Gazeta NIe tYLKO dLa tYCH KtÓrzY deKLarUJĄ NarOdOWOŚĆ ŚLĄSKĄ
CzaSOPISMO GÓrNOŚLĄSKIe
Halo? Witalon abo Mysłowice?
W
połowie listopada dało się u nas wokół księżyc zaobserwować rodzaj aureoli, nazywanej przez fizyków efektem halo. Dziś dokładnie wiadomo, jak on powstaje, ale w średniowieczu wszyscy tłumaczyli to działalnością aniołów. Wszyscy poza jednym, jednym człowiekiem – śląskim geniuszem, Witelonem. Już w XIII wieku próbował to i wiele innych zjawisk wyjaśniać naukowo, czym zdecydowanie wyprzedził swoją epokę. Witelona nazywa się Kopernikiem optyki albo Newtonem optyki. A tymczasem u nas o tej śląskiej sławie nauki mało kto słyszał. Przypominamy go wiec na stronie 8. Chociaż może i ta śląska aureola nad księżycem jest nadprzyrodzona. Bo udał się ogromny krok w kierunku autonomii. Oto rada miasta Mysłowice w swojej uchwale opowiedziała się za autonomią regionu. Niemal jednogłośnie! Tak więc to już nie tylko postulat RAŚ, nie tylko gadki przy piwie – to już głos całej mysłowickiej społeczności. Jeśli kolejne śląskie miasta – Katowice, Rybnik, Chorzów i inne – pójdą tą samą drogą, państwo nie będzie mogło tego głosu lekceważyć. Co więcej, rosną też szanse, że w międzyczasie nasze województwo stanie się znacznie bardziej śląskie – że pozbędziemy się mentalnie bliższych Kielcom nim nam Częstochowy czy Zawiercia. A może za nimi pójdzie też Żywiec? Oby. Ciekawi nas też, czy zlekceważona zostanie wola Gerarda Cieślika. Wybitny piłkarz za życia powtarzał, iż marzy mu się, aby stadion Ruchu nosił nazwę Ernesta Wilimowskiego. Teraz rozlegają się głosy, że powinien być im. Cieślika. Nasza ostatnia rozmowa z panem Gerardem, także na ten temat, na str. 3. Jeśli już jesteśmy przy fusbalu, po czterech latach śląskich trenerów reprezentację objął szkoleniowiec spoza Śląska. Efekt widzieliśmy w meczu Polska-Słowacja. Piszemy o tym na stronie 11. A tuż obok temat znacznie poważniejszy – chociaż w rozmowie ze sławnym satyrykiem. Jurek Ciurlok, znany jako Ecik z Masztalskich, wyjaśnia nam wiele śląskich mitów i mówi, dlaczego nie należy do RAŚ, ale działa w Stowarzyszeniu Osób Narodowości Śląskiej. Rozkładówkę zaś poświęciliśmy pięknym śląskim budowlom. Marzy nam się bowiem, aby wzorem Parku Miniatur Zabytków Dolnego Śląska w Kowarach czy Parku Miniatur Orlich Gniazd w Ogrodzieńcu – powstał też park miniatur górnośląskich. Nie każdy ma czas jeździć od zamku do zamku, od zabytku do zabytku. Warto byłoby więc zobaczyć je z bliska w jednym miejscu. Nawet jeśli trochę pomniejszone… Szef-redaCHtůr
Nr 11 (24) LIStOPad 2013 ISSN 2084-2384 Nr INdeKSU 280305 CeNa 1,50 zŁ (8% Vat)
Cołki miasto za referendum MYSŁOWICE Nam znacznie bliższy bez wątpienia okaże się Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska. Bliższy, gdyż to przecież nasza wspólna, śląska historia. A turystom, których do Kowar zobaczyć go przyjeżdża wcale niemało, daje lepsze wyobrażenie o potędze politycznej i gospodarczej dawnych śląskich władców i magnatów. A przecież na Górnym Śląsku miejsc podobnej klasy nie brakuje. Taki park mógłby je ożywić, choćby tylko w naszej pamięci. – str 6-7
Ostatni wywiad z Gerardem Cieślikiem:To niŷ je tako prosto sprawa. Jo groł ino we reprezentacji Polski, szczeliłech do nij pora ważnych goli, po kierych mieli mie chneda za bohatera narodowego. Tuż chocia mom sie przede wszyjskim za Ślůnzoka, niŷ je mi lekko pedzieć: jo je Ślůnzok, niŷ Polok. – str. 3
Dieter Przewdzing, burmistrz Zdzieszowic: Cieszę się, że na drugim końcu Górnego Śląska, w Mysłowicach, znalazłem poparcie dla mojej inicjatywy. Wywalczymy tę autonomię. Przůdzij boły ino prareferenda, ôrganizowane bez RAŚ. 99% procent jejch uczestnikůw padało: chcemy autonomie Wiŷrchnigo Ślůnska. Ale przeciwnicy autonomii rajcowali, co na prareferendum poszeł inoś jedýn na dziesiŷnciu – tuż widno genau tela je zwolennikůw autonomie.
Leon Kubica (radny mysłowicki, RAŚ): Nieważne, czy za ojca autonomii uznany zostanie Dieter Przewdzing, czy Jerzy Gorzelik czy jeszcze kto inny. Ważne, żeby udało się ją wywalczyć
Ciekawe co powiedzą teraz? Bo jednoznaczne poparcie dla autonomii regionu wyraziła rada miasta Mysłowice. Stosunkiem głosów 18 do 2! Rada reprezentuje mieszkańców, została przez nich wybrana, więc dziś można śmiało powiedzieć: niemal cała społeczność Mysłowic jest za autonomią. I dała temu wyraz w akcie prawnym! Bo uchwała miasta to już prawo! Teraz wypada tylko czekać ile miast pójdzie w mysłowickie ślady. I kiedy. A szerzej o sprawie piszemy na str. 2
Radni powiatu radomskiego wystąpili z inicjatywą województwa staropolskiego. Dla nas to natomiast szansa, że województwo śląskie pozbędzie się ziem nieśląskich. Częstochowa stanowi jedność kulturową z Kielcami i Radomiem, tak jak Katowice z Rybnikiem i Koźlem. A za to Katowice i Częstochowa do sie– str. 4-5 bie nie pasują.
2
LIStOPad 2013 r.
Wiemy, co jest naszym celem z LeONeM KUbICĄ, radnym RAŚ z Mysłowic rozmawia Joanna Noras
- Rada Miasta Mysłowice jako jedna z pierwszych uchwaliła poparcie dla języka śląskiego. Teraz jako pierwsza opowiedziała się za autonomią Śląska. Dodać jeszcze trzeba, ze w granicach Mysłowic z Sosnowcem i Jaworznem stawiane są tablice „Wiěrchni Ślůnsk wito”. Na sali obrad wisi górnośląsko fana. Za każdym razem stoją za tym dwaj radni RAŚ. Jak wy to robicie? - Fakt, jesteśmy skuteczni. Ale to dlatego, że nie wojujemy z innymi radnymi, z prezydentem miasta o drobiazgi. My pamiętamy, że naszym głównym celem, celem RAŚ jest autonomia Górnego Śląska w jego historycznych granicach. Jesteśmy gotowi iść na wiele ustępstw w innych dziedzinach, ale oczekujemy w zamian poparcia w kwestiach dla nas ważnych. Jak wcześniej ten język śląski a teraz ta rezolucja rady w sprawie autonomii. - I bez trudu przekonaliście innych radnych? - Na szczęście Mysłowice to bardzo śląskie miasto. Zdecydowana większość radnych to albo Ślůnzoki, albo ludzie, którzy już tak dawno mieszkają między nami, że rozumieją nasze postulaty i często je popierają. Także prezydenci Mysłowic, obecny i poprzedni. Różni
ich prawie wszystko, przez lata byli politycznymi wrogami, ale obaj są Ślązakami i obaj przychylnie patrzą na aktywność RAŚ, mniej lub bardziej otwarcie popierając nasze postulaty. Mysłowice to bardzo śląskie miasto i tutaj ci, którzy są wrogo nastawieni do śląskości, nie mają czego w samorządzie szukać. To na pewno bardzo ułatwia nam działania. No ale jak wspomniałem, nie jest tak, że to się dzieje samo. Trzeba chodzić, przekonywać. Kilku radnych mówiło nam, że może niech jakieś inne miasto poprze autonomię przed nami, że po co się wychylać. Trzeba było ich przekonać, że to właśnie jest splendor, być tymi pierwszymi. Przy czym przekonujemy nie tylko my, lecz całe mysłowickie koło RAŚ. Ja uważam, że w całej organizacji to koło najaktywniejsze. - I nie denerwuje pana, jako działacza RAŚ, że postulat autonomii głosicie od lat, a media piszą, że to efekt postulatu burmistrza Zdzieszowic, Dietera Przewdzinga? - Nam chodzi o autonomię, a czy za jej ojca zostanie uznany Dieter Przewdzing, czy Jerzy Gorzelik, czy jeszcze ktoś inny – to sprawa drugorzędna. Poza tym rola burmistrza Zdzieszowic jest ogromna. To pierwszy znaczący samorządowiec spoza RAŚ, który zażądał głośno i stanowczo: Żądamy autonomii gospodarczej Śląska! Przewdzing jest burmistrzem prawie 30 lat, zna samorząd od poszewki. Nie można mu więc zarzucić, że zna sprawę powierzchownie. No i zrobił medialny szum, a to podstawa. - Co dalej z waszą uchwałą? - Jedna, mysłowicka znaczy niewiele, aje jeśli pójdą za nami kolejne miasta, to trzeba będzie się z tym głosem liczyć.
Homo sapiens pedzioł tak
Waldemar Bojarun (naczelnik wydziału promocji urzędu miasta Katowice) w serwisie lokalna.pl: "Chociaż może trochę zbyt entuz-
Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: poczta@naszogodka.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Promedia, Opole Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.
jastycznie mieszkańcy Sosnowca podkreślają, że są z Zagłębia, a nie ze Śląska. Jest to sztuczne i niepotrzebne. Podział administracyjny to nakaz odgórny i trzeba się do niego dostosować". „Sztuczne”! Widzicie chopa. Podział na Ślůnsk a Altraich je sztuczny… Jak promocjom stolicy województwa może zajmować sie chop, kiery niŷ wiŷ, jaki ziěmie leżom we tym województwie. Że je ans Wiěrchnigo Ślůnska a kans Małopolski, we tym Altraich. I bycie we jednym województwie niŷ oznaczo bycie jednym regionem! A ku těmu panie Bojarun, wiela wy mocie lot, co niŷ wiŷcie, że niŷjeděn nakaz odgórny już pomieniano i niŷjedŷn jeszcze pomieniajom.
rada Miasta Mysłowice uchwaliła poparcie dla autonomii Górnego Śląska!
Kolej na następnych
Mysłowicki ratusz. Pierwszy, w którym udzielono poparcia autonomii Śląska.
W Mysłowicach ostatniego października 2013 roku poczyniono ogromny krok ku autonomii Górnego Śląska. To bodaj największy sukces Ruchu Autonomii Śląska w tej kadencji – przy którym bledną działania w sejmiku wojewódzkim czy innych miastach. Bo na październikowej sesji mysłowickiej rady miasta już nie radni RAŚ i jacyś ich przyjaciele, lecz cała rada przyjęła stanowisko: Żądamy autonomii!
T
reść uchwały jest niby bardzo lakoniczna: „Udziela się poparcia dla działań Pana Dietera Przewdzinga, burmistrza Zdzieszowic.” Ale przecież Przewdzing zapowiedział aktywne działania na rzecz autonomii gospodarczej Górnego Śląska, więc tak naprawdę uchwała ta oznacza poparcie dla tej autonomii. Wszyscy głosujący byli tego świadomi – i tylko dwaj radni PiS (Piotr Oślizło i Daniel Jacent) nie podnieśli rąk „za”. Jacent był przeciw, Oślizło się wstrzymał. Warto by Ślązacy z Mysłowic wiedzieli, jak głosują ich przedstawiciele.
Projekt uchwały od raŚ Natomiast zadowoleni mogą być ci, którzy głosowali na RAŚ. Bo projekt uchwały złożyli właśnie dwaj radni Ruchu Autonomii Śląska: Leon Kubica i Sebastian Rancoszek. – Ale pomysł nie był nasz, tylko przewodniczącego RAŚ w Mysłowicach, Lucjana Tomeckiego. Wymyślił on, aby poparcie Rady dla autonomii wprowadzić takimi tylnymi drzwiami, za pośrednictwem poparcia dla Przewdzinga - mówi Rancoszek. Rzeczywiście, w uzasadnieniu uchwały Rady Miejską Mysłowic radni RAŚ napisali: "Intencją burmistrza Zdzieszowic jest wyodrębnienie gospodarcze regionów. Ma to na celu uniemożliwienie wypływu wypracowanych w danym regionie do budżetu centralnego".
- Przewdzing, w odróżnieniu od RAŚ mówi wyraźnie tylko o autonomii gospodarczej. Chociaż to oczywiście wszystko jedno, bo jeśli jakiś region ma autonomię gospodarczą, to z automatu musi przejmować władzę nad różnymi dziedzinami życia, oświatą, bezpieczeństwem i innymi. Nie ma więc autonomii gospodarczej bez choćby częściowo politycznej - przekonuje radny Rancoszek. Wraz z radnym Kubicą przygotowali projekt uchwały. Potem na poszczególnych komisjach rady i w rozmowach z pojedynczymi radnymi namawiali do zagłosowania „za”.
Jesteśmy pierwsi! - Niby wiedziałem, że prawie wszyscy będą „za”, ale gdy uchwała przeszła, cieszyłem się jak dziecko. Rada Miasta Mysłowice, a więc całe Mysłowice powiedziały: popieramy dążenie do autonomii.
Czas z tym skończyć - mówi radny Leon Kubica.
Co na to inni? – Co mam powiedzieć? - mówi Dieter Przewdzing - Kropla drąży skałę. Cieszę się, że na drugim końcu Górnego Śląska mój apel zyskał sojuszników. Wyruszyliśmy na wojnę z Warszawą o dobrobyt Śląska, i chociaż wojna będzie długa, wygramy ją. Edward Lasok, prezydent Mysłowic, jest ostrożniejszy. – Autonomia wymaga poważnych zmian w polskim prawie, a partie polityczne nie sprawiają wrażenia, że chcą się tym w Sejmie zająć. Ale może zastanowią się choć nad kondycją naszego regionu? Najważniejsze jest jednak, że pierwszy krok został zrobiony. Tak, jak w ubiegłym roku, gdy pierwszy samorząd udzielił poparcia dla języka śląskiego. Zanim poszły
Uchwała zostanie przekazana samorządom z województw opolskiego i śląskiego oraz marszałkom Sejmu i Senatu a także premierowi i prezydentowi RP. Dla Warszawy to czytelny sygnał, że za autonomią jest nie tylko RAŚ, ale większość mieszkańców naszego miasta. Wierzę, że sporo samorządów pójdzie śladem Mysłowic, a wtedy także większość mieszkańców regionu. Jesteśmy pierwszym śląskim samorządem, który jednoznacznie wyraził taką deklarację! – dodaje Sebastian Rancoszek. A Lucjan Tomecki, szef RAŚ w Mysłowicach wyjaśnia: - Uchwała zostanie przekazana samorządom z województw opolskiego i śląskiego oraz marszałkom Sejmu i Senatu a także premierowi i prezydentowi RP. Dla Warszawy to czytelny sygnał, że za autonomią jest nie tylko RAŚ, ale większość mieszkańców naszego miasta. Wierzę, że sporo samorządów pójdzie śladem Mysłowic, a wtedy także większość mieszkańców regionu. - Coraz więcej samorządowców ale i zwykłych ludzi zdaje sobie sprawę, że w zgodzie z prawem wyprowadza się stąd pieniądze. Śląsk nigdy nie był tak rozkradany jak dziś. Decyduje o nas tylko Warszawa, to niedopuszczalne.
kolejne i dziś to już nie tylko wniosek posła Plury i RAŚ – ale ogromnej części górnośląskiej społeczności. Odrzucając ten postulat partie pokazują, że lekceważą Górny Śląsk. Można im za to odpowiedzieć w wyborach. Teraz tak samo może być z postulatem autonomii. Za Mysłowicami pójdą kolejne miasta. Ale jeszcze ważniejsze jest to, że wielu Ślązaków zobaczyło, że RAŚ naprawdę walczy o autonomię. Bo ostatnie dwa lata, ciągłej aktywności na polu muzealnictwa i zabytków, trochę języka śląskiego – czyniły z niego bardziej – jak napisano w liście do naszej redakcji - „Ruch Ochrony Zabytków” czy „Ruch Górnośląskiego Dziedzictwa” niż Ruch Autonomii Śląska. Ale mysłowicki RAŚ udowodnił, że jednak najważniejsza jest dla niego autonomia. JOaNNa NOraS
3
LIStOPad 2013 r.
3 listopada 2013 roku zmarł w Chorzowie Gerard Cieślik. W naszym przekonaniu drugi – po erneście Wilimowskim, najwybitniejszy śląski piłkarz. W ciągu ostatnich sześciu lat kilka razy z nim rozmawiałem, niby na temat fusbala, ale często nawiązując do śląskości. Pan Gerard był fest rod, co tŷn redachtůr godajom ś nim po ślůnsku. Niektórzy czytelnicy Cajtunga wiedzą, że pisuję też książki o sporcie. Planowałem napisać też o sporcie chorzowskim – rozmawiałem zresztą kilkukrotnie o takiej książce z pełnomocnikiem prezydenta miasta Jerzym bogackim oraz naczelnikiem wydziału promocji chorzowskiego magistratu, rafałem zarembą (który zresztą jako dziennikarz napisał biografię Cieślika „Urodzony na boisku”). Planowałem wywiad-rzekę z Gerardem Cieślikiem, jako ważny element tej książki. zapomniałem, że z ludźmi urodzonymi w latach 20. XX wieku trzeba rozmawiać szybko – skirz tego, co pomijajom. Wielkiego wywiadu z panem Gerardem więc już nie przeprowadzę. ale z tych strzępków naszych rozmów o Śląsku udało mi się stworzyć wywiad poniższy.
Grołech ze polskim orzełkiým Z GerardeM
CIeŚLIKIeM rozmawiał Dariusz Dyrda
tacji groł 13 lot! No i już go dwaiścia lot ni ma, tuż niě trza czakać, coby stadion zamianować. Abo stadion imienia Włodka Lubańskigo… Chocia to by chyba trza dłużyj poczkać, niż na mie, bo przeca Włodek je dwaiścia lot młodszy. Ale dejcie już pokůj, coby ze żywym człowiekiem ôsprawiać, co nim zamianować, kiej umre. Mie sie niŷ śpiecho!
W 1957 roku Gerard Cieślik na Stadionie Śląskim strzelił dwa gole sowietom. Na tym zdjęciu widać, jak filigranowym piłkarzem był kapitan reprezentacji, mierzący ledwie 163 cm. - Roztomaite moi kamraty chcieliby, coby Stadion Śląski zamianować mianěm Ernesta Wilimowskigo. Wy zaś bylibyście radzi, kiej by, mianem „Eziego” ôchrzcić stadion Ruchu Chorzów. Skirz czego? - To boł piłkarz Ruchu! Groł tyż we Katowicach, nawet wiěncŷj rokůw, jak we Chorzowie, ale szczyt jego kariery boł sam, u nos, we Hajdukach. Groł w Monachium, w Chemnitz, w i inakszych nimieckich klubach, ale tŷn Wielgi Ernest groł we Ruchu. Kiej Ernest zaczon u nos
dion przý Cichej winien być jego miana, a Śląski – jednako Wilimowskigo. - Jo sie przeca niŷ byda wypowiadoł czy stadion zamianować moim mianŷm! A tym barżyj kiery stadion.
- Poniekiere moje kamraty padajom, iże kiej juże Cieślika niě bydzie, to sta-
i w nimieckij reprezentacji groł, ale mie nikej, nikej, niě boło za jedno, Polska abo Niěmcy.
- Tuż wybiera jo: Cieślikowi stadion Ruchu, a Wilimowskimu – Śląski! - Dociěrniście redachtorze! Ale niěch
bydzie. Tuż powiěm tak: Ernestowi przīnoleży stadion Ruchu. Czamu – już ech wom tuplikowoł! Ŏn ze „Śląskim” niě mioł nic spůlnego…
- A zaś szterna Stadionu Śląskiego fest blicła, kiej Cieślik szczelił hań ruskim dwa gole. Tuż Wilimowskimu Stadion Ruchu a Cieślikowi Stadion Śląski, ja? - Ale we tym wielgim szpilu ze ZSRR we 1957 roku boło nos dwůch bohaterůw. Jo i torman, Edek Szymkowiak. Po szpilu kibice niěśli go do szatni na rěnkach. Tuż możne Stadion Śląski im. Szymkowiaka? Tyż boł przeca ze Ślůnska. We reprezen-
- Ale zaś pofantazjujmy. Kiejbyście żyli w czasach jak Ernest, i by naroz Polski nie było, a przýszło powołani do manszaftu Niěmiec, to co? - Dzisio je lekko pedzieć, ja abo niŷ. No ale byda uczciwy. Przeca kiej ech zaczon grać we Ruchu, to boło to Bismarckhütter Sport Verein. Tuż pewnie, kiej by dali boły Niěmcy, grołbych w niemieckich klubach, a możne i nimieckij reprezentacji. Inoś widzicie – mie Niěmcy zabili taty. Takich rzeczy siě niŷ przepomino! Bez tuż jo nienawidził III Rzeszy i kiej ech trefił do Wehrmachtu we 1944 roku, toch chcioł pora razy zdezerterować, coby Hitlerowi niŷ służyć. Bez pora dni we kasarni ech niě chcioł ani jejch munduru założyć, tak ech tego wafenroka nienawidził! Tuż może bych
Gdy czuł się dobrze, zjawiał się na każdym meczu Ruchu, aż do 2013 roku. ô tym rozmyślom – i se myśla, jak się czuł taki Siergiej Bubka abo bracia Kliczko, kierzy byli sportowcy ZSRR a naroz stali sie ukraińscy. I powiěm wom tak: kiejby
Kiejby ůwdy, we 1945 roku, powstała republika ślůnsko, tuż bych ze zocom ôblěkoł modry tres ze żůłtym orłym. Ale nimieckigo, nawet kiej bych w niemieckim manszafcie groł, rod bych ni mioł. Mogą być Polokiěm, mogą być Ślůnzokiěm, ale Niěmcem na pewno niě!
- No ale elibyście już mieli rýchtig wybierać? - To niě idzie…
Niŷ wierza, iże Poloki we sejmiku nadadzom stadionowi miano Ezigo. Niŷ poradzom mu wyboczyć tŷj gry we reprezentacji III Rzeszy. A zaś we Chorzowie bydzie ô to lekcyj, sam majom Wilimowskiego we wielgij zocy. grać, ůwdy powstowoł nasz stadion przī Cichej, tuż to je těn som ôbiekt, na kierym ôn groł. A zaś Stadionu Śląskiego nie widzioł nikej, chyba , co w telewizje. No i diosi wiedzom, co bydzie z tym „Śląskim”, a nasz na Cichej je, stoi, bydzie odnawiany abo niŷ, ale je! Ku těmu niŷ wierza, iże Poloki we sejmiku nadadzom stadionowi miano Ezigo. Niŷ poradzom mu wyboczyć tŷj gry we reprezentacji III Rzeszy. A zaś we Chorzowie bydzie ô to lekcyj, sam majom Wilimowskiego we wielgij zocy.
- No ja. Zaczŷni my ôd godki ô Wos a Wilimowskim. Ernest Wilimowski groł we manszafcie Polski a Niŷmiec. Som mioł sie ani za Poloka, ani za Niěmca, inoś za Ślůnzoka. A Gerard Cieślik? - To niŷ je tako prosto sprawa. Jo groł ino we reprezentacji Polski, szczeliłech do nij pora ważnych goli, po kierych mieli mie chneda za bohatera narodowego. Tuż
iścia lot půźnij, kiej dwa razy miała medal mistrzostw świata a olimpijski złoto, ale niěkierymi szpilami szło sie asić. Tera co szpil, to gańba.
A tutaj już po meczu. W ciągu tych 90 minut stał się polskim bohaterem narodowym. chocia mom sie przede wszyjskim za Ślůnzoka, niŷ je mi lekko pedzieć: jo je
- Przeca Polska tyż wom nawyrzondzała. Baji zmieniła miano. Urodziliście sie przeca niŷ jako Gerard Cieślik inoś Gerhard Ceszlik. Zmieniono wom i imie i nazwisko, coby było barżyj po polsku… - No ja, we powojěnnyj Polsce tyż Ślůnzokom niě było leko. Poloki sami
Byda uczciwy. Przeca kiej ech zaczon grać we Ruchu, to boło to Bismarckhütter Sport Verein. Tuż pewnie, kiej by dali boły Niěmcy, grołbych w niemieckich klubach, a możne i nimieckij reprezentacji. Inoś widzicie – mie Niěmcy zabili taty Ślůnzok, niŷ Polok. Ftoś mi padoł, iże poniŷkiere aktywisty RAŚ niě kibicujom polskij reprezentacje. Eli tak je u „narodowości śląskiej”, to jo niom niŷ je, skirz tego, co jo Polokom kibicuja. Chocia żol, jak ôni dzisio grajom. Za moich czasůw Polska tyż niě była tako mocno, jak dwa-
niŷ wiedzieli, czy chcom w nos widzieć Niěmcůw, czy Polokůw, czy pieron wiŷ kogo. Niějeděn Ślůnzok, co przůdzij Polsce pszoł, zaczon jom ůwdy nienawidzić. No ale jo ůwdy groł z orzełkiem na tresku, był chneda bohaterem narodowym. Czułech sie Polokiŷm. Dzisio se tak czasem
ůwdy, we 1945 roku, powstała republika ślůnsko, tuż bych ze zocom ôblěkoł modry tres ze żůłtym orłym. Ale nimieckigo, nawet kiej bych w niemieckim manszafcie groł, rod bych ni mioł. Mogą być Polokiěm, mogą być Ślůnzokiěm, ale Niěmcem na pewno niě!
- Znerwowaliście sie, kiej Euro 2012 nie trefiło do Chorzowa? - Jeronie! Wy jeszcze pytocie. Padołech ô tych aktywistach RAŚ, kiere Polokom niě kibicujom. Ůwdy, kiej ogłosili, co u nos Euro niě bydzie, to był jedyny roz, kiej żech ich rozumioł! Poloki durś upokorzajom nasz Ślůnsk a razěm się dziwiom, co tela Ślůnzokůw niě chce być Polokami. Co na stadionie Ruchu je wielki transparent Oberschlesien. A przeca je przysłowie: Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Stadion Śląski to była duma i chwała polskigo fusbala. Kiej ôroz je ôn nic niě wort, tuż trza sie pytać, czy tukej je rīchtig Polska, czy też inoś polsko kolonia! - Dziěnki.
4
LIStOPad 2013 r.
Weźcie też Częstochowę! trzeba iść za radomskim ciosem
Być może nastał czas, by województwom przywrócić sensowne kształty. Żeby nazwa odpowiadała terenowi, którego dotyczy. Dotychczas upominaliśmy się o to tylko my, Ślązacy, ale takie głosy coraz częściej rozlegają się w innych częściach kraju. Ostatnio w Radomiu. Bo otóż radni Radomia mają dość przebywania w województwie mazowieckim. To o tyle istotne, że dzięki radomskiej inicjatywie województwo śląskie ma szanse pozbyć się terenów nie-śląskich.
R
eforma administracyjna 1999 roku to jeden z wielu bubli rządu Jerzego Buzka. Inne jego buble to: reforma oświaty (ostatnio było głośno o referendum w sprawie nie tyle sześciolatków, co wręcz powrotu do systemu sprzed tej reformy), reforma systemu emerytalnego z OFE i tym podobne. Co ciekawe Buzek – premier, który odpowiada za te wszystkie buble – jest wciąż szanowany. Ale to inny temat, a teraz zostańmy przy reformie administracyjnej.
16 jest dziwolągiem Kiedy się do niej przymierzano, naukowcy przedstawiali dwie możliwości. Stworzenie województw dużych lub średnich. W wariancie dużych miało ich być od pięciu (!) do dwunastu. W wariancie
czy lubuskie. One do siebie nie pasują. Te dwa ostatnie swoją liczbą ludności czy powierzchnią bardziej pasują do gierkowskiego systemu 49 województw, niż do pierwotnie planowanej dwunastki. Dzisiejszy podział administracyjny Poski jest absurdalny – i to z każdej możliwej przyczyny. Po pierwsze, przy okazji reformy należało się pokusić o stworzenie województw o zbliżonym potencjale gospodarczym i ludnościowym. Tymczasem różnice między nimi są kolosalne. Widać to chociażby porównując śląskie i opolskie. Po drugie, można było budować tożsamość dużych województw na historii, opierając je na tradycyjnych ziemiach, jak Śląsk, Mazowsze, Małopolska, Wielkopolska, Pomorze. Tymczasem zrobiono misz-masz, a pierwszym dowodem tego jest bajzel już w nazewnictwie województw. Bo mamy pięć rodzajów ich nazw. Nazwy te pochodzą od:
Żaden uczony nie wymyśliłby w jednym systemie dużych województw, jak mazowieckie czy wielkopolskie z małymi, jak opolskie czy lubuskie. One do siebie nie pasują. Te dwa ostatnie swoją liczbą ludności czy powierzchnią bardziej pasują do gierkowskiego systemu 49 województw średnich od 18 do 31. Żaden ze specjalistów nie wymyślił dziwnego tworu z 16 województwami, w którym jedne będą miały po 4 miliony ludzi a inne po półtora miliona, w którym jedne województwa będą cztery razy większe od innych. Bo i żaden uczony nie wymyśliłby w jednym systemie dużych województw, jak mazowieckie czy wielkopolskie z małymi, jak opolskie
- krainy historycznej (Śląskie, Dolnośląskie, Wielkopolskie, Małopolskie, Mazowieckie, Warmińsko-Mazurskie, Zachodniopomorskie, Pomorskie), - dwóch krain historycznych : kujawsko-pomorskie, warmińsko-mazurskie, – od stolicy krainy historycznej: lubuskie (kto zresztą wie, że ten Lubusz leży dziś w … Niemczech)
Do województwa śląskiego należy tylko kawałek Śląska. Druga jego część to Małopolska. – od krainy geograficznej: podkarpackie, świętokrzyskie, – od miasta wojewódzkiego: lubelskie, łódzkie, opolskie.
Małopolska poza małopolskim, Mazowsze poza Mazowieckim
Bajzel jak się patrzy. Co więcej, ten bajzel wprowadza nie tylko zamieszanie, ale też nieprawdę. Widać to najlepiej u nas, gdzie województwo śląskie obejmuje tylko południowy niewielki skrawek Śląska, i sporą część Małopolski. Śląsk to także niemal całe województwo opolskie (Opole jest stolicą Górnego Śląska) oraz
Dolnośląskie (z Wrocławiem - stolicą całego Śląska). Zresztą jeśli to wrocławskie jest Dolnośląskie to czemu nasze jest Śląskie a nie Górnośląskie? Spory kawał Śląska z Zieloną Górą jest też w województwie lubuskim. Taki galimatias dotyczy jednak nie tylko Śląska. Ziemie małopolskie leżą aż w siedmiu województwach, oprócz małopolskiego także w świętokrzyskim, mazowieckim, łódzkim, lubelskim, podkarpackim i oczywiście śląskim. Ale dla odmiany część Mazowsza leży poza Mazowieckim. To zresztą zabawna historia, bo w Sosnowcu, Częstochowie, Żywcu domagają się, aby nasze województwo nazywać śląsko-małopolskie, gdyż są tu ziemie śląskie i małopolskie. Ale na tej zasadzie mazo-
wieckie musiałoby być mazowiecko-małopolskim, świętokrzyskie trzeba by nazwać po prostu Małopolskie II, bo leży praktycznie w całości w Małopolsce, Podkarpackie musiałoby stać się PodkarpackoMałopolskim. No a dla przykładu Lubuski trzeba by przechrzcić na Lubusko-Śląskie, zaś Warmińsko-Mazurskie na WarmińskoMazursko-Pruskie, gdyż na północ do Warmii i Mazur leży po prostu kraina Prusy.
Wygrały interesy „elit” Wracając jednak do Górnego Śląska, który nas interesuje najbardziej. Wydawało się oczywiste, że jeśli ma powstać 12
5
LIStOPad 2013 r.
(długo mówiono o tylu) mocnych województw, to nareszcie – po raz pierwszy w Polsce – cały Górny Śląsk trafi do jednego województwa. Przypomnijmy, że w latach 1975-99 leżał aż w czterech (katowickie, opolskie, bielsko-bialskie i częstochowskie, do którego należał na przykład Lubliniec). Jednakże na drodze temu stanął opór opolskich „elit”, które nie mając rdzennych korzeni, nie czuły się Ślązakami i walczyły o własne województwo. Co ciekawe, w elitach tych znalazła się też Dorota Simonides, Ślązaczka jak najbardziej, z katowickiego Nikisza. No ale ona w województwie opolskim była naukowym guru, a w górnośląskim byłaby jedynie jednym z wielu znanych profesorów. Tym samym zresztą kierowała się reszta tych „elit”. W Opolu rządzili, w dużym województwie byliby tylko peryferyjną grupką. Poza opolskimi elitami pomysł podziału Górnego Śląska na dwa województwa poparły chyba też elity warszawskie, przez cały okres powojenny dokładające starań, żeby zamazać granice Górnego Śląska, wymyślając jakieś Opolszczyzny czy Podbeskidzia a ostatnio śląsko-zagłębiowską Metropolię Silesia. W interesie Warszawy leży, by zapomniano, gdzie jest Śląsk. To dlatego wspomniany Lubliniec leżał w województwie częstochowskim. I ostatecznie województwo górnośląskie w historycznych granicach nie powstało. Przy czym pytając o zdanie opolskie „elity” nie zapytano o nie mieszkańców Koźla, Niemodlina, Strzelec Opolskich, Krapkowic a tym bardziej mniejszych miejscowości. Wielu z nich opowiadało się (i nadal opowiada) za wspólnym województwem z Katowicami.
Upomnijmy się, jak radom Ostatecznie w 1999 roku powołano województw 16, w tym także opolskie, małe, niewydolne, które nawet wśród 49
województw sprzed reformy nie należałoby ani do dużych, ani do mocnych. Za to województwo „śląskie” ma mniej, niż 10 procent ziem śląskich, nieco ponad połowę górnośląskich a za to aż połowa jego powierzchni to Małopolska. I chyba najwyższy czas to zmienić, najwyższy czas zacząć upominać się o stworzenie prawdziwego województwa górnośląskiego. Co prawda takie głosy padają od kilku lat, postulował to między innymi lider RAŚ, Jerzy Gorzelik, powołując się nie tylko na historię, ale i na fatalną kondycję województwa opolskiego, w którym liczba mieszkańców spadła poniżej miliona. Pada więc oczywisty postulat, aby województwo to podzielić, zgodnie z historycznym podziałem krain. Czyli to, co jest Dolnym Śląskiem (powiaty brzeski, namysłowski i część nyskiego) do województwa Dolnośląskiego, a to co jest Górnym Śląskiem (czyli reszta, choć bez Praszki, gdyż ta jest częścią… Wielkopolski) do Górnośląskiego.
Opole – niech rozstrzygnie referendum Problem jest z samym Opolem, które wprawdzie jest historyczną stolicą Górnego Śląska ale te jego „gorolskie” elity kom-
Taki kształt miało mieć proponowane w 1998 roku województwo staropolskie. Jeśli powstanie, pozbędziemy się Częstochowy. I dobrze! Przy czym szanse, że wybrano by jednak zgodnie z historią są całkiem duże. Bo województwo dolnośląskie, podobnie jak małopolskie, mazowieckie, wielkopolskie – składa się z jednego wielkiego miasta i całej reszty. Dolnośląski Wrocław nie zechce się z Opolem dzielić swoją wojewódzką stołecznością. To oczywiste.
Dolnośląski Wrocław nie zechce się z Opolem dzielić swoją wojewódzką stołecznością. U nas jest inaczej. Nie ma jednego miasta hegemona – dlatego nie ma problemu, aby Katowice stały się na przykład siedzibą sejmiku i marszałka, a Opole – siedzibą wojewody. Tak jak to jest w województwie chociażby kujawsko-pomorskim. Różnica w wielkości Katowic i Opola nie jest tu żadną przeszkodą, bo przecież Bydgoszcz też jest dwa razy większa od Torunia, a jednak tam ten podział występuje. pletnie tej więzi nie czują i bliżej im do Wrocławia. W samym więc Opolu mógłby zdecydować plebiscyt, czy chce leżeć w województwie górnośląskim czy dolnośląskim.
U nas jest inaczej. Nie ma jednego miasta hegemona – dlatego nie ma problemu, aby Katowice stały się na przykład siedzibą sejmiku i marszałka, a Opole – siedzibą wojewody. Tak jak to jest w województwie chociażby kujawsko-pomorskim. Różnica w wielkości Katowic i Opola nie jest tu żadną przeszkodą, bo przecież Bydgoszcz też jest dwa razy większa od Torunia, a jednak tam ten podział występuje.
Górny Śląsk jest wyraźnie odrębny
Małopolska leży kilku województwach. Spora jej część też w śląskim.
Powie ktoś, że przecież Lublin i Kielce też leżą w Małopolsce, a jednak nikt nie domaga się połączenia ich w jedno województwo z Krakowem. To prawda, ale wśród Małopolan nigdy nie wykształciła się świadomość odrębności etnicznej od sąsiednich grup. Są Polakami i tyle. Ze Ślązakami jest inaczej, czujemy się wspólnotą odrębną od sąsiadów – dlatego chcemy mieć wspólne województwo. Nawet ci Ślązacy, którzy czują się Polakami, też podkreślają inność od „goroli”. Ślązacy chcą więc być ze Ślązakami, a już niekoniecznie z „gorolami” z Częstochowy, Żywca, Zawiercia. Takie idee pojawiają się u nas od dawna – ale byliśmy osamotnieni. Okazuje się jednak, ze tendencje te pojawiają się też w innych miejscach kraju. Ostatnio w Radomiu, gdzie odżyła idea województwa staropolskiego. W planach 12 województw takie się znajdowało. A idea to dla nas
ważna, bo dzięki niej śląskie mogłoby być bardziej śląskie.
Jedność z Kielcami i radomiem Chodzi z Ziemię Częstochowską, należącą przez stulecia, wraz z obecnym województwem Świętokrzyskim i Ziemią Radomską, do północno-zachodniej Małopolski. To właśnie z tych terenów planowano powołać pierwotnie województwo staropolskie, nawiązujące swą nazwą do tak zwanego Staropolskiego Okręgu Przemysłowego. Ostatecznie z pomysłu nic nie wyszło, Kielce stały się stolicą województwa świętokrzyskiego, Radom trafił do województwa mazowieckiego a Częstochowa do nas. I okazuje się, że ten Radom z takiego przydziału jest jeszcze mniej zadowolony, niż Częstochowa. Oba miasta podkreślają, że w województwie tym nie są u siebie, w obu agitowano w 1998 za województwem staropolskim. 4 lipca 1998 we Włoszczowej przedstawiciele Kielc, Częstochowy i Sandomierza zawarli nawet porozumienie, deklarujące powołanie tego województwa. Warszawa zdecydowała inaczej. Sprawa przycichła. Do listopada 2013 roku.
nas jest daleką peryferią katowickiej aglomeracji, a tam byłaby równorzędnym z Kielcami i Radomiem ośrodkiem. Dla nas to natomiast szansa, że województwo śląskie pozbędzie się ziem nie-śląskich. Częstochowa stanowi jedność kulturową z Kielcami i Radomiem, tak jak Katowice z Rybnikiem i Koźlem. A za to Katowice i Częstochowa do siebie nie pasują.
Weźcie Myszków i zawiercie A może odejdzie nie tylko Częstochowa. Wszak terenom wokół Zawiercia, Kłobucka czy Myszkowa znacznie bliżej kulturowo do Kielc, niż do Śląska. Graniczą one bezpośrednio z powiatami województwa świętokrzyskiego: włoszczowskim i jędrzejowskim. Wówczas udałoby się pozbyć z województwa śląskiego całych tych ziem. „Altreich” czyli Sosnowiec, Dąbrowa Górnicza i powiat będziński pewnie nie zechcą pójść do województwa z Kielcami – chociaż przed wojną nie leżały w granicach autonomicznego województwa śląskiego, lecz właśnie kieleckiego. Dziś jednak czują się bliżej związani z aglomeracją katowicką, niż z Małopolską i trudno ich odpędzać. Sami muszą zdecydować gdzie chcą być, przy czym ze świa-
Dla nas to szansa, że województwo śląskie pozbędzie się ziem nie-śląskich. Częstochowa stanowi jedność kulturową z Kielcami i Radomiem, tak jak Katowice z Rybnikiem i Koźlem. A za to Katowice i Częstochowa do siebie nie pasują. Bo oto radni powiatu radomskiego wystąpili z inicjatywą połączenia powiatu swojego, i kilku sąsiednich, z województwem świętokrzyskim, tworząc w ten sposób województwo staropolskie. Poza radomskim miałyby to być powiaty szydłowiecki, przysuski, kozienicki, zwoleński i lipski. Radom chce tego z przyczyny praktycznych (uważa, że całe dotacje unijne dla Mazowsza trafiają do Warszawy) ale historycznych też, podkreślając jedność historyczną tych ziem. Na razie wprawdzie w radomskim wniosku o Częstochowie nie ma mowy. Ale trudno się dziwić – wszak nie można decydować za kogoś. Jest jednak wysoce prawdopodobne, że także w Częstochowie ożyją resentymenty za województwem staropolskim. Z tej samej przyczyny historycznej, ale też dlatego, że u
domością, że my postulujemy jednoznacznie województwo górnośląskie a nie górnośląsko-zagłebiowskie. Postulat radomskich radnych powinni natychmiast podchwycić działacze RAŚ czy Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. To są okazje, kiedy możemy się upominać o nasze prawa, gdy widać, że nie tylko nam obecny podział administracyjny Polski dolega. I czasem warto mówić o tym a nie tylko o muzeach, zabytkach, edukacji regionalnej. Bo najmocniejszym argumentem za Śląskiem jest mapa, która jasno pokaże, gdzie on leży. Mapa, dzięki której żadna niedouczona warszawska dziennikarka nie będzie szczebiotać: „w Zawierciu na Śląsku” albo „premier opuścił Częstochowę i prosto z tego śląskiego miasta pojechał do Opola”. darIUSz dYrda
6
LIStOPad 2013 r.
Czas na górnośląskie miniatury
Pałace, gruby, huty
Ludzi, którzy chcą jeździć od miejsca do miejsca, aby podziwiać dawne budowle, jest niewielu. Często, żeby ktoś to robił, trzeba w nim rozbudzić pragnienie zobaczenia takiego czy innego obiektu. Większość chciałaby zobaczyć wszystkie zamki, pałace, dawne fabryki – w jednym miejscu. To dlatego na świecie powstają coraz liczniej parki miniatur. Jest ich coraz więcej także w Polsce. Nie będziemy tu wymieniać wszystkich obiektów, które w takim górnośląskim parku powinny się znaleźć. Byłoby to pewnie przedmiotem długotrwałej dyskusji, a pewnie lista z czasem by się wydłużała. Bo przecież można spróbować już z 15-20 obiektami, a może być ich też 100 i więcej. Ale na pewno nie mogłoby zabraknąć miejsca dla przecudnej Elektrociepłowni
taki park jest bardzo ważny. Bo oferuje przeszłość tym, którzy chcą mieć ją w pigułce. Taką lekcję historii Śląska w pół godziny. Pytaniem oczywiście pozostaje, czy powinny tam być tylko zabytki zachowane, istniejące? A może w górnośląskim parku miniatur powinno znaleźć się miejsce także dla wysadzonego z polecenia Jerzego Ziętka
Taki park mógłby także, przypomnieć nam, gdzie leży Górny Śląsk. Bo przecież perłą takiego parku musiałby być zamek w Mosznej, leżący między Opolem, Nysą a Górą św. Anny. Karniów, jedna z dawnych stolic Piastów górnośląskich ma aż kilka takich obiektów: zamek, synagoga, rynek. Niejeden by się zdumiał, że ten kawałek Górnego Śląska leży w Czechach.
Od
Zamek w Mosznej. I całość i fragmenty elewacji wyglądają jak z bajki jakichś dwóch lat oś ciężkości walki o śląskość przeniosła się – przynajmniej w wykonaniu Ruchu Autonomii Śląska – właśnie na zabytki i wszystko, co z nimi związane. Powodem wyjścia RAŚ z koalicji z PO był spór o Muzeum Śląskie. RAŚ angażuje się też w obronę przed zniszczeniem Elektrociepłowni Szombierki, pozostałości hut cynku, świętochłowickich dwóch wież, starej masarni – by wspomnieć tylko ostatnie przykłady.
mogą bawić się w rycerzy, królów, zbójników. Nam znacznie bliższy bez wątpienia okaże się Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska. Bliższy, gdyż to przecież nasza wspólna, śląska historia. A turystom, których do Kowar zobaczyć go przyjeżdża wcale niemało, daje lepsze wyobrażenie o potędze politycznej i gospodarczej dawnych śląskich władców i magnatów, niż niejeden podręcznik historii. Gdy staje się przy kolejnych śląskich zamkach i słyszy na przykład: - „nigdy nie zdobyty
Gdy staje się pry kolejnych śląskich zamkach i słyszy na przykład: - „nigdy nie zdobyty przez człowieka”, albo, „ trzeci po Malborku i Wawelu największy zamek na terenach obecnej Polski” – to zaczynami mieć wyobrażenie o o potędze tych naszych monarchów i magnatów, którzy je budowali. Tymczasem tego, co najprościej rozbudza zainteresowanie własną historią, tego, co pozwala pokazać własne zabytki i zaprosić do zwiedzania ich w naturalnej wielkości, wciąż nie ma. Mowa oczywiście o parku miniatur.
Inni mają od dawna Takie parki mają nasi sąsiedzi. Na przykład w Ogrodzieńcu znajduje się Park Miniatur zamków szlaku orlich gniazd. Dla większej atrakcyjności uzupełniony machinami oblężniczymi. No i placem zabaw, gdzie dzieci w zamkowej scenerii
przez człowieka”, albo, „ trzeci po Malborku i Wawelu największy zamek na terenach obecnej Polski” – to zaczynami mieć wyobrażenie o o potędze tych naszych monarchów i magnatów, którzy je budowali. Chce się też tam pojechać, obejrzeć je na żywo. Może wręcz szkoda, że twórcy kowarskiego parku ograniczyli go do zabytków Dolnego Śląska, dokonując tym rozgraniczenia historycznej krainy. Dobrze natomiast, że pamiętają, gdzie ona leży, nie zapominając o obiektach z obecnego województwa lubuskiego a przede wszystkim o dolnośląskim, choć leżącym po niemieckiej stronie granicy Görlitz.
Mamy prawdziwe perły i perełki A przecież na Górnym Śląsku miejsc podobnej klasy nie brakuje. Zamków, pałaców a także – może nawet przede wszystkim – obiektów przemysłowych. Potężnych fabryk, które powodowały rozwój całej Europy. Dziś wiele z nich chyli się ku upadkowi, a może nawet już znikły – a taki park mógłby je ożywić, choćby tylko w naszej pamięci. Taki park mógłby także, podobnie jak na Dolnym Śląsku, przypomnieć nam, gdzie leży Górny Śląsk. Bo przecież perłą takiego parku musiałby być zamek w Mosznej, leżący między Opolem, Nysą a Górą św. Anny. Karniów, jedna z dawnych stolic Piastów górnośląskich ma aż kilka takich obiektów: zamek, synagoga, rynek. Niejeden by się zdumiał, że ten kawałek Górnego Śląska leży w Czechach. A przecież z tej czeskiej dziś części, można wymienić liczniejsze zabytki, choćby Ostrawy, Brunova. Na przykład wieża wydobywcza szybu Jindřich (Henryk) przypomni, że górniczy Górny Śląsk to nie tylko Katowice i Rybnik, że ciągnie się nieco dalej na południe. To wszystko perły – zaś perełką mógłby być paprocański pałacyk myśliwski Promnice (leżący nie wiadomo czemu od 1991 roku w Kobiórze a nie Paprocanach).
Szombierki czy dla tyskiego Browaru Książęcego (choć tu pytanie, czy dzisiejszego, czy sprzed 20 lat, jeszcze bez stalowych tankofermentatorów). Dla zamku w Pławniowicach i pałacu w Pszczynie. Kolejnej perełki śląskiej architektury czyli chorzowskiej poczty z XIX wieku oraz Nikiszowca, najpiękniejszego w Polsce dawnego osiedla robotniczego, razem z zabytkową kopalnią. (a może i dawnym szybem Wilson). W miejscu takim nie powinno zabraknąć radiostacji Gliwice (najwyższej drewnianej budowli na świecie!), twierdzy w Kędzierzynie-Koźlu, … Można tak długo, bardzo długo - i nie chodzi teraz o spór, co na takiej liście powinno się znaleźć w pierwszej kolejności.
Szybka lekcja historii Niejeden może żachnie się, że my znów o zabytkach. Że Śląsk ma tyle problemów, a nasz Cajtung stale zajmuje się przeszłością, nie teraźniejszością. I będzie miał sporo racji – ale właśnie dlatego uważamy, że
pałacu w Świerklańcu, jednej z najpiękniejszych siedzib magnackich w tej części Europy? Albo dla huty Uthermanna? O ile oczywiście istniejąca dokumentacja (głównie zdjęciowa) pozwoli w miarę wiernie je odtworzyć. A może nie powinniśmy popełniać błędów z Kowar – i stworzyć śląski a nie górnośląski park miniatur. I powtórzyć tam przynajmniej niektóre z ich obiektów: zamek Czocha, zamek Książ, największy w Europie drewniany budynek – czyli drewniany kościół protestancki w Świdnicy i inne. W Kowarach (i Ogrodzieńcu) wszystkie obiekty stworzono w skali 1:25, czyli to co w naturze ma 25 metrów – w modelu ma metr. Model budowli, która w naturze ma 100 metrów – w parku ma cztery metry. I jest bardzo, bardzo dokładny. Do tego stopnia, że gdy na zdjęciu, z którego model robiono, znajduje się gołąb na parapecie – to malutki, mierzący pół centymetra gołąbek jest też na modelu. To zresztą dowodzi, że do dobrej miniatury potrzebne są doskonałe zdjęcia. Aha, a propos parku w Kowarach dodać wypada,
Rezydencja von Hochbergów w Pszczynie. Chociaż potężniejszą mieli w Książu, ta też zdumiewa przepychem
7
LIStOPad 2013 r.
- maluśkie że Karkonosze (na przykład Śnieżka) są jednak w skali mniejszej, 1:50. I każdy, kto był choć w jednym z tych dwóch parków zgodzi się, że 1:25 to idealna skala. Budynki, obiekty są jeszcze małe, a już można oddać ich monumentalizm. Więc pewnie taką samą skalę warto by zachować w paru górnośląskim. Pytanie, gdzie go umieścić.
trzeba znaleźć miejsce Fundacja Silesia, która myśli o tym od jakiegoś czasu, uważa że powinien się on znaleźć w chorzowskim parku. A według nas to lokalizacja fatalna. Zgodnie z powiedzeniem, że nie rzuca się dwóch grzybów w barszcz. Park ma już dość atrakcji: skansen, planetarium, wesołe miasteczko, zoo, kolejka Elka, stadion. Latem w niedzielę i tak trudno znaleźć tam miejsce do zaparkowania. I w bezpośrednim sąsiedztwie nie ma niczego, co przenosiłoby w klimat przeszłości. Dobrą lokalizacją nie jest duże miasto. To nie przypadek, że park dolnośląski jest w małych Kowarach a nie w wielkim Wrocławiu (czy choć Legnicy, Jeleniej Górze), że park Orlich Gniazd jest w Ogrodzieńcu, a nie w Częstochowie czy Kra-
Zameczek myśliwski Promnice – małe jest piękne niemal za oknem - przychodzi dawna kopalnia „Heinrichsfreude" (powstała w 1843 roku, już w Polsce przemianowana na „Matylda” a jeszcze później na „Piast”). Zabytkowy budynek jej maszyny wyciągowej jeszcze stoi, wokół jest dużo wolnego terenu. Do drogi ekspresowej jest 4 kilometry, a do trasy, którędy najczęściej jeżdżą autokary do Auschwitz – 3 kilometry. – Od jakiegoś czasu myślę, żeby temu miejscu nadać walor promujący powiat, placówki kultury. Park Miniatur mógłby być dobrym
Niejeden może żachnie się, że my znów o zabytkach. Że Śląsk ma tyle problemów, a nasz Cajtung stale zajmuje się przeszłością, nie teraźniejszością. I będzie miał sporo racji – ale właśnie dlatego uważamy, że taki park jest bardzo ważny. Bo oferuje przeszłość tym, którzy chcą mieć ją w pigułce. Taką lekcję historii Śląska w pół godziny kowie; pomorski w Dziwnowie a nie Szczecinie, a park miniatur światowych jest w maleńkim Inwałdzie (między Andrychowem a Wadowicami) a nie w Warszawie. Park miniatur potrzebuje miejsca, gdzie może się rozrastać i małej miejscowości – ale przy dobrych szlakach komunikacyjnych – gdzie będzie główną atrakcją turystyczną. Można też postarać się – jak w Kowarach – aby znalazł się w nieczynnej fabryce. Wówczas od razu zagospodaruje się też zabytek poprzemysłowy. Takich miejsc jest sporo, nam w redakcji jako pierwsze z brzegu - bo mamy ją
Kopalnia Wieczorek i Nikiszowiec – historia kapitalizmu w śląskim wydaniu
pomysłem – mówi starosta Bernard Bednorz, który zarządza tym terenem.
Pieniądze? Chyba unijne Nie gorsze byłyby pewnie okolice zamku Chudów, czy resztki dawnej huty szkła nad Jeziorem Paprocańskim. Lokalizacje można mnożyć. Ważniejsze jest pytanie,
kto się tym zajmie. Prezes Fundacji Silesia, Marek Nowak nadal deklaruje zainteresowanie, ale też wyjaśnia, że trudno będzie go stworzyć bez dotacji unijnej. – Jedna duża makieta, obiektu wielkości choćby zamku w Mosznej czy Elektrociepłowni Szombierki, to koszt nawet 50 000 złotych. Tak więc wybudowanie parku kosztować musi przynajmniej około miliona. My jesteśmy gronem pasjonatów i sami nie udźwigniemy takiego ciężaru – mówi. Zapowiada ubieganie się o tę dotację już w przyszłym roku. Wniosków o taką dotację będzie pewnie więcej. Ale to dobrze, bo taka rywalizacja pokaże, iż projekt jest sensowny, oczekiwany – i ktoś tę dotację dostanie. Może Fundacja Silesia a może jakiś miejski czy powiatowy samorząd. Może jeszcze ktoś inny. Samorząd (choćby ten w Lędzinach) ma nad Fundacją przewagę. Jest posiadaczem terenu, podczas gdy Fundacja musiałaby dopiero dogadywać się z parkiem w Chorzowie. Ponadto samorząd ma swoich etatowych pracowników kultury i promocji, budżet na te działania, może do parku dołożyć własne pieniądze. Dlatego my sami obstawiamy, że park zapewne powstanie w ramach jakiegoś partnerstwa publicznoprywatnego. Oby powstał jak najszybciej. darIUSz dYrda, PaULa zaWadzKa
to zajecie dla artysty
Rozmowa z JaNeM aNdrYCzeM, modelarzem specjalizującym się w budowlach - Modelarze zazwyczaj budują makiety samolotów, statków, czołgów… - I ja też tak zaczynałem. Pierwsze modele kupowałem i kleiłem. Potem przyszła ambicja uzupełniania ich własnymi fragmentami. Wreszcie postanowiłem zbudował samodzielnie model XVII-wiecznego okrętu wojennego w skali 1:50. Budowałem go rok, ale dziś ozdabia jedną z eleganckich restauracji, a ja dostałem za niego 5000 złotych. Dla studenta była to kupa forsy. I wtedy pomyślałem, że zamiast uczyć dzieci plastyki, mogę też czasem zarabiać na robieniu tego, co kocham. Czyli tworzeniu modeli.
To trudna praca? - Trzeba mieć talent i doświadczenie. Mnie było łatwiej, bo jestem absolwentem dobrego liceum plastycznego. Potem wychowania plastycznego na uniwersytecie. Uczono mnie więc rzeźby, a modelowanie to przecież rzeźbienie.
- Myślałam, że bardziej klejenie, łączenie... - A niby czego. Najpierw te elementy trzeba stworzyć. Fragmenty bram, dachów, okna, parapety, elewacje. Rzeźbi się je w plastycznym surowcu. Jedni wybierają plastelinę, inni modelinę. Gdy model jest gotowy, oblewa się go żywicą, aby stworzyć negatyw. Potem do tego negatywu wlewa silikon – i gdy zastyga mamy gotowy element. Teraz dopiero te elementy łączymy. Jeśli obiekt jest większy, to trzeba pod całość stworzyć jakąś konstrukcję, A ponadto jeśli na przykład coś było zbudowane z kamieni – choćby mur
zamku – to najlepiej jednak dobierać kamyki i je kleić. Na koniec oczywiście trzeba jeszcze model pomalować. Tak więc mamy tutaj zajęcia rzeźbiarza, mamy malarza, mamy sztukatora. Bo modelarz to bardziej artysta plastyk, niż rzemieślnik. - I ile czasu zajmuje taki model? Powiedzmy pszczyńskiego zamku? - A w jakiej skali?
- Takiej jak w Ogrodzieńcu, jak w Kowarach. 1 do 25. - Więc budynek będzie miał ze trzy metry. I metr wysoki… Obok jak pamiętam brama, spory taras, sala balowa. Jeden modelarz tego w rok nie zrobi, mowy nie ma. To praca na rok dla dwóch, trzech osób. Mówię oczywiście o pracy dorywczej, popołudniami i przez weekendy, powiedzmy przez trzy godziny dziennie.
- I ile taki model musiałby kosztować? - Ja tego nie robię dla pieniędzy, ale razem z materiałami trzeba bo za gotowy policzyć kilkanaście tysięcy. Może dwadzieścia.
- Mieszka pan w Katowicach. Gdyby powstał górnośląski park miniatur, podjąłby się pan robienia dla niego modeli? - Skakałbym z radości. Przecież i tak przymierzam się ostatnio do modelu Elektrociepłowni Szombierki. Kiedyś zacząłem robić, ale nie skończyłem, model pałacyku w Promnicach. Gdybym mógł to robić za jakieś wynagrodzenie, nawet symboliczne, byłbym zachwycony.
8
LIStOPad 2013 r.
Witelo – naukowiec nr 2. Średniowiecza był Ślązakiem
Optyka bez demonów Fizyka, optyka, przyroda, filozofia. Oświecony pakiet wykształcenia w ciemnych, średniowiecznych czasach sprawia, że cały świat uważa tego Ślązaka za jednego z najwybitniejszych myślicieli i naukowców tamtej epoki. Katedra w Padwie, poselstwo na Soborze w Lyonie oraz wiele innych tytułów i osiągnięć sprawiają, że wart jest poznania. Ale trzeba powiedzieć więcej: Ślązacy mają czołowego uczonego z czasów, gdy nauka jeszcze w zasadzie nie istniała. Bo on jako jeden z pierwszych ludzi na świecie, zaczął tłumaczyć swoje obserwacje nie za pomocą Biblii, lecz za pomocą umysłu, zjawisk przyrodniczych. W tym co go otacza nie szukał działalności demonów, lecz praw fizyki. W XIII wieku to zupełnie niezwykłe. Poznajmy więc Witelona. cona, którego do dzisiaj uważamy za skrajnego empirystę, badacza świata za pomocą nauki. Kiedy więc przyjrzymy się dziełom naukowym i twierdzeniom Witelona, rzuciwszy okiem na jego uniwersyteckie wykształcenie, bez trudu dostrzeżemy, iż Witelo wzorował się na Baconie, co, mimo ciemnej (umysłowo) epoki przybliża go do Oświecenia.
W
Witelo. Genialny Ślązak, który wyprzedził epokę ystępuje w piśmiennictwie pod wieloma imionami: Witelo, Vitello, Vitellio, Vitello Thuringopolonis, a także Erazm Ciołek. Jest postacią bez dokładnej daty urodzenia i zgonu, bez dokładnego, uporządkowanego życiorysu i jak to często bywa – postacią z zagubioną teką dzieł. Do dziś zachowały się: list -
demony? zjawiska przyrody i złudzenia wzroku
Wizerunek szatana w Średniowieczu, jest równie ważny (jeżeli nie ważniejszy) niż Boga. Demonologia (średniowieczna nauka o złych duchach) nakręcana była głównie przez Kościół, który w ten sposób kontrolował życie. Manipulowanie ludzkimi słabościami, wykorzystywanie emocji, w tym głównie strachu, było głównym zadaniem księży. Każda mgła, tęcza, błyskawica była dowodem walki demonów i aniołów.
W traktacie „O naturze demonów” śląski uczony postawił twierdzenia tak odmienne od średniowiecznych zabobonów, że można powiedzieć, że Średniowiecze nie dorosło do jego poglądów. Jego zdaniem przyczyny istnienia demonów to zjawiska atmosferyczne oraz po części złudzenia wzroku. "O najgłębszej przyczynie żalu za grzechy i o naturze szatanów" oraz wykład optyki "Perspektywy" (szesnaście odpisów, żadnego nie ma na terenie Śląska a nawet Polski). Mimo wszystko wiemy o nim sporo. Urodził się ok.1230 r., na pewno na Śląsku, a najprawdopodobniej w Legnicy, w plebejskiej rodzinie. Zapewne jako chłopak przeżył słynną bitwę pod Legnicą. Tam również skończył szkołę. Następnie udał się na studia do centrum ówczesnej nauki – do Paryża.
Nie do pomyślenia były więc teorie Witelona zaprezentowane w kontrowersyjnym traktacie. Nawiasem mówiąc, ów
traktat był listem do prorektora i przyjaciela, magistra Ludwika z Lwówka Śląskiego; Witelo udzielił odpowiedzi na pytania o „naturę demonów” i takim tytułem posługujemy się do dzisiaj. W traktacie „O naturze demonów” śląski uczony postawił twierdzenia tak odmienne od średniowiecznych zabobonów, że można powiedzieć, że Średniowiecze nie dorosło do jego poglądów. Przecież jeszcze prawie 300 lat po tym, jak Witelo wydał ostatnie tchnienie, niejaki Peter Biesfield, demonolog i jezuita, stworzył klasyfikację demonów, na czele Asmodeuszem i Belzebubem. Jak odnosił się do tego Witelo? Jego zdaniem przyczyny istnienia demonów to zjawiska at-
Witelo kształcił się przez całe życie. W Padwie zaznajomił się z prawem, matematyką, fizyką, przyrodą, filozofią i teologią. Tam również udzielał lekcji, jakiś czas po to, by zarobić na życie, gdyż wstrzymano mu dochody ze śląskiego skarbca. To w Padwie najbardziej umiłował sobie meteorologię i optykę, poczynił pierwsze badania nad zjawiskami atmosferycznymi i załamywaniem się światła. W 1268 roku Witelo udał się do Rzymu, na dwór papieski. Kontynuował swe ba-
Kto studiował Witelona? Wszyscy uczeni do XVII wieku, którzy zapisali się w kartach historii, na tyle, by współczesne dzieci mogły o nich przeczytać w podręcznikach, a więc i Leonardo da Vinci i Kopernik, a także Newton czy Kepler. Ten ostatni zresztą jedno ze swoich dzieł zatytułował „Dopełnienie do Witelona”. mosferyczne oraz po części złudzenia wzroku wywołane przez te zjawiska, jak i również zwyczajne przywidzenia. Co do tych ostatnich, warto przypomnieć, iż Witelo zajmował się również psychologią i ludzkim umysłem i pewnie wiedział, iż stan emocjonalny człowieka, szczególnie skrajny stan (np. lęku) jest w stanie wywołać pewne wizje. Cała reszta zaś to po prostu mgły i błyskawice, a przede wszystkim otumaniające wyjaśnienia tych zjawisk przez księży.
dania i tak powstały „Perspektywy ksiąg dziesięcioro”(„ Witelona matematyka uczonego o optyce, to jest o istocie, przyczynie i padaniu promieni wzroku barw oraz kształtów, którą powszechnie nazywają perspektywą, ksiąg dziesięcioro”) napisane w Rzymie, ok. 1270 roku. Dzieło to było wielkie nie tylko ze względu na merytoryczną zawartość, ale i na pokaźne, encyklopedyczne rozmiary. Zawierało twierdzenia Platona, Arystotelesa, , Euklidesa, Avicenny i innych uczonych starożytnych, a także prace najwybitniejszego optyka arabskiego Alhazena. Uważnie studiowane przez uczonych aż do XVIw., stanowiło podstawę optyki.
Inne dzieła Witelo, nie mógł długo zabawić na dworze papieża Grzegorza X, gdyż ten był zagorzałym przeciwnikiem nauki. To w Rzymie napisał dzieło, które być może
Czym skorupka za młodu nasiąknie To właśnie w Paryżu Witelo zapoznał się z nowatorskimi teoriami, jakoby świat nie wyglądał tak, jak stworzył go bóg, lecz rozwijał się i zmieniał, a samo jego poznanie powinno odbywać się za pomocą rozumu.. Dziś to dla nas oczywistość – wówczas kamień obrazy dla Kościoła czyli władzy w Europie najwyższej. Uczestniczył również w wykładach Rogera Ba-
Wielka optyka Witelona
II, króla Czech a opiekuna Henryka IV, księcia wrocławskiego. Nie do końca ceniony jako teolog, uczony na wieki został zapamiętany jako przyrodnik i filozof.
z niego czerpali da Vinci i Kopernik I to jaką podstawę! Witelo zajął się na ówczesne czasy najważniejszą gałęzią fizyki - optyką. Pierwsza księga to ponad sto dowodów matematycznych oraz twierdzeń w większości należących do Witelona. „Perspektywy” były absolutnie najważniejszą publikacją (ukazywała się przez lata w wielu kopiach, aż w 1535r. zostały wydrukowane w Norymberdze). Kto studiował Witelona? Wszyscy uczeni do XVII wieku, którzy zapisali się w kartach historii, na tyle, by współczesne dzieci mogły o nich przeczytać w podręcznikach, a więc i Leonardo da Vinci i Kopernik, a także Newton czy Kepler. Ten ostatni zresztą jedno ze swoich dzieł zatytułował „Dopełnienie do Witelona”.
Ślązak czy Polak?
Witelo urodził się na ziemi śląskiej, ale pisał o sobie „syn Turyngów i Polaków”. W dziesiątej księdze „Optyki” stwierdza: „ W naszej ziemi, a mianowicie w Polsce, tej która jest zamieszkana pod 50 stopniem szerokości”. Kim zatem był? Kim się czuł? Wtedy nie istniało poczucie odrębności narodowej i dlatego naukowiec mawiał o sobie, że jest Polakiem urodzonym w Polsce. Nie zmienia to faktu, że z dzisiejszego punktu widzenia był Ślązakiem, czego koronnym dowodem jest jego prawdziwe imię. Według profesora A. Birkenmajera imię Witelo jest zdrobnieniem od śląskiego imienia Wito, czyli od niemieckiego Guido. Przede wszystkim jednak rozmawianie o narodowości ludzi żyjących do XVII-XVIII wieku, to bezsens. Narodowość związana była wówczas z państwem, w którym człowiek się urodził.
Śląsk XIII-wieczny, podobnie jak dzisiejszy, utożsamiany był z Polską, więc i Witelo tak się utożsamiał. Zresztą podobnie jak Kopernik, którego rodzice pochodzili dokładnie z tych stron, co Witelo.
W dolnośląskiej Żurawinie stoi niewielki obelisk poświęcony Witelonowi.
już wtedy tam zaginęło, czyli „Wnioski z elementów Euklidesa” . Nie wiadomo do końca, jak potoczyły się jego losy bezpośrednio po pobycie w Rzymie, najprawdopodobniej udał się na dwór Ottokara
Śląsk XIII-wieczny, podobnie jak dzisiejszy, utożsamiany był z Polską, więc i Witelo tak się utożsamiał. Zresztą podobnie jak Kopernik, którego rodzice pochodzili dokładnie z tych stron, co Witelo.
9
LIStOPad 2013 r.
K
Witelo jaKo… Pan tWardoWsKi
Badania w rzekomej siedzibie czarnoksiężnika Krzmionce, oraz eksperymenty z odbiciem w zwierciadle powodują, że postać Witelona jest pierwowzorem do powstania legendy o Panu Twardowskim, czarnoksiężniku, który zaprzedając duszę diabłu posiadł niezwykłe umiejętności, m.in. wywołał z pomocą magicznego lustra ducha Barbary Radziwiłłówny. Witelo pewnie przewraca się w grobie, gdy słyszy, że jego działania tchnęły w życie polskiego Fausta. Obraz Wojciecha Gersona Mimo to, pamiętajmy, że jeden z najpotężniejszych umysłów Średniowiecza, autorytet Kopernika i Keplera pochodził ze Śląska. Szczyciłby się nim każdy europejski region, każde państwo. Pewnie postawiliby mu pomnik. A u nas o nim nawet wzmianki w podręcznikach, jedyny niewielki obelisk znajduje się w Żurawinie (powiat wrocławski). A wyższa szkoła w Legnicy nosi jego imię. Ale jak na najwybitniejszy po Baconie umysł średniowiecza – to trochę mało.
Wpływ na Śląsk Ostatnie lata swojego życia Witelo spędził w Legnicy, gdzie był nauczycielem. Według profesora Aleksandra Birkenmajera, przebudzenie umysłowe na Śląsku w XIV w. jest wynikiem działalności Witelona. To dzięki uczonemu została założona szkoła w Legnicy, w 1309r. Jak żyło się Witelonowi w czasach inkwizycji ? Jak to się stało, że nie został spalony na stosie lub poddany torturom, tak jak wszyscy ludzie nauki ? Po prostu miał sporo szczęścia, bo procesy i tortury naukowców, zielarek(złych czarownic paktujących z diabłem), miały przeżyć swój rozkwit nieco później. Niewątpliwie trzeba było sporo odwagi, aby w średniowieczu być światłym naukowcem, natomiast aby podważać teorie księży na temat demonów, cóż… To już chyba trzeba było być szaleńcem. Na zakończenie, należy podkreślić, że to ówczesny Kościół w dużej mierze jest winny tego, iż dzieła uczonych nie zachowały się. Przez lata, wszelkie mądre rękopisy były palone (najczęściej razem z autorami). \ PaULa zaWadzKa
iedy pisałam artykuł o Witelonie ( dla tych, którzy nie dobrnęli do drugiego zdania artykułu na sąsiedniej stronie przypominam, że był to najznamienitszy śląski uczony epoki Średniowiecza), gorycz i rozczarowanie narastały z każdą sekundą. Prawdę powiedziawszy, ostatnią jako taką styczność ze Średniowieczem miałam, kiedy zdawałam maturę z historii, a było to kilka lat temu. Od tego czasu, nie miałam powodu wracać do „ciemnych wieków”, bo czasy te utkwiły mi w głowie jako zabobonne. Co prawda, zaledwie parę dni temu, będąc w „Domu kata’, czyli muzeum narzędzi tortur na Dolnym Śląsku, przypomniało mi się to i owo, a przede wszystkim procesy czarownic. Jak wymyślono, żeby światłe kobiety, posiadające nie tylko elementarną wiedzę z zakresu zielarstwa, ale i z anatomii palić na stosie? Żeby torturować i palić uczonych? Otóż, wszelka wiedza zagrażała pozycji kleru, który poprzez swoje wizje demonów przez stulecia (!) straszył ludzi, kontrolując ich zachowania. Dlatego też palono naukowców. A wszystkich tych, których nie spalono, piętnowano. Rozciąganie ludzkiego ciała aż do wyłamania stawów, duszenie, biczo-
P
rezydent Bronisław Komorowski, arcybiskup Wiktor Skworc, śląski lider SLD Marek Balt – ci ludzie są współodpowiedzialni za demolowanie Warszawy, które odbyło się 11 listopada. Może nie zdają sobie z tego sprawy, ale swoimi słowami wspierają narodowców, którzy napadli na rosyjską ambasadę. Kto nie chce uznać narodowości śląskiej – ten jest także odpowiedzialny za warszawski Marsz Niepodległości. Słowa te brzmią może dziwnie, ale zaraz je wyjaśnię. Demonstracja, która ku oburzeniu cywilizowanych ludzi, przetoczyła się 11 listopada przez Warszawę, głosiła jednoznacznie narodowe hasła. Hasła nacjonalistyczne, pasujące do formuły „wszechpolskiej”. Czyli takiej, która
PISaNe za brYNICĄ
Odkrycia Witelona, odkrycia bochyńskiego wanie. „Żelazna dziewica”, czyli stojąca trumna ludzkich rozmiarów zaopatrzona w środku w kolce, rozłożone jednak w taki sposób, aby omijały główne na-
Czytając życiorys Witelona i jego starania o wyjaśnienie przyczyn zjawisk meteorologicznych, sądziłam, że księża przez długie lata pociskali wiernym taką ciemnotę, jakiej nie można sobie w obecnych czasach wyobrazić. A jednak! Niektórzy współcześni, polscy księża w jakiś magiczny sposób przenieśli się w czasie ze Średniowiecza. rządy, przyczyniając się do powolnej i bolesnej śmierci oraz otwory na zewnątrz pozwalające torturować, przez wbijanie w ludzkie ciało szpikulcy. Można wymieniać bez końca, jednak to wszystko nie jest scenerią do nowo kręconego horroru, a sadystycznym faktem, który splamił honor naszego Kościoła Katolickiego na wieki. A demony? Czytając życiorys Witelona i jego starania o wyjaśnienie przyczyn zjawisk meteorologicznych, sądziłam, że księża przez długie lata pociskali wiernym taką ciemnotę, jakiej nie można sobie w obecnych czasach wyobrazić.
ców, po prostu w jakiś magiczny sposób przenieśli się w czasie ze Średniowiecza. Jak kiedyś demony obżarstwa, czy skąpstwa straszyły ludzi tak bardzo, że ci dosłownie „umartwiali się”, dając sobie wmówić, że absolutnie wszystko jest grzechem, tak teraz, księża starają się wmówić, że jakieś seksualne demony zawładnęły duszami dzieci, aby uwodzić niewinnych dostojników kościelnych. O kim mowa? Choćby o ks. Ireneuszu Bochyńskim, który dosłownie stwierdził, iż 10-letni chłopcy sami włażą księżom do łóżek i jest to ich wybór. Dzieci w ten sposób chcą być spełnione… Sądzę, że w XIII wieku odkrycia
fIKSUM dYrdUM
tacy sami jak kibole
nych państwach, jak Niemcy, Litwini czy Czesi. Ukraińcy już niekoniecznie, bo są oceniani jako współwinni rzezi wołyńskiej. O żadnych innych mniejszościach, deklarujących odrębność, jak Ślązacy czy Kaszubi, mowy nie ma. „Albo jesteś Polakiem, albo wypieprzaj z Polski!” to ich hasło, które zna świetnie każdy, kto choć raz wdał się w dyskusję o śliskości z polskim narodowcem. Narodowiec ten deklarowanie śląskiej odrębności uznaje za zdradę narodową, domagając się zarazem delegalizacji takich organizacji jak Ruch Autonomii Śląska czy Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej. Każdy, kto podziela ich pogląd w tej
Jeśli prezydent RP w swoich wypowiedziach kwestionuje istnienie języka śląskiego i nie uznaje narodowości śląskiej, wbrew deklaracjom pół miliona ludzi - to daje wyraz przekonaniu, że każdemu obywatelowi może nakazać być Polakiem. Czyli robi dokładnie to samo, co kibol 11 listopada – tyle, że on robi to bez fizycznej przemocy. w sąsiadach Polski upatruje wrogów, a w granicach samej RP wyznającej zasadę „Polska dla Polaków”. W takiej formule obywateli polskich nie mieszczą się żadni imigranci, ale też nie ma miejsca dla mniejszości. Mogą być tolerowane, ale bez żadnych przywilejów, praw. I to wyłącznie mniejszości uznane, mające oparcie w in-
A jednak! Można odnieść wrażenie, że niektórzy współcześni, polscy księża opowiadający o kuszeniu, a wręcz uwodzeniu kleryków przez małych chłop-
Witelona były takim samym szokiem, jak dla mnie odkrycie księdza Bochyńskiego. Powinien jeszcze dodać, że dzieci te są we władaniu demona. Co się zaś tyczy samego Witelona, to mimo wszystko, pod względem naukowym, miałby się dużo lepiej w dzisiejszych czasach, niż w Średniowieczu. Dzisiaj nikt nie niszczy wyników pracy badawczej całego życia i taki gość jak Witelo pewnie miałby już na swoim koncie co najmniej Nobla z fizyki. Czarownice palono w całej Europie. Ale gdy tam (czyli choćby na Śląsku) w XVII wieku już kończono – to w Polsce dopiero zaczynano. To dowodzi jednak zapóźnienia cywilizacyjnego. I w ciągu ostatnich kilku tygodni, gdy czytam wypowiedzi ks. Bochyńskiego czy abp. Michalika – tak sobie myślę, że polskie zapóźnienie cywilizacyjne wobec Europy jeszcze się pogłębia. Pech zaś Śląska polega na tym, że teraz już nie leży po stronie cywilizacji zachodnioeuropejskiej, lecz po stronie Polski. Co mnie boli, bo przecież w czasach Witelona, moja Czeladź leżała jednak na Śląsku. Dopiero potem śląski książę sprzedał ją krakowskiemu biskupowi. A mogliście, zamiast sprzedawać, wybudować w Czeladzi dworzec. Jeździłabym z niego cugiem do Katowic. POzdraWIaM SerdeCzNIe, WaSza GOrOLICa, PaULa zaWadzKa
sprawie, kto głosi podobne opinie umacnia ich w przekonaniu, że mają rację. Że walczą o słuszną sprawę, że wszechpolskie idee „polski dla Polaków” są rzeczywiście racją stanu naszego państwa. No i tutaj dochodzimy do meritum. Głoszenie, że istnieje odrębna narodowość śląska, którą zadeklarowało pół
miliona ludzi – wywołuje u narodowców wrogość. Podobną wrogość wywołuje twierdzenie, że mowa, którą się posługujemy między sobą, to nie żadna polska gwara, lecz odrębny język. Wściekłość
Kampf” to jest już o krok od tej retoryki, że jeśli nie czujecie się Polakami, to wypieprzać do Niemiec. Z wolnościami obywatelskimi jest bowiem jak z ciążą. Nie można być
Z wolnościami obywatelskimi jest bowiem jak z ciążą. Nie można być trochę w ciąży. Jeśli pół miliona ludzi twierdzi, że należy do innego niż polskiego narodu, to w demokracji trzeba uznać, ze naród ten istnieje. Po prostu. wręcz wywołuje postulat autonomii Śląska. Ale trzeba powiedzieć wprost, że w tych poglądach mają licznych sojuszników. Właśnie w osobach prezydenta Rzeczypospolitej, katowickiego arcybiskupa metropolity, działaczy partyjnych nie tylko PiS, ale też PO czy SLD. Jeśli prezydent RP w swoich wypowiedziach kwestionuje istnienie języka śląskiego i nie uznaje narodowości śląskiej, wbrew deklaracjom pół miliona ludzi, - to daje wyraz przekonaniu, że każdemu obywatelowi może nakazać być Polakiem. Czyli robi dokładnie to samo, co kibol 11 listopada – tyle, że on robi to bez fizycznej przemocy. Jeśli abp Wiktor Skworc wbrew deklaracji pół miliona ludzi twierdzi, że „wszyscy jesteśmy Polakami”, to odmawia im prawa, do własnej, innej niż wszechpolska tożsamości. Czyli robi dokładnie to samo, co „patriota” na Marszu Niepodległości. Jeśli śląski lider SLD deklaracje śląskości porównuje do „Mein
trochę w ciąży, nie można mieć trochę demokracji. Tak, jak demokracja zezwala na swobody wyznaniowe, tak samo musi zezwalać na swobodę tożsamościową. Jeśli pół miliona ludzi twierdzi, że są wyznawcami jakiejś religii, w demokratycznym państwie trzeba tę religię uznać, a nie odpowiadać, że „takiej religii nie ma a wy macie być katolikami”. Jeśli pół miliona ludzi twierdzi, że należy do innego niż polskiego narodu, to w demokracji trzeba uznać, ze naród ten istnieje. Po prostu. Nie robiąc tego bowiem - gwałci się demokrację. Dokładnie tak samo jak ci, którzy 11 listopada napadli w Warszawie na ambasadę innego państwa. Co więcej, dokładnie z tych samych, polsko-patriotycznych a raczej wszechpolskich pobudek. A potem już są tylko metody. Jedni odmawiają wpisania narodowości w ustawę, inni biorą się za palenie miasta. darIUSz dYrda
10
LIStOPad 2013 r.
Poważnie o Śląsku Z JerzYM CIUrLOKIeM, rozmawia Dariusz Dyrda
- No i przylgnęła do ciebie łatka wicmana. Do tego stopnia, że gdy na kongresach Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej zabierałeś głos w dyskusji, mówiąc o śląskich tradycjach piśmienniczych czy naukowych, to na sali było zaskoczenie, że Ecik zna się na takich rzeczach. I to lepiej niż ktokolwiek inny na tej sali. - Dziękuję za komplement. Ale rzeczywiście, ubolewam nad tym, że w dzisiejszej Polsce jak ktoś jest kabareciarzem, to już nie może być poważny – a jak jest poważny, to nie może opowiadać wiców. A przecież tacy Tuwim czy Słonimski pisali świetne teksty kabaretowe, umieli bawić dowcipem, a zarazem pisać poważne teksty, wierszem i prozą. I nikt się temu nie dziwił. Teraz jak ktoś lubi się śmiać i rozśmieszać innych, to jakby odbiera mu się prawo do rzeczy poważnych. Tymczasem ja od bardzo dawna zajmuję się Śląskiem na poważnie. Jerzy Ciurlok – Dziennikarz i satyryk od ponad 30 lat związany z Polskim Radiem Katowice , świetnie znany z kabaretu Masztalscy, obecnie także rzecznik prasowy Stowarzyszenia Osób narodowości Śląskiej. Twórca i organizator wielu przedsięwzięć mających na celu poważną dyskusję o Śląsku i odkłamywanie jego historii. - Od kilkudziesięciu lat jesteś na Śląsku rozpoznawalny i kojarzony ze śląskością. Ale jako wicman, jako Ecik z Masztalskich, kiery ôsprawio fajne wice. W ostatnich czasach dajesz się także poznać jako wybitny znawca śląskiego piśmiennictwa, śląskiej kultury i historii. Jak to się stało, że wicman, kabareciarz stał się nagle autorytetem? - Śmieszne pytanie. Śmieszne, bo było dokładnie na odwrót. Ja przez 30 lat byłem dziennikarzem radiowym, zajmującym się tematyką śląską. Traktowałem ją poważnie i gdy dziś słyszę, jak jakieś radio się chwali, że ma pierwsze serwisy informacyjne po śląsku, to mnie ogarnia pusty śmiech, bo ja dostałem zgodę na robienie takiego programu w Polskim Radiu Katowice w stanie wojennym, w 1982. Programu po śląsku i to nie jakichś wiców, nie gawęd, bojek, tylko normalnego serwisu informacyjnego. Zazwyczaj miał on miejsce raz w roku, w Barbórkę, ale był. Ja wtedy pokazywałem Śląsk, z którego można być dumnym, Śląsk na poważnie. Ecik z Masztalskim pojawili się później, w 1986 roku.
- Jak? - To proste, nasi przełożeni w Warszawie chcieli pokazać śląską mowę, ale tam już o powadze nie było mowy, miał być śląski humor. A ja uznałem, że nasza godka jest godna pokazywania i jeśli da się tylko przez humor, przez wice po śląsku, niech i tak będzie. Przy czym starałem się, żeby te wice oddawały także naszą kulturę, aby nie były tylko kalką językową z kawałów polskich, amerykańskich i innych. I chyba nam się udawało, zważywszy, jak wielką popularnością cieszyli się Masztalscy. Bo owszem, mam świadomość, że pewną popularność zyskałem jako dziennikarz radiowy, ale powszechnie rozpoznawalni z Olkiem Trzaską staliśmy się jako Ecik i Masztalski.
- I masz na jego temat sporo do powiedzenia. Prowadzisz na te tematy spotkania, w Muzeum Górnośląskim „Rozbieranie Śląska” , w Bibliotece Śląskiej „Śląski Labirynt”. Rozbierasz Śląsk i śląskość na czynniki pierwsze. Więc powiedz, jakie opinie na temat Śląska i Ślązaków są według ciebie najbardziej krzywdzące.
bardziej znani, uznawani za najwybitniejszych. Ich Śląsk jest prostacki, lumpenproletariacki. To nie tylko „Bercik” Hanke ze „Świętej Wojny” i kabaret „Rak”. Po prostu uparcie pokazywany jest taki Śląsk. Jako rzekomo ten prawdziwy. A przecież to nieprawda – kto przyjrzy się starym kamienicom Katowic, Bytomia, Gliwic, Rybnika, ten przecież natychmiast zrozumie, że tego nie wybudowano
- Oprócz tej gruby panuje też schemat, że symbole śląskość to pracowitość, religijność, rodzinność. Co ty na to? - Powtarza to wielu ludzi ale nie zastanawiają
Stereotyp Ślązak-katolik jest równie nieprawdziwy jak Polak-katolik. Dziś postawy laickie, ateistyczne, agnostyczne są równie częste wśród Ślązaków jak wszystkich innych grup etnicznych. Zwłaszcza w dużych miastach. Jednak jeśli mówimy o śląskim katolicyzmie, koniecznie trzeba też dodać, że był on nieco inny od polskiego. Głębszy! Poważniejszy. U nas przyjęte było, wzorem ewangelików, czytanie biblii. Zresztą wynikało to także z faktu, że jak wspomniałem, sto lat temu śląski chłop, w odróżnieniu od polskiego umiał czytać. I czytał nie tylko biblię dla lumpenproletariatu, tylko dla zamożnego i wykształconego mieszczaństwa. Oszem, ten lumpenproletariacki też istnieje i istniał, ale pięknie w wybitnej powieści „Cholonek” pokazał go Janosch. I wystarczy. Nie zgadzam się na permanentną cholonkizację Ślązaków! Śląsk już od XVI wieku należał do centrów chociażby drukarstwa, a krakowskie rody drukarskie to też byli Ślązacy. W czasach górniczo-hutniczej prosperity, od początku XIX wieku rosły tu nie tylko magnackie fortuny
Lumpenproletariacki Śląsk też istnieje i istniał, ale pięknie w wybitnej powieści „Cholonek” pokazał go Janosch. I wystarczy. Nie zgadzam się na permanentną cholonkizację Ślązaków! kto przyjrzy się starym kamienicom Katowic, Bytomia, Gliwic, Rybnika, ten przecież natychmiast zrozumie, że tego nie wybudowano dla lumpenproletariatu, tylko dla zamożnego i wykształconego mieszczaństwa. - Jest ich całe mnóstwo, ale ze smutkiem muszę powiedzieć, że krzywdzący obraz Śląska prezentują sami Ślązacy. I to ci naj-
filantropami i dbali o społeczność. W sposób typowy dla protestanckiej arystokracji i burżuazji.Naszym dziedzictwem jest to, a nie tylko opa na grubie.
przemysłowe, ale rozwijały się też wszystkie dziedziny nauki, sztuki.Ci śląscy magnaci byli mecenasami artystów i uczonych, ale też
się, co się za tym kryje. Dlaczego od sąsiadów różniliśmy się tą pracowitością, tą religijnością, tą rodzinnością. A przecież to nie jest tak, że nas Ponbůczek nimi obdarzył, one się wzięły z naszej historii. One miały swoje przyczyny.
- Na przykład pracowitość? - Zrodziła się z dwóch czynników. Pierwszy zaskoczy tych piewców naszego katolicyzmu, bo był nią protestantyzm. Na Śląsku protestanci licznie mieszali się z katolikami, a właśnie w wyznaniach protestanckich ogromny nacisk położony jest na etos pracy. Praca jest najpiękniejszą modlitwą. I śląscy katolicy przejęli ten etos od śląskich protestantów. Druga przyczyna jest znacznie bardziej prozaiczna – w brutalnym XIX-wiecznym kapitalizmie robotnik musiał tyrać jak wół, albo na jego miejsce przyjmowano innego. Polska tego kapitalizmu praktycznie nie zaznała, takie rodzynki jak Łódź to wyjątki. A Górny Śląsk był jednym z centrów tego światowego kapitalizmu, który wykreował ogromną
Kabaret „Masztalscy” spowodował, że do Ciurloka przylgnęła łatka wicmana. Ale jest też wybitnym znawcą historii i teraźniejszości Śląska i Ślązaków.
11
LIStOPad 2013 r. pracowitość proletariatu, choć z drugiej strony jej małą kreatywność. Elity kierowały, robotnicy pracowali. Gdy naraz zabrakło tych elit, śląscy robotnicy znaleźli się trochę w ślepym zaułku. Stąd tak częsta właśnie degeneracja Ślązaków, degeneracja etosu pracy. Oczywiście miało na nią wpływ też wymieszanie się ludności z przybyszami z całej Polski.
- Dotknąłeś już kwestii naszej religijności… - To po prostu mit. Ślązacy byli głęboko religijni, podobnie jak Polacy i inne narody Europy. Ale stereotyp Ślązak-katolik jest równie nieprawdziwy jak Polak-katolik. Dziś postawy laickie, ateistyczne, agnostyczne są równie częste wśród Ślązaków jak wszystkich innych grup etnicznych. Zwłaszcza w dużych miastach. Tak więc ten głęboki obecny katolicyzm Ślązaków, o którym mówią chociażby Marek Szołtysek czy niektórzy działacze RAŚ, to raczej ich pobożne życzenia, niż fakt. Jednak jeśli mówimy o śląskim katolicyzmie, koniecznie trzeba też dodać, że był on nieco inny od polskiego. Głębszy! Poważniejszy. U nas przyjęte było, znów wzorem ewangelików, czytanie biblii. Zresztą wynikało to także z faktu, że jak wspomniałem, sto lat temu śląski chłop, w odróżnieniu od polskiego umiał czytać. I czytał nie tylko biblię, ale na przykład czasopismo „Katolik” Miarki. Albo czasopisma niemieckojęzyczne. Dlatego
To skandal, że państwo, podobno demokratyczne, decyduje za swoich obywateli, kim mają się czuć. Że państwo reglamentuje poczucie tożsamości. Że reglamentuje narodowość, i decyduje za mnie, czy mam prawo czuć się Ślązakiem religia katolicka naszych przodków była znacznie głębsza, niż polskiego chłopa który wiedział o niej tyle, ile mu ksiądz na kazaniu powiedział. Dziś śląski katolicyzm jest podobny do polskiego, bo w zasadzie jest polski. Chociaż w starszym pokoleniu widać jeszcze to poważniejsze podejście do religii.
- Walczysz z tymi stereotypami. Podobnie jak śląskie organizacje, RAŚ, SONŚ. W SONŚ jesteś rzecznikiem prasowym. A dlaczego nie wstąpiłeś do RAŚ? - Bo ja zasadniczo nie mam natury działacza politycznego. Nie ciągnie mnie do tego. Mogę popierać, ale bez angażowania się.
- Jak więc zostałeś rzecznikiem Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej? - Przypadek…
- Przez przypadek wstąpiłeś do SONŚ? - No nie, do tej organizacji wstąpiłem z najgłębszym przekonaniem. To skandal, że państwo, podobno demokratyczne, decyduje za swoich obywateli, kim mają się czuć. Że państwo reglamentuje poczucie tożsamości. Że reglamentuje narodowość, i decyduje za mnie, czy mam prawo czuć się Ślązakiem i czy mam prawo zrzeszać się z innymi, myślącymi o swojej tożsamości podobnie jak ja. Ja sobie nie życzę, żeby państwo mnie tak traktowało, okazując mi wprost, że Śląsk jest wciąż wewnętrzną kolonią Polski. W dalszej perspektywie może zachcieć nam odebrać prawo do wiedzy o prawdziwej historii Śląska. Zresztą przecież były już takie okresy. Dlatego wyraźne zadeklarowanie śląskości, przynależność do SONŚ uznałem wręcz za swój obywatelski obowiązek. Zresztą nie tylko mój, do stowarzyszenia wstąpiła cała moja rodzina, w tym także żona nie będąca rdzenną Ślązaczką. Jeśli mamy przezwyciężyć to ignorowanie naszego istnienia, to musimy wyraźnie manifestować naszą śląską odrębność.
bydziecie spominać Smudy (a fornalika) Epoka trěnerůw ze Ślůska trwała d 2009 do 2013 roku. Tera czas na polsko doktryna w fusbalu. Sztartli ze gańbom. 15 listopada polski fusbalorze, piěrszy rok ôd 4 lot grali pod inakszym, jak ślůnski, trěnerŷm. Boł to piěrszy szpil trěnera Nawałki, kiery przīszeł za Ślůnzoka Waldemara Fornalika. Przůdzij tyż boł Hanys, Franc Smuda.
Antoni Piechniczek to ostatni (i jeden z dwóch oprócz Górskiego) trener reprezentacji Polski, przy którym ta kadra odnosiła sukcesy. Franciszek Smuda to jedyny od 28 lat trener kadry Polski, pod którego kierunkiem reprezentacja aż do ostatniego meczu grupowego dużej imprezy – walczyła realnie o awans. Dwa remisy na Euro 2012 z wyżej notowanymi rywalami wstydu nie przynoszą. Obaj, Piechniczek i Smuda są Ślązakami. Być może właśnie dlatego ich sukcesy z kadrą Polski są niedoceniane.
P
olski kibce nagrowały, co za tych trenerůw jejch manszaft groł bele jak. Co za Smudy, na Euro, 2012m Poloki zagrali gorżyj, niźli czakano a we eliminacjach Mundialu 2014 (za Fornalika) to juże żol godać. Tuż terozki majom Adama Nawałki – kiery genau 15 lipca piŷrszy roz ze trěnerskij banki regiŷrowoł reprezentacjom Polski. Poloki po lecy jakim szpilu przegrały ze Słowokami 2:0.
1986-2010 – czas gańby Trzeja se pedzieć, co za Fornalika a tym barżyj Smudy tako niě było! Prowda, co Poloki przegrywały ze manszaftami ze fusbalowěj elity. Ze rostomaitymi Hiszpanami, Italiami. Nale juże ze średiokami remisowały abo wygrywały. Baji kadra
dialu (2002 i 2006) a roz na Euro (2008). Za kożdym razěm zaczynali impreza ôde przegranŷj – i jejch szanse na awans było podane na nul. We wtůrym szpilu zaś przegrywali (inoś na Euro 2008 remis) – i juże było po fajrancie. Na Euro 2008 szanse były inoś teoretyczne, bo , trza było czakać, coby Niěmce przegrały z Austriokami i wygrać swůj szpil. Bez szans.
Smuda? Jak růwny ze růwnym A we 2012, kiej trenerem boł Smuda? Spomnijmy: we piŷrszym szpilu rěmis 1:1 ze Grekami, mistrzami Europy ze 2000 roku. A przeca Greki byli dużo wyżŷj w rankingach jak Polska. Po tym szpilu szanse na awans durś wielgi! We drugim szpilu – ze Rusami zaś 1:1. Po dwůch remisach Polska durś miała wielgi
Na Euro 2012 roku, piěrszy roz od 1986 polski fusbalorze grali na wielgim turnieju ze mocnymi manszaftami jak růwny ze růwnym. I inoś taki fantasty, jak polski kibice mogli pedzieć, co „nie spełnili oczekiwań”. Cołko Europa dziwała sie, jak Poloki dobrze grajom. Dziwali sie, co manszaft, kiery mioł gładko przegrać ze Rusami, Grekami – remisowoł ś nimi! Smudy ze tymi Słowokami w szpilu towarzyskim we 2012 roku wygrała 1:0. Kadra Smudy we towarzyskich szpilach poradziła wygrać tyż z Argentynom, a zaś remisowała ze Portugaliom, ze Niŷmcami Nale Poloki padały, co te rezultaty som złe. Smudy wyciepli po Euro 2012, sirz tego, co kadra „zagrała poniżej oczekiwań”. Tuż ino trza spytać: czyich oczekiwań? Fto normalny czakoł, co ôni zagrajom lepij, niźli zagrali? Ŏd 1986 roku do 2012 Poloki byli inoś dwa razy na mun-
szanse na awans – jak kożdo drużyna we grupie. Zależało to inoś ôd Polski, bo kiej wygro, wynik wtůrego szpilu ni mo znaczěnio. 5 punktůw i pewny awansDo 72 minuty, kiej Czechy strzeliły gola,těn scenariusz boł realny. Na Euro 2012 roku, piěrszy roz od 1986 polski fusbalorze grali na wielgim turnieju ze mocnymi manszaftami jak růwny ze růwnym. I inoś taki fantasty, jak polski kibice mogli pedzieć, co „nie spełnili oczekiwań”. Cołko Europa dziwała sie, jak Po-
loki dobrze grajom. Dziwali sie, co manszaft, kiery mioł gładko przegrać ze Rusami, Grekami – remisowoł ś nimi! Nale fantasty padali, co te dwa remisy z mocniejszymi drużynami to psinco – i wyciepli trenera Smudy. Piěrszego ôd 20 lot, przý kierym polsko kadra grała bez gańby! Przīszeł Fornalik. Kadra Fornalika we sztěrech piŷrszych meczach trzī razy wygrała. Niě smogła awansować, bo kaj z takimi fusbalorzami na Mundial!? Coby hań grać trza mieć drużyna światowego formatu, a we polskim manszafcie takich fusbalorzy je możne ze trzech… Nale przeca przůdzij niě poradził tego tyż baji Leo Beenhakker. A inaksi.
Pofilujemy na trenerůw, niě-Ślůnzokůw
Jak pedzioł we 1986 roku, po przegranych na Mundialu meczach ze Angliom (3:0) a Brazyliom (4:0) trenerŚlůnzok Antoni Piechniczek: byda gratulował kożdymu, fto z kadrom Polski smoże awansować na Mundial! Nale Fornalik niŷ doł rady, tuż momy Nawałki. Mogli my sie już podziwać na małopolsko szkoła trenersko. Po bele jakim szpilu przegrali ze Słowacjom 0:2 – i mogom być radzi, bo kiej by Słowacja miała trocha szczŷnścio, mogła im nabić 5! Tuż terozki bydymy se filować, jak gro Polska pod inakszymi trenerami. Inoś kiej polskie fusbalorze grajom, co gańba patrzeć, tuż niŷ dziwejcie sie, co Ślůnzoki bydom kibicować Niŷmcom! adaM MOĆKO
borussia: Polscy kibice antypolskiego klubu
Od
kilku lat, gdy zaczęli tam grać trzej reprezentanci kraju, Lewandowski, Błaszczykowski i Piszczek – Polacy kibicują występującej w Bundeslidze Borussi Dortmund. Utrzymując nawet czasem, że klub ten zakładali… polscy imigranci. Trudno jednak o większy absurd, niż polscy nacjonalistyczni kibole będący za Borussią. Słowo Borussia znaczy bowiem po łacinie Prusy. Jest łacińską nazwą Prus – tego państwa, które dokonało trzech rozbiorów Polski! Mnie więcej sto lat temu, gdy w Niemczech mocne były nastroje nacjonalistyczne, nadawano klubom takie właśnie nazwy. Kluby o takich nazwach powstawały u nas także po I wojnie światowej. Gdy ludność nastawiona propolsko powoływała kluby o nazwach Polonia, Kościuszko, Sokół, Orzeł, to niemieccy Ślązacy – na przykład w Mysłowicach albo Bytomiu powoływali kluby o nazwach Hohenzollern, Bismarck czy właśnie Borussia. Tak więc kluby o tej nazwie manifestować miały niemieckość ziem, które dziś należą do Polski. Bez wątpienia więc proweniencja tego klubu jest jawnie antypolska. To mnie więcej tak, jakby w Polsce powstał dziś klub Dniepr Kielce albo Wileńszczyzna Białystok – a litewscy czy ukraińscy kibice zamiast protestować, jeszcze kibicowaliby temu klubowi, Nie do pomyślenia, nawet gdyby w Litwie Białystok grało trzech reprezentantów Litwy. Zdumiewające, że ci, którzy uważają, że narodowość śląska czy RAŚ godzą w polską rację stanu nie widzą, że godzi w nią nazwa klubu z Dortmundu. Ze sukcesy Borussii przypominają, iż te Prusy to stare niemieckie ziemie. A każdy Polak, który przyczynia się do sukcesów tego klubu, propaguje, nawet jeśli czyni to nieświadomie, tezę, że Borrusia (Prusy) jest niemiecka. Tymczasem Polacy jeszcze jej kibicują. Czyż nie absurd? Podpis pod zdjęcie: Dobra gra tych trzech (Piszczek, Lewandowski, Błaszczykowski) wystarczyła, by Polacy zakochali się w jawnie antypolskim klubie, z pruskimi sentymentami. Jak jakikolwiek kibic Borusii może zarzucać Ślązakom „zakamuflowaną opcję niemiecką”?
12
LIStOPad 2013 r.
Historia Śląska,
Ostatni odcinek naszej historii zakończyliśmy w trakcie Wiosny Ludów. Więc już krótko – na pruskim Śląsku została ona krwawo stłumiona salwami wojska do protestantów, ale król nadał państwu autonomię. W monarchii austriackiej zaś zaszły głębokie zmiany. Państwo z Austrii stało się Austro-Węgrami, a sporo jego części dostało autonomię. Na przykład odrębnymi Krajami Koronnymi stały się polska Galicja (tzw. zabór austriacki), Czechy, Morawy, Słowenia, północne Włochy oraz Śląsk. W przekonaniu wiedeńskich cesarzy Śląsk nie był ani Polską, ani Czechami. Co więcej, powiat oświęcimski nazywał się Powiatem Śląskim w Galicji, więc i on był uznawany za Śląsk, lecz jedyny jego kawałek leżący poprzednio w królestwie polskim. Autonomii nie otrzymały za to Słowacja czy Chorwacja, widać uważano, że odrębność Śląska jest bardziej oczywista, niż ich! W 1851 roku po krótkotrwałej wojnie z Austrią (a w zasadzie jednej bitwie) Prusy przenoszą stolice Związku Niemieckiego z Frankfurtu do Berlina – a w Pradze wymuszono na cesarzach Wiednia rozwiązanie Związku Niemieckiego i nie mieszanie się w niemieckie sprawy. Od tego momentu Wiedeń przestał być postrzegany jako stolica Niemiec a niebawem zaczęto głosić, że nawet nie leży w Niemczech.
To wtedy zaczął powoli kształtować się naród austriacki. Pierwsze postulaty istnienia takiego narodu są o kilkanaście lat młodsze, niż hasło Gajdy o narodzie śląskim! Przykład ten dowodzi też jasno, że narody w Europie nie są dane raz na zawsze. Jedne się tworzą, inne znikają. Tak więc z faktu, że dwieście lat temu nie było narodu ślaskiego wcale nie wynika, że nie ma go teraz. Chociaż akurat po Wiośnie Ludów na całym Górnym Śląsku (i jego części pruskiej i austriackiej) rozpoczął się intensywny proces polonizacji Ślązaków. Pojawiali się Lompa, Miarka, Stalmach – ludzie przekonujący Ślązaków, że są Polakami. Nawiązywali przy tym, do podobieństwa mowy przekonując, że to tylko polska gwara. Tak naprawdę polskość opierali o język oraz o religię – gdyż żyjący wokół Niemcy byli raczej protestantami. Taka agitacja zyskiwała sporo zwolenników, chociaż trzeba dodać, że wielu, jak później Józef Kożdoń, definiowało swoją postawę jako „Ślązak jestem, po polsku mówiący”. Nie kwestionowali polskości języka, natomiast narodowość polską już tak. Bo powoli obok agitatorów polskości Ślązaków pojawiali się też coraz liczniej ci, którzy przekonywali do odrębności narodowej. Był więc na przykład w Bieruniu Jan Noras, który w latach 1872-1879 katolicki tygodnik w dwóch wersjach językowych „Szlązak” i „Schlesier”. Twierdził w nim, że
tajla XV
„katolicyzm jest jądrem górnośląskiej tożsamości narodowej”. Podkreślam słowo górnośląskiej, a nie niemieckiej lub polskiej tożsamości narodowej. Na tej podstawie wielu polskich historyków twierdzi, że Ślazacy przyznawali się wówczas do narodowości … katolickiej. Chociaż przecież wyraźnie mamy tam mowę o „górnośląskiej tożsamości narodowej”. W okresie tym istniała też zbitka Polak-katolik. Czy to oznacza, że i Polacy mieli wówczas narodowość katolicką? Stosunek do Polski Ślązaków celnie ujął wybitny historyk Norman Davies – tłumaczący, że Ślazacy nie identyfikowali się z polskością, ponieważ nie mieli „w pamięci żadnych dawniejszych powiązań z państwem polskim”. W tym samym okresie, gd y polski duchowny Karol Antoniewicz podczas kazania w Piekarach „naród nazwał Polakami, lud wysłał do niego delegację i poprosił go aby tego więcej nie czynił, ponieważ nie są Polakami”. Warto tu dodać, że czołowy polski narodowy pisarz i historyk tego okresu, Teodor Jeske-Choiński w swoich „Listach ze Śląska”, opublikowanych na łamach „Wieku” pisał „myli się daleki widz, który z dala od placu boju nazywa lud śląski polskim. Przecież ten lud nie uważa się za kość z naszej kości, a kraju naszym mówi jak o obcym kraju. Jeśli są wyjątki, wyjątki te są rzadkie […]”. Te wyjątki znał JeskeChoiński dwa, Karola Miarkę i Józefa
W 1871 roku, w podparyskim Wersalu Wilhelm I koronował się cesarzem Niemiec. Tak więc po 71 latach przerwy Śląsk znów leżał w granicach cesarstwa niemieckiego. Ale teraz już nie cały, bo południowa część należała do Cesarstwa Austriackiego.
Lompę. Uważał zresztą, że ich popularność jest znikoma. Tak więc polska agitacja nie przynosiła oczekiwanych przez jej organizatorów efektów, chociaż Ślązacy coraz lepiej poznawali język polski. I nic w tym dziwnego, czeskie książeczki do nabożeństwa zastąpiono polskimi, pojawiło się sporo polskojęzycznych gazet, chociażby „Katolik”. Ale rozumienie polszczyzny wcale nie oznaczało poczucie się Polakami. Ba, bliższe Ślązakom były chyba wciąż więzi z Czechami, bo podczas wojny prusko-austriackiej 1866 roku ludność wyraźnie była po stronie austriackiej, zdarzały się chociażby bunty rekrutów. Jednak Austria została rozbita a już cztery lata później, podczas wojny Prus z Francją, Ślązacy masowo manifestowali poparcie dla polityki zjednoczenia Niemiec Ottona Bismarcka. Zdecydowana większość czując się Ślązakami, zarazem była bardzo lojalna wobec niemieckiego państwa.
Dodać też trzeba koniecznie, że spora część Ślązaków, zwłaszcza tych, którzy sięgali po nieco wyższe wykształcenie, wybierała wyższą kulturę niemiecką a co za tym idzie, także niemiecką identyfikację. Często nie unikając mowy śląskiej, określali się jako Niemcy. Te społeczne procesy na Śląsku zachodziły powoli pod koniec XIX i XX wieku, a w tym czasie Prusy (od 1871 roku przemianowane na Cesarstwo Niemieckie), także za sprawą śląskiego przemysłu stawały się najpotężniejszym mocarstwem Europy, a może i świata. Nadchodził czas, gdy stary, ponapoleoński ład runie w gruzach. Ale o tym niebawem. PS. Coraz więcej osób pyta, czy naszą Historię można dostać gdzieś w całości. Nie mieliśmy takich planów, ale teraz zastanawiamy się nad wydaniem jej w formie broszurki, za niewielką cenę ok. 8-10 zł. Pod mailem poczta@naszogodka.pl czekamy na opinie o tym pomyśle.
Ślůnskie ksiůnżki w hurcie tanij! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe łôsprowki”? „Kamasutra po śląsku”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarniach komplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. U nas razem z kosztami przesyłki wydasz na nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno.
„Historia narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. Cena 60 złotych.
„rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdujemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką wyjaśnia najważniejsze różnice między językiem śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem śląsko-polskim i polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena 28 złotych.
„Pniokowe Łosprowki” Eugeniusza Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularnego felietonisty Radia Piekary) to kilkadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej śląskiej godce, kierom dzisio nie godo już żoděn, krom samego Ojgena! 210 stron formatu A-5. Cena 20 złotych.
„Kamasutra po śląsku” Richarda Handtucha – do wierszowane, świetnie ilustrowane, fest sprośne, „nasze nojlepsze sztelongi”. 66 stron formatu A-6. Cena 10 złotych.
Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 złotych – przesyłka gratis. Zamawiać można internetowo na poczta@naszogodka.pl lub telefonicznie 501-411-994. Można też zamówić wpłacając na konto 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 - ale prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego.
Instytut Ślůnskij Godki. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53