GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ
CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE
NR 6/7 10 (42) (67)CZERWIEC/LIPIEC październik 2017r.2015r. ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 3,00 ZŁ (8% VAT)
Zaś zniŷskorzŷni
T
rocha mi gańba, skirz tego, co my zaś znieskorzīli nasz Cajtung. Data mo ze października a we kioskach je 2 listopada. Ale… Ale kożdy wiŷ, co Gajtung we 90% wisi na mojij gowie. A mie bajtel festelnie dostoł krzīpoty. Pociepołech wszyjsko – jak to fater –ach sie bajtlŷm zajon. Je terozki (30 listopada) we ligockim lazarecie, a jo mogą Cajtung zrychtować. I powiŷm wom, coch rod. Rod, iże jak co mo Górnośląski we mianie, to funguje jak noleży. Skuli tego, co Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka to je lazaret piŷrszo liga! Ale styknie już o lazaretach, Wszyjscy blikomy na Szpanijo, co sie hań ze Kataloniom wynokwio. Jo winszuja Katalonie niŷpodległości. I spominom se, co pora lot nazod Alojz Lysko pedzioł „Wierza w ślůnsko republika”. Iże jij doczko, a chop je stary. Jo se ůwdy miarkowoł, co sie Alojz poszkopił, a eli ŏn mo recht? Eli doczkomy, niŷ ino autonomie, ale tyż republiki? Ojropa sie wartko miynio, tuż możne… O Katalonie a Ślůnsku piszymy na zajtach 8-10. Som te regiony podane na sia, ale tyż ȏoni som we swyj starości ŏ autononomio sto lot dali. Bes tuż piszymy tyż kupa o Polsce. Czamu ona się tak boji naszŷj starości. I czamu (zajta 4) fajruje hań, kaj żodnego fajra ni ma. Zaś na zajcie 5 (a 6) momy text o tym, kaj je Gůrny Ślůnsk. Bo już nom się mierznie klarować to każdŷmu. Kiej hajerowi, idzie pomiarkować, ale kiej historykowi, to pieron człowieka biere! Na zajcie 3 trocha szpasu. Ale tyż wiela idzie blikać, co „Ruda” a „Ryżo” to niŷ je jedno. Kiej nom z Rudy robiom Ryżo, to niŷskoro u nos niŷ bydzie nic po ślůnsku. I skuli tego redakcjo ogłaszo konkurs! Bo po naszŷmu polski żyto mianuje się reż. A zaś polsko pszenica to u nos boło żyto. Tuż eli fto powiŷ „żytni czŷrstwy chlyb” a podadzą mu świeży, pszeniczny – my płacimy za to pieczywo! Bo po ślůnsku gŷnau to se zawinszowoł! Szef-redachtůr
Porównują nas do Katalonii. Nie do końca słusznie, bo my chcemy tylko autonomii a nie niepodległości. Ale jeśli będą nam to uparcie wmawiać, może pomyślimy i o niej. Czytaj str. 8-10
2
październik 2017r.
31 października minęło równe 500 lat od czasu, gdy Martin Luter na drzwiach katedry w Wittenberdze przybił swoje 95 tez. Zamiarem Lutra było zreformowanie Kościoła Katolickiego, a nie oderwanie się od niego. Stało się jednak inaczej. Dokładnie więc pół millenium temu rozpoczęła się reformacja. Ruch religijny, który odcisnął piętno na całym zachodnim świecie, ale na Śląsku szczególnie, z czego dziś rzadko zdajemy sobie sprawę.
Bez tego ani rusz!
500 lat tez Lutra R
ozmydlacze naszej tożsamości próbują nam wmawiać, że chcemy dzielić ludzi. Że nasze śląskie postulaty, rozdzielenia administracyjnego Śląska i Zagłębia to pomysł na jakieś podziały. Nic bardziej mylnego. My chcemy ludzi łączyć, nie dzielić! Chcemy łączyć tych, których łączy tożsamość, sposób widzenia świata, historia. Dlatego – jak to wyjaśnia Dariusz Jerczyński - chcemy połączyć Ślązaków z województwa śląskiego ze Ślązakami z opolskiego oraz połączyć Małopolan z Zagłębia Dąbrowskiego, ziem częstochowskiej i żywieckiej z Małopolanami z województwa małopolskiego. Chcemy połączyć to, co naturalne, a co dzielą sztuczne, postkomunistyczne (niemal identyczne jak w latach 1950-1975) województwa. Gdzie indziej mogą być wątpliwości, co do granic historycznych krain, u nas wątpliwości nie ma, bo granica pomiędzy Śląskiem i Małopolską była niezmienna przez 500 lat. Co ciekawe, nienaruszalność granic województwa śląskiego popiera RAŚ (w każdym razie zrobili to radni RAŚ w sejmiku, m.in. Jerzy Gorzelik i Henryk
n Oficjalne zakończenie Roku Reformacji w Polsce miało miejsce w Katowicach – w diecezjalnym kościele Zmartwychwstania Pańskiego. Oprócz licznych duchownych luterańskich wzięli w nim udział także m.in. prymas Polski abp. Wojciech Polak czy metropolita katowicki abp. Wiktor Skworc.
C
zterysta lat temu niemal wszyscy Ślązacy byli luteranami. I to głównie w obronie tej religii przed niemieckim cesarzem w 1618 roku wraz z bratnimi Czechami, Łużyczanami i Morawianami wywołaliśmy powstanie, rozpoczynające najbardziej krwawą wojnę w historii – XXX-letnią. Niemieckiemu cesarzowi przeciw nam przyszedł z pomocą polski król, a polskie wojska, tzw. „Lisowczycy” dopuszczały się na Śląsku bestialstw. To dlate-
Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: megapres@interia.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Nie zamówionych materiałów
redakcja nie zwraca.
POLSKA PRESS Sp. z o.o.,
Oddział Poligrafia, Drukarnia Sosnowiec
go jeszcze przez dwa wieki straszono u nas dzieci Polakami. Po przegranym powstaniu cesarz przeprowadzał masową rekatolizację i już kilkadziesiąt lat później na Górnym Śląsku luteranina trudno było znaleźć. Religia ta wróciła do nas wraz ze zdobyciem Śląska przez Prusy. Co ciekawe, dość mocno trzymała się na południowych granicach Śląska, które do Prus akurat nie trafiły. Wielu wybitnych socjologów to właśnie luteranizmowi przypisuje dynamiczny rozwój gospodarczy zachodniej Europy, bo o ile katolicyzm na pierwszym planie stawiał modlitwę, o tyle luteranizm twierdzi, że bogu najlepiej służy się ciężko i solidnie pracując. Więc osławiony etos pracy, niemiecki, ale i nasz śląski – swoje korzenie ma w znacznym stopniu w tej religii. Rok 2017, który właśnie się kończy, ogłoszony jest – na pamiątkę wydarzeń sprzed 500 lat - Rokiem Reformacji. Może więc, nim się skończy, warto, by ci, którzy nigdy nie byli na nabożeństwie ewangelicko-augsburskim, wybrali się jeszcze w tym roku na takie. Bo ta religia to także część naszego śląskiego dziedzictwa. A zdecydowana większość wybitnych Ślązaków, którymi się słusznie szczycimy, była właśnie tego wyznania. (AM)
Mercik), a nie popiera już szef Związku Górnośląskiego Grzegorz Franki, który mówi, że cały Górny Śląsk musi się znaleźć we wspólnych administracyjnych granicach. Trudno stwierdzić, czy Mercik tak dalece zatracił poczucie śląskości, czy też Franki tak dalece
kół siebie, czy ta, która robi to langsam, aber sicher. Czyli rīchtig po ślůnsku… Wracając do granic. Ślůnski Cajtung zawsze stał na stanowisku, że my reprezentujemy Górny Śląsk. Może go Polska podzielić na 5 województw, ale my wdycki wiemy, kaj ȏn richtiś je. I zawsze
Ślůnski Cajtung zawsze stał na stanowisku, że my reprezentujemy Górny Śląsk. Może go Polska podzielić na 5 województw, ale my wdycki wiemy, kaj on richtiś je. I zawsze będziemy gazetą dla Górnego Śląska a nie województwa śląskiego, województwa opolskiego, województwa śląsko-dąbrowskiego, czy jak jeszcze Polacy nie zechcą go sobie nazwać i jego granic namalować je odnalazł, ale spośród dwóch twórców Górnośląskiej Partii Regionalnej tylko jeden brzmi rzeczywiście po górnośląsku. Tego akurat problemu nie ma, znacznie mniej medialna, partia Ślonzoki Razem. A my, z ciekawości, śledzimy która zdoła pierwsza się zarejestrować. Czy ta, która dużo szumu robi wo-
będziemy gazetą dla Górnego Śląska a nie województwa śląskiego, województwa opolskiego, województwa śląsko-dąbrowskiego, czy jak jeszcze Polacy nie zechcą go sobie nazwać i jego granic namalować. My wiŷmy, kaj je nasz hajmat tak samo, jak wiŷ to kożdy Ślůnzok! Adam Moćko
Kakauszale - między naszymi felietonistami Od
trzech lat w Bibliotece Publicznej w Rudzie Śląskiej odbywają się jedyne śląskie Targi Książki – „Kakauszale”. Jest to zarazem festyn literacki, podczas którego spotkania autorskie mają niemal wszyscy znani śląscy autorzy. Tym razem impreza odbyła się w dniach 4-5 października. Pierwszy dzień to biesiada literacka, której częścią jest wręczenie „Tabulki” Optimus Auctor Silesianus”, a w istocie granitowej płyty, dla osoby mającej znaczący wpływ na śląską literaturę. Pierwszą tabulkę, w 2015 roku otrzymał Henryk Waniek, drugą – ks. Jerzy Szymik. Tym razem przypadła ona w udziale naszemu felietoniście, prof. Zbigniewowi Kadłubkowi. Dla naszej redakcji chwila była tym przyjemniejsza, że wręczał mu ją także nasz (okazjonalny) felietonista, Lyjo Swaczyna. - We takich chwilach jo się czuja choby bóg – pedzioł laureat, a po chwili przīdoł: - I to niŷ je szpas, jo się rīchtig tak czuja. Przed tą uroczystą częścią wystąpił znany śląski bluesmen Marek „MacCaron” Motyka. Śpiewający na bluesową nutę utwory niezwykłe, bo zebrane po śląskich wsiach w pierwszej poło-
n Nasz felietonista Lyjo Swaczyna wręcza Tabulka naszemu felietoniście Zbyszkowi Kadłubkowi. wie XX wieku. A drugiego dnia spotkania autorskie mieli między innymi Marek Szołtysek, Jerzy Ciurlok, Remigiusz
Rączka, autor „Gott mit Uns” Marian Kulik i nasz redaktor naczelny Dariusz Dyrda. MP
3
październik 2017r.
Ruda a niŷ ryszawo
Casus zaruściałŷj banki Ruda Śląska jest miastem sztucznym, powstałym w PRL-u z dwóch miast (Ruda i Nowy Butom) oraz kilkunastu osad. Z braku ich wspólnej tradycji trudno jej wypracować jakąś wspólną symbolikę. Jednak to, co od kilkunastu lat wyczyniają władze miasta, raczej je ośmiesza. W tym roku zaś pobito rekord, postanawiając promować miasto zaruściałym tramwajem.
N
azwa Ruda ma prawie 800 lat. Pochodzi ona od przetapianych tu rud. Już w XIV wieku działała w Rudzie huta ołowiu, zaś w XVII wieku jeszcze dość prymitywna huta żelaza, bardziej kuźnica. A wraz z nastaniem rewolucji
Jak chcecie błysnąc pijarowo, postawcie pomnik Rudej Cipy. Po pierwsze cała Polska będzie o tym mówić, po drugie dowiedzą się, jak po naszemu nazywa się kura, a po TRZECI będzie wesoło. Tuż upiekŷmy trzī cipy na jednym Ogniu.
LYJO SWACZYNA (mieszkaniec Rudy, współzałożyciel partii Ślonzoki Razem): Zdo mi sie, co roztomajtyj zorty polski kulturftrŷgrg niŷ śmiom używać siły besto průbujom ślůnske znaczyni słowa pomiŷniać na polske. Robiom wszysko, co bymy niŷ mianowali farby po naszymu – modro trza pomiyniać na niebiesko, ryszawo na rudo i tak dali. Baji niŷzłe miano naszego sztadu chcom Ślůnzokom ŏbrzydzić. Robiom to metodom chińskom małych krokůw. Noprzůd, pora lot nazod, wciskali jako symbol cołkigo sztadu ryszawego ritera drzewnego ŏ gryfnym pijarze. Niŷskorzyj miała to być ryszawo frela - co prowda doś gryfno, ale co łona mo do blaju, silbra, zynku a choćby i zielaza - co nojwyży szło by padać, iże jeji wosy som jak z kupfru, ale nic mi niŷ wiadomo ŏ złożach rud kupfrowych samtukej. ŏstatni pomysł beamtrůw Rudy Śląski bydzie ciŷnżko przebić! Za nasze piniondze zafundowali na chebziowym rondzie zaruściało banka i to ponoś model, jaki bez Chebzie nikej niŷ rajzowoł. Eli cosik co to moge przebić? Ino sześciometrowo ryszawo cipa na placu Jana Pawła II przed rathałzŷm. (jak by ktoś miał wątpliwości „ryszawo cipa” to to polska kura koloru rudego). Kiej na cokole napiszŷmy Ruda Cipa Śląska, to na bank pokożom nos we wszysjkich telewizjach! Bydzie festelno promocyjo miasta, pra?
przemysłowej stała się Ruda, oraz osady i miasteczka sąsiednie, jedną wielką hutą rud żelaznych i innych. To tu w 1812 roku Godulla zaczął budować największą hutę cynku na świecie, „Carlshütte”, czterdzieści lat później powstała obok niej huta żelaza, „Bertha”. O tym, jak nowoczesna była to miejscowość świadczy fakt, że Ruda (w 1889 roku) była pierwszą wiejską gminą w Rzeszy Niemieckiej, w której wprowadzono instalację elektryczną. Na polskiej wsi, a nawet w polskich miastach, wówczas lampa naftowa była rarytasem! Pięćdziesiąt lat później w Polsce było zelektryfikowanych ledwie pięć procent gmin wiejskich. To są rzeczy, którymi Ruda Śląska może się szczycić. Była jednym z symboli górnośląskiej potęgi gospodarczej. A czym się szczyci? Jeszcze za prezydentury Andrzeja Stani – o zgrozo, zarazem szefa Związku Górnośląskie-
go – wymyślono, że symbolem miasta będzie… wiewiórka. Bo jest ruda. No i mamy w Rudzie Bieg Wiewiórki, a na jednym z bloków wielki na cztery piętra mural wiewiórki. Rzecz nawet fajna, nawet śmieszna – gdyby nie uparto się robić z niego symbolu miasta. Jednak w ostatnim roku obecne władze poszły o krok dalej. Wymyśliły, że otóż jeśli coś jest zardzewiałe, to jest rude. A jeśli jest rude, to idealnie się nada na symbol miasta. I postawiły na rondzie w Chebziu (jedna z dzielnic) zaruściały tramwaj. Po prawdzie nawet nie zaruściłały. Bo Ruda zakupiła w Elblągu liczący sobie niemal 60 lat tramwaj, rzeczywiście pordzewiały, wyczyściła go, zakonserwowała, a potem pokryła farbą imitującą rdzę. I dziś na rondzie tym wita nas zaruściały symbol miasta – a więc miasta,
które chyba też ruścieje, dziadzieje, sypie się. Jeśli taka była motywacja ratusza, tylko pogratulować. Jednak wielu mieszkańców czuje się inicjatywą tą poruszonych. Nie chcą, żeby kojarzono je z dziadostwem, a przecież z nim się rdza kojarzy. Magda Pilorz
RUDA CIPA ŚLĄSKA
4
październik 2017r.
Polacy świętują niepodległość w rocznicę dnia, kiedy nic się nie wydarzyło
Święto niczego Polacy świętują 11 listopada. Jako swój dzień niepodległości. Ale gdy się bliżej przyjrzeć, dnia tego w Polsce nie wydarzyło się nic. Poza tym, że Józef Piłsudski zjadł śniadanie w Warszawie.
P
oza tym bowiem niepodległość Polski po rozbiorach nie narodziła się nijak w listopadzie 1918 roku. Polacy w swojej dumie nie chcą przyznać, że narodziła się wtedy, gdy zechcieli ją Polsce nadać cesarze Niemiec i Austro-Węgier. Czyli 5 listopada 1916 roku. Cała reszta, to naturalna kolej zdarzeń.
Polski, powołując się m.in. na 14 punktów Wilsona (akt prezydenta USA, mówiący o samostanowieniu narodów w Europie). I najpóźniej tego dnia Polska stała się w pełni niepodległa, z kontrolowanym przez siebie terytorium, własnym rządem, własnym wojskiem, własnym terytorium, własną administracją. 28 października 1918 roku Rada Regencyjna powołała generała Tadeusza
n Rada Regencyjna stanowczo zaprotestowały przeciw odrodzeniu państwa polskiego. Ta Polska miała być królestwem (czego się innego po cesarzach spodziewać), ale już kwestią otwartą miało być,
To właśnie na Śląsku, w Pszczynie, postanowiono 5 listopada 1916 roku, że państwo polskie zostanie odrodzone. Na ziemiach zdobytych na Rosji, czyli tych, które Polacy kochają najbardziej. Z Warszawą. Lwowem, Wilnem. Ale oczywiście bez Śląska Spójrzmy na dzisiejszą Katalonię, Wyobraźmy sobie, że za kilka lat jest niepodległa. I zapytajmy, która data będzie jej dniem niepodległości. 1 października, gdy odbyło się niepodległościowe referendum? A może 27 października, gdy parlament w Barcelonie tę niepodległość ogłosił? Czy też – bez sensu - (powiedzmy) 3 grudnia, gdy jakiś hiszpański generał z pochodzenia Katalończyk, zgodził się zostać ministrem obrony Katalonii? A jednak Polacy właśnie taką datę wybrali na swój dzień niepodległości.
PROKLAMACJA PAŃSTWA POLSKIEGO Wracając do Polski, i trochę Śląska. Bo to właśnie na Śląsku, w Pszczynie, postanowiono 5 listopada 1916 roku, że państwo polskie zostanie odrodzone. Na ziemiach zdobytych na Rosji, czyli tych, które Polacy kochają najbardziej. Z Warszawą. Lwowem, Wilnem. Ale oczywiście bez Śląska a nawet Poznania, bo ten Niemcy uznawali też za swój, a Polskę powołało dwóch niemieckich cesarzy (to znaczy niemiecki i austriacki, ale przecież wtedy każdy wiedział, że Austria to też Niemcy, choć osobne państwo). Aha, rządy Rosji, Anglii i Francji
kto zostanie królem. Przymierzał się do tego i książę pszczyński, von Hochberg, przymierzano i książąt saskich, bo nie ma co ukrywać, polska arystokracja była między sobą zbyt pożarta, by jakiegoś Polaka na króla wskazać, Ale ta arystokracja do pomysłu cesarzy odniosła się z entuzjazmem. I zaczęła, zgodnie z wolą dwóch cesarzy, budować państwo polskie (oczywiście pozostającego w sojuszu z cesarstwami). Powoli, ale rzetelnie. Państwa ententy nie zostawały dłużne. Rosja też ogłosiła powołanie niepodległej Polski,
więc wskazując, że stworzyć ma ją ten, kto aktualnie ziemiami polskimi włada.
RADA REGENCYJNA – LEGALNA POLSKA WŁADZA Niemcy zabrali się za to – po niemiecku – solidnie. 15 stycznia 1917 roku powstała polska Tymczasowa Rada Stanu a pół roku później Rada Regencyjna. Regent to ktoś, kto sprawuje władzę do czasu wybrania króla, więc Rada Regencyjna to taki zbiorowy regent. 27 listopada roku Rada Regencyjna powołała polski rząd z premierem Janem Kucharzewskim, a ledwie kilka dni później, po zawarciu Pokoju Brzeskiego, wyraziła się już jednoznacznie, jako suweren a nie wasal Niemiec: 13 lutego 1918 Rada protestując przeciw zawarciu pokoju brzeskiego 9 lutego (cesarze Niemiec Austro-Węgier przekazywali część Królestwa Polskiego, także obecnej Polski, republice Ukrainy), uznała go za „pogwałcenie ducha i wewnętrznej treści wydanych aktów monarszych i oświadczyła, iż będzie czerpać prawo sprawowania zwierzchniej władzy państwowej opierając się na woli Narodu”. W tym momencie Rada Regencyjna wykazała się samodzielnością
13 lutego 1918 roku Rada Regencyjna wykazała się samodzielnością wobec cesarzy, więc niepodległość Polski stała się faktem! 7 października 1918 roku Rada Regencyjna ogłosiła pełną niepodległość Polski pod berłem rosyjskiego cara. Różnica jednak była zasadnicza – Rosja nie miała Polski, a Niemcy i owszem. I to oni budowali tu zręby państwowości polskiej. I tylko USA, w wojnie jeszcze wtedy nie uczestnicząc, bezstronnie opowiedziały się za polską niepodległością. Jakby
wobec cesarzy, więc niepodległość Polski stała się faktem! Bo Polska postawiła się obu cesarzom. 7 października 1918 roku ta właśnie Rada Regencyjna – od kilkunastu miesięcy budująca polskie struktury państwowe – ogłosiła pełną niepodległość
było naciągnąć na święto dzień, w którym nic istotnego się nie stało. Ale to nic istotnego miało związek z Piłsudskim.
ODDAĆ WŁADZĘ PIŁSUDSKIEMU, BO TO SOCJALISTA Bo Rada Regencyjna, złożona z ludzi mądrych, ale zarazem arystokratów, zdawała sobie sprawę, że czasy królestw
dlaczego 11 listopada jest świętem niepodległości? Dlaczego świętem nie jest 7 października, dzień rzeczywistego ogłoszenia niepodległości. Bo gdy władzę w Polsce, w 1926 roku, przejął Piłsudski, a po jego śmierci piłsudczycy, zaczęli udawać, że to on odrodził polską państwowość, że to jego zasługa. A przecież nie mógł odrodzić państwowości, siedząc w niemieckim więzieniu Rozwadowskiego na szefa sztabu generalnego wojska polskiego, a on natychmiast zaczął organizować na kontrolowanych terenach wojsko polskie. Niepodległe państwo polskie było faktem. Jeśli było ono faktem już w październiku, to dlaczego 11 listopada jest świętem niepodległości? Dlaczego świętem nie jest 7 października, dzień rzeczywistego ogłoszenia niepodległości. Bo gdy władzę w Polsce, w 1926 roku, przejął Piłsud-
w Europie minęły. Że lewicujący, socjalistyczni w dużej mierze Polacy, nie zgodzą się na żadnego króla czy choćby regenta. Że chcą republiki, i to republiki lewicującej. I że tylko człowiek, dający nadzieję na takie państwo, zyska poklask publiczny. A oni znali takiego człowieka, bo od jesieni 1916 roku blisko z nim współpracowali. To polski brygadier, twórca legionów, ale i dawny socjalista – Józef Piłsudski. Co prawda chwi-
11 listopada, podczas śniadania, Piłsudski przyjął od Rady Regencyjnej dowództwo nad wojskiem polskim. I nic więcej dnia tego się nie stało! ski, a po jego śmierci piłsudczycy, zaczęli udawać, że to on odrodził polską państwowość, że to jego zasługa. A przecież nie mógł odrodzić państwowości, siedząc w niemieckim więzieniu. Trzeba więc
lowo, gdy odmówił przysięgi na wierność cesarzowi Niemiec, w niemiecki więzieniu, ale … tylko chwilowo. Bo i Niemcy zdawali sobie sprawę, z zagrożenia ze wschodu, jakie niosła za
JERZY GORZELIK Podobno narodowcy mają zamiar przejść 11 listopada w Marszu Niepodległości pod hasłem „My chcemy Boga”. To bardzo dobry znak. Pokazuje, że narodowcom znudziło się być narodowcami i chcą odrzucić kult złotego cielca. To jakby na ulicę masowo wyszli alkoholicy czy narkomani domagając się leku na swoje uzależnienia. Niech ten krzyk rozpaczy udręczonych ofiar nacjonalistycznego wirusa nie pozostanie wołaniem na puszczy. Mam nadzieję, że Kościół, oczyszczający swe szeregi z Międlarów, wyśle do złaknionych pocieszenia zbłąkanych owieczek kompetentnych kaznodziejów, którzy przemówią słowami jednego z hierarchów sprzed ponad stu lat:„Język, obyczaj, narodowość są tylko szatami, w której się ludzie okazują podczas pielgrzymki krótkiej życia, ale dla wszystkich przyjdzie dzień a pójdzie się do Boga, przed którym znika różnica języka, narodowości i wszelkich ziemskich stosunków”.
5
październik 2017r.
sobą bolszewicka rewolucja. I oni wiedzieli, że w Polsce w wielu ośrodkach też powstają rządy socjalistów, a jeśli dołączą oni do bolszewików, to rewolucja zaleje i państwo niemieckie. Także oni wiedzieli, że to właśnie Piłsudski, przyjaciel socjalistów, ale zarazem wyżej od socjalizmu stawiający polską państwowość, potrafi rewolucyjne wrzenie w Polsce okiełznać. Dlatego Niemcy postanowili brygadiera wypuścić i wsadzili go do pociągu, który 10 listopada 1918 roku zatrzymał się w Warszawie. Na dworcu przywitał go między innymi członek Rady Regencyjnej, Zdzisław książę Lubomirski. Swój sztandar próbowali mu wręczyć dawni przyjaciele, bojownicy Polskiej Partii Socjalistycznej, ale ten, ku ich zdziwieniu, sztandaru nie przyjął, wyjaśniając: „Nie mogę przyjąć znaku jednej partii, mam obowiązek działać w imieniu całego narodu”. I od razu zagwarantował niemieckim żołnierzom, wciąż w liczbie kilkudziesięciu tysięcy stacjonującym na terytorium RP, bezpieczny powrót do domu. To spacyfikowało wojska niemieckie w Polsce. Dzień później, właśnie 11 listopada, podczas śniadania, Piłsudski przyjął od Rady Regencyjnej dowództwo nad wojskiem polskim. I nic więcej dnia tego się nie stało! Oczywiście nic poza jednym… drobiazgiem. Takim mianowicie, że dnia tego zakończyła się I Wojna Światowa, a 11 punktów prezydenta USA Woodrow’a Wilsona gwarantowało Polsce niepodległość. Polsce i wielu innym państwom w Europie, dlatego nie tylko u nas 11 listopada jest świętem niepodległości. Ale tylko u nas nie wiąże się go z końcem wojny, tylko z Piłsudskim.
NACZELNIK, DYKTATOR… A ten 12 listopada otrzymał od Rady Regencyjnej misję tworzenia nowego rządu. Został premierem. A Rada Regencyjna, która w rzeczywistości stworzyła państwo polskie, powoli odchodziła w zapomnienie. 22 listopada ogłosił się Tymczasowym Naczelnikiem Państwa, informując, iż obejmie „najwyższą władzę Republiki Polskiej i będzie ją sprawował aż do czasu zwołania Sejmu Ustawodawczego”. Tak się też istotnie stało, ale wytrzymał jedynie do 1926 roku, gdy Sejmowi władzę siłą odebrał i ogłosił dyktaturę. Dyktatura ta między innymi brutalnie ograniczyła śląską autonomię. A gdy Piłsudski zmarł, jego dworacy ogłosili 11 listopada świętem niepodległości Polski. Dzień, w którym dla niepodległości nie wydarzyło się nic, poza tym, ze Piłsudski obudził się w Warszawie a nie, jak dzień wcześniej, w Magdeburgu. Komuniści, zupełnie słusznie, w 1945 roku święto to znieśli. Ale opozycja, która w 1989 roku przejęła władzę, za święte uważała wszystko, co działo się w Polsce międzywojennej. Więc bezrefleksyjnie przywróciła święto, które nie było niczym innym, niż elementem kultu jednostki, kultu Piłsudskiego. A my, także dziś, świętować mamy ten kult jednostki. Dariusz Dyrda
Na Górnym Śląsku wypierają się Górnego Śląska
Ojczyzna, która się kurczy Górny Śląsk… Kiedy myślimy o nim, jako o naszym hajmacie, kiedy marzymy, aby dostał autonomię, niby wszyscy wiemy, gdzie on leży. Każdy z nas wie, że jego miasto leży właśnie w tym – wyjątkowym dla nas regionie. Ale kiedy spróbować zakreślić jego granice, pojawiają się problemy.
N
awet wcale nie dlatego, że my nie wiemy, gdzie jest Górny Śląsk. Jest przecież mnóstwo jego historycznych i mniej historycznych map. Pokazujących cały Śląsk, w tym granice przebiegające między Górnym a Dolnym. Problem jednak w tym, że w wielu, bardzo wielu miejscach, dla nas jawiących się jako nasz hajmat, natychmiast podniosą się głosy protestu, że to nieprawda, że tu nie ma żadnego Górnego Śląska. Bo prawda jest niestety taka, że ten nasz hajmat kurczy się, zapada, jest go jakby coraz mniej. I nie chodzi nawet o te tereny, które Górnym Śląskiem przestały być dawno, setki lat temu, jak choćby Ziemia Siewierska. Nie chodzi i o okolice Oświęcimia, który wprawdzie administracyjnie odpadł od Śląska w XV wieku, ale jeszcze w Austro-Węgrzech powiat z Oświęcimiem leżał wprawdzie w Galicji, ale nosił nazwę Śląski, a jeszcze na początku XX wieku tamtejsza ludność dość powszechnie uważała się za Ślązaków. Jeszcze po II wojnie światowej starzy ludzie mieli tam śląską tożsamość, ale ich dzieci i wnuki już nie. Dla nich Śląsk leży za Wisłą, a także w naszej świadomości tereny te Śląskiem już nie są.
U WAS JE SLEZSKO??? Chodzi o tereny, które my za Śląsk –nasz, Górny – uznajemy, a one same do górnośląskości wcale się nie poczuwają. Przede wszystkim Śląsk Południowy, leżący w Czechach, a i trochę po polskiej stronie granicy. Owszem, w Czechach nikt nie ma wątpliwości, że to Śląsk. Ba, konstytucja tego państwa zaczyna się słowami, że leży ono na terenach Czech, Moraw i Śląska, a w jego godle, oprócz symboli Czech i Moraw widnieje także śląski orzeł, niemal identyczny jak ten, będący
herbem Wrocławia. Problem w tym, że na tych terenach, gdzie 100 lat temu hasła powołania państwa śląskiego wybrzmiewały najgłośniej, a narodowość śląska miała się najlepiej – dziś nie ma poczucia łączności z naszą częścią śląskiego kraju. Jakże często można tam w rozmowie usłyszeć zdumione pytanie: To w Polsce też jest jakieś Slezsko? Im jakże często wydaje się, że Śląsk to tylko te tereny z Ostrawą, Opawą, Trzyńcem – i innego Śląska już nie
ma. A jeśli nawet jest, to nie mają z nim nic wspólnego. Jeśli nawet poczuwają się do związków, to najczęściej tylko z tą częścią, która wraz z nimi aż do 1918 roku należała do Austro-Węgier. Z tą, która sama siebie nazywa Śląskiem Cieszyńskim. Też właśnie jakby w antytezie do Śląska Górnego. Też, jakby wypierając się związków, twierdząc, że Górny to tam, gdzie Katowice, Rybnik, a oni są czymś zupełnie innym. Nie wie-
dząc, zapominając, że w 1918 roku to właśnie od nich, z Cieszyna, Skoczowa czy leżących po czeskiej stronie granicy Frydka, Jabłonkowa, płynął bardzo głośny sygnał: stwórzmy z części austriackiej i niemieckiej wspólne państwo górnośląskie! Bo to przecież nasza wspólna ojczyzna. Zapominając, że to tu działał Józef Kożdoń, największy państwa górnośląskiego i narodu śląskiego orędownik. Dokończenie na str. 6
6 Dokończenie ze str. 6
CIESZYN… GALICJĄ Dziś w Cieszynie – i to od ludzi wykształconych – usłyszeć można nawet, że to nie Śląsk, tylko… Galicja, Małopolska. Bo przecież, prawią z miną mędrca, Śląsk był w Prusach a my, jak Kraków i Lwów, w Austro-Węgrzech. Jakoś nie
październik 2017r.
małopolskich, bo to region sztucznie budowany wokół Bielska-Białej. Bielska, które wbrew całej historycznej prawdzie upiera się dzisiaj, że wcale Śląskiem nie jest, tylko właśnie tym Podbeskidziem, a najlepiej Małopolską. Jakoś im to do głowy nie przychodzi, że najpopularniejsza wydawana w Bielsku przed wojną gazeta nazywała się „Ślązak”. No ale skąd oni to wiedzieć mają, jeśli w Bielsku prawie
W 1918 roku to właśnie od nich, z Cieszyna, Skoczowa czy leżących po czeskiej stronie granicy Frydka, Jabłonkowa, płynął bardzo głośny sygnał: stwórzmy z części austriackiej i niemieckiej wspólne państwo górnośląskie! Bo to przecież nasza wspólna ojczyzna. przyjdzie im do głowy, że jeśli tak, to może są na przykład Tyrolem albo Słowenią. Bo przecież i te leżały w państwie Habsburgów. Po czeskiej stronie granicy jednak takich absurdów nie ma, tam nikt w czeskim Cieszynie czy w Opawie nie wymyśla, że te nie Śląsk. Tyle, że Śląsk zupełnie od Górnego inny. Oczywiście nie wszyscy. I w Ostrawie, i w Jabłonkowie, i w Wiśle i w Cieszynie spotkać można ludzi z poczuciem wspólnej górnośląskiej tożsamości. Wskazujących na identyczną kolorystykę przecież orła cieszyńskiego i opolskiego, czy tego będącego herbem województwa śląskiego. Inny jest nieco ich kształt, bo w innych epokach historycznych powstawały – ale przecież i polski orzeł, i każde inne godło, przez stulecia zmieniały swoją stylistykę, inaczej wyglądały w średniowieczu (proste i surowe), inaczej w renesansie, baroku (wręcz fikuśnie), inaczej w każdej kolejnej epoce. Ten cieszyński zachował akurat renesansowe kształty. Polacy dodatkowo dzielą ten Śląsk Austro-Węgierski, część jego czeską nazywają Zaolziem a polską „podbeskidziem”. Podbeskidzie zresztą składa się z ziem śląskich i
autochtonów nie ma, bo wszystkich ich wygnano w 1945 roku. Podbeskidzkie wsie, po śląskiej stronie, owszem, mają jeszcze sporo śląskiej tożsamości, ale samo miasto nie. I od lat tym wsiom wmawia, że i one Śląskiem nie są.
OPOLSKIE WYGŁUPY Na drugim, północno-zachodnim krańcu Górnego Śląska mamy jego historyczną stolicę, Opole. Mamy tereny, na których w 1921 roku odbył się górnośląski plebiscyt. Jednak także dziś, na skutek zgodnych działań państwa polskiego i – niestety – mniejszości niemieckiej, często neguje się tam górno-
śląskich ze skrawkiem Wielkopolski na dodatek. Z Opolem podobnie jak z Bielskiem, autochtonów tam mało, to i wypierają się górnośląskości. Wokół Opola jest lepiej, a i mniejszość niemiecka coraz bardziej orientuje się, że albo utrzyma jedność kulturową z resztą Górnego Śląska, albo zatraci i swoją. Niemniej w Polsce udało się już wykreować przekaz, że Opole to nie Górny Śląsk, a często nawet można usłyszeć, że jest ono częścią … Śląska Dolnego. Ba, głosy takie można usłyszeć nawet w Raciborzu, drugim po Opolu mieście, które przez lata było stolicą państwa górnośląskiego, a leżącym znacznie już bliżej choćby Rybnika. Kurczy się i Górny Śląsk w okolicach Częstochowy (bo wszak nasza granica przebiega kilkanaście kilometrów od tego miasta) – na terenach, które do 1998 roku leżały w województwie częstochowskim. Także im wmawia się, że Śląskiem nie są, a przy próbach ponownego tworzenia województwa częstochowskiego tereny te, z Lublińcem, planuje się oderwać od reszty ziem śląskich. Są jeszcze na Śląsku „nie-śląskie” wyspy, jak choćby Jastrzębie, którego mieszkańcy, też niemal w całości imigranci z różnych regionów Polski – wypierają się śląskości ile wlezie.
TŁUMACZYĆ, TŁUMACZYĆ, TŁUMACZYĆ
Józef Kożdoń (cz. Josef Koždoň, niem. Josef Koždon) to największy zwolennik państwa górnośląskiego i narodu śląskiego. Tuż po I wojnie światowej jego Śląska Partia Ludowa i Związek Ślązaków, działające właśnie w dawnym Śląsku Austriackim, czyli tam, gdzie dziś się górnośląskości wypierają, były najpotężniejszą siłą polityczną, wygrywającą po obu stronach obecnej granicy wybory samorządowe. Sam Kożdoń praktycznie przez cały okres międzywojenny był burmistrzem Czeskiego Cieszyna. Głosił hasło „Śląsk dla Ślązaków”. Polacy nienawidzili go zawsze, przypisując mu antypolskość i proniemieckość. Dla odmiany Niemcy potrafili nazwać go „Polskim Agitatorem”. Postawy te brały się choćby stąd, że Kożdoń domagał się, by w szkołach niemieckich nauczano też języka polskiego a w polskich – niemieckiego. Uważał, że dwujęzyczność ułatwi wszystkim życie w wielokulturowym regionie. Zwalczając jednak po I wojnie światowej aspiracje Polski do Śląska został uznany za polskiego wroga nr 1 na Górnym Śląsku. Do tego stopnia, że po II wojnie światowej w sztabie Wojska Polskiego powstał plan porwania z Republiki Czeskiej Kożdonia i postawienia przed sądem za kolaborację z III Rzeszą. Rzecz o tyle absurdalna, że Kożdoń nigdy nie byłpolskim obywatelem, nigdy na terenie polskim nie działał – a czechosłowacki sąd z zarzutu kolaboracji zdążył go już oczyścić. Przy okazji wyszło na jaw, że uratował od przed hitlerowskimi represjami wiele osób, w tym także polskich aktywistów, nawet tych, którzy w 1920 roku dotkliwie go pobili. Schorowany 76-letni Kożdoń, najwybitniejszy śląski działacz niepodległościowy XX wieku, zmarł w 1949 roku w Opawie.
Barwy żółto-niebieskie to kolorystyka górnośląska. Jadąc od północy pojawiają one się na herbach gmin zaraz koło Brzegu czy Częstochowy, a kończą kilkadziesiąt kilometrów za czeską granicą. Tam, gdzie częściej niż co druga gmina ma je w herbie – nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z Górnym Śląskiem. Tym bardziej jeśli gmina ta ma w herbie żółtego orła na niebieskim tle. No i spójrzmy na herby miast, które upierają się, że Górnym Śląskiem nie są.
1. Bielsko-Biała (stolica „Podbeskidzia”). Po lewej małopolskie lilie, nawiązujące do małopolskiej, wschodniej części miasta, Białej. Ale po prawej? Oczywiście! Pręży się górnośląski orzeł, od zawsze obecny w herbie Bielska.
2. Opole (stolica „Opolszczyzny”) – i cóż widzimy? Znowu, jak w Bielsku, lewa strona tarczy heraldycznej zajęta przez żółtego orła na niebieskim polu. Mniej kudłaty niż ten bielski, bardziej średniowieczny, ale nie ma wątpliwości, że to ten sam ptak.
3. Cieszyn, czeski i polski. „Zaolzie” więc chyba i „Przedolzie”? I co widzimy – herb niemal identyczny. Zameczek, a nad nim wisi górnośląski jak najbardziej orzeł. Gdyby ktoś miał wątpliwości, to obok herb sąsiedniego „zaolziańskiego” Trzyńca.
I prawdę powiedziawszy dziś śląskie organizacja powinny się bardziej skupiać na edukacji regional-
W Polsce udało się już wykreować przekaz, że Opole to nie Górny Śląsk, a często nawet można usłyszeć, że jest ono częścią … Śląska Dolnego śląskość tych ziem, kreując kolejnego po „Podbeskidziu” potworka – „Opolszczyznę”. Sztuczny zlepek ziem górnośląskich, dolno-
Heraldyka prawdę ci powie!
nej właśnie na tych terenach, by ich mieszkańcom uzmysławiać, jak to region i czemu są Górnym Śląskiem. Bo można się nie czuć Ślązakiem, ale wypada wiedzieć, gdzie się mieszka. Co prawda Polska od lat miesza regionalną tożsamością ile wlezie, i tak na przykład mieszkańcy północnej Małopolski (choćby okolice Lublina) nie mają pojęcia, że to Małopolska, mieszkańcy Mazur nie wiedzą, że to też Mazowsze (bo wszak Mazur to właśnie mieszkaniec Mazowsza!), mieszkańcy Zielonej Góry nie mają pojęcia, że to też Śląsk, uważając, że to jakaś lubuska kraina. Skądinąd nie mając pojęcia, skąd nazwa „Lubuska”. I bardzo się dziwią, gdy im powiedzieć, że to od jej stolicy, miasteczka Lubusz (niem. Lebus), leżącego dziś w Niemczech. Ale czy to, że inni nie wiedzą, na jakiej ziemi żyją, ma być dla nas usprawiedliwieniem, że nie wiedzą tego też mieszkańcy Górnego Śląska? Joanna Noras
4. Dokładnie tego samego orła znajdujemy choćby w herbach Bytomia, Krapkowic, Lublińca (rzekomo bliżej mu do małopolskiej Częstochowy).
5. A nawet jak orła nie ma, to kolorystyka żółto niebieska wybija się na plan pierwszy. Choćby w herbie Tychów, Wisły. Jeśli nawet w herbie występuje tylko jeden z tych kolorów, to na fladze miasta ich zestawienie nie pozostawia już wątpliwości. Co widać na flagach choćby Katowic czy Mysłowic.
6. Wyjątek stanowi herb Jastrzębia Zdroju. Ale uchwalony za PRL-u, a komuniści tyle sobie robili z heraldyki, co islamista z hostii.
7. Oczywiście bywa, po czeskiej stronie granicy, że gmina herb nie Górnego, lecz całego (więc niejako Dolnego) Śląska. Jak chociażby Jabłonków, leżący wszak na samym południowo-wschodnim krańcu hajmatu (obok polskiej Istebnej) dobre 200 kilometrów od Śląska Dolnego. Ale Czesi, mający tylko kawałek Śląska, nie znają podziału na Górny i Dolny. Dla nich Slezsko to Slezsko.
7
październik 2017r.
Katalonia czyli nowa Wiosna Ludów w Europie?
1 października Katalończycy wypowiedzieli się w referendum za niepodległością. Nieistotne, że w referendum frekwencja była niższa od zakładanej, bo wszak władze nie dopuściły do uruchomienia niektórych lokali wyborczych. Hiszpańskie władze w Madrycie nie uznały tej decyzji suwerena i na katalońskich ulicach polała się krew. Nieistotne nawet, że katalońskie władze same przez chwilę nie wiedziały, co z tym referendum począć, gdy Madryt na ogłoszenie niepodległości odpowiedział represjami. Ważne, że Katalończycy się nie ugięli i 27 października kataloński parlament w tajnym głosowaniu (żeby nie było wiadomo, komu z posłów należą się hiszpańskie represje) ogłosił niepodległość. I chociaż Madryt zapowiada, że przywróci „rządy prawa”, to w tej sytuacji trzeba je już chyba uznać za hiszpańską okupację tego regionu, który Hiszpanią być nie chce.
W
cześniej wprawdzie (2014 rok) referendum niepodległościowe odbyło się w Szkocji, ale była to sytuacja nieporównywalna, bo po pierwsze Wielka Brytania twierdziła, że jego wyrok uszanuje i nie będzie Szkotom blokować odłączenia; a po drugie – nieznacznie, ale jednak, wygrała opcja pozostanie w Zjednoczonym Królestwie. Inna sprawa, że Szkoci już zapowiadają kolejne, po tym jak Brytyjczycy
Prawicowy groch z kapustą
n Tak Katalończycy cieszą się z decyzji swojego parlamentu. Mimo iż wiedzą, że Madryt odpowie represjami. wybrali wystąpienie z Unii. Szkoci bowiem akurat jednoznacznie zagłosowali za pozostaniem w Unii Europejskiej i nie zamierzają jej wraz z Anglikami opuszczać. Pierwsza minister Szkocji, Nicola Sturgeon, twierdzi, że „mieszkańcy Szkocji widzą swoją przyszłość jako część Unii Europejskiej” a wyciągnięcie jej wbrew woli z Unii Europejskiej byłoby „demokratycznie niedopuszczalne”. Do tego referendum pewnie też dojdzie, bo przypadek kataloński pokazuje że w tej Europie chyba tylko korona brytyjska szanuje demokratyczne wartości. No ale też jest Wielka Brytania państwem demokratycznym najdłużej. Wracając jednak do Katalonii. Nie jest ona jedynym (nie licząc Szkotów) regionem, w którym słyszy się o ciągotach separatystycznych. Nawet w samej Hiszpanii mieli jej jeszcze niedawno Baskowie, ale obecnie zadowoleni są z nadanej im szerokiej autonomii. Głosy separatystyczne słychać jednak choćby z Francji (Korsyka), Włoch (Wenecja, Lombardia), Niemiec (Bawaria) – słowem ze wszystkich większych europejskich państw. A i wie-
lu mniejszych, choćby Austrii. Choć też trzeba przyznać, że chęć posiadania własnego państwa nigdzie nie jest tak mocno artykułowana, jak ostatnimi laty w Katalonii.
W POLSCE SEPARATYZMU NIE BYŁO. NA RAZIE Wyjątkiem, spośród dużych państw, jest chyba Polska. Nie ma w niej żad-
ratystów praktycznie nie ma. A przynajmniej nie było kilka lat temu. Bo Prawo i Sprawiedliwość robi wszystko, by separatyzm w nas rozbudzić. - Byłem współzałożycielem Śląskiego Ruchu Separatystycznego, ale moi koledzy liczyli, że spotka się od razu z entuzjazmem, a gdy tak się nie stało, zaprzestali jakiejkolwiek aktywności. Okazało się, że Ślązakom zupełnie wystarcza marzenie o autonomii, a nie wła-
nacjonalistów, do tamtejszych wydarzeń. Liczni prawicowi politycy i publicyści uczynili sobie zbitkę Katalonia-Śląsk i uparli się straszyć Polaków secesją Śląska, przypisując nawet – dość absurdalnie – takie zamiary Ruchowi Autonomii Śląska. Zaczął minister Mariusz Błaszczak, który komentując na bieżącą w Polskim Radiu wydarzenia w Barcelonie, dodał zawieszając głos, że „w Polsce jest takie
Katalonia coś zmieniła. Może zresztą nie sama Katalonia, co stosunek PiS-u i wszystkich innych polskich nacjonalistów, do tamtejszych wydarzeń. Liczni prawicowi politycy i publicyści uczynili sobie zbitkę Katalonia-Śląsk i uparli się straszyć Polaków secesją Śląska nych ruchów separatystycznych, a jedyny, który był, obumarł własną śmiercią. Chodzi o Śląski Ruch Separatystyczny, założony dziesięć lat temu i (o dziwo) zarejestrowany w Krajowym Rejestrze Sądowym. Nigdy nie liczył więcej, niż kilkunastu członków, a po trzech latach działalności uległ rozwiązaniu. Z tej prostej przyczyny, że na Śląsku sepa-
snym państwie. Tak więc, przynajmniej na kilka lat stałem się jedynym czynnym śląskim separatystą – mówi Dariusz Jerczyński (autor Historii Narodu Śląskiego), publikujący czasem także na łamach naszego miesięcznika. Katalonia jednak coś zmieniła. Może zresztą nie sama Katalonia, co stosunek PiS-u i wszystkich innych polskich
stowarzyszenie, które ma autonomię w nazwie”. Co jest akurat absurdem absolutnym, bo autonomia do niepodległości ma tyle, co budyń do pieczonego prosiaka. Co więcej, regiony zadowolone z posiadanej autonomii zazwyczaj nie zgłaszają postulatów niepodległościowych. Dokończenie na str. 8
8
październik 2017r.
n Ślązacy nie mają dążeń separatystycznych. Chcemy jedynie autonomii. Ale jeśli przekonamy się, że Polska nam jej nigdy nie da… Poczucie tożsamości narodowej potrafi wybuchnąć nagle, kiedy nacjonaliści przesadzą z represjami. Jak w 1916 roku w Irlandii, gdy grupka patriotów pod wodzą poety i adwokata Patrick Pearse’a (irl. Pádraig Anraí Mac Piarais) wznieciła w Dublinie antyangielskie powstanie. Stłumiono je po 6 dniach a powstańców potraktowano jak kryminalistów. Gdy dostali się do niewoli, tłum rzucał w nich zgniłymi kartoflami, jajkami i tak dalej. A gdy Anglicy skazali ich na śmierć i wyrok wykonali – w Dublinie odbyła się ogromna niepodległościowa demonstracja. Ci, którzy jeszcze cztery dni wcześniej rzucali jajcami w Pearse’a teraz nieśli jego portrety. Od tego momentu demonstracje niepodległościowe trwały non stop, aż do podpisania w 1921 roku traktatu angielsko-irlandzkiego i 1936, gdy Irlandia stała się w pełni niepodległym państwem. Gdyby nie zabicie Pearse’a i jego 15 towarzyszy, dążenia niepodległościowe Irlandii być może nie rozbudziłyby się do dziś.
Dokończenie ze str. 7 Owszem, zgłaszają je takie, jak Katalonia, gdzie niby autonomia jest, tylko madrycki rząd nie daje władzom autonomicznego regionu narzędzi do realizacji swych zadań. Tak, wtedy w regionie autonomicznym idee separatystyczne mogą trafić na podatny grunt. No i idee niepodległości pojawiają się tam, gdzie centralny rząd odmawia regionowi autonomii.
WMAWIAJĄ ŚWIATU, ŻE KTOŚ NAMI STERUJE Wracając jednak do straszenia rzekomo śląskim separatyzmem, poseł Pięta, słynący z antyśląskich wypowiedzi dodał „Państwo niemieckie w taki lub
n Patrick Pearse. Bez niego nie byłoby niepodległej Irlandii.
inny sposób wspiera RAŚ”, czyli zasugerował, że organizacja ta realizuje niemieckie cele, zaś Ryszard Czarnecki wskazał nie na Niemcy, tylko na Rosję,
nii, jak i Górnego Śląska”. Okazuje się więc, że wszyscy wokół Polski rozbudzają jak umieją śląski separatyzm, tylko on jakoś odrodzić się nie chce. Politycy prawicy sugerują, że nasze aspiracje są inspirowane z zewnątrz, że gdyby nie wraża Rosja i Niemcy, to by u nas dążeń autonomicznych (a tym bardziej separatystycznych) nie było. Z separatyzmem mają rację, bo jak obumarł koło 1920 roku, tak już nikt o niepodległym państwie górnośląskim nie mówi. Ale dziś rozbudza go nie Merkel, nie Putin, lecz właśnie oni. Bo masowe wmawianie Ślązakom, że mamy takie ambicje, przynosi już pierwsze owoce. W życiu publicznym jeszcze tego nie widać, ale gdy Dariusz Jerczyński w połowie października zamieścił na facebooku sondę, jaką opcją państwową dla Śląska byś wybrał, w ciągu kilkunastu godzin pojawiło się niemal 400 odpowiedzi. Z czego miażdżąca większość – 86,3% - wybrało niepodległą republikę śląską, a wariant Śląsk w Polsce czy Śląsk w Niemczech zyskały raptem po kilka procent poparcia. Sonda miarodajna nie jest – ale na pewno dowodzi, że Jerczyński nie jest już jedynym śląskim separatystą. Że ich liczba rośnie.
-u sama myśl o autonomii jest niemal zdradą stanu. Że Ślązacy na przywrócenie autonomii nie mają w Polsce co liczyć, a tak w ogóle to są grupą etnicznie
Przez niemal 800 lat, Śląsk nigdy w Polsce nie był a Ślązacy nie czuli się Polakami. I o tym trzeba stale przypominać, tego uczyć, to propagować gdzie się da. Żeby poczucie śląskiej odrębności było mocne i wyraźne podejrzaną, podobnie jak w 1945 roku. To budzi rosnące poczucie odrębności od Polaków.
HISTORIA NA WSKROŚ NIE NASZA Rosnące poczucie odrębności musi budzić także ciągłe bajdurzenie choćby o żołnierzach wyklętych, z którymi Ślązacy nie mają nic wspólnego, bo nasi ojcowie i dziadkowie najpierw służyli w Wehrmachcie, a po 1945 roku albo siedzieli w polskich i sowieckich obozach koncentracyjnych, albo byli wywiezieni
Nie każdy zna historię ostatnich 800 lat na tyle, by wiedzieć, że Śląsk niemal nigdy nie miał z Polską nic wspólnego; ale niemal każdy zna na tyle historię swojej rodziny, by wiedzieć, że dla nas ci Wyklęci to fałsz. Że to może i historia Polaków, ale na pewno nie nasza. Każdy Ślązak zawsze czuł, że ten Sienkiewicz, ten Mickiewicz to nie jego bajka. Ale to tylko czuł, o żołnierzach wyklętych jest tego pewien ogłaszając: „rosyjski diabeł macha ogonem także w kontekście separatyzmów w Europie – tak w kontekście Katalo-
Okazuje się bowiem, od czasu gdy Jarosław Kaczyński nazwał RAŚ „zakamuflowaną opcją niemiecką”, że dla PiS-
leśne wojaczki. Bo przedwojenna Polska nie kojarzyła im się wcale lepiej, niż komunistyczna. Nie każdy zna historię ostatnich 800 lat na tyle, by wiedzieć, że
na wschód, albo – najczęściej – pracowali w pocie czoła odbudowując polski kraj, nie mając najmniejszej ochoty na
Śląsk niemal nigdy nie miał z Polską nic wspólnego; ale niemal każdy zna na tyle historię swojej rodziny, by wiedzieć, że dla nas ci Wyklęci to fałsz. Że to może i historia Polaków, ale na pewno nie nasza. Każdy Ślązak zawsze czuł, że ten Sienkiewicz, ten Mickiewicz to nie jego bajka. Ale to tylko czuł, o żołnierzach wyklętych jest tego pewien. A jeśli nam, innym, mającym odrębną kulturę, odrębną historię i odrębny język (którego uznania też nam się odmawia) mówi się, że samo myślenie o autonomii jest niemal zdradą państwa – to cóż, może po prostu czas pomyśleć o wypisaniu się z tego państwa? Że jeśli ono traktuje nas jako obywateli drugiej kategorii, gorszy sort Polaków (nie mylić z „Polakami gorszego sortu”) to może warto jednak zamyślić się nad pomysłem secesji z Polski?
ROZBUDZIĆ ŚLĄSKĄ TOŻSAMOŚĆ Oczywiście, idea ta nie ma dziś żadnego sensu, bo na samym Śląsku obecnie stanowią Ślązacy mniejszość. Ale i w Katalonii autochtonów jest nie więcej, niż 35%, a mądra, długofalowa polityka partii i organizacji katalońskich spo-
9
październik 2017r.
wodowała, że przybysze z całej Hiszpanii w większości czują się bardziej Katalończykami niż Hiszpanami. Nauczyli się też języka katalońskiego, nie bajdu-
istnieć nie potrafi. Musi mieć wrogów zewnętrznych, ale też wewnętrznych. Z zewnętrznymi sprawa jest prosta, bo i rządy PO skłóciły Polskę skutecznie z
Od czasu gdy Jarosław Kaczyński nazwał RAŚ „zakamuflowaną opcją niemiecką”, że dla PiS-u sama myśl o autonomii jest niemal zdradą stanu. Że Ślązacy na przywrócenie autonomii nie mają w Polsce co liczyć, a tak w ogóle to są grupą etnicznie podejrzaną, podobnie jak w 1945 roku. To budzi rosnące poczucie odrębności od Polaków rząc, że to „hiszpańska gwara” i „tu jest Hiszpania, więc proszę mówić po hiszpańsku”. Niŷ paniczko, sam je Ślůnsk, tuż jo byda po ślůnsku a niŷ po polsku godoł!” Kiedy państwo polskie doprowadzone już zostanie do krachu gospodarczego, niechęć do niego wzrośnie i ludzie zaczną chętniej nadstawiać ucha ideom państwa śląskiego. A krach następuje, bo wbrew temu, co minister Morawiecki opowiada w polskiej telewizji, właśnie do UE wysłał raport, że tegoroczny deficyt budżetowy Polski będzie rekordowy i wyniesie prawie 90 miliardów złotych. Więc czeka nas inflacja, wzrost podatków… - Tylko budowanie tożsamości trzeba robić z głową, brać przykład właśnie z Katalonii, która tego dokonała. RAŚ od lat brnie w ślepą uliczkę, nie chcąc uczyć się od lepszych – przekonuje Jerczyński. Który też stale podkreśla, że Śląsk dostał się Polsce wskutek złośliwego chichotu historii. Bo rzeczywiście, w 1922 roku dostała go kawałek, gdyż Francja postanowiła maksymalnie osłabić Niemcy, a resztę w 1945 roku podarował Polsce Józef Stalin, po prostu jako łup wojenny i jakąś tam rekompensatę za ziemie, które utraciła na wschodzie na rzecz ZSRR. Przedtem, przez niemal 800 lat, Śląsk nigdy w Polsce nie był a Ślązacy nie czuli się Polakami. I o tym trzeba stale przypominać, tego uczyć, to propagować gdzie się da. Żeby poczucie śląskiej odrębności było mocne i wyraźne. Bo dziś niby jest, ale jakieś pokraczne. Trudno bowiem inaczej nazwać sytuację, gdy ktoś z jednej strony deklaru-
Rosją, a PiS tylko antyruską fobię podkręcił, dorzucając do niej Niemców. Co zresztą trudne nie było, bo Polacy nienawiść do tych dwóch nacji wyssali z mlekiem matki. Gdy do tego dodać islamistów, to niełatwo zbudować atmosferę oblężonej twierdzy, w której trzeba zwierać szeregi. Ale wróg zewnętrzny jest nieosiągalny, można na niego nabluzgać w mediach i tyle. Państwo nacjonalistyczne czy totalitarne potrzebuje jeszcze wroga wewnętrznego. Jak Żyda w III Rzeszy, jak kułaka w stalinizmie. Ci, którzy czyhają, by pokrzyżować Polakom szyki, by niszczyć ich wspólny cel. Żydów w Polsce praktycznie nie ma (dlatego Polska jest dziwacznym krajem antysemitów bez Żydów), więc trzeba znaleźć ich zastępców. No i PiS, ustami Błaszczaka, Czarneckiego, Pięty czy katowickie-
POLAK ŚLĄZAKIEM DZIECI STRASZYĆ BĘDZIE? Tym bardziej, że właśnie my, Ślązacy, co widać po narracji Błaszczaka, Czarneckiego i innych, staliśmy się wice-żydami PiS-owskiej Polski. Bo każde państwo nacjonalistyczne potrzebuje się jednoczyć wobec wrogów. Bez wrogów
n Tak mapkę obecnych i potencjalnych sepatartyzmów w Europie widzi The Guardian.
sobie jakąś narodowość śląską – to zaczyna mieć Polski serdecznie dość. I marzyć o tym, jakby to fajnie było żyć
ty szykując mapki takich regionów separatystycznych, umieszczają nas tam już jak najbardziej. Pytanie, czy takie ciągo-
Gdy człowiek ciągle słyszy, że jest folksdojczem i ma do Niemiec wypieprzać (ze swojej, nie ich, ziemi!), że jest zdrajcą albo przynajmniej świrem, który uroił sobie jakąś narodowość śląską – to zaczyna mieć Polski serdecznie dość. I marzyć o tym, jakby to fajnie było żyć w niepodległej republice śląskiej go radnego Piotra Pietrasza ich wskazuje, pokazując na Ślązaków. Czyhających tylko, by Śląsk odłączyć od Polski i przyłączyć do tych wrednych Niemiec. Wróg wewnętrzny jak się patrzy! Na Śląsku oczywiście nikt normalny nie ma pomysłu przyłączenia śląska do Niemiec – choćby z tej przyczyny (ale który Polak to wie?), że Górny Śląsk od niemieckiej granicy dzieli dziś
Świadomy swej tożsamości Ślązak głosujący na PiS, to coś jakby Żyd głosujący na NSDAP je narodowość śląską a z drugiej strony głosuje na polski nacjonalistyczny PiS. Świadomy swej tożsamości Ślązak głosujący na PiS, to coś jakby Żyd głosujący na NSDAP.
Według gazet światowych w Europie jest kilkanaście ognisk, gdzie już są, bądź mogą wybuchnąć, dążenia niepodległościowe, separatystyczne. Jest wśród nich Górny Śląsk (po stronie polskiej i czeskiej). Pozostałe to: Wyspy Owcze (terytorium zależne Danii), Szkocja, Irlandia Północna, Walia (wszystkie stanowiące część Wielkiej Brytanii), Bretonia i Korsyka (należące do Francji), Kraj Basków i Katalonia (obecnie w Hiszpanii), Sycylia, Lombardia, Veneto i południowy Tyrol, zwany też Brenner (obecnie należące do Włoch), Walonia i Flandria (dwie składowe Belgii, które dochodzą do wniosku, że ich połączenie jest sztuczne, Belgia by się pewnie już rozpadła, gdyby nie fakt, że leżąca w sercu Flandrii Bruksela jest akurat bardzo … walońska), Bawaria (w historii Niemiec była zawsze trochę z boku, jak Austria. I chyba Austrii zazdrości, bo przecież autonomię ma bardzo szeroką), Kraj Szekely (obecnie w Rumunii, część Siedmiogrodu, choć tam głosy są podzielone, część chce osobnego państwa, inni przyłączenia do Węgier), Istria (należąca do Chorwacji, ale kulturowo bliższa Italii) i wreszcie, Morawy oraz Górny (polski i czeski) Śląsk, dwie krainy graniczące ze sobą, w państwie czeskim stanowiące nawet wspólny moravskoslezskŷ kraj.
dobre 200 kilometrów. To jednak nieważne, co myślą sami Ślązacy, ważne co o nich myślą i mają myśleć zwolennicy PiS-u, tropiący wszędzie antypolskie spiski. Tyle, że oni, zamiast tropić, spiski te … kreują.
RODZĄ SIĘ MARZENIA Może nie spiski, ale nastroje. Bo gdy człowiek ciągle słyszy, że jest folksdojczem i ma do Niemiec wypieprzać (ze swojej, nie ich, ziemi!), że jest zdrajcą albo przynajmniej świrem, który uroił
w niepodległej republice śląskiej. Może nawet niekoniecznie od razu bogatszej, może od razu niekoniecznie lepiej funkcjonującej, ale za to w której Ślůnzok czuje się na swojej ziemi naprawdę u siebie. W Katalonii czy Szkocji od takich nastrojów do referendów niepodległościowych minęło kilkadziesiąt lat. My – być może – jesteśmy na początku tej drogi. Ale start jest świetny dla takich dążeń, bo Europa przeżywa, na skutek wydarzeń katalońskich (wcześniej szkockich) i innych – prawdziwe rozbudzenie dążeń niepodległościowych. Wcześniej, w ostatniej dekadzie XX wieku) mieliśmy z nimi do czynienia w ZSRR – w efekcie czego powstały Litwa, Łotwa, Estonia, Białoruś, Ukraina, Mołdawia, Gruzja, Azerbejdżan, Armenia, i parę państw azjatyckich na dokładkę. W tym samym niemal czasie widzieliśmy to na Bałkanach, gdy na szereg państw rozpadła się Jugosławia. Teraz duch ten rozlewa się na Unię Europejską. Państwa, które nie zdążyły – jak choćby Szwajcaria – przekształcić się w federacje, tkwiąc w centralizmie, zaczynają mieć problem z regionami głoszącymi separatyzm. Od nas zależy, czy dołączy do nich Śląsk. Choć największe światowe gaze-
ty są u nas naprawdę, czy też światowe gazet zaczerpnęły je jedynie z głowy ministra Mariusza Błaszczaka i innych polityków PiS-u.
I czy potrafimy się zmobilizować. Kazimierz Kutz uważa, że nie. Że dupowaci jesteśmy i szlus. My jednak wolimy przywołać Alojza Lyskę, który już dobre parę lat temu dzielił wywiadu pod tytułem: Wierzę w republikę śląską. A jedno jest pewne. Kiedy polska naprawdę przestraszy się śląskiego separatyzmu, wtedy (i tylko wtedy) zacznie z nami poważnie rozmawiać o autonomii. Bo zasada w polityce jest prosta, nigdy nie dostaniesz tyle, ile chcesz. Jeśli chcesz dostać trochę, musisz żądać dużo. Dlatego jeśli chcemy autonomii, musimy głośno zacząć głosić ideę republiki górnośląskiej. Dariusz Dyrda
n Tak proPiS-owskie media (Gazeta Polska) straszą Polaków Śląskiem. Przy okazji sugerując, że za naszymi marzeniam stoi Władimir Putin.
10
październik 2017r.
Autochtona rozmyślania o sobie J oachim Glensk uosabia w sobie wiele śląskich paradoksów. Syn powstańca śląskiego, bratanek dyrektora biura śląskiej autonomii – powinien wyrastać w duchu polskiego patriotyzmu. A jednak z dzieciństwa żadnej polskości nie pamięta, a w domu rodzinnym, domu człowieka nazywanego w jego rodzinnym Tarnowie Opolskim „polskim królem” – mówiono wyłącznie po niemiecku. 10-letni Achim, inaczej niż zdecydowana większość dzieci ze wszi, nawet po śląsku niŷ poradził godać, o polszczyźnie już nie wspominając. Jedynym znanym mu językiem był niemiecki. Joachim Glensk – założyciel i Związku Ludności Narodowości Śląskiej (1997) i Stowarzyszenia Osób
Narodowości Śląskiej (2011), mimo iż jego muttersprache jest język niemiecki – nie kryje swojej niechęci do Niemców. Mimo że jest profesorem polonistyki – nie kryje swojego poczucia wyższości cywilizacyjnej wobec Polaków. Glensk nie jest ani opcją niemiecką (za MN w województwie opolskim nie przepada), ani opcją polską. Jego opcja jest wyłącznie śląska. Uważa, że przez całe dorosłe życie śląskość – w Polsce – była jednak garbem. Ale garbem kochanym. I o tym opowiada w przygotowywanej do druku książce „Autochton. Autobiografia z przymrużeniem oka”. Książka może nużyć, Na setkach stron profesor Glensk opowiada o postaciach ze swojego dzieciństwa, o ciotkach i ujkach, którzy dawno nie żyją. Jeśli poja-
wiają się tam osoby bardziej znane, to najczęściej też sprzed pół albo choć ćwierć wieku – i to też jedynie elitom intelektualnym Opola, bo życie jego toczyło się w placówkach badawczych i wyższych uczelniach Śląska, i liczne plotki, ploteczki tego właśnie środowiska dotyczą. Ponieważ zaś aż przynajmniej 80% postaci przewijających się przez łamy nie żyje od lat, to plotki te przyblakły – chociaż w środowisku opolskich profesorów humanistyki ta szczera autobiografia może wywołać spore wzburzenie. Mówiąc kolokwialnie „jedzie” tam Glensk po nich ostro i po nazwiskach. Chwilami jest śmiesznie, jak choćby wtedy, gdy snuje leciwy profesor rozważania o relacjach damsko-męskich albo o rozterkach onanistycznych sło-
mianego wdowca. „Autochton” jednak tytuł ten ma nieprzypadkowy. Bo to przede wszystkim opowieść o zderzeniu Ślązaka z polskością, z kulturą której tej Ślązak nie rozumie i zaakceptować nie chce, nie potrafi. Dlatego, choć chwilami może nużyć, warto autobiografię tę przeczytać. Nie tylko zresztą dlatego. Również by posiąść sporą wiedzę o Śląsku czasów PRL-u i lat tuż po nim. Bo Glensk może wielkim VIP-em nie był, ale jednak stykał się na co dzień z tymi, którzy dużo mogą. Oczywiście o śląskości jest tam dużo. I parę właśnie takich fragmentów książki prezentujemy dziś czytelnikom. Adam Moćko
AUTOCHTON Autobiografia z przymrużeniem oka (fragmenty)
P
rzesiedleńcy, repatrianci i jak ich tam jeszcze nazywano wtargnęli szeroką falą na Śląsk, zajmując poniemieckie domy, mieszkania i gospodarstwa. Nie wszystkie były już opuszczone przez Niemców, bo wielu wracało z wojennej tułaczki z powrotem w swoje pielesze. Dopiero potem nastąpiła weryfikacja narodowościowa i ci prawdziwi Niemcy zostali wydaleni. Ich miejsce zajęli Chadziaje. Sądziliśmy, ba! by-
kiej. A ci nieliczni, do których pozwolę sobie zaliczyć siebie, co z nimi? Czy nadają się tylko do leczenia psychiatrycznego? Początkowo, w połowie lat czterdziestych, wracali z rodzinami nawet w domowe pielesze ci, którzy uważali się za Niemców, bo z rozsądku za żadne skarby nie chcieli cierpieć głodu w zrujnowanej ojczyźnie. Potem zostali poddani upokarzającej weryfikacji narodowościowej; na Śląsku pozwolono pozostać tylko wybitnym fachow-
ła się; tak przynajmniej mogli ten proces uzasadnić miejscowi socjologowie (np. doc. Krzysztof Kwaśniewski). 2 listopada 1970 roku o godzinie 17.15 zanotowałem: ”Dowód, że na Opolszczyźnie integracja ludnościowa dokonała się całkowicie? W latach 50-tych i 60-tych tylko Ślązacy chcieli wyjeżdżać do Reichu, a obecnie wszyscy”. I o dziwo, jakby ironią losu właśnie w okresie gierkowskim, stawiającym na małą stabilizację, kiedy – dzięki pożyczkom
U schyłku rządów Władysława Gomułki integracja na Śląsku jakby dopełniła się; tak przynajmniej mogli ten proces uzasadnić miejscowi socjologowie (np. doc. Krzysztof Kwaśniewski). 2 listopada 1970 roku o godzinie 17.15 zanotowałem: ”Dowód, że na Opolszczyźnie integracja ludnościowa dokonała się całkowicie? W latach 50-tych i 60tych tylko Ślązacy chcieli wyjeżdżać do Reichu, a obecnie wszyscy” liśmy przekonani, że Kresowiacy zostali również wyrzuceni ze swojej ojcowizny, tak jak nasi Niemcy przymusowo wysiedleni. Dopiero znacznie później okazało się, iż uciekli przed Stalinem. Niezupełnie zrozumieliśmy to; nie żebyśmy mieli wątpliwości do autokratyzmu samego wszechwładnego zwycięskiego przywódcy Związku Radzieckiego, tylko dziwiliśmy się, że Chadziaje tak ochoczo garną się do Polskiej Partii Robotniczej i wprowadzają u nas stalinizm. Wielokrotnie wypowiadałem się (czasami nawet publicznie), iż prawdziwi Ślązacy – w liczbie miliona – wyemigrowali sukcesywnie do Niemiec. Ci bardziej wygodni, nieruchawi lub po prostu przywiązani do swego Heimatu – zapisali się do mniejszości niemiec-
com i tzw. „przyżenionym”, którzy w odpowiednim czasie mieli zostać poddani procesowi repolonizacji. Wydawałoby się iż taki status quo miał się prawo utrwalić. Ale stalinizm, zwany przez ideologów partyjnych okresem błędów i wypaczeń, tubylczej ludności doskwierał bardziej aniżeli przyjezdnym, przesiedleńcom oraz późnym repatriantom, którzy – wobec masowej emigracji zarobkowej Polaków – wciąż bywają zwabieni nie tylko na tzw. Ziemie Odzyskane. Era dobrobytu kanclerza Ludwiga Erharda (1963-1966) sprowokowała część Ślązaków do emigracji, głównie w ramach tzw. łączenia rodzin. U schyłku rządów Władysława Gomułki integracja na Śląsku jakby dopełni-
pierwszego sekretarza, wiarygodnego dla zachodnich decydentów oraz funkcjonującemu w stosunkach polsko-niemieckich „Kuhhandel” – w sklepach pojawiały się towary dotąd deficytowe i nieosiągalne; również podróże, przynajmniej do krajów demoludów stały się dostępne dla bezpartyjnych rodaków, trend ten uczynił poważne zamieszanie w postrzeganiu przyszłości obywateli. Bo skoro skończyła się siermiężna epoka gomułkowszczyzny, w której – jak przechwalał się pierwszy sekretarz – tylko jego żona dostawała spod lady śpioszki dla wnuków, to bliskość zamożniejącego zachodniego sąsiada stawała się wręcz niebezpieczna, zwłaszcza dla autochtonów dysponujących wciąż jeszcze przywilejem osie-
Prof. dr hab. Joachim Glensk, rdzenny Ślązak spod Opola, profesor polonistyki, medioznawca, najwybitniejszy specjalista od historii prasy śląskiej. Autor niemal 40 książek, z czego sporą część stanowią najpoczytniejsze w Polsce antologie aforystyczne. Ale jest i „Czarna księga prasy śląskiej”. Poza tym zapalony i znany astrolog, więc wiele ludzkich zachowań tłumaczy ich konstelacjami zodiakalnymi. Zarazem członek założyciel Związku Ludności Narodowości Śląskiej i Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Piewca śląskiej autonomii, co i dziwne nie jest, bo jego stryj Teodor był jednym z najwyższych urzędników autonomii międzywojennej. Jego „Autochton. Autobiografia z przymrużeniem oka” ukaże się w grudniu.
11
październik 2017r.
dlenia się na stałe w RFN (paragraf 116a zachodnioniemieckiej konstytucji). Wprawdzie Polskę zaliczano oficjalnie do dziesięciu najbardziej rozwiniętych gospodarczo krajów Europy, jeśli wręcz nie świata, ale przecież rozgarnięci obywatele wiedzieli, iż jest to pic na muchy. (…) Zresztą trend emigracyjny nasilał się, czego świadectwem był pewien naukowiec w średnim wieku, który na sesji naukowej w Instytucie Śląskim zwierzył się nam w przerwie, iż chęt-
fie na świecie wśród ofiar nie ma Polaków, to się żachnęli, coraz częściej. Nie żeby źle Polakom życzyli, ale informacje tego typu ich na poły, tak po cichu, rozśmieszały. Czasami raziły nas pewne wady „rodaków”, których za żadne skarby nie chcieliśmy z nimi dzielić. Dla przykładu, kiedy wypromowana przeze mnie na doktora nauk humanistycznych Marta Krupa, nie-Ślązaczka, która wyemigrowała do Chicago, była bliska znalezienia sponsora na naszą wspól-
nieważ piszę autobiografię, a nie paszkwil na Polskę, więc na tym zakończę Wykazane różnice między Ślązakami a Polakami z czasem się potęgowały, i to do tego stopnia iż w końcu w 1997 roku – roku ustanowienia polskiej Konstytucji – wykluł się w Katowicach Związek Ludności Narodowości Śląskiej, wkrótce zdelegalizowany, a w 2011 roku w Opolu Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej, również przez Sąd Najwyższy zanegowane. Chciałoby się zawołać głosem Talley-
Wykazane różnice między Ślązakami a Polakami z czasem się potęgowały, i to do tego stopnia iż w końcu w 1997 roku – roku ustanowienia polskiej Konstytucji – wykluł się w Katowicach Związek Ludności Narodowości Śląskiej, wkrótce zdelegalizowany, a w 2011 roku w Opolu Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej, również przez Sąd Najwyższy zanegowane. Chciałoby się zawołać głosem Talleyranda (albo Fouché’ego) „To gorzej niż zbrodnia – to błąd!” Górnoślązacy czuli się spoliczkowani; i to od najstarszych (Kazimierz Kutz) do najmłodszych (Szczepan Twardoch). nie by nawiał do RFN, ale obawia się poważnego zgrzytu w zetknięciu z odmienną obyczajowością, bo językowo był lekko przygotowany. Pomyślałem sobie, że dla mnie obyczajowość niemiecka, szczególnie ta katolicka w Bawarii, nie byłaby obca, wprost przeciwnie, to obyczajowość polska była – mimo upływu lat – wciąż jeszcze na tyle egzotyczna, by traktować ją na poły zabawowo, choć niekomfortowo z pozycji obywatela trzeciej kategorii. Wraz z postępującą degrengoladą ustrojową, nie tyle może oddalałem się od polskości, ile dostrzegałem w sobie coraz więcej cech różniących nas, Górnoślązaków, od Polaków. Powolutku wykluwała się równolegle moja tożsamość górnośląska. Może w gruncie rzeczy była ona wciąż obecna, ale w szczególnych okolicznościach wydobywała się na wierzch. Opinie o osławionej „polnische Wirtschaft” były przecież nagminne i nie trzeba się było wcale podpierać cytatem księcia Charlesa-Mauricego de Talleyranda „Z Polakami organizuje się tylko bałagan”. Skoro na półkach sklepowych dominowały herbatniki i ocet, wynik socjalistycznego zarządzania. Jeśli nie kibicowałem z rodowitymi Opolanami w meczach futbolowych Niemcom, to przede wszystkim dlatego, że w ogóle nigdy nie byłem, nie jestem, i nie będę kibicem. Ze zdumieniem spostrzegłem w końcu, iż nie spotkałem nigdy opolskiego autochtona, który określałby się jako Polak, jakby się wstydził takiej wyrazistej opcji. Co innego Górnoślązacy z katowickiego, oni już się na ogół zdążyli w okresie międzywojnia zasymilować z Polakami. My, Górnoślązacy, walczyliśmy z Prusakami, a w mniejszym stopniu z Austriakami, o zachowanie swej odrębności etnicznej, co w połowie XIX wieku przerodziło się stopniowo w nieuświadomioną w pełni odrębność narodową, toteż obce nam jest polskie rusocentryczne widzenie świata z wszystkimi tego następstwami. Kiedy tubylcy słyszeli przez radio, iż w kolejnej katastro-
ną antologię pod tytułem Polska i Polacy w opinii współczesnych i potomnych, to usłyszała iż miejscowa Polonia zgromadziła przed laty poważne fundusze na pomnik bodaj w Łodzi, ale Polacy z kraju owe pieniądze sprzeniewierzyli. Czy miałem wówczas zadeklarować się jako nie-Polak? Który takich przywar nie posiada i ich fundusze nie zostaną w żadnej mierze zdefraudowane, tym bardziej iż owa antologia miała się ukazać w USA? I wskutek tych uzasadnionych uprzedzeń do własnych rodaków nic z tego nie wyszło. Albo to narodowe żebractwo, z którym Ślązacy nie mają nic wspólnego. Moi rówieśnicy pamiętają jeszcze ową goebbelsowską „Winterhilfe”, która zresztą wtenczas – gdy żołnierze Wehrmachtu marzli pod Moskwą i Stalingradem – miała swoje uzasadnienie. Ale nikt wtedy nie postulował, iż owa żebranina będzie trwała po zakończenie świata. Jerzy Owsiak chytrze wykorzystał tkwiący głęboko w podświadomości Polaków gen żebractwa. Również stosunek do polskiego papieża nas różni, bo o ile dla rdzennych Polaków Karol Wojtyła jest papieżem plus Polakiem, dla nas, Górnoślązaków, był papieżem minus Polakiem Policjanci drogówki przypisują zwiększenie się kraks samochodowych i kierowców jeżdżących na podwójnym gazie brakowi wyobraźni i głupocie. Uważam to za uproszczenie – wydaje mi się, iż winę ponosi tu brak etyki u Polaków i pozorowany katolicyzm, nie chce mi się bowiem wierzyć, by w Wielki Piątek raczyli się alkoholem wyłącznie postkomuniści i ateiści. Zresztą sami księża mają w tym również swój liczący się udział, o biskupach w ogóle nie wspominając. Z drugiej strony trudno się ludziom dziwić, że właśnie w Środę Popielcową i Wielki Piątek mężczyzn nieprzeciętnie suszy. Przekora to, czy ma w tym udział lekceważone diablisko? Nie mające nic wspólnego z diabetykami. Takich przywar polskich, które są nam obce, jest znacznie więcej, ale po-
randa (albo Fouché’ego) „To gorzej niż zbrodnia – to błąd!” Górnoślązacy czuli się spoliczkowani; i to od najstarszych (Kazimierz Kutz) do najmłodszych (Szczepan Twardoch). Ale, jak twierdzi Krzysztof Skiba, „Policzkowanie to zdrowy i potrzebny odruch w czasach politycznej poprawności i ogólnego mazgajstwa.” Osobliwe, że najbardziej rozczarowani byli Ślązacy z katowickiego (polskiego) Śląska; opolscy autochtoni nie łudzili się od początku co do wyniku polskiego sądownictwa, mimo że jedni i drudzy pod względem praworządności przodują w całym kraju. I tu leży pies pochowany. Bo jeśli Jarosław Kaczyński zarzucił Ślązakom tworzenie piątej kolumny, to nawet nie trzeba znać historii Śląska, by wiedzieć iż obecnie tego rodzaju kolumna nie ma żadnego sensu, jako że w każdej chwili taki Górnoślązak może legalnie wyjechać do Niemiec, albo wpisać się – bez politycznych konsekwencji – do mniejszości niemieckiej. Jeśli
n Czarna księga prasy śląskiej” wciąga, opowiadając między innymi o procesach prasowych, które przez dobre sto lat działy się przed śląskimi sądami. skiego nie stać obecnie na wyasygnowanie owych marnych 21 miliardów złotych na Skarb Śląski. W tym względzie żadne owsiakowanie istotnie nie pomoże. Jeśli uznać autonomię za anachronizm, jak również utworzenie niepodległego państwa górnośląskiego, postulowanego po pierwszej wojnie światowej przez niemieckie Centrum, to marzy mi się niepodległe państwo śląskie ze starą stolicą we Wrocławiu. Czyżby więc Polacy przez naiwność lub głupotę chcieli nas zepchnąć do mniejszości niemieckiej, z którą po prawdzie mamy więcej cech wspólnych aniżeli z Polakami, tak ze względów historycznych jak i współczesnych, cywi-
giego przecież żywota nie spotkałem ani jednego Ślązaka, który przyznałby się do narodowości polskiej. Mam oczywiście na myśli rodowitych Opolan, bo liczni katowiccy Górnoślązacy zostali już w okresie międzywojnia dostatecznie zintegrowani, by nie rozróżniać przynależności narodowej od obywatelstwa. Bo w rzeczy samej Opolanie nie mają żadnych cech wspólnych z rdzennymi Polakami, z wyjątkiem może tylko języka. No tak, ale to mogę stwierdzić ja, jako polonista, autochtoni mówią przecież na ogół – przynajmniej między sobą - swoją śląską mową, którą chcą awansować do rangi języka regionalnego, jak kaszubski.
Jeśli Jarosław Kaczyński zarzucił Ślązakom tworzenie piątej kolumny, to nawet nie trzeba znać historii Śląska, by wiedzieć iż obecnie tego rodzaju kolumna nie ma żadnego sensu, jako że w każdej chwili taki Górnoślązak może legalnie wyjechać do Niemiec, albo wpisać się – bez politycznych konsekwencji – do mniejszości niemieckiej. Jeśli więc pomimo takich udogodnień, Ślązacy kształtują swoją odrębność i pragną ją sformalizować, to głównie po to aby nie być pogardliwie nazywani wasserpolakami lub wasserprusakami. więc pomimo takich udogodnień, Ślązacy kształtują swoją odrębność i pragną ją sformalizować, to głównie po to aby nie być pogardliwie nazywani wasserpolakami lub wasserprusakami. Ale Polacy – trzymający się kurczowo ustaleń Okrągłego Stołu – wolą akceptować likwidację autonomii śląskiej z 9 maja 1945 roku przez bolszewików, aniżeli przywrócić stan sprzed wojny, gwarantujący Górnoślązakom choćby pozory samodzielności. Podobno państwa pol-
lizacyjnych. A potem nacjonaliści o rodowodzie sarmackim – na czele z Prezesem – będą z satysfakcją krzyczeć – Znowu mieliśmy rację! Stosunkowo niedawno jeszcze senator (niezależny!) Kazimierz Kutz posłużył się w wywiadzie telewizyjnym żartobliwą propozycją, aby Polskę przyłączyć do Śląska. A swoją drogą ta megalomania narodowa Polaków jest – na tle innych europejskich narodów – nieprzeciętna, niewiarygodna. Bo w ciągu swego dłu-
Do doświadczeń Ślązaków nie należy ani polski anarchizm, ani wybujała fantazja ułańska, nieodłącznie związana z natrętnym uwodzicielstwem. Ani symbol matki Polki, żydokomuna, niemiecki zaborca czy okupant (jeśli chodzi o Śląsk Opolski), czy barbarzyńska Rosja. Wprawdzie na katowickim Śląsku zaczęto już „śnić” w pierwszej dekadzie II-giej Rzeczypospolitej, ale po przewrocie majowym (1926), gdy marszałek Piłsudski zaczął prześladować
12
październik 2017r.
n Inaczej niż większość Ślązaków, Glensk nie szuka idoli wśród Niemców, lecz znalazł go w Napoleonie Bonapartem. Choć niewiele zwiedził Europy, widział miejsca wielkich bitew cesarza Francuzów. Tu pod Austerlitz, przy francuskiej armacie. największy symbol polskiego Śląska, Wojciecha Korfantego, Górnoślązakom przerwano ów nieco sztuczny jeszcze sen, który nigdy nie dotarł do trzeciego stadium, nie mówiąc o czwartym, podobno dopiero utrwalającym, porannym. Edward Gierek, dzięki swej zachodniej proweniencji, będąc świadom potrzeb warstwy hutników i górników, już jako I-szy sekretarz KW w Katowicach starał się uatrakcyjnić ich warunki, tworząc swego rodzaju arystokrację robotniczą, ale ich mocno wywindowane przywileje kłócą się obecnie z rozwijającym się demokratyzowanym polskim społeczeństwem obywatelskim, tym bardziej że wobec prawa wolnego rynku trudno by dziś wymyślić owe popularne talony na samochody i sprzęt AGD, którymi kupowano nie tylko sztygarów przecież. A człowiek raz kupiony, sprzedaje się już potem sam – jak twierdzi Aforysta. Która partia jest dziś w stanie zaspokoić ich żądania? Przypuszczam, że nawet zwolennicy auto-
konstytucja, sprokurowana przez bolszewików w 1997 r. Przez tych samych komunistów, którzy 6 maja 1945 roku oficjalnie zlikwidowali autonomię Śląska. Ową autonomię uznano za anachroniczną, a do uznania nas za mniejszość narodową brakuje państwa śląskiego. W ten sposób wymusza się na nas, państwowotwórczych, lojalnych do przesady i prostolinijnych obywateli do założenia własnego suwerennego państewka, aby powiedzmy mieszkający na Podlasiu mieszkaniec mógł się legalnie zapisać do... mniejszości śląskiej. Ależ to paranoja rodem od psychopaty Stalina. Bytujemy więc anachronicznie w epoce wczesnego Bieruta! A przypomnijmy, iż ci sami działacze lewicowi uznali konstytucję marcową z 1921 roku za postępową, w przeciwieństwie do tzw. burżuazyjnej uchwalonej w kwietniu 1935 roku. Artykuł 109 owej postępowej konstytucji głosił m.in. „Każdy obywatel ma prawo zachowania swej narodowości i pielęgnowania swojej mowy i właściwości na-
nego. Mimo iż ustawa ta weszła w życie dopiero 1-go czerwca tego roku, ogłoszono ją nieprzypadkowo już 17 mar-
rodowych.” Zabezpieczono też mniejszościom pełny i swobodny rozwój ich właściwości narodowych przy pomocy a u t o n o m i c z n y c h (podkreślenie moje –J.G.) związków mniejszości o charakterze publicznoprawnym w obrębie związków samorządu powszech-
szyłem się, że mnie tam wtedy nie zastała, bo jako pracownik Instytutu Śląskiego cóż mogłem jej poradzić? Wyjechała i ta zasuszona, ale ogromnie oczytana kuzynka, materiał na starą pannę, ożyła tam, wyszła za mąż i chyba jest szczęśliwa, jakkolwiek by pojmować pojęcie szczęścia. Zresztą takich kuzynów było więcej, niektórzy o zdecydowanej tożsamości polskiej, synowie powstańców walczących po właściwej stronie. Późną jesienią 1979 roku Instytut Śląski zorganizował autokarową wycieczkę do Muzeum Narodowego w Krakowie na wystawę zatytułowaną „Polaków portret własny”. Po obejrzeniu prawie tysiąca eksponatów, między innymi wielu oryginalnych portretów trumiennych, przy wejściu zwiedzający natrafili na wielkich rozmiarów lustro z intencją, aby w sobie rozpoznać rysy Polaków. Przypatrywałem się sobie uważnie, konfrontując swoją fizys z przyległymi portretami mych rzekomych antenatów, przeważnie roztomiłych glacołków, mówiąc z śląska. Nic nie wskazywało na podobieństwa, widocznie przeważały wizerunki przedstawicieli staroszlacheckich rodów ze wschodnich Kresów Rzeczypospolitej. Antropologicznie byliśmy sobie obcy.
Do doświadczeń Ślązaków nie należy ani polski anarchizm, ani wybujała fantazja ułańska, nieodłącznie związana z natrętnym uwodzicielstwem. Ani symbol matki Polki, żydokomuna, niemiecki zaborca czy okupant (jeśli chodzi o Śląsk Opolski), czy barbarzyńska Rosja. Wprawdzie na katowickim Śląsku zaczęto już „śnić” w pierwszej dekadzie II-giej Rzeczypospolitej, ale po przewrocie majowym (1926), gdy marszałek Piłsudski zaczął prześladować największy symbol polskiego Śląska, Wojciecha Korfantego, Górnoślązakom przerwano ów nieco sztuczny jeszcze sen, który nigdy nie dotarł do trzeciego stadium, nie mówiąc o czwartym ca, zapewne celowo w trzy dni przed plebiscytem na Górnym Śląsku. Górnoślązacy mieli zatem nie tylko ustawę o autonomii swego regionu (uchwalonej przez Sejm Rzeczypospolitej 15 lip-
Praca nad uświadomieniem narodowym trwała na Śląsku od pierwszych lat powojennych. Było oczywistością, że chodziło o polskie uświadomienie narodowe. Początkowo uznano to za łatwiznę, gdy państwo niemieckie legło w gruzach i każdy Ślązak chciał być Polakiem, a chociażby tylko zadeklarować się jako Polak, by otrzymać obywatelstwo i zapewnić sobie ustabilizowaną sytuację materialną. Ale już od „cudu gospodarczego” kanclerza Ludwiga Erharda sprawa stała się trudniejsza, gdyż w połowie lat sześćdziesiątych sytuacja gospodarcza Republiki Federalnej Niemiec kusiła Ślązaków nie tylko wzrastającą przewagą gospodarczą; skutkowało to widocznym rozchwianiem się tożsamości narodowej Górnoślązaków. nomii mieliby w tym względzie poważną zagwozdkę. Polacy permanentnie przeszkadzają się nam – w przeciwieństwie do nielicznych już Żydów - zrzeszać. Stoi na przeszkodzie – tłumaczą polskie sądy wszelkich instancji –„primaaprilisowa”
nału Konstytucyjnego może budzić tylko uczucie oburzenia i niedosytu, bo wynika z tego pozorowanego hałasu, iż Trybunał ma zadanie pilnowania primaaprilisowej konstytucji. Mój kuzyn Józef Grzesik twierdził wielokrotnie, iż wybrał prawo kierując się państwem prawa, jakim uznał Niemcy. Uzasadniał to takimi niezbitymi faktami: młynarz potrafił przed sądem wygrać proces z samym królem Prus, a Hitlerowi nie udało się wywrzeć skutecznej presji na sądzie, aby skazano zagranicznych komunistów za rzekome spalenie Reichstagu. Praca nad uświadomieniem narodowym trwała na Śląsku od pierwszych lat powojennych. Było oczywistością, że chodziło o polskie uświadomienie narodowe. Początkowo uznano to za łatwiznę, gdy państwo niemieckie legło w gruzach i każdy Ślązak chciał być Polakiem, a chociażby tylko zadeklarować się jako Polak, by otrzymać obywatelstwo i zapewnić sobie ustabilizowaną sytuację materialną. Ale już od „cudu gospodarczego” kanclerza Ludwiga Erharda sprawa stała się trudniejsza, gdyż w połowie lat sześćdziesiątych sytuacja gospodarcza Republiki Federalnej Niemiec kusiła Ślązaków nie tylko wzrastającą prze-
ca 1920 roku), ale jeszcze znamienne zapewnienie w konstytucji. Czyż mogli wątpić w szczerość i wiarygodność polskich instytucji państwowych? Toteż owa proceduralna (po przejęciu rządów przez PiS) awantura wokół powołania nowych sędziów Trybu-
wagą gospodarczą; skutkowało to widocznym rozchwianiem się tożsamości narodowej Górnoślązaków. Kiedy w 1953 roku uczęszczałem do dziesiątej klasy liceum, z tożsamością nie miałem niby problemu, ale dlaczego na lekcji polskiego napisałem nieskładny wierszyk, którego końcówka brzmiała, żem szczęśliwy iż „ojczyznę posiadam”. Więcej z tej grafomańskiej deklaracji nie pamiętam, ale kolega z ławy szkolnej, Boguś Wachułka, widząc moje patriotyczne wypociny, natychmiast zameldował o tym poloniście, jakby był świadkiem narodzin kogoś osobliwego, co niegodne było przeoczenia. Oczywiście byłem okropnie tym zniesmaczony, chociaż tego rusycyzmu jeszcze nie używaliśmy. A przecież już w drugiej dekadzie XXI wieku temu tenże polonista skonfiskował mi niemiecką książkę autorstwa bodaj Aleksandra Dumasa ojca, którą czytałem na lekcji pod ławką. Zwrócił mi ją zresztą po kilku tygodniach. Kiedy na początku lat siedemdziesiątych kuzynka Feli czyli Felicja, z Ligoty Prószkowskiej specjalnie udała się do mnie do Tarnowa Opolskiego, aby poradzić się czy powinna wyjechać – jak wielu innych krewnych – do RFN, cie-
A mentalnie? Kto jednak dziś odważy się zorganizować wystawę o mentalności wszystkich mniejszości etnicznych żyjących na terytorium Polski? Konia z rzędem temu, kto tego dokaże. Jakże krzywdząca była uwaga wybitnego historyka polskiego radia, Macieja Józefa Kwiatkowskiego, gdy zarzucił mi iż my, Górnoślązacy, jesteśmy w wyśmienitej sytuacji, bo mamy możliwość wyboru swej ojczyzny. Nie pojął pan docent, iż alternatywa owa bywa niezbyt komfortowa, gdy trzeba wybierać między wegetowaniem w ramach ubożuchnego państwa – zwanego Żebrakiem Europy – a zamieszkaniem w nielubianym wprawdzie, ale zamożnym i dobrze zorganizowanym kraju. Po wejściu Polski do Unii, a zgonie profesora Kwiatkowskiego, sprawa jeszcze pogorszyła się dla nas, Górnoślązaków, bo rdzenni Polacy mogą sobie do woli wyemigrować, nie rezygnując ze swych polskich korzeni, a my – przyjmując obywatelstwo niemieckie, zmuszeni jesteśmy wyrzec się śląskiej tożsamości, a zbliżenie się tam do Polonii, albo zaproszenie na swaczynę jakiegoś Polonusa, bywa postrzegane nieomal jako zdrada ojczyzny, czyli niemieckiego Vaterlandu. Joachim Glensk
13
październik 2017r.
Nojlepszy gĕszynk 35zł
30zł
We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!
45zł
35zł
35zł
A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?
35zł
35zł
35zł
35zł
5zł
30zł
30zł
5zł
Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53.* adres e-mail: megapres@interia.pl, tel. 535 998 252, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.
* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym. Nie ma tam sklepu!
14
październik 2017r.
Dzike ôszkliwce ze Wschodu a napasztliwy glacok
Princu, kery pił na borg
Ł
ōńskigo miesiōnca napisoł żech we „Cajtungu”, co po Hajnelu Brodzioku prziszoł dran za ksiyncio jego synek, tyż Hajnel. Zdōnżył żech ino napisać, co borok mocka sie niŷ porzōndził skuli dzikij tulmy ôszkliwcůw, kero prawie przidrałowała sam ze Wschodu, coby gwołcić, polić, chabić a rojbrować. No i zaroz żech dostoł
trzīnostym storoczu, to rozchodzi sie ô Mongołůw. Epno armia Batu-Chana, tako srogo, co piŷrwyj takij we cōłkij Europie żodyn niy widzioł. Ftoś musioł ich sztopnōnć, a wiycie jak to je: jak niy ma żodnego do roboty, to ŷntliś za robota sie weźnie Ślůnzok. No i nasz hercog Hajnel wziōn i sztopnoł ta lagramyncko mongolsko inwazjo, ino że jego armio (w keryj, do kupy
Poloki godajom na niego „Rogatka”, skuli jego napasztliwości. Inksi godali roztomajcie: „Cudok”, „Dziki”, „Pitomy”, „Glacaty”, „Maszketny”… Wetna sie, co Bolesław żodnymu z tych mianōw niy bołby rod poranoście brifōw ôd… zeszterowanych polskich patryjotůw, kere wylynkali sie, co Marcin Melon ôpowożył sie we cajtungu ôszeredzić polsko nacyjo! Niŷ mōm ani kej smykać sie po gyrichtach, beztůż chca zaroz wytuplikować, coby było klar, a niŷ prziszło ku żodnyj ôstudzie. Chopy, poleku! Dyć żech napisoł, co niy rozchodzi sie ô Polokůw! Niŷ terozki! Kaj Ślōnsk, a kaj Polska we trzinostym storoczu?! Dejcie pokůj, niy zowdy je ô Wos godka!
MONGOŁY TO BOŁY Kej pisza ô dzikich ôszkliwcach ze Wschodu, kere sjechali na Ślůnsk we
ze Ślůnzokoma – jak napisoł Jan Długosz - prali sie tyż Czechy, Angliki, Niŷmce, Francuze, templariusze, krzīżoki, a i Polokōw niŷ chybło) zebrała wele Legnicy richtiś lyjty. Som Hajnel (na kerego godo sie terozki „Pobożny”, nale jaki mioł borok być przī matce, kero ciŷngiym ino rzykała?) zabulił nojwiynkszo cyna. Mongolske gizdy wziyni i utli mu gowa, kero niŷskorzyj wrazili na dzida, coby kożdy poradził jōm zoboczyć. Boroczka świynto Hyjdla ciynżko miała znojś swojigo synka miŷndzy inkszymi umrzikami, a znodła go ino beztōż, co Hajnel miōł sześć palcōw u jednŷj szłapy. Werci się wiedzieć, co tako sześciopalcato szłapa mioł tyż inszy szumny Ślůn-
n Tak Rogatki forsztelowoł se Jan Matejko zok, fusbalorz Ernest Wilimowski. Tuż kiej wom sie urodzi bajtel ze sześcioma palcoma u szłapy niŷ szkamdejcie, bo może to bycie fto szumny a widzany.
FATER BEZ GOWY, SYN Z GOWOM GLACATOM
n A tak Rogatki forsztelowoł se Olgierd Bierwiaczonek, katowicki malŷrz portrecista, kiery pomer 15 rokůw nazod. Mówił tak niewyraźnie i prędko, że najczęściej budził u słuchaczy śmiech i urąganie. Krętacz w czynach i obyczajach, pochopny w wyrokowaniu bez rozważenia słuszności, szczególnie w sprawach gardłowych. Kronika Jana Długosza
Kej tyn borok Hajnel tak gibko sie stracił, za hercoga przīszoł dran jego synek, kery mianowoł sie Bolesław. Pamiŷntocie, co kożdy krůl abo princ wtynczos dostowoł jakeś miano? Na jednych godali gryfnie: „Wyzgerny”, „Niŷlynkliwy” abo „Lwie Serce”. Bolesław trefił do tyj wtůryj tajle. Poloki godajom na niego „Rogatka”, skuli jego napasztliwości. Inksi godali roztomajcie: „Cudok”, „Dziki”, „Pitomy”, „Glacaty”, „Maszketny”… Wetna sie, co Bolesław żodnymu z tych mianōw niy bołby rod. Karlus przīszoł dran za hercoga za wczas, coby poradzić rzondzić takim srogim ksiŷnstwym, choby Ślůnsk. Inkszo rzecz, co som mioł tyż w gowie fest nafyrtane. Eli mogło być inakszyj, kej chowoł sie przī ôjcu, kerymu utli gowa i oumie, kero sztyjc rzykała, a bajtlowi gymba myła we wodzie, w keryj piŷrwyj myła szłapy zakonnicom? Skirz tego mycio gymby wodom po szwajach klasztornych paniŷn mioł Bolko już wdycki niŷrod praktyki religijne a klasztory. Ale idzie się dziwać? Świynto Hyjdla gibko pokapowała sie, co z bajtlym je cosik niŷrichtiś i godała jego matce Anie, co skuli niego przīdzie do srogij ôstudy na cołkim Ślůnsku. Psychologi dzisio godajom: kej w doma durś sie rzyko a wajo, to bajtlom ŷntliś napoczyno prać na dekel. No i Bolesław niy boł inkszy.
Frechowny wigyjc i ôżyrok, wichlŷrz, kery bebloł tak, co żodyn niŷ poradził go spokopić – tak ôpisoł Bolesława polski kronikorz Długosz (ja, ja, tŷn som, kery kej indzij uznoł, co żodno nacyjo niŷ niŷnawidzi Polokůw tak, jak Ślůnzoki). Nale tyn som Bolesław rod bōł europejskij kulturze rycerskij i zbajstlowoł piŷrszy w tyj czynści Europy turniej rycerski. Wadził sie ze biskupym wrocławskim Tomaszŷm, kerego wziōn do herestu i bez půł roku trzīmoł w ketach zawartego we swojij wieży. Piŷrszo baba go odumar-
nudno. Kożdy z nos ôd bajtla je rod roztomajtym berom, bojkom i gyszichtom, kere ôsprowiajom nom nasze starzīki: ô krůlach, princach i drachach. Nale niŷskorzyj idymy do szule i rechtory (niŷftore) godajom nōm, co niy rozchodzi sie ô to, co napochoł keryś istny, ino kerego dnia, miesionca i roku boła kero bitwa. To niŷ ma prowda! We gyszichcie rozchodzi sie ô maszketnych ludzi, bo ino tela poradzymy z nij spamiŷntać. Pamiŷntōmy angelskigo Hajnela VIII i jego sześć babōw, kerym ôbcinoł gowy
Kej ŷntliś niŷ stykło mu geltu, sprzedoł swojigo konia, coby mieć za co abcalować borg, a som dalij słepoł wino ze swojim kamratym, minnesingerym Surianym ła; wtůro, kero niy poradziła szczimać tego ôżyroka, wziynła, ôdeszła go i, ôblyczono w ôstatni klajd, podrałowała piechty nazod do swojigo fatra. Bolesław już wtynczos zolycił ze Zofijōm von Dyhrn, z kerom bezma sie ôżynił, kej durś jeszcze boł żonaty ze swojom wtůrom babom. Kej ŷntliś niŷ stykło mu geltu, sprzedoł swojigo konia, coby mieć za co abcalować borg, a som dalij słepoł wino ze swojim kamratym, minnesingerym Surianym.
SKIRZ TEGO GO PAMIŶNTOMY Nikej żech niy poradził spokopić tych, kere godajom, co gyszichta Ślůnska je
(toć, niŷ wszyskim, ino Anie ôd Boleynůw i Kyjcie ôd Howardůw) – a przeca chneda żodŷn nic wiŷncyj pedzieć ô nim niŷ poradzi. A przeca boł tyż szprtmŷnym, poetom, kompozytorŷm, napisoł traktat teologiczny i zrychtowoł rostomaite zakony. Pamiŷntać tuż bydymy świynto Hyjdla ze szczewikami na karku, gowa ôd jeji syna wrażono na dzida i napasztliwego glacoka Bolesława, kery narobił na Ślůnsku borgůw a ôstudy, nale na zicher żodyn niŷ bydzie ô nim godoł, co boł bele jaki. Czynsto niŷ znomy mian inszych ślůnskich princůw, kierzy zrobili moc dobrego do hajmatu, ale kożdy, fto choć trocha zno ślůnsko gŷszichta, słyszoł przeca ô Rogatce. Marcin Melon
15
październik 2017r.
FIKSUM DYRDUM
T
aka mnie otóż 1 listopada, nad grobem, dziwna naszła refleksja, że wbrew wszystkiemu, co o sobie prawimy, jesteśmy kompletnie spolonizowani. Lubimy bajać o naszych odmiennych zwyczajach, ale otóż ten cmentarz unaocznił mi, że to bajanie właśnie. Tak się bowiem zdarzyło, że w ciągu kilku godzin byłem na cmentarzu w Mysłowicach i w Sosnowcu. Granica na Przemszy, inna niby kultura, inna cywilizacja i takie tam. A cmentarz toczka w toczkę – identyczny. Taka sama kamienna pustynia z wyścigami, kto większy nagrobek tacie (synowi, mamie, babci, córce, dziadkowie – niepotrzebne skreślić) postawi. I kto na nim upcha więcej wieńców, zniczy i dąbków, z czego połowa z tandetnego chińskiego plastiku. Chcecie zobaczyć kulturę inną od polskiej? To pojedźcie na współczesny cmentarz w Szwecji, Niemczech, Czechach choćby. Zobaczycie dużo zielonej łąki i zdumiewająco mało kamienia. Jeden rzut oka i już wiem, że w Polsce nie jestem (tak, tak, mam takie dziwactwo, że jeśli odwiedzam ja-
Cmentarne spolonizowanie kiś kraj, idę i na cmentarz. Widziałem cmentarze w tych krajach i jeszcze w wielu innych). Śląski cmentarz zaś jest identyczny, jak cmentarz lubelski, kielecki, warszawski.
Ale Polacy w swojej post-szlacheckiej fobii wszyscy chcą mieć groby, jak pan dziedzic. Więc za PRL-u budowali je z tandetnego lastryka, a teraz sprowadzają marmur i granit z najdalszych
tak utożsamiać (w odróżnieniu od Sosnowca) już kilkadziesiąt lat temu odeszły od cmentarnego budownictwa. Polacy, jak niemal zawsze i w każdej dziedzinie, zostali z tyłu. A my z nimi.
Polacy w swojej post-szlacheckiej fobii wszyscy chcą mieć groby, jak pan dziedzic. Więc za PRL-u budowali je z tandetnego lastryka, a teraz sprowadzają marmur i granit z najdalszych zakątków globu, byle tylko grób był wyróżniający się i okazały. A Ślązacy skopiowali ten polski zwyczaj z gorliwością neofity. Tymczasem, gdybyśmy byli „zakamuflowana opcja niemiecka” to byśmy cmentarze jak w Niemczech mieli Te kamienne grobowce były w Europie modne w dawnych czasach, jako symbol zamożności rodziny. Miała je tylko szlachta i bogate mieszczaństwo, resztę chowano pod ziemnymi kopczykami. Ja sam świetnie jeszcze pamiętam takie kopczyki-groby moich tyskich prababć. Na Wszystkich Świętych ozdabiało się je iglastymi astami – i tyle.
zakątków globu, byle tylko grób był wyróżniający się i okazały. A Ślązacy skopiowali ten polski zwyczaj z gorliwością neofity. Tymczasem, gdybyśmy byli „zakamuflowana opcja niemiecka” to byśmy cmentarze jak w Niemczech mieli – co najwyżej wystająca dwa centymetry nad trawę kamienna płyta, z napisem, żeby było wiadomo, co za osoba. Narody tej Europy, z którą lubimy się
Tak sobie dumałem, stojąc nad grobem mojej omy Wichty, oczywiście grobem z granitu. Przychodzę tu dwa razy w roku. W omy geburstag i 1 listopada. I pamiętam, że lat temu niemal 50 także ona na grób swojej matki chodziła te dwa razy w roku, czasem jeszcze w Godni Świynta. Podobnie jak wszystkie jej śląskie sąsiadki. Ten zwyczaj biegania na grób co drugi dzień, jakby nie-
boszczykowi jeść trzeba było tam nosić, też przybył na Śląsk wraz z Polakami. „Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie” – no jakiż odpoczynek, jeśli durś go ktoś nachodzi? Tak sobie dumałem, że na Wielkanoc Ślązak biega z polskim święconym, groby buduje polskie, śląski kibol Ruchu jest najgorszym wcieleniem kibola polskiego –i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. Można oczywiście powiedzieć, że nasze cmentarze nie są żadnym małpowaniem zwyczajów polskich, tylko zwyczajną ludzką (chrześcijańską?) pamięcią o bliskich, którzy odeszli. Można zapytać, co złego w Święconce, jeśli zwyczaj jest po prostu fajny. Owszem, można. I można odpowiedzieć, że nic w tym złego nie ma. Tylko jeśli czcimy pamięć o bliskich tak samo jak Polacy, jeśli obchodzimy święta tak samo jak Polacy - to czym się niby ta nasza kultura różni od polskiej. Że rolada na niedzielny ȏbiod? I to tela? Dariusz Dyrda
PISZE CÓRKA NACZELNEGO
N
ie pisałam felietonów od paru miesięcy, bo i o czym? Miałam wam opowiadać, kogo po powrocie z USA odwiedzałam czy o tym, z jaką radością jadłam gołąbki, roladę, tatara? Albo o tym, że kiedy po przyjeździe przeczytałam moje felietony, to czasem nie mogłam ich poznać, tak mocno je ojciec-Dyrda przerobił. Pardon tatusiu, wiem, że według ciebie nie „przerobił” tylko „zredagował”. Ale wracając do rzeczy, postanowiłam teraz napisać, bo mam kilka przemyśleń, które dla Ślązaka (a i Polaka też) mogą być ciekawe. Otóż od ponad miesiąca mieszkam w Anglii, w Luton. Nie, nie na lotnisku, bo większość u nas miasto to – wielkości Tychów – z lotniskiem głównie kojarzy, na które codziennie z Pyrzowic odlatują setki rodaków do roboty w Londynie. Luton jest bowiem takim trochę dalszym przedmieściem Londynu, a z innych atrakcji, poza lotniskiem, ma jeszcze mój uniwersytet. Bo pisywałam te felietony jako licealistka, pisywałam jako opiekunka do dzieci w Ameryce, a teraz piszę jako studentka. Ciekawe, czy czytelnik uzna, że studentka mądrzejsza od tamtej licealistki? Cieszę się że studiuję w Anglii, bo tu jeszcze przez dobre trzy lata mogę w każdej chwili zmienić kierunek studiów, gdyż plan zajęć ułożony jest tak, że na początku są głównie te „ogólnorozwojowe” a ściśle specjalistyczne pod koniec. Nie dotyczy to tylko kierunków takich jak medycyna, bo ci wszędzie na świecie kują od początku wiedzę specjalistyczną, na żaden ogólny rozwój czasu specjalnie nie mając.
Anglicy, mądry naród Cieszę się, że studiuję w Anglii, bo plan zajęć ułożony jest tak, że choć studiuję dziennie, mogę spokojnie pracować też jako kelnerka (nie wiem, jak Szkoci, ale Anglicy jeśli chodzi o napiwki też są skąpi!) – i chociaż za minimalne wynagrodzenie, 25 godzin tygodniowo, to i tak zarabiam na tydzień koło tysiąca złotych, a że gotowe jedzenie jest tu chyba tańsze niż w Polsce, to mi całkiem sporo na studenckie wydatki zostaje.
że to była normalna postawa w czasach kolonializmów, ale w XXI wieku? Anglik owszem, przekonuje Szkota, Irlandczyka (północnego), Walijczyka – zostańmy razem! Ale jeśli tamci zechcą własnych państw, Anglik smutno pochyli głowę i się na rozwód zgodzi. Myślę, że oni to po prostu przemyśleli. Sto lat temu mieli ogromne imperium, na wszystkich niemal kontynentach. Prawie całą Afrykę, spory kawał Azji i tak dalej, i tak dalej. A potem,
łudniowej, poszła w zapomnienie. Poza tym one były daleko a Katalonia to półwysep iberyjski, Hiszpanii niemal synonim. Więc Hiszpan zachowuje się tak, jak Anglik sto lat temu, gdy pierwsze brytyjskie kolonie rozpoczynały walkę o niepodległość. Hiszpan jeszcze nie wie – inaczej niż Anglik – że prędzej czy później każdy kraj, który pragnie niepodległości, ją uzyskuje. A im ta walka trwa dłużej, tym bardziej nienawidzi tych, którzy niepodległość blokowali.
Anglik otóż nie umie wyjść ze zdumienia, że Katalończycy chcą własnego państwa, a Madryt nie chce im na to zezwolić. Anglik rozumie, że to była normalna postawa w czasach kolonializmów, ale w XXI wieku? Anglik owszem, przekonuje Szkota, Irlandczyka (północnego), Walijczyka – zostańmy razem! Ale jeśli tamci zechcą własnych państw, Anglik smutno pochyli głowę i się na rozwód zgodzi Ale najbardziej się cieszę, że żyję w normalnym kraju, gdzie choć prawie każdy mijany na ulicy ma inny kolor skóry, to jednak nikt specjalnie nikomu nie ubliża, nikt nie jest dla nikogo gorszym sortem. Za to wszyscy Anglicy ze zdumieniem patrzą na to, co dzieje się w Hiszpanii. A ja ze zdumieniem patrzę na Anglików, bo pechem mojego ojca i wszystkich innych śląskich patriotów jest to, że nie żyją w Zjednoczonym Królestwie. Anglik otóż nie umie wyjść ze zdumienia, że Katalończycy chcą własnego państwa, a Madryt nie chce im na to zezwolić. Anglik rozumie,
krok po kroku zaczęli to imperium tracić. Próbowali utrzymać kolonie, czasem siłą, czasem perswazją – ale nic to nie dało, więc Anglik zrozumiał, że jeśli jakoś naród chce mieć swoje państwo, to musi albo mu je oddać albo liczyć się z ciągłymi zamieszkami, powstaniami, wybuchającymi bombami. Nie jestem wielką znawczynią Hiszpanii, ale widzę, że Hiszpan tak nie ma. Oni też mieli swoje imperium, w którym słońce nie zachodziło nigdy, ale utracili je tak dawno, dwieście lat temu, że pamięć o tej utracie, o wojnach wyzwoleńczych państw Ameryki Środkowej i Po-
Polacy powinni wiedzieć to najlepiej. Wzniecili przecież kilka powstań niepodległościowych, a chociaż ją wywalczyli, do dziś nienawidzą dawnych rozbiorców. Choć też wiek już minął. A jednak Polacy tego nie wiedzą i – jak czytam polską prasę, śledzę polski internet – w sporze tym trzymają stronę Hiszpanów. Zastanawiałem się czemu, i chyba wiem. Otóż Polska też miała przecież swoje imperium, prawie milion kilometrów kwadratowych. Z lennami więcej. Od Dunaju i Morza Czarnego po Bałtyk, z granicą mniej niż dwieście
kilometrów od Moskwy. Jednak Polacy rządzili się tak fatalnie, że początkowo powoli, a później coraz szybciej słabsi, ale lepiej zorganizowani sąsiedzi zaczęli tego państwa po kawałku urywać, w końcu całkiem je rozbierając. Polacy nie zaznali więc nigdy narodowowyzwoleńczych powstań podbitych bądź shołdowanych ludów. Jeśli już się takie zdarzyło (Powstanie Chmielnickiego) to i tak w końcu oddało się pod władzę sąsiada Polski (Rosji). Polacy mają więc pamięć, jak ich państwo rozrywali inni, ale nie mają pamięci jak to jest rezygnować z kawałka państwa nie na skutek obcej agresji, lecz na skutek woli ludu teren ten zamieszkującego. I dlatego każdą myśl, że jakiś prowincjonalny lud (jak Katalończycy, albo dajmy na to Ślązacy) nagle mógłby powiedzieć, że już z tą centralą nie chce mieć nic wspólnego, ze chce mieć własne państwo – uważają za zdradę, czyn haniebny. Nie rozumiejąc jakby, że jeśli ten lud chce własnego państwa, to się z ich państwem po prostu nie utożsamia. I tak sobie myślę, że dobrze, iż to ostatecznie Rosjanie a nie Polacy zagarnęli Litwę, Estonię, Łotwę, Ukrainę. Bo Rosjanie, za jakich by ich Polacy barbarzyńców nie uważali, gdy upadł Związek Sowiecki, pozwolili wszystkim tym ludom stworzyć własne państwa. Polacy ze swoją mentalnością, posłaliby na nich – jak Hiszpanie – policję a może i czołgi. Bo w Polsce panuje jakieś dziwaczne przekonanie, że ludzie są dla państwa, a nie państwo dla ludzi. Jak to dobrze, że jestem w Anglii. Zofia Dyrda
16
październik 2017r.
Książka, na którą wielu z naszych Czytelników długo czekało – już jest. Już ją wysyłamy, rozwozimy po Śląsku. Jeśli zgłosicie się do nas, chętnie zorganizujemy u Was wieczór autorski, NA KTÓRYM Gott mit Uns będzie po promocyjnych cenach.
To sie werci poczytać:
„Dante i inksi” Mirosława Syniawy, to antologia wielkich dzieł światowej poezji na język śląski. Tytuł pochodzi od „Boskiej Komedii” Dantego, której fragmenty znajdziemy tam właśnie w godce. Poza tym są jednak wiersze czołowych poetów niemieckich, rosyjskich, francuskich, angielskojęzycznych, a także azjatyckich. Okazuje się, ze w godce brzmi to świetnie! - cena
Ksiůżka ślůnsko – nojlepszy Ksiůżka ślůnsko – nojlepszy gĕszynk podgĕszynk krisbaum! pod krisbaum 23 złote
Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? łôsprowki”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe „Pniokowe łôsprowki”? ”? Eli ni mosz, terozki ”? Eli ni mosz, terozki „Asty kasztana „Asty kasztana festelno kupić je blank tanio. festelno szansa szansa kupić je blank tanio. księgarniach tych książek kosztuje WW księgarniach kompletkomplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. Uz nas razem z kosztami średnio około 135 złotych. U nas razem kosztami przesyłki wydasz na nie!!!jedynie: !!! przesyłki wydasz na nie jedynie: 110 złotych !!!110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście Ale możesz je oczywiście kupić także kupić osobno. także osobno. Koszt –przesyłki – 9 złotych. Koszt przesyłki 9 złotych. Wprzypadku przypadku zamówienia powyżej złotych W zamówienia powyżej 100 złotych – 100 przesyłka gratis. – przesyłka gratis. lub telefonicznie 535 998 252. lub telefonicznie 535 998 252. Można teżwpłacając zamówić wpłacając na konto Można też zamówić na konto 96 2528 1020 2528 0302 0133 9209 96 1020 0000 03020000 0133 9209 - ale prosimy przy podawać zamówieniu podawać - ale prosimy przy zamówieniu numerkontaktowego. telefonu kontaktowego. numer telefonu „Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego
– to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z Instytut Godki. Instytut ŚlůnskijŚlůnskij Godki. naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53 Cena 60 złotych.
„Komisorz Hanusik we tajnyj służbie ślonskij nacyje” to druga część skrzącego się humorem kryminału z elementami fantasy, rozgrywający się na dzisiejszym Śląsku. Autor, Marcin Melon, jest anglistą, co w
książce widać szkółŚląskiego” - cena 28 zło-Dariusza Jerc „Historia Narodu – to jedyna książka opowiadająca o historii Ś tych naszego własnego punktu widzenia, a nie czeskiego czy niemieckiego. 480 stron forma Cena 60
„Ich książęce wysokości” - to dzieje „Pniokowe Łosprowki” „Rychtig Dariusza Dyr- Eugeniusza „Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyr-Gryfno Godka” Kasztana, Ginter- „OpoPierończyk - „OpoAstyAsty Kasztana, Ginter Pierończyk Kosmały (Ojgena dy języka – to śląjedyny podręcznik językaz Pnioków ślą- – popular– to jedyny podręcznik wieści o Śląsku niewymyślonym” todyauwieści o Śląsku niewymyślonym” to aunego felietonisty Radia Piekary) to kilskiego. W 15 czytankach znajdujemy znajdujemy tentyczna sagaz Załęża. rodziny się W 15 czytankach tentyczna saga rodziny Jak zsięZałęża. Jakskiego. dowcipnych gawęd w takiej kompendium wiedzy kadziesiąt o Górnym Śląsku, kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, w Katowicach śląskim pokoleniom? żyłożyło w Katowicach śląskim pokoleniom? a podnajważkażdą czytankąśląskiej wyjaśnia a pod każdą czytanką wyjaśnia godce,najważkierom dzisio nie godo Historia przeplatana nie tylko zabawnymi Historia przeplatana nie tylko zabawnymi niejsze różnice między śląskim niejsze różnice między językiem śląskim jużjęzykiem żoděn, krom samego Ojgena! 210 anegdotkami,ale też wspomtragicznymi wspomanegdotkami,ale też tragicznymi polskim. Wszystko toformatu uzupełnione a polskim. Wszystko toa uzupełnione stron A-5. nieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych nieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych świetnym isłownikiem śląsko-polskim i 20 złotych. świetnym słownikiem śląsko-polskim Cena zbiorów. stron formatu A-5. zbiorów. 92 stron92 formatu A-5. polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena: 15 złotych. Cena: 15 złotych. Cena 28 złotych. Cena 28 złotych.
Uns” – ostatni Eugeniusza żołnierze „Gott mitŁosprowki” „Pniokowe Mariana Kulika, to wspomnienia Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularostatnich Ślązaków, służących w armii IIIto kilnego felietonisty Radia Piekary) Rzeszy. Stare opy spominajom przedwokadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej jenno Polska, służba przī dzisio wojsku i to, co godo śląskiej godce, kierom nie się samkrom dzioło, samego kiej przīszłyOjgena! Poloki a 210 już żoděn, Rusy. Fascynująca stron formatu A-5. lektura. Cena: 2920 złotych. Cena złotych.
władców Górnego Śląska - a książ-
„Komisorz Hanusik” autorstwa Marc
Melona laureata miejsca na ślą ka wyszła spod pióra JerzegoII Ciur-
jednoaktówkę z 2013 roku. to pierw
loka, znanego bardziej jako wickomedia kryminalna w ślunskiej god
„Chytrzyjszy jak Sherlock Holmes, bar man Ecik z Masztalskich, ale będąwyzgerny jak James Bond! A wypić por
lompy na placu” cego teżchoćby wybitnym znawcą kultury– taki jest Ac
Hanusik, bohater książki. Cena: 28 złoty
i historii regionu - cena 30 zł