GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ
CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE
Listopadowy, na grudzień
L
istopadowy numer Cajtunga niemal w całości poświęcony jest wyborom. Ale trudno się dziwić – środowiska regionalistów bardzo wiele sobie po nich obiecywały. Po 16 listopada opcja śląska miała być bardzo zauważalna w różnych śląskich samorządach. Tymczasem okazuje się, że był to scenariusz bardzo optymistyczny. Jak jest ( i dlaczego tak jest )? – na te pytania staramy się odpowiedzieć numerem listopadowym. Niektórych bawi myśl, ze numer listopadowy wydajemy w grudniu. Dla nas nie ma w tym nic dziwnego. Wiemy, że w Polsce panuje maniera wydawania gazet do przodu. Liczne miesięczniki numer listopadowy wydały już koło 20 października. To gazeta „na listopad”. Nasza nie jest „na listopad”, tylko „listopad”. Opowiada o tym, co wydarzyło się w listopadzie. Dlatego Cajtung ukazuje się zazwyczaj w ostatnim tygodniu miesiąca. Ale Państwowa Komisja Wyborcza wydłużyła trzeci tydzień listopada do jakichś 12 dni. Ponieważ zarazem nie wydłużyła miesiąca, to czwarty tydzień wylazł nieco z kalendarza, na grudzień… Przepraszając tych, którzy musieli czekać na gazetę nieco dłużej, zarazem pocieszamy – następna będzie za niecałe trzy tygodnie. Bo przecież będzie o tym, co wydarzyło się w grudniu. A w Polsce po 21 grudnia nic się już nie wydarza, aż do 3 stycznia. Oczywiście poza wydarzeniami rodzinno-towarzyskimi. Wracając do numeru listopadowego, na stronach 4 i 5 mamy artykuł o tym, jak RAŚ wypadł w wyborach do sejmiku. Na stronie 3 - o wyborach do rad miast i powiatów. Tam pojawiają się pierwsze odpowiedzi, dlaczego wynik wyborczy regionalistów jest poniżej oczekiwań. Czy jest szansa na znaczną poprawę tego wyniku? O tym traktuje esej na stronach 7 i 8. Strona 10 i 11 to zupełna zmiana tematyki. 6 grudnia 2013 roku Paweł Polok, po werdykcie Sądu Najwyższego w sprawie narodowości śląskiej, nazwał Polskę „bękartem wersalskim”. Dziś tłumaczy obszernie, na okoliczność tej rocznicy, ale i na okoliczność święta 11 listopada, dlaczego rzeczywiście przedwojenną Polskę za takiego bękarta uważa. A na stronie 8 tekst stary, pisany nie do naszej gazety lecz dla komisji sejmowej, ale warty przeczytania. To hiszpański językoznawca, a nie (staro)polski Miodek, z dalekiej perspektywy ocenia, czy godka jest gwarą polską, czy jednak samodzielnym językiem. Warto porównać poziom argumentacji tego pana i Pańczyczki… Szef-redachtůr
NR 11 (36) LISTOPAD 2014
ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 1,50 ZŁ (8% VAT)
Ni momy ruły!
Listopadowy numer Cajtunga ukozoł sie we decŷmbrze. Ale to niŷ my momy ruła! My wydali 25 października wyborczy numer i czakali na wybory. Rachowali my: 16 listopada welowani, 17 listopada wyniki nieoficjalne, ale pewne. 19 listopada wyniki oficjalne, 21 listopada wiŷmy, fto reskieruje naszymi województwůma, wiŷmy, jaki wynik mo RAŚ a inaksze ślůnski listy. 25 listopada bydzie Cajtung gŷnau o tym! Taki mieli my rechnung.
Niŷskoro,
ale byle jak!
A
jak boło? 16 listopada welowani. 17 listopada – nic. 18 listopada – nic. 19 listopada – wyniki nieoficjalne. 20 listopada –zaś nieoficjalne, ale inaksze. 21 listopada – ôroz jednym traci sie kieladziesiont tauzŷnůw głosůw, a inakszym przībywo. Wyniki chneda oficjalne, ale złe. 22 listopada – o jerombol! Dziepiŷro 7 dni po welowaniu, a my juże znomy wyniki. Polski szwung! Ŏde 22 do 29 listopada miŷniało sie, czy RAS bydzie społureskierowoł wojewůdztwym, abo niŷ bydzie… I tak za cajtung wziŷni my sie 30 listopada. Czamu dziepiěro ůwdy? Skirz tego, co po welowaniu 16 listopada 2014 roku momy starość pokozać, kaj latoś je ślůnskość. Som my we ataku, abo tyż my sztopli, a tera bierŷmy sie nazod? Tego bez wynikůw welowanio napisać niŷ szło. A zaś ô tym je listopadowy Cajtung.
Chocia listopadowy, to wydali my go we grudniu. Znieskorzyli my, ale to bez ruła polskigo państwa, niŷ naszo. Rachować na to państwo juże niŷ idzie. 16 listopada Poloki winni zamianować Festŷm Gańby Narodowŷj. Dziŷń blank wolny ôd roboty!
Na szczynście na chrześcijański kalýndorz, inaczej, jak na polski welowani - jednako rachować idzie! Bez tuż grudniowy Cajtung pokoże sie gibcij, niźli za trzī tydnie - kaś kole 20 grudnia. A terozki proszymy już do lektury, Trzeja pedzieć – niewesołŷj… Dariusz Dyrda
Po raz pierwszy nie poprawiono wyborczego wyniku
RAŚ doszedł do ściany Na kilku stronach naszej gazety opisujemy wyniki, jakie osiągnęli w tegorocznych wyborach samorządowych autonomiści. Konkluzja jest prosta: RAŚ doszedł do ściany. Działając dotychczasowymi metodami nic więcej nie osiągnie.
P
rzez ostatnie 15 lat Ruch Autonomii Śląska stale powiększał swoje społeczne poparcie. Z dość marginalnej organizacji, którą był w roku 2000, wspominanej w mediach co najwyżej jako folklor (podobny do tego, jakim dziś jest ZLNŚ Andrzeja Rocznioka) – rósł stale w siłę. W roku 2006 zabrakło mu minimalnie, aby przekroczyć próg wyborczy do sejmiku, aby zdobyć mandaty radnych w śląskich miastach. W roku 2010 ta bariera została przełamana, RAŚ wywalczył trzy mandaty do sejmiku, współrządził też przez dwa lata województwem. Miał radnych miejskich w Rudzie Śląskiej i Mysłowicach. W 2011 roku był bliski wywalczenia mandatu w senacie Rzeczypospolitej.
Wydawało się więc, że wybory samorządowe 2014 to będzie triumf RAŚ-u. Tym bardziej, że poprzedzała je, prowadzona z ogromnym rozmachem, akcja zbierania 140 000 podpisów pod projektem ustawy o narodowości śląskiej i języku śląskim. Że bezpłatny miesięcznik RAŚ-u, „Jaskółka Śląska” zwiększyła nakład z trzech do dwudziestu tysięcy. RAŚ liczył więc na mandaty radnych – i to po kilka – w Katowicach, Chorzowie, Świętochłowicach, Rudzie Śląskiej,
nie wspominając) ogromny. Wynik tak naprawdę gorszy (w procentach i w bezwzględnej liczbie głosujących) niż 4 lata temu. I zamiast tłumu radnych w dużych miastach i powiatach – raptem kilka osób. Nie zmienia tego faktu przypadek Godowa (ziemia rybnicka) czy Lysek (podobnie), gdzie wybory i na wójta i do rady bezwzględnie wygrywa RAŚ. To popularność tych ludzi, a nie Ruchu Autonomii Śląska. Wygrali by wybory niezależnie od szyldu, pod jakim
Wydawało się więc, że wybory samorządowe 2014 to będzie triumf RAŚ-u. Tym bardziej, że poprzedzała je, prowadzona z ogromnym rozmachem, akcja zbierania 140 000 podpisów pod projektem ustawy o narodowości śląskiej i języku śląskim. RAŚ jednak nie poprawił swojego wyniku sprzed czterech lat! Po kilkunastu latach marszu, stanął w miejscu. miał nadzieję powalczyć o nie w Bytomiu, Rybniku, Zabrzu. Oczywiste wydawały się liczne mandaty w powiatach gliwickim, tarnogórskim, wodzisławskim. Pesymiści zakładali, że do Sejmiku RAŚ wywalczy 4 mandaty, optymiści, że 6-7. Rację mieli pesymiści. 4 mandaty, a dystans do piątego (o szóstym nawet
idą. Dotyczy to również burmistrza Pszczyny, który dla odmiany ze znaczka RAŚ nie korzystał, chociaż mógł. RAŚ nie poprawił swojego wyniku sprzed czterech lat! Osiągnął tak podobny, że można powiedzieć: identyczny. Po kilkunastu latach marszu, stanął w miejscu. Z pozycją zbyt sła-
bą, żeby odgrywać naprawdę znaczącą rolę na Śląsku. Jeśli ma znów ruszyć w górę, musi sporo zmienić. W swojej strukturze organizacyjnej, w swoich kadrach, w swojej strategii. Pytanie, czy jest na to gotowy. I czy są na to gotowi inni aktorzy śląskiej sceny? Organizacje, które czasem idą z RAŚ-em, a czasem sypią mu piasek w tryby. Bez poważnej zmiany RAŚ będzie już zawsze trzeciorzędnym graczem na górnośląskiej scenie. Chyba, że wyborcy znudzeni, w końcu zupełnie przestaną na niego głosować. Ale jest coś poważniejszego, niż same wybory. Jeśli 10 czy nawet 15 procent, to ma być już stałe poparcie mieszkańców Śląska dla idei autonomii – to znaczy, że po prostu nie ma tu potrzeby tej autonomii, Że ludzie jej nie chcą. A jeśli nie chcą, to trudno narzucać na siłę… I to jest prawdziwy dylemat autonomistów. Albo muszą pogodzić się z taką prawdą, albo muszą znaleźć metodę, jak skuteczniej zwrócić się do mieszkańców regionu. Przede wszystkim do rdzennych Ślązaków. Gdyż okazuje się, że poparcie dla autonomii regionalnej jest mniejsze, niż poczucie etnicznej, językowej odrębności. Może więc trzeba domagać się autonomii kulturowej, śląskiej, a mniej mówić o ekonomii i gospodarce? Joanna Noras
2
LISTOPAD 2014r.
Prof. Ireneusz C. Kamiński - Ślązacy mają szansę wygrać w Strasburgu
Eli trzeja - půdymy We grudniowym numerze bydzie sam wywiod ze mecenasem Józefem Foxem, kiery reprezentuje Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej. Tym barżyj, co SONŚ wierza půdzie do Strasburga. Tym barżyj, co profesor dr hab. Ireneusz C. Kamiński ze Instytuta Nauk Prawnych Polskij Akademie Nauk, a ku tymu Syndzia we Europejskim Trybunale Praw Człowieka pado, iże Ślůnzoki majom we Strasburgu wielgi szanse. Ŏsprawio ôn ô tym we kwartalniku wydowanym bez Helsińsko Organizacjo Praw Człowieka.
P
rofesor Kamiński napisoł, co do oceny prawnŷj ni ma ważne, je narůd ślůnski, abo go ni ma. Ważno za to je wolność zrzeszanio. To grunt demokracje! Likwidacjo organizacje to podkopani tego gruntu. Profesor wymiěnio taki polski organizacje jak: Stowarzyszenie Indian, Stowarzyszenie Robotycznie Opętanych Maniaków, Stowarzyszenie Republika Warszawska, czy Związek Szlachty Tatarskiej Księstwa Litewskiego – kiere przeca tyż ôdnoszom sie do bytůw, kierych ni ma. Tuż bajieli ni ma nacyje ślůnskij – może być jij organizacjo! Zocny těn a widzany profesor prawa pado też, co ôsprawiani ô ainprůbie obyńścia progu wyborczego to balakwastra – bo przeca statut SONŚ
503 303 055
skup samochodów za gotówkę, złomowanie samochodów, GOTÓWKA OD RĘKI!
Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: poczta@naszogodka.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Promedia, Opole Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.
pado, co organizacja niŷ bydzie rejestrować list wyborczych. A lista myńszości może zgłosić ino jij organizacjo. Profesor Kamiński pisze dali: „Wątpliwe jest też uznanie przez Sąd Najwyższy, że rejestracja organizacji śląskiej mniejszości narodowej osłabiałaby jednolitość polskiego państwa, a więc godziła w zasadę zapisaną w art. 3. Konstytucji. Sędziowie precyzują swoją ocenę, wskazując na postanowienia statutu stowarzyszenia, mówiące o propagowaniu m.in. przez manifestacje, idei autonomii Śląska. Trudno mi jednak zaakceptować, że niekonstytucyjność organizacji miałaby tkwić w propagowaniu, za pomo-
cą demokratycznych środków, zmiany konstytucyjnej reguły. Taka debata jest naturalną częścią demokracji. W przeciwnym wypadku dyskusja i działanie na rzecz zmiany konstytucji byłyby możliwe dopiero… po takiej zmianie. Nie bez znaczenia jest również, że śląska autonomia w ramach państwa polskiego istniała już przed II wojną światową jako rozwiązanie ustrojowe, a dzisiaj na jej rzecz działa funkcjonujący legalnie jako stowarzyszenie Ruch Autonomii Śląska. Propozycja mieści się więc wśród opcji możliwych w demokratycznym państwie.” Tuż widać, co rostomaite prawne eksperty padajom, iże SONŚ we Strasburgu może wygrać. A we grudniu przepytomy mecenasa Foxa, jak to rychtig zrobić.
Tak naprawdę nikt nie wie, co sądzić o tych wynikach
Cuda nad urną „Wygrałem, więc te wybory muszą być sfałszowane” – mówi Jarosław Kaczyński. Dowcip ten, w różnych wersjach, praktycznie od 18 listopada obiega państwo polskie. Nie chcemy twierdzić, że sfałszowano wybory, ale wyniki urągające zdrowemu rozsądkowi, niszczą demokrację. Bo niszczą zaufanie obywateli do państwa. A z takimi wynikami mamy do czynienia.
N
ie chcemy twierdzić, że ktoś odgórne zaplanował fałszerstwo. Ba, twierdzimy wręcz, że to niemożliwe. W Polsce nie ma dziś siły politycznej, która byłaby w stanie sprawnie przeprowadzic taką akcję. Za wielki bajzel! Jeśli już, to mamy do czynienia z mnóstwem „poprawiań” wyników wyboczych. Oraz kompletną dezorganizacją. To, co wydarzyło się 16 listopada w Polsce jest idealną ilustracją do słynnego zdania ministra spraw wewnętrznych Barłomieja Sienkiewicza: „polskie państwo istnieje tylko teoretycznie”.
DROBNE PRZYKŁADY Na przykład gimna Lyski (ziemia rybnicka), specjalny zamknięty obwód głosowania, w domu pobytu seniorów. Ludzi z alzheimierem itd. Za kotarę wchodziły pensjonariuszki z opiekounkami. Wyniki zdumiewaającje. Na wójta – raptem dwa głosy nieważne. Staruszki z alzheimierem głosują znacznie lepiej, od średniej krajowej! D powiatu - to samo. Prawie wszystkie na ekipę starosty. Głosów nieważnych bodaj 6. Do sejmiku? Nagle nieważne 3/4 głosów. Jak
dla nas oznacza to, ze w tym przypadku starszym paniom, z alzhemierem, pozostawiono samodzielne decyzje. W wyborach do gminy i powiatu głosował ktoś za nie… Na przykład gmina Izbicko (ziemia opolska). Wyborca dostał książęczkę do głosowania bez… Ruchu Autonomii Śląska. Takie przykłady można mnożyć. Największą niewiadomą jest natomiast … liczba głosów nieważnych. W niektórych śląskich okręgach – kolosalna.
KTOŚ PRZEROBIŁ USTAWĘ Dlaczego te głosy są nieważne? Co z nimi było nie tak? Cztery lata temu wiedzielibyśmy. Ale w międzyczasie pojawił się nowy Kodeks Wyborczy. W projekcie ustawy był zapis, że głosy nieważne trzeba rozliczyć. Ile jest ich z powodu nie zakreślenia nikogo, ile z powodu zakreślenia więcej niż jednego kandydata. I jakich… Nagle, nie wiadomo kiedy, w senacie, ten element zapisu znikł. Głosy nieważne są nieważne, i nic nikomu do tego, dlaczego! Tuż przed Bożym Nardzeniem w 2010 roku senatorowie tak zmienili uchwaloną przez Sejm ustawę, że komisje wyborcze zostały zwolnione z obowiązku opisywania unieważnień! Podział głosów nieważnych ze względu na przyczynę nieważności znikł nagle z ustawy w dniu – nomen, omen – 13 grudnia 2010 roku. Dziś nikt nie pamięta, kto tę zmianę wprowadził. Szef komisji senackiej (Waldemar Dzikowski z PO) twierdzi, że takie były zalecenia PKW. Tylko - po tych zaleceniach też nie ma śladu. Mamy za to głosy nieważne, które wykrzywiły wynik wyborów. Cuda nad urną zaplanowano więc w grudniu 2010 roku.
MYLĄCA KSIĄŻECZKA Ale to tylko początek. Książeczka do sejmiku… 20 kartek. Gdyby chodziło o wyborczą uczciwość, pierwsza kartka to byłby spis treści. str 2. – PSL, str. 4 – PiS, str 5. – PO, str. 18 – RAŚ. I tak dalej. Zamiast tego prosty człowiek dostawał kartkę z kandydatami PSL. Zanim zajrzał, co jest dalej, zakreślił. Potem miał do wyboru – albo zaakceptować, że głosuje na PSL, albo postawić jeszcze jeden krzyżyk, przez co głos stawał się… nieważny. Czy ktoś to zaplanował? Oczywiście, że nie. Ale ktoś to wykorzystał! Wynik Polskiego Stronnictwa Ludowego, także w naszej aglomeracji, jest tego dowodem. Wiosną PSL, w wyborach do europarlamentu, miał u nas wynik niemal na granicy błędu statystycznego. Co się takiego wydarzyło w polskiej i śląskiej polityce na przestrzeni ostatnich 6 miesięcy, że PSL z marginesu politycznego na Górnym Śląsku stał się poważną siłą? Pełnego obrazu dopełniają kompromitacje z liczeniem wyników (pszczyńskie do sejmiku policzono dwa razy), nie działający (do dziś 30 listopad) system informatyczny i cała reszta. Ten wynik jest niewiarygodny – i wykrzywił wszystkie inne wyniki, w tym RAS-u. Zaniżył je. Gdyby działo się to w Rosji - prezydent RP, Bronisław Komorowski grzmiałby, że oto mamy zamach na demokrację. Ale w polskim przypadku twierdzi, że podejrzewanie matactw to pary szaleństwa. Tylko niech się nie zdziwi, jeśli za rok w wyborach weźmie udział 20 % obywateli. No bo po co mają głosować, jeśli według nich i tak wynik wyborów jakiś magik wyciąga z kapelusza? Dariusz Dyrda
Fto zakozoł PO iść do kupy ze RAŚ-ým?
We sejmikowýj ôpozycje Zaro, kiej pokozało sie, co PO mo we ślůnskim sejmiku 17 mandatůw, PiS – 16, PSL – 5, RAŚ – 4 a SLD – 3, zaczyny sie przymiarki do koalicje. Było widno, co Platformie a PiS-owi styknom dwie myńsze formacje, coby reskiýrować wojewůdzwŷm. PiS-owi było ciŷnżyj, skirz tego, co PO a PSL rychtujom koalicje we cołkij Polsce. Tuż PiS m můg godać ino ze RAŚ-em a lewicom.
Ni
ma sie co dziwać. Koalicjo RAŚ-PiS to przeca balakwastra. Niŷ zaakceptowaliby jij ani rozliczne autonomisty, ani Jarosław Kaczyński, kiery autonomistůw mo za przedawczykůw, zdrajcůw i za-
kamuflowano ôpcjo. Pedzioł ku tŷmu we Częstochowie, co społu praca ze RAŚ-ěm je niemoralno a możne tyż zdradziecko! Bez tuż wartko stawało sie pewne, co PiS bydzie we ôpozycje, a reskiěrować bydzie PO. Inoś ze kim do kupy? Nojbarżyj bezmaś szło rachować, co bydzie to PSL a SLD. Tako sama koalicja mieli przeca we łońskij kadencje, kiej ze koalicjie poszeł RAŚ. Inoś PO ponoć farońsko znerwowała sie na SLD skirz tego, co Leszek Miller do kupy ze Jarosławem Kaczyńskim ôsprawioł, co welowani było ôcyganione. Ponoć premier Ewa Kopacz mieli pedzieć: kaj ino sie do, koalicjo bez SLD! We województwie ślůnskim sie do. Ze RAŚ-ŷm. Był za tym pono
szef ślůnskij PO Tomasz Tomczykiewicz (sztyry lata nazod to ôn zbajstolowoł koalicjo PO-RAŚ), była posłanka Pietraszewsko. Tuż zaczli godać, a Dziennik Zachodni już nawet napisoł, co wicelider RAŚ, Henryk Mercik bydzie wicemarszałkiŷm. Nale psinco. Ŏroz negocjacje serwano. A PO nazod wziýna lewica. Czamu? To som już inoś klachy. Nale ponoś to som prezydent RP, Bronisław Komorowski, pogodoł se ze paniom prěmier. A jako wieda, prezydent Komorowski mo RAŚ za złowrogo siła… Pono przeciw RAŚ-a był tyż arcybiskup Wiktor Skworc, kiery mo dobre relacje we PO. Tak abo inacy, RAŚ je we sejmikowy opozycje. Do godanio wiela ni mo, za to może pokazować, co stoi za ślůnskościom.
A je po co. Marszałkiŷm je poseł Wojciech Saługa. Ze Jaworzna. Zaś chop spoza Ślůnska ślůnskim marszałkiěm. Mercik zaś ino wiceprzewodniczoncym Sejmiku. No i kulokiým na lewica. Skirz tego, co RAŚ wynik do sejmiku trocha poprawił, a lewica fest potraciła. We łońskij kadencje miała 10 rajcůw we Sejmiku, tera ino sztŷrech. Kiej bydzie koalicjantom skokać, zawdy idzie wymienić jejch na RAŚ. A do SLD ta koalicja je ale ważno. Potracili miasta, baji Sosnowiec (SLD rządziło hań 20 lot, tera burgemajstrem ôstoł Chęciński ze PO) – i muszom mieć etaty do swojich aktywistůw. We partiach, inacyj jak we RAŚ-u, polityki som zawodowe.
3
LISTOPAD 2014r.
Krok w przód, krok w tył - czyli dreptanie w miejscu
Tegoroczne wybory miały być dla RAŚ-u kolejnym dużym krokiem do stania się znaczącą siłą polityczną na Śląsku. Miał mocno zaistnieć w samorządach niższego szczebla: miejskich, powiatowych. Trzeba jednak powiedzieć wprost, że nic z tego nie wyszło. Gdzieniegdzie zrobiono krok w przód, w innych miejscach krok w tył. Razem wychodzi na zero.
ma po kilkaset głosów Nie za znaczek, tylko za osobistą popularność. Tak jest w miastach, tak jest w powiatach. Dlaczego RAŚ nie potrafi tych społeczników przyciągnąć na swoje listy? Łatwiej takie pytanie zadać, niż znaleźć odpowiedź. Ba, czasem ich traci. Cztery lata temu RAŚ wprowadził sześciu radnych do rady powiatu rybnickiego. Radni ci z czasem byli coraz bardziej skonfliktowani z kierownictwem RAŚ. I w tym roku postanowili wystartować pod własnym szyldem Ciosek. Efekt? Ciosek uzyskał lepszy wynik niż RAŚ. Okazuje się, że ludzie ci wygrywali nie autonomicznym znaczkiem, lecz swoją własną popularnością. Dlaczego RAŚ takich osób nie potrafi, lub nie chce, zachować na swoich listach?
ADAM MOĆKO
SZLACHETNA PACZKA I DROBNE, MIEJSKIE SPRAWY
W
kadencji, która właśnie się zaczęła, RAŚ ma dwóch radnych w Katowicach i dwoje w Chorzowie. To tyle w aglomeracji katowickiej. W kadencji, która właśnie się skończyła, RAŚ miał jedną radną w Rudzie Śląskiej i dwóch radnych w Mysłowicach. Tak więc w dwóch miastach należących do aglomeracji radnych zyskał, w dwóch stracił. Trudno to uznać za sukces. Zwłaszcza, że w Mysłowicach, w Rudzie Śląskiej działacze Ruchu Autonomii Śląska wcale nie kryli, że chcą znacznie poszerzyć swój dotychczasowy stan posiadania. Mówili o jednym radnym w każ-
Niemal wszyscy fachowcy twierdzą, że budynki na drugim planie plakatów wyborczych RAŚ przeszkadzały w odbiorze. A zbyt mały wizerunek kandydata nie wzbudzał zaufania... gi wynik do senatu, przegrywając tylko z kandydatami PO, wydawało się, że II tura jest w ich zasięgu. Niestety, tegoroczne wybory brutalnie zweryfikowały te nadzieje. Wybory do senatu tylko z kandydatem PO przegrał w 2011 roku Janusz Dubiel ze Świętochłowic. Te-
Cztery lata temu kandydatka RAŚ na prezydenta Rudy Śląskiej była zarazem jedynką w swoim okręgu. Wynik na prezydenta miała rzędu 10 procent, ale łącząc obie te kampanie, wywalczyła mandat radnej miejskiej. Tym razem kandydat na prezydenta był jedynką do sejmiku. Owszem, radnym sejmiku Henryk Mercik został, ale w Rudzie nie ma radnego RAŚ. dym okręgu, czyi razem o 4-5 na miasto. Skończyło się na zerze. Podobnie zresztą jak w Świętochłowicach, Piekarach Śląskich. Apetyty były znacznie większe.
POLEGLI W POWIATACH, POLEGLI PREZYDENCI Nie inaczej w powiatach. Wprawdzie zdobyto pojedynce ze mandaty w powiecie gliwickim i tarnogórskim, ale w rybnickim zamiast sześciu do niedawna – teraz jest tylko jeden. RAŚ nie ma radnych w powiecie bieruńsko-lędzińskim, co wydawało się przed wyborami niemal pewnikiem. W rybnickim nawet nie we wszystkich okręgach zdołał wystawić listy. Polegli też ze szczętem kandydaci RAŚ na prezydentów miast. Trzy lata temu, gdy dwóch przedstawicieli RAŚ dostało w swoich okręgach dru-
raz kandydował na prezydenta. I nie chodzi nawet o to, że dotychczasowy prezydent rozstrzygnął wybory już w I turze, tylko że Dubiel dostał dopiero czwarty wynik, z niespełna 11 % poparcia. Natomiast 25% dostał kandydat organizacji „Ruch Ślązaków – Świętochłowice”. Czy obie te organizacje nie powinny startować razem, mieć jednego kandydata na prezydenta? Tym bardziej, że d Rady Miasta „Ruch Ślązaków” też dostał cztery razy więcej głosów niż RAŚ, wprowadzając kilku radnych (RAŚ żadnego).
W KATOWICACH – RADNY ZAMIAST PREZYDENTA Sztandarową postacią kampanii RAŚ – na równi z jedynkami do sejmiku – był kandydat na prezydenta Katowic, Aleksander Uszok. Nie-
stety, też uzyskał wynik na poziomie zaledwie 5 procent, przegrywając aż z 4 kandydatami, choć wygrywając na przykład z kandydatem na prezydenta lewicy. Jednak start Uszoka na prezydenta pozwolił mu wywalczyć mandat w radzie miasta. Drugi zdobył Marek Nowara. Bez kandydata na prezydenta, zarazem jedynki w południowych Katowicach, byłoby to zapewne niemożliwe. Widać to po Rudzie Śląskiej. W 2010 roku kandydatka RAŚ na prezydenta była zarazem jedynką w swoim okręgu. Wynik na prezydenta miała rzędu 10 procent, ale łącząc obie te kampanie, wywalczyła mandat radnej miejskiej. Tym razem kandydat na prezydenta był jedynką do sejmiku. Owszem, radnym sejmiku Henryk Mercik został, ale w Rudzie nie ma radnego RAŚ. A cztery lata temu bez wsparcia kampanii prezydenckiej, Mercik też wojewódzki mandat wywalczył. W Mysłowicach cała batalia oparta była na popieraniu lub zwalczaniu dotychczasowego prezydenta. RAŚ, który zamierzał stać z boku, nie uczestnicząc w tej wojnie, nie był więc wyrazisty i stracił oba swoje dotychczasowe mandaty radnych. Natomiast w Chorzowie kampania prezydencka i do rady miasta dobrze się uzupełniały, i efektem są dwa mandaty w radzie miasta. Choć gdyby kandydat na prezydenta też miał w którymś okręgu „jedynkę”, być może te mandaty byłyby trzy.
BRAK ZNANYCH NAZWISK Trudno na szybko ocenić, czy RAŚ popełnił jakieś poważne błędy w kampanii, czy też po prostu dotychczasowa formuła się wyczerpała. I poszerzanie poparcia bez jej zmiany będzie niemożliwe. Chociaż kilka oczywistych refleksji się nasuwa.
Do wygrywania wyborów oprócz rozpoznawalnego logo i programu – potrzebne są także nazwiska. Jedno – Jerzy Gorzelik – nie wystarczy. Na szczeblu miasta, powiatu, popularność buduje się nie troską o śląską tożsamość i dziedzictwo, lecz walką o miejskie sprawy, istotne dla mieszkańców. Obrona górniczych deputatów, cena wody, sprawna miejska komunikacja. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy i Szlachetna Paczka. To ich organizatorzy stają się postaciami znanymi, szanowanymi. A nie człowiek, który stale opowiada o potrzebie ratowania dwóch świętochłowickich postprzemysłowych wież i przykleja abcybildry „godomy po ślonsku”. Tacy ludzie mogą wywalczyć kil-
Na konkurencyjnych listach są licznie powszechnie znani społecznicy. Kilka osób na liście ma po kilkaset głosów Nie za znaczek, tylko za osobistą popularność. Tak jest w miastach, tak jest w powiatach. Dlaczego RAŚ nie potrafi tych społeczników przyciągnąć na swoje listy? RAŚ w wyborach do miast i powiatów przegrywał z polityczną konkurencją mimo mocnego znaczka. Dlaczego? Bo tutaj mniej ważny jest znaczek, a ważniejsze nazwisko. Rozpoznawalna postać. Jeśli w Rudzie Śląskiej w jednym okręgu „jedynka” Marian Makula dostaje 571 głosów, a w innych rudzkich okręgach „jedynki” o nieznanych nazwiskach biorą po 150 albo nawet 220 (wynik drugiego miejsca ledwie 49) – to na wyborczy sukces nie ma co liczyć. Przykładów takich można znaleźć całe mnóstwo. Ot, Lędziny, lista do rady powiatu. Nasz redaktor naczelny Dariusz Dyrda 350 głosów. Cała reszta listy raptem dodatkowe 205. Jednym nazwiskiem nie da się pociągnąć listy. Na konkurencyjnych listach są licznie powszechnie znani społecznicy. Kilka osób na liście
ka mandatów w sejmiku, ale w radzie miasta nie. Bo mieszkańcy oczekują od swoich miejskich radnych i prezydenta rozwiązywania zupełnie innych problemów. Dwie wieże i naklejki mogą być uzupełnieniem miejskiego programu, ale nie go zastępować. Ale czy RAŚ w obecnej formule jest w stanie sprostać tak postawionym zadaniom? Jeśli nie, to chyba szczyt wyborczych wyników ma już za sobą. Owszem, może wegetować tak przez wiele lat. Raz zdobyć mandat radnego w Rudzie Śląskiej i Piekarach, innym razem (za cztery lata) w Świętochłowicach i Mysłowicach, za kolejne cztery lata dla odmiany, powiedzmy w Katowicach i Chorzowie. Ale będzie tylko politycznym folklorem. I jakby żywym symbolem tezy, że dla 90 procent mieszkańców Śląska autonomia nie jest ważna…
4
LISTOPAD 2014r.
Po jednym mandacie w każdym okręgu. Niby lepiej, niż 4 lata temu, ale zarazem gorzej
Województwo śląskie
- RAŚ czwartą siłą
Ruch Autonomii Śląska wprowadził do Sejmiku Województwa Śląskiego czterech radnych. Jednego więcej, niż przed czterema laty. Jednak cieszyć nie ma się z czego, bo tak naprawdę wynik RAŚ-u jest gorszy, a jedynie rozkład głosów na okręgi lepszy, niż 4 lata temu. Przyjrzyjmy się więc, jak RAŚ wypada w tych okręgach. ŚLĄSK CIESZYŃSKI, ŻYWIECCZYZNA
W okręgu 1, tak zwanym Śląsku Cieszyńskim oraz Podbeskidziu (wraz z małopolską żywiecczyzną) RAŚ nie ma specjalnie czego szukać. Zaledwie 2888 gło-
PO
sów, w porównaniu z 64 tysiącami PiS-u, 56 tysiącami PO. Duże ogólnopolskie partie brały tu 20 razy więcej głosów niż RAŚ. Przy frekwencji na poziomie nieco ponad ćwierć miliona głosujących, wynik autonomistów to ciut powyżej 1 procenta. Tak naprawdę oznacza to, że tutejsza ludność, poza chyba kilkoma wsiami w okolicach Bieska i Skoczowa, ze Śląskiem się nie utożsamia. Jeśli śląskość chce dotrzeć na te ziemie, musi znaleźć dla nich inną formułę, niż Ruch Autonomii Śląska.
rek Bromboszcz, który połowę ze swoich 2200 głosów dostał w swoi powiecie bieruńsko-lędzińskim, oraz rekomendowana przez naszą redakcję Izabela Dyrda, która bez kampanii wyborczej punktowała równo w całym okręgu, co dowodzi jednoznacznie, że to głosy naszych czytelników. Serdecznie za nie dziękujemy.
KATOWICE I OKOLICE
Wynik RAŚ był trzecim w tym okręgu, PO zbliżyła się do 60 tysięcy głosów, a PiS uzyskał 52 tysiące. Autonomiści pobili wyraźnie PSL (16 000 głosów) i lewicę (13 800), dostali prawie cztery razy tyle głosów co Nowa Prawica. Takie wyniki dały w kręgu 3 mandaty PO, 2 - PiS-owi i jeden Ruchowi Autonomii Śląska. Oczywiście przypadł on Jerzemu Gorzelikowi.
W okręgu 2 mamy już typowy Górny Śląsk! Z Katowicami, Mysłowicami, Tychami, powiatem pszczyńskim i lędzińskim. Liderem listy RAŚ był tu sam Jerzy Gorzelik. A zagłosowało w okręgu niemal dokładnie 202 tysiące ludzi. RAŚ z wynikiem 27 866 głosów zbliżył się tu do 14 procent. Niemal 16 tysięcy głosów zdobył sam Gorzelik. Tylko 3 osoby na liście wywalczyły wynik wyższy, niż 10 procent tego, co dostał lider . Byli to Roman Pająk, który większość ze swoich 2640 głosów dostał w okolicach Pszczyny, Ma-
W pozostałych okręgach RAŚ wystawia listy tylko po to, by przypadkiem nie zabrakło głosów do „progu wyborczego” w skali województwa. Bo przecież jest oczywiste, ze ani w sosnowieckim Altrajchu, ani u częstochowskich medalikorzy na wyborczy sukces śląscy autonomiście nie mając o liczyć.
W MATECZNIKU Okręg wyborczy nr 3 to matecznik Ruchu Autonomii Śląska. Ziemia rybnicka oraz powiat mikołowski. Wyniki RAŚ psują nie-
27,21%
PiS 25,07% PSL 13,21% SLD 10,39% RAŚ
co mniej śląskie Jastrzębie Zdrój i powiat raciborski. Zagłosowało tu 210 tysięcy osób. Tak więc RAŚ z 21 973 głosami uzyskał ciut powyżej 10 procent. I minimalnie – raptem 400 głosami – wygrał z PSL-em. Za to niemal trzy razy więcej głosów dostały PiS (62 tysiące) i PO (niemal 60 tysięcy). Lewica dostała 15 tysięcy, reszta
7,20%
W województwie śląskim na PO oddano 27,21 proc. wszystkich głosów, na PiS - 25,07 proc., na PSL – 13,21 proc., na SLD – 10,39 proc. A na RAŚ – 7,20 proc. głosów. Jest to wynik autonomistów gorszy, niż 4 latat temu. Próg wyborczy 5% w wyborach do sejmiku przekroczyło 5 komitetów. Tych samych, co 4 lata temu. Cztery duże ogólnopolskie partie (PiS, PO, SLD, PSL) oraz Ruch Autonomii Śląska. W wyborach zagłosowało na terenie województwa 1 348 961 osób. Zwycięzca – PO – zdobyła 367 tysięcy głosów. Drugie PiS miało o 30 tysięcy mniej. PSL otrzymał 178 tysięcy głosów, a PSL nieco powyżej 140 tysięcy. Ostatni w tej stawce RAŚ nie przekroczył bariery 100 000 głosów – bo dostał ich dokładnie 97 132. To o dwadzieścia tysięcy mniej, niż przed czterema laty. Ale lepiej rozłożone głosy dały teraz aż 4 mandaty, podczas gdy wówczas tylko 3. Co ciekawe, do progu wyborczego zbliżyła się jeszcze jedna regionalna lista: „Niezależny Samorząd Województwa Śląskiego” – która zdobyła 62 000 głosów, co dało jej 4.5%! Nowa Prawica zdobyła zaledwie 3%, a 13 000 głosów (i 1% procent wyborców) przekroczyły jeszcze tylko Demokracja Bezpośrednia i Ruch Narodowy. Poniżej 1% znalazły się Mniejszości na Śląsku (Andrzeja Rocznioka), chociaż ich lider butnie zapowiadał, że będzie o śląski elektorat walczył z RAŚ-em jak równy z równym.
poniżej 10 tysięcy. Listę RAŚ-u zdecydowanie wygrała „jedynka” czyli Janusz Wita, ale już nie tak wyraźnie jak Gorzelik. Bo on dostał 7 razy tyle głosów, co drugi najlepszy na liście, a Wita (8164 głosy) nawet nie dwa razy więcej niż Marek Polok (4400). Przy czym wielu wyborców myliło zapewne Marka Poloka z Pawłem Polokiem, który w latach 2011 i 2013 kandydował w tym okręgu z RAŚ-u do senatu. Obecnie Paweł Polok nie należy już do Ruchu Autonomii Śląska. Niemal 3000 głosów zdobył też Leonard Fulneczek. A potem przepaść, zaledwie połowa kandydatów na liście wywalczyła ponad 500 głosów. W okręgu tym do podziału było 7 mandatów. 3 przypadły PiS-owi, 2 - PO, po jednym zdobyły PSL i RAŚ (Janusz Wita).
NA GRANICY Z WOJEWÓDZTWEM OPOLSKIM Okręg numer 4 to Gliwice, Bytom powiat gliwicki, tarnogórski i lubliniecki. Tereny, których spora część przed wojną leżała w Niemczech. Nieco mocniejsza jest tu też mniejszość niemiecka. Z drugiej strony Gliwice i Bytom, chyba bardziej są obecnie kresowe, niż śląskie. A zagłosowało w tym okręgu 182 000 ludzi. Ten okręg zdecydowanie wygrywa PO – ponad 52 tysiące głosów przy zaledwie 39 tysiącach PiS-u. PSL natomiast wyraźnie pokonuje RAŚ – 27,5 tysiąca, czyli 15 procent dostali ludowcy, a tylko 16 tysięcy auto-
nomiści. Warto dodać, że w tym okręgu też ponad 5% wywalczył Niezależny Samorząd Województwa Śląskiego (9800), nieznacznie tylko przegrywając z SLD (11 000 głosów). Wynik RAŚ wystarcza jednak na mandat – mandat bardzo ważny, bo cztery lata temu był to jedyny górnośląski okręg, w którym Ruch Autonomii Śląska nie wywalczył mandatu do sejmiku województwa śląskiego. Tym razem się udało. Otrzyma go lider listy, Andrzej Sławik, ponadto 3 mandaty zdobyła PO, 2 PiS i jeden PSL. Wracając do wyniku RAŚ, trzeba przyznać, że Sławik skazany był na samodzielną walkę. Zdobył ponad 8000 głosów, poza tym tylko dwie osoby (spośród 13 na liście) nieznacznie przekroczyły tysiąc głosów.
RYCHTIG ŚLŮNSKI MIASTA Ostatni ze śląskich okręgów (nr 5.) z Chorzowem, Rudą Śląską, Piekarami, Świętochłowicami. Z takimi rychtig śůnskimi miastami, jak Chorzów, Ruda Ślaska, Świętochłowice, Piekary - a bez tak mało śląskich miast, jak Jastrzębie czy Tychy. Jeśli RAŚ mógł liczyć gdziekolwiek na dwa mandaty, to tylko tu. Tym bardziej, że za wiceliderem RAŚ Henrykiem Mercikiem, drugą lokatę na liście zajmował były szef Związku Górnośląskiego i wiceprezydent Chorzowa Joachim Otte, na trzecim jest redaktor naczelna bezpłatnej gazety RAŚ-u, Monika Kassner. Najbardziej śląski okręg, najmocniejsza lista… I najlepszy wynik! Głosowało 156 tysięcy osób. Na RAŚ oddano 25 i pół tysiąca, co daje ponad 16% poparcia. Tutaj RAŚ tylko nieznacznie przegrywa z PiS-em (30 tysięcy), ale wyraźnie, bo dwukrotnie z PO (52 tysiące). Ale za to dla odmiany dwukrotnie pokonuje PSL (12 500). Niestety, ta niewielka porażka z PiS-em powoduje, że to oni mają dwa mandaty, a RAŚ tylko jeden. Platforma zdobywa ich aż trzy – i to koniec mandatów w tym okręgu. Jedyny mandat dla autonomistów przypada oczywiście Henrykowi Mercikowi.
5
LISTOPAD 2014r.
Jerzy Gorzelik, Henryk Mercik, Janusz Wita i Andrzej Sławik - radni RAŚ wracają do sejmiku w niezmienionym składzie... Z drugiej strony Mercik, który zarazem był kandydatem RAŚ-u na prezydenta Rudy Śląskiej, wynikiem nie zachwycił. Mając 9200 głosów wcale nie tak wyraźnie pokonał Ottego (6600), choć Monikę Kassner już wyraźnie (2300). Doskonały wynik zanotował też znajdujący się na 10 miejscu działacz RAŚ z Siemianowic Janusz Gorol (prawie 2 tysiące) a stosunkowo słabo wypadł zamykający listę skarbnik i pełnomocnik wyborczy RAŚ Rafał Adamus – 1123 głosy. Adamus będący pomysłodawcą „ślonskiego ślabikorza”, liderem akcji „tukej godomy po ślonsku” – nie potrafi jakoś zaistnieć w opinii publicznej, jako jeden z śląskich liderów.
ALTRAJCH I MEDALIKORZE W dwóch pozostałych okręgach RAŚ wystawia listy tylko po to, by przypadkiem nie zabrakło głosów do „progu wyborczego” w skali województwa. Bo przecież jest oczywiste, ze ani w sosnowieckim Altrajchu, ani u częstochowskich medalikorzy na wyborczy sukces śląscy autonomiście nie mając o liczyć. U medalikorzy (Częstochowa, powiaty kłobucki i myszkowski) zagłosowało ogółem 174 000 ludzi. Lista RAŚ uzyskała tu 1099 głosów czyli nieco ponad pół procenta. Wygrał PiS przed PSL-em,
Lewicą, a dopiero na czwartym miejscu PO. Natomiast w Altrajchu głosów ważnych było 214 tysięcy, z czego RAŚ dostał 1823 (prawie 1 %). Warto zauważyć, że wynik autonomistów jest tu niewiele gorszy, niż na historycznym Górnym Śląsku w okręgu 1 (z Bielskiem, Czechowicami-Dziedzicami, Cieszynem, Skoczowem, Wisłą, Ustroniem – a więc miejscami, gdzie 90 lat temu wybory wygrywali śląscy narodowcy!). Tu wyraźnie wygrała Platforma Obywatelska, przed SLD, PSL-em i PiS-em (dostał tu 3,5-raza mniej głosów niż PO!). AM, MP
MNIEJSZOŚCI BARDZO MALEŃKIE
Były działacz RAŚ, a obecnie zdeklarowany śląski separatysta Andrzej Roczniok, jak zwykle spróbował wystawić własne listy do sejmiku. Tym razem mu się udało. Komisje wyborcze zazwyczaj też odrzucają mu nazwy komitetów, w rodzaju narodowość śląska, więc tym razem ostatecznie wystartował pod nazwą KWW Mniejszości na Śląsku. Roczniok zapowiadał, że próg wyborczy 5% przekroczy bez problemu i będzie realnie walczył o mandaty. Przekonywał, że RAŚ zdradził śląski elektorat i ten teraz poprze Rocznioka. Prawda okazała się jednak inna – jego Mniejszości okazały się mniejszościami maleńkimi, nie przekraczającymi 1 procent poparcia. Półtora procenta przekroczyły tylko w okręgu gliwicko-lublinieckim, który etnicznie przypomina już nieco Ziemię Opolską, z dość liczną mniejszością niemiecką. Niemcy swojej listy tu nie mieli, więc zapewne kilkuset z nich zagłosowało na te „mniejszości”. Pojawianie się takich ist jak „Mniejszości na Śląsku” jest jednak porażką RAŚ. Rozbijają bowiem śląskie głosy. Tym razem w walce o mandaty nie miało to znaczenia, ale kiedyś tych kilkuset głosów, jakie listy Rocznioka dostają, może zabraknąć.
W województwie opolskim RAŚ za burtą
9 mandatów dla PO, 8 dla PSL, 7 dla Mniejszości Niemieckiej, 5 dla PiS i jeden dla SLD - oto podział sił w opolskim sejmiku 2014-2018. Na PO głosowało 25,35 proc., na PSL - 21,92 proc., na PiS - 16,79 proc., na Mniejszość Niemiecką (wystawiała listy w 4 z 5 okręgów w regionie) - 14,9 proc.; a na SLD - niespełna 9,5 proc. W wyborach do sejmiku oddano w sumie 281,1 tys. głosów ważnych. Frekwencja wyniosła 42,13 proc. RAŚ nie przekroczył progu wyborczego. Co więcej, brakło mu bardzo dużo…
W
okręgu numer 1 (Opole i powiat opolski), RAŚ wywalczył nieco ponad 2% (1622 głosy na 67 500 ogółem).F Mniejszość niemiecka wzięła niemal 9 razy tyle (14 421), przegrywając jedynie z PO. Podobnie w okręgu 3 (powiaty kędzierzyńsko-kozielski i strzelecki) oraz 4 (głubczycki, krapkowicki, prudnicki). Ba, w okręgu nr 4 Niemcy wygrywają wybory, pokonując nawet PO (mniejszość 10 700, PO – 10 300). RAŚ w okręgu 3 dostaje 1459 głosów (mniejszość niemiecka – 10 900), co stanowi
około 3% głosów, a w okręgu 4 i 2 jeszcze mniej, poniżej 2%. Zależność jest jednak wyraźna – RAŚ dostaje najlepszy wynik w okręgu 3 Kędzierzyn-Koźle, Strzelce Opolskie) – czli tam, gdzie mniejszość niemiecka dostaje najsłabszy (wciąż jednak 6 razy lepszy niż RAŚ). W okręgu nr 5 - RAŚ
wym, zawodowym, językowym. I tu, i tam mamy część wsi, gdzie większość stanowią „hadziaje” zza Buga – oraz takich, gdzie większość to autochtoni. Dlaczego więc wyniki RAŚ-u są tak odmienne w województwie śląskim i opolskim? Wynika to właśnie ze sztucznej
W opolskim zaraz po 1989 roku prężnie zaczęła działać mniejszość niemiecka – i to ona stała się na długie dziesięciolecia organizacją reprezentującą Ślązaków. Co więcej, organizacją bogatą, bo w odróżnieniu od RAŚ-u naprawdę wspieraną niemieckimi pieniędzmi. Dziś do niemieckiego obywatelstwa mają prawo tylko ci, których przodkowie w 1938 roku mieszkali na terenie Niemiec. Więc nie mają go mieszkańcy Katowic, Mikołowa, Rybnika, Mysłowic, Chorzowa, Rudy Śląskiej. Tutaj niemieckość nie jest więc żadną ofertą – i dlatego wybieramy organizacje stricte śląskie. ledwo przekroczył 1%, ale to już tak naprawdę Dolny Śląsk a mniejszość niemiecka wcale nie wystawia tu list. Powiaty kędzierzyńsko-kozielski, strzelecki, głubczycki leżą na granicy z województwem śląskim. Po opolskiej stronie RAŚ oscyluje w okolicach 2 procent – po katowickiej (w powiatach gliwickim, lublinieckim, raciborskim) bez trudu przekracza 5 procent. A przecież tereny te zamieszkuje ludność identyczna pod każdym względem: etnicznym, kulturo-
granicy między województwami. W opolskim zaraz po 1989 roku prężnie zaczęła działać mniejszość niemiecka – i to ona stała się na długie dziesięciolecia organizacją reprezentującą Ślązaków. Co więcej, organizacją bogatą, bo w odróżnieniu od RAŚ-u naprawdę wspieraną niemieckimi pieniędzmi. Co jednak ważne, każdy Ślązak z rodziny zamieszkałej od 80 lat w województwie opolskim ma prawo do niemieckiego obywatelstwa. Więc w sposób natural-
Ilość deklaracji narodowości śląskiej podobna. Jednak w województwie śląskim ludzi tych reprezentuje RAŚ, a w opolskim Mniejszość Niemiecka. ny może zasilać mniejszość niemiecką. W województwie śląskim jest inaczej. Dziś do niemieckiego obywatelstwa mają prawo tylko ci, których przodkowie w 1938 roku mieszkali na terenie Niemiec. Więc nie mają go mieszkańcy Katowic, Mikołowa, Rybnika, Mysłowic, Chorzowa, Rudy Śląskiej itd. Tutaj niemieckość nie jest więc
żadną ofertą – i dlatego wybieramy organizacje stricte śląskie. Powoduje to jednak, że śląskość katowicka i opolska, do niedawna tożsame, coraz bardziej się od siebie oddalają. Tegoroczny wynik RAŚ do sejmiku dowodzi, ze tendencję tę będzie bardzo trudno zatrzymać. Dariusz Dyrda
6
LISTOPAD 2014r.
!!! Zademonstruj swoja narodowość ślůnsko !!! Kup do sia, a do swoich krewnych na gŷszynki tresy, żeście som Ślůnzokoma.
35zł
30zł
We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!
45zł
35zł
5zł
35zł
A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?
35zł
35zł
35zł
35zł
30zł
30zł
5zł
Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53.* www.naszogodka.pl, adres e-mail: poczta.naszogodka.pl, tel. 0-507-694-768, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.
* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym.
7
LISTOPAD 2014r.
Powrót do tożsamości – drogą dla regionalistów
Autonomia przez język Przez ostatnie kilkanaście lat Ruch Autonomii Śląska budował swój wizerunek organizacji, która chce dobrobytu dla Śląska. Ten dobrobyt przyniesie autonomia – równie dobra dla Ślązaków, jak i nie-Ślązaków. DARIUSZ DYRDA
R
AŚ „pierwotny”, z czasów przedgorzelikowych (tj. mniej więcej do roku 2000), był organizacją nieco ksenofobiczną, nieco antygorolską – i jako taka, marginalną. RAŚ Jerzego Gorzelika, wysuwając argumenty gospodarcze przed etniczne, szybko zaczął przebijać się do opinii publicznej. Jego popularność rosła. I do 16 listopada 2014 roku można było wierzyć, że jest to jedyna słuszna droga. Chociaż nie brakowało jej krytyków. Ci, którzy porównywali przypadek śląski z katalońskim, szkockim, baskijskim stale podkreślali, że tam autonomię budowano na kanwie tożsamościowej. Że to różnice kulturowe są dla niej podstawą, a ekonomia jedynie uzupełnieniem.
PODSTAWĄ JEST JĘZYK - Katalończycy do swojej szerokiej autonomii doszli zupełnie inaczej. Doprowadzili do tego, że językiem ulicy stał się nie hiszpański, lecz kataloński. Wszechobecny w przestrzeni publicznej. Nawet przybysze z Madrytu, jeśli się tu osiedlali, zaczynali mówić po katalońsku. To język jest wyróżnikiem odmienności regionu, to język prowadzi do autonomii – przekonuje Dariusz Jerczyński, autor „Historii Narodu Śląskiego”, a zarazem wnikliwy obserwator wszystkiego, co dzieje się w europejskich autonomiach. Do 16 listopada 2014 roku można było – ba, należało wręcz - zakładać, że Jerczyński się myli. Że jedyna sensowna droga ku autonomii to propagowanie jej zalet gospodarczych. Jednak tego dnia RAŚ poniósł pierwszą wyborczą porażkę. Okazało się, że zwolenników już nie przybywa. Że poparcie wyborcze na Górnym Śląsku ustabilizowało się gdzieś pomiędzy 10 a 15 procent.
Śląskie akcje tożsamościowe, jak walka o uznanie za grupę etniczną, cieszą się większym poparciem, niż samo dążenie do autonomii To zdecydowanie za mało, by autonomię osiągnąć. Przecież każdy warszawski polityk powie: „- Wolne żarty. Nawet na Górnym Śląsku tylko jeden człowiek na ośmiu chce tej autonomii. Mamy ją ludziom siłą narzucać?”. Co więcej, polityk ten
już tak mocno zrośnięte, że – jeśli tylko Zagłębie zechce – także ono powinno się w przyszłej autonomii śląskiej znaleźć. Obecnie nie wyklucza się, że miejsce w niej jest także dla Częstochowy, czy Żywca. Ba, wojewódzcy radni RAŚ zagłoso-
Poparcie wyborcze na Górnym Śląsku ustabilizowało się gdzieś pomiędzy 10 a 15 procent. To zdecydowanie za mało, by autonomię osiągnąć. Przecież każdy warszawski polityk powie: „Wolne żarty. Nawet na Górnym Śląsku tylko jeden człowiek na ośmiu chce tej autonomii. Mamy ją ludziom siłą narzucać?”. Co więcej, polityk ten będzie miał rację. będzie miał rację. Najwyraźniej retoryka gospodarcza dała już wszystko, co za jej pomocą można było osiągnąć. Jeśli poparcie ma rosnąć, trzeba sięgnąć po inną retorykę. Nie musi tego oczywiście wcale robić Ruch Autonomii Śląska. On może pozostać przy propagowaniu tej idei. Ale w takim razie konieczna staje się inna organizacja, która będzie wyraźnie podnosiła śląską odmienność – etniczną, kulturową, językową, historyczną. No i nie może to być Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej. Z tej prostej przyczyny, że wyraźnie dystansuje się ono od polityki. A taka organizacja ma być na wskroś polityczna. I domagać się kulturowej autonomii dla Śląska.
W HISTORYCZNYCH GRANICACH! Kilka lat temu RAŚ uznał, że aglomeracja katowicka i Altrajch są
wali w ubiegłym roku za projektem potocznie zwanym „Krakowice”, czyli Strategią Polski Południowej. Rządowe plany zakładają tworzenie wielkich regionów, rzekomo zgodnych z założeniami Unii Europejskiej. Rzekomo, gdyż Unia wskazuje, że powinny one uwzględniać uwarunkowania historyczne. Tymczasem koncepcja wypracowana w resorcie wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej (obecnie komisarza europejskiego), zakładała, że region Polska Południowa („Krakowice”) to województwa śląskie, opolskie, podkarpackie. A zaś region „Polska Zachodnia” to województwa opolskie, dolnośląskie, lubuskie, zachodniopomorskie”. O takich dużych regionach jak Śląsk, Małopolska, Wielkopolska, Mazowsze – wicepremier Bieńkowska i jej urzędnicy widać nie słyszeli. Niemniej Strategia Polski Południowej, czyli „Krakowice” jeszcze bardziej rozbija Śląsk, a nawet Gór-
ny Śląsk. Opolską jego część wpychając w region Polska Zachodnia a katowicką – w region Polska Południowa. Nagle Ślązakom z Katowic czy nawet Raciborza, ma być bliżej mentalnie do Krakowa, niż do Opola! „Krakowice” wywołały oburzenie nawet wśród wielu działaczy RAŚ. Zraziły do Ruchu Autonomii Śląska wielu Ślązaków. - Ludzie chcą Śląska w historycznych granicach. Większość oczywiście nie potrafi ich wskazać na mapie, ale doskonale wiedzą, że Sosnowiec to nie Śląsk, że Częstochowa to nie Śląsk. Autonomia z Sosnowcem i Częstochową dla przeciętnego Ślązaka jest nie-
nie jakiemuś regionowi autonomii, to taka rewolucja w podziale administracyjnym Polski, że w porównaniu z nią korekta granic województwa jest drobiazgiem.
OPOLSKIE: ŚLĄSKOŚĆ TAK, AUTONOMIA NIE! Słabiutkie wyborcze wyniki RAŚ-u w województwie opolskim stoją pozornie w sprzeczności z ogromną ilością deklaracji narodowości śląskiej w spisie powszechnym. Ale tylko pozornej. Dzisiejszy RAŚ odwołuje się do swojego mitu założycielskiego, jakim jest przedwojenna śląska autonomia. W
Koncepcja wypracowana w resorcie wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej (obecnie komisarza europejskiego), zakładała, że region Polska Południowa („Krakowice”) to województwa śląskie, opolskie, podkarpackie. A zaś region „Polska Zachodnia” to województwa opolskie, dolnośląskie, lubuskie, zachodniopomorskie”. O takich dużych regionach jak Śląsk, Małopolska, Wielkopolska, Mazowsze – wicepremier Bieńkowska i jej urzędnicy widać nie słyszeli. atrakcyjna. Przecież on chce autonomii właśnie po to, żeby nie być razem z Sosnowcem! – przekonuje Dariusz Jerczyński. Co ciekawe, takie same głosy można usłyszeć w Sosnowcu. Po co więc RAŚ lansuje wizję autonomii z Sosnowcem i (być może) Częstochową? Wierząc, że prościej będzie nadać autonomię województwu w już istniejących granicach, niż najpierw je zmieniać. Czy to jednak nie jest złudna teoria. Nada-
moim tyskim domu starzyki wspominały ją z rozrzewnieniem. Podobnie było w śląskich domach w Katowicach, Chorzowie, Mikołowie, Rybniku. Ale w Opolu? Ale w Krapkowicach? Tam żadnych wspomnień autonomii nie ma, bo tereny te w latach 1922-39 leżały na terenie Niemiec. Im więc się autonomia z niczym nie kojarzy. Im kojarzy się Śląskość. Są Ślązakami. Górnoślązakami. Dokonczenie na str. 8
8 Dokończenie ze str. 7 Ale dlaczego nagle mieliby chcieć tworzyć jakąś bliżej nieznaną im i nieokreśloną autonomię z Sosnowcem? To już wolą zacieśniać kontakty ze stolicą Śląska – Wrocławiem! Tych ludzi może przyciągnąć właśnie hasło województwa śląskiego w historycznych granicach. Ale nie autonomii w granicach obojętnie jakich!
ZACHOWANIE MOWY OJCÓW Kolejnym, ważnym elementem jest język. Dbałość o godka. Sztuki po śląsku (moje, Marcina Melona, Mariana Makuli) biją rekordy
LISTOPAD 2014r. Obecnie jednak nie jest już w stanie ogarniać samodzielnie wszystkich tych tematów. Bo częściowo są ze sobą sprzeczne. Autonomia polityczno-gospodarcza dla województwa, z pominięciem elementu etnicznego, nie interesuje bardzo wielu Ślązaków. Ale potrafi przyciągać ludzi widzących, że państwo centralistyczne źle jest zarządzane. Dla nich ofertą jest właśnie obecny RAŚ. Jeśli jednak chce swoje poparcie podwoić (albo i potroić) to potrzebuje „drugiej nogi”. Organizacji niosącej śląskie, etniczne, językowe hasła. Te dwie organizacje powinny na co dzień działać niezależnie, ale jednoczyć się w momencie wyborów,
szczeblu wyższym będą się dopiero jednoczyć w RAŚ? Czy też RAŚ pozostanie dużą organizacją autonomistów - ale wtedy na wybory konieczny jest inny szyld, jednoczący różne śląskie nurty, jednoczący i ten RAŚ, i te drobne organizacje, i śląskich narodowców. Lokalne organizacje mogą dać to, czego dziś na listach RAŚ-u brakuje najbardziej. Znane postaci! Wybory 16 listopada pokazały bowiem, że pod szyld „Ruch Autonomii Śląska” znaczące postaci życia publicznego się nie garną. Łatka separatystów – przyklejona przez polskie media – skutecznie odstrasza. Dziś autonomia przeciętnemu Polakowi kojarzy się bardziej z
Element walki o godkę w Marszach Autonomii jest widoczny, ale nie pierwszoplanowy frekwencji. Książki po śląsku coraz lepiej się sprzedają. To jest nasza tożsamość. Dla wielu zachowanie mowy ojców jest ważniejsze niż autonomia. Tymczasem brakuje po-
tworząc wspólną listę. Z bardzo wyraźnym jednak zaznaczaniem podczas kampanii, który kandydat jest „autonomistą”, a który „narodowcem”.
Autonomia z Sosnowcem i Częstochową dla przeciętnego Ślązaka jest nieatrakcyjna. Przecież on chce autonomii właśnie po to, żeby nie być razem z Sosnowcem! litycznej organizacji, która godkę wyniosłaby na swoje sztandary. RAŚ wprawdzie to robi, ale jako jeden z mniej ważnych postulatów. A co szkodziło, żeby jeden czy drugi wojewódzki radny RAŚ wystąpił na mównicy sejmiku po śląsku? Zdarzało się to nawet na posiedzeniach komitetu wojewódzkiego PZPR, kiedy któryś towarzysz postanowił jednoznacznie podkreślić swoje śląskie pochodzenie. Nie zdarzyło się w sejmiku. Bo trudno za wystąpienie po śląsku uznać pojedyncze zdania w rodzaju „panie marszałku, niŷ gańba wom?”. Takich śląskich manifestacji chyba brakuje. Bo jedno przemówienie po śląsku o czymkolwiek robi większy efekt, niż dziesięć przemówień po polsku o potrzebie ratowania śląskiej godki.
KONIECZNA „DRUGA NOGA”. I TRZECIA. RAŚ zrobił wiele. Bardzo wiele. Rozbudził dyskusję o śląskości, innej niż krupniokowa – jaką lansował Związek Górnośląski i Maria Pańczyk-Pozdziej. Rozbudził dyskusję o śląskiej tożsamości, rozbudził u wielu marzenia o autonomii.
Kwestią pozostaje sama formuła Ruchu Autonomii Śląska. To jego działacze muszą na zimowym kongresie zdecydować, czy chcą pozostać przy obecnej, czy też raczej uczynią z RAŚ-u wyłącznie szyld wyborczy, a aktywność przeniosą do wielu mniejszych stowarzyszeń. Także dlatego, żeby być bliżej mieszkańców swoich gmin. To nie przypadek, że organizacja
Krymem i Donbasem, niż zamożną Szkocją, Katalonią. Ludzie o ugruntowanej, wysokiej pozycji społecznej, zawodowej, nie chcą być z takim szyldem kojarzeni. Boją się społecznych konsekwencji. Bez znanych zaś postaci na listach ugrać więcej, niż to, co RAŚ ugrywa obecnie, się nie da. Ci znani – rdzenni Ślązacy, przyjdą opowiedzieć się za śląską tożsamością, ale za „separatyzmem” już niekoniecznie. Dlatego dziś wydaje się niezbędne powołanie śląskiej partii narodowej, etnicznej. To ona obok organizacji autonomistów i lokalnych stowarzyszeń powinna być trzecim filarem budowania mocnego śląskiego lobby w naszych samorządach. Tylko dzięki takim trzem filarom RAŚ może
A co szkodziło, żeby jeden czy drugi wojewódzki radny RAŚ wystąpił na mównicy sejmiku po ślasku? Zdarzało się to nawet na posiedzeniach komitetu wojewódzkiego PZPR, kiedy któryś towarzysz postanowił jednoznacznie podkreślić swoje śląskie pochodzenie. Nie zdarzyło się w sejmiku. „Ruch Ślązaków – Świętochłowice” dostaje w tym mieście cztery razy lepszy wynik wyborczy niż Ruch Autonomii Śląska. Bo ci pierwsi mają odniesienie i do śląskości i do najbliższej małej ojczyzny – Świętochłowic. O sprawy miasta walczą. Dzisiejszy RAŚ walczy o śląską tożsamość, ale trochę od spraw miejskich (w tym przypadku świętochłowickich) oderwaną. Może więc droga do wyborczych sukcesów w miastach wiedzie przez małe, lokalne organizacje, które do wyborów na
wyrwać się z poparcia rzędu 10 procent i sięgnąć w śląskich miejscowościach 40, a może i 50%. Z tym, że bez pomocy i zaangażowania Ruchu Autonomii Śląska powołać się takiej partii nie da. Po prostu nie ma kto tego zrobić. Czy jednak RAŚ dostrzeże taką konieczność? Zimowy kongres pokaże. PS. Wierzę, że będę delegatem na zimowy kongres RAŚ. Jeśli tak, powtórzę tam wiele z tez zawartych w tym tekście. Jeśli nie będę – być może zrobi to ktoś inny.
Tekst ten nie jest nowy. Liczy sobie sześć lat. Warto jednak zacytować jego fragmenty, by pokazać, jak językoznawcy inni, niż polscy, patrzą na to, czym jest mowa Ślązaków. Językoznawcy, którzy tym różnią się od polonistów (nawet z tytułem profesora), że znają więcej, niż jeden język! I piszą z pozycji badacza, a nie polskiego patrioty… Tekst ten, jako list, został napisany do podkomisji mniejszości narodowych polskiego Sejmu
Język śląski z Asturii Juan Lajo, Pracownik naukowy, Akademia Języka Asturiańskiego, Uviéu, 3 czerwca 2008 r. Panie i Panowie, (…) Mam 43 lata, a językoznawstwo zacząłem studiować w wieku lat 17. Znam wiele języków, wliczając w to sporo języków słowiańskich. Czytam po polsku, czesku, rosyjsku, serbsku, bułgarsku, białorusku, ukraińsku, biernie znam ponadto dolnoi górnołużycki, kaszubski, słowacki, słoweński, rusiński, macedoński, pomacki i śląski. Studiowałem też wymarłe języki słowiańskie: starocerkiewnosłowiański, staroruski, połabski i staronowogrodzki. Współpracuję obecnie z Akademią Języka Asturyjskiego i Uniwersytetem Oviedo, dwoma oficjalnymi instytucjami podlegającymi bezpośrednio rządowi Autonomicznego Regionu Księstwa Asturii w północnej Hiszpanii. Mam swój wkład w standaryzację i ochronę języka asturyjskiego. Pod koniec lat 70. i na początku lat 80. minionego stulecia w Asturii miała miejsce wielka debata na temat stan-
między językiem śląskim a czeskim i polskim są znacznie większe, niż między innymi językami słowiańskim (np. macedońskim i bułgarskim czy serbskim, bośniackim i chorwackim) albo między galicyjskim i portugalskim na obszarze romańskim. Różnice w słownictwie i fonetyce są nawet większe i stawiają stosunek śląskiego do polskiego na poziomie podobnym do stosunku języka rosyjskiego do białoruskiego, a może nawet wyższym. Sprawa słownictwa jest szczególnie interesująca, gdyż wpływ niesłowiańskiego języka, jakim jest niemiecki (czy raczej Schlesisch), lokuje język śląski na szczególnej pozycji wśród języków słowiańskich, pozycji dzielonej tylko z językiem połabskim i w mniejszym stopniu z dolno- i górnołużyckim. W istocie sądzę, że język śląski jest dziś tym żywym językiem słowiańskim, w którym zaznacza się największy wpływ języka niesłowiańskiego. Względy te w połączeniu z innymi względami natury socjolingwistycznej wymagają, jak sądzę, pilnego podjęcia politycznych kroków
Ze studiów moich wypływa wniosek, że śląski jest odrębnym językiem słowiańskim (lechickim), który zajmuje pozycję między językiem polskim i czeskim, a przy tym ma pewne cechy obce obu tym językom. daryzacji i wprowadzenia do szkół języka asturyjskiego, wreszcie w roku 1981 utworzona została Akademia Języka Asturyjskiego, oficjalna instytucja dla rozwoju i standaryzacji języka asturyjskiego, a obecnie asturyjski jest nauczany opcjonalnie w szkołach. Pracowałem też nad przekładem Pisma Świętego na asturyjski. Teraz jestem zaangażowany w standaryzację i wprowadzanie do szkół południowych odmian języka asturyjskiego (spoza Autonomicznego Regionu Asturii, blisko granicy portugalskiej, a nawet częściowo w Portugalii). W ciągu minionego roku studiowałem język śląski i jego dialekty, obecnie zaś przygotowuję gramatykę porównawczą języka śląskiego (w języku angielskim i asturyjskim). Ze studiów moich wypływa wniosek, że śląski jest odrębnym językiem słowiańskim (lechickim), który zajmuje pozycję między językiem polskim i czeskim, a przy tym ma pewne cechy obce obu tym językom. Pozycję języka śląskiego wskazują jego znaczne różnice co do słownictwa oraz fonetyka, do tego niektóre gramatyczne cechy śląskiego ukazują wyraźnie wczesne różnicowanie się śląskiego i polskiego i wczesny wiek ich rozwoju, prawdopodobnie wprost ze wspólnego języka lechickiego, czego prostym przykładem może być w śląskim rozwój narzędnika z końcówką -ůma z dawnej liczby podwójnej, liczby która wyszła z użycia w języku polskim w XV w., lecz nadal jest obecna w takich językach słowiańskich, jak górno- i dolnołużycki. Gramatyczne różnice
biorących pod uwagę język śląski jako język regionalny wraz z podjęciem kroków pozwalających uniknąć zahamowania widocznego w ciągu ostatnich lat rozwoju języka śląskiego. Doświadczenia związane z językiem asturyjskim pokazują, że dzieci, które znają język asturyjski (ok. 80 % uczniów), łatwiej przyswajają sobie język hiszpański i angielski, niż pozostałe, a ponadto są bardziej otwarte na kulturowe różnice w i na zewnątrz Unii Europejskiej. Myślę też, że, podobnie jak to było z językiem asturyjskim, język śląski ma przed sobą dwa problemy do rozwiązania: 1. Standaryzacja zapisu języka śląskiego: doświadczenie podpowiada mi, że lepszy byłby system zapisu zbliżony do polskiego, by nie różnicować nadmiernie nauki języka wiodącego i nauki języka regionalnego. W Hiszpanii wszystkie języki regionalne (galicyjski, asturyjski, baskijski, aragoński, kataloński i okcytański) używają zapisu zbliżonego do pisowni hiszpańskiej i okazało się to bardzo efektywne. 2. Mówiący po śląsku powinni pamiętać, że ci, którzy zapominają o swym języku, tracą też swoją kulturę i jest to strata dla całej ludzkości. Powinni jednak pamiętać również, że język narodowy (w tym przypadku polski) może doskonale koegzystować z językiem regionalnym i mogą się one nawzajem uzupełniać. Z serdecznymi pozdrowieniami, Juan Lajo Uviéu (Oviedo) Asturias – Spain.
9
LISTOPAD 2014r.
PISANE ZA BRYNICĄ
Sezon na lenia N
ie chciałam pisać o wyborach i o świętach. 50% społeczeństwa ma w nosie wybory, za to jedynie 10% ma w nosie święta. Ja należę do tej mniejszości. Wybory i polityka mnie ciekawią, za to Święta Bożego Narodzenia wzbudzają we mnie takie odczucia, jak u większości głosowanie na kandydatów do samorządu. Dlatego jednak, że szanuję czytelników, nie będę pisać o wyborach. A, że szanuję i siebie, to nie będę pisała o świętach. Że jednak, we wszystkim trzeba odszukać tzw. „złoty środek”, zastanawiałam się nad tym co łączy święta i tegoroczne wybory samorządowe? Co to takiego jest? Poza zimową porą rzecz jasna. Otóż mili państwo, jest to lenistwo! Argumentów jest bez liku. I tak, w kwestii wyborów – jak zwykle ponad połowa uprawnionych do głosowania nie wzięła udziału w wyborach. Ta sama grupa, przez najbliższe cztery lata ochoczo będzie wylewać polityczne pomyje
w swoich sfrustrowanych i anonimowych wpisach internetowych. Za kolejne cztery lata, kiedy społeczne niezadowolenie osiągnie apogeum taż grupka znowu w pocie czoła nie weźmie udziału w wyborach. W lenistwie trzeba być konsekwentnym.
ręcznym liczeniu głosów i czekanie na łaskę patowego programu komputerowego nazwać po prostu głupotą. Ze świętami jest tak samo jak z wyborami: wszyscy chcą je celebrować (w przypadku wyborów, wszyscy kandydaci chcą wy-
wszelkie możliwe strony igłami, choinka? Kto odpowiada za ten cały przedświąteczny majdan? Najczęściej są to kobiety. Panie domu. Panowie ograniczają się do zamordowania karpia (zgrywając przy tym co najmniej Herkulesa). Innych czynności panom wykony-
Ślązaczki, szczególnie starsze pokolenia, nie powiedzą tego na głos, ze względu na bogobojność i przywiązanie do rodzinnych tradycji. Ja zaś mogę zrobić to bez żadnych skrupułów. Wciąż jestem smarkata i zawsze będę gorolicą i dlatego z całą stanowczością mówię, iż mi się nie chce przygotowywać i obchodzić świąt! Jak zwykle, w wielu miastach, w miejscach użyteczności publicznej wiszą szperplaty z uśmiechającymi się kandydatami (z tej okazji serdeczne pozdrowienia zasyłam panu Ziętkowi do Katowic; czy tylko mi się wydaje, czy zmizerniał pański uśmiech? A może to deszcz rozmył pańską podobiznę?). Mamy już niemal dwa tygodnie po wyborach, a szperplat wciąż pełno. Niezwykłe były poczynienia PKW, które też, jak najbardziej wpisały się w kanwę lenistwa. No chyba, że nie podjęcie decyzji o
grać), ale robić nie ma komu. Zastanówcie się drodzy czytelnicy, kto w waszych domach sprawia, że święta są świętami? Czyja to zasługa, że macie wybiglowane koszule na pasterkę i wypucowane na glanc okna? Kto piecze kołocze do nocy? Kto przyrządza makówki (albo i kutię, region wszak wielokulturowy), panieruje rybę, gotuje zupę, kula ciasto na pierogi i uszka? Kto pamięta o prezentach i ma naszykowany opłatek? Kto sprząta tyle co odkurzoną podłogę, gdy do domu wnoszona jest naturalna, sypiąca we
wać zazwyczaj się nie chce. Tylko, że wiem, iż tym kobietom, tym paniom domu, także się nie chce. Ślązaczki, szczególnie starsze pokolenia, nie powiedzą tego na głos, ze względu na bogobojność i przywiązanie do rodzinnych tradycji. Ja zaś mogę zrobić to bez żadnych skrupułów. Wciąż jestem smarkata i zawsze będę gorolicą (pomimo pierońskiego dziadka z Górnego Śląska) i dlatego z całą stanowczością mówię, iż mi się nie chce przygotowywać i obchodzić świąt. Wielu osobom się nie chce, bo święta, niestety
także w naszym regionie, są swoją własną karykaturą. Kiedy patrzę na rozpuszczone dzieci wybierające sobie niebotycznie drogie zabawki pod choinkę – nie chce mi się. Kiedy co roku przykładam się do naturalnej, domowej kuchni a wszyscy wkoło idą na łatwiznę robią wszystko „z proszku” – nie chce mi się. A tym bardziej nie chce mi się po długiej kampanii wyborczej, w której brałam udział i jako wolontariusz, i jako najemnik, i jako kandydat. Po prostu. Skoro wyborcom może się nie chcieć głosować, komisjom przykładać do liczenia, a kandydatom – sprzątać materiałów wyborczych, to mnie, dziewczynie mającej związek i z wyborami i ze świętami, może się nie chcieć uczestniczyć w świętach. I tak jestem w lepszej sytuacji. Ja przynajmniej głosowałam. Święta są co roku, a wybory – co cztery lata. Rozleniwiona i przemęczona gorolica Paula Zawadzka
FIKSUM DYRDUM
Brawo panie Piotrze!
P
iotr Czarnynoga, kandydat PiS na funkcję marszałka województwa śląskiego zauważa, że nie powinien to być żaden marszałek, tylko premier śląski. Nie wiemy, co na to Jarosław Kaczyński, bo Czarnynoga zachował się jak rasowy autonomista. Ale mnie się podoba. I kiedy spotkam pana Piotra (znamy się niby od wielu lat, ale ostatnio spotykamy się głównie w Lidlu) – serdecznie mu pogratuluję. Co to bowiem za bzdura jest ”marszałek województwa”? Słowo marszałek od przynajmniej 500 lat ma w języku polskim dwa – i tylko dwa – znaczenia. Pierwsze to głównodowodzący, ranga hetmańska, wódz. Marszałek Piłsudski, marszałek Rokossowski. Druga to ktoś, kto przewodniczy obradom władzy ustawodawczej. Sejmu, senatu. Niechby sejmiku. I na logikę marszałkiem śląskim powinien być facet (niechby facetka), który kieruje obradami sejmiku. Ale nie
– to jest przewodniczący sejmiku. A znowuż marszałek to ktoś, kto kieruje władzą wykonawczą. Czyli jakby wojewódzkim rządem. No a rządem po polsku kieruje premier, czyż nie? Dlatego ma Czarnynoga sto procent racji, że zarządem województwa powinien kierować premier śląski. A raczej premier województwa śląskiego, bo w tym zarządzie od daw-
dy. I kierować zarządem województwa. Jednak w Polsce po reformie administracyjnej zdecydowano, że to bardzo prestiżowe niegdyś miano zostanie przy lokalnym urzędniku z nadania premiera, o dość niejasnych dla ogółu kompetencjach. I dość niewielkich. PiS jednak zdumiewa. Śląski PiS. Czarnynoga ogłasza potrzebę powołania śląskiego premie-
SEK! Że oto nawet jego ludzie przystępują do zakamuflowanej opcji niemieckiej. Z drugiej strony przyznaję, że nie rozumiem. Kiedy spotykam ludzi, którzy pół roku temu podpisywali mi się za poparciem dla narodowości śląskiej i przezywali na goroli – a teraz mówią mi, że głosowali na PiS. W następnym zdaniu pytając mnie, kie-
Co to jest ”marszałek województwa”? Słowo marszałek ma w języku polskim dwa – i tylko dwa – znaczenia. Pierwsze to głównodowodzący, ranga hetmańska, wódz. Druga to ktoś, kto przewodniczy obradom władzy ustawodawczej. Sejmu, senatu. Niechby sejmiku. I na logikę marszałkiem śląskim powinien być facet który kieruje obradami sejmiku. No a rządem po polsku kieruje premier, czyż nie? Dlatego ma Czarnynoga sto procent racji, że zarządem województwa powinien kierować premier śląski a nie marszałek. na mało kto jest ze Śląska. Także nowo wybrany marszałek, Saługa Wojciech, z Jaworzna. Czarnynoga, ze starej śląskiej familii byłby może za mało … polski? Wracając jeszcze do tego premiera… Osoba kierująca województwem mogłaby też oczywiście nosić – jak przez stulecia – tytuł wojewo-
ra. Działacze RAŚ-u, na czele z Jerzym Gorzelikiem, agitowali za niedawnym (przegranym w drugiej turze) kandydatem na prezydenta Katowic z PiS-u. RAŚ agitujący za PiS-em? Świat się kończy! Ale gdy się o tym dowie Kaczyński, może być dramatycznie. Pewnie uzna, że to jakiś SPI-
dy nareszcie Poloki uznajom nos za naród? Nie widzą związku między głosowaniem na PiS a głosowaniem przeciw narodowości śląskiej? Której właśnie partia Kaczyńskiego jest największym wrogiem? No, ale jak mają widzieć to zwykli Ślązacy, jeśli działacze RAŚ namawiają do
głosowania na PiS-owskiego kandydata w Katowicach? Zgoda, Andrzej Sośnierz – bo o nim mowa – to osoba dla Śląska bardzo zasłużona. O poglądach zbliżonych do autonomistów. I gdyby był kandydatem RAŚ-u, wszystko byłoby OK. Ale kiedy jest kandydatem PiS-u, sprawa się zmienia. Bo jeśli wybory na prezydenta Katowic wygra Sośnierz, to wygra PiS. Do Polski pójdzie czytelny sygnał: mieszkańcy Katowic popierają PiS. A jeśli tak, to popierają też twardy kurs wobec „separatystów z RAŚ”. Dlatego chociaż osobiście uważam, że Sośnierz byłby lepszym prezydentem Katowic niż Krupa, cieszę się, że wygrał ten drugi. Podobnie jak cieszę się, że Czarnynoga nie jest śląskim marszałkiem, ani nawet premierem. W powiecie w którym mieszkam był przez 12 lat dobrym starostą, więc pewnie i marszałkiem byłby dobrym. Tylko gdyby nie ten antyśląski znaczek: PiS. Dariusz Dyrda
10
LISTOPAD 2014r.
Rok po „bękarcie wersalskim” Rok, który minął od moich słów o „bękarcie wersalskim” jest chyba wystarczającym czasem, by pokusić się o pewną refleksję i wytłumaczyć, dlaczego wyraziłem się tak, a nie inaczej.
PAWEŁ POLOK
N
atychmiast po upublicznieniu tej wypowiedzi przez media (wbrew opinii niektórych nie była to wypowiedź publiczna) część polskich nacjonalistów (niestety nie tylko) zareagowała świętym oburzeniem i domagała się mej głowy, bo przecież „jem polski chleb” itp. Źle trafili, bo rzadko jadam chleb, a jeśli już, to zwykle taki, który nie ma narodo-
rozsądny szanuje lekarza, który pije na umór na dyżurze? Górnika kradnącego narzędzia? Nie sądzę. Tak samo jest z państwem, które ma być naszym sługą. Niczym więcej. Ma służyć pomocą tam, gdzie obywatele sami nie potrafią sobie poradzić. Nic więcej.
LISTOPAD, ALE WCZEŚNIEJSZY
Z MOŁOTOWA? NO TO CO… Tyle o formie. Teraz zaczynamy zabawę i przechodzimy do treści. Przede wszystkim powiedzmy sobie jedno. „Bękart wersalski” jest cytatem. Cytatem z Wiaczesława Mołotowa dokładnie. Wszystkim tym, którzy uważają, że Mołotow to zbrodniarz i należy z góry przekreślić każde jego słowo uprzejmie przypominam, że jest to myślenie zwodnicze. Czasem nawet zbrodniarz ma rację. I równie uprzejmie przypominam, że pierwszym, który mówił o Zbrodni Katyńskiej był Joseph Goebbels. Czy to znaczy, że zbrodnia ta jest kłamstwem? Zbrodniarz powiedział prawdę. Do przemyślenia… Jedźmy dalej - będzie ciekawie. Zabieramy się za „rozbieranie” zwrotu „bękart wersalski”. Zaczynamy od przymiotnika. Wersalski - czyli powstały w Wersalu? Racja? No pewnie. Wbrew potocznej opinii Polska nie odzyskała niepodległości 11 listopada 1918 r. Odzyskała ją dużo później - właśnie w Wersalu dzięki sławetnemu traktatowi. 11 listopada był dniem jak każdy inny. Koniec wojny, kompletna rozpierducha, bieda, rozbrajanie Niemców w Warszawie (na marginesie: polska skłonność do wierzenia mitom historycznym miewa
Czy ktoś rozsądny szanuje lekarza, który pije na umór na dyżurze? Górnika kradnącego narzędzia? Nie sądzę. Tak samo jest z państwem, które ma być naszym sługą. Niczym więcej. Ma służyć pomocą tam, gdzie obywatele sami nie potrafią sobie poradzić. Nic więcej. wości. Jest to cecha charakterystyczna nacjonalistów - nie tylko polskich, śląskich także - nie zastanawiać się nad rzeczywistością, tylko ją zaklinać; nie zgłębiać wiedzy, tylko karmić się mitami. Stąd też w ich mniemaniu Świętej Rzeczypospolitej nie można nigdy skrytykować, bo jest święta i należy się Rzeczypospolitej dozgonny szacunek. Otóż nic bardziej mylnego. Państwu nie należy się żaden szczególny szacunek. Szanować można i należy tych, którzy zachowują się godnie. Porządnie wykonują swoją pracę, dbają o rodzinę, i tak dalej. Czy ktoś
ny za mało prawdopodobny. Po prostu wpadka. Jak moja z bękar.... No dobra, nie kończę.
tragiczne konsekwencje; w sierpniu 1944 roku tysiące młodych warszawiaków marzyło o powtórzeniu scenariusza z listopada roku 1918 i też chcieli „rozbroić Niemców”... Efekty znamy) i bezhołowie.
POLSCE NIEPODLEGŁOŚĆ DAŁA ENTENTA, NIE PIŁSUDSKI I każdy, kto wówczas trzeźwo myślał, musiał wiedzieć, że jeszcze wszystko może się wydarzyć. I tak też było. Gdyby z jakiegoś powodu Entencie nie była na rękę niepodległa RP, to Polska widziałaby swoją nieza-
Rok temu, po ogłoszeniu 5 grudnia 2013 roku wyroku Sądu Najwyższego, że Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej należy wykreślić z rejestru stowarzyszeń – Paweł Polok nazwał na swoim facebookowym profilu Polskę „Bękartem wersalskim”. „Myślałem, że bękart wersalski (a, sorry, Polska) już mnie niczym nie zaskoczy)” – napisał Polok. Polok był wówczas członkiem Rady Naczelnej Ruchu Autonomii Śląska a zaledwie kilka miesięcy wcześniej kandydatem RAŚ na senatora. Po tej wypowiedzi, pod wpływem rozmów z kierownictwem organizacji, zrezygnował z członkowstwa w Ruchu Autonomii Śląska. Prokuratura, do której doniesiono na Poloka, nie dopatrzyła się w wypowiedzi o „bękarcie wersalskim” żadnego przestępstwa.
Do polskiego tronu przymierzany był najpotężniejszy ze śląskich magnatów, władca na Pszczynie i Książu (obecnie dzielnica Wałbrzycha) - Hans Heinrich XV. Graf von Hochberg (Jan Henryk XV, książę pszczyński), mąż sławnej Daisy. Po I wojnie światowej był on orędownikiem utworzenia niepodległego państwa górnośląskiego. wisłą państwowość jak ślepy kolory. I nikt nawet by nie podskoczył. Bo i z czym? Z garstką ledwo uzbrojonych żołnierzy stawiać się aliantom? Wolne żarty. Do tego za moment wrócimy, ale chcę jasno powiedzieć: Wolna Polska narodziła się w Wersalu, gdzie zdecydowano, że otrzyma część wschodnich ziem należących do Królestwa Prus. Ziem - dodajmy - umożliwiających Polsce egzystencję. Poleskie bagna i meandry Niemna są bowiem urokliwe, ale gospodarczo... sam czytelniku wiesz. Jakikolwiek potencjał zapewniała wyłącznie Wielkopolska i Śląsk. A teraz - jak zapowiedziałem wróćmy do niepodległości, którą RP dostała od Ententy w prezencie i na tacy. Tak się bowiem akurat złożyło, że zachodni politycy wzruszyli się głęboko muzyką Paderewskiego i było im na rękę okroić Niemcy oraz Austrię. Rosji (wówczas już sowieckiej) woleli nie ruszać i w związku z tym Polska swe wschodnie terytoria musiała sobie wyrąbać sama, co - jak to w RP bywa - zaowocowało kolejnymi mitami.
MITY NARODZONEJ POLSKI Pierwszy: o Cudzie Nad Wisłą i Matce Boskiej broniącej RP. Żaden to cud, tylko ciężka praca szyfrantów, którzy przechwycili rosyjskie rozkazy i rozgryźli rosyjskie plany ofensywy; ale tak to już w RP jest - zamiast
wierzyć w ciężką pracę lepiej wierzyć w cuda i ich oczekiwać. Drugi: o Piłsudskim jako bohaterze tej wojny. W rzeczywistości w kluczowym momencie, czyli w połowie sierpnia 1920 roku Marszałek zwiał był do Puław i faktycznym dowódcą został gen. Rozwadowski, będący zresztą głównym architektem zwycięstwa. Trzeba też dodać, że sam Rozwadowski legendy
A teraz musimy się cofnąć o dwa lata wstecz. Dokładnie do 5 listopada roku pańskiego 1916. Wielka wojna trwa w najlepsze. Państwa Centralne nie mają zbyt wielkiej przewagi na Aliantami, ale sprawna niemiecka gospodarka pozwala przypuszczać, że Ententa wojny nie wygra. Potrzebna jest tylko dodatkowa siła zbrojna. Nie musi być wielka, bo nawet drobne wspomożenie sprawi, że Ententa zacznie się chwiać w posadach, a Niemcy, Austro-Węgry i Turcja będą świętować. Tym wspomożeniem miała być Polska. Niepodległa. Na ten genialny pomysł wpadł gen. Erich Ludendorff, jeden z najwybitniejszych dowódców I wojny światowej. Idei przyklasnął niemalże natychmiast nie kto inny, jak sam Cesarz i Król z Wiednia, Franciszek Józef I. Trzeba sobie szczerze powiedzieć, że sędziwy monarcha nie był mistrzem w polityce zagranicznej, ale tu trafił w dziesiątkę. Dodatkowe państwo sojusznicze! A Polacy dostaną niepodległość. I tak 5 listopada 1916 roku Polacy po raz pierwszy otrzymali niepodległość na tacy. A teraz, szanowni czytelnicy, proszę się trzymać, bo będzie jazda: czy wiecie, kto najgoręcej zaprotestował przeciwko powstaniu niepodległej Polski? Nie wiecie? To ja już spieszę z odpowiedzią: Francja i Wielka Brytania. Tak, tak, odwieczni wrogowie Polski - Niemcy - dali Rzeczpospolitej niepodległość, a równie odwieczni i niezłomni sojusznicy Rzeczpospolitej wprost powiedzieli: NIE. Próbowali nawet przekonać włoski parlament, ale ten z właściwą sobie fantazją najpierw kluczył, a później
Chcę jasno powiedzieć: Wolna Polska narodziła się w Wersalu, gdzie zdecydowano, że otrzyma część wschodnich ziem należących do Królestwa Prus. Ziem - dodajmy - umożliwiających Polsce egzystencję. Poleskie bagna i meandry Niemna są bowiem urokliwe, ale gospodarczo... Sami Państwo wiecie. Jakikolwiek potencjał zapewniała wyłącznie Wielkopolska i Śląsk. Piłsudskiego zniszczyć nie mógł, ponieważ … zmarł w bardzo tajemniczych okolicznościach w roku 1928. Pozostałym osobom, które próbowały coś powiedzieć również przytrafiały się „wypadki”. Dobra, Polok, do rzeczy, bo dygresja goni dygresję. Wiemy zatem, że Aliantom było na rękę osłabić Niemcy i Austrię, szybko dorobili do tego zasadę samostanowienia narodów (ciekawe, że gdy Ślązacy masowo domagali się niepodległości, to już o tej zasadzie zapomniano! No ale zasada była dobra dla jakiejś prowincjonalnej Estonii czy Łotwy, a nie dla potężnego zagłębia przemysłowego) i powstała RP. Pięknie i wzruszająco? Bardzo. Tyle tylko, że był to przypadek i wcale tak się nie musiało stać. Przeciwnie - w życie wszedł scenariusz uważa-
Akt 5 Listopada poparł. Państwo są zdziwieni? To proszę uważać, bo teraz będzie jeszcze ciekawiej. Już wiemy, że niepodległa Polska była nie w smak Entencie, ale teraz zrobi się naprawdę gorąco.
POLACY NIE CHCIELI NIEPODLEGŁEJ POLSKI Jeszcze intensywniej zaprotestowali... Polacy. Powszechne było - przynajmniej w zaborze rosyjskim - mniemanie, że „akt nie spełnia wszystkich naszych oczekiwań”, „znane są motywy jego wydania” i inne temu podobne wypowiadane w wyniosły sposób opinie. Celował w tym Roman Dmowski, który wprost i bez ogródek twierdził, że braterstwo krwi łączy Polaków z Rosją (która nota bene kilka dni wcześniej dała jasno do zro-
11
LISTOPAD 2014r.
Zamek w Pszczynie. To tu narodził się pomysł utworzenia państwa polskiego. zumienia, że Polska o niepodległości może zapomnieć i Akt w całości potępiła), zaś z Niemcami żadnych układów nie będzie.
Sienkiewicz wydał jawnie antyniemiecką i oszczerczą powieść „Krzyżacy” i włos mu z głowy nie spadł). Gorzej było z tą sprawą w Kongresówce i
Nieprawdopodobne! Polska po z górą 120 latach ma szansę się odrodzić, a Polacy tę możliwość odrzucają! Nie, bo nie! Nie będzie nam Niemiec pluł w twarz! Jakże to tak: państwo bez stuprocentowej suwerenności??? A honor??? O nie, na coś takiego nie pozwolimy!!! To już wolimy żyć w niewoli. Tak, drogi Czytelniku, właśnie tak mówiły polskie elity. Nieprawdopodobne! Polska po z górą 120 latach ma szansę się odrodzić, a Polacy tę możliwość odrzucają! Nie, bo nie! Nie będzie nam Niemiec pluł w twarz! Jakże to tak: państwo bez stuprocentowej suwerenności??? A honor??? O nie, na coś takiego nie pozwolimy!!! To już wolimy żyć w niewoli. Tak, drogi Czytelniku, właśnie tak mówiły polskie elity. Zainteresowanych odsyłam np. do prac Dmowskiego. Teraz odpowiedzmy sobie na pytanie: czy tak zachowuje się rozsądny naród i rozsądni politycy? Chyba nie. A jak się zachowują? Otóż, proszę Państwa, rozsądni ludzie dokonują analizy. I my zrobimy tak samo. Spójrzmy na sprawę oczami Polaka z początku XX wieku i prześledźmy zalety oraz wady Aktu. Co mogli Polacy zyskać? Mogli zyskać własne państwo, w którym szanowano by ich prawa i w którym mogliby dbać o swoją kulturę. Gospodarczo byłoby co najmniej nieźle, a być może świetnie. Przykład Poznania, Krakowa czy Torunia pokazuje, że były to miasta, w których tkwił olbrzymi potencjał. Ciekawa jest kwestia poszanowania praw, bo wbrew powszechnej opinii w Niemczech i Austro-Węgrzech Polacy nie byli obywatelami drugiej kategorii (przypominam, że w tych strasznych polakożerczych Prusach Henryk
tu szansa na zmiany powinna być witana jak jutrzenka, ale... No właśnie. Nie była. Polacy mieliby zatem swoje państwo, swoje szkolnictwo, muzea, teatry, wyższe uczelnie, urzędy, słowem wszystko to, czego pragnęli.
SUWERENNOŚĆ MINIMALNIE OGRANICZONA A teraz przeanalizujmy wady, czyli sprawdźmy, czego by Rzeczpospolita nie miała. Nie miałaby w pełni suwerennej polityki zagranicznej, bo ta byłaby uzależniona od Niemiec. I nie miałaby w pełni suwerennej armii. Tyle. Koniec. Chociaż nie, nie koniec, bo należy dodać, że i te dwie wady
Polska takich mężów stanu albo nie miała, albo miała niewielu. Jeśli Państwo nie wierzycie, to spójrzcie na poczynania ministra Becka w roku 1939. Efekty zapewne znacie. A to wszystko byłoby Polsce oszczędzone, bo polityka zagraniczna byłaby „robiona” rękami Niemiec, którym można wiele zarzucić, ale nie to, że mają kiepskich polityków. A Polacy w tym czasie spokojnie mogliby podglądać i się uczyć. Mogliby, gdyby chcieli. Teraz wojsko. Armia polska byłaby zależna od Niemiec i Austro-Węgier i w pierwszej fazie walczyłaby u ich boku na froncie. Tyle tylko, że względem status quo nie zmieniłoby się wiele. Polacy i tak walczyli na frontach i byli zależni - całkowicie! - od zaborców. Ale gdyby Akt 5 Listopada przyjęto, to z pewnością polscy dowódcy mieliby więcej do powiedzenia. Wojna by się skończyła i armia wróciłaby do koszar. Tak, tak, wiem, co powie uszczypliwy Czytelnik: że i tak byłaby zależna od dwóch cesarzy. Ale proszę mi wierzyć: lepiej mieć silną i dobrze wyszkoloną armię zależną od sojuszników, niż w pełni su-
Lepiej mieć silną i dobrze wyszkoloną armię zależną od sojuszników, niż w pełni suwerenne wojsko, któremu brakuje wszystkiego - od amunicji po sprawnych dowódców i które ma na zachodzie nie sojusznika, ale wroga. Nie wierzycie? Nie szkodzi. Polacy w roku 1916 też nie wierzyli. A ćwierć wieku później odebrali bolesną lekcję dowodzącą, że polskie wojsko było w roku 1939 suwerenne, zaś Armia Krajowa w 1944 r. niezależna. Efekty Państwo zapewne znacie. wyszłyby Polsce na dobre. Dlaczego? Już spieszę z odpowiedzią. Otóż dlatego, że do prowadzenia poważnej polityki zagranicznej trzeba wybitnych dyplomatów. Takich, których nie wyszkoli się w ciągu 5 lat. Ani w ciągu dekady. Czasem i pokolenia braknie.
werenne wojsko, któremu brakuje wszystkiego - od amunicji po sprawnych dowódców i które ma na zachodzie nie sojusznika, ale wroga. Nie wierzycie? Nie szkodzi. Polacy w roku 1916 też nie wierzyli. A ćwierć wieku później odebrali bolesną lekcję dowo-
dzącą, że polskie wojsko było w roku 1939 suwerenne, zaś Armia Krajowa w 1944 r. niezależna. Efekty Państwo zapewne znacie.
EUROPEJCZYCY BYLI „ZA”, KONGRESÓWKA PRZECIW Trzeba wszakże uczciwie powiedzieć, że nie wszyscy Akt 5 Listopada odrzucali. Pokaźna grupa Polaków w Wielkopolsce i Galicji (przede wszystkim konserwatystów) z radością przyjęła szansę na rozwój i szybko utwo-
ważania), a Polska stała się w pełni niepodległa. Sęk w tym, że tak wcale nie musiało się stać, a odrzucenie niepodległości danej przez Austro-Węgry i Niemcy było ze wszech miar nierozsądne. W listopadzie roku 1916 nikt nie przypuszczał, że do wojny przystąpią Stany Zjednoczone i należało zakładać, że Trójprzymierze wojnę przynajmniej na wschodzie - wygra. Zresztą genialny manewr ówczesnego generała Paula von Hindenburga dowiódł, że na wschodnim fron-
Ton polskiej polityce i kulturze tamtego okresu (a i dziś nie jest inaczej!) nadawali przede wszystkim ludzie z zaboru rosyjskiego, których od Polaków z Prus i Austro-Węgier różniło niemal wszystko: podejście do prawa, do swobód obywatelskich, nauki, pracy, teorii państwa i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. rzono zalążki polskiej państwowości. Cóż, kiedy ton polskiej polityce i kulturze tamtego okresu (a i dziś nie jest inaczej!) nadawali przede wszystkim ludzie z zaboru rosyjskiego, których od Polaków z Prus i Austro-Węgier różniło niemal wszystko: podejście do prawa, do swobód obywatelskich, nauki, pracy, teorii państwa i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. No dobrze, powie ktoś, ale w końcu wyszło „po naszemu”. Państwa Centralne wojnę przegrały, a Polska stała się w pełni niepodległa. Owszem. Państwa Centralne przegrały (nawiasem mówiąc był to jeden z najgorszych momentów w dziejach Europy, ale to temat na osobne roz-
cie panują Niemcy. Stało się inaczej, Ententa wojnę wygrała i przypadkiem niepodległa Polska była jej na rękę. Przypadkiem. Nie miało to nic wspólnego z rozsądkiem polskich elit. Przeciwnie: Piłsudski odmawiający złożenia przysięgi, cudem uniknął rozstrzelania za zdradę przez pluton egzekucyjny. Jak zwykle w dziejach Polski zwyciężyła nie chłodna kalkulacja i „realpolitik”, ale ułańska fantazja i polityczne szaleństwo. W roku 1918 się udało. Cudem. Naprawdę. To był prawdziwy „cud nad Wisłą”. 21 lat później tego cudu zabrakło. I co? Czyż Mołotow nie miał racji mówiąc, że to państwo powstało „przypadkiem”?
5 listopada 1916 roku w efekcie konferencji, która odbyła się na zamku w Pszczynie, cesarzowie niemiecki i austro-węgierski wydali proklamację, zawierającą zapowiedź powołania Królestwa Polskiego, pozostającego „w łączności z obu sprzymierzonymi mocarstwami”. W dokumencie, znanym w historii jako Akt 5 listopada, nie określono granic przyszłej monarchii. Mówiono natomiast wyraźnie o utworzeniu armii polskiej.
12 R
LISTOPAD 2014r. E
K
L
A
M
Planujesz ze swojom reklamom trefić genau do Ślůnzokůw? Tuż dej jom sam, we Cajtůngu. Ślůnski muster: bierŷmy niŷdrogo, efekt murowany Chcesz wiedzieć więcej? Dzwoń 507-694-768
Poszukujemy agentów reklamowych. Wysokie prowizje! Od stycznia nowy cennik prenumeraty Cajtunga Podwyższenie cen związane jest ze zmianami cennika Poczty Polskiej, wprowadzonymi kilka miesięcy temu. Cena gazety w prenumeracie jest niezmienna, zmienia się tylko cena przesyłki. Miesięczny koszt prenumeraty: Przesyłki polecone: Do siedmiu egzemplarzy gazety nadanej w jednej przesyłce: 1,2 zł za jeden egzemplarz gazety, plus 7 zł za przesyłkę. Od siedmiu do czterdziestu egzemplarzy gazety nadanej w jednej przesyłce: 1,2 zł za jeden egzemplarz gazety plus 10 zł za przesyłkę. Przesyłki zwykłe: Do siedmiu egzemplarzy gazety nadanej w jednej przesyłce: 1,2 zł za jeden egzemplarz gazety plus 3 zł za przesyłkę. UWAGA!!! Wysoce prawdopodobne jest, że w roku 2015 przejdziemy na cykl tygodnika. Wówczas opłacona prenumerata roczna w rzeczywistości opłaci tylko dwanaście numerów tygodnika, czyli ok. 3 miesięcy.
Ślůnskie ksiůnżki w hurcie tanij! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe łôsprowki”? „Asty kasztana ”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarniach komplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. U nas razem z kosztami przesyłki wydasz na nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno. Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 złotych – przesyłka gratis. Zamawiać można internetowo na poczta@naszogodka.pl lub telefonicznie 507-694-768. Można też zamówić wpłacając na konto 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 - ale prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego.
Instytut Ślůnskij Godki. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53 *
Asty Kasztana, Ginter Pierończyk - „Opowieści o Śląsku niewymyślonym” to autentyczna saga rodziny z Załęża. Jak się żyło w Katowicach śląskim pokoleniom? Historia przeplatana nie tylko zabawnymi anegdotkami,ale też tragicznymi wspomnieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych zbiorów. 92 stron formatu A-5. Cena: 15 złotych.
„Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdujemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką wyjaśnia najważniejsze różnice między językiem śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem śląsko-polskim i polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena 28 złotych.
* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym.
„Pniokowe Łosprowki” Eugeniusza Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularnego felietonisty Radia Piekary) to kilkadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej śląskiej godce, kierom dzisio nie godo już żoděn, krom samego Ojgena! 210 stron formatu A-5. Cena 20 złotych.
„Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. Cena 60 złotych.
„Komisorz Hanusik” autorstwa Marcina Melona laureata II miejsca na śląską jednoaktówkę z 2013 roku. to pierwsza komedia kryminalna w ślunskiej godce. „Chytrzyjszy jak Sherlock Holmes, bardzij wyzgerny jak James Bond! A wypić poradzi choćby lompy na placu” – taki jest Achim Hanusik, bohater książki. Cena: 28 złotych.
A