Ślunski Cajtung 10/2012

Page 1

GazeTa Nie TylkO Dla TyCH kTÓRzy DeklaRujĄ NaRODOWOŚĆ ŚlĄskĄ

CzsOPismO GÓRNOŚlĄskie

Poleku ale do przodu

G

dy słyszę od różnych polskich nacjonalistów, że autonomia to nasze niedoczekanie, że o uznaniu narodowości i godki mamy zapomnieć – to tylko się uśmiecham. Bo przypominają mi się wówczas słowa Jacka Kuronia, że jeszcze w 1985 roku nie wierzył, że za jego życia komuna padnie – a minęły zaledwie cztery lata i było po niej. Tak bowiem dzieją się procesy historyczne, społeczne. Poleku, ale do przodu. Najpierw napięcie narasta, choć pozornie nic się nie dzieje, a potem naraz bańka pryska i zmiany zachodzą błyskawicznie. Dlatego wiem, że kiedy raz ten nacjonalistyczny opór trochę puści, gdy w Polsce do władzy dojdą ludzie o szerszych horyzontach, to za jednym zamachem Śląsk dostanie autonomię a Ślązacy uznanie swojej godki i narodowości. I ciekawi mnie, czy wtedy w Rybniku po raz kolejny zmienią się rocznice tamtejszego ogólniaka, już nie niemieckiego i choć wciąż polskiego to jednak autonomicznego, śląskiego. Ciekawi mnie, czy wtedy tak dobrze poradzimy sobie z naszą, autonomiczną już, służbą zdrowia, z naszymi kolejami – a przede wszystkim jak autonomiczny Śląsk będzie wyglądał w epoce zmniejszającej się ilości mieszkańców. Czy będziemy zazdrośnie strzegli naszej ziemi, aby była jak najbardziej ślůnska, czy też po rzeszach goroli z Kielc, Suwałk, Rzeszowa nasze miasta zaludnią nowi gorole, z Wietnamu, Chin, Afryki. O dniu dziejszym wyludniających się miast, o kolejach śląskich, o tym, jak oszukiwani jesteśmy przez NFZ, piszemy w tym numerze najobszerniej. A w zasadzie nie – najobszerniej piszemy o naszych śląskich nekropoliach. No ale koło 1 listopada trzeba się zadumać nad tymi, którzy odeszli. A którzy tworzyli wspaniały wielokulturowy i wielonarodowy Śląsk. Po tej wielokulturowości pozostał nasz język, z przeplatającymi się słowami i gramatyką słowiańską i germańską. Dziś wyroiło się od pseudo-ekspertów tego języka i trzeba powołać ciało, które będzie w stanie orzekać, co jest po śląsku a co nie jest. Oby byli to jednak mówiący po śląsku praktycy, a nie teoretycy, jak w tzw. Komisji kodyfikacyjnej. O tym piszemy na stronie 10. Tam też dowiecie się, kim był Brüning i dlaczego uważamy go za lepszego patrona bytomskiego ronda, niż Lecha Kaczyńskiego. Brüning reprezentował to, co nam Ślązakom bliskie: brak kumoterstwa, kolesiostwa, ideologii, spiskowych teorii, za to ciężką pracę i realizowanie dalekosiężnych koncepcji. Kaczyński dużo mówił o patriotyzmie, a Brüning po prostu budował Bytom. Więc kto zasługuje, aby w Bytomiu mieć swoje rondo? DaRiusz DyRDa

NR 10 PaŹDzieRNik 2012 NR iNDeksu 280305 CeNa 1,50 zŁ (8% VaT)

Refleksja na 1 listopada

Przechodzimy obok nich codziennie, nie mając pojęcia o ich istnieniu. W niektórych z takich miejsc zamiast pamiątkowych tablic stoi śmietnik. A przecież tam kiedyś, nawet całkiem niedawno rozgrywała się czyjaś wielka tragedia. Śmierć. Obóz w Świętochłowicach na Zgodzie czy w Oświęcimiu to tylko tak zwany wierzchołek góry lodowej. Liczby pomordowanych Ślązaków są przerażające, a każda z tych liczb kryje pod sobą śmierć kogoś kto mógł być i nam bardzo bliski.

1

MATER DOLOROSA

listopada odwiedzając cmentarze wielkie – jak bytomską Mater Dolorosa – pomyślmy też o tych zapomnianych. O miejscach śląskiej martyrologii. Na przykład leśna droga relacji Tychy- Kobiór. Albo fabryka papieru w tyskim Czułowie, gdzie 27 stycznia 1945r. Niemcy poddali się Ruskim – efektem było 300 rozstrzelanych Ślązaków. Można wymieniać długo: Cmentarz Wojskowy w Siemianowicach, leśny cmentarz Mysłowice-Kosztowy -313 zamordowanych Ślązaków. Obóz koncentracyjny w Mysłowicach odebrał życie 2217 Ślązakom, wszystkie ciała wywożone były do

zbiorowych grobów na ulicę Mikołowską. To właśnie tam stoi wspomniany na wstępie śmietnik. Opowieści naszych dziadków przywracają o zawrót głowy. Jedni wolą zapomnieć straszny koszmar dzieciństwa, kiedy podglądali przez dziurkę od klucza jak piekarz, rozwożący rano chleb, po zmroku tym samym zaprzęgiem przewoził ciała zmarłych do zbiorowych pochówków. Inni zacierają ślady strasznej zbrodni, by nie wydawała się aż tak straszna. To dlatego oddawano w ręce rodzin z obozów pracy, chorych, nieprzytomnych, połamanych i zagłodzonych, by

sławik zamiast lenina

Od 15 października rybnicki Zespołu Szkół Budowlanych nosi imię Henryka Sławika, wybitnego Ślązaka, który jest bohaterem trzech narodów. I to tylko przy założeniu, że Ślązacy narodem nie są. Bo w przeciwnym razie czterech.

P

ochodzący z podrybnickiej Szerokiej Sławik zasłynął w międzywojennej RP jako brawurowy lewicowy dziennikarz, który schodził szybem wentylacyjnym do strajkujących na Nikiszu górników, aby relacjonować ich strajk. Był znanym z prawości posłem autonomicznego Sejmu Śląskiego. Ale prawdziwą, nieprzemijającą sławę uzyskał dopiero za swoją działalność w czasach wojny. Jako polski dyplomata stworzył na Węgrzech

całą organizację pomocy Żydom, zwłaszcza dzieciom, dla których, jako dla polskich, zorganizował sieć domów dziecka. Uratował więcej ludzkich istnień, niż osławiony filmem Schindler. Ale na końcu złapany, został powieszony przez hitlerowców w sierpniu 1944 roku. Jest bohaterem narodowym Izraela i Węgier. Rybnicka szkoła jest trzecią na Śląsku (i w Polsce), nazwaną imieniem Sławika. Dwie wcześniejsze są w Szerokiej i Katowicach. W PRL-u szkoła ta nosiła imię Lenina. Jak widać patron ideologiczny, który z Rybnikiem, Śląskiem nie miał nic wspólnego – przeminął. Warto o tym pamiętać, gdy zastanawiamy się, kogo uhonorować: znaczącą postać miejscową czy przywódcę narodowego, ideowego, religijnego. Bo gdy odejdą lub spowszednieją ich idee, to i sam patron stanie się mało atrakcyjny.

obniżyć dane statystyczne zgonów w obozie. Są i tacy którzy pamiętają, zapomnieć nie chcą i czują się w obowiązku przekazać prawdę dalej. Dziś o zapomniane przez wszystkich miejsca spoczynku naszych przodków troszczy się Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, ale ona często stosuje antyślaski klucz. A ponadto Stowarzyszenie Ślůnsko Ferajna, a także młodzież z Gimnazjum nr 6 w gliwickiej Sośnicy. Może i Ty, czytelniku, 1 listopada zapalisz znicz na masowym śląskim grobie? No bo jeśli nie będziemy tego robić my, to kto? Ola smOlak

Nadzwyczajny zjazd sONŚ Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej szykuje się do swojego pierwszego zjazdu. Podejmie on między innymi decyzje, co do rozwijania lokalnych struktur prężnie rozwijającej się organizacji oraz innych zmian w statucie. Nadzwyczajny Zjazd – w którym będą mogli wziąć udział wszyscy członkowie SONŚ – odbędzie się w sobotę, 15 grudnia 2012 roku w Rudzie Śląskiej.


2

PaŹDzieRNik 2012 R.

Żenił się na Marszu Autonomii

21 października – ponć autonomistůw na Anaberg

W

ostatnią sobotę września odbył się Rybnicki Marsz Autonomii – tutejsza wersja katowickiej imprezy. Rybnicki Marsz jest wprawdzie mniejszy, w jego trzeciej edycji wzięło udział około 250 osób, ale rokrocznie ich przybywa. Maszerują głównie mieszkańcy Ziemi Rybnickiej, ale były też zorganizowane grupy z Katowic, Mysłowic, Pszczyny. Maszerowano – już tradycyjnie – z banhofu na rynek. Radosny tłum wiwatował, skandował „Autonomia jest wspaniała, Śląsk syty i Polska cała” i tym podobne. Pozdrawiał też przechodniów. A tych najbardziej zaciekawiała Młoda Para, idąca w Marszu. Był to Paweł Niewiadomski, wiceprzewodniczący katowickiego koła RAŚ, wraz z tego dnia poślubioną żoną, Magdą. Chociaż Magda z pochodzenia jest Małopolanką, w pełni popiera idee RAŚ, poznała się z Pawłem na imprezie autonomistów. - Więc cóż w tym dziwnego, że cały Marsz był naszym orszakiem weselnym – śmieje się Paweł. Podczas wiecu po Marszu wystąpił lider RAŚ Jerzy Gorzelik. Mówił: - Apelujemy do naszych posłów ze Śląska oraz całego Sejmu Rzeczypospolitej o dojrzałą debatę o autonomii Sląska. Oprócz przemówień była też wystawa poświęcona przedwojennej autonomii, a do bajtli na rynku – szkloki.

P

Czy z czasem oprócz nazw polskich i niemieckich pojawią się też śląskie?

Z niezwykle ciekawą inicjatywą wystąpili działacze śląskich organizacji na Opolszczyźnie. Chcą przypomnieć, że na Górnym Śląsku oprócz nazw polskich i niemieckich występują także nasze własne, śląskie. I w miejscowościach tych postawić tablice przypominające ich nazwy.

P

ierwsza zmiana następuje we wsi Większyce. W postawionym banerze ze śląską nazwą zniknie polska litera „ę”. Skirz tego, co to do nos zawżdy były „Wiekszyce”. Kolejny jest Cisek.Bo naszěmu to niě je żoden Cisek, inoś Czyszki. I taki miano bydzie na banerze. – Pomogymy postawić tabula wszandy, kaj ludzie bydom tego chcieli – pado Pyjter Długosz, jeden ze liderůw RAŚ-a a SONŚ-a. Długosz dodaje też, że dowodem zainteresowania ludności miejscowej będzie to, iż te tablice będą zawsze stawiane na pry-

Ś

Internetowo gra po ślůnsku

lůnsko godka wchodzi w coraz nowe sfery życia, nie tylko codziennego, ale też sztuki i rozrywki. Mamy już po śląsku książki, komiksy, filmy animowane, mamy zaczątek śląskiego Internetu. A teraz przyszła koje na grę komputerową. Otóż oprócz polskiej wersji gry Euro Truck Simulator 2 dostępna będzie także śląska. Tak przynajmniej informuje na swojej okładce wydawca, firma CD Projekt. Co ciekawe, firma wcale nie jest ze Śląska, ale z Warszawy. Widać tamtejsi informatycy, lepiej od polityków, wiedzą, jak zaoferować swój produkt Ślązakom.

Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską Gazeta prywatna, wydawca Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: poczta@naszogodka.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Promedia, Opole Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.

ielgrzymka na Górę Świętej Anny to już październikowa tradycja śląskich autonomistów. Odbywają ją w niedzielę przypadającą obok dnia patronki Śląska, świętej Jadwigi. Tym razem msza, która odbyła się w tamtejszym sanktuarium była w intencji pomyślności dla wszystkich mieszkańców Górnego Śląska oraz w intencji członków i sympatyków Ruchu Autonomii Śląska. Piěrszo ponć RAŚ-a na Anaberg była we 1997 roku, kiej poświěncono fana organizacje. Latosio ponć była szternosto. - Momy trefy na Anabergu skirz tego, co to je świetno gůra Ślůnzokůw. Była placěm walk miědzy braciami za wojny domowěj, a była těż placěm rzěkanio o pojednani miěndzy Ślůnzokami, Polokoma a Niemcami. Trza też przydać, co nasz tref na ponci ni mo akcentůw politycznych, je trefem inoś religijnym – pado Pyjter Długosz, szef RAŚ-a na opolskij tajli Wiěrchnigo Ślůnska. W kontekście tych czternastu pielgrzymek śmieszyć muszą słowa wicewojewody Piotra Spyry, który twierdzi, że RAŚ odcina się od wartości chrześcijańskich. To raczej pan wicewojewoda odcina się od wiedzy na temat organizacji, o których się wypowiada.

Nie dajom przepomnieć ślůnskij mian O

14 październik – rocznica weimarskiej autonomii

watnych posesjach – a nie w pasie ruchu drogowego. Warto inicjatywę tę rozszerzyć także na województwo śląskie. Bo nie tylko miejscowości, ale w każdym mieście Polska poprzekręcała, spolszczyła nazwy naszych dzielnic. Przykład pierwszy z brzegu: w Tychach, zamiast dawnych wsi Paprocyny czy Wartogowiec mamy dziś Paprocany i Wartogłowiec. Warto więc przypominać nasze własne nazwy. I może solidarnie pomagać nam będzie mniejszość niemiecka. Gdyż śląskie organizacje, w imię śląskiej prawdziwości, zawsze wspierały Niemców w ich upo-

minanie się o niemieckie nazewnictwo. A leży ono do dziś niektórym w gardle. PiS awanturuje się, że w gminie Chrząstowice, zamieszkałej w dużej części przez Niemców, na czterech dworcach oprócz polskich nazw miejscowości pojawią się i niemieckie. PiS twierdzi, że to marnotrawienie pieniędzy polskich podatników. Tak, jakby mieszkańcy tych czterech wsi podatków nie płacili. Lokalni działacze PiS chyba też zapominają, że fundusze unijne, tak szybko rozwijające Polskę, pochodzą przede wszystkim z niemieckiej kasy.

ze Śląskiem. No chyba, że wybitnymi ludźmi są ci, o których naucza prof.. Woźniczka a ało znani są ci, o których prof. Woźniczka nie naucza

parciu o ten zapis, że osobą innej narodowości jest ta, który ma lub deklaruje inne pochodzenie niż grupa większościowa, państwa to zamieszkująca – jako wysoki urzędnik państwowy z Katowic natychmiast powinien wystąpić pan do premiera o uznanie Ślązaków nie tylko za narodowość, ale nawet mniejszość narodową. Bo do tego zobowiązała się Polska w traktacie z Niemcami. Przecież ponad pół miliona mieszkańców województwa, w którym jest pan wicewojewodą potwierdziło w spisie powszechnym, że deklaruje inne (śląskie) pochodzenie niż grupa większościowa (Polacy). Więc panie wojewodo, do dzieła!

bchodząc różne rocznice na Górnym Śląsku powinniśmy pamiętać i o 14 październiku. Bo właśnie minęła 93 rocznica podniesienia Rejencji Opolskiej do rangi niemieckiej Prowincji. Oznaczało to uznanie Górnego Śląska za oddzielny Kraj w ramach Republiki Weimarskiej, na równi z Bawarią, Saksonią i innymi niemieckimi landami. To głównie ten akt w wykonaniu Niemców spowodował, że Polacy posunęli się o krok dalej, uchwalając w 1920 roku autonomię dla województwa śląskiego. Warto więc pamiętać i o tej dacie, w przyszłych latach 14 października wieszać ślůnsko, żółto-modro fana.

Homo sapiens pedzioł tak

Prof. Zygmunt WOźnIcZka, historyk, dla Dziennika Zachodniego o zabiegach aby bytomskiemu rondu nadać imię Georga Brüninga: „Niestety często można zaobserwować, że Ruch Autonomii Śląska, który forsuje swoją politykę historyczną, wyciąga z kapelusza osoby mało znane, byle tylko podkreślić na Górnym Śląsku inne niż polskie wpływy.” Panie profesorze, nie potrzeba postaci mało znanych, aby podkreślić inne niż polskie wpływy na Śląsku. Śląskiem władali bądź rządzili sławni królowie czescy i węgierscy, cesarze niemieccy, na Śląsku tworzyli (nie po polsku) nobliści i inni wielcy pisarze, na Śląsku urodziło się lub prowadziło badania kilkunastu naukowców, którzy dostali Nobla a nie byli Polakami. To raczej przez stulecia trudno znaleźć wybitnych Polaków, związanych

PIOtr SPyra, wicewojewoda śląski, przeciwnik istnienia narodowości śląskiej (na swoim internetowym profilu), domaga się uznania Polaków w Niemczech za mniejszość narodową: - Polsko-niemiecki traktat o dobrym sąsiedztwie definiuje to następująco "członkiem mniejszości jest obywatel danego państwa, który ma lub deklaruje inne pochodzenie niż grupa większościowa, państwa to zamieszkująca" i na tej podstawie przyznano status mniejszości Niemcom w Polsce. Panie wojewodo, niech pan jeszcze raz uważnie przeczyta to, co pan napisał. Wo-

marek WójcIk, poseł PO z Katowic, twierdzi, że ma gotowy projekt ustawy o metropolii, ale nie potrafi do niego przekonać szefostwa klubu PO.

- Wypowiadane przez śląskich posłów Platformy Obywatelskiej słowo metropolia jest obierane w Warszawie jako autonomia. Próbuje się z nas zrobić separatystów, tymczasem nam chodzi o stworzenie warunków do jeszcze lepszego zarządzania naszymi miastami. I nawet trudno się dziwić, że poważni ludzie nie chcą w tej Warszawie z panem posłem Wójcikiem gadać. Bo każdy choćby ciut bardziej rozgarnięty w polityce wie, że czym innym jest separatyzm, czyli chęć oderwania się od państwa, a czym innym autonomia, czyli uzyskanie dużej samodzielności w ramach wspólnego państwa. Więc co będą gadali z facetem, który przyjeżdża z regionu o ciągotach autonomicznych i nie rozróżnia tych dwóch pojęć? Rozmawiać z takim o metropoliach, autonomiach, aglomeracjach itd., to po prostu strata czasu. Ale trudno się dziwić, bo kiedy się wejdzie na stronę internetową posła www.marekwojcik.pl, i przeczytać jego życiorys, okazuje się, że życie pana posła zaczęło się gdy miał 17 lat i był wolontariuszem w sztabie wyborczym. Potem już tylko sztaby wyborcze i funkcje partyjne a na koniec – od 2007 roku – poseł. O szkołach ani słowa, więc skąd miałby wiedzieć, co to separatyzm a co autonomia.


3

PaŹDzieRNik 2012 R.

100 złotych dla nich, 3 złote dla nas – sprawiedliwość po warszawsku

zapasowe inoś do Warszawy

O’biecywali, że tak już nie bydzie. O’biecywoł minister zdrowia Bartosz Arłukowicz. O’biecywało szefostwo NFZ, o’biecywały ślůnski posły PO. I co? I psinco! Zaś zostali my bez NFZ… wyciulani. Wyboczom nom to soroński słowo we Cajtungu, nale inaczej juże pedzieć niě idzie! Latoś, drugigo październikowego tydnia, NFZ podzielił swůj Ibryczny Fundusz. O’biecywali, iże terozki juże bydzie sprawiedliwe. A je zaś jak zawżdy. Sprawiedliwie je, coby województwo ślůnski nafasowało chneda tela geltu co Mazowiecki. Bo we mazowieckim je 5,2 miliona na zicherůngu, a u nos 4,6 miliona. Czyli należy nom sie 90 procent tych piniěndzy, kiere dostajom o’ni. Jak do jejch sto milionów, to do nos 90, pra?

jako piěrwyj, tak i tera

Nale ślůnski posły nie robiom nic – za to warszawski robiom. Skirz tego, co hańkejsze lazarety narobiły festelnych długůw, nabrali wszyjstkigo na borg i terozki trza to regulować. Nasze lazarety wirtszaft miały lepszy, bez tuż noża na chyrtoniu niě majom. A i trza przýdać – pisali my o tym we sierpniowym numerze („Nowotworowy skok na kasę”) – że i tak Centrum Onkologie wzieno do swojoj warszawskij centrali o’de ślůnskigo oddziału o’roz 70 milionůw. Tuż wychodzi na to, że Warszawa dostała ekstra 320 milionůw (256 i 70 o’de gliwickij onkologie) a my … nul (64 my dostali, a 70 nom wzieni!). Tuż kożdy, fto niě je za autonomiom, a mu we lazarecie pedzom, iże bydom mieli do niego plac za rok – niěch się wartko kludzi do Warszawy. Bo hań, we lazaretach do kierych je kupa geltu, plac je zarozki! Majom hań na każdego chorego sztěry razy godnij geltu! A fto niě chce do Warszawy, to momy inoś jedna rada: autonomio. (JN, DD)

Nale tak nie było nigdy. We roku 2010 Mazowsze nafasowało 200 milionůw, my inoś 100. Zdowało sie, iże nos potraktowali skandalicznie. A pokozało się, co to dziepiero poczontek. Bo łońskigo roku Mazowsze nafasowało 538 milionůw, to my.. 15. Na kożde 100 złotych do Warszawy – do nos było 3 złote! Na kożdego Warszawioka 90 złotych, na kożdego Hanysa… - 3 złote. To potem były te o’biecanki, że juże nigdy sie to nie trefi. No i momy październik 2012, zaś dzielom Ibryczny Fundusz Jak? Województwo mazowiecki – 256 milionůw, województwo ślůnski – 64 miliony. U jejch na każdego mieszkańca 50 złoty, u nos na kożdego …. 13 złoty. I to je ta nowo, o’biecano sprawiedliwość! I pokozało sie, co we NFZ a ministerstwie o’smolili algorytm przyznowanio geltu. Do podzielenio było 417 milionůw. 290 podzielono nawet sprawiedliwie, na cołko Polska. A te Ze internecu 115 milionůw na koniec dali ekstra Warszawie. Czamu? Bo tak! @zebuliaN Gwoli prawdy za zlikwidowaniem (dokładnie nowelą ustawy uniemożliPo prowdzie wiającą działalność) prywatnych kas – jeszcze gorżyj chorych w 2000r. jak jeden mąż (ale nie stanu) głosowali w sejmie posłowie Ślůnskie posły PO wajajom po pro- WSZYSTKICH klubów AWS:za-159, wdzie, ale nic ze tym niě chcom zrobić. przeciw-0;SLD:za-141 p-1; UW:za-48 pAże żol biere nade ś.p. Barbarom Blidom, 0; PSL:za-22 p-0 itd. W sumie za 393 kiero poradziła welować we Sejmie na- przeciw 2 wstrzymał się 1.Z życzeniami przeciw swojimu klubowi a rzondowi, zdrowia dla wszystkich kiedy těn działoł na szkoda Slůnska.

PrZePOmnIane SłOWa: (Som słowa, kiere tyż mnogi Ślůnzoki przypomniały.My jejch w naszych tekstach spominomy) Ibryczny – zapasowy Nafasować – dostać Zicherůng – bezpieczeństwo Na zicherůngu - ubezpieczony Lazaret – szpital Wajać - narzekać Na borg – na kredyt Wirtszaft – gospodarka Chyr toń - gardło

F

komentarz:

inansowanie systemu opieki zdrowotnej jest w Polsce do luftu. Po pierwsze dlatego, że po raz kolejny pokazano nam, że my jesteśmy kolonia, która ma harować na bogatą metropolię, Jak kiedyś Indie i Ameryka na Anglię, jak kraje arabskie na Francję. Tak dziś my na Warszawę. A przecież najprościej byłoby, gdyby składki zebrane na Śląsku trafiały do Śląskiej Kasy Chorych a te na Mazowszu to Mazowieckiej. No i niechby nawet każdemu województwu zabierano 10 procent dla NFZ – który wyrównywałby szanse tych najbiedniejszych. Na to jednak nie zgodzi się PSL – bo prawda jest taka, że to my trzymujemy setki małych szpitalików w Polsce wschodniej, Przecież nie utrzymują ich tamtejsi mieszkańcy, bo ze składek KRUS to można utrzymać portiera w szpitalu a nie szpital. Dlatego zmusza się nas do utrzymywania ich szpitali i dotowania warszawskich. Ponadto - z nieznanych mi powodów - w Polsce wciąż ubezpieczenia emerytalne i rentowe są wrzucane do jednego wora ze zdrowotnymi. Przecież to zupełnie dwie inne sprawy. Równie dobrze do wora o nazwie ZUS można by wsadzić też ubezpieczenie OC samochodu i ubezpieczenie mieszkania. Też nie mają z pozostałymi nic wspólnego. I po co nam ten drogi pośrednik – ZUS? Czy nie byłoby prościej, gdyby składki zdrowotne trafiały bezpośrednio na konto kasy chorych (NFZ)? Niech już będą obowiązkowe, ale niech wiem, że płacąc ubezpieczenie zdrowotne płacę naprawdę zdrowotne, a nie rentowe, emerytalne. I wtedy, gdy w każdym województwie zostaną składki zdrowotne mieszkańców tego województwa – wtedy zobaczymy, ile pieniędzy mamy my, a ile inne województwa. Jednak do tego chyba jednak potrzebujemy autonomii. jOaNNa NORas

jubileusz i liceum Ogólnokształcącego w Rybniku ukazuje jak w soczewce problemy polskiego dyskursu publicznego i polskiej historiografii.

komiczna rocznica

O przygotowaniu do obchodów dziwacznego jubileuszu rybnickiego ogólniaka pisaliśmy już przed miesiącem. jubileusz się odbył a co więcej, stał się atakiem na prawdziwą historię Śląska. Dyrektor szkoły (niech imię jego będzie zapomniane) zamiast mówić o jego historii, skupił się na ataku na tych, których śmieszy ten jubileusz.

torem Uniwersytetu Wrocławskiego, świętowałby jego 67 lat (od 1945) chociaż uniwersytet szczyci się kilkuset-

wet szkół podstawowych z mniejszych miejscowości, które już dawno porzuciły propagandę, że przed rokiem 1922 na Górnym Śląsku nie było nicze-

T

ych, którzy podkreślają, że szkoła ma przecież znacznie więcej lat niż 90. Że skończyły ją wybitne osoby, jak chociażby kardynał Kominek czy abp Gawlina, a obaj chodzili tu… zanim jeszcze szkołę powołano. Bo wcześniej, niż przed 90 laty. Sęk w tym, że dla dyrektora szkoły niemiecka historia się nie liczy, placówka, której on szefuje powstała w 1922, gdy szkołę, wraz ze Śląskiem, przyłączono do Polski. I nie przejmuje go nawet to, że Polska w 1922 roku tej szkoły nie powołała – no bo po co powoływać coś, co istnieje? Zapewne gdyby był rek-

letnią historią. Większość szkół na Śląsku problemów z własną historią nie ma. Dotyczy to na-

go za wyjątkiem bandy niewyedukowanych dzikusów, biegających w skórzanych

majtkach i oświeciła ich dopiero Rzeczpospolita. Dziś nasze szkoły umieją się szczycić swoją historią w czasach, gdy w Polsce standardem był analfabetyzm. Problem nieznajomości (a raczej niechęci do nauki) w własnej historii dotyczy dosłownie kilku szkół, w większości liceów. Nie byłoby nic dziwnego, gdyby problem z odkryciem własnego dziedzictwa miał szpital lub dworzec kolejowy wszak trudno wymagać od lekarzy czy maszynistów doktoratu z historii. Dziwnym jednak trafem zarówno służba zdrowia, jak i kolej dawno już przeszły swoją katharsis i nie biją w dzwony na trwogę, gdy ktoś mówi, że mają więcej, niż 90 lat. Przykłady z rybnickiego podwórka to oczywiście Szpital dla Psychicznie i Nerwowo Chorych oraz hucznie obchodzona kilka lat

temu 150. rocznica powstania linii kolejowej Katowice - Racibórz. Do dyrekcji rybnickiego ogólniaka nie przemawiają żadne argumenty merytoryczne. Nie, bo nie. Nie i koniec. Nie świętujemy rocznicy powstania szkoły, świętujemy 90 lat i koniec. A kto twierdzi inaczej, tego wyśmiejemy i oczernimy. Brakuje nam ważkich argumentów? Nasze stanowisko razi niezgodnością z historycznymi faktami? Nie szkodzi, uciekniemy się do inwektyw i emocji. Wyśmiejemy tych, którzy uważają inaczej i wyzwiemy od "rozdawaczy szkloków". Publicznie. Nie daliśmy obrażonym możliwości odpowiedzi, bo nie zaproszono ich na obchody? Trudno, sami sobie winni. Mogli mówić tak, jak chce dyrekcja polskiego liceum, a nie dociekać prawdy. Fujary jedne. A dotyczy to głównie Pawła Poloka, działacza RAŚ i absolwenta tej szkoły, który protestował przeciw takiemu jubileuszowi. jaN POPCzyk, aDam mOĆkO

Paweł Polok:

Cóż komentować, wypada się cieszyć, że większość placówek oświatowych zna i rozumie swoją historię. Pytam tylko: IV LO im. A. Mickiewicza w Warszawie chlubi się historią trwania od roku 1897. Czy to oznacza, że są antypolscy, bo hołdują rosyjskiemu epizodowi w swej historii? Pytanie chyba jest retoryczne. A może nie.


4

PaŹDzieRNik 2012 R.

Przekręty z przewozami

Spółka Przewozy Regionalne przestanie jeździć po śląskich torach w grudniu. Jej obowiązki przejmą w całości należąca do województwa Koleje Śląskie. Zważywszy na to, co dzieje się na torach, trzeba powiedzieć: nareszcie. Nareszcie warszawski przewoźnik przestanie niemiłosiernie doić nasz śląski budżet.

gionu. Czyli przerzucić do nas część maszynistów z sąsiednich województw. A jeśli tego nie zrobiła, to jej się od nas pieniądze nie należą. A oprócz tego tej epidemii powinna się przyjrzeć sama firma, ZUS i prokuratura. Bo o ile strajk jest rzeczą legalną, o tyle oszustwo – nie. A ponad wszelką wątpliwość mamy tu do czynienia z oszustwem na dużą skalę. Owszem, trzeba współczuć maszynistom, którzy nie dostali wypłaty. Owszem, można zrozumieć, gdyby zastrajkowali. Ale ucieczka na L-4 jest zwyczajnym świństwem wobec całej reszty mieszkańców regionu. Mamy nadzieję, że żaden z tych maszynistów nie znajdzie zatrudnienia w Kolejach Śląskich. Bo to zachowanie kompletnie sprzeczne ze śląskim pojmowanie swoich obowiązków!

T nie po śląsku

I

najwyraźniej warszawska spółka jest tak wściekła, że nie potrafi rozstać się z klasą. Potwierdzeniem to, co działo się na torach w drugiej dekadzie października. Przewozy Regionalne twierdząc, że nie dostały od województwa należnych pieniędzy, naraz przestały realizować połączenia. Rzecz o tyle kuriozalna, że poprzednie wpłaty od marszałka nie zostały rozliczone, a umowa między województwem a Przewozami Regionalnymi… wygasła w połowie roku. Mimo tego województwo nie uchyla się od zapłacenia za usługi, ale tylko te rzeczywiste, a nie „po uważaniu”. Jednak mimo tego marszałek awansem wpłacił przewozom na początku października ponad 20 mi-

Napisali w internecu:

lionów. A pociągi nadal nie jeździły.

Nie płacą śląskim pracownikom Przewozy Regionalne bowiem, nie otrzymawszy (jak twierdziły) pieniędzy od województwa, zaprzestały płacić pracownikom śląskiego oddziału swojej firmy. 1400 osób nie dostało wypłat i trzeba im współczuć. Tylko dziwnym trafem, kiedy nasze województwo hojnie dopłacało do Przewozów Regionalnych w całym kraju – jakoś ci nasi pracownicy premii nie dostawali. A ponad wszelką wątpliwość PR na Śląsku żerowały.

W poprzedniej kadencji samorządu z pieniędzy województwa śląskiego w całości utrzymywano połączenia pomiędzy województwem naszym a sąsiednimi. Do połączeń Katowice-Kraków nie dokładało się Małopolskie, do połączeń Katowice-Kielce nie dokładało się kieleckie. A ogromną część całego polskiego taboru naprawiano w śląskim oddziale, także na koszt naszego województwa. Teraz, gdy województwo temu wyzyskowi powiedziało „dość” – Przewozy Regionalne nie zapłaciły swoim pracownikom, którzy już zresztą i tak są na wypowiedzeniu. No bo Śląski Zakład Przewozów zostaje zlikwidowany. Spora część z nich znajdzie pewnie pracę w Kolejach Ślą-

O tym, jak w Warszawie traktuje się Śląsk, dowodzi konferencja prasowa, zwołana przez Przewozy Regionalne. Chociaż sprawa, której poświęcono konferencję, w całości dotyczy naszego województwa – to odbyła się ona w … Warszawie. Nie zaproszono na nią oczywiście lokalnych śląskich mediów, chociaż to, co dzieje się na naszych torach nie jest ważne dla warszawiaka, a jest dla mieszkańca Chorzowa (redakcja Gońca Górnośląskiego), Rybnika (redakcja Nowin), Bielska (redakcja Kroniki Beskidzkiej), Tychów (redakcja Echa) i wielu innych. Czy oni tam chcą, żeby każda śląska redakcja miała oddział w Warszawie? Oczywiście nie zawiadomiono o konferencji też nas – Cajtunga – czy licznych śląskich rozgłośni radiowych. A może i słusznie, bo kto z nas pojechałby do Warszawy? Bo my, drogi ministrze transportu, nie chcemy o problemach na śląskich torach słuchać w Warszawie. Miejscem na tę konferencję były tylko i wyłącznie Katowice!

NaDiR9 15.10.12, Nie interesują mnie czyjeś problemy, dość mam swoich, natomiast razi mnie łamanie prawa w żywe oczy. L4 przysługuje komuś choremu, na wypowiedzeniu czy nie, z kłopotami lub nie. Mam nadzieję, że żaden z tych maszynistów od lewych zwolnień nigdzie nie znajdzie zatrudnienia, bo za nic mają szacunek wobec swoich klientów - pasażerów. Kolejne zdziczenie w walce o swoje prawa spod znaku p. Dudy. Teraz proponuję otoczyć Urząd Marszałkowski i wypuszczać tylko tych radnych, którzy głosowali za pozostawieniem PR, a resztę sztylem przez łeb, jak pod sejmem. skich, ale to niebawem. Na razie państwowa firma ukarała ich za to, że województwo w którym mieszkają nie chce już z tą firmą współpracować.

Nie ma strajku a nie jeżdżą Chociaż władze województwa nie czują się winne, strajk w takiej sytuacji byłby zrozumiały. Zrozumieliby go też pewnie pasażerowie, co najwyżej z utęsknieniem czekając, kiedy PR znikną z naszych torów, ustępując miejsca Kolejom Śląskim. Sęk jednak w tym, że … strajku nie ma, a pociągi i tak nie jeżdżą. Jak to? Ano tak, że naraz rozchorowało się kilkudziesięciu maszynistów. Wszyscy dostarczyli do PR stosowne L-4. Tylko, jeśli w ogólnopolskiej firmie zapanowała „epidemia” kolejarzy, to firma powinna dokonać takich roszad pracowniczych, aby skutki nie dotykały jednego re-

Marszałek województwa Adam Matusiewicz mówił, że nie można potępiać w czambuł tych maszynistów. Bo jeśli wiedzieli, że spółka ma dla nich pieniędzy, a stosuje unik, żeby ich nie zapłacić, to trudno się dziwić ich reakcji. Ale pochodzący z Małopolski marszałek najwyraźniej nie do końca rozumie, czym jest śląski etos pracy – albo też wie, że ten etos został już u nas zastąpiony brakiem etosu, który zjawił się tu wraz z przybyszami z całej Polski. Pan marszałek nie rozumie, że według Ślązaka niezadowolony pracownik może zastrajkować – ale nie może oszukiwać, że jest chory. I ciekawi nas, czy ci kolejarze oraz wystawiający zwolnienia lekarze odpowiedzą za swoje oszustwo. Kolejarze pewnie tak – bo ich Koleje Śląskie nie zatrudnią. Ale wystawiający lewe zwolnienia lekarze?

spółka dojąca region Ale cała ta sytuacja pokazuje tylko, jak to dobrze, że nasze województwo uwolniło się od spółki Przewozy Regionalne. Powstała ona w 2008 roku, w ramach dzielenia PKP na liczne spółki. Udziały w PR otrzymały wszystkie województwa. Nasze, mające bardzo dobrze rozwiniętą sieć kolejową otrzymało aż 9,2% udziałów w PR. Za tymi udziałami poszły i koszty – bo przecież transport kolejowy (podobnie jak autobusowy) jest dotowany przez samorządy. Poszły też teoretycznie i pieniądze – bo województwo na PR otrzymuje rocznie około 25 milionów. Tyle, że kiedy policzyć koszty okazuje się, że do przewozów kolejowych nasze województwo dokłada rocznie nie 25 lecz aż 150 milionów! I kiedy się przyjrzeć wydatkom PR (jak zrobił to wicemarszałek Jerzy Gorzelik) , to okazuje się, że tymi pieniędzmi płaciliśmy za naprawę całego taboru spółki, tymi pieniędzmi płaciliśmy za przewozy do innych województw. To dlatego zarząd województwa zdecydował w czerwcu, że umowę z PR trzeba zakończyć, a wożenie pasażerów po śląskich torach powierzyć własnej firmie: Koleje Śląskie. I może to nawet lepiej, że Przewozy Regionalne odchodzą w atmosferze skandalu. Na koniec pokazały nam czego możemy się spodziewać, kiedy państwowa warszawska, centralna firma działa u nas. A możemy się spodziewać jedynie tego, że zawsze będą nas wykorzystywać, wyzyskiwać, rolować a czasem wręcz oszukiwać. Czyli pokazywać, że jesteśmy jedynie ich kolonią!


5

PaŹDzieRNik 2012 R.

zmiana sił - co to znaczy dla Śląska?

Pis przeskoczył PO

Po raz pierwszy od 2006 roku Prawo i Sprawiedliwość przeskoczyło w sondażach Platformę Obywatelską. Jeśli ta tendencja się utrzyma, w parlamencie wybranym w 2015 roku PiS będzie mocniejszy niż dziś. Co to oznacza dla dążeń o śląską autonomię, uznanie o język i narodowość śląską?

wic i Sosnowca, Zabrza i Dąbrowy Górniczej, a za to bez Rybnika, Żor – to raczej dalsze niszczenie tożsamości regionu niż dbanie o niego. Tak więc PO nic dla nas nie robi – no może poza przymykaniem oka na propagowanie prawdziwej historii Śląska przez instytucje podległe Jerzemu Gorzelikowi. Chociaż i tak co chwila wybucha o to w urzędzie marszałkowskim polityczna wojna.

T

ak najprościej można by powiedzieć, że nic. PiS wprawdzie alergicznie reaguje na wszystko, co ślůnskie, ale i Platforma Obywatelska udowadnia, że nie zamierza dla Ślązaków nawet ruszyć palcem. Owszem, pozostaje w sojuszu wojewódzkim z RAŚem, owszem, ustawę o języku przygotował poseł PO Marek Plura, a poparli ją posłowie PO z naszego regionu, Plura przyznaje się też do narodowości śląskiej. Owszem, swoje przywiązanie do idei autonomii wielokrotnie deklarował też Donald Tusk, zanim został premierem. Ale…

Czyny przeczą słowom

Nie tylko kaczyński

Ale nie przekłada się to na żadne skuteczne działania dla Śląska. Tyle chociaż dobrze, że PO nie zamierza też uchwalać Metropolii Silesia, chociaż śląscy posłowie tej partii obiecywali ją w sto dni po wyborach. Nawet bajdurząc, że tego chcą mieszkańcy regionu. Podczas gdy Metropolia Silesia, wspólny twór miejski Kato-

Ale Platforma Obywatelska przynajmniej oficjalnie nie widzi nic złego w poczuciu odrębności Ślązaków. Inaczej, niż PiS. A przynajmniej PiS pod rządami Jarosława Kaczyńskiego. Rozmawiając bowiem z działaczami tej partii na Górnym Śląsku, nietrudno stwierdzić, że wielu z nich (może więcej niż w PO) poczuwa się

do narodowości śląskiej i chętnie by popierało język śląski. Sęk jednak w tym, że boją się gniewu Wodza. Dopóki więc w PiS rządzi Kaczyński, dopóty będzie to partia skrajnie antyśląska. A gdyby zabrakło Kaczyńskiego? Ci ślůnscy działacze PiS przekonują, że wtedy stosunek ich partii do naszego regionu się zmieni. Ale to raczej mało prawdopodobne - gdyż prym w PiS wiodą polscy narodowcy (sami nazywający się patriotami), którzy podzielają opinię

Zmartwychwstanie – i na żadną dyskusję z dogmatem się nie godzą. Dlatego aktywność tej partii jest dla Śląska szkodliwa.

Walka o prawicowy elektorat

? szefa na śląskie tematy – co potwierdzają wypowiedzi choćby posłanki Doroty Arciszewskiej czy posła Marka Asta. Niewielka grupka posłów ze Śląska znaczy tam jeszcze mniej, niż w PO. Tak więc to raczej programowy polski nacjonalizm, niż sama osoba Kaczyńskiego, powodują, że PiS (podobnie jak Solidarna Polska) zawsze będą antyślůnskie. Tam obowiązuje i zawsze obowiązywać będzie dogmat o powrocie do macierzy ludu górnośląskiego, który przez stulecia zachował polskość. Oni w to wierzą, tak jak w

Sęk w tym, że dogmat ten podziela ogromna, ta konserwatywna część polskiego społeczeństwa. To ona przesuwając się pomiędzy jednoznacznie prawico-

wym PiS-em a centroprawicową PO decyduje, która z tych partii w danym momencie jest silniejsza. Dziś PiS odbiera Platformie wyborców, a to oznacza, że PO usztywni swoje stanowisko w sprawach śląskich. Będzie to jeden z elementów odzyskiwania prawicowego elektoratu. Zresztą już jest, co widać po ostatnich zachowaniach polityków PO w województwie. Coraz częściej to oni (marszałek województwa Adam Matusiewicz, poseł Marek Wójcik) mylą dążenie do autonomii z separatyzmem. Bez wątpienia

mylą celowo, podlizując się polskim nacjonalistom. Postawa prezydenta Bronisława Komorowskiego, senator Marii Pańczyk i wielu innych potwierdza jedynie ten antyślůnski kurs PO. I będzie on trwał przynajmniej tak długo, dopóki partia ta nie poczuje się znów pewnie. Może wtedy – ale dopiero wtedy, PO zdecyduje się zrobić coś dla Śląska. A może też nie.

slD, Psl, RP

Pozostali gracze na politycznej scenie mają na razie niewielki wpływ na nasze sprawy. Ale też nie bardzo możemy na nich liczyć. SLD programowo odmienne od PiS, jest jednak tak samo polskonacjonalistyczne, co wyraźnie pokazali politycy tej partii w dyskusji na temat Muzeum Śląskiego. Jeden poseł Zbyszek Zaborowski, który podpisał się pod projektem ustawy o języku śląskim, to trochę mało, by liczyć na SLD. Z ich strony śląskiej sprawy raczej nic dobrego nie czeka.

Chociaż trzeba pamiętać, że to za rządów SLD uznano mowę Kaszubów za odrębny język. Gdybyśmy już wtedy wystąpili o to wraz z Kaszubami, kto wie. Zapewne była szansa dogadać się w tej sprawie z rządem. Tylko wtedy mógł zrobić to tylko RAŚ, a ówcześni liderzy RAŚ programowo brzydzili się lewicą. PSL? Ta partia powoli acz nieuchronnie schodzi ze sceny politycznej, więc jej stosunek do śląskiej sprawy jest mało znaczący. Choć samo Stronnictwo powinno być zwolennikiem federalizacji Polski, bo we wschodnich regionach jeszcze przez lata będzie silne, nawet gdy straci miejsce w Sejmie RP. I takiej partii powinny być na rękę silne regiony a nie silna centrala. No i Ruch Palikota. Jeszcze niedawno można by stwierdzić, że partia ta jednoznacznie popiera śląskie postulaty. Ale wypowiedzi jej polityków po rejestracji Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej oraz zachowanie na komisji sejmowej w sprawie języka śląskiego dowodzą, że poparcie to wcale nie jest takie stuprocentowe. Choć i tak na dziś są jedyną par-


6

PaŹDzieRNik 2012 R.

mater Dolorosa Nasze cměntorze pokazujom, jaki Ślůnsk był bogaty

Chneda kożdy na Ślůnsku zno taki miana, jako Powązki, směntorz Rakowicki w Krakowie, abo tyż kerchofy, kiere leżom poza Polskom: Łyczakowski we Lwowie, abo „na Rosie” we Wilnie. A mało fto zaś sam wiě, iże my těż momy nasze widzane nekropolie. A jedna ś nich, Mater Dolorosa, wybrano trzý roki nazod, na jeděn ze siedmiu architektonicznych ślůnskich cudůw. Sam po grobach widać, jaki to bogaty był piěrwěj region.

M

ater Dolorosa – to je pedzieć po naszěmu „Matka Bolesno” to kerchof Bytomia ze czasůw, kiej było to najważniejsze a najbogatsze miasto Hut (jak ůwdy mianowano ślůnsko aglomeracja przemysłowo). Katowice były jeszcze wsiom, a razěm małym miastěm, a miěndzy Mysłowicami, Glajwicami, Mikołowěm – nojażniejszy był Bytoń. To hań miěnszkała najbogatszo ślůnsko burżuazjo. A kiej pomijali – chowano jejch na Mater Dolorosie. To bez tuż poniekiere groby a grobowce na tym směntorzu som rychtycznymi perlami sztuki. Jeszcze kielanoście lot nazod była schuchrano, nale we 1999 roku redakcjo „Życia Bytomskigo” ciepła hasło, coby Mater Dolorosa retować – no i terozki nasze ślůnski Powązki, witajom nos ale gryfnymi mauzoleumami.

Mauzoleum Ignatza Hakuby, wielgigo ślůnskigo filantropa

Werci sie půńść hań choby skirz tego, coby o’boczyć mauzoleum Ignatza Hakuby. Těn bogaty kupiec ze drugij połowiny XIX storoczo fundowoł stypendia do ślůnskich młodych a těż penzyje do weteranůw wojen ze Rakuszokami a Francuzami. Nojbarżyj trza go ale mieć w zocy skirz tego, co doł festelny gelt na biblioteki ludowe na cołkim Wiěrchnim Ślůnsku. Hakuba fundoł tyż do Bytonia sto lot nazod ZOO a denkmal Fryderyka Wielgigo. Hakuba kamracił ze nadburgemaistrem Bytonia Georgem Brüningiem. To těn polityk – o kierego terozki we mieście je haja – podpowiodał Hakubie na co dać geltu. Som Brüning taki bogaty nie był, mauzoleum ni mioł, bez tuż mo terozki nowy grůb.

Ze Mauzoleum Hakuby może rywalizować inoś wtůre – familie Goetzler. Możne jeszcze bogatsze mieli by magnaty Henckel von Donnersmack, nale ta familia chowali niě na směntorzu, inoś we tumie wele rynka. No a kiej pomijali bytomski Piasty, to Mater Dolorosy jeszcze nie było. Nale na tym kerchofie leżom niě inoś widzane ludzie ze nimieckich czasůw. Je hań pochowany baji Edward Szymkowiak, torman kiery stoł we polskim torze, kiej Poloki na Stadionie Śląskim piěrszy roz wygrali ze Rusami. Leżom hań těż Jan Li-

sprostowanie We poprzednim numerze ukazał się tekst „Baildon nazod na kerchowie”. Pisaliśmy tam o powrocie nagrobku Baildona na gliwicki cmentarz hutniczy. niestety opacznie rozumiejąc wypowiedzi naszych rozmówców oraz ufając publikacji na ten sam temat w Dzienniku Zachodnim, napisaliśmy nieprawdę a ponadto skomentowaliśmy ją.

Nagrobek Baildona, za który przepraszamy stowarzyszenie Metamorfoza

MATER DOLOROSA

C

hodzi o stowarzyszenie Gliwickie Metamorozy i jego prezes Małgorzatę Malanowicz, którzy doprowadzili do renowacji nagrob-

ka Baildona a następnie przywrócenia go na cmentarz hutniczy. Chwaląc ich za to jednocześnie ostro skrytykowaliśmy za zastąpienie oryginalnych niemieckich inskrypcji – polskimi. Tymczasem jest to nieprawda! Owszem, pojawił się na płycie z pleksi polski napis, ale nie zamiast niemieckiego, tylko dodatkowo. Oryginalny jak najbardziej pozostał, a stowarzyszenie Gliwickie Metamorfozy akurat bardzo dba o prawdziwą historię Śląska. Dlatego całe stowarzyszenie a zwłaszcza panią prezes Małgorzatę Malanowicz, serdecznie przepraszamy. ReDakCja

Mauzoleum familie Goetzler

Tu leży dr Georg Brüning - bardzo zasłuzony dla Bytomia burmistrz w latach 1882-1919. Tekst o Brüningu w innym miejscu gazety.


7

PaŹDzieRNik 2012 R.

a a niě Powązki

za Gierka, Jan Mitręga (Ślunzok ze Michałkowic), widzane artysty, naukowce, redachtory.

Niě wiěmy zaś, jaki widzane Niěmce leżom sam, a jaki na Sienkiewicza, skirz tego, co po wojnie potraciły sie stare ksiěngi tych kerchofůw. Nale wiěmy, co po wojnie na Sienkiewicza pochowali baji Zbigniewa Cybulskigo, Jerzego DudyGracza, Henryka Mikołaja Góreckigo, Stanisława Ligonia, Alfreda Szklarskigo, Krystyny Bochenek.

Kiej już padomy o artystach – to najznamienitszy ślůnski poeta, Joseph von Eichendorff, leży na Směntorzu Jerozolimskim we Nysie, na cołkim końcu Wiěrchnigo Ślůnska. Zasie we o’polskij katedrze momy o’statnich ślůnskich Piastůw. DaRiusz DyRDa

PrZePOmnIane SłOWa

Grób Wojciecha Korfantego

sam pogrzebu bez duchownego, inoś ze mistrzem ceremonii. Chocia sam mało sie chowie, bo na Francuskij nowych grobůw ni ma – je jejch tukej 6080, a chowie sie inoś we starych. Sam, na Francuskij leży Wojciech Korfanty i piěrszy ślůnski wojewoda, Józef Rymer. Trocha dali Jerzy Ziętek i wicepremier

P

(Som słowa, kiere tyż mnogi Ślůnzoki przypomniały.My jejch w naszych tekstach spominomy) Kerchof (abo směntorz) – cmentarz Pomijać – odchodzić do wieczności Schuchrać – zaniedbać Rakuszoki – Austriacy Tum – duży kościół Storocze – wiek Wynojdlorz – wynalazca Bildhauer – artysta rzeźbiarz

Naukowce a wynojdlorze

lacůw, kaj leżom szumne Ślůnzoki je toć wiela. Baji na maluśkim směntorzu we lędzińskim zýdlungu Hołdunów (przůdzij Anhalt) leży, chocia ani grobu ni mo, Johann Christian Ruberg, wielgi wynojdlorz, ftory znod przemysłowo metoda wytopu cynku. To skuli tego zaczěny u nos wartko powstować huty, a ku hutom gruby, coby kopać wongiel do tych hut.

goń, ks. Norbert Bończyk a inaksze znane Ślůnzoki. Na Mater Dolorosa leży też kupa widzanych Lwowiokůw, kierzy po wojnie skludzili sie do Bytonia. Bez tuż idzie tyż pedzieć, co Mater Dolorosa je trocha kontynuacjom směntorza Łyczakowskigo.

Katowice takigo kerchofa jak Mater Dolorosa ni majom. Baji skirz tego, co som miastem młodym, ani niě 150 lot. No i niě miały pierwěj takigo centralnego směntorza. Je jejch sam aże 23, a najważniejsze dwa, to ten na drogach Francuskij a na Sienkiewicza. Blank nojważnieszy je těn niědaleko o’de kościoła mariackiego – na Francuskij. Do wojny był po połowinie katolicki a ewangelicki. Terozki we ¾ je katolicki a zaś na ewangelickij tajli chowano je terozki elita katowickij (czasem ateistycznej) inteligencji. Bez tuż na żodnym ślůnskim směntorzu niě o’boczycie tak czěnsto jak

Grób Ruberga jest nieznany. Na cmentarzu przypomina go jedynie tablica na maleńkiej, starej kostnicy.

We Katowicach leży Zbyszek Cybulski, poniekierzy padajom, iże najlepszy polski aktor filmowy.

Zasie na směntorzu we bytomskich Szombierkach leży Karol Godula, Ślůnzok o słowiańskich korzýniach, ze Przyszowic, a jeden ze twůrcůw ślůnskigo przemysłu. Zaś we Gliwicach momy fest interesantny kerhof Hutniczy. Maluśki, nale interesantne je to, co hań ozdoby na grobach som ze żeliwa. Juże u wrůt stoły żeliwne lwy, kiere wyrychtował bildhauer Godfryd Schadow. Sam pochowany je Theodor Kalide – bildhauer wielgi, możne i nojzocniejszy romantyczny we Europie. Inoś nagrobek o’nego Poloki zdewastowały. Wtory, kiery sam leży to John Baildon, chneda idealny růwieśnik Goduli (urodził sie sztěry roki piěrwyj, pomar dwa roki przed Godulom), wielgi twůrca ślůnskigo hutnictwa. Jego nagrobek trafił latoś nazod na kerhoff. Pisali my o tym w poprzednim numerze.


8

PaŹDzieRNik 2012 R.

mniej ważne ilu wyjedzie, bardziej ważne kto

ubywa nas – ale czy to źle?

Ostatnio ciągle słyszymy biadolenie, że naszemu regionowi ubywa mieszkańców. W październiku okazało się, że Katowice, które jeszcze niedawno dobijały do 400 tysięcy – teraz nie mają nawet 300. W perspektywie do roku 2030 województwo śląskie ma opuścić dalszych 800 tysięcy mieszkańców a opolskie 300 tysięcy.

C

iągle słyszymy dyskusję, jak ten proces zatrzymać. I tylko nikt w tych dyskusjach nie zadaje pytania, po co go zatrzymywać? Może wcale nie warto? Może to dobrze, że nasz region się trochę wyludni? Może dzięki temu będzie bardziej NASZ? Górnośląski Okręg Przemysłowy to dziś najgęściej zaludnione miejsce w Polsce i jedno z najgęściej zaludnionych w Europie. Miasto rozciągające się od Żor po Pyskowice i Tarnowskie Góry, od Gliwic po Jaworzno – liczy cztery miliony ludzi i zalicza się do największych w Europie.

aglomeracja - nie tylko 14 miast „metropolii” Bo bzdurą jest, że ta aglomeracja liczy tylko 14 miast, jak chce Metropolia Silesia. Z Rybnika do Gliwic jest raptem 25 kilometrów, a po drodze są miasta Knurów, Czerwionka-Leszczyny. Trudno więc uznać, że Rybnik i te mniejsze miasta leżą poza aglomeracją. Podobnie jak Tarnowskie Góry, do których z Bytomia jedzie się kwadrans. Z Mikołowa można dojechać pod katowicki urząd wojewódzki w 10 minut! Aglomeracją jest więc cały ten teren, i nawet jeśli straci pół miliona mieszkańców nadal będzie największym ośrodkiem miejskim w Polsce i jednym z trzech-czterech wiodących w Europie Środkowej. Pod warunkiem, że będzie to prawdziwe miasto. Bo sęk właśnie w tym, że jak na razie nasz region jedyne co ma z miastem wspólnego – to architektura. W Katowicach, Bytomiu, Tychach – tego wielkiego miasta się nie czuje. To jedynie wielka sypialnia.

miasta bez mieszczan Bo tak właśnie powstały Huty – jak Ślązacy przed laty nazywali Górnośląski Okręg Przemysłowy. W XIX wieku każdego roku zjawiali się tu mieszkańcy okolicznych wsi, szukać pracy w górnictwie, w hutnictwie, w przemyśle. Huty, podobnie jak inne wielkie ośrodki rodzącego się przemysłu, rozwijały się nierównomiernie. Za błyskawicznie rosnącą bazą przemysłową nie nadążała infrastruktura, nie pojawiały się szkoły średnie i wyższe, teatry, muzea. Nie rozwijało się mieszczaństwo. W miastach przemysłowych

Pulsujące Żory

Jedną z ostatnich wielkich budów socjalizmu były Żory. W 1970 roku liczyły 8875 mieszańców a w 1990 zbliżały się do 70 tysięcy. Powstała ogromna górnicza sypialnia ROW-u. Miasto bez jakiegokolwiek stylu. Do 2035 roku mają mieć nieco ponad 40 tysięcy. Co roku emigruje stąd powyżej 500 osób. To głównie górnicy-werbusy wracają w rodzinne strony. Ale czy mamy czego żałować? zdecydowaną większość stanowiła ciężko pracująca klasa robotnicza. Ta śląska miała szczęście rozwijać się w państwie pruskim, gdzie wbrew polskim bajkom, szanowano język miejscowej ludności i jej zwyczaje – wcale nikogo na siłę nie germanizując. Ale też Ślązacy nie kształcili się zbyt szybko. Owszem, powszechnie umieli czytać i pisać w dwóch językach, ale na tym koniec. Szkoła powszechna była zazwyczaj ostatnim szczeblem edukacji, potem do roboty, na gruba, do huty… Podobnie działo się po 1922 roku w II RP, z tą różnicą, że na części przypadłej

bez mieszczan Kiedy mówimy o śląskich miastach musimy sobie jasno zdać z tego właśnie sprawę. Nie ma tu krakowskiego, praskiego czy poznańskiego mieszczaństwa. Nie ma tu śląskiego mieszczaństwa, bo w zdecydowanej większości wyemigrowało w 1945 roku do Niemiec – i nie ma tu dość dużo lwowskiego mieszczaństwa, bo rozrzuciło się po całej Polsce zachodniej, od Bielska-Białej po Szczecin. Zresztą nawet gdyby w 1945 roku całe trafiło do Bytomia i Gliwic – i tak byłoby go za mało, aby tej dużej aglomeracji narzucić swój styl.

mają Hanysy siedzieć cicho, bo są w mniejszości!

kiedy wyjadą – będziemy u siebie Wychodzi więc na to, że aby Ślązacy poczuli się naprawdę u siebie, to ilość mieszkańców regionu musi znacząco spaść. Te śląskie rodziny, które chciały wyjechać za dobrobytem, pojechały już dwadzieścia, trzydzieści lat temu do Niemiec. Na nas – jako się rzekło powyżej – tam czekano. Ci, którzy nie pojechali, widocznie cenili

Wychodzi więc na to, że aby Ślązacy poczuli się naprawdę u siebie, to ilość mieszkańców regionu musi znacząco spaść.

Polsce sporą część niemieckiej inteligencji zastąpiła polska. Zostawmy rozważania, czy dorównywała ona poprzedniej, bo to niewiele ma do rzeczy. Fakt natomiast pozostaje faktem, że w śląskich miastach inteligencji wciąż było niewiele. Zupełnie inaczej, niż w starych, mieszczańskich - w Pradze, Berlinie, Krakowie, Wrocławiu, Dreznie czy Ołomuńcu, by na tych bliskich pozostać.

Najazd werbusów Po 1945 roku … na Śląsk najechały istne hordy. Region, bogaty surowcami, przemysłem i myślą technologiczną, stał się jedyną szansą komunistycznej Polski na industrializację. Ale aby jej dokonać, trzeba było gwałtownie zwiększyć wydobycie, wytop stali, produkcję energii. Do tego trzeba siły roboczej – stał się więc Śląsk miejscem, do którego masowo przyjeżdżali nastoletni polscy półanalfabeci, wśród nich tysiące takich, dla których podstawówka była ponad możliwości intelektualne. W latach 1945-89 ponad milion takich osób wtopił się w śląskie miasta. Z nich śląscy mieszczanie nie powstali i nie powstaną już nigdy. Zjawili się tutaj jedynie z nadzieją na lepsze życie (znaczyło to tyle, i tylko tyle, że bez głodu. Takich zdobyczy jak łazienka się nie spodziewali).

Styl europejskiej austro-węgierskiej burżuazji. Zamiast kresowych mieszczan, zjawiło się w miastach kresowe chłopstwo. A wraz z nim o wiele bardziej zacofane chłopstwo z kongresówki. I kiedy słyszymy, że w śląskich miastach brakuje kultury wysokiej, że o zmroku zamierają, że to sypialnie a nie miasta – trzeba powiedzieć wprost, że przecież nie może być inaczej. Że ludzie ci, nawet jeśli to już trzecie pokolenie żyjące w blokowiskach – nie stali się mieszczanami?

Dziś „goroli” jest więcej Kiedy ostatnie ich fale napływały na Śląsk – za Gierka i Jaruzelskiego – to potężnie fale Ślązaków zaczęły emigrować do Niemiec. Tam czekano na nas z otwartymi ramionami, wiedząc, że mamy wpojony niemiecki ordnung, niemiecki ład, pracowitość. My ze śląskich miast odpływaliśmy, oni napływali. Dziś słyszymy, że autochtoni na Śląsku nie mają za wiele się wymądrzać, bo stanowimy tu mniej, niż połowę populacji. I mają się podporządkować przyjezdnym (w domyśle: Polakom), których jest więcej i | „też są u siebie”. To prawda, są u siebie, bo przecież Stalin podarował Polsce Śląsk. Wprawdzie o tym Stalinie nie wspominają, bo im niezręcznie, no ale tak czy inaczej,

wyżej Hajmat , niż mercedesa, i ważniejsza dla nich była ojcowizna, niż Aldi (fto pamiento jeszcze to wrażenie, kiej sie z PRL-u wchodziło do „aldika”…). Oczywiście, wyrosło od tego czasu nowe pokolenie Ślůnzokůw, i ono może nie podzielać stanowiska ojców, ale obserwując Śląsk odnosi się wrażenie, że jednak młodzież z „gorolskich” rodzin chętniej za chlebem rusza do Anglii, Holandii, Szwecji, niż młodzież hanyska. Czemu i trudno się dziwić – bo przecież werbus ma to we krwi, za chlebem wędrował (na Śląsk) jego dziadek czy ojciec, to i on powędruje. Inaczej niż Hanys. Bo został dziadek, został ojciec, to i ja zostaję. Bez badań socjologicznych można postawić tezę, że Śląsk znacznie rzadziej opuszczają autochtoni niż przyjezdni. Bo ci starsi, dożywszy emerytury, wracają w swoje rodzinne strony, na kielecczyznę, suwalszczyznę, w Bieszczady. na Mazury. Ci młodsi, których żadne korzenie tu nie trzymają – ruszają w świat.

a Ślązacy może wrócą… Tak więc emigracja ze Śląska jest ślůnskiej sprawie na rękę, bo to w głównej mierze nie Ślązacy wyemigrują. A jeśli emigracja przybierze masową skalę, wówczas znacznie potanieją u nas mieszkania, działki – i na Śląsk, na stare lata, wracać będzie śląska emigracja lat 70. i 80. Już po-

woli wracają, ale jest duża szansa, że ten proces przybierze na sile. Wówczas proporcje ludności na Śląsku mogą się zmienić, i znów może będzie tu więcej Ślązaków. Zaś we sklepie bydymy ciekawie blikać niě za tym, kiery godo po ślůnsku, ino za tym, kiery po ślůnsku nie poradzi. Jest oczywiście i druga przyczyna wyludniania się Śląska. To ujemny przyrost demograficzny, mniej się nas rodzi, niż umiera. I dopiero ta tendencja – a nie emigracja ze śląskich miast - jest niepokojąca. Ale ona dotyczy całej Europy i w skali Śląska przezwyciężyć jej się nie da. Wynika bowiem z europejskiego modelu rodziny. Nie zaś z biedy – bo dotyczy w takim samym stopniu jak nas, bardzo bogatej Szwecji. Bo i u nas wielodzietne rodziny częściej są w środowiskach biednych niż bogatych.

Nieważne ilu, ważne jacy Pozostaje tylko pytanie, co dalej, gdy już śląskie miasta zaczną pustoszeć. Gdy pozbędziemy się balastu tych, którzy nigdy duszą nie należeli do śląskiego miasta. Owszem, konieczne jest szukanie pomysłów, jak później znów śląskie miasta ożywić, jak nadać im europejski rozmach, jak nadać im nowoczesny styl. Styl z jednej strony przyjazny seniorom (tym, którzy mają na stare lata wrócić tu z droższych Niemiec) – z drugiej studentom i artystom. Bo nietrudno zauważyć, że tam, gdzie dobrze żyje się artystom i studentom, ciągną też wszyscy inni. Ale to nie ma nic wspólnego z demografią. Katowice były obrzydliwe gdy miały niemal 400 tysięcy mieszkańców, a mogą być piękne mając 250 tysięcy. Tychy żeby były wspaniałym miastem nie muszą mieć 130 tysięcy, bo lepiej mieć 80 tysięcy, a prawdziwych mieszczan, nie zaś blokersów. Podobnie Ruda, Rybnik, Bytom. Nie bójmy się, że liczba mieszkańców w nich spadnie. Bójmy się jedynie o to, że wyjadą nie ci, którzy powinni. I nie martwmy się. W swojej historii Śląsk tracił już nawet czterdzieści procent ludności. Teraz jest mowa o utracie zaledwie 10 procent. maGDaleNa PilORz


9

PaŹDzieRNik 2012 R.

PISANE ZA BRYNICĄ

i żadna sitwa…

G

dybym dzisiaj nie przeczytała projektu ustawy o ochronie praw lokatorów, to nie zdecydowałabym się na pisanie o Georgu Brüningu, o którym jest ostatnio na Śląsku głośno. Szanowni Państwo, projekt ustawy o ochronie praw lokatorów zakłada wyzbywanie się z mieszkań komunalnych lokatorów, którzy przekraczają tzw. metraż – co oznacza wywalenie z ich mieszkań wdów, bo po 40 latach w mieszkaniu i

wieczór, kiosk był zamknięty, kierowca nie miał biletów... Znalezienie pracy bez znajomości wymaga samozaparcia i dużych oszczędności, gdyż może to potrwać kilka miesięcy, szczególne w jakiejś samorządowej instytucji. Konkursy są ustawiane, tak samo jak przetargi. Nie ma opcji, że na jakimś etapie swej życiowej pomysłowości i zaradności nie natrafimy na mus poszukania znajomych, ewentualnie „znajomych znajomych” lub „znajomych

śmierci męża metraż mają za duży! To też wywalenie zaradnych osób, które sobie zaadoptowały stare strychy i stworzyły z nich piękne apartamenty. Takie metody stosowano za Bieruta. Nie wdając się w szczegóły, jak Państwo myślicie, w jaki sposób te mieszkanie komunalne „odebrane” byłyby na nowo przydzielane? Otóż to będzie jeden z tych przypadków, kiedy wartością samą w sobie okaże się znajomość z jakimś ważnym urzędasem z urzędu miasta. W Polsce i na Śląsku jest niewiele rzeczy, które można załatwić normalnie. Nawet lekarzowi wypada „coś dać” - choć ja akurat nie dałam. Pierwszą łapówę dałam konduktorowi, gdy miałam 15 lat. Był

znajomego, który ma znajomego”. Gdybyśmy jednak urodzili się w czasach bohatera dzisiejszego felietonu, byłoby zupełnie inaczej i z wielu powodów – lepiej. Georg Brüning, doktor obojga praw, podporucznik, asesor sądowy, człowiek z zasadami. W 1883 objął urząd pierwszego burmistrza Bytomia, co było o tyle dziwne, że nie miał z Bytomiem nic wspólnego. W tamtych czasach, w tamtym (niemieckim) państwie taką procedurę uważano za zupełnie naturalną; dbano o to, aby władza wykonawcza nie miała powiązań ze środowiskami lokalnymi, dlatego burmistrz najczęściej pochodził z miast oddalonych o kilkaset kilometrów. Nie uwzględniano więzi z mieszkańcami,

Z punktu widzenia efektywności rządzenia, nieporównywalne były dokonania Brüninga i obecnych władz. To On zastał Bytom, hm… drewniany to może nie do końca, ale na pewno zostawił go murowanym o wiele bardziej. Architekturę i styl urbanistyczny mieszczańskich kamienic nadał właśnie Brüning, który, wedle życzenia rady miejskiej miał sprawować swój urząd dożywotnio! Pozyskiwał nowe tereny pod budowę mieszkalną, dzięki niemuwprowadzono pierwszą linię tramwajową, oświetlenie ulic, kanalizację.

N

tak bardzo sztucznych w dzisiejszych czasach - ważne zaś było to, że burmistrz ma nie ulegać wpływom. Tak po prostu. Z punktu widzenia efektywności rządzenia, nieporównywalne były dokonania Brüninga i obecnych władz. To On zastał Bytom, hm… drewniany to może nie do końca, ale na pewno zostawił go murowanym o wiele bardziej. Architekturę i styl urbanistyczny mieszczańskich kamienic nadał właśnie Brüning, który, wedle życzenia rady miejskiej miał sprawować swój urząd dożywotnio! Pozyskiwał nowe tereny pod budowę mieszkalną, dzięki niemu wprowadzono pierwszą linię tramwajową, oświetlenie ulic, kanalizację. Za rządów tego wspaniałego burmistrza Bytom rozkwitał niczym Paryż, proszę sobie wyobrazić klimatyczna kawiarenki na wybrukowanych uliczkach, inwestycje, rozkwit kultury, powstanie dzisiejszej Opery Śląskiej. Trzykrotnie zwiększona liczba mieszkańców… Niewiele z tego dzisiaj zostało, ale takie to właśnie były rządy, bez kumoterstwa, kolesiostwa, protekcji. Bez tego wszystkiego, czego ponoć my wszyscy się brzydzimy, ale i tak – robimy. Do Brüninga żaden szkolny kolega po przydział mieszkania by nie przyszedł – bo on tu kolegów szkolnych nie miał. Na szczęście z braku Brüninga mamy choć naszego kochanego ministra sprawiedliwości, który nawet nie jest z wykształcenia prawnikiem, co dla mnie osobiście jest skandalem, nawet zważywszy rozdzielenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego… Otóż Pan Jarosław Gowin, niczym Rejtan będzie bronił praworządności i niezależności, gdyż On, żadnej prawniczej sitwie zastraszyć się nie da! Wypowiedź wstrząsnęła najbardziej ową „sitwą”… przepraszam… prawniczymi środowiskami wszelkiej maści z Ryszardem Kaliszem na czele. I się zaczęło. Słowo „sitwa” okazało się tak modne, że roztrząsając je zapomniano nawet o tym, by rozłożyć dach na mecz.

FIKSUM DYRDUM

afasowołech Noblino Premio. I nie ino jo – każdy z Was, drodzy czytelnicy, dostał Nagrodę Nobla. Bo dostała ją Unia Europejska. Nie przewodniczący UE, nie rada UE, ale cała Unia. Al. Jeśli tak - to otrzymał ją każdy

po jednym z ekonomii i literatury. Tymczasem Polacy odpowiadają tylko dwoma Curie-Skłodowskiej, pokojowym Wałęsą i literackimi Reymontem, Sienkiewiczem, Miłoszem, Szymborską. W wierszykach Polacy od Ślązaków lepsi zdecydowanie, ale już w nauce – daleko za Śląskiem. Nam brakowało tylko nagrody pokojowej – no ale też właśnie ją dostaliśmy. Do-

wyraźniej Komitet Noblowski pozazdrościł papieżowi Janowi Pawłowi II seryjnej, masowej produkcji świętych i postanowił za jednym zamachem wyprodukować kilkaset milionów noblistów. Nie zważając, że papież, nawet jeśli wynosił na ołtarze dużą grupę, to jednak każdego wymieniał z imienia i nazwiska. Tymczasem Komitet Noblowski potraktował nas

mieszkaniec Unii. Wprawdzie finansowo się nie obłowiliśmy, przypada bodaj po 4 grosze na łeb, ale co tam kasa, prestiż się liczy. A teraz każdy z nas może w swoim CV napisać, że dostał Nobla! Chociaż dla Ślązaka to w sumie smutna wiadomość. Dotychczas z naszymi 14 noblistami biliśmy w tej dziedzinie Polaków na łeb. Bo my mieliśmy po czterech laureatów z fizyki, chemii, medycyny, a do tego

stała ją Unia, czyli każdy z miliona Hanysów też. Ale dostało ją także 37 milionów Polaków, więc od tego roku zdecydowanie przegrywamy z Polakami w tej rywalizacji. Podobnie, jak z Czechami, Niemcami, Hiszpanami – z każdą większą od nas europejską nacją. Do tego roku wydawało mi się, że nagrodę Nobla przyznaje się konkretnym ludziom, za konkretne osiągnięcia. Ale naj-

byle jak – bo niby Nobla mi dał (tobie czytelniku też), ale moje nazwisko na gali nie padło. Żadnego dyplomu nie dostałem. Zresztą tych dwóch groszy na konto też nie. Mam jednak nadzieję, że chociaż Komitet Noblowski dostanie dyplom potwierdzający, że otrzymał nagrodę. Mam bowiem nadzieję, że ktoś nada temu wydarzeniu tytuł Wygłup Roku. DaRiusz DyRDa

Nobel dla każdego

PROZA MAKULI

kiej cygani minister

Z

a o’knym złoto polsko jesiyń, w lasach wysypały grzýby a w polityce ruszyły słupki w sondażach: jednym przybyło, wtůrym ubyło. W tym przelywaniu z połnego w prożne nojbardzi mierzi mie to, że niě widza żodnych perspektyw na lepsze jutro. Rachujonc o’d SLD , bez Awues, PIS a Platforma żodno z tych partii niě spełniyła oczekiwanych nadzieji. Zapał ludzi do dymokracji o’stoł o’studzony kiblym zimny wody obecnych realiow . Těn zapał gos, jak te piece w naszych werkach i znikoł jak gruby w otmętach prywatyzacje i reform fundowanych nom bez niedouczonych ekonomistow, aż wreszcie pitnoł jak luft z przeżganego luftbalona. Jo by chcioł ino wiedziec, jak to sie dzieje, że w Europie - kaj kryzys pieronowy niemiecki abo angielski robotnik za swoja miesiynczo pynsjo kupi pora razy wiěncy niz polski. Z chopskigo kalkulowanio by wynikało że polski robotnik musi być mało wydajny , ale mało wydajny o’n jes we Polsce, a zaś jak jedzie do Anglie to o’roz sie okazuje, że jest festelnie wydajny, pomimo że tońszy o’d Anglika . Momy te same, abo prawie te same technologie, sprzynt, itp i jakby na to niě patrzy, dochod u nos winien być wiěnkszy niż hań, bo siła roboczo tońszo i myńsze koszty produkcji a jak wiěnkszy dochod to i podatek do budżetu wiěnkszy. Ale u nos som inne prawa ekonomie, bo piniondz sie rozpływo jak kamfora w roztomajtych ambergoldach, ambergoldzikach, rajzěbiurach i zasilo kapsy oszustom, kerzy żerujom na ty niezdrowy materii polskigo bajzlu.

I bez toż dziwuja sie nikerym wyborcom, kerzy durś welujom na tych samych kerzy ino o’biecujom . W kolejnym tzw. drugim ekspoze Tuska , prěmier zaś nao’biecywoł . Ni z gruchy ni z pietruchy znodły sie miliardy na żłobki, drogi a energetyka. Minister Rostowski, kery szkamroł że nię ma piniyndzy o’roz znod we szporkasie geld, a jak go znod to znaczy że abo nos cyganioł wcześni abo nos cygani teroz . Eli godo prowda teraz, to by znaczyło těla że jest złym gospodarzem, skoro niě wie co mo a jak niě wie co mo, to powinien sie pastnońć i abo sie przekwalifikować , bo przeca tyla piyknych potrzebnych fachow abo isć na przedwczesno pyndzyjo W naszym tzw. systemie demokratycznym - demokracji niě ma a jak jes to ino bez jeděn dziyn co 4 lata. U nos rzondzi monarcha, w tym przypadku jego nieomylność Donald Tusk. W systemie demokratycznym kupa macherow wypowiado sie zanim sie zrobi jakiś krok a we Platformie chyba fachmanow nie ma, bo wszyscy czekajom co wymyśli Tusk. To już nawet w PIS-ie, kaj rzondzi jego ekscelencja arcyksiąże Kaczyński, pod patronatem ojca Rydzyka, zwołuje sie o’statnio doradcow z lewa i z prawa aby zaproponować coś sensownego. Niby som głosowania, niby je sějm , niby jest dymokracjo ale wszystko to jest na niby, bo z gory wiadomo że w klubach sie żodyn nie wychyli, bo straci dostęp do koryta. Bez toż pozwola sobie na koniec przytoczyć stary wiersz kerego autora niestety nie pomna i choć těn wiersz pochodzi jeszcze z czasow chyba Kajzra Wilusia abo cara Mikołaja, pasuje jak uloł do dzisiejszych czasow.

Koryto było jedno a osób gromada Kwik , tumult, sąsiad pcha sie na sąsiada Każdy chce zdobyć miejsce najlepsze Zwyczajnie wieprze Więc pierwsze chlewu figury Dwa knury i coś z pięć najcięższych macior Stanęło rzędem przy krypie Wlazłszy po kolana w zacior żre, mlaska, chlipie a słysząc te lube dźwięki młodsze karmiki Znoszą istne męki Kręcą sie wiercą, tędy, owędy Szukają przejścia, proszą o względy Lecz do koryta gdzie Rząd, starszych osób Przedostać sie nie sposób Aż knur jeden znudzony kwikiem plebsu żryć, żryć Pysk jadłem uwalany oparł na krypie i mlaskając smakowicie rzekł Motłochu wstydź sie wstydź Alboż w naszym życiu całym Tylko żarcie ideałem Czyż was już nie wzrusza żadna myśl wznioślejsza Czyż głodu cielesnego duchowy nie zmniejsza Wierzaj mi braci młodsza , nie dla sadła żyjem Tu urwał i w pomyjach zatonął ryjem


10

PaŹDzieRNik 2012 R.

Rondo wybitnego burmistrza miasta czy niepopularnego prezydenta RP geOrg BrÜnIng Burmistrz Bytomia w latach 1882-1919, twórca układu urbanistycznego miasta, który do dziś, mimo dewastacji, możemy podziwiać. Ślązakiem nie był, przybył tu z Westfalii, po studiach prawniczych i służbie wojskowej, w której osiągnął stopień porucznika. Przybył, by objąć urząd burmistrza. Na burmistrza wybrano go, gdy miał lat 31. Przy czym wybrano go z – jak byśmy dziś powiedzieli – konkursu. Zgłosił się na ogłoszenie prasowe, i spośród wielu kandydatów Rada Miejska wybrała właśnie jego. W państwie niemieckim radni zazwyczaj wybierali osoby z drugiego krańca kraju, aby nie były uwikłane w lokalne układy! Tak w państwie Wilhelmów i Bismarcka walczono z nepotyzmem, kolesiostwem. Za jego czasów miasto dorobiło się teatru (dziś Opera), Instytutu Higienicznego (dziś Sanepid), szkoły średniej i wielu innych instytucji, których siedziby do dziś są perełkami miasta. W 1892 roku przyznano mu tytuł nadburmistrza (Oberbürgermeister), gdyż Bytom przestał być częścią powiatu ziemskiego a stał się powiatem grodzkim. Uzyskał też honorowe obywatelstwo miasta i bardzo wysoką państwową godność tajnego radcy. Rada miejska wybrała go na dożywotniego (1) burmistrza miasta Bytomia, jednak zrezygnował z funkcji w wieku 68 lat, ważając, że jest zbyt wiekowy. Gdy zmarł 17 grudnia 1932 roku – w wieku 81 lat - tłumy bytomian odprowadzały go cmentarz Mater Dolorosa. Już w PRL0u pochowano tu obok niego żonę Dorotę, która cudem uniknęła wysiedlenia do Niemiec i zmarła w domu starców. Przed wojną miasto miało ulicę Brüninga oraz szkołę, której był patronem. Po wojnie nazwano ją mianem Drzymały zaś szkołę imieniem Poli Maciejowskiej, polskiej agitatorki politycznej. A w latach 70. W jego grobowcu pochowano innych ludzi.

brüning kontra kaczyński Bytom jest kolejnym miastem, w którym trwa spór o to, czy upamiętniać historię Śląska, czy też prawicową polską martyrologię. Spór ten toczy się o nazwę jednego ronda. PiSowczycy chcą nazwać je im. Lecha kaczyńskiego, zaś ci, którzy pszają Śląskowi, zdecydowanie wolą georga Brüninga, burmistrza, za którego rządów miasto się świetnie rozwinęło. Opera – jeden z wielu budynków, które miasto zawdzięcza Brüningowi.

C

hodzi o rondo, które powstaje przy zjeździe na autostradę A-1. Pierwsi zorganizowali się PiS-owczycy, którzy przygotowali podpisaną przez dwieście osób petycję, aby rodno nazwać imieniem zmarłego prezydenta. Kandydatura ta jednak nie przypadła w smak wielu przeciwnikom PiS, a także tym wszystkim, którzy najchętniej sięgają po śląskie postaci. Dlatego natychmiast pojawiła się kontrpropozycja – Georga Brüninga. Zgłosił ją Ruch Autonomii Śląska, a jedynie źle się stało, że wystąpił z inicjatywą podczas sierpniowej kampanii wyborczej w mieście. No i RAŚ prowadzi swoją kampanię głównie w Internecie, podczas gdy PiS w mieście, aktywnie zbierając podpisy pod swoją inicjatywą. Ponieważ jednak Bytom istnieje realnie, a nie w Internecie, to może okazać się, że rondo dostanie Kaczyński. Chociaż w Bytomiu należy się ono Brůningowi jak nikomu innemu..

George Brüning był na przełomie XIX i XX wieku burmistrzem miasta przez niemal 40 lat i – jak mówi Dawid Grabowski, szef RAŚ w Bytomiu – zostały po nim budynki, które na kolejne sto lat wyznaczyły charakter miasta. Bytomskie centrum jest takie, jakim stworzył je Brüning. Doceniali to już mu współcześni i doczekał się honorów, jakie tylko wyjątkowo są udziałem burmist-

rzów. Specjalnie dla niego – i tylko dla niego – wykonano specjalny złoty łańcuch. Chociaż był wyraźnie tylko dla Brüninga, dziś prezydent i przewodniczący rady Bytomia zawieszają sobie na szyi kopie tego łańcucha. Mieszkańcy Bytomia kupili też Brüningowi willę w której mieszkał jako najemca. Dziwnym trafem dziś willa ta znów jest na sprzedaż –może więc kupiłoby ją miasto, aby uczynić tam jakąś placówkę kultury? Ale najważniejszy jest spór o rondo. Rondo to w sumie mało istotne miejsce, ale decyzja władz miasta pokaże, co jest im bliższe. Czy ich własny Bytom, historia książęcego i przemysłowego grodu, czy też pamięć człowieka, który nigdy w mieście nie był, a który dla odmiany był bardzo kontrowersyjny. Prezydent, któremu nikt nie dawał szans na reelekcję, o niewielkiej popularności – czy to ktoś, kto w Bytomiu powinien wygrać w wielkim nadburmistrzem miasta, czy też nie?

Podobny problem jak Bytom ma Wrocław, gdzie część mieszkańców chce uczcić nadburmistrza Georga Bendera – z ej samej epoki co Brüning. To jeden z najwybitniejszych burmistrzów stolicy Śląska, zarazem jednak miał nieszczęście twierdzić, że Kopernik był Niemcem a nie Polakiem. Za to na ulicę dziś nie zasługuje! Choć za jego czasów ludność miasta podwoiła się, uruchomiono elektryczne tramwaje, wybudowano Halę Ludową. Towarzystwo Upiększania Miasta Wrocławia chciało najpierw przywrócić jego imię wzgórzu, w parku – gdyż taką nazwę nosiło przed wojną. I choć radni byli za, sprawę zablokowali urzędnicy.

Rada języka? Toć, inoś ze kogo

rada górnośląska, skupiająca organizacje Ślązaków, uznała potrzebę powołania rady języka Śląskiego. Podobną do tej, jaką mają kaszubi. Sama pomysł jest jak najbardziej potrzebny pozostaje jedynie pytanie, kto będzie w tej radzie zasiadał.

Od

kilku lat działa nieprzerwanie tak zwana komisja kodyfikacyjna języka śląskiego, pod przewodnictwem profesor Jolanty Tambor. Ciało to zapowiadało buńczucznie, ze jego działania w szybkim tempie doprowadzą do uznania godki za język. Że decydującym krokiem w tym kierunku jest wydanie „Ślabikorza”.

komisja się nie sprawdziła Komisja Kodyfikacyjna głosiła więc, że opracowała śląską transkrypcję (chociaż i przedtem sporo śląskich transkrypcji było), lansowała ślabikorz, uczestniczyła w pracach sejmowych nad uznaniem godki. I

P

jaki mamy efekt? Ano taki, że dziś to uznania godki za język jest dalej, niż cztery lata temu! Dlaczego? Ano głównie dlatego, że komisja ta nie potrafi polskich polityków przekonać, że język śląski istnieje. No ale

Rada – ale z pisarzy

Kiedy więc pada wniosek o powołanie ciała o nazwie Rada Języka Śląskiego, to trzeba sobie powiedzieć wprost: żadnych mniej lub bardziej przemądrzałych

„Marika”. Jak Bernard Kurzawa, autor pierwszego filmu animowanego po śląsku, jak Alojzy Lysko. Większość z nich ma zresztą humanistyczne (nierzadko dziennikarskie) wykształcenie a co więcej, wyczucie nasze-

Nikt przy zdrowych zmysłach nie uzna, że istnieje język śląski, ale nie ma narodowości śląskiej. Każdy polski polityk będzie twierdził, że jeśli Ślązacy są Polakami, to nasza mowa jest polskim dialektem. Żeby uznać godkę za odrębny język, trzeba uwierzyć, że my nie jesteśmy Polakami i być nie chcemy!

jak ma przekonać, jeśli komisja obraduje po polsku, a jej przewodnicząca po śląsku nie potrafi! Jak ma przekonać, jeśli kiedy do posłów trzeba mówić po śląsku, to nie robi tego żaden członek komisji, tylko albo Marian Makula (nie uznaje „komisyjnej” transkrypcji), albo Pyjter Langer (szef Ślůnskij Ferajny) albo inni. Tak więc aktywność tej komisji trzeba uznać za wielką klapę. Bo, jak powiada Pismo, „po owocach ich poznacie”. A owoców nie ma.

teoretyków. Jedynie ci, którzy potrafią mówić i pisać w mowie śląskiej, ci, którzy tworzą w niej dzieła literackie. Jak Roman Gatys, zwycięzca konkursu na jednoaktówkę po śląsku, jak Leszek Sobieraj, który w tym konkursie wziął drugą nagrodę. Jak Mark Szołtysek, autor licznych książek po śląsku i o Śląsku, jak Dariusz Dyrda, autor jedynego podręcznika mowy śląskiej i granej przy pełnych widowniach komedii po śląsku

Godomy trocha po ślōnsku we amcie

rzykładem tego, do czego potrzebna jest Rada Języka Śląskiego jest nalepka „Godomy po ślōnsku”, którą można nabyć w radiu Fest, stowarzyszeniu Pro Loquela Silesiana i wielu innych miejscach. Jak już ktoś taki „abcybilder” nabędzie, to sobie może go przykleić. Na przykład na sklepie czy urzędzie. I tylko nikt dający tę nalepkę nie weryfikuje, czy aby hań rychtig godajom po ślůnsku. Czy direk poradzom wymiarkować, co sie do nich po ślůnsku godo – a tym barżyj czy, jako obiecywo abcybilder, poradzom tyż sami po ślůnsku godać. To fajnie, co taki abcybildry Wiszom na sklepach. Nale my

sami – w ramach testu -wleźli do sklepu ze gemizom i poprosili mais we biksie a funt szampiniokůw. We sklepie było i jedno i wtůre, alesprzedowaczka inoś gemba o’twarła i pado: „proszę?”. Kiej my juże jej wytup likowali, iże majs we biksie to kukurydza w puszce a funt szampiniokůw to pół kila pieczarek, to inoś kiwała głowom „Pierwsze słysza, pierwsze słysza. Tomaty znom, radiski znom, ale to, pierwsze słysza”. Bez tuż można tyż autory tego abcybildra wyrychtujom wtůry „Godomy trocha po ślōnsku”. Bo inaczej, to miast promocje momy inoś rychtyczne cygaństwo.

go języka. To oni potrafią propagować jego piękno i odmienność, a nie ludzie, którzy po śląsku nie umieją.

komisja uznaje, że narodowości nie ma Swoistego smaczku sprawie dodaje fakt, że Jolanta Tambor jest zarazem pełnomocnikiem wojewody śląskiego do spraw narodowości – i stanowczo twierdzi, że narodowości śląskiej nie ma. Tak więc na czele ekipy kodyfikującej dziś język śląski jest osoba, która nie uznaje narodowości tym językiem mówiącej. Proponujemy jeszcze do tej komisji Marię Pańczyk – bo ta ani języka ani narodowości nie uznaje. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uzna, że istnieje język śląski, ale nie ma narodowości śląskiej. Każdy polski polityk będzie twierdził, że jeśli Ślązacy są Polakami, to nasza mowa jest polskim dialektem. Żeby uznać godkę za odrębny język, trze-

ba uwierzyć, że my nie jesteśmy Polakami i być nie chcemy! A tymczasem Jolanta Tambor twierdzi, że jesteśmy. Więc jeśli ludzie jej pokroju znajdą się w Radzie Języka Śląskiego, to ta Rada będzie tak samo skuteczna, jak kierowana przez nią komisja.

Rada ma być wyrocznią Rada Języka Śląskiego jest potrzebna – aby w dzisiejszym galimatiasie, gdzie każdy mówi jak chce i pisze jak chce, stwierdzać autorytarnie, co jest po śląsku, a co po śląsku na pewno nie jest. Czy po śląsku jest ten tresik i ten kiblik (jak uważamy choćby my, w redakcji), czy też „treska” i „kibielek” jak chcą niektórzy. Rada powinna decydować, jakie śląskie dzieła literackie warto promować, a jakim odmówić prawa do „śląskości”. Śląskiej śląskości – bo oczywiste, że pozostanie też „polska śląskość”, z Marią Pańczyk, „Bercikiem” Hanke, zespołem „Śląsk”. Rada jest potrzebna, żeby przestały się masowo lęgnąć roztomaite twory, udające że są mową śląską, dlatego, że do polskiego tekstu wciepano dwa razy gylender, raz kieta i raz ołberiba. To jest zadanie dla Rady Języka Śląskiego I to ona pochyli się choćby nad tym „Ślabikorzem” aby zawyrokować, czy jest naprawdę po śląsku. I wcale nie jest pewne, że Ślabikorz tę próbę przetrzyma. Bo niemal każdy z wymienionych powyżej autorów używających śląskiej godki, wypowiada się o nim krytycznie. jOaNNa NORas


11

PaŹDzieRNik 2012 R.

sPORT lipiny w półfinale Pucharu Niemiec

Życie toczyło się normalnie

25 października 1942 roku miał miejsce półfinałowy mecz Pucharu Niemiec w piłkę nożną, w którym występowało aż 12 Ślązaków. Z jednej strony grała drużyna Turn und Sport Lipine (Lipiny) z dzisiejszej dzielnicy Świętochłowic – z drugiej strony jedna z najlepszych niemieckich drużyn, TSV München, w składzie z genialnym Ernestem Wilimowskim. I to Wilimowski okazał się katem dla swoich śląskich kolegów, a monachijczycy rozgromili Lipiny aż 6:0

A

przecież drużyna, która dotarła do półfinału Tschammerpokal czyli ówczesnego Pucharu Niemiec, nie była słaba. Jak burza przeszła przez rozgrywki na poziomie górnośląskiej gauligi a następnie grupowe, gdzie drużyny ze Śląska rywalizowały ze sobą oraz z niemieckimi drużynami z Generalnej Guberni (na terenach okupowanych czyli GG polskiego sportu nie było).

Reprezentant na reprezentantów W Turn und Sport Lipine grali koledzy Wilimowskiego z przedwojennej reprezentacji Polski, rdzenne Lipioniki, Ryszard Piec i Wilhelm Piec. Pierwszy grał w reprezentacji Polski na mistrzostwach świata w 1938 roku a jego brat występował w repre-

grywając aż 6:0. Przecież pokonany Blau-Weiss Berlin był drużyną tego samego formatu, co Bawarczycy. Ale w berlińskich szeregach nie było takiego snajpera jak Wilimowski. Zresztą monachijczycy zdobyli w roku 1942 Puchar Tschammera, pokonując w finale 2:0 Schalke 04. Pierwszego gola znów strzelił Wilimowski.

Nie tylko lipiny

I tak w ramach tej rywalizacji lipcu 1942 roku LSV Boelke Kraków przegrał z TUS Lipiny 2:5. A potem zaczęła się już rywalizacja centralna, którą rozpoczęto w 1/16 finału u siebie wysoko pokonując drużynę ze stolicy Śląska Sp Vgg Wrocław (4:0). W 1/8 finału li-

Profesor Sulik oczywiście znacznie lepiej, niż TUS Lipiny pamięta swój własny klub, czyli mysłowicką Rajzebana (Reichsbahnsportgremeinschaft), która rok wcześniej w Mistrzostwach Niemiec startowała tylko nieco mniej udanie, niż Lipiny. Także tutaj był przedwojenny reprezentant Mikunda. Rajzebana wygrała pewnie swoją ligę regionalną i na drodze do wyższych rozgrywek stanęła samemu Büsmarckhütter SV w składzie z przedwojennymi reprezentantami Polski: Wodarzem, Peterkiem, braćmi Dziwisz, Giemzą, Bromem. A jednak w Chorzowie Rajzebana zremisowała a u siebie wygrała 3:1. Jak pisały gazety, było to zwycięstwo żelaznej taktyki nad indywidualnymi popisami technicznymi. Kolejnym etapem przed rozgrywkami centralnymi, był miniturniej ze zwycięzcami trzech grup dolnoniemieckich. Niestety, tego szczebla przeskoczyć się mysłowickim Kolejarzom nie udało. - Tam grali już naprawdę znani niemieccy piłkarze, zwłaszcza w wojskowej drużynie z Brzegu, do której powołano wielu znakomitych graczy. Nie daliśmy im rady, ale o tym warto wspominać, żeby pokazywać, ze u nas, na Śląsku, w latach 1939-45 życie toczyło się normalnie. Także to sportowe – mówi profesor Sulik.

pinioki pokonały jeszcze jedną drużynę z GG, wojskowego Adlera Dęblin (4:1) a następnie przyszło się im zmierzyć z bardzo utytułowaną drużyną, jednym z faworytów rozgrywek Blau-Weiss Berlin. 27 września ku zdumieniu niemieckich kibiców niewielki TUS Lipiny na swoim kameralnym stadionie pokonał potentata wynikiem 4:1. I nastał monachijski półfinał, w którym śląska drużyna w stolicy Bawarii spotkała się z TSV Monachium. Trudno dziś ustalić, dlaczego zagrała tak słabo, prze-

I właśnie po to wspominamy pucharowe potyczki Lipin. Żeby pokazać, że lata 1939-45, w latach II Wojny Światowej to nie żadna czarna dziura w śląskiej historii. Podobnie jak wcześniej nie byliśmy pod żadnymi rozbiorami, tak w latach 1939-45 nie byliśmy pod żadną okupacją. Po prostu w tym okresie niemal cały Górny Śląsk znajdował się w granicach Niemiec, podobnie jak dziś niemal cały znajduje się w granicach Polski. A życie Ślązaków toczy się podobnie.

Reprezentacja Polski z 1938 roku a w niej Ernest Wilimowski (stoi 5 z lewej) i Ryszard Piec (2 z prawej) - uczestnicy półfinału Niemiec 1942 TSV Monachium – TuS Lipiny zentacji Polski i przed wojną i po wojnie. I nikomu nie przeszkadzało, że w roku 1942 jako Niemiec, piłkarz Turn und Sport Lipine dotarł do półfinału Mistrzostw Niemiec. Kolejnym zawodnikiem, który przed wojną grywał w reprezentacji Polski był Erwin Michalski. Choćby te trzy nazwiska dowodzą, że TUS Lipiny nie był jakimś tam sobie klubikiem, a jego sukcesy dla nikogo na Śląsku nie były zaskoczeniem. - W latach 1939-45 na Śląsku było kilka mocnych drużyn i jako nastoletni chłopcy pasjonowaliśmy się ich rywalizacją o Puchar Niemiec. To, że nasze drużyny grają w niemieckiej lidze było dla nas równie oczywiste jak to, że przed 1939 i po 1945 grały w lidze polskiej – mówi historyk, profesor Alfred Sulik, który jako piłkarz AKS-u Chorzów sięgał po medal Mistrzostw Polski w jednej drużynie ze wspomnianym wyżej Erwinem Bilety na pucharowe mecze Lipin Michalskim.

kraków, Wrocław, berlin, monachium

W latach 1939-45 na Śląsku było kilka mocnych drużyn i jako nastoletni chłopcy pasjonowaliśmy się ich rywalizacją o Puchar Niemiec. To, że nasze drużyny grają w niemieckiej lidze było dla nas równie oczywiste jak to, że przed 1939 i po 1945 grały w lidze polskiej

iPN pokazuje prawdę I

nstytut Pamięci Narodowej to hołubione dziecko polskich nacjonalistów. Od lat zajmuje się prawdziwymi i mniej prawdziwymi krzywdami, które wszyscy inni wyrządzali Polakom. IPN generalnie jest krzewicielem polskiego nacjonalizmu. Ale nie w województwie śląskim. Tutejszy IPN, być może na skutek związków z rzetelnymi historykami z Uniwersytetu, także bardzo rzetelnie zajmuje się najnowszą historią Śląska. Pierwsze symptomy tego dało się zauważać, gdy szef katowickiego oddziału IPN, Adam Dziurok, wygłaszał prelekcje podczas Marszów na Zgodę. Opowiadał tam o polskich obozach koncentracyjnych dla Ślązaków, pod ko-

niec II Wojny Światowej i bezpośrednio po niej. Świadectwo dawane przez historyka IPN bardzo utrudniało zarzucanie nam, żeśmy sobie tę martyrologię wymyślili, i twierdzeniaże te obozy zorganizowali Rosjanie a nie Polacy. IPN potwierdza bowiem, że organizowali je i Rosjanie i Polacy, a były to prawdziwe obozy koncentracyjne. Teraz katowicki oddział IPN poszedł dalej, i zaczął wydawać kwartalnik "CzasyPismo", poświęcony historii Górnego Śląska. Oto tylko niektóre, wybrane tytuły, pokazujące czym zajmuje się pismo: Nie mogę się doczekać wieczora, skoro pocztę dostajemy". Rodzina w korespondencji Górnoślązaków służących w Wehrmachcie

(autor Sebastian Rosenbaum); Ślązaków portret własny. Badania socjologiczne osób deklarujących narodowość śląską (autor Elżbieta Anna Sekuła); Polityka polska wobec społeczności pogranicza w latach 1944-1989 (autor Piotr Madajczyk); Kościół katolicki a (re)polonizacja Górnego Śląska po drugiej wojnie światowej(autor James Bjork). Redaktorem naczelnym jest Adam Dziurok. Gazeta odważa się na prezentowanie rzeczywistej, pozbawionej elementów polonizacji, historii Śląska i centralistycznej oceny rzeczywistości. Czytamy na przykład – w tekście Piotra Greinera, dyrektora Archiwum Państwowego w Katowicach: „Niestety po 1989 r. w Polsce (inaczej niż w Czechach) elity polityczne, w tym rów-

nież te o rodowodzie demokratycznym, pozostały wierne "bękartowi" Wielkiej Rewolucji Francuskiej, jakim jest idea państwa unitarnego.” Tak więc autor zauważa, że państwo unitarne (centralistyczne) nie jest żadnym powszechnym modelem a jedynie pomysłem francuskich rewolucjonistów. O Ślazakach pisze zaś dr Elżbieta Anna Sekuła, która przeprowadziła obszerne badania socjologiczne na Ślązakach.: „Czy Ślązak jest Ślązakiem, Polakiem czy Niemcem? To kolejna kwestia, która od lat jest przedmiotem zainteresowania badaczy społecznych, ale powoduje też gorące dyskusje w sferze publicznej. W opinii większości respondentów Ślązak jest po prostu Ślązakiem - ani Polakiem, ani Niemcem.” Tak więc w „CzasyPismie” można znaleźć poważne, rzetelne naukowe materiały na tematy historii Śląska i jego spraw społecznych. To już drugie takie naukowe czasopismo, po kwartalniku „Fabryka Silesia”, którego ukazał się właśnie drugi numer.

Każdemu polecamy czasopismo. Zwłaszcza, że jak znamy szefostwo IPN w Warszawie, to los i "CzasyPisma" i redaktora naczelnego jest więcej, niż niepewny. Oby numer pierwszy nie był jedynym.


Cajtung do bajtli

iesiąc temu obiecaliśmy napisać, jak w XIII wieku Śląsk utracił na 700 lat związki z Polską. Ale zanim o tym napiszemy, musimy powiedzieć wprost, że i przedtem częścią Polski nie był. Owszem, relacje między władcami Śląska a Polski były bliskie, ale Śląsk od 1178 roku do państwa polskiego (krakowskiego) nie należał. Już w 1166 roku książęta śląscy Bolesław Wysoki i Mieszko Plątonogi wypędzili polskie załogi ze swoich grodów. W te sposób Śląsk stał się faktycznie niepodległym państwem. A w roku 1178 papież – zwierzchnik całej ówczesnej Europy –potwierdził niezależność Śląska od krakowskiego księcia. Księstwo śląskie było przez kolejne dwa stulecia wiele razy dzielone i scalane. A w 1202 roku po raz pierwszy powstało księstwo opolsko-raciborskie, będące dzisiejszym Górnym Śląskiem. Wtedy też, na początku XIII wieku górnośląscy władcy zaczęli się posługiwać złotym orłem na błękitnym tle, a dolnośląscy czarnym orłem ze srebrną przepaską kształcie półksiężyca). Obydwa księstwa śląskie uznawane w całej ówczesnej Europie jako samodzielne państwa. Dowodzi tego choćby fakt, że to papież w swojej bulli z 1202 roku określił ich wzajemną granicę. Władcy Śląska byli

PaŹDzieRNik 2012 R.

Historia Śląska, tajla iii

wówczas bardziej niepodlegli, niż Czech, bo ci składali hołd cesarzowi niemieckiemu, zaś śląscy nikomu. A zaraz potem śląscy władcy zaczęli budować swoje imperium. W roku 1225 Henryk Brodaty zdobył Kraków, ale inaczej niż dotychczasowy władca (Leszek Biały) nie zaczął się tytułować księciem Polski. Pozostał księciem Śląska, a jego stolicą Wrocław. Potem jeszcze parę razy Kraków tracił, ale zawsze odzyskiwał, a ponadto dołączał do swojego państwa inne polskie tereny. Przyłączył do swojego państwa Wielkopolskę, ale nadal nie zamierzał być władcą Polski. Zresztą na tej samej zasadzie zdobył Dolne Łużyce, leżące i wtedy i dziś w Niemczech. A nawet część Brandenburgii, aż pod dzisiejszy Berlin. To zapewne on, nadając część tych ziem Templariuszom spowodował powstanie sławnej twierdzy Tempelhof. Trzeba powiedzieć wprost, że niemiecki cesarz nigdy nie zgodziłby się, żeby polski książę odrywał kawałki cesarstwa. Sęk jednak w tym, że także on nie uważał władców Śląska za książąt polskich. Dla cesarza, śląscy Piastowie byli dynastią niemiecką a wojny śląskobrandenburskie były wewnętrznymi sprawami niemieckich książąt! Mimo to Śląsk, inaczej Nagrobek Henryka Pobożnego w Legnickim Polu

Godomy po ślůnsku

D

zisio o fusbalorzach. To chopy, abo bajtle, kiere lotajom za balěm a grajom w niego szłapami a gowom. Fusbalorzy je 11, we tym jeděn torman a grajom dwa razy po trzý szwierci. Miědzy szumnymi fusbalorzami było a je kupa Ślůnzokůw. Był baji Ernest Wilimowski, kiery groł we manszafcie Polski a Niemiec. Był Richard Hermann, iery ze niemieckim lanszaftem o’stoł mistrzem świata, a terozki we niemieckim manszafcie grajom Ślůnzoki Klose a Podolski. We polskim tyż były festelne fusbalorze. Nojlepszy był Gerard Cieślik, ze chorzowskiego Ruchu. No ale je těż kupa inakszych, kierzy majom medale mistrzostw świata, baji Buncol, Matysik abo torman Jerzy Dudek. Ślůnzokami som też trenery Antoni Piechniczek, Franc Smuda a Waldemar Fornalik.

niż Czechy, nie składał hołdów lennych cesarzowi. W Europie Środkowej powoli powstawało potężne śląskie państwo. Sięgające od Sandomierza po Berlin, od Cieszyna po Pomorze. Ale wciąż tytulatura dux Slesie atque Cracovie pokazywała, że książę Henryk Brodaty czuł się przede wszystkim władcą Śląska a dopiero w drugiej kolejności polskiego Krakowa. A jego syn posunął się jeszcze dalej, przybierając tytuł księcia (znów w tej kolejności) Śląska i Polski. Dlatego historycy niemieccy państwo to nazywają Wielkośląskim. Uważają, inaczej niż polscy, że Henryk Pobożny starał się o królewską koronę, ale nie polską, lecz śląską. Nic więc dziwnego, że gdy w 1240 roku Tatarzy spalili stolicę Rusi – Kijów i dalej podążali na Zachód, oczy okolicznych władców spoczęły na władcy Wrocławia. Może ten potężny monarcha zdoła pobić Tatarów? I może by nawet zdołał, gdyby nie jego matka, księżna Jadwiga (dziś św. Jadwiga), która stale pustoszyła książęcy skarbiec, hojnie obdarzając Kościół. A jak wiadomo na wojnie potrzeba pieniędzy, pieniędzy, pieniędzy. Mimo tego Henryk Pobożny zdołał zebrać pod Legnicą jedną z większych armii XIII-wiecznej Europy. Pod jego rozkazami oprócz rycerstwa śląskiego, stało też polskie, morawskie, templariusze, krzyżacy. I w bitwie tej mimo znacznej liczebne przewagi Tatarów wojska śląskie były górą, aż Mongołowie nie użyli jakiegoś gazu bojowego (dziś skład jego jest nieznany). Pod osłoną mdlącego dymu Tatarzy zdziesiątkowali strzałami z łuku wojska księcia Hen-

KIEPKA

Św. Jadwiga błogosławi syna, wyruszającego na bitwę z Mongołami

ryka. Ale bitwa ta osłabła Tatarów i w zasadzie był to ostatni epizod ich ekspansji na Europę. Zatrzymali się a zaraz potem cofnęli, zachowując granicę swojego imperium na Bugu i Sanie. Jednak monarchia śląska po tej klęsce się nie podniosła, wielkie państwo śląskie rozpadło się. Konrad Mazowiecki oderwał od Śląska Kraków, oderwała się też Wielkopolska. Państwo straciło impet. A zaraz potem nastąpił jego rozpad na dzielnicę. W szczytowym okresie śląskich księstw było aż siedemnaście. Przy takim rozdrobnieniu było o wiele trudniej prowadzić samodzielną, niepodległa politykę. Ale władcy Śląska próbowali. Niemniej jednak wdając się w politykę zagraniczną, coraz częściej zawierali sojusz z Czechami, coraz bliżej było im na potężny praski dwór (Praga w tym okresie była nawet przez pewnie czas stolicą… Niemiec, to tutaj urzędował cesarz). Kolejne próby zjednoczenia Śląska miały już miejsce pod czeskim i niemieckim protektoratem. Ale o tym za miesiąc.

FUSBALORZ TRES (TRESIK)

DACH WE  WARSZAWIE LATA TOR (BUDA)

PRESA

GALOTKI SZPLOTKA

TORMAN

BAL

GULER

Rys. Patrycja Kotlarz

M

12


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.