Ślunski Cajtung 07/2013

Page 1

GaZeTa NIe TYLkO dLa TYcH kTÓRZY dekLaRUjĄ NaROdOWOŚĆ ŚLĄSkĄ

cZaSOPISMO GÓRNOŚLĄSkIe

Gorzelik i Lwowiacy

N

awet nie wiedzieliśmy, ze jesteśmy tak dobrze poinformowani. Miesiąc temu we wstępniaku pisaliśmy, że miesięcznik Nowa Gazeta Śląska podobno zamierza się zwinąć – a zaledwie dwa tygodnie później ogłosił on koniec istnienia. I nic dziwnego, rzekomo pro śląska gazeta, która dążenie do połączenia ziem górnośląskich nazywa populizmem do tego niebezpiecznym – nie jest nikomu potrzebna. Natomiast ten „populizm” potrzebny jest. Dziś, gdy coraz wyraźniej widać, że Muzeum Górnośląskie ma nie pokazywać historii Śląska, gdy nawet poseł Marek Plura przestaje wierzyć, że PO uchwali uznanie naszej godki za język – w takim okresie musimy pokazywać, że od prawdziwej historii Śląska, od naszego języka nie odstąpimy. Tak więc na stronie 8 piszemy właśnie w godce o Muzeum. O sprawie dla nas fundamentalnej, w mowie, której wielu z nas już zapomniało, a czas sobie ją przypominać. Natomiast na stronach 10 i 11 tekst o czymś, co niektórych czytelników może zdziwi. Przy okazji obchodów Rzezi Wołyńskiej przypominamy otóż o tym, jak wiele Śląsk zawdzięcza Lwowiakom. Tak – zawdzięcza! Bo w odróżnieniu od wielu innych polskich przybyszy, oni zjawili się tu przynosząc rzeczywistą wiedzę, i swoją, nieco inną od naszej, ale jednak wartościową kulturę. Tak naprawdę czas, aby Lwowiacy pojęli, że gdy mówimy o barbarzyńcach, którzy po 1945 roku masowo zjawili się na Śląsku, to nie ich mamy na myśli. Ale najpierw musimy sami zrozumieć, że nie każdy gorol przybywał z regionów gorzej rozwiniętych niż nasz. Po to właśnie jest ten tekst. Niektórych może zdziwi, że dopiero po półtora roku istnienia Cajtunga jest u nas wywiad z Jorgiem Gorzelikiem, liderem śląskich autonomistów. Ale rzecz jest prosta, nam ten wywiad był niepotrzebny, bo przecież znamy i najczęściej podzielamy jego poglądy, propagujemy tu taki sam sposób myślenia. Dlatego rozmawiamy nie o celach RAŚ, tylko o tym, jak obserwując polską scenę polityczną widzi na przestrzeni najbliższych lat szanse dla autonomii. I trudno nie pytać o to po kongresach obu największych partii, o czym piszemy na stronach 4 i 5. Nie pytamy natomiast ani o Koleje Śląskiem o których piszemy na stronach 6 i 7, ani o Muzeum, ani o Stadion, o którym piszemy na stronie 3. Bo o co tu pytać, gdy losy tych inwestycji w stu procentach potwierdzają słowa Gorzelika, gdy rezygnował z udziału w zarządzie województwa: „z ofermami nie sposób rządzić”. Ten nmer Cajtunga jest nieco inny od poprzednich. Więcej tu tekstów komentujących rzeczywistość, mniej informacyjnych. Ciekawi jesteśmy, jak podoba się Wam taka formuła. I tym pytaniem zachęcamy do lektury. Redakcja

NR 7 (20) LIPIec 2013 ISSN 2084-2384 NR INdekSU 280305 ceNa 1,50 ZŁ (8% VaT)

Zawłaszczony park

W

ostatnią sobotę czerwca odebrano nam Park Śląski w Chorzowie. Mieszkańcy regionu stali się tam – bodaj pierwszy raz w historii parku – zbytecznymi intruzami. Bo obradowała tu Platforma Obywatelska. Przyjechała walczyć na miejscu o śląskie wyborcze dusze. Pozostawiła niesmak. W samym środku parku zagrodzono główne alejki, ścieżki rowerowe budując strefę zer, którą PO odgrodziło się od Ślązaków. Kulturowo też, bo w przerwach przygrywała kapela Krakowiaki!

Zasieki te przeszkodziły również śląskim organizacjom skutecznie przypomnieć Platformie jej wyborczych obietnicach, jak choćby poparcie dla samorządności i decentralizacja państwa. Zdumiewa to, bo PO wygrało wybory w 2010 roku w dużej mierze dzięki mieszkańcom górnośląskiej aglomeracji. Wierzącym w te obietnice. Teraz, gdy przyszli o nie zapytać, zawarczał na nich pies ochroniarza. Pewnie odpowiedzą PO co o tym myślą podczas głosowania w najbliższych wyborach.

Refleksje po kongresach PO i PiS czytaj na stronach 4 i 5

Za PRL-u na Śląsk zjechało wielu „goroli”. Przywykło się wrzucać ich do jednego wora. Ale to nie jest jeden worek, bo Lwowiacy od reszty zasadniczo się różnili. To nie tylko „hadziaje” z wołyńskich i podolskich wsi, którzy kulturą rolną zdecydowanie ustępowali Ślązakom. To także jedyna taka polska imigracja na Śląsk, która nie tylko przyjechała jedynie brać, habić, grabić i awansować kosztem Ślązaków – ale też przywiozła własną, dość wysoką, austro-węgierską, kulturę. I przywiozła nam kilka wartościowych „gotowych produktów”, jak choćby – czytaj str. 10-11 Opera Bytomska czy Politechnika Lwowska.

Do rangi symbolu urasta jedna z konferencji prasowych, którą władze spółki zwołały, by wyjaśnić pasażerom na Śląsku, dlaczego danego dnia nie będą mogli dojechać do pracy, chociaż zapłacili za bilet. Śląscy dziennikarze, wybierający się na konferencję, ze zdumieniem jednak przeczytali, że odbędzie się – czytaj str. 6-7 ona we… Warszawie!

Tuż na dyrechtora wielgigo muzeum wele Sekuły nado sie baji lěkorz, klawiěrowy muzykant, inżynier-bergmon abo aptěkorz. Dali: wele Gorzelika dyrechtůr winiěn znać dobrze jako zagraniczno godka, a zaś wele Sekuły, styknie coby znoł, nie musi być dobrze. Inoś – co to je, znać nie dobrze??? Czy jak fto poradzi pedzieć po anglicku: „gud – czytej str. 8 morning, ajem direktor of Muzeum, heloł” – to już poradzi godać? „Lotajoncy pieron” - tak u nos padali na cug, kiery we trzydziestych rokach XX storoczo jeździł ze Bytonia do Berlina. Trasa ta jechoł niě cołki 5 godzin, do kupy ze stawaniŷm na banhofach. Szło nim rano pojechać z Wiěrchnigo Ślůnska za gěszeftěm do Berlina, było się hań w połednie, a na wieczůr szło być nazod w doma – czytej str. 5

Maciej Miciunka, mieszkaniec osiedla tysiąclecie (naprzeciw Parku): To skandaliczne zawłaszczenie przestrzeni publicznej. Platforma Obywatelska potraktowała najważniejszy park naszego regionu jak własny folwark, który może sobie zamknąć w weekend, gdy tysiące ludzi idą tu wypoczywać. Zamiast miejsca wypoczynku, czekali na nas ochroniarze z groźnymi psami. Horror!


2

LIPIec 2013 R.

Nasza historia jest gorsza?

13 czerwca tego roku w tyskiej dzielnicy Cielmice odbył się konkurs na temat wiedzy o Śląsku. Ponieważ najważniejszym budynkiem w mającej wiejski charakter dzielnicy jest szkoła –więc konkurs odbył się tam. Ale nie była to impreza szkolna, lecz adresowana do wszystkich mieszkańców, także dorosłych.

- Kiedy poproszono mnie na jurora, pomyślałem o nagrodzie od siebie – mówi lider tyskiego Raś Jerzy Szymonek o dodaje: - W sposób dość naturalny pomyślałem o Historii Narodu Śląskiego, a pomysł stał się tym bardziej realny, że wydawnictwo słysząc o celu, sprzedało mi książki po bardzo atrakcyjnej cenie. Obdarowani zwycięzcy autentycznie z tej nagrody się cieszyli. Ja też byłem zadowolony, dopóki nie kupiłem kilka dni później „Echa”. „Echo” to lokalny tygodnik, ukazują się na terenie Tychów i okolicznych

Jerzy Szymonek: Nie mam pojęcia, dlaczego historia Ślązaków ma być czymś złym w czysto śląskiej dzielnicy. To taki absurd ze sprawą Muzeum Śląskiego, tyle że w cielmickiej skali. powiatów. Już kilkukrotnie dał dowody swojej niechęci do śląskości. Nie inaczej było i tym razem. W redakcyjnym tekście czytamy: "Przekazanie, podczas konkursu w Zespole Szkolno- Przedszkolnym nr 2, książek "Historia narodu śląskiego", niestety, musi być postrzegane jako upowszechnianie, i to na terenie szkoły publicznej, propagandowej tezy au-

tonomistów, że naród śląski istnieje. A to, najdelikatniej rzecz ujmując, wątpliwe i niepokojące twierdzenie, bo siejące złe następstwa. Czy RAŚ naprawdę musiał wręczać akurat te książki w szkole?" A co niby w tym jest niepokojącego? To nie były szkolne lekcje, a nawet gdyby? Owszem, „Echo” może nie wierzyć w istnienie narodu śląskiego, ale czy czemu niby odmawia prawa do tej wiary innym. Przecież nie istnieje na przykład żaden dowód na istnienie Boga, a jednak propagowanie wiary nie jest niczym nagannym, prawda panowie redaktorzy „Echa”? I jakieś to złe następstwa sieje istnienie narodu śląskiego? O ile nam wiadomo, naród ten nie dopuścił się w historii żadnych zbrodni, nie wywołał żadnych wojen, nie straszy nimi, więc czemu miałby być niebezpieczny? Tego już „Echo” nie wyjaśniło, bo wyjaśnić się tego nie da. My jednak zwracamy się do wszystkich, którym bliska jest prawdziwa wiedza o Śląsku: nie dawajcie się takim tekstom zastraszyć. Mamy takie samo prawo

propagowania śląskości, jak inni do propagowania swojej wiary, zdrowego trybu życia, sportu itd. Jeśli więc macie pomysł, gdzie śląskość propagować - czyńcie to. A Ślązakom w Tychach, powiatach pszczyńskim, bieruńsko-lędzińskim,

mikołowskim proponujemy” przestańcie kupować „Echo”. Może gdy jego redaktorzy na własnej kieszeni, na skutek spadku sprzedaży, poczują, że naród śląski jednak istnieje, przestaną nazywać to niebezpiecznym, siejącym złe następstwa.

Postow na szlajfka

Kupa ludzi pado, że niě mogom nosić ôblěczy ze ślůnskom symbolikom, skirz tego, co taki Kajdy niě pasujom do jejch roboty. I rýchtig, kiej sie idzie do amtu (abo banku) we angucu, niě idzie pod nim mieć tresa „Wiěrchni Ślůnsk”, abo „Poradzymy”.

B

ez tuż zaczynomy promować akcjo „szlajfka”. Szlajfka idzie przypionćchneda do wszystkigo. Do szaketa, kiej sie idzie do kościoła abo amtu, do mantla, do elegsnckigo klajda. Szlajfka sama je dyskretno a elegancko. I żoděn niě powiě wom, iże to niě wypado, bo przeca som to farby naszego wojewůdztwa, niězależnie ôd tego, czy miěszkomy we ślůnskim, czy we opolskim.

Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: poczta@naszogodka.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Promedia, Opole Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.

Żołto-modro szlajfla pokazuje inoś jedno – co pszajemy Ślůnskowi. - Długoch nad tym medykowoł. Mom znaczki RAŚ-a, metalowe a plastikowy „Poradzymy”, nale to som znaczki organizacji polityczněj, kiero mo stornie o autonomio. Mogą je nosić jo, ale niě kożdy należy do RAŚ-a. A tako żółto-modro szlajfka może mieć kożdy, i przeca żodněmu nikaj niě bydzie to wadzić. Co najwyżej fto zapyto: co to je? I ůwdy sie dowie, że to ślůnski barwy, bo těn fto nosi szlajfka rod mo Ślůnsk. Tako szlajfka może nosić farorz, polityk PiS, chocia RAŚ-a niě cierpi a kożdy inakszy. Bez to padom: pszajesz Ślůnskowi, przýpnij szlajfka, choby szpěndlikiem abo zicherkom – pado Lyjo Swaczyna, pomysłodawca akcji.

15 lipca przyjdź pod Spodek

K

ażdy, kto czyta nasz Cajtung wie, że 15 lipca 1920 roku Sejm Rzeczypospolitej nadał Śląskowi autonomię. Dlatego rokrocznie Ruch Autonomii Śląska w najbliższą tej daty sobotę organizuje swój Marsza. Najwyraźniej jednak inne organizacje i osoby postanowiły obchodzić samo

15 lipca. Pretekstem do tego stał się fakt, że 15 lipiec został uznany przez Radę Górnośląską świętem śląskiej flagi. Dlatego Ślůnsko Ferajna oraz poseł Marek Plura 15 lipca o godz. 17. na placu przed katowickim Spodkiem organizują happening. Przyłączyć może się każdy, wystarczy tylko ubrać się w śląskie

barwy - żółty bądź niebieski. Na miejscu z przybyłych zostanie uformowana żywa flaga. - Oprócz tego, że zachęcamy do udziału w happeningu, namawiamy Ślązaków do wywieszania w tej dzień flag z śląskimi barwami - mówi Pyjer Langer, pomysłodawca akcji.


3

LIPIec 2013 R.

długo, ale nie w nieskończoność - RAŚ w ciągu ostatnich 3 lat zaistniał w świadomości ogółu Polaków, ogółu polskich polityków. I widać ogromny opór tych polityków przeciw autonomii górnośląskiej. Ba, widać nawet celową dezinformację, mylenie autonomii z separatyzmem. Politycy – z PO, z PiS, z SLD – zgodnie i fałszywie straszą, że RAŚ chce oderwać Śląsk od Polski. Czy w tej sytuacji jest szansa, że złożonych z takich partii sejm tej lub najbliższych kadencji uchwali autonomię dla Śląska? - W tej kadencji nie ma co liczyć na jakiekolwiek śmiałe kroki parlamentu. Rządząca obecnie Polską Platforma Obywatelska już dawno utraciła wolę reformowania państwa i dziś skupia się na wewnętrznych walkach i próbach utrzymania władzy. A to w obecnym sejmie jedyna partia dysponująca odpowiednim potencjałem głosów, by skutecznie inicjować zmiany. Jej rządy, z którymi zwolennicy decentralizacji mogli początkowo wiązać nadzieje, zapamiętane zostaną jako czas dożynania samorządów. A przecież autonomia jest najwyższą formą samorządu terytorialnego. Więc stosunek do samorządu dowodzi, jak bardzo daleko PO do idei autonomii. Przekazywanie kolejnych zadań bez zapewnienia środków na ich wykonywanie spowodowało, że samorządność w Polsce stała się fikcją. A miała, zgodnie z deklaracjami PO, zostać pogłębiona. - Dla RAŚ musi to być podwójnie bolesne, bo liczyliście na dobrą wolę Platformy w Sejmiku, na działanie w interesie samorządowego województwa. Tymczasem obecny marszałek to nie żaden samorządowiec tylko warszawski urzędnik. - Niestety, to prawda. Kryzys samorządu w województwie śląskim pogłębia dodatkowo oddelegowanie na stanowisko marszałka Mirosława Sekuły, który nie ukrywa, że patrzy z perspektywy warszawskiej. Nie tylko patrzy, ale również działa. Widać to jasno na przykładzie Muzeum Śląskiego, które wraz z Ministerstwem Kultury spacyfikował, by śląskie było jedynie z nazwy.

- Są jakieś inne przykłady działań Sekuły na szkodę Śląska? - Widać to też jasno w polityce wobec samorządowego przewoźnika – Kolei Śląskich, które na mocy decyzji marszałka Sekuły nie mogą zawierać żadnych, korzystnych dla siebie umów, jeśli zagraża to interesom państwowej grupy PKP. To jawne przedkładanie interesów państwowej spółki nad interes regionu.

- Tak więc wiara, że PO przybliży nas do autonomii okazuje się złudna. Z innymi partiami jak PiS czy SLD jest

Rozmowa z jeRZYM GORZeLIkIeM, liderem RAŚ

się opłaci, jestem pewien. Tak więc to tylko kwestia daru przekonywania. Jeśli przekonamy wystarczającą liczbę wyborców, oni przekonają partie. Bo partie będą chciały dostosować swoje programy do oczekiwań ludzi. Jednym wystarczy wymachiwanie biało-czerwoną chorągiewką i opowieści prezesa Kaczyńskiego o tym, że trzeba bronić polskiej kolei i polskiej poczty. Inni, a tych będzie coraz więcej, zadawać będą pytania o to, jaką

Premier w sprawach tożsamości całkowicie skapitulował przed centralistą Komorowskim. Zainteresowanie prezydenta Górnym Śląskiem przypomina postawę białego misjonarza, pragnącego ewangelizować czarnych tubylców. Bronisław Komorowski próbuje narzucić nam swoją wizję naszej własnej historii. jakość usług otrzymają za płacone przez siebie, niemałe podatki. I przeciętnego mieszkańca Katowic czy Opola nie zainteresują opowieści o budowie lotniska w Modlinie czy opery w Białymstoku. On będzie chciał efekty swojego podatkowego wysiłku widzieć tam, gdzie może z nich jak najczęściej korzystać. I to jest nasz największy atut w walce o prawdziwą decentralizację i samorządność – a więc o autonomię.

- Trzeba sobie powiedzieć jasno – w obecnej sytuacji żadna partia nie myśli poważnie o autonomii regionów. Na to zresztą w tej kadencji jako RAŚ nie liczyliśmy. Tak naprawdę wiedzieliśmy, czego się po nich spodziewać, chociaż dość długo wierzyłem, że wraz z PO można dbać o rozwój samorządnego regionu.

- Ostatecznie jednak stwierdził pan, że (cytuję) „nie da się rządzić z ofermami” – i porzucił koalicję z PO. Tak więc idea autonomii nie ma na kogo liczyć w sejmie? - W tej kadencji – owszem. Fałszywe jest jednak założenie, że sejm w kolejnych kadencjach będzie składał się z tych samych partii. I na prawicy i na lewicy może się wiele zmienić. Miotanie się spo-

Miotanie się społeczeństwa między PO a PiS, niczym pijany od ściany do ściany, może trwać długo, ale nie w nieskończoność.

jeszcze gorzej. Ruch Palikota deklaruje poparcie dla autonomii, ale nie ma siły przebicia.

obarczając województwo śląskie zadaniem organizacji przewozów kolejowych, centrala przekazała środki pięciokrotnie mniejsze od finansowych potrzeb. Dlaczego nie możemy czuć się bezpieczni na ulicach naszych miast? Bo policja zarządzana jest z centrali i jedynym prawem samorządu jest kupować jej paliwo. Albo remontować posterunki, które centrala następnie likwiduje w ramach oszczędności. Takich związków przyczynowo-skutkowych jest

łeczeństwa między PO a PiS, niczym pijany od ściany do ściany, może trwać długo, ale nie w nieskończoność.

- W parlamencie XXI wieku pojawiały się też inne partie, jak Samoobrona czy LPR, władzę sprawowało SLD, które znowu rośnie w siłę. Jednak żadna z tych partii nie popierała autonomii. Skąd więc wiara, że nowa siła parlamentarna będzie nam sprzyjać? - Stąd, że kryzys samorządności będzie coraz bardziej odczuwalny przez obywateli. Coraz więcej z nich będzie sobie

- Wierzy pan więc, że powstanie taka partia regionalistów, która na swoich sztandarach wypisze prawdziwą decentralizację Polski? - Przemeblowanie sceny politycznej, które nastąpi choćby w związku z pokoleniową zmianą, oznaczać będzie poszukiwanie nowych idei i pomysłów na przyciągnięcie wyborców. Jako regionaliści musimy być przygotowani na ten moment. Trzeba stworzyć społeczny ruch na rzec regionalizacji Polski, który stanowił będzie skuteczną grupę nacisku. Ruch Autonomii Śląska działa już w tym kierunku, choć należy powiedzieć uczciwie – jesteśmy na początku tej drogi. I nie osiągniemy sukcesu, jeśli tysiące mieszkańców Górnego Śląska nie stanie się ambasadorami autonomii. To tu autonomia ma największe poparcie i najbogatsze tradycje. Stąd musi iść przykład dla innych regionów. Nie wystarczy spotkać się raz do roku na Marszu Autonomii. Do tego rozwiązania trzeba przekonywać co dnia, szukając coraz mocniejszych argumentów.

Dlaczego nie możemy czuć się bezpieczni na ulicach naszych miast? Bo policja zarządzana jest z centrali i jedynym prawem samorządu jest kupować jej paliwo. Albo remontować posterunki, które centrala następnie likwiduje w ramach oszczędności. Takich związków przyczynowo-skutkowych jest znacznie więcej. uświadamiać, że ograniczanie roli samorządu wpływa negatywnie na ich codzienne życie. I coraz częściej padać będą pytania: w imię czego mamy utrzymywać scentralizowane państwo? Dlaczego ktoś daleko stąd ma decydować o wydawaniu naszych pieniędzy? Wyzwaniem dla regionalistów, nie tylko na Górnym Śląsku, jest pokazać wyborcom, że autonomia regionów im się po prostu opłaci. A że

- Na przykład? - Choćby pokazując wszelkie ułomności obecnego systemu. Dlaczego nie ma ustawy metropolitalnej, o której tyle mówi się od lat? Bo obecnie mógłby ją przyjąć jedynie parlament w Warszawie, który nie jest nią zainteresowany. W autonomii przyjąłby ją Sejm Śląski. Dlaczego nie możemy dojechać pociągiem w godziwych warunkach z Rybnika do Katowic? Bo

znacznie więcej. Opinia publiczna przyzwyczaiła się jednak do tego, że samorząd pozostaje w Polsce chłopcem do bicia. Ba, przyzwyczaili się do tego samorządowcy. Trzeba to przyzwyczajenie zmienić.

- Wydawało się także, że mamy w PO umiarkowanego sojusznika w kwestii uznania godki za język. Tę wiarę także trzeba chyba zweryfikować? - Słusznie, na Górnym Śląsku do spraw, o których mowa, dochodzą kolejne, wynikające ze specyfiki regionu. To choćby sprawa uznania godki za język regionalny. Platforma Obywatelska chciałaby jednoczyć w swoich szeregach i tych, którzy są gorącymi zwolennikami, i tych, którzy mu się sprzeciwiają. Sytuacja patowa jest jednak zwycięstwem tych ostatnich. I przez ich pryzmat należy oceniać działania PO. Sytuacja patowa w PO oznacza, że Platforma nic w sprawie godki nie zrobi, że będzie trwać obecny stan, dla nas nie do przyjęcia.

- Trudne to do zrozumienia, zważywszy, że Donald Tusk był jednym z liderów kaszubskich regionalistów… - W Platformie niewiele zostało ducha dawnego pomorskiego regionalisty Tuska. Premier w sprawach tożsamości całkowicie skapitulował przed centralistą Komorowskim. Zainteresowanie prezydenta Górnym Śląskiem przypomina postawę białego misjonarza, pragnącego ewangelizować czarnych tubylców. Bronisław Komorowski próbuje narzucić nam swoją wizję naszej własnej historii. Brał czynny udział w aferze wokół wystawy historii Górnego Śląska w Muzeum Śląskim. Odnoszę wrażenie, że gdyby spełniły się marzenia pana prezydenta, na wystawie tej, zamiast rozwoju regionu w czasach uprzemysłowienia, prezentowano by ułana na wypchanym koniu oraz słoiki z przelaną za Polskę krwią i z ziemią z pól bitewnych. Należy powiedzieć jasno – PO w polityce wobec Górnego Śląska niebezpiecznie zbliżyła się do PiS. To pokazuje jasno – ogólnopolskim partiom nie wolno ufać. Należy od nich wymagać wysokiej ceny za górnośląskie głosy i za każdym razem wystawiać rachunek. ROZMaWIaŁa MaGdaLeNa PILORZ


4

LIPIec 2013 R.

IGRZYSka głodnych kawałków Tusk i kaczyński wystąpili na Śląsku

Śląskie organizacje manifestowały podczas kongresów PiS i PO. "Ślunsko Ferjana" chociaż mniejsza, była bardziej widoczna niż happening RAŚ-u. - Przez tych pierońskich goroli nic sam u nos sie nie dzieje – narzeka niejeden Ślązak. I rzeczywiście, ledwo przeboleliśmy, że Euro 2012 odbyło się wszędzie, tylko nie u nas, a tu na domiar złego okazało się, że ksiądz Boshabora także uzdrawia ludzi na nowym warszawskim Stadionie Narodowym, złośliwie nazywanym Basenem Narodowym. Pozbawienie nas przed rokiem prawa organizacji piłkarskich mist-

rzostw nie tylko oznaczało brak możliwości obejrzenia fusbalu na wysokim poziomie (oj, dawno go na Śląsku nie było, dawno), ale także brak nowoczesnych stadionów, hoteli, autostrad… Wizyta rzekomego uzdrowiciela natomiast mogła znacząco poprawić nam zbiorowe samopoczucie, gdyż ksiądz podobno masowo uzdrawia z depresji każdego, kto zjawi się na stadionie (choć psychoterapeutom zajmuje to nieraz długie lata). Ale nie narze-

kamy, bo trafiło się nam coś znacznie lepszego – Śląsk na miejsce swoich kongresów wybrały dwie największe polskie partie. Dzisiejsze nastolatki zaczytują się powieścią „Hunger Games”, której tytuł nie wiadomo dlaczego został przetłumaczony jako „Igrzyska Śmierci”. Jeśli już, powinno to brzmieć „Igrzyska Głodu”. Ten tytuł idealnie pasowałby do zmagań dwóch „gigantów” polskiej polityki. Choć jeszcze lepiej brzmiałoby „Ig-

rzyska Głodnych Kawałków”, czyli, innymi słowy, wciskania kitu. Cóż, nie od dziś wiadomo, że kiedy władza nie ma zamiaru dać nam chleba, częstuje nas igrzyskami.

kaczyński – złowrogi Spartakus W roli gladiatorów wystąpili oczywiście Tusk i Kaczyński, choć oklaskiwać mogły ich tylko ich własne

armie, bo widownia została po drugiej stronie wysokich zasieków, przypominających, że politycy kochają Śląsk, ale widziany z daleka. Sondażowe wyniki nie pozostawiają wątpliwości, z tych dwóch gladiatorów Spartakusem jest obecnie Kaczyński, którego partia pewnie zmierza po władzę, nie ukrywając, co ma zamiar z tą władzą począć. „Czas na Śląsk” – zapowiadają politycy Prawa i Sprawiedliwości, a w ich ustach brzmi to równie


5

LIPIec 2013 R. złowrogo, jak „Teraz się z wami policzymy”, czy „Szykujcie się na najgorsze”. Zresztą „Teraz się z wami policzymy” nie brzmiałoby wcale tak źle, w kontekście nieudolności Platformersów, którzy policzyć nas nie byli w stanie - dla PO prawie 400 tysięcy deklaracji narodowości wyłącznie śląskiej plus drugie tyle narodowości śląskiej łączonej z polską nadal daje… zero, bo przecież partia ta nie umie uwierzyć, że istnieją Ślązacy!. Kaczyński, niczym zdeklarowany liberał, zapowiadał podczas swojego „śląskiego” kongresu (zorganizowanego głównie w… Sosnowcu!) wolność, wolność i jeszcze raz wolność, tyle, że nie dla każdego. Prezes PiS będzie zatem wyzwalał ludzi uczciwych i będzie uszczęśliwiał Ślązaków. I tu właśnie jest haczyk, bo dla Prezesa człowiekiem uczciwym jest tylko ten, którego za uczci-

miejsce. Oporni przejdą terapię repolonizacyjną, w roli instruktorów pewnie odnajdą się mięśniaki z coraz aktywniejszych nacjonalistycznych bojówek, których ochoczo bronią politycy PiS. A co ze Śląskiem po oczyszczeniu go z nas, czyli „zakamuflowanych Niemców”? Stanie się krainą mlekiem i miodem płynącą, PiS ponownie postawi na węgiel, obniży nam wiek emerytalny, przywróci przywileje branżowe. I chociaż ekonomiści zgodnie twierdzą, że to stuprocentowo zabije gospodarkę, nikt Kaczyńskiemu nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne. Zresztą mniejsza o gospodarkę, Prezes nigdy nie miał głowy do rzeczy tak przyziemnych. Rozpocznie się masowa „repolonizacja”, która prawdopodobnie sprowadzać się będzie do przepędzania zagranicznych inwestorów (niestety, przy

a my? Won do Rajchu Jeśli wierzyć tym anonimowym wpisom, mają dla nas zaplanowane wysiedlenia do Rajchu, gdzie nasze

Tusk – za, a nawet przeciw Na tle fajerwerków Prezesa PiS, premier Tusk wypadł blado, tak

Dlatego Tusk nie pofatygował się, by odpowiedzieć na którekolwiek z pytań, jakie skierowały do niego śląskie organizacje skupione w Radzie Górnośląskiej (dotyczyły formalnego uznania narodowości śląskiej, reformy samorządu i służby zdrowia, nadania godce śląskiej statusu języka regionalnego oraz wprowadzenia edukacji regionalnej). Nie

Tusk nie pofatygował się, by odpowiedzieć na którekolwiek z pytań, jakie skierowały do niego śląskie organizacje skupione w Radzie Górnośląskiej (dotyczyły formalnego uznania narodowości śląskiej, reformy samorządu i służby zdrowia, nadania godce śląskiej statusu języka regionalnego oraz wprowadzenia edukacji regionalnej). Nie pofatygował się także Kaczyński. pofatygował się także Kaczyński. Mimo to obydwaj optymistycznie liczą na głosy Ślązaków w nadchodzących wyborach. Nie wiadomo, czy „giganci” polskiej polityki w ogóle zauważyli

okazji oznaczać to będzie upadek paru kopalń, na których polskie władze postawiły dawno krzyżyk, a wskrzesili je właśnie ci zagraniczni inwestorzy). Repolonizacja oznaczać także będzie tworzenie kolejnych muzeów upamiętniających wszystkie ważne wydarzenia z historii Śląska. Oczywiście dla PiS w historii Śląska było jedno ważne wydarzenie, a więc powstania śląskie, które wcale nie były krwawą bratobójczą rzeźnią, ale szlachetnym zrywem Ślązaków, którzy w komplecie czuli się Polakami (i dlatego sześćdziesiąt procent z nich zagłosowało w plebiscycie za pozostaniem w państwie niemieckim). Na razie wiadomo, że po dojściu PiS do władzy będziemy mieć dwa Muzea Powstań Śląskich (jedno już powstaje, drugie zbudują od zera), niewykluczone, że powstanie jeszcze jedno - po jednym na każde powstanie. Szkolne wycieczki pewnie

samo jak blado wypada jego Platforma Obywatelska w ostatnich sondażach. W sprawach śląskich PO, wzorując się na byłym prezydencie, jest „za, a nawet przeciw”. Mówiąc o śląskiej godce, której jakimś cudem wciąż nie można uznać za język regionalny, Tusk w jednym zdaniu użył słowa „gwara” i „język”. Pewnie chodziło o to, by jednocześnie zyskać głosy zwolenników i przeciwników śląskiej tożsamości. Na ten lep wielu z nas łapało się przez ostatnie parę lat, ale teraz już nikt w to nie wierzy. Dobrze wiedzieć, że premier rządu polskiego nie czuje obrzydzenia na myśl o tym, że ktoś mógł deklarować narodowość śląską i że pamięta skład Górnika Zabrze z lat sześćdziesiątych. My jednak już wiemy, że po jego partii konkretów oczekiwać nie możemy. Zamiast konkretów mogliśmy usłyszeć jeszcze więcej frazesów, w stylu tuskowego „Platforma musi być jak Śląsk” i „Śląska energia to filozofia na przyszłość”. Co z nich wynika? Oczywiście, że nic. Partia rządząca miała dość czasu i okazji, by wesprzeć nasze aspiracje, widocznie uznali, że to im się politycznie nie opłaci. Mają nas tam, gdzie marszałek Piłsudski, idol wielu polityków PO, a więc w d… , tyle, że żaden z nich nie wyraził tego jak do tej pory równie jednoznacznie, co tenże Piłsudski.

Dlatego, jako Rada Górnośląska (… ) oczekujemy od Panów ugrupowań ustosunkowania się do poniższych kwestii. (…) Samorząd – największy inwestor w Polsce – wskutek notorycznego przekazywania mu kolejnych zadań bez źródeł finansowania, dotknięty jest postępującym paraliżem. (…) Jaki jest pomysł Panów partii na reformę samorządu? Jakie kroki i w jakim terminie zamierzacie Panowie podjąć, by rozwiązać ten palący problem? Kulejąca służba zdrowia z punktu widzenia obywatela stanowi jedną z podstawowych ułomności państwa. W województwie śląskim w pamięci mieszkańców bardzo dobrze zapisała się Śląska Regionalna Kasa Chorych. Dziś, zamiast powrotu do zdecentralizowanego modelu, reprezentowanego

przez regionalne kasy, minister Bartosz Arłukowicz proponuje faktyczne wzmocnienie roli centrali. Czy i kiedy zamierzacie Panowie podjąć działania w celu przywrócenia mechanizmu zbierania składki zdrowotnej i częściowego stanowienia regulacji w regionach? W spisie powszechnym 2002 roku 173 tys. osób zadeklarowało narodowość śląską, natomiast 57 tys. posługiwanie się językiem śląskim. W spisie w roku 2011 było to już odpowiednio 847 tys. (w tym 436 tys. jako narodowość pierwszą, a 376 tys. jako jedyną) i 529 tys. obywateli. Czy i kiedy Panów partie zamierzają wyciągnąć wnioski z badania tożsamości obywateli Rzeczypospolitej, inicjując nowelizację Ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych i języku regionalnym?

Czy przewidujecie Panowie inną formę prawnego usankcjonowania narodowości śląskiej i języka śląskiego? Zgodnie z diagnozą socjologów, badających tożsamość młodzieży w województwie śląskim, śląskość związana jest dziś często z poczuciem wykluczenia, nie zaś z pozytywną identyfikacją z wartościami kulturowymi. Przyczyną tego stanu rzeczy jest brak edukacji regionalnej, przybliżającej owe wartości. (…) Czy i kiedy Panów ugrupowania podejmą kroki w celu wprowadzenia przedmiotu Wiedza o Regionie, ujętego w siatce godzin na każdym szczeblu kształcenia? Liczymy na to, że udzielą Panowie konkretnych i wyczerpujących odpowiedzi na powyższe pytania. Jesteśmy przekonani, że wymaga tego szacunek dla mieszkańców regionu, który za-

Kaczyński uznaje za Ślązaków tylko nielicznych, oczywiście takich, którzy całkowicie wyparli się narodowości śląskiej i języka śląskiego, co najwyżej bajdurząc o jakiejś swojej polsko-śląskiej gwarze. A co z pozostałymi, którzy dla Prezesa są „zakamuflowanymi Niemcami”? wego uzna sam Prezes, zatem, porzućmy płonne nadzieje, mało kto z naszych czytelników a tym bardziej redaktorów. Dlaczego? Bo Kaczyński uznaje za Ślązaków tylko nielicznych, oczywiście takich, którzy całkowicie wyparli się narodowości śląskiej i języka śląskiego, co najwyżej bajdurząc o jakiejś swojej polsko-śląskiej gwarze. A co z pozostałymi, którzy dla Prezesa są „zakamuflowanymi Niemcami”? O tym Kaczyński nie wspomniał, ale szczegóły Ostatecznego Rozwiązania Kwestii Śląskiej zdradzają na forach internetowych działacze lub sympatycy PiS.

chętnie będą je odwiedzać i upewniać się w tym, że przed rokiem 1919 Śląska po prostu nie było.

happeningi zorganizowane podczas ich kongresów przez śląskie organizacje regionalistyczne. Działacze Ruchu Autonomii Śląska, organizując Piknik Bawarski, przypomnieli Kaczyńskiemu, że kiedyś nieopatrznie stwierdził, że nasz region powinien być jak Bawaria (a tym samym nieświadomie poparł ideę autonomii, nie wiedząc, że Bawaria, jak każdy niemiecki land, cieszy się właśnie taką formą samorządności). Natomiast ustawienie tablicy, jaką znamy z gabinetów okulistycznych, miało sprawdzić, czy Platforma dostrzega jeszcze w ogóle samorząd. Odpowiedzią mogą być działania platformerskiego marszałka Sekuły, który natychmiast po swojej nominacji ochoczo zaczął rozprawiać się ze śląskimi aspiracjami, do tej pory jego ofiarą padły już Muzeum Śląskie i Koleje Śląskie. MacIej kabacZek

co powiedzieli na Śląsku o Śląsku (i nie tylko), czyli wyrwane z kontekstu:

Donald Tusk: „Platforma powinna być jak Śląsk”, „Śląska energia filozofią na przyszłość”, „Pamiętam skład Górnika Zabrze z meczu z Dynamem Kijów”, „Siła w różnorodności spajanej mądrym patriotyzmem”, „Tradycyjny Śląsk kojarzy mi się z tolerancją”, „Śląsk ma być silnikiem Polski”, „Kto pracował na Śląsku, wie lepiej od polityków co to praca”, „Największym skarbem na Śląsku zawsze byli ludzie”.

Jarosław Kaczyński: „Powstanie nowe Muzeum Powstań Śląskich”, „Śląskość to polskość”, „Polska energetyka oparta musi być na polskim węglu”, „Polska będzie wyspą wolności”, „Czy w ramach różnorodności, o której mówił Donald Tusk, nie ma miejsca dla rodzin smoleńskich?”, „Nie dopuścimy do integracji Europy”, „Ojcze Dyrektorze (do księdza Rydzyka), Bóg zapłać”.

Na list nie odpowiedzieli

R

ada Górnośląska wystosowała list otwarty do liderów obu partii, które miały na Śląsku swoje kongresy. Oto obszerny fragment tego listu: Szanowny Panie Premierze, Szanowny Panie Prezesie, Panów partie wybrały nasz region na miejsce korespondencyjnego pojedynku, który stoczony zostanie w sobotę 29 czerwca. Podobnie jak w przypadku wielu poprzednich wizyt prominentnych polityków na Górnym Śląsku, padnie wiele ciepłych i krzepiących słów pod adresem tej ziemi i jej mieszkańców. Zostaniemy zapewnieni o niezmiennej trosce o naszą przyszłość i nasz dobrostan. Nie chcielibyśmy jednak, by zwyczajowa w takich sytuacjach kurtuazja przesłoniła kwestie istotne dla naszej społeczności.

pewne nie przez przypadek wybrany został na miejsce kongresów Panów partii. Z POWażaNIeM 13 ORGaNIZacjI cZŁONkOWSkIcH RadY GÓRNOŚLĄSkIej

Czy trzeba dodawać jaka była odpowiedź Tuska i Kaczyńskiego na list? Oczywiście, nie było żadnej. I to jest prawdziwa informacja, jak obie te partie szanują Ślązaków, chociażby te 847 000, które zadeklarowały narodowość śląską. Czy taka partia zasługuje na nasze głosy w wyborach? A czy nie idąc do wyborów, nie oddajemy głosów przypadkiem na nich, na tych największych. Warto o tym pamiętać w roku 2014 i 2015. Bo oni będą nas szanować, gdy będą wiedzieć, ze to my możemy ich wymienić.


6

LIPIec 2013 R.

jak Platforma zlajerowała

ślůnsko bana!

Bezbłędnie funkcjonująca regionalna komunikacja publiczna, przyjazna dla pacjenta regionalna służba zdrowia, mądra regionalna edukacja, wszystko w autonomicznym regionie, gdzie politycy dbają o interesy swoich wyborców, zamiast marzyć o wyrwaniu się do warszawskiego parlamentu. Wszyscy marzymy o takim Śląsku. Wydawało się, że ta piękna idea może się ziścić chociaż częściowo już teraz. Że chociaż bana może być autonomiczna, naprawdę nasza. Niestety, polscy „partyjniacy” znów wszystko zepsuli. Przyjrzyjmy się, co Platforma Obywatelska zrobiła ze znakomitą ideą Kolei Śląskich. Gorzej być nie mogło…

Trwająca od lat 80-tych XX wieku postępująca degrengolada kolei w Polsce, u nas odczuwalna była szczególnie. Starzy Ślązacy wciąż z sentymentem wspominają legendarny pociąg „Fliegender Schlesier”, który w niespełna pięć godzin woził ich z Bytomia do Berlina; żaden region nie ma też gęstszej sieci połączeń kolejowych. „Polnische wirtschaft” dała o sobie znów znać i to, co perfekcyjnie działało „za Niěmca”, pół wieku polskiego gospodarzenia doprowadziło do całkowitego upadku. Regionalny przewoźnik miał być lekarstwem na wszystkie grzechy popełnione przez państwowego molocha – PKP. Rządząca nie tylko państwem, ale i województwem Platforma Obywatelska i wywodzący się z niej nie-

dawny marszałek Adam Matusiewicz także mieli serdecznie dość przewoźnika, który domagał się od władz województwa coraz większych sum, jednocześnie nie godząc się na niezbędny wgląd we własne finanse. W 2004

roku dotacja województwa śląskiego wynosiła niespełna 50 milionów złotych, w 2011 PKP-owska spółka Przewozy Regionalna żądała już… prawie 150 milionów! To, jak rosły dotacje pokazuje nasz wykres.

OD LATAJĄCEGO ŚLĄZAKA DO LIKWIDUJĄCEGO SEKUŁY

1846 – pierwsze pociągi kursują na odcinku Wrocław-Mysłowice 1936 – pociąg Fliegender Schlesier czyli Latający Ślązak pokonuje odcinek z Bytomia do Berlina w mniej niż 5 godzin, przy średniej prędkości prawie 130 km/h 2001 – państwowe polskie przedsiębiorstwo PKP dzieli się na mniejsze spółki, powstają między innymi Przewozy Regionalne, odpowiedzialne za pociągi osobowe i pospieszne Krótkie kalendarium Kolei Śląskich Pierwsze własne składy województwo śląskie kupiło w 2003 roku. Ale obsługiwały je przewozy Regionalne. Tak było do roku 2010, gdy 8 kwietnia podpisano akt założycielski Kolei Śląskich, a 6 lipca uzyskano licencję na przewóz osób. Początek działalności przewozowej miał miejsce 1 października 2011. Spółka miała wówczas 12 własnych pociągów i nieco dzierżawionych. Do końca 2012 roku pracowano nad poszerzeniem taboru spółki. Władze województwa nie kryły, że własna sprawna komunikacja kolejowa ma być wizytówką naszego województwa. Ciekawą też była akcja „Pociąg do czytania” promująca czytanie w podróży. 9 grudnia 2012 roku Koleje Śląskie przejęły większość połączeń regionalnych od Przewozów Regionalnych. W

dni robocze miało być po 629 połączeń. Niektóre linie reaktywowano po latach przerwy. I zaczął się krach! 9 grudnia odwołano 3 pociągi, a potem poszło serią: 10 grudnia – 58 pociągów, 11 grudnia – 73 pociągi. Potem było jeszcze gorzej. Inne były opóźnione. Przyczyn było wiele ale jedno trzeba powiedzieć wyraźnie: ministerstwo transportu nie korzystało z licznych możliwości, by nam pomóc. Wprost przeciwnie, można było odnieść wrażenie, że w Warszawie cieszą się z niepowodzeń. 12 grudnia rezygnację złożył prezes spółki, z nadania PO. Okazało się przy okazji, że z wykształcenia jest teologiem, miał problemy z prawem. Aby się ratować przed odpowiedzialnością wyciągnięto też… żółte papiery. Dzień później do dymisji podał się marszałek województwa Adam Matusiewcz. A zarząd województwa podpisał ponownie umowę z Przewozami Regionalnymi. Na Śląsku było wprawdzie ogromne parcie, aby Koleje Śląskie ratować, ale nowy marszałek województwa, Mirosław Sekuła ratowanie ograniczył głównie do… likwidacji kolejnych połączeń . 1 czerwca zredukowano ilość połączeń o 39%. Drastycznie poniesiono też cenę biletów. Marszałek zablokował też bardzo korzystne umowy handlowe.

A kto jeździł koleją, ten wie, jak lichy za to dostawaliśmy towar.

RaŚ: zacznijmy autonomię od kolei

Gdy RAŚ wszedł do rządzącej województwem koalicji, sprawa nabrała szybszego tempa. Jak wyjaśnia Jerzy

prezes Kolei Śląskich, Marek Worach. Przede wszystkim jednak siłą nowej spółki była jej regionalność. – Jeśli zakładam firmę, która zajmować się będzie łowieniem ryb w Bałtyku, to trudno, bym swoją siedzibę umiejscowił w Zakopanem – mówi Andrzej Wdówka, były już pasażer Kolei Śląskich – Logiczne zatem, że

Bylejakość usług i lekceważenie klientów przez pracowników Przewozów Regionalnych wydawały się być wodą na młyn dla Kolei Śląskich, które na tym tle musiały wypaść rewelacyjnie. Gorzelik (RAŚ), ówczesny wicemarszałek województwa: „- Powołanie spółki Koleje Śląskie było reakcją na rosnące koszty i spadającą jakość usług Przewozów Regionalnych. Samorząd wojewódzki w poprzedniej kadencji tworząc KŚ działał pod presją. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że przez kilkanaście lat od powstania samorządu wojewódzkiego przedstawiciele partii ogólnopolskich nie zadbali o przygotowanie kompleksowej strategii rozwoju transportu publicznego w województwie. Koleje Śląskie zawieszone zostały w próżni, a powinny być elementem długofalowego planu.” Końcówka „panowania” centralnie sterowanej spółki Przewozy Regionalne była traumatyczna także dla pasażerów, na śląskich torach raz po raz dochodziło do kryzysów, powodowanych przez niedoinwestowanie w tabor, strajki związkowców lub awarie techniczne. Do rangi symbolu urasta jedna z konferencji prasowych, którą władze spółki zwołały, by wyjaśnić pasażerom na Śląsku, dlaczego danego dnia nie będą mogli dojechać do pracy, chociaż zapłacili za bilet. Śląscy dziennikarze, wybierający się na konferencję, ze zdumieniem jednak przeczytali, że odbędzie się ona we… Warszawie! Bylejakość usług i lek-

firma zajmująca się przewozami kolejowymi na Śląsku powinna mieć tutaj swoją siedzibę, a nie w Warszawie. Wszystko wydawało się logiczne, musiało się udać. Załamanie nastąpiło pod koniec ubiegłego roku, gdy Koleje Śląskie nagle przejęły wszystkie linie w województwie śląskim. Skończyło się potężnym zamieszaniem, przy okazji którego wyszła na jaw skandaliczna polityka kadrowa prowadzona przez polityków PO. Media z lubością informowały o zatajonych chorobach psychicznych i wyrokach sądowych ludzi, którzy mieli odpowiadać za komunikację kolejową na Śląsku. Głośno mówiło się o sabotażu, mającym na celu skompromitowanie idei decentralizacji. Posypały się dymisje, stanowisko stracił także marszałek Matusiewicz, którego miejsce zajął Mirosław Sekuła.

Zamiast kolei Śląskich kolejka pana marszałka?

Sekuła objął stanowisko marszałka z opinią polityka od „mokrej roboty”, którego Platforma wysyłała tam, gdzie miała problemy (przysłużył się Donaldowi Tuskowi m.in. w komisji śledczej ds. afery hazardowej). O jego mizernej popularności na Śląsku świad-

Masowa likwidacja połączeń (około 40 procent), połączona z drastyczną podwyżką cen biletów to ewidentne działania zniechęcające Ślązaków do podróżowania pociągami własnych, śląskich linii. ceważenie klientów przez pracowników Przewozów Regionalnych wydawały się być wodą na młyn dla Kolei Śląskich, które na tym tle musiały wypaść rewelacyjnie.

Na początku był chaos

Ale zanim nastąpił chaos były ogromne nadzieje. – Wzrośnie liczba połączeń na każdej linii w regionie, pociągi będą nowocześniejsze, łatwiej będzie można dostać bilety – zapewniał w grudniu ubiegłego roku ówczesny

czyć może trzynaście procent głosów, jakie uzyskał starając się w 2011 roku o fotel prezydenta Zabrza, wcześniej był posłem Platformy z okręgu gliwickiego. Obserwując działania Sekuły jako marszałka, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że na Śląsk został wysłany z Warszawy, by rozwiązać „problem śląski”. A to, co najbardziej niepokoiło „warszawkę” to samodzielność dyrektora Muzeum Śląskiego, ośmielającego się mówić o dziejach regionu ze śląskiej, a nie polskiej perspektywy, oraz właśnie Koleje Śląskie, mogące


7

LIPIec 2013 R. potencjalnie zagrozić polskiemu monopoliście, czyli PKP. Trzeba przyznać, że nowy marszałek jest skuteczny w wypełnianiu poleceń swoich mocodawców z Warszawy. Leszek Jodliński pożegnał się z kierowaniem Muzeum Śląskim, teraz przyszła… koleje na Koleje. Potraktował je pan marszałek tak, jakby to była kolejka, którą podarował wnukowi pod choinkę, ale szybko się znudziła. Zaczęło się sprzątanie, dosłownie… Masowa likwidacja połączeń (około 40 procent), połączona z drastyczną podwyżką cen biletów to ewidentne działania zniechęcające Ślązaków do podróżowania pociągami własnych, śląskich linii.

Robi miejsce monopoliście

- Logika podpowiada, że kiedy spółka nie ma pieniędzy, powinna walczyć o klientów, którzy będą chcieli płacić jej za usługi i w ten sposób pozwolą jej zarobić. Tymczasem od kiedy przyszedł nowy marszałek, Koleje Śląskie klientów przepędzają, w ten sposób chcą zwiększyć swoje przychody? To wygląda na rozmyślne zwijanie interesu i robienie miejsca, by mógł wrócić polski monopolista, czyli PKP – ocenia Wdówka, który zrezygnował już z comiesięcznego kupowania biletu miesięcznego KŚ i dojeżdża do pracy własnym samochodem. - Marszałek Sekuła otrzymał w Warszawie rozkaz spacyfikowania nadmiernie rozbudzonych regionalnych ambicji na Śląsku – przyznaje pragnący zachować anonimowość polityk Platformy.

Choć trudno w to dziś uwierzyć, budowa linii kolejowych nie budziła początkowo w Prusach entuzjazmu. Sam król pruski Fryderyk Wilhelm III na wieść o otwarciu kolei łączącej Berlin z Poczdamem w roku 1838 zareagował krótko: „bzdura. Nie wierzę, że ktoś jest zadowolony z tego, że przybędzie do Poczdamu o kilka godzin wcześniej.”

D

opiero później pojawiły się nowe możliwości rozwoju kolei. Ustawa rządu pruskiego zagwarantowała kolei szybki rozwój, a stało się to dokładnie w dwadzieścia dwa lata po pojawieniu się pierwszego pomysłu zbudowania na Śląsku kolei żelaznej i pozwoliło to na gwałtowny skok cywilizacyjny zarówno Śląska, jak i całych Prus. W 1866 roku Prusy wygrały wojnę z Austrią dzięki swojej sieci kolejowej. Pozwalała ona na

Taka teza wydaje się być prawdziwa w kontekście ostatnio ujawnionych informacji, jakoby marszałek zablokował niezwykle korzystną dla KŚ umowę z czeskim przewoźnikiem Leo Express (mogła przynieść śląskiej spółce nawet kilkanaście milionów złotych zysku). Zablokował, kierując się polskim (czytaj: warszawskim) , a nie śląskim interesem – Czesi mieli być postrzegani jako konkurencja dla państwowego PKP Intercity.

Tożsamość na torach

Konkurencja, jaką może stanowić regionalny przewoźnik dla państwowego molocha, to z pewnością tylko jeden z powodów wrogości, z jaką

Podpis pod zdjęcie: 15 maja 2013 roku TVP informację o Kolejach Śląskich opatrzyła tytułem: „Skasują wszystko, co się da”. Czyż może być lepszy komentarz dla działań marszałka Sekuły?

Śląska kolej była potęgą

Od roku 1869 śląska kolej przeżywała czas rozkwitu. Uruchomiono całą masę pociągów. Siedemset trzydzieści specjal-

Nojszybszy był „Lotajoncy pieron”

T

Wejrzyjcie na te fotki. Fto by pomiarkowoł, iże těn cug jeździł 80 lot nazod??? ak u nos padali na cug, kiery we trzydziestych rokach XX storoczo jeździł ze Bytonia do Berlina. Trasa ta jechoł niě cołki 5 godzin, do kupy ze stawaniŷm na banhofach. Szło nim rano pojechać z Wiěrchnigo Ślůnska za gěszeftěm do Berlina, było siehań w połednie, a na wieczůr szło być nazod w doma. Jak dzisio do Warszawy, inoś do Berlina je przeca dali! No i było to 80 lot nazod! „Fliegender Schlesier” (taki cug mioł istne miano) mioł motor diesla, a gzuł po glajzach 130 kilometrůw na godzina. Dzisio, po 80 rokach, we Polsce niě jeżdżom tak chneda żodne cugi! Zresztom styknie porachować – ta sztreka mo 510 kilometrůw, chneda tela, wiela je cugiem ze Katowic do Gdańska abo Szczecina. Dali jak do Poznanio, Lublina. I pofilujcie se, wiela hań jeżdżom cugi! „Fliegender Schlesier” był dieslem, nale trza tŷż przīdać, iże we 1914 roku

Niěmce zaczěni elekstryfikować swoja bana na Ślůnsku – a na swojij, nimieckij tajli, fajrant mieli we roku 1939. We Polsce ůwdy jeździły inoś „ciuchcie”. Elekstryczno trakcjo straciła sie na Ślůnsku we 1945 roku, kiej Rusy wyrabowali ja do sia. Dziepiěro za 30 lot Poloki zaczýni stowiać trakcjo snowa. Nale cugi szły niě inoś do Berlina. Raciborski ksionże, kiery pomer pora lot nazod, kiej go pytali, jako je różnica Ratibora, kiej był bajtlěm, a teroźnego Raciborza – padoł, iże ůwdy ze Ratibora szło jechać cugiěm, bez przesiadki (!) do Wiednia, Budapesztu a Istambułu a latoś ino… do Rybnika a Nędzy. I to nojlepi pokazywo, jak Polsko pomieniała ślůnski cugi. A trza też przydać, iże juże za Autonomie, we 30 rokach, baji we Rybniku był tyż , dworzec autobusowy, taki bushof, a zaś szło tŷż wybrać sie na rajza na połednie wodom, skirz tego, co statki pływały po cołkij Odrze.

Tarnowskich Gór, od Gliwic aż po katowickie Szopienice. Albo pojechać wąskotorówką, tak zwanym Balkanem, z Szopienic do Giszowca.

częściami Niemiec poprzez węzeł w Kluczborku, z Wielkopolską, która też znajdowała się pod pruskim panowaniem, poprzez węzeł w Kędzierzynie Koźlu, i Opole z Berlinem. Poprzez tenże sam węzeł uzyskaliśmy połączenie z Sudetami, z Jelenią Górą, ze Zgorzelcem, dalej z Dreznem. Równie ważny był węzeł południowy: Rybnik, Racibórz – tutaj przebiegała najkrótsza linia kolejowa łącząca stolice dwóch cesarstw: Berlin i Wiedeń. Chałupki

Koleje o rozstawie 785 milimetrów tak zadomowiły się na Górnym Śląsku, że gdy pod koniec XIX stulecia budowaną linię tramwajową, to też ze względu choćby na szczupłość miejsca w wąskich ulicach miast przemysłowych, wykorzystano ten sam rozstaw: 785 milimetrów. I linia tramwajowa, pierwsza zbudowana na Górnym Śląsku idąca od Gliwic poprzez Zabrze, Bytom, Chorzów do Katowic, od dworca na Trynku miała właśnie ten sam rozstaw. Śląsk rychło zyskał połączenie z innymi

i Bogumin, wtedy za czasów CiK Monarchii oraz II Rzeszy, odpowiednio Annaberg i Oderberg były tymi kluczowymi pogranicznymi węzłami. Niestety na skutek rabunkowej gospodarki po roku 1945 nasza śląska kolej nigdy już nie odzyskała przedwojennego blasku. Niektóre jej elementy, takie jak linia wąskotorowa z Gliwic do Raciborza, czy wałbrzyska kolej elektryczna, zniknęły ze śląskiego pejzażu na zawsze. PaWeŁ POLOk

Takie były nasze cugi

nych pociągów kurierskich, czterdzieści dwa pociągi pasażerskie, w tym jeden specjalny dla wicekróla Egiptu, i ponad sześć i pół tysiąca pociągów towarowych. Co ciekawe rozwój kolei na Górnym Śląsku postępował niejako dwutorowo. Z jednej strony była to budowa linii z Wrocławia na wschód – ona swego czasu przyjęła nazwę „links Ufer Oderbahn”, czyli „Kolej lewego brzegu Odry”. Połączyła Wrocław z Gliwicami, Bytomiem, Mysłowicami. Tam połączyła się z Kaiser Ferdinand Nordbahn. Była to linia idąca od Wiednia poprzez Brzecław, Ołomuniec, Morawską Ostrawę, Dziedzice, Chrzanów, Kraków, aż do Lwowa, łącząc tym samym Lwów z Wiedniem.

Od roku 1869 śląska kolej przeżywała czas rozkwitu. Uruchomiono całą masę pociągów. Siedemset trzydzieści specjalnych pociągów kurierskich, czterdzieści dwa pociągi pasażerskie, w tym jeden specjalny dla wicekróla Egiptu, i ponad sześć i pół tysiąca pociągów towarowych. błyskawiczne przerzucanie wojsk. Taki pierwszy Blitzkrieg…

odnoszą się do Kolei Śląskich centraliści. Równie ważne są, jak zwykle, kwestie tożsamościowe. Cokolwiek jest regionalne śląskie, dla wielu Polaków wydaje się automatycznie podejrzane. Stąd próby zwalczania wszelkich przejawów regionalnej inicjatywy oraz rozmywanie śląskości, poprzez wspólne strategie śląsko-małopolskie, kuriozalny podział administracyjny czy ostatni kuriozalny pomysł połączenia Kolei Śląskich ze swoim małopolskim odpowiednikiem. Wygląda na to, że jeszcze długo wszystko, co powstanie z przymiotnikiem „Śląskie” w nazwie, będzie miało pod górkę. MacIej kabacZek (WSPÓŁPRaca adaM MOĆkO)

To jeden etap rozwoju kolei na Górnym Śląsku – był on sponsorowany przez państwo. Berlin przywiązywał bardzo dużą wagę do rozwoju kolei żelaznej. Nie bez przyczyny mówi się, że obok Moltkego i innych przedstawicieli niemieckiej generalicji, wojny lat 1866 przeciw Austrii, 1870 przeciw Francji, wygrał także pruski

kolejarz. Königlich Preußische EisenbahnVerwaltung z siedzibą w Berlinie, a więc Królewski Pruski Zarząd Kolei Żelaznych stale był wspierany w swych wysiłkach na rzecz rozwoju przez pruski sztab generalny. Notabene do wybuchu I wojny światowej nawet budowa linii drugorzędnej nie mogła mieć miejsca bez wiedzy i swego rodzaju błogosławieństwa naczelnych władz wojskowych.

kolej częścią przemysłu

Zaś drugi etap rozwoju kolejnictwa na Górnym Śląsku, to rozwój kolei przemysłowej. Ta kolej przemysłowa rozwijała się początkowo samorzutnie: łączono kopalnie, huty. Przyjęto z praktycznych względów rozstaw torów wąskotorowy. Kolej wąskotorową łatwiej było doprowadzić do mniejszych przedsiębiorstw, często wręcz, jak to miało miejsce na Górnym Śląsku, na niewielkie przyfabryczne podwórka. Ów rozstaw osi to trzydzieści cali pruskich, co na układ metryczny przekłada się – 785 milimetrów. Rozstaw tej kolei, której fragmentem była linia idąca z Gliwic do Rud Raciborskich, był jednolity dla całego Górnego Śląska, stąd jeszcze w latach siedemdziesiątych można było odbyć podróż od Markowic aż do miasteczka śląskiego koło


8

LIPIec 2013 R.

Sprawa ze Muzeum Śląskim mo jużecharkter komedii

Sekuła pokozoł, co poradzi A

Kiej lider RAŚ, Jorg Gorzelik, fronknoł funkcjom wicemarszałka, skirz tego, co marszałek ślůnski, Mirosław Sekuła wyciep dyrechtora Muzeum, ůwdy Sekuła pedzioł do Gorzelika: „panie marszałku, niŷ gańba wom? Kiej była godka, toście byli piěrsi, alekiej je robota, to wos ni ma”.

zaś chnet pokozoł, jak ta sekułowo robota wyglondo. Tego, co wynokwio ze Muzeum Ślůnskim, se ani forsztelować niě szło! Dyrechtůra ni ma, tuż trza rozpisać konkurs. Sekuła padoł, że Gorzelik tego niě rychtował, nale to niě je prowda, skirz tego, co przeca Gorzelik narychtowoł regulamin wybiěranio nowego dyrechtůra. Nale Sekuła go wyciep i narychtowoł wtůry. Lekszy. O’roz

„Jurorzy na kartkach zapisują nazwiska swoich faworytów. Nowara zdobywa pięć głosów, Racięski trzy, Jodliński dziesięć. Zwycięża jako merytorycznie najlepszy. Prof. Chojecka: - Nie było wątpliwości, kogo komisja ma rekomendować w drugim głosowaniu. Wtedy głos zabrał Jacek Miler, przedstawiciel ministra kultury, i powiedział, że on sobie nie wyobraża Jodlińskiego na tym stanowisku.

Kiej pokozało sie, że je inoś jeděn dobry merytorycznie kandydat – Leszek Jodliński, těn som, kierego Sekuła ze dyrechtora wyciep – ůwdy przýszeł jasny „prikaz” – kożdy, inoś niě Jodliński. pokozało sie, iże dyrechtůr niě musi być wybildowany we historii, muzealnictwie abo historii sztuki, ino styknie, coby mioł lecy jaki wyższe bindowani.

jaki regulamin, taki kandydaty

Tuż na dyrechtora wielgigo muzeum wele Sekuły nado sie baji lěkorz, klawiěrowy muzykant, inżynier-bergmon abo aptěkorz. Dali: wele Gorzelika dyrechtůr winiěn znać dobrze jako zagraniczno godka, a zaś wele Sekuły, styknie coby znoł, nie musi być dobrze. Inoś – co to je, znać nie dobrze??? Czy jak fto poradzi pedzieć po anglicku: „gud morning, ajem direktor of Muzeum, heloł” – to już poradzi godać? Taki dyrechtůr wele Sekuły winiěn mieć doświadczěni w zarządzaniu, ale zaś, bele czym. Tuż może to być baji kierownik masarni abo sztajger z gruby. No, trza pedzieć prosto – regulamin był taki, coby wygroł „nasz”, kwalifikacje zaś niě za ważne! Ale! Kożdy, fto choć trocha mo zoc do sia, we takim politycznym konkursie niě sztartnie. Bo co to za dyrechtůr muzeum, kierěmu marszałek padajom, co może wystawiać, a czego niě. Tuż żoděn, fto się rychtig zno na těj robocie, niě sztartnoł. Wybildowany we historii był hań inoś dr hab. Zygmunt Woźniczka, kiery by nawet Sekule możne pasowoł, skirz tego, co pszaje inoś polskij wersji historie Ślůnska – nale Woźniczka pono godoł do komisji taki balakwastry ô muzealnictwie, że szans ni mioł żodnych. Kiej pokozało sie, że je inoś jeděn dobry merytorycznie kandydat – Leszek Jodliński, těn som, kierego Sekuła ze dyrechtora wyciep – ůwdy przýszeł jasny „prikaz” – kożdy, inoś niě Jodliński.

jak bele fto, to bele fto

„Gazeta Wyborcza” (przīdatek „Duży Format”) ôpisała, jak to genau było:

Członkowie komisji podnoszą ręce. Za Jodlińskim - prof. Chojecka i dr Bogna Dziechciaruk-Maj, dyrektorka Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej "Manggha". Za Nowarą: Andrzej Rottermund, Joanna Wnuk-Nazarowa (przedstawiciele marszałka), Michał Woźniak i Jacek Miler (przedstawiciele ministra kultury). Pozostali jurorzy wstrzymują się od głosu.” No i tak chop, kiery tela wiě o muzeach, co redachtory těj gazety ô kopanio wonglo, ôstaje dyrechtůrem wielgigo Muzeum. Pokozało sie tyż, co těn dyrechtůr tela mo spůlnego ze kulturom, iże pisze wiersze, we kierych ôpisuje, iże „dowiedziałem się wreszcie, kto wyruchał tę czarnąna którą miałem ochotę w Mikołowie” Taki wiersz, to u nos chneda kożdy przī piwie improwizuje, a na dyrechtora muzeum sie nie wybiěro.

co Sekule w jodlińskim zawadzo?

Tuż marszałek Sekuła pomiarkowoł, iże kiej zamianuje go dyrechtorěm, wszyjscy bydom sie lachać i ze dyrechtora i ze marszałka.I niě mianowoł, a terozki obiecuje, iże przŷjedzie – bez konkursu – jakoś widzano dyrechtůrka ze Warszawy. Ŏboczymy, fto przýjedzie a jakie Muzeum nom zrychtuje. Nale dziś idzie pedzieć jedno: to muzeum bydzie ślůnski ino ze miana. Wizjo Jodlińskigo była tako, coby pokozać rychtyczno historio Ślůnska, jako tajli Europy, kiero bywała czesko, austriacko, prusko a terozki je polsko. Coby pokozać, jak těn Wiěrchni Ślůnsk sie rozwijoł we XIX storoczu a na poczontku XX, kiej była naszo złoto era, kiej byli my těj Europy werkiěm. Kiej piěrszo parowo maszyna na kontynencie robiła u nos, we Tarnowskich Gôrach. Zresztom wystawa wele Jodińskigo zaczynała sie tym, jak Goethe przýjechoł genau do Tarnowskich

Z profilu „Nie dla psucia Muzeum Śląskiego" na Facebooku. Gór,coby se na ta maszyna pofilować. I ô to zrobiła się chaja, że sam je Polska, a muzeum chce pokazywać nimieckich poetůw. Tak, jakby to była naszo, ślůnsko wina, że Goethe chcioł na maszyna blikać, a zaś Mickiewicz woloł pisać ô Akermańskim Stepie a litewskij rzěce! Szpil do chaje doł tyż prezydent RP, Bronisław Komorowski, kiery miast historie rod widziołby u nas … polsko polityka historyczno. Zaś gryfnie ôpisała to Gazeta Wyborczo: Bronisław Komorowski, z wykształcenia historyk, często bywa w zameczku Mościckiego w Wiśle. Zaprasza na obiady polityków, naukowców, twórców kultury. W Barbórkę podczas takiego spotkania Irma Kozina (doktor historie sztuki, ekspert Muzeum –przyp.red.) podchodzi do prezydenta. Rozmowa podobno wygląda tak. Kozina: - Dyrektor Jodliński jest prześladowany, bo eksponuje niemieckie wątki w historii Górnego Śląska. Prezydent: - Jest dla mnie oczywiste, że historia to rzecz interpretacji. Kozina: - Raczej faktów. Prezydent: - Tak, droga pani, ale te fakty można interpretować. Jodliński powinien je interpretować zgodnie z polską racją stanu. No ale jak ktoś chce umierać za Śląsk, to mu kancelaria nawet jakąś wiązankę ufunduje. Kozina: - A ja myślałam, że polska racja stanu to prawda, Bóg, honor i ojczyzna.

Prezydent odwraca się i odchodzi.” I tela. Prezydent RP a roztomaite inaksze ludzie niě chcom sam historii Ślůnska. Chcom bajka ô tym, jak to Ślůnzoki zawdy chciały do Polski, jak ô ta Polsko sie prały we Powstaniach. To wele prezydenta a jegokamratůw, wele marszałka Sekuły, welewicewojewody Piotra Spyry a

dali bydom udować, co ze XII do XIX storoczo żodněj historie Ślůnska niě było. Wele jejch Ślůnsk, jak Atlantyda, sie we XII storoczu stracił, a we XX znod. I tela. Trza pedzieć, iże polski polityki bojom sie rychtyczněj historii Ślůnska. Bojom siejij, bo ůwdy musieliby tyż pedzieć, co ludzie,kierzy sam miěsz-

Wizjo Jodlińskigo była tako, coby pokozać rychtyczno historio Ślůnska, jako tajli Europy, kiero bywała czesko, austriacko, prusko a terozki je polsko. Coby pokozać, jak těn Wiěrchni Ślůnsk sie rozwijoł we XIX storoczu a na poczontku XX, kiej była naszo złoto era, kiej byli my těj Europy werkiěm. inakszych – ni mo być Muzeum Śląskie inoś Muzeum Polskich Mitów o Śląsku. To mo być tako historia Ślůnska, jako radzi widzom we Warszawie, a niě tako, jako ôna rychtig była. I bez tuż Jodliński,kiery chcioł pokozać prawdziwo, ni můg wele jejch być dyrechtorem.

a geld tybymy ôddować my

Ino fto bydzie, a jak bydzie dali? Pieron wiě… Nale jedno idzie pedzieć na sto procent – za marszałka Sekuły na rychtig ślůnski muzeum ni momy co liczyć. Eli razěm wybory wygro PiS, to tym barżyj, ôni zrychtujom ekspozycjo ô „Ślůnskich Powstaniach” a „Powrocie Śląska do Macierzy”. I

kajom, ze Polskom za wiele spólnego ni majom, bez tuż możne direkt Polokami niě som. A to juże je przeciw „polityce historycznej”. Inoś my wszyjscy momy problŷm. Wielgi problŷm. Unia Europejsko dociepała sięe do budowy muzeum ze godnij jak 200 milionami złotych. Nale chce za to, coby każdego roku było sam 125 000 ludzi. Na rychtyczno wystawa by przýszli, wartko choby polizać historie Ślůnska. Nale fto przýdzie na propagandowo pokazůwka, na „ślůnsko polityka historyczno”? Mało fto, tuż możne geld trza bydzie ôddać.A ůwdy bydymy to musieli zrobić my, mieszkańcy województwa, Ślůnzoki, niě zaś prezydent Komorowski, marszałek Sekuła a jejch kamraty… daRIUSZ dYRda


9

LIPIec 2013 R.

T

ak! Czcigodna, artystyczna placówka kształcąca tancerzy klasycznych swoje korzenie ma (u nas) w Sosnowcu! Niemalże najstarsza w Polsce „baletówka”(!) , czyli Ogólnokształcąca Szkoła Baletowa im. Ludomira Różyckiego ma iście gorolskie pochodzenie. Została założona tuż po II Wojnie Światowej, w 1946 przez tancerkę Tacjannę Wysocką. W Sosnowcu właśnie. Co najlepsze jest w tej historii? Otóż podczas rozmowy z ówczesnym ministrem Kultury i Sztuki, Władysławem Kowalskim, Wysocka została poinformowana, iż „najlepiej będzie zaproponować (jej) szkołę na Śląsku. Jest w Sosnowcu pod Katowicami pałac, który należy do naszego ministerstwa”. Nie wiem jak wy, ale ja zwijam się ze śmiechu kiedy dowiaduję się, że w całej powojennej historii, czy nam się to podoba, czy nie, dla warszawiaka Sosnowiec leżał na Śląsku. Widać minister Kowalski już wtedy myślał jak… typowy Kowalski. Co było dalej? Pozwolę sobie na małą, wodno-kanalizacyjną dygresję, która do baletu ma się jak pięść do oka, ale sprawa jest priorytetowa, gdyż prawie idzie o haźle (a to również punkt zaczepki między resztą mieszkańców kuli ziemskiej a Ślązakami , którzy są pewni, że pierwsi na świecie mieli klozety). Otóż Wysocka prowadziła swoją szkołę, jednak miała sporo problemów:” pierwszy okres był bardzo trudny: w domu nie było wody, gdyż Niemcy zabrali wszystkie rury, brakowało szyb w oknach, biegały nie tylko myszy, ale i szczury”. Fakt, iż Niemcy zabrali rury wodociągowe jest dla mnie bezspornie dowodem dwóch okoliczności: po pierwsze przypomina, że najukochańszy, wyniesiony nad ołtarze przez Ślązaków naród niemiecki w czasie wojny święty nie był. I tak jak zawsze uczciwie wspominam, ile krzywd Ślązacy doznali

J

utro Marsz Autonomie! Kiej pisza, je przed Marszem, kiej bydzie czytać, bydzie po Marszu. Bez tuż ni moga napisać, jak bydzie, bo kiej bydziecie czytać, to już niě „bydzie” inoś „było”. A festelniech tego Marsza ciekawy. Czamu? A skirz tego, co roztomaite polski o’rganizacje nacjonalistyczne som coroz barżyj na nos zawziěnte. Już łońskigo roku popytali rychtować kontrmanifestacjo, nale to był inoś śmiěch, skirz tego,co było jejch możne 50, a cosik ku nom ryczeli, my zaś im padali: „půdżcie z nami. Autonomia jje wspaniała, Śląsk syty i Polska cała”. Nale latoś świat je inakszy. Roztomaite nacjonalistyczne chacharski organizacje poradzom napaść nawet na wykłod profesora na uniwerzytecie. Tuż co to do jejch ôbciepać mutrami legalno manifestacjo autonomistůw. A skirz tego, co ze nami tyż idzie kupa kibicůw (nowiěncyj ze Ruchu Chorzów), kiere do chaji som nawykłe, to trza dować pozůr, coby ze pokojowego Marszu niě zrobiła siě rychtig bitwa. Nowo wojna domowo, kiero możne

bytomski balet Z pochodzi z Sosnowca! PISaNe Za bRYNIcĄ

od Polaków, tak będę z uporem maniaka przypominać o zbrodniach niemieckich , żebyście sobie nie myśleli, że już do reszty mnie przekabaciliście (chociaż, co prawda „zajumane” rury to nieco dziwny dowód niemieckiej okupacji). Druga rzecz: skradzione rury, dowodzą, iż co najmniej bezpośrednio przed wojną w Zagłębiu była kanalizacja! Tak, tak proszę państwa, dlatego opowieści, że u nas haźle wybudowano dopiero w XXI wieku możecie odstawić do lamusa. Haźle przed wojną były, a potem nie było, bo Niemcy wywieźli

czyli nie robi się tego wszystkiego co lubią górnicy i najczęściej jest ich jedyną rozrywką w dzisiejszych czasach. Zastanawiam się jak to było, że górnicy oglądali balet? A może tylko sosnowieccy górnicy mieli takie kulturalne zwyczaje? Trzeba poczytać, dowiedzieć się. Obiecuję kiedyś do tego tematu wrócić. Tymczasem, po czterech latach upaństwowiono szkołę Wysockiej a ona sama pozostała tam kierownikiem artystycznym. Rozegrał się dramat, wprowadzono bowiem polityczne przedmioty, przysyłano pseudo-

Skradzione rury, dowodzą, iż co najmniej bezpośrednio przed wojną w Zagłębiu była kanalizacja! Tak, tak proszę państwa, dlatego opowieści, że u nas haźle wybudowano dopiero w XXI wieku możecie odstawić do lamusa. Haźle przed wojną były, a potem nie było, bo Niemcy wywieźli je na Zachód. I stąd je zresztą mają, bo nam ukradli. Ot co. je na Zachód. I stąd je zresztą mają, bo nam ukradli. Ot co. Wracając do baletu, przez pięć lat w Sosnowcu właśnie, odbywały się najlepsze lekcje tańca. Wysocka zadbała o odpowiedni harmonogram dnia i nastrój. Szkoła pokazywała się m.in. w teatrze Wyspiańskiego w Katowicach, ale najbardziej zastanawiający jest fakt, iż, jak wspomina tancerka: ” Byliśmy w dobrych, sąsiedzkich stosunkach ze Związkiem Górników, często korzystaliśmy z ich pięknej sali i nigdy nie odmawialiśmy, kiedy proszono nas o występy”. Górnicy oglądali taniec klasyczny? Niewiarygodne. Piwa przecież tam nie dają, ani choćby pół sznapsika i świńskich, grubiańskich dowcipów też się nie opowiada,

znawców, którzy uczyli „jak uczyć”. Upaństwowienie było nieodpłatne. Wkrótce pani Tacjanna zrezygnowała, a wraz z nią prawie cała kadra. Reasumując: A. Brawa dla Wysockiej. B. Niemcy pokradli haźle z Zagłebia. C. Baletówka jest „nasza”. D. Sosnowiec od dawna uchodzi za Śląsk. E. Sprawdzić, czy górnicy chodzili na balet. Tym samym powiedzenie, że mamy do czynienia ze „śląskim baletem” lub „śląską szkołą baletową” jest tyle samo warte, co twierdzenie, że autorka tego tekstu jest zakonnicą. Adieu ! PaULa ZaWadZka

List do redakcji

ogromną ciekawością przeczytałem w czerwcowym numerze Cajtunga tekst o „niebezpiecznych populistach”. Moja ciekawość rosła, im byłem dalej. I bawiłem się coraz lepiej czytając, że RAŚ może uważać za niebezpiecznego populistę kogoś, kto chce zjednoczenia ziem górnośląskich w jednym województwie. Kto chciałby by o województwo miało lotnisko u siebie, a nie w Altrajchu. Jaja jakieś, czy coś? Od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem wstąpienia do RAŚ. Dlaczego? Bodo cholery doprowadzają mnie polskie media, które stale plotą „w Sosnowcu na Śląsku” albo „pojechał z Opola na Górny Śląsk”. Czy naprawdę nie da się zrozumieć, że jeśli coś jest w śląskim województwie, to nie musi od razu być Śląskiem. I że można być Śląskiem, nie będąc w województwie śląskim? Jeśli tak, to ja, Hanys z dziada pradziada chciałbym, żeby województwo (górno)śląskie składało się z samych śląskich ziem. Niech sobie Sosnowiec z Żywcem idą do województwa małopolskiego, a Częstochowa do łódzkiego, ale śląskie niech będzie naprawdę śląskim. Bo dziś jest takim tylko z nazwy. Ja, Hanys z dziada pradziada chcę, żeby katowicką część Górnego Śląska, gdzie mieszkam ja, a skąd jest moja mama, połączyć z opolską, skąd (dokładnie z Gogolina) jest mój ojciec. Ani mama, ani tata nigdy nie mieli – i nie mają nadal - wątpliwości, że są takimi samymi Górnoślązakami. I gdyby przyszło do referendum głosowaliby za połączeniem. Tak samo, jak ja, ich syn. Jak moje rodzeństwo (chociaż na trzy siostry dwie są w Rajchu), jak moje dzieci.

Przeczekomy!

za 50 lot jakiś polski historyk zaś zamianuje „Powstaniem Śląskim”. Niěrod blikom na to, co sie we Polsce dzieje ze patrzeniěm na Ślůnsk. Chneda kożdy polski polityk cygani, iże autonomisty chcom ôderwanio Ślůnska o’d Polski. A przeca o’ni winni wiedzieć, iże to niě-

im przýkwolo – to za co momy mieć zoc do takigo państwa? Zdo mi sie, iże widzi to nawet poseł Marek Plura, wielgi Ślůnzok na małym wuzyku. Za ôstatni 6 lot durś mioł storani o’ naszo godka, padoł iże przekono prezydenta Komorowskigo a premiera Tuska,

Kiej ôni ryczom „Polska dla Polakůw”, my muszymy im spokojnie pokozać, co Czechy nos nie sczechizowały, Niěmce nos niě zgermaniły, tuż spolonizować tyż siě niě domy! prowada. Że my takich planůw niě momy. Że Ślůnzoki za ôstatni 700 lot ni miały swojigo państwa, a niě rychtowały powstań, bele mogły ino żyć po swojimu. Kiej uzno to tyż Polska,kiej bydzie rada naszěj godca a těmu, iże my chcemy być Ślůnzokami a niě Polokami – bydymy najlepszymi polskimi obywatelami, bydymy mieć we wielgij zocy biołego orła, biołoszerwono fana. Nale terozki, kiej „polski patryjoty” padajom nom we internecu: „won folksdojcze do Niemiec!” a państwo

coby popar storani o „język śląski”. Plura w to wierzył, nale latoś już widzi, co we swojij partie PO niě znońdzie poparcio do naszěj sprawy. I coroz barżyj stoi we rozkroku, bydzie musioł wybrać, co mu je bliższe, Platforma abo Ślůnsk. Skirz tego, co po ostatnim kongresie PO, we Katowicach, nie idzie być i za Ślůnskiěm i za PO. Abo, abo. Tak samo niě idzie być za ślůnskom godkom, za ślůnskom nacyjom – a welować na PiS. Ta partia ślůnskości niě ciěrpi,

i zawdy bydzie niě cierpieć. Ŏni chcom, coby we Polsce wszyjscy byli Polokami. A fto niě Polok – to jejch wrůg! Lider RAŚ Jorg Gorzelik pado u nos we wywiadzie, co dzisio ni ma partii, na kiero mogymy liczyć. Tela w tym prawdy, co nasze storania popiěro ino Palikot, a kupa Ślůnzokůw skuli obyczajowości nigdy na Ruch Palikota welować niě bydzie. Tuż trza nom czekać, jaki bydom we Polsce nowe polityczne siły – a fto inakszy bydzie godoł: ja, Śůnzokom trzeja dać prawo, coby mieli sie za nacyjo, a jejch godka była rychtig godkom, niě zaś gwarom. A zaś Ślůnskowi a inszym regionom autonomio. Nale jak żech napisoł, niěrd blikom na to, co dzisio widza, skirz tego, co ni ma dzisio takij partie, a miast nij je coroz sroższo kupanacjonalistůw. I kiej ôni ryczom „Polska dla Polakůw”, my muszymy im spokojnie pokozać, co Czechy nos nie sczechizowały, Niěmce nos niě zgermaniły, tuż spolonizować tyż siě niě domy!

I byłem absolutnie przekonany, że o to właśnie walczy RAŚ. Że chce autonomii dla takiego właśnie Śląska. A teraz czytam, że ci, co tak myślą to podobno populiści. Ba, porównywani z Samoobroną. I że tak ma rzekomo uważać RAŚ. Więc proszę i zwracam się do waszej redakcji z pytaniem, jaki teren według RAŚ-u ma obejmować ta autonomia, o którą walczy? Czy cały Górny Śląsk, czy też część, a może część z Sosnowcem, ale bez mojego rodzinnego Gogolina. Pytam poważnie, bo to dla mnie ważne. Od 2001 roku głosuję na RAŚ, od 2009 myślę o wstąpieniu do organizacji, w 2010 i 2012 byłem na Marszu Autonomii. I chcę wiedzieć, co planują ci, na których głosuję, w których manifestacjach biorę udział. Do tej pory byłem przekonany, że wiem, ale teraz mam pewne wątpliwości. Cieszę się, że poruszyliście ten temat. Chciałem kupić lipcową Nową Gazetę Śląską, która takie rzeczy wypisuje o RAŚ, i to podobno mając za felietonistę Gorzelika. Chciałem kupić, ale kioskarka mi powiedziała, że już jej nie ma. I teraz sam nie wiem, co o tym myśleć. Więc proszę was, napiszcie, jakie jest stanowisko RAŚ w tej sprawie. Bo chcę wiedzieć, czy znów się zawiodłem na tych, którym oddaję swój głos. MaRIaN MacHULec, kaTOWIce OS. kUkUcZkI. Od redakcji: W poprzednim numerze na pytania te odpowiadali przecież dwaj członkowie zarządu RAŚ. Obaj potwierdzili, że RAŚ dąży do autonomii dla całego Górnego Śląska. Za słowa autora tekstu w NGŚ nie brali żadnej odpowiedzialności.

FIkSUM dYRdUM I to robiěmy. Dziepiěro co skońvczyłech czytać po ślůnsku o’ Kubusiu Puchatku. Pisza o’ tym skirz tego, co terozki chneda każdego tydnia som u nos nowe ksiůnżki po ślůnsku, nowe teatralne sztuki – bez tuż godka sie o’dradzo. A ze godkom cołko reszta. I chocia zdowo mi sie, żena autonomio poczekamy jeszcze długo, to za pora lot na ślůnskich geszeftach bydymy czytać niě „mięso, wędliny” ino „masarnia”, nie „narzędzia” ino „werkcojg”, a zaś we sklepach bydymy kupować niě „taczki”, „zsiadłe mleko”, „płaszcz” inoś kara, kiszka a mantel. A zaś przedowaczka bydzie poradziła godać, a niě ino mówić, bo się to bydzie normalnie wercić! Jo w to wierza, a wy? daRIUSZ dYRda PS. Obok jest felieton mojej młodej redakcyjnej koleżanki. Może jako redaktor naczelny powinienem poprawić nieprawdę, ale jest to tak fajnie napisane, że zostawiłem. Niemniej czytelnikom wyjaśniam, że fakt posiadania w Altrajchu wodociągów wcale nie dowodzi posiadania przez nich też ubikacji. Bo wodę dostarcza wodociąg a ubikacja potrzebuje kanalizacji. A waserlajtung i szajslajtung to przeca niě je to samo, pra!


10

LIPIec 2013 R.

Wśród licznych przybyłych na Śląsk goroli, ci byli inni. Przyszli nie tylko brać, ale też dawać

co Śląsk zawdzięcza Lwowiakom

13 lipiec 2013 roku. W dniu, gdy w Katowicach maszeruje Marsz Autonomii, to na Wołyniu dzieją się obchody Rzezi Wołyńskiej. Podczas II Wojny Światowej UPA w imię jednorodnej etnicznie Ukrainy mordowała Polaków. Po wojnie wiedzieli oni, że nie mają tam czego szukać. Wyruszyli szukać nowej ojczyzny na Zachód. Wielu z nich dotarło na Górny Śląsk.

A

Ślązacy powinni umieć się wczuć w ich położenie. W imię jedności etnicznej, odmawia się uznania za odrębny naród czy choćby grupę etniczną. Ślązacy mieli swój odpowiednik Rzezi Wołyńskiej – Tragedię Górnośląską. Wielu, podobnie jak Lwowiacy, w poszukiwaniu nowej ojczyzny wyruszyło na Zachód. Dotarło do Westfalii, Bawarii. A Lwowiacy do nas. I lwowscy lekarze, architekci, prawnicy – w dużej części zdołali zastąpić tę inteligencję, która uciekła przed sowietami (i Polską). Za PRL-u na Śląsk zjechało wielu „goroli”. Przywykło się wrzucać ich do jednego wora. Ale to nie jest jeden worek, bo Lwowiacy od reszty zasadniczo się różnili. To nie tylko „hadziaje” z wołyńskich i podol-

pozytywnie wyróżniają się od samej reszty. I cierpią, bo chociaż minęło 70 lat, wciąż tęsknią za swoim Lwowem, tak jak wielu Ślązakom w Niemcach cni sie bez ślůnskigo hajmatu. Warto zauważyć za ś.p. Michałem Smolorzem, że : „(…)choćby nie wiem jak udowadniać różnice między losem wysiedlonego Ślązaka i ekspatriowanego Kresowiaka (…), zawsze będą to światy równoległe, kierujące się identycznymi emocjami i racjami”. W istocie, Lwowiacy i Ślązacy to dwie grupy, które walczą o własną tożsamość. I w jednej i w drugiej widać dwa przeciwstawne fronty: z jednej strony radykalne podejście do swojego pochodzenia i historii, która okazała się niesprawiedliwa, z drugiej strony - niemalże

Po II Wojnie Światowej Śląsk bezwzględnie eksploatowany gospodarczo, zaczął się degradować. O ile liczni polscy przybysze mieli na to wpływ, o tyle Lwowiacy pomagali hamować tę degradację cywilizacyjno – kulturową. A działo się to na zasadzie przyprowadzania na Śląsk „gotowego produktu”. skich wsi, którzy kulturą rolną zdecydowanie ustępowali Ślązakom. To także jedyna taka polska imigracja na Śląsk, która nie tylko przyjechała jedynie brać, habić, grabić i awansować kosztem Ślązaków – ale też przywiozła własną, dość wysoką, austro-węgierską, kulturę. I przywiozła nam kilka wartościowych „gotowych produktów”, jak choćby Opera Bytomska czy Politechnika Lwowska.

Tacy, jak Ślązacy

Więc gdy na Śląsku pomstuje się na goroli, warto jednak obiektywnie spojrzeć na tych goroli lwowskich, którzy jakże

całkowitą asymilację, a może i spolegliwość? O wiele prościej jednak , znaleźć Ślązaków którzy czują się Polakami i np. za autonomią nie głosują, niż Lwowiaków, którzy mówią o sobie: „jo żech jest Ślůnzok”. Co to takiego jest, co sprawia, że to właśnie Lwowiacy są dla Śląska najwartościowszymi przybyszami po wojnie? Ba, może nawet jedynymi wartościowymi? Czym tak bardzo różnili się od innych grup, które osiadły na Śląsku? Zacząć należy od tego, iż po II Wojnie Światowej Śląsk bezwzględnie eksploatowany gospodarczo, zaczął się degradować. O ile liczni polscy przybysze mieli na to

wpływ, o tyle Lwowiacy pomagali hamować tę degradację cywilizacyjno – kulturową. A działo się to na zasadzie przyprowadzania na Śląsk tego właśnie „gotowego produktu”.

Przynosili całe swoje instytucje

Lwowiacy na Śląsku organizowali się w sposób kompletny i sprawny. I tak np. Opera Śląska powstała, bo najpierw przybył dyrektor i pięciu solistów, a potem… cała reszta. Śpiewacy, tancerze, kadra techniczna. Przybyli wszyscy i zrobili „wszystko”. To samo z kadrą nauczycielską i szkolnictwem, niemalże identycznie z Politechniką Śląską, z kadrą teatru im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. Dlatego śmiało można powiedzieć, że niewątpliwie Śląsk dostał lwowską perełkę ludzi wykształconych, zdolnych i przede wszystkim chętnych do pracy. Nie jest tak, że pozbawiony nagle w 1945 roku rodzimej inteligencji Śląsk stoczyłby się na samo dno, gdyby nie Lwowiacy, bo przecież region, gdzie są perspektywy zarobkowe (a takowe były, chociażby ze względu na górnictwo) prędzej czy później się rozwinie, ale czy na każdym szczeblu? Region to nie tylko przemysł, a również edukacja, sztuka, kultura, to są elementy konieczne to tworzenia tożsamości, odrębności i historii. Dlatego bezspornym jest, że Ślązacy zawdzięczają Lwowiakom bardzo dużo. Historię osiągnięć lwowskich na ziemi śląskiej rozpocząć można od Politechniki Śląskiej, której gmachy do dziś dzień przepełnione są studentami. Po wojnie, w Gliwicach ostał się poniemiecki budynek, który idealnie nadawał się na ośrodek dydaktyczny. Był funkcjonalny, No i zostały tu dobrze wyposażone niemieckie laboratoria. Słowem – świetne zaplecze do pracy naukowej. Pierwsi lwowscy naukowcy pojawili się na Śląsku w 1945r. Zdecydowali się pozostać w Gliwicach.

Zatrzymywane pociągi

Politechnika Lwowska – to ona dała początek Politechnice Śląskiej.

Rok później, kiedy kolejny pociąg wypełniony Lwowiakami wjechał na gliwickie tory, na peronie czekała już kadra przybyła wcześniej. „ Jest gdzie pracować, mamy dobre miejsce”. Wystarczyło parę zdań i z pociągu wysiadł m.in. prof. Stanisław Fryze, współtwórca podstaw elektrotechniki teoretycznej, profesor Politechniki Lwowskiej i późniejszej Politechniki Śląskiej. Od tamtej pory z pociągów systematycznie wysiadał kwiat nauk ścisłych gliwickiej politechniki. Administracyjnie, Politechnika Śląska

funkcjonowała krótko w Katowicach, w budynku Zakładów Technicznych, ale to gliwickie gmachy okazały się odpowiedniejsze. Co najważniejsze jednak, profesorowie lwowscy, którzy przybyli do Gliwic, przekazali ogrom wiedzy zdobytej i ukształtowanej na Politechnice Lwowskiej, np. z dziedziny chemii, elektryki, elektrotechniki czy matematyki. Przynieśli tu to, co w nowoczesnym świecie ceni się najbardziej – swoją wiedzę. Władze komunistyczne Polski nie były zainteresowane odtwarzaniem struktur naukowych, pociągi wiozące Lwowiaków skierowane były we wszystkie regiony z Pomorzem łącznie. Za wszelką cenę starano się rozsiedlić kadrę naukową. Na szczęście nie udało się to do końca – sporo z nich wysiadło u nas. To Lwowiakom zawdzięczmy nowoczesną politechnikę!

Opera Śląska

Opera Śląska w Bytomiu została zorganizowana przez absolwenta Uniwersytetu Lwowskiego oraz studiów muzycznych we Włoszech, Adama Didura w 1945r. Didur został pierwszym dyrektorem Opery i już wtedy nie był to w środowisku artystycznym byle kto. Dysponował głosem basowym, jednak dobrze czuł się również w niektórych partiach barytonowych, co spowodowało, że w chwili zorganizowania Opery Śląskiej był jednym z bardziej zna-

Adam Didur - Założyciel Opery Bytomskiej. Na jego cześć Opera organizuje co roku Międzynarodowy Konkurs Wokalistyki Operowej im. Adama Didura.

Lwów kolebką piłki nożnej

Rudolf Wacek, prezes Pogoni Lwów jeszcze na długo przed wojną miał dużą wiedzę na temat sportu śląskiego. Przyglądając się „pierwszej” Polonii Bytom założonej w 1920 r., nie przypuszczał, że 25 lat później, przyjdzie mu odbudowywać drużynę. Polonia Bytom, którą znamy, do lat sześćdziesiątych, m.in. dzięki lwowskim piłkarzom, którzy zasilili jej szeregi, triumfowała, zdobywając dwukrotne mistrzostwo Polski. Nie przypadkiem czołowi polscy trenerzy piłkarscy – Antoni Brzeżańczyk,

Również najwyższe urzędy często piastowali Lwowiacy, co stanowiło kość niezgody między nimi a Ślązakami, którzy ze względu na swoją „narodową niepewność”, byli niedopuszczani do wszelkich stanowisk. Nie było to proste ani dla Ślązaków, którzy odtąd musieli chodzić do lwowskiego urzędnika, czy zwracać się po poradę do lwowskiego adwokata, ani dla Lwowiaków, którzy nie czuli się „u siebie”. nych solistów. To, że śpiewał w słynnej La Scali mówi samo za siebie. Poza tym były kontrakty w Ameryce Południowej (Rio de Janeiro, Buenos Aires) no i Teatr Wielki we Lwowie, jedna z najlepszych scen Austro-Węgier i przedwojennej Polski. Didur okazał się równie wielkim dyrektorem, co solistą: wraz z nim na Śląsk początkowo przybyło pięciu śpiewaków, a zaraz potem śpiewaczki, inspicjenci, orkiestra, dyrygenci, z czasem tancerze klasyczni. Początkowo Opera miała być w Katowicach, ale o wiele lepszym miejscem był gmach spalonego, bytomskiego teatru. To tutaj były miejsca do ćwiczeń dla śpiewaków i tancerzy, perukarnia, malarnia, sala widowiskowa. I znów, na miejscu zjawił się „produkt gotowy” – cały ceniony teatr. Dlatego opera w Bytomiu tak szybko osiągnęła wysoki poziom. Pierwszym przedsięwzięciem na bytomskiej scenie, wraz z udziałem lwowskich artystów, była „Tosca”. Odbyło się bardzo szybko, bo już 15 września 1945roku, co również dowodzi pracowitości i wytrwałości imigrantów.

Ryszard Koncewicz, Michał Matyas, aż po Kazimierza Górskiego – wywodzili się z lwowskiej szkoły. Sam Rudolf Wacek słynął ze swoich wypraw na śląskie (a może już lwowskie) podwórka, w poszukiwaniu młodych talentów. Nie tylko piłka nożna prężnie rozwijała się dzięki lwowiakom. Należy pamiętać o bytomskim żużlu, lidze pływania, czy sportach moto – crossowych. Lwowsko- śląskie więzy są tu widoczne po dziś dzień, gdyż barwy klubowe mają kolor niebiesko-czerwony, w nawiązaniu do herbu lwowskiej „Pogoni”.

jak żyć razem?

Ze Lwowa na Śląsk przybyła niemal cała kadra nauczycielska. Oto lwowscy nauczyciele kształcili śląskie dzieci. Również najwyższe urzędy często piastowali Lwowiacy, co stanowiło kość niezgody między nimi a Ślązakami, którzy ze względu na swoją „narodową niepewność”, byli niedopuszczani do wszelkich stanowisk. Nie było to proste ani dla Ślązaków, którzy odtąd musieli chodzić do lwowskiego urzędnika, czy zwracać się po poradę do


11

LIPIec 2013 R.

Lwowiacy na Śląsku, Ślązacy we Lwowie

Zabawna historia miała miejsce w Technikum Gastronomicznym (założonym przez Lwowiaków) założonym przez przybyszy. Lekcja była o gołąbkach, więc przygotowano: farsz (mięso i ryż) oraz liście kapusty. Jednej Ślązaczce nie dawało to spokoju(gołąbki to gołąbki), gdyż zapytała: „ filong już je, a kaj som te ptoki”?

Z bOGdaNeM kaSPROWIcZeM, o Ślązakach i Lwowiakach rozmawia Paula Zawadzka

duże wzięli, dużo dali

Kazimierz Górski - Lwowiak, bodaj najlepszy trener polskiej piłki nożnej w historii. lwowskiego adwokata, ani dla Lwowiaków, którzy nie czuli się „u siebie”. Tak więc, kiedy na Śląsku, w centrach miast, Lwowiacy masowo pootwierali ka-

Czas płynął. Centra miast – wysiedlone z dawnym mieszkańców - jak Bytom czy Gliwice zdominowane były przez Lwowiaków, na obrzeżach mieszkali Ślązacy. Lwowiacy zajmowali się handlem, zasilili również kadrę naukową katowickiej Akademii Medycznej. I mnóstwo szkół. Śląskie dzieci odbierały z rąk lwowskich solidne wykształcenie. Kiedy rodzice pragnęli zakończyć edukację dziecka, aby (jak to na Śląsku) poszło do roboty, to właśnie nauczyciele lwowscy rozmawiali, przekonywali,

Zabawna historia miała miejsce w Technikum Gastronomicznym założonym przez przybyszy. Lekcja była o gołąbkach, więc przygotowano: farsz (mięso i ryż) oraz liście kapusty. Jednej Ślązaczce nie dawało to spokoju(gołąbki to gołąbki), gdyż zapytała: „ filong już je, a kaj som te ptoki”? wiarenki, lokale gastronomiczne, nie tak od razu przychodzili tam Ślązacy. Regułą było, że rdzenni mieszkańcy mieli swoje kawiarnie, a przybysze – swoje. Trzeba przyznać, że klimat jaki panował choćby w Bytomiu, dzięki rozśpiewanym Lwowiakom i równie muzykalnym Ślązakom, był nie do odtworzenia niegdzie indziej. W Bytomiu każda kawiarnia miała swój fortepian lub pianino, a często i muzyków. I powoli przełamywały się te kawiarniane śląsko-lwowskie lody. Bolesław Fotygo– Folański, aktor i śpiewak teatralny przechadzał się od opery do kawiarni należącej do niejakiej Margot Heldt. Szedł sobie artystycznym krokiem w berecie na głowie i z laską, podśpiewując, gdy tymczasem w każdą niedzielę o 20:00 Ślązacy nastawiali radioodbiorniki na audycje „Radia Lwów”. Z kolei Lwowiaków bawiła satyra Stanisława Ligonia, toteż ochoczo słuchali „Karlika z Kocyndra”.

prosili: „ On jest zdolny. Niech się uczy”. I chociaż „ty gorolu” i „ty hanysie” słychać było nieraz, różnice powoli się zacierały. Mimo tego Lwowiacy do dziś pielęgnują pamięć o swojej dawnej ojczyźnie. To jest przyczyna, dla której asymilują się wolniej, niż inni „gorole”. Ale też trzeba powiedzieć sobie wprost – ci inni przyjechali na Śląsku z terenów o znacznie niższej kulturze, dla nich był to awans cywilizacyjny „z kongresówki” do europejskiego Śląska. Lwowiacy przyjechali z Europy do Europy, oni byli od Ślązaków inni, ale cywilizacyjnie nie gorsi. Dlatego też niech dwa razy zastanowią się Ci, którzy obarczają Lwowiaków za nieszczęścia, które dotknęły Śląsk. Jest to pogląd rażąco niesprawiedliwy i godzący w ludzi, którzy od Śląska dużo wzięli, ale też dużemu dali. PaULa ZaWadZka (WSPÓŁPRaca daRIUSZ dYRda)

- Cykl wykładów „Lwowiacy na Śląsku, Ślązacy we Lwowie” oraz pańska wiedza w zakresie tej tematyki robią wrażenie. - Hah. Miło mi to słyszeć.

- Skupmy się jednak na okresie bezpośrednio po II Wojnie Światowej. Na ile ,po 1945r. Lwowiacy próbowali się asymilować z miejscową ludnością, a na ile żyli w odosobnieniu? Jak wyglądały ich relacje ? - Można powiedzieć, że od lat Lwów i Śląsk były ze sobą związane. Nie było między nimi wrogości, np. co roku do Lwowa przyjeżdżała delegacja śląska na rocznicę „Obrony Lwowa”. Gospodynie domowe w

się śląskimi dziećmi. Osobiście znam kilka śląskich rodzin, w których dzieci, za namową nauczycieli poszły kształcić się dalej. A małżeństwa śląsko-lwowskie? Po pewnym czasie były już standardem, z tym, że o wiele częstsze były związki Lwowiaka ze Ślązaczką, niż odwrotnie. Należy pamiętać, że przecież po wojnie na Śląsku było wiele samotnych, wolnych kobiet.

- Jak już tak rozmawiamy o tych zażyłościach śląsko-lwowskich, proszę mi powiedzieć na ile Lwowiacy są podobni do Ślązaków? - Oj, są bardzo podobni. Przede wszystkim, jeśli idzie o poczucie humoru. Jedni i drudzy potrafią się śmiać z byle czego, umieją być radośni. To w Polsce nie takie częste. Łączy nas także poczucie odrębności, np. kiedy w latach siedemdziesiątych ludność śląska zaczęła masowo wyjeżdżać do Niemiec, to Ci z Lwowiaków, którzy

Kiedy ludzie przybywają w zwartej masie i od razu zaczynają zarabiać większe pieniądze, podczas gdy autochtoni są spychani na margines, niemożliwym jest żeby nie było konfliktów. przepięknych ludowych strojach, Ślązacy. I odwrotnie, na Śląsk co roku przyjeżdżała delegacja lwowska. Tak było do 1939roku. A potem? Cóż… Kiedy ludzie przybywają w zwartej masie i od razu zaczynają zarabiać większe pieniądze, podczas gdy autochtoni są spychani na margines, niemożliwym jest żeby nie było konfliktów. Standardem było, że Ślązacy I Lwowiacy wybierali osobne lokale gastronomiczne. Z drugiej strony, lwowscy nauczyciele bardzo interesowali

również zdecydowali się na ten krok, nie mogli się tam odnaleźć. Dla nich ten świat był zbyt odległy. Ta odrębność dawała o sobie znać i wielu wróciło.

- Co jeszcze? - Muzykalność! Proszę sobie wyobrazić, w Bytomiu Lwowiacy układali piosenki na każdy ważniejszy temat. Było wydarzenie i była piosenka. Ślązakom to bardzo pasowało. Chętnie słuchali lwowskiego radia.

- I ostatnie pytanie, biorące się stąd, że lwowiacy przynieśli na Śląsk wiele wartościowych rzeczy, a o wartościach przybyszy z terenów dzisiejszej Litwy czy Białorusi jakoś cicho. Czy więc Kresy północne (Litwa i Białoruś) i południowe (Lwów) różniły się aż tak bardzo od siebie cywilizacyjnie? Czy kresy północne nie były bardziej… dzikie? - Hmm, trudne pytanie… I odpowiedź trudna… Kresy północne – Litwa, Białoruś, to zupełnie inna ludność, inna mentalność. Na przykład nigdy się nie spieszą, mają czas. Ich do mojego miasta (red. : Bytomia) w ogóle przyjechało mało, kojarzę ledwie pięć litewskich rodzin. Kresowianie północny zasiedlili Pomorze, Gdańsk, Bydgoszcz. Nie wiem, czy ma sens porównywanie ludzi, którzy różnią się od siebie… wszystkim. - W takim razie dziękuję za rozmowę. - Również dziękuję.

Bogdan Kasprowicz - Batiar lwowski, z urodzenia hanys. Znany z audycji Radia Piekary „Lwowiacy na Śląsku” - to członek Instytutu Lwowskiego w Warszawie. Autor wielu artykułów o tematyce kresowej i ormiańskiej. Z zamiłowania poeta. Autor tomików: „Moim miastom- wiersze i piosenki z Bytomiem i Lwowem w tle”, „Daleko od Lwowa”, „Lwów sentymentalny” i in. Prowadzi śląsko-lwowski kabaret „Bez granic”.

chcesz lepij godać jUż W SPRZedażY!!! po ślůnsku? Wznowienie kultowej książki!

U nas promocyjna cena!

Historia Narodu Śląskiego (autor Dariusz Jerczyński) , wydanie III, poszerzone, 476 stron formatu A-4 – już w sprzedaży od 1 lutego. Cena 60 złotych. Historia Narodu Śląskiego – to jedyna książka, która prezentuje dzieje naszego hajmatu ze śląskiego (a nie polskiego, niemieckiego, czeskiego czy jeszcze innego) punktu widzenia. Trzecie wydanie w porównaniu z poprzednimi zostało bardzo poszerzone, mniej więcej o połowę. Jesteś Ślůnzokiem? Ta ksiůnżka musisz mieć! Historię Narodu Śląskiego można kupić, wpłacając 60 złotych (+ 8 zł koszty przesyłki) na konto: 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 (Instytut Godki Ślunskij Dariusz Dyrda). W przypadku zamówienia 2 i więcej egzemplarzy – przesyłka gratis. Czas realizacji zamówienia do 14 dni. Książkę można zamówić telefonicznie, pod numerem 0-501-411-994 lub na przez pocztę internetową poczta@naszogodka.pl.

„Rýchtig Gryfno Godka” – jedyny podręcznik mowy śląskiej w promocyjnej cenie. „Rýchtig Gryfno Godka” to 15 czytanek po śląsku i polsku, a po każdej czytance omówione różnice pomiędzy gramatyką śląską a polską. Zaś czytanki opowiadają to, co Ślązak o swojej ojczyźnie wiedzieć powinien: o naszej historii, o granicach Górnego Śląska, o śląskich noblistach, o śląskich zwyczajach. Książka zaopatrzona jest również w bogaty słownik polsko-śląski i śląsko-polski. „Rýchtig Gryfno Godka” ” promuje prostą i intuicyjną śląską pisownię opartą o 90-letnią tradycję! „Rýchtig Gryfno Godka”! można kupić, wpłacając 25 złotych (+ 8 zł koszty przesyłki) na konto: 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 (Instytut Godki Ślunskij Dariusz Dyrda). W przypadku zamówienia 2 i więcej egzemplarzy – przesyłka gratis. Czas realizacji zamówienia do 14 dni. Książkę można zamówić telefonicznie, pod numerem 0-501-411994 lub na przez pocztę internetową poczta@naszogodka.pl


12

Cajtung do bajtli

Historia Śląska,

Pomnik Fryderyka von Redena w Chorzowie. Autorem rzeźby jest Augustyn Dyrda, ojciec redaktora naczelnoego Ślůnskigo Cajtunga

Początkowo – po przyłączeniu do Prus - Górny Śląsk był dla berlińskich władców mało ważny. Do tego czuli chyba stale austriackie zagrożenie, bo do 1808 roku miał status kamery wojennej a nie normalnej prowincji. Szybko rozrastające się Prusy (oprócz Śląska nieco później, w ramach rozbiorów nabyły spore ziemie polskie) bały się pewnie, że połknęły więcej, niż zdołają strawić, stąd taka ostrożność. Ponadto pruscy władcy uważali Górny Śląsk za mało atrakcyjny i myśleli o jakiejś zamianie z Austrią. Natomiast rozbiory Polski miały wpływ na granicę Śląska. Po 400 latach przyłączono do niego ponownie, zabraną Polsce, Ziemię Siewierską, nazwaną Nowym Śląskiem (Neue Schlesien). Gdy jednak po klęsce z Napoleonem w roku 1807 nie utraciły Śląska, uznały, że ten nabytek jest w miarę

pewny, i w roku 1808 powołały Prowincję Śląską. Charakterystyczne, że gdy Napoleon z ziem zabranych Prusom tworzył zalążek państwa polskiego – Księstwo Warszawskie – nikt nie sugerował, by w jego granice włączyć Śląsk. Po prostu wówczas dla wszystkich, łącznie z Polakami, było oczywiste, że Śląsk, to nie są tereny polskie. Każdy kto zna historię Polski, zna też nazwisko wybitnego polskiego polityka tamtych czasów, księcia Adama Czartoryskiego. Warto więc wspomnieć, że i on miał plany związane ze Śląskiem. Wierzył, że od pobitych Prus uda się oderwać i Śląsk. Ale nie po to, by włączyć go do państwa polskiego, tylko by zamienić z Austrią na Galicję. Bo także dla niego Galicja była Polską, ale Śląsk – nie! Nawet jeśli jej ludność mówi po polsku. O ile mówiła. Na pewno na pruskim Górnym Śląsku od początku językiem konfesyjnym, kościelnym, był polski. Sądowym obok niemieckiego –

LIPIec 2013 R.

czeski, ale Prusy szybko z sądownictwa go usunęły. Jeśli zaś w kościele był polski, to w szkole też, bo ówczesne szkolnictwo ściśle było powiązane z kościołem. A – choć Polakom z kongresówki pewnie trudno w to uwierzyć – w Prusach już wtedy szkolnictwo było powszechne! Jak pisze Dariusz Jerczyński: „Symbolem całej prowincji stał się orzeł śląski (wrocławski), co miało swoje odniesienie w herbach nowo powstałych miast górnośląskich, jak np. Królewska Huta (Königshütte, dziś centrum Chorzowa) znalazł się więc czarny orzeł zamiast złotego. Prowincję Śląską (Provinz Schlesien) podzielono na rejencje (Regirungsbezirk): legnicką (Liegnitz) i wrocławską (Breslau), a ostatecznie (w roku 1816) wydzielono jeszcze opolską (Oppeln).”. Ta ostatnia jest tym, co dziś nazywamy Górnym Śląskiem. A raczej większą częścią, gdyż przecież mniejsza została przy Austrii, która nadal władała

Pod Jeną Napoleon rzucił Prusy na kolana.

tajla XII

dawnymi księstwami opawskim i karniowskim oraz częścią nysko-grodkowskiego Księstwa Biskupiego. W Austrii aż po 1920 rok tereny te nazywane były Śląskiem Wschodnim (Opawa) i Zachodnim (Karniów). Nazewnictwo to można nawet dziś spotkać w Czechach. Austriacka część Śląska od samego początku cieszyła się sporą autonomią. Region ten zachował w herbie „wrocławskiego” orła, który dziś widnieje też, obok herbów Bohemii właściwej i Moraw w oficjalnym herbie republiki czeskiej. Zresztą herb ten podkreślał, że Wiedeń nie zrzekł się tak całkiem aspiracji do władania nad całym Śląskiem. Wojny napoleońskie, o czym dziś często zapominamy, zapoczątkowane były rewolucją, która dała chłopom wolność. Mimo, że później Francja stała się cesarstwem, nadal obowiązywał w niej pierwszy na świecie kodeks cywilny, a ludzie byli równi. Nic więc dziwnego, że biedne śląskie chłopstwo wyruszyło Francuzom na pomoc, napadając pruskie garnizony. Jednak po pierwszych rekwizycjach wojsk napoleońskich – w tym także oddziałów polskich – sympatie te szybko minęły i Ślązacy, po raz pierwszy ale nie ostatni zaczęli okazywać lojalność wobec państwa pruskiego. I gdy po klęsce Napoleona w Rosji, w 1813 roku, król pruski wezwał swoich poddanych, by zgnietli francuskie jarzmo, Ślązacy na równi z innymi mieszkańcami państwa, posłuchali tej odezwy. Wojna z Napoleonem trwała jeszcze dwa lata, a jednym z oficerów

Książę Adam Czartoryski. Chciał zdobyć Śląsk, ale nie po to, by włączyć go do Polski, tylko by wymienić z Austrią na Galicję.

był Józef (Joseph) von Eichendorff spod Raciborza, który niebawem miał się stać największym śląskim poetą. Do dziś nikt mu tej palmy nie odebrał. Wówczas jego patriotyczne wierszy nawoływały do wystąpień antynapoleońskich. Gdy nastał pokój, Górny Śląsk zaczął się znów dynamicznie rozwijać. Już miesiąc temu pisaliśmy, że odkrycie metody przemysłowego wytopu cynku spowodowało masowe powstawanie hut i kopalń węgla. Czyli tego, co przez kolejne 200 lat miało być symbolem Górnego Śląska. Po wojnie ten proces nabrał jeszcze przyspieszenia. W fabrykach obowiązywał język niemiecki, więc śląscy robotnicy szybko się go uczyli, a całą terminologię techniczną zaczerpnęli wprost z niego. To dlatego i dziś na Śląsku wiele czasowników ma rdzeń słowiański a rzeczowników – niemiecki. Nowoczesny przemysł budował rzutki pruski minister, graf von Reden oraz grupa szybko bogacących się kapitalistów, niemieckiego, ale nie tylko, pochodzenia. Ale o tym za miesiąc.

Momy lato, tuż kupa s nos jedzie na wakacje. Bahhof

Rugzak

Kocherek Toplać sie Alać sie

Celta

Cug

Fliger

Piechty (szłapcugiěm)

Rys. Patrycja i Kasia Kotlarz

Jedni jadom ze banhofa cugiěm, inaksi jadom ze autěm (dej pozůr: niŷ „autěm” ino „ze autěm”!), lecom fligrěm. Idzie tyż jechał autobusěm, na kole, a trefio się tyż, co ftoś idzie piechty (szłapcugiěm), ze rugzakiěm. Na wakacjach jedni miěnszkajom u familie, inaksi we hotelach, pensjonatach, ale bajlte som nojbarżyj rade, kiej mogom być we celtach. Wele cesty familio warzy se na kocherku. A zaś nojbarżyj radzi my som kaś kole wody. Mamulka sie alajom a my toplomy we wodzie.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.