GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ
CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE
Bajkowa kraina
T
en numer Cajtunga jest prawdziwie bajkowy. Bo i przyszło nam żyć w iście bajkowej krainie. Bajkowej, bo nierzeczywistej. Niby to, co nas otacza, jest wciąż prawdziwe, ale to wszystko, co nam opowiadają, niewiele już z rzeczywistością ma wspólnego. Chodzi o historię Śląska – i ściśle z nią w ostatnim stuleciu związaną - historię Polski. Sierpień i wrzesień to szczególne nasycenie tymi bajkami. Bo i wojna polsko-bolszewicka, i powstanie warszawskie, i wojna 1939 roku. O ile wojna polsko-bolszewicka dotyczyła Śląska w stopniu niewielkim – o tyle pozostałe wydarzenia jak najbardziej. W tym numerze natomiast o bajce powstania warszawskiego. O tym, że Polacy bezmyślnie zniszczyli swoją stolicę a potem na nas, Ślązaków, spadł ogromny wysiłek jej odbudowy. Piszemy o tym na stronach 8-11. A my nawet nie mogliśmy specjalnie protestować, bo przecież byliśmy element narodowościowo podejrzany, o czym piszemy na stronach 4-8. Byliśmy nim, gdyż we wrześniu 1939 roku witaliśmy wkraczający Wehrmacht radośnie (o czym obok, na stronie 1). Według jednak polskie „polityki historycznej” Ślązacy bronili Śląska przed Niemcami, jeśli trafiali do niemieckiego wojska to tylko przymusowo wcielani, a o tym jak nas traktowano w latach 1945-46 najlepiej ani mru mru. Bajki, które udają historię. Kolejną bajkę demaskujemy na stronie 12. Święty Jacek Odrowąż był bowiem Ślązakiem, nie Polakiem. Za to na stronie 14, dla odmiany, o prawdziwych historiach, ale opowiedzianych jak bajki. Czyli o nowej książce Waldemara Cichonia. No a obok felietony. Milej lektury. Szef-redachtůr
NR 6/7 7-8(42) (53)CZERWIEC/LIPIEC sierpień 2016r. 2015r. ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 2,00 ZŁ (8% VAT)
Zaś bydom fanzolić o wieży spadochronowŷj?
U nas witali radośnie Za kilka dni 1 września - kolejna rocznica niemieckiej napaści na Polskę w 1939 roku. I pewnie znowu zaczną karmić nas mitami o bohaterskiej obronie Katowic, o represjach na Śląsku, o wieży spadochronowej, gdzie rzekomo polscy harcerze walczyli z nadciągającym Wehrmachtem. Ale to bajki.
O
wszem, dla rdzennej Polski ta napaść, a tym bardziej następująca po niej 6-letnia okupacja to czasy bardzo mroczne. Hitlerowcy dopuszczali się w Polsce licznych zbrodni, chyba tylko dalej na wschód, na terenach ZSRR były podobne. Ale Górnego Śląska to nie dotyczyło. Dla naszego hajmatu to, co stało się we wrześniu było po prostu jego ponownym zjednoczeniem, po podziale na część polską i niemiecką w 1922 roku. Wrzesień 1939 roku zlikwidował granicę państwową, która doskwierała tysiącom ludzi na Śląsku. Z prawnego punktu widzenia przynależność do Niemiec tych terenów w latach 1939-45 to była okupacja, ale mało kto na Śląsku czuł się pod okupacją. Nie przypadkiem po polsku mówi się „podczas okupacji”, ale po śląsku „za Niŷmca”.
ROZCZAROWANI POLSKĄ Ślązacy nie traktowali Niemców jako najeźdźców. Po 17 latach polskich rządów nawet wielu z tych, którzy w 1921 roku, w plebiscycie głosowali za Polską, teraz witało wkraczający Wehrmacht kwiatami. Polska przedwojenna bardzo bowiem Ślązaków rozczarowała. Nie tylko swoim bałaganem, jakże innym od pruskiego ordnungu, do którego przywykli. Nie tylko biedą – bo po 17 latach Polski, standard życia był tu niższy niż w sąsiednich, wciąż niemieckich, Gliwicach czy Bytomiu. Przede wszystkim pogardą, jaką przybysze z Małopolski i Wielkopolski, na czele z wojewodą Korfantym, okazywali Ślązakom. Usuwaniem ich ze stanowisk kierowniczych. A jeszcze bardziej nie dotrzymywaniem umów. W 1920 roku Polska obiecała Śląskowi autonomię. Nadała ją. I niby się mówi, ze zlikwidowali ją dopiero komuniści w 1945 roku – ale to nie do końca prawda. Od zamachu majowego, w 1926 roku, autonomia była przez piłsudczyków (zwłaszcza wspomnianego Grażyńskiego) stale pogwałcana. A przywódca propolskich Ślązaków, Wojciech Korfanty, gnił w polskim sanacyjnym więzieniu. Nic więc dziwnego, że nawet wielu z tych propolskich w 1921 roku, w ciągu tych 17 lat bardzo w zapa-
n Mieszkańcy Katowic i mieszkańcy Bielska-Białej witają Wehrmacht. W innych miastach śląskich było podobnie.
łach do Polski ochłodło. Ślązacy we wrześniu 1939 roku nie rozpaczali, jak mieszkańcy Warszawy, Krakowa czy Poznania. Witali nowych panów ze spokojem. Byli oczywiście i tacy, którzy chwytali za broń. Nieliczni powstańcy śląscy na przykład. Zwłaszcza ci słynący z germanożerstwa. Jak Walenty Fojkis z Siemianowic, który z zimną krwią zastrzelił kilku wziętych do niewoli freikorpsów. Czyn
większości mediów nawet się nie zająkną, że nie Górny Śląsk, tylko niewielki kawałek Górnego Śląska. Reszta przez cały czas należała do Niemiec. Za kilka dni będziemy znów słuchać o bohaterskiej obronie wieży spadochronowej – największej fikcji śląskiej historii, bo takiej obrony nigdy nie było. Wymyślił ją Kaziemierz Gołba, w swojej powieści „Wieża Spadochronowa”. Gdyby taka obrona miała rzeczywiście miejsce, musie-
Za kilka dni będziemy znów słuchać o bohaterskiej obronie wieży spadochronowej – największej fikcji śląskiej historii, bo takiej obrony nigdy nie było ten wzbudził zażenowanie u towarzyszącego mu polskiego oficera. Owszem, Fojkis musiał bać się powrotu Niemców. Dziś ten człowiek, który strzelał do bezbronnych, ma w Katowicach swoją ulicę! Kiedy 3 września wkraczał Wehrmacht, niewielu ludzi żywiło wobec Polski większy sentyment, niż wobec Niemiec. Oczywiście poza imigrantami, którzy zjawili się tu po roku 1922 jako urzędnicy, nauczyciele, oficerowie. Ale kiedy oni pomiędzy 1 a 4 wrześniem uciekli, reszcie Polska była raczej obojętna.
ZA KILKA DNI – FASZEROWANI BAJKAMI Oczywiście za kilka dni będziemy słuchać, jak to Niemcy zajęli Górny Śląsk. W
libyśmy przecież znać jakieś nazwisko walczącego tam harcerza. Tymczasem absolutnie nul, kompletna anonimowość. Czemu? Bo ich po prostu nie było. Mimo to w Polsce co roku tym mitycznym harcerzom z wieży składa się hołd. Bo takie mity mają przykryć prawdę. Prawdę, ze mieszkańcy tych Katowic witali Wehrmacht entuzjastycznie. Widać to na wielu zdjęciach. Ale to prawda niewygodna, bo wtedy nie da się twierdzić, że ci Ślązacy byli Polakami. Wtedy trzeba przyznać, że Polakami nie byli! Że w najlepszym razie było im wszystko jedno, czy to państwo polskie, czy niemieckie. Być może gdyby to wojsko polskie wkraczało do Gliwic –witano by je równie radośnie. Bo też oznaczałoby to ponowne zjednoczenie regionu. Ale jednak chyba nie,
wyniki plebiscytu z 1922 roku wskazują, ze więcej Ślązaków było proniemieckich, niż propolskich. Wracając jednak do samego wkraczania Wehrmachtu – w większości śląskich miast witano go równie radośnie. Fotografie archiwalne pozostały z niewielu miast, ale tam, gdzie przetrwały, zawsze są takie same. Radośni ludzie, a w oknach – zawczasu przygotowane – fany z hakenkrojcem.
CZEKALI INNYCH NIEMCÓW Entuzjazm znacznie opadł, gdy zaczęły się pierwsze egzekucje powstańców i innych antyniemieckich aktywistów. Bo Ślązacy oderwani od Niemiec w 1922 roku inne Niemcy zapamiętali. Pamiętali państwo prawa cesarza Wilhelma i kanclerze Bismarcka. Zamiast powrotu państwa prawa nadeszła bestialska III Rzesza. Ale to już zupełnie inna historia. Jarosław Kaczyński nazwał nas, Ślązaków „zakamuflowaną opcją niemiecką”. Wiele w tym racji, ale też trzeba powiedzieć wprost - Polska pomiędzy 1922 a 2016 rokiem robi sporo, by nas do siebie zniechęcać. Bo nas się na typowych Polaków, z ich upodobaniem martyrologii, przerobić nie da. My mamy własną historię, własną tożsamość, własny język. Nie uznawanie ich powoduje nasze obcowanie się od polskości. A kiedy to się dzieje – z sentymentem zaczynamy wspominać czasy niemieckie. Gdyby jednak Polska pozwoliłaby nam być na Śląsku tylko i wyłącznie Ślązakami – to każdy wcześniejszy władca Śląska, który nam tych praw nie nadał, byłby w naszych oczach gorszy, niż Polska. Dariusz Dyrda, Adam Moćko