Teofila Kupki, swoje wezwanie do polskich gazet opublikował 20 listopada rano, a odpowiedź przyszła już popołudniu. W mieszkaniu Kupki zjawili się Henryk Myrcik i niejaki Jendrzej. Wiedzieli za to, po co przyszli. W pewnym momencie, wyjęli broń i zamordowali go. We własnym mieszkaniu, na oczach żony i dzieci - czytaj str. 8-10
Trudno siedzieć z założonymi rękoma i patrzeć, jak śląski entuzjazm zanika, bo stworzenie nowej organizacji rozbije głosy. Zresztą wybory samorządowe dopiero za trzy lata, różne rzeczy mogą się w tym czasie wydarzyć - rozmowa z Lyjem Swaczyną, założycielem partii Ślonzoki Razem - czytaj str. 4-6
Sama Ziemia Częstochowska to ledwie 600 000 ludzi. Za mało na województwo. Jest jednak szansa, że ono powstanie, i to z jawną korzyścią dla tożsamości Górnego Śląska. Bo Ziemia Częstochowska graniczy z jeszcze jednym regionem Zachodniej Małopolski – Zagłębiem Dąbrowskim. Razem województwo częstochowsko-sosnowieckie liczyłoby 1 300 000 mieszkańców – czytaj str. 6-7.
GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ
CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE
Więcej historii
P
oczynając od tego numeru, w naszym Cajtungu będzie więcej historii Śląska, zwłaszcza epizodów, które polskie podręczniki i media przemilczają. Kiedy bowiem nowy minister kultury, Gliński Piotr zapowiada intensyfikację polityki historycznej – to my musimy odpowiedzieć tym bardziej naszą historią prawdziwą. Bydymy tyż barżyj promować godka, skirz tego, co to genau ŏna je nojważniejszym elementŷm inszości ŏde Polokůw. Eli przepomnymy, jak ŏsprawiali nasze opy, to przepomnymy tyż, kim my to rychtig som. A balakwastrom je, co godać a pisać po ślůnsku wyuczą naszych bajtli we szkołach. Abo zrobiom to pisorze, abo niŷ zrobi tego żodŷn. O tym piszŷmy na zajtach 12-14. Ale potrzebno nom je tyż polityczno reprezentacjo. Tako fest ślůnsko, przī kieryj RAŚ bydzie szło pokazować jako umiarkowany. Zdo nom sie, co takom ŏrganizacjom moge być partio Ślonzoki-Razem. O jejch planach srogo piszymy na zajtach 4-6. Żol, co ślůnski lidery wadzom sie coroz barżyj, ale kiej się we ślůnskich sprawach dogodać niy idzie, to możne lepij, co bydzie pora organizacjůw. Niy przepominomy tyż, co sie piyrwyj zdarziło we listopadzie. Beztuż na zajtach 8-10 momy tekst kiery spomino Teofila Kupki, ślůnskigo patrioty, kierego zamordowały aktywisty Polskij Organizacje Wojskowyj. A zaś na zajcie 14 spominomy, co szumny brif biskupów polskich do niemieckich biszofůw napisoł Ślůnzok. Skirz tego, co ino Ślůnzok we PRL-u poradził spokopić, co Niŷmce majom Polokom do wyboczŷnio. Je tyż ale nadzieja. We Częstochowie je cora srogszo haja, co ŏni chcom nazod swojigo województwa. My som za, ino proszymy, coby se tyż wziyni Altrajch, a ciongli sie ŏde becirkůw Lublinieckigo a oleskigo. Skirz tego, co to je nasz Wiyrchni Ślůnsk! Piszymy ŏ tym na zajtach 6-7. Na 11 znońdziecie nasze felietony. A tera juże proszymy do lektury. We grudniu Cajtung bydzie gibcij, coby szło go kupić pod krisbaum. Szef redachtůr
NR NR6/7 11(42) (46)CZERWIEC/LIPIEC LISTOPAD 2015r.2015r.
ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 2,00 ZŁ (8% VAT)
Koniec państwa prawa?
A BYŁO TAKIE?
Większość autorytetów prawniczych, oraz zwykłych ludzi, którzy się w akty prawne nieco wgryzą, podnosi dziś larum, że Polska przestaje być państwem prawa. Że prezydent Andrzej Duda oraz Prawo i Sprawiedliwość łamią demokratyczne standardy. My odwrócimy kota ogonem: a kiedy to niby Polska była państwem prawa?
N
ie, nie chodzi o rządy Platformy Obywatelskiej, o jej też zamach na Trybunał Konstytucyjny (mniejszy, niż ten PiS-u, ale też). Nam chodzi o całokształt działań państwa polskiego po roku 1989, bo wcześniej z założenia niejako demokratycznym państwem prawa nie była. O jego stosunek do Śląska.
AUTONOMIA BEZPRAWNIE ZABRANA I NIE ODDANA W 1920 roku Polska, żeby przeciągnąć choć część Ślązaków na swoją stronę w plebiscycie, nadała nam szeroką autonomię. Nie wystarczyło to, by plebiscyt wygrać, ale jednak część regionu Polsce przypadła. Zaledwie kilka lat później Polska piłsudczyków, tzw sanacja, zaczęła postanowienia tej autonomii pogwałcać. A w 1945 roku Krajowa Rada Narodowa, pod przewodnictwem Bolesława Bieruta wbrew prawu autonomię zniosła całkowicie. Wbrew prawu, bo zgodnie z obowiązującą ustawą konstytucyjną, jakiekolwiek zmiany w treści autonomii śląskiej, wymagały zgody Sejmu Wo-
dowości śląskiej. Skąd ono to przekonanie o naszej polskości wzięło? Bo tak mu wygodnie? Bo to ono, z pozycji siły, podejmuje decyzje?
MOŻE BĘDZIE GORZEJ, ALE DOBRZE NIE BYŁO
n Prezydent Andrzej Duda nie może nawet ewentualnymi najdziwniejszymi decyzjami zniszczyć Ślązakom poczucia, że niszczy państwo prawa. Bo dla tych, którzy poczuwają się do narodowości śląskiej, Polska nigdy państwem prawa nie była (mem: Facebook, Polska w Ruinie) jewództwa Śląskiego. A ten się już po wojnie nie zebrał. W 1989 roku demokracja powróciła. Ale czy powróciło państwo prawa? Czy przywrócono Śląskowi autonomię? Profesor Andrzej Zoll, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, rozdziera dziś szaty, właśnie w kwestii tego Trybunału, że Polska przestaje być państwem prawa. Ale czy gdy w tym Trybunale zasiadał, zrobił cokolwiek, by unieważnić niekonstytucyjny dekret Bieruta w sprawie autonomii? Nie. Stwierdził wprawdzie, że dekrety Bieruta były bezprawne, ale na tym swoją aktywność zakończył. Panie profesorze, państwo prawa bezprawie usuwa, a nie przechodzi nad nim do porządku dziennego.
ODMOWA PRAWA DO ZRZESZANIA SIĘ W ciągu ostatnich 19 lat, wbrew prawu ludzi do zrzeszania się, państwo polskie odmawia zarejestrowania kolejnych stowarzyszeń narodowości śląskiej. Powołując się na to,
że… takiej narodowości nie ma, a my jesteśmy Polakami. Trzeba tu przypomnieć, że Śląsk nie był nigdy pod żadnymi zaborami. Nie był częścią Polski, którą zaborcy w XVIII wieku rozebrali. Przestał, i to z własnej woli, być częścią Polski dobre 500, a nawet 600 lat wcześniej. I przez ponad 600 lat oddzielony był od Polski najbardziej stabilną granicą w Europie Środkowej! Na wschodzie granica Polski zmieniała się co chwile, na zachodzie granica ze Śląskiem od XIV wieku aż do 1922 roku była w zasadzie niezmienna. Nigdy, od XIV wieku aż do końca I wojny światowej, na Śląsku nie było żadnego propolskiego zrywu powstańczego. I nigdy po wojnie światowej większość Ślązaków nie wypowiedziała się, że chce wracać do państwa polskiego. W 1921 roku, podczas plebiscytu, większość opowiedziała się jednak za Niemcami. A w 1945 roku nikt Ślązaków o zdanie nie pytał. Nie wiadomo więc, na jakiej podstawie państwo polskie uznaje, że Ślązacy są Polakami, nie chcąc uznać naro-
Tak nie działa państwo prawa! Tak nie działa państwo demokratyczne! Mogą więc profesor Zoll, profesor Łętowska i inni wybitni prawnicy, twierdzić że PiS zaczyna demokrację ograniczać, że robi zamachy na kolejne obszary prawa. Ale nie może twierdzić, że państwo prawa demontuje. Bo z naszego, śląskiego punktu widzenia, nigdy z państwem prawa do czynienia nie mieliśmy. Nie liczymy też, że teraz będzie lepiej. Owszem, pewnie będzie jeszcze gorzej. Może znów, jak za Bieruta, każe nam się składać deklaracje wierności narodowi polskiemu. Nie wiem, jak rozwinie się sytuacja w Polsce, nie wykluczam, że będzie zmierzać w kierunku dyktatury. Jeszcze większego ograniczenia swobód. Ale o państwie, które zabroniło zrzeszać się Ślązakom wokół wspólnego poczucia tożsamości narodowej – też nie mogę powiedzieć, że jest demokratyczne. Dariusz Dyrda
n W 1989 roku demokracja powróciła. Ale czy powróciło państwo prawa? Czy przywrócono Śląskowi autonomię? Profesor Andrzej Zoll, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, rozdziera dziś szaty, właśnie w kwestii tego Trybunału, że Polska przestaje być państwem prawa. Ale czy gdy w tym Trybunale zasiadał, zrobił cokolwiek, by unieważnić niekonstytucyjny dekret Bieruta w sprawie autonomii?
2
listopad 2015r.
Silesius przełożony
Homo sapiens pędzioł tak:
WOJCIECH SAŁUGA, marszałek województwa śląskiego, w sprawie pomysłu powołania województwa częstochowskiego: Przecież musiałoby także konkurować także ze Śląskim, jak i z silną aglomeracją. Z mojego punktu widzenia ważne jest jednak, by współpracować, bo siła naszego regionu bierze się właśnie z jego różnorodności. Wyboczom panoczku marszałku, ale wom się cosik we gowie pofyrtało. Regiony to som Ślůnsk, Małopolsko, Wielkopolsko, Bawario, Morawy, Wołyń. I mo sie to nijak do województw, kierych grenice strzednio co 25 lot beamtry inaczej malujom. I Częstochowa, abo Jaworzno, ze kierego wyście som, nikej niŷ bydzie tym samy regionem, co Wiŷrchni Ślůnsk. Nie styknie regierować tymi miastami ze jednego, waszego, zesela, coby je jednym regionŷm zamianować! Idzie genau ŏ to, co Częstochowa a Ślůnsk to som inaksze regiony, beztuż trzymać jejch we jednym województwie je balakwastra!
W
Policjanci mądrzejsi? W
poprzednim numerze pisaliśmy, że prokuratura w Opolu zaczyna ścigać różne przejawy śląskości, między innemu koszulkę „Jo je narodowości ślůnskij – a orzeczenie z 5 grudnia mom w rzici)”. I że nasz redaktor naczelny otrzymał wezwanie na przesłuchanie w tej sprawie. I rzeczywiście, przesłuchanie się odbyło, w Komendzie Powiatowej policji w Bieruniu. - Nie dobieram tego jako represję. Ktoś złożył donos, więc prokurator musiał sprawę zbadać. Policjanci nie kryli, że wypełniają polecenie prokuratury, bo przecież na tym polega ich praca, ale nie bardzo rozumieją, o jakie niby przestępstwo może z tą koszulką chodzić. Bo w piśmie zostali poinfor-
mowani, że dotyczy artykułu 49 kodeksu wykroczeń, ale on mówi o lekceważeniu państwa polskiego i jego organów, a na koszulce ani o Polsce ani o jej organach nie ma ani słowa. Żeby nie było wątpliwości, udałem się na przesłuchanie dokładnie w tej koszulce. Potwierdziłem, że jej autorem jestem ja. Teraz czekam z ciekawością, jakież to prawo złamałem twierdząc, że mam w rzici jakiekolwiek orzeczenie – mówi nasz redaktor naczelny Dariusz Dyrda. I dodaje: - Wierzę, że prokuratura sprawę umorzy. Jeśli tego nie zrobi, popadnie w śmieszność. Od siebie dodamy jedynie, że koszulkę tę można będzie nabyć na katowickim kiermaszu, w dniach 1-23 grudnia. W rocznicę sądowego orzeczenia, czyli 5 grudnia, będzie sprzedawana w promocyjnej cenie. (PZ)
R E K L A M A
NA JARMARKU AŻ PORA RYCHTIG ŚLŮNSKICH SZTANDŮW. Kupisz sam: - Tresiki, fany, ślůnski ksiůnżki a insze gadżety (koszulki, flagi, śląskie książki i inne) - Rostomaite ślůnskie postkarty, kalŷndorze, karty do szkata - Kołocze a maszkety jak u omy! - Znońdziesz hań tyż sztand naszego Cajtunga TUŻ LEĆ NA JARMARK - TO SIĘ WERCI!
marcowym i kwietniowym numerze sporo miejsca poświęciliśmy wystawie o Śląsku i Ślązakach, która jesienią tego roku miała być zaprezentowana w siedzibie Parlamentu Europejskiego w Brukseli. W naszym Cajtungu był też konkurs, którego uczestnicy losowali dwie wycieczki na tę wystawę. Silesius – bo taką ekspozycja nosi nazwę – miał rozpocząć się galą 1 grudnia. Ekspozycja miała pokazać wybitnych Ślązaków na przestrzeni dziejów, naszej przez stulecia nowatorskiej architektury (Nikisz!) a jej częścią miały być też poczęstunki ślůnskim jodłym. Na ten dzień też – 1 grudnia - zaplanowano wizytę w stolicy Belgii śląskiej wycieczki (z laureatami naszego konkursu i przedstawicielami naszej redakcji), której organizatorem podobnie jak wystawy, był europoseł Marek Plura. Jednakże krwawe wydarzenia w Paryżu, a następnie wprowadzony stan najwyższego terrorystycznego zagrożenia w Brukseli spowodowały, że wystawa została odwołana. A raczej przełożona. - Forszteluja se, co bydzie we styczniu abo we marcu. We februarze niy, bo przeca uwdy ojrodeputowane a ojropejski byamtry som na feriach, a rozchodzi sie o to, coby direkt im po-
kozać, kim a czym som Ślůnzoki. I co bez cołki storocza mieli my swoji państwo, swoja cywilizacjo, włosno godka – tuplikuje Marek Plura. To również w jego biurze eurodeputowanego postała koncepcja ekspozycji i to ono zamawiało większą część eksponatów. Miały jechać do Brukseli przed 25 listopada, tak aby wystawę przygotować na miejscu. Ale nie pojechały, znajdują się w Katowicach. - To je gotowo wystawa o Ślůnzokach we historie. I tak ech se wymiarkowoł, co eli niy idzie terozki tego pokozać we Bruksele, to co bydzie leżeć we krzīniach, lepi jom pokozać u nos. Juże godom ze rostomaitymi burgemaistrami, domami kultury a inakszymi, kai i kiej bydzie szło Silesiusa ŏboczyć – pado dali Marek Plura. My durś wierzymy, co Silesius trefi do Bruksele. Nale eli trefi się ŏkazjo ŏboczyć go sam, tuż czamu niy? (mp)
3
listopad 2015r.
Nojlepsze gŷszynki pode krisbaum! Do cołkij familie i kamratów
35zł
30zł
We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!
45zł
35zł
35zł
A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?
35zł
35zł
35zł
35zł
5zł
30zł
30zł
5zł
Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53.* adres e-mail: megapres@interia.pl, tel. 535 998 252, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.
* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym. Nie ma tam sklepu!
4
listopad 2015r.
Ślonzoki To, co w Powstaje partia regionalna. Ale inna!
Razem
Rozmowa z
Od wielu lat rozmawiano o potrzebie powołania partii regionalnej. W marcu 2015 roku na kongresie Ruchu Autonomii Śląska o zamiarze jej powołania mówił Jerzy Gorzelik. Na razie jednak z zapowiedzi tych nic nie wynika. Jest za to inna grupa, która rozpoczęła procedurę zbierania 1000 podpisów, niezbędnych do zarejestrowania partii politycznej. Partia ta ma nosić nazwę Ślonzoki Razem!
P
omysł jej narodził się w gronie osób związanych z komitetem wyborczym o tej samej nazwie, który w okręgach wyborczym gliwickim oraz rudzko-chorzowskim wystawił kandydatów do senatu (Witold Berus i Leon Swaczyna). Kandydaci ci dostali zdecy-
działania związane z powołaniem partii. Aby partię zarejestrować, trzeba do sądu rejestrowego złożyć 1000 podpisów ludzi, którzy jej powołanie popierają, oraz oczywiście dołączyć jej statut. – Statut a program som w opracowaniu. Momy starość zrychtować to dobrze, coby gericht ni mioł
to wynik wyborczy mniej nas zajmuje, bo przyjdzie sam – wyjaśnia Swaczyna. Liczy, że do partii licznie wstąpią ludzie, którzy dotychczas mniej angażowali się w aktywność społeczną i polityczną, ale też działacze RAŚ, SONŚ, Ślonskij Ferajny, DURŚ i innych stowarzyszeń. Gdyż przynależ-
Organizatorzy zapowiadają, że postarają się zasięgiem partii objąć całą polską część Górnego Śląska, a jej strukturę organizacyjną dopasować do okręgów wyborczych. – Jednak celem partii jest walka o wszystkie ważne dla Śląska sprawy, w tym chociażby o górnictwo. Jeśli mieszkańcy zobaczą, że naprawdę jesteśmy z nimi, to wynik wyborczy mniej nas zajmuje, bo przyjdzie sam dowanie lepsze wyniki, niż lista Zjednoczeni dla Śląska firmowana przez Mniejszość Niemiecką, ale zdecydowanie wspierana przez Ruch Autonomii Śląska. Leon Swaczyna z poparciem niemal 30% bliski był wywalczenie senackiego mandatu. I to mimo śladowej kampanii wyborczej. Mimo braku sztabu wyborczego, niewielkich funduszy – uzyskał wynik lepszy, niż cztery lata wcześniej w tym samym okręgu kandydat do senatu Ruchu Autonomii Śląska. - Kiej my oboczyli wyniki, nasze a Zjednoczonych, pokozało sie co Ślůnzoki chcom mieć swoja reprezentacjo. Ale tako rychtig ślůnsko, kaj niŷ bydzie placu do wizji regionu ślůnsko-zagłębiowskigo, ino rychtig do naszego – mówi Leon Swaczyna, który koordynuje
szansy odciepać go, baji skuli narodowości ślůnskij - wyjaśnia dalej Swaczyna. Organizatorzy zapowiadają, że postarają się zasięgiem partii objąć całą polską część Górnego Śląska, a jej strukturę organizacyjną dopasować do okręgów wyborczych. – Jednak celem partii jest walka o wszystkie ważne dla Śląska sprawy, w tym chociażby o górnictwo. Jeśli mieszkańcy zobaczą, że naprawdę jesteśmy z nimi,
ność do stowarzyszenia, jakim jest na przykład RAŚ, i do partii politycznej, się nie wyklucza. Wprost przeciwnie, według pomysłodawców świetnie się uzupełnia, a partia Ślązaków będzie mogła lepiej artykułować ich postulaty. Organizatorzy liczą nie tylko na Ślązaków etnicznych, ale też na tych, których rodziny przybyły na Śląsk za pracą, ale zakochali się w Śląsku i śląskości. (AM)
Z ustawy o partiach politycznych wynika, że partię rejestruje się w warszawskim Sądzie Okręgowym. Wniosek musi zawierać co najmniej 1000 podpisów osób z obywatelstwem polskim, wykazanych z imienia, nazwiska, adresu zamieszkania i numeru PESEL. We wniosku musi się także znaleźć nazwa zakładanej partii, jej statut, siedziba organów partii, a także jej sposób finansowania oraz sposób wstąpienia (i wystąpienia) z partii. Ustawa stanowi też, że „Nazwa, skrót nazwy i symbol graficzny partii politycznej powinny odróżniać się wyraźnie od nazw, skrótów nazw i symboli graficznych partii już istniejących”.
- Wygląda to trochę jak dywersja. Jerzy Gorzelik zapowiedział wiosną tworzenie patii regionalnej. Nie ma jej, a zamiast tego pan tworzy Ślonzoki Razem. - Już w pytaniu jest odpowiedź. Gorzelik podczas kongresu RAŚ partię zapowiedział, ale jej nie tworzy. Jak dla mnie wymyślił ją na szybko, żeby przyjść na ten kongres z jakimś nowym pomysłem. Zaskoczyć czymś zebranych, tak aby nie próbowali go rozliczać z kiepskiego wyborczego wyniku Ruchu Autonomii Śląska, jesienią 2014 roku. Przypomnę, że RAŚ dostał mniej głosów do sejmiku wojewódz-
twa śląskiego, niż cztery lata wcześniej; że stracił, wywalczone w roku 2010 mandaty w radzie miasta Ruda Śląska czy powiecie rybnickim. Owszem, zdo-
sukces. Tak naprawdę od dobrych kilku lat RAŚ sukcesów nie ma, i właśnie pomysłem powołania partii Jorg próbował ukryć pasmo porażek.
Gorzelik podczas kongresu RAŚ partię zapowiedział, ale jej nie tworzy. Jak dla mnie wymyślił ją na szybko, żeby przyjść na ten kongres z jakimś nowym pomysłem. Zaskoczyć czymś zebranych, tak aby nie próbowali go rozliczać z kiepskiego wyborczego wyniku Ruchu Autonomii Śląska, jesienią 2014 roku był za to cztery mandaty w radzie Katowic i Chorzowa, ale trudno to uznać za
- I rozeszły się wam drogi, bo uważa pan, że RAŚ idzie na dno?
5
listopad 2015r.
śląskiej duszy gra
LEONEM SWACZYNĄ, twórcą partii Ślonzoki Razem - Nie, one rozchodziły się od kilku lat. W zasadzie od 2010 roku, gdy RAŚ zaczął współrządzić województwem. I zaczął lansować pomysły w rodzaju autonomii
powołaniu partii politycznej, a głównym przeciwnikiem był zawsze Gorzelik. Twierdząc, że polska ustawa o partiach politycznych sformułowana jest tak, iż
Chodzi o utrzymanie śląskiej tożsamości, o budowanie poczucia, że my to my. Że my chcemy regionu, województwa, skupiającego ziemie śląskie, a nie śląsko-zagłębiowskie. Że my mamy własny język, własną kulturę, własną tożsamość. Dziś, zwłaszcza po ataku w Paryżu, widać aż nadto dobrze, że idea narodu obywatelskiego poniosła klęskę. Że naród to poczucie wspólnej historii, wspólnoty języka, kultury, terytorium. Tożsamości! dla całego województwa śląskiego, z Sosnowcem, Częstochową i Żywcem, ale bez Opola. Gdy RAŚ zaczął wspierać ideę Krakowic, czyli zacieśniania więzów pomiędzy województwem śląskim i małopolskim, zamiast pracować na rzecz połączenia górnośląskich ziem województw śląskiego i opolskiego, przestało tam być dla mnie miejsce. - Ale przecież pan był wtedy w ścisłym kierownictwie Ruchu Autonomii Śląska, w kilkuosobowym zarządzie. - Byłem w nim przez bardzo wiele lat. Ale do 2010 roku byliśmy zgodni, a od tego momentu ekipa Gorzelika coraz częściej zapominała, że mamy w nazwie autonomię i Śląsk. Ja pozostałem wierny tym ideałom, które przyświecały RAŚ-owi od początku. Więc powoli odchodziłem od Ruchu Autonomii Śląska, współtworzyłem za to struktury Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Ale zostało ono zdelegalizowane, przynajmniej czasowo, bo wierzę, że w Sztrasburgu jednak wygramy. Ale nastał czas na coś nowego. - I podebrał pan Gorzelikowi pomysł partii… - Ha, ha, ha, to dobre. Myśmy od lat rozmawiali o
partia regionalna nie ma sensu istnienia, bo jakiekolwiek profity z bycia partią a nie stowarzyszeniem, uzyskuje się dopiero zdobywając 3 procent poparcia w skali całej Polski. Bez tego partia ma mnóstwo obowiązków, a żadnych korzyści. Gdyby nie takie stanowisko Jorga, partię założylibyśmy kilka lat temu. Dlatego trochę zdumiał, gdy nagle wiosną wyskoczył z tą Partią Regionalną. Ale tylko trochę, bo jak mówię, wymyślił ją na szybko tylko po to, by czymś zaskoczyć kongres RAŚ, by pokazać, że nadal jest liderem z pomysłami. - No ale te powody, dla których nie warto partii śląskiej zakładać, są prawdziwe. W wyborach do sejmu i tak nie ma szans, nie przeskoczy progu w skali państwa. A do sejmiku, rad miast czy powiatów zupełnie wystarczy startowanie – jak dotychczas – z listy stowarzyszenia, czy komitetów obywatelskich. Poza tym partia musi mieć jakiś program gospodarczy, społeczny. A Ślonzoki mają różne poglądy w tej sprawie, łączy ich w zasadzie tylko śląskość. - I to jest właśnie oś wokół której ma powstać partia Ślonzoki Razem. Mnie
chodzi o utrzymanie śląskiej tożsamości, o budowanie poczucia, że my to my. Że my chcemy regionu, województwa, skupiającego ziemie śląskie, a nie śląsko-zagłębiowskie. Że my mamy własny język, własną kulturę, własną tożsamość. Dziś, zwłaszcza po ataku w Paryżu, widać aż nadto dobrze, że idea narodu obywatelskiego poniosła klęskę. Że naród to poczucie wspólnej historii, wspólnoty języka, kultury, terytorium. Tożsamości! Oczywiście, że taka partia nie zdoła przekroczyć 5% w skali państwa, wejść samodzielnie do sejmu. Ale na terenie Górnego Śląska może osiągnąć znacznie więcej, niż RAŚ, który już doszedł do ściany, i niż jakaś gorzelikowa Partia Regionalna, o niesprecyzowanych celach i zadaniach. - Jednak Gorzelik jest postacią medialną, pan mniej, więc trudno się będzie przebić do opinii społecznej ze Ślonzokami Razem! - Ja, ja, jo ta śpiywka słysza pora lot. W 2011 nie ja startowałem na senatora RAŚ w okręgu chorzowsko-rudzkim, bo według Gorzelika byłem mało medialny, nieznany. Wystawiono kogoś innego, zrobiono mu dużą kampanię. A mimo to
ną śląskość. To jedno, ale jest i drugie. Przez ostatnie 10 lat Gorzelik wyrzucił lub wycis z RAŚ-u wiele osób znanych w swoich środowiskach, miastach. Każdego, kto mógł zagrozić jego pozycji lidera. Liczę, że ci ludzie będą budować nową partię na swoim terenie. - Co znaczy „wycis”? - Weźmy Pawła Poloka z Rybnika. Był członkiem rady naczelnej RAŚ, ale gdy po sławnym orzeczeniu Sądu Najwyższego z 2013 roku wypowiedział się ostro o Polsce, bodaj „bękart poczdamski”, Gorzelik zmusił go do rezygnacji z członkostwa w Ruchu Autonomii Śląska. Skrytykował go, choć bronił pisarza Szczepana Twardocha za słowa „pierdol się Polsko” wypowiedziane w tym samym momencie. Bo Twardoch jest celebrytą, a Polok nie. To pokazuje, że Gorzelik szuka wrogów głównie wewnątrz RAŚ. Nie potrafi żyć, nie zwalczając wewnętrznej opozycji, a kiedy jej nie ma, to ją sam sztucznie tworzy. Lista wyrzuconych jest długa, zaczynając od Rudolfa Kołodziejczyka, który w RAŚ miał legitymację numer 1! Lista tych „wyciśniętych” chyba jeszcze dłuższa. Jest tam i Darek Jerczyński, autor „Historii Narodu Śląskiego”, i
Kiedy RAŚ jest w sejmiku województwa śląskiego, i popiera pomysły w rodzaju metropolii z Sosnowcem, Będzinem – musi być też organizacja, która reprezentuje tych wszystkich, którzy jak ja, chcą by granica województwa górnośląskiego przebiegała na Brynicy i Przemszy, a nie prawie pod Łodzią. RAŚ chce reprezentować mieszkańców województwa śląskiego, a my Ślonzoków dostał znacznie gorszy wynik, niż ja w roku 2015, bez szyldu RAŚ, jak Leon Swaczyna z własnego komitetu Ślonzoki Razem. Czemu? Nie dlatego, że ja jestem jakimś znanym celebrytą, bo nie jestem. Dlatego, ze zaproponowałem Ślązakom właśnie autentycz-
mysłowicki lider Ślązaków Pyjter Langer, i Andrzej Roczniok, właściciel Narodowej Oficyny Śląskiej a zarazem organizator zespołu kodyfikacji godki. Jest także grupa tych, którzy formalnie w RAŚ pozostali, ale są wyraźnie zniechęceni polityką przewodniczącego, jak
Jerzy Bogacki. To nie są postaci znane jak Gorzelik, ale każdy z nich na terenie swojego miasta jest rozpoznawalny, i potrafi przebić się tam do mediów, stworzyć silne struktury partii. W Rudzie Śląskiej tak jest
nicy i Przemszy, a nie prawie pod Łodzią. RAŚ chce reprezentować mieszkańców województwa śląskiego, a my Ślonzoków. - Czyli taka kontynuacja Stowarzyszenia
Pomysł z komitetem Zjednoczeni dla Śląska był świetny, co mówię z dumą, bo byłem w gronie kilku osób, które tę ideę wypracowały. Ale potem zjawił się Jorg Gorzelik, i „Zjednoczeni” stało się pustym słowem, bo mnóstwo śląskich środowisk, w tym samych pomysłodawców, wyciśnięto poza nawias. Jeśli jednak obecny sejm nie zmieni ustawy o mniejszościach narodowych, to za cztery lata możemy spróbować jeszcze raz skorzystać z zaproszenia mniejszości niemieckiej. Partia Ślonzoki Razem będzie wtedy gwarantem, że ktoś nie zawłaszczy tego pomysłu ze mną. Wreszcie jak widać, partii jeszcze nie ma, a ja już na jej temat udzielam wywiadu Ślůnskimu Cajtungowi, którego czytelnicy są naszym naturalnym zapleczem politycznym. Więc jakoś nie boję się, że będziemy anonimowi. - Nie obawia się pan jednak, że jedynym sukcesem tej partii będzie rozbicie głosów w wyborach 2019 roku. Tak, że gdy listy wystawi RAŚ i Ślonzoki Razem, to do samorządów nie wejdą ani jedni, ani drudzy? - Jest taka obawa. Ale trudno siedzieć z założonymi rękoma i patrzeć, jak śląski entuzjazm zanika, bo stworzenie nowej organizacji rozbije głosy. Zresztą wybory samorządowe dopiero za trzy lata, różne rzeczy mogą się w tym czasie wydarzyć. Przede wszystkim jednak kiedy RAŚ jest w sejmiku województwa śląskiego, i popiera pomysły w rodzaju metropolii z Sosnowcem, Będzinem – musi być też organizacja, która reprezentuje tych wszystkich, którzy jak ja, chcą by granica województwa górnośląskiego przebiegała na Bry-
Osób Narodowości Śląskiej? - Nie! Bo dla nas Ślonzoków Razem nie jest ważne, czy ktoś się czuje przede wszystkim, a nawet wyłącznie Ślązakiem, czy Polakiem-Ślązakiem, czy Niemcem-Ślązakiem, czy ma jeszcze jakąś inną śląską tożsamość. Natomiast koniecznie śląską! - Czyli członek Ślonzoków Razem będzie musiał udowodnić śląskie pochodzenie? - Kolejny żart. Ja mówię o śląskiej tożsamości a nie pochodzeniu. Można być Hanysem z dziada pradziada, a jej nie odczuwać, a można być dzieckiem werbusów i ją mieć. Dla nas kluczowe jest posiadanie tej śląskiej tożsamości, tego poczucia, że jesteśmy nieco innym społeczeństwem i regionem niż reszta Polski. I będziemy się o tę odrębność upominać. Spodziewam się, że za rządów PiS-u za wiele w tej materii nie zwojujemy, ale mamy za to kilka lat na promowanie naszych poglądów, przekonań. A potem wybory samorządowe i parlamentarne..,. Dokończenie na str. 6
6 Dokończenie ze str. 5 - O parlamentarnych już mówiliśmy, że to dla partii jednego regionu raczej nierealne! - Niekoniecznie. Pomysł z komitetem Zjednoczeni dla Śląska był świetny, co mówię z dumą, bo byłem w gronie kilku osób, które tę ideę wypracowały. Ale potem zjawił się Jorg Gorzelik, i „Zjednoczeni” stało się pustym słowem, bo mnóstwo śląskich środowisk, w tym samych pomysłodawców, wyciśnięto poza nawias. Jeśli jednak obecny sejm nie zmieni ustawy o mniejszościach narodowych, to za cztery lata możemy spróbować jeszcze raz skorzystać z zaproszenia mniejszości niemieckiej. Partia Ślonzoki Razem będzie wtedy gwarantem, że ktoś nie zawłaszczy tego pomysłu. No i są wybory do senatu, w jednomandatowych okręgach wyborczych. Cztery lata temu niewiele zabrakło do wygrania w okręgu tysko-mysłowickim waszemu redaktorowi naczelnemu
listopad 2015r.
odrzucono Jorga dysertację habilitacyjną, ze względu na zbyt niski poziom naukowy, ten jego kompleks tytułów się pogłębił. A w polityce tytuły naukowe są bez znaczenia. Widać Jorg nie doczytał, że najwybitniejszy amerykański prezydent ostatniego półwiecza Ronald Reagan nie miał wyższego wykształcenia, podobnie jak na przykład brytyjski premier John Major. Tymczasem w organizacji Gorzelika ludzie ci byliby bez szans na dobre miejsce na listach wyborczych. Polityka jest sztuką porozumiewania się ze społeczeństwem, a nie naukowymi wykładami. Jorg nie chce tego zrozumieć, dlatego od kilku lat prowadzi ruch śląski od klęski do klęski. Nie tylko wyborczych, przecież my przez ostatnie 10 lat nie osiągnęliśmy nic. Ustawa o dopisaniu godki do języków regionalnych – klapa. Uznanie śląskiej mniejszości etnicznej – klapa. O haśle „Autonomia’20” nawet nie wspo-
Od kilku lat ruch śląski idzie od klęski do klęski. Nie tylko wyborczych, przecież my przez ostatnie 10 lat nie osiągnęliśmy nic. Ustawa o dopisaniu godki do języków regionalnych – klapa. Uznanie śląskiej mniejszości etnicznej – klapa. O haśle „Autonomia’20” nawet nie wspominam, bo dziś brzmi już satyrycznie. Zamiast tego RAŚ w sejmiku wywalczył… oficera rowerowego Darkowi Dyrdzie, tym razem w okręgu rudzko-chorzowskim mnie. Więc za trzy lata może się udać, tylko liderów na swoim terenie trzeba konsekwentnie lansować. To też zadanie dla partii, i to też przyczyna ostatnich porażek RAŚ. - To znaczy? - Muszę jeszcze raz o Gorzeliku. Większość ludzi nie zna żadnych działaczy RAŚ-u, poza nim. Nie robiono przez wiele lat, by wykreować większe grono liderów. W efekcie kiedy przychodziło do wyborów, to RAŚ nagle na „jedynkach” czy na prezydentów miast wystawiał ludzi kompletnie nieznanych. O obsadzie tych „jedynek” decydowano za pięć dwunasta. Tak było i ostatnio, bo przecież Zbigniew Kadłubek to poza środowiskami akademickim postać zupełnie nieznana. Zresztą Kadłubek czy Jodliński wysoko na tych listach to też efekt takiej wizji Gorzelika, że kandydatami mają być intelektualiści, najlepiej z profesorskim tytułem. Wydaje mi się nawet, że gdy
minam, bo dziś brzmi już satyrycznie. Zamiast tego RAŚ w sejmiku wywalczył… oficera rowerowego. - Rozmawiając z panem odnosi się wrażenie, że głównym powodem powstania Ślonzoków Razem jest Jerzy Gorzelik! - Po części to prawda. Zaprowadził nas w ślepy zaułek. Pod jego kierownictwem nic już nie osiągniemy, ale gdy pozbył się z RAŚ-u wszystkich osobistości i indywidualności, to tej organizacji nie da się zmienić. Trzeba więc powołać nową, która wyniesie na swoje sztandary śląską godność, śląską autonomię, śląską tożsamość, śląską gospodarkę – w historycznych śląskich granicach. Ślonzoki czują potrzebę takiej organizacji – i wierzę, że nasza partia odpowie na to zapotrzebowanie. Że zaproponuje to, co w śląskiej duszy gra. - Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał Adam Moćko
Czy naprawdę wraca temat województw?
Warto poprzeć Częstochowę i bronić Kaszubów W kampanii wyborczej Jarosław Kaczyński obiecywał zmiany na mapie województw. Powstać miały dwa nowe, środkowopomorskie ze stolicą w Koszalinie i warszawskie, wyłączone z mazowieckiego. Inni politycy PiS-u pod koniec kampanii i tuż po niej dodawali, że trzecim nowym województwem według obietnic Kaczyńskiego ma być częstochowskie. Mówił to w Radiu Katowice poseł PiS-u Szymon Giżyński.
Na
razie sprawa województw przycichła, bo PiS zajęty jest sprawami Trybunału Konstytucyjnego, służb specjalnych i tym podobnymi metodami umacniania swej władzy w państwie. Ale kwestia województw pewnie niedługo wróci, i warto by wtedy ze Śląska płynął bardzo wyraźny głos. Podzielenie województwa mazowieckiego na Mazowsze i Warszawę jest dla nas w zasadzie obojętne. Może pojawić się wprawdzie korzyść polegająca na tym, że gdy w statystykach zniknie duże województwo mazowieckie z Warszawą, a pojawi się samo warszawskie – i wtedy tym bardziej będzie widać, jak Warszawa gnębi resztę kraju. Wtedy będzie widać, że na każdą dziedzinę życia w Warszawie przeznacza się z państwowych pieniędzy 20 razy więcej, niż u nas. Wtedy okaże się, że najprężniejszym regionem nie jest żadne Mazowsze, tylko Śląsk, a góruje nad nim jedynie Warszawa korzystając z uprzywilejowanej pozycji stolicy. Poza tym jednak mazowieckie niech się dzieli jak chce – nie nasz cyrk, nie nasze małpy.
KASZUBI STRACĄ WOJEWÓDZTWO Ze środkowopomorskim sprawa jest już inna. Miałoby powstać po części z ziem zachodnio-pomorskiego a w połowie z pomorskiego. Sęk jednak w tym, że to drugie, ze stolicą w Gdańsku, zawiera w sobie wszystkie ziemie zamieszkałe przez Kaszubów. Kaszubom podczas reformy 1998 roku udało się to, co nie udało się nam. Część terenów zamieszkałych przez Ślązaków jest w województwie Śląskim, część w Opolskim. Od lat podnosimy, że chcemy połączenie ziem górnośląskich w jednym województwie. Kaszubi od 1998 roku mogą się cieszyć, że całe za-
mieszkałe przez nich tereny znajdują się w jednym województwie, co ułatwia im pielęgnowanie własnych tradycji, tożsamości, a ponadto posiadanie większego wpływu na władze wojewódzkie. Dlatego Kaszëbskô Jednota wydała w sprawie projektowanego województwa własne oświadczenie: „Kaszubi w wyborach parlamentarnych popierają różne polityczne projekty i partie. W tej różnorodności zawsze jednak potrafiliśmy się skupiać na rzeczach wspólnych, ważnych dla naszej etniczności, dla narodowego interesu. W duchu jedności chcemy was więc przestrzec przed wy-
opami w Wehrmachcie), a ich mowa dla kogoś, kto dobrze zna godkę, jest w sumie dość łatwa do zrozumienia. Trzy czwarte tych słów, które są tajemnicze dla Polaków, po kaszubsku brzmią tak samo, jak po naszemu. Dość powiedzieć, że ich ukochany deser nazywa się… szpajza. I smakuje dokładnie jak szpajza. Kaszubscy działacze, chociażby w komisji wspólnej rządowo-mniejszości narodowych popierają wszystkie śląskie postulaty (inaczej niż na przykład opolscy Niemcy), Kaszubi mają już język regionalny, o który my dopiero walczymy i są jedynym naszym sprzymierzeńcem w naszych
Kaszubi mają już język regionalny, o który my dopiero walczymy i są jedynym naszym sprzymierzeńcem w naszych dążeniach. Zresztą między nimi także pojawia się idea autonomii. W ramach więc zwykłej solidarności z podobnym ludem, i w ramach wspólnego frontu przeciw polskim nacjonalistom, Ślązacy powinni manifestować poparcie dla utrzymania wszystkich kaszubskich ziem w jednym województwie. borczym programem Prawa i Sprawiedliwości, a konkretnie pomysłem utworzenia województwa środkowopomorskiego”. Członkowie Kaszëbskiej Jednoty czyli Stowarzyszenia Osób Narodowości Kaszubskiej od 1999 roku, na każdym Zjeździe Kaszubów podkreślają, że im reforma administracyjna dała właśnie połączenie wszystkich własnych ziem w jednym województwie. Podzielenie ich utrudni im utrzymywanie własnej tożsamości.
WSPÓLNA SPRAWA To ważne także dla Ślązaków, bo Kaszubi są najbardziej podobną do nas grupą etniczną w Polsce. Mają bardzo podobną historię (łącznie z
dążeniach. Zresztą między nimi także pojawia się idea autonomii. W ramach więc zwykłej solidarności z podobnym ludem, i w ramach wspólnego frontu przeciw polskim nacjonalistom, Ślązacy powinni manifestować poparcie dla utrzymania wszystkich kaszubskich ziem w jednym województwie.
CZĘSTOCHOWA? NIECH SOBIE IDZIE… Dla nas jednak najważniejszy jest pomysł powołania województwa częstochowskiego. Bo może oznaczać, że województwo śląskie stanie się bardziej śląskie. Dziś tak naprawdę tylko 49% ziem województwa to Górny Śląsk. Reszta to Beskid Żywiecki, Za-
7
listopad 2015r.
głębie Dąbrowskie i Ziemia Częstochowska – wszystkie stanowiące zachodnią Małopolskę. Jeśli więc Śląskie ma być naprawdę Śląskie, dobrze byłoby się jak największej części tych ziem pozbyć. Proste oderwanie Ziemi Częstochowskiej od Śląska nie wchodzi w rachubę. Takie wo-
Jest jednak szansa, że ono powstanie, i to z jawną korzyścią dla tożsamości Górnego Śląska. Bo w ramach naszego województwa Ziemia Częstochowska graniczy z jeszcze jednym regionem Zachodniej Małopolski – Zagłębiem Dąbrowskim. Altrajch ma ponad 700 000 mieszkań-
i nam wydaje się oczywiste, że powinien wyjść od radnych Ruchu Autonomii Śląska.
Ziemia Częstochowska graniczy z jeszcze jednym regionem Zachodniej Małopolski – Zagłębiem Dąbrowskim. Altrajch ma ponad 700 000 mieszkańców. Razem więc takie województwo liczyłoby około 1 300 000 mieszkańców. Byłoby to nawiązanie do II RP, którą w Polsce tak chętnie się wspomina. Wówczas bowiem wszystkie te tereny leżały w województwie kieleckim a nie śląskim. jewództwo miałoby ledwo 600 000 mieszkańców, a więc byłoby znacznie mniej ludne od najmniejszych w tej chwili opolskiego i lubuskiego, mających ponad 900 000 mieszkańców każde. W samej Częstochowie mówią wprawdzie o 700 000, ale liczą, że do ich województwa trafi powiat lubliniecki, będący Górnym Śląskiem. Trudno wyobrazić sobie, aby przyłączenie tych ziem obyło się bez protestów miejscowej ludności, która jest Ślązakami i chce być w województwie śląskim. Jest niemal pewne, że w protestach tych poparłyby ich wszystkie śląskie organizacje. W referendum na pewno nie chcieliby do częstochowskiego. A przyłączyć ich na siłę? To chyba jed-
ców. Razem więc takie województwo, powiedzmy częstochowsko-sosnowieckie (albo wschodnio-małopolskie) liczyłoby około 1 300 000 mieszkańców. Miałoby sporo nowoczesnego przemysłu, dwa znaczące ośrodki miejskie, kilka uczelni. Byłoby znacznie mocniejsze, niż kilka innych województw.
Szansa na częstochowskie jest najmniejsza. Bo rozerwanie Górnego Śląska na dwa województwa, połączenie ich z zupełnie innymi etnicznie ziemiami, to nie przypadek. To świadoma polityka państwa polskiego, polegająca na rozrzedzaniu śląskiego żywiołu i rozmywaniu granic Śląska. Polityka w której PiS nie różni się niczym od towarzysza Bieruta nak nie te czasy, aby jakiś powiat na siłę przyłączyć do innego województwa.
… I ZABIERZE ALTRAJCH Tak więc sama Ziemia Częstochowska to ledwie 600 000 ludzi. Za mało na województwo. R E K L A M A
Byłoby to nawiązanie do II RP, którą w Polsce tak chętnie się wspomina. Wówczas bowiem wszystkie te tereny leżały w województwie kieleckim, a nie śląskim. Dziś Kielce dla Częstochowy ani Sosnowca nie są już atrakcyjną metropolią, ale oba miasta w własnym województwie
mogłyby zyskać na znaczeniu. Trudno powiedzieć dlaczego częstochowscy politycy nie próbują do tego pomysłu przekonać sąsiadów. Ale może warto, aby impuls wyszedł z Górnego Śląska. W Zagłębiu też coraz mocniej rodzi się własna tożsamość, więc może warto im powiedzieć: jeśli wy nie chcecie być z nami, a my z wami, to mamy pomysł na przyjacielski rozwód.
SPRAWDZIAN DLA ŚLĄSKICH PRZEDSTAWICIELI Impuls taki powinien pojawić się w sejmiku wojewódzkim
Bo kto, jeśli nie śląscy autonomiści, powinni chcieć aby województwo śląskie stało się naprawdę śląskie? Chyba, że rację ma Lyjo Swaczyna (w wywiadzie na stronach 4-6), mówiąc, że RAŚ-owi nie chodzi już o Śląsk, tylko o aglomerację śląsko-zagłębiowską. Jeśli RAŚ chce jednak pozostać wiarygodny w oczach swoich śląskich wyborców, to pomysł PiS-u województwa częstochowskiego powinien bezwzględnie podchwycić. Dodając, że częstochowsko-zagłębiowskiego. Zgłaszając w sejmiku wojewódzkim projekt rezolucji w tej sprawie. A jeśli nie poprą go radni z Zagłębia, to też będzie korzyść. Dotychczas bowiem co jakiś czas się burzą, że nazwa województwa jest myląca, bo oni nie są Śląskiem. Jeśli więc dostaną propozycję odejścia od śląskiego, na swoje, i ją odrzucą – to stracą też prawo do tego argumentu.
POTEM POCZEKAĆ NA ZJEDNOCZENIE A dla nas pozbycie się tych Ziem, to będzie pierwszy ważny krok. Potem przyjdzie czas na czekanie, gdy państwo polskie zdecyduje się na likwidację dwóch najsłabszych województw: Lubuskiego i Opolskie-
go. Oba posklejane z kilku nie pasujących do siebie historycznie i kulturowo kawałków. Lubuskie to po części Zachodnie Pomorze, po części Wielkopolska, po części Dolny Śląsk (przede wszystkim jest nim stolica województwa, Zielona Góra). Nic więc nie stanie się, jeśli każdy z tych kawałków wróci do swoich historycznych, etnicznych, kulturowych korzeni. Podobnie jest z województwem opolskim. Poza maleńkimi jego kawałkami, składa się w zasadzie po połowie z ziem dolnośląskich i górnośląskich. Wystarczy więc przyłączyć dolnośląskie do Wrocławia, górnośląskie do nas – i nikt płakał nie będzie. Nikt poza grupką opolskich VIP-ów, którzy na tej wojewódzkości Opola budują swoje kariery. I może poza mniejszością niemiecką, która w dużym województwie górnośląskimi będzie mniej znaczyć, niż w małym opolskim. Wtedy będzie musiała szukać porozumienia ze Ślązakami, podobnie jak czyni to mniejszość w Katowicach. Chociaż spośród trzech województw, które zapowiadał PiS, szansa na częstochowskie jest najmniejsza. Bo rozerwanie Górnego Śląska na dwa województwa, połączenie ich z zupełnie innymi etnicznie ziemiami, to nie przypadek. To świadoma polityka państwa polskiego, polegająca na rozrzedzaniu śląskiego żywiołu i rozmywaniu granic Śląska. Polityka w której PiS nie różni się niczym od towarzysza Bieruta. „Prawdziwi Polacy” zrobią wszystko, żeby tylko nie powstało województwo górnośląskie w historycznych granicach. Bo z takiego hasła o narodowości śląskiej i śląskiej autonomii popłynęłyby o wiele mocniej. Dariusz Dyrda
Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską
ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: megapres@interia.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Agora Poligrafia, Tychy Nie zamówionych materiałów
redakcja nie zwraca.
8
listopad 2015r.
Zamordowany za to, że
95 lat temu
Nagle goście wyjęli broń. Zaczęli strz oczach jego żony i pięciorga dzieci odda To nie scena z Ojca Chrzestnego ani inn łudniowych, 20 listopada zginął śląski d najprawdopodobniej na r dając, że wydziałem kierował adwokat Paweł Kempka. Bez wątpienia Kupka był wówczas jednoznacznie zorientowany na przyłączenie Śląska do Polski, a jego poglądy musiały być powszechnie znane. Wszak inaczej
ZOBACZYŁ POLSKĄ POGARDĘ I TERROR Tutaj jednak, w Polskim Komisariacie Plebiscytowym, Kupka zaczął… zmieniać poglądy. Dostrzegł otóż pogardę, z jaką przy-
W Polskim Komisariacie Plebiscytowym, Kupka zaczął… zmieniać poglądy. Dostrzegł otóż pogardę, z jaką przybysze z Polski (głównie Wielkopolski) traktują Ślązaków, nazywając ich „ludkiem śląskim”. Dostrzegł, że już na etapie walki plebiscytowej Ślązacy są odsuwani w cień, a na przyszłym polskim Śląsku imigranci z rdzennej Polski chcą szykować sobie masowo urzędnicze posady
n Hotel Lomnitz w Bytomiu. Tu mieścił się Polski Komisariat Plebiscytowy, w którym być może podjęto decyzję o zamordowaniu Kupki.
G
dy opowiada się o tęsknotach Ślązaków za macierzą, o powstańczym zrywie ludu śląskiego – jakoś przemilcza się przypadek Teofila Kupki. Ślązaka, który też chciał do Polski. Ale gdy przyjrzał się, jak Polacy traktują Ślązaków, zmienił zdanie i zamarzyła mu się republika śląska. Odpowiedzią było morderstwo.
OD DZIECKA PROPOLSKI KATOLIK Kim był człowiek, którego zamordowano, gdyż obawiano się jego siły przekonywania? Człowiek, który z pozycji polskich przeszedł na śląskie? Theofil
Kupka urodził się w 1885 roku, w wielodzietnej – jak to wówczas było we zwyczaju – śląskiej rodzinie w Marklowicach, w pobliżu Żor i Wodzisławia. Od wczesnej młodości w tamtejszej parafii wraz z rodzeństwem, Paulem, Johannem, Josephem i siostrą Paulą działał w Towarzystwie Polsko-Katolickim. Niewiele wiemy o jego wykształceniu, ale zapewne chodził do gimnazjum, jeśli na bytomskiej grubie zatrudniony został jako urzędnik. W mieście tym zamieszkał ze swoją żoną Apolonią. Urzędnikiem musiał być bardzo sprawnym, jeśli po tzw. II Powstaniu Śląskim i decyzji o przeprowadzeniu plebiscytu Wojciech
Korfanty zaproponował mu kierownictwo Wydziału Organizacyjnego Polskiego Komisariatu Plebiscytowego. Kupka kierował tak pracą ok. 300-400 polskich agitatorów. Co ciekawe, polskie źródła często przemilczają ten fakt, po-
Korfanty nie powierzyłby mu tak ważnej funkcji, w ścisłym kierownictwie komisariatu, mieszczącego się w bytomskim hotelu Lomnitz. Ale fakt, że jednoznacznie propolski, działający od wczesnej młodości (już w Marklowicach) w polskich organizacjach Kupka zostaje urzędnikiem na niemieckiej kopalni, przeczy też tezie, że stanowiska te były w cesarstwie niemieckim zarezerwowane dla Niemców, że Ślązacy mieli zablokowany dostęp do kariery, a jedyną szansą było przyjęcie niemieckiej opcji narodowej. Teofil Kupka polskich sympatii nie krył, a urzędnikiem został. I jak wspomniałem, chyba znaczącym, jeśli później powierzono mu jedno z najważniejszych stanowisk w Polskim Komisariacie Plebiscytowym. Tej funkcji nie powierzono by byle kopalnianemu kalfaktorowi.
Pierwszy numer „Woli Ludu” ukazał się 6 listopada 1920 roku a już 20 listopada jego wydawca został zamordowany. To dowodzi, jak groźne dla strony polskiej było to, o czym pisał „Woli Ludu” Teofil Kupka i jego współpracownicy. Na przykład o Polskim Komisariacie Plebiscytowym, który przecież znał świetnie. Podkreślał, że chociaż rodowici Górnoślązacy stanowili tam 2/3 personelu to główne posady były poza ich zasięgiem. Podkreślał protekcjonalny stosunek Polaków do Górnoślązaków, wskazując jednocześnie na przepaść cywilizacyjną, jakie dzielą te dwa ludy. Cytując polskie (galicyjskie) gazety wskazywał na przykład, że około 70% Po-
bysze z Polski (głównie Wielkopolski) traktują Ślązaków, nazywając ich „ludkiem śląskim”. Dostrzegł, że już na etapie walki plebiscytowej Ślązacy są odsuwani w cień, a na przyszłym polskim Śląsku imigranci z rdzennej Polski chcą szykować sobie masowo urzędnicze posady. I wtedy zażądał od Korfantego zrównania pozycji śląskich i polskich urzędników w Komisariacie. A ponadto gwarancji, że w przyszłym polskim województwie śląskim (o ile oczywiście Polsce uda się część Śląska uzyskać), władzę obejmą Ślązacy, a nie administracyjny desant z Polski. Kupka wskazał, że już w komisariacie plebiscytowym przybysze z Wielkopolski są wynagradzani lepiej, niż Ślązacy i domagał się zrównania płac miejscowych i przybyszy.
laków to analfabeci podczas gdy na terenie Śląska zjawisko to nie występuje, przy czym aż 30% mieszkańców regionu potrafi czytać po niemiecku i po polsku. Kupka stanowczo protestował przeciwko antagonizowaniu obydwu zamieszkujących Górny Śląsk grup etniczno-językowych na Górnym Śląsku, żyjących ze sobą w zgodzie, związanych licznymi więzami, w tym także rodzinnymi. Dla odmiany wskazywał na odrębność Ślązaków od Polaków, pisząc na przykład „Jak świat światem – nie będzie Ślązak szlachcicowi bratem”. Kupka pisał, że wprawdzie los Ślązaków w państwie niemieckim nie jest najlepszy, ale w polskim się pewnie jeszcze pogorszy.
9
listopad 2015r.
e odszedł od Polaków
u w Bytomiu
zelać do niczego nie spodziewającego się gospodarza. Na ali wiele strzałów, trafiając ośmiokrotnie. Następnie uciekli. nego filmu o gangsterach. Tak w późnych godzinach popodziałacz niepodległościowy. Teofila Kupkę zamordowano rozkaz przywódców tzw. Powstań Śląskich. Kupka zażądał jednocześnie zmian w metodach kampanii plebiscytowej. Chodziło głównie o zaprzestanie terroru wobec górnośląskich Niemców. Takie żądanie kogoś, kto był w samym środku Polskiego Komisariatu, to najlepszy dowód, że strona polska taki terror stosowała. Zresztą jego dowodem jest spalenie nocą, w sierpniu 1920 roku, przez oddział powstańców wsi Anhalt (obecnie dzielnica Hołdunów miasta Lędziny), zorientowanej jednoznacznie proniemiecko. Zdarzenie to miało miejsce tuż przed żądaniami Kupki wobec Korfantego.
NO TO RAUS! Odpowiedź Korfantego była natychmiastowa – usunął Kupkę z Polskiego Komisariatu Plebiscytowego. Jednak żądania Kupki musiało podzielać wielu pracowników Komisariatu, jeśli solidarnie wraz z nim odeszli liczni jego działacze, a inni zostali wyrzuceni (m.in. Wilhelm Cysorz, Bernard Zmuda, Anton Gemander, Paweł Szymura, Pietruszka). Od tej chwili w komisariacie pracowali niemal wyłącznie przybysze z Polski, wyjątkami byli Konstanty Wolny (później pierwszy marszałek autonomicznego województwa śląskiego) i Józef Rymer.
czysław Bilski z Podhajec (obecnie Ukraina), który poprzednio był wojewodą kieleckim i wreszcie Michał Kurzydło (zmienił nazwisko na Grażyński), spod Krakowa, który pełnił tę funkcję do 1939 roku i był zajadłym
Swoje wezwanie do polskich gazet opublikował 20 listopada rano, a odpowiedź przyszła już popołudniu. W mieszkaniu zjawili się dwaj mężczyźni, prosząc go jako urzędnika, o pomoc w znalezieniu pracy. Wiedzieli za to, po co naprawdę przyszli. W pewnym momencie, około godziny 17.00, wyjęli broń i zamordowali Teofila Kupkę. wrogiem Ślązaków. Jak więc widać obawy Kupki co do tego, że Śląskiem będą rządzić imigranci z Polski, były jak najbardziej zasadne. Kupka i jego zwolennicy, którzy odcięli się od takiej wizji polskiego Śląska,we wrześniu 1920 roku założyli Górnośląski Komitet Plebiscytowy (Das Oberschlesische Plebiszit-Komitee), którego siedziba znajdowała się zresztą w pobliżu hotelu „Lomnitz”. Komitet wysunął hasło niepodległości („wolnopaństwowej autonomii”) Śląska, sprzeciwiając się „zbrodni dwóch powstań” i „korupcji na
Kupka i jego zwolennicy, którzy odcięli się od takiej wizji polskiego Śląska,we wrześniu 1920 roku założyli Górnośląski Komitet Plebiscytowy. Komitet wysunął hasło niepodległości („wolnopaństwowej autonomii”) Śląska, sprzeciwiając się „zbrodni dwóch powstań” i „korupcji na łonie Polskiego Komisariatu Plebiscytowego”. Zresztą historia Rymera to też smutna refleksja – ten pierwszy wojewoda autonomii Śląskiej i jej wielki zwolennik zmarł nagle, w 1922 roku. Po nim wojewodami autonomii byli już przybysze z Polski, lwowiak Antoni Schultis, Tadeusz Koncki z wschodniej Małopolski, kresowiak Mie-
w plebiscycie zostanie postawiony wybór pomiędzy Polską a Niemcami, bez trzeciej, niepodległościowej opcji. W tej sytuacji Kupka i jego zwolennicy, którzy poznali już styl działania swoich przyszłych polskich
łonie Polskiego Komisariatu Plebiscytowego”.
WOLA LUDU - DER WILLE DES VOLKES Niestety, szybko okazało się, że opcja ta jest nierealna, że
panów, opowiedzieli się za … opcją niemiecką. 6 listopada, a więc na dwa tygodnie przed śmiercią, Kupka wydał pierwszy numer dwujęzycznego tygodnika „Wola Ludu - Der Wille des Volkes”. Podniósł tam hasło „Górny Śląsk dla Górnoślązaków”, podkreślając jednoznacznie, że na Śląsku różne grupy etniczne żyją zgodnie, i wywoływanie między nimi wojny domowej jest po prostu zbrodnią. Kupka opowiadał się, za pozostawieniem całego Górnego Śląska w ramach jednego państwa, a nie dzielenia go. Używał, acz rzadko, pojęcia Naród Górnośląski, dla określenia wszystkich mieszkańców regionu. Dokończenie na str. 10
n Niemiecka propaganda oczywiście nie omieszkała wykorzystać zamordowania Kupki. Na pierwszym plakacie jego duch straszy polskich oprawców a na drugim Kupka obwieszcza swoją ostatnią wolę: Oddaj głos za Niemcami.
Ŏd ŏńskigo roku śmierć Teofila Kupki niŷ je już przepomniano. Aktywisty Ślonskiej Ferajny we rocznica jego śmierci przījeżdżajom na plac mordu, coby zapolić kyrczki a ŏddać zoca zamordowanŷmu. - Niy wiedzieli my, kaj to boło. Ale pojechali my do bytomskigo amtu i popytali ŏ akt zgonu. Znodli go we archiwum, a hań stoł adres i przīczyna śmierci. Adres boł, toć, po nimiecku, ale na starych mapach znodli my ta ulica i przīszli ku tymu, co to je tera Orląt Lwowskich – tuplikuje Pyjter Langer ze Ślonskij Ferajny. Latoś boło hań 20 listopada już godnij organizacji. Niŷ ino Ślonsko Ferajna, ale tyż Związek Ludności Narodowości Śląskiej (Andrzej Roczniok), Nasz Wspólny Śląski Dom (Paweł Helis), założyciel partii Ślonzoki Razem (Leon Swaczyna) a inaksi, oddali zoca Teofilowi Kupce. A naszo redakcjo ŏddowo do kupy ś nimi.
n Na zdjęciu: Śląscy działacze oddają cześć pamięci Kupki.
10 Dokończenie ze str. 9 Obóz Korfantego określał Kupkę (i jego zwolenników) jako zdrajców, którzy zostali przez Niemców kupieni – a w odpowiedzi „Wola Ludu” zwracała się o „unieszkodliwienia podszczuwaczy, terrorystów i burzycieli pokoju […] którzy usiłują podłymi kłamstwami nas do siebie zwabić”. Gazety propolskie twierdziły, że Kupka korzysta z niemieckiej protekcji, a pewnie i niemieckiego finansowania, na co on, na łamach „Woli Ludu” 20 listopada odpowiedział: Prasa górnośląska – która stoi w żołdzie szlachty polskiej – wzywam ponownie, by uczynione mi zarzuty wreszcie udowodniła (…) podpisany Teofil Kupka. Tu mała dygresja – zarzut niemieckiego finansowania w redakcji „Ślůnskigo Cajtunga” budzi szczególnie niemiłe skojarzenia, gdyż i my czasami, na przykład z ust senator Marii Pańczyk-Pozdziej, słyszymy podobne zarzuty i sugestie. I także jakoś nikt zarzutów tych udowodnić nie zamierza. Głównie dlatego, że są kompletnie nieprawdziwe.
NA WEZWANIE ODPOWIEDZIĄ MORDERSTWO Wracając jednak do Teofila Kupki, swoje wezwanie do polskich gazet opublikował 20 listopada rano, a odpowiedź przyszła już popołudniu. W mieszkaniu Kupki zjawili się dwaj mężczyźni, prosząc go jako urzędnika, o pomoc w znalezieniu pracy. Nie wiadomo, czy Kupka rozpoznał w nich aktywnych działaczy bojówek podległych bezpośrednio Polskiemu Komisariatowi Plebiscytowemu, Henryka Myrcika i niejakiego Jendrzeja (więcej danych o nim historia nie zachowała). Zapewne jednak ich nie rozpoznał, a oni też go nie znali – wskazuje na to fakt, że trzy dni wcześniej Korfanty wydał polecenie Franciszkowi Lubosowi (szefowi kadr polskiego komisariatu), aby przekazać fotografię Kupki mężczyznom, którzy się po nie zgłoszą,. Widocznie Myrcik i Jendrzej nie wiedzieli, jak Kupka wygląda.
listopad 2015r.
Wiedzieli za to, po co przyszli. W pewnym momencie, około godziny 17.00, wyjęli broń i zamordowali Teofila Kupkę. We własnym mieszkaniu, na oczach żony i dzieci, zastrzelili. śląskiego patriotę, który początkowo
We własnym mieszkaniu, na oczach żony i dzieci, zastrzelili. śląskiego patriotę, który początkowo był bardzo propolski, a kiedy zobaczył styl, jakim Polacy chcą na Śląsku rządzić, przeszedł najpierw na niepodległościowe pozycje, a gdy uznał ich nierealność, wolał opowiedzieć się po stronie niemieckiej, niż polskiej. Gdyż, jak pisał, los ludności śląskiej pod pruską władzą nie jest najlepszy, ale pod polską się jeszcze pogorszy. był bardzo propolski, a kiedy zobaczył styl, jakim Polacy chcą na Śląsku rządzić, przeszedł najpierw na niepodległościowe pozycje, a gdy uznał ich nierealność, wolał opowiedzieć się po stronie niemieckiej, niż polskiej. Gdyż, jak pisał, los ludności śląskiej pod pruską władzą nie jest najlepszy, ale pod polską się jeszcze pogorszy.
MOŻE KORFANTY, RACZEJ GRAŻYŃSKI Kupka zmarł w wyniku ośmiu ran postrzałowych w głowę i klatkę piersiową (wskazuje to, że strzelano z bardzo bliska), przeżywszy 35 lat. Jednoznacznych dowodów kto zlecił mord, nie ma do dziś. Polscy historycy, próbując czasami usprawiedliwiać ten mord, wskazywali, że Kupka, jako wysoki funkcjonariusz Polskiego Komisariatu Plebiscytowego mógł znać wiele tajemnic, które mogłyby pokrzyżować polskie plany, agitacyjne czy militarne. Jednak działalność Kupki w okresie od porzucenia Korfantego do śmierci nie wskazuje, by zdradzał jakieś tajemnice. Po prostu stanął po innej stronie. Zwolennicy Kupki o ten mord oskarżyli oczywiście Korfantego. Badacze często powielają hipotezę, że Korfanty kazał Kupkę jedynie pobić, a zlecenie morderstwa
Tak to widza DARIUSZ DYRDA: Trocha żol, bo przeca mom w zocy modych ludzi, kierzy hań, we Lwowie, oddali życia za swój faterland. Ale sam za swůj zabity ŏstoł ślůnski patriota, tuż werciłoby sie, coby tyj ceście nadać jego miano. Lwowiokom przeca za jedno, kaj w Bytomiu bydom mieć ulica Orląt, skirz tego, co do jejch to ino symbol. A Kupki zabili genau sam. Eli Korfanty sam padoł, co zabicie Kupki to gańba, tuż Polska winna tyż zamordowanego uszanować. Bez tego mo w zocy inoś jego mordlŷrzy. Eli we ślůnskich miastach może być ulica Grażyńskiego, kiery
wyszło z kręgów dowódczych Polskiej Organizacji Wojskowej, kierowanej przez porucznika Michała Grażyńskiego (późniejszego antyśląskiego Wojewodę Śląskiego). Po 10 latach zasugerował to sam Korfanty, pisząc: „Bojówki
możne kozoł Kupki zamordować, to tym barżyj jako droga noleży sie ofierze mordlŷrzy. A możne tyż na kamienicy, we kieryj miyszkoł, a kaj go zabili, werciłaby sie tabula, co sam zastrzelili Theofila Kupki, ofiara bratobójczej wojny.
organizacji nie utrzymane w należytej dyscyplinie i działające na własną rękę wyrządzały nie tylko polityczną szkodę, ale hańbiły imię Polski. Przypomnę sprawę Kupki” (Polonia, maj 1931).
MORDERCY UWOLNIENI, RODZINA WYPĘDZONA O hańbie można mówić także w kontekście tego, co działo się dalej. Mordercę Henryka Myrcika ujęto i osadzono w więzieniu. Do procesu jednak nie doszło, gdyż akta w niejasny sposób zostały skonfiskowane, mordercę wojsko francuskie (strzegące aresztu) wypuściło z więzienia, a później skorzystał on z aktu łaski (amnestii). Widząc na jaką postawę Międzysojuszniczej Komisji (kierowaną przez Francję) mogą liczyć – polscy bojówkarze niedługo potem wyrzucili wdowę po Kupce i jego dzieci z mieszkania. Kilka miesięcy później, 3 lutego 1921 roku, zamordowano współpracownika Kupki, Pawła Szymurę. Polski terror szalał na całego. Oddajmy głos Darkowi Jerczyńskiemu, autorowi „Historii Narodu Śląskiego”: „Karol Tema, działacz Śląskiej Partii Ludowej został zamordowany strzałem w tył głowy 28 czerwca 1920 na stacji Niemiecka Lutynia - Nierada na oczach swego 10-letniego syna. Działacz Śląskiej Partii Socjaldemokratycznej Jan Kubiczek z Szumbarku, został aresztowany w pociągu powrotnym z Cieszyna 15 marca 1920, następnie na śmierć zamęczony przez służbę bezpieczeństwa Polskiej Organizacji Wojskowej i wrzucony do kloaki, gdzie 23 kwietnia jego zwłoki znalazły bawiące się dzieci. Podobny był los apolitycznego małżeństwa Chowanioków. Oboje zostali zastrzeleni podczas nieudanego zamachu na lidera Śląskiej Partii Ludowej (Józefa Kożdonia – przyp. red.) w Gutach. Opowiadając, jak to lud śląski walczył o Polskę, warto pamiętać, że Kupka był z tego właśnie śląskiego ludu. I że u tego ludu zyskał spore poparcie. Inaczej byłby niegroźny, nie trzeba by go zabijać. Dariusz Dyrda
Autonomiści
- czyli film o niczym
W
chorzowskim Teatrze Rozrywki odbyła się 16 listopada premiera filmu Autonomiści. Oczekiwana. Zważywszy, że jego twórczyni miała dwa lata, można się było spodziewać naprawdę ciekawego efektu. Niestety, „Autonomiści” okazali się filmem o niczym. Podczas 44 minut oglądaliśmy film wyrosły z gorszej części polskiej sztuki filmowej. Dokument, ale pasujący do stylu opowieści Hoffmana czy późnego Wajdy. Film, który ogląda się świetnie każdemu, kto tematykę zna – ale z którego prawie nic nie zrozumie osoba, która ze śląskością zetknęła się po raz pierwszy. Tak, jak „Ogniem i Mieczem” Hoffmana jest tylko dla tych, kto czytał Sienkiewicza, jak „Pan Tadeusz” Wajdy jest tylko dla tych, którzy wyrośli na Mickiewiczu – tak samo „Autonomiści” są tylko dla tych, którym tematyka autonomistów jest świetnie znana. Tym się spodoba, mogą nawet się zachwycać kunsztem doboru scen, postaci, sposobem narracji. Wszystkim. Tak więc „Autonomiści” to film dla nas, dla
n Reżyser Dorota Prynda mówi, że polityczny wymiar autonomii jej nie interesuje. Film musi więc być niezrozumiały, bo autonomia ma wyłącznie wymiar polityczny. Ustrój regionu i sprawy narodowościowe to polityka w najczystszym wydaniu. ta autentyczna, a nie polsko-ojczyźniana śląskość była głęboko ukryta. Dlatego zachwyca ją to, co dla zwykłych Ślązaków jest oczywiste. I ten zachwyt autorki nad odkrywaniem własnych korzeni, własnej kultury, z filmu wyłazi.
Można się zachwycać kunsztem doboru scen, postaci, sposobem narracji. Wszystkim. Tak więc „Autonomiści” to film dla nas, dla takich jak my. Każdemu, kto zna Jurka Gorzelika spodoba się na przykład scena, kiedy sam sobie bigluje tresik – ale co ta scena wnosi do wiedzy o autonomistach? takich jak my. Każdemu, kto zna Jurka Gorzelika spodoba się na przykład scena, kiedy sam sobie bigluje tresik – ale co ta scena wnosi do wiedzy o autonomistach? Odpowiedzi dlaczego tak jest, udziela sama reżyserka i autorka scenariusza, Dorota Prynda. W jednym z wywiadów mówi: - Polityczne przedstawienie tematu było dla mnie zupełnie nie interesujące. Skupiłam się na ludziach, którzy zadają sobie pytanie o sens autonomii. I tu jest problem, bo autonomia jest zagadnieniem na wskroś politycznym. Pokazywanie autonomistów bez kontekstu politycznego ma taki sam sens, jak nakręcenie filmu „Kaczyński”, ale nie poruszanie tam wątków politycznych, celów PiS-u. Na usprawiedliwienie Doroty Pryndy można chyba jednak powiedzieć, że film wbrew tytule nie jest wcale o autonomistach. Jest o poszukiwaniu śląskiej tożsamości, o ludziach, którzy śląskości oddali sporą część swojego życia. I owszem, jeśli ten film zechcemy obejrzeć z takiej perspektywy, to staje się ciekawy. Wówczas okazuje się, że film jest o ludziach, którzy są i chcą być tylko Ślązakami. O tym, dlaczego takiego wyboru dokonali. Tutaj Prynda mówiąca, że jako Ślązaczka szukała własnej tożsamości – jest prawdziwa. Musiała szukać jej głęboko, bo w jej baaardzo propolskim domu, gdzie godki nie używano,
Jeśli więc film ma być pokazywany tylko Ślązakom, to jest super. Będzie cieszył duszę, że tak fajnie sami siebie widzimy. Jeśli jednak zechcemy go pokazać ludziom spoza Śląska, w Warszawie, Kielcach, Bydgoszczy, to oni zapytają, o co chodzi tym ludziom, którzy przez sporą część z 40 minut filmu maszerują? Czemu ten Gorzelik sam prasuje koszulkę? O co chodzi temu krzykliwemu Langerowi, który domaga się dla siebie jakichś rechtów (praw). Jeśli Prynda swoim filmem zmusi tych ludzi do refleksji nad Śląskiem, to świetnie. Ale co, jeśli po obejrzeniu uznają jedynie, że mają do czynienia z jakimiś wariatami? Agnieszka Kobuz PS. Trudno powiedzieć, gdzie będzie można obejrzeć film. Reżyserka przewiduje, że zapewne w kinach studyjnych.
11
listopad 2015r.
PISZE CÓRKA NACZELNEGO
T
am-ta-tam. Ta-ta-tam. Tam-ta-ta- ram-tam-tam-tam, tam-ta-ta-ram-tam-tam-tam… Nie zatańczę poloneza! Na mojej studniówce nie zatańczę poloneza. Zwichnęłam kostkę i nie mogę go ćwiczyć, kilka razy w tygodniu, po godzinie albo i dwie. A bez tego polonez mógłby nie wypaść jak należy, mógłby ktoś kroki pomylić, albo co gorsza potknąć się. I całą uroczystość studniówkową diabli by wzięli… Kiedy tak patrzę na to, jaką wagę przywiązuje się do tego zatańczenia, to się zastanawiam, co w polskim liceum, w maturalnej klasie, jest ważniejsze. Ten polonez, czy matura? Czy my go mamy zatańczyć, czy zdać? I chociaż ojciec-Dyrda rechocze, gdy o tym opowiadam, to zapewniam, że nie jest to dziwactwo mojej szkoły. Że we wszystkich śląskich ogólniakach, do których chodzą moi znajomi jest podobnie. Wszystko ze-
Tam-ta-tam szło na dalszy plan – liczy się ćwiczenie poloneza! Tam-ta-tam, Tam-ta-ta-ram-tam--tam, tam-ta-ta-ram-tam-tam-tam.
nicy sejmowej wysyczane ze zgrozą pytanie: - Czy to prawda, że nie tańczyła pani na studniówce poloneza? Europa przeżywa dramat uchodź-
obywatelskich nic, tylko tam-ta-tam, tam-ta-tam. Miałam nadzieję choć trochę to odreagować podczas wyprawy do
No to ja się pytam. Was się pytam, bo ja mam dopiero lat 18, raz zaledwie głosowałam i winy za to wszystko specjalnie nie ponoszę. Co wyście zrobili z oświatą, z Polską, z Europą, z całym światem w którym przychodzi mi wkraczać w dorosłe życie? I jak ja pójdę w dorosłe życie z taką skazą w życiorysie, że poloneza nie tańczyłam? Może kiedyś w dorosłym życiu będę miała szanse zostać ministrem, a tu nagle padnie z mów-
cowo-terrorystyczny, Polska spór o to czy ułaskawiony jest winny, czy niewinny, czy PiS wprowadza dyktaturę, albo czy to dobrze, że wprowadza, a my, pełnoletni, z kompletem praw
Brukseli, na wystawę Silesius, bo mnie ojciec obiecał posłać tam jako korespondentkę (co ja poradzę, że znacznie lepiej od Dyrdy gadam po angielsku?). A tu psinco, islamiści
PISANE ZA BRYNICĄ
zrobili w okolicach parlamentu europejskiego taki dym, że nawet ta świątynia europejskiej demokracji odwołuje w swojej siedzibie imprezy. No to ja się pytam. Was się pytam, bo ja mam dopiero lat 18, raz zaledwie głosowałam i winy za to wszystko specjalnie nie ponoszę. Co wyście zrobili z oświatą, z Polską, z Europą, z całym światem w którym przychodzi mi wkraczać w dorosłe życie? Z poloneza zrobiliście chocholi taniec, z Polski plac partyjnych wojen, z Europy plac wojny prawdziwej. Mój starzīk, dziadek August, kiery mo lot już chneda 90 i wojowoł w Wehrmachcie, zawsze umiał mi racjonalnie, z perspektywy swoich życiowych doświadczeń i wciąż bardzo światłego umysłu, objaśnić świat. Teraz już nawet on bezradnie rozkłada ręce i pyta: Kaj my to som Zośka, kaj my to som? A jo poradza go ino pochalać… Tam-ta-tam… Zofia Dyrda
FIKSUM DYRDUM
Przebudzeni Glińska cenzura w Sosnowcu D Na dniach ma zapaść decyzja o likwidacji tyskiej izby wytrzeźwień. Podobno zbyt drogo dla włodarzy, podobno ruch ten ma przynieść oszczędności w wysokości około 600. 000 zł rocznie i podobno o wiele bardziej opłaca się przewożenie pacjentów do oddalonego o 25 km Sosnowca. Należy poważnie zastanowić się nad tym, czy rzeczywiście przyniesie to oszczędności,
rych stać na opłacenie pobytu to rzadkość, bo ponoć najczęściej lądują tam bezdomni lub ludzie z chronicznym problemem alkoholowym, czyli i gotówkowym. Wydaje mi się jednak, że i ci wypłacalni i niewypłacalni zawsze mają niezłego kaca moralnego, kiedy przychodzi do opłacenia pobytu. Teraz to wrażenie się spotęguje, przynajmniej dla mieszkańców Tychów i okolic. Tak, tak. Kara ma być długa, uciążliwa
A co ma powiedzieć imprezowicz i to załóżmy taki rychtig-ślůnski, kiedy przebudzi się w nieznanym miejscu i zrozumie, że jest to izba? Jakoś się z tym pogodzi. Kiedy będzie musiał zapłacić 300zł, też jakoś to przeboleje. Ale kiedy okaże się, że jest w Sosnowcu??? bo przecież koszty paliwa i czas pracy funkcjonariuszy straży miejskiej i policji, to też wydatek. Nie mniej jednak z pedagogicznego punktu widzenia może być to ruch, który doprowadzi do całkowitej niemalże abstynencji pensjonariuszy tegoż przybytku. Ale po kolei. Interesująca jest wiadomość, iż pierwszą izbę wytrzeźwień na świecie wybudowali … Czesi. Wcale to nie dziwi, biorąc pod uwagę ich zabawowy, czasem hulaszczy charakter. W Polsce pierwsze wytzrzeźwiałki powstały w latach pięćdziesiątych, ale ich liczba (podobnie jak i w Czechach) stopniowo maleje. Na transakcji Sosnowiec fortuny nie zbije, bo chociaż doba w izbie kosztuje tyle co noc w porządnym hotelu (około 300 złotych), to „ściągalność” opłat do najwyższych nie należy. Pacjenci, któ-
i pedagogiczna. A co ma powiedzieć imprezowicz i to załóżmy taki rychtig-ślůnski, kiedy przebudzi się w nieznanym miejscu i zrozumie, że jest to izba? Jakoś się z tym pogodzi. Kiedy będzie musiał zapłacić 300zł, też jakoś to przeboleje. Ale kiedy okaże się, że jest w Sosnowcu??? I że z ulicy Piotrkowskiej na sosnowiecką patelnię ma kawałek drogi, to z pewnością będzie to największy kac w jego życiu. Ale spokojnie. Jeszcze tylko kawałek, jeszcze momencik i nasz bohater dojdzie do centrum stolicy Altrajchu – a tam – czeka go najlepsza rzecz jaką Hanys może spotkać w Sosnowcu – autobus do Katowic. Oczywiście, poza skuteczną choć wstrząsającą kuracją antyalkoholową. Wasza Gorolica Paula Zawadzka
awno, dawno temu, bo dobrze ponad sto lat, śląski pisarz Gerhart Hauptmann napisał sztukę, która nazywała się „Tkacze” (die Weber).W roku 1912 dostał za nią nagrodę Nobla. Sztuka jak na swoje czasy była bardzo naturalistyczna. Nie tylko pokazująca nędzę robotników, ale też nasycona wulgaryzmami i scenami, które i dziś można by uznać za obsceniczne. Być może dlatego, w roku 2012, mimo 150 urodzin pisarza i 100 rocznicy jego Nobla, „Tkacze” nie doczekali się bodaj ani jednego wystawienia na Śląsku, gdzie Hauptmann urodził się, tworzył, i zmarł. No chyba, że na „odwiecznie polskich ziemiach odzyskanych” przeszkadzała niemieckość pisarza. Tak czy inaczej, uważam że nie wystawienie w roku 2012 „Tkaczy” w stolicy Śląska, Wrocławiu to wstyd. Gańba. Teraz jednak w mieście tym wydarzyła się gańba stokroć gorsza. Teatr wystawia sztukę, a minister kultury domaga się zdjęcia jej z afisza, jeszcze przed premierą. Bo to dzieło „niegodne, niesłuszne”. Nie wiem, nie widziałem, i gdyby napisała to jakaś dziołcha spod Wrocławia, do tego znajoma dyrektora, uwierzyłbym, że to literacki knot, nie wart wystawiania go za publiczne pieniądze. Ale „Dziewczyna i śmierć” to adaptacja również – podobnie jak Hauptmann – laureatki nagrody Nobla, Elfriede Jelinek. Jeśli polski minister kultury uważa, że dzieła noblistów nie nadają się do pokazywania, to trzeba powiedzieć wprost: na literaturze nie zna się albo komitet noblowski, albo wicepremier Gliński Piotr. Ja tam uważam, że komitet noblowski się zna. Oczywiście nie uznawanie twórczości noblistów nie jest niczym nowym.
W tym roku „nobla” z literatury dostała Swietłana Aleksijewicz, pisarka białoruska. Jednak Łukaszenka nie winszował sobie wywiadów, programów, festów z niesłuszną według niego Swietłaną, więc nikt tam jej sztuk nie wystawia. W Polsce podkreślano, że dzieje się tak, bo Białoruś jest państwem totalitarnym, niedemokratycznym. No to jak nazwać tę cenzurę, którą na wrocławski teatr próbował narzucić wicepremier Gliński Piotr?
co lynkom się, jako to bydzie dali ze ślůnskom kulturom. Kilka lat temu w teatrze w Bielsku-Białej wystawiono sztukę „Miłość w Königshütte”, jednoznacznie prośląską. Czy nie występuje więc obawa, że takie sztuki pod rządami wicepremiera Glińskiego Piotra nie będą mogły się już ukazywać, bo są sprzeczne z polską racją stanu? Z polską polityką historyczną. To w państwach totalitarnych, panie wicepremierze, dzieła się dzieli nie na
Kilka lat temu w teatrze w Bielsku-Białej wystawiono sztukę „Miłość w Königshütte”, jednoznacznie prośląską. Czy nie występuje więc obawa, że takie sztuki pod rządami wicepremiera Glińskiego Piotra nie będą mogły się już ukazywać, bo są sprzeczne z polską racją stanu? Z polską polityką historyczną. I żeby nie było, że się czepiam PiS-u. Wiem, że taki sam zamach na „Dziewczynę i śmierć” planowali dolnośląscy radni PO. Tako sama gańba. No, chneda tako sama, bo jednako rajca dolnoślůnski, to niy tako ranga, jak minister kultury. Minister ŏd kultury winiŷn dbać ŏ kultura, a niŷ mianować sie cenzorŷm. Mie to fest spomino sytuacjo ze Muzeum Śląskim – kiej tyż polityki wrazili swoji pazury w instytucja kultury. Ze szkodom dwojakom – roz, że zlajerowali fajniste muzeum, a dwa, że jego dyrechtůr, szpec jakich mało, wyciepany ze muzealnyj roboty, wzion sie za polityka. Na kieryj sie zno tak, jak jo na muzeach. Pisza ŏ tym niy ino skuli sztuki frau Jelinek ze Austrie. Niŷ ino skirz tego, co ta gańba przītrefiła sie we stolicy Ślůnska. Nojbarżyj pisza skirz tego,
dobre i złe, tylko na słuszne i niesłuszne. Dla mnie pański zamach na sztukę jest takim samym łamaniem demokracji, jak manewry z Trybunałem Konstytucyjnym. W dalszej kolejności minister Gliński planuje zrobić porządek z mediami publicznymi. To na szczęście chyba oznacza, że Ślůnski Cajtung jakiś czas będzie się jeszcze mógł ukazywać. Bo jest gazetą prywatną, nie publiczną. Ale jak długo? Jo je Ślůnzok, a Ślůnzoki zawdy miały władza w zocy. My niyradzi rychtowali rebelie, powstania, to dziepiŷro gorole nauczyły poniekierych z nos durś sztrejkować, protestować, ciepać mutrami. Mie niy – bez tuż niy prziszpyndlikuja se jeszcze do jakle opornika. Dariusz Dyrda
12
listopad 2015r.
Przed śląskimi środowiskami prawdziwy sprawdzian, czy zasługujemy na narodowość i język
Czas kapłanów tożsamości
W ciągu najbliższych czterech lat Ślązacy nie mogą liczyć, aby państwo polskie dostrzegło naszą odmienność, odrębność. Śląskie organizacje nie mogą liczyć na żadne przychylne gesty państwa. Wprawdzie żadna polska partia parlamentarna nigdy nie popierała w całości naszych postulatów (poza Ruchem Palikota, ale był marginalny a sam sprawy śląskie też traktował marginalnie) – ale żadna nie była im tak przeciwna, jak Prawo i Sprawiedliwość. A w sejmie kadencji 2015-19 PiS ma bezwzględną większość, obsadza wszystkie ministerstwa, urzędy administracji państwowej. Niezależnie więc od kondycji, w jakiej po czterech lata pozostawi Polskę (należy życzyć Polsce, więc i PiS-owi sukcesów!) – na pewno śląskość nie ma na co przez te cztery lata liczyć.
O
becny sejm będzie musiał wprawdzie pochylić się nad obywatelskim projektem ustawy o języku śląskim i śląskiej grupie etnicznej, pod którą zebraliśmy 140 000 podpisów – bo obywatelskie projekty są jedynymi, które z końcem kadencji nie lądują w koszu na śmieci. Następna kadencja musi pracę nad nimi podjąć tam, gdzie skończyła poprzednia. Ale jest oczywiste, że w tym sejmie projekt po prostu przepadnie. Choć ciekawe będzie popatrzeć, jak w jego sprawie zagłosuje opozycja, zwłaszcza PO. Platforma, która deklarowała poparcie dla sprawy, tylko jak mówili jej śląscy posłowie, nie zdążyła jej doprowadzić do końca. Czy teraz będzie też popierać nasze postulaty, czy też o nich zapomni?
SPRAWDZIAN, CZY NAM ZALEŻY
Ale to, co będzie działo się w Warszawie jest w sumie mało ważne. Ważne jest to, co będzie się działo na Śląsku. Bo to tutaj pokażemy, czy śląskość to tylko moda wykreowana przez RAŚ, czy też
okresie zaborów rozkwitła, jak nigdy przedtem i nigdy potem, polska literatura. Powstał i „Pan Tadeusz”, i „Trylogia” Sienkiewicza, i „Wesele” Wyspiańskiego. Bo oprócz literatury, rozkwitł też pięknie polski
to, co będzie działo się w Warszawie jest w sumie mało ważne. Ważne jest to, co będzie się działo na Śląsku. Bo to tutaj pokażemy, czy śląskość to tylko moda wykreowana przez RAŚ, czy też rzeczywista potrzeba serca setek tysięcy ludzi. Czy nam naprawdę na niej zależy? rzeczywista potrzeba serca setek tysięcy ludzi. Czy nam naprawdę na niej zależy? Kiedy Polska była pod zaborami, zaborcy uznawali wprawdzie istnienie narodu polskiego, ale nie przyznawali mu żadnych dotacji na działalność. Mimo to właśnie w
teatr, a czytelnictwo polskich gazet stało się w Warszawie, Poznaniu, Krakowie, Lwowie, Wilnie – masowe. Tak samo przywiązanie do swojej tożsamości udowadniali przez stulecia, raczej zwalczani niż wspierani przez państwo – Kurdowie i Katalończycy, Szkoci i Irlandczycy, wreszcie Ukraińcy, których to Polacy próbowali spolonizować, a potem Rosjanie zrusyfikować. Wszyscy oni przetrwali, bo ich odmienna tożsamość jest autentyczna. Pytanie więc, jak wielu Ślązaków ma autentyczną potrzebę pielęgnowania tej własnej odrębności. Wielu działaczy RAŚ, a tym bardziej organizacji językowej Pro Loquela Silesiana i innych nie ukrywa, że zależy im na uznaniu godki za język regionalny, a Ślązaków za grupę etniczną głównie dlatego, że za taką decyzją muszą z budżetu państwa iść dziesiątki milio-
n Po śląsku jest już sporo przedstawień teatralnych. Tu „Głos sie zrywo” Mariana Makuli chętnie na tych milionach położyli rękę, bo przecież … najlepiej wiedzą, jak je wydać. I pewnie, fajnie byłoby, gdyby takie pieniądze się znalazły, choć jest pew-
n Dwie części Komisorza Hanusika, to świetna literatura, napisana dobrym polskim językiem.
Owszem, istnieje wiele przesłanek, że damy radę. Że poradzymy.
Przywiązanie do swojej tożsamości udowadniali przez stulecia, raczej zwalczani niż wspierani przez państwo – Kurdowie i Katalończycy, Szkoci i Irlandczycy, wreszcie Ukraińcy, których to Polacy próbowali spolonizować, a potem Rosjanie zrusyfikować. Wszyscy oni przetrwali, bo ich odmienna tożsamość jest autentyczna. Pytanie więc, jak wielu Ślązaków ma autentyczną potrzebę pielęgnowania tej własnej odrębności ne, że o ich podział w środowisku śląskich organizacji od razu zaczęłaby się wojna. Ale jeśli śląskość jest autentyczna, a nie fasadowa, to wca-
Wicepremier i minister kultury Piotr Gliński zapowiada wielki patriotyczny film polski. Nieważne, czy uda się taki nakręcić, bo żaden minister, nawet z PiS, nie potrafi zadekretować powstania wybitnego dzieła sztuki – ważne natomiast, że ma rację, każda nacja potrzebuje swoich dzieł. Ślązacy chyba nawet bardziej niż Polacy. nów złotych. Na śląską kulturę, śląski język (a więc i podręczniki do niego), gazety, radio (telewizja) po śląsku i wiele podobnych –a oni by
KAPŁANAMI TOŻSAMOŚCI SĄ PISARZE
le tych pieniędzy nie potrzebuje, to świetnie sobie bez nich poradzi. W ciągu najbliższych czterech lat przekonamy się, czy sobie radzi, czy nie.
Tyle, że nie będzie to raczej zasługa organizacji, tylko pojedynczych ludzi. Przede wszystkim tych, którzy tworzą po śląsku i – tych, nie mniej ważnych, którzy tę twórczość wydają, propaguję. Znowu nawiązując do przykładu polskiego, najlepiej nam znanego, bo przecież uczyli nas o nim w szkołach, to pisarze w okresie rozbiorów stali się kapłanami polskości. Mickiewicz, Sienkiewicz, Konopnicka, Kraszewewski, Żeromski, Prus zrobili podczas zaborów więcej dla utrzymania polskości, niż wszystkie polskie partie polityczne i organizacje razem wzięte; więcej niż powstańcy listopadowi, styczniowi, więcej niż Piłsudski, Czartoryski i Józef książę Poniatowski , który w falach Elstery
13
listopad 2015r.
za polskość utonął. To pisarze budowali w Polakach poczucie dumy narodowej – i nauczyli Polaków posługiwania się literackim językiem polskim. Posługiwać się literackim językiem! Bo kiedy słyszymy o tym, że nie może powstać literacki język śląski, bo przecież jest wiele polskich gwar – to warto pamiętać, że dwieście lat temu też za bardzo nie istniał jednolity język polski. Zupełnie inaczej mówiono w Poznaniu, niż we Lwowie, inaczej w Krakowie, inaczej w Warszawie a inaczej w Wilnie. To dopiero pisarze tworzyli wspólny, jednolity język, którymi początkowo posługiwali się tylko piśmienni, a potem reszta narodu. W przypadku Polaków było to o wiele trudniejsze, bo jeszcze w okresie międzywojennym analfabetyzm w narodzie polskim przekraczał 50%. Tak więc mniej niż połowa była w stanie czytać cokolwiek, choćby i tę polską literaturę. Ślązacy już wtedy byli piśmienni w zasadzie w stu procentach, teraz oczywiście też. Jednak stoi przed nami inna trudność. Tak naprawdę bardzo niewiele osób potrafi już mówić po śląsku. Nieważne w którym ze śląskich dialektów, ale po śląsku. A nie po polsku z pojedynczymi śląskimi słowami.
PRZYPOMNIEĆ NAM NASZ JĘZYK I to jest pierwsze poważne zadanie przed śląską literaturą. Nauczyć Ślązaków mówić po śląsku. Nauczyć pisać po śląsku. Po prostu nauczyć języka, którego zapomnieli. Zapomnieli nie do końca. Większość z nas jeszcze go rozumie, ale już bardzo niewielu używa. Weźmy zdanie „katać ku roladzie oma niy majom klusek?” albo zdanie: „Kiej jo boł przi wojsku, we kasarnie dowali nom ku swawczynie taki świetłe tabulki”. W zasadzie
każdy dobrze osłuchany z mową śląską je zrozumie, ale ilu jeszcze tak mówi? Kto mówi „żodyn” a nie „nikt”, kto mówi „kiej” a nie „kiedy”? Kto mówi „jo mom to rod” a nie „jo to lubia”? Kto mówi „Jada ze autym” a nie „jada autym”? Takich osób jest bardzo niewiele, a zasób śląskiego słownictwa, i śląskich form gramatycznych, jakie się słyszy na ulicach, w sklepach, ulega z roku na rok zubożeniu. Jeszcze dwadzieścia lat tego procesu, a zostanie nam jedynie tro-
śląsku czytać, oglądać śląskie sztuki, słuchać radia – to sobie swój język przypomną. Dla organizacji nie jest to jednak dobra wiadomość, dlatego tak się przed nią bronią! Bo wówczas piszący po śląsku kryminały Marcin Melon stanie się dla utrzymania śląskości znacznie ważniejszy, niż radni RAŚ w sejmiku wojewódzkim. Bo wówczas próbujący stworzyć śląski teatr Marian Makula będzie miał dla utrzymania mowy śląskiej znacznie więk-
Piszący po śląsku kryminały Marcin Melon stanie się dla utrzymania śląskości znacznie ważniejszy, niż radni RAŚ w sejmiku wojewódzkim. Próbujący stworzyć śląski teatr Marian Makula będzie miał dla utrzymania mowy śląskiej znacznie większe znaczenie, niż towarzystwa piastowania mowy śląskiej; piszący po śląsku sztuki i teksty dziennikarskie Dariusz Dyrda będzie ważniejszy dla mowy śląskiej, i śląskiej tożsamości narodowej, niż rada naczelna Ruchu Autonomii Śląska chę słów kulinarnych, trochę nazw mebli i części ubioru, może parę słów na narzędzia, do tego końcówka „a” zamiast „ę” w odmianie czasowników (np. ida a nie idę), gdzieniegdzie w słowach „o” zamiast „a” – i żadnej mowy śląskiej już nie będzie. Będą jedynie jej pozostałości w języku polskim używanym na Górnym Śląsku. Zagrożenie to widzą też śląskie organizacje. One jednak wierzą, że uratować mowę się da jedynie poprzez nauczanie jej w szkołach, poprzez nadanie jej statusu języka. Czyli poprzez dotację od państwa. Tymczasem ta diagnoza wydaje się błędna. Jest też inna droga, a tą drogą jest śląska literatura, śląskojęzyczne gazety, śląskie teatry, śląskie radia. Jeśli Ślązacy zechcą po
sze znaczenie, niż towarzystwa piastowania mowy śląskiej, różne Dangi, Pro Loquela Silesiana i inne. Bo wówczas piszący po śląsku sztuki i teksty dziennikarskie Dariusz Dyrda będzie ważniejszy dla mowy śląskiej, i śląskiej tożsa-
maty, mogą być kryminały historyczne, mogą być romanse, mogą być i powieści fantasy, które jednak będą się działy w niepodle-
To język, to godka jest głównym spoiwem Ślązaków. A jej literackiej wersji nie stworzy ulica, nie stworzą kibice Ruchu Chorzów – to może zrobić tylko inteligencja. I przez inteligencję nie rozumiem tych, którzy mają dyplomy wyższych uczelni, tylko tych, którzy uczestniczą w życiu kulturalnym swojej ojczyzny, swojego hajmatu. Inteligentem jest bardziej górnik dołowy, bergmon, hajer, który czyta książki i chodzi na przedstawienia do teatru – niż jego nadsztygar, który po robocie ogląda „Taniec z gwiazdami” i „Mam talent” mości narodowej, niż rada naczelna Ruchu Autonomii Śląska. Bo to oni, twórcy, staną się kapłanami śląskich dusz.
NAPISAĆ NAM NASZE MITY
n Pniokowe osprowki są napisane językiem, którym nie włada już prawie nikt.
n Wciąż jedyny podręcznik mowy śląskiej
Witold Gombrowicz napisał, że powieści Sienkiewicza „zaszpuntowały” polską tożsamość i nic przez tę sienkiewiczowską wizję przedrzeć się nie potrafi. Sienkiewicz dał Polakom piękne legendy, dzięki którym wierzą, że są wspaniali i wyjątkowi. Dziś takich własnych legend, własnych mitów, Ślązacy potrzebują jak powietrza. Nie naukowych uzasadnień, że stanowią odrębną grupę etniczną, a godka jest rzeczywiście językiem, tylko tych mitów założycielskich narodowości, potwierdzających śląską wspólnotę, różniącą nas od sąsiadów, Polaków, Czechów, Niemców. I takich mitów potrzebujemy właśnie od twórców. Potrzebujemy dzieł po śląsku, mogą to być dra-
głym państwie śląskich Piastów, podczas wojny XXX-letniej, gdy śląscy powstańcy walczyli ramię w ramię z czeskimi braćmi przeciw Niemcom i ich polskim sojusz-
Wrześni, my musimy mieć swoją podobną legendę. Zadanie nie jest łatwe, bo żeby ludzie chcieli tom czytać, musi być dobrze napisane. To muszą być czytadła, może niekoniecznie od razu na poziomie Dona Browna, bo tacy pisarze to wyjątki, ale też nie na poziomie nudnego wypracowania. A jeśli przypadkiem po śląsku zacznie pisać twórca miary Dona Browna, to jego powieść stanie się bestsellerem nie tylko na Śląsku i w Polsce. Wtedy taka książka stanie się najlepszym ambasadorem śląskiego rozumienia świata. Dziś rolę tę musi pełnić, napisany jednak po polsku, „Drach” Szczepana Twardocha i po trosze „Piąta Strona Świata” Kutza. Wicepremier i minister kultury Piotr Gliński zapowiada wielki patriotyczny film polski. Nieważne, czy uda się taki nakręcić, bo żaden minister, nawet z PiS, nie potrafi zadekretować powstania wybitnego dzieła sztuki – ważne natomiast, że ma rację, każda nacja potrzebuje swoich dzieł. Śląza-
Przez najbliższe cztery lata nie ma co liczyć, żeby Ślązaków w promowaniu własnej tożsamości wspierało państwo polskie. Może to i lepiej, bo dotychczas mieliśmy złudne nadzieje. Teraz wiemy, że nie. I przez te cztery lata mamy okazję pokazać, czy naprawdę chcemy być Ślązakami, czy też na krótko zapanowała u nas taka moda. nikom. Potrzebujemy dzieł, które pokażą, jak na początku XX wieku walczono o państwo śląskie i jak przedwojenna Polska piłsudczyków brutalnie gwałciła naszą autonomię. I o tym, jak w czasach całkiem nieodległych byliśmy w szkole bici za mówienie po śląsku. Polacy mają swoją legendę dzieci z
cy chyba nawet bardziej niż Polacy. Nas na razie na filmy nie stać, ale jeśli powstanie wielka literatura, to znajdzie się ktoś, kto zechce to sfilmować. Ale żeby pisarze chcieli pisać po śląsku, potrzebni są ci, którzy na taką literaturę czekają. Dokończenie na str. 14
14
listopad 2015r.
Dokończenie ze str. 13
Napisał to Ślązak, bo tylko on rozumiał zawiłości…
CZYTELNIKÓW NIEWIELU
Udzielamy wybaczenia i prosimy o nie
Na razie jednak droga to daleka. Wszyscy trzej wydawcy książek po śląsku, czyli Pyjter Długosz (z wydawnictwa Silesia Progress), Dariusz Dyrda (z Instytutu Ślůnskij Godki) i Andrzej Roczniok (z Narodowej Oficyny Śląskiej) potwierdzają, że zapotrzebowanie na książki po śląsku kończy się na nakładzie rzędu najwyżej 5000 egzemplarzy. Dziś więc tylko tylu ludzi odczuwa potrzebę czytania po śląsku. Z jednej strony – mało! Z drugiej jednak, to aż 5000 tysięcy ludzi, którzy czytając po śląsku, będą mówić tym językiem coraz lepiej. Od nich mogą uczyć się następni. Co jednak chyba jeszcze ważniejsze, z czasem pewnie pojawiać zacznie się coraz więcej książek po śląsku. Może z czasem pojawią się wartościowe przekłady literatury światowej (na razie mamy jedną perełkę, wybór poezji światowej „Dante i inksi” w przekładzie Mirosława Syniawy), a śląska inteligencja zacznie coraz lepiej językiem się posługiwać. Bo przecież to język, to godka jest głównym spoiwem Ślązaków. A jej literackiej wersji nie stworzy ulica, nie stworzą kibice Ruchu Chorzów – to może zrobić tylko inteligencja. I przez inteligencję nie rozumiem tych, którzy mają dyplomy wyższych uczelni, tylko tych, którzy uczestniczą w życiu kulturalnym swojej ojczyzny, swojego hajmatu. Inteligentem jest bardziej górnik dołowy, bergmon, hajer, który czyta książki i chodzi na przedstawienia do teatru – niż jego nadsztygar, który po robocie ogląda „Taniec z gwiazdami” i „Mam talent” a z rozrywek kulturalnych obejrzy czasem film na DVD. Inteligentem jest stokroć bardziej cukiernik z Mysłowic, Bernard Skórok, który napisał książkę o swoim ślůnskim zidlugu, swojej dzielnicy, niż lekarz, który żadnych kulturalnych zainteresować nie ma. Bo inteligent to stan umysłu, a nie tytuł naukowy. Przez najbliższe cztery lata nie ma co liczyć, żeby Ślązaków w promowaniu własnej tożsamości wspierało państwo polskie. Może to i lepiej, bo dotychczas mieliśmy złudne nadzieje. Teraz wiemy, że nie. I przez te cztery lata mamy okazję pokazać, czy naprawdę chcemy być Ślązakami, czy też na krótko zapanowała u nas taka moda. Rząd Prawa i Sprawiedliwości wypowiada wojnę naszej tożsamości. Trudno bowiem inaczej interpretować słowa wicepremiera Glińskiego, zarazem ministra kultury, który mówi o reformie polskiej szkoły, że zamiast formy testowej uczniowie będą oceniani z: „symboli, odwołań, wyobrażeń, stanowiących o polskiej tożsamości i formujących doświadczenie naszego narodu”. Uczniowie będą oceniani z „polskiej tożsamości”! To jednoznaczna zapowiedź wojny o kulturę, o tożsamość właśnie. Polacy swoją wojnę, pod zaborami, w XIX wieku, wygrali. Teraz czas pokazać, czy potrafimy wygrać naszą! Joanna Noras (współpraca Magda Pilorz)
Tak dosłownie brzmiało to zdanie, a nie „przebaczamy i prosimy o wybaczenie”. Najsłynniejsze zdanie polskich biskupów. Którym 50 lat temu, 18 listopada 1965 roku podpisało 35 polskich biskupów, w tym kardynałowie Karol Wojtyła i Stefan Wyszyński. Jednak pomysłodawcą i autorem tekstu był Górnoślązak, arcybiskup wrocławski Bolesław Kominek.
D
ziś jakby zapominamy, o czym był ten list i dlaczego komunistyczne władze zareagowały na niego tak histerycznie. A list był reakcją polskich biskupów na aktywność niemieckich pastorów ewangelickich, którzy namawiali niemieckich polityków, by uznali zachodnią granicę Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej. 1 października 1965 roku zachodnioniemiecki Ewangelicki Kościół Niemiec ogłosił Memorandum Wschodnie, w którym zaapelował o te granice oraz o pojednanie z Polakami. Polski Ko-
niemieckich biskupów, to …słyszymy nieprawdę. Odpowiedź, którą podpisało 41 biskupów katolickich z NRF i NRD, wcale taka pojednawcza nie była. Owszem, przyjęli zawarte w orędziu polskich biskupów zaproszenie na obchody 1000-lecha chrztu Polski, ale do granicy na Odrze i Nysie się nie odnieśli. Nie mogli, bo spora część ich wiernych to wypędzeni, którzy granicy tej nie akceptowali. Tak naprawdę granice Polski uznał dopiero w 1970 roku kanclerz Willy Brandt. Co więcej, w 1965 roku słowa skierowane do Niemców „prosimy o wybaczenie” - także wielu Polaków przyjęło z oburzeniem. Bo przecież uważali, że nie mają Niemców za co przepraszać, a znowu Niemcy nigdy nie są w stanie odkupić krzywd wyrządzonych Polsce. Wiele osób uważa tak i dziś, co zaledwie kilka dni temu wypomniał im polski minister. Podziela je i podzielało także wielu polskich duchownych.
KOMINEK – Z VOLKSLISTĄ, A BRATEM W WEHRMACHCIE Jak więc się stało, że polscy biskupi stworzyli taki list, takie orędzie? Nie byłoby go zapewne, gdyby nie jego pomysłodawca, arcybiskup Bolesław Kominek. Być może spośród polskich biskupów uczestniczących w II Soborze Watykańskim, tylko on, Juliusz Bieniek i Herbert Bednorz, wszyscy urodzeni i uczęszczający do szkół na Górnym Śląsku w cesarskich czasach, potrafili wczuć się i w Polaków i
To właśnie śląski, i tylko śląski życiorys mógł spowodować, że w głowie abp. Kominka pojawiła się myśl tego orędzia. Sam Kominek, co równie ważne, pierwsze 40 lat życia spędził na ziemi śląskiej, gdzie katolicy i ewangelicy zgodnie współżyli. Więc to właśnie on uznał, że należy odpowiedzieć niemieckim protestantom. A zarazem niemieckim biskupom ściół poczuł się w obowiązku odpowiedzieć, co właśnie rozwścieczyło I sekretarza PZPR Władysława Gomułkę, gdyż odebrał to jako wtrącanie się hierarchii kościelnej w politykę zagraniczną – a ponadto w ówczesnej Polsce Zachodnie Niemcy były pokazywane jako ucieleśnienie zła wszelkiego. A tu polscy biskupi proszą Niemców o wybaczenie!
LIST BEZ POJEDNANIA Co ciekawe, gdy słyszymy, że wówczas nastąpiło pojednanie polskich i
Niemców. Tylko oni rozumieli, że pokrzywdzeni są po obu stronach granicy. Umieli czuć dramat II wojny światowej i jej następstw nie tylko po polsku – ale i po śląsku. Arcybiskup Kominek miał bowiem typowo śląski życiorys. Brat w Wehrmachcie, sam miał volkslistę III. Urodzony w typowej śląskiej rodzinie w Radlinie (dziś dzielnica Wodzisławia), w 1903 roku, do gimnazjum uczęszczał jeszcze w czasach pruskich. Co ciekawe, do gimnazjum które, według dzisiejszej wersji władz tej szkoły, nie istniało.
n Abp Bolesław Kominek prosząc o wybaczenie, miał na myśli może także samego siebie. Niedługo po II wojnie światowej, między innymi z jego inicjatywy, rozpoczęto w diecezji opolskiej skuwanie niemieckich nagrobków. To właśnie śląski, i tylko śląski życiorys mógł spowodować, że w głowie abp. Kominka pojawiła się myśl tego orędzia. Sam Kominek, co równie ważne, pierwsze 40 lat życia spędził na ziemi śląskiej, gdzie katolicy i ewangelicy zgodnie współżyli. Więc to właśnie on uznał, że należy odpowiedzieć niemieckim protestantom. A zarazem niemieckim biskupom. Wielkość kardynała Wyszyńskiego i pozostałych polskich biskupów zawierała się w tym, że pozwolili Kominkowi pismo to sformułować – i podpisać się wraz z nim.
Najsłynniejsze zdanie listu, który opisuje 1000 lat polsko-niemieckich relacji, brzmi: „W tym jak najbardziej chrześcijańskim, ale i bardzo ludzkim duchu wyciągamy do Was, siedzących tu na ławach kończącego się Soboru, nasze ręce oraz udzielamy wybaczenia i prosimy o nie”. Zdanie to jest zarazem jednym z najpiękniejszych przesłań polskiego humanizmu. Szkoda tylko, że tak rzadko się o tym wzajemnym przebaczaniu w Polsce pamięta. Joanna Noras
Przy okazji przypomnienia arcybiskupa Bolesława Kominka warto wspomnieć o niezwykłym zachowaniu dyrekcji rybnickiego liceum, im. Powstańców Śląskich. Dokładnie tej szkoły do której Bolek Kominek uczęszczał, czym zresztą szkoła się szczyci. Problem tylko w tym, że najwyraźniej – według dyrekcji szkoły – zaledwie po roku nauki przystąpił do matury! Bo maturę zdawał w roku 1923, a szkoła w 2012 obchodziła 90.-lecie swojego istnienia. Według dyrekcji przed rokiem 1922 jej nie było. Jeśli jednak tak, to gdzie przez kilka lat uczęszczał Kominek? Gorliwość z zacieraniu niemieckich śladów na Śląsku w wykonaniu dyrektora szkoły, Tadeusza Chrószcza jest tak wielka, że podczas jubileuszu zapomina, że szkoła, choć pierwotnie niemiecka, powstała znacznie wcześniej, niż w roku 1922. I że właśnie do tej niemieckiej uczęszczał przez kilka lat Bolesław Kominek. Co ciekawe, szkoła wśród swoich absolwentów chwali się jeszcze dwoma biskupami: Josephem Ferche i Józefem Gawliną. Problem w tym, że oni skończyli tę szkołę, kiedy jeszcze – zgodnie z obchodzonymi jubileuszami – jej nie było, bo przez 1922 rokiem. Z Ferchem, do którego szkoła się przyznaje jako absolwenta, historia jest jeszcze zabawniejsza. Bowiem pierwsze zdanie na stronie historii szkoły brzmi: „Pierwsze gimnazjum w Rybniku powstało w 1908 r” a Ferche ukończył ją w roku… 1907. Niestety, fałszowanie historii zawsze na koniec wychodzi śmiesznie.
15
listopad 2015r.
Jedyne, co nam pozostało to pamięć i gesty
My, śląska brygada
6 listopada w bytomskich Miechowicach odsłonięto przejmujący pomnik. Zwykły wagon-krowiok z płaskorzeźbą, przypominający jeden z dramatycznych epizodów Tragedii Górnośląskiej. To sąd 28 marca 1945 cała zmiana kopalni „Bobrek” mnik, gdy już odbył się apel poległych leżał na terenie Niemiec, nie Polski. natychmiast po wyjeto zagrała wojskowa orkiestra. I co zaGdy zostali wywiezieni do ZSRR, uwachaniu na powierzchnię grała? „My, Pierwsza brygada” - pieśń żano ich tam za Niemców, nie Polaków. I Brygady Legionów Polskich, dowodzoDlaczego więc zagrano im taką pieśń? została zapakowana do takich właśnie krowiogdy już odbył się apel poległych to zagrała ków i wywieziona do sowieckich kopalń. Wró- wojskowa orkiestra. I co zagrała? „My, Pierwsza brygada” - pieśń I Brygady Legiociło bardzo niewielu.
P
omnik, co bardzo ważne, powstał bardziej z pieniędzy społecznych, niż miejskich. Oprawa odsłonięcia była jednak miejska, wręcz państwowa, uroczysta. Dla nas ponadto skandaliczna.
MELODIA NIE NA MIEJSCU Gdy po mszy w intencji ofiar Tragedii Górnośląskiej zebrani przyszli pod po-
nów Polskich, dowodzonych przez Józefa Piłsudskiego. Co ta pieśń ma wspólnego z górnikami, których wywieziono tym krowiokiem? Ilu z nich czuło się Polakami? nych przez Józefa Piłsudskiego. Co ta pieśń ma wspólnego z górnikami, których wywieziono tym krowiokiem? Ilu z nich czuło się Polakami? Tym bardziej, że Bytom w okresie międzywojennym
prezentacyjna Wojska Polskiego wykonywana jest podczas obchodów Święta Wojska Polskiego i innych świąt wojskowych oraz w czasie uroczystości wojskowych organizowanych w jednostkach Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej”. Więc czy poświęcenie pomnika ofiar śląskiej tragedii, to polska uroczystość wojskowa czy też Święto Wojska Polskiego? Czy może orkiestra po prostu przy okazji postanowiła poćwiczyć przed Świętem Niepodległości? Tak czy inaczej uważamy, że zagranie tam tej akurat melodii było bardzo nie na miejscu. Dobrze, że nie zagrali Roty i nie odśpiewali przy okazji, że „nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”.
TABLICA PRZYPOMINA KAŹŃ 14 dni później w Świętochłowicach odsłonięto obelisk-tablicę pamiątkową, również poświęconą Tragedii Górnośląskiej. Od lat o taki symbol w okolicach Hali Targowej zabiegał Ruch Autonomii Śląska. Bo właśnie tutaj znajdował
się ostatni przystanek prowadzonych do złowrogiego obozu koncentracyjnego na Zgodzie. Już tam, w Hali Targowej, były pierwsze śmiertelne ofiary, gdyż była hala także miejscem kaźni. Dlatego każdego roku Marsz na Zgodę zatrzymywał się na chwilę modlitwy i zadumy także tutaj. Ofiarom jednak nawet nie bardzo było gdzie zapalić świeczkę, położyć kwiaty. Teraz jest ten obelisk. Po pięciu latach starań RAŚ-u, który przekonał władze miasta, jest już ten obelisk i to tutaj, w styczniu, podczas kolejnego Marszu na Zgodę, będzie można oddać hołd ofiarom polskich i sowieckich represji na Ślązakach w 1945 roku. Tylko w państwie polskim to wyłącznie nasza pamięć. Jeśli w mediach ogólnopolskich mówi się o Tragedii Górnośląskiej, to wyłącznie w kontekście wywózek do ZSRR. Także władze wojewódzkie próbują terminowi temu dodać właśnie tej wymowy. Czy więc wszystkie nasze działania są czymś więcej, niż jedynie gestami? DD
Decyzja ministra obrony narodowej z dnia 15 sierpnia 2007 roku w sprawie ustanowienia „I Brygady” jako Pieśni Reprezentacyjnej Wojska Polskiego, w punkcie 3 stanowi: „Pieśń Re-
Briftiger przīsmyczył
Przyczyny klęski
Napisałam ten list po przeczytaniu artykułu „Przyczyny klęski” w październikowym numerze Ślůnskigo Cajtunga. Napisałam, bo i ja jestem tą przyczyną klęski. Przez wiele lat, na pewno więcej niż dziesięć, zawsze głosowałam na Ruch Autonomii Śląska. Na swoich. Ale już w wyborach samorządowych zeszłego roku zagłosowałam inaczej. Teraz do sejmu też. Zrobiłam to dokładnie z tych przyczyn, o których redaktor Dyrda pisze w „Przyczynach Klęski”. Mieszkam w katowickich Bogucicach, do Sosnowca i Czeladzi mam ledwie kilka kilometrów. I zawsze wiedziałam – a mieszkam tu lat prawie 60 – że tu jesteśmy my, a tam są oni. Przez lata wierzyłam, że RAŚ-owi chodzi o to, byśmy to my, na Śląsku mieli ta naszo autonomio, byli dla siebie i sami się rządzili. A nie tak, jak przez całe niemal moje życie, rządzili nami ci zza rzeki.
Najpierw pierwszy sekretarz naszego województwa Gierek z Sosnowca, potem pierwszy sekretarz naszego województwa Grudzień (też z Sosnowca), potem jeden marszałek województwa z Sosnowca, teraz znów marszałek województwa Saługa zza rzeki. A ja głosowałam na RAŚ, żeby pokazać, że ja chcę aby u nas, zgodnie z tym naszym etosem, rządzili nasi. Prawdziwi nasi, tacy którzy Śląskowi pszają, a nie tacy niby nasi, których już jednak Warszawa przerobiła na swoich kabociorzy. Wierzyłam, że RAŚ to właśnie tacy nasi. Ale kiedy czytam ich gazetę, „Jaskółkę Śląską” (dostaję ją czasem od sąsiada), to tej „naszości” nie widzę. Owszem, jest tam bardzo dużo o zabytkach śląskich, sporo o historii, czasem trochę o ekonomii – tylko o tej autonomii jakby mało. I do tego ani słowa o tym, żeby autonomia Śląska była dla Śląska a nie dla tego obecnego województwa. A że czytam też inne gazety, słyszę czasem pana Gorzelika w Radio Katowice, to widzę, że właśnie o takim re-
gionie teraz RAŚ mówi. Więc odpowiadam: takiej autonomii, to ja nie chcę. Nie chcę autonomii z Sosnowcem! Bo jeśli już raz dostalibyśmy taką, to byśmy w niej tkwili na wieki wieków amen. A jeśli będziemy jednym z województw, to ja wierzę, że prędzej czy później, przy kolejnej zmianie administracyjnej, te ziemie się z naszego województwa potracą. Może już niedługo, bo mówi się o powołaniu województwa częstochowskiego. Do tego radni RAŚ w Katowicach złożyli projekt, aby zaprosić do Katowic uchodźców. Nikt ich nie chce, ja też nie, a RAŚ zaprasza. Mało to u nas rostomaitych goroli, że jeszcze azjatyckich i afrykańskich potrzebujecie. Wy, panowie radni z RAŚ, jesteście pewni, że po to na was Ślązacy głosowali? Dlatego przestałam głosować na RAŚ, a do sejmu na Zjednoczonych dla Śląska. Bo oni dla mnie przestali reprezentować Ślązaków, a jeśli mam głosować na kogoś tylko dlatego, że kocha Śląsk – to umiem sobie także na innej liście, najbliższej moim poglądom go-
spodarczym, znaleźć Ślązaka i na niego zagłosować. Na RAŚ już nie będę, chyba że się opamięta. Anna Bojdoł
Czas na was Niedługo już będziecie wydawali tą waszą separatystyczną, antypolską gazetę. Czas na was. PiS wygrał wybory, i teraz się za takich jak wy zdrajców zabierze. W Polsce takich separatystycznych gazet nie potrzebujemy, Śląsk ZAWSZE POLSKI! Skończy się ta wasza oszukańcza historia i opowieści, że niby nie jesteście Polakami. Wy zaprzańcy! Jak wam się Polska nie podoba, jak nie chcecie być Polakami, to won, foksdojcze, do tych waszych Niemiec, które tak kochacie. Mam nadzieję, że razem z wami zlikwidują ten RAŚ, który tylko sieje zamęt. Wbijcie sobie do swoich głupich łbów: TU JEST POLSKA. A wy wszy-
scy jeszcze będziecie śpiewać: Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”. A nie chcecie – to won. Czepiacie się w tym waszym szmatławcu Kościoła. I ja wiem czemu. Bo Polski Kościół od tysiąca lat, od Chrztu Polski w 966 roku stoi na straży polskości. Polak=katolik! A polscy kapłani, jak św. Stanisław, ks.Kordecki, ks. Skorupko dawali przykłady polskiego bohaterstwa. Was to boli foksdojcze, bo wiecie, że w Kościele wychowuje się w patriotycznym duchu. I będzie się wychowywać, bo tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska będzie Polską a Polak Polakiem. Przeczytałem w tym waszym brukowcu, że komuniści w 1945 roku kazali wam, szlyjzierom, podpisywać dokument na wierność narodowi polskiemu. Nawet bolszewicy się na was poznali! I znowu dostaniecie to do podpisania. A nie, to wynocha do Niemiec, tam sobie razem z Angelą i brudasami możecie budować tą waszą wymarzoną śląsko-germańską autonomię. Polski patriota, katolik
16
za slonskisuchar.pl
listopad 2015r.
Nowości wydawnicze
W ofercie mamy trzy nowe świetne książki:
Super promocjo do każdego, fto chce wydrukować banery abo plandeki po ślůnsku. - Normalno cena m2 – 17 zł + 23 % VAT (brutto 20,91 zł – i tak jedna z nojniższych cen w regionie) - Cena do wydrukůw po ślůnsku za m2 – 13 zł + VAT (brutto 15,69 zł) Drukujŷmy do szerokości 160 cm (długość wiela trzeba) na nojwyższyj zorty maszynie Roland. Zamůwiŷnie idzie skłodać do redakcji Ślůnskigo Cajtunga – Tel. 0-501-411-994, e-mail: megapres@interia.pl
Takim właśnie przykładem jest książka „Dante i inksi” Mirosława Syniawy, będąca antologią wielkich dzieł światowej poezji na język śląski. Tytuł pochodzi od „Boskiej Komedii” Dantego, której fragmenty znajdziemy tam właśnie w godce. Poza tym są jednak wiersze czołowych poetów niemieckich, rosyjskich, francuskich, angielskojęzycznych, a także azjatyckich. Okazuje się, ze w godce brzmi to świetnie! – cena 23 złote
Ślůnskie ksiůnżki w hurcie tanij! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe łôsprowki”? „Asty kasztana ”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarniach komplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. U nas razem z kosztami przesyłki wydasz na nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno. Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 złotych – przesyłka gratis. lub telefonicznie 535 998 252. Można też zamówić wpłacając na konto 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 - ale prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego.
Instytut Ślůnskij Godki. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53
Asty Kasztana, Ginter Pierończyk - „Opowieści o Śląsku niewymyślonym” to autentyczna saga rodziny z Załęża. Jak się żyło w Katowicach śląskim pokoleniom? Historia przeplatana nie tylko zabawnymi anegdotkami,ale też tragicznymi wspomnieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych zbiorów. 92 stron formatu A-5. Cena: 15 złotych.
„Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdujemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką wyjaśnia najważniejsze różnice między językiem śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem śląsko-polskim i polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena 28 złotych.
„Pniokowe Łosprowki” Eugeniusza Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularnego felietonisty Radia Piekary) to kilkadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej śląskiej godce, kierom dzisio nie godo już żoděn, krom samego Ojgena! 210 stron formatu A-5. Cena 20 złotych.
„Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. Cena 60 złotych.
„Komisorz Hanusik” autorstwa Marcina Melona laureata II miejsca na śląską jednoaktówkę z 2013 roku. to pierwsza komedia kryminalna w ślunskiej godce. „Chytrzyjszy jak Sherlock Holmes, bardzij wyzgerny jak James Bond! A wypić poradzi choćby lompy na placu” – taki jest Achim Hanusik, bohater książki. Cena: 28 złotych.
„Komisorz Hanusik we tajnyj służbie ślonskij nacyje” to druga część skrzącego się humorem kryminału z elementami fantasy, rozgrywający się na dzisiejszym Śląsku. Jest już w sprzedaży. Autor, Marcin Melon, jest nauczycielem w jednej z tyskich szkół, więc jest to dokładnie ten śląski dialekt, którego używa się na naszym terenie – cena 28 złotych
Farbą drukarską pachną jeszcze „Ich książęce wysokości”. To dzieje władców Górnego Śląska – a książka wyszła spod pióra Jerzego Ciurloka, znanego bardziej jako wicman Ecik z Masztalskich, ale będącego też wybitnym znawcą kultury i historii regionu – cena 30 zł