Trzeba sobie zadać pytanie, dlatego śląski wyborca odwraca się od Ruchu Autonomii Śląska. Bo to, że się odwraca było już lekko widać nawet po ubiegłorocznych wyborach samorządowych. Teraz nie ma już żadnych wątpliwości – czytaj str. 3-4
Zachowanie pana Morawskiego najlepiej jednak ocenili wyborcy. Mimo, że na kilka dni przed wyborami, w związku z incydentem, miał swoje pięć minut w mediach – uzyskał zaledwie 622 głosy, co było osiemnastym miejscem, na 24-osobowej liście PiS – czytaj str. 13
W świetle prawa polskiego i europejskiego nie ma żadnych przeciwskazań do istnienia SONŚ-u. Wierzę, że sąd europejski, patrzący na sprawę w sposób prawniczy a nie emocjonalny, uzna to za oczywiste. Zresztą chyba wszyscy w SONŚ podzielają to przekonanie. Wielu prawników, w tym wybitnych, też – czytaj str. 7
GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ
CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE
Czas refleksji
W
szystkich świętych to czas refleksji. Dla nas jednak refleksji nad tym, że nadzieje na prawdziwie śląskich posłów zostały zmarnowane. Zaprzepaszczone. Komitet wyborczy Zjednoczeni dla Śląska okazał się nieudacznym, na równi z lewicą. Oznacza to chyba, że tak jak na lewicy pojawiła się nowa jakość, czyli RAZEM z Zandbergiem, tak nowa jakość musi pojawić się w śląskich organizacjach. Czy ma szanse stać się nią DURŚ, czyli Demokratyczna Unia Śląskich Regionalistów? Czy też może Jerzy Gorzelik spełni obietnice z początku roku i powoła Partię Regionalną? O porażce wyborczej i jej przyczynach piszemy na stronach 3-6. Zresztą o innych śląskich sprawach też. Ale przy okazji 1-listopadowej refleksji nie zapominamy o śląskich cmentarzach. Przypominamy największe śląskie nekropolie, i tych, którzy na nich leżą. Oraz tych, którzy spoczywają w zapomnianych mogiłach. Ofiar represji. Represje to zbyt mocne słowo – ale zaczynają się przesłuchania śląskich działaczy, związanych ze Stowarzyszeniem Osób Narodowości Śląskich. Piszemy o tym obok. Nie ma to żadnego związku z wygranymi przez PiS wyborami, a z anonimowym donosem. Ale to, jak prokuratury do sprawy podejdą będzie sygnałem, jak państwo polskie zamierza w najbliższym czasie traktować nie uznawaną przez siebie mniejszość. Mniejszość, która zamierza o swoje sprawy walczyć teraz w Trybunale Europejskim. A więcej o SONŚ-u na stronie 7. W październiku mieliśmy rocznicę zajęcia przez Polskę tzw. Zaolzia. Polska historia na ten temat jest – delikatnie mówiąc – cokolwiek zakłamana, a to przecież część Górnego Śląska. Staramy się więc temat przybliżyć na stronie 12. A stronę dalej – opowieść o … małopolskiej czyli galicyjskiej autonomii. Zapraszamy do lektury. Szef-redachtur
NR 6/7 (42)PAŹDZIERNIK CZERWIEC/LIPIEC 10 (45) 2015r.2015r.
ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 2,00 ZŁ (8% VAT)
Zaczynają się represje narodowości śląskiej?
Wezwani na przesłuchania
Piotr Długosz, prezes Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej, już był przesłuchiwany. W dalszej kolejności mają się stawić europoseł Marek Plura i nasz redaktor naczelny Dariusz Dyrda. Prokuratura opolska najwyraźniej zaczyna ścigać działaczy narodowości śląskiej.
D
ługosza przesłuchiwano w piątek, 23 października, na dwa dni przed wyborami. Z powodu donosu, jakoby wbrew decyzji sądu nie podejmował działań zmierzających do likwidacji SONŚ. Bo gdy sąd podjął decyzję o likwidacji, na likwidatora wyznaczył dotychczasowego prezesa. - Był to anonim, ale doskonale wiem, kto go złożył. Nie podam jednak żadnych nazwisk, gdyż nie zamierzam przepraszać tchórza, tylko dlatego że
Piotr Długosz: doskonale wiem, kto złożył anonim. Nie podam jednak żadnych nazwisk, gdyż nie zamierzam przepraszać tchórza, tylko dlatego że kryje się za anonimowym donosem nim zarzuty podnosiła dotychczas w prywatnych rozmowach tylko jedna osoba związana z tą organizacją. – Znam tylko jedną osobę w śląskich środowiskach,
relacjonuje Dariusz Dyrda. Policja skontaktowała się już z nim informując, że w najbliższym czasie zostanie przesłuchany. Zapewne nie tylko w sprawie ko-
Znam tylko jedną osobę w śląskich środowiskach, która krzywiła się na moje koszulki „Jo je narodowości ślůnskij – a orzeczenie z 5 grudnia mom w rzici”. I o ile wiem, również o tę koszulkę mam być pytany – relacjonuje Dariusz Dyrda. Policja skontaktowała się już z nim informując, że w najbliższym czasie zostanie przesłuchany kryje się za anonimowym donosem – wyjaśnia Piotr Długosz. Rzeczywiście, donos wskazuje dużą wiedzę o SONŚ-u, a pewne zawarte w
która krzywiła się na moje koszulki „Jo je narodowości ślůnskij – a orzeczenie z 5 grudnia mom w rzici”. I o ile wiem, również o tę koszulkę mam być pytany –
n Czy również autorzy takich napisów będą teraz ścigani przez prokuraturę?
szulki, ale i SONŚ-u, gdyż był członkiem ostatniego zarządu tej organizacji. – Człowiek, którego typuję na kapusia, spotkał się z tym gronem we wrze-
śniu. Na tej podstawie zapewne doniósł, że mimo orzeczenia sądowego, zarząd organizacji nadal działa. Tak jakby mi nie było wolno spotkać się ze znajomymi i zastanawiać się wspólnie, jakie dalsze kroki podejmować, gdy droga prawna w Polsce zostanie wyczerpana. Czy idziemy do Strasburga czy nie – dodaje nasz redaktor naczelny. O zamiarze przesłuchania go poinformował nas także europoseł Marek Plura. To już zupełnie dziwne, bo Plura jest i zawsze był szeregowym członkiem SONŚ. – PiS wita nas! – jak na razie kwituje z uśmiechem sprawę Plura. PiS-u chyba mieszać do tego nie warto, bo wezwania zaczęły się przed wyborami. Ale najwyraźniej państwo polskie przymierza się do zwalczania deklarowania narodowości śląskiej. – Jeśli zauważę, że tak się dzieje naprawdę, nie omieszkam poruszyć sprawy w parlamencie europejskim. Bo to już łamanie praw człowieka – mówi Marek Plura. MP, AM
2
październik 2015r.
!!! Zademonstruj swoja narodowość ślůnsko !!! Kup do sia, a do swoich krewnych na gŷszynki tresy, żeście som Ślůnzokoma.
35zł
30zł
We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!
45zł
35zł
35zł
A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?
35zł
35zł
35zł
35zł
5zł
30zł
30zł
5zł
Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53.* adres e-mail: megapres@interia.pl, tel. 535 998 252, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.
* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym. Nie ma tam sklepu!
3
październik 2015r.
Wybory parlamentarne i wynik Zjednoczonych dla Śląska pokazały jedno: RAŚ pikuje w dół
Przyczyny klęski
Pomysł wydawał datów, o czym na było integrowanie Górnego stronie piątej pisze Śląska. Bronienie go przed się przedni. Śląscy Jan Popczyk. RAŚ rozmywaniem w polskim i wcześniej miewał żywiole. Było wiadomo, że regionaliści przez niezbyt rozpoznaRAŚ-owi bliskie wszystko, lata nie mieli szansy walnych kandydaco górnośląskie. Jednak tów i liche kampateż, do czasu… zaistnieć w polskim nie – a przekraczał sejmie, bo aby w śląskich okręgach POMYLILI „ŚLĄSKIE” 10 procent poparZE ŚLĄSKIEM to zrobić, trzeba cia. Tym razem naRuch Autonomii Śląprzekroczyć w skali wet się do nich nie zbliżył. Trzeba sobie ska, od czasu, gdy pięć państwa próg 5% zadać pytanie, dlalat temu po raz pierwczego śląski wyborca szy wszedł do sejmiku i poparcia. Jednym odwraca się od Rudo rządzącej wojewódzregionem zrobić chu Autonomii Ślątwem koalicji, dziwnie ska. Bo to, że się odzgłupiał. Nagle stał się się tego po prostu wraca było już lekorganizacją dbającą nie ko widać nawet po o Śląsk, lecz wojewódznie da. Ale nagle ubiegłorocznych wytwo śląskie. Nagle okaznalazł się szperborach samorządowych. Teraz nie centralny, że autonomiczny Śląsk zało się, że Śląsk nie kończy się ma już żadnych wątpliwości. uratuje górnictwo, uzdrowi służbę na Brynicy i Przemszy, że te miahok, wytrych. Tym zdrowia, i tak dalej, i tak dalej. RAŚ sta za nimi, jak Sosnowiec czy Bęwytrychem była HISTORIA ZAMIAST miał przy każdej okazji przypominać dzin, to także część naszego regioAUTONOMII o autonomii. Bo jest Ruchem AUnu. I RAŚ już nie chce autonomii lista mniejszości TONOMII Śląska. Nie zaś Ruchem dla Śląska, lecz dla tego województwa. Że aglomeracja z Sosnowcem niemieckiej, na którą Przyczyny odwrócenia się Śląza- Historii Śląska. ków od RAŚ-u można upatrywać w Gdy zaś popatrzmy na aktywność i Dąbrową Górniczą jest dla niepozostałe śląskie organizacje zostały Ma w nazwie autonomię Śląska. Autonomię! Nie historię Śląska, i zaproszone.
P
olsko-nacjonalistyczni działacze, w rodzaju niedawnego wicewojewody Piotra Spyry, przestraszyli się nie na żarty – i zaczęli twierdzić, że ten podstęp powinien być zabroniony, że Państwowa Komisja Wyborcza powinna listę unieważnić. Abstrahując od tego, że argument był idiotyczny, gdyż każda formacja może na swoją listę wziąć kogo chce, byle miał obywatelstwo polskie i nie był karany – to owa panika wskazuje, że byli przekonani, iż RAŚ ma dość mocy, by dzięki temu fortelowi wejść do sejmu. Dziennik Za-
prace badawcze nad nią. Nie jego zabytki, nie narodowość śląską i nie godkę nawet – ale autonomię I że organizacja powstała przed laty, aby o tę zabraną autonomię się upominać. RAŚ miał przy każdej okazji przypominać o autonomii. Bo jest Ruchem AUTONOMII Śląska. Nie zaś Ruchem Historii Śląska. jednym – bo RAŚ wcześniej odwrócił się od Śląska! Zapomniał skąd jest, i co ma w swojej nazwie. Przede wszystkim zapomniał, że ma w nazwie autonomię Śląska. Autonomię! Nie historię Śląska, i prace badawcze nad nią. Nie jego zabytki, nie narodowość śląską i nie godkę nawet – ale autonomię. Specy-
Trzeba sobie zadać pytanie, dlatego śląski wyborca odwraca się od Ruchu Autonomii Śląska. Bo to, że się odwraca było już lekko widać nawet po ubiegłorocznych wyborach samorządowych. Teraz nie ma już żadnych wątpliwości. chodni pisał nawet o sześciu poselskich mandatach. 25 października przyszedł kubeł zimnej wody. Lista formalnie mniejszości niemieckiej, a w rzeczywistości pod kierownictwem RAŚ-u wypadła słabiutko. Wypada się zastanowić, dlaczego. I mniejsza już o fatalną kampanię i kiepskich kandy-
ficzny ustrój polityczno-gospodarczy Śląska w ramach Polski – ale Polakom raczej nieznany. I że organizacja powstała przed laty, aby o tę zabraną autonomię się upominać. Aby przekonywać, że autonomia jest dla Śląska najlepsza. Że rozwiąże wiele naszych bolączek, że w autonomii nie będziemy grabieni przez budżet
RAŚ-u przez ostatnie kilka lat, to co widzimy? Gdy weźmiemy „Jaskółkę Śląską”, oficjalny organ RAŚ, to co czytamy? W centrum zainteresowania Muzeum Śląskie i ratowanie śląskich zabytków, z elektrociepłownią Szombierki i świętochłowickimi dwoma wieżami na czele. Jedyna nagroda, jaką RAŚ funduje co roku, to Górnośląski Tacyt. Dla badacza i popularyzatora historii Śląska. Nie nagroda dla kogoś, kto działa na rzecz autonomii, lecz dla badacza historii. Z całym szacunkiem, ale dla ludzi, których historia mało interesuje, którzy chcą autonomii dla jej walorów gospodarczych i społecznych, a nie dla „babrania się w historii” – taka organizacja staje się zupełnie nieatrakcyjna. Bo kiedy jedni obiecują emerytury, inni dodatki na dziecko, jeszcze inni uproszczenie programu podatkowego, RAŚ proponuję rozmowy o historii, podnosi larum o 100-letnią elektrociepłownię. To ma porwać górnika, który się boi o swoje miejsce pracy? Ale i to nie wystarczało, by RAŚ stracił poparcie. Bo drugą jego siłą
go faktem dokonanym i trwałym. Więc nawet gdy czasem wspomniał jeszcze o autonomii, to już
chowa i Żywiec. Czyli całe obecne województwo śląskie. Ba, mało tego! RAŚ, popierając Strategię Polski Południowej, zwaną Krakowicami a wymyśloną przez Elżbietę Bieńkowską z Sosnowca – wyparł się już nawet jedności górnośląskiej. Bo nagle historyczna stolica naszego regionu – Opole – miała się znaleźć w jednym polskim makroregionie, a Katowice w innym. Bo nagle zachodnia część Górnego Śląska, „Opolszczyzna”, miała wiązać swoją przyszłość z Wrocławiem, a wschodnia (katowicka) - z Krakowem. I RAŚ, i Ruch Autonomii Śląska poparł w sejmiku wojewódzkim ten pomysł! Poparł pomysł dalszego zamazywania granic naszego regionu, ponownego rozdrabniania go, rozwadniania. Zamiary takie Polska miała i przed II wojną światową, próbując swój kawałek Górnego Śląska połączyć w jedno województwo z Krakowem. Opór górnośląski był zawsze jednak zbyt duży. A tu nagle organizacja, rzekomo mająca za cel autonomię Górnego Śląska, całego Górnego Śląska, jest gotowa go poszatkować. Bo dla Katowic „Kraków to bardziej atrakcyjny partner”, niż Opole. Ślązak to słyszał, Ślązak na to patrzył i nie umiał zrozumieć. Przecież autonomii chcemy właśnie po to, by Warszawa nami nie rządziła, ale też by za Brynicą był ich Altrajch a po tej stronie nasz Śląsk. Przecież my chcemy być w jednym organizmie górnośląskim, od Mysłowic po Opole, a nie rozszarpani na różne sztucznie tworzone przez Polskę Platformy Obywatelskiej regiony. Która autentycznej tożsamości nie szanowała, tak samo beztrosko
Ruch Autonomii Śląska dziwnie zgłupiał. Nagle stał się organizacją dbającą nie o Śląsk, lecz województwo śląskie. Nagle okazało się, że Śląsk nie kończy się na Brynicy i Przemszy, że te miasta za nimi, jak Sosnowiec czy Będzin, to także część naszego regionu nigdy, że tylko dla Śląska. A coraz częściej wspominał, że w jej granicach mogą też znaleźć się Często-
zmieniając granice nie tylko Śląska, ale też Małopolski, Wielkopolski… Dokończenie na str. 4
LEON SWACZYNA (przez kilka kadencji członek zarządu RAŚ, obecnie poza Ruchem Autonomii Śląska): W miarę jak Gorzelik lansował ideę Krakowic, jak upierał się, że z Sosnowcem jesteśmy już związani na stałe, czułem się w zarządzie coraz bardziej obco, coroz barżyj niŷ u sia. Ŷntlich niŷ boło hań już do takich jak jo placu. Zawdych padoł: Jorg, coby sie pokozało, iże jo sie witnoł, niŷ ty. Ale wybory 25 października pokozało jednako, co witnoł sie ŏn. Takigo RAŚ-a Ślůnzoki niŷ chcom.
4
październik 2015r.
Dokończenie ze str.3 Ale Ślązaka niewiele interesowało to, jak Polacy urządzają sobie Małopolskę, Wielkopolskę. On coraz aktywniej popierał RAŚ, bo przez lata widział, że Ruch Autonomii Śląska walczy o Śląsk w swoich etnicznych „hanysowskich” granicach – i że chce dla tego Śląska autonomii. Jednak od 2010 roku coś się zmieniło, bo RAŚ odszedł i od tych etnicznych granic, i od idei autonomii. Więc co różni go w tym momencie od ogólnopolskich partii? A coraz mniej.
CHCĄ BYĆ Z SOSNOWCEM! Aż nadeszła kadencja sejmiku 2014-18. RAŚ wchodzi do koalicji i wśród swoich oczekiwań wobec PO wymienia… powołanie metro-
biera to jako zdradę śląskości. A kiedy wśród innych postulatów RAŚ-u nie ma ani słowa o autonomii, ale jest za to żądanie powołania w województwie … oficera rowerowego, to Ślązak wpada w osłupienie. Pyta się: czy ja coś przeoczyłem? Czy oni zmienili nazwę na Śląski Ruch Rowerowy? I tak krok po kroku RAŚ przestawał być organizacją śląską. Owszem, zbierał podpisy pod projektem ustawy o języku śląskim i śląskiej grupie etnicznej – ale pomysłodawcą był poseł Marek Plura z PO, a nie RAŚ. A sprawa jest kluczowa dla Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej, nie dla RAŚ-u. Bo RAŚ ma dbać, aby idea autonomia nie została zapomniana. Ma o nią walczyć, a nie szukać tematów zastępczych. Jednak nie walczy, o autonomii
kiedy wśród innych postulatów RAŚ-u nie ma ani słowa o autonomii, ale jest za to żądanie powołania w województwie … oficera rowerowego, to Ślązak wpada w osłupienie. Pyta się: czy ja coś przeoczyłem? Czy oni zmienili nazwę na Śląski Ruch Rowerowy? polii Silesia. Z Będzinem, Sosnowcem, Dąbrową Górniczą. Przedtem liderzy RAŚ bronili się, że są realistami, a nikt w Polsce nie zgodzi się, aby tę aglomerację rozerwać. Ale teraz posuwają się krok dalej – to oni stawiają żądanie, by mariaż z Zagłębiem wzmacniać. To oni żądają, by śląska i altrajchowska część aglomeracji stały się jednym super-miastem. Ogromna rzesza Ślązaków od-
mówi coraz mniej – więc cóż się dziwić, że Ślązak rozgląda się za inną ofertą polityczną. A z każdego plakatu wyborczego kandydaci zachęcają go: Dla Śląska; Śląsk jest najważniejszy; Tylko Śląsk; Wygrajmy Śląsk. I tak dalej. Hasła te krzyczą z plakatów PiS-u, PO, kukizowców, korwinistów, lewicowców. Więc sobie Ślązak myśli: no dobra, chłopaki i dziewczyny z RAŚ-u radzi majom Ślůnsk. Ale
ci wszyscy inni też. To czemu niby miałbym głosować na RAŚ?
IDĄ DROGĄ LESZKA MILLERA SLD, potężna 12 lat temu partia, teraz nawet nie weszła do sejmu, bo zapomniała o swoich lewicowych ideałach. Pozwoliła, by lewicowe hasła ukradli jej inni, przede wszystkim PiS. RAŚ rosnący w siłę kilka lat temu teraz słabnie. Bo zapomniał o swoim głównym haśle – autonomii. A miłością do Śląska licytować się trudno. Albo więc zorientuje się, że brnie w ślepą uliczkę, albo za kilka lat podzieli los lewicy. Nie tylko do sejmu, ale i do sejmiku, rad miast nie wejdzie. Odchodząc do lamusa historii. I tylko rodzi się pytanie, czy kierujący obecnie RAŚ-em specjaliści od historii sztuki i historii po prostu, od konserwacji zabytków itd. - potrafią wrócić do korzeni? Potrafią z refleksją spojrzeć na swoją nazwę Ruch Auto-
RAŚ o autonomii mówi coraz mniej – więc cóż się dziwić, że Ślązak rozgląda się za inną ofertą polityczną. A z każdego plakatu wyborczego kandydaci zachęcają go: Dla Śląska; Śląsk jest najważniejszy; Tylko Śląsk; Wygrajmy Śląsk. I tak dalej. Hasła takie krzyczą z plakatów PiS-u, PO, kukizowców, korwinistów, lewicowców. Więc sobie Ślązak myśli: no dobra, chłopaki i dziewczyny z RAŚ-u radzi majom Ślůnsk. Ale ci wszyscy inni też. To czemu niby miałbym głosować na RAŚ? nomii Śląska. Czy też, jak Leszek Miller, sztandar jedynie wyprowadzą. Dariusz Dyrda PS. Mam świadomość, że obecne kierownictwo RAŚ za tekst ten może usunąć mnie z organizacji. Ale
Lider listy Zjednoczonych dla Śląska, ZBIGNIEW KADŁUBEK, w ramach kampanii pisał na przykład tak: Można powiedzieć, omijając wiele dygresyjnych choć przyjemnych do słuchania gawęd, że Prometeusz wybudował pierwszy szyb górniczy na Górnym Śląsku, jakkolwiek nie znajdziemy tego faktu w żadnym podręczniku historii górnictwa. Gdy Prometeusz postawił szyb, ucząc przy tym różnych pożytecznych fachów i rzemiosł, rzekł do zdziwionych ludzi: „Nie będę się bawił w pochodnie, to przeżytek, zresztą nie wiem, co dalej ze mną będzie, bo Zeusa zżera zazdrość. Ogień skumulowany, skondensowany w pokładach tutaj macie. Złoża płomieni. Duże zasoby żaru na długie lata. Szyb wam pomoże z tego czerpać. Bierzcie i palcie, ile potrzebujecie! Bądźcie dumnymi Ślązakami i pokażcie, na co was stać!”.
gdy wstępowałem do Ruchu Autonomii Śląska, zrobiłem to, gdyż wierzyłem że jego celem jest autonomia właśnie, i to autonomia Śląska, a nie czegokolwiek. Teraz nie bardzo wiem, o co RAŚ-owi chodzi.
Albo tak: Wymóg górnośląskiej dosłowności w górnośląskiej sztuce brzmi zatem całkiem niedorzecznie. Sztuka przede wszystkim daje możliwość translacji, przekładu z obcego na swoje, ze swojego na obce. Uczy patrzeć na siebie z boku, stawać obok swego życia i patrzeć na nie. Obraz ze śląskim krajobrazem przeżywa się jako inkarnację śląskości, czystą emocję śląską, lecz również jako możliwość obcego kraju, który dopiero się rozpoznaje i się go wchłania. Krajobraz śląski można traktować jako wołanie i wyzwanie, pierwsze ujrzenie błąkającej się przyczyny naszego życia, piastującej nas od momentu niemowlęctwa, gdy po raz pierwszy otworzyliśmy oczy. Patrzymy na Erwina Sówki malowidło naiwne i wyprowadza nas ono poza los. Zdajemy sobie nagle sprawę, że nasze życie nie jest aranżacją i nie jest przypadkiem. Początek formularza Ilu ludzi taka kampania mogła zachęcić do głosowania na tę listę?
Lepszy otwarty wróg, niż fałszywy przyjaciel
PiS? Przynajmniej wiemy, czego się spodziewać N ie ma chyba w Polsce gazety, która by zrezygnowała z komentowania wyników wyborów. Jedni płaczą, że teraz nastanie PiS, inni płaczą – ale ze szczęścia. A my spróbujmy się zastanowić, co ten wynik oznacza dla sprawy śląskiej.
Marek Plura, potem posłanka Danuta Pietraszewska. Ale nic nie wychodzili, Platforma udając przyjaciela, tak naprawdę wabiła nas tylko obietnicami. A i to nie do końca, bo jednym z głównych wrogów śląskich aspiracji była senator PO Maria Pańczyk-Pozdziej.
Otóż nic! Państwo będzie funkcjonować normalnie, bo wyborcze obiecki to jedno, a rządzenie państwem – drugie. Jeśli Jarosław Kaczyński dotrzyma powyborczej obietnicy, i nie będzie politycznej zemsty, to demokracji nic nie zagraża. A pewnie dotrzyma, bo to jednak lider inteligentny i wnioski z rządów 2005-2007 zapewne wyciągnął. Natomiast ze śląskiego punktu widzenia nie zmienia się nic. Rządząca przez osiem lat Platforma Obywatelska kazała nam wierzyć, że coś ugramy. Że może język śląski, albo uznanie śląskiej grupy etnicznej. Chodził za tym poseł PO
Prawo i Sprawiedliwość niczego nam nie obiecuje. Autonomię uważa za separatyzm, godkę za staropolską gwarę, a narodowość śląską za fanaberię, ukrytą opcję niemiecką. Po PiS-ie przynajmniej wiemy, czego się spodziewać. Wiemy, że nie ma co liczyć na edukację regionalną w szkołach, na wspieranie godki. Rządy PiS-u to okres, kiedy śląskość będzie musiała sama sobie poradzić, jak za komuny. Choć – oby – jednak w warunkach demokracji i poszanowania praw człowieka. Te cztery lata pokażą, czy śląskość jest naprawdę atrakcyjna. Czy ludzie zechcą kupować śląskie książki, czytać śląskie gazety. Jeśli zechcą, to świetnie. Jeśli nie zechcą… to znaczy, że na śląskość po prostu nie ma zapotrzebowania Do wiosny 2015 mając wsparcie w prezydencie Bronisławie Komorowskim. Panowie Sekuła czy Rzymełka, Ślązacy z
krwi i kości, robili wszystko co się da, by śląskien Prawo i Sprawiedliwość niczego nam nie obiecuje. Autonomię uważa za separatyzm (a przynajmniej tak oficjalnie głosi), godkę za staropolską gwarę, a narodowość śląską za fanaberię, ukrytą opcję niemiec-
ką, albo wręcz – w skrajnych przypadkach aktywistów i zwolenników PiS-u – zdradę stanu. Po PiS-ie przynajmniej wiemy,
czego się spodziewać. Wiemy, że nie ma co liczyć na edukację regionalną w szkołach (chyba że to będzie edukacja o odwiecznie polskim Śląsku), na wspieranie godki, czy na koalicję z RAŚ-em w sejmiku. Bo zapewne niebawem i sejmik wpadnie w ręce PiS-u, gdy kil-
ku radnych zmieni klubowe barwy. Rządy PiS-u to okres, kiedy śląskość będzie musiała sama sobie poradzić, jak za ko-
muny. Choć – oby – jednak w warunkach demokracji i poszanowania praw człowieka. Wbrew pozorom, to dla nas ogromna szansa! Te cztery lata pokażą, czy śląskość jest naprawdę atrakcyjna. Czy ludzie zechcą kupować śląskie książki, czytać śląskie gazety,
chodzić na sztuki po śląsku. Jeśli zechcą, to świetnie. Jeśli nie zechcą… to znaczy, że na śląskość po prostu nie ma już
zapotrzebowania. Że jednak nas spolonizowali. Ale ja wierzę, że zapotrzebowanie jest! Literatura polska pięknie rozkwitła pod zaborami. To wtedy pisali Prus, Żeromski, Orzeszkowa, to wtedy nagrody Nobla dostali Sienkiewicz i Reymont. To wtedy rozkwitła polska kultura. Wierzę, że my Hanysy, powtórzymy tę drogę. Że pokażemy naszą żywotność. A jeśli tak się stanie, to przed następnymi wyborami liczne partie będą o nas zabiegać naprawdę, a po wyborach nasze postulaty potraktują poważnie. Tak więc, życzymy jako redakcja Ślůnskigo Cajtunga, PiS-owi jak najlepiej. Życzymy, by poprawił funkcjonowanie instytucji państwa, nie zepsuł gospodarki, znalazł pomysł na górnictwo. By zatrzymał u granic falę islamistów. Żeby państwo, w którym upomnimy się o nasze prawa w roku 2019, funkcjonowało lepiej, niż to obecne. Redakcja
5
październik 2015r.
Kiedy się wszystkich pozbyto, to kto ma walczyć o wynik
Nie zjednoczeni No i myślenie życzeniowe się skończyło, wzajemne zapewnienia działaczy RAŚ, że weźmiemy, dwa, trzy, cztery mandaty – też. Przyszedł dzień, gdy wyborcy powiedzieli „sprawdzam”. I plompany balon, o nazwie Zjednoczeni dla Śląska oklapnął.
N
ie jestem prorokiem ani jasnowidzem, ale przewidywałem to już na początku kampanii wyborczej. Zaczęło się niewinnie od rzucenia okiem na oficjalny fanpage komitetu wyborczego na początku września, który prezentował się gorzej niż źle. Żenująco mała ilość lajków, praktycznie żadnych zdjęć i wpisów – po prostu martwa strona, którą założono i czekano nie wiadomo na co. Potem fanpage poprawiono, ale o całej reszcie trudno coś dobrego powiedzieć.
NAUKOWIEC? I CO Z TEGO! Od początku bowiem emocje wywoływały – i trudno się dziwić – listy wyborcze. Niestety Zjednoczeni dla Śląska popełniły fatalny błąd, którego skutki okazały się opłakane. Dali się mianowicie nabrać na odwieczne kłamstwo o istnieniu w polityce „fachowców”. I ich też umieścili na tzw. jedynkach, czyli pierwszych miejscach list wyborczych. Zapomniano
ciła. I nie było tam wartościowych zmienników.
SZLACHETNY JAK… DZIECKO
n W RAŚ-u się o tym głośno nie mówi, ale po cichu wielu byłych i obecnych działaczy winą za klęskę obarcza Jerzego Gorzelika i jego styl kierowania organizacją. Przykładem niech będzie wielki znawca śląskiej kultury, filolog prof. Zbigniew Kadłubek. Typ naukowca (na szczęście ktoś kazał Profesorowi kupić modny garnitur), któremu Śląsk zawdzięcza niezwykle wiele, natomiast z pewnością nie będzie mu zawdzięczał odzyskania autonomii w najbliższej kadencji parlamentu. Prof. Kadłubek jest bowiem znany garstce dziennikarzy i pasjonatów, ale wyborcy nie mają pojęcia ani kim jest, ani o co chodzi w jego pracy. I tu dotykamy problemu fachowców – polityk ma być skuteczny i znany, a nie oddany nauce. Nauka bowiem rządzi się zupełnie innymi prawami. Nieznajomość tej zasady pogrążyła Unię Wolności, pogrążyła Marka Migalskiego i wielu innych. Ciekawe okazały się moje rozmowy z niektórymi działaczami RAŚ, którzy o kandydaturach i nominacjach dowiedzieli się nie tylko po fakcie, ale dodatkowo byli zwodzeni, że „będą brali udział w rozmowach”. Nagle
Prof. Kadłubek jest znany garstce dziennikarzy i pasjonatów, ale wyborcy nie mają pojęcia ani kim jest, ani o co chodzi w jego pracy. I tu dotykamy problemu fachowców – polityk ma być skuteczny i znany, a nie oddany nauce przy tym o żelaznej zasadzie, że na szczytach list umieszcza się albo polityków niezwykle skutecznych, albo bardzo znanych. Zjednoczeni poszli w złą stronę i umieścili tam kandydatów, którzy są wspaniałymi osobowościami, fachowcami, naukowcami, natomiast szerszemu gronu są całkowicie obcy.
zostali postawieni przed faktem dokonanym i zmuszeni do popierania kandydatów, o których wiedzą, że są skazani na porażkę.
SAMODZIELNYCH JUŻ NIE MA I tu docieramy do sedna. Dlaczego Ruch Autonomii Śląska postawił
na osoby kompletnie nieznane. Otóż powody są dwa i oba bardzo mocno ze sobą związane. Pierwszy jest taki, że kandydaci są namaszczeni przez Przewodniczącego Gorzelika i przez to całkowicie mu powolni. Niezależnych i silnych osobowości nie ma. Dlaczego? Ot, i tu mamy drugi powód, z którego pierwszy niejako wynika: bo wszystkich innych Przewodniczący Jerzy Gorzelik wraz ze swą świtą zdążył się w odpowiednim pozbyć. Nie ma tym samym w Ruchu niemal żadnych oponentów lidera (niemal; o tym szerzej za moment), ale też żadnych poważnych kandydatów na rzutkich polityków. Podobna sytuacja miała miejsce w PiS po przegranych wyborach w roku 2007 i też PiS od roku 2005 do 2015 żadnych ważniejszych wyborów (poza uzupełniającymi) nie wygrał. Nagle jednak prezes Kaczyński zrozumiał, odsunął się w cień, pojawiły się nowe twarze – i PiS ma wynik, w jaki jeszcze pół roku temu sam by nie uwierzył. Przypomina mi się anegdota o jednym z polityków, który na Zachodzie opowiedział, jak to do jego partii chciało się zapisać kilkadziesiąt tysięcy kandydatów, ale „na szczęście udało mu się w odpowiedniej chwili większość powstrzymać”. Gorzelik odniósł podobne „zwycięstwo” pozbywając się osób, które w ważniejszych okręgach albo odniosłyby zwycięstwo, albo przynajmniej zapewniły przyzwoity wynik.
CZYSTKI OD 2010 ROKU Zaczęło się od roku 2010 i usunięcia z RAŚ założycieli z Rudolfem Kołodziejczykiem na czele, co dało fatalny efekt marketingowy. Dalej udało się niemal doszczętnie roz-
bić struktury w Czerwionce-Leszczynach, gdzie RAŚ miał olbrzymie poparcie (jeden z najwyższych odsetek osób deklarujących narodowość śląską), a gdzie np. w roku 2012 koło RAŚ składało się w praktyce w dwóch osób – Krzysztofa Klucznioka i Jego
Sam Przewodniczący zresztą padł ofiarą swoich pomysłów: nie może startować w wyborach, w których miałby bardzo duże szanse, ponieważ wewnętrzna uchwała RAŚ przeforsowana przez Gorzelika zabrania startu komuś, kto pełni funkcję pochodzącą z wyboru powszechnego (np. radny czy wójt). To może szlachetne, ale polityka nie ma być szlachetna, ale skuteczna. Kolejny problem, to coraz większa niechęć starszych członków do działań Przewodniczącego, który ma cięty język, ale niestety wykorzystuje go głównie przeciw „niepokornym” RAŚ-owcom. Poza tym z jednej strony deklaruje otwartość na polskość, a z drugiej co chwila na Facebooku publikuje wpisy w stylu: knajacko-nacjonalistyczna Legia [Warszawa]. I tak marnowany jest kapitał społeczny zgromadzony wysiłkiem jego członków przez RAŚ. Efekt? Wynik firmowanego przez RAŚ komitetu Zjednoczeni dla Śląska. Oczy-
Kolejny problem, to coraz większa niechęć starszych członków do działań Przewodniczącego, który ma cięty język, ale niestety wykorzystuje go głównie przeciw „niepokornym” RAŚ-owcom. Poza tym z jednej strony deklaruje otwartość na polskość, a z drugiej co chwila na Facebooku publikuje wpisy w stylu: knajacko-nacjonalistyczna Legia [Warszawa]. Żony. Gorzelik skutecznie zniechęcił do siebie formalną członkinię RAŚ i zastępcę starosty powiatu rybnickiego – Aleksandrę Chudzik – której ostentacyjnie kazał się ze sobą „umówić na ewentualne spotkanie”. Efektu możecie się Państwo domyślać. Kolejnym „sukcesem” było odejście Pawła Poloka, który uzyskał bardzo dobry wynik w trzech wyborach z rzędu oraz Leona Swaczyny i całkowite zmarginalizowanie Jerzego Bogackiego, który w wyborach do senatu umiał pod szyldem RAŚ zbierać po 50 000 głosów. Tym sposobem ławka działaczy zapełniła się zwolennikami Jorga, ale też niesamowicie się skró-
wiście dziś Przewodniczący Gorzelik może mówić, że to przecież był komitet mniejszości niemieckiej, a RAŚ był tylko zaproszony w charakterze gościa. Ale każdy, kto jest trochę bliżej wie, że listy do sejmu ułożył sam Przewodniczący (nie mając jedynie wpływu na miejsca gwarantowane mniejszości niemieckiej) – i tym sposobem wziął na siebie odpowiedzialność za wynik. Wynik, który także zmarginalizowany, przedgorzelikowy przewodniczący RAŚ, Krzysztof Kluczniok, na facebooku skwitował krótko: Nie wykorzystana szansa DZIEJOWA! Jan Popczyk
Od redakcji: autor był przez kilka lat członkiem Ruchu Autonomii Śląska, a także władz tej organizacji, Rady Naczelnej. Jest jedną z tych osób, o których pisze, że „bo wszystkich innych Przewodniczący Jerzy Gorzelik wraz ze swą świtą zdążył się w odpowiednim pozbyć”. Podpisał się jednak pseudonimem, gdyż nie chce, by czytelnicy sądzili, że na porażce Zjednoczonych dla Śląska próbuje zbijać własny kapitał polityczny.
6
październik 2015r.
DURŚ młodzi
DURŚ to świetna nazwa dla śląskiego stowarzyszenia. Nawiązuje do naszego języka, mówi też o perspektywach. A chociaż człowiek, który ją wymyślił, nie należy do nowopowstałego stowarzyszenia, to z jego ideami się zgadza. Chociaż początkowo Demokratyczna Unia Górnośląskich Regionalistów miała być czymś zupełnie innym, niż jest.
J
est stowarzyszeniem, które powstało w Rybniku. Co jednak wcale nie oznacza, że zamierza się ograniczać do Ziemi Rybnickiej. Wszak RAŚ też na niej powstał, a Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej założono w
n Organizacji jeszcze nie było, ale 11 lipca 2015 roku, gdy ulicami Katowic przeszedł IX Marsz Autonomii wśród uczestników pochodu pojawiła się pierwszy raz grupa, wspierająca interesy młodych Ślązaków. Reprezentacja DURŚ przeszła wspólnie ulicami Katowic z wielkim transparentem „DURŚ Młodzi Ślązacy”, nawołując przy okazji młodych ludzi do przyłączenia się w pochodzie. Celem uczestnictwa w tym wydarzeniu, było zaakcentowanie szczególnego przywiązania młodego pokolenia mieszkańców Śląska do śląskiej kultury, tradycji oraz wykazanie troski o los naszej ziemi. Kotorzu Małym, wsi pod Opolem. Tak więc i DURŚ ma ambicje objąć swoim działaniem cały Śląsk. Powołany został 3 września. Jego założyciele mówią, że czegoś im w dotychczasowych śląskich organizacjach brakuje. A znów czego
innego jest za dużo. Za dużo jest politykowania, za mało po prostu dbałości o śląskość. Przede wszystkim jednym z najważniejszych elementów jest dbałość o godkę. Nie o jej status prawny, tylko o jej znajomość. – Śmieszy mnie, gdy wielcy bojow-
Rozmowa z JÓZEFEM
nicy uznania godki za język nie umieją w niej powiedzieć dwóch poprawnych zdań. Choć bardziej smuci, niż śmieszy – mówi prezes stowarzyszenia, Józef Porwoł. Który zarazem jest aktywnym członkiem zespołu kodyfikującego godkę. Doda-
je, że język ojców jest podstawą tożsamości. Bo język nie tylko służy do rozmowy, on także determinuje sposób myślenia. W każdym języku myśli się nieco inaczej, bo inaczej buduje się zdania. Dokończenie na str. 15
PORWOŁEM, prezesem DURŚ
- Strona internetowa stowarzyszenia nazywa się dursmlodzi.org. Sam Porwoł się do młodych nie zalicza... Jo je durś młody. Młodość to nie kategoria metryki. Młody jest tyn, komu się chce działać. J omom na karku 60 lot, ale durś chce mi sie lotać za ślůnskimi sprawami. I jak widać zarażać tym młodych. - I kodyfikować godka. - No ja. Ale zawdy kiej jom kodyfikujymy, słysza „przudzij
u nos tak padali” – bez tuż lynkom sie, coby my niy skodyfikowali godki … martwyj. Trzeja nom uczyć jij młodych, a to sie bez szkół nie udo. Skirz tego mom starość spůłpracować ze instytucjami oświatowymi, kultury. Bez znajomości godki i naszyj historie młode ludzie nie bydom sie ze Ślůnskiŷm utożsamiać. - Prawie każda śląska organizacja ma takie cele. - Ale może inne metody. My nie stajemy okoniem do
polskości, ale też nie godomy, jak Związek Górnośląski, że godka to ino polsko gwara. My chcemy na przykład organizować kolonie i ŏbozy po ślůnsku i ŏ Ślůnsku. - A na przykład w RAŚ-u nie dało by się tego realizować, bez powoływania DURŚ? - Pewnie by się dało, ale nie wiem, bo nie jestem członkiem Ruchu Autonomii Śląska. Mnie czasem denerwuje polityczna agresja tej organizacji, podczas gdy nam
trzeba działać w spokoju, nie szukać wrogów. Ale przede wszystkim RAŚ ma przypiętą łatkę separatystów i trochę politycznych awanturników, która utrudnia współpracę z wieloma środowiskami. Ja w wielu sprawach wspieram RAŚ, chodzę choćby na Marsze Autonomii, angażowałem się w zbieranie podpisów, ale uważam, że na rzecz godki i edukacji regionalnej znacznie lepiej działać bez tej łatki. - Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał Adam Moćko
Wszystkim, którzy 25 października oddali swój głos na mnie, i na komitet Ślonzoki Razem – serdecznie dziękuję. Nie udało mi się zostać senatorem, ale Wasz głos nie został zmarnowany. Pokazaliśmy, że jest nas dużo, i że wciąż wierzymy, że możemy:
Retnonć Ślůnsk!
Leon Swaczyna
7
październik 2015r.
Droga prawna w Polsce wyczerpana! Sąd Najwyższy odrzucił skargę kasacyjną do swojego orzeczenia z 2013 roku. Uznał, że nie ma podstaw prawnych do jej rozpatrywania, bo stan prawny w porównaniu z 2013 rokiem się nie zmienił. W tej sytuacji Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej wyczerpało krajową drogę o swoje prawo do funkcjonowania. Ma się rozwiązać. Ale na wyczerpanie drogi prawnej czekało od dawna, gdyż dopiero to pozwala odwołać się do Trybunału w Strasburgu. A tam SONŚ ma spore szanse na wygraną z państwem polskim.
Nic się nie stało,
Ślązacy nic się nie stało... Rozmowa z PIOTREM DŁUGOSZEM, poprzednio prezesem a obecnie likwidatorem SONŚ
- Zacznijmy od pana obecnego tytułu. Likwidator. To brzmi tak, jakby dążył pan do likwidacji SONŚ-u. - No niestety, można tak to odebrać. Ale chodzi o terminologię prawniczą. Kiedy sąd podjął decyzję o wykreśleniu nas z rejestru, musiał dać nam czas na zlikwidowanie działalności. Wypowiedzenie umów najmu lokali, pozamykanie spraw finansowych i tym podobne. Zazwyczaj zadaniem tym obarcza się prezesem stowarzyszenia. No i padło na to, że jestem likwidatorem. - Odnoszę jednak wrażenie, że nie stara się pan likwidować zbyt gorliwie. - Prawo określa czas w jakim mam tego dokonać, i na pewno nie spieszę się bardziej, niż muszę. Ja nadal wierzę, że w Strasburgu wygramy, więc staram się zrobić to tak, by wtedy nie zaczynać od zera, od nowa. Wyjaśniam więc członkom SONŚ na zebraniach, że na razie będziemy musieli działalność zawieszać. Mówię im, używając analogii kibicowskiej: Nic się nie stało, Ślą-
wionego wrogo, będzie jeszcze gorzej? - Na razie nie mam żadnych podstaw, by twierdzić, że PiS nie będzie respektował porządku prawnego, strasburskich orzeczeń. Nie lubią nas, zgoda, ale rząd, parlament jest od tego by kierować państwem, a nie lubić wszystkie funkcjonujące w nim organizacje. Dlatego dla sprawy SONŚ nie ma znaczenia, kto wygrał wybory 25 października. Zresztą państwo kierowane przez Platformę Obywatelską też nas nie rozpieszczało. Nawet jeśli w naszych szeregach jest kilku członków PO, na czele z eurodeputowanym Markiem Plurą, a w PiS-ie nie ma.
się ze znajomymi. Ale odpowiem poważnie, oczywiście, że się spotykamy. Z kim miałem przez ostatni rok konsultować ostatnie kroki prawne, jakie nam pozostały w Polsce? Z kim mam konsultować,
W świetle prawa polskiego i europejskiego nie ma żadnych przeciwskazań do istnienia SONŚ-u. Wierzę, że sąd europejski, patrzący na sprawę w sposób prawniczy a nie emocjonalny, uzna to za oczywiste zacy nic się nie stało. Spotykam się w tym celu także z przewodniczącymi kół i byłymi członkami zarządu. Byłymi, bo w momencie ustanowienia likwidatora, zarząd z automatu przestaje istnieć. - A jednak właśnie można usłyszeć, że zarząd dalej się spotyka. W szerszym gronie, z przewodniczącymi kół także… - Mógłbym odpowiedzieć żartobliwie, że kto mi zabroni spotykać
jak przygotować się do procesu w Strasburgu? Przecież nie z prokuraturą w Opolu, która doprowadziła do naszej likwidacji! Oczywiście, że w działaniach tych uczestniczą ludzie, którzy byli i do momentu ostatecznej likwidacji są aktywem Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Ale takie spotkanie będzie już tylko jedno, w listopadzie. Wtedy zastanowimy się nad tym, jak pójść do Strasburga, skąd wziąć na to pieniądze, kto poza ad-
wokatem ma tam jechać. A potem sprawy prawne w rękach adwokata, a zamknięcie bieżącej aktywności SONŚ w moich. - A propos adwokata. Po kilku latach SONŚ rozstał się z mecenasem Josefem Foxem i zatrudnił innego prawnika. Dlaczego? Wini go pan za sądowe porażki? Pytamy o to, gdyż mecenas Fox na łamach Cajtunga gościł dość często. - Winię, to za mocne słowo, bo patrząc na uzasadnienie orzeczenia Sądu Najwyższego z grudnia 2013 roku widzę, że tego nie dało się wygrać. Po prostu państwo polskie nie chce uznać organizacji narodowości śląskiej. Nie, bo nie. Ale prawdą jest, że jedyny sukces prawny, rejestrację, odnieśliśmy gdy mecenasa Foxa z nami nie było. I na tym chciałbym skończyć, gdyż nie byłoby elegancko żalić się na osobę, która pomagała nam honorowo . Panu Foxowi podziękowaliśmy za reprezentowanie nas w sposób elegancki, chcieliśmy, by nadal nam doradzał. Nam i adwokatowi, który sprawę przejął. Ale on się obraził.
- I teraz Trybunał Europejski? Jest pan dobrej myśli? - Tak. W świetle prawa polskiego i europejskiego nie ma żadnych przeciwskazań do istnienia SONŚ-u. Wierzę, że sąd europejski, patrzą-
- Przesłuchiwanie pana w sprawie SONŚ-u nie jest dowodem, że zaczyna się nękanie organizacji? - Może zdziwię odpowiedzią, ale nie jest. Do prokuratury wpłynął donos, ona ma obowiązek zbadania go. Kto jest tym życzliwym anonimem wiem, ale nie powiem, bo nie zamierzam kogoś przepraszać za to, że jest tchórzem, który boi się podpisać
Nie mam żadnych podstaw, by twierdzić, że PiS nie będzie respektował porządku prawnego, strasburskich orzeczeń. Nie lubią nas, zgoda, ale rząd, parlament jest od tego by kierować państwem, a nie lubić wszystkie funkcjonujące w nim organizacje. Dlatego dla sprawy SONŚ nie ma znaczenia, kto wygrał wybory 25 października cy na sprawę w sposób prawniczy a nie emocjonalny, uzna to za oczywiste. Zresztą chyba wszyscy w SONŚ podzielają to przekonanie. Wielu prawników, w tym wybitnych, też. - A nie boi się pan, że po zwycięstwie wyborczym PiS-u, będącego wobec SONŚ-u nasta-
swoim nazwiskiem. Ale jeśli sprawa nabrałaby ciągu dalszego, to jestem pewien, że autorowi donosu nie uda się ukryć nazwiska. Dla wielu będzie to szok, gdyż mamy do czynienia z osobą lubiącą stwarzać wokół siebie mit, że dla narodowości śląskiej jest gotowa uczynić wszystko. Rozmawiał Adam Moćko
8
październik 2015r.
Nasze cměntorze pokazujo
Mater Dolorosa Chneda kożdy na Ślůnsku zno taki miana, jako Powązki, směntorz Rakowicki w Krakowie, abo tyż kerchofy, kiere leżom poza Polskom: Łyczakowski we Lwowie, abo „na Rosie” we Wilnie. A mało fto zaś sam wiě, iże my těż momy nasze widzane nekropolie. A jedna ś nich, Mater Dolorosa, wybrano sześć lot nazod, na jeděn ze siedmiu architektonicznych ślůnskich cudůw. Sam po grobach widać, jaki to bogaty był piěrwěj region.
M
ater Dolorosa – to je pedzieć po naszěmu „Matka Bolesno” to kerchof Bytomia ze czasůw, kiej było to nojzocniejsze a nojbogatsze miasto Hut (jak ůwdy mianowano ślůnsko aglomeracja przemysłowo). Katowice były jeszcze wsiom, a razěm małym miastěm, a miěndzy Mysłowicami, Glajwicami, Mikołowěm – noj-
ważniejszy był Bytoń. To hań miěnszkała nojbogatszo ślůnsko burżuazjo. A kiej pomijali – chowano jejch na Mater Dolorosie. To bez tuż poniekiere groby, a grobowce na tym směntorzu som rychtycznymi perlami sztuki. Jeszcze kielanoście lot nazod była schuchrano, nale we 1999 roku redakcjo „Życia Bytom-
skigo” ciepła hasło, coby Mater Dolorosa retować – no i terozki nasze ślůnski Powązki, witajom nos ale gryfnymi mauzoleumami. Werci sie půńść hań choby skirz tego, coby o’boczyć mauzoleum Ignatza Hakuby. Těn bogaty kupiec ze drugij połowiny XIX storoczo fundowoł stypendia do ślůnskich młodyc,h a těż
penzyje do weteranůw wojen ze Rakuszokami a Francuzami. Nojbarżyj trza go ale mieć w zocy skirz tego, co doł festelny gelt na biblioteki ludowe na cołkim Wiěrchnim Ślůnsku. Hakuba fundoł tyż do Bytonia sto lot nazod ZOO a denkmal Fryderyka Wielgigo. Hakuba kamracił ze nadburgemaistrem Bytonia Georgem Brüningiem.
To těn polityk podpowiodał Hakubie na co dać geltu. Som Brüning taki bogaty nie był, mauzoleum ni mioł, bez tuż mo terozki nowy grůb. Ze Mauzoleum Hakuby może rywalizować inoś wtůre – familie Goetzler. Możne jeszcze bogatsze mieli by magnaty Henckel von Donnersmack, nale ta familia chowali niě na směntorzu, inoś
Refleksja na 1 listopada P rzechodzimy obok nich codziennie, nie mając pojęcia o ich istnieniu. W niektórych z takich miejsc zamiast pamiątkowych tablic stoi śmietnik. A przecież tam kiedyś, nawet całkiem niedawno rozgrywała się czyjaś wielka tragedia. Śmierć. Obóz w Świętochłowicach na Zgodzie czy w Oświęcimiu to tylko tak zwany wierzchołek góry lodowej. Liczby pomordowanych Ślązaków są przerażające, a każda z tych liczb kryje pod sobą śmierć kogoś kto mógł być i nam bardzo bliski. 1 listopada odwiedzając cmentarze wielkie – jak bytomską Mater Dolorosa – pomyślmy też o tych zapomnianych. O miejscach śląskiej martyrologii. Na przykład leśna droga relacji Tychy- Kobiór. Albo fabryka papieru w tyskim Czułowie, gdzie 27 stycznia 1945r. Niemcy poddali się Ruskim – efektem było 300 rozstrzelanych Ślązaków. Można wymieniać długo: Cmentarz Wojskowy w Siemianowicach, leśny cmentarz Mysłowice-Kosztowy - 313 zamordowanych Ślązaków. Obóz koncentracyjny w Mysłowicach odebrał życie 2217 Ślązakom, wszystkie
ciała wywożone były do zbiorowych grobów na ulicę Mikołowską. Opowieści naszych dziadków przywracają o zawrót głowy. Jedni wolą zapomnieć straszny koszmar dzieciństwa, kiedy podglądali przez dziurkę od klucza, jak piekarz, rozwożący rano chleb, po zmroku tym samym zaprzęgiem przewoził ciała zmarłych do zbiorowych pochówków. Inni zacierają ślady strasznej zbrodni, by nie wydawała się aż tak straszna. To dlatego z obozów pracy oddawano w ręce rodzin chorych, nieprzytomnych, połamanych i zagłodzonych, by obniżyć dane statystyczne zgonów w obozie. Są i tacy którzy pamiętają, zapomnieć nie chcą i czują się w obowiązku przekazać prawdę dalej. Dziś o zapomniane przez wszystkich miejsca spoczynku naszych przodków troszczy się Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, ale ona często stosuje antyślaski klucz. A ponadto Stowarzyszenie Ślůnsko Ferajna, a także młodzież z Gimnazjum nr 6 w gliwickiej Sośnicy. Może i Ty, czytelniku, 1 listopada zapalisz znicz na masowym śląskim grobie? No bo jeśli nie będziemy tego robić my, to kto? MS n Tu leży dr Georg Brüning - bardzo zasłuzony dla Bytomia burmistrz w latach 1882-1919
9
październik 2015r.
om, jaki Ślůnsk był bogaty
a, a niě Powązki we tumie wele rynka. No a kiej pomijali bytomski Piasty, poraset lot piŷrwyj, to Mater Dolorosy jeszcze nie było. Nale na tym kerchofie leżom niě inoś widzane ludzie ze nimieckich czasůw. Je hań pochowany baji Edward Szymkowiak, torman kiery stoł we polskim torze, kiej Poloki na Stadionie Śląskim piěrszy roz wygrali ze Rusami. Leżom hań těż Jan Ligoń, ks. Norbert Bończyk a inaksze znane Ślůnzoki. Na Mater Dolorosa leży też kupa widzanych Lwowiokůw, kierzy po wojnie skludzili sie do Bytonia. Bez tuż idzie tyż pedzieć, co Mater Dolorosa je trocha kontynuacjom směntorza Łyczakowskigo. Katowice takigo kerchofa jak Mater Dolorosa ni majom. Baji skirz tego, co som miastem młodym, dziepiŷro latoś majom 150 lot. No i niě miały pierwěj takigo centralnego směntorza. Je jejch sam aże 23, a najważniejsze dwa, to ten przī cestach Francuskij, a na Sienkiewicza. Blank nojważnieszy je těn niědaleko o’de kościoła mariackiego – na Francuskij. Do wojny był po połowinie katolicki a ewangelicki. Terozki we ¾ je katolicki a zaś na ewangelickij tajli chowano je terozki elita katowickij (czasem ateistycznej) inteligencji. Bez tuż na żodnym ślůnskim směntorzu niě o’boczycie tak czěnsto jak sam pogrzebu bez duchownego, inoś ze mistrzem ceremonii. Chocia sam mało sie chowie, bo na Francuskij nowych grobůw ni ma – je jejch tukej 6080, a chowie sie inoś we starych. Sam, na Francuskij leży Wojciech Korfanty i piěrszy ślůnski wojewoda, Józef Rymer. Trocha dali Jerzy Ziętek i wicepremier za Gierka, Jan Mitręga (Ślunzok ze Michałkowic), widzane artysty, naukowce, redachtory. Niě wiěmy zaś, jaki widzane Niěmce leżom sam, a jaki na Sienkie-
n Mauzoleum Ignatza Hakuby, wielgigo ślůnskigo filantropa wicza, skirz tego, co po wojnie potraciły sie stare ksiěngi tych kerchofůw. Nale wiěmy, co po wojnie na Sienkiewicza pochowali baji Zbigniewa Cybulskigo, Jerzego Dudy-Gracza, Henryka Mikołaja Góreckigo, Stanisława Ligonia, Alfreda Szklarskigo, Krystyny Bochenek.
Kiej już padomy o artystach – to najzocniejszy ślůnski poeta, Joseph von Eichendorff, leży na Směntorzu Jerozolimskim we Nysie, na cołkim końcu Wiěrchnigo Ślůnska. Zasie we o’polskij katedrze momy o’statnich ślůnskich Piastůw. Dariusz Dyrda
n Mauzoleum familie Goetzler
PRZEPOMNIANE SŁOWA (Som słowa, kiere tyż mnogi Ślůnzoki przypomniały. My jejch w naszych tekstach spominomy) Kerchof (abo směntorz) – cmentarz Pomijać – odchodzić do wieczności
Schuchrać – zaniedbać Rakuszoki – Austriacy Tum – duży kościół Storocze – wiek Wynojdlorz – wynalazca Bildhauer – artysta rzeźbiarz Kyrczka - świeczka
Naukowce a wynojdlorze
n Grób Ruberga jest nieznany. Na cmentarzu przypomina go jedynie tablica na maleńkiej, starej kostnicy.
n We Katowicach leży Zbyszek Cybulski, poniekierzy padajom, iże najlepszy polski aktor filmowy.
P
lacůw, kaj leżom szumne Ślůnzoki je toć wiela. Baji na maluśkim směntorzu we lędzińskim zýdlungu Hołdunów (przůdzij Anhalt) leży, chocia ani grobu ni mo,
Johann Christian Ruberg, wielgi wynojdlorz, ftory znod przemysłowo metoda wytopu cynku. To skuli tego zaczěny u nos wartko powstować huty, a ku hutom gruby, coby kopać wongiel do tych hut. Zasie na směntorzu we bytomskich Szombierkach leży Karol Godula, Ślůnzok o słowiańskich korzýniach, ze Przyszowic, a jeden ze twůrcůw ślůnskigo przemysłu. Zaś we Gliwicach momy fest interesantny kerhof Hutniczy. Maluśki, nale interesantne je to, co hań ozdoby na grobach som ze żeliwa. Juże u wrůt stoły żeliwne lwy, kiere wyrychtował bildhauer Godfryd Schadow. Sam pochowany je Theodor Kalide – bildhauer wielgi, możne i nojzocniejszy romantyczny we Europie. Inoś nagrobek o’nego Poloki zdewastowały. Wtory, kiery sam leży to John Baildon, chneda idealny růwieśnik Goduli (urodził sie sztěry roki piěrwyj, pomar dwa roki przed Godulom), wielgi twůrca ślůnskigo hutnictwa. Jego nagrobek trafił trzy roki nazod nazod na kerhof curik. Eli bydziecie kaj hań kole 1 listopada, niŷ pożałujcie jim wszyjskim kyrczki. To ludzie, kierzy wiela do Ślůnska znaczyli.
10
październik 2015r.
TAKO PADO LYJO
Pożyteczni idioci F
rancja zrobiła to cynicznie, chcąc mieć w Polsce naiwnego i wiernego sojusznika, n,iekoniecznie z wzajemnością, o czym Polska przekonała się w 1939 roku. Mieszkańcy Górnego Śląska przyłączonego do Polski bez względu na język serca, Mutterschprache, wyznawaną religie i poczucie narodowe przekonali się, iż w Polsce są traktowani jako Obywatele trzeciej kategorii, co widać do dziś niestety. Kiedy tylko konwencja genewska przestała chronić polską część Śląska, polski obóz sanacyjny prowadził szeroko zakrojoną kampanię przeciwko Autonomii na Śląsku, nadanej nam przecież przez Polskę. W związku z daleko idącymi przygotowaniami do likwidacji autonomii na Śląsku takie gazety jak „Polonia”, „Siedem groszy” i „Kurier Wieczorny” podjęły ankietę wśród mieszkańców Śląska „w celu uzyskania ogólnej opinii”. Jak to przebiegało można dowiedzieć się czytając artykuły z „Polonii” z czerwcu i lipca 1937r. Cała akcja rozpoczyna się od jednym
W latach dwudziestych ubiegłego wieku Wywiad Francuski (po prostu państwo francuskie) w celu trwałego osłabienia swego odwiecznego wroga czyli Niemiec namówiły wpływowe kręgi i wywiad Polski prawo do takiego samookreślenia – do wywołania wojny („Jestem dumny,iż mogę nazywać się domowej na terenie Ślązakiem”, „Ich bin stolz ein Schlesier zu sein!“, „Mom w zocy, co moga Górnego Śląska tak, mianować sie Ślůnzokiěm!”. Jednak aby broń Boże nie potrzeba podkreślić, że władze polskie, a przynajmniej ich część prowadzi wstała tam niezależna nadal wrogą Ślązakom politykę histoRepublika Górnośląska ryczną. Co najgorsze poddają jej się projaką sobie wymarzyli minentni Ślązacy, głosujący za ideą z członkowie Związku 1937roku w skrócie nazywanej „Krakowicami, ” czy tez dążący do ścisłej Górnoślązaków pod przewodnictwem księdza Carla Ulitzka i Prominentni Ślązacy, głosujący za ideą z 1937roku w skrócie nazywanej „Krakowicami, braci Reginków. Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską
ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: megapres@interia.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Agora Poligrafia, Tychy Nie zamówionych materiałów
redakcja nie zwraca.
R E K L A M A
” czy tez dążący do ścisłej integracji z „Altrajchem” W zasadzie moim zdaniem tak robić mogą tylko śląscy „pożyteczni idioci” lub niejawni agenci służb z czerwcowych numerów (nr. gazety 4535) Na szczęście powoli niektórzy Polacy z krwi i kości zaczynają rozumieć, że Śląsk, ani nawet żaden jego kawałek, nigdy do końca nie był czeski, polski, niemiecki ale zawsze był śląski i Ślązacy nie mają obowiązku być Polakami czy Niemcami i mają
integracji z „Altrajchem” W zasadzie moim zdaniem tak robić mogą tylko śląscy „pożyteczni idioci” lub niejawni agenci służb, co zresztą wcale nie jest dobre nie tylko dla Śląska, ale też dla Polski. Moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem jest, by powstał region Górnoślaski w granicach historycznych jak i inne regiony o mak-
Kiedy tylko konwencja genewska przestała chronić polską część Śląska, polski obóz sanacyjny prowadził szeroko zakrojoną kampanię przeciwko Autonomii na Śląsku, nadanej nam przecież przez Polskę. W związku z daleko idącymi przygotowaniami do likwidacji autonomii na Śląsku takie gazety jak „Polonia”, „Siedem groszy” i „Kurier Wieczorny” podjęły ankietę wśród mieszkańców Śląska „w celu uzyskania ogólnej opinii” symalnej autonomii gospodarczej i kulturowej. Pod tym hasłem w ostatnich wyborach do senatu udało mi się zebrać 42 000, co daje 26.22% głosujących w Rudzie Śląskiej, Chorzowie, Świętochłowicach, Siemianowicach, Piekarach. Czyli w okręgu 74, gdzie kandydowałem. Zdumiewało mnie natomiast, że komitet Zjednoczonych dla Śląsk w kampanii wcale nie podniósł tematu autonomii. Można gdybać na temat tych, którzy by zagłosowali za ideą, gdyby nie działania jawne i niejawne „agentów” i „pożytecznych idiotów”. Działania na rzecz polskiej polityki wobec Śląska i narodu śląskiego były już widoczne prawie od początku organi-
zowania Komitetu „Zjednoczeni dla Śląska” jak i później wobec senackiego omitetu „Ślonzoki Razem”. Czas z tym skończyć i dokonać prawdziwego zjednoczenia i powołanie jednolitej organizacji politycznej. Bo jak nie to Ślonzoki zapiszom sie do PiS-u. Czytam w internecie, jak moi znajomi wajają, że Ślonzoki nie zagłosowały na Zjednoczonych dla Ślaska. Więc odpowiedzcie sobie na pytanie, czemu mieli głosować? Czy Zjednoczeni mówili o autonomii? Czy mówili, że nie chcą Krakowic? Nie mówili o Śląsku, więc śląscy wyborcy wybrali partie ogólnopolskie. Które przynajmniej składały im jakieś obietnice. Leon Swaczyna
11
październik 2015r.
O autonomii galicyjskiej – czyli polski pragmatyzm w okresie zaborów
Nie tylko Śląsk Jak wiemy, zarówno w zaborze pruskim – w Wielkopolsce i na Pomorzu, jak i zaborze rosyjskim – w tzw. Polsce Kongresowej i na Ziemiach Zabranych, Polacy wzniecali powstania narodowe skierowane przeciw zaborcom. Abstrahując od sensu tych powstań i ich konsekwencji, warto zwrócić uwagę na zabór austriacki w którym znalazły się dawne ziemie księstwa Halicko-Wołodzimirskiego – stąd nazwa Galicia et Lodomeria. Ludność tych terenów była swego rodzaju tyglem kulturowy i hybrydą, gdyż Galicję zamieszkiwała ludność polskojęzyczna, rusińska (ukraińska), niemieckojęzyczna, żydowska, węgierska, słowacka, ormiańska a także wielu przybyszy z różnych stron, uchodzących przed biedą i wojnami.
Tu
należy się zatrzymać, gdyż w czasach monarchii austro-węgierskiej, ci zwykli ludzie nie mieli większego wpływu na władzę. Byli zdani na łaskę dworu i miejscowej arystokracji. Mimo to w Galicji – z wyjątkiem wydarzeń wiosny ludów, nie było powstań, które nazwać można by polskimi. Dlaczego? Postaram się to wyjaśnić.
MIELI AUTONOMIĘ Powodów było wiele. Po pierwsze, znaczna część ludności Galicji, mimo że władała polszczyzną i można było zaliczyć ją w skład żywiołu polskiego, była pozbawiona polskiej świadomo-
ny rozwój tego regionu oraz mniejszy współczynnik urbanizacji. Podczas gdy na Słowacji, podobnej pod względem ludnościowym, ukształtowania terenu, czy warunków klimatycznych rozwijały się, manufaktury, przemysł drzewny oraz kolej, w Galicji upadały mniejsze huty szkła i żelaza. Przysłowiową galicyjską nędzę, wyrażaną często ironicznym powiedzeniem „Golicja i Głodomeria” może zilustrować brak szkół, przeludnienie wiosek oraz niski współczynnik osób zatrudnionych w przemyśle.
KOCIOŁ ETNICZNY
Od średniowiecza przenikały się rozmaite akcje osadnicze – na prawie magdeburskim, głównie ludności pochodzącej z Europy Zachodniej i Północnej, na prawie wołoskim – etnosów bałkańskich, na prawie polskim – m.in. Mazurów, czyli ubogiej, wolnej ludności chłopskiej pochodzącej z Mazowsza; osadnictwa Żydów wyganianych z Zachodu, a następnie kolonizacji józefińskiej z czasów Józefa II, gdzie żywiołem zasadzanym byli głównie Niemcy ści narodowej. Sami określali się jako „cesorscy”, bądź w kryteriach dobrych chrześcijan i poddanych dworu. Polską świadomość narodową posiadała zazwyczaj szlachta i miejscowa arystokracja, które przeciętny chłop czy drobny rzemieślnik uważał za swych ciemiężycieli. Bardzo istotną rolę odgrywały liczne układy polskich arystokratów z austriackim dworem. Do dziś żywa jest anegdota o Polaku-premierze i polskich ministrach, którzy w pewnym okresie stanowili najliczniejszą grupę narodową w austriackim rządzie. Było ich więcej niż Czechów i Austriaków. To wszystko dlatego, że byli zrzeszeni w jednej partii – Klubie Polskim. Co ciekawe, organizacja ta zawsze niemal
stanowiła część koalicji rządzącej. Mówiło się, że bez ich udziału nie można sprawować rządów. Nawet w okresie rządów frakcji Metternicha, gdy nie było jeszcze mowy o żadnej autonomii, tam gdzie był polskojęzyczny urzędnik, dokumenty sporządzane były w języku polskim, a odpisy po niemiecku, aby umożliwić wgląd do nich landratom. Należy pamiętać, że kwestię pańszczyzny, poddaństwa, majątków kościelnych, pisowni nazwisk, a w końcu sądów, rozstrzygnięto właśnie w okresie istnienia autonomii galicyjskiej 18671918. Galicja była jedynym regionem polskim pod Zaborami, gdzie bez przeszkód szerzyła się polska kultura, rozwijał się polski język oraz nauka. Gdy
w zaborze rosyjskim zaczytywano się Mickiewiczem i Sienkiewiczem, w Krakowie czy Lwowie królowali już twórcy modernistyczni. Cesarz, nadając Galicji autonomię zezwolił lokalnym władzom m.in. na regulację kwestii języka urzędowego. I językiem tym nie był niemiecki, a właśnie polski. Mało tego, w samej Galicji toczył się spór o zrównanie praw języ-
Ciekawie przedstawia się Galicja w ujęciu demograficznym. Oprócz tego, że była (i po części nadal jest) wielokulturowa, wielowyznaniowa i wieloetniczna, powstawały tam wciąż nowe twory. Czymś normalnym było, że miasteczko zamieszkałe przez Żydów otaczały wioski polska, niemiecka, łemkowska czy bojkowska, a do tego, rzut beretem było do miejscowości zamieszkałej przez Słowaków. Dla przykładu we Wschodniej Małopolsce i na Rusi Czerwonej od średniowiecza przenikały się rozmaite akcje osadnicze – na prawie magdeburskim, głównie ludności pochodzącej z Europy Zachodniej i Północnej, na prawie wołoskim – etnosów bałkańskich, na prawie polskim – m.in. Mazurów, czyli ubogiej, wolnej ludności chłopskiej pochodzącej z Mazowsza; osadnictwa Żydów wyganianych z Zachodu, a następnie kolonizacji józefińskiej z czasów Józefa II, gdzie żywiołem zasadzanym byli głównie Niemcy. Z początku wyłącznie katolicy, później również protestanci.
Kto wie, może niebawem powstanie silny, prężnie działający galicyjski ruch regionalny, gdyż już na ten moment poszczególne regionalizm w ramach Galicji są bardzo silne. Nikt jednak nie ubrał ich w polityczne szaty. ka ukraińskiego i polskiego. Chodziło o kwestię choćby edukacji i języka wykładowego na uniwersytetach. Jako, że w Galicji kształcono w języku polskim, był to też region z którego pochodziło wielu polskich nauczycieli osiadłych w autonomicznym województwie śląskim w latach 1922-1939.
GOSPODARKA. Galicja, jako – przynajmniej z austriackiego punktu widzenia – region zakarpacki, była odcięta od reszty państwa. Powodowało to m.in. spowolnio-
To wszystko wpływało na powstawanie grup przejściowych. Taką grupa przejściową są Głuchoniemcy (niem. Walddeutsche). Funkcjonuje również nazwa Pogórzanie. Jest to istniejąca po dziś dzień grupa etniczna, która powstała jako wypadkowa kilku kultur: osadników niemieckich, niderlandzkich i szwedzkich oraz zamieszkującej Karpaty ludności polskiej i rusińskiej. Jeszcze w XVII wieku pisano o wyspach językowych na Pogórzu Karpackim, gdzie w XIV i XV wieku osiedlali się pradziadowie Pogórzan. Dokończenie na str. 12
12 Dokończenie ze str. 11 Stąd brzmiące obco nazwy miejscowości, jak na przykład Szymbark od Schönberg, Kryg od Krieg, Albigowa od Helwigshau, Zarszyn od Sehr Schön czy Hałbów od Halbdorf.
GALICYJSCY NIEMCY Po dziś dzień w dołach jasielsko-sanockich około 30% nazwisk ma germańską etymologię. Są to bowiem nazwiska staroniemieckie, flamandzkie i szwedzkie. Bardzo dobrym potwierdzeniem tego stanu rzeczy jest miasteczko Haczów, założony jako Hanshof bądź Hannselhau, gdzie 70 % mieszkańców ma nazwiska etymologicznie germańskie, podczas gdy pozostałe nazwiska są polsko-łemkowskie. W czasie II wojny światowej, specjalnie dla tej miejscowości stworzono akcję re-germanizacyjną o kryptonimie „Hatshover”, co oznacza mieszkańca Haczowa. Galicyjscy Niemcy mieli również swój własny hymn i pierwotnie różne od polskich obyczaje. Z czasem doszło do ich wymieszania. Galicyjscy Niemcy nie byli zbyt skłonni do współpracy z Hitlerem. Po pierwsze fiaskiem zakończyła się akcja „Hatshover” która miała ich zachęcić, a nawet zmusić do wpisania na DVL. Wielu wykształconych Niemców, bądź jak ich popularnie nazywano „polskich Niemców” była przeciwna popieraniu III Rzeszy. Jeszcze przed II wojną światową na Pogórzu Karpackim występowały niemieckie wyspy językowe. Zniknęły za sprawą Adolfa Hitlera, który przesiedlił okolicznych Niemców w głąb III Rzeszy, m.in. w okolice Żywca w ramach operacji „Aktion Saybusch” (niem. Akcja Żywiec).
MIEJSCE DLA REGIONALIZMU Jeszcze inną historię mają Łemkowie i Bojkowie, których bogatą kulturę zniszczyły władze PRL i ZSRR, rozpraszając ich na terytorium zachodniej Ukrainy (Rosjanie) i tzw. Ziem Odzyskanych (Polacy, w ramach Akcji Wisła). Są oni hybrydą kultury wołoskiej, rusińskiej i w mniejszym stopniu - tu niespodzianka – poniekąd niemieckiej i polskiej, gdyż na ziemiach pierwotnie niezamieszkałych spotkały się trzy kolonizacje. Taką miejscowością był nieistniejący już Hałbów, który pierwotnie lokowano na prawie niemieckim jako Halbdorf (niem. pół-wioska), a kilka wieków później mieszkała tam grekokatolicka ludność Rusińska. Ślady kultury rusińskiej widać po dziś dzień w architekturze Karpat, gdzie nawet nowo budowane budynki są często wzorowane na „rusnackich chyżach”. Kto wie, może niebawem powstanie silny, prężnie działający galicyjski ruch regionalny, gdyż już na ten moment poszczególne regionalizm w ramach Galicji są bardzo silne. Nikt jednak nie ubrał ich w polityczne szaty. I może śląskie doświadczenia powinno się tam zaszczepiać, abyśmy znaleźli w swoich decentralistycznych działaniach sojuszników. Bo śląskie organizacje jak na razie z uporem szukają ich w Wielkopolsce. A tam ani kotła etnicznego nie ma, ani wspomnień autonomii. Barłomiej Bobula
październik 2015r.
75 rocznica niemiecko-polskiego rozbioru Czechosłowacji
Polski epizod za Olzą n Na zdjęciu pierwszym wojsko polskie wkracza w 1938 roku do Czeskiego Cieszyna, na zdjęciu 2 wojsko niemieckie wkracza w 1939 do Katowic. Po reakcji mieszkańców widać, kto był traktowany jak najeźdźca, a kto jak oczekiwany gospodarz.
W
październiku minęła kolejna rocznica od momentu, gdy Polska napadła na Czechosłowację, odbierając jej część Górnego Śląska, zwaną w Polsce Zaolziem. Warto o tym przypominać, bo wersja tych wydarzeń z polskich podręczników i gazet jest bardziej polityką historyczną, niż historią. Ale najpierw ciut historii.2 października 1938 roku wojska polskie przekroczyły most graniczny w Cieszynie, zajmując południową część dawnego księstwa Cieszyńskiego. Polska wraz z hitlerowską III Rzeszą dokonywała właśnie rozbioru Czechosłowacji, likwidując to państwo. Niemcy przejęli władzę nad 99% państwa czeskiego, Polska zaledwie nad skrawkiem. Uwiarygodniła jednak tym agresję Hitlera, który udowadniał, że nie tylko on pozostaje w sporze z Pragą. Państwo polskie zaczęło być uważane w Europie za awanturnika podobnego do III Rzeszy. Co więcej, Czesi, chcąc ocalić swoje państwo, próbowali się dogadać z Polską, i dobrowolnie odstąpić „Zaolzie” w zamian za brak poparcia dla działań hitlerowskich. Wysyłali takie sygnały do Warszawy, jednak bezskutecznie. Mało tego – na prośbę Czechów także Sowieci przypomnieli Polsce, że w razie polskiego ataku na Czechosłowację ZSRR będzie mógł (zgodnie z art. 2 paktu). wypowiedzieć pakt o nieagresji z 1932 r. Polska jednak wolała do spółki z Hitlerem postawić Czechom ultimatum. Czeskie władze chcąc nie chcąc – zgodziły się. Tym sposobem w 1938 roku Czechosłowacja do 1945 roku zniknęła z mapy. Rok później jej los podzieliła Polska.
SPÓR OD 1918 ROKU Oba te państwa od końca I wojny światowej walczyły dyplomatycznie i politycznie o Górny Śląsk. Polska chciała zagarnąć jak największą część licząc od wschodu, Czesi jak najwięcej licząc od południa. Dziś nawet może nas to śmieszyć, ale aspiracje Czechów sięgały niemal pod Katowice i po Rybnik. Jednak w jednej sprawie oba państwa działały bardzo zgodnie – zwalczając aspiracje Ślązaków do powołania własnego państwa.
A było to ważne zwłaszcza na cieszyńskiej części Górnego Śląska. To właśnie tam bardzo aktywnie działała Śląska Partia Ludowa, nawołująca do jego powstania. I co więcej, ciesząca się ogromnym poparciem społecznym, czego dowodzą wybory do samorządów w całym okresie międzywojennym, gdzie działacze narodowości śląskiej uzyskują lepsze wyniki niż mniejszość polska. Może to dziwić tych, którzy według polskich źródeł wiedzą, że teren ten zamieszkiwali w 70 % Polacy. Problem tkwi jednak w tym, że byli to jak sami o sobie mówili - „Nie Pola-
ły – być może obawiając się właśnie siły śląskich organizacji separatystycznych. Dlatego o granicy na Olzie zdecydowali zachodni alianci. I tak wyglądała ona do 1938 roku. Jednak Polska, która wyrwała już Niemcom kawałek Górnego Śląska nigdy nie kryła, że ma ochotę na dalsze jego części. Na niemiecką liczyć nie mogła, było to państwo zbyt potężne. Ale „Zaolzie” należące do słabszych militarnie od Polski Czechów, wciąż nęciło. „Zaolzie”, z bogatym zagłębiem przemysłowym, a zamieszkałe dość licznie przez emigrantów z Małopolski. Częściowo także przez Ślą-
go Cieszyna przekaże Polakom symbolicznie klucze do miasta. Jednak ustalony protokół złamał wojewoda Michał Grażyński, który odtrącił klucze i kwiaty mówiąc: „My Polacy lubimy sytuacje jasne i cenimy charaktery określone. Dlatego odnosimy się z szacunkiem do Czechów i Niemców ale nie możemy tolerować żadnych typów pośrednich. Nie mogę przyjąć od panów ani kwiatów ani kluczy – przyjmę je z rąk innych ludzi.” Miejscowa ludność słuchała tych słów w grobowej atmosferze. Oto jej przywódca, burmistrz od czterech kadencji, szanowany jak nikt w mieście, zostaje potraktowany pogardliwie przez nowego polskiego pana. Teraz już nie mają wątpliwości: nowego okupanta. Cieszą się nieliczni Polacy, reszta milczy. Większe owacje niż wojsko polskie spotka Wehrmacht, który wkroczy tu niecały rok później.
TO NIE SĄ POLSKIE ZIEMIE A w 1945 roku zwycięskie mocarstwa nie mają żadnej wątpliwości: ten teren należy się Czechosłowacji, Polska nie ma do niego praw żadnych, historycznych ani innych. Do Polski w całej nowożytnej histo-
Warszawa porozumiała się z Kożdoniem, że to on przekaże Polakom symbolicznie klucze do Cieszyna. Jednak ustalony protokół złamał wojewoda Michał Grażyński, który odtrącił klucze i kwiaty mówiąc: „My Polacy lubimy sytuacje jasne i cenimy charaktery określone. Dlatego odnosimy się z szacunkiem do Czechów i Niemców ale nie możemy tolerować żadnych typów pośrednich. Nie mogę przyjąć od panów ani kwiatów ani kluczy – przyjmę je z rąk innych ludzi.” Miejscowa ludność słuchała tych słów w grobowej atmosferze. Oto jej przywódca zostaje potraktowany pogardliwie przez nowego polskiego pana cy, lecz Ślązacy po polsku mówiący”. Deklaracje takie składał między innymi Józef Kożdoń, w okresie międzywojennym burmistrz czeskiego Cieszyna, lider narodowości śląskiej.
POLSKA, CZECHY A MOŻE PAŃSTWO ŚLĄSKIE Kożdoń w latach 1918-21 głosił postulat powołania państwa górnośląskiego. I to przeciw temu postulatowi aktywnie działali Czesi i Polacy, dopuszczając się zresztą licznych aktów terroru na śląskich działaczach Śląska Cieszyńskiego. Jednocześnie obie strony próbowały prowadzić politykę faktów dokonanych. Na przykład Polacy, na terenach zajętych - zgodnie z porozumieniem między państwami - tymczasowo, zaczęli przeprowadzać wybory do Sejmu. Dla Czechów był to jasny sygnał, że Polska porozumień nie zamierza respektować. O podziale Śląska Cieszyńskiego miał zdecydować plebiscyt. Obie strony jednak się do niego nie pali-
zaków, którzy wybrali polską orientację narodową (jak rodzina Jerzego Buzka). Gdy więc w roku 1938 wydarzyła się okazja, by przy współudziale hitlerowców zabrać Czechom „Zaolzie” – z okazji tej skwapliwie skorzystano.
KOŻDOŃ SZUKAŁ ROZWIĄZANIA Śląscy działacze próbowali do końca szukać innego rozwiązania. Jeszcze we wrześniu 1938 przypominali przedstawicielom mocarstw o obietnicy przeprowadzenia na Śląsku Cieszyńskim plebiscytu. Prosili o zrobienie tego teraz i uznania woli mieszkańców. Oraz ewentualne stworzenia Protektoratu Śląska Cieszyńskiego, na wzór Protektoratu Czech i Moraw. Do Polski nie chcieli! Ale klamka już zapadła. Ponieważ niekwestionowanym liderem lokalnej ludności był Kożdoń, Warszawa porozumiała się z nim, że to on, legalny burmistrz Czeskie-
rii należał przez niecały rok. Od rozbioru Czechosłowacji w 1938 do likwidacji Polski w 1939 roku. Warto o tym przypominać tym, którzy mówią o „odwiecznie polskim Zaolziu” a nawet sugerują, że trafiło do Austrii (więc i Czech) w ramach zaborów. Tereny te w koronie czeskiej były od średniowiecza do 1938 roku! „Zaolzie” trafiło po II wojnie światowej do państwa czeskiego i jest w nim do dziś. Co nie zmienia faktu, że zaraz po wojnie w katowickim sztabie wojskowym opracowano plan porwania z Cieszyna Kożdonia i postawienia przed polskim sądem, za rzekomą kolaborację z III Rzeszą. Co ciekawe, Czesi, których był obywatelem, tej kolaboracji się nie dopatrzyli. Ba, więcej, w procesie sądowym udowodnił, że nie kolaborował. A nawet ratował przed hitlerowcami tych samych polskich bojówkarzy, którzy dwadzieścia lat wcześniej go pobili. Kilka lat po wojnie zmarł spokojnie w śląskim mieście leżącym w republice czeskiej - Opawie. Magda Pilorz
13
październik 2015r.
Śpiewać po polsku! ZAŚ O DZIADKU W POWSTANIACH Przewodnicząca Związku Śląskich Kobiet Wiejskich a zarazem przedstawicielka mniejszości Ma-
Mogą sobie po niemiecku nucić, ale na śpiewanie nie pozwolę! n Bartłomiej Morawski to aktor znany z reklamy PKP Intercity.
W niedzielę 18 października do skandalu doszło na Ziemi Opolskiej, Wywołał go kandydat PiS – Bartłomiej Morawski. Podczas krapkowickiego IV Kiermaszu Jesiennych Smaków Domowych wdarł się on na scenę i przerwał występ pary szesnastolatków śpiewających po niemiecku. Zabronił wykonawcom śpiewać po niemiecku. Bo „tu jest Polska!” i on sobie nie życzy, żeby w polskiej szkole śpiewano po niemiecku.
K
ompletnie się nie interesując, że młodzi wykonawcy, Ewa Suchińska i Damian Kleszcz związani są z mniejszością niemiecką, a imprezę zorganizował Związek Śląskich Kobiet Wiejskich, blisko z mniejszością współpracujący. Ewa się rozpłakała i zeszła ze sceny, Damian jeszcze chwilę próbował śpiewać solo.
ria Żmija-Glombik próbowała Morawskiego uspokoić, ale : - Wtedy on zaczął się na mnie wydzierać, że nie życzy sobie śpiewania po niemiecku. Próbowałam mu wyjaśnić, że impreza jest otwarta, wystąpić może każdy, jesteśmy na terenie gdzie mieszka mniejszość niemiecka, więc takie wykonanie jest tu normalne. A jeśli nie chce słuchać, może wyjść – relacjonowała pani Maria. Morawski widzi to nieco inaczej. Twierdził, ze kiermasz był imprezą organizowaną przez powiat, a nie przez mniejszość niemiecką: - Jestem Polakiem i po to mój pradziadek walczył w Powstaniach Śląskich, żebyśmy na polskich imprezach nie musieli słuchać tylko i wyłącznie niemieckiej muzyki – mówił. Jakby nie zdając sobie sprawę, że zasady funkcjonowania mniejszości reguluje polskie i międzynarodowe prawo.
REAKCJA PIS, REAKCJA MNIEJSZOŚCI Wprawdzie opolski szef PiS Sławomir Kłoskowski jeszcze przed wyborami zapewniał, iż porozmawia sobie z Morawskim, ale zarazem uznawał, że reakcja mniejszości to „ próba zrobienia z igły wideł i wykorzystania incydentu do celów politycznych”. Bo rzeczywiście mniejszość zareagowała ostro. Na następny dzień zwołała konferencję prasową, na której do dziennikarzy zaczęto mówić po… niemiecku. Rafał Bartek, szef mniejszości przypomniał, że jest to jeden z najczęściej używanych języków
Jesteśmy oburzeni, że w regionie szczycącym się wielokulturowością, ta wielokulturowość i używanie języka niemieckiego zostały zaatakowane. Dziwi, że takie hasła głosi kandydat PiS-u, czyli partii, która się powołuje na wartości chrześcijańskie świata, którym posługuje się ponad 100 milionów ludzi i który na Śląsku jest coraz częściej językiem biznesu. - Jesteśmy oburzeni, że w regionie szczycącym się wielokulturowością, ta wielokulturowość i używanie języka niemieckiego zostały zaatakowane – mówił, już po polsku. Tym bardziej jest to zachowanie naganne w wykonaniu kogoś, kto jak Morawski, sam jest artystą scenicznym i estradowym. Występował w polonijnych teatrach, poza granicami kraju, choćby w Kanadzie. – Czy tam ktoś kazał mu grać po angielsku, a nie polsku? – pytał retorycznie Bartek. A inny lider opol-
skich Niemców, Bernard Gaida dodał: - Dziwi, że takie hasła głosi kandydat PiS-u, czyli partii, która się powołuje na wartości chrześcijańskie. Działacze mniejszości nie wykluczyli złożenia doniesienia do prokuratury, gdyż prawa mniejszości gwarantuje ustawa o mniejszościach. Rzecz jest o tyle absurdalna, że występy artystyczne po niemiecku są w Krapkowicach na porządku dziennym. Więc to chyba raczej kandydat na posła postanowił zrobić awanturę dla celów politycznych. Wszak za tydzień wybory, więc może warto pokazać się jako bojownik o polskość. DD
Zachowanie pana Morawskiego najlepiej jednak ocenili wyborcy. Mimo, że na kilka dni przed wyborami, w związku z incydentem, miał swoje pięć minut w mediach – uzyskał zaledwie 622 głosy, co było osiemnastym miejscem, na 24-osobowej liście PiS. Jak widać nawet polsko-nacjonalistycznemu elektoratowi PiS takie zachowania na Śląsku do gustu nie przypadają.
Mniejszościom pod górkę – veto prezydenta mniej, niż 20 procent mieszkańców. Dla niektórych Niemców na zachodniej, opolskiej części Górnego Śląska, może to być ważne. Zwłaszcza przedkładanie dokumentów po niemiecku.
Dla Ślązaków ważniejsza mogła być inna poprawka w ustawie. Otóż ustawa zdefiniowała czym jest stowarzyszenie działające na rzecz mniejszości - z jego statutu powin-
wstać. A język regionalny jest w Sejmie jednak łatwiej przeforsować, niż śląską grupę etniczną/ Ale gdy prezydent odmówił podpisania, i ta poprawka przepadła.
Ustawa zdefiniowała czym jest stowarzyszenie działające na rzecz mniejszości. W myśl tej poprawki wystarczyłoby uznać godkę za język regionalny, aby śląskie stowarzyszenia na rzecz mniejszości mogły powstać. A język regionalny jest w Sejmie jednak łatwiej przeforsować, niż śląską grupę etniczną.
T
uż po wyborach prezydent Andrzej Duda zawetował zmianę ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym. Jego kancelaria poinformowała o tym we wtorek, 27 października. Nie szło oczywiście o dopisanie do ustawy języka śląskiego i ślą-
skiej mniejszości etnicznej – bo tej sejm poprzedniej kadencji uchwalić nie zdążył (nie chciał?) Poszło o drobne, ale dość istotne zmiany, ważne też dla Śląska. Pierwsza to taka, , że językiem mniejszości można by się posługiwać nie tylko w kontaktach z władzami gminy, ale też powiatu. W tych powiatach, gdzie przynależność do mniejszości deklaruje nie
Prezydent odrzucając ten projekt zasłonił się skutkami finansowymi, które według autorów wynosiłyby dla powiatu 10 000 złotych. W uzasadnieniu decyzji prezydenta czytamy: „Szacunki te budzą poważne wątpliwości co do wyliczenia przedstawionej kwoty i nie obejmują innych nowych propozycji zawartych w ustawie nowelizującej”.
no wynikać, że zrzesza osoby posługujące się językiem regionalnym; przeznacza nie mniej niż 50 proc. Kosztów na realizację zadań statutowych na zadania służące zachowaniu i rozwojowi języka regionalnego. Tak więc w myśl tej poprawki wystarczyłoby uznać godkę za język regionalny, aby śląskie stowarzyszenia na rzecz mniejszości mogły po-
Nie kwestionując uzasadnienia prezydenta RP Andrzeja Dudy, trudno jednak nie pamiętać, że jego formacja polityczna patrzy na mniejszości niechętnie. Że tuż przed wyborami kandydat PiS-u na posła awanturował się, że dzieci mniejszości niemieckiej śpiewają po… niemiecku. Ale o tym piszemy obok. JN
14
październik 2015r.
PISZE CÓRKA NACZELNEGO
W
WYGRALI!
ielu było sceptyków, a jednak się udało! Wygrali! Nie, oczywiście, że nie chodzi mi o wybory, chociaż piszę te słowa rano, po nocy spędzonej w komisji wyborczej. Ale zanim poszłam liczyć, miałam kilka godzin przerwy w komisji. Akurat tyle, by coś zjeść a potem wybrać się na mecz. Po raz pierwszy od tak dawna, że dla mnie po raz pierwszy w życiu, śląski klub uczestniczył w rozgrywkach hokejowej Ligi Kontynentalnej, odpowiednika piłkarskiej Ligi Mistrzów. GKS Tychy, mistrz Polski, podejmował u siebie mistrza Serbii, mistrza Rumunii i wicemistrza Wielkiej Brytanii. W ciągu trzech dni zagrał każdy z każdym. Pojedynek z Serbami pokazał, że jednak nasza liga nie jest aż tak bananowa. Gdy po 3 minutach prowadziliśmy 5:0, na trybu-
nach zrobiło się sielsko. Potem tyszanie raczej się wozili, naciskają rzadko, poza końcówką meczu, gdy przyspieszyli jeszcze raz. Ale to i tak wystarczyło do wyniku 26:0. Ja wiem, że Serbowie to w
wy, Coventry Blazes, wicemistrz wysp brytyjskich. Którzy Rumunów pokonali wcześniej w podobnym stosunku jak my, a Serbów potraktowali litościwiej, wygrywając tylko 12:1.
goście szybko wyszli na prowadzenie 2:0. Ale potem Górnośląski Klub Hokejowy Tychy (bo tak brzmi pełna nazwa) nie tylko odrobił straty, ale wygrał 3:2. A ja w euforii wróciłam do komisji wy-
Niezależnie od mojego kibicowania – ile jeszcze znacie klubów, które w nazwie mają słowo Górnośląski? Czyż to nie wystarczy, żeby Ślązacy mu kibicowali? Tym bardziej, że to najlepszy obecnie klub w Polsce hokeju nie Kanada, ani nawet nie Austria, ale jednak taki wynik! Z Rumunami poszło nieco gorzej, ale w zasadzie też cały czas pod nasze dyktando, o czym świadczy, że rywale pierwszego gola strzelili dopiero przy stanie 4:0. Ale i tak wiedzieliśmy, że te dwie drużyny to tło, a w wyborczy wieczór czeka nas rywal prawdzi-
I tak, to już była Kanada. Nie Anglia, tylko Kanada, bo ponad połowa zawodników stamtąd pochodzi. To oczywiście raczej odpady niż asy kanadyjskiego hokeja – ale czyż w naszym futbolu nie jest podobnie? Czy Brazylijczycy w naszej fusbal-lidze to reprezentanci Brazylii? Nie wyglądało to dobrze, bo
borczej, nawet niespecjalnie się w niej martwiąc, gdy zobaczyłam wyniki Zjednoczonych dla Śląska. Uśmiechnęłam się gdy zobaczyłam, że kandydat popierany przez RAŚ wygrywa w mojej komisji do senatu. Ale tak naprawdę to było nieważne, liczyło się, że wygraliśmy grupę i jedziemy na turniej półfinałowy do Francji.
Jestem tak po prostu fanką hokejowego GKS-u Tychy (fusbal mnie ani ziębi, ani grzeje). Ale niezależnie od mojego kibicowania – ile jeszcze znacie klubów, które w nazwie mają słowo Górnośląski? Czyż to nie wystarczy, żeby Ślązacy mu kibicowali? Tym bardziej, że to najlepszy obecnie klub w Polsce. Marzyłoby mi się, żeby grał też w górnośląskich barwach, żółto-modrych. Ale to będzie ciężkie, bo raz, że kibice przyzwyczajeni są do innych, a dwa, że w tych naszych gra Podhale Nowy Targ. Ktoś mi tam powiedział, że 26 października obudziłam się w innej rzeczywistości. A niby czemu? Co się zmieniło? GKS gra w półfinale; wychowawczynię mam tę samą; mama jak wrócę za późno wieczorem do domu, to gdera; ojciec się awanturuje, gdzie mój felieton. Dla mnie wszystko jest tak samo, jak przed wyborami. Zofia Dyrda
FIKSUM DYRDUM
T
rochę mnie martwi, że nasi autorzy mają tak zbliżone poglądy na temat przyczyn klęski komitetu Zjednoczeni dla Śląska. Czytałem te teksty – bo przecież taka rola naczelnego – przed napisaniem felietonu. I wszyscy w zasadzie za klęskę Zjednoczonych dla Śląska, obarczają Gorzelika. Albo spisek, albo coś jest na rzeczy. Jorg Gorzelik to jeden z najinteligentniejszych ludzi jakich znam. Tacy nie robią prostych błędów. I teraz ktoś naprawdę posądzi mnie o spiskową teorię, ale po głowie pałęta mi się myśl, że Jorg zrobił to celowo. Że miał świadomość, iż na czele listy w okręgu katowickim, gdzie szanse na mandat były największe, celowo umieścił człowieka, o którym można mówić w samych superlatywach, ale który nie ma ani instynktu zwycięzcy, ani ambicji politycznych. Wiedząc, że to raczej mandatu nie da, a jeśli da, to profesor Zbigniew Kadłubek nie przyćmi lidera. Bo słońce może świecić tylko jedno. I nie sądzę, że Gorzelik robi to z osobistego wyrachowania. Myślę raczej, że ma poczucie misji. Że to on po prostu wie najlepiej, jak prowadzić nas ku śląskości. Sęk w tym, że właśnie zabrnęliśmy w ślepy zaułek! Przyszła klęska (kolejna po wyborach samorządowych) – a po niej przyjdzie zniechęcenie. I tchnąć nowego ducha mogą tylko nowi ludzie – bo to słońce, które przyświeca-
Ślepy zaułek ło nam przez ostatnie kilkanaście lat, już nie grzeje! Tylko czym je zastąpić? Filozofia działania, którą wyznaje Związek Górnośląski, wcale nie przynosi lepszych efektów, niż strategia Zjednoczonych dla Śląska. Wystawianie własnych kandydatów z list polskich partii zakoń-
bez parlamentarzysty. Uważał, że Zjednoczeni dla Śląska to zła droga. Wybrał inną – ale też skończyła się ślepym zaułkiem. Czy to znaczy, że Ślązacy nie mają żadnych szans by wprowadzić autentyczną swoją reprezentację? Na przykład za cztery lata? Myślę, że mają. I że nawet wie-
A tak było tym razem. Pomysł takiego wspólnego startu w wyborach rodził się od ubiegłego roku, dopracowywali go głównie Eugeniusz Nagel i Martin Lippa z mniejszości – oraz Leon Swaczyna i Jerzy Bogacki (przy moim skromnym udziale) w imieniu śląskich środowisk. Kiedy już wy-
Jorg Gorzelik to jeden z najinteligentniejszych ludzi jakich znam. Tacy nie robią prostych błędów. I na czele listy w okręgu katowickim, gdzie szanse na mandat były największe, celowo umieścił człowieka, o którym można mówić w samych superlatywach, ale który nie ma ani instynktu zwycięzcy, ani ambicji politycznych. Wiedząc, że to raczej mandatu nie da, a jeśli da, to profesor Zbigniew Kadłubek nie przyćmi lidera. Bo słońce może świecić tylko jedno. czyło się właśnie spektakularną klapą. 19 października ZG w katowickim Oku Miasta zrobił debatę, w której uczestniczyli głównie aktywni członkowie ZG, a zarazem posłowie: Jan Rzymełka (PO), Maria Nowak (PiS), Jerzy Ziętek („jedynka” na liście PSL. Sześć dni później wyborcy podziękowali całej trójce - i nagle Związek Górnośląski też jest
dzą jak. Tylko – w tym roku pomysł ten został spaprany. Jeśli PiS nie zmieni ordynacji wyborczej, zachowa przywileje mniejszości narodowych, to oczywiście, że tą furtką jest lista mniejszości niemieckiej. Tylko za sprawę trzeba zabrać się z odpowiednim wyprzedzeniem. I nie pozwolić komuś na samym końcu w tym namieszać.
kreowała się wizja rzeczywistego zjednoczenia, nagle pojawili się Dietmar Brehmer (szef katowickich Niemców) i Jerzy Gorzelik. I zamiast szerokiego zjednoczenia – listę wystawiło zjednoczenie Brehmera z Gorzelikiem. Odsuwając oczywiście wszystkich, którzy kiedykolwiek z Gorzelikiem popadli w konflikt – a lista nazwisk jest długa. A stawiając na
„intelektualne autorytety”, które jednak autorytetami okazały się kompletnie nieznanymi. Ale sam pomysł wyborczej współpracy Ślązaków i śląskich Niemców jest doskonały. Nawet wtedy, gdy – w co wierzę – państwo polskie będzie musiało uznać narodowość śląską. Nawet jeśli przylgnie nam na stałe łatka „zakamuflowanej opcji niemieckiej”. Którą zresztą będą nam przypinać stale, bo to najlepszy sposób by zohydzić nasz w reszcie Polski. Ale na tym właśnie polega sztuka – żeby z własnej słabości zrobić siłę. I może warto, by listę ZdŚ zarejestrować też w … Warszawie. Bo wszyscy obywatele RP, mieszkający poza Polską, głosują w konsulatach właśnie na listę warszawską. Jeśli więc będzie tam lista śląska, to… zagłosują na nią nasi we Rajchu! Ale za to trzeba się brać już teraz. Jeśli panowie Nagel i Lippa nie poczują się zniechęceni współpracą. I jeśli uda się przekonać Brehmera, żeby sprawę zostawił w ich rękach. O Gorzelika martwić się nie trzeba, bo bez Brehmera wcale nie musi tam odgrywać istotnej roli. Dariusz Dyrda
15
październik 2015r.
PISANE ZA BRYNICĄ
Błędny przekaz informacji
W
itam serdecznie naród śląski po dłuższej przerwie. Cóż tu rzec? Wybory, wybory i po wyborach. Gruszki na wierzbie i śliwki na sośnie większości kandydatów a także punktualna (jak zwykle) konferencja PKW, każą mi napisać, że było jak zwykle. Ale nie! Wczoraj w nocy, wystrzeliwszy z łóżka jak z procy, słuchałam z niedowierzeniem powtarzanych przez stacje telewizyjne wiadomości, że Zjednoczeni dla Śląska zdobyli mandat. Więc jednak coś się zmieniło… Sytuacja powtórzyła się dzisiaj (tj. wtorek. 27 października) rano , kiedy to TVN 24 z ust ślicznej blondynki oznajmiło, iż Zjednoczeni
chociażby z ciekawości. Przecież te pojedyncze perełki są najbardziej intrygujące. W mojej ocenie, tak jak RAŚ po wyborach samorządowych został przyparty do ściany, tak teraz został w nią wręcz wbity. Utwierdza to w przekonaniu, iż musi się wydarzyć coś nowego na regionalnej scenie politycznej, tak jak miało to miejsce na scenie ogólnopolskiej. Takim przebłyskiem była partia Razem, która co prawda nie zdobyła mandatu, ale przekraczając trzyprocentowy próg wyborczy, otrzyma subwencje z budżetu. To partia Razem wykorzeniła nie tylko ZLew ale i lewicę jako taką z sejmu na najbliższe cztery lata. To Adrian Zandberg był niekwestionowanym zwy-
W mojej ocenie, tak jak RAŚ po wyborach samorządowych został przyparty do ściany, tak teraz został w nią wręcz wbity. Utwierdza to w przekonaniu, iż musi się wydarzyć coś nowego na regionalnej scenie politycznej, tak jak miało to miejsce na scenie ogólnopolskie. (tak samo jak Mniejszość Niemiecka – to akurat jest prawdą) zdobyło mandat. A znaczyło to mniej więcej tyle, że Zjednoczeni spełniają warunki podziału mandatów. I tyle blondyneczko, tylko tyle. Mandatu nie zdobędą ponieważ (mimo zwolnienia z pięcioprocentowego progu wyborczego) nie uzyskali takiej liczby, by z wyliczenia matematycznego mandat im przypadł. Nie tym razem. Zastanawiające jest jednak to, że największe stacje telewizyjne niczym papugi, plotą trzy po trzy i żadna nie sprawdzi przekazywanej informacji. A wypadałoby to zrobić,
cięzcą debaty (co prawda wynikło to z miernego poziomu całej debaty i przeciętności innych kandydatów, ale jednak) i to oni w ciągu zaledwie kilku dni wskoczyli z progu poparcia na poziomie błędu statystycznego, na próg poparcia ponad trzy procent. To wielkie osiągnięcie. Obserwując tak Razem nasuwa się pytanie: czy i na Śląsku nie trzeba jakiejś nowej, regionalnej siły? Czy nie warto się nad tym zastanowić zwłaszcza przed wyborami samorządowymi, które „już” za trzy lata? Z pozdrowieniami Gorolica Paula Zawadzka
Dokończenie ze str. 6 Kiedy ktoś nie umie mówić po śląsku, to i po śląsku nie umie myśleć. I z tego przekonania zrodziła się idea, by promować godkę, gdzie się da. Bo niby są konkursy, niby gdzieś tam się jej nawet uczy, ale to wszystko nie jest ujęte w żadne ramy. DURŚ ma ambicje współpracować z każdym, kto chce pomóc w promowaniu mowy śląskiej. Ale również historii, promowaniu wiedzy o regionie. I dlatego chociaż sam Porwoł ma lat 59, wie, że albo DURŚ przyciągnie młodych, albo nie będzie miał sensu istnienia. DURŚ póki co nie zgłasza aspiracji politycznych. Bo polityka jest według jego założycieli tym, czego w batalii o utrzymanie śląskości jest za dużo. 21-letni wiceprezes stowarzyszenia Rafał Rzepka wyjaśnia: - Od polityki, to jest RAŚ, który podnosi potrzebę decentralizacji. Związek Górnośląski dba o nasze tradycje , Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej skupia się na sprawach narodowościowych, Silesia Schola to nauczyciele zajmujący się edukacją regionalną i tak dalej. A DURŚ chce zająć się propagowaniem i uczeniem języka śląskiego oraz o język śląski kwestiami młodych Ślązaków. Żeby wiedzieli, czemu są Ślązakami, znali swój kod kulturowy. Ale też żeby mieli pomysł na siebie
na Śląsku, a nie myśleli o emigracji. Dlatego bliskie są nam na przykład sprawy ochrony środowiska. Jeśli każda organizacja zajmie się swoją działką, to będzie to z korzyścią dla wszystkich. Choć oczywiście pole do współpracy istnieje zawsze. DURŚ ma też ambitne plany. To właśnie Porwoł organizował pierwsze dyktanda po śląsku. Teraz chce to robić pod egidą DURŚ. Odbędzie się w Domu Kultury w Niewiadomiu. (ska)
Nazwę DURŚ wymyślił student Martin Grabowski, podczas spotkania w katowickm Domu Kultury Południe. Chodziło o stworzenie nowej organizacji śląskiej, która nie byłaby jak RAŚ ani klerykalna, ani prawicowo-korwinowa. - W Ruchu Autonomii Śląska panuje jakieś dziwaczne przekonanie, że każdy Ślązak jest katolikiem i powinien być liberałem. Trudno się tam odnaleźć komuś o lewicowym światopoglądzie, tym bardziej jeśli jest niewierzący. A przecież takich Ślązaków stale przybywa. RAŚ niejako wyrzuca ich poza margines, i swoją klerykalną, prawicową retoryką zniechęca choćby do głosowania na Zjednoczonych dla Śląska – wyjaśnia pomysł nowej organizacji Martin. Inny uczestnik tego spotkania, Dariusz Jerczyński, autor słynnej „Historii Narodu Śląskiego” niegdyś członek władz RAŚ, a obecnie poza tą organizacją dodaje: - Poza tym słuchając Jurka Gorzelika odnosi się wrażenie, że jak się nie jest kibicem Ruchu Chorzów, to nie jest się Ślązakiem. A ja kibicuję katowckiej Gieksie i nie zamierzam zmieniać swoich kibicowskich sympatii tylko dlatego, że jestem zwolennikiem autonomii i osobą narodowości śląskiej. To, że moje poglądy są jednoznacznie lewicowe, bliżej mi do partii RAZEM, niż do Korwina, też nie bardzo lokowało mnie w RAŚ-u. Dlatego od lat myślałem nad powołanie innego stowarzyszenia. Wśród uczestników tamtego spotkania był też Józef Porwoł. I kiedy Grabowski wymyślił DURŚ, przyklasnął pomysłowi. Po dwóch spotkaniach tamta inicjatywa jednak upadła. - Dlatego nie uważam, że skradłem moim kolegom nazwę. Tamta inicjatywa padła, a szkoda, by tak piękna nazwa padła wraz z nią. Zresztą większość uczestników tamtego spotkania wyraża chęć działania w DURŚ. A ja serdecznie zapraszam – mówi Porwoł.
DURŚ CHCE: - Stworzyć Zespół Do Nauki Języka Śląskiego w Szkołach. W ten sposób podnosić kompetencje nauczycieli i tworzenie w przyszłości autorów podręczników do różnych kategorii wiekowych, o różnych stopniach trudności. - Nadal współprowadzić Zespół Kodyfikacji Godki Śląskiej, to dla nas bardzo ważny temat. - Utworzyć w Rybniku „Centrum Edukacji Regionalnej”, - Każdego roku wspólnie z Zespołem Kodyfikacji Języka Śląskiego, przy współpracy i pod patronatem Prezydenta Miasta Rybnika „Międzynarodowe Dyktando Godki Śląskiej”.
Z PROGRAMU DURŚ Założona w sierpniu 2015 roku Demokratyczna Unia Regionalistów Śląskich to nowa organizacja społeczno-kulturalna, mająca na celu dbanie o rozwój młodego pokolenia, ochronę kulturalnego dziedzictwa Ślązaków, a także reprezentowanie interesów mieszkańców ziemi śląskiej w jej historycznych granicach. Powstaliśmy jako zrzeszenie działaczy i aktywistów, którzy chcą dążyć do dialogu w często niełatwych relacjach polsko-śląskich. Naszą misją jest wspieranie w edukacji i rozwoju młodego pokolenia Ślązaków, by możliwe było w przyszłości wykreowanie jak najlepszej jakości życia dla nas i dla przyszłych pokoleń
Refleksja Cybuli
Partia? Nie! M orał dla RAŚ - niech was ręka boska broni przed pokusą zakładania partii regionalnej! W wyborach ogólnopolskich lista regionalna nie ma i raczej nie będzie miała szans. Nawet manewr z ominięciem progu nie pomógł, bo zdecydowana większość Ślązaków jednak woli ogólnopolskie partie polityczne - nawet PiS - a ci z podzieloną lojalnością wybrali takie ugru-
powania, bo mimo wszystko agenda ogólnopolska jest dla nich ważniejsza, albo perspektywy sukcesu były ich zdaniem większe (dostanie się do Sejmu lub przynajmniej większy wpływ na debatę publiczną dzięki subwencji budżetowej). No i jak tu górnośląską partię zakładać, skoro w kampanii część działaczy regionalnych i sympatyków nie skrywała poparcia do komitetów ogólnopolskich - szczegól-
nie kukizowców, korwinistów i Nowoczesnej. Ewentualna erozja poparcia dla PiS też raczej nie daje perspektyw na przyszłość - bo rozczarowany śląski elektorat socjalny PiS-u przejmie w następnych wyborach Razem, lub jakaś formacja lewicy nie-postkomunistycznej, powstały z martwych struktur SLD (wciąż mają subwencję, więc niewykluczone) - albo kolejna wersja Kukiza.
Pozostaje się więc przeprosić z tak pogardzanymi partiami ogólnopolskimi. Z wyjątkiem PiS-u, bo to dla agendy regionalnej przypadek beznadziejny. I mając w nich silną pozycję, walczyć o śląskie sprawy. Wybory samorządowe to oczywiście inne bajka. Adrian Cybula (Dr Adrian Cybula jest socjologiem, pracownikiem Uniwersytetu Śląskiego, pochodzącym z Szymiszowia k. Strzelc Opolskich. Naukowo zajmuje się m.in. społecznymi, kulturowymi i politycznymi uwarunkowaniami rozwoju regionalnego i lokalnego oraz integracją europejską).
16
za slonskisuchar.pl
październik 2015r.
Nowości wydawnicze
W ofercie mamy trzy nowe świetne książki:
Super promocjo do każdego, fto chce wydrukować banery abo plandeki po ślůnsku. - Normalno cena m2 – 17 zł + 23 % VAT (brutto 20,91 zł – i tak jedna z nojniższych cen w regionie) - Cena do wydrukůw po ślůnsku za m2 – 13 zł + VAT (brutto 15,69 zł) Drukujŷmy do szerokości 160 cm (długość wiela trzeba) na nojwyższyj zorty maszynie Roland. Zamůwiŷnie idzie skłodać do redakcji Ślůnskigo Cajtunga – Tel. 0-501-411-994, e-mail: megapres@interia.pl
Takim właśnie przykładem jest książka „Dante i inksi” Mirosława Syniawy, będąca antologią wielkich dzieł światowej poezji na język śląski. Tytuł pochodzi od „Boskiej Komedii” Dantego, której fragmenty znajdziemy tam właśnie w godce. Poza tym są jednak wiersze czołowych poetów niemieckich, rosyjskich, francuskich, angielskojęzycznych, a także azjatyckich. Okazuje się, ze w godce brzmi to świetnie! – cena 23 złote
Ślůnskie ksiůnżki w hurcie tanij! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe łôsprowki”? „Asty kasztana ”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarniach komplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. U nas razem z kosztami przesyłki wydasz na nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno. Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 złotych – przesyłka gratis. lub telefonicznie 535 998 252. Można też zamówić wpłacając na konto 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 - ale prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego.
Instytut Ślůnskij Godki. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53
Asty Kasztana, Ginter Pierończyk - „Opowieści o Śląsku niewymyślonym” to autentyczna saga rodziny z Załęża. Jak się żyło w Katowicach śląskim pokoleniom? Historia przeplatana nie tylko zabawnymi anegdotkami,ale też tragicznymi wspomnieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych zbiorów. 92 stron formatu A-5. Cena: 15 złotych.
„Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdujemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką wyjaśnia najważniejsze różnice między językiem śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem śląsko-polskim i polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena 28 złotych.
„Pniokowe Łosprowki” Eugeniusza Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularnego felietonisty Radia Piekary) to kilkadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej śląskiej godce, kierom dzisio nie godo już żoděn, krom samego Ojgena! 210 stron formatu A-5. Cena 20 złotych.
„Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. Cena 60 złotych.
„Komisorz Hanusik” autorstwa Marcina Melona laureata II miejsca na śląską jednoaktówkę z 2013 roku. to pierwsza komedia kryminalna w ślunskiej godce. „Chytrzyjszy jak Sherlock Holmes, bardzij wyzgerny jak James Bond! A wypić poradzi choćby lompy na placu” – taki jest Achim Hanusik, bohater książki. Cena: 28 złotych.
„Komisorz Hanusik we tajnyj służbie ślonskij nacyje” to druga część skrzącego się humorem kryminału z elementami fantasy, rozgrywający się na dzisiejszym Śląsku. Jest już w sprzedaży. Autor, Marcin Melon, jest nauczycielem w jednej z tyskich szkół, więc jest to dokładnie ten śląski dialekt, którego używa się na naszym terenie – cena 28 złotych
Farbą drukarską pachną jeszcze „Ich książęce wysokości”. To dzieje władców Górnego Śląska – a książka wyszła spod pióra Jerzego Ciurloka, znanego bardziej jako wicman Ecik z Masztalskich, ale będącego też wybitnym znawcą kultury i historii regionu – cena 30 zł