GaZeTa NIe TYLkO dLa TYcH kTÓRZY dekLaRUjĄ NaROdOWOŚĆ ŚLĄSkĄ
cZaSOPISMO GÓRNOŚLĄSkIe
Gorzelik i Lwowiacy
N
awet nie wiedzieliśmy, ze jesteśmy tak dobrze poinformowani. Miesiąc temu we wstępniaku pisaliśmy, że miesięcznik Nowa Gazeta Śląska podobno zamierza się zwinąć – a zaledwie dwa tygodnie później ogłosił on koniec istnienia. I nic dziwnego, rzekomo pro śląska gazeta, która dążenie do połączenia ziem górnośląskich nazywa populizmem do tego niebezpiecznym – nie jest nikomu potrzebna. Natomiast ten „populizm” potrzebny jest. Dziś, gdy coraz wyraźniej widać, że Muzeum Górnośląskie ma nie pokazywać historii Śląska, gdy nawet poseł Marek Plura przestaje wierzyć, że PO uchwali uznanie naszej godki za język – w takim okresie musimy pokazywać, że od prawdziwej historii Śląska, od naszego języka nie odstąpimy. Tak więc na stronie 8 piszemy właśnie w godce o Muzeum. O sprawie dla nas fundamentalnej, w mowie, której wielu z nas już zapomniało, a czas sobie ją przypominać. Natomiast na stronach 10 i 11 tekst o czymś, co niektórych czytelników może zdziwi. Przy okazji obchodów Rzezi Wołyńskiej przypominamy otóż o tym, jak wiele Śląsk zawdzięcza Lwowiakom. Tak – zawdzięcza! Bo w odróżnieniu od wielu innych polskich przybyszy, oni zjawili się tu przynosząc rzeczywistą wiedzę, i swoją, nieco inną od naszej, ale jednak wartościową kulturę. Tak naprawdę czas, aby Lwowiacy pojęli, że gdy mówimy o barbarzyńcach, którzy po 1945 roku masowo zjawili się na Śląsku, to nie ich mamy na myśli. Ale najpierw musimy sami zrozumieć, że nie każdy gorol przybywał z regionów gorzej rozwiniętych niż nasz. Po to właśnie jest ten tekst. Niektórych może zdziwi, że dopiero po półtora roku istnienia Cajtunga jest u nas wywiad z Jorgiem Gorzelikiem, liderem śląskich autonomistów. Ale rzecz jest prosta, nam ten wywiad był niepotrzebny, bo przecież znamy i najczęściej podzielamy jego poglądy, propagujemy tu taki sam sposób myślenia. Dlatego rozmawiamy nie o celach RAŚ, tylko o tym, jak obserwując polską scenę polityczną widzi na przestrzeni najbliższych lat szanse dla autonomii. I trudno nie pytać o to po kongresach obu największych partii, o czym piszemy na stronach 4 i 5. Nie pytamy natomiast ani o Koleje Śląskiem o których piszemy na stronach 6 i 7, ani o Muzeum, ani o Stadion, o którym piszemy na stronie 3. Bo o co tu pytać, gdy losy tych inwestycji w stu procentach potwierdzają słowa Gorzelika, gdy rezygnował z udziału w zarządzie województwa: „z ofermami nie sposób rządzić”. Ten nmer Cajtunga jest nieco inny od poprzednich. Więcej tu tekstów komentujących rzeczywistość, mniej informacyjnych. Ciekawi jesteśmy, jak podoba się Wam taka formuła. I tym pytaniem zachęcamy do lektury. Redakcja
NR 7 (20) LIPIec 2013 ISSN 2084-2384 NR INdekSU 280305 ceNa 1,50 ZŁ (8% VaT)
Zawłaszczony park
W
ostatnią sobotę czerwca odebrano nam Park Śląski w Chorzowie. Mieszkańcy regionu stali się tam – bodaj pierwszy raz w historii parku – zbytecznymi intruzami. Bo obradowała tu Platforma Obywatelska. Przyjechała walczyć na miejscu o śląskie wyborcze dusze. Pozostawiła niesmak. W samym środku parku zagrodzono główne alejki, ścieżki rowerowe budując strefę zer, którą PO odgrodziło się od Ślązaków. Kulturowo też, bo w przerwach przygrywała kapela Krakowiaki!
Zasieki te przeszkodziły również śląskim organizacjom skutecznie przypomnieć Platformie jej wyborczych obietnicach, jak choćby poparcie dla samorządności i decentralizacja państwa. Zdumiewa to, bo PO wygrało wybory w 2010 roku w dużej mierze dzięki mieszkańcom górnośląskiej aglomeracji. Wierzącym w te obietnice. Teraz, gdy przyszli o nie zapytać, zawarczał na nich pies ochroniarza. Pewnie odpowiedzą PO co o tym myślą podczas głosowania w najbliższych wyborach.
Refleksje po kongresach PO i PiS czytaj na stronach 4 i 5
Za PRL-u na Śląsk zjechało wielu „goroli”. Przywykło się wrzucać ich do jednego wora. Ale to nie jest jeden worek, bo Lwowiacy od reszty zasadniczo się różnili. To nie tylko „hadziaje” z wołyńskich i podolskich wsi, którzy kulturą rolną zdecydowanie ustępowali Ślązakom. To także jedyna taka polska imigracja na Śląsk, która nie tylko przyjechała jedynie brać, habić, grabić i awansować kosztem Ślązaków – ale też przywiozła własną, dość wysoką, austro-węgierską, kulturę. I przywiozła nam kilka wartościowych „gotowych produktów”, jak choćby – czytaj str. 10-11 Opera Bytomska czy Politechnika Lwowska.
Do rangi symbolu urasta jedna z konferencji prasowych, którą władze spółki zwołały, by wyjaśnić pasażerom na Śląsku, dlaczego danego dnia nie będą mogli dojechać do pracy, chociaż zapłacili za bilet. Śląscy dziennikarze, wybierający się na konferencję, ze zdumieniem jednak przeczytali, że odbędzie się – czytaj str. 6-7 ona we… Warszawie!
Tuż na dyrechtora wielgigo muzeum wele Sekuły nado sie baji lěkorz, klawiěrowy muzykant, inżynier-bergmon abo aptěkorz. Dali: wele Gorzelika dyrechtůr winiěn znać dobrze jako zagraniczno godka, a zaś wele Sekuły, styknie coby znoł, nie musi być dobrze. Inoś – co to je, znać nie dobrze??? Czy jak fto poradzi pedzieć po anglicku: „gud – czytej str. 8 morning, ajem direktor of Muzeum, heloł” – to już poradzi godać? „Lotajoncy pieron” - tak u nos padali na cug, kiery we trzydziestych rokach XX storoczo jeździł ze Bytonia do Berlina. Trasa ta jechoł niě cołki 5 godzin, do kupy ze stawaniŷm na banhofach. Szło nim rano pojechać z Wiěrchnigo Ślůnska za gěszeftěm do Berlina, było się hań w połednie, a na wieczůr szło być nazod w doma – czytej str. 5
Maciej Miciunka, mieszkaniec osiedla tysiąclecie (naprzeciw Parku): To skandaliczne zawłaszczenie przestrzeni publicznej. Platforma Obywatelska potraktowała najważniejszy park naszego regionu jak własny folwark, który może sobie zamknąć w weekend, gdy tysiące ludzi idą tu wypoczywać. Zamiast miejsca wypoczynku, czekali na nas ochroniarze z groźnymi psami. Horror!