Ślunski Cajtung 09/2014

Page 1

GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ

CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE

Latoś bez „kampanii wrześniowej” Rok a dwa lata nazod najważniejszym těmatym wrześniowego Cajtunga była polski mity o wrześniu’39 na polskij tajli Wiěchnigo Ślůnska. We 2012 pisali my ô legendzie „obrony wieży spadochronowej”, kierýj niý boło, ale żyje we poslkij świadomości, a polski harcerze „rekonstruują” ta bojka. Łońskigo roku pisali my zaś ô tym – ze bogatom dokumentacjom fotograficznom – co mieszkańcy Katowic witali Wehrmacht niý jako ôkupantůw, inoś wyzwolicieli. Jako armia, kiero nazod, po 17 rokach przerwy, zaś do kupy poskładała Wiěrchni Ślůnsk. Poniekierzy padali, co pokazujŷmy inoś nimiecko prowda ô ônych rokach, a udowomy, co propolskich Hanysůw wcale sam niý było. Niýprowda – pisali my tyż ô nich. Nale mało – bez tuż we tym numerze tekst ô „Matejance” – kiero ôbwinio się, co to ôna zadenuncjowała polsko konspiracjo, kiero juże we wrześniu 1939 roku we Katowicach sie rodziła. Przī těmu momy starość dokozać, co „Piękna Julka” była niěwinno, a inoś jom szpetnie ôszkolowano. Baba, kieryj dzisio godnij, jak 90 lot, cołki życie mieszkała we Anglie, ale boła sie przījechać do hajmatu, walczyć o sprawiedliwy rozsondek. Piszymy ô tym na zajtach 7-8. A zaś trocha barżyj ze przodku piszymy o festelnie ważnyj rzeczy – idom wybory do samorzondu. Eli chcěmy, coby Ślůnsk był rychtig ślůnski – trzeja nom welować na tych, kierzy pszajom ślůnskij godce, ślůnskij nacyje, kierzy radzi majom autonomio. Fto to je, a czamu wszyjscy ôni niý idom społu – czytejcie na zajtach 4 a 5. A na 3 (i konsku szwortýj) piszýmy ô Pańczyczce – kiero je gańbom a balakwastrom polskigo parlamentaryzmu. Ŏ jij „gwarowych” teoriach zaś bydymy pisać na wtůry miesionc. Anglio dała Polsce srogo lekcjo demokracje. Swoimi działanioma okozała, co to je prawo do samostanowienia – i pozwoliła Szkotom samym wybrać, czy chcom swojigo państwa, czy autonomie we Wielgij Brytanie. Tak działają demokraty, a niý na ruski muster, coby ze Warszawy decydować, co bydzie dobre do Ślůnska. Kończymy zaś tekstěm ô tym, co idea „Metropolii Silesia” coroz barżyj sie traci. I cołki szczýnście, skirz tego, co niý służy żodnýmu, krom poru partyjnych aktywistůw a jejch kamratůw. Lepij mieć pora rychtycznych metropoliůw, katowicko, gliwicko, a kole nich – po somsiedzku – altrajchersko, niźli jedna sztuczno. A tera juże proszěmy do lektury. Szef-redachtůr.

NR 9 (34) WRZESIEŃ 2014

ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 1,50 ZŁ (8% VAT)

Pańczyczka kłamie

To kompromitacja polskiego parlamentu. Wicemarszałek Senatu RP, związana z rządzącą partią, posuwa się do licznych kłamstw, celem poniżenia śląskich organizacji i naszej gazety. Nie można jej skarżyć o pomówienie, bo ukrywa się za senatorskim immunitetem. Jeśli pani Maria Pańczyk-Pozdziej uważa, że napisała prawdę, to pewnie będzie gotowa bronić jej w sądzie i dobrowolnie złoży swój immunitet. Jesteśmy jednak niemal pewni, że tego nie zrobi. W takim przypadku będzie można o niej powiedzieć po prostu: tchórzliwy kłamca.

C

hodzi o tekst, który pani senator opublikowała w piątkowym (a więc najbardziej poczytnym) Dzienniku Zachodnim z dnia 29 sierpnia pod tytułem „Ślązacy, obudźcie się”. Kilka dni później tekst pojawił się też na internetowej stronie DZ. Tekst ten aż roi się od kłamstw i pomówień. Pod adresem Ruchu Autonomii Śląska, naszego miesięcznika oraz moim, Dariusza Dyrdy.

Mamy sytuację kuriozalną, gdy osoba, mająca reprezentować majestat państwa, bajdurzy co jej ślina na język przyniosła, bo tak jij pedziała jedna baba. A inakszo baba pedziała jeszcze coś innego. Tak można argumentować swoje plotki siedząc w kolejce u fryzjerki, ale nie będąc wicemarszałkiem senatu. Senator powinien albo podać rzeczywiste źródło swoich rewelacji, albo milczeć. Tym bardziej, że są to kłamstwa. Najbardziej absurdalne jest stwierdzenie, dotyczące zbierania podpisów pod projektem ustawy o śląskiej mniejszości etnicznej.

Pisze otóż Maria Pańczyk-Pozdziej: „Zapytałam starszą panią w Chełmie Śl., dlaczego złożyła swój podpis na podsuniętej jej

kartce, odpowiedziała: “Pedzieli, że jak się nie podpisza, to nos stąd wykurzą”. A inna dodała, że za uczestnictwo w Marszu Autonomii dostała 50 zł.” Mamy otóż sytuację kuriozalną, gdy osoba, mająca reprezentować majestat państwa, bajdurzy co jej ślina na język przyniosła, bo tak jij pedziała jedna baba. A inakszo baba pedziała jeszcze coś innego. Tak można argumentować swoje plotki siedząc w kolejce u fryzjerki, ale nie będąc wicemarszałkiem senatu. Senator powinien albo podać rzeczywiste źródło swoich rewelacji, albo milczeć. Tym bardziej, że są to kłamstwa. Byłem na wszystkich Marszach Autonomii, i nigdy nie spotkałem się nawet z plotką, że RAŚ płaci za uczestnictwo w nich. Niby z czego, ze swoich składek członkowskich? Takie praktyki stosują podobno związki zawodowe podczas pikiet w Warszawie, ale nie oddolny ruch społeczny. A już podpis pod projektem ustawy „bo mnie wykurzą” to jawne kpiny. Każdy kto zbierał te podpisy wie, że ludzie się raczej bali podpisywać, niż nie podpisywać. Bo nie wiadomo, czy nie będzie za to jakichś represji. Poza tym w Chełmie zbierali mieszkańcy Chełmu. Miejscowość to mała, wszyscy w zasadzie się znają. Więc może ta starsza pani z pańczykowej bajki wskaże, czy straszył ją szef RAŚ-u w Chełmie Śląskim Aleksander Kiszka, czy ktoś inny. Nie wskaże, bo i starsza pani jest wymysłem Pańczykowej i jej opowieść. Ruch Autonomii Śląska zwrócił się już do prokuratury o zbadanie, czy mamy do czynienia z pomówieniem, czy też rzeczywiście są jakieś dowody na płacenie za udział w Marszu. Ale i wtedy nie będzie można Pańczyczki oskarżyć. Bo ma immunitet. Co jednak jest warte państwo, którego wpływowy parlamentarzysta, chowając się za immunitetem, szkaluje innych? Dariusz Dyrda Więcej o kłamstwach Marii Pańczyk-Pozdziej na stronie 3


2

WRZESIEŃ 2014r.

Dom Śląski, a reszta niby jaka?

Idea świetna, nazwa fatalna Związek Górnośląski od wielu lat posiada w centrum Katowic jedną z najpiękniejszych willi, przy ulicy Stalmacha. Za czasów kolejnych zarządów organizacji budynek ten niszczał, obciążony zresztą licznymi długami. Zarząd ZG, wybrany w tym roku, tchnął w niego nowe życie. Dzieje się tam wiele, ma podobno jeszcze więcej. Tylko gdyby nie ta nowa… nazwa.

RAŚ bydzie wojowoło zesele burgemajstrůw we ślůnskich miastach

USZOK, a niý ino

P

omysł wiceprezes Łucji Staniczek jest taki, aby było to miejsce otwarte dla każdego, kto czuje więź ze śląską tożsamością. – Aby każdy, kto utożsamia się z tą ziemią, widzi w niej przyszłość dla swoich dzieci, czuł się tu dobrze. Bo jednak bardziej nastawieni jesteśmy na przyszłość, niż przeszłość, ale żeby region zrozumieć, trzeba jego przeszłość też znać – mówi wiceprezeska. To dlatego otwarcie Domu, w dniu 17 września, połączono z wystawą „Henryk Sławik – bohater na każdy czas”. O Sławiku pewnie niebawem napiszemy. Ten pochodzący spod Jastrzębia górnośląski lewicowy dziennikarz w okresie międzywojennym wsławił się tym, że wentylacyjnym szybem wielokrotnie schodził do strajkujących górników, aby pisać na gorąco relację z ich protestu. Ale naprawdę legendą stał się podczas II wojny światowej, gdy na Węgrzech uratował pięć tysięcy żydowskich dzieci pochodzących z Polski. Zapłacił za to życiem. Jest bohaterem narodowym Węgier i Izraela, najmniej chyba znanym w Polsce. Jak najbardziej więc zasługuję na wystawę. Willa, w której znajduje się także biuro europosła Marka Plury i posła Jana Rzymełki (obaj należą do Związu Górnośląskiego) ma także wiele innych funkcji. Więc niby tylko chwalić, gdyby nie ta nowa nazwa. Dom Śląski! Dom Śląski to można otworzyć w Warszawie albo Berlinie, w Krakowie albo Toronto. I tamtejszym mieszkańcom przybliżać w takim domu Śląsk. Jego kulturę, historię, może kuchnię.

Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: poczta@naszogodka.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Promedia, Opole Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.

Ale Dom Śląski w Katowicach? Tu przecież wszystkie domy są śląskie! Wszystkie domy, wszystkie ulice – bo tu jest po prostu Śląsk. Nikt jakoś nie wpada na dziwaczne pomysły, by w Warszawie otworzyć Dom Polski, albo w Pradze Dom Czeski, w Monachium Dom Bawarski. Takie Domy są ambasadorem swojego państwa czy regionu poza nim, a nie w samym środku. No chyba, że Związek Górnośląski uważa,, że w Katowicach Śląska jest już tak mało, iż czas najwyższy założyć tu śląską ambasadę? Jeśli jednak tak uważałby, to jednocześnie przyznałby się do klęski misji, która mu przyświeca od 25 lat. Niezależnie jednak od wszystkiego Dom i jego wystawę warto odwiedzić. Ta piękna willa, z 1924 roku, w której przed wojną mieszkał jeden z katowickich prezydentów, a po wojnie była siedzibą UB, zasługuje aby żyć pełnią życia. I cieszyć się trzeba fanami, które wiszą nad budynkiem. Bo z boku widzą m.in. polska i europejska. Ale śląska, żółto-niebieska łopocze nad samym wejściem, wyżej od tamtych. To jednak sygnał, że to miejsce naprawdę jest śląskie. Tylko czemu Śląski Dom…(DD)

Piotr Uszok, kiery sztyry kadencje boł prezydentým Katowic – a żelaznym kandydatým na pionto - sie pasnoł. Nale pokozało sio, co ô zesel burgemajstra i tak bydzie wojował Uszok. Tela co niý Piotr, a Aleksander. Kiery je synowcým Piotra. Bydzie startowoł ze RAŚ-a. Nale to niý je ta, co RAŚ znod ôroz chopa, kiery mo to same miano. Aleksander Uszok je jednym ze nojbarżyj widzanych aktywistůw týj ôrganizacyje. Przīnoleży do Rady Naczelnýj (kaj je 26 ludziůw) a we roku 2011 to genau ôn regierowoł ostatnim kongresým Ruchu Autonomie Śląska. Sztyry lata nazod sztartowoł do sejmiku, we regionie katowickim, a chocia był na dalszym placu wzion drugi rezultat, zaro za Jerzym Gorzelikiěm. Zawdy padoł, co chciałby do Rady Miasta, ino niý chcioł startować noprzeciw swojimu ujkowi, burgemajstrowi Piotrowi Uszokowi – chocia mioł jego polityka za rzadno. Latoś tyż mioł skirz familijnych relacji startować do sejmiku, nale kiej pokozało sia, co Piotr Uszok doł se pokůj, uwdy Piotr pedzioł: - Tera mogą sztartować! Uszok niý je jedynym kandydatým RAŚ-a we sroż-

szych ślůnskich miastach. Wele nos szansa na wtůro tura welowanio majom tyż Jerzy Bogacki we Chorzowie, Sebastian Rancoszek we Mysłowicach, Janusz Dubiel we Świętochłowicach a Henryk Mercik we Rudzie Śląskiej. Ŏni tyż niý som, jak Aleksander Uszok, wzioni ze ulicy. Bogacki je członkiým forwaltongu (zarządu) RAŚ-a a Mercik wiceprezidýntym tyj organizacje. Piŷrszy był pełnomocnikiým burgemajstra Chorzowa, wtůry – miejskim konserwatorým zabytkůw we Chorzowie a Rudzie Ślůnskij. Janusz Dubiel małowiela przegoł wybory senacki we 2011 roku a zaś Rancoszek to teroźny mysłowicki rajca, kiery we 2010 roku nafasowoł mandat ze listy RAŚ-a. Ŏrganizacjo wystawio tyż kandydatůw we inakszych miastach (baji Zabrzu, Bytoniu), nale nom sie zdo, co ci som nojważniejsi. A zaś nojbrażyj Aleksander Uszok, skirz tego, co burgemjster Katowic to figura srogszo, niźli wojewoda. Ku tymu RAŚ wystawio kandytatůw na burgermajstrůw we myńszych miastach a fojtůw we gminach (terozki tyż pora mo). Bydymy ô tym pisać na wtůry miesionc, ůwdy tyż wywiad ze Aleksanrým Uszokiým.

Homo Sapiens pedzioł tak Krzysztof Szczerski (poseł PiS) wystosował list do ambasadora RP w Wiedniu. Pa r l a m e n t a r z y s t ę oburza, że wiedeńskim Muzeum prezentując eksponaty ze Śląska używa się nazwy… Schlesien. Pisze ponadto: „część egzemplarzy pochodzących z Polski podpisanych jest przez nazwy zaborcze, odpowiednio: Schlesien i Galizien. (…) Sytuacja taka jest nie do zaakceptowania i powinna być natychmiast poprawiona.

Dejcie se pozůr, panie poseł, iże kiejby napisali „Śląsk” to żody niy wiedzioł, kaj to je, a co to je. A zaś Schlesien zno kożdy we dowym cesarstwie nimieckim. To je jejch miano naszego kraju, na kiery wy padocie Śląsk. A co niý przīdowajom hań, że Ślůnsk je we Polsce? APiS, kiej ôsprawio o smýntorzy Orląt Lwowskich, to pisze ino, że to we Lwowie, abo tyż dodowo „Lwiw, Ukraina”? Niy przodowo, pra? Tuż czamu ôde innych czakocie tego, czego sami niý robicie? Monika Olejnik, sławna dziennikarka radiowa i telewizyjny (na swoim blogu): Dziś Szkoci zadecydują, czy odłączyć się od Wielkiej Brytanii. Czy następny będzie Śląsk?

Toć! My juże rychtujěmy nowy plebiscyt! We 1921 nasze opy welowały, czy chcom ôdkludzić sia ôd Niýmiec, a tera my bydymy welować, czy chcěmy ôdkludzić sia ôd Welkij Brytanii. Chocia zdo nom sie, co może być rostomaicie. Za polskich rzodnůw tela Ślůnzokůw wyemigrowało do Anglie, że mogom przījechać i zawolwać za Anglim. I ôroz pokoże sie, co my niy som zakamuflowano opcjo nimiecko, a brytyjsko.


3

WRZESIEŃ 2014r.

Stek kłamstw i nieprawd senator Marii Pańczyk-Pozdziej

Senacka hańba

Maria Pańczyk-Pozdziej stroi się w piórka obrończyni śląskości, szacownej górnośląskiej matrony, a prezydent RP Bronisław Komorowski mówi, że Pańczykowa jest jego autorytetem w sprawach mowy śląskiej. Tymczasem okazuje się, że ani obrończyni z niej żadna, ani szacowna matrona, ani nawet śląskiej godki za bardzo nie zna. Jedyne, co pani senator wychodzi świetnie, to kłamstwa i pomówienia. Karalne, gdyby nie chowała się za senatorskim immunitetem.

K

łamie ona zresztą z premedytacją nie pierwszy raz. Twierdziła na przykład, że nie było jej na żadnej konferencji poświęconej językowi śląskiemu. Tymczasem w Sali Marmurowej Sejmu Śląskiego (organizowała ją śp. Senator Krystyna Bochenek) nie tylko była, co widać na zdjęciach z tego wydarzenia, ale nawet zabierała głos. Może woli o tym zapomnieć, gdyż była jedynym

NIEPROSZENI, ALE STOISKO NAM NASZYKOWANO

Jak szanować państwo, którego wicemarszałek senatu tak kłamie? – rzecz bez precedensu na tak małym terenie w Rzeczypospolitej – odbyło się poprzez groźby i zastraszenia. Brzmi to żenująco i śmiesznie zważywszy, że ci, którzy mają władzę (jak chociażby ona) raczej agitowali, żeby nie podpisywać. A kogo przeciętny człowiek bardziej się boi – aparatu władzy, czy społecznej organizacji. Organizacji – mowa tu o RAŚ-u – która nigdy podczas 23 lat swojego istnienia nie posunęła się do żadnego aktu przemocy ani gróźb! Wróćmy jednak do kłamstw pod adresem naszej redakcji i redaktora naczelnego. Poświęciła im mniej więcej jedną trzecią tekstu „Ślązacy, obudźcie się!” jaki zamieściła w „Dzienniku Zachodnim”. Niemal w każdym zdaniu jest tam kłamstwo, albo pomówienie.

Maria Pańczyk-Pozdziej w ostatnim sierpniowym numerze Dziennika Zachodniego dopuściła się bowiem tylu kłamstw i pomówień, że wystarczyłoby to na skazanie przynajmniej kilku osób. Jednak senatora z powództwa karnego skarżyć nie można. mówcom, który nie otrzymał oklasków a raczej ponure milczenie (zebrani byli zbyt kulturalni, by ją wygwizdać).

PRZEKROCZYŁA WSZELKIE GRANICE Kłamie wielokrotnie. Ale to, do czego posunęła się ostatnio w Dzienniku Zachodnim, nie pozwala już milczeć. Maria Pańczyk-Pozdziej w ostatnim sierpniowym numerze Dziennika Zachodniego dopuściła się bowiem tylu kłamstw i pomówień, że wystarczyłoby to na skazanie przynajmniej kilku osób. Jednak senatora z powództwa karnego skarżyć nie można. Ale cóż takiego powiedziała pani senator? Pomińmy już jej rewelacje, które opisaliśmy na pierwszej stronie. Dodajmy jedynie, że głosiła je w trakcie trwającej już kampanii wyborczej do samorządu, a jedynym celem tych „rewelacji” była próba zdyskredytowania Ruchu Autonomii Śląska i idei podniesienia Ślązaków do ustawowej rangi „mniejszości etnicznej”. Pani senator uważa, że zebranie 140 000 podpisów

PAŃCZYCZKA PODAJE SIĘ ZA SENATORA? Pisze otóż na przykład Pańczyczka: „wszelkiej maści naprawiacze świata, a zwłaszcza Śląska, kpili ze mnie i pogardliwie nazywali Pańczycką, odszczepieńcem i poltoniem. Z uporem maniaka robi to po dziś dzień niejaki Dariusz Dyrda, mieniący się być naczelnym „Śląskiego Cajtunga”, gazetki, której tytuł pisany jest niemiecką czcionką, a reklamującej się jako czasopismo nie tylko dla tych, którzy de-

sława Komorowskiego, ani arcybiskupa Wiktora Skworca, ani premiera Jerzego Buzka, ani prof. Jana Miodka, ani marszałka Mirosława Sekuły, ani sędziego Józefa Musioła, ani dziennikarzy, takich jak Teresa Semik, którzy mają odwagę pisać, że Śląsk jest nie tylko żółto-niebieski.” Otóż na tej zasadzie można napisać, że Maria Pańczyk-Pozdziej mieni się być senatorem, podaje się za wicemarszałka senatu. Bo Dariusz Dyrda nie mieni się być redaktorem naczelnym, tylko nim jest. W sądowym wpisie do rejestru czasopism potwierdziła to swoim autorytetem Rzeczpospolita Polska. Tak samo, jak swoim autorytetem potwierdza, że Maria Pańczyk-Pozdziej jest senatorem i marszałkiem senatu. Mniejsza już z tym, że nazywa nasz miesięcznik „gazetką” czym obraża kilkanaście tysięcy naszych czytelników, ale już ta „niemiecka czcionka” jest kłamstwem kolejnym. Każdy, kto choć raz widział niemiecki gotyk wie, że nasza tytułowa czcionka ma się do niej tak, jak Pańczyczka do Marylin Monroe. Już bardziej przypomina liternictwo sławnego polskiego kronikarza Jana Długosza. Albo czcionkę tytułową amerykańskiego „New York Times”. Czyżby i ten szacowny dziennik był według pani senator opanowany przez zakamuflowaną opcję niemiecką? Ale nawet gdybyśmy mieli tytuł czcionką niemiecką, to co z tego? Pokolenia Ślązaków czytały gazety drukowane właśnie taką czcionką, więc jest to część śląskiego dziedzictwa. I nic nam

Nasza gazeta nikogo też nie opluła ani nie obraża. Gdyby tak było, pewnie my trafilibyśmy do sądu o zniesławienie. A że krytykujemy prezydenta RP, arcybiskupa Skworca, marszałka Sekułę i innych? Się pani senator czasy pomyliły! Dziś mamy demokrację, a ci ludzie nie są żadnymi świętymi krowami. Uważamy, że swoimi wypowiedziami często przeczą misji, do której zostali powołani. klarują narodowość śląską. Otóż w tejże gazetce nawet ci, którzy deklarują śląskość, ale mają na nią inną niż Dyrda definicję i spojrzenie, są opluwani i obrażani. Nie oszczędza się w niej nikogo - ani prezydenta Broni-

nie wiadomo na temat tego, by używanie niemieckiej czcionki było w Polsce zakazane. Nasza gazeta nikogo też nie opluła ani nie obraża. Gdyby tak było, pewnie my trafilibyśmy do sądu o zniesławie-

nie. A że krytykujemy prezydenta RP, arcybiskupa Skworca, marszałka Sekułę i innych? Się pani senator czasy pomyliły! Dziś mamy demokrację, a ci ludzie nie są żadnymi świętymi krowami. Uważamy, że swoimi wypowiedziami często przeczą misji, do której zostali powołani. Na przykład arcybiskup Wiktor Skworc powołany jest po to, by nieść Słowo Boże, a nie nauczać Ślązaków, że „wszyscy jesteśmy Polakami”.

Dalej jest jednak jeszcze ciekawiej – i bezczelniej. Pisze dalej pani wicemarszałek senatu (o Dyrdzie): Otóż ten, mieniący się być dziennikarzem pismak ma czelność, krytykując moje widzenie Śląska, pojawiać się na mojej imprezie “Po naszymu, czyli po śląsku” w Zabrzu i sprzedawać swoje, pożal się Boże gadżety, np. koszulki z napisem “Oberschlesien”. Bez pytania o zgodę. To jest ta śląska prawość, uczciwość i umiłowanie niekrupniokowej tradycji. I pewnie znów Dyrda wkrótce wypisze na mój temat swoje dyrdymały. I będzie mi prostował kręgosłup. Zastanawiające jest, kto finansuje działalność tego zeitunga, bo przecież handel gadżetami na pewno nie rekompensuje kosztów wydawania gazety.” Zacznijmy więc od imprezy „Po naszemu, czyli po śląsku” w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca. Pani senator musi mieć mniemanie, że na firmowanej przez nią imprezie jest straszny bajzel, jeśli wierzy, że na tej biletowanej przecież gali, nagle zjawia się bez zaproszenia firma, zajmuje sporą część szatni na swoje stoisko – i nikt nie protestuje. Zgodę na to stoisko – ustaloną z Radiem Katowice (bo to impreza Radia, a nie Pańczykowej) mieliśmy zawsze. Owszem,

Oto strona tytułowa New York Times’a. Jeśli nasza czcionka jest niemiecka, to tamta pewnie od razu hitlerowska. Prawda, pani senator? Prezydent RP jeśli tak niechętnie myśli o autonomii, to nie powinien odwiedzać pałacyku w Wiśle, który jego poprzednikowi, Ignacemu Mościckiemu, podarowało w okresie międzywojennym autonomiczne województwo śląskie. Aha, nie przypominamy też sobie, by Dariusz Dyrda kiedykolwiek nazwał Marię Pańczyk-Pozdziej odszczepieńcem. Nie jego język, nie jego maniery.

w roku 2013 podszedł do nas jeden z organizatorów z ochroniarzami i zapytał, kto nas tu zaprosił. Gdy wskazaliśmy panią z biura promocji Radia, pokonferował z nią chwilę i zostaliśmy. Później jednak dowiedzieliśmy się, że to ostatni raz, więc w roku 2014 nas nie będzie. Strata mała, impreza i tak obumiera. Dokończenie na str. 4


4 Dokończenie ze str. 3 Przy okazji jednak wspomnimy incydent, który miał miejsce bodaj rok wcześniej. Podeszła do nas podchmielona i zwalista kobieta lat około 50, i twierdząc, że jest córką Marii Pańczyk zażądała podarowania jej koszulki „Gorol o’swojony”. Daliśmy. Gdy jednak po godzinie przyszła z kolejnym piwem, żądając jeszcze trzech koszulek, grzecznie acz stanowczo odmówiliśmy. Może to wtedy staliśmy się nieproszonymi gośćmi? W kwestii zaś koszulek „Oberschlesien”. Na 17 wzorów koszulek w naszej ofercie, taki napis jest na dwóch. Podobnie jak angielski „Silesia”, czeski „Horni Slezsko” czy polski „Górny Śląsk”. Na pozostałych posługujemy się mową śląską, pisząc „Gůrny Ślůnsk” lub „Wiěrchni Ślůnsk”. O dziwo jednak pani Pańczyk wypatrzyła tylko te najmniej rzucające się w oczy? Obsesja jakaś, czy co? A może po prostu nie umie zrozumieć, że dziś bardzo wielu Ślązaków mieszka w Niemczech i chcą tam

WRZESIEŃ 2014r. zeta może utrzymywać się na rynku dzięki sprzedaży i reklamom, a nie z państwowych darowizn. Ale tak się składa, że kosztów naszej gazety żadne gadżety nie muszą rekompensować, gdyż wpływy ze sprzedaży i reklam są mniej więcej o 1/3 wyższe od kosztów wydawniczych. Cajtung jest dochodowy, a zdanie, „bo przecież handel gadżetami na pewno nie rekompensuje kosztów wydawania gazety” szakluje dobre imię wydawnictwa, sugerując, że jakieś niecne siły do nas dopłacają. No i udowadnia Maria Pańczyk-Pozdziej, że nie ma pojęcia o mowie śląskiej. Żali się bowiem: „kpili ze mnie i pogardliwie nazywali Pańczycką”. Otóż nie Pańczycką, tylko Pańczyczką. W mowie śląskiej na kobietę o nazwisku Pańczyk nie mówi się Pańczykowa, tylko Pańczyczka. Ani to obraźliwe, ani kpiarskie. Po prostu po śląsku żona Gorzelika to Gorzeliczka, żona Sekuły to Sekułka (albo Sekulino), żona Piechy to Pieszka (albo Pieszyno) a Pańczyczka to Pańczyczka. Tak to „autorytet śląski”

Udowadnia Maria Pańczyk-Pozdziej, że nie ma pojęcia o mowie śląskiej. Żali się bowiem: „kpili ze mnie i pogardliwie nazywali Pańczycką”. Otóż nie Pańczycką, tylko Pańczyczką. W mowie śląskiej na kobietę o nazwisku Pańczyk nie mówi się Pańczykowa, tylko Pańczyczka. Ani to obraźliwe, ani kpiarskie. Po prostu po śląsku żona Gorzelika to Gorzeliczka, żona Sekuły to Sekułka (albo Sekulino), żona Piechy to Pieszka (albo Pieszyno) a Pańczyczka to Pańczyczka. manifestować swoją śląskość. Napisu „Górny Śląsk” nikt tam nie zrozumie, więc oczywiście, że wybierają te z „Oberschlesien”. Cieszyć się z ich poczucia śląskiej tożsamości mimo emigracji trzeba, a nie krytykować!

ANI NA MEDIACH SIĘ NIE ZNA, ANI NA GODCE Zastanawiać się, kto finansuje Cajtung (nie zeitung!) Pańczyczka oczywiście może. Widać jej, która całe prawie dorosłe życie spędziła na koszt podatnika, nie przychodzi do głowy, że gaTo podobno Dariusz Dyrda opluwa Pańczykową. Kiedy więc poczytaliście, co Pańczyczka pisze o Dyrdzie, teraz próbka tego, co Dyrda pisze o niej (kwartalnik Fabryka Silesia, jesień 2013): „Dziś moje środowisko, środowisko RAŚ czy SONŚ uznaje Pańczyczkę za zdrajczynię śląskiej sprawy, za zaprzańca, kabociorza. Bo zatrzymała się w pół drogi, nie chce iść dalej z tymi, którzy wynoszą godkę na piedestał językowej niepodległości. Ale wtedy, w roku 1990 to rzeczywiście ona spowodowała, że nagle w redakcjach znalazło się zapotrzebowanie na dziennikarzy piszących po śląsku. Że nagle, po raz pierwszy, znajomość godki stała się dodatkowym atutem a nie gańbą. Ten konkurs nobilitował nas, pozwolił uwierzyć, że nie jesteśmy gorsi. A może wręcz, że jesteśmy lepsi. Paradoksalnie, to chyba właśnie Maria Pańczyk-Pozdziej nastawiła zaczyn dzisiejszych starań o uznanie godki za język. Chociaż sama już pewnie do końca życia mówić będzie „gwara”. Ten konkurs – a zwłaszcza jego pierwsze edycje – to godka, której dziś już prawie nie ma. Ci uczestnicy godali rychtig, jak moja oma. Gorzej było z jurorami, którzy postanowili rugować germanizmy, co skutkowało dialogami, jak ten, który pamiętam od ponad 20 lat.” Odpowiedz sobie więc czytelniku sam na pytanie, kto tu kogo opluwa, a kto rzetelnie ocenia.

popisał się kompletnym brakiem znajomości śląszczyzny. Ale w sumie może i dobrze się stało, że Pańczyczka nas obsmarowała. Bo oto na tarnogórskich Gwarkach, w jej mateczniku, spotkaliśmy się kilka dni później z ogromnymi wyrazami sympatii. Różni ludzie podchodzili opowiadać, jak to kilkadziesiąt lat temu Pańczyczka – podówczas nauczycielka – biła dzieci za mówienie po śląsku. Nie wiemy, czy te opowieści są prawdziwe, ale właśnie sprawdzamy. Jeśli okaże się, że tak, wówczas będzie wesoło: dzisiejsza propagatorka śląskiej mowy okaże

się osobą, która w PRL-u karała za jej używanie. My jednak jesteśmy dziennikarzami, a nie babami z magla, i kiedy poweźmiemy takie wiadomości, najpierw sprawdzamy, a potem piszemy, że tak było rzeczywiście. Ona ma rzetelność gdzieś, i szkaluje innych w oparciu o opowieść „jednej starszej pani w Chełmie”. I to Dyrda jest pismakiem a ona szacowną dziennikarką. Dobre sobie.

ŚLĄZACY SIĘ BUDZĄ, ALE NIE TAK, JAK CHCE ONA Przygotowaliśmy pismo do marszałka senatu o uchylenie immunitetu Marii Pańczyk-Pozdziej, zamierzamy bowiem ją skarżyć z powództwa karnego, o pomówienie. Nie mamy jednak specjalnych nadziei, że senat się przychyli. Wszak pani Pańczyk-Pozdziej to najważniejszy autorytet prezydenta Komorowskiego w sprawach śląskich. Byłaby więc straszna kompromitacja obozu rządzącego, gdyby sąd uznał, że ten autorytet w śląskich sprawach jest zwykłym kłamcą. Ale co odwlecze, to się nie uciecze. W końcu Pańczyczka immunitetu nie będzie miała, wtedy spotkamy się w sądzie. Ciekawe, czy jak inny faworyt PO, prezes Kolei Śląskich, wtedy także zasłoni się chorobą psychiczną. A może po prostu starczą demencją? I chyba tylko tą starością można wytłumaczyć, że Pańczyczka apelując „Ślązacy, budźcie się!” nie dostrzega, że Ślązacy właśnie się budzą. Przypominając sobie, że są po prostu Ślązakami. I nikim innym. Chyba to właśnie najbardziej ją boli. Za miesiąc zaś zajmiemy się poważnie „argumentami” jakich używa pani Pańczyk-Pozdziej udowadniając, że śląski nie jest rzekomo językiem, tylko gwarą. Nie chcieliśmy starszej pani senator tak ośmieszać. Ale skoro i tak twierdzi, że z niej kpimy, to rzeczywiście czas zacząć. Paula Zawadzka (współpraca Dariusz Dyrda)

Internauci pod tekstem „Ślązacy, obudźcie się!” nie zostawili na Marii Pańczyk-Pozdziej suchej nitki. Czytamy tam na przykład: Jaro (gość) • 06.09.14. “ani dziennikarzy, takich jak Teresa Semik, którzy mają odwagę pisać, że Śląsk jest nie tylko żółto-niebieski.”Fakt, bo przecież jest też Śląsk czarno-żółty, czyli Dolny Śląsk. Tak swoją drogą dziwi - ujawnione w tekście - odżegnywanie się przez panią Pańczyk od barw żółto-niebieskich. W końcu to po prostu barwy Górnego Śląska. Wymowne to chyba. Roman (gość) • 07.09.14 W Niemczech i każdym innym cywilizowanym kraju dawno by siedziała. Historyk (gość) • 07.09.14 Szkoda, że Pani Pizdziej - Pozdziej mnie nie zapytała, ile dostałem za złożenie podpisu pod obywatelskim projektem ustawy o mniejszościach narodowych. Odpowiedziałbym, że za podpis dostałem 2.000,00 zł ! Trzeba być wyjątkowo głupim, albo tak nienawidzić Ślonska i Ślonzaków, żeby uwierzyć, że za złożenie podpisu dostawało się jakieś pieniądze ! Tak samo jak za udział w marszu Autonomii Ślonska ! Niech mi Pani tylko powie gdzie i u kogo mogę się upomnieć o jakieś pieniądze za udział w marszu Autonomii Ślonska czy też za złożenie podpisu pod obywatelskim projektem o mniejszościach narodowych ? Czego się Pani najarała, że tak bredzi? Oberschlesier (gość) • 07.09.14 Pani Pańczyk - Pozdziej pisze stek bzdur o Ślonsku i Ślonzakach i wstyd mi za nią bo też pochodzę z Tarnowskich Gór. Moi dziadkowie i moi rodzice, rodowici Ślonzacy, sprzedali kamienicę w Opolu i przyjechali do Tarnowskich Gór po “powstaniach ślonskich”, które według mnie były zwykłą wojną domową, i kupili dużą kamienicę na ulicy Górniczej, nie dlatego że poczuli się nagle Polakami i zapałali wielką miłością do Polski, lecz tylko i wyłącznie dlatego, że polska obiecała Ślonzakom upragnioną im autonomię! (…) W zakresie kodyfikacji języka ślonskiego, należy przypomnieć, że przywoływany jako “wybitny ekspert” do spraw Ślonska i braku jenzyka ślonskiego prof Jan Miodek, przyjechał na Ślonsk wraz ze swoimi rodzicami również nauczycielami i zamieszkał na ulicy Tysiąclecia w Tarnowskich Górach, zza rzyki, zza Brynicy z wioski o nazwie Siemonia w Zagłębiu, z misją polonizacji Ślonska i wykrzewienia ślonskości ! Swoistego rodzaju Polskie Kulturkampf na Ślonzakach ! Więc jaki to może być “wybitny ekspert” od języka ślonskiego, i jaki miałby interes w jego kodyfikacji ? Łukasz Morcinek • 04.09.14. Kto świadomie w celach propagandowych powiela kłamstwa jest kłamcą. Na szczęście gadanie tak smiesznych rzeczy jak o płaceniu za marsz itp czyni jawnym kłamcą w oczach nawet najbardziej naiwnych czytelników. No ale cóż, jakos trzeba partyjną d*** lizać.

O śląski elektorat będą ubiegać się co na mniej

Na początku września upłynął termin zgłaszania komitetów do wyborów samorządowych. I okazuje się, że regionalne śląskie idee wyniesie na swoje sztandary nie tylko RAŚ. Także kilka innych, mniejszych komitetów będzie ubiegać się o mandaty do sejmiku województwa śląskiego. Szans na ich wywalczenie raczej nie mają, ale mogą odebrać 3-4% wyborców, który bez tego zagłosowałby na Ruch Autonomii Śląska. Więc na skutek ich działalności RAŚ może uzyskać ze 2-3 mandaty mniej. Musi się więc rodzić pytanie, po co ci ludzie to robią, po co rozbijają śląski elektorat. Z głupoty, zawiści, czy innych przyczyn?

P

óźną wiosną skupiająca śląskie organizacje Rada Górnośląska podjęła decyzję o wspólnym starcie w wyborach samorządowych. Wydawało się to wówczas ogromnym sukcesem, antyśląskie środowiska – mające poparcie w Warszawie – czyniły bowiem zabiegi, by Związek Górnośląski wystawił własne listy, będące przeciwwagą dla RAŚ-u. Tymczasem ZG podpisał się pod deklaracją o wspólnej liście.

ZWIĄZEK GÓRNOŚLĄSKI ZACHOWAŁ SIĘ ODPOWIEDZIALNIE I to właśnie te dwie organizacje miały tworzyć trzon listy. RAŚ ma bardzo sprawne struktury, a ZG wielu znanych działaczy. W czerwcu i lipcu trwały dyskusje pomiędzy szefostwem RAŚ i Związku Górnośląskiego, o kształcie tej wspólnej do sejmików – śląskiego i opolskiego. Ostatecznie skończyły się one fiaskiem, ale ZG zachował się bardzo odpowiedzialnie. Ogłosił, że wprawdzie do wyborów nie idzie z Ruchem Autonomii Śląska, ale nie idzie też wcale. A sporo działaczy ZG wystartuje jednak z RAŚ-owych list.

towane drugie miejsca na listach – uznał, ze taki wspólny start nie spełnia ich oczekiwań personalnych. Jeszcze ważniejsze chyba były jednak sprawy ideologiczne. W ZG są wprawdzie osoby takie jak Marek Plura, ale są też takie jak poseł Jan Rzymełka, uznające wszelkie aspiracje Ślązaków, inne niż folklor przy piwie i krupnioku, za szkodliwe dla Śląska. Środowiska te są w ZG wpływowe, wrogie wobec RAŚ i wspólna lista mogłaby doprowadzić w Związku Górnośląskim do awantury, jeśli nie rozłamu. Dlatego władze Związku podjęły decyzję o rezygnacji z niej, ale zarazem, aby nie osłabiać konkurencją regionalistów, o nie wystawianiu listy własnej. ZG rezygnując podkreślił, że jest organizacją dbającą o śląskie dziedzictwo, a nie polityczną.

KONKURENCYJNA LISTA ANDRZEJA ROCZNIOKA Tak więc zamiast dużej koalicji, RAŚ stworzył tylko małą, z mniej znaczącymi organizacjami, jak Pro Loquela Silesiana (dbająca o język śląski) czy Ślůnsko Ferajna, też nie mająca wprawdzie ambicji politycznych, ale aktywnie angażująca się w działania na rzecz

Związek Górnośląski zachował się bardzo odpowiedzialnie. Ogłosił, że wprawdzie do wyborów nie idzie z Ruchem Autonomii Śląska, ale nie idzie też wcale. W ZG są wpływowe środowiska wrogie wobec RAŚ i wspólna lista mogłaby doprowadzić w Związku Górnośląskim do awantury, jeśli nie rozłamu. Dlatego władze Związku podjęły decyzję o rezygnacji z niej, ale zarazem, aby nie osłabiać konkurencją regionalistów, o nie wystawianiu listy własnej. . A sporo działaczy ZG wystartuje jednak z RAŚ-owych list. Do wspólnej listy nie doszło z kilku przyczyn. Po pierwsze chyba chodziło o miejsca. RAŚ stał jasno na stanowisku, że w województwie śląskim, w okręgach, gdzie aktualnie ma radnych do sejmiku, to oni mają być na „jedynkach”. Takie okręgi są cztery, i obejmują w zasadzie cały obszar, gdzie śląski regionalizm jest mocny. To okręg katowicki, rudzko-chorzowski, gliwicki i rybnicki. W całej reszcie, w okręgach górskich, częstochowskim, zagłębiowskim nie mamy przecież specjalnie czego szukać, tam mandatów nie zdobędziemy. Dlatego też ZG – chociaż miało gwaran-

języka śląskiego, narodowości śląskiej, autonomii. Okazało się, że nawet nie wszystkie organizacje skupione w Radzie Górnośląskiej dogadały się z Ruchem Autonomii Śląska. Przede wszystkim własne sejmikowe listy szykuje nie zarejestrowany Związek Ludności Narodowości Śląskiej (nie mylić ze Stowarzyszeniem Osób Narodowości Śląskiej), który nie pierwszy raz próbuje rozbić śląski elektorat. ZLNŚ w Radzie Górnośląskiej nie uczestniczy (nie jest bowiem legalną organizacją), ale raczej nie to było przyczyną samodzielnego startu. Przede wszystkim


5

WRZESIEŃ 2014r.

Rozbijanie głosów

trzy listy. I nie tylko one

chodzi chyba o głęboką (i wzajemną) niechęć lidera ZLNŚ Andrzeja Rocznioka do szefa RAŚ Jerzego Gorzelika. Sam Roczniok twierdzi jednak, że poszło po prostu o względy praktyczne – RAŚ dla jego formacji nie miał żadnej oferty. - Gorzelik o mnie i moich współpracownikach wyraża się pogardliwie, w rodzaju „z idiotami się nie rozmawia”. Ale niezależnie od tego czekaliśmy na propozycję. Nie padły, czas uciekał, więc musieliśmy podjąć jakieś decyzje. Zdecydowaliśmy o samodzielnym starcie w wyborach. Oczywiście pod szyldem ZLNŚ było to niemożliwe, więc spróbowaliśmy zarejestrować komitet „Narodowość śląska”, ale Komisja Wyborcza nam odrzuciła. Podobnie jak kolejne próby „Narodowości Śląskie” czy „Mniejszości Śląskie”. Ostatecznie idziemy pod szyldem „Mniejszości na Śląsku”. I nie jest to nazwa czcza, gdyż rozmawiamy też o starcie z naszej listy nielicznych w regionie prawosławnych – tłumaczy Roczniok, dodając zarazem, że liczy na duże poparcie, wystarczające na objęcie w sejmiku mandatów. Zarazem stanowczo protestuje, że rozbija śląski elektorat: - RAŚ jest wobec Polski zbyt ugodowy, zbyt miękki. Dlatego spora część Ślązaków podczas wyborów zostaje w domu, bo nie czują się reprezentowani przez tę organizację. Ja próbuję zmobilizować właśnie tych – przekonuje. Próbował on także negocjować z mniejszością niemiecką, ale ta odrzuciła zaloty twierdząc, że jeśli nie doszło do dużej koalicji z RAŚ to od takiej małej woli jednak samodzielny start. Tak więc kolejną listą, która ubiegać się będzie o śląskie głosy jest mniejszość niemiecka. Nie tylko w województwie opolskim, ale też w śląskim.

MNIEJSZOŚĆ NIEMIECKA – WRÓG AUTONOMISTÓW Trudno jednak wyobrazić sobie, by w województwie śląskim mniejszość niemiecka szła wspólnie z RAŚ – podczas gdy w opolskim zajadle śląskich autonomistów atakuje. Działacze mniejszości niemieckiej należą do najbardziej nieprzejednanych wrogów uznania języka śląskiego czy narodowości śląskiej. O ile także na zachodniej, opolskiej części Górnego Śląska, wśród zwykłych członków poparcie dla narodowości śląskiej jest duże, o tyle szefowie MN wiedzą, że jej uznanie to gwóźdź do ich trumny, bo ich członkowie często czują się bardziej Ślązakami niż Niemcami, a

Helis dodaje też, że do rady miasta Rybnika Nasz Wspólny Śląski Dom startuje pod własnym szyldem. Zresztą na ziemi rybnickiej w wyborach powiatowych czy gminnych RAŚ zmierzy się z większą koalicją swoich byłych lub obecnych członków. To także na przykład stowarzyszenie Ciosek, które buduje swoje listy w gminach powiatu rybnickiego. Działacze Cioska to w dużej mierze członkowie RAŚ, którzy pozostają w konflikcie z zarządem organizacji.

PORAŻKA CZY REALIZM?

Dariusz Jerczyński działa w ZLNŚ-u i Naszym Wspólnym Śląskim Domu. Ale do Sejmiku kandyduje z Ruchu Autonomii Śląska. w niemieckiej mniejszości trzyma ich tylko nie uznawanie przez Polskę mniejszości śląskiej. No i spore pieniądze, którymi mniejszość niemiecka dysponuje. Jedynym spoiwem, między górnośląskimi regionalistami domagającymi się autonomii i uznania narodowości a mniejszością niemiecką, był zamordowany burmistrz Zdzieszowic Dieter Przewdzing, bojownik o autonomię. Bez niego współpraca znów zamarła. Byłoby więc dziwaczne, gdyby ludzie o takich poglądach w województwie śląskim mieli znaleźć się na listach Ruchu Autonomii Śląska, który i język i narodowość wyniósł na swoje sztandary. Jest zaś oczywiste, że w województwie opolskim Niemcy chcą iść osobno – bo „od zawsze” zdobywają

niemieckiej”, finansowaniu RAŚ przez Niemcy, czy po prostu proniemieckości organizacji. RAŚ będący nie sojusznikiem a przeciwnikiem politycznym mniejszości niemieckiej daje bardzo czytelny sygnał, że Niemcy to Niemcy, a Ślązacy to Ślązacy – i nie należy tych dwóch kategorii mylić. Zresztą kwestia jest jeszcze bardziej zagmatwana, bo w województwie śląskim są aż dwie jej organizacje. Jedna, kierowana przez Dietmara Brehmera akurat w Radzie Górnośląskiej działa, i startu z listy RAŚ-u do tej pory nie wykluczyła.

W RYBNICKIM ZNÓW PO SWOJEMU Jest jeszcze stowarzyszenie Nasz Wspólny Śląski Dom, któ-

Okazało się, że nawet nie wszystkie organizacje skupione w Radzie Górnośląskiej dogadały się z Ruchem Autonomii Śląska. Przede wszystkim własne sejmikowe listy szykuje nie zarejestrowany Związek Ludności Narodowości Śląskiej (nie mylić ze Stowarzyszeniem Osób Narodowości Śląskiej), który nie pierwszy raz próbuje rozbić śląski elektorat. w tym sejmiku mandaty i współrządzą województwem. Nie można jednak w jednym województwie górnośląskim startować jako wróg RAŚ, a w drugim na wspólnych listach. Z drugiej strony brak wspólnej listy chyba dla RAŚ-u jest korzystny. Jej powstanie znów wywołałoby głosy o „zakamuflowanej opcji

re w rybnickich wyborach uzupełniających do senatu w 2013 i 2014 roku próbowało wystawić swojego kandydata Pawła Helisa. Nie zebrali wymaganej liczby głosów, by go zarejestrować, ale w listopadzie Helis także będzie rozbijał śląskie głosy do Sejmiku, startując z listy Nowej Prawicy Janusza Korwina-Mikkego.

- Nasz Wspólny Śląski Dom należy do Rady Górnośląskiej, więc długo czekałem na jakąś sensowną propozycję od RAŚ-u, zwłaszcza że przez wiele lat byłem w nim aktywnym działaczem. Akceptowałem fakt, że jedynką

Istnienie wszystkich tych list w pierwszej chwili sprawia wrażenie porażki Ruchu Autonomii Śląska. Osłabienie wyniku wyborczego, co świetnie ilustrują wyniki kolejnych wyborów na polskiej prawicy. Ciągłe jej rozbijanie (partie Ziobry, Gowina, Kowala, Marka Jurka) pokazują wprawdzie podczas kolejnych wyborów, że nie są w stanie przekroczyć progów wyborczych, ale też odbierają nieco głosów PiS-owi. Tym razem można przyjąć, że identyczna sytuacja nastąpi w wyborach do sejmiku. Jest niemal pewne, że spośród tych wszystkich list tylko RAŚ wywalczy mandaty radnych, ale te odebrane głosy na pewno spowodują, że tych mandatów będzie mniej, niż gdyby głosy śląskich regionalistów nie zostały rozbite.

Istnienie wszystkich tych list w pierwszej chwili sprawia wrażenie porażka Ruchu Autonomii Śląska. Choć z drugiej strony, czy warto brać na listy tych, którzy ośmieszają się, pisząc listy do Putina, aby nie kierował swoich rakiet na Śląsk? Jeśli chce się uchodzić za poważną organizację, to może jednak lepiej takich kandydatów na listach nie mieć. jest obecny radny sejmiku, Janusz Wita, ale uważałem też, że miejsce poniżej trzeciego jest dla mnie nie do przyjęcia. Żadnego sygnału, prób negocjacji jednak nie było, a ja w odróżnieniu od Andrzeja Rocznioka jestem realistą i mam świadomość, że samodzielny start małej organizacji w wyborach do sejmiku musi skończyć się klęską. Więc ostatecznie przyjąłem propozycję drugiego miejsca na liście Nowej Prawicy. Ich postulaty są w dużym stopniu zgodne z regionalistycznymi, są przecież zwolennikami decentralizacji państwa i przyznanie praw śląskiej godce, nie mają też nic przeciwko śląskiej narodowości – mówi Helis. - Mydlenie oczu. Na Radzie Górnośląskiej pan Helis cały czas wyraźnie mówił, że jego organizacja nie wystartuje pod szyldem RAŚ – mówi Piotr Długosz, wiceprzewodniczący Rady.

RAŚ zachował się więc trochę jak PiS, który nie umiał zjednoczyć wszystkich wokół wspólnych spraw. Choć z drugiej strony, czy warto brać na listy tych, którzy ośmieszają się, pisząc listy do Putina, aby nie kierował swoich rakiet na Śląsk? Jeśli chce się uchodzić za poważną organizację, to może jednak lepiej takich kandydatów na listach nie mieć. - Aby odnosić sukcesy, trzeba umieć grać zespołowo. Poświęcać osobiste ambicje na rzecz większej sprawy. Ci panowie są tych zdolności pozbawieni. To dlatego dwadzieścia lat temu, gdy to oni kierowali Ruchem Autonomii, Śląska była to organizacja marginalna, a dziś stanowimy trzecią siłę polityczną województwa – podsumowuje Jerzy Gorzelik, lider RAŚ. Adam Moćko, Joanna Noras


6

WRZESIEŃ 2014r.

!!! Zademonstruj swoja narodowość ślůnsko !!! Kup do sia, a do swoich krewnych na gŷszynki tresy, żeście som Ślůnzokoma.

35zł

30zł

We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!

45zł

35zł

5zł

35zł

A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?

35zł

35zł

35zł

35zł

30zł

30zł

5zł

Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53.* www.naszogodka.pl, adres e-mail: poczta.naszogodka.pl, tel. 0-507-694-768, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.

* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym.


7

WRZESIEŃ 2014r.

„Zbyt ona piękna, zbyt mądra zarazem, zbyt mądrze piękna, stąd istnym jest głazem” William Shakespeare ( Romeo i Julia)

Krwawa Julka - niewinna? We wrześniowym numerze rok temu, pisaliśmy byli o entuzjazmie z jakim mieszkańcy polskiej części Górnego Śląska witali żołnierzy Wehrmachtu. Takie były fakty. Nie wszyscy jednak tę radość podzielali, niemal natychmiast powstało też polskie podziemie, a niektóre nazwiska jego członków wskazują, że byli to rdzenni Ślązacy. Zostało dość szybko rozbite, a jego członkowie – skazani na kary śmierci. O dekonspirację obwiniono Ślązaczkę Helenę Matheę. Czy rzeczywiście krew polskich działaczy podziemia splamiła jej oblicze, mianując ją na zawsze „Krwawą Julką”?

M

atejanka, Jula, Julka - także w ten sposób nazywano Helenę Matheę, niezwykle piękną dziewczynę, R

oskarżoną o nieprawdopodobne zbrodnie. Była łączniczką podziemia w Katowicach, chociaż gazety tamtego okresu bezpardonowo nazywały ją „zdzirą”. Posądza się ją o kolaborację z Gestapo. Podobno przez nią zginał harcmistrz Józef Skrzek (jeden z dowódców Sił Zbrojnych Polski, stryj muzyków Józka i Jana Skrzeków) i ks. Jan Macha (kapelan podziemnego Związku Walki Zbrojnej). To ona z każdej „łapanki” była wypuszczana bez szwanku. To o niej podobno mówili świadkowie, którzy zarzekali się że widzieli ją w siedzibie gestapo. To za nią polskie władze wydały były list gończy, a potem wnioskowały o ekstradycję. „Jula jest agentką” – tak ponoć brzmiał napis wyryty na ścianie przez szefa oddziału podziemia Karola Kornasa. „Tą kurwą będę musiał się zająć osobiście” – powiedział po czasie prokurator Juliusz Niekrasz. Oliwy do ognia dolał Kazimierz Kutz, który w swoim filmie „Na straży swej stać będę” jednoznacznie wskazuje na winę Heleny.

ką donoszącą na kolegów – narodowców? Według prof. Ryszarda Kaczmarka, historyka który uważa Ślązaczkę za winną zarzucanych jej czynów, polskie tradycje narodowościowe były idealna przykrywką dla gestapo, które z ładnej dziewczyny zrobiło szpiega. Trudno jednak uwierzyć, że spośród masy kandydatów na konfidentów (w tym Pawła Ulczoka, który najprawdopodobniej odpowiada za czyny zarzucane Matejance) gestapo swoje nadzieje powiązało z siedemnastoletnim podlotkiem. Co dokładnie zrobiła młoda dziewczyna, by znienawidzono ją na kilkadziesiąt lat?

MATEJANKA SYPIE

PATRIOTYCZNA RODZINA Pochodząca z Opolszczyzny rodzina Matheów, nie była typową śląską rodziną. Nazwisko jest złudne, ponieważ byli to polscy patrioci. Wujkowie Heleny walczyli w wojnie domowej czyli tzw. Powstaniach Śląskich po polskiej stronie, bili się o Górę św. Anny, a jeden wysadził niemiecki pociąg pancerny. Stryjem Heleny był ksiądz Karol Mathea, poseł do Sejmu Śląskiego, a po wojnie proboszcz parafii św. Piotra i Pawła w Katowicach. Dla tej rodziny Niemcy byli wrogami. Helena już w czasie nauki w gimnazjum związała się z harcerstwem. Jak zatem polska patriotka miała być agentE

Historię rozbicia polskiego podziem ia w Katowicach, zaraz na początku wojny, utrwalił w filmie „Na straży swej stać będę” Kazimierz Kutz. Film powtarza wersję o winie pięknej Heleny, pokazując jej romans z niemieckim oficerem. To jednak tylko artystyczna wizja Kutza, nie mająca żadnego potwierdzenia w dokumentach i zeznaniach świadków. Dlatego trzeba pamiętać, że to tylko artystyczna wizja, a nie żadne historyczne źródło. Sam Kutz zapytany o to, czy według niego Julka była winna odpowiedział, że nie wie, ale ta historia się ludziom podoba. K

L

A

Helena działała w konspiracji – oddziale Sił Zbrojnych Polski. Była kurierką. W 1940 odział Matejanki aresztowało Gestapo. Większość jego członków wymordowano lub zesłano do obozów. Prawie wszystkich, tylko nie ją. Była przyjaciółką dowódcy, Karola Kornasa. Podobno, zanim zginął z rąk Gestapo sama Julka znęcała się nad nim. Nikt nigdy jednak tego nie potwierdził, a plotki o sadystycznej dziewczynie zapraszającej działaczy ZWZ do kawiarni, wystawiającej ich gestapo mnożyły się błyskawicznie. Podczas drugiej akcji gestapo, zaledwie rok później, aresztowano 456 żołnierzy Inspektoratu katowickiego ZWZ. Podobnie jak za pierwszym razem, większość z nich zginęła. Od razu powiązano to z Julką, o której już wiadomo było (choćby z plotek), że kolaborowała i wydała na śmierć wielu polskich działaczy. Wojskowy Sąd Specjalny Śląskiego Okręgu ZWZ wydał na nią wyrok śmierci. Dziewczyny wyjechała jednak do Wiednia na studia medyczne. Dokończenie na str. 8

M

A

Ślůnsko prawniczka na typowe problemy Rozmowa z EDYTĄ PRZYBYŁEK, szefową kancelarii prawnej Iurisco w Lędzinach

- Kancelarie prowadzą zazwyczaj prawnicy mający aplikację adwokacką, radcowską. Tymczasem pani kancelaria zaczyna być znana w kilku dużych miastach i powiatach wschodniej części Śląska, mimo że jest pani prawnikiem bez żadnej dodatkowej aplikacji. Jak pani to robi?

- Po pierwsze musimy sobie uzmysłowić, że owe dodatkowe uprawnienia, które ma adwokat czy radca, nie są potrzebne w 90 procent sytuacji prawnych, jakie dotykają zwyczajnych ludzi. Kiedy musimy uporządkować nasze sprawy majątkowe, spadkowe, komornicze, alimentacyjne, to potrzebujemy po prostu kogoś, kto nas przeprowadzi przez

gąszcz przepisów a czasem będzie po urzędach biegał za nas. Wymaga to prawniczej wiedzy, ale przede wszystkim wymaga rzetelności, solidności, pracowitości. Na pytanie jak to robię, że ludzie są z moich usług zadowoleni, odpowiadam więc: bo ja każdą sprawę traktuję tak, jakby dotyczyła osobiście mnie. Dla mnie nie ma mniej ważnych klientów. Jeśli obiecałam, że ci pomogę, to będę się starać z całych sił. - I to wystarcza? - Dla wielu ludzi, którzy do mnie przychodzą ważne jest też, że mogymy godać po ślůnsku. Nie muszą wysilać się na polszczyznę, bo przyszli do prawnika. Jo tyż rada godom po ślůnsku, choć przyznaję, że dużo zapomniałam.

Ale przede wszystkim ludzie są zadowoleni z tego, jak pracuję ja, i mój zespół. Ale jest jeszcze druga sprawa. Generalnie dla bardzo wielu ludzi usługi prawnicze są zbyt kosztowne. A my rzeczywiście jesteśmy tańsi, niż renomowane kancelarie w centrum Katowic czy nawet w okolicy. Ja jestem dziołcha z Lędzin, znam tu ludzi, ludzie znają mnie i nie potrafiłabym im podać za usługę ceny, na którą ich nie stać. Prawnik to nie tylko zawód, to także powołanie, służba ludziom. Kiedy ludzi na tę usługę nie stać, to istnienie prawników, zamiast ułatwieniem, staje się dla nich dramatem. A ja po to studiowałam prawo, żeby ludziom pomagać załatwiać ich poważne, życiowe problemy.

- A przekładając to na ludzki język? - Ktoś nie umie dojść do ładu z komornikiem. Inny nie wie, jak się zabrać za spadek po babce, bo część rodziny w Kanadzie, inny w Niemczech a jeden wujek zaginął trzydzieści lat temu i nie wiadomo, co z nim począć. Trzeba więc rozpocząć procedurę uznania go za zmarłego. Jeszcze innemu przez środek posesji jeszcze gruba pociągnęła linię energetyczną, co obniża jej wartość. Uważa, że należy mu się odszkodowanie, ale nie wie, jak się go domagać. Nie wspomnę nawet o oszukanych pracownikach, czy ludzi mających problemy z ZUS-em, ze służbą zdrowia. Ludzie są zagubieni w gąszczu przepisów, a urzędnicy piszą do nich niezrozumia-

łym językiem. Ludzka codzienność. Wtedy często jedyną radą jest wizyta u prawnika. - Ale obsługuje pani też podmioty gospodarcze… - Ja z zasady nie odmawiam ludziom, którzy przychodzą do mnie i obdarzają mnie swoim zaufaniem. Za każdym razem staram się udowodnić, że nie pomylili się, odwiedzając Iurisco Edyty Przybyłek. - To czemu nie przeniesie się pani do Katowic? - Dziwne pytanie w ustach autonomisty. Ja nie lubię centralizmu. Ani warszawskiego, ani katowickiego, ani żadnego. Przecież jeśli przeniosę biuro do Katowic nie będę ani grosz lepszą prawniczką niż w lędzińskim Hołdunowie, prawda?


8

WRZESIEŃ 2014r.

Dokończenie ze str. 7 Także w tym wyjeździe upatrywano działań na rzecz gestapo. Zapominając jakby, że Ślązaczka, więc obywatelka Niemiec, mogła studiować w każdym niemieckim mieście. A takim wtedy był Wiedeń. Po wojnie, Helena wróciła do Katowic, co dowodzi tego, iż miała przekonanie o swej niewinności. Nie uciekała od razu. Próbowała się wytłumaczyć przed znajomymi, którzy pozostali przy życiu. Nikt jednak jej nie uwierzył. Zastraszona, postanowiła wyjechać ze Śląska. Udaremniłby jej to niejaki Ryszard Koczy, który w dniu wyjazdu rozpoznał „Krwawą Julkę” i zaczął gonić ją po całym dworcu, krzycząc do pasażerów, ażeby łapali agentkę. Na szczęście Jula wytłumaczyła się ochroniarzom, iż mężczyzna który ją goni, jest wariatem, który od dłuższego czasu ją prześladuje. Koczy, jak i wszyscy mieszkańcy Katowic uwierzył w plotkę, która z faktami nie miała i nie ma prawie nic wspólnego.

PROMOCJA

Niy ino RAŚ, ale wybiyrej z gowom

J

NIERZETELNE DOWODY, KŁAMLIWE OSKARŻENIA Cala historia młodej dziewczyny zmieniającej się w „krwawą Julkę” ma podłoże plotkarskie. Jednakowoż procesy i przesłuchania w tej sprawie odbyły się naprawdę. I tak: Ryszard Koczy zeznał, że widział Matejankę jak wchodziła do gestapo. On i wielu ludzi widziało ją w towarzystwie Niemców. Wytłuma-

Helena Mathea najprawdopodobniej nie kolaborowała z gestapo. funkcje w Katowicach – m.in. wojewody i prezydenta. Kariera polityczna nie nabrała rozpędu, gdyż w 2 lata po wojnie kapusie zostali powieszeni.

Była łączniczką ZWZ w Katowicach, chociaż gazety tamtego okresu bezpardonowo nazywały ją „zdzirą”. Posądza się ją o kolaborację z gestapo. Podobno przez nią zginał harc-mistrz Józef Skrzek (jeden z dowódców Sił Zbrojnych Polski, stryj muzyków Józka i Jana Skrzeków) i ks. Jan Macha (kapelan podziemnego Związku Walki Zbrojnej). To ona z każdej „łapanki” zostawała wypuszczana z przesłuchania bez szwanku. To o niej podobno mówili świadkowie, którzy zarzekali się że widzieli ją w siedzibie gestapo. czenie tego faktu jest niezwykle proste: do domu w którym dziewczyna wraz z rodzeństwem i rodzicami mieszkała przed wojną, w trakcie wojny wprowadzili się Niemcy i przepędzili rodzinę Matheów. Ojcu Heleny udało się ubłagać przybyszy, by pozwolili pozostać rodzinie na strychu. W późniejszym czasie, rodzina Heleny zgodnie twierdziła, iż żałują, że nie wyprowadzili się z tego strychu pod most, gdziekolwiek. Przez to ich córka była kojarzona z Niemcami, co podsycało plotki. A warunki na tym strychu panujące, były niemalże takie same, jak panujące w starej szopie czy opustoszałej komórce. Inny świadek, niejaki Gąszczyk widział ją jak wchodziła do gestapo. Ale już np. jej nauczyciel, zeznając – milczał. Najbardziej obciążające dla Heleny poza tym, że mieszkała w jednym budynku z Niemcami były zeznania Pawła Ulczoka, który przed wojną był urzędnikiem w Chorzowie, a wraz z jej nadejściem – żołnierzem podziemia i chyba prawdziwym kapusiem. To ona nawarzył piwa, które wypić miała piękna Helena.

ULCZOK DONOSIŁ „Krwawy Ulczok” – tak powinno się mówić o Pawle Ulczoku. Zaraz po wkroczeniu Sowietów na Śląsk, zimą 1945 roku roku zgłosił się do NKWD i razem z innymi kolegami kapusiami rozpoczął karierę donosiciela. Tworzył struktury PPR w Katowicach. Dla niego, Grolika i Kamperta przewidziano najwyższe

Ulczok w trakcie procesu przyznał się do winy, twierdził, że bał się, iż gestapo go zabije. Główną osią jego linii obrony była jednak Mathea, którą obwinił o wszystko. Twierdził, że to ona w kawiarni wystawiła Skrzeka i ks. Macha i że to ona pociągała za sznurki, a on był figurantem. Tylko, że w trakcie wybuchu wojny Mathea była niepełno-

nią listu gończego, za to przesłuchał jeszcze raz świadków. Naraz okazało się, że do siedziby gestapo nie wchodziła Matejanka, a jedynie jakaś dojrzała blondynka (trudno tak twierdzić o nastolatce). Matka Kornasa zeznała, iż ten powiedział jej, że zdradził go najlepszy przyjaciel Paweł Ulczok. Józef Skrzek przed śmiercią pisał do przyjaciół, że „Paulek sypie”. Naraz okazało się, że Matejanka jest czysta jak łza. Skoro była niewinna, to w jaki sposób wypuszczano ją z przesłuchań? Dlaczego uniknęła obozów? Najpewniej to właśnie gestapo podsunęło ten trop, aby chronić prawdziwego agenta, przerzucić na nią winę. Dzięki temu Ulczok mógł donosić dalej, zaś w trakcie procesu – miał argumenty obronne. Dlaczego nie zaprzestano ścigania Heleny, po 1947, kiedy skazano Ulczoka? Władza ludowa w ten sposób dalej mogła podważać autorytet księdza Ma-

Po latach za sprawę Matejanki wziął się prawnik, Paweł Lisiewicz, który zanegował wszystko, co o niej pisano i mówiono. Nie znalazł podstaw wydania za nią listu gończego, za to przesłuchał jeszcze raz świadków. Na raz okazało się, że do siedziby gestapo nie wchodziła Matejanka, a jedynie dojrzała blondynka. Matka Kornasa zeznała, iż ten powiedział jej, że zdradził go najlepszy przyjaciel Paweł Ulczok. Józef Skrzek przed śmiercią pisał do przyjaciół, że „Paulek sypie”. Naraz okazało się, że Matejanka jest czysta jak łza. letnia, a on był doświadczonym urzędnikiem. To nie Mathea zaraz gdy wkroczyli Rosjanie i Polacy przyszła ochoczo do NKWD i to nie Mathea miała być prezydentem Katowic. Matejanka nie uczestniczyła w procesie Ulczoka, nie mogła się bronić, ponieważ przerażona przebywała za granicą. Nikomu jednak; ani wspomnianemu prokuratorowi Niekraszowi, ani ówczesnym urzędnikom nie udało jej się znaleźć. Chociaż pilnowano tego solennie! Paczki świąteczne i kartki, które otrzymywali jej bliscy, były pieczołowicie monitorowane, ponieważ (a nuż!) uda się znaleźć „Krwawą Julkę”. Po latach za sprawę Matejanki wziął się prawnik, Paweł Lisiewicz, który zanegował wszystko, co o niej pisano i mówiono. Nie znalazł podstaw wydania za

thei, jej stryja, który zresztą był znienawidzony przez prokuratora Niekrasza. W końcu Niekrasz służył władzy ludowej, stryj kanonik był antykomunistą. Niestety w jej niewinność nie wierzy nie tylko prof. Kaczmarek ale i dziennikarze i mieszkańcy. Być może dlatego Helena Mathea nigdy już po wojnie nie odwiedziła Polski i Śląska. Co teraz się z nią dzieje? Podobno do dzisiaj mieszka w Londynie. Staruszka po dziewięćdziesiątce, wdowa. Podobno odnaleziona przez dziennikarza Gazety Wyborczej Piotra Płatka. Przez lata nie chciała przyjechać do Polski bo bała się niesprawiedliwego wyroku komunistycznych sądów. Podobno wciąż ma obawy, chociaż za Katowicami tęskni i chciałaby je zobaczyć. Paula Zawadzka

eszcze dobrze nie ochłonąłem po kampanii do Parlamentu Europejskiego, a już szykują się kolejne, ważne dla Ślązaków wybory. Wybierać będziemy tych, którzy rządzą najniżej, w naszych wsiach, powiatach, miasteczkach. Ich rola w zarządzaniu jest ogromna, ale równie wielka w walce o nasze śląskie sprawy. To przecież nie żaden minister ani premier, lecz nieżyjący już burmistrz podopolskich Zdzieszowic rzucił, słyszane w całej Polsce, hasło autonomii gospodarczej Górnego Śląska. To on, z perspektywy burmistrza miasteczka ogłosił: „Warszawa nas okrada, nie możemy się rozwijać”. A kilka górnośląskich samorządów, chociażby mysłowicki, odpowiedziały na jego apel rezolucją w sprawie autonomii gospodarczej. Jeszcze więcej samorządów, miejskich i powiatowych, poparło mój apel w sprawie uznania śląskiej godki za język regionalny. Poparły go rady miast, gmin, powiatów. A chociaż sprawy nie udało się załatwić, to te rezolucje były w Warszawie dobrze słyszalne. Jeśli bowiem o śląskość upominają się samorządy, to już nie można mówić, że to tylko grupka ekstremistów. Samorządy mówią bowiem – a przynajmniej powinny – w imieniu ogółu mieszkańców, których reprezentują. Jeśli rezolucję popiera, na przykład, rada powiatu rybnickiego, to jest czytelny sygnał, że taka jest wola większości mieszkańców tego powiatu. Dlatego bardzo ważne jest, aby wybrać na samorządowe funkcje ludzi prawych i mądrych – ale równie ważnych, aby zarazem takich, którym sprawy naszego śląskiego hajmatu leżą rychtig na sercu. Ale ci samorządowcy to przecież nie tylko wójtowie czy burmistrzowie miasteczek, nie tylko starostwie powiatów. To również postaci o władzy większej, niż niejeden minister. Taka prezydent Warszawy, taki prezydent Krakowa, prezydent Wrocławia – to osoby znaczące o ogólnokrajowej polityce. Ich głos jest słyszalny. Sądzę nawet, że w naszym województwie więcej osób zna nazwisko prezydenta Katowic Piotra Uszoka, niż wojewody czy nawet marszałka województwa. Warto więc pomyśleć, stawiając krzyżyk przy nazwisku, czy zarazem nie stawiamy krzyżyka na śląskiej mowie i uznaniu nas za mniejszość etniczną. To przecież oni, prezydenci Katowic, Gliwic, Rybnika powinni mówić śląskim głosem w śląskich sprawach. Poza nielicznymi wyjątkami nie dzieje się tak niestety. Ale 16 listopada w dużym stopniu można to zmienić. Można wybrać ludzi, którym Śląsk leży na sercu. Oczywiście nie wolno zapomnieć o Sejmiku. To najważniejszy głos obu górnośląskich województw, czyli śląskiego i opolskiego. Warto iść na

wybory, aby znaleźli się tam ludzie wyznający tradycyjne śląskie wartości, a także pszajoncy naszyj godce, radzi narodowości śląskiej. Dopóki sejmiki naszych województw odnoszą się lekceważąco do nich, to Warszawa ma prostą odpowiedź: „przecież u was wybrali ludzi, którzy o to nie walczą. Więc tak naprawdę sprawy te mało kogo obchodzą”. Nie oznacza to wcale, że namawiam aby głosować na Ruch Autonomii Śląska. Oczywiście, że RAŚ wszystko to, o czym piszę ma w swoim programie i dąży do realizacji tych celów. Ale powiedzmy sobie jasno, że ludzi z takimi poglądami znajdziemy nie tylko na listach Ruchu Autonomii Śląska. Mamy jeszcze półtora miesiąca czasu, aby przyjrzeć się kandydatom. Rychtig Hanysów znońdziecie tyż kaj indzij. Chociażby moja Platforma Obywatelska. Przecież to nie przypadek, że akurat ja, pomysłodawca zebrania 100 000 podpisów pod projektem ustawy o narodowości śląskiej – należę do PO. Podobnie jak dyrektor mojego biura, wiceprezes Związku Górnośląskiego Grzegorz Franki. Albo Piotr Szczepaniok z Tychów, zarazem działacz PO i Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Platforma takich poglądów wprawdzie nie głosi, ale swoim członkom mieć ich nie zabrania. Więc wśród kandydatów PO do rad miast i powiatów znajdziecie pewnie niejednego zagorzałego śląskiego regionalistę. Także tym różnimy się od PiS-u, że tam nie wolno mieć narodowości śląskiej, tam nie wolno popierać autonomii, uznania godki za język. Nawet jeśli wśród członków PiS-u są osoby mające taki światopogląd (a myślę, że są) to powiedzą to najwyżej szeptem najbliższym przyjaciołom. A i to bojąc się, że przyjaciel Kaczyńskiemu doniesie. Łatwiej z tym w SLD (politykiem tej partii jest przecież poseł Chmielowski, który wraz ze mną agitował za zbieraniem 100 000 podpisów) czy w Nowej Prawicy, ale z całą stanowczością stwierdzam, że kto wybiera PiS, ten zwalcza śląski regionalizm. Albo ogranicza go do śpiewania Karolinki pod piwo i krupnioka. Kandydatów popierających śląskie postulaty znajdziecie też w różnych lokalnych komitetach. Więc jak powiadam, RAŚ nie jest jedynym wyborem. Mamy jeszcze półtora miesiąca, by dobrze się przyjrzeć, i postawić krzyżyk przy właściwym nazwisku. Do sejmiku, do radny powiatu, miasta, gminy. I pamiętajcie, ci, którzy głosować nie idą, głosują po prostu przeciw. Przeciw rozsądkowi, przeciw ludziom prawym, a wspomagają startujące szumowiny. Tak więc wszyjskie Ślůnzoki, do zôboczynio 16 nowymbra przī urnie. Marek Plura


9

WRZESIEŃ 2014r.

PISANE ZA BRYNICĄ

Uszok na prezydenta - słabizna? Ślązacy się już obudzili „Stary” Uszok na prezydenta Katowic nie kandyduje. Ponoć odgórni partyjni chcą go w swych szeregach. Pomysłowy RAŚ wystawia więc młodego Uszoka, Aleksandra, aby reprezentując Ślązaków został włodarzem miasta. I już się zaczęło wypominanie. Marek Twaróg z DZ jedzie po RAŚ-u jak po burej suce. Że chłopcy nie wyrośli z krótkich spodenek. Że żenujące. Że taki myk to już był i z tapicerem Tuskiem i niejakim Marcinkiewiczem (nie Kaziem rzecz jasna) i z Jerzym Ziętkiem. I z Ziobrą, ale innym.

dzić kampanię wyborczą, żeby w delikatny i niezbyt narzucający się sposób przekonać wyborców, że Ty i tylko Ty najlepiej stwierdzisz przyczynę zgonu? Z kolei, rok temu w Australii pomimo brawurowej i niezwykle sugestywnej kampanii, Partia Seksu, z hasłem wyborczym „lubimy seks, ale nie lubimy być dymani” odniosła porażkę, bo nie wprowadziła nikogo ani do Senatu, ani do Izby Reprezentantów. Być może Australijczycy są zbyt sztywni i może to oni powinni w wolnych wyborach wybierać koronera?

Prawie dochodzimy do kuriozalnej sytuacji, że Olek Uszok kandydować nie może, bo stary Uszok to jego ujek, mający to samo nazwisko. Cztery lata temu młody do Rady Miasta z RAŚ-u nie startował, żeby nie iść przeciw ujkowi. Więc nie może kandydować ani kiedy ujek jest, ani kiedy ujka ni ma? No bez przesady! Nie wziął jednak pan redaktor pod uwagę tego, że Uszok-junior jest aktywnym członkiem RAŚ, kandydował cztery lata temu do sejmiku, zdobywając drugi wynik po Gorzeliku. W 2011 roku to on przewodniczył kongresowi RAŚ. Nie jest więc nagle wyjęty z kapelusza, bo ma to samo nazwisko. Więc skoro Jerzy Gorzelik kandydować na prezydenta nie chce, to kandydatem zostaje Olek Uszok. Prawie dochodzimy do kuriozalnej sytuacji, że Olek Uszok kandydować nie może, bo stary Uszok to jego ujek, mający to samo nazwisko. Cztery lata temu młody do Rady Miasta z RAŚ-u nie startował, żeby nie iść przeciw ujkowi. Więc nie może kandydować ani kiedy ujek jest, ani kiedy ujka ni ma? No bez przesady! Mnie ten pomysł się niezmiernie podoba, wybory to gra w której wszystkie chwyty (zgodne z kodeksem wyborczym) są dozwolone. Kiedy tak myślę o młodym Uszoku wspominam sobie najciekawsze historie związane z kampanią wyborczą. Zacznę od tego, co zaprząta mi głowę od dłuższego czasu: w niektórych stanach Ameryki, w wolnych wyborach wybiera się koronera, czyli lekarza ustalającego przyczyny śmierci. Wyobraźcie sobie, jakież kandydaci muszą mieć hasła wyborcze: „ gdy niepokój ci doskwiera, zadzwoń do koronera” albo „precz z zimnymi chirurgami, liczą się koronerzy”. Tam to dopiero musi być zabawa; jak przeprowa-

W Polsce, największym fenomenem był Krzysztof „bardzo proszę kandydować na mnie” Kononowicz, który wypowiadał się publicznie, tak jak wypowiada się na co dzień, nie ubierał garnituru tylko turecki sweter. W Białymstoku, gdzie kandydował na prezydenta i do rady miasta prezentował takie oto hasła wyborcze: „żeby nie było bandyctwa, żeby nie było złodziejstwa, żeby nie było niczego”. Drugiej takiej kampanii w Polsce do tej pory nie było. Na Śląsku zaś, młody Uszok zawalczy o prezydencki fotel. Chociaż zarzuca się RAŚ-owi, że nazwiskowy spisek jest typowy dla ugrupowań, które nie mają zbyt dużego poparcia w regionie, a przecież RAŚ do takich nie należy. A ja, patrząc na to, jak (parafrazując australijską Partię Seksu) Ślązacy przez Polskę są dymani dochodzę do wniosku, że RAŚ powoli zaczyna należeć do ugrupowań takich jak wszystkie. Musi tak robić. Grać czasami nie czysto, nie moralnie, faulować. W kraju dyskryminującym mniejszość śląską, gdzie nie uznaje się fundamentalnej wartości, czyli poczucia narodowości, RAŚ nareszcie zaczyna się uczyć, „że gdy dostanie się między wrony, musi zacząć krakać tak jak one”. I bardzo dobrze robi. Wszystkiego dobrego dla Aleksandra Uszoka, Wasza Gorolica Paula Zawadzka

P

anią Marią Pańczyk-Poździej zatrzęsło! Cóż to za siła zdołała wyprowadzić z równowagi tę szacowną i – zdawałoby się – spoczywającą w spokoju na laurach, matronę? Z tekstu zamieszczonego w „Dzienniku Zachodnim” dowiedzieć się dokładnie tego nie sposób. Domyślać się można jedynie, że to śląski „czarny lud” – RAŚ i jego zwolennicy, jak także organizacje z nim współpracujące. Czyli wszyscy ci, którzy mając dosyć pozycji chłopca na posyłki i do bicia, mają czelność domagać się swoich praw i dbać o prawdę w nauczaniu o swojej ziemi. Przeciwników postulatów wysuwanych przez organizacje zrzeszone w Radzie Górnośląskiej, prawd głoszonych przez przedstawicieli „krzykliwej mniejszości” (cytat za M. P-P) podzielić można na dwie grupy: działaczy partyjnych, dla których każda próba osłabienia centralistycznego modelu zarządzania państwem, nieważne, czy chodzi tu o edukację, środki na służbę zdrowia, czy o dotacje kulturalne, nosi znamiona zamachu stanu. Tak samo reaguje Komorowski z PO z Warszawy, Polaczek z PiS z Piekar Śląskich, Balt z SLD z Częstochowy. Drugą grupę stanowią naukowcy, działacze kulturalni i społeczni, związani pracą i działalnością z Górnym Śląskiem. Swoją, rolę widzą oni w ścisłym dopasowaniu się do schematu, tak bez zgrzytów funkcjonującego przez tyle lat! W Polsce jest się przede wszystkim Polakiem. Śląskość można deklarować w domu lub zagrodzie, ewentualnie - za specjalnym przyzwoleniem, w zespołach folklorystycznych, czy w konkursach gwary. Panią Marię Pańczyk-Poździej zabolały słowa Kazimierza Kutza dotyczące konferencji zwołanej przez nią w Senacie zarzucające tej konferencji krzewienie „filozofii polskiego apartheidu”. Można i tak nazwać plany zamknięcia śląskości w granicach mentalnego (prof. Marek), politycznego (patrz wyżej) skansenu. Pani Maria

zna i nie pozwala przekraczać tych granic. Żyją jeszcze w Tarnowskich Górach ludzie, którzy za godanie po ślůnsku nie wtedy, gdy trzeba i gdzie można, byli przez propagatorkę godania po naszymu ostro karceni. Zasługi pani Marii Pańczyk-Poździej w dziedzinie przedstawiania różnych odmian gwary śląskiej i odnajdywania ludzi władających nią - rozsianych po świecie (Panna Maria w Teksasie), zostały docenione i nie zostaną zapomniane. To za nie tak wielu wyborców pozwoliło jej piastować jedną z najwyższych funkcji w państwie. Powinna te zasługi zdyskontować i jeśli nie wspomóc, to z błogością patrzeć, jak jej ukochana godka rozwija się, „wkracza na salony”, jak rosną rzesze jej propagatorów i krzewicieli. Maria Pańczyk – Poździej zaś broni się przed ich zakusami, a ostatnio nawet wzywa do ataku. Tylko, że czasy się zmieniają. W 1997 roku powstała w Unii Europejskiej kategoria „języka regionalnego”, lawinowo powstaje śląska literatura, w Europie odchodzi powoli do lamusa idea państwa narodowego. Ludziom określających siebie jako Ślązacy (wyłącznie), nie wystarczają biesiady piwne ze śląskimi wicami i parady śląskich przebojów. Wysoko wykształceni i świadomi swych praw, domagają się czegoś więcej. Chcą pisać w swoim języku, wydawać swoje gazety, mieć większy wpływ na edukację młodego pokolenia. A przede wszystkim chcą zagwarantowania swych praw przez najwyższe państwowe organy. Mają dość ustawiania w szeregu i połajanek (nawet ustami prezydenta Najjaśniejszej Rzeczpospolitej i jego ulubionego „eksperta językowego”, czyli Marii Pańczyk-Pozdziej). Jan Hahn Autor jest prezesem Przymierza Śląskiego - organizacji skupiającej stowarzyszenia regionalne działające na terenie Powiatu Tarnogórskiego.

FIKSUM DYRDUM

A mi to tito „Pooolska, Biało-Czeeeeerwoni!”, „Jesteśmy mistrzami świata!” – i naraz stałem się społecznym wyrzutkiem. Bo ja w niedzielę 21 września wcale nie poczułem się mistrzem świata. Nie jestem nim ani ciut więcej, niż w czwartek czy w sierpniu. Wcale nie jestem. Nie czułem się ani na grosz lepszy, niż trzy godziny wcześniej. Więc nie widziałem powodu, żeby się cieszyć. Tańcować z przytupem skandując Wlaaaazłyyyy, Zaaguuumnyyy, Drzyzgaaaa. Nie widziałem zresztą także meczu. TEGO MECZU! Jakieś fragmenty owszem, ale niezależnie od tego, kto gra, uważam siatkówkę za sport dość nudnawy, trochę tylko ciekawszy od fusbala, a o niebo mniej ciekawy, niż hokej czy koszykówka. Czym zresztą jestem podobny do zdecydowanej większości Europejczyków, których siat-

kówka nie interesuje prawie wcale. Podobno tylko co 50 (nie licząc Polaków) mieszkaniec naszego kontynentu wiedział, że są jakieś mistrzostwa świata w siatkówce. Tym bardziej nie wie, kto je wygrał. Może Finlandia, Grecja, Portugalia albo Szkocja? Dlaczego miałbym więc oglądać TEN MECZ (i wszystkie poprzednie TE MECZE)? Bo Polacy w czymś – o dziwo – okazali się dobrzy? To świetnie, doceniam światową klasę polskich siatkarzy, ale doceniam też światową klasę golfisty Tigera Woodsa (czy jakoś tak). Ale golfa też nie oglądam. Co ja wam panowie i panie Polacy poradzę, tak mam. W nie oglądaniu siatkówki (TEGO MECZU) jestem jednak podobny do bardzo wielu Ślązaków z jeszcze innej przyczyny. Po prostu coraz trudniej utożsamiać mi

się z polskością, a więc i polską reprezentacją (bez przesady, hokejowej kibicuję. Ale także dlatego, że trzeba wspierać słabeuszy, których nie wiwatuje cała Polska). Jak mam utożsamiać się z polskością, jeśli ta polskość zmusza mnie do wyparcia się mojej śląskości i wmawia mi, że wcale tego nie wiem, ale i tak jestem Polakiem. W tym momencie

Dobre sobie. Reprezentację Polski bym wspierał, a jakże, ale reprezentację Polaków już niekoniecznie. Pokazuje to, jak Polska sporą część swoich obywateli wyrzuca poza margines. Jak nas odpycha, a potem dziwi się, że nam polskie sukcesy titajom. Że nas to ani ziębi, ani parzy, i mecz Polska-Brazylia niewiele dla nas znaczy więcej, niż

W nie oglądaniu siatkówki (TEGO MECZU) jestem jednak podobny do bardzo wielu Ślązaków z jeszcze innej przyczyny. Po prostu coraz trudniej utożsamiać mi się z polskością, a więc i polską reprezentacją. Jak mam utożsamiać się z polskością, jeśli ta polskość zmusza mnie do wyparcia się mojej śląskości i wmawia mi, że wcale tego nie wiem, ale i tak jestem Polakiem. W tym momencie TA DRUŻYNA przestaje być dla mnie reprezentacją Polski a staje się reprezentacją Polaków. Reprezentację Polski bym wspierał, a jakże, ale reprezentację Polaków już niekoniecznie. TA DRUŻYNA (podobnie jak tandetni kopacze piłki i nieco ociężali hokeiści) przestaje być dla mnie reprezentacją Polski a staje się reprezentacją Polaków. Tych Polaków, którzy nie chcą uznać mojego istnienia. I ja mam jej kibicować?

mecz Sierra Leone – Górna Wolta. I nawet jeśli dzieje się on w Katowicach, to nadal niewiele nas to obchodzi. Bo to jest ich mecz u nas, a nie nasz mecz. Chociaż oczywiście gdzieś tam odrobina radości się tli. Polska wy-

grała, Niemcy zajęli III miejsce, więc możemy z uśmiechem powiedzieć, że my mamy złoty medal, a nasi mają medal brązowy. Pokazując tym, że my wciąż czujemy związek z obydwoma tymi narodami. Gdyby jeszcze tak Czesi, a nie Brazylia, mieli medal srebrny, radość byłaby pełna. Nie przyznaję się do tych mistrzostw jeszcze z jednej przyczyny. Podczas meczu Polska-Rosja jakiś poseł PiS – zbędnymi nazwiskami staram się głowy nie zaprzątać – zaatakował siatkarza Spirydonowa słowami „Oddajcie Krym!”. Naprawdę sądzi, że Putin słucha się w tej sprawie rad siatkarza? Nie dziwię się, że tak lżony przez polskiego parlamentarzystę zawodnik wypowiada się o Polakach „zgniły naród”. Owszem, Spirydonow w tym momencie jest chamem, ale poseł (przypomniałem sobie – Matuszewski) okazał się chamem i głupkiem. Więc jeśli Polakom mistrzostwa świata służą do takich awantur, to macie ostatni powód, dla którego TE MECZE kompletnie mnie nie interesowały. DYRDA


10

WRZESIEŃ 2014r.

Szkoci wybrali pozostanie w Wielkiej Brytanii. Styl, w jakim się to dokonało, musi budzić podziw i szacunek

Lekcja demokracji dla Polski

W czwartek, 18 września, Szkoci minimalną większością zdecydowali, że pozostaną w Zjednoczonym Królestwie. Niezależnie od wyniku tego plebiscytu, nas zachwycać musi coś innego. Otóż nikt nikomu nie wygrażał, nie wyzywał od „zdrajców”, „separatystów”, „niemieckich pachołków”. Po prostu najstarsza demokracja świata – brytyjska – uznała, że decyzji takich nie może podejmować centralny parlament, tylko mieszkańcy tego regionu. Że to oni i tylko oni mają prawo decydowania, czy Szkocja ma być samodzielnym państwem, czy częścią brytyjskiej korony.

To

zupełnie inne myślenie, niż reprezentowane przez polskie elity, na czele z prezydentem Bronisławem Komorowskim. Dla nich, wychowanych w dawnych rosyjskich guberniach, obywatele są po to, żeby służyć państwu. To państwo jest najważniejsze. W krajach stających znacznie wyżej w rozwoju cywilizacyj-

stwa. Wszyscy eksperci wiedzieli, ze wystarczy tylko poszerzyć nieco autonomię, ale brytyjski rząd nie palił się do tego – znał przecież sondaże, które pokazywały, że za secesją Szkocji jest mniej więcej co czwarty jej mieszkaniec. Niewiele. Zarazem jednak brytyjski rząd nie wytaczał dział przeciw separatystom. Kiedy ci spełnili procedury dopusz-

To zupełnie inne myślenie, niż reprezentowane przez polskie elity, na czele z prezydentem Bronisławem Komorowskim. Dla nich, wychowanych w dawnych rosyjskich guberniach, obywatele są po to, żeby służyć państwu. To państwo jest najważniejsze. W krajach stających znacznie wyżej w rozwoju cywilizacyjnym uważa się odwrotnie – że państwo jest po to, żeby służyć obywatelom, realizować ich potrzeby nym uważa się odwrotnie – że państwo jest po to, żeby służyć obywatelom, realizować ich potrzeby. A jeśli obywatele nie godzą się na obecne państwo, to trzeba się zastanowić nad reformą państwa, a nie łajać obywateli.

PO PROSTU NOWOCZESNE PAŃSTWO Chyba właśnie dlatego większości Polaków tak trudno zrozumieć, czego chcą śląscy autonomiści. Podejrzewając nas o jakieś idiotyczne próby przyłączenia Śląska do Niemiec. A przynajmniej oderwania się od Polski i stworzenia jakiejś republiki śląskiej (a może królestwa śląskiego). Nie przyjdzie im do głowy rzecz najprostsza – że my po prostu obecny kształt ustrojowy państwa uważamy za zły i chcemy go zmienić. W kierunku decentralizacji. A dopominamy się tego bardziej, niż inni w Polsce, z prostej przyczyny. My po prostu z opowieści dziadków znamy tamten przedwojenny zdecentralizowany, autonomiczny i bogaty Śląsk oraz biedną, scentralizowaną Polskę. Jakżeż mając takie świetne wzorce moglibyśmy popierać dalsze brnięcie w centralistyczne dziadostwo? To jest wybór, czy chcemy zmierzać w kierunku USA, Wielkiej Brytanii, Niemiec – czy w kierunku Białorusi albo Kuby. Wiedzą to Brytyjczycy, dlatego już dawno nadali niewielką autonomię Szkocji czy Irlandii Północnej. Ale Szkoci ostatnio uważali, że taka autonomia to za mało, pojawił się postulat samodzielnego szkockiego pań-

czające do referendum, rząd Jej Królewskiej Mości odpowiedział tak, jak powinien odpowiedzieć rząd demokratycznego państwa: nie ma sprawy, sami w Szkocji decydujcie, czy chcecie być dalej z nami, czy wolicie osobno. Waszą decyzję uszanujemy!

DEBATA MERYTORYCZNA, A NIE HISTORYCZNA W Szkocji zaczęła się wielka kampania. Rdzenni Szkoci powoływa-

Europejskie regiony, które domagają się autonomii, rozszerzenia autonomii albo niepodległości. Wolny Sojusz Europejski tworząc tę mapkę nieco omyłkowo zaznaczył Górny Śląsk a nie cały. “Nieco” bo prawdą jest, ze Sejm Rzeczpospolitej w 1920 nadał autonomię całemu, a nie tylko Górnemu. bierzecie pozostanie w brytyjskiej wspólnocie. Jednak w tej wspólnocie najwyraźniej Szkotom było ciasno. Poparcie dla oderwania się od korony stale rosło. Wiosną wynosiło zaledwie 25-30 procent, na dwa tygodnie przed referendum około 50% - a stała tendencja zwyżkowa wskazywała, że 18 września mieszkańcy Szkocji jednak wybiorą niepodległość.

ZAMIAST ODEJŚCIA – WIĘKSZA AUTONOMIA Co w tej sytuacji robi brytyjski premier Cameron? Nie pomstuje po separatystach, nie oskarża ich o nic, tylko przyjeżdża do Glasgow, i … obiecuje znaczne poszerzenie autonomii. Nie wiadomo wprawdzie dokładnie jakie, ale wiadomo, że będą one wynikiem negocjacji między secesjonistami a brytyjskim rządem. I Brytyj-

Na Śląsku nikt – poza maleńką garstką rzeczywistych separatystów spod znaku Andrzeja Rocznioka – nie myśli o secesji, tylko o autonomii. Tymczasem nawet w kraju ogarniętym gorączką secesji wystarczyło nieco poszerzyć autonomię, aby chęć oderwania się od państwa przygasła. Widać więc wyraźnie, że danie autonomii nie wzbudza tendencji separatystycznych, lecz raczej je hamuje. Bajdurzą więc ci, którzy mówią, że jeśli Ślązacy dostaliby autonomii, to zaraz chcieliby niepodległości. li się na swoje historyczne, odrębne państwo, na swoją inność kulturową, ale też na zalewające Wielką Brytanię fale imigrantów. Brytyjczycy natomiast straszyli ich, że po odłączeniu się od Korony nie będą mieli nawet własnej waluty – no i nie będą częścią Unii Europejskiej, bo dopiero musieliby traktat akcesyjny z Unią negocjować, a to przecież trwa latami. Ze śląskiej perspektywy zdumiewać musiało jednak co innego. Otóż premier ani monarcha (odpowiednik naszego prezydenta) nie straszył ciemnymi separatystycznymi siłami, nie widział w szkockich secesjonistach nic złego. Mówili po prostu: macie prawo sami decydować o losach swojej Szkocji. Ale mamy nadzieję, że wy-

czycy nie oszukają Szkotów, bo wtedy w następnym referendum mieszkańcy Szkocji by ich zmietli. Okazało się jednak, że obietnica szerszej autonomii w dużym stopniu wygasiła separatystyczne nastroje. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki poparcie dla tej idei spadło o dobre 5 procent, co wystarczyło, aby Wielka Brytania pewnie, z 55 procentami poparcia utrzymała swoją terytorialną integralność. Jednak londyńskie władze ni wpadły w piątek 19 września w samozachwyt, nie rozpoczęły nagonki na secesjonistów. Wprost przeciwnie, podkreślały, że teraz trzeba udowodnić Szkotom, iż obietnice zostaną zrealizowane, i nie dawać im więcej powodów, by znów zatęsk-

nili za niepodległością. By czuli, że są częścią brytyjskiej wspólnoty a nie kolonią zarządzaną przez Londyn. Jakże to znów inne od reakcji polskich polityków na wszelkie sukcesy lub porażki śląskich autonomistów. Nie pojmie chyba tego nigdy naczelny antyśląski publicysta, Piotr

nomii, to zaraz chcieliby niepodległości. Nie chcielibyśmy, tak samo jak nie chce autonomiczna Bawaria czy autonomiczny Teksas. Kiedy komuś we wspólnocie dobrze, to rozwodu nie szuka, bo po co? Teoria, że niepodległa Szkocja nie należałaby przez długi czas do Unii Europejskiej, wydaje się dziwna. Rodzi się więc pytanie, dlaczego nikt w Unii Europejskiej specjalnie tego nie prostował. Odpowiedź jest jednak dość oczywista. Niemal każdy europejski kraj ma regiony, gdzie zgłasza się ciągotki separatystyczne. Południowy Tyrol we Włoszech zamieszkany przez Niemców, Alzacja we Francji, Katalonia w Hiszpanii to tylko nieliczne przykłady. Gdyby szkockie referendum przyniosło skutek odwrotny i powstało niepodległe państwo, do tego szybko przyjęte do UE, w regionach tych tendencje separatystyczne by się wzmogły – bo mogli Szkoci, możemy i my. Tak więc straszenie Szkotów pozostania poza Unią było na rękę tym państwom, bo jeśli Szkotom się nie uda, to może ich separatyści też przyhamują. Dla nas jednak na Śląsku ważniejsze jest co innego. Brytyjczycy pokazali, jak demokratyczną drogą rozwiązywać etniczne konflikty. Gdyby zaś do Wielkiej Brytanii zawieźć sędziów

Gdyby do Wielkiej Brytanii zawieźć sędziów polskiego Sądu Najwyższego, to zapewne orzekliby, że narodu szkockiego nie ma, bo nie ma szkockiego państwa. A jeśli nie ma narodu szkockiego, to i państwo szkockie nie może powstać. Podobnie, jak argumentowali w sprawie narodowości śląskiej. I niemal na pewno w dumnym ludzie szkockim wywołaliby wściekłość, której nikt by już nie pohamował. Semka, który stale straszy separatyzmem Ślązaków. Nie pojmie, że w demokracji odpowiedzieliby: „no przecież jeśli większość zechce się oderwać, to należy spełnić ich wolę”. Wielu polskich polityków – głównie spod znaku PiS-u, ale też PO czy SLD - podziela fobię Semki.

U NAS SECESJONISTÓW NIE MA A powinna być to przecież wyraźna lekcja dla nich właśnie. Na Śląsku nikt – poza maleńką garstką rzeczywistych separatystów spod znaku Andrzeja Rocznioka – nie myśli o secesji, tylko o autonomii. Tymczasem nawet w kraju ogarniętym gorączką secesji wystarczyło nieco poszerzyć autonomię, aby chęć oderwania się od państwa przygasła. Widać więc wyraźnie, że danie autonomii nie wzbudza tendencji separatystycznych, lecz raczej je hamuje. Bajdurzą więc ci, którzy mówią, że jeśli Ślązacy dostaliby auto-

polskiego Sądu Najwyższego, to zapewne orzekliby, że narodu szkockiego nie ma, bo nie ma szkockiego państwa. A jeśli nie ma narodu szkockiego, to i państwo szkockie nie może powstać. Podobnie, jak argumentowali w sprawie narodowości śląskiej. I niemal na pewno w dumnym ludzie szkockim wywołaliby wściekłość, której nikt by już nie pohamował. Śląsk ma inną historię, niż Szkocja. Niepodległe państwo mieliśmy znacznie krócej, i znacznie dawniej niż oni. Potem nie należeliśmy do jednego mocarstwa, lecz stale o nasze ziemie biły się różne państwa. W takiej sytuacji tej wojowniczości nie ma. Ale jeśli wystarczająco długo będziemy upokarzani, to kto wie, jak na tę polską politykę zareagują kolejne pokolenia Ślązaków. Tak więc Polsko – ucz się od Wielkie Brytanii, nie od Ukrainy czy Serbii, jak rozwiązywać problemy etniczne. Dariusz Dyrda

Zupełnie inaczej niż Wielka Brytania zachowuje się Ukraina. Kiedy Brytyjczycy mówią separatystom „to wasza ziemia, i jak zdecydujecie, tak zrobimy” oraz przeprowadzają referendum – to Ukraina o żadnym referendum słyszeć nie chce, głosząc integralność swojego terytorium. Dlatego na Ukrainie jest bieda, a Wielka Brytania jest krajem zamożnym. Warszawa, podobnie jak Kijów, była przez kilkaset lat jednym z gubernialnych miast Rosji, a nie dojrzałej zachodniej demokracji. Podobnie jak Ukraina przejęła więc też zachodnie wzorce – i bodaj tylko dlatego Polacy tak solidaryzują się z Ukraińcami, a nie z Anglikami, który swój problem z secesjonistami rozwiązali drogą pokojową a po swojej myśli.


11

SIERPIEŃ 2014r.

Metropolitalne Gliwice i Sosnowiec, peryferyjne Katowice…

Ze metropoliom nareście szlus?

Juże chneda 10 lot, jak polski polityki ôsprowiajom nom ô Metropolie Silesia, takim srogim supermiaście, kiery zrychtujom ze miast ślůnskij aglomeracje. A jego zakon mo być na muster zakona metropolie warszawskij. Polityki ôsprowiajom, ôbiecywajom, rajcujom – nojbarżyj przed welowanim do sejma – inoś rychtig żodýn, ale żodýn, nie spytał nos, kierzy sam żyjymy, czy bydymy radzi mieć tako metropolio.

T

ako to i polsko demokracjo. Człowiek ani niý poradzi wyrozumieć, czy go tom metropoliom straszom, czy tyż barżyj wabiom. Bo po prowdzie chneda kożdy, fto ô tyj metropolie sie poczytał, sie krzīwi: na co nom to? Niŷ idzie już ani ô terytorialny kształt ônego supermiasta. Chocia przeca żodýn Ślůnzok niý bydzie widzioł metropolie do kupy ze Sosnowcŷm a bez Mikołowa, kiery leży 10 kilometrůw ôd centrum Katowic. Ze Dąbrową Górniczą, a bez Tarnowskich Gór. Bez to, co Mikołów a Tarnowskie Góry to je rychtyczno Silesia, a zaś Sosnowiec, Dąbrowa, Będzin to je Altrajch, kraina kole Silesii a niý ślůnsko. Bez tuż trzeja pedzieć jasno, co tako metropolio niý służy niczŷmu inakszýmu, jak inoś dali zamazywaniu, kaj je Ślůnsk, a kaj go ni ma.

TRACOM SIE ŚLŮNSKI MIASTA, TRACI SIĘ ALTRAJCH Łońskigo roku ze takij Metropolie (Górnośląskiego Związku Metroplitalnego) poszły raus Mysłowice, Ruda Śląska a Piekary. Genau trzī miasta, kaj rychtycznych Ślůnzokůw durś je kupa, miýndzy rajcami tyż. Zdo nom sie, co ni sie ôroz kapli, co do kupy ze Altrrajchem, to niý je żodno idýja, a je to zaś idýja rzadno. I znodli bele jaki pretekst, coby sie ze tego GZM-u wykludzić. Ŏni pomiarkowali, co ludzie takij metropolie niý chcom, a we welowani 2014 roku pedzom radnym, co ô nij myślom. Bez

sko spůłpraca tych trzech miast. Idzie pedzieć – takij małyj metropolie. Ale ze 300 000 mieszkańcůw i tak srogszyj, jak Katowice. Tak samo we Altrajchu. Adamiec porachował se przeca, co miasta Zagłębia (Sosnowiec, Dąbrowa, Jaworzno, Będzin, Czeladź, Zawiercie) majom 600 000 ludziůw. Tela co Wrocław, Poznań, Gdańsk. Tuż na co im Metropolio Silesia, eli bez nij Altrajch bydzie ośrodkiem miejskim na miara tego Poznania abo Wrocławia? I niý bydzie mianowoł sie Silesia.

NIÝ STYKNIE ZAMIANOWAĆ

MIASTA OZNACZONE Z METROPOLII JUŻ WYSTĄPIŁY KIEDY NASTĘPNE? tuż przī bele pretekście pedzieli metropolii: Z paným Bogiým! Prowda pedzieć, kapli sie tyż we samym Altrajchu! Ŏni przeca tyż majom włosno, inakszo ôde ślůnskij, tożsamość. Inkaszo kultura, inakszo historyjo. Skirz tego u nich tyż ôroz pojawiła sie teorio, coby ze Metropolie iść raus. Po prowdzie sosnowiecki burgermajster Kazmierz Górski tako, jak i prezydent Katowic abo Świętochłowic, je za metropoliom, ale jego nojsrogszy rywal we wyborach, Maciej Adamiec (kandydat na burgemajstra ze ferajny Niezależni) pado, co tako metropolio nic jejch miastu niý dowo. Wiě chop, iże jejch kibice śpiýwajom na stadionie „Polska, Polska bez Śląska”, co tak samo jak nos nerwuje jejch, kiej słyszom ze telewizora abo radioka „W Sosnowcu na Śląsku” – skirz tego, co ôni ani Ślůnskiým niý som, ani być niý chcom. A sam kożom im być we metropolie, kiero Ślůnsk (Silesia) mo za miano.

METROPOLIO BEZ CWEKU Nale miano a tożsamość to inoś jedno – a wtůre to pragmatyzm, cwek. I to je najważniejsze. Chneda żodnýmu miastu nic ôna niý dowo, a kupa biere. Eli by Katowice rozwijały sie tak, jako Wrocław abo Poznań, to wierza, inaksze miasta chciałyby być do kupy ze Katowicami. Nale przeca co to za metropolio, kiero ôd sześciu lot niý poradzi zrychtować se do porzondku rynku!? Co to za metropolio, we kierýj centrum na wieczůr je pusto, choby na bahofie we Czeladzi – skirz tego, co wszyjscy poszli furt, abo chocia do galerie handlowych. Co to za metropolio, kaj za dnia we kożdym restorancie som same wolne place. Ka-

towice stowajom sie polekku miastým-widmým, tuż fto by chcioł noleżeć do metropolie ze takim cěntrum. Pokozało sie to festelnie łońskigo roku, kiej we Mysłowicach, pierońsko źle regierowanych, ôroz pojawiła sie idyja, coby południowe dzielnice a zidlungi, poszły se do becirku bieruńsko-lędzińskiego. Chciało tego kupa ludziůw we dzielnicach Kosztowy, Krasowy, Dziećkowice, Brzezinka, Wesoła. Inoś kożdy pytoł: no a kaj centrum Mysłowic, przeca niý może być miasto na prawach powiatu, we kierym miýszko

słowice som biýdne a zaniýdbane, ale i tak wyglądają sto razy lepij, jak katowicko tajla - Szopienice. Tuż każdy se medykowoł: eli o u nos być tak, jak we Szopienicach, lepi już ôstać u sia.

NIÝ MA SILESIE, RYCHTUJMY INAKSZO I tak wyglondo cołko „metropolio”. Bez tuż burgrmajster Glajwic, Zygmunt Frankiewicz, chocia ani Ślůnzokiým niý je, ani Ślůnska niý rozumi, wyczuł szansa do swojigo miasta. Eli Katowi-

Kapli sie tyż we samym Altrajchu! Ŏni przeca tyż majom włosno, inakszo ôde ślůnskij, tożsamość. Inkaszo kultura, inakszo historyjo. Skirz tego u nich tyż ôroz pojawiła sie teorio, coby ze Metropolie iść raus. Po prowdzie sosnowiecki burgermajster Kazmierz Górski tako je za metropoliom, ale jego nojsrogszy rywal we wyborach, Maciej Adamiec (kandydat na burgemajstra ze ferajny Niezależni) pado, co tako metropolio nic jejch miastu niý dowo. Wiě chop, iże jejch kibice śpiýwajom na stadionie „Polska, Polska bez Śląska”, co tak samo jak nos nerwuje jejch, kiej słyszom ze telewizora abo radioka „W Sosnowcu na Śląsku” – skirz tego, co ôni ani Ślůnskiým niý som, ani być niý chcom. chneda 30 tauzýnůw ludziůw, mynij jak we Mikołowie. Tym, kierzy proponowali, iże Mysłowice mogom stać sie tajlom Katowic, ci ze centrum padali: niý! Za pierona, niý! Rychtyczne metropolie, Berlin, Paryż, ale przeca Kraków abo Warszawa tyż, przīłonczajom małe miastaczka, kiere leżom wele nich. I wszyjscy się radujom, co miýnszkali wele wielgigo miasta a tera som jego tajlom. Tuż czamu we Mysłowicach niý? Rzecz je prosto – dyć ôni znajom niý inoś týn katowicki rynek, kierego durś ni ma, nale tyż Szopienice, kiere leżom trzī kilometry ôde centrum Mysłowic. Ja, te My-

ce niý poradzom być centrum metropolie, to my rychtujmy metropolio gliwicko. Skwolo to burgemajstrom Bytonia a Zabrzo, klaruje, co hań poradzom mieć alternatywa do Katowic. Sportowo hala „Gliwice” srogszo a nowocześniejszo jak Spodek, je ino przīkłodým tego myślýnio. We Glajwicach je krojcung autostrad, je ośrodek akademicki niý gorszy jak we Katowicach (chocia bez uniwersyteta), je szwung. Wyczuli to tyż we Chorzowie, Świętochłowicach a Rudzie Śląskiej i kiej widzom, jakie ludzie majom nastawiýni do Metropolie Silesia, ôroz, na dwa miesionce do welowanio, ôbiecywajom bli-

Wszyjscy ôni się kapli, co metropolie niý idzie zamianować. Co jom trza zrychtować, wybudować. Eli niý budujom Katowice, to bydymy budować se sami. Matropolio Glajwicko (tyż kaś ze 700 000), metropolio rudzko-chorzowsko (300 000), metropolio altrajchersko (600 000). A we postrzodku niých se ôstanom Katowice ze Mysłowicami a Siemianowicami. Przī týmu, eli metropolio rudzko-chorzowsko sie udo, idzie się wetnonć, co Siemianowice tyż bydom chciały do nij sie przīkludzić. I może lepij bydzie,kiej miast jednýj bele jakij metropolie, bydom trzī rychtyczne. Co ůwdy zrobiom Katowice? Eli sie im trefi prezydent ze wizjom, dali mogom mieć starość, coby być centrum tych strzech metropolii, Do kupy ze Mysłowicoma, Tychomai, Mikołowým, Łaziskoma, Lędzinoma (kiere przeca ze Katowicami majom grenica) – to może być szworto, nojsrogszo ze tych metropolii, ze 700 000 ludziůw. Wiýnsze we Polsce bydom ino Warszawa, Kraków a Łódź. Taki sztýry srogi super-miasta (glajwicki, rudzko-chorzowski, katowicki a altrajcherski), po půł miliona ludziůw abo godnij, kiej już kożde bydzie miało ranga Wrocławia, Krakowa, Poznania, mogom sie razým dali sebrać do kupy. I mieć metropolio sroższo jak Warszawa, na miara Berlina abo Wiednia. Nale lekcy poskłodać sztýry miasta, jak szternoście. Bez tuż nom widzi sie, co to je rychtyczno cesta do rychtowanio metropolie, a niý fanzolýnie warszawskich politykůw „ze Śląska” o Metropolii Silesia. Nale to trza zrobić ôd dołu, demokratycznie a autonomicznie, a niý jakomś zaczarowanom ustawom. I coby my wybrali we nowymbrze takich burgemajstrůw a takich rajcůw, kierzy majom wizja a poradzom tego dokonać. Inaczý zaś stracýmy dystans do Poznania, Krakowa, Wrocławia. O Warszawie ani niý spominajonc. Dariusz Dyrda


12

WRZESIEŃ 2014r.

Planujesz ze swojom reklamom trefić genau do Ślůnzokůw? Tuż dej jom sam, we Cajtůngu. Ślůnski muster: bierŷmy niŷdrogo, efekt murowany Chcesz wiedzieć więcej? Dzwoń 507-694-768

Poszukujemy agentów reklamowych. Wysokie prowizje! Od stycznia nowy cennik prenumeraty Cajtunga Podwyższenie cen związane jest ze zmianami cennika Poczty Polskiej, wprowadzonymi kilka miesięcy temu. Cena gazety w prenumeracie jest niezmienna, zmienia się tylko cena przesyłki. Miesięczny koszt prenumeraty: Przesyłki polecone: Do siedmiu egzemplarzy gazety nadanej w jednej przesyłce: 1,2 zł za jeden egzemplarz gazety, plus 7 zł za przesyłkę. Od siedmiu do czterdziestu egzemplarzy gazety nadanej w jednej przesyłce: 1,2 zł za jeden egzemplarz gazety plus 10 zł za przesyłkę. Przesyłki zwykłe: Do siedmiu egzemplarzy gazety nadanej w jednej przesyłce: 1,2 zł za jeden egzemplarz gazety plus 3 zł za przesyłkę. UWAGA!!! Wysoce prawdopodobne jest, że w roku 2015 przejdziemy na cykl tygodnika. Wówczas opłacona prenumerata roczna w rzeczywistości opłaci tylko dwanaście numerów tygodnika, czyli ok. 3 miesięcy.

R

E

Historia Śląska G dy robiliśmy wakacyjną przerwę w naszej opowieści, obiecaliśmy w następnych odcinkach przybliżyć dążenia niepodległościowe Ślązaków po I wojnie światowej. Ponieważ historia ta jest jednak dość skomplikowana, najpierw przedstawimy główne jej postaci. Koniecznych jest bowiem parę słów wprowadzenia o Carlu Ulitzce, Józefie Kożdoniu, braciach Reginkach. A na początek nieco o Ewaldzie Lataczu. Był założycielem tajnego Komitetu Górnośląskiego w 1918r., a także współzałożycielem i liderem Związku Górnoślązaków w latach w latach 1919-1921, orędownikiem odrębności narodowej Górnoślązaków oraz niepodległości Górnego Śląska. Urodził się w dzisiejszych Katowicach, przy ul. Mariackiej 30. Z wykształcenia doktor prawa; w Berlinie notariusz i adwokat a także syndyk i radca prawny. Jego ojciec Karl, wywodził się z górnośląskiej rodziny, chociaż sam Ewald Latacz nie znał ani języka śląskiego ani polskiego. Tak opisywał go Rudol Vogel, niemiecki poK

tajla XX

Tak wyglądała czcionka tytułowa „Oberschlesische Kurier” - jednej z gazet powołanej do życia przez Ewalda Latacza. Czy była podobna do naszej? Według senator Pańczyk - z pewnością. Na zdjęciu obok Ewald Latacz. lityk czasów powojennych: „ze swą psychiką najbardziej nadawałby się na przywódcę niemieckiej Prowincji Górnośląskiej. Kultura, porządek i dyscyplina nierozerwalne łączyły go z ludnością niemiecką i niemiecką gminą kulturalną. Jednak w jego przypadku silniejsza okazała się niechęć do centralistycznej polityki Berlina, urzędowego wstecznictwa, dyskryminacji religijnej oraz poczucie społecznego upośledzenia Górnoślązaków w stosunku do pozostałych mieszkańców Prus. Ponadto cechowała go płoL

mienna i fanatyczna miłość do Górnego Śląska”. Z tej miłości już w 1918r. na Konferencji Rad Górnośląskich, orędował za niepodległością Górnego Śląska. W tym samym roku, w listopadzie powołał rybnicki Komitet Górnośląski, który postulował utworzenie niepodległej Republiki Górnośląskiej. Z czasem, kiedy dążenia narodowościowe i niepodległościowe Ślązaków zaczęły kształtować się coraz bardziej, Ewald Latacz był zadeklarowanym, skrajnym separatystą domagającym A

się niepodległości. Pod hasłem „Górny Śląsk dla Górnoślązaków” wraz z przywódcą mniej radykalnych autonomistów Hansem Lukaschkiem przybył do Wrocławia poinformować o dążeniach separatystów do powołania Republiki Górnośląskiej oraz zażądał bezzwłocznie nadania szerokiej autonomii kulturalnej i administracyjnej w ramach Górnego Śląska. Centralna Rada Ludowa przystała na jego warunki, proponując mu stanowisko komisarza na Górnym Śląsku. Kiedy jednak okazało się, że Latacz, chce absolutnej niezależności swojego stanowiska, a także swobody w dobrze współpracowników – pertraktacje zostały zerwane. Na początku 1919r., Latacz był jednym ze współzałożycieli Związku Górnoślązaków-Bund der Oberschlesier. Swoje niepodległościowe aspiracje publikował w gazetach „Oberschlesische Zeitung”i „Oberschlesische Kurier”, za co trafił do więzienia, ponieważ, zgodnie z obowiązującym w ówczesnych czasach prawem, postulat Republiki Górnośląskiej został uznany za zdradę stanu. Ci którzy myślą, że pobyt w więzieniu złamał jego górnośląskiego ducha – mylą się i to bardzo. O tej niezwykłej postaci dowiecie się więcej w kolejnym numerze Cajtunga. M

Ślůnskie ksiůnżki w hurcie tanij! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe łôsprowki”? „Kamasutra po śląsku”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarniach komplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. U nas razem z kosztami przesyłki wydasz na nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno. Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 złotych – przesyłka gratis. Zamawiać można internetowo na poczta@naszogodka.pl lub telefonicznie 507-694-768. Można też zamówić wpłacając na konto 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 - ale prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego.

Instytut Ślůnskij Godki. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53 *

Asty Kasztana, Ginter Pierończyk - „Opowieści o Śląsku niewymyślonym” to autentyczna saga rodziny z Załęża. Jak się żyło w Katowicach śląskim pokoleniom? Historia przeplatana nie tylko zabawnymi anegdotkami,ale też tragicznymi wspomnieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych zbiorów. 92 stron formatu A-5. Cena: 15 złotych.

„Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdujemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką wyjaśnia najważniejsze różnice między językiem śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem śląsko-polskim i polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena 28 złotych.

* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym.

„Pniokowe Łosprowki” Eugeniusza Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularnego felietonisty Radia Piekary) to kilkadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej śląskiej godce, kierom dzisio nie godo już żoděn, krom samego Ojgena! 210 stron formatu A-5. Cena 20 złotych.

„Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. Cena 60 złotych.

„Kamasutra po śląsku” Richarda Handtucha – do wierszowane, świetnie ilustrowane, fest sprośne, „nasze nojlepsze sztelongi”. 66 stron formatu A-6. Cena 10 złotych.

„Komisorz Hanusik” autorstwa Marcina Melona laureata II miejsca na śląską jednoaktówkę z 2013 roku. to pierwsza komedia kryminalna w ślunskiej godce. „Chytrzyjszy jak Sherlock Holmes, bardzij wyzgerny jak James Bond! A wypić poradzi choćby lompy na placu” – taki jest Achim Hanusik, bohater książki. Cena: 28 złotych.

A


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.