W JOW-ach zwycięzca bierze wszystko. Dla tego drugiego, choćby przegrał nieznacznie, nie ma nic. Jeśli w 10 okręgach wyborczych kandydaci PO wygrają, każdy minimalnie, z 10 kandydatami śląskich autonomistów, to do sejmu dostanie się 10 „platformersów” i ani jeden autonomista. I to ma być sprawiedliwa ordynacja? – str. 11-12
Spora część Ślązaków zagłosuje na PiS. To ci, dla których śląskość jest mniej ważna, niż zalecenia proboszczów. Jednak ludzie prawdziwie kochający Śląsk będą mieli przy urnach wyborczych prawdziwy dylemat. Nowy twór Zjednoczeni dla Śląska czy może jednak jeszcze raz PO, która ostatnio naprawdę poważnie zabrała się za śląskie postulaty. Władza PiS to koniec z marzeniami o języku śląskim i śląskiej grupie etnicznej, przynajmniej na cztery lata – str. 5-6
GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ
CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE
Szlus ze wakacjami!
W
akacje zaro bydom ěntlich – a za to zaczyno się fest ważny okres do naszych ślůnskich spraw. Idzie kampania wyborczo do Sejmu, a we nij piŷrszy roz ŏd 1991roku, sztartnom Ślůnzoki pod swoim szyldŷm. No, tak genau pedzieć, to pod markom ślůnskich Niŷmcůw, kierzy na swoich listach dali Ślůnzokom place. I to niŷ lecy jaki – ino piŷrsze! Żol ino, co ze Ślůnzokoma poradzom sie dogodać ino Niŷmce ze województwa ślůnskigo – a zaś te ze ŏpolskigo padajom, jak polski Sąd Najwyższy, co żodnŷj ślůnskij nacyje ni ma. To je ale szpasowne, skirz tego, co srogo tajla ŏpolskich Niŷmcůw we spisie powszechnym pedziała, iże som narodowości nimieckij a … ślůnskij. O niemiecko-ślůnskij liście do Sejmu piszŷmy tyż na zajtach 5-6. Niŷ piszŷmy za to, co Ślůnzoki sztartujom tyż do senatu, kaj JOW-y som ŏd 2011 roku. Ale rýchtig sztartujom, a bydymy ŏ tym pisać we wrześniu. Ale zaś momy tekst o JOW-ach, skirz tego, co nom sie we redakcjei zdowo, co do Ślůnska bydom srogim felerŷm. Czamu? O tym na zajtach 12-13. Eli już my som przī polityce – Platforma Obywatelsko, kiej sie potracił prezydent Bronisław Komorowski, ŏroz stała sie życzliwo naszym postulatom. I mo druk we parlamencie, coby uznać ślůnsko godka a ślůnsko myńszość etniczno. Eli to je rychtyczno zmiana polityki, a niŷ ino przedwyborczo gra, tuż momy we Sejmie wielgigo koalicjanta. Inoś szanse, coby to uchwolić za tŷj kadencje som chneda żodne – a prezydent Andrzej Duda, zdo sie, takij ustawy zouwizou niŷ podpisze. O sejmowych storaniach ŏ godka piszŷmy na zajtach 3-4. No i wracomy trocha ku wakacjom. Niŷ dejcie sie spodobać tym, kierzy padajom, co Poloki som niŷrade ślůnskim postulatom. Nasze czytelniki we wakacje trefiały sie ze Polokoma „od Tatr po sine fale Bałtyku”. Wszandy trefiomy na ludziůw nom życzliwych. To inoś polityki (nojbarżyj ze PiS) a redachtůry – jak Semka – straszom Polska Ślůnzokoma! O tych wakacyjnych trefach piszŷmy na zajtach 14-15. I trocha kultury. Kamrat naszyj redakcje, Jarek Kassner, je coroz barżyj widzanym malyrzym. I je to tyż nojbarżyj ślůnskich ze wszyjskich malyrzy, na jego bildach momy cołko magia naszego hajmatu. Bildy a godka ze Jarkiŷm na naszyj rozkładówce. Fto zaś niŷ lubi polityki, do tego momy utropa. Za dwa miesionce wybory, bez tuż we numerach wrześniowym a październikowym, polityki bydzie za tela. Coby kożdy, fto rod mo Ślůnsk wiedzioł, na kogo werci sie welować, a fto je Ślůnskowi przeciw! Szef-redachtůr
NR 6/7 (42)SIERPIEŃ CZERWIEC/LIPIEC 8 (43) 2015r. 2015r.
ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 2,00 ZŁ (8% VAT)
Niektórym wszystko kojarzy się z RAŚ-em
Warszawski „ekszpert”
W polskich mediach, zwłaszcza tych prawicowych, za eksperta od Śląska uchodzi niejaki Piotr Semka, pisarz i dziennikarz. Zapraszany do telewizji, ilekroć jest w niej rozmowa o śląskich aspiracjach, autonomii, języku śląskim itd. W ostatnich dniach „ekspert” dał popis, na ile Śląsk zna, i rozumie.
O
tóż na swoim twitterze Semka odniósł się do inscenizacji powstań śląskich – która się odbyła, bo właśnie mamy rocznicę drugiego z nich. Odkrył otóż (zapewne w internecie) fotkę, na której inscenizatorzy, w niemieckich mundurach, stoją ze śląską faną. I Semka zagrzmiał 22 sierpnia na twitterze: „Rekonstrukcja bitwy z Powst. Śl. koło Piekar śl. Rekonstruktorzy pruskiej Kampfgruppe Hoffmeyer z flagą RAŚ,”
Piotr Semka: Niemcy z okresu powstań śląskich pod flagą RAŚ!
skimi kolorami, górnośląską symboliką, mającą przynajmniej 700 lat. Identyczna kolorystyka znajduje się na oficjalnej symbolice województw śląskiego i opolskiego. Semka, broniąc się od zarzutu dyletanctwa, pyta wprawdzie, kto
ją dopiero po I wojnie światowej, a Polacy nosili te kolory znacznie wcześniej, podczas różnych swoich powstań. Czy wtedy nie była to polska flaga? Istnieje, panie redaktorze Semka, w przypadku symboli, coś znacznie ważniejszego, niż „ustawa”. To wola ludzi z kolorami tymi się utożsamiających. I tak jest właśnie z żółto-modrą śląską faną. Przyznaje się do niej na przykład zaciekły wróg RAŚ, Andrzej Roczniok, który przeciw słowom Sem-
Żółto-modro fana nie jest żadną flagą RAŚ, tylko flagą Górnego Śląska, jest górnośląskimi kolorami, górnośląską symboliką, mającą przynajmniej 700 lat. Identyczna kolorystyka znajduje się na oficjalnej symbolice województw śląskiego i opolskiego. Jak typowy polski „prawdziwy patriota” – wszędzie, gdzie jest element śląskości widzi on RAŚ i separatystów. Z tym, że jakby pan Semka zapomniał, że organizacje mają sztandary, a nie flagi. I RAŚ owszem, sztandar też posiada. Flagi natomiast… flagi mają regiony, narody, państwa. Żółto-modro fana nie jest żadną flagą RAŚ, tylko flagą Górnego Śląska, jest górnoślą-
niby oficjalnie ustanowił taką flagę. Dodaje, że obecna flaga woj. śląskiego wygląda inaczej. Tylko nie bardzo wiadomo, dlaczego niemieccy bojownicy w czasach śląskiej wojny domowej 1919-21 mieliby walczyć pod obecną flagą województwa śląskiego. No i można by na tej zasadzie zadać pytanie, kto ustanowił polską flagę biało-czerwoną? Przecież uchwalono
ki protestuje: ”To flaga ZLNS, NWSD, ZG, FS, NOS, SN, RG, SONŚ itd... czyli Fana Ślonsko. Szkoda, że tak duże braki w wiedzy występują.” No i tak na sam koniec, również polska grupa rekonstrukcyjna, wyspecjalizowana w ogrywaniu niemieckich formacji wojskowych, protestuje w internecie: „W imieniu GRH Die Kampfgruppe Hof-
Andrzej Roczniok: To jest flaga Śląska, do której przyznaje się każda górnośląska organizacja. Bardzo polski Związek Górnośląski też!
fmeyer informuję iż na przedstawionym zdjęciu nie ma żadnego członka naszej Grupy”. Taki to i z Semki „ekszpert”. Jak zobaczył żółto-modro fana, to od razu musi być RAŚ; jak zobaczył facetów ubranych w niemieckie mundury, to też od razu wie, kim są ci faceci. A że oba razy się myli, cóż to szkodzi? No bo przecież pisze: „Rekonstruktorzy pruskiej Kampfgruppe Hoffmeyer z flagą RAŚ” – a na zdjęciu ani Kampfgruppe Hoffmeyer, ani flaga RAŚ. Rzecz nie byłaby pewnie godna wzmianki, a tym bardziej pierwszej strony Cajtunga, gdyby nie fakt, że w Polsce uchodzi Semka za tego właśnie „ekszperta”. Tymczasem okazuje się, że wie o Śląsku tyle, ile my w redakcji o Kongu, a faktów też mu się sprawdzać nie chce. Niestety, właśnie tacy ludzie jak Semka, tworzą w Polsce wyobrażenia śląskich aspiracji. Joanna Noras
2
sierpień 2015r.
!!! Zademonstruj swoja narodowość ślůnsko !!! Kup do sia, a do swoich krewnych na gŷszynki tresy, żeście som Ślůnzokoma.
35zł
30zł
We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!
45zł
35zł
5zł
35zł
A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?
35zł
35zł
35zł
35zł
30zł
30zł
5zł
Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53.* adres e-mail: megapres@interia.pl, tel. 535 998 252, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.
* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym.
3
sierpień 2015r.
Po raz pierwszy – komisja sejmowa „ZA” śląskością
Sejmowy
wyścig z czasem Od ostatniej dekady lipca sprawy uznania godki za język a Ślązaków za grupę etniczną nabrały ogromnego przyspieszenia. Nagle sporo się dzieje. Sejm zajmuje się ustawą, ale czy zdąży w tej kadencji? Raczej wątpliwe.
W
szystko zaczęło się rok temu, gdy pod projektem ustawy zebraliśmy 140 000 podpisów a potem złożyliśmy go w kancelarii sejmu. Potem przeleżał rok w sejmowej zamrażarce. Nikomu – to znaczy żadnej sile politycznej – nie był potrzebny. Obywatelski projekt ustawy był przez wszystkie partie traktowany jak kukułcze jajo. Wspierał go jedynie Ruch Palikota, ale był już wtedy formacją bez politycznego znaczenia, traktowaną niepoważnie. Pracowało na jego rzecz kilkoro posłów PO, przede wszystkim Marek Plura i Danuta Pietraszewska, ale ich działania spotykały się ze zdecydowanym sprzeciwem prezydenta Bronisława Komorowskiego.
PO OPRZYTOMNIAŁA PO KLĘSCE KOMOROWSKIEGO Ale gdy Komorowski przegrał, nagle się okazało, że Platforma Obywatelska nie boi się współpracy ze śląskimi środowiskami. Że to najwyraźniej właśnie prezydent RP blokował w swoim politycznym otoczeniu te inicjatywy. Nagle, niemal z dnia na dzień, PO ponownie uznała, że RAŚ to dobry koalicjant na szczeblu województwa, a obywatelski projekt ustawy zasługuje na poparcie. 22 lipca projektem zajęły się sejmowe komisje administracji i cyfryzacji, edukacji, nauki i młodzieży oraz mniejszości narodowych i et-
n Rok temu delegacja Ślązaków przywiozła do sejmu 140 000 podpisów. Na zdjęciu pierwszy z lewej Jerzy Gorzelik, drugi Jacek Tomaszewski. nicznych. Nie podjęto tam jednak żadnych decyzji, poza tą, by skierować ją do dokładnego przeanalizowania do podkomisji.
geniusz Czykwin (SLD). Dwaj ostatni byli niewiadomą, choć ostatnio także SLD opowiada się jeśli nie za śląską grupą etniczną, to przynajmniej
prawek – sugerowanych przez projekt obywatelski – opowiedzieli się posłowie PO i właśnie Czykwin z SLD. Warto dodać, że on sam jest
Prawo i Sprawiedliwość nie kryje, czemu dawało wyraz także na podkomisji, że ani żadnego języka śląskiego, ani śląskiej grupy etnicznej nie uznaje. Jak przekonywa poseł Marek Ast z tej partii, ustawa mogłaby wzmocnić tendencje separatystyczne Ślązaków
szewska, która kierowała spotkaniem podkomisji. W posiedzeniu dość licznie brali udział przedstawiciele Ślązaków, ale – o dziwo – zabrakło tam Zbigniewa Kadłubka, który w ubiegłym roku był w imieniu środowisk śląskich sprawozdawcą parlamentarnym projektu zmian w ustawie. Trochę to nietaktowne, ale z drugiej strony wymogu by się tam stawił – nie było.
CZAS NA SEJM, SENAT, PREZYDENTA Jej skład pozwalał wierzyć, że rekomendacja będzie korzystna dla sejmu. Bo ten skład to troje posłów PO, w tym Danuta Pietraszewska, orędowniczka ustawy (oraz Aleksandra Trybuś i Jacek Brzezinka), dwóch posłów PiS, znanych ze swoich antyśląskich poglądów (Marek Ast i Czesław Sobierajski) oraz Henryk Smolarz (PSL) i Eu-
za językiem śląskim. A dla ludowców temat jest w zasadzie obojętny.
SEJMOWA PODKOMISJA REKOMENDUJE PRZYJĘCIE USTAWY I rzeczywiście, 4 sierpnia za naniesieniem do projektu ustawy po-
działaczem mniejszości białoruskiej i prawosławnej. Tak więc ostatecznie to głos lewicy zdecydował, że naszego projektu zmian w ustawie nie udało się utrącić. - Pojawiły się wprawdzie poprawki, ale były czysto kosmetyczne. Żadnych zmian merytorycznych nie zgłaszano - mówi Danuta Pietra-
Danuta Pietraszewska wierzy, że podobne rozstrzygniecie, jak na podkomisji, zapadnie też na plenarnym posiedzeniu sejmu. W obecnej kadencji, jeśli wniosek poprze cała PO, byłoby to bardzo prawdopodobne. Dokończenie na str. 4
4
sierpień 2015r.
Z INTERNECU Portal Fronda: slezan84 Sie 13, 2015, 11:21 rano Za każdym razem gdy urągacie nam i szydzicie ze śląskich aspiracji rośnie w poczucie, że polski katolik to jednak nie brat górnośląskiego katolika, ale jego jawny wróg. Nie wiecie co czynicie. Niech Bóg Wam to wybaczy.
n Poseł Czesław Sobierajski (PiS) – wybrany na Śląsku wróg śląskości.
n Poseł Eugeniusz Czykwin (SLD) – mimo że wybrany na wschodnio-północnych rubieżach Polski, opowiedział się za uznaniem Ślązaków i ich języka.
Dokończenie ze str. 3 Jednak jeśli sprawą zajmie się sejm wybrany w październiku 2015 roku, to sprawa może być o wiele bardziej skomplikowana. Bo Prawo i Sprawiedliwość nie kryje, czemu dawało wyraz także na podkomisji, że ani żadnego języka śląskiego, ani śląskiej grupy etnicznej nie uznaje. Jak przekonywa poseł Marek Ast z tej partii, ustawa mogłaby wzmocnić tendencje separatystyczne Ślązaków: - Ruch Autonomii Śląska twierdzi, że nie temu ma służyć ustawa, ale już sama nazwa stowarzyszenia wskazuje na jego główne cele – przekonuje poseł Ast. Nie bardzo tylko wiadomo, co RAŚ ma do projektu ustawy (obywatelskiego, nie RAŚ-owego), a po drugie RAŚ
cze zatwierdzić ją senat i podpisać prezydent. Co jest wysoce wątpliwe. Bo o ile Bronisława Komorowskiego jego własna PO byłaby być może w stanie przekonać, by podpisał ją wbrew swoim poglądom, o tyle Andrzej Duda raczej tego nie zrobi. Podczas kampanii wyborczej, pytany o sprawę tego projektu ustawy,
ma w nazwie przecież autonomię a nie separatyzm. A autonomia jest zaprzeczeniem separatyzmu. Ale PiS się takimi „niuansami” nie zajmuje. Dla nich autonomista, separatysta – wsio rawno! Pozostaje więc pytanie, czy sejm zdąży uchwalić ustawę jeszcze w tej kadencji. Czasu jest niewiele, raptem kilka tygodni. Potem musi jesz-
Obywatelski projekt – o czym pisaliśmy wielokrotnie - zakłada drobną zmianę polegającą na dopisaniu Ślązaków do listy mniejszości etnicznych a śląskiej godki do listy języków regionalnych (obok kaszubskiego, który jest nim od 2005 roku). Gdyby ustawę udało się uchwalić, Ślązacy staliby się mniejszością etniczną, podobnie jak Romowie, Łemkowie i Tatarzy. Godka stałaby się językiem szkol-
zapowiadał jasno: - jestem zwolennikiem łączenia, a nie dzielenia Polaków i uważam, że wyodrębnianie kolejnych narodowości dziś nie służy interesom Rzeczypospolitej Polskiej. Tak naprawdę więc nie ma się co łudzić. Przez najbliższe 5 lat tylko cud mógłby spowodować, żeby ustawa w tym kształcie przeszła przez pol-
nym (można by z niej choćby zdawać maturę) a także pomocniczym w urzędach. - Jesteśmy największą mniejszością etniczną w Polsce, większą niż wszystkie pozostałe mniejszości etniczne i narodowe razem wzięte. A zarazem jedyną, która nie ma takiej prawnej ochrony – mówi europoseł Marek Plura, który był pomysłodawcą obywatelskiego projektu ustawy.
petrus_silesius Sie 13, 2015, 9:04 po południu Pragnę zauważyć, że w spisie powszechny ponad 800 tys. osób zadeklarowało narodowość śląską. Więc nadal twierdzicie w swoim oślim uporze, że ponad 800 tys. osób nie istnieje? Ciekawe, skoro nie istniejemy przestajemy płacić podatki, zusy i inne daniny na rzecz państwa, które nas ma w duuuuużym poważaniu.
ski system legislacyjny. Ale zarazem cała ta procedura jest bardzo ważna. Bo dzięki niej dowiemy się, które polskie partie są gotowe popierać śląskie aspiracje, a które są naszymi wrogami. To będzie ważna informacja przed następnymi wyborami, może za 4 lata, a może wcześniej. Dariusz Dyrda
Gdyby ustawa „przeszła” Ślązacy staliby się piątą w Polsce mniejszością etniczną, Tatarów, Karaimów, Łemków i Romów. Natomiast mniejszości narodowych ustawa wymienia dziewięć: białoruską, czeską, litewską, niemiecką, ormiańską, rosyjską, słowacką, ukraińską i żydowską. Mniejszość narodowa od etnicznej różni się tym, że poza Polską posiada własne państwo narodowe.
PiS znowu swoje
Rozmowa z JACKIEM TOMASZEWSKIM, pełnomocnikiem obywatelskiego komitetu, który złożył obywatelski projekt ustawy o języku śląskim i śląskiej grupie etnicznej. - 4 sierpnia zebrała się sejmowa podkomisja, żeby zająć się projektem ustawy, pod którym zebraliśmy 140 000 podpisów. Jakie wrażenia z tego spotkania? - Po prawie godzinnej burzliwej i gorącej, chwilami bardzo gorącej dyskusji, podkomisja nadzwyczajna pozytywnie przegłosowała zamiany w ustawie o mniejszościach narodowych i etnicznych mające na celu uznanie Ślązaków za mniejszość et-
wszystkiego co śląskie, poseł po raz kolejny uderzał w te same nuty czyli zdrajców narodu i zakamuflowanej opcji niemieckiej. Jak zawsze używał tego samego argumentu, że Ślązacy w powstaniach śląskich udowodnili, że są Polakami. Jednak tym razem przedstawiciele PiS-u w swojej niechęci do śląskości byli odosobnieni. - Ale głosowanie w podkomisji to tylko pierwszy krok…
znowu na obrady połączonych komisji: administracji i cyfryzacji, mniejszości narodowych i etnicznych oraz edukacji, nauki i młodzieży. Ta ponownie będzie musiała przegłosować czy projekt trafi na drugie czytanie na sali plenarnej sejmu. Biorąc pod uwagę zbliżające się wybory, uważam za pewnik, iż rządząca koalicja przegłosuje projekt, ku niezadowoleniu opozycji. Jednak do końca kadencji sejmu pozostały zaledwie trzy po-
Sprawcą tych gorących obrad był nie kto inny, jak posłem Prawa i Sprawiedliwości, Czesław Sobierajski. Znany ze swojej nienawiści do wszystkiego co śląskie, poseł po raz kolejny uderzał w te same nuty czyli zdrajców narodu i zakamuflowanej opcji niemieckiej niczną a śląską godkę za język regionalny. Sprawcą tych gorących obrad był nie kto inny, jak posłem Prawa i Sprawiedliwości, Czesław Sobierajski. Znany ze swojej nienawiści do
- Owszem, pierwszy po dłuższej przerwie, ale zarazem ważny. Pozytywne zaopiniowanie obywatelskiego projektu przez podkomisje oznacza, że prace nad ustawą wracają
siedzenia. Żeby projekt już uchwalony przez sejm, mógł trafić do senatu, potrzebne jest trzecie czytanie w sejmie i przegłosowanie projektu. Tego czasu może zabraknąć.
- Na szczęście obywatelskie projekty ustaw, inaczej niż poselskie czy rządowe, nie trafiają do kosza wraz z końcem kadencji. Kolejna musi nad nimi rozpocząć pracę na tym etapie, na jakim poprzednia skończyła. - To prawda. Prace nad obywatelskimi projektami ustawodawczymi nie kończą się wraz z końcem kadencji sejmu ale są kontynuowane w kolejnej. To przecież dlatego zdecydowaliśmy się na projekt obywatelski, chociaż może udałoby się zebrać wy-
starczającą grupę posłów, by złożyć poselski. Bez względu więc na wyniki zbliżających się wyborów nasz projekt nie trafi do kosza. Dopóki zmiany nie zostały odrzucone, czy to przez głosowanie w sejmie czy w senacie, walka trwa do końca. Jeśli ostatecznie ustawa wylądowałaby na biurku prezydenta Dudy do podpisu, będzie to swego rodzaju precedens. Czy bowiem odważy się on jednym podpisem zniweczyć ambicje Ślązaków, jasno określając się jako nasz przeciwnik? Czas pokaże. Rozmawiała Joanna Noras
Poseł Danuta Pietraszewska (PO): Zaczyna się medialna histeria wokół obywatelskiego projektu ustawy o języku regionalnym i mniejszościach etnicznych. Zrobiono ze mnie separatystkę, a ja tylko chcę, aby nie zaginęły nasze tradycje, kultura, język i tożsamość śląska, a do tego jest potrzebna ustawowa opieka państwa i wsparcie finansowe. To się Ślązakom należy, tego oczekuje od państwa Rada Europy”.
5
sierpień 2015r.
Dzięki listom mniejszości niemieckiej narodowość śląska ma szanse dostać się do sejmu
Zjednoczeni - ale nie do końca
Od 1993 roku Ślązacy nie mogli mieć w sejmie Rzeczypospolitej swojej reprezentacji. Wtedy bowiem wprowadzono 5-procentowy próg wyborczy w skali całego państwa. W podziale mandatów poselskich uczestniczą tylko te listy, które na terenie całego kraju uzyskały nie mniej, niż 5% poparcia. A na wynik taki lokalne ugrupowania śląskie – w rodzaju RAŚ – nie mają w skali państwa szans, bo aby uzyskać w skali Polski 5%, musiałyby w śląskich okręgach uzyskać poparcie rzędu 60%!
P
rzed wprowadzeniem progu Ruch Autonomii Śląska miał jednak swoich posłów – i właśnie pojawiła się szansa, że Ślązacy będą znów ich mieć. Oto bowiem (sygnalizowaliśmy to już w numerze lipcowym) mniejszość niemiecka w województwie śląskim zaprosiła na swoje listy Ślązaków. - W innych regionach Polski trudno to zrozumieć, ale u nas sprawy narodowościowe, etniczne, są bardzo skomplikowane. Bywa i tak, że jeden brat czuje się Niemcem, drugi Ślązakiem, a jeszcze trzeci Polakiem. W deklaracjach spisu powszechnego wiele osób deklarowało narodowość niemiecką i śląską, tak więc jednoznaczne określenie, kto jest Niemcem, a kto nie jest, bywa bardzo trudne. Ponadto śląskie organizacje nie próbują zakłamywać historii naszego Heimatu, doceniając niemiecki wkład cywilizacyjny w jego rozwój. Niemcy i Ślązacy wspólnie cierpieli podczas Tragedii Górnośląskiej, lat 1945-48, później także przeżywaliśmy podobne represje, polegające na przykład na obowiązkowej zmianie imion, nazwisk. Jeśli więc Ślązacy nie mają obecnie możliwości zgłoszenia własnej listy mniejszościowej, a my mamy, postanowiliśmy udostępnić im miejsca na naszych listach.
Jestem absolutnie przekonany, że mamy podobne patrzenie na Śląsk i jego potrzeby, więc warto się zjednoczyć dla dobra regionu, żeby jego głos był we parlamencie lepiej słyszany – mówi Eugeniusz Nagel, jeden z liderów mniejszości niemieckiej w województwie śląskim.
NIEMCY, RAŚ I RESZTA Negocjacje pomiędzy katowickimi Niemcami, a środowiskami śląskimi trwały długo. Nie do końca było wiadomo, z którymi ze śląskich organizacji Niemcy zdecydują się ściśle współpracować – czy z Ruchem Autonomii Śląska, czy z grupą skupioną wokół Andrzeja Rocznioka, Pawła Helisa, Rudolfa Kołodziejczyka, czyli dawnych działaczy RAŚ, obecnie poza tą organizacją. Ostatecznie zwyciężył pragmatyzm, i Niemcy postawili na RAŚ, mający mocne struktury praktycznie na całym Górnym Śląsku. Oznacz to najprawdopodobniej, że tam, gdzie mniejszość niemiecka nie ma własnego mocnego kandydata, jedynkę na liście będzie wskazywał RAŚ. Wprawdzie w projekcie uczestniczą też inne śląskie organizacje – ale nie ma się co oszukiwać, że to na Ruchu Autonomii Śląska, mającym sprawną machinę wyborczą, będzie spoczywała odpowiedzialność za wynik komitetu Zjednoczeni dla Śląska. Dlatego też RAŚ ma w nim (oczywiście poza mniejszością niemiecką) najwięcej do powiedzenia. Ale fakt, że komitet nie musi przekraczać w skali państwa progu wyborczego, wcale nie oznacza, że mandaty w sejmie ma zagwarantowane. Trzeba je jeszcze wywalczyć. Realnie rzecz ujmując, chodzi o trzy górnośląskie okręgi: gliwicki (powiaty: gliwicki i tarnogórski; miasta na prawach powiatu: Bytom, Gliwice i Zabrze), rybnicki (powiaty: mikołowski, raciborski, rybnicki i wodzisławski; miasta na prawach powiatu: Jastrzębie-Zdrój, Rybnik i Żory) oraz bez wątpienia kluczowy katowicki (powiat bieruńsko-lędziński; miasta na prawach powiatu: Chorzów, Katowice, Mysłowice, Piekary Śląskie, Ruda Śląska, Siemianowice Śląskie, Świętochłowice i Tychy).
SZANSA NA CZTERY MANDATY Kluczowy, gdyż w wyborach parlamentarnych jest w nim do podziału aż 12 mandatów. Tak więc wynik już na poziomie około 7 procent powinien gwarantować mandat poselski, a wynik na poziomie 13-14 procent aż dwa mandaty. W dwóch pozostałych okręgach mandatów jest po dziewięć, więc na zdobycie jednego potrzeba około 9 procent, a dwóch około 18. A to już chyba poza zasięgiem śląskiej listy pod niemieckim szyldem. Tak więc chyba wszystko, o czym może marzyć komitet Zjednoczeni dla Śląska to
Próg wyborczy (zwany również klauzulą zaporową) obowiązuje w większości europejskich państw, a także poza UE, na przykład w Rosji czy Kazachstanie (w obu krajach 7%). Zazwyczaj ma on pomiędzy 3 a 5%, a jego celem jest niedopuszczenie do nadmiernego rozdrobnienia w parlamencie, co bardzo utrudnia stworzenie stabilnej większości rządowej. Przykładem takiego rozdrobnienia był polski sejm wyłoniony w 1991 roku, do któreg weszli kandydaci 29 ugrupowań (11 spośród nich uzyskało po 1 mandacie, wśród tych ugrupowań był także RAŚ z dwoma posłami). jednakże w niektórych wysoko rozwiniętych demokracjach istnieją rozwiązania pozwalające znaczącym re3gionalnym ugrupowaniom uczestniczyć w polityce na szczeblu państwowym Jest tak na przykład w Szwecji, mającej wprawdzie 4-procentowy próg wyborczy, ale nie obowiązuje on w przypadku, gdy regionalne ugrupowanie zdobędzie w okręgu powyżej 12%. Gdyby takie rozwiązanie istniało u nas, śląskie organizacje miałyby realne szanse 12% osiągnąć i zdobyć mandaty poselskie. W Belgii, mimo że tamtejsze regiony nie mają autonomii, próg wyborczy nie obowiązuje w Brukseli, Brabancji Flamandzkiej oraz Brabancji Walońskiej.
dwa mandaty w okręgu katowickim i po jednym w okręgach gliwickim i rybnickim. W województwie opolskim, będącym jednym okręgiem wyborczym z 12 mandatami, mniejszość niemiecka kandyduje bez wsparcia organizacji śląskich. Dawniej zdobywała tam po dwa mandaty (wybory 1997, 2001, 2005) a potem tylko jeden (wybory 2007 i 2011). Gdyby zjednoczyła się ze Ślązakami, pewnie znów miałaby dwa – ale jak na razie to chyba niemożliwe, bo mniejszość niemiecka na opolskiej części Górnego Śląska jest wrogo nastawiona do uznania śląskiej grupy etnicznej i języka śląskiego. Wracając do samego wyniku wyborczego komitetu – będzie on zależał od wielu czynników. Przede wszystkim od dotarcia do publicznej świadomości z informacją, że Zjednoczeni dla Śląska to wspólna lista mniejszości niemieckiej, śląskich autonomistów i narodowości śląskiej. Po drugie z jakości kampanii wyborczej.
PROBLEMEM NAZWISKA A RACZEJ ICH BRAK A po trzecie – może zaś tak naprawdę po pierwsze, najważniejsze – od nazwisk na tych listach. I tutaj niestety jest problem, bo Ślązacy z
cji. To polityk PO, Marek Plura był pomysłodawcą zebrania 100 000 podpisów pod obywatelskim projektem ustawy o języku śląskim i śląskiej mniejszości etnicznej, to PO (głównie posłanka Danuta Pietraszewska) pracują dziś w parlamencie nad uznaniem godki za język regionalny. Tak więc PO ma realne szanse powalczyć o śląski elektorat.
ZWIĄZEK GÓRNOŚLĄSKI NIE ZJEDNOCZONY Zwłaszcza, że chociaż komitet wyborczy „Zjednoczeni dla Śląska” poprze zapewne Rada Górnośląska, skupiająca organizacje Ślązaków, to pod tą wspólną inicjatywą raczej nie podpisze się Związek Górnośląski. Jego prezes Grzegorz Franki do inicjatywy Zjednoczeni dla Śląska odnosi się bardzo krytycznie. Twierdzi, że będzie ona potwierdzeniem tezy Jarosława Kaczyńskiego, że narodowość śląska to „zakamuflowana opcja niemiecka”. Bo oto naraz jest na listach mniejszości niemieckiej. Przy czym Franki, podobnie jak wielu innych działaczy ZG swoją polityczną przyszłość wiążą z PO. Wierzą oni, że to właśnie Platforma może zapewnić realizację śląskich postulatów.
Tam, gdzie mniejszość niemiecka nie ma własnego mocnego kandydata, najprawdopodobniej jedynkę na liście będzie wskazywał RAŚ. Wprawdzie w projekcie uczestniczą też inne śląskie organizacje – ale nie ma się co oszukiwać, że to na Ruchu Autonomii Śląska, mającym sprawną machinę wyborczą, będzie spoczywała odpowiedzialność za wynik komitetu Zjednoczeni dla Śląska. Dlatego też RAŚ ma w nim (oczywiście poza mniejszością niemiecką) najwięcej do powiedzenia. różnych przyczyn nie wystawią nazwisk najbardziej znanych. Na kandydowanie do sejmu nie decyduje się najbardziej rozpoznawalny ze śląskich działaczy – czyli Jerzy Gorzelik. Zdecydowanie kandydowania odmawia też Jerzy Ciurlok. Z różnych przyczyn jedynkami na listach nie będą też znani i popularni w śląskich środowiskach Marian Makula, Szczepan Twardoch, Dariusz Dyrda. RAŚ pewnie swoim zwyczajem postawi na ludzi o bardzo wysokich kwalifikacjach merytorycznych, ale o mało znanych nazwiskach. Czy jednak bez nazwisk, z samym szyldem, uda się uzyskać dobry wynik? Gwarantujący przynajmniej trzy mandaty… Tego dowiemy się jesienią. Bo będzie to także zależało od zachowania politycznej konkurencji. Przede wszystkim Platformy Obywatelskiej. Bo w ostatnim okresie to ona stała się depozytariuszem śląskich aspira-
- Mam już dość słuchania o zakamuflowanej opcji niemieckiej, dość tych wszystkich antyniemieckich fobii. Dlaczego Ślązak na liście polskiej partii jest OK, a na liście niemieckiej jest niby zły? Jeśli mniejszość niemiecka daje nam możliwość bycia autentyczną parlamentarną reprezentacją Ślązaków, to możemy jej tylko podziękować. Podobnie jak podziękują każdej polskiej partii, która przyjdzie do Rady Górnośląskiej, do RAŚ-u, do Ślůnskij Ferajny i powie: chcemy, by na czele naszych list byli ludzie narodowości śląskiej. Odstąpimy wam pierwsze miejsca. Taką propozycję złożyła nam tylko mniejszość niemiecka. Dlaczego? Bo podobnie jak my jest autentycznie śląska, ci ludzie mieszkają tu, jak my, od wielu, wielu pokoleń. I podobnie jak nam, na sercu leży im dobro Śląska a nie Warszawy – mówi Mirella Dąbek, szefowa Rady Górnośląskiej. Dokończenie na str. 6
W wyborach 1991 roku, jedynych demokratycznych w których nie obowiązywał próg wyborczy, Ruch Autonomii Śląska wywalczył dwa mandaty poselskie. Zdobyli je pierwszy przewodniczący i założyciel RAŚ Paweł Musioł (okręg gliwicki) oraz Kazimierz Świtoń (okręg katowicki). Ich kadencja była jednak ze śląskiego punktu widzenia kompromitacją, ponieważ posłowie ci, zwłaszcza Świtoń, nie podnosili śląskich postulatów, a raczej wyłącznie katolickie. To nawet zrozumiałe, gdyż listy RAŚ układane były przy współpracy z ówczesnym biskupem katowickim. W roku 1993 obaj panowie starali się bezskutecznie o reelekcję z ugrupowań chrześcijańskich, a Świtoń zasłynął różnymi akcjami o podłożu rasistowskim i religijnej nietolerancji. W następnych latach próg wyborczy – wprowadzony w 1993 roku – uniemożliwił Ślązakom wystawienie własnych list do sejmu. Regularnie, ale bez powodzenia, ubiegali się natomiast o miejsca w senacie, gdzie okręgi są jednomandatowe. Najbliżej sukcesu był w 2011 roku Dariusz Dyrda, który w okręgu tysko-mysłowicko-bieruńskim, przegrał nieznacznie walkę o senat z wicepremier Elżbietą Bieńkowską.
6
sierpień 2015r.
Dokończenie ze str. 5
RYWALE DO GŁOSÓW Oczywiście spora część Ślązaków zagłosuje na PiS. To ci, dla których śląskość jest mniej ważna, niż zalecenia proboszczów. Jednak ludzie prawdziwie kochający Śląsk będą mieli przy urnach wyborczych prawdziwy dylemat. Wiadomo, że PiS jest programowo antyślaski, więc na niego
cy i lewica (reszta na Śląsku będzie raczej marginalna). Paweł Kukiz wobec śląskich postulatów wypowiedział się kilka razy krytycznie, a lewica wprost przeciwnie, niegdyś atakująca je – choćby ustami niegdysiejszego szefa Grzegorza Napieralskiego czy ”śląskiego|” lidera z Częstochowy, Marka Balta – ostatnio też zmieniła swoje stanowisko w tej sprawie i popiera przynajmniej język śląski (z mniejszością etniczną już nieco gorzej). To przede wszystkim z tymi czte-
prezes Związku Górnośląskiego Grzegorz Franki do inicjatywy Zjednoczeni dla Śląska odnosi się bardzo krytycznie. Twierdzi, że będzie ona potwierdzeniem tezy Jarosława Kaczyńskiego, że narodowość śląska to „zakamuflowana opcja niemiecka”. Bo oto naraz jest na listach mniejszości niemieckiej nie zagłosują. Ale nowy twór Zjednoczeni dla Śląska czy może jednak jeszcze raz PO, która ostatnio naprawdę poważnie zabrała się za śląskie postulaty. I która jako jedyna ma szanse zatrzymać PiS-owski marsz po władzę. A władza PiS to koniec z marzeniami o języku śląskim i śląskiej grupie etnicznej, przynajmniej na cztery lata. Są jeszcze mniejsze ugrupowania, kukizow-
rema formacjami będzie musiał o głosy walczyć komitet Zjednoczeni dla Śląska. Jeśli jednak zdobędzie tylko te głosy, które w wyborach samorządowych oddawane są na RAŚ, to mandaty parlamentarne wywalczy. Pozostaje jeszcze pytanie, jaką może odegrać w sejmie rolę mając trzech czy czterech posłów. Ale to już zupełnie inny temat.
Inicjatywa Zjednoczeni dla Śląska jest być może jednorazowa. Jeśli we wrześniowym referendum wygrają okręgi jednomandatowe, to następne wybory parlamentarne obędą się już według zupełnie innych zasad, nie będzie progu wyborczego. A to będzie oznaczać, że każdy lokalny, regionalny komitet, w rodzaju RAŚ, będzie w stanie na swoim
terenie walczyć o poselskie mandaty. Przy czym – jeśli eksperyment Zjednoczeni dla Śląska okaże się trafiony, także wtedy mniejszość niemiecka i Ślązacy mogą wystawiać wspólnie ustalonych kandydatów. Aby zwiększać ich szanse na zwycięstwo. Adam Moćko (współpraca Joanna Noras, Magdalena Pilorz)
W ciągu 25 lat demokratycznej Polski mniejszość niemiecka zdobywa coraz mniej mandatów parlamentarnych, a poparcie dla jej list stale spada. W wyborach 1991 roku, gdy jeszcze nie obowiązywał próg wyborczy, były za to listy krajowe, MN zdobyła 7 mandatów poselskich 6 mandatów w okręgach wyborczych i 1 mandat z listy ogólnopolskiej (w skali państwa uzyskała nieco ponad 1% głosów) oraz 1 mandat senatorski (Gerhard Bartodziej). Od 1993 roku obowiązuje próg wyborczy, ale nie dotyczy on mniejszości narodowych. W 1993 – mniejszość, która wystawiła dwie listy, zdobyła 4 mandaty: 3 mandaty dla TSKN oraz 1 mandat poselski dla DFK, a także jeden mandat senatorski w 1997 – 2 mandaty (16,96% głosów w woj. opolskim) w 2001 – 2 mandaty (13,62% głosów w woj. opolskim) w 2005 – 2 mandaty (12,92% głosów w w woj. opolskim) w 2007 – 1 mandat (8,81% głosów w województwie opolskim) w 2011 – 1 mandat (8,50% głosów w województwie opolskim) W województwie śląskim, mimo że też dość regularnie wystawiała listy, zawsze była bardzo daleko od wywalczenia mandatów. W końcu jej działacze zrozumieli, że jeśli chcą tu powalczyć o mandat, muszą połączyć siły z narodowością śląska, która nie ma prawa korzystania z przywileju ominięcia progu 5%, ale za to jest wielokrotnie liczniejsza niż Niemcy, a ponadto nie cechuje jej –charakterystyczna dla wielu Polaków – germanofobia. Co więcej obie grupy etniczne od dawna współpracują w dbałości o śląskie dziedzictwo i o rozwój, lekceważonego w Warszawie, regionu. Dlatego w województwie opolskim mniejszość wystawia listy samodzielnie a w śląskim postanowiła podzielić się miejscami na listach ze Ślązakami, wiedząc, że to jedyna szansa na wywalczenie mandatu.
Johann, niŷ fanzol!
Na GRZEGORZ FRANKI, prezes Związku Górnośląskiego: Utworzenie wspólnego komitetu wyborczego Niemców i Ślązaków pn. „Zjednoczeni dla Śląska” jest nie tylko nadużyciem przywileju, jakie państwo polskie nadało mniejszościom narodowym, ale po prostu szkodliwe dla śląskich spraw. Dietmar Brehmer, przewodniczący Niemieckiej Wspólnoty „Pojednanie i Przyszłość”, otwarcie powiedział, o co chodzi pomysłodawcom: „Jeżeli poprą nas organizacje pozarządowe, śląskie, mamy szanse do około od jednego do sześciu miejsc w parlamencie. Wydaje mi się, że nasz elektorat, wspólny elektorat śląski, jest w stanie nam te głosy dostarczyć.” To wyznanie jest godne pochwały, bo rzadko się zdarza, aby polityk był aż tak szczery. Brehmer w kilku słowach opisał też część merytoryczną tegoż przedsięwzięcia: „Nie będziemy się silić na wielkie programy. Nawet jeżeli będziemy mieli 5-6 posłów, to na pewno wielkich rzeczy tutaj akurat globalnych, nie jesteśmy w stanie przeprowadzić.” Wszystko to wydaje się bardzo słabe i dziwaczne. Najbardziej przykre jednak jest to, że tego typu manewry utrwalają stereotyp, według którego Ślązacy to ukryta opcja niemiecka, a my przecież aspirujemy do uznania nas za mniejszość etniczną. Nic dobrego dla naszego regionu z tego nie wyniknie. Może dzięki głosom zmanipulowanych Ślązaków katowicka mniejszość wyborcza będzie miała swojego posła lub posłów. Ale czy na pewno masowo dadzą się zmanipulować? W to akurat na szczęście nie wierzę.
zajcie proPiS-owskigo portalu www.wpolityce. pl Wiesław Johann, zamianowany hań jako „sędzia Trybunału Konsytucyjnego” klaruje, co komitet Zjednoczeni dla Śląska winiýn niý ŏstać zarejestrowany. Czamu? spytocie.
ZNO ŚCISŁE GRONO NIMIECKIJ MYŃSZOŚCI… Pado Johann, kiery tym Richterým konstytucyjnym wcale niŷ je, inoś boł kupa lot nazod: Jeżeli obywatele polscy narodowości niemieckiej tworzą listy wyborcze, to na tych listach mogą znaleźć się jedynie osoby do tej mniejszości należące. Dopisanie kogokolwiek spoza ścisłego, opisanego grona – obywatela polskiego narodowości niemieckiej, naruszyłoby porządek prawny, porządek konstytucyjny. Więc w moim przekonaniu takie działania są niemożliwe do przeprowadzenia. Jeśli faktycznie taka deklaracja ze strony przedstawicieli mniejszości niemieckiej padła, to powinna ona spotkać się z natychmiastową reakcją Państwowej Komisji Wyborczej. Jeśli na listach mniejszości niemieckiej znalazłyby się osoby spoza tej mniejszości, to takie listy powinny być natychmiast unieważnione. Aże nadziwać sie niŷ idzie, co ftoś taki můg być we państwie polskim richterŷm Trybunału Konstytucyjnego. Skirz tego, co po piŷrsze, żodŷn, ale to żodŷn – we tym komisjo wyborczo tyż – ni mo prawa pytać kandydatów, jakij som nacyje. Narodowość to je dano prywatno. To roz. Dwa, że we Polsce ni ma żodnego wykozku ludziůw, kierzy som narodowości nimieckij. Ni ma żodnego „ścisłego, opisanego grona – obywatela polskiego narodowości niemieckiej”, tuż niŷ idzie
hań żodnego ani dopisać, ani żodnego ze tŷj ferajny wyciepać.
NIŶMCŮW MOŻE REPREZENTOWAĆ INO NIŶMIEC Dali tuplikuje Johann tako: mniejszość niemiecką może reprezentować tylko ktoś z mniejszości niemieckiej. Koniec, kropka. Tak więc prawo nie jest dziurawe, ale po prostu ktoś
reprezentować Niŷmcůw? Dyć to je jejch prawo, wybiŷrać se swojego reprezentanta. Możne sŷndzia Johann chciołby tyż – na tyj samŷj zasadzie – coby adwokat, kiery reprezentują ta myńszość we sondzie, tyż musioł być Niŷmcym? A ku tymu byliby my rychtycznie radzi pofilować, jak polsko komisjo weryfikowałaby niemieckość Ślůnzokůw. Przeca fater, opa abo opapa każdego s nos wypołnił volkslista,
We Polsce ni ma żodnego wykozku ludziůw, kierzy som narodowości nimieckij. Ni ma żodnego „ścisłego, opisanego grona – obywatela polskiego narodowości niemieckiej”, tuż niŷ idzie hań żodnego ani dopisać, ani żodnego ze tŷj ferajny wyciepać. to prawo być może będzie próbował złamać. I zaś trzeja zapytać: a czamu? Czamu to polsko komisjo wyborczo (a niŷ sami Niěmcy) mo decydować, fto mo
kaj deklarowoł przīnoleżność do nimieckij nacyje. A eli Niŷmcým boł opa, to fto zabroni mie tyż czuć sie Niŷmcým??? A zaś som koniec wywiadu zeWie-
sławem Johannem je rychtig szpasowny. Leci to tako: mamy problem z RAŚ. Pojawiają się żądania nadania Śląskowi autonomii, uznania języka śląskiego, narodowości śląskiej. Jednak działacze RAŚ, nawet jeśli chcą się jakoś integrować z Niemcami, nie mogą korzystać z ich przywilejów, bo są narodowości polskiej. Więc nie ma o czym dyskutować. Tak przy okazji, kończąc już rozmowę, to bardzo symptomatyczne wydarzenie, bo przecież pamiętamy, jak RAŚ odżegnywał się od swoich związków z „opcją niemiecką”… No pewnie, że tak. Są opcją niemiecką bez dwóch zdań i to od dawna. Ale państwo polskie ma środki prawne, aby zwalczać takie działania, które są ewidentną próbą obchodzenia prawa polskiego. Klŷnkejcie narody przed panŷm Johannŷm! Oto we jednym logicznym ciągu pado ŏn, co Ślůnzoki ni mogom być na liście myńszości nimieckij, bo som Polokoma, a zaro przīdowo, co som opcjom nimieckom. Tuż jak to je, panie Johann, som my Polokoma nimieckij opcje? Ale zaś Niŷmcy ni mogom nos wzionć na swoja lista, ja? I wom to wszyjsko sie jakoś kupy trzīmie? Tuż ino trzeja sie radować, co baba ŏd pana Johanna je psychologiŷm! Nale jedno je ważne. Pan Wiesław Johann boł sendziom Trybunału Konstytucyjnego z nadanio AWS, i boł nim we rokach 19972006. A zaś we roku 2010 boł we komitecie poparcio Lecha Kaczyńskigo na prezydenta RP. Bez tuż idzie se miarkować, co możne i terozki bydzie ŏn jednym ze prawnych ekspertůw prezydenta Dudy a PiS-u. I można taki teorie, kiere ŏn głosi, we jejch IV RP-bis bydom sie stować prawěm… Dariusz Dyrda
7
sierpień 2015r.
Zdaniem polskich nacjonalistów „autonomia to przeżytek”. Śmieje się z nich cały świat. Na przykład Kornwalijczycy.
Najśmieszniejszy wic
Jaki jest najśmieszniejszy wic o Śląsku i Ślązakach? Wydaje nam się, że opowiedział go przed niemal dziesięcioma laty Piotr Spyra (polski polityk, były członek między innymi Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, Prawicy Rzeczpospolitej, Prawa i Sprawiedliwości, a ostatnio Platformy Obywatelskiej). Stwierdził wówczas, że „autonomia to anachronizm, nie przystający do współczesności”.
AUTONOMIA CZYLI NORMALNOŚĆ Megan Coleman to Kornwalijka, która wyszła za mąż za Polaka. Podobnie jak cała jej rodzina decyzję o przyznaniu autonomii jej regionowi przyjęła z satysfakcją. Ale nie z euforią. Dlaczego? – Trudno się ekscytować czymś, co powinno być normą w każdym regionie każdego nowoczesnego państwa – mówi Megan. Przyjrzyjmy się zatem, na czym polega kornwalijska normalność. Władze regionalne będą mogły samodzielnie kształtować system transportu publicznego. Ta niezależność pozwoli wdrożyć w życie założenia zintegrowanego systemu, którego elementami będą autobusy, kolej i promy. Region przejmie też kontrolę nad służbą zdrowia i polityką społeczną. Będzie też miał większy wpływ na wydawanie pieniędzy z dotacji unijnych. Także kompetencje w zakresie wpływania na rynek pracy przejdą na poziom regionalny, podobnie jak polityka wspierania biznesu, energetyczna, przeciwdziałania powodziom oraz promowania regionalnego dziedzictwa kulturowego.
Od
tamtej pory systematyczna decentralizacja trwa we wszystkich najnowocześniejszych państwach świata, jeden region po drugim otrzymuje swoją autonomię, a Spyra… no cóż, Spyra nadal wie swoje. W końcu Polska to Polska…
OSTATNIO KORNWALIA… Niedawno światowe media ogłosiły, że władze w Londynie przyznały autonomię Kornwalii jako pierwszemu z angielskich hrabstw. Oczywiście nie jest to pierwszy taki przypadek w Wielkiej Brytanii, gdzie od dawna już szeroką autonomią cieszą się Szkoci i Walijczycy. To jednak kolejny ważny krok decentralizacji w wydaniu Wy-
Pod wnioskiem o uznanie nas za mniejszość podpisało się 140 tysięcy osób, pod analogicznym wnioskiem w sprawie mniejszości kornwalijskiej podpisało się ich raptem 850 (oczywiście Kornwalijczycy otrzymali od Londynu status mniejszości, a Warszawa wciąż nas ignoruje). spiarzy, a przy okazji kolejny prztyczek dla polskich przeciwników autonomii. Uważacie, że Śląsk nie powinien mieć autonomii, bo nigdy nie był samodzielnym państwem? Kornwalijczycy nie tylko nie mieli własnego państwa, ale przez niemal całą swoją historię leżeli w granicach Anglii. Uważacie, że Ślązacy to nieistotna mniejszość? Pod wnioskiem o uznanie nas za mniejszość podpisało się 140 tysięcy osób, pod analogicznym wnioskiem w sprawie mniejszości kornwalijskiej
To tylko przypadek, ale Kornwalia uzyskała autonomię dokładnie tego samego dnia co Śląsk, czyli 15 lipca! Z tym, że śląskiej od dawna nie ma, a kornwalijska obowiązuje od 15 lipca2015 roku. Kornwalia stała się pierwszym angielskim hrabstwem z ograniczoną autonomią. Jest to pierwszy krok w kierunku stopniowego przesuwania uprawnień rządu centralnego w kierunku władz lokalnych, czyli decentralizacji, jaką zapowiada rząd Davida Camerona. W Polsce kolejne rządy też decentralizację zapowiadają, ale za słowami nie idą żadne czyny. podpisało się ich raptem 850 (oczywiście Kornwalijczycy otrzymali od Londynu status mniejszości, a Warszawa wciąż nas ignoruje). Jest jeszcze język kornwalijski, którym posługuje się tysiąc razy mniej ludzi niż językiem śląskim… Co nie zmienia faktu, że śląska mowa uznawana jest oficjalnie przez niektórych za zwykłą „gwarę”.
POSTĘPOWI KONSERWATYŚCI, ZACOFANI POSTĘPOWCY Zwykło się na świecie uważać, że postępowe partie lewicowe skłonne są do szanowania aspiracji regionalni, podczas gdy konserwatyści bronią status quo. Wielką Brytanią rządzi obecnie Partia Konserwatywna i to konserwatywny pre-
mier David Cameron ogłosił ze szczerą radością jaką ogromną satysfakcję odczuwa oddają w ręce Kornwalijczyków prawo decydowania o własnym regionie. A jak do sprawy autonomii podchodzi polska „postępowa” lewica. Pamiętamy wszyscy niedawnego szefa SLD, który oskarżał Ruch Autonomii Śląska o chęć oderwania Śląska od Polski („borok” najwyraźniej nie ma pojęcia czym jest owa autonomia). Trudno zatem oprzeć się wrażeniu, że brytyjscy konserwatyści są o wiele bardziej postępowi od polskich „postępowców”. W czasach PRL popularne było przysłowie (którego dziś nie wypada przytaczać), że Polska zawsze była, jest i będzie „dwieście lat za…” Cameron, gratulując Kornwalijczykom, nie omieszkał podkreślić, że to nie koniec procesów decentralizacyjnych w Wielkiej Brytanii. A w Polsce wciąż słuchamy bajek o „separatystach”.
Kornwalia (ang. Cornwall; kor. Kernow – kraina geograficzno-historyczna i zarazem najbardziej wysunięte na południowy zachód hrabstwo Anglii, położone na Półwyspie Kornwalijskim, na zachód od rzeki Tamar. Kornwalia zajmuje powierzchnię 3563 km² łącznie z wyspami Scilly(administracyjnie stanowiącymi oddzielną jednostkę), położonymi 45 km od Land’s End – najbardziej na południowy zachód wysuniętego fragmentu hrabstwa. Mieszka tu nieco ponad pół miliona ludzi. Krajobraz górniczy Kornwalii i Zachodniego Devonu w roku 2006 wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Kornwalia jest jednak jednym z najbiedniejszych regionów Wielkiej Brytanii-
Megan Coleman to Kornwalijka, która wyszła za mąż za Polaka. Podobnie jak cała jej rodzina decyzję o przyznaniu autonomii jej regionowi przyjęła z satysfakcją. Ale nie z euforią. Dlaczego? – Trudno się ekscytować czymś, co powinno być normą w każdym regionie każdego nowoczesnego państwa – mówi Megan. Jest jeszcze coś, co trudno wyrazić w pieniądzach i cyfrach. – Jeszcze w czasach młodości moich rodziców ludzie z Kornwalii przyjeżdżając do Londynu wstydzili się swojego pochodzenia – mówi Megan Coleman – Zresztą podobnie jak Szkoci czy Walijczycy. Dziś mieszkaniec każdej z tych krain jest dumny ze swojej tożsamości. Oznacza to, że czujemy się prawdziwymi gospodarzami naszych małych, autonomicznych ojczyzn. To się opłaca wszystkim, prawda? ADAM PAPIERNIOK
(średnia płaca wynosi 62% w stosunku do średniej wysokości wynagrodzeń w państwie). Kornwalijczycy to jeden z sześciu narodów celtyckich. Językiem kornijskim posługuje się biegle zaledwie kilkaset osób, a jednak w 2002 roku został uznany za język mniejszościowy – mimo że ustandartyzowano go dopiero sześć lat później. Kornwalia utraciła samodzielną państwowość ponad 1000 lat temu (!), a mimo to do dziś obserwowane są tam nie tylko tendencje autonomiczne, lecz także niepodległościowe. I dla Anglików jest to zupełnie oczywiste, podobnie jak w przypadku Szkotów.
8
sierpień 2015r.
Śląsk jest tym, co Rozmowa z JAROSŁAWEM
KASSNEREM, coraz bardziej znanym i
n Jarosław Kassner obdarowuje swoimi obrazami tych, którzy według niego wyjątkowo dobrze służą śląskiej sprawie. Płótno otrzymała także nasza redakcja, a redaktorowi naczelnemu Dariuszowi Dyrdzie artysta (z prawej) wręczył je na Nikiszu. - Zawsze bawił mnie podział na artystów profesjonalnych i amatorów. Dla mnie decyduje o tym nie dyplom uczelni artystycznej lub jego brak. Według
ne i znacznie droższe niż, powiedzmy 5 lat temu. - Żeby ominąć te podziały, które według mnie są dość sztuczne, w wirtualnej galerii, gdzie prezentu-
To jest tak jak z sushi. Bardzo fajnie je zjeść od czasu do czasu, wprowadzić w życie trochę egzotyki, ale nojlepij smakuje żur, karminadle, sztampfkartofle i ogórki. Jestem stąd i Śląsk jest tym, co mi w duszy gra mnie profesjonalistą jest ktoś, kto z tej działalności potrafi się utrzymać, a amatorem ktoś, kto nie jest na to nastawiony, dla kogo tworzenie to tylko hobby, zabawa. Jak w tych kategoriach lokować Ciebie, bo wiem, że na przestrzeni ostatnich kilku lat Twoje płótna stały się dość zna-
ję swoje prace, nazwałem się artystą intuicyjnym. Maluję od dziecka, ale nigdy nie chodziłem do żadnej szkoły o profilu artystycznym, kształciłem się sam. Poszukiwałem i poszukuję do dziś. Wracając do podziału na artystów profesjonalnych i amatorów, uważam, że ani dyplom wyższej uczelni, ani ilość sprzedanych
9
sierpień 2015r.
o mi w duszy gra rozpoznawalnym śląskim artystą-malarzem. Rozmawia Dariusz Dyrda prac za życia artysty nie świadczy o profesjonalizmie bądź jego braku. Van Gogh podobno nie sprzedał za życia żadnego obrazu, a jest uznany za jednego z największych malarzy wszechczasów. Ot taka ironia losu. Dlatego w moim przypadku wolę coś pośrodku – intuicja to fajne słowo – takie mistyczne. - Powiedziałeś gdzieś, że nawet gdybyś malował zamki nad Loarą, to i tak miałyby zamiast swoich strzelistych baszt – kopalniane wieże i kominy. Skąd aż taka fascynacja krajobrazem hajmatu? - Mówiąc tak, starałem się trochę przejaskrawić moją wypowiedź, żeby pokazać, że nadmorskie pejzaże, spokojne krajobrazy, łodzie kołyszące się na falach są piękne, ale nie moje. To jest tak jak z sushi. Bardzo fajnie je zjeść od czasu do czasu, wprowadzić w życie trochę egzotyki, ale nojlepij
wszechobecną, wpłynęła na moje postrzeganie świata. Ryszard Riedel – synek z chorzowskiego familoka przy Truchana - nie śpiewał: „czerwony jak jarzębina”, tylko „czerwony jak cegła”. To genius loci sprawia, że widzimy świat takim a nie innym. - Twoje malarstwo jest bardzo śląskie, ale zarazem trochę mistyczne, trochę bajkowe. Czy to wypracowana maniera, styl czy też od razu zacząłeś tak malować? - Poznając historię Górnego Śląska – także tę w wymiarze mikro, mam wrażenie, że na tej ziemi normalność miesza się z mistyką od zawsze. Można pokusić się o stwierdzenie, że jest ona wpisana w śląski genotyp. Gdy byłem w skansenie „Królowa Luiza” i zobaczyłem pracującą maszynę parową, którą porusza siła dwóch tysięcy koni mechanicznych, pomyślałem, co czuł taki maszynista, jak przyszoł nazod do
Przypomniał mi się obraz „Ryby i kapelusz magika”, na którym jest mistyczna scena, przedstawiająca magika odwracającego uwagę anioła wylatującymi z kapelusza rybami. Wielu oglądających ten obraz uznało go za sielski, uspokajający i wręcz kojący. A niestety jest to obraz o Tragedii Górnośląskiej. Ludzie wykorzystali nieuwagę anioła i otwarli obóz, który jest w centralnej części obrazu jako mały kompleks budynków. Pani urzędnik ds. kultury pogratulowała mi talentu, ale jednocześnie stwierdziła, że woli nie wiedzieć o co chodzi w tych obrazach. smakuje żur, karminadle, sztampfkartofle i ogórki. Jestem stąd i Śląsk jest tym, co mi w duszy gra. Wychowałem się w familoku na świętochłowickiej „Barbce” i zawsze zastanawiałem się, gdzie tak naprawdę jest granica tej mojej ziemi. Czym człowiek starszy, tym bardziej te granice się poszerzają, ale dla dziecka ważny jest jego dom i plac. Ostatnio namalowałem dwa obrazy „Axis mundi” i „Kraina mojego dzieciństwa” – oba pokazują familok jako centrum świata i sprowadzają się do cegły, z której do pewnego momentu wszystko na Śląsku budowano, a która będąc
dom po szychcie i futrowoł briwy? Że bez cołko szychta ujarzmioł dziobły. - Obrazy Jarka Kassnera poznaje się na pierwszy rzut oka. Kompletnie niezwykła perspektywa (coś jakby Salvadore Dali próbował naśladować Grupę Janowską), niezwykłe twarze (trochę jak na ikonach albo u van Eycka, nienaturalne proporcje (jak u Dudy-Gracza), a wszystko to w bardzo śląskiej tonacji. Ty czerpałeś natchnienie z wymienionych mistrzów i stylów, czy dochodziłeś do tego sam? Dokończenie na str. 10
Jarosław Kassner od czasu do czasu postanawia przekazać jeden ze swoich obrazów komuś, o kim ma przekonanie, że dobrze służy śląskiej sprawie. W ubiegłym roku na tej zasadzie jego płótno trafiło do „Ślůnskij Ferajny”, a tego lata – podczas Art Naif Festiwalu na Nikiszu – przekazał jeden ze swoich obrazów naszej redakcji. Na zdjęciu z płótnem nasz redaktor naczelny (od lewej) oraz sam artysta.
10
sierpień 2015r.
czerpię z historii regionu, którą trochę staram się poprzez moje malarstwo rozpowszechniać. Nie robię tego nachalnie, bo wolę wywołać u widza ciekawość i chęć dążenia do poznania konkretnej historii niż wykładać kawę na ławę. Dlatego każdy obraz oprócz uniwersalnego przekazu, zawiera drugie dno – najczęściej jakąś ukrytą opowieść. Przypomniał mi się obraz „Ryby i kapelusz magika”, na którym jest mistyczna scena, przedstawiająca magika odwracającego uwagę anioła wylatującymi z kapelusza rybami. Wielu oglądających ten obraz uznało go za sielski, uspokajający i wręcz kojący. A niestety jest to obraz o Tragedii Górnośląskiej. Ludzie wykorzystali nieuwagę anioła i otwarli obóz, który jest w centralnej części obrazu jako mały kompleks budynków. Bo według mnie malarstwo polega na zapraszaniu widza do dialogu, myślenia, zadawania pytań i szukania na nie odpowiedzi. Na jednej z wystaw w którymś z górnośląskich muzeów pani urzędnik ds. kultury pogratulowała mi talentu, ale jednocześnie stwierdziła, że woli nie wiedzieć o co chodzi w tych obrazach. Wracając do stylu, wiedziałem, że aby być rozpoznawalnym, należy stworzyć własny, niepowtarzalny styl, ale Dokończenie ze str. 9 - Jak już wcześniej mówiłem, kształciłem się sam, ale nie dało się obejść bez wielkich mistrzów, bo ich malarstwo towarzyszy nieustannie. U jednych zachwycałem się kształtami, u innych kolorami, a u jeszcze innych światłem. Na początku pasjonował mnie surrealizm, potem zahaczyłem o ekspresję, ale na krótko, bo wypalałem się od środka. Dlatego sięgnąłem po ikonę, oczywiście nie chodziło o pisanie, bo to wiąże się też z określonym trybem życia, ale o technikę i siłę wyrazu, która wbrew pozorom tkwi właśnie w tym na wskroś statycznym malarstwie. Wyraża się ona w geście, poprzez który można pokazać wszystko. Bardzo ważna jest dla mnie górnośląska architektura, którą powinniśmy
jest – kolorowy, mistyczny, nierealny, a zarazem normalny i zwykły. Ot, taki przepis na styl. Łatwo się o nim mówi, ale poszukiwania to trudna droga.
Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską
ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: megapres@interia.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Agora Poligrafia, Tychy Nie zamówionych materiałów
redakcja nie zwraca.
R E K L A M A
się szczycić i pielęgnować, dlatego jest nieodzownym elementem mojego malarstwa. Tematy do obrazów
wiedziałem też, że nic nowego nie wymyślę, dlatego postanowiłem połączyć elementy surrealizmu, ekspre-
sjonizmu, ikony i dołożyć do tego mocne barwy malarstwa naiwnego. Poczułem, że to jest to. Że Śląsk taki właśnie
Płótna Jarosława Kassnera są rozpoznawalne na pierwszy rzut oka. Typowa śląska architektura z przedziwnie załamaną perspektywą, kompletnie rozchwiane proporcje, nieco karykaturalne postaci ludzkie, przemieszane z mistycznymi.
- Gdzie (poza internetem) można zobaczyć Twoje obrazy? Czym się zajmujesz, gdy nie malujesz? - Moje prace można zobaczyć co roku w Szybie Wilson w ramach Art Naif Festiwalu, podczas wystaw indywidualnych w galeriach i domach kultury, w Hotelu Zielony Ogród w Zabrzu-Makoszowach. Ale nie tylko – jeden z moich obrazów – „Kain” – jest na okładce płyty jazzowego zespołu ze Świętochłowic Lipiny Syndicate. Inny – „Czytająca list” trafił na okładkę książki „Na zachód od Edenu… czyli mit Górnego Śląska oczyma niemieckojęzycznych pisarzy i poetów – emigrantów” autorstwa Jadwigi Sebesty i Eugeniusza Szymika. Mało kto wie, ale na moim malarstwie można też usiąść – jeden z lokali przy Mariackiej w Katowicach posiada ławkę pomalowaną przeze mnie. Co robia, jak nie maluja? Łaża do roboty, jak chyba kożdy Ślůnzok. W pewnym sensie to właśnie przywraca mnie do normalności, broni od nadmiernej egzaltacji i przeświadczenia o wielkości własnego geniuszu (śmiech). I powoduje, że maluję to co chcę, a co mi każe koniunktura.
11
sierpień 2015r.
6 września odpowiemy między innymi na pytanie „Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej?”
JOW-y - szansa dla Śląska czy nieszczęście?
Już 6 września idziemy na referendum, by zagłosować w sprawie Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Dwa pozostałe pytania mają jakby mniejsze znaczenie. Natomiast JOW-y mogą na dziesięciolecia spowodować, że Ślązacy będą – podobnie jak obecnie, a może nawet bardziej – pozbawieni swojej politycznej reprezentacji w polskim parlamencie.
Z
badań sondażowni wynika, że 80% społeczeństwa popiera ten pomysł. Wierząc, że dzięki takiej ordynacji wyborczej kraj przestanie być traktowany przez partie polityczne jak wyborczy łup. Problem w tym, że zwolennicy JOW-ów chyba nie do końca rozumieją, jak taka ordynacja wyborcza działa.
PO I PIS POPIERAJĄ JOW-Y, BO TO DLA NICH ŚWIETNY INTERES Zresztą widać, że większość partyjnych aktywistów – czy to z PO, czy z PiS-u - także popiera JOW-y. Bo oni akurat wiedzą świetnie, że taka ordynacja wyborcza spowoduje, że wszystkie mniejsze partie zupełnie przestaną się liczyć. Scena polityczna zostanie zacementowana na wiele dziesięcioleci, pomiędzy te dwie partie.
Widać to świetnie po wyborach do senatu. Tam JOW-y obowiązują od 2011 roku. W każdym okręgu wybieramy tylko jednego senatora – tego, który uzyska największą ilość głosów. I co się okazuje? Otóż to, że w senacie zróżnicowanie polityczne jest o wiele mniejsze, niż w sejmie. Na 100 senatorów aż 63 ma Platforma Obywatelska, 31 Prawo i Sprawiedliwość. Dwa mandaty wywalczyło jeszcze tylko PSL. Pozostałe cztery zdobyły komitety jednoosobowe, ale wywalczyli je tacy kandydaci jak Kazimierz Kutz, Włodzimierz Cimoszewicz czy Marek Borowski. Bardzo, bardzo znane osoby. Tylko one w okręgach jednomandatowych były w stanie powalczyć z kandydatami partyjnymi. Cała reszta, w tym chociażby Ruch Autonomii Śląska, wystawiający kandydatów w 7 okręgach, musiał za każdym razem przełknąć gorycz porażki. Jego kandydaci zdobywali nawet ponad 30 procent głosów, co jednak w ramach JOW-ów nie dało im żadnego mandatu. Gdyby zaś zastosować ordynację podobną jak obecna do sejmu, i na terenie Górnego Śląska w jednym dużym okręgu wybrać 7 senatorów – wówczas RAŚ-owi przypadłyby dwa mandaty!
Okazało się więc, że obecna ordynacja była znacznie korzystniejsza dla małych ugrupowań, które wprowadziły do sejmu 96 (a nie 27, jak by było przy JOW-ach) posłów.
PIERWSZY BIERZE WSZYSTKO, DRUGI NIE MA NIC W JOW-ach zwycięzca bierze wszystko. Dla tego drugiego, choćby przegrał nieznacznie, nie ma nic. Jeśli w 10 okręgach wyborczych kandydaci PO wygrają, każdy minimalnie, z 10 kan-
JAK TO PODZIELIĆ? Okręgi do sejmu będą oczywiście mniejsze, niż do senatu. Te drugie liczą średnio 350 000 mieszkańców, te do sejmu będą liczyły przeciętnie 77 000 ludzi. Największe zapewne koło 90 000, a najmniejsze koło 60 000. I od razu rodzi to mnóstwo problemów. Takie miasta jak na przykład Tychy czy Chorzów są za duże na jeden mandat, a za małe na dwa mandaty. I co wtedy? Czy dołoży się im drugi, ale na przykład dokładając też jakąś dzielnicę sąsiedniego mia-
Autor tego tekstu, Dariusz Dyrda, jak chyba żaden inny Ślązak, może wypowiadać się w kwestii JOW-ów, łącząc teorię z doświadczeniem. Spośród wszystkich kandydatów do senatu, idących pod znaczkiem śląskości, był on mandatu najbliżej, zdobywając w 2011 roku w swoim tysko-mysłowicko-bieruńskim okręgu – prawie 34% głosów. Nie wystarczyło to jednak, by pokonać kandydatkę partyjną, minister Elżbietę Bieńkowską. Gdyby okręgi wyborcze było większe, a ordynacja zakładała, że wchodzi 2-3 kandydatów z największą liczbą głosów, mielibyśmy wtedy swojego senatora, bo w sąsiednim okręgu ponad 20 procent głosów zdobył inny kandydat RAŚ-u, Janusz Dubiel (przegrywając też tylko z kandydatem PO) a jeszcze w sąsiednim trzecie miejsce miał też RAŚ-owski kandydat na senatora, Paweł Polok . Przy JOW-ach natomiast wszystkie trzy mandaty przypadły Platformiea Obywatelskiej, a autonomistom żaden. Tak właśnie działa ta ordynacja.
ŚLĄZACY BEZ SZANS NA SEJM Najgorszą jednak sytuację przyniosą Ślązakom, czyli osobom deklarującym narodowość śląską. Ci w zasadzie będą mieli ślado-
Większość partyjnych aktywistów – czy to z PO, czy z PiS-u także popiera JOW-y. Bo oni akurat wiedzą świetnie, że taka ordynacja wyborcza spowoduje, że wszystkie mniejsze partie zupełnie przestaną się liczyć. Scena polityczna zostanie zacementowana na wiele dziesięcioleci, pomiędzy te dwie partie. dydatami śląskich autonomistów, to do sejmu dostanie się 10 „platformersów” i ani jeden autonomista. I to ma być sprawiedliwa ordynacja? Wybory na prezydenta RP pokazały, że chociaż jesteśmy zniechęceni do dużych partii politycznych, to jednak wciąż
sta? Na przykład katowickie Tysiąclecie do Chorzowa? I mieszkańcy Katowic będą wybierać nie swojego, lecz chorzowskiego posła. Kandydat z „Tauzena” nie będzie miał w tych wyborach szans, więc i „Tauzen” żadnego przedstawiciela w sejmie miał nie będzie.
Dający mandat szósty wynik mocnej listy głosami śląskiego elektoratu jest możliwy do osiągnięcia – ale najlepszy wynik w okręgu nigdy. Dlatego śląskie ugrupowania będą w JOW-ach na słabszej pozycji. Senatorów jest 100, posłów 460. Zgodnie więc z tą arytmetyką, sejm roku 2011 wybrany według JOW-ów składałby się z 290 posłów PO, 143 posłów PiS-u, 9 posłów PSL-u i 18 posłów niezależnych. PO rządziłaby samodzielnie, bez żadnego koalicjanta.
ne. Tak więc JOW-y albo wykluczą ogromną część mieszkańców z posiadania swojego posła – albo też okręgi będą bardzo niesprawiedliwej wielkości, i w jednych miejscach będzie się wybierało jednego posła na 120 000 ludzi, a w innych na 60 000. I to ma być sprawiedliwa ordynacja?
zbierają one najwięcej głosów. Paweł Kukiz przegrał jednak wyraźnie i z Andrzejem Dudą i z Bronisławem Komorowskim. Tak samo działoby się w wyborach parlamentarnych. Co z tego, że inni dostawaliby po kilkanaście, a może i 30 procent głosów, jeśli kandydat partyjny dostanie 30? Do sejmu trafi tylko on. A tylko partie polityczne mają machiny wyborcze, które są w stanie zagwarantować im sprawnie przeprowadzoną kampanię. Kiedy już idziemy do urn, ostatecznie często głosujemy na partię. Potwierdzają to wybory samorządowe, gdzie mogą startować lokalne komitety, a jednak partie (PiS i PO) najczęściej są w czołówce najlepiej punktujących komitetów.
A Tychy? Też dołączy się do nich powiedzmy katowicką Kostuchnę? To i jej mieszkańcy będą musieli wybierać spośród – najczęściej sobie nieznanych – tyszan. Czy ten tyski poseł będzie się potem Kostuchną interesował? Raczej wykluczo-
we szanse na posiadanie swojego posła. Owszem, spore szanse na mandaty w JOW-ach będą miały wybitne osobowości, znane w skali kraju, jak Kazimierz Kutz czy bardzo popularne na swoim terenie, jak Alojzy Lysko (na wschodnim skraju Śląska). Ale doświadczenie pokazuje, że o takie postaci i tak partie polityczne zabiegają, i tak potrafili oni – jeśli chcieli – wywalczyć parlamentarny mandat. Inni, jak Marek Plura, byli w stanie zdobyć mandat parlamentarny z list mocnej partii. Bo partia dzięki sile swojego znaczka i mocnemu liderowi na początku, zdobywa w okręgu powiedzmy 6 mandatów. Plurze wystarczyło mieć szósty wynik listy, aby posłem reprezentującym śląskość zostać. Ten szósty wynik głosami śląskiego elektoratu jest możliwy do osiągnięcia – ale najlepszy wynik w okręgu nigdy. Dokończenie na str. 12
Kika miesięcy temu wybory odbyły się w Wielkiej Brytanii odbyły się wybory. W 650 jednomandatowych okręgach wybrano 650 członków Izby Gmin. W tym tylko jednego (1) bezpartyjnego. Jeden bezpartyjny poseł jest też w Kanadzie, jeden w USA, w Australii – 3. Jak widać w JOW-ach nie wystarczy być lokalnym autorytetem. Zasada jest prosta – w okręgach konserwatywnych wygrywa kandydat partii konserwatywnej, w liberalnych – liberalnej. I tak na przykład w USA kandydaci Republikanów nie walczą o Waszyngton czy Nowy Jork, bo nie mają tam szans, a Demokraci na tej samej zasadzie „odpuszczają” Teksas. Przekładając to na Polskę, nikt nie oczekuje, że w Przemyślu wygra liberał, a we Wrocławiu ktoś z PiS-u. O układzie sił w parlamencie decyduje niewielka część okręgów, w których poparcie dla obu głównych partii jest mniej więcej równe. W USA takie miejsca bywają nazywane „swing states”. 61 proc. Brytyjczyków chce zmiany swojego systemu wyborczego, uważając JOW-y za niesprawiedliwe.
12 Dokończenie ze str. 11 Najlepsze wyniki zawsze otrzymają ci, których nominują partie polityczne – i na których kampanie partie przeznaczą duże pieniądze. Drogą kampanię jest jeszcze w stanie zrobić sobie bogaty biznesmen. Ale czy on w parlamencie będzie się zajmował sprawami Śląska, czy jednak swojej firmy? Wybory wygrywa się pieniędzmi. Kto ich nie zaangażuje, może dostać dobry wynik –jak choćby Kukiz w wy borach prezydenckich. Dostać dobry wynik, ale nie wygrać. A w JOW-ach tylko zwycięzca zostaje posłem. Co prawda w referendum 6 września obok pytania o JOW-y jest i drugie, o finansowanie partii politycznych z budżetu państwa. Jest dla mnie oczywiste, że niemal każdy, kto opowie się za JOW-ami, będzie też przeciw finansowaniu partii. Ale nie warto się łudzić – partie nadal będą bogate, nadal będą miały potężne pieniądze na kampanie wyborcze. Jeśli nie dostaną ich od budżetu – wezmą je od biznesu, w zamian za realizowanie po wyborach postulatów biznesmenów. Wezmą legalnie, albo pod stołem, ale wezmą.
ZAMIAST DEMOKRACJI – DYKTATURA WIĘKSZOŚCI I to jest kolejna przyczyna, dla których śląskie ugrupowania będą w JOW-ach na słabszej pozycji. Poważny biznes da poważne pieniądze na kampanię tylko dużym, ogólnopolskim partiom, które mają szanse tworzyć rząd, i realizować ich postulaty. Małe, regionalne komitety, które przy najlepszych układach wprowadzą może dwóch, a może trzech posłów – nie będą dla biznesu żadnymi partnerami. Bo takie małe komitety w sejmie nie mają żadnego znaczenia. Przypominam, że RAŚ zanim wprowadzono próg 5% - miał w latach 1990-1993 dwóch posłów. I co dla Śląska zdziałali? Nie twierdzę, że obecny system wyborczy jest idealny. Jest zły – bo nie pozwala walczyć o mandaty regionalnym ugrupowaniom. Ale istnieje też szwedzki, gdzie próg wyborczy jest jak w Polsce, ale też jeśli regionalne ugrupowanie choć w jednym okręgu przekroczyło 12% poparcia, to próg go już nie dotyczy. To znacznie lepsze rozwiązanie, niż JOW-y. Które, po referendum, będą u nas obowiązywać przynajmniej przez kilkanaście lat. I będzie to kilkanaście lat dyktatury. Dyktatury większości. Bo w demokracji także mniejszości mają swoich przedstawicieli. Tymczasem przy JOW-ach szystkie mniejsze formacje, reprezentujące jednak prawie połowę populacji, przestaną mieć znaczenie. W sejmie ich nie będzie. A jeśli będą, to śladowo i bez znaczenia. Dlatego zdumiewa mnie, że Ślązacy – będący mniejszością – mogą opowiadać się za jednomandatowymi okręgami wyborczymi. Spychając się tym na jeszcze większy polityczny margines niż ten, na jakim są obecnie. Dariusz Dyrda
sierpień 2015r.
PISZE CÓRKA NACZELNEGO
No
Ambasada na Kujawach
i pierwsze dorosłe wakacje w zasadzie poza mną. Ostatnie ich dni spędzam u ujka Gerada na Kujawach, nad Gopłem. Jeśli w pobliżu Kruszwicy zobaczycie gospodarstwo rolne, nad którym dumnie powiewa żółto-modro, ślůnsko fana, to tu właśnie jestem. Nie, nie żebym ja tę fanę powiesiła. Chociaż ujek Gerad matkę ma Kujawiankę, a sam ze Śląska wyemigrował za Gierka, to wciąż czuje się Ślązakiem i tę śląskość manifestuje. Z lubością opowiadając na przykład swoim sąsiadom, że jego ojciec, ujek Hajnel, przeszedł z Wehmrachtem cały Ostfront, od momentu gdy to oni lali ruskich, do momentu, gdy w 1945 roku został ciężko ranny broniąc dworca w Legnicy przed ruskimi. Ujek Hajnel zmarł niestety zbyt wcześnie, bym tego brata mojego dziadka miała szansę poznać. A szkoda, bo barwną musiał być postacią, o której krążą liczne rodzinne opowieści. A dom ujka Gerata to istna ambasada Śląska na Kujawach – bo w pigułce można tu całą śląskość spotkać. I nasze zawiłe losy rodzinne, bo przyjeżdża też ciotka Irene i jej syn (a mój ujek) Alex z Berlina Zachodniego. Żad-
na polska emigracja, tylko nasza dalsza rodzina, echt Dojcze. Na placu mowa polska przez cały rok przeplata się ze ślůnskom godkom, a co ciekawe, kujawskie Dyrdy, mimo że wyemigrowały dobre pół wieku temu, mówią nią le-
aż do trzech komisji: na pierwsze referendum, na październikowe wybory i na drugie referendum. I tym sposobem uzbieram sobie może nawet pięć stówek na jakiś fajny koncert, albo na Sylwestra.
O lasach państwowych wiem tyle, że rosną w nich grzyby, a na ich skraju licznie stoją Rumunki i Bułgarki. O dzieciach uważam, że zawsze są za małe, by je z tymi ciężkimi pukeltaszami do szkoły posyłać. Na szczęście w im wyższej klasie jestem, tym torbę mam lżejszą. Na emeryturę poszłabym najchętniej zaraz po szkole, tylko kto mi ją zechce wypracować? piej, niż 90% Ślązaków mojego pokolenia, z Katowic czy Tychów. Za kilka dni jednak wrócę do Tychów, do szkoły, mam nadzieję też że do komisji wyborczych, bo w nich zarobiłam swoje pierwsze dorosłe pytanie. Dlatego prosiłabym prezydenta Dudę, by termin na drugie referendum wymyślił inny, niż 25 października. Bo wtedy może zdołam się załapać
Tylko czy w tym referendum nie mogłoby być tylko jednego pytania? Łatwiej by się głosy liczyło, a ja gdzieś w necie nawet takie pytanie znalazłam. Brzmi ono: „Czy jesteś za posyłaniem 6-latków do Lasów Państwowych i pozostawieniem ich tam aż do osiągnięcia wcześniejszej emerytury?” Na to pytanie tak samo nie mam wyrobionego zdania, jak na trzy pozosta-
łe. O lasach państwowych wiem tyle, że rosną w nich grzyby, a na ich skraju licznie stoją Rumunki i Bułgarki. O dzieciach uważam, że zawsze są za małe, by je z tymi ciężkimi pukeltaszami do szkoły posyłać. Na szczęście w im wyższej klasie jestem, tym torbę mam lżejszą. Zaczęłam od kolosalnej pukeltaszy, a w klasie maturalnej zamierzam ze szkolnymi przyborami mieścić się zazwyczaj w mojej torebce. Na emeryturę poszłabym najchętniej zaraz po szkole, tylko kto mi ją zechce wypracować? Od siebie deklaruję, że nie mam zamiaru przez całe dorosłe życie harować na trzy 62-letnie emerytki. Bo kiedy ¾ mojego pokolenia wyjedzie, a wiek emerytury się obniży, to pewnie każdy młody człowiek będzie musiał utrzymać ze trzech emerytów. No ale co mi tam, też mogę wyjechać. Kombinuję, że do Szwecji. Powieszę sobie tam, jak ujek Geruś, ślůnsko fana. Chociaż pewnie nie będzie się tak rzucała w oczy, bo przecież szwedzka też jest żółto-modro. No i ja kocham hokeja, więc będę tam miała jak w raju. Możecie mnie więc już dzisiaj uważać za „zakamuflowaną opcję szwedzką”. Zofia Dyrda
FIKSUM DYRDUM
R
Czeka nas volkslista?
óżnej maści publicyści, politycy i prawnicy podnoszą larmo, że „tylnymi drzwiami”, poprzez listy Mniejszości Niemieckiej, do sejmu dostaną się śląscy separatyści. I że powinno się tę listę MN unieważnić, jeśli nie są na niej tylko autentyczni polscy Niemcy. Rozumiem tych, którzy zarzucają liście „Zjednoczeni dla Śląska” pewne oszustwo. Rozumiem zarzut, że jeśli lista MN ma pewne wyborcze przywileje (brak konieczności przekroczenia progu 5% w skali państwa), to nie powinno brać się na nią Nie-Niemców. Ale już szukanie kruczka prawnego, by tę listę unieważnić mnie bawi. Wyobraźmy sobie otóż, że z listy „Zjednoczeni dla Śląska” kandyduje Dariusz Dyrda. I jakaś „Wysoka Wyborcza Komisja” orzeka, że przecież on nie może, bo jawnie deklaruje narodowość śląską… A Dariusz Dyrda wyciąga wtedy fakty ze swojego życia. Jakie? Bodaj jesienią 1988 roku, gdy już było wiadomo, że komuna się wali, zgubiłem dowód osobisty. Poszedłem wyrobić nowy, a wówczas była tam rubryczka „narodowość”. Pomyślałem sobie, ze a co mi tam, i wpisałem śląską. Urzędniczka do mnie, że chyba sobie kpię, takiej narodowości nie ma, mam się nie wygłupiać i wypisać kwestionariusz jeszcze raz. Siadłem nad tym drugim, pomyślałem chwilę, i wpisałem narodowość niemiecką. Tę wręcz zamurowało. „Mówiłam, że ma się pan nie wygłupiać!”. Na co
ja ze spokojem odpowiadam: „W porządku, niech będzie, że nie ma narodowości śląskiej. Ale czy teraz zechce mi pani wmówić, że Niemcy też nie istnieją??? Że i tę narodowość sobie wymyśliłem”? No ale kiedy się powiedziało A, to trzeba powiedzieć i B. Więc gdy tylko w Tychach powstała mniejszość niemiecka, poszedłem
Wprawdzie większość miała „trójkę – do odwołania”, no ale o ile mi wiadomo państwo niemieckie nigdy jej nie odwołało. W oparciu o tę „trójkę” przez całe dziesięciolecia mogliśmy emigrować do Niemiec, powołując się na niemieckie pochodzenie. Jeśli więc państwo niemieckie uznaje w nas Niemców, to jakim prawem
W oparciu o „trójkę” przez całe dziesięciolecia mogliśmy emigrować do Niemiec, powołując się na niemieckie pochodzenie. Jeśli więc państwo niemieckie uznaje w nas Niemców, to jakim prawem państwo polskie – lub jakiś jego organ - chce moją niemieckość kwestionować, weryfikować? Może przy okazji wszystkich Ślązaków poddając nowej volksliście się do tego DFK zapisać. Podobnie jak mój ojciec. Nie wiem, jak długo do niej należałem, pewnie wykreślili mnie za niepłacenie składek. No ale tę 25-letnią legitymację DFK mam gdzieś do dziś, więc kto mi wmówi, że nie jestem narodowości niemieckiej? Ale nawet gdybym jej nie miał, to co? Od 70 lat wypomina nam się w Polsce, że Ślązacy podczas II Wojny Światowej masowo przyjęli volkslistę, akceptując tym sposobem przynależność do narodu niemieckiego.
państwo polskie – lub jakiś jego organ - chce moją niemieckość kwestionować, weryfikować? Może przy okazji wszystkich Ślązaków poddając nowej volksliście. Jak wspomniałem, ponieważ tę „trójkę DVL” miało jakieś 90% Ślązaków, więc potomek każdego z nich może się śmiało uznawać za mniejszość niemiecką. Choć oczywiście narażając się przy tym na zarzut (czy to na pewno zarzut?), że jednak okazał się zakamuflowaną opcją niemiecką. Ale żeby rzecz była jeszcze zabaw-
niejsza, polskie prawo zabrania pytać obywateli o narodowość, czy wyznanie. Czy jakakolwiek partia mająca w nazwie „Chrześcijańska” albo „Katolicka” miała kandydatów do parlamentu weryfikowanych pod kątem rzeczywistego wyznania? Czy partii tej komisja wyborcza nakazywała przynoszenie świadectw chrztu – a niewierzącemu zakazywano kandydowania z katolickiej listy? Nie? Więc jeśli komisja wyborcza nie pyta kandydata chrześcijańskiej partii o rzeczywiste wyznanie – to jakim prawem kogoś na liście niemieckiej ma pytać, czy naprawdę jest Niemcem? A wreszcie, gdyby Niemcy ze Śląska chcieli, by w sejmie reprezentował ich murzyn z Zanzibaru, który dopiero co dostał polskie obywatelstwo, i umieściliby go na pierwszym miejscu listy – to czy Niemcy nie mają prawa sami decydować, kto ma ich reprezentować? To może w ogóle niech Komisja Wyborcza sama ułoży mniejszości niemieckiej listy wyborcze! I wsadzi na nie Ludwika Dorna, Leszka Millera, Jerzego Wenderlicha (też z SLD), Edmunda Wittbrodta ( PO), Witolda Pahla (też PO). Niemcy z nich wprawdzie żadni, ale chociaż się po niemiecku nazywają. „Zjednoczeni dla Śląska” z nich wprawdzie żadni, ale „Zjednoczeni dla Polski” już mogliby się nazywać. Tylko jak namówić mniejszość niemiecką, żeby to właśnie im powierzyła jedynki na swoich listach? Dariusz Dyrda
13
sierpień 2015r.
Kilkunastu naszych znajomych, którzy wybrali się na wakacje po Polsce, a wiedzieliśmy, że będą podczas nich obnosić się ze śląskością, poprosiliśmy o refleksje na temat spotkań z innymi turystami z Polski. Ich spostrzeżenia są bardzo optymistyczne. Wbrew politykom, mediom, biskupom – Polacy patrzą na nas z coraz większą życzliwością
My was rozumiemy i lubimy
Okres wakacyjny pokazuje, jak zmienia się nastawienie w Polsce do Ślązaków. Mimo nagonki mediów, straszenia separatyzmem; opowiadania jak to Polska dopłaca do naszego górnictwa, nazywania nas „zakamuflowaną opcją niemiecką” – opinia publiczna w Polsce jest Ślązakom coraz bardziej przychylna. Przynajmniej ta część opinii, która sama trochę podróżuje, choćby po własnym kraju.
J
eszcze kilka lat temu pojawienie się na bałtyckiej plaży, na Mazurach, w Tatrach albo Beskidach w koszulce ”Jestem Ślązakiem, Nie Polakiem” albo „Liberty for Silesia” wywoływała konsternację, często oburzenie, że jak to nie jesteś Polakiem, że jak to chcecie jakiejś autonomii. Teraz wyjście w takiej koszulce prawie zawsze spotyka się z objawami zaciekawienia, życzliwego zaciekawienia.
LIBERTY FOR SILESIA - Liberty for Silesia? Naprawdę chcecie się oderwać od Polski? – pyta mężczyzna ma plaży w Międzyzdrojach. Nie ma w tym pytaniu wrogości, bardziej zaciekawienie. - Ależ nie! – odpowiadam – Liberty znaczy wolność a niepodległość to po angielsku indepedence. - Więc o jaką wolność wam chodzi? - O wolność do określania kim jesteśmy. O wolność od centralizacji, gdzie Warszawa decyduje o tym, co dobre dla Śląska, o naszym programie nauczania, o organizacji naszej służby zdrowia. Uważamy, że sami potrafimy zrobić to lepiej. Autonomia nie jest oderwaniem się od Pol-
n Niegdyś takie koszulki można było zobaczyć tylko na Górnym Śląsku. Teraz w całej Rzeczypospolitej a nawet na plażach włoskich, grackich, egipskich ski, tylko szeroką samorządnością w jej granicach – opowiadam panu, a on zastanowiwszy się chwilę odpowiada: - To ja za taką wolnością też jestem. Tylko czemu tego nie tłumaczycie reszcie Polski, czemu stale słyszę o śląskich separatystach? - Przecież nie od nas! To polscy politycy i warszawscy dziennikarze tak nas określają. Na samym Ślasku trudno byłoby panu znaleźć osobę, która głosi oderwanie się od Polski.
Podobne rozmowy wielu moich znajomych toczy przez wakacje, jak Polska długa i szeroka. Tłumaczą, że nie czują się Polakami, bo Śląsk nigdy nie leżał w Polsce, nigdy nie był też pod zaborami.
PLAŻOWE LEKCJE HISTORII - Jak to nie, pod pruskim przecież – protestuje nauczyciel historii z Lublina, w rozmowie z Wald-
rendum, w którym większość opowiedziała się za Niemcami, a imigrantów do głosowania przywożono na wniosek Polski („ naprawdę??? Nigdy o tym nie słyszałem. Zawsze mnie uczono, że to Niemcy ich przywozili”) – wreszcie ni to stwierdza, ni pyta: - To jednak jesteście opcja niemiecka?! Kiedy znowu mu się tłumaczy, że nie, tylko chcemy aby ludzie znali prawdziwą historię naszego regionu,
W oparciu o wnikliwą analizę aktów normatywnych, ekspertyza jednoznacznie wskazywała na bezprawność ograniczania prawa Ślązaków do samookreślenia i zrzeszania się pod jakąkolwiek nazwą, to samookreślenie afirmującą. I chociaż ekspertyza nie posiada klauzuli tajności, została wówczas, w 1997 roku … utajniona. Oczywiście są i tacy, ale to kompletny margines – wyjaśniam dalej. Mój rozmówca (z Kalisza) słucha tego ciekawie i w końcu potwierdza: Chyba mówi pan prawdę. Tam, gdzie chcą się oderwać, w Irlandii, Doniecku, Kraju Basków, są zawsze jakieś bojówki. A u was spokój… Tylko czemu w takim razie media na wasz temat tak kłamią?
kiem Kopoczem z Radzionkowa. Gdy jednak słyszy, że przecież zabory to efekt rozbiorów Polski w XVIII wieku, a Śląsk już wtedy od 500 lat nie miał z Polską nic wspólnego, niby się zgadza. – No ale przecież wywołaliście powstania śląskie, żeby wrócić do Polski – próbuje jeszcze polemizować. Gdy jednak mu przypomnieć, że między powstaniami było refe-
a nam pozwolili być Ślązakami, ani Polakami, ani Niemcami, ani Czechami, to myśli chwilę i mówi: Jestem Polakiem. I obraża mnie sama myśl, że ktoś komuś narzuca na siłę, że też jest Polakiem. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mi na siłę narzucał inną narodowość, więc jestem oburzony, że moja Polska narzuca ją wam. Tak nawet zaborcy wobec Po-
laków nie postępowali! – mówi. Po zastanowieniu dodaje, że w krakowskim ogólniaku, w którym uczy historii, od teraz poświęci też czasem parę słów sąsiedniej krainie, której losy przez stulecia nie miały z Polską nic wspólnego. – Żeby nasza młodzież rozumiała, czemu wy jesteście inni, czemu wam jest obojętna nasza historia, powstania kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe, warszawskie. Czemu wam jest obojętna AK… A kiedy słyszy, że gdy w naszych domach mawiano „AK”, to miano na myśli nie Armię Krajową, lecz Afrika Korps, śmieje się: „No tak, to świetny przykład zupełnie odmiennej historii”.
POLACY NOSZĄ ANGIELSKIE, WY SWOJE A w Warszawie do Karoliny Gąsior podchodzi starszy pan „Liberty for Silesia”? Popieram wasze postulaty, bo pracowałem ze Ślązakami i bardziej życzliwych ludzi nie znam. Ale strasznie podobały mi się koszulki, widziałem kiedyś na Starym Mieście „Nie wnerwuj Hanysa”. Tamta była fajna, bo śmieszna. Dokończenie na str. 14
14
sierpień 2015r.
Dokończenie ze str. 13 Karolina obraca się więc, i prezentuje mu napis na swoich plecach „Niě nerwuj Hanysa”. – O to, to, to – cieszy się starszy pan. – To jest super, że demonstrujecie swoją tożsamość. Osobiście mnie wkurza, że prawie każdy t-shirt w Polsce jest po angielsku, a do tego połowa nie wie, co na koszulce ma napisane. Wy nosicie na swoich to, z czym się naprawdę utożsamiacie. Żałuję, że nie spotkałem jeszcze nigdzie w Polsce nikogo w koszulce „Jestem z Warszawy”. Choć co się dziwić, w Polsce się nas nie lubi, bo Warszawa kojarzy się dziś z arogancją. Nie to, co wy, wzbudzacie sympatię.
KOPALNIE I VOLKSDOJCZE Oczywiście nie u wszystkich. Można także spotkać ludzi urągających śląskości. Dzielą się oni zasadniczo na dwie kategorie. Jedna to ta, że śląskie górnictwo jest dojną krową Polski, a my jeszcze chcemy kolejnych przywilejów. Kiedy pyta się takiego, jakich przywilejów, odpowiada, że autonomii. – No ale przecież jeśli ją dostaniemy, to już nie będziemy mogli doić polskiego budżetu, będziemy sami musieli gospodarzyć się naszym śląskim, a do tego oddawać część do wspólnego, centralnego, warszawskiego. Więc jeśli Polska rzeczywiście do nas dopłaca, to w jej interesie powinno być nadanie Śląskowi autonomii – tak mniej więcej w rozmowie na Mazurach odpowiedział Karol Polniok z Rybnika. Jego rozmówca (z Warszawy!) chwilę pomyślał, i odpowiedział: - No nie, Polska bez Śląska by sobie nie poradziła. Wy jednak wciąż macie ogromną część polskiego przemysłu. Druga kategoria jest gorsza. To ci karmieni informacjami o „śląskich separatystach” przez Radio Maryja, Gazetę Polską, portale w rodzaju fronda.pl czy wpolityce.pl. Najprościej rzecz ujmując, przez środowiska katolicko-narodowe, skupione wokół PiS-u. Do tych rozmówców żadne argumenty nie przema-
n Niektórzy, jak Pyjter Langer demonstrują swoją ślaskość wszędzie, na przykład pod słynnym Stonehang ły się cały czas szybko, stając się najnowocześniejszym regionem Europy. To najlepszy dowód przewagi decentralizacji. Do ludzi mądrych taka argumentacja przemawia. Polski „prawdziwy patriota” odpowiada na nią, że jedyne co potrafimy, to wychwalać Niemców. – Jeśli nie jesteście Niemcami, to dlaczego na waszych koszulkach są napisy po niemiecku? – pytał Romana Kołoczka nad morzem oburzo-
Jestem Polakiem. I obraża mnie sama myśl, że ktoś komuś narzuca na siłę, że też jest Polakiem. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mi na siłę narzucał inną narodowość, więc jestem oburzony, że moja Polska narzuca ją wam. Tak nawet zaborcy wobec Polaków nie postępowali! wiają. Jedyna odpowiedź to „albo jesteście Polakami, albo wypieprzać do Niemiec”. Oraz „Polska już raz była rozbita dzielnicowo i źle się to skończyło. Drugi raz na to nie pozwolimy”. Tak na marginesie, trudno dociec, co znaczy to „i źle się to skończyło”. Czas rozbicia dzielnicowego XII-XIV wieku to chyba jedyny okres, kiedy Polska dość szybko nadrabiała zapóźnienie cywilizacyjne wobec Zachodu. Kiedy się zjednoczyła, to od XV stulecia zaczął się znów jej szybki upadek, zakończony wiek później rozbiorami. Tymczasem Niemcy, rozbite dzielnicowo, nad którymi cesarz władzę sprawował tylko tytularną przez prawie 1000 lat, rozwija-
ny pan z Rzeszowa. Pan Roman pokazał mu więc znajomych w koszulkach po angielsku „Liberty for Silesia”, polsku („Nie Niemiec, Nie Polak – Ślązak!”) jako dowód, że nosimy je w różnych językach. Polak patriota macha tylko ręką: - Jesteście volksdojcze i tyle!
CHCĄ NAS ZROZUMIEĆ Jednak „Polacy-patrioci” (nie mylić z prawdziwymi patriotami) rzadko opuszczają swoje domowe pielesze, jeżdżąc na wczasy. To zazwyczaj ludzie biedni, życiowi nieudacznicy, których zwyczajnie nie stać. Ci, którzy jeżdżą, zwiedzając świat, nie tylko Polskę, patrzą na nas z dużą otwarto-
ścią. I o dziwo, inaczej niż większość polskich parlamentarzystów czy warszawskich publicystów, chcą poznawać nasze argumenty. Chcą wiedzieć, dlaczego chcemy autonomii – i dlaczego nie czujemy się nimi. Poza tym bez trudu przyjmują do wiadomości, że nam termin „gwara” ubliża, że mówimy językiem śląskim. - No fakt, gwarę góralską, wielkopolską, łowicką to ja rozumiem. A jak takich dwóch prawdziwych Hanysów zaczyna na plaży rozmawiać, to gorzej, niż gdybym słuchał Czechów. – Słyszałem na plaży, jak Ślązaczka mówi do męża, że jest blank zalany. A on był zupełnie trzeźwy. Dopiero z dalszego kontekstu skojarzyłem, że chodzi jej, iż mocno go słońce opaliło. Podsłuchiwałem ich i co chwilę przyłapywałem się na tym, że rozumiem ich rozmowę zupełnie opacznie. To wykracza przecież poza gwarę – dzielił się ze mną swoimi refleksjami znad morza Bartek, warszawski dziennikarz. Który chciwie słucha śląskiej mowy. Zresztą nie tylko on.
NIECH PAN MÓWI PO ŚLĄSKU. TO TAKIE FAJNE - Pan jest taki prawdziwy Hanys? Niech pan mówi po śląsku, ta wasza gwara jest taka fajna… - słyszę. Kiedy odpowiadam, że nie znam żadnej gwary, tylko język śląski, Polak ze Szczecina kiwa głową z akceptacją: Może i język, bo faktycznie nic z tego nie rozumiem. - Toć, co mogą poŏsprawiać, inoś tak sama do siebie monolog godać je niŷrŷchtig, beztuż doczkejcie na mojigo, ůwdy posuchocie, jak rajcujŷmy – na plaży w Sopocie odpowiedziała
swojej sąsiadce z drugiego parawanu Jadwiga Kołoczek z Rudy Śląskiej. Sąsiadka jednak drążyła dalej: - Tylko dlaczego pani nie rozumiem, a kiedy mówi ten cały Bercik w „Świętej Wojnie”, to jak najbardziej? - Skirz tego, co ŏn niŷ godo po ślůnsku, ino po polsku ze ślůnskim akcentŷm. I ino rozczasŷm wciepnie jaki ślůnski ausdruk – wyjaśnia pani Jadwiga, na co sąsiadka (z Lublina) kiwa ze zrozumieniem głową: - To znaczy, że ten film jest oszustwem? Że on wcale nie mówi po śląsku? Polacy, którzy spotykają prawdziwych Ślązaków, umiejących naprawdę mówić po śląsku, szybko rozumieją, dlaczego chcemy uznania naszej mowy za odrębny (słowiański) język. Rozumieją, że „godka”, którą znają z telewizji, nie tylko z „Świętej Wojny” ale też starych filmów Kutza, że”godka”, którą znają z TV Silesia to tylko taki erzatz, podróba, którą u Ślązaka ma budzić
IM POLITYCY OSTRZEJ, TYM NARÓD ŻYCZLIWIEJ Dzieje się więc coś dziwnego, ale i coś wspaniałego. Im bardziej polscy politycy i polskie media szczują na śląskich „separatystów”, im bardziej Pańczyczka przekonuje, że to „staropolska gwara”, tym bardziej mieszkańcy Polski dochodzą do wniosku, że ani śląskie postulaty nie stanowią dla Polski zagrożenia, ani Ślązacy nie są Polakami, ani nie mówią po polsku. Dzieje się tak pewnie z prostej przyczyny. Polacy nauczyli się nie ufać swoim politykom i swoim mediom. Jeśli więc do czegoś ich tak usilnie przekonują to zaczynają zadawać sobie pytanie: „po co oni stale o tym trąbią? Przecież gdyby rzecz była oczywista, to by o niej tyle nie gadali”. Jedynie żelazny elektorat PiS, czytelnicy Gaze-
Do tych rozmówców żadne argumenty nie przemawiają. Jedyna odpowiedź to „albo jesteście Polakami, albo wypieprzać do Niemiec”. Oraz „Polska już raz była rozbita dzielnicowo i źle się to skończyło. Drugi raz na to nie pozwolimy” nieco sentymentów, ale którą Polak ma rozumieć. Z prawdziwą radością słuchają jednak prawdziwej mowy śląskiej: - Nie rozumiem pana tak samo jak Kaszuba. Ale wasza mowa jest przyjemniejsza dla ucha, coś jak czeska – mówi w Augustowie miejscowy do Karola Lipczyka z Rybnika.
ty Polskiej, słuchacze Radia Maryja tych pytań sobie nie zadają. Ale oni nie zadają sobie chyba żadnych… Lubią na wszystko usłyszeć gotowe odpowiedzi, nawet gdy świat za oknem do tych odpowiedzi nie pasuje. Dariusz Dyrda
15
sierpień 2015r.
Katowice i Kraków walczą o organizację hokejowych mistrzostw świata
Tak w praktyce wyglądają Krakowice Kiedy podpisywano dokument o współpracy w ramach województw śląskiego i małopolskiego, zwany powszechnie „Krakowicami”, wiele mówiono o współpracy, o wzajemnym wspieraniu swoich inicjatyw, o uzupełnianiu się. I otóż mamy kolejną odsłonę tej współpracy. Polegającej na tym, że imprezy mają być w Krakowie, a mieszkańcy Śląska mają tam na nie jeździć.
C
hodzi o mistrzostwa świata zaplecza elity w hokeja. Odbędą się one w kwietniu przyszłego roku, a dwie najlepsze drużyny uzyskają prawo do gry w gronie 16 najlepszych ekip świata. W kwietniu 2015 roku, podczas poprzedniej edycji, Polska zajęła trzecie miejsce, nieznacznie (i w ostatnim meczu) ten awans przegrywając. Teraz ma szanse nareszcie, po 14 latach przerwy, wrócić do elity.
IGRZYSKA W KRAKOWIE BYŁY PORAŻKĄ Turniej w kwietniu 2015 roku odbył się w Krakowie. Pierwotnie miał to być Donieck, ale z przyczyn oczywistych (toczy się tam wojna domowa z domieszką rosyjskiej interwen-
n Czy po 16 latach hokejowe MŚ wrócą do Spodka? Podczas meczów bez polskiej drużyny było jeszcze gorzej. I trudno się dziwić, bo tak naprawdę w Polsce hokej popularny jest (poza Nowym Targiem) tylko na Górnym Śląsku i w jego bezpośrednim otoczeniu. Mistrzem Polski jest GKS Tychy, wicemistrzem JHK Jastrzębie, w ekstraklasie grają jeszcze dwa kluby z Katowic (Naprzód Janów i GKS), Polonia Bytom, Orlik Opole. Dwa kolejne kluby ekstraklasy mieszczą się tuż za granicą Górnego Śląska: w Sosnowcu i Oświęcimiu. Oba mniej niż pół godziny jazdy samochodem z Katowic. Tak więc aż osiem na 12 drużyn, które zapewne wystartują w sezonie ligowym 2015/16, jest na Górnym Śląsku, lub tuż obok. Tu też mieszka zapewne 80% polskich kibiców hokeja. Co zresztą świetnie było widać po tabli-
Aż osiem na 12 drużyn, które zapewne wystartują w sezonie ligowym 2015/16, jest na Górnym Śląsku, lub tuż obok. Tu też mieszka zapewne 80% polskich kibiców hokeja. Co zresztą świetnie było widać po tablicach rejestracyjnych pod krakowską halą podczas MŚ. cji) – światowe władze hokejowej federacji szukały innego organizatora. Polska zgłosiła Kraków i tam też odbyła się impreza. Opisywaliśmy ją w kwietniowym numerze, a streścić to można jednym słowem: porażka! Wprawdzie krakowska hala jest nowoczesna i piękna, jednak sęk w tym, że nie ma tam kibiców hokeja. Wysokie do tego ceny biletów spowodowały, że na podczas meczów reprezentacji Polski na trybunach zasiadało 2000 ludzi. Tak więc hala świeciła pustkami.
cach rejestracyjnych pod krakowską halą podczas MŚ.
IMPREZA MIASTU OBOJĘTNA W Krakowie zainteresowania imprezą nie było żadnego. Na mieście nie dało się wypatrzeć ani jednego billboardu reklamującego odbywającą się tam właśnie imprezę –bądź co bądź mistrzostwa świata. Żadnych drogowskazów prowadzących do Kraków Areny. Po prostu impreza
miastu obojętna. Zresztą same władze Krakowa niespecjalnie się nią interesowały. Zdarza się to niezwykle rzadko, ale hokejowa centrala wyraziła zgodę, aby Polska organizowała MŚ zaplecza drugi raz z rzędu. To znaczy także w roku 2016, , w dniach 23-29 kwietnia. Polski Związek Hokeja na Lodzie zgłosił ponownie jako miejsce imprezy Kraków, i światowa federacja lokalizację tę zaakceptowała. Jednakże zarząd PZHL na swoim posiedzeniu 6 sierpnia, po analizie igrzysk z kwietnia 2015 roku uznał, że Kraków dla hokejowej imprezy jest złą lokalizacją – i postanowił przenieść kolejną edycję do katowickiego Spodka. Gdzie frekwencja kibiców będzie znacznie większa. A ponadto zdecydowana większość kadrowiczów gra w górnośląskich klubach.
HOJNA OFERTA KATOWIC Wreszcie hokej to w Polsce sport niszowy, federacja jest zwyczajnie biedna, kadrowicze w meczach reprezentacji nierzadko muszą używać klubowego sprzętu. Tak więc deklaracja władz Katowic, że dorzucą się do imprezy kwotą 3 milionów złotych, podczas gdy Kraków nie deklarował nic, też odegrała sporą rolę. Władze Krakowa sugerowały zresztą konieczność zmiany terminu MŚ, bo w ostatnim tygodniu kwietnia mają wobec hali inne plany! I wtedy wpłynęła oferta Katowic, oferta Spodka. A przecież Spodek to dla polskiego hokeja miejsce kultowe. To tutaj w 1976 roku biało-czerwoni, jedyny raz w historii, pokonali podczas mistrzostw świata ZSRR. To tutaj w 2004 roku, jedyny raz w historii, z reprezentacją Polski zagrały gwiazdy najlepszej ligi świata – NHL.
Mistrzostwa świata elity odbyły się tu w 1976 roku, mistrzostwa świata jej zaplecza dwukrotnie – w 1997 i 2000 roku. I reprezentacja Polski zawsze grała przy pełnych trybunach, a sporo kibiców oglądało też mecze bez polskiego udziału. Wszystkie te argumenty podnosili zwolennicy przeniesienia imprezy do Spodka. Ostatecznie zarząd PZHL uznał je za zasadne, choć niewielką ilością głosów (4 za Spodkiem, 3 za Kraków Areną). Tak więc po MŚ w Krakowie, kolejne powinny odbyć się
dzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie –przyp. red.) zmianę lokalizacji, nie byłoby zapewne problemu. Klepnięto by to z marszu. Ale jeśli wpłynie protest Krakowa, to IIHF będzie musiał zdecydować, czy ważniejsza jest decyzja polskiego związku czy też wcześniejsze obietnice. Wyjdziemy na warchołów, którzy swoich spraw nie umieją załatwić we własnym gronie i przenoszą je na szczebel międzynarodowy – mówi jeden z działaczy PZHL, zajmujący się przygotowaniem imprezy. IIHF decyzję w tej sprawie podejmie na swoim wrześniowym kongresie. Mamy jednak próbkę, jak Kraków traktuje swojego strategicznego partnera. Katowice bardzo chcą tej imprezy (gotowość wsparcia finansowego chociażby), Kraków traktuje ją jak piąte koło u wozu. W Katowicach i okolicy jest mnóstwo kibiców hokeja, w Krakowie nie ma wcale. Ale mimo wszystko Kraków jest gotów bronić organizacji imprezy u siebie – bo to jednak mistrzostwa świata, nawet jeśli niechciane.
CZAS SKOŃCZYĆ Z „BIEŃKOWSKIM” DZIWACTWEM Musimy mieć jasność, że ta impreza jest ewidentnym przykładam na to, że Kraków ramach współpra-
Musimy mieć jasność, że ta impreza jest ewidentnym przykładam na to, że Kraków ramach współpracy traktuje aglomerację katowicką jako zaplecze dla własnego rozwoju. Nie dając nic w zamian w Katowicach. To byłby nawet taki ładny symbol tych Krakowic…
WYCHODZIMY NA WARCHOŁÓW Ale nic z tych rzeczy. Kraków poczuł się obrażony. Stwierdził, że Polska zgłosiła jako miejsce imprezy halę krakowską, światowa federacja go zaakceptowała, więc teraz Polski Związek Hokeja na Lodzie nie może sobie lokalizacji zmieniać. Niby brzmi to logicznie, tylko w hokeju takie sytuacje zdarzały się wielokrotnie. Że w ramach jednego państwa imprezy rozgrywano na innych obiektach, niż poprzednio zgłoszone do światowej federacji. Jednak nigdy nie wpływał protest odsuniętego miasta. A teraz zapewne tak będzie. - Rzeczywiście kiepsko to wygląda. Gdyby PZHL zgłosił do IIHF (Mię-
cy traktuje aglomerację katowicką jako zaplecze dla własnego rozwoju. Nie dając nic w zamian. I tę świadomość powinni mieć także ci wszyscy, którzy o losach naszego województwa decydują. „Krakowice” wymyśliła Elżbieta Bieńkowska, kiedy jeszcze była ministrem dzielącym środki europejskie. Jasno dawała do zrozumienia, że tylko przy takim łączeniu nasz region może na nie liczyć, w ramach „Strategii Polski Południowej”. Bieńkowska nie chciała przyjąć do wiadomości, że nasz region to Śląsk, a naturalnymi partnerami Katowic są Opole i Wrocław, nie zaś Kraków. Ale Bieńkowskiej w Warszawie już nie ma, a od listopada jej formacja polityczna też zapewne w Polsce niewiele będzie miała do powiedzenia. Może więc nastał czas, by z tymi feralnymi Krakowicami skończyć? Adam Moćko
16
sierpień 2015r.
Jan Dziadul, dziennikarz „Polityki” (blog, Polityka, 14.08.2015 r): Niemcy kuszą autonomistów – pisałem w tym miejscu nie tak dawno. No i słowo stało się ciałem. Skusili. Śląska prasa spekuluje, że pierwsze miejsca na listach – w woj. śląskim jest sześć okręgów wyborczych – przypadnie Ślązakom, drugie – Niemcom. Dla autonomistów i dla kręgów do nich zbliżonych Brehmer był wcześniej, z racji upartego deklarowania swojej lojalności wobec państwa polskiego, „dyżurnym Niemcem” – pogardliwie rzecz ujmując. (…) No, ale jak tylko wokół zaczął się roztaczać smakowity zapach mandatów (mówi się, że nawet sześciu, jak nie więcej), sytuacja weszła w inny wymiar.
Homo Sapiens pedzioł tak: „Zjednoczeni dla Śląska”, jako polityczna firma niemiecka, nie muszą przekraczać Rubikonu w postaci pięcioprocentowego progu. Wystarczy zebrać 25 tys. głosów na jedną zjednoczoną głowę – i mandat jak w banku. Redachtorze Dziadul, panoczku! Skond wyście wziŷni te sześć mandatów? Piszecie, co „w woj. śląskim jest sześć okręgów wyborczych”, ale wom sie zdowo, co lista „Zjednoczeni dla Śląska”, pod szyldŷm myńszości nimieckij, bydzie też wystawiono we Częstochowie abo we Altrajchu? I co hań, we tym Sosnowcu, tyż nafasuje poselski mandat? A skond wyście wziŷni te 25 tauzenůw, kiere na mandat stykajom? Roz
styknom, inszym razŷm niŷ, to zależy jak sie głosy potajlujom. A ku tymu tak wom leko pedzieć „wystarczy zebrać”? Tuż eli to je tako prosto rzecz, możne sami zbierecie? I czamu niŷ napiszecie tego PSL-owi, kiery jakoś ŏd 20 lot niŷ poradzi u nos tych 25 tauzŷnůw zebrać? Kazimierzowi Kutzowi (Gazeta Wyborcza, 21.08.2015) tyż niŷ chce sie samŷmu nic miarkować, tuż pisze za Dziadulŷm: Realność leży w tym, że komitety mniejszości nie muszą przekraczać pięcioprocentowego progu
wyborczego (jak partie polityczne) i mogłyby zdobyć sześć miejsc w Sejmie i co najmniej jedno w Senacie. Na kandydata trzeba zebrać 25 tys. głosów. Nie jest to wcale dużo. Takie komitety powstaną w okręgach: katowickim, gliwickim, rybnickim oraz bielskim. Trzeba się nad tą inicjatywą życzliwie pochylić.” Reżyser Kutz widno przepomnieli, co w welowaniu do Sejmu niŷ wyliczo sie mandatůw ŏd gosůw na kandydata, inoś na lista. I tyż tak genau wiedzom, co to je direkt 25 000. Nale pisze tyż, co lista myńszości nimieckij powstanie w … okręgu bielskim. A my by radzi wiedzieć, fto hań na ta myńszość zaweluje? Gůrol ze Żywca, abo gůrol ze Szczyrku. Panie Kutz, wyście nikej niŷ byli reżyserŷm filmůw fantasy, coby taki balakwastry wypisywać…
Super promocjo do każdego, fto chce wydrukować banery abo plandeki po ślůnsku. - Normalno cena m2 – 17 zł + 23 % VAT (brutto 20,91 zł – i tak jedna z nojniższych cen w regionie) - Cena do wydrukůw po ślůnsku za m2 – 13 zł + VAT (brutto 15,69 zł) Drukujŷmy do szerokości 160 cm (długość wiela trzeba) na nojwyższyj zorty maszynie Roland. Zamůwiŷnie idzie skłodać do redakcji Ślůnskigo Cajtunga – Tel. 0-501-411-994, e-mail: megapres@interia.pl
Nowości wydawnicze
W ofercie mamy trzy nowe świetne książki:
Takim właśnie przykładem jest książka „Dante i inksi” Mirosława Syniawy, będąca antologią wielkich dzieł światowej poezji na język śląski. Tytuł pochodzi od „Boskiej Komedii” Dantego, której fragmenty znajdziemy tam właśnie w godce. Poza tym są jednak wiersze czołowych poetów niemieckich, rosyjskich, francuskich, angielskojęzycznych, a także azjatyckich. Okazuje się, ze w godce brzmi to świetnie! – cena 23 złote
Ślůnskie ksiůnżki w hurcie tanij! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe łôsprowki”? „Asty kasztana ”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarniach komplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. U nas razem z kosztami przesyłki wydasz na nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno. Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 złotych – przesyłka gratis. lub telefonicznie 535 998 252. Można też zamówić wpłacając na konto 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 - ale prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego.
Instytut Ślůnskij Godki. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53
Asty Kasztana, Ginter Pierończyk - „Opowieści o Śląsku niewymyślonym” to autentyczna saga rodziny z Załęża. Jak się żyło w Katowicach śląskim pokoleniom? Historia przeplatana nie tylko zabawnymi anegdotkami,ale też tragicznymi wspomnieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych zbiorów. 92 stron formatu A-5. Cena: 15 złotych.
„Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdujemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką wyjaśnia najważniejsze różnice między językiem śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem śląsko-polskim i polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena 28 złotych.
„Pniokowe Łosprowki” Eugeniusza Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularnego felietonisty Radia Piekary) to kilkadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej śląskiej godce, kierom dzisio nie godo już żoděn, krom samego Ojgena! 210 stron formatu A-5. Cena 20 złotych.
„Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. Cena 60 złotych.
„Komisorz Hanusik” autorstwa Marcina Melona laureata II miejsca na śląską jednoaktówkę z 2013 roku. to pierwsza komedia kryminalna w ślunskiej godce. „Chytrzyjszy jak Sherlock Holmes, bardzij wyzgerny jak James Bond! A wypić poradzi choćby lompy na placu” – taki jest Achim Hanusik, bohater książki. Cena: 28 złotych.
„Komisorz Hanusik we tajnyj służbie ślonskij nacyje” to druga część skrzącego się humorem kryminału z elementami fantasy, rozgrywający się na dzisiejszym Śląsku. Jest już w sprzedaży. Autor, Marcin Melon, jest nauczycielem w jednej z tyskich szkół, więc jest to dokładnie ten śląski dialekt, którego używa się na naszym terenie – cena 28 złotych
Farbą drukarską pachną jeszcze „Ich książęce wysokości”. To dzieje władców Górnego Śląska – a książka wyszła spod pióra Jerzego Ciurloka, znanego bardziej jako wicman Ecik z Masztalskich, ale będącego też wybitnym znawcą kultury i historii regionu – cena 30 zł