobotę czerwca odbyły się obchody 80-lecia usypania Kopca Wyzwolenia. Sypali go wprawdzie i Ślązacy, ale też przybysze z Radomia, Gdyni, Krakowa, Częstochowy, Kalisza, Włocławka, Dąbrowy Górniczej czy Sosnowca i innych polskich miast. Zaklinali, jak dziś pan wojewoda prawdę o Śląsku, udawali, że szczęście połączenia z macierzą jest na Śląsku powszechne. A przecież wtedy, w 1937 roku, ogromna ilość Ślązaków jeździła już pracować kilka kilometrów dalej, do Niemiec, bo w Gliwicach czy Byto-

Tylko Dziennik zaskoczony

D

ziennik Zachodni, 23 czerwca piórem, Teresy Semik (bo czyim by innym) ogłosił ZASKAKUJĄCE wyniki badań genetycznych Ślązaków. Przynajmniej zaskakujące dla pani Teresy, bo dla niemal każdego Ślązaka są one najzupełniej oczywiste. Górnośląskie Towarzystwo Genealogiczne „Silius Radicum” prowadzi otóż badania kodu DNA, próbujące ustalić z jaką nacją najbliżej spokrewnieni są Ślązacy. Redaktor Semik, piewczyni odwiecznej polskości Śląska dałaby sobie pewnie rękę obciąć, że z Polakami. A tu taka niespodzianka. Po analizie pierwszych 141 próbek kodu genetycznego ludzi, których śląscy przodkowie nie ulegają wątpliwości, potwierdza się to, o czym rzekomo „zakamuflowana opcja niemiecka” mówi od dawna – czyli że genetycznie po prostu najbliżej nam do Czechów. Niemcy są dopiero w drugiej kolejności. A Polacy w trzeciej. W czwartej są Skandynawowie, co potwierdzałoby teorię, że podwaliny słowiańskich państwowości położyli Wikingowie. Chociaż fakt, że spragnione kobiet armie szwedzkie w XVII i XVIII wieku sporo maszerowały po Śląsku, też ma w tym pewnie swój udział.

Jakimś jednak trzeba być ignorantem, jak kompletnie mieszkając na Śląsku się jego historią i kulturą nie interesować, by dziwić się, że Czesi to nasi bracia nam najbliżsi… Jakże trzeba być zamkniętym na argumenty, że przecież godka śląska, w swojej postaci czystej, a nie tej „Bercikowo-Pańczykowej”, bliższa jest językowi czeskiemu, niż polskiemu. „Jo rada jym łowiezina ze zozworŷm a płonka ze skurzīcom” każdy Czech rozumie doskonale, dla Polaka to chińszczyzna zupełna – żeby tylko tego jednego przykładu użyć. Ślązak w Czechach czuje się jak u siebie. Te same zwyczaje biesiadne (u nas już niestety prawie, pod wpływem polonizacji, zanikły), ten sam rubaszny humor; ten sam pragmatyzm wreszcie, który każe nam nie wywoływać absurdalnych powstań. Myślimy z Czechami podobnie i żyjemy podobnie. Trudno się zresztą dziwić. Gdy jeszcze Polski nie było, my już tworzyliśmy z nimi wspólne państwo, i wspólnie z nimi dobre sto lat przed Polakami chrzest przyjęliśmy. W średniowieczu bywaliśmy na zmianę polscy i czescy, ale od początku XIV stulecia znów staliśmy się na kilkaset lat częścią korony czeskiej. Razem z Czechami przyjęliśmy masowo w XVI wieku

n To nie jest tablica o Ślązakach. Ani my tacy nie jesteśmy, ani nasi przodkowie tacy nie byli. Ta tablica po prostu nie o Ślązakach opowiada. Ta tablica o Ślązakach nic nie wie. miu praca była, w Piekarach zaś była bieda. Pan wojewoda na tablicy nie zauważył jednak, że w 1922 roku do Polski trafił tylko skrawek Śląska. Nie zauważył też prezydent RP Andrzej Duda, który do zebranych pod Kopcem napisał: „„Kopiec Wyzwolenia to spektakularny symbol bohaterskiego, zwycięskiego Śląska. To znak patriotyzmu i wierności mieszkańców tej ziemi wobec Rzeczypospolitej”. I nie zauważyła premier Beata Szydło, w swoim liście dodając: „„Kopiec Wyzwolenia jest symbolem - świadectwem miłości mieszkańców Piekar i całego Górnego Śląska do Polski. Zawiera w sobie ziemię z pól bitewnych i krew naszych przodków. Przypomina o walkach o wolną Ojczyznę”. Kilka lat po usypaniu Kopca ci miłujący Polskę Górnoślązacy masowo założyli mundury Wehrmachtu… Może nie rozumieć tej śląskiej złożoności prezydent z Krakowa i premier z Brzeszcz, ale prezes Związku Górnośląskiego, Grzegorz Franki, który na fb szczyci się fotkami z tej uroczystości? Czy po połączeniu sił z RAŚ-em za 5 lat zobaczymy też tam świętujących autonomistów? Magda Pilorz

luteranizm, razem z nimi wywołaliśmy w 1618 roku antyniemieckie (i antykatolickie) powstanie, razem z nimi po jego upadku podlegaliśmy przymusowemu powrotowi do religii katolickiej. Prawda, że cesarzowi z Wiednia proces ten na Śląsku udał się lepiej, niż w Czechach. Od połowy XVIII wieku część Górnego Śląska została od Czech oddzielona granicą, ale reszta Górnoślązaków mieszkała w czeskich granicach nieprzerwanie, aż do I wojny światowej, a niektórzy mieszkają tam do dziś, w Trzyńcu, Ostrawie, Opawie, Cieszynie. Nasze ożywione kontakty trwały przez stulecia, żeniliśmy się między sobą masowo. Przecież nawet pierwsze, rzekomo polskie zdanie „Daj, acz jo pobrusza a ty poczywej” (Polak tego nie rozumie, Czech i Ślązak jak najbardziej) powiedział w XIII wieku Ślązak do swojej czeskiej żony. Natomiast polskość zaczęła do nas nieśmiało zaglądać w XIX wieku, by zalać Śląsk w XX. Ale te 100 lat polskich wpływów to okres za mały, by zniweczyć 700 lat wpływów czeskich. Tak więc każdy Ślązak ma w sobie krew czeską, prawie każdy niemiecką, coraz liczniej polską – ale tylko ktoś, kto o Śląsku pojęcia nie ma, może się dziwić, że czeskiej mamy najwięcej. A kto chce się sam poddać takim badaniom, może to zrobić za pośrednictwem Górnośląskiego Towarzystwa Genealogicznego „Silius Radicum”. Niestety badania są płatne. Joanna Noras


3

czerwiec 2017r.

Ruch Autonomii Śląska tworzy… przybudówkę PO?

Partia dla nikogo Jakby nie patrzeć, wychodzi nam, że przestraszyliśmy i RAŚ i Związek Górnośląski. Miesiąc temu opublikowaliśmy tekst „Kaj ta partyjo?”. Pisaliśmy w nim, że mimo zapowiedzi Jerzego Gorzelika sprzed dwóch lat, śląska partia regionalna nie powstaje. Sugerowaliśmy, że „I moge sie tak przītrefić, co te Ślůnzoki Razem zrychtujom partyjo gibcij, jak RAŚ”. Ledwie trzy tygodniu po opublikowaniu tego tekstu Związek Górnośląski i Ruch Autonomii Śląska ogłaszają powołanie partii regionalnej. Chyba naprawdę poczuli, że jeśli tego nie zrobią, w walce o śląskie serca i głosy wyborcze może pojawić się trzeci podmiot.

J

ednak ruch to zaskakujący. Powołanie partii zapowiedzieli w środę, 21 czerwca na konferencji prasowej wspólnie prezes Związku Górnośląskiego Grzegorz Franki i wiceprezes RAŚ Henryk Mercik. Już sam zestaw tych dwóch panów jest zaskakujący.

DZIWNI LIDERZY Grzegorz Franki jest działaczem Platformy Obywatelskiej, dyrektorem biura eurodeputowanego PO Marka Plury. Czy więc jego deklaracja oznacza rezygnację w aktywności w tej partii, czy też jako PO-wiec chce budować z tylnego siedzenia inną partię? Zresztą u Plury asystentami są zasadniczo aktywiści Związku Górnośląskiego i Ruchu Autonomii Śląska. Zgodnie pracują dla polityka PO. I nagle mają tworzyć partię…

Wśród zwolenników RAŚ jest jeszcze gorzej. Mercik postrzegany jest jako postać bez charyzmy, bez politycznych talentów. Delikatniejsi mówią „nijaki”, mniej delikatni mówią po górniczemu cyniczny karierowicz. Henryk Mercik jest człowiekiem mądrym, o dużej wiedzy, potrafi być skuteczny w zakulisowych grach politycznych, ale na przywódcę partii nie nadaje się w ogóle. Nie ma najmniejszych szans porwać za sobą ani aktywistów, ani wyborców.

GORZELIKA BRAK Rzecz więc znamienna, że na tej konferencji zapowiadającej rzekomo fundamentalną zmianę na śląskiej scenie politycznej, nie pojawił się sam szef Ruchu Autonomii Śląska – Jerzy Gorzelik. Niby jest za, niby inicja-

U Plury asystentami są zasadniczo aktywiści Związku Górnośląskiego i Ruchu Autonomii Śląska. Zgodnie pracują dla polityka PO. I nagle mają tworzyć partię… Nasuwa się automatyczne pytanie, na ile ma to być partia samodzielna, a na ile przybudówka Platformy Obywatelskiej? Nasuwa się automatyczne pytanie, na ile ma to być partia samodzielna, a na ile przybudówka Platformy Obywatelskiej? A może Franki wiedząc, że kariera polityczna Marka Plury, choćby z racji choroby, skończy się niebawem, szuka sobie tratwy ratunkowej. Bo wie, że bez tego szefa będzie w PO znaczył bardzo niewiele? Jeszcze dziwniejsza jest druga postać tej konferencji –wiceszef RAŚ i członek zarządu województwa śląskiego, Henryk Mercik. Każdy, kto zna choć trochę RAŚ ten wie, że pozycja wiceprzewodniczącego jest tam mniej więcej tak samo znacząca, jak w PiS-ie pozycja wiceprezesa. RAŚ jest organizacją typowo wodzowską, Jerzy Gorzelik stanowi nie tylko jej twarz, ale zarazem jest jej jedynym niekwestionowanym liderem. O tym, kto jest wiceszefem, decyduje tak naprawdę on. Kilka lat temu wskazał właśnie na Mercika, więc tak się stało – ale sam Henryk Mercik nie jest w RAŚ-u ani specjalnie szanowany, ani specjalnie lubiany.

tywę współtworzy, ale twarzy jej nie daje. Być może z tej samej przyczyny, dla której osobiście nie zaangażował się podczas wyborów parlamentarnych w komitet Zjednoczeni dla Śląska. Jego rola była tam ogromna, decydował o miejscach na listach, ale gdy wymyśleni przez niego liderzy list (na przykład prof. Zbigniew Kadłubek) przerżnęli z kretesem, Gorzelik stwierdził krótko, że przecież RAŚ tylko tę inicjatywę wspierał i nic ponadto – więc klęska

n Kilka dni przed zakładaniem partii Henryk Mercik pod bramą obozu koncentracyjnego na Zgodzie występował pod parasolem… Praktikera. Czy ktoś, kto jako wicemarszałek województwa i wicelider RAŚ nie potrafi zadbać o parasol ze śląską symboliką, a nie stać pod tanią reklamówką sklepu, nadaje się na przywódcę Ślązaków? pa to ogłosi, że porażkę poniosła Partia Regionalna, a nie RAŚ? Bo porażkę ponieść musi! I to chyba jeszcze bardziej spektakularną niż Zjednoczeni dla Śląska. Gdyż wspólna formacja Związku Górnośląskiego i RAŚ-u ma być w teorii dla wszystkich. A „dla wszystkich” w praktyce najczęściej oznacza „dla nikogo”. RAŚ i ZG wspólnie mogą stworzyć tylko ofertę skierowaną w próżnię. Różnią się bowiem –a przynajmniej do niedawna różnili – fundamentalnie.

POŁĄCZENIE OGNIA Z WODĄ ZG to „korfancioki”. Spadkobiercy tradycji powrotu Śląska do polskiej macierzy, tradycji wielkiego zrywu powstań śląskich. Ideologię Związku Górnośląskiego tworzyli przecież senator PO Ma-

Teraz znów mamy inicjatywę wyborczą i znów Gorzelik chowa się w cieniu. Gdy będzie kolejna klapa to ogłosi, że porażkę poniosła Partia Regionalna, a nie RAŚ? tych Zjednoczonych nijak nie jest porażką RAŚ-u. Teraz znów mamy inicjatywę wyborczą i znów Gorzelik chowa się w cieniu. Gdy będzie kolejna kla-

ria Pańczyk-Pozdziej, która lży wszystkich zwolenników języka i narodowości śląskiej, i opolski profesor Franciszek Marek, który twierdzi, że państwo pol-

skie powinno rozmawiać z RAŚ-em tylko za pośrednictwem prokuratora. Bo RAŚ nie uznaje „powstań śląskich” twierdząc, że to była wojna domowa, w której Ślązacy walczyli między sobą o

sić samorządność w ramach województwa śląskiego – to potwierdzi jedynie, że „Metropolia Śląsko-Zagłębiowska”, jest czymś, co akceptuje a nawet popiera. Ponieważ wcześniej RAŚ poparł ideę

ZG to „korfancioki”. Spadkobiercy tradycji powrotu Śląska do polskiej macierzy, tradycji wielkiego zrywu powstań śląskich. Ideologię Związku Górnośląskiego tworzyli przecież senator PO Maria Pańczyk-Pozdziej, która lży wszystkich zwolenników języka i narodowości śląskiej, i opolski profesor Franciszek Marek, który twierdzi, że państwo polskie powinno rozmawiać z RAŚ-em tylko za pośrednictwem prokuratora. przyszłość swojej ojczyzny. RAŚ chce autonomii w ramach Polski, ale szanując niemieckie dziedzictwo Śląska. To są różnice fundamentalne, tego się zakopać nie da. Jeśli stworzona formacja Śląska Partia Regionalna spróbuje pożenić retorykę Związku Górnośląskiego i RAŚ-u, to powstanie z tego coś równiej nijakiego, jak liderzy, którzy zadeklarowali stworzenie tej partii. Znamienne, że na tej konferencji nie padało słowo „autonomia”, tylko „samorządność”. Jeśli nagle RAŚ zamiast autonomii Śląska zacznie gło-

Krakowic – wspólnego regionu Śląska i Małopolski, to dla wielu swoich dotychczasowych zwolenników stanie się formacją niemożliwą do zaakceptowania. Związek Górnośląski nigdy żadnych swoich wyborców nie miał. Owszem, miał w swoich szeregach wiele znanych postaci, które umiały wygrać wybory na prezydenta miasta, ale nigdy pod szyldem ZG. Dlatego właśnie Franki, jeszcze niedawno zapowiadający szumnie samodzielny start w wyborach samorządowych, teraz łączy się z RA-em, licząc na elektorat autonomistów. Sęk w tym,


4 że po tym mariażu RAŚ straci elektorat równie szybko, jak straciło SLD, gdy zaczęło głosić ideologię liberalną i flirtować z Kościołem. Bo elektorat SLD był antyliberalny i antyklerykalny.

TO WYRZECZENIE SIĘ WSZYSTKIEGO, O CZYM MARZĄ ŚLĄZACY Tak samo w tym przypadku. Elektorat RAŚ w większości uważa, że polskie rządy na Śląsku to jedno pasmo nieszczęść, a jedynym remedium na to jest autonomia. I czort z tym, że większości Polaków słowo „autonomia” źle się kojarzy, a słowo „samorządność” dobrze. Elektorat RAŚ ma gdzieś, co myśli większość Polaków, podobnie jak większość Polaków ma gdzieś ślą-

czerwiec 2017r.

Spyra, lider Ruchu Obywatelskiego Polski Śląsk już głośno mówi: „oznacza koniec samodzielności politycznej Związku Górnośląskiego, który, tym ruchem, odwraca się od polskich Górnoślązaków. Myślę, że zaistniała konieczność wypełnienia tej luki i powołania śląskiego ugrupowania regionalnego, które będzie mieściło się polskim nurcie naszej tradycji.” Mamy więc ruch po tej polskiej stronie. A po śląskiej? Tutaj nie będzie problemu luki po RAŚ-u zastąpić. Jest wiele śląskich organizacji, jak chociażby DURŚ czy Ślonsko Ferajna. One wprawdzie nie mają ambicji politycznych, pisaliśmy jednak miesiąc temu o ambicjach formacji Ślonzoki Razem, która też chce powołać partię polityczną. Do tej pory na tle RAŚ-u byli bardzo radykalni, i jeśli

Elektorat RAŚ w większości uważa, że polskie rządy na Śląsku to jedno pasmo nieszczęść, a jedynym remedium na to jest autonomia. I czort z tym, że większości Polaków słowo „autonomia” źle się kojarzy, a słowo „samorządność” dobrze. Elektorat RAŚ ma gdzieś, co myśli większość Polaków, podobnie jak większość Polaków ma gdzieś śląskie postulaty. Wyrzeczenie się „autonomii” oznacza dla nas wyrzeczenie się śląskośći, nawet jeśli ta partia słowo „Śląska” będzie miała w nazwie skie postulaty. Wyrzeczenie się „autonomii” oznacza dla nas wyrzeczenie się śląskośći, nawet jeśli ta partia słowo „Śląska” będzie miała w nazwie. Wszak i wojewoda Jarosław Wieczorek jest wojewodą „śląskim”. Podczas ostatnich lat współrządzenia Sejmikiem województwa, RAŚ wielokrotnie zdradził tak rozumianą śląskość. Najpierw popierając „Krakowice”, potem zwalczając aspiracje Częstochowy, której odłączenie się od naszego województwa większość Ślązaków przyjęłaby z radością, wreszcie nie protestując przeciw Metropolii Śląsko-Zagłębiowskiej. Liderzy RAŚ postępowali tak, będąc lojalnymi wobec swoich sejmikowych koalicjantów, z PO, SLD, PSL. Tylko nie byli lojalni wobec swoich wyborców. Podczas wyborów przyjdzie za to zapłacić.

gdzieś można spotkać nie tylko śląskich autonomistów, lecz nawet separatystów, to właśnie tam. Ślonzoki Razem są może populistyczni w głoszeniu, że wszystko co złe na Śląsku, przyszło z Polski, że jedyna szansa, by się z nami liczono, to pokazanie, że Ślązacy na polskie partie nie głosują. Ale gdy RAŚ polonizuje się coraz bardziej, to oni mogą sięgnąć po ogromną część dotychczasowych wyborców RAŚ-u. Dotychczas wydawało się, że głównym ich problemem jest brak znanych liderów, rozpoznawalnych przywódców. Z drugiej jednak strony, Lujo Swaczyna, który w wyborach do senatu z tychże Ślonzoków Razem dostaje ponad 20% głosów, nie jest postacią bardziej anonimową niż Henryk Mercik czy Grzegorz Franki. Z Ślonzokami Razem sympatyzuje nawet spore grono bardziej ra-

Może po to właśnie powołują tę partię. Żeby, gdy przerżnie wybory, gdy progu 5% nie przekroczy, można było ogłosić, że to przecież nie RAŚ, bo ten wciąż cieszy się poparciem Ślązaków, lecz ta nowa niefortunna partia. I może po to właśnie powołują tę partię. Żeby, gdy przerżnie wybory, gdy progu 5% nie przekroczy, można było ogłosić, że to przecież nie RAŚ, bo ten wciąż cieszy się poparciem Ślązaków, lecz ta nowa niefortunna partia.

KTO ZAPEŁNI LUKI? Pozostaje pytanie, kto zastąpi na scenie politycznej RAŚ. Chociaż i kto zastąpi lukę po Związku Górnośląskim. Piotr

dykalnych działaczy RAŚ-u. Którym bliżej do tej retoryki, niż do Związku Górnośląskiego. Dlatego największym wygranym tej nowej inicjatywy RAŚ-ZG mogą okazać się właśnie Ślonzoki Razem. O ile zdołają szybko zarejestrować partię i znajdą sposób na dotarcie do dziesiątków tysięcy śląskich wyborców. Którzy po prostu zechcą w wyborach zamanifestować tylko jedno: „My się Polokom spodobać niŷ domy!” Adam Moćko

Takich dwóch, co ukradli...

B

yło ich na konferencji dwóch. Z jednej strony Grzegorz Franki, prezes Związku Górnośląskiego (ZG), który ostatnio wsławił się skandalicznym wyborem b. prezydenta Katowic Piotra Uszoka, na laureata nagrody Korfantego (ludzie pamiętają, że niespełna trzy lata temu pracownicy instytucji i firm zarządzanych przez miasto, n Grzegorz Franki, Henryk Mercik na ulicy dopominali się o nieżebrackie płace). Niedawno też negował jo i przypomnieli, że Ślonzoki Razem, któdyskryminowanie Ślązaków za używarzy dobrze wypadli w ostatnich wyborach do nie ślůnskij godki za komuny. No i w senatu, już kończą zbieranie podpisów pod ogóle śląskość z Katowic rugował. partią śląską. Nie dość, że Mercik i Franki wyszli na rozbijaków środowiska śląskiego, Z drugiej strony Henryk Mercik. wiceto jeszcze zwiększyli zainteresowanie partią marszałek sejmiku, który promował KraŚlonzoki Razem, która – obiecuję - w najkowice (zlewanie się Śląska z Małopolską), bliższym czasie złoży dokumenty rejestrasprzeciwił się oderwaniu Częstochowy od cyjne w stosownym sądzie. województwa śląskiego i promował poloniNo bo na liderów nie bierze się osób któzatorskie elementy nauczania regionalnerzy w oczach Ślązaków zawiedli, ale tych go. Dla mnie mentalny spadkobierca poliktórzy zawsze śląskość promowali, nie wstytyki Kurzydły (ps. Grażyński) i Bieruta wodzą się dziadka z Werhmachtu i nie zapomibec Śląska. nają o autonomii. Nawet jeśli binder majom Te dwie postacie mające wielkie aspiratrocha tańszy. cje. Ślązakom zaserwowali ogłoszenie, że Ale konferencja tych dwóch panów, to dla ich ZG (Związek Górnośląski, bo skrót mało mnie radosna nowina. Bo widać. że nie tylznany) z RAŚ będą tworzyć partię polityczko parę stowarzyszeń ma zamiar budować ną. Zaczęli od haseł jednoczenia Ślązaków polityczną reprezentacje Ślůnzoków. No i pierwszej śląskiej partii, pomijając słowo może nie Ślůnzokow a „Ślązaków”, ale zaautonomia. Koncesjonowane media zaraz wsze lepiej to niż nic. ich wsparły propagandowo, ale anielskie peZdaje sobie sprawę, że panowie Franki any przerwali bardziej zorientowani, którzy i Mercik swoją inicjatywę podjęli w celach czytają Cajtůng Ślůnski czy Ślonsko Nacymało zbieżnych z celami twórców „Ślonzo-

ki Razem”. Niemniej, bardzo mnie cieszy dostrzeżenie faktu, że jest potrzebna tego typu inicjatywa, z powodu wypalenia się RAŚ-u i Związku Górnośląskiego. My związani z projektem „Ślonzoki Razem” od około roku zwracamy się do wszystkich stowarzyszeń dla Ślůnzokow, Ślązaków i Schlesierow, by włączyli się w nasze działania, nikogo z góry nie odrzucając, za wyjątkiem osób oskarżanych o korupcje czy inne niegodne poczynania. Wprawia mnie osobiście w dobry nastrój to, że my powoli finalizujemy założenie partii, gdy inni dopiero informują o zamiarze. Ale my robimy to z potrzeby serca, a nie politycznej koniunktury. Wydaje mi się, że poczynania mojego byłego kolegi z zarządu RAŚ i (nie kolegi) szefa ZG wbrew ich intencji, pomogą stworzyć coś o czym marzyłem od lat dla dobra mieszkańców a w szczególności dla Ślůnzokow * Lyjo Swaczyna * Dziś jestem zadowolony z faktu, że od dwóch lat, na skutek działania niektórych prominentnych członków zarządu RAŚ, nie jestem członkiem tej organizacji. Rozstaliśmy się, bo ja pryncypia RAŚ pamiętam. Pierwsze to „autonomia Śląska” a nie autonomia, a tym bardziej samorządność czegokolwiek. Ja mieszkańcom Sosnowca i Częstochowy życzę dobrze, ale marzona przeze mnie autonomia ma być dla nas, nie dla nich.

ZG - o krok za daleko Rozmowa z PIOTREM SPYRĄ, liderem ugrupowania Polski Śląsk, członkiem partii Polska Razem (Jarosława Gowina)

- Piotr Spyra często bywał na łamach Cajtunga, ale zawsze jako szwarccharakter. Niby rdzenny Ślązak, a zaprzedany polskiej sprawie. - Jestem szwarccharakterem dla ślązakowców? To chyba powód do dumy. A, odpowiadając poważnie: jestem wierny tej śląskości, którą wyniosłem z domu i która zawsze wiązała się u nas w rodzinie z Polską. Na Ziemi Pszczyńskiej ta postawa była dominująca już sto lat temu, chociaż dzisiaj niektórzy chcieliby o tym zapomnieć. Swoją drogą, my Górnoślązacy powinniśmy pamiętać, że śląskość zawsze była otwarta na różne wybory narodowe, religijne czy polityczne, bo na ziemi pogranicza to jest najbardziej naturalna postawa. Szanujmy więc wzajemnie swoje wybory. - Takich w naszej ocenie śląskich szwarcchrakterów było i jest sporo. Zgrupowanych w Związku Górnośląskim. Nagle ZG i RAŚ ogłaszają wspólną partię. Jak pan to odbiera?

- Decyzję o utworzeniu Śląskiej Partii Regionalnej oceniam negatywnie. Moim zdaniem to duży sukces RAŚ-u. Jeszcze pół roku temu Grzegorz Franki mówił o wystawieniu listy Związku Górnośląskiego do wyborów samorządowych, Nowa inicjatywa daje autonomistom gwarancję, że ambicje samodzielności politycznej ZG zostaną spacyfikowane. Poza tym z ŚPR będzie tak samo jak z Radą Górnośląską: zostanie zdominowana przez RAŚ (politycznie i programowo). - Albo też obie formacje zbliżą swój program, znajdą jakiś „środek”, który jednak nie będzie do zaakceptowania ani przez wyborców RAŚ, ani zwolenników ZG. I wtedy po obu stronach mogą pojawić się zupełnie nowe twory. Wyklucza pan taką możliwość? Zresztą przecież znacznie bardziej radykalni Ślonzoki Razem też są podobno na etapie rejestracji partii. - Oczywiście czysto teoretycznie jest to możliwe. Uwa-

żam jednak, że tak się nie stanie. Moim zdaniem, im bliżej wyborów, tym bardziej będzie widoczna dominacja RAŚ-u w tej inicjatywie. Autonomiści mają bardziej wyrazisty program, większe doświadczenie politycznie i więcej narzędzi, żeby to zrobić. Sprzyjać temu będzie również nacisk ze strony mediów regionalnych, które już domagają się od nowej partii mocnego zaznaczenia akcentów autonomicznych. Dodatkowo, z powodów czysto pragmatycznych, nowa formacja będzie musiała jakoś zaznaczyć w wyborach, że jest kontynuacją działań RAŚ-u w sejmiku (inaczej podzieli los Jedności Górnośląskiej), a wówczas dla ZG będzie już za późno, żeby się wycofać. Ciekawe jest, jak powstanie tej partii wpłynie na kształtowanie się górnośląskiej sceny politycznej. Dla mnie, jako Górnoślązaka o polskiej opcji, Związek Górnośląski posunął się o krok za daleko, a powinna być w regionie silna organizacja, która będzie reprezentować polską część górnośląskiej tradycji.

- Jako byłego członka PO nie dziwi pana, że w zakładanie nowej partii zaangażował się Grzegorz Franki, wszak nie tylko działacz Platformy Obywatelskiej, ale jakby jej etatowy pracownik. A kierownictwo PO nie reaguje. - Platforma Obywatelska nie reagowała nigdy na działania i wypowiedzi Marka Plury, który w sprawach dotyczących języka śląskiego i śląskiej etniczności wielokrotnie mijał się z programem swojej partii. To tylko pokazuje, że, iż w sprawach śląskich PO potrafi jedynie (mniej czy bardziej szczerze) kibicować RAŚ-owi i pokrewnym środowiskom. To jest też efekt marginalizowania takich polityków jak Zygmunt Łukaszczyk, Maria Pańczyk czy Mirosław Sekuła, którzy, będąc rodowitymi Ślązakami, potrafili być wobec autonomistów asertywni. A Grzegorza Frankiego odbieram jako polityka związanego bardziej z radykalnym stanowiskiem Marka Plury, niż z programem Platformy. Rozmawiał Dariusz Dyrda


5

czerwiec 2017r.

Prŷmie ponadowali... W juliku i RAŚ, i Związek Górnośląski, rozdowajom swoje prŷmie. RAŚ mo „Nagrodę Górnośląskiego Tacyta” a ZG „Nagrodę Korfantego”. RAŚ przīznowo swoje Tacyty. Mo jejch dwie zorty. Piŷrszo, do badacza ślůskij geszichty, wtůro do jej popularyzatora. Dowo je już 10 lot, a mało fto ŏ tym słyszoł. Czamu? Bo podwiela popularyzator mo czasŷm szumne miano, ŏ tela o „badaczu” wiŷ inoś jego familio. A kożdo prŷmio, nagroda, je wert ino tela, co pozycjo człowieka, kiery jom nafasowoł.

T

acyta do badacza winiŷn downo nafasować Dariusz Jerczyński. Bo ni ma inkszego badacze ślůnskich dziejůw, kiera przesznupoł tela archiwůw, co ŏn. Ale RAŚ mu nagrody niŷ dowo, bo Jerczyński ni mo naukowych tytułůw. A tom fasujom dochtory, profesory… Inoś wy, eksperty ze RAŚ-u, to je nagroda Augustina Weltzla, farorzyczka kiery w XIX storoczu pisoł gŷsziichta ślůnskich wsi a miast. I poradzicie pedzieć, boł tyn Weltzl profesorŷm? Abo dochtorŷm historie?

Latoś daliście ta prŷmio Szczepanowi Twardochowi. Jerombol, zoca, Twardoch pokazywo Polsce Ślůnsk jak żodŷn inakszy. Ino, ślůnsko powieść „Drach” wydoł dwa lata nazod. Łońskigo roku poszła inakszo (piŷrszy zort literatury!) „Król”, kiery ŏsprawio nŷ o Ślůnsku, ino ŏ Warszawie. Jakby niŷ filować, daliście mu prŷmio niŷ za powieść ślůnsko (2014), ino warszawsko (2016). Ja, ja, nafasowoł za „całokształt twórczości”. Ino tŷn”całokształt” blank ślůnski niŷ je, ślůnski je „Drach”. Uwdyście go

Tak dugo, jak Jerczyński tŷj prymie niŷ zafasuje, to je ino nagroda gańby waszŷj! Dowocie jom lecy jakim dochtorom, kierych miana żodŷn niŷ zno a niŷ dowocie chopu, kiery przedoł poranoście tysiyncy ksiůnżek o naszŷj historie. Gańba! Niŷ, boł gynau takim pasjonatŷm jak Jerczyński. Tuż czamu niŷ docie tŷj prymie ŏnymu? Zowiść wom, co na Uniwersytyjcie niŷ robi, a smůg napisać „Historia Narodu Śląskiego” abo biografio Józefa Kożdonia? Tak dugo, jak ŏn tŷj prymie niŷ zafasuje, to je ino nagroda gańby waszŷj! Dowocie jom lecy jakim dochtorom, kierych miana żodŷn niŷ zno a niŷ dowocie chopu, kiery przedoł poranoście tysiyncy ksiůnżek o naszŷj historie. Gańba!

TWARDOCH ZNIŶSKORZONY Popularyzator mo lepi. Sam szukocie ludzi widzanych. Chocia baji Michałowi Smolorzowi daliście pośmiertno, bo kiej żył, toście i jego niŷza fest uwożali. Ale dobre, nafasowoł Kutz, Smolorz, Karwat. Lysko, Małgorzata Śzajnert – ludzie kierzy napisali gryfne ksiůnżki o rychtycznŷj naszyj historie. Inoś zniŷskorzocie!

ŏsmolili. Kapituła tŷj nagrody wdycki mo tako ruła???

LAUDACJO LITERACKIM DZIEŁŶM Twardoch to ojropejski pisorz piŷrszyj zorty. Kożdy może się nim asić. A ŏn je nasz. Tacyta wzion. Zbigniew Kadłubek napisoł mu laudacja piŷrszo liga. Sam koncek: „Historycy piszą o faktach na cienkich laptopach, kichną trochę kurzem archiwalnym – i dalej piszą na cienkich laptopach grube książki. Ale w tym nie ma krwi. A każda Twoja kartka rozcina coś we mnie. Być może masz jeszcze cieńszy laptop. Albo władasz słowem przenikliwym, przeszywającym. Albo masz talent rozcinania i dostawania się do szczelin istnienia górnośląskiej tajemnicy. Ty piszesz o przylgnięciu cudownie pogańskim do ziemi górnośląskiej.

Za bajtla jedziłżech na kole po KORFANTY PRAWIE atrze Rozrywki w Chorzowie, a mnogich Gierałtowicach. Tak samo możDO… DYRDY inszych binach; to za nie fasowali prŷmie. no jak Ty, Dostojny Laureacie. Tera nafasowali tyż Korfantego. Bez DarMōgżech jechać w drugo strōna A zaś skuli prymie Korfanka by tego niŷ boło. – do Jaśkowic abo Suszca, kaj było tego winszowali my… naszŷmu Żol ino, co przīszło im brać nagrotela fajnych dziołch z czornyredachtorowi naczelnŷmu, da we takim towarzystwie. Bo do kupy ś mi, dugimi wosami. Ale Darkowi Dyrdzie. nimi wzion ta prŷmio Piotr Uszok, kiery wolołżech do GierałNiŷ, toć co niŷ może i boł dobrym burgemajstrŷm Katotowic, bez ta szyŏn nafasowoł ta wic, ale chocia som chop ze Kostuchny, roko drōga w prŷmio, kaj by to robił wszyjsko, coby ślůnskości po mieOrnōtowicach. ŏnŷmu Zwiąście tym widać niŷ boło. Co Uszok zrobił Ku granicy, kero zek Górnodo ślůnskości, wiedzom ino we Związku już niy była śląski doł Górnośląskim. Chocia ni ma się co dzigranicōm. Niy – ale jejch wać, przecia przůdzij dostoł na prŷmio znołżech hilaureatŷm je tyż arcybiskup Wiktor Skworc, kiery ślůnstorii. NojTeater Naskość zwalczoł. Ale ZG mo tako maniera, lepi czuja sie umiony z Orco kiej fto je znany, szumny, tuż mu naan der Grennontowic. A groda dadzom. ze, choby yno Grenamatorski teKrom Uszoka a Naumionych prymie ze żyła w mojij gowie. ater tŷn stoł sie Korfantego nafasowali tyż ks. bp MaNie żebym miał talent do korekty granic. Nie żebym był rewizjonistą. Nie umiem Skuli prymie Korfantego winszozrewidować nawet tego, co wali my… naszŷmu redachtorowi noszę w torbie do pracy. Nie, naczelnŷmu, Darkowi Dyrdzie. Niŷ, toć nie o to chodzi. Jednak zawsze przeczuwałem, że przy granicy, i co niŷ ŏn nafasowoł ta prŷmio, kaj by dalej już za granicą, jest coś, co ŏnŷmu Związek Górnośląski doł – ale jest mną. Tak samo mną po obu stronach starych i nowych granic. jejch laureatŷm je Teater Naumiony z Albo po prostu szukałem Ciebie po Ornontowic. A amatorski teater tŷn stoł całych Gierałtowach”. sie trocha sławny, kiej zaczon grać sztuki, Laudacja profesora je na miara talentu Twarocha. Trefił majster kiere Darek genau do nich napisoł: na majstra. Ino niŷ dało się gibcij? „Marika” a „Hebama” I musioł Twardoch brać ta prŷmio z jakimś badaczŷm, ŏ kierym żodŷn niŷ słyszoł? Latosio laureatka mianuje sie dr hab. Halina trocha sławny, kiej zarian Niemiec (ordynariusz Diecezji KaDudała a nafasowała prŷmio za czon grać sztuki, kietowickiej Kościoła Ewangelicko-Augsburbuch:: „Clerus decanatus plere Darek genau do skiego), Jan Broda (prezes Koła Murcki snesis w świetle protokołów nich napisoł: „MaZwiązku Górnośląskiego) a Diakonia Diekongregacji dekanalnych rika” a „Hecezji Katowickiej Kościoła Ewangelickopszczyńskich z lat 1691bama”. To ś -Augsburskiego. 1756. Edycja źródłowa.” nimi jeździZwiązek Górnośląski rozdoł swoji pryCiekawe, wiela ludziůw to li po Teatrze mie już 25 roz. przeczytało? n Statuetka Tacyta – nagrody RAŚ-u. Korez, TeAdam Moćko

n „Marika” pióra naszego redaktora naczelnego. Najbardziej znana sztuka teatru Naumiony, tegorocznego laureata nagrody Korfantego.


6

czerwiec 2017r.

Polski majstersztyk – polskie cygaństwo

Rozbiór Śląska

To już 95 lat! 95 lat temu, w czerwcu 1922 roku podział Górnego Śląska stał się faktem. Wojska Polskie przekroczyły jego granice na Przemszy, aby objąć w posiadanie najbogatszą część regionu, z większością kopalń i hut. Część większa, ale nie aż tak zamożna i nowoczesna, pozostała w Niemczech. Jakby tego było mało, jeszcze trzecia część (z Ostrawą i Opawą) przypadła Czechosłowacji. Wielki Rozbiór Śląska stał się faktem.

P

ierwszy Rozbiór Śląska miał miejsce niemal dwieście lat wcześniej, gdy Prusy po krwawej wojnie zdołały wyrwać Austrii większą jego część, pozostawiając jej jedynie te cieszyńsko-ostrawsko-opawskie skrawki. Mimo tego wspólną tożsamość Ślązaków udało się utrzymać, czego dowodem, iż ci z części austriackiej i z części niemieckiej czynili po I wojnie światowej wysiłki, by powołać Republikę Górnośląską. Mocarstwa zdecydowały jednak inaczej. Zdecydowały właśnie o Rozbiorze.

NA POŁUDNIU OGRALI CZECHÓW Nam, którzy żyjemy w Polsce i na co dzień patrzymy na nieudolność polskiej polityki, trudno w to uwierzyć – ale w tej dyplomatyczno-militarnej grze najlepszym graczem okazała się właśnie Polska. Która wyrwała sąsiadom chyba więcej Śląska, niż w 1918 roku o tym

To jednak tam, najbardziej na Górnym Śląsku, kwitło poczucie narodowości śląskiej. To tam, w Trzyńcu, Cieszynie, Wiśle, Skoczowie największą siłą była narodowość śląska. I Czesi, i Polacy, i Niemcy, stanowili mniejszości. Gdy więc narodowość śląska ogłosiła, że jeśli już jest wybór tylko Czechy albo Polska – to ona wybiera Czechy, Polska wiedziała, że nie ma tu czego szukać.

PIERWSZA ŚLĄSKA DUPOWATOŚĆ Ale! Ale Ślązacy wtedy właśnie udowodnili swoją dupowatość! Gdy Czesi ogłaszali, że cały ten teren to państwo czeskie, i tworzyli tu czeskie rządy, a Polacy ogłaszali, że to Polska – i tworzyli rządy polskie, to dupowaci Ślązacy nie umieli stworzyć własnego rządu i ogłosić Republiki Śląskiej. Po prostu. A przecież tylko my sami byliśmy w stanie stworzyć tu armię z własnych ochotników. Tworzyć politykę faktów dokonanych. Ale nie, jak pisze (na str. 13) Zbi-

Ślązacy wtedy właśnie udowodnili swoją dupowatość! Gdy Czesi ogłaszali, że cały ten teren to państwo czeskie, i tworzyli tu czeskie rządy, a Polacy ogłaszali, że to Polska – i tworzyli rządy polskie, to dupowaci Ślązacy nie umieli stworzyć własnego rządu i ogłosić Republiki Śląskiej. Po prostu. A przecież tylko my sami byliśmy w stanie stworzyć tu armię z własnych ochotników. Tworzyć politykę faktów dokonanych marzyła. Bo prawdę powiedziawszy wydawało się, że stoi na straconych pozycjach. No bo jak? Południowa część Górnego Śląska od 700 lat nie miała z Polską nic wspólnego. Zawsze z Czechami. Niemal jedyni ludzie o polskiej tożsamości, to – prawda, że liczni – imigranci z Małopolski, do nowoczesnego przemysłu. W Ostrawie, Karwinie, Trzyńcu, Bielsku. I trochę takich, jak familia Buzków (tak, tych od premiera Jerzego), którzy pod wpływem polskich agitatorów Polakami się poczuli.

gniew Kadłubek, choć o sytuacji późniejszej „Ślązacy wierzyli głupio, jakoby śląskość dobrotliwie uszanowana miałaby przyjść do nich od kogoś od nich większego. Od kogoś szacowniejszego. Starszego rodem. Od Niemców. Od Polaków. Od regionalnej UE. Od Pana Boga. Spłynąć na nich z Synaju”. Tak właśnie zachowaliśmy się niemal sto lat temu. Zamiast wziąć, co nasze, czekaliśmy, aż dadzą nam to inni. I gdy inni brali siłą – my żebraliśmy o to w Wersalu, gdzie Ślązacy wysyłali delegacje. Czesi i Polacy też wysyłali. Jednocześnie jednak działali. Jedni i drudzy ogło-

sili swoje rządy nad austriackim Śląskiem, Jedni i drudzy posyłali tu wojsko i tworzyli bojówki. Gdy dupowaci Ślązacy czekali na decyzję mocarstw, oni podzielili Księstwo Cieszyńskie między siebie. Najpierw jeszcze opowiadali o plebiscycie, ale dość szybko zgodzili się, żeby ta tymczasowa, chwilowa granica była stałą. Bielsko przypadło Polsce, Ostrawa Czechom, Cieszyn pół na pół. I tylko dupowaci Ślązacy zostali podzieleni, bo jeśli się sami nie umiecie upomnieć o swoje, to kto by was słuchał.

POLSKI MAJSTERSZTYK Potem przyszła kolej na rzecz ważniejszą, przemysłowy pruski Górny Śląsk. Kraina kopalń i hut, czyli tego, co wówczas decydowało o bogactwie państwa. Wprawdzie i tu Czesi zgłaszali swoje aspiracje, do ziem Pszczyńskiej, Cieszyńskiej, Raciborskiej, powołując się na swoje historyczne prawa. Ale było wiadomo, że się nie liczą, ludzi o czeskiej identyfikacji narodowej nie było tu (poza Ziemią Raciborską) niemal wcale. Tylko wydawało się, że Polacy też się nie liczą. No bo znów, z czym do ludzi? Śląsk przestał być realnie polski w XIII wieku. Przetrwanie tu polskości można między bajki włożyć – natomiast przetrwał tu żywioł słowiański. W XIX wieku zaczęli zjawiać się polscy agitatorzy, wmawiający naszym przodkom, że są Polakami. „Wasz język Polak zrozumie, a Nimiec nijak – no to kim jesteście?” – pytali ludzi prostych. A prosty odpowiadał prosto: no ja panoczku, tuż chyba mocie recht, co jo je Polok”. Takich i tak było jednak niewielu. Z końca XIX wieku mamy kupę świadectw, jak choćby skarga parafian na farorza z Piekar Śląskich, że ich obraża, Polakami nazywając. Bo oni są Prusakami, po polsku mówiącymi. Że nie po polsku, tylko po śląsku, do głowy im nie wpadło. Tu polskości nie było. Ale Polsce nie przeszkadzało to wysunąć w 1918 roku szerokie żądania wobec ziem górnośląskich, rzekomo licznie zamieszkujących przez naród polski. A potem? Potem zaczął się polski majstersztyk. Majstersztyk propagandowo-dyplomatyczno-militarny. Pola-

cy rozgrywali swoją partię tak, że zdumionym Niemcom szczęka opadała. Bo gdy Polacy wysunęli swoje żądania wobec Katowic, Bytomia, Opola, Niemcy czuli takie samo rozbawienie, jak gdyby Polska

salu polscy dyplomaci przekonywali, że przecież tam mieszka lud polski. Który Francuz czy Amerykanin albo Anglik – a to oni decydowali - wiedział, jaki lud mieszka w Piekarach czy Knurowie? Ża-

Polacy rozgrywali swoją partię tak, że zdumionym Niemcom szczęka opadała. Bo gdy Polacy wysunęli swoje żądania wobec Katowic, Bytomia, Opola, Niemcy czuli takie samo rozbawienie, jak gdyby Polska zażądała Berlina, Monachium i Hamburga. Ale z każdym miesiącem, każdym tygodniem, rozbawienie zmieniało się w szok zażądała Berlina, Monachium i Hamburga. Ale z każdym miesiącem, każdym tygodniem, rozbawienie zmieniało się w szok. Normalnie, co jest grane?!?

DYPLOMACJA Bo niewielka polska orkiestra zagrała rzeczywiście po wirtuozersku jednocześnie na trzech instrumentach. W Wer-

den lud śląski, żaden rząd śląski, podobnie jak na Ziemi Cieszyńskiej – się nie ogłosił (ah, ta śląska dupowatość), więc pewnie albo Niemcy, albo Polacy. No bo kto? Dyplomacja na razie czekała na sygnały. Do tego Polska przekonała Francję, że ze śląskim przemysłem będzie dość silna, by stanowić wartościowego antyniemieckiego sojusznika na wschodzie a zarazem


7

czerwiec 2017r. być buforem przeciw bolszewickiej Rosji. I chociaż brytyjski premier twierdził, że dać Polsce Śląsk, to jak dać małpie zegarek – Francuzi z całą mocą popierali polskie dążenia.

AGITACJA Sygnały poszły. Polacy za duże pieniądze (skąd?) zaczęli naraz na Śląsku wydawać kupę gazet, po polsku i niemiecku, zachwalających nowe państwo polskie. Że w Polsce podatki będą bardzo niskie, że każdy małorolny dostanie krowę, że Niemcy będą płacić ogromne kontrybucje (odszkodowania wojenne) a Polska je brać… Lepiej brać, czy płacić? No i wreszcie, że Polska, podobnie jak lud śląski jest katolicka, więc i jedność wiary. Zdumiewająca dziś może rzecz, ale w polskiej propagandzie niemal nie ma mowy o narodzie, o macierzy – są argumenty praktyczne, pragmatyczne. No i wreszcie ten ostatni, kluczowy. Choć Polska ani kawałka Śląska nie miała – 15 lipca 1920 roku nadała Śląskowi autonomię. Powiedziała ludowi śląskiemu wprost: jeśli wybierzecie Polskę, to wasze podatki będą szły na wasze cele, sami będziecie wybierać swoje władze, sami określać ustrój własnego szkolnictwa, służby zdrowia i sto innych. Będziecie jak wolny stan w USA. Niemcy wam tego nie dadzą!

dry przypadki umie wykorzystywać! Tak było tym razem. W wielu niemieckich

Polska przekonała Francję, że ze śląskim przemysłem będzie dość silna, by stanowić wartościowego antyniemieckiego sojusznika na wschodzie a zarazem być buforem przeciw bolszewickiej Rosji. I chociaż brytyjski premier twierdził, że dać Polsce Śląsk, to jak dać małpie zegarek – Francuzi z całą mocą popierali polskie dążenia. Mimo tych umizgów wiedziała Polska – a przynajmniej polscy politycy na Śląsku – że plebiscyt przegra. Pytanie, jak wysoko. Bo jeśli bardzo wysoko, to po ptokach, ale jeśli na przykład 4:6 to utargować można dużo.

AKCJA WOJSKOWA Zaczęła więc Polska uruchamiać trzeci element swej gry. Akcję militarną. Początek był trochę przypadkiem. Ale mą-

miastach wybuchały mini-rewolucje komunistyczne. Nie inaczej było i w Mysłowicach. Po brutalnie stłumionym strajku doszło do rewolucji. Władzę przejęli robotnicy. Z hasłami socjalnymi. Ale Polska natychmiast ogłosiła, że to polski zryw przeciw germańskiemu uciskowi. I chociaż sam Wojciech Korfanty nazwał te wydarzenia komunistyczną ruchawką, do polskiej historii przeszły jako I powstanie śląskie. Dziś jego aktywiści nie mogą mieć jednak w Polsce swych ulic – bo niemal jak jeden podpadają pod ustawę de-

komunizacyjną. Taki Wieczorek (ten od KWK Wieczorek) albo Stachoń – po wojnie byli bohaterami komunistycznymi. Bo to byli komuniści! I jak to u komunistów – narodowość była dla nich mało ważna. No ale Polska skojarzyła, że wrzenie na Śląsku można militarnie wykorzystać., I zaczęła się do niego solidnie szykować. Z jednej strony sam naczelnik państwa, Józef Piłsudski, zapewniał, że Śląsk go nic nie obchodzi, bo to stara niemiecka kolonia – z drugiej, w podległym mu sztabie generalnym Wojska Polskiego zaczęto opracowywać plany dużej akcji zbrojnej. Próbą generalną było tak zwane II powstanie śląskie. Już inspirowane z Polski, ze sztabem w Sosnowcu, ale jeszcze udziałem głównie Ślązaków. Akcja agitacyjna była w pełni, a choć na terenach śląskich władzę sprawowały wojska rozjemcze (Francuzi), to policja była niemiecka. Pretekst do powstania: zmienić niemiecką na niemiecko-polską. Niech walki potrwają choć parę dni, nagłośnimy polską sprawę. Potrwały, a Polska znów propagandowo wygrała. Policję zmieniono. A Polska w działaniach bitewnych przećwiczyła ten poligon.

PRZERZUCANIE WOJSKA – ZIELONE LUDZIKI Potem nadszedł plebiscyt. Jak wspomniałem wyżej, Polska raczej była pewna, że go przegra. Ale liczyła się kwestia skali. Jeśli w cuglach, Śląsk zostaje w Niemczech, jeśli nieznacznie – można negocjować. Tym bardziej, że najważniejszy chyba rozgrywający (Francja) trzyma polską stronę. Choćby po to, by maksymalnie Niemcy osłabić. Więc Polska przed plebiscytem prowadziła ogromną agitację. Z jednej strony. Bo z drugiej gromadziła na Śląsku wojsko – którym miała zagrać po przegranym plebiscycie. Francuzi patrzyli przez palce, gdy Polska przez granicę w Sosnowcu przeuczała na Śląsk tysiące przebranych za cywilów żołnierzy, wraz z kadrą oficerską. Oraz uzbrojenie dla nich. Rosyjska akcja w Donbasie czy na Krymie to przy tam-

tej skali – pikuś. Nagle na Śląsku znalazł się kwiat polskich oficerów, kilku późniejszych generałów a nawet marszałek Polski, którzy wcześniej nigdy Śląska nie widzieli. Teraz byli „powstańcami śląskimi” czyli „spontanicznym” zrywem ludu śląskiego. Piłsudski –jak sto lat później Putin – twierdził oczywiście, że on z tym nie ma nic wspólnego. Polska plebiscyt przegrała. 4:6. Nie miażdżąco, więc gdy alianci powiedzieli, że Śląsk do Niemiec, a tylko głosujące za Polską powiaty rybnicki i pszczyński do Polski - wybuchło „III powstanie śląskie”.

WOJNA DOMOWA W PEŁNEJ SKALI Przynajmniej połowa jego żołnierzy to nie-Ślązacy. Niemcy wtedy armii już nie mieli (alianci kazali się rozbroić), więc od walki z nimi ruszyło pospolite ruszenie – Selbschutz. W większości Ślązacy, którzy

cej do powiedzenia. Ich interesem było wzmocnić Polską, a osłabić Niemcy – na ile się da. Dało się mocno, do Polski trafiły miasta, gdzie 80% w plebiscycie opowiedziało się za Niemcami.

TERAZ TU POLSKA BĘDZIE I to te miasta w czerwcu 1922 roku zajmowało wojsko polskie. Nawet bramy były powitalne, tylko tłum często milczący. Czekał, jak ta Polska się pokaże. Pokazała nam się jako butny kolonizator. To dlatego lud śląski, nie będący ani Polakami, ani Niemcami, witał w 1939 roku radośnie III Rzeszę. Oszuści, którym w 1921 roku uwierzyliśmy, odchodzą! Bo Polska okazała się dla Ślązaków oszustem. Obiecali nam autonomię, Lekceważyli ją i przed wojną, ale była. Po wojnie komuniści ją znieśli. III RP odwołała niemal wszystkie bierutowskki prawa.

Niemcy wtedy armii już nie mieli (alianci kazali się rozbroić), więc od walki z nimi ruszyło pospolite ruszenie – Selbschutz. W większości Ślązacy, którzy chcieli pozostać w Niemczech. Ale Selbschutz, mimo że zwołany naprędce, nie był wojskową hołotą. To weterani I wojny światowej, żołnierze z okopów, żołnierze z krwi i kości. Pod wodzą swoich śląskich (powstańcy mieli z Polski) oficerów zaczęli przeważać, mimo, że siły były wyrównane. chcieli pozostać w Niemczech. Ale Selbschutz, mimo że zwołany naprędce, nie był wojskową hołotą.. To weterani I wojny światowej, żołnierze z okopów, żołnierze z krwi i kości. Pod wodzą swoich śląskich (powstańcy mieli z Polski) oficerów zaczęli przeważać, mimo, że siły były wyrównane. Wtedy alianci ogłosili zawieszenie broni. I jeszcze raz siedli do rozmów. Wojskami rozjemczymi na Śląsku dowodzili Francuzi, więc oni tu mieli najwię-

Tego akurat nie. Polacy poczynając od 1923 roku rugowali Ślązaków z urzędów, niszczyli podatkami śląskich przedsiębiorców (książę pszczyński musiał oddać państwu za podatki sporą część majątku). Przedwojenna Polska na Śląsku okazała się złym gospodarzem. Ale zdobyła go po mistrzowsku. Chyba nigdy przedtem ani nigdy potem nie zagrała w polityce tak wirtuozersko. Dariusz Dyrda


8

czerwiec 2017r.

Mit dziwny - ale Każdy naród, każda grupa etniczna, która chce odczuwać swoją tożsamość, odróżniać się od „innych”, musi posiadać własne cechy, właśnie inne od reszty. Ślązacy nie są w tym przypadku wyjątkiem. I są w dość dramatycznej sytuacji – bo strasznie trudno tę inność znaleźć.

B

ywa często tak, że o tej inności decyduje historia. Tak zwany Mit Założycielski. Wielki, zazwyczaj zwycięski (choć i to niekoniecznie) akt militarny. Polacy takich Mitów Założycielskich mają do diabła i trochę. Bo i Grunwald, i Odsiecz Wiedeńska, i powstania narodowe, i kampania wrześniowa, i wreszcie wielki zryw Solidarności. W swojej narracji narodowej mają się do czego odnosić. Inaczej choćby Ukraińcy. Polacy awanturują się, że Ukraina czci UPA, to samo UPA, które na Polakach dokonało rzezi wołyńskiej. Ale Ukraina banderowców czcić musi – bo jeśli się ich wyrzeknie, to co jej pozostanie? Jaką oni poza UPA mają własną historię. Powstanie Chmielnickiego sprzed niemal 400 lat? To trochę mało, zważywszy, że w efekcie tego powstania zmienili tyle, iż przestali być częścią Polski a stali się częścią Rosji. Owszem, teraz rodzi im się nowy Mit, Majdan i wojna w Donbasie, ale zanim on okrzepnie, jeszcze trochę potrwa. Więc zostają im Ban-

derowcy, UPA. Wokół ich pamięci budują swoje poczucie wspólnoty.

NIE MAMY UPA, MAJDANU NIE MAMY Ślązacy żadnego swojego UPA nie mają. W latach 1919-21 walczyli po dwóch różnych stronach barykady, więc jednoczyć się wokół tego faktu nie mogą. A wcześniej? Owszem, można odwołać się do niepodległych państw śląskich w średniowieczu; można do wojny 30-letniej, gdy w 1618 roku wywołaliśmy wraz z Czechami antyhabsburskie powstanie i walczyliśmy w nim dzielnie. Owszem, byłby to nawet dobry odnośnik dla odróżnienia się od Polaków, bo polskie wojska przyszły wtedy Niemcom z pomogą, by nasze powstanie stłumić. Jest tylko jedno „ale”… Taki otóż, że Mit musi być w miarę świeży, by żył jeszcze w zborowej pamięci. Wydarzenia sprzed 400 lat, znane tylko pasjonatom historii, kryterium tego nie spełniają. Zwłaszcza, jeśli się nie ma potężnej maszyny medialnej, która je nagłośni. Gdy nie ma się władzy nad szkolnymi podręcznikami. Bo Polacy – by znów się do nich odwołać – swój najstarszy Mit Założycielski mają sprzed ponad 1000 lat, no ale dzięki mediom i szkole niemal

prawie 200 lat temu powstało państwo i naród belgijski. Otoczeni przez protestantów tutejsi Flamandowie i Waloni uznali, że wspólne wyznawanie religii katolic-

niej, niż wiele sąsiednich ludów. Ba, bodaj dlatego dość licznie w plebiscycie 1921 roku zagłosowali za Polską, bo (podobnie jak Belgowie) sądzili, że ta religij-

Ślązacy żadnego swojego UPA nie mają. W latach 1919-21 walczyli po dwóch różnych stronach barykady, więc jednoczyć się wokół tego faktu nie mogą. A wcześniej? Owszem, można odwołać się do niepodległych państw śląskich w średniowieczu; można do wojny 30-letniej, gdy w 1618 roku wywołaliśmy wraz z Czechami antyhabsburskie powstanie i walczyliśmy w nim dzielnie. Owszem, byłby to nawet dobry odnośnik dla odróżnienia się od Polaków, bo polskie wojska przyszły wtedy Niemcom z pomogą, by nasze powstanie stłumić. Jest tylko jedno „ale”… kiej spaja ich bardziej, niż dzieli zupełnie inny język (jedni mówią po francusku, drudzy językiem niemal identycznym z holenderskim) czy zupełnie inna kultura. To dlatego jedność Belgii od kilku lat trzeszczy – bo kraj się zlaicyzował i religia żadnym spoiwem nie jest. Ale rozpad Belgii nie grozi, bo łączy ich … Bruksela. Leżąca w centrum germańskiej Flamandii stolica jest miastem francuskojęzycznym. Waloni nigdy nie zgodzą się jej wyrzec, podobnie jak Flamandowie nigdy nie od-

na wspólnota z Polakami jest mocniejsza, niż różnice.

JEST ELEMENTEM POLONIZACJI Rychło jednak zorientowali się, że nie jest. Że religia to za mało, by Polakami się poczuć, ale zarazem ta katolicka religia przestała być w państwie ich wyróżnikiem, tym co pozwala zachować własną „inność” Wprost przeciwnie, religia kato-

Często jeszcze można usłyszeć, że Ślązak=katolik, ale zważywszy, że przecież Polak=katolik, więc najprostsze równanie matematyczne powie, że Ślązak=katolik=Polak. Czyli Ślązak jest Polakiem. A przecież się nim nie czuje. Dlatego religia kompletnie nie nadaje się na element śląskiej tożsamości etnicznej. Ba, jest raczej czymś, co poczucie śląskości niszczy każdy wie, że w 966 roku Polska przyjęła chrzest. Ilu Ślązaków wie, że Śląsk wtedy już od dawna był ochrzczony, ilu potrafi choć w przybliżeniu podać kiedy?

RELIGIA NIE ODRÓŻNIA No właśnie, religia. Też może być tożsamościowym spoiwem. To wokół niej

tolik, więc najprostsze równanie matematyczne powie, że Ślązak=katolik=Polak. Czyli Ślązak jest Polakiem. A przecież się nim nie czuje.

dadzą Walonom swojej „odwiecznej” stolicy. Tak więc nie podzielą się, bo ani jedni, a ni drudzy Brukseli się nie wyrzekną. Dawno, dawno temu Ślązaków też spajał katolicyzm. Owszem, było i tu sporo protestantów, ale jednak zdecydowana większość była katolicka. W czasach pruskich – państwa zdominowanego przez protestantów – religia mogła być śląskim spoiwem. Dlatego trzymali się jej moc-

licka stała się, i jest nadal, najpotężniejszym narzędziem polonizowania Ślązaków. Polskie obyczaje świeckie (imieniny choćby) się u nas nie przyjmują, ale religijne (choćby „święcone” w Wielkanoc) przyjęły się w ciągu raptem kilku lat. I dziś, po 60 latach, wydaje się Ślązakom, że to odwieczne i nasze. Owszem, często jeszcze można usłyszeć, że Ślązak=katolik, ale zważywszy, że przecież Polak=ka-

Dlatego religia kompletnie nie nadaje się na element śląskiej tożsamości etnicznej. Ba, jest raczej czymś, co poczucie śląskości niszczy. Zwłaszcza, że i hierarchia katolicka na Śląsku (podobnie jak w całej Polsce) z upodobaniem ubiera Chrystusa i Maryję w szaty biało-czerwone i klei je w jedną całość z polskim nacjonalizmem (w najlepszym razie patriotyzmem). Zresztą nic dziwnego, w okresach rozbiorów Polski to właśnie religia była jednym ze spoiw, które pozwalało Polakom utrzymać tożsamość, pomiędzy protestanckimi Prusami i prawosławną Rosją. Dla nich była spoiwem odróżniającym od nacji dominującej - dla nas w katolickiej Polsce jest czymś, co nas upodabnia, a nie odróżnia.

NIEUDANE POSZUKIWANIA Nie mamy własnych mitów historycznych, nie mamy własnej religii – a przecież coś, co nas wyróżnia od reszty, mieć musimy! Bo jeśli nie mamy nic, to jesteśmy tacy sami, jak ta reszta. Chociaż niemal nikt tego sobie jasno nie uświadamiał, poszukiwania tego, co nas różni, trwały. Gdy powstał Związek Górnośląski, niemal równo z upadkiem PRL-u. postanowił poszukać naszej tożsamości w folklorze i odrębnych zwyczajach, choćby kulinarnych. Jaką jednak tożsamość moż-


9

czerwiec 2017r.

e innego nie ma na zbudować wokół krupnioka i Karoliny, która poszła do Gogolina? Cepeliadową, co najwyżej. Więc taką właśnie, cepeliadową, zbudowali. Podobała się ona Polakom, bo z polskością nie kolidowała. RAŚ początkowo szedł nieco podobną drogą. Tyle, że z dumą podnosił śląską pracowitość, różniącą nas (podobno) od Polaków i tym podobne cechy. Złe z założenia. Bo budowało to antytezę. Jeśli Ślązak jest inny od Polaka, bo pracowi-

kontynencie europejskim maszyną parową. Niestety, taka damfuła (jak po naszemu maszynę parową się nazywa) na Mit Założycielski jest jeszcze gorsza od … krupnioka. Bo krupniok przetrwał, a damfuł już nie ma. Nie różnią nas od Polski. A jeśli tak, to nic nas od Polski nie różni. Do tego z damfułą nijak nie mogli się utożsamić Ślązacy z okolic Opola, którzy podobnie jak Polacy, chodzili za pługiem, gdy w Katowicach, Gliwicach, Ryb-

Gdy powstał Związek Górnośląski, niemal równo z upadkiem PRL-u. postanowił poszukać naszej tożsamości w folklorze i odrębnych zwyczajach, choćby kulinarnych. Jaką jednak tożsamość można zbudować wokół krupnioka i Karoliny, która poszła do Gogolina? Cepeliadową, co najwyżej. Więc taką właśnie, cepeliadową, zbudowali ty, to z definicji tej wynika jasno, że Polak jest leniwy. Jeśli różni nas to, że Ślązak jest uczciwy, to Polak z definicji jest złodziejem i oszustem. Taka narracja budowała nie tożsamość inną od polskiej, lecz lepszą od polskiej. Szlachetniejszą jakby. Oczywiste jest, że taka narracja śląskości nie mogła się Polakom podobać. Tym bardziej, że jest fałszywa. Ani nie każdy Ślązak jest uczciwym pracusiem, ani nie każdy Polak jest leniwym oszustem. Gdy jednak stery rządów w RAŚ objął Jerzy Gorzelik, narracja się zmieniła. Gorzelik, historyk sztuki, postawił na narrację ze swojej dziedziny. Nagle naszym Mitem Założycielskim miał być - dymiący kominami hut i warczący kołem wieży wyciągowej gruby – dawny potężny przemysłowy Śląsk, nasze dziedzictwo. Zupełnie inne, od dziedzictwa Polaka, który wtedy, gdy my byliśmy przemysłową potęgą, powolnie kroczył za pługiem.

DAMFUŁA, TRAGEDIA Szczytem tej narracji był lansowany przez RAŚ pomysł, by wystawę w Muzeum Śląskim rozpoczynać pierwszą na

niku dymiły kominy. Owszem, pług mieli Ślązacy nowocześniejszy, z lepszej, śląskiej stali – ale industrialna historia nie jest ich historią. Ba, nawet Tragedia Górnośląska, jaką Polska zgotowała Ślązakom w latach 1945-48 nie do końca się na Mit Założycielski nadaje. Bo Polska wciąż twierdzi,

gdy tej odmienności nie poczują, bo żadnej Tragedii Górnośląskiej, zgotowanej nam przez Polaków, nie uznają. Nie wierzą w nią. Byliśmy więc w sytuacji dramatycznej. Czuliśmy, że jesteśmy inni, ale symbolu tej inności znaleźć nie umieliśmy. Jasnego znaku naszej tożsamości. Wiedzieliśmy, że mówimy inaczej, ale Polacy konsekwentnie odmawiają nam uznania naszej godki za odrębny język. Twierdząc, że to po prostu polska gwara. Tym bardziej nie uznają narodowości śląskiej. Bo niby czemu mieliby uznać, jeśli Ślązacy mówią po polsku i są - jak Polacy – katolikami?

MIT ZRODZONY ODDOLNIE Ale powoli wyrastał Mit Założycielski. Początkowo nikt tego nie zauważał, bo nijak to na Mit nie wyglądało. Początkowo funkcjonował w rodzinnych wspomnieniach, ale te wspomnienia ciekawiły sąsiadów i innych Ślązaków. Coraz więcej zaczęliśmy o tym mówić, coraz więcej pisać, coraz częściej nie wstydzić się tego – jak chcieliby Polacy, lecz wręcz obnosząc z dumą. Mit rósł oddolnie, bez lansowania go. Bo to nareszcie coś, co nas od Polaków zdecydowanie różni. Inność zupełna, inność całkowita. Opa w Wehrmachcie!

Damfuła (jak po naszemu maszynę parową się nazywa) na Mit Założycielski jest jeszcze gorsza od … krupnioka. Bo krupniok przetrwał, a damfuł już nie ma. Nie różnią nas od Polski. A jeśli tak, to nic nas od Polski nie różni że to nie Polacy, a komuniści, że sowieckie pachołki z sowieckiej inspiracji zgotowały nam ten los. Ze razem z resztą Polski popadliśmy po prostu we wschodnią niewolę. Polacy, którzy wypierają wszystkie swoje niecne uczynki, wyparli się i tego tak skutecznie, że pancerza przebić niemal nie sposób. My możemy oczywiście próbować swoją odmienność w oparciu o Tragedię budować, ale oni ni-

Polacy szczycą się, po części słusznie, że walczyli przeciw III Rzeszy z ogromną determinacją, prawie niespotykaną w innych europejskich narodach. Ich dziadkowie i ojcowie bili się z Niemcami nad Bzurą, pod Narwikiem, w Tobruku, bili się z nimi w lasach i w Powstaniu Warszawskim, zdobywali Berlin. Nasi ojcowie i dziadkowie też walczyli w Kampanii Wrześniowej, ale po nie-

mieckiej stronie, też byli pod Tobrukiem, ale w Afrika Korps, służąc w Wehrmachcie walczyli z Polakami pod Narwikiem, bronili Berlina. Wbrew polskim publikacjom o Polakach w armii III Rzeszy, Pola-

sem obrzydzenie, czasem zdrajcą nas nazwie i folskdojczem – ale od tego momentu już wie, ponad wszelką wątpliwość, że my jesteśmy inni. Że nie jesteśmy jednej krwi z nimi. Tym bardziej, jeśli nie posy-

Coraz więcej zaczęliśmy o tym mówić, coraz więcej pisać, coraz częściej nie wstydzić się tego – jak chcieliby Polacy, lecz wręcz obnosząc z dumą. Mit rósł oddolnie, bez lansowania go. Bo to nareszcie coś, co nas od Polaków zdecydowanie różni. Inność zupełna, inność całkowita. Opa w Wehrmachcie! ków w niej, w zasadzie nie było. Polaków do armii niemieckiej nie brali – brali za to Kaszubów, Mazurów, Ślązaków. Ich dziedzictwo to Armia Krajowa. Nasze dziedzictwo to Wehrmacht, z którym ta AK walczyła! Lepszego odróżnienia Ślązaka od Polaka znaleźć trudno. A obecna Polska jeszcze tę różnicę podkreśla, czcząc Żołnierzy Wyklętych. Dla nas to postaci zupełnie obce, równie egzotyczne jak chińscy powstańcy przeciw Anglikom.

W NIEMCZECH MUSIAŁBY BYĆ INNY Dziadkowie z Wehrmachtu! Nie mieliby w naszym Micie Założycielskim żadnego znaczenia, gdybyśmy na skutek innych decyzji Stalina trafili w 1945 roku w granice państwa niemieckiego. Tam taki Opa nie byłby niczym niezwykłym, bo przecież tam każdy miał dziadka w armii III Rzeszy. Tam, budując własną odrębną tożsamość, musielibyśmy szukać zupełnie innych naszych cech tożsamościowych. Może byłaby to właśnie religia katolicka, bo Niemcy (poza Bawarczykami i Austriakami) są protestantami. Może byłby to język, bo ile by nie było w godce germanizmów, jest to język oczywiście słowiański, ze słowiańską na wskroś gramatyką. Ale w Polsce nie ma lepszego wyróżnika Ślązaka, niż ojciec/dziadek w Wehrmachcie. To nas odróżnia fundamentalnie. To u Polaka budzi zdumienie, cza-

pujemy z powodu tego dziadka głowy popiołem, lecz mówimy z dumą: A starzik dostoł ajzeneskrojc! Rzecz ciekawa. Ci wszyscy, którzy mówią, że jako Ślązacy są oczywistymi Polakami, dziadków w Wehrmachcie raczej nie miewali. Szczycą się, jak senator Maria Pańczyk-Pozdziej, jak były wicewojewoda Piotr Spyra, że ojciec nosił znaczek „P” w klapie, że dziadek przed Niemcami uciekł do Generalnej Guberni. To jednak koronny dowód, że byli to Ślązacy nietypowi. Taki margines śląskiego społeczeństwa, dziwolągi. Bo typowi z większym lub mniejszym zaangażowaniem, ale jednak służyli III Rzeszy, jako niemieccy obywatele. Nawet jeśli byli to obywatele, w ramach DVL, trzeciej kategorii. Polacy swoją najnowszą historię, swój nowy Mit Założycielski, budują w oparciu o walkę z III Rzeszą. I jakkolwiek III Rzesza była zbrodnicza, jakkolwiek nazizm był najstraszniejszą chyba ideologią w dziejach ludzkości, to nie ma lepszego dowodu na naszą odmienność od Polaków niż ten, że my wtedy walczyliśmy w niemieckich mundurach. Tak naprawdę naszą tożsamość określił nam Dziadek z Wehrmachtu. Nawet jeśli w 1945 roku zmuszono go do podpisania „Deklaracji wierności narodowi polskiemu”. Zresztą ta deklaracja też dowodzi naszej inności od Polaków. Bo nikt normalny nie kazałby Polakowi podpisywać deklaracji wierności Polakom. Dariusz Dyrda


10

czerwiec 2017r.

Wojna Kadłubkowa

Dumna śląskość przeżywa wstrząs. Jeden z liderów śląskiego ruchu emancypacyjnego, mistrz śląskiego intelektu, profesor Zbigniew Kadłubek nie wytrzymał. I wyrzucił - a w zasadzie zaczął wyrzucać z siebie brutalną ocenę aktualnej śląskości.

„Garstka śląskich aktywistów nie ocali etosu śląskiego. Długo zagłaskiwałem Ślązaków, afirmowałem, ale już z tym skończyłem. Niech inni wadzą się o śląskie archaizmy, niech się zajedzą na śmierć śląskimi kluskami i modrą kapustą. Może to plemię musi na tej śląskiej pustyni wyginąć jak Izraelici, którzy wymknęli się faraonowi, wywędrowali z Egiptu i łazili po pustyni bez pomysłu na siebie. Tylko że ich prowadził ogień. A nas co prowadzi? Paru nędznych karierowiczów?” - przed-

n Dr hab. Zbigniew Kadłubek, profesor Uniwersytetu Śląskiego. Urodzony w styczniu 1970 roku w Rybniku. 1970 w Rybniku) –filolog klasyczny, eseista, tłumacz, pisarz. Wielki znawca śląskości i Śląska, działacz na ich rzecz. W roku 2015 to on występował w Sejmie w imieniu 140 000 osób, które podpisały obywatelski projekt ustawy o języku śląskim i śląskiej mniejszości etnicznej. W tym samym roku był w okręgu katowickim „jedynką” listy do Sejmu „Zjednoczeni dla Śląska”, współfirmowanej przez Mniejszość Niemiecką i RAŚ. Wynik dostali słabiutki, ale leż lider listy nie ma osobowości polityka, lecz naukowca. Mówi o Śląsku językiem trudnym i niekoniecznie to, co chce usłyszeć prosty lud. dzie w Gazecie Wyborczej pojawiły się i inne jego teksty. Gdzie hołubione przez śląskie organizacje zabytki postidustrialne, akurat w momencie Industriady, na-

Po wywiadzie w Gazecie Wyborczej pojawiły się i inne jego teksty. Gdzie hołubione przez śląskie organizacje zabytki postidustrialne, akurat w momencie Industriady, nazywa kupą zaruściałego żelastwa. Znowu dolewając oliwy do ognia stawił w Gazecie Wyborczej swoją diagnozę obecnej śląskości i jej liderów. Zrobił to 2 czerwca, ledwie kilka dni po naszym tekście „Tak nas widzą - bo takimi nas zrobili” - traktującym o tym, że Ślązacy są dziś prostakami, soroniami. Ale i o tym, że takimi uczynił ich polski „kulturkampf”. Kadłubek przyczynami tego soroństwa się nie zajmuje. Ale opisuje je z dokładnością naukowca, z wrażliwością poety. Wyraża swoją rozpacz nad stanem śląskiej umysłowości. Po wywia-

zywa kupą zaruściałego żelastwa. Znowu dolewając oliwy do ognia.

SOROŃSTWO PLURY, BEZREFLEKSYJNOŚĆ INNYCH „Karierowicze” zawyli. To oni od lat lansują Kadłubka jako swój wielki umysł, a on im tu taką świnię podkłada? Ten Zbigniew Kadłubek, którego wysłali do Sejmu, by tam posłom klarował, dlaczego powinni uznać narodowość śląską i język ślą-

Tako rzecze Kadłubek: Górnoślązacy są zamknięci. Zakute łby podobne do tych mazowieckich. Nie wiem, jak to będzie, ale bez rewolucji, prawdziwej rewolucji, Górny Śląsk zdechnie. Nie znaczy to, że nie marzyłaby się górnośląska autonomia kulturowa i polityczna, ale za mojego życia to się prawdopodobnie nie dokona. Nie mam czasu się tym zajmować. Niech Górnoślązacy zajmą się strzyżeniem trawników i grillowaniem. To im najlepiej wychodzi. Buntownikami nie umieją być. A tu chodzi o bunt! Potężny wstrząs. Bo jesteśmy jako Górnoślązacy podobni do Czechów: chcemy przetrwać, przetrzymać, przeczekać. Może to i dobrze. Nie mam zdania.

ski - nagle publicznie mówi im, że umysłowo są miałcy, a „Śląsk się Panu Bogu nie udał”. Ten Pan Bóg, o którym mówi Kadłubek „Na początku był Bóg, który potem stworzył sam siebie takim, jakiego chcieliby widzieć i czcić Go ludzie w kościołach. Ładny Bóg dostosowany do ekonomii, polityki i nacjonalizmu. Ale Bóg z kościołów nie jest Bogiem. Ten Bóg przestał mnie interesować. Straciłem z Nim kontakt. Jest pokraką, a nie Bogiem. Straszydłem. Śląsk był ostatnim tworem Boga - i nie udał Mu się w ogóle. Nie wiem. Może rajska glina była już przeterminowana. Albo stary Bóg palce już miał nie takie i wyszło Mu coś brzydkiego”. Słowa te rozsierdziły nie na żarty eurodeputowanego Marka Plurę. Owszem, Plura jest głęboko religijny i słowa te miały prawo mu się nie podobać. Ale w odpowiedzi dał przykład najgorszego śląskiego soroństwa, żywy dowód na to, iż Ślązacy - ba, śląscy liderzy - nie potrafią uznać cudzych racji, nie potrafią szanować wolności, także wypowiedzi, o której tak Kadłubek marzy. Plura odpowiedział tak: „ZGROZA! GAŃBA! a OSTUDA! prof. Z. Kadłubek zdradził Ślónzoków, wyrzeknół sie Pónbóczka a winszuje nóm, coby my wyginyli choby Izraelity na pustyni. Profesorze nie jesteś już jednym z nas i zapomnij, że kiedykolwiek byłeś! Fto żeś terozki je kej’żeś wyciep ze sia ślónsko dusza? Je’żeś nikin! Jo a kożdy prawy Ślónzok, exkomunikuja cie ze Ślónskij Nacyje... szkoda.” Zdumiewające! Polityk Platformy Obywatelskiej, partii, która przez osiem lat rządów nic Ślązakom nie dała, ogłosił się nagle arcykapłanem, który może ekskomunikować z narodowości śląskiej! Do

tego ogłasza, że narodowości śląskiej nie można być bez Ponbóczka. „Je’żeś nikin!” - ubliża uczonemu. Marku, daj sobie uszyć ornat żółto-niebieski nakrapiany w krupnioki, zrób sobie żółto-niebieską czapkę na wzór biskupiej i w śmiesznym tym stroju podążaj przez Śląsk na swoim wózku, głosząc jako arcykapłan śląskości tę ciasnotę umysłową. Kadłubek mówi, że Śląskowi potrzebny jest Luter nowy, który tchnie w Ślązaków ducha buntu, ducha cywilizacyjnej odnowy. Tak jak ten pierwszy Luter dał ją Europie i Śląskowi 500 lat temu. Plura jawi się jako anty-luter, inkwizytor, który wszystkich nieprawowiernych paliłby na stosie. I ty, Marku, śmiesz wspominać o wielokultu-

stę wstydzić. Teraz wstydzę się jedynie, że kiedyś oddałem na Ciebie swój głos.

INTERNETOWE POPARCIE DLA KADŁUBKA Oburzenia - nie na Kadłubka, a na Plurę - nie kryli też internauci, Ślązacy. Aleksander Lubina (lider śląskiej organizacji kulturowej Karasol) napisał: „No cóż, ekskomunika... Kto, kogo, i za co? Za wypowiedź? Za wypowiedź otwartą? A jeśli diagnoza prof. Kadłubka jest prawdziwa? Co wtedy? a jeśli pogląd ten podziela wielu Ślązaków i nie-Ślązaków? Z komuny takich Ślązaków, o których mówił Zbyszek Kadłubek, dawno się wypisałem - nie cze-

„Karierowicze” zawyli. To oni od lat lansują Kadłubka jako swój wielki umysł, a on im tu taką świnię podkłada? Ten Zbigniew Kadłubek, którego wysłali do Sejmu, by tam posłom klarował, dlaczego powinni uznać narodowość śląską i język śląski - nagle publicznie mówi im, że umysłowo są miałcy, a „Śląsk się Panu Bogu nie udał” rowości Śląska? Ty jesteś tej wielokulturowości zaprzeczeniem! Ba, jesteś nawet zaprzeczeniem poglądów głoszonych przez twoją Platformę Obywatelską, która podobno swobody obywatelskie ceni wysoko. Ty je lżysz. Żałowałem, kiedy przestałeś być felietonistą „Cajtunga” - teraz się z tego cieszę, bo musiałbym się za swojego felietoni-

kając na jakieś a kysz, a kysz, a kysz!” Max Wiencek dodał: Ktoś, kto nie potrafi zrozumieć tego prostego tekstu i jego przekazu ma słabe kwalifikacje na bycie europosłem, szczególnie takim, który mocno się udziela w temacie śląskości etc. A Tatiana Pandora Saternus skwitowała: „Coś mi się robi, jak czytam, że śląski poseł nie


11

czerwiec 2017r. widzi dla ateistów miejsca na Śląsku, bo nie czczą jego bożka. Wydawało mi się, że jest Pan bardziej tolerancyjny i po śląsku otwarty na innych” Mateusz Hedin Łącki przywalił jeszcze mocniej: „Słabo, Panie pośle. Więcej się jednak nie spodziewałem po najemniku centralistyczej partii, która nieraz Ślązakom dokopała”. A podsumował to Miroslaw Neinert dyrektor Teatru Korez, twórca m.in. świetnego przedstawie-

ny błysnął soroństwem takim, o jakie zwykliśmy posądzać południową Kielecczyznę.

ZASTYGLI W PRZESZŁOŚCI Mówi Kadłubek: „W naszą ziemię górnośląską, ani wspanialszą, ani gorszą niż inne ziemie, ale jednak naszą, w naszą matkę powtykali setki fallusów kominowych, wieżowych, szybowych. Wiel-

To Kraków musi lśnić, choć jest duchowo zapyziały, nie my. Kraków jest za blisko.” zauważa profesor. I z ogromną brutalnością rozprawia się z naszym poczuciem wyższości wobec Goroli: „Górny Śląsk jest zadupiem - to znaczy czymś nawet spoza dupy. Kolebie się poza ciałem dzisiejszego świata i nowoczesności. I do tego uważa się za głowę tego ciała, a jest sztucznie nadymanym historycznie balonem. W środku Górny Śląsk jest pusty”.

Polityk Platformy Obywatelskiej, partii, która przez osiem lat rządów nic Ślązakom nie dała, ogłosił się nagle arcykapłanem, który może ekskomunikować z narodowości śląskiej! Do tego ogłasza, że narodowości śląskiej nie można być bez Ponbóczka. „Je’żeś nikin!” - ubliża uczonemu. Marku, daj sobie uszyć ornat żółto-niebieski nakrapiany w krupnioki, zrób sobie żółto-niebieską czapkę na wzór biskupiej i w śmiesznym tym stroju podążaj przez Śląsk na swoim wózku, głosząc jako arcykapłan śląskości tę ciasnotę umysłową nia Cholonek: „Nie ten ptak zły co własne gniazdo kala lecz ten co mówić o tym nie pozwala ..C.K.Norwid”. A przecież Kadłubek właśnie o takich postawach, jak Plury mówił: „Górnoślązacy właśnie są dziadami. Intelektualnymi przede wszystkim. Stanęli w miejscu. Zatrzymali się w 1912 roku i ani kroku do przodu. Są konserwatywni, nacjonalistyczni tak samo jak Polacy, zacofani, nie znoszą

ki gwałt zbiorowy na naszej matce. A my Wielki gwałt się dalej tym zachwycamy”. Kadłubek owszem, wie, że ten przemysł Ślązaków od Polaków odróżnia, bo my byliśmy częścią światowej rewolucji przemysłowej, a Polska nie była. Sęk jednak w tym, że wszystko, czym się odróżniamy, czerpiemy z przeszłości, że zatrzymaliśmy się mentalnie gdzieś na roku 1912 i żadne nowe trendy do nas nie docierają. „Rzygać

Odpowiada mu w tej „Kadłubkowej Wojnie” także Natalia Pieńkowska. Gazeta Wyborcza przedstawia ją jako przewodniczącą Rady Górnośląskiej (ilu czytelników wie, czym jest ta Rada?). Pisze Pieńkowska: „Ja na każdym kroku widzę energię” i zapewnia, że Śląsk ma się świetnie, więc niech się Kadłubek nie boi. Zapewnia, że ona nawet tej pogardy wobec lesbijek czy gejów nie widzi. Szkoda

Tako rzecze Kadłubek: Wmurowujemy tablicę, uśmiechnięci marszałkowie składają żółto-niemieckie kwiaty. Nie jesteśmy innowacyjni. Nie jesteśmy kreatywni. Gaśniemy. Giniemy. Udajemy jakąś śląską wiosnę. Może mamy ociupinkę odwagi. Takiej odwagi jeszcze po Lutrze. Albo heretycki Górny Śląsk, albo niknąca i nijaka kraina używająca gdzie popadnie słowa „Silesia”. Na to bym postawił. Na odwagę. Trzeba tutaj i teraz się odważyć się, przeciwstawić się wszystkiemu. Przeciwstawić się tradycji roladowej, Kościołowi, w którym biało-czerwone flagi przysłaniają ołtarz, że nawet kielicha nie widać, władzy, która śledzi każdego, kto użyje w Messenegerze lub w SMS-ie słowa „autonomia”. Odważnie temu się przeciwstawić. Nie w imię Górnego Śląska, nie, nie, lecz w imię wolności, człowieczeństwa, pluralizmu, demokracji. Stanąć - jak Luter - na środku Katowic i powiedzieć: Ich kann nicht anders: jestech Ślonzokym!

wychwalając śląskie przemiany po prostu dobrze służy swoim pracodawcom.

LYSKO: NIECH PAN ZOSTANIE PRAWDĄ, OKRUCHEM ŻARU Ale inny śląski pisarz Alojzy Lysko staje po stronie Kadłubka. Pisze mu, że jego słowa to okrutna prawda, która „Pali nas, niech pan zostanie prawdą, okruchem żaru”. Choć wierzy, że z tego żaru tryśnie „pełna potężnej energii magma zdrowej śląskości”. Polemizuje Lysko tylko z jednym, z tym mianowicie, że „Górnoślązak niczym nie różni się od Polaka”. Bo jak wyjaśnia, „tym się właśnie różni, że nie jest szalony i krnąbrny, że nie jest zdolny do przemocy, że przebacza, że dla miłej zgody znosi pogardę”. Jak widać w Kadłubkowej Wojnie podzielili się Ślązacy na dwa obozy. Po jednej stronie, popierającej Kadłubka, stanęli śląscy intelektualiści: Lysko, Neinert i inni. Jedni - jak Lysko - głęboko religijni, ale ich jakoś metafory o bogu nie ob-

Też mi się nie wszystko w tezach Zbigniewa Kadłubka podoba. Gdy pisze o mowie Ślązaków: „Godka mo w zocy. Ja, ja! Tak sie yno zdo. Ale to musi być czysto godka. Czysto! Superczysty śląski język. Puryści śląscy zabiją język śląski szybciej niż ktokolwiek” - to ja się nie zgadzam. Jeśli język podobny do polskiego ma w polskim morzu przetrwać, to trzeba dbać o każde jego odmienne słówko, o każdą inną od polskiej formę gramatyczną. Inaczej będzie do polszczyzny podobny coraz bardziej, coraz bardziej, coraz bardziej, aż w końcu tylko „kaj” będzie go odróżniać. Ale jeśli Zbyszkowi to nie przeszkadza, to przecież ma prawo do takich opinii. Inni zarzucają mu, że podaje straszną diagnozę, ale nie proponuje żadnego lekarstwa, nie ma żadnej recepty, co z tym począć. Tylko… żeby zacząć leczyć, najpierw konieczna jest diagnoza. I powszechna zgoda, że ona jest prawdziwa. Wtedy może powstać ten bunt o którym pisze Kadłubek, wtedy może zrodzi się jakiś śląski Luter nowy. Wcześniej nie - i

Jeśli nie nadejdzie ten wstrząs to masz Zbyszku rację. Ty, ja i wiekowo nam podobni będą ostatnim pokoleniem narodowości śląskiej. Potem Śląsk będzie już tylko geograficzną nazwą zacofanej polskiej krainy rażają, inni - jak Neinert - nie odnoszący się wcale do tych obojętnych im spraw boskich, a jedynie doceniający Kadłubkową analizę. Ludzie, którzy kochają Śląsk i chcą dla niego jak najlepiej, ale zarazem widzący jak jest. Z drugiej strony ustawili się polityczni aktywiści i aparatczycy - jak Plura czy Pińkowska. Nieważne, z jakiej partii, ale wiedzący, że śląskim soroniom, przekonanym o swej cywilizacyjnej wyższości, trzeba kadzić. Bo jak się im kadzić nie będzie, to na nich nie zagłosują. I żegnajcie profity. Ci postanowili za odważny głos Kadłubka wychłostać i ekskomunikować. Bo psuje im prostą narrację. Choć przecież powiedział im na początku tej wojny: „Niech Górnoślązacy zajmą się strzyżeniem trawników i grillowaniem. To im najlepiej wychodzi. Buntownikami nie umieją być. A tu chodzi o bunt! Potężny wstrząs”.

n Kiedy Kadłubek napisał, że śląskie elity są miałkie intelektualnie, to Marek Plura swoim wpisem na fb potwierdził to w 100% obcych ani uchodźców. Co więcej: są zabobonni bardziej niż ludzie z południowej Kielecczyzny. Brzydzą się gejami, przezywają lesbijki, a przyrodę traktują jak Rosjanie. Trawniki strzygą do zera. Podobnie jak głowy.” No i proszę, śląski eurodeputowa-

mi się chce. Utknęliśmy w tym industrialnym paradygmacie. Widzą nas w Polsce jako brudasów prosto z szoli. Z węglowym makijażem. Nie wierzę w metamorfozę - z dizajnem i jakąś kosmiczną śląską postępowością. Krakowowi to nie jest na rękę.

tylko, że wygląda to na optymizm urzędowy, bo Gazeta Wyborcza zapomniała dodać, że pani Natalia jest sekretarzem Ruchu Autonomii Śląska, a kiedy ten wszedł w sejmikową koalicję, dostała intratną pracę w Urzędzie Marszałkowskim. Więc

I JA SIĘ ZGADZAM NIE ZE WSZYSTKIM

będziemy coraz bardziej rozwadniać się w polskim bajorku, będziemy stawać się coraz bardziej Polakami. A o to przecież Polakom chodzi, by nas spolonizować. Robią to skutecznie. Ślązacy - śląskie organizacje - łyknęły „Krakowice”, nie zaprotestowały przeciw Metropolii Śląsko-Zagłębiowskiej, w dniach ostatnich wyrzekają się słowa autonomia. Jeśli nie nadejdzie ten wstrząs to masz Zbyszku rację. Ty, ja i wiekowo nam podobni będą ostatnim pokoleniem narodowości śląskiej. Potem Śląsk będzie już tylko geograficzną nazwą zacofanej polskiej krainy. Zacofanej, bo i z tym masz rację, że „Polska? Górnego Śląska nie widzi i nie potrzebuje. Trajektorie biznesowe i kulturowe przebiegają pomiędzy Krakowem i Warszawą, Wrocławiem i Poznaniem. Jesteśmy rodzajem przeładowni. Reproduktorem obywateli polskich. Ikoną folkloru. Międzygalaktyczną stolicą krupnioka”. Dariusz Dyrda

Tako rzecze Kadłubek: Górnoślązak niczym nie różni się od Polaka. Może tylko tym, że ma więcej powikłań związanych z ołowicą. Górnoślązak idzie sobie do Plazy w Rybniku i myśli, że jest w raju. Górnoślązak nie wie, kim jest, i nie chce się dowiedzieć.


12

czerwiec 2017r.

Jeśli ktoś szuka łatwej lektury, poniższy tekst powinien pominąć. Bo profesor Zbyszek Kadłubek napisał go językiem filozofii. Ale też – w poszukiwaniu śląskiej tożsamości, jej istoty – sięgnął głęboko. Każde ze zdań wymaga uważnego czytania. Niektóre po kilka razy. Czasem nawet bardzo wykształcony człowiek będzie musiał sięgnąć po grubaśny słownik języka polskiego. Niemniej tekst ten, mówiący o sprawach dla Śląska najważniejszych wart jest skupienia. A kto chce w swojej głowie lepiej Śląsk uporządkować, wręcz powinien go przeczytać. Trochę jest to opis rzeczywistości, a trochę (poetyckie wręcz) marzenia Zbyszka, jaki powinien on być. Oczywiście, że marzenia profesora filologii klasycznej różnią się od marzeń przeciętego mieszkańca Katowic, Rybnika, Opola, Ornontowic, Dobrodzienia – ale chociaż ten Zbyszkowy śląski raj może być dla nich dziwny, warto go poznać. Bo Zbigniew Kadłubek marzy, byśmy byli prawdziwymi Europejczykami. Nie tylko z racji geograficznego położenia.

(L)śnienie Śląska?

Dariusz Dyrda

Zbigniew Kadłubek

N

ie ma żadnej chwały w śląskości. Naprawdę. Górny Śląsk, który widać, to tylko Górny Śląsk. Magia nie działa. Aura uleciała. Po prostu zużyty zakątek Europy Wschodniej, który zamieszkuje garstka spóźnionych lunatyków pod-

biało-czerwono scentralizowanej Polsce. Ślązak jest Innym do wytykania palcem. Ślązaka się używa w polskiej narodowej religii voodoo jako lalki do przebijania igłami. Nie dziwmy się. Mowa Ślązaka ostatecznie niebezpiecznie jest zabrudzona germanizmami, a więc strasznymi zaklęciami wrogiego plemienia. Ale śląskość to nie fanaberia ani fanatyzm. Ani tani folklor. Śląskość to nawet nie jakieś kurczowe trzy-

Patriarchalnych „starzyków” grających w skata i utyskujących na polski nieporządek i wynoszących pod niebiosa pruską charyzmę ładu – nikt nie słucha. Wyliczanie śląskich noblistów – to dawne sprawy i nieaktualne dekoracje. Śląskość jako kanoniczna pracowitość oraz rodzinność niepokalana – zgrane gadaniny. miotowości, biednych tułaczy postindustrialnych. Górny Śląsk? Ależ tak. Kawałek Polski rozlokowany bezpiecznie w dwóch województwach i – z małą wypustką – w Czechach. I w tym narożniku nazywanym Śląskiem skupił się jakiś profanujący świętości dynamizm identyfikacji. Który jest ciągle w akcji. Ulega bezustannie intensyfikacji. Intensywna współczesna śląskość wybarwiona na żółto i na niebiesko wielu bawi. Innych razi bądź przeraża. Badacze ją badają. Media o niej informują. Sensacjoniści zaś „uniesensawniają” do granic bezsensu. Politycy (w większości) jej się z obrzydzeniem przyglądają. Podejrzliwie traktowana śląska intensywność to nasz chleb powszedni. Nie z powodu rządów PiS-u. To trwa już od dawna. Ślązak od wielu lat jest „dzikim” do pokazywania w antropologicznej klatce, obwożonym po różnych kanałach TV i internetowych portalach. Emancypacyjne śląskie pomachanie – nawet to bardzo przyjazne – budzi przerażenie w

manie się tradycji. Chociaż śląskość - przyznajcie się do tego, Ślązacy - od zapatrzenia w tradycję dostała przykurczu; tradycja przydławiła ją skutecznie. Długo pochylone karki bolą.

JUŻ TYLKO CZCZA GADANINA Jednak, powiedzmy to najgłośniej jak się da, patriarchalnych „starzyków” grających w skata i utyskujących na polski nieporządek i wynoszących pod niebiosa pruską charyzmę ładu – nikt nie słucha. Wyliczanie śląskich noblistów – to dawne sprawy i nieaktualne dekoracje. Śląskość jako kanoniczna pracowitość oraz rodzinność niepokalana – zgrane gadaniny. Nie istnieje żaden mistyczny śląski nacjonalizm, sławiący śląskość heroiczną i tryumfalną. A nawet gdyby istniał, byłby przecież bardzo śmieszny. Dzisiejsza nowoczesna śląskość nie jest niczym innym niż zagęszczoną i zagęszczającą się demokracją. To znaczy wyrazem jej najgłębszej

potrzeby. Śląskość to demokratyczny gest. Śląskość to gwarancja polifonii nad Wisłą i Odrą. Inaczej powiedzmy: śląskość jest przekonaniem, które się głosi po obywatelsku i wśród współobywateli. Głosi się ją w imię braterstwa. Nie stanowi o śląskości biologia, geologia, teologia, filologia, genealogia. Ani nie jest ta śląskość esencjalna, ani doktrynalna. Fundamentów także nie doszukacie się w śląskości innych, jak te, które znacie: budowanie wspólnoty dialogujących, zacieśnianie kręgu rozumiejących się ludzi, którzy się szanują.

CUDZY AKT NADANIA SZLACHECTWA Ślązacy, długo tresowani w przyjmowaniu autorytetów, co najmniej od pruskich czasów, przez ostatnie dwie dekady byli przekonani, głęboko o tym przeświadczeni, że jakieś obłaskawienie i uznanie musi przyjść do nich zewnątrz. Sądzili, że ktoś musi rzec do nich uroczyście: „Panie, jesteście Ślązaczkami; panowie, jesteście Ślązakami. Voilà! Od teraz wolno. Proszę bardzo”. Ślązacy wierzyli głupio, jakoby śląskość dobrotliwie uszanowana miałaby przyjść do nich od kogoś od nich większego. Od kogoś szacowniejszego. Starszego rodem. Od Niemców. Od Polaków. Od regionalnej UE. Od Pana Boga. Spłynąć na nich z Synaju. Albo przylecieć via Pyrzowice ze Strasburga czy Brukseli. Wszystko jedno. Od kogoś – w każdym razie – kto jest mniej od nich nieszczęśliwy i w czymś ich przewyższa. Albo po prostu ma legalne papiery na dekretowanie śląskości ze stemplem metafizycznym najwyższego chóru cherubów. Kogoś takiego w postsekularnym i poźnokapitalistycznym świecie nie ma. Trony są puste. Pałace świecą pustkami. Pieczęcie wyblakły. Jakże późno zorientowali się ugrzecznieni, prawomyślni, konserwatywni Ślązacy w tym wszystkim… Śląskość śniona jest przeto teraz jako demokracja. Jako coś, co wyda-

Tam, kaj grywajōm starziki we szachy blisko źdrzōdła Pejrene.

Eurypides, Medea

wałoby się jest naturalne, choć przecież demokracja zawsze jest nienaturalna. Demokracja to wielka sztuka obcowania ludzi ze sobą, jako coraz innymi i coraz bardziej różniącymi się od siebie osobnikami. Demokracja: tak ma na imię śląskie śnienie. Śląskość i demokracja znaczą dla mnie to samo. Śląskość/demokracja jako przestrzeń do życia i oddychania wolnością (czyli świadomą śląskością, czymś, co się wybiera). Jako parezja, to jest świat słów wolnych, latających swobodnie, jakkolwiek nie nieodpowiedzialnie, latających nad głowami jak się im żywnie podoba. Gdyż parezja to podstawa demokratycznego społeczeństwa. Pa-

czu bardziej niż inne postkolonialne wyspy i wysepki, całe zgwałcone archipelagi. Jakie byłoby chwalenie się sobą Śląska? – Tylko historyczne! Tylko gnieżdżące się w pamięci. Albo poukładane w archiwach. Śląsko-indiański taniec w podrabianych pióropuszach wokół totemów: jakichś zdjęć, jakichś hałd, jakichś kawałków czerwonego muru.

MARZENIE O NOWOCZESNOŚCI. UMYSŁOWEJ Śląskie lśnienie to historyczny poblask industrialnej przeszłości górnośląskiej (pamiętajmy, że gospodarczo

Ślązak od wielu lat jest „dzikim” do pokazywania w antropologicznej klatce, obwożonym po różnych kanałach TV i internetowych portalach. Emancypacyjne śląskie pomachanie – nawet to bardzo przyjazne – budzi przerażenie w biało-czerwono scentralizowanej Polsce. Ślązak jest Innym do wytykania palcem. Ślązaka się używa w polskiej narodowej religii voodoo jako lalki do przebijania igłami. rezja to styl współżycia: każdy może powiedzieć, co chce i opowiadać o tym, co mu przepełnia serce. I nie ścina się mu za to głowy ani nie wyrywa języka. Pracujemy tu w marzeniu, każdy to spostrzegł, odkrywamy pokłady marzeń - a nie węgla - dobieramy się do przedziwnych i bogatych złoży obywatelstwa. Nie ma tu żadnych śląskich lamentacji i laudacji. Nie ma bowiem prawa Śląsk do pła-

uciążliwej); śląskie lśnienie to dawność, bezruch minionego czasu. Nie chcemy już, powiadają teraz Ślązacy, wyliczać tego, co się nam przydarzyło cywilizacyjnie, technologicznie, maszynowo, społecznie, ekonomicznie, państwowo, geo-irracjonalnie. Chcemy - tak przemawiają Ślązacy nowocześni - swojskiego i otwartego Śląska, który wychyli się ku przyszłości. A przyszłość Europy wcale nie jest seledynowa tak jak śląskie niebo, lecz


13

czerwiec 2017r.

trudna, wymagająca, potrzebująca innych jakości myślenia. Ale nie jest beznadziejna. A więc śląskie śnienie, a nie żadne śląskie lśnienie! Prędzej śląskie ślinienie. Śląskie ślinienie w dziwacznej mowie. Oślinieni z powodu niewyrażalności wielu śląskich spraw, Ślązacy patrzą ze zdziwieniem na te-

Cóż zresztą miałyby robić słowa? Śląska słowa nie są ani gorsze, ani lepsze od słów polskich, portugalskich, ukraińskich, francuskich, katalońskich i bretońskich. Jednak śląska mowa językiem regionalnym nie jest, wiemy – a Ślązacy mniejszością nie są, rozumiemy. Ślązaków jest za dużo, by mogli być mniejszością,

Ślązacy, długo tresowani w przyjmowaniu autorytetów, co najmniej od pruskich czasów, przez ostatnie dwie dekady byli przekonani, głęboko o tym przeświadczeni, że jakieś obłaskawienie i uznanie musi przyjść do nich zewnątrz. Sądzili, że ktoś musi rzec do nich uroczyście: „Panie, jesteście Ślązaczkami; panowie, jesteście Ślązakami. Voilà! Od teraz wolno. Proszę bardzo”. Ślązacy wierzyli głupio, jakoby śląskość dobrotliwie uszanowana miałaby przyjść do nich od kogoś od nich większego. Od kogoś szacowniejszego. Starszego rodem. Od Niemców. Od Polaków. Od regionalnej UE. Od Pana Boga atr pogardy dla ich śląskiej mowy. Bo złaknieni są, trudno to ukryć, akceptacji, aprobacji, afirmacji instytucjonalnej, państwowej, kościelnej tych słów, które tylko ślinią im usta i kleją śląskie zdania, a niczego innego nie robią.

a ich mowa nie będzie językiem regionalnym, bo nie jest językiem. I tak dalej. Tak im się to tłumaczy. „Nie jesteście tymi, za kogo się uważacie, mówicie, ale w istocie nie mówicie” – tak się im to przedstawia, wpędzając Ślązaków w afazję i schizofrenię.

Filozof pocieszałby ich tak, jeśli naturalnie to jakieś pocieszenie: „Naród wyobraża sobie, że ma od Boga lub od natury przydzielone terytoria, a inni mogą na tych terytoriach żyć – jeśli nie jest ich zbyt wielu – tylko z jego łaskawości, w każdej chwili odwoływalnej. Naród sądzi, że mniejszości go ograbiają, bo nieraz mają jakieś dobra, a wszystkie dobra należne są narodowi”. (L. Kołakowski, Niepewność epoki demokracji, wybór Z. Mentzel, Kraków 2014).

U SIEBIE, ALE NIE U SIEBIE Tekst Leszka Kołakowskiego z 1999 roku bardzo ładnie pokazuje tę śląską zagmatwaną smutną sytuację: są u siebie, ale nie u siebie, mają kawałek ziemi i nieba, ale nie mają kawałka ziemi i nieba, bo istnieje naród, naród, powtórzmy, który w każdej chwili może nieboskłon nad Śląskiem przechylić w inną stronę, a terytorium, zamieszkiwane przez Ślązaków, usunąć im spod nóg jak dywan. Ślązacy wtedy nagle znajdą się w pustce: pomiędzy niebem i ziemią. Zawieszeni. Kondycja fruwająca jedynie mogłaby ich wówczas ocalić. Unoszenie się nad ziemią – ale także niedotykanie chmur (niezgodne z wolą narodu, do którego należą te chmury). Cóż mają począć Ślązacy? Szykować się do ulecenia? Zdobywać licencje pilotów? Uczyć się lewitowania od świętych i aniołów? – Nie. Mu-

szą normalnie żyć, normalnie troszczyć się o ten kawałek Polski, który jest Śląskiem. Angażować się obywa-

W tej chwili śląskość skacze jak źrebak. Ale pozostaje nieobciążona teologią polityczną. Wygina się, kopie i

Nie ma bowiem prawa Śląsk do płaczu bardziej niż inne postkolonialne wyspy i wysepki, całe zgwałcone archipelagi. Jakie byłoby chwalenie się sobą Śląska? – Tylko historyczne! Tylko gnieżdżące się w pamięci telsko – bo tylko wzmocnienie demokracji przyda się tej śląskiej racji.

A JEDNAK NIE WĄTPIĘ Martwiłbym się o Śląsk, który wcale nie jest ważniejszy od innej krainy leżącej gdzieś na południowej półku-

bryka. Jest łatwowierna i bywa głupia politycznie. Jeszcze wszystko może z niej być, gdyż ciężkiego śląskiego mesjanizmu nie ma. Nigdy nie było. Śląskość to przecież jedynie strategia lub dar widzenia czasu przyszłego. Jeszcze tu – na ziemi, wśród polskich współobywateli, w tym państwie, nie w żad-

Ślązacy są u siebie, ale nie u siebie, mają kawałek ziemi i nieba, ale nie mają kawałka ziemi i nieba, bo istnieje naród, naród, powtórzmy, który w każdej chwili może nieboskłon nad Śląskiem przechylić w inną stronę, a terytorium, zamieszkiwane przez Ślązaków, usunąć im spod nóg jak dywan. li, gdyby w śląskości brakowało młodości, marzycielstwa, naiwności, świeżości. Śląskość jest jednak żwawa i witalna. W to nie zwątpię nigdy.

nym państwie Bożym, przed Apokalipsą. Teraz. Zbigniew Kadłubek (śródtytuły pochodzą od redakcji)


14

czerwiec 2017r.

Nojlepszy gĕszynk 35zł

30zł

We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!

45zł

35zł

35zł

A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?

35zł

35zł

35zł

35zł

5zł

30zł

30zł

5zł

Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53.* adres e-mail: megapres@interia.pl, tel. 535 998 252, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.

* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym. Nie ma tam sklepu!


15

czerwiec 2017r.

FIKSUM DYRDUM

C

zerwiec 2017 był miesiącem, gdy w śląskich sprawach wydarzyffło się więcej, niż zazwyczaj przez rok. Po pierwsze ten Kadłubek, po drugie ten Mercik z Frankim. Zamieszali nagle tak w śląskim kotle, że za cholerę nie wiadomo, co z tego wyniknie. Może też zresztą nic nie wyniknie. Czytam wprawdzie w gazetach, czytam w internecie, że liczni moi znajomi wiążą z tą nową partią wielkie nadzieje. Jurek Ciurlok zwraca uwagę, że powołanie jej to konieczność, bo PiS coś tam przebąkuje, iż do sejmików wojewódzkich będą mogły wystartować tylko partie a nie – jak dotychczas – także lokalne komitety i stowarzyszenia. Czyli ani RAŚ ani ZG nie mogłyby startować, a jeśli już trzeba powołać partię, to lepiej, że połączyli siły, niż powoływaliby dwie. Jakaś logika w tym jest, ale ja w tę logikę uwierzę, jak zobaczę pryncypia tej nowej partii. Piszą inni, że nowa partia przestaje mówić o autonomii a zaczyna o samorządności, bo to przecież jedno i to samo, a Polacy postulatu autonomii ani nawet słowa „autonomia” nie rozumieją i stale zarzucają nam, że się od Polski chcemy oderwać. Ale przecież dopiero będą pukać się w głowę, gdy zaczniemy domagać się samorządności. Bo przecież samorządy w Polsce istnieją, wojewódzkie, powiatowego, gminne. Radnych wybieramy do sejmików, do rad gmin, powiatów, wybieramy prezydentów, burmistrzów, wójtów. Więc chyba tych Hanysów

Nie chcę głupiego hajmatu do końca porąbało, chcą czegoś, co mają! Tymczasem ja, podobnie jak tysiące innych ludzi, nie chce samorządności, tylko autonomii Górnego Śląska. Takiej samej, jak w całej Europie mają regiony zamieszkałe przez mniejszości narodowe i etniczne.

gdy pisze, że Ślązacy są dziadami intelektualnymi, a jak intelekt zawodzi, to reszta też musi być kiepska. Intelektualnie zaś nie tylko ZG, ale i RAŚ mało się od PiS-u różnią. Ich główne problemy, to kogo ze sztandarem wytypować na kolejną pielgrzymkę, do Pie-

bóczka nie wierzy, to on Kadłubka wyrzuca z narodowości śląskiej. Napluł na tę tolerancję, o którą Kadłubek nie postuluje nawet, ale błaga. Śląska Partia Regionalna powstaje pod auspicjami tego Plury. Jest to oczywiste, zwa-

Nie chce samorządności, tylko autonomii Górnego Śląska. Takiej samej, jak w całej Europie mają regiony zamieszkałe przez mniejszości narodowe i etniczne. I chce jej dla Śląskiej Ziemi, gdzie mój lud mieszka, a nie dla Częstochowy, Żywca, Sosnowca. Jak mam głosować na partię, która zamiast autonomii Śląska proponuje samorządność województwa śląskiego ze stolicą w Metropolii Śląsko-Zagłębiowskiej, to charnijcie mie w rzīć. I chce jej dla Śląskiej Ziemi, gdzie mój lud mieszka, a nie dla Częstochowy, Żywca, Sosnowca. Jak mam głosować na partię, która zamiast autonomii Śląska proponuje samorządność województwa śląskiego ze stolicą w Metropolii Śląsko-Zagłębiowskiej, to charnijcie mie w rzīć. Wolę już zagłosować na partię ogólnopolską, której program odpowiada mi światopoglądowo. Światopogląd bowiem, a nie gospodarka, jest kluczowy. Ma rację Zbyszek Kadłubek

kar, na Annaberg. A nawet tyle jaj nie mają, żeby ze sztandarem RAŚ-u udać się, prowokacyjnie, na pielgrzymkę sekty smoleńsko-radiomaryjnej na Jasną Górę. Zbyszek Kadłubek marzy, żebyśmy byli prawdziwymi Europejczykami, kochającymi wolność, demokrację a przede wszystkim tolerancję. Bo tylko tak będziemy się różnić od „zakutych mazowieckich łbów”. A nasz niby-lider, którego wybraliśmy europosłem, Marek Plura odpowiada mu, że jak w Pon-

żywszy, że jej założyciel, Grzegorz Franki jest europosła prawą ręką. Lewej ręki zresztą wcale tam nie ma, bo przecież wszystkich, którzy nie są dewocyjni, Plura ze Ślązaków ekskomunikuje. Wychodzi więc na to, że powstaje oto coś na kształt śląskiego PiS-u. Może nawet taka partia nazbiera sporo głosów. W takich Bojszowach na przykład, gdzie ponad połowa ludzi zadeklarowała narodowość śląską, ale ¾ głosuje na antyśląski PiS. Ale na mój głos liczyć na pewno nie

FELIETON GOŚCINNY

S

ilesia Progress… Jest wydawnictwem, o który powinniśmy dbać i wspierać. Piszę to nie tylko z powodu osobistej sympatii i podziwu dla Pejtera Długosza, który założył i rozumnie je prowadzi. Ale przede wszystkim z racji dwóch wydanych tam książek, jakie ostatnio przeczytałem. Ich autorka Helena Buchner zmarła w roku 2015, ale napisana przez nią powieści Hanyska oraz Dzieci Hanyski nie pozwolą o niej zapomnieć. Gdyby nie Silesia Progress nigdy bym się pewnie nie dowiedział o

Brawo Hanysko cieszył się nigdy uznaniem u polskich czytelników, a nawet był uważany za coś pośledniego. Niesłusznie. Pisanie o miejscach i sprawach najbliższych, to główna miara prawdziwości, którą w literaturze stawiam na pierwszym miejscu. Najważniejsze jest jednak to o czym pisze Helena Buchner. W drugiej książce przedstawione są lata epoki Stalina oraz reprezentujących ją polskich übermenschów, kolonizu-

Zarówno Hanyska jak i Dzieci Hanyski powinny stać się lekturą obowiązkową każdego, kto się utożsamia z tym krajem, z jego sprawami, z jego przeszłością i teraźniejszością. tych książkach, ani nie przekonał, że skromna nauczycielka, która je napisała, doskonale poradziła sobie z trudną formą powieści. Jej język, umiejętność opowiadania, wyczucie dramatu, wszystko to wystawia najwyższą ocenę jej pisarstwu, choć przecież obie książki to tylko zwykły – jak się to kiedyś nazywało – Heimatroman. Ten gatunek nie

SKUP KSIAŻEK PŁYT MUZYCZNYCH Dojazd. Gotowka.

tel. 508-245-450

jących kraj, o którym nie mają zielonego pojęcia, bardzo wyczulonych na własną krzywdę, ale nie wahających się krzywdzić innych. Urodzona w 1950 roku Helena Buchner pisze o sprawach, których sama nie doświadczała, ale korzystała z kolektywnej, rodzinnej pamięci tych, którzy mieli nieszczęście urodzić się wcześniej. Czytając jej książki odnosi się jednak wrażenie, jakby to były jej najbardziej prywatne wspomnienia. To także jest potwierdzenie jej wielkiej pisarskiej zręczności. W każdym razie, obraz

Śląska i Ślązaków, zarówno tych, którzy się urodzili w kręgu języka niemieckiego, jak i tych, co mówią lokalną odmianą polskiego, jest przedstawiony prosto i prawdziwie. Myślę, że zarówno Hanyska jak i Dzieci Hanyski powinny stać się lekturą obowiązkową każdego, kto się utożsamia z tym krajem, z jego sprawami, z jego przeszłością i teraźniejszością. Nie mam wielkiej nadziei, by dało się je wprowadzić do kanonu lektur w ramach tak zwanej edukacji regionalnej, choć tak właśnie powinno się stać. Powiem więcej, uważam, że warto rozpowszechniać tę książkę także wśród tych, dla których ziemia śląska ciągle pozostaje tajemniczą ziemią nieznaną, choć czasem wierzą, że znają ją dobrze i wiedzą o niej wszystko. Poddaję te słowa pod uwagę czytelników Ślůnskiego Cajtunga, wierząc, że to co napisałem powyżej jest im równie bliskie jak mnie samemu. Bo literatura śląska, literatura o Śląsku i literatura po śląsku, odsłania coraz szerzej to, co dotąd było ukrywane w milczeniu lub wypowiadane półgłosem. Często z umyślnym zamiarem zniekształcania prawdy. A prawda jest nam potrzebna jak powietrze. Przede wszystkim prawda, zgodnie z tym, co kazał sobie napisać na nagrobku Dr. Johannes Dzierzon, Henryk Waniek

Obie powieści, Hanyskę i Dzieci Hanyski, można nabyć za pośrednictwem naszego Cajtunga, tak jak pozostałe książki z ostatniej strony.

może. Ja jako Ślązak jestem Europejczykiem. Jestem z tej Europy, która kilkaset lat temu skończyła z ciemnogrodem, a postawiła na wyższość praw ludzkich nad Prawem Bożym. Jestem z tej samej Europy, co Niemcy, Czesi, Szwedzi. Jeśli zaś poseł Plura proponuje mi, że od nowoczesnych Europejczyków mam się różnić wszystkim, a od PiS-u tylko tym, że jem krupnioki i do bratkartofli pija kiszka – to wybacz panie pośle, ale mnie od Ciebie dzieli wszystko, a łączą tylko te bratkartofle (i gorczek kiszki). Drodzy moi śląscy rodacy! Jeśli od Polaków chcecie się różnić tylko tym, że oni powierzchownie i bezrefleksyjnie czczą Pana Boga, a wy równie bezrefleksyjnie i powierzchownie Ponbóczka - to chcecie po prostu być Polakami. Jeśli chcecie, by dostrzeżono, że naprawdę jesteście inni, to musicie wszystkim, poglądami przede wszystkim, być inni. Tylko czy chcecie? Ja tak, Kadłubek tak, ale Marek Plura na pewno nie. Śląsk opisywany przez Kadłubka jest brzydki, ale to jest mój Sląsk, mój hajmat a może i vaterland. Śląsk posła Plury, Śląsk z Sosnowcem obecnego RAŚ-u – nijak moim hajmatem nie jest. Bo mogę kochać ojczyznę brzydką, ale nie potrafię kochać ojczyzny głupiej. Dariusz Dyrda

WYBACZCIE, JESTEM Z WARSZAWY

Że słi fejmus żurnalist

P

aweł Smoleński, polski reporter, czekał na mnie przed wejściem do kawiarni Nowy Świat w Warszawie. Na pierwszy rzut oka nie nadawał się nawet na ławkę rezerwowych: przekrzywiał głowę a la

szego uczynili po wojnie. W panelu miał wziąć udział prof. Paczkowski oraz prof. Friszke , zaproszenie mnie do tego grona to był więcej niż zaszczyt, więc ubrałem najlepszą koszulę i poszedłem do Nowego Światu. No a tam ten wyżęty, syczący, czegoś chcący Smoleński. Piszę o pijanym dziennikarzu bo chciałbym sięgnąć do mojej ulubionej brytyjskiej pisarki, Zaddie Smith, która podoba mi się w każdym sensie. Pisze cudna Smith: ” Nie myśl że istnieje coś takiego jak styl życia pisarza . Możesz pisać dobre zdania lub nie

Piszę o pijanym dziennikarzu bo chciałbym sięgnąć do mojej ulubionej brytyjskiej pisarki, Zaddie Smith, która podoba mi się w każdym sensie. Pisze cudna Smith: ” Nie myśl że istnieje coś takiego jak styl życia pisarza . Możesz pisać dobre zdania lub nie możesz. To tyle na ten temat.” Świetlicki*, palił papierosa przy filtrze i roztaczał woń alkoholu. - Jesteś z Warszawy?- burknął, bo to było nasze pierwsze spotkanie. Potwierdziłem - O książce twojej obozowej chciałbym pogadać, o Jaworznie chciałbym pogadać – strzyknął na chodnik śliną przez zęby. –No dobra, to później, znam fajną kawiarnię – odparłem, starając się uchwycić konwencję a nie było to łatwe, bo dla tamtego wieczora postać Smoleńskiego stanowiła fantastyczny kontrast; zostałem zaproszony przez związek Ukraińców w Polsce na dyskusję o tym , cośmy im najlep-

możesz. To tyle na ten temat.” A za chwile coś więcej do sztambucha wielu polskim autorom: „Unikaj klik, gangów, grup. Obecność tłumów nie sprawi, że będziesz pisał lepiej. Nie będziesz.” Wróciłem do domu w dobrym humorze, ze świadomością, że kobieta, którą bez chwili wahania bym poślubił, znowu ma rację. Jednak jakże wielu wierzy, że wystarczy przy stoliku siadywać z mądrymi, aby samemu być mądrym. Marek Łuszczyna Marcin Świetlicki to taki warszawski drugoligowy poeta, prozaik i dziennikarz.


16

czerwiec 2017r.

Książka, na którą wielu z naszych Czytelników długo czekało – już jest. Już ją wysyłamy, rozwozimy po Śląsku. Jeśli zgłosicie się do nas, chętnie zorganizujemy u Was wieczór autorski, NA KTÓRYM Gott mit Uns będzie po promocyjnych cenach.

To sie werci poczytać:

„Dante i inksi” Mirosława Syniawy, to antologia wielkich dzieł światowej poezji na język śląski. Tytuł pochodzi od „Boskiej Komedii” Dantego, której fragmenty znajdziemy tam właśnie w godce. Poza tym są jednak wiersze czołowych poetów niemieckich, rosyjskich, francuskich, angielskojęzycznych, a także azjatyckich. Okazuje się, ze w godce brzmi to świetnie! - cena

Ksiůżka ślůnsko – nojlepszy Ksiůżka ślůnsko – nojlepszy gĕszynk podgĕszynk krisbaum! pod krisbaum 23 złote

Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? łôsprowki”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe „Pniokowe łôsprowki”? ”? Eli ni mosz, terozki ”? Eli ni mosz, terozki „Asty kasztana „Asty kasztana festelno kupić je blank tanio. festelno szansa szansa kupić je blank tanio. księgarniach tych książek kosztuje WW księgarniach kompletkomplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. Uz nas razem z kosztami średnio około 135 złotych. U nas razem kosztami przesyłki wydasz na nie!!!jedynie: !!! przesyłki wydasz na nie jedynie: 110 złotych !!!110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście Ale możesz je oczywiście kupić także kupić osobno. także osobno. Koszt –przesyłki – 9 złotych. Koszt przesyłki 9 złotych. Wprzypadku przypadku zamówienia powyżej złotych W zamówienia powyżej 100 złotych – 100 przesyłka gratis. – przesyłka gratis. lub telefonicznie 535 998 252. lub telefonicznie 535 998 252. Można teżwpłacając zamówić wpłacając na konto Można też zamówić na konto 96 2528 1020 2528 0302 0133 9209 96 1020 0000 03020000 0133 9209 - ale prosimy przy podawać zamówieniu podawać - ale prosimy przy zamówieniu numerkontaktowego. telefonu kontaktowego. numer telefonu „Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego

– to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z Instytut Godki. Instytut ŚlůnskijŚlůnskij Godki. naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53 Cena 60 złotych.

„Komisorz Hanusik we tajnyj służbie ślonskij nacyje” to druga część skrzącego się humorem kryminału z elementami fantasy, rozgrywający się na dzisiejszym Śląsku. Autor, Marcin Melon, jest anglistą, co w

książce widać szkółŚląskiego” - cena 28 zło-Dariusza Jerc „Historia Narodu – to jedyna książka opowiadająca o historii Ś tych naszego własnego punktu widzenia, a nie czeskiego czy niemieckiego. 480 stron forma Cena 60

„Ich książęce wysokości” - to dzieje „Pniokowe Łosprowki” „Rychtig Dariusza Dyr- Eugeniusza „Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyr-Gryfno Godka” Kasztana, Ginter- „OpoPierończyk - „OpoAstyAsty Kasztana, Ginter Pierończyk Kosmały (Ojgena dy języka – to śląjedyny podręcznik językaz Pnioków ślą- – popular– to jedyny podręcznik wieści o Śląsku niewymyślonym” todyauwieści o Śląsku niewymyślonym” to aunego felietonisty Radia Piekary) to kilskiego. W 15 czytankach znajdujemy znajdujemy tentyczna sagaz Załęża. rodziny się W 15 czytankach tentyczna saga rodziny Jak zsięZałęża. Jakskiego. dowcipnych gawęd w takiej kompendium wiedzy kadziesiąt o Górnym Śląsku, kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, w Katowicach śląskim pokoleniom? żyłożyło w Katowicach śląskim pokoleniom? a podnajważkażdą czytankąśląskiej wyjaśnia a pod każdą czytanką wyjaśnia godce,najważkierom dzisio nie godo Historia przeplatana nie tylko zabawnymi Historia przeplatana nie tylko zabawnymi niejsze różnice między śląskim niejsze różnice między językiem śląskim jużjęzykiem żoděn, krom samego Ojgena! 210 anegdotkami,ale też wspomtragicznymi wspomanegdotkami,ale też tragicznymi polskim. Wszystko toformatu uzupełnione a polskim. Wszystko toa uzupełnione stron A-5. nieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych nieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych świetnym isłownikiem śląsko-polskim i 20 złotych. świetnym słownikiem śląsko-polskim Cena zbiorów. stron formatu A-5. zbiorów. 92 stron92 formatu A-5. polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena: 15 złotych. Cena: 15 złotych. Cena 28 złotych. Cena 28 złotych.

Uns” – ostatni Eugeniusza żołnierze „Gott mitŁosprowki” „Pniokowe Mariana Kulika, to wspomnienia Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularostatnich Ślązaków, służących w armii IIIto kilnego felietonisty Radia Piekary) Rzeszy. Stare opy spominajom przedwokadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej jenno Polska, służba przī dzisio wojsku i to, co godo śląskiej godce, kierom nie się samkrom dzioło, samego kiej przīszłyOjgena! Poloki a 210 już żoděn, Rusy. Fascynująca stron formatu A-5. lektura. Cena: 2920 złotych. Cena złotych.

władców Górnego Śląska - a książ-

„Komisorz Hanusik” autorstwa Marc

Melona laureata miejsca na ślą ka wyszła spod pióra JerzegoII Ciur-

jednoaktówkę z 2013 roku. to pierw

loka, znanego bardziej jako wickomedia kryminalna w ślunskiej god

„Chytrzyjszy jak Sherlock Holmes, bar man Ecik z Masztalskich, ale będąwyzgerny jak James Bond! A wypić por

lompy na placu” cego teżchoćby wybitnym znawcą kultury– taki jest Ac

Hanusik, bohater książki. Cena: 28 złoty

i historii regionu - cena 30 zł


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.