Ślunski Cajtung 08/2014

Page 1

GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ

CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE

Podpisy, powstanie, banki i promocja

T

rzī miesionce czakanio na reakcjo polskigo Sejmu. Óboczymy, kaj ôni majom 140 000 ślůnskich podpisůw. W zocy, abo w … Państwo, kiero tego niŷ uszanuje mo tela wspůlnego z demokracjom, co Legia Warszawa ze Ligom Majstrůw! Co dali ze podpisami, piszymy we tekście kole tego i na zajcie 2. Nale terozki momy koniec sierpnia. A eli tak, tuż trza spomnieć dwie piŷrsze tajle ślůnskij wojny domowŷj 1919-21. I piŷrsze Powstani i wtůre były genau we końcu augusta (1919 a 1920). Beztuż na zajtach 10, 11 a na 12 tyż piszŷmy ô tych ślůnskich rebeliach. Ale bardzo chętnie zapraszamy was na strony od 5 do 8. Bo przecież nie samą polityką i historią region żyje. Trzeba mieć też jego wizję. W XXI wieku kluczowa dla aglomeracji miejskich jest dobra komunikacja zbiorowo. Metro w konurbacji katowickiej nie powstanie, Koleje Śląskie nas po osiedlach i dzielnicach nie rozwiozą, autobusy stoją w korkach. Wielkie, zamożne światowe miasta coraz częściej sięgają po komunikację, którą u nas jeszcze kilka lat temu likwidowano. Zapraszamy więc do wizji śląskiej sztrasbanki. Zapraszamy też na nasze stoiska „Ślůnskiego Cajtunga”. Od 5 do 7 września (piątek-niedziela) będzie nas można spotkać na Tarnogórskich Gwarkach a 6 i 7 września na Dniach Bierunia. Będzie można tam w promocyjnych cenach kupić wszystkie nasze książki, archiwalne numery Cajtunga, niektóre śląskie gadżety – a także pogadać z dziennikarzami Cajtunga. Tuż do trefu – i miłej lektury. Szef-redachtůr REKLAMA

NR 8 (33) SIERPIEŃ 2014

ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 1,50 ZŁ (8% VAT)

I co dalej? Sejm potwierdził. Jest 100 000 podpisów!

Obywatelski projekt ustawy zmieniający ustawę o mniejszościach narodowych i etnicznych odniósł sukces, gdyż minister Ewa Kopacz ogłosiła, iż zebrano wymagane 100.000 podpisów. Co dalej?

PAULA ZAWADZKA

P

omysłodawca akcji, który powołał do życia machinę zbierającą podpisy, wtedy poseł RP, a obecnie europoseł Marek Plura jest dumny ze Ślązaków. W sumie zebrano 140.000 podpisów z czego Ruch Autonomii Śląska zebrał jakieś 70 %. Resztę dostarczyły inne, prośląskie instytucje i organizacje, czyli m.in. Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej, Ślůnsko Ferajna, nasza redakcja, w niewielkim stopniu Związek Górnośląski. Zgodnie z prawem, Jeśli projekt został prawidłowo wniesiony Marszałek Sejmu kieruje go na pierwsze czytanie w Sejmie. Zawiadamia się o tym pełnomocnika komitetu. Pierwsze czytanie obywatelskiego projektu ustawy przeprowadza się w terminie 3 miesięcy od daty wniesienia projektu ustawy do Marszałka Sejmu. Czyli nie później, niż 18 października.

Zebraliśmy 140 000 podpisów. Nasz redaktor naczelny (na zdjęciu) zebrał ponad tysiąc.

Wysłanie Gorzelika do Sejmu może okazać się samobójczym strzałem w drodze do uznania Ślązaków za mniejszość etniczną. Z drugiej strony to wykształcony erudyta, który błyskotliwie odpowie na wszystkie pytania posłów. Pytanie tylko, czy nie zbyt ostro?

Reasumując, w ciągu trzech miesięcy, ma się odbyć jedynie pierwsze czytanie w Sejmie. Może się odbyć na posiedzeniu plenarnym Sejmu lub na komisji (co jest bardziej prawdopodobne). Wtedy też musi zostać uzasadniony przez osobę składającą go. Kto będzie tym reprezentantem? W śląskich środowiskach trwa dyskusja na ten temat. Niemniej jednak obecnie Kancelaria Sejmu jest w trakcie udzielania odpowiedzi na pytanie, czy osobą przedstawiającą w trakcie pierwszego czytania jest ta osoba, która wniosek składała. Jeśli taki obowiązek istnieje, to tą osobą będzie koordynator akcji zbierania podpisów Jacek Tomaszewski. Naszym zdaniem możliwe jest udzielenie przez komitet pełnomocnictwa osobie, która ma przedstawiać projekt. Jeżeli tak, to kandydatur jest kilka. Przede wszystkim Jerzy Gorzelik, szef Ruchu Autonomii Śląska. Jerzy Gorzelik, to wykształcony erudyta, który przyciągnie uwagę mediów i błyskotliwie odpowie na wszystkie pytania posłów. Pytanie tylko, czy nie zbyt ostro? Niestety, może się okazać, że sama obecność Gorzelika przeniesie temat dyskusji na autonomię a nawet „separatyzm”. Od razu jakiś poseł, np. z PiS-u wypomni mu wypowiedź, iż niczego Polsce nie ślubował, więc nic nie jest jej winien. Wysłanie Gorzelika do Sejmu może okazać się samobójczym strzałem w drodze do uznania Ślązaków za mniejszość etniczną. Dokończenie na str. 2

Po śląsku czyli dokładnie i rzetelnie Rozmowa z EDYTĄ PRZYBYŁEK, szefową kancelarii prawnej Iurisco w Lędzinach

- Nasi czytelnicy, którzy czytają wywiady z panią pytają, dlaczego mieliby spośród wielu prawników wybrać akurat Iurisco? - Jest wielu dobrych prawników. Ale wybierając moją kancelarię mają gwarancję, że wykonamy pracę dla nich zgodnie ze śląskimi cechami. Solidnie, dokładnie, sprawdzając każdy szczegół. Do mie ślůnski etos roboty to niŷ ino slogan, jo chodza za geszeftami każdego klienta, choby za swoimi! A ku tŷmu Ślůnzoki niŷ som tyż przepadzite, bez tuż zapłacom u mie myszy gelt, jak we rostomaitych renomowanych, abo i niŷ renomowanych, kancelariach.

- Ale pani jest prawnikiem bez aplikacji a tam pracują adwokaci, radcy… - To prawda. Jednak w sprawach jakimi się zajmuję, przede wszystkim spadkowymi, majątkowymi, ważniejsza jest zazwyczaj ta rzetelność i szperanie w rejestrach, archiwach, niż błyskotliwe oratorskie popisy. Trzeba po prostu zgromadzić cały materiał dotyczący spraw spadkowych, obejmujący czasem okres przedwojenny i dotyczący kilku państw, bo przecież prawie każdy z nas ma krewnych w Polsce i w Reichu. Tego się nie da wymyślić, to wymaga pracowitości. Czyli śląskiej cechy.

- No i u wos idzie godać po ślůnsku? - Toć. Jo rada ze moimi klientami go-

dom. Mogom mi swoje problemy wytuplikować tak, jak to robiom w doma, a niŷ silić sie, choby byli we sondzie.


2 Nowa Fabryka Silesia: 1914. Koniec starego świata

Kto chce poznać lepiej ten Śląsk, który tak chętnie wspominamy - Śląsk sprzed podziału na część polską i niemiecką – powinien sięgnąć po nowy, siódmy numer kwartalnika kulturalnego „Fabryka Silesia”. Opowiada o końcu starego świata dziewiętnastowiecznego na Górnym Śląsku i narodzinach nowego, dwudziestowiecznego. To numer o świecie, którego już nie ma. Niemniej Górny Śląsk sprzed I wojny światowej pozostawił wiele śladów w sferze kultury, mitologii i pamięci zbiorowej. Jak są dzisiaj odczytywane i rozumiane?

N

owy numer otwiera esej Zbigniewa Kadłubka „Dzieci Woltera” o korzeniach Górnego Śląska w wieku osiemnastym i dziewiętnastym. Próbę rekonstrukcji politycznej regionu na przełomie stuleci podejmuje Kai Struve. Natomiast Guido Hitze i Jan F. Lewandowski prezentują dylematy Wojciecha Korfantego (lidera śląskich Polaków w okresie wojny domowej i plebiscytu) i księdza Carla Ulitzki (jego odpowiednika po stronie niemieckiej). O wpływie Wielkiej Wojny na zdarzenia przyszłości Krzysztof Karwat rozmawia z prof. Ryszardem Kaczmarkiem. O zaginionym świecie górnośląskiej szlachty i związanym z nią pejzażu pro-

wincjonalnym piszą Bernard Linek i Sebastian Rosenbaum. Dalej Alojzy Lysko przedstawia wiejskie Bojszowy przed stu laty, Andrzej Kaluza kreśli losy społeczności żydowskiej w Białej (na Śląsku Opolskim), Grzegorz Bębnik pisze o egzotycznych losach Górnoślązaków w niemieckich koloniach w Afryce, a Henryk Waniek opowiada o swoim pradziadku w kajzerowskiej flocie. Wreszcie Jan F. Lewandowski zapisuje wrażenia z wyprawy do Trójkąta Trzech Cesarzy w Mysłowicach. W obszernym bloku literackim nowa „Fabryka Silesia” przynosi fragmenty świetnej powieści Hansa Lipinskiego – Gottersdorfa „Nad Prosną” z soczystą kreacją przełomu stuleci w rolniczej, północnej części Górnego Śląska (w tłumaczeniu Wojciecha Kunickiego). Do tego fragmenty niewydanej powieści Jarosława Lewickiego „Hansi” o katowickim dzieciństwie sławnego surrealisty Hansa Bellmera. O jego późniejszych losach pisze Henryk Waniek w szkicu „Monsieur Hans Bellmer”. Numer zamykają stałe felietony Kadłubka, Karwata i Villqista. To niektóre pozycje siódmego numeru „Fabryki Silesia”, który trafia do saloników Empiku, Kolportera i Ruchu pod koniec sierpnia. Wydawcą kwartalnika „Fabryka Silesia” jest Regionalny Ośrodek Kultury w Katowicach, a numer siódmy wydano dzięki dofinansowaniu przez Fundację Współpracy Polsko – Niemieckiej.

Marcin Zasada, dziennikarz Dziennika Zachodniego (DZ 30 czerwca 2014): „Śląski projekt, o ile w ogóle trafi do czytania w parlamencie, ma nikłe szanse. Kluczowe znaczenie ma tutaj zasada dyskontynuacji. Chodzi o to, że ustawy obywatelskie, które nie zostaną rozpatrzone w trakcie danej kadencji Sejmu, przepadają ostatecznie i prace nad nimi nie są kontynuowane w kadencji kolejnej. Nawet jeśli społeczne poparcie dla nich wcale się nie dezaktualizuje. Można więc wyobrazić sobie, że dla świętego spokoju posłowie odsyłają projekt do komisji, tam procedowanie potrwa kilka miesięcy, a jesienią przyszłego roku są wybory parlamentarne. Po nich po śląskiej nowelizacji nie będzie już w Sejmie śladu”.

ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: poczta@naszogodka.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Promedia, Opole Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.

Serce mówi o Twojej tożsamości, nie dowód osobisty. Czyżby?

Nowe dowody osobiste Podczas gdy wszyscy, w obowiązujących od 1 maja 2015 roku nowych wzorach dowodów osobistych dopatrują się różnic typu paszportowa forma zdjęcia, czy brak adresu zameldowania, my zastanawiamy się nad rubryką „obywatelstwo/nationality”. Czy to aby na pewno to samo?

N

ie. Przetłumaczenie słowa „obywatelstwo” na „nationality” jest błędne i krzywdzące dla wielu mniejszości zamieszkujących nasz kraj. Nie tylko dlatego, że w języku angielskim „obywatelstwo” to „citizenship”, a „nationality” to narodowość, ale przede wszystkim dlatego, że w Polsce, w wielu przypadkach poczucie narodowości a fakt posiadania obywatelstwa (polskiego), to dwie zupełnie różne sprawy. Weźmy np. mniejszość niemiecką zamieszkującą zachodnią część Górnego Śląska – czy oni są narodowości polskiej czy niemieckiej? W tym dowodzie jeśli są obywatelstwa polskiego, to i polskiej nationality. Czyli narodowości. A Litwini, Tatarzy? Ślązacy, którzy w spisie powszechnym tłumnie zadeklarowali, iż są narodowości śląskiej? Chociaż Sąd Najwyższy orzekł, iż w zasadzie taka narodowość nie istnieje, to czy te głosy nie świadczą o czymś zupełnie przeciwnym? Przecież w Polsce, w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych Ameryki, obywatelstwo, to nie narodowość. Najprostszym rozwiązaniem jest zmiana tłumaczenia rubryki „obywatelstwo”, nie na „nationality”, lecz właśnie na citizenship. Najrozsądniej jed-

Dla wielu mieszkańców Polski obywatelstwo i narodowość to dwie różne sprawy Dlaczego władze RP robią z tego jedną całość? nak byłoby, przy wymianie dowodu osobistego na nowy (warto podkreślić, że „stare” dowody osobiste będą obowiązywały, aż nie upłynie ich termin ważności, nie ma odgórnego obowiązku wymiany wszystkich dowodów) móc wpisać: obywatelstwo: polskie (tłumaczenie: citizenship) oraz narodowość: śląska (tłumaczenie: nationality). Lub narodowości nie wpisywać wcale – bo i po co? Oczywiście, wymaga to zmiany projektu dowodu osobistego, a na

Homo Sapiens pedzioł tak Nom sie zdo, co we redakcji Dziennika Zachodnigo to powinien stracić sie ślad po redachotrze Zasadzie. Skirz tego, co napisoł genu na ôpak. My skirz tego zbierali te 100 tauzenůw unterszriftůw, co obywatelskich projektów ustaw niŷ tyczy zasada dyskontynuacje. To wszyjskie poselski projekty ustaw idom ze końcem kadencji do hasioka, ale zaś obywatelski niŷ. Ŏne za automatu przechodzom na drugo kadencjo. Eli już wom redachorze niŷ chciało sie ani ô tym poczytać, to szło glingnonć na mobilok do jakiego profesora prawa, baji Małajnego, ze Uniwersytetu Śląskiego. Coby wom to wytuplikowoł, to byście takich balakwastrůw niŷ pisali. Gańba, co ftoś, fto pisze taki gupoty ôstoł laureatem nagrody Silesia Press za łoński rok.

Dokończenie ze str. 1

Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską

SIERPIEŃ 2014r.

On sam ma świadomość tego zagrożenia, i raczej optuje za inną kandydaturą. Mógłby to być prof. Zbigniew Kadłubek, nie będący członkiem RAŚ, neutralny, dobrze przedstawiłby śląskie racje. Przecież pierwsze czytanie, to bardzo gorący czas, kiedy osoba reprezentująca komitet musi przekonać posłów do treści projektu. Wtedy posłowie mają czas na zadawanie pytań i na debatę nad projektem. W trakcie drugiego czytania (już koniecznie na forum Sejmu) zostaje przedstawione sprawozdanie komisji dotyczące projektu. Ma miejsce wówczas także debata oraz jest czas na zgłaszanie wniosków i poprawek. Podczas trzeciego czytania na-

Piotr Semka (prawicowy publicysta) dla Fronda.pl: Ostrzeżeniem dla mieszkańców Śląska były wydarzenia na Krymie. Ślązacy, którzy odrzucają rozdział między polskością a Śląskiem, muszą się zaktywizować. Muszą do nich dołączyć także inni mieszkańcy województwa, na przykład ci, którzy przybyli z Kresów i uważają, że dzielenie Ślązaków na lepszych i gorszych jest bardzo groźne. RAŚ to właśnie proponuje, robiąc jak gdyby dwie rzeczy jednocześnie. Z jednej strony próbuje przedstawiać się bowiem jako reprezentant wszystkich mieszkańców województwa ślą-

stępuje uchwalenie projektu ustawy bądź jego odrzucenie. Śląski projekt ma nikłe szanse na powodzenie. W sytuacji uznania Ślązaków za mniejszość etniczną, Polska będzie musiała otoczyć ochroną kulturę i język śląski, a także przeznaczyć pieniądze na naukę

skiego. Z drugiej strony podkreśla tradycję bardzo silnie nawiązującą do resentymentów niemieckich, co nie jest opcją dla wszystkich. Sprawnie tym żonglując, RAŚ uzyskał bardzo duże wpływy. Panie Semka, to niŷ my dzielymy mieszkańcůw Ślůnska na lepszych a groszych, ino tacy, jak wy. My dzielŷmy, toć, inoś na Ślůnzokůw a Polokůw, i niŷ padomy, iże jedni som lepsi a wtůrzy gorsi – inoś, co som inaksi. To tacy jak wy padajom, co eli fto sie mo za Ślůnzoka-niŷ-Poloka to je zły, a eli za Ślůnzoka-Poloka, to je dobry. A Krym, to może być ôstrzeżeniem, mocie recht, nale do Polski. Ŏstrzeżeniŷm, iże niŷ idzie durś jednŷj grupy etnicznŷj niŷ uznawać, marginalizować, traktować choby indianerůw. Eli dali tak bydziecie z nami nagrować, to możne u nos rychtig pojawiom sie tendencje separatystyczne. Na razie to ino dioboł, kierym straszycie. Ale jak bydziecie nim sztyjc straszyć, to na koniec my sami w to uwierzymy.

bo te przysługują mniejszościom narodowym. Ale państwo ustawa ta będzie rocznie kosztować kilkaset milionów złotych, więc pierwszy minister finansów będzie przeciw. Z tego też względu, łatwo sobie wyobrazić ilu posłów będzie głosowało za projektem. Groźba wydania pieniędzy na

Łatwo sobie wyobrazić ilu posłów będzie głosowało za projektem. Groźba wydania pieniędzy na edukację Górnego Śląska skutecznie odstraszy wielu z nich. Prawa i Sprawiedliwości projekt odstraszać nie musi, bo z góry wiadomo jak pisowcy będą głosować. edukacji regionalnej w szkołach oraz lekcje języka śląskiego (dobrowolne). Trzeba będzie także dofinansować media używające języka śląskiego. Ślązacy nie będą mieli żadnych przywilejów wyborczych,

to Ministerstwo Spraw Wewnętrznych z pewnością nie ma ochoty. Choć ma dość czasu. Zgadzając się na tą formę publikowania narodowości i obywatelstwa mieszkańca RP w dowodzie osobistym, Polska z pewnością zostałaby dostrzeżona przez Unię Europejską, jako kraj dbający (chociaż pozornie) o mniejszości, respektujący ich prawa i odnoszący się do nich z szacunkiem, gdyż na razie jesteśmy postrzegani odwrotnie.

edukację Górnego Śląska skutecznie odstraszy wielu z nich. Prawa i Sprawiedliwości projekt odstraszać nie musi, bo z góry wiadomo jak pisowcy będą głosować. Podobnie jak wszyscy polscy nacjonali-

ści, których znaleźć można chyba w każdej partii. Nadzieja matką głupich, ale każda matka kocha swoje dzieci, tak więc nawet jeśli Ślązacy nie będą mniejszością etniczną, to i tak odbiorą bardzo ważną, przedwyborczą lekcję. Wiedząc które partie głosowały za projektem, a które były przeciw, otrzymają jednoznaczną wskazówkę, jakich reprezentantów w Sejmie powinni wybierać podczas przyszłych wyborów parlamentarnych. I wreszcie rzecz najważniejsza – kwestia śląskiej mniejszości etnicznej przestanie był wyłącznie tematem dla dziennikarzy a stanie się przedmiotem dyskusji w polskim sejmie. Nawet jeśli tym razem się nie uda, będzie to jednak ogromny krok naprzód.


3

SIERPIEŃ 2014r.

Dziołcha z Warszawy We Rybniku ino Chmielowski śpiŷwo po ślůnsku

W

śród zespołów śpiewających po śląsku ostatnio na czołowy plan wybija się Kapela ze Śląska im. Józefa Poloka. Jej liderem jest syn zmarłego aktora, sam dziennikarz i szołmen Paweł Polok. Który porzucił politykę (był kandydatem RAŚ do senatu w okręgu rybnickim w roku 2011 i 2013) chyba już na dobre, aby zająć się działalnością sceniczną. Polok, który zasłynąć po 5 grud-

nia 2013 roku – kiedy to sąd najwyższy Ne uznał Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej - hasłem o Polsce „bękart wersalski”. Teraz obserwujemy go w innej odsłonie, odsłonie wokalnej, w któ-

rej nieźle śpiewa śląskie pieśniczki i zabawia kabaretowo na licznych festynach. Co jednak dodaje sprawie smaczku, jego wokalną partnerką w śląskim śpiewaniu jest warszawianka. Ewelina Ruckgaber przyjeżdża na Śląsk w weekendy, aby na tych festynach z Polokiem wystąpić. I chociaż niektórzy twierdzą, że jednak w jej śpiewie słychać „gorolski” akcent, to jednak większości się bardzo podoba.

Piotr Chmielowski i 140 000 zebranych podpisów

Chneda, 7 septýmbra (września), bydzie we Rybniku a Mikołowie welowani do senatu. Za Bolesława Piechy, kiery łońskigo roku ôstoł senatorem a latoś euro deputowanym. I zaś sam, już trzeci roz za tŷj kadencje – trza wybiěrać senatora.

To ciekawe wyzwanie K Rozmowa z EWELINĄ RUCKGABER

- Warszawska aktorka śpiewająca po śląsku musi zaskakiwać! - Początkowo zaskoczyło to nawet mnie. Mam wprawdzie gdzieś tam górnośląskie korzenie, bo ojciec przywędrował do Warszawy z Chorzowa, ale w zasadzie kontaktu z Górnym Śląskiem nie miewałam. Już prędzej z Dolnym, bo we Wrocławiu kończyłam szkołę teatralną. Ale aktorką byłam od wczesnych lat rzeczywiście na wskroś warszawską. Role w „Tata, a Marcin powiedział”, którą tak naprawdę przygodę z aktorstwem zaczęłam, czy innych serialach grało się przecież w Warszawie. Tam się wychowałam, tam moja mama była solistką w Kapeli Czerniakowskiej. No i przez tę Kapelę Czerniakowską trafiłam do Kapeli ze Śląska. - A to niby jak? - Bardzo prosto. W Kapeli Czerniakowskiej śpiewał z moją mamą właśnie Józef Polok. Dlatego znamy się z Pawłem od dziecka. Paweł wiedział, że nie tylko gram w filmach, ale też śpiewam. Niemniej zdziwił mnie pewnego dnia jego telefon, czy nie zechciałabym stworzyć z nim piosenkarskiego duetu a kapeli śpiewającej po śląsku. - Nie bała się pani innego akcentu, innej wymowy? - Jeśli Hanys z Rybnika, Józef Polok umiał śpiewać w warszawskiej Kapeli Czerniakowskiej, to czemu Ewelina Ruckgaber z Warszawy nie umiałaby śpiewać

po śląsku w Kapeli im. Józefa Poloka? A tak poważnie, potraktowałam to jako nowe wyzwanie. Ciekawe wyzwanie. Śpiewałam już po francusku, po angielsku, po rosyjsku, więc czemu nie spróbować w języku śląskim? Chociaż patrząc na tekst szło mi trudno, zdecydowanie lepiej, gdy Paweł przysłał mi już nagrane utwory. Oczywiście, z e trzeba było sporo poćwiczyć, ale wydaje mi się, że dziś nieźle już artykułuję dźwięki charakterystyczne dla śląskiej mowy, a nie występujące w języku polskim. - Ale można spotkać zarzuty, że jednak słychać, iż to nie „naszo dziołcha”. - Przy czym dopóki w kilku wywiadach nie przyznałam się, że jestem z Warszawy, tych zarzutów było znacznie mniej. Chociaż nie twierdzę, że nigdy się „nie sypnęłam”. Czasem brzmienie słowa zbyt śląskie nie jest. Jednak coraz rzadziej. - A jak z rozumieniem śląskiej mowy? - Coraz lepiej. To, co śpiewam, rozumiem. Coraz większej ilości słów też się uczę. Kiedy słyszę, że jestem „gryfno frela” albo że „mom se dać pozůr, coby sie ô kiecka niŷ ôbalić” to już rozumiem. Chociaż oczywiście wciąż zaskakują mnie nowe słowa i nowe formy gramatyczne. Śląski język jest piękny, chociaż czasem kompletnie zaskakujący. Zwłaszcza, że Paweł Polok celowo zastawia na mnie co chwilę językowe pułapki. Budując zdania takie, które po polsku znaczą coś innego niż po śląsku. Ale radzę sobie coraz lepiej.

andydatůw je sztŷrech, ze samych nojsrogszych parlamentarnych partii. Aże trzech ś nich to teroźne posły ku Sŷjmowi: Izabela Kloc (PiS), Marek Krząkała (PO), Piotr Chmielowski (SLD). Szworty, Maciej Urbańczyk (Kongres Nowej Prawicy) to chop,kierego sam chneda żodŷn niŷ zno.

ła? Po prowdzie pieron go wiý! Ŏ ślůnskości niŷ godo chneda wcale. Bez tuż werci sie, coby Chmielowski dostoł ale dobry rezultat. Bydzie to pokozani, iże u nos werci sie być reprezentantem narodowości ślůnskij. Eli dostanie dobry rezultat, to niŷ ino SLD, ze kierego startuje, ale tyż PO, Ruch Palikota, KNP przīdom ku idei, iże sam u nos trza na listach mieć narodowość ślůnsko, abo sie głosy na nia traci. PiS ku takij idei niŷ przīdzie, ôni som ślůnskości wrogami. Inakszych, niż Chmielowski kandydatůw ślůnskich we tych wyborach ni ma. Niý udało sie zaregiestrować kandydata Pawła Helisa, kiery mioł startnonć pod szyldŷm Komitet Wy-

Izabela Kloc tyż rada asi sie ślůnskościom, pado sie ślůnskom regionalistkom, nale co z tego? Ślůnskość wele PiS to je skansen, we kierym chopy we bergmońskich wafenrokach a baby we szerwonych koralach śpiŷwajom „Poszła Karolika”, jedzom krupnioki, a „Bercik” robi z nos wszyjskich soroni. Klocka, Krząkała a Chmielowski to ludzie sam widzani. Izabela Kloc we 2011 do sejmu nafasowała we rybnickim regionie 12 833 głosy, Krząkała godnij jak 20 000, a Chmielowski chneda 10 000. Chocia zdo sie, co ô mandat bydom prać sie Izabela Klocka a Krząkała, to my skwolomy Chmielewskimu. Czamu? Skirz tego, co kiej Marek Plura poszeł do Brukseli, Chmielowski to jedyny poseł, kiery przīznowo sie do narodowości ślůnskij. Aktywnie zbiŷroł podpisy za projektŷm ustawy ô uznaniu Ślůnzokůw za myńszość etniczno, był ze Gorzelikiěm a Plurom na konferencjach prasowych, kiej ô tym informowano media. Tuż idzie pedzieć, co ôn rychtig je za Ślůnskiěm. Inaksi? Izabela Kloc tyż rada asi sie ślůnskościom, pado sie ślůnskom regionalistkom, nale co z tego? Ślůnskość wele PiS to je skansen, we kierym chopy we bergmońskich wafenrokach a baby we szerwonych koralach śpiŷwajom „Poszła Karolika”, jedzom krupnioki, a „Bercik” robi z nos wszyjskich soroni. Rychtyczno ślůnskość to wele jejch „zakamuflowana opcja niemiecka”. Welować na Klocki, to je welować przeciw ślůnskij godce a śůnskij nacyje. A Krząka-

borczy Wyborców Kochających Śląsk. Zdowało sie, co eli RAŚ niŷ wystawił kandydata, na Helisa – przůdzij aktywisty RAŚ - mogom welować mnogi sympatyki tŷj ôrgnizacje. Przeca liderzy RAŚ (baji członek zarzondu Grzegorz Gryt abo lider w becirku tarnogórskim Roman Bojno) pomogali mu zbiŷrać unterszrifty. Komitet pochwalił sie, co zebroł podpisůw 2250. To by stykło – do zaregierstrowanio komitetu trza 2000. Nale Komisjo Wyborczo narachowała sie tych unterszriftůw ino 1726. Reszta ôdciepła. – Tu zaś pokozoł sie bajzel we polskim prawie. Na tabulce, we kierŷj sie zbiŷro podpisy je rubryka „miejsce zamieszkania”. Tuż ludzie pisali kaj miŷnszkajom, a niŷ kaj som zameldowani, pra! A Komisja ôdciepała jejch, iże to feler. A przeca ô tym czy podpis je ważny, winne decydować taki dane, jak miano, nazwisko, pesel i unterszrift, a niŷ adres zameldowanio. Tyn se komisjo sama zweryfikuje, eli wklupie pesel we program komputerowy, kierym weryfikuje – klaruje Paweł Helis. Miarkuje se tyż, iże by mioł szanse we starciu ze Klockom ze PiS a Krząkałom ze PO. – Ludzie już majom za tela politykůw polskich partii, welowali by na ślůnskigo aktywisty – pado. Dariusz Dyrda

Zdumiewające uzdrowienia pod dotykiem jej dłoni

Ręce niosące zdrowie

- Na pierwszy rzut oka ta dziewczyna nie różni się niczym od setek innych na ulicy. Ale tylko na pierwszy rzut oka, bo ma niezwykły dar. Niesie ludziom zdrowie – opowiada pani Kamila Porczyk. Pani Kamila miała duże wole tarczy-

cowe. Groziła jej operacja, a skalpela i narkozy boi się jak ognia. Także dlatego, że ma też chore serce. I z tego strachu dała się namówić na wizytę u młodziutkiej uzdrowicielki. - I co tu dużo mówić, po trzeciej wizycie u pani Patrycji wydawało mi się, ż wole maleje. Po piątej zauważały to moje koleżanki. A po ósmej zapięłam pod szyją koszulę, której nie byłam w stanie założyć od czterech lat. Trzy miesiące temu kark miałam jak baleron, a teraz proszę! – pani Kamila demonstruje swoją kształtną szyję. A po chwili dodaje, że poprawiło jej się też EKG i ciśnienie.

Patrycja Piecha, młoda uzdrowicielka przyznaje, że naturoterapia działa na cały organizm a nie jedno, konkretne schorzenie. Dlatego mogą się cofać nawet te choroby, o których nie wie. – Bo przekazywana energia powoduje, że to sam organizm zaczyna zwalczać choroby – wyjaśnia. - I to tak genau je. Jo mom cukrzyca, i kiej mi sie zrobiła wielgo rana na nodze, to sie dwa lata nie goiła. Chcieli mi już noga urżnonć, jak żech do pani Patrycji trefił. Po trzecij wizycie pierońsko mie bolało, ale na drugi dziyń zaczło sie goić. Tera mom ino strup. Poprawiły mi sie tyż wyniki prostaty i fest ślecioł mi

cukier – opowiada pan Hubert Kopoczek z Katowic. Kiedy pan Hubert opowiedział to swojemu przyjacielowi, Stefanowi Pieczce, ten także zapisał się do uzdrowicielki: - Byłem już zakwalifikowany do operacji by-passów. Ale bałem się jej okropnie, bo mój brat miał by-passy w kwietnia, a w lipcu już był pochowany. Zmarł na serce. Więc z tego strachu poszedłem do pani Patrycji. Gdy po siedmiu wizytach zbadał mnie kardiolog, tylko spojrzał przeciągle: „Nie wiem jak pan to zrobił, ale operacja jest zbyteczna”. I faktycznie, w zeszłym roku nie umiałem

REKLAMA wejść na drugie piętro za jednym zamachem a teraz w styczniu zrzuciłem do piwnicy trzy tony węgla w godzinę. Badania tylko potwierdziły to, co sam czuję – cieszy się pan Stefan. A sama Patrycja Piecha potwierdza, że namawia chorych, aby wybrali się na badania kontrolne. – Takie badania najlepiej pokazują, czy jestem skuteczna, czy nie. A poza tym ludzie chorzy powinni być pod kontrolą lekarzy. (ego) Patrycja Piecha przyjmuje w Gabinecie Naturoterapii w Katowicach ul. Ligocka 5. (Tuż za światłami, gdzie ul. Mikołowska przechodzi w Ligocką, w pobliżu kop. Wujek. Na parterze bloku, wejście od strony sąsiadującej apteki). Rejestracja tylko telefoniczna, nr tel. 535 998 252


4

SIERPIEŃ 2014r.

Do wyborów samorządowych autonomiści pójdą samodzielnie

RAŚ jednak bez ZG

W czerwcowym numerze wiele miejsca poświęciliśmy możliwej koalicji Ruch Autonomii Śląska – Związek Górnośląski w nadchodzących wyborach samorządowych. Obie organizacje prowadziły wtedy rozmowy na temat wspólnego startu w wyborach. A my przewidywaliśmy, że zakończą się one fiaskiem. Bo jednak RAŚ i ZG więcej dzieli, niż łączy. ADAM MOĆKO

P

isaliśmy wtedy tak o potencjalnych wspólnych listach: „Byłby to ogromny sukces, gdyby organizacja reaktywowana, żeby odbierać RAŚ-owi głosy, poszła do wyborów nie przeciw niemu, lecz z nim. Cały chytry plan podzielenia Ślązaków na RAŚ-owych i „polskich” spaliłby na panewce. nie ma co ukrywać, osobny start ZG część głosów RAŚ-owi odbierze. Chociaż są i tacy, którzy twierdzą, że RAŚ może na tej koalicji więcej stracić, niż zyskać. Bo część środowisk deklarujących narodowość śląską nie

czerwcu: „Bo tak naprawdę to ZG stoi przed fundamentalnym dla siebie pytaniem. Mianowicie, w którą stronę chce iść, czcząc swojego patrona Korfantego. W stronę pamięci tego Wojciecha Korfantego, który był dyktatorem propolskich powstań na Śląsku. Czy też tego Korfantego– o kilkanaście lat późniejszego – który z polskimi władzami walczył o utrzymanie śląskiej autonomii. Za co polskie władze wsadziły go do więzienia, a może też otruły. Ten pierwszy Korfanty jest RAŚ-owi bardzo daleki, ten drugi bardzo bliski.”

WIĘCEJ DZIELI, NIŻ ŁĄCZY Na stronie 10 naszego Cajtunga jest wywiad o Korfantym. Nie tylko z powodu rocznicy I i II Powstania Śląskiego. Także dlatego, by tego patrona ZG nieco przybliżyć. Żeby pokazać, że nie był taki jednoznaczny, że widział Śląsk wielokulturowy. A jednak ZG postanowił wybrać chyba tego Korfantego, który był bardziej Polakiem, niż autonomistą. Bo do wspólnych list jednak nie doszło. I nawet trudno stwierdzić dlaczego. Grzegorz Franki, wicelider ZG kwituje sprawę krótko „Chyba jednak więcej nas dzieli, niż łączy”. Problemem nie była chyba nazwa komitetu. RAŚ, nie godząc się na usunięcie swojej własnej, zaproponował jednak rozwiązanie, które nie marginalizuje też drugiej strony. Komitet miał nazywać się Ruch Autonomii Śląska – Związek Górnośląski. Podkreślać dwa równorzędne człony. Więc może poszło o to, że na listach tej równorzędności już miało nie być. RAŚ stawiał jasny warunek - we wszystkich czterech okręgach górno-

ZG ogłosił, że do koalicji nie przystąpi. Zarazem jednak udowodnił, że nie zamierza rozbijać śląskiego elektoratu. Bo nie idzie wprawdzie do wyborów z RAŚ, ale jak zapewnia, nie idzie też wcale. To chyba linia jedyna, która pozwoli obu śląskim organizacjom trwać w pokojowym współistnieniu a nie wyruszyć na wojnę, jaką czasem w dawnych czasach toczyły. zagłosuje na listę, na której znajdą się ci, którzy do niedawna istnienie narodowości tej kwestionowali. Jak chociażby Andrzej Stania, niedawny prezes a obecny skarbnik ZG.” Dodawaliśmy jednak zarazem, że problemów jest chyba jeszcze więcej po stronie Związku Górnośląskiego. Bo w ciągu ostatniego roku organizacja ta uzyskała mocne wsparcie od prezydenta RP, marszałka województwa, arcybiskupa Wiktora Skworca, żeby odzyskała wpływy i stała się przeciwwagą dla RAŚ. Chociaż więc w ZG na wiosennym kongresie do władzy doszli – dość niespodziewanie – działacze życzliwi wobec RAŚ, to ich władza nie jest ta dyktatorska. Muszą się liczyć z wewnętrzną opozycją. A ta opozycja, trzymająca się nurtu „powrotu Śląska do macierzy” na RAŚ patrzy bardzo niechętnie. Pisałem na łamach Cajtunga w

śląskich na pierwszych miejscach są przedstawiciele autonomistów. - Zasada jest dla nas dość oczywista. Obecnie w sejmiku jest czterech radnych RAŚ, po jednym z każdego z tych okręgów. Sprawdzili się, mimo różnych ofert i propozycji byli wciąż lojalni wobec naszego programu. Jest więc dla nas naturalne że, jako obecni radni sejmiku, Jerzy Gorzelik, Henryk Mercik, Janusz Wita i Andrzej Sławik powinni być liderami list. Przecież celem koalicji jest zwiększenie ilości mandatów, a nie utrzymanie stanu posiadania. Więc koalicjant powinien walczyć o swoje mandaty z drugich miejsc – wyjaśniał nam sekretarz RAŚ Michał Buchta. Wyjaśnienie to było o tyle logiczne, że ZG żadnych wielkich, znanych postaci, które by wyraźnie przyćmiły tych czterech, nie proponował. Jednak wysoce prawdopo-

dobne, że ZG właśnie dlatego zrezygnował ze wspólnych list. Bojąc się, że na tej koalicji nie ugra, nie uzyska ani jednego mandatu w sejmiku, a straci poparcie możnych protektorów. A może po prostu wewnętrzny opór organizacji, w której nadal działa wielu wrogów RAŚ, jest zbyt duży? Tak czy inaczej, ZG ogłosił, że do koalicji nie przystąpi. Zarazem jednak udowodnił, że nie zamierza rozbijać śląskiego elektoratu. Bo nie idzie wprawdzie do wyborów z RAŚ, ale jak zapewnia, nie idzie też wcale. Pozostanie przy swojej wieloletniej formule, że z partyjnych list startują działacze Związku, ale sama organizacja się politycznie nie angażuje. To inna linia, niż zapowiadano wiosną, kiedy ZG mówił o politycznej ofensywie. Ale też to chyba linia jedyna, która pozwoli obu śląskim organizacjom trwać w pokojowym współistnieniu a nie wyruszyć na wojnę, jaką czasem w dawnych czasach toczyły.

DAWNI RAŚ-OWCY ZNÓW NIE DALI RADY Takie pokojowe współistnienie i brak wyborczej walki pozwala zachować współpracę na innych płaszczyznach. W przeciwnym razie mogłoby się skończyć jak relacje pomiędzy Ruchem Autonomii Śląska a Związkiem Ludności Narodowości Śląskiej (nie mylić ze Stowarzyszeniem Osób Narodowości Śląskiej!) czy Naszym Wspólnym Śląskim Domem. Obie organizacje, o bardzo zbliżonym składzie osobowym, założone przez byłych działaczy RAŚ, przy każdych niemal wyborach próbują stworzyć konkurencyjne dla RAŚ-u komitety. Nigdy nie udaje im się przejść procedury rejestracji komitetu wyborczego, ale same próby – nawet jeśli nieudolne - rozbijania śląskiego elektoratu, muszą powodować, że RAŚ bardzo podejrzliwie na te organizacje patrzy. Chociaż akurat w ostatnim okresie, gdy autonomiści postanowili nie wystawiać kandydata w rybnickich wyborach do senatu, a Nasz Wspólny Śląski Dom tak – wielu działaczy RAŚ pomagało im zbierać podpisy. Mimo tego potencjalny kandydat na senatora Paweł Helis nie zebrał ich pod dostatkiem, więc jego komitet tradycyjnie już nie został zarejestrowany. Ale niektórzy jego koledzy znów odgrażają się, że w wyborach do sejmiku zgłoszą własną listę.

SZEROKA KOALICJA Chociaż Związek Górnośląski nie pójdzie do wyborów z RAŚ, to jednak Ruch Autonomii Śląska tworzy dość szeroką koalicję z mniejszymi śląskimi organizacjami, zwłaszcza skupionymi w Radzie Górnośląskiej. Ich członków zaprasza na swoje listy wyborcze. Jednak chociaż Nasz Wspól-

ny Śląski Dom też w pracach Rady uczestniczy, tutaj to zaproszenie jest ostrożniejsze. - Na naszych listach może się znaleźć miejsce dla niektórych ich działaczy. Ale niektórych, bo jednak prym tam wiodą osoby z RAŚ usunięte za działanie na szkodę organizacji. Trudno kogoś za to z RAŚ usuwać, a następnie wystawiać go na nasze listy, czyli czynić przedstawicielem Ruchu. Ja wiem, że w polskich partiach się tak zdarza, ale my szanujemy swoje słowo – mówi Henryk Mercik, wiceprzewodniczący RAŚ.

Bytomiu, w śląskich powiatach. Żeby powiększyć ilość tych radnych w Rudzie Śląskiej (jest jedna) czy wspomnianych Mysłowicach. - Cztery lata temu w kilku miastach czy powiatach brakło nam bardzo niewiele. Ale nasz wynik do sejmiku, miast, powiatów pokazał, że jesteśmy liczącą się siłą i teraz o wiele łatwiej będzie nam poprowadzić mocną kampanię, Garną się do nas popularni politycy, jak chociażby były prezydent Bytomia, były starosta tarnogórski. To dobry prognostyk przed nadchodzącymi wyborami – mówi Michał Buchta, sekretarz RAŚ. War-

Ruch Autonomii Śląska zamierza poszerzyć swoje wpływy w samorządach niższego szczebla, powiatowych, miejskich, gminnych. Bo w ciągu ostatnich czterech lat wyraźnie okazało się, że tam, gdzie ma swoich przedstawicieli, samorządy wysyłają bardzo czytelne sygnały dla śląskich spraw. Jak chociażby rezolucje z poparciem dla uznania języka śląskiego. Czy poparcie dla idei autonomii gospodarczej śp. Dietera Przewdzinga. Ponieważ jednak Naszemu Wspólnemu Śląskiemu Domowi pewnie znów nie uda się listy zarejestrować, a Związek Górnośląski nawet nie podejmie takiej próby, RAŚ w listopadowych wyborach o miejsca w sejmiku będzie rywalizował z partiami ogólnopolskimi. A to daje mu spore szanse na wynik jeszcze lepszy niż cztery lata temu, bo w społeczeństwie bardzo wzrosło zniechęcenie wobec tych ogólnopolskich partii.

PARTIOM WYBORCY POWIEDZĄ NIE - Przede wszystkim do PO zniechęciła się spora część dotychczasowego elektoratu Platformy. Jednak ogromna część tych ludzi nigdy nie zagłosuje ani na PiS, ani na lewicę. Więc albo 16 listopada zostaną w domu, albo spora część z nich odda głos na RAŚ. Dotyczy to zwłaszcza tych, którzy mają śląskie korzenie – przekonuje politolog Maciej Pawłowski. Ruch Autonomii Śląska zamierza także poszerzyć swoje wpływy w samorządach niższego szczebla, powiatowych, miejskich, gminnych. Bo w ciągu ostatnich czterech lat wyraźnie okazało się, że tam, gdzie ma swoich przedstawicieli, samorządy wysyłają bardzo czytelne sygnały dla śląskich spraw. Jak chociażby rezolucje z poparciem dla uznania języka śląskiego. Czy poparcie dla idei autonomii gospodarczej śp. Dietera Przewdzinga. Takie uchwały podejmowała chociażby Rada Miasta Mysłowice, na której Sali Obra wisi też śląska flaga. Jest tam tylko dwóch radnych RAŚ, ale jak widać to wystarcza, by skutecznie przypominać o śląskich sprawach. Chodzi więc o to, by radni Ruchu Autonomii Śląska byli też w innych miastach, w Katowicach, Chorzowie, Siemianowicach, Świętochłowicach, może Tychach, może

to tu dodać, że także w wyborach do rad miast zniechęcenie do ogólnopolskich partii politycznych może działać na korzyść RAŚ, regionalnej śląskie quasi-partii.

POWALCZYĆ O MIASTA, POWIATY Słabością organizacji jest brak mocnych kandydatów na prezydentów dużych miast. Przede wszystkim Katowic, których włodarz jest z założenia chyba nawet bardziej wpływowy niż marszałek województwa (podobnie jak prezydent Warszawy jest politykiem ważniejszym od marszałka Mazowsza, prezydent Wrocławia od marszałka dolnośląskiego, prezydent Krakowa od marszałka małopolskiego). W ocenie wielu fachowców jedynym potencjalnym kandydatem, który byłby w stanie zagrozić Piotrowi Uszokowi jest lider RAŚ, Jerzy Gorzelik. Jednak on sam najwyraźniej zamierza się skoncentrować tylko na Sejmiku, a katowicki RAŚ wystartuje do rady miasta bez kandydata na prezydenta. To bardzo zmniejsza szanse na dobry wynik, ale w opinii katowickich działaczy go nie przekreśla. W mniejszych miastach, a zwłaszcza powiatach, jak tarnogórski, mikołowski czy bieruńsko-lędziński RAŚ liczy, że po listopadowych wyborach samorządowych będzie znaczącą siłą. I jeśli nie popełni błędów w kampanii, tak się zapewne stanie. Ciekawe, co wtedy powie prezydent RP, Bronisław Komorowski, który po wyborach 2010 roku tak ubolewał, że RAŚ znalazł się w rządzącej województwem koalicji? Czy też będzie w tym upatrywał zagrożenie dla państwowości polskiej? W naszym akurat odczuciu największym zagrożeniem dla tej państwowości jest styl polityki uprawianej przez polskie partie polityczne.


5

SIERPIEŃ 2014r.

W tytule nie chodzi wcale o ruch w instytucjach finansowych. Tekst ten nie dotyczy sektora bankowego. Tylko banek, a w zasadzie sztrasbanek – czyli jednego z symboli uprzemysłowienia Górnego Śląska sto lat temu. Polska (szczególnie ta Ludowa) wymyśliła sobie, ze banki są przestarzałe, nienowoczesne i zaczęła je likwidować. Po 1989 roku w Polsce kontynuowano ten trend. A tymczasem okazało się, że ten polski ruch jest pod prąd – bo tramwaje przeżywają w świecie renesans. Jako bodaj najlepszy środek transportu miejskiego. Tani, ekologiczny, a przede wszystkim na dużych odcinkach nie kolidujący z ruchem drogowym. Jadący sobie po własnych torach, obok drogi, a nie po niej. DARIUSZ DYRDA

Z

apóźnieni jak zwykle Polacy wciąż mówią o metrach w miastach. Ale Europa się już z metra wycofuje. Bo jego budowa jest bardzo kosztowna, a przewaga nad tramwajami jest niewielka. Poza tym metro i tramwaj to tak naprawdę ten sam rodzaj transportu – miejska komunikacja kolejowa, po torach. Nic nie stoi też na przeszkodzie, żeby tramwaj raz jechał po ziemi a chwilę później po niej. Żeby raz jechał środkiem miejskiej ulicy, a chwilę później po własnym torowisku, w parku, w lasku, obok drogi. Wie to świetnie Berlin, który swoją U-banę (metro) poza centrum rozwi-

BANKI NAZOD!

ja w sieć tramwajową, po powierzchni. Wie to nawet Kraków, który rozbudowując linie sztrasbanki zarazem tak, gdzie inaczej się nie da, puszcza ją pod ziemię. Aby chwilę dalej wyjechała na powierzchnię. Tymczasem konurbacja katowicka, będąca jednym z największych skupisk miejskich w Europie, ciągle lekceważy tramwaje, traktując je tak, jak 50 lat temu.

MIESZKAŃCY KATOWIC I EUROPA CHCĄ TRAMWAJÓW Mimo, że o tramwaje coraz częściej upominają się nawet mieszkańcy. Na przykład ci wszyscy z południowych dzielnic Katowic. Z Ligoty, z Kostuchny, z Murcek. Bo mają problem dostać się do centrum swojego miasta. Także dlatego to centrum umiera. A przecież tramwajem powinien tu dojeżdżać nie tylko mieszkaniec Murcek, ale też mysłowickiej Wesołej, Mikołowa, Piekar czy Lędzin. Każde z tych miejsc leży nie

ków. Metro jest nierealne. I z przyczyn ekonomicznych i szkód górniczych. Tramwaj natomiast jest rozwiązaniem stosunkowo tanim w budowie i eksploatacji. A zarazem ekologicznym. No i co najważniejsze, Europa stawia właśnie na transport zbiorowy. Unia Europejska uznaje banki za ważną część jako strategii klimatycznej – stanowią one część przechodzenia na niską emisję. U nas władze lubią bajdurzyć o rezygnacji z opalania domów węglem. Straszą nas, że musimy sięgnąć po droższe, ekologiczne nośniki ciepła. Zapominając, że autobusy (i samochody w miastach) emitują tyle samo, jeśli nie więcej CO2 i innych szkodliwych gazów, co ogrzewanie domów oparte na węglu. Tramwaj jest odpowiedzią na te unijne dyrektywy. Unia Europejska w najbliższej perspektywie budżetowej 2015-20 na “rozwój infrastruktury transportowej” przewidziała dla Polski 16,8 mld euro. Te pieniądze będą do wzięcia dla regionów, które w miastach postawią na transport

Czy Mikołów nie powinien być też połączony linią tramwajową? Oczywiście, że tak. Tym bardziej, że z tych Piotrowic czy Ligoty jest do Mikołowa raptem pięć kilometrów! Z katowickiej dzielnicy Podlesie, która też tęskni za tramwajami – jeszcze bliżej. Ale jeśli tramwaj miałby dojeżdżać do Mikołowa, to dlaczego nie jeszcze pięć kilometrów dalej, do Łazisk Górnych? dalej, niż 15 kilometrów od centrum Katowic. Ale dla mieszkańca każdego z nich wyjazd do stolicy województwa to cała wyprawa. Autobus stoi w korkach. Tradycyjne koleje są zbyt kosztowne w eksploatacji i mają za mało przystan-

Rybnik-Żory-Wodzisław-Jastrzębie Pisząc o tramwajach w aglomeracji katowickiej oczywiście nie zapominamy, że Górny Śląsk ma jeszcze jedną, mniejszą konurbację. Rybnicką. Cztery większe miasta (Rybnik-Żory-Wodzisław-Jastrzębie) i kilka mniejszych - jak Pszów, Radin czy Rydułtowy – też można by świetnie powiązać komunikacją tramwajową. Tam też obecna komunikacja zbiorowa pozostawia przecież wiele do życzenia, a tramwaje rozwiązałyby ten problem. Odległość z Rybnika do Knurowa (i Gliwic) ora Żor do Orzesza jest na tyle mała, że w tych dwóch miejscach można by połączyć oba tramwajowe systemy. Zwłaszcza, że na dłuższych liniach bez przystanków tramwaj wcale nie musi być wolniejszy od pociągu czy autobusu. Też może osiągać prędkość 60 a nawet 80 kilometrów na godzinę. Wreszcie linia tramwajowa tego okręgu mogłaby zostać połączona z dobrze rozwiniętą linią w Ostrawie. To przecież z Jastrzębia i Wodzisławia mniej, niż 20 kilometrów, a po drodze leży jeszcze urocze górnośląskie miasto Bohumin. Tramwaj polsko-czeski byłby doskonałym dowodem trans granicznej współpracy dwóch górnośląskich regionów.

szynowy. A jakie jest największe skupisko miejskie w Rzeczypospolitej? Oczywiście, konurbacja katowicka. To my jesteśmy naturalnym beneficjentem tych pieniędzy, o ile tylko władze śląskich miast i województwa będą umiały po

nie sięgnąć. Aleksandra Serkowska z Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju mówi wyraźnie, że “W ośrodkach miejskich mających tramwaje preferowany będzie rozwój tej formy transportu”. Jednak włodarze naszego regionu najwyraź-

skie, Świętochłowice i Zabrze. Poza Śląskiem jeszcze Czeladź, Dąbrowa Górnicza i Sosnowiec. Jak więc widać struktura spółki jest bardzo podobna do niefortunnego Górnośląskiego Związku Metropolitalnego. I do równie niefortunnego pomysłu Metropolii Silesia. Po pierwsze Metropolia jest wciąż mitem Platformy Obywatelskiej, a po drugie jeśli sztrasbanka ma stać się pomysłem na górnośląską komunikację, to nie może ograniczać się do tych dwunastu miast. Bo nie ogranicza się do nich aglomeracja. Czy Mikołów leży poza nią? Czy Mikołów, z którego w godzinach szczytu jedzie się do centrum Katowic szybciej rowerem, niż autobusem, nie powinien być też połączony linią tramwajową? Oczywiście, że tak. Tym bardziej, że z tych Piotrowic czy Ligoty jest do Mikołowa raptem pięć kilometrów! Z katowickiej dzielnicy Podlesie, która też tęskni za tramwajami – jeszcze bliżej. Ale jeśli tramwaj miałby dojeżdżać do Mikołowa, to dlaczego nie jeszcze pięć kilometrów dalej, do Łazisk Górnych? Miasto liczy ponad 20 tysięcy mieszkańców, do centrum Katowic raptem 20 kilometrów, a dojazd komunikacją maso-

Na Giszowcu do dziś starzy mieszkańcy z rozrzewnieniem wspominają „Balkan”, lokalną kolej wąskotorową łączącą Giszowiec, Nikiszowiec, Szopienice. Czyż jest lepsze rozwiązanie skomunikowania tego kawałka Śląska, niż nawiązanie do „Balkanu”? Czyli linia banki łącząca Szopienice, Nikiszowiec, Giszowiec, Murcki i Kostuchnę. Otóż nie ma lepszego rozwiązania! niej zamierzają zlekceważyć i światowe trendy i ogromne unijne dotacje. Rząd polski deklaruje wprawdzie, że do roku 2022 ma w kraju powstać lub zostać zmodernizowanych 170 kilometrów linii tramwajowych. Ale to jakieś kpiny, bo sama aglomeracja – i to w samej śląskiej części, bez Sosnowca, Dąbrowy itd. – potrzebuje przynajmniej tyle. Chociaż akurat jak na razie to Altrajch nas wyprzedza. Dąbrowa Górnicza buduje nowe linie tramwajowe. Na komunikację tę stawia też Jaworzno. W Katowicach – cisza. W innych miastach tym bardziej.

NIE TYLKO 12 MIAST Problem tkwi oczywiście w samej strukturze administracyjnej regionu. Do spółki Tramwaje Śląskie należy 12 miast. Na Śląsku są to Bytom, Chorzów, Gliwice, Katowice, Mysłowice, Ruda Śląska, Siemianowice Ślą-

wą to cała wyprawa… A jeśli Łaziska, to czemu nie kolejne 5 kilometrów – i Orzesze! Znów dwadzieścia tysięcy ludzi. I znów komunikacja z miastem wojewódzkim fatalna. Nie wierzycie – zapytajcie dowolnego młodego człowieka z Łazisk czy Orzesza, który chce wieczorem spędzić czas w Katowicach na Mariackiej, a potem wrócić komunikacją masową do domu. To samo na południe, w drugą stronę. W centrum Mysłowic tramwaje są, ale już Wesoła? Prawie 10 tysięcy ludzi, rzut beretem od centrum Katowic, a komunikacja jest dramatem. Z katowickiego Giszowca to raptem cztery kilometry, z katowickich Murcek i Kostuchny podobnie. I Murcki, i Kostuchna dopominają się o tramwaje. Na Giszowcu do dziś starzy mieszkańcy z rozrzewnieniem wspominają „Balkan”, lokalną kolej wąskotorową łączącą Giszowiec, Nikiszowiec, Szopienice. Dokończenie na str. 6

Historia powstania banki Pierwsze urządzenie nazywane tramwajem zrodziło się w Wielkiej Brytanii, w 1804r. Jednakowoż służyło ono do transportu węgla i rud żelaza. Dopiero w 28 lat później, w Nowym Jorku wprowadzono tramwaje miejskie (wtedy jeszcze ciągnięte przez konie pędzące po szynach). Lata 60 XIX wieku to rozkwit tramwajów w Europie, w tym francuskich tramwajów parowych oraz tramwajów o napędzie pneumatycznym (wymyślonych zresztą przez inżyniera polskiego pochodzenia, Ludwika Mękarskiego). Pierwsze plany uruchomienia tramwajów na Górnym Śląsku to rok 1892. Wtedy to właśnie władze Bytomia podpisały umowę z koncernem Kramer & Co na budowę linii Gliwice – Zabrze

– Chebzie – Królewska Huta – Bytom – Piekary Śląskie. Pierwsza linia tramwajów parowych została uruchomiona 27 maja 1894 na trasie Wielkie Piekary – Szarlej – Bytom przez berlińską spółkę Oberschlesische Dampfstraßenbahnen AG, która nabyła od spółki Kramer & Co. wszystkie prawa wynikające z koncesji i umów na budowę kolejek. Później uruchomiono następujące linie: Katowice – Alfred – Siemianowice Śląskie, Królewska Huta – Chorzów – Węzłowiec – Alfred oraz BytomZabrze. Co ciekawe, w 1898 r. banki przewiozły prawie 4 miliony pasażerów. Późniejsze lata to czas elektryfikacji tramwajów i doprowadzanie ich do stanu w jakim kursują do dzisiaj.


6

SIERPIEŃ 2014r. dzionków leżą tuż obok Bytomia (i Chorzowa). Ale i tam komunikacja z największymi miastami aglomeracji kuleje. Tramwaj by to załatwił. Jeśli tramwaj dojedzie do Radzionkowa, to do Tarnowskich Gór znów są raptem trzy kilometry. A Knurów, leżący tuż obok Gliwic? Albo Pyskowice, które przecież mają bliżej do Łabęd, niż Gliwice, choć Łabędy są ich dzielnicą. Zresztą to wreszcie tramwaj mógłby podobnie jak nad Jezioro Paprocańskie

większych przedsięwzięć Górnośląskiego Związku Metropolitalnego. Sejmik wojewódzki ma tak naprawdę niewiele w miastach do powiedzenia. A jego budżet i kompetencje są zbyt skromne, by marzyć o tym przedsięwzięciu. Tak naprawdę aglomeracja jest bezwładna i bezsilna. Potrzebuje prawodawstwa, które da mu te mechanizmy. To prawodawstwo nazywa się autonomia Górnego Śląska. Niech będzie, że szeroka samorządność, bo przecież

Zapytajcie młodego mieszkańca Bierunia, jakie ma szanse bez samochodu szukać pracy w Katowicach, jeździć tam na uczelnię, czy choćby na tę Mariacką. Jeśli centrum Katowic ma nie obumierać, to młodzi mieszkańcy regionu muszą mieć możliwość wybrania się tam masową komunikacją. Dziś nie mają. zawieźć nas też nad leżące w pobliżu jeziora Dierżno (Małe) i Pławniowickie. Oraz pod piękny pławniowicki pałac Bellestremów.

BEZ TRAMWAJU KONURBACJA OBUMIERA

Dokończenie ze str. 5

NA POŁUDNIE I NA PÓŁNOC

Czyż jest lepsze rozwiązanie skomunikowania tego kawałka Śląska, niż nawiązanie do „Balkanu”? Czyli linia banki łącząca Szopienice, Giszowiec, Giszowiec, Murcki i Kostuchnę. Otóż nie ma lepszego rozwiązania!

A jeśli już szyny poprowadzone zostałyby do Wesołej, to czemu nie do oddalonych od nich raptem o trzy kilometry Lędzin? To kolejne miasteczko na Górnym Śląsku, z którego podróż do Katowic to cała wyprawa. Mimo, że miasta

niż „Flirty” Kolei Śląskich. Co zresztą ciekawe, akurat na tym odcinku można by go poprowadzić niemal bezkosztowo, po praktycznie nieczynnej linii kolejowej Murcki-Tychy. Wreszcie „Flirt” licznych chętnych z Katowic i okolic nad tyskie Jezioro Paprocańskie nie zawiezie. Tramwaj mógł-

Komunikacja zbiorowa jest absolutnym fundamentem dobrego funkcjonowania organizmu miejskiego, jakim jest śląska konurbacja. Dla centrum regionu-miasta kluczowe jest, by mieszkańcy mogli tam dotrzeć do pracy, na uczelnię, na zakupy, spotkać się ze znajomymi. Bez tego każde miasto aglomeracji żyje samo sobie. A wtedy nie ma jednej ogromnej, liczącej się w Europie konurbacji. Jest tylko szereg leżących obok siebie miast i miasteczek. MICHAŁ BEIM z Instytutu Sobieskiego (ekspert w obszarze Miasto i Transport): Tramwaje to lepsze rozwiązanie nie tylko niż autobusy, ale także niż metro. Metro może być nawet dziesięć razy droższe, a nie musi być bardziej dostępne. Tramwaj ma częściej przystanki, nie trzeba też schodzić w dół. Od autobusu zaś jest lepszy, bo zabiera więcej osób, jest ekologiczny i bardziej estetyczny. Badania naukowe dowodzą, że ludzie chętniej przesiadają się z samochodu do tramwaju, a nowe linie powodują, że w ich okolicy nieruchomości drożeją, bo łatwiej dotrzeć do centrum. Nie zaobserwowano tego w przypadku autobusów, nawet szybkich. Problem w tym, że wlelu włodarzy polskich miast uważa tramwaj za hałaśliwy przeżytek. W ramach swoich zagranicznych wojaży mogliby się wybrać do Francji, zobaczyć ciche, zieone torowiska.

ze sobą bezpośrednio graniczą mieszkaniec Lędzin na dojazd masową komunikacją do centrum Katowic traci co najmniej półtorej godziny. A autobus jedzie nie częściej, niż raz na godzinę! Jeśli już jednak Lędziny, to czemu nie Bieruń? Znów tylko 4 kilometry i mamy miasto z największą polską kopalnią, z Fiatem leżącym wprawdzie w Tychach, ale 500 metrów od bieruńskiego rynku. I znów, zapytajcie młodego mieszkańca Bierunia, jakie ma szanse bez samochodu szukać pracy w Katowicach, jeździć tam na uczelnię, czy choćby na tę Mariacką. Jeśli centrum Katowic ma nie obumierać, to młodzi mieszkańcy regionu muszą mieć możliwość wybrania się tam masową komunikacją. Dziś nie mają. Oczywiście jeśli tramwaj dojedzie do Bierunia, Mikołowa i Kostuchny to aż żal, aby nie dotarł też do Tychów. I jest raczej pewne, że sprawdziłby się lepiej,

Za komuny uważano tramwaj za przeżytek, zawalidrogę i komunikacyjne zło. Dlatego likwidowano go w wielu miastach, zwłaszcza dolnośląskich, jak Jelenia Góra czy Wałbrzych. Oficjalnie tego nie mówiono, ale za autobusem przemawiały przede wszystkim argumenty… zimnowojenne, a dokładnie wojenne. Otóż autobus na wypadek wojny można było posłać na front, jako środek transportu. Tramwaj do tego nie nadawał się zupełnie. Po upadku PRL-u i końcu zimnej wojny tramwaj do łask długo nie wracał. Zdezelowany tabor straszył nie tylko na torach naszej konurbacji. A w Europie tramwaje zaczynały przeżywać renesans. Budowano nowe tory i nowy tabor. Lyon zrezygnował z budowy metra na rzecz tramwajów. Szybka wymiana taboru na Zachodzie, zwłaszcza w Niemczech spowodowała, że polskie miasta zaczęły kupować tamtejsze wycofywane wozy. Zwłaszcza, że w XXI wieku na sieci tramwajowe samorządy mogą dostać nawet 85% dofinansowania.

by. A może nawet dalej, przez puszczę, z przystankami w Kobiórze i Piasku - do Pszczyny. To południe aglomeracji. Ale spójrzmy na północ. Piekary Śląskie i Ra-

Dane Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju mówią, że w latach 2007-13 Unia na ten cel przekazała nam 5,3 miliarda złotych. Pojawiały się nowe linie. Nowoczesne pojazdy zaczęły jeździć po nowych liniach we Wrocławiu. Gdański, Częstochowie. W Poznaniu i Krakowie szybkie tramwaje zjeżdżają – jak metro – w centrach miast pod ziemię. Wrocław sięga po niemieckie, a nowatorskie w Polsce rozwiązanie – tramwaj wjeżdża na tory kolejowe i służy jako kolej podmiejska. Planowane są dalekobieżne trasy tramwajowe, choćby Bydgoszcz-Toruń. Szybki tramwaj buduje Szczecin. W tramwaje inwestują też mniejsze miasta, jak Grudziądz. Tymczasem sieć aglomeracji katowickiej mocno się skurczyła po roku 1990. Gliwice zupełnie z banek zrezygnowały, Bytom i Chorzów zlikwidowały kilka tras. Dopiero ostatnio coś drgnęło a sygnał dał Bytom, który odbudowuje odcinek zlikwidowany w 2008 roku.

Ale pałac i jeziora to tylko rekreacja, ewentualnie śląskie dziedzictwo. Natomiast sama komunikacja zbiorowa jest absolutnym fundamentem dobrego funkcjonowania organizmu miejskiego, jakim jest śląska konurbacja. Bez tego nie ma mowy, by miała one rzeczywiste centra, nieważne czy będą to Katowice czy Gliwice. Bez tego nie ma mowy, by Katowice nie obumierały. Dla centrum regionu-miasta kluczowe jest, by mieszkańcy mogli tam dotrzeć do pracy, na uczelnię, na zakupy, spotkać się ze znajomymi. Bez tego każde miasto aglomeracji żyje samo sobie. A wtedy nie ma jednej ogromnej, liczącej się w Europie konurbacji. Jest tylko szereg leżących obok siebie miast i miasteczek. Dziś nie ma podmiotu, który jest w stanie podjąć się wyzwania jakim jest zbudowanie nowoczesnej komunikacji masowej dla Górnego Śląska. A nawet dla samej aglomeracji. Duże miasta aglomeracji na pewno się nie dogadają – czego dowodzi fiasko wszystkich

oznacza ona to samo. Tylko mając takie uprawnienia śląski sejmik (sejm?) zdoła zbudować nowoczesną sieć komunikacyjną dla regionu. Ale też powiedzmy sobie wprost. Jeśli taka sieć tu nie powstanie, to aglomeracja musi obumierać, musi tracić dystans nie tylko do wielkich miast Europy, ale nawet do Warszawy, Wrocławia, Krakowa. I kto wie, czy nie dlatego polscy politycy robią wszystko, by nam tej autonomii nie nadać. Bo polscy politycy dziś to osoby z tych miast. Z Warszawy, Wrocławia, Krakowa, Gdańska, Poznania. Politycy z naszego regionu się tam nie liczą. Tomczykiewicz nie jest w PO decyzyjny. Bieńkowska podkreśla wręcz, że nie reprezentuje regionu lecz państwo. Gdy inni grają dla swojego regionu, nasi politycy z partii rządzącej nie mają siły przebicia. Jeśli do władzy dojdzie PiS będzie jeszcze gorzej, bo ani Piecha, ani Kloc, ani Tobiszowski to nie są ludzie z najbliższego otoczenia Kaczyńskiego. Albo więc zbudujemy regionalne lobby na Śląsku na tyle silne, aby centrala musiała się liczyć z głosem płynącym z Katowic, albo skazani będziemy na komunikację jaką mamy. Czyli dziadowską! A jeśli komunikacja dziadowska, to i region też.

Dal wielu włodarzy miast tramwaj jest przestarzały, gdyż między kamienicami wiszą druty trakcji, szpecąc miasto. Tylko wcale tak być nie musi – tramwaj może pobierać prąd z trzeciej szyny, mieszczącej się między dwoma podstawowymi. Przez długie lata rozwiązanie trzeciej szyny miało jeden minus. Dotknięcie jej groziło śmiercią. Dlatego stosowano ją w metrach, bo tam ludzi na torach nie ma, ale absolutnie nie na sieciach tramwajowych. Rozwój automatyki pozwolił jednak uporać się z tym problemem. Po raz pierwszy zastosowano taki wariant we francuskim Bordeaux. Otóż szyna nie jest stale pod napięciem. Nie ma stałej szyny, a jedynie krótkie jej kilkumetrowe odcinki. Za chwilę następny. Taki odcinek nie jest stale pod prądem. Dopiero gdy tramwaj nad niego wjeżdża, automatyczny czujnik podpina go na moment do sieci. Napędza silnik, a gdy tramwaj zjeżdża, szyna jest z powrotem niegroźna dla przechodnia. System był początkowo bardzo drogi. Ale rozwiązanie technologicznie jest bardzo proste i według fachowców zastosowanie go wcale nie musi być droższe niż linia napowietrzna. A nawet tańsze. I bez wątpienia sprawdziłoby się w centrach górnośląskich miast.


7

SIERPIEŃ 2014r.

!!! Zademonstruj swoja narodowość ślůnsko !!! Kup do sia, a do swoich krewnych na gŷszynki tresy, żeście som Ślůnzokoma.

35zł

30zł

We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!

45zł

35zł

5zł

35zł

A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?

35zł

35zł

35zł

35zł

30zł

30zł

5zł

Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53.* www.naszogodka.pl, adres e-mail: poczta.naszogodka.pl, tel. 0-507-694-768, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.

* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym.


8

SIERPIEŃ 2014r.

Konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy!

Kolejką po Górnym Śląsku Kiedyś Ślązacy spotykali byli je codziennie, później widywali je rzadziej, teraz walczy się o ich restaurację i przywrócenie minionego blasku. Może w połączeniu z tramwajami, które są ich bratem syjamskim. Kolejki wąskotorowe na zawsze wpisały się w historyczny krajobraz Górnego Śląska. Przecież to u nas działała (śladowo działa do dziś) największa na świecie sieć wąskotorówek. Górnośląskie Koleje Wąskotorowe to perełka w historii światowej komunikacji. Ale były (i są) też inne wąskotorówki.

PAULA ZAWADZKA

B

yło ich mnogo nie tylko na Górnym Śląsku, ale to tutaj dba się o nie z całego serca. W Bytomiu funkcjonuje Stowarzyszenie Górnośląskich Kolei Wąskotorowych. Czterema pociągami można

jeździć od Bytomia do Miasteczka Śląskiego, czy Rept. Obowiązujący, tak jak w przypadku zwykłych autobusów, pociągów, czy tramwajów rozkład jazdy, jest charakterystyczny, gdyż wiele stacji w nazwie ma słowo „wąsk.”; „Bytom Wąsk.”, „Bytom Karb Wąsk.”, „Miasteczko Śl. Wąsk”. Okres wakacyjny daje możliwość jeżdżenia w soboty, niedziele i święta, jednak tak naprawdę, ta możliwość jest wynikiem dobrej woli władz Bytomia, Tarnowskich Gór i Miasteczka Śląskiego w ramach programu „Letnie pociągi turystyczne na Górnośląskich Kolejach Wąskotorowych”. Teraz, żeby funkcjonowały, trzeba obopólnego zaangażowania. I pasji. Tak jak w Rudach Raciborskich, gdzie również jeździ kolejka wąskotorowa. Zabytkowa Stacja Kolei Wąskotorowej w Rudach pozyskała właśnie unijną dotację w wysokości pół miliona złotych. Pomimo starań, rozkładów jazdy i dużego zainteresowania, teraz kolejki to techniczne relikty, których miłośnicy i organizatorzy codziennie zmagają się z brakiem funduszy i złodziejstwem, ponieważ tory raz po raz są rozkradane. A przecież kiedyś był to normalny środek transportu! I oby jako taki powrócił.

W RUDACH W Rudach Wielkich kolejka pojawiła się w 1899r. Początkowo jeździła na trasie Gliwice-Nieborowice, ale już w cztery lata później podwoiła długość swojej

trasy. Obsłużywszy m.in. takie stacje jak Gliwice, Bojków, Stanice, Rudy, Szymocice, Babice i Racibórz osiągała 51 km długości. I był to najlepszy środek komunikacji w owych czasach, gdyż podróż normalnotorowym pociągiem na tej trasie była wiele dłuższa czasowo i wymagała przesiadki. Do końca II Wojny Światowej kolejka przewoziła była 700.000 osób rocznie, następnie – ok. 1000.0000, rekord pobiła zaś w 1954, kiedy obsłużyła 1 834 400 pasażerów. Funkcjonowała do 1991r. III RP zniszczyła tak świetny środek transportu. Stacja główna, w Rudach Wielkich, zlokalizowała się pośrodku trasy. Jak informuje rudzka, Zabytkowa już teraz Stacja Kolei Wąskotorowej: ”Znalazły się tam warsztaty naprawcze taboru,

tory postojowe dla wagonów i lokomotyw, punkt obrządzania parowozów i trójkąt torowy do ich obracania. Budynek dworcowy był dwupiętrowy, gdzie m.in. ulokowano biuro zawiadowcy stacji, nastawnię, poczekalnię dla podróżnych, kasę obsługującą ruch osobowy i towarowy oraz schronisko dla drużyn konduktorskich(...). Równolegle do peronu, naprzeciw budynku dworcowego usytuowano dwie obszerne hale, z których jedną przeznaczono dla lokomotyw, drugą zaś dla wagonów”. Z całego opisu jednoznacznie wynika, iż stacja w Rudach była unikatową i pełnosprawną techniczną perełką. Do dzisiaj ostało się jedynie 6 km tej trasy, ze Stanicy przez Rudy do Paproci, zaś główne budynki dworcowe, dyletancko odbudowane po 1945r., zatraciły dawny blask. Cała linia kolejowa, wpisana po 1993r. do rejestru zabytków jest chroniona prawem, ale mimo to często zdarzały się tam kradzieże. Za pieniądze z Unii wyremontowany zostanie peron, powstanie także parking.

A właściwie to w dzisiejszych dzielnicach Katowic, które kiedyś były odrębnymi miejscowościami kursował Bal-

Górnośląskie Koleje Wąskotorowe Górnośląskie Koleje Wąskotorowe funkcjonowały na terytorium Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego pomiędzy zakładami przemysłowymi. Były pierwszą taką kolejową siecią na świecie. Pierwsze „wąskotorówki” zostały były budowane przez Towarzystwo Kolei Górnośląskich, począwszy od 1851r., a następnie sieć kolejowa była dzierżawiona przez Rudolfa Pringsheima. 1 marca 1884 koleje górnośląskie przeszły na własność Królestwa Prus. W 1922 r., na skutek podziału Górnego Śląska, koleje znalazły się zarówno w Niemczech ,jak i w Polsce. GKW były bardzo ważne dla śląskiego przemysłu, a powodem ich powstania była niewydolność transportowa, oparta w połowie XIX w. na przewozie konnym. GKW łączyły ze sobą autonomiczne wąskotorowe koleje wewnątrzzakładowe poszczególnych kopalń, hut i innych fabryk. Niezależnie od GKW, poszczególne przedsiębiorstwa tworzyły

kan. Zarządzany przez koncern Georg von Giesches Erben Balkan, był prywatną siecią wąskotorową i w Szopie-

Pomimo starań, rozkładów jazdy i dużego zainteresowania, teraz kolejki to techniczne relikty, których miłośnicy i organizatorzy codziennie zmagają się z brakiem funduszy i złodziejstwem, ponieważ tory raz po raz są rozkradane. A przecież kiedyś był to normalny środek transportu! I oby jako taki powrócił.

W KATOWICACH

Odrestaurowane wagoniki Balkanu w Katowicach.

Tak wygląda kolejka wąskotorowa w Rudach. Zdjęcie pochodzi ze strony markus13.flog.pl.

własne linie i sieci kolejowe, np. linia Gliwice Trynek – Rudy – Racibórz czy sieć kolei łącząca zakłady koncernu Giesches Erben w rejonie Szopienic. Większość prywatnych kolei miała zapewnione połączenie z publiczną siecią kolei górnośląskich, Niektóre z nich, jak np. linię Gliwice Trynek – Rudy – Racibórz zostały organizacyjnie przyłączone do GKW po 1945 roku w ramach jednego przedsiębiorstwa, Polskich Kolei Państwowych. Sieć kolei, liczyła w szczytowym okresie rozwoju ponad 230 km długości i obejmowała trójkątny obszar sięgający po miejscowości Żyglin i Bibiela na północy, Racibórz na płd. zachodzie, Mysłowice na płd. wschodzie. GKW łączyły setki kopalń, hut, fabryk i elektrowni aglomeracji, służąc lokalnemu transportowi ładunków masowych, a w szczytowym okresie przewozów w 1950-1970 masa ładunków przewożonych rocznie przez GKW wynosiła 5-6 milionów ton.

nicach łączył się z Górnośląskimi Kolejami Wąskotorowymi. Kolej służyła nieodpłatnemu przewozowi pracowników kopalni Giesche. Korzystali jednak również z niej mieszkańcy. Obsługujący 8500 pasażerów na dobę, kursujący aż 28 razy dziennie Balkan był czymś tak oczywistym dla mieszkańców jak współczesne taksówki. Na osiemnastokilometrowej trasie znalazły się przystanki: Gieschewald (Giszowiec), Carmer Schacht(Szyb Carmer, Pułaski), Nikisch Schacht (Szyb Poniatowski), Richthofen Schacht (Szyb Wilson I) i Albert Schacht (Szyb Wojciecha) – do Wilhelmina Ansiedlung/Schoppinitz (Osiedle Wilhelmina k. Szopienic). Balkanem kolejka nazywana była żartobliwie na cześć dużego ekspresu Balkanzug kursującego między Berlinem a

Konstantynopolem. Dzisiaj zostały tylko dwa zabytkowe, odrestaurowane wagoniki stojące przy ulicy Szopienickiej.

W POLSCE Do dzisiaj, poza granicami Śląska możemy przejechać się „wąskotorówką” w Rogowie, w Łódzkiem. Ta najdłuższa – czynna kolejka kursuje na trasie Rogów-Rawa (Mazowiecka)-Biała. Oprócz tego taką atrakcję posiada Piaseczno (mazowieckie), oraz województwo lubelskie pod nazwą Nadwiślańska Kolejka Wąskotorowa. Oprócz tego taka kolejka jeździ w Bieszczadach (Bieszczadzka Ciuchcia), na Suwałkach(Wigierska Kolej Wąskotorowa), w Gnieźnie, na Podkarpaciu w Przeworsku a pewnie i w wielu innych miejscach Polski. Chociaż teraz „wąskotorówki” pełnią role atrakcji turystycznych to kiedyś były środkiem transportu pracowników, mieszkańców, czy żołnierzy. Trzeba mieć „zoc” dla takich pięknych, technicznych osobliwości i wspierać jak tylko się da. Najlepiej wybrać się na przejażdżkę, wspierając tym samym finansowo kolejkę. Tak więc: „konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy!”.

Z INTERNECU „A takichjak z bajki Andersena to mieli my tu na naszym Sloncku wiela. Ale jak prziszli umacniacze, to “poniymieckie” zniszczyli i rozkradli. Potym grupa entuzjastow miesioncami remontowala podtarnogorsko wonckotorowka - i jak byli fertig z wagonami, to sie pokozalo, ze “nienani sprawcy” ukradli pora kilometrow szyn. No bo to typowo polcko “kultura”!”. W Rudach Wielkich kolejka pojawiła się w 1899r. Do końca II Wojny Światowej kolejka przewoziła była 700.000 osób rocznie, następnie – ok. 1000.0000, rekord pobiła zaś w 1954, kiedy obsłużyła 1 834 400 pasażerów. Funkcjonowała do 1991r. III RP zniszczyła tak świetny środek transportu. W dzisiejszych dzielnicach Katowic, które kiedyś były odrębnymi miejscowościami kursował Balkan. Zarządzany przez koncern Georg von Giesches Erben Balkan, był prywatną siecią wąskotorową i w Szopienicac łączył się z Górnośląskimi Kolejami Wąskotorowymi. Kolej służyła nieodpłatnemu przewozowi pracowników kopalni Giesche. Korzystali jednak również z niej mieszkańcy. Obsługujący 8500 pasażerów na dobę, kursujący aż 28 razy dziennie Balkan był czymś tak oczywistym dla mieszkańców jak współczesne taksówki. „Normalne” tory – kolejowe i tramwajowe – mają 1435 centymetrów szerokości. Wszystkie węższe tory nazywane są wąskotorówkami. Jest ich trochę do dziś. Na przykład łódzkie tramwaje mają tory szerokie dokładnie na 1 metr. Ale rozstaw wąskotorówek jest różny. Od zaledwie 30 centymetrów, do 130. Śląskie wąskotorówki miały zazwyczaj rozstaw 785 centymetrów. Wagony były węższe, ale wystarczające, by wygodnie podróżować na krótkich trasach. A jako mniejsze były więc i lżejsze, więc nie wymagały tak solidnych podbudów jak normalne linie kolejowe.


9

SIERPIEŃ 2014r.

PROMOCJA

PISANE ZA BRYNICĄ

Pierwsze wrażenia z Hanusika Z

jednej strony powinnam chwalić, bo w końcu mam interes finansowy w tym, żeby jak najbardziej wszystkich zachęcić (kilkaset egzemplarzy na stanie), ale z drugiej strony- z natury jestem raczej marudna i dociekliwa. To co mnie zaskoczyło w „Komisorzu Hanusiku” najbardziej, to łatwość języka śląskiego. Prawdę mówiąc, jest to moim zdaniem język śląski uproszczony, ale jest to plus. Jeśli Śląza-

brana przez autora forma opowiadań. Np. postać Ryszawego Erwina – gdyby autor zechciał ze szczegółami pokazać, w jaki sposób Ryszawy Erwin od bajtla przebiera się za różnych ludzi, jak dobiera ubranie, makijaż. W jaki sposób zmienia głos i jak poznaje osoby, których uzurpatorem się staje. To byłoby niesamowicie ciekawe, tak jak Stieg Larsson w sadze Millenium ukazuje triki hakerskie głównej bohaterki, albo Stephen King w „Panu Mercedesie” zapoznaje czytelnika,

Uśmiałam się do łez czytając rozmowę warszawskiego agenta Motyla (Szmaterloka) z głównym bohaterem: „No, ja też dbam o cerę. Uważam, że każdy facet powinien o siebie dbać i nacierać się różnymi kremami , żeby mieć gryfną cerę. – Jakimi zaś krymami? To wy tam we Warszawie mocie jakoś kryma, obyście gryfnie bajtle mieli? A kaj to szmarujecie?”. cy chcą, żeby ich język był powszechny, to muszą się go nauczyć. Gdyby zaserwować „Hanusika” tak blank, rychtig w godce, to mało kto by go zrozumiał, zniechęcając się przy tym. A ja rozumiem doskonale, więc albo opanowałam śląskie słowa na tyle, że czytanie nie sprawia mi trudności, albo pierwsza, śląska komedia kryminalna jest do przełknięcia dla przeciętnego Hanysa. No właśnie! Komedia kryminalna. Rzeczywiście, książka jest niesamowicie dowcipna, mogę przysiąc, że się śmiałam, a na co dzień chichram się dość rzadko. Uśmiałam się do łez czytając rozmowę warszawskiego agenta Motyla (Szmaterloka) z głównym bohaterem: „No, ja też dbam o cerę. Uważam, że każdy facet powinien o siebie dbać i nacierać się różnymi kremami , żeby mieć gryfną cerę. – Jakimi zaś krymami? To wy tam we Warszawie mocie jakoś kryma, obyście gryfnie bajtle mieli? A kaj to szmarujecie?”. To, czego „Hanusikowi” trochę brakuje, to rozwinięcie postaci. Skutecznie uniemożliwia to wy-

ze szczegółowymi działaniami psychopatycznego mordercy. To są jednak opasłe tomiska, a „Hanusik”, to idealna książka dla osób, nie lubiących rozbudowanych charakterów i wielowątkowej akcji . Jestem w trakcie czytania i jak na razie najbardziej podoba mi się opowiadanie „Ostatni bytomiok”. To co jest atutem tej książki, to wciągnięcie do fabuły utopców, podciepów i inkszych ślůnskich szkaradzieństw. To pokazuje, że na Górnym Śląsku mamy swoje straszydła, zresztą – zagraniczne, „hollywodzkie” potwory są nieco w książce wyśmiane. Mimo mojego zamiłowania do grubych książek, opowiadania Marcina Melona, jako pierwsze koty za płoty śląskiej komedii kryminalnej oceniam dobrze. Na czwórkę. A pozwolić na ocenianie sobie mogę, gdyż pan Marcin Melon jest nauczycielem i na pewno będzie mu miło usłyszeć życzliwy głos zza Brynicy. Z pozdrowieniami Topielica-gorolica Paula Zawadzka

Od czytanio do wyborów

P

adali, co niy domy rady. Co ino bydzie gańba a ôstuda. A pokozało sie, iże smogli my zebrać niŷ ino 100, ale 140 tauzenůw podpisůw. I tera Sejm bydzie musioł zajonć sie projektŷm zakona o ślůnskij myńszości etnicznŷj. Kiedy w grudniu 2013 roku rzucałem pomysł, aby zebrać sto tysięcy podpisów pod projektem obywatelskim, byłem jeszcze posłem na sejm RP. Snułem po nocach rozważania, jak będę w parlamencie budował lobby za tym projektem, kiedy trafi już pod obrady. W międzyczasie jednak zostałem wybrany do Europarlamentu, ale mój hajmat widać z Brukseli wcale nie gorzej, niż z Warszawy. Więc śledzę bieg śląskich spraw. A w dniu, w którym sejm zajmie się

cel działanie na rzecz Górnego Śląska, a nie umiały się porozumieć w tak ważnej sprawie. Nie chcę tu wyrokować, czy bardziej winien jest RAŚ, czy bardziej winny jest Związek Górnośląski, ale wspólna lista miała być bardzo czytelnym sygnałem. Sygnałem, że nie nikomu nie uda się rozgrywać Ślązaków przeciw Ślązakom. Że chociaż inaczej rozkładamy akcenty, to dla nas najważniejszy jest Śląsk. Jak my mamy w Warszawie skutecznie walczyć o śląskie sprawy, jeśli w doma dogodać sie niý poradzymy? Na te wybory samorządowe czekam z ogromną niecierpliwością. Także dlatego, ze w wielu śląskich gminach średniej wielkości będziemy mieli po raz pierwszy jednomandatowe okręgi wyborcze. Jeśli wy-

To jeszcze w tym roku, jeszcze przed wyborami samorządowymi, w Sejmie musi się odbyć pierwsze czytanie tego projektu. Do wyborów samorządowych pójdziemy wiedząc, jak poszczególne polskie partie zareagowały na projekt uznania śląskich praw. I możemy zależnie od tego zagłosować. projektem dopisania śląskiej mniejszości do ustawy o mniejszościach narodowych – ja na pewno będę na Wiejskiej w Warszawie. Może nawet gościnnie na mównicy. To jeszcze w tym roku, jeszcze przed wyborami samorządowymi, w Sejmie musi się odbyć pierwsze czytanie tego projektu. Do wyborów samorządowych pójdziemy wiedząc, jak poszczególne polskie partie zareagowały na projekt uznania śląskich praw. I możemy zależnie od tego zagłosować. A mnie jest strasznie żal, że w tych wyborach do Sejmiku wojewódzkiego nie wystartuje wspólna lista Związku Górnośląskiego i Ruchu Autonomii Śląska. Obie te organizacje są mi bliskie, obie mają za

bierzemy mądrze śląskie władze, to na szczeblach tych gmin będzie można wprowadzać – niezależnie od decyzji sejmu – śląską mniejszość etniczną. Bo kto gminie zabroni wprowadzić w szkole dodatkowe lekcje ślůnskij godki alb nauczania regionalnego? Kto zabroni wprowadzenia zasady, że urzędnik musi umieć obsłużyć interesanta po śląsku? Nikt, dlatego wierzę, że po wyborach 16 listopada będziemy znacznie bardziej na naszym własnym Śląsku, niż obecnie. Ino ten Sejmik, do kierego RAŚ i ZG niŷ půdom do kupy! Co se spomna, to sie szteruja… Marek Plura

FIKSUM DYRDUM

Legła i ruscy S

poro moich kolegów cieszyło się, ze Legia odpada z eliminacji do Ligi Mistrzów. Bo „Legła” to wiadomo, niemal symbol polskiej polityki kolonizacyjnej wobec Górnego Śląska. Zagorzałe Hanysy są jeszcze bardziej wrogie wobec Legii, niż wobec Altrajchu. Ja jednak się nie cieszę. Tym razem warszawski klub nie przynosił Polsce wstydu na boisku, ale poza boiskiem pokazał to wszystko, co przywykliśmy nazywać „polnische Wirschaft” albo prościej polskim bajzlem. Warszawscy działacze i ich liczni polscy kibice po prostu nie chcą zrozumieć, że w cywilizowanej Europie prawo znaczy prawo, przepisy zaś są po to, żeby je przestrzegać a nie łamać. Jeśli przepis mówi, że za grę nieuprawnionego fusbalorza jest

walkower, to nie ma co skamleć, że się zostało skrzywdzonym, tylko posypać głowę popiołem. Ale czy można tego oczekiwać po kraju, którego Sąd Najwyższy rozpatrując uznanie Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej nie interesuje się obowiązującym w Polsce prawem, i zdefiniowanego w nim pojęcia „narodowości”, ani statutem tego stowarzyszenia, tylko baja coś o zagrożeniu autonomią (o której w statucie nie ma ani słowa) i o tym, że śląscy autochtoni chcą władać swoim regionem, choć w statucie jest nie o autochtonach lecz o mieszkańcach Śląska? Czy w kraju, w którym nawet Sąd Najwyższy podchodzi na takim luzie do prawa, można się dziwić Legii? Legii zaskoczonej, że europejska federacja piłkarska chce przestrzegać swoich praw?

Je mi rychtig gańba, iż ech je obywatelem państwa, we kierym je taki bajzel. Lecy jaki Szkot mało co wiŷ ô Polsce, nale eli taki-

skich polityków, że ich nie zaproszono na spotkanie rosyjsko-ukraińsko-francusko-niemieckie. Nie zaproszono, bo i po co? Tam próbowano poszukać kompromisu, zawarcia ugody, zaś polscy politycy wciąż nie ugody szukają, tylko eskalacji konfliktu z Rosją. Europa z Rosją chce żyć w zgodzie, bo wie, że ta Rosja nieraz ratowa-

Warszawski klub nie przynosił Polsce wstydu na boisku, ale poza boiskiem pokazał to wszystko, co przywykliśmy nazywać „polnische Wirschaft” albo prościej polskim bajzlem. Warszawscy działacze i ich liczni polscy kibice po prostu nie chcą zrozumieć, że w cywilizowanej Europie prawo znaczy prawo, przepisy zaś są po to, żeby je przestrzegać a nie łamać. go tera kaj trefia, to ôn już bydzie se ta Polska forsztelował bez pryzmat těj fusbalowŷj balakwastry. Mogą mu pedzieć ino jedno, co jo je Hanys, niŷ Polok, co my tyż momy starość ô autonomio, bez tuż niŷch mie ze Warszawom niŷ miŷszo. Tak, jako i jo niŷ miŷszom Szkota ze Anglikiŷm. Śmiech mnie za to ogarnia, kiedy słucham zrzędzenia pol-

ła Europę. Choćby przed krwiożerczym Napoleonem Bonaparte, choćby obalając hitlerowski reżim. My, Ślązacy możemy nie cierpieć ruskich za to, co nam nawyrządzali w latach 1945-48, ale to jeszcze nie powód, by chcieć iść z nimi na wojnę o Donieck! No i ten minister Sikorski, który mówi, że w zasadzie żadna strata się nie stała, gdyż jest w stałym

kontakcie z politykami Niemiec, Francji i Ukrainy. I otóż to polski ministrze, otóż to. Bo widzi pan, panie Sikorski, tam dyskutowały cztery kraje, nie trzy. I jeśli ktoś z Rosją gadać nawet nie chce, to po co ma się z nią spotykać. Pan im nie robisz laski, pardon łaski – używając języka dla ministra Sikorskiego zrozumiałego. Dyrektor Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, dr Sławomir Dębski w radiowym wywiadzie nazywa wschodnioukraińskich bojowników nie tylko separatystami, ale nawet bandytami, zaliczając do nich też władze Rosji. To z kim i o czym on chce prowadzić ten polsko-rosyjski dialog? Lekceważąco i obraźliwie to polscy politycy mogą mówić o śląskich organizacjach, bo my im tego zabronić nie potrafimy. Ale jeśli tak chcą rozmawiać z możnymi tego świata, to muszą się liczyć z tym, że ci możni będą traktować Polskę tak, jak Polska traktuje nas. Dariusz Dyrda


10

SIERPIEŃ 2014r.

Powstańcy, rebelianci, separatyści

Sierpień to miesiąc bardzo powstańczy. Polskie media zdominowała ta tematyka. Na Śląsku jakby jeszcze bardziej, bo do wszechobecnego trąbienia o Powstaniu Warszawskim gdzieniegdzie dołącza jeszcze pisk o pierwszym i drugim Powstaniu Śląskim. DARIUSZ DYRDA

Z

resztą proporcje informowania o tych wydarzeniach najlepiej dowodzą stosunku Polski do Śląska. O Powstaniu Warszawskim pisze się i mówi w sierpniu wszędzie. O tzw. Powstaniach Śląskich, które dały Polsce tę najbogatszą prowincję – tylko półgębkiem. 1 sierpnia o godzinie 17.00 w całym kraju, także na Górnym Śląsku wyją syreny obwieszczające warszawską „godzinę W”. Wybuchu powstań śląskich nie obwieszcza żadna syrena, nie tylko w Warszawie, ale nawet na Górnym Śląsku.

zydentowi miasta a wojewodzie, zawsze jakoś stało się tak, że mysłowickie syreny 1 sierpnia miały awarię. Osyra pytany o syreny uśmiechał się: – A co ja na to poradzę? Ale gwarantuję, że jeśli w Warszawie syreny będą wyć z okazji powstania śląskiego, to w Mysłowicach będą wyć z okazji warszawskiego.

TO BYŁA WOJNA DOMOWA Osyra jako prezydent miasta miał wiele wad. Ale też należał do tych, którzy historię Śląska chcą upamiętniać. Chociaż wcale niekoniecznie koloryzować. Nie udawajmy, że to był zryw (a w zasadzie trzy zrywy) zniewolonego ludu przeciw okupantom. To była wojna domowa, podczas której zdecy-

Młodzi ludzie dość ochoczo sięgali po broń - po obu stronach. To, po której, było często kwestią przypadku. Człowiek wybierał po prostu tak, jak jego koledzy. Jak dziś „kibole”. Jeśli kumple są za Ruchem Chorzów, to on też za Ruchem. Ale gdyby mieszkał dwie ulice dalej, gdzie wszyscy kibicują Gieksie, to nazywałby „Ruch” - niebieskimi psami. Sto lat temu ich dziadowie na tej samej zasadzie opowiadali się za Polską lub Niemca-mi. Nawet w Mysłowicach, czyli tam, gdzie to pierwsze powstanie wybuchło. Jedynie kilka lat temu, w czasach prezydenta Grzegorza Osyry, w mieście tym nie wyły syreny z okazji warszawskiej „Godziny W”. Chociaż zarządzanie nimi podlegało nie pre-

dowana większość mieszkańców regionu pozostawała bierna, czekając co się wydarzy. Czy trafią do Polski, czy do Niemiec, czy do Czech, czy wreszcie powstanie państwo śląskie. Kiedy większość czekała, niektórzy chwytali za broń. Bo musimy pamiętać, że był to okres tuż po

wielkiej, trwającej 4 lata wojnie. Tysiące młodych śląskich mężczyzn wróciło z tej wojny. I nie bardzo wiedzieli, co począć w cywilu. Trafili do wojska, na front, w wieku lat osiemnastu, jedyny dorosły świat jaki znali, to świat okopów. Tylko świat okopów i świstu kul nad głową rozumieli. Tylko w nim czuli się ważni. Dlatego dość ochoczo sięgali po broń po obu stronach. To, po której, było często kwestią przypadku. Nierzadko młody człowiek wybierał po

cą zabiegów dyplomatycznych. Gdy upadła to jedni, jak von Hochberg, opowiedzieli się po stronie niemieckiej, inni – jak Kapica – po polskiej. Propolscy Ślązacy natomiast dążyli do konfrontacji zbrojnej. Taka była polska tradycja polityczna, dopiero co udało się Powstanie Wielkopolskie. Wreszcie państwo polskie wspomagało ten militarny ruch, nawet gdy głośno się od niego odcinało.

PIŁSUDSKI JAK PUTIN Piłsudski, jak dziś Putin na Ukrainie, głośno mówił, że ze śląskimi separatystami nie ma nic wspólnego, wyraził się wręcz, że „Śląska się wam

Piłsudski, jak dziś Putin na Ukrainie, głośno mówił, że ze śląskimi separatystami nie ma nic wspólnego. Jednak Polska niemal jawnie przerzuciła na Śląsk około 10 000 żołnierzy, w tym do 1000 oficerów. Uzupełniło je drugie tyle ochotników – a co myśleć o takich „ochotnikach” obserwujemy właśnie dziś na Ukrainie. prostu tak, jak jego koledzy. Jak dziś „kibole”. Jeśli kumple są za Ruchem, to on też za Ruchem. Ale gdyby mieszkał dwie ulice dalej, gdzie wszyscy kibicują Gieksie, to nazywałby „Ruch” - niebieskimi psami. Sto lat temu ich dziadowie na tej samej zasadzie opowiadali się za Polską lub Niemcami.

STRONY ŚLĄSKIEJ W WALKACH NIE BYŁO Gdyby ktoś nawołujący do walki zbrojnej znalazł się też po stronie trzeciej – śląskiej – to może przebieg tej wojny domowej byłby jeszcze inny. Ale żaden z przywódców idei państwa śląskiego, czy to książę voh Hochberg, czy ksiądz Jan Kapica, nie zamierzał rzucać znów Ślązaków do bratobójczej walki. Próbowali swoją ideę zrealizować za pomo-

zachciewa? To stara pruska kolonia, mam ją w dupie” – ale to było oficjalnie. A nieoficjalnie – też jak Putin – przerzucał przez granicę na Śląsk wojsko i uzbrojenie. Dopóki Polska trwała w morderczym uścisku z bolszewicką Rosją, to w stopniu niewielkim, bo każdy żołnierz i każdy karabin był potrzebny mu podczas Bitwy Warszawskiej. Ale gdy wojna z bolszewikami się kończyła, Polska niemal jawnie przerzuciła na Śląsk około 10 000 żołnierzy, w tym do 1000 oficerów. Uzupełniło je drugie tyle ochotników – a co myśleć o takich „ochotnikach” obserwujemy właśnie dziś na Ukrainie. Wielu tamtych polskich „ochotników” też zostało dopiero co zdemobilizowanych z polskiego wojska. I zaraz potem na nowy, śląski front… Dokończenie na str. 12

Dyktator mimo woli Rozmowa z DR. JANEM F. LEWANDOWSKIM, autorem biografii Wojciecha Korfantego

- Zawsze, gdy przy okazji I Powstania Śląskiego ktoś składa kwiaty pod pomnikiem Korfantego, to mnie ogarnia śmiech. Bo przecież nie miał on z tym powstaniem nic wspólnego, ba, był jego przeciwnikiem i krytykiem… - Ależ miał z nim wiele wspólnego. Przede wszystkim to, że negocjował później w imieniu Polski z Niemcami likwidację skutków powstania. Także to, że nie zdołał mu zapobiec. A nie zdołał, bo kiedy wybuchło, był akurat w Berlinie, negocjował jako przedstawiciel Polski sprawy związane z przejęciem Wielkopolski. W 1919 roku były dwie wcześniejsze próby wywołania powstania. Jedno powstrzymał w ostatniej chwili. Usłyszawszy, że ma wybuchnąć wsiadł w samolot, co dla polityka tamtej epoki już było dość niezwykłe, bo samoloty były środkiem transportu bardzo ryzykownym. Zwłaszcza w deszczu. A Korfanty poleciał samolotem nocą, podczas burzy, z Poznania do Sosnowca, by w ostatniej chwili zdążyć odwołać już wydane rozkazy do powstania. - Ale z samym przebiegiem powstania nic wspólnego nie miał?

- Miał w tym sensie, że był duchowym przywódcą wielu spośród tych, którzy chwycili za broń. Ale rzeczywiście nie miał nic wspólnego z wywołaniem tego powstania. Uważał je za niepotrzebne. Zresztą ciekawa rzecz, ale powstania w sierpniu 1919 roku niemal nikt nie chciał! Z lektury wspomnień komendanta Józefa Grzegorzka o powstaniu wynika, że wszystkie polskie ośrodki decyzyjne były przeciwne. Przeciwko byli Korfanty i Naczelna Rada Ludowa w Poznaniu, w tym jej ekspozytura górnośląska. Przeciwko był rząd polski w Warszawie. Przeciwne było dowództwo POW. Przeciwko był nawet sam Grzegorzek. Motorem zapalnym była grupka uchodźców w obozie w Piotrowicach (tych na dawnym Śląsku Cieszyńskim a nie katowickich) z plutonowym Maksymilianem Iksalem na czele. To oni wywołali ruch zbrojny. Zadziwiające, że garstka buntowników doprowadziła do akcji zbrojnej, która była nieprzygotowana i musiała zakończyć się klęską. Potem wszyscy, łącznie z Korfantym, a może przede wszystkim Korfanty, starali się, aby tę ruchawkę w sensowny sposób zakończyć. Zresztą Korfanty miał podobne problemy z kolejnymi powstaniami. - Nimi już przecież kierował. - Sprawował przywództwo polityczne, ogłosił się dyktatorem trzeciego powstania. Jednak generalnie Korfanty był przeciwnikiem walki zbrojnej. Jego orę-

żem była dyplomacja, rozmowy gabinetowe. Zdawał sobie sprawę, że o losie Górnego Śląska zdecydują alianci zachodni, a niepotrzebne rozruchy zaszkodzą stronie polskiej na arenie międzynarodowej. Jeśli wzniecał powstanie, to traktował je tylko jako manifestację, sposób nacisku w rozmowach dyplomatycznych. Przecież trzecie powstanie zorganizował za przyzwoleniem i poparciem Francuzów. Tylko takie powstanie, jako uzgodniona z Francuzami manifestacja polskiej determinacji, było dla niego sensowne. Inaczej pojawia się pytanie: przeciwko komu powstanie zbrojne, II i III, byłoby skierowane? - Jak to przeciw komu? Przeciw Niemcom! - Jednak władzę na Górnym Śląsku od początku 1920 roku sprawowali nie Niemcy, a alianci, którzy mieli przypilnować plebiscytu i tego, żeby Górnoślązacy opcji propolskiej i proniemieckiej nie pozabijali się wzajemnie. Stacjonowało tu wojsko alianckie, podporządkowana aliantom była administracja cywilna. W następstwie drugiego powstania zastąpiono policję niemiecką mieszaną, polsko-niemiecką policją plebiscytową. Zatem Korfantemu chodziło o efekt dyplomatyczny, a nie o osiągniecie jakiegoś celu militarnego. Dlatego powstania śląskie nie mieszczą się w tradycji polskich powstań narodowych, były zupełnie inne. Od kościuszkowskiego, listopadowego,

styczniowego, warszawskiego. W zamiarach Korfantego trzecie powstanie było kartą przetargową w negocjacjach. Jako odpowiedzialny polityk nie mógł myśleć inaczej, bo wojna powstańców z regularną armią niemiecką i jeszcze z aliantami musiałaby doprowadzić do nieobliczalnych konsekwencji, może do wojny polsko - niemieckiej… - Dziś Korfantego pamięta się bardziej jako dyktatora powstania śląskiego a mniej jako bojownika o jej autonomię… - To była wielowymiarowa postać polityczna, a obecnie się ją spłaszcza, często infantylizuje i to z różnych stron. Doprowadził do przyłączenia części Górnego Śląska do Polski, ale był także współtwórcą jego autonomii! Przez niemal czterdzieści lat był pierwszoplanową postacią najpierw górnośląskiej, a potem i polskiej sceny politycznej. Trafił do polityki z początkiem XX wieku, jako wydawca „Górnoślązaka”, poseł do Reichstagu i lider śląskich oraz wielkopolskich Polaków, a przestał być pierwszoplanową postacią w 1939 roku, gdy zmarł. Ale przez te czterdzieści lat jego postawa też ewoluowała. W 1901 roku mamy polskiego narodowca, nacjonalistę, a dwadzieścia lat później wytrawnego męża stanu, który pod brzemieniem odpowiedzialności poważnieje, chociaż naturę miał zawsze despotyczną.

- Odpowiedzialności za co? - Czuł się odpowiedzialny za losy Górnego Śląska i Górnoślązaków. Poczuł to brzemię odpowiedzialności tak naprawdę właśnie w okresie plebiscytowym i powstańczym. Przecież gdy ten Śląsk wrzał, musiał negocjować i z robotnikami i z niemieckimi fabrykantami, aby śląski przemysł pracował. I musiał temperować dowódców powstańczych, a niektórzy chcieli mu odebrać kierownictwo powstania. To paradoksalne, że przedtem nieraz demagogiczny Korfanty poczuł brzemię odpowiedzialności właśnie w tym okresie. Dla mnie jest to moment narodzin Korfantego jako nowoczesnego polityka… - Rzadko kto wie coś o Korfantym jako polityku. Wiemy, że przyłączył Śląsk do Polski a Polska w odwecie zapewne go otruła… - Wracamy do Korfantego zapomnianego. Do Korfantego, który najpierw przyłączył część Śląska do Polski, ale potem walczył zdecydowanie o utrzymanie autonomii. Już w 1922 roku na katowickim rynku zwracał się do władz Rzeczypospolitej, aby pamiętała o wszystkich mieszkańcach Górnego Śląska, niezależnie od ich języka i wyznania. Bo tak postępuje nowoczesne państwo. Dawny nacjonalista tak nowocześnie to wtedy wyraził, że dla wszystkich Górnoślązaków Polska powinna być miejscem „pokojowej i twórczej pracy”. Dlatego walczył o utrzymanie zagwarantowanej przez państwo polskie autonomii. Dzisiaj do Korfantego można sięgać z rozmaitymi intencjami, to chyba nieuniknione. Jednak z pewnością Korfanty wyrażał, patrząc z dzisiejszej perspektywy, górnośląskie dylematy XX wieku. A w jego tragicznej biografii zawiera się metaforycznie tragizm Górnego Śląska i Górnoślązaków w minionym stuleciu.


11

SIERPIEŃ 2014r.

PRZYCZYNY I SKUTKI

tzw. I powstania śląskiego

Sierpień. Miesiąc w którym na Śląsku obchodzi się I Powstanie Śląskie. Ilekroć o tym czytam, ogarnia mnie i pusty śmiech i smutek. Że można aż tak zafałszować historię. Jak bowiem było naprawdę?

DARIUSZ JERCZYŃSKI

W

lutym 1919 roku górnośląscy Polacy stworzyli w przygranicznym do Górnego Śląska polskim miasteczku Sosnowiec (wówczas województwo kieleckie) Polską Organizację Wojskową (POW) Górnego Śląska. Zasilali ją głównie byli członkowie górnośląskiej organizacji antywojennego Związku Spartakusa (Spartakusbund),

kę górnośląskiego oddziału socjaldemokratów niemieckich (SPD). Gdy latem 1919 roku konflikty społeczne na Górnym Śląsku sięgnęły zenitu, obóz Korfantego wysłał delegację do Warszawy. Jednym z delegatów pro-polskich Śląza-

Na łamach ewidentnie propolskiego „Katolika” za przyczyny wybuchu powstania uznano: brak żywności, stan oblężenia i terror Grenzschutzu, jednak powstańczych przywódców określono tam mianem „ludzi spod ciemnej gwiazdy, wysłanników bolszewizmu i komunizmu”, kierujących „bandami insurgentów”. Również działacze poznańskiej Naczelnej Rady Ludowej z Korfantym na czele potępili to powstanie, nazywając je „bolszewicką prowokacją”. Sam Korfanty po latach skomentował: „Już wtedy czyniono Polakom zarzuty, że powstaniem wyrządzili wielką krzywdę ludowi śląskiemu, któremu byłoby najlepiej w swoim własnym państewku”. którą Antoni Jadasz (Anton Jadasch) przemianował na Komunistische Partei Oberschlesiens Komunistyczną Partię Górnoślązaków), podległą Komunistycznej Partii Niemiec (KPD).

„POLACY” O LWÓW SIĘ BIĆ NIE CHCIELI Dla zdecydowanej większości spośród 25 000 tutejszych „spartakusowców”, godzących lewicowy radykalizm z głębokim przywiązaniem do katolicyzmu, nie do przyjęcia był antyklerykalizm całej lewicy niemieckiej (KPD, USPD, SPD). Przystępowali oni więc do lewicowych ugrupowań radykalnego obozu narodowo-polskiego tj. Polskiej Partii Socjalistycznej lub Narodowej Partii Robotniczej, zasilając jednocześnie Polską Organizację Wojskową, na której czele stanął radykalnie lewicowy Ślązak Józef Grzegorzek (od roku 1947 tj. w czasach stalinowskiego terroru był komunistycznym starostą powiatu tarnogórskiego). W ten sposób znacznie urosły w siłę górnośląskie oddziały dwóch partii, nie liczących się wcześniej na Górnym Śląsku tj. dotąd „kanapowej” NPR-Rymera i PPS, stanowiącej przed I wojną światową jednie polskojęzyczną przybudów-

ków na spotkaniu z przedstawicielami polskich władz, bezskuteczne domagających się wsparcia Polaków dla zbrojnej akcji był Alojzy (Alois) Pronobis. Zgodnie z obiegową opinią sam marszałek Józef Piłsudski skwitował te prośby następująco: „Co! Śląska wam się zachciewa?! Śląsk to stara kolonia niemiecka. Mam w dupie ten cały Śląsk!”. W maju 1919 roku z górnośląskich dezerterów z Wehrmachtu, władze polskie sformowały w Częstochowie, wchodzący w skład Wojska Polskiego 1 Pułk Strzelców Bytomskich. Znaczący jest tutaj fakt, że zdecydowanie protestowali oni, gdy wysłano ich do walki o przynależność do Polski terenów Galicji Wschodniej (dzisiejszej zachodniej Ukrainy), podczas gdy ich interesowała wyłącznie walka o Górny Śląsk, zaś wschodnie granice Polski były tym „Polakom” zupełnie obojętne.

STRAJK, REWOLUCJA, ALE CZY POWSTANIE 11 sierpnia 1919 wybuchł wielki strajk, który objął 90 procent kopalń, huty i opolskie cementownie. Strajkowało łącznie blisko 200 tysięcy robotników. Jednym z głównych postulatów

było żądanie komunistów, by nie przyjmowano do pracy żołnierzy, którzy zakończyli służbę wojskową w Straży Granicznej, gdyż ta wielokrotnie ścierała się z komunistycznymi bojówkami. Kulminacyjny był dzień 15 sierpnia. Około 2 tysiące strajkujących górników zebrało się na dziedzińcu kopalni „Mysłowice”, oczekując na wypłatę. Po dwóch godzinach oczekiwania, zniecierpliwiony tłum - podburzony zapewne przez komunistów - rozpoczął szturm budynku zarządu kopalni. W obawie przed zlinczowaniem tamtejszych urzędników, interwencję podjął strzegący kopalni oddział Straży Granicznej. Padła salwa (jak 62 lata później na Wujku). W wyniku starć zginęło prawdopodobnie sześciu górników. W efekcie komuniści i agitatorzy wielkopolscy roznieśli na Górnym Śląsku wieść o masakrowaniu spokojnych górników przez odziały Grenzschutzu. Starosta powiatu bytomskiego napisał w swym raporcie: „Chociaż strajk został wywołany przez radykalno-socjalistyczne ugrupowania, to przecież jego wyraźnie polskiego charakteru dowodzą wysuwane żądania […] Ujawniło się więc ponownie, jak to miało miejsce

POW w Sosnowcu (województwo kieleckie) – Alfons Zgrzebniok i oddelegowany do Sosnowca bezpośrednio z Warszawy przez polski rząd – ppłk Michał Żymierski (w PRL-u marszałek Polski), którzy zajmowali się również dostarczaniem broni oraz formowaniem - na terenie Zagłębia - nowych oddziałów. Oczywiście tzw. powstańcami byli nie tylko mieszkańcy Górnego Śląska, lecz także polscy żołnierze. Ówczesna polska pra-

W maju 1919 roku z górnośląskich dezerterów z Wehrmachtu, władze polskie sformowały w Częstochowie, wchodzący w skład Wojska Polskiego 1 Pułk Strzelców Bytomskich. Znaczący jest tutaj fakt, że zdecydowanie protestowali oni, gdy wysłano ich do walki o przynależność do Polski terenów Galicji Wschodniej (dzisiejszej zachodniej Ukrainy), podczas gdy ich interesowała wyłącznie walka o Górny Śląsk, zaś wschodnie granice Polski były tym „Polakom” zupełnie obojętne. sa donosiła, że w walkach „wzięły też udział odziały armii Hallera”. Ponadto „robotnicy” z Zagłębia Dąbrowskiego „brali udział w zdobyciu Mysłowic”. „Akcje powstańców wzdłuż granicy z Polską poparte były ze strony polskiej ogniem karabinów maszynowych i moździerzy” – pisał w swoich wspomnieniach dowódca Straży Granicznej gen. Karl Höfer.

Zgodnie z obiegową opinią sam marszałek Józef Piłsudski skwitował te prośby następująco: „Co! Śląska wam się zachciewa?! Śląsk to stara kolonia niemiecka. Mam w dupie ten cały Śląsk!”. już niejednokrotnie, że narodowopolska agitacja posługuje się dla osiągnięcia swych celów elementami radykalnymi”.

I OTO MAMY POLSKIE POWSTANIE Rozlana krew podburzyła nastroje. Rezultatem tego było wydanie komendantom powiatowym POW w Pszczynie (Pless) i Rybniku w nocy z 16 na 17 sierpnia rozkazu podjęcia walki zbrojnej. W walkach wzięła udział cała POW Górnego Śląska, licząca 23 225 członków. Powstaniem kierowali komendant

Na łamach ewidentnie propolskiego „Katolika” za przyczyny wybuchu powstania uznano: brak żywności, stan oblężenia i terror Grenzschutzu, jednak powstańczych przywódców określono tam mianem „ludzi spod ciemnej gwiazdy, wysłanników bolszewizmu i komunizmu”, kierujących „bandami insurgentów”. Również działacze poznańskiej Naczelnej Rady Ludowej z Korfantym na czele potępili to powstanie, nazywając je „bolszewicką prowokacją”. Sam Korfanty po latach skomentował: „Już wtedy czyniono Polakom zarzuty, że powstaniem wyrządzili wielką krzywdę ludowi śląskiemu, któremu byłoby najlepiej w swoim własnym państewku”. A oto komunikat niemiecki o wypadkach na Górnym Śląsku: „Niektóre miejscowości oczyszczono z Polaków i Spartakusowców”. „Prusacy donoszą także o stratach jakie ponieśli w ściganiu powstańców, po których stronie brało udział we walce regularne wojsko polskie”. Po upadku „bolszewickiego” powstania polskiego (tzw. I powstania śląskiego), władzę nad terytorium plebiscytowym przejęła Międzysojusznicza Komisja Plebiscytowa i Rządząca z siedzibą w Opolu (Oppeln). Niemiecką Straż Graniczną wycofano poza obszar plebiscytowy, a zastąpił je kontyngent

Oficjalnie jednak rząd polski odcinał się od akcji zbrojnej na Górnym Śląsku. 24 sierpnia, Alfons Zgrzebniok wydał rozkaz zakończenia działań, a powstańcy, którzy zostali rozgromieni przez niemiecką Straż Graniczną, uciekli za granicę do Polski (Sosnowca, Jaworzna, Oświęcimia).

wojsk alianckich, początkowo francusko-włoskich, później dołączyły oddziały brytyjskie. Rozpoczął wtedy działalność propagandową Polski Komisariat Plebiscytowy, którego siedzibą był bytomski hotel „Lomnitz”. Siedzibą Niemieckiego Komisariatu Plebiscytowego zostały Katowice, nie bez powodu uważane za najbardziej niemieckie miasto na Górnym Śląsku. Komisja Międzysojusznicza ogłosiła amnestię dla działaczy politycznych, z której skorzystali z niej zarówno Polacy, jak i Górnoślązacy. Wprowadziła także paszporty dla mieszkańców obszaru plebiscytowego, którzy chcieli przekraczać jego granice. W ich rubryce „przynależność państwowa” (franc. „Nationalite”) rodowici Górnoślązacy (np. z miejscem urodzenia: „Kattowitz”) mieli wpis: „oberschlesische” (górnośląska)!

DARIUSZ JERCZYŃSKI jest autorem pierwszej historii Śląska, napisanej z punktu widzenia górnośląskiego (a nie polskiego czy niemieckiego) patrioty. „Historia Narodu Śląskiego” – bo taki tytuł nosi książka, opowiada dzieje państwowości śląskiej i walkę Ślązaków o jej odzyskanie lub przynajmniej uzyskanie autonomii w którymś z państw. „Historię Narodu Śląskiego” można nabyć za pośrednictwem Ślůnskiego Cajtunga.


12

SIERPIEŃ 2014r. MOGŁA BYĆ REWOLUCJA, NIE POWSTANIE

Dokończenie ze str. 10 Tym wszystkim, którzy obserwują dziś działania wojenne na wschodniej Ukrainie można powiedzieć, że Putin swojej taktyki uczył się chyba od Polski, od Piłsudskiego. Dokładnie tak samo jak akcja rosyjska dziś w Doniecki czy Ługańsku, wyglądała wówczas akcja polska na Śląsku. Z dwoma chyba różnicami. Pierwsza taka, że Rosjanie wciąż nie wprowadzają na Ukrainę swoich wojsk, a polskie w III powstaniu wkroczyły dość jawnie. A druga taka, że rosyjscy separatyści-powstańcy walczą, nie mając żadnej innej możliwości odłączenia swojego hajmatu od Ukrainy. Polscy separatyści-po-

Przy czym tzw. I Powstanie Śląskie w Mysłowicach wcale nie wybuchło jako polskie powstanie narodowe. Był to raczej początek rewolucji komunistycznej, która wtedy ogarniała sporą część Europy. Wybuchło po stłumieniu siłą robotniczego, górniczego „Sól ziemi czarnej” - Kazimierz Kutz dyskretnie przemycił sygnał iż Wojsko Polstrajku (dokładnie tak samo skie wspierało tzw. Powstania Śląskie. wybuchały rewolucje w Rosji!). Te pierwsze dni poDziałaczom w Sosnowcu bardzo szybko udało się skierować ten gniew z klasowego wstania świetnie opisuje w swojej książce „Czarny na narodowy. Hasło „Bij kapitalistę” przerodziło się niemal natychmiast w „Bij Niem- Ogród” dziennikarka warszawska Małgorzata Szajca”. Gdyby nie to, pewnie mielibyśmy w 1919 na Śląsku nie powstanie, a rewolucję. nert. Pokazując, jak po sąsiedzku, na Nikiszu, na Giszowcu u szefów koncernu Gischego pojawiają wstańcy na Śląsku chwytali za broń mimo, że temysłowego Śląska. Za akceptacją zachodnich się powstańcy. Dyrekcja koncernu nie postrzega ich ren znajdował się pod ochroną sił alianckich a o mocarstw. Bo dostała go dlatego, że Francja była wcale jako Polaków, tylko jako socjalistów. jego przyszłości miał rozstrzygnąć plebiscyt, refezainteresowana osłabieniem Niemiec, odebraPrawdą natomiast jest, że działaczom w Sorendum. Polscy separatyści ani na plebiscyt nie niem im tego bogatego, przemysłowego regionu. snowcu bardzo szybko udało się skierować ten czekali, ani jego rozstrzygnięć nie uznali. I podarowaniem Polsce. gniew z klasowego na narodowy. Hasło „Bij kapiPolscy żołnierze i ochotnicy ze Lwowa, SoCi, którzy dziś tak psioczą na Francję, że się dotalistę” przerodziło się niemal natychmiast w „Bij snowca, Warszawy, przebrani w śląskie „łachy” gaduje z Putinem, powinni pamiętać, że w 1921 Niemca”. Gdyby nie to, pewnie mielibyśmy w 1919 wywołali w 1921 roku ostatnią odsłonę śląskiej roku, wbrew wynikowi plebiscytu dogadała się z na Śląsku nie powstanie, a rewolucję. wojny domowej, aby zatrzeć nią wynik plebiscyPolską, Bo francuscy politycy działają w interesie Nie będziemy tu opisywać obszernie losów wojtu. Aby Polska mogła dostać duży kawałek przeFrancji, a nie Polski, Niemiec czy Ukrainy. ny domowej, której dwie odsłony rozegrały się właR

E

K

L

śnie w sierpniu. Tak zwane I Powstanie Śląskie trwało od 16 do 24 sierpnia 1919 roku. A tak zwane II Powstanie Śląskie od 20 do 25 sierpnia 1920 roku. Ich rzetelną ocenę można znaleźć w coraz większej ilości prac historycznych. A poczynając od wrześniowego numeru na ostatniej stronie naszego miesięcznika będziemy kontynuować cykl Historia Śląska. Zbliżamy się tam właśnie do okresu Wojny Domowej i Plebiscytu. Po zakończeniu cyklu odcinki te wydamy także w formie broszury. I tylko wszystkim tym, którzy tak bezrefleksyjnie składają kwiaty na grobach powstańców dajemy pod rozwagę – że składają kwiaty na grobach ludzi, których sposób rozumowania był bardzo podobny jak separatystów w Ługańsku czy Doniecku. Których, podobnie jak śląskich rebeliantów, jedni nazywają powstańcami, ale inni bandytami, separatystami. PS. Tym wszystkim, którzy zechcą mnie po tym tekście nazwać „folksdojczem” informuję, ze mój dziadek był tzw. powstańcem śląskim. Wiem o co walczył – i także żeby oddać mu hołd powstał ten tekst.

Jest taki stary dowcip, sprzed 30 lat:

- Pomnik powstań śląskich powinie stanąć w Dortmundzie, nie Katowicach. - Czemu??? - Bo dziś tam mieszkają wszyscy śląscy powstańcy. I ten dowcip też dużo mówi o stosunku powstańców i do Polski, i do Niemiec.

A

M

Ślůnskie ksiůnżki w hurcie tanij! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe łôsprowki”? „Kamasutra po śląsku”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarniach komplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. U nas razem z kosztami przesyłki wydasz na nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno. Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 złotych – przesyłka gratis. Zamawiać można internetowo na poczta@naszogodka.pl lub telefonicznie 507-694-768. Można też zamówić wpłacając na konto 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 - ale prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego.

Instytut Ślůnskij Godki. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53 *

Asty Kasztana, Ginter Pierończyk - „Opowieści o Śląsku niewymyślonym” to autentyczna saga rodziny z Załęża. Jak się żyło w Katowicach śląskim pokoleniom? Historia przeplatana nie tylko zabawnymi anegdotkami,ale też tragicznymi wspomnieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych zbiorów. 92 stron formatu A-5. Cena: 15 złotych.

„Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdujemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką wyjaśnia najważniejsze różnice między językiem śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem śląsko-polskim i polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena 28 złotych.

* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym.

„Pniokowe Łosprowki” Eugeniusza Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularnego felietonisty Radia Piekary) to kilkadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej śląskiej godce, kierom dzisio nie godo już żoděn, krom samego Ojgena! 210 stron formatu A-5. Cena 20 złotych.

„Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. Cena 60 złotych.

„Kamasutra po śląsku” Richarda Handtucha – do wierszowane, świetnie ilustrowane, fest sprośne, „nasze nojlepsze sztelongi”. 66 stron formatu A-6. Cena 10 złotych.

„Komisorz Hanusik” autorstwa Marcina Melona laureata II miejsca na śląską jednoaktówkę z 2013 roku. to pierwsza komedia kryminalna w ślunskiej godce. „Chytrzyjszy jak Sherlock Holmes, bardzij wyzgerny jak James Bond! A wypić poradzi choćby lompy na placu” – taki jest Achim Hanusik, bohater książki. Cena: 28 złotych.

A


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.